Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXV

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

487

**Meredith**

Oparłam się o ścianę domu spoglądając przed siebie. Skrzyżowałam

ręce na piersiach starając się ukryć wszystkie emocje jakie targały mną
do tej pory. Potrzebowałam jedynie tego, by wszyscy nadal nabierali się
na moją pewność siebie, która tak naprawdę runęła w chwili, kiedy
skręciłam na moście kark Katherine. Wzięłam duży oddech świeżego
powietrza doprowadzając się do porządku po mojej rozmowie z Eleną.

Pierwszy z samochodu wysiadł Damon od razu dostrzegając mnie
na werandzie, ale szybko odwrócił swój wzrok, następnie zobaczyłam
Stefana i Katherine. Wszystko co do tej pory robiłam było niczym
odhaczanie punktów na liście, niczym łączenie kropek, które na końcu
doprowadziły mnie właśnie do tego miejsca, w którym się aktualnie
znajdowałam.

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

488

Damon ostentacyjnie trzasnął drzwiami samochodu zwracając ponownie
na siebie moją uwagę. Spojrzałam w jego stronę, po czym spuściłam
wzrok widząc, że idzie w moim kierunku. Całkowicie nie zważając
na mnie bez żadnego słowa wszedł do środka przechodząc przez próg
drewnianego domu. Liczyłam, że zrobi cokolwiek, że na mnie nakrzyczy,
że przynajmniej będzie wściekły, ale chłód jaki płyną od niego w tej chwili
był jeszcze gorszy. Byłam dla niego nikim i nie znaczyłam nic, niczym
powietrze, z którego istnienia zdajemy sobie sprawę, ale tak naprawdę
nie przywiązujemy do tego tak znaczącej wagi.

Stefan przechodząc obok mnie zatrzymał się w pół kroku. Nieśmiało
popatrzyłam w jego stronę, a on spojrzał w stronę swojego brata,
a następnie przeniósł swój wzrok ponownie na mnie.

- Dziękuję - powiedział spokojnie, jakby w tym słowie chciał dodać
mi otuchy, po czym wszedł do domu

Nie było w tym nic nadzwyczajnego, ale wiedziałam, że zdawał sobie
sprawę z tego, że inaczej nie można było postąpić. Mój sposób był
szalony, ale przyniósł zamierzony efekt. W jego oczach dostrzegłam
zrozumienia, ale i jednocześnie współczucie. On wiedział co teraz
przeżywałam, a więc Katherine musiała powiedzieć im coś więcej niż
sama chciałam.

- Stój! - powiedziałam do wampirzycy, która założyła ręce na piersiach
patrząc mi prosto w oczy

- Co znowu?! - rzuciła z niezadowoleniem w głosie jak gdyby
wykonywanie tego wszystkiego co jej kazałam bardzo ją męczyło

- Co im powiedziałaś? - zapytałam akcentując odpowiednio każde słowo

- Prawdę - odparła bezceremonialnie

- Czy ty naprawdę nie potrafisz wykonywać jedynie tego o co się ciebie
prosi bez wściubiania swojego nosa w nieswoje sprawy? - zapytałam lekko
zdenerwowana ściszając swój głos tak jakby to miało jakieś znaczenie

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

489

- Jak widzisz mam zamiar trochę ci poprzeszkadzać w twojej misji
samobójczej - spojrzała na mnie z uśmiechem pewna tego, że mnie
rozszyfrowała - Naprawdę myślałaś, że tego nie zauważę? - zapytała,
a następnie przekroczyła próg domu wchodząc do środka i nie czekając
ani chwili na moją odpowiedź

Stojąc już sama na ganku pokręciłam przecząco głową. Nie miałam pojęcia
czego tak naprawdę Stefan i Damon dowiedzieli się od Katherine,
ale obawiałam się tego, że wampirzyca powiedziała im wszystko.
Weszłam do środka domu czekając na konfrontację, która wydawała
mi się nieunikniona.

**Damon**

Po przejściu przez werandę wszedłem do niedużego saloniku

w domu letniskowym Gilbertów. Elena stała obrócona do mnie bokiem,
ale widać było, że uporczywie nad czymś myśli. Słysząc szelest
dziewczyna spojrzała na mnie lekko się uśmiechając dając przy tym znać,
że z nią wszystko w porządku. W tym czasie poczułem ulgę, ale sam
nie wiedziałem, czy z racji tego, że Elena żyła, czy po prostu, że Meredith
nie zrobiła tego o co ją posądzałem.

Dziewczyna po sekundzie przeniosła swój wzrok na Stefana, który pojawił
się w progu. Obdarowała go najpiękniejszym ze swoich uśmiechów,
a następnie rzuciła mu się na szyję. Mój brat przytulił Elenę szepcząc jej
do ucha, że teraz wszystko będzie dobrze, a ona tylko na niego spojrzała
przytakując jakby każde jego słowo było dla niej święte. Liczyło się tylko
to, że w tej chwili byli razem. Jakbym nie był sobą mógłbym przysiąc,
że trochę im tego zazdrościłem.

Katherine przekręciła jedynie oczami na zaistniałą scenę, po czym bez
słowa ruszyła do pokoju na górze. Przeniosłem swój wzrok na Meredith,

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

490

która stała w drzwiach opierając się o futrynę zapatrzona w Stefana
i Elenę nieśmiało się uśmiechając, ale kiedy dostrzegła, że się jej
przyglądam jej twarz ponownie stała się pozbawiona wszelkich emocji.
Wiedziałem, że kłamie. Starała się ukryć to wszystko co czuła, a ja
musiałem ją sprowokować, by wreszcie przyznała się do tego. Najgorsze
było to, że ten jedyny raz Katherine miała rację co do zachowania
Meredith, a ja żałowałem swoich własnych słów wypowiedzianych
na moście.

**Meredith**

Obawiałam się ich reakcji, ale kiedy spostrzegłam jak Stefan

przytulał Elenę i to jacy byli szczęśliwi wiedziałam, że postępuję
właściwie. Dostrzegłam, że Damon mi się przygląda i wtedy wiedziałam,
że on zna całą prawdę, ale nie chciałam teraz o tym myśleć, a na nawet
o tym rozmawiać.

- Rozumiem, że zła Pierwsza Petrova musi być teraz ostro wkurzona,
ale może wyjaśnisz nam wojownicza księżniczko co dalej? - zapytał
spoglądając na mnie z zaciekawieniem

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałam co mam mu
odpowiedzieć. Katherine, Elena i ja byłyśmy połączone więzami krwi,
ale na tym moja wiedza się kończyła.

- Lepiej będzie jeśli porozmawiamy o tym rano - wtrąciła Elena
przerywając tą panującą ciszę odwracając w ten sposób ode mnie uwagę

- Co?! - obrócił się w jej stronę wkurzony Damon - Chyba zapomniałaś,
że to nie aktualnie Klaus jest naszym zagrożeniem, ale Pierwsza Petrova,
która pragnie twojej śmierci, a ty chcesz z tym czekać? - zapytał
spoglądając na Elenę - Stefan zajmij się wreszcie swoją dziewczyną,

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

491

bo jak widzę ten natłok emocji poprzestawiał jej klepki w głowie - spojrzał
na niezadowolona Elenę

- Damon - upomniał go spokojnie Stefan jakby również dostrzegał moje
zakłopotanie jednocześnie starając się powstrzymać brata przed
zadawaniem kolejnych pytań

Byłam wdzięczna za to Stefanowi i Elenie. Miałam dość tego wszystkiego,
a do tego czułam jak zaczynam słabnąć. Zmęczenie najwyraźniej i mnie
dopadało.

- Dzisiejszy dzień chyba wszystkich kosztował zbyt dużo energii -
obróciłam się za siebie dostrzegając Katherine, która zdążyła się już
przebrać w swoje rzeczy - Teraz czy później, co za równica, przecież
to i tak niczego nie zmieni. Dalej będzie chciał cię dopaść Klaus i Tatia,
więc czy parę godzin może zrobić komuś jakąś różnicę? - spojrzała
na Elenę, a później przeniosła swój wzrok na Damona

Ostatnimi dniami sytuacja z Katherine przypominała mi nasze dawne
życie. Opiekowała się mną na swój dziwny sposób, choć na głos nigdy,
by tego nie przyznała.

- Jak sobie chcecie, ale chyba zapominacie, że ta bezpieczna kryjówka
na długo nie powstrzyma ani Klausa ani Pierwszej Petrovy plus do tego,
że to nie ty Eleno jesteś jedynym celem. Teraz twoje szanse to trzy do
jednego - wskazał na mnie mówiąc tak jakby mnie w tej chwili nawet
tu nie było

- Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy?! - powiedziałam głośniej
zdenerwowana - To dlatego miałeś o niczym nie wiedzieć, bo od razu
byś się we wszystko wtrącał. W tej kwestii to ja sama podejmuję decyzję! -
rzuciłam dosadnie

- W takim razie kto będzie cię ratował, kiedy to ty będziesz podejmowała
decyzję? - zapytał spoglądając na mnie - Już kilka podjęłaś i jak się to
skończyło?. Jakby nam brakowało wampirów to ty na dodatek uwolniłaś
jeszcze rodzeństwo Klausa! - mówił coraz szybciej, wyliczając jak bardzo
byłam nie odpowiedzialna

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

492

- Zrozum, że ja nie chcę być ratowana ile mam ci to razy powtarzać,
by w końcu to do ciebie dotarło?!. Przestać wreszcie kwestionować
wszystko co robię! - krzyknęłam głośniej

- A tak, już słyszałem na temat twojej misji samobójczej, ale wybacz,
bo tym razem nie mam zamiaru do tego dopuścić, czy to się tobie podoba
czy nie! - powiedział ostro znajdując się przy mnie w wampirzym tempie
patrząc prosto w moje oczy co spowodowało, że przestałam się już
wykłócać całkowicie odpuszczając - Uspokoiłaś się już? - zapytał, ale nic
mu nie odpowiedziałam - To dobrze - dopowiedział już teraz znacznie
spokojniej, po czym odszedł ode mnie

- Widzę, że już zaczynacie się dogadywać, a więc moja pomoc nie będzie
teraz potrzebna - dodała Katherine z uśmiechem - Pożyczam kluczyki,
bo jeszcze chwila i zwymiotuję tu - powiedziała wampirzyca ruszając
w kierunku drzwi wyjściowych

- Katherine!, a co do twojej życzliwej współpracy, to raczej nie kupuję
tego! - krzyknął za nią Damon - Naprawdę zabawne, uciekałaś przed
Klausem pięćset lat, kto wie ile będziesz uciekała przed jego byłą
dziewczyną jeżeli to wszystko się nie powiedzie, aż dziwne,
że podchodzisz do tego tak spokojnie - spojrzał na nią zdziwiony,
całkowicie nie nabierając się na jej zachowanie

- Prawda jest tak, że jeżeli ja zginę to Elena również, a do tego
nie dopuścicie, zgadza się? - spojrzała na nas z miną niewiniątka - Nawet
za cenę własnego życia, dlatego przestaję się przejmować. Chyba już
zapomniałeś Damonie, że zawsze dostaję to czego chcę, a moje życie
aktualnie i dla was jest na wagę złota - powiedziała z uśmiechem patrząc
mu prosto w oczy

- Nie chcę cię tu widzieć, wynoś się z mojego domu! - krzyknęła Elena

- To niesamowicie głupie z twojej strony - odparła wampirzyca patrząc
na dziewczynę - Nie mam powodów, by was okłamywać - odparła -
Pragnę śmierci Klausa i Tati tak samo jak wy. Łączą nas w końcu wspólne

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

493

cele, nie zapominajcie o tym - powiedziała przekraczając próg, a następnie
zniknęła w ciemności

- Dla niej nie ma znaczenia kto za to zapłaci raczej liczy, że dzięki nam
znowu uda jej się wywinąć, ale najwidoczniej tylko ja to zauważam?! -
rzucił Damon spoglądając na nas z wyrzutem

- Mi też się to nie podoba, ale co mamy zrobić skoro jest nam potrzebna?!.
Musimy temu jakoś zapobiec, ale do tego czasu jesteśmy zmuszeni ze sobą
współpracować. Dlatego proszę was postarajcie się do świtu nie pozabijać
- powiedział Stefan patrząc to nam mnie to na Damona

Miałam wrażenie, że te przepychanki słowne pomiędzy mną, a jego bratem
nie niepokoiły go, aż tak bardzo jak ta cała napięta sytuacja. Stefan wraz
z Eleną ruszyli na pierwsze piętro pozostawiając mnie i Damona samych
w salonie.

Podeszłam do dużego okna wychodzącego w kierunku pomostu. Cykanie
zegara było w tym momencie jedynym odgłosem jakiego można było się
doszukać. Spojrzałam na wskazówki. Dobiegała godzina trzecia w nocy.

- Przyznaj się wreszcie do tego? - usłyszałam za sobą głos Damona
i w tej chwili obróciłam się w jego stronę

- Do czego? - zapytałam z rozbawieniem nabierając pewności siebie
pilnując bacznie tego, by nie ulegać emocjom

- Do tego, że się boisz i że nie wiesz co dalej robić, bo twoje skłonności
samobójcze zbyt bardzo cię pochłonęły. Liczysz, że zabijesz się i będziesz
mieć święty spokój?!. Na twoim miejscu bym na to nie liczył. Masz
za dużo grzechów na sumieniu - rzucił opierając się o drewniany słup
będący częścią konstrukcji domu

- Odezwał się ten, którego sumienie jest czyste jak łza - urwałam
z przekąsem - Akurat tobie jakoś w to nie wierzę, że obchodzi cię sam fakt,
że kogoś zabiłam - odpowiedziałam, a kiedy obróciłam się w jego stronę
zdałam sobie sprawę, że stoi tuż za mną przeszywając mnie swoimi

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

494

przymrużonymi oczami, przez co miałam wrażenie jakbym nie mogła
załapać tchu, a czas zatrzymał się w miejscu

- Zabawne, ale w ciętych ripostach jestem od ciebie lepszy - oznajmił
zmieniając ton, a następnie odszedł ode mnie przerywając tą niewidzialną
nić, która jeszcze przed chwilą powstała pomiędzy nami - Masz rację
nie interesuje mnie kogo i jak dużo osób zabiłaś, ale zastanawia mnie
jedno, ile było prawdy w tym co powiedziałaś na moście?!. Skoro nic
nie czujesz to powtórzenie tego ponownie nie sprawi ci żadnego problemu
- powiedział bacznie mi się przyglądając

- Ile było prawdy?, może tyle samo co w twojej wypowiedzi, a może nie?.
W końcu ty również byłeś tak przekonywujący, że nawet Klaus w to
uwierzył - odparłam patrząc mu prosto w oczy dając jednocześnie znać,
że słyszałam każde jego słowo po moim zniknięciu z mostu Wickery

Odeszłam od niego kilka kroków obserwując całą sytuację.

- Jesteś gorzej niż uparta - orzekł podchodząc do barku, na którym stały
alkohole, po czym zaczął oglądać butelki - Naprawdę bawi mnie to do
czego muszę się posuwać, żeby raz za razem ratować ci życie - oznajmił
po chwili nalewając do szklaneczki ze starej i zakurzonej butelki odrobinę
whisky

- Słucham?, Ty ratujesz mnie?, chyba nie będę musiała wyliczać
ile to razy ja ciebie ratowałam! - rzuciłam z wyrzutem

- Polemizowałbym - ściszył głos przechodząc obok mnie, a następnie
usiadł wygodnie na kanapie

- Jak ty to robisz, że dla ciebie wszystko jest takie proste? - zapytałam
zmieniając nagle temat

- Instynkt samozachowawczy - odparł wypijając pierwszego łyka
ze szklanki puszczając przy tym do mnie oczko

- W jednym masz rację - odeszłam od niego kilka kroków stając ponownie
przed oknem - tam wtedy na moście. Utknęłam i to na dobre. Świat
poszedł do przodu, a ja zostałam w 1864 roku, ale czy to moja wina,

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

495

że chciałabym tak po prostu wrócić do domu?!. Tak bardzo brakuje mi
mojego dawnego życia - powiedziałam wracając do swoich wspomnień

- Meredith - słysząc swoje imię spojrzałam na Damona, ale nie pozwoliłam
mu wtrącić już więcej ani jednego słowa

Pogrążona w swoich własnych myślach miałam wrażenie jak gdybym
dopiero teraz zaczynała rozumieć pewne sprawy.

- Zgadzam się z tobą, że nie mam prawa wracać do twojego życia, kiedy
tylko mi się tylko podoba - spojrzałam ponownie na jego zdziwioną minę -
Poszedłeś dalej, a ja nie mogę przecież oczekiwać tego, aby było tak jak
dawniej. Jestem wampirem, zabijam ludzi i teraz mam ich krew na rękach -
spojrzałam w panice na swoje dłonie jakbym faktycznie dostrzegała tam
ciemno bordową zaschniętą krew czując przy tym powracający ból
w klatce piersiowej

Widziałam jak bardzo Damon był rozbity moimi słowami, ale sam
nie wiedział co ma zrobić. W jakiś sposób to co działo się teraz ze mną
wywierało podobny wpływ na niego.

- Poradzimy sobie - powiedział znajdując się przy mnie w wampirzym
tempie, a następnie chwycił za moje dłonie zmuszając przy tym bym
na niego spojrzała - Już raz cię straciłem i obiecuję ci, że nigdy więcej
to się nie powtórzy. Nie mogę cię stracić Meredith! - rzucił spoglądając
mi w oczy dotykając przy tym mojego policzka

Tym razem to ja byłam zdziwiona jego słowami, ale dało to taki efekt,
że momentalnie się uspokoiłam.

- Nie stracisz, nigdy nie straciłeś - odpowiedziałam, a po mojej twarzy
spłynęły pierwsze łzy - Nie chcę byśmy się więcej rozstawali - odparłam
niepewnie spoglądając na niego

- Nigdy - odpowiedział po cichu bez wahania, a następnie mnie pocałował

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

496

**Damon**

Nie mogłem na to patrzeć, nie gdy cierpiała właśnie ona. Nie czekając
na nic pocałowałem ją, a następnie przytuliłem do siebie. Jej płacz stawał
się coraz mocniejszy, jak gdyby dopiero teraz pozwoliła sobie na
odczuwanie wszystkiego nad czym starała się w jakiś sposób zapanować.
Mogliśmy się kłócić, walczyć ze sobą, ale prawda była taka, że brakowało
mi jej przez te wszystkie lata i dopiero teraz zdawałem sobie z tego sprawę
jak bardzo.

- Ciśśśś.. - rzuciłem głaszcząc jej włosy starając się w ten sposób jakoś
uspokoić

- Ja nie mogę być taka. Nigdy nie chciałam wyrządzić komuś krzywdę.
Nie mogę być wampirem Damon - popatrzyła na mnie swoimi
przerażonymi, załzawionymi błękitnymi oczami - i masz rację boję się -
powiedziała poddając się - potwornie się boję - usłyszałem jej cieniutki
głosik, który po chwili przeszedł w szept, a jej głowa spoczęła na moim
ramieniu

W tym momencie czułem się winny, że pozwoliłem jej na to wszystko
co zrobiła. Stefan miał rację nie kontrolowałem nigdy tego co wyczyniała
pozbawiona swoich emocji, ale kiedy ponownie się włączyła jej cierpienie
ją przytłaczało, a ja miałem wrażenie, że nawet nie mogę jej pomóc.

- Meredith spójrz na mnie. Musisz mi coś obiecać?! - spojrzałem w jej
zdezorientowane oczy -, że nigdy więcej mnie już nie okłamiesz,
cokolwiek będzie się działo oraz to, że wybijesz sobie z głowy ten durny
pomysł poświęcania się dla wszystkich, bo nie widzę siebie kochającego
kogokolwiek poza Tobą - rzuciłem spokojniej ścierając wierzchnią częścią
dłoni łzy z jej twarzy

- Obiecuję - odparła jednym słowem

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

497

- Nie wyglądasz zbyt dobrze. Kiedy ostatnio coś jadłaś? - patrzyłem
na nią mając wrażenie jakby jej skóra robiła się coraz jaśniejsza

- Co ja zrobiłam?! - powiedziała przerażona przypominając sobie jak
zabiła ekspedientkę w sklepie

Ponowne włączenie się Meredith niosło za sobą pewnie konsekwencje,
ponieważ nie akceptowała tego, że jest wampirem, a przynajmniej ta jej
lepsza strona, której wampiry zabrały wszystko co kochała.

- Nic czego powinnaś się wstydzić. Jesteś wampirem Meredith i musisz się
nauczyć nim być. Myślę, że jeszcze znajdziemy jakieś odpowiednie
rozwiązanie, ale na razie mam kilka torebek krwi w samochodzie -
pokiwałem głową szukając potwierdzenia, że rozumiem to co do niej
mówię

Chociaż nie miałem ochoty zostawiać jej samej nawet na minutę
w wampirzym tempie znalazłem się przy samochodzie wyjmując
z schowka dwie saszetki krwi. Nie zamykając jeszcze bocznych drzwi
miałem wrażenie jakbym odzyskał coś co utraciłem dawno temu
odczuwając przy tym wielką ulgę. Nie chcąc tracić czasu trzasnąłem
drzwiami, a następnie szybko wróciłem do domu.

Usiadłem obok dziewczyny na sofie podając jej jedną z torebek. Chwyciła
ją w swoje dłonie, po czym zaczęła pić. Faktycznie działało to cuda,
jej cera powoli odzyskiwała normalny kolor. Nie mogłem oderwać od niej
wzroku. Miałem wrażenie, że teraz wszystko się zmieni, a ja na nowo
odnalazłem swoje miejsce na Ziemi po tak długiej wędrówce.
Zastanawiałem się, dlaczego nie pojawił się tu mój świętobliwy brat razem
z Eleną, ale prawda była taka, że wiedzieli jak zależy mi na Meredith,
i że tylko dla niej byłem w stanie przekroczyć granice samego siebie.

- Jakby nie fakt, że wiem jaki jesteś naprawdę to chyba nikt, by mi nie
uwierzył, że naprawdę miły z ciebie facet - powiedziała odkładając puste
opakowanie na stół, a później się do mnie przytuliła kładąc swoją głową
na moim ramieniu bacznie mnie przy tym obserwując

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

498

- Musisz wiedzieć, że dużo się zmieniło. Nie jestem miły i nawet mi
to odpowiada - rzuciłem nawet na nią nie spoglądając jakbym żałował tego
co zrobiłem, ale prawda była taka, że nie żałowałem

Towarzyszył mi teraz jedynie strach, że kiedy to wreszcie do niej dotrze
to znowu ją stracę. Samolubnie nie bacząc na to jak bardzo byłem dla niej
nie odpowiedni zarówno w tym jak i w tamtym świecie, teraz również
nie potrafiłem z niej zrezygnować.

- Kłamiesz - odparła patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami,
w których kiedyś tak bardzo uwielbiałem się zatracać

- Nigdy nie tęskniłeś za tym, żeby było tak jak kiedyś? - zapytała

- To nie jest takie wspaniałe, kiedy pamiętasz tylko złe rzeczy -
odpowiedziałem patrząc na nią - ale za to uwielbiam sposób w jaki ty
wszystko pamiętasz - uśmiechnąłem się, a następnie przyciągnąłem ją
do siebie składając na jej ustach pocałunek

- To ma być jakaś zamaskowana próba pocieszania mnie? - zapytała
odwzajemniając uśmiech - Chciałabym, że zawsze tak było - powiedziała
smutno uciekając gdzieś myślami

- Zachowałaś go przez te wszystkie lata - zmieniłem temat podnosząc jej
dłoń na palcu, której miała pierścionek z lapis lazuli podarowany przeze
mnie

- Uratował mi kiedyś życie, a jakkolwiek na to patrząc to nawet po śmierci
okazał się bardzo ważny - zaśmiała się żartując z tego - Zawsze był czymś
więcej niż tylko zwykłym pierścionkiem z niebieskim kamieniem - odparła
z ukrytym smutkiem - Co? - zapytała dostrzegając, że się jej przyglądam

- Zasługujesz na to co najlepsze Meredith, ale to ja nie zasługuje na ciebie -
powiedziałem zakładając jej kosmyk za ucho, czując, że powinna być tego
świadoma

- Nie mam pojęcia co przyniesie przyszłość, ale wiem, że to odpowiedni
czas, aby wreszcie zacząć żyć, a ja nie chcę żyć w świecie, w którym
ciebie nie będzie - odparła wpatrzona we mnie - Kocham Cię Damon i nikt

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

499

i nic nigdy tego nie zmieni, chcę, żebyś o tym pamiętał. Zawsze będziesz
dla mnie liczył się tylko Ty - powiedziała, a następnie mnie pocałowała

- Nawet nie wiesz jaki jestem teraz szczęśliwy - odparłem trzymając ją
w swoich ramionach

**Meredith**

- Obawiam się tylko, że droga do tego szczęścia nie będzie taka prosta -
wstałam z kanapy i dopiero teraz zwróciłam uwagę, że już świta - Tatia
nie zaprzestanie dopóki nie połączy mocy - odparłam przykładając rękę
do czoła czując zmęczenie od natłoku myśli

- Myślę, że w tej kwestii mogę pomóc - usłyszałam czyjś głos,
a na następnie spojrzałam w stronę drzwi

- Elijah - nie mogłam uwierzyć własnym oczą, że widzę jednego
z Pierwotnych braci w progu domu Eleny

W tym czasie Damon w wampirzym tempie stanął przede mną odgradzając
mnie od naszego gościa. Do moich uszu doszło skrzypienie desek
w podłodze, a po chwili Stefan wraz z Eleną znaleźli się na parterze.
Dziewczyna wyglądała na zmęczoną jakby nawet przez chwilę
nie zmrużyła oka, ale wcale jej się nie dziwiłam w końcu jej życie również
było zagrożone w takim samym stopniu co moje.

- Elijah - powiedział Stefan z rezerwą

- Dość sporo czasu się nie widzieliśmy, ale sądzę, że szybko nadrobimy
pewne zaległości - odparł Pierwotny czekając, aż wreszcie będzie mógł
przekroczyć próg domu

- Wybacz, ale jakoś współpraca z tobą zawsze się dla kogoś źle kończy,
więc nie oczekiwałbym na zaproszenie - złośliwie dorzucił Damon

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

500

- Eleno - powiedziałam wpatrzona w Elijah, który zdawał mi się wzrokowo
przekazywać, że ma dla mnie jakieś informacje, a cała ta sytuacja gra
na naszą niekorzyść

Moja umowa z Eleną wymagała od niej pełnego zaufania mi w pewnych
sprawach. Obawiałam się tego, że dziewczyna może nie chcieć na to
przystać, ale przecież dała mi swoje słowo.

- Możesz wejść - odparła pozwalając wejść wampirowi do domu

- Co? Nie!- Damon obrócił się w jej stronę, a w tym czasie Pierwotny
zdążył przekroczyć próg domu

- Sądzę, że musimy porozmawiać - odparł Elijah spoglądając na mnie

Już chciałam ruszyć przed siebie, kiedy to Damon ruchem ręki zagrodził
mi przejście.

- Nie mam mowy nigdzie nie pójdziesz - powiedział nawet na mnie
nie patrząc mierząc w tym czasie wzrokiem Pierwotnego - Jakbyś nie
zauważył to twoja była dziewczyna zrobiła sobie tu niezły piknik, a nas
uczyniła swoim daniem głównym, więc wybacz mi moją nieufność, która
jest spowodowana tym, że twój głupi brat uwierzył jej na słowo! - wyrzucił
ze złością starszy Salvatore

- Tak już o tym słyszałem, ale możesz mieć pewność, że nic złego
Meredith się nie stanie. Nie mniej wolałabym, aby ta rozmowa z pewnych
względów pozostała pomiędzy nami - powiedział opanowanie Elijah

- Skąd mamy wiedzieć, że to prawda?, dlaczego miałoby tobie w ogóle
zależeć na pomocy nam skoro Tatia nie stanowi dla ciebie żadnego
zagrożenia? - odezwał się Stefan

- Jeżeli odzyska w pełni moc będzie zagrażać nie tylko wam, ale również
mi i mojej rodzinie, więc jej poczynania również dla mnie stanową pewien
problem - odpowiedział spokojnie Pierwotny

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zadał kolejne pytanie Stefan

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

501

- Naprawdę jesteście podejrzliwi, ale nie dziwie się wam, nie mniej pewne
sprawy wolałabym zostawić wyłącznie dla siebie - odezwał się Pierwotny
dobierając odpowiednie słowa, a następnie rozpiął guzik w marynarce
siadając na kanapie - Macie moje słowo, czy to nie może wam wystarczyć?
- popatrzył na Stefana i Damona

- Twoje słowo?, ostatnimi czasy raczej i to jest mało warte - odpowiedział
mu ostro Damon - Chcesz coś powiedzieć to mów, a jak nie to idź do
diabła! - dodał coraz bardziej zdenerwowany zaistniałą sytuacją

- Zdajesz sobie sprawę, że bez mojej pomocy nie macie żadnych szans.
Radziłbym przemyśleć moją propozycję, a nie proszę o nic jak tylko
o jedną rozmowę z Meredith na osobności - powiedział Elijah

W tym momencie w progu drzwi pojawiła się Katherine.

- Zatankowałam, a przy okazji trafiłam na gratis w postaci sprzedawcy
w ramach ciepłego posiłku - uśmiechnęła się do swoich wspomnień,
po czym położyła kluczyki samochodu na komodzie obok drzwi

- Elijah! - rzuciła przestraszona jakby sama na wiedziała czy ma zostać
czy uciec

- Witaj Katerino - Pierwotny wstał z kanapy podchodząc do wampirzycy -
dawno żeśmy się nie widzieli, ale możesz być spokojna, nie z Tobą chcę
rozmawiać, a przynajmniej nie w tej chwili - odparł spokojnie przenosząc
swój wzrok ponownie na mnie, a ja jedynie kiwnęłam posłusznie głową

Nie było czasu na zastanawianie się kto w tej chwili jest naszym wrogiem
oraz na to, czy faktycznie można ufać Elijah, czy Katherine. Wyszłam
przed Damona stając na wprost niego.

- Obiecałam, że niczego nie będę przed tobą ukrywać, ale musisz mi teraz
zaufać. Wrócę żywa obiecuję - zapewniłam go - ale sądzę, że Elijah
nie chce słuchać o tym co zrobiła Tatia z jego rodziną przy wszystkich -
Damon popatrzył na mnie choć miałam wrażenie, że sam bije się
z własnymi myślami w tej chwili

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

502

Ruszyłam przed siebie pozostawiając Damona, Elenę i Stefana w pokoju.
Przechodząc obok Pierwotnego i Katherine sięgnęłam po kluczyki
od samochodu leżące na komodzie, a następnie wyszłam przed dom.
Nie obracając się za siebie usiadłam na miejscu kierowcy, a zaraz obok
mnie na miejscu pasażera swoje miejsce zajął Elijah.

- Powiesz mi teraz co takiego Tatia zrobiła z moją rodziną? - zapytał chcąc
uzyskać ode mnie pewnych informacji

- Tak, ale nie tutaj - dodałam odpalając silnik auta - znam dobre miejsce
gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać

**Damon**

- Ałć to musiało boleć - spojrzałem na Katherine - To jedynie potwierdziło
fakt, że nikomu na tobie nie zależy. Nawet Elijah tobą gardzi -
powiedziałem z rozbawieniem widząc jej zdegustowaną minę

- Udajesz, że jesteś zabawny?, ale czy myślisz, że Meredith zdradzi
ci wszystko co powie jej Elijah tylko dlatego, że opowiedziałeś kilka
bajeczek o tym jak bardzo za nią tęskniłeś? - popatrzyła na mnie ciekawa
mojej reakcji, a na następnie ruszyła w kierunku barku nalewając
do kieliszka czerwonego wina

- W przeciwieństwie do tego co ty mówisz, to jej słowo się dla mnie liczy -
odparłem pewny swojej racji nie dając się wciągnąć wampirzycy w jej
głupie rozgrywki

W tym momencie zadzwoniła komórka mojego brata, który po chwili
nacisnął na przycisk z zieloną słuchawką.

- Tak, już ci ją daję - powiedział oddając telefon Elenie

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

503

- Jeremy? - rzuciła uradowana - Tak ze mną wszystko w porządku - dodała
siadając na kanapie

- Świetnie, za niedługo to całe Mystic Falls będzie wiedziało, że śmierć
Eleny to blew. Meredith myliła się tylko w jednym. Jedynymi osobami
jakie nie powinny wiedzieć o tym całym planie jesteście wy, a nie ja! -
rzuciłem wkurzony - z waszym wiecznym współczuciem dla wszystkich
niczego się nie załatwi - odparłem chwytając za kieliszek z whisky,
którego zawartość wypiłem jednym łykiem, a następnie wyszedłem
z domu w kierunku pomostu

Wpatrując się przed siebie starałem się zagłuszyć myśli w mojej głowie.
Cała sytuacja z Meredith wydawała mi się niemożliwa. Jedyną osobą jak
zawsze była nieszczęśliwa byłem ja, a wtedy wyłączałem emocje dając się
ponieść chwili zapomnienia mordując kogo popadnie, niestety teraz było
inaczej. Nie mogłem zapomnieć o tym, że Meredith ponownie pojawiła się
w moim życiu w jakiś sposób włączając część mojego człowieczeństwa
odpowiedzialnego za wszystkie wspomnienia z nią związane.

Przypominała mi, że czas spędzony z nią w moim życiu pozwalał mi
zapomnieć o problemach. Wyłącznie się i odrzucenie tych uczuć byłoby
największą głupotą jaką mógłbym popełnić, ale przez to nie mogłem
myśleć o niczym innym jak tylko o tym, czy faktycznie po swoim
powrocie Meredith powie mi wszystko. Jakkolwiek na to patrząc była
w końcu jedyną osobą jaka nigdy mnie nie oszukała. Obraz jej uśmiechu
i błękitnych oczu wpatrzonych tylko we mnie sprawił, że lekko
uśmiechnąłem się do swoich wspomnień nabierając pewności.

- Uśmiechasz się - powiedziała Elena stojąc obok mnie ma pomoście

Nawet tak na dobrą sprawę nie wiedziałem, kiedy przyszła.

- Nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego - odparłem głosem
pozbawionym emocji mając się na baczności

- Skąd możesz wiedzieć o czym teraz myślę? - zapytała podejrzliwie
zakładając ręce na piersiach podchodząc odrobinę bliżej mnie

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

504

- Bo widzę twój uśmiech - powiedziałem spokojnie -, w którym wietrzę
spisek - zmrużyłem oczy przyglądając się jej - Liczycie ze Stefanem,
że teraz kiedy Meredith wróciła to jakoś to na mnie wpłynie. Przestane być
zagrożeniem, a na końcu będziemy chodzić na wspólne randki?, ale nic
z tego - odparłem na końcu dając jej do zrozumienia, że może swoje plany
wyrzucić do kosza na śmieci

- Dlaczego za każdym razem traktujesz siebie jakbyś nie zasługiwał na nic
dobrego? - zapytała

- Bo tak jest, a pewne rzeczy się nie zmieniają - odpowiedziałem

- Nie prawda, po prostu sam nie wiesz co o tym wszystkim myśleć.
Z jednej strony nie chcesz zrezygnować ze sposobu w jaki żyjesz,
a z drugiej nie jesteś w stanie nawet myśleć o tym, że Meredith może
ponownie zniknąć z twojego życia i taka jest prawda Damon - powiedziała
pewnie spoglądając na mnie

- Nie przypominam sobie, abym prosił cię o komentarz. Kiedy zrobiłaś się
taka wtrącająca w nie swoje sprawy, czyżbyś miała mało na głowie? -
rzuciłem starając się jej dopiec - A nie zapomniałem ty po prostu taka
jesteś monotematyczno współczująca, ale nie potrzebuję tego, zapomnij
o tym - za wszelką cenę starałem się odesłać ją tam skąd przyszła

- Na tym właśnie polega twój problem. Ciągle to robisz, odrzucasz
wszystko co dobre - pokiwała przecząco głową - Spędziłeś ostatnie 145 lat
skupiając się na jednym celu chcąc wydostać Katherine z grobowca,
a teraz kiedy masz okazję na szczęście sam chcesz odpuścić?!. Boisz się
tego, że Meredith przypomina ci, że masz serce nawet jeśli już nie bije -
rzuciła odwracając się na pięcie, po czym ruszyła w stronę domu

- Jaką masz umowę z Meredith? - zawołałem za nią obracając się w jej
stronę

- Nie wiem o czym mówisz. Skąd w ogóle to pytanie? - Elena zatrzymała
się patrząc na mnie założyła kosmyk włosów za lewe ucho

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

505

- Kiedy pojawił się Elijah, nie miałaś nawet oporów, żeby go wpuścić,
bo taka była decyzja Meredith, co ona znowu kombinuje? - zapytałem
powoli podchodząc w jej kierunku

- Prawda jest taka, że jej ufam tak samo jak ty inaczej byś jej nie puścił -
odparła - Jest zagubiona, przerażona, ale przynajmniej zdaje sobie z tego
sprawę, nie jak co niektórzy - rzuciła ze złośliwością spoglądając na mnie,
a ja jedynie przewróciłem oczami

- Jesteś prawdziwym utrapieniem i to kolejna cecha, która was łączy.
Obydwie działacie mi tym na nerwy, a teraz chodź, bo mam już dość tych
psychologicznych zagrywek na dzisiaj - rzuciłem wkurzony wyprzedzając
dziewczynę kierując się w stronę domu, ale naglę zatrzymałem się bez
słowa przez co Elena prawie na mnie nie wpadła

- Jakbyś wiedziała coś więcej to byś mi powiedziała, prawda? - spojrzałem
w jej czekoladowe oczy stojąc przy niej naprawdę blisko

- Masz na to moje słowo - odparła bez mrugnięcia okiem

- Jasne, akurat w to wierzę - zmrużyłem oczy - Meredith jest znowu sobą,
a to oznacza, że bezpieczeństwo wszystkich stawia na pierwszym miejscu.
W takim razie muszę wyłamać się z jej cudownego planu - dodałem

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała podejrzliwie Elena

- Czas urządzić polowanie na bardzo starego wampira - odparłem bez
zająknięcia

**Meredith**

- Tutaj będziemy mogli spokojnie porozmawiać - powiedziałam
zatrzymując samochód na polanie, na którą kiedyś przyprowadził mnie

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

506

Klaus, a następnie wysiadłam ze swojej strony auta ruszając kilka kroków
przed siebie

Zielona polana tak jak wcześniej zachwycała swoim wyglądem. Dziko
rosnące kwiaty, szumiące drzewa poruszane przez delikatny letni wiatr
zdawały się żyć swoim własnym życiem.

- Dlaczego akurat tutaj? - zapytał Elijah dotykając swoją ręką kory
sąsiedniego drzewa, po czym przeniósł swój zaciekawiony wzrok na mnie

- Nie wiem - odparłam - Chyba dlatego, że jest to jedyne miejsce,
w którym choć przez chwile w moim wampirzym życiu mogłam poczuć,
że jestem wolna - powiedziałam zamyślona, ale po chwili wyrwałam się
z tego letargu spoglądając na Pierwotnego -, a może jest to po prostu
jedyne miejsce, które przyszło mi do głowy - dodałam

- O tym miejscu wiedziałem tylko Ja, Klaus i Tatia, a zważywszy na to,
że przyprowadził cię tu mój brat pokazuje jak wielkie miałaś dla niego
znaczenie. Niewiarygodne jest to w jak łatwy sposób potrafisz wpływać
na ludzi i nie tylko. Możesz się teraz bardzo nienawidzić za to co zrobiłaś
od czasu przemiany, ale to nie ma znaczenia, ponieważ nawet po tym
wszystkim twoje serce pozostaje czyste - powiedział, a następnie wskazał
dłonią przed siebie zmieniając temat - Niedaleko stąd setki wieków temu
znajdował się nasz rodzinny dom, ale to już naprawdę stare dzieje. Możesz
mi teraz powiedzieć co takiego zrobiła Tatia z moim rodzeństwem? -
zapytał spoglądając na mnie z opanowaniem oczekując na moją odpowiedź

- Tatia zasztyletowała Rebekah i Kola. Zamknęła ich w krypcie na
pobliskim cmentarzu. Naznaczyła wejście swoją własną krwią, do którego
ma dostęp tylko ona sama - powiedziałam przez co zwróciłam uwagę jak
kora, na której swoją dłoń trzymał Elijah zaczęła się kruszyć - Nie mogłam
nic zrobić. Niestety nie wiem gdzie jest Tatia ani co robi Klaus -
dorzuciłam bezradnie kiwając przecząco głową

- Znając mojego brata to za pewne szykuje jakiś plan zemsty, który
absorbuje go bardziej niż ratowanie własnej rodziny - odparł bezbarwnym
głosem Elijah odwracając się w moim kierunku

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

507

- Rozumiem, że twoje przybycie do Mystic Falls sprowadza się nie tylko
do ratowania rodziny, ale również i do mnie, a raczej do tego co może
mieć związek ze mną - powiedziałam spoglądając na Pierwotnego

- Jak bardzo zależy ci na tym, aby pozbyć się Tati? - zapytał, choć czułam,
że w jego pytaniu jest ukryte drugie dno

- Zagraża wszystkim na których mi zależy. Nie pozwolę, aby wyrządziła
im jakąś krzywdę - powiedziałam stanowczo chcąc dodać odpowiedniego
tonu swoim słowom, aby Elijah wiedział, że jestem w stanie zaryzykować
wszystkim co mam

- Pytam, bo z tego co widzę wydajesz się być szczęśliwa, to znaczna
różnica od naszego ostatniego spotkania, a to co ci za chwilę powiem może
pokrzyżować twoje plany - dodał jakby starał się dobrać odpowiednie
słowa do zaistniałej sytuacji spoglądając przy tym na mnie, ale nie byłam
w stanie nic więcej mu odpowiedzieć, więc dalej kontynuował swoją
wypowiedź - Po wyjeździe z Mystic Falls udałem się do małego
miasteczka zamieszkałego przez czarownice, które zdawały się posiadać
odpowiednie informację na temat Białej Mocy oraz połączenia więzów
krwi - streścił pokrótce - Czarownica musi połączyć krew, Eleny
i Kateriny, a kiedy ją wypijesz zaklęcie połączenia zwiąże ją również
z twoją krwią przez co twoje szanse z Tatią będę wynosiły po równe
pięćdziesiąt procent - dodał

- Dzięki temu odwrócę jej uwagę i uda mi się uratować Elenę i Katherine,
ale w jaki sposób będę mogła powstrzymać samą Tatię? - spojrzałam
na Pierwotnego czekając na dalszą część informacji

- Równowaga nie może zostać zachwiana. W tym momencie czarownica
musi dokonać drugiego połączenia twojego i Tati. Wasze serca będą biły
w tym samym rytmie, a krew krążąca w waszych żyłach będzie identyczna.
Niestety takie działanie może prowadzić do bardzo dramatycznego
zakończenia. Jeżeli w tym momencie Tatia zabije ciebie przeszywając
twoje serce srebrnym sztyletem odzyska w pełni moc, ale jeżeli ty
pierwsza tego dokonasz zabijając siebie wtedy zginiecie obie - powiedział,
a ja poczułam jakby w tej chwili został podpisany na mnie wyrok śmierci,

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

508

a moje życie ponownie zatoczyło pełny krąg - Zważywszy jednak na to,
że Tatia zamknęła moje rodzeństwo chcę pozostawić ją przy życiu,
a następnie zamknąć w starej krypcie, z której już nigdy nie wyjdzie -
kiedy dodał, że moja śmierć nie jest potrzebna przyniosło mi to ulgę

- Rozumiem i zgadzam się na wszystko, ale mam jedną prośbę - Pierwotny
spojrzał na mnie z zaciekawieniem - Nie chcę, aby nikt się o tym
dowiedział cokolwiek się zdarzy nikt nie może wiedzieć, że coś może mi
zagrażać - odparłam, a on jedynie kiwnął głową przystając na moją prośbę

- Możesz mieć problem z Damonem zważywszy, że obiecałaś mu
szczerość - dorzucił

- Uwierzy we wszystko co mu powiem - powiedziałam bezbarwnym
głosem wiedząc, że będę musiała go okłamać dla jego własnego dobra,
a tym samym złamać daną mu obietnicę - Musisz jednak wiedzieć,
że dałam Klausowi słowo, że z nim wyjadę z Mystic Falls, ale po
pojawieniu się Tati wszystko się zmieniło przez co jestem teraz ścigana
przez twojego brata, a to może stanowić pewien problem w naszym planie
- w jednym zdaniu streściłam wszystko co się aktualnie działo

Na moje słowa Pierwotny nawet nie zareagował, przez co zaczęłam mówić
dalej.

- Zawiadomię Elenie, żeby sprowadziła Bonnie - wyciągnęłam w tym
czasie swój telefon zmierzając w kierunku samochodu

- To bardzo szlachetne z twojej strony - powiedział Elijah, a ja obróciłam
się w jego stronę

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam niepewnie

- Że znowu to robisz, poświęcasz się dla ludzi, których kochasz.
Najwidoczniej w rodowodzie Petrovy znajdują się jeszcze osoby
stawiające odpowiednie ideały na pierwszym miejscu. Obydwie z Eleną
macie ten dar, a ja nigdy nie myliłem się co do tego - spojrzał na mnie

- Nigdy nie odbierałam tego jak daru. Będą człowiekiem po prostu dbałam
o ludzi oraz ich uczucia i kiedy cierpieli ja cierpiałam razem z nimi,

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

509

ale to nie jest dar Elijah to raczej przekleństwo - odpowiedziałam
ze smutkiem

- Jeśli byś w to wierzyła, to nie zaprowadziłoby cię to tu gdzie aktualnie
jesteś - powiedział pewny swoich racji - Wybacz, ale nie wracam z tobą
mam do załatwienia kilka spraw. Pojawię się, gdy przyjdzie odpowiednia
pora, masz na to moje słowo - kiwnął głową, a następnie spojrzał
w stronę polany kończąc w ten sposób naszą rozmowę

Niepewnie ruszyłam kilka kroków w stronę samochodu. Niestety było coś
co w dalszym ciągu nie dawało mi spokoju. Zatrzymałam się w pół kroku
i obróciłam w kierunku Pierwotnego.

- Mam jeszcze jedno pytanie, kiedy powiedziałam ci o pojawieniu się Tati
oraz jej zachowaniu dałeś wiary moim słowom. Kochałeś ją kiedyś
i nie zdziwiłabym się gdybyś postąpił inaczej, ale jednak uwierzyłeś mi,
dlaczego? - zadałam pytanie, na które chciałam poznać odpowiedź

- Zdziwiłbym się raczej jakbyś powiedziała, że Tatia oczekuje pokoju albo,
że wróciła, by ponownie tu zamieszkać. Wiele lat temu liczyłem,
że faktycznie nie zginęła podczas rytuału przeprowadzonego przez naszą
matkę, ale nigdy nie oczekiwałem na to, że czas pozwoli jej pozostać sobą.
Była kiedyś do ciebie bardzo podobna, ale my pomimo upływającego
czasu nie pozostajemy w miejscu. Usilnie staramy się wierzyć, że jesteśmy
tymi samymi ludźmi, którymi byliśmy kiedyś, często zaślepieni przez
własne wspomnienia, czy uczucia ukrywając bolesną prawdę, że nie ma
już powrotu do dawnego życia. To część naszej klątwy, wiecznie trwającej
egzystencji - spojrzał prosto w moje oczy, a ja kiwnęłam twierdząco głową

Odeszłam bez słowa wsiadając na miejsce kierowcy, po czym odpaliłam
silnik ruszając w drogę powrotną. Wyciągnęłam telefon z kieszeni
odnajdując numer Eleny w książce telefonicznej.

- Wiem już jak zatrzymać Tatię, ale będzie nam potrzebna Bonnie.
Obiecuje, że nic jej się nie stanie - powiedziałam uspokajając Elenę -
Co planuje zrobić? - zapytałam, kiedy dziewczyna opisała mi zaistniałą

background image

Ro

zd

zi

X

X

X

V

: Me

re

d

ith

P

ie

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a hi

sto

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

510

sytuację w domu - Postaram się być najszybciej jak tylko będę mogła -
dodałam rozłączając się

Obawiałam się tego, że tak to się może skończyć i w końcu Damon
postanowi przejąć całą inicjatywę. Nie wiedział niestety, że Tati nie da się
powstrzymać po przez przebicie jej serca drewnianym kołkiem. Moim
jedynym szczęściem było tylko to, że Damon czekał na Alarica, który miał
do niego dojechać z zapasem broni na wampiry. Niestety czas i tym razem
zaczynał działać na moją niekorzyść.

Jadąc przed siebie zjechałam na główną drogę przez, którą wiedziałam,
że będą musieli przejeżdżać Bonnie oraz Alaric. Miałam jedynie nadzieję,
że czarownica będzie przekraczać ten odcinek prędzej niż jej nauczyciel
historii. Po jakimś kilometrze zatrzymałam samochód w niewidocznym
miejscu nie chcąc się rzucać w oczy, a następnie wyłączyłam silnik.
Wysiadłam z auta siadając na masce. Prawda była taka, że nie chciałam
przystać na to co powiedział mi Elijah. Tatia musi zginąć, niezależnie
od wszelkich konsekwencji, a jedyna osobą, która mogła mi w tym pomóc
była właśnie czarownica Bennett.

Ciąg dalszy nastąpi…


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział VII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział III
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział II
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XVIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział IV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział V
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXI
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXIV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXVII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział IX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXVIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXI
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIX

więcej podobnych podstron