Korekt
a
Hanna
Lachowska
Jolanta
Kucharska
Projekt
graficznyokładkiMałgorzataCebo-Foniok
Zdjęcie
na
okładce©
Dennis
Hallinan/Archive
Photos/GettyImagesTytułoryginału
Fall
withMe
FALL
WITHME.Copyright©2014byJenniferL.
Armentrout.
Published
byarrangementwiththeAuthor.
All
rightsreserved.
For
thePolishedition
Copyright
©2015by
WydawnictwoAmberSp.zo.o.
ISBN
978-83-241-5464-7
Warszawa
2015.WydanieI
Wydawnictwo
AMBERSp.
zo.o.
02-952
Warszawa,ul.Wiertnicza63
tel.620
4013,6208162
Konwersja
dowydaniaelektronicznego
P.U.OPCJ
A
juras@evbox.p
l
Dla
czytelników.
Mam
nadzieję,żeWamsięspodoba!
Rozdział1
S
iedziałam
w
miękkim fotelu w słonecznej poczekalni
zaledwie od dziesięciu minut, kiedy w polu mojego
widzeniapojawiłysiępodniszczonebiałetenisówki.Przez
ten czas przyglądałam się drewnianej podłodze i
myślałam, że prywatna opieka medyczna musi być
opłacalna,skorowłaścicielistaćnaciemnedrewno,które
wyglądanadrogie.
Z
drugiejstronyrodziceCharliegoClarkanieżałowali
pieniędzy na stałą opiekę nad jedynym synem. Umieścili
go w najlepszym ośrodku w całej Filadelfii. Co roku
wydawali na to astronomiczne sumy, zdecydowanie
większe niż to, co ja byłam w stanie zarobić na
kelnerowaniu w barze U Mony i projektowaniu stron
internetowychnaboku.
Podejrzewałam, że miało
to
rekompensować jedyne
odwiedziny w roku, trwające na dodatek może ze
dwadzieściaminut.Napewnoniebyłamnajżyczliwszymi
najwyrozumialszym człowiekiem na świecie, bo za
każdym razem, kiedy o nich myślałam, ogarniała mnie
wściekłość.Podniosłamwzroknauśmiechprzyklejonydo
twarzy pielęgniarki. Zamrugałam raz, a potem drugi, ale
nie rozpoznałam miedzianych włosów ani jasnego
świeżegospojrzeniaoczuwkolorzeorzechalaskowego.
Musiałabyć
tu
nowa.
Spojrzała
na
czubek mojej głowy i patrzyła na niego
niecodłużej,niżwymagałprzelotnyrzutoka,aleuśmiech
pozostał na miejscu. Nie miałam jakichś strasznie
zwariowanych włosów. Co prawda kilka dni temu
zmieniłamczerwonepasemkanagłębokopurpurowe,alei
tak wszystko upchnęłam do związanego naprędce koka.
Wczoraj zamykałam bar, więc do domu dotarłam o
trzeciej nad ranem, a wstanie z łóżka i umycie zębów i
twarzy przed wyjazdem do miasta okazało się niemal
nadludzkimwyczynem.
–
Roxanne
Ark?–spytałapielęgniarka.Stanęłaprzede
mnąiklasnęławdłonie.
W
mózgu mi zazgrzytało na dźwięk mojego imienia w
pełnym brzmieniu. Moi rodzice byli dziwni. Coś mi się
zdaje, że w latach osiemdziesiątych mogli ostro ćpać.
Mnie nazwali na cześć piosenki Roxanne, a moich braci
GordoniThomas.TodwaztrzechimionStinga.
–
Tak
–przyznałamisięgnęłampotorbę.
Pielęgniarka
z
niewzruszonym uśmiechem ruszyła do
podwójnychzamkniętychdrzwi.
–
Siostry
Venter dzisiaj nie ma, ale przekazała mi, że
przychodzi pani w każdy piątek w południe, więc
przygotowaliśmyCharliego.
–
Ojej, wszystko
u niej dobrze? – zaniepokoiłam się.
PrzeztesześćlatodwiedzintutajsiostraVenterstałasię
bliskąznajomą.Wiedziałamnawet,żejejnajmłodszysyn
wreszcie się żeni w październiku, a za sprawą
środkowego dziecka miesiąc temu, w lipcu, została
babcią.
– Przeziębiła się,
chyba
z okazji końca lata. Chciała
dzisiaj przyjść, ale przekonałyśmy ją, żeby została w
domu i wykurowała się przez weekend. – Odsunęła się
trochę, gdy wstałam. – Wspominała, że lubi pani czytać
Charliemu.
Pokiwałamgłową
i
zacisnęłamdłońnatorbie.
Zatrzymała się
przy
drzwiach, odpięła od fartucha
plakietkę z imieniem i przesunęła nad czytnikiem.
Rozległosiępiknięcie,więcotworzyładrzwi.
– Miał
kilka
niezłych dni. Nie tak dobrych, jakbyśmy
sobie życzyli – mówiła dalej, idąc szerokim jasno
oświetlonym korytarzem o białych, pustych, całkiem
anonimowychścianach–aledzisiajobudziłsięwcześnie.
Moje
jaskrawozielone japonki klapały na płytkach, a
jej tenisówki były bezszelestne. Minęłyśmy korytarz,
który jak wiedziałam, prowadził do świetlicy. Charlie
nigdy nie lubił spędzać tam czasu, co było o tyle dziwne,
żezanim…przedwypadkiembyłduszątowarzystwa.
W
ogólemożnabyłoonimwielepowiedzieć.
Jego
pokójmieściłsięwinnymbloku.Oknawychodziły
na zieleń i basen terapeutyczny, którego nie lubił. Nigdy
sięniepasjonowałpływaniem,aleitakzakażdymrazem,
kiedy widziałam ten przeklęty basen, miałam ochotę w
coś przywalić. Sama nie wiem, o co mi chodziło. Może o
to, że większość z nas traktowała takie rzeczy, jak
możliwość samodzielnego pływania, jak coś oczywistego.
Albooto,żewodazawszekojarzyłamisięzwolnościąi
brakiem ograniczeń, a przyszłość Charliego została tak
dramatyczneograniczona.
Pielęgniarka zatrzymała się
przed
zamkniętymi
drzwiamidojegopokoju.
–
Wie
pani,corobić,kiedybędziepanichciaławyjść.
Wiedziałam.
Przy
wyjściu musiałam się odmeldować w
pokoju pielęgniarek. Podejrzewałam, że chciały się
upewnić, czy go nie wykradam. Kiwnęła wesoło w moim
kierunku, a potem odwróciła się na pięcie i ruszyła w
drogępowrotną.
Przez
chwilę wpatrywałam się w drzwi i oddychałam
powoli. Robiłam to przed każdym spotkaniem. To był
jedyny sposób, żeby pozbyć się przed wejściem
kłębowiska złych emocji: rozczarowania, wściekłości i
smutku.Niechciałam,żebytowidział.Czasemmisięnie
udawało,alezawszepróbowałam.
Otworzyłam
drzwi
dopiero, kiedy byłam pewna, że
mogę się uśmiechać, nie wyglądając przy tym jak
wariatka, ale jak za każdym razem od sześciu lat widok
Charliegobyłniczymuderzeniewgardło.
Siedział
w
fotelu przed ogromnym oknem sięgającym
odpodłogidosufitu.Wswoimfotelu.Miałratanowyfotel
z
okrągłym
siedziskiem,
obity
jaskrawobłękitnym
materiałem.Miałgoodszesnastegorokużycia.Dostałna
urodziny zaledwie kilka miesięcy przed tym, jak
wszystkosiędlaniegozmieniło.
Nie
spojrzałnamnie,kiedyweszłam.Nigdyniepatrzył.
Pokój był całkiem fajny, dość
spory, z
dużym łóżkiem
staranniezasłanymprzezjednązpielęgniarek,biurkiem,
któregojakwiedziałam,nigdynieużywał,itelewizorem,
którego nie widziałam włączonego ani razu przez sześć
lat.
Siedział
w
fotelu,wyglądałprzezoknoibyłtakichudy,
że prawie niewidzialny. Siostra Venter mówiła, że mają
problem z namówieniem go na trzy porządne posiłki
dziennie, ale kiedy spróbowali zmienić system na pięć
mniejszych,tonicniedało.Roktemubyłojużtakźle,że
karmili go sondą, a ja wciąż czułam smak strachu, że go
stracę.
Jasne
włosy miał świeżo umyte, ale nie ułożone. W
ogóle ktoś ostrzygł je znacznie krócej niż zwykle nosił.
Stawiałnaartystycznynieładiświetniemutowychodziło.
Dzisiaj miał na sobie białą koszulkę i szare bawełniane
dresy,alenieztychmodnych.Miałyściągaczwkostcei
wiedziałam,Boże,wiedziałam,żekiedyśwpadłbywszał,
gdybysiędowiedział,żebędziemiałcośtakiegonasobie.
Miałgust,styl,wszystko.
Podeszłam
do
drugiego fotela, takiego samego. Sama
gokupiłamtrzylatatemu.Odchrząknęłam.
–Cześć.
Nie
spojrzałnamnie.
Nie
żebym się tego spodziewała. To znaczy jasne, jak
zwykle czułam, że „to niesprawiedliwe”, ale nie był to
żadenszokującyregres,bonigdynamnieniepatrzył.
Jeszcze
razgłębokowciągnęłampowietrze.
–
Dzisiaj
jestkoszmarniegorąco,więcnienabijajsięz
moich spodenek. – Kiedyś kazałby mi się przebrać, żeby
nawet nie przyszło mi do głowy pokazanie się w czymś
takimpublicznie.–Wtelewizjimówili,żewweekendma
paśćrekordgorąca.
Powoli
zamrugał.
– Mają też być
straszne
burze. – Złączyłam dłonie i
modliłamsię,żebynamniepopatrzył.Czasemniepatrzył.
Teraz nie patrzył już od trzech wizyt i to mnie
przerażało, bo kiedy ostatnio minęło tyle czasu bez
kontaktu wzrokowego i zwracania na mnie uwagi, dostał
potemstrasznegoataku.Pewnietedwiesprawyniemiały
ze sobą nic wspólnego, ale mimo wszystko czułam, że
mnie ściska w żołądku. Zwłaszcza odkąd siostra Venter
wyjaśniła mi, że takie ataki są dość częste w przypadku
pacjentówpouraziegłowy.
–Pamiętasz,że
bardzo
lubięburze,nonie?
Cisza.
–
No, chyba
że miałyby się zmienić w tornado –
brnęłam.–AlejesteśmywFiladelfii,więczagrożeniejest
niewielkie.
Kolejne
powolne mrugnięcie, które zauważyłam, choć
siedziałbokiemdomnie.
–
Aha!A
jutrowieczoremzamykamyMonędlagości–
paplałam dalej, a jednocześnie się zastanawiałam, czy
przypadkiem mu już o tym nie mówiłam. Zresztą to
przecież nie miało znaczenia. – Będzie impreza
zamknięta.–Zamilkłam,żebyzaczerpnąćtchu.
Charlie
wciążpatrzyłprzedsiebie.
– Myślę, że spodobałoby
ci
się U Mony. Jest trochę
obskurnie, ale w taki fajny sposób. No ale już ci to
przecież mówiłam. Nie wiem, chciałabym… – zaczęłam,
ale zasznurowałam usta, gdy uniósł ramiona w głębokim
ciężkim westchnieniu. – Chciałabym wielu rzeczy –
dokończyłamszeptem.
Zaczął się kołysać. Wydawało
mi
się, że robi to
nieświadomie. Ten łagodny ruch kojarzył mi się z
oceanem, powolnym przesuwaniem się to w przód, to w
tyłnafalach.
Przez
chwilętłumiłamodruchwywrzeszczeniacałejtej
frustracji,którawemniebuzowała.KiedyśCharliemunie
zamykałasiębuzia.Nauczycielewpodstawówcenazywali
go Wielkie Usta, a on się z tego śmiał. Boże, śmiał się
najcudowniej,szczerzeizaraźliwie.
Ale
nieśmiałsięjużodlat.
Zamknęłamoczy,żebypowstrzymaćfalęgorącychłez.
Miałam ochotę rzucić się
na
podłogę i wierzgać. To
wszystko było niesprawiedliwe. Charlie powinien móc
chodzić. Skończyłby już college i poznał jakiegoś
seksownegogościa,którybygopokochał.Chodzilibyśmy
napodwójnerandki,znimizfacetem,któregojabymze
sobą przywlekła. Powinien realizować zamierzenia i być
już autorem pierwszej powieści. Bylibyśmy tacy, jak
zawsze.Najlepsiprzyjaciele.Nierozłączni.Przychodziłby
do mnie do baru, a gdyby było trzeba, kazałby mi wziąć
dupęwtrokiisobieradzić.
Powinien
żyć. Bo ten stan, w którym był teraz,
jakkolwiekgonazwać,nieprzypominałżycia.
Jedna
pieprzona noc, kilka głupich słów i kamień. To
wystarczyło,żebywszystkozniszczyć.
Otworzyłam
oczy
z nadzieją, że będzie na mnie
patrzył,aleniepatrzył,ajaniemogłamzrobićnicwięcej,
jak tylko dalej to ciągnąć. Wyjęłam z torby złożoną
kartkęzakwarelą.
–
To
dla ciebie – zachrypiałam, ale mówiłam dalej. –
Pamiętasz, jak mieliśmy piętnaście lat i moi rodzice
zabrali nas do Gettysburga? Strasznie ci się podobało
Devil’sDen,więcnamalowałamcije.
Rozłożyłam kartkę
i
trzymałam mu przed twarzą,
chociaż nie patrzył. W zeszłym tygodniu kilka godzin
zajęło mi namalowanie skał piaskowca i trawiastej łąki
tak, żeby głazy i rozrzucone kamienie miały odpowiedni
odcień.
Światłocień
był
najtrudniejszy
z
tego
wszystkiego,bomalowałamakwarelami,alewydawałomi
się,żeogólniewyszłocałkiemspoko.
Wstałam
i
podeszłam do ściany naprzeciwko łóżka.
Wyjęłam z biurka pinezkę i przypięłam obrazek wśród
innych. Co tydzień przynosiłam jeden. W sumie trzysta
dwanaścieobrazków.
Rozejrzałam się
po
ścianach. Najbardziej lubiłam
portrety, mnie i Charliego razem, jak byliśmy młodsi.
Miejsce na ścianach zaczynało się kończyć. Niedługo
będę musiała przejść na sufit. Wszystkie rysunki
dotyczyły przeszłości. Nic na temat teraźniejszości czy
przyszłości.Poprostuścianawspomnień.
Wróciłam
do
fotelaiwyjęłamztorbyksiążkę.Księżyc
w
nowiu. Widzieliśmy
razem
pierwszy film. Prawie
poszliśmy na drugi. Otworzyłam ją w miejscu, gdzie
ostatnio przerwałam lekturę, i pomyślałam, że Charlie
byłby w drużynie Jacoba. Na pewno nie dałby się
wampirom. Chociaż czytałam mu to już po raz czwarty,
wydawałomisię,żemusiępodoba.
A
przynajmniejtaksobiewmawiałam.
W
ciągugodziny,którątuspędziłam,anirazunamnie
nie spojrzał. Zaczęłam się pakować, a serce miałam tak
ciężkie jak tamten kamień, który wszystko zmienił.
Pochyliłamsięnadnim.
–
Charlie, popatrz
na mnie. – Zaczekałam chwilę i
ścisnęłomniewgardle.–Proszę.
A
Charlie… Tylko mrugał i dalej się kołysał. Do tyłu i
do przodu. Nic więcej, a na jakąkolwiek reakcję
czekałamprzezpięćminut.Aleniebyłoreakcji.Zełzami
w oczach pocałowałam jego chłodny policzek i się
wyprostowałam.
–
No
todozobaczeniawprzyszłypiątek,dobra?
Udawałam,żepowiedział,że
dobra.Tylko
dziękitemu
byłam w stanie opuścić pokój i zamknąć za sobą drzwi.
Wymeldowałam się u pielęgniarek, a potem wyszłam na
oślepiający
upał.
Wygrzebałam
z
torby
okulary
przeciwsłoneczne.
Skwar
dobrze
robił
mojej
przemarzniętej skórze, ale nie rozgrzewał wnętrza.
Zawsze tak było po wizycie u Charliego. Dopiero jak
zaczniesięmojazmianawbarze,damradęotrząsnąćsię
ztegochłodu.
Zaklęłam
i
ruszyłam na tył parkingu, gdzie zostawiłam
auto.
Widziałam
skwar
falujący nad rozgrzanym asfaltem i
od razu zaczęłam sobie wyobrażać, jakie kolory
musiałabymzmieszać,żebyprzenieśćtonapłótno.Potem
zobaczyłammojegostaregodobregovolkswagenajettęi
myślioakwarelachwyleciałymizgłowy.Ścisnęłomniew
żołądku i prawie się potknęłam o własne nogi. Obok
mojegosamochodustałprawienowypikap.
Znałamgo.
Nawet
raznimjechałam.
Jezu.
Nie
byłam w stanie przestawiać stóp i w końcu
stanęłamjakwrośniętawziemię.
Moje
przekleństwo, był tu. Co ciekawe, jednocześnie
odgrywał główną rolę w moich fantazjach, także tych
niecenzuralnych.Zwłaszczawnich…
Był
tu
Reece Anders, a ja nie wiedziałam, czy
przykopięmuwjaja,czygopocałuję.
Rozdział2
D
rzwi
postroniekierowcyotworzyłysiębezszelestnie,a
moje nielojalne zdradzieckie serce stanęło na moment,
gdywysunęłasięzzanichdługanogaobutawjaponkęze
skórzanym paskiem. Dlaczego miałam taką słabość do
facetów, którzy mieli wystarczające jaja, żeby nosić
japonki?! Naprawdę, uważałam, że to absolutnie
seksowne, szczególnie do spranych dżinsów. Do nogi
dołączyła druga, a zaraz potem drzwi na sekundę
zasłoniłytors.Potemzostałyzamknięte,ajazobaczyłam
koszulkę z logo Metalliki, która niespecjalnie dobrze
sobie radziła z maskowaniem wyrzeźbionego i obłędnie
smakowitegosześciopakanabrzuchu.Wręczprzeciwnie,
doskonale z nim współpracowała, podkreślając każdy
mięsień. To samo robiła z bicepsami, które wyjątkowo
mnieotumaniały.
No
iproszę.Pokonanaprzezpodkoszulek.
Przesunęłam
wzrokiem
po szerokich ramionach, które
mogłyby udźwignąć ciężar całego świata. A może nawet
go dźwigały? – i spojrzałam mu w twarz. Ukrywał ją za
cholernieseksownymiciemnymiokularami.
Boże,
w
codziennych ciuchach Reece wyglądał
niesamowicie,alemajtkispadały,nawetgdymiałnasobie
mundur. Ale kiedy był nagi, można było naprawdę
przeżyćorgazmwizualny.
A
ja widziałam go nago. No dobra, w pewnym sensie.
No nie, widziałam jego klejnoty i były to naprawdę
klejnotywnajlepszymgatunku.
Był
klasycznym
przystojniakiem. Takim, na widok
którego palce aż mnie świerzbiły, żeby go naszkicować:
wyraźne kości policzkowe, pełne usta i linia szczęki tak
ostra,żeprzysięgam,możnabyniąkroićtort.Adotego
był policjantem, więc służył i chronił i było w tym coś
totalnieseksownego.
Niestety, poza
tym wszystkim go nienawidziłam.
Absolutnie i nieodwołalnie. W każdym razie przez
większość czasu. Albo czasami. A na pewno zawsze
wtedy, kiedy widziałam jego doskonałość i zaczynałam
miećnaniegoochotę.Otak,wtakichchwilachnaprawdę
gonienawidziłam.
Moje
dziewczyńskieczęściciaławłaśniezaczynałysię
rozkręcać, co oznaczało, że w tej chwili go nienawidzę.
Zacisnęłam w ręce paski torby i wyrzuciłam na bok
biodro, bo widziałam, że tak robi Katie (taka moja
dziwaczna koleżanka) tuż przed werbalnym daniem
komuśwpysk.
–
Co
tyturobisz?–spytałam,apotemsięzatrzęsłam.
Było co prawda milion stopni, ale nie rozmawiałam z
Reece’em od ponad jedenastu miesięcy. No, nie licząc
słów „wal się”, bo to wyartykułowałam przez ten czas
pewniezeczterystarazy,alenieważne.
Nad
okularami pojawiły się ciemne brwi. Po chwili
zaczął się śmiać, jakbym powiedziała coś szalenie
zabawnego.
–
A
gdybyśtaknajpierwsięprzywitała?
Ach, gdyby
tylko kompletnie mnie tym nie zaskoczył,
bluzgi sfrunęłyby z moich ust niczym stada ptaków
migrujących na południe. Moje pytanie było absolutnie
uzasadnione. O ile wiedziałam, w ciągu tych sześciu lat,
kiedyodwiedzałamCharliego,Reecenieprzyszedłtuani
razu, ale poczułam się trochę winna, bo mama wpoiła mi
lepszemaniery.Zmusiłamsiędo„cześć”.
Zasznurował
usta
inicniepowiedział.
Zmrużyłam
ukryte
zaokularamioczy.
–Dzień
dobry,oficerze
Anders?
Po
chwiliprzekrzywiłgłowę.
–Roxy,przecież
nie
jestemnasłużbie.
Boże,
jak
on wymawiał moje imię… Roxy. Owijał się
językiem wokół „R”… Nie wiem, jakim cudem, ale
kompletnie rozmiękczył te części mnie, które wcale nie
wymagałyrozmiękczania.
Nadal
nic nie mówił, a ja miałam ochotę walnąć się w
dziewczyńskie części, bo to w końcu one mnie do tego
zmusiły.
