Severus przez chwilę patrzył jeszcze w to miejsce, nie mogąc
wypowiedzieć ani słowa. Kiedy otrząsnął się z tego, odwrócił się do
wyjścia i jednym machnięciem różdżki znów znalazł się w Dworze
Malfoy’ów, gdzie czekał na niego Czarny Pan i inni śmierciorzercy.
Kiedy szedł wzdłuż długiego stołu w jadalni, przy którym odbywały
się spotkania z ich Panem, czuł na sobie nienawistne spojrzenia
innych czarodziejów. Nie musiał używać legilimencji, aby wiedzieć,
co o nim myślą. Wszystkie ich uczucia były wypisane na twarzach.
Dla nich nikim. Zwykłym prostakiem, którego ojciec był tylko
mugolem, a matka głupią czarownicą, która pokochała takie nic. Czuli
się od niego lepsi, ponieważ wszyscy pochodzili ze starych rodów
czarodziejskich o czystej krwi. Niewielu z nich znało go, ale w jego
obecności przynajmniej udawali, że go szanują. Znosili go tylko i
dlatego, że Lord Voldemort uważał go za kogoś podobnego dla siebie
i bardzo liczył się z jego zdaniem. Wszyscy wiedzieli, że tych dwoje
łączy coś więcej niż resztę z nich z ich Panem. Tych dwoje łączyła ich
historia. Snape i Czarny Pan mieli tak samo głupie matki, które
zakochały się w nic nie wartych mugolach.
Między innymi, dlatego też miejsce Severusa Snape’a było po prawej
stronie jego Pana, aby ten mógł służyć mu swoim zdaniem i
mądrością. I jak wiele razy od narodzenia się Lorda Voldemorta, tak i
teraz Snape pojawił się w połowie zebrania. Ukłonił się przed
mężczyzną o płaskiej wężowatej twarzy i usiadł natychmiast, gdy
dostał na to pozwolenie. Nie rozglądał się, ani nie posyłał fałszywych
uśmieszków, jak mieli w zwyczaju inni śmierciorzercy. Zajął swe
miejsce, założył ręce na podołku i spojrzał przed siebie, ponad
głowami innych. Wysłuchał tego, co miał do powiedzenia Yaxley o
sytuacji, jaka zapanowała w Ministerstwie, kiedy do wiadomości
doszło, że profesor Potter często opuszcza swoje stanowisko pracy, a
w jego zastępstwie pojawia się stary nauczycie-wilkołak, Remus
Lupin.
- Wielu rodziców się przestraszyło – mówił mężczyzna – Szkoła na
tym utraci. Po feriach świątecznych niewielu uczniów pojawiło się w
szkole, a teraz, kiedy dowiedzieli się o tym, słyszałem, że jeszcze
wielu grozi Mcgonnagall zabraniem dzieci.
- Nasza wspaniała dyrektorka, będzie musiała coś na to zaradzić –
powiedział Voldemort – Swoją drogą, ciekawi mnie, gdzie Potter tak
często znika. Wiesz coś o tym, Severusie?
- Nie wiem o poprzednich wypadach, ale kiedy i do mnie doszły
plotki, postanowiłem podjąć pewne kroki w celu śledzenia tego
chłopaka – odpowiedział z odrazą.
W głębi duszy nie był już taki pewny, czy nadal jest to odraza to
młodego mężczyzny i jego już nieżyjącego ojca, czy bardziej do
mężczyzny siedzącego obok.
- I udało ci się? – pytanie wyrwało go z zamyślenia.
- Dzisiaj po południu miał spotkanie z ojcem Horacjuszem w kościele
w Dolinie Godryka – wyjaśnił.
- Wiesz czego tam szukał?
- Nie bardzo, chociaż po tym, co udało mi się zobaczyć… - zastanowił
się – Wydaje mi się, że Potter i Granger wzięli ślub.
- CO??? – wykrzyknął Czarny Pan.
- Wszystko na to wskazywało – mówił nauczyciel – Kiedy udało mi
się podsłuchać o czym mówią, wydało mi się, że słyszę słowa
przysięgi małżeńskiej.
- Więc mały wie jak chronić swoją ukochaną – szepnął.
- Ale nie wie też, że i ty o tym wiesz. Gdybyśmy szukali kogoś o
nazwisku Granger z pewnością byśmy jej nie znaleźli tak prędko,
gdybyśmy nie wiedzieli o tym małym szczególe – chytrze powiedział.
- Ale nie tylko Potter wiedział jak ochronić tą małą szlamę, prawda
Snape? – wysyczała Bellatrix.
- Owszem, ale teraz nie ma to znaczenia – odpowiedział jej Czarny
Pan – Nic na to nie poradzimy, a każdy z nas miał w swoim życiu
chwile słabości, nawet ja.
Wszyscy patrzyli na niego w osłupieniu. Ich pan poczynił niezwykłe
wyznanie. Do tej pory nie pozwolił im myśleć o sobie, jako o kimś
niedoskonałych. Przypuszczali, że miał na myśli tego małego
smarkacza, którego byli zmuszeniu ścigać, a który co rusz im się
wymykał, a przecież nie był nikim wyjątkowym.
Snape patrzył po twarzach wszystkich obecnych, kiedy do
pomieszczenia
wszedł
Glizdogon.
Jego
mysia
twarz
była
wykrzywiona strachem, a ruchy nerwowe, gdy zbliżał się do niego.
Snape był pełen pogardy dla tego szczura. Z każdą minut przebywania
w jego towarzystwie miał coraz większą pewność, że winnym śmierci
Potterów był tylko on, jak mówił Lilly. Pamiętał doskonale jak w
szkole James i Syriusz, a nierzadko także Remus bronili go przed
atakami silniejszych kolegów i to nie ze względu na to, że był ich
przyjacielem, ale było im szkoda tego małego Petera, który chodził za
nimi krok w krok, aż w końcu stał się ich przyjacielem. Przyzwyczaili
się do tego małego gryzonia, który w końcu ośmielił się ich zdradzić i
stał się mordercą równie winnym, co Czarny Pan. Severus nie słuchał
już tego, co inni mieli do powiedzenia. Zastanawiał się nad tym, co
już dzisiaj usłyszał i zobaczył. Widok jego pięknej córki, którą zawsze
nienawidził, przyprawiał go o ból serca. Żałował tego występku przed
dwudziestu lat i nie mógł zrozumieć, jakim cudem nie zabił wtedy tej
kobiety z jego dzieckiem w łonie, ale kiedy widział jak Hermiona
dorasta czuł do niej coraz więcej ciepłych uczuć. Zdawał sobie
sprawę, że Jane wiedziała, iż ich córka uczy się w szkole, w której jest
nauczycielem, a mimo to nie powiedziała tego dziewczynie. Na
pewno bała się i wstydziła tego jak postąpiła z nieznanym mężczyzną.
Jednak z roku na rok czuł coraz większą potrzebę powiedzenia
Hermionie prawdy. Jednak zdawał sobie sprawę, że zburzy to jej
spokój ducha, a przyjaciele niewątpliwie odwrócą się do niej plecami,
kiedy się o tym dowiedzą. Nie chciał ryzykować niepotrzebnego
nieszczęścia. Trzymał swój sekret w tajemnicy aż do teraz, kiedy to
wyznał Voldemortowi całą prawdę. Lilly miała rację, kiedy mówiła,
ż
e zależy mu na szczęściu córki. Po tylu latach pilnowania Pottera i
jego przyjaciół w pewien sposób zbliżył się do niej. Kiedy widział jak
Dołohow zabija młodego Weasley’a cierpiał razem z nią, ale nie
okazał tego. Mimo nienawiści, jaką żywił do Jamesa Pottera, zaczął
szanować jego syna. Nie umiał okazywać uczuć, ale tak naprawdę nie
nienawidził tego chłopaka. Po prostu, kiedy na niego patrzył, widział
w nim Lilly, a raczej tylko jej oczy i dlatego zawsze był taki oschły.
Widząc, jak przez te wszystkie lata Potter i Granger zbliżyli się do
siebie, dla niego samego było niema widoczne, że ich do siebie
ciągnie, niemal jak jego samego do Lilly, albo ją i Jamesa do siebie.
Wielkim zaskoczeniem było dla niego, kiedy po szkole rozeszła się
plotka, że Harry Potter i Ginny Weasley spotkają się ze sobą, ale
przyjął to, jako coś przejściowego. Nie wiedział, że tych dwoje, a
także Hermiona i Ron Weasley byli w sobie tak szaleńczo zakochani.
Jednak ucieszył się, kiedy to zbliżyło ich do siebie. Jednak, kiedy
dzisiejszego dnia zobaczył ich przez przypadek na cmentarzu w
Dolinie Godryka, jak zmierzają w stronę grobu rodziców chłopaka,
był zdumiony, a jeszcze większym szokiem był dla niego widok tych
dwojga składających przed sobą przysięgę małżeńską i wkładających
sobie obrączki na palec. Ale z drugiej strony był wdzięczny
chłopakowi za takie poświęcenie i opiekę nad córką.
Cóż z tego, skoro musiał jednak powiedzieć o tym Czarnemu Panu.
Widział jak czarny cień skrada się za nim między krzakami, kiedy stał
przy grobie. Wiedział, kto tam jest. Bella już od dłuższego czasu
ś
ledziła każdy jego ruch, żeby móc przekazać o nim złe wieści dla
Voldemorta, dlatego musiał zachowywać się bardzo ostrożnie.
Kobieta nie była w stanie zobaczyć duchów Potterów, Blacka i
Dumbledore’a, ale w każdej chwili mogła usłyszeć, o czym
rozmawiają. W pewnym momencie doszły do niego słowa kobiety.
- Pracuję nad czymś nowym, Panie, ale nie pożałujesz, kiedy będą z
tego jakieś efekty – powiedziała.
- Czy tym zadaniem, jest podążanie za mną krok w krok? – zapytał
zjadliwie.
Wszyscy popatrzyli na niego w osłupieniu, a zaraz potem przenieśli
rozwścieczony wzrok na kobietę. Czyli wszyscy wzięli w tym udział.
Zdawał sobie sprawę, że każdy przebywający w tym pokoju
ś
mierciorzerca go nienawidzi i najchętniej by się go jak najszybciej
pozbyli. Teraz, kiedy widział ich wszystkich, jak zerkają to na niego,
to na Czarnego Pana zestracham w oczach, miał tego pewność.
- Czy to było twoim zadaniem, Bello? – zapytał cicho Voldemort.
W pokoju nastała głucha cisza. A więc On o tym nie wiedział. Złość
na jego twarzy była autentyczna. Zawsze, kiedy dowiadywał się o
jakimś dowodzie nielojalności nie umiał udawać emocji. W takich
przypadkach, było to dla niego, Severusa, znakiem, że nadal cieszy się
jego bezgranicznym zaufaniem. Widział jak wszyscy, z zwłaszcza
Bellatrix, zlękli się przed swoim panem. Patrzyli na niego ze
strachem.
- T-t-tak, Panie – wyjąkała.
W całej sali rozbrzmiał wściekły ryk mężczyzny, a kobieta wyleciała
w powietrze z krzykiem i zatrzymała się dopiero, kiedy trafiła na
ś
cianę. Osunęła się z jękiem na ścianę, ale nikt się nie podniósł, żeby
jej pomóc.
- Mógłbym cię zabić – powiedział Voldemort z różdżką wycelowaną
w jej stronę – ale jesteś zbyt mi oddana. Nie chcę więcej słyszeć o
czymś takim – zwrócił się do reszty – Severus jest mi bardziej lojalny
niż wszyscy razem wzięci. Nie chcę więcej takiego nieposłuszeństwa,
bo spotka was kara gorsza od tej – wskazał na szlochającą u jego stóp
Bellatrix.
W tym samym czasie, Harry Potter podniósł się z podłogi w swoim
pokoju i usiadł obok zmartwionej Hermiony. Mojej żony, pomyślał i
uśmiechnął się do niej przepraszająco. Dziewczyna usiadła obok
niego i przytuliła mocno. Zauważył, że w ciągu kilku ostatnich
tygodni, od tego wydarzenia w święta, nie naciskała już na niego w
sprawie oklumencji. Stała się mniej na tym punkcie wyczulona,
chociaż i on w tym czasie wszedł do umysłu Voldemorta tylko raz.
Dzisiaj zdarzyło się to po raz drugi. Siedział przytulony do swojej
ukochanej i starał się przeanalizować wszystko, co zdołał zobaczyć.
Voldemort był wściekły na Bellatrix, ale nie zobaczył, dlaczego.
Twarze wszystkich, którzy siedzieli przy stole, męża Belli,
Malfoy’ów, Dołohowa i wielu innych śmierciożerców, wyrażały
przerażenie. Jedynie Snape patrzył na to wszystko obojętnie. Nie
poruszył się, ani nic. Po prostu siedział i się patrzył. W umyśle
zabójcy pojawiło się zadowolenie i myśl, że ten czarodziej
przypomina go bardziej niż myślał. I że to on mógłby kiedyś zastąpić
go.
Ale Harry nie chciał o tym myśleć. Cieszył się po prostu chwilą
spędzaną z Hermioną. Po powrocie do zamku poprosili Zgredka o coś
do jedzenia i usiedli w salonie Harry’ego. Hermiona wydawała się być
szczęśliwa, uśmiech nie schodził z jej twarzy, a złota obrączka
błyszczała na palcu z każdym poruszeniem dłoni. On sam chciał się
cieszyć bez przeszkód, ale wiedział, że nie mogą się przed nikim
wydać. To część jego planu, a ona się na to zgodziła.
Kiedy skończyli obiad, Hermiona zapatrzyła się na złoty krążek
widniejący na serdecznym palcu jej prawej ręki. Pamiętała, co ustalili,
ż
e nie będą się z tym na razie obnosić, ale czuła niemal fizyczny ból
na myśl, że miałaby zdjąć obrączkę.
- Możesz ją tak nosić – usłyszała głos swojego męża.
- I miałabym mówić ludziom, że dostałam ją w spadku po rodzicach?
– zaśmiała się – Dziękuję, ale wolę nie. Za dużo byłoby później z ty
problemu.
Okrążyła stół i usiadła mu na kolanach. Paczuła właśnie na swojej
skórze pocałunek, kiedy Harry jakby omdlał. Wiedziała, co się dzieje.
Była świadkiem jego przenikania do umysłu Voldemorta tyle razy, że
nawet we śnie wiedziałaby, że to się stało. I wiedziała też, że nie może
mu pomóc w żaden sposób. Uklękła przed nim i czekała, kiedy do niej
powróci. Trwało to tylko chwilkę, ale kiedy Harry spojrzał na nią
przytomniej, zobaczyła w jego oczach, że to, czego się dowiedział tym
razem, bardzo go zaniepokoiło. Nie była w stanie złościć się na niego.
Zrobiła tylko jedną możliwą do przyjęcia rzecz. Po prostu go
przytuliła. Wtulił się w nią tak mocno, że aż czuła ból, ale nie
odezwała się ani słowem. Nie zapytała też, co zobaczył. Powie jej,
kiedy będzie chciał, tak jak zawsze.
- Musisz coś z tym zrobić, Harry – szepnęła do niego zbolałym
głosem – On może cię wykończyć takim sposobem.
- Wiem, przepraszam – odpowiedział – Był wściekły na Bellatrix. Po
prostu za bardzo pozwolił wypłynąć emocjom na wierzch.
Siedzieli tak przez dłuższą chwilę zanim oboje się uspokoili. Harry
pocałował ją namiętnie, ale ktoś nagle zapukał do drzwi i musieli
powstrzymać się przed dalszymi pieszczotami. Niechętnie wstali i
Harry podszedł, aby otworzyć drzwi. Kątem oka zobaczył jak
Hermiona siada w drugim fotelu i zagłębia się w książce leżącej na
oknie. Uśmiechnął się do niej z przekąsem, ale nic nie powiedział.
Za drzwiami zastał Neville’a i Lunę. Spojrzał na nich zdziwiony, ale
kiedy nie powiedzieli ani słowa zaprosił ich do środka, jednocześnie
zauważając zdziwione spojrzenia innych uczniów. No tak, niewielu
nauczycieli wpuszcza uczniów do swoich prywatnych pokoi.
Odwrócił się do przybyłych i zobaczył jak dziwnie przyglądają się
jego towarzyszce, a ta w odpowiedzi uśmiechnęła się do nich
niepewnie. Kiedy Hermiona spojrzała mu w oczy, zobaczył w nich
przerażenie. Zwrócił uwagę na to, że prawą dłoń zawinęła w rękaw.
Wtedy ponownie spojrzał na przyjaciół i zobaczył, że wpatrują się
właśnie w jej rękę. Widząc dziwne znaki dawane mu przez żonę,
Harry szybko wsadził dłoń do kieszeni spodni i nadal stojąc za nimi
niezauważalnie zsunął swoją obrączkę i schował głęboko w kieszeni,
aby jej nie zgubić.
- Coś się stało? – zapytał ich Harry.
- Rozmawialiśmy z innymi uczniami – powiedział Neville odwracając
się w jego stronę.
Wzrok chłopaka powędrował od razu na rękę Harry’ego i ze
zdziwieniem, a także ulgą, co bardzo zdziwiło Harry’ego i Hermionę
zobaczył brak pierścienia u chłopaka. Oboje z Luną odetchnęli.
- Chodzi o to, że uważamy, iż dobrym pomysłem byłoby, gdybyście
reaktywowali Gwardię Dumbledore’a – powiedziała dziewczyna –
Rozmawialiśmy ze starymi członkami, którzy nadal są w Hogwarcie,
ale także spytaliśmy o to innych i profesor Mcgonnagall. Ona też
uważa to za dobry pomysł.
- Ale ja nie wiem, czy tak jest – odezwał się Harry.
- Dlaczego? – zdziwiła się .
- Luna, do końca roku zostały tylko cztery miesiące, a w międzyczasie
muszę jeszcze przygotować uczniów do SUM-ów i OWTEM-ów –
przypomniał im – A i tak normalnie więcej mnie w tej szkole nie ma,
niż jestem. Nie wiem czy to ma sens.
- Nauka nie ma sensu, panie profesorze? – zapytała niewinnie
Hermiona.
- Jesteś gotowa na jeszcze więcej dodatkowych zajęć? – zapytał ją.
- Pewnie – odpowiedziała – Wiesz, że zawsze jestem chętna do nauki.
Słowa dziewczyny zabrzmiały dla niego dwuznacznie i po jej minie
zrozumiał, że ona sama potraktowała tak własne słowa, zaraz po tym
jak je wypowiedziała. Uśmiechnął się do niej złośliwie, ale ich goście
chyba niczego nie zauważyli. Harry podszedł do jej fotela i usiadł na
brzegu, oplatając ręką oparcie za jej głową, a Nevillowi i Lunie
wskazał pozostałe dwa fotele.
- Hermiona zastanów się. Ostatnio chodzisz ciągle zmęczona. W nocy
nie śpisz, a w dzień odsypiasz gdzie się da. Sama tak mówisz – dodał
szybko, gdy zorientował się, że powiedział za wiele.
- Jak będę miała więcej zajęć lepiej będę spała – zripostowała.
- A inne zajęcia? Kiedy będziesz przygotowywać się do lekcji,
sprawdzać zadania, sprawdziany, dodatkowe zajęcia, szlabany,
odpoczywać, jeść – zasypał ją – Poza tym musisz mi pomóc.
- I tak mnie wykluczyłeś – wypomniała mu.
- Znów wracasz do tego wyjazdu?
- Tak, ponieważ mnie to boli – powiedziała – Gdyby to Ron był na
moim miejscu, nie patrzyłbyś na nic – zamilkła, jak tylko jej słowa
przebrzmiały.
Harry wstał z fotela i zaczął chodzić po pokoju, a Hermiona patrzyła
na niego ze strachem. Nie przejmowała się obecnością przyjaciół. Dla
niej Neville i Luna byli jak Ron i Ginny. Tyle razem przeżyli, że w
pewnych chwilach ich obecność traktowała, jako coś oczywistego,
zapominając, że jednak nie są tak bardzo wtajemniczeni w ich
prywatne sprawy, jak zapewne dwoje zmarłych przyjaciół by było.
Zapomniała się, dlatego powiedziała to, co powiedziała.
- Harry, przepraszam – wyszeptała – Nie chciałam cię zranić.
- Wiem – odpowiedział.
Stał naprzeciw, odwrócony do niej plecami. Palce miał wplecione we
włosy i szarpał nimi na wszystkie strony. Hermiona poczuła jak po jej
policzku spływa łza. Wstała i w pośpiechu podeszła do chłopaka. Nie
zrobiła nic, poza tym, że się do niego przytuliła. Po chwili poczuła jak
znajome ramiona oplatają ja w talii i mocno przyciskają do piersi,
którą przecież tak dobrze znała. Harry nachylił się nad nią i wyszeptał
jej do ucha, że ją kocha. Była w stanie tylko kiwnąć głową, ponieważ
rozpłakała się na dobre. Nie wie, kiedy Harry przeniósł ją na fotel tak,
ż
e siedziała mu teraz na kolanach. Minęło kilka minut zanim się
uspokoiła, a kiedy była w stanie cokolwiek zobaczyć, jej wzrok padł
na gości, którzy patrzyli na nią ze współczuciem. Zrobiło jej się
wstyd, ale nie ukrywała się.
- Przepraszam – wyszeptała do nich – Musi to wyglądać, jakbym
udawała i próbowała wzbudzić wasze współczucie.
- Hermiona przestań – powiedziała Luna i pogłaskała jej ramię.
- Ron i Ginny byli również naszymi przyjaciółmi i wiemy, co czujesz
– dodał Neville.
- No i musi dochodzić jeszcze straszne poczucie…- zająknęła się
dziewczyna - …winy.
Jej twarz przybrała kolor wiśni, a kuksaniec, jaki zaserwował jej
towarzysz wcale jej nie pomógł. Schowała tylko twarz w dłoniach i
zaczęła ich przepraszać. Harry i Hermiona wiedzieli, że tak będzie.
Może i nie afiszowali się ze swoim związkiem, ale uczniowie z
pewnością widzą jak się zachowują wobec siebie i plotkują. Harry
sam wielokrotnie miał okazję podsłuchać rozmowy uczniów na ich
temat i wiedział, co się mówi w Hogwarcie. Miał tylko nadzieję, że te
plotki nie dotrą zbyt szybko do Hermiony. Chociaż z drugiej strony
lepiej, że to się stało wcześniej niż później. Popatrzył tylko na
przyjaciół ze zrozumieniem i złożył pocałunek na policzku ukochanej.
- Tak się o nas mówi w szkole? – dobiegło go pytanie Hermiony.
- Przykro mi – odpowiedział – Ale to jedne z łagodniejszych
komentarzy.
- My wiemy, jak między wami jest – dodał Neville – Nigdy nie
pomyśleliśmy, że cieszy was ich śmierć.
- Gdybym wcześniej wiedziała, że kocham Harry’ego na pewno nie
spotykałabym się z Ronem. A Harry z Ginny – powiedziała
Hermiona.
Wstała nagle z jego kolan i tym razem to ona przemierzała pokój. Ale
nie była pogrążona w smutku, jak on, lecz była najzwyczajniej w
ś
wiecie wściekła. Złościły ją plotki innych na jej temat. Pamiętała
dokładnie jak to było w czwartej klasie. Najpierw jej domniemany
romans z Harrym, a później z Wiktorem. Denerwowało ją to wtedy i
denerwuje to teraz, nawet, jeżeli jest postrzegana tylko, jako
przyjaciółka Harry’ego Pottera, która staje u jego boku w każdej
walce. Wściekała się, ponieważ teraz każdy ich przejaw uczuć wobec
siebie będzie pod obserwacją i każdy czarodziej, jaki to przeczyta,
dojdzie do tego samego wniosku, co większość uczniów.
Ż
e dla nich śmierć Rona i Ginny była na rękę.
- Kochałam Rona – powiedziała – I nadal kocham, ale inaczej. Zawsze
był dla mnie jak brat. W ogóle jego rodzina była dla mnie jak moja
własna. Po tylu latach razem poczuliśmy do siebie coś więcej. A
potem on zginął, Harry był nieprzytomny przez ponad tydzień.
Zostałam sama i nikt nie mógł mnie pocieszyć po jego śmierci, bo
Harry sam walczył o życie. Znamy się od siedmiu lat – powiedziała
do niego – Czy to możliwe, że przywiązanie bierzemy za miłość? Czy
było tak też w przypadku Rona i Ginny? – zapytała.
- Nawet tak nie myśl – odpowiedział ostro – Kochaliśmy ich
naprawdę. Bez żadnych ukrytych podtekstów. Może nie były to aż tak
silne uczucia jak chcieliśmy, ale były prawdziwe. A jeśli chodzi o nas,
to łączy nas nie tylko miłość. Hermiona, choćby nie wiem, co się
między nami wydarzyło byłaś, jesteś i do końca życia będziesz moją
najlepszą przyjaciółką. Wszystkie inne uczucia mogą zniknąć, ale to
pozostanie na zawsze. Nie ma takiej opcji, żebym pozwolił ci odejść.
Przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy i Hermiona wiedziała, że
to, co powiedział jest prawdą. Przyjaciółmi będą nawet, jeżeli
wszystko inne zniknie. A ona osobiście postara się, żeby o tym nie
zapomniał. Podeszła do niego i uścisnęła mu dłoń. Po prostu i nic
więcej. Zwykły gest przyjaźni, który wykracza poza całą miłość, jaką
do niego czuje.
- Dobrze powiedziane – mruknęła Luna, czym sprowadziła ich na
ziemię.
Hermiona uśmiechnęła się do dziewczyny z wdzięcznością.
Wiedziała, że to, co zostało powiedziane w tym pokoju, nie wyjdzie
poza jego ściany. Usiedli wspólnie przy kominku, na którym palił się
ogień i znów powrócili do przerwanego tematu. Harry nadal nie był
przekonany, co do ponownego uruchomienia GD, ale zapał, jaki
okazywali jego przyjaciele coraz bardziej go przekonywał. Dlatego
postanowił, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni ponowi spotkania
GD.
Wspólnie spędzony czas z przyjaciółmi był dla nich obojga, czymś
niezbędnym. Hermiona nie pamiętała, kiedy ostatnio mogła
porozmawiać z jakąś przyjaciółką o zwykłych prostych sprawach.
Luna wypytywała ją o to jak się między nimi układa, gdzie mieszkają
i sama przyznała się, że między nią a Nevillem dzieje się coś więcej
niż przyjaźń. Hermiona szczerze się z tego cieszyła. Oboje wiele
przeszli w życiu. Tak naprawdę to mieli wiele wspólnego właśnie z jej
ukochanym. Wszyscy w jakiś sposób cierpieli w życiu zarówno przez
ś
mierć rodziców, czy śmierciorzerców. Powinni trzymać się razem i
może właśnie to było powodem, że tak dobrze się ze sobą dogadywali.
Kiedy pożegnali się wreszcie, Harry opadł na swoje łóżko ze
zmęczenia.
- Wiele rzeczy zostało dzisiaj powiedziane – wyszeptał.
- Tak – zgodziła się Hermiona – Ale uważam, że było to konieczne.
Wrzecie atmosfera oczyściła się całkowicie. Jestem z tego bardzo
zadowolona.
- Ja też – odpowiedział, jednocześnie wyciągając z kieszeni spodni
złotą obrączkę – Mam coś dla ciebie – powiedział i wyciągnął
podłużne pudełeczko z szuflady stolika.
Kiedy Hermiona uniosła wieczko jej oczom ukazał się długi złoty
łańcuszek. Prosty, bez żadnego wzoru i wisiorka. Z początku
wyglądała na zdziwioną, ale kiedy zobaczyła rozbawienie na twarzy
ukochanego, domyśliła się, że ma to jakiś cel. Harry złapał ją za prawą
dłoń, a ona poczuł strach, gdy zdjął jej z palca pierścionek.
- Nie będziemy mogli ich nosić, dopóki wszystko się nie uspokoi –
rzekł i wyciągnął łańcuszek z pudełka, wsuwając na niego krążek –
Ale nie chcę, żebyś się z nią rozstawała. Dla siebie mam taki sam –
dodał i zapiął łańcuszek na jej szyi.
Uradowana Hermiona rzuciła mu się w ramiona i zaczęła namiętnie
całować. Kiedy po dwóch godzinach leżeli nadal w siebie wtuleni,
próbując uspokoić oddech, dziewczyna pomyślała, że spotkało ją
największe szczęście, jakie może się w życiu przytrafić.