ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zeby chociaż raz coś się wydarzyło, pomyślała buntowniczo Hope, szurając po pylistej ziemi i tak
już
brudnymi tenisówkami. Siostra Maria uznałaby takie myśli za grzeszne i wyznaczyłaby jej pokutę, ale
skoro Hope i tak już na nią zasłużyła, uciekając z lekcji tenisa, to równie dobrze mogła do jednego
grzechu dodać następny, kara będzie jedna.
Zza wysokiego żywopłotu dobiegały odgłosy gry, a głuche, regularne odbicia piłki działały niemal
usypiająco. Nuda, nuda... Hope zaczęła śledzić lot trzmiela, który sprawiał wrażenie, jakby
spacerował w
powietrzu. Przykucnęła i pochyliła głowę, żeby mu się lepiej przyjrzeć, a wtedy pojedyncze pasmo
platynowych włosów wyśliznęło się z gumki i opadło jej na czoło.
Ach, te włosy, długie, proste i śliskie, wieczny problem. llekroć prosiła o pozwolenie, żeby je
obciąć,
siostra Maria nieodmiennie odpowiadała, że ojciec Hope stanowczo sobie tego nie życzy. Wyglądało
na
to, że siostry lepiej znały jej rodzonego ojca niż ona sama. Nie widziała go od dwóch lat. A jeśli on
wcale
nie zamierza zabrać jej z klasztoru? Inne dziewczęta opuszczały klasztorne mury, gdy rodziny
wysyłały je
na dalszą naukę do ekskluzywnych szkół, albo wydawały je za mąż, oczywiście w starannie
zaaranżowany sposób.
Z zazdrością myślała o tych wszystkich zwyczajnych ludziach, którzy mieli normalny dom i rodzinę.
Gdy była młodsza, wyobrażała 'sobie często, że ojciec przyjeżdża po nią w towarzystwie miłej,
serdecznej kobiety, która od razu zaczyna traktować Hope jak rodzoną córkę. Jednak ojciec nigdy nie
ożenił się powtórnie, a matki prawie nie pamiętała, ponieważ w chwili jej śmierci miała zaledwie
dwa
latka.
W klasztorze przebywała od dziesięciu lat, ale nie była to zwykła szkoła przyklasztorna. Do Świętej
Cecylii wysyłano dziewczęta z zamożnych i często utytułowanych rodzin, które pragnęły, by ich córki
wyrosły na dystyngowane młode damy o nienagannych manierach i wysokich standardach moralnych.
Właśnie te cechy w najlepszym towarzystwie uchodziły za najbardziej pożądane.
Jednak Hope przy całej swojej niewinności zdawała sobie sprawę z tego, że obraz świata, jaki prze-
kazywały im siostry, niekoniecznie odpowiada temu, co czekało na dziewczęta poza murami. Chociaż
starała się trzymać na uboczu, ponieważ irytował ją przymus ciągłego przebywania wśród innych, to
przecież słyszała, co opowiadają koleżanki, które miały szczęście spędzać z rodzicami wakacje i
święta.
Na przykład Leonora de Silva, olśniewająca pięk-, ność z Ameryki Południowej, wróciła po feriach
wielkanocnych zupełnie odmieniona: jej oczy świeciły wewnętrznym blaskiem, na ustach błąkał się
me-
lancholijny uśmiech.
- Oczywiście Rodrigo nie jest odpowiednią partią, rodzice wyraźnie dali to do zrozumienia - za-
kończyła ze smutkiem swoją opowieść. - Od lat jestem zaręczona z moim kuzynem.
Leonora była smutna, ale przynajmniej wiedziała, jaki los ją czeka, podczas gdy Hope gubiła się w
do-
mysłach. Przed dwoma tygodniami skończyła osiemnaście lat - który to fakt jej ojciec przeoczył
zupełnie
- i doprawdy nie mogła tu tkwić bez końca. Inne dziewczęta znały plany swoich rodziców, tylko ona
żyła
w nieświadomości. W dodatku była w klasztorze jedyną Angielką, podczas gdy koleżanki pochodziły
z
krajów romańskich: z Hiszpanii, Francji, Włoch, Ameryki Południowej. Jasnowłosa, wysoka i
szczupła
na tle ich bujnej południowej urody prezentowała się dość blado. Siostry nie były z niej zadowolone,
uważały, że jest niezgrabna.
Jednak swego czasu Bianka Vincella, zanim została wydalona ze szkoły za niesubordynację,
powtarzała często, że Hope robi się wprost nieprzyzwoicie seksowna. A to była ostatnia cecha;
której
można sobie życzyć w żeńskim klasztorze. Zywiołowa, obdarzona wybujałym temperamentem Bianka
nie dała się wcisnąć w sztywne ramy klasztornego życia
,
i musiała opuścić te mury. Wielka szkoda, bo ta cudowna dziewczyna o złotym sercu traktowała Hope
jak
młodszą siostrę.
Rozległ się dzwonek na obiad, więc Hope wyprostowała się i spojrzała na siebie krytycznie. Ob-
ciągnęła mundurek, który opinał się na jej biuście, choć niżej sprawiał wrażenie zbyt obszernego.
Nie-
przyzwoicie seksowna? A co ona w ogóle wiedziała o seksie? Tyle co siostry opowiadały na lekcji
bio-
logii i co koleżanki szeptały po kątach. Słyszała, że doznania między dwojgiem ludzi mogą być eksta-
tyczne, ale nie rozumiała, jak to pogodzić z usłyszanym na lekcji opisem prokreacji, który wydał jej
się
obrzydliwy, ani z tym, co mówiły dziewczęta. Sądząc z opowieści koleżanek, doznania erotyczne
bywały
żenujące dla obu stron. Gdzie w tym ekstaza, pomyślała z powątpiewaniem, wchodząc do refektarza i
zajmując miejsce przy skromnie zastawionym stole.
- Jak dobrze, że już niedługo wakacje. Rodzice mają willę na Capri... - rozmarzyła się koleżanka po
prawej, po czym ugryzła się w język. Naprawdę nie chciała zrobić Hope przykrości. Wszystkie
wiedziały,
że nie wolno jej nigdzie wyjeżdżać. Mimo pewnej powściągliwości w obejściu Hope była
powszechnie
lubiana i często ją zapraszano na ferie bądź nawet na całe wakacje, ale jej ojciec nigdy nie wyraził
na to
zgody.
- Czy on chce cię zamknąć za tym murem na zawsze? - spytała kiedyś rozżalona przyjaciółka, której
zaproszenie również zostało odrzucone.
Może i tak, lecz była już pełnoletnia i powinna sama o sobie decydować, prawda? Ale czy dałaby
sobie
radę, gdyby wyrwała się spod klosza i spróbowała stanąć na własnych nogach? Owszem, umiała
zarządzać służbą, przygotować przyjęcie na pięćdziesiąt osób, znała się na winach, biegle władała
kil-
koma językami, a jednocześnie nie miała najrnniejszego pojęcia, co to znaczy polegać tylko na sobie.
Zrobiła wszystko, co mogła, żeby się dowiedzieć jak najwięcej o świecie. Przeczytała wiele książek
z
klasztornej biblioteki, co dało jej pewną wiedzę o przeszłości, nie dostarczyło jednak żadnych
wskazówek
dotyczących czasów współczesnych. Telewizja, radio i świeckie gazety były surowo zakazane.
Ostatnimi
czasy coraz bardziej jej to przeszkadzało. Dlaczego? Skąd ten dziwny niepokój, który nagle zaczął ją
nurtować?
- Hope, ty znowu myślisz o niebieskich migdałach - skarciła ją łagodnie siostra Katarzyna. - Matka
prze-
łożona chce cię widzieć. Biegnij, nie każ jej czekać.
Kazać czekać matce przełożonej? Co za myśl! Przez te wszystkie lata Hope była wzywana do niej
zaledwie kilka razyzawsze w ważnej sprawie. O co mogło chodzić tym razem? Na pewno nie o jakiś
kolejny zakaz ojca, gdyż, nauczona doświadczeniem, już dawno przestała go o cokolwiek prosić.
Do bocznego skrzydła prowadził ocieniony krużganek i każdego innego dnia Hope cieszyłaby się wi-
dokiem pięknie utrzymanego wirydarza, ale tym razem była zbyt wytrącona z równowagi. Czyżby po-
pełniła jakieś poważne przewinienie, skoro ją wzywano w pilnym trybie?
Zastukała do drzwi gabinetu, poczekała na zaproszenie i weszła. Chociaż przerastała matkę
przełożoną
o głowę, to jednak w jej obee:;ności czuła się dziwnie malutka. Emanująca we:-vnętrznym spokojem
stara
zakonnica kierowała klasztorem od trzydziestu lat i znała swoje podopieczne na wylot.
- Usiądź, dziecko - poprosiła z uśmiechem matka przełożona.
Gdy sir Henry poinformował ją przed laty, jak sobie wyobraża wychowanie córki, zaskoczył ją. Nie
była
wcieleniem łagodności, o nie, sama uważała, że trzeba stawiać ludziom wysokie wymagania, ale
nawet
ona nie potraktowałaby równie surowo nowicjuszki, a co dopiero świeckiej uczennicy. Jednakże,
choć w
głębi duszy ubolewała nad niebywałą wprost oschłością sir Henry'ego w stosunku do jedynego
dziecka,
zadbała o to, by Hope została wychowana zgodnie z jego życzeniem, lecz ... , nie do końca.
W obecnych czasach utrzymywanie dziewcząt w ignorancji w sprawach seksu nie byłoby ani mądre,
ani pożyteczne. Matka przełożona należała do pokolenia, któremu poskąpiono edukacji w tym
zakresie,
jednak wiedziała, że takie podejście to przeżytek. Zadbała o wprowadzenie stosownego przedmiotu
do
planu zajęć, chociaż napotkała silny opór ze strony niektórych rodziców. A ponieważ wiedziała to i
owo
o· sir Henrym, jego dezaprobatę uznała za wyraz czystej hipokryzji.
Jak się tego spodziewała, do osiemnastych urodzin Hope ojciec niezbyt interesował się córką.
Większość dziewcząt opuszczała klasztorne mury po ukońq;eniu siedemnastu lat, a matka przełożona
patrzyła z żalem, jak jedna z naj zdolniej szych uczennic tkwi w nich nadal, zamiast iść na studia.
Gdyby
Hope była mniej inteligentna, łatwiej by się dostosowała do życia, jakie zaplanował dla niej ojciec,
pomyślała ze współczuciem.
- Mam dla ciebie dobre wieści. Jutro wyjeżdżasz. Twój ojciec przebywa teraz we Francji, więc
przy-
syła po ciebie swojego przyjaciela, hrabiego de Servivace' a. - To rzekłszy, zaczęła wertować leżące
na
biurku papiery, taktownie dając Hope trochę czasu na ochłonięcie.
Bardzo lubiła tę subtelną i wrażliwą Angielkę chyba nawet nazbyt wrażliwą. Szkoda, że Hope była I
tak
bardzo izolowana od świata zewnętrznego. Jej ojciec wyrządził jej w ten sposób krzywdę.
- Wiem, że to dla ciebie niespodziewana wiadomość, dla mnie również; twój ojciec mógł uprzedzić
nas
wcześniej. Jednak już najwyższy czas, byś zajęła należne ci miejsce w społeczeństwie. Pamiętaj
jednak,
że gdybyś kiedykolwiek znalazła się w potrzebie, te mury' przyjmą cię z otwąrtymi ramionami. -
Mówiła
to wszystkim odchodzącym dziewczętom, czuła jednak, że tym razem takie zapewnienie może być
szczególnie pomocne.
Hope wróciła do swojego pokoju niczym lunatyczka i ciężko opadła na łóżko. Od jakiegoś czasu
mieszkała sarna, ponieważ jej ·dotychczasowe trzy współlokatorki wyjechały na stałe, a teraz i ona
miała
w łcońcu wyfrunąć na wolność Bardzo tego pragnęła, jednak nagle ogarnęło ją dziwne uczucie
pustki,
niemal lęku. Nigdy nie była specjalnie religijna, lecz złapała się na tym, że żarliwie modli się w
myślach,
przestraszona spotkaniem z obcym jej światem.
Po kolacji spakowała rzeczy w luksusową walizkę, którą przysłał jej ojciec. Szkoda tylko, że nie
pomyślał, żeby włożyć do niej jakieś ubrania, bo Hope poza szkolnym mundurkiem nie miała żadnej
innej
garderoby.
Hope nie powiedziała koleżankom o wyjeźdzIe.
Nie chciała, by litowano się nad nią jeszcze bardziej niż do tej pory, a nastąpiłoby to niechybnie,
gdyby
wyjawiła, że zabierając ją stąd po całych dziesięciu latach, ojciec nawet nie przyjeżdża sam, tylko
wysyła
kogoś w zastępstwie.
Tylko dlatego, że jest bardzo zajęty, usprawiedliwiła go w.myślach.
Prowadził interesy, miał udzrały w wielu firmach, również w międzynarodowej sieci' bankowej
Mon-
trachet, której siedziba mieściła się w Paryżu: W nielicznych listach ojciec wyjątkowo często
wspominał
rodzinę Montrachet, wpływową i potężną. Nie miała z tymi ludźmi nic wspólnego, była· ich
zupełnym
przeciwieństwem. Co ona wiedziała o ·życiu? Jak miała stawić czoło nieznanym wyzwaniom?
Jeszcze
dziś rano marzyła o wyrwaniu się z klasztoru, a teraz ... Teraz ociągała się, dręczona nagłymi wątpli-
wościami.
Matka przełożona wezwała ją dopiero parę godzin po śniadaniu. Zdenorwowana Hope najpierw nie
mogła nic przełknąć, a potem nie wiedziała, co począć z czasem, chodziła więc po ogrodzie,
próbując
opanować narastające napięcie. Hrabia, który prawdopodobnie zatrzymał się w pobliskiej Sewilli,
pewnie
dopiero nie spiesznie jadł śniadanie. Nie obchodziło go, że ona tu czeka. Poczuła do niego głęboką
niechęć, chociaż zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę przrnosi na obcego człowieka swój żal do
ojca.
Już trzeci raz okrążała rozległe przyklasztorne ogrody, gdy przybiegła po nią siostra~ Teresa,
zdyszana
i podekscytowana.
- Hope, mon petit, matka przełożona pragnie cię widzieć - wyrzuciła z siebie. Była naj młodszą i naj-
bardziej życzliwą z ·zakonnic. Uczyła francuskiego i czasami, gdy się zapomniała, odruchowo
przecho-
dziła na ten język. Akurat w tym dniu tygodnia powinno się mówić po włosku, ale Hope
automatycznie
odpowiedziała po francusku, przy czym niespodziewanie oblała ją fala gorąca, która nie miała nic
wspólnego z piękną pogodą i stojącym wysoko na niebie słońcem.
Gdy weszła do gabinetu, matka przełożona obdarzyła ją pełnym otuchy uśmiechem.
- Hope, moje dziecko, pozwól, że cię przedstawię panu hrabiemu, który przybył do nas w imieniu
twojego ojca.
Niechętnie przeniosła spojrzenie na obecnego w pokoju mężczyznę i aż zamrugała ze zdumienia. Nie
tak wyobrażała sobie przyjaciela taty. Nie sądziła, że będzie młody - mógł mieć jakieś trzydzieści lat,
z
całą pewnością nie więcej niż trzydzieści pięć - i tak bardzo przystojny.
Czy to dlatego, że przez lata przywykła do ciągłego widoku kobiecych rysów, ta szalenie męska twarz
zrobiła na niej aż tak piorunujące wrażenie? Nie mogła od niej oderwać wzroku, co oczywiście nie
umknęło uwagi hrabiego. Jego lekko zmrużone zielone oczy chłodno obserwowały jej gwałtowną re-
akcję, a następnie omiotły jej· figurę taksującym spojrzeniem. Hope miała wrażenie, że zaraz utonie
w
tym szmaragdowym morzu.
Z najwyższym trudem otrząsnęła się i zdobyła na wysiłek odpłacenia hrabiemu pięknym za nadobne,
chociaż wiedziała, że nie ma szans w tej grze. Nie odważyła się zlustrować wzrokiem jego sylwetki,
ale
śmiało oszacowała regularne, wyraziste rysy stojącego przed nią wysokiego bruneta, które w jakiś
niepojęty sposób wydawały się znajome. Hrabia uśmiechnął się leciutko i leniwym gestem odsunął
mankiet koszuli, żeby spojrzeć na elegancki zegarek z matowanego złota.
W odpowiedzi na przejrzystą aluzję matka przełożona podeszła do Hope i ucałowała ją w oba
policzki.
- Pamiętaj, moja droga, że zawsze możesz tu wrócić - powiedziała po włosku, a Hope podziękowała
jej w tym samym języku.
- Miejmy nadzieję, że życie potraktuje ją łaskawie i nie zajdzie potrzeba powrotu - nieoczekiwanie
skomentował hrabia z nienagannym włoskim akcentem, otwierając drzwi. Położył dłoń na szczupłym
ramieniu Hope i łagodnie, lecz stanowczo skierował ją na zewnątrz. Jej skóra zapłonęła pod
dotykiem'
smagłej ręki.
Na dziedzińcu czekał na nich sportowy wóz.
Opiekun Hope schował walizkę do bagażnika, po czym otworzył drzwiczkj od strony pasażera.
- Czy nie mogłaś włożyć czegoś innego? Chyba że poczciwa matka przełożona chce mi w ten sposób
przypomnieć, skąd cię zabrałem - mruknął; ironicznie unosząc brew.
Nie pojmując znaczenia ostatniej uwagi, Hope odparła chłodno, że nie posiada żadnych innych ubrań.
-
Czemu? Przecież twój ojciec nie jest biedny.
- Mój ojciec ... , nie jest rozrzutny - odparła sztywno i z wysiłkiem odwródła wzrok, starając się nie
patrzeć, jak ciemne spodnie od garnituru opinają się na udach hrabiego.
- Uważasz, że kupowanie ubrań to rozrzutność? Nie możesz jednak przez resztę życia paradować w
czymś, co pasowało na ciebie, kiedy jeszcze nie miałaś ... takich kształtów. - Zerknął na mundurek,
który spłaszczał jej biust, a Hope spłonęła ognistym rumieńcem z oburzenia i jednocześnie ze wstydu,
ponieważ jednoznaczne spojrzenie hrabiego nieoczekiwanie sprawiło jej przyjemność.
- Musisz zapiąć pas bezpieczeństwa - zauważył. - W ten sposób. - Sięgnął po klamrę, a rękaw
ciemnego garnituru przesunął się delikatnie po za ciasnej części szkolnego mundurka. Hope miała
wrażenie, jakby przeszył ją prąd. Odruchowo wcisnęła się głębiej w fotel, ale hrabia nie dał po
sobie
poznać, że spostrzegł jej gwałtowną reakcję.
Jakiś czas później, gdy zostawili już klasztor daleko za sobą, hrabia przerwał milczenie.
- Naprawdę nie możesz jechać w tym szkolnym mundurku aż do Francji. Jeszcze mnie ktoś oskarży o
porwanie nieletniej.
- Tata musiał zapomnieć, że wyrosłam - odparła zmieszana. - Nic dziwnego, nigdy nie prosiłam go o
przysłanie ubrań, ponieważ i tak nie ...
- Ponieważ i tak nie mogłaś opuszczać klasztoru - dokończył za nią. - Ale teraz zaczynasz zupełnie
nowe życie. Zajmę się wszystkim, o czym twój ojciec zapomniał.
Jakaś nuta w jego głosie spowodowała, że Hope aż zadrżała. Zapadło pełne napięcia milczenie. In-
tuicja podpowiedziała Hope, że nie jest to odpowiedni moment na zadawanie pytań, dlatego też
poprze-
stała na ukradkowym obserwowaniu swojego towarzysza - jego dumnego profilu, smukłych ciemnych
palców trzymających kierownicę.
Czy był opalony na całym ciele? Przestraszona tą nieoczekiwaną myślą pospiesznie odwróciła wzrok
od muskularnych ud współtowarzysza podróży. Teraz już rozumiała, że męskie akty w albumach z
rycinami starych mistrzów wcale nie odbiegały od prawdy. Zawsze sądziła, że artyści idealizowali
urodę
ciała, a tymczasem ten mężczyzna śmiało mógłby być modelem samego Michała Anioła. Do tego miał
w
sobie coś jeszcze, coś nieuchwytnego, jakby domieszkę innej rasy, innej krwi, ale nie sposób było
odgadnąć jakiej.
Pół godziny później dojechali do Sewilli, którą Hope poznała dość dobrze podczas szkolnych wy-
cieczek, z całą jednak pewnością nigdy nie widziała uliczki z eleganckimi sklepami, na której
zaparko-
wali. Gdy niezdarnie próbowała odpiąć pas bezpieczeństwa, hrabia pochylił się z wyraźną
niecierpli-
wością, żeby jej pomóo, a Hope odruchowo odsunęła się na tyle, na ile to było możliwe. Aż się
skurczyła
pod jego kpiącym spojrzeniem.
- Proszę, twoja niewinność ma jednak pewne granice. Gdybyś była niewinna jak dziecko, nawet byś
nie drgnęła. Czy to siostrzyczki nauczyły cię ostrożności w kontaktach z mężczyznami, czy to
wrodzony
kobiecy instynkt?
Nie znajdując odpowiedzi, bez słowa wysiadła z samochodu, zła na hrabiego, który z jednej strony
pokpiwał z jej braku doświadczenia, a z drugiej robił wszystko, żeby ją sprowokować.
Odprowadzani zaćiekawionymi spojrzeniami nielicznych przechodniów weszli do butiku, który mimo
niewielkich rozmiarów onieśmielał atmosferą wykwintnej elegancji. Hope natychmiast poczuła się
tam
zupełnie nie na miejscu, w czym dodatkowo utwierdziła ją pełna dezaprobaty mina wyłaniającej się z
zaplecza kobiety. Jednak na widok hrabiego właścicielka sklepu zmieniła się jak kameleon, w ułamku
sekundy przechodząc od pogardy do uniżoności.
Hrabia poprowadził rozmowę po hiszpańsku, posługując się tym językiem równie płynnie, jak po-
przednio włoskim i francuskim. Gdy Hope zrozumiała, że ma zostać wyposażona w komplet ubrań na
wszystkie okazje, otworzyła usta, by zaprotestować, lecz tymczasowy opiekun uciszył ją gestem.
- Ja tylko spełniam życzenia twojego ojca, więc bądź uprzejma nie dyskutować. Zostawiam cię tutaj,
mam parę spraw do załatwienia, zajmie mi to około trzech godzin. Aha, trzeba coś zrobić '? twoimi
wło-
sami. Pani z pewnością będzie mogła polecić dobrego fryzjera.
- Od dawna chciałam je obciąć - ucieszyła się Hope - ale...
- Obciąć? Mon Dieu! Czyś ty oszalała? To byłoby barbarzyństwo - zaprotestował stanowczo, po
czym
dodał półgłosem: - Czy nikt ci nie powiedział, że w noc poślubną twój mąż będzie pragnął cię ujrzeć
osłoniętą jedynie tym jasnym welonem? - Musnął palcami luźne pasmo.
W noc poślubną! Te słowa wciąż dźwięczały jej w uszach, chociaż hrabia już dawno wyszedł. Mogło
się to wydawać dziwne, ale nie zastanawiała się nad swoim zamążpójściem. Owszem, chciała mieć
dzieci
i z łatwością potrafiła sobie wyobrazić pulchne maluchy z ciemnymi główkami, ale mąż? Zadrżała
nagle.
Dlaczego ojciec musiał po nią wysłać tak dziwnego, niepokojącego człowieka? Dlaczego sam nie
przyjechał?
Godzinę później patrzyła z niedowierzaniem na stos ubrań odłożonych przez właścicielkę butiku:
wszystko z jedwabiu i kaszmir:u, większość rzeczy w odcieniach rozbielonych fioletów i szarości,
sta-
rannie dobranych pod kolor jej oczu. Do tego komplety bielizny haftowanej w srebrne i szare motyle,
tak
cieniutkiej i przejrzystej, że Hope rumieniła się po uszy, przeglądając się w lustrze. Siostry nie
kryłyby
dezaprobaty.
Chwilowo niechęć okazywała jej dama, która ją obsługiwała, i tylko to powstrzymało Hope od po-
nownego włożenia taniej bawełnianej bielizny, jaką nosiła do tej pory. Co prawda gorąco pragnęła
zaprotestować przeciw wciskaniu jej tych najbardziej seksownych ciuszków, ale powstrzymała ją
obawa,
że doniesiono by o jej protestach hrabiemu, tym samym dostarczając mu powodu do kolejnych
uszczypliwych uwag.
W ogóle nie pytając jej o zdanie, kobieta podała jej popielatą bluzkę i kostium z prostą spódnicą w
odcieniu przełamanej fioletem szarości. Zapiąwszy ostatni guzik, Hope spojrzała w lustro i zobaczyła
wiotką kobietę, nazbyt elegancką, by ktokolwiek skojarzył ją ze skromną uczennicą w nieforemnym
mundurku.
- A teraz głowa - oznajmiła złowieszczym tonem kobieta. - Parę kamienic dalej jest salon fry-
zjersko-kosmetyczny, moja asystentka zaprowadzi panią i poczeka, aż Rafael skończy.
Pobyt w salonie okazał się tak stresujący, jak się tego spodziewała.
- Końcówki są zniszczone, ale po co od razu ciąć? Wystarczy trochę skrócić i nałożyć odżywkę. I
proszę ich tak nie związywać, to bardzo niekorzystne dla włosów. - Rafael spojrzał z wyraźną odrazą
na gumkę, której używała Hope. - O cerę też pani nie dba! Czy pani nigdy nie używa kremów
nawilżających? - dodał z jeszcze większą przyganą w głosie.
Jakoś nie miała ochoty wprowadzać go w tajniki klasztornych rygorów. Umyto jej włosy, podcięto,
po czym oddano ją w ręce ślicznej młodej brunetki, która przedstawiła się jako Ana. Dziewczyna,
chociaż zdziwiona faktem, że Hope nie wie kompletnie nic na temat kosmetyków, taktownie
zachowała
uwagi dla siebie i skupiła się na cierpliwym wyjaśnianiu wszystkiego od podstaw.
Biorąc pod uwagę, jak długo Ana przemywała, nawilżała i malowała jej twarz, Hope byłą święcie
przekonana, że w efekcie ujrzy w lustrze nie siebie, tylko jakąś porcelanową lalkę. Jednak rezultat
okazał
się jeszcze bardziej wstrząsający. Była z całą pewnością sobą, tyle że teraz jej blada skóra mieniła
się
delikatnym kolorem na kościach policzkowych, oczy w zagadkowy sposób stały się większe, a usta
na-
brały zmysłowego wyglądu.
Ana szybko wypełniła kartę klientki, zaznaczając typ cery, opisując podstawową pielęgnację i
dołączając
listę użytych kosmetyków~ po czym wręczyła ją Hope i oddała swoją 'podopieczną w powrotem' w
ręce
Rafaela. Fryzjer wysuszył i ułożył podcięte włosy, wyczarowując łagodne, lśniące fale, chociaż
Hope
nigdy by nie przyszło do głowy, że jest to w ogóle możliwe. Zawsze sądziła, że skoro ma włosy
proste
jak drut, to wszelkie zabiegi pielęgnacyjne spełzną na mczym.
Gdy wróciła do butiku, jej nowe rzeczy zostały już zapakowane w czarne pudła z dyskretnym złotym
logo. Przystanęła na środku sklepu, zakłopotana, niepewna siebie. Palce ją świerzbiły, miała ochotę
do-
tykać ubrania i włosów, napawać się ich zdumiewającą gładkością, jednak zasady wpojone jej przez
zakonnice kategorycznie zabraniały wykonywania takich żywiołowych, nerwowych gestów.
Na zewnątrz Hope sprawiała wrażenie osoby tak doskonale opanowanej, że właścicielka butiku mu-
siała zrewidować swoją opinię. Ta dziewczyna wcale nie była naiwną, głupią gąską, jak jej się
początkowo zdawało, lecz prawdziwą młodą damą. Dlatego też odezwała się do niej tym razem
uprzejmie, zapewniając, że hrabia z pewnością nie każe jej długo na siebie czekać. Ledwo skończyła
mówić, pojawił się w drzwiach.
Hope odwróciła głowę w jego stronę, nie mając pojęcia, że wygląda zjawiskowo. Cała srebrzysta,
wiotka jak gałązka, którą łatwo złamać, jeśli nie zachowa się ostrożności.
Był zaszokowany. Nadawała się do realizacji jego planów znacznie lepiej, niż początkowo sądził.
Tak,
sir Henry wiedział, co robi, ukrywając ją przed światem. Nic dziwnego, że Alain Montrachet połknął
taką
przynętę. Idealna, niewinna, dziewicza narzeczona dla spadkobiercy rodu, nieskalana niczyim
dotknię-
ciem, godna matka kolejnego Montracheta.
Przyglądał się jej bez śladu współczucia, bez cienia wątpliwości, zupełnie świadomy tego, jaki los
jej
zgotował, zaś Hope nagle przypomniała sobie, skąd zna tę twarz. Widziała kiedyś w książce do ro-
syjskiego fotografię przedstawiającą gwardię przyboczną ostatniego cara. Widnieli na niej przystojni
oficerowie o drapieżnych rysach, szaleńczo dumni, zuchwali i bezwzględni.
- Gotowa? - rzeczowy ton jego głósu ściągnął ją z obłoków na ziemię. Nie było cara ani oficerów,
hrabia przytrzymywał otwarte drzwi, na ulicy czekało lśniące ferrari, kobieta za ladą rozpływała się
w
uśmiechach.
- Czy pan... Czy pan przypadkiem nie ma rosyjskich przodków? - spytała impulsywnie, gdy
zapakował
pudła z ubraniami do bagażnika i zajął miejsce za kierownicą.
Przez chwilę myślała, że nie odpowie. Słusznie, zasady dobrego wychowania zabraniały zadawania
osobistych pytań,. ale Hope nie umiała zapanować nad ciekawością.
- Owszem, mam - przyznał, patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem. - Skąd wiedziałaś?
Nieco zakłopotana, opowiedziała o fotografii.
- Ach, więc uczysz się rosyjskiego? Masz zapewne talent do języków - skomentował. - Moja matka
była Rosjanką. Jej rodzice uciekli z Rosji podczas Rewolucji Październikowej, a ponieważ
szczęśliwie
zdołali ulokować część pieniędzy w Paryżu, mogli dalej prowadzić życie na wysokiej stopie. Na tyle
wysokiej, że moja matka została uznana za dobrą partię dla hrabiego de Serivace'a.
Hope, nie rozumiejąc, ściągnęła brwi, więc wyjaśnił:
- Ród mojego ojca jest bardzo stary, jego korzenie sięgają średniowiecza. Ale z pewnością
siostrzyczki
nauczyły cię, że pycha jest grzechem. Próżność też - dodał na poły kpiąco, jakby doskońale wiedział,
że
Hope jest pod dużym wrażeniem swojej zewnętrznej przemiany. - A teraz spróbuj się trochę
przespać,
przed nami długa droga. Nie będzie żadnych postojów, zatrzymamy się dopiero w Serivace.
- W Serivace?
- To moja posiadłość. Bardzo piękna, spodoba ci się - powiedział z uśmiechem, ale nie wspomniał
ani
słowem, kiedy i gdzie spotkają jej ojca. Hope czuła, że zadawanie mu pytań na ten temat mijało się z
celem. Wyraźnie nie chciał ujawniać szczegółów.
- Wszystko w swoim czasie, mon petit - mruknął, gdy posłusznie zamknęła oczy i odchyliła głowę na
oparcie. Odniosła wrażenie, że ten człowiek czyta w jej myślach.
ROZDZIAŁ DRUGI
Obudziła się kilka godzin później ze zdrętwiałymi mięśniami, chociaż hrabia odchylił oparcie jej
fotela, żeby było jej jak najwygodniej. Gdy zobaczył, że Hope już nie śpi, zwolnił i odwrócił głowę
w jej
stronę.
- Lepiej ci, kiedy się przespałaś?
Zdobyła się na uśmiech, chociaż głowa pękała jej z bólu i było jej trochę niedobrze.
- Źle się czujesz? - Hrabia badawczo przyjrzał się jej pobladłej twarzy. - Co się dzieje?
- Nic takiego. Lekki ból głowy, ale to na pewno zaraz przejdzie.
- Za dużo wrażeń jak: na jeden raz - podsumował. - Zapomniałem, że wychowanie klasztorne nie
przygotowało cię do zawrotnego tempa życia. - Zerknął na zegarek. - W takim razie jednak
zatrzymamy się gdzieś na noc. Nie przywykłaś do tak długich podróży.
Nie miała najmniejszej ochoty spędzać w jego towarzystwie więcej czasu, niż było to konieczne,
więc
postanowiła zaprotestować, ale nie zdążyła.
- Przecież cię nie zjem, mon petit - wycedził, ledwie rzuciwszy na nią okiem. - Siostrzyczki i
mateczki
musiały cię chyba ostrzec, że nie powinno się zawsze patrzeć na mężczyznę takim wzrokiem, jakby
chciał
cię ugryźć, bo on może nabrać ochoty, żeby naprawdę to zrobić. - Zauważył, że zadrżała. - Aż tak się
mnie boisz?
I w tym momencie Hope zbuntowała się. Wpojono jej szacunek dla starszych, a ponieważ hrabia był
przyjacielem ojca i jej tymczasowym opiekunem, do tej pory starała się okazywać mu poważanie.
Teraz
jednak swym prowokacyjnym zachowaniem uraził jej poczucie godności.
- Nie, nie boję się ani trochę - oznajmiła zdecydowanym tonem.
- Jak gazela zamknięta w klatce z leopardem skomentował i nagle nieoczekiwanie zmienił temat. -
Powiedz mi, jakie masz plany na przyszłość?
Zaskoczył ją tym pytaniem, ale i ucieszył. Wdzięczna za zainteresowanie wyjaśniła, że otrzymała
ogólne wykształcenie i że szkoła klasztorna nie przyuczała wychowanek do żadnego konkretnego
zawodu.
- Z wyjątkiem tego, jak być żoną doskonałą dodał z wyjątkowo zjadliwą ironią. - Czy tego właśnie
chcesz, mon petit? Prosto od leżenia pod krzyżem do ... leżenia pod mężem? - Aż się żachnął, gdy za-
uważył, że tym razem naprawdę ją zaszokował. -
Daj spokój, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś aż tak niewinna? Przecież musiałaś czasem
stam-
tąd wychodzić, musieli kręcić się wokół ciebie jacyś mili chłopcy, gotowi nauczyć cię tego i owego.
- Nie! - zaprotestowała tak gwałtownie, że zamilkł na chwilę.
Siedziała wyprostowana, lecz nerwy miała napięte jak postronki. Dlaczego zareagowała z taką gwał-
townością? Hrabia właściwie -miał dużo racji, chociaż akurat jej to nie dotyczyło. Koleżanki chętnie
zbierały różne doświadczenia i chociaż nie uczestniczyła w ich nocnych zwierzeniach, wiedziała, że
fizyczna strona miłości nie ogranicza się do tego, o czym siostry opowiadały na lekcjach biologii.
- Nie? - Hrabia zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Hope popatrzyła na pola, które ciągnęły
się
aż do podnóża gór. N a jednym ze wzgórz wznosił się średniowieczny zamek.
Poczuła dotyk palców pod brodą. Hrabia odwrócił jej twarz ku sobie.
- Nie? - powtórzył. - Naprawdę nic nie było? Nawet jednego skradzionego pocałunku?
Ponownie oblała się rumieńcem, ponieważ trafił w czuły punkt. Czyż nie myślała czasami, że może
byłoby miło dzielić romantyczne sekrety z koleżankami, wspólnie z nimi chichotać w ciemności
sypialni? Czyż nie leżała bezsennie, zastanawiając się, czemu przelotne miłostki wcale jej nie
pociągają?
- Za murami klasztoru nie ma kto kraść całusów - wyznała spontanicznie. - Z mężczyzn przychodził
tylko ojciec Ignatio, ale on nas spowiadał. A tata nie pozwalał mi jeździć do koleżanek i. .. - urwała,
zła na siebie. Skąd ta nagła potrzeba, żeby się przed nim otworzyć? Niepotrzebnie mu się zwierza, on
niechybnie zda raport jej ojcu, a wtedy wyjdzie na marudną niewdzięcznicę, która nie docenia darów
losu.
- Ach tak! - Hrabia przeniósł spojrzenie na jej usta, spojrzenie tak niezwykle intensywne, że niemal
poczuła na wargach jego żar. Nadal trzymał ją pod brodę, niespiesznie gładząc kciukiem delikatną
skórę.
Nagle hrabia przesunął pieszczotliwie palcem po jej dolnej wardze. Po~zuła dziwną suchość w
ustach.
Chciała zaprotestować, lecz on unieruchomił wolną ręką jej dłonie, jakby odgadł, że zamierza go
ode-
pchnąć, po czym pochylił się i pocałował ją.
Hope zastygła, rozdarta między sprzecznymi emocjami. Z jednej strony była zaszokowana taką
nielojalnością hrabiego wobec przyjaciela, który powierzył mu opiekę nad córką. Z drugiej... Ach, z
drugiej strony pragnęła otoczyć go ramionami, dotykać jego szyi, jego pleców, jego ciała, oddać się
odkrywaniu tego nowego świata, który się przed nią otwierał, oddać się bez opamiętania ...
Z ust Hope wydobył się okrzyk, wyrwała się hrabiemu przerażona, pobladła, z szeroko otwartymi
oczami, które wydawały się nienaturalnie duże w drobnej twarzyczce, z dłonią zakrywającą usta.
Jego
oczy przybrały na moment dziwny wyraz, ale czy to możliwe, by to było współczucie? Raczej
rozbawił
go jej kompletny brak doświadczenia.
- I jak, mon petit? Czy twoja ciekawość została zaspokojona? Nie zazdrościsz już koleżankom?
Hope zmartwiała. Wyglądało na to, że nawet jej naj głębiej skrywane sekrety nie mogły się uchować
pod spojrzeniem tego człowieka. Rzeczywiście miała ochotę, żeby ją pocałował.' Szybko zdusiła tę
myśl
w zarodku, ale on i tak trafnie odgadł jej pragnienie.
- W czym problem? Czy siostry naopowiadały ci, że takie rzeczy wolno robić jedynie po ślubie i że
nikt prócz męża nie ma prawa cię pocałować?
- Nie jestem aż tak naiwna, monsieur - odparła sztywno. - I doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że
bawi się pan moim kosz;tem.
Zaśmiał się bezgłośilie i uruchomił silnik.
- Niedaleko stąd jest ekskluzywny hotel, zatrzymamy się tam na noc - poinformował.
Ku zaskoczeniu Hope hotel mieścił się w zamku, który spostrzegła z szosy.
- To coś w sam raz dla ciebie - mruknął hrabia, gdy zatrzymali się na dziedzińcu. - Niewinna
księżniczka powinna mieszkać na zamku w wysokiej wieży. Spytam, czy nie mają takiej komnaty.
Komnaty w wieży wprawdzie nie było, ale Hope otrzymała luksusowo urządzony pokój, którego śro-
dek zajmowało przepastne łoże z baldachimem. Pomyślała, że wyciągnie się na nim z rozkoszą, bo
do-
słownie padała ze zmęczenia. Jednak najpierw musi wykąpać się po podróży, żeby wygnać ból z
zesztywniałych mięśni.
Po kąpieli stanęła przed lustrem. Jej skóra była rozgrzana, napięta i gotowa ... na co? Zaczęło ją
dziwnie ssać w dołku, gdy znowu przypomniał jej się pocałunek na skraju pól. Nie, nie wolno jęj o
tym myśleć! Drżąc na całym ciele, sięgnęła po szlafrok, ale okazało się, że zapomniała go zabrać ze
sobą do łazienki.
Gdy weszła do pokoju, zorientowała się, że podczas jej kąpieli musiał przyjść ktoś z obsługi, po,
nieważ paliła się lampka nocna, szlafrok został starannie ułożony na kołdrze, a na stoliku czekała za-
stawiona taca. Hope źrobiła kilka kroków w stronę łóżka i naraz zastygła, zdając sobie sprawę z
tego,
że nie jest sama. Z nieoświetlonej części pokoju wyłonił się hrabia. Stała jak sparaliżowana jego
inten-
sywnym spojrzeniem, dopiero po chwili sięgnęła na oślep po szlafrok. Przez moment żałowała, że
nie
jest to jej skromna klasztorna podomka, tylko jakieś
przejrzyste fru-fru, które w jej odczuciu niczego nie zakrywało.
- Wybacz, nie miałem pojęcia, że nie słyszałaś mojego pukania. - Hrabia po raz pierwszy zdobył się
na
przeprosiny, w dodatku brzmiały one naj zupełniej szczerze. - Przyniesiono kolację. Usiądź, proszę.
Zauważyła, że przebrał się po podróży. Zamiast nienagannego ciemnego garnituru miał na sobie czar-
ne spodnie i cienką jedwabną koszulę, które' to ubranie ponownie kazało jej myśleć o kryjącym się
pod
nim ciele.
Hrabia przysunął jej krzesło i spytał, czy życzy sobie, by to on wystąpił w roli gospodarza. Ponieważ
akurat na tym gruncie czuła się pewnie, z przyjemnością wyznaczyła hrabiemu rolę gościa. Chociaż
bezustannie czuła na sobie jego spojrzenie, nie uroniła ani kropli zupy, nalewając ją z wazy do
talerzy,
nie zgubiła ani ziarenka ryżu, serwując paellę.
- Widzę, że siostry postawiły na dobre staroświeckie wychowanie.
- Większość dziewcząt pochodzi z krajów Ameryki Łacińskiej - wyjaśniła. - Są z bogatych rodzin,
zostaną bardzo dobrze wydane za mąż. Niepotrzebny im żaden konkretny zawód, nigdy nie będą
zarabiały na życie, muszą za to być idealnymi paniami domu.
- Rozumiem, że jesteś wyjątkiem od tej reguły? Ojciec nie obiecał cię nikomn?
Jej pełna odrazy mina mówiła sama za siebie. Hope nigdy nie mogła pojąć idei kojarzenia małżeństw
przez rodziny, w jej odczuciu to było bezduszne, a nawet okrutne.
_ W takim razie jakie masz plany na przyszłość? Będziesz prowadzić dom twojemu ojcu?
Podejrzewała, że tak się może stać, ale chciała przekonać ojca, żeby pozwolił jej studiować.
_ Jeszcze nie wiem. A pan? Czym pan się zajmuje, hrabio? - spytała uprzejmie, zgodnie z zasadami
dobrej konwersacji.
_ Całkiem nieźle, mon petit - roześmiał się· Musisz jednak okazywać trochę więcej zainteresowania,
a
nie recytować grzecznościowe formułki jak wyuczoną lekcję. Odpowiem ci, ponieważ sztuka
konwersacji, podobnie jak i inne przyjemne zajęcia, wymaga ciągłego praktykowania.
Natychmiast przypomniała jej się niedawna lekcja pocałunku.
_ Moja rodzina ze strony ojca od niepamiętnych czasów posiada winnice niedaleko Beaune. Niektóre
z produkowanych tam win należą do klasy Premier Cru - uśmiechnął się na widok jej reakcji. - O,
jed-
nak wiesz coś o świecie.
- Znam się na winach.
- W takim razie nie muszę ci dłużej tłumaczyć. Mam też posiadłość w pobliżu Cannes, jeżdzę tam na
lato. Zimę
spędzam w Paryżu, gdzie mam apartament. Krótko mówiąc jestem zamożnymczłowiekiem, choć nie
aż tak
bogatym, by kupić - sobie idealną narzeczoną z twojego klasztoru.
- To znaczy, że nie jest pan żonaty? - Gdy pokręcił głową, spytała jeszcze: - A czy ma pan jakąś
rodzinę?
Albo jej się wydawało, albo przez chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć.
- Nie. Ale pewnego dnia będę miał. Mężczyźni w mojej rodzinie żenią się dość późno, mój ojciec w
dniu ślubu miał czterdzieści lat.
Hope przyglądała mu się uważnie. Znów przez - chwilę wydawał się drapieżny i bezwzględny, jakby
namiętna rosyjska dusza brała w nim górę nad francuskim wyrafinowaniem.
- O czym tak myślisz, moja śliczna? - zagadnął znienacka.
- O czym? O ... ojcu. Wspomniał pan o swoim, więc. .. Od dawna go nie widziałam - wyznała.
- I obawiasz się, jak wypadnie wasze spotkanie? Nie bój się. Zapewniam cię, że spełnisz
oczekiwania
twojego ojca. I to z nawiązką - dodał, jakby mówił sam do siebie. - Zaskoczysz go na korzyść.
Nie wiedziała, jak ma to rozumieć. Siedziała w milczeniu, bez przekonania dziobiąc łyżeczką deser. -
No, czas na ciebie - zauważył w końcu hrabia.
_ Przecież ty mi tu zaraz zaśniesz jak małe dziecko. Chcesz, żebym cię wziął na rączki, zaniósł do
łóżeczka i dał buzi na dobranoc? - Zaśmiał się cicho, gdy bez przekonania uczyniła gest protestu. -
Prawda, jakie to dziwne? Siostrzyczki mówiły co innego, a ciało mówi co innego. - Podniósł się zza
stołu,
podszedł do niej i wziął ją na ręce tak sprawnie i lekko, jakby rzeczywiście nie była cięższa od
dziecka.
Bezwiednie wtuliła twarz w jego szyję, wdychając zapach ciepłej skóry i napawając się jego
dotykiem.
Ułożył ją wygodnie, otulił kołdrą, na koniec musnął długimi palcami ramię, z którego zsunął się
szlafro-
czek, i... wyszedł.
-Gdy została sama, ogarnęło ją dziwne uczucie, głębokie i dojmujące. To musiała być ulga, to z całą
pewnością musiała być ulga, bo przecież chyba nie rozczarowanie, prawda?
- Jeśli jesteś gotowa, to proponuję jechać dalej - powiedział, gdy zjedli śniadanie.
Hope obawiała się porannego spotkania z hrabią, dlatego przygotowała się starannie, nakładając ma-
kijaż według zasad podanych przez Anę, czesząc włosy, które w dużym stopniu zachowały kształt na-
dany im przez Rafaela, i wybierając garderobę. Tym razem miała na sobie sweterek i spódniczkę w
od-
cieniach zieleni.
Okazało się jednak, że jej obawy były płonne. Uszczypliwy i prowokujący arystokrata, który
chwilami
ją przerażał, znikł bez śladu, a jego miejsce zajął uprzejmy, niemal czarujący człowiek.
Kilka godzin podróży upłynęło im w milczeniu, hrabia wkładał 'do odtwarzacza wciąż nowe płyty
CD,
za oknem zmieniały się kolejne pejzaże, a muzyka podkreślała piękno widoków. Wczesnym
popołudniem
zatrzymali się na posiłek w niewielkim francuskim miasteczku, gdzie znajdowała się
nadspodziewanie
dobra restauracja. Hrabia chciał pomóc Hope w wyborze dań, lecz podziękowała mu. Dokonany
przez nią
wybór oraz pozbawiona śladu wahania spokojna rzeczowość, gdy rozmawiała z kelnerem, zrobiły na
jej
towarzyszu wyraźne wrażenie. Pogłębiło się ono jeszcze, gdy Hope podziękowała za deser.
- Jesteś pełna niespodzianek, mon petit - powiedział z uznaniem, gdy kelner się oddalił. - Skom-
ponowałaś idealny' zestaw dla osoby w długiej podróży. Dania lekkie, ale pożywne, a do tego nie
pod-
dałaś się pokusie sięgnięcia po słodycze.
Wyjaśniła, że w szkole miała zajęcia z dietetyki, gdzie wpojono jej zasady zdrowego odżywiania się,
i
podała mu kilka przykładów.
- Mówisz więc, że jesteśmy tym, co jemy? Do pewnego stopnia to prawda, ale nie do końca.
Pamiętaj,
że ciało to nie maszyna, ono nie tylko potrzebuje paliwa, ono również ma swoje pragnienia ...
Witaminy i
mikroelementy nie wystarczą, trzeba też karmić zmysły. To za ich pomocą kontaktujemy się ze
światem,
cieszymy się nim, pragniemy go poznawać, podziwiać i dotykać ... - Gdy to mówił, jego spojrzenie
powoli przesunęło się po jej ciele i Hope odczuła to niemal jako fizyczną pieszczotę.
Jak by to było kochać się z takim mężczyzną? Tego rodzaju myśl przyszła jej do głowy po raz
pierwszy w życiu. Hope zupełnie nie rozumiała, co się z nią dzieje. Zajęta analizowaniem swojej
zdumiewającej reakcji nie spostrzegła, że hrabia przypatruje jej się z najwyższą uwagą i czyta w jej
oczach jak w otwartej księdze.
Późnym popołudniem dojechali do Burgundii. Po drodze Hope widziała zapierający dech w
piersiach
fragment Lazurowego Wybrzeża i wspaniałą .dolinę Rodanu, pełną winnic i starych zamków. Na
drogo-
wskazach często pojawiało się słowo dos, a hrabia wyjaśnił jej, ze oznacza to zamkniętą winnicę,
która w
dawnych czasach należała do zakonu i była zawsze otoczona solidnymi murami.
- Pańskie winnice też są takie?
- Och, nie, włości Serivace są zbyt rozległe, by je grodzić. Ale jest jedno takie miejsce w pobliżu ...
domu.
Jakiś czas później skręcili w wąską boczną drogę. - To już moja posiadłość. Mój przodek, który się
tu
osiedlił, zapragnął mieć tyle ziemi, żeby roztaczała się wokół domu jak okiem sięgnąć. Udało mu się,
a
rodzina przez wieki nie utraciła nic ze stanu posiadania. - W skazał na widoczne w oddali
zabudowania. -
Tam rozlewamy wino do butelek i tam mieszka mój zarządca, Jules Duval.
Przed nimi pojawił się widok, którego Hope nie spodziewała się ujrzeć w tym rolniczym terenie -
niewielki las, mieniący się w blasku zachodzącego słońca wszystkimi od~ieniami zieleni. Pomiędzy
ga-
łęziami coś prześwitywało, lecz nie była w stanie odgadnąć, co to jest.
Hrabia jechał powoli, żeby mogła się rozejrzeć, pokazywał jej rzadkie gatunki drzew. Był to las par-
kowy, zaprojektowany w romantycznym stylu angielskim. Dalej znajdowały się uporządkowane
ogrody
francuskie, a za nimi ... Hope oniemiała. Znad jeziora dosłownię wyrastał stary zamek, odbijając się
w
spokojnej wodzie. W najwęższym miejscu przerzucono zwodzony most z drewnianych bali.
- Ależ ... Ależ to jest jak z bajki - wyjąkała wreszcie, gdy stanęli na dziedzińcu. Hrabia wspominał o
domu, więc nie spodziewała się, że ujrzy olśniewający zamek z mnóstwem wieżyczek celujących w
niebo.
_ Z bajki o Śpiącej Królewnie? - spytał z uśmiechem. - Chodźmy do środka, przyniosę twoje rzeczy.
_
Spostrzegł jej zdziwienie. - Ach, zapewne spodziewałaś się armii służących. Nie, te czasy już dawno
minęły. Tak naprawdę zamek jest wymarły, jestem tu ty łko ja i Pierre, mój ... totumfacki będzie
najlep-
szym słowem. Aha, zanim go spotkasz, powinnaś coś o nim wiedzieć. Służył jeszcze u mojego ojca i
jako
jedyny wyszedł cało z wypadku, w którym zginęli moi rodzice. Widzisz, ojciec był dyplomatą w
Algierii
akurat w czasie zamieszek antyfrancuskich. Terrorysta wrzucił bombę do samochodu... Pierre
prowadził,
szczęśliwie siła wybuchu wyrzuciła go na zewnątrz. Ma jednak poparzoną twarz, stracił słuch i
przestał
się odzywać.
_ Och, to straszne! Tak mi go żal -:- powiedziała z przeJęcIem.
Hrabia pomógł jej wysiąść z samochodu.
_ Lepiej mu tego nie okazuj, Pierre nie znosi, gdy ktoś się nad nim rozczula. - Jakby ponownie
czytając w jej myślach, uprzedził jej kolejne pytanie: - Miałem wtedy czternaście lat.
Pchnął ciężkie drewniane drzwi, nabijane żelaznymi ćwiekami i Hope stanęła na progu olbrzymiego
holu, wspartego na kolumnach, z podłogą ułożoną w romby z białego i czarnego marmuru. Po bokach
umieszczono symetrycznie mahoniowe drzwi.
- Tędy - ujął ją pod rękę. - To główna część chdteau i tylko jej obecnie używam. Proszę, tu jest
biblioteka.
Regały biblioteczne zbudowano z ciemnego drewna, przy ścianie pysznił się olbrzymi kominek,
mięk-
ki dywan tłumił 'odgłos kroków. W oknach wisiały zielone aksamitne kotary, pod jednym z nich stało
masywne biurko.
- Tutaj pracuję. Teraz pokażę ci pozóstałe wnętrza, a w tym czasie Pierre przygotuje dla nas kolację.
Oglądając kolejne komnaty, Hope nie mogła się nadziwić, jakim cudem jeden służący utrzymuje
wszystko w porządku.
- Zatrudniamy do pomocy osoby dochodzące.
Kiedy mamy gotową kolejną partię wina, zapraszam do siebie klientów. Zamek jest wtedy pełen
ludzi,
ożywa. Ale widzę, że jesteś zmęczona. Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.
Marmurowe schody wiły się spiralą wokół zwieszającego się z sufitu kryształowego żyranslola, na
który właśnie padały ostatnie promienie słońca, wywołując oślepiające tęczowe błyski. Gdy weszli
na
piętro, Hope zauważyła, że wystrój musiał zostać niedawno odnowiony. Ściany obito połyskującą,
bla-
dozieloną tkaniną. W tych wnętrzach czuło się dotyk kobiecej ręki. Kim była kobieta, która
decydowała o
wystroju rodowego zamczyska i która zapewne zabawiała gości, o których wspomniał?
Tymczasem hrabia otworzył przed nią drzwi, nawet na chwilę nie spuszczając z niej oka. Wygląd
komnaty przeszedł jej naj śmielsze oczekiwania. W szystkie meble były w stylu empire, białe ze zło-
ceniami. Draperie osłaniające łoże z kolumienkami, zasłony w oknach oraz obicia krzeseł zostały
uszyte
z kremowo-złocistego brokatu. U stóp łoża stał wygodny szezlong, a przy kominku czekały dwa
fotele.
- Łazienka i garderoba są tam. - Hrabia wskazał drzwi w głębi pokoju. - Rozgość się, a ja wyślę
Pier-
re'a po twoje bagaże.
Gdy zostawił ją samą, podeszła do okna. Właśnie zapadał zmierzch, ale można było jeszcze zobaczyć
lekki błysk na tafli jeziora, które ongiś zapewne broniło dostępu do zamku. Kontury ogrodów i parku
powoli traciły na ostrości, w miarę jak pochlaniała je ciemność.
Do komnaty przylegała garderoba z pr~epastnymi szafami i wielkimi lustrami, a dalej znajdowała się
nowocześnie wyposażona łazienka z kremowego marmuru. Gdy Hope nakładała świeży makijaż,
usły-
szała, że ktoś wszedł do pokoju. Domyśliła się, że Pierre przyniósł jej rzeczy. Nie zamierzała się
prze-
bierać do kolacji, ten zwyczaj był jej obcy, wyjęła jedynie ubranie na następny dzień. Chciała się
ojcu
zaprezentować z jak najlepszej strony. Miała co prawda cichą nadzieję, że zobaczy go wcześniej, gdy
na
przykład ojciec wyjedzie jej na spotkanie do zamku Serivace, ale widać był na to zbyt zajęty. Hrabia
wiezie mnie do, niego jak paczkę, której właściciel nie miał czasu odebrać, pomyślała cierpko.
Gdy schodziła na parter, w holu pojawił się szpakowaty mężczyzna o twarzy poznaczonej szkarłat-
nymi bliznami. Spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Pierre, prawda? Jestem Hope Stanford ... - zaczęła, po czym przypomniało jej się, że on jest głuchy.
Poczuła się niezrę~znie, na szczęście na schodach pojawił się hrabia, wybawiając ją z opresji.
To znaczy, wybawił ją z jednej, ale wpędził w drugą, znacznie gorszą· Wyglądał jeszcze atrakcyjniej
niż dotychczas, o ile w ogóle było to możliwe. Ubrał się na czarno, w elegancką koszulę ze złotymi
spinkami u mankietów i jedwabne spodnie. Serce zamarło Hope w piersi na jego widok, po czym
zaczęło nieznośnie łomotać. Była zbyt.oszołomiona, by zauważyć, że hrabia dał dyskretny znak
służącemu, który niepostrzeżenie zniknął, zostawiając ich samych.
- Zapraszam do jadalni - powiedział hrabia, otwierając drzwi obok biblioteki. - Kolacja gotowa,
przekonasz się, że Pierre wspaniale gotuje. Światło świec tańczyło na krawędziach kryształowych
karafek i kieliszków, odbijało się od srebrnej zastawy i tańczyło przed oczami olśnionej Hope, która
miała wrażenie, że wstępuje do świetlistego jeziora. Co za kontrast w porównaniu z ascetycznym
refektarzem w klasztorze!
Kolacja przebiegała w milczeniu, do chwili gdy Hope ochłonęła już na tyle z pierwszego wrażenia,
że
zaczęła się rozglądać dookoła. Jej uwagę przykuł współczesny portret ciemnowłosej kobiety, której
rysy
zdradzały gwałtowny temperament, chociaż na pozór przeczyła temu chłodna mina światowej damy.
- Czy to pańska matka? - odważyła się zapytać. Odwrócił twarz w stronę portretu i wpatrywał się
weń
przez długą chwilę. Gdy się odezwał, jego głos był wyraźnie zmieniony.
- Nie. To moja siostra Tania. Nie żyje. Popełniła samobójstwo.
Przez chwilę sądziła, że się przesłyszała. Ponownie spojrzała na piękną, wyniosłą damę. Jak ,to moż-
liwe, by tak silna i dumna kobieta popełniła samobójstwo?
- Wszystko przez mężczyznę, mon petit. - Swoim zwyczajem hrabia odpowiedział na pytanie, którego
nie zadała na głos. - Nie ll10gła znieść, że ją rzucił.
Hope nie odrywała wzroku od obrazu, a jej gospodarz kontynuował:
- To stało się sześć miesięcy temu. Przebywałem w Paryżu, Tania wyjechała ze swoim przyjacielem
na
Karaiby. Miała nadzieję, że on się oświadczy i wezmą tam ślub. Przekonywałem ją, że ten mężczyzna
jedynie się nią bawi, ale ona oczywiście nie słuchała. Kiedy ją rzucił, postanowiła ze sobą skończyć.
Tania była gwałtowna i bezkompromisowa, nie uznawała połowicznych rozwiązań ...
- Nie rozumiem, dlaczego ją zostawił. Zakochał się w innej?
Hrabia zacisnął wargi.
- Ten człowiek nie wie, co to miłość - syknął przez zęby. - Jest przystojny, uwodzicielski i do cna
zepsuty. Kobiety go uWIelbiają, zmienia je jak rękawiczki. Tania też mu się znudziła, więc pozbył się
jej,
jakby była śmieciem. Do końca łudziła się, że przynajmniej przez jakiś czas mu na niej naprawdę
zależało. Biedna dziewczyna. Ale pomszczę ją - dokończył tak cicho, że Hope ledwie zrozumiała
sens
jego słów.
- Tania - powtórzyła w zamyśleniu. - To rosyjskie imię, prawda?
- Tak, mama chciała, żebyśmy nosili imiona naszych rosyjskich przodków. Ja nazywam się Aleksiej,
tak jak jej ojciec.
Aleksiej. .. Hope odgadła, że to właśnie wschodni a, dzika część jego natury domagała się zemsty. -
Ten
człowiek, który ją skrzywdził. .. - zaczęła, choć nie miała pojęcia, czemu drąży bolesny temat. Jednak
wewnętrzny przymus okazał się silniejszy niż dobre wychowanie.
Hrabia wstał bez pośpiechu, podszedł do niej, nachylił się i zajrzał jej głęboko w oczy.
- Twój ojciec.
_ Jak to? - wykrzyknęła ze zdumieniem. - On nie mógłby zrobić czegoś takiego! I to przyjacielowi!
_ Nie jestem jego przyjacielem. Twój ojciec nic o mnie nie wie, z wyjątkiem tego, że jestem bratem
Tani. Za to ja zrobiłem wszystko, żeby dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Między innyIni odkryłem,
że
ma córkę, sprytnie ukrytą przed światem, by móc w odpowiednim momencie użyć jej jako pionka w
grze
o wpływy i pieniądze. Tak, jesteś pionkiem w jego rękach, Hope, czy ci się to podoba, czy nie.
Wstrząśnięta do głębi wpatrywała się przerażonym wzrokiem w jego zielone oczy. Próbowała zro-
zumieć, o czym on mówi, ale to wszystko nie Inieściło jej się w głowie.
_ Przysiągłem sobie, że nie spocznę, dopóki się nie zemszczę. Tak, wiem; że to śIniesznie brzmi.
Mam podwójną naturę. Rosyjska jest gwałtowna, a francuska trzyma ją w ryzach. Jednak sytuacja jest
zbyt poważna, żeby ironizować lub udawać dystans. Tu chodzi o śInierć i o honor: W pierwszej
chwili
chciałem twojego ojca zabić. Zycie za życie, krew za krew.
Hope zbladła. Nie wątpiła, że ten człowiek był zdolny do popełnienia morderstwa w afekcie.
- Po namyśle doszedłem do wniosku, że nie warto przez takiego łajdaka spędzać reszty życia w wię-
zieniu. Znalazłem lepszy sposób, ponieważ odkryłem jego czuły punkt. Otóż podczas pewnego obiadu
rozmawiano właśnie o tobie i wtedy dowiedziałem się, że mój wróg już dawno zaplanował
małżeństwo
jedynej córki z dziedzicem fortuny Mońtrachetów. Oni od wieków wybierają narzeczone dla synów z
wyjątkową starannością. Panny muszą pochodzić z szacownych, bogatych .rodzin i cieszyć się
nieskazitelną opinią. Niestety, w dzisiejszych czasach coraz trudniej o taką osobę ... A Alain
Montrachet
potrzebuje żony, która dałaby mu syna.
Hope słuchała z rosnącą zgrozą, nie przerywając mu ani słowem.
- Twój ojciec nie mógł ci zapewnić bogactwa, ale postarał się, żebyś posiadała inne przymioty. Dla-
tego Isabelle .Montrachet, matka Alaina, zawarła z nim układ. Jeśli ty spełnisz wymagania tych wy-
brednych bogaczy, twój ojciec dostanie większe udziały w ich sieci bankowej. Przewidując, że te
pie-
niądze już wkrótce znajdą się w jego kieszeni, twój ojciec zapożyczył się i zainwestował w hotele na
Ka-
".,;hl'lch. Niestety, przyniosły mu straty zamiast zysków. W dodatku jest nałogowym hazardzistą, toteż
jego finanse znalazły się w opłakanym stanie. Sir Henry musi więc spieniężyć swoją główną
inwestycję.
Ciebie. Przyszła pora, żeby cię intratnie sprzedać. Tak ...
Uśmiechnął się kpiąco, podszedł do kominka i zapatrzył się w ogień, odwrócony do niej plecami.
Ho-
pe próbowała pozbierać myśli. Nie należało wykluczać możliwości, że czeka ją zaaranżowane
małżeń-
stwo. Nie miała pojęcia, że to się jeszcze zdarza w tej części świata, jednak naj starsze rody mogły
po-
zostać wierne tej tradycji. Co do innych kwestii jednakże ...
- To niemożliwe! Mój ojciec by nigdy ...
- Nie uwiódł młodej kobiety? A potem nie znieważałby jej publicznie, wystawiając na pośmiewisko?
Była na każde jego skinienie, czym skompromitowała się w oczach ludzi ze swojej sfery. Gdy się
zabiła, gazety miały używanie. Skandal w wyższych sferach to smakowity kąsek dla prasy. Brukowce
zmieszały moją siostrę z błotem. Jeśli mi nie wierzysz, każę przeszukać archiwa prasowe i zrobić dla
ciebie fotokopie artykułów.
- Nie trzeba - ucięła gwałtownie.
Zrobiło jej się bardzo gorąco, a potem nagle bardzo zimno. Czy to możliwe, by jej ojciec, za którym
tak
tęskniła, był tak podłym człowiekiem? Ajak ciebie traktował? - szeptał jakiś złośliwy głos w jej
duszy.
Jesteś jego jedynym dzieckiem, a czy nie potraktował cię z równym okrucieństwem? Czy troszczył się
o
ciebie, czy okazywał ci miłość? Wiesz, ze nie ...
Ach, więc, to dlatego nie wolno jej było nigdzie wyjeżdżać, dlatego ferie i wakacje spędzała w kla-
sztorze, podczas gdy inne dziewczęta bawiły nad morzem, zwiedzały ciekawe miejsca, nawiązywały
zna-
jomości. Przecież gdyby wyjechała, mogłaby kogoś poznać, zakochać się i stracić to, co stanowiło o
jej
rynkowej wartości ... Ojciec pozbawił ją wielu rozrywek właściwych młodym ludziom po to tylko,
by
potem bezwzględnie się nią posłużyć. To wszystko było tak straszne, że aż nieprawdopodobne.
Jednak
intuicja podpowiadała Hope, że hrabia nie zmyślił ani jednego słowa.
- Czegoś tu nie rozumiem - odezwała się w końcu zduszonym głosem. - Skoro jest pan wrogiem
mojego ojca, to czemu ...
- Przyjechałem po ciebie? - dokończył gładko, odwracając się w jej stronę. - Przede wszystkim
musisz
wiedzieć, że nie chcę twojej krzywdy. Z mojej strony nic złego ci nie grozi. Jednak tylko przez ciebie
mogę dosięgnąć twojego ojca. Jeśli jego plany spalą na panewce, będzie zrujnowany. Koniec z lu-
ksusowym życiem, do jakiego przywykł. Utraci pozycję króla Lazurowego Wybrzeża, gdzie stały
przed
nim otworem wszystkie kasyna, gdzie otaczał go wianuszek modelek i aktoreczek, łasych na komple-
menty i ... kosztowne prezenty. Gdy splajtuje, wszyscy się od niego odwrócą. Bez pieniędzy nie
będzie
miał władzy nad ludźmi i to go załarnie, bo władza jest dla niego wszystkim. Taka zemsta mnie satys-
fakcjonuje.
- Ale przecież nie może mnie pan tu trzymać w nieskończoność, tylko dlatego, żebym nie mogła wyjść
za mąż!
- Nie ma takiej potrzeby. Alain jest bardzo rozrywkowym człowiekiem, a przez to mocno już zbla-
zowanym. Niewinna dziewczyna z zakonu na pewno go skusi, bo takiej rozkoszy jeszcze nie zaznał.
Jed-
nak jeśli okażesz się nieco ...doświadczona, zupełnie przestaniesz go interesować.
W końcu zrozumiała jego plan. - Nie! Nie może pan!
- Tak zdecydowałem i nie ma sensu protestować _ powiedział takim tonem, jakby tłumaczył coś
dziecku. - To ta atrakcyjna część planu, sama się przekonasz. Niestety, jest też druga, trochę mniej
przyjemna, ale nie odstąpię od niej. Widzisz, gdy Tania poznała twojego ojca, miała dwadzieścia
jeden lat, więc była niewiele starsza od ciebie i równie ufna jak ty. Oddała się twojemu ojcu z
miłości,
ponieważ wierzyła, że się pobiorą. Kiedy nie chciał się ożenić, zgodziła się na rolę kochanki,
chociaż
było to dla niej upokarzające i bolesne. Szaleńczo zakochana kobieta potrafi wiele znieść i
wybaczyć.
Nawet to, że kochanek traktuje ją przy ludziach jak pierwszą lepszą f<;>zrywkową panienkę. A ja
musiałem na to patrzeć .. Teraz twój ojciec będzie musiał patrzeć, jak ja będę afiszował się z tobą.
Słabo mi, zaraz zemdleję, pomyślała w panice, chociaż na jej twarzy nie drgnął ani jeden' mięsień.
Rozmawiali o przerażających rzeczach, a jednocześnie każde z nich prezentowało na zewnątrz
doskonałe
wprost opanowanie.
Powiem, że się spóźnił, że już kogoś miałam, przemknęło jej przez głowę.
- Tylko nie próbuj mnie okłamywać - uprzedził spokojnie. - Dostarczyłaś mi wystarczającą liczbę
dowodów kompletnego braku doświadczenia, zdradziłaś się również ze swoimi pragnieniami. Nie
ma
sensu zaprzeczać, Hope. Wiem, o czym myślisz, kiedy na mnie patrzysz ... >frudno zatem powiedzieć,
że
wyrządzę ci swoim postępowaniem jakąkolwiek krzywdę. Co więcej, mogę cię nawet zapewnić, że
otrzymasz ode mnie znacznie więcej, niż dostałabyś od Alaina Montracheta. On by się tobą nie
przejmo-
wał, a ja postaram się nie zrobić niczego, co by ci się nie spodobało ...
- Ale on byłby moim mężem! - wybuchnęła, nie mając pojęcia, że w ten sposób zdradza prawdziwą
. przyczynę swojej frustracji. Wbijano jej do głowy, że stosunki przedmałżeńskie są straszliwym
grze-
chem, że nigdy, przenigdy nie wolno do tego dopuścić. Protestowała przeciw popełnieniu grzechu, a
nie
przeciw, przeciw ...
Poczuć jego ręce na swojej skórze, bliskość jego ciała ...
- Nie! - krzyknęła, chcąc odegnać niebezpieczne myśli.
Hrabia popatrzył na nią ze współczuciem.
- Naprawdę lepiej zrobisz, zdając się na moje decyzje. Zostaniemy tu przez tydzień, potem polecimy
na Karaiby. Mam tam willę. O tej porze roku spotkamy wiele osób z naszej sfery. Upewniłem się, że
twój ojciec też już tam będzie. Twoja obecność u mojego boku niechybnie sprawi mu wielką nie-
spodziankę.
- Powiem mu, jak naprawdę było!
- I co? Myślisz, że to coś zmieni? Myślisz, że on cię podtrzyma na duchu, pogłaszcze po główce? Że
się tobą zajmie? - Wzruszył ramionami. - Nie, mon petit, nie będziesz mu już do niczego potrzebna.
- To co się ze mną stanie? Jak długo ... Jak długo mamy być razem?
- Tak długo, jak będzie trzeba.
- A potem? - spytała, starając się ukryć rozpacz.