–Cześć…
Reece
–wystękałam.
Uniósł kąciki
ust
w uśmiechu, który mówił, że jest ze
mniedumny.Isłusznie!To,żewypowiedziałamjegoimię,
było naprawdę wielkim osiągnięciem, i gdybym miała dla
niego ciasteczko w nagrodę, jak dla psa, musiałabym mu
jerzucićwtwarz.
–
Strasznie
było?
–
Tak, strasznie
– odparłam. – Część mojej duszy
zostałastraconanazawsze.
Roześmiał się
na
cały głos. Kompletnie się tego nie
spodziewałam.
–
Twoja
dusza jest pełna tęczy i merdających
szczenięcychogonków,skarbie.
Parsknęłam.
–
Moja
dusza jest głęboka, czarna i pełna różnych
nieskończenienieważnychspraw.
– Nieważnych
spraw?
– powtórzył i jeszcze raz się
roześmiał, a potem przeczesał palcami ciemnobrązowe
włosy.Byłykrótkoprzystrzyżonenabokach,alenagórze
troszkę dłuższe niż nosiła większość policjantów. –
Nawet, jeśli to prawda, to nie zawsze tak było. –
Swobodny i, trzeba przyznać, zniewalający uśmiech,
spłynąłmuzust,któretworzyłyterazlinięprostą.–Tak,
niezawszetakbyło.
Oddech
utkwił mi w gardle. Znaliśmy się z Reece’em
od dawna. Jak zaczynałam liceum, on był już wyżej i
ucieleśniał wszystko, na punkcie czego może zwariować
dziewczyna, więc się w nim zabujałam. Bardzo.
Rysowałam serduszka z jego imieniem. To były moje
pierwsze i najnędzniejsze rysunki. Bazgroły pokrywały
całezeszyty.Dotegoczciłamkażdyuśmiechskierowany
do mnie i każde spojrzenie w moim kierunku. Byłam
jeszcze szczeniarą i nie obracaliśmy się w tych samych
kręgach,alezawszebyłdlamniemiły.
Pewnie
dlatego, że razem z rodzicami i starszym
bratemwprowadziłsiędodomuobok.
Nieważne,
w
każdym razie zawsze był miły dla mnie i
dla Charliego, a kiedy wstąpił do marines i wyjechał,
byłamabsolutniezdruzgotanaimiałamzłamaneserce,bo
zdążyłam już sobie wmówić, że weźmiemy ślub i
zasiedlimy świat naszymi dziećmi. Ciężkie były te lata
bez niego. Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy mama
zadzwoniła i powiedziała, że został ranny. Serce mi
stanęło i musiało minąć dużo czasu, żebym pozbyła się
panicznego strachu, który mnie nie opuszczał nawet,
kiedy już była pewność, że będzie dobrze. Jak w końcu
wrócił, byłam już w takim wieku, że nie groziło mu
więzienie za kontakty z nieletnią i wtedy naprawdę się
zaprzyjaźniliśmy.
Staliśmy
się
dobrymi
bliskimi
przyjaciółmi.Byłamprzynimwnajgorszychchwilach.W
czasietychkoszmarnychnocy,kiedyupijałsiętak,żenie
było z nim kontaktu albo robił się humorzasty jak
zamknięty w klatce lew, gotowy odgryźć rękę każdemu,
ktosiędoniegozbliży.Każdemu,tylkoniemnie.Apotem
jednanocizadużowhiskyzepsuływszystko.
Podkochiwałam się
w
nim przez wiele lat, cały czas
wierząc,żejestniedozdobycia.Abezwzględunato,co
się między nami wydarzyło tamtej nocy, wiedziałam, że
nigdyniebędziemój.
Wściekłamsię,że
moje
myślizawędrowałyażtamiw
ostatniej chwili powstrzymałam się od przywalenia mu
torbą.
–
Dlaczego
na litość boską rozmawiamy o mojej
duszy?!
Uniósł
lekko
umięśnioneramię.
–
Sama
zaczęłaś.
Już otwierałam usta, żeby zaprotestować,
kiedy
uświadomiłam sobie, że ma rację. I to było dziwne.
Poczułamnaczolewarstewkępotu.
–
Co
turobisz?
Wystarczyły
dwa
jego długonożne kroki, żeby
zniwelować dystans między nami. Wbiłam palce stóp w
podeszwyklapek,żebyniezerwaćsiędoucieczki.Reece
był wysoki, miał prawie metr dziewięćdziesiąt, a ja
należałam do gatunku „metr pięćdziesiąt w kapeluszu”.
Jegorozmiarymnieonieśmielały,aleiodrobinkękręciły.
–
Chodzi
oHenry’egoWilliamsa.
W
ułamku sekundy zapomniałam o całej naszej
pokręconej przeszłości i mojej rozbłyskującej duszy.
Spojrzałamnaniego.
–Żeco?
–Starałsię
o
przedterminowezwolnienie.
Pot
okrywającymojąskóręzlodowaciał.
– Tak, wiem. Śledziłam
jego
prośby o zwolnienie
warunkowe.
–
Wiem
– przyznał cicho, ale stanowczo, a wtedy mój
żołądek wyrżnął w ziemię. – Ale nie poszłaś na ostatnią
rozprawę,awtedyzostałzwolniony.
To
nie było pytanie, tylko stwierdzenie, ale mimo to
pokręciłam głową. Poszłam na wcześniejszą, ale nie
mogłam nawet patrzeć na Henry’ego Williamsa. Z tego,
co tam słyszałam, wywnioskowałam, że są duże szanse,
że następnym razem faktycznie go zwolnią i proszę
bardzo, zwolnili go. Mówiło się, że w więzieniu Henry
odnalazłBogaczycoś.Dobrzedlaniego.
Ale
toniezmienitego,cozrobił.
Reece
zdjął okulary i spojrzał niesamowitymi
niebieskimioczami.
–Byłem
na
tymprzesłuchaniu.
Tak
mnie zaskoczył, że aż się cofnęłam. Otworzyłam
usta, ale nie zdołałam nic powiedzieć. Nie przeszłoby mi
nawet przez myśl, że to zrobi. Nie wiedziałam, dlaczego
sięzdecydował.
Nie
odrywałodemniewzroku.
–Wniósło…
–
Nie
– prawie krzyknęłam. – Wiem, czego chciał.
Słyszałam,jakiemaplanypowyjściuzwięzienia,alenie.
Milionrazynie.Nie!Sądniemożemudaćnatozgody.
Twarz
Reece’a złagodniała, a w jego oczach
zobaczyłamcośpodobnegodowspółczucia.
–
Wiem,ale
tyzatowiesz,żeniemasznatakierzeczy
wpływu. – Po chwili milczenia dodał: – On chce jakoś
zadośćuczynić.
Zacisnęłamwolnąrękę
w
pięść,abezsilnośćwzbierała
wemniejakrójrozwścieczonychpszczół.
–
Za
to,cozrobił,niedasięzadośćuczynić.
–
Ja
sięztobązgadzam.
Trochę
mi
zajęło zrozumienie, co chce powiedzieć, a
wtedypoczułam,żeziemiausuwamisięspodstóp.
–
Nie
– szepnęłam i ścisnął mi się żołądek. – Proszę,
powiedz,żerodziceCharliegosięniezgodzili.Błagam.
Zadrżał
mu
mięsieńwszczęce.
– Chciałbym
ci
tak powiedzieć, ale nie mogę. Zgodzili
się,dzisiajrano.Dowiedziałemsięodjegokuratora.
W
piersi wzbierał mi płacz i odwróciłam się, żeby nie
widział. Nie mogłam uwierzyć. Mój mózg nie mógł sobie
poradzić z przetworzeniem informacji, że rodzice
Charliego dali temu… potworowi zgodę na odwiedziny.
Jakietobezduszne,okrutneipoprostuzłe!Charliebyłw
takim stanie przez tego homofobicznego dupka. W
żołądku ściskało mnie coraz bardziej i zaczynałam się
niepokoić,żezarazzwymiotuję.
Reece
położyłmirękęnaramieniuiażpodskoczyłam,
ale nie cofnął się, a ciężar tej dłoni działał jakoś…
uspokajająco.Małaczęśćmniebyłamuzatowdzięcznai
zaczęło mi się przypominać, jak to kiedyś było między
nami.
–Pomyślałem,żepowinnaś
o
tymwiedzieć,żebyniccię
niezaskoczyło.
Zamknęłam
oczy
i podziękowałam mu schrypniętym
głosem.
Minęła
kolejna
chwila,aonwciążniezabierałręki.
–
To
niewszystko.Onchceporozmawiaćteżztobą.
Moje
ciało samowolnie wierzgnęło i usunęło się poza
zasięgjegodotyku.Stanęłamtwarządoniego.
–
Nie.Nie
chcęgowidzieć.–Wjednejchwiliwróciłdo
mnie tamten wieczór, a ja zaczęłam się cofać, aż
wpadłam na swój samochód. Zaczęło się spokojnie, od
żartów.Wyśmiewania.Apotemwjednejchwiliwszystko
się zapętliło. I skończyło się tak strasznie. – Nie ma
mowy.
–
Nie
musisz. – Podszedł do mnie, ale szybko opuścił
rękę. – Ale musiałaś wiedzieć. Powiem jego kuratorowi,
żebygotrzymałzdalekaodciebie.Bopożałuje.
Ostatnie
słowa wypowiedział bardzo cicho, ale w jego
głębokim głosie czaiła się groźba. Serce zaczęło mi bić
mocniej i poczułam, że muszę się znaleźć jak najdalej
stąd i w samotności się nad tym wszystkim zastanowić.
Przesuwałamsięwzdłużsamochodu,atorbęprzycisnęłam
dopiersijaktarczę.
–Muszęiść.
–Roxy!–zawołał.
Dotarłam już
do
drzwi kierowcy, ale Reece chyba był
ninją, bo nagle znalazł się znów przede mną. Nie włożył
jeszczeokularów,więcwpatrywałsięwemnieoczamiw
kolorzeniezmąconegoczystegobłękitu.
Położył
mi
ręce na ramionach i poczułam, jakbym
wsadziła palec do gniazdka elektrycznego. Chociaż
dostarczyłmitakich,anieinnychwieści,każdąkomórką
ciała odczuwałam dotyk jego dłoni. Nie wiedziałam, czy
on też to czuje, ale lekko podkulił palce, żeby mnie
zatrzymaćwmiejscu.
–
To,co
spotkałoCharliego–zacząłniskimgłosem–to
nietwojawina.
Wyrwałam
mu
się ze ściśniętym żołądkiem, a on mnie
nie zatrzymywał. Wyminęłam go i otworzyłam drzwi, a
potem rzuciłam się za kierownicę. Patrzyłam na niego
przez przednią szybę, a pierś szybko wznosiła mi się i
opadała.
Stał
tak
jeszczeprzezkilkasekundijużmyślałam,że
wsiądzie ze mną, ale pokręcił głową i włożył okulary.
Patrzyłam, jak się odwraca i idzie do pikapa. Dopiero
wtedysięodezwałam.
–
Co
za masakra… – Drżącymi rękami złapałam
kierownicę. Już sama nie wiedziałam, co było z tego
wszystkiego najgorsze. To, że Charlie znów mnie nie
zauważył, że Henry dostał zgodę na spotkanie czy że
wcaleniebyłampewna,czyReecemarację.
A
jeślito,cosięstałozCharliem,tojednakmojawina?
Rozdział3
Ż
ałowałam,że
nie
pijęwpracy,bopotakimdniuchętnie
bym się trochę znieczuliła. Obstawiałam jednak, że
właścicielbaruniebędzieszczęśliwy,kiedyzastaniemnie
leżącąnazapleczu.
Jackson
James znany był powszechnie jako Jax, co
brzmiało, jakby właśnie zeskoczył z okładki „Bravo”.
Doprowadził do porządku bar U Mony własnymi rękami,
uporem i determinacją. Wcześniej to była speluna,
miejsce spotkań ćpunów i dilerów, ale te czasy się
skończyły.
Obejmował
właśnie
swoją
dziewczynę,
Callę.
Zareagowała
tak
naturalnie. Wtuliła się w niego. Stali
niedaleko podniszczonych stołów do bilardu i uśmiechali
siędodrugiejpary.
Cholera,wszędziepary.Wyglądało,
jakby
UMonybył
dziś wieczorek par, tylko ktoś zapomniał mi o tym
powiedzieć.
Przy
jednymzestolikówsiedzieliCameronHamiltoni
jego narzeczona, Avery Morgansten. Przed nim stało
piwo,aprzedniąjakiśnapójgazowany.Jakzwyklebyli
po prostu rozkoszni. Avery miała te niesamowite,
zjawiskowe rude włosy, a do tego piegi, więc wyglądała
jak żywa reklama neutrogeny, a Cam był po
amerykańskuoszałamiający.
Przyjechali
teżJaseWinsteadimłodszasiostraCama,
Teresa, z którymi właśnie rozmawiali Jax i Calla. Ci
dwoje robili porażające wrażenie. Wyglądali, jakby do
MonyprzyszliBradiAngelina.ByliteżBritiOllie,blond
petardy. Ollie tłumaczył właśnie jednemu z facetów
grającychwbilard,żew2015rokubędąpięćdziesiątdwa
piątki czy coś równie dziwacznego. Ostatnio jak z nim
gadałam, opowiadał mi o biznesie, który zamierza
rozkręcić.Chciałsprzedawaćsmyczedlażółwi.Wow.
Włożyłam okulary, które
powinnam
nosić cały czas, i
znów spojrzałam na Callę i Jaxa. Sięgnęłam po butelkę
jacka i uśmiechnęłam się szeroko. Mało było tak
niesamowitych widoków jak dwie osoby, które bardzo
zasługują na miłość i które się w sobie zakochują. Kiedy
Calla zadarła głowę, a Jax ją pocałował w usta, moje
małegłupieserduszkoażsięrozpłynęło.
Dzisiejszy
wieczórbyłdlanich.Nodobrze,dlaniej.W
poniedziałekwracaładoShepherd,więcJaxzamknąłbar
i wydał małe pożegnalne przyjęcie. To, o którym
opowiadałamCharliemu.
Nalałam
jacka
z colą Melvinowi, który był naszym
najstarszym klientem i w zasadzie miał tu własny stolik.
Uśmiechnęłamsięszeroko,kiedydomniemrugnąłizłapał
szklankę.
–Miłośćażsię
przelewa
–przekrzyczałstarąrockową
piosenkęiwskazałbrodąwkierunkuCalliiJaxa.–Taka
niebylejaka.
Tak,wyglądało,
jakby
miłość wręcz się wyrzygała nad
całymbarem.NawetDennis,którypracowałzReece’emi
jegobratem,przyprowadziłżonę.Siedzieliisięprzytulali.
Melvin miał rację, a mnie było z tego powodu trochę
smutno,bowiedziałam,żewieczorempołożęsiędołóżka
sama.
Dobra,trudno.
–
Nie
da się ukryć. – Odstawiłam butelkę na półkę i
nachyliłamsięnadbarem.–Chceszdotegoskrzydełka?
–
Nie, dzisiaj
zostanę przy konkretach. – Podniósł
szklankęiuniósłbrew.–Cieszęsięzewzględunanich–
stwierdził,kiedysięjużnapił.–Tadziewczynaniemiała
łatwegożycia.Jaxsięniązajmie.
Już miałam powiedzieć, że
Calla
nie potrzebuje Jaxa,
żeby się nią zajmował, bo świetnie sobie poradzi sama,
ale rozumiałam, co chciał powiedzieć w ten staroświecki
sposób. Wystarczyło na nią spojrzeć, żeby wiedzieć, że
spotkało ją coś złego. Naprawdę złego. Miała na lewym
policzku bliznę, której już nie ukrywała tak desperacko
jak na początku, a wyznała mi kiedyś, co pożar zrobił z
resztąjejciała.Byławtedymałaiwefekciestraciłacałą
rodzinę. Jej bracia zginęli, mama się stoczyła, a ojciec
tegowszystkonieuniósłiodszedł.
Tak
jak mówiłam, niesamowicie się patrzy, jak
odnajdująsiędwieosobyzasługującenamiłość.
Akurat
poprawiałamokulary,kiedyMelvinodwróciłdo
mniesiwypoliczek.
–
A
coztobą,pannoRoxy?
Rozejrzałamsię
po
pustymbarzeizmarszczyłambrwi.
–
Jak
to?
Wyszczerzyłzęby.
–
Kiedy
tysiępokażeszwmęskichobjęciach?
Nie
mogłamsiępowstrzymaćiparsknęłam.
–Nieprędko.
–
Tak
każdy mówi, zanim wpadnie – odparł i podniósł
szklankędoust.
Pokręciłamgłową,
ale
sięroześmiałam.
–
Jak
takmówię,botoprawda.
Ze
zmarszczonymczołemzsunąłsięzbarowegostołka.
– Widziałem cię
w
zeszłym tygodniu we włoskiej
knajpieztymchłopcem.Jakonmanaimię?
–
Pochlebiam
sobie, że się nie spotykam z chłopcami,
więcniewiem,okimmówisz.
Dokończył
drinka
w stylu, który musiał wprawić jego
wątrobęwdumę.
–Często
chodzisz
narandki,młodadamo.
Wzruszyłam
ramionami,bo
nie mogłam polemizować z
tym stwierdzeniem. Często chodziłam na randki i nie
dawało się ukryć, że niektórzy z tych facetów
zachowywali się jak chłopcy. Myśleli, że tania kolacja w
OliveGardenautomatyczniezapewniimto,nacoliczyli.
Kurczę, powinno być jakieś prawo mówiące, że przed
przejściem do fazy drugiej w menu musi się znaleźć
polędwicaihomar.
–
A
ten młokos? Rudy – dociekał. – Tak, rudzielec z
brzoskwinkąnatwarzy.
Brzoskwinka?
Jezu,musiałamzagryźćwargę,żebysię
nie roześmiać, bo wiedziałam, kogo ma na myśli.
Faktycznie, ten biedak jakoś nie mógł zapuścić
porządnegozarostu.
–
Chodzi
cioDeana?
–
Jak
zwał tak zwał. – Machnął lekceważąco ręką. –
Niepodobasięmi.
–
Nawet
go nie znasz! – Odsunęłam się od baru, ale
kiedy wywrócił oczami, zaczęłam się śmiać. – Jest
całkiemmiłyistarszyodemnie!
–
Musisz
sobie znaleźć prawdziwego mężczyznę –
mruknął.
–Zgłaszaszsię
na
ochotnika?
Roześmiałsię
na
całegardło.
– Żebym
tylko
był młodszy, pokazałbym ci parę
sztuczek!
–
Co
ty powiesz! – Ja też się roześmiałam i
skrzyżowałamramionanakoszulceznapisem:„Unasw
Hufflepuffie jest fajniej”. – Nalać ci czegoś jeszcze?
Możepiwa,bowięcejmocnegoalkoholujużcinietrzeba.
Uśmiechnąłsię,
ale
zarazspoważniał.
–Ktościę
odprowadzi
doauta,jakskończyszpracę?
Pomyślałam,że
to
dziwnepytanie.
–Któryś
z
chłopakówzawszemnieodprowadza.
–
To
dobrze. Musisz być ostrożna – mówił dalej. –
Pewnie słyszałaś o tej dziewczynie z okolic Prussia? W
twoimwieku,mieszkałasamaipracowaładopóźna.Jakiś
facetpojechałzaniądodomuinieładniesięzniąobszedł.
– Coś
mi
wpadło w ucho w wiadomościach, ale
wydawałomisię,żegoznała.Żetobyłbyłychłopakalbo
co?
Pokręciłgłową
i
wziąłbutelkępiwa,którąmupodałam.
–
Z
tego, co słyszałem, chłopaka oczyścili z zarzutów.
Uważają, że to był ktoś obcy. A Prussia jest niedaleko
stąd. A przecież miesiąc temu zniknęła dziewczyna.
NazywasięchybaShellyWinters.MieszkaławAbington
Township. Nie znaleźli jej jeszcze. – Wskazał na mnie
szyjką butelki, a ja przypomniałam sobie facebookowe
ogłoszenia o zaginionych. O ile dobrze zapamiętałam,
była ładną dziewczyną o niebieskich oczach i brązowych
włosach.–Poprostubądźostrożna.
Oparłam się
o
bar i patrzyłam, jak Melvin powoli
odchodzi.Rozmowapotoczyłasięwdziwnymkierunku.
–
Chcesz
sięocośzałożyć?
Odwróciłam się
i
wysoko zadarłam głowę, żeby
spojrzeć na Nicka Dormasa. Był mistrzem w kategorii
wysoki,ciemnyimroczny,adziewczynyprzychodzącedo
baru natychmiast łykały ten haczyk. Rozsiewał aurę
łamacza serc, a jednak laski na to leciały. Trochę mnie
zaskoczyło, że się odezwał, bo rzadko mówił do
kogokolwiek z wyjątkiem Jaxa. Nie miałam pojęcia,
jakim cudem wyrywał te wszystkie dziewczyny, nie
mówiąc prawie ani słowa. Działał w stylu „jedna noc i
żegnaj na zawsze”. Kiedyś podsłuchałam, jak Jax mu
tłumaczył, że nie może wyrzucać z baru wszystkich
dziewczyn,któreNickzaliczył,tylkodlatego,żeniechce
ichwięcejwidzieć.
–
O
co?
Wziąłbutelkę
tequili
iwskazałnaJaxa.
–
Jeszcze
przed końcem tygodnia wyląduje w
Shepherd.
Uśmiechnęłam się
i
odsunęłam trochę, żeby dać mu
dostępdoszklanek.
–
Nie
zakładam się, chyba że to ja będę mogła
powiedzieć, że tak. Oczywiście, że będzie tam przed
końcemtygodnia!
