Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
1 z 21
Bruno Ferrero
„CZY JEST TAM KTOŚ ?”
Wydawnictwo Salezja
ń
skie
Warszawa, 2007
1. „ JESTEŚMY TUTAJ ! ”
Jest to historia o pewnym getcie, które już nie istnieje i o pewnym człowieku, który pełnił służbę
w synagodze. Każdego poranka, zanim jeszcze zaczął sprzątanie synagogi, wchodził na mównicę i wołał z dumą
w głosie:
-Przyszedłem Ci oznajmić, Panie Wszechmocny, że jesteśmy tutaj!
W getcie miały miejsce okrutne prześladowania rasistowskie. Rozpoczęły się przesłuchania
i znęcania się. Ale każdego dnia zakrystianin wdrapywał się na mównicę w synagodze i krzyczał,
czasami z gniewem:
-Przyszedłem Ci oznajmić, że jesteśmy tutaj!
Odbyła się pierwsza masakra, po której nastąpiło wiele następnych. Zakrystiani wychodził z nich
zawsze bez szkody. Przedzierał się do synagogi, by bijąc pięścią o mównicę krzyczeć aż do utraty tchu:
-Panie Wszechmocny, spójrz, my jesteśmy tutaj!
Po kolejnej masakrze on jeden został przy życiu. Udało mu się dotrzeć do opuszczonej synagogi.
Ostatni żyjący Żyd wspiął się po raz ostatni na mównicę. Podniósł w górę przygaszone oczy i wyszeptał
z niewypowiedzianą radością:
-Widzisz? Jestem wciąż tutaj!
Zastanowił się przez chwilkę, zanim dodał zachrypniętym i smutnym głosem:
-A Ty, Ty gdzie jesteś?
* * *
Módlmy się każdego dnia, by móc powiedzieć Bogu:
-Pamiętaj o tym, że jestem tutaj!
2. KAZANIE ŚWIĘTEGO FRANCISZKA
Pewnego dnia święty Franciszek, wychodząc z klasztoru, napotkał brata Ginepro. Był on bardzo
prostym, dobrym człowiekiem i święty Franciszek i święty Franciszek bardzo go kochał.
Spotkawszy go, powiedział:
-Bracie, Ginepro, pójdź ze mną będziemy głosić kazania. – poprosił.
-Ojcze mój! – odpowiedział brat. –Wiesz przecież, że jestem za mało wykształcony. Czy mogę
więc przemawiać do ludzi?
Święty Franciszek nalegał jednak i brat Ginepro wreszcie się zgodził. Wędrowali przez całe miasto
modląc się w ciszy za wszystkich tych, którzy pracowali w warsztatach i ogrodach. Uśmiechali się do dzieci,
szczególnie tych bardzo biednych. Zamieniali kilka słów z najstarszymi. Dotykali chorych. Pomogli pewnej
kobiecie dźwigać ciężki dzban z wodą.
Kiedy przemierzyli już kilkakrotnie całe miasto, święty Franciszek powiedział:
-Bracie Ginepro, czas byśmy powrócili do klasztoru.
-A nasze kazanie?
-Wygłosiliśmy je już... Wygłosiliśmy. – odpowiedział z uśmiechem Święty.
* * *
Jeśli twoje ubranie jest przesiąknięte zapachem mchu, nie ma potrzeby, byś mówił o tym
wszystkim. Zapach będzie mówił sam za siebie.
Najlepszym kazaniem jesteś ty sam.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
2 z 21
3. BIEDNY STARZEC
Żył sobie kiedyś pewien starzec, który nigdy nie był młody. I dlatego nie nauczył się, jak żyć.
A nie umiejąc żyć, nie wiedział też, jak umrzeć.
Nie znał ani nadziei, ani niepokoju; nie wiedział, jak płakać, ani jak się śmiać. Nie przejmował się,
ani nie dziwił ty, co zdarzało się na świecie.
Spędzał dni nudząc się na progu swojego domu i patrząc w ziemię. Nie zaszczycił nawet jednym
spojrzeniem nieba – tego lazurowego kryształu, który Pan Bóg także i dla niego czyścił codziennie delikatną
watą chmur.
Jakiś wędrowiec czasem go o coś zapytał. Miał bowiem tyle lat, że ludziom zdawało się, że jest bardzo
mądry i pragnęli uszczknąć coś z jego wiedzy.
-Co powinniśmy robić, by osiągnąć szczęście? – pytali go młodzi.
-Szczęście jest wynalazkiem głupich. – odpowiadał starzec.
Przychodzili ludzie o szlachetnych duszach, którzy pragnęli stać się pożyteczni dla bliźnich.
-Co mamy czynić, by pomóc naszym braciom? – pytali go.
-Kto się poświęca dla ludzi, ten jest szaleńcem. – odpowiadał starzec z ponurym uśmiechem.
-Jak mamy kierować nasze dzieci drogami dobra? – pytali go rodzice.
-Dzieci są jak węże! – odpowiedział starzec. –Możecie się spodziewać po nich jedynie trujących
ukąszeń.
Również artyści i poeci zwracali się o rade do starca, którego uważali za mędrca:
-Naucz nas, jak wyrażać uczucia, które nosimy w duszy.
-Lepiej, abyście milczeli! – mamrotał pod nosem starzec.
Powoli jego zgorzknienie i złość zaczęły się rozprzestrzeniać, najbliższe otoczenie zmieniło się w ponury
zakątek, gdzie nie rosły kwiaty, ani nie śpiewały ptaki, wiał chłodny wiatr Pesymizmu (tak bowiem nazywał się
ten zły starzec). Miłość, dobroć i wielkoduszność zamrożone tym śmiertelnym podmuchem więdły i wysychały.
Wszystko to nie podobało się Panu Bogu, postanowił więc w jakiś sposób temu zaradzić.
Dobry Bóg zawołał dziecko i powiedział:
-Pójdź i ucałuj tego biednego staruszka.
Dziecko objęło swymi delikatnymi, pulchnymi rączkami szyję starca i wycisnęło wilgotny, głośny
pocałunek na jego pomarszczonej twarzy.
Wówczas staruszek po raz pierwszy w życiu zdumiał się. Jego podejrzliwe oczy nagle zabłysły. Jeszcze
nigdy w życiu nikt go nie pocałował.
W ten sposób otworzyły mu się oczy na świat, a potem umarł, uśmiechając się.
* * *
Czasami rzeczywiście wystarcza jeden pocałunek. Jedno „Kocham cię”, nawet takie tylko
wyszeptane. Jedno nieśmiałe „dziękuję”. Jedna szczera opinia. To tak bardzo łatwo uczynić kogoś
szczęśliwym.
Dlaczego więc tego nie czynimy?
4. NAJPIĘKNIEJSZA RZECZ TATY
Tata pyta pięcioletniego Aleksandra:
-Co ci się najbardziej podoba u tatusia?
Aleksander po chwili zastanowienia, odpowiada:
-Mama.
* * *
-Kiedy ci się wydaje, że twoja rodzina jest dobra? – zapytano pewną dziewczynkę.
-Kiedy mamusia i tatuś całują się. – odpowiedziała.
Rodzice wcale nie muszą się chować w szafie, kiedy chcą się pocałować. Za każdym razem,
kiedy się całują, na dzieci spływa fala ciepłej i radosnej nadziei. Wiedzą bowiem dobrze, że wzajemna
miłość i jedność rodziców jest jedną pewną skała, na której mogą budować swoje życie.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
3 z 21
5. ZŁODZIEJ W FABRYCE
W pewnej fabryce zaczęły zdarzać się codzienne kradzieże. Kierownictwo zmuszone było więc
powierzyć firmie, specjalizującej się w tego rodzaju działalności, zadanie kontrolowania każdego pracownika
opuszczającego zakład po skończeniu pracy.
Pracownicy zazwyczaj dobrowolnie otwierali torby i oddawali do kontroli pojemniki, w których przynosili
pierwsze śniadanie. Kontrolerzy byli bardzo rzetelni i sprawdzali wszystkich pracowników od pierwszego
do ostatniego włącznie. Ostatnim był pewien typ, który każdego dnia z wózkiem pełnym śmieci zamykał kolejkę
pracowników. Podczas, gdy wszyscy pracownicy wracali spokojnie do domu, strażnicy przynajmniej przez pół
godziny przetrząsali opakowania po produktach, niedopałki papierosów i plastikowe kubki, by upewnić się,
czy człowiek ten na pewno nie wynosi nic wartościowego. Nigdy jednak nie mogli niczego znaleźć.
Pewnego wieczoru jeden poirytowany strażnik zwrócił się do podejrzanego:
-Wiem, że coś kombinujesz, każdego dnia przeglądam każdy najmniejszy śmieć,
który wieziesz na wózku i nie znajduję nigdy niczego, co można by ukraść. Nie rób ze mnie idioty.
Powiedz mi, co wynosisz, a przysięgam ci, że nie doniosę na ciebie.
Typek podniósł z politowaniem ręce i powiedział:
-Przecież to oczywiste, kradnę wózki.
* * *
Wypaczamy całkowicie sens naszego życia, kiedy myślimy, że jego czas służy nam
do poszukiwania wygód i przyjemności. Z coraz to większą frustracją, rozpaczliwie poszukujemy wśród
upływających dni i lat jakiegoś sukcesu, który mógłby nadać sens naszemu życiu. Podobnie czynili
strażnicy. Poszukując wartościowych rzeczy pomiędzy śmieciami leżącymi na wózku, nie zwracali
uwagi na to, co było oczywiste.
Kiedy nauczycie się żyć, samo życie stanie się waszą nagrodą. Życie jest wszystkim tym,
co posiadamy.
6. CHCĘ , ŻEBY BYŁA KRÓLOWĄ !
Kiedyś, przed wieloma wiekami, było sobie pewne bardzo sławne miasto. Powstało ono w pięknej
dolinie, a ponieważ jego mieszkańcy byli bardzo pracowici, nieprawdopodobnie się rozrosło w krótkim czasie.
Pielgrzymi dostrzegali je z daleka, urzeczeni i olśnieni pięknem marmurów i pozłacanych brązów.
Było to, rzeczywiście, szczęśliwe miasto, którego wszyscy mieszkańcy żyli w zgodzie.
Ale pewnego brzydkiego dnia postanowili oni wybrać swojego króla.
Złote trąby heroldów zgromadziły wszystkich przed ratuszem miejskim. Nie brakowało nikogo. Biedni
i bogaci, młodzi ii starzy, wszyscy patrzyli sobie w twarze i szeptali coś przyciszonym głosem.
Srebrzysty dźwięk potężnej trąby zmusił całe zgromadzenie do ciszy. Wtedy dumnie wysunął się
przed gromadę pewien niski i tęgi typ. Był on najbogatszym człowiekiem miasta.
Podniósł dłoń pełną błyszczących pierścieni i powiedział:
-Mieszkańcy! Staliśmy się nieprawdopodobnie bogaci. Nie brakuje nam pieniędzy. Nasz król musi
być człowiekiem dostojnym Najlepiej hrabią, markizem, księciem, tak, aby wszyscy szanowali go
za szlacheckie pochodzenie.
Mniej bogaci natychmiast podnieśli na te słowa niemiłosierny wrzask:
-Nie!
Co
też
ty
wygadujesz?!
Zamknij
się!
Chcemy
na
króla
człowieka
bogatego
i wspaniałomyślnego, który rozwiąże nasze problemy!
W tym samym czasie żołnierze wznieśli na swoich ramionach barczystego olbrzyma i wygrażając
złowrogo swoimi zbrojami wrzeszczeli:
-To on będzie naszym królem! Musi być najsilniejszy!
W tym strasznym rozgardiaszu nikt już nic nie rozumiał. Ze wszystkich stron dobiegały krzyki,
pogróżki, chrzęst ścierających się o siebie zbroi. Zamieszanie stawało się coraz gorsza i było już wielu rannych.
Znowu zabrzmiała trąba. Tłum powoli uspokajał się. Pewien dobroduszny i roztropny starzec
wdrapał się na najwyższy stopień ratusza i przemówił:
-Przyjaciele, nie popadajmy w szaleństwo z powodu króla, który jeszcze nie istnieje.
Wybierzmy spośród nas jakieś niewinne dziecko i niech ono wyznaczy. kto ma być naszym królem.
Wzięli więc za rękę jakieś dziecko i wyprowadzili je przed wszystkich.
Starzec spytał go:
-Kogo chciałbyś uczynić królem tego wielkiego miasta?
Chłopczyk spojrzał na wszystkich, włożył do buzi palec i odpowiedział:
-Królowie są źli. Nie chcę żadnego króla. Chcę, żeby była królowa: niech zostanie nią moja
mama.
* * *
Rząd składający się z mam... To wspaniała idea. Świat byłby wtedy na pewno mniej zepsuty,
nie używałoby się tylu brzydkich słów, każdy chętnie podałby rękę starcu pragnącemu przejść
przez ulicę... W ten sam sposób wymyślił to Bóg. Dał nam Maryję.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
4 z 21
7. RZEŹBA
Żył sobie kiedyś wśród gór pewien człowiek, który był posiadaczem rzeźby wykonanej przez wielkiego
artystę. Porzucił ją jednak dawno, w jakimś kącie, twarzą do ziemi i zupełnie o niej zapomniał.
Pewnego dnia pojawił się w tamtej okolicy mieszkaniec wielkiego miasta.
Był on człowiekiem o dużej wiedzy i kulturze. Gdy tylko zobaczył rzeźbę, zapytał właściciela,
czy przypadkiem nie chciałby jej sprzedać.
Właściciel roześmiał się i powiedział:
-Niech pan nie żartuje, kto chciałby kupić taki paskudny kamień bez żadnego kształtu?
Człowiek z miasta odrzekł:
-Dobrze, dam ci w zamian srebrną monetę.
Człowiek ucieszył się bardzo i zdziwił jednocześnie.
Posąg został przewieziony do miasta na grzbiecie słonia. O tego czasu minęło wiele dni
i nocy, aż pewnego dnia człowiek z gór udał się do miasta i przechodząc jedną z ulic, spostrzegł mnóstwo ludzi
tłoczących się przed pewnym budynkiem, gdzie jakiś mężczyzna wrzeszczał na całe gardło:
-Przyjdźcie
tutaj,
aby
zobaczyć
najsłynniejszy
i
najpiękniejszy
posąg
świata.
Za dwie srebrne monety będziecie mogli podziwiać niezwykłe dzieło wielkiego mistrza!
Człowiek z gór zapłaciwszy dwie srebrne monety, wszedł do muzeum, aby zobaczyć rzeźbę,
którą sprzedał za jedną.
(K. Gibran)
* * *
Żyłem w zapomnianym cieniu drogi
wpatrując się w ogrody moich sąsiadów,
którzy po przeciwnej stronie,
biesiadowali w słońcu,
Czułem się jak żebrak,
który przenosi od drzwi do drzwi swoją biedę.
A im więcej dostawałem z nadmiaru ich przepychu,
tym bardziej mi ciążyła
moja żebracza miska.
Aż pewnego poranka wyrwałeś mnie ze snu
otwierając znienacka moje drzwi.
Stałeś w nich i prosiłeś o miłosierdzie.
Bez cienia nadziei otworzyłem moją puszkę
i zdziwiony zobaczyłem jak bardzo jestem bogaty.
(R. Tagore)
8. DEMORALIZACJA
Pewien mistrz murarski pracował wiele lat w wielkim zakładzie budowlanym. Aż kiedyś otrzymał
zamówienie na wybudowanie wspaniałej willi według własnego projektu i uznania. Mógł wybrać najpiękniejsze
miejsce i nie przejmować się żadnymi kosztami.
Prace rozpoczęły się natychmiast. Wykorzystując jednak pokładane w nim bezgraniczne zaufanie,
jakim go obdarzono, najpierw pomyślał sobie, że może użyć starych surowców oraz zatrudnić mniej
wykwalifikowanych robotników, aby w ten sposób zagarnąć dla siebie nieuczciwie zaoszczędzone pieniądze.
Kiedy dom został już ukończony, w czasie wydanego na tę okoliczność przyjęcia, wręczył swojemu
Prezesowi klucze do posiadłości.
Prezes jednak zwrócił mu je natychmiast i uśmiechając się powiedział:
-Ten dom jest naszym podziękowaniem dla ciebie za rzetelną pracę. Niech będzie wyrazem
naszego poważania i szacunku.
* * *
Twoje dni są cegłami, z których budujesz dom swojej przyszłości...
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
5 z 21
9. NA JEGO MIEJSCU
Pewien stary pustelnik Sebastian zwykł modlić się w maleńkim sanktuarium ukrytym
w cieniu doliny. Czczono tam krucyfiks, który nosił nazwę „Chrystus miłosierny”. Przybywała tam ludność z całej
okolicy, by wypraszać przez niego miłosierdzie i pomoc.
Pewnego dnia również stary Sebastian postanowił zwrócić się o pewną łaskę i uklęknąwszy, modlił się:
-Panie, pragnę cierpieć razem z Tobą. Pozwól mi zająć Twoje miejsce. Pragnę zawisnąć
na krzyżu.
I trwał tak w ciszy, wpatrzony w krzyż, oczekując odpowiedzi.
Aż nagle Chrystus poruszył ustami i powiedział:
-Przyjacielu, zgadzam się na twoją prośbę, ale pod jednym warunkiem: cokolwiek
by się zdarzyło, cokolwiek byś zobaczył, musisz zachować ciszę.
-Obiecuję Ci, Panie.
Nastąpiła zamiana.
Nikt nie poznał, że od tej chwili Sebastian był przytwierdzony do krzyża, podczas gdy Chrystus zajął
jego miejsce. Wierni – jak zwykle – zanosili swe błagania, wyrażali dziękczynienia, a on dotrzymując swej
obietnicy, milczał. Aż pewnego dnia...
Przybył bogacz, modlił się długo, a zakończywszy modlitwę, gdy odchodził, zapomniał zabrać
z klęcznika worek pełen złotych monet. Sebastian spostrzegł to, lecz zachował milczenie. Nie odezwał się nawet
w godzinę potem, kiedy przybył pewien biedak, zabrał ze sobą worek i wyszedł nie dowierzając swemu
wielkiemu szczęściu. Nie otworzył też ust, kiedy uklęknął przed nim pewien młody człowiek, prosząc o opiekę
podczas długiej podróży przez morze. Nie wytrzymał jednak, kiedy ujrzał wbiegającego bogacza, który myśląc,
że młodzieniec ukradł jego worek ze złotymi monetami, wrzeszczał na całe gardło, by zawezwano straże.
Wtedy Sebastian nie wytrzymał i wydał z siebie straszny krzyk:
-Stójcie!
Wszyscy z lękiem spojrzeli w górę i zobaczyli, że przemawia do nich krucyfiks. Sebastian opowiedział
im całe zdarzenie. Bogacz ruszył, co sił w nogach, aby szukać biedaka. Młodzieniec oddalił się w pośpiechu,
by nie spóźnić się na statek. Ale kiedy w sanktuarium nie było już nikogo, Chrystus wrócił do Sebastiana
z reprymendą:
-Zejdź z krzyża. Nie jesteś godzien zajmować mojego miejsca. Nie umiesz milczeć.
-Ależ, Panie... – protestował zawstydzony Sebastian –Czy mógłbym zgodzić się na taką
niesprawiedliwość?
-Nie wiedziałeś o tym, ... – odpowiedział Chrystus - ...że bogacz miał zgubić swój worek,
bowiem pragnął użyć pieniędzy w złym celu. Biedny, natomiast, bardzo ich potrzebował.
Gdyby młodzieniec zosta zatrzymany przez straże, nie zdążyłby na statek i ocaliłby swe życie,
bowiem w tym momencie jego statek osuwa się na dno głębokiego morza.
* * *
Pisarz Piero Chiara, który nie był zbyt religijny, miał przyjaciela, rzeźbiarza Francesco Messina,
który – w przeciwieństwie do niego – był człowiekiem głęboko wierzącym.
Kiedy Chiara leżał na łożu śmierci, Messina zbliżył się do niego, wziął go za rękę i powiedział:
-Piotrze, jaka jest twoja wiara?
Chiara popatrzył na niego ze smutkiem i odpowiedział:
-Wierzę w ciebie.
Są to najpiękniejsze słowa, jakie możemy skierować do przyjaciela: „Wierzę w ciebie”.
Jest to również najpiękniejsza modlitwa, którą możemy skierować do Boga: „Wierzę w Ciebie”.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
6 z 21
10. KRÓLOWA WIKTORIA
Królowa Wiktoria, wielka monarchini Anglii kochała niezwykle swojego męża Alberta. Nie mógł on,
niestety, nosić królewskiego tytułu, ani też piastować żadnej ważnej funkcji społecznej. Pomimo wielkiej miłości
wybuchały pomiędzy nimi awantury. Kiedyś po takiej kłótni książę zamknął się w swojej komnacie. Po krótkiej
chwili Wiktoria przełamała się i zapukała do jego drzwi.
-Kto tam? – zapytał Albert.
-Królowa Anglii! – padła odpowiedź.
Drzwi nie otworzyły się, a młoda królowa pukała dalej.
-Kto tam?
-Królowa Anglii!
Cisza. I tak powtarzało się kilkakrotnie. Wreszcie...
-Kto tam?
-Twoja żona, Albercie. – odpowiedziała królowa.
Drzwi otworzyły się natychmiast.
* * *
Bóg wielokrotnie stukał do ludzkich drzwi.
-Kto tam?
-To ja, twój Bóg.
Drzwi pozostawały jednak nieubłaganie zamknięte. Wreszcie...
-Kto tam?
-To ja, twój Ojciec.
Drzwi otwierały się.
11. LAS
Podczas wakacji pewien człowiek udał się na przechadzkę po lesie, rozciągającym się nieopodal miasta,
w którym zamieszkiwał. Błądził po nim przez kilka godzin, aż zgubił się. Długo próbował odnaleźć drogę
prowadzącą do domu, przemierzając wszystkie ścieżki, ale żadna nie wyprowadziła go z lasu.
Nagle natknął się na innego człowieka, który, podobnie jak on, chodził po lesie i wykrzyknął:
-Dzięki Bogu, że jest tu jeszcze inny człowiek. Czy mógłbyś wskazać drogę do miasta?
W odpowiedzi usłyszał:
-Nie, bowiem ja także się zgubiłem. Ale istnieje pewien sposób, który może nam pomóc:
musimy sobie powiedzieć, którymi ścieżkami próbowaliśmy już wyjść z lasu. To nam pomoże
odnaleźć tą, która nas stąd wyprowadzi.
* * *
Jednego dnia w pewnym bardzo uczęszczanym lesie wybuchł pożar. Wszyscy ogarnięci paniką
uciekali. Pozostał jedynie pewien ślepiec i pewien kulawy. Przerażony ślepiec szedł dokładnie w stronę
ognia.
-Nie tam! – krzyknął do niego kulawy. –Idziesz w stronę ognia!
-Gdzie mam więc iść? – zapytał go ślepiec.
-Mogę ci wskazać drogę. – powiedział kulawy –Ale nie mogę uciekać. Jeśli jednak
weźmiesz mnie na ramiona, zdołamy obaj uciec stąd i ocalić się.
Ślepiec posłuchał kulawego. I w ten oto sposób uratowali się obaj.
Gdybyśmy potrafili dzielić się ze sobą wszystkimi naszymi doświadczeniami, pragnieniami
i rozczarowaniami, naszymi cierpieniami i naszymi zdobyczami, niejednokrotnie moglibyśmy
uratować się przed niebezpieczeństwem i o wiele łatwiej.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
7 z 21
12. SCHODY
Mały chłopiec bawił się na schodach domu „w księdza” razem ze swoim rówieśnikiem. Wszystko
przebiegało dobrze, aż do momentu, w którym jego mały przyjaciel, znudzony faktem bycia jedynie
ministrantem, wspiął się na wyższy stopień i zaczął wygłaszać kazanie.
Oczywiście kolega natychmiast ostro go zganił:
-Kazania mogę mówić tylko ja! Ty nie możesz mówić!
-Teraz ja! Nie jesteś miły i nie umiesz się bawić!
Przywołana tymi krzykami mama, zwróciła uwagę synkowi, że jako gospodarz nie powinien mieć nic
przeciwko temu, by i jego gość mógł wygłaszać kazania.
Słysząc to, chłopiec zmartwił się przez chwilę, po czym wspiął się o jeden stopień wyżej
i powiedział:
-Dobrze, możesz mówić swoje kazania, ale ja będę Bogiem.
* * *
Jeśli myślisz, że świat jest zbudowany ze stopni, tracisz czas rozpychając się na nich i usiłując
wspiąć się choćby trochę w górę.
13. STARA NIEZNOŚNA PANI
Na nocnym stoliku starszej kobiety przebywającej w domu starców, w dzień po jej śmierci, znaleziono
pewien list. Był on zaadresowany do młodej pielęgniarki z oddziału:
„Co widzisz ty, która się mną opiekujesz? Kogo widzisz, kiedy na mnie patrzysz? Co myślisz, gdy mnie
opuszczasz? I co mówisz, kiedy o mnie opowiadasz?
Najczęściej widzisz starą nieznośną kobietę, trochę zwariowaną i jej błędny wzrok, który mówi, że nie
jest w pełni zdrowych zmysłów. Kobietę, która ślini się podczas jedzenia i nie odzywa się nigdy wtedy, kiedy
powinna. Nie przestaje gubić butów i pończoch. Bardziej lub mniej posłusznie pozwala ci podczas mycia i
jedzenia robić ze sobą, co tylko chcesz, by tylko wypełnić kolejny długi i smutny dzień.
To jest to, co widzisz!
Ale otwórz szeroko oczy. To nie jestem ja.
Powiem ci, kim jestem.
Jestem ostatnią z dziesięciorga dzieci, co ma matkę i ojca. Braci i siostry, którzy się kochają.
Jestem 16-letnią dziewczyną, co ma skrzydła w nogach i marzy, by móc jak najszybciej spotkać swego
ukochanego.
Poślubiłam go wreszcie mając 20 lat, do dziś jeszcze moje serce łomocze z radości na samo
wspomnienie tego dnia.
Miałam 25 lat i małego synka przy piersi, który wciąż mnie potrzebował.
Miałam 30 lat, a mój synek rósł szybko. Łączyła nas miłość, której nikt nigdy nie rozerwie.
Gdy skończyłam 40 lat, syn wkrótce mnie opuścił. Lecz mąż wciąż był przy moim boku.
Miałam 50 lat, wokół mnie bawiły się dzieciątka. Jak to dobrze było znów znaleźć się pośród dzieci.
Ja i mój ukochany mąż cieszyliśmy się z wnuków.
Nieoczekiwanie nastały mroczne dni, zabrakło mego męża. Spoglądam z lękiem w przyszłość.
Moje dzieci są pochłonięte, bez reszty, wychowaniem swego własnego potomstwa.
Z żalem myślę o latach, które minęły bezpowrotnie i doznanej miłości. Jestem stara. Natura
jest okrutna, drwi sobie z przyjścia starości. Ciało mnie zapomina, piękno i siły odeszły na zawsze.
A w miarę jak przybywa mi lat, spostrzegam, że tam, gdzie było serce, znajduje się jedynie kamień.
Ale w tym starym wraku jest jeszcze dziewczyna, której serce płonie bez ustanku. Wspominam
me radości, wspominam me cierpienia i czuję, jak wzbierają we mnie siły i uczucia.
Powracam myślą do lat, nazbyt krótkich, co tak szybko odeszły. Zgadzam się na to prawo,
że „nic nie może trwać wiecznie”.
Lecz ty, która troszczysz się o mnie, otwórz przynajmniej twe oczy i spójrz uważnie
na nieznośną staruszkę... Spójrz lepiej, by móc mnie dostrzec”.
* * *
Ileż twarzy, ileż oczu, ileż załamanych rąk każdego dnia. Na co patrzymy? Na zmarszczki,
trudności, wahania, zawziętość. Gdybyśmy zamiast tego nauczyli się przyglądać snom, biciom serca
i uczuciom tak często starannie ukrytym, o ile mniej byłoby cierpienia, a świat wokół nas stałby się
piękniejszy.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
8 z 21
14. KARAWANA NA PUSTYNI
Podróżował po pustyni potężny monarcha, a w ślad za nim postępowała długa karawana przewożąca
należące do niego niezliczone skrzynie złota i drogocennych kamieni.
Podczas drogi jeden z wielbłądów, oślepiony rozżarzonym piaskiem, runął z westchnieniem na kolana
i więcej się już nie podniósł. Skrzynie, które dźwigał zsunęły się z jego boków na ziemię roztrzaskując się, a
perły i drogocenne kamienie zmieszały się z piaskiem.
Król nie zatrzymał pochodu, bowiem nie miał już więcej skrzyń, a wszystkie wielbłądy były
i tak przeciążone. Z gestem wyrażającym tyle żalu, co i wielkoduszności, zezwolił swym paziom i giermkom
pozbierać te cenne kamienie, które zdołają odszukać.
Podczas gdy poszukiwali chciwie łupu i przetrząsali mozolnie piach, król kontynuował swą podróż
po pustyni. Spostrzegł jednak, że ktoś postępuje nieustannie jego śladem. Odwrócił się i zobaczył, że biegnie
za nim spocony i zdyszany jeden z jego paziów.
-A ty...? – zapytał go monarcha. –Nie zatrzymałeś się, by pozbierać bogactwa?
Młodzieniec odpowiedział mu z radością i dumą:
-Ja idę za moim królem.
* * *
Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu:
„Czyż i wy chcecie odejść?”
Odpowiedział mu Szymon Piotr: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia
wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”. (J 6,66-69)
15. KRÓL MYSIKRÓLIKÓW
Pewnego dnia, bardzo dawno temu, pewien wielki i gruby niedźwiedź dowiedział się, że mysikrólik
jest królem ptaków.
Mysikrólik jest ptakiem tak malutkim, tak bardzo malutkim, że niedźwiedź nie chciał uwierzyć,
iż właśnie on mógłby być królem. Nie mógł się jednak oprzeć ciekawości, by nie wsadzić swojego nosa
do gniazda siedziby królewskiej.
-Pfu! – zamruczał potężnym głosem. –To ma być dwór? Mysikrólik jest chyba królem biedaków?
W gnieździe znajdowały się pisklęta mysikrólika tak malusieńkie, że prawie niewidoczne. Usłyszawszy
słowa niedźwiedzia, poczuły się znieważone i wyskoczyły na zewnątrz, bez żadnego strachu, krzycząc:
-Powiedz zaraz „przepraszam”, prostaku!
Niedźwiedź odszedł sobie spokojnie ze śmiechem.
Jednak chwilę po tym przylecieli na dwór Król z Królową. Pisklęta opowiedziały im o wszystkim,
co się zdarzyło.
-Nie dopuszczę do tego, aby ktokolwiek znieważał moje dzieci. – powiedział król.
–Natychmiast wypowiadam wojnę niedźwiedziowi.
Tak też uczynił.
Jednak, kiedy mały i niepozorny ambasador królewski udał się, by wypowiedzieć mu wojnę, olbrzymi
niedźwiedź zaczął się tak bardzo śmiać, że jego śmiech zdmuchnął małego jak muszka ambasadora.
Tymczasem wojsko Króla mysikrólików zbierało się. Należały do niego wszystkie skrzydlate stworzenia:
ptaszki, motyle, muchy, pszczoły... Także niedźwiedź zgromadził swoje wojsko. składało się ono ze wszystkich
potężnych zwierząt o czterech łapach. Były tam: słonie, wilki, konie... Najwyższe dowództwo zostało powierzone
wilkowi, który słynął ze swej niezwykłej przebiegłości.
Przed wyruszeniem do walki wilk wyjawił żołnierzom plan swojego działania:
-Idźcie za mną, a zaprowadzę was do zwycięstwa! Mój ogon będzie dla was sygnałem.
Dokąd będzie on wyprostowany, idźcie naprzód i bijcie równo. Kiedy go opuszczę, będzie to
znaczyło, że nie idzie nam najlepiej i musimy uciekać, ale tej ewentualności nie bierzmy
pod uwagę...
W pobliskich krzakach ukrywała się mała ważka wysłana na przeszpiegi. Szybko poleciała
do swojego Króla i opowiedziała to, co usłyszała.
-Dobrze. – powiedział Król. –Niech natychmiast, jak tylko wilk wysunie się na czoło, zbliży się
do niego komar i ugryzie go pod ogonem!
Dwie armie stanęły naprzeciw siebie. Wilk z zadartym do góry ogonem, a za nim niedźwiedzie i wilki
drwiące sobie ze swoich nieprzyjaciół.
Ale mały, malusieńki komarek zbliżył się do wilczego ogona i tak długo gryzł go i kąsał, aż jego ogon
nie mogąc wytrzymać z bólu, opadł w dół.
Żołnierze, widząc wilka z opuszczonym ogonem, pomyśleli, że przegrywają i zaczęli uciekać,
co sił w nogach. Wojsko króla mysikrólików oraz jego odważne pisklęta nie mogły się powstrzymać od śmiechu.
* * *
W tej właśnie chwili się Jezus rozradował w Duchu Świętym i rzekł:
„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi
i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.
Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. (Łk 10,21)
Gdyby wszyscy „prostaczkowie” tego świata...
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
9 z 21
16. DZIWNY MŁODZIENIEC
Gospodarz pewnego wielkiego gospodarstwa potrzebował pomocnika do pracy w stajni i w stodole.
Tak jak nakazywała tradycja, zaczął go poszukiwać podczas jarmarku, który odbywał się w wiosce. Spostrzegł
tam pewnego 16–17-letniego młodzieńca, który krążył pomiędzy jarmarcznymi namiotami. Był bardzo szczupły
i nie wydawał się być nazbyt silny.
-Jak się nazywasz, młodzieńcze?
-Alfred, panie.
-Poszukuję kogoś, kto zechciałby pracować w moim gospodarstwie. Czy znasz się
na rolnictwie?
-Tak, panie. Mogę spać w burzliwą noc!
-Co mówisz? – zapytał zaskoczony gospodarz.
-Mogę spać w burzliwą noc. – odrzekł spokojnie.
Gospodarz pokiwał głową i odszedł.
Jednak późnym popołudniem spotkał ponownie Alfreda i ponowił swoją propozycję. Odpowiedź Alfreda
była taka sama:
-Mogę spać w burzliwą noc!
Gospodarz potrzebował pomocnika, a nie młodzieńca, dumnego z powodu tego, że umie spać
w burzliwe noce.
Próbował szukać gdzie indziej, ale nie mógł znaleźć nikogo do pracy w swym gospodarstwie. Nie mając
innego wyjścia, zdecydował się zatrudnić Alfreda, który nieustannie powtarzał mu:
-Niech pan się nie martwi, ja mogę spać w burzliwą noc.
-W porządku. Zobaczymy, co potrafisz robić.
Alfred pracował w gospodarstwie przez kilka tygodni. Jego gospodarz był tak bardzo zajęty,
że nie zwracał uwagi na to, jak pracował młodzieniec.
Jednakże jednej nocy zbudził go silny wiatr. Burza miotała drzewami, wyła w kominach i trzaskała
oknami. Gospodarz wyskoczył z łóżka. Zawierucha mogła otworzyć na oścież drzwi stajni, przestraszyć konie
i krowy, porozrzucać siano i słomę, wyrządzić mnóstwo różnych szkód.
Pobiegł, aby pukać do drzwi Alfreda, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Stukał wielokrotnie.
-Alfred, obudź się! Wstawaj i pomóż mi, zanim wiatr wszystko zniszczy! – wołał.
Ale Alfred wciąż spał.
Gospodarz nie miał czasu do stracenia. zbiegł w dół po schodach, przedarł się przez podwórze,
aż wreszcie dotarł do zagrody.
I tutaj spotkało go wielkie zaskoczenie.
Drzwi do stajni były szczelnie zamknięte, a wszystkie okna starannie zablokowane. Siano i słoma
poprzykrywane i poukładane w taki sposób, że żaden wiatr nie byłby w stanie ich rozwiać. Konie uwiązane,
a trzoda i kury wyjątkowo spokojne. Na zewnątrz wiatr szalał gwałtownie. Wewnątrz gospodarstwa zwierzęta
cicho spały, a wszystko było zabezpieczone.
Nagle gospodarz wybuchnął śmiechem. Zrozumiał bowiem, co miał na myśli Alfred, kiedy mówił,
że może spać nawet w burzliwą noc.
Młodzieniec każdego dnia wykonywał dobrze swoją pracę. Sprawdzał, czy wszystko było zrobione,
jak należy. Zamykał szczelnie drzwi i okna, opiekował się zwierzętami. Był przygotowany na burzę każdego
dnia. I właśnie dlatego nigdy się jej nie lękał.
* * *
Czy i ty możesz spać podczas tej burzliwej nocy, którą jest twoje życie?
17. IMIĘ BOŻE
Był dzień Bierzmowania. Kandydaci poustawiani w rzędy oczekiwali w głównej nawie kościoła.
Biskup usiadł i tak, jak się często zdarzało, rozpoczął rozmowę z dziećmi. Poprosił pewną dziewczynkę,
aby się do niego zbliżyła.
-Jak masz na imię?
-Emanuela – odpowiedziała bardzo zdenerwowana dziewczynka.
-Powiedz mi, Emanuelko, co mówimy, kiedy wykonujemy znak krzyża św.?
-„ ... ”
-Mówimy... – podpowiedział jej biskup z uśmiechem: -W imię Ojca i Syna i...
-... i Mamy! – dokończyła dziewczynka.
* * *
To bardzo piękne określenie dla Ducha Świętego. Jezus nazywa Go również Pocieszycielem
i Uzdrowicielem, to znaczy Tym, który zawsze wspiera swoich apostołów i ochrania ich od złego.
Duch Święty to ten, który pamięta. leczy i umacnia...
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
10 z 21
18. BÓG STWORZYŁ OJCA
Kiedy dobry Bóg zajmował się tworzeniem ojca, wykonał najpierw konstrukcję dosyć wysoką i potężną.
Ale pewien anioł, który znajdował się akurat w pobliżu powiedział:
-Ojejku, a co to za ojciec? Jeśli dzieci uczyniłeś tak malutkie jak dziurki w serze,
dlaczego robisz tak potężnego ojca? Nie będzie mógł grać w warcaby dopóki nie uklęknie.
Nie utuli dziecka do snu bez zwijania się w kłębek, ani nawet nie ucałuje bez składania się na pół.
Bóg uśmiechnął się i powiedział:
-Masz rację, ale jeśli uczynię go mniejszym, to dzieci nie będą miały nikogo, na kogo będą
mogły patrzeć zadzierając w górę głowę.
Kiedy potem lepił jego dłonie, uczynił je dosyć dużymi i silnymi.
Anioł przechylił głowę i z dezaprobatą powiedział:
-Ojejku, jak takie olbrzymie ręce będą mogły zawiązać dziecku kokardkę, zapiąć lub odpiąć
guzik, zapleść warkocz albo wyjąć drzazgę z paluszka?
Bóg uśmiechnął się i rzekł:
-To prawda, ale za to są wystarczająco duże, by pomieścić wszystko to, co można znaleźć
w dziecięcej kieszeni, a jednocześnie wystarczająco małe, by pogłaskać go po głowie.
Bóg właśnie rozpoczął tworzenie nóg, tak dużych, jak jeszcze nikt nie widział, kiedy anioł znów
wybuchnął:
-Tak nie może być! Czy Ty, naprawdę myślisz, że takie dwie barki będą w stanie na czas
wyskoczyć rano z łóżka, by móc ukoić płaczące dziecko? Czy przeciśnie się on między grupką dzieci,
bez zmiażdżenia co najmniej dwojga z nich?
Bóg uśmiechnął się i powiedział:
-Nie obawiaj się, będą bardzo dobre. Zobaczysz: utrzymają równowagę dziecka,
które się z nim bawi w „Jedzie, jedzie pan, na koniku sam...”. Będą wypędzały myszy z wielkiej
chaty i chwaliły się butami, za dużymi na kogokolwiek innego.
Bóg pracował całą noc, aby powierzyć ojcu jedynie niewielką ilość słów, ale za to silny i budzący
zaufanie głos; oczy, które wszystko widzą, ale pozostają spokojne i wyrozumiałe. A w końcu, po długim
namyśle, uczynił ostatnim dotknięciem łzy. Po tym wszystkim zwrócił się do swojego anioła z pytaniem:
-Czy teraz już się przekonałeś, że ojciec może kochać tak bardzo, jak matka?
(Erma Bombeck)
* * *
Studenci pewnego uniwersytetu zostali poproszeni o wykonanie na koniec tygodnia „zadania
domowego” – miało nim być długie i czułe objęcie własnego ojca.
-Nie mogę tego zrobić – zaprotestował jeden z nich. –Mój ojciec umarłby z przerażenia.
-Poza tym – dodał drugi. –Mój ojciec przecież i tak wie, że go kocham.
-To znaczy, że nie jest to takie trudne. – powiedział profesor. –Dlaczego więc tego
nie zrobisz?
W poniedziałek wszyscy opowiadali ze zdumieniem o tym, jak niezwykłe rezultaty przyniosło
to doświadczenie.
-Mój ojciec rozpłakał się! – powiedział jeden.
Drugi natomiast dodał:
-To nieprawdopodobne. Mój ojciec podziękował mi za to.
19. DLACZEGO SIĘ BOICIE ?
Żyła sobie bardzo szczęśliwa rodzina, która miała malutki domek na peryferiach. Ale pewnej nocy
w ich kuchni wybuchł straszny pożar.
Kiedy płomienie rozprzestrzeniły się, rodzic wraz z dziećmi wybiegli na zewnątrz. Jednak
w pewnym momencie spostrzegli z przerażeniem, że brakowało wśród nich najmłodszego, pięcioletniego
chłopca. W momencie, w którym wychodzili, przeraził się trzasku ognia i dławiącego dymu i uciekł na strych.
Co robić? Ojciec i matka spoglądali na siebie zrozpaczeni, dwie siostrzyczki zaczęły krzyczeć.
Rzucić się w ten żywioł było prawie niemożliwe... Tymczasem strażacy spóźniali się.
W pewnej chwili zobaczyli otwierające się na górze okienko strychu, w którym pojawił się krzyczący
chłopiec:
-Tata! Tata!
Ojciec podbiegł i zawołał:
-Skacz w dół!
Chłopiec widząc pod sobą tylko czarny dym i ogień, a słysząc jedynie głos, odpowiedział:
-Tatusiu, ja cię nie widzę...
-Ale ja ciebie widzę, to wystarczy. Skacz w dół! – krzyczał ojciec.
Chłopiec rzucił się w przestrzeń i opadł cały i zdrowy w silne ramiona ojca, który pewnie pochwycił go
w locie.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
11 z 21
20. ODJAZD ŻOŁNIERZA
Podczas I wojny światowej powołani byli na front także młodzi, zaledwie osiemnastoletni chłopcy.
Pożegnania tych chłopców z rodzinami były rozdzierająco smutne.
Na stacji kolejowej pewnego dużego miasta rodzice i przyjaciele tłoczyli się wokół odjeżdżającej grupy
żołnierzy. Wszyscy obejmowali się płacząc, niektórzy widzieli się po raz ostatni.
Pewien człowiek ściskał mocno dłoń swego syna, nie mógł nawet wypowiedzieć słów pożegnania.
Jego oczy były pełne łez. Drżały mu ręce i nie był w stanie mówić. Chłopak był jego jedynym synem, kochał go
ze wszystkich sił. Co mógł wówczas mu powiedzieć? Najchętniej zabrałby go z powrotem do domu.
Pociąg zagwizdał. Żołnierze zaczęli pośpiesznie wsiadać do wagonów. Mężczyzna pragnął jakoś
przestrzec swojego syna. Przycisnął go do piersi i wyszeptał:
-Jaśku, Jaśku mój kochany! Nie dopuść, aby cię zabili!
Żołnierze znajdowali się już w pociągu, który wolno ruszał ze stacji. Tłum ściskał ich dłonie i machał
rękoma na pożegnanie.
Zrozpaczony mężczyzna wpatrywał się w swojego Jaśka, który kiwał do niego z okna. Tak bardzo
pragnął coś mu powiedzieć. Pociąg jechał. Ojciec podniósł swą dłoń. Jeszcze raz przedarł się przez tłum,
podbiegł do jadącego pociągu i zawołał:
-Jaśku, chłopcze mój, bądź zawsze blisko generała!
* * *
Tam, gdzie znajdują się generałowie, nie dochodzą strzały nieprzyjaciela. Ojciec wiedział o tym.
Taki dar daje ci Kościół: nieustannie masz pewność, że jesteś przy Generale.
„Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim,
ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. (J 15,5)
Chłopcze mój, bądź zawsze blisko generała!
21. NA ROZSTAJU WSI
Bardzo dawno temu żył sobie człowiek, który przez wiele lat próbował odkryć tajemnicę życia. Pewnego
dnia mądry pustelnik wskazał mu studnię, która zawierała w sobie odpowiedź, jakiej człowiek gorliwie
poszukiwał. Mężczyzna pobiegł do studni i zapytał:
-Co jest tajemnicą życia?
Z głębokości przypłynęła odpowiedź:
-Pójdź na rozstaje wsi, tam odnajdziesz to, czego szukasz.
Przepełniony nadzieją mężczyzna udał się tam i zobaczył trzy małe budki: w jednej sprzedawano jakieś
pręty, w drugiej drewno, a w trzeciej metalowe części. Nie wydawało mu się, aby cokolwiek w tej okolicy mogło
wyjawić mu tajemnicę życia.
Rozczarowany człowiek powrócił więc do studni, aby otrzymać wyjaśnienie. Studnia odpowiedziała mu:
-Zrozumiesz wszystko we właściwym czasie. Mężczyzna zaprotestował, ale odpowiedź,
którą otrzymał, była jedynie echem jego sprzeciwu.
Myśląc, że został oszukany, powrócił do domu i kontynuował swoje poszukiwania.
Z biegiem czasu zapomniał o tym zdarzeniu, aż tu pewnej nocy, podczas gdy przechadzał się w świetle
księżyca, usłyszał dźwięk sitary (orientalny instrument muzyczny), który przyciągnął jego uwagę.
Była to cudowna muzyka, grana z wielkim znawstwem i uczuciem.
Zachwycony muzyką człowiek zaczął iść w stronę głosu: zobaczył ręce muzyka, które zręcznie
przesuwały się po strunach, zobaczył sitarę: wtedy zrozumiał wszystko i krzyknął z radości. Sitara wykonana
była z metalowych drutów i części połączonych ze sobą drewnem, dokładnie takie, jakie widział w trzech
budkach na rozstaju wsi, na które wówczas nie zwrócił najmniejszej uwagi.
* * *
Życie jest podróżą. Idziesz przez nie krok po kroku. Jeśli każdy twój krok jest wspaniały,
jeśli każdy twój krok jest ciekawy – to takie też będzie całe twoje życie. Nie będziesz wtedy nigdy
podobny do człowieka, który dotarł do śmierci, a nie znał wcale życia.
Nie pozwól, aby umknęło ci cokolwiek. Nie oglądaj życia zza pleców innych osób. Spoglądaj mu
zawsze prosto w oczy. Nie mów w imieniu twoich dzieci. Uchwyć raczej ich twarz w swe dłonie i wtedy
z nimi rozmawiaj.
Nie obejmuj jedynie ciała, obejmuj osobę. Czyń to od zaraz. Nie marnuj uczuć, intuicji, pragnień,
wzruszeń, myśli, spotkań, nie marnuj niczego. Pewnego dnia odkryjesz jak wielkie i nieodzowne było
wszystko. Ucz się każdego dnia czegoś nowego o sobie i o innych.
Każdego dnia odkrywaj piękno, którym jest przepełniony nasz świat. Nie dopuść,
by cię przekonano, że jest na odwrót.
Przypatruj się kwiatom. Zauważaj ptaki. wsłuchaj się w wiatr. Smakuj potrawy i doceniaj je.
Wszystkim dziel się z innymi. Największe uszanowanie, jakie można komuś okazać, to zaproponować
mu:
-Spójrz na ten zachód słońca.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
12 z 21
22. BYĆ ZADOWOLONYM
Wujek Karol zapytał mnie:
-Dlaczego napisałeś w liście do Świętego Mikołaja, że pragnąłbyś, aby przyniósł na świat
pokój? Czy nie wystarczy ci rower? (Ludwik, lat 7)
* * *
Pewien wieśniak upolował kiedyś sokoła i uwiązawszy go za jedną nogę, przytwierdził
sznurem do klepiska. Sokół nie mógł się pogodzić z tym, aby żyć jak kura. Nieustannie szarpał swój
sznur, przywiązany do deski kurnika.
Wpatrywał się w niebo i usiłował wzbić się w nie. Jednak sznur bezlitośnie przyciągał go
z powrotem na ziemię. Zmagała się tak tygodniami, aż zdarł z łap całą skórę i zniszczył swoje piękne
skrzydła.
W końcu zrezygnował z walki. Po kilku miesiącach zaczął mu nawet smakować kurzy pokarm.
Potem przyzwyczaił się do grzebania w ziemi.
I w ten sposób nie spostrzegł nawet, że jesienne deszcze i zimowy śnieg rozpuściły sznur,
którym był przywiązany do ziemi.
A wystarczyłoby jedno najzwyklejsze porwanie się do lotu i sokół znów wróciłby na wolność
i stał się panem nieba.
Ale nie uczynił tego.
Nasze ciało męczy nawet wspinanie się o jeden stopień schodów wyżej. Ale nasza dusza
ma skrzydła. Całe niebo jest nasze.
23. STRUŚ OLIWIER
Pewien dumny i wykształcony struś dawał lekcje strusim pisklętom na temat wyższości ich gatunku
nad innymi.
-Jesteśmy największymi ptakami, co oznacza, że jesteśmy najważniejsi.
Wszyscy uczniowie przytakiwali mu:
-Oczywiście! Oczywiście!
Tylko pewien rezolutny struś imieniem Oliwier stawiał pytania:
-Ale my nie potrafimy latać do tyłu, tak jak to robią kolibry! – powiedział odważnym głosem.
-I co z tego, za to koliber nie jest związany ze swoim terenem.
-Oczywiście! Oczywiście! – powtarzały wszystkie strusie, oprócz Oliwiera.
-Znosimy największe, a jednocześnie najładniejsze jajka! – kontynuował stary nauczyciel.
-To nieprawda, jajka rudzika są ładniejsze. – zaprzeczył Oliwier.
-Z jajek rudzika wykluwają się jedynie rudziki. – odburknął stary struś. –Rudziki umieją
jedynie wydziobywać polne glisty i tyle!
-Oczywiście! Oczywiście! – wykrzykiwały wszystkie strusie poza Oliwierem.
-My potrafimy chodzić na czterech palcach podczas, gdy człowiek potrzebuje ich aż dziesięć.
– przypomniał swoim uczniom stary nauczyciel.
-Ale człowiek potrafi latać nawet na siedząco podczas, gdy my nie umiemy latać w ogóle!
– skomentował Oliwier.
Stary struś zmierzył go surowym wzrokiem.
-Człowiek przemierza nieustannie kulisty świat nazbyt szybko. Wkrótce wpadnie na siebie
od tyłu i nie będzie nawet wiedział, że to, co na niego wpadło, to on sam.
-Oczywiście! Oczywiście! – krzyczały wszystkie pozostałe strusie.
-Poza tym w niebezpiecznych momentach stajemy się niewidzialni chowając naszą głowę
w piasek. – wyskandował nauczyciel. –Nikt inny nie umie tego zrobić.
-Jak możemy wiedzieć, że nikt nas nie widzi, kiedy to my sami nic nie widzimy? – zapytał
Oliwier.
-Demagogia! – wykrzyknął stary struś i wszystkie pozostałe strusie powtarzały:
-Demagogia! – nie znając nawet znaczenia tego słowa.
I właśnie w tym momencie, zarówno nauczyciel, jak i jego uczniowie usłyszeli jakiś złowrogi hałas,
który podobny był do grzmotu i zbliżał się coraz bardziej w ich stronę. Nie był to huk wydobywający się z nieba,
ale złowrogi tętent nieprzebranej hordy rozwścieczonych słoni w pełnym natarciu, które przestraszone
nie wiadomo czym, biegły na oślep przed siebie.
Stary struś wraz ze swoimi uczniami schował natychmiast głowę w piasek. Tylko Oliwier ukrył się
za pewną znajdującą się nieopodal skałą i pozostał tam, aż do chwili, w której rozwścieczona horda zwierząt
zniknęła. Kiedy wydostał się zza niej, zobaczył rozorany piach, pokryty martwymi ciałami i pierzem: to było
wszystko, co pozostało ze starego nauczyciela i jego uczniów. By upewnić się Oliwier zwołał apel, ale jedyne
imię, które odpowiedziało mu na jego rozkaz było jego własnym.
-Oliwer! – powiedział.
-Obecny! – odpowiedział sobie.
Był to jedyny żywy głos usłyszany na pustyni.
* * *
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
13 z 21
Pewien statek rozbił się o skały. Pasażerowie zostali załadowani do wielkiej łodzi ratunkowej.
Razem z nimi wsieli do niej także niektórzy oficerowie oraz kapitan statku. Zanim szalupa odbiła
od burty rozbitego okrętu, kapitan zwrócił się do nich z ostatnią przestrogą:
-Słuchajcie się oficera, który wie, jak kierować łodzią.
Jedna staruszka wyszeptała pod nosem:
-Nie jestem taka pewna... Dopiero co rozbił nas o skały!
Nie ulegajcie cudzemu rozumowi. Ilość słuchaczy nie jest wykładnią inteligencji mówiącego.
24. MAGICZNY PIERŚCIEŃ
Pewien król wezwał na dwór wszystkich swoich magów i powiedział:
-Chciałbym być zawsze przykładem dla moich podwładnych. Pragnę być silnym
i stanowczym, spokojnym i niewzruszonym względem zdarzeń losu. Czasami jestem smutny
i przygnębiony z powodu jakiegoś nieszczęśliwego zdarzenia lub niefortunnej okoliczności.
Kiedy
indziej
znów
jakaś
nagła
radość
lub
wielki
sukces
wprawiają
mnie
w
stan
nieprawdopodobnego podniecenia. Nie podoba mi się to wszystko. Czuję się jak jakaś drżąca
gałązka rozhuśtana morską falą. Zróbcie mi jakiś amulet, który mnie wyzwoli od tych wesołych
i smutnych stanów duszy i zmian nastrojów.
Jeden po drugim, wszyscy magowie wycofywali się. Potrafili wykonywać różnego rodzaju amulety
dla zwykłych ludzi, ale zadowolić króla nie było wcale tak łatwo. Poza tym poszukiwał on amuletu,
który miał mieć niezwykle skomplikowane zastosowanie.
Król wybuchnął gniewem i był niepocieszony bezradnością swych magów, kiedy stanął przed nim
pewien stary mędrzec, mówiąc:
-Wasza Wysokość, przyniosę ci jutro pewien pierścień, za każdym razem, jak tylko na niego
spojrzysz, jeśli będziesz smutny – staniesz się wesoły, a jeśli będziesz zdenerwowany
– uspokoisz się. Wystarczy jedynie, abyś przeczytał wyryte na nim zaklęte zdanie.
Następnego dnia stary mędrzec powrócił i w absolutnej ciszy, która była spowodowana niezwykłym
zaciekawieniem wszystkich włożył królowi na rękę pierścień.
Król przypatrzył mu się uważnie i przeczytał wyryte na złotej obrączce zdanie: „Nawet to przeminie”.
* * *
Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono,
czas zabijania i czas leczenia,
czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieniami i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.
Cóż przyjdzie pracującemu z trudu, jaki sobie zadaje?
Przyjrzałem się pracy, jaką Bóg obarczył ludzi,
by się natrudzili.
Uczynił wszystko piękne w swoim czasie,
dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata,
tak jednak, że nie pojmie człowiek dzieł,
jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca.
Poznałem, że dla niego nic lepszego, niż cieszyć się i o to dbać,
by szczęścia zaznać w swym życiu,
Bo też, że człowiek je i pije,
i cieszy się szczęściem przy całym swym trudzie
– to wszystko dar Boży.
Poznałem, że wszystko, co czyni Bóg,
na wieki będzie trwało:
do tego nic dodać nie można
ani od tego coś odjąć. To, co jest, już było,
a to, co ma być kiedyś, już jest;
Bóg przywraca to, co przeminęło (Kohelet 3,1-15)
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
14 z 21
25. IDĘ DO PRZODU , TAK JAK OSIOŁ
Idę do przodu jak osioł...
Tak, zupełnie tak, jak to zwierzę, o którym słownik biblijny pisze: „Osioł palestyński jest bardzo silny,
odporny na upały, żywi się ostem: odpowiednio zbudowane kopyta czynią każdy jego krok pewnym, utrzymanie
osła kosztuje bardzo niewiele. Jedyne wady, jakie ma to upór i lenistwo”.
Idę do przodu jak osioł z Jerozolimy,
który w Niedzielę Palmową,
był królewskim i spokojnym wierzchowcem Mesjasza.
Nie jestem uczony,
ale umiem coś bardzo ważnego:
wiem, jak na moim grzebiecie
dźwigać Chrystusa,
a to czyni mnie bardziej dumnym
od Burgundczyka czy Baska.
Dźwigam Go, ale On mną kieruje:
ufam Mu, a On prowadzi mnie do swego królestwa.
Kto wie, jak bardzo się niepokoi mój Pan,
kiedy się potykam o kamień!
Lecz nigdy mi tego nie wypomina.
Ach, jak miło jest odczuć
Jego dobroć i wielkoduszność:
pozwala mi spokojnie podziwiać
cudowną oślicę Balaama,
snuć słodkie sny idąc przez żniwne pole,
i zapomnieć wręcz o tym, że niosę go na swym grzebiecie.
Idę naprzód w ciszy.
To cudowne, jak wiele można rozumieć
nie rozmawiając wcale!
Jego zwyczajne słowa, które tak dobrze rozumiem,
wydają się być powiedziane specjalnie dla mnie:
„Jarzmo moje jest słodkie,
a brzemię moje lekkie” (Mt 11,30).
Zwierzęca ufność,
tak jak wtedy, kiedy w bożonarodzeniową noc,
dźwigałem uroczyście Jego Matkę do Betlejem.
Idę przed siebie z radością.
Gdy pragnę wyśpiewać Mu chwałę,
drę się jak dziki diabeł,
bo śpiewam bardzo nieczysto.
On wtedy bardzo się śmieje
serdecznym śmiechem,
a uśmiech Jego zamienia
mękę mojego stąpania
w lekki krok po balowym parkiecie,
a moje ciężkie kopyta
w uskrzydlone sandały.
Idę naprzód jak osioł,
co niesie na grzbiecie Chrystusa.
(Monsignore Etchegaray)
* * *
Bóg ma taką samą wagę, co szczęście.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
15 z 21
26. WSZYSCY MUSZĄ PRACOWAĆ
Pani nauczycielka w szkole podstawowej tłumaczy cierpliwie wszystkim swoim małym wychowankom,
że na świecie wszyscy muszą pracować.
-Wszyscy, naprawdę wszyscy? – pyta czteroletnia Ewelinka.
-Hm, prawie wszyscy. – odpowiada nauczycielka.
-To ja, jak będę duża, zostanę „prawie!” – kończy dziewczynka.
* * *
Ileż to osób na tym świecie zadowala się byciem owym „prawie”...
Przeżyłem życie w skorupie orzecha kokosowego.
Czyż nie jest to dobre miejsce do życia?
Było tam ciemno i ciasno, przede wszystkim rano, kiedy musiałem się golić. Ale to, co dokuczało
mi najbardziej, to fakt, że nie byłem w stanie kontaktować się ze światem zewnętrznym. I gdyby ktoś
odnalazł ten kokosowy orzech i otworzył go, nie musiałbym spędzić całego mojego życia w jego wnętrzu.
A być może i nie umarłbym tam.
Zmarłem jednak w środku orzecha kokosowego: wewnątrz byłem ja, skurczony
i rozpadający się.
-Jaka szkoda ! – powiedzieli. –Gdybyśmy go znaleźli wcześniej, może moglibyśmy go
jeszcze ocalić. Być może są jeszcze inni, zamknięci tak jak on.
27. UBRANIA DLA BIEDNYCH
Proboszcz pewnej olbrzymiej parafii, leżącej na peryferiach Paryża, powierzył pewnego dnia pisarce
Madeleine Delberl, swojej dobrej parafiance, zaniesienie paczki z ubraniami do pewnej niewierzącej rodziny.
Madeleine wzięła ją i udała się pod wskazany przez proboszcza adres. Wdrapała się na piąte piętro
bloku, by wręczyć zawiniątko pewnej biednie wyglądającej kobiecie z dzieckiem na ręku, która otworzyła jej
drzwi. Ta podziękowała jej grzecznie i Madeleine zaczęła schodzić w dół. Gdy była już na parterze, usłyszała,
że ktoś ją woła.
Była to kobieta z piątego piętra, która krzyczała:
-Proszę przyjść zabrać swoją paczkę! To są straszne szmaty. Jesteśmy biedni,
ale nie jesteśmy śmieciarzami!
Madeleine wróciła. Zobaczyła, że kobieta miała rację: paczka rzeczywiście zawierała brudną bieliznę.
Zrobiło jej się wstyd. Przeprosiła i wyszła zmartwiona. Nie wiedziała, jak ma postąpić.
Przechodząc koło kwiaciarni,. zobaczyła cudowny kosz czerwonych róż. Kupiła je i wróciła
z powrotem, a spotkawszy na drodze dziecko owej kobiety, podała mu kwiaty, mówiąc:
-Proszę cię, zanieś je twojej mamie.
Chłopiec ten był pierwszym ochrzczonym w tym bloku.
* * *
Starszy człowiek, który był ateistą, udał się do pewnego znanego księdza. Miał nadzieję,
że w ten sposób rozwiąże problemy swojej wiary. Nie był w stanie uwierzyć, że Jezus z Nazaretu
naprawdę zmartwychwstał. Szukał dowodów, które pozwoliłyby mu uwierzyć w zmartwychwstanie...
Kiedy dotarł do domu parafialnego, w którym mieszkał ksiądz, znajdował się już u niego jakiś
gość.
Ksiądz dostrzegłszy przez uchylone drzwi czekającego starca, wyszedł z kancelarii
i z uśmiechem podał mu krzesło.
Pożegnawszy się z przebywającym u niego gościem, zaprosił starca do siebie. Wysłuchał
uważnie jego wątpliwości, a potem przez długi czas rozmawiali. Po burzliwej dyskusji, ateista stał się
wierzącym. Powrócił do przyjmowania sakramentów, wypełniania słowa Bożego i uwierzył
w Matkę Bożą.
Szczęśliwy i trochę zdziwiony kapłan, zapytał go kiedyś:
-Niech mi pan powie, co w tej długiej rozmowie stało się dowodem, przekonującym
pana, że Chrystus naprawdę zmartwychwstał i że Bóg rzeczywiście istnieje?
-Sposób, w jaki podał mi ksiądz krzesło, abym nie zmęczył się oczekiwaniem.
– odpowiedział starzec.
(Danilo Zanella)
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
16 z 21
28. PRZEBACZENIE
Pewien dobry, aczkolwiek słaby chrześcijanin spowiadał się, jak zwykle, u swojego proboszcza.
Jego spowiedzi przypominały zepsutą płytę: zawsze te same uchybienia, a przede wszystkim zawsze ten sam
poważny grzech.
-Koniec tego! – powiedział mu pewnego dnia zdecydowanym tonem proboszcz. -Nie możesz
żartować sobie z Boga. Naprawdę ostatni już raz rozgrzeszam cię z tego przewinienia.
Pamiętaj o tym!
Ale po piętnastu dniach człowiek znów przyszedł do spowiedzi wyznając ten sam grzech.
Spowiednik naprawdę stracił cierpliwość:
-Uprzedziłem cię, że nie dam ci rozgrzeszenia. Tylko w ten sposób się nauczysz...
Poniżony i zawstydzony mężczyzna podniósł się z klęczek.
Dokładnie nad konfesjonałem, zawieszony był na ścianie wielki, gipsowy krzyż.
Człowiek wzniósł nań swe spojrzenie. I właśnie w tym momencie gipsowy Chrystus z krzyża ożywił się,
podniósł swoje ramię i uczynił znak przebaczenia:
„Rozgrzeszam cię z twojej winy...”
* * *
Każdy z nas związany jest z Bogiem pewną nitką. Kiedy popełniamy grzech,
ta nić się przerywa. Ale kiedy ubolewamy nad naszą winą – Bóg zawiązuje na nitce supełek
i w ten sposób staje się ona krótsza. Przebaczenie zbliża nas do Boga.
„Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika,
który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują
nawrócenia”. (Łk 15,7)
29. NIKT NIE PRZYSZEDŁ
Pewien chłopiec wbiegł z płaczem do domu. Dziadek objął go czule i tuli w ramionach. Chłopiec nie
przestaje zanosić się płaczem i dalej szlocha. Dziadek pieści go i stara się uspokoić.
-Ktoś cię zbił? – pyta.
Chłopiec zaprzecza kiwając głową.
-Zabrali ci coś?
-Nie – zanosi się płaczem chłopiec.
-Więc, co ci się stało? – wypytuje zafrasowany dziadek.
Chłopiec pociąga nosem i zaczyna opowiadać.
-Bawiliśmy się w chowanego i ja się schowałem za szafę. Stałem tam i czekałem, ale nikt
nie przychodził... Wreszcie wyszedłem z kryjówki... i zobaczyłem, że zabawa była już skończona,
wszyscy poszli do domu i nikt nie przyszedł, aby mnie odnaleźć.
Łkanie poruszało jego maleńką pierś.
-Rozumiesz? Nikt nie przyszedł, aby mnie szukać i odnaleźć.
* * *
„Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie,
w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu.
Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: » Gdzie jesteś « ?
On odpowiedział: » Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi
i ukryłem się « ”. (Rdz 3,8-10).
Zdarzenie to dotyczy wszystkich ludzi na przestrzeni wieków. Przede wszystkim ludzi naszego
stulecia.
Gdzie jesteś?
Może i ty się schowałeś. Ze strachu... z tchórzostwa... z lenistwa...
Ale Bóg nie przestaje cię poszukiwać.
Pewne dziecko po wysłuchaniu na lekcji religii przypowieści o skarbie ukrytym pod korcem,
powiedziało:
-Boże, ja jestem dla ciebie skarbem!
I choć nie taki był sens przypowieści, to przecież miało ono rację.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
17 z 21
30. BRAMA
Istnieje słynny obraz, który przedstawia Jezusa znajdującego się w ciemnym ogrodzie. W lewej ręce
dźwiga lampę. która rozjaśnia ciemność, prawą puka w potężne i mocne drzwi.
Kiedy obraz ten przedstawiany był po raz pierwszy na wystawie, jakiś zwiedzający zwrócił malarzowi
uwagę na pewien dziwny szczegół:
-W pana obrazie jest błąd. Drzwi nie mają klamki.
-Nie ma żadnego błędu. – odpowiedział malarz. To są drzwi do ludzkiego serca. Otwierają się
jedynie od wewnątrz.
* * *
Przez pewne lotnisko na Dalekim Wschodzie przeszła ulewna burza. Pasażerowie przebiegali
w pośpiechu płytę lotniska, by dostać się na pokład DC3, który czekał gotowy do odlotu.
Pewien przemoczony do szpiku kości misjonarz, znalazł sobie wygodne miejsce przy oknie.
Miła stewardessa pomagała pasażerom w rozlokowaniu się.
Nadchodził już moment odlotu i jakiś członek załogi zamknął potężne drzwi samolotu.
Nagle ujrzano mężczyznę biegnącego w stronę samolotu. Spóźniony człowiek ochraniając się
swym
przeciwdeszczowym
płaszczem,
zaczął
mocno
walić
w
drzwi
samolotu,
prosząc,
by mu otworzono. stewardessa próbowała dać mu do zrozumienia przy pomocy gestów, że jest już
za późno. Człowiek jeszcze mocniej zaczął się dobijać do drzwi. Stewardessa starała się przekonać go,
aby zaniechał usiłowań.
-Nie mogę... Jest już za późno... Musimy odlatywać! – powtarzała.
Nic to jednak nie pomagało: człowiek nalegał i stanowczo domagał się wpuszczenia.
W końcu stewardessa otworzyła drzwi. Wyciągnęła dłoń i pomogła spóźnionemu pasażerowi
wdrapać się na pokład.
W pewnym momencie zaniemówiła ze zdumienia. Człowiek ten był pilotem samolotu.
Bądź uważny! Nie pozostawiaj na zewnątrz kapitana twojego życia.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
18 z 21
31. SPOTKANIE
-Byłem sam w całym przedziale pociągu. Potem wsiadła jakaś dziewczyna. – opowiadał
niewidomy hinduski chłopiec. –Mężczyzna i kobieta, którzy ją odprowadzali, musieli być jej rodzicami.
Dawali jej mnóstwo rad i wskazówek. Nie widziałem, jak wyglądała dziewczyna, ale podobała mi się
barwa jej głosu.
-Czy jedzie do Dehra Dun? – pytałem się siebie, kiedy pociąg ruszał ze stacji. Zastanawiałem się,
jak mogę nie dać po sobie poznać, że jestem niewidomym. Pomyślałem sobie: jeśli nie będę się ruszał z mojego
miejsca, powinno mi się to udać.
-Jadę do Saharanpur – powiedziała dziewczyna. –Tam wyjdzie po mnie moja ciocia.
A pan dokąd jedzie, można wiedzieć?
-Dehra Dun, a potem do Mussoorie – odpowiedziałem.
-O, jaki pan szczęśliwy! Pragnęłabym bardzo pojechać do Mussoorie. Uwielbiam góry.
Szczególnie w październiku, kiedy jest tam pięknie.
-Tak, to najlepszy sezon. – odpowiedziałem, sięgając pamięcią do czasów, kiedy jeszcze widziałem.
–Wzgórza usłane są dzikimi daliami, słońce jest łagodne, a wieczorem można sobie siedzieć wokół
ogniska i rozmyślać popijając brandy. Większa część letników już wtedy odjeżdża, ulice są bezludne
i ciche.
Milczała, a ja zadawałem sobie pytanie, czy moje słowa zrobiły na niej jakieś wrażenie,
czy też jedynie myślała, że jestem sentymentalny. Potem popełniłem błąd i zapytałem:
-Jak jest na zewnątrz?
Ona jednak w moim pytaniu nie zauważyła nic dziwnego. Czyżby już spostrzegła, że nie widzę?
Jednak słowa, które zaraz po tym wypowiedziała, pozbawiły mnie wszelkich wątpliwości.
-Dlaczego pan nie spojrzy w okno? – zapytała mnie z największą naturalnością.
Przesunąłem się wzdłuż siedzenia, starając się z uwagą odszukać okno. Było otwarte, odwróciłem się
w jego stronę, robiąc wrażenie, że przyglądam się mijanym widokom. Oczami wyobraźni widziałem
telegraficzne słupy, które przesuwały się w biegu.
-Zauważyła pani – ośmieliłem się powiedzieć – że te drzewa wydają się poruszać?
-Zawsze się tak wydaje – odpowiedziała.
Odwróciłem się znów w stronę dziewczyny i przez pewien czas siedzieliśmy w milczeniu.
Potem powiedziałem:
-Ma pani bardzo interesującą twarz.
Zaśmiała się miło wibrującym i jasnym głosem.
-Przyjemnie to usłyszeć. –rzekła. –Nudzą mnie ci, którzy mówią, że moja twarz jest ładna!
„Musisz mieć naprawdę ładną twarz” – pomyślałem sobie, a po chwili dodałem pewnym głosem:
-Hm, interesująca twarz może być również bardzo piękna.
-Jest pan bardzo miły! – powiedziała. –Ale dlaczego jest pan taki poważny?
-Już niedługo będzie pani na miejscu. – stwierdziłem dość nieoczekiwanie.
-Dzięki Bogu. Nie lubię długich podróży pociągiem.
Ja natomiast byłbym gotów siedzieć tak nieskończenie długo, byleby tylko słyszeć, jak ona mówi.
Jej głos posiadał tak srebrzysty dźwięk jak górski strumień. Zaraz po wyjściu z pociągu zapomni pewnie
o naszym spotkaniu; ja jednak zachowam ją w swojej pamięci przez pozostałą część podróży, a może i dłużej.
Pociąg wjechał na stację. Ktoś zawołał i zabrał ze sobą dziewczynę. Pozostał po niej jedynie zapach.
Mrucząc coś pod nosem, wszedł pod przedziału jakiś mężczyzna. Pociąg ruszył ponownie. Odszukałem
po omacku okno i usadowiłem się naprzeciwko wpatrując się w światło, które było dla mnie ciemnością.
Jeszcze raz mogłem powtórzyć moją grę z nowym towarzyszem podróży.
-Szkoda, że nie mogę być tak nęcącym towarzyszem w podróży, jak ta dziewczyna,
która dopiero wyszła. – powiedział do mnie, starając się nawiązać rozmowę.
-To bardzo interesująca dziewczyna. – stwierdziłem. –Czy mógłby mi pan powiedzieć...
czy jej włosy były długie, czy krótkie?
-Nie pamiętam – odpowiedział zdawkowym tonem. –Przyglądałem się jedynie jej oczom,
a nie włosom. Były rzeczywiście piękne! Szkoda, że nie mogły jej do niczego służyć...
była niewidoma. Nie zauważył pan tego?
* * *
Dwoje niewidomych, którzy udają, że widzą. Ileż ludzkich spotkań jest podobnych do tego.
Ze strachu, by nie objawić tego, jacy jesteśmy naprawdę, zaprzepaszczamy nieraz najważniejsze
spotkania naszego życia. A niektóre spotkania zdarzają się jedynie raz w życiu.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
19 z 21
32. PISANE NA PIACHU
„Uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, która pochwycono na cudzołóstwie,
a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: »Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono
na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamieniować. A Ty co mówisz?«
Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się, pisa
palcem po ziemi”. (J 8,3-8)
Niezwykły to wyrok! Sędzia pisze palcem po piasku... Wystarczy wieczorny wiatr, by wszystko zostało
zmazane. Jezus dobrze wie, kim są oskarżyciele.
„A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł: »Kto z was jest bez grzechu, niech
pierwszy rzuci na nią kamień«. I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy, jeden
po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich”. (J 8,7-9)
Po chwili plac już był pusty. Kobieta stała przed Nim sama. Jezus wstał. Podniósł na nią wzrok.
„Podniósłszy się, rzekł do niej: »Kobieto, gdzie oni są? Nikt cię nie potępił?« A ona odrzekła:
»Nikt, Panie!«. Rzekł do niej Jezus: »I Ja cię nie potępiam. –Idź, a od tej chwili już nie grzesz!« ”.
(J 8,10-11)
Wyrok jak wieczorny wiatr, który zmazuje wszystko...
* * *
Znajdziemy zawsze ludzi, którzy będą wszystko czynić, aby skłonić nas do uwierzenia, że Bóg
jest jedynie policjantem, pilnującym nas przez cały dzień i noc. Tak jakby Bóg przez cały dzień i noc
pisał i utrwalał wszystko w swojej wielkiej księdze: nasze błędy i nasze grzechy oraz przewinienia,
nasze dobre i złe uczynki...
Ale dlaczego Bóg miałby być względem nas zawsze surowy lub dlaczego miałby występować
przeciwko nam? Czyż jest naszym nieprzyjacielem? Dlaczego więc istnieją ludzie, którzy pragną widzieć
w Bogu jedynie kogoś, kto liczy i podsumowuje? Bóg nie jest maszyną! Chcecie mieć dowód? Jedyną
księgą, na której Bóg czynił swoje zapisy był piach... Jeśli zgubiliście coś pośród tego piasku, spróbujcie
odnaleźć!
Piach jest odporny na wszystko, piach zapomni o wszystkim, piach wszystko wymaże...
Na piachu nic nie pozostanie, wszystko zostanie z niego zmazane. Jezus zapisuje na piachu,
ponieważ jej grzech został już przebaczony.
33. DWÓCH PRZYJACIÓŁ
Bardzo dawno temu w Chinach, żyło sobie dwóch przyjaciół. Jeden z nich potrafił pięknie grać
na harfie. Drugi był niezwykle utalentowany w bardzo rzadkiej sztuce słuchania.
Kiedy pierwszy z nich grał i śpiewał o górach, drugi mówił:
-Widzę te góry, tak jakby stały przede mną.
Kiedy pierwszy wyrażał swoją muzyką dźwięk strumienia, drugi słuchał go i potwierdzał:
-Słyszę, jak woda przemyka pośród kamieni.
Ale pewnego dnia ten, który umiał słuchać zachorował i wkrótce zmarł.
Jego przyjaciel przeciął struny harfy i nie grał już nigdy więcej.
* * *
Istniejemy jedynie wtedy, kiedy ktoś nas słucha. Najpiękniejszy dar, jaki możemy ofiarować
drugiemu człowiekowi to „naprawdę” wysłuchać go.
Pewna bardzo wrażliwa dziewczyna rozmawiała z nauczycielem o nurtującym ją bardzo
problemie. Nauczyciel skłaniał ją do porozmawiania na ten temat z rodzicami. Dziewczyna uczyniła tak,
ale pomimo jej strachu i rozterki, rodzice zbagatelizowali i zlekceważyli problem, próbując zmienić temat;
mówiąc, że dziewczyna przesadza; że wszystko się samo rozwiąże; że trzeba czasu, itd. Nie chcieli
kontynuować dyskusji, uważając, że jedynie lekceważąc sprawę, można pomóc córce.
Kiedy usiłowała popełnić samobójstwo, byli bardzo zdziwieni i pytali:
-Dlaczego nam nie powiedziałaś, że masz jakieś problemy?
Inna dziewczynka napisała: „Wieczorem, kiedy jestem w łóżku, odwracam się w stronę
ściany i rozmawiam sama ze sobą, by móc siebie wysłuchać”.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
20 z 21
34. DIETA PIĘKNOŚCI
Żyły sobie kiedyś w pewnym wschodnim kraju dwie piękne siostry.
Pierwsza z nich została wydana za króla, druga zaś za pewnego kupca. Jednak z biegiem lat żona króla
stawała się coraz bardziej chuda, zmęczona i smutna.
Jej siostra, która żyła z kupcem, w pobliżu królewskiego zamku, stawała się z każdym dniem
coraz piękniejsza. Sułtan wezwał kupca do swojego pałacu i zapytał:
-Jak ty to robisz?
-To bardzo proste. Karmię moją żonę językiem.
Sułtan wydał więc rozkaz, by przyrządzono zaraz mnóstwo języków baranich, wielbłądzich, a także
języków kanarków jako dietę-cud dla jego małżonki. Ale nic nie pomogło. Kobieta stawała się coraz chudsza
i wciąż bardziej przygnębiona.
Rozzłoszczony król postanowił dokonać zamiany. Wysłał królową do kupca, a wziął jako żonę jej
siostrę. Jednak żona kupca będąc królową szybko straciła na dworze swoją urodę. Podczas gdy w tym samym
czasie, jej siostra zamieszkała u kupca, już po krótkim czasie, odzyskała swe piękno i urok.
Sekret? Każdego dnia kupiec i jego żona rozmawiali ze sobą, opowiadali sobie różne historie i wspólnie
śpiewali.
* * *
Naprawdę powinniśmy wszyscy zrozumieć, że miłość zaczyna się od rodziny.
Każdego dnia coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że w naszych czasach największe dramaty
mają swoją przyczynę właśnie w rodzinie.
Coraz bardziej brakuje nam czasu na spoglądanie sobie w twarz, na przekazywanie sobie
pozdrowień, na dzielenie się ze sobą chwilami radości, a jeszcze bardziej na to, by móc ofiarować to,
czego najbardziej potrzebują od nas nasze dzieci, to, czego mąż oczekuje od żony, a żona od męża.
I tak z każdym dniem należymy coraz mniej do naszych rodzin, a nasze wzajemne relacje
są coraz bardziej ograniczone.
A teraz osobista refleksja. Niedawno przyjechała tu z wizytą pewna liczna grupa
amerykańskich profesorów.
Zapytano mnie:
-Proszę powiedzieć coś, co może się okazać pożyteczne.
Powiedziałam im:
-Uśmiechajcie się do siebie wzajemnie.
Wydaje mi się, że powiedziałam to z nadmierną powagą. Jeden z profesorów zapytał mnie:
-Czy jestem zamężna?
Odpowiedziałam mu:
-Tak, uśmiechanie się do Jezusa jest czasami bardzo trudne; ponieważ dociera
do osoby, która bardzo wymaga.
Wydaje mi się, że miłość rozpoczyna się właśnie tutaj: w rodzinie.
(Matka Teresa z Kalkuty)
35. SĄD OSTATECZNY
Po wypełnieniu prostego i pogodnego życia zmarła pewna kobieta i znalazła się natychmiast w długiej
i uporządkowanej procesji osób, które przesuwały się powoli w stronę Najwyższego Sędziego. Przesunąwszy się
do połowy kolejki coraz bardziej przysłuchiwała się słowom Boga. Słyszała, jak Bóg mówił do kogoś:
-Ty, co mi pomogłeś, kiedy miałem wypadek na drodze i zawiozłeś mnie do szpitala,
wstąp do mojego Raju.
Potem mówił do kogoś innego:
-Ty, co bez żadnego zysku pożyczyłeś wdowie pieniądze, wstąp, aby otrzymać wieczną
nagrodę.
A potem znów:
-Ty, który wykonywałeś bezpłatnie bardzo skomplikowane operacje chirurgiczne,
pomagając mi przynosić wielu ludziom nadzieję, wstąp do mego Królestwa.
I tak dalej.
Uboga kobieta przeraziła się bardzo, bowiem – choć wysilała się, jak tylko mogła – nie była w stanie
przypomnieć sobie żadnego szczególnego dokonania czy czynu w swoim życiu. Przepuściła nawet kolejkę,
by mieć trochę czasu na penetrowanie swojej pamięci, ale nie wymyśliła niczego ważnego.
Pewien uśmiechnięty, ale stanowczy anioł nie pozwolił jej ponownie przepuścić długiej kolejki.
Z bijącym sercem i z wielkim strachem dotarła przed oblicze Boga: Ogarnął ją natychmiast swoim
uśmiechem.
-Ty, która prasowałaś wszystkie moje koszule... Dziel się moją Radością.
* * *
Często jest nam bardzo trudno wyobrazić sobie rzeczy nadzwyczajne w sposób zwyczajny.
Prescribed by Petrus-paulus
Bruno Ferrero – Czy jest tam Ktoś ?
21 z 21
36. OSTATNI W KLASIE
Kiedy Giovanni Battista Vianney, przyszły Proboszcz z Ars, był jeszcze młodzieńcem,
miał nieprawdopodobne trudności w szkole. Nie mógł zapamiętać nawet najbardziej prostych rzeczy. Przełożeni
seminarium wielokrotnie odprawiali go do domu. Ale chłopiec wciąż z uporem powracał. Miał już prawie 21 lat,
a znajdował się jeszcze w jednej klasie z chłopcami, którzy mieli dziesięć lat mniej niż on.
Jeden z nich starał się pomóc mu w nauce.
Giovanni Battista Vianney był bardzo wdzięczny swojemu jedenastoletniemu nauczycielowi,
ale trudności nie ustępowały: nie mógł niczego zrozumieć, zapamiętać, gubił się, jąkał.
Pewnego razu chłopiec skarżył się na niego innym szkolnym kolegom. Giovanni Battista usłyszał to.
Podniósł się ze swojej ławki, podszedł do niego, uklęknął i powiedział:
-Przebacz mi, że jestem taki głupi.
* * *
Na polu, na którym rosła pszenica, prawie wszystkie kłosy wygięte były w stronę ziemi.
Zaledwie niektóre z nich miały proste łodygi i beztrosko przypatrywały się niebu, przechodniom
i swoim kolegom.
-To my jesteśmy najlepsze! – chełpiły się. –Nie uginamy naszych karków jak niewolnicy
i można śmiało o nas powiedzieć, że wynosimy się ponad przeciętność i panujemy
nad wszystkimi!
Ale wiatr, który zna życie lepiej niż ktokolwiek inny, uśmiechnął się złośliwie i powiedział:
-Wiecie, dlaczego są tak wyniosłe...? Ponieważ są puste!
KONIEC
Przepisał i sprawdził:
P.P.Z. (Petrus-paulus)
Redakcja: ks. Roman Szpakowski SDB, Maria D. Śpiewakowska
Z języka włoskiego przełożył: Tadeusz Chudecki
Warszawa 2007,
Wydawnictwo Salezjańskie
Tytuł oryginału: „C’e qualcuno lassù”
IMPRIMATUR: Za zgodą Kurii Diecezjalnej Warszawsko-Praskiej
z dn. 10.08.1993 r., nr 1476/K/93
ISBN 978-83-85528-57-9
Uwaga!!!
Książka ta w formie e-booka może być rozpowszechniana
tylko w celach indywidualnych!!!