Powtarzano jej, że kobieta, która zeszła ze śliskiej drogi cnoty, będzie się staczać coraz niżej i niżej,
aż
trafi na samo dno. - Przecież po czymś takim już nikt mnie nigdy nie pokocha, nikt mnie nie zechce! A
mówił pan, że mnie nie skrzywdzi!
- Ależ co ty opowiadasz! Jesteś piękną dziewczyną, w dodatku inteligentną i szybko się uczysz. Jeśli
umiejętnie to wykorzystasz, to nikt ci się nie oprze.
- Pan tylko tak mówi! A czy pan ożeniłby się z kobietą, która przedtem kogoś miała? - zaatakowała.
- Oczywiście. Gdybym ją kochał, nie miałoby to dla mnie najmniejszego znaczenia - odparł bez śladu
wahania. - Ciebie rzeczywiście wychowano w bardzo staroświecki sposób. Wybacz, ale masz klapki
na
oczach. Nie wiesz nic o prawdziwym życiu, tkwisz w świecie urojeń, a to nawet nie są twoje
urojenia,
tylko cudze. Gdybyś chodziła do normalnej szkoły, patrzyłabyś na wszystko zupełnie inaczej.
- Ale to nie pówód, żeby mnie wprowadzać w życie w tak brutalny sposób!
- Brutalny? Przecież już ci powiedziałem, że dołożę wszelkich starań ... Zresztą, zależy mi na tym, by
twój ojciec widział, jak ci ze mną dobrze. On musi wiedzieć, że jesteś ze mną z własnej woli.
Posłała mu oburzone spojrzenie.
- Z własnej woli? Przecież ja pana nie kocham!
Zaśmiał się cicho.
- Jak ty mało wiesz, moja śliczna. Można być z kimś dla rozkoszy ciala, miłość nie jest do tego
potrzebna. ~ Zerknął na zegarek. - Zrobiło się późno, pewnie chcesz się położyć. Niestety, ja muszę
jeszcze trochę popracować, potem do ciebie przyjdę. Aha, pewnie cię nauczono, że w takim wypadku
na-
leży podjąć próbę ucieczki, ponieważ moralny upadek jest gorszy od śmierci. Proszę, nie próbuj. I
tak
drzwi są zamknięte, a Pierre ci nie pomoże, ponieważ uwielbiał Tanię. Zresztą, to byłaby próba
ucieczki
przed rzeczywistością. Możesz dostać coś na sen, jeśli chcesż.
Już miała się zgodzić w nadziei, że jeśli będzie spała, gdy on przyjdzie, to do niczego nie dojdzie.
Jednak hrabia nie był człowiekiem, którego cokolwiek mogło odwieść od realizacji raz powziętego
planu.
- Dziękuję, nie - odpowiedziała
W jego oczach pojawił się błysk uznania.
ROZDZIAŁ TRZECI
Udręka pełnego obaw oczekiwania nie miała trwać długo. Hope wzięła ciepłą kąpiel w złudnej
nadziei, że to choć trochę ukoi jej rozdygotane nerwy. W szelkie pomysły wydobycia się z opresji
spaliły
na panewce. Drzwi na zewnątrz były zamknięte na głucho, nigdzie ani śladu telefonu. Gdybym była
bo-
haterką powieści, na pewno cudownym zbiegiem okoliczności miałabym przy sobie coś do obrony,
po-
myślała, wyciągając z walizki flanelową nocną koszulę, długą aż do ziemi, skromnie zapinaną pod
samą
szyję. Za żadne skarby świata nie włożyłaby kusej jedwabnej koszulki nabytej w Sewilli. Była wtedy
przekonana, że zakupydokdnywane są na życzenie i koszt jej ojca. Tymczasem hrabia ubierał ją jako
swoją przyszłą utrzymankę. Co za ohyda!
Czekała, stojąc w ciemnościach i wbijając paznokcie w ciało, gdy drzwi otworzyły się. Hrabia
zapalił
światło i uśmiechnął się na widok koszuli, ale nic nie powiedział. Przekręcił klucz w zamku i wsunął
go
do kieszeni. Hope odprowadziła go wzrokiem, gdy przeszedł do garderoby. Chwilę później usłyszała
szum lejącej się wody.
Drżała na całym ciele. Próbowała odegnać od siebie wyobrażenia tego, co miało nastąpić. Im
bardziej
próbowała, tym większy lęk ją ogarniał. Gdy hrabia wszedł do pokoju ubrany jedynie w ciemny
szlafrok,
z lekko skręconymi od wilgoci włosami, ogarnęła ją panika. Owszem, wiedziała, jak wygląda męskie
ciało, ale co innego wiedzieć, a co innego widzieć je w rzeczywistości, tak blisko siebie, niemal
nagie ...
- Monsieur ... .:.. jęknęła błagalnie, lecz on roześmiał się i to ją uciszyło.
Pierwszy raz usłyszała jego śmiech, i był to naprawdę przyjemny dźwięk. Poczuła ciarki na plecach.
- Twoje nienaganne maniery budzą mój podziw. Jestem pod ich wrażeniem. Zamierzamy spędzić
wspólnie noc, a ty ani na chwilę nie wypadłaś z roli dobrze ułożonej panienki. Nie zwracaj się do
mnie
tak oficjalnie, mów mi po imieniu. No, powiedz ... - szepnął zachęcaiąco, a wszelki ślad wesołości
zniknął z jego głosu i oczu. - Powiedz ...
Zacisnęła usta w niemym proteście, zwinęła dłonie w pięści. Co innego ciało, a co innego jej wolna
wola - tej mu nie odda! Niech mu się nie wydaje, że może posiąść ją całą. Niech wie, że ona się tak
łatwo
nie podda.
- No cóż, kiedyś powiesz - skomentował i zrzucił szlafrok, a zaszokowana Hope aż się zachłysnęła z
wrażenia. Zrozumiała, że hrabia w ten sposób ukarał ją za odmowę spełnienia jego prośby.
Nie potrafiła oderwać wzroku od jego ciała, gdy hrabia pochylił się, żeby odsunąć kołdrę na bok.
Ogarnęła ją pokusa, żeby rzucić się do ucieczki, ale nie było dokąd. W dodatku nie zamierzała
ponownie
wystawiać się na zjadliwe docinki. Nie chciała dalszych upokorzeń, dlatego zniesie wszystko z taką
godnością, na jaką ją stać.
- No, wszystko gotowe - zauważył, prostując się. - Z jednym m,ałym wyjątkiem... - dodał, patrząc z
dezaprobatą na spraną flanelę. - Rozumiem, że to manewr taktyczny, który miał mnie zniechęcić? -
Ujął
w dłonie końce kołnierzyka. - Przykro mi, moja maleńka, ale nie będziemy tracić czasu na szczegóły.
Jednym szarpnięciem rozdarł na niej koszulę. Wytarta od długiego używania flanela poddała się z ła-
twością, guziczki poleciały na wszystkie strony. Zaskoczona Hope straciła równowagę, oparła się o
hra-
biego, podniosła ręce, żeby go od siebie odepchnąć, oparła dłonie na jego torsie, a potem odskoczyła
jak
oparzona i zasłoniła się.
- Zgaś światło! - krzyknęła z rozpaczą, chociaż od tego bezwzględnego człowieka nie oczekiwała
zrozumienia i współczucia.
Ton jej głosu sprawił, że hrabia na chwilę się zawahał.
Podszedł do kontaktu, ale nie zgasił światła, tylko je mocno przyciemnił.
- W ciemności bałabyś się jeszcze bardziej - wytłumaczył, wracając do niej. - A naprawdę nie ma się
czego obawiać, Hope. Ból trwa tylko chwilę, to tylko raz ...
- Tak, wiem - wyszeptała. Nie zamierzała więcej dyskutować, protestować, uciekać. Niech to już się
skończy. Skoro tak musi być, to trzeba to znieść na tyle mężnie, na ile się da. Tego też nauczono ją w
szkole. Gdy czegoś nie można zmienić, to należy zacisnąć zęby i przetrwać.
- Ależ ty zmarzłaś - zauważył, dotykając jej ramion, które pokryły się gęsią skórką. Powoli, bardzo
powoli przesunął dłońmi po jej plecach aż do bioder, a Hope na kilka sekund wstrzymała oddech.
Wziął
ją na ręce i zaniósł na łóżko i chociaż odwróciła głowę i usztywniła mięśnie, wcale go to nie zraziło.
Do-
tykiem i pocałunkami cierpliwie ogrzewał każdy centymetr jej ciała, które było jak z lodu.
Nie walczyła z nim, chociaż jego pieszczoty paliły ją żywym ogniem. Gdy poczuła, jak jego dłoń za-
myka się na jej piersi, zaczęły nią wstrząsać dreszcze. Jak z oddali dobiegał ją zmysłowy głos, a
chociaż
nie rozróżniała słów, ton był łagodny i uspokajający.
To, co się działo; nie było fizycznie bolesne czy nieprzyjemne, ale sposób, W jaki ją wychowano, nie
pozwalał jej tego dostrzec. W jej przekonaniu hrabia wyrządzał jej straszliwą krzywdę, ponieważ nie
miał
prawa w ten sposóqjej dotykać, tak na nią patrzeć, tak z nią igrać. Tak nie wolno, nie wolno! I jeszcze
to
dziwne uczucie, które budziło się w głębi jej ciała. Chyba strach, bo cóżby innego? Ale dlaczego jej
piersi
tak dziwnie nabrzmiewają, dlaczego w żołądku robi się gorąco, skąd ta zniewalająca słabość, jakby
ciało
zmieniło się w roztopiony wosk?
Surowe zasady i potrzeby ciała toczyły w jej duszy zaciekłą walkę, każde z rosnącą determinacją
ciągnęło w swoją stronę. Hope była rozdarta między pragnieniem słodkiego poddania się instynktowi
a
świadomością, że pieszczący ją mężczyzna nie jest jej mężem. Co więcej, ona nigdy go nie pokocha,
bo
to wróg jej ojca, który wykorzystywał ją jako narzędzie zemsty. I ta myśl w końcu wzięła górę, toteż
Hope twardo zdławiła w sobie pragnienie fizycznej miłości. Zesztywniała w mentalnym i fizycznym
oporze - akurat wtedy, gdy Aleksiej, wyczuwszy przyzwolenie jej ciała, wszedł w nią.
Krzyknęła, choć przysięgła sobie, że tego nie zrobi. Przerażona bólem, zareagowała histerycznie,
wal-
cząc i bijąc na oślep pięściami. Z jej oczu polały się łzy. Gdy się wycofał, odwróciła się plecami i
zwinęła
w kłębek na pomiętym prześcieradle.
On to zrobił na zimno, dla zemsty! I tak spokojnie, wręcz grzecznie, bo przecież mówił, że nie chce
jej
skrzywdzić. Chyba jednak wolałaby, żeby planował ją upokorzyć, żeby okazał jakąkolwiek emocję!
To
właśnie ten jego kompletny brak zaangażowania powodował, że to, co się stało, było wstrętne.
- Hope. - Wzdrygnęła się, gdy poczuła na ramieniu dotyk palców. - Już dobrze, nie będę cię dotykał.
Nie rozluźniła mięśni, nawet wtedy gdy odsunął się, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa. Wstał,
okrążył łóżko i podszedł do okna. Hope nie potrafiła oderwać wzroku od nagiej sylwetki mężczyzny,
który przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ciemność.
- Jest mi bardzo przykro, że to tak wyszło, ale zbyt się spięłaś, by mogło być inaczej. Ale następnym
razem ... - Musiała wydać z siebie jakiś zduszony odgłos, gdyż' octwrocił się od okna, a wtedy
zauważył
zbolały wyraz jej twarzy. - Powinnaś się przespać. Rano zobaczysz wszystko w innym świetle. -
Przysiadł
na brzegu łóżka. - Posłuchaj, Hope. Szarpałaś się nie tylko ze mną, ale i ze sobą samą. Zapewne
nauczono
cię w klasz,torze, że ciało kobiety należy do jej męża, a seks to obowiązek małżeński, który ma na
celu
prokreację. Ale miłość fizyczna to również wyjątkowe doznanie. Przekonasz się o tym, jeśli tylko
zaczniesz słuchać własnych pragnień, zamiast cudzych głosów, które masz w głowie.
Gdy wstał, przez chwilę łudziła się, że pójdzie sobie i zostawi ją samą, lecz ku jej wielkiemu roz-
czarowaniu obszedł łóżko i położył się ponownie. Przykrył ich starannie kołdrą, nie próbując dotykać
Hope. Niedługo później usłyszała, jak jego oddech staje się miarowy i głęboki. Dopiero wtedy jej
na-
pięcie zelżało nieco, ale nie na tyle, żeby mogła odpocząć. O spaniu w ogóle nie było mowy. Czuła
się
podle. Czuła się brudna. .
Ostrożnie wyślizgnęła się z łóżka, starając się nie obudzić śpiącego mężczyzny. Jej stopy zanurzyły
się w miękkim dywanie. Miękki dywan, miękkie kolana, nieważkie ciało, które osuwa się ... Za jej
plecami rozległ się szelest i Aleksiej już był przy niej, ratując ją przed upadkiem.
- Muszę się umyć - wymamrotała półprzytomnie, opierając głowę na jego ramieniu. - Muszę ... - Tak,
dziecinko, wiem.
Wzięto ją na ręee i zaniesiono do łazienki, gdzie owinięto ręcznikiem kąpielowym, żeby nie zmarzła,
zanim wanna się napełni. Następnie zanurzono ją w ciepłej, pachnącej wodzie. Słyszała czyjś głos,
ktoś
łagodnie mył ją gąbką. To było przyjemne, bardzo przyjemne. Zupełnie jak wtedy, gdy była mała i
miała
nianię ... A potem wyjęto ją z wody, wytarto ręcznikiem do sucha, kazano jej grzecznie otworzyć
buzię.
Gdy tak zrobiła, podano jej pastylkę. Skrzywiła się i natychmiast dostała szklankę wody do popicia.
Czyjeś mocne ramiona objęły ją delikatnie.
- Hope? - rozległ się nad nią głos Aleksieja.
Z trudem otworzyła opadające ze znużenia powieki i spojrzała na niego z wyrzutem.
- Zrobiłeś mi krzywdę - poskarżyła się jak dziecko.
Wyczuła jeszcze, że dziwnie zesztywniał na te słowa, a potem przeżycia, kąpiel i środek nasenny
zrobiły swoje. Nie miała więc pojęcia, że gdy Aleksiej zaniósł ją do łóżka, instynktownie przytuliła
się
do niego. Nie mogła też wiedzieć, że on nie spał prawie do rana, przyglądając jej się uważnie. W
jego
oczach pojawiła się cała gama uczuć ... również ról.
Musiał pomścić swoją siostrę i wiedział, że wybrał najlepszy sposób. Nie zamierzał się wycofać,
nigdy się nie cofał.
Na bladej twarzy kobiety, która leżała przy nim,
widniały ślady łez.
Hope obudziła się i natychmiast napłynęły wspomnienia wydarzeń ostatniej nocy. N a szczęście była
w pokoju sama.
- Widzę, że już wstałaś. - Aleksiej wszedł do pokoju, świeży i młodzieńczy w dżinsach i bawełnianej
koszuli. - Śniadanie - zaanonsował, stawiając przy łóżku pełną tacę.
Odwróciła od niego, głowę.
- Nie ma się co boczyć, Hope - powiedział łagodnym tonem, przysiadając obok niej. - Pierwszy raz
nie musi być przyjemny, ale to wcale nie znaczy, że następnym razem będzie równie źle. Zobaczyśz ...
Nie rozumiała, jak on może tak spokojnie mówić o tym, co między nimi zaszło. Przecież ostatnia noc
zmieniała wszystko, przede wszystkim - ją samą, i to bezpowrotnie. A on traktował to tak lekko! W
dodatku nie tylko poznał całe jej ciało, ale również wydawał się znać jej myśli, obawy i emocje.
Czuła z
przerażeniem, że nie ma dokąd przed nim uciec, że nie może się przed nim schować, ponieważ on
przeniknie każdy mur, jaki wokół siebie wzniesie. Nie miała już nic własnego, ze wszystkiego ją
ograbił.:.
Aleksiej wstał, zniknął za drzwiami garderoby, a po chwili wrócił z jedwabną podomką.
- Usiądź - zakomenderował, a gdy po chwili wahania Hope usłuchała ubrał ją i starannie zawinął
pasek
na kokardę. - Spróbuj zrozumieć. Dla mądrych ludzi nie bedzie miało znaczenia, że byliśmy
kochankami. Będą cię oceniać przez pryzmat twoich cech, a twoje dziewictwo lub jego brak nie ma
z tym nic wspólnego. To liczy się tylko dla twojego ojca, który chciał cię sprzedać. Teraz myślisz
inaczej, ale kto wie, czy któregoś dnia mi nie podziękujesz.
- Nie kłam! Sam powiedziałeś, że mój ojciec nie chciał ożenić się z twoją siostrą·
- Nie dlatego, że nie była dość cnotliwa, ale dlatego, że nie była dość bogata jak na jego potrzeby _
wycedził. - I nie mszczę się na nim za to, że był jej kochankiem, ale za to, że był dla niej okrutny. A
teraz
zjedz śniadanie i ubierz się·
- W co? Nie mam nic czerwonego - wytknęła zjadliwie.
Roześmiał się w odpowiedzi.
- Nawet wyzywająco ubrana nadal wyglądałabyś jak skrzywdzone niewiniątko. Myślę jednak, że
szybko przestaniesz się dąsać i wreszcie zaczniesz wyglądać jak dorosła kobieta. - Owinął sobie na
palcu
długie pasmo jej włosów.
Wyrwała się.
- Będziesz musiał .długo czekać!
_ O, przeciwnie, moja śliczna. Założę się, że stanie się to szybciej, niż przypuszczasz. Sama nie
wiesz,
co w tobie tkwi. - Pochylił się i pocałował ją, a gdy się wyprostował, przyjrzał się uważnie jej
zarimienionej twarzy. Przez chwilę Hope myślała, że na tym się nie skończy, ale ku jej wielkiej uldze
Aleksiej wstał z łóżka. - Idę na obchód winnic .. Czuj się jak u siebie w domu, zamek jest do twojej
dys-
pozycji. Na wypadek, gdybyś chciała zrezygnować z mojej gościny, most będzie podniesiony. Ale
przed
czym tu uciekąć? - spytał sugestywnym tonem. - To żaden wstyd czerpać przyjemność z fizycznego
zbli-
żenia.
- Jak mogę czerpać przyjemność, skoro cię nienawidzę? - rzuciła mu prosto w twari
- Przekonasz się - odparł z uśmiechem i podszedł ku drzwiom. - Do zobaczenia wieczorem.
Została sama z mętlikiem w głowie. Ten człowiek nie przestawał jej zaskakiwać, był pełen
sprzeczno-
ści. Z jednej strony nie liczył się z nikim i z niczym, tylko uparcie podążał w wybranym przez siebie
kie-
runku. A równocześnie potrafił być troskliwy, zaopiekować się kimś potrzebującym wsparcia: Kiedy
jed-
nak Hope przestarue mu być potrzebna, nie będzie się już ? nią troszczył. Co ona wtedy ze sobą
pocznie?
Zycie w klasztorze było uporządkowane, toczyło się leniwie z góry przewidywalnym rytmem. Hope
nie
musiała podejmować żadnych decyzji, wymagano od niej jedynie posłuszeństwa. Jednak w
normalnym
świecie taka bierna postawa nie popłacała, tu należało wykazać się zaradnością. Ale jak miała ją z
siebie
wykrzesać, gdy przez te wszystkie lata uległość stała się jej drugą naturą?
Jednak świat pełen jest kobiet, które jakoś żyją, rozwiązują różne problemy, romansują, wychowują,
czasami samotnie, dzieci. Tak, powinna wziąć się w garść. Użalanie się nad sobą nie miało sensu.
Napiła się kawy, ale jedzenia nie tknęła. Ubrała się i wyszła na zewnątrz. Przez chwilę kręciła się po
dziedzińcu, znalazła puste stajnie i niewielki wyłom w murze. Stąd można było zobaczyć nurkujące w
fosie kaczki. Wróciła do środka, zaczęła chodzić po pokojach. W końcu poszła do biblioteki, w
nadziei,
ze może ciekawa lektura pomoże jej jakoś przetrwać ten dzień. Wzięła z półki Wojnę i pokój Tołstoja
i
zwinęła się w kłębek na przepastnym fotelu.
Wczesnym popołudniem Pierre przyniósł jej świeżo zaparzoną kawę, omlet i owoce. Omlet pachniał
tak kusząco, że jej niechęć do jedzenia osłabła gwałtownie. Gdy potem odniosła tacę do kuchni,
Pierre,
który dotychczas popatrywał na Hope z. widoczną niechęcią, spojrzał z aprobatą na puste naczynia.
Czytała jeszcze przez kilka godzin, ale w miarę upływu czasu coraz mniej skupiała się na lekturze. N
adchodzący wieczór napełniał ją coraz większym lękiem. Wreszcie odłożyła opasły tom na bok i
pode-
szła do okna. Słońce zachodziło powoli. Kaczki nurkowały w fosie w poszukiwaniu pożywienia.
Tknięta
nagłą myślą udała się do kuchni, gdzie znalazła bochen chleba. Ukroiła kawałek, wyszła na
dziedziniec i
stanęła w wyłomie muru, który zauważyła rano. Kaczki znajdowały się niemal pod nią. Zaczęła
drobić
im chleb, rozbawiona ich manewrami w walce o pozywienie.
Niestety, ta przyjemna chwila nie trwała długo. Zazgrzytał most zwodzony i po chwili na dziedzińcu
pojawił się znajomy samochód. Aleksiej wysiadł, a na jej widok zdenerwował się wyraźnie. Ostro
za-
wołał ją po imieniu.
Cofnęła się odruchowo, nie mając pojęcia, że stoi w niebezpiecznym miejscu. Ponieważ zaprawa
zwietrzała, niewielki głaz pod stopami Hope obsunął się. Poleciała w dół, zanim zdążyła zrozumieć,
co
się dzieje. Woda w fosie była lodowato zimna, wlała się do otwartych ust, zdławiła okrzyk. Hope
umiała
pływać, jednak w chwili pierwszego szoku nie po- . trafiła zrobić nic sensownego i poszła na dno jak
kamień.
Coś ją złapało, próbowała z tym walczyć, przed przerażonymi oczami mignęła jej twarz Aleksieja.
Przemknęła jej przez głowę potworna myśl, że on chce ją utopić, żeby zatrzeć ślad popełnionej
zbrodni,
toteż zaczęła z nim zaciekle walczyć. A potem wokół zapadła ciemność ...
Poczuła pod plecami wygrzane słońcem kamienie. Otworzyła oczy. Aleksiej, który stał nad nią z za-
ciśniętymi ustami, dał znak Pierre' owi, który natychmiast pobiegł do zamku. Aleksiej wziął ją na
ręce
i podążył śladem Pierre' a.
- Mon Dieu, czyś ty zupełnie zwariowała? Czy naprawdę uważasz, że lepiej umrzeć, niż żyć w hań-
bie? - wysyczał z furią, wnosząc ją do łazienki. Chętnie wykąpię cię ponownie, czasami bycie twoją
nianią jest- przyjemne, ale może nie w takich dramatycznych okolicznościach!
Postawił ją na ziemi i nachylił się, żeby napuścić gorącej wody do wanny. Hope stała w przemoczo-
nym ubraniu, szczękając zębami.
- Nie zrobiłam tego celowo, to był wypadek. Karmiłam kaczki, kiedy przyjechałeś. Zaskoczyłeś mnie
i
...
- I wolałaś wpaść do fosy, zamiast znosić moje towarzystwo? - dokończył ponuro. - To dziecinna
komedia, naprawdę. Odgrywasz rolę niewinnej ofiary, a ja jestem czarnym charakterem, który cię
prze-
śladuje. Czy nie rozumiesz, że kiedy już się ode mnie uwolnisz, będziesz mogła zrobić ze swoim
życiem,
co tylko zechcesz? Nikt już nie będzie tobą rządził. Gdybyś trafiła w ręce Alaina, musiałabyś
siedzieć
potulnie jak trusia i robić tylko to, czego by od ciebie żądano. Czy ty nie masz żadnych ambicji?
Zadnych
własnych pragnień? Czy niczego nie chcesz od życia dla siebie? - spytał tonem pełnym
zniecierpliwienia.
- Jesteś osobą, a nie marionetką! Naprawdę zadowalałoby cię takie życie w złotej klatce?
Nie odpowiedziała. Westchnął ciężko, jakby poczuł na sobie jakiś wielki ciężar, i dopiero teraz
Hope
pomyślała, że jej wypadek musiał go porządnie wystraszyć. Przecież gdyby coś jej się stało, jego
kunsztowny plan zemsty ległpy w gruzach. Ze złości zacisnęła usta.
- Ściągaj to mokre ubranie i wskakuj do wanny. Pierre właśnie robi ci drinka, może powiem mu, żeby
przygotował też kolację. Chciałem cię dzisiaj zaprosić do restauracji, ale teraz nadajesz się tylko do
łóżka ...
- Kiedy ja bardzo chętnie wyjdę - zapewniła pośpiesznie. Wszystko lepsze od spędzania z nim czasu
sam na sam.
- W porządku - kiwnął głową i z obrzydzeniem przesunął dłońmi po nieprzyjemnie sztywnych, mo-
krych dżinsach. - Ja też się wykąpię.
Hope odruchowo powiodła spojrzeniem za ruchem jego rąk. Materiał opinał się na jego biodrach i
udach ...
- Nie siedź w wahnie za długo, bo mogę nie wytrzymać i przyjść, żeby dotrzymać ci towarzystwa -
powiedział zmienionym głosem. - A na takie igraszki nie jesteś jeszcze gotowa ... - Z żalem zerknął
na
pełną wannę. - W tym się na szczęście nie utopisz, ale za dziesięć minut przyjdę sprawdzić, czy
wszystko
w porządku. Jeśli nadal będziesz w wannie, odczytam to jako zaproszenie.
Kiedy wrócił z kąpieli, ubrany w krótki szlafrok, Hope siedziała na fotelu przed kominkiem, sącząc
drinka. Na tacy stał też dzbanek i dwie filiżanki. Aleksiej. podszedł, żeby nalać sobie kawy, a Hope
nie
mogła oderwać spojrzenia od jego opalonych nóg. Owładnęło nią pragnienie, by wyciągnąć rękę i
dotknąć ich, przekonać się, czy naprawdę są takie same w dotyku, jak zapamiętała to z poprzedniej
nocy.
O czym ona myśli? I czy on znowu odgadł, co się z nią dzieje? Spłoszona podniosła na niego wzrok.
Aleksiej obserwował ją ze współczującym, pozbawionym kpiny uśmiechem.
- Biedactwo. I chciałabyś, i boisz się ... Ale to minie. Tymczasem dokończ drinka i połóż się. - Za-
uważył spojrzenie, jakim obrzuciła łóżko. - Nie patrz z taką odrazą, jakby to było narzędzie tortur, i
przestań robić ze mnie potwora. Uwierz mi, dziecko, niedługo sama będziesz mnie błagać o
pieszczoty.
W tym iilomencie poczuła, że ma dość tego protekcjonalnego traktowania. Wszystko się w niej za-
gotowało. Owszem, była przez dziesięć lat wdrażana do uległości i wychowywana na potulną trusię,
ale
odziedziczyła też geny po matce, niepokornej rudowłosej Irlandce, która nie dawała sobie w kaszę
dmu-
chać. Zerwała się z fotela i spiorunowała Aleksieja spojrzeniem, a jej oczy stały się szare jak
burzowe
chmury.
- Na pewno nie - warknęła, trzęsąc się z wściekłości. Musiała zacisnąć dłonie w pięści, żeby nie
poorać
mu twarzy paznokciami. Wtedy wreszcie znikłby ten pełen wyższości uśmiech. - Wydaje ci się, że
wszystko wiesz, że wszystko rozumiesz. Mylisz się· To, że moje ciało reaguje na twój dotyk, nie
oznacza
jeszcze, że masz nade mną władzę. Nienawidzę cię, nienawidzę, i to się nigdy nie zmieni. Mówisz, że
mój
ojciec chciał mnie wykorzystać do swoich celów, a przecież ty robisz dokładnie to samo, niczym się
od
niego nie różnisz! Obaj jesteście podli.
- Zaczynasz histeryzować - odparł zimno. - Jeśli się natychmiast nie uspokoisz, to ...
- To co? Uderzysz mnie? - spytała prowokacyjnie i znieruchomiała.
Potrząsnął głową, a potem nagle uśmiechnął się bez cienia gniewu.
- Pewna część twojego ciała aż się tego domaga. Potem jednak pocałowałbym, żeby nie bolało.
Oczy-
wiście, gdybyś ładnie poprosiła - zakończył z przekorą w głosie, wiedząc doskonale, że wygrał
wojnę
na słowa.
Hope nie znalazła żadnej odpowiedzi. Gdy wyszedł, zakryła dłońmi płonącą twarz. W starciu z nim
nie miała żadnych szans, on zawsze ją wykpi, wyśmieje, poniży, zawsze będzie miał przewagę. Och,
zimny drań, potwór, nienawidzi go z całego serca!
- Na pewno czujesz się na siłach, żeby wyjść? - upewnił się Aleksiej, stając w drzwiach garderoby.
Hope skinęła głową. Była już ubrana, właśnie skończyła się malować. Na widok Aleksieja poczuła
dziwne ssanie w żołądku. Miał na sobie białą koszulę, którą dopiero teraz niespiesznie zapinał.
Potem
włożył spodnie, co wskazywało aż nadto dobitnie, że ubieranie się w obecności kobiety jest dla
niego
chlebem powszednim.
Spostrzegł zakłopotany wyraz jej twarzy, podszedł, stanął za plecami Hope i wziął z toaletki jej
szczotkę do włosów. Przez chwilę w milczeniu patrzyli sobie w lustrze w oczy, po czym Aleksiej
zaczął
powoli rozczesywać jej włosy. Wrażenie było tak przyjemne, że nieco się odprężyła. .
- Dobrze wiem, że to, co zaszło, było dla ciebie prawdziwym szokiem. Ale powinnaś zrozumieć, że
buntując się i złoszcząc, najbardziej szkodzisz sobie samej. Spróbuj na to spojrzeć jako na kolejny
etap
nauki.
- Takich rzeczy powinnam się uczyć dopiero po ślubie! Po tym wszystkim na pewno nikt się ze mną
nie ożeni, co najwyżej zostanę zabawką kolejnego mężczyzny. - Łzy zakręciły jej się w oczach.
- Znowu przesadzasz. Przestań wreszcie zachowywać się jak dziecko - skarcił ją chłodno. - Dla
ciebie
wszystko jest albo czarne, albo białe, tymczasem w życiu istnieje wiele ódcieni szarości. Nikt już nie
sprowadza wartości kobiety do jej cnoty. Nie czujesz, jakie to poniżające, że postrzegasz siebie
wyłącznie
przez pryzmat ciała, wszystko jedno, czy skalanego, czy nie. Liczy się osobowość, inteligencja,
poczucie
humoru. Nikt nie będzie miał ći za złe romansu ze mną. "Upadłe kobiety" istnieją wyłącznie w twojej
wyobraźni.
- Gdyby to była prawda, sypianie ze mną nie byłoby żadną zemstą na moim ojcu - wytknęła.
Przestał ją czesać. Pochylił się, ujął ją pod brodę i odwrócił twarzą ku sobie.
- Dziecinko, twoja cnota miała dla twojego ojca znaczenie czysto handlowe. Teraz będzie mu obo-
jętne, jak się prowadzisz.
- Nienawidzę cię - rzuciła mu w twarz, chociaż czuła, że jej zachowame jest żałosne. - Nie
rozumiem,
jak matka przełożona mogła mnie oddać w ręce kogoś takiego.
- To bardzo proste. Sfałszowałem podpis twojego ojca. Ponadto siostrzyczki wyraźnie martwiły się o
ciebie, więc gdy zjawił się twój wybawca, były zbytnio ucieszone, żeby o cokolwiek wypytywać.
Aha,
oprócz ciebie wydały mi też twój paszport, który chwilowo pozostanie w moim posiadaniu. Nie za-
pominaj, że nie masz pieniędzy ani żadnych znajomych. Jeśli mimo to chciałabyś uwolnić się od
mojego
towarzystwa - dodał, ponownie z łatwością czytając w jej myślach - to uprzedzam, że nie będzie to
proste.
Moja rodzina mieszka tu od wieków, wszyscy nas znają i poważają. Jeśli nie dasz mi słowa, że nie
będziesz robić głupstw, rozpowszechnię informację, że jesteś niezrównoważona psychicznie i
cierpisz na
manię prześladowczą ...
Patrząc w jego chłodne oczy' zrozumiała, że on nie żartuje. Naprawdę zrobi z niej wariatkę, nic go
nie
powstrzyma, nic go nie wzruszy. Dałaby wszystko, naprawdę oddałaby wszystko za to, by móc mu
odpłacić za doznaną krzywdę, znaleźć jego czułe miejsce, sprawić, by cierpiał tak sarno jak ona
teraz.
- Zmieniłam zdanie. Nie chcę nigdzie z tobą iść - oznajmiła z goryczą i odwróciła się plecami.
- Jak sobie życzysz - odparł spokojnie, zapinając górne guziki koszuli. - Powiem Pierre' owi, żeby
zrobił ci kolację.
Wcale nie przejął się jej odmową, zostawiał ją i wychodził, jakby nigdy nic! Poczuła ukłucie roz-
czarowania, lecz jakoś zdusiła w sobie tę emocję.
Pierre przyniósł jej kolację do biblioteki, gdzie zaszyła się przy kominku. Oprócz pieczonego
kurczaka
z warzywami postawił na stoliku również kieliszek i odkorkowaną butelkę wina, na której widniał
herb z
orłem i nazwisko Serivace. Gdy została sama, nieufnie pociągnęła łyczek. Teoretycznie znała się na
winach wyśmieniaie, z praktyką było gorzej.
Wino miało bladozłoty odcień, było lekko wytrawne i znakomicie podnosiło walory smakowe kur-
czaka ... Wkrótce również rzeczywistość zaczęła się jawić Hope w o wiele jaśniejszych kolorach.
Tak,
zdecydowanie świat nabierał barw. Chyba już rozumiem, dlaczego ludzie piją, pomyślała nieco
ponuro,
nalewając sobie drugi kieliszek.
Gdy była w połowie trzeciego, Pierre przyszedł zabrać tacę. Przyniósł dzbanek kawy, ale Hope nie
miała ochoty otrzeźwiać się kawą. Po co psuć błogostan, w jaki popadła? Wziąwszy pod uwagę
obecną
sytuację, chyba lepiej było nie trzeźwieć.
Gdyby zakonnice ją teraz widziały, na pewno przeżyłyby potężny szok. Jednak myśl o klasztorze
podziałała na nią przygnębiająco, więc czym prędzej wychyliła kieliszek do dna. Pokój zakołysał się,
gdy
z pewnym trudem wstała. Zygzakami weszła po schodach na piętro, szczerze zadowolona, że Aleksiej
nie
jest świadkiem jej poczynań.
Była zaledwie dziesiąta, lecz Hope ogarnęła przemożna senność. Wykąpała się, omal nie zasypiając
w
wannie, po czym z odrazą włożyła jedną z je- dwabnych nocnych koszulek i wsunęła się do
ogromnego
łoża.
W ostatniej chwili przed zaśnięciem niespodziewanie bardzo jasno zdała sobie sprawę, że dopóki
nie
pogodzi się z rzeczywistością, nie zazna spokoju. Musi zaakceptować fakty, a nie zadręczać się
wyobrażeniami tego; jak powinno być. Ale przecież to samo doradzał jej Aleksiej... Czyżby więc
miał
rację? Czyżby wyniesiona ze szkoły biało-czarna ocena świata naprawdę nie sprawdzała się w
życiu?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Miała niezwykle przyjemny sen. Leżała na plaży, na ciepłym piasku, a promienie słońc'a zdawały się
pieścić jej skórę. Pod ich wpływem· zmieniała się i zdawało jej się, że sama staje się światłem,
ciepłem,
pulsującym życiem. Przez cały czas jednak czuła na poły świadomie, że to doznanie nie będzie trwało
wiecznie, że istnieje jakieś zagrożenie, które wejdzie pomiędzy nią a źródło ciepła, a wtedy nie
będzie
mogła już dłużej rozkoszować się słoneczną pieszczotą· Ogarnie ją chłód, zapadnie ciemność.
Lęk zwiększał się stopniowo, jak niewielka chmurka rozrastająca się do rozmiarów chmury
burzowej.
Po piasku przesuwał się cień, przybliżał się, przybliżał, już jej dotykał, już oddzielał ją od słońca.
Cień
przybrał kształt człowieka. Serce waliło jej w piersi, w ustach zaschło, ogarnął ją paraliżujący
strach. Nie
mogła sobie uprzytomnić, kim jest ta osoba, ale przeczuwała, że ją zna. Rozpaczliwie zmusiła pamięć
do
wysiłku. Przypomnij sobie, przypomnij ... I nagle dotarło do niej, kim jest cień, krzyknęła. Zaczęła
płakać
i obudziła się z uczuciem, jakby wypadała przez rozbite okno - wtedy nagle okazało się, że
bezpiecznie
leży pod kołdrą, wtulona plecami w ciało Aleksieja.
- Hope, wszystko w porządku?
Jego głos uprzytomnił jej, że koszmarny sen nie był efektem czystej imaginacji. Przeciwnie, był bar-
dzo mocno zakorzeniony w rzeczywistości.
- Tak, to tylko sen - odpowiedziała, zdając sobie sprawę, że nadal czuje ciepło, lecz na jawie jego
źródłem jest ciało Aleksieja.
- Wołałaś ojca. Dlaczego?
Niemal zaprotestowała, gdy zabrał dłoń, którą do tej pory trzymał na jej brzuchu. Ujął ją za ramię i
obrócił ku sobie.
- Nie pamiętam, co mi się śniło - skłamała. Ale czy to dziwne, że wołałam ojca na pomoc?
- Nie wołałaś go, tylko krzyczałaś, na niego. A płakać zaczęłaś dopiero potem, przedtem twój sen był
spokojny, nie było potrzeby wołać o pomoc. - Pochylił się, by ją lekko, uspokajająco pocałować. -
Mmm, piłaś nasze wino, czuję je na twoich ustach. .. - wymruczał. - Pozwól, że też się nim poczęstuję
...
Nie zaprotestowała. Nie zaprotestowała też chwilę później, gdy zaczął delikatnie zdejmować jej
koszulkę. To przez to wino, pomyślała w oszołomieniu, nadal jestem na rauszu ... Wiedziała, że nie
powinna tak bezwolnie znosić pieszczot Aleksieja, ale zupełnie nie była w nastroju do walki.
Pozwoliła
się rozebrać, a potem oglądać w miękkim blasku księżyca. Aleksiej leżał wsparty.,na łokciu i w
milczeniu
kontemplował jej kształty:
Pod jego wzrokiem zaczęło się w niej budzić coś dziwnego - to samo ciepło, które czuła we śnie, ale
tym razem nie przychodziło ono z zewnątrz, 'tylko miało źródło w głębi niej samej. Z tego ukrytego
źródła rozlewało się coraz szerzej, ogarniająo całe ciało, potęgując relaksujący, rozluźniający wpływ
al-
koholu. Gdy Aleksiej zaczął gładzić jej skórę, Hope śledziła ruch jego ręki już bez paniki, za to z cie-
kawością. Wydawało się, jakby głaskał kota. I poczuła się jak zadowolona kótka, miała 'ochotę prze-
ciągnąć się i mruczeć z rozkoszy.
Spostrzegła, że gdy zamyka oczy" zmysł dotyku jeszcze się wyostrza. Zamarła, gdy dłoń Aleksieja
zawędrowała na czubek jej piersi. Coś kazało jej wygiąć się i wtulić mocniej w jego dłoń.
Oszołomiona,
półprzytomnie uniosła powieki i nagle ujrzała błysk w oczach Aleksieja. Ogarnął ją nagły gniew. No
tak,
pewnie odczuwał satysfakcję, przecież zaczęła się zachowywać bezwstydnie jak ...
Poderwała się gwałtownie, lecz on przytrzymał ją, położył z powrotem i znowu głaskał
uspokajająco,
aż jej mięśnie ponownie rozluźniły się, chociaż poczucie przyzwoitości nakazywało większą
czujność.
Nie powinnam była pić tyle wina, pomyślała, jednocześnie wydając mimowolnie jęk rozkoszy, gdy
wargi
Aleksieja przesunęły się po jej szyi ku płatkowi ucha i zaczęły je zmysłowo pieścił Hope z każdą
chwilą
pogrążała się coraz bardziej w odczuciu słodkiej słabości. Naraz poczuła, że jego dłoń, która dotąd
spoczywała na jej biodrze, wędruje ku ...
Gwałtownie wciągnęła powietrze. Próbowała się odsunąć, lecz ramię Aleksieja opasywało ją
mocno.
Próbowała okładać go pięściami, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Starała się mocno
zewrzeć
nogi, lecz jego dłoń i tak wśliznęła się między jej uda i ... I Hope poczuła, że to doznanie nie jest dla
niej
przykre. Z zaskoczenia otworzyła szeroko oczy, a jej spojrzenie padło na twarz Aleksieja,
zadziwiająco
skupioną.
W pewien sposób to było nawet gorsze od tego, co wydarzyło się.Poprzedniej nocy. Nienawidziła go
za to, że pieści ją w ten sposób, to było niedozwolone, grzeszne! Aż wiła się pod jego dotykiem,
który był
tak rozkoszny, że niemal trudny do zniesienia.
- Przestań! Przestań! - szeptała bezradnie, wciąż próbując się uwolnić, lecz Aleksiej przesunął rękę
pod jej plecami tak, by jej głowa odchyliła się do tyłu, a szyja i biust uniosły się do góry. Całował ją
tak
zniewalająco, że w końcu Hope przestała zaciskać dłonie w pięści i bezwiednie oparła je na
ramionach
mężczyzny, którego nie chciała znać, a którego w tej chwili nie potrafiła odepchnąć.
Tak, jej własne ciało zdradziło ją, zdradziło ją zupełnie, znajdowało w tej; sytuacji przyjemność, go-
rzej, pragnęło tej przyjemności, pożądało jej coraz goręcej. I to do tego stopnia, że gdy rozpalająca je
dłoń cofnęła się, doznało uczucia nagłego zawodu, jakby otworzyła się w nim dziwna pustka, która
do-
magała się zapełnienia zaraz, natychmiast!
Ale on się odsunął, a niezaspokojone, porzucone ciało aż zadygotało z dojmującego żalu.
- Hope, popatrz na mnie.
Z ociąganiem uniosła powieki.
- Gdybym miał pojęcie, że nasze wino aż tak na ciebie działa, to wczoraj bym cię w nim wykąpał. -
W
jego oczach tliły się wesołe iskierki.
Hope oprzytomniała do tego stopnia, że dotarło do niej, gdzie jest, z kim i dlaczego ten ktoś postępuje
z nią w ten sposób. On nie tracił głowy; on działał jak . zaprogramowany automat. Zaprogramowany
na
zemstę.
- Nie dotykaj mnie - wydusiła z trudem przez ściśnięte gardło. - Nienawidzę cię, nienawidzę tego, co
ze mną robisz, nienawidzę ...
- Samej siebie za to, że ci się to podoba? - Swoim zwyczajem dokończył za nią gładko. - Ależ, ma
belle, to zupełnie naturalne, że ci się podoba, nie ma się czego wstydzić. Emocjonalnie jesteś dziec-
kiem, ale fizycznie jesteś dojrzała, a ciało ma swoje potrzeby, z którymi nie ma co dyskutować. W
do-
datku masz bardzo zmysłową naturę, a na to żaden klasztor nie'pomoże ... - Zaśmiał się cicho na
widok
jej gniewnej miny. - Wiem, że jak zwykle mi nie wierzysz. Ale wyobraź sobie, że gdy wróciłem do
domu i położyłem się, przekręciłaś się na bok i wtuliłaś we mnie tak naturalnie, jakbyś sypiała ze
mną
od zawsze. Nie chciałem cię budzić, ale zachowanie spokoju wymagało ode mnie dużo wysiłku. Na
szczęście teraz już nie muszę się powstrzymywać ...
Przysunął się, a Hope zesztywniała instynktownie na wspomnienie bólu z poprzedniej nocy. Jednak
ciepła dłoń Aleksieja łagodnie zaczęła jej dotykać w taki sam sposób jak poprzednio, ponownie
budząc.
pragnienie zaspokojenia.
- Spokojnie, nie ma się czego bać ... - Jej ucho owionął ciepły oddech, uda rozchyliły się delikatnie i
nie było żadnego bólu, tylko następujące po sobie fale rozkoszy, jedna za drugą, jedna za drugą, a
potem
rozległ się chrapliwy jęk Aleksieja i świat eksplodował.
Leżała· nieruchorno w jego ramionach, z ustami przy jego szyi, próbując zrozumieć, co się stało. To
było
cudowne i straszne zarazem. Nikt jej nie uświadomił, że kobieta - normalna kobieta - może czerpać
przyjemność z pożycia seksualnego. Zakonnice nauczały, że radością kobiety są dzieci, które w
wyniku
zbliżen\a przychodzą na świat. To mężczyzna szuka fizycznej przyjemności, porządnej kobiecie jest
ona
nieznana.
Natychmiast opadły ją wyrzuty sumienia, które skutecznie zagłuszyły poczucie błogości. Jak mogła
się
tak zapomnieć? Jak mogła być tak wyuzdana? To obrzydliwe!
I jakże musiał teraz triumfować Aleksiej! Zrobił z nią, co chciał, a ona chętnie się temu poddała,
jakby
nie miała własnej woli. Och, jak nisko upadła, co za upokorzenie ... Łzy napłynęły jej do oczu.
Aleksiej delikatnie scałował wilgoć z jej rzęs, a potem ujął jej twarz w dłonie, tyrri sposobem zmu-
szając Hope, by spojrzała na niego.
- Nienawidzę cię - jęknęła bezradnie nie wiadomo który już raz, rtiezdolna do sformułowania drę-
czących ją odczuć w inny sposób. On jednak nie miał kłopotu z ich nazwaniem.
- Nie, maleńka - odparł spokojnie. - W tej chwili czujesz ogromny żal do siebie. Wychowanie, jakie
odebrałaś, każe ci myśleć, że zachowałaś się bezwstydnie. A ja ci mówię, że nie ma nic złego w
czerpaniu
rozkoszy z obcowania dwojga ciał. Któregoś dnia nauczysz się pieścić moje ciało, jak ja pieszczę
twoje, i
czerpać z tego przyjemność. - Na samą myśl Hope odwróciła od niego głowę, lecz on tylko się
roześmiał.
- Z czasem odkryjesz, że ciało nie jest siedliskiem grzechu. Ciało umożliwia nam najgłębszy kontakt z
upragnioną osobą. Nie ma nic złego w rozmowie ciał dwojga kochanków.
- Nie jesteś moim upragnionym kochankiem rzuciła mu prosto w twarz .. - Jesteś wrogiem mojego
ojca, ty tylko szukasz zemsty.
- I to cię gnębi, tak? Zawstydza cię uprawianie seksu bez uczucia? Widzisz, miłość i rozkosz nie za-
wsze idą w parze, czaSem doświadcza się tylko jednej z nich. Jeśli o mnie chodzi, wolę rozkosz.
Obrzydliwy cynik, pomyślała z goryczą. I takiemu komuś właśnie przed chwilą oddała się bez
zbytnich
ceregieli. Poprzedniej nocy miała przynajmniej świadomość, że ocaliła swoją wolę i dumę, teraz nie
po-
zostało jej już zupełnie nic. Chciała się' manifestacyjnie odwrócić i odsunąć, ale ramię Aleksieja
opa-
sywało ją mocno. Co gorsza, jej nieszczęsne, zdradzieckie zmysły wydawały się z tego bardzo zado-
wolone ...
- Obudź się, śpiochu! Przyniosłem śniadanie i gazety. Przepraszam, że budzę cię tak rano, ale za
godzinę muszę wyjść.
Leniwie otworzyła oczy, usiadła nieporadnie i wtedy dotarło do niej, że jest naga. Otrzeźwiała w
jednej chwili, zasłoniła się brzegiem kołdry.
Aleksiej musiał wstać już jakiś czas temu, był w pełni gotowy do wyjśc\a. Miał na sobie
nieskazitelnie
białą koszulę i doskonale skrojony jasny garnitur, który podkreślał idealnie proporcjonalną sylwetkę.
Hope natychmiast przypomniała sobie, jak wyglądał bez ubrania, i pośpiesznie odwróciła wzrok.
- Nadal się obwiniasz za swoje reakcje? Hope, jeśli w ogóle można tu mówić o jakiejś winie, to
winien
jestem ja, i to tylk9 tego, że nie miałem pojęcia, w jak wielkiej ignorancji cię wychowano. Nie
przyszło
mi jednak do głowy, że nie mąsz pojęcia o tym, że kobieta też szczytuje. Bo o to chodzi, prawda?
Hope miała ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Nie rozumiała, jak mógł rozmawiać o najintym-
niejszych sprawach w tak niewzruszony sposób, jakby mówił o pogodzie, podczas gdy ona
czerwieniła
się na sam dźwięk niektórych słów. Czuła jednak, że Aleksiej nie odpuści i powinna mu udzielić
jakiejś
odpowiedzi.
.
.
- Uczono mnie, że ... Ze przyjemność ... Ze tylko męzczyzna ...
Usiadł obok i położył dłonie na jej ramionach. Hope mocniej przycisnęła do siebie kołdrę.
- Chyba jednak wiedziałaś, że przyjemność nie jest zarezerwowana wyłącznie dla mężczyzn. Nie są-
dziłaś po prostu, że sama jej doświadczysz, ponieważ tylko pewien rodzaj kobiet znajduje
przyjemność w
seksie. A ty nie chciałaś być taką kobietą, prawda?
Tak trafnie odczytał jej myśli... Nie pozostałQ jej nic innego, jak potulnie skinąć głową.
- Nie obwiniaj się, to nie ma sensu. To są zupełnie naturalne reakcje ciała. Masz parę dni na prze-
myślenie tego wszystkiego, wyjeżdżam w interesach. Pierre wie, że nie wolno ci opuszczać zamku,
ale w
obrębie murów wszystko jest do twojej dyspozycji, z biblioteką na czele. Codziennie przychodzą
gazety,
radzę ci je pilnie czytać, zanim zetkniesz się z normalnym życiem.
- Wyjeżdżasz? - spytała, próbując zwalczyć w sobie nagłe uczucie żalu. Miała ochotę złapać go za
poły marynarki i prosić, żeby jej nie zostawiał. Nie podejrzewała siebie o taką słabość. Rozzłościła
się. -
Wydawało mi się, że spieszno ci do ukarania mego ojca?
- Zemsta jest jak wino: im dłużej dojrzewa, tym lepiej smakuje - zripostował gładko. - Zresztą nie
jesteś jeszcze gotowa, boczysz się na mnie jak dziecko. Dopiero wtedy, gdy będzie po tobie widać,
że
mnie pragniesz i że czerpiesz przyjemność z seksu, pokażę cię twojemu ojcu.
- Niedoczekanie twoje!
- Doczekam się prędzej, niż ci się wydaje. A gdy już odrzucisz skrupuły i zaczniesz sama dopominać
się o pieszczoty, to moja satysfakcja będzie podwójna. Nie tylko wezlllę odwet za siostrę, ale i sam
skorzystam, niejako przy okazji. Przyznam, że przerosłaś moje oczekiwania, ostatniej nocy nawet
zapomniałem, z jakiego powodu znalazłaś się w moim łóżku ... N o dobrze, robi się późno, biegnij
wziąć -prysznic. - Podchwycił jej spłoszone spojrzenie i roześmiał się głośno. - Nie bój się,
chwilowo
nic ci nie grozi, nie zamierzam iść za tobą. Ale któregoś pięknego dnia, jak mnie ładnie poprosisz, to
kto wie ...
Pospiesznie otuliła się szlafrokiem i uciekła do łazienki, a cały czas gonił ją śmiech Aleksieja. Och,
jeszcze zobaczysz, pomyślała mściwie i przysięgła sobie, że przez tych kilka dni znajdzie w sobie
siłę do
walki z nim. To, co się wydarzyło ostatniej nocy, nie powtórzy się nigdy więcej!
Gdy wróciła do .pokdju, w filiżankach parowała kawa, Aleksiej zaś czytał gazetę. Usiadła naprzeciw
niego, sięgnęła po filiżankę i udając, że pije, dyskretnie zaczęła go obserwować.
- I jak mnie oceniasz?
- Ja? - W poczuciu winy śpiesznie odwróciła wzrok. - Och, nie wiem. Tak sobie siedzę i myślę. -
Kłamczucha - skwitował ze śmiechem i podał
jej gazety. - Masz, przejrzyj sobie. Dla inteligentnych ludzi czytanie gazet to czasem niezły ubaw
dodał
cynicznie i zerknął na zegarek. - Pora na mnie. Aha, zabieram ze sobą twój paszport. Daj mi słowo,
że nie
podejmiesz próby ucieczki.
- Za późno na ucieczkę - odparła zrezygnowanym głosem. - Ojciec i tak już nie zdoła mnie wydać za
Montracheta. W najlepszym wypadku mogę mu tylko zaoszczędzić upokorzenia na Karaibach.
- Zdecyduj się. Albo zostajesz tu jako moja ... jako mój mile widziany gość, który ma cały dom do
dyspozycji, albo zamknę cię w tym pokoju na klucz i powiem Pierre' owi, że ma cię nie wypuszczać,
dopóki nie wrócę.
- A uwierzysz mi tak po prostu, jeśli dam ci słowo? - zdziwiła się
- Myślę, że mogę polegać na twoim słowie - powiedział spokojnie: - Czyżbym się mylił?
Zagryzła wargi. A to ją podszedł!
- Hope?
- Tak, do diabła, nie mylisz się! - parsknęła z wściekłością. - Masz moje słowo i możesz na nim
polegać. Zresztą, niby dokąd miałabym uciec? Ojciec mnie nie potrzebuje, do zakonu mnie po czymś
takim nie przyjmą.
- Moje ty małe niechciane biedactwo - zakpił. - Nie martw się, zawsze ktoś cię będzie chciał. Wiem,
co
m6wię. Najpierw jednak ty sama musisz siebie polubić, to podstawa. Naucz się siebie akceptować. -
Wstał, po czym nachylił się szybko i pocałował ją, zanim zdążyła się zorientować i odsunąć od
niego. -
Myśl o, mnie dzisiaj w nocy, malutka - powiedział już w drzwiach. - Myśl o tym, że śpię gdzieś
daleko,
zupełnie sam, w pustym łóżku. Co za przykra odmiana po dzisiejszym dniu...
Znikł, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Godzinę później zeszła na dół, odnosząc do kuchni
tacę
po śniadaniu. Gdy Pierre zerknął na nią, uśmiechnęła się do niego niepewnie, a on lekko skinął
głową, co
sprawiło jej nieoczekiwanie dużą przyjemność.
Zupełnie nie wiedziała, co począć z czasem. Miała przed sobą kilka dni, ale czym by je tu zapełnić?
Zanosiło się na to, że będzie się potwornie nudzić ... Naraz dotarło do niej, że jeśli nie potrafi sobie
znaleźć interesującego zajęcia, to jest to wyłącznie jej wina. Tylko nudni -ludzie się nudzą, a Aleksiej
przecież chwalił jej inteligencję i ciekawą osobowość. Zatem ...
Postanowiła nie marnować czasu, tylko przygotować się do tego, że za jakiś czas zostanie sama i
będzie
musiała jakoś wiązać koniec z końcem. Najlepiej chyba szlifować znajomość języków, to się zawsze
przyda.Postanowiła każdego dnia zajmować się innym językiem, podobnie jak robiono to w szkole.
Zdecydowała, że zacznie od tego, który miała opanowany najsłabiej, czyli od rosyjskiego.
Zgodnie z jej oczekiwaniami w zamkowej bibliotece znajdowały się książki w różnych językach.
Wybrała opowiadania Czechowa i zmusiła się do czytania, odpędzając od siebie wszystkie inne
myśli.
Gdy Pierre zajrzał do biblioteki wczesnym popołudniem, znalazł ją głęboko pogrążoną w lekturze.
Poszła razem z nim do kuchni, ponieważ nie miała ochoty jeść sama, i od tej pory jadali już razem.
Czasem Hope zaglądała do jadalni, żeby popatrzeć na portret nieszczęsnej Tani. Jej podobieństwo do
brata było uderzające, jednak w subtelnych rysach kryła się też wrażliwość, której Aleksiej nie
przejawiał
w najmniejszym stopniu. Może nawet nadwrażliwość, ta biedaczka przecież odebrała sobie życie.
_Ona
musiała mojego ojca naprawdę kochać, pomyślała Hope i przeszedł ją dreszcz. A on? Czy nie znał
Tani
na tyle, by przewidzieć, jak poważne konsekwencje mogą wyniknąć z zerwania związku? A jeśli był
świadom takiego niebezpieczeństwa, ale nic go to nie obchodziło?
Ojciec ... W jakiś sposób był jej bardziej obcy niż Aleksiej. Odsunęła od siebie tę myśl, lecz
powracała
ąna uporczywie w następnych dniach.
Czwartego dnia rano, gdy Hope przeglądała codzienną gazetę, dobiegł ją odgłos samochodu. Zmusiła
się, by doczytać do końca artykuł, potem nalała sobie kawy i sięgnęła po rogalik, a wszystko po to,
żeby
nie zerwać się z miejsca i nie podbiec do okna.
- Dzień dobljy, mon petit. Tęskniłaś za mną? rozległ się znajomy głos, głęboki i wibrujący.
Opalenizna Aleksieja wydawała się o ton ciemniejsza i na ten widok Hope leciutko zadrżała. Czyżby
poleciał na Karaiby, żeby przygotować grunt do dalszej okrutnej rozgrywki? Przywitała się więc
chłodno, co zaowocowało tylko tym, że uśmiechnął się jeszcze szerzej i nachylił się do jej .ucha, by
szepnąć:
- Złamałem wszelkie ograniczenia prędkości w nadziei, że zdążę zastać cię w łóżku. Wiem już jednak
od Pierre' a, że podczas mojej nieobecności stałaś się rannym ptaszkiem. Nawet domyślam się,
dlaczego.
Pewnie smutno ci w naszym łóżku beze mnie, prawda?
- Łóżko nie jest nasze, tylko twoje. I spędzam . w nim jak najmniej cza'su, bo na jego widok opadają
mnie złe skojarzenia - oznajmiła spokojnie.
Przez tych parę dni miała dość czasu, by okrzep-
, nąć wewnętrznie, i teraz zauważyła z satysfakcją, że po raz pierwszy udało jej się dopiec
Aleksiejowi,
który nagle przestał się uśmiechać. Musiała wznieść między nimi jakąś barierę, żeby zachować
resztki
szacunku dla samej siebie. Nie mogła liczyć na to,
że oprze mu się fizycznie, ponieważ nie była dość silna, w dodatku jej własne ciało wydawało się
być
całkowicie po jego stronie, pozostało jej zatem pielęgnowanie niechęci do niego i okazywanie jej na
każdym kroku.
Pierre postawił przed nimi tacę z kawą i ciepłymi obwarzankami. Hope przyglądała się, jak Aleksiej
sięga po pieczywo. Na jego ustach błąkał się teraz leciutki uśmiech, jakby przypomniał sobie coś -
albo
kogoś - przyjemnego. Co on właściwie robił poza tym, że dokonywał zemsty na jej ojcu? Na pewno
nie
wiódł beztroskiego żywota bogatego birbanta. Świadczyły o tym gazety, które prenumerował. Były to
bowiem poważne dzienniki traktujące o gospodarce i polityce, a nie pisma doradzające czytelnikom,
jak
miło wydać pieniądze. Ponadto wspomniał . kiedyś, że Tania była zbyt uboga, by nakłonić ojca Hope
do
ożenku, więc sytuacja finansowa potomków rodu Serivace musiała być kiepska.
- Wyglądasz na zamyśloną.
Podniosła na niego wzrok i rozgniewała się, ujrzawszy znajome rozbawienie w jego oczach.
- Czy to dziwne? Wracasz w świetnym humorze, opalony. .. Co takiego wydarzyło się na Karaibach,
że ci tak wesoło? Odkryłeś, że mój ojciec jest w jeszcze większych opałach, niż przypuszczałeś?
Popatrzył na nią twardo, już bez śladu uśmiechu.
- A nie przyszło ci do głowy, że na moje życie składa się jeszcze wiele innych spraw? Nie byłem na
Karaibach, tylko w Kalifornii. Niedawno kupiłem winnicę w Napa Valley, lokując w tym
przedsięwzię-
ciu sporo pieniędzy. Jeśli jestem w dobrym humorze, to tylko dlatego, że prawdopodobnie moja
inwestycja przyniesie spore zyski. Pracuję na siebie, nie jestem krezusem.
- A chciałbyś, prawda? - spytała pogardliwie. Rysy jego twarzy ściągnęły się, lecz Aleksiej
zachował
pełne opanowanie.
- Nie, nie chciałbym - odpowiedział bardzo spokojnie. - Kiedy już wreszcie dorośniesz i
zmądrzejesz,
to zrozumiesz, że 'człowiek najbardziej ceni to, co zdobył sam, a nie to, co mu podano na srebrnej
tacy.
Odziedziczony majątek może być kulą u nogi i na ogół wcale nie ułatwia życia. Kiedy człowiek bez
trudu dostaje wszystko, co chce, to wtedy nie ma pomysłu, co ze sobą począć. Każdy potrzebuje
jakiegoś
celu, do którego będzie dążył, nie bacząc na trudy i wyrzeczenia,. Jednym z moich celów jest
przywrócenie zamkowi dawnej świetności. To jednak trochę potrwa, jestem bardzo zajętym
człowiekiem.
- To znaczy? - spytała z zaciekawieniem, chociaż obiecała sobie zachowywać chłodny dystans. - Na
przykład tu, w Beaune, pracuję społecznie na rzecz podtrzymywania dawnych tradycji regionu.
Z kolei w Paryżu działam aktywnie na giełdzie producentów win.
- Zadziwiające, że tak zajęty człowiek znalazł dość czasu na porwanie kobiety - skomentowała z
przekąsem, lecz nie wyszło jej to taJe dobrze, jak planowała, ponieważ zarumieniła się z emocji, co
oczywiście nie uszło uwagi Aleksieja.
- Jeśli chcesz walczyć z mistrzem, musisz najpierw nauczyć się dobrze władać bronią - odpowiedział
kpiąco. - Poddajesz się czy chowasz w zanadrzu kolejne pytania? Co jeszcze chcesz wiedzieć o
moim
życiu?
- Nic! - odparła gwałtownie, może zbyt gwałtownie.
Owszem, nurtowało ją coś jeszcze. Kobiety. Inne kobiety w jego życiu. Musiały przecież istnieć ja-
kieś... przyjaciółki. Co to były za związki, skoro mógł bez problemu poświęcać jej tak wiele czasu?
Czy
wobec innych kobiet też był chłodny i złośliwy,
czy tylko wobec niej?
.
- A mnie się wydaje, że jesteś bardzo zainteresowana - zauważył niewinnym tonem.
- A mnie się wydaje, że jesteś zimnym, wyrachowanym człowiekiem, który nie dba o to, czy sprawia
innym ból, bo tylko jego sprawy są dla niego ważne! - wyrwało jej się.
- Co masz na myśli? - spytał bardzo spokojnym tonem, w którym pobrzmiewała jednak jakaś nie-
przyjemna nuta.
- Nie jestem tak naiwna, by sądzić, że żyjesz jak ... jak mnich. I na pewno twoje ... twoje ...
- Kochanki - podpowiedział, patrząc na nią zmruzonymi oczami.
Domyśliła się, że chciał ją zawstydzić i zmusić, by zamilkła, porzucając niewygodny dla niego temat.
Tym razem jednak nie dała się zbić z pantałyku.
- Czy nie pomyślałeś, że to ni~ w porządku zostawiać jedną kobietę, żeby. . . Zeby spędzać czas z
inną,
bo właśnie tego wymaga twój perfidny i okrutny plan?
- Gdybym się zadawał z niedoświadczonymi i naiwnymi nastolatkami, to pewnie bardzo by to
przeżywały - odparł beztrosko. - Szczęśliwie mam jednak do czynienia z kobietami na tyle
światowymi i
wyr~finow anymi ...
- Ze twoja nielojalność im nie przeszkadza weszła mu w słowo, ale aż drgnęła na widok gniewu,
który
błysnął w jego oczach.
- Nie jestem kłamcą, Hope. Nigdy nie opiecuję kobiecie tego, czego nie mogę jej dać, nigdy nie zwo-
dzę, nie rozbudzam nadziei. Z wiekiem człowiek wyrasta z romantycznych mrzonek. Przychodzi
świado-
mość, że można nawiązywać satysfakcjonujące relacje bez zaangażowania emocjonalnego.
- Czy ty nigdy się nie angażujesz? - spytała niemal ze zgrozą. - Czy ty w ogóle kochałeś jakąś kobietę
oprócz Tani?
- Nie widzę powodu, dla którego miałbym odpowiadać na to pytanie. - Ton Aleksieja był nad wyraz
uprzejmy, a zarazem ostrzegał, że Hope posunęła się za daleko. - Myślę, że temat mojego życia oso-
bistego został wyczerpany. Zresztą w ogóle nie powinien cię interesować, bo w najmniejszym
stopniu
ciebie nie dotyczy.
- Nie, wcale - rzuciła z ironią. - Wcale mnie nie dotyczy, nic dodać, nic ująć. A to, że mnie tu
trzymasz
jak w więzieniu i traktujesz jak swoją własność ... Ciekawe, jak by zareagowały twoje przyjaciółki,
gdyby
wiedziały, co planujesz.
- Jeszcze by mi przyklasnęły. - Uśmiechnął się krzywo na widok jej zaszokowanej miny. - O, tak,
zapewniam cię, że tak właśnie by było. Widzisz, nie tylko ja mam powody, żeby nienawidzić sir
Henryego, więc: ..
Zadrżała. Pod maską ironisty i chłodnego światowca krył się gwałtowny, niebezpieczny człowiek.
Oby
nigdy jego gniew nie zwrócił się przeciwko niej!
Jakby wyczuwając jej nagły przestrach, Aleksiej zmienił temat.
- Smakowało ci nasze wino. Może chciałabyś zo- baczyć, jak się je produkuje? Muszę jechać do
Julesa,
jeśli chcesz mi towarzyszyć, to nie widzę przeszkód.
Opanowała się na tyle, by odpowiedzieć uprzejmie, jakby nie byli wrogami, lecz dwojgiem przy-
godnych znajqmych.
- Dziękuję, I chętnie. Kiedy planujesz jechać? Spojrzał na zegarek, a Hope dopiero wtedy zauważyła
na
jego twarzy oznaki zmęczenia.
- Za jakąś godzinę. Chciałbym się tróchę odświeżyć po podróży. Przebierz się tymczasem w coś
mniej
eleganckiego, bo na pewno się ubrudzisz, jak zejdziemy do piwnic. Pokażę ci, jak leżakuje wino ..
Hope została jeszcze chwilę na dole pod pretekstem dokończenia kawy, a potem poszła na górę. Z
łazienki dobiegał szum wody. Zdjęła jedwabny kostium i włożyła zielone dżinsy i bluzeczkę w tym
samym kolorze. Właśnie przeglądała się w lustrze, gdy Aleksiej wyszedł z łazienki, osłonięty jedynie
zawiązanym na biodrach ręcznikiem. Nawet się nie wytarł; kropelki wody nadal lśniły na jego
ciemnej'
skórze.
Jestem ubrana pod kolor jego oczu, pomyślała nieoczekiwanie. Och, gdyby mogła zagłuszyć ten zdra-
dziecki wewnętrzny głos! To on spiskował przeciwko niej, wyostrzał jej zmysły. To on podpowiadał,
by
wyciągnąć rękę, dotknąć tego silnego torsu ... Nie, trzeba uciekać jak naj dalej !
Podszedł i ujął ją mocno za ramiona.
- Hope, czy naprawdę za każdym razem, kiedy na mnie patrzysz, musisz wyglądać, jakbyś miała za
chwilę zemdleć? Nie jestem złym wilkiem, który chce cię zjeść. Jestem zwyczajnym człowiekiem,
który
pragnie ... Który chce ... - przesunął ręce na jej biodra i przyciągnął ją mocno do siebie.
Przez cienką bluzkę poczuła ciepło i wilgoć jego ciała. Aleksiej zawahał się przez moment,
wymruczał
coś niezrozumiałego, przy czym brzmiało to tak, jakby zaklął z głębi serca, a potem pocałował ją
mocno i
chciwie.
Był to zupełnie inny pocałunek niż poprzednie.
Tym razem Aleksiej nie poczynił żadnych ustępstw na rzecz jej braku doświadczenia, nie okazał ani
śladu
delikatności. Gdy ją wreszcie wypu.ścił z objęć, wargi Hope były nabrzmiałe. Chciało jej się płakać,
ale
nie rozumiała, dlaczego.
- Lepiej poczekaj na mnie na dole - niemal warknął. - Nie jestem w odpowiednim nastroju, żeby się
cackać z przewrażliwioną nastolatką.
~
,
Nawet nie drgnęła, nadal porażona siłą tego brutalnego pocałunku.
- Do diabła ciężkiego - syknął. - Dobrze ci radzę, nie drocz się ze mną, nie prowokuj mnie. Jestem
zmęczony, nie mam ochoty na gierki, mam natomiast ochotę. .. na kobietę. Dlatego zjeżdżaj stąd,
zanim
przestanę być grzeczny.
To wystarczyło, by sekundę później już była na dole. Drżała na całym ciele. Co spowodowało w nim
taką zmianę? Nic z tego nie rozumiała. A już najmniej to, że gdy Aleksiej dołączył do niej po
półgodzinie,
zachowywał się równie elegancko, jak w gabinecie matki przełożonej.
Po drodze pokazywał jej winnice i objaśniał różne rzeczy.
-. Każdy etap produkcji wina jest bardzo ważny, każdy wymaga wiele starań i pochłania mnóstwo
f
czasu. Na przykład teraz wykonujemy opryski. Trzeba dobrze wybrać moment, to nie może się
odbywać
ani za wcześnie, ani zbyt późno. Jules świetnie się na tym zna, jego rodzina zajmuje się produkcją
wina
równie długo jak moja - wyjaśnił, skręcając w stronę zabudowań, które pokazał jej w dniu przyjazdu.
Zaparkował na podwórzu i skierował się do jednego z budynków. Hope weszła za nim, ale przez
chwilę nic nie widziała, gdyż jej oczy musiały przywyknąć do półmroku. Dopiero potem zauważyła
nie-
znane sobie urządzenia oraz wysokiego szatyna, który podszedł, żeby się przywi.tać z gośćmi. Jego
źrenice wymownie rozszerzyły się na widok Hope, chociaż w żaden inny sposób nie dał po sobie nic
poznać. Był młody, niewiele starszy od niej, co naprawdę stanowiło miłą odmianę.
- Hope jest moim gościem - powiedział Aleksiej, przedstawiając ich sobie. - To córka ... mojego
przyjaciela.
Nie rozumiała, po co to kłamstwo, ale rozumiała aż nadto dobrze błysk w oczach młodego Francuza.
Jego podziw sprawił jej niekłamaną przyjemność i jak stuprocentowa kobieta - odpowiedziała mu
dość
zalotnym uśmiechem.
Aleksiej ścisnął ją za ramię, zmarszczył brwi i zaczął omawiać sprawy zawodowe. Przez chwilę
mężczyźni dyskutowali też o winnicy w kalifornijskiej Napa Valley, a potem Jules zaproponował
szarmancko, że oprowadzi Hope po piwnicach. Aleksiej przypomniał mu szorstko, że ma przecież
pracę
do wykonania, i sam zabrał ją na dół, gdzie między innymi pokazał jej kilka rzędów wyjątkowo
zakurzonych beczek wspartych na równie zakurzonych dębowych kozłach.
- To nasze najlepsze roczniki. A to wino - wskazał jeden z rzędów - leżakuje, od kiedy skończyłem
dwadzieścia jeden lat. Otworzymy beczki, kiedy z kolei mój syn osiągnie dojrzałość.
Jego syn ... Czyli planował ożenek. No tak, jasne, musiał się kiedyś ożenić, przecież inaczej ród Seri-
vace by nie przetrwał. Kogo wybierze na towarzyszkę życia? Jedną ze swoich. eleganckich,
światowych
przyjaciółek? A może poszuka sobie idealnej narzeczonej, niewinnej, nietkniętej - jak kiedyś Hope ...
Cóż
ją to właściwie obchodzi? Ich losy splotły się przecież tylko na krótko.
Gdy wrócili na górę, Jules przekazał wiadomość od swojej matki, że właśnie upiekła ciasto i byłoby
jej
miło, gdyby ,przyszli ją odwiedzić, bo już od dawna nie widziała Aleksieja. Udali się więc do
kamien-
nego domu, gdzie drzwi otwierały się wprost na olbrzymią wiejską kuchnię. Pani Duval, niska i
krągła
kobieta o smolistych oczach, uśrniechnęła się do nich, obrzuciła Hope przenikliwym spojrzeniem, po
czym bardzo serdecznie uściskała Aleksieja. Jules pochylił się ku Hope ..
- Maman była jego niańką; traktuje go jak drugiego syna - wyjaśnił. - Na długo przyjechałaś?
- Trudno powiedzieć - odparła po chwili namysłu zgodnie z prawdą.
- Może pozwoliłabyś się kiedyś zaprosić na wycieczkę po okolicy? Miałabyś ochotę?
- Na co mogłaby mieć ochotę? - wtrącił nagle Aleksiej, który musia:ł usłyszeć ostatnie słowa. -
Chętnie
pokażę Hope okolicę.
Aleksiej uniósł brwi.
- Wydawało mi się, że masz dość pracy przy opryskach. W dodatku twoja.. matka właśnie mi po-
wiedziała, że zaniedbujesz Marie-Claire.
- Bo popsuła się jedna z maszyn i byłem zajęty, ale już jest naprawiona, więc mógłbym ...
- Odwiedzić narzeczoną - wpadł mu w słowo Aleksiej. - To kiedy bierzecie ślub? Po winobraniu?
Hope rozumiała aż nadto dobrze jego manewr. Musiał się bać, że Hope skorzysta z okazji i zwierzy
się
Julesowi. Powie, jak w rzeczywistości wygląda jej sytuacja, i poprosi o pomoc w ucieczce. Wes-
tchnęła. Z największą przyjemnością pogadałaby z kimś w swoim wieku.
Zjedli ciasto, wypili kawę, porozmawiali na niezobowiązujące tematy i wyruszyli w drogę powrotną.
Jakiś diabeł podkusił Hope, żeby zauważyć od niechcenia:
- Jules jest bardzo miły. Wielka szkoda, że nie ma czasu pokazać mi okolicy. To mogłoby być na-
prawdę miłe, nie sądzisz?
- O, nie wątpię - Aleksiej nie ukrywał sarkazmu.
- Nie wydaje mi się jednak, że jego matce i narzeczonej byłoby z tego powodu równie przy.jemnie
jak
tobie. Jesteś prześliczną dziewczyną, Hope, a Jules wcale nie pali się do zaplanowanego
małżeństwa.
Marie-Claire jest jego daleką kuzynką i to rodziny obojga młodych prą do zalegalizowania tego
związku.
Narzeczona również, bo Jules rzeczywiście jest miły i całkiem przystojny. Ja jednak nie zamierzam
dodatkowo komplikować sytuacji przez pozwalanie wam na amory. Ale mogę cię zabrać do Beaune
dziś
po południu. To ładne miasto, ma dużo zabytków,
spodoba ci się. Wieczorem moglibyśmy pójść do restauracji.
- Dziękuję, nie mam ochoty - powiedziała sztywno gdzieś w przestrzeń, nie poświęcając rozmówcy
nawet jednego spojrzenia.
- Ale gdyby to Jules zaproponował ci taką wy-
J
cieczkę, to poleciałabyś jak na skrzydłach? - W jego
podejrzanie miłym głosie pobrzmiewał niebezpiecz-ny ton. - Rozumiem, ta odmowa to kara za to, że
nie
pozwoliłem ci go pouwodzić?
Głos wewnętrzny podpowiadał jej, że bardziej w ten sposób ukarała samą siebie, ale nie miała
zamiaru
wsłuchiwać się zbyt uważnie w swoje wnętrze. Już nigdy więcej.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Ku zdumieniu Hope, tej nocy Aleksiej nawet jej nie tknął. Położył się po swojej stronie łóżka i nie-
długo potem zasnął, podczas gdy ona leżała w napięciu, w pełni gotowa, by okazać mu niechęć, a tu
takie
zaskoczenie ... Rano obudziła się w wyjątkowo złym humorze, co przypisała obecności Aleksieja.
Przez
kilka dni miała od niego święty spokój i było jej naprawdę dobrze!
W dodatku przyjechał Jules z propozycją, że gdyby Hope miała ochotę zwiedzić Beaune, to mógłby ją
podrzucić, bo właśnie tąm jedzie. Aleksiej bez wahania oznajmił, że oferta jest spóźniona, bo Jeszcze
tego
dnia wyjeżdżają do Paryża. Hope poczekała, aż Jules wyjdzie, a wtedy wreszcie dała upust złości.
- I po co te' kłamstwa? - krzyknęła.
- Nie kłamałem. Dzisiaj wyjeżdżamy.
- Jak to? Dlaczego? - zdumiała się i nagle przypomniała jej się opowieść koleżanki o tym, co wy-
darzyło się na wakacjach: "Jak tylko Gary zobaczył mnie z Tomem, to jakby diabeł W niego wstąpił.
Robił wszystko, żeby nas rozdzielić".
Ale przecież Aleksiej nie mógł być o nią zazdrosny, to nonsens.
- Ponieważ tam sprawy nabiorą przyspieszenia. Wiesz, po co ogrodnicy przenoszą róże do szklarni?
2eby szybciej zakwitły. A teraz bądź tak miła i spakuj nie tylko siebie, ale i mnie. W ten sposób za-
oszczędzisz roboty Pierre' owi.
Oczywiście nie miała ochoty na dalsze wymuszone pogłębianie więzi między nimi, a pakowanie
ubrań
Aleksieja zdecydowanie tę więź pogłębiało. Jednak wzmianka o wyręczeniu Pierre'a skutecznie
uniemożliwiała jakiekolwiek protesty.
W garderobie znalazła walizki i ułożyła w nich najpierw swoje ubrania, a potem spakowała rzeczy
Aleksieja, co wzbudziło w niej trudne do' nazwania emocje.
- Znowu patrzysz na mnie takim wzrokiem, jakbym był potworem - zauważył, wchodząc do pokoju. -
Co ci się tak we mn~e nie podoba? Chyba nie mój wygląd?
- Owszem!
- Gdyby nie to, że za pół godziny wyjeżdżamy, z przyjemnością udowodniłbym ci nonsens tego'
stwierdzenia. Hope, przestań wreszcie oszukiwać przynajmniej samą siebie. Twoje ciało od początku
wysyła do mnie jednoznaczne sygnały. Pragniesz mnie, a ja staram się, żeby nasze zbliżenia były dla
ciebie przyjemne. To nie jest powód do gniewu czy nienawiści. Z Montrachetern nie byłoby ci tak
dobrze.
- A niby dlaczego nie? - zaatakowała. - To przecież nie zależy ode mnie. Sam twierdzisz, że to moje
ciało tak reaguje, a nie mój umysł. Skąd wiesz, że nie reagowałoby tak samo na Alaina? -
wypowiedziała
głośno obawę, która dręczyła ją od chwili, gdy tak chętnie oddała się Aleksiejowi. Przerażała ją
myśl, że
jest kobietą ... nienasyconą, że jej zmysły będą nią rządziły, jak zechcą, ze ... Że odda się każdemu
mężczyźnie.
Aleksiej roześmiał się, tym razem w dość nieprzyjemny sposób.
- Tak myślisz? W takim wypadku może powinnaś wiedzieć coś więcej o człowieku, którego ojciec
przeznaczył ci na męża. Ma dwadzieścia pięć lat. Mało kto wie o tym, że Alain parę lat temu został
wyrzucony z uczelni w związku z pewnym incydentem, w który było zamieszanych kilku innych we-
sołych młodzieniaszków i pewna nieszczęsna nastolatka. Czy twoja ograniczona wiedza o świecie
po-
zwala ci domyślić się, o czym mówię? .
- Chcesz mi powiedzieć, że oni ... Ze oni ją zgwałcili?
- Można to i tak nazwać, chociaż ja bym to raczej określił jako morderstwo z zimną krwią. Ta
dziewczyna potem się powiesiła. I nie myśl sobie, że to koniec jego wybryków. Alainjest znany w
pew-
nych kręgach ze swoich... nietypowych upodobań, tak to nazwijmy. Jego matka doskonale o tym wie i
dlatego był~ skłonna hojnie wynagrodzić twojego ojca za dostarczenie narzeczonej. Bogate rodziny
nie
muszą sprzedawać córek, więc nie mają żadnego powodu, by oddawać je w złe ręce. Isabelle
Montrachet
nie miała zbyt wielkiego wyboru.
Zamilkł na chwilę, wyraźnie starając się stłumić w sobie gniew i odrazę.
- Nadal wierzysz, że byłoby ci z nim równie dobrze jak ze mną? Obiecałem, że nie spotka cię z mojej
strony żadna krzywda. Nie przeniosłeni na ciebie nienawiści do twojego ojca. - Ujął ją mocno pod
brodę i
uniósł ku sobie jej twarz. - Zamiast starać się, żeby było ci jak w siódmym niebie, mogłem z
łatwością
urządzić ci piekło na ziemi. Nie obrażaj mnie więc i nie pomiataj mną, bo pomyślę, że jesteś
podobna do
twojego'ojca - powiedział twardo, ale gdy ujrzał łzy w jej oczach, złagodniał nieco. - Przepraszam,
jeśli
byłem zbyt ostry, ale nie zniosę, żebyś mnie porównywała do takiego bydlaka jak Alain.
- Kiedy wcale nie o to mi chodziło!
- Nie? To o co? Gniewasz się, że nie pozwoliłem ci jechać z Julesem?
Pokręciła głową. Przepełniało ją takie poczucie ulgi, że wyznała wprost:
.
- Nie, ja myślałam, że to coś ze mną ... Ze każdy będzie na mnie tak działać, niezależnie od tego, czy
go kocham, czy nie.
Aleksiej spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, a Hope natychmiast doszła do wniosku, że niepotrzebnie
mu się zwierzyła. Oczywiście, on zaraz wyśmieje jej naiwne obawy. Jednak nieoczekiwanie
spoważniał,
posadził Hope na łóżku i usiadł obok niej.
- Naprawdę myślałaś, że jesteś nimfomanką? Powinienem być bardziej domyślny - mruknął pod no-
sem. - To, co dla mnie jest oczywiste, dla ciebie jest zupełną nowością. Przy tobie czasami czuję się
tak
staro ... Widzisz, pragnienie to tajemnicza sprawa. Fizycznie zgraliśmy się świetnie, dla mnie samego
to
ogromna niespodzianka. Uwierz mi, nie zawsze tak się dzieje, to właściwie rzadkość. Są ludzie,
którzy się
prawdziwie kochają, a nie doświadczają takiej przyjemności fizycznej jak my, ponieważ nie są ze
sobą
tak wspaniale zestrojeni. Dlatego nie waham się nazwać tego darem. I nie ma tu ani twojej winy, ani
mojej zasługi.
Rozważała w myślach jego słowa, gdy jechali do Paryża. Nie miała wątpliwości, że powiedział
prawdę
co do Alaina. Aleksiej nie zniżyłby się do kłamstwa.
- Aleksiej ... - zagaiła, a on natychmiast zwolnił i spojrzał na nią z błyskiem wyczekiwania w oku. -
Tak sobie pomyślałam ... Co ty na to, żebym sensownie spożytkowała czas spędzony w Paryżu i
poszła na
jakiś kurs, na przykład dla sekretarek? Rozumiesz, żeby zdobyć kwalifikacje i znaleić pracę, gdy już
będzie po wszystkim.
Jego spojrzenie spochmurniało.
- Wiesz, nie jest to dla mnie specjalnie pochlebne, że będąc ze mną, myślisz o chwili, "gdy już będzie
po wszystkim" - rzekł z pewną urazą w głosie. - Pochwalam twoje dążenie do uzyskania
samodzielności,
ale to nie znaczy, że zamierzam cię po prostu wyrzucić na bruk, gdy już nie będziesz mi potrzebna! Za
kogo ty mnie masz? Gdy wrócimy z wyprawy na Karaiby, wspólnie zastanowimy się nad twoją
przyszłością. Pomyślisz, jakie wykształcenie chciałabyś zdobyć, poślę cię na jakiś kurs czy na
uczelnię, a
potem znajdę ci dobrą pracę.
- Nie zgadzam się! - Hope sama była zaskoczona siłą swojego sprzeciwu. - Nic od ciebie nie chcę,
zupełnie nic. Mam trochę odłożonych pieniędzy, mogę sama opłacić swoją edukację. - Było to
wierutne
kłamstwo, ale przecież nie musiał o tym wiedzieć.
Penny Jordan
- Po prostu pomyślałam sobie, że gdybym miała teraz trochę wolnego czasu ...
- Nie będziesz miała wolnego czasu - uciął. Dlaczego za każdym razem, gdy już jej się wydawało, że
być
może w końcu dałoby się tego człowieka polubić, musiało dochodzić między nimi do gwałtownej
scysji?
Dlaczego zawsze musiał powiedzieć coś irytującego i podłego?
- Ach, rozumiem. Chcesz powiedzieć, że to jednak nie byłoby stosowne mieć utrzymankę, która je-
szcze .chodzi do szkoły?
- Zadna z nich dotąd tego nie robiła - zgodził się spokojnie. - Ale nie lubię słowa "utrzymanka".
Jesteśmy kochankami. Partnerami w rozkoszy ...
Same jego słowa wystarczyły, by krew napłynęła jej do twarzy, a on w dodatku poparł swoje stwier-
dzeniem wymownym spojrzeniem.
Nie musiał jej przypominać. Nie była W stanie zapomnieć dotyku jego silnych dłoni, oszałamiających
pieszczot... Dla niej były oszałamiające, ale czy dla niego też? Czy kiedy trzymał ją w ramionach, nie
żałował, że nie dzieli rozkoszy z jakąś bardziej doświadczoną i wyrafinowaną kobietą? W
porównaniu z
nimi musiała wypadać mało zadowalająco, może nawet... żałośnie.
- Nie pchałam się do twojego łóżka, Aleksiej przypomniała mu, sama zaskoczona własnymi słowami.
Nie przypuszczała, że może coś takiego powiedzieć.
- Gdybyś to robiła, nigdy byś się tam nie znalazła. Panny w twoim wieku są bardzo romantyczne i
jeśli
któraś wprasza się do czyjejś sypialni, to najczęściej dlatego, że jest nieprzytomnie zakochana. A
miłość to jest kłopotliwa przypadłość, która ...
- Która nigdy nie przydarza się kobietom światowym. Wiesz co? Zal mi ciebie. Jesteś cyniczny,
zimny
i wyrachowany.
- Za to ty jesteś w gorącej wodzie kąpana, ale zmienisz się i z upływem czasu staniesz się podobna
do
mnie - odparował.
Umilkła, ponieważ wiedziała, że i tak z nim nie wygra. Czy on naprawdę zawsze i wobec wszystkich
utrzymywał taki dystans? Czy inne kobiety w jego życiu też odnosiły wrażenie, że Aleksiej nie
pozwala
na zbytnią zażyłość, i czy też było im z tego powodu przykro?
Zgadywała jednak intuicyjnie, że ona miała lepszy wgląd w jego duszę niż wiele osób, które znały go
dłużej. Być może oprócz Pierre' a jedynie ona wiedziała coś bliższego o kłębiących się W jego
wnętrzu
emocjach, o sile jego przywiązania do siostry, o potędze nienawiści do człowieka, który zniszczył
Tanię.
Domyślała się, że Aleksiej woli ukrywać tę namiętną część swojej natury. Zapewne można było
spotykać
się z nim od lat i sądzić, że jest chłodnym, pełnym ogłady Francuzem. Przed nią jednak częściowo
odsłonił mroczną część duszy i to zbudowało między nimi więź, całkiem mocną i potencjalnie
niebezpieczną·
Właściwie, w czym tkwiło niebezpieczeństwo?
Przecież przekonała się już, że Aleksiej nie chce jej krzywdy. I naraz zrozumiała, czego się boi. Nie
Ale-
ksieja, raczej lękała się ... o niego. To była zupełnie nowa myśl, tak zdumiewająca, że Hope nie była
w
stanie pojąć, gdzie leży źródło tych obaw. Czy Aleksiej był osobą, o którą należało się martwić? Tak,
ponieważ nie działał jak człowiek wolny, raczej jak więzień gwałtownych emocji. Pragnienie zemsty
stało
się przymusem, który dyktował mu sposób postępowania. Nienawiść do jej ojca była słabością
Aleksieja.
A co się stanie, jeśli nie zrujnuje finansowo swego wroga i nie dopełni zemsty?
Zdumiewające, czyżby mu współczuła? Jak to możliwe po tym wszystkim, co jej zrobił? Ajednak ...
Trudno było myśleć bez wzruszenia o jego miłości do siostry.
- Czemu marszczysz brwi? Coś cię martwi? Tak ją zaskoczył tym nagłym pytaniem, że odruchowo
powiedziała prawdę, zanim zdążyła się zastanowić.
- Nie rozumiem, jak to możliwe, że tak bardzo kochałeś Tanię, a inne kobiety traktujesz zupełnie bez
emocji. Nie angażujesz się, kończysz związki, gdy już cię nudzą. Jakby kobiety były dla ciebie
jedynie
zabawkami.
- Nie dramatyzuj. Po pierwsze wszyscy próbują manipulować innymi, to nie jest domena mężczyzn.
Po drugie musisz się nauczyć, że nie ma sensu przykładać zbyt wielkiej wagi do tak ulotnego uczucia,
jakim jest miłość. Często ludzie mówią, że kogoś kochają, podczas gdy cała rzecz sprowadza się do
pożądania. Tak, znam to twoje niedowierzające spojrzenie! Ale rozumiem cię, w twoim wieku byłem
równie naiwny. Spytałaś niedawno, czy kiedyś kogoś kochałem.
- Nie odpowiedziałeś mi wtedy - przypomniała, nie pojmując, czemu nagle zrobiło jej się dziwnie
ciepło w okolicach serca.
- I teraz też nie odpowiem. Chcę ci tylko uzmysłowić, że przychodzi dzień, kiedy trzeba odłożyć na
bok wszystkie romantyczne mrzonki i przyjąć życie takim, jakie. ono jest, a nie naginać je do swoich
wyobrażeń, bo ono się temu nie poddaje. Widzisz, jako półkrwi Rosjanin byłem inny, niż tego po
mnie
oczekiwano, nazbyt porywczy i nieprzewidywa:lny, odstawałem od otoczenia. Pewnie dlatego
szybko na-
uczyłem się, że należy starannie ukrywać prawdziwe myśli i uczucia, ponieważ szczerość i otwartość
czy-
nią cię bezbronnym, a wtedy każdy może cię skrzywdzić. Kto się odsłania, ten jest na z góry straconej
pozycji.
Aleksiej i bezbronność? Nie, to przecież jakaś bzdura. Mimo to Hope musiała przyznać, że prze-
konująco opisał sytuację "odmieńca". Ona też była inna - jedyna Angielka wśród cudownie bujnych
la-
tynoskich dziewcząt. Czasem czuła się jak śmieszne dziwadło.
Do Paryża dojechali po piątej. Apartament Aleksieja znajdował się w Alei Focha, w dawnym ksią-
żęcym pałacu. Wjechali windą na ostatnie piętro, gdzie w niewielkim holu ze złoconymi
sztukateriami w
stylu rokoko spoglądały z sufitu namalowane Muzy. Drzwi otworzył wytworny służący, Andre,
zupełnie
niepodobny do Pierre'a. Ponieważ nie okazał nawet śladu zaskoczenia na widok Hope, uznała, że
musiał
być przyzwyczajony do obecności kobiet w tym miejscu.
Ku jej zaskoczeniu, otrzymała oddzielną sypialnię z łazienką, gdzie mogła się bez przeszkód rozpako-
wać i przebrać. Przy kolacji nastąpiła kolejna niespodzianka, ponieważ Andre podał pyszne bliny.
- Matka uwielbiała rosyjską kuchnię, oboje z Tanią odziedziczyliśmy po niej to upodobanie -
wyjaśnił
Aleksiej.
Ciekawe, w czym jeszcze byli podobni? Czy siostra też była zdolna do takiej nienawiści jak
Aleksiej?
Czy pochwaliłaby jego zemstę, czy też raczej jako kobieta stanęłaby po stronie Hope?
- A wiesz, że Tania często wspominała mi o tobie? Uważała, że to nieładnie ze strony twojego ojca,
że
oddał cię do szkqły i prawie w ogóle nie odwiedzał. Wielokrotnie namawiała go na jakieś wspólne
spotkanie, chciała cię poznać, pozyskać twoją sympatię i przyjaźń, bo cały czas była głęboko
przekonana,
że twój ojciec ją kocha i wkrótce zostaną małżeństwem. Widzisz, bardzo jej brakowało rodziny, ona
była
malutka, gdy rodzice zginęli, nie pamiętała ich. Tak się cieszyła, kiedy. zaszła w ciążę, a wtedy on po
prostu ...
- To ona była w ciąży?! - Cała krew odpłynęła jej z twarzy.
- Chciałem ci na początek zaoszczędzić najbardziej drastycznych szczegółów, pomyślałem, że nie
powiem od razu całej prawdy. - Jego twarz przybrała zadumany wyraz, czoło przecięła pionowa
zmarszczka. - Tak więc twój ojciec nie tylko ograbil mnie z siostry, ale też pozbawił radości zostania
wujkiem. Miałem siostrzenicę lub też siostrzeńca i tej istoty już nie ma. Już nigdy nie będzie i nic
tego nie
zmieni ... Biedna Tania. Nie wiedziała, że mężczyzna nie musi czuć do nienarodzonego dziecka tego
samego, co kobieta. Twój ojciec kazał jej usunąć ciążę. Myślę, że to dodatkowo popchnęło ją do
samobójstwa. Już widziała oczyma wyobraźni
szczęśliwą rodzinę, którą stworzy z twoim ojcem, ich dzieckiem oraz -tobą, a tu nagle została
zupełnie
sama.
Łzy zakręciły się w oczach Hope. Ona też została pozbawiona czyjejś miłości, ponieważ z
pewnością
pokochałaby Tanię. Właśnie taką wrażliwą i czułą kobietę pragnęła zobaczyć kiedyś u boku ojca. Sir
Henry unieszczęśliwił nie tylko Tanię i Aleksieja ... Boże ...
Gdyby nie to, że była jedynie narzędziem zemsty, współczułaby siedzącemu obok mężczyźnie.
Niestety, jej emocje nikogo tak naprawdę nie obchodziły, odebrano jej również wolną wolę.
- I w efekcie tych ponurych wydarzeń siedzimy razem przy stole w twoim apartamencie. Aha, skąd
taka wspaniałomyślność, żeby dać mi oddzielną sypialnię?
- Bo Paryż kocha intrygi i zagadki. Gdybyś jawnie wystąpiła jako moja kochanka, nikt by się nami nie
zainteresował. Ale młoda, śliczna dziewczyna powierzona mojej opiece i mieszkająca pod moim
dachem
to już sytuacja pełna pikanterii, a to będzie komentowane nader chętnie.
Później Hope zawsze wspominała pobyt w Paryżu jako początek wchodzenia w dorosłość. Tak,
porównanie do szklarni, w której kwiat musi szybciej rozkwitnąć, było trafne.
Aleksiej zaczął od tego, że zabrał ją do najbardziej renomowanych sklepów, gdzie kupił jej nowe
ubra-
nia, całkowicie ignorując opinie i gust Hope. Wybrał wyłącznie rzeczy bardzo wyrafinowane,
przystojące
eleganckiej kobiecie, a nie nastolatce. Sprawił jej też bardziej zmysłową bi~liznę niż ta, którą miała
z Se-
willi.
Następnie zaczął się z nią pokazywać w teatrze, na przyjęciach, na spotkaniach w ambasadzie
amerykańskiej, co wiązało się z jego inwestycjami w Kalifornii. Wszędzie tam Hope stawała się
obiektem
mniej lub bardziej jawnie okazywanego zainteresowania. Było to tak nieprzyjemne i męczące; że
podczas
któregoś z przyjęć wymknęła się niepostrzeżenie na piętro, żeby uciec spod ostrzału ciekawskich
spojrzeń
i odetchnąć trochę w samotności. Usiadła w ciemnym .pokoju, ale i tu nie znalazła odosobnienia,
ponieważ z korytarza dobiegły ją odgłosy rozmowy.
- Jest jeszcze taka młodziutka. - Hope rozpoznała głos pani Latom:, która była żoną prawnika
Aleksieja. - Taka świeża i krucha jak pierwszy wiosenny pączek. Mam nadzieję, że Aleksiej wie, co
robi.
- Nieletnia to ona z pewnością nie jest - padła rozbawiona odpowiedź. Ten zmysłowy, niski głos
Hope
również. pamiętała. Należał do kobiety, którą Aleksiej przedstawił jako wdowę po przyjacielu, ale
spojrzenia, jakie przy tym wymienili, świadczyły wymownie, że kiedyś łączyły ich stosunki więcej
niż
przyjacielskie.
- Jesteś cyniczna, Elise. Nie to miałam na myśli. Chcę powiedzieć, że ona ma w sobie wrażliwość
dziecka, tak jakby jeszcze nie okrzepła, nie otoczyła się skorupą cynizmu. Podobno jest córką jego
przyjaciela, ale mieszka z nim zupełnie sama i człowiek
zaczyna się zastanawiać...
.
- Czy z nim nie sypia? Zapewniam cię, że Aleksiejowi nie sposób się oprzeć. Jest doskonałym ko-
chankiem. - W uwodzicielskim głosie brzmiała taka pewność i satysfakcja, że Hope zadrżała,
przeszyta
nagłym, niewytłumaczalnym bólem. Odkąd przyjechali do Paryża, a minęło już pięć dni, Aleksiej
nawet
jej nie tknął. Najpierw była z tego zadowolona, ale początkowa ulga stopniowo ustąpiła miejsca
zupełnie
innemu uczuciu.
- On się bardzo zmienił po śmierci Tani - mruknęła w zamyśleniu pani Latour. - Rzadko się śmieje,
wyczuwam w nim jakiś chłód. Powinien się wreszcie ożenić.
- Zabawne, że o tym wspominasz, bo nawet niedawno rozmawialiśmy o małżeństwie. Georges za-
strzegł w testamencie, że jeśli wyjdę ponownie za mąż, majątek przepadnie, więc mam związane
ręce.
Aleksiej z kolei twierdzi, że nie powinno się brać ślubu Z kimś, kogo się nie kocha. Ta jego
romantyczna
rosyjska dusza ...
- Dziwisz się? Jego rodzice byli w sobie bardzo zakochani, a my wszyscy nieświadomie powielamy
wzorce z dzieciństwa. Kiedy go zobaczyłam z Hope, miała!? nadzieję ...
- Ze się zakochał? - Tym słowom towarzyszył wybuch śmiechu. - Moja droga Helene, on jest doj-
rzałym mężczyzną, a nie chłoptasiem, który zadurzy' się w pierwszej lepszej gąsce. On potrzebuje
kobiety, a to dziewczątko nie potrafi ani poprowadzić konwersacji, ani się zachować, nie ma za grosz
ogłady i wdzięku. Cóż mogłoby go w niej pociągać?
- Chyba jednak Aleksiej z nią sypia.
- To o niczym nie świadczy. Ma swoje potrzeby, czemu miałby prowadzić życie mnicha? Chodźmy,
Carlo pewnie już mnie szuka.
- To twój nowy?
- Mhm, najnowszy model -. zaśmiała się Elise. - Na wskroś włoski ...
Gdy głosy oddaliły się, Hope jeszcze długo siedziała w ciemności, próbując pozbierać myśli. Z roz-
mowy wynikało, że Aleksiej kochał się w Elise i chciał się z nią ożenić. Trudno mu się dziwić. Fran-
cuska wdowa stanowiła zupełne zaprzeczenie Hope: oszałamiająca brunetka z klasą, wyrafinowana,
pew-
na siebie, zmysłowa w każdym geście i słowie. Bied-
ny Aleksiej, musiało go zaboleć, że Elise nie zamierzała wyrzec się dla niego majątku po mężu, który,
o
czym Hope przypadkiem usłyszała, był bajecznie bogatym Grekiem o wiele starszym od swojej żony.
Poczuła się dziwnie opuszczona. Nie pragnąc już samotności, zeszła do salonu, ale Aleksiej zabawiał
kogoś rozmową. Chyba nawet nie zauważył jej przedłużającej się nieobecności.
Ostatniego wieczoru poszli do naj elegantszej restauracji w towarzystwie Elise i Carla. Hope czuła,
że
wypada wyjątkowo blado i nieciekawie w porównaniu z czarnowłosą Francuzką w olśniewającej
szkarłatnej sukni. Nic dziwnego, że Aleksiej ją kochał, między tymi dwojgiem wyraźnie iskrzyło.
Hope
jednak znała go już na tyle, by domyślić się, dlaczego przerwał tę znajomość. Skoro nie 'mógł
poślubić
Elise, nie zamierzał dłużej tracić na nią czasu. Ten człowiek nie uznawał kompromisów, nie szedł na
żadne ustępstwa. Potrafił być bezwzględny, a w dodatku okłamał ją, twierdząc, że miłość i
satysfakcja
seksualna nigdy nie idą w parze.
Bez zainteresowania spojrzała na kolejne danie. Jedzenie było wyśmienite, ale zupełnie nie miała
apetytu. Najpierw myślała, że to z powodu czekającej ją nazajutrz podróży na Karaiby, ale gdy
zauważyła
porozumiewawcze spojrzenie, jakie Elise rzuciła jej towarzyszowi, wszystko stało się jasne. Była
zazdrosna, za-
zdrosna nie o konkretną osobę, ale o łączącą tych dwoje zażyłość. Ona nie miała nikogo, komu
mogłaby
posłać znaczące spojrzenie, oczekując równie dyskretnej odpówiedzi, z nikim tak blisko się nie
przyjaźniła, nie miała żadnej bratniej duszy.
Carlo starał się zabawiać ją rozmową, zresztą był zachwycony jej znajomością włoskiego. Często
jednak jego uwaga również skupiała się na tamtych dwojgu. Po kolacji Elise zaproponowała wypad
do
nocnego klubu, Aleksiej zaś chętnie podchwycił sugestię, ku głębokiej frustracji Hope.
- Widziąłam, że dziś w programie są chansons - poinformowała Elise, gdy kelner zaprowadził ich do
stolika na skraju parkietu.
- Chansons to śpiewane krótkie opowieści, coś w rodzaju ballad - wyjaśnił Aleksiej. - Francuzi je
uwielbiają.
- Wiem, co to jest - ucięła Hope lodowatym tonem. Jakim prawem ośmieszał ją przed Elise, traktując
jak k6'rnpletną ignorantkę?
- Twój mały kotek zaczyna pokazywać pazurki. Jeżeli nie chcesz być podrapany, to nie podchodź za
blisko - skomentowała rozbawiona Elise.
Rozległa się nastrojowa muzyka, przyciemniono światła, na parkiecie pojawiły się przytulone pary.
Elise wdżięcznie przegięła się przez oparcie krzesła i pochyliła ku Aleksiejowi.
- Czy chcesz ze mną zatańczyć, mon ami?
- Jeśli Carlo nie ma nic przeciw ternu.
Carlo uśmiechnął się w odpowiedzi, a Hope siedziała bez ruchu, jakby ją zmroziło, i tylko śledziła
wzrokiem oddalającą się parę. Czemu to aż tak bardzo bolało? I czy koniecznie musieli tańczyć aż tak
blisko przytuleni? Poruszali się tak harmonijnie, tak płyrinie, jakby byli jednym ciałem. Jeśli można
ko-
chać się podczas tańca, to oni właśnie to robili, po- . myślała z rozgoryczeniem, gdy wreszcie
wrócili do
stolika.
- Carlo, powinieneś był poprosić naszą małą do tańca - Elise zganiła swojego kochanka, a ta
beztrosko
rzucona uwaga głęboko uraziła dumę Hope. - Ona zatańczy ze mną - oznajmił Aleksiej tonem nie
znoszącym sprzeciwu i pociągnął Hope na , parkiet, nie zważając na gniewny błysk w jej oczach.
Tego wieczoru miała na sobie nową suknię, która na pierwszy rzut oka wydawała się zadziwiająco
skromna. Srebrzystoszary lejący się materiał, prosty krój, żadnego dekoltu, zakrytę kolana, długie
rękawy. Tyle tylko, że praktycznie bez pleców! Sarna nigdy by nie wybrała równie prowokacyjnego
kroju, lecz Aleksiej nie pytał jej o zdanie.
Poczuła jego dłoń na swojej nagiej skórze i naraz reszta świata znikła, został tylko Aleksiej, który
przy-
tulał ją mocno do siebie, znacznie mocniej, niżby sobie tego życzyła. Hope miała wrodzone poczucie
rytmu, więc w normalnych okolicznościach taniec nie sprawiłby jej trudności, jednak teraz nie była
w
stanie się skoncentrować. Starając się zachować dystans, opierała lekko dłonie na ramionach
'Aleksie-
,.
ja, zamiast splatać je na jego karku wzorem Elise, ale to wcale nie uczyniło jej bardziej odporną na
jego
urok.
Zerknęła na niego spod rzęs i natychmias't tego pożałowała, ponieważ na sam widok jego ust jej
ciało
przebiegł lekki dreszcz. Zauważyła, że wyraz jego twarzy zmienił się raptownie, i z wrażenia
pomyliła
krok. Aleksiej zesztywniał, natychmiast przerwał taniec i zaproponował, żeby wrócili do stolika.
Zapew-
ne doszedł do wniosku, że trzymanie w ramionach kobiety, którą się traktuje instrumentalnie, nie jest
tak
przyjemne jak dotykanie kobiety, którą się kocha. Nie zdziwiło jej zatem, że niedługo później
zarządził
powrót do domu.
- Mamy rano samolot - wyjaśnił Elise, która zaczęła się dąsać. - Zostaniecie dłużej czy może was
·podwieźć?
Nie wiedzieć jak i kiedy Elise znalazła się obok kierowcy, a Hope i Carlo na tylnym siedzeniu.
Włoch nie zaprotestował nawet wtedy, gdy jego przyjaciółka zaproponowała, żeby to najpierw jego
odwieźć do hotelu.
- Wiesz co, ty już przysypiasz, mon petit - powiedział Aleksiej, zerknąwszy w tylne lusterko. - Ponie-
waż do mnie jest bliżej, najpierw odstawimy do domu ciebie. Położysz się do łóżka, a ja odwiozę
Elise.
Pewnie uknuli ten plan podczas wspólnego tańca, pomyślała z bólem. Widać uczucie do Elise prze-
ważyło i Aleksiej postanowił odnowić romans.
Leżała z książką w łóżku już od godziny, gdy usłyszała, że wreszcie wrócił. Zatrzymał się pod jej
drzwiami i zawołał ją półgłosem, lecz nie odpowiedziała, a wtedy po prostu wszedł do środka.
- Myślałem, że zasnęłaś przy zapalonym świetle, i chciałem zgasić - wytłumaczył.
Obrzuciła go pełnym furii spojrzeniem. No tak, miał rozpiętą pod szyją koszulę. Nawet mu się nie
chciało do końca ubrać, gdy wychodził od Elise. Właściwie dlaczego w ogóle była o niego
zazdrosna?
Przecież powinna być tamtej wdzięczna, bo. dzięki niej uda jej się uniknąć niechcianych pieszczot
Alek-
sieja. Skoro zabawił u Elise, to raczej już nie tknie Hope. A przecież o to jej chodziło, prawda?
- Coś nie tak? Nie możesz spać? - spytał i uśmiechnął się, a Hope natychmiast uznała, że on znów z
niej bezlitośnie drwi. Na pewno świetnie wiedział, dlaczego męczy ją bezsenność. I tak już
poirytowana,
teraz· do reszty straciła zimną krew.
- Wyjdź stąd natychmiast!
- Proszę, proszę - zdziwił się, przeciągając głoski i zamiast wyjść, podszedł bliżej. - A co to za im-
pertynenckie zachowanie?
- Po prostu nie życzę sobie, żebyś przychodził do mojej sypialni prosto z sypialni Elise!
Sądziła, że zaskoczy go tak otwartym i jak na nią bardzo odważnym postawieniem sprawy, ale wcale
nie wyglądał na zbitego z tropu. Z całą pewnością jednak opuścił go dobry humor.
- Od kiedy to ty dyktujesz warunki? - Tak nieprzyjemnego tonu głosu nie słyszała u niego jeszcze
nigdy, ale zdenerwowanie pozbawiło ją resztek rozsądku i instynktu samozachowawczego. - Traktuję
cię
jak damę, a ty urządzasz sceny?
- Sam mnie tutaj przywiozłeś, żebym dorosła jątrzyła, nie zważając na jego przymrużone oczy i
zacięty
wyraz twarzy. - Jestem na tyle dorosła, że widzę, co się dzieje między tobą i Elise.
- Czy to, że odwiozłem ją do domu, musi od razu oznaczać, że wskoozyłem do jej łóżka?
- Nic mnie nie obchodzi, przez czyje łóżka się przewijasz - skłamała, pogardliwie wydymając wargi.
-
Chcę tylko, żebyś trzymał się z dala od mojego. Wyjdź, nienawidzę cię, nie mogę na ciebie patrzeć!
Zanim zdążyła się zorientować, już przygniatał ją swoim ciężarem, przytrzymując jej ręce, żeby nie
mogła się bronić.
- Nienawidzisz? - wycedził jej prosto w twarz przez zaciśnięte zęby. - Nie masz najmniejszego
pojęcia,
czym jest nienawiść, więc nie używaj słów, których znaczenia nie rozumiesz. Ale skoro już o tym
mówimy, to czuję, że mam ochotę kontynuować zemstę na twoim ojcu ...
- Nie! - zaprotestowała, ponieważ poczuła aż nadto wyraźnie jego gwałtowne pożądanie. Czyżby
rzeczywiście między Aleksiejem i Elise do niczego nie doszło?
Aleksiej podniósł się niego, unieruchomił jej nadgarstki jedną ręką, a drugą odrzucił na bok kołdrę i
szarpnął tasiemki nocnej koszuli Hope, zawiązane na ramionach na kokardki. To wystarczyło, żeby
za-
częła ją ogarniać zdradziecka słabość, ale tym razem nie zamierzała jej się poddać. Zebrała
wszystkie siły
i mimo oczywistej przewagi napastnika szamotała się desperacko, próbując się jakoś wywinąć, lecz
w
efekcie jej koszula zsunęła się, obnażając piersi. Aleksiej mruknął z satysfakcją, przytrzymał obie
ręce
Hope tuż nad jej głową i napawał się widokiem jej biustu.
Natychmiast przypomniały jej się zmysłowe, pełne kształty Elise, z którą i pod tym względem nie
mogła konkurować. Czy on je teraz porównuje? Na tę myśl ponownie wezbrał w niej gniew i nagle
zro-
zumiała, że złe emocje są najlepszą obroną przeciw słabości ciała. Jeśli podsyci w sobie nienawiść
do
Aleksieja, nie ulegnie mu, zachowa godność.
- Nawet nie próbuj mnie dotknąć - syknęła wściekle. - Nie chcę cię. Niedobrze mi się robi na samą
myśl.
W jego oczach coś błysnęło ostrzegawczo i po raz pierwszy dotarło do niej, że naprawdę igra z
ogniem.
- Taak? - Jednym ruchem zerwał z niej koszulę nocną· - Pora, żeby ktoś cię wreszcie nauczył odpo-
wiedzialności za własne słowa! - Wolną ręką zaczął się rozbierać, lecz dotknąwszy paska od spodni,
znieruchomiał. Przez moment miała nadzieję, że zmienił zdanie, lecz on uśmiechnął się w bardzo
szczególny sposób. - Ty to zrobisz ... To bardzo podniecające, gdy kobieta jest taka rozpalona, że
sama
rozpina mężczyźnie spodnie.
- Coo? Nie jestem rozpalona, me mam na ciebie ochoty, nigdy nie miałam i brzydzę się na samą myśl
o dotykaniu twojego ciała!
Po raz pierwszy to do jego twarzy napłynęła krew i Hope zrozumiała z przerażającą jasnością, że
przeholowała.
- Będziesz mnie pożądać i będziesz mnie dotykać - odezwał się zduszonym z wściekłości głosem. -
Co więcej, będżiesz błagać o pozwolenie, byś mogła mnie dotknąć, będziesz powtarzać, jak bardzo
mnie
pragniesz ...
Zorientowała się, że zamierza ją pocałować, i wiedziała, że nie może na to pozwolić, ponieważ
wtedy
ciało natychmiast ją zdradzi. Odwróciła głowę, co dało Aleksiejowi sposobność, by wsunąć język w
jej
ucho. Poczuła, jak jej opór powoli słabnie, ale kto mógłby przypuszczać, że ucho jest tak wrażliwym
miejscem ... Po chwili dłoń Aleksieja powędrowała na jej udo, natychmiast przywołując nawałnicę
wspomnień. Doskonale pamiętała, jak jej dotykał, do jakiej nieznośnej rozkoszy ją dopro~adził.
Wiedział
już, że w ten sposób może ją kompletnie zniewolić, zmusić do zrobienia i powiedzenia absolutnie
wszystkiego.
Jego usta przesuwały się teraz bez pośpiechu po jej szyi w cudownie drażniący sposób, a Hope czuła
z
rozpaczą, jak jej piersi reagują na samo oczekiwanie pieszczoty. Wiedziała, że tej słodkiej tortury już
nie
przetrzyma i zaraz się podda, dlatego podjęła kolejną próbę wyrwania się z uścisku. I udało jej się!
Uwolniła ręce, przesunęła się nieco do góry - po to tylko, by się zorientować, że to był podstęp z
jego
strony, ponieważ w ten sposób sama podsunęła mu piersi do całowania, co natychmiast wykorzystał.
Wola walki opuściła ją niemal zupełnie, ciało wygięło się bezwiednie ku niemu.
- Proooszę ... - zaprotestowała słabo.
Uniósł głowę.
- O CO prosisz? O to? - Zaborczo zamknął dłoń na jej piersi. - Czy oto? - Serce w niej zamarło, gdy
z
kolei wsunął dłoń między jej uda.
Zadygotała i bezwiednie -zacisnęła palce na jego ramionach.
- Aleksiej ...
- Tak, błagaj mnie ... - wymruczał z satysfakcją.
Te słowa przypomniały jej boleśnie, że on robi to wszystko wyłącznie po to, by ją ukarać-i poniżyć.
Poczucie błogości ulotniło się. Szarpnęła się· Ujrzawszy nieprzejednany wyraz jej twarzy, Aleksiej
za-
klął, przyklęknął, chwycił ją obiema rękami za biodra, przytrzymał i schylIwszy się, zaczął
obsypywać
pocałunkami brzuch Hope. Nie przestając jej całować, rozchylił kolanem jej nogi i ukląkł między
nimi.
To wszystko było ponad jej siły.
Nie mogła się już dłużej okłamywać. Pragnęła go. Pragnęła go tak szaleńczo, że była gotowa to
wyznać. Jego język nie przestawał pieścić jej skóry, usta przesuwały się coraz niżej. Hope, drżąca,
pół-
przytomna z rozkoszy, już miała poprosić, żeby się z nią kochał; gdy z jej ust wyrwał się gwałtowny
okrzyk protestu.
Nigdy w życiu nie przyszło jej na myśl, że coś takiego jest w ogóle możliwe, że ktoś może całować
drugą osobę w' tak intymne miejsce! Ogarnęła ją zgroza, tym większa, że ta szokująca pieszczota była
niewiarygodnie przyjemna. Ale dlaczego czuje rozkosz? To przecież obrzydliwe! To cudowne, odpo-
wiadały natychmiast zmysły. Nie chcę, nie wolno, krzyczało coś w jej głowie. Pragnę, pragnę,
domagało
się coś w jej wnętrzu, coś, co w niej pulsowało, coraz mocniej, coraz szybciej, aż w końcu przeszył
ją do
głębi dreszcz ekstazy.
Niemal natychmiast potem napłynęła fala dojmującego wstydu. Aleksiej wygrał, czuł jej
przyjemność,
zhańbiła się na zawsze. Nie mogła na niego spojrzeć. Odwróciła głowę, po jej policzkach spłynęły
gorące
łzy.
- Dobrze - wyszeptała ledwo słyszalnym głosem. - Będę cię błagać, będę cię rozbierać, uczynię,
cokolwiek zechcesz. Cokolwiek... Ale nie rób mi tego więcej.
Podniósł ją, otulił swoją koszulą i posadził sobie na kolanach. Ku jej zdumieniu nie wyglądał jak na-
pawający się swoim zwycięstwem triumfator.
- Wybacz, poniosło mnie. Udało ci się mnie sprowokować; i to są właśnie efekty. 'Przykro mi, jeśli
było to dla ciebie nieprzyjemne. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Chyba że zmienisz zdanie. -
Pogładził ją delikatnie po spłonionym policzku. Biedactwo ... Ale powiedz, co ci się w tym nie
podobało?
- To było ... To było okropne - wyjąkała ze wstydem, chociaż wiedziała, że trochę mija się z prawdą.
Może i było okropne, ale przy tym jakie rozkoszne ... - To, co robiliśmy, było zupełnie naturalne.
Robiliśmy? On robił!
- Być może - 9dparła bez przekonania, głęboko zażenowana tą 'rozmową. - Ale robiłeś to tylko po to,
żeby mnie ukarać.
- Częściowo tak, ale zapewniam cię, że nie był to jedyny powód. Nie był to nawet główny powód. A
teraz pora spać - gwałtownie zakończył temat. Nie chcę, żebyśmy się spóźnili rano na samolot.
lJłożył ją wygodnie i przykrył kołdrą, a Hope nagle zapragnęła, by nie odchodził. Gdyby został, nie
stawiałaby już najmniejszego oporu. On jednak widocznie doszedł do wniosku, że nie warto ciągnąć
gry,
która nie przynosi mu satysfakcji. Wyszedł, starannie zamykając drzwi.
Chciałabym, żeby mnie naprawdę pragnął, pomyślała jeszcze i zasnęła, zanim dotarł do niej sens tego
marzenia.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Obudziła się bladym świtem. Spojrzała na zegarek. Za cztery godziny wyruszą na lotnisko i polecą na
drugą półkulę, gdzie wszyscy zobaczą, kim się stała.
- Nie! - jęknęła z rozpaczą i odrazą.
Nie może lecieć z Aleksiejem na Karaiby, nie może zostać z nim pod jednym dachem ani chwili dłu-
żej! Wyskoczyła z łóżka i gorączkowo zaczęła się ubierać. Uciekasz przed nim czy przed sobą, spytał
w
jej głowie jakiś podstępny głos, lecz kazała mu zamilknąć. Po ostatnim hańbiącym doświadczeniu nie
miała siły spojrzeć Aleksiejowi w oczy.
Ale dokąd miała się udać - bez paszportu i praktycznie bez pieniędzy? Najlepiej do ambasady bry-
tyjskiej. Ale co im powie? Ze hrabia de Serivace porwał ją z klasztoru i wziął siłą? Przecież to
brzmiało
tak nieprawdopodobnie, że nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzyłby w jej opowieść. Czy nie ma
nikogo innego, kto mógłby jej pomóc?
Ależ oczywiście, czemu nie wpadła na to od razu? Montrachetowie! Dla nich wszystko będzie jasne.
Niemal zupełnie już wyleczona z posłuszeństwa, które wpajały jej siostry, impulsywnie zarzuciła na
siebie płaszcz, chwyciła torebkę i na palcach podkradła się do drzwi. Cis;za. Bezszelestnie
przemierzyła pogrążone w półmroku wnętrza, nie niepokojona przez nikogo, ale odetchnęła dopiero
wówczas, gdy znalazła się na ulicy.
Teraz trzeba jakoś dotrzeć do Monlrachetów. Przez chwilę zastanawiała się, jak tego dokonać, a z
kłopotu wybawiła ją nadjeżdżająca taksówka. Oczywiście, cóż prostszego? Przecież ta rodzina była
szeroko znana. Skinęła ręką.
Kierowca doskonale wiedział, gdzie znajduje się pałac słynnych bankierów, i bez zbędnych pytań za-
wiózł ją pod imponujący budynek. Hope zapłaciła, mocno zaniepokojona faktem, że w ten sposób
pozbyła
się prawie wszystkich pieniędzy. Aleksiej dawał jej czasem drobne sumy, a ona nie prosiła o więcej,
bo
była na to zbyt' dumna.
: Przez chwilę stała niezdecydowana przed potężnymi drzwiami, aż wreszcie zdobyła się na odwagę
i
podeszła, żeby nacisnąć dzwonek. W tym momencie podjechała taksówka, z której wytoczyło się
trzech
kompletnie pijanych młodych mężczyzn.
- 0oo, do Alaina przyjechała przyjaciółeczka z poranną wizytą - zarechotał któryś z nich. - Jaka
szkoda,
że tylko jedna. Nie bądź sobkiem, stary, podziel się ...
Hope zaczerwieniła się po same uszy, gdy zrozumiała, o czym mowa. Co za niesmaczne żarty, po-
myślała, a potem nagle dotarło do niej, że jeden z mężczyzn ma na imię Alain. Miała przed sobą nie-
doszłego męża!
Był przystojnym szatynem o lekko oliwkowej cerze, ale rysy jego twarzy już zaczynały się robić na-
lane, a jasnoniebieskie oczy były lodowate i okrutne, jakby nigdy nie zagościło w nich żadne ludzkie
uczucie. A może tylko jej się tak wydawało? Podszedł do niej chwiejnym krokiem. Poczuła kwaśny
odór
przetrawionego alkoholu.
- Na razie - rzucił znajomym przez ramię, nie odrywając wzroku od Hope. - Czuję, że to sprawa nie
cierpiąca zwłoki.
Poczuła nagły niepokój, gdy tamci dwaj obrócili się na pięcie jak marionetki pociągane za sznurki i
oddalili bez słowa protestu. Ale czegóż się bała? Wystarczyło przecież poprosić, żeby pozwolono jej
wejść i porozmawiać z panią Isabelle Montrachet.
- Co cię sprowadza pod moje drzwi o tak wczes. nej porze, ślicznotko? - mruknął przeciągle i z miną
konesera pogładził jasne pasmo włosów, które opadło jej na policzek. Wzdrygnęła się, na co on
uśmiech-
nął się z satysfakcją, ale w dziwnie niemiły sposób. - Mmm, dobry początek... Kto cię przysłał?
Założę
się, że Sophie, ona wie, co lubię. Tym razem przeszła samą siebie.
- Obawiam się, że bierze mnie pan za kogoś innego - zaoponowałą. - Przyszłam zobaczyć się pańską
matką.
Za:śmiał się głośno, odchylając głowę.
- Coraz bardziej mi się podobasz, malutka. Wszyscy wiedzą, że o tej porze roku moja matka siedzi w
s.woim zamku nad Loarą. I co mi jeszcze powiesz? Ze się boisz sama spać? Ze zmarzły ci nóżki i
trzeba je ogrzać? - Zanim zdążyła się zorientować, mocno opasał ją ramieniem. - A co innego masz
ciepłe? Może nawet gorące?
- Proszę mnie puścić! - Jej oczy rozszerzyły się ze strachu, gdy jego rozcapierzone palce chciwie za-
cisnęły się na jej biodrze, wbijając się w ciało. Nie wyglądało na to, by zamierzał ją uwolnić.
Niecierp-
liwie pchnął drzwi.
Stanowczo za późno pojęła, że wpadła z deszczu pod rynnę. Och, leżeć bezpiecznie w ciepłym łóżku
w
domu Aleksieja! Tymczasem znajdowała się na pustej paryskiej ulicy obmacywana przez obcego
czło-
wieka, który chciał ją zaciągnąć do swojego domu.
Kiedy drzwi nie ustąpiły, załomotał w nie wściekle raz i drugi. Ponieważ był pijany,. nie mógł pano-
wać nad paroma rzeczami naraz, więc gdy jego uwaga skupiła się na drzwiach, przez moment mniej
sta-
rannie pilnował swojej zdobyczy. Hope wyczuła, że nieco rozluźnił uścisk, wywinęła się
błyskawicznie i
rzuciła do ucieczki w kierunku, z którego przyjechała, nie tracąc czasu na. oglądanie się i
w.ypatrywanie
pogoni. Strach dodał jej skrzydeł.
Ubiegła już spory kawałek, w płucach paliło ją żywym ogniem, nogi zaczęły odmawiać
posłuszeństwa,
gdy dobiegł ją odgłos samochodu. Chwilę później zapiszczały hamulce, trzasnęły drzwiczki i ktoś
zawołał
ją po imieniu. Dopiero wtedy spojrzała przytomniej przed siebie, a na widok Aleksieja doznała
przypływu
niebotycznej ulgi. Rzuciła się w jego stronę ze szlochem, nie bacząc już na nic, pragnąc jedynie
znaleźć
się w jego ramionach. To jednak nie było jej dane, ponieważ Aleksiej, zamiast chwycić ją w objęcia,
złapał ją za barki i potrząsnął, jakby chciał obudzić.
- Hope, co ty wyprawiasz? - spytał gnie~nie. N aj pierw znikasz bez śladu, potem biegniesz do mnie
jak zbłąkane dziecko, które chce na rączki. Dotarło wreszcie do ciebie, że są gorsze rzeczy niż moje
towarzystwo? Byłaś u Montrachetów?
- Skąd wiedziałeś ... gdzie mnie ... szukać? - wyjąkała, z trudem łapiąc oddech.
- Nic trudnego. Albo oni, albo ambasada brytyjska, nie miałaś innych możliwości. Ambasadę mogłem
sprawdzić później, bo nikt by cię tam nie wpuścił o tej porze, więc musiałabyś spokojnie czekać pod
bramą, najwyżej trochę byś zmarzła. Co innego tutaj. .. Co się stalo?
- Alain wrócił do domu ... z jakimiś kolegami odparła, drżąc na, całym ciele. - Mówiłam mu, że ja do
jego matki, ale on., .. Ale on ...
- Nie słuchał? - domyślił się Aleksiej i ponuro pokiwał głową. - Jesteś blada jak śmierć. Teraz już
wiesz, za kogo ojciec chciał cię wydać. J
- Tak - odparła ze znużeniem, czując, jak emocje powoli zaczynają opadać, a na ich miejsce pojawia
się dojmująca pustka. - Gdyby nie był pijany, to nie wiem, czy zdołałabym wyrwać się i uciec.
Ujął ją pod ramię i zaprowadził do samochodu. Wślizgnęła się na swoje miejsce grzecznie jak skar-
cone dziecko, które dobrze wie, że nabroiło.
- Aleksiej? Przykro mi, że tak się stało - wyznała.
- Mnie też - odparł tak cicho, że ledwo dosłyszała. Jego twarz była niezwykle poważna, może nawet
smutna. Odwrócił się ku Hope i leciutko przesunął palcem po jej policzku. - Cóż, oboje dostaliśmy
nauczkę, żeby pewnych rzeczy nie robić.
Nerwowo zwilżyła językiem wyschnięte wargi. - A gdybym... Gdybym nie dała rady uciec?
Gdyby on ...
- Gdyby cię zgwałcił? - podpowiedział niewiarygodnie spokojnym głosem. - Wtedy bym się z tobą
ożenił.
Popatrzyła na niego oszołomiona tym wyznaniem.
- Hope, na świecie jest wielu mężczyzn podobnych do Montracheta, ale ty jeszcze nie umiesz sobie z
nimi
radzić. Nie jesteś przygotowana do życia, batdzo łatwo cię skrzywdzić. Ale to ja zabrałem cię z
klasztoru i
to ja jestem odpowiedzialny za to, co się z tobą dzieje. To z mojej winy uciekłaś do Montrachetów,
więc
to ja postarałbym się wynagrodzić ci to na tyle, na ile to możliwe.
Tak, znała to jego poczucie sprawiedliwości, które zawsze domagało się zadośćuczynienia. Oko za
oko
... Zadrżała. Ale mimo wszelkich ujemnych cech charakteru Aleksiej był o niebo lepszym opiekunem
niż
jej niedoszły mąż.
- Zdążymy na samolot? - spytała, gdy wchodzili do mieszkania, a znajome Muzy w milczeniu przy-
glądały jej się z plafonu.
- Polecimy jutro. Jeden dzień nie zrobi różnicy. Nagle coś ją zastanowiło.
- Niby czemu mój ojciec miałby sądzić, że my ... A jeśli nie będzie chciał w to wierzyć?
- Takie rzeczy po prostu widać. Kobieta, która już z kimś spała i znalazła w tym przyjemność, za-
chowuje się zupełnie inaczej niż kobieta, która nie zna tego uczucia. Nabywa specyficznej pewności
siebie, to przejawia się w gestach, sposobie mówienia, patrzenia, poruszania się. Rozkwita. Po tobie
jeszcze tego nie "Vidać, jeszcze się bronisz, ale niewiele brakuje, żeby twoja kobiecość objawiła się
w
pełnej krasie. Kiedy twój,ojciec zobaczy cię u mego boku, nie będzie miał żadnych wątpliwości co
do
rodzaju łączących nas stosunków. - Uśmiechnął się na widok jej zawstydzenia. - Wiesz co? Idź się
przespać, masz za sobą ciężkie przejścia. Moje pieszczoty w nocy, propozycje Montracheta nad
ranem...
Same nieszczęścia - zakpił. - Ale czy teraz przynajmniej rozumiesz, że sypianie zę mną nie jest
największą tragedią pod słońcem?
Potulnie skinęła głową. Była tak wykończona, że nie miała siły nawet mówić. Poszła do swojego po-
koju, padła na łóżko i niemal natychmiast zasnęła. Aleksiej zajrzał do niej godzinę później i przykrył
ją
kocem. Przez długą chwilę przyglądał się bladej· jak płótno twarzy i sińcom pod oczami. Nie należał
do
ludzi, którzy łatw6 odstępują od swoich zamierzeń, ale gdy wstał rano i zrozumiał, że Hope uciekła,
opadły go wątpliwości.
Obudziła się wczesnym popołudniem, wypoczęta i w zadziwiająco dobrym nastroju. Jest, jak jest, nie
ma co walczyć z rzeczywistością, pomyślała i postanowiła przestać się martwić, a zamiast tego uczyć
się,
dojrzewać i planować przyszłość. Aleksiej zabiera ją na Karaiby, a kto wie, czy jeszcze kiedyś w
życiu
uda jej się tam pojechać?
Zjedli razem lekki posiłek, rozmawiając o uprawie winorośli i produkcji wina, ponieważ Hope
chciała
zdobyć jak najwięcej informacji ze wszelkich możliwych dziedzin. Wyjaśniła, że czuje się
beznadziejną
ignorantką.
- Czas i inteligencja działają na twoją korzyść, dołasz nadrobić zaległości - uspokoił ją Aleksiej, po
czym dodał coś tak zdumiewającego, że pozostawiła to bez odpowiedzi, sądząc, że chyba się prze-
słyszała: - Posiadasz wszystkie cechy, które czynią kobietę atrakcyjną, i to nie tylko wtedy, gdy jest
bardzo młoda, ale przez całe życie. Za kilka lat żaden mężczyzna nie zdoła oprzeć się twojemu
urokowi, a ja będę dumny z tego, że znałem cię tak blisko.
Przez resztę popołudnia siedzieli w salonie, Aleksiej pracował, a Hope czytała przewodnik po
Karai-
bach. Był to jeden z najprzyjemniejszych dni, jakie spędzili razem. Po kolacji Aleksiej przeprosił ją i
udał
się do swojego pokoju, żeby dokończyć pisanie artykułu. Zrobiło jej się dziwnie przykro, gdy
zostawił ją
samą. Czytała jeszcze trochę, ale już bez zbytniego zapału.
.
Było już po dziesiątej, powinna położyć się do łóżka, skoro mieli rano wstać, ale wiedziała, że nie
zaśnie, dopóki nie porozmawia jeszcze z Aleksiejem. Ten niedorzeczny kaprys był zapewne
następstwem·
porannych dramatycznych wydarzeń. Przecież Aleksiej wybawił ją z poważnej opresji,' a to
wytworzyło
między nimi nowy rodzaj więzi. Do tej pory Hope była od niego za~eżna tylko fizycznie, teraz można
było mówić o zależności emocjonalnej. Westchnęła ciężko i poszła do siebie.
Znowu miała sen o zagrażającym jej cieniu, który odgradzał ją od ciepła, światła i radości, ale tYm
razem koszmar jeszcze się nasilił, ponieważ cienie były dwa: ojciec i Alain. Uciekała przed nimi po
jasnej i pustej plaży, wiedząc, że gdzieś tam czeka na nią bezpieczne miejsce. Niezależnie jednak od
tego, jak szybko biegła, nie była w stanie umknąć cieniom, które ścigały ją bezlitośnie. Wreszcie z
rozpaczy zawołała o pomoc.
- Hope? - Aleksiej łagodnie potrząsał nią. W pokoju panowała ciemność, rozjaśniona jedynie słabym
odblaskiem ulicznych latarni. - Właśnie szedłem spać, kiedy usłyszałem, że mnie wołasz.
Usiadła, spojrzała na zegarek i zmarszczyła brwi. Było już po drugiej, a on dopiero teraz szykował
się
do snu.
- Czemu się kładziesz tak późno? Przecież mogłeś dokończyć ten artykuł w samolocie.
- Mogłem, ale wolałem to zrobić teraz. Praca czasem pomaga, bo pozwala zapomnieć.
Z tego, co wiedziała o jego życiu, tylko jedna rzecz nie układała się tak, jak tego pragnął Aleksiej, a
mianowicie - związek z Elise. Rzucił się w wir ciężkiej pracy, byle tylko nie myśleć o ukochanej,
zatem musiało mu być naprawdę ciężko na sercu. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, Hope po-
cieszającym gestem położyła dłoń na jego ramieniu. Aleksiej zesztywniał, jakby ten dotyk nie
sprawiał
mu najmniejszej przyjemności.
- Po co mnie wołałaś? - spytał szorstko.
- Miałam zły sen.
- Ze mną w roli głównej, tak? - Odsunął się od niej z irytacją. - Nawet we śnie nie daję ci spokoju?
Czyli nadal jestem w twoich oczach potworem, niewiele lepszym od Montracheta.
Postanowiła wyprowadzić go z błędu, chociaż to oznaczało przyznanie się do tego, że zaczyna go po-
strzegać zupełnie inaczej.
- Przeciwnie, wcale się ciebie nie bała~, tylko wzywałam na pomoc. Przykro mi, że to wywarło na
tobie takie wrażenie.
Odprężyf się wyraźnie.
- Dlaczego ci przykro? Kobiety lubią wywierać wrażenie na mężczyznach - powiedział z przekorą w
głosie.
- Och, nie o tym myślałam.
- A ja tak. I nadal myślę - mruknął, przenosząc wzrok na jej usta.
Zadrżała.
- Zimno ci? - Przesunął dłonią po jej ramieniu.
- Nie. To znaczy tak. Nie wiem ...
Nachylił się, a Hope podnios.ła ku niemu twarz, zamykając oczy. Poczuła na powiekach pocałunki
lekkie jak motyle i rozchyliła wargi w oczekiwaniu, lecz on drażnił się z nią, muskając ustami jej
skronie
i policzki, unikając prawdziwego pocałunku i bardziej namiętnego dotyku. Ledwo czuła, jak ~suwa
ramiączka jej nocnej koszuli, jak delikatnie gładzi jej piersi. To była wyrafinowana tortura, nie mogła
tego znieść. Dlaczego odmawia jej zmysłowych pieszczot, dlaczego tak okrutnie -się z nią bawi,
dlaczego
doprowadza ją na skraj szaleństwa?
- Aleksiej - wyszeptała półprzytomnie, wsuwając mu palce we włosy.
Nie bacząc już na nic, przyciągnęła go do siebie i pocałowała chciwie. Efekt był natychmiastowy.
Aleksiej odpowiedział z równym żarem, całując ją tak, jakby chciał na zawsze zapamiętać smak jej
ust i
języka, jakby była zdrojem, który pragnął wypić do dna. W końcu podniósł głowę, by badawczo
przyjrzeć się Hope.
Zaczęła dygotać na całym ciele, przerażona siłą swojego pożądania. Jej twarz płonęła jak w
gorączce.
Musiał dobrze odczytać jej emocje i obawy, ponieważ przytulił ją do siebie uspokajającym gestem i
zaczął łagodnie całować po włosach. Pod wpływem tej pieszczoty szalone bicie jej serca uspokoiło
się
nieco. Ogarnęła ją dziwna błogość, w której rozpłynęły się wszelkie lęki.
Nieśmiało dotknęła wargami jego szyi i odkryła, że obdarzanie pieszczotą drugiej osoby to rzeczywi-
ście przyjemne uczucie. Nie miała pojęcia, że aż tak przyjemne. Móc smakować jego skórę, wdychać
jej
zapach ...
On jednak delikatnie ujął jej włosy i równie ostrożnie odchylił jej głowę do tyłu.
- Hope, doceniam twoją odwagę, która każe ci eksperymentować - zaczął zmienionym głosem ale
jeśli
nie jesteś gotowa na konsekwencje, to radziłbym przestać.
Kiedy później się nad tym zastanawiała, nie mogła zrozumieć, co ją podkusiło, żeby nie posłuchać
tego ostrzeżenia. Nie odrywając wzroku od jego twarzy, wsunęła drżące palce między guziki koszuli
Aleksieja. Po raz pierwszy dotykała go z własnej nieprzymuszonej woli i nie zamierzała przestawać,
mimo że ponownie zamruczał coś ostrzegawczym tonem. Rozpinała guziki jeden po drugim,
niecierpliwiąc się, gdy któryś stawiał opór. Wreszcie rozsunęła poły koszuli i mogła swobodnie
przesunąć rękami po jego torsie.
Ze zdumieniem wyczuła, że jego serce zaczyna bić coraz szybciej. Przejechała dłonią po jego brzuchu
tuż nad spodniami, jednocześnie przyciskając usta do nasady szyi Aleksieja, ponieważ dobrze pa-
miętała, że jej takie pieszczoty sprawiały wielką rozkosz. Może więc ...
l'
- Przypominam, że jestem dorosłym mężczyzną, a nie chłopcem, i takie zabawy mogą się skończyć
tylko w jeden sposób. Jeśli będziesz kontynuować, uznam to za jawną zachętę.
Po raz pierwszy dał jej wybór, ale jednocześnie tym samym uprzytomnił, co się właściwie dzieje.
Odsunęła się od 'niego jak oparzona, co wywołało uśmiech na jego twarzy.
- Przecież wiem, że chcesz. No co, masz odwagę to przyznać?
I po co on się w ogóle odzywał, pomyślała z głębokim żalem. Wszystko zepsuł!
- To jak będzie?
Bez słowa potrząsnęła głową, czując, że kontynuowanie tej gry nagle straciło sens. Jednocześnie
Iniała
cichą nadzieję, że on i tak postąpi według własnego uznania, nie licząc się z jej zdaniem, jak to już
Iniało
Iniejsce w przeszłości, Aleksiej jednak nie sięgnął po ' nią, tylko leciutko położył palec na jej ustach.
Bez-
wiednie rozchyliła wargi i dotknęła językiem jego skóry, lecz on szybk? cofnął rękę i wstał.
- Dobranoc. Zyczę miłych snów, ale pamiętaj, że jeśli pono.wnie mnie zawołasz, odczytam to jedno-
znacznie jako żaproszenie do łóżka. Jesteś zbyt podniecająca, żebym spokojnie znosił takie pokusy.
- A czy jestem wystarczająco podniecająca, żebyś zapomniał, w jakim celu mnie tu trzymasz? -
zawołała za nim z goryczą, chociaż doskonale znała odpowiedź.
Nie zapomniał i nie zapomni. Była dla niego narzędziem zemsty, niczym więcej. Powinna go za to
nienawidzić, więc skąd to dojmujące poczucie straty, które ją'ogarnęło, gdy cicho, lecz stanowczo
zamknął za sobą drzwi?
- Nie ma się czego bać, naprawdę. - Aleksiej uspokajającym gestem dotknął jej ramienia.
Miała nadzieję, że nie widać po niej, jak bardzo jest zdenerwowana. Owszem, leciała kiedyś samo-
lotem, miała wtedy osiem lat, ale wtedy nie czuła żadnego lęku. Teraz pewnie była dodatkowo spięta
z
powodu wydarzeń ostatniej nocy. Prawie nie spała, męczyły ją wyrzuty suInienia, a rozpalone zmysły
domagały się zaspokojenia. Przecież niemal rzuciła się na Aleksieja, gotowa była błagać, by się z nią
kochał! Rano ,nie miała odwagi spojrzeć mu prosto w oczy, on zaś był chłodny i oficjalny.
Gdy weszli na pokład, stewardesa posłała Alek': siejowi zniewalający uśmiech, ale Hope wiedziała
już,
że tego typu zachowania nie wywierają na nim większego wrażenia. Nawet wielka uroda i
zniewalający
seksapil nie wystarczyły, by Aleksiej zdecydował się związać z jakąś kobietą na stałe. Trzeba było
czegoś
więcej, by go przy sobie zatrzymać, co do tego Hope nie miała żadnych wątpliwości. Po chwili aż
sapnęła
z irytacji. O czym ona myśli?
Poirytowana zignorowała uprzejmą propozycję Aleksieja, który chciał jej pomóc zapiąć pas. .
- Chyba nie sądzisz, że zacznę się do ciebie dobierać przy ludziach? - chłodno zwrócił jej uwagę. -
Nie ma potrzeby zachowywać się jak płochliwa dziewica z kiepskiego melodramatu, bo oboje
wiemy,
że to tylko poza. Przypomnij sobie, co robiłaś ledwie kilka godzin temu.
- To tak, jakbyś wypominał narkomanowi, że jest uzależniony - odcięła się. Niedawno czytała duży
artykuł o problemie narkomanii, o której przedtem nie miała pojęcia. Była całkiem dumna z tego
porównania, albowiem sugerowało, że Aleksiej jest równie bezwzględny, jak pierwszy ż brzegu
uliczny
dealer. On też gotów był zniszczyć czyjeś młode życie, byle tylko zrealizować własne cele. Jednak
Aleksiej nawet się nie oburzył, a na uwagę Hope zareagował śmiechem.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś uzależniona od moich pieszczot? A zatem gdy nie dostaniesz co-
dziennej dawki, to aż cię skręca?
Nie odpowiedziała, ponieważ samolot właśnie wystartował i dosłownie wcisnęło ją w fotel. Oparła
dłonie na poręczach fotela tak mocno, że skóra jej pobielała. Aleksiej poczekał, aż wzbiją się w·
górę i
dopiero wtedy powiedział:
- Hope, powtarzam ci jeszcze raz, że nie ma się czego wstydzić. Owszem, rozumiem, wychowano cię
w sztucznych warunkach, nauczono, że najważniejszy jest Bóg, a zaraz po nim ... mąż i że to im masz
służyć. Kiedy wreszcie do ciebie dotrze, jak ważne są twoje własne pragnienia i potrzeby?
- Ciekawe, czy mężczyzna, którego kiedyś pokocham, będzie równie wyrozumiały? Czy będzie miał
ochotę na resztki po tobie? - syknęła nienawistnie, nie mając właściwie pojęcia, co ją ugryzło.
Rozmawiali już na ten temat tyle razy, że nie powinna do tego wracać.
Tym razem udało jej się wyprowadzić Aleksieja z równowagi.
.
- Do diabła, Hope, nie mów do mnie językiem jak z kiepskiego romansu! Co to znaczy "resztki po
mnie"? Człowiek niejest przedmiotem, który stracił na wartości, bo był przez kogoś używany. Twoja
war-
tość zależy wyłącznie od ciebie. Ja nie mogę ci jej w .żaden sposób ująć lub dodać.
Umilkł, pon-ieważ podeszła do nich stewardesa, proponując napoje. Aleksiej zamówił dla nich
obojga
wodę mineralną i wyjaśnił, widząc lekko zaskoczone spojrzenie Hope:
- Myślałaś, że wezmę wino? Podczas podróży należy unikać alkoholu, bo bardzo odwadnia. W do-
datku trudniej się potem znosi różnicę czasu, człowiek dłużej dochodzi do siebie. Ale jeśli chcesz ...
Potrząsnęła głową i odwróciła się w stronę okna. Wyczerpywały ją te nieustanne słowne potyczki.
Aleksiej w każdej sytuacji potrafił znaleźć logiczne argumenty. Takie pułapki, w które Hope
nieuchronnie wpadała, tracąc impet i wolę do dalszej walki. Czuła jednak, że Aleksiej nie ma do
końca racji, choć nie umiała ubrać tego stwierdzenia w odpowiednie słowa. Przecież dla niej byłoby
najlepiej, gdyby ukochany mężczyzna został zarazem jej pierwszym kochankiem. Nawet najbardziej
racjonalne argumenty nie mogły jej przekonać, że to bez znaczenia, kto pozbawi ją dziewictwa.
Oczywiście ów pierwszy mężczyzna powinien być nie tylko godzien miłości, ale również pożądania.
Godzien pożądania jak Aleksiej ...
- Nie wiem, o czym myślisz, ale masz taką minę, jakbyś właśnie odkryła jakąś ważną prawdę - do-
biegł ją jego głos.
Bo może i odkryłam, zgodziła się w.myślach, próbując dojść do ładu ze swoimi emocjami. Tak,
miała wspaniałego kochanka, a co więcej, pragnęła z nim zostać. Chciała też, żeby on jej pragnął
równie
mocno, żeby zapomniał o Elise, zapomniał o zemście, zobaczył w niej tylko i wyłącznie kobietę.
Nie było jej łatwo zmierzyć się z takimi myślami, cały czas odczuwała pokusę, żeby je zignorować,
ze-
pchnąć głęboko w podświadomość, przed samą sobą udawać, że Aleksiej napawa ją odrazą. Jednak
po
pierwsze była odważna i nie lubiła chować głowy w piasek, a po drugie nauki udzielane przez
Aleksieja
nie poszły w las - starała się przyjrzeć swoim emocjom z dystansu, ocenić je na trzeźwo, nie tracąc
przy
tym zdrowego rozsądku.
Trzy godziny po starcie podano posiłek, lecz Hope nie miała apetytu. Aleksiej również ledwo tknął
swoją porcję, a gdy niedługo później zaczęto wyświetlać jakąś komedię, odchylił głowę na 'oparcie i
przy-
mknął oczy. Jego długie ciemne rzęsy rzucały lekki cień na policzki; wyglądał zdumiewająco
bezbronnie
i krucho. Na ten widok w sercu Hope wezbrało dziwne uczucie - na poły bolesne, na poły błogie.
A więc to jest miłość, przemknęło jej przez myśl. No nie, cóż za absurd! Natychmiast odwróciła od
niego
głowę, udając, że ogląda film. Naprawdę nie należy zbyt pochopnie naz)iwać emocji. Dobrze, już
wie, że
pożąda Aleksieja, ale to nie ma nic wspólnego z miłością. Tylko co wspólnego z pożądaniem miał
fakt, że
chciała wygładzić zmarszczki na jego czole, zetrzeć zmęczenie z jego twarzy, utulić go w ramionach
jak
dziecko?
Przypomniało jej się, jak ujrzała go po raz pierwszy i jak natychmiast poczuła instynktownie, że wo-
lałaby go nigdy nie pQznać. Czyżby już wtedy przeczuwała, jak bardzo Aleksiej zmieni jej życie?
Wła-
ściwie nie tyle zmieni, co po prostu zrujnuje ...
Tuż przed zmierzchem wylądowali na Martynice, ponieważ na wyspie St Marguerite nie było mię-
dzynarodowego lotniska. Aleksiej wyjaśnił, że również z tego powodu interesy .sir Henry'ego nie
wy-
glądały najlepiej.
- Ani tubylcy, ani garść osób, które kupiły tutaj kawałek ziemi, nie mają najmniejszej ochoty na
wprowadzanie dalszych zmian. Powstanie wielkiego lotniska spowodowałoby rozwój masowej
turystyki i
zniszczenie przyrody oraz specyficznej atmosfery tego miejsca.
- Mój ojciec przecież musiał o tym wiedzieć, kiedy zaczynał tu inwestować.
- Owszem, ale wspominałem ci, że to typ hazardzisty. On zawsze wikła się w ryzykowne interesy,
zwłaszcza gdy jest przekonany, że ma asa w rękawie - skwitował z przekąsem Aleksiej.
No tak, znów usłyszę kilka gorzkich słów na temat mojego ojca, pomyślała ponuro Hope.
- Co to było tym razem? - spytała ostrożnie.
- Och, nic nadzwyczajnego. Pozyskał przychylność gubernatora wyspy, ale miał pecha, ponieważ
zmieniły się władze i nowy gubernator nie jest już tak podatny na pewne nieoficjalne sugestie. W do-
datku podobno bardzo ostro reaguje na wszelkie przejawy korupcji. Podejrzewam, że gdyby został
powołany wcześniej, twój ojciec w ogóle nie dostałby pozwolenia na budowę wielkiego kompleksu
turystycznego w niemal dziewiczym rejonie. W efekcie ma teraz ekskluzywny hotel na osiemset osób
i
żadnej możliwości, by zapewnić ewentualnym gościom dogodny transport. O, są nasze rzeczy -
powiedział na widok bagażowego, z którym następnie zamienił parę słów w śpiewnym języku. - Nasz
samolot startuje za pół godziny. Chodźmy.
Serce w niej struchlało na widok awionetki - małej i kruchej jak zabawka. Mieli tym lecieć? Jednak
ponieważ na jej towarzyszu ten widok nie wywarł żadnego wrażenia, Hope zachowała opanowany
wyraz
twarzy, aby nie zdradzić się ze swoimi obawami.
Lot trwał około czterdziestu minut.
- Szkoda, że nie lecimy za dnia, miałabyś wspaniały widok na wyspy - zauważył w pewnym
momencie
Aleksiej, ona jednak była bardzo zadowolona z faktu, że nic nie widać.
Lotnisko na Martynice oceniła w myślach jako dość prymitywne, ale w porównaniu z tym, co zo-
baczyła na St Marguerite, było ono doprawdy szczytem luksusu i wygody. Tutaj zamiast terminalu
znajdował się jedynie blaszany barak. O klimatyzacji chyba nikt nigdy nawet nie słyszał. Lepkie,
wilgotne powietrze odbierało oddech, przenikało przez wszystkie pory skóry i wystarczyło pięć
minut,
by człowiek zaczynał marzyć o lodowatym prys.znicu. Spocony, niedbale ubrany celnik przyjaźnie
machnął ręką do Aleksieja, bez zażenowania ocenił wzrokiem Hope i z rechotem rzucił jakąś krótką
uwagę.
- Powiedział, że na pewno będzie mi tu z tobą przyjemnie - wyjaśnił Aleksiej, gdy już minęli
barierkę·
- To znaczy, ubrałem jego wypowiedź w bardziej oględne słowa ...
Zaprowadził ją do żółtego dżipa i uśmiechnął się na widok jej zdumionej miny.
- To najlepszy środek transportu na wyspach. Dżungla niszczy drogi z nieprawdopodobną szybkością.
Wrzucił ich bagaże na tył samochodu, a Hope bezwiednie śledziła grę muskułów pod cienką koszulą.
Poczuła jakiś dziwny dyskomfort fizyczny, prawie ból, który jednak nie miał nic wspólnego z
męczącą,
długą podróżą.
- To mała wyspa, można ją objechać w jeden dzień - mówił Aleksiej, gdy ruszyli ciemną wyboistą
drogą, pełną ostrych zakrętów. - Największe miasto znajdue się po przeciwnej stronie, nad
Atlantykiem.
Po tej stronie są plantacje bananów i wioski. W tej chwili przecinamy pasmo wzniesień, które
stanowi
swoistą granicę klimatyczną. Tutejszy las tropikalny jest naprawdę dziewiczy.
Światła samochodu wyławiały z ciemności niezwykle/bujną roślinność porastającą pobocza. Po ja-
kimś czasie zjechali z głównej drogi - o ile tą szumną nazwą można było określić pełną wyrw nawie-
rzchnię z krusz~jącego asfaltu - i znaleźli się na nieutwardzonym trakcie, gdzie jazda była jeszcze
mniej
komfortowa. Po jakimś czasie reflektory liznęły jasną ścianę o brzoskwiniowym odcieniu. Aleksiej
wyłączył motor.
Hope usłyszała nieznany sobie odgłos. To musiało być morze. Gwiazdy, liczniejsze i większe niż kie-
dykolwiek widziała, delikatnie rozświetlały widok , jak z plakatu biura podróży: czarne sylwetki
palm na
tle srebrzystej plaży, za którą zdawała się falować żywa rtęć.
- Będziesz tak siedzieć całą noc? - spytał z niecierpliwością Aleksiej, który zdążył już wysiąść z
samochodu i teraz stał obok, trzymając otwarte drzwiczki od strony pasażera:
Wysiadła niezgrabnie, ponieważ od niewygodnej jazdy zesztywniały jej mięśnie. Upadłaby, gdyby
Aleksiej jej nie przytrzymał. Mmm, jak miło, mogłaby tak stać w jego objęciach aż do rana ... On
jednak
nie żywił podobnych pragnień, ponieważ zdecydowanie ujął ją pod rękę i zaprowadził do domu.
Do środka wchodziło się przez oplecioną pńączarni werandę. Aleksiej zapalił światło i Hope
ujrzała,
że znajdują się w dużym kwadratowym pokoju, wyłożonym terakotowymi płytkami na hiszpańską
modłę.
Ściany pomalowano na biało, nieliczne meble wykonano z wikliny. Ascetyczny wystrój łagodziły
rozrzucone na podłodze bajecznie kolorowe maty.
- Tu wszystko bardzo szybko gnije - wytłumaczył Aleksiej. - Wiele rzeczy nie przetrwałoby w tak
wilgotnym klimacie.
Za salonem znajdował się korytarz z kilkoma parami drzwi.
- Są tu cztery sypialnie, ale obawiam się, że tym razem nie dostaniesz własnego pokoju. Berthe, która
przychodzi sprzątać i gotować, jest niewiarygodną plotkarką, a nie chcę, by się rozniosło, że śpimy
osobno. Wolę nie ryzykować.
.
Zaprowadził ją do przestronnego pokoju urządzonego w zieleniach i błękitach, do którego przylegała
luksusowa łazienka.
- Dzisiaj możesz się pluskać do woli.
Musiała zrobić zdziwioną minę, ponieważ Aleksiej zaśmiał się.
- Taka podróż robi swoje, mon petit. Jestem zmęczony. Skorzystam z innej łazienki, nie musisz się
spieszyć w obawie, że przyjdę i zaskoczę cię w kąpieli.
Ten komentarz wcale nie sprawił Hope przyjemności, wręcz przeciwnie. Straciła ochotę na kąpiel,
wzięła tylko szybki prysznic, przebrała się w piżamę, skrzywiwszy. się lekko na widok swojej bladej
skóry, i udała się do salonu.
Aleksiej właśnie odkładał słuchawkę·
- Sir Henry akurat pojechał w interesach na Martynikę, wróci za kilka dni.
- Mamy więc kilka dni. .. - mruknęła, nie zdając sobie sprawy z tego, że myśli na głos.
- Tak. I zamierzam je w pełni wykorzystać. Będziesz cała moja, i to do końca - powiedział cicho
Aleksiej.
Hope w zamyśleniu wróciła do sypialni. Mimo zmęczenia desperacko walczyła z sennością,
czekając,
aż Aleksiej wreszcie przyjdzie.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Gdy się obudziła, przez dłuższy moment nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, i było to niezbyf przy-
jemne uczucie. Nic jednak dziwnego, że była zdezorientowana, skoro ostatnio wielokrotnie zmieniała
miejsce pobytu i wszystko zaczynało jej się mieszać. Wreszcie wspomnienia ułożyły się w logiczną
całość. Karaiby.
Natomiast stwierdzenie innego faktu nie wymagało od niej żadnego wysiłku. Nawet nie musiała
odwracać głowy w bok, by wiedzieć, że jest w łóżku sama. Zawsze gdy Aleksiej był w pobliżu, jej
ciało
wyczuwało to bezbłędnie.
Wstała, wyjrzała przez ćkno i zamarła z wrażenia. Przed nią rozciągał się zapierający dech w
piersiach
widok na bezkresne lazurowe morze, obrzeżone pustą plażą w kształcie półksiężyca. Pod oknem
znajdowała się ocieniona weranda. Idealne miejsce do wypicia porannej kawy ...
Hope pośpieszyła do łazienki. Nie miała pojęcia, gdzie się podział Aleksiej, ale nie chciała, by
zastał
ją w piżamie, którą wyśmiał poprzedniej nocy. Powiedział, że to pruderia nie na miejscu w tutejszym
klimacie, bo tu śpi się nago, i że gdyby nie był zmęczony, natychmiast ściągnąłby z niej te
niepotrzebne i
śmieszne szmatki.
Czy następnej nocy też nie będzie mu się chciało ściągaó z niej ubrania? To nie była myśl dodająca
otuchy, to była myśl podszyta obawą. Chciała się z nim kochać, tęskniła za jego dotykiem, cierpiała z
powodu chwilowego odrzucenia. Wiadomo, że na takie zachcianki najlepszy jest zimny prysznic.
Prysznic jednak niewiele pomógł, ponieważ zdradziecka wyobraźnia natychmiast podsunęła jej wizję
wspólnej kąpieli z Aleksiejem. Staliby razem pod biczami wody, jego dłonie przesuwałyby się po jej
wil-
gotnej skórze ...
- Nie! - prawie warknęła, pośpiesznie zakręcając kurek i wychodząc z kabiny.
Uznała, że spacer po plaży lepiej ukoi jej rozdygotane zmysły. Była już wyczerpana tą ciągłą
rozterką,
wewnętrzną walką pomiędzy ostrożnym umysłem i spragnionym ciałem. Potrzebowała spokoju. Za
wszelką cenę.
Czuć było, że słońce operuje już całkiem mocno mimo wczesnej godziny. Teraz rózumiała, skąd ta
wspaniała opalenizna Aleksieja. W nadziei że może jej tuż uda się choć trochę zbrązowieć, ubrała
się w
szorty i bluzeczkę na wąziutkich ramiączkach. Gdy Aleksiej kupił jej to w Paryżu, była przekonana,
że
nigdy nie pokaże się w równie skąpym stroju, ale skoro wokół nie było żywej duszy ... Plaża
wyglądała
na prywatną, mało prawdopodobne, by za chwilę pojawiły się tu tłumy turystów.
Nie miała pojęcia, że dotyk słońca na nagiej skórze może być tak przyjemny. A gdy jeszcze zrzuciła
klapki i zanurzyła stopy w ciepłym piasku ... W klasztorze nie wolno było się opalać ani chodzić na
bosaka.
Pies pojawił się zupełnie znienacka, biegnąc w jej stronę i zajadle szczekając na rozbijające się o
brzeg
fale. Był dość chudy, miał brązową, nieco zmierzwioną sierść i puszysty ogon. Chwycił w zęby wy-
rzucone na plażę drewienko i z błagalnym wejrzeniem złożył je u stóp Hope.
W klasztorze nie wolno było trzymać żadnych zwierząt, a Hope bardzo je lubiła. Po chwilowym
wahaniu schylila się i rzuciła daleko drewienko, a wychudzony psiak pobiegł po nie wyraźnie
uszczęśliwiony. Musiał być z pobliskiej wioski, o której wspomniał Aleksiej. Tam pewnie nikt nie
miał
głowy, żeby się z nim bawić.
Wrócił, upuścił patyk u jej stóp, ale gdy sięgnęła po niego, pies chwycił drugi koniec i zaczął ciągnąć
ku sobie, powarkując zabawnie. Jego puszysty ogon wzbijał tumany piasku. Wyglądało to tak
komicznie,
że Hope nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Nagle usłyszała ostry głos Aleksieja.
Odruchowo puściła patyk, wyprostowała się, rozejrzała dookoła i zobaczyła, że Aleksiej płynie w
jej
kierunku. Pies też go usłyszał, podkulił ogon i uciekł, chociaż Hope próbowała go przywołać z
powrotem.
Ponownie obróciła spojrzepie na Aleksieja, który właśnie wychodził z wody. Nagi, z pOłyskującą
złoto
skórą i z tymi lśniącymi kroplami wody we włosach wydał jej się piękny jak grecki bóg.
- Ty idiotko - wyrzucił z siebie ze złością, ledwo stanął na brzegu. - Nie jesteśmy w Europie. Tu jest
pełno bezpańskich psów, a większość z nich ma pewno wściekliznę!
- Wcale na to nie wyglądał. Był całkiem miły
- odparła, z trudem odwracając od niego wzrok. Nie
pojmowała, jak mógł się do tego stopnia nie krępować i eksponować swoją nagość, jakby to było coś
zup~nie naturalnego. - Nawet nie próbował mnie ugryźć. Tylko się bawiliśmy.
- Zabawy są dobre dla dzieci, dorośli zachowują się rozsądnie - skarcił ją z gniewem. - I wcale nie
musi ~ię ugryźć, żeby zarazić wścieklizną. Wystarczy kontakt ze śliną takiego zwierzęcia, kiedy ma
się
otartą lub skaleczoną skórę. Pokaż ręce!
Chciała dziecinnym gestem schować je za plecy, lecz Aleksiej nie zamierzał się z nią patyczkować.
Złapał jej dłonie, uniósł i obejrzał skrupulatnie z obu stron.
- Na szczęście nic nie ma. A gdyby ci się wbiła drzazga z tego oblizanego patyka, wiesz, co mogłoby
się stać? Nie mówię, że ten pies na pewno był chory, ale z wścieklizną nie ma żartów!
Zauważyła, że Aleksiej pobladł pod opalenizną, i poczuła, że do niej też dociera świadomość tego,
na
co się naraziła. Ile czasu zajęłaby im podróż do jakiegoś przyzwoitego szpitala? Oczyma wyobraźni
ujrzała, jak zmienia się w. szalejącą wariatkę, która toczy pianę z ust. .. Wszystko dookoła niej
pociem-
niało. Jakby z wielkiego oddalenia dobiegł ją głos Aleksieja, który wołał ją po imieniu, a potem
mówił
coś po rosyjsku.
Gdy wróciła jej świadomość, okazało się, że siedzi na gorącym piasku, z głową zwieszoną między
ko-
lanami. Aleksiej trzymał ją od tyłu i kazał oddychać powoli i głęboko. Wyprośtowała się, czując na
ple-
cach ciepło emanujące z jego ciała. Najchętniej oparłaby się o niego i po prostu chłonęłaby
promieniującą
od niego energię i siłę życiową.
- Lepiej ci już? Przepraszam, że zareagowałem tak ostro, nie zamierzałem cię przestraszyć, ale
sprawa
była poważna.
- Nie chciałam zrobić nic złego - szepnęła z trudem, ponieważ zaschło jej w gardle. - Przypomniało
mi
się, że jak byłam mała, miałam pieska ...
- Wiem, rozumiem - powiedział uspokajająco i pogładził jej ramiona, na których pod wpływem szoku
pojawiła się gęsia skórka, po czym przygarnął Hope do siebie.
Tak, właśnie tego teraz potrzebowała. Od razu poczuła się lepiej i bezpieczniej.
- Przestraszyłam się na twój widok - wymruczała półsennie.
- Bo nie spodziewałaś się, że pływam w stroju Adama? - spytał z rozbawieniem. - To prywatna
plaża,
nie muszę się krępować. Ale nawet gdybym wiedział, że wyjdziesz na poranny spacer, nie
odmówiłbym
sobie tej przyjemności. Woda jest tak ciepła i przyjemna, że grzechem jest nie rozkoszować się nią
całym
ciałem. Powinnaś spróbować.
- Nie, chodziło mi o to, że pojawiłeś się tak nagle, kiedy zupełnie się ciebie nie spodziewałam. Ten
obraz" wrył jej się w pamięć na zawsze. Aleksiej naprawdę wyłonił się z morza niczym grecki bóg.
Posejdon, władca oceanu? Nie, raczej złocisty Apollo ...
- Jeśli czujesz się na siłach, powinniśmy wrócić do domu. Berthe zaraz przyjdzie przygotować śnia-
danie. Mam nadzieję, że jesteś głodna, wczoraj prawie nic nie jadłaś. Czy postanowiłaś zagłodzić się
na
śmierć, żeby zaoszczędzić nieprzyjemnego spotkania i sobie, i ojcu?
- Nie widzę potrzeby chronienia ojca, ponieważ on nie widział potrzeby chronienia mnie. Zresztą, ty
też nie zamierzasLl mnie chronić przed bólem, jesteście więc do siebie podobni. - Była zadowolona,
że
Aleksiej nie ma możliwości dostrzec smutku w jej oczach. - Jeśli czegoś się od ciebie nauczyłam, to
tego,
żeby polegać wyłącznie na sobie. Tak jest bezpieczniej! - Zerwała się i szybkim krokiem ruszyła
przed
siebie, byle jak naj dalej od niego.
Dogonił ją, chwycił za rękę i obrócił ku sobie. - W tak młodym wieku myśleć o bezpieczeństwie?
Oczywiście najbezpieczniej byłoby uciec z powrotem za mury klasztorne, jak ci to kładły do głowy te
twoje siostrzyczki, ale czy nie szkoda życia? Przestań się martwić o przyszłość, żyj chwilą obecną, to
się
zawsze opłaca ... - Objął ją i przyciągnął do siebie.
Jego usta miały posmak soli.
- Bałem się o ciebie - wyszeptał. - Nie masz pojęcia, jak się bałem, że ten kundel ..
- Uszkodzi narzędzie twojej zemsty - dokończyła cynicznie. Tak, rzeczywiście szybko się uczyła,
niedługo będzie równie cyniczna jak on.
- Do jasnej cholery! - Palce Aleksieja wbiły się boleśnie w jej talię. - Czy ty zawsze musisz popadać
w
skrajności? Czy wszystko musi być jednoznacznie dobre albo złe, białe albo czarne? Czy skoro nie
jestem
święty, to od razu muszę być potworem? Naprawdę tak trudno uwierzyć, że chcę dla ciebie dobrze?
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
- Niech cię diabli, ciebie i to twoje świętoszkowate wychowanie - syknął nie na żarty rozeźlony
Aleksiej. - Skoro już poruszyliśmy ten temat, to zaraz ci udowodnię, że kłamiesz. A kłamstwo jest
grzechem, za który trzeba odpokutować ...
I już ją całował, mocno, zachłannie, brutalnie, i już podciągał jej bluzeczkę do góry, już dotykał
nieosłoniętych stanikiem piersi, po chwili pociągał za sobą na piasek, odrzucał na bok jej bluzkę ...
Hope w pierwszej chwili zapomniała o wszystkim, przeszłość i przyszłość przestały istnieć, jakby
roztopiły się w morzu, trwała jedynie cudowna, zachwycająca teraźniejszość, słychać było tylko
szalone
bicie ich serc przemieszane z szumem fal. Już niczego się nie bała, pragnęła tylko jednego, jej dłonie
błądziły"'niecierpliwie po skórze Aleksieja, wstyd wydawał' się uczuciem tak odległym, że aż
nierealnym.
Nagle wyczuła, że Aleksiej zaczyna się wycofywać i zrozumiała, dlaczego. Udzielił jej stosownej
nauczki, a teraz jeszcze zapragnął dodatkowo ukarać. Nie zastanawiając się nawet przez moment,
jedną
ręką przyciągnęła go do siebie, a paznokciami drugiej przejechała prowokacyjnie po jego brzuchu.
W porządku, jeśli to był grzech i jeśli kiedyś miała być za to ukarana, to chyba jednak warto zary-
zykować. To było tak cudowne, że zupełnie nie obchodziły jej ewentualne konsekwencje. Może
potem
przyjdzie cierpienie, lecz ta chwila była tego warta.
- No to teraz powiedz, że mnie nie pragniesz. Jesteś w stanie to powiedzieć? - wymruczał z satys-
fakcją.
Nawet to jej nie powstrzymało. Oczywiście, wiedziała przez cały czas, że on się nie angażuje, że dla
niego to tylko środek do osiągnięcia celu albo sposób wymierzenia jej kary, ale czuła, że prawdziwą
karą
byłoby nie tyle przyznanie się do pragnienia, co niezaspokojenie go.
Splotła dłonie na karku Aleksieja, zajrzała mu głęboko w oczy i wyszeptała:
- Pragnę cię.
Nawet nie drgnął. ~wilżyła spierzchnięte wargi, po czym tknięta nagłym impulsem uniosła się nieco i
leciuteńko przesunęła językiem po ustach Aleksieja.
.
Nadal żadnej reakcji, równie dobrze mogłaby pieścić kamienny posąg. Z rozpaczą zacisnęła powieki,
żeby nie widzieć wyrazu jego oczu, ponieważ na pewno wyczytałaby w nich kpinę. Nie potrzebowała
aż
tak namacalnego dowodu, że nie potrafi go podniecić nawet w połowie tak mocno, jak on podniecał
ją.
Nie zamierzała jednak dać za wygraną, musiała go mieć, zbyt długo jej ciało tęskniło za nim.
Wsunęła palce w jego włosy i pocałowała go mocniej.
- Igrałaś z ogniem i teraz musisz ponieść konsekwencje - powiedział dziwnie zduszonym głosem ,
Aleksiej. Pchnął ją z powrotem na piasek i przywarł ustami do jej warg. Jego dłoń powędrowała ku
szor-
tom Hope i zaczęła je niecierpliwie rozpinać.
Chwilę później wyprostował się i błyskawicznie rozebrał ją do reszty.
- Chyba oszalałem ... - mruknął sam do siebie. Hope bez zastanowienia wygięła się zapraszająco, a
on
natychmiast pochylił się ku jej piersiom, które całował tak zmysłowo, że nagle poczuła, jak budzi się
w
niej zdumiewająca kobieca mądrość, głęboka jak najczarniejsza otchłań i stara jak świat.
- Nie powinienem tego robić... - dobiegł ją niewyraźny głos Aleksieja, który badał językiem za-
głębienie między jej piersiami, jakby przechadzał się nowo odkrytą doliną.
- Dlaczego nie? - zaprotestowała, sama zaskoczona swoją odwagą. - Przecież to się niczym nie różni
od tego, co już robiłeś.
- Nie mam zamiaru wyłuszczać teraz wszystkich powodów, po prostu uwierz mi na słowo. Powinie-
nem przestać, ale brakuje mi siły.
- No i nie ma w pobliżu Elise, która zaspokoiłaby cię daleko lepiej - dodała z goryczą, rozumując, że
to
był ów powód, dla którego Aleksiej uważał ich igraszki na plaży za niestosowne. Kochał Elise, a
uprawiał
seks z Hope, najpierw dla zemsty, a potem dla rozładowania napięcia.
- Co tu ma do rzeczy Elise? - zdumiał 'się Aleksiej, nieruchomiejąc z dłonią na jej piersi.
- Przecież jej pragniesz!
- Ale to ciebie trzymam w ramionach - przypomniał z naciskiem. - I to ty rozpaliłaś mnie do tego
stopnia, że nie dbam już o nic, nawet o to, czy te pieszczoty ci się spodobają, czy nie!
Hope poniewczasie pożałowała swojego postępowania, gdy Aleksiej przydusił ją do piasku
ciężarem
swojego ciała. Wystarczyła jednak zaledwie chwila, żeby również i ją rozpalił płomień
oszałamiającej
wprost żądzy. Tak, ona też tego chciała już, zaraz, natychmiast, tak, mocno, tak, jeszcze, tak, tak, tak!
A
potem lot jak w kosmos i rozbłyski setek gwiazd.
- No, to nauczyłaś się kolejnej rzeczy - odezwał się cicho Aleksiej, gdy po długiej, bardzo długiej
chwili bicie jego serca wyrównało się odrobinę. Podniecony mężczyzna nie zachowuje się jak dżen-
telmen. Naprawdę nie zamierzałem rzucać się na ciebie w ten sposób. Następnym razem, kiedy
będziesz
miała ochotę poeksperymentować z trudną sztuką uwodzenia, uprzedź mnie wcześniej, żebym mógł
się
jakoś wewnętrznie przygotować.
- Ja? Przecież to ty zacząłeś!
- Owszem. - W stał, lecz tym razem Hope nie czuła żadnego zażenowania. Nie przeszkadzało jej, że
są
nadzy. - Ale zrobiłaś wszystko, żeby mnie sprowokować. Zaprzeczysz temu?
Podniosła się również, dziwnie lekka i radosna.
- Nie - odparła swobodnie.
Nagle olśniło ją z całą oczywistością, że go kocha. Nie miała pojęcia, jaką przyszłość szykował jej
los,
ale jedno było pewne: drugiego takiego mężczyzny już nie spotka.
- Proszę, stało się. Mogę teraz powiedzieć przed całym światem: "ta kobieta jest moja" i nikomu na-
wet nie przyjdzie do głowy, żeby w to wątpić. - skomentował z ironicznym uśmiechem, gwałtownie
od-
wrócił się i poszedł do domu.
Hope odniosła dziwne wrażenie, że ujrzała w jego oczach cień żalu i chyba złości. Zamiast
triumfować, wydawał się smutny i rozdrażniony. Pewnie był zły, że dał się ponieść chwilowej żądzy
-
on, który tak wysoko cenił -zachowanie kontroli nad emocjami i podporządkowywanie wszelkich
działań
zdrowemu rozsądkowi.
Przybita, powoli poszła za nim. Dlaczego po każdej wspaniałej chwili musiał natychmiast
przychodzić
lodowaty prysznic, zupełnie jakby życie kazało słono płacić za każdy przyjemny moment?
Do południa opalała się trochę, potem czytała gazetę kupioną na lotnisku na Martynice, a wszystko po
to, by wykręcić się od krępującego spędzania czasu z Aleksiejem. Próbował ją namówić na ~spólne
nurkowanie, ale stanowczo odmówiła. Ukrywanie uczuć, gdy znajdował się blisko, gdy jej dotykał,
było
ponad jej siły. Wolała zatem unikać sytuacji, w której jej prawdziwe emocje mogłyby wyjść na jaw.
Po wczesnej kolacji poczuła, że ogarnia ją nieprzezwyciężona senność i że musi wreszcie porządnie
odespać podróż. Aleksiej ze zrozumieniem pokiwał głową, gdy zwierzyła mu się ze swych planów.
- Idź, ja jeszcze posiedzę. Przywiozłem trochę papierkowej roboty, bo tutaj są idealne warunld do
pracy. Cisza, spokój, można się skupić.
Już w drzwiach zawahała się. Dręczyła ją pewna kwestia i musiała wreszcie dowiedzieć się prawdy.
-
Czy Elise ... Czy ona była tu kiedyś?
- Elise jest paryżanką z krwi i kości, zanudziłaby
się tu na śmierć - odparł, przyglądając jej się z nagłym zainteresowaniem. - Drugi raz dzisiaj o niej
wspominasz. Dlaczego?
No tak, ładne rzeczy... Aleksiej lada moment zorientuje się, że jest o niego zazdrosna, czyli że nie jest
jej obojętny. Nie mogła do tego dopuścić, chyba nie przeżyłaby takiego upokorzenia. Nie, Aleksiej
nigdy nie dowie się, że go pokochała. To jedyny sposób na ocalenie resztek kobiecej dumy ...
- Cóż w tym dziwnego? Jest olśniewająca, wykwintna, budzi zainteresowanie mężczyzn. Mogłabym
się wiele nauczyć, obserwując ją. Może nawet więcej niż przebywając z tobą.
- Nigdy nie będziesz taka jak Elise - poinformował ją spokojnie.
To było tak okrutne, że na moment zabrakło jej oddechu. Łzy zapiekły ją pod powiekami, obróciła się
na pięcie i uciekła, z rozmachem trzasnąwszy drzwiami. Nic jej nie obchodziło, co on sobie pomyśli
o
takim zachowaniu. Oczywiście po tak stresującej wymianie zdań o spaniu nie było mowy.
Przewracała się
z boku na bok jeszcze długo po tym, jak Aleksiej skończył pracować, wziął prysznic, położył się
obok niej
i niemal natychmiast zasnął, co zresztą dotknęło ją boleśnie. W końcu jednak i ona zapadła w sen,
bardzo
niespokojny, pełen koszmarów.
- Co się z tobą dzieje? - spytał z niezadowoleniem Aleksiej, gdy przebudziła się gwałtownie.
Rzucasz
się po całym łóżku. - Westchnął. - Trudno z tobą dojść do ładu. Raz namiętna kobieta, raz rozhi-
steryzowany dzieciak. Chodź. - Przygarnął ją do siebie, tym razem powstrzymując się od komentarza
na
temat jej piżamy. Hope natychmiast wtuliła się w niego jak w poduszkę. - Podobno jak się bierze
szczeniaka i on wyje po nocy, trzeba mu dać do spania tykający budzik owinięty w koc. To ma mu
przy-
pominać bicie serca matki. Ty co prawda nie wyjesz, mon petit, ale i tak nie dajesz mi spać. Może
bicie
mojego serca chociaż trochę cię uspokoi. - Naraz przybrał poważniejszy ton. - Szlochałaś przez sen.
Dlaczego?
Ponieważ wiem, że nigdy nie dostanę jedynej rzeczy, na jakiej naprawdę mi zależy, pomyślała z bó-
lem. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała rozstać się z Aleksiejem, a choć życie będzie toczyło się
dalej,
bez niego stanie się już tylko pustą i jałową egzystencją, czy raczej wegetacją.
- Ponieważ mam powody - odparła wymijająco.
- Ach tak, zapomniałem, że wyrządziłem ci niewybaczalną krzywdę - wycedził przez zęby. - A jeśli
ci
powiem, że nie sprawiło mi to przyjemności?
Kochanie się z nią nie sprawiło mu przyjemności? No tak, to było jasne od samego początku,
pomyślała z głębokim rozżaleniem i ... chwilę później zasnęła, rzeczywiście uspokojona rytmicznym
biciem jego serca.
Obudziła się przed świtem, nadal przytulona do niego, z jego dłonią spoczywającą na jej piersi.
Aleksiej obudził się również, jakby szóstym zmysłem wyczuł, że Hope nie śpi.
- To co? Zawieszenie broni? - Sięgnął po jej rękę i zaczął delikatnie, lecz prowokacyjnie gryźć
opuszki
palców Hope. Gdy próbowała się odsunąć, spojrzał na nią z uśmiechem, a w jego oczach zamigotały
wesołe błyski. - A może kolejna batalia?
- Nie, nie - zaprotestowała szybko. - Pokój!
- Za wszelką cenę? - przekomarzał się, leciutko wsuwając język do jej ucha. - Leż spokojnie. Musimy
przypieczętować nasz układ.
Oczywiście, gdy tylko zaczął pieczętować układ pocałunkiem, Hope z miejsca znalazła się na stra-
conej pozycji i natychmiast wszelkie myśli o proteście wyleciały jej z głowy. Za to od razu wezbrało
w
niej szalone pragnienie, umiejętnie podsycane dotykiem Aleksieja, podsycane do tego stopnia, że w
pewnym momencie aż zaczęła półprzytomnie błagać, by przestał się nad nią znęcać i nie kazał dłużej
czekać na spełnienie. I wtedy odgadła, że tym razem jego samokontrola też zawiodła, ponieważ w
szczy-
towym momencie wykrzyknął jej imię.
Obudziła się, gdy delikatnie potrząsał ją za ramię. - Śniadanie gotowe - wolną ręką wskazał stojącą
przy
łóżku tacę. - Ja idę wziąć prysznic.
Zdążył już wykąpać się w morzu, ponieważ jego skóra była wilgotna i ... słona, jak przekonała się
Hopo, kiedy spontanicznie przesunęła po niej językiem. Efekt był natychmiastowy. Aleksiej porwał ją
w
ramiona i wtulił twarz w jej włosy.
- Tego nie wziąłem pod uwagę w moich planach - wymruczał, po czym,wziął ją na ręce. - Słuchaj,
mam trzydzieści cztery lata, a nie siedemnaście, wykończysz mnie - poskarżył się nieszczerze,
stawiając ją na podłodze, a raczej pozwalając, by zsunęła się powoli po jego ciele. - Przekonałaś się
wreszcie': że przyjemność nie jest niczym złym? - Odsunął jej z twarzy splątane pasma włosów. -
Kiedy wyszedłem z morza, przypomniał mi. się wczorajszy poranek, nie masz pojęcia, jak szybko
wracałem do domu w nadziei, że to się powtórzy ...
- A nie z myślą o prysznicu? - spytała, nie wierząc własnym uszom. Czyżby Aleksiej naprawdę zaczął
jej
pragnąć? Czyżby jej życzenie spełniło się?
- To później ...
Rzeczywiście, prysznic wziął o wiele później, ale tym razem nie sam. I na pryszńicu się nie
skończyło,
ponieważ to nowe doznanie, o którym Hope marzyła ledwie poprzedniego dnia, bardzo ją podnieciło.
- To niewiarygodne - zdumiał się Aleksiej, niosąc ją z powrotem do sypialni. - Ty reagujesz na każdy
mój dotyk! Ależ byś się zmarnowała, gdybyś trafiła w ręce Montracheta.
- Rozumiem, że w rękach tak wytrawnego znawcy nie marnuję się, tylko zyskuję na wartości? -
spytała
nadąsana. - N o, to wielkie dzięki! - Chciała się wyśliznąć z jego objęć, lecz bezskutecznie.
- Nie udawaj. Wcale nie chcesz się ode mnie uwolnić - szepnął jej do ucha i Hope tym razem nie
zaprzeczyła.
Następne trzy dni mieli wyłącznie dla siebie, nie widzieli nikogo oprócz Berthe, która była przemiłą,
pulchną kobietą, obarczoną sześciorgiem dzieci - jedynym spadkiem po dwóch mężach. Tego
ostatniego
wspominała często i z rozrzewnieniem.
- Dobra mężczyzna, dużo kochania - mówiła łamaną francuszczyzną.
Hope odpowiadała pełnym zrozumienia uśmiechem i biegła kąpać się w morzu z Aleksiejem. Roz-
bierał ją natychmiast, żeby też pływała nago, ale nalegał, by opalała się w bikini, ponieważ podobały
mu
się jasne ślady na jej ciele. Przekonywał, że to miłosne mapy, które wskazują mu drogę do skarbu.
Kiedy wracahi'Wspomnieniem do tych pierwszych chwil, gdy wzdragała się przed jego dotykiem, nie
mogła uwierzyć, że ktokolwiek może się tak bardzo zmienić. Teraz doskonale znała ciało Aleksieja i
roz-
koszowała się nim bez zahamowań, znajdując równą radość w dawaniu, jak i w przyjmowaniu
rozkoszy.
Gdy obudziła się czwartego dnia rano, Aleksiej nie pochylał się nad łóżkiem z tacą w dłoniach i
obietnicą w oczach. Znalazła go w gabinecie, gdzie pracował pierwszego wieczoru. Miał na sobie
białą
koszulę i ciemne spodnie, nienagannie wyprasowane. Znowu wyglądał jak obcy człowiek, który tylko
z grzeczności toleruje obecność Hope.
- Twój ojciec wrócił - poinformował krótko. Po południu jedziemy do hotelu, właśnie
zarezerwowałem
pokój. Zejdziemy na,kolację, wtedy zobaczy nas najwięcej osób.
- Ach, więc nadeszła twoja wielka chwila? spytała z rozżaleniem.
- Chcesz mi teraz urządzać scenę? - Wzruszył ramionami. - Przecież wiedziałaś, po co tu przyje-
chaliśmy.
Ale wydawało mi się, że na tyle zacząłeś się liczyć z moimi uczuciami, że zmienisz zdanie i
zaoszczę-
dzisz mi tego, pomyślała z bólem.
- Czy zamiast schodzić na kolację, nie lepiej zaprosić wszystkich dl) naszej sypialni, żeby się prze-
konali na własne oczy o łączącym nas związku? rzuciła mu gniewnie w twarz. Nie pojmowała, jak
mógł
być tak bezwzględny po tym wszystkim, co między nimi zaszło. - Fakt, że chcesz ujawnić publicznie.
nasze intymne sprawy, napawa mnie obrzydzeniem! -Masz coś nie tak z głową! Jesteś chory,
powinieneś
się leczyć!
Nagle zrozumiała, że to ona jest chora, ponieważ przypomniała jej się biblijna fraza: wzmocnijcie
mnie
jabłkami, bo chora jestem Z miłości ... To oczywiście Pieśń nad Pieśniami. Tknięta nagłym
impulsem Hope
podeszła do regału z książkami, znalazła Biblię, wyjęła ją i przewertowała, szukając odpowiedniego
ustępu. Przebiegła wzrokiem parę linijek. To niewiarygodne, słowa miłosnego poematu nadal były
równie
świeże i poruszające jak w dniu, gdy zostały napisane!
Podniosła głowę, gdy Aleksiej podszedł do niej.
Przez chwilę nie panowała nad wyrazem swojej twarzy, na której odmalowało się cierpienie.
Aleksiej de-
likatnie wyjął księgę z jej rąk i spojrzał na tekst.
- Któregoś dnia spotkasz mężczyznę twojego życia, a wtedy to, o czym mówi ta pieśń, stanie sfę dla
was rzeczywistością.
- A czy ty spotkałeś taką kobietę? - zapytała, oczyma duszy widząc Elise.
-- Być może - zamknął Biblię i powiedział cicho: - Jak lilia pośród cierni, tak przyjaciółka ma
pośród
dziewcząt... Wyjeżdżamy zaraz po lunchu - dodał zmienionym tonem i wyszedł.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Z cudownie bujnej dżungli wynurzył się nagle olbrzymi betonowy hotel, co było dla Hope dość ńie-
przyjemnym szokiem. Aleksiej też się skrzywił z dezaprobatą.
- Na innych wyspach nie wolno wznosić tak wysokich budynków, żeby nie szpecić krajobrazu.
Dlatego kompleksy hotelowe na Karaibach to zazwyczaj drewniane chaty w otoczeniu palm albo
nieduże
bungalowy. Ale twój ojciec przekupił poprzednie władze, a obecne nie mogą już nic zrobić w tej
sprawie.
W dodatku taki rozmach był niepotrzebny, bo kiepsko to wszystko prosperuje, ledwo trzecia część
miejsc
jest zajęta, głównie przez znajomych twojego ojca i ludzi skuszonych obietnicami różnych promocji.
Hope słuchała go uważnie, częściowo dlatego, że pozwalało jej to choć na chwilę uwolnić się od
drę-
czących myśli. Podjechali do bramy, przy której trzymało straż dwóch ciemnoskórych krajowców w
mun-
durach. Brama była otwierana elektronicznie, odsunęła się bezgłośnie.
- Dawniej niewolnicy, a teraz służący - skwitował ponuro Aleksiej. - Przez wieki wykorzystywano
tubylców, odebrano im godność, ziemię, perspektywy. Teraz ich jedyna szansa to turystyka. Ale i tak
zarabiają marne grosze ...
Zatrzymali się na podjeździe przed głównymi drzwiami. Portier pospieszył ku nim, wziął walizkę
Hope i zaprowadził ich do środka, gdzie _dzięki klimatyzacji panował przyjemny chłód.
Recepcjonistka
oczywiście posłała wdzięczny uśmiech Aleksiejowi,' sprawdziła rezerwację, potem podała mu klucz
i bły-
szczący folder. Gdy wjechali na piętro i weszli do apartamentu, Hope oniemiała z wrażenia.
Apartament składał się z salonu, sypialni i łazienki, luksusowo urządzonych w pastelowych
odcieniach
zieleni i różu. Wiklinowe meble pomalowano na te same kolory. Podłogi przykrywały niezwykle
grube
dywany, na których widok Aleksiej aż pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Kolejny przykład głupoty i ignorowania rzeczywistości. Tu używa się tylko mat, dywany i wy-
kładziny w tym klimacie po prostu gniją. Albo pożerają je termity ...
Hope z przestrachem spojrzała pod nogi.
- Nie bój się, chyba jeszcze nie zdążyły się zagnieździć - zaśmiał się. - Ale jak zacznie padać ...
Zapukano do drzwi i po chwili Hope zorientowała
się, że Aleksiej zamówił szampana. Wyjął oszronioną butelkę z kubełka z lodem, otworzył i nalał
pieniący
się trunek do dwóch wysmukłych kieliszków.
- Zaczyna się ostatni akt, mon petit. Wypijesz za sukces mojej sztuki?
I
Opanowała się i sięgnęła po kieliszek.
- Nie wypiję za powodzenie niczyjej zemsty odezwała się cicho. - Ale wypiję za pamięć Tani i za to,
żebyś odnalazł spokój ducha.
Wyraz jego oczu zmienił się nagle, po czym po dłużej chwili Aleksiej odpowiedział z trudem:
- Tak, za moją piękną i szaloną siostrę.
Wypili w milczeniu. Hope nie mogła przestać myśleć o zbliżającej się konfrontacji. Jej ojciec był ab-
solutnie przekonany, że ona wciąż jest w szkole, semestr trwał do końca czerwca, czyli jeszcze przez
kilka
tygodni. Nie umiała sobie wyobrazić zbliżającej się katastrofy.
Postanowiła się czymś zająć, usiadła więc w fotelu i zaczęła przeglądać przyniesiony z recepcji
folder.
Wyglądało na to, że w kompleksie hotelowym jej ojca jest po prostu wszystko! Plaża z
wypożyczalnią
wszelkiego sprzętu wodnego, można było też latać na paralotni za łodzią motorową, uprawiać
surfing,
popłynąć luksusowym jachtem w romantyczny rejs po wyspach, był nawet helikopter dla tych odważ-
nych, którzy marzyli o skokti ze spadochronem. Do tego dochodziły dwa baseny, kilka kortów teniso-
wych, pole golfowe, siłownie, sauna, gabinet masażu, fryzjer, kosmetyczka, trzy restauracje,
kilkanaście
barów, dancing, kasyno, sklepy i sala kinowa.
- Może masz ochotę na spacer?
Chętnie przystała na tę propozycję, ponieważ czuła się jak w klatce. Rozległy teren wokół hotelu
był wspaniale utrzymany, wszędzie kwitły pachnące krzewy, po podporach pięły się obsypane
pąkami
pnącza, wśród klombów wił się sztuczny strumień, który w jednym miejscu tworzył malowniczy wo-
dospad i wpadał do okolonego bujną roślinnością jeziorka. Nieopodal znajdował się płytki staw o
regu-
larnym kształcie. Pływały tam karpie japońskie, połyskując bajecznie kolorowymi łuskami. Hope po-
chyliła się nad taflą, żeby im się lepiej przyjrzeć.
- Raj na ziemi - skomentował zgryźliwie kpiącym tonem Aleksiej.
- Rozumiem, że rolę węża w tym raju pełni mój ojciec? - odparowała, prostując się. - W takim razie
mnie przypadła niewdzięczna rola jabłka. Beze mnie nic nie może się wydarzyć, ale ja sama nie mam
nic do powiedzenia.
W jego oczach znów mignął żal. Pewnie pomyślał o Tani.
- Teraz już za późno, żeby się wycofać. Wypadki toczą się swoim torem, jak lawina. Powiedz mi,
proszę, ale szczerze, czy żałujesz wszystkiego, co się wydarzyło między nami?
- Nie - odparła tak zdecydowanie, że sama siebie zdumiała. - Co jednak nie zmienia faktu, że nie
miałam żadnego wpły,wu na bieg wydarzeń.
- Będziesz jeszcze w życiu miała niezliczoną ilość okazji, żeby dokonywać wyborów i dopiero
wtedy
poczujesz na własnej skórze, co to naprawdę oznacza. Kiedy człowiek jest młody, myśli, że może
wybrać
to, na co ma ochotę. A wiesz, co następuje potem? Potem słono się płaci za wszystkie podjęte
decyzje.
.
Chociaż wokół panował upał, Hope przebiegł nagły dreszcz. Jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za
miłość
do Aleksieja?
Gdy wrócili do apartamentu, Aleksiej poinformował ją, że zarezerwował dla nich miejsca w
restauracji
obok stolika jej ojca.
- Widzę, że pomyślałeś o wszystkim. Jakie są więc twoje żY9zenia co. do mojego stroju?
- Tę kwestię pozostawiam tobie. Chciałaś sama o sobie decydować, więc teraz masz okazję.
Hope zastanawiała się przez chwilę. Cóż, skoro wszyscy mają utwierdzić się w przekonaniu, że jest
kochanką Aleksieja, to niech też zobaczą, że ona wcale się tego nie wstydzi! Wzięła długą kąpiel z
dodatkiem perfumowanego olejku, a potem natarła całe ciało opalizującym balsamem. Wybrała
czarną
sukienkę z lejącej dzianiny, dość luźno tkanej. Pod spód włożyła koronkowe czarne body na
ramiączkach.
Wyszła w nim z łazienki i zobaczyła, że Aleksiej, już ubrany, leży na łóżku z dłońmi splecionymi za
głową. Spojrzał na nią i spochmurniał.
- Zamierzasz się tak pokazać? Chcesz we mnie wywołać poczucie wstydu, pokazując wszystkim,
kogo
z ciebie zrobiłem?
- A miałabym jakieś szanse, by cię choć raz zawstydzić? - odparowała trochę bezczelnie i wskazała
wiszącą na drzwiach szafy sukienkę. - To jest moja kreacja na dzisiaj.
- Wyglądasz jak ucieleśnienie pragnień milionów mężczyzn na świecie. Blondynka o anielskiej uro-
dzie ubrana jak dziwka! - Zerwał się z łóżka i stanął przed nią, zaciskając pięści. - Zdejmij to z
siebie
natychmiast, zanim ktoś to z ciebie zedrze! To,jest wyuzdane! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
Chcesz
ać wszystkim do zrozumienia, że jesteś do wzięcia? Ze sypianie ze mną automatycznie czyni z ciebie
kobietę lekkich obyczajów? A może chcesz mnie po prostu sprowokować?
- Przecież ja nawet nie wiedziałam, że tu jesteś, myślałam, że siedzisz w salonie, przyszłam po su-
kienkę ... - wyjąkała, zdumiona tym nagłym wybuchem furii.
- Nie tłumacz się! Kto tak upojnie pachnie perfumami, komu tak cudownie opalizuje skóra, kto włożył
to ... to ...
- Body, to się nazywa body - powiedziała z urazą. Jak miała mu wytłumaczyć, że to wszystko było
swego rodzaju zbroją, sposobem na dodanie sobie odwagi? - I nie jestem wyuzdana. Jeśli to zdejmę,
to
nie będę miała co włożyć pod sukienkę, i ... - zaczęła szlochać.
Aleksiej zaklął, najpierw po francusku, potem trochę głośniej po rosyjsku, a na koniec przygarnął ją
do
siebie. Natychmiast odzyskała spokój.
- Wybacz, nie powinienem był mówić tego wszystkiego. Ubierz się, jak tylko chcesz. - Delikatnie
odsunął ją od -siebie, a jego wzrok zatrzymał się na jej nagim ramieniu.
- Nie myśl, że włożyłam to, by ...
- Żeby mnie uwieść - dokończył, puścił ją i odwrócił się, mrucząc coś pod nosem, co zabrzmiało: - A
szkoda.
Hope uznała, że musiała się przesłyszeć.
Jakiś czas później weszła do salonu już w pełni gotowa. Suknia miękko otulała jej ciało niczym druga
skóra. Do tego sandały na wysokim obcasie, włosy upięte w kok, który nauczyła się upinać w Paryżu
pod
okiem stylistki, dyskretny makijaż, połyskliwy lakier na paznokciach, perłowe kolczyki. Nie miała
pojęcia, czy Aleksiej ponownie nie zareaguje gniewem na jej wygląd. Uniosła dumnie głowę i
spojrzała
na niego wyczekująco.
Przez chwilę patrzył na nią tak, jakby nie wiedział, czy śni, po czym powoli wstał z fotela. Miał
na sobie smoking i śnieżnobiałą jedwabną koszulę. Podszedł do Hope, uniósł jej dłoń i pocałował ją
z szacunkiem.
- Jeszcze raz przepraszam i składam najszczersze gratulacje. Szkoda, że nie zamówiłem drugiej
butelki szampana, bo mamy co świętować. Już nie jesteś dzieckiem, lecz wspaniałą kobietą, piękną
i dumną. Weszłaś tu i spojrzałaś na mnie jak królowa. Moja matka też robiła takie wrażenie, ale ona
pochodziła z rodziny książęcej. U ciebie to chyba wrodzony talent. Co za zmiana!
- Miałarn dobrego nauczyciela - odparła chłodno. - Skoro to ostatni akt i odtąd będę mogła
decydować
o sobie, to nie zamierzam budować mojego życia na poczuciu wstydu. Jeśli dzisiaj nie wykażę się
odwagą, to już zawsze będę się bać. W dodatku nie mam powodu, żeby się wstydzić ...
... moich uczuć, miała dodać, lecz Aleksiej wpadł jej w słowo.
- Nie, żadnego powodu. To ja ponoszę winę za wszystko - uciął.
W wystawnie urządzonej restauracji na ich widok szef sali zgiął się w głębokim ukłonie,
zaprowadził ich do stolika i wręczył karty. Gdy Hope przeglądała menu, Aleksiej leciutko musnął
jej dłoń, żeby zwrócić na siebie uwagę i zapytać, co zamawia. Natychmiast przypomniał jej się
dotyk tych rąk, pieszczących całe jej ciało .aż do momentu, gdy ...
- Nie wiedziałem, że tu jesteś, Aleksiej! Obrócili się oboje w stronę mężczyzny, który pochylił się ku
nim,
siedząc przy sąsiednim stoliku,
może dwa kroki od nich.
'
- I widzę, że masz czarujące towarzystwo - zagaił nieznajomy. Był niewysoki, miał bystre ciemne
oczy i
krągłą twarz osoby ,o wesołym usposobieniu. - A tak... Mam. - Aleksiej uśmiechnął się wymownie.
- Rozumiem i gratuluję. Ale przynajmniej mógłbyś nas sobie przedstawić, ja wyjątkowo nie stanowię
konkurencji, bo jestem z Isabelle. - Z uśmiechem wskazał na elegancką kobietę pogrążoną w lekturze
karty win. Nieznajoma nawet nie podniosła na nich wzroku.
- Hope, pozwól, że ci przedstawię mojego dobrego znajomego, Philippe'a Montracheta. Philippe, to
jest Hope.
Montrachet? Z Isabelle? Ojciec Alaina! Na zewnątrz nic nie dała po sobie poznać.
- Co cię sprowadza na Karaiby, staruszku? - spytał z zaciekawieniem Philippe. - Oczywiście oprócz
tak pięknej damy. - Z galanterią skłonił głowę przed Hope.
- Interesy. Poza tym mam tutaj dom. A wy co tu porabiacie?
Francuz wzruszył ramionami.
- To pomysł Isabelle. Jesteśmy specjalnymi gośćmi Henry'ego. Sir Henry'ego Stanforda. - Nagle
zaczerwienił się lekko, jakby zdał sobie sprawę z tego, że nie powinien wymieniać przy Aleksieju
tego nazwiska.
- Tak, wiem, o kim mówisz - odparł gładko Aleksiej, nie reagując na niezręczność rozmówcy. - Nie
będę wam przeszkadzał przy posiłku, Czy mógłbym jednak po kolacji liczyć na taniec z prześliczną
panną Hope?
- Jeśli zabawimy tu na tyle długo ... - padła dwuznaczna odpowiedź Aleksieja.
Montrachet przeniósł wzrok z jednego na drugie i z powrotem.
.
- Obawiam się, że nie - westchnął. - Zyczę miłego wieczoru.
- To rodzice Alaina, prawda? Wiedziałeś, że tu będą? - spytała półgłosem, gdy przyniesiono im
owoce morza na przystawkę.
- Nie miałem pojęcia, to czysty przypadek. Ale bardzo pomyślny. I co o nich myślisz?
- Ojciec Alaina robi bardzo miłe wrażenie.
- Aha - zgodził się zdumiewająco lakonicznie.
- Ale nie licz na żadną pomoc z jego strony. Za to chętnie zobaczyłby cię w swoim uroczym
apartamen-
cie przy Avenue Niel, gdzie' odwiedzają go ... zaprzyjaźnione osoby. W domu ,nie mogą, bo tam
wszystkim trzęsie Isabelle.
Spróbował wina, a tymczasem Hope zauważyła kątem oka, że Philippe Montrachet obserwuje ją
ukradkiem. Sięgnęła więc po swój kieliszek i p'atrząc Aleksiejowi prosto w oczy, z uśmiechem
wzniosła
niemy toast. Niech Montrachet wie, kogo wybrała!
- J:.. to z jakiej okazji? -. zdziwił się Aleksiej.
- Zeby było wiadomo, że nie mam ochoty na wizytę w apartamencie przy Avenue Niel.
On również się uśmiechnął, jednak niemal natychmiast spoważniał, kierując wzrok ku wejściu. Hope
siedziała tyłem do drzwi, ale nie miała wątpliwości, że musiał się w nich pojawić jej ojciec. Ręce
zaczęły
jej drżeć, splotła je więc na kolanach, a na twarz przywołała wyraz spokoju i ópanowania,
wyćwiczony
do perfekcji w szkole klasztornej.
- Isabelle, Philippe, moi drodzy... - Sir Henry tak nadskakiwał Montrachetom, że Hope poczuła się
głęboko zawstydzona jego zachowaniem. Nie pamiętała tej jego cechy, ale może przedtem była zbyt
młoda, by to zauważyć. A może ojciec bardzo się zmienił przez ostatnie lata, nie tylko fizyczne?
Posiwiał, zaczął się lekko garbić i mimo szerokiego uśmiechu wyglądał na człowieka, który ma
kłopoty.
Poważne kłopoty.
Zaraz jeszcze się powiększą, pomyślała ponuro, przygotowując się na najgorsze. Ojciec rozejrzał się
i jego spojrzenie nieuchronnie padło na osoby przy najbliższym stoliku. Na widok Aleksieja napiął
mięśnie jak drapieżnik na widok śmiertelnego wroga.
- Dobry wieczór, sir Henry - przywitał się z chłodną uprzejmością Aleksiej.
Hope widżiała, że jej ojciec przeląkł się obecności brata swojej tragicznie zmarłej kochanki, chociaż
robił wszystko, by ten fakt ukryć. Już to wystarczyło, by uzyskała ostateczny dowód prawdziwości
słów
Aleksieja. Owszem, wierzyła mu i tak, ale jednocześnie przez cały czas żywiła nadzieję, że jej ojciec
wcale nie jest człowiekiem niegodziwym. Zachowanie sir Henry' ego nie pozostawiało jednak nawet
cienia wątpliwości. Hope poczuła, jak ogarnia ją dojmujące poczucie zawodu. Nie rozumiała, jak
Tania
mogła pokochać kogoś tak podłego.
- Witam - powiedział krótko, obrażając w ten sposób Aleksieja, ponieważ nie użył jego tytułu. Na-
stępnie przeniósł wzrok na Hope, by sprawdzić, czy to ktoś ważny lub sławny.
Nie poznał jej.
Gdy to zrozumiała, omal nie dostała histerii. Po tym wszystkim, co jej zrobił, nawet jej nie poznał!
Nie
poznał własnej córki! Poczucie zdrady i opuszczenia zaczęło ją dławić w gardle. Naraz zmitygowała
się. Chwileczkę, miał prawo jej nie poznać, przecież pamiętał nieob,ytą i trochę zahukaną nastolatkę
w
szkolnym mundurku ...
Zerknęła na Aleksieja. Tak, on też się zorientował w sytuacji i właśnie musiał zrozumieć, że jego mi-
sternie obmyślony plan po prostu legł w gruzach. Nie przewidział takiego obrotu wydarzeń, a
ponieważ
działał metodycznie, nie zostawiając sobie miejsca na spontaniczność, prawdopodobnie nie miał
pojęcia,
jak zareagować.
- Tanieczka, wybacz ... - szepnął bezradnie gdzieś w przestrzeń.
A zatem nie wymyślił na poczekaniu rozwiązania, postanowił się poddać. Gdyby zaczął na siłę
wyjaś-
niać, kim jest towarzysząca mu kobieta, stałoby się jasne, że chodzi mu o perfidnie ukartowaną
zemstę.
Czy ktokolwiek uwierzyłby, że Hope jest z nim z własnej woli?
Zaraz, przecież była z nim z własnej woli ... Nagle ogarnęło ją olbrzymie współczucie i to ono kazało
jej wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc Aleksiejowi. Gdy jej ojciec ocenił, że nie warto się nią
zajmować
i już się miał odwrócić od ich stolika, odezwała się równie chłodno, jak jej towarzysz:
- A więc jednak nie odezwiesz się do mnie, tato? Mówiłam Aleksiejowi, że tak będzie, ale on wciąż
cię
bronił. Opowiadał, jaki to jesteś szlachetny i wspaniałomyślny. Podobno już dawno mi przebaczyłeś,
że stałam się niegrzeczną dziewczynką.
Przyjęła prowokacyjny wyraz twarzy, nie spuszczając wzroku ze straszliwie pobladłej twarzy ojca.
No,
ale chyba, się nie dziwisz, w końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni, widocznie wdałam się w
ciebie. -
Przeniosła spojrzenie na Aleksieja, kątem oka zauważając, że nie tylko Montrachetowie, ale i osoby
przy sąsiednich stolikach bacznie obserwują gorszącą scenę. - Miałeś rację, kochanie, tatuś się
gniewa,
tatuś mnie wydziedziczy. Wiesz co, wracajmy na górę, każemy sobie przysłać kolację do pokoju.
No, po takiej perorze nikt już nie uwierzy w jej cnotliwość! Tylko dlaczego Aleksiej zachowuje się
tak
dziwnie, czemu na nią nie patrzy, czemu wydaje. się zły? Przecież dostał to, o co mu chodziło,
prawda?
- Ty podła! - wypluł z siebie sir Henry, który ciężko oparł się o blat stolika, jakby nie mógł ustać o
własnych siłach. - Jesteś taka sama jak twoja matka! Jak mogłaś? Po tym, co dla ciebie zrobiłem?
Byłabyś
bękartem, gdyby nie ja! Ojciec kazał mi się ożenić z twoją matką, bo zaszła w ciążę z moim bratem, a
on
zginął podczas jakiejś operacji pokojowej, bohater przeklęty! Rozumiesz? Przez ciebie musiałem
ożenić
się z jakąś puszczalską! Ale nie myśl, że pan hrabia będzie równie skłonny do poświęceń jak ja.
Przekonasz się, tak, jeszcze się przekonasz - gorączkowo wyrzucał z siebie pełne jadu słowa, ale
nawet
t~raz starał się chociaż) częściowo zachować twarz, ponieważ pamiętał, by nie podnosić głosu.
Hope widziała, że osoby siedzące w pobliżu bacznie nadstawiają uszu, nie chcąc nic uronić ~ z
frapu-
jącej sceny. Dla niej było to obrzydliwe, pragnęła uciec jak naj dalej od tego człowieka, który sączył
jad w
jej duszę. Rzeczywistość okazała się gorsza od najkoszmarniejszych snów. Nagle wszystko stało się
jasne:
i widoczny na zdjęciach smutek matki, i oziębłość sir Henry' ego. I znienacka pojawiła się
niebotyczna
ulga. Ten człowiek nie był jej ojcem! Nie miała wobec niego żadnych zobowiązań!
- Nie rób z siebie świętego, wujku - odparła ściszonym głosem. - A ty jak potraktowałeś Tanię? I co
planowałeś dla mnie? Sp6tkałam Alaina Montracheta, któremu chciałeś mnie sprzedać, co byłoby
gorsze
niż prostytucja. - Odważyła się rzucić krótkie spojrzenie na Isabelle, która przewiercała ją pełnym
odrazy
i furii wzrokiem.
- Jak pomyślę o tym, ile mnie kosztowało wychowanie cię ...
- Na cnotliwą zakonnicę - dokończyła z uśmiechem, w którym nie było śladu wesołości, po czym
wstała nieoczekiwanie. Oczy wszystkich obecnych zwróciły się ku olśniewająco pięknej, a zarazem
zdumiewająco kruchej blondynce, która wyprostowała się dumnie, mierząc sir Henry' ego
pogardliwym spojrzeniem. - Nie chcę ci nic zawdzięczać. Spłacę cię'co do grosza. Zwrócę koszty
nauki i utrzymania.'
- Niby z czego? Jak na to zarobisz? Tak samo, jak na tę suknię i te perłowe kolczyki? Dziwka!
Nawet nie zauważyła, kiedy to się stało. Aleksiej w mgnieniu oka zerwał się z miejsca i jednym
ciosem pięści powalił sir Henry'ego na ziemię. Ten chwycił się za zaczerwienioną szczękę i
zmierzył przeciwnika nienawistnym spojrzeniem.
- Mogę pana za to podać do sądu.
- A stać pana? - odpalił Aleksiej. - Ale może pan odesłać nasze rzeczy, adres jest w recepcji.
Idziemy -
powiedział rozkazująco do Hope i wyszedł z restauracji tak szybko, że Hope prawie musiała za nim
biec, by dotrzymać mu kroku.
Czuła, że podczas tej konfrontacji coś w niej pękło. Coś w niej umarło. Do ostatniej chwili
żywiła irracjonalną nadzieję, że serce ojca odmieni się na jej widok, że on po prostu przygarnie ją
jak marnotrawne dziecko i miłość zwycięży. Nie będzie miało znaczenia, co zaszło między nią a
Aleksiejem, nie będzie miało znaczenia, że nici ze ślubu z dziedzicem bankierów. Tymczasem jej
ojciec nie żył, a ojczym był wyrachowanym draniem. Dostała lekcję, której nigdy nie zapomni.
Trudno, takie jest życie, pomyślała trzeźwo. Zadnych sentymentów. Dzieciństwo i romantyczne
rprzonki zostały za nią. Stała się twarda i cyniczna. Dorosła.
- Już wyjeżdżamy? - spytała, gdy zrównała się z Aleksiejem w holu przy recepcji.
- A co, jeszcze ci mało? Masz ochotę na jakieś kolejne rewelacje? A może to nie były rewelacje,
może
wiedziałaś?
- Nie, o niczym nie miałam pojęcia. Jednak na pewno nie kłamał, był zbyt wściekły. Właściwie
cieszę
się z takiego obrotu sprawy, bo dzięki temu wiem, że nie jest moim ojcem. To jednak duża ulga. Miał
taką minę ... Montrachetowie też ... To było prawie komiczne.
- To nie było- komiczne, raczej koszmarne. Aleksiej gwałtownie ujął ją pod ramię i z pośpiechem
wyprowadził z łfotelu. - Dlaczego to zrobiłaś?
Jak to? On się jeszcze pytał?
- Dlaczego? - powtórzyła ostrym tonem, czując, że zaraz wybuchnie. - Może dlatego, że noblesse
oblig e ... A może głupio wierzyłam, że więzy krwi są ważniejsze od pieniędzy. Ale zmądrzałam.
Masz
więc dodatkową satysfakcję, bo twój cyniczny pogląd na życie okazał się jak najbardziej
uzasadniony.
Pełny sukces! Mam nadzieję, że to ci przywróci utracony spokój.
- Chodziło o spokój duszy mojej siostry.
- Ona nie pochwaliłaby tego, co zrobiłeś. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale ona go kochała.
- I co? To wystarczy, żeby mu wybaczyć? Zresztą, co ty możesz wiedzieć o miłości, która jest cier-
pieniem?
- Nic - skłamała. - A ty coś wiesz?
Nie oczekiwała odpowiedzi, lecz Aleksiej odparł:
- Aż nazbyt wiele. To częsta przypadłość w mojej rodzinie, a ja nie jestem wyjątkiem.
Ze zmartwiałym sercem wsiadła do dżipa. Wiedziała, kogo miał na myśli Aleksiej. Przepiękną
paryżankę, która nie miała zamiaru poświęcić dla niego majątku. Zatem Elise gościła nieustannie w
jego myślach.
Starannie ukrywając swój ból, Hope przez całą drogę zabawiała Aleksieja uprzejmą konwersacją o
niczym, której nasłuchała się w paryskich salonach. Odpowiadał monosylabami, a ona dalej
wytrwale
budowała mur z pustych słów, za którym chciała się ukryć. Aleksiej osiągnął wymarzony cel, teraz
pozbędzie się jej. Koniec. Już nigdy więcej ...
- Coś nie tak? - spytał gwałtownie, gdy głos jej się podejrzanie załamał.
- Ależ skąd. Niby czemu miałoby być coś nie tak? - rzuciła lekko.
Przyszło jej na myśl, że okrążają się jak wrogowie podczas pojedynku, a ich bronią są niechęć i
podejrzliwość. Wrogowie i kochankowie zarazem. Niebezpieczna kombinacja.
- Chcę dzisiaj spać sama - zakomunikowała, gdy w świetle reflektorów pojawiła się znajoma
weranda.
- Nic mnie nie obchodzi, co Berthe sobie pomyśli, teraz to już bez znaczenia.
- Jak sobie życzysz.
Odniosła wrażenie, że równie dobrze mogłaby mówić do ściany. Wysiadła z samochodu i poszła do
domu, wyprostowana jak struna, pełna rozpaczy, lecz dzielnie nadrabiająca miną. Słyszała za sobą
kroki
Aleksieja, który nagle przystanął na moment, lecz ona nie odwróciła się ani nawet nie zwolniła i
dlatego
nie doleciały jej wypowiedziane półgłosem słowa:
- Boże, co ja zrobiłem?
Nie sądziła, że po takim stresie uda jej się zmrużyć oko, a jednak sp'ała jak kamień. Rano obudziła
się
z myślą: uciec! Schować się w mysią dziurę, nie musieć już nikogo oglądać, nie musieć z nikim roz-
mawiać. Jednak w ten sposób przyznałaby, jak bardzo cierpi, a tego nie wolno jej było zrobić. Nikt
się nie
dowie, jak głęboko zabolał ją fakt, że nie ma nikogo, nikogo, kto by ją kochał, dla kogo byłaby
ważna.
Była zupełnie sama, odtrącona zarówno przez ojczyma, jak i przez kochanka, którzy poświęcili ją dla
własnych celów.
Tak, została złożona w ofierze, jej serce wypaliło się. Ale żyje, więc powstanie jak feniks z
popioł?w, odporna na ogień. Nigdy więcej żadnej miłości. Zycie i miłość nie idą w parze. Kto to
powiedział? Czy nie błyskotliwy i cyniczny Byron po romansie z. La
dy Caroline Lamb? Biedna
Caroline postawiła wszystko na jedną kartę i wszystko straciła, a Byron, który niczego nie
zaryzykował, nie stracił nic. Dobra nauczka dla kobiet.
Wyszła z domu, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, ale nie poszła na plażę Aleksieja,
ponieważ nie miała ochoty go spotkać. Ruszyła w przeciwną stronę i po godzinie zobaczyła
zatokę, a nad nią niedużą wioskę z drewnianymi chatami i rozchybotanym pomostem, na którym
kilkoro biednie ubranych dzieci łowiło ryby. Na zboczu wybudowano kilka murowanych domów,
podobnych do willi Aleksieja, ~ poniżej znajdowała się przystań, gdzie łagodnie kołysały się
jachty. Ze wzgórza, na którym stała, wyglądały jak białe ptaki, odpoczywające na falach.
- Cześć, skąd się tu wzięłaś? - rozległo się za jej plecami.
Odwróciła się i zobaczyła mocno opalonego chłopaka mniej więcej w jej wieku. Był wysoki,
wysportowany i miał imponującą grzywę blond włosów, na których zascWy kryształki soli z
morskiej wody. Pożerał Hope wzrokiem.
- Nigdy cię tu nie widziałem. Zapamiętałbym! Zbyła go niemal opryskliwie, lecz on nie dał za
wygraną.
Zaczął z nią flirtować, opowiadając, że jego ojciec jest kapitanem tutejszej przystani, i podając się za
właściciela największego z zacumowanych w zatoczce jachtów. To był jakoby prezent z okazji
osiemnastych urodzin ...
Hope uprzytomniła sobie, że też ma osiemnaście lat, a przecież czuje się o wiele starsza od tego
roze-
śmianego chłopaka, który w porównaniu z nią zachowywał się jak przerośnięty dzieciak. Nagle zro-
zumiała, że jest za młoda na gorycz i cynizm. Chyba powinna podchodzić do życia równie
bezproblemo-
wo jak ten nieco zuchwały i pełen radości cWopak. Niestety, ojczym i Aleksiej bezpowrotnie
obrabowali
ją z młodości.
- Naprawdę nie chcesz zejść ze mną na dół? Ojciec i moja siostra Lucy są na przystani, mógłbym cię
przedstawić, zjedlibyśmy razem lunch.
- Przykro mi, ale nie mogę zostać.
- No to może jutro? Lucy i ja płyniemy na taką jedną wyspę niedaleko stąd. Gdy byliśmy mali, ba-
wiliśmy się tam w Robinsona i Piętaszka. Nie popłynęłabyś z nami? Siostra ucieszyłaby się, bo
mogłaby pogadać z jakąś dziewczyną. Podobno ja zupełnie nie nadaję się na powiernika. To co?
Właściwie dlaczego nie miałaby spędzić beztrosko przynajmniej jednego dnia? Aleksiejowi nie była
już do niczego potrzebna.
- Dobrze - zdecydowała impulsywnie. - Widzimy się tu jutro o tej samej porze.
- Fantastycznie! Jestem Hal George, a ty?
- Hope ... - Zawahała się, ale potem dotarło do niej, że choć dzisiaj dowiedziała się prawdy o swym
pochodzeniu, to przecież nadal nosi to samo nazwisko. - Hope Stanford.
- To jesteśmy umówieni! - Ucieszył się jak dzieoko. - Koniecznie weź kostium kąpielowy, tam są
świetne warunki do surfingu.
- Gdzieś ty była, do jasnej cholery? - Aleksiej, wyraźnie zmęczony i bezgranicznie wściekły, czekał
na
nią przed domem.
.
- Na spacerze, a co myślałeś? Ze rzuciłam się ze skały? - zakpiła. - O, nie, nie jestem podobna do
Tani
ani do mojej matki, nie targnę się na życie, bo ktoś mnie odtrącił. Jestem silniejsza od nich. A może
miałam lepszego nauczyciela? Powiedziałeś mi przecież, że emocje tylko przeszkadzają i że trzeba
zawsze zachowywać dystans. Możesz więc być pewien, że nie pokocham nikogo na tyle, by mógł
mnie
skrzywdzić - rzuciła przez ramię i weszła do domu.
Było dla niej oczywiste, że nikogo tak mocno nie pokocha ... ponieważ już się to stało.
- Kiedy wyjeżdżamy? - spytała, gdy usiedli przy zastawionym stole. Z niechęcią dziobnęła widelcem
jakieś warzywo. Nie miała ochoty na jedzenie. Nie miała ochoty na nic.
- Tak ci się spieszy?
- Na co jeszcze czekać? Osiągnąłeś swój cel, nic tu po nas. - Głos Hope był absolutnie wyprany z
emocji i doskonale maskował jej prawdziwy stan.
Aleksiej popatrzył na nią tak, jakby jej spokój uraził go do głębi, ale Hope nie pojmowała przyczyn
jego zachowania. O co mu właściwie chodziło? Przecież postępowała zgodnie z jego zasadami,. sam
jej
wbijał do głowy swoją filozofię życiową. Powinien się cieszyć, że ma tak pojętną uczennicę.
- Mam nadzieję, że twój nowy pokój ci się podoba i że w nim zostaniesz ~ powiedział, gdy
podniosła
się od stołu, odsunąwszy pełny talerz.
Wtedy poczuła ponad wszelką wątpliwość, że to już koniec. Aleksiej przestał jej pragnąć. Widocznie
jego pożądanie wypaliło się wraz z zaspokojeniem pragnienia zemsty.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Ku jej wielkiej uldze, gdy rano wstała, Aleksieja nie było w domu. Nie miała ochoty opowiadać mu,
dokąd idzie, z kim i po co. W świetnym nastroju pobiegła na spotkanie z Halem, który czekał w umó-
wionym miejscu i już z daleka do niej machał. Pewnie jego siostra czekała na przystani.
- Lucy nie może dzisiaj z nami płynąć, mama zabrała ją do znajomych, wiesz, jak to jest. - Zauważył
nagły wyraz niepokoju na jej twarzy. - Chyba ci to nie przeszkadza, co? Zostawisz mnie teraz samego,
bez
żadnego towarzystwa? Nie obawiaj się, chcę, iebyśmy byli przyjaciółmi, nic więcej, naprawdę -
zarzekał
się tak żarliwie, że w końcu uśmiechnęła się i pozwoliła zaprowadzić na przystań.
- Jesteś bardzo tajemnicza. Nic mi wczoraj nie chciałaś o sobie powiedzieć - zagaił po drodze.
Gdzie
mieszkasz? Przyjechałaś do rodziny?
- Przyjechałam na wakacje - skłamała, ponieważ bała się jego reakcji na wieść, że mieszkała z męż-
czyzną. Jej ojczym wyraźnie powiedział, co o niej myśli. Dziwka... Nie, za nic na świecie nie
chciała,
żeby nowy znajomy popatrzył na nią z taką samą pogardą. Pragn~ła spędzić jeden beztroski dzień w
tej
atmosferze. Zadnych podejrzeń. Zadnych pytań. Zadnych problemów. Tylko woda, wiatr i przyjemne
to-
warzystwo sympatycznego rówieśnika.
Hal nie dopytywał się o nic więcej, zamiast tego oprowadził ją po swoim jachcie, a było się czym
pochwalić: pod pokładem znajdował się salonik, dwie małe sypialnie, każda z oddzielną kabiną
prysz-
nicową, i świetnie wyposażony kambuz.
- Fajna łódka, nie? - spytał w końcu, uruchamiając jacht i sprawnie wyprowadzając go na pełne
morze.
- Chciałbym popłynąć na Florydę, ale tata nie puści mnie samego, a jemu wciąż brakuje czasu.
Obiecał, że
zwerbuje mi załogę. Jednak najbardziej ze wszystkiego marzą mi się regaty dalekomorskie ...
Przyglądała mu się z uśmiechem. Okazał się miłym kompanem, przez całą drogę na wysepkę, która
najpierw była tylko punkcikiem na horyzoncie, zabawiał ją opowieściami o piratach i różnego auto-
ramentu awanturnikach, którzy w przeszłości nawiedzali Karaiby.
Wpłynęli do prawie idealnie okrągłej laguny, otoczonej atolem w kształcie przerywanego
pierścienia.
Tafla wody była niemal idealnie gładka, unosiła się tylko bardzo nieznacznie, jakby pod nią ktoś
powoli
oddychał, a jednak Hope zrobiło się od tego łagodnego kołysania trochę niedobrze. Dopóki szybko
cięli
fale, wszystko było w porządku, ale teraz ...
- Hej, co z tobą? Jakoś tak pozieleniałaś. - Hal zablokował ster i pochylił się nad nią z niepokojem. -
Nie dostałaś chyba choroby morskiej, to niemożliwe, powierzchnia morza jest jak lustro.
- Musiało mi coś zaszkodzić - wyjaśniła, ponieważ przypomniało jej się, że rano też jej było
niedobrze.
- Pewnie tak. Ostatni raz widziałem kogoś równie zielonego chyba z rok temu, ale tamta kobieta była
w ciąży - zaśmiał się, a Hope oblała się szkarłatn ym rumieńcem
- Nie jestem w ciąży - oznajmiła dobitnie.
- Nie, pewnie, że nie, to było tylko takie porównanie - powiedział uspokajająco. - Wiesz co, może
zejdź na dół i poleż przez chwilę.
- Dzięki, już mi lepiej - skłamała, kładąc dłoń na płaskim brzuchu.
A jeżeli to prawda? Wiedziała, jak przebiega cykl, siostry wszystko im porządnie wyjaśniły.
Rozpacz-
liwie policzyła dni. Spóźniała się ... Może z powodu stresu. A jeśli ... Nie, chwileczkę, przecież
Aleksiej
musiał wziąć to pod uwagę. Wytężyła pamięć, próbując przypomnieć sobie, co dziewczęta szeptały
po
nocy na temat zabezpieczania się, bo takiej wiedzy zakonnice im oczywiście nie przekazały. Nie było
żadnych zewnętrznych oznak, które by świadczyły o tym, że Aleksiej się zabezpieczył, ale może łykał
jakieś pigułki? Słyszała, że kobiety mogą brać jakieś tabletki, więc m,oże mężczyźni też?
Jeśli jednak nic nie brał i zrobił to celowo, żeby jego zemsta była jeszcze bardziej okrutna i
perfidna?
Nie, to niemożliwe, doszła do wniosku. Aleksiej był zbyt dumny ze swego pochodzenia, by miał nie
uznać dziedzica, choćby i z nieprawego łoża. To byłaby jego krew, a dla niego więzy krwi były
czymś
świętym.
- Od wyspy dzieli nas jeszcze mniej więcej godzina drogi. Możemy zarzucić kotwicę tutaj i zjeść
lunch
albo popłynąć na wyspę i zjeść dopiero tam. Chyba że jesteś bardzo głodna?
- Nie, mogę poczekać - zapewniła pospiesznie, ponieważ na samą myśl o jedz;eniu znów zrobiło jej
się
niedobrze.
Jeśli rzeczywiście była w ciąży z Aleksiejem, to co powinna teraz zrobić? Tania w podobnej sytuacji
wybrała śmierć, zresztą nie ona jedna, sądząc z tego, co Hope czytała w książkach. Jednak ona sama
chciała żyć, niezależnie od wszystkich przeciwności losu. W końcu nie będzie pierwszą dziewczyną
na
świecie, która urodzi nieślubne dziecko. Zdarzają się większe tragedie.
Z kolei jej matka poślubiła niekochanego mężczyznę, żeby dziecko miało oboje rodziców. Przy-
pomniała sobie też, jak kiedyś zakonnice znalazły pod bramą koszyk z noworodkiem. Widać jakaś
niezamężna panna nie znalazła innego. sposobu, by zapewnić dziecku pełną rodzinę. Również tej
drogi Hope nie zamierzała obierać. Nie miała zamiaru oddawać dziecka do adopcji ani szukać
pomocy u Aleksieja. To maleństwo, jeżeli zostało poczęte, miało tylko ją.
Powoli podpływali do niewielkiej piaszczystej wysepki ozdobionej kępą palm. Hal powiedział, że
muszą tu zostawić jacht, bo dalej jest za płytko.
- Możemy udać się na wyspę wpław albo nadmuchać ponton. Co wolisz?
Zmierzyła dystans spojrzeniem i stanowczo opowiedziała się za pontonem. Hal spuścił go na
wodę, włożył kosz z prowiantem i popłynęli na plażę, gdzie urządzili piknik. Hope poczuła się
znacznie lepiej, więc z apetytem zjadła sałatkę owocową i popiła lekkim białym winem.·
- Gdybym zdał się na matkę, mielibyśmy tylko sok owocowy. Twoi rodzice też traktują cię, jakbyś
wciąż była dzieckiem?
Wymruczała coś pod nosem, ale Hal na szczęście nie wydawał się zainteresowany odpowiedzią.
Wyciągnął J;ię wygodnie na: ręczniku kąpielowym.
- Za spokojnie na surfing. Nie wiem, jak ty, ale ja zamierzam uciąć sobie małą drzemkę, a potem
chciałbym cię zabrać na ryby. Usmażymy je i będzie kolacja palce lizać.
Poszła za jego prz.;rkładem i zasnęła, a gdy się obudziła, słońce stało już znacznie niżej.
- Obudziłaś się wreszcie! - dobiegł ją uradowany głos Hala._ - Czy wiesz, że spałaś bite trzy
godziny?
Nie miałem serca cię budzić. I wyglądałaś tak ślicznie. .. To co, idziemy na ryby?
Zerknęła na zegarek.
- Wybacz, ale nie wiem, czy nie powinniśmy już wracać. Zrobiła się prawie piąta, miną co najmniej
dwie godziny, zanim znajdziemy się z powrotem na przystani, a ja potem mam jeszcze godzinę drogi
do
siebie. Spóźnię się na kolację.
- W porządku, to i tak była fajna wycieczka zgodził się Hal, spakował rzeczy do pontonu i sięgnął po
wiosła.
Pół godziny później przyszedł z zakłopotaną miną do małej kabiny, w której ulokowała się Hope.
- Głul?ia sprawa. Siadło całe zasilanie, radio też zdechło. Zagli nie ma co rozstawiać, bo nie ma
wiatru.
W dodatku nie wziąłem komórki, po prostu nie przyszło mi to do głowy.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie możemy się stąd ruszyć?
.
- Na to wygląda, ale nie ma się co martwić zapewnił pospiesznie, widząc jej ponurą minę. - Lucy
wie, gdzie jesteśmy, powie rodzicom i ojciec po nas przypłynie, żaden problem. Rzecz w tym, że za-
czną się martwić dopiero wieczorem, więc będą tu najpewniej za kilka godzin. Bo nawet jeśli
powie-
działaś twoim starym, że płyniesz na wyspę, to przecież nie wiedzą, gdzie dokładnie. ona jest.
- Nawet nie powiedziałam, że wychodzę - przyznała smętnie.
Siedzieli na koi, patrząc przez bulaj na opromienioną czerwonawym blaskiem wodę. Zbliżał się za-
chód słońca.
- Mogło być gorzej - zauważył Hal. - Mamy je- _ szcze trochę prowiantu, no i perspektywę, że za
jakiś
czas ktoś nas stąd zabierze. Do tej pory musimy jednak siedzieć po ciemku, bo nie mamy prądu. Ale
miło
jest siedzieć po ciemku. Można robić różne rzeczy ....
- Naprawdę nie możesz tego naprawić? - spytała gwałtownie.
- Kiepski ze mnie mechanik, mam za to mnóstwo innych pożytecznych talentów ... - powiedział
bardzo sugestywnym tonem.
- Nie zapominaj, że mieliśmy być przyjaciółmi, nic więcej.. - przypomniała mu szybko.
- Jedno drugiemu nie przeszkadza. - Zachęcającym gestem przesunął palcami po jej nagim kolanie.
Serce podskoczyło jej W piersi. Co zrobić, żeby nie zdenerwować Hala i wyjść cało z opresji?
Szczęśliwie nie miała do czynienia z kimś pokroju Alaina, ale i tak powinna uważać.
- Bardzo cię lubię i w innej sytuacji ... - znacząco zawiesiła głos. - Ale widzisz ...
- Jest ktoś inny? - mruknął ponuro.
Właśnie, że też jej samej nie przyszło to do głowy!
- Tak, jest ktoś inny.
Hal zabrał rękę z jej nogi.
- Co za pech. Utknąć na bezludnej wyspie z taką dziewczyną i nie móc jej nawet pocałować ... Masz
naprawdę faceta, czy tylko tak zmyślasz?
- Mam - potwierdziła i barwnie opisała Aleksieja, częściowo po to, żeby przekonać Hala, a
częściowo
po to, żeby odwrócić jego uwagę od swojej osoby.
- Nigdy tu nie widziałem takiego chłopaka. Czekaj, a może ty wolisz staruszków? Ile. ten twój kochaś
ma lat?
W tym momencie .usłyszeli odgłos silnika.
- Coś mi się wydaje, że Lucy zemściła się za to, że jej nie zabrałem na tę wycieczkę, wygadała się
wcześniej, niż sądziłem, i w efekcie mamy na karku ekipę ratunkową. A tak się starałem, żebyśmy tu
utknęli na cały wieczór ...
Hope spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Jak to?
- Prąd nie wysiadł, ale naprawdę zabrakło mi paliwa. Tak wszystko obliczyłem, żeby to się stało
właśnie tutaj. No, a zepsuć radio to żaden problem. Ojciec nie będzie nic podejrzewał, ale dziwię się
tro-
chę, że ty się nie zorientowałaś. Stara sztuczka ... Zabierasz dziewczynę w ustronne miejsce i
mówisz, że
nie ma jak wrócić. Kto by miał ochotę na jakiś durny piknik! To dobre dla dzieci.
Poczuła się zdradzona. Kolejny mężczyzna, który chciał ją wykorzystać do zaspokojenia swoich
potrzeb.
- Powinieneś był mi jasno powiedzieć, o co ci chodzi. Zaoszczędziłbyś sobie masę kłopotów - po-
wiedziała z trudem przez ściśnięte gardło i wyszła na pokład.
Ojciec Hala był ewidentnie wściekły. Spiorunował ich wzrokiem i kazał im natychmiast w~ść na
jego
jacht.
- Ty durniu, matka omal nie dostała przez -ciebie zawału! - warknął na syna, a potem przeniósł po-
tępiające spojrzenie na Hope. - A twój ojciec, moja panno, nie ukrywał, co myśli o takim
zachowaniu.
Wstyd!
- Mój ojciec?
- Lucy powiedziała, z kim nasz syn się umówił,
zapamiętała nazwisko. Zdobyliśmy numer telefonu twojego ojca i zadzwoniliśmy do niego, żeby wie-
dział, gdzie jesteś, i nie odchodził od zmysłów.
- CO powiedział? - spytała bez tchu.
- Zeby skontaktować się ze mną - usłyszała za plecami znajomy głos.
Obróciła się błyskawicznie.
. - Aleksiej!
.
- Porozmawiamy w domu - wycedził lodowatym tonem.
- Na przyszłość sprawdzaj, z kim się zadajesz - George zganił syna, a ten z kolei mruknął półgłosem
do
Hope:
- To on, prawda? W· takim razie czemu umówiłaś się ze mną? Pokłóciliście się i chciałaś mu dać na-
uczkę? Jasne ...
To jakiś koszmar, pomyślała z rozpaczą. Przez całą drogę powrotną nikt się do niej nie odezwał,
wszy-
scy trzej mężczyźni byli na nią źli i każdy jej przypisywał całą winę za tę kłopotliwą sytuację. Gdy
znaleźli się na przystani, Aleksiej podziękował panu George'owi, zignorował Hala, ujął Hope mocno
pod
ramię i zaprowadził do dżipa. Odezwał się dopiero wtedy, gdy wrócili do domu. Pchnął Hope na
krzesło i
pochylił się nad nią.
- Może zechcesz mi łaskawie wyjaśnić, po co się z nim umówiłaś? - wysyczał z furią. - Zamierzałaś
udowodnić, że jesteś taka, jak powiedział twój ojczym?
To było okrutne i niesprawiedliwe, ale nie miała siły z nim dyskutować. Była zmęczona, śmiertelnie
zmęczona tym wszystkim, co ją ostatnio spotkało.
- Chciałam się na chwilę oderwać, zapomnieć ... - powiedziała ze znużeniem. - Co w tym złego?
- Właśnie, chciałaś się zapomnieć! Przygoda tu, romansik tam ... Matka tego twojego przyjemniaczka
dostała szału, że jakaś zdzira uwiodła jej ukochanego synalka. Dokładnie tak mi powiedziała przez
telefon, zrobiła mi wściekłą awanturę i zasugerowała, bym trzymał cię z dala od porządnych ludzi!
Co
wyście tam wyprawiali?
Hope aż skuliła się na krześle. Słowa Aleksieja raniły ją boleśnie, równie dobrze mógłby wbić jej
nóż
w serce. Mimo upału zaczęła się trząść jak osika.
- Nic! To wszystko nie tak ... Mówił, że jest złakniony towarzystwa, że pojedziemy na wycieczkę i
zabierzemy też iego siostrę, nie miałam pojęcia .... - tłumaczyła żarliwie, a łzy ściekały jej po
policzkach
jedna za drugą. Hal ją perfidnie oszukał, Aleksiej bezpodstawnie oskarżał, tego było już za wiele!
- Daj spokój, jak to nie miałaś pojęcia? MyStałaś, że co? Ze on tak po prostu... z czystej sympatii?
Coś w niej pękło.
- Tak! - krzyknęła histerycznie. - Myślałam, że to z czystej sympatii! Niezła ze mnie idiotka, bo
uwierzyłam, że można mnie po prostu lubić, a nie tylko pożądać, że jestem czymś więcej niż zabawką
do
łóżka! Wszyscy jesteście tacy sami!
- Hope ...
- Nie odzywaj się do mnie!!! - Zerwała się z krzesła i chciała uqiec" ale on mocno złapał ją za
ramiona.
Zabolało.
- Czy do ciebie nie dociera, co mogło się stać? - zawołał ze wzburzeniem.
- Nic gorszego niż to, co już mnie spotkało!
Aleksiej skamieniał, a potem jego twarz przybrała tak zacięty wyraz, jakby coś w nim pękło. Zrozu-
miała, że posunęła się naprawdę za daleko, i przeraziła się, ale wcale nie zamierzała błagać go o wy-
baczenie. To byłoby poniżające, a ona chciała zachować resztki dumy.
- Dosyć tego. Starałem się, jak mogłem, ale ty obrażałaś mnie od samego początku, traktowałaś jak
gwałciciela. Pokażę ci, czym jest naprawdę gwałt. Pokażę ci. - Porwał ją na ręce, zaniósł do sypialni
i
rzucił na łóżko. Bezskutecznie próbowała się wyślizgnąć. - Nie, nie uciekniesz, ma bełie. Skoro i tak
uważasz, że jestem winien, skoro i tak mnie wiecznie oskarżasz, to niech przynajmniej będzie za co.
Brutalnie zdarł z niej ubranie, przytrzymując ją mocno na łóżku, a Hope czuła, jak narasta w niej
strach
i ... pożądanie. Aleksiej do tego stopnia działał na jej zmysły i do tego stopnia był jej drogi, że nawet
w
takiej sytuacji rozbudzał jej zmysły. Nie mógł się o tym dowiedzieć, to byłoby zbyt upokarzające ...
- Popatrz na mnie - zażądał, gdy już leżała zupełnie naga. W jego oczach nie ujrzała żadnej emocji,
nawet czystego pożądania, a jedynie zimną determinację. - Jeśli znudziła ci się czułość i miałaś
ochotę na
coś bardziej ekscytującego, to mogłaś mi powiedzieć, zamiast szukać nowego kochanka. Zresztą nie
sądzę, by ten szczeniak miał dość doświadczenia ...
- Przynajmniej miał dość taktu, żeby,uszanować moją odmowę. Powiedziałam mu, że ... Ze jest ktoś
inny - wyznała.
- _ I co? Grzecznie zabrał rączki i obszedł się smakiem? - Jego usta wygiął drwiący grymas.
Wziął ją szybko, gwałtownie, bez śladu czułości, nie odrywając badawczego spojrzenia od jej
twarzy.
Nie wiedziała, jak znalazła w sobie siłę, ale przetrwała to, nie pokazując po sobie ani strachu, ani
wściekłości, ani pragnienia, które próbowało nią zawładnąć. Stała się nieczuła niczym kamień.
- Co teraz powiesz? - rzucił Aleksiej, gdy było już po wszystkim.
- Tylko tyle, że mnie okłamałeś - powiedziała bezbarwnym tonem. - Powtarzałeś, że ludzie będą
oceniać mnie przez pryzmat tego, kim jestem. To nieprawda, nie ma takich osób. Mój ojczym, Hal,
jego
rodzice ... Dla wszystkich jestem tylko twoją kochanką, nikim więcej. Zasługuję na pogardę. Gdybym
podała cię do sądu za gwałt, którego się właśnie dopuściłeś, nikt nie potraktowałby moich słów
poważnie.
Nawet ty mnie oskarżasz o złe prowadzenie się - zaśmiała się z, goryczą. - Ale nie zasłużyłam na nic
lepszego. Wiedziałam, co zamierzasz, a jednak uległam ci, pozwoliłam ci zrobić ze mną, co chciałeś.
Teraz muszę ponieść karę za grzech. Siostry miały rację, nikt nie szanuje takich kobiet. .
- Hope ...
- Nie, nie obwiniam cię, przeciwnie, jestem wdzięczna za to, że właśnie mi to wszystko jasno
uświadomiłeś, że pokazałeś mi, jak bardzo jestem godna pogardy. Mną można już tylko pomiatać. -
Spostrzegła, że wyciągnął ku niej rękę. - Nie dotykaj mnie więcej - powiedziała z lodowatym
spokojem. - Wracam do swojego pokoju.
Nie próbował jej zatrzymać, co wcale jej nie zdziwiło. Mimo szlachetnych deklaracji był dokładnie
ta-
ki sam jak jej ojczym i rodzina Hala. Zrozumiała, że musi jak najszybciej od niego odejść, bo w prze-
ciwnym wypadku zadręczą się nawzajem. To nie był normalny związek, tylko chory układ wymuszony
prze?: okoliczności. Nie było sensu tego ciągnąć, zwłaszcza że Aleksiej kochał inną.
Oczywiście on nie pozwoli jej odejść, ponieważ czuje się za nią odpowiedzialny, a w dodatku nie
wierzy, że ona potrafi sama o siebie zadbać. Musi więc zniknąć bez słowa pożegnania, inaczej nie
wy-
dostanie się z tej złotej klatki, w jakiej Aleksiej chciał ją zamknąć dla jej bezpieczeństwa.
Obudziła się wcześnie rano, umęczona koszmarnymi snami. Znów zrobiło jej się niedobrze, dlatego
postanowiła jak najszybciej udać się do lekarza. Ubrała się i wyszła z pokoju. Aleksiej widocznie
wstał
jeszcze wcześniej, ponieważ w kuchni stała szklanka z resztką soku pomarańczowego. Pewnie
poszedł
popływać.
Zebrała się na odwagę i wślizgnęła do jego gabinetu, gdzie przeczesała biurko w poszukiwaniu
swojego paszportu. Oprócz niego wzięła też kluczyki do dżipa. W klasztorze była rozklekotana
furgonetka, którą rozwożono dary dla naj uboższych rodzin, i Hope nauczyła się ją prowadzić. Teraz
postanowiła pojechać do miasta i pójść do lekarza. I być może zobaczyć się z sir Henrym, jeśli
potwierdzą się. jej podejrzenia co do ciąży. Nie zrobiłaby tego dla siebie, ale dla dziecka była
gotowa na
wszystko. W końcu w świetle prawa była legalną dziedziczką Broadvale, rodowej posiadłości
Stanfordów.
Jeden z kilku lekarzy, których nazwiska spisała z książki telefonicznej, mógł ją przyjąć od razu.
Oczywiście nie stwierdził z całą pewnością, że Hope jest w ciąży, na to było jeszcze za wcześnie,
ale po-
wiedział, że to bardzo prawdopodobne.
- Jeśli nie chce pani tego dziecka, to możemy ... Hope ze zgrozą wysłuchała jego propozycji. Nie
winiła kobiet, które w pewnych szczególnych okolicznościach decydowały się na takie wyjście, ale
ona
była w zupełnie innej sytuacji. Lekarz uśmiechnął się, gdy zdecydowanie zadeklarowała chęć
urodzenia
dziecka.
- W takim razie konieczne są regularne wizyty. Pani jest bardzo szczupła, za bardzo, to mnie martwi.
W dodatku tutejszy klimat nie służy Europejkom.
Wyjaśniła mu, że nie zamierza zostać na Karaibach, podziękowała i wyszła. na zewnątrz, gdzie na
chwilę zmrużyła oczy przed ostrym słońcem. Westchnęła ciężko i poszła w kierunku samochodu,
wpa-
dając na kogoś po drodze i przepraszając machinalnie, nawet nie podnosząc wzroku.
- Hope? Hope! Własnym oczom nie wierzę! Spłoszona spojrzała na stojącą przed nią bardzo
elegancką
rudowłosą kobietę o delikatnej, bladej cerze. Jej rysy wydawały się znajome ...
- Nie pamiętasz mnie? Jestem Bianka, parę lat temu wylali mnie ze szkoły Świętej Cecylii.
- Ach! Oczywiście, że cię pamiętam, tylko teraz inaczej wyglądasz - odparła z nagłą ulgą, przyglą-
dając się odmienionej koleżance, która kiedyś otaczała ją siostrzaną opieką. Jak to było dawno temu
... -
Co ty tu robisz?
- Przyleciałam na zdjęcia do filmu. Zostałam aktorką, jak dotąd gram tylko w tasiemcowych te-
lenowelach, nic specjalnego, ale przynajmniej zdobyłam popularność bez rozbierania się przed
kamerą.
Pora na debiut kinowy. A ty co porabiasz?
Hope poczuła, że zaraz się rozpłacze. Trudno było o większy kontrast między ich losami. ..
- Kochanie, co ci jest? - zaniepokoiła się Bianka. - Wyglądasz, jakbyś miała zemdleć, jesteś taka
blada.
Chodź, tam jest kawiarnia, usiądziemy - zdecydowanie wzięła Hope pod rękę, zaprowadziła ją do
stolika, posadziła i złożyła zamówienie. - Powiedz, co się dzieje! Może mogłabym ci jakoś pomóc?
- Jestem w ciąży - wyznała Hope spontanicznie i natychmiast tego pożałowała, ponieważ dawna ko-
leżanka aż podskoczyła na krześle.
- Ty? - wykrzyknęła ze zdumieniem, po czym łagodnie przykryła dłonią dłoń Hope. - Nie zrozum mnie
źle. Nie jestem zgorszona, absolutnie nie! Ja tylko się dziwię, że akurat ciebie to spotkało. Przecież
byłaś
najbardziej chroniona z nas wszystkich, chowana pod kloszem. Po prostu nie rozumiem ... Jeśli masz
ochotę o tym pogadać, to proszę, jestem do twojej dyspozycji. Zdjęcia już zakończone, mam trochę
wolnego czasu.
Hope odczuwała potrzebę zwierzenia się jakiejś przyjaznej duszy, toteż opowiedziała wszystko po
kolei, niczego nie ukrywając. Bianka okazała się wspaniałym słuchaczem, ponieważ nie przerwała
przyjaciółce ani słowem. Gdy opowieść dobiegła końca, Bianka pokiwała głową.
- I kochasz tego faceta?
- Tak, ale co z tego? Muszę się od niego uwolnić, muszę się jakoś stąd wydostać.
- Zgadzam się i nawet wiem, jak to zrobić, wszystko już obmyśliłam! - wykrzyknęła Bianka, która
zawsze błyskawicznie podejmowała decyzje. - Polecisz ze mną do Hollywood i zamieszkasz u mnie.
Czekaj, nie protestuj, t.o świetny pomysł, zaraz ci wszystko wyjaśnię. Tam człowiek nie ma
prawdziwych
przyjaciół, co mi z tego, że jestem sławna, skoro czuję się tak beznadziejnie samotna i nawet nie mam
z
kim pogadać? Byłyśmy sobie kiedyś tak bliskie, pamiętasz? Ty potrzebujesz schronienia, a ja
przyjaznej
duszy.
Hope popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Nie mówisz poważnie! Chcesz mnie do siebie zabrać? Ale ja przecież będę miała dziecko. Nie za-
mierzam usuwać ciąży.
- A kto mówi o usuwaniu? W Hollywood nikt się nie zdziwi, tam jest wiele pozamałżeńskich dzieci.
- Ale czy tobie nie będą przeszkadzać dwie dodatkowe osoby w mieszkaniu?
- Po pierwsze, właśnie kupiłam wielki dom, samych sypialni jest tam aż dziesięć. Po drugie, chcę cię
prosić, żebyś została moją sekretarką, znasz języki i jesteś dokładna, wszystkiego dopilnujesz. Ja
zaczynam się gubić... Po trzecie, Dale przestanie mnie wreszcie nachodzić. To mój producent, leci na
mnie, a ja nie mam ochoty na szybki romansik, bo ... _ Wykonała nieokreślony gest. - No, bo ja go ko-
cham, jak ty tego swojego Aleksieja. Chciałabym czegoś więcej niż kilku nocy... Widzisz więc sama,
że cię potrzebuję. Podpiszemy umowę, zatrudnię cię jako sekretarkę, będziesz miała stałe
wynagrodzenie i mieszkanie, a ja osobę, której mogę zaufać, a tego nie da się kupić za żadne
pieniądze, uwierz mi. Znamy się od lat, dogadywałyśmy się znakomicie i żadna z nas nie ma nikogo
na
świecie. To cud, że dziś na siebie wpadłyśmy!
I w ten sposób kilkanaście godzin później siedziały razem w samolocie do Stanów, ponieważ Dale'a
zatrzymały interesy i Bianka oddała jego bilet Hope. Znalazła też posłańca, który miał odprowadzić
samochód do Aleksieja i przy okazji dostarczyć list od Hope. Napisała krótko, że już się nie zobaczą,
ponieważ spotkała znajomą osobę, z którą teraz zamieszka. Prosiła też, by nie czuł się dłużej odpo-
wiedzialny za jej los.
- Może jednak powinnaś go poinformować, dokąd się wybierasz? - niepokoiła się Bianka.
- Okłamał mnie - odezwała się Hope apatycznym tonem, unikając odpowiedzi na pytanie. -
Powiedział,
że dla nikogo nie będzie Iniało znaczenia, że z nim sypiałam.
- Bo to prawda - przekonywała łagodnie Bianka. - Na przykład dla mnie nie ma to znaczenia.
Znajdziesz życzliwych ludzi, którzy zrozuInieją twoje postępowanie i okażą ci współczucie. Jestem
przekonana, że twój Aleksiej też nie myśli o tobie źle.
- On nie jest mój! - W oczach Hope wezbrały łzy i zakołysały się ciężko na końcach rzęs. - On kocha
Elise! A gdyby nie myślał źle, to nigdy by mnie tak nie potraktował. ..
- To wszystko nie jest takie proste, kochanie. Ludzie często robią rzeczy, których potem żałują, i cza-
sem nawet trudno zrozumieć, co ich do tego popchnęło. Może zachował się brutalnie, bo miał
wyrzuty
sumienia, a może dlatego, że był zazdrosny? Tak, myślę, że był śmiertelnie zazdrosny o Hala.
- Niemożliwe. - Hope ze znużeniem odchyliła głowę na oparcie. - Musiałoby mu na mnie zależeć, a
on
nie dbał o mnie nawet na tyle, żeby się zabezpieczyć. Zresztą zazdrość to nie w jego stylu. No, a teraz
będę miała jego dziecko.
- Właśnie, nic nie zrobił, żeby tego uniknąć powiedziała w zamyśleniu Bianka. - Powiem ci, że to jest
ze wszystkiego najdziwniejsze.
Nie uzyskała jednak odpowiedzi, ponieważ jej towarzyszka zasnęła. Biedna Hope ... Ale teraz będzie
wszystko dobrze, pomogą sobie nawzajem. Natomiast Dale będzie musiał obejść się smakiem!
ZaśIniała
się w duchu. Był taki pewny siebie, taki męski, tak przekonany, że ona mu ulegnie - przecież miała
opinię
kobiety, która nikomu nie odmawia ... Ależ zrobiłby minę, gdyby się przekonał, że jest jej pierwszym
mężczyzną! To dopiero byłaby dla niego niezapomniana nauczka! Nie mógłby się więcej
przechwalać, że
wszystko o niej wie i że kobiety nie mają przed nim tajemnic.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Na początku Hope przeżyła szok kulturowy, ale Bianka nawet nie dała jej ochłonąć, tylko od razu
rzuciła na głęboką wodę i wynalazła mnóstwo zajęć. Po pierwsze skontaktowała ją ze swoim
lekarzem i w
ten sposób Hope pozyskała przyjaciela w osobie doktora Friedmana, który swoim zachowaniem udo-
wodnił, że Aleksiej nie do końca kłamał. Lekarz nie zadawał kłopotliwych pytań o ciążę i ojca
dziecka,
okazywał nowej pacjentce pełną akceptację. Paul Friedman był przeciwieństwem Aleksieja -
niewysoki
szatyn o łagodnym spojrzeniu i spokojnym sposobie bycia. W Hollywood cieszył się wielką sławą,
bardzo
dobrze zarabiał, ale wolny czas spędzał nie na korzystaniu z luksusów, tylko na opiekowaniu się
imigrantami ze slumsów. Oczywiście nieodpłatnie.
Oprócz zajmowania się własnym zdrowiem Hope przeszła przyspieszony kurs dla sekretarek i
nauczyła się obsługi komputera, żeby móc naprawdę pracować dla Bianki, a nie tylko korzystać z jej
gościny. Chyba najprzyjemniejsze, choć też i najbardziej czasochłonne okazało się odpisywanie na
setki
listów od wielbicieli serialu, w którym Bianka grała jedną z głównych ról - bogatą młodą wdowę,
podstępną i niebezpieczną. Nie zrezygnowała z grania w telenoweli, ponieważ nie zamierzała
stawiać
wszystkiego na jedną kartę. Nie wiadomo było, jak zostanie przyjęty pełnometrażowy film, w którym
zadebiutowała.
Bianka chciała też wciągnąć Hope w wir życia towarzyskiego, ale na tym polu poniosła porażkę. N
iechęć do zgiełku i powierzchownych znajomości oraz zakłopotanie z powodu pozamałżeńskiej ciąży
skutecznie zatrzymywały Hope w domu. Owszem, nieślubne dzieci były w Hollywood czymś
zupełnie
naturalnym, ale ona nadal czuła się swą sytuacją nieco skrępowana. Odkąd jej ciąża stała się bardzo
wi-
doczna, unikała nawet spacerów, tylko wypoczywała na brzegu basenu w ogrodzie Bianki.
Położyła dłoń na wypukłym brzuchu, czując lekkie ruchy maleństwa. Czyżby jej sześciomiesięczne
dziecko okazywało zniecierpliwienie, czyżby było mu spies'znó na ten świat? A jeśli w przyszłości
będzie
miało żal do matki i obwini ją o brak ojca? Czuła, że Aleksiej byłby dobrym ojcem ... Czy myślał
czasem
o niej?
- Cześć, Hope.
Sięgnęła po szlafrok. W towarzystwie Dale' a wciąż czuła się nieswojo. Na pewno był na nią
wściekły,
że występowała w roli przyzwoitki i przeszkadzała mu w miłym sam na sam z Bianką. Gdy ujrzała go
po
raz pierwszy, musiała przyznać, że rzeczywiście można się w nim zakochać. Posturą przypominał
Aleksieja, był wysoki i barczysty. MiaJ bardzo jasne włosy i siwe oczy, co stwarzało silny kontrast z
opaloną skórą. Bianka zakochała się na zabój, ale nic nie wskazywało na to, że on też. Raczej miał
ochotę
na przelotny romans z piękną aktorką, i na tym koniec.
- Gdzie Bianka?
- Pojechała do fryzjera. Napijesz się czegoś?
- Chętnie. Nie, nie wstawaj, sam sobie naleję - zaprotestował, podchodząc do ocienionego barku
przy
basenie. - Wiesz, to ciekawe. Ilekroć przychodzę, to jej nie ma. Zaczynam podejrzewać, że mnie
unika.
- Ależ skąd, to ... To na pewno czysty przypadek - zająknęła się, ponieważ nie dalej jak rano
przyjaciółka wyznała jej, że od jakiegoś czasu po prostu ucieka przed swoim producentem, gdy tylko'
jest to możliwe, choć ta sytuacja zaczyna jej działać na nerwy.
Dale usiadł tuż obok niej, a Hope wzdrygnęła się lekko.
- Przestań podskakiwać na pięć metrów w górę, kiedy tylko się zbliżam. Zaszkodzisz dziecku. Spo-
kojnie, dziecinko - powiedział, zauważywszy, że pobladła. - Nie próbuję cię zawstydzić, nie widzę
nic
złego w tym, że jesteś w ciąży. Bianka zdradziła mi co nieco, wiem, przez co przeszłaś, i szczerze ci
współczuję. Nie mam prawa cię osądzać. Ciekaw jestem natomiast, co Bianka naopowiadała ci na
mój
temat. Chyba że jestem wielkim wielbicielem młodych panienek, skoro tak się mnie boisz.
- Nic takiego nie mówiła. - Hope lojalnie stanęła w obronie przyjaciółki.
- To dobrze, bo nie chcę, żebyś reagowała na mnie tak gwałtownie, skoro zamieszkałaś w tym domu
na
stałe, a i ja mam taki zamiar ... Ale coś chyba musiała na mój temat mówić?
- Wspomniała, że masz wobec niej pewne plany... - Padła ostrożna odpowiedź.
- I?
.
Hope zawahała się, po czym odpowiedziała zupełnie szczerze:
- I w tej sytuacji trudno się dziwić, że reaguję na ciebie tak nerwowo. Po prostu mam wyrzuty su-
mienia, że stoję ci na drodze. Musisz być na mnie wściekły. Dla ciebie byłoby lepiej, gdybym została
na
Karaibach.
Dale roześmiał się, wyciągnął rękę i żartobliwie zmierzwił jej włosy, jakby była małym dzieckiem. -
No
proszę, a ja myślałem, że robię na tobie takie wrażenie jako mężczyzna! Ale mi dałaś nauczkę. -
Naraz
spoważniał. - Dziecinko, nawet dziesięciu ochroniarzy by mnie nie powstrzymało, a co dopiero takie
chucherko jak ty. Nie jesteś żadną przeszkodą w moich planach. Bianka wodzi mnie za nos, a ja jej na
to
pozwalam. Chwilowo - dodał twardo, po czym wst~l
Hope musiała zadrzeć głowę, żeby na niego spojrzeć, i naraz zrozumiała, że nie tylko z wyglądu przy-
pominał jej Aleksieja. On również nie cofał się przed niczym, gdy sobie wytyczył jakiś cel. Opór
Bianki
musiał kiedyś zelżeć, to nie ulegało wątpliwości.
- Jak wróci, powiedz jej, żeby do mnie zadzwoniła. Nasz film zakwalifikował się na festiwal w Can-
nes, może to nastawi ją do mnie trochę przyjaźniej. Z tej okazji zapraszam was dzisiaj do restauracji.
Obie.
Hope już otwierała usta, żeby się jakoś wykręcić.
- Jak cię znam, to zamierzasz odmówić - odgadł. - Nie rób tego. Będzie ktoś, kogo powinnaś poznać.
Popatrzyła na niego podejrzliwie, więc westchnął, usiadł koło niejponc5wnie i wziął ją za rękę.
Dopiero wtedy po raz pierwszy spostrzegła, że jego jasne włosy były już poprzetykane srebrem.
- Posłuchaj, mógłbym być twoim ojcem. Chcę ci pomóc. I dlatego, że pomagasz Biance, i dlatego, że
cię podziwiam. Jesteś dzielna, dałaś sobie radę w trudnej sytuacji. Kiedy pojawi się dziecko,
wzrośnie
odpowiedzialność, jaką dźwigasz na barkach. Będziesz też potrzebować więcej pieniędzy. A ja
akurat
wiem, jak możesz je zarobić.
- Jak?
- Mój przyjaciel Roy robi kampanię reklamową dla firmy sprzedającej wyprawki, ubranka i zabawki
dla niemowląt. To renomowana nowojorska firma, sprowadza luksusowe produkty z Europy, dlatego
szukają młodej kobiety z klasą i w zaawansowanej ciąży. Modelka najpierw wystąpi sama w
kampanii
pilotującej, a potem już razem z dzieckiem we właściwych reklamach. Powiedziałem przyjacielowi,
że
znam prawdziwą angielską arystokratkę, wprost wymarzoną do tego zadania. Czy teraz przyjmiesz
moje I,uproszenie na kolację?
- Tak, dziękuję. To miło, że o mnie pomyślałeś powiedziała z wdzięcznością.
Nawet Biance nie przyznała się, jak bardzo niepokoi się o przyszłość. Nie zamierzała wiecznie mie-
szkać u przyjaciółki, musiała się usamodzielnić, zapewnić dziecku wszystko, co niezbędne. Do tej
pory
jednak nie miała żadnego sensownego pomysłu, jak tego dokonać.
Bianka nie kryła niezadowolenia z faktu, że musi iść na kolację z producentem, ale udobruchała ją
wiadomość o festiwalu w Cannes. Uważnie wysłuchała rdacji o propozycji pracy dla Hope.
- Roy? - Zamyśliła się. - To pewnie Roy Grundberg, studiowali razem. Miły facet, polubisz go. Tylko
nie sprzedawaj się zbyt tanio! - ostrzegła. - Dziękuję, Felipe - uśmiechnęła się do meksykańskiego
służącego, który przyniósł im tacę z napojami.
Rodzina chłopca była kolejnym dowodem wielkoduszności Bianki. Aktorka praktycznie przygamęła
meksykańskie małżeństwo z piątką dzieci, pozwoliła im . zamieszkać w małym letnim domku w
ogrodzie,
zatrudniła ich do obsługi domu i płaciła powyżej przeciętnego wynagrodzenia. Uwielbiali ją i byli
jej bez-
granicznie oddani, szczególnie Felipe, który dzięki zarabianym u niej pieniądzom mógł rozpocząć
studia.
- Czy Dale mówił coś jeszcze? - spytała niby od niechcenia Bianka, wdzięcznie zwijając się w
kłębek
na fotelu.
- Ze twój upór jest bez sensu, bo on i tak postawi na SWOIm.
- Zarozumiały drań! - żachnęła się, tak mocno zaciskając palce na kieliszku z martini, że Hope prze-
lękła się, czy to nie skończy się skaleczeniem. Odetchnęła głęboko kilka razy. - No, zobaczymy ...
Przez chwilę panowała cisza.
- Czekaj, mam coś dla ciebie. Chyba natura obdarzyła mnie szóstym zmysłem. - Przechyliła się przez
poręcz, sięgnęła po dużą papierową torbę i rzuciła ją w kierunku Hope, a potem przyglądała się z
uśmiechem, jak przyjaciółka rozpakowuje prezent. - Świetnie się nada na dzisiejszy wieczór.
Sukienka była cała biała i piękna jak marzenie.
Od okrągłego zapięcia pod szyją biegły promieniście cienkie tasiemki, przytrzymując krótki,
haftowany
srebrną nicią gorsecik, spod którego spływały dwie warstwy cieniutkiego materiału.
- Ależ ... - zaczęła Hope, lecz przyjaciółka przerwała jej:
- Tylko nie mów, że nie możesz tego przyjąć. Nie zamierzam jej odwozić z powrotem, a ja wyglądam
w niej koszmarnie. Ponadto chciałam ci się jakoś odwdzięczyć, i to nie tylko za to, że nigdy nie
miałam takiego porządku w papierach i tak sensownie poumawianych spotkań. Wiesz, ile dzięki temu
zyskałam czasu? Jedynie z tobą mogę szczerze porozmawiać, nie muszę uważać na każde słowo, a to
ogromna ulga. Tylko ty wiesz, co czuję do Dale'a i jak bardzo się boję uwikłać w romans. To, co
przy-
darzyło się tobie, jest dla mnie przestrogą i dodaje mi sił, żeby walczyć z pokusą.
- A jeśli niewłaściwie go oceniasz? - zasugerowała łagodnie Hope. - A jeśli jemu nie chodzi o
romans?
Skąd wiesz, że nie zamierza się z tobą ożenić?
Bianka z żalem pokręciła głową.
- On już był żonaty, a podczas rozwodu przeszedł takie piekło, że na pewno nigdy więcej nie
zaryzykuje. Wtedy nie był jeszcze producentem .. Jego żona, początkująca aktorka, uznała, że powinna
się
związać z kimś bardziej wpływowym, kto ułatwiłby jej karierę zawodową. Przy okazji oskubała go
ze
wszystkich pieniędzy, ale tym akurat niezbyt się przejął. Gorzej, że zabrała ich-córeczkę i to tylko po
to,
żeby zrobić mu na złość. Zginęły potem razem w wypadku samochodowym. Dale do tej pory ma
wyrzuty
sumienia, bo nie walczył o opiekę nad dzieckiem.
Hope odruchowo położyła ochronnym gestem dłoń na brzuchu.
- Nawet gdyby posunął się do obietnic, że się ze mną ożeni, nie umiałabym mu zaufać - ciągnęła
Bianka. - On mnie tylko pożąda, a to za mało. To jeszcze nie miłość.
Tak, Hope zgadzała się, że od pragnienia do miłości jest daleka droga, ale odkąd musiała się wyrzec
Aleksieja, potrafiła docenić wartość bycia pożądaną ...
- A w dodatku jest przekonany, że dostanie wszystko, co mu się zamarży! No, to ja mu pokażę! -
zakończyła Bianka ,z mściwym błyskiem w oku.
Roy okazał się sympatycznym mężczyzną w średnim wieku, który przez cały wieczór dyskretnie ob-
serwował Hope. Nie dała po sobie poznać zdenerwowania, nie zachowywała się też jak osoba,
której
zależy na podpisaniu kontraktu. Przy kawie sytuacja się rozstrzygnęła.
- Nadaje się pani idealnie. Wiem od Dale'a, że do rozwiązania zostały trzy miesiące, a to oznacza, że
musimy natychmiast zaczynać zdjęcia. Kampania reklamowa, którą przygotowuję, należy do tych
długoterminowych. Najpierw przyszła matka prezentuje ubrania ciążowe, potem przez cały pierws~y
rok
życia dziecka reklamuje ubranka, zabawki, wózki i w ogóle wszystko, co jest w tym okresie
potrzebne.
Długi kontrakt, dużo pracy, dobra stawka. - Tu wymienił sumę, której wysokość oszołomiła Hope. -
Nie
chcemy żadnej znanej modelki lub aktorki, potrzebna jest nowa twarz kojarząca się wyłącznie z
reklamowaną fIrmą. - Roy odwrócił się do Dale'a. - Miałeś rację, panna Stanford wygląda jak
Madonna z
obrazu dawnego mistrza.
- To przez ten wewnętrzny spokój, który nam wpajano w ,klasztorze - wtrąciła Bianka, zaś Dale
zareplikował natychmiast:
- W twoim przypadku bezskutecznie, złotko. Jesteś jak czynny wulkan. Powinnaś znaleźć jakieś dobre
ujście dla tej niespożytej energii ... - Uśmiechnął się sugestywnie, po czym zaproponował: -
Zapraszam
wszystkich do siebie na drinka. Hope i Roy mogą omówić szczegóły kontraktu, podczas gdy my ... -
Sięgnął po dłoń Bianki, uniosł do ust i pocałował z galanterią, jakiej Hope nie spodziewała się po
Amerykaninie. - My możemy omówić wiosenny wyjazd do Cannes.
Ku zaskoczeniu Hope, producent nie mieszkał w żadnej z superluksusowych rezydencji w eleganckiej
części miasta. Jego nieduża willa w hiszpańskim stylu z wewnętrznym patio znajdowała się nad
brzegiem
morza, z dala od zgiełku.
- To jego włosiennica - zażartowała Bianka.
Podejrzewam, że jest nie tylko ascetą, ale i materiałem na męczennika.
- Jak człowiek sobie czegoś długo odmawia, to potem lepiej mu to smakuje - odparł Dale bardzo
cicho, a Hope domyśliła się, że ta uwaga była przeznaczona wyłącznie dla uszu Bianki.
Hope przedyskutowała z Royem wszystkie szczegóły. Umówili się na następny dzień w jego studiu,.
gdzie miała odbyć się próbna sesja zdjęciowa. Potem Roy zaproponował, że odwiezie ją do domu.
Za-
wahała się i zerknęła na Biankę, która właśnie gwałtownie i dość głośno sprzeczała się o coś ze
swoim
producentem.
- Zostaw ich - machnął ręką Roy. - Są dorośli, poradzą sobie bez naszej pomocy.
Zgodziła się niechętnie, a potem nie' mogła spać w nocy, oczekując powrotu Bianki. Zasnęła
wreszcie
nad ranem, a gdy obudziła się po kilku godzinach, jej przyjaciółki wciąż nie było w domu. 'Ponieważ
szczęśliwie na ten dzień Bianka nie miała zaplanowanych żadnych spotkań, nie było potrzeby
kontaktować się z nią. Natomiast Hope była umówiona z . doktorem Friedmanem.
- Wszystko w porządku - oznajmił po badaniu, a gdy powiedziała mu, że zamierza grać w reklamach
telewizyjnych, nie widział żadnych przeciwwskazań.
- Gdybym zarobiła jakieś większe pieniądze, mogłabym wyprowadzić się od Bianki, kupić dom z
ogrodem. Chciałabym, żeby dziecko miało świeże powietrze, dużo zieleni ...
- Proszę pomyśleć o Napa Valley, tam jest bardzo dobry klimat. Dale powinien panią kiedyś zabrać
w
te rejony, jego rodzina ma tam winnicę·
Napa Valley! Tak, chciałaby mieszkać w tej kalifornijskiej dolinie pełnej winnic, która tak bardzo
przypominała Francję. Być może nigdy nie powie synowi, kim jest jego ojciec, ale mały przynajmniej
dorośnie w podobnym pejzażu, będzie miał podobne doświadczenia. Tak, właśnie tam pragnęła
zamiesz-
kać, koniecznie!
Od lekarza pojechała do studia, gdzie cała ekipa zajęła się nią bardzo sympatycznie, a szczególną
życzliwość okazała jej asystentka Roya, Kate Harding.
- Pani ma naturalny talent, robiliśmy zdjęcia próbne już wielu osobom, pani jest najlepsza. Oczy-
wiście wszystko zależy od tego, jaką wizję ma nasz klient. Kiedy rozwiązanie? - zainteresowała się,
a
potem zaczęła opowiadać o swoich bliźniakach i o mężu, który był operatorem filmowym. Na koniec
zaproponowała wspólny lunch.
Hope przyjęła zaproszenie, ze zdumieniem myśląc o zawrotnym tempie, ~ jakim Amerykanie potrafili
się zaprzyjaźniać. W Europie nigdy by jej nie przyszło do głowy, że coś takiego w ogóle jest
możliwe.
Wiele innych rzeczy zresztą też by jej nie przyszło do głowy ...
Dojrzewała w przyspieszonym tempie. Rozuiniała już, że życie nie jest proste, że nie należy
wydawać
pochopnych ocen. Lepiej postarać się zrozumieć motywy czyjegoś postępowania, niż od razu uciekać
się
do krytyki. Nie wszystko, co nam osobiście się nie podoba, musi być złe. Właściwie niedawno nawet
doszła do wniosku, że zarówno Aleksiej, jak i sir Henry nie byli tak do końca źli i bezduszni:
Przestała się
też wstydzić swojej ciąży, nie obawiała się ludzkich reakcji, jej postępowanie nie zależało od
cudzych
opinii. Stała się wolna.
Ta myśl uderzyła Hope, gdy po lunchu z Kate szła do samochodu. Aż przystanęła na chodniku z
wrażenia. Była nareszcie wolna, po raz pierwszy w życiu. Była sobą. Była dorosła. Sama o sobie
decydowała. Ponadto coraz więcej osób okazywało jej przyjaźń, Paul nawet próbował się z nią
umówić i
chociaż mu odmówiła, jego zainteresowanie sprawiło jej przyjemność.
Wróciła do domu w znakomitym nastroju i wreszcie zobaczyła swoją przyjaciółkę, ta jednak była w
znacznie gorszym humorze. Chodziła od ściany do ściany jak rozdrażniona lwica. Wciąż miała na
sobie sukienkę z poprzedniego dnia.
- Co się dzieje? A raczej co się stało?
- Nic się nie stało, nadal jestem virgo intacta, jeśli o to ci chodzi, ale mało brakowało! - Bianka . aż
się otrząsnęła ze zgrozy. - Nie przypuszczałam, że jestem aż tak głupia, to okropne! Może to przez to
wino ... Mówię ci, już prawie mu uległam, kiedy spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie i powiedział, że
w
końcu i on zasili szeregi moich kochanków. Wtedy dotarło do mnie, co robię, i zrozumiałam, że rano
nie mogłabym patrzeć bez obrzydzenia na swoje odbicie w lustrze. Uciekłam, potem godzinami jeź-
dziłam po całym wybrzeżu, wściekła na siebie, bo przecież postąpiłam bardzo niekonsekwentnie, za-
chowałam się bardzo głupio ...
- A jak się czujesz teraz? - spytała ostrożnie Hope.
- Fizycznie paskudnie, ale mam wewnętrzną satysfakcję, że oparłam się pokusie. Chyba muszę się
przespać. Gdyby Dale zadzwonił, powiedz mu ... - Zauważyła minę Hope i skrzywiła się. - Masz
rację, nie zadzwoni. Po tym, co mu zrobiłam ... Nie powtórzę, co mi powiedział, kiedy od niego
wychodziłam. Cóż, w pełni go rozumiem i usprawiedliwiam.
Trzy dni później zadzwoniła Kate z wiadomością, że Hope wygrała casting. Przekazała też
zaproszenie na kolację do hotelu, w którym zatrzymała się właścicielka firmy.
- Ona chy,e poznać swoją nową modelkę, jest pod. pani wrażeniem - zdradziła Kate. - Roy też
będzie,
proszę koniecznie przyjść - dodała, gdy Hope zaczęła się wahać, czy przyjąć zaproszenie.
Wieczorem okazało się, że niepotrzebnie obawiała się spotkania, ponieważ Helen Warfman
potraktowała ją ciepło i życzliwie. Hope skorzystała z okazji, że Roy się spóźniał, by poruszyć
pewną
kwestię. Bianka co prawda przekonywała ją, że nie ma takiej potrzeby, ona jednak chciała być w stu
procentach uczciwa wobec nowej pracodawczyni.
- Nie wiem, czy Roy pani wspominał, ale nie jestem zamężna.
- Tak, jednak to zupełnie nieistotne, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Jeśli uznamy, że w pew-
nym momencie dobrze będzie wprowadzić postać ojca, znajdziemy odpowiedniego modela. Czy pani
to
przeszkadza? To znaczy, czy bycie niezamężną pani przeszkadza?
- Trochę - przyznała.
- Ależ wiele kobiet jest w podobnej sytuacji, często z wyboru, nie z konieczności. O, przyszedł Roy!
Podejście Helen sprawiło Hope olbrzymią ulgę, ponieważ ostatecznie uwolniło ją od wątpliwości.
Reszta wieczoru upłynęła jej bardzo przyjemnie, chociaż rozmawiali głównie o sprawach
związanych
z pracą. Hope nawet złapała się na tym, że śmieszą ją żarty Roya. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz
się śmiała ...
Gdy wróciła do domu późną nocą, Bianka nie spała. Znowu krążyła po salonie, policzki jej pałały.
- Dale właśnie wyszedł - poinformowała. - Ależ ten facet ma tupet!
- O co wam poszło tym razem? - spytała Hope bez większego zainteresowania, ponieważ zaczęła się
przyzwyczajać do faktu, że ci dwoje wiecznie skaczą sobie do oczu.
- W serialu ma być rozbierana scena miłosna. Powiedziałam mu, że nie ma mowy, żebym to zagrała! -
Bianka obróciła się ku Hope z taką furią, jakby przyjaciółka popierała ten pomysł. - Nigdy dotąd tego
nie zrobiłam i nie zrobię, niezależnie od tego, co mówi Dale!
Hope'" wyczuła, że tu tkwi główna przyczyna frustracji przyjaciółki.
- A co mówi Dale?
- Ze skoro tyle razy robiłam to prywatnie, to na pewno podołam temu zadaniu na planie zdjęciowym i
wypadnę bardzo naturalnie! - Łzy zakręciły jej się w oczach.
Hope już miała potępić bezczelność producenta, gdy nagle przyszła jej do głowy pewna myśl.
- Słuchaj, a czy on nie powiedział tego, bo jest po prostu zazdrosny?
- Zazdrosny? Mysiałoby mu na mnie zależeć, a wtedy na pewno nie kazałby mi się publicznie ob-
nażać, no i nie sugerowałby, że to dla mnie chleb powszedni. Obraża mnie, poniża ...
- Tobie na nim bardzo zależy, a przecieź przy każdej okazji mu dokuczasz. Twierdzisz, że jest pod- -
rywaczem i że zawsze otacza go wianuszek pięknych kobiet. .
- To zupełnie co innego - wykręciła się Bianka.
- Dale nie jest nieśmiałym młodzieniaszkiem, tylko doświadczonym mężczyzną. Gdyby naprawdę coś
do
mnie czuł, wystarczyłoby, żeby mi to powiedział. Zadne podchody nie byłyby mu potrzebne.
- A czy on wie, że ty tak myślisz? - spytała trzeźwo Hope.
Bianka z rezygnacją machnęła ręką.
- Nie ma sensu dłużej o tym dyskutować, to nic nie da. Aha, powiedziałam mu, że chcesz zobaczyć
Napa Valley, zaproponował, żebyśmy pojechali tam wszyscy razem w któryś weekend, ale nie teraz,
dopiero po twoim porodzie. W twoim stanie podróż mogłaby być zbyt męcząca.
Penny Jordan
- No, to było ostatnie ujęcie! - Roy dał znak i wyłączono kamerę, a Hope, która grała klientkę,
zatrzymała się wśród dekoracji udających nowy sklep w Beverly Hills. - I co myślisz, Kate?
- Sukces murowany. Przed świętami wszyscy rzucą się do nowo otwartych sklepów - zapewniła
asystentka. - Ujęcia do kolejnego spotu kręcimy w styczniu?
- Tak, jak już będzie po rozwiązaniu. Musimy ostatecznie zdecydować, kogo obsadzimy w roli ojca,
już naj wyższa pora. Widzę to tak: przywozi Hope ze szpitala, pomaga jej wysiąść z samochodu, ona
zanosi maleństwo do pokoju dziecinnego ... Z urządzeniem wnętrza poczekamy do ostatniej chwili -
zdecydował Roy. - Nie wiemy przecież, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka, Hope nie chciała
poznać płci dziecka.
- Co byś wolała? - zainteresowała się Kate. A może nie ma to dla ciebie znaczenia?
Nie, nie miało to dla niej znaczenia. Znacznie istotniejsze było to, że dziecko będzie wychowywać
się
bez ojca. Dręczyły ją wątpliwości. Czy ono kiedyś jej wybaczy, że podjęła taką decyzję, czy jej nie
znie-
nawidzi? Cóż, przynajmniej postarała się o to, by stworzyć mu jak najlepsze warunki na starcie. Dale
zapewnił ją, że da się niedrogo kupić dom z kawałkiem ziemi w Napa Valley. Inni nabywcy byli
raczej
zainteresowani kupnem winnic i dużych obszarów ziemi, natomiast małe farmy nie cieszyły się
powo-
dzeniem, toteż były tańsze. Na razie jednak Hope obiecała Biance, że zostanie u niej do czasu
festiwalu w
Cannes.
Do świąt Bożego Narodzenia zostało zaledwie kilka tygodni i obie przyjaciółki odczuwały coraz
głęb-
szą melancholię, ponieważ żadna nie miała bliskiej rodżiny, z którą mogłaby spędzić ten maĘiczny
czas.
Bianka zastanawiała się, czy nie wybrać się w Alpy s,zwajcarskie, ale zarzuciła ten pomysł.
- Straciłam ochotę na taki wypad - wyznała przy kolacji. - Te święta powinno się spędzać w
rodzinnym gronie. - Przenikliwie spojrzała na Hope. - W ciąż za nim tęsknisz, prawda? Widzę, że
próbujesz to ukryć, ale pewnych rzeczy nie sposób zataić. I wiesz, co mnie przeraża? Świadomość,
że
mogę podzielić twój los. Gdyby Dale znikł z mojego życia, czułabym taką samą bolesną pustkę, jaką
ty
czujesz teraz.
Dale na razie nie znikał, przeciwnie, niedługo później wpadł do nich f zaproponował, żeby w święta
przyszły do niego na obiad. Bianka odmówiła. Zaplanowała już, że sama urządzi wielkie przyjęcie i
sprosi wszystkich przyjaciół. Z wyjątkiem Dale'a.
- Nie chcę go widzieć w święta, bo się rozkleję i wpadnę mu prosto w objęcia - wytłumaczyła Hope,
gdy Dale opuścił ich dom, niemal nieprzytomny z gniewu. Zanim jednak wyszedł, wyjął z kieszeni
marynarki niewielkie pudełko i rzucił je Biance. Masz, bo w takim razie zobaczymy się dopiero w
styczniu. Wyjeżdżam do Napa Valley - oznajmił i tyle go widziały.
- A ja mu nic nie kupiłam! - jęknęła Bianka, oglądając piękny, kunsztowny wisiorek. - Bez przerwy
się
ostatnio kłócimy, nie·przyszło mi do głowy ...
Święta nadeszły i minęły. Świąteczne wydanie "Paris Matcha" stało się dla Hope źródłem wielkiej
radości i zgryzoty jednocześnie, ponieważ gazeta zamieściła reportaż ze zjazdu producentów win w
Beaune. Pot wystąpił jej na czoło, gdy z bijącym sercem pochyliła się nad zdjęciem, na którym
rozpoznała
Aleksieja. Chciwie przestudiowała każdy szczegół, a potem w nocy nie mogła spać, gdyż wszystkie
wspomnienia wróciły do niej ze zdwojoną siłą. Co gorsza, zrozumiała z bolesną jasnością, że upływ
czasu
w niczym nie pomoże, ponieważ samotność będzie jej dokuczać coraz bardziej.
Trzy tygodnie później obudziła się w nocy, czując pierwsze skurcze. Bianka, znacznie bardziej
zdener-
wowana niż przyjaciółka, uparła się, że sama zawiezie ją do renomowanej kliniki położniczej w
Beverly
Hills, gdzie niedawno zarezerwowała i z góry opłaciła pokój.
- Muszę zadzwonić po Dale'a - przypomniała sobie, wrzucając do torebki kluczyki i komórkę. -
Obiecałam mu - wyjaśniła, gdy Hope próbowała protestować. - Kazał mi zadzwonić, koniecznie
chce być
w szpitalu, gdy będziesz rodzić, oboje tego chcemy!
Warunki w klinice były doskomiłe, opieka fachowa i życzliwa. Przy.łóżku stała Bianka i trzymała
Hope za rękę, i to było wspaniałe, ale w najtrudniejszych chwilach Hope zawołała Aleksieja.
Mężczyznę,
który powinien tu z nią być, a którego nigdy już nie zobaczy. Aleksieja, który do końca śwych dni nie
dowie się, że urodziła mu syna.
- Nie ruszaj go. Obudzisz Hope, a ona musi się wyspać. - Usłyszała głos Bianki i poruszyła się na
łóżku. Poczuła się zadziwiająco lekka i nagle sobie wszystko przypomniała. Gwałtownie otworzyła
oczy.
W pokoju było pełno kwiatów, ich zapach przesycał powietrze. Obok stało malutkie łóżeczko, w
którym powinien leżeć Nikołaj Aleksander Stanford.
- Połóż go z powrotem - nalegała Bianka i Hope z niepokojem spojrzała na' Dale'a, który trzymał w
ramionach jej synka.
Nie było powodu do obaw, jasnowłosy olbrzym obchodził się z maleństwem naprawdę ostrożnie.
Wpatrywał się w drobniutką twarzyczkę z bezbrzeżną czułością, uśmiechając się nieco
nieprzytomnie.
- Mam nadzieję, że będę dla niego dobrym wujkiem - powiedział zmienionym ze wzruszenia głosem.
-
Ostatniej nocy omal nie wydeptałem dziury w podłodze pod tymi drzwiami.
- Mężczyźni! - parsknęła Bianka i wzniosła oczy ku niebu. - Zarwał jedną noc i już myśli, że Bóg wie
czego dokonał. Też mi bohater! To Hope jest dzisiaj naj ważniej sza. - Odwróciła się twarzą do
przyjaciółki. - Nie masz pojęcia, jakie to było dla mnie przeżycie. Coś cudownego. Tak się cieszę, że
mogłam zobaczyć narodziny twojego synka, a potem kazali mi wyjść i ...
- I posłuchała, i tak mi ryczała w koszulę, że wyglądałem, jakbym wyszedł prosto spod prysznica -
dokończył Dale i z ociąganiem umieścił małego w łóżeczku. - Wiesz co, Bianko? Powinnaś też jak
najszybciej sprawić sobie dzidziusia, wyraźnie ci tego brakuje.
- Też coś! - żachnęła się Bianka, po czym zreflektowała się. - Hope, przepraszam cię za nasze za-
chowanie, ale z Dale'em nie da się normalnie rozmawiać ...
Miło było mieć ich przy sobie, ale Hope odetchnęła, kiedy wreszcie wyszli. Widok synka w
ramionach
Dale' a był niemal nie do zniesienia. To Aleksiej powinien był tulić ich dziecko, przyglądać mu się w
zdumieniu i zachwycie ...
Po czterech dniach wypisano ją z kliniki. Gdy wróciła do domu, okazało się, że Bianka jak zwykle
wzięła sprawy w swoje ręce. Pokój przylegający do sypialni Hope stał się pokojem dziecinnym,
wypo-
sażonym we wszystko, co można sobie wymarzyć. Na tle tapety w biało-niebieskie paski szczególnie
pięknie prezentowała się,kołyska z ciemnego drewna.
- Nie dziękuj, ja tylko urządzałam, wyposażenie to prezent od Helen, wszystko z jej firmy. Przed
świę-
tami mieli znakomite obroty, Helen uważa, że to dzięki reklamie, w której wystąpiłaś. Podobno
śwIetnie
się spisałaś. A to od Dale' a - dodała, gdy Hope z podziwem oglądała staroświecki wózek. - Znowu
mnie
zaskoczył - dodała w zamyśleniu.
Hope zerknęła na przyjaciółkę.
- Chciałabyś urodzić jego dziecko, prawda?- spytała łagodnie.
- Tak. Ale tylko poczęte z miłości.
Minął miesiąc. Niko miał się świetnie, a Paul Friedman powtarzał, że w tej sytuacji to naprawdę nic
dziwnego.
- Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby tylu dorosłych naraz próbowało zepsuć jednego dzieciaka.
Dale wpadał do nich codziennie, a Bianka przekomarzała się z nim, twierdząc, że tylko po to kupił
wózek, by móc z nim dumnie paradować po okolicy. Producent zaproponował wspólny wypad do
Napa
Valley, żeby Hope mogła się rozejrzeć po okolicy. Bianka wykręciła się pod pretekstem braku czasu,
a
Hope, która obserwowała ich uważnie, mogłaby przysiąc, że ujrzała wyraz cierpienia w oczach
Dale'a.
Rozpoczęto pracę nad drugą serią reklam. Niko podbił serca wszystkich członków ekipy, a na planie
z,achowywał się tak, jakby był urodzonym aktorem. Nie grymasił, odwracał buzię w stronę kamery i
naj-
lepsze miny robił wtedy, gdy zaczynan9 kręcić.
- Jest przesłodki - gruchała z zachwytem Helen, pochylając się nad wózkiem. - Jeśli ta reklama nie
przyciągnie do nas każdej dobrze sytuowanej młodej mamy z całego stanu, to wyrosną mi skrzydła.
- Och, rzeczy, które pani firma sprowadza, są tak piękne, że klientki nie będą umiały im się oprzeć
roześmiała się Hope.
- Pani tym dobitniej przekona je do ich kupna.
Skoro o pokusach mowa, to Ben pytał Roya o pani· tcłefon. Chyba rola pani partnera przypadła mu
do
gustu.
Hope uśmiechnęła się, ale nic nie odpowiedziała.
Owszem, całkiem lubiła przystojnego, ciemnowłosego Bena Harmana, który przed kamerą odgrywał
zakochanego małżonka i czułego ojca, ale gdzież mu hyło do Aleksieja!
- Swoją drogą, czemu pani nadała dziecku rosyjskie imiona, a nie angielskie?
- Podoba mi się ich brzmienie - odparła wymijająco.
- Tak, rzeczywiście, coś w tym jest. A wie pani, że wśród paryskiej elity jest sporo osób rosyjskiego
pochodzenia? Ich przodkowie uciekli z Rosji przed rewolucją.
Hope pochyliła się i' wzięła synka na ręce, aby w ten sposób ukryć wyraz twarzy.
- Naprawdę? - Miała nadzieję, że ton jej gł-Osu sugerował brak zainteresowania tematem.
- Mhm. - Helen bawiła się frędzlami puszystego kocyka, którym przykryty był Niko. - Ten wózek to
jedna z najładniejszych rzeczy w naszej ofercie. Dale przez kilka godzin nie mógł się zdecydować,
który
wybrać.
Hope właściwie odczytała ukryte znaczenie.
- Dale pomaga mi przy dziecku, chociaż nie jest jego ojcem - odpowiedziała na niezadane pytanie. -
Może dlatego, że stracił własne - wyjaśniła i w paru zdaniach opowiedziała historię usłyszaną od
Bianki.
- Dziwna ta jego żona. Odejść od takiego mężczyzny? - spytała z wymownym uśmiechem Helen, a
Hope zastanowiła się, czy nie powinna ostrzec przyjaciółki, że ma rywalkę w osobie eleganckiej i
pewnej
siebie bizneswoman z Nowego Jorku.
To natychmiast przywiodło jej na myśl własną rywalkę - Elise. Czy Aleksiej będzie dalej o nią za-
biegał, czy ożeni się z inną? To, że się ożeni, nie ulegało wątpliwości, był przecież ostatni z rodu.
Uro-
dzi mu się inne dziecko, które on uzna za swojego prawowitego dziedzica, nigdy nie dowie się o ist-
nieniu pierworodnego. Kto inny zajmie w jego sercu miejsce zarezerwowane dla Nika.
- Zobacz, co tu piszą! - podekscytowana Bianka wcisnęła jej w ręce gazetę. Był to brytyjski dziennik,
który Hope zaprenumerowała, ale od urodzin dziecka nie miała czasu na lekturę. - Chodzi o ciebie! -
po-
stukała palcem w rubrykę z ogłoszeniami.
Rzeczywiście, Hope Stanford była proszona o pilny kontakt z kancelarią prawną w Londynie.
- Może Aleksiej kazał im cię odnaleźć? Może się myliłaś, może on cię kocha?
- Nie - Hope ucięła zdecydowanie. Serce jej łomotało. Tak rozpaczliwie za nim tęskniła, wystarczyło
zamknąć oczy, żeby pod powiekami pojawiła się jego twarz. W cią'ż pamiętała jego pieszczoty, jego
pocałunki ...
- Trzeba do nich zadzwonić. Natychmiast - zdecydowała Bianka.
Hope nawet nie drgnęła. Przyjaciółka ze współczuciem popatrzyła na jej pobladłą twarz.
- Nadal tak bardzo go kochasz?
- Nawet bardziej - szepnęła, żałując, że Bianka zauważyła ogłoszenie. Teraz już było za późno, nic
nie
mogło odwieść przyjaciółki od działania, właśnie wybierała numer.
- Jest sygnał. Masz - wcisnęła jej w rękę słuchawkę·
Nie było odwrotu. Gdy odezwał się głos sekretarki, Hope przedstawiła się i powiedz!ała, w jakiej
sprawie dzwoni. Po chwili usłyszała męski głos, opanowany, chłodny, bardzo angielski.
- Moje nazwisko Swindon, miło mi panią słyszeć, panno Stanford. Szukaliśmy pani, ponieważ
działamy w imieniu pani zmarłego ojczyma, sir Henry' ego Stanforda.
Dopiero w tym momencie Hope zrozumiała, jak bardzo liczyła na to, że za tą sprawą kryje się Ale-
ksiej, że to on jej szuka. Poczucie zawodu było obezwładniające. Przełykając łzy, w milczeniu
wysłuchała
pana Swindona, który poinformował o przyczynie śmierci sir Henry' ego i konieczności uregulowania
spraw spadkowych.
- Broadvale jest koszmarnie zadłużone i musi zostać sprzedane, ale zostanie pani jeszcze część
schedy,
przeznaczona przez dziadka bezpośrednio dla pani. Na razie jest ona zainwestowana i przynosi
niewielki,
lecz stały dochód. Wolałbym jednak omówić z panią tę kwestię osobiście. Czy mogłaby pani
przyjechać
do Londynu? Oczywiście nasza kancelaria pokryje koszty podróży.
Hope odparła, że musi się zastanowić, i obiecała, że niedługo zadzwoni ponownie i da odpowiedź.
W
rzeczywistości musiała na chwilę uwolnić się od pana Swindona, który mówił jej o pieniądzach,
zamiast o
ukochanym mężczyźnie.
- Oczywiście, powinnaś jechać - zawyrokowała Bianka, gdy Hope zreferowała sprawę. - Jesteś od-
powiedzialna za przyszłość małego, musisz mieć go za co wychować, posłać do szkół. Niechby to
nawet
była niewielka suma, zawsze się przyda.
Dobro dziecka przesądziło sprawę i pod koniec tygodnia Hope poleciała z synkiem do Londynu.
Zarezerwowano im apartament w eleganckim hotelu, wynajęto też wykwalifikowaną opiekunkę do
nie-
mowlęcia. Hope zostawiła jej swój numer telefonu i pojechała na umówione spotkanie z adwokatem.
Wygląd kancelarii był staroświecki, typowo brytyjski, a pan Swindon okazał się szczupłym,
szpakowatym
człowiekiem o nieprzebranych pokładach c.:ierpliwości. O tym Hope dowiedziała się godzinę
później,
gdy już przeanalizował testament jej ojczyma i wuja zarazem, punkt po punkcie.
Sir Henry roztrwonił wszystko, co mógł, z wyjqtkiem sumy przeznaczonej dla Hope przez jego ojca,
a
jej dziadka. Wuj mógł rozporządzać jedynie odsetkami i to z nich została opłacona edukacja w szkole
klasztornej, tak więc Hope nie nńała wobec niego żadnego długu. Prawnik wyjaśnił dokładnie, jakie
są
opcje dalszego zarządzania spadkiem, a Hope podziękowała za pomoc i wszelkie sugestie oraz
zapewniła,
że skontaktuje się z nim niedługo i powiadonń, jaką decyzję podjęła.
- Jest jeszcze jedna sprawa - powiedział na koniec. - Zgłosił się do naszej kancelarii hrabia de
Serivace, i to osobiście. On też widział nasze ogłoszenie i poprosił, żebyśmy dali mu znać, kiedy
tylko
nawiążemy z panią kontakt.
Hope, która już zdążyła się podnieść, opadła z powrotem na fotel.
- Kiedy ja... Co mu pan odpowiedział?
- Powiedziałem zgodnie z prawdą, że nic mi o pani nie wiadomo, ponieważ jak dotąd nie nńeliśmy
żadnego odzewu z pani strony. Bardzo mu zależało na odnalezieniu pani.
- A czy ... Czy- zdradził, dlaczego?
Na twarzy pana Swindona pojawił się wyraz niepewności.
- O ile dobrze zrozunńałem, czuje się za panią w pewnym stopniu odpowiedzialny. Zdaje się, że
swego czasu był przyjacielem pani wuja.
Hope z trudem powstrzymała się od wybuchnięcia gorzkim śnńechem. Odpowiedzialny! Tak, Aleksiej
na pewno czuł się za nią odpowiedzialny, w taki sam sposób, w jaki poczuwał się do obowiązku po-
mszczenia Tani. Jednak Hope nie tego od niego chciała, nie oczekiwała litości ani opieki, pragnęła
spotkać się z nim jak równy z równym i zdobyć jego nńłoŚć. To jednak było tylko niemożliwym do
zre-
alizowania marzeniem.
- Skoro więc zgłosiła się pani do nas ...
- Nie życzę sobie, by informowano hrabiego o czymkolwiek - przerwała prawnikowi zdecydowanym
tonem. - Ani o tym, że się do państwa odezwałam, ani o tym, gdzie można mnie znaleźć. Owszem, był
w pewien sposób związany z rodziną, ale to już przeszłość. Uważam, że hrabia nie ma wobec mnie
żadnych zobowiązań.
- Oczywiście spełnimy pani życzenie - przyrzekł pan Swindon.
Jeszcze parę dni temu gorzko żałowała, że to nie Aleksiej pragnie ją odnaleźć, a teraz, gdy poznała
prawdę, ogarnął ją strach. Nie chciała, by Aleksiej ją odszukał. Nie wątpiła, że prawnik nie
zawiedzie
zaufania klientki, ale wiedziała też, jak trudno odwieść Aleksieja od zrobienia czegoś, co sobie po-
stanowił.
Gdyby ją odnalazł, odkryłby istnienie Nika, a wtedy natychmiast skojarzyłby fakty. Jego poczucie
honoru i odpowiedzialności niewątpliwie kazałbyy mu ożenić się z Hope. W ten sposób zapewniłby
synowi wychowanie w pełnej rodzinie oraz tytuł i prawa majątkowe. Ni~ mogła się zgodzić na mał-
żeństwo bez miłości. Zadne z nich nie znalazłoby szczęścia i spokoju w takim związku, a Hope z
całego
serca życzyła Aleksiejowi wszystkiego najlepszego. Jego serce należało do Elise, a kto wie, czy
wytrwałe
uczucie nie doprowadzi go szczęśliwie do celu? Ślub z Hope ostatecznie· przekreśliłby jego szanse
na
małżeńskie szczęście. Nie chciała tego robić ani jemu, ani sobie, ani dziecku.
Wróciła do hotelu, ułożyła Nika w składanym wózeczku, który kupiła specjalnie na podróż, i zabrała
na spacer. Nieopodal był park, więc chodziła dość długo, ponieważ ruch działał na nią uspokajająco.
Wiedziała, że nie ma nic gorszego od bezczynnego siedzenia w pokoju hotelowym.
Znalazła się w powrotem pod hotelem, gdy już zapadł zmierzch. Pod wejście zajeżdżały luksusowe
samochody, wysiadali z nich ludzie w strojach wieczorowych, w przeważającej mierze mężczyźni
Nagle
serce boleśnie podskoczyło jej w piersi, z ust wydobyło się ciche:
- Ach!
Czy z tej tęsknoty za Aleksiejem zaczęła już mieć omamy? Alei nie, to naprawdę on! Nie widział jej,
ponieważ przystanęła w cieniu kolumnady, wydawało się zresztą, że nie widział nikogo i niczego,
skon-
centrowany na własnych myślach. Zeszczuplał, jego twarz stała się poważniejsza, może nawet
posępna.
Prawie wbiegł po stopniach i dopiero przed drzwiami zatrzymał się, żeby poczekać na podążającego
za
nim mężczyznę.
- Aleksiej, ciebie ostatnio dosłownie aż roznosi! - mruknął jego towarzysz. - Dokąd się tak wiecznie
spieszysz, co cię tak goni? .
- Diabeł, który we mnie, siedzi - padła sarkastyczna odpowiedź.
- Widać nieźle ci dokucza. Tylko nie rozumiem czemu, akurat ty wcale na to nie zasługujesz.
- Człowiek nie zawsze dostaje to, na co zasługuje - odparł Aleksiej. - Śmierć Tani spadła na mnie jak
grom z jasnego nieba, ale reszta ... Zapewniam cię, że na wszystkie inne nieszczęścia sam sobie
zapra-
cowałem.
- Zbyt surowo się osądzasz. Zawsze taki byłeś.
Kontynuując rozmowę, znikli za drzwiami hotelu, a Hope została na zewnątrz, wstrząśnięta do głębi.
Był
tak blisko! Wystarczyłoby wyciągnąć rękę, żeby go dotknąć, ale przecież wiedziała, że nie może tego
uczynić, bo natychmiast zapragnie czegoś więcej.
Poczekała, aż odjadą wszystkie samochody i ruch w foyer nieco ustanie. Dopiero wtedy weszła do
środka i zagadnęła portiera:
- Duży ruch tu dzisiaj u państwa. Odpowiedział, że odbywa się coroczne przyjęcie dla producentów
win.
To wyjaśniało obecność Aleksieja w Londynie. Hope zabrała Nika na górę, wiedząc, że nie zaśnie tej
nocy. Nie wtedy, gdy Aleksiej znajduje się tak blisko, w tym samym budynku. Czy ta tęsknota nigdy
się
nie skończy?
Nie powinienem był tu przychodzić, pomyślał, nie zwracając najmniejszej uwagi na kolejne nudne
przemówienie. To wszystko go nie interesowało, czuł się źle, chciał stąd uciec. Uciec! Uśmiechnął
się z
goryczą· Od pewnych rzeczy nie można uciec. Zwłaśzcza od wspomnień.
Aleksiej nie był człowiekiem, który oszukuje sam siebie; zawsze patrzył na świat trzeźwo i dążył do
obiektywnej oceny. Dlatego tym większym ciosem była dla niego świadomość, że pomylił się w
swoich
ocenach. Postanowił pomścić siostrę, a przyniosło mu to wyłącznie gorycz. Chciał zatrzymać przy
sobie
Hope, jednak ona odeszła. A taki był pewny siebie! Może niebiosa pokarały go właśnie za pychę.
I czego on się spodziewał? Ze Hope nie będzie umiała żyć bez jego dotyku, że będzie umierać z
pragnienia i przystanie na wszystko, byle tylko go nie stracić? Tego właśnie chciał, o tym śnił od
pierw-
szej chwili. Czy nie dlatego zmienił plany i zabrał ją do Paryża? Już wtedy czuł, że zanadto mu na
niej
zależy, że sprawy zaczynają przybierać niebezpieczny obrót. To właśnie w Paryżu planował odzyskać
dystans i chłód, licząc, że na tle wyrafinowanego towarzystwa Hope wypadnie blado i przestanie tak
silnie oddziaływać na jego zmysły. Jakże się pomylił!
Na Karaibach było jeszcze gorzej, wiedział już z całą pewnością, że jest w niej zakochany bez
pamięci.
Nic nie pomogły bzdury, którymi nabijał sobie głowę. Bo i jak tu uwierzyć, że chodzi wyłącznie o
chwilowe zauroczenie i zemstę. Wszystko na próżno. Hope nie była narzędziem zemsty, była panią
jego
serca.
Dzień, w którym odnalazł ją na jachcie Hala, był najgorszym dniem jego życia. Nigdy aż tak nie za-
ślepiała go zazdrość, nigdy nie czuł takiego bólu. Mógłby zabić ich oboje, tak, teraz rozumiał, co to
znaczy stracić rozum z miłości. Najpierw jednak kochałby się z nią ostatni raz, gwałtownie i
rozpaczliwie,
desperacko.
Rysy jego twarzy stwardniały. To, co ostatecznie zrobił, było równie straszne. Nigdy sobie nie wyba-
czy, że ją tak brutalnie skrzywdził. Nic dziwnego, że od niego uciekła. Zadręczał się wspomnieniami,
bo
przecież przez własną głupotę wepchnął Hope wprost w ramiona innego. Jedyną kobietę, której nie
chciał
wypuścić z objęć do końca swych dni. Do śmierci nie zapomni tego dnia, gdy znikła bez słowa. Przez
kilkadziesiąt godzin szukał jej po całej wyspie, przerażony, że po tym, co jej zrobił, targnęła się na
ZYCIe.
A potem zobaczył ją w Kalifornii i przeżył szok.
Hope dojrzała, stała się jeszcze bardziej atrakcyjna i godna pożądania. I nie była sama. Znów przeżył
napad nieprzytomnej zazdrości. A potem tó palące pragnienie, by wziąć ją i udowodnić, do kogo na-
prawdę należy ta cudowna istota.
Już w Paryżu wiedział, ?e nie pozwoli jej odejść, a na Karaibach, tej nocy, gdy rzuciła wyzwanie sir
Henry' emu, by dokonała się zemsta i by Aleksiej ocalił honor - tej nocy zrozumiał, że chce pojąć tę
wspaniałą kobietę za żonę. Tę i żadną inną. Niech to jej krew płynie w żyłach jego. dzieci, niech to
ona
wychowa je na wspaniałych ludzi. Cieszył się wtedy samolubnie, że ona nie ma nikogo poza nim i
dlatego
musi z nim zostać. Zamierzał wykorzystać ich wzajemny pociąg fizyczny, by przekonać Hope do
małżeństwa. Nie odwzajemniała jego miłości, ale zdołałby ją wmanewrować w stały związek.
Czasami trochę przytomniał i wtedy wyrzucał sobie swój egoizm. Zamierzał ją przecież pozbawić
możliwości wyboru, zamknąć jak w klatce, uwiązać przy sobie, żeby nikt mu jej nie odebrał. Jednak
nawet wtedy wiedział, że nie odstąpi od swojego zamiaru, podobnie jak wiedział w klasztorze, gdy
zo-
baczył ją po raz pierwszy, że chce ją mieć nie dla zemsty, ale dla niej samej. Nikt ani nic nie mogło
go
powstrzymać.
Myślał, że ma dużo czasu na to, by ją przekonać do małżeństwa. To wydawało się takie proste. Wy-
starczyło sprytnie wmówić Hope, że ona sama pragnie tego związku. Niestety, dosięgła go karząca
ręka
niebios i strąciła do piekła - bo życie bez Hope było piekłem, które sam sobie zgotował.
Gdy tylko stało się to możliwe, wymknął się z przyjęcia i poszedł na górę do swojego pokoju. Stanął
przyoknie, ale nie widział nocnej panoramy Londynu, ponieważ przed jego oczami przesuwały się
inne
obrazy: Hope uśmiechnięta, leżąca w jego ramionach; Hope pełna godności, stawiająca czoło sir
Henry'emu; Hope ukrywająca ostatniej nocy swoje uczucia pod maską chłodu ...
Czy teraz była szczęśliwa z tym swoim producentem? Miał opinię kobieciarza, może dla niego była
tylko przelotną przygodą? Aleksiej z największym. trudem powstrzymał się przed rozmową z tym
męż-
czyzną. Pragnął prosić rywala, by nie skrzywdził Hope, by ją otoczył opieką, by kochał tak mocno,
jak
na to zasługiwała. Nie było to jedynie pragnienie, które musiał zwalczyć.
Jakże chciał ją porwać, zabrać do Europy i uwięzić na zawsze w swoim zamku! Ci wszyscy, którzy
sądzili, że go znają, byliby zdumieni tymi uczuciami. Nikt nie miał, o nich pojęcia. Absolutnie nikt.
Każdy widział w nim ironicznego Francuza, wytrawnego konesera win, światowca. W
rzeczywistości
rządziła nim nieposkromiona namiętność i szalona, romantyczna miłość. Chciało mu się śmiać z
siebie
samego, choć tak naprawdę o wiele częściej przeklinał własną głupotę.
Gdyby nie tknął Hope, gdyby uszanował jej niewinność, gdyby nie nauczył jej zmysłowych przyje-
mności, może nie byłaby teraz ·z tym Amerykaninem. Jednak wiedział też, że nawet gdyby umiał
cofnąć
czas, nie znalazłby w sobie dość siły, żeby postąpić inaczej. Pożądanie, które odczuwał, patrząc na
Hope,
przyćmiewało wszystko, czego dotąd doświadczył.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Jesteś pewna, że nie chcesz jechać?
Siedziały na ogrodowych fotelach w pokoju pełnym roślin. Przeszklone rozsuwane drzwi wychodziły
na basen. Bianka wyglądała na wyczerpaną, ponieważ ciągłe awantury z Dale'em o rozbieraną scenę
doprowadziły ją wreszcie na krawędź załamania nerwowego.
- Jeżeli go teraz zobaczę, to albo rzucę się na niego z pazurami, albo rzucę się mu w ramiona jęknęła.
-
Już zupełnie nie wiem, co mam robić. Jedna część mojej duszy chce iść do niego i powiedzieć, że się
poddaję i mam w nosie konsekwencje. Jednak druga ostrzega przed przelotnym romansem, bo takie
przeżycie wpędzi mnie w jeszcze gorszy stan. Nigdy nie pogodzę się z tym, że miałam Dale'a tylko na
chwilę, a potem straciłam. Nie przeżyłabym tego ...
Hope aż nadto dobrze rozumiała rozterki przyjaciółki. To, że przez moment widziała Aleksieja w
Londynie, tylko pogorszyło sprawę, poniewaz jej tęsknota i miłość jeszcze się wzmogły. Zmizerniały,
smutny i umęczony Aleksiej budził w jej sercu jeszcze głębsze uczucia niż poprzednio.
- Mimo to nadal uważam, że powinnaś ze mną jechać do Napa Valley. Moim zdaniem Dale' owi za-
leży na tobie. W przeciwnym wypadku atmosfera między wami nie byłaby tak napięta.
- Nie - ucięła stanowczo Bianka. - Nie mogę.
Tak samo jik nie mogę znieść widoku Nika w ramionach Dale'a. Wiem, że gdybym źaszła teraz w
ciążę,
mogł?by to przerwać moją karierę, ale jakoś przestało mnie to martwić. Kocham Dale' a, chciałabym
urodzić jego dziecko. Naprawdę mało brakuje, żebym się załamała. Dlatego nie mogę z wami jechać.
Zresztą Niko potrzebuje opieki, muszę zostać.
- Bardzo chciałabym go zabrać, ale Dale zaplanował odwiedzić wiele miejsc. Tak intensywny pro-
gram byłby dla małego zbyt męczący.
Hope miała spędzić weekend w Napa Valley u rodziny Dale'a. Umówili się, że przyleci z Los
Angeles
do San Francisco, gdzie na lotnisku będzie na nią czekał wynajęty samochód. Dale zostawił jej
szczegółowy plan i udzielił niezbędnych wskazówek
Bianka zerknęła na zegarek i Jęknęła.
- Biegnę,· bo się spóźnię na zdjęcia. - Zerwała się z fotela. - Każdy, kto myśli, że życie gwiazdy to
same przyjemności, powinien spróbować, co to znaczy być na każde gwizdnięcie reżysera. Pełna
gotowość bojowa przez całą dobę. Jak zadzwoni, to harujesz kilkanaście godzin, jak nie zadzwoni, to
umierasz z nerwów, że już nikt cię nie chce.
- Przecież ty to uwielbiasz - droczyła się Hope, ale twarz jej przyjaciółki pozostała poważna.
- Kiedyś tak mi się wydawało - przyznała Bianka. - Nie można jednak tak łatwo wymazać tego, co ci
wpojono w okresie dorastania. To zapada w człowieka bardzo głęboko. Tak naprawdę nadal jestem
wierną zasadom wychowanką szkoły zakonnej. N ajbardziej liczy się dla mnie dom i rodzina.
Hope widziała, że jej przyjaciółka jest nieszczęśliwa i poczuła pokusę, żeby porozmawiać z Dale'em
poważnie. Czy miała jednak prawo wtrącać się w nie swoje sprawy? Ajeśli się myliła? Bianka
przecież
znała Dale'a dużo lepiej, więc skoro twierdziła, że on się nie ożeni, to pewnie miała rację.
Następnego dnia Hope z ciężkim sercem odeszła od kołyski ze śpiącym synkiem. Zostawiała go po
raz pierwszy i było to dla niej ciężkie przeżycie.
- To tylko dwa dni - uspokajała ją Bianka. - Wiesz, że będzie miał jak najlepszą opiekę, a ja przez
dwa dni będę się czuła, jakbym to ja była szczęśliwą mamą! Właśnie, czy załatwiłaś już wszystkie
formalności związane z chrztem?
Oboje z Dale'em mieli być rodzicami chrzestnymi. Hope z duszą na ramieniu poszła do kościoła
parafialnego, ale odkryła, że samotna mama nie jest dla księdza z Hollywood niczym zdrożnym.
Podróż samolotem nieuchronnie skojarzyła jej się z Aleksiejem, z ich pamiętnym lotem na Karaiby.
Wiedziała, że nie powinna o tym myśleć, przydawać sobie udręki, ale - och! - jak tu nie myśleć, gdy
tak
bardzo się tęskni?
Gdy w hali przylotów w San Francisco przechodziła obok kiosku z gazetami, na jednej z kolorowych
okładek mignęła twarz Elise. Hope podeszła krokiem lunatyczki, litery rozpływały jej się przed
oczami.
"Dla męża zrzekła się fortuny!" Jak w transie zapłaciła za magazyn, podeszła' do najbliższej ławki i
opadła na nią, zapominając na śmierć o celu podróży, o czekającym na nią samochodzie, o całym
świecie.
Elise zmieniła zdanie i wyszła za Aleksieja!
Trzęsącymi się dłońmi przerzuciła strony, szukając dalszego ciągu artykułu, wreszcie znalazła. Było
tam duże zdjęcie Elise, za którą stał Aleksiej. Hope pochyliła się nad fotografill, nieświadoma
cichego ję-
ku, jaki wydarł się z jej ust, i chłonęła każdy szczegół. Zeszczuplał jeszcze bardziej, jego kości
policz-
kowe stały się bardziej wydatne, stanowił zupełne przeciwieństwo przysadzistego mężczyzny
okrągłej
twarzy, czarnych włosach i oczach, stojącego obok Elise.
Podpis głosił: "Aristotle Nicholaus, kuzyn pierwszego męża panny młodej, jeden z najbogatszych
ludzi
świata, podczas ceremonii ślubnej z francuską wdową ... " Hope gorączkowo wróciła wzrokiem do
zdjęcia i dopiero teraz zauważyła to, co przeoczyła, przyglądając się wyłącznie Aleksiejowi. Elise i
grecki krezus trzymali się za ręce, na dłoni Francuzki lśnił pierścionek z olbrzymim diamentem.
Nie poczuła ulgi, tylko smutek. Jakże Aleksiej musiał cierpieć! I jak Elise mogła być tak okrutna,
żeby zaprosić go na ślub i to w roli świadka? Ogarnęło ją przemożne pragnienie, by rzucić wszystko,
jechać do niego i jakoś go pocieszyć. Wszystkie krzywdy, jakich od niego doznała, znikły w jednej
chwili, jakby wyparowały w powietrze, jakby ich nigdy nie było. Ale wiedziała, że on nie
potrzebował
ani jej pociechy, ani jej miłości. A ona była zbyt dumna, by narzucać mu się z uczuciami.
Włożyła magazyn do torby i udała się do biura wynajmu samochodów.
_ Tak, samochód czeka na panią - potwierdziła pracownica firmy. - Jeden z naszych najlepszych. Pan
Lawrence specjalnie wybrał. .. - dodała, lustrując Hope wzrokiem, pod którym omal nie spaliła się
ze
wstydu. - Tu są kluczyki, proszę pokwitować odbiór, zaraz nasz pracownik zaprowadzi panią na
parking.
Na parkingu, ku jej wielkiemu zmieszaniu, zaprowadzono ją do luksusowego kabrioletu w czer-
wonym kolorze. Nie miała wyjścia, wsiadła do samochodu, ustawiła lusterka, niepewnie zapuściła
motor i wykonała dwie próbne rundki, żeby przyzwyczaić się do nowego wozu. I:rowadziło się go
bardzo miękko, więc Hope jeszcze tylko sprawdziła mapy od Dale' a i wyruszyła w drogę.
Dale powiedział, że podróż zajmie jej niewiele ponad godzinę, miała więc czas, żeby dalej myśleć .
o
Aleksieju. Musiał być to dla niego cios w samo serce, gdy okazało się, że kobieta, którą pokochał i z
którą pragnął się ożenić, wyżej sobie ceniła pieniądze niż jego uczucia ...
Po godzinie dojechała do miasteczka St Helen, winnica Dale' a znajdowała się niedaleko. To dobrze,
ponieważ zapadł już zmierzch, a Hope nie chciała po ciemku pomylić drogi w nieznanym terenie.
Nie-
daleko za miasteczkiem szosa rozwidlała się. Hope skręciła w szerszą drogę. Teraz jechała powoli,
szosa była kręta, a Hope starała się.nie przeoczyć drogowskazu, który miał stać u wlotu bocznej
drogi
wiodącej do winnicy Dale' a.
Po godzinie stało się jasne, że zabłądziła. Musiała zawrócić, w tym celu wjechała w najbliższą
boczną drogę, ale nie dała już rady się wycofać, ponieważ silnik zgasł i odmówił posłuszeństwa.
Spojrzała na wskaźnik paliwa i jęknęła. Jak mogła nie pomyśleć o zatankowaniu benzyny? No tak,
przecież była zajęta rozważaniami na zupełnie inny temat. ..
W oddali zauważyła światełko, uznała więc, że najszybciej będzie pójść do najbliższych zabudowań
i
odkupić od gospodarzy trochę benzyny. Wysiadła, zamknęła samochód i ruszyła przed siebie na tyle
szybko, na ile pozwalały jej wysokie obcasy. Nie przewidziała, że przyjdzie jej maszerować po
polnej
drodze, miała więc na sobie białe sandałki, które pasowały do białego rozpinanego sweterka,
błękitnej
bluzki i wąskiej mini z rozcięciem.
Ponieważ zabudowania znajdowały się dalej, niż jej się początkowo wydawało, odetchnęła z ulgą,
gdy
wreszcie dotarła do obrośniętego dzikim winem domu we włoskim stylu. Dziedziniec wybrukowano
nieregularnymi kamieniami, które wyglądały bardzo malowniczo, ale więzły między nimi obcasy.
Mimo
że Hope starała się zachować ostrożność, przy kolejnym kroku noga poleciała jej w bok, a kostkę
przeszył
dojmujący ból.
Hope przystanęła, zdjęła sandały i pokuśtykała ku drzwiom. Zapukała, bez rezultatu. Ktoś jednak mu-
siał być w domu, przecież nad wejściem paliło się światło! Zapukała mocniej, nieco
zniecierpliwiona. Po
chwili usłyszała zgrzyt odsuwanej zasuwy i drzwi uchyliły się. Za nimi panowała ciemność. Jak w
hor-
rorze, pomyślała nerwowo. Odchrząknęła.
- Przepraszam, że nachodzę o tak późnej porze, ale zabrakło mi benzyny, zauważyłam światło i po-
myślałam, że może uda mi się trochę odkupić, bo po drodze nie było stacji benzynowej ... - Dziwnie
się
czuła, mówiąc do kogoś, kogo nie widziała, nie miała nawet pojęcia, czy zagadnęła kobietę, czy męż-
czyznę·
- Zawsze do usług, Hope. Wejdź, proszę - odezwał się tak dobrze znany głos.
Nogi ugięły się pod nią z wrażenia. Oparła się o framugę.
- Aleksiej???
- We własnej osobie. Nie jestem duchem, jeśli o to ci chodzi. - Postąpił krok w jej stronę i znalazł
się w
kręgu światła rzucanym przez lampę nad wejściem. Był boso, miał na sobie szlafrok, jego włosy były
zmierzwione. Ponieważ wahała się, ujął ją za ramię i bezceremonialnie wciągnął do środka.
- Nie stój tak, jest chłodno, zmarzniesz. - Zamknął drzwi i zapalił światło.
Zobaczyła przytulne, bezpretensjonalnie urządzone wnętrze w rustykalnym stylu. Dobre miejsce, żeby
się w nim na jakiś czas zaszyć po stracie ukochanej. Doskonale rozumiała, że Aleksiej chciał uciec
jak
najdalej od Francji, gdzie zapewne wszystko przypóminało mu o Elise.
- Rozgość się. - Aleksiej przejechał dłonią po włosach. - Dopiero przyleciałem i już spałem, kiedy
zapukałaś - wyjaśnił. - Przyznam, że byłaś ostatnią osobą, której mogłem się spodziewać. Znikłaś bez
słowa i zatarłaś ślady. Rozumiem, że z zemsty?
- Jak to bez słowa, przecież napisałam do ciebie list - zaoponow~a. Jak mógł sądzić, że chciała się
na
nim zemścić? Nigdy by jej to nie przyszło do głowy!
- Tak, tylko że na Karaibach ludzie mają inne poczucie czasu niż w Europie. Twój posłaniec raczył
się
zjawić dopiero po trzech dniach, podczas których odchodziłem od zmysłów, nie mając najmniejszego
pojęcia, co się z tobą stało.
- Przykro mi, nie pomyślałam ... - Zwiesiła głowę jak skarcone dziecko, zbyt wytrącona z
równowagi,
by pomyśleć o tym, że to nie ona powinna przepraszać.
- To mnie jest przykro. Bardzo przykro, bo widać dałem ci powód do tego, żebyś ode mnie uciekła. -
Zacisnął powieki. - Omal nie zwariowałem. Wyobraźnia podsuwała mi straszne obrazy... Myślałem,
że
stało ci się coś złego, że nie żyjesz, a wszystko przeze mnie ... Byłaś bezbronnym dzieckiem, na które
sprowadziłem nieszczęście. - Spojrzał na nią i nagle chwycił ją za ramiona i zacisnął palce tak
mocno, że
poczuła ból. ~ Dlaczego mi to zrobiłaś?
_ Przecież dostałeś list! Najlepszy dowód, że nie chciałam, byś się martwił.
- W takim razie dlaczego zabroniłaś prawnikowi podać mi twój adres?
Odwróciła głowę. Wolała, żeby przestał tak na nią patrzeć, żeby się odsunął. Stał niebezpiecznie bli-
sko, budził w jej ciele pr,agnienie, z którym nie umiała walczyć. Wiedziała jednak, że nie wolno jej
ulec.
Nie ma dla nich przyszłości, po krótkiej chwili zapomnienia znów przyjdzie bolesne rozstanie, a ona
już
nie ma na to siły. Lepiej nie wkraczać ponownie na niebezpieczny teren.
- Dlaczego me chciałaś mnie widzieć?
Nie wiedziała, co odpowiedżieć. Na pewno nie mogła wyjawić prawdy, a żadna sensowna
wymówka
nie przychodziła jej do głowy.
- Tak trudno się domyślić? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, próbując grać na zwłokę.
- Za dużo bolesnych wspomnień, tak?
- Tak - podchwyciła i nagle pod wpływem niezrozumiałego impulsu dodała: - Widziałam cię w
Londynie, pod hotelem....
- Widziałaś mnie i nawet nie podeszłaś? - niemal wykrzyknął, a twarz wykrzywił mu grymas.
Zlękła się. Wiedziała, że jego gniew może ją drogo kosztować.
- Rozmawiałeś z kimś, nie chciałam ci przeszkadzać, dlatego ...
- Kłamiesz. To było celowe działanie, do którego popchnęło cię pragnienie zemsty - ciągnął oskarży-
cielsko, pochylając się nad nią·
Coraz gorzej. Jeśli Aleksiej ją pocałuje, jej opór pryśnie jak bańka mydlana. A on wykorzysta to, po-
nieważ jest zrozpaczony po stracie Elise i pewnie potrzebuje czegoś, co by przytępiło jego ból, co
po-
zwoliłoby ehoć na chwilę oszukać cierpienie. Nie mogła na to pozwolić.
- Aleksiej, między nami wszystko skończone powiedziała, próbując się odsunąć. - Wiesz o tym aż
nazbyt dobrze. Domyślam się, że miałeś ochotę udusić mnie gołymi rękami, kiedy w końcu dostałeś
mój
list.
- To też, ale tak naprawdę to mnie powinno się udusić ... Uciekłaś, bo dopuściłem się gwałtu na
tobie,
taka jest prawda. Hala ruszyło sumienie i przyszedł do mnie następnego dnia, żeby wszystko mi
wyjaśnić.
Powiedział, że próbował cię podenyać, że. to on jest odpowiedzialny za przymusowy postój na
wyspie, że
do niczego nie doszło, bo byłaś nieugięta. Jeszcze nigdy nie czułem do nikogo takiej nienawiści jak
wtedy. A wiesz kogo nienawidziłem? Siebie ...
- Ach, ta rosyjska część twojej duszy - powiedziała niemal z uśmiechem Hope i nagle syknęła,
ponieważ przez roztargnienie obciążyła zbytnio bolącą nogę·
- Co ci jest? - Obrzucił ją badawczym spojrzeniem i zauważył spuchniętą kostkę. - Pozwól, obejrzę.
No już ...
Pochylił się i zaczął delikatnie obmacywać bolące miejsce.
- Skręciłam nogę na kamieniach - wyjaśniła, modląc się w duchu, źeby przestał jej dotykać i rozpalać
w niej pragnienie. Wystarczyłby drobny ruch ręki, a mogłaby zanurzyć palce we włosach, które miały
dokładnie ten sam odcień, co włosy małego Nika.
- Usiądź - polecił, prostując się. - Zrobię ci zimny kompres.
Hope podeszła do kanapy, usiadła i wyjęła telefon. - Muszę zadzwonić do przyjaciela. Czeka na mnie
i
pewnie się martwi, co się ze mną dzieje.
Zmierzył ją wzrokiem pełnym zimnej pogardy.
Hope poczuła się dotknięta.
- Do przyjaciela? Tego samego, z którym uciekłaś z Karaibów?
- Ajeśli nawet, to co z tego? - odparowała, chociaż nie miała pojęcia, co za diabeł ją do tego
podkusił.
- Mam nadzieję, że dobrze cię wyszkoliłem i jest zadowolony z takiej sprawnej kochanki?
Jego okrucieństwo zirytowało i przestraszyło Hope. Leciutko zadrżała, pobladła. Nie rozumiała za-
chowania Aleksieja. Dopiero co przyznał, że niesłusznie ją posądzał o flirt z Halem, a teraz nagle
znowu
ją oskarżał. Czy mało mu dała dowodów, że tylko jego pragnie i zupełnie nie zwraca uwagi na innych
mężczyzn?
- Chwaliłeś mnie i uważałeś za pojętną uczennicę. Mam nadzieję, że mój przyjaciel nie jest rozcza-
rowany - zareplikowała cynicznie, chociaż chciało jej się płakać. Ta wymiana zdań zaszła jednak
zbyt
daleko, by Hope mogła zachować spokój i zdrowy rozsądek.
- Chciałaś zadzwonić - przypomniał zimno Aleksiej i wyszedł z pokoju.
Hope zadzwoniła do Dale'a i wyjaśniła, co się stało.
- Słuchaj, nie powinnaś już dziś nadwyrężać tej nogi. W tej sytuacji byłoby lepiej, gdybyś została tam
na noc - powiedział po chwili zastanowienia Dale. -Wyjaśnij swoją sytuację i zapytaj, czy to
możliwe.
- Kiedy ja nie mogę tu zostać! - jęknęła z rozpaczą, ale w tej chwili wrócił Aleksiej, niosąc salaterkę
pełną kostek lodu, więc Hope pośpiesznie zakończyła rozmowę.
- O co chodzi?
- On uważa, że nie powinnam forsować chorej nogi. Chce, żebym tu przenocowała. Powiedziałam
mu,
że to niemożliwe.
Przyjrzał jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Przeciwnie - oznajmił. - Uważam, że to bardzo rozsądny człowiek. Nie obawiaj się, jesteś tu
zupełnie
bezpieczna. Nic ci nie grozi z mojej strony.
- Wiem, że mi nic nie grozi. Zemsta się dopełniła, nie masz już powodu ... Po prostu wolałabym, że-
byśmy się już nigdy więcej nie spotkali - powiedziała bardzo cicho, prawie szeptem.
Wyraz jego twarzy zmienił się w jednej chwili, wyglądało to tak, jakby Aleksiej zamknął SIę w
sobie,
jeszcze bardziej pogłębiając przepaść między nimi, rwąc nawet najwątlejsze nici porozumienia. Och,
czy
to spotkanie musiało tak wyglądać?
- Zajmijmy się twoją kostką. Potem zaprowadzę cię do pokoju. - Aleksiej ułożył jej chorą nogę na
kanapie i zaczął delikatnie okładać lodem spuchniętą kostkę. - Muszę zadzwonić w jeszcze jedno
miejsce
- powiedziała Hope, ale ponieważ tym razem nie wyszedł z pokoju, po chwili wahania wybrała
numer
Bianki. - Hope? Nie spodziewałam się, że dzisiaj zadzwonisz. Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku. Chciałam tylko zapytać, jak się czuje Niko ... - Gdy wymówiła imię
synka, na jej twarzy pojawił się pełen słodyczy uśmiech.
- Wspaniale, właśnie jesteśmy po kąpieli, co wprawiło nas w szampański nastrój. Chcesz posłuchać?
-
Po chwili milczenia w słuchawce odezwało się znajome gaworzenie.
Łzy napłynęły jej do oczu ze wzruszenia, więc pożegnała się pośpiesznie, świadoma tego, że
Aleksiej
obserwuje ją spod oka.
- Kto to jest Niko? - spytał ostro. - I czy twój przyjaciel wie o jego istnieniu? Musi być bardzo wy-
rozumiały, skoro toleruje rywala.
- O wszystkim wie, zapewniam cię - odparła oschle. - Jeśli pozwolisz, sama zajmę się moją nogą· -
Nie, ja
to zrobię - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Ale lepiej pójdźmy na górę, żebyś już
potem nie
musiała chodzić z zabandażowaną nogą.
Wejście na schody okazało się torturą, każdy kolejny krok Hope musiała okupić falą bólu. Aleksiej,
który poszedł przodem, odwrócił się, a gdy ujrzał wyraz twarzy Hope, spochmurniał jeszcze
bardziej.
Zawrócił i bez słowa wziął ją na ręce. Wiedziała, że nie powinna rozkoszować się tą chwilą, lecz
pokusa
okazała się silniejsza od niej. Zamknęła oczy, by doznania były intensywniejsze. Owionął ją znajomy
zapach jego skóry.
Aleksiej zaniósł Hopedo sypialni i bardzo ostrożnie położył na podwójnym małżeńskim łożu.
- Nie ruszaj się - przykazał i zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki, skąd po chwili wrócił z
bandażem elastycznym, watą i niewielką miską pełną wody, w której rozpuścił środek łagodzący
stłuczenia.
Ponownie zamknęła oczy, gdy robił jej kompres i bandażował stopę. Kiedyś dotykał jej ciała
żarliwie
jak kochanek, a nie chłodno i bezosobowo jak zawodowy pielęgniarz ...
- To powinno pomóc. - Aleksiej zakończył robienie opatrunku. -',Teraz spróbuj zasnąć. - Podniósł się
i
podszedł do drzwi.
- Mogę spać gdzieś indziej - zaprotestowała. Nie musisz mi odstępować swojego pokoju'.
- To nie moja sypialnia, tylko mojego zarządcy Dave'a i jego żony. Nie ma ich chwilowo, więc
możesz
skorzystać z ich pokoju. Dobranoc.
Z głębokim żalem popatrzyła na zamykające się drzwi. Czego się właściwie spodziewała? Że
Aleksiej
zostanie z nią na noc? Sama przecież podkreślała, że między nimi wszystko skończone.
Odpoczęła trochę, potem ostrożnie wzięła prysznic, starając się nie zamoczyć bandaża. Ponieważ
wszystkie jej rzeczy zostały w samochodzie, przeprała bieliznę, wiedząc, że jedwab i koronka
wyschną
do rana, po czym nago wsunęła się pod kołdrę.
Nie mogła zasnąć, jej myśli krążyły wokół Aleksieja. Czy on też nie mógł spać, zdenerwowany jej
niespodziewanym wtargnięciem pod jego dach? W końcu zaczęła myśleć o synku, to nieco ją
uspokoiło i
zapadła w sen.
Śniło jej się, że sir Henry próbuje zabrać jej dziecko, twierdząc, że to Niko jest jego spadkobiercą.
Krzyczał, że kobieta jej pokroju nie ma prawa wychowywać dziecka. W tym śnie pojawił się też
Alek-
siej i Hope błagała go, by jej pomógł, ale on odpowiadał, że nie ma z tym nic wspólnego i że
powinna
zwrócić się do ojca dziecka.
Obudziła się, rozpaczliwie szlochając. Poduszka była mokra, kołdra i prześcieradło pościągane i
zmięte - widać musiała rzucać się przez sen. Nagle zabłysło światło.
- Słyszałem, że płakałaś. Co się stało? Tak cię boli?
Jak miała mu wyjaśnić, że ból fizyczny był niczym wobec cierpienia duszy?
- Może za mocno zabandażowałem - mruknął. - Daj, sprawdzę.
- Nie, noga jest w porządku - zapewniła pośpiesznie, zaciskając palce na kołdrze i podciągając ją
pod
samą brodę. - Śniły mi się jakieś koszmary.
- Wciąż je miewasz?
- Czasami. Naprawdęjuż wszystko w porządku. Przykro mi, że zakłóciłam twój spokój.
Skrzywił się cynicznie.
- Przykro ci? Raczej skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że sprawia ci to satysfakcję i robisz to celqwo.
- Zeby się zemścić? Nie, zemsta to twoja specjalność. Ja uważam, że co się stało, to się nie odstanie,
i
nie rozpamiętuję przeszłości, tylko wyciągam z niej wnioski na przyszłość.
- I jaki wyciągnęłaś wniosek z dotychczasowych doświadczeń? Że nie móżesz żyć bez bogatego ko-
chanka? - warknął z furią.
Postanowiła się bronić. Tłumaczenie się byłoby poniżej jej godności, ponieważ on i tak nie
uwierzyłby
w jej zapewnienia.
- Ty mnie tego nauczyłeś, sama nie osiągnęłabym takiego mistrzostwa - odpowiedziała atakiem na
atak. -
W takim razie może powinienem sprawdzić, jakie poczyniłaś postępy i czego się nauczyłaś w łóżku
nowego kochanka?
Wiedziała, co Aleksiej zrobi, zanim jeszcze się poruszył. Zdarł z niej kołdrę, a Hope odruchowo za-
cisnęła powieki. Czy zauważy zmiany, jakie zaszły w jej wyglądzie po urodzeniu dziecka -
powiększony
biust, bujniejsze kształty? Co powie? Czy mu się spodoba?
- Nie udawaj niewiniątka. Przecież mi nie powiesz, że zamykasz oczy, kiedy on cię dotyka. A może to
sztuczka, żeby jeszcze bardziej podniecić mężczyznę? No, powiedz, czego cię nauczył?
Nie umiem nic ponad to, czego ty mnie nauczyłeś - chciała odpowiedzieć, ale zaschło jej w gardle i
nie
była w stanie wydusić z siebie nawet słowa. Gwałtownie otworzyła oczy, gdy Aleksiej usiadł i
położył
dłoń na. jej biodrze. Zauważyła, że poły jego szlafroka rozchyliły się, ukazując umięśniony tors. Wy-
starczyłoby wyciągnąć rękę ...
- Zmieniłaś się - skonstatował, obserwując ją tak uważnie, jak jastrząb obserwuje zdobycz. -
Dojrzałaś
znacznie szybciej, niż się tego spodziewałem. Jesteś w pełni dorosłą kobietą, a uciekłaś ode mnie
jeszcze
jako podlotek.
Nie, byłam kobietą, gdy od ciebie odeszłam, kobietą, która nosiła twoje dziecko, która darzyła cię
głęboką miłością, ale ty byłeś zbyt ślepy, zbyt przywiązany do swoich opinii, żeby cokolwiek
zauważyć,
żeby mnie naprawdę zobaczyć. Patrzyłeś na mnie poprzez swoje uprzedzenia.
Oczywiście żadnej z tych myśli nie wypowiedziała na głos.
- Ty drżysz - zauważył zmienionym głosem; gdy przez jej ciało przebiegł mimowolny dreszcz.
Trudno, by nie drżała, gdy jego dłoń błądziła powoli najpierw po jej biodrze, potem po brzuchu, a
wreszcie spoczęła 'iia sercu Hope, które łomotało w piersi jak szalone i zdradzało jej prawdziwe
uczucia.
- Dziwne, żeby doświadczona kobieta tak gwałtownie reagowała na w sumie niewinną pieszczotę -
mruknął niemal z zastanowieniem.
- Aleksiej, proszę... - wyszeptała błagalnie przez zaciśnięte gardło, ale właśnie tym przywiodła się
do
zguby, ponieważ on nachylił się, żeby ją lepiej usłyszeć. Znalazł się tak blisko, że już nie mogła się
opanować i utkwiła wzrok w wargach Aleksieja.
- Jak słodko wymówiłaś moje imię, malutka ... - odparł w zamyśleniu i leciuteńko przesunął kciukiem
po jej dolnej wardze.
Hope przestała myśleć. Rozchyliła drżące usta i najpierw dotknęła palca Aleksieja językiem, a potem
delikatnie przytrzymała zębami. Czuła, jak spoczywająca na jej piersi lewa dłoń Aleksieja
rozpoczyna
zn<;tjome, upragnione pieszczoty. Już po chwili całowali się do utraty tchu, do nieprzytomności. Jego
palce wplątane w jej włosy, jej dłonie zaciśnięte na jego ramionach, pierlŚ nabrzmiewająca pod jego
do-
tykiem ...
Aleksiej kolejno odnajdywał na jej ciele najbardziej wrażliwe punkty, obsypywał je pocałunkami,
szeptał coś urywanym głosem i to brzmiało w uszach Hope jak najpiękniejsza muzyka świata.
Niecierpli-
wie wsunęła dłonie pod jego szlafrok, by móc pieścić jego skórę, napawać się nią ...
Tak pragnęła mu powiedzieć, jak bardzo go kocha. - On też cię tak dotyka? - odezwał się Aleksiej,
zmysłowo badając dłonią wewnętrzną stronę jej uda. - Ten twój facet, dla którego mnie zostawiłaś?
Oprzytomniała w ułamku sekundy. On się nie zapomniał, on zimno sprawdzał prawdziwość swoich
teorii na jej temat. To wcale nie znaczyło, że był zupełnie pozbawiony uczuć, przeciwnie, umiał
żarliwie
kochać, potrafił być romantyczny i oddany. Gdy chodziło o Elise ...
Jak mogła o tym zapomnieć? Jak mogła mu pozwalać na fizyczne zbliżenie bez miłości? Jak mogła
się tak bezwstydnie zachowywać? Zdjęło ją obrzydzenie do samej siebie.
- O co ci chodzi? - spytał, ujrzawszy jej zmienioną twarz. - Przelękłaś się, że twój nowy partner nie
zaakceptowałby tego, co teraz robisz? Mogę z łatwością rozproszyć twoje wątpliwości, zaraz o nim
zapommsz ...
Zaprzeczanie nie miało sensu.
- Wiem, że możesz to zrobić - przyznała. - Ale wtedy będę sobą gardzić równie mocno ...
- Jak mną? - przerwał jej ostrym tonem, odsunął się, wstał i zawiązał szlafrok.
Z rozpaczą zacisnęła wargi w wąską linię. Znowu jej przerwał, znowu nie chciał słuchać. Gdyby po-
zwolił jej dokończyć, powiedziałaby, że będzie sobą gardzić równie mocno, jak on nią gardzi. I daje
liczne dowody tej pogardy, właśnie przez to, że manipuluje jej reakcjami, nie licząc się z tym, co ona
czuje, nie licząc się z jej zdaniem. Według niego Hope po prostu nie zasługuje na dobre traktowanie.
Jednak nic nie mogła powiedzieć, bo Aleksiej już otwierał drzwi. Przez moment kusiło ją, by
wyznać,
że urodziła mu syna. Może wtedy ten pogardliwy grymas na jego twarzy ustąpiłby miejsca ...
Miłości?
Szacunkowi? Nie licz na to, zganiła się w myślach. Nie zasłaniaj się dzieckiem, ono nie było częścią
planu Aleksieja, więc nie 'będzie o nie dbał.
Gdy poszedł, leżała bezsennie, a pamięć podsuwała jej wspomnienia ich kolejnych zbliżeń, gdy sto-
pniowo budził z letargu jej niedoświadczone i lJoczątkowo przestraszone ciało, gdy je otwierał, gdy
je
wprowadzał w świat nowych doznań. Może źle zrobiła, odrzucając to, co jej oferował tej nocy?
Może
trzeba było się zgodzić na zastąpienie nieosiągalnej dla Aleksieja Elise? Przynajmniej nie dręczyłby
jej
teraz taki głód miłości, leżałaby w ramionach ukochanego zaspokojona i szczęśliwa.
Nadszedł ranek i Hope pokuśtykała do łazienki, żeby wziąć zimny prysznic i dojść do siebie po nie-
przespanej nocy. Noga bolała ją bardzo, co oznaczało, że prawdopodobnie trzeba .będzie zadzwonić
do
Dale'a i wszystko odwołać. Szkoda, chciała jak najszybciej znaleźć dom dla siebie i synka, zacząć
wreszcie życie na własny rachunek.
Naraz dotarło do niej, że skoro już w czasie pierwszego pobytu w Napa Valley wpadła na Aleksieja,
to zapewne będą się spotykać przy wielu okazjach. Zawahała się, ale po chwili dumnie uniosła
głowę.
Nie będzie zmieniać swoich życiowych planów tylko dlatego, że on parę razy w roku wpada na
chwilę
do Kalifornii. Ona i jej syn powinni. zamieszkać tam, gdzie jest pięknie i ciepło, nie ma powodu z
tego
rezygnować.
Ubrała się i wyszła z pokoju. Gdy stanęła u szczytu schodów, poczuła nęcący zapach świeżo zaparzo-
nej kawy. Zaczęła schodzić bardzo powoli, z całych sił trzymając się poręczy, żeby jak najbardziej
oszczędzać chorą nogę. Po chwili odkryła, że najlepiej jest zeskakiwać na drugiej. Robiło to trochę
hałasu
i wywołało z kuchni Aleksieja, który popatrzył na Hope z wyraźnym niezadowoleniem. .
- Nadal tak cię boli?
- Skąd, tak sobie skaczę, żeby było śmieszniej - warknęła, ponieważ jego widok do końca wytrącił ją
z
równowagi. Aleksiej miał na sobie spłowiałe dżinsy i kraciastą koszulę, i w tym swobodnym stroju
wy9ał jej się jeszcze bardziej atrakcyjny niż zazwyczaj.
- Czekaj, nie schodź - zażądał, idąc w jej stronę. Nie posłuchała go, ponieważ nie chciała znów
znaleźć
się w jego ramionach. Czuła, że nie jest w stanie znieść fizycznego kontaktu z nim, to przysparzało jej
zbyt wiele cierpienia. Dlatego w popłochu zaczęła zeskakiwać szybciej, trafiła na krawędź stopnia,
poślizgnęła się i z okrzykiem spadła ze schodów głową w dół.
Nagle dosłownie zawisła w powietrzu, słuchając bicia czyjegoś serca. Biło tak szaleńczo, jakby
miało
ochotę wyrwać się z piersi. Przycisnęła do niego dłoń i poczuła pod palcami miękką flanelę.
Ochłonęła i
zrozumiała, że Aleksiej trzyma ją bezpiecznie w ramionach i to jego serce bije tak mocno.
- Ale wymyśliłaś - wycedził. - Lepiej się połamać, niż przyjąć moją pomoc? Od kilku godzin wi~m
aż
nadto dobrze, że moje towarzystwo napawa cię wstrętem, nie musisz mi tego tak ostentacyjnie przy-
pominać.
Gdybyś tylko wiedział, pomyślała z bólem, kiedy posadził ją na kanapie.
- Całe szczęście, że nic sobie nie zrobiłaś. Siedź tu i ani waż się ruszyć. Przyniosę ci kawy.
- Muszę zadzwonić do Da ... Do przyjaciela, który na mnie czeka. Nie dam rady prowadzić, odwołam
mój przyjazd.
Aleksiej przystanął w drzwiach do kuchni i popatrzył na nią z dziwną melancholią. Nigdy nie wi-
działa u niego takiego wyrazu twarzy.
- Gdzie on mieszka?
Hope wytłumaczyła, że niedaleko St Helen, wyjaśniła też, w jaki sposób pomyliła drogę.
- I tak będę do kogoś jechał, jestem umówiony.
Zawiozę cię tam. Domyślam się, że po ostatniej nocy pilnie potrzebujesz wsparcia swego
przyjaciela. _
Znowu był sobą, zaśmiał się cynicznie. - Nie oszukasz mnie, wiłaś się z pragnienia. Mogłem z tobą
zrobić wszystko, nie odmówiłabyś. Ale do niczego nie doszło i pewnie jesteś półprzytomna z
frustracji.
Nie będę cię skazywał na takie męki, dostarczę cię tam, gdzie natychmiast znajdziesz zaspokojenie.
Na jej policzkach wykwitły rumieńce.
- Aleksiej! - zaprotestowała, przywołując go do porządku, ale nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Daj spokój, jesteśmy dorośli. Dobra, chcesz kawy, czy wolisz jak najszybciej wpaść w ramiona
tego
swojego blondyna?
.
Na twarzy Hope odbiło się zdumienie.
- Widziałem was razem, kiedy byłem poprzednim razem w Kalifornii - wyjaśnił. - Pojechałem z
wizytą
do przyjaciół w Hollywood, szłaś z tym facetem po ulicy.
- Widziałeś mnie, i nie podszedłeś? - spytała z rozpaczą, którą dodatkowo pogłębił fakt, że Aleksiej
wzruszył ramionami.
- Po co? Nie było nic do powiedzenia.
l
ROZDZIAŁ DWUNASTY
~ Musi cię wysoko cenić - mruknął Aleksiej, gdy zatrzymali się przy kabriolecie, żeby zabrać torbę
Hópe.
- To wynąjęty wóz - wyjaśniła ostrym tonem. Kiedy byłeś w kuchni, zadzwoniłam, żeby powiedzieć,
skąd mają go zabrać. Poza tym. - ciągnęła z rozdrażnieniem - relacja, jaka łączy mnie z Dale'em, nie
zmusza go do robienia mi kosztownych prezentów.
Spiorunowała go wzrokiem, gdy odwrócił się do niej, on jednak przyglądał jej się z powagą.
- Rozumiem, co chcesz mi powiedzieć. A zatem jesteś z nim z miłości. To bardzo głupie, bo on wcale
o ciebie nie dba, skoro dotychczas nie zalegalizował waszego związku. Gdyby też cię kochał, dawno
by
się oświadczył. A tak któregoś dnia zostaniesz na lodzie. Wspomnisz moje słowa.
Rozgniewał ją tym jeszcze bardziej.
- A skąd możesz wiedzieć, czy ja mam ochotę na zalegalizowanie związku? Może jestem zadowolona
z tego, co mam, i nie żądam więcej?
- Znam cię, mon petit. Dla ciebie miłość jest równoznaczna z przysięgą małżeńską, innego rodzaju
związki to tylko ... romansiki.
- A co w tym złego?
- Nic, zupełnie nic. Próbuję tylko powiedzieć, że wolałbym, żebyś obdarzyła uczuciem kogoś
bardziej
wartościowego, kogoś, kto kochałby cię równie mocno jak ty jego.
- Też bym wolała - odparła zdławionym głosem, który zdradzał cierpienie. - Nie chcę więcej rozma-
wiać na ten temat, Aleksiej.
Spojrzał na nią z nagłym niepokojem. Wiedziała, że tego ranka nie wygląda kwitnąco. Była blada i
miała
podkrążone oczy, ale nie odwróciła głowy. . - Hope, z kim ty się zadałaś?
- Z mężczyzną, ani lepszym, ani gorszym od innych. Dlaczego miałby cenić to, czego ty nie ceniłeś?
Czemu miałby troszczyć się o twoją byłą kochankę?
Twarz mu poszarzała, z całej siły zacisnął palce na kierownicy.
- Śmiał ci to powiedzieć? - syknął nienawistnie przez zaciśnięte zęby.
Hope obrzuciła go zdumionym spojrzeniem, ponieważ nie rozumiała, co wywołało tak silną reakcję.
W ogóle zachowanie Aleksieja chwilami wprawiało ją w bezbrzeżne zdumienie.
- Nie... Dale nigdy nie zająknął się nawet słowem na temat mojej przeszłości, ale nie mogę
oczekiwać,
że ktoś będzie traktował mnie z szacunkiem, skoro sama sobą pogardzam. Wiem, ile jestem warta.
- Wielki Boże! - Aleksiej zahamował gwałtownie, a gdy samochód stanął, odwrócił się do niej,
przerażająco blady. - Nie wolno ci tak mówić, nie wolno! Hope, ja ... Nie, to nie ma najmniejszego
sensu.
- Machnął ręką i zapalił silnik równie nieoczekiwanie, jak go zgasił. - Upierasz się przy róli
męczennicy,
która do końca życia będzie ponosić karę za grzechy młodości. Nie mogę cofnąć czasu i zmienić
przeszłości, więc pogódź się z tym faktem i przestań się zadręczać.
- A gdybyś mógł, zmieniłbyś? - zaatakowała natychmiast.
- O Boże, gdyby tylko było to możliwe!
- Chcesz mi powiedzieć, że nie wziąłbyś mnie siłą do łóżka, że nie ...
- Dosyć! - zażądał ostro. - Dosyć! Oczywiście, możemy dalej się ranić i krźywdzić bez opamiętania,
ale po co? Co się stało, to się nie odstanie, i nie tylko ty zadręczasz się wyrzutami sumienia. Nie
tylko ty
cierpiałaś - wyrwało mu się, jakby nie mógł już dłużej powstrzymywać tych słów. - Kiedy znikłaś tak
zupełnie bez śladu ... - Na jego czole pojawiły się kropelki potu. - To były najgorsze dni mojego
życia.
Myślałem, że po tym, co zrobiłem ...
_ Popełniłam samobójstwo? - spytała z niedowlerzamem.
- A co w tym dziwnego? Nie byłby to pierwszy wypadek, kiedy młoda, wrażliwa dziewczyna
targnęła
się na życie, bo została brutalnie wykorzystana przez mężczyznę. W dodatku tuż przedtem została
odrzucona przez najbliższą osobę z rodziny. Wystarczająco dużo powodów, żeby się załamać. -
Zacisnął
szczęki. - Jak mogłem ci to zrobić? Przecież chciałem się z tobą ożenić ...
- Zeby mi wynagrodzić ciężkie przejścia, na jakie mnie naraziłeś? - dokończyła głosem tak doskonale
opanowanym, że ją samą to zdumiało. - Bardzo to szlachetne, ale zupełnie niepotrzebne. Twoi
nobliwi
przodkowie zaczęliby się przewracać w grobach, gdybyś dał ich nazwisko kobiecie, która się tak
lekko
prowadzi.
- Ach, więc sama przyznajesz, że lubisz romansować? Powiedz, jak długo prowadziłaś tę podwójną
grę, od kiedy, znałaś człowieka, z którym ode mnie odeszłaś?
Nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem Aleksiej może niemal jednym tchem mówić o tym, że chciał się
z nią ożenić i sugerować, że miała dwóch kochanków naraz. On w ogóle nie zważał na jej słowa i
postępowanie, tylko kierował się uprzedzeniami. Nic, co mówiła i robiła, nie mogło tego zmienić.
- Osobę, z którą opuściłam Karaiby, znam dłużej od ciebie - odparła, nie tłumacząc, że ma na myśli
przyjaciółkę, nie kochanka. Wiedziała aż nadto dobrze, że Aleksiej nie uwierzyłby, gdyby
powiedziała
prawdę, więc postanowiła,zaoszczędzić sobie dodatkowego bólu.
- Ach, więc to tak... - W jego głosie brzmiała bezbrzeżna gorycz. - Powinienem był się domyślić. Ale
zachowywałaś się tak, jakbyś ...
- Jakbym się w tobie zakochała? - rzuciła lekkim tonem, chociaż serce omal nie wyskoczyło jej z
piersi. -
Myślę, że zadaliśmy sobie wystarczająco dużo ran jak na jedno spotkanie - powiedział z takim
smutkiem, że nagle poczuła wyrzuty sumienia.
Nie powinna z nim walczyć, był przecież wyraźnie przybity po utracie Elise. Nic dziwnego, że chwi-
lami był dla niej okrutny. Gdyby wiedział, jak bardzo Hope go kocha, z pewnością traktowałby ją
delikatniej, niezależnie od tego, jak bardzo cierpiał po roz. staniu z Elise. Oczywiście nie mogła się
przed
nim zdradzić ze swoimi uczuciami.
Zerknęła ukradkiem w bok. Ten jego arystokratyczny profiL.. Czy Niko będzie bardzo podobny do
ojca? I co mu powie, gdy synek zacznie zadawać pytania? Bo zrobi to na pewno. Im będzie starszy,
tym
więcej będzie chciał wiedzieć, tym więcej będzie chciał zrozumieć. Ale czy usprawiedliwi
postępowanie
matki? I jak mu to wszystko opowiedzieć, żeby go ochronić przed cierpieniem? Chłopiec zapewne
nie
poprzestanie na rozmowie, będzie chciał odszukać ojca. I co wtedy? Nie zdając sobie sprawy z tego,
co
robi, westchnęła głęboko.
- Przywiozłem cię do twojego mężczyzny, ale nie wyglądasz na zadowoloną - usłyszała dziwnie
szorstki głos Aleksieja i dopiero w tym momencie zauważyła, że zajechali przed dom. Sekundę
później
otworzyły się drzwi wejściowe.
Dale podbiegł do samochodu, wołając:
- Dziecinko, co z tobą? Wszystko w porządku? Nieco niezdarnie wysiadła z samochodu i wpadła
wprost w objęcia przyjaciela. Nareszcie poczuła się bezpiecznie. Miała ochotę się wypłakać.
- Och, Dale ...
Głaskał ją po ramionach i plecach, uspokajając w podobny sposób, jak ona uciszała płaczące
dziecko .
- Już dobrze, dziecinko, już dobrze... Może przedstawisz mnie panu? - zaproponował.
Hope wyprostowała się i przedstawiła sobie obu mężczyzn, którzy zmierzyli się przenikliwymi spoj-
rzemanu.
- Postanowiłem przywieźć Hope, bo sama nie dałaby rady prowadzić, wciąż boli ją noga.
- Jestem panu bardzo zobowiązany. Chodźmy, mama nie może się już ciebie doczekać, zaraz zrobi ci
okład. Jesteś pewna, że nasze plany weekendowe
nadal są aktualne?
- Jak najbardziej, pod warunkiem, że będę mogła liczyć na twoje wsparcię. Myślę o twoim ramieniu
-
odparła, siląc się na żartobliwy ton.
Dale zaprosił Aleksieja, by do nich dołączył, lecz on wymówił się i wsiadł do samochodu.
- Dziękuję ... za wszystko - wydusiła z siebie z trudem.
Aleksiej posłał jej zza kierownicy spojrzenie, w którym widniała wrogość zmieszana z czymś, czego
Hope nie potrafiła nazwać. Ruszył tak gwałtownie, że spod kół wzbiły się fontanny żwiru, i już po
chwili
znikł za zakrętem. Hope odprowadziła go pełnym bólu spojrzeniem i ocknęła się dopiero wtedy, gdy
Dale
lekko dotknął jej ramienia.
- To on, prawda? - spytał ze współczuciem. - To jego synem jest Niko?
- Tak - przyznała i uśmiechnęła się bez cienia wesołości. - Wbił sobie do głowy, że jesteś moim
kochankiem i że to z tobą opuściłam Karaiby.
- Nie wyprowadziłaś go z błędu?
Nerwowo zwilżyła usta koniuszkiem języka.
- Nie chciałam, żeby się domyślił, jak bardzo go kocham.
- A dlaczego nie? Wyraźnie widziałem, ze nie chciał cię tu ze mną zostawiać. Chyba zależy mu na
tobie.
Pokręciła głową.
- Nie, to tylko dlatego, że czuje się za mnie odpowiedzialny. Nie mam szans, Dale, on kocha inną. -
Rozumiem, nie wnikam w szczegóły. Powiedz mi tylko czy on wie o tym, że ma syna?
- Nie, nie chcę, żeby wiedział. Na pewno upierałby $ię przy ślubie, bo, jak już ci wspomniałam, ma
ogromne poczucie odpowiedzialności.
Dale nadal prżyglądał się jej z ogromną życzliwością·
- Czy to naprawdę byłoby takie złe wyjście? Owszem, jest wiele dziewczyn i kobiet, które samotnie
wychowują dziecko i wcale im to nie przeszkadza, ale po tobie widać, że bardzo marzysz o założeniu
rodziny. Tęsknisz za tym. Posłuchaj, Hope, miłość może przyjść z czasem - przekonywał. - Na
przykład małżeństwo moich rodziców było zaaranżowane przez rodziny, mama przyleciała z Sycylii
w
dzień ślubu i dopiero w kościele zobaczyła swojego przyszłego męża. Zapewniam cię, moi rodzice
stanowią naprawdę zgodne małżeństwo i są sobie
bardzo oddani.
- Kiedy to nie jest tak, że ja nie chcę wyjść za Aleksieja, mogłabym to zrobić natychmiast! Ja po
prostu
panicznie się boję, bo chyba nie zniosłabym świadomości, że on wolałby być z inną. Nie umiałabym
kochać, nie będąc kochaną.
- Chyba cię rozumiem. . . - mruknął. Gdy wyraźnie posmutniał, Hope natychmiast odgadła, że jego
myśli pobiegły ku jej przyjaciółce.
- Bianka nie przyjechała, ale to nie znaczy, że nie dba o ciebie - wyjawiła impulsywnie.
- Nie? Jasne, bardzo mnie lubi - zakpił z gniewem.
- Tak bardzo, że jestem dla niej wrogiem numer jeden. Przy każdym spotkaniu skacze mi do oczu.
- Bo nie chce się rozbierać przed kamerą, jest na ciebie wściekła, że jej co$ takiego zaproponowałeś
-
wytłumaczyła spokojnym tonem, ponieważ zrozumiała nagle, że bez pomocy rozjemcy tych dwoje
bliskich jej ludzi nigdy w życiu się nie dogada. Oboje byli zbyt dumni, oboje bali się odrzucenia,
dlatego
żadne z nich nie kwapiło się z wyznaniem prawdziwych uczuć. Miała tylko nadzieję, że się nie myli ,i
jej
ingerencja przyniesie dobre efekty.
Dale niemal przewiercał ją wzrokiem.
- No i?
- Najpierw powiedz, czy tobie na niej zależy, czy tylko po prostu chcesz się z nią przespać? Ale
bardzo
proszę o szczerą odpowiedź.
- A jak myślisz? - spytał, wyraźnie grając na zwłokę .. Skoro nie chciał się zdeklarować ... Hope
nabrała powietrza w płuca i mocno zacisnęła kciuki na szczęście.
- Myślę, że ją kochasz. I to bardzo.
- A ona świetnie o tym wie! - wybuchnął: - Wie i wodzi mnie za nos! - Nagle odwrócił się plecami.
Delikatnie dotknęła jego ramienia i poczuła pod palcami napięte do granic wytrzymałości mięśnie.
Tak, teraz nie miała przed sobą pewnego siebie producenta z Hollywood, tylko znękanego,
bezgranicznie
zakochanego mężczyznę.
- Nie, ona nie ma o tym pojęcia. Jest przekonana, że masz ochotę na przelotny romans, a ona nie za-
mierza stać się twoją kolejną łatwą zdobyczą.
- Jasne, woli, żebym to ja był jej zdobyczą! Kto nie słyszał o tych tabunach facetów, którzy przeszli
przez jej łóżko! Ale nic z tego, ja nie będę jednym z nich - zakończył twardo.
- Nie, nie będziesz - zgodziła się spokojnie, li Dale odwrócił się na pięcie i posłał jej groźne
spojrzenie. -
J:.. co to niby miało znaczyć?
- Ze masz szanse zostać pierwszym i jedynym.
Ona nigdy nikogo nie miała. - Hope zdradziła starannie skrywaną tajemnicę przyjaciółki, modląc się
w
duchu, żeby obróciło się to na korzyść Bianki. - Ona nie wodzi cię za nos, tylko próbuje się przed
tobą
obronić.
- Co ty opowiadasz, dziewczyno? Jej reputacja ...
- Zmyśliła ją, żeby łatwiej zbywać natrętów.
Gdyby się rozniosło, że jest dziewicą, nie miałaby spokoju. Ona cię kocha, Dale, ale boi się, że jeśli
ci
ulegnie, to skończy tak samo jak ja.
- To znaczy, że ... - Dale zacisnął zęby i instynktownie napiął mięśnie. ...i Ze uważa mnie za drania,
który porzuciłby kobietę w ciąży? - urwał nagle, ponieważ dotarło do niego, że takie stwierdzenie
mu-
siało sprawić przykrość Hope. - Nie, to wszystko nie ma sensu, coś ci się ubzdurało. Bianka nigdy by
nie
zaryzykowała zajścia w ciążę, za nic w świecie nie chciałaby sobie zepsuć figury, dobrze wiem,
jakie
. są aktorki ... - zakończył z ciężkim westchnieniem.
Hope z politowaniem pokręciła głową.
- Ona by nie chciała dziecka, i to twojego? Gdzie ty masz oczy? Nie widziałeś, jak na ciebie patrzy,
kiedy bawisz się z moim synkiem?
Obserwowała, jak wyraz twarzy Dale'a zmienia się powoli, a był to tak wzruszający ,widok, że coś
ją
ścisnęło w gardle, a z oczu popłynęły łzy. Dobrze zrobiła, ingerując w sprawy przyjaciół, Bianka
będzie
szczęśliwa. Przynajmniej ona ... Aleksiej nigdy by się tak nie rozpromienił na wieść o jej uczuciu.
- Naprawdę nigdy nikogo nie miała? I naprawdę mnie kocha? - dopytywał się Dale, do głębi przejęty
i
uszczęśliwiony.
- Sam się przekonaj ... Ale pamiętaj, powiedziałam ci o tym wszystkim tylko dlatego, że wierzę w
szczerość twoich uczuć. I w to, że nie wykorzystasz tych informacji przeciw niej.
- Staram się nie krzywdzić ludzi, Hope. Nie oszukałem żadnej z kobiet, z którą byłem związany. Za-
wsze uprzedzałem, że od tragicznej śmierci żony i córki nie zamierzam się poważnie wiązać, bo zbyt
wiele wycierpiałem i nie mam odwagi głęboko się angażować, ani tym bardziej żenić. Jednak żadnej
z
nich nie kochałem, podczas gdy Biankę kocham od samego początkU. - Nagle uśmiechnął się
łobuzersko,
a w jego oczach zamigotały przekorne iskierki . - Czyli ta rzekomo wyzwolona kobieta jest w rze-
czywistości cnotliwą panienką? Proszę, proszę ... Nie, nie obawiaj się - dodał, podchwyciwszy
spłoszone
spojrzenie Hope. - Nic jej nie grozi. Troszeczkę się tylko na niej odegram za całe to piekło, jakie mi
urządzała przez ostatnie miesiące. No, chodźmy do domu, bo mnie mama obedrze ze skóry, że cię tyle
czasu trzymam pod drzwiami.
Rodzina Dale'a okazała się przemiła, szczególnie mama.
- Czemu przyjaciółka nie przyjechała razem z panią? - spytała, gdy na chwilę zostały same w pokoju.
-
Mój syn bardzo by się ucieszył. Lubi ją.
Hope postanowiła zaryzykować.
- Ona też go lubi, ale me chce mieć złamanego serca. Nie jest taka, jak o niej mówią. To wszystko
bzdury wyssane z palca.
Kobieta przeszyła ją przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu.
- W takim razie proszę jej powiedzieć, żeby koniecznie przyjechała następnym razem. Zaden z moich
synów nie skrzywdzi kobiety.
Hope kiwnęła głową. Wiedziała, że Bianka znajdzie ciepło i oparcie w tej rodzinie.
- Powiem jej.
Dale wrócił i oznajmił, że powinni się zbierać, ale zanim wyszli, Hope zadzwoniła jeszcze do Bianki
i
zapytała o synka. Pod koniec rozmowy Dale z przekornym uśmiechem zabrał jej słuchawkę.
- Mam nadzieję, że dobrze dbasz o mojego chrześniaka. - Bianka musiała jakoś mu się odciąć,
ponieważ roześmiał się i powiedział: - Ach, cara mia, mówisz tak, jakbyś doznała przypływu
instynktu
macierzyńskiego. Może sama zamarzyłaś o dzidziusiu?
Rozłączył się po chwili i posłał Hope rozbawione spo]rzeme.
- Jest na mnie wściekła. Gdyby mogła, chyba udusiłaby mnie sznurem od telefonu.
- Zapewne - przytaknęła z uśmiechem.
- Ten podoba mi się najbardziej, tylko szkoda, że zbudowano go tak bardzo na uboczu.
Stali przed malowniczym jednopiętrowym domem, gęsto porośniętym dzikim winem. Dookoła
rozpościerał się najpiękniejszy ogród, jaki widzieli tego dnia. W dodatku właściciele chcieli
sprzedać
również meble, a Hope od pierwszego wejrzenia zakochała się w urokliwej sypialni z wiśniowego
drewna
i w wystroju wnętrz stylizowanych na wiejską posiadłość we Francji. Nic dziwnego, właściciele
byli
Francuzami. Hope chciała, żeby Niko miał jakieś związki z francuskim stylem życia, przecież w jego
żyłach płynęła również francuska krew.
- Spodobał ci się akurat najdroższy dom, ale może trochę zbijemy cenę, zwłaszcza że droga jest w
kiepskim stanie - zastanawiał się na głos Dale. - Rzeczywiście, wszędzie stąd daleko. Nie
przeszkadza ci
to? A jak przyjdzie czas, żeby posłać małego do szkoły, to jak sobie poradzisz?
Do najbliższego miasta była godzina jazdy, ale Hope uznała, że zacznie się martwić o szkołę, gdy
Niko
podrośnie. Na razie najważniejsze było zapewnienie mu szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa.
Powiedziała to Dale'owi.
- Skoro jesteś zdecydowana, to proponuję od razu jechać do agencji, która pośredniczy w sprzedaży,
i
złożyć ofertę.
Agencja znajdowała się w Sonomie i szczęśliwie nie było w niej innych klientów, więc mogli od
razu
przystąpić do załatwiania sprawy. Hope niewiele korzystała z pomocy przyjaciela, sama
poprowadziła
negocjacje, spokojnie i rzeczowo, z wielką dbałością o wszelkie szczegóły praktyczne oraz o miły
prze-
bieg rozmowy ..
- Zrobiłaś piorunujące wrażenie - powiedział Dale na ulicy, biorąc ją pod rękę. - Nikt tu nie jest
przyzwyczajony do prawdziwie eleganckich dam z klasą. Kalifornijskie dziewczyny są źnacznie
bardziej
... wyluzowane - powiedział nieco cynicznie, a Hope zerknęła na niego spod oka.
- Naprawdę aż tak bardzo się od nich różnię? Sądziłam, że zaczynam się upodabniać.
- To ci się nigdy nie uda - odparł z uśmiechem, który pokazywał jasno, że to komplement. - Widać po
tobie, że nie jesteś stąd. Zdradza cię dystans, jaki zachowujesz. - Zauważył jej smutną minę, więc po-
śpieszył z zapewnieniem: - Kiedy to jest właśnie ujmujące, przynajmniej ja to tak postrzegam. Bianka
też
ma tę cechę,. chociaż udaje, że jest inaczej, bo chce się na siłę przystosować do otoczenia.
W tym momencie Hope zamarła. Z mieszkalnego bloku po przeciwnej stronie ulicy wyszedł Aleksiej,
pod ramię z prześliczną dziewczyną. To z pewnością Amerykanka, pomyślała Hope, z zazdrością
obser-
wując kuso ubraną brunetkę z oszałamiająco długimi nogami, której czekoladowa opalenizna
dodawała
zmysłowego uroku. Gdzież mi do tego ideału z męskich snów? - pomyślała Hope smętnie. Aleksiej
najwyraźniej bardzo aktywnie pocieszał się po utracie Elise ...
- Dziecinko, co się stało? - Dale spojrzał z nagłym niepokojem na jej śmiertelnie pobladłą twarz i
rozszerzone oczy, w których z łatwością można było wyczytać cierpienie.
Nawet nie poczuła, że opiekuńczo obejmuje ją ramieniem, myślała tylko o tym, że tamci przechodzą
przez ulicę na ich stronę i niedługo zrównają się z nimi. Brunetka ze śmiechem wdzięczyła się do
Aleksieja, który nie spuszczał wzroku z jej twarzy, a na ten widok serce Hope ścisnęło się tak
boleśnie,
jakby wkręcono je w imadło. Niemal nie mogła oddychać, tak ją coś bolało w piersi. Czuła się tak,
jakby
miała za chwilę umrzeć, a tymczasem on w ogóle jej nie zauważał, świetnie się bawiąc.
Gdy zaczęła trząść się na całym ciele, Dale przytulił ją mocniej i to jej odrobinę pomogło. Niestety,
była to krótkotrwała ulga, ponieważ mijający ich właśnie Aleksiej na chwilę podniósł wzrok,
zauważył
Hope wtuloną w Dale'a, a wtedy w jego oczach pojawiła się zimna pogarda.
Nie zatrzymał się, nie odezwał, nie przedstawił swojej towarzyszki, minął Hope i Dale' a, jakby ich'
nie znał, jakby byli dla niego powietrzem. Wstrząśnięta do głębi Hope nawet nie zauważyła, że z
boku
błysnęło jasne światło, a Dale warknął coś wściekle w tamtym kierunku.
- Nie było to dla ciebie łatwe spotkanie, co? mruknął współczująco, z powrotem pochylając się nad
Hope. - Ale powiem ci szczerze, że on "też nie wyglądał na uszczęśliwionego, kiedy zobaczył cię w
moich ramionach. Moim zdaniem wcale nie jesteś mu taka obojętna.
- Zapewniam cię, że to tylko przesadne poczucie odpowiedzialności z jego strony, nic więcej - wy-
szeptała z trudem.
Nagle ogarnęło ją ogromne znużenie. Miała już dość wszystkiego, ból w kostce odezwał się ze zdwo-
joną siłą. Dale z niepokojem obserwował jej poszarzałą twarz i kropelki potu na czole.
- Jedziemy do domu - zadecydował. - Odpoczniesz trochę, a potem wrócimy razem do Hollywood,
nie
ma mowy, żebyś podróżowała sama. Ledwo możesz chodzić. - Otworzył drzwiczki samochodu. - Ty
go
naprawdę kochasz, prawda?
- Bardzo. Ale nie obwiniaj go, proszę - dodała, widząc potępiający wyraz jego oczu. - On naprawdę
mnie nie uwodził i wcale nie chciał, żebym się w nim zakochała.
- Słuchaj, facet ma po trzydziestce. Nie wmówisz mi, że nie wiedział, co robi, gdy zaczynał romans z
niewinną nastolatką. Jak mam go nie obwiniać? Przecież ...
Hope z uporem zacisnęła usta.
- Aleksiej miał swoje powody, i to bardzo ważne - powiedziała cicho, lecz stanowczo.
- Bronisz go jak lwica - skomentował. - Jaki można mieć poważny powód, żeby zostawić na lodzie
samotną dziewczynę w ciąży?
- To wcale nie było tak, jak mówisz! Zresztą, wiesz przecież, że on nie ma pojęcia o dziecku.
- To może byś mu powiedziała i zobaczyła, co z tego wyniknie?
Pokręciła głową.
- Już ci mówiłam, co. Ślub. A ja nie chcę litości, tylko miłości.
Dale zamilkł i skupił się na prowadzeniu, ale od czasu do czasu rzucał krótkie spojrzenie na siedzącą
obok niego bladą i kruchą kobietę.
- Jesteś bardzo odważna - podsumował, gdy dojeżdżali do domu jego rodziców.
Nie, wcale nie była odważna, przeciwnie. Gdyby nie towarzystwo Dale'a, nie stałaby na ulicy w So-
nomie w oczekiwaniu na konfrontację, tylko odwróciłaby się na pięcie i uciekła. I uciekałaby tak
długo,
aż znalazłaby miejsce, w którym mogłaby się zaszyć ze swoim bólem i gdzie nikt by jej nie znalazł.
- I jak? Wyprawa została uwieńczona sukcesem? - powitała ją przyjaciółka znad wanienki, w której
kąpała Nika.
- Tak, znalazłam urocze miejsce. Co prawda trochę drogie, ale Dale uważa, że da się coś utargować.
A
jak sprawował się mój mały? ..:.. spytała, obsypując pocałunkami mokrą skórę synka.
- Jak aniołek. Aż szkoda, że już wróciłaś, było mi z nim tak słodko ...
- Możesz mieć własnego aniołka. Bianka zesztywniała.
- Jasne, świetny pomysł, już lecę prosić Dale'a o przysługę. - Zarumieniła się pod spojrzeniem Hope.
-
Daj spokój, ja nawet nie wiem, czy on jeszcze w ogóle ma na mnie ochotę, a co dopiero mówić o
poważniejszych rzeczach. - Aby ukryć wyraz twarzy, ponownie pochyliła się nad wanienką i dopiero
wtedy zauważyła bandaż na nodze przyjaciółki. - Co ci się stało?
Hope wyjaśniła pokrótce, ale pomfnęła fakt, że osobą, która udzieliła jej pomocy, był Aleksiej. Nie
czuła się jeszcze gotowa na opowiadanie o tym, zwłaszcza na relacjonowanie nieszczęsnego
spotkania na
ulicy. Myśl o tym była jeszcze zbyt świeża, zbyt bolesna. Nawet Biance Hope nie mogła nic
powiedzieć.
Nie teraz.
- Będzie mi was ogromnie brakować, gdy się wyprowadzicie. Źle znoszę samotność. Na pewno nie
zmienisz zdania? - Bianka spojrzała na nią prosząco. - Wiesz, jak bardzo nam tu dobrze, ale tam są
lepsze warunki dla dziecka. Zieleń, przestrzeń, świeże powietrze ... Roy spadł mi jak z nieba z tą
ofertą
pracy.
- Ach, właśnie! W czasie weekendu wyemitowali ten trzeci spot reklamowy z tobą. Rewelacja.
Wiesz,
uważam, że powinnaś zostać modelką. Jesteś bardzo fotogeniczna.
- Jak tysiące innych kobiet. - Hope wzruszyła ramionami. - Nie mam ochoty dalej się w to bawić. Do
osiągnięcia sukcesu potrzebna jest przebojowość i determinacja, a ja nie posiadam tych cech.
- Zależy, co kto uważa za sukces - odparła cichym głosem Bianka. - Dla mnie szczęście w życiu
osobistym jest ważniejsze niż kariera i pieniądze. Tak, wiem, teraz wszyscy mówią o tym, że
powinnyśmy
spełniać się w pracy, rozwijać się dzięki niej i czerpać z niej satysfakcję ... Czy to nie jest kolejny
mit,
podobnie jak przedtem żyłyśmy mitem, że kobieta spełnia się tylko poprzez bycie dobrą żoną i matką?
Według mnie źródeł szczęścia należy szukać we własnym wnętrzu. Każda z nas jest inna, każda
potrzebuje czegoś innego i dlatego nie ma sensu poddawać się presji otoczenia. Nawet środki
masowego
przekazu rzekomo wiedzą, co jest dla nas najlepsze i co powinnyśmy robić. Nie, każdej z nas co
innego
śpiewa w duszy, trzeba tylko to coś odnal.eźć i pójść za jego głosem. Oto prawdziwy sukces. Zyć w
zgodzie ze sobą.
Hope całkowicie zgadzała się z przyjaciółką. Też chciała żyć w zgodzie ze ~.obą i dlatego dalsza
praca
w reklamie zupełnie jej nie pociągała. Zdążyła już siebie poznać, wiedziała, jakie są jej pragnienia i
po-
trzeby. Z nagłą wdzięcznością pomyślała o Aleksieju. Nie tylko dał jej najcudowniejszy dar w
postaci
dziecka, ale też radykalnie przyspieszył proces dojrzewania. Owszem, było to bolesne, lecz również
nadspodziewanie owocne. Bycie w pełni dojrzałą i samodzielną osobą w wIeku niespełna
dwudziestu lat
dostarczało sporo satysfakcji.
Niedługo potem przyszła odpowiedź, że właściciele domu przystają na niższą cenę, ponadto Hope
otrzymała dodatkową prowizję od Helen, ponieważ ostatnia z reklam była emitowana nie tylko w
Ka-
lifornii, ale również w Nowym Jorku, gdzie natychmiast podskoczyły obroty tamtejszego sklepu.
Hope
miała więc teraz środki na urządzenie domu, potrzebowała przecież nowego wyposażenia kuchni,
'pla-
n~wała remont łazienki. Cały wystrój miał być utrzymany w stylu wiejskiej posiadłości we Francji.
Tak,
była sentymentalna i nie wstydziła się tego.
Czekała właśnie na Biankę, którą zamierzała wyciągnąć na wspólne zakupy, gdy ta wróciła do domu
W
zdumiewającym nastroju. Po raz pierwszy była wobec Hope dziwnie chłodna, niemal opryskliwa. W
jej oczach czaił się ból i jeszcze c.oś ...
- Miałaś zły dzień? - spytała z troską Hope.
- Nie, skądże. Zdjęcia poszły gładko, jeśli nie brać pod uwagę teg.o, że Dale bez przerwy gada o tej
rozbieranej scenie miłosnej. Prędzej zerwę kontrakt, niż się na to zgodzę. Ciekawa rzecz - dodała z
go-
ryczą. - Jestem przekonana, że gdyby chodziło o ciebie, to nawet· by mu przez myśl nie przeszło, by
cię tak obraźliwie traktować.
- Nic nie rozumiem.
- Och, przestańmy udawać! - prawie krzyknęła Bianka, a jej oczy zaszkliły się podejrzanie. Trzęsą-
cymi się dłońmi otworzyła torebkę, wyszarpnęła z niej zmiętą gazetę i cisnęła ją na stół. ...:. Wiem
wszystko. Na trzeciej stronie jest wasze zdjęcie.
Na fotografii Hope ujrzała siebie w objęciach Da-' le'a na ulicy w Sonomie. Pobladła, ponieważ
tamten ból powrócił do niej z całą siłą. Aleksiej i ta .opalona dziewczyna z nogami d.o samego nieba
...
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię - zaczęła słabym głosem, ale Bianka ucięła ostro:
- Nie trzeba. M.ogłam się domyślić, że mu się spodobasz. I prawie oszalał na punkcie Nika.
Hope podniosła się zza stołu, łagodnie objęła rozdygotaną przyjaciółkę i opowiedziała o obu spotka-
niach z Aleksiejem.
- Tak więc widzisz teraz, że Dale tylko mnie pocieszał. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła, byłam
w
strasznym stanie. Bianka, jemu zależy tylko na tobie. On cię Rpcha. Gdybyście oboje nie byli tak
głupio
uparci i wreszcie przestali przed sobą udawać, moglibyście być bardzo szczęśliwi.
Do tego ostatniego nie udało się Bianki przekonać. Trudno było jej się zresztą dziwić, ponieważ
zachowanie Dale' a w żaden sposób nie wskazywało na płomienne uczucie. Hope nie rozumiała,
czemu
po ich rozmowie w Napa Valley prOducent nadal zadręczał Biankę swoim absurdalnym żądaniem.
Hope nie wątpiła, że Dale wcale nie chciał jej zmuszać do grania kontrowersyjnych scen. O co zatem
mu chodziło?
- On mnie wykończy - jęknęła z desperacją Bianka. - Błagam, weź Nika i jedź ze mną do Cannes. Nie
chcę jechać tam sama z Dale'em! Nie zniosłabym tego napięcia, na pewno w jakiś sposób
zdradziłabym
się przed nim.
- Co w tym złego? Może wreszcie byś się przekonała, że on też ...
- Jest szaleńczo zakochany? - Bianka aż się zachłysnęła z oburzenia. - On nie wie, czym jest miłość,
uwierz mi. A my obie co prawda wiemy, ale nie mamy do niej szczęścia.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
- Gdzie ona się u diabła podziewa? - wściekał się Dale, który wpadł do domu Bianki jak furia. -
Mieliśmy kręcić, a jej nie ma na planie. Nie odbiera telefonu, nie sposób się z nią skontaktować.
- Musiało ją coś ważnego zatrzymać, na pewno zaraz się zjawi - przekonywała Hope. - Wiesz prze-
cież, jaka jest obowiązkowa.
- Zmieniła się ostatnio. Jakby diabeł w nią wstąpił. - Dale zmierzwił dłonią włosy, w których
przybyło
srebrnych nitek.
- W ciebie chyba też - skwitowała, odkładając papiery. - Czemu tak się nad nią znęcasz? Skoro·
mówi,
że - nie chce się rozbierać przed kamerą, to nie powinieneś jej zmuszać. Nie ma powodu, można
przecież
zasugerować, co zaszło między bohaterami, nie trzeba tego realistycznie pokazywać.
- Ale ona nawet nie podała mi żadnego racjonalnego powodu, tylko wścieka się i powtarza, że nic z
tego. To ma być merytoryczna dyskusja?
- Czy nie rozumiesz, jakie byłoby to dla niej trudne?
- Co? Powiedzieć mi prawdę? - warknął Dale przez zaciśnięte zęby. - Przecież tylko o to mi chodzi,
tylko tego od niej oczekuję. Udaje bezpruderyjną, a nikogo nie miała i wstydzi się rozebrać przed
I
kamerą. Niech przestanie kłamać!
- Nie miałaby spokoju, gdyby się przyznała.
- Mnie mogłaby powiedzieć, nic by jej nie groziło, przecież wiesz.
- Właśnie ciebie boi się najbardziej, ponieważ cię kocha.
Dale podszedł do okna i zapa~ył się gdzieś w dal. - Już mi to mówiłaś, ale ja jakoś tego nie widzę.
Przeciwnie, Bianka okazuje mi niechęć na każdym kroku.
- Jakie to dziwne, prawda? - Uśmiechnęła się z przekorą. - Bo przecież ty jej wyznałeś prawdę o
swoich uczuciach, obchodzisz się z nią delikatnie jak z chińską porcelaną i okazujesz pełne
zrozumienie
dla faktu, że Bianka nk chce nago obściskiwać się z kimś przed kamerą. Zresztą i tak nie pozwolisz,
żeby
to zrobiła - dorzuciła.
Dale był w tak kiepskim stanie, że zupełnie nie zauważył ironii.
- No, nie pozwolę - przyznał z trudem. - Ale czemu ze mną nie porozmawia, tylkó się wścieka? - A
niby
jak miałaby ta rozmowa wyglądać?
Bianka powinna podejść do ciebie i powiedzieć: słuchaj, Dale, tak naprawdę to ja jestem dziewicą i
tylko
udaję, że miałam tylu facetów, bo szaleję za tobą i nie chcę, byś się domyślił prawdy?
Tym razem do niego dotarło. Zerknął na Hope spod oka i uśmiechnął się niepewnie.
- Dobra, rozumiem, ale widzisz, czuję się taki zawiedziony. Po tym, co mi zdradziłaś w Napa Valley,
byłem gotów do działania, chciałem ją obsypywać kwiatami, prezentami, komplementami, zabierać
na
randki ... Ale ona nie daje mi najmniejszej szansy! Tymczase~ ja chodzę jak błędny, a jak ją zobaczę,
to
aż mi trudno oddychać - wyznał zduszonym głosem. - Przy nikim się tak nie czułem. Nigdy. Myślałem,
że ten wyjazd do Cannes coś odmieni, wynająłem willę pod miastem ...
- Jednak Bianka zabiera przyzwoitkę - dokończyła Hope ze współczuciem. - Postaram się zosta-.
wiać
was samych, gdy tylko się da, obiecuję. Proszę, bądź dla niej miły, dobrze? Ona naprawdę jest na
granicy
wytrzymał<:Yści nerwowej. Właściwie mógłbyś pierwszy powiedzieć jej prawdę i w ten sposób
rozwiązać problem.
.
- Niby co miałbym powiedzieć? Ze ją kocham? Za duże ryzyko. Twoje zapewnienia to za mało,
żebym
postawił wszystko na jedną kartę - oznajmił stanowczo, pożegnał się i wyszedł.
Hope, przewijając i kanniąc Nika, zastanawiała się nad tą sytuacją. Nie wyglądało na to, by któreś z
nich było gotowe wykonać pierwszy krok. Co za uparci ludzie! Gdyby mogła na chwilę zmienić się w
dobrą wróżkę i w jakiś czarodziejski sposób spowodować, żeby wszystko się 'pobrze skończyło ...
Parę dni później siedziały z Bianką nad basenem. Hope opalała się, Bianka zaś ze względu na jasną,
delikatną skórę musiała siedzieć pod parasolem.
- Wcale nie chcę jechać do Cannes - jęknęła. To będzie jeden wielki stres.
- Akurat ty nie musisz się obawiać, masz duże szanse na nagrodę, w prasie jest pełno pochlebnych
recenzJI.
- Bo mam dobrego agenta. - Bianka wzruszyła ramionami. - Ty zresztą też, rozmawiałam rano z
Royem, agencje reklamowe są tobą poważnie zainteresowane. Niedobrze, że podpisałaś z Helen
kontrakt
na wyłączność.
Hope wcale się tym nie przejmowała.
- Wiesz, że inaczej się nie dało, ona chciała, by modele kojarzyli się wyłącznie z jej firmą. Zresztą
wcale nie żałuję, nie chcę już więcej tego robić.
- Wielka szkoda, bo świetnie sobie radzisz.
W dodatku w Cannes odbywa się też konkurs filmów reklamowych, twoje spoty już zbierają dobre
recen-
zje i nie zdziwię się, jeśli wygrają - mówiła Bianka z entuzjazmem, wyraźnie bardziej
podekscytowana
perspektywą sukcesu przyjaciółki niż własną karierą·
Hope zdobyła się na blady uśmiech, żeby nie sprawić jej przykrości, ale nic a nic ją to wszystko nie
obchodziło. Od pamiętnego wypadu do Napa Valley jej myśli bezustannie krążyły wokół Aleksieja. A
gdyby nie opuściła wtedy Karaibów, gdyby została z ukochanym, gdyby pozwoliła mu odkryć, że jest
z
nim w ciąży?
Zapewne zaproponowałby małżeństwo. Czy to byłoby takie złe? Elise i' tak wybrała innego. Aleksiej
chciał mieć syna ... Jej się podobało w zamku, chętnie pomogłaby mu w odrestaurowaniu rodowej
sie-
dziby. .. Mieli podobny gust... W wielu sprawach całkiem nieźle się dogadywali, w łóżku pasowali
do
siebie idealnie.
Nie! Gwałtownie odsunęła od siebie te zdradzieckie myśli. To byłoby zadowalanie się resztkami, a
ona
nie mogła na to przystać, chciała wszystkiego co najlepsze. Chciała, żeby ją kochał równie mocno,
jak
ona jego, żebi za nią szalał, jak ona za nim, żeby też umierał z tęsknoty i płonął z pożądania, żeby
potrzebował jej do życia jak powietrza, żeby jej uczucie było dla niego najcenniejszym skarbem.
- A, tu jesteście. - Na dziedzińcu pojawił się Dale.
Bianka zmieniła się na twarzy, a Hope doskonale rozumiała gwałtowność uczuć, jakich przyjaciółka
doznawała w tym momencie.
Dale podszedł najpierw do Hope, pochylił się i pocałował ją w czoło na powitanie, a ona
natychmiast
pomyślała o tym, jak różnie zmysły reagują na dotyk kochanka i przyjaciela. Gdyby to Aleksiej ją
poca-
łował, już by płonęła, pragnąc więcej, dużo więcej.
Dale podszedł do Bianki, a ona zesztywniała na swoim leżaku. Pochylił się, żeby i ją pocałować,
lecz
gwałtownie odwróciła głowę. Hope nie dziwiła się niczemu, ale chociaż żal jej było tych dwojga
głup-
tasów, to i tak im zazdrościła. WCiąż istniała nadzieja, że kiedyś wreszcie się dogadają, przestaną
się
ranić i wszystko zakończy się udanym związkiem. Dla niej nie było już żadnej nadziei. Aleksiej
zniknął
. .. .
z
Jej zycra na zawsze.
- Coś ci się znowu nie podoba? - wycedził Dale, przyglądając się Biance.
- Powiedzmy, że jestem wybredna i nie każdy może mnie całować.
- Powiedzmy raczej, że oziębła. Też mi pocałunek! - żachnął się. - Nic dziwnego, że tak się wzbra-
niasz przed sceną miłosną. - Odwrócił się gwałtownie i tyle go widziały.
Bianka poczerwieniała.
- Czemu tak z nim walczysz? - spytała łagodnie Hope. - Nie lepiej byłoby zapomnieć o swojej dumie
i
powiedzieć mu prawdę?
_ Ty też nie zapomniałaś o swojej, też nie chciałaś litości. Tak samo chcesz mieć w związku wszyst-
ko albo nic.
Hope zamyśliła się. Owszem, do tej pory tak uważała, ale zaczynała mieć wątpliwości, czy aby na
pewno miała rację. Co będzie za dwadzieścia lat, gdy Niko wyfrunie z gniazda? Zostanie zupełnie
sama i
będzie w nieskończoność zastanawiać się, czy podjęła słuszną decyzję. Och, czemu Elise nie wyszła
za
Aleksieja? Wtedy przynajmniej on byłby szczęśliwy.W dodatku nie czułaby pokusy, żeby się z nim
skontaktować, żeby powiedzieć mu o dziecku.
Nie czułaby? Kogo próbowała oszukać? Gdyby tylko znów stanął na jej drodze i okazał, że jej prag-
nie, to zapomniałaby o wszystkim, o upokorzeniach, o jego miłości do Elise. To straszne, straszne!
Na-
prawdę byłaby gotowa odrzucić wszystkie zasady, zapomnieć o szacunku dla siebie, o
konsekwencjach,
byleby tylko ponownie zaznać słodyczy jego pieszczot.
- Idę do siebie. - Bianka wstała z leżaka. - Gdyby Dale jednak wrócił, powiedz mu, że poszłam się
położyć, bo głowa mi pęka z bólu. Naprawdę pęka mi serce, ale on o tym nie musi wiedzieć. Wiesz
co? Myślę, że my, kobiety, jesteśmy beznadziejne z tą naszą uczuciowością. Powinnyśmy być takie
jak mężczyźni i po prostu zaspokajać potrzeby erotyczne, nie komplikując spraw emocjami.
- A może to mężczyźni powinni być jak kobiety i nie oddzielać seksu od, uczuć? - podpowiedziała
Hope. - A tak każda z płci ma kłopot z dostosowaniem się do oczekiwań partnera ...
- Byłaś już kiedyś w Cannes? - spytała Bianka. Jechali taksówką, Dale siedział obok kierowcy, a
przyjaciółki i Niko z tyłu.
- Nigdy - odpowiedziała, ukrywając zdenerwowanie.
Pamiętała, że Aleksiej ma dom w pobliżu Cannes. A jeżeli znowu na sjebie wpadną?
- W takim razie miej oczy szeroko otwarte -: wtrącił Dale, odwracając się ku nim. - Zaraz skręcimy
w
La Croisette. Najelegantszy bulwar na całym świecie.
Ledwo skończył mówić, . wjechali w ulicę obrzeżoną dwoma rzędami smukłych palm, których długie
liście z gracją kołysały się w rytm podmuchów łagodnej morskiej bryzy. Po jednej stronie bulwaru
ciągnęła się usiana kolorowymi parasolami piaszczysta plaża, po drugiej widniały niezliczone
sklepy, ka-
wiarenki, kamieniczki, a nieco dalej wznosił się jak gigantyczny tort weselny słynny hotel "Carlton".
- Daleko jeszcze? - odezwała się Bianka, marudna i nieznośna jak rzadko kiedy. - Już nie miałeś
gdzie
tej willi wynająć, tylko za miastem. Będziemy musieli codziennie dojeżdżać.
- Sama mówiłaś, że nie chcesz mieszkać w centrum, wśród tłumu ludzi. Podobno marzysz o ciszy i
spokoju. '
- Trudno o to przy tobie - odcięła się natychmiast. - Myślisz, że jak ustąpiłeś w sprawie miejsca
zamieszkania, to ja ustąpię i zagram ci tę scenę? Nic z tego.
Minęli centrum i skręcili w boczną drogę, która wiodła w głąb piniowego lasu.
- Gdybyś podała mi choć jeden sensowny powód, to może byłbym gotów rozważyć twoje argumenty.
-
Czy to, że po prostu nie chcę, nie jest wystarczającym powodem? - wysyczała wściekłym tonem
Bianka.
Hope przenosiła wzrok z jednego na drugie, nie mogąc się nadziwić ślepocie tych dwojga. Jak któ-
rekolwiek z nich mogło mieć wątpliwości, że to drugie namiętnie go pragnie? przecież w powietrzu
mię-
dzy niIni aż iskrzyło od erotycznego napięcia ...
- Jesteśmy na miejscu - zakomunikował sucho Dale. - Prywatną plażę dzielimy z pięcioma innyIni
willami, ale mamy do dyspozycji własny basen.
Hope wysiadła z samochodu i z zachwytem rozejrzała się dookoła. W cieniu pinii stała malownicza
willa, otynkowana na różowo, z zielonymi okiennicami. Po obu stronach wejścia pyszniły się
olbrzymie oleandry, które rozsiewały upajająco słodki zapach.
Dale zapłacił taksówkarzowi, wypakował bagaże i otworzył dom.
- Proszę. - Zapalił światło w eleganckim holu i zaczął wskazywać kolejno drzwi. - Salon, biblioteka,
jadalnia, tam kuchnia, dalej ogród zimowy i basen. Zaniosę wasze rzeczy do pokojów - dodał,
kierując się
ku schodom na piętro.
Sypialni było sześć, każda z. własną luksusową łazienką. Hope dostała największy pokój, w którym z
łatwością zmieściło się składane łóżeczko dla dziecka. Z balkonu jej pokoju roztaczał się piękny
widok na
wspaniale utrzymany ogród, dalej był lasek, za nim plaża i Morze Śródziemne, najpierw szafirowe,
potem
coraz jaśniejsze i jaśniejsze, aż do roztopienia się w błękicie horyzontu.
Rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju weszła Bianka, jeszcze bledsza niż podczas podróży.
- Nie przeszkadzam? Słuchaj, mam do ciebie serdeczną prośbę. Czy mogłabyś chodzić na plażę i
jeździć do miasta tylko wtedy, gdy będziemy z Dale'em na oficjalnych'spotkaniach? Chodzi mi o to,
żebyś
nie zostawiała mnie tu z nim samej. Boję się, czuję, że nie mam już siły. Zbyt tu przytulnie i intymnie
...
Nie powinnam była się zgadzać na wynajęcie willi, trzeba było zamieszkać w hotelu.
Hope oczywiście spełniła prośbę przyjaciółki, ale po tygodniu stało się dla niej jasne, że to do
niczego
dobrego nie prowadzi. Zarówno Bianka, jak i Dale z każdym dniem zdradzali objawy coraz
większego
napięcia. Fakt, że zbierali same pochwały za swój film i że reklamy z udziałem Hope również miały
coraz
większe szanse na otrzymanie nagrody, nikogo z całej trójki już specjalnie nie poruszał.
W końcu któregoś dnia Hope poszła do Jeanne, która mieszkała w służbówce, opiekowała się
domem,
sprzątała i gotowała. Jeanne, pogodna, korpulentna, w średnim wieku, szybko przypadła jej do gustu,
zwłaszcza że natychmiast oszalała na punkcie Nika, a i on najwyraźniej dobrze się czuł w jej
obecności.
Hope spytała Jeanne, czy mogłaby się na jeden wieczór zaopiekować jej synkiem.
- Z przyjemnością! - ucieszyła się i aż impulsywnie klasnęła w ręce. - Moi synowie już są dorośli,
ale
jeszcze nie mam wnuków, więc chętnie przynajmniej pobawię się w babcię.
Hope nie miała pojęcia, co zrobi z wolnym wieczorem, wiedziała jednak, że musi dać tym dwojgu
szansę dogadania się, zanim zdążą się nawzajem znienawidzić. Nic nikomu nie powiedziała o swoich
planach, zdradziła je dopiero przy kolacji, na którą przyszła ubrana w jedwabny kostium w subtelnym
odcieniu lawendy.
- Jak to wychodzisz? Dokąd? I z kim? - wykrzyknęła Bianka.
- Myślę, że jest dostatecznie dorosła, by nie musiała się przed nami opowiadać - wtrącił Dale,
posyłając Hope pełne uznania sPojrzenie. - Zresztą dzisiaj i tak by się z nami nudziła, bo ... Bo
chciałem
ci zaproponować, byśmy trochę popracowali. Widzisz, doszedłem do wniosku, że nie do końca
zrozumiałaś, o co chodzi z tą sceną miłosną. Pewnie wyobrażasz sobie nie wiadomo co. Zagrajmy ją
więc, chociaż nie najlepszy ze mnie aktor, ale to może nam pomóc. Pokażę ci, oco mi chodzi, i jeśli
nadal
będziesz uważać, że to zbyt odważne, spróbujemy jakoś to stonować, dobrze?
Sprytne, diabelnie sprytne, pomyślała Hope, która wiedziała, że poczucie odpowiedzialności nie po-
zwoli Biance uchylić się od pracy. Co prawda przyjaciółka próbowała się jakoś wykręcić, ale
właściwie
nie miała żadnych racjonalnych argumentów.
- To tylko jedna czy dwie próby. Czy to dla ciebie jakiś problem? - zaśmiał się Dale i Hope już wie-
działa, że postawił na swoim.
On też tak myślał, ponieważ wymknął się za nią dyskretnie, gdy wychodziła, i dogonił ją przy furtce. -
Dzięki, że porzuciłaś rolę przyzwoitki - powiedział z konspiracyjnym uśmiechem.
- Doszłam do wniosku, że atmosfera staje się zbyt napięta i lada moment dojdzie do morderstwa.
Musiałam przeciwdziałać - zażartowała, lecz zaraz spoważniała. - Dale, bądź dla niej dobry. Ona
tylko
udaje taką twardą, naprawdę jest bardzo wrażliwa.
Ja też jestem, pomyślała z bólem. I chociaż cieszę się, że się kochacie, chcę uciec stąd jak najdalej i
nie patrzeć na was, bo serce mi się kraje. Aleksiej nie walczył o mnie tak, jak ty oBiankę.
- Ja też nie jestem takim wielkim twardzielem i mnie też łatwo zranić - odparł cicho i nagle w jego
oczach pojawił się cień zwątpienia. - A Bianka potrafi ranić ... Mam nadzieję, że wyjdę z tego cało.
Jeśli
mnie odrzuci ...
Hope, która już obracała w palcach kluczyki od wynajętego samochodu i coraz bardziej pragnęła sa-
motności, powśCiągnęła niecierpliwość i uspokajająco położyła dłoń na ramieniu Dale' a.
- Posłuchaj więc dobrej rady. Najpierw pocałunki, wyznania potem. I nie zapomnij jej powiedzieć,
że
to nie jest jedynie odgrywanie sceny filmowej.
Powiedziawszy to, po prostu uciekła. Nie miała pojęcia, dokąd jedzie i co będzie robić przez cały
wieczór, ale nie dbała o to. Niko był w dobrych rękach, Bianka i Dale też jakoś sobie poradzą i tylko
jej
głodu miłości nie miał kto zaspokoić. Jechała do Cannes z rozpaczą w sercu. Co. z tego, że potrafiła
pomóc innym W sprawach sercowych, skoro nie umiała pomóc sobie? Wbrew nadziei i wbrew po-
wiedzeniu, że czas leczy rany, z dnia na dzień tęskniła za Aleksiejem coraz bardziej.
W mieście znalazła nocny klub "Le Busby", polecony przez Jeanne, I<tóra powiedziała, że lokal cie-
szy się dobrą renomą i jest chętnie odwiedzany przez aktorów. Już po godzinie Hope miała
serdecznie
dość tego miejsca. Było tam tłoczno, duszno i głośno, na parkiecie nie dałoby się szpilki wcisnąć. W
dodatku co jakiś czas napastował ją jakiś nieudolny adorator, który starał się na siłę osłodzić jej
samotność. Dotąd nie pomyślała o tym, ze jej obecność W nocnym klubie może zostać odebrana jako
jednoznaczne zaproszenie. Szczególnie uparty okazał się pewien podpity kamerzysta z ekipy Bianki,
który od pewnego momentu przestał zupełnie reagować na grzeczne odmowy.
- Noo, złotko, nie bądź taka ... Zatańcz ze mną ...
Nie udawaj królewny, wszyscy wiedzą o twoim dzieciaku. Chodź, zabawimy się.
Hope . oceniła, że nie ma szans na pozbycie się natręta w elegancki sposób. Nagle przyszła jej do
głowy zbawienna myśl.
- Chętnie, ale najpierw się napiję. Przyniesiesz mi drinka?
- Jaasne. Chwilunia, zaaraz wracam. - Zataczając się lekko, udał się w kierunku baru, a Hope sko-
rzystała z okazji i wymknęła się z lokalu.
Na zewnątrz z ulgą nabrała w płuca świeżego powietrza. Wcale nie czuła wyrzutów sumienia wobec
wyprowadzonego w pole kamerzysty. Będzie miał nauczkę i następnym razem da kobiecie spokój,
gdy ta
powie ."nie".
Trochę pospacerowała po promenadzie, oglądając witryny dawno już zamkniętych sklepów, znalazła
jakąś przyjemnie wyglądającą restaurację, ale nie było wolnego stolika, podjęła więc swoją samotną
wę-
drówkę, nie zauważając, że ma towarzystwo. Dwa cienie z pewnego oddalenia śledziły jej każdy
krok.
Nagle wyczuła szóstym zmysłem, że nie jest sama, że pojawiło się jakieś zagrożenie. Odwróciła się i
zauważyła zbliżających się szybkim krokiem dwóch mężczyzn. Akurat nieopatrznie skręciła w ma-
lowniczą, lecz zupełnie pustą boczną uliczkę, i to ich skłoniło do działania. Rozejrzała się z
przestrachem
i spostrzegła szyld baru. Schroniła się w nim, ale jej ulga była krotkotrwała, ponieważ mężczyźni
weszli
za nią i usiedli przy stoliku w kącie, nie spuszczając z niej wzroku.
Co za pechowy wieczór! Co robić? Po chwili namysłu podeszła do baru, wyczekała, aż poważnie
wy-
glądający, korpulentny i łysawy barman w średnim wieku zwróci na nią uwagę i ściszonym głosem
zwierzyła mu się ze swojego kłopotu. Barman okazał się właścicielem, bardzo francuskim i bardzo
szar-
manckim;
- Tutaj pani nic nie grozi - zapewnił. - A gdy ktoś pozwoli sobie na jakieś zaczepki, to będzie miał ze
mną, Gastonem, do czynienia. Kiedy postanowi panienka wrócić do domu, wezwę taksówkę.
Hope dała się namówić na małego drinka i rozejrzała dyskretnie. W pobliżu zajęty był tylko jeaen
stolik, przy którym siedział samotny mężczyzna, zgarbiony, z twarzą ukrytą w dłoniach. Przed nim
stała
prawie pusta butelka.
- On nie będzie pani niepokoił - odezwał się Gaston, zauważając jej spojrzenie. - Znam takich. Piją,
żeby zapomnieć. Są niegroźni.
Powoli sączyła drinka, z ciekawością zerkając na mężczyznę w rogu. Ona chciała zapomnieć o nie-
szczęśliwej miłości, a on? Może był aktorem, którego kariera runęła w gruzach? Jej oczy stopniowo
przywykały do półmroku i nag1e kolor włosów tamtego i kształt dłoni nie pozostawiały już cienia
wąt-
pliwości.
- Aleksiej? - wyrwało jej się, nim zdołała się powstrzymać.
Powoli podniósł głowę i omiótł salę półprzytomnym spojrzeniem. Wreszcie skupił wzrok na Hope.
Podeszła i usiadła przy stoliku.
- Ach, to ty - powiedział bez zdziwienia. - Dzisiaj masz nade .mną przewagę. Nie sznuruj ust jak
oburzona nauczycielka. Jestem tylko człowiekiem ... - Dotknął butelki niemal pieszczotliwie, jakby ją
głaskał. - Ja tylko próbuję zapomnieć o koszmarze.
O koszmarze? Aż tak tęsknił za Elise? Ogarnęło ją współc:łucie oraz iście macierzyńskie pragnienie,
by utulić go w ramionach. Nigdy nie przypuszczała, że ujrzy go w tak opłakanym stanie.
- Nawet Homer się czasem zdrzemnie - mruknął z lekką ironią. - Czemu jesteś w takim szoku? Czy
nie
mam prawa do żadnych słabości, jak inni śmiertelnicy? Ty zresztą wiesz o moich słabościach więcej
niż
inni, bo znasz mnie najlepiej ze wszystkich. Roześmiał się z goryczą. - Domyślam się, że akurat o tym
chciałabyś zapomnieć. A ja doskonale pamiętam wszystko, co się z tobą wiąże, mon petit ...
Zadrżała, gdyż wspomnienia wspólnie spędzo-. nych chwil stanęły jej przed oczami jak żywe. Za-
uważył to natychmiast.
- Ty też, jak widzę... Czy budzisz się czasem w nocy, tęskniąc za moimi pieszczotami, czy nowy
kochanek ci wystarcza? Nie przeszkadza ci, że dzielisz go z popularną aktorką? Brukowce dość
jedno-
znacznie piszą o waszym trójkącie. Widziałem jej zdjęcie, jest bardzo piękna.
- Jest, nie przeczę - odparła, a nuta frustracji W jej głosie nie wynikała z tego, że zazdrościła przy-
jaciółce wyglądu, lecz z faktu, że Aleksiej znów zachwycał się urodą innej. No tak, ona w
porównaniu
z tymi wszystkimi oszałamiającymi kobietami, które mu się podobały, \\iypadała po prostu blado.
- O, zazdrosna. A może twój ukochany też miałby powody do zazdrości? TIu ty właściwie miałaś ...
przyjaciół, odkąd mnie rzuciłaś?
- Mogłabym zadać ci podobne pytanie :. odparowała.
Aleksiej pobladł i zacisnął palce· na kieliszku tak mocno, że Hope przelękła s~ę. Jeszcze chwila, a
szkło rozpryśnie się na wszystkie strony.
- Nie wybaczyłaś mi, prawda? Nienawidzisz mnie za to, do czego cię doprowadziłem.
Powiedział to z taką zgryzotą, że Hope z miejsca zaprotestowała, pragnąc go pocieszyć:
.
- Nie ma nic do wybaczania. Rozumiem motywy twojego postępowania, wiem, że nie chciałeś mnie
skrzywdzić. Nie wracajmy już do przeszłości. I nie pij więcej - dodała, gdy sięgnął po butelkę. - To
w
niczym nie pomoże.
- Trochę znieczuli... - westchnął. - Zastanawiam się, co bym zrobił, gdybym wiedział wcześniej, jaki
wpływ wywrzesz na moje życie.
Nie miała pojęcia, o co mu chodzi, ale przypuszczała, że obwiniał ją o rozstanie z Elise. Czyżby
piękna wdowa miała mu za złe, że afiszował się z Hope, i dlatego wyszła za greckiego miliardera? -
Według mnie powinieneś już wrócić do domu
- powiedziała tylko, ignorując jego uwagę.
- Masz rację. Podwieźć cię?
- Chcesz prowadzić w takim stanie? - zdumiała się. - Nie ma mowy!
- Nie ma mowy, żebym zostawił tutaj wóz na całą noc, bo rano go nie znajdę.
Zawahała się, po czym podjęła decyzję. Zadzwon ić po taksówkę mogła i od niego, zaś im więcej
czasu Bianka i Dale będą mieli dla siebie, tym lepiej. Jeanne też z przyjemnością dłużej pobędzie z
dziec-
kiem. Same korzyści. A dla niej? Spotkała Aleksieja akurat w momencie, gdy czuła się rozpaczliwie
sa-
motna i nieszczęśliwa, desperacko spragniona ciepła i czułości. Czy nie igrała z ogniem? Wiedziała,
że
rozsądniej byłoby natychmiast go zostawić, i równie dobrze wiedziała, że tego nie zrobi.
- Daj kluczyki, ja cię odwiozę - zaproponowała. - Chyba że chcesz się zabić - dodała, gdy nawet nie
drgnął. - To doprawdy byłby bardzo skuteczny sposób uwolnienia się od koszmarnych wspomnień.
Śmiem nawet twierdzić, że najskuteczniejszy ze wszystkich.
Nie miał pojęcia, ile wysiłku kosztowało ją to opanowanie. Wyprostował zgarbione dotąd plecy i
obrzucił
ją wyniosłym spojrzeniem, jakby chciał przypomnieć o swoim arystokratycznym pochodzeniu.
- Takim tonem to możesz mówić do tego twojego amerykańskiego kochanka - oznajmił zimno. - Do-
brze jednak, spełnij miłosierny uczynek, bo faktycznie nie czuję się najlepiej. - Podał jej kluczyki.,
. Gdy podnieśli się od stolika, Gaston popatrzył na nią z niepokojem.
- Wszystko w porządku, to mój stary znaJomy, nie poznałam go 'w pierwszej chwili. Dziękuję panu za
troskę.
- Pierwszy raz widzę, żęby Gaston tak się troszczył o klientkę - mruknął Aleksiej, gdy szli do
wyjścia,
a kiedy Hope wyjaśniła mu przyczynę, stanął jak wryty. - Jak to? Wychodzisz sama wieczorem na
miasto
i ten twój facet ci nie towarzyszy? To tak się tobą opiekuje, to tak dba o twoje bezpieczeństwo? No,
ja go
nauczę ...
- Nie ma potrzeby, Dale doskonale wie, że potrafię sobie poradzić - ucięła i wyprowadziła go z baru.
Na zewnątrz od razu zauważyła znajome ferrari, otworzyła je, a gdy usiadła za kierownicą, zapięła
pas
Aleksieja, ponieważ jemu drżały ręce . - Pamiętasz, jak pierwszy raz ze mną jechałaś? Patrzyłaś na
mnie
takim wzrokiem, jakbyś się spodziewała, że cię zjem.
- Nie byłam przygotowana na spotkanie z kimś takim jak ty - odparła spokojnie, wycofując samochód
z parkingu. - Dokąd mam jechać?
Wytłumaczył jej, po czym zapadło milczenie, gdyż Hope skupiła się na prowadzeniu, zaś Aleksiej
zamyślił się głęboko.
- Coraz więcej osób powtarza mi, że pora, bym się ożenił - rzucił nieoczekiwanie. - No tak, jestem
ostatni z rodu i powinienem mieć syna. Chciałbym mieć syna. Co o tym myślisz?
Serce podskoczyło jej w piersi. Przecież miał syna! A gdyby mu o tym powiedziała? Co za głupi
pomysł! Opanowała się z najwyższym trudem.
- Nie rozumiem, dlaczego pytasz mnie o radę.
- Skoro ciągle na siebie wpadamy, pomyślałem ... W prawo! - Wskazał drogę wijącą się między
drze-
wami. - Widziałem cię niedawno w telewizji zmienił temat.
- Taak? I co? - spytała słabym głosem. Widział Nika. Czy nie dostrzegł, jak bardzo mały jest do niego
podobny?
- Kamera cię lubi, jesteś bardzo fotogeniczna.
- Bianka też tak mówi. Uważa, że powinnam kontynuować karierę modelki, ale ja nie mam ochoty. -
Jasne, lepiej żyć na koszt bogatego kochanka.
Hope zacisnęła zęby i nic nie odpowiedziała. W spinająca się pod górę droga doprowadziła w końcu
do starej drewnianej willi.
- To tutaj. Dziękuję za podwiezienie - mruknął z chłodną uprzejmością Aleksiej i z trudem wysiadł z
samochodu. Hope spostrzegła, że zachwiał się, zanim niepewnym krokiem rusżył w stronę domu. Nie
zwracał na nią nąjmniejszej uwagi.
Przygryzając wargi, sięgnęła do torebki po telefon, ale pech prześladował ją nadal.
- Aleksiej! - zawołała w ślad za oddalającą się postacią. - Rozładowała mi się komórka, muszę od
ciebie zadzwonić po taksówkę.
Machnął ręką na poły zapraszająco, na poły z niechęcią. Wszedł do domu,-zostawiając otwarte
drzwi.
Gdy Hope wbiegła do środka, zauważyła, że Aleksiej stoi przy otwartym barku i wyjmuje z niego
butelkę.
- Nie patrz tak potępiająco - wymruczał. - Inaczej nie zasnę.
Ruszył w kierunku schodów, ale potknął się o dywan. Hope doskoczyła do niego, przytrzymała, zde-
cydowanie odebrała mu butelkę i odstawiła ją na pobliski stolik.
- Zaprowadzę cię na górę.
Domyślała się, że jeśli mu nie pomoże, to Aleksiej przewróci się, nie da się podnieść i zaśnie na
pod-
łodze, a rano obudzi w strasznym stanie. Wolała mu tego zaoszczędzić.
Ku jej zdumieniu Aleksiej okazał się lżejszy, niż pamiętała. Oczywiście, zauważyła od razu, że
schudł
jeszcze bardziej, ale to już zaczynało być niepokojące. Na górze oparła go ostrożnie o ścianę,
ponieważ
musiała poszukać kontaktu. Gdy zapaliła światło, przyjrzała się mu uważniej. Miał ściągniętą,
wymizerowaną twarz, zamknięte oczy, ocienione sińcami. Coś ją zastanowiło. Owszem, wyglądał
źle, co
powodowało, że kochała go jeszcze bardziej, ale ... Ale nie wyglądał na pijanego. To znaczy,
zachowywał
się jak pijany, jednak coś tu nie grało. Czyżby udawał? Dlaczego miałby przed nią udawać?
- Gdzie jest sypialnia?
Aleksiej wskazał jedne z kilkorga drzwi. Zaprowadziła go do pokoju, a gdy zapaliła światło, aż
oniemiała. Meble były z wiśniowego drewna, dokładnie takie same jak w sypialni w jej nowym
domu w
Kalifornii ...
Podprowadziła go do łóżka, a on padł na nie jak kłoda, krzywiąc się i osłaniając oczy dłonią.· Hope
nagle odniosła wrażenie, że gdzieś już kiedyś widziała coś podobnego.
- W szafce w łazience jest brązowa buteleczka z tabletkami, przynieś mi ją. I wodę do popicia - -
powiedział znękanym głosem.
_ Nie możesz brać leków, skoro piłeś - sprzeciwiła się.
_ Nie miałem serca wyprowadzać cię z błędu, świetnie się czułaś w roli samarytanki. Nie jestem
pijany, Hope, wypiłem kieliszek koniaku, to wszystko. Mam ciężką migrenę, więc przestań
dyskutować i przynieś mi te cholerne tabletki, bądź grzeczną dziewczynką.
Przypomniało jej sięl że jedna z sióstr często cierpiała na migrenę. Hope zerwała się z łóżka, zgasiła
światło i w mgnieniu oka przyniosła lekarstwo i szklankę zimnej wody, którą Aleksiej ujął drżącą
dłonią·
- Dzięki - szepnął z ulgą. Popił tabletki i z powrotem opadł na poduszki. - Czasami miewam takie
ataki, ten dopadł mnie, jak już byłem u Gastona, próbowałem przeczekać.
- Z butelką pod ręką?
- Ktoś tam siedział przede mną, stała już, kiedy przyszedłem. Hope ...
- Tak?
- Zostań ze mną. - Aż syknął z bólu. - Proszę.
Pierwszy raz ją o coś prosił, więc chociaż wiedziała, że bezpieczniej byłoby odmówić,
odpowiedziała
natychmiast:
- Oczywiście, jeśli tylko chcesz. Prześpię się na dole na kanapie.
- Nie, zostań tutaj, przy mnie - nalegał. - Pamiętasz, jak miałaś w nocy koszmary i potrzebowałaś
mojej obecności? Teraz ja potrzebuję ciebie. Po prostu bądź przy mnie. - W ciemności odnalazł jej
dłoń i
przyciągnął Hope do siebie. - Och, po tych proszkach trudno mi nawet myśleć ...
Położyła się obok niego, wiedząc, że teraz już nic nie byłoby w stanie odwieść jej od pozostania przy
nim. Po jakimś czasie jego oddech stał się głębszy i spokojniejszy, a uścisk palców na jej dłoni
zelżał.
Wtedy Hope ostrożnie przykryła Aleksieja kołdrą, żeby nie zmarzł. Teraz, kiedy zasnął, mogłaby się
wymknąć, co też zapewne powinna zrobić, ale przeważyło pragnienie, by czuwać nad jego snem. Te
godziny były magiczne, czuła to. Wiedziała, że nic podobnego już się nie powtórzy.
_ Mon petit ... - Zmysłowy szept zdawał się płynąć nie z zewnątrz, tylko z jej przepełnionego tęsk-
notą serca. Na brzuchu czuła miły ciężar ciepłej
dłoni.
_ Aleksiej - wymruczała półprzytomnie, a w odpowiedzi usłyszała cichy śmiech.
_ Ach, więc nie przyśniłaś mi się ... - Dłoń przesunęła się i wślizgnęła pod cienką bluzkę, delikatnie
badając skórę Hope. - Jesteś taka miękka ...
Ociężale uniosła powieki, które były jak z ołowiu. N adal trwała noc, jednak w sypialni nie
panowała
zupełna ciemność, ponieważ zza chmur wyszedł księżyc i jego łagodna poświata wlewała się do po-
koju przez niezasłonięte okna. To wszystko zdawało się snem: wiśniowa sypialnia, dłoń rozpinająca
koronkowy staniczek, srebrne od księżyca piersi, które prężyły się, niecierpliwie oczekując spotkania
z ustami Aleksieja ...
Wiedziała, że powinna zaprotestować, ale ogarnęła ją błoga i obezwładniająca niemoc. Hope
mogła jedynie poddać się temu, co się z nią działo. Aleksiej delikatnie ucałował jej piersi, uniósł
głowę, głęboko zajrzał w oczy i wyczytując w nich pozwolenie, gorąco pocałował ją w same usta.
Poczuła się podobnie jak wtedy, dawno, dawno ternu na karaibskiej plaży, gdy zapomniała o
wszystkich swoich lękach i zasadach, gdy cały świat zniknął, a zostali tylko mężczyzna i kobieta na
brzegu oceanu.
- Mon petit - wyszeptał ponownie, odsuwając jej z twarzy splątane włosy. Zachowywał się z
ogromną czułością, ale w jego oczach tliło się pożądanie. - Gdybyś wiedziała, jak bardzo cię pragnę
...
Nie spuszczała wzroku z jego twarzy, szukając w niej potwierdzenia tych słów~' Naprawdę tak
myślał,
czy to tylko wpływ tych leków, po których mą, ciło mu się w głowie?
- Miałeś migrenę - przypomniała, dotykając drżącymi palcami jego policzka.
Aleksiej pocałował wnętrze jej dłoni.
- Zapomnij o mojej głowie. - Ujął jej rękę i położył sobie na sercu, które biło bardzo mocno. _
Czujesz? To ty tak na mnie działasz. A teraz już nie ma żadnych innych powodów, dla których cię
chcę, tylko ty sama.
Durna i zasady nakazywały go powstrzymać, skoro powodowało nim wyłącznie pożądanie, ale ciało
Hope miało na ten temat własne zdanie i domagało się Aleksieja niezależnie od wszystkich
okoliczności.
I co z tego, że jej nie kochał? Jej palce same powędrowały ku guzikom koszuli, żeby je rozpinać.
Rozbierali się i dotykali nawzajem zupełnie bez pośpiechu, rozkoszując się każdym momentem,
napawając się widokiem swoich nagich ciał. Hope odniosła wrażenie, że rozkwita pod spojrzeniem
Aleksieja; jakby padły na nią ciepłe promienie słońca. Gładził jej skórę i szeptał coś w modlitewnym
zachwycie.
Wyczuwała w nim jednak pewne napięcie, które zdawało się płynąć z faktu, że Aleksiej z całej siły
starał się trzymać swoje pragnienia na wodzy. Dlaczego to robił? Głowiąc się nad tym, nie
przestawała
pieścić jego ciała, jakby w nim szukała odpowiedzi na dręczące ją pytania. Kiedy leniwie przesunęła
pa-
znokciami po jego brzuchu, biodrze i udzie, Aleksiej głośno wciągnął powietrze.
- Nie prowokuj mnie - jęknął błagalnie. - Nie chcę, żeby było jak ostatnim razem. Nie chcę stracić
panowania nad sobą.
Dopiero wtedy zrozumiała z radosnym zdumieniem, że jeśli chodzi o zmysły, to ma taką samą władzę
nad Aleksiejem, jak on nad nią. To było cudowne odkrycie, które natychmiast wykorzystała, za pomo-
cą pieszczot i pocałunków doprowadzając Aleksieja do ekstazy. To on teraz drżał na Fałym ciele i
patrzył na nią głodnym i błagalnym wzrokiem.
- Zawsze było nam dobrze razem - wyszeptał, przejmując inicjatywę.
Zdawało jej się, że cofnęła się w czasie. W ciągu minionych miesięcy wielokrotnie próbowała
odtwo-
rzyć odczucia, jakich doznawała przy Aleksieju w momentach bliskości fizycznej, ale nawet
najżywsze
wspomnienia były niczym w porównaniu z rzeczywistością. Teraz miała go przy sobie naprawdę i
zamierzała to w pełni wykorzystać.
Wyglądało na to, że są idealnie zgrani w swoich pragnieniach, ponieważ poruszali się w idealnej
har-
monii. Ich ciała pulsowały zgodnym rytmem, najpierw delikatnie, jakby pytająco, a potem coraz
szybciej,
coraz żarliwiej, coraz namiętniej.
W tej godzinie Aleksiej był dla niej całym światem. Pragnęła otworzyć się przed nim i otoczyć go
swoją miłością, ugościć go w sobie jak najlepiej. Poczuła narastającą rozkosz, która unosiła ją
gdzieś wy-
soko, wysoko. Potem dobiegł ją okrzyk Aleksieja, a później łagodnie opadła w kojące, przepastne
głębiny,
jakby otoczył ją ocean błogości i spokoju.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
_ Gdzieś ty się podziewała tyle czasu? - Bianka zbiegła ze schodów, gdy tylko Hope zamknęła za
sobą drzwi. Rudowłosa piękność była potargana, a jej zielone oczy, chociaż zaniepokojone, lśniły
we-
wnętrznym światłem. - Umierałam z niepokoju! wykrzyknęła, lecz jej twarz promieniała błogością.
_ Spotkałam starego znajomego, zagadaliśmy się· Wiesz, jak to jest. - Hope wzruszyła ramionami. W
końcu zrobiło się tak późno, że postanowiłam przenocować.
Przyjaciółka przyglądała jej się wyraźnie zaintrygowana.
- Jesteś jakaś odmieniona ...
Hope nie wiedziała, czy Bianka potrafi równie łatwo jak ona wyczytać z czyjejś twarzy ślady mi-
łosnych uniesień, ale wolała nie ryzykować, więc szybko przerwała:
_ To raczej ty jesteś odmieniona. Gdzie Dale?
Bianka spłonęła szkarłatnym rumieńcem.
_ Och, mam ci tyle do powiedzenia ... - zaczęła.
Hope Z ulgą opadła na najbliższe krzesło. Bianka była w takiej euforii, że Z całą pewnością nie
zauważy
dziwnego zachowania przyjaciółki. A było co ukrywać ... Odkąd obudziła się wczdnie rano u boku
Aleksieja, czuła się fatalnie, ,dręczyło ją poczucie winy. Jak mogła upaść tak nisko, jak mogła oddać
się
mężczyźnie, który jej nie kochał? Gardziła sobą za to i wiedziała, że i on będzie nią gardził. Nie
miała
odwagi, by spojrzeć mu w oczy, dlatego wymknęła się, korzystając z tego, że spał. Zadzwoniła po ta-
ksówkę i modliła się, by Aleksiej nie obudził się w tym czasie. To był chyba naj dłuższy kwadrans w
jej
życiu.
- Kiedy ty mnie w ogóle nie słuchasz! - zorientowała się Bianka. - Wracasz do domu o siódmej rano
...
- I znajduję cię w kuszącym jedwabnym peniuarku - wpadła jej w słowo.
Niemal w tym samym momencie z piętra dobiegł głos Dale'a:
- Kochanie, wracaj! Bez ciebie zimno mi w łóżku!
- Czyżbyście kontynuowali próby do sceny miłosnej? - spytała Hope z niewinną miną.
- Później ci wszystko opowiem. No, może nie wszystko - rzuciła Bianka przez ramię, wracając na
schody. - Naprawdę cieszę się, że jesteś cała i zdrowa. Dale wcale się nie martwił, uznał twoje
postę-
powanie za ... przemyślany bunt przyzwoitki!
- Każda dobra przyzwoitka wie, kiedy powinna się wycofać, by młodzi mogli się dogadać -
zażartowała, starannie ukrywając fakt, że chociaż cieszy ją szczęście przyjaciół, sama jest głęboko
sfrustrowana.
Podziękowała Jeanne za opiekę i zabrała synka na plażę, ponieważ nie miała dość sił, żeby siedzieć
w
swoim pokoju, gdy za ścianą kwitło szczęście tamtych dwojga. Dołączyli do niej dopiero po kilku
go-
dzinach, rozpromienieni, beztroscy, rozanieleni.
- Chcemy się pobrać, i to jak najszybciej - wyjawił Dale, patrząc na Biankę tak rozkochanym wzro-
kiem, że Hope poczuła w sercu bolesne ukłucie zazdrości. Aleksiej nigdy tak na nią nie spojrzy ...
- Rzucam aktorstwo, gdy tylko skończymy kręcenie serialu, a to już niedługo - dodała Bianka, kied y
wracali do willi na lunch. - Odkąd na świecie pojawił się Niko, wiem, że są rzeczy ważniejsze niż
praca.
Kończyli właśnie posiłek, gdy ktoś zadzwonił do drzwi, a po chwili Jeanne powiadomiła, że Hope
ma
gościa.
- Kto mógł do mnie przyjechać? AGh, pewnie Roy, bo któżby inny?
- Świetnie się składa, od razu mu powiemy ucieszył się Dale, kładąc rękę na dłoni narzeczonej
- Padnie trupem z wrażenia! Proszę go wprowadzić, Jeanne.
Jednakże to nie Roy wszedł do jadalni, lecz Aleksiej. Hope zbladła, Dale spochmurniał i tylko
Bianka
nic nie rozumiała, dopóki Dale nie odezwał się niezwykle oschle:
- Ach, hrabia Aleksiej... Dzień dobry. .
- Dzień dobry - odparł hrabia podobnym tonem. - Hope, czy możemy porozmawiać? .
Odgadła, o co mu chodzi. Obawiał się,· że ona może źle zinterpretować czułość, jaką okazał jej
ostatniej nocy, i przyszedł ostrzec, by nie przypisywała temu zbyt wielkiego znaczenia. Niepotrzebnie
się
fatygował.
- Nie ma o czym - odparła, siląc się na spokój. - Mam nadzieję, że dzisiaj czujesz się już lepiej.
Alkohol i lekarstwa są w stanie zamroczyć najbardziej wytrzymałą osobę.
W obecności przyjaciół nie mogła mu dać jaśniej do zrozumienia, że wie; czemu przypisać jego nie-
typowe zachowanie. Jest przecież domyślny, więc nie powinno być problemu. Niestety, Aleksiej
zacisnął
wargi i spojrzał na Dale'a z jawną wrogością.
- Myślę, że pan chce porozmawiać z Hope na osobności - powiedziała Bianka do narzeczonego, zbyt
późno zauważając nieznaczny, przeczący ruch głowy przyjaciółki.
Niko, jakby wyczuwając pełną napięcia atmosferę, obudził się i zaczął płakać, a Bianka, która znaj-
dowała się najbliżej, szybko wzięła go na ręce i przytuliła do siebie.
- Ćśśś, kochanie, już dobrze ...
Teraz z kolei to na Biankę Aleksiej popatrzył ponuro, a przenosząc wzrok na niemowlę, zmarszczył
brwi. Hope wpadła w popłoch. A jeśli rozpozna u dziecka swoje rysy? To wprost niewiarygodne, że
dotąd
tego nie zauważył!
- Aleksiej, zostaw nas w spokoju, proszę - powiedziała, ledwo panując nad głosem. - Już ci po-
wiedziałam, że nie mamy o czym rozmawiać ... Sytuacja stawała się dla niej coraz bardziej
upokarzająca.
Jak on w ogóle śmiał tu przychodzić i kompromitować ją przed przyjaciółmi?r - Podniosła się od
stołu,
przewracając krzesło. - Proszę cię, idź już sobie ...
- Rzeczywiście, lepiej będzie, jeśli pan wyjdzie - wtrącił Dale tonem uprzejmym, lecz nie znoszącym
sprzeciwu, a Hope skorzystała z chwili zamieszania, by szybko uciec na górę. Nie chciała płakać
przy
świadkach.
Chwilę później z dołu dobiegł warkot samochodu, który zaczął się oddalać, a wreszcie ucichł.
Rozległo
się ostrożnie stukanie do drzwi i do pokoju weszła Bianka, wciąż z dzieckiem na rękach.
- Jak się czujesz?
- Nie umrę z rozpaczy, jeśli o to ci chodzi. Nie dlatego, że jestem taka dzielna. Po prostu nawet ode-
chciało mi się płakać. To zbyt wielki ból, by mogły go ukoić łzy, rozumiesz?
- To z nim byłas ostatniej nocy? - spytała Bianka łagodnie, kładąc Nika na łóżku. Natychmiast zaczął
żwawo raczkować i ciągnąć za frędzle narzuty.
- Tak, wpadłam na niego przez przypadek, a dalszy ciąg był nieunikniony ...
- Sądząc po tym, co widziałam, Aleksiej ma ochotę na ten dalszy ciąg. - zasugerowała Bianka, ale
Hope smutno potrząsnęła głową.
- Przeciwnie, przyszedł mnie pouczyć, żebym nie karmiła się nierealnymi mrzonkami. On do mnie nic
me czuJe.
Przyjaciółka nie wyglądała na przekonaną.
- Na pewno cię pragnie, i to bardzo. Oboje z Dale'em nie mamy co do tego wątpliwości. Gdyby nie
Dale, którego Aleksiej nadal uważa za twojego kochanka, nie wykręciłabyś się tak łatwo, musiałabyś
z
nim porozmawiat, był zdeterminowany. Nie chcę cię martwić, ale kiedy weźmiemy ślub, to on się
zorientuje, że jesteś wolna.
- Może do tej pory wyjedzie z Cannes. Planujecie cichy ślub, Aleksiej nie musi się o tym dowiedzieć
... - Zamyśliła się i nagle wyrwało jej się bezwiednie: - Wiesz, co on mi powiedział? Że myśli o
ożenku i
chciałby... Chciałby mieć syna... - I nagle, ku swojemu zaskoczeniu, zaczęła rozpaczliwie, dojmująco
szlochać.
Chwilę później płakała już bez opamiętania w ramionach Bianki, która gładziła ją po włosach i szep-
tała coŚ uspokajająco.
- Jesteś pewna, że nie masz ochoty na kolację? - spytała Bianka tuż przed wyjściem.
Hope pokręciła głową i spojrzała na zegarek. Była dziewiąta, co oznaczało, że przespała niemal cały
dzień. Na szczęście Dale zapragnął pochwalić się narzeczoną i postanowił zabrać ją do miasta. Na
szczęś-
cie, bo odczucia Hope stały w jawnej sprzeczności z radością dwojga zakochanych.
Gdy wyszli, Jeanne przyniosła jej do pokoju wyjątkowo piękny bukiet z wsuniętą między kwiaty nie-
wielką kopertą.
- Przysłano go, kiedy pani spała. Wstawić go do wazonu?
Hope zawahała się i sięgnęła po kopertę, a gdy rozpoznała pismo Aleksieja, z ociąganiem wyjęła
list.
Miała już dość wrażeń jak na jeden dzień.
List był krótki:
Dziękuję za ostatnią noc - byłaś bardzo szczodra. Wybacz mi, jeśli miałaś nieprzyjemności z
powodu
mojej dzisiejszej wizyty . . Powinnaś przypomnieć kochankowi, że macie równe prawa.
Zrozumiała, co sugeruje Aleksiej. No tak, skoro Dale może jednocześnie romansować i z nią, i z
Bianką, to i ona może sypiać z dwoma naraz. Oburzona tak obrzydliwym sprowadzaniem wszystkiego
do
poziomu wyrachowanej rozgrywki, cisnęła bukiet na podłogę, wprawiając tym Jeanne w spore
osłupleme.
Szczęśliwie na tym jej kontakt z Aleksiejem się urwał. Widziała go jeszcze tylko raz, w barze hote-
lowym w Cannes, znowu z -llwieszoną u jego ramienia długonogą brunetką, bardziej rozebraną niż
ubraną.
- To Carla Pervali, włoska projektantka mody wyjaśniła Bianka, gdy zauważyła utkwiony w tamtej
parze wzrok przyjaciółki. - Jest znana głównie z bujnego życia... towarzyskiego.
Film Bianki dostał nagrodę za scenariusz, ona sama otrzymała nagrodę dla ńajlepszej aktorki. Śmiała
się, że dotarcie na szczyt to wymarzony moment, żeby wycofać się z zawodu. Hope niechętnie towa-
rzyszyła przyjaciółce, która zyskała niekwestionowany status gwiazdy, a w dodatku wzbudziła
sensację
zaręczynami ze swoim producentem. Nie dlatego niechętnie, że Bianka się zmieniła, nic z tych rzeczy.
Hope po prostu czuła się jak piąte koło u wozu.
Kilkakrotnie wspominała o tym, że chętnie wróciłaby do Kalifornii, ale tamci dwoje nawet nie
chcieli
o tym słyszeć. Bianka nie wyobrażała sobie, by ktokolwiek inny mógł być jej druhną, a Hope
oczywiście
nie mogła jej tego odmówić, chociaż nie była pewna, czy da radę znieść tę ceremonię.
Dale w rekordowym tempie załatwił wszystkie dokumenty i zezwolenia, niezbędne do tego, by mogli
wziąć kościelny ślub we Francji. Chociaż starali się utrzymać miejsce i datę ślubu w tajemnicy,
szczegółowe informacje przeciekły jakoś do szerszego grona osób i gdy Bianka z towarzyszącą jej
Hope
zjawiły się na miejscu, w starym zabytkowym kościele było już pełno ludzi.
Gdy szły główną nawą, a czekający u ołtarza Dale odwrócił się i rozpromienił na widok narzeczonej
całej w bieli, Hope poczuła, jak przeszywa ją zazdrość, bolesna, prawie nie do wytrzymania. Stała
potem
obok Roya, który był drużbą, wdychała zapach setek białych kwiatów, słuchała głosu kapłana i
myślała,
że nigdy nie zapomni tego dnia, który tak boleśnie uświadomił jej różnicę między prawdziwą
miłością a
pożądaniem.
Po ceremonii odbyło się wystawne przyjęcie weselne w hotelu "Carlton" , ponieważ Dale doszedł do
wniosku, że to jedyny sposób, by wścibscy dziennikarze nie próbowali im towarzyszyć podczas mio-
dowego miesiąca na Sycylii. Należało zapewnić im teraz jak najwięcej pożywki i uśpiwszy ich
czujność,
wymknąć cię cichcem w połowie wesela. Tak też uczynili.
- Dale poszedł sprawdzić, czy samochód już czeka. Uciekniemy tylnym wyjściem, zupełne wariactwo
- zaśmiała się Bianka, gdy znalazły się z Hope w hotelowym pokoju, gdzie państwo młodzi mieli się
przebrać przed podróżą. Naraz spoważniała i objęła przyjaciółkę. - Przykro mi tak cię zostawiać. Po
tym,
co dla nas zrobiłaś ... Dale wszystko mi powiedział o waszych rozmowach.
Hope odetchnęła z ulgą.
- To dobrze, bo miałam wobec ciebie wyrzuty sumienia. Wiem, że nie powinnam była się wtrącać w
nie swoje sprawy.
- Ja tam diabelnie się cieszę, że się wtrąciłaś _ wpadł jej w słowo Dale, wchodząc do pokoju. -
Proszę,
to dla ciebie, od nas obojga - rzekł, podając Hope aksamitne pudełeczko i· wziął żonę pod rękę. -
Czy jest
pani gotowa, pani Lawrence?
- Kiedy ja nie mogę tego przyjąć! - zawołała Hope, rozszerzonymi z zachwytu oczami wpatrując się
w
parę przepięknych kolczyków z szafirów i diamentów.
- Nie odmawiaj - poprosiła Bianka. - To skromny wyraz naszej .wdzięczności, zupełnie
niewspółmierny do tego, co dla nas zrobiłaś. Będziemy ci dozgonnie wdzięczni i nigdy nie
pozwolimy ci
o tym zapomnieć! - dodała ze śmiechem. - Dale również zostawia film, zamierza pomóc ojcu przy
produkcji wina. Kupimy dom w Napa Valley, będziemy twoimi sąsiadami, nasze dzieci będą się
razem
wychowywać.
Pojechali wreszcie, a Hope wróciła do willi i dała Jeanne wolny wieczór. Naprawdę czuła, że ma
wszystkiego serdecznie dosyć i potrzebuje wreszcie pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Niestety,
nie
było jej to dane, ponieważ wkrótce po jej powrocie ktoś zaczął uparcie dzwonić do drzwi. Ani chybi
jakiś
reporter, który marzy o materiale na pierwszą stronę, pomyślała z niechęcią.
- A jednak jesteś - powiedział ponurym głosem Aleksiej, gdy w końcu otworzyła. - Mogę wejść? -
spytał, wchodząc do domu. - Dowiedziałem się, że twój facet ożenił się dzisiaj. Może przydałoby ci
się
towarzystwo, bo pewnie czujesz się nieszczególnie. Czy to przeze mnie? - Delikatnie ujął ją pod
brodę i
pogładził palcami po bladym policzku. - Czy to dlatego, że wtedy przyszedłem? Czy ożenił się z nią,
żeby
cię ukarać za to, że spędziłaś noc ze mną? A może dlatego, że ona została gwiazdą?
- Nie, to nie tak! Oni się naprawdę kochają wyznała i niespodziewanie łzy zaczęły jej płynąć po
policzkach.
Aleksiej natychmiast wyciągnął z kieszeni nieskazitelnie białą chusteczkę i troskliwie osuszył twarz
Hope.
- Maleńka, on nie jest tego wirrt. Żaden mężczyzna nie jest wart tego"żeby tak przez niego cierpieć. -
Delikatnie wytarł kolejną łzę . ....: Nie płacz, nie mogę tego znieść. - Przygarnął ją do siebie, a ona
pod-
dała się miękko, nie mając dość sił, by się przeciwstawić. - Myślałem, że jestem cywilizowanym
człowiekiem, ale przyznaję, tego twojego faceta mógłbym zabić. Za to, co ci zrobił, za to, że skazał
cię na
takie cierpienie - szeptał żarliwie. - Nie rozumiem, dlaczego wybrał tego rudzielca. Czy on
przypadkiem
nie ma wady wzroku? Jak mógł nie dostrzec, że jesteś wyjątkowa, niepowtarzalna, jedyna?
Dziwne słowa jak na człowieka, który bez namysłu zarzuca !ni rozwiązłość seksualną, pomyślała
zdezorientowana.
- Nie, nie odsuwaj się ode mnie - prosił gorąco, obsypując pocałunkami jej wilgotne powieki. - Czy
nie rozumiesz, że jesteśmy ze sobą w szczególny sposób związani? Nikt nie zna mnie tak dobrze jak
ty.
Ja też wiem o tobie rzeczy, których nikt nawet nie podejrzewa. Pozwól sobie pomóc, tak jak ty !ni
pomogłaś, gdy stawiłaś czoło sir Henry' emu. Poświęciłaś własną dumę, żeby moja zemsta mogła
dojść
do skutku. Nie odpychaj mnie, ponieważ rozumiem cię najlepiej. Ja też wiem, co to znaczy ból nieod-
wzajemnionej miłości. - Gdy to powiedział, Hope podniosła na niego wzrok i w jego oczach ujrzała
takie
cierpienie, że naj chętniej skazałaby swą rywalkę, Elise, na wymyślne tortury. - Proszę ... Ja tylko
chcę ci
pomóc ...
Nie wiadomo w jaki sposób znaleźli się na kanapie, wtuleni w siebie. Dla Hope było wielką
pociechą,
że Aleksiej chciał ją podtrzymać na duchu, że przyszedł tu jako przyjaciel.
- Bałem się, że cię tu nie zastanę, że uciekłaś, znikłaś ...
- Ze poszłam do Gastona pić na umór?
- Daj spokój, ja wtedy naprawdę nie byłem pijany. Ale nie żałuję, że miałem tę migrenę. Naprawdę
...
Ach, Hope, czy ty wiesz, jak cudownie trzymać cię znów w ramionach? - niemal jęknął, a jygo dotyk
zamiast uspokajać, zaczął ją podniecać. - Muszę iść - zdecydował nagle, gdy położyła dłoń na jego
ustach, by go uciszyć, a on impulsywnie obsypał ją pocałunkami. - Zaraz zapomnę, po co tu przy-
szedłem. Nie wiem, jak to robisz, ale przy tobie jestem gotów porzucić nawet naj szlachetniejsze
zamiary i zupełnie się zapomnieć.
- Nie idź - poprosiła nagle. - Zostań ze mną.
Zajrzał jej głęboko w oczy.
- Czy jesteś pewna, że wiesz, o co prosisz? Jeśli zostanę. ..
Jeśli zostaniesz, pójdziemy do łóżka, pomyślała.
Potrzebowała go jednak tak bardzo, że przestał ją martwić brak miłości w tym związku. Czy
pożądanie
jest czymś złym? Nie, dość tego, jutro będzie się martwić i czynić sobie wyrzuty sumienia, a dziś ...
- Nie sądziłem, że tak nisko upadnę i zgodzę się zająć miejsce innego mężczyzny - wymruczał Alek-
siej. - Jesteś niebezpieczna, powinienem trzymać się od ciebie z daleka ...
- Kochaj się ze mną - wyrwało się jej, a on natychmiast przygniótł ją do poduszek swoim ciężarem,
jakby jej prośba obudziła w nim coś, z czym nie dało się walczyć. Jednym zdecydowanym ruchem
rozpiął
błyskawiczny suwak przy sukience Hope i spojrzał na obnażone ciało.
- Zmieniłaś się - zauważył, przesuwając dłonią od jej piersi ku biodru. - Masz pełniejszy biust,
bardziej
kobiece kształty ... Czy to jego wpływ? Trudno mi znieść myśl, że dotykał cię ktoś inny. Dlatego taki
diabeł we mnie wstąpił wtedy na Karaibach, kiedy pomyślałem o tobie i Halu ... - Spojrzał jej prosto
w
oczy. - Byłem zazdrosny - wyznał.
- Ale nie miałeś ...
- Prawa? Wiem - przerwał jej swoim zwyczajem, przez co nie dał jej możliwości sprostowania.
Chciała mu wyjawić, że nie miał powodu do zazdrości, ani wtedy, ani w ogóle nigdy.
Hope nie chciała po raz kolejny słuchać o jego poczuciu winy. Skoro jej nie kochał i nie mogła spo-
dziewać się wyznania miłości, to już lepiej, żeby w ogóle nic nie mówił.
- Zapomnijmy o tym - zaproponowała, rozpinając guziki jego koszuli i opierając drżące dłonie o jego
tors. - Po prostu kochaj się ze mną ...
W jego oczach coś błysnęło, może frustracja, a może jakieś inne uczucie, ale po chwili już ją całował
z
całych sił, jakby świat miał się zaraz skończyć. Niemal nie odrywając ust od jej warg, zdołał się
rozebrać,
rzucając ubranie na podłogę. Potem ukląkł obok niej i położył dłoń na jej stopie.
- Jak mam cię kochać? Tak? - spytał prowokacyjnym tonem i zaczął ją niespiesznie pieścić,
posuwając
się wzdłuż nóg ku górze.
Te powolne pieszczoty były tak cudowne, że aż nie dawało się ich znieść i powoli stawały się słodką
torturą. Hope nie wytrzymała i podjęła miłosną grę, przypuszczając zmysłowy atak za pomocą
pocałun-
ków, dotknięć, leciutkich i mocniejszych ugryzień, aż wkrótce to Aleksiej prawie wił się pod jej
dłońmi,
każdym ruchem błagając o łaskę ...
Hope wiedziała, że wkracza na niebezpieczny teren, a tym samym ryzykuje i odsłania się. Zdradzał
ją każdy gest, sposób, w jaki przesuwała wargami po skórze Aleksieja. Jawnie okazywała mu uwiel-
bienie. Opuszki jej palców zdawały się kreślić słowa: kocham cię, kocham, kocham ... Adorowała go
spojrzeniem, westchnieniem, zmysłowym szeptem.
- Co to było? - Znieruchomiał nagle, usłyszawszy stłumiony płacz.
Hope zamarła i nagle, głęboko zawstydzona, chwyciła sukienkę i osłoniła się nią.
- To Niko, pewnie jest głodny. Muszę do niego natychmiast iść.
Aleksiej też sięgnął po· ubranie, jakby równie mocno odczuł, że magia chwili została bezpowrotnie
zmszczona.
- Niko? Przecież to głos dziecka ... Ach, rozumiem! Pojechali w podróż poślubną i zostawili cię z
dzieckiem tej aktoreczki? Czy ty w ogóle się nie szanujesz? Dlaczego pozwalasz sobą tak pomiatać? -
spytał potępiającym tonem.
Zacisnęła wargi.
- Przepraszam, muszę zająć się małym. Trafisz sam do drzwi.
Pobiegła na górę, utuliła płaczącego Nika i po jakimś czasie zeszła z nim na dół. Ku jej zdumieniu
Aleksiej wciąż tam był.
- To jest więc twój drugi ukochany, ów tajemniczy Niko, o którym kiedyś wspomniałaś - skwitował
tonem, którego nie dało się jednoznacznie określić.
Czy zamierzasz spędzić resztę życia, kochając mę i,a i dziecko innej kobiety? Bo uwielbiasz tego
mal-
ca, prawda?
Hope zatopiła rozkochane spojrzenie w twarzyczl:e ich synka.
- O, tak.
- Powinnaś mieć własne dziecko - podsumował, obrzucił ją dziwnym spojrzeniem, obrócił się na
pięl:ie
i wyszedł, a Hope nie próbowała go zatrzymać.
- Przepięknie! To po prostu nie do wiary, ile ci się udało zrobić w tak krótkim czasie! Ale poczekaj,
aż
zobaczysz, jak my sobie poradzimy! - zawołała Bianka i posłała mężowi wesołe spojrzenie.
Od powrotu z Cannes minęły trzy miesiące, które Hope poświęciła na urządzanie nowego domu, w
którym zamieszkała z synkiem. Niko rósł jak na drożdżach i był pełen energii.
- Ładnie wyszliście na tym zdjęciu - zauważył Dale, przeglądając leżący na stole magazyn.
Hope za zgodą Helen i Roya przystała na sesję zdjęciową dla znanego miesięcznika, który przygo-
towywał materiał o osobach występujących w reklamach. Fotograf zdołał uchwycić moment, gdy
Hope i
Niko patrzy li na siebie z niekłamaną czułością.
- Nasz mały aniołek jeszcze urósł - zachwyciła się Bianka na widok ukochanego chrześniaka. I coraz
bardziej przypomina swojego... - urwała gwałtownie, zbyt późno zauważając ostrzegawcze
spojrzenie
Dale' a.
- Ojca? - dokończy.ła Hope słabym głosem, a oczy jej się zaszkliły.
Dale pośpiesznie zmienił temat i zaczął opowiadać o pracy nad ostatnimi odcinkami serialu.
- Kończymy w przyszłym miesiącu. Oczywiście za jakiś czas ruszy nowa seria, ale już bez Bianki.
Myślę, że postać, którą gra, zostanie przez scenarzystę jakoś straszliwie ukarana, ,co będzie
zasłużoną
karą dla pięknej i złej intrygantki.
- Straszne tortury czekają raczej ciebie, jeśli nadal będziesz w domu jedynie gościem - zagroziła ze
śmiechem i zwróciła się do przyjaciółki: - Mój teść dokupił trochę ziemi i Dale całe dnie spędza w
wmmcy.
- Ale na noc zawsze wracam - przypomniał, puszczając oko do żony. - I od razu zasypiasz! - droczyła
się z nim Bianka. Gdy Dale wyszedł, żeby naprawić przeciekającą rynnę, Bianka spoważniała i
popatrzyła
na Hope z głęboką troską.
- Martwię się o ciebie. Jesteś pewna, że nie chcesz się skontaktować z Aleksiejem i powiedzieć mu o
dziecku? Rozumiem, jakie to trudne, no i masz
przecież swoją dumę - dodała szybko, gdy zauważyła reakcję przyjaciółki. - Ale czy naprawdę może
być
gorzej, niż jest teraz? Ty bez niego po prostu usychasz, a dziecku odmawiasz kontaktów z ojcem. I to
raz
na zawsze, bo wiem, że nie wyjdziesz za mąż za nikogo innego. Zastanów się jeszcze.
Hope poczuła się troszkę dotknięta. Przecież nie była egoistką, celowo wyrządzającą krzywdę uko-
chanemu synkowi. Nie kierowała się wyłącznie głupim uporem i urażoną dumą. Te myśli nie dawały
jej
spokoju. Kilka dni po wyjeździe gości nerwowo krążyła po pokoju, którego nowy wystrój nagle
przestał
ją cieszyć. Przed oczyma miała wyłącznie twarz Aleksieja. Pragnął jej, wydarzenia w Cannes udo-
wodniły to niezbicie. I byłby dobrym ojcem. Ale co z miłością?
Zeby poprawić sobie humor, sięgnęła po magazyn, który przeglądał Dale. Tamto zdjęcie rzeczywiście
wyszło pięknie, dlatego poprosiła fotografa, by zrobił dla niej powiększenie. Spełnił jej prośbę z ra-
dością, powtarzając wielokrotnie, że Hope wygląda zachwycająco, jak Madonna z renesansowego
obrazu.
Zdjęcia nie było, zostało wydarte wraz z podpisem "Modelka Hope Stanford i jej synek Nikołaj
Aleksander". Hope zmarszczyła brwi. Kto to zrobił i dlaczego? Może Emily, nowa opiekunka do
dziecka? Wielokrotnie zachwycała się fotografią i pewnie uznała, że Hope nie potrzebuje zdjęcia z
magazynu, skoro ma oryginał. Przestała się tym zajmować, ponieważ zadzwonił telefon - Bi'anka
zapraszała na pierwszy obiad w nowym domu. Miał być Roy i jeszcze kilku znajomych z Hollywood.
Hope obiecała, że przyjdzie, i odłożyła słuchawkę, znów czując ukłucie w sercu. Cieszyła się ze
'szczęścia przyjaciółki i starała się nie być zazdrosna. A jedmik ...
Bianka poślubiła ukochanego mężczyznę, który ją uwielbiał, podczas gdy ona na zawsze zostanie
sama. Westchnęła ciężko i powtórzyła sobie nie wiedzieć który już raz, że rozpamiętywanie
minionego
szczęścia do niczego nie prowadzi i pora się skupić na codziennych obowiązkach.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
_ I jak według ciebie sprawdzam się w nowej roli? - zagadnęła Bianka, gdy po skończonym przy-
.i~ciu krzątały się po kuchni w nowym domu państwa Lawrence.
_ Jak zwykle jesteś gwiazdą - przyznała Hope. - Jedzenie było fantastyczne.
_ Mama Dale' a nauczyła mnie gotować. Gdyby jeszcze rok temu ktoś mi powiedział, że będę przy-
kładną panią domu, to bym nie uwierzyła. A ty jak sobie radzisz? - Obrzuciła przyjaciółkę
badawczym
spojrzeniem.
Hope natychmiast przywołała uśmiech na twarz.
_ Ja? Normalne - powiedziała, czując dotkliwą pustkę w duszy.
Teraz, gdy jej dom był urządzony i życie toczyło się ustalonym trybem, nie bardzo wiedziała, co ze
sobą począć. W przerwach między kręceniem reklam miała za dużo czasu. Za dużo czasu na
rozmyślanie o Aleksieju.
_ Powiedziałaś jej? - spytał Dale, który wszedł do kuchni i czule otoczył żonę ramionami, tworząc
zaklęty
krąg rodzinnego szczęścia, z którego Hope została wykluczona.
- Jeszcze nie. - Na twarzy Bianki pojawił się błogi uśmiech. - Będziemy mieli dziecko. Dale wariuje
ze
szczęscla ...
- Och, to fantastycznie! - zawołała szczerze uradowana Hope.
Nagle szybko zamrugała powiekami, powstrzymując łzy. Gdy ona była w ciąży, nikt nie wariował ze
szczęścia, nikt jej nie przytulał w pachnącej obiadem kuchni ...
- Hope, kochanie! - Bianka już otaczała ją ramionami. - Nie możesz się tal,c zadręczać przez całe
życie. Przecież tobie wszystko kojarzy się z Aleksiejem. Przestań ...
- Owszem, ale to nie powód, żebym się rozklejała za każdym razem, gdy was widzę. Naprawdę
cieszę
się waszym szczęściem.
- Wiemy. Chcemy cię prosić, żebyś została chrzestną. Zgadzasz się?
- I żebyś napiła się jeszcze kawy - rzucił Dale, włączając ekspres, ale Hope wykręciła się i wróciła
do
siebie.
Chciała być sama ze swoim bólem. Wiedziała, że wiele osób mogłoby jej zarzucić przesadne
użalanie
się nad sobą. Miała przecież zdrowe, pogodne dziecko, piękny dom, bardzo dobrze płatną pracę,
odłożone
pieniądze w banku.
Nie miała męża. Nie miała Aleksieja.
_ Podróż do Francji? Dale, to niemożliwe! - Hope z niedowierzaniem patrzyła na przyjaciela, z któ-
rym siedziała przy stole w swojej kuchni. Bianka poprosiła go, by dokonał drobnych napraw w domu
Hope. - Nie mogę wszystkiego tak po prostu rzucić i jechać.
_ A co ty masz do rzucania? Bierzesz dziecko i jedziesz. Nie na wakacje przecież, tylko do pracy.
_ Dlaczego mamy kręcić kolejną reklamę właśnie we Francji, a nie jak zawsze na miejscu? - dopy-
tywała się.
_ To pomysł Helen, chyba nie będziesz dyskutować ze zleceniodawcą? - skwitował spokojnie, biorąc
na ręce Nika, który natychmiast zaczął wesoło gaworzyć. - Nie wiem, o co chodzi, nie tłumaczyła mi
się. Ma dom na wsi, może chce, żebyś wystąpiła w nowym otoczeniu, bo poprzednie już się
opatrzyło?
Wiem tylko to, co mi przekazał Roy wraz z biletem na samolot. Za trzy dni wylatujesz.
_ A dlaczego przyjechał do was, a nie do mnie? Naprawdę nic z tego nie rozumiem.
_ Mówiłem ci, że jak się zaszyjesz na odludziu, to będziesz ponosić konsekwencje - przypomniał. _
My mieszkamy w cywilizowanej okolicy.
Gdy Bianka, wracając z Beverly Hills, przyjechała po męża, Hope ponownie poruszyła temat
wyjazdu.
Nie przyznała się do tego głośno, ale bała się jechać . do Francji, chociaż nąwet ją te obawy
śmieszyły i
irytowały.
Na pewno nie wpadnie ponownie na Aleksieja, Francja to wielki kraj. Głośno powiedziała jedynie,
że cały ten pomysł niezbyt jej się podoba. Bianka popatrzyła na Dale'a,jakby czekając na jego
reakcję.
- Musisz jechać, jeśli nie chcesz zerwać kontra! ktu - oznajmił spokojnie. - Wiem, że trudno szybko
przygotować się do wyjazdu, gdy ma się bardzo żywe dziecko, a tylko jedną parę oczu i jedną parę
rąk,
ale przecież my ci pomożemy.
- To prawda, Niko jest bardzo ruchliwy. - Hope promieniała dumą. - Paul Friedman mówi, że mój
synek jest nadzwyczaj rozwinięty jak na swój wiek.
- Wszystkie mamy tak twierdzą. - Dale ze śmiechem pokiwał głową. - Wiesz, co robi Bianka? Za-
częła czytać dobrą literaturę piękną i literaturę fachową, bo jest przekonana, że od tego dziecko
zostanie
geniuszem. - Opiekuńczo objął żonę od tyłu, kładąc dłonie na jej zaokrąglonym brzuchu.
- Nie śmiej się ze mnie - zganiła go Bianka. _ Płód słyszy o wiele więcej, niż nam się do tej pory
wydawało. To ważne, by podczas ciąży czytać wartościowe książki i słuchać pięknej muzyki. Dobre
samopoczucie ciężarnej kobiety wpływa korzystnie na rozwój dziecka.
Następnego dnia rano Bianka wpadła do przyjaciółki z naręczem pudeł, które rzuciła na kanapę.
Widząc ł'ytające spojrzenie Hope, wyjaśniła:
- Od urodzenia Nika nic sobie nie kupiłaś, myślisz tylko o dziecku. Wiedzieliśmy, że cię nie prze-
konamy, więc wzięliśmy sprawy w swoje ręce. - Zaśmiała się. - NO, otwórz i zobacz!
W pierwszych dwóch pudełkach znajdowała się olśniewająca jedwabna bielizna, ozdobiona
misterną,
delikatną jak pajęczyna koronką.
- To taki drobny upominek.. . - wymruczała Bianka, nagle jakby spłoszona.
- Drobny upominek? Raczej wyprawa ślubna! Ilope przeciągle popatrzyła na przyjaciółkę, a ta za-
rumieniła się pod tym spojrzeniem. - Nowożeńcom to tylko jedno w głowie ... Już rozumiem, co
knujecie
powiedziała z głęboką dezaprobatą. - Macie nadzieję, że wpadnie mi w oko jakiś przystojny Francuz,
więc lepiej, żebym była odpowiednio wyekwipowana. Chcecie, bym się wdała w romans!
- Co w tym złego? Powinnaś zaznać trochę rozI ywki, a my życzymy ci jak najlepiej. Poza tym mality
wobec ciebie dług wdzięczności. To dzięki twojej pomocy jesteśmy tak bezgranicznie szczęśliwi _
przekonywała z żarem. - No, otwórz następne.
W kolejnych pudłach znajdował się luksusowy przezroczysty peniuar i nocna koszula. Widząc to,
Hope ponownie z ubolewaniem pokiwała głową, ale gdy na końcu wyjęła kąszmirową suknię w
ulubio-
nym przez siebie odcieniu gołębiej szarości, jej opór zaczął słabnąć. Sukienka była naprawdę piękna.
- Jesień za pasem, musisz mieć coś cieplejszego - powiedziała Bianka.
- Nie przesadzaj, jest dopiero połowa sierpnia!
- Druga połowa. Różnie może być - upierała się. - Poczekaj, mam jeszcze coś. - Pobiegła do
samochodu i wróciła z ogromną torbą. - Kupiłam to zupełnie bez sensu, bo mi do niczego nie pasuje.
Na pokazie wyglądało cudownie, ale na mnie, niestety, o wiele gorzej. Za to ty jesteś do tego wprost
stworzona! - paplała jak najęta, a Hope miała coraz większe oczy ze zdziwienia. - Jeśli nie chcesz
tego w prezencie, to umówmy się, że ci pożyczam. Zrobiłaś się sławna, nie możesz się pokazać w
Europie w byle czym. - Wyciągnęła z torby długi do kostek płaszcz ze srebrnych lisów, który był
hitem najnowszej kolekcji jesienno-zimowej jednego z największych projektantów mody. - No, sama
zobacz, jak ci w tym pięknie. - Narzuciła go na ramiona oniemiałej ze zdumienia Hope. - Naprawdę,
zrobisz mi przysługę, jeśli go weźmiesz, bo będę miała więcej miejsca w szafie i może kupię sobie
coś bardziej w moim stylu.
Oszołomiona potok1em słów oraz iściekrólewskim darem Hope posłusznie przejrzała się w lustrze.
Bianka nie kłamała, płaszcz idealnie pasował do jej karnacji i koloru włosów.
- Nie mogę tego przyjąć.
- To chociaż pożycz, mówię ci, że i tak nie będę go nosić, wreszcie zalęgną się w nim mole! A tak
przynajmniej będę wiedziała, że nie wydałam pieniędzy na darmo.
Hope w końcu dała się namówić, ponieważ ten nagły wyjazd nieco wytrącił ją z równowagi. Nie
wiedziała, na jak długo jedzie ani gdzie się zatrzyma, toteż nie miała pojęcia, co spakować. W
rezultacie
musiała zabrać rzeczy na różne okazje, poczynając od dżinsów, a na małej czarnej kończąc. Nie.
znała
żadnych szczegółów, a Helen nie odbierała telefonu. W sumie to wszystko było dość irytujące.
Rano w dniu wyjazdu pojawił się Dale, żeby odwieźć Hope i Nika na lotnisko.
- Bianka przeprasza, że nie przyjechała, ale podobno nienawidzi pożegnań i płakałaby jak bóbr -
wytłumaczył nieobecnQść żony. - Kazała ci przekaI,ać, że jesteś zawsze w jej myślach.
Gdy już wszystko było zapakowane, a Dale przekręcił kluczyk w stacyjce, Hope spojrzała na swój
wypieszczony domek z dziwnie ciężkim sercem. Przeszedł ją lekki dreszcz, chociaż miała na sobie
płaszcz Bianki i było jej ciepło.
Po drodze Dale wyjaśnił, że Hope ma zarezerwowany pokój w hotelu i że na lotnisku w Paryżu
będzie
na nią czekał ktoś z ekipy filmowej. Nikt znajomy, bo Helen wynajęła ekipę francuską, ale ten
człowiek
ją rozpozna z całą pewnością, bo Dale prZesłał mu szczegółowy opis.
Kiedy się żegnali, uściskał serdecznie ich oboje, zmierzwił włosy chrześniaka, wycałował Hope i
po-
wiedział na odchodnym:
- Wszystko się jakoś ułoży. Nie zapomnij, jak bardzo cię kochamy. Dla twojego dobra jesteśmy go-
towi zrobić wszystko.
Lot przebiegł spokojnie. Niko spał jak aniołek, więc Hope miała czas dla siebie, mogła przeglądać
magazyny, które Dale kupił jej na podróż, ale nie umiała się na niczym skupić. Z każdą chwilą była
bliżej
Francji, bliżej Aleksieja ... Jej zdenerwowanie rosło. Cały ten wyjazd był jakiś dziwaczny, szalony i
...
podejrzany. Praktycznie żadnych informacji co do miejsca i okresu pobytu. Brak odzewu od Helen.
Roy,
który nawet nie próbował się z nią skontaktować, tylko załatwił sprawę przez Dale'a. I wreszcie
zachowanie przyjaciół, którzy cały ciężar organizacyjny wzięli na siebie i praktycznie na siłę
wsadzili ją
do samolotu. Czyżby chcieli się jej pozbyć na jakiś czas, ponieważ jej nieszczęście zakłócało ich
sielan-
kę? Poczuła się nagle zupełnie opuszczona.
Na lotnisku w Paryżu wszyscy oglądali się za nią i dzieckiem, a Hope była oczywiście przekonana,
że
to wyłącznie Niko wzbudza takie zainteresowanie. Był naprawdę uderzająco ślicznym chłopcem.
Miał
ciemne włosy i zielone oczy Aleksieja oraz delikatną karnację Hope. Był dzieckiem radosnym i
pogod-
nym, z jego twarzyczki emanowała energia i niepohamowana ciekawość świata. Prawie wszyscy
uśmiechali się na jego widok, a Hope rozpierało poczucie matczynej dumy, chociaż jak zwykle
starała się
niczego po sobie nie okazywać.
Nie miała pojęcia, że i ona wzbudza sensację swoim wyglądem. Uległa naleganiom Bianki i pod
srebrzysty płaszcz włożyła nową kaszmirową sukienkę w gołębim odcieniu. Zadnych ozdób, jedynie
ma-
leńkie kolczyki w uszach. Platynowe włosy elegancko spięte na karku. Do tego świeżość młodości, a
w
oczach - mądrość doświadczonej kobiety.
_ Mademoiselle Stanford? - rozległ się za nią przyjemny męski głos.
Odwróciła się i ujrzała dwudziestoparoletniego człowieka, bardzo szarmanckiego i eleganckiego w
typowy dla Francuzów sposób.
- Jestem Philippe Devereaux, czekam na panią z polecenia pana Lawrence'a. - powiedział po an-
gielsku. - A to pewnie Nikołaj? - uśmiechnął się do chłopczyka.
Hope rozjaśniła się ~ nagle poczucie opuszczenia znikło.
- Tak. Dobrze, że pan jest, nawet nie wiem, w którym hotelu mam rezerwację - odparła nienaganną
francuszczyzną, co wywołało pełen podziwu uśmiech na przystojnej twarzy Philippe'a.
- Niestety, nie mogę pani służyć żadnymi informacjami, mam tylko zaprowadzić panią do samochodu
i przenieść pani bagaże. Proszę tędy.
Zaprowadził ją do lśniącego czarnego daimlera i zamienił parę słów z szoferem.
- Proszę się nie niepokoić, kierowca wie, dokąd panią zawieźć.
Otworzył drzwi samochodu, pomógł Hope wsiąść i zapiąć Nika w foteliku, umieścił walizki w
bagaż-
niku i ponownie zajrzał .do I1asażerów.
- Wygodnie pani? - upewnił się jeszcze i ukłonił się na pożegname.
Limuzyna ruszyła. Hope widziała jedynie niewyraźny zarys głowy szofera, ponieważ oddzielała ją od
niego przyciemniona szyba. Z tyłu komfortowego samochodu było dużo miejsca, siedzenia były
miękkie
i przepastne, zapadła się w nie prawie jak w poduchy. Niko bawił się plastikową zabawką· Dale
zadbał
nawet o fotelik. Jaki on kochany, pomyślała sennie, odchylając głowę na oparcie.
We wnętrzu było ciepło i dość cicho, potężny silnik mruczał jak wielki kot. Ogarniała ją coraz wię-
ksza senność, marzyła o kąpieli i wygodnym łóżku. Uległa pokusie i przymknęła oczy. Wiedziała, że
na-
wet jeśli na chwilę się zdrzemnie, szofer obudzi ją, kiedy dojadą do hotelu.
Gdy się ocknęła, za szybą jadącego samochodu panowała nieprzenikniona ciemność. Hope wypro-
stowała się gwałtownie. Nie miała pojęcia, gdzie jest, na pewno poza Paryżem, ale gdzie? I która
godzina? Zerknęła na zegarek i zbladła. Samolot wylądował przed czterema godzinami!
W popłochu zastukała w szybę dzielącą ją od kierowcy, by zwrócić na siebie jego uwagę, ale on nie
zareagował, mimo że pukała do niego kilkakrotnie. Wreszcie zrezygnowała. Chwileczkę, tylko bez
pa-
niki. To niemożliwe, żeby ich porwano, kto miałby to zrobić i po co? Przecież Philippe powołał się
na
Dale'a, wiedział, jak ona wygląda, znał imię Nika.
Ach, pewnie jadą do Helen, która ma dom gdzieś na wsi! Hope odetchnęła z ulgą. Czemu wcześniej o
tym nie pomyślała? Reklama raczej nie będzie kręcona w Paryżu, prędzej właśnie na wsi, u Helen.
Wszystko jasne.
Niko zaczął marudzić, musiał być głodny, biedactwo. Gdy go karmiła, zauważyła, że zbliżają się do
jakiejś miejscowości, więc wytężyła wzrok, żeby nie przeoczyć znaku z jej nazwą. 'Przynajmniej
będzie
wiedziała, gdzie się,znajduje. Beaune! Poczuła nagły ból w sercu. Co za ironia losu, że Helen
musiała
kupić dom akurat w pobliżu posiadłości Aleksieja. Jakim cudem ona ma normalnie pracować w
takich
warunkach? Przecież bez przerwy będzie wypatrywać Aleksieja. A jeśli przypadkiem na niego
wpadnie?
Niko skończył jeść, więc delikatnie wytarła mu buzię i rączki wilgotną chusteczką, a potem wyca-
łowała każdy paluszek z osobna, czemu towarzyszył uszczęśliwiony chichot synka. Uwielbiał tę
pieszczotę· Zajęta synkiem, nie zwracała uwagi na to, dokąd jadą. Dopiero kiedy spakowała torbę z
rzeczami Nika i podniosła głowę ...
- Nie! - wyrwało jej się z nagle ściśniętego gardła. Jak mogli jej to zrobić? Które z nich wpadło na
ten
pomysł? Miała rację, gdy podejrzewała, że coś knują.
Przed nią wyłaniał się z mroku rzęsiście oświetlony zamek. Pod kołami limuzyny zadudniły belki
zwodzonego mostu, a potem rozległ się głuchy łoskot zamykanej bramy. Znów była uwięziona na
zamku Aleksieja.
Szofer wysiadł, a wtedy Hope rozpoznała poznaczoną bliznami twarz Pierre'a. Stąd ten pomysł z
przyciemnioną szybą ... Każdy szczegół spisku został starannie przemyślany, pomyślała ze zgrozą,
roz-
poznając w tym planowaniu rękę Aleksieja. Lękając się konfrontacji z nim, nie spieszyła się do
wysia-
dania z auta.
Aleksiej wyszedł na dziedziniec, ubrany w elegancką białą koszulę i czarne spodnie. Podszedł do
samochodu, otworzył drzwi od strony Hópe i obrzucił ją nieprzeniknionym spojrzeniem.
- Witaj - powiedział krótko, skinął głową i pomógł jej wysiąść.
- Czekaj, wezmę Nika ... - zaczęła, ale przerwał jej tonem nie znoszącym sprzeciwu:
- Ja to zrobię.
Serce w niej zamarło ze wzruszenia, gdy Aleksiej . pochylił się nad fotelikiem i ojciec i syn po raz
pierwszy spojrzeli sobie w oczy. Omal się nie rozpłakała. Magia tej chwili znikła jednak równie
szybko,
jak się pojawiła. Aleksiej wyjął synka z samochodu, przytulił do siebie jedną ręką, drugą ujął Hope
pod
ramię i pospiesznie zaprowadził do środka.
- Chodź, i tak już kazaliśmy czekać ojcu Ignatio wystarczająco długo. Jest zmęczony, to dla niego
bardzo późna pora.
Jaki ojciec Ignatio? O co chodzi? Nie miała jednak czasu się zastanowić, ponieważ Aleksiej już po-
dawał dziecko służącemu.
- Pierre się nim zajmie przez chwilę. Musimy się spieszyć.
- Ależ Aleksiej ...
,
- Nie teraz. Potem będzie czas na wyjaśnienia, teraz liczy się każda minuta.
Hope była zbyt oszołomiona przebiegiem i tempem wydarzeń, by protestować, gdy prowadził ją do
nieznanej części zamku. Ich kroki rozlegały się głuchym echem w zapomnianym, zakurzonym
korytarzu,
który wiódł do ... Do niewielkiej zamkowej kaplicy, gdzie przy ołtarzu czekał ksiądz w ornacie i ze
stułą·
Przemknęło jej przez myśl, że to scena jak z powieści. A może chodzi jedynie o głupi, okrutny żart?
Spojrzała na Aleksieja, który mocniej ścisnął ją za raffiIę·
- Za chwilę weźmiemy ślub. Nawet nie próbuj protestować.
Jak we śnie przekroczyła próg kaplicy. Nie, nie zamierzała protestować, nauczyła się rozpoznawać
to, co nieuniknione. Nauczyła się temu poddawać. Aleksiej zawsze stawiał na swoim, więc teraz, gdy
już
wiedział o dziecku, prędzej czy później doprowadziłby do zawarcia małżeństwa. Lepiej mieć to od
razu
za sobą.
Ojciec Ignatio przywitał ich uśmiechem i poczekał, aż Aleksiej pomoże Hope zdjąć płaszcz. Od
chwili
wejścia do kaplicy Aleksiej zachowywał się ujmująco i czule. Sędziwy kapłan musiał być święcie
przekonany o jego miłości do panny młodej. Hope jednak wiedziała aż nadto dobrze, że to nie
miłość, a
poczucie odpowiedzialności popycha Aleksieja do czynu. Nie, on nigdy jej nie kochał i nie pokocha.
Słuchała słów księdza i przysięgi Aleksieja, jakby te głosy dobiegały z oddali. Potem ona wygłosiła
słowa przysięgi, zupełnie nie pojmując ich sensu. Poczuła na palcu ciężar obrączki, a na policzku
dotyk
ust Aleksieja. Było po wszystkim. Od tej pory byli mężem i żoną w obliczu prawa i w obliczu
Kościoła.
Ledwo do niej dotarło, że Aleksiej podsuwa jej jakieś papiery do podpisania. Podpisała, nie dbając
już
o nic. W głowie jej się kręciło, w sercu czuła pustkę. Nie winiła Aleksieja za jego postępowanie,
mogła
się po nim tego spodziewać. Jednak to, że zdradzili ją najbliżsi przyjaciele, którym bezgranicznie
ufała,
napawało ją goryczą.
Przeszli we troje do biblioteki, gdzie Pierre poczęstował ich winem. Z uspokajającego spojrzenia,
jakim ją obdarzył, wywnioskowała, że z Nikiem wszystko w porządku. W to nie wątpiła, bo przecież
zamek Aleksieja będzie dla ich synka najlepszym miejscem na ziemi. Dla niej zaś będzie więzieniem
i
miejscem wiecznej udręki.
Ojciec Ignatio podziękował za wino, na odchodnym pobłogosławił młodej parze i wyszedł w towa-
rzystwie Pierre'a. Rozległ się pomruk silnika samochodowego i szczęk o'wieranej bramy.
- Zapewne oczekujesz wyjaśnień? - spytał Aleksiej chłodnym, oficjalnym tonem, który zranił ją bo-
leśnie. Czy jej świeżo poślubiony mąż musiał aż tak ostentacyjnie okazywać, że ona nie budzi w nim
żad-
nych cieplejszych uczuć?
- Nie dzisiaj - ucięła. - Jestem zbyt zmęczona i zbyt zawiedziona postawą moich przyjaciół. Oczy-
wiście Bianka i Dale wiedzą o wszystkim?
- Tak, ja też wiem wszystko. Wiem, że nie miałaś z nikim romansu, po prostu prowadziłaś ze mną
dziwną grę, pozwalając mi wierzyć w to, co roiło się w mojej chorej głowie. Niko nie jest synem
twojej
przyjaciółki. Będę dozgonnie wdzięczny Biance i Dale'owi, że wyznali mi prawdę.
Zimny ton jego głosu otrzeźwił ją. Aleksiej naprawdę czuł się głęboko zraniony, miał jej za złe, że go
oszukała. Już miała mu powiedzieć, z jakich powodów bała się wszystko szczerze mu wyznać, gdy
naraz
spostrzegła na jego biurku oprawioną fotografię. Ależ to było to samo zdjęcie, które zostało wydarte
z
magazynu!
- Mam je od Bianki - wyjaśnił, zauważając jej spojrzenie. - Przysłała je oraz swój adres, nic więcej.
Poleciałem do niej natychmiast, a ona i jej mąż opowiedzieli mi całą prawdę. Jak mogłaś mi to
zrobić? -
spytał z bolesnym niedowierzaniem. - Myślałem, że znam się na zemście jak nikt, ale uczennica
przerosła mistrza.
- . To nie była zemsta, Aleksiej.
- Nie? To z jakiego powodu zataiłaś przede mną istnienie naszego syna? Dlaczego wolałaś wychowy-
wać go sama?
_ Ponieważ znam cię i wiedziałam, że jeśli się o nim dowiesz, będziesz chciał się ze mną ożenić. A
ja
nie wierzę w małżeństwo bez miłości. To nie związek, to handlowy kontrakt.
Oczy mu pociemniały, a usta zacisnęły się w wąska linię. Tak, znała te objawy. Jedną z cech
Aleksieja była chwiejność emocjonalna, częste zmiany nastroju, przy czym dotyczyło to wyłącznie
relacji między nim i Hope, we wszystkich innych sprawach potrafił zachować spokój i obiektywizm
oraz
dystans.
_ Dobrze, może nasze małżeństwo nie zostało zawarte z miłości - przyznał ponuro - ale coś przecież
między nami jest. ..
_ Nie! Zmusiłeś mnie do małżeństwa, lecz na tym koniec. Masz to, czego chciałeś. Masz dziedzica,
będziemy wychowywać dziecko wspólnie. W zamian za to pozwól mi prowadzić własne życie.
Odwrócił się plecami, więc nie widziała wyrazu jego twarzy.
- Jak sobie życzysz. Pierre na tę noc przygotował wspólny pokój dla ciebie i dziecka, możesz tam za-
mieszkać na dłużej, jeśli chcesz. Szczerze mówiąc, liczyłem na to, że od jutra przeniesiesz się do
mnie.
_ - I wpadnę ci w ramiona z okrzykami radości - dodała z gorzką ironią.
- Tego nie oczekiwałem, ale nie spodziewałem się też aż takiej wrogości z twojej strony. Czy to moja
wina, że musiałem podjąć radykalne kroki, by zapewnić mojemu dziecku prawo do majątku,.tytułu, a
przede wszystkim - do posiadania ojca? Podobno kochasz naszego syna, jednak zamierzałaś go
pozba-
wić tego, co najważniejsze.
. No tak, w walce na argumenty Aleksiej zawsze będzie górą. Jak miała mu wytłumaczyć, że nie
chciała
nikogo niczego pozbawiać, raczej wszystkim zaoszczędzić bólu i frustracji. Jednak skoro nawet jej
oddani
przyjaciele tego nie pojmowali, to cóż dopiero on? Została sama ...
- Aha, mam dla ciebie list od Bianki i Dale'a. - Wyjął z biurka zaklejoną kopertę i podał jej. - Jak
widzisz, ufają mi i w pełni popierają moją decyzję. Oni również uważają, że twoje miejsce jest tutaj.
_ Wybacz, ale jestem zmęczona. Chciałabym się położyć. - Ze znużeniem przymknęła oczy.
_ Oczywiście. Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Chodźmy.
Weszli na górę, Aleksiej otworzył drzwi i zapalił światło. Pokój był przestronny, urządzony meblami
w stylu, empire, który Hope bardzo lubiła. W głębi stało drewniane łóżeczko.
_ Kiedy tylko będziesz chciała, pojedziemy po zakupy, żeby Niko miał wszystko, czego mu trzeba.
_ Nie widzę takiej potrzeby, jemu nic nie brakuje _ zakomunikowała z dumą, czym ponownie uraziła
Aleksieja.
_ Nawet tego mi odmówisz? Jeszcze ci mało?
Ich podniesione głosy obudziły małego, który zaczął płakać. Aleksiej znalazł się przy łóżeczku
pierwszy:wziął synka na ręce, potem usiadł na łóżku i położył sobie małego na kolanach. Z
niewysłowioną delikatnością przesunął palcem po delikatnym' policzku, a na jego twarzy
odmalowały
się kolejno niedowierzanie, zachwyt i duma.
- Mój syn ...
Hope chciało się płakać. Dlaczego jej nie mógł tak kochać? Dlaczego los sprawił, że ona nie miała
dostępu do jego serca? Pomyślała o smutnej przyszłości. Odtąd będzie żyła pod jednym dachem z
człowiekiem, który nigdy nie odwzajemni jej uczuć. To będzie czysta udręka, póki śmierć ich nie
rozłą-
czy. Przynajmniej Niko będzie miał dobrego ojca ... - Jest bardzo podobny do ciebie - wyrwało jej
się.
- A mnie on przypomina ciebie, mon petit. Przy-
pomina mi, że uciekłaś ode mnie, będąc ze' mną w ciąży. Wolałaś zwrócić się o pomoc do dawno
nie-
widzianej przyjaciółki, zamiast do mnie.
Hope zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. ,
- Gdyby nie poprzedzająca moją ucieczkę rozmowa, sprawy potoczyłyby się inaczej. Dałeś mi wtedy
jasno do zrozumienia, że nie ma mowy, by nasz układ przerodził się w głęboki.i trwały związek. Ja
też
mam swoją dumę, Aleksiej. Nie chciałam zależeć od kogoś, kto traktował mnie protekcjonalnie, bez
krzty
szacunku. Pragnęłam stanąć na własnych nogach, udowodnić sobie i światu, że potrafię zadbać o
siebie i
nie potrzebuję żadnego opiekuna. Sam często mnie o tym przekonywałeś i namawiałeś, żebym
nauczyła
się samodzielności i niezależności.
Aleksiej chyba zamierzał cós powiedzieć, lecz po chwili zmienił zdanie. Podniósł się, troskliwie
ułożył
synka w łóżeczku, wyprostował się i popatrzył na zonę·
- Nie mówmy już o przeszłości. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Wszystko się zmieniło i dla
dobra naszego syna musimy nauczyć się żyć w harmonii. Nie ma innego wyjścia.
Rano obudziły ją promienie słońca. N a nocnym stoliku leżał list od przyjaciół, sięgnęła więc po nie-
go. Bianka wyjaśniała, że to ona wpadła na pomysł, by wysłać Aleksiejowi zdjęcie, ponieważ
argumepty
Hope nie trafiły jej do przekonania.
Gdyby nie odpowiedział, nie skontaktowałabym się z nim ponownie, ale on natychmiast przyleciał
do
Stanów i umówił się Z nami na spotkanie. To nas przekonało i powiedzieliśmy mu wszystko - z
wyjątkiem
tego, że go kochasz. Tego byśmy ci nie zrobili! Nie gniewaj się na nas, proszę. Zrobiliśmy to, co
wydawało
nam się najlepsze dla ciebie i dla dziecka. Widzieliśmy, jak cierpisz. Zapomnij o swojej dumie i
weź to, co
życii: ma ci do zaoferowania. Bardzo rzadko człowiek dostaje od losu wszystko. Nie myśl o nas źle
i
wybacz, że dla twojego dobra dopuściliśmy się oszustwa.
Gdy jakiś czas później Hope zeszła z synkiem do kuchni, Aleksiej już na nich czekał.
_ Nie pędzie mnie cały dzień - poinformował. _ Zbiera się na deszcz, trzeba się pospieszyć ze
zbiorami.
Zobacz, Pierre znalazł stare krzesełko, które należało do mnie, a potem do Tani. - W skazał na wysoki
fotelik. Hope posadziła w nim synka, a uszczęśliwiony Niko zaczął wybijać łyżeczką rytm na
poręczy.
Gdy podnosił wzrok na Aleksieja, jego oczy robiły się wielkie jak spodki. - Aha, gdyby wpadło ci
do
głowy uciec, znajdę cię i sprowadzę z powrotem - powiedział cicho Aleksiej.
Wiedziała, że mqwi poważnie, ale przecież nie zamierzała donikąd uciekać. Byli małżeństwem, a w
jej
mniemaniu to przesądzało sprawę. Po śniadaniu zadzwoniła do Bianki, która natychmiast spytała z
niepokojem, czy Hope jej wybaczyła.
- Sama nie wiem - przyznała Hope z wahaniem. - Pomyślałam, że powinnam zadzwonić, żebyś się nie
martwiła. Wczoraj w nocy wzięliśmy ślub. Dzięki waszej intrydze było całkiem romantycznie,
chociaż
wolałabym uniknąć tego małżeństwa. Jednak rozumiem wasze pobudki.
- On nas do siebie przekonał. Jemu naprawdę zależy na dobru całej waszej trójki.
- Tylko że mnie nie kocha - przypomniała ze smutkiem Hope i rozłączyła się.
Aleksiej wrócił wieczorem, zjedli razem kolację, potem Hope poszła na górę położyć synka.
Następne
dni wyglądały podobnie. Niepostrzeżenie minął miesiąc, potem drugi. Aleksiej pracował w winnicy,
Ho-
pe' widywała go tylko rano i wieczorem. Niko rósł w oczach i powoli przymierzał się do
postawienia
pierwszego samodzielnego kroku. Hope często zastanawiała się, co zrobić ze swoim domem w Napa
Valley, ponieważ w jego urządzenie włożyła wiele serca i nie miała ochoty go sprzedawać.
_ Po co chcesz go zatrzymać? - zareagował ostro Aleksiej, gdy poruszyła ten temat. - Zeby mieć kry-
jówkę? Sprzedaj dom, to chyba niezbyt wielkie poświęcenie z twojej strony. Przez wiele miesięcy
za-
chowywałaś się jak egoistka, niewiele myślałaś o przyszłości naszego syna - wytknął jej z urazą, a
potem oznajmił, że ma jeszcze dużo papierkowej roboty i wyszedł.
Gdy o jedenastej w nocy szła się położyć, pod drzwiami biblioteki wciąż było widać wąski pas
światła. Zawahała się. Gdyby mogła pójść do Aleksieja jak żona do męża, pocałować go na
dobranoc.
.. Oczywiście w ich sytuacji nawet nie było co o tym marzyć. Z ciężkim sercem wróciła do siebie.
Długo nie mogła zasnąć, ponieważ wciąż powracały do niej słowa Aleksieja. On cały czas uważał,
że
odeszła od niego z zemsty, że ukryła przed' nim ciążę, by się odegrać. Nie, tak dalej być nie mogło.
Nie
miała siły już dłużej udawać obojętności, ukrywać prawdziwych uczuć. Czułą zresztą, że zdradzi się
prędzej czy później, więc lepiej chyba po prostu wyznać Aleksiejowi prawdę.
Ta decyzja natychmiast przyniosła jej ulgę. Przestała się bać, wiedziała, że Aleksiej nie wyśmieje
uczuć zakochanej kobiety. Nie był człowiekiem bez serca, przeciwnie, potrafił okazać wiele
zrozumienia. Oczywiście Hope nie zdobędzie w ten sposób jego miłości, ale może dzięki temu
osłabnie panujące między nimi napięcie. Tak, trzeba postawić na szczerość.
Niecierpliwie wyskoczyła z łóżka, zdecydowana natychmiast wcielić swoje postanowienie w życie.
Zarzuciła na siebie peniuar od Bianki, zeszła na dół, otworzyła drzwi biblioteki i zamarła na progu.
Jej mąż nie pracował. Siedział zgarbiony nad biurkiem, z pochyloną głową, zatopiony w ponurych
roz-
myślaniach. Usłyszawszy odgłos otwieranych drzwi, odwrócił się, a wtedy Hope ujrzała ze
zdumieniem,
że trzymał w dłoniach jej fotografię.
- Nie mogłam zasnąć. Przyszłam porozmawiać - zaczęła niepewnie.
- Wyglądasz, jakbyś miała czternaście lat, gdy tak stoisz boso i z rozpuszczonymi włosami. - W jego
głosie zabrzmiała melancholia. - Wejdź i zamknij drzwi. Wolałbym, żebyś wybrała inny moment.
Jestem w podłym nastroju, cźuję się przegrany i bezradny. Wszystko zepsułem. Najpierw chciałem
cię
użyć jako narzędzia mojej zemsty, w dodatku postawiłem się w roli nauczyciela, twórcy niemal, pró-
bowałem cię ukształtować na mój obraz i podobieństwo ... - uśmiechnął się z taką goryczą, że serce
Hope ścisnęło się z bólu. - Na Karaibach zrozumiałem swój błąd. Stało się dla mnie jasne, że nie
dotrzymam moich obietnic i nie pozwolę ci odejść. A wtedy wynikła sprawa z tym chłopakiem ...
Hope postanowiła mu przerwać. Jeśli znowu zaczną rozdrapywać stare rany, to opuści ją cała od-
waga i nie powie mu tego, co zamierzała.
_ Aleksiej, proszę ... Chciałam ci coś powiedzieć.
Uważasz, że nie poinformowałam cię o mojej ciąży, ponieważ chciałam cię ukarać, pozbawić syna.
To
nie tak. Widzisz ... - Spojrzała mu głęboko w oczy, starając się wytrzymać jego wyczekujące
spojrzenie.
Pomyślała, że to on ją nauczył odwagi bycia sobą· Nie wolno jej się teraz wycofać. - Na Karaibach
zro-
zumiałam, jak bardzo cię kocham. Wiedziałam jednak, że ty mnie nie kochasz, ale pewnie ożenisz się
ze
mną ze względu na dobro naszego dziecka. Nie mogłam na to pozwolić. Powtarzałeś, że powinnam
się
szanować, a to byłoby niemożliwe, gdybym zgodziła się na nasze małżeństwo jedynie z wygody.
Pragnęłam być kochana, nie chciałam żadnej narriiastki, związku zawartego z rozsądku.
- A teraz? - zapytał.
Odwrócił od niej głowę, Hope widziała więc jedynie ciemną skórę jego szyi i kruczoczame włosy.
_ Teraz? - powtórzyła, nic nie pojmując. Z jednej strony Aleksiej prezentował zupełną obojętność, a
z drugiej dawało się wyczuć w powietrzu jakieś dziwne, bardzo intensywne napięcie.
- Co teraz do mnie czujesz? Czy mam rozumieć, że już się wyleczyłaś z miłości do mnie? Może to
było tylko zauroczenie i już jestem ci zupełnie obojętny? Czy tak?
Usłyszała ślad kpiny w jego głosie i zrozumiała, jak bardzo się pomyliła. Jej szczere wyznanie
jedynie
rozśmieszyło Aleksieja. Nadal traktował ją jak dziecko, które nie jest pewne swoich uczuć. Nagle
ogar-
nęła ją złość.
- Przykro mi niezmiernie, ale ty nic nie rozumiesz - zareplikowała gniewnie. - Domyślam się, że nie
wziąłeś tego pod uwagę w swoich planach, ale niestety, moje uczucie do ciebie to nie żadna drobna
przypadłość, którą może uleczyć kilka dni spędzonych w łóżku!
- Och, nie byłbym tego taki pewien ... - skwitował tak uwodzicielskim tonem, że Hope straciła
kontenans i tylko wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. - Kilka dni w łóżku to najlepsze
lekarstwo na twoją chorobę. Pod warunkiem, że spędzisz je tam ze mną... - dodał zmysłowo, ale za-
uważywszy nagły błysk furii w jej oczach, pośpiesznie zmienił ton: - Ponieważ ja potrzebuję tego le-
karstwa bardziej niż ty. Ale mnie i sto lat by nie wyleczyło z gorączki, w jaką mnie wpędzasz samym
swoim widokiem. - Zacisnął powieki, a oszołomiona Hope spostrzegła, że Aleksiej drży. - Czy
naprawdę
niczego nie zauważyłaś? Dziesiątki razy zdradziłem się przed tobą. Byłem zazdrosny jak sztubak o
tego
smarkacza, Dale' a miałem ochotę zabić ...
_ Jak to? A Elise? Przecież kochałeś Elise! Tym razem to on był zaskoczony.
_ Nigdy! - Przecząco potrząsnął głową.
_ Sama słyszałam, jak komuś opowiadała, że rozmawialiście o małżeństwie.
_ Owszem, wymieniliśmy poglądy na ten temat, a każde z nas miało inne. Mnie chodziło o uczucie,
jej
o pieniądze. Łączył nas kiedyś przelotny romans, nic poza tym. Ty jesteś jedyną kobietą, którą chcia-
łcm poślubić, zrozumiałem to jasno tego wieczoru, gdy stawiłaś czoło sir Henry' emu. Pomogłaś mi
się
",C mścić, ocaliłaś mój honor. Tylko że ja wtedy już nic myślałem o zemście ani o mojej siostrze,
tylko
o lobie! Miałaś rację, Tania wcale by tego nie chciala. I miałaś rację, kiedy powiedziałaś, że
poświęciłem cię żeby osiągnąć swój cel. Dopiero wtedy przejrzałem na oczy i zrozumiałem, że
zaślepiła mnie pycha _ przyznał z bólem. - A potem znikłaś, a ja olllal nie oszalałem z rozpaczy.
Wstał, podszedł do Hope, ujął jej dłonie i podni6sł do ust.
Kocham cię - powiedział cicho. - Gdy pomyślę o tych wszystkich zmarnowanych miesiącach ...
Umierałem z tęsknoty za tobą, nie mogłem spać z bólu... - Ponownie ucałował jej palCe, a kiedy
zerknął na nią sponad jej dłoni, niespodziewanie miała przed sobą dawnego Aleksieja, pełnego
przekory i nieodpartego wdzięku. - Co ja mówiłem o tej kuracji w łóżku? Kilka dni? Nie, to na
nic. - Pochylił się i leciuteńko musnął wargami jej usta. - Co byś powiedziała na kilka tygodni? A
może kilka miesięcy?
Niespiesznie splotła palce na jego karku, udając, że się głęboko i poważnie zastanawia nad odpo-
wiedzią·
- Chyba dwa dni wystarczą .. Jak na początek zadecydowała, a jej oczy lśniły radosnym blaskiem.
- O? - zdziwił się, przesuwając dłońmi po jej szczupłej talii.
- Tak, muszę się przekonać, czy rzeczywistość dorasta do moich oczekiwań ...
- Jeszcze je przerośnie - zapewnił ze śmiechem, porywając ją w ramiona. - Ale jeśli pani życzy sobie
próbki, to chętnie służę. Nie sądzisz chyba jednak, że będę tracił czas na noszenie cię po schodach?
Pra-
wdę mówiąc, pewnie nie dałbym rady zanieść cię choćby do drzwi - wymruczał, pochylając głowę i
obsypując pocałunkami szyję Hope.
- Aleksiej ...
- Kocham cię - powtórzył z mocą. - Bez ciebie czułem się jak na pustyni.
_ Trafiła się jednak jakaś oaza czy dwie - przypomniała mu.
W mig pojął aluzję.
- I tak się nie napiłem, bo nie mogłem - przyznał otwarcie. - Nauczyłaś mnie, że samo pragnienie to
nie wszystko, i odtąd już nie mogłem znaleźć zaspokojenia, bo żądza nie szła w parze z miłością·
Kiedy
drugi raz musiałem przepraszać, postanowiłem sobie, że trzeciego już nie będzie. To była wielka
lekcja
pokory! Hope, nie zasługuję na ciebie. Wiem, że to egoizm z mojej strony i nie powinienem tego
robić,
ale chcę, żebyś ze mną została. Kochaj mnie, kochaj - szeptał żarliwie, tuląc ją do siebie.
Tańczący w kominku ogień oświetlał ich twarze, ujawniając niepewność i obawę Aleksieja oraz głę-
hoki spokój Hope.
- Kocham cię - powiedziała pewnym, czystym głosem.
- I wiesz, że już nigdy nie pozwolę ci odejść? - dopytywał się.
_ Nigdy nie będę chciała odejść. Za to będę chciała, ż.ebyś nie przestawał mi udowadniać, że to nie
jest kolejny sen!
Patrzyła mu prosto w oczy, spokojna i pewna siehit'. Wreszcie spotkali się naprawdę. Była
wdzięczna
losowi, że dał im szansę. Och, jak Bianka będzie triumfować! Na ustach Hope zaigrał lekki uśmiech,
a
chwilę potem Aleksiej musnął je w czułym pocałunku, szepcząc słowa, które kiedyś jej zacytował z
Pieśni nad Pieśniami.
Pamiętała też, co wówczas jej powiedział. Przekonywał, że Hope spotka mężczyznę swojego życia, a
wtedy to, o czym mówi ta biblijna księga, stanie się dla nich rzeczywistością. Miał rację, spotkała
takiego
mężczyznę.
21 maja 2008
em1