Nick
się
cicho
roześmiał,
co
było
kolejnym
zaskoczeniem, bo tego też prawie nigdy nie robił. Nie
wiem, o co chodziło. Bywał humorzasty i wydawał się
naprawdę fatalnym materiałem na chłopaka, ale go
lubiłam.
–
Ej
–zawołałam.–Zgadnijco?
Uniósłbrwi.
–Banan!
Uśmiechnąłsiękącikiemust.
–
To
jakiśszyfr?
–Nie.Miałamochotę
to
powiedzieć.–Złapałamścierkę
i starłam rozlany alkohol. – Ale to mogłoby być fajne
słowobezpieczeństwawczasieseksuBDSM,nie?
Gapiłsię
na
mnie.
– Czytałam taką książkę,
w
której dziewczyna tuż
przedkońcemkrzyczała„kot”.Tobyłogenialne!
–
Niech
cibędzie…–mruknąłiodszedł.
Przy
barze stanął Jax i patrzył na mnie z uniesionymi
brwiami.
–
O
czymwyścienalitośćboskąrozmawiali?
Uśmiechnęłamsię
szeroko
doniegoidoCalli.
–
O
słowachbezpieczeństwawczasieseksuBDSM.
Calla
szerzejotworzyłaoczy.
–Przyznam,żesię
nie
spodziewałam.
Zaczęłamsięśmiać
i
w tej jednej chwili zrobiło mi się
lżejniżprzezcałydzień.
–
Chcecie
coś do picia? – Spojrzałam na Callę i
uśmiechnęłamsięszatańsko.–Możetequili?
Cofnęłasię
i
prawienamnienasyczała.
–
Nie
mamowy.Niechcęmiećwięcejdoczynieniaztą
diabelskąsubstancją.
Jax
się zaśmiał, ale ją objął i przyciągnął do boku
opiekuńczymgestem.
–
No
niewiem.Uroczowyglądałaś,jaktuliłaśdosiebie
butelkę.
Zarumieniłasię
i
położyłamurękęniskonabrzuchu.
–
Jednak
siępowstrzymam.
Skończyło się
na
budweiserze dla niego i lemoniadzie
dlaniej.
–
Fajna
koszulka – powiedziała, a potem przytknęła
butelkędopełnychróżowychust.–Będętęsknićzatobąi
twoimikoszulkami.
–
Ja
za tobą też! – pisnęłam, i gdybym umiała się
wdrapać na bar, tobym się na nią rzuciła. – Ale
przyjedziesz,tak?Teżmamydociebieprawo!
Roześmiałasię.
– Wrócę,
zanim
się obejrzysz. Nawet nie zdążysz się
stęsknić.
Ale
tobyłanieprawda,wiedziałam,żezdążę.
–
A
jasięzniąnastępnymrazemzabiorę.–ObokCalli
pojawiła się Tess, przeczesująca lśniące ciemne włosy. –
Podobamisiętu.
Calla
zerknęłanaJase’arozmawiającegozCamem.
–
Ale
mamnadzieję,żejegoteżweźmiesz?Chybanie
byłabyśbezniegozbytszczęśliwa.
– Jasne, że wezmę! – popatrzyła
na
mnie. – Dobrze
miećprzysobietakieciacho.
Spojrzałam
na
srebrnookiegoprzystojniaka.
–Świętaprawda.
–
No
dobra, ja zmykam. – Jax wypuścił Callę z objęć,
ale pocałował ją za to w policzek. – Ale Jase jest
faktyczniebajeczny.Sambymgobzyknął.
Powiedział
to
natyległośno,żeJasenanasspojrzałz
niezrozumieniem, które było aż seksowne. Zaczęłam się
śmiaćjakhiena.
Tess
pokręciłagłowąiprzytuliłasiędoCalli.
–
Ale
taknaserio,obojgunamstraszniesiętupodoba.
Camowi i Avery też. Dobrze mieć takie miejsce, gdzie
możnacojakiśczaswyskoczyć.
–
A
tyzawszemożeszprzyjechaćdonas–powiedziała
Calla.
Pokiwałam bezmyślnie głową,
bo
drzwi właśnie się
otworzyły. Dzisiaj przychodzili tylko zaprzyjaźnieni z
Callą i Jaxem, więc spodziewałam się Katie, bo jej
jeszczeniebyło,aletoniebyłaona.
Wszedł
Reece
ubranymniejwięcejwtosamocoranoi
moje durne serce aż podskoczyło. Na miłość boską, czy
jako policjant nie powinien być w piątek wieczorem w
pracy?!
Niech
toszlag.
Nawet
nie zerknął w stronę chłopaków. Od razu
popatrzyłnabar.Naszeoczysięspotkały.Dziewczyńskie
częściciałazgłosiłychęćuczestnictwa.
Niech
tojeszczewiększyszlag.
Przy
każdym spotkaniu odbierał mi oddech. Może to
przez sposób, w jaki chodził. Cholera, szedł prosto do
baru!ObróciłamsięnapięcieizauważyłamNicka.
–Idęsprawdzić
zapasy
wmagazynie.
–
Pewnego
dnia mi to wyjaśnisz – mruknęła Calla, ale
reszty nie słyszałam, bo już brałam nogi i kościsty tyłek
zapas.
To
chyba było wredne, bo przecież rano zachował się
naprawdębardzoładnie.Myślałamotymcałepopołudnie.
NoijeszczeoHenrymWilliamsie,którychciałnaprawiać
szkodę.
Jakby
tobyłomożliwe.
Boże, chciało
mi
się śmiać, kiedy mknęłam przez
korytarz. Wpadłam do magazynu, zamknęłam za sobą
drzwi, oparłam się o nie, odetchnęłam głęboko i
odgarnęłambrązowo-fioletowewłosy,któreopadłymina
twarz. Nie miałam w tej chwili ochoty na myślenie o
Henrym. I, chociaż to pewnie zabrzmi strasznie, o
Charliem też nie. Miałam już lepszy humor, więc z
załamką wolałam poczekać te kilka godzin, aż skończę
pracę.
Wróciłam myślami
do
Reece’a. Nadal nie miałam
pojęcia,dlaczegozdecydowałsięnatakąwyprawę,żeby
mi powiedzieć o Henrym. Dobra, kiedyś byliśmy
przyjaciółmi, ale od jedenastu miesięcy się nie
kontaktowaliśmy.Terazontozmieniłiniewiedziałam,co
o tym myśleć. To pewnie w ogóle nic nie znaczyło. Nie
mogłonicznaczyć,botejedenaściemiesięcytemuReece
wyrwałmikawałekserca.
Nawet
otymniewiedząc.
Odczekałam pięć
minut, a
po tym czasie uznałam, że
Nickpewniejużmudałdrinka.Oderwałamsięoddrzwi,
wsadziłampasemkowłosówzauchoiwyszłam.
–
Jezu
Chryste!–pisnęłamiwtoczyłamsięzpowrotem
domagazynu.
W
drzwiach stał Reece, z rękami opartymi na
framugachizaciętąminą.Niewyglądałnazadowolonego.
–Skończyłaśsięjużchować?
–
Wcale
się nie chowałam. – Wiedziałam, że jestem
całaczerwona.–Sprawdzałamzapasy.
–Jasne.
–Tak!
Uniósłbrew.
– Nieważne. Muszę już iść, więc gdybyś się łaskawie
odsunął…
–Nie.
Szczęka
mi
opadła.
–Nie?
Wyprostował się,
ale
zamiast się wycofać, ruszył
naprzód,apodrodzezłapałzaklamkę.Zobaczyłamruch
bicepsawprawymramieniuidrzwisięzatrzasnęły.
–
Musimy
porozmawiać.
O
rany…
–Słuchaj,
kolego,nie
maoczymgadać.
Zbliżał się
do
mnie, a ja się cofałam. Nawet się nie
zorientowałam, jak to wygląda, dopiero jak wpadłam na
regał. Zadzwoniły butelki, a on znalazł się tuż przede
mną.Takblisko,żekiedygłębokowciągnęłampowietrze,
czułam zapach jego świeżej, trochę gorzkiej wody po
goleniu.
Oparł ręce
o
regał po obu stronach mojej głowy i
nachylił się jeszcze bardziej. Czułam na policzku jego
ciepły oddech. Po kręgosłupie przemknął mi dreszcz.
Rany. Dziewczyńskie części ciała były zapięte w pasy i
gotowedostartu.
Późniejbędęsięmusiała
za
tozabić.
–
To
coś między nami trwa już za długo – oznajmił i
popatrzył w moje wytrzeszczone oczy. Jego były takie
niebieskie… Cholera, nie. Były kobaltowe. Ten odcień
bardzotrudnouzyskaćakwarelami.
Język
jakby
mispuchł.Niebyliśmytakbliskosiebieod
tamtejnocyspędzonejwtowarzystwiewhisky.
–
Nic
międzynaminietrwa.
–Gówno
prawda.Od
miesięcymnieunikasz.
–
Wcale
że nie – broniłam się, chociaż wiedziałam, że
tobrzmiałoidiotycznie,alejegoustabyłytużprzymoich,
a ja świetnie pamiętałam, jak to było czuć je na sobie.
Cudownamieszankajędrnościimiękkości.Przypomniało
misięteż,jakijestsilny.Jakpodniósłmniezpodłogii…
Musiałam
natychmiast
przestaćotymmyśleć.
–Jedenaściemiesięcy–powiedziałmruczącymgłosem.
–Jedenaściemiesięcy,
dwa
tygodnieitrzydni.Tyleczasu
mnieunikasz.
Jezu, czy
to naprawdę obliczył?! Bo miał rację.
Właśnietakdługogounikałam.Zprzerwaminatechwile,
kiedykazałammuspadać.
–
Porozmawiamy
o ostatnim razie, kiedy mieliśmy
okazjęnormalniepogadać.
O
nie,absolutnieniebędziemyotymrozmawiać.
Przechylił głowę
i
mówił mi teraz prosto do ucha. Ja
zaciskałampalcenapółce,naktórąwpadłam.
–
Tak, skarbie, porozmawiamy
o tamtej nocy, kiedy
mnieodwiozłaśdodomu.
Kompletnie
wytrącona z równowagi z trudem
przełknęłamślinę.
–
Chodzi
ci o tamtą noc, kiedy byłeś tak nawalony, że
musiałamcięzawieźć?
Podniósł głowę
i
spojrzał mi głęboko w oczy. Przez
dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało, a ja
cofnęłam się w czasie o jedenaście miesięcy, dwa
tygodnie i trzy dni. Tamtego dnia przyszedł do baru i
flirtowaliśmyjakprzykażdymspotkaniu,odkądwróciłz
wojska. Wydawało się, że wcale nie wyjeżdżał, te lata
zupełnie się rozmyły, a chociaż stanowczo nakazałam
sobie nie planować nic ponad nieszkodliwy flirt, nie
opuszczały mnie wizje małżeństwa i dzieci. W końcu
byłam w nim zakochana, a do tego jeszcze byłam
kretynką. Tamtej nocy, kiedy poprosił, żebym go
odwiozła do domu, pomyślałam, że w końcu postanowił
cośzrobić.Coprawdabyłotodziwnecoś,alezadużosię
nadtymniezastanawiałam.Leciałamnaniegoodzawsze
ipochlebiałomijegozainteresowanie,więcsięzgodziłam.
Jak dojechaliśmy, weszliśmy do środka i… skończyło się
natym,żetojacośzrobiłam.
Zebrałamsię
na
odwagę i jak tylko weszliśmy do jego
mieszkania, pocałowałam go. Zdążył tylko zamknąć
drzwi. Sytuacja rozwijała się błyskawicznie. Ubrania
pofrunęły,częściciałasięstykały,aja…
– Oddałbym wszystko, żeby pamiętać tę
noc
–
powiedział Reece, patrząc wprost na mnie. Mówił teraz
głośniej. – Wszystko, żeby wiedzieć, jak to jest być w
tobie.
Kilka
rzeczyzdarzyłosięnaraz.Ścisnęłymisięmięśnie
w dole brzucha, a rozczarowanie jak fala przypływu
zmyło cały mój gniew. Zamknęłam oczy i zagryzłam
wargę.
Reece
był przekonany, że jedenaście miesięcy, dwa
tygodnie i trzy dni temu uprawialiśmy seks, dziki,
zwierzęcy, z udziałem ściany i tak dalej, tylko że on był
zbyt pijany, żeby to pamiętać. Zbyt narąbany, żeby
pamiętaćwogólecokolwiek,cosięwydarzyłopotym,jak
sięrozebraliśmywkorytarzu.
Nie
zdawałam sobie wtedy sprawy, jak bardzo jest
pijany, co było głupie z mojej strony, bo przecież byłam
barmanką i dobrze wiedziałam, kiedy ludzie powinni
przestaćtankować.Cholera,przecieżpoprosił,żebymgo
odwiozła!Alejabyłamtak…nastawionananiego.Pełna
nadziei i zabujana w nim, ale nie tylko. To było coś
znacznie głębszego. Zakochałam się w nim, gdy miałam
piętnaścielat,inicsięodtamtejporyniezmieniło.
Zostałam
z
nimnanoc,ajaksięnazajutrzobudził,miał
takiego kaca i był tak załamany, rozżalony i targany
poczuciem winy, że prawie odgryzł sobie rękę, byle się
ode mnie oddalić. Pękło mi serce. A w następnych
tygodniach, kiedy mnie unikał, jakbym była czymś
zakażona,rozsypałosięnakawałki.
A
najsmutniejszebyłoto,żesięmylił.
Nie
doszliśmy do tego punktu, kiedy wtyczka A zbliża
się do gniazdka B. W ogóle nie uprawialiśmy seksu. On
ledwie dotarł do łóżka i stracił przytomność, a ja z nim
zostałam, bo się bałam i myślałam, że… Nieważne, co
myślałam.Nieuprawialiśmyseksu.
Rozdział4
A
le było coś jeszcze gorszego niż to, że wierzył, że
uprawialiśmy seks i żałował, że to się stało. Naprawdę,
mogło być coś gorszego! Mianowicie, że Reece Anders
nienawidziłkłamstwa.Żadnego.Białychkłamstw.Małych
kłamstewek.Nieuniknionychkłamstw.Kłamstwnazgodę.
Żadnych.
Mojekłamstwobyłobiałe,bonigdynietwierdziłam,że
uprawialiśmy seks. Nie powiedziałam mu tylko, że tego
nie robiliśmy. Mimo że znałam go od piętnastego roku
życia i był przy mnie w najgorszych chwilach po tym, co
się stało z Charliem, a pierwszej nocy po powrocie z
wojska przyszedł do naszego domu. Moja mama do dziś
się zaklina, że mnie szukał, ale ja wątpiłam. Nasze
rodziny po prostu bardzo się ze sobą związały. Mnie
wtedy nie było, bo wyprowadziłam się z domu jako
osiemnastolatka, ale jak rodzice zadzwonili i zażądali,
żebym natychmiast przyjechała, spodziewałam się
jakiegoś dramatu, bo mama miała taki głos, jakby za
minutę miała dostać wylewu. Nie wiedziałam, że Reece
wrócił,ajakprzyjechałam,przytuliłmnietakcudownie…
Bardzo się zaprzyjaźniliśmy po tym, jak został
policjantem,ajednaktakstraszniesięwściekł.
Jegourazdokłamstwzacząłsięjeszczeprzednaszym
spotkaniem i miał związek z ojcem. Nie znałam
szczegółów,aledomyślałamsię,żechodziłoozdrady,bo
Reecemieszkałzmamąiojczymem,aojciecwciążmiał
nowedziewczyny.
W efekcie okłamanie Reece’a równało się masakrze
stulecia.
Wpatrywał się we mnie i czekał na odpowiedź, ale ja
nie miałam nic do powiedzenia. W ciągu ostatnich
jedenastu miesięcy tyle razy miałam ochotę wykrzyczeć
muprawdę.Żezesobąniespaliśmy!Alezabardzomnie
bolało, jak się zachował tamtego ranka. I to, że przez
następne tygodnie mnie ignorował oraz że musiał się aż
tak nawalić, żeby pomyśleć o pójściu ze mną do łóżka.
Ranabyłagłęboka.
Wstydziłam się tego. Naprawdę, potwornie. Gdyby
Charlie wiedział, co się dzieje, pewnie dostałabym od
niego w łeb. Powinnam być mądrzejsza, ale nie byłam i
zapłaciłam za to wysoką cenę. Mijały dni, a ja
pozostawałam w czymś w rodzaju śpiączki, a przy życiu
utrzymywały mnie tylko lody. Mijały tygodnie, a ja na
dźwięk jego imienia miałam ochotę się rozpłakać. Przez
całe miesiące nie mogłam na niego patrzeć, nie
czerwieniącsię.
Abólpozostałdodzisiaj.
Wbrew niemu i wbrew upokorzeniu zebrałam się w
sobieiwzięłamgłębokiwdech,którywyostrzyłmijęzyk.
– Słuchaj, Reece, już ci powiedziałam: nie ma o czym
gadać. Sama niewiele pamiętam. – Kłamstwa! Same
kłamstwa!
Zmusiłam
się
jeszcze
do
wzruszenia
ramionami.–Naprawdę,niemasięnadczymrozwodzić.
Zmarszczyłczoło.
–Niewierzęci.
– Myślisz, że jesteś tak zajebisty w łóżku, że aż tak
wryłamisięwpamięćjednanocztwoimzalanymwtrupa
ciałem?–odpaliłam.
– Nie. – Lekko się uśmiechnął, a ja nie mogłam
uwierzyć, że jeszcze mu się chce ze mną gadać. – Ale
myślę, że wszystko pamiętasz, skoro od tak dawna mnie
unikasz.
Miałrację.Cholera.
– Prawdę mówiąc, wolałabym raczej nie pamiętać. –
Jak tylko to powiedziałam, zapragnęłam móc cofnąć
swoje słowa, bo były okrutne. Chociaż go unikałam i
potrafiłambyćchamska,wcalesiędobrzeniebawiłam.
Zacisnął usta i lekko przechylił głowę. Jasne
fluorescencyjne światło jeszcze wyostrzało linię jego
szczęki. Minęła chwila i spodziewałam się, że coś mi
odpysknie.Należałobymisię,aletegoniezrobił.
–Chciałbymmiećpewność,żebyłocidobrze.Wiem,że
mógłbym sprawić, żeby było – powiedział znów ciszej, a
mięśniewpodbrzuszunapięłymisięjeszczemocniej.
Wróciły wspomnienia i odebrały mi oddech. Nawet
pijany był na najlepszej drodze do tego, żeby było
genialnie. Tak, że nigdy nie zapomniałabym tej nocy, w
tym dobrym sensie. Rozchyliłam usta i cicho wypuściłam
powietrze, bo w żyłach popłynęła mi wrząca krew.
Spojrzałnamojewargi,ajaostrowciągnęłampowietrze.
Patrzyłtakdługo,żeprzyszłamidogłowyszalonamyśl.
Królowawszystkichmoichszalonychmyśli,którejakjuż
się pojawiały, prowadziły zwykle do opłakanego końca.
Aletaświadomośćnijakniepomagała.
Pomyślałam, że Reece patrzy tak, jakby chciał mnie
pocałować.
Wpatrywał
się
w
moje
usta
spod
opuszczonychpowiek.Wzięłamjeszczejedenwdechinie
byłam pewna, czy go powstrzymam. Jak to o mnie
świadczyło?!Byłamurodzonąmasochistką.
Odchrząknąłiznówpopatrzyłmiwoczy.
– Ale wiem też, w jakim byłem stanie, więc nie mam
pewności,czybyło.
– Muszę już iść. – Nie mogłam kontynuować tej
rozmowy,niemaopcji.Musiałamsięstądzmywać,zanim
mieszanka żądzy i chęci poprawienia mu nastroju
całkowicie odbierze mi zdrowy rozsądek. Schyliłam się,
żebyprzejśćpodjegoramieniem,alezagrodziłmidrogę.
Byłtakwysokiipotężny,żeniemiałamszansnaminięcie
go.
–Nalitośćboską,przestańprzedemnąuciekać!
Zacisnęłamdłoniewpięści.
–Nieuciekam.
Znów spojrzał mi w oczy, a potem całkiem mnie
sparaliżowało, bo podsunął mi wiecznie zsuwające się z
nosaokulary.
Kiedyśzawszewtakiejsytuacjimówiłam,żemuszęje
oddaćdonaprawy,aonnatoodpowiadał,żewcalenie,bo
on będzie oficjalnym strażnikiem moich okularów. Boże,
sercemnierozbolało,jaktosobieprzypomniałam.
–Czyja…Zrobiłemcicośzłego?
Napięłam się, jakby wszystkie mięśnie zmieniły mi się
wstal.
–Co?!
Naglecałkiemsięzmienił.Coprawdanadalstałblisko,
a ręce opierał o regał za mną, ale niewymuszona
arogancja, którą emanował jeszcze przed chwilą,
zniknęła.
Otworzyłamusta.Czyzrobiłmicośzłego?Tak.Złamał
miserce,pokruszyłjenakawałki,alewiedziałam,żenie
otomuchodzi.
–Nie.Boże,nie!Skądcitoprzyszłodogłowy?
Zamknąłnamomentoczyiciężkowestchnął.
–Samniewiem,comyśleć.
Ścisnęło mnie w piersi. Muszę mu powiedzieć prawdę,
bo nieważne, jak strasznie cierpiałam i jak uraził moją
dumę,niemogłampozwolić,żebymiałtakieobawy.Słowa
jużmisięułożyłynakońcujęzyka.
– To się nie powinno było wydarzyć – odezwał się
pierwszy.–Niemiędzynami,niewtensposób.
Słowa na języku zgasły jak iskra stłumiona przez
ulewę. Wiem, że to paranoja obrażać się, bo powiedział,
że nie powinno się wydarzyć coś, co się tak naprawdę
wcale nie wydarzyło, ale o to mi właśnie chodziło.
