Wymioty
Paul Eijkemans
Wymiotowanie postrzegane jest przez nasze społeczeństwo negatywnie, jako niepożądany skutek
całonocnego picia alkoholu lub też zjawisko zachodzące przy zatruciu pokarmowym, jednak na
ścieżce szamanizmu roślinnego czynność ta jest niezbędnym narzędziem do uzdrowienia siebie i
innych. Według mnie, przed zgłębianiem pozostałych tajników, mądrym wyborem każdego, kto
poważnie i szczerze chce podążać ścieżką świętych roślin jest opanowanie techniki wymiotowania.
Jest to nie tylko wielce przydatne narzędzie poruszania energią, lecz także zapobiegania
rozchorowaniu się od energii nieuniknienie zebranych w czasie przewodzenia ceremonii z
medycyną roślinną. Opanowanie techniki wymiotowania pozwala pozbyć się tych energii zanim
przerodzą się w problemy fizyczne, mentalne czy emocjonalne.
Ludzie regularnie usuwają energię ze swych systemów energetycznych, tak by były czyste i zdrowe –
przyzwyczailiśmy do tego swoje ciała. Ziewamy, pocimy się, plujemy, sikamy i wypróżniamy się.
Mechanizm sam w sobie jest dość bezpośredni. Usuwając substancje z ciała fizycznego tym samym na
innym poziomie pozbywamy się niekorzystnych energii z ciała energetycznego, inaczej zwanego też
duchowym. Większość ludzi uważa, że ulga odczuwana po tzw. „dwójeczce” wynika z wyrzucenia z
ciała przeciętnie około 320 g stolca. W rzeczywistości większa część tej ulgi wywołana jest
zachodzącym jednocześnie z tą czynnością fizjologiczną, procesem usuwania niższych, a więc
bezwartościowych, energii z systemu energetycznego. Pozbywając się ich przechodzimy na wyższą
częstotliwość wibracyjną, niosącą ze sobą spokój ciała i pokój ducha. Opierając się na tej zależności,
mechanizmy organizmu człowieka są wówczas odpowiednio wykorzystywane jako narzędzia
przewodzące oczyszczaniu systemu energetycznego. To właśnie dlatego doświadczenia ludzkie
stanowią tak cenny instrument transformacji na zdecydowanie głębszym, wykraczającym poza
fizyczność poziomie energetycznym. Wewnętrzny związek pomiędzy fizycznością i duchowością
znajduje swoje odzwierciedlenie w pradawnych słowach: „jak na dole tak i na górze”. W pewnym
sensie możemy uznać, że wydalane z naszego organizmu substancje to ciężarówka transportowa
wywożąca balast energetyczny z systemu energetycznego każdego człowieka , który następnie ulega
procesowi recyklingu wykonywanym przez energie przyrody. Dokładnie ten mechanizm zachodzi
kiedy podczas ceremonii z medycyną roślinną (mówiąc ogólnie) następują wymioty, a konkretnie
podczas tych, na których pije się Natem.
Natem inicjuje proces oczyszczania systemu energetycznego człowieka, chociaż żadna książka
napisana przez „ekspertów od Ayahuasca’i”, nie ujmuje go w kategoriach oddziaływania
energetycznego. Przyznaję, zapewne nie przeczytałem wszystkich książek o tej medycynie. Jednak
niezależnie od tego, pominięcie działania tej medycyny na poziomie energetycznym dla skupienia się
wyłącznie na oczywistej zewnętrznej warstwie, wydaje się dla mnie być tym samym, co opisywanie
wyglądu i odgłosów Ferrari, a nawet przejechanie się nim kilkakrotnie, zapominając o jednej z
najważniejszych części tego samochodu, a mianowicie o pracy silnika pod maską. Posługując się
terminologią „energetyczną”, używaną przez specjalistów uzdrawiających energią, którzy nie pracują
z medycyną roślinną, takich jak na przykład Barbara Brennan czy inni prowadzący większe szkoły
leczenia energią, mam na celu zaoferowanie całościowego modelu, dalece bardziej wykraczającego
poza powierzchowność, tzn. wizje wywołane medycyną. Model ten nie opiera się na teoretycznych
założeniach, lecz w ogromnej mierze na własnych doświadczeniach z tą medycyną, zdobytych
zarówno w czasie procesów oczyszczania, którym się sam poddawałem jak i tym, w których
pomagałem innym. Z tego względu moja umiejętność dostrzegania interakcji energetycznych,
wywoływanych tą medycyną jest wielce korzystna.
Na pierwszym etapie tego procesu oczyszczania Natem na pewien czas podnosi częstotliwość
systemu energetycznego człowieka, co sprawia, że blokady energetyczne niebędące częścią i nie
rezonujące z nową częstotliwością automatycznie ujawnią się i zaczną się po nim poruszać. Zjawisko
to można by porównać do bąbelków powstałych w gazie nasyconym dwutlenkiem węgla,
wydobywających się na powierzchnię butelki napoju gazowanego tuż po jej otwarciu. Nie mają one
innego wyboru, jak tylko unieść się w górę, kiedy już zostały uwolnione z ucisku poprzez nową,
otwartą rzeczywistość. Kiedy wspomniane blokady energetyczne zaczynają wypływać na
powierzchnię systemu energetycznego, a tym samym stają się dostępne dla pacjenta, wówczas ich
odczuwanie znacznie wzmacnia się w porównaniu do tego, kiedy tkwią głęboko w systemie
energetycznym. A kiedy stają się dostępne dla pacjenta zaczynają powodować zakłócenia, a w
momencie pełnego odczuwania, nudności. Wówczas ciało reaguje na nie wymiotując blokady
energetyczne z systemu, korzystając z substancji w przewodzie pokarmowym jako przewodników w
procesie oczyszczania na poziomie energetycznym. Ulga jest natychmiastowa, chociaż zazwyczaj trwa
to chwilę zanim uczestnicy skutecznie rozprawią się z resztkami mdłości i zrównoważą system
energetyczny.
Proces uzdrawiania za pomocą medycyny o nazwie Natem ma również etap drugi, którym jest
wzmożona percepcja wywołana energią medycyny, dzięki której możemy właściwie „zobaczyć”
pierwotny wzorzec powstania energii, której pozbywamy się wymiotując oraz jej charakter. Dla
każdego uczestnika takie „widzenie” może mieć indywidualną postać, np. „wiedzy intuicyjnej,
słyszenia dźwięków lub odczuwania emocji. Rankiem, po zamknięciu ceremonii, uczestnik,
korzystając ze zrozumienia, jakie uzyskał w nocy, odczuwa inspirację do podjęcia decyzji o zmianie
wzorca. Jest to sposób przełamania wzorca i wyjścia z błędnego koła energii, wcześniej
rozprzestrzeniającej się poprzez ten wzorzec, który jednocześnie się nią karmił, przez co pozostawał
niezmiennie w tym samym miejscu. W ten sposób następuje kres kontynuacji i rozprzestrzeniania się
tej energii, w wyniku czego następuje przerwanie i zakończenie odnawiającej się nici bólu i cierpienia
o różnym stopniu intensywności, mogącej ciągnąć się przez kilka wcieleń. W rezultacie pole
energetyczne uczestnika zostaje uwolnione od zastoju, po czym przechodzi w stan trwania w wyższej
częstotliwości, na której naturalnie czekają go nowe doświadczenia życiowe wraz z towarzyszącymi
im wzorcami zachowań. Pojawią się wówczas nowe poziomy i nowe kwestie do oczyszczenia. To
niekończący się proces. Niezależnie od już osiągniętego poziomu, wkrótce odkrywamy, że jest ono
zaledwie kolejnym etapem pośród nowych przygód i nowych możliwości uczenia się, rozumienia, a
tym samym, dalszego rozwoju. Technika wymiotowania podczas ceremonii z medycyną roślinną jest
więc nie tylko „wycieraniem mopem rozlanej wody”, lecz także „naprawianiem kurka”, którego
dysfunkcja wywołała rozlanie tej wody.
Uczestnicy często „widzą” jakich energii pozbywają się wymiotując. Dla przykładu opiszę tu jeden z
licznych wzorców energetycznych, które usunąłem ze swojego systemu energetycznego będąc na tej
ścieżce. Pewnego razu ściągnąłem sobie na telefon komórkowy grę o nazwie Rośliny konta Zombi
(Plants vs. Zombies). Jest to gra zdecydowanie odpowiadająca moim zainteresowaniom i okazała się
być tak uzależniająca i przykuwająca moją uwagę, że po prostu nie mogłem jej odłożyć. Odważnie
rozbijałem w pył całe zastępy armii zombie za pomocą świętych roślin, które okazały się być mi w tym
pomocne. Należały do nich nagietki produkujące złoto, ziemniaczane miny oraz pociski z groszku
zielonego. Raz spędziłem nawet całą noc grając w tę grę. Przerwałem dopiero rano, kiedy słońce już
wzeszło, a ja byłem zbyt zmęczony, by kontynuować grę. Cokolwiek robiłem, nie byłem w stanie
oderwać się od gry, przeżywając mentalne rozdarcie pomiędzy robieniem tego, co było dla mnie
zdrowe, a jednocześnie nie chcąc zostać zdominowanym przez energię niepozwalającą mi grać w tę
grę – niezależnie od tego, jak głupio teraz to brzmi. Kilka tygodni później byłem z rodziną Szuarów w
ekwadorskim lesie deszczowym na kolejnej „sztafecie” oczyszczania w rytuale Natemamu, który od
wieków stanowi ważną część kultury Szuarów. Energia mojego uzależnienia od tej gry wyszła już z
pierwszą ogromną porcją płynnej medycyny, która wylewała mi się z ust. Wtedy też ujrzałem wzorzec
kryjący się za moim szaleństwem. Dzięki energii medycyny dosłownie ujrzałem „osobę” wychodzącą
ze mnie. Była to niezwykle uporczywa energia mówiąca: „nie mów mi co mam robić” oraz „sam
zdecyduję co robić”, nieszanująca nawet własnych granic. Jest to specyficzny rodzaj energii,
zazwyczaj występujący u ludzi uzależnionych od różnych substancji, którzy nie dostrzegają faktu, że
prawdziwa wolność przejawia się w ograniczaniu się do zdrowych wyborów, by żyć pełnią życia. Nie
jestem uzależniony od żadnych substancji, a jednak widzę podobieństwo wzorca energetycznego,
trzymającego mnie w graniu w tę grę bez szacunku dla własnych granic, z tym towarzyszącym
uzależnieniu od substancji, który w innych okolicznościach mógłby zatrzymać mniej niewinne
uzależnienia. Ta „osoba” nie była mną, lecz tylko wizerunkiem wzorca energetycznego, który w jakiś
sposób rozwinąłem i który trzymał mnie w niemożności odłożenia tej gry. Wszyscy nosimy w sobie
takie wzorce - niektóre z nich szkodzą bardziej, inne mniej.
Medycyna zawsze działa na najwyraźniejsze blokady energetyczne w naszym systemie
energetycznym. To one zazwyczaj znajdują się tuż przy jego powierzchni. Nie oznacza to jednak, że
blokady energetyczne usuwane są po procesie linearnym, podobnie jak w niektórych bufetach –
kiedy weźmiesz z dystrybutora jeden talerz, natychmiast w podajniku pojawia się następny. Według
moich obserwacji blokady energetyczne zwykle są ze sobą powiązane i kiedy jedna główna blokada
zostanie usunięta z systemu energetycznego, wraz z nią znikają mniejsze. Zauważyłem też, że
najpierw trzeba pozbyć się tych mniejszych, by większe mogły „wypłynąć” na powierzchnię systemu
energetycznego, gdzie zostaną ogarnięte postrzeganiem pacjenta, a więc jego/jej obserwacją, a w
konsekwencji ich zwymiotowaniem. Uczestnicy kręgu nie zawsze dokładnie wiedzą jakie zależności
istnieją pomiędzy ich blokadami, a czasami nawet które blokady znajdują się tuż przy powierzchni
systemu energetycznego. Właśnie dlatego zawsze proszę uczestników kręgu, by zbytnio nie
oczekiwali, że poddadzą temu procesowi określony problem, nad którym chcieliby popracować, lecz
by zaufali, że medycyna „rozpracuje” dokładnie to, co powinna. Zapobiega to zbytniemu skupianiu się
uczestników na tym, czym chcieliby się zająć zamiast tym, na czym byłoby mądrze skupić się i co
ukazuje im medycyna. Niezależnie od problemu, rano zawsze przychodzi ulga. Po usunięciu blokad,
we wnętrzu uczestnika tworzy się nowa przestrzeń dająca uczucie wolności, choć zdarza się też, że
uczucie ulgi następuje także w wyniku radości, że ciężka noc, jaką dany uczestnik przeżył, dobiegła
końca. Z doświadczenia wiem, że uczestnicy mają zaledwie niewielkie trudności, jeśli w ogóle, ze
„znojem wymiotowania”, jeśli uprzednio dobrze się ich poinformuje, co może wydarzyć się podczas
ceremonii z medycyną roślinną oraz jakie będą efekty jej działania.
Uwolnienie blokad energetycznych nie musi koniecznie zachodzić poprzez wymioty, ponieważ są
jeszcze inne sposoby usuwania ich z systemu energetycznego, np. poprzez bardzo obfite pocenie się.
Moje obserwacje, zwłaszcza uzależnionych od różnych substancji, pokazują, że podczas kilku
pierwszych ceremonii Natem, pocą się oni znacznie bardziej od pozostałych. To samo zjawisko
zaobserwowałem w odniesieniu do malarzy przychodzących na ceremonie Natem, aby się oczyścić –
są oni narażeni na kontakt z substancjami chemicznymi poprzez wieloletnie mimowolne wdychanie
oparów farb. Temperatura ich ciał wzrasta do momentu kiedy są w stanie wydalić energetyczne
składniki substancji chemicznych zgromadzonych w organizmie, będące fizycznym obrazem tych
energii w systemach energetycznych. Innym sposobem organizmu na uwolnienie blokad
energetycznych znajdujących się w zasięgu percepcji uczestnika ceremonii jest zwiększenie
aktywności pracy jelit, zazwyczaj powodujące wypróżnienie się, które według Bristolskiej skali
uformowania stolca można zaliczyć do „typu 6” lub „typu 7”. Lub też ujmując to językiem mniej
medycznym: Natem może spowodować obfitą biegunkę. Zwykle kiedy przyjmuję Natem, także moje
jelita zamieniają się w jedną z tych zjeżdżalni, jakie instaluje się w parkach wodnych, choć to czy jest
to szczyt czy schyłek sezonu dla zjeżdżalni w takim parku zależy od ilości energii, jaką zachodzi
potrzeba uwolnić. Rozwolnienie to często zupełnie znika po zamknięciu ceremonii i pozbyciu się
blokad energetycznych. Podobnie jak przy wymiotach również podczas biegunki uczestnik ceremonii
może zaobserwować uwalniane przez siebie wzorce energetyczne kiedy „wymiotuje drugimi ustami”,
jak nazywają to niektórzy Szuarowie. Taka biegunka może czasem pojawić się dość nieoczekiwanie i
właśnie dlatego uczestnikom zdarzy się czasem narobić w gacie. Nie dzieje się to ze strachu przed
medycyną, lecz dlatego, że nie spodziewali się nieoczekiwanego i puścili bąka. Dlatego też zawsze
proszę uczestników, by przed ceremonią upewnili się, że wiedzą gdzie są toalety, tak by w jej trakcie
nie musieli ich szukać. Niewątpliwym powodem do śmiechu w czasie ceremonii jest widok uczestnika
biegnącego z ogromną prędkością do toalety właśnie z powodu takiego „przynaglenia jelitowego”.
Moim zdaniem, prawdziwą wartością tej medycyny jest jej zdolność wspomagania usuwania blokad
oraz wzorców energetycznych poprzez wymioty. Całkiem spora ilość uczestników ceremonii nie
wymiotuje po Natem i jest to jak najbardziej w porządku. W ich przypadku medycyna głównie skupia
się na połączeniu ich z wyższymi wymiarami, głównie z tymi, w których mogą oni doznać ogromnego
uzdrowienia. Na całym świecie istnieje kilka grup stosujących taki rodzaj tej medycyny, który
umyślnie i wyłącznie koncentruje się na wizjach zamiast na silnym oczyszczaniu. Uważam tę praktykę
za unikanie prawdziwej wartości, jaką zawiera w sobie ta medycyna, tzn. jej naturalnie
oczyszczających właściwości. Dlatego też podoba mi się zwyczaj montowania ogranicznika prędkości
obrotowej silnika w Ferrari, jeśli jego właściciel nie lubi trzęsienia samochodu w czasie zawrotnie
szybkiej jazdy – również prawdziwego potencjału medycyny nie można w ten sposób zniwelować.
Choć Natem jest skutecznym narzędziem oczyszczania systemu energetycznego z blokad są też
oczywiście inne metody mające to samo na celu, w których nie zażywa się medycyny roślinnej. Jedną
z takich metod jest Vipassanā – pradawna technika medytacyjna, o której mówi się, że nauczał jej
sam Buddha. Praktykując ten rodzaj medytacji przez kilka lat zrozumiałem, że opiera się ona na tym
samym wzorcu uzdrawiania co Natem, chociaż jej działanie trwa dłużej, ale wolniej niż medycyna
roślinna. W Vipassanā’ie medytuje się przez wiele godzin dziennie, siedząc całkowicie nieruchomo na
poduszce, nie poruszając nawet palcem i skupiając uwagę na wibracjach odczuwanych na skórze i w
całym ciele. W ten sposób częstotliwość systemu energetycznego powoli wzrasta, blokady
energetyczne odłączają się i podchodzą pod jego powierzchnię. Dzięki zwiększonej percepcji,
uzyskanej poprzez wielodniowe skupianie się na odczuciach w ciele, wyczuwane są również blokady
energetyczne i przetwarzane, co często prowadzi do wybuchu emocji. Raz nawet musiałem
zwymiotować podczas tej medytacji, co nie jest powszechną reakcją na nią. I podobnie jak uczestnicy
kręgu medycyny, także uczestnicy kursu medytacji Vipassanā często podejmują przełomowe decyzje
w życiu.
Jeśli prowadzę ceremonię i jestem odpowiednio dostrojony do oczyszczania się danego uczestnika
poprzez wymioty, wówczas widzę jakich energii się pozbywa. Jest to po prostu kwestia obserwowania
obrazów pojawiających się przy zamkniętych – albo też wibracji, przy otwartych oczach,
przyłączających się w percepcji uczestnika do obserwowanej przez niego/nią energii. Obserwacja
tego, co wychodzi z ludzi jest często rozdzierająca serce: pozostałości energii przemocy fizycznej,
emocjonalnej czy seksualnej, tj. kazirodztwo czy gwałt to zaledwie dwa przykłady. Zarówno kobiety
jak i mężczyźni wzbudzają te energie, by przetransformować je za pomocą medycyny. W przestrzeni
podczas ceremonii mogą pojawić się wszelkiego rodzaju straszne doświadczenia życiowe, będące
udziałem uczestnika, a zadaniem uzdrowiciela jest pomóc mu w transformacji tych energii. A zatem
oddany uzdrowiciel medycyną roślinną zawsze powinien mocno stać na ziemi, aby nie zostać
zmiecionym lub pochwyconym przez wychodzące z uczestników energie. Obserwowanie trudów z
jakimi zmagali się w życiu uczestnicy ceremonii oraz tego ile wysiłku włożyli w uwolnienie się od nich
jest wielką lekcją pokory. Przynosi ona wielki szacunek dla pacjenta i jego osobistego procesu
uzdrawiania, chociaż jest też pewna kategoria osób, która wywołuje u mnie gromki śmiech, kiedy
podczas ceremonii zaczynają wymiotować swoje trzewia. Należą do niej uzależnieni od marihuany i
nie śmiejemy się z nich bez powodu. Wszystkie ofiary jakiegokolwiek rodzaju wykorzystywania
wymiotują głupotę innych podczas gdy uzależnieni od marihuany – swoją własną.
Najlepsze w procesie oczyszczania się poprzez wymioty jest to, że właściwie nie musisz nic robić,
zwykle wszystko zachodzi w sposób naturalny, a jeśli już coś musisz – to zejść sobie z drogi, by nie
blokować procesu, poddać się temu, co zachodzi. Ogólnie mówiąc, jest to kwestia poddania się
procesowi, bez walczenia z działaniem medycyny. Z moich obserwacji wynika, że ludzie, którzy na co
dzień przejawiają tendencję do energetycznego „trzymania wszystkiego w sobie i nie puszczania”,
zazwyczaj nie mogą też łatwo zwymiotować. Kaszlą i kaszlą, lecz nie puszczają substancji czy blokady
energetycznej, jaką wyraźnie odczuwają w ciele. Słysząc, że ktoś kaszle od dziesięciu minut i nadal nie
pozbył się balastu, radzę, by sięgnął głębiej, daleko poza żołądek i udawał, że wymiotuje z tamtego
miejsca, naśladując ruchy jakie wykonuje podczas wymiotów. Inicjując proces wymiotów, za drugim
lub trzecim razem udawania, bariera zwykle ustępuje i dochodzi do „prawdziwych” wymiotów.
A jeśli ktoś chce, stosujemy też bardziej rygorystyczną metodę. Dajemy takiemu uczestnikowi dużo
wody do wypicia. Mówiąc „dużo wody” naprawdę mam na myśli dużo. Wypicie wielu szklanek wody
powoduje wypełnienie nią żołądka, a ostatnia szklanka uwalnia ciało do zwymiotowania całego płynu
wraz z blokadami energetycznymi lub tymi, które utknęły. Kiedy uczestnik dostaje kolejną szklankę
wody lub kiedy zaczyna wymiotować, obserwuję proces energetyczny zachodzący w jego systemie
energetycznym, sprawdzam czy blokada ustępuje i czy rzeczywiście została uwolniona. Jeśli nie,
uczestnik dostaje jeszcze więcej wody, aż dojdzie do całkowitego uwolnienia blokady. Zdarza się, że
uczestnika trzeba namawiać do wypicia kolejnej szklanki wody, ale ponieważ zastosowanie tej
metody zostało objaśnione przed rozpoczęciem ceremonii, uczestnik nigdy nie ma nam za złe
namawiania go do wypicia kolejnej szklaki. Wręcz przeciwnie, bardzo często uczestnicy sami proszą o
podanie im obfitych ilości wody. Metoda ta jest o tyle przyjemna, że ten rodzaj wymiotów jest tzw.
łagodnym, przynoszącym natychmiastowe uczucie ulgi. Nigdy nie słyszałem, by ktokolwiek z
uczestników ceremonii narzekał na tę metodę lub był niezadowolony, że ją na nim zastosowano. A
jeśli woda okaże się mimo wszystko nie pomoże, z pewnością zrobi to podana przeze mnie szklanka
Tytoniu do wypicia.
Jak już wcześniej wspomniałem, Natemamu jest w tradycji szuarskiej ważnym rytuałem
oczyszczającym. Z uwagi na energie konieczne do transformacji odbywa się on wyłącznie w lesie
deszczowym. Również i w tym rytuale stosuje się metodę wypełniania żołądka pokaźnymi ilościami
płynu dla wywołania wymiotów, a tym samym usunięcia blokad energetycznych. Podczas tego
rytuału wypija się ogromne ilości „herbaty” z Natem – miska po misce. Nie jest ona
skoncentrowanym rodzajem medycyny, podawanym podczas zwyczajowych ceremonii, lecz płynem
konsystencją przypominającym herbatę, który gotuje się, by uzyskać wspomniany „koncentrat”.
„Herbatę” tę sporządza się z oczyszczonych i roztłuczonych kawałków Natem bez żadnych dodatków
– wchodzą one w skład wyłącznie skoncentrowanej wersji. Przyrządza się ją za dnia i gotuje w dużych
kotłach na ognisku. Kiedy słońce chyli się ku zachodowi uczestnicy gromadzą się wokół tych naczyń, a
prowadzący ceremonię zaczyna inwokacje, by przywołać odpowiednie energie wspomagające ten
rytuał. Są one zwykle gromadzone w rytuale poprzedzającym Natemamu, zwanym Tunakaramamu,
który wymaga wyprawy do świętych wodospadów i wypicia dużej ilości tabaki. Po zakończeniu
inwokacji każdy uczestnik Natemamu otrzymuje dużą miskę, wypełnioną płynem, a asystujący Szaur
woła: „Umarta! Umarta!”, co znaczy: „Pij! Pij!”. Uczestnicy szybko wypijają płyn do dna misek, ale
Szuarowie błyskawicznie ponownie je napełniają i procedura powtarza się do momentu przepełnienia
żołądka płynem. Wówczas uczestnik „wybucha” nadmiarem płynu, wymiotując głośno, po czym już
stojący za nim Szaur ponownie napełnia jego miskę. Chociaż większa część płynu zostaje zwrócona,
trochę pozostanie w jelitach i zostanie strawiona, co spowoduje, że energia medycyny wejdzie w
system energetyczny uczestnika, co na poziomie fizycznym oznacza, że aktywne składniki „herbaty”
wejdą do krwioobiegu. Podobnie jak w przypadku koncentratu, energia medycyny podnosi
częstotliwość systemu energetycznego i blokady zaczynają odpadać. Wraz ze zwiększonym
postrzeganiem wywołanym medycyną, uczestnik staje się bardziej świadomy istniejących blokad i
towarzyszących im wzorców energetycznych.
Proces picia wielu misek Natem i zwracania płynu trwa przynajmniej przez dwie godziny. W tym
czasie działanie medycyny wzmaga się, a jednocześnie coraz trudniej jest wypić kolejną miskę. Jest to
moment, w którym pojawiają się determinacja i siła woli. W jednej chwili picie medycyny staje się grą
umysłu pomiędzy chęcią poddania się, a pragnieniem dołożenia wszelkich wysiłków, by pobudzić
proces uzdrawiania. Wybierając to drugie, Szuarowie dają przykład siły charakteru. Są to „zawody”, w
których Szuarowie zwyciężają nad ludźmi z Zachodu, z małymi wyjątkami. Indianie ci potrafią wypić i
zwrócić dziesiątki litrów „herbaty” zanim stwierdzą, że już nie dadzą rady. Medycyna działa w taki
sam sposób na Szuarów i uczestników ceremonii przyjeżdżających z Zachodu. Jej działanie za każdym
razem jest silniejsze, tak że w pewnym momencie nikt nie jest już w stanie stać o własnych siłach. Nie
jest to jednak wystarczająca wymówka, by zrezygnować z rytuału. Uczestnikom przynosi się wówczas
krzesła, by w wygodniejszej pozycji mogli kontynuować picie medycyny i pracę nad sobą. Dopiero
wówczas gdy uczestnicy są na granicy całkowitego i bezwładnego opadnięcia na ziemię, mogą
opuścić miejsce rytuału i z pomocą drugiej osoby udać się do logu szamańskiego, gdzie mogą się
położyć i wejść w stan oscylujący pomiędzy snem, a przebudzeniem. Podróży po tej przestrzeni
towarzyszy śpiew i gra na instrumentach szamana oraz jego asystentów, które wypełniają pustkę
powstałą po usunięciu blokad, nowymi energiami. W międzyczasie płyn przemieszcza się w ciele i ,
oczyszcza jelita, wywołując ruchy perystaltyczne, na co reagują one jak gdyby zostały zaatakowane, a
w rzeczywistości działa na nie tylko nieszkodliwy płyn. Zachodzi wówczas zjawisko podobne do reakcji
obronnej, jaką w organizmie wywołuje szczepionka. Do rana po bólach odczuwanych zeszłej nocy nie
ma śladu, a wszyscy uczestnicy, bez wyjątku, czują się całkowicie odświeżeni i doświadczają w sobie
zupełnie nowej przestrzeni, której towarzyszy miękkość ciała. Niektórzy odnotowali zwiększenie
sprawności fizycznej. Odkryli, na przykład, że znów mogą wykonywać pozycje jogi, których nie mogli
od lat, lub też że znacznie polepszył się u nich zmysł powonienia, słuchu i wzroku – do tego stopnia,
że nie potrzebowali już okularów korekcyjnych. Oczywiście najcenniejszą korzyścią z uczestnictwa w
rytuale jest potężne uwolnienie blokad i wzorców energetycznych, które to przeniesie uczestnika w
nową przestrzeń jestestwa. Rytuał picia ogromnych ilości „herbaty” powtarza się przez co najmniej
cztery kolejne wieczory, a czasem nawet więcej, jeśli grupa odczuwa taką potrzebę. Nie łatwo jest
wówczas wygrać z Uwishinem. On lub ona zostają zwyciężeni wtedy, gdy uczestnicy opróżnią do dna
wszystkie kotły z „herbatą” i nie zostanie jej ani kropelka, choć, oczywiście, z dnia na dzień Szuarowie
przygotowują coraz więcej „herbaty”. Krótko mówiąc, rytuał Natemamu stanowi najczystszy sposób
połączenia się z tą medycyną bez dodatków innych roślin. Uczestnictwo w nim zaleca się każdemu,
kto chce stworzyć silną więź z tą medycyną roślinną.
Podczas ceremonii odbywających się poza ekwadorskim lasem deszczowym, wymioty, wydalane
przez uczestników, zbierane są na kilka sposobów. Jednym z nich jest rozdanie uczestnikom
plastikowych misek lub toreb. Osobiście wolę miski, ponieważ są bardziej ekologiczne. Asystenci
wynoszą miski lub torebki z miejsca ceremonii i opróżniają je do dołu w ziemi, lecz najpierw dają w
zamian czyste. Trzymanie wymiocin w przestrzeni ceremonialnej wpływa na nią negatywnie. Po
dokładnym umyciu misek wodą asystenci przynoszą je z powrotem. Do mycia misek nie używa się
żadnych detergentów, ponieważ ich zapach zdominowałby miejsce ceremonii, a ponadto niektórzy
uczestnicy mogą być na nie uczuleni. Wynoszenie misek jest nie lada sztuką; asystenci muszą bardzo
uważać, by nie przejąć na siebie żadnych energii w nich zawartych ani też nie wylać niczego na siebie,
ponieważ mogą one spowodować poparzenia ciała, a poza tym uwolniona energia może przedostać
się do systemu energetycznego asystenta. Wynoszenie misek uważam za jeden z najlepszych
sposobów na radzenie sobie z energiami i nauczenie się powstrzymywania ich przed przechodzeniem
na tych asystentów, którzy nadal działając trochę z poziomu ego, mogą odczuwać pewną niechęć do
wynoszenia i czyszczenia misek z wymiocinami, ponieważ postrzegają to zajęcie jako mało znaczące,
nie zdając sobie sprawy ile korzyści może im przynieść. Czasami uczestnicy nie dostają misek ani
toreb, zwykle dotyczy to ceremonii organizowanych na wolnym powietrzu, wtedy wychodzą
wymiotować poza miejsce ceremonii. Tak samo zachowują się Szuarowie podczas ceremonii – nie
używają misek ani toreb, lecz wymiotują prosto w zarośla w dżungli. Jeśli obszar poza miejscem
ceremonii jest wystarczająco rozległy i jest to środowisko naturalne, wówczas nie korzystam z dołu
wykopanego w ziemi, w przeciwnym razie asystenci przygotowują go przed ceremonią i zbierają do
niego wymiociny, by rankiem, kiedy jest wypełniony, natura mogła dokonać transformacji
zgromadzonych tam energii. Należy tu dodać, że miski używane podczas ceremonii służą wyłącznie
do wymiotów. Proszę nawet uczestników, by nie wrzucali papieru do misek, ponieważ przykleja się
do wnętrza misek. Pewnego razu zdarzyło się, że objaśnienia, których zawsze dokonuję przed
rozpoczęciem ceremonii zacząłem od wyraźnego podkreślenia, że miski służą wyłącznie do
wymiotowania, po tym jak jeden z uczestników kręgu, o imieniu Theo, użył miski w sposób zupełnie
niezgodny z jej przeznaczeniem. W środku ceremonii, wstał i będąc ewidentnie pod silnym wpływem
działania medycyny, zdjął spodnie, wziął miskę sąsiada (!) i narobił w nią po brzegi.
Uczestnicy zawsze chcą wiedzieć czy powinni jeść czy też pościć przed ceremonią. Odpowiedź brzmi:
to zależy od obranej przez uczestnika strategii wymiotowania. Rygorystyczny post, z wyjątkiem
wyjazdu do lasu deszczowego, gdzie post jest bardzo specyficzny i ma na celu uzyskanie lub pozbycie
się określonych energii, nigdy nie jest dobrym pomysłem. Ceremonia trwa całą noc aż do rana i
zwyczajnie może zabraknąć ci energii do przechodzenia osobistego procesu i pracy nad pozbyciem się
blokad energetycznych. Z drugiej strony, przejedzenie się tłustymi i ciężkostrawnymi pokarmami jest
również niewskazane, ponieważ zahamuje głębokie wniknięcie medycyny do organizmu, a także
wywoła potężne wymioty, nie z powodu uwalniania blokad energetycznych, lecz niewłaściwej diety.
Większość osób wybiera równowagę pomiędzy tymi dwoma skrajnościami. W dniu ceremonii jedzą
tylko bardzo lekkie posiłki i nie jedzą już nic pięć godzin przed rozpoczęciem ceremonii. Dieta staje się
trochę bardziej złożona, jeśli prowadzisz ceremonię, ponieważ znaczenie wymiotów jako narzędzia
energetycznego wzrasta. Twoje ciało posiada niesamowitą mądrość na temat tego co i kiedy
powinieneś zjeść. Co więcej, jest ono znacznie inteligentniejsze od ciebie i doskonale wie jakie
energie będą obecne podczas ceremonii. Oznacza to, że jeśli czujesz wyraźną potrzebę zjedzenia
określonego pokarmu, jak najbardziej powinieneś/powinnaś posłuchać rady swojego ciała. Pewnego
razu kiedy relaksowałem się w saunie, nagle poczułem potrzebę zjedzenia typowej holenderskiej
przekąski, tzn. gorzkich kulek – pikantnych, smażonych w głębokim tłuszczu kulek z mięsa wołowego
lub cielęcego w chrupiącej panierce. Kiedy kelner mi je przyniósł były tak nafaszerowane chemią, że
aż świeciły więc mogłem nie martwić się o ewentualną przerwę w dostawie prądu w saunie. Pomimo
to – zjadłem je, by później, jeszcze tego samego wieczoru, przekonać się, że mój organizm był moim
przewodnikiem w tym zachowaniu. Te gorzkie „śmieciowe” jedzenie okazało się być doskonałym
medium dla zwymiotowania pewnych niezwykle gęstych energii znajdujących się w przestrzeni
ceremonialnej.
Wymiotowanie treścią pokarmową to najłatwiejszy sposób usuwania energii z systemu
energetycznego. Pomocna może być nawet najmniejsza drobinka, ponieważ podczas niektórych
ceremonii wymiotuje się znacznie ponad ilość jedzenia, jaką może pomieścić przewód pokarmowy
człowieka. A jeśli zdolność usuwania energii zbyt mocno powiązała się z ilością zwracanej treści,
wówczas uczestnik powinien pozbyć się tej energii na początku ceremonii. Można też uwalniać
zbędne energie za pomocą wymiotów nie zawierających żadnej treści, chociaż ta technika może
okazać się skuteczna dopiero po dłuższym praktykowaniu tej ścieżki. Sekret tkwi w tym, żeby uwolnić
mięśnie brzucha tak, by napinały się do poziomu, w którym umożliwiają ciału uwolnienie energii , w
momencie ponownego rozluźniania się mięśni. Zwykle towarzyszy temu kaszel lub odgłos
wydobywający się głęboko z ciała. Technikę tę można wspomóc wciągając płynny Tytoń przez nos i
pozwalając kilku kroplom płynu spłynąć do gardła.
Są pewne przydatne wskazówki ułatwiające proces wymiotów oraz radzenie sobie z towarzyszącymi
mdłościami. Najlepszą radą, jakiej można udzielić uczestnikowi jest, by on/ona zaufali procesowi i
zrozumieli, że robią to dla swojego dobra i zdrowia, chociaż nie zawsze tak czują, ponieważ
towarzyszące im mdłości wprawiają ich umysł w negatywny stan. Energia zaufania tworzy kotwicę
energetyczną, która powstrzymuje uczestników przed rozproszeniem uwagi od osobistego procesu i
tym samym wyczuwania blokad energetycznych i skupiania jej na towarzyszącym mu dyskomforcie
fizycznym. Innym sposobem na mdłości jest głębokie oddychanie przez nos, przy zamkniętych ustach.
Oddychanie „zmiękcza” blokady energetyczne, a kilka minut głębokiego oddychania pobudzi energie
neutralizujące te blokady i złagodzi mdłości. Dodatkową korzyścią oddychania z zamkniętymi ustami
jest uniknięcie ewentualnego dyskomfortu spowodowanego głośnym ziewaniem, co może
przeszkadzać pozostałym uczestnikom. Jeszcze innym sposobem wspomagania cyrkulacji energii
medycyny w organizmie i procesu uwalniania blokad energetycznych jest siedzenie w wyprostowanej
pozycji tak długo jak tylko to możliwe, przy czym nie chodzi tu o wielogodzinne siedzenie w pozycji
kwiatu lotosu. Celem ceremonii z medycyną roślinną jest uzdrawianie, a nie kara. Jeśli ceremonia
odbywa się w miejscu, gdzie jest ognisko lub kominek, pomoże on uwolnić blokady energetyczne.
Najlepiej kiedy uczestnik zwrócony jest twarzą do ognia i wymiotuje w linii prostej do niego.
Przestrzeganie tej linii jest niezwykle istotne. Inni nie mogą jej przekroczyć, jeśli któryś z uczestników
ceremonii akurat wymiotuje. Zapobiega się w ten sposób gromadzenia tych energii przez osobę,
która przekroczy tę linię. Musi ona wówczas oczyścić się sama lub zostać oczyszczona przez
uzdrowiciela.
Gdyby w Księdze Rekordów Guinnessa była kategoria dla osoby, która zwymiotowała najwięcej,
miałbym pewnie spore szanse na znalezienie się w tej „Biblii Rekordów”. Każdy adept na ścieżce
świętej medycyny roślinnej rozpoczyna od nauki wymiotowania, by uwolnić się od blokad
energetycznych oraz wzorców leżących u ich podstaw i z całą pewnością nie byłem tu wyjątkiem.
Przez niezliczone noce czołgałem się bezradnie po wilgotnej ściółce dżungli, by usunąć wspomniane
już liczne blokady ze swojego systemu energetycznego kiedy energia medycyny tętniła we mnie.
Zmiany energetyczne w moim systemie były konieczne, bym mógł wykonywać tego rodzaju pracę.
Pozwoliły mi one stworzyć mocny zbiornik energetyczny, umożliwiający wejście uzdrawiających
energii, a ponadto uwolniły mnie od wielu wzorców, których zniknięcie pozwala mi jeszcze pełniej
spełniać się w życiu. W tym procesie nie ma drogi na skróty. Choć trudny, a czasem bolesny,
jednocześnie daje satysfakcję i pomaga, ponieważ sprawia, że prowadzący ceremonię przechodzi
przez te same doświadczenia co uczestnicy kręgu medycyny roślinnej. Dzięki przeżytym
doświadczeniom mogę lepiej pomóc innym w podążaniu ich ścieżkami i pełniej się do nich odnieść –
bardziej niż wówczas gdybym sam nie przeżył tych doświadczeń. Za każdym razem widzę siebie w
osobach przyjmujących medycynę ze mną, kiedy wymiotują z samego dna swego wnętrza. Lecz
przychodzi też moment wzniesienia się ponad ten poziom: kiedy już zdobędziesz wystarczająco dużo
doświadczenia w wymiotowaniu własnych utkwionych energii możesz przejść do opanowania
bardziej zaawansowanych technik w tym zakresie, które później przydają się do oczyszczania
przestrzeni ceremonialnej lub pól energetycznych innych ludzi, chociaż proces samooczyszczania się
nigdy się nie kończy, tak jak nieskończona jest transformacja.
Istnieje wiele sposobów na energetyczne oczyszczenie przestrzeni ceremonialnej, ale lata praktyki
potwierdziły, że wymiotowanie energii z przestrzeni jest najskuteczniejszym. Jest to technika
wymagająca ostrożności. Jeśli nie opanowałeś/opanowałaś dobrze techniki wymiotów, nawet nie
myśl o zabieraniu się za oczyszczanie przestrzeni ceremonialnej, ponieważ wykonane
nieodpowiednio może, a nawet sprowadzi na ciebie poważną chorobę, a w najcięższych przypadkach
nawet śmierć. Nie możesz teraz jednak powiedzieć, że cię nie ostrzegałem! Powodem, dla którego
rozchorujesz się po niewłaściwym oczyszczaniu przestrzeni ceremonialnej jest to, że jeśli nie potrafisz
zwymiotować energii, jakie umyślnie wprowadziłeś/wprowadziłaś do swojego systemu
energetycznego, wówczas zaczną się one namnażać i powodować spustoszenie w twoim wnętrzu.
Technikę tą stosuję więc tylko wtedy kiedy w przestrzeni ceremonialnej odbieram złowrogą energię,
której nie mogę oczyścić w żaden inny sposób. Technika tę zaczynam od stworzenia w brzuchu
pojemnika energetycznego, który zatrzyma energie, z jakich ma być oczyszczona przestrzeń.
Następnie mocą intencji, przenoszę niskie energie z przestrzeni do tego pojemnika – z jednej strony
witając je tam, a z drugiej wypychając je z przestrzeni. W ten sposób zachowuję równowagę
pomiędzy przesadną dominacją, a zbytnią otwartością.
Proces ten wspomagam energią medycyny, która pomaga mi wytworzyć równowagę potrzebną do
energetycznego „odkurzenia” przestrzeni ceremonialnej. Czasem obchodzę to miejsce, ponieważ
łatwiej jest mi wchłonąć niskie energie. W zależności od ilości i specyfiki tych energii wypełnienie nimi
pojemnika w moim brzuchu zajmuje od pięciu do piętnastu sekund. Całe moje ciało natychmiast
ostro protestuje, umysł przedstawia żywe atrybuty określonych energii, a temu wszystkiemu
towarzyszą mdłości, przez co niezwykle trudno jest natychmiast nie zwymiotować. Jednak można
wyćwiczyć umiejętność powstrzymywania tej naglącej potrzeby. Kiedy już zgromadzę niższe energie
wymiotuję je w przestrzeni ceremonialnej bądź poza nią. Wolę to robić w przestrzeni ceremonialnej,
ponieważ mogę wówczas pozbierać i oczyścić jeszcze więcej energii. Znam też szamanów, którzy
opanowali tę technikę do perfekcji – wolą wyjść i zwymiotować niższe energie poza przestrzenią
ceremonialną. Technikę tę stosuję także w sytuacjach kiedy uczestnik ceremonii wymiotuje, lecz nie
może zwymiotować blokady, już prawie ustępującej. Wchodzę wówczas w system energetyczny
uczestnika i wymiotuję tę blokadę razem z nim. Podobnie, kiedy odczuwam potrzeby pójścia do
toalety na „dwójeczkę”, zazwyczaj „rozładowuję” z energii pozbieranych z przestrzeni mniejszy
pojemnik energetyczny, znajdujący się w moich jelitach. Jest to kolejny sposób pozbycia się
substancji, by poruszyć energię. A ponieważ wymioty są jedną z głównych technik stosowanych
przeze mnie podczas ceremonii, zdarza się czasami, że rano uczestnicy mówią mi, iż nie spodziewali
się, że po tylu latach pracy z medycyną, wymiotuję tak obficie. Zazwyczaj odpowiadam, że
pozbywałem się nie swoich, ale ich brudów energetycznych.
Kolejną techniką, wymagającą ogromnej ostrożności jest oczyszczanie czyjegoś pola energetycznego.
Niewłaściwie wykonana, technika ta może spowodować natychmiastową chorobę, a nawet
doprowadzić do śmierci, jeśli chorobie zbyt długo pozwoli się rozprzestrzeniać. I wcale tu nie żartuję.
Jest to technika, w której „szamani pracujący w oparciu o ego”, błądzą. Z potrzeby udowodnienia
czegoś sobie lub innym, działając w mentalności „pozwól, że wyssę to z ciebie, podziękujesz mi
później”, przekraczają granice własnych umiejętności. Właśnie ze względu na niebezpieczeństwa ,
jakie ze sobą niesie, wielu doświadczonych szamanów nie stosuje tej techniki na swoich pacjentów.
Tylko po wieloletniej praktyce wymiotowania śmieci z własnego systemu energetycznego możesz
stosunkowo bezpiecznie włączyć tę technikę do swojego przybornika szamańskiego, a nawet wtedy
jej skuteczność determinowana jest przez umiejętność usuwania zbędnych energii z własnego
systemu energetycznego. Również ja, z powodu tych zagrożeń, zawsze sprawdzam czy mój system
energetyczny podoła rodzajowi energii, z jaką mam do czynienia, zanim wyssę ją z kogoś. Jeśli nie,
wówczas zdecydowanie tego nie robię. Poza tym sprawdzając czy poradzę sobie z daną energią,
upewniam się również czy jej wyssanie pomoże pacjentowi i czy pacjent chce zmienić wzorce leżące u
podstawy tej energii, tak, by po oczyszczeniu z niej, nie wróciła ponownie. Nie mam ochoty
ryzykować życiem dla kogoś, kto nie chce pracować nad tymi schematami i skorzystać z szansy, jaką
mu/jej stworzyłem poprzez wyssanie blokującej energii. Stało się to dla mnie jasne kiedy wyssałem
szkodliwą energię z jednej uczestniczki ceremonii. Wyrzucenie tej energii z własnego systemu
energetycznego kosztowało mnie prawie godzinę wymiotów, po czym okazało się, że trzy godziny
później energia ta powróciła do niej. Pewien szaman, którego poznałem na swojej drodze, pokazał mi
istotę działania tej techniki. Rankiem po ceremonii ktoś skarżył się na ból jelit, którego doświadczał
od lat. Wykonując jeden prosty ruch rękoma, szaman ten wydobył energię odpowiedzialną za tę
dolegliwość z systemu energetycznego cierpiącego mężczyzny. Obserwowałem wówczas jego system
i widziałem, jak trzy minuty później energia ta była tam z powrotem. Stało się tak z powodu
wewnętrznego pragnienia pozbycia się bólu, a nie zaś porzucenia pierwotnych wzorców, które
doprowadziły do powstania energii bólu .
W technice wysysania negatywnej energii ciało pacjenta jest portalem do rzeczywistości
energetycznej będącej poza fizycznością. Zasadniczo można wyssać szkodliwą energię z każdej części
ciała, co bardzo się przydaje w leczeniu pacjentów z chorobami miejscowymi. Zazwyczaj jednak
energię wydobywa się przez koronę głowy – miejsce uprzednio będące ciemiączkiem lub tzw.
„miękkim miejscem”. Zanim przystąpię do wyssania negatywnej energii z systemu energetycznego
najpierw dłońmi określam miejsce, z którego mam ją wyssać, a następnie przykładam usta w sam
środek tego miejsca i głośnym odgłosem rozpoczynam wysysanie , a robiąc to łączę się z energią,
którą chcę wyssać. Energia ta zawsze pojawia w mojej przestrzeni w postaci wzorzystego i
wielokolorowego gobelinu naściennego, którego wzory i kolorystyka odzwierciedlają jakość tej
energii, choć dla innych połączenia te mogą jawić się w odmienny sposób. W chwili kiedy ta energia
znajduje się we mnie, a ściśle mówiąc w pojemniku energetycznym w moim brzuchu, rozpoczyna się
„maraton” wymiotów. Z każdą „turą” sprawdzam czy energia ta wyszła już z mojego systemu. Jeśli
nie, kontynuuję wymioty do skutku, by zapobiec jej zagnieżdżeniu się w moim systemie
energetycznym i siania spustoszenia. Nie jest trudno rozpocząć wymioty po wyssaniu energii. Zdarza
się, że energie te są tak złośliwe, iż wywołują potężne nudności. A ponieważ przez wiele lat pracy z tą
medycyną, wymiotowałem już tysiące razy, mam prawie całkowitą pewność, że poradzę sobie z
energią wyssaną z pacjenta, jeśli przed zastosowaniem tej techniki mój system tak mi powiedział.
Ponadto udało mi się wypracować taką kontrolę nad tą czynnością organizmu, że potrafię siłą woli
zwymiotować w dowolnej chwili, nawet nie będąc na ceremonii, co przydaje się wówczas gdy
przypadkowo zjem coś czego nie powinienem. Warto też mieć pod ręką miskę, by tuż po wyssaniu
szkodliwej energii natychmiast rozpocząć jej usuwanie, by się nie „rozgościła”. Podczas jednej
ceremonii pewien szaman musiał niespodziewanie wyssać coś z trzyletniego chłopca,
sparaliżowanego od pasa w dół. Zapomniał zabrać ze sobą miskę, co zauważył już kiedy energia
choroby była w nim. Będąc niezwykle uprzejmym i kulturalnym człowiekiem, nie chciał zwymiotować
na podłogę i w zamian wybrał mniej skuteczny sposób usunięcia tej energii ze swego systemu
energetycznego, jakim jest wydmuchniecie jej, w rezultacie rozchorował się i przez tydzień leczył się
pijąc ogromne ilości wody miętowej z solą, które naturalnie wywołały potężne wymioty.
Sposób wymiotowania zmienia się po latach praktyki tej techniki podczas setek ceremonii. Na
początku po prostu wypuszcza się wszystko, ale z czasem zyskasz większą kontrolę nad tą czynnością.
To tak jakby system energetyczny i przynależne do niego ciało wiedziały czego się spodziewać w
sytuacjach, które wymagają wymiotów. Pierwszą zauważalną zmianą jest subtelność wymiotowania.
Zamiast wymiotować jak kwicząca świnia, wymioty stają się znacznie łagodniejsze i bardziej pod
kontrolą, są mniej hałaśliwe. Osiągając ten poziom straciłem swój przydomek El Chancho, czyli
„Prosiak”. W przeciwieństwie do bardzo agresywnych wymiotów, ponieważ wymioty stają się
subtelniejsze, cichsze i bardziej kontrolowane, w przestrzeni znajdą się mniej dominujące energie.
Następnie ilość substancji wychodzącej z ciała jest coraz bardziej kontrolowana i tak dociera się do
poziomu, na którym potrzeba zaledwie krótkich przerw i niewielkich wymiotów, by oczyścić
przestrzenie. Umiejętność takiej kontroli jest konieczna, by móc stosować tę technikę wielokrotnie w
czasie ceremonii. Jak już wcześniej wspomniałem, jeśli cała treść wyjdzie naraz, nie zostanie już nic na
resztę nocy. Wraz ze wzmożoną subtelnością i kontrolą wymiotów odkryłem coś osobliwego.
Wygląda na to, że moje ciało już wie, co wydarzy się podczas ceremonii i reguluje ilość wymiotów w
taki sposób, że zawsze jest czym oczyścić przestrzeń nawet bardzo późno w nocy.
Technikę wymiotów można stosować do usuwania ciężkich energii niezależnie od tego czy jest to
przestrzeń, w której przebywa wiele osób czy jedna. Niskie energie o lżejszym charakterze można
łatwo usunąć za pomocą delikatniejszej postaci wymiotów, czyli plucia. Podczas ceremonii pluję
nieustannie. Pozostając w kręgu terminologii zwierzęcej, można równie dobrze nazywać mnie La
Llama, czyli lama. Pluciem wyłapuję stosunkowo lekkie energie, umieszczane w przestrzeni przez
uczestników lub początkujących asystentów, a także zachowuję czystość własnego systemu
energetycznego. Dla przykładu, raz mieliśmy asystenta, który bez przerwy wydawał z siebie dziwny
dźwięk, którego nauczył się wiele lat temu od pewnego szamana. Niestety, nie nauczył się odłączać
od energii tego szamana i za każdym razem kiedy wydawał ten dźwięk, który błędnie uważał za
korzystny dla jakości energetycznej przestrzeni ceremonialnej, energie wspomnianego szamana
pojawiały się w przestrzeni. Delikatnie mówiąc, nie byłem zachwycony jego energią więc za każdym
razem kiedy asystent wydawał ten dźwięk – odchrząkiwałem, chwytałem tę energię i odpluwałem z
przestrzeni. Techniki tej używam również do usuwania powracających myśli. Myśl sama w sobie nie
jest niczym więcej jak tylko energią i jak każdą energię, można ją usunąć i przekształcić. Kiedy w
czasie ceremonii zauważam pojawienie się w mojej głowie negatywnej myśli na dowolny temat,
natychmiast ją odpluwam, by nie szerzyła i nie rozrosła się w negatywny ciąg myślowy, przyciągający
ciężkie, niskie energie, mogące potencjalnie pochwycić mnie. Sam(a)możesz łatwo przekonać się o
przydatności tej techniki wypluwając negatywną myśl i jednocześnie obserwując przestrzeń swego
umysłu. W miarę praktykowania zauważysz, że myśl istotnie zniknęła. Oczywistym jest, że technika ta
stanie się skuteczna w odniesieniu do energii przestrzeni dopiero po liczonym w setkach razy
praktykowaniu jej aż uzyska się zdolność łączenia z energią, która ma zostać usunięta, zebrania jej i
wyplucia.
By zrozumieć następne dwie techniki, jakie tu omówię, twój system przekonań może wymagać
pewnego przewartościowania. Podstawa jednej z nich głosi, że ponieważ ciało pacjenta stanowi
portal do rzeczywistości energetycznej (ponad fizyczną), z której można wyssać energię, można
równie dobrze posłużyć się każdym innym portalem związanym z pacjentem. Energia sama w sobie
nie jest przyporządkowana do miejsca i do radzenia sobie z nią tu na Ziemi wszyscy korzystamy z
obecnej tutaj fizycznej rzeczywistości opartej na przedmiotach, lokalizując w ten sposób energię i
poruszając nią. Z tego powodu, teoretycznie rzecz biorąc, równie skuteczne jest wyssanie negatywnej
energii z pola energetycznego pacjenta posługując się jego zdjęciem, co bezpośrednio z jego ciała.
Jedynym powodem, dla którego ogólnie znacznie łatwiej jest wyssać taką energię z ciała niż z bardziej
odległych portali jest warunkowanie wywodzące się z rzeczywistości opartej na przedmiotach, z którą
każdy uzdrowiciel, pracujący z medycyną roślinną w pewnym stopniu ma do czynienia, jak każdy
mieszkaniec tej planety. Ze względu na te umiejętności oraz inne zdolności leczenia na odległość,
ludzie z całego świata przysyłają mi zdjęcia, by usunąć energie kryjące się za ich chorobami.
Powinienem tu dodać, że przy wysysaniu energii za pomocą zdjęcia obowiązują takie same zasady jak
przy tej samej czynności wykonanej bezpośrednio na ciele fizycznym pacjenta. Kolejna, mieszająca w
umyśle koncepcja, lecz tylko wówczas, gdy tkwisz w rzeczywistości zdominowanej przez przedmioty,
jest taka, że inni mogą wymiotować za ciebie. Ma to czasem miejsce podczas ceremonii kiedy
prowadzący ceremonie musi nieprzerwanie przebywać w przestrzeni ceremonialnej, by uzdrawiać
uczestników i chce zachować ciągłość tego uzdrawiania. W takiej sytuacji jeden z jego asystentów
wychodzi poza krąg i poprzez bezpośrednie połączenie energetyczne zaczyna wymiotować energię,
poruszoną w uczestnikach procesem uzdrawiania, chociaż należy tu dodać, że dotyczy to wyłącznie
energii, których uczestnicy nie powinni przepracowywać sami. Widok szamana przechodzącego od
pacjenta do pacjenta kiedy asystent stojący na zewnątrz kręgu wymiotuje synchronicznie do ruchów
szamana, jest przezabawny. Asystowanie takim uzdrowicielom podczas ceremonii to niezwykle
wdzięczna praca.
Malarze cierpią na chorobę malarzy, górnicy na pylicę płuc, pracownicy biurowi na dolegliwości
spowodowane powtarzającym się napięciem mięśni , a budowlańcy mają sfatygowane kręgosłupy.
Każdemu zawodowi przypisana jest określona choroba, wywołana okolicznościami, w jakich jest
wykonywana. Szamanizm oparty na medycynie roślinnej również ma swą chorobę zawodową – jest
nią „zużycie” przełyku, wywołane ogromną ilością wymiotów, służących usuwaniu energii z
przestrzeni i z pacjentów. Na szczęście wymioty podczas ceremonii z Natem mają zazwyczaj
zasadowy odczyn, znacznie mniej szkodliwy niż kwasowy, jaki mają pacjenci z bulimią, których układ
pokarmowy nadwyrężony jest ich zachowaniem, nie wspominając już o ogromnej utracie szkliwa
zębów, z jaką się zmagają.
Wymioty w niewielkim stopniu wpływają na układ pokarmowy uzdrowiciela medycyną roślinną. Tak
czy owak, pod koniec dnia z przełykiem uzdrowiciela jest tak jak z dziewictwem – było, minęło. Po
prawie dziesięciu latach doświadczenia w tej pracy mój przełyk nadal jest w prawie nienaruszonym
stanie, lecz prawie trzydzieści lat pracy sprawiło, że przełyk szamana, o którym teraz myślę, ma
pewne oznaki nadwyrężenia i zużycia. Zapytałem go kiedyś jak on to znosi. Odpowiedział, że choć
czasami bardzo boli, takie są uroki tej pracy i nie ma potrzeby narzekać.
Artykuł ten jest fragmentem książki pt. „Uwishin”, która ukaże się jeszcze w tym roku, o
doświadczeniach autora z rdzennymi szamanami Górnej Amazonii. Z autorem można skontaktować
; autor
pozostaje otwarty na pytania i konstruktywne dyskusje na temat stosowania medycyny roślinnej.
Serdecznie zaprasza też do dzielenia się linkiem do tego artykułu z innymi.