Dowód Miłości Irlandzka Wróżka 4 N Roberts

background image
background image

NORA ROBERTS

DOWÓD MIŁOŚCI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Cassidy czekała. Pani Sommerson

rzuciła

w

jej

kierunku

trzecią

niezaakceptowaną sukienkę.

- To po prostu nie pasuje -

mruknęła ze złością, spoglądając na
ciemnoniebieski materiał. Zastanowiła
się przez chwilę, po czym cisnęła
kolejną sukienkę na stos ubrań, które
trzymała Cassidy.

background image

Znosiła

to

z

anielską

cierpliwością. Sądziła, że po trzech
latach pracy jako sprzedawczyni w
butiku The Best nauczyła się panować
nad nerwami. Ale to nie było wcale
takie proste. Posłusznie podążyła za
masywną klientką do następnego regału.
Po dwudziestu siedmiu minutach, w
czasie których Cassidy służyła za
wieszak do ubrań, jej z trudem
wypracowana

cierpliwość

została

narażona na niemałą próbę.

- Niech będą te - oświadczyła na

koniec

pani

Sommerson

i

pomaszerowała do przymierzalni.

Cassidy

zaczęła

odwieszać

pozostałe sukienki, narzekając pod

background image

nosem. Ze złością wpięła we włosy
poluzowaną

spinkę.

Julia

Wilson,

właścicielka sklepu, miała bzika na
punkcie

schludnego

wyglądu.

Sprzedawcy

musieli

mieć

zawsze

starannie przygładzone fryzury.

- Patrząc z dezaprobatą na

ciemnoniebieską

sukienkę,

Cassidy

mruknęła ze złością:

- Schludność, porządek i brak

polotu.

Na

swoje

nieszczęście

była

niezorganizowana, niekonwencjonalna i
niestaranna.

Osobowość

Cassidy

najlepiej symbolizowały jej włosy:
jasny, delikatny blond przechodził w

background image

ciemny brąz, w efekcie dając barwę
złota, niczym na starych malowidłach.
Długie, ciężkie pukle stale wymykały się
spod upięcia. Podobnie jak Cassidy,
były niesforne i uparte, ale jednocześnie
miękkie i fascynujące.

To właśnie dzięki oryginalnej

urodzie zdobyła tę pracę, jako że
doświadczenie nie było jej mocną
stroną. Julia Wilson uznała jednak, że
zgrabna dziewczyna będzie doskonałą
prezenterką odważniej szych kolekcji.
Zwróciła też uwagę na twarz Cassidy. Z
pewnością nie odpowiadała utartym
kanonom piękna, była jednak niezwykle
intrygująca.

Ostre,

wyraziste

rysy

sugerowały

arystokratyczne

background image

pochodzenie, a wygięte w łuk brwi i
długie

rzęsy

stanowiły

wspaniałą

oprawę dla dużych oczu o zaskakującej
fiołkowej barwie.

Pani Wilson postanowiła więc

powierzyć

Cassidy

funkcję

sprzedawczyni w butiku The Best, za
zalety uznając urodę i wysoki głos, ale
nalegała na noszenie starannej, gładkiej
fryzury. W innym uczesaniu - zdaniem
pani Wilson - nie było jej do twarzy.
Szczególnie kiedy rozpuściła włosy,
wyglądała zbyt wyzywająco.

Właściwie Julia powinna być

zadowolona,

zwłaszcza

że

nowa

pracownica tryskała energią Szybko
jednak odkryła, że Cassidy zbyt poufale

background image

odnosi się do klientów, pozwala sobie
nawet na niestosowne pytania, a
niekiedy

udziela

nierzetelnych

informacji. Często też zdawała się
myśleć o wszystkim innym, tylko nie o
tym, czym powinna zajmować się w
czasie pracy. To sprawiało, że Julię
zaczynały ogarniać wątpliwości, czy
panna Cassidy St. John jest właściwą
osobą na tym stanowisku.

Po

odłożeniu

na

miejsce

odrzuconych przez panią Sommerson
ubrań, zniecierpliwiona sprzedawczyni
stanęła

obok

przymierzami,

skąd

dobiegał szelest materiału. Jej myśli
natychmiast poszybowały tam, dokąd
zwykle uciekały w każdej wolnej

background image

chwili: do maszynopisu rozłożonego na
biurku w mieszkaniu Cassidy. Leżał i
czekał.

Jak daleko sięgała pamięcią,

pisarstwo zawsze było jej pasją. Przez
cztery lata studiowała pilnie, by
pogłębić wiedzę, tak potrzebną komuś,
kto chce parać się literaturą. Kiedy
miała dziewiętnaście lat, została bez
rodziny i grosza przy duszy. Musiała
podejmować się wielu dziwnych zajęć,
żeby kontynuować studia. Każdą chwilę,
której nie zajmowała jej nauka lub
praca, poświęcała pisaniu pierwszej
powieści.

Nie myślała o karierze. Zresztą ilu

z

tych,

którzy

poświęcają

się

background image

twórczości, osiąga głośny sukces? Była
przekonana, że jest to jej powołanie. Od
dziewczęcych lat wszystkie jej emocje
znajdowały

ujście

w

pisaniu.

Fascynowali ją ludzie, choć było
niewielu,

z

którymi

była

ściślej

związana. Można by rzec, że jej wiedza
o relacjach międzyludzkich, co było
głównym

tematem

jej

utworów,

pochodziła głównie z drugiej ręki,
jednak

Cassidy

była

wyjątkowo

przenikliwym obserwatorem, a także
odznaczała się niezwykłą wrażliwością
i

wyobraźnią,

co

razem

wzięte

rekompensowało stosunkowo niewielki
zakres

bezpośrednich

życiowych

doświadczeń.

background image

Obecnie,

rok

po

uzyskaniu

dyplomu,

nadal

podejmowała

się

różnych zajęć, żeby zarobić na czynsz.
Pierwszy

maszynopis

krążył

od

wydawnictwa

do

wydawnictwa,

podczas gdy druga powieść powoli
powstawała.

Gdy pani Sommerson otworzyła

drzwi przymierzalni, Cassidy pogrążona
była w myślach nad jedną ze scen
powieści. Ujrzawszy sprzedawczynię
stojącą w należycie usłużnej pozie,
klientka pokiwała głową z aprobatą.

- Ta powinna pasować, nie

sądzisz?

Wybór padł na jaskrawoczerwony

background image

jedwab. Kolor podkreślał rumianą cerę
pani

Sommerson,

a

zarazem

kontrastował z jej puszystą, czarną
grzywką. Sukienka byłaby dużo bardziej
odpowiednia, gdyby pani Sommerson
wa​żyła kilkanaście kilogramów mniej.

- Bez wątpienia będzie pani

przykuwać wzrok. - Ponieważ materiał
marszczył się na obfitych biodrach, bo
suknia została uszyta na szczuplejszą
osobę, Cassidy dodała cicho, nie zdając
sobie sprawy, że myśli na głos: - Tak,
chyba mamy większy rozmiar.

- Słucham?

Zamyślona Cassidy nie zauważyła

groźnie

uniesionych

brwi

pani

background image

Sommerson.

- Większy rozmiar - powtórzyła

uprzejmie. - Ten trochę źle leży na
biodrach,

ale

następny

powinien

pasować idealnie.

- Słucham?! - Z natury czerwona

pani

Sommerson

jeszcze

bardziej

poczerwieniała. - To właśnie jest mój
rozmiar!

-

Zaraz

odszukam

większą

sukienkę. - Zatopiona w myślach
Cassidy nie zauważyła, jak bardzo
klientka jest wzburzona.

- To jest mój rozmiar!

background image

Dopiero pełen furii krzyk pani

Sommerson

na

dobre

przywrócił

Cassidy do rzeczywistości. Wreszcie
uświadomiła

sobie

swój

błąd.

Wystraszyła się nie na żarty. Zanim
zdążyła cokolwiek powiedzieć na swoje
usprawiedliwienie, zza jej pleców
wysunęła się Julia.

-

Wspaniały

wybór,

pani

Sommerson - orzekła wymodulowanym
głosem, przypatrując się to zamożnej
klientce, to niezdarnej sprzedawczyni.

- Ta młoda dama sugeruje, że źle

dobrałam rozmiar - powiedziała pani
Sommerson, a jej twarz nie była już
czerwona, tylko purpurowa.

background image

- Ależ nie, proszę pani -

próbowała zaprotestować Cassidy, ale
umilkła, widząc wzrok Julii.

- Jestem przekonana, że panna St.

John chciała jedynie wyjawić pani, że ta
seria ma przekłamaną numerację.

- Mogła sama to powiedzieć,

zamiast

sugerować,

że

potrzebuję

większego rozmiaru. Powinnaś, Julio,
lepiej wyszkolić personel - odparła pani
Sommerson i odwróciła się w stronę
przymierzalni.

Oczy Cassidy rozbłysły na widok

pęknięcia

materiału

na

obfitych

kształtach rozjuszonej klientki, ale
spojrzenie Julii momentalnie przywołało

background image

ją do porządku.

- Przyniosę odpowiednią sukienkę

osobiście,

pani

Sommerson

-

powiedziała łagodnie szefowa - Jestem
pewna, że będzie pani zadowolona. A ty
- zwróciła się dyskretnie do pracownicy
- zaczekaj w moim gabinecie.

Oniemiała z przerażenia Cassidy

udała

się

do

małego,

skromnie

urządzonego gabinetu. Rozejrzała się po
pokoju i usiadła na małym, prostym
krzesełku.

Na tym krześle siedziałam, kiedy

dostałam tę pracę, siedząc też na nim,
zostanę wylana, pomyślała. Oczami
wyobraźni zobaczyła tę scenę. Za chwilę

background image

wejdzie pani Wilson, usiądzie przy
pięknym biurku z drzewa różanego,
spojrzy na zdenerwowaną pannę St.
John, po czym zacznie:

-

Cassidy,

jesteś

dobrą

dziewczyną, ale nie masz serca do tej
pracy.

- Pani Wilson, pani Sommerson

nie powinna nosić rozmiaru czternaście.
Ja...

- Oczywiście, że nie powinna. -

Cassidy wyobraziła sobie, jak Julia
przerywa jej z cierpliwym uśmiechem. -
Nie pomyślałam nawet przez chwilę, by
sprzedać jej taką sukienkę, ale - tu
szefowa uniesie palec dla podkreślenia

background image

swych słów - naszym zadaniem jest
realizować wszystkie jej zachcianki i
łechtać

próżność.

Takt

i

sztuka

dyplomacji

to

podstawowe

cechy

dobrego sprzedawcy. Przed tobą jeszcze
wiele nauki, zwłaszcza jeśli chcesz
pracować w tym sklepie. Muszę być
całkowicie pewna swojego personelu.
Gdyby to był pierwszy taki incydent,
mogłabym przymknąć oko, ale... - pani
Wilson zrobi krótką pauzę - ...ale nie
dalej

jak

w

zeszłym

tygodniu

oświadczyłaś pannie Teasdale, że w
czarnej krepie wygląda jak w żałobie.
To nie są metody, jakie tu stosujemy.

- Oczywiście, proszę pani -

przytaknie Cassidy. - Ale przy włosach i

background image

cerze panny Teasdale...

- Takt i dyplomacja - powtórzy

Julia, jeszcze wyżej unosząc palec. -
Mogłaś na przykład zwrócić uwagę, że
niebieski będzie podkreślał kolor jej
oczu, albo że róż będzie dobrym
dodatkiem do jej karnacji. Klienci
muszą być rozpieszczani. Każda kobieta
opuszczająca nasz sklep powinna czuć,
że właśnie zdobyła coś wyjątkowego.

- Rozumiem, pani Wilson. Tylko

że po prostu nie mogę patrzeć, kiedy
ludzie kupują coś, co nie jest dla nich
od​powiednie.

- Masz dobre serce - powie

łagodnie Julia. - Ale nie masz talentu do

background image

tej pracy. W każdym razie takiego,
jakiego oczekuję. Zapłacę ci oczywiście
pensję i dam dobre referen​cje. Być może
jednak powinnaś zacząć od czegoś
łatwiejszego, na przykład od sklepu z
artykułami gospodarstwa do​mowego.

W

tym

miejscu

scenariusza

przyszłych zdarzeń Cassidy zmarszczyła
nos, a zaraz potem otworzyły się drzwi
gabinetu, weszła Julia i zasiadła za
swoim biurkiem z drzewa różanego.
Spojrzała na zdenerwowaną pannę St.
John, po czym zaczęła:

-

Cassidy,

jesteś

dobrą

dziewczyną, ale...

Takim

to

sposobem

godzinę

background image

później panna St. John była już bez
pracy. Wałęsała się po Nabrzeżu
Rybaków, rozkoszując się panującą tu
atmosferą, jakby żywcem przejętą z
wesołego

miasteczka.

Kochała

obfitość

zapachów,

dźwięków

i

kolorów. I ten radosny tłum. I życie
pulsujące w ciągle zmieniających się
barwach. San Francisco było w oczach
Cassidy idealnym miastem, ale Nabrzeże
Rybaków zdawało się bajkową krainą.
Marzenia i rzeczywistość zlewały się tu
w jedność.

Minęła stragan, przepychając się

pomiędzy rozwieszonymi błyskotkami,
muskając palcami jedwabne szale i
chłonąc

wszystkimi

zmysłami

grę

background image

świateł,

wesoły

gwar,

mieszaninę

zapachów i całą jarmarczną atmosferę.
Ciągnęło ją do zatoki, więc ruszyła w
jej

stronę.

Poczuła

zapach

ryb

wypełniający powietrze. Był w nim
także aromat cebuli i przypraw.

Przysłuchiwała się handlarzom,

którzy zachwalali swoje towary, i
patrzyła na kraby gotujące się w
kociołku ustawionym na chodniku. Na
nabrzeżu

było

mnóstwo

tanich

restauracji i kramów. Panowały tu
tandeta i tani blichtr, ale Cassidy
uwielbiała włóczyć się po Nabrzeżu
Rybaków, bo miało w sobie coś
przyjaznego i kojącego.

Pogryzając precle, skierowała się

background image

w stronę stoiska z rybami i żywymi
krabami. Smużki mgły wiły się u jej
stóp, słońce zaczęło chylić się ku
zachodowi, a podmuchy morskiej bryzy
stawały się coraz bardziej dokuczliwe.
Szczęśliwie Cassidy miała na sobie
ciepłą marynarkę w śliwkowym kolorze.

Przynajmniej kupiłam sobie trochę

ładnych ubrań ze sporym rabatem,
pocieszała się w myślach, lecz smutek
nadal ją trapił. Zmarszczyła brwi i
odgryzła kolejny kawałek precla. Gdyby
nie te przeklęte biodra pani Sommerson,
nadal miałaby pracę. A przecież
chodziło jej tylko o dobro klientki.

Ze złością odpięła spinki i cisnęła

background image

je do kosza na śmieci. Uwolnione włosy
spłynęły na ramiona długimi, luźnymi
lokami. Odetchnęła z ulgą.

- Cholera! - zaklęła półgłosem i

nerwowo przełknęła kawałek precla. -
Naprawdę potrzebowałam tej głupiej
pracy. - Zaczęła ogarniać ją depresja.

Szła

przez

port

pomiędzy

przycumowanymi

łodziami,

zastanawiając się nad swoją sytuacją
finansową. Czynsz miała opłacony tylko
do następnego tygodnia, musiała też
kupić

kolejną

ryzę

papieru.

Na

podstawie

szacunkowych

kalkulacji

doszła do wniosku, że zdoła zaspokoić
obie te potrzeby, o ile drastycznie
ograniczy wydatki najedzenie.

background image

Cóż,

na

pewno

nie

będzie

pierwszą pisarką w San Francisco, która
zaciska pasa. A teorie o zdrowym
odżywianiu

przereklamowane,

pocieszała się w myślach, kończąc
precel. Wiedziała, że ten posiłek musi
starczyć jej na długo. Uśmiechnęła się,
wsunęła ręce do kieszeni i ruszyła w
stronę stacji znajdującej się na końcu
portu.

Zatokę zaczęła spowijać mgła. Tej

nocy była delikatna i niejednolita. Nie
przypominała gęstej masy, która często
okrywa i wodę, i miasto. Na zachodzie
słońce kryło się w falach, rzucając
ostatnie promienie. Cassidy czekała na

background image

końcowy złoty błysk. Humor powoli jej
się poprawiał. Była osobą pełną nadziei
i optymizmu, wiary i poczucia szczęścia.
Wierzyła w przeznaczenie i była pewna,
że dla niej jest nim pisarstwo. Ponieważ
gazety co jakiś czas kupowały od niej
artykuły

i

krótkie

okazjonalne

opowiadania, jej marzenia były wciąż
żywe.

Przez

cztery

lata

studiów

pracowicie doskonaliła literacki kunszt,
podporządkowała temu wszystko. Praca
dawała jej utrzymanie, lecz nic więcej
dla niej nie znaczyła. Na randki chodziła
tylko wtedy, gdy nie zaplanowała na
dany wieczór jakiejś lektury lub pisania,
i

traktowała

je

niezobowiązująco.

Dotąd nie poznała mężczyzny, który
zainteresowałby ją na tyle poważnie, by

background image

chciała zejść z obranej ścieżki. Miała
jasno wyznaczony cel. Prosta droga, bez
zakrętów i ob​jazdów.

Utrata pracy zasmuciła ją jedynie

chwilowo. Kiedy wieczorne niebo
ciemniało, a na nabrzeżu zaczęły
rozbłyskiwać lampy, jej nastrój był już
dużo lepszy niż kilka godzin wcześniej.
W końcu była przecież młoda i dzielna.

Coś się znajdzie, pomyślała,

wychylając się przez poręcz. Nie
potrzebowała

dużych

pieniędzy

i

jakakolwiek

praca

pokryłaby

jej

potrzeby. Może sklep z artykułami
gospodarstwa

domowego

to

rzeczywiście dobre rozwiązanie. Ciężko
urazić klienta, sprzedając mu toster.

background image

Pocieszona tą myślą, odsunęła od siebie
smutki i przyjrzała się mgle, która coraz
zachłanniej wyciągała swoje lepkie
pal​ce w jej stronę.

Wieczorna bryza dała znać o

sobie. Na niebie pojawił się księżyc,
ptaki kończyły swoje śpiewy, szykując
się do nocy. Cassidy uśmiechnęła się i
oddała

marzeniom.

Nagle

podskoczyła, gdyż czyjaś ręka chwyciła
ją za ramię. Nie zdążyła zareagować,
gdy stała już odwrócona, patrząc na
twarz nieznajomego mężczyzny.

Był wysoki, sporo wyższy od niej.

Smukłą budowę podkreślały obcisłe
dżinsy i czarny sweter.

background image

Zaskoczenie,

a

także

nastrój

wieczoru nad zatoką sprawiły, że
Cassidy zwróciła uwagę, iż mężczyzna
był przystojny. Jej umysł pracował
szybko, próbując ustalić, czy powinna
przyglądać mu się pod kątem jego urody,
czy traktować go jako zagrożenie.

Miał ciemne włosy, za to oczy

intensywnie niebieskie. Czarne włosy
okalały szczupłą, kościstą twarz i
opadały na wysokie czoło. Nos miał
długi i prosty, usta pełne i dołek w
brodzie.

Jego twarz przykuwała uwagę,

wręcz fascynowała.

Przyglądając mu się, Cassidy

background image

doszła jednak do wniosku, że te rysy
bardziej pasują do mrocznych zaułków
Wybrzeża Barbary niż spokojnych
okolic Nabrzeża Rybaków.

Kiedy

minęło

pierwsze

zaskoczenie,

przytrzymała

mocniej

swoją torebkę i skrzyżowała ramiona.

- Mam tylko dziesięć dolarów -

powiedziała stanowczo. - I potrzebuję
ich nie mniej niż ty.

- Bądź cicho. - Jego oczy zwęziły

się.

Cassidy

próbowała

odgadnąć

intencje nieznajomego. Kiedy ujął jej
brodę, zadrżała, zwalczając w sobie

background image

chęć ucieczki. Bez słowa i z wielką
uwagą przyglądał się jej twarzy.
Wyglądał jak zahipnotyzowany, od czasu
do czasu marszcząc jedynie brwi.
Spróbowała wyszarpnąć się z jego
uchwytu.

- Możesz się nie ruszać? - zapytał

tonem nieznoszącym sprzeciwu. W jego
niskim

głosie

słychać

było

rozdrażnienie, a palce mocniej zacisnęły
się na jej twarzy.

- Posłuchaj - zaczęła spokojnie -

mam czarny pas w karate i bez trudu
połamię ci obie ręce, jeśli spróbujesz
mnie skrzywdzić. - Mówiąc to, spojrzała
ponad jego ramieniem, szukając świateł
restauracji, które ginęły we mgle.

background image

Zorientowała się, że wokół nie było
nikogo. - Bez trudu potrafię gołą ręką
złamać deskę o grubości dziesięciu
centymetrów. - Zauważyła, że mimo
szczupłej budowy ramiona mężczyzny
były szerokie. - I potrafię bardzo głośno
krzyczeć - kontynuowała. - Lepiej
odejdź.

-

Doskonała...

-

Przesunął

kciukiem wzdłuż linii jej brody. Serce
Cassidy biło na alarm. - Absolutnie
doskonała. - W jednej chwili napięcie
uciekło z jego oczu i uśmiechnął się.
Zmiana w wyglądzie była tak gwałtowna
i zaskakująca, że Cassidy zdziwiła się
niepomiernie. - Tylko po co miałabyś to
robić?

background image

- Co robić?

- Łamać gołą ręką taką grubą

dechę.

- O czym ty mówisz? - zapytała

zdumiona,

bo

ze

zdenerwowania

zapomniała o swoim kłamstwie. A kiedy
sobie o nim przypomniała, zmieszała się
bardzo. - A tak, to... To dla wprawy... -
Przerwała, bo uderzył ją cały absurd tej
sytuacji. Oto ona, przyszła pisarka, stoi
w opustoszałym, tonącym we mgle
porcie,

prowadząc

bezsensowną

rozmowę z jakimś maniakiem, który
trzyma ją za brodę. - Naprawdę lepiej
mnie puść i odejdź, zanim zrobię ci coś
złego.

background image

- Właśnie ciebie szukałem. -

Kompletnie zignorował jej propozycję.

W jego wymowie zauważyła obce

naleciałości,

nie

potrafiła

jednak

odgadnąć, skąd pochodził.

-

Raczej

nie

jestem

zainteresowana. Mam męża, który jest
obrońcą w drużynie futbolowej. Ma metr
dziewięćdziesiąt wzrostu i waży sto
kilogramów. Jest bardzo zazdrosny i
będzie tu lada moment. A teraz mnie
puść i możesz wziąć sobie te cholerne
dziesięć dolarów.

- Co ty pleciesz, do diabła? -

Uniósł brwi. Mgła gęstniała za jego
plecami. Wyglądał groźnie. - Myślisz, że

background image

chcę cię okraść? - Dreszcz irytacji
przemknął przez jego twarz. - Dziecinko,
nie zamierzam pozbawić cię ani twoich
dziesięciu dolarów, ani czci. Chcę cię
namalować, a nie zgwałcić.

- Namalować? - Była wyraźnie

zaintrygowana. - Jesteś artystą? Nie
wyglądasz mi na takiego. - Przypominał
raczej

pirata,

ale

dyskretnie

to

przemilczała.

-

Naprawdę

jesteś

malarzem?

- I to znakomitym - stwierdził

arogancko i uniósł odrobinę wyżej
głowę Cassidy, by księżyc oświetlił jej
twarz. - Znanym i utalentowanym. -
Uśmiechnął się ujmująco.

background image

- Jestem pod wrażeniem tej

niezwykle

doniosłej

deklaracji.

-

Pomyślała, że bez wątpienia jest
obłąkany, ale nie zachowuje się
agresywnie i nawet potrafi być na swój
sposób sympatyczny. Jak jego uśmiech.
Zapomniała nawet o strachu.

- Właśnie tego się spodziewałem.

- Wreszcie puścił jej brodę. - Mieszkam
na

łodzi

na

obrzeżach

miasta.

Pójdziemy tam i jeszcze dziś zacznę
szkice.

W oczach Cassidy pojawiła się

nutka rozbawienia.

- Najpierw chciałabym zobaczyć

jakieś twoje prace. Nie sądzisz, że tak

background image

powinno być?

Na jego twarzy znów pojawiła się

irytacja.

- Kobiety mają chyba klapki na

oczach i myślą tylko o jednym.
Posłuchaj... Jak masz na imię?

- Cassidy - odparła odruchowo. -

Cassidy St. John.

- O nie! Pół Irlandka, pół

Angielka. No to mamy niezłą mieszankę
wybuchową.

-

Wcisnął

ręce

w

kieszenie. Cały czas uważnie studiował
jej wygląd. - Nie interesuje mnie twoje
dziesięć dolarów, nie zamierzam też
nastawać na twoją cnotę. Chcę jedynie

background image

twojej twarzy.

- Nie poszłabym na łódź z samym

Michałem Aniołem, gdyby tak się do
tego zabrał.

-

W

porządku

-

rzucił

niecierpliwie. - Wypijemy filiżankę
kawy

w

dobrze

oświetlonej

i

zatłoczonej restauracji. Czy to ci
odpowiada? A jeśli spróbuję zrobić coś
niestosownego, to zawsze będziesz
mogła

połamać

stolik

swoimi

wyćwiczonymi gołymi rękami, czym
zwrócisz na siebie uwagę, i na pewno
ktoś przyjdzie ci z pomocą.

- Na to mogę się zgodzić -

odparła, uśmiechając się szeroko.

background image

Zanim zdążyła powiedzieć coś

jeszcze, złapał ją za rękę i pociągnął do
małej, dość obskurnej kafejki. Przez
chwilę w milczeniu siedzieli przy
stoliku, a on znowu badawczo ją
oglądał. Zauważyła, że jego oczy były
jeszcze bardziej niebieskie, niż jej się
wydawało poprzednio, kontrastując przy
tym z ciemną karnacją i czarnymi
brwiami

i

rzęsami.

Próbowała

odgadnąć, jaki człowiek kryje się za tym
niezwykłym

błękitnym

spojrzeniem.

Kelnerka przerwała jej rozmyślania.

- Co zamawiacie?

- Kawę... Dwie kawy - dodała,

ponieważ mężczyzna nie odezwał się
słowem, a kiedy kelnerka poszła do

background image

kuchni, zapytała: - Dlaczego ciągle mi
się tak przyglądasz? To niegrzeczne. I
denerwujące.

- Światło jest tu okropne, ale

zawsze lepsze niż w tamtej mgle. Nie
wykrzywiaj się! - nakazał. - Przez to
powstaje niepotrzebna linia, o tutaj... -
Zanim zareagowała, wyciągnął rękę i
przesunął palcem pomiędzy jej brwiami.
- Masz niezwykłą twarz, tylko jeszcze
nie wiem, czy twoje oczy są jej zaletą,
czy też wadą. Jakoś trudno uwierzyć tym
fiołkowym oczom.

Kiedy Cassidy próbowała strawić

tę obrazę, wróciła kelnerka z kawą.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej

background image

promiennie i wyciągnął ołówek z jej
kieszonki.

- Będę tego potrzebował przez

chwilę. - Spojrzał na Cassidy. - Pij
kawę, zrelaksuj się. To nie zaboli.

Zaczął

szkicować,

a

ona

posłusznie zastosowała się do jego
poleceń.

- Masz jakąś pracę, czy może twój

fikcyjny małżonek cię utrzymuje?

- Skąd wiesz, że fikcyjny?

- Z tego samego źródła, z którego

wiem, że miałabyś poważne kłopoty, by
połamać deskę gołymi rękami - odparł,

background image

nie przerywając rysowania. - To jak,
masz pracę?

- Wylali mnie dziś po południu -

powiedziała ze smutkiem, patrząc w
kawę.

- To świetnie - ucieszył się. - Nie

marszcz czoła! Zapłacę ci standardową
stawkę za dwa miesiące pozowania. To,
co planuję stworzyć, nie powinno zająć
więcej czasu. Nie bądź taka zdziwiona,
Cassidy. Moje intencje od samego
początku były czyste i jasne. To tylko
twoja wyobraźnia tworzyła jakieś chore
scenariusze.

- Moja wyobraźnia zareagowała

całkiem prawidłowo na obcego faceta,

background image

który niespodziewanie wyłania się z
mgły i wyciąga do mnie ręce.

Przerwał na chwilę pracę i odparł

cierpko:

- Nie wydaje mi się, żeby coś

takiego miało miejsce. Chciała jeszcze
coś powiedzieć, ale jej wzrok zatrzymał
się na kartce papieru. Odstawiła
filiżankę.

- To jest wspaniałe! - wyszeptała

z niekłamanym zachwytem. - W kilku
śmiałych

pociągnięciach

osiągnął

nieprawdopodobny

efekt.

Zdołał

uchwycić nie tylko rysy jej twarzy, ale
również wszystkie emocje, jakie nią w
tej chwili targały. - To wspaniałe... -

background image

powtórzyła. - Ty na​prawdę masz talent.

- Już ci o tym mówiłem. - Zabrał

się znów do szkico​wania.

Mając przed oczyma taki efekt

jego krótkiej pracy, Cassidy nabrała
wiary w lepsze jutro. Stałe zatrudnienie
przez najbliższe dwa miesiące byłoby
darem niebios. Po tym okresie powinna
już znaleźć jakiegoś wydawcę, który
zainteresowałby się jej maszynopisem.
Nie musiała więc handlować ani
tosterami,

ani

sznurowadłami,

ani

mydłem i powidłem! Wolne wieczory na
pisanie! Korzyści mnożyły się jedna za
drugą. To przeznaczenie zesłało jej
panią Sommerson.

background image

- Naprawdę chcesz, żebym ci

pozowała?

- Tak, tego właśnie chcę. -

Skończył drugi szkic. - Zaczynamy jutro
rano, o dziewiątej.

- Ale...

- Nie spinaj włosów, nie maluj się

zbytnio. Możesz trochę podkreślić oczy,
ale nic więcej.

- Nie powiedziałam jeszcze...

- Zaraz podam ci adres. - W ogóle

nie zwracał uwagi na jej próby dojścia
do głosu. - Dobrze znasz miasto?

background image

- Urodziłam się tutaj. Aleja...

- Świetnie, więc bez problemu

trafisz do mojego studia Nagryzmolił
adres na serwetce. Nagle gwałtownie
uniósł głowę i uważnie objął Cassidy
wzrokiem. Przez chwilę wpatrywali się
w siebie nawzajem.

Nie potrafiła nazwać tego, co

poczuła, ale była pewna, że jeszcze
nigdy czegoś takiego nie doświadczyła.
Urwało się to równie gwałtownie, jak
zaczęło.

Mężczyzna wstał, przypomniał

godzinę spotkania, po czym wyszedł,
zostawiając pieniądze za kawę.

background image

Cassidy

podniosła

rysunki

i

zaczęła

im

się

przyglądać.

Czy

rzeczywiście

jej

podbródek

tak

wygląda? Uniosła dłonie do twarzy,
przypominając sobie, jak on badał jej
rysy. Nic złego się nie stanie, jeśli tam
pójdzie. Zobaczy, jak to wygląda, i
najwyżej zrezygnuje. Zawsze może
odmówić i wyjść. Z przekonaniem, że
tak właśnie w razie potrzeby postąpi,
schowała szkice i adres studia do
torebki, po czym wyszła z kafejki na
ulicę.

ROZDZIAŁ DRUGI

Poranek był cudownie czysty.

Cassidy

ubrała

się

w

zwykły,

background image

niezobowiązujący strój, nie wiedziała
bowiem, jak powinna zaprezentować się
początkująca modelka na pierwszej
sesji. Doszła do wniosku, że w dżinsach
i białej koszuli z długimi rękawami
będzie

wyglądała

najbardziej

odpowiednio. Zgodnie z poleceniem nie
spięła włosów, a makijaż był prawie
niewidoczny. Nie zdecydowała jeszcze,
czy będzie pozowała temu dziwnemu,
intrygującemu

mężczyźnie,

którego

spotkała we mgle, ale ciekawość kazała
jej przyjść do studia.

Przepisała adres do swojego

notesu i pospieszyła na przystanek, aby
złapać tramwaj jadący do centrum. Nie
spodziewała się, że adres, który artysta

background image

nagryzmolił na kartce, dotyczył tak
ekskluzywnej dzielnicy miasta. Sądziła
raczej, że studio będzie położone
niedaleko jej mieszkania w North
Beach, gdzie panowała swobodna,
artystyczna atmosfera. Cyganeria -
pisarze, muzycy i malarze - zajmowała
ten

rejon

miasta,

tworząc

jego

niepowtarzalny klimat. Pomyślała, że
może jej malarz ma bogatego sponsora,
który założył dla niego to kosztowne
studio.

Nieznajomy

w

ogóle

nie

odpowiadał

jej

wyobrażeniom

o

artystach, a przecież poznała ich całkiem
sporo. Zmieniła jednak zdanie, kiedy
zobaczyła

jego

ręce.

To

były

najpiękniejsze dłonie, jakie Cassidy
kiedykolwiek

widziała.

Długie

i

background image

szczupłe, z wąskimi paznokciami i
wyraźnie

zaznaczonymi

kośćmi.

Sprawiały wrażenie delikatnych, a
zarazem silnych, o czym przekonała się,
kiedy trzymał jej podbródek.

Dobrze zapamiętała jego twarz i

wielokrotnie przywoływała jej obraz w
myślach.

Było

w

niej

coś

niepowtarzalnego

-

surowego

i

pociągającego

zarazem.

Cassidy

pomyślała, że gdyby to ona była
malarką, taką właśnie twarz chciałaby
uwiecznić na płótnie. Miał bowiem
wyraziste kości, a w niepokojąco
niebieskich oczach czaiła się jakaś
tajemnica.

Dźwięk

dzwonka

tramwaju

background image

wyrwał ją z rozmyślań.

Głupia jestem, wytknęła sobie w

duchu. Nawet nie wiem, jak on się
nazywa, a już zachwycam się jego
twarzą. To on ma się zachwycać moją, a
nie na odwrót.

Wysiadła i zatrzymała się na

chodniku, rozglądając się za właściwym
numerem domu.

Miałam rację co do tej dzielnicy,

pomyślała.

Podobnie jak w innych rejonach

miasta, była tu niesamowita mieszanina
egzotyki

i

kosmopolityzmu,

romantyczności

i

praktyczności.

background image

Wielobarwne oblicze San Francisco
widać było tu równie dobrze, jak w
Chinatown czy Telegraph Hill.

Dzień był piękny i ciepły. Cassidy

rozkoszowała się urokami pogody, a jej
myśli podążyły do maszynopisu, który
zostawiła na biurku w domu. Wróciła do
rzeczywistości dopiero w chwili, gdy
zorientowała się, że stoi przed domem,
którego

szukała.

I

ogromnie

się

zdumiała.

Galeria. Cassidy raz jeszcze

sprawdziła, czy nie pomyliła adresu, a
jej zdumienie narastało. Czytała o tym
miejscu

zaledwie

kilka

miesięcy

wcześniej, doskonale też pamiętała jego
otwarcie przed pięciu laty. Od tego

background image

czasu Galeria zyskała sobie reputację,
jakiej zazdrościła jej konkurencja. Była
wizytówką sztuki najwyższych lotów.
Wernisaż w Galerii zapewniał rozwój
kariery początkującym artystom lub
wzmacniał pozycję znanych twórców.
Kolekcjonerzy i koneserzy zbierali się
tu,

aby

podziwiać

i

krytykować

prezentowane prace. W tym miejscu
wypadało

bywać.

Podobnie

jak

większość budynków w mieście, ten
także był elegancki i niekonwencjonalny,
prosty i bezpretensjonalny. Tymczasem
wewnątrz

znajdowały

się

skarby

malarstwa i rzeźby. Cassidy wiedziała
też, że jednym z najwybitniejszych
twórców, których prace znajdowały się
w Galerii, był jej właściciel, Colin

background image

Sullivan. Starała się przypomnieć sobie,
co o nim czytała, i wszystkie kawałki
układanki zaczęły do siebie pasować.

Był imigrantem z Irlandii, ale

mieszkał w Ameryce ponad piętnaście
lat. Karierę rozpoczął, kiedy miał
niecałe

dwadzieścia

lat.

Malował

głównie farbami olejnymi, a jego
znakiem rozpoznawczym było niezwykłe
operowanie

światłem

i

cieniem.

Mówiono o nim, że jest bardzo
niecierpliwy, ale i błyskotliwy. Miał
pewnie trochę powyżej trzydziestki. Nie
był żonaty, choć romansował z wieloma
kobietami.

Była

wśród

nich

i

księżniczka,

i

primabalerina.

Jego

obrazy kupowano za bajońskie sumy, ale

background image

rzadko brał prowizję od sprzedaży.
Malował dla przyjemności. Dopiero
teraz, stojąc w cieple porannego słońca i
składając w całość plotki i zasłyszane
informacje, Cassidy zdała sobie sprawę,
dlaczego twarz artysty wydawała się jej
znajoma. Widziała jego zdjęcie w
gazecie, kiedy Galeria była otwierana,
chyba pięć lat temu.

Colin Sullivan... Wzięła głęboki

oddech i poprawiła włosy. Colin
Sullivan chciał ją namalować. Odmówił
kiedyś wykonania portretu jednej z
gwiazd Hollywood, a chciał namalować
Cassidy St. John, bezrobotną pisarkę,
której

największym

jak

dotąd

osiągnięciem było opublikowanie kilku

background image

opowiadań w babskim magazynie. Nagle
przypomniała sobie, jak z obawy, że
nieznajomy mężczyzna zamierza na nią
napaść, opowiedziała mu różne głupoty.
Przygryzła

wargi

z

irytacją

i

zażenowaniem.

Mógł się przecież przedstawić,

zamiast skradać się za mną i mnie
dotykać, pomyślała. Cóż, jak na takie
okoliczności, Cassidy zachowała się
zupełnie naturalnie i nie było powodu,
by czuła się zakłopotana. Poza tym Colin
Sullivan zaprosił ją do siebie. To on
zaaranżował całą tę sytuację. Cassidy
przyszła tu tylko po to, żeby podjąć
decyzję, czy przyjmie ofertę pracy.

Mocniej chwyciła torebkę, żałując

background image

przez chwilę, że nie ubrała się w coś
bardziej eleganckiego, i ruszyła w
kierunku wejścia do Galerii. Drzwi były
zamknięte.

Nacisnęła ponownie klamkę, ale

zdała sobie sprawę, że pora była zbyt
wczesna, by Galeria już działała, zaraz,
Sullivan mówił coś o studiu, które z
pewnością ma osobne wejście. Cassidy
skręciła

za

rogiem

budynku

i

spróbowała otworzyć boczne drzwi.
One

jednak

także

nie

drgnęły.

Niezrażona poszła dalej, próbując
dostać się do budynku drzwiami
znajdującymi się z tyłu. Także bez
skutku. Wówczas jej uwagę przykuły
drewniane schody wiodące na piętro.

background image

Uniosła głowę i osłaniając oczy

przed słońcem, przyjrzała się rzędowi
okien.

Szyby

odbijały

światło.

Pomyślała, że gdyby to ona była artystą i
miała swoje studio, z pewnością byłoby
ono na piętrze. Zaczęła wspinać się po
stromych schodach. Na ich szczycie
znajdowały się kolejne drzwi. Cassidy
chwyciła za klamkę, zawahała się przez
chwilę, lecz zdecydowała się zapukać.
Spojrzała przez ramię i zorientowała
się, że była bardzo wysoko.

- Spóźniłaś się - powiedział

wyraźnie

zniecierpliwiony

Colin,

otwierając drzwi. Złapał ją za rękę i
wciągnął do środka, zanim zdążyła
odpowiedzieć.

background image

Poczuła zapach terpentyny i farb.

Gospodarz wyglądał równie groźnie w
jasnym świetle dnia, jak i na przystani w
gęstej mgle. I podobnie jak wtedy
przytrzymał jej podbródek silnymi
dłońmi.

- Panie Sullivan... - zaczęła

podenerwowana.

- Ciii - Przechylił jej twarz w

lewą stronę i zmrużył oczy. - Tak,
wygląda jeszcze lepiej w dobrym
świetle. Podejdź tutaj. Muszę zrobić
wstępne szkice.

- Panie Sullivan - spróbowała

ponownie, kiedy prowadził ją przez
duży, przestronny pokój, wypełniony

background image

płótnami i innym sprzętem malarskim. -
Chciałabym dowiedzieć się więcej o tej
pracy, zanim ostatecznie się zdecy​duję.

- Usiądź tutaj. - Posadził ją siłą na

stołku. - Nie garb się - dodał.

- Panie Sullivan, czy może mnie

pan posłuchać?

- Teraz bądź cicho. - Wziął do

ręki szeroki szkicownik i ołówek.

Skonfundowana,

westchnęła

i

skrzyżowała ręce na piersi. Może będzie
łatwiej, kiedy skończy szkicować,
uznała i zaczęła rozglądać się po pokoju.
Był duży, miał wiele szerokich okien
oraz okno w dachu, co ogromnie jej się

background image

podobało.

Przestronne okna wpuszczały dużo

światła słonecznego, drewniane podłogi
były tu i ówdzie pochlapane farbą. Pod
kremową ścianą leżała bezładnie sterta
nienaciągniętych płócien. Tu i tam stały
sztalugi, a wielki stół zawalony był
różnego rodzaju farbami, pędzlami,
szmatkami i butelkami.

- Wyjrzyj przez okno - powiedział

Colin. - Potrzebny mi profil.

Posłusznie wykonała polecenie.

Uczucie

irytacji

ustąpiło,

kiedy

zauważyła

małego,

zapracowanego

wróbla na gałęzi dębu. Uśmiechnęła się
ciepło.

background image

- Co widzisz? - Colin przysunął

się do niej.

- Małego wróbla, o tam! -

wyciągnęła rękę przed siebie. - Zobacz,
jak bardzo się stara, żeby skończyć to
gniazdo. Buduje je z różnych kawałków
patyczków, nitek, trawy czy innych
skarbów, które znajdzie. Człowiek
potrzebuje cegieł i cementu, a taki mały
ptaszek potrafi stworzyć równie dobre
schronienie

bez

rąk,

narzędzi

i

wykwalifikowanych

robotników.

Wspaniałe, nie sądzisz? - Odwróciła się
z uśmiechem.

Był bliżej, niż się spodziewała.

Zakręciło jej się trochę w głowie.

background image

-

Być

może

jesteś

jeszcze

wspanialsza, niż myślałem.

- Odsunął kosmyk włosów z jej

ramienia.

Przypomniała sobie, że powinna

zachowywać się z re​zerwą.

- Panie Sullivan...

- Colin - przerwał, kontynuując

układanie jej włosów.

- Albo Sullivan, jeśli wolisz.

- Colin - powiedziała spokojnie -

wczoraj nie miałam pojęcia, kim jesteś.
Dotarło to do ranie dopiero dziś, kiedy

background image

stanęłam przed Galerią. - Poruszyła się,
zmieszana faktem, że nadal stał tak
blisko niej. - Oczywiście pochlebia mi,
że zamierzasz mnie namalować, ale
chciałabym wiedzieć, czego ode mnie
Oczekujesz i...

- Oczekuję, że pozostaniesz w

jednej pozycji przez dwadzieścia minut
bez wiercenia się. - Przełożył pasmo jej
włosów ponownie do przodu. Jego
palce dotknęły jej szyi. Poczuła, jak
przeszedł ją przyjemny dreszcz, lecz
Colin zdawał się tego nie zauważać. -
Oczekuję, że będziesz słuchała moich
instrukcji i będziesz cicho, dopóki nie
powiem,

że

możesz

już

mówić.

Oczekuję, że będziesz punktualna i nie

background image

będziesz marudziła, że musisz wyjść
wcześniej, bo masz umówioną randkę.

- Byłam punktualnie - odparowała

i obróciła głowę, niwecząc misterną
pracę Colina nad ułożeniem jej włosów.

- Nie powiedziałeś mi, że wejście

jest z tyłu budynku, więc chodziłam
dookoła, zanim znalazłam właściwe
drzwi.

- Do tego jesteś bystra -

powiedział z drwiną. - Twoje oczy
gwałtownie ciemnieją, kiedy wychodzi z
ciebie irlandzka natura. Nazywasz się
Cassidy St. John, tak?

- To nazwisko rodowe mojej

background image

matki. Chciała dodać coś jeszcze, ale jej
przerwał:

- Znałem kilkoro Irlandczyków o

tym nazwisku. Uniósł jej ręce i zaczął
się im przyglądać.

- Nie znam nikogo z rodziny mojej

matki. - Nie była zadowolona z faktu, że
jej dotyka. - Moja matka zmarła przy
porodzie.

- Rozumiem. - Uniósł jej dłonie. -

Masz bardzo szczupłe ręce. A kim jest
twój ojciec?

- Jego rodzina pochodzi z Devonu.

Zmarł cztery lata temu. Ale nie wiem, co
to ma wspólnego z moją pracą dla

background image

ciebie.

- Wszystko ma znaczenie dla

naszej wspólnej pracy.

- Uniósł wzrok z jej dłoni, ale

nadal trzymał je w swoich.

- Odziedziczyłaś oczy i włosy po

matce, a skórę i budowę po ojcu. Jesteś
ucieleśnieniem sprzeczności, Cassidy St.
John. I tym, czego ja potrzebuję. Twoje
włosy mają wiele różnych odcieni i
wyglądają tak naturalnie, jakbyś dopiero
wstała z łóżka. Masz na tyle rozumu, że
nie próbujesz ich układać i ujarzmiać.
Barwa twoich oczu zmienia się od
błękitu po fiolet, a w ich kształcie jest
coś egzotycznego. Są stworzone do tego,

background image

żeby ciągle oddawać się marzeniom. A
budowę masz jak angielska arystokratka.
Twoje usta są gładkie, sugerują, że
należą do osoby zdolnej do pasji. Skórę
masz czystą, odcień różu pod barwą
kości słoniowej. Obraz, który chcę
namalować, musi zawierać specyficzne
elementy. Wymagam szczególnych cech
od moich modelek. Ty je wszystkie
posiadasz. - Przerwał na chwilę i
pokiwał głową. - Czy to zaspokoiło
twoją ciekawość?

Wpatrywała się w niego jak

zahipnotyzowana, próbując wyobrazić
sobie siebie tak, jak ją opisał. Czy jej
pochodzenie rzeczywiście tak mocno
wpłynęło na to, jak wyglądała?

background image

- Raczej nie. - Westchnęła, po

czym ponownie na nie​go spojrzała. - Ale
jestem na tyle próżna, że chcę, by Colin
Sullivan mnie namalował, i na tyle
biedna, że potrzebuję tej pracy. -
Uśmiechnęła się. - Czy dzięki temu
obrazowi

stanę

się

nieśmiertelna?

Zawsze chciałam być.

Colin roześmiał się. Jego śmiech

zabrzmiał ciepło i radośnie. Uścisnął jej
dłonie i niespodziewanie przytknął do
swych ust.

- Dla mnie będziesz.

Próbowała coś odpowiedzieć, ale

przerwała, kiedy otworzyły się drzwi
studia.

background image

- Colin, muszę... - Kobieta, która

weszła

do

pokoju,

przerwała

gwałtownie i spojrzała uważnie na
Cassidy.

-

O,

przepraszam!

-

powiedziała,

gdy

zauważyła

ich

złączone ręce. - Nie wiedziałam, że
jesteś zajęty.

- Wszystko w porządku, Gail -

odparł spokojnie. - Wiesz, że kiedy
pracuję, to zamykam drzwi studia na
zamek. To jest Cassidy St. John, która
będzie dla mnie pozować. Cassidy, to
jest

Gail

Kingsley,

niezwykle

utalentowana artystka, która zarządza
Galerią.

Gail Kingsley przyciągała wzrok.

Była wysoka i szczupła, miała trójkątną

background image

twarz ukoronowaną jaskrawoczerwoną
czupryną. W jej wyglądzie i postawie
było coś intrygującego. Bystre, zielone
oczy miały ciemną oprawę. Szerokie
usta malowała jasnoczerwoną szminką,
a w uszach nosiła złote kolczyki.
Sukienkę, którą miała na sobie, luźną i
zwiewną, uszyto z tkaniny o różnych
odcieniach zieleni. Ruchy Gail były
szybkie i gwałtowne. Zrobiła kilka
kroków i widać było od razu, że jest to
kobieta z nerwem i pełna energii.
Naprawdę robiła wrażenie. Aż dech
zapierało w piersiach. Przyjrzała się
badawczo twarzy Cassidy, co sprawiło,
że ta poczuła się nieswojo.

-

Ładnie

zbudowana

-

background image

skomentowała Gail lekceważąco. - Ale
kolor raczej nudny, nie sądzisz?

- Nie możemy wszyscy mieć

czerwonych włosów - odpowiedziała
Cassidy ze złośliwą bezpośredniością.

- Nie da się ukryć - przytaknął

Colin z rozbawieniem i zwrócił się do
Gail: - Czy czegoś potrzebujesz? Chcę
wrócić do pracy.

Cassidy pomyślała, że ludzi,

którzy są ze sobą związani, otacza
szczególna aura. Widać to w ich
spojrzeniu, ruchach i tonie głosu. W
chwili, gdy Gail spojrzała na Colina,
Cassidy natychmiast się domyśliła, że są
lub byli kochankami.

background image

Poczuła lekkie rozczarowanie i

bezskutecznie próbowała wyrwać swoje
dłonie z rąk Colina.

- Chodzi o „Portret dziewczyny"

Higgina. Zaoferowaliśmy za niego pięć
tysięcy,

ale

Higgin

nie

chce

zaakceptować tej ceny bez twojej zgody.
Planuję zamknąć tę sprawę jeszcze
dzisiaj.

- A kto złożył ofertę?

- Charles Dupres.

- Powiedz Higginowi, żeby się

zgodził. Dupres nie będzie się targował
i na pewno zachowa się przyzwoicie.
Coś jeszcze?

background image

Było coś odpychającego w jego

głosie. Cassidy zauważyła błysk w
oczach Gail.

- Nic, co nie może poczekać. Idę

zadzwonić do Higgina.

- Świetnie. - Zanim Gail doszła do

drzwi, odwrócił się do Cassidy i
ponownie zajął się jej włosami. - Nie
może tak być - oznajmił gniewnie,
lustrując ją od stóp do głów.

Zmieszana jego oświadczeniem,

wstrząśnięta tym, co odkryła we wzroku
Gail, Cassidy popatrzyła na Colina i
poprawiając nerwowo włosy, zapytała:

- Co jest nie tak?

background image

- Ten strój. - Machnął niedbale

ręką.

- Nie powiedziałeś, jak chcesz,

żebym się ubrała. Poza tym jeszcze nie
zdecydowałam, czy będę dla ciebie
pozować. - Wzruszyła ramionami,
poirytowana

tym,

że

musi

się

usprawiedliwiać. - Mogłeś dać mi
wskazówki co do stroju, a ty tylko
nabazgrałeś adres i uznałeś sprawę za
załatwioną.

- Potrzebuję czegoś jednolitego i

pofałdowanego, bez podkreślania talii
czy innych dodatków - rozmyślał na
głos, ignorując jej uwagi. - Czegoś w
kolorze kości słoniowej, nie białego.
Długiego i lśniącego. - Gdy ujął jej talię

background image

w dłonie, Cassidy wprost zamurowało. -
Bioder prawie nie masz, talia jak u
dziecka. Szyja będzie zakryta, więc nie
ma się co przejmować brakiem rowka
między piersiami.

Czerwona

z

wściekłości,

zeskoczyła ze stołka i odepchnęła
Colina.

- To moje ciało i mam w nosie

twoje obserwacje. Mój rowek lub jego
brak to tylko moja sprawa i nic ci do
tego.

-

Nie

bądź

dzieckiem.

-

Energicznie posadził ją z powrotem na
taborecie. - Jak na razie twoje ciało
interesuje mnie tylko z artystycznego

background image

punktu widzenia. Jeśli się to zmieni, to
dowiesz się o tym pierwsza.

- Chwileczkę... - Zsunęła się

ponownie z krzesełka.

- Niesamowite. - Przytrzymał jej

twarz, żeby dobrze go widziała. -
Wychodzi twój charakterek, ale to nie
jest stan, którego poszukuję. Może
kiedyś...

Uśmiechnęła się łagodnie, kiedy

jego dłonie zaczęły masować jej kark.
Było to dla niej tak nowe doznanie, że
nie dokończyła rozpoczętego zdania.
Słowa

Colina

zabrzmiały

równie

pieszczotliwie, jak dotyk dłoni na jej
skórze. Delikatny irlandzki akcent w

background image

jego głosie przybrał na sile.

- Szukam złudzenia. I czegoś

realnego, namacalnego. Marzenia. Czy
możesz być moim marzeniem, Cass?

W tym momencie, kiedy ich twarze

były zaledwie centymetry od siebie, a
ich ciała dotknęły się i Cassidy
prze​niknęło ciepło Colina, pomyślała, że
mogłaby być wszystkim, o co by
poprosił. Nic nie było niemożliwe.
Uświadomiła sobie, na czym polega
jego

władza

nad

kobietami.

Był

czarujący, wyglądał trochę jak pirat, i
pewnie dlatego wręcz oczekiwała, że w
jego mowie pojawi się egzotyczne
brzmienie. A w ogóle męski i silny był
ten Colin Sullivan. Wiedziała, że był

background image

świadom tej władzy, jaką miał nad
kobietami, i używał jej bez skrupułów.
Ale

nawet

to

dodawało

mu

atrakcyjności. Czuła, że ulega jego
urokowi, a emocje przysłaniają jej
rozum. Zastanawiała się, jakie to byłoby
uczucie, gdyby jego usta dotknęły jej
warg i czy ten pocałunek byłby tak
ekscytujący, jak to sobie wyobrażała.
Broniąc się przed takimi myślami,
położyła ręce na piersi Colina i
odsunęła się na bezpieczną odległość. I -
Niełatwy z ciebie facet, Colin. - Wzięła
głęboki oddech, aby uspokoić drżenie
rąk.

- Masz rację. - Na jego twarzy

wyraz

irytacji

mieszał

się

z

background image

ciekawością. - Ile masz lat, Cassidy?

- Dwadzieścia trzy. - Spojrzała mu

w oczy. - Dlacze​go pytasz?

Wzruszył ramionami, wsunął ręce

do kieszeni i zaczął spacerować po
pokoju.

-

Muszę

wiedzieć

o

tobie

wszystko, zanim zacznę pracować.
Portret musi pokazać, kim jesteś, na tym
właśnie trzeba się skupić. Znajdź jak
najprędzej odpowiednią sukienkę. Chcę
zacząć pracę. Już pora.

W jego ruchach pojawił się

pośpiech, co kontrastowało z tym
Colinem, który dosłownie przed chwilą

background image

uwodził ją swym głosem. Kim jest Colin
Sullivan, zastanawiała się Cassidy.
Wiedziała, że to, co odkryje, może
okazać się niebezpieczne, ale pragnęła
dowiedzieć się o nim jak naj​więcej.

- Myślę, że wiem, jakiej sukni

szukasz - zaryzykowała. - Wprawdzie
nie całkiem jest koloru kości słoniowej,
coś bliżej perłowego, ale fason ma
prosty. Niestety kosztuje bardzo dużo,
bo to jedwab.

- Gdzie ją można dostać? -

Zatrzymał się przed nią.

- Chodźmy ją zobaczyć.

Pospiesznie ujął Cassidy pod rękę

background image

i

wyprowadził

tylnymi

drzwiami.

Schodziła

ostrożnie

po

stromych

schodach, nie ryzykując połamania
karku.

- Którędy teraz? - zapytał, kiedy

doprowadził ją przed front budynku.

- To tylko kilka domów stąd. -

Machnęła ręką w lewo.

- Ale Colin... - Zanim skończyła

myśl, już prowadził ją pospiesznie we
wskazanym kierunku. - Colin, myślę, że
powinieneś

wiedzieć...

Boże,

nie

nadążam. Mógłbyś zwolnić?

- Masz długie nogi. - Nie zwolnił

tempa.

background image

Jęknęła zdegustowana i próbowała

dotrzymać mu kroku.

- Myślę, że powinieneś coś

wiedzieć. Ta sukienka jest w sklepie, z
którego zostałam wczoraj zwolniona.

-

Sklep

odzieżowy?

-

Ta

wiadomość zainteresowała go na tyle, że
zwolnił nieco i przyjrzał się uważnie
Cassidy. Odgarnął jej włosy. - Co ty
robiłaś w sklepie z sukien​kami?

Posłała mu mrożące spojrzenie.

- Zarabiałam na życie, Sullivan.

Niektórzy muszą tak robić, żeby mieć co
jeść.

background image

- Nie drażnij się ze mną, Cass -

poradził łagodnie.

-

Nie

jesteś

profesjonalną

sprzedawczynią.

- I właśnie dlatego zostałam

zwolniona. - Uśmiechnęła się. - Nie
jestem też profesjonalną kelnerką, więc
straciłam pracę w barze, bo nie
pozwalałam

się

podszczypywać

i

obrzucać

sałatką.

Nie

będę

już

wspominała mojej krótkiej kariery
operatorki centrali telefonicznej. To
smutna, wręcz żałosna historia, a dziś
jest taki piękny dzień.

- Uniosła głowę, żeby uśmiechnąć

się do Colina.

background image

Znów się jej przyglądał.

- Jeśli nie jesteś ani profesjonalną

sprzedawczynią,

ani

kelnerką,

ani

operatorką centrali telefonicznej, to kim
je​steś, Cass?

- Walczę o to, by być pisarką, a

wygląda na to, że imałam się różnych
nieodpowiednich

zajęć,

odkąd

skoń​czyłam szkołę.

- Pisarka... - Pokiwał głową

patrząc w dół na Cassidy. - Co piszesz?

- Nowele, których nikt nie

publikuje. - Ponownie się uśmiechnęła. -
I sporadycznie artykuły o tym, jaki
wpływ mają perfumy na nowoczesnych

background image

mężczyzn. Muszę coś pisać, żeby nie
wyjść z wprawy.

- Jesteś chociaż w tym dobra? -

Ominął kolejnego przechodnia, nie
spuszczając z niej wzroku.

-

Jestem

naturalna,

niezmanierowana, drzemie we mnie
wielki nieodkryty talent. - Odrzuciła
włosy na ramiona i wskazała na sklep. -
Jesteśmy na miejscu. Butik The Best.
Ciekawa jestem, co Julia powie, gdy
mnie zobaczy. Pewnie pomyśli, że
jestem twoją utrzymanką - Przygryzła
wargi, żeby stłumić chichot, po czym
ponownie spojrzała na Colina: - Masz w
zanadrzu kilka zniewalających spojrzeń?
- Iskry rozbawienia tańczyły w jej

background image

oczach, kiedy zatrzymała się przed
wejściem do sklepu. - Mógłbyś posłać
mi kilka i dałbyś Julii temat do rozmów
na najbliższe tygodnie. - Otworzyła
drzwi, a na jej pięknej twarzy pojawił
się uśmiech.

Poprawna

jak

zawsze

Julia

powitała

Colina

z

przesadną

grzecznością i jedynie z nieznacznym
zaskoczeniem

spojrzała

na

dawną

pracownicę. Gdy dotarło do niej, że
zawitał do jej sklepu sam wielki
Sullivan, jej oczy rozszerzyły się ze
zdumienia, które stało się jeszcze
większe, gdy Cassidy poprosiła o
sukienkę z perłowego jedwabiu.

background image

Wchodząc

do

przymierzalni,

uświadomiła

sobie,

jak

dziwnie

wszystko się układa. Nieco ponad
dwadzieścia cztery godziny temu stała
na zewnątrz tego dużego pomieszczenia,
trzymając naręcze odrzuconych przez
klientkę sukienek. I nie myślała nawet o
Colinie Sullivanie. Teraz zdawało się,
że zdominował jej myśli i czyny. Cienki,
chłodny jedwab oplótł jej ciało tylko
dlatego, że Colin tego zapragnął. Jej
serce biło szybciej, gdyż wiedziała, że
czekał przed przymierzalnią, chcąc
zobaczyć

efekt.

Zapięła

suwak,

wstrzymała oddech i odwróciła się. Jej
odbicie wydawało się patrzeć na nią z
niekłamanym respektem.

background image

Sukienka opadała prostą linią,

podkreśloną delikatnością materiału.
Ramiona prześwitywały przez cienki,
przezroczysty

jedwab.

Cassidy

odetchnęła powoli. To była wymarzona
suknia. Romantyczna i prosta zarazem.
Cassidy wyglądała w niej zarówno
delikatnie, jak i niezmiernie elegancko.
Nerwowo zwilżyła wargi i wyszła z
przy​mierzami.

Colin

czarował

Julię,

co

wzburzyło Cassidy. W jego oczach
pojawiły się chochliki, kiedy uniósł dłoń
Julii do swych ust. Cassidy nauczyła się
trzymać nerwy na wodzy. Uśmiechnęła
się nieznacznie.

- Colin.

background image

Odwrócił się. Uśmiech, który

rozjaśniał jego twarz i oczy, natychmiast
przygasł. Colin puścił rękę Julii i zrobił
kilka kroków naprzód. Cassidy, która już
miała zamiar obrócić się, by mógł się jej
przyjrzeć,

zamarła

w

bezruchu,

zahipnotyzowana jego spojrzeniem.

Jego wzrok powoli powędrował

w dół i ponownie do góry, zatrzymując
się na twarzy Cassidy. Oblała się
rumieńcem. Jak Colin to robił, że czuła
się na zmianę tak pełna życia i tak słaba?
I to tylko z powodu jego spojrzenia.
Chciała coś powiedzieć, żeby przerwać
tę niewygodną ciszę, ale nie mogła
wydusić z siebie ani słowa, poza tym, że

background image

powtórzyła:

- Colin? - Brzmiało to jak pytanie

o akceptację, choć wcale tego nie
chciała.

Coś błysnęło w jego oczach, po

czym szybko zniknęło, a koncentracja
zmieniła się w irytację.

- Ta sukienka będzie dobra. Każ ją

zapakować i zabierz ze sobą jutro.
Wtedy zaczniemy. - Jego głos brzmiał
odpychająco.

W głowie Cassidy kołatał milion

pytań i wątpliwości.

- To wszystko?

background image

- Tak, to wszystko. Godzina

dziewiąta jutro rano. Nie spóźnij się.

Cassidy odetchnęła ciężko. Czuła

pogardę do tego faceta. Patrzyli na
siebie przez kolejną minutę, a napięcie
narastało w powietrzu. Po chwili
Cassidy odwróciła się i weszła do
przymierzalni.

ROZDZIAŁ TRZECI

Cassidy spędziła większą część

nocy na rozmyślaniach o minionym dniu
i swoich emocjach, i do rana zdążyła
wszystko sobie poukładać. Nie miała
najmniejszego powodu, żeby złościć się
na Colina. Jego reakcja, gdy Cassidy

background image

pokazała się w jedwabnej sukni, była
właśnie taka, jakiej należało się
spodziewać. Jadąc tramwajem przez
miasto i trzymając w ręku paczkę z
sukienką, obiecywała sobie, że zachowa
dystans wobec swego szefa.

Bo przecież jest jej szefem, skoro

zatrudnił ją na całe dwa miesiące. Ale
przede wszystkim jest artystą, i to
ob​darzonym dużym temperamentem.

Wysiadła z tramwaju, aby resztę

drogi

przejść

piechotą.

Cassidy

wiedziała, że Colin zauważył coś
szczególnego w jej twarzy, i zamierza
uwiecznić to na płótnie. Myśli o niej
jedynie w kategoriach zawodowych, tak
jak i ona o nim. Zresztą jak mogłoby być

background image

inaczej, skoro ledwie się poznali. To, co
wydarzyło się wczoraj, było miłe i
intrygujące, ale na pewno nie można
powiedzieć, że coś zaiskrzyło między
nimi. Byłaby to gruba przesada. Przecież
te sprawy nie dzieją się w ten sposób, a
na pewno nie tak szybko. Jedyne, co ich
łączy, to więź między artystą i modelką.
Wszystko

inne

to

tylko

kolejne

scenariusze pisane przez jej umysł.

Dotarła do studia i zapukała. Jej

postanowienie

o

profesjonalnej

postawie w nowej pracy zachwiało się,
kiedy drzwi otworzyła Gail.

- Cześć - powiedziała Cassidy z

uśmiechem, choć we wzroku Gail nie

background image

było nic, co zachęcałoby do przyjaznych
zachowań.

W odpowiedzi zobaczyła tylko

zapraszający do wejścia gest ręki.
Colina nigdzie nie było widać. Cassidy
z jednej strony podziwiała styl Gail, z
drugiej była rozczarowana, wręcz czuła
duży dyskomfort, że to nie Colin
otworzył drzwi. Dodatkowo miała
wrażenie, że w dżinsach i sweterku
wygląda przy Gail jak obdartus.

- Przyszłam zbyt wcześnie?

Gail,

zanim

odpowiedziała,

powoli obeszła ją wokół, uważnie się
przyglądając.

background image

- Colin zaraz będzie. Czy te loki są

naturalne, czy to efekt trwałej?

- Naturalne - odparła wolno

Cassidy.

- A kolor?

- Też naturalny. Dlaczego pytasz?

- Tylko z ciekawości, skarbie,

tylko z ciekawości. Colina bardzo
poruszyła, wręcz zafascynowała twoja
twarz. Wygląda na to, że dopadł go jakiś
romantyczny nastrój. Według mnie źle to
wróży przyszłemu dziełu. - Zwęziła
oczy, jakby chciała dokładnie zapoznać
się z fakturą skóry Cassidy.

background image

- Chcesz policzyć zęby? - spytała

Cass.

- Nie bądź złośliwa. Colin i ja

często wymieniamy się modelkami.
Patrzę, czy się do czegoś nadajesz.

- Nie jestem paczką zapałek,

panno Kingsley - uniosła się Cassidy.

- Dobra modelka powinna być

elastyczna - zganiła ją Gail. - Mam
nadzieję, że przynajmniej nie ośmieszysz
się jak ta poprzednia.

-

Poprzednia?

-

zapytała

zaskoczona Cassidy i zaraz tego
pożałowała. Powinna była zachować
dystans,

nie

okazywać

takiego

background image

zainteresowania.

- Zakochała się po uszy w Colinie.

- Gail uśmiechnęła się chłodno. Jej
niecierpliwe, gwałtowne ruchy drażniły
Cassidy. Była jak przyczajony, gotów do
ataku kot.

- Co gorsza, wyobraziła sobie, że

Colin także się w niej zakochał. To było
doprawdy

żenujące.

Słodka

mała

laleczka. Skóra biała jak mleko i ciemne
oczy. Oczywiście na koniec Colin
zachował się wobec niej paskudnie.
Taki już jest, gdy ktoś próbuje go
ograniczać. Nie ma nic gorszego niż
ciągłe słuchanie czyichś westchnień,
prawda?

background image

-

Nie

mam

pojęcia

-

odpowiedziała Cassidy łagodnie.

- Ale nie musisz się obawiać, nie

zamierzam zamęczać Colina moimi
westchnieniami. On potrzebuje mojej
twarzy, a ja potrzebuję pracy. -
Postanowiła od razu wszystko wyjaśnić,
by potem nie było niepotrzebnych
nieporozumień. - Nie sprawię ci
żadnych kłopotów, Gail. Jestem zbyt
zajęta, żeby wdawać się w romans z
Colinem.

Gail zatrzymała się i zmarszczyła

brwi, po czym ruszyła ponownie w
kierunku drzwi.

- To ułatwi nam współżycie, nie

background image

sądzisz? Możesz się tu przebrać.

Gdy

Gail

wyszła,

Cassidy

odetchnęła głęboko i po​trząsnęła głową.

Jednak

artyści

naprawdę

zwariowani, pomyślała.

Oburzona

zachowaniem

Gail,

ruszyła w kierunku wskazanych drzwi,
znalazła małą garderobę i zaczęła się
przebierać. Podobnie jak wczoraj, dotyk
jedwabiu sprawił, że poczuła się inną
osobą.

Czy dlatego, że suknia jest tak

elegancka

i

prosta

zarazem?

-

pomyślała. A może dlatego, że tak
właśnie myśli o mnie Colin?

background image

Jakkolwiek było, Cassidy nie

mogła

zaprzeczyć,

że

czuła

się

silniejsza, kiedy miała na sobie tę suknię
- bardziej pewna siebie i bardziej
kobieca. Rzuciła okiem na swoje
odbicie w lustrze, otworzyła drzwi i
weszła do studia.

- O, jesteś tutaj.

Udała

zaskoczenie,

kiedy

zobaczyła Colina, który wpatrywał się
w czyste płótno. Widziała tylko jego
profil, gdyż nie odwrócił się do niej.
Ręce trzymał w kieszeniach, ubrany był
zwyczajnie, podobnie jak poprzedniego
dnia, a ten strój doskonale podkreślał
jego budowę. Był skupiony, zacisnął
usta, zwęził oczy.

background image

Jest bardzo atrakcyjny i wspaniale

byłoby się nim opiekować, przemknęło
przez głowę Cassidy. Zatrzymała się,
pewna, że nawet nie usłyszał, jak
weszła.

- Chcę od razu zacząć malować na

płótnie

-

powiedział,

nadal

nie

odwracając się w jej kierunku. - Na
stole leżą fiołki. Pasują do twoich oczu.

Cassidy zobaczyła małe kwiatki

rzucone w artystycznym nieładzie.
Uśmiechnęła się uradowana.

- Och, są piękne!

Podeszła do stołu, podniosła fiołki

background image

i ukryła twarz w ich delikatnych
płatkach. Pachniały łagodnie i słodko.
Oczarowana,

uniosła

oczy,

żeby

podziękować Colinowi.

-

Szukałem

czegoś,

co

by

kontrastowało z sukienką - powiedział,
nie zmieniając pozycji ani wyrazu
twarzy.

Przyjemne uczucie prysło niczym

bańka mydlana. Cass spojrzała na
kwiatki i westchnęła. Sama była sobie
winna. Oczywiście kupił je jako
rekwizyt, a nie dla niej. To śmieszne, że
mogła pomyśleć inaczej. Potrząsnęła
głową i podeszła do Colina.

- Widzisz mnie już na tym płótnie?

background image

Odwrócił się i spojrzał na nią, ale

wyraz skupienia nie zniknął z jego
twarzy.

- Tak, będą pasować. Stań tam,

chcę cię zobaczyć w świetle z okna.

Kiedy przesuwał ją po pokoju,

szukając

najlepszego

oświetlenia,

Cassidy odwróciła głowę i spojrzała na
niego.

-

Dzień

dobry,

Colin

-

powiedziała czystym, słodkim głosem.

- Kiedy pracuję, nie zawracam

sobie głowy dobrymi manierami. -
Zatrzymał się przy oknie.

background image

- Jestem cholernie zadowolona, że

to wyjaśniłeś. - Uśmiechnęła się
uprzejmie.

- Znany jestem również tego, że na

śniadanie pożeram młode, przemądrzałe
dziewki.

- Dziewki!? - uśmiechała się już

ponad miarę słodko. - Brzmi cudownie,
kiedy tak mówisz. „Namiętne, młode
dziewki" zabrzmiałoby jeszcze lepiej.

- Ale to określenie do ciebie nie

pasuje. - Jedną ręką uniósł jej brodę, a
drugą odgarnął włosy z ramienia.

- Ach... - Cassidy poczuła się

urażona.

background image

- Kiedy już raz cię ustawię, nie

ruszaj się. Jak się zdenerwuję, mogę
rzucić w ciebie sztalugą.

Mówiąc to, ustawiał jej twarz i

sylwetkę. Jego dotyk był bezosobowy i
chłodny.

Cassidy

pomyślała,

że

traktował ją jak przedmiot. Po jego
oczach

zorientowała

się,

że

jest

całkowicie nieobecny myślami. Podczas
pisania zachowywała się podobnie. Też
zamykała się w swoim świecie i
tworzyła.

Odsunął się od niej i obserwował

w milczeniu. Stała prosto i naturalnie. W
dłoniach miała bukiet. Delikatnie zgięte
w łokciach ręce trzymała luźno, dłonie
były na wysokości bioder. Włosy

background image

spływały na ramiona. Colin poprawił
jeszcze raz ułożenie głowy i polecił
Cassidy, by się nie - odzywała, dopóki
jej na to nie pozwoli.

Zastosowała

się

do

nakazu,

ruszała jedynie oczami, obserwując, jak
Colin stanął ponownie za sztalugami i
rozpoczął pracę. Wiele minut upłynęło
w ciszy. Cassidy patrzyła, jak poruszał
ręką, w której trzymał kawałek węgla.
Ciągle taksował jej rysy i kształty, a
jego

świdrujący

wzrok

nieomal

fizycznie przeszywał ciało. Czuła, że
kiedy tak pa​trzy jej w oczy, może zajrzeć
do duszy i prawdopodobnie przeczytać
tam więcej, niż ona sama wiedziała.
Świadomość tego sprawiła, że zamiast

background image

się

zdenerwować,

poczuła

zaintrygowanie. Co widzi? Jak to
przeleje na płótno?

- W porządku - powiedział nagle.

- Możesz przez chwilę rozmawiać, ale
nie zmieniaj pozycji. Opowiedz mi o
tych

swoich

nieopublikowanych

powieściach.

Kontynuował pracę w tak wielkim

skupieniu, że Cassidy uznała zaproszenie
do rozmowy jako swoistą formę relaksu.
Była pewna, że nawet jeśli jej słowa
dotrą do Colina, to jednym uchem
wpadną, a drugim wypadną.

- Prawdę mówiąc, jest tylko jedna,

no, jedna cała i pół następnej. Nad drugą

background image

obecnie pracuję, a pierwsza jest
przesyłana

z

wydawnictwa

do

wydawnictwa.

Opowiada

o

dojrzewającej kobiecie, o wyborach,
jakie podejmuje i błędach, jakie
popełnia.

Czy

wiesz,

jak

trudno

rozmawiać bez gestykulowania rękami?
Nigdy nie zwracałam na to uwagi.

- To ta twoja celtycka krew. -

Spojrzał na nią przez chwilę, by zaraz
powrócić do pracy. - Czy będę mógł
przeczytać twoją powieść?

Zaskoczona Cassidy dopiero po

chwili pozbierała myśli.

- Tak, oczywiście. Jeśli tylko

zechcesz...

background image

- Świetnie. Przynieś ją jutro ze

sobą

Teraz

bądź

cicho.

Muszę

popracować nad twarzą.

Trwało jakiś czas, nim Colin

odłożył węgiel i potrząs​nął głową.

- Nie jest dobrze. - Spojrzał spode

łba na Cassidy, upewniając się, że się
nie rusza i nie próbuje czegoś
powiedzieć. - Nie zapewniasz mi
odpowiedniego nastroju. Rozumiesz, o
co mi chodzi? - spytał niecierpliwie.

Nie odpowiedziała, pytanie było

bowiem retoryczne.

- Nie chcę złudzenia. Pragnę

namiętności. Namiętności i pasji, które

background image

są w tobie, Cass. Jest ich nawet więcej,
niż potrzebuję do tego obrazu.

Spojrzał na nią w taki sposób, że

zakręciło jej się w głowie. Serce zabiło
mocniej.

- Potrzebuję obietnicy. Kobiety,

która kusi kochanka. Potrzebuję nadziei i
świeżości tryskającej z niewinności.
Nietkniętej niewinności, ale nie znaczy,
że niemożliwej do zdobycia. Tego
właśnie od ciebie oczekuję. W twoich
oczach ma być płomień, twoje usta mają
wyglądać, jakby dopiero co były
całowane i jakby oczekiwały kolejnych
pocałunków. Jak te.

Przycisnął gwałtownie swoje usta

background image

do jej warg. Objął dłońmi jej twarz i
pogładził policzki. Jego usta były ciepłe
i

miękkie.

Całował

szybko

i

zdecydowanie. Gdzieś głęboko z jej
środka przyszła odpowiedź na jego
zarzuty. Tak wyczekiwana namiętność:
najpierw tląca się, wreszcie buchająca
ogniem. Poczuła moc, która uwolniła
się, gdy tylko Colin odsunął usta.

Chociaż nie była tego świadoma,

jej ciało wyrażało właśnie to, czego
oczekiwał: wyczekiwanie, kuszenie,
niewinność. Spojrzał na jej usta, po
czym wrócił do szta​lugi.

Cassidy

próbowała

uspokoić

szalejący umysł. Rozsądek podpowiadał
jej, że ten pocałunek nic nie znaczył, ale

background image

serce myślało inaczej. W ciągu kilku
kolejnych sekund jej ciałem wstrząsały
sprzeczne doznania.

Była dorosła. Pocałunki były

bardziej powszechne niż uściski dłoni.
To

tylko

zdradliwa

wyobraźnia

próbowała zmienić to w coś innego.
Tylko wyobraźnia, powtarzała sobie w
myślach. Colin wziął ją z zupełnego
zaskoczenia. Nie miał prawa tego
zrobić, szczególnie w tak władczy i
intymny sposób. Wstrząsnęło nią to tym
bardziej, że jeszcze żadnemu mężczyźnie
nie

przyzwoliła

na

coś

takiego.

Próbowała całe zdarzenie poukładać
sobie w głowie, gdy nagle Colin odłożył
węgiel i zakomunikował, że pora na

background image

przerwę. Wytarł ręce i spojrzał na nią w
taki sposób, jakby zobaczył ją pierwszy
raz.

Kiedy

zmieniła

pozycję,

ze

zdziwieniem zdała sobie sprawę, jak
Zesztywniałe ma mięśnie.

- Jak długo tak stałam? -

Przeciągnęła się, poruszyła ramionami. -
Chyba ponad dwadzieścia minut.

- Być może. - Colin spojrzał na

płótno. - Idzie nam całkiem nieźle.
Chcesz kawy?

- Dwadzieścia minut to całkiem

sporo. Od jutra będę przynosić stoper. A
kawę poproszę.

background image

- Przyniosę.

- Mogę spojrzeć? - Wskazała na

obraz.

- Nie.

Cass westchnęła niezadowolona.

- A co z pozostałymi? - Potoczyła

wzrokiem po płótnach, które znajdowały
się w pokoju. - Czy one też objęte są
tajemnicą?

- Możesz obejrzeć wszystkie poza

tym, nad którym pracuję. - Wyszedł.

Odłożyła bukiet i ruszyła w stronę

płócien porozstawianych bez wyraźnego

background image

porządku. Niektóre były małe, inne tak
duże, że z trudem je odwracała. Z każdą
chwilą czuła większy podziw dla talentu
Colina. Zrozumiała, dlaczego nazywano
go mistrzem koloru i światła Na
obrazach widać było tę delikatność,
którą zauważyła w jego dłoniach;
szczerość emanowała z portretów,
witalność

z

wiejskich

pejzaży

i

miejskich scen; gra światła i cienia
ożywiała każdą pracę. Zastanawiała się,
czy malował to, co widział, czy to, co
podpowiadało

mu

serce.

Potem

zrozumiała, że była to mieszanina obu
tych sfer. Colin widział świat inaczej niż
przeciętny człowiek i potrafił oddać to
w

swych

dziełach.

Jego

obrazy

poruszyły ją prawie tak mocno jak sam

background image

artysta.

Ostrożnie

odwróciła

kolejne

płótno. Obraz był piękny. Przedstawiał
kobietę leżącą niedbale w negliżu na
kanapie. Teraz ta sama kanapa stała
pusta w końcu studia. Na twarzy kobiety
malowały się leniwy uśmiech i pewność
siebie. Po skórze białej jak mleko i
ciemnych oczach Cassidy rozpoznała
modelkę, o której mówiła Gail dziś
rano.

- Piękna, prawda? - zapytał nagle

Colin, stając za jej plecami.

- Tak. - Odwróciła się i wzięła

kubek z jego rąk. - Nigdy nie widziałam
piękniejszej kobiety.

background image

- Jest niemal perfekcyjna i ma

wspaniałe ciało.

- Aha. - Cassidy próbowała ukryć

rozdrażnienie.

- Jest bardzo zmysłowa i widać,

że dobrze się z tym czuje - dodał.

- Tak - powiedziała łagodnie,

sącząc kawę. - Uchwyciłeś to bardzo
precyzyjnie.

Ton głosu zdradził jej emocje.

Colin uśmiechnął się.

- Och, Cass, jesteś dla mnie jak

otwarta księga i z pewnością jesteś
najbardziej zachwycającą istotą, jaką

background image

spotkałem w ostatnich latach. - W jego
głosie słychać było irlandzki akcent,
który skusił, jak sądziła Cassidy, wiele
pięknych kobiet.

- Nie mogę za tobą nadążyć,

Sullivan. - Przyglądała mu się, kryjąc
się za kubkiem z kawą. Słońce
przeświecało przez jej włosy i kładło
cienie

na

jedwabnej

sukience.

-

Dlaczego osiadłeś w San Francisco?

Spojrzał na nią. Zastanawiała się,

czy widzi w niej już osobę, czy nadal
patrzy na nią jak na przedmiot.

- To miasto jest jak świat w

pigułce. Lubię jego kontrasty i mroczną
historię.

background image

- I to, że potrafi wykorzystać tę

mroczną historię, zamiast za nią
przepraszać... Ale nie tęsknisz za
Irlandią?

- Wracam tam od czasu do czasu. -

Podniósł kubek i wypił łapczywie kilka
łyków. - Irlandia dodaje mi nowych sił.
Czuję się tam, jakbym wracał do
korzeni. Tu znajduję pasję, a tam spokój.
Moja dusza potrzebuje i jednego, i
drugiego. - Spojrzał na nią ponownie.
Barwa fioletu w jej oczach pociemniała.
Na jej twarzy wymalowane były
wszystkie myśli. I wszystkie dotyczyły
jego. - Kończ kawę. Chcę dopracować
wstępny szkic jeszcze dzisiaj. Jutro
zacznę malować farbami.

background image

Poranek

minął

niemal

w

całkowitej ciszy. Cassidy wykorzystała
ten czas na przyglądanie się Colinowi.
Wyczy​tała z jego diabelskiego wyglądu i
ognia w spojrzeniu niebieskich oczu, że
nadal tliła się w nim irlandzka dusza,
teraz

jeszcze

bardziej

dla

niej

fascynująca.

Przypomniała sobie tę krótką

chwilę namiętności, kiedy to jego usta
połączyły się z jej wargami. Przez
moment zastanawiała się, jakie to
byłoby uczucie, gdyby trzymał ją w
ramionach, gdyby naprawdę coś ich
łączyło. Mimo iż jej doświadczenia w
kontaktach

z

mężczyznami

były

niewielkie, instynkt podpowiadał jej, że

background image

Colin Sullivan jest niebezpiecznym
mężczyzną. Była nim stanowczo za
bardzo zainteresowana. Jego dominacja
była

dla

niej

wyzwaniem,

jego

fizyczność ją pociągała, a kapryśność -
intrygowała.

Cassidy przypomniała sobie ciętą

uwagę, jaką Gail Kingsley wygłosiła na
temat jej poprzedniczki. Przed oczami
zobaczyła

obraz

czerwonowłosej

piękności i cza​rującej modelki.

Wiedziała jednak, że nie jest

podobna do żadnej z nich. Nie
przyciągała uwagi swoim wyglądem, nie
była też szczególnie seksowna. A Colina
- jako mężczyznę, i do tego jeszcze
artystę - otaczają kobiety szczególne.

background image

Zganiła się za ten tok myślenia.

Nie byłoby dobrze, gdyby zaangażowała
się w kontakty z mężczyzną takim jak
Colin Sullivan.

Nie

zabrnij

zbyt

daleko,

przestrzegała się w duchu. Nie otwieraj
przed nim żadnych drzwi. Nie daj się
zranić.

To ostrzeżenie zaskoczyło ją.

Zrelaksuj się, nakazała sobie.

Spojrzała na Colina i zauważyła,

że

wpatruje

się

w

płótno.

Skoncentrowany był na tym, co tylko on
mógł zobaczyć.

background image

- Przebierz się - nakazał, nie

podnosząc wzroku. Myśli Cassidy
rozpłynęły się na dźwięk jego głosu.
Niegrzeczny, to najdelikatniejsze słowo,
jakim można go opisać, pomyślała.
Trzymając nerwy na wodzy, poszła do
garderoby.

- Moje obawy są bezpodstawne -

mruknęła do siebie, gdy już zamknęła
drzwi. W istocie, Sullivan nikogo nie
dopuszczał do siebie na tyle blisko, by
mógł go zranić. Cassidy była więc
bezpieczna.

Kilka chwil później wyszła z

garderoby w swoim ubraniu. Pogrążony
w myślach Colin stał, patrząc w okno, z
rękami wsuniętymi w kieszenie.

background image

- Powiesiłam suknię w tamtym

pokoju - powiedziała chłodno. -
Wychodzę, bo widzę, że już skończyłeś
pracę. - Podniosła torebkę z krzesła.
Przewiesiła ją przez ramię i odwróciła
się w kierunku drzwi, a wtedy Colin
chwycił ją za rękę.

- Znowu marszczysz brwi, Cass. -

Uniósł palec, aby dotknąć jej czoła. -
Jeśli przestaniesz, kupię ci lunch, zanim
wyjdziesz.

- Nie mów do mnie takim

protekcjonalnym tonem, Sullivan. -
Nachmurzyła się jeszcze bardziej. - Nie
jestem pierwszą naiwną, żeby mnie
głaskać,

niańczyć

i

zabawiać

background image

uśmiechami.

Uniósł brew.

- W porządku. Nie ma sensu

rozstawać się w złości.

- Nie jestem zła. - Próbowała

wyzwolić się z jego uścisku. - To
najnormalniejsza reakcja na twoją
bezczel​ność. Puść moją rękę.

- Jeszcze z tobą nie skończyłem,

Cass. Powinnaś kontrolować swoje
nerwy, kochanie. Wyglądasz z tym
czarująco, a ja nie potrafię się oprzeć
temu, czym jestem zauro​czony.

- Wiem, co cię we mnie pociąga.

background image

Chodzi ci tylko o obraz, o nic więcej,
więc daruj sobie te różne ozdobniki.

- Znów spróbowała uwolnić rękę

z

jego

uścisku.

Krótkim

ruchem

nadgarstka przycisnął ją do swej piersi.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła
oburzona.

- Prowokujesz mnie, bym ci

udowodnił, że się mylisz.

- W jego oczach pojawiło się

rozbawienie i coś jeszcze, co sprawiło,
że jej serce zabiło mocniej.

- Do niczego cię nie prowokuję -

odwarknęła, potrząsając głową z furią
Jej włosy kołysały się i unosiły, po czym

background image

znowu ułożyły się w naturalny sposób.

- Ależ tak. - Wolną rękę zanurzył

w jej włosach i dotknął karku. -
Rzuciłaś mi rękawicę tamtej nocy, kiedy
znalazłem cię we mgle. Myślę, że
najwyższy czas, bym ją podniósł.

- Jesteś śmieszny. - Czuła, że

nerwy wymykają jej się spod kontroli.
Kiedy

chciała

ponownie

coś

powiedzieć, Colin przywarł ustami do
jej warg. Efekt był piorunujący.

Chociaż wydała z siebie cichy jęk

protestu, to zamiast odepchnąć Colina,
jej palce przywarły do jego koszuli.
Wiedząc, że nie napotka oporu, obrócił
ją tak, żeby przylgnęła do niego całym

background image

ciałem. Cassidy zareagowała, jakby całe
życie czekała na taką okazję. Zdawało
się, że zna doskonale każdy centymetr
ciała Colina. Przywarła mocno swoimi
miękkimi

wypukłościami

do

jego

silnych, napiętych mięśni. Przesunęła
dłońmi po jego karku, zatapiając je we
włosach.

Jej

usta

rozwarły

się

delikatnie, przyzwalając mu na śmielsze
działania. Przycisnął ją mocno do
siebie, a jego wargi natarły ze zdwojoną
siłą. Stali tak złączeni w jedno ciało i
tylko

ich

przyspieszone

oddechy

zakłócały ciszę.

To, co czuła Cassidy, wprawiało

ją w zdumienie. Kolana jej drżały,
potrząsnęła głową, żeby odsunąć od

background image

siebie to, co Colin właśnie w niej
obudził. Coś tajemniczego i niezwykle
silnego szykowało się, żeby w niej
wybuchnąć. Ta moc przerażała ją i
jednocześnie pociągała. Wciąż jednak
strach był silniejszy od ciekawości.
Instynkt podpowiadał, że to jeszcze nie
ten czas.

- Nie, Colin, nie mogę. - Oparła

dłonie na jego klatce piersiowej i
spojrzała w jego ciemniejące oczy.

- Ale ja mogę. - Natarł na nią

zachłannymi wargami.

Umysł Cassidy zawirował. Jej

ciało i myśli nie potrafiły sprostać
wyzwaniu, przed jakim postawiła je ta

background image

sytuacja Ale razem z namiętnością rósł
w niej strach. Kiedy Colin uwolnił jej
usta z namiętnego pocałunku, odetchnęła
kilka razy głęboko i powiedziała cicho:

- Puść mnie, proszę. Boję się.

Wiedziała, że mógł dać jej

rozkosz. Jego oczy błyszczały, a ona
nadal mu się opierała Palce na jej szyi
napięły się, po czym rozluźniły i Colin
puścił ją. Cassidy wykorzystała ten
moment, odsunęła się od niego i
poprawiła włosy.

Colin z uwagą obserwował ją, po

czym skrzyżował ręce na piersiach.

- Zastanawiam się, czy więcej

background image

trudności sprawia ci walka ze mną, czy z
samą sobą.

- Też się nad tym zastanawiam -

wypaliła rozbrajająco spontanicznie.

Przekrzywił głowę, zaskoczony jej

odpowiedzią.

-

Jesteś

wyjątkowo

szczera,

Cassidy.

Uważaj,

bo

mogę

to

wykorzystać.

- Jestem pewna, że tego nie

zrobisz. - Wyprostowała ramiona. - Nie
twierdzę, że musimy na zawsze unikać
tego, co między nami zaszło, ale skoro
mamy to już poza sobą, powinniśmy się
postarać, żeby na razie się nie

background image

po​wtórzyło.

- A niech to... - Colin potrząsnął

głową i ryknął homerycznym śmiechem.

- Powiedziałam coś zabawnego?

- Cass, jesteś jedyna w swoim

rodzaju. - Zanim zdążyła odpowiedzieć,
przysunął się do niej, przytrzymał jej
ramiona i uścisnął je po przyjacielsku. -
Brytyjska praktyczność będzie w tobie
zawsze walczyć z celtycką namiętnością.

- Straszny z ciebie romantyk -

zakpiła.

- Drzwi zostały otwarte, Cassidy.

- Jego słowa przypomniały jej o

background image

wcześniejszych

postanowieniach.

-

Pewnie wolałabyś, żebyśmy trzymali je
zamknięte. - Potrząsnął nią gwałtownie.
- Tak, stało się. Drzwi już się nie
zanikną. To się jeszcze powtórzy. -
Puścił ją, cofnął się, ale nadal na siebie
patrzyli. - Idź teraz, dopóki pamiętam, że
się mnie boisz.

Silna pokusa, by się do niego

przytulić, przestraszyła ją. Aby się jej
oprzeć, odwróciła się szybko w stronę
drzwi.

- Jutro o dziewiątej - powiedział,

kiedy naciskała klamkę.

Stał na środku pokoju, z kciukami

zatkniętymi

za

przednie

kieszenie

background image

spodni. Słońce przeświecało przez okno
w dachu, podkreślając ciemną karnację
Colina. Cassidy przeszło przez myśl, że
gdyby była rozsądna, powinna wyjść i
więcej tu nie wracać.

- Nie stchórzysz, Cass, prawda? -

zadrwił, jakby czy​tając w jej myślach.

Potrząsnęła głową i zacisnęła

zęby.

- O dziewiątej - oświadczyła

chłodno i zamknęła za sobą drzwi.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Z każdym dniem Cassidy czuła się

background image

lepiej w roli modelki, mimo iż jej
zdaniem ciężko byłoby komukolwiek
zrelaksować się w obecności Colina.
Był nieprzewidywalny, a jego nastrój
zmieniał się jak w kalejdoskopie.
Szybko się złościł, ale równie szybko
wracał mu dobry humor. Z każdą chwilą,
kiedy poznawała go lepiej, stawał się
dla niej bardziej fascynujący.

To tylko z pisarskiego obowiązku,

usprawiedliwiała się sama przed sobą
za tak wnikliwą obserwację Colina. I
było w tym sporo prawdy, takiej
bowiem postaci potrzebo​wała do swojej
nowej

powieści

-

różnorodnej,

nieobliczalnej, śmiałej. Co chwila
powtarzała sobie, że nic ich nie łączy,

background image

oczywiście poza wymianą przysług, jak
to mię​dzy artystami.

Przez

następne

dni

Colin

zachowywał się nadzwyczaj poprawnie.
Jeśli nawet czasami dotknął Cassidy, to
tylko wtedy, gdy ustawiał ją do
pozowania.

Burzliwy

pocałunek

pozostał żywym wspomnieniem... ale
tylko wspomnieniem.

Siedząc nad maszyną do pisania,

Cassidy uznała, że jest prawdziwą
szczęściarą.

Zdobyła

pracę,

która

podratowała jej sytuację, a Colin
Sullivan był całkowicie pochłonięty
tworzeniem. Była szczera ze sobą na
tyle, by przyznać, iż Colin naprawdę ją
pociąga. Ale cóż, tak bardzo był

background image

pochłonięty malowaniem, że fakt, iż
Cassidy jest żywą istotą, z trudem do
niego docierał. Chyba że poruszyła się
podczas pozowania. Ale to lepiej, że
ignorował ją jako kobie​tę, uznała.

Owszem, pociągał ją, i było to

całkiem naturalne, lecz nie zamierzała
zachować się równie głupio jak jej
poprzedniczka. O nie! Uważała, że jest
zbyt rozsądna, by zakochać się w
Colinie. Powtarzała to sobie w myślach
wielokrotnie, umacniając się w swoim
postanowieniu. Colin Sullivan ma swoją
sztukę i swoją Gail. Ona - Cassidy St.
John - ma swoją pracę. Spojrzała na
pustą kartkę i westchnęła. Obiecała
sobie,

że

skończy

rozdział,

nie

background image

zaprzątając sobie głowy ani jedną myślą
o Colinie. Okazało się to jednak bardzo
trudne, wręcz niewykonalne.

Po pewnym czasie, kiedy rozdział

był niemal skończony, ktoś zapukał do
drzwi.

- Kto tam?

- Cześć, Cass. - W progu pojawił

się rudobrody Jeff Mullans. - Masz
chwilę?

Jeff był sąsiadem, do którego

miała słabość, więc otworzyła szerzej
drzwi, zapraszając go do wejścia.

Jeff wpakował się do środka

background image

razem z gitarą i sześciopakiem piwa.

- Mogę trochę tego towaru

schować w twojej lodówce? Moja
tradycyjnie jest zepsuta, a skwar jak na
pustyni.

- Wiesz, gdzie jest kuchnia.

- O rany. Czym ty się żywisz? -

wykrzyknął Jeff, ujrzawszy w lodówce
tylko karton soku, dwie marchewki i
kawałek papryki. - Chodźmy do knajpy
na rogu, to pokażę ci prawdziwe żarcie.
Mają świetne tacos i nieświeże pączki.

- Brzmi wspaniale, ale naprawdę

muszę wreszcie skończyć ten rozdział.

background image

- Nie wiesz, co tracisz, Cass. -

Jeff podrapał się po brodzie. - Masz
jakieś wieści z Nowego Jorku?

- Na razie cisza. Jeszcze za

wcześnie

na

jakiś

sygnał,

ale

cierpliwość nie jest moją mocną stroną.

- Wierzę, że ci się uda. Jeśli

powieść jest równie dobra jak ostatnie
opowiadanie z magazynu, to jesteś na
dobrej drodze.

Uśmiechnęła się, mile połechtana

komplementem.

- A ty nie chciałbyś powalczyć o

stanowisko redaktora w nowojorskim
wydawnictwie?

background image

- Nie potrzebujesz mojej pomocy,

dziecinko.

Poza

tym

inaczej

zaplanowałem sobie życie. Zostanę
znanym tek​ściarzem i wykonawcą.

- Jasne. - Cassidy odchyliła się na

krześle i patrząc na Jeffa, doszła do
wniosku, że byłby dobrym modelem dla
Colina. - Masz jakieś koncerty w
przyszłym tygodniu?

- Dwa. A jak sesje z Sullivanem?

Widziałem

kilka

jego

prac,

niesamowite. Jak się czujesz jako
modelka jednego ze współczesnych
mistrzów?

- To dziwne uczucie, Jeff Prawdę

mówiąc, nigdy nie jestem pewna, czy on

background image

widzi mnie podczas malowania i czy to
ja jestem na płótnie. Być może
wykorzystuje tylko jakieś moje cechy do
stworzenia tego obrazu. Tak samo robię
ja, gdy konstruuję moich bohaterów.

- Jaki on jest? - Jeff zauważył, jak

bardzo zmieniają się oczy Cassidy, gdy
zaczyna mówić o Colinie Sullivanie.
Blask padający ze stojącej na biurku
lampki tworzył wokół jej głowy
świetlistą poświatę.

- Jest fascynujący - szepnęła jakby

do siebie. - Wygląda jak pirat, trochę
niebezpiecznie, trochę fantazyjnie. Ma
najbardziej niesamowite oczy, jakie
kiedykolwiek widziałam. A jego dłonie
są przepiękne. Nie znam słowa, które

background image

mogłoby je opisać. Po prostu są...
nieskończenie piękne. - Jej głos stawał
się coraz bardziej miękki i delikatny, a
w oczach pojawiło się rozmarzenie. -
Emanuje

niezwykłą

zmysłowością,

szczególnie kiedy maluje. Do pracy
napędza go jakaś wewnętrzna siła.
Zamyka się wówczas w sobie i tworzy.
Raz kazał mi coś opowiedzieć, więc
mówiłam to, co akurat przyszło mi do
głowy. Nie wiem, czy w ogóle mnie
słuchał. Tak naprawdę to jest bardzo
trudnym człowiekiem. Ma okropny
charakter, a kiedy się złości, co zdarza
mu się często, w jego głosie słychać
irlandzki akcent. - Uśmiechnęła się. -
Warto go podrażnić, żeby to usłyszeć.
Jest bezczelny i nieskończenie pewny

background image

siebie,

arogancki

wprost

nie

do

wytrzymania, a jednocześnie czarujący.
Z każdą chwilą odkrywam w nim coś
nowego. Wątpię, czy kiedykolwiek
zdołałabym poznać go do końca, nawet
gdybym miała na to wiele lat.

Nastała cisza, przerywana jedynie

brzdąkaniem gitary Jeffa.

- Widzę, że się w nim zabujałaś.

Wzdrygnęła

się.

Jej

ciemnoniebieskie

oczy

wyrażały

zdziwienie.

Wyprostowała

się

na

krześle.

- Słucham? Nie! Z pewnością nie.

Ja po prostu... Po prostu... - Po prostu

background image

co,

Cassidy?

Jak

miała

na

to

odpowiedzieć? - Po prostu interesuje
mnie, bo jest niezwykły. To wszystko.

- W porządku, mała. Ty wiesz

najlepiej. - Jeff wstał powoli, trzymając
gitarę w ręku. - Tylko bądź ostrożna.

- Uśmiechnął się. - Sullivan to

świetny artysta, ale plotki głoszą, że jest
ostrym facetem. Wiesz, o czym mówię,
Cass. Jesteś śliczną dziewczyną, ale tak
pokierowałaś swoim życiem, że masz
niewiele doświadczeń z mężczyznami.
Wrażliwa

samotnica...

Trzymasz

dystans, ale jeśli go stracisz, łatwo cię
skrzywdzić.

- Naprawdę sądzisz, że jestem tak

background image

mało doświadczona? Nie zapominaj, że
studiowałam cztery lata w Berkeley -
odparowała.

- Tylko ktoś kompletnie naiwny

może w tak doskonały sposób unikać
moich zalotów, nie tracąc przy tym
mojej sympatii. - Jeff zbliżył się do niej,
zapraszając do pocałunku w sposób
równie miły i delikatny, jak jego
muzyka. Serce Cassidy biło spokojnie i
równomiernie. - Unikasz mnie, co? -
Uniósł głowę. - Pomyśl, ile moglibyśmy
zaoszczędzić na opłatach za czynsz,
gdybyśmy zamieszkali razem.

Pociągnęła go za brodę.

- Zależy ci tylko na mojej

background image

lodówce.

- Co ty możesz wiedzieć? Idę do

domu. Napiszę coś smutnego.

- No proszę, co chwila kogoś

inspiruję.

- Nie przeceniaj się. - Zamknął za

sobą drzwi. Uśmiech powoli zniknął z
jej ust, kiedy przypomniała sobie słowa
Jeffa: „Widzę, że się w nim zabujałaś".
Co za bzdura! W żadnym razie nie
zakochała się w Colinie. Czy kobieta nie
może bezinteresownie zainteresować się
jakimś mężczyzną? Czy zawsze będzie
posądzana o to, że chodzi o coś więcej?
Odruchowo dotknęła dolnej wargi i
wróciła pamięcią do pocałunku Jeffa

background image

Spokojny, zwyczajny. Co sprawia, że
pocałunek jednego mężczyzny staje się
niezapomnianym doznaniem, a innego -
co najwyżej jest przyjemny? Pomyślała,
że rozsądna kobieta nie pchałaby się w
związek z nawiedzonym, zapatrzonym w
siebie artystą, który, choć czasami bywa
uroczy, tak naprawdę potrafi jedynie
zadawać ból.

Wróciła do maszyny do pisania i

zabrała się do pracy. Ledwie zdołała
zebrać myśli i skoncentrować się na
pisaniu, ktoś ponownie zapukał do
drzwi.

- Chyba nie skończyłeś już pisać

swojej smutnej piosenki? - rzuciła przez
drzwi, nadal waląc w klawiaturę. - A

background image

piwo z całą pewnością jeszcze się nie
schłodziło.

- Nie mogę podważyć żadnego z

tych

stwierdzeń.

Odwróciła

się

gwałtownie i spojrzała na Colina. Stał
w

otwartych

drzwiach,

niedbale

opierając się o futrynę i obserwując
gospodynię. Był lekko rozbawiony, ale
przede

wszystkim

zafascynowany.

Cassidy miała na sobie obcisłe szorty i
koszulkę, która skurczyła się w praniu.
Intensywne spojrzenie Colina wyraźnie
ją zawstydziło. Za​czerwieniła się.

- Co ty tu robisz?

- Podziwiam ten widok. - Wszedł

do środka, zamykając za sobą drzwi. -

background image

Nie wiesz, że bezpieczniej byłoby
przekręcać klucz w zamku?

- Zawsze gdzieś gubię klucze,

więc... - Przerwała, zdając sobie
sprawę, jak śmiesznie to brzmi. Kiedy
nauczy się dwa razy pomyśleć, zanim
coś powie? - Zresztą nie ma tu nic, co
warto by ukraść.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo się

mylisz. Powieś sobie klucz na szyi,
Cass, jeśli ci to pomoże, ale drzwi
zawsze trzymaj zamknięte.

Myślała już nad celną ripostą, ale

zanim zdążyła ją wypowiedzieć, Colin
mówił dalej:

background image

- Za kogo mnie wzięłaś, kiedy

pukałem do drzwi?

- Za mojego sąsiada, który pisze

teksty piosenek i ma zepsutą lodówkę.
Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?

- Twój adres był na maszynopisie.

- Wskazał na kopertę, którą trzymał w
ręku, po czym odłożył ją na biurko.

Cassidy z pewnym zaskoczeniem

spojrzała na znajomy plik papierów.
Sądziła,

że

Colin

zapomniał

o

maszynopisie chwilę po tym, jak mu go
dała. Nagle zrozumiała, dlaczego nie
zapytała Colina, czy już go przeczytał i
co o nim sądził. Trudniej byłoby jej
znieść jego krytykę niż uwagi jakiegoś

background image

bezosobowego

wydawcy.

Zdenerwowana spojrzała na Colina.
Oczekiwana krytyka nie nadeszła.

Spacerował po pokoju, dotykając

zwiędłych kwiatów, wyglądając przez
okno i przyglądając się zdjęciu w
srebr​nej ramce.

- Napijesz się czegoś? - zapytała,

bo tak powinna zachować się gospodyni
i zaraz przypomniała sobie uwagi Jeffa o
zawartości jej lodówki. - Na przykład
kawy? - dodała szybko, bo tyle akurat
mogła zaoferować. Pod warunkiem, że
Colin ma ochotę na czarną.

Odwrócił się od okna i zaczął

ponownie spacerować.

background image

- Masz niezłe wyczucie kolorów,

Cass - powiedział.

- I niezwykłą zdolność tworzenia

domowej atmosfery. Dokonałaś tego
nawet w takim mieszkaniu jak to, tej
bezdusznej klatce zaprojektowanej i
zbudowanej pod wynajem, dla zysku. A
jednak nadałaś mu swoisty charakter i
nasyciłaś prywatnością. - Uniósł małe
lusterko w ramce z muszelek. - To z
Nabrzeża Rybaków? - Spojrzał na nią.

- To musi być dla ciebie

szczególne miejsce.

- Rzeczywiście. Kocham to miasto

w

całości

i

bezwarunkowo,

ale

Nabrzeże Rybaków to dla mnie coś

background image

zupełnie wyjątkowego. - Uśmiechnęła
się. - Nie jest tam zbyt tłoczno,
natomiast pełno łódek przycumowanych
jedna obok drugiej. Lubię wyobrażać
sobie, skąd wracają lub dokąd płyną.

Gdy tylko to powiedziała, poczuła

się strasznie głupio. A tak bardzo starała
się udowodnić Colinowi, że nie jest
romantyczką! Uśmiechnął się do niej, a
jej zakłopotanie przemieniło się w coś
bardziej niebezpiecznego.

- Przygotuję kawę - powiedziała

szybko.

- Nie rób sobie kłopotu. - Położył

rękę na jej ramieniu i spojrzał na biurko.
Było zarzucone papierami i notatkami. -

background image

Przeszkadzam ci w pracy, a to nie jest w
porządku.

- Wygląda na to, że dziś

wieczorem i tak już nie popracuję. -
Uśmiechnęła się, próbując zapomnieć o
dyskomforcie, który czuła. - Ale nic nie
szkodzi, bo prawie skończyłam. W
przeciwnym razie zachowałabym się tak
samo niegrzecznie jak ty, kiedy ktoś ci
przeszkadza.

Poczuła zadowolenie, gdy ujrzała

zaskoczenie w jego oczach.

-

Naprawdę

zachowuję

się

niegrzecznie? To znaczy jak? Wyjaśnisz
mi?

background image

- To wprost nie do opisania.

Usiądź, Colin. Te podłogi są cienkie.
Wydepczesz w nich dziurę. - Wskazała
na krzesło, ale on przysiadł na brzegu
biurka.

- Skończyłem dziś czytać twoją

książkę.

- Domyśliłam się, skoro odnosisz

maszynopis. - Starała się mówić
spokojnie, ale gdy Colin uparcie
zwlekał ze swoją recenzją, ogarnęła ją
frustracja - Proszę, nie znęcaj się nade
mną Jestem na to za słaba. Nie,
poczekaj. - Gestem powstrzymała go,
gdy zaczął mówić. Wstała i przeszła się
po pokoju. - Jeśli ci się nie podobało,
będę przygnębiona tylko przez pewien

background image

czas. Jestem pewna, że jakoś to
przeżyję. No... prawie pewna. Chcę,
żebyś był ze mną szczery. Nie potrzebuję
owijania w bawełnę, tych różnych
gładkich słówek tylko po to, żeby nie
sprawić mi przykrości. I, na miłość
boską, nie mów, że to było interesujące.
Nie ma gorszego określenia!

- Skończyłaś? - zapytał delikatnie.

Zaczerpnęła tchu i skinęła głową.

- Tak. To znaczy, tak sądzę.

- Podejdź do mnie, Cass.

Zrobiła, jak prosił, gdyż jego głos

był cichy i łagodny. Ich oczy spotkały
się. Ujął jej dłonie.

background image

- Nie wspominałem wcześniej o

twojej książce, ponieważ chciałem
przeczytać ją spokojnie, kiedy nic mi nie
będzie przeszkadzało. Sądziłem, że
lepiej nie rozmawiać o niej, dopóki nie
skończę. - Pogładził jej dłonie. - Masz
w sobie niezwykle rzadką cechę, Cass.
Coś ulotnego. Talent. I to nie jest coś,
czego mogłaś nauczyć się na studiach w
Berkeley. Ty się z tym urodziłaś. Studia
być może doszlifowały twój warsztat,
ale masz w sobie unikalny dar.

Cassidy westchnęła. Uznała za

zdumiewające,

że

opinia

tego

mężczyzny,

którego

znała

ledwie

tydzień, miała dla niej tak duże
znaczenie. Pozytywnego zdania Jeffa

background image

wysłuchała z przyjemnością, ale to, co
powiedział Colin, zaparło jej dech w
piersiach.

- Nie wiem, jak zareagować. -

Spojrzała na stos papierów na biurku. -
Czasami mam ochotę to wszystko rzucić,
bo nie jest warte tyle bólu i wysiłku.

- Ale podjęłaś decyzję, że

będziesz pisarką.

- Nie. Nigdy nie podejmowałam

takiej decyzji. - Spojrzała na niego
swymi

fiołkowymi

oczami,

ciemniejącymi w słabym świetle lampki.
- To po prostu było we mnie. Czy ty
podjąłeś decyzję, że będziesz artystą,
Colin?

background image

Przyglądał jej się przez chwilę, po

czym pokręcił prze​cząco głową.

- Nie. Są takie rzeczy, które się

dzieją niezależnie od nas, czy o nie
prosimy, czy też nie. Wierzysz w
przezna​czenie, Cass?

- Tak - wyszeptała.

- Byłem pewien, że wierzysz. -

Pod jego uważnym spojrzeniem jej serce
zabiło jeszcze mocniej. - Czy sądzisz, że
jest nam przeznaczone, abyśmy zostali
kochan​kami, Cass?

Pokręciła

przecząco

głową,

niezdolna do wypowiedzenia choćby
słowa.

background image

- Straszna z ciebie kłamczucha. -

Uniósł jej podbró​dek i pocałował ją.

Jakże różnił się ten pocałunek od

tego, który dał jej dziś Jeff. Był mocny i
wprowadzał w drżenie każdy centymetr
jej ciała. Odchyliła się gwałtownie.

- Przestań!

- Dlaczego? - zapytał miękko. -

Pocałunek to po pro​stu spotkanie ust.

- Nie, to nie jest takie proste -

zaprotestowała, choć czuła, że jego
spojrzenie ją hipnotyzuje. - Bierzesz o
wie​le więcej.

Musnął delikatnie wargami jej

background image

policzek.

- Tylko tyle, ile zechcesz mi dać,

Cass. Tylko tyle. Nic więcej. - Jego usta
zbliżyły się kusząco ku jej wargom, aż
krew w niej zawrzała. Delikatnie gładził
palcami jej policzek. - Smakujesz jak
coś, o czym dawno zapomniałem -
wyszeptał. - Świeżość i młodość.
Pocałuj mnie, Cass. Potrzebuję tego.

Rozdzierana

pomiędzy

pragnieniem a lękiem, uległa - jego
prośbie, czy raczej żądaniu. Jej umysł
wysyłał desperackie sygnały protestu,
ale zignorowała je. Poczuła, że i ona
jego pragnie. Jej usta szukały jego
pocałunków, podczas gdy ręce Colina
poznawały jej ciało. Lęk, który czuła,

background image

potęgował jedynie podniecenie, które ją
wypełniało. Powoli traciła kontrolę nad
swoim

ciałem.

Przepełniały

zwierzęce instynkty. Wstrząsnął nią
dreszcz, kiedy Colin zaczął całować jej
szyję,

ale

odchyliła

głowę,

by

zaoferować więcej. Poczuła delikatne
kąsanie.

Ból,

który

jej

zadawał,

doprowadzał ją do szaleństwa. Jego
dłonie gładziły jej ciało pod obcisłą
koszulką. Kciukami pieścił jej napięte
piersi.

Nogi ugięły się pod nią, oczekując

wsparcia Colina. W chwili, gdy ich usta
ponownie się spotkały, wiedziała, że
niczego mu nie odmówi. Jej oddanie
było pełne i bezwarunkowe. Powoli, z

background image

rękami na jej ramionach, Colin odsunął
się od niej. Zamrugała kilka razy, zanim
była w stanie otworzyć oczy. Jego ręce
zacisnęły się.

- Wygląda na to, że miałaś rację -

zaczął, a głos mu drżał z podniecenia. -
Pocałunek to nie jest po prostu spotkanie
warg. Pragnę cię, Cass, i ty sama wiesz
najlepiej, że nic na świecie nie
przeszkodzi mi doprowadzić cię tam,
dokąd zamierzam. - Jego uścisk zmienił
się w pieszczotę.

- Kiedy skończę obraz, nie

będziemy mieli innego wyjścia, jak
oddać się naszemu przeznaczeniu.

-

Nie!

-

Wystraszona

background image

intensywnością uczuć, które przed
chwilą ją wypełniały, Cassidy uwolniła
się z objęć Colina. Przygładziła włosy. -
Nie... Nie zamierzam być kolejnym
numerkiem na długiej liście twoich
kochanek. Co to, to nie! - Odsunęła się
na kilka kroków i dumnie wzruszyła
ramionami.

Jego oczy zwęziły się nagle.

Widziała, jak złość w nim wzbiera.
Przysunął się do niej, złapał ją za włosy,
uniósł

jej

twarz

i

gwałtownie

pocałował. Wszystko w niej zawrzało,
ale nie pokazała tego po sobie.

- Czas pokaże, Cass. A teraz jest

już późno, prawie północ i lepiej, żebym
sobie poszedł. - Uniósł jej dłoń i musnął

background image

wargami palce. - Najbardziej grzeszymy
po północy. - Uśmiechnął się i ruszył w
stronę drzwi. Przesunął zatrzask tak, by
samoczynnie się zamknął po jego
wyjściu.

-

Znajdź

klucze

-

rzucił

rozkazująco i znikł.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Minął kolejny tydzień współpracy

Cassidy z Colinem. Między nimi nie
było żadnych spięć. Następnego dnia po
wizycie Colina w jej mieszkaniu Cass
przyszła

do

studia

z

mocnym

postanowieniem, że nie będzie ulegać
jego erotycznym zakusom. Jak mu to

background image

powiedziała, nie zostanie jego kolejną
kochanką.

Miała poważne poglądy na życie,

nie zamierzała rozmieniać się na drobne.
Czekała

na

długotrwały,

głęboki

związek

uczuciowy

z

idealnym

mężczyzną, którego wizerunek sobie
stworzyła,

więc

żadne

erotyczne

przygody czy niepoważne romanse nie
wchodziły w grę. Nie wydumała sobie
takiej postawy, tylko przyjęła ją na
podstawie

osobistych

doświadczeń.

Wychowywał ją ojciec. Obserwowała
jego przelotne znajomości z kobietami, z
których żadna nie stała się dla niego
ważna. Widziała, jak szedł przez życie
zapatrzony jedynie w swoją pracę.

background image

Cassidy natomiast obiecała sobie, że
znajdzie kogoś, z kim będzie chciała
dzielić szczęście i troski. Tak myślała
już jako mała dziewczynka, a kiedy
dorosła,

umocniła

się

w

tym

przekonaniu, snując rozważania o sensie
życia, złudnych i prawdziwych jego
celach.

Wiedziała,

że

to,

co

najważniejsze, kryje się w duchowych
potrzebach,

które

źródłem

prawdziwego,

trwałego

szczęścia.

Wbrew pozorom nie była nieuleczalną
romantyczką. Twardo trzymała się
swojej drogi, bez reszty poświęcając się
pisarstwu, które było jej powołaniem, i
czekała,

spełni

się

to,

co

najpiękniejsze.

background image

Teraz też, wbrew pokusom, nie

zamierzała

odstąpić

od

swego

postanowienia.

Colin rozmawiał z nią niewiele, a

kiedy ustawiał ją w odpowiedniej pozie,
jego dotyk był pozbawiony uczucia. Ale
wydawało się, że wewnątrz tętnią w nim
emocje. Czy była to twórcza pasja
artysty, czy pożądanie? Tego Cassidy
nie mogła wiedzieć.

Kolejne dni upływały prawie bez

słowa Pod koniec tygodnia nerwy
Cassidy były napięte do ostateczności.
Niezależnie od swoich rozterek i stanu
psychicznego,

nie

wytrzymywała

wysiłku związanego z pozowaniem.
Zachowanie tej samej pozycji przez

background image

długi czas było bardzo wyczerpujące.

Wpadające przez okno słońce

grzało ją trochę, mimo to czuła się
skostniała Colin stał za sztalugami.
Wydawał się skupiony wyłącznie na
malowaniu.

Mógł

tak

pracować

godzinami bez odpoczynku. Cassidy
obserwowała ruch pędzla od palety do
płótna. Nie wyobrażała sobie, jak
wygląda jej wizerunek przetworzony
przez artystyczną wizję. Jak dalece
Colin zdołał wczuć się w jej psychikę?
Czy dotarł do prawdy, czy też Cassidy z
portretu

będzie

miała

niewiele

wspólnego z realną panną St. John?

Fantazja podsuwała jej zresztą

background image

coraz to inne pytania. Czy będzie na
obrazie

obnażona,

jak

poprzednia

modelka, która leżała w negliżu na
kanapie? Czy ten obraz zawiśnie w
Galerii? Być może zostanie tutaj, w tym
studiu, twarzą do ściany, dopóki Colin
nie zdecyduje, co z nim zrobić.
Niewykluczone, że zostanie sprzedany
za astronomiczną sumę i będzie wisiał
na jakimś angielskim dworze. Jaki Colin
nada mu tytuł? Może „Kobieta w bieli"
lub „Kobieta z fiołkami"? Wyobrażała
sobie, że obraz z jej podobizną
omawiany jest na uniwersyteckich
zajęciach z historii sztuki. Albo że za sto
lat ktoś zobaczy go w zakurzonej galerii
i będzie się zastanawiał, kim była
uwieczniona na nim dziewczyna lub co

background image

myślała, kiedy artysta ją malował...

Nagle Colin przypomniał jej o

sobie. Najpierw zaklął pod nosem,
potem cisnął paletą o podłogę.

- Poruszyłaś się! - Podszedł do

Cassidy. - Nie ruszaj się, do cholery! -
Mocnym chwytem ustawił jej ramiona w
wymaganej pozycji. - Nie rozumiesz?
Nie wolno ci się wiercić!

Potulne przeprosiny zamarły na

ustach Cassidy. Ogarnęło ją wzrastające
zniecierpliwienie.

- Nie mów do mnie tym tonem,

Sullivan! - krzyknęła, · odpychając jego
dłonie i ciskając bukiecik fiołków na

background image

parapet. - Nie wierciłam się. A jeśli
nawet, to dlatego że jestem żywą istotą,
a nie manekinem. - Odrzuciła w tył
głowę,

skutecznie

psując

misterne

ułożenie włosów. - Oczywiście trudno o
wyrozumiałość

dla

zwykłego

śmiertelnika, skoro jest się samą
wzniosłością i wspaniałością, ale trzeba
przyjąć do wiadomości, że nie wszyscy
są tak bosko doskonali.

- Nie interesują mnie twoje opinie

- powiedział chłodnym tonem. - Jedyną
rzeczą, jakiej oczekuję od modelki, to
pozowanie bez ruchu. - Ponownie zaczął
ustawiać jej ramiona. - Trzymaj nerwy
na wodzy, kiedy pracuję.

- W takim razie maluj lepiej

background image

drzewa albo wazony z kwiatami! -
rzuciła z furią. - Nie ruszają się, a do
tego nie wyrażają opinii o twoim
zachowaniu.

Udała się w kierunku garderoby,

ale Colin chwycił jej ramię i odwrócił
w swoją stronę. Był wściekły.

- Nikt ode mnie nie odchodzi.

- Czyżby? - Cassidy dumnie

uniosła głowę. - No to patrz uważnie. -
Odwróciła się ponownie w kierunku
drzwi, ale zanim zdołała ujść dwa kroki,
Colin ponownie ją chwycił. - Zostaw
mnie! - Wprost kipiała ze złości. Dotąd
kontrolowała swoje zachowanie, ale
miarka się przebrała. - Nie mam ci nic

background image

więcej do powiedzenia. Mam dość
twojego grubiaństwa i siedzenia bez
ruchu w jednej cholernej pozycji przez
cały dzień.

Uścisk na jej ramieniu osłabł.

- Świetnie. Ale przecież między

nami jest coś więcej niż tylko
pozowanie, malowanie i rozmowy,
prawda? - Przyciągnął ją do siebie.

Serce Cassidy podskoczyło, kiedy

poczuła dotyk jego palców. Widziała, że
Colin

ulegał

swemu

dzikiemu

temperamentowi, a ona ulegała tej sile.
Miał taką moc, że nie dopuszczał
najmniejszego

sprzeciwu.

Był

mężczyzną przepełnionym pasją, która

background image

mogła doprowadzić ich do miejsca, z
którego nie będzie odwrotu. Cassidy
próbowała jeszcze odsunąć się od
Colina, ale ledwie się poruszyła, a jego
usta przywarły do niej. Posmakowała
jego wście​kłości.

Stłumił

jej

jęki

protestu

i

skrępował ręce, żeby nie mogła się
wyrwać. Jej serce łomotało coraz
mocniej. Zdała sobie sprawę, że jest
zdana całkowicie na jego łaskę. Jego
pocałunki

były

gwałtowne

i

zdecydowane, wręcz brutalne. Kiedy
próbowała odwrócić twarz, przytrzymał
ją za włosy, aby nie mogła się ruszyć.
Usta miał twarde, gorące i bezlitosne.
Oczy Cassidy zaszły mgłą. Po raz

background image

pierwszy w życiu poczuła, że może
zemdleć. Protestowała coraz słabiej,
niezdolna do dalszej walki. Colin
działał gwałtownie i szybko, a ona mu
się poddawała. Nie reagowała już,
kiedy zaczął rozpinać jej suknię. Wręcz
przeciwnie - jej ciało pochłaniał ogień z
każdym jego dotknięciem.

Pukanie

do

drzwi

studia

zabrzmiało jak huk wystrzału. Colin
zignorował to zupełnie i całował bez
wytchnienia.

- Colin! - zawołała Gail Kingsley.

- Jest tu ktoś, kto chce się z tobą
zobaczyć.

Klnąc dziko, Colin puścił Cassidy

background image

z objęć. Jego przekleństwa nagle
ucichły, kiedy zobaczył jej szeroko
otwarte, przestraszone oczy. Jej usta
drżały. Na moment przylgnęła do niego i
wtedy poczuł, że jej piersi falują w
szlochu.

- Colin, nie drocz się ze mną - W

głosie Gail słychać było wymuszoną
cierpliwość. - Na pewno już dawno
skończyłeś pracę.

- W porządku, do diabła! -

wrzasnął wściekle do Gail, ale nadal
patrzył na Cassidy. Powiódł ją za ramię
do garderoby. Wewnątrz obrócił ją
twarzą do siebie. Spojrzała na niego bez
słowa. Próbowała uspokoić oddech. Łzy
wzbierały w jej oczach. - Przebierz się -

background image

powiedział cicho. Zawahał się, jakby
chciał

powiedzieć

coś

jeszcze.

Odwrócił

się

jednak

i

wyszedł,

zamykając za sobą drzwi.

Cassidy

płakała

odwrócona

twarzą do ściany. Po kilku minutach
usłyszała głosy dobiegające ze studia.
Gail

mówiła

szybko,

wyraźnie

zdenerwowana, natomiast głos Colina
był zupełnie spokojny, nie zdradzał
cienia emocji i pasji, jakim ulegał przed
chwilą. Cassidy nie zwracała uwagi na
to, co mówiono, wyłapała jednak
jeszcze trzeci głos. Mężczyzna mówił z
wyraźnym włoskim akcentem.

Spojrzawszy w lustro, Cassidy

background image

przeraziła się swoim wyglądem. Była
tak blada, że barwa jej policzków bliska
była bieli sukienki, którą miała na sobie.
W oczach miała słabość i udrękę. Tak
patrzyła kobieta, która poniosła klęskę.

- Nie, nie, nie! - powiedziała do

siebie, zakrywając ręką odbicie twarzy
w lustrze. - Nic nie osiągnie w ten
sposób i musi o tym wiedzieć.

Zdjęła w pośpiechu suknię i

włożyła swoje ubranie. W prostej,
klasycznie skrojonej bluzce wyglądała
mniej krucho i słabo. I czuła się
nieporównanie

lepiej.

Głosy

dobiegające

z

sąsiedniego

pokoju

słychać było teraz wyraźniej. Dopiero
po chwili zdała sobie sprawę z tego, że

background image

nieświadomie podsłuchuje rozmowę. I
jakoś się nie za​wstydziła.

- Interesujący dobór kolorów,

Colin. Wygląda na to, że osiągniesz
niezwykły efekt - powiedziała Gail.

A więc rozmawiają o obrazie.

Pozwolił, by Gail go obejrzała, lecz
Cassidy tego zabronił. Dlaczego?

-

Wydaje

się

niemal

sentymentalny. To będzie zaskoczenie
dla

artystycznego

światka

-

kontynuowała Gail.

- O tak, sentymentalny - odezwał

się Włoch. - Ale w tej grze kolorów
widać pasję. Jestem zaintrygowany,

background image

Colin. Nie mogę rozgryźć twoich
intencji.

- Bo jest ich kilka - odpowiedział

Colin swym su​chym, ironicznym tonem.

- Skąd ja to znam? - zachichotał

Włoch,

po

czym

dodał

z

zaciekawieniem: - Nie zacząłeś jeszcze
twarzy.

- Nie.

Colin

wyraźnie

chciał

już

zakończyć dyskusję o powstającym
dziele, ale Włoch mówił dalej:

- Intryguje mnie... I ciebie też. To

widać. Powinna być oczywiście piękna i

background image

wystarczająco młoda, żeby pasowała do
sukni i fiołków. Ale musi w niej być coś
jeszcze.

Cassidy czekała na odpowiedź

Colina, ale tej nie było. Jednak Włoch
się nie zniechęcał:

- Nie pokażesz mi jej, przyjacielu?

- No właśnie, Colin, gdzie jest

Cassidy? - W głosie Gail brzmiało
rozbawienie. Oczy Cassidy zwęziły się.
- Przecież wiesz, że będzie zachwycona,
gdy przedstawimy ją Vince'owi -
zaśmiała się. - Ona wygląda na słodką
istotę.

Tylko

nie

mów,

że

spłoszyliśmy.

background image

Rozdrażniona

na

dobre

protekcjonalną

uwagą,

Cassidy

otworzyła nagle drzwi.

- Nie spłoszyliście mnie ani

trochę.

-

Obdarzyła

całą

trójkę

promiennym uśmiechem. - I z pewnością
będę zachwycona możliwością poznania
Vince'a.

Oczy Gail rozbłysły wściekłością.

Spojrzała pytająco na Colina, ale na
jego twarzy nie mogła odczytać żadnej
odpowiedzi.

Mężczyzna, który stał obok Colina,

był niemal o głowę niższy od niego, ale
jego szczupła budowa i godna postawa
sprawiały, że wydawał się wysoki.

background image

Włosy miał tak ciemne jak Colin, tyle że
proste, oczy piwne, podkreślane przez
oliwkową barwę skóry. Twarz miał
gładką i przystojną, a kiedy się
uśmiechał, wyglądał czarująco.

- Ach, bella. - Przeszedł przez

pokój i ujął obie dłonie Cassidy. -
Bellisima.

Oczywiście,

że

jest

doskonała. Gdzieś tyją znalazł, Colin? -
Przyglądał się jej z zachwytem. - Pojadę
tam i zatrzymam się tak długo, aż znajdę
podobny skarb dla siebie.

Cassidy zaśmiała się, rozbawiona

tą jawną próbą flirtu.

- We mgle - odpowiedziała,

ponieważ Colin nadal milczał. -

background image

Myślałam, że Colin chce mnie okraść.

- Aniołku, on jest zdolny do

czegoś o wiele gorszego. - Vince z
uśmiechem zerknął na Colina, ale nadal
trzymał dłoń Cassidy. - Jest czarnym
irlandzkim psem, którego obrazy kupuję,
ponieważ nie widzę nic lepszego, na co
mógłbym wydawać moje pieniądze.

Colin dołączył do nich, marszcząc

brwi.

- Vince, to jest Cassidy St. John.

Cass, to jest Vincente Clemenza, książę
Maracanti.

Cassidy otworzyła szeroko oczy ze

zdumienia.

background image

- Ach, teraz zaimponowałeś jej

moim tytułem. - Vince wyszczerzył zęby
w

uśmiechu.

-

Jestem

do

pani

dyspozycji. - Szarmancko uniósł dłonie
Cassidy do swych ust.

- To wielka przyjemność poznać

panienkę,

signorina.

Czy

zostanie

panienka moją żoną?

- Zawsze marzyłam, żeby wyjść za

księcia. Czy powinnam dygnąć? -
Uśmiechnęła się do niego znad ich
złączonych dłoni. - Nie jestem pewna,
czy wiem, jak to się robi.

- Vince zwykle oczekuje, że

wszyscy poniżej hrabiego klękają przed
nim i całują sygnet. - Colin niby

background image

żartował, ale wzrok miał posępny.

- Przesadzasz, przyjacielu. - Vince

puścił dłonie Cassidy i poklepał Colina
po ramieniu. - Jak nigdy dotąd,
zazdroszczę ci twojego daru. Obiecaj, że
będę miał prawo pierwokupu tego
portretu.

Colin

przyglądał

się

twarzy

Cassidy.

- Już ktoś cię ubiegł.

- Naprawdę? - Vince wzruszył z

gracją ramionami.

- Cóż, będę musiał przebić jego

ofertę. - Ton jego głosu wskazywał, że

background image

jest mężczyzną, który zwykle, otrzymuje
to, na czym mu zależy.

- Vince chciał zobaczyć „ Janeen"

- ucięła tę pogawędkę Gail i przeszła
przez pokój, aby odszukać obraz.

- Jeśli pozwolicie zatem... -

zaczęła Cassidy, ale Vince chwycił ją
ponownie za rękę.

- Nie, madonna, zostań. Obejrzysz

ze mną dzieło mistrza. - Nie czekając na
odpowiedź,

stanowczo

pociągnął

Cassidy za rękę.

Gail podniosła płótno i umieściła

je na sztalugach. To był portret
dziewczyny leżącej w negliżu na

background image

kanapie. Gail uśmiechnęła się złośliwie.

-

Poprzedniczka

Cassidy

-

oznajmiła, po czym cofnęła się, żeby
stanąć obok Colina.

Cassidy

zrozumiała

oczywistą

wymowę tego gestu. Skupiła się
ponownie na obrazie, starając się nie
patrzeć na Colina.

- Piękne stworzonko - zamruczał

Vince. - Można powiedzieć, kobieta w
każdym calu. Jest w niej jakaś
niezwykle pociągająca grzeszność. -
Odwrócił głowę, żeby uśmiechnąć się
do Cassidy. - Co sądzisz?

- Jest wspaniała - odparła

background image

natychmiast. - Sprawia, że czuję się
niezręcznie. Zazdroszczę jej pewności
siebie

w

demonstrowaniu

swej

zmysłowości.

Myślę,

że

mogłaby

onieśmielać większość mężczyzn. To
sprawiałoby jej przyjemność.

- Jak widzę, twoja modelka jest

doskonałym

znawcą

ludzkich

charakterów - powiedział Vince. - Tak,
wezmę go. I jeszcze ten, który Gail
pokazywała mi na dole. Bije z niego
nadzieja. A teraz... madonna. - Odwrócił
się, aby spojrzeć ponownie na Cassidy.
W jego oczach widać było zauroczenie.
- Czy zjesz ze mną kolację? W mieście
mężczyzna

czuje

się

wyjątkowo

samotnie, jeśli nie towarzyszy mu piękna

background image

kobieta.

Cassidy uśmiechnęła się, ale

zanim odpowiedziała, Colin położył
rękę na jej ramieniu.

- Obrazy są twoje, Vince, ale moja

modelka nie.

- Ach tak - odpowiedział znacząco

Vince.

Oczy Cassidy zwęziły się ze

złości. Colin odwrócił się, aby zdjąć
obraz ze sztalug.

- Poproś kogoś, żeby spakował ten

i ten z dołu dla Vince'a - powiedział do
Gail, wręczając jej płótno. - Zaraz zejdę

background image

do was i ustalimy wszystkie warunki.

Gail wyszła bez słowa. Vince

odprowadził ją zamyślonym wzrokiem,
po czym odwrócił się do Cassidy.

- Do widzenia, Cassidy St. John. -

Ucałował jej dłoń i westchnął z żalem. -
Wygląda na to, że muszę sobie znaleźć
we mgle własne szczęście. Oczekuję
korzystnej ceny za obrazy, co nieco
złagodzi gorycz mego rozczarowania,
przyjacielu. - Rzucił okiem na Colina i
skierował się w stronę drzwi. - Gdybyś
kiedykolwiek

była

we

Włoszech,

madonna... - Wyszedł, uśmiechając się
na pożegnanie.

W chwili, gdy drzwi się zamknęły,

background image

Cassidy odwróciła się do Colina, drżąc
z wściekłości.

- Jak śmiesz? - Po bladości jej

policzków zostało tylko wspomnienie. -
Jak śmiesz sugerować takie rzeczy?

-

Powiedziałem

jedynie

Vince'owi, że może mieć moje obrazy,
ale nie moją modelkę. - Colin przeszedł
przez pokój i zakrył portret Cassidy. -
Jakiekolwiek podteksty mogły być
jedynie przypadkowe.

- O nie! - Podążyła za nim

napędzana furią - Tu nie było żadnego
przypadku. Dobrze wiedziałeś, co
robisz.

Nie

zamierzam

tolerować

takiego zachowania, Sullivan. Mogę się

background image

spotykać,

z

kimkolwiek

zechcę,

niezależnie

od

twoich

sugestii

i

podtekstów.

Colin wsunął ręce do kieszeni.

Przez chwilę przyglądał jej się w
milczeniu. A kiedy się odezwał, był
całkowicie spokojny.

-

Jesteś

bardzo

młoda

i

nadzwyczaj naiwna. Vince jest moim
starym i dobrym przyjacielem. Jest także
czarującym

kobieciarzem.

Nie

ma

skrupułów względem kobiet.

- A ty masz? - rzuciła wściekle.

Zauważyła, że Colin zesztywniał.

Jego oczy zapłonęły, a mięśnie twarzy

background image

napięły się. Po raz pierwszy dostrzegła,
jak z trudem próbował pohamować swój
temperament.

- To twoja sprawa, Cass -

powiedział łagodnie. - Nie przychodź do
czwartku. - Odwrócił się w kierunku
drzwi.

- Potrzebuję kilku dni.

Cassidy stała w pustym studiu.

Osiągnęłam to, co chciałam,

pomyślała smętnie. Ale to nie jest
słodkie zwycięstwo...

Była

udręczona

fizycznie

i

emocjonalnie. Wróciła do garderoby po

background image

torebkę. Nie tylko Colin potrzebował
kilku

dni,

żeby

sobie

wszystko

poukładać.

- Co za szczęście, że cię jeszcze

złapałam. - Gail pojawiła się w
drzwiach studia w chwili, gdy Cassidy
opuszczała garderobę. - Pomyślałam, że
powinnyśmy pogadać.

- Lekko się uśmiechnęła. - Tylko

my dwie.

Cassidy westchnęła z jawnym

znużeniem.

- Nie teraz. - Poprawiła torebkę. -

Mam dosyć na dziś.

background image

- W takim razie powiem krótko i

możesz sobie iść.

- Gail mówiła na pozór grzecznie,

ale Cassidy czuła ukry​tą niechęć.

Lepiej się nie kłócić, pomyślała

Cassidy.

Lepiej

wysłuchać

jej

spokojnie, zgodzić się ze wszystkim, co
powie, i spokojnie wyjść. To najlepsze
rozwiązanie.

Obdarzyła

Gail

najmniej

zaczepnym uśmiechem, na jaki było ją
stać.

-

W

porządku,

mów.

Gail

zaczerpnęła powietrza.

background image

- Wygląda na to, że nie wyraziłam

się dość jasno... Na temat mnie i Colina.
- Jej głos był opanowany. Mówiła
cierpliwie jak nauczyciel do ucznia.

Cassidy

zignorowała

rosnące

rozdrażnienie i skinęła głową.

- Colin i ja jesteśmy parą od

pewnego czasu. Zaspo​kajamy wzajemnie
różne potrzeby. Przez te lata Colin miał
kilka romansów, które byłam w stanie
mu wybaczyć. W wielu przypadkach te
związki były rozdmuchane przez prasę. -
Wzruszyła ramionami. - Romantyczny
wizerunek tworzy jego artystyczną
legendę. Zniosę wszystko, jeśli to
pomoże mu w karierze. Rozumiem go.

background image

Gail nie była w stanie usiedzieć w

jednym miejscu i zaczęła nerwowo
przechadzać się po studiu.

- Nie rozumiem, dlaczego mi o tym

mówisz - zaczęła Cassidy. Ostatnią
rzeczą, jaką chciała usłyszeć, była
informacja,

jak

doświadczonym

kochankiem jest Colin Sullivan.

- Nie rozumiesz? Więc ci to

wyjaśnię. - Gail zatrzymała się i
spojrzała na Cassidy zimnymi jak lód
oczami. - Będę cię tolerować do czasu,
aż Colin skończy pracę nad twoim
portretem. Nie zamierzam przeszkadzać
mu w pracy. Ale jeśli wejdziesz mi w
drogę... - Zacisnęła palce na pasku od
torebki Cassidy. - Potrafię pozbywać się

background image

tych, którzy włażą mi w paradę.

- Jestem pewna, że potrafisz. -

Jeśli Gail myślała, że wystraszy
Cassidy, to srodze się zawiodła. - Tak
się jednak składa, że niełatwo się mnie
pozbyć. - Odgięła palce Gail ze swojej
torebki. - Wyjaśnię ci coś jeszcze. Twój
związek z Colinem jest twoją prywatną
sprawą i nie zamierzam się w to
wtrącać.

-

Zauważyła

uśmiech

satysfakcji w kącikach ust Gail, więc
dodała: - I nie dlatego, że mi grozisz.
Nie

zastraszysz

mnie,

Gail.

Tak

naprawdę to mi ciebie żal.

Gail fuknęła z oburzeniem, ale

Cassidy kontynuowała:

background image

- Twój brak pewności siebie, gdy

mowa jest o Colinie, wygląda żałośnie.
Nie stanowię dla ciebie zagrożenia.
Nawet ślepy by zauważył, że Colin
myśli tylko o tym, co tworzy na swoich
płótnach. - Wskazała na zakryty portret.
- Interesuję go tylko jako modelka, taki
swoisty przedmiot, a niejako osoba. -
Poczuła ucisk zawodu, gdy dotarł do
niej sens słów. - A on interesuje mnie
wyłącznie

jako

pracodawca.

Nie

zamierzam się wtrącać w wasz związek,
ponieważ nie jestem zakochana w
Colinie, co więcej, w ogóle mi to nie
grozi.

Odwróciła się i wybiegła przez

tylne drzwi studia. Dopiero kiedy nieco

background image

ochłonęła, zdała sobie sprawę, że
skłamała.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Przez kolejne dwa dni Cassidy

całkowicie pogrążyła się w pracy.
Musiała odpocząć od Colina, uspokoić
emocje. Jednak zwyczajna przerwa w
kontaktach to było zbyt mało. Cassidy
wiedziała, że powinna przestać myśleć o
Colinie i o ich wzajemnych stosunkach.
W tych rozważaniach starała się
ignorować incydent z Gail. Mówiła
sobie, że mało ją obchodzą osobiste
sprawy tej kobiety i nie zamierzała brać
ich pod uwagę, myśląc o własnym życiu.
Przecież nikt nie ma prawa wpływać na

background image

jej uczucia, a tym bardziej stawać im na
przeszkodzie.

Pisała z pasją, bez opamiętania.

Wszystkie obserwacje, fascynacje i lęki
stanowiły nowe tworzywo literackie.
Pracowała do późna, zapominając o
jedzeniu, a potem padała na łóżko i
wyczerpana

ciężką

pracą,

twardo

zasypiała. Była tak pochłonięta swoim
zadaniem, że kiedy drugiego dnia
poczuła dłoń na ramieniu, wrzasnęła
przerażona.

- O rany! Przepraszam. - Jeff starał

się zachować powagę. - Pukałem,
dzwoniłem, ale zupełnie odpłynęłaś.

- Już w porządku - wykrztusiła,

background image

trzymając ręce na piersi, jakby starała
się utrzymać serce w miejscu. - Takie
emocje dobrze robią na krążenie, krew
płynie jak szalona. Coś z twoją
lodówką? Jeff skrzywił się.

- Czy naprawdę sądzisz, że tylko

po to tu przychodzę? Jestem wrażliwym
facetem, zapytaj mojej mamy.

Uśmiechnęła się.

- Na pewno zapytam. Więc co cię

przyniosło?

- Mam dziś koncert w kafejce na

naszej ulicy. Chodź ze mną.

- Och Jeff, chciałabym, ale...

background image

Szukając

wymówki,

ogarnęła

dłonią papiery na biurku, ale Jeff
gwałtownie jej przerwał:

- Słuchaj, od dwóch dni ślęczysz

przykuta

do

tego

biurka.

Kiedy

zamierzasz trochę się przewietrzyć?

Wzruszyła ramionami i postukała

palcem w słownik.

- Jutro znowu mam być w studiu i

muszę...

- I to kolejny powód, by zrobić

sobie wolne dziś wieczorem. Wyluzuj
trochę, dziewczyno, bo się zamęczysz. -
Przyjrzał się jej uważnie i zmienił
taktykę.

-

Wiesz,

potrzebujemy

background image

przyjaznej osoby wśród publiczności.
My, wschodzące gwiazdy, nie możemy
być niczego pewni.

Cassidy westchnęła, po czym

uśmiechnęła się.

- W porządku. Ale nie zostanę

długo.

- Gram od ósmej do jedenastej. O

północy możesz być już w łóżku.

- Dobrze, będę tam koło ósmej. A

która

jest

właściwie

godzina?

-

Spojrzała na zepsuty zegarek.

- Po siódmej. Jadłaś coś dzisiaj?

background image

- Prawdę mówiąc, nie.

- O Boże. No dobra, wrzuć coś na

siebie, bo pada. Przed koncertem
zdążymy skoczyć na hamburgera.

- A mogę dostać z serem? - spytała

zachwycona pro​pozycją.

- Baby. Zawsze jakieś „ale"... -

mruknął Jeff, zamy​kając za nią drzwi.

Ściana deszczu nie zrobiła na

Cassidy żadnego wrażenia. Po dwóch
dniach przy biurku świeże powietrze
było

wyjątkowo

orzeźwiające,

a

hamburger okazał się prawdziwą ucztą
bogów po ubogich posiłkach w domu.

background image

Siedząc w końcu sali, piła kawę z

mlekiem i słuchała koncertu Jeffa
Zrobiło się już późno, kiedy zdała sobie
sprawę, że nagle i niespodziewanie
powróciły myśli o Colinie. Zamknęła na
chwilę oczy, łudząc się, że po ich
ponownym otworzeniu obraz zniknie.
Ale tak się nie stało, więc uznała, że
szkoda jej energii na wyrzucanie go z
umysłu.

Zdawała sobie sprawę, że Colin

jest nadzwyczaj pewnym siebie facetem,
który twardo i sprawnie kroczy przez
życie, rzadko kiedy oglądając się na
innych. Niezbyt przepadała za takimi
ludźmi, wiedziała jednak, że jeśli ktoś
obdarzony podobnymi cechami posiada

background image

ponadto jakiś talent, prawie na pewno
zrobi karierę. A Colin jest genialnym
artystą i z tego daru robi wspaniały
użytek. Przy tym jest wrażliwy i pełen
wdzięku, no i ma dobrze poukładane w
głowie. Tworzyłoby to całkiem znośną
mieszankę, gdyby nie to, że jednocześnie
jest samolubny, arogancki i kompletnie
zatracony w swojej pracy. Bywa też
bezmyślny, dominujący i skory do
przemocy. A to ją przerażało i
odpychało od niego.

Ale jest też facetem, którego

bezgranicznie kocham, pomyślała.

Zadrżała i zapatrzyła się w kawę.

Jestem skończoną idiotką, głupią

background image

romantyczną gąską, strofowała się w
duchu. I miała w tym dużo racji.
Wiedziała przecież, że Colin ma
kochankę, a na Cassidy patrzy jak na
obiekt, który zamierza przenieść na
obraz. Wiedziała, że miał wiele kobiet,
ale z żadną z nich nie stworzył
prawdziwego związku. Nawet z Gail, bo
to byk wbrew jego naturze. Jak to się
więc stało, że zakochała się w kimś, kto
zupełnie nie odpowiadał jej marzeniom'
W kimś, kto absolutnie nie nadawał się
do małżeństwa, kto nigdy nie stworzy
normalnej,

opartej

na

zdrowych

zasadach rodziny? Wspaniale, po prostu
wspaniale.

Uniosła powoli filiżankę i wypiła

background image

mały łyk kawy.

Musi dotrwać, aż powstanie

portret,

bo

umowa

zobowiązuje.

Spotykając się dzień w dzień, będą
musieli

ze

sobą

rozmawiać.

Niebezpiecznie też jest z nim walczyć,
bo w czasie ostrych scen ujawnia się
swoje emocje. Nie wiedziała, jak
głęboko potrafi przeniknąć ją wzrokiem,
ale nie zamierzała dać się upokorzyć i
przyznać, że okazała się idiotką i
zakochała się w nim. Najlepiej, jak
będzie zachowywać się naturalnie.
Pozować jak należy, odpowiadać na
pytania, i to wszystko. Praca posuwa się
sprawnie, więc obraz powinien być
skończony w ciągu kilku tygodni. Tyle

background image

była w stanie wytrzymać. A kiedy to już
się skończy...

Jej

myśli

zatopiły

się

w

ciemnościach sali.

A

kiedy

obraz

zostanie

namalowany, to co wtedy? - pomyślała.
Kiedy Colin zniknie z mojego życia, to
przecież świat się nie zawali.

Potrząsnęła głową, odrzucając

niechciane myśli, i dokończyła kawę. W
tle leciały dźwięki piosenki Jeffa
Cassidy

stała

przed

studiem

i

przetrząsała torbę w poszukiwaniu
klucza,

który

dostała

od

Colina.

Mamrocząc przekleństwa, uniosła głowę
właśnie w chwili, gdy Colin otworzył

background image

drzwi.

- O, cześć - powiedziała speszona.

Skinął głową, po czym zatrzymał

wzrok na jej dłoniach pełnych różnych
szpargałów.

- Szukasz czegoś?

Cassidy

podążyła

za

jego

wzrokiem

i

zawstydzona

wrzuciła

wszystko do torby.

-

Eee,

nie...

Ja...

Nie

spodziewałam się, że będziesz tak
wcześnie.

- Masz szczęście, że już jestem,

background image

prawda? Czyżbyś zgu​biła klucz, Cass?

Uśmieszek na jego twarzy sprawił,

że poczuła się głupio.

- Nie zgubiłam... Tylko nie mogę

znaleźć.

Weszła do środka, zawadzając

ramieniem o pierś Colina, co sprawiło,
że przeszedł ją dreszcz. Pomyślała, że
realizacja jej postanowień nie będzie
zbyt łatwa.

- Przebiorę się - powiedziała i

pospiesznie udała się do garderoby.

Kiedy wróciła, Colin niemal nie

zwrócił na nią uwagi, co sprawiło, że

background image

poczuła się pewniej. Tłumaczyła sobie,
że nie ma się czego obawiać.

- Zamierzam popracować dziś nad

twarzą - oświad​czył, mieszając farby.

Ta

bezosobowa,

rzucona

w

przestrzeń informacja była kolejnym
dowodem, że jego myśli są z dala od
niej. Trochę jej było przykro z tego
powodu, ale w ciszy cierpliwie czekała,
aż skończy malować. Postanowiła nie
stwarzać żadnych problemów. Ale kiedy
ujął jej brodę, zadrżała mimo woli.

Oczy Colina zapłonęły.

- Muszę cię dotykać, by poczuć,

zrozumieć kształt twojej twarzy. Wzrok

background image

czasem nie wystarcza. Wiesz, co mam na
myśli?

Przytaknęła.

Colin

odczekał

chwilę, po czym dotknął jej brody
jeszcze raz. Tym razem delikatniej,
jedynie opuszkami palców. Cassidy z
trudem udało się nie poruszyć.

- Spokojnie, Cass. Pomyśl o czymś

miłym, zrelaksuj się. Jego delikatny,
cierpliwy głos zaskoczył ją, więc nie
protestowała.

Zadowolony

Colin

przesunął palcami po jej twarzy.

Dla

niej

było

to

nieprawdopodobne

przeżycie.

Jego

dotyk był łagodny, chociaż Colin był
bardzo

skoncentrowany

i

spięty.

background image

Zastanawiała

się,

czy

wyczuwa

narastające w niej ciepło. Jego palce
znaczyły ślad od podbródka przez
policzki. Całą uwagę skupiała na
miarowym

oddychaniu.

Próbowała

sobie wmówić, że dotyk malarza - nie
Colina, ale malarza - jest jej równie
obojętny i bezosobowy, co dotyk
lekarza. Ale

kiedy

pogładził

jej

policzek, uniosła rozpalone oczy.

- Zostań w tej pozycji. -

Energicznie odwrócił się w stronę
sztalugi. - Spójrz na mnie. - Uniósł
pędzel i farby.

Cassidy

zastosowała

się

do

polecenia, starając się skoncentrować
nie na Colinie, a tylko i wyłącznie na

background image

człowieku malującym obraz. Ale czuła,
że to niemożliwe. Nie mogła patrzeć na
niego i jednocześnie go nie dostrzegać.
Nie potrafiła być z nim i zarazem daleko
od niego. Nie mogła wymazać go z
myśli, tak samo jak nie była w stanie
wyrzucić go z serca.

Ale chyba mogę sobie trochę

pomarzyć, uznała. Pocieszyć się tymi
drobinkami szczęścia, które spadają na
nią, gdy jest z Colinem. Smutek i tak
niedługo

przyjdzie,

więc

trzeba

korzystać z chwili...

Obserwowała go podczas pracy i

uczyła się na pamięć jego wyglądu.
Wiedziała, że przyjdzie czas, kiedy

background image

będzie mogła korzystać jedynie z tych
wspomnień. Patrzyła na ciemną gęstwę
włosów

opadających

lokami

na

ramiona. Przyglądała się ruchliwym
brwiom, za pomocą których potrafił
wyrażać

najprzeróżniejsze

uczucia.

Fascynowała ją gładkość jego twarzy.
Malując, raz po raz podnosił oczy ku
niej.

Cechowała

je

niebywała

koncentracja, która sprawiała, że były
jeszcze bardziej niebieskie niż zwykle.

Nie widziała jego rąk, ale

potrafiła je sobie wyobrazić. Długie,
szczupłe i piękne. Miała wrażenie, że
czuje,

jak

dotykają

jej

twarzy,

odkrywając cechy, których ona sama
zapewne nigdy by nie dostrzegła. Jeśli

background image

już miała głupio się w kimś zakochać, to
nie

mogła

trafić

na

bardziej

do​skonałego mężczyznę.

Pracowali

godzinami,

robiąc

jedynie krótkie przerwy, żeby Cassidy
mogła rozciągnąć zastałe mięśnie. Colin
zawsze

niecierpliwie

dążył

do

ponownego

rozpoczęcia

pracy.

Wyczuwała jego nastrój i wiedziała, że
powstaje coś wyjątkowego. Całe studio
wypełnione

było

jego

pod​ekscytowaniem.

- Oczy - mruknął i odłożył paletę.

- Chodź, muszę cię mieć bliżej. -
Przyciągnął ją pod samą sztalugę. -
Oczy... dusza portretu.

background image

Przytrzymał ją za ramiona, a jego

twarz znalazła się o centymetry od jej
twarzy. Od farb i terpentyny zakręciło
jej się w nosie. Wiedziała, że gdy czas
pozowania minie, pewnie nigdy nie
poczuje już tego zapachu.

- Patrz na mnie, Cass.

Z niemałym trudem spojrzała na

niego. Jego wzrok przeszywał ją na
wylot. Zobaczyła swoje odbicie w jego
oczach i pomyślała, że wygląda w nich
jak więzień. Jego więzień.

Ich oddechy wymieszały się. Jej

wargi rozchyliły się zapraszająco. Colin
gwałtownie zrobił krok w tył, w stronę
obrazu.

background image

- Co zobaczyłeś? - spytała bez

zastanowienia.

- Tajemnice - odpowiedział cicho.

- Marzenia. Nie! Nie odwracaj głowy.
Właśnie tego potrzebuję.

Bezradna

Cassidy

spojrzała

ponownie na niego. Nie była to pora na
stawianie oporu. Odłożywszy paletę i
pędzle, Colin przez dłuższą chwilę
przyglądał się dziełu, po czym podszedł
do Cassidy i szeroko się uśmiechnął.

-

Dałaś

mi

to,

czego

potrzebowałem.

- Czy to znaczy, że skończyłeś? -

spytała z lekko wyczuwalną obawą w

background image

głosie.

- Jeszcze nie, ale już niewiele

zostało. - Uniósł jej dłonie i pocałował.
- Wkrótce obraz będzie gotowy.

Określenie

„wkrótce"

nie

przypadło Cassidy do gustu.

- To znaczy, że wszystko idzie

dobrze.

- Tak, bardzo dobrze! Wszystko

idzie znakomicie.

- Ale nadal nie mogę spojrzeć na

obraz? Dopiero jak go skończysz?

- Jestem przesądny.

background image

- Ale Gail pokażesz. - W jej głosie

słychać było roz​goryczenie.

- Gail jest artystką. - Puścił jej

dłonie i lekko poklepał ją po policzku. -
A nie modelką.

Cassidy westchnęła, uznając swą

porażkę.

- Musiałeś ją kiedyś namalować.

Jest taka intrygująca i pełna życia.

- Ale nie potrafi ustać pięciu minut

w jednej pozycji.

- Colin zaczął czyścić pędzle.

Uśmiechając

się,

Cassidy

background image

podeszła do okna. Przeciągnęła się i
uniosła włosy z ramion i szyi wysoko do
góry, by po chwili puścić je w bezładzie
na

ramiona.

Promienie

słońca

prześliznęły

się

po

chaotycznie

rozrzuconych kos​mykach.

Kiedy odwróciła głowę, żeby

ponownie uśmiechnąć się do Colina,
zauważyła,

że

bacznie

się

jej

przypatruje. Coś mówiło jej, żeby do
niego podejść, ale zamiast tego ruszyła
w drugi koniec pokoju.

- Pierwszy twój obraz, jaki

widziałam, to był jakiś irlandzki
krajobraz. - Starała się, żeby jej głos
brzmiał naturalnie. - Spodobał mi się,
bo dzięki niemu wyobraziłam sobie

background image

moją matkę. Czy to nie dziwne? -
Odwróciła się do niego pod wpływem
niezrozumiałego impulsu. - Mam kilka
jej fotografii, ale dopiero ten obraz
sprawił, że ją naprawdę zobaczyłam. -
Ściszyła głos i dodała z delikatnym
uśmiechem: - A czy twoi rodzice żyją?

- Tak. Mieszkają w Irlandii.

- Muszą za tobą tęsknić.

- Być może. Mają tam jeszcze

szóstkę dzieci, więc nie sądzę, by czuli
się samotni.

- Szóstkę?! Twoja matka musi być

niezwykła.

background image

- O tak. Potrafiła jednym ruchem

zdzielić pasem trójkę dzieciaków.

- Nie wątpię, że miała powody.

- Pewnie miała.

- Mój ojciec prawił mi morały.

Prawdę mówiąc, wolałabym dostać
lanie. Takie kazania są gorsze od
spotkania z pasem.

-

Jak

kazania

profesora

Eastermana w Berkeley? - spytał z
uśmiechem.

- Skąd o nim wiesz? - Spojrzała na

niego zaskoczona.

background image

- W zeszłym tygodniu sama mi

opowiadałaś, skarbie.

- Nie sądziłam, że mnie słuchasz. -

Cassidy

próbowała

sobie

szybko

przypomnieć,

co

jeszcze

paplała

podczas sesji. - Prawie nic nie
pamiętam z tego, co mówiłam.

- Tak... a ja uważnie słuchałem -

powiedział cicho. - No dobra, znowu
przeze mnie nic jeszcze nie zjadłaś,
więc czuję się jak zbrodniarz. Głodzić
tak

szczupłą

osobę

to

przecież

przestępstwo. Pozwolisz w siebie coś
wepchnąć w kuchni? A może chociaż
wypijesz kawę?

-

Chyba

zrezygnuję

z

tych

background image

wspaniałomyślnych

propozycji.

-

Ruszyła w kierunku garderoby. -
Zaryzykuję posiłek w domu. Mój sąsiad
ma zapasy nieświeżych pączków.

Zamknęła

za

sobą

drzwi

i

uśmiechnęła się do siebie. Pomyślała, że
nie

jest

tak

źle.

Największe

niebezpieczeństwo

chyba

minęło,

ostatnie sesje powinny być łatwe.

Nucąc pod nosem, zaczęła się

rozbierać. Kiedy już wydostała się z
sukienki, nucenie przerodziło się w pisk
przerażenia, gdy drzwi gwałtownie się
otworzyły. Przycisnęła materiał do
nagiej skóry i przytrzymała mocno
obiema

rękami,

starając

się

jak

najwięcej

ochronić

przed

oczami

background image

Colina.

- Co powiesz na kolację? - spytał i

wsunął się przez uchylone drzwi.

- Colin!

- Tak? - spytał.

- Colin, wyjdź! Nie jestem ubrana!

- Przycisnęła sukienkę jeszcze mocniej
do ciała.

-

Przecież

widzę. Ale

nie

odpowiedziałaś na moje py​tanie.

- Jakie pytanie?

- Co z kolacją? - Przesunął

background image

wzrokiem po jej nagich ramionach.

- Z jaką kolacją?!

- Nie możesz żywić się starymi

pączkami, to niezdrowe - wyjaśnił z
uśmiechem.

- W porządku, ma też tacos. A

teraz, czy mógłbyś wyjść i zamknąć
drzwi?

- Tylko nie tacos. - Potrząsnął

głową, ignorując jej prośbę. - Widzę, że
sam muszę cię nakarmić.

- Czyżbyś zapraszał mnie na

randkę?

background image

- Randkę? - Przez chwilę nic nie

mówił, rozważając odpowiedź. - No na
to właśnie wygląda.

- Kolacja? - upewniła się Cassidy.

- Tak, kolacja.

- O której?

- O siódmej.

- O siódmej - powtórzyła głośno,

zagłuszając zdrowy rozsądek. - A teraz
wyjdź, żebym mogła się ubrać.

- Oczywiście. - Jego oczy

zapłonęły diabelskim blaskiem. - A przy
okazji, chyba nie odniosłaś całkowitego

background image

sukcesu.

- Co?

. - Nie zakryłaś się cała. - Zamknął

za sobą drzwi. Cass odwróciła głowę i
zauważyła w lustrze, że jest niemal naga.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Ubierając się na randkę, Cassidy

błogosławiła czas spędzony w sklepie
Julii. Kreacja z delikatnego szyfonu
warta była tych wszystkich godzin
poświęconych

doskonaleniu

sztuki

cierpliwości. Cieniutka jak mgiełka
sukienka miała miękką, swobodną linię.
Góra

podtrzymywana

nad

biustem

background image

elastyczną taśmą była zebrana w talii.
Szeroka, kloszowa spódniczka sięgała
kolan. Na odkryte ramiona Cassidy
narzuciła

przypominające

pelerynkę

bolerko, które lekko związała w pasie.
Uznała, że kolor kompletu idealnie
pasuje do jej oczu, podkreślając ich
niezwykłą barwę. To miała być noc,
podczas której nie chciała się czuć
zwyczajnie.

W ogóle nie powinnaś tam iść,

pomyślała

nagle.

Gwałtowniej

przeczesała włosy szczotką Nic mnie to
nie obchodzi, idę i już, zbuntowała się
przeciwko głosowi rozsądku. Będziesz
żałowała, nie ustępował rozsądek. Pójdę
czy nie, to i tak będę żałowała,

background image

rezolutnie ucięła wewnętrzną kłótnię i
szybkim ruchem wpięła w uszy małe
złote kolczyki w kształcie węzła
kochanków.

Musiała jednak do końca uciszyć

rozsądek.

- Czy nie mam prawa do ulotnej

chwili szczęścia?

- półgłosem zadała retoryczne

pytanie. - Czy nie zasłu​guję na to?

Tak bardzo pragnęła spędzić z

Colinem wieczór bez sztalug i palet.
Chciała, by patrzył na nią nie jak na
modelkę, nie jak na rekwizyt. Nie
myślała o tym, co będzie jutro, chciała

background image

korzystać z chwili, mieć coś dla siebie.
A jeden wieczór to wcale nie tak dużo.
Być może później przyjdzie jej za to
zapłacić, ale nie zamierzała rezygnować
z wymarzonej randki.

W popłochu spojrzała na zegarek.

Dochodziła

siódma.

Gorączkowo

zaczęła szukać klucza. Akurat klęczała,
sprawdzając zakamarki pod kanapą,
kiedy usłyszała stu​kanie do drzwi.

- Już, chwileczkę! - Wyciągnęła

rękę po coś błyszczącego. - Mam cię. -
Ucieszyła się, by po chwili westchnąć
zrezygnowana, kiedy zorientowała się,
że w ręku ma mo​netę, a nie klucz.

- Przecież powiedziałem, że ja

background image

stawiam.

Stał w wejściu do pokoju,

zaskoczony

widokiem

klęczącej

Cassidy. Uniosła się, odrzuciła włosy z
twarzy i przyjrzała mu się.

Miał na sobie elegancko skrojony

czarny garnitur. Jego linia świetnie
akcentowała szczupłą sylwetkę. Całość
uzupełniała śnieżnobiała koszula z
rozpiętym

kołnierzykiem.

Cassidy

pomyślała,

że

Colin

nigdy

nie

ograniczyłby sam siebie, wkładając
krawat.

- Pierwszy raz widzę cię w

garniturze. Ale cieszę się bo wcale nie
wyglądasz konwencjonalnie.

background image

- Jesteś niesamowita, Cassidy. -

Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wstać.

- Tak uważasz? - Uśmiechnęła się.

Też się uśmiechnął i wciąż

trzymając jej dłoń, zrobił krok do tyłu.

-

Wyglądasz

czarująco.

Perfekcyjnie i cudownie. Gdzie jest
sypialnia? - spytał, obserwując ją, jak
przetrząsa

książki

na

półce

w

poszukiwaniu klucza.

- To właśnie jest sypialnia. -

Teraz grzebała w doniczkach. - A
jednocześnie pokój dzienny, pracownia i
salon. Lubię, jak wszystko jest w jednym
miejscu, oszczędza to niepotrzebnego

background image

chodzenia. - Westchnęła z rezygnacją,
gdy znalazła kolejny przedmiot, który nie
był kluczem. - No dobrze, spokojnie,
znajdę cię. - Przymknęła oczy, próbując
odtworzyć wydarzenia ostatnich dni. -
Kiedy miałam go ostatni raz, byłam w
sklepie, potem wróciłam z zakupami,
poszłam do kuchni i powkładałam
rzeczy do szafek i lodówki i... -
Otworzyła szeroko oczy i wybiegła z
pokoju.

Po chwili wróciła, triumfalnie

przerzucając klucz z ręki do ręki.

- Zamarzł na kość, biedaczek.

Musiałam myśleć o czymś innym, kiedy
rozpakowywałam torby.

background image

Zadowolona, wrzuciła klucz do

torebki i ruszyła w stronę drzwi. Colin z
poważną miną podszedł do niej, ujął jej
twarz i powiedział:

- Cass.

- Tak?

- Nie masz butów na nogach.

- Och. - Wzruszyła ramionami. -

Przypuszczam, że mogą mi się przydać.

Pocałował ją w czoło.

-

Masz

rację,

lepiej

być

przygotowanym na wszystko. Włożyła
buty, potem upewniła się, że nie

background image

zapomniała o niczym więcej, i wreszcie
opuścili mieszkanie.

Pierwszą niespodzianką wieczoru

było czekające na nich czerwone ferrari.

- Musi być twoje. - Cassidy

przesunęła wzrokiem po samochodzie. -
Albo mój sąsiad właśnie odziedziczył
for​tunę.

- Jedna z łapówek od Vince'a. -

Otworzył jej drzwi. - Musiałem za to
namalować portret jego siostrzenicy.

Cassidy wcisnęła się w siedzenie

i patrzyła na Colina, jak obchodzi
samochód,

by

zająć

miejsce

za

kierownicą. Kopciuszek nigdy nie miał

background image

takiej karety.

- Sądziłam, że nie malujesz,

dopóki

modelka

nie

wpadnie

ci

szczególnie w oko.

- Vince należy do tych paru osób,

którym nie bardzo mogę odmówić.

Silnik ferrari ożył. Przez ciało

Cassidy

przeszedł

dreszcz.

Colin

prowadził

pewnie

przez

miasto,

omijając zatło​czone ulice.

- Dokąd jedziemy? - spytała, choć

tak naprawdę nie przywiązywała do tego
zbyt dużej wagi. Najważniejsze, że była
z nim.

background image

- Jeść. Umieram z głodu.

- Jak na Irlandczyka nie jesteś zbyt

gadatliwy. Spójrz. - Wyciągnęła rękę
przed siebie. - Mgła spływa na miasto.
Będą dziś używać syren mgielnych. -
Spojrzała ponownie na Colina. - Zawsze
ogarnia mnie dziwny smutek, kiedy
słyszę ich dźwięk.

Odchyliła głowę i zapatrzyła się w

niebo. Dojechali na miejsce, a na jej
twarzy

pojawiło

się

zdziwienie.

Eksklu​zywne, snobistyczne Nob Hill.

Drzwi

samochodu

otworzył

parkingowy, następnie podał jej rękę,
pomagając wysiąść.

background image

- Lubisz owoce morza? - spytał

Colin, ujmując ją za ramię i prowadząc
w stronę wejścia.

- Dlaczego? Tak, ja...

- To dobrze. Mają tutaj naprawdę

wyjątkowe specjały.

- Tak słyszałam.

Chwilę później wkroczyła ze

świata,

który

dobrze

znała,

w

rzeczywistość, o której mogła jedynie
czytać.

Restauracja

była

ogromna

i

urządzona z przepychem. Wysoki sufit,
zrobiony

z

opalizującego

szkła,

background image

ukoronowany był pięknymi żyrandolami.
Kosztowne dywany i zastawione bogato
stoły dopełniały całości. Kiedy Colin po
imieniu wezwał szefa sali, Cassidy
zrozumiała, że bywa tu często.

Stolik

w

zacisznym

kącie

zapewniał intymność, a jednocześnie
pozwolił

Cassidy

podziwiać

cały

splendor wnętrza Była oszołomiona.

- Wygląda na to, że będę jadła

trochę więcej niż talerz tacos.

- Jestem człowiekiem honoru.

Słowo to rzecz święta. Dlatego też
staram się je dawać tak rzadko, jak to
tylko możliwe. Wina? - uśmiechnął się
we właściwy mu, czarujący sposób. -

background image

Nie wyglądasz na stałego gościa takich
miejsc.

- Dlaczego tak uważasz?

- Za dużo jest niewinności w

twoich dużych fiołkowych oczach. -
Odsunął kosmyk z jej twarzy.

Ubrany na czarno kelner stał z

należytym szacunkiem przy ich stoliku.

- Butelkę białego Chateau Haut -

Brion - polecił Colin, nie spuszczając
wzroku z Cassidy.

Spojrzała za oddalającym się

kelnerem, potem powiodła jeszcze raz
wzrokiem po sali, próbując wyłapać

background image

najdrob​niejsze szczegóły.

- Zauważyłem na twoim biurku, że

pracowałaś. Jak idzie pisanie?

Obserwowała go z rosnącym

zaskoczeniem. Być może widział o
wiele więcej, niż przypuszczała.

- Dobrze. Wszystko mi się teraz

dobrze układa. Takie chwile nie trwają
długo, ale są bardzo produktywne. Czy
tak samo jest z malowaniem?

- Tak. Są dni, kiedy wszystko

przychodzi bez najmniejszego wysiłku.
A kiedy indziej skrobię po płótnie bez
pomysłu i wiary. - Pogładził jej
nadgarstek. - To jak ślęczenie nad pustą

background image

kartką papieru.

Wrócił kelner z winem, więc

rozpoczął się rytuał otwierania i
próbowania

trunku.

Cassidy

obserwowała ceremonię w milczeniu,
starając się uspokoić puls, który pod
wpływem dotyku Colina zdecydowanie
przyspieszył. Kiedy jej kieliszek został
napełniony, podniosła go pewnie i
spokojnie.

Wino

było

delikatnie

schłodzone i miało sub​telny smak.

- Smakuje ci?

- Pyszne. Łatwo mogłabym się

uzależnić.

- Opowiedz, o czym piszesz. -

background image

Również uniósł kieliszek do ust, ale
drugą ręką cały czas trzymał jej dłoń.

- O dwójce ludzi i ich życiu.

- Romans?

- Skomplikowany. - Zmarszczyła

brwi, patrząc na ich złączone dłonie, po
czym spojrzała Colinowi w oczy. Ogień
świecy mienił się złotem i fioletem.
Przypomniała sobie, że ma korzystać z
chwili i nie myśleć o konsekwencjach.
Uniosła kieliszek do ust. - Oboje są
mało przewidywalni, wiesz, żywiołowe,
zmienne temperamenty, i czasami jak
gdyby mi się wymykają Za wszelką cenę
pragną pozostać niezależni, a jednak coś
ich do siebie ciągnie. Chciałabym

background image

wierzyć, że miłość pozwoli im jednak na
pewną niezależność.

- W każdej miłości panują inne

reguły. Zależą one od ludzi, których
dopadła. To tak, jakby każdy mecz
futbolowy rozgrywany był według
różnych

zasad,

dopasowanych

do

charakterów graczy. - Gładził delikatnie
i czule jej dłonie. Niby nic poważnego,
ale ten prosty gest sprawiał, że jej serce
biło jak oszalałe. - Czy będzie
szczęśliwe zakończenie?

- Pewnie tak... - powiedziała

cicho, zapatrzona w błękit jego oczu. -
Ich losy są w moich rękach.

Nie odrywając od niej wzroku,

background image

uniósł jej dłoń do swoich warg i spytał
łagodnie:

- A czy dzisiejszej nocy twój los

jest w moich rękach?

- Dzisiejszej nocy... - długą chwilę

patrzyła mu w oczy - ...tak.

Uśmiechnął

się

szelmowsko,

uniósł wysoko kieliszek i wzniósł toast:

- Oby ta noc trwała jak najdłużej.

To była bardzo luksusowa kolacja.

Wino pobłyskiwało w kieliszkach.
Cassidy starała się zatrzymać każdą
chwilę w pamięci. Jeśli miała spędzić
ten jedyny wieczór z mężczyzną, którego

background image

kochała, to powinna rozkoszować się
każ​dym najdrobniejszym szczegółem.

Świece

już

dogasały,

kiedy

wstawali od stolika. Cassidy wsunęła
dłoń w dłoń Colina. Kiedy dotarli do
korytarza, usłyszała, że ktoś woła go po
imieniu. Rozejrzała się i zauważyła
łysiejącego grubaska, który zmierzał
wprost do nich. Uśmiechał się od ucha
do ucha i rozłożył ramiona w geście
kordialnego powitania. Gdy już do nich
dopadł, jedną ręką entuzjastycznie
potrząsał dłonią Colina, a drugą klepał
go po ramieniu. Cassidy zauważyła
błysk brylantu osadzonego w pierścieniu
na jego palcu.

- Sullivan, hultaju, dobrze cię

background image

widzieć.

- Jack. - Colin wyszczerzył zęby w

uśmiechu. - Co słychać?

- Jakoś leci. Mam akurat robotę w

mieście.

Jego wzrok zatrzymał się na

Cassidy.

- Cass, to jest Jack Swanson,

wielki rozpustnik. Jack, to Cassidy St.
John, mój wielki skarb.

Cassidy z jednej strony było

przyjemnie, że Colin tak ją przedstawił,
z drugiej nie bardzo pasowało jej
określenie „rozpustnik" do wyglądu

background image

Jacka Swansona, tym bardziej, że
ogromnie go szanowała i podziwiała,
choć dotąd nie znała osobiście. W
ostatnim ćwierćwieczu Jack stworzył
kilka znakomitych filmów, które powoli
stawały się klasykami.

- Rozpustnik? - spytał zaskoczony,

witając się z Cassidy. - Nie powinnaś
wierzyć nawet połowie tego, co
wygaduje ten nieokrzesany Irlandczyk.
Jestem filarem społe​czeństwa.

- Przynajmniej tak kazał napisać

na drzwiach do swojej nory - dodał
Colin.

- Nigdy nie miałeś nawet grama

szacunku... - Powiódł wzrokiem po

background image

twarzy Cassidy. - Ale smak masz bez
zarzutu. Nie jesteś aktorką, prawda?

- Nie licząc roli grzybka w

szkolnym przedstawieniu, to nie. -
Uśmiechnęła się.

- Miałem do czynienia z mniej

doświadczonymi aktor​kami.

- Cass jest pisarką. - Colin objął

ją ramieniem. - Sam ostrzegałeś mnie,
żebym trzymał się z dala od aktorek.

- A od kiedy to słuchasz moich

rad? - Swanson przygryzł wargi,
przyglądając się z zainteresowaniem
Cassidy. - Jaką pisarką jesteś?

background image

- Świetną, oczywiście. - Znów się

uśmiechnęła.

-

Mam

dziś

jeszcze

jedno

spotkanie, ale musimy zjeść razem
obiad, zanim wyjadę z miasta. Jeśli
masz ochotę, możesz przyprowadzić go
ze sobą. - Rzucił okiem na Colina,
kolejny raz klepnął go w ramię, po czym
zniknął w korytarzu.

- Niezwykła postać, co? - spytał

Colin, kierując ją w stronę wyjścia.

- Zdumiewająca. - Uświadomiła

sobie, że niedawno ściskała rękę
prawdziwego włoskiego księcia, a teraz
z kolei jednego z aktualnie panujących
władców Hol​lywood.

background image

Wyszli na zewnątrz w ciepłe

światło wieczoru. Słońce już zaszło, ale
na niebie wciąż było widać ślady po
jego

dziennej

obecności.

Cassidy

wśliznęła się do ferrari i westchnęła z
zadowoleniem. Patrzyła na pierwsze
gwiazdy. Ze zdziwieniem zauważyła, że
Colin jedzie w kierunku, który nie
prowadził do jej mieszkania.

- Dokąd jedziemy?

- Jest takie jedno miłe miejsce.

Myślę, że ci się spodoba - stwierdził z
uśmiechem.

Klub, do którego przyjechali, był

słabo oświetlony i zadymiony. Stoliki
były małe i stały jeden przy drugim, a

background image

goście ubrani byli zarówno w dżinsy,
jak i wieczorowe kreacje. W rogu sali
hałaśliwie przygrywał zespół, a na
parkiecie tańczyło kilka par.

Colin poprowadził Cassidy do

zaciemnionego stolika w końcu sali.
Kiedy szli, kilka osób zawołało go po
imieniu, ale odpowiedział jedynie
powitalnym machnięciem ręki.

- Cudownie. Jestem święcie

przekonana, że zaraz zabierzemy się do
przemytu broni lub diamentów.

- To by ci się na pewno

spodobało, czyż nie? - Colin roześmiał
się głośno.

background image

- Jasne. Królowa podziemia,

Krwawa Cassidy, brzmi nawet nieźle.
Bój się, Irlandczyku.

Przepchnęła się do nich kelnerka i

stanęła w niecierpliwej pozie przy ich
stoliku.

- Pani ma ochotę na szampana -

powiedział Colin.

- Kto nie ma - mruknęła kelnerka i

odpłynęła w stronę baru.

- Co za brak szacunku dla pana

Sullivana - zaśmiała się Cassidy.

-

To

wyłącznie

sprawa

nastawienia. W odpowiednim otoczeniu

background image

lubię nawet niegrzeczne kelnerki. -
Przycisnął jej dłoń do ust. - Wiesz, w
tych zatłoczonych knajpkach ludzie są
blisko ze sobą Półmrok, ścisk, i tylko my
dwoje. Mogę cieszyć się twoim
smakiem i zapachem, jakbyśmy byli w
przytulnym domu. - Nachylił głowę i
pocałował ją ostrożnie tuż za uchem.

- Colin. - Wyciągnęła ręce do jego

ust w obronnym geście.

Pocałował jej palce.

W tym momencie na ich stolik

dotarł

szampan.

Colin

wyciągnął

rachunek

spod

butelki,

wręczył

pieniądze kelnerce, która bez słowa
znikła w tłumie.

background image

- Irytująco szybka obsługa -

mruknął i otworzył bu​telkę.

Zespół

zagrał

coś

bardziej

agresywnego, a Cassidy wypiła duży łyk
szampana, mając nadzieję, że to uspokoi
jej tętno.

Pili w ciszy, obserwując nocne

życie toczące się wokół nich. Cassidy
odpłynęła w świat marzeń. Wszystko
było takie cudowne, że zaczynała się
gubić, co jest jawą, a co snem. Kiedy
Colin wziął ją za rękę, wstała i dała się
po​prowadzić na parkiet.

Ze

sceny

popłynęły

wolne

bluesowe dźwięki. Położył ręce na jej
biodrach, a ona oplotła ramionami jego

background image

szyję. Ich ciała zbliżyły się do siebie.
Powietrze było ciężkie od dymu i
zapachu perfum. Inne pary wydawały się
nieobecne w przygaszonym świetle.
Ruchy ich przytulonych ciał ograniczały
się do powolnego kołysania.

Odchyliła głowę, żeby popatrzeć

na Colina. Ich wzrok spotkał się, ich
wargi niemal się dotykały. Poczuła nagłe
pożądanie.

Muzyka ucichła. Nie mówiąc

słowa, Colin wziął ją za rękę i
wyprowadził z tłumu.

Księżyc był w pełni. Chłodne

powietrze ostudziło trochę jej krew i
przegoniło chmury z myśli. Ferrari

background image

mknęło po szosie. Cassidy uśmiechnęła
się sama do siebie. Jest dobrze, jest
wspaniale, niech nic się nie zmienia.

- Do mojego domu na łodzi -

odpowiedział na pytanie, którego nie
zdążyła zadać. - Mam coś dla ciebie.

Cassidy odczuła lekki niepokój.

Spojrzała przez okno na zasnutą mgłą
zatokę i pomyślała, że powinna poprosić
Colina o zawiezienie do domu. Ale
przecież noc się jeszcze nie skończyła.
Cassidy obiecała sobie, że ta noc będzie
należeć do niej.

Mgła nacierała coraz agresywniej

na zatokę i drogę. W oddali słychać było
pierwsze

dźwięki

syren

background image

ostrzegawczych.

Cassidy

straciła

poczucie

czasu.

Colin

zatrzymał

samochód. Gdy wysiedli, poprowadził
ją w stronę łodzi. Piskliwy, przenikliwy
krzyk jakiegoś ptaka zakłócił ciszę.
Wąski most linowy zakołysał się pod jej
stopami. Bryza rozwiała na chwilę
zasłonę z mgły i Cassidy ujrzała łódź.

- Och, Colin. - Zatrzymała się

oszołomiona. - Jest cu​downa.

Przed

oczyma

miała

dwupoziomową, drewnianą bu​dowlę.

Kiedy

weszli

do

środka,

potrząsnęła głową, strącając krople z
włosów. Colin zapalił światło i przeszli
do salonu. Był to duży, niemal

background image

kwadratowy pokój z niską kanapą i
stołem.

- To niesamowite mieszkać na

wodzie. - Odwróciła się do niego i
uśmiechnęła.

- Kiedy noc jest spokojna, miasto

wygląda wspaniale. Mgła dodaje mu
tajemniczego, baśniowego wyglądu. -
Podszedł do Cassidy i odrzucił jej loki
na ramiona. - Masz mokre włosy -
powiedział cicho. - Czy wiesz, ile złotej
i brązowej farby użyłem, żeby je
namalować? Ich kolor zmienia się przy
każdej zmianie światła. To nie lada
wyzwanie dla malarza, który próbuje
oddać ich barwę. - Zmarszczył czoło. -
Musisz napić się brandy, żeby się nie

background image

przeziębić. - Podszedł do barku.

Obserwowała go, jak napełnia

kieliszki, a kiedy podał jej już alkohol,
odwróciła się, żeby przyjrzeć się
pomiesz​czeniu. Na przeciwległej ścianie
wisiał obraz przedstawiający zatokę o
wschodzie

słońca.

Niebo

było

mieszanką kolorów, głównie czerwieni i
złota. Wyczuwało się w tym dziele
żywiołowość i niepokój twórcy. A także
drapieżność i agresję, jakby artysta w
tym dziele chciał ujawnić całą dręczącą
go nienawiść do świata.

Cassidy nie musiała sprawdzać,

by wiedzieć, że było to dzieło Gail
Kingsley.

background image

- Jest nadzwyczaj utalentowana -

stwierdził Colin.

- Tak - przyznała uczciwie,

ponieważ obraz naprawdę ją poruszył. -
To niezwykły wschód słońca, pełen
emocji, po prostu ekscytujący. Nie
chciałabym jednak zaczynać każdego
dnia od takiej dawki przemocy, choćby
nie wiem jak pięknej.

- Mówisz o obrazie czy o jego

autorce? Wzruszyła ramionami. Nie
chcąc drążyć tego tematu, powiedziała:

- Można by pomyśleć, że artysta

powinien pokryć ściany obrazami, ale ty
masz ich tylko kilka. - Zaczęła je po
kolei oglądać. Szczególnie jeden przykuł

background image

jej uwagę. Był to typowy irlandzki
krajobraz, o jakim już dziś wspominała.

- Ciekawy byłem, czy pamiętałaś.

- Stanął za nią i położył ręce na jej
ramionach.

- Oczywiście.

- Miałem dwadzieścia lat, kiedy

go

namalowałem.

To

była

moja

pierwsza podróż do Irlandii.

- Czy to nie dziwne, że właśnie

dziś rano o tym mó​wiłam? - wyszeptała.

-

Przeznaczenie,

Cassidy.

-

Pocałował ją w głowę. Podszedł do
ściany, zdjął z niej obraz i wręczył go

background image

jej.

- Chcę, żebyś go zatrzymała.

- Colin, nie mogę! - Była

zdumiona.

- Nie? Wyglądało na to, że ci się

podoba.

- Och, wiesz, że bardzo. Jest

piękny, cudowny, ale nie mogę ot tak
zabrać ze sobą twojego obrazu.

- Nie zabierasz, przecież ci go

daję. To przywilej ar​tysty.

- Ale... - Spojrzała na pejzaż, a

potem na Colina. - Nie trzymałbyś go tak

background image

długo, gdyby wiele dla ciebie nie
znaczył. Przecież mógłbyś go bez
problemu sprzedać.

-

Pewnych

rzeczy

się

nie

sprzedaje, tylko darowuje.

- Wyciągnął ręce z obrazem w jej

stronę. - Cass, nie od​mawiaj, proszę.

- Nigdy dotąd nie słyszałam

„proszę" z twoich ust.

- Jej głos zadrżał ze wzruszenia.

- Zachowuję takie słowa na

specjalne okazje. Przyjrzała mu się
uważnie. Dał jej coś więcej niż obraz.

background image

Coś, co w magiczny sposób

łączyło ją z matką, której nigdy nie
poznała. Uśmiechnęła się ciepło.

- Dziękuję.

Przesunął palcami po jej wargach.

- Tyle w tobie piękna i czaru, ale

twoje usta... - powiedział cicho. -
Usiądź, Cass, i wypij brandy. - Odstawił
obraz na bok i wskazał kanapę.

- Czy tutaj też malujesz?

- Czasami.

- Pamiętam noc, kiedy cię

spotkałam. Namawiałeś mnie, żebym

background image

przyszła tu z tobą, bo chciałeś zrobić
wstępne szkice.

- A ty straszyłaś mnie mężem

sportowcem.

Sto

dziewięćdziesiąt

wzrostu, sto kilo żywej wagi.

- Nic innego nie przyszło mi do

głowy. - Odwróciła się do niego z
uśmiechem i niemal zderzyła się z jego
twarzą.

Pochylił się jeszcze bardziej, by

musnąć wargami jej policzek. Przesunął
głowę i pocałował ją w drugi policzek.
Ich usta niemal się dotknęły.

- Colin - wyszeptała i położyła

ręce na jego piersi. Ich wargi złączyły

background image

się. Wiedziała, że ciepło, które czuje
wewnątrz, to nie brandy.

-

Cassidy.

-

Pocałował

ostrożnie, po czym odsunął głowę, żeby
móc na nią spojrzeć. - Kiedy ostatni raz
cię całowałem, zraniłem cię. Żałuję
tego.

- Proszę, Colin, nie mówmy o tym.

- Potrząsnęła głową - Oboje byliśmy
wtedy wściekli.

- Wiem, że już mi wybaczyłaś, bo

taki masz charakter. Ale pamiętam
wyraz twojej twarzy. - Zsunął dłoń po
jej ciele, aż ich ręce się połączyły. -
Chcę pocałować cię jeszcze raz, Cass,
ale w sposób, w jaki powinnaś być

background image

całowana.

Musisz

mi

jednak

powiedzieć, że również ty tego właśnie
chcesz.

Wydawało

się

takie

proste

powstrzymać go teraz jednym krótkim
„nie".

Ale

czuła

się

tak

ubezwłasnowolniona, jakby była do
niego przywiązana.

- Tak - powiedziała i zamknęła

oczy. - Chcę.

Jego usta dotknęły jej delikatnie.

Rozchyliła wargi zachęcająco. Całował
ją miękko i łagodnie. Pozwoliła, żeby
zsunął bolerko z jej ramion i oddała się
pieszczotom. Pocałunki stawały się
coraz bardziej natarczywe. Oplotła ręce

background image

wokół niego.

- Cass. - Zwolnił silny uścisk,

kiedy ich wargi rozłą​czyły się.

Przywarła

do

niego

z

westchnieniem, pieszcząc wargami jego
pierś.

- Tak? - wymruczała, unosząc

głowę, żeby na niego spojrzeć.

Zaklął cicho i zamiast odpowiedzi

pocałował ją mocno.

W

Cassidy

zawrzała

krew.

Poczuła, jak opada na kanapę pod
naporem naprężonego ciała Colina. Jego
dłonie gładziły jej nagie ramiona.

background image

Całował z pasją, a ona tylko jęczała z
rozkoszy.

Uwolnił jej piersi spod materiału i

pieścił je zdecydowanymi ruchami.
Pasja i uczucie rozkoszy wypełniły ją
całkowicie. Odchyliła głowę i jęknęła
cicho. Całował jej szyję i piersi. Drażnił
palcami

sutki.

Zadrżała,

kiedy

ponownie przycisnął usta do jej warg.
Otworzyła

gwałtownie

oczy,

gdy

przerwał pocałunek.

Wyciągnęła rękę, żeby odsunąć

kosmyk włosów z twarzy Colina.
Wymówiła cicho jego imię. Złapał ją za
rękę, a następnie poprawił jej strój i
pociągnął ją tak, że oboje znów usiedli.

background image

- Cass, na Sądzie Ostatecznym

zaświadczysz, że przynajmniej raz
zachowałem się szlachetnie. - Mówił
chrapliwie, niemal słyszała, jak głośno
bije jego serce. - Zabiorę cię teraz do
domu.

- Colin...

- Nie mów nic, proszę. - Zdjął

ręce z jej ramion i wsadził je do
kieszeni spodni. - Powierzyłaś mi swój
los na dzisiejszą noc. Następnym razem
sama zdecydujesz, ale teraz zawiozę cię
do domu.

ROZDZIAŁ ÓSMY

background image

Słońce było wysoko i świeciło

jasno. Leżąc w łóżku, Cassidy patrzyła,
jak przedziera się przez okno i kładzie
cienie na podłodze. Spojrzała na obraz
wiszący po lewej stronie. Był tu dopiero
od dwóch dni, ale znała każdy jego
szczegół i każde pociągnięcie pędzla.
Westchnęła i utkwi​ła wzrok w suficie.

Wspominała wieczór spędzony z

Colinem, od chwili, gdy zobaczyła go w
swoim mieszkaniu, aż do szybkiego
pożegnania przy drzwiach.

Kiedy przyszła do studia dzień po

ich randce, Colin zajęty był pracą.
Cassidy zdecydowała, że cokolwiek
wy​darzyło się pomiędzy nimi, nie będzie
miało dalszego ciągu. Jedna noc. Tylko

background image

jedna noc.

Dla niego to zamknięty rozdział,

pomyślała, wpatrując się w portret.
Wiedziała jednak, że w niej to
wspomnienie pozostanie na zawsze.
Powinna być wdzięczna Colinowi, że
odwiózł ją do domu, bo gdyby została na
łodzi...

Wtedy stałaby się jedną z jego

kochanek. I podzieliłaby ich los. Ile
trwałby ten romans? Dwa tygodnie,
miesiąc, może trzy, a potem... A potem
Cassidy byłaby jeszcze bardziej samotna
i

głęboko

nieszczęśliwa.

A

tak

przynajmniej może wspominać ten
wyjątkowy wieczór. Wino, świece i

background image

muzykę.

- Ale ze mnie głupia romantyczka -

mruknęła ze złością i walnęła pięścią w
poduszkę.

Z rozmyślań wybiło ją stukanie do

drzwi.

- Cassidy! - Niezrażony brakiem

odpowiedzi Jeff wtargnął do pokoju. -
Hej, Cassidy! - Zatrzymał się, patrząc na
nią z dezaprobatą. - Jeszcze w łóżku?
Już jede​nasta.

Podciągnęła kołdrę pod brodę i

usiadła.

- Tak, jeszcze jestem w łóżku.

background image

Pracowałam do wpół do czwartej.
Wydawało mi się, że zamykałam drzwi.

- No tak. - Jeff przysiadł na łóżku.

Cassidy zarumieniła się.

- Czuj się jak u siebie w domu. -

Wskazała na pokój.

- Nie zwracaj na mnie uwagi.

- Spójrz na to! Piszą o tobie.

- Co takiego? - Rzuciła okiem na

gazetę, którą Jeff trzymał w ręku. - O
czym ty mówisz?

Uśmiechnął się.

background image

- Choć ostatnio krucho przędę,

zaszalałem

i

kupiłem

niedzielne

wydanie. Warto było. - Trącił palcem
jej nos.

- Bo kogo zobaczyłem w rubryce

towarzyskiej? Moją przyjaciółkę i
sąsiadkę, Cassidy St. John.

- Żartujesz! - Nerwowo odrzuciła

włosy. - A niby jakim cudem Cassidy St.
John miałaby się znaleźć w rubryce
towarzyskiej?

- A takim, że tańczysz z Colinem

Sullivanem. - Jeff podsunął jej gazetę
pod nos.

Od razu zobaczyła to zdjęcie.

background image

Przez chwilę wpatrywała się w nie ze
zdumieniem, a potem wyrwała Jeffowi
gazetę.

- Pokaż mi to!

- Proszę bardzo - odpowiedział

uprzejmie. Oparł się na łokciu i
przyglądał

pełnej

emocji

twarzy

Cassidy. Wyrazisty rumieniec pokrył jej
policzki.

- Wygląda na to, że przyłapano

was w jakimś modnym klubie. W
podpisie dodano też kilka spekulacji,
kim może być najnowsza wybranka
Sullivana. - Pociągnął się za brodę i
zachichotał. - A ona siedzi tutaj, w
koszulce

futbolowej

z

numerem

background image

pięćdziesiąt trzy, w której wygląda o
niebo lepiej niż noszący ten numer
zawodnik. - Ponownie się zaśmiał. - Na
tym zdjęciu zresztą także świetnie
wyglądasz.

- Co za bzdury! - Cisnęła gazetą i

wstała z łóżka, odpychając Jeffa. -
Czytałeś ten artykuł? - Z furią wkopała
but pod szafę. - Jak oni mają czelność
sugerować takie rzeczy?

Jeff

rozsiadł

się

wygodnie,

obserwując, jak Cassidy krąży wściekła
po pokoju.

- Daj spokój, to tyko artykuł. Nie

trzeba się tym przejmować. - Podniósł
wygniecioną gazetę i starannie ją

background image

rozprostował. - Zresztą nadzwyczaj
pochlebnie wypowiadają się na twój
temat. Słuchaj, nazywają cię... zaraz,
niech znajdę... o, mam: „Tajemnicza
piękność". Zgadzam się. „Wspaniała
figura". Zawsze to mówiłem, tylko nie
chciałaś mnie słuchać. „Fascynująca,
oryginalna

twarz".

Słuchaj,

ten

dziennikarz musiał się w tobie zakochać.
Ale mu się nie dziwię... Słuchaj, to jest
najlepsze: „Leniwie seksowne kocie
ruchy, nieodgadnione spojrzenie kryjące
tajemną obietnicę". - Jeff ryknął
śmiechem. - Do zakochanego malarza
możesz dodać zakochanego grafomana.
Oj, narozrabiałaś, słodka Cass. Au! -
Następny but, kopnięty! z niepojętą siłą
trafił Jeffa prosto w kolano.

background image

- Zabolało? To dobrze. Tak cię

rozbawił ten artykuł? No jasne, przecież
jesteś tylko facetem. Czyli durniem.

- Otworzyła szufladę i wyciągnęła

parę krótkich dżinsów. Po chwili znowu
krążyła po pokoju, wymachując szortami
w kierunku Jeffa - Myślisz, że kilka,
bardzo

zresztą

wątpliwych

komplementów wszystko naprawi? -
Ponownie podeszła do szuflady i
wróciła z purpurowym podkoszulkiem. -
Otóż nie naprawi! - Odrzuciła włosy z
twarzy.

- Mogę to zatrzymać? - zapytała

spokojniejszym tonem.

- Jasne. - Jeff wstał i niepewnie

background image

wręczył jej gazetę.

- Będzie chyba najlepiej, jeśli już

sobie pójdę. Jednak Cassidy go nie
słuchała, ponownie wpatrując się w
zdjęcie. Jeff wymknął się niezauważony.

Niecałą godzinę później Cassidy

szła w dół molo, w kierunku łodzi
Colina.

W

ręku

trzymała

zmiętą

niedzielną gazetę. Cały czas wrzała
oburzeniem. Przeszła przez wąski,
kołyszący się trap i zastukała do drzwi
kabiny. Odpowiedziała jej cisza i plusk
fal. Rozejrzała się dookoła i zauważyła
stojące opodal ferrari.

- Ach, więc jesteś w domu,

Sullivan

-

warknęła

i

zapukała

background image

ponownie, tym razem z całej siły.

- Po diabła tak łomoczesz? -

zabrzmiał głos ponad jej głową. Cassidy
zrobiła kilka kroków w tył i osłaniając
przed słońcem oczy, spojrzała w górę.

Colin przechylał się przez reling

na górnym pokładzie. Miał na sobie
tylko obcisłe szorty. W ręku trzymał
pędzel umazany niebieską farbą.

-

Sullivan,

muszę

z

tobą

porozmawiać. - Pomachała gazetą. Jej
głos nie brzmiał zbyt zachęcająco.

- W porządku, wejdź na górę, ale

skończ z tym idio​tycznym stukaniem.

background image

Zniknął znad poręczy, zanim

zdążyła odpowiedzieć, więc poszła w
kierunku dziobu, aż dotarła do stromych
schodów. Wspięła się po nich na górny
pokład, stanęła za Colinem i stuknęła go
w plecy.

Siedział na trójnogim krzesełku

przed sztalugami, malując pewnymi,
szybkimi

pociągnięciami

pędzla.

Popatrzyła przed siebie i zobaczyła
łodzie, które uwieczniał na płótnie.

- A więc co cię sprowadza, Cass?

I dlaczego walisz w moje drzwi, jakby
się paliło? - mówił niewyraźnie, bo w
zębach, niczym piracki nóż, trzymał
pędzel.

background image

Pomachała

mu

przed

nosem

gazetą.

- To!

Colin odłożył pędzle, uśmiechnął

się do Cassidy i wziął do rąk niedzielne
wydanie najpopularniejszego dziennika
w San Francisco.

- Całkiem dobre zdjęcie. W

naturze oczywiście jesteś ładniejsza, ale
naprawdę niezłe - powiedział po chwili.

- Colin!

- Ciii, czytam. - Pogrążył się w

lekturze.

Zagryzała

zęby,

tłumiąc

przekleństwo,

i

wielkimi

krokami

background image

ruszyła po pokładzie w tę i z powrotem.

Nagle Colin roześmiał się, zaraz

jednak uniósł rękę, zakazując Cassidy
mówić. Wykrzywiła się do niego
szpet​nie i podjęła swą wędrówkę.

- No proszę - powiedział po

chwili. - Całkiem zabawne. - Był
spokojny i rozluźniony.

Obróciła się w jego stronę.

-

Zabawne?

Zabawne?!

To

wszystko, co masz do powiedzenia o
tym... tym chłamie?

Colin wzruszył ramionami.

background image

- Mogłoby być lepiej napisane.

Dziennikarzyna się wysilał, ale mu nie
wyszło. Napijesz się kawy?

- Czy ty w ogóle to przeczytałeś? -

Podeszła bliżej. Wiatr rozwiewał jej
włosy, więc niecierpliwie odrzuciła je
na plecy. - Przeczytałeś, jakie rzeczy tu
wypisują? - Prychnęła, tupnęła nogą i
walnęła go pięścią w pierś. - Do diabła,
nie jestem twoją najnowszą zdobyczą
Sullivan!

- Ach tak...

Jej oczy zaiskrzyły się.

- Co ma znaczyć to „ach, tak"?

Zapamiętaj sobie raz na zawsze, nie

background image

jestem twoją najnowszą zdobyczą! W
ogóle nie jestem żadną zdobyczą, ani
nową, ani starą, ani twoją ani
czyjąkolwiek.

Za

takie

określenie

powinno się chłostać. W ogóle nie
znoszę tego obślizgłego języka, tych
wszystkich insynuacji, że jesteśmy
kochankami, że wijemy sobie gdzieś
gniazdko... A ciebie, jak widzę, to bawi!
- Z jej oczu posypały się błyskawice. -
Co to za bzdurna logika, że skoro
tańczyliśmy ze sobą, to od razu musimy
być kochankami.

- Musisz przyznać, że ten pomysł

się pojawił - zachichotał, patrząc w
rozognione

oczy

Cassidy.

Wiatr

rozrzucał jej włosy wokół twarzy. Colin

background image

odsunął je, po czym położył rękę na jej
ramieniu. - Chcesz zaskarżyć gazetę?

Wyczuła rozbawienie w jego

głosie.

- Chcę, żeby to odszczekali -

powiedziała uparcie, wsuwając ręce w
kieszenie.

- Z jakiego powodu? Że ktoś

pstryknął zdjęcie bez naszej zgody i
napisał kilka plotek? Cass, bądź
poważna. Gdyby ktoś napisał, że jesteś
złodziejką

albo

morderczynią,

to

rozumiem, ale tak... Poza tym, maleńka,
to zdjęcie mówi samo za siebie. - Uniósł
gazetę przed jej oczy. - Spójrz na tych
dwoje! Widzą tylko siebie, świat dla

background image

nich nie istnieje.

Cassidy podeszła do relingu.

Wiedziała, że miał rację. Przytuleni w
tańcu, zapatrzeni w siebie, jej ręce
splecione wokół szyi Colina, jego usta
muskające

jej

policzek...

Ciemny,

zadymiony klub był doskonałym tłem dla
tej sceny. Żadne słowa nie były
potrzebne do opisania tego zdjęcia.
Pamiętała ten moment, swoje uczucia i
intym​ność, którą dzieliła z Colinem.

Ta

fotografia

była

brutalną

inwazją w jej prywatność, a tego
nienawidziła. Nie znosiła plotkarskich
rubryk towarzyskich, a teraz właśnie
plotka

połączyła

z

Colinem.

Dziennikarz nie zdołał nawet ustalić, jak

background image

Cassidy się nazywa i kim jest, ale bez
żenady nazwał ją „najnowszą zdobyczą
Sullivana".

Cassidy zapatrzyła się w wodę i

przelatujące mewy.

- Nie podoba mi się to. Nie lubię

być obiektem plotkarskich sensacji,
które

się

omawia

nad

płatkami

śniadaniowymi i kawą. Nie lubię, kiedy
ktoś, przez swoją bujną wyobraźnię,
przedstawia mnie jako osobę, którą nie
je​stem. I nie lubię być opisywana jako...

- Tajemnicza piękność? - usłużnie

podsunął Colin.

- Nie widzę nic zabawnego w tym

background image

frazesie.

Sprawia,

że

czuję

się

idiotycznie. - Skrzyżowała ręce na
piersi. - To nie jest komplement,
niezależnie od tego, co ty i Jeff
są​dzicie.

- A kim, do diabła, jest Jeff?

- Jego zdaniem ten artykuł jest

odjazdowy. Ryczał ze śmiechu jak durny
bawół... to zresztą was łączy. - Znów
mocno się nakręcała w swej złości. -
Siedział dzisiaj rano na moim łóżku i
tłumaczył mi, że powinnam być dumna,
że powinnam...

- A może raczej powinnaś

powiedzieć mi, kim jest ten cały Jeff i
dlaczego był dziś rano w twoim łóżku -

background image

prze​rwał jej Colin.

- Nie w łóżku, ale na łóżku -

rzuciła niecierpliwie. - I trzymaj się
tematu, Sullivan.

- Chcę najpierw wyjaśnić tę

kwestię. - Podszedł do niej i złapał za
podbródek. Jego palce były zaskakująco
silne. - No więc kim dla ciebie jest Jeff?

- Możesz przestać? - Wyszarpnęła

się gwałtownie. - Jak mogę cokolwiek
wyjaśnić, skoro wciąż mnie dręczysz i
poniżasz?

- Dręczę i poniżam? - Zaniósł się

śmiechem. - To jest dopiero wyrażenie.
A teraz słucham, kim jest Jeff.

background image

- Możesz go zostawić w spokoju?

- Jej oczy ponownie rozbłysły. -
Przyniósł

mi

ten

artykuł.

Colin,

powtarzam jeszcze raz, nie zamierzam
znaleźć się na długiej liście twoich
kochanek. I nie dam się wykorzystać do
podtrzymywania

twojego

wizerunku

romantycznego artysty.

- Zaraz, zaraz, co znaczy to

ostatnie zdanie? - spytał zdumiony. - Bo
poprzednie po prostu zignoruję.

- Myślę, że nie trzeba tego

tłumaczyć. To zdanie twierdzące, w
pierwszej osobie liczby pojedynczej -
zadrwiła. - Do diabła, Colin, mówię
poważnie: nie pozwolę na to. Naprawdę
nie żartuję. - W jej głosie zabrzmiała

background image

groźba.

- O tak. - Przyjrzał się uważnie

Cassidy. - Widzę, że nie żartujesz.

Patrzyli na siebie w milczeniu.

Była w pełni świadomą że najchętniej
rzuciłaby

mu

się

w

ramiona

i

zapomniała o wszystkim w morzu
pieszczot. By odpędzić pokusę i
zaprowadzić jaki taki ład w swej
głowie, Cassidy odwróciła się i
przechyliła przez barierkę. Przez chwilę
słuchała delikatnego plusku wody o
drewniany

bok

łódki.

Westchnęła

głośno.

- Jestem ubogą, skromną i prostą

osobą, Colin. Nigdy nie byłam poza

background image

naszym stanem, a najdalej wyjechałam
kilkaset

kilometrów

poza

miasto.

Urodziłam się w zwykłej rodzinie i
wiodę zwyczajne życie. Nie jestem
tajemniczą,

fascynującą

kobietą.

-

Odwróciła się ponownie do niego.
Wiatr rozwiewał jej włosy. - Nie lubię
być brana za kogoś, kim nie jestem. Nie
jestem taką osobą, jaką opisano.

Zwinął gazetę, wcisnął do tylnej

kieszeni i podszedł do Cassidy.

- Jesteś z pewnością o wiele

bardziej fascynująca niż kobieta, jaką
opisano w tym artykule.

Cassidy potrząsnęła głową.

background image

- Nie powiedziałam tego po to,

żebyś prawił mi kom​plementy.

- To było jedynie stwierdzenie

faktu. - Pocałował ją, zanim zdołała
zastanowić się, czy się zgodzić, czy nie.
- Teraz czujesz się lepiej?

- Nie jestem dzieckiem, które

miało napad złości.

- Jesteś młodą, piękną kobietą.

- W San Francisco mówią o mnie,

że jestem niebrzydka. - Zerknęła po
sobie.

- I z pewnością młoda.

background image

- A więc zgadzasz się, że tylko

niebrzydka? A nie piękna? - Posłała mu
prowokujące spojrzenie.

- Piękna... nie, to już przesada.

- Och!

Colin zaśmiał się i chwycił jej

podbródek.

- Ta twarz... - Wpatrywał się

intensywnie. - Twoja twarz jest idealna.
Cudowne proporcje, karnacja.... Bije z
niej siła, a zarazem kruchość. A ty jesteś
tego całkowicie nieświadoma. „Piękna"
to banał, to nic nie znaczy. Jesteś
niepowtarzalna,

niezwykła

i

fascynująca.

background image

Cassidy

zarumieniła

się.

Zastanawiała się, dlaczego po tylu
godzinach pozowania Colinowi czuła
teraz, że krew szybciej w niej krąży,
kiedy przyglądał się jej twarzy.

- Czarujący sposób, żeby się

zrehabilitować za obraźliwe zachowanie
- zadrwiła. - To pewnie ta twoja
irlandzka dusza.

- Znam wiele lepszych sposobów.

Pocałunek spadł na jej usta tak

nieoczekiwanie,

że

zanim

zdążyła

pomyśleć, już go odwzajemniała. Czuła
gorąco

bijące

od

słońca

i

to

wewnętrzne, które wypełniało jej ciało.
Ogarnęło ją pożądanie. Zamiast opierać

background image

się Colinowi, przyciągała go. Pasja,
jaką w niej wywołał, zmieniła jej
uległość w agresję.

- Cassidy... - Obsypał jej twarz

pocałunkami. - Urze​kasz mnie.

Jej ręce gładziły jego nagi tors i

umięśnione ramiona. Serce waliło mu
jak młot pod dotykiem jej dłoni. Ich usta
ponownie się złączyły.

- Wygląda na to, że przyszłam nie

w porę. Przestraszona Cassidy odsunęła
usta od Colina, ale nie była w stanie
uwolnić się z jego uścisku. Odwróciła
głowę i ujrzała Gail Kingsley, która
stała na szczycie schodów, trzymając się
jedną

ręką

poręczy.

Jedwabny,

background image

szmaragdowy szal, który miała na szyi,
powiewał na wietrze.

-

To

chyba

oczywiste

-

odpowiedział

Colin

spokojnie.

Zaczerwieniona Cassidy walczyła, by
się wyswobodzić.

- Wybacz, Colin, kochanie. Nie

wiedziałam, że masz towarzystwo. W
końcu rzadko zapraszasz gości w
niedzielę. - Uśmiechnęła się do niego w
sposób sugerujący, że zna dobrze jego
zwyczaje. - Muszę odebrać płótna, nie
pamiętasz? I mamy kilka spraw do
przedyskutowania. Poczekam na dole. -
Przeszła przez pokład i otworzyła drzwi
kabiny. - Mam przygotować trzy kawy? -
Zniknęła w środku, nie czekając na

background image

odpowiedź.

Cassidy odwróciła głowę do

Colina, jednocześnie odpychając się od
jego piersi.

- Puść mnie - syknęła. - Puść mnie

natychmiast!

- Dlaczego? Jeszcze przed chwilą

byłaś bardzo szczęś​liwa i zadowolona.

Jej

próby

wyszarpnięcia

się

spełzły na niczym.

- Byłam zaślepiona zwierzęcym

pożądaniem. Teraz, wrócił mi wzrok.

-

Zwierzęce

pożądanie?

-

background image

Uśmiechnął

się

szeroko.

Całkiem

interesujące. Często cię dopada?

- Nie drwij ze mnie, Sullivan. -

Zabrzmiało to nad wyraz groźnie. -
Nawet się nie waż!

- Czasami naprawdę nie jest

łatwo. - Wreszcie ją puścił. Postanowiła
nieco wyciszyć atmosferę, dlatego
powie​działa w miarę spokojnie:

- Zrozum, to dla mnie żenujące.

Nie chcę całować się z tobą na oczach
Gail, która na dodatek uśmiecha się z
wyższością. - Wygładziła ubranie.

-

Dlaczego,

Cass?

Jesteś

zazdrosna? - Uśmiechnął się szerzej. -

background image

Pochlebia mi to.

- Ty napuszony, przemądrzały

idioto!

- Zaraz, zaraz, Cass. - Zniżył głos.

- Przecież pragnęłaś mi się oddać, kiedy
zaślepiło

cię

owo

zwierzęce

pożądanie...

Cassidy zamachnęła się pięścią,

ale zrobił unik i złapał ją mocno w talii.

- Kobiety policzkują, a nie tłuką

jak bokser.

- Guzik mnie to obchodzi -

warknęła i wyszarpnęła mu się. Chciała
natychmiast stąd wyjść, ale Colin znów

background image

ją złapał i przyciągnął tak mocno, że się
z nim zderzyła. Uśmiechnął się i
pocałował ją w czubek nosa.

- Dlaczego się tak spieszysz?

- Jest tłok. - Znów zaczęła się

wyrywać.

- Cass, nie bądź głupia. -

Zachichotał i poklepał ją po policzku.

Wzniosła oczy do nieba. Już nawet

nie chciało jej się wrzeszczeć.

- Wiesz co, Colin? Maluj dalej te

swoje żaglówki - parsknęła i ruszyła w
stronę schodów wiodących na dolny
pokład.

background image

- Dzięki za radę. A tak przy okazji,

jesteś śliczną dziewczyną, Cassidy St.
John - zawołał za nią z przesadnym
irlandzkim akcentem. Odwróciła głowę i
spojrzała na niego z błyskiem w oczach.
Przechylił się przez reling. - Przyjemniej
patrzeć, jak złość ci mija, niż jak
nadchodzi. Następnym razem namaluję
cię w taki sposób, by ukazać twoje
bardziej czarujące oblicze.

- Prędzej mi tu kaktus wyrośnie! -

Przyspieszyła kroku. Z oddali słyszała
jeszcze jego śmiech.

ROZDZIAŁ

DZIEWIĄTY

background image

Cassidy wiedziała, że obraz był

już niemal gotów. Z jednej strony czuła,
że jego zakończenie przyniesie jej ulgę.
uwolni od napięcia, z drugiej strony
starała się zachować te chwile w
pamięci. Kiedy siedziała w ustawionej
pozie,

była

pewna,

że

Colin

dopracowuje ostatnie szczegóły. Szybkie
dotąd ruchy pędzla stały się powolne i
dokładniejsze.

Była mu wdzięczna, że nie

nawiązał ani słowem do jej niedzielnej
wizyty. Zdawała sobie sprawę, że tym
razem

przesadziła.

Powinna

była

pamiętać, jak bardzo porywcza jest z
natury. Ale cóż, nie pamiętała, no i się
ośmieszyła. Dokładniej mówiąc, zrobiła

background image

z siebie kompletną idiotkę. Zresztą nie
po raz pierwszy.

Chociaż jej reakcja była do

pewnego

stopnia

uzasadniona.

Gwałtowne

zakończenie

cudownej

randki, pozostawiające za sobą bolesne
niespełnienie, a potem ten głupi artykuł.
Przypomniała sobie, co Gail mówiła o
kreowanym przez media romantycznym
wizerunku Colina. Cóż, Cassidy nie
będzie już musiała więcej jej słuchać.
Najlepiej zrobi, jak zaraz zacznie się
zbierać. Czas pomyśleć o przyszłości. I
o jakiejś pracy, posępnie dodała w
duchu. To będzie początek czegoś
zupełnie nowego, szybko się poprawiła.
Nowe doświadczenia, nowi ludzie.

background image

Samotne noce.

- Na szczęście twarz skończyłem

już wczoraj - wyrwał ją z zadumy Colin.
- Bo dzisiaj pojawiają się na niej coraz
to nowe nastroje i emocje. - Uśmiechnął
się lekko.

- Nie wiedziałem, że w tak

krótkim czasie potrafisz zrobić tyle
różnych min.

- Przepraszam, ja tylko... - Szukała

odpowiednich słów, ale nie znalazła nic
naprawdę sensownego. - Ja tylko
myślałam.

- To się dało zauważyć. -

Uchwycił jej spojrzenie.

background image

- Jakieś smutne myśli?

- Nie, obmyślałam właśnie scenę z

mojej książki.

- Yhm... - Colin odsunął się od

sztalug. - I to niezbyt wesołą.

- Wszystkie nie mogą być przecież

wesołe. Skończy​łeś, prawda?

- Tak, prawie skończyłem. -

Krytycznie spojrzał na obraz. - Sama
zobacz. - Odsunął ręce od portretu, ale
nadal wpatrywał się w niego.

Tak długo czekała na tę chwilę. A

teraz ogarnął ja lęk.

background image

- No chodź, Cass!

Zacisnęła palce na bukiecie i

ruszyła w kierunku sztalug. Ujęła
wyciągniętą dłoń Colina i nieśmiało
spoj​rzała na obraz.

Podczas pozowania wiele razy

próbowała

wyobrazić

sobie

swój

portret, ale to, co zobaczyła, kompletnie
ją zaskoczyło. Tło było ciemne, z grą
cieni i głębi. Pośrodku stała ona,
rozjaśniona przez perłowobiałą suknię.
Bukiet był zaskakującą kolorystyczną
plamą, która kierowała wzrok na kruche
dłonie Cassidy. Duma biła z jej
postawy, co w przedziwny sposób
podkreślała lekko pochylona głowa.
Gęste

włosy

opadały

swobodnie,

background image

uwypuklając biel sukni. Rysy twarzy
były nadzwyczaj delikatne, z czego
dotąd nie zdawała sobie sprawy, lecz
owa delikatność mieszała się z siłą.
Colin miał rację, że widział ją w
sposób, w jaki nigdy na siebie nie
patrzyła.

Była

poważna,

lecz

lekko

rozchylone usta szykowały się do
uśmiechu.

Uśmiechu

na

powitanie

kochanka To miało nastąpić zaraz, za
chwilę, i ten przyszły moment był
wpisany w obraz, co nadawało mu
niezwykłą dynamikę. W wyrazie twarzy
Cassidy było oczekiwanie na coś, co
miało się wkrótce zdarzyć.

background image

Poczuła

się

nieswojo.

Ilu

nieznanych jej mężczyzn, którzy będą
oglądać ten obraz, zacznie marzyć o
egzotycznej piękności, która za chwilę z
uśmiechem

wpadnie

w

ramiona

ukochanego?

Cóż, to nie jestem ja, to tylko

wyobrażenie Colina, pomyślała.

Czyżby?

Oczy

zdradzały

wszystko.

Z

portretu patrzyła kobieta przepełniona
miłością i niewinnością. Lecz owa
niewinność, tak słodka i czysta, była
zarazem darem dla kochanka, darem,
który za chwilę miała mu ofiarować.

background image

Bo kobieta z portretu darzyła

bezgranicznym uczuciem artystę, który ją
namalował.

Takie było przesłanie dzieła.

Cassidy

otrząsnęła

się.

Nie

powinna o tym myśleć tak osobiście.
Czy to jednak możliwe? Spróbuje.

Odsunęła się nieco i jeszcze raz

zaczęła kontemplować obraz. Ogarnął ją
niedający się ująć w słowa zachwyt.

- Dlaczego nic nie mówisz, Cass?

- Colin otoczył ją ramieniem.

- Tego się nie da opisać -

wyszeptała. - Wszystko zabrzmi jak

background image

pusty frazes. - Starała się zapomnieć, że
Colin ujawnił jej uczucia, wniknął w
najgłębsze tajniki duszy. Tak jak
zapowiedział, ukazał jej tajemnice i
marzenia.

Pocałował szyję Cassidy i puścił

ją.

- Rzadko się zdarza, by artysta po

skończeniu swej pracy był zdumiony, że
jego

ręce

stworzyły

coś

tak

nadzwyczajnego.

-

Był

ogromnie

podniecony i zdziwiony, czego Cassidy
zupełnie się po nim nie spodziewała. -
To

najwspanialszy

obraz,

jaki

kiedykolwiek stworzyłem. - Odwrócił
się do niej. - Jestem ci niewymownie
wdzięczny. Masz niezwykła urodę,

background image

Cassidy, ale to mało. To twoja dusza
rozświetliła ten portret, dzięki niej jest
tak wspa​niały.

Cassidy powinna być dumna z tych

pochlebnych słów, ale wyznanie Colina
zaskoczyło

i

przytłoczyło.

Desperacko starała się, aby jej głos
brzmiał spokojnie.

- Zawsze uważałam, że to artysta

nasyca swoją duszą tworzone przez
siebie obrazy. - Odłożyła bukiet na
stolik i zaczęła krążyć po pokoju.
Jedwab sukni szeleścił przy każdym jej
kroku. - To twoja wyobraźnia, twój
talent. Ile ze mnie jest na tym płótnie?
Nastąpiła długa cisza.

background image

- Nie wiesz? Odwróciła się do

Colina.

- Moja twarz, moje ciało, to

wszystko. Reszta jest twoja. Nie mogę
zbierać oklasków za twoją pracę.
Namalowałeś mnie taką, jaką mnie
widziałeś. Miałeś wizję, chciałeś ją
ukazać w tym obrazie i ci się udało. To
twoja iluzja. - Mówiąc te słowa,
poczuła

więcej

bólu,

niż

się

spodziewała. Ale cieszyła się, że to
powiedziała.

- Czy tak to właśnie widzisz? - Na

jego twarzy ukazała się złość. - Ty tylko
stałaś, a ja wykonywałem całą pracę? O
to ci chodzi?

background image

- Jesteś artystą, a ja tylko

bezrobotną pisarką.

Po

długiej

chwili

milczenia

podszedł do Cassidy i ujął jej ramiona.
Znała

to

poszukujące,

badawcze

spojrzenie. Zesztywniała, broniąc się
przed nim.

Palce Colina zacisnęły się.

- Czy ta kobieta z obrazu ma z tobą

coś wspólnego? - zapytał powoli.

Cassidy poczuła, że coś ściska ją

w gardle.

- Oczywiście. Dlaczego pytasz?

Przecież właśnie ci powiedziałam...

background image

Potrząsnął nią tak gwałtownie, że

słowa zamarły jej w ustach. Zobaczyła
furię w jego oczach. Gwałtowność,
która mogła przerodzić się w agresję.

- Czy myślisz, że potrzebowałem

tylko twojej twarzy i figury? Tylko
manekina? Czy uważasz, że nie ma w
tym nic z ciebie, nic z twoich myśli i
marzeń? Nic z twojej duszy?

- Czy zawsze musisz mieć

wszystko? - krzyknęła z rozpaczą i
gniewem. - Aż taki jesteś zachłanny? -
Jej głos drżał z emocji. - Zmęczyłeś
mnie, Colin. Jestem wyczerpana. -
Machnęła ręką w kierunku płótna. -
Dałam ci to, co mogłam dać. Czego
jeszcze chcesz? Nigdy na mnie nie

background image

patrzyłeś... nie mówię o modelce, ale o
Cassidy St. John... nigdy o mnie nie
myślałeś. - Odepchnęła go. - Chodziło ci
tylko o ten portret, no to go masz. -
Odrzuciła włosy i ścisnęła palcami
skronie. - Nie dam ci już nic więcej. Nie
mogę. Nie ma już nic więcej. Wszystko
jest już tutaj. - Wskazała ponownie na
obraz. - Bogu dzięki, już po wszystkim...

Wyszarpnęła się gwałtownie z

jego objęć i wybiegła ze studia.

Cassidy spędziła następne dwa

tygodnie, pilnując mie​szkania przyjaciół,
którzy wyjechali na wakacje. Zostawiła
krótki liścik dla Jeffa, spakowała
maszynę do pisania i zagłębiła się w

background image

pracy. Odłączyła telefon, zamknęła
drzwi i przez czternaście dni próbowała
zapomnieć, że istnieje inny świat niż to
mieszkanie, inni ludzie, inne miejsca, a
także - że ma jakieś wspomnienia.
Zatraciła się w tworzeniu powieści, w
konstruowaniu postaci z całym ich
życiem i bagażem doświadczeń, by
zapomnieć o Cassidy St. John. Jeśli ona
nie istniała, nie mogła też odczuwać
bólu. Pod koniec tego okresu ważyła
mniej o trzy kilogramy, zapisała setki
stron i niemal doprowadziła do ładu
swoje nerwy.

Kiedy wracała do siebie, niosąc

pod pachą maszynę do pisania, usłyszała
dźwięki gitary Jeffa. Zawahała się, czy

background image

nie wstąpić do niego, by wiedział, że już
wróciła, ale zrezygnowała i poszła
prosto do swojego mieszkania. Nie była
jeszcze gotowa odpowiadać na pytania.
Rozważała też, czy nie zadzwonić do
Colina, by go przeprosić, ale także
postanowiła tego nie robić. Skoro już
dała upust swoim żalom, goryczy i
rozczarowaniu, niech to jej przyniesie
ulgę. Koniec to koniec, trzeba myśleć o
przyszłości a nie rozpamiętywać, co by
było, gdyby...

No właśnie, gdyby. Gdyby rozstali

się w dobrych stosunkach, najpewniej
Colin chciałby spotykać się z nią od
czasu do czasu, a ona nie potrafiłaby
znieść zwyczajnej przyjaźni.

background image

Spakowała suknię, którą miała na

sobie, kiedy wybiegała ze studia.
Wkładając ją do pudełka, pogładziła
materiał. Tyle się wydarzyło, odkąd po
raz pierwszy ją włożyła. Szybko
zamknęła wieczko. Ten etap jej życia też
był zamknięty.

Zadzwoniła do Galerii. Telefon

odebrała Gail.

- Mówi Cassidy St. John.

- Witaj, Cassidy. Gdzieś ty

uciekła?

-

Mam

suknię,

w

której

pozowałam do portretu, i klucz do studia
- powiedziała, ignorując uszczypliwe

background image

pytanie. - Chciałabym, żeby ktoś to
dzisiaj ode mnie odebrał.

- Rozumiem... Niestety jesteśmy

bardzo zajęci, moja droga. Ale wiem, że
Colin bardzo potrzebuje tej sukni. Bądź
tak mila i podrzuć ją do nas. Colina nie
ma, a my mamy mnóstwo pracy.

- Wolałabym tego nie robić.

- Dziękuję ci, kochana. Muszę

kończyć. - Rozłączyła się, co zapewne
dało jej satysfakcję.

Rozdrażniona Cassidy odłożyła

słuchawkę. Colin wyjechał, pomyślała,
unosząc pudełko. Nastał zatem czas,
żeby wszystko ostatecznie zakończyć.

background image

Niedługo potem otwierała drzwi

studia. Otoczyły ją znajome zapachy,
przywodząc na myśl wspomnienia o
Colinie.

Szybko jednak pozbyła się tych

myśli, podeszła do stolika i położyła
suknię oraz klucz.

Rozejrzała się po pokoju. Spędziła

tu wiele godzin, całe dni. Każdy
szczegół wyrył się w jej pamięci.
Chciała zobaczyć wszystko ponownie.
Bała się, że może coś kiedyś zapomnieć,
choćby jakiś nieistotny drobiazg.

Zaskoczyło ją, że portret nadal stał

na sztalugach. Zapominając o tym, że
miała szybko stąd odejść, spacerowała

background image

po studiu, żeby po raz ostatni mu się
przyjrzeć.

Jak Colin, widząc jej twarz

patrzącą z portretu, mógł uwierzyć w to,
co mu powiedziała na pożegnanie? A
jednak tak się stało... i była mu za to
wdzięczna. To dobrze, że uwierzył jej
słowom, a nie temu, co zobaczył. Temu,
co namalowały jego ręce, gnane intuicją,
jasnowidzeniem

dostępnym

tylko

prawdziwym artystom.

Wyciągnęła rękę ku portretowi i

dotknęła fiołków.

Kiedy drzwi się otworzyły się,

cofnęła

rękę

i

odwróciła

się

gwałtownie.

background image

- Cassidy? - Do pokoju wszedł

Vince. Uśmiechał się szeroko. - Co za
niespodzianka. - Ujął jej dłonie.

- Witaj. - Mimo że czuła się

bardzo

niepewnie,

zdołała

się

uśmiechnąć.

- Cassidy... - Przyjrzał się jej

bladej twarzy, dostrzegł, jak bardzo jest
spięta i zdenerwowana. - Wiesz, że
Colin cię szukał?

- Nie. - Zaczęła ogarniać ją

panika. Wzrokiem szukała drzwi. - Nie,
nic

nie

wiem.

Wyjechałam

i

pracowałam. Ja tylko... - Cofnęła ręce. -
Tylko odniosłam suknię, którą miałam
na sobie podczas pozowania.

background image

Ciemne oczy Vince'a błysnęły

przebiegle.

- Ukrywałaś się, madonna?

- Nie. - Odwróciła się i podeszła

do okna. - Oczywiście, że nie.
Pracowałam. - Zobaczyła wróbla,
energicznie karmiącego swe młode. -
Nie wiedziałam, że zamierzasz zostać w
Ameryce tak długo. Nie stęskniłeś się za
ojczyzną? Za włoskim niebem? -
paplała, byle tylko nie myśleć o Colinie.

- Och, stęskniłem się, ale zostałem

dłużej,

by

przekonać

Colina

do

sprzedaży obrazu, z którym tak uparcie
nie chciał się rozstać.

background image

Cassidy mocno chwyciła się

parapetu. Wiedziałaś, że go sprzeda,
pomyślała. Wiedziałaś to od samego
początku. Wszystko, co z tego zostanie,
to trochę pieniędzy. Czy oczekiwałaś, że
go sobie zostawi i będzie myślał o
tobie?

- Cassidy... - Vince dotknął

delikatnie jej ramienia.

-

Nie

powinnam

była

tu

przychodzić - wyszeptała. - Przecież
wiedziałam...

Chciała uciec. Vince uśmiechnął

się szerzej i odwrócił ją w swoją stronę.
Przyglądając się jej, uniósł rękę, żeby
pogładzić jej policzek.

background image

- Proszę... - Zamknęła oczy. -

Proszę, nie pocieszaj mnie. Tak jest
jeszcze gorzej. Nie jestem taka silna, jak
przypuszczałam...

-

Tak

bardzo

go

kochasz.

Rozumiem. Otworzyła gwałtownie oczy.

- Nie, chodzi tylko o to, że ja...

- Madonna. - Vince położył jej

palec na ustach. - Widziałem portret. On
mówi

głośniej,

niż

brzmią

najgłośniej​sze słowa.

Cassidy opuściła głowę.

- Nie chcę... Tak bardzo się

staram, żeby nie... Muszę iść -

background image

powiedziała szybko.

- Cassidy. - Vince przytrzymał ją

za ramiona. Jego głos był delikatny. -
Musisz

się

z

nim

zobaczyć.

Poroz​mawiać z nim.

- Nie mogę. - Położyła ręce na

jego piersi i potrząsnęła głową z
desperacją. - Proszę, nie mów mu.
Proszę, po prostu weź obraz i niech to
się wreszcie skończy. - Głos jej się
załamał. Nie protestowała, kiedy kołysał
ją w swych ramionach. - Zawsze
wiedziałam, że kiedyś to się skończy. -
Zamknęła

załzawione

oczy,

ale

pozwoliła, aby Vince ją trzymał w
objęciach. Pogłaskał jej włosy, ale nic
nie mówił, aż do chwili gdy poczuł, że

background image

jej oddech się uspokoił. Delikatnie
ucałował czubek jej głowy.

- Cassidy, Colin jest moim

przyjacielem.

- To ciekawe.

Odwróciła się gwałtownie i

ujrzała stojącego w drzwiach Colina.

- Witaj - powiedział szybko

Vince.

- A witaj, witaj... Też sądziłem, że

jesteś moim przy​jacielem. - Colin mówił
cicho, z pozoru spokojnie. - Ale
wygląda na to, że się myliłem. I to nie
tylko wobec ciebie, Vince. - Spojrzał na

background image

Cassidy. - Gail powiedziała mi, że cię
tutaj znajdę. - Podszedł do nich. - Z
moim przyja​cielem.

- Colin... - zaczął Vince.

Ale ten przerwał mu gwałtownie:

- Zabierz swoje łapy od Cassidy.

Dopiero jak wyjdę, będziesz mógł
zacząć od momentu, w którym wam
prze​rwałem. - Jego oczy błysnęły dziko.

Cassidy, nie chcąc dopuścić do

awantury, wysunęła się z objęć Vince'a i
powiedziała do niego:

- Proszę, zostaw nas na chwilę

samych. - A gdy się wahał, powtórzyła:

background image

- Proszę.

Niechętnie zdjął rękę z jej

ramienia.

- W porządku, cara. - Spojrzał na

Colina - Nikt nigdy mi nie zarzucił, że
kogoś zawiodłem lub nadużyłem jego
zaufania, przyjacielu!

Wyszedł, zamykając cicho drzwi.

Cassidy, zanim przemówiła, odczekała
dłuższą chwilę.

- Przyszłam, żeby zwrócić suknię i

klucz. Gail powie​działa, że wyjechałeś.

- Jak to wygodnie się złożyło, że ty

i Vince akurat w tym samym czasie tu się

background image

zjawiliście.

- Colin, przestań.

- Jesteś już księżną? - zapytał

chłodno. - Powinienem cię ostrzec.
Vince jest znany ze swej hojności, ale
nie ze stałości. Lecz tak czy inaczej, taka
jak ty kobieta może nieźle na tym wyjść.

- To poniżej twojego poziomu,

Colin.

Odwróciła się i ruszyła do drzwi,

ale Colin złapał ją za włosy. Krzyknęła,
a potem spojrzała na niego. Jego oczy
były ciemne, podobnie jak nieogolone
policzki. Dotarło do niej, jak bardzo jest
wyczerpany, a przecież nigdy nie

background image

okazywał zmęczenia, nawet po wielu
godzinach mozolne​go malowania.

Jego palce zacisnęły się na jej

włosach.

- Colin! - Uniosła rękę w obronie.

- Taka niewinna - powiedział

miękko. - Taka niewinna. Jesteś sprytną
kobietą, Cassidy. - Szybko objął ją za
ramiona. Patrzyła na niego z lękiem. -
Jedna rzecz to kłamać słowami, ale
zupełnie inna to kłamać wyglądem i
wyrazem oczu, dzień po dniu. To
niezwykle

wyrafinowana

forma

oszustwa.

- Nie! - Potrząsnęła głową, gdyż

background image

jego słowa ponownie wywołały łzy, nad
którymi

bezskutecznie

starała

się

zapanować. - Nie, Colin, proszę. -
Chciała powiedzieć mu, że nigdy go nie
okłamała, ale nie mogła wydusić ani
słowa Rozpłakała się bezradnie.

- O co prosisz? Czego chcesz ode

mnie? - Jego głos złagodniał, gdy
spojrzał

na

twarz

Cassidy.

W

słonecznych promieniach dochodzących
przez świetlik jej oczy i pobladłe
policzki iskrzyły się od łez. - Chcesz,
bym zapomniał, że patrzyłem na ciebie
dzień po dniu i widziałem coś, czego nie
dane mi było ujrzeć nigdy dotąd?

- Dałam ci to, czego chciałeś -

powiedziała przez łzy. - Proszę, pozwól

background image

mi odejść. Dałam ci to, czego chciałeś.
Lecz wszystko już się skończyło.

- Dałaś mi powłokę, maskę. Czy

nie to mi powiedziałaś? - Przyciągnął ją
bliżej, siłą przechylając jej głowę do
tyłu, aby na niego spojrzała. - A reszta
była moją imaginacją. Wszystko już się
skończyło, Cass? Jak cokolwiek może
się skończyć, skoro nawet się nie
zaczęło? - Kiedy Cassidy próbowała
opuścić głowę, ponownie chwycił ją za
włosy. - Powiedziałaś, że cię dręczę.
Masz w ogóle pojęcie, co te ostatnie
tygodnie ze mną zrobiły? - Potrząsnął
nią, a jej szloch stał się głośniejszy. -
Miałaś rację, kiedy mówiłaś mi, że ten
obraz to nic więcej, jak tylko twoja

background image

twarz i ciało. Nie ma w tobie ciepła, nie
ma w tobie uczuć... nie ma w tobie
duszy. To ja stworzyłem tę kobietę z
obrazu.

- Proszę, Colin. Wystarczy! -

Zakryła dłońmi uszy, aby zapomnieć
jego słowa.

-

Uciekasz

przed

prawdą,

Cassidy?

-

Odciągnął

jej

ręce,

zmuszając ją, by ponownie na niego
spojrzała. - Tylko my dwoje będziemy
wiedzieli, że ten obraz to kłamstwo i że
sportretowana kobieta tak naprawdę nie
istnieje. Wzajemnie oddaliśmy sobie
przysługę, czyż nie tak? - Puścił ją,
odsunął od siebie i zaklął pod nosem. -
Wyjdź stąd!

background image

Cassidy na oślep rzuciła się do

ucieczki.

ROZDZIAŁ

DZIESIĄTY

Cassidy

dotarła

do

swojego

mieszkania długo po tym, jak obeschły
jej łzy. Snuła się po mieście, bo chciała
samotnie

zatopić

się

w

tłumie.

Zmęczenie osłabiło j e j ból. Kiedy
dochodziła do domu, rozpadało się, ale
n i e przyspieszyła kroku. Deszcz był
chłodny i delikatny.

Gdy weszła do budynku, zaczęła

background image

szukać kluczyka do skrzynki na listy.
Chciała

przestrzegać

codziennego

porządku,

nie

odstępować

od

przyzwyczajeń. Miała nadzieję, że
dzięki temu nie wpadnie w rozpacz i
depresję, będzie jakoś funkcjonować.
Mogła

przeżyć.

Tak

przynajmniej

wymyśliła

podczas

długiej

popołudniowej włóczęgi po mieście.

Uchyliwszy drzwiczki wąskiej

skrzynki, wyciągnęła listy i ruszyła po
schodach. Szybko przejrzała reklamy i
rachunki,

i

nagle

zatrzymała

się

gwałtownie, gdy na jednej z kopert
zobaczyła stempel nowojorskiej poczty.
Ruszyła z powrotem do skrzynki i
wrzuciła

do

niej

pozostałą

background image

ko​respondencję, a potem wpatrywała się
w kopertę z nadzie​ją i lękiem zarazem.

To pewnie odmowa, pomyślała.

Ale w takim razie dlaczego nie zwrócili
maszynopisu?

- Och, do diabła z tym - mruknęła,

rozerwała kopertę i przeczytała list. -
Dlaczego

teraz?

-

szepnęła,

nienawidząc się za to, że znowu płacze.
- Nie teraz, kiedy... kiedy...

I nagle uznała, że jest akurat

odwrotnie. Ten list nie mógł przyjść w
lepszej chwili.

Wepchnęła kopertę do kieszeni i

wybiegła na deszcz. Dziesięć minut

background image

później łomotała do drzwi Jeffa.
Otworzył, trzymając gitarę w ręku.

- Cassidy, wróciłaś! Gdzie się

podziewałaś? Napisałaś, że jakiś czas
cię nie będzie, ale tak długo? Już
chciałem

dzwonić

na

policję.

-

Zatrzymał się. - Hej, jesteś jak zmokła
kura.

- Wcale nie jestem - zaprzeczyła,

choć z jej ubrania kapało na podłogę.
Uniosła butelkę szampana. - Jestem zbyt
niezwykła, by porównywać mnie do
jakiegoś

przemokniętego

ptaszyska.

Znalazłam swoje miejsce w historii
literatury.

Będą

wydawać

moje

powieści i sprzedawać je w wielkich
nakładach, wkrótce znajdziesz je w

background image

każdej bibliotece publicznej i w każdym
szanującym się domu. Ha, i co ty na to?

- Kupili twoją książkę? - Jeff

zawył niczym dzikus i pochwycił
Cassidy w niedźwiedzi uścisk, gniotąc
jej ple​cy gitarą.

Zaśmiała się i odsunęła od niego.

- Och, co za prostak! Czyż tak

należy fetować historyczne wydarzenia?
- Odsunęła spadające na twarz włosy. -
Jednakże, mimo iż plebejusz, to zarazem
dobry człek z ciebie, więc ja, osoba z
wyższych sfer, podzielę się z tobą
szampanem w moim stylowym salonie.
Smoking nie jest konieczny.

background image

Ruszyła do swojego mieszkania.

Jeff, odłożywszy gitarę, poszedł za
Cassidy. Pod jej drzwiami powiedział:

- Ja otworzę. - Wziął od niej

butelkę. - A ty weź ręcznik i osusz się,
bo inaczej umrzesz na zapalenie płuc,
zanim twoja pierwsza książka trafi do
księgarń.

Kiedy wróciła z łazienki owinięta

w szlafrok frotte i w turbanie z ręcznika
na głowie, Jeff otworzył butelkę.
Szampan wystrzelił.

- Prysznic z szampana służy

dywanom - zażartował i zaczął nalewać.
- Znalazłem tylko te salaterki.

background image

- Moja kryształowa zastawa się

potłukła. - Uniosła swój kielich. - Za
bardzo mądrego człowieka - uroczyście
wzniosła toast.

- Kogo masz na myśli?

- Mojego wydawcę. - Zaśmiała się

i wypiła łyk szampana. - Wspaniały
rocznik. - Z zadumą przyjrzała się
bą​belkom skaczącym w jej salaterce.

- Który to rok? - Jeff uniósł

butelkę, żeby odczytać datę produkcji.

- Obecny. - Cassidy napiła się

ponownie. - Kupuję tylko młode wina.

Jeff pochylił się i pocałował ją.

background image

- Moje gratulacje, maleńka. -

Zsunął wilgotny ręcznik z jej ramion. -
Jakie to uczucie?

- Nie wiem. - Odrzuciła głowę i

przymknęła oczy. - Czuję się tak, jakbym
była kimś innym. - Wypiła do dna.
Wiedziała, że powinna się ruszać i coś
mówić. Nie umiała spokojnie myśleć o
tym, co wygrała tego dnia, ani o tym, co
straciła. - Powinnam była kupić dwie
butelki. To jest okazja co najmniej na
dwie. - Wypiła ponownie, czując, że
alkohol uderza jej do głowy. - Ostatni
raz,

kiedy

piłam

szampana...

-

przerwała,

starając

się

sobie

przypomnieć,

a

potem

potrząsnęła

głową. - Nie, nie. - Machnęła ręką,

background image

jakby odganiając przykre myśli. - Piłam
szampana na weselu Barbary Seabright
w

Sausalito.

Jeden

z

kelnerów

przystawiał się do mnie w szatni.

Jeff zaśmiał się i pociągnął

kolejny łyk. Nagle usłyszeli pukanie do
drzwi.

- Proszę wejść - zawołała

Cassidy. - Wystarczy dla... - Głos jej
zamarł, gdy w otwartych drzwiach
ujrzała Colina. Zbladła gwałtownie, a
oczy jej pociemniały. Jeff zerknął na nią,
potem na Colina i odstawił kieliszek.

- Cóż, muszę się zbierać. Dzięki za

szampana, maleń​ka. Pogadamy później.

background image

- Nie, Jeff - zaczęła Cassidy. - Nie

musisz...

- Mam dziś koncert. - Odsunął jej

dłoń od swego ramienia. Zobaczyła, jak
wymienił długie spojrzenie z Colinem,
zanim zniknął w drzwiach.

- Cass. - Colin zrobił kilka

kroków do przodu.

- Colin, wyjdź stąd. Proszę. -

Zamknęła oczy i przycisnęła do nich
dłonie. Czuła kłucie w piersiach i łzy
pod powiekami. Tylko nie płacz,
nakazała sobie.

- Wiem, że nie mam prawa być

tutaj - powiedział niskim głosem. -

background image

Wiem, że nie mam prawa prosić cię,
żebyś mnie wysłuchała. Ale jednak
proszę o to.

- Nie ma już nic do dodania. -

Cassidy zmusiła się, by wstać i spojrzeć
mu w oczy. - Chcę, żebyś natychmiast
wyszedł

z

mojego

mieszkania

-

powiedziała stanowczo.

- Rozumiem... Ale należą ci się

przeprosiny i wyjaś​nienie.

Dłonie miała zaciśnięte. Powoli

rozluźniła je i spojrzała na swoje palce.

- Doceniam ten wspaniałomyślny

gest - zadrwiła - ale wystarczą
szlachetne intencje. A teraz... - Uniosła

background image

oczy ku niemu. - Jeśli to wszystko...

- Och, Cassidy, na miłość boską

wykaż więcej litości, niż ja to zrobiłem.
Przynajmniej pozwól mi przeprosić,
zanim wyrzucisz mnie ze swego życia.

Patrzyła na niego, niezdolna, by

coś odpowiedzieć. Colin wziął butelkę
szampana.

- Jak widzę, świętowaliście z

jakiegoś powodu. Przykro mi, że wam
przerwałem. - Odstawił butelkę i
spojrzał na Cassidy. - Wydarzyło się coś
nadzwyczajnego?

- Tak. - Starała się mówić

spokojnie. - Moja książka niedługo

background image

ukaże się drukiem. Dziś dostałam list w
tej sprawie.

- Cass. - Podszedł do niej i uniósł

rękę, żeby dotknąć jej policzka.

- Ani się waż! - Błyskawicznie się

cofnęła.

Colin powoli opuścił rękę. Widać

było, że poczuł się dotknięty.

- Przepraszam - powiedziała

cicho. - A teraz wyjdź.

- Jeszcze chwilę, Cass. I nie

przepraszaj. Zraniłem cię, rozumiem, że
nie chcesz, bym tu był, ani tym bardziej,
bym

cię

dotykał...

-

Przerwał,

background image

spoglądając na swoje dłonie. Po chwili
znów

odszukał

jej

spojrzenie.

-

Ponieważ znam cię tak dobrze, jak znam
samego siebie, wiem, jak bardzo cię
zraniłem. I muszę z tym żyć. Nie mam
prawa prosić cię o wybaczenie, ale
błagam, wysłuchaj mnie.

- Dobrze, Colin - odpowiedziała

zmęczonym głosem. - Usiądź.

Skinął

głową,

odwrócił

się,

podszedł do okna i wsparł ręce o
parapet.

- Przestało padać i nadciągnęła

mgła.

Nigdy

nie

zapomnę,

jak

wyglądałaś tamtej nocy, kiedy pierwszy
raz cię zobaczyłem. Stałaś we mgle

background image

wpatrzona w niebo. Myślałem, że jesteś
złudzeniem

-

zakończył

ledwie

słyszalnie, jakby mówił do siebie.

- Colin, to nie ma sensu. - Nie

chciała, by snuł te wspomnienia. Były
zbyt bolesne.

Lecz do niego jakby nie dotarły jej

słowa.

- Od lat miałem wizję doskonałej

kobiety.

Ta

wizja

wciąż

mnie

nawiedzała, choć była ledwie uchwytna.
Gdy próbowałem nadać jej konkretny
kształt,

ledwie

zarysowany

obraz

rozmywał się ostatecznie, znikał. I zaraz
znów się pojawiał, konkretny, jedyny, a
zarazem prawie niewidoczny. Był jak

background image

owa myśl, która uparcie krąży nam po
głowie, a my wiemy, że stanowi jedyne
rozwiązanie jakiejś zagadki, jakiegoś
problemu, lecz nie potrafimy jej
pochwycić. Wreszcie zrozumiałem, że
muszę cierpliwie czekać, aż w końcu
napotkam na swej drodze nie wizję, nie
mglisty kontur, lecz ideał ucieleśniony,
skończone piękno przyobleczone w
ciało.

Czekałem

długie

lata,

spotkałem ciebie, kobietę doskonałą.
Wiedziałem, że muszę cię namalować,
bo taki dar artysta może otrzymać tylko
raz w życiu.

- Och... - szepnęła Cassidy.

Na chwilę zapadła cisza. Colin

zasępił się.

background image

- Kiedy zaczęliśmy pracować,

odnalazłem w tobie wszystko, czego w
życiu szukałem. Dobroć, prawdziwą
duszę, inteligencję, siłę, pasję. Im dłużej
cię malowałem, tym bardziej mnie
fascynowałaś. Powiedziałem ci kiedyś,
że mnie urzekłaś. Prawie w to
uwierzyłem. Nigdy nie znałem kobiety,
której pragnąłbym bardziej, niż pragnę
ciebie. - Odwrócił się, żeby na nią
spojrzeć. - Za każdym razem, kiedy cię
dotykałem, pragnąłem cię bardziej. Nie
kochałem się z tobą tamtej nocy na łodzi,
ponieważ nie chciałem, żebyś myślała o
sobie jako o jednej z moich kochanek.
Nie chciałem wykorzystać tego uczucia,
któ​rym mnie obdarzyłaś.

background image

- Mój Boże... - Cassidy zamknęła

oczy. - Nie będę tego słuchać.

- Proszę, jeszcze chwilę. W dniu,

w którym ukończyłem twój portret,
zaprzeczyłaś

wszystkiemu.

Powiedziałaś, że to, co ujrzałem w
tobie, było jedynie dziełem mojej
wyobraźni. Mówiłaś to tak chłodno i bez
emocji. Niemal mnie zniszczyłaś. Nie
sądziłem, by ktokolwiek mógł mieć nade
mną taką władzę - zakończył miękko.

Znów

zapadła

cisza.

Colin

przymknął

oczy,

jeszcze

raz

rozpamiętując tamte chwile. Cassidy
siedziała jak skamieniała. Jej zwykle tak
wyrazista

twarz

była

teraz

nieprze​nikniona.

background image

Wreszcie znów zaczął mówić:

- To było dla mnie niezwykłe

odkrycie. Byłem nim oszołomiony. W
pierwszej chwili odrzucałem twoje
słowa, bo rozpierało mnie szczęście, że
dotarłem do najważniejszej tajemnicy
istnienia. Że wreszcie pojąłem, co ludzi
naprawdę łączy. A zarazem pragnąłem
więcej, potrzebowałem więcej. I nagle
zrozumiałem to, co mi mówiłaś. Że nie
masz dla mnie już nic. Byłem wściekły,
kiedy uciekłaś. Najpierw próbowałem
cię zatrzymać, aż wreszcie pozwoliłem
ci odejść. - Znów przerwał na chwilę. -
Kiedy później tu przyszedłem, ciebie nie
było. Przez dwa tygodnie odchodziłem

background image

od zmysłów, nie wiedząc, gdzie się
podziewasz ani kiedy wrócisz. I czy w
ogóle wrócisz. Twój sąsiad miał jedynie
twój niewiele mówiący liścik, i to
wszystko.

- Widziałeś się z Jeffem?

- Cassidy, czy ty nie rozumiesz?

Zniknęłaś. Ostatni raz, kiedy cię
widziałem, uciekałaś ode mnie, a potem
nagle zniknęłaś. Nie wiedziałem, gdzie
jesteś, bałem się, że coś ci się stało.
Powoli zaczynałem wariować.

Podeszła do niego.

- Colin, przykro mi. Nie miałam

pojęcia, że będziesz się przejmował...

background image

- Przejmował?! Umierałem z

niepewności. Dwa tygodnie, Cassidy.
Dwa tygodnie nie dałaś znaku życia dwa
tygodnie bez jednego słowa od ciebie.
Czy ty rozumiesz, jakie to beznadziejne
uczucie, jeśli możesz jedynie czekać?
Nie do opisania. Przekopałem Nabrzeże
Rybaków wzdłuż i wszerz, zwiedziłem
całe miasto. Gdzie do diabła się
podziewałaś? - zapytał z desperacją,
zaraz jednak uniósł rękę, nim zdążyła
odpowiedzieć. - Przykro mi nie spałem
ostatnio zbyt wiele. Nie panuję nad sobą
- Jego ruchy znów stały się niespokojne.
Uniósł salaterkę z resztką szampana i
przyjrzał się wzorków na ściance. -
Oryginalny kieliszek... - Wzniósł toast: -
Za ciebie, Cass. Tylko za ciebie. -

background image

Wypił. Cassidy spuściła oczy.

- Colin, przykro mi, że się

martwiłeś. Pracowałam i...

- Nie tłumacz się - przerwał jej.

Ich oczy ponownie się spotkały. - Nie
musisz mi się tłumaczyć. Po prostu
posłuchaj. Kiedy wszedłem dzisiaj do
studia i zobaczyłem cię z Vince'em, coś
we mnie pękło. Stres, wyczerpanie ,
szaleństwo, wszystko się na to złożyło,
ale nic nie usprawiedliwia słów, które
do ciebie wypowiedziałem. - Spojrzał
jej głęboko w oczy. - Gardzę sobą za to,
że

doprowadziłem

cię

do

łez.

Nienawidzę słów, które powiedziałem.
Ale gdy po tylu dniach bezskutecznych
poszukiwań nagle ujrzałem cię w mojej

background image

pracowni z Vince'em... - Przerwał,
potrząsnął głową i podszedł do okna. -
Gail wszystko świetnie zaaranżowała.
Wiedziała, przez co przechodziłem
przez ostatnie dwa tygodnie. Zna mnie
na tyle dobrze, żeby przewidzieć, jak
zareaguję, kiedy zobaczę cię sam na sam
z Vince'em. Zanim dotarłem do Galerii,
wysłała go do studia pod byle
pretekstem. Powiedziała mi. że macie tu
schadzkę.

- Gail... - powiedziała cicho

Cassidy.

- Tak, Gail. Kiedyś byliśmy ze

sobą... zresztą był to bardzo luźny
związek... ale przed rokiem ostatecznie

background image

się

rozstaliśmy.

Nadal

jednak

współpracowaliśmy. Powinienem był
pamiętać, z kim mam do czynienia, ale
popełniłem błąd. Kilka dni temu
odbyłem z Gail ostateczną rozmowę, w
wyniku której postanowiła wyjechać na
Wschodnie Wybrzeże i tam szukać
szczęścia. - Odwrócił się do Cassidy. -
Chciałbym, żebyś zrozumiała, dlaczego
zachowałem się tak paskudnie.

W ciszy rozbrzmiewały jedynie

dźwięki gitary Jeffa dobiegające zza
cienkich ścian.

- Colin. - Jej oczy szukały jego

twarzy. - Jesteś taki wyczerpany.

Wyraz jego twarzy nagle się

background image

zmienił.

- Nie wiem, kiedy zakochałem się

w tobie. Chyba od razu, gdy spotkaliśmy
się we mgle. A może wtedy, kiedy po
raz pierwszy włożyłaś tę suknię. -
Przymknął na chwilę oczy. - Nie, Cass,
kochałem cię od zawsze, od dnia moich
narodzin, i tyle lat czekałem, by
wreszcie cię spotkać.

- Miłość? Ty mówisz o miłości?! -

Była zdumiona. Artystyczna fascynacja,
w to mogła uwierzyć. Niepokój Colina,
gdy po burzliwej scenie zniknęła jego
modelka, też był zrozumiały, a okrutną
scenę związaną z Vince'em składała na
karb egoistycznej zazdrości artysty o
ową mo​delkę. Ale miłość?!

background image

- Tak, miłość. - Uśmiechnął się

delikatnie. - Cóż, Cassidy, niełatwy ze
mnie facet. Sama mi to kiedyś
powiedziałaś.

- Tak, pamiętam.

- Jestem samolubny i łatwo

wpadam w złość. Nie mam cierpliwości
do niczego poza moją pracą. Nie mogę
obiecać, że cię nie skrzywdzę, nie
rozzłoszczę, że nie będę zachowywał się
irracjonalnie i gwałtownie. Ale mogę ci
obiecać, że nikt nigdy tak cię nie
pokocha. Nikt. - Czekał na jej słowa,
lecz ona mogła jedynie patrzeć na niego
jak zahipnotyzowana. - Proszę cię, żebyś
wbrew zdrowemu rozsądkowi została

background image

moją żoną, moją kochanką i matką moich
dzieci. Proszę cię, żebyś dzieliła swe
życie ze mną, biorąc mnie takim, jakim
jestem. - Głos mu się załamał. - Kocham
cię, Cass. Teraz moje przeznaczenie jest
w two​ich rękach.

Przyglądała mu się. W jego głosie

usłyszała więcej irlandzkiej nuty niż
kiedykolwiek.

Wciąż nie zrobił nawet kroku w

jej stronę, tylko stał nieruchomo na
środku pokoju.

Wolno

podeszła

do

Colina,

oplotła ręce wokół jego szyi i wtuliła
twarz w jego ramiona.

background image

- Przytul mnie. Objął ją delikatnie.

- Przytul mnie, Sullivan - zażądała

ponownie,

mocno

się

do

niego

przytulając. Potem szybko znalazła
drogę do jego ust.

Zacisnął mocniej ramiona.

- Kocham cię - wyszeptała

pomiędzy pocałunkami. - Już tak dawno
chciałam ci to powiedzieć.

- Mówiłaś mi to za każdym razem,

kiedy na mnie patrzyłaś. - Wtulił głowę
w jej włosy. - Starałem się nie dopuścić
do siebie myśli, że mogłem się w tobie
zakochać, że to mogło stać się tak
szybko, tak bez wysiłku. Ale kiedy obraz

background image

był już niemal skończony, dotarło do
mnie, że nie mogę bez ciebie żyć. -
Zniżył głos i przyciągnął ją jeszcze
bliżej. - Traciłem zmysły przez ostatnie
dwa tygodnie, patrząc na twój portret i
zastanawiając się, gdzie jesteś i czy w
ogóle jeszcze kiedyś cię zobaczę.

-

Teraz

jestem

twoja

-

powiedziała cicho, nie sprzeciwiając
się, kiedy wsunął ręce pod jej bluzkę. -
A Vince ma portret.

- Nie. Mówiłem ci, że nie

wszystko jest na sprzedaż. Odmówiłem
nawet Vince'owi. W tym obrazie jest
zbyt dużo nas, ciebie i mnie.

- To dobrze, że go nie sprzedałeś.

background image

- Była szczęśliwa, że dowód miłości
pozostanie przy tych, którzy tę miłość
odkryli i zamierzali nieść przez życie. -
Bo myślałam...

- Co myślałaś?

- Nie, już nic. - Pocałowała go. -

Kocham cię. - Przycisnęła wargi
mocniej do jego ust, ciesząc się, że teraz
należą do niej.

- Cass. - Czuła, jak mocno bije

jego serce, i jak Colin gładzi jej włosy.
- Czy wiesz, co ty ze mną robisz?

- Pokaż mi - szepnęła.

Pocałował ją ponownie. Zawarł w

background image

tym pocałunku całe usilnie skrywane
pragnienie miłości. Była gotowa, by mu
się oddać.

- Pobierzemy się szybko. - Znowu

gwałtownie ją pocałował. Przesunął
dłońmi

po

jej

plecach,

potem

przyciąg​nął do siebie. - Bardzo szybko.

- Dobrze. - Zamknęła oczy,

rozkoszując się ciepłem jego ciała. -
Mam już nawet idealną sukienkę. -
Wtuliła się w niego. - Jak zatytułujesz
obraz?

- On już ma tytuł. - Uśmiechnął

się. - „Dowód miłości".


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Irlandzka Wróżka Irlandzka Wróżka 1 N Roberts
Irlandzka Wróżka Irlandzka Wróżka 1 N Roberts
Irlandzka róża Irlandzka Wróżka 2 N Roberts
Nora Roberts 04 Irlandzkie Marzenia Dowód Miłości
Nora Roberts Irlandzka wróżka 01 Irlandzkie serca Irlandzka wróżka
061 Roberts Nora Irlandzka wróżka 03 Irlandzki buntownik
Roberts Nora Irlandzka wróżka
Irlandzki buntownik Irlandzka wrozka 3 Nora Roberts
058 Roberts Nora Irlandzka wróżka 01 Irlandzka wróżka
Roberts Nora Dowod milosci
kłopotliwe, DOWÓD MIŁOŚCI, "DOWÓD MIŁOŚCI"
Dowód miłości
Milosc i paragraf Nora Roberts
Druga milosc Nataszy Nora Roberts(1)
Irlandzkie marzenia (Irlandzki buntownik) Roberts Nora
Nora Roberts Miłość na deser

więcej podobnych podstron