Powiedziałamcośinnego,niżzamierzałam.
– Naprawdę tego żałujesz, co? – Słyszałam w swoim
głosie lód. – Ale przecież nie mogę być pierwszą laską,
przyktórejbyłeśtakpijany…
–Żebyniepamiętać,jakbyło?–dokończył.–Ajednak
jesteś.
Nie wiedziałam, czy powinno mi ulżyć, czy zaboleć.
Pokręciłamgłowąprzytłoczonamieszankąemocji.
–Wolałbyś,żebytanocnigdysięniewydarzyła?
– Tak, wolałbym. – Nieowijana w bawełnę prawda
wbiłamisięwpierśjakpocisk.–Bochciałbym…
Nagledrzwidomagazynusięotworzyły.
– Jezu, znowu wlazłem nie w porę! – zawołał Nick. –
Przepraszam, że… przeszkodziłem. Chcę tylko wziąć
paręrzeczy.
Moim wybawicielem okazał się mężczyzna chmurny i
mroczny, ale nie zamierzałam zaglądać darowanemu
koniowi w zęby. Wykorzystałam zamieszanie na swoją
korzyść.Reeceopuściłręce,żebysięodwrócićdoNicka,
który brał paczkę serwetek z logo baru. Odsunęłam się
od Reece’a i wypadłam przez otwarte drzwi. Nie
spojrzałam na Nicka, a po chwili krew szumiąca mi w
uszachzagłuszyłasowa,któreewentualniemogłymiędzy
nimipaść.
Dziwne palenie w gardle musiało wynikać z jakiejś
alergii. Pewnie gdzieś w budynku jest pleśń, wmawiałam
sobie po drodze za bar. Na widok siedzących tam
dziewczynuśmiechnęłamsięszeroko.
–Dolaćwam?–spytałamradośnie,naśleposięgającpo
butelkę.
– Nie trzeba. – Calla zerknęła mi przez ramię i nie
musiałampatrzeć,żebywiedzieć,żezmagazynuwłaśnie
wyszedł Reece. Zobaczyłam go po kilku sekundach, jak
przemierza bar. Usiadł na pustym krześle obok Cama.
Profilmiałnieprzenikniony.–Wszystkodobrze?–dodała
cichoizniepokojem.
Uśmiechałamsiętakszeroko,żemałominierozerwało
policzków.
–Jasne!
Nie była przekonana. Odwróciłam się, wsunęłam
okularynagłowęinakazałamsobiewziąćsięwgarść.To
byłjejwieczór.JejiJaxa.Niemogęjejzajmowaćsobą.
Potarłam dłońmi twarz, przy okazji ścierając pewnie
resztki makijażu, ale trudno, na tym etapie to nie miało
już żadnego znaczenia. Poprawiłam okulary i stanęłam
twarządodziewczyn.
Calla,TessiAverysięwemniewpatrywały.
Płytko wciągnęłam powietrze, które utknęło mi w
gardle,ipoprawiłamkoszulkę.
– To jak, chcecie wiedzieć, czemu w Hufflepuffie jest
fajniej?
Averyuśmiechnęłasięszerokoioparłaobar.
–Achcemy?
Entuzjastyczniepokiwałamgłową.
–Oczywiście,żechcecie!
Tess podskoczyła na krześle, wyraźnie spragniona
dowodu na wyższość Hufflepuffu i w tej chwili
pokochałam ją nad życie, ale Calla nie dała się zwieść.
Zagryzła dolną wargę i patrzyła, jak dolewam Avery
napoju. Nie mogłam się powstrzymać od patrzenia w
stronęstolikachłopaków.CamiJax,którzyzaczęlichyba
właśnie nawiązywać imponującą braterską więź, byli
pogrążeni w rozmowie z Jase’em, ale kiedy spojrzałam
naprzeciwnąstronęstolika,wjednejchwilizapomniałam,
pocomiłopatkadolodu.Pocojąwogólebrałam?!
Reece patrzył mi w oczy, a powietrze powoli ulatniało
się z moich płuc. Patrzył tak intensywnie, że odległość
między nami przestała mieć znaczenie. Zaczęłam się
zastanawiać, dlaczego akurat dzisiejszy wieczór wybrał
naprzełamanieimpasu,wktórymtkwiliśmy.Nieżebyto
miałojakiekolwiekznaczenie,alebyłamciekawa.
ZresztąniemusiałammiećnadnaturalnychmocyKatie
–którezdobyławczasieupadkuzrurywczasie…,hmm,
w czasie pracy – żeby wiedzieć, o czym myślał i co się
kryło w tym intensywnym spojrzeniu. Może i umknęłam
mu z magazynu, ale wyraźnie jeszcze ze mną nie
skończył.
Skrzące się niebieskie oczy w odcieniu nieba kilka
sekund przed tym, jak zmierzch zasłoni wszystkie
oszałamiające
kolory.
Okolone
gęstą
firanką
ciemnobrązowych rzęs, a dalej złotą skórą. Oczy
spoglądały z twarzy wciąż noszącej ślady chłopięcego
uroku,alewyposażonejwwyraźnąlinięszczęki,upartąi
dominującą. Ładnie wykrojone wyraziste usta dowodziły
męskości.Urodarówniesurowa,comajestatyczna.
Przeniosłam wzrok nad płótno, a potem spojrzałam na
trzymany w dłoni pędzel z włosiem zanurzonym w
niebieskiejfarbie.
Niechtowszystkostrzelijasnyszlag.Itoniebylejaki,
tylkonajjaśniejszyzdostępnychnarynku.
Znówtozrobiłam.
Pohamowałam odruch pizgnięcia pędzlem i obrazem i
zaczęłam się dla odmiany zastanawiać, czy pędzel
wystarczy, żeby sobie zrobić lobotomię, bo to był chyba
jedynyratunekodmalowaniaportretówReece’a.
Kolejnyjużraz!
Kolejny,cooznaczało,żerobiłamtojużnieraz!
Było to nie tylko mocno żałosne, ale i nieco
perwersyjne, jak się nad tym zastanowić. Podejrzewam,
żeniebyłbyzachwycony,gdybywiedział,żemalujęjego
twarz.Jawkażdymraziebymchybaumarła,gdybyjakiś
koleśwtajemnicymalowałmojątwarzwmilionieodsłon,
a potem chował to w szafie. No chyba, że byłby to Theo
James albo Zac Efron. Oni mogliby mnie malować gdzie
dusza zapragnie i jeszcze w kilku miejscach. Ale Reece
zapewne nie chciałby się dowiedzieć, że rano obudziłam
sięzmyślamiwrośniętymiwsen,boznówśniłmisięon.
Znów!Czylitoteżzdarzyłosięjużnieraz.
A może wcale by mu to nie przeszkadzało?,
podszeptywałwstrętnygłosikwgłowie.Wkońcuwczoraj
wieczorem w magazynie wtargnął w moją przestrzeń
osobistą. Poprawił mi okulary. I nawet przez chwilę
myślałam,żemniepocałuje.
Alepowiedziałteż,żechciałby,żebytanoc,kiedy–o
czym był przekonany – uprawialiśmy seks, nigdy się nie
wydarzyła…
Tengłosikewidentnienależałdojakiejśintryganckiej,
wrednejczęścimojejpodświadomości,któralubiłamącić.
Podsunęłam okulary, westchnęłam i odłożyłam pędzel
obok słoiczków z farbami akrylowymi, ustawionych na
starejszafcenocnej,którawyglądała,jakbywybuchłana
niątabelapodstawowychkolorów.
Naprawdę,muszęprzestaćmalowaćjegotwarz.
Dlaczego nie mogłam być zwykłą artystką z
pretensjami, malującą wzgórza i wazony albo inny
abstrakcyjnyszajs?Nie,jamusiałambyćartystką,którą
możnabyoskarżyćomanięprześladowczą.
Wstałam ze stołka, otarłam ręce o dżinsowe spodenki,
a potem ostrożnie zerwałam ze sztalug arkusz do
malowaniaakwarelami.Wiem,żewieleosóblubimalować
na papierze z recyklingu, ale ja zawsze wolałam
strukturę i wygląd płótna. Trzeba je było tylko
odpowiedniozagruntować.
Koniecznie musiałam się pozbyć tych wszystkich
portretów, zanim ktokolwiek je znajdzie, ale niestety,
jakjużprzenosiłamjakiśobraznapłótno,tobezwzględu
na to, jak bardzo był żałosny, nie potrafiłam się z nim
rozstać.
Malowanieiszkicowaniestałosięczęściąmnie.
–Kretynko!–mruknęłampodnosem.Zaniosłamprawie
suchy obrazek na sznur do suszenia bielizny, który
rozciągnęłam przez całą długość sypialni w części, którą
przeznaczyłamnastudio.
Przypięłam portret spinaczami, a potem wyszłam i
zamknęłam drzwi. Przysięgłam sobie jednocześnie, że
jeśli kiedykolwiek ktokolwiek wejdzie do tego pokoju i
zobaczy te obrazy, zwinę się w kłębek pośrodku drogi
międzystanowej.
Szłam wąskim korytarzem, a do moich uszu docierał
cichypomruktelewizora.Oddzieckanielubiłamciszy,a
sytuacja pogorszyła się po wypadku Charliego. Zawsze
musiałam mieć włączone radio albo telewizor. A w nocy
chodziłwentylator,niezewzględunachłodnepowietrze,
alenaszum.
Wystarczyły dwa kroki, żeby minąć sypialnię i
łazienkę. Moje mieszkanie było małe, ale fajne. Na
parterze, z drewnianymi połogami, otwartą kuchnią i
drzwiaminatarasikawałekogródka.
Nie mieściło się w apartamentowcu, tylko w wielkim
wiktoriańskim gmachu w samym centrum Plymouth
Meeting, niedaleko Filadelfii. Parę lat temu budynek
został
odrestaurowany
i
zmieniony
w
cztery
dwupokojowe mieszkania. Charlie powiedziałby, że to
dziwaczne,alepodobałobysięmu.
W drugim mieszkaniu parterowym mieszkali starsi
państwo, Silverowie. Kilka miesięcy temu do mieszkania
nade mną wprowadził się jakiś koleś, którego rzadko
widywałam, a obok mieszkał James, pracujący w
ubezpieczeniach,zdziewczynąMiriam.
Mój telefon zapiszczał i spojrzałam na miejsce, gdzie
po powrocie z baru zostawiłam komórkę, czyli na
podłokietnikkanapy.DostałamSMS.
Odczytałamgo,skrzywiłamsięiprawiesięschowałam
za kanapą. Dean napisał: „Chciałbym cię znów
zobaczyć”.
Jezu,naglesięstraszniezdenerwowałam.Bałamsięw
ogóledotykaćtelefonu.
WzeszłymtygodniuprzyprowadziłamDeanadodomu.
Tego kolesia, z którym byłam w Olive Garden i który
zdaniemMelvinamiałnatwarzypuszekjakbrzoskwinia.
Alesytuacjanierozwinęłasiętak,jaknatoliczyłam.
Wieczór skończył się na całowaniu. W całkiem
dogodnym miejscu, bo na moim małym tarasiku, pod
gwiazdami. Ale tylko tyle. Może z powodu pana Silvera,
który wykaraskał się na tarasik obok i wyglądał, jakby
zamierzałwygonićbiednegoDeanalaską.
Alenawet,gdybynamnieprzeszkodzono,itakmiędzy
Deanem a mną nic by się nie wydarzyło. Był miły, może
nawet zbyt komunikatywny, ale jak o nim myślałam, nie
czułamkompletnienic.
Może to dlatego, że… Boże, czy naprawdę
zamierzałam dokończyć tę myśl? Że całowanie się z nim
było tak marne, bo w niczym nie przypominało
pocałunkówReece’a.Cholera.Dokończyłam…
Najgorsze, że wcale nie miałam ochoty niczego do
nikogo czuć, więc pod tym względem Dean był wygodny.
Fajnie się z nim gadało, a przy tym nie było absolutnie
żadnejmożliwości,żebymmogłacośdoniegopoczuć.Ale
toniebyłowobecniegouczciwe.
Westchnęłam i minęłam kanapę. Telefon zostawiłam
tam, gdzie był. Dean był miły, ale drugiej randki nie
będzie.Muszęsięzebraćnaodwagęimutopowiedzieć,
ale dopiero jak się zdrzemnę. I może po paczce chipsów
z…
Zaburczało mi w brzuchu i zatrzymałam się w jadalni,
naprzeciwkokuchni.Mojąuwagęzwróciłruchzamałym
oknem nad zlewem. To był moment, smuga czegoś
szarego albo ciemnobrązowego, za szybka dla mojego
popsutego wzroku. Nawet w okularach nie zdołałam
wyostrzyć tego, co widziałam. Podeszłam do zlewu,
oparłam się o zimny brzeg i wspięłam się na palce.
Wyjrzałam przez okno, ale zobaczyłam tylko koszyk
różowych kwiatów, które kupiłam na targu w zeszłym
tygodniu.Stałnastolikuzkutegożelaza,takiegowstylu
dawnego bistro. Zresztą pamiętał lepsze czasy. Płatki
kołysały się na lekkim wietrze. Wydawało mi się, że
usłyszałamzamykającesiędrzwi,alepokręciłamgłową.
Jeszczemibrakowałohalucynacji.
Odwróciłamsię,oparłamozlew,odetchnęłamgłębokoi
przechylałam głowę to lewo, to w prawo. Wczoraj
zamykałam bar, więc do domu wróciłam o trzeciej nad
ranem,aobudziłamsięstanowczozawcześnie.
Z takim uczuciem w brzuchu, jakby… Jakby było we
mnie strasznie pusto, ale bez żadnego konkretnego
powodu. Ta pustka po prostu sobie była i sprawiała, że
czułamsięniespokojnainiepewnawswojejskórze.Ten
stantrwał,ażzłapałamzapędzle.Wiedziałamjednak,że
wróci.
Zawszewracała.
Odsunęłamsięodzlewuiwzięłambananazesmutnego
koszyka z owocami. Leżały tam głównie kawałki
czekolady. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi.
Rzutokanazegarprzylodówceijużwiedziałamktoto.
W każdą sobotę, odkąd w wieku osiemnastu lat
wyprowadziłam się z domu, przychodziła do mnie mama.
A czasem cała rodzina. Tak jak ja w każdy piątek
odwiedzałamCharliego.
Dzięki Bogu, że zamknęłam drzwi do studia, bo
ostatnie, czego mi było trzeba, to żeby ktoś z rodziny,
mama, tata albo dwaj bracia, zobaczył portret Reece’a.
Przecieżdobrzegoznali.
Zresztąznaligowszyscy.
Otworzyłam drzwi i wraz z powiewem upalnego
powietrza walnął mnie w twarz widok podsuniętego pod
samnosbidonuzbrązowympłynem.Cofnęłamsię.
–Coto?
– Zrobiłam ci mrożonej herbaty – oznajmiła mama i
wepchnęła mi w ręce ciepły plastikowy pojemnik. –
Pomyślałam,żejużpewnieniemasz.
Potrafiłam zrobić w barze każdego drinka, jaki
wymyślił człowiek, ale choćbym skonała, próbując, nie
umiałamzrobićmrożonejherbaty.Zjakiegośpowodunie
ogarniałam proporcji cukru, torebek herbaty i wody.
Przerastałomnieto.
– Dzięki. – Przygarnęłam bidon do piersi, a mama
wtargnęła do domu jak tornado mierzące metr
sześćdziesiątizezjeżonymikrótkimiwłosamiwkolorze
brązowym.–Samajesteś?
Zamknęła drzwi i poprawiła okulary w czerwonych
oprawkach. Po niej odziedziczyłam nie tylko nikczemny
wzrost,aleikiepskiwzrok.Niechżyjągeny!
–Ojciecposzedłztwoimbratemnagolfa.
Domyśliłam się, że „mój brat” oznacza mojego
starszego brata, Gordona, bo Thomas, młodszy, był
ostatnimi czasy gotem i nie zbliżyłby się do pola
golfowegonadziesięćkilometrów.
– Dostanie w tym upale zawału. To jakiś kuriozalny
pomysł. To samo Gordon – mówiła mama, idąc w stronę
kanapy
z
odzysku,
którą
kupiłam,
kiedy
się
wprowadziłam do tego mieszkania cztery lata temu.
Usiadła. – Powinien być bardziej odpowiedzialny. Mówię
otwoimbracie.Przecieżniedługozostanębabcią!
Niemiałampojęcia,jakgrawgolfawsierpniuwpływa
na trzeci miesiąc ciąży jego żony, ale nie wnikałam i po
prostuzaniosłamherbatędolodówki.
–Chceszcośdopicia?
– Wypiłam tyle kawy, że dziwię się, że tu nie
przyfrunęłam.
Otworzyłam lodówkę i zmarszczyłam nos. Cofnęłam
się.Zajrzałamdolodówkiizniepokojemzacisnęłamdłoń
narączcebidonu.
–Cotomabyć?–mruknęłam.
–Cotam,kochanie?
Niepewna, co widzę, wpatrywałam się w górną półkę.
Obokpuszkiznapojemleżałpilotdotelewizora.Nigdyw
życiu nie schowałam pilota do lodówki. Żadnego innego
przedmiotu też nie. W ogóle nie słyszałam, żeby
ktokolwiektakrobił,alejednakskądśsiętuwziął.Czaił
sięnapółcejakgotowadoatakutarantula.
Zerknęłam w okno nad zlewem i ścisnęło mnie w
żołądku,boprzypomniałamsobieniewyraźnyruch,który
widziałamwcześniej.Aleprzecieżtonic.Poprostubyłam
znacznie bardziej zmęczona, niż mi się wydawało. Choć
tomimowszystkodziwne.Bardzodziwne.
Pokręciłam głową i wyjęłam pilota z lodówki. Już
zaczynałammyśleć,żetolodówkazŁowcówduchów.Na
miejscupopilociepostawiłamherbatę.
Wróciłamdokanapy,amamapoklepałasiedziskoobok
siebie.
–Siadaj,Roxanne.Dawnonierozmawiałyśmy.
–
Rozmawiałyśmy
wczoraj
przez
telefon
–
przypomniałam jej i przyniosłam pilota na miejsce, na
stolik przed telewizorem, gdzie spędzały czas wszystkie
grzecznepiloty.
Wywróciłaoczami,brązowymijakmoje.
–Tobyłowiekitemu,kochanie.Siadajtuszybciutko.
Usiadłam obok niej, a jak tylko wylądowałam,
podniosła szczupłą rękę i złapała za mój rozczochrany
kucyk.
–Cosięstałozczerwonymipasemkami?
Wzruszyłam ramionami, a potem sięgnęłam do góry i
ściągnęłam z kucyka gumkę. Miałam długie włosy.
Sięgałyby aż do piersi, gdybym miała piersi. Tyle
eksperymentowałam z kolorami, że zdziwiłam się, że
jeszczeminiewypadły.
–Znudziłymisię.Podobającisięfioletowe?
Pokiwałagłowąizmrużyłaoczy.
– Tak, pasują do ciebie. Dobrze się komponują z
plamamifarbynakoszulce.
Zerknęłam na stary podkoszulek z nadrukiem ze
Zmierzchu.Faktycznie,Edwardmiałnatwarzyfioletowe
plamy.
–Nowięc…–Tesłowazabrzmiaływmojejgłowiejak
dzwonek alarmowy. – Wiesz, że propozycja jest nadal
aktualna?Tak?
Cała się napięłam, patrząc w jej szczere oczy.
Propozycja. Propozycja była jak żywa, oddychająca
istota, na którą czasem – no dobrze, prawie zawsze –
chciałam się zgodzić. Chodziło o to, żebym wróciła do
domu,wwiekudwudziestudwóchlat,rzuciłakursgrafiki
komputerowej,bariprojektystroninternetowych,które
robiłam na boku i poświęciła się w stu procentach mojej
prawdziwejpasji.
Malarstwu.
Miałam wielkie szczęście, że moi rodzice byli gotowi
utrzymywać artystkę bez grosza przy duszy, ale nie
mogłam tego zrobić. Potrzebowałam niezależności. To
dlategosięwyprowadziłamidlategoodstulatniemogłam
skończyćstudiów.
–Dziękuję–powiedziałamizamknęłamwdłoniachjej
ciepłądłoń.–Naprawdę,doceniam,ale…
Westchnęła, zabrała mi rękę i objęła moje policzki.
Potemsięnachyliłaipocałowałamniewczoło.
–Wiem,alechciałamsięupewnić,żeniezapomniałaś.–
Cofnęła się, przechyliła głowę i musnęła kciukiem mój
policzek tuż pod okularami. – Wyglądasz na zmęczoną,
wykończoną.
–Dzięki,mamo,tomiłe.
Spojrzałabacznie.
–Októrejwyszłaśzbaru?
– O trzeciej – westchnęłam i opadłam na poduszki,
któremniepołknęły.–Pozatymwcześniewstałam.
–Niemogłaśspać?–dopytywałaztroską.
Mamamnieznała.Pokiwałamgłową.
Pochwiliciszyzałożyłanogęnanogę.
–ByłaśwczorajuCharliego?
Znówpokiwałamgłową.
– No jasne, że byłaś – stwierdziła cicho. – Jak się
trzymamójchłopak?
To, że tak o nim mówiła, sprawiało, że patrzenie na
niego w takim stanie wydawało mi się jeszcze
trudniejsze.Moirodzice…Boże,jakdorastaliśmy,tobyli
Charliemubliżsiniżjego.Westchnęłamiopowiedziałamo
wizycie i o tym, że Charlie znów mnie nie poznał. W jej
brązowych oczach widziałam niepokój, bo dobrze
wiedziała,cosiędziałowcześniej.
Jak skończyłam, mama zdjęła okulary i zaczęła
gestykulowaćszczupłąręką.
–Słyszałam,cosięstałozReece’em.
Wytrzeszczyłam oczy tak bardzo, że myślałam, że mi
wyskoczązczaszki.Słyszała?Onaszymbzykanku,które
tak naprawdę nie było bzykankiem? Byłyśmy z mamą
blisko,alebezprzesady!
–Uważam,żetobardzomiłezjegostrony,żewczoraj
cipowiedziałoHenrym–wyjaśniła,amnieulżyło.
Dzięki Bogu nie chodziło jej o naszą zapętloną
sytuację.
–Skądwiesz?
Uśmiechnęłasię.
–Jegomamamiwczorajpowiedziała.–Potemzrobiła
przebiegłą minkę. – To chyba wykraczało poza zakres
jego obowiązków. Zrobił to dla ciebie. Nie sądzisz, że to
dziwne?
– Jezu, mamo! – Wywróciłam oczami. Oczywiście
wiedziała o moim wielkim zauroczeniu, odkąd się
wprowadził obok nas. Jestem pewna, że w czasie
zeszłorocznego Święta Dziękczynienia razem z jego
matką planowały zeswatanie nas, bo przy stole
rozwodziły się ze smutkiem nad tym, jacy jesteśmy
samotni, aż brat Reece’a prawie się zadławił tłuczonymi
ziemniakami,taksięśmiał.
Tobyłobardzokrępującespotkaniedwóchrodzin,aw
tym roku będzie jeszcze gorzej, bo nasza domniemana
wspólnanocmiałamiejsceniedługopotamtejkolacji.
– To dobry chłopak – ciągnęła mama, brzmiąc jak
rzecznik Reece’a. – Walczył o nasz kraj, a po powrocie
do domu podjął pracę, w której naraża się na
niebezpieczeństwo.Awydarzeniazzeszłegoroku,ztym
chłopcem…Musiałpodjąćtrudną…
–Mamo!–jęknęłam.
Udało mi się w końcu zmienić temat z Reece’a na
zbliżające się narodziny pierwszego wnuka. Kiedy
musiałamsięjużzacząćszykowaćdowieczornejzmiany,
mamamocnomnieprzytuliła.
–NierozmawiałyśmyoHenrymiotym,czegochce,ale
wiedz, że ja i ojciec będziemy cię wspierać, cokolwiek
postanowisz.
Poczułam pod powiekami łzy i zaczęłam szybko
mrugać.Kochałammoichrodziców.Bylinajlepsi.
– Nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę nawet na niego
patrzeć.
Uśmiechnęłasięsmutnoipokiwałagłową.Wiedziałam,
co naprawdę myśli. Chciałaby, żebym pozbyła się
zadawnionejnienawiści.
–Jeślitak,jesteśmywtymztobą.
–Tak–potwierdziłam.
Poklepała mnie po policzku i wypadła z domu równie
energicznie,jakweszła,akiedyzamknęłamzaniądrzwi,
uświadomiłamsobie,żeniemamjużczasunadrzemkę.
Możeidobrze,bopewnieznowuśniłbymisięReece,a
to ostatnie, czego mi w tej chwili trzeba. Natychmiast
ustaliłamlistępriorytetów.
Popierwsze:prysznic.Czylimałymikrokamidocelu.
Podrugie:przestaćonimśnić.Łatwiejpowiedziećniż
zrobić, wiem, ale nieważne. W każdym razie wysoka
pozycjanaliściepriorytetów.
Po trzecie: przestać malować jego głupią – chociaż
seksowną!–twarz.
I wreszcie po czwarte: przy następnej okazji
powiedzieć mu prawdę o tamtej nocy. Mogłam zrobić
przynajmniej tyle. Pozbyć się tego ładunku żalu.
Musiałam,boniemogłamprzestaćmyślećojegopytaniu.
„Zrobiłemcicośzłego?”
Zacisnęłam usta i ruszyłam korytarzykiem. Starałam
się nie zwracać uwagi na kwitnący w brzuchu niepokój.
Dośćjużmiałpoczuciawiny.Nietrzebamubyłojeszcze
mojej porcji. W sypialni się rozebrałam. Zostawiłam
ciuchytam,gdzieakuratspadły,bobardziejzajmowałam
sięplanowaniem,jakmuotympowiedzieć.
Miałam
niejasne
podejrzenie,
że
nie
będzie
zadowolony.
Ale przecież gdybym wiedziała, czym się gryzie,
wyjaśniłabym to już dawno temu. Naprawdę! Moje
rozdrapy nawet nie miały startu do jego obaw, że mnie
jakośskrzywdził.
Zagryzłam dolną wargę i przeszłam przez pokój.
Musiałam minąć głęboką szafę. Drzwi były otwarte i
chłodny powiew owionął mi brzuch, zostawiając po sobie
gęsią skórkę. Minusem mieszkania w wiktoriańskiej
budowlibyłyprzeciągi,nawetlatem.KiedyśpanSilvermi
powiedział, że w domu są ukryte korytarze z dawnych
czasówizamaskowaneścianamiprzejściapodschodami.
Faktycznie, główna klatka schodowa prowadząca do
mieszkańnagórzeprzechodziłatużobokmojejsypialni.
Szybkosięobróciłamijakgłupekzamknęłamdrzwido
szafy. Trochę już za późno, zważywszy że byłam naga,
aleitaktozrobiłam.
Potem zaczęłam się szykować do pracy i wróciłam
myślami do czekającej mnie rozmowy z Reece’em.
Czułam w kościach, że to się nie skończy dobrze, ale
chociaż nie powinnam się tym przejmować, to się
przejmowałam.
Wiedziałam, że nie tylko będzie żałował nocy, która
nigdy się nie wydarzyła, ale na dodatek kiedy tylko do
niegodotrze,żegookłamałam,znienawidzimnie.
Rozdział5
W
sobotęwieczoremUMonybyłytłumy.Jaxpojechałz
Callą na uniwersytet, więc mieliśmy jednego człowieka
mniej. A Clyde był wciąż na zwolnieniu po ataku serca,
który przeżył w zeszłym miesiącu. Sherwood, nasz
kucharznapółetatu,miotałsięjakopętany.
Mieliśmy tyle pracy, że tylko kątem oka zauważyłam,
jak Nick wsuwa swój numer telefonu naskrobany na
naszej nowej serwetce do tylnej kieszeni spodenek
jakiejśdziewczyny.
–Anotheronebitesthedust–zanuciłam,mijającgoz
dwomapiwami.
Zmrużyłoczy.
Zachichotałam, obróciłam się na pięcie i postawiłam
piwo
na
barze.
Siedziało
tam
dwóch
pozornie
zwyczajnychkolesi.Ubranibyliwciemnedżinsyiproste
koszule, ale wiedziałam, że nie obracają się w
najprzyjemniejszychkręgach.WidziałamichzMackiem,
który pracował dla takiego gościa z Filadelfii, Isaiaha.
Wszyscy w mieście i okolicy wiedzieli, że lepiej się od
niego trzymać z daleka. „Pracował” nie przypadkiem
byłowczasieprzeszłym,boMackskończyłnapoboczuz
kulkąwgłowie.Oiledobrzesłyszałam,toonzadzierałz
Calląiszantażowałjąkłopotami,wjakiewpakowałasię
jej mama, a Isaiah nie miał ochoty na zainteresowanie
policji.
Uśmiechnęłamsiędonichpromiennie.
–Nakosztfirmy.
Starszy,owłosachwkolorzewęgla,zamrugał.
–Dzięki,skarbie.
Pomyślałam,żedobrzemiećpotencjalnychrabusiówpo
swojej stronie. Nigdy nie wiadomo, kiedy komuś się
przydacementowakąpiel.Ha!
Obstawiałam, że Reece jest w pracy, więc wykonanie
priorytetowego
zadania
zostało
wstrzymane.
I
skłamałabym, strasznie i bezczelnie, gdybym nie
przyznała, że mi ulżyło. Bardzo się bałam tej chwili
prawdy.Aprzecieżmiałamjegonumertelefonu.Mogłam
wysłaćSMSipoprosić,żebyprzyszedłalbonapisać,cosię
stało.
Tylko że to by było tak żałosne, że sama siebie
musiałabymposłaćnacementowąkąpiel.
Tyledobrego,żeniemiałamczasunazastanawianiesię
nad tym, bo skakałam od jednego klienta do drugiego i
zbierałamnapiwki.Byłojużpopółnocy,kiedypodniosłam
wzrokoddrinkaseksnaplażyizobaczyłam,żewprogu
stoiDean.
Cholera!
Jakgozobaczyłam,onteżnamniespojrzał.Wsumie,
nicdziwnego.Stałamtużnaprzeciwko,aonpatrzyłprzed
siebie. Przez moment rozważałam zanurkowanie za
barem.
–Cześć–powiedziałiusiadłnajedynymwolnymstołku
wcałymbarze.–Aledzisiajruch.
Czułam,żerobięsięczerwona.Nieodpowiedziałamna
jego SMS-a. Po tym, jak mama wyszła, zupełnie
zapomniałam.
– Tak, cały dzień mam urwanie głowy. – Odstawiłam
sok ananasowy i się skrzywiłam. Aż takie, żeby nie móc
napisać?Słabe.Odwróciłamsiędoniegoiprzykleiłamdo
twarzyprofesjonalnyuśmiech.–Cocipodać?
Powoli zamrugał. Miał niebieskie oczy, ale nie tak
intensywne, jak Reece. Ej! Nie zamierzałam myśleć o
kolorzejegooczu.
–Budweisera.
Pokiwałamgłowąipomknęłampopiwo.Jakwracałam,
Nick uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Położyłam na
barzeserwetkę,ananiejpostawiłambutelkę.
–Dorachunkuczyzapłaciszodrazu?
Znów zamrugał, a potem się odchylił i sięgnął po
portfel.
– Zapłacę. – Położył na barze dychę. – Zatrzymaj
resztę.
– Dzięki – wymamrotałam. Miałam ochotę zostawić
tam pieniądze, ale miałam do zapłacenia czynsz, a poza
tym chciałam kupić nowy zestaw akwarel, więc…
Wciągnęłam głęboko powietrze, zerknęłam na niego i
położyłamrękęnapieniądzach.–Słuchaj,Dean,ostatnim
razemdobrzesię…
–Hej,Roxy-Moxy!
Prawie wyskoczyłam ze skóry na dźwięk głosu Katie.
Odwróciłam się zdziwiona, że udało jej się tu dopchać.
Chociaż z drugiej strony w barze było pełno, a ona była
nieźlewystrojona.Oczywiścieposwojemu.
Katie pracowała po drugiej stronie ulicy w klubie dla
panów. Innymi słowy: była tancerką erotyczną i
absolutnietouwielbiała.Zawszemiałanasobiecoś,czego
zwykły człowiek nie śmiałby włożyć publicznie. Dzisiaj
ubrała się w skórzane różowe spodnie, a jej biustonosz
wyglądałjakpurpurowystroboskop.
Deanpatrzyłnanią,jakbybyłakosmitą,którywłaśnie
wszedłdobaru.
– Siema! – otrząsnęłam się szybko i odruchowo
złapałambutelkęJose’egoiszklaneczkę.–Jakdzisiajw
robocie?
Łokciem utorowała sobie drogę między Deanem a
jakąśstarsząpaniąiwślizgnęłasięwciasnąprzestrzeń.
–Takienudy,żeprawiezasnęłamnarurze.
–Tosięmogłoźleskończyć!–Nalałamjejdrinka.
– To jak, w niedzielę masz wolne? – wtrącił się Dean.
Trzymał ramiona przyciśnięte do boków, jakby się bał
dotknąćKatieiczymśodniejzarazić.
Niespodobałomisięto.
Katie zachichotała i objęła szklaneczkę dłonią.
Paznokciemiałapomalowanenakolorlodowegobłękitu.
– Ma wolne, ale nie będzie się z tobą spotykać, chyba
że masz na nazwisko Winchester. – Uniosła brew i
zerknęłananiego,amnieopadłaszczęka.–Alezdajesię,
żeniemamprzyjemnościzDeanemWinchesterem,co?
–Słucham?–wystękałizrobiłsięcałyczerwony.
– No co? – Wzruszyła opalonymi ramionami. – Mówię
ci w jak najmilszy sposób, skarbie, że nie masz u niej
szans.
–Katie!–syknęłam.
Deansiędomnieodwrócił.
–Dziwny–mruknęłaKatiepodnosem.
Spiorunowałamjąwzrokiem.
Złożyła usta w dziubek i cmoknęła w powietrze, a
potemjednymhaustemwypiłaswojątequilę.
– Pamiętaj, co ci mówiłam. – Odstawiła głośno
szklankę, a kobieta obok ze zmarszczonymi brwiami
obserwowałajejodwrót.–Tyjużpoznałaśmężczyznę,z
którymspędziszresztężycia.
O rany. Pewnie, że pamiętałam, jak to mówiła,
powołując się na moce parapsychiczne zdobyte podczas
upadkuzpokrytejoliwkąrury.
Takierzeczyzdarzałysiętylkomoimznajomym.
Prawdę mówiąc, szczerze wątpiłam – a przynajmniej
miałam taką nadzieję – że już spotkałam miłość mojego
życia. Ale powiedziała mi wtedy coś jeszcze. I to już się
spełniło.
MiałocośwspólnegozReece’em.
ZrobiłakrzywąminędoplecówDeana.
–Iniemiałamnamyślijego.Takczysiak,Roxy-Moxy,
idziemy jutro na gofry? – Kiedy pokiwałam głową,
zatrzepotałapalcami.–Tonarazka!
Trochę ogłupiała patrzyłam, jak sunie przez bar.
Znałam ją od dawna, a mimo to nadal potrafiła mnie
zaskoczyć.
– Coś jest z tą dziewczyną nie tak – powiedział Dean
rozwścieczonym głosem. – Nie wiem, jak z nią
wytrzymujesz.
Popatrzyłamnaniego.
– Wszystko z nią w porządku. – Widziałam, że jest
zaskoczony.–Przepraszam,alejestemtrochęzajęta.
Zamrugałszybko.
–Jasne.Pogadamypóźniej.
Już otwierałam usta, żeby mu powiedzieć, że nie
pogadamy, ale zdążył się obrócić na pięcie i zniknąć w
tłumie. Pokręciłam głową i przeszłam do innej części
baru.NawetniemusiałamnicmówićNickowi,odrazusię
zamieniliśmy i ja wzięłam się do realizowania zamówień.
Jakiś czas później podniosłam wzrok i niechętnie
natrafiłam na spojrzenie Deana. Potem już go nie
widziałam.
Dalsza
część
wieczoru
przemknęła
błyskiem.
Zrealizowaliśmy
ostatnie
zamówienia,
a
potem
posprzątaliśmy i zajęliśmy się inkasowaniem napiwków i
księgowaniem wpływów z kasy. Jak to robiliśmy z
Nickiem, towarzystwa dotrzymywała nam muzyka.
Zwykle wynajdowałam najbardziej wkurzającą piosenkę
świata,aledzisiajniebyłamwnastroju.
ZatoNickmiałochotęnarozmowę.
–Cotobyłzakoleś?
Wpisałam liczby na arkuszu wpływów przygotowanym
przez Jaxa. Pewnego dnia Mona będzie prawdziwym
barem i wtedy zafundujemy sobie system POS. Jasne,
można pomarzyć… Odwróciłam się do niego z
westchnieniemioparłamobar.Nicksprzątał.
–Takijeden.Byłamznimnajednejrandce.
–Inatymsięskończy?
Wzruszyłamramionami.
–Tak.Niejestemzainteresowanadalszymciągiem.
Przerzuciłścierkęprzezramięidomniepodszedł.
–Będąznimproblemy?
I Jax, i Nick, a także Clyde potrafili być
nadopiekuńczy.
– Nie sądzę. Myślę, że dzisiaj do niego dotarło. –
Przekrzywiłam głowę. – Poza tym nie jestem twoją
młodsząsiostrąiniemusiszprzeganiaćmoichchłopaków.
–Niemammłodszejsiostry.
–Dobra,nieważne.
– Ale mam młodszego brata. – Oparł się rękami o bar
zamnąischyliłgłowę.Ztakbliskiejodległościwidziałam,
żeoczymaraczejzieloneniżbrązowe.Pozatymbyliśmy
blisko jak kucyki Pony! – Poza tym nie kojarzy mi się z
tobąsłowo„siostra”.
–Co?–Okularyzaczęłymisięześlizgiwaćznosa.
– Chętnie bym cię bliżej poznał – poinformował. Ot
tak.Łup.Prostowtwarz.
Wytrzeszczyłam oczy, bo byłam w szoku. Nigdy nie
zauważyłam,żebybyłmnązainteresowany!
–No…
Złączyłustawpółuśmiechu.
– Ale wtedy już nie mógłbym tu pracować, więc nic z
tego nie będzie. Zresztą, może i dla ciebie zrobiłbym
wyjątek,aletoniejestnajważniejszypowód,dlaktórego
nie…–podniósłrękęipoklepałmnieponosie–…zrobię
tegoztobą.
Przez chwilę się w niego wpatrywałam, mile
połechtana,aleiogłupiała.
–Dzięki.Chyba…
Mrugnął i odepchnął się od baru. Ściągnął ścierkę z
ramienia, wziął płyn i popryskał blat. Chwilę trwało,
zanim mój mózg zaczął znów działać. Poprawiłam
okulary.
– Wiesz, ja też chętnie bym w to weszła, ale potem
byłobynaprawdędziwnie.
Nicksięzaśmiał.
–Tynaprawdęsypiaszzdziewczyną,apotemnigdysię
już nie spotykacie? – Ciekawość to pierwszy stopień do
piekła,alebyłamojąnajlepsząprzyjaciółką.
–Niewchodzęwzobowiązania.
– Drugie spotkanie nie jest zobowiązaniem –
przekonywałam,choćczułam,żetoniewłaściwalogika.–
Toznaczyrozumiem,żemożnazkimśniespaćwięcejniż
raz,aleniewidywaćgo?
Obejrzałsięprzezramię.
– Jasne – mruknęłam i pokręciłam głową. – A może
jesteśpoprostułamaczemserc?
W odpowiedzi tylko się zaśmiał. Wkrótce potem
zakończyliśmy bardzo dziwny wieczór U Mony. Ja
miałam klucze, więc kiedy wyszliśmy, nie bardzo
zwracałam uwagę na to, co się dzieje na zewnątrz, za
bardzo szamotałam się z zamkiem. Na początku
pomyślałam,żeśmiejesięzemnie.Alejakjużwrzuciłam
ciężkibrelokdotorbyisięodwróciłam,zobaczyłam,oco
muchodziło.
–Co…?–zaczęłam,aleprzerwałam,bosercezaczęło
miwalić.
Obok mojego samochodu stał radiowóz, a o drzwi od
strony pasażera opierał się superseksowny policjant.
Długie nogi skrzyżował w kostkach, a ramiona splótł na
apetycznejpiersi.
CzekałnamnieReece.
Wpatrywałam się w niego na tym ciemnym parkingu i
ostatnie, o czym myślałam, była moja lista priorytetów.
Oblepiłomniedusznenocnepowietrze,aonrozplótłnogi
i oderwał się od samochodu. Przyjrzałam mu się od stóp
dogłów.Skupiłammyślinatym,wjakisposóbpoliester,z
którego uszyty był jego mundur, przesuwa mu się po
udach.
Boże,chodziłjakucieleśnieniechwały.Topowinnobyć
zakazane.
Nicksięnachyliłiszepnąłmidoucha:
– A to główny powód, dlaczego nawet do ciebie nie
startuję.
Potknęłamsię.
– Cześć, stary. – Klepnął Reece’a w ramię, kiedy
przechodził obok. – Spokojnej nocy. Do zobaczenia w
środę,Roxy!
–Papa.–NieodrywałamwzrokuodReece’a.Coontu
robił, o wpół do trzeciej rano? Zresztą to nie pierwszy
raz,kiedywychodziłamzbarupóźnoizastawałamgotu.
Przed tamtą nocą, która nie powinna się była nigdy
wydarzyć, wpadał tak co jakiś czas, kiedy pracował na
nocnązmianęizamierzałcośzjeść.Aleniespodziewałam
się,żezrobitoznowu.
Po pogrążonym w ciszy parkingu rozniósł się ryk
motoruNicka.Musiałamcośpowiedzieć,bostaliśmykilka
metrówodsiebieitylkosięnasiebiegapiliśmy.
–Cześć.
Nooo,tomisięudało.
Lekkouniósłkącikust,awzrokopuścił.
–Co…?–roześmiałsię,ajapoczułam,jakbymmiaław
brzuchu gniazdo motyli, które nagle poderwały się do
lotu.
–Comasznapisanenakoszulce?
Też spojrzałam w dół i starałam się opanować
wypełzającynaustauśmiech.
–Bawidamek.Aco?
Uniósł długie gęste rzęsy i znów się roześmiał, tym
przyjemnymlekkimśmiechem,którymmniejakbyotulał.
–Jesteś…Jesteśinna.
Przeniosłam ciężar ciała z jednej nogi na drugą i
zagryzłamwargi.
– Nie jestem pewna, czy to dobrze, czy masz ochotę
uciekać?
Zrobił krok do przodu. Ręce miał spuszczone wzdłuż
boków, a prawym przedramieniem ocierał się o rękojeść
służbowegopistoletu.Gwiazdanapiersilśniłajaśniejniż
powinna i znajdowała się akurat na wysokości mojego
wzroku.
–Todobrze.Tak.
Niepewniewciągnęłampowietrze,abalsamicznabryza
zwiała mi na twarz pasmo włosów. Co się tu na litość
boską dzieje? Rozejrzałam się po pustym parkingu i po
samochodachwyjeżdżającychspodklubuzestriptizempo
drugiejstronieulicy.–Maszprzerwęna…lancz?
– Tak. Pracuję do siódmej rano – odparł, a potem
poruszył się tak szybko, że nawet nie zauważyłam, co
robi, dopóki nie poczułam na policzku jego palców.
Chwyciłluźnykosmykwłosówiwetknąłmigozaucho,a
jadosłownieniemogłamzłapaćtchu.Czułamjegodotyk
na delikatnej skórze za uchem. Przeszył mnie słodki
dreszcz.
Mój
puls
kwalifikował
się
chyba
na
oddział
kardiologiczny.
–Acorobisztutaj?
Najegobajeczneustawstąpiłlekkiuśmiech.
–Wieszco,napoczątkusamniewiedziałem.Jeździłem
pookolicyimyślałemotym,żemuszęcośzjeść,apotem
nagle zatrzymałem się na tym parkingu i przypominałem
sobie,jaktorobiliśmykiedyś.
Wnętrzności zmieniły mi się w papkę, bo chociaż to
było głupie, zdumiewało mnie, że naprawdę to pamięta.
Byłam pewna, że tylko ja przechowuję te wspomnienia.
Spojrzałamnaniegoipoczułam,żekręcimisięwgłowie,
alenapewnoniemiałotonicwspólnegozupałemanijego
wzrostem.
–Noi?
–Jesteśzmęczona?
Toniebyłaodpowiedźnamojepytanie,alepokręciłam
głową.
–Nie!
Spojrzał prosto na mnie oczami tak niebieskimi, że w
półmrokuwydawałysięprawieczarne.
– Zacząłem myśleć. O różnych zwariowanych
sprawach.
Uniosłambrwi.
–Zwariowanychsprawach?
Pokiwałgłowąiuśmiechnąłsiętrochęszerzej.
– Zwariowanych, szalonych sprawach, na przykład o
tym,czyniemoglibyśmyzacząćodnowa.
–Zacząćodnowa?–Zachowywałamsięjakzabawka,
którapowtarzakażdeusłyszanesłowo.
–Tak.Tyija.
Tegosiędomyśliłam.
– I stwierdziłem, że to cholernie dobry plan – dodał i
znalazł się nagle o krok bliżej. Stał tak blisko, jak
wcześniejNick,tylkożewtedynieczułamzupełnienic,a
teraz milion rzeczy naraz, drażniących zakończenia
nerwowe.–Mamnadzieje,żesięzgodzisz.
–Cotozaplan?
Znów wyciągnął rękę, tym razem, żeby mi poprawić
okulary.
– Zapomnijmy o tamtej nocy. Wiem, że nie możemy
udawać, że to się nigdy nie stało, ale powiedziałaś, że…
Że nie zrobiłem ci nic złego, a wiem, że nie okłamałabyś
mniewtakiejsprawie–mówił,amnieserceopadłogdzieś
do żołądka. Okłamać? Ja?! W życiu! – Ale możemy iść
dalejnaprzód,tak?
–Aledlaczego?–wypaliłam,aonuniósłjednąbrew.–
Nie,złepytanie.Dlaczegoteraz?
Minęłachwila.
– Byliśmy przyjaciółmi i będę z tobą szczery, brakuje
mitego.Tęsknięzatobą.Ijestemzmęczonytątęsknotą.
Dlategowłaśnieteraz.
Moje serce zaczęło skakać, jakby grało w klasy.
Tęsknił za mną? Miał dość tęsknoty? O mój Boże. Mój
mózg nie nadążał. Nie miałam pojęcia, jak zareagować.
Jedenaście miesięcy spędziłam na ukrywaniu się przed
nim i wyklinaniu go, a teraz zwyczajnie nie wiedziałam,
co powiedzieć. Żałował nocy, która w zasadzie nigdy się
niewydarzyła,chciał,żebysięniewydarzyła,alebyłtutaj
ichciałzacząćodnowa.
Nadzieja. Boże, czułam w piersi budzącą się do życia
iskierkę
nadziei.
Czułam
się
znów
jak
tamta
piętnastolatka,kiedypierwszyrazuśmiechnąłsiędomnie
ze swojego ogródka. Albo kiedy mnie odprowadzał do
szkoły. Jak wtedy, gdy mnie przytulił po powrocie z
wojska.
Ijaktamtejnocy,kiedyodwiozłamgododomu.
Liczyłam, że w ciągu ostatnich jedenastu miesięcy
unicestwiłamtęnadzieję,alenie,wciążtubyła,przeżyła
wbrew instynktowi samozachowawczemu, wstydowi i
poczuciuwiny.
– Czy to wystarczająco dobry powód? – Prowokował
mnie tym pytaniem i miałam ochotę się uśmiechnąć, ale
byłamzbytzszokowana.
Muszę mu powiedzieć, co się naprawdę stało tamtej
nocy. Wiedziałam, że muszę, ale on chciał zacząć od
nowa, a jak mogłam zaczynać od nowa, od razu cofając
się w przeszłość i to do nocy, którą chciał usunąć ze
swojejprzeszłości?
Jeszcze raz podniósł ręce i tym razem odnalazł moje
palce.Splótłjezeswoimi.Mojeserceskończyłozgrąw
klasy i przeszło do robienia salta w tył. Może nawet po
okręgu.Lekkopociągnąłmniezarękę.
– Co ty na to? Zjesz ze mną lancz, kolację czy tam
śniadanie? Jakkolwiek należy nazwać posiłek jedzony o
trzeciejnadranem.Zjeszzemną?
Jakmogłampowiedziećcokolwiekinnegoniżtak?
Rozdział6
S
iedziałam z Reece’em w całodobowej jadłodajni
kawałekzaMoną.Byłojakdawniej,ajednocześnieobco.
Jakbym wślizgnęła się w życie kogoś, kogo ledwie
znałam.
W jadłodajni było pusto, nie licząc stolika zajętego
przez studentów robiących wszystko, żeby nie wyglądać
na nadmiernie pijanych, w towarzystwie policjanta oraz
kilkutirowców.KelnerkaprzyniosłakawędlaReece’a,a
dla mnie mrożoną herbatę. Zdecydowaliśmy się na
śniadanie.
Początkowo było trochę niezręcznie. Siedziałam
naprzeciwko niego, po turecku, w jasnym świetle
jarzeniówek. Nerwowo przebierałam palcami dłoni
trzymanej na kolanie. Nie wiedziałam, co powiedzieć ani
co robić, więc wsłuchiwałam się w trzeszczącą rozmowę
dobiegającącopięćsekundzradia,któremiałprzypięte
naramieniu.
Niezręcznąciszęprzerwałon.
– Widziałem, że Thomas ma kolejny kolczyk w
arsenale?
Złapałamchłodnąszklankęikiwnęłamgłową.
–Taaa,wzeszłymtygodniuprzekłułbrew.Zakażdym
razem, jak go widzę, mam ochotę wziąć łańcuszek i
połączyć kolczyk z brwi z kolczykiem w nosie i tym w
wardze.
Reecesięzaśmiał.
–Pewnieniemiałbynicprzeciwko.Twójtatamówina
niego„MetalowaBuźka”.
Pokręciłamgłową.
– Za parę miesięcy kończy osiemnaście lat i wmówił
rodzicom, że chce zrobić tatuaż na twarzy. Suwak
biegnący od potylicy przez całą czaszkę i kończący się
międzybrwiami.
Reeceszerokootworzyłoczy.
–Niemówipoważnie,prawda?
Roześmiałamsię.
– Nie sądzę. Musiałby w tym celu zgolić swoje śliczne
loczki, więc nie wydaje mi się, żeby się zdecydował.
Obstawiam, że się z nimi droczy. W każdym razie… –
zamilkłam,kiedyrozległsięgłośnyhuk.
Reece oparł się o ściankę boksu, w którym
siedzieliśmy, i spojrzał na stolik studentów. Jeden z nich
rozlał napój, a dla reszty było to najwyraźniej szalenie
zabawne,borżelijakstadohien.Spojrzałamzpowrotem
na Reece’a. Miał piękny profil. Stwierdziłam, że to linia
szczęki sprawia, że jego twarz jest tak zjawiskowa.
Łatwo byłoby uchwycić tę ostrą krawędź pociągnięciem
pędzla albo węglem. Właśnie! Mogę narysować jego
portret węglem! Nie, momencik. Przecież dodałam do
swojej listy priorytetów zaprzestanie rysowania jego
portretów.
Byłambeznadziejnawlistach…
Reecespojrzałzpowrotemnamnie,ajapoczułam,że
się czerwienię. Bo gapiłam się na niego bezczelnie, a on
mnieprzyłapał.Uśmiechnąłsięuroczo,chłopięco.Cośmi
sięroztrzepotałowpiersi.
–Całyczaszajmujeszsięgrafiką?
Że co? Dopiero po chwili załapałam, że chodzi mu o
college.
– A tak. Przerabiam program przez internet. W tym
semestrze tylko dwa przedmioty. – Wzdrygnęłam się. –
Techolernezajęciasąstraszniedrogie.
–Ilecijeszczezostało?
– Dwa lata. – Upiłam łyk herbaty. Ach, ten cukier! –
Ponieważ przerabiam po dwa przedmioty na semestr,
czuję,jakbymszłatrasąwidokową,alejakjużskończę,
to…
–Toco?
Otworzyłamusta,alepotemzmarszczyłamczoło.
– Wiesz co? Dobre pytanie. Prawdę mówiąc, nie mam
pojęcia.Będęsięmusiałazastanowić.
Zaśmiałsię,apotemoparłłokcienastole.
–Maszdwadzieściadwalata.Natymetapieniemusisz
sięjeszczenadniczymzastanawiać.
Zrobiłamdziwnąminę.
–Mówisztak,jakbymchodziładoprzedszkola.Asam
masztylkodwadzieściapięć.
Może zresztą miał rację, ale gdzieś w piersi zakłuło
mnie z niepokoju. Czy jak skończę studia, będę nadal
pracować U Mony? I robić na boku projekty stron
internetowych? A może poszukam „prawdziwej” pracy,
jak mi radzili niektórzy, szczególnie ci co bardziej
wścibscyichętniewtrącającyswojetrzygrosze.–Lubię
pracęwbarze.
– No i super. Jax jest świetnym szefem – powiedział
Reece i przechylił głowę na bok. – A ty się świetnie
dogadujeszzludźmi.
Wyszczerzyłamzęby:
–Idostajęzajebistenapiwki.
Powoliprzeniósłwzroknamojeusta,apotemwróciłna
górę.
–Niedziwięsię.
To był subtelny komplement, ale poczułam w całym
ciele wibracje radości. Czyżbym tak desperacko
potrzebowała pochwały, że gdybym miała ogon, to
zaczęłabym nim merdać? A może chodziło o to, że
powiedziałtoReece?
Opuścił gęste rzęsy i powieki na moment osłoniły jego
kobaltowe oczy. Kiedy znów na mnie spojrzał, jego
wzrokniemalpłonąłtąjegowyjątkowąintensywnością.
Nojasne,żetowszystkodlatego,żetoReece.Kogoja
chciałamoszukać?
Otrząsnęłam się z tych myśli. Wzięłam w palce
papierek,zktóregowyjęłamsłomkę,izaczęłamgodrzeć
namałekawałeczki.
– Ale czy to nie beznadziejne, że zdobędę dyplom
grafika,adalejbędępracowaćwbarze?
– A czy nie będzie beznadziejne, jeśli zrezygnujesz z
czegoś,cocisprawiaprzyjemność,żebyrobićcoś,cocię
niecieszy?
Bezgłośnieotworzyłamusta.Fakt,sformułowanewten
sposóbnaprawdędomnieprzemawiało.
– A pamiętasz, jak mój ojczym świrował, jak się
okazało,żeanija,animójbratniemamyzamiaruiśćna
studia?
Pokiwałamgłową.AniColton,jegobrat,aniReece,nie
mieli ambicji zdobycia wykształcenia uniwersyteckiego.
Richard, ich ojczym, nie mógł tego pojąć, szczególnie że
sambyłprawnikiemimiałwyższewykształcenie.
– A ja do dzisiaj nie żałuję, że nie postawiłem nogi w
college’u. Cieszę się, że wstąpiłem do marines, a potem
zająłem się tym. – Wzruszył ramieniem. – Praca
policjanta daje mi satysfakcję, nawet jeśli zdarzają się
chwile… – zamilkł, a po twarzy przemknął mu cień.
Wstrzymałam oddech i pomyślałam, że powie o tym, co
się stało. O strzelaninie, która wywróciła jego życie do
górynogami.
Zerknęłam na niego i przypomniałam sobie, jaki był
przybitypółtorarokutemu.Aktowie,cogospotkałona
wojnie?Wiedziałamtylko,żezostałranny,alenawetnie
chciałam o tym myśleć. Dlatego wrócił do domu, ale
strzelanina,wktórąwplątałsięjużjakopolicjant,mocno
nimwstrząsnęła.Chociażmnienieodepchnął,ztejrówni
pochyłejściągnąłgoJax.
–Chociażbywakurewskociężko,nieżałuję.
Zjakiegośpowodużałowałam,żeniewspomniałotym,
cobyłociężkie.Chociażpozwalałmibyćblisko,kiedysię
z tym mierzył, nigdy o tym nie mówił. I wyglądało na to,
żenadalniemówi.
– Nie wszyscy muszą robić to samo, żeby czuć
satysfakcję – kontynuował. – Richardowi zajęło trochę
czasu,zanimsięztympogodził,aleogarnąłtematijestw
porządku, bo wie, że Colton i ja jesteśmy szczęśliwi. –
Zamilkł na chwilę. – A wiem, że twoi rodzice nie mieliby
nic przeciwko temu, żebyś pracowała U Mony albo
gdziekolwiekindziej.Bylebyśbyłaszczęśliwa.
–Wiem.–Itobyłanajprawdziwszaprawda.
Wyciągnął rękę nad stołem i oplótł długie palce wokół
mojegonadgarstka.Powoliodciągnąłmojąrękęodkupki
skrawkówpapieru,któreprodukowałam.
–NiemusiszprzeżywaćżyciazaCharliego.
Mojaszczękauderzyłaostolik.
–To,żeonniepójdziedocollege’u,nieznaczy,żety
musisz iść. – Odwrócił moją dłoń wnętrzem do góry i
przesuwał mi kciukiem po nadgarstku. – On by tego nie
chciał. – Tyle razy zastanawiałam się, co ja do diabła
robięidlaczego,aReecesformułowałtowkilkusłowach,
choćodrokuniezamieniliśmyanisłowa.Zszokowałmnie,
bo nie chciałam przed sobą przyznać, dlaczego robię
pewnerzeczy.
Albodlaczegonierobięinnych.
Kolejne muśnięcie jego kciuka zwróciło moją uwagę.
Opuszki palców miał twarde. Wiedziałam, że często
używarąk.Ażsięwiłamnasiedzeniu,taknamniedziałał
kontrast między szorstkim dotykiem a posuwistymi
ruchamiigładkimisłowami.
Zanimjednakzdążyłamwymyślić,conatopowiedzieć,
przyszło nasze jedzenie i puścił moją rękę, choć powoli.
Doostatniejchwiliprzesuwałpalcamipomojejdłoni.Nie
potrafiłamstłumićdreszczu.
Zmieniliśmytematnaznacznielżejszy.
– Jak obstawiasz, ile Jax wytrzyma, zanim wróci do
Shepherd?–spytałizanurzyłkawałekchlebawsosie.
Roześmiałamsięipodniosłamkawałekbekonu.
–Nickteżsięnadtymzastanawia.Powinienwrócićw
połowieprzyszłegotygodnia,alewątpię,żebywytrzymał
tutajchociażtydzień.
–Jateż.
–Sądlasiebiestworzeni.
–Prawda–zgodziłsię.–Jaxnatozasługuje.
Dochodziła czwarta, jak skończyliśmy jeść. Reece
musiałwracaćnasłużbę.Zająłsięrachunkiemizchytrym
uśmieszkiem zlekceważył moje protesty. Znów się
poczułam,jakbymmiałaszesnaścielat.
Odprowadził mnie do samochodu, zaparkowanego tuż
obokjegoradiowozu.
– Pojadę za tobą do domu – powiedział i otworzył
przedemnądrzwi.
Zamrugałam.
–Coty,niemusisz!
– Znów jestem na nasłuchu, jak coś się będzie działo,
przyjmęwezwanie.Aletoitaksięliczyjakopatrol,więc
nie ma sprawy. – Położył mi rękę na ramieniu i spojrzał
prosto w oczy. – Jest późno. Mieszkasz sama. Pojadę z
tobądodomuiupewnięsię,żenicciniejest.Możeszalbo
niemiećnicprzeciwkotemu,albobędęjechałzatobąjak
jakiśdegenerat.
Uniosłambrwi.
Ten przeklęty uśmieszek powrócił i Reece zadarł
brodę.
–Więcniedopuśćdotego.
Roześmiałamsię.
– Dobrze. Jedź za mną. – Zaczęłam już wsiadać za
kierownicę, ale jeszcze na niego spojrzałam. –
Degeneracie!
Wyszczerzyłam zęby, kiedy się zaczął śmiać, a potem
przez całą drogę miałam ochotę walić głową w
kierownicę.Cojarobiłam?!Czynaprawdębyłamradosna
i beztroska? Może i chciał zacząć od nowa, ale to nie
oznaczałonicwięcejniżprzyjaźń.Choćprzecieżtoitak
świetnie. I nie było nic złego w tym, że byłam…
szczęśliwa i że przestałam się wściekać i w ogóle
odpuściłam.Bezproblemumogliśmyznówsięprzyjaźnić.
Niech tylko przestanie się tak uśmiechać i mnie
dotykać.Strefaprzyjaźniwykluczadotyk.
Zaparkowałamprzykrawężniku,aradiowózstanąłtuż
za mną. Nawet się nie zdziwiłam, że kiedy wysiadłam z
samochodu,onjużnamnieczekał.
– Odprowadzisz mnie do drzwi? – spytałam i
przewiesiłamtorbęprzezramię.
– Oczywiście. – Zamknął za mną. – Przecież od tego
jestem,żebychronićisłużyć.
Uniosłambrew.
Położyłmirękęniskonaplecach,awpowietrzuuniósł
się zapach późnych róż, które hodowała pani Silver.
Lekkomniepopchnąłpokamiennejścieżce.Czułamjego
rękę tak wyraźnie, jakby nie dzieliła jej od mojej skóry
cienka koszulka. Cała zasada niedotykania poszła się
paść.
U państwa Silverów było ciemno, u Jamesa i Miriam
też, tylko w mieszkaniu nade mną paliło się małe żółte
światełko. Muszę któregoś dnia iść i się przedstawić.
Dopisałam to do wiecznie się zmieniającej listy
priorytetów.
Zatrzymałam się przy drzwiach i zaczęłam szukać w
torbie kluczy. Jednocześnie starałam się nie zwracać
uwagi, że wciąż trzyma mi rękę na plecach i stoi tak
blisko mnie, że prawym udem niemal ociera się o moje
biodro.
Zerknęłam na niego i ostro wciągnęłam powietrze. W
głowie szalało mi tyle myśli, że nie byłam w stanie
sformułowaćjednegosensownegozdania.
–Noiwidzisz,całoizdrowodotarłaśdodomu–rzucił
lekko.
W balsamicznym powietrzu moja skóra była aż za
ciepła.
–Tylkodziękitobie!
–Jednaksięnacośprzydałem.
– Przydajesz się do wielu rzeczy. – Kiedy
wypowiedziałam te słowa na głos, zabrzmiały znacznie
perwersyjniej,niżkiedyobracałamjewgłowie.
W ciemności prawie nie widziałam jego miny, ale
odwróciłsiętak,żestaliśmytwarząwtwarz.Przyokazji
przejechałrękązmoichplecównabiodro.
– Ech, Roxy, tak bym chciał móc wierzyć, że wiesz, w
czymjestemdobry.
Auć! No dobra, teraz już miałam pewność, że to
zabrzmiało perwersyjnie, bo on się odnosił do tamtej
nocy,aprzecieżmieliśmyjużdotegoniewracać.Alenie,
tkwiliśmy w samym środku tego burdelu. Mało tego, ja
straciłampanowanienadjęzykiem.
– Byłeś dobry – zapewniłam, bo przypomniałam sobie,
jak mnie całował. Pijany jak łopata czy nie, ale ten gość
umiałsięcałować.–Naprawdębardzodobry.
Uniósł
kąciki
tych
przeklętych
ust,
a
moje
dziewczyńskieczęściciałaoszalałyizaczęłyskandować,
żebyprzesunąłrękękilkacentymetrówwlewo,apotem
wdół.
–Noproszę!Apodobnorównieżniewielepamiętasz?
Tak, tak twierdziłam. Teraz do mnie dotarło, że
myślimy o różnych rzeczach. Ja o całowaniu, a on o
seksie.Muszęmupowiedzieć,cosięwtedystało.
–Reece,słuchaj…
–Chciałbymcośwyjaśnić–wtrącił.Przechyliłgłowę,a
kiedyznówsięodezwał,czułamnapoliczkujegooddech.
– Powiedziałem ci, że za tobą tęskniłem i że już
skończyłemztymtęsknieniem.
Miałampustowgłowie.
–Notak.
– Ale to nie wszystko – kontynuował, a moje serce
zaczęłowalićjakmłotem.–Międzynamicośjest.Możei
byłemwtedypijany,aletobysięniestało,gdybynicnie
było.
–Zaczekaj.Przecieżmówiłeś,żeżałujesztamtejnocy.
Żewolałbyś…
– Wolałbym, żeby się nie wydarzyła, tak. Ale tylko
dlatego, że chcę pamiętać pierwszy raz, kiedy w ciebie
wejdę.Każdąsekundęwchodzeniawciebie,centymetrpo
centymetrze.Chcęmiećtowspomnienie,skarbie.Dlatego
żałujęidlategozamierzamtęsytuacjęnaprawić.
O święty Jezu, od tych słów zaczęłam płonąć. Byłam
takrozpalona,żenawetniezwróciłamuwaginafakt,że
on nigdy we mnie nie był. Żaden facet, nawet on, nigdy
takdomnieniemówił.
Podobałomisięto.
Imoimdziewczyńskimczęściomciałateż.
Katie mi kiedyś opowiadała, że znała faceta, przy
którymbyłamokraodsamegosłuchaniago.Wtedyjejnie
wierzyłam,aleterazjużtak.Tak,zdecydowanie!Tojuż
niebyłotylkotakiegadanie.Wiedziałam,żetomożliwe…
Chwileczkę.Zamierzałnaprawićtęsytuację?!
– Wiesz, na co najtrudniej mi się patrzyło przez
ostatnichjedenaściemiesięcy?
–Nie–szepnęłam.
Odezwałsięniskim,dudniącymgłosem.
– Na ciebie w towarzystwie facetów, którzy nie byli
warci choćby minuty twojego czasu. Cały czas się
zastanawiałem,dlaczegomasztakigównianygust.
Już miałam zacząć bronić swojego gustu, ale się
powstrzymałam. No fakt, paru ostatnich okazało się
marnych. Nawet nie mówię o Deanie. On był tylko…
bleeee.Nudny.
–Przedemnąuciekałaś,aztymigłąbamichodziłaśna
randki.
– A ty jesteś wart mojego czasu? – Nie mogłam się
powstrzymaćprzedzadaniemtegopytania.
Wykrzywił usta z przekonaniem, arogancko i
nieznośnieseksownie.
– Nawet nie masz pojęcia, skarbie, jak bardzo jestem
warttwojegoczasu.–Uścisnąłmniemocniej.–Jasięnie
chcęztobątylkoprzyjaźnić.Nie,napewnonie,alejeśli
tobietowystarczy,jakośztymbędężył.Alemuszęcito
powiedzieć. Żebyśmy oboje wszystko wiedzieli. Żebyś
wiedziała,czegochcę.
Radio na jego ramieniu zabzyczało i dyspozytorka
wezwała patrole do wypadku samochodowego w jakiejś
bocznej drodze niedaleko stąd. Nie spuszczając ze mnie
wzroku, sięgnął ręką i nacisnął guzik, którego nawet nie
widziałam.
– Zgłasza się trzy-zero-jeden – zameldował. – Jestem
wdrodze.
Cofnąłrękę,apotemzwróciłsięznówdomnie:
–Poprostuotympomyśl.–Następniepochyliłgłowęi
przesunął ustami z mojego policzka na skroń. Pocałował
mnieuroczoistanowczozaszybko.–Aterazładujswój
słodkityłeczekdodomu.
W oszołomieniu zrobiłam, co kazał. Odwróciłam się w
drzwiach,aonbyłjużwdrodzedoradiowozu.
–Reece!
Obróciłsięprzezramię.
–Co?
Policzkimizapłonęły.
–Uważajnasiebie.
Niewidziałamuśmiechu,alesłyszałamuśmiechwjego
głosie:
–Jakzawsze,skarbie.
Iodjechał.
Przeszył mnie rozkoszny deszcz, silniejszy niż
zapamiętałam. Czułam się, jakbym miała na języku
cukrowąpolewę.Zamknęłamzasobądrzwiibyłomitak
lekko,żebyłamokrokodrozłożeniaramionjaktalaska
z Dźwięków muzyki i wirowania po przedpokoju. Ale
nagle stanęłam jak wryta. Z kuchni dobiegał niski
pomruk,jakbysilnikalbowłączonamaszyna.
W jednej chwili zapomniałam o nie-chcę-się-tylko-
przyjaźnić i całej reszcie. Błyskawicznie zapaliłam
światło.Żołądekmisięściskał,kiedydotarłamdokuchnii
szybkonamacałamwłącznikświatła.
Zrobiłosięjasno,ajazaczęłamprzeczesywaćkuchnię
wzrokiem, szukając źródła dźwięku. Natychmiast je
zresztąznalazłam.
–Cholera,cojest?–mruknęłamdosiebie.
Naprzeciwko mnie spokojnie działała zmywarka. Nie
byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przed
wyjściem do pracy jej nie włączałam. Zresztą, nawet,
gdybymwłączyła,niedziałałabytakdługo.Gapiłamsięna
nią,amikroskopijnewłoskinakarkustawałymidęba.
Bez tchu podkradłam się do maszyny, jakbym się
spodziewała, że ożyje i zacznie śpiewać jak sprzęty
kuchennewPięknejiBestii.Ztrudemprzełknęłamślinę,
złapałampalcamiuchwytiszarpnęłam,przerywająccykl
mycia.
Buchnęła para, a ja szybko cofnęłam rękę. Drzwiczki
zaskrzypiały i się otworzyły. W środku były tylko dwie
rzeczy.Filiżanka,wktórejpiłamherbatęprzedwyjściem
dopracy,italerzyk,naktórympołożyłamśniadaniowego
precla.
Nicwięcej.
Zostawiłamdrzwiczkiotwarte,apotemsięwycofałam,
kręcącgłową.Nicnierozumiałam.Czyżbymprzypadkiem
włączyła timer? Brzmiało prawdopodobnie, tylko że nie
miałam pojęcia, jak się ustawia włączanie o danej
godzinie.
Splotłam ramiona na piersi, a po plecach przeleciał mi
lodowaty dreszcz. Obróciłam się wkoło i zajrzałam w
każdykątizakamarekkuchni.Potem,wlekkiej,oględnie
mówiąc,panice,przemknęłamprzezkuchnię,zostawiłam
wszystkieświatłazapaloneibiegłam,ażznalazłamsięw
sypialni.Gdzienatychmiastzamknęłamsięnaklucz.
Rozdział7
W
ierzyszjeszczewduchy?–spytałamCharliego.
Patrzył prosto przed siebie w okno i nie reagował, ale
jabyłamniezmordowana.Zupełniejaktalaskazfilmu,o
którym wszyscy mówili. Nie pamiętałam, jak się
nazywała,alegrałtamTheoJamesitylkotosięliczyło.
– Pamiętam, jak się bawiliśmy planszą Ouija –
ciągnęłam. Usiadłam na fotelu naprzeciwko niego. Nogi
splotłam pod tyłkiem. – Tylko że mieliśmy wtedy
trzynaście lat, a rok wcześniej byliśmy przekonani, że
widzieliśmychupacabrę,aledobrą.Itakmisięwydaje,że
mojemieszkaniejestnawiedzone.
Charliepowolizamrugał.
Wzięłamgłębokiwdech.
– W zeszłą sobotę znalazłam pilota do telewizora w
lodówce, a jak wróciłam do domu z nocnej zmiany,
chodziła zmywarka. Potem, po zmianie w czwartek,
działał telewizor w sypialni. Jak wychodziłam, był
wyłączony. Więc albo mam ducha, albo mieszka tam
opróczmniektoś,okimniewiem,albomiodbija.Tak,nie
musisz dodawać, że to ostatnie nie jest wcale
nieprawdopodobne.
Mój nerwowy śmiech rozniósł się echem po cichym
pokoju i mnie samą zestresował. Prawda była taka, że
cokolwiek się działo w moim mieszkaniu, byłam tym
nieźle przerażona. Powiedziałam o tym mamie, jak
dzisiaj z nią rozmawiałam po drodze do Charliego. Ona
nie miała wątpliwości, że to duch. A chociaż ja nigdy nie
widziałam ducha, wierzyłam w nie. No bo naprawdę,
stanowczo
zbyt
wielu
racjonalnych,
zdrowych
i
normalnychludzinacałymświecietwierdziło,żewidziało
ducha, żeby przynajmniej niektóre przypadki nie były
prawdziwe.Alenigdywcześniejnicsięniedziałowmoim
mieszkaniu. Dlaczego to coś się uaktywniło właśnie
teraz?Amożejednakzdarzałosięcośiwcześniej,tylko
janiezauważyłam?Boże,ażmisięrobiłosłabonamyśl,
żemójdomjestnawiedzony.
Przy okazji najbliższych zakupów muszę kupić sól.
Najlepiejcałewiadro.ChłopakomwNieztegoświatasól
pomagała.
Westchnęłam i pokazałam Charliemu obrazek, który
przyniosłam. Znów pejzaż, plaża Rehoboth, gdzie moi
rodzice zabierali nas latem. Piasek błyszczał na płótnie,
jakbym rozsypała na nim tysiące brylancików. Ocean
malowało mi się przyjemnie, ale nie wyglądał do końca
realistycznie.
BoniebyłooceanutakgłębokiegojakoczyReece’a.
Nonie,ratunku!
Charlie nie zwrócił uwagi na obrazek, więc wstałam i
poszłam przypiąć go do ściany, tuż obok tamtego z
Devil’s Den. Potem się odwróciłam i potarłam twarz
dłońmi. Czułam się dziwnie bez okularów. Jakbym była
naga.Mmm,naga.ZnówprzyszedłmidogłowyReece.
Boże,naprawdępotrzebowałampomocy.
Opuściłam ręce i powstrzymałam się od odruchu
wyrżnięcia głową w ścianę. Stałam tak kilka sekund i
czekałam w nadziei, że Charlie się odwróci i na mnie
spojrzy,chociażnamoment.Aletegoniezrobił.
– Reece chce zapomnieć o tamtej nocy – ogłosiłam
przed cichym pokojem. Oczywiście Charlie wiedział o
wszystkim, co się wtedy stało i co się nie stało. –
Wyjaśnił, o co mu chodziło w kwestii żałowania. To by
trochęrozładowałosytuację–roześmiałamsię–gdybyto
wyjaśniłwtedy.Iniechcesięzemnątylkoprzyjaźnić.To
zaznaczył stanowczo. Powiedział… że jest wart mojego
czasu.
Wyobraziłamsobie,żeCharliesięztymzgadza.
Wróciłamdofotelaiopadłamnasiedzisko.
–Aleniepowiedział,żechcebyćmoimchłopakiemani
że chce iść ze mną na randkę. Nie zaszliśmy aż tak
daleko, ale w środę wieczorem przyszedł do baru i
gadaliśmy tak, jak kiedyś. Flirtował ze mną. –
Przyciągnęłam kolana do piersi i położyłam na nich
policzek. Zamknęłam oczy i znowu westchnęłam. – A ja
mu nie powiedziałam, co się naprawdę stało. Wiesz, jak
on nienawidzi kłamstwa. Ale poza tym kiedy mu miałam
powiedzieć? „Słuchaj, a tak w ogóle, to wcale mnie nie
zaliczyłeś!” Tyle czasu już minęło, że trudno do tego
wracać.
Charlie nic nie powiedział, ale wiedziałam, że gdyby
mógł mówić, przyznałby mi rację. Jedenaście miesięcy
nieodzywania się do siebie nie było takie proste do
przeskoczenia,alenawet,gdybytorozumiał,topewnie–
gdybytylkomógł–kazałbymisięprzyznać.
Przemawiałam tak w próżnię jeszcze przez chwilę, a
następnie sięgnęłam po Księżyc w nowiu i przez resztę
wizytyczytałamnagłos.Potemschowałampodniszczony
egzemplarzdotorbyizaczęłamsięzbierać.
Charlie był jedyną osobą spoza mojej rodziny, którą
naprawdękochałam,aprzeszłamznimtyle,że…Myślo
pokochaniu kogoś tak bardzo jak jego i doświadczaniu
znówtegosamegobóluszczerzemnieprzerażała.
Cholera.
Jeślimiałabymbyćzesobąszczera,topewniestądsię
brałmójkiepskigustcodofacetów.Żadennierokowałna
dłuższą metę. Żaden nie stanowił zagrożenia dla mojego
serca, żaden z wyjątkiem Reece’a, a on zawsze był w
zasięguręki.Inawet,gdybychciałsięzemnąbzyknąć,to
jaktylkosiędowie,żeskłamałam,nastąpikoniec,więcw
pewnymsensieionbyłbezpiecznymwyborem.Ktoś,kogo
pożądałam i o kim marzyłam, ale i tak zawsze
wiedziałam, że wyślizgnie mi się z palców, zanim je
zacisnę.
StałamobokCharliegoiniemogłamoderwaćodniego
wzroku.Cieniepodoczamimiałgłębsze,kościpoliczkowe
ostrzejsze. W ciągu tygodnia zrobił się jeszcze
drobniejszyibardziejkruchy.Nawetwłosynaskroniach
wydawałysięcieńsze.
Poczuciewinyścisnęłomniewżołądkuiniemogłamsię
powstrzymać od myśli, że nie skończyłby tak, gdybym
tamtej nocy trzymała język za zębami. Tylko po prostu
się odwróciła i odeszła od Henry’ego Williamsa i jego
kumpli. Gdybym nie dała się sprowokować chamskim
docinkom. To nie ja podniosłam kamień i nie ja go
rzuciłam,aleodegrałamswojąrolę.
ACharliezatopłacił.
Przeszłamiprzezgłowęstraszliwa,potwornamyśl.Nie
chciałamjejnawetdomyślećdokońca,alezapóźno,już
się pojawiła. Zakryłam dłonią usta i stłumiłam zdławiony
dźwięk.
Czybyłobydlaniegolepiej,gdybytegonieprzeżył?
Boże,niemogłamuwierzyć,żewogóleprzyszłomito
do głowy. To było złe! Byłam strasznym człowiekiem. A
jednak jakiś głos podszeptywał mi różne rzeczy, choć
kazałammumilczeć.
Czytowogólebyłożycie?
Ba,pytaniestulecia!Stałamtakimyślałamotym,comi
powiedział Reece. Że żyję za Charliego. Gdybym
usposobiła
się
naprawdę
głęboko
refleksyjnie
i
postanowiła być ze sobą absolutnie szczera, musiałabym
przyznać,żepewnedecyzjepodjęłamwłaśniedlatego,że
Charlieniemógł.
Imoże…możedlatego,że…
Nie,tejmyśliteżniemogłamdokończyć.
Poczułam w brzuchu kłębowisko bezradności. Kiedy
zajrzałam do pokoju pielęgniarek, siostra Venter
wyjaśniła,żewciążmająproblemzżywieniemCharliego.
Dała mi miseczkę tłuczonych ziemniaków, które
normalniejadał,ajaprzezwiększośćwizytystarałamsię
gonakarmić,alebezskutku.Jeślitobędzietrwało,wejdą
znówzsondą,możejeszczewtenweekend,ajemusięto
w ogóle nie podobało. Ostatnim razem zdołał wyrwać
końcówkę i musiał być wiązany. Nic nie mogłam zrobić,
żebymupomóc,alemusiałamprzynajmniejspróbować.
Podniosłam miseczkę i plastikową łyżkę i nabrałam
trochę białej brei. Jak tylko łyżka znalazła się na
wysokości jego twarzy, odwrócił się. Nie rozumiałam
tego.Niezauważałmnie,alejedzeniewidziałireagował
niechęcią. Przepychaliśmy się tak przez dziesięć minut,
ażwkońcuodstawiłammiskęnastolik.
Wsunęłamsięmiędzyjegokolanaioknoiuklękłam.
– Słuchaj Charlie, musisz coś dla mnie zrobić. –
Spojrzeliśmy sobie w oczy i odczułam to jak cios pięścią
w żołądek, bo chociaż na mnie patrzył, nie widział mnie.
Emocjeuwięzłymiwgardle.–Musiszjeść,słyszysz?Jak
przyniosąciwieczoremkolację,tomusiszjązjeść.
Na beznamiętnej twarzy nie pojawiła się nawet iskra
emocji.
–Jakniebędzieszjadł,zacznąciękarmićprzezsondę.
Pamiętasz, jak tego poprzednio nie znosiłeś? –
Wyciągnęłamręceizłapałamgozapoliczki,aletylkosię
skrzywił,nicwięcej.–Jedz,Charlie,proszęcię.
Pocałowałamgowczołoiwstałam.
–Przyjdęznowuwpiątek,skarbie.
Siostra Venter czekała na zewnątrz. Ciemne włosy
przetykane lekko siwizną spięła w ciasny koczek.
Pomyślałam, że czeka, żeby się dowiedzieć, czy coś się
zmieniłowzachowaniuCharliego.
–Jesttaksamo,jakprzezostatnimiesiąc–zaczęłam,
kiedy ruszyłyśmy szerokim korytarzem. – Nie zjadł
ziemniaków. W ogóle tego nie rozumiem. Kompletnie na
mnieniereaguje,alejakłyżkalądujewpobliżu,zaczyna
reagowaćjakszalony.
–Roxy….
–Kiedyślubiłtakiejogurtyzkuleczkami–podsunęłam,
gdy zbliżyłyśmy się już do podwójnych drzwi do
poczekalni. – Może jutro przed pracą podrzuciłabym
takie?Mamczas.
–Skarbie–złapałamniedelikatniezarękę.–Wiem,że
Charlie lubił kiedyś wiele rzeczy, ale… On nie jest już
tamtymCharliem.
– Charlie… – Zamyśliłam się na chwilę, a potem
szarpnęłamjązarękę.–Wiem,żejużniejesttakisam,
ale…towciążCharlie.
W zmarszczkach wokół jej oczu i ust zauważyłam
współczucie.
–Wiem,kochanie,aletoniewszystko.
Cokolwiek miała do powiedzenia, nie miałam ochoty
tego w tej chwili słuchać. Pewnie chodziło jej o sondę, a
ja nie mogłam o tym teraz myśleć, bo wiedziałam, jak
Charliezareaguje.Orazżejegorodzicówtuniebędziei
tego nie zobaczą. Czasem się zastanawiałam, czy on ich
wogóleobchodzi.
Odwróciłamwzrokiotworzyłamdrzwi.
Iwtedycałyświatsięzatrzymał.
Na tej samej kanapie, na której siedziałam zaledwie
parę godzin wcześniej, siedział teraz Henry Williams.
Pasektorbywyślizgnąłmisięzrękiizhukiemgruchnęła
oziemię.Stałamjakwmurowana.
– Chciałam ci powiedzieć – szepnęła siostra Venter –
żeprzyszedł.
Henry wstał. Urósł, odkąd go widziałam ostatnio.
Wtedy
był
przeciętnego
wzrostu,
miał
z
metr
siedemdziesiąt pięć. Teraz dobił do jakichś stu
osiemdziesięciupięciucentymetrów.
Nieżebymnietowogóleobchodziło,alewidziałam,że
więzienienieobeszłosięznimłagodnie.
Ciemne włosy golił tuż przy skórze, a jego skóra była
znacznie bledsza, niż zapamiętałam. Chociaż z drugiej
strony w więzieniu chyba niezbyt często widuje się
słońce.Podoczamimiałworkiiwyglądałnastarszegoniż
był,chociażmógłmiećnajwyżejdwadzieściaczterylata.
No i był znacznie pokaźniejszy. To zabrzmi strasznie
stereotypowo,alewidziałam,żemusiałostropakowaćza
kratkami, bo biała koszula rozciągała mu się na
ramionachjaknigdywcześniej.
Wpatrywałam się w niego i nie mogłam wykonać ani
jednegoruchu.
Otarłręceonogawkispodenekwkolorzekhaki.
– Roxanne – odezwał się, a mnie skóra tak ścierpła,
jakbyprzebiegłoponiejstadokaraluchów.
Czułam, że chciałabym wybiec, polecieć do drzwi i
odbiec tak daleko od Henry’ego, jak tylko się dało, ale
nie mogłam. On tu nie przyszedł dla mnie. Chciał się
zobaczyć z Charliem, a ja niczym matka niedźwiedzica
zamierzałamdotegoniedopuścić.
Mięśnie mi się odblokowały, więc ruszyłam i stanęłam
pośrodkupodwójnychdrzwi.
–Niejesteśtumilewidziany.
Niezaskoczyłamgo.
–Nieliczyłemnato.
–Więccoturobisz?–dopytywałam,zaciskającdłonie
w pięści. – To ostatnie miejsce, gdzie powinieneś
przyłazić.
Zerknął na siostrę Venter. Na szczęście w poczekalni
nie było chwilowo nikogo więcej, ale to się mogło w
każdejchwilizmienić.
–Wiem.Niechcęzaczynać…
– Nie powinni cię wypuścić z więzienia. Ile tam
siedziałeś? Pięć lat i już sobie chodzisz po świecie, a
Charliestraciłwszystko.–Pokręciłamgłową,oddychając
ciężko. To było takie cholernie niesprawiedliwe. – Nie
zobaczyszsięznim.
– Roxy – odezwała się cicho siostra Venter. – Na
pewnozdajeszsobiesprawę,że…
Odwróciłamsiędoniejgwałtownie.
–Czylipaniztymniemaproblemu?Trzymapanijego
stronę? – Zdrada smakowała gorzko. Wiedziałam, że to
nieracjonalne zachowanie. Ona tylko wykonywała swoją
pracę, ale frustracja i bezradność przejęły nade mną
kontrolę. Miałam gdzieś jej pracę. Interesowało mnie
tylko,jakietostrasznienieuczciwewobecCharliego.
Zewspółczuciemściągnęłabrwi.
– Nie trzymam niczyjej strony. Rodzice Charliego,
czylijegoprawniopiekunowie,wyrazilizgodę.Więcoile
Charlieniezaprotestuje,choćwiem,jaktoniedorzecznie
brzmi,wolnomuwejść.
Otworzyłamusta.
–Charlieodsześciulatniepowiedziałwięcejjakjedno
zdanie!Aterazmawyrazićniezadowolenie?!–Znówsię
obróciłam,tymrazemdoHenry’ego.–Wiedziałeśotym?
Żeonodlatniemówi?
Odwróciłwzrok.Drgałmumięsieńwszczęce.
Zrobiłamkrokdoprzodu.
–Co?Trudnosiętegosłucha?Botymutozrobiłeś?
– Roxanne. – Siostra Venter złapała mnie chłodną
dłonią za rękę. – Myślę, że najlepiej będzie, jak już
pójdzieszdodomu.
Wyrwałamjejrękęizaledwiesekundydzieliłymnieod
wybuchu
wściekłych
bluzgów
i
przekleństw,
ale
spojrzałam jej w oczy rozszalałym wzrokiem. Nie tylko
na mnie patrzyła, ale błagała mnie, żebym odpuściła i
poszłasobiestąd,boonaitaknicniemożezrobić.
Jateżniemogłam.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, które nic nie
zmieniły. Zdołałam tylko kiwnąć w jej stronę głową.
Wzięłam torbę i ruszyłam jak przez ruchome piaski.
Każda komórka mojego ciała domagała się, żebym nie
wychodziłaztegobudynku,alewyszłam.Zmobilizowałam
resztki rozsądku, które mi jeszcze pozostały, i się
stamtąd wyniosłam. Znalazłam się pod pochmurnym
niebem,apotemruszyłamprzezparking.
–Roxanne.
Szeroko
otworzyłam
oczy.
Ja
pierdolę,
nie.
Odwróciłamsięcałkiemogłupiała.
TużzamnąstałHenry.
–Wiem,żejesteśzła…
–Jakizciebie,kurwa,obserwator!
Zignorowałtęuwagę.
–Maszprawo.
Wpatrywałam się w niego i wiedziałam, że jeśli
natychmiast nie wymiksuję się z tej sytuacji, zrobię coś
głupiego,aciemne,nabrzmiałechmurysięrozstąpią.
– Daj mi spokój – warknęłam. Zacisnęłam rękę na
torbieiznówsięobróciłam.Potemprzyśpieszyłamkroku
iwyszłamzzastojącegonaparkinguvana.
Przez niebo przeleciał piorun, a potem rozległ się
grzmot, tak głośny, że aż zadudnił mi w żebrach. Zaraz
następna chmura rozświetliła się jak kula dyskotekowa,
więc skupiłam się na liczeniu, ile sekund upłynie między
błyskiemagrzmotem.
Iwtedyzobaczyłamswójsamochód.
Nawet nie tyle. Zobaczyłam, kto zaparkował obok
mojego auta. To był stary mustang. Wiśniowoczerwony
samochód wyciągnięty żywcem z lat siedemdziesiątych.
Rozpoznałamtablicęrejestracyjną.BBRB.
BadBoysAreBetter.
Niewierzę.TosamochódHenry’ego.Tensam,którym
jeździł w liceum i który odnowili z ojcem. Ten sam,
którym rozbijał się z kumplami po mieście i na który
podrywalilaski,jakwjakimśnędznymfilmie.
Wyszedł z więzienia po tym, jak zniszczył mojemu
najlepszemu przyjacielowi życie i od razu wsiadł do
swojego pieprzonego, głupiego samochodu, do swojej
dumyichwały,którajużnaniegoczekała.
– Daj mi kilka sekund, proszę. Nie chcę nic więcej. –
Złapałmniezarękę.
Wtedysięskończyło.
Furiaeksplodowała,jakbyktośrzuciłzapalonązapałkę
w kałużę benzyny. Mój mózg przestał działać, a zdrowy
rozsądek opuścił lokal. Nie myślałam w ogóle, czułam
tylko gniew. Byłam tak wściekła, że czułam, jakbym
opuściła swoje ciało. Wsadziłam rękę do torby i
wyciągnęłam pierwszy zwarty przedmiot, na jaki
trafiłam, a potem zamachnęłam się jak miotacz w czasie
meczubejsbolowego.
CiężkiewydanieKsiężycawnowiu,wtwardejoprawie,
pomknęło jak kamień – jak tamten kamień, który
zniszczyłczłowieka–izderzyłosięzszybąmustanga.
Szkłopopękało.
Jaknaszeżyciatamtegowieczorunadjeziorem.
Rozdział8
M
iałampaskudnyprzypadekdéjàvu.
Cośwtymstylu.
Siedziałam w swoim samochodzie i gapiłam się przez
zalaną
deszczem
przednią
szybę
–
całkowicie
nienaruszoną przednią szybę – a Dennis kończył
załatwiaćsprawęzHenrym.Toniebyłświeżopoślubiony
pan młody, Dennis, który często wpadał do baru, tylko
oficerDennisHanner.
Ze wszystkich stu policjantów pracujących w naszym
okręgu musiał przyjechać akurat taki, który mnie zna.
Oczywiście.Taktodziałało.
Jezu!
Nie wiedziałam, czy Henry zadzwoniłby na policję,
żeby zgłosić, że wybiłam mu szybę, bo nie miał nawet
okazji. Ponieważ miałam wybitne wyczucie czasu, w
sekundzie, kiedy Księżyc w nowiu przekroczył prędkość
dźwięku i wbił się w szybę, pod ośrodek podjechała
starsza para. Nie tylko zadzwonili na policję, ale
podjechalikawałekistanęlitużprzedmojąmaską,jakby
sięspodziewali,żeucieknę.
Wyglądałonato,żetrafiłamwdobremiejsceszyby.A
może właśnie w złe. Większość szkła była jakoś
wzmocniona, więc musiałam trafić w jeden jedyny słaby
punkt. Albo byłam mutantem, który potrafi zmieniać
książkiwbrońmasowegorażenia.
Potem zaczęło padać, a Dennis… Nie, oficer Hanner,
patrzył na mnie z taką wściekłością, jakby miał ochotę
mniezłapaćzakostkiunógiporządniemnąpotrząsnąć,
żebym się opamiętała. Byłam przemoczona do nitki i on
zresztą też, choć ubrał się w takie plastikowe
przeciwdeszczowecoś.
Henry i oficer Hanner odwrócili się, żeby na mnie
spojrzeć.
Zacisnęłam powieki i oparłam czoło o kierownicę.
Byłam
taką…
taką
kretynką.
Impulsywną,
nieodpowiedzialną idiotką. Co ja sobie myślałam? Nie
mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. Wiem, że bywałam
porywcza, miałam temperament po mamie, ale nigdy nie
posunęłam się do aktu wandalizmu. Wstydziłam się
potwornie,ażspociłamsięlepkoipaskudnie.
Czym się różniło to, co zrobiłam, od tego, co zrobił
Henry? No dobrze, ja nikogo nie skrzywdziłam, ale
straciłampanowanienadsobąizareagowałamagresywnie
igłupio.
Aż
zadygotałam,
to
porównanie
było
takie
nieprzyjemne.
Drzwi od strony pasażera nagle się otworzyły i aż
wierzgnęłam na oparcie. Dzikimi oczami patrzyłam, jak
na siedzenie pakuje się Dennis. Potem spojrzałam przed
maskę. Henry’ego już nie było. Mustanga też nie. Z
ociąganiempopatrzyłamznównaDennisa.
Ściągnąłkapturżółtejpeleryny.
–Cośtysobiemyślała?!
Jużotworzyłamusta.
–Nie,nieodpowiadaj–rzuciłipotarłrękąszczękę.–
Przecieżwiem.Niemyślałaśkompletnienic!
Zamknęłamustaztrzaskiem.
– Nie mogę w to po prostu uwierzyć! Ze wszystkich
ludziświataakurattymusiszwiedzieć,żetakniewolno.
Zawiesiłam wzrok na kierownicy, zacisnęłam usta i
pokiwałamgłową.Wiedziałam.
– Masz cholerne szczęście – mówił dalej. – Henry nie
wniesieoskarżenia.
Znównaniegospojrzałam.
–Co?!
Pokręciłgłowąispojrzałprzezokno.
– Postanowił cię nie oskarżać. Co się świetnie składa,
bo naprawdę nie miałbym ochoty tłumaczyć Reece’owi,
dlaczegocięaresztowałem.
Boże.Reece.
– Ani informować o tym twoich rodziców, którzy na
pewno będą cholernie dumni z tego, co zrobiłaś – dodał
szyderczo.Aleprzecieżzasłużyłam.–Aletyzapłaciszza
naprawętejszybywtrybienatychmiastowym,jasne?
–Tak–odpowiedziałambłyskawicznie.–Jaktylkosię
dowiem,ilewyniesienaprawa,zapłacę.
Minęłachwila.
–Henrydamiznać,jakbędziemiałwycenę.Myślę,że
takbędzienajlepiej.
Zgadzałamsięwstuprocentach.
– Przepraszam. Strasznie przepraszam. Nie myślałam.
Byłam wściekła, że on tu jest, a do tego złapał mnie za
rękę…
– Tak, powiedział, że złapał cię za rękę, tuż zanim
rzuciłaś książką – wtrącił. – A tak w ogóle, to dla mnie
nowość, pierwszy raz widziałem, żeby książka wybiła
szybę w aucie. Czegoś się dowiedziałem, dzięki. Ale z
tego,coonmówił,toniebyłagresywnyruch.Zresztątyo
tym nie wspomniałaś, jak przyjechałem. Powinienem o
czymświedzieć?
–Nie,toniebyłoagresywne.Chciałporozmawiać.Aja
niechciałam.
– I masz do tego święte prawo. Nie musisz z nim
rozmawiać – zgodził się. – Ale nie możesz niszczyć jego
własności.
–Wiem–szepnęłam.
Dennisłypnąłnamnieprzeciągle.
– Nie było mnie tutaj, jak była ta cała masakra z
Charliem. Nawet nie mieszkałem w tym stanie, ale
słyszałem,cosięstało.Wiem,cosięwydarzyło,igdybyto
zależało ode mnie, gnój by nie wyszedł z więzienia. Ale
nie zależy. – Odwrócił się do mnie, przekręcając się na
ciasnym siedzeniu. – Rozumiem, co to dla ciebie znaczy,
żewyszedłnawolnośćidotegoprzylazłtutaj,alemusisz
się ogarnąć, dziewczynko. Nie możesz się tak
zachowywać.Tonikomuniepomaga,ajużnapewnonie
tobie.
Gapiłamsięnaniego.
–Rozumiesz?–dopytał.
–Tak,rozumiem.
Oczywiście spóźniłam się na swoją zmianę, co było
jeszcze bardziej do dupy, bo oznaczało, że nie zdążę
przed wyjściem do baru zrobić projektu bloga. Czeka
mniedługanoc,bobędętomusiałazrobićpopowrocie.
O dziwo Jax jeszcze nie wiedział o moim
śmiercionośnym
ramieniu
miotacza,
ale
jak
mu
powiedziałam,cozrobiłam,złapałmniezaskrajkoszulki
znapisem„Piechurteżpotrzebujemiłości”ipociągnąłw
głąbcichegokorytarza.Wiedziałam,żeczekamniedrugi
dzisiejszegodniawykład.
–Cośtysobiemyślała?!–spytał.
– Nic nie myślałam – wyjaśniłam. – Na tym polegał
problem.Byłamtakwściekła,żeprzestałammyśleć.
Patrzyłnamniezuniesionymibrwiami.
–Toniejestwyjaśnienie.
Prawiezaczęłamskakać,byłamtaksfrustrowana.
–Wiem,żeniejest,uwierz.Naprawdęwiem.Izapłacę
zanaprawę.
–Roxy…
Opuściłam głowę i splotłam ramiona na piersi. Cały
dzień czułam się z powodu tego, co zrobiłam, jak kupa.
Alenie,jakbiedna,użalającasięnadsobąkupa.Nie,jak
paskudnakupa.Nieczułamsiętak,odkądostatnimrazem
ściemniałam właścicielowi domu, czemu zalegam z
czynszem.
Znowupożałowałam,żeniemogępićwpracy.
– Jedno ci na pewno trzeba przyznać. – Wsadził mi
palcepodbrodęiuniósłmigłowę.–Maszzajebistyrzut.
Wywróciłamoczamiizaśmiałamsięsucho.
–Taktojest,jaksięmadwóchbraci.
–Fakt.Powiedziałaśjużrodzicom?
–Nie.Zostawiamtonajutro.
–Topowodzenia.
–Dzięki–jęknęłam.
Pokręciłgłowąiwskazałnazamkniętedrzwidobiura.
–Cośtamdlaciebiejest.
–Tak?
Uśmiechnąłsięlekko.
– Po takim dniu będziesz miała miłą niespodziankę.
Zobacziwskakujzabar.
–Takjest!–zasalutowałamochoczo,alecałkiemmnie
zignorował.
Ponieważ i tak już byłam spóźniona, ruszyłam prosto
dobaru.Zamierzałamtamzostawićtorebkę,żebysięjuż
niezatrzymywaćwbiurze.Tylkootworzyłamdrzwi,żeby
zajrzećistanęłamjakwryta.
–Noico?
Na pewno nie mógł myśleć o kwiatach stojących na
biurku. Rozejrzałam się po małym pomieszczeniu. Nic
więcejnierzucałomisięwoczy.Stałatukanapa.Szafka
na dokumenty. Miseczka z zapewne zatęchłymi
orzeszkami.
Wróciłamwzrokiemdokwiatów.
To były ładne róże. Chyba z dziesięć, dopiero
rozwiniętychimocnoczerwonych.Owionąłmnieichlekki
zapach, kiedy zbliżałam się do biurka. Spomiędzy
zielonych łodyg i gałązek gipsówki wyglądała mała
koperta.Byłonaniejnapisanemojeimię.Gdzieśgłęboko
w brzuchu poczułam trzepotanie. Radosne trzepotanie.
Ostrożniewyłuskałamkarnecikiotworzyłam.
„Następnymrazembędzielepiej”.
Uniosłam brwi. Że co?! Odwróciłam karteczkę.
Żadnego podpisu. Odwróciłam z powrotem i jeszcze raz
przeczytałam wiadomość. W kącikach ust poczułam
rodzącysięuśmiech.TomusibyćodReece’a.Wiadomość
dziwna,aletonapewnoodniego!
Zamknęłamkarnecikwdłoniizagryzłamwargę.Reece
miał wolne w piątki. A w każdym razie tak mi się
wydawało.Zajegografikiemtrudnobyłonadążyć.Byłw
barzewśrodęigadaliśmy,alenicniewspominałokwestii
bycia kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Ja też nic nie
mówiłam,bosamaniewiedziałam,coztymzrobić.
Toznaczynie,miałammnóstwopomysłów.Wieleznich
zawierało nagie ciała w pozycjach przypominających te
do jogi, ale choć idiotycznie to brzmiało, nie umiałam się
odnaleźć w sytuacji. A przecież wreszcie miałam
kogoś/coś,czegopragnęłamodtakdawna.
WyślęmuSMSwsprawietychróż.
Szczerzącsiędosiebiejakkompletnydebil,wetknęłam
karnecik do tylnej kieszeni dżinsów i ruszyłam do baru.
Naobsłużenieczekałtłum,abiednaPearlmiotałasiętam
izpowrotem.
Nawet się nie spostrzegłam, jak minęło kilka godzin i
tłum na tyle się przerzedził, że zdołałam sięgnąć po
telefon. Cenną przerwę spędziłam na spinaniu włosów w
kucykinalewaniusobiecoli.
Drzwiznówsięotworzyły.Wpadłmiwnozdrzazapach
letniegodeszczu,więcpodniosłamwzrok.
Sercemizabiło.
Wszedł Reece. Brązowe włosy miał przyklejone do
czoła. Kręciły się na końcach. Krople deszczu spływały
mu po skroniach na koszulę. Kiedy podniósł rękę i dużą
dłonią odgarnął włosy z twarzy, skojarzył mi się z
Posejdonemwyłaniającymsięzoceanu.
Jasnacholera.
Rozejrzał się i spojrzeliśmy sobie w oczy. Potem
przeszedł kawałek, obszedł bar i zbliżył się do mnie, a
przezcałytenczasaninasekundęnieoderwałodemnie
wzroku.
– No chwila! – Nick się cofnął, bo Reece by po nim
przeszedł.
Zabrakłomitchu,gdywziąłmniezarękę,apotemsię
odwróciłiruszyłzpowrotem,ciągnącmniezasobą.
– Ciebie też miło widzieć. – Jax wymienił z Reece’em
spojrzenia,apotemskinąłwstronęNicka.–Nieprzejmuj
sięnami.Zróbsobieprzerwę.Poradzimysobie.
Normalnie
bym
protestowała,
szczególnie
że
wypowiedźJaxaażociekałasarkazmem,aletrzepotanie
w brzuchu wróciło z pełną mocą. Jakbym tam miała coś
żywego.
Ktoś – czyżby Melvin? – zagwizdał, kiedy Reece
poprowadziłmniekorytarzemipoliczkimizapłonęły.
–Nodobra,bohaterze,damradęiśćsama.
Spojrzałnamnieprzezramię,otwierającjednocześnie
drzwi.
–Niewątpię.
Potemmniewciągnąłdośrodka.
Od razu spojrzałam na róże – róże! – ale zanim
zdążyłam
cokolwiek
powiedzieć,
zamknął
drzwi,
przycisnąłdonichmojeplecy,oparłręcepoobustronach
mojej głowy i przysunął do mnie twarz. Na odległość
pocałunku.
Och!
–PrzezprawiecałydzieńbyłemuojcawNewJersey.
Jak wiesz, mieszka niedaleko Pine Barens, więc zasięgu
tamniemawogóle.
Pokiwałam głową, chociaż nie bardzo ogarniałam, co
mówi i dlaczego, bo byłam za bardzo skupiona na
obserwowaniujegoust.Teusta,zpełniejsządolnąwargą,
uniemożliwiałymiskupieniesięnaczymkolwiekinnym.
– Jak tylko odjechałem spod jego domu, spłynęły
wszystkie wiadomości Dennisa – mówił dalej, a ja
wreszciezałapałam,doczegozmierza.–Prawdęmówiąc
wpierwszejchwilimyślałem,żesobierobijaja.
Wzdrygnęłamsię.
–Nie,nierobił.
Spiorunowałmniewzrokiem.
– Tak, już się zorientowałem. – Zsunął dłonie i
zatrzymał je na wysokości moich ramion. – Co on ci
zrobił?
–Co?–Zamrugałam.
–Cotendupekcizrobił,żewybiłaśmuszybęksiążką?
Oj.Ojej.Mojesercetrzepotałorazemzżołądkiem.
– Nic mi nie zrobił. Po prostu nie wytrzymałam. On
chciałzemnągadać,ajaniechciałamgadaćznim.
–Niemusiszznimgadać.
– Dennis też tak powiedział. Ale nie powinnam z tego
powoduniszczyćjegosamochodu.
Zadrgałmumięsieńwszczęce.
–Toprawda.–Pokręciłgłową.–Cholera,Roxy.Choć
niemogępowiedzieć,żebyśmniezaskoczyła.
Uniosłambrwi.
–Nie?
Zaśmiałsiępodnosem.
–Zawszemiałaśdiabelskitemperament.
Notak,toakuratprawda.
–Atodobrzeczyźle?
Przechyliłlekkogłowę.
– Seksownie, ale wandalizm i dewastowanie cudzej
własnościdociebieniepasują,skarbie.
– Nie. Poza tym niszczą paznokcie. – Zatrzepotałam
muprzednosemniebieskimmanikiurem.
Znów się zaśmiał, ale zaraz spoważniał. Wygrała
TwarzGliniarza,atazkolei…Tak,uciskwdolebrzucha
podpowiedziałmi,żeTwarzGliniarzamniekręci.
– Masz szczęście. Mógł cię oskarżyć, a wtedy
odbywalibyśmy
tę
rozmowę
w
zupełnie
innych
okolicznościach.
Uśmiechspłynąłmiztwarzy.
–Wiem.Chodzioto…DopierowyszłamodCharliego,
aon…–Niebyłamwstaniedokończyć,więczmusiłamsię
do lekceważącego wzruszenia ramionami, choć w ogóle
tegonieczułam.–Cozemnązrobisz?
Rozchylił usta, a pierś uniosła mu się od głębokiego
wdechu. Potem spojrzał na moje usta i jego wzrok się
zmienił.Wyglądał…jakbybyłgłodny.
–Mamparępomysłów.
Zrobiło mi się ciepło, jakby powoli zapłonął we mnie
ogień.Uniósłgęstebrwi,ajazatonęłamwodmętachjego
niebieskich oczu. Palce aż mnie świerzbiły, żeby go
dotknąć, tak samo, jak tamtej nocy dawno temu.
Chciałam je zanurzyć w jego wilgotnych włosach,
przesunąć po twardej piersi i po brzuchu. Zagryzłam
wargę, kiedy podniósł rękę i złapał kosmyk, który
wymknąłsięzmojegokucyka.Wetknąłmigozaucho,a
ja poczułam, jak po kręgosłupie szaleje mi stado
dreszczy. Instynktownie oderwałam biodra od drzwi i
zbliżyłam się do niego. On to oczywiście zauważył.
Zaczęłamsięzastanawiać,cobyzrobił,gdybymgoteraz
dotknęła.Musnęładłońmijegopierś,wsunęłamuręcepod
koszulę?Dotknęłanagiegociała…
Boże,odsamegomyśleniaprawiejęknęłam.
Uśmiechnął się lekko, a błękit jego oczu jeszcze się
pogłębił.
–Oczymmyślisz?
O brzydkich, niegrzecznych rzeczach, których nigdy
nikomu nie powiem. Wyartykułowałam więc pierwsze
normalnezdanie,jakiemiprzyszłodogłowy:–Dziękiza
róże.
Uniósłbrwi,aspojrzenietrochęmusięochłodziło.
–Nieprzysłałemciróż.
– Aha. Aha… – Magiczną chwilę między nami
niniejszymtrafiłszlag.–Nie?
Odepchnąłsięoddrzwiiopuściłręce.
– Nie. – Zacisnął wargi, spojrzał w bok i zobaczył
bukiet.–Chodziciote?
– Tak. Myślałam, że to od ciebie. – Ja też się
odsunęłamoddrzwi.–Napewnoichniewysłałeś?
Spojrzałnamnietak,żenatychmiastzrozