Terlikowski: Wiedzący lepiej niż Bóg
Kategoria:
Kościół
poniedziałek, 14 marca 2011 20:37
Wielodzietność, choć w żywotnych cywilizacjach i w samej Biblii jest znakiem Bożego błogosławieństwa,
w Polsce XXI wieku jest głównie zgorszeniem. Sugestia, że to Bóg jest dawcą życia, i że to On a nie my
wie lepiej, ile powinniśmy mieć dzieci nieodmiennie wywołuje zgorszenie, a często nawet oburzenie.
Ostatnio sporo jeżdżę po Polsce. Mówię zwykle o życiu i jego obronie, o tym, jak potężną zbrodnią jest
aborcja (rocznie na jej skutek ginie sześciokrotnie – przy bardzo ostrożnych szacunkach – więcej osób,
niż w czasie całego Holokaustu) i o tym, że aby z nią skończyć trzeba nawrócić się ku Bogu, który jest
dawcą życia. A jednym z elementów takiego nawrócenia jest pogodzenie się z faktem, że miłość
małżeńska jest i powinna być otwarta na płodność, że płodność jest wielką mocą, a każde dziecko jest
niepowtarzalnym darem Bożym, na który trzeba się otworzyć. I właśnie ten element nieodmiennie
wywołuje największe zgorszenie.
Jak to? – pytają ludzie. – To nie my mamy decydować, ile mamy dzieci, ale Bóg? To jakiś skandal – pada z
widowni. A potem ludzie zaczynają opowiadać, że ich nie stać, że nie mogą sobie pozwolić, że po to mają
rozum, by decydować. Podobne wypowiedzi nieustannie czytam na swoim profilu na Facebooku.
Ostatnio wrzuciłem tam króciutki cytat z dokumentu Papieskiej Rady ds. Rodziny. „... mniejszym złem
jest niemożność zapewnienia własnym dzieciom pewnych wygód życiowych i dóbr materialnych, niż
pozbawienie ich braci i sióstr, którzy mogliby dopomóc w rozwoju ich człowieczeństwa i wieść piękne
życie w każdej jego fazie i różnorodności” – napisali watykańscy eksperci. Efekt zaś był do bólu
przewidywalny. Natychmiast pojawili się czytelnicy, którzy ostro skrytykowali mnie osobiście (tak,
jakbym to ja był Papieską Radą ds. Rodziny) i samą radę. „Idiotyzm” – oznajmił jeden z internautów, a
pewna pani oznajmiła, że „dobrem jest odnalezienie własnej odpowiedzi czy się chce kolejne dziecko.
Dobrem jest odnalezienie spokoju wewnetrzego. dla jedynaka jest byc moze ważniejsze żeby miał
szczęśliwą matkę niż rodzeństwo”…
Więcej cytatów już nie będzie, chociaż podobnych (nie ukrywam, że są i inne) znalazłbym jeszcze setki.
Ale istotne nie jest cytowanie, a uświadomienie sobie, co za takimi wypowiedziami stoi. Na pierwszy rzut
oka można powiedzieć, że rozsądek. Ale wcale tak nie jest. Za tym rozsądkiem skrywa się bowiem
głębokie przekonanie, że ja wiem lepiej niż Pan Bóg. On wprawdzie zapewnia mnie, że dzieci są Jego
błogosławieństwem, że są dobrem, że płodność jest ogromnym darem dla mnie, dla małżeństwa, dla
narodu, w którym żyje, dla świata i dla Kościoła. Ale ja „wiem” lepiej, że dla mnie są one zagrożeniem.
Burzą bowiem święty spokój, wymagają poświęcenia (bez przesady) i sprawiają, że moje życie staje się
realnie nonkonformistyczne, bo negatywnie oceniane przez sporą część krewnych i znajomych. Do tej
wiedzy dorabiam zaś sobie uzasadnienie. Albo opowiadam, że jestem za biedny, by wychować więcej niż
jedno dziecko, albo uznaje, że tylko dla jedynaka będę miał czas, albo jeszcze jakieś inne, równie
„rozsądne” wyjaśnienia.
Problem polega tylko na tym, że w ten sposób polemizuje nie z Papieską Radą ds. Rodziny, a tym
bardziej nie z „fanatycznym” publicystą, ale w jakimś stopniu z samym Bogiem. Jego pierwszym
przykazaniem nie było bowiem „bądźcie rozsądni i zabezpieczajcie się”, ani tym bardziej „unikajcie
dzieci, jak ognia”, ale „bądźcie płodni i rozmnażajcie się”. W akt małżeński wpisał zaś Bóg nie tylko
przyjemność (gigantyczną – trzeba to powiedzieć zupełnie jasno), ale również płodność (która też jest
ogromnym szczęściem). Płodność, która jest otwarciem na nowe życie, którego zawsze Dawcą jest Bóg.
Taka polemika oznacza w istocie przekonanie, że wie się lepiej niż Bóg, co jest dla nas dobre. A stąd już
Created with novaPDF Printer (
). Please register to remove this message.
tylko krok do istoty grzechu pierworodnego, w którym Ewa i Adam uznali, że oni i wąż wiedzą lepiej niż
Stwórca, z którego drzewa owoce można spożywać.
Ale to zamknięcie się na życie ma również dramatyczny wymiar doczesny. Odrzucając płodność
decydujemy się nie tylko na głód w wieku starszym, ale również na to, że Polska przestanie wkrótce
istnieć. To pierwsze jest całkowicie oczywiste. Otóż, jeśli połowa Polek nie będzie miała trójki i więcej
dzieci, to system emerytalny (a dotyczy to tak ZUS jak i OFE) padnie w ciągu dwudziestu lat. I z
emerytury będą nici, chyba że pomogą nam NASZE własne dzieci. To drugie zaś unaoczniło nam Kosowo.
Tam w ciągu pięćdziesięciu lat całkowicie zmienił się skład etniczny. Przeciętna Serbka miała tam
bowiem jedno dziecko (tyle, ile przeciętna Polka), a statystyczna muzułmanka siedmioro dzieci. I tak w
ciągu pięćdziesięciu lat Kosowo z kolebki serbskości przemieniło się w muzułmańsko-albański raj. Z
Polską może zaś być podobnie.
A wybór – czy odpowiadamy na Boże błogosławieństwo i przedłużamy istnienie naszego narodu – zależy
od nas!
Tomasz P. Terlikowski
Tekst ukazał się także w piśmie Reduta, wydawanym przez warszawską parafię Dobrego Pasterza.
Created with novaPDF Printer (
). Please register to remove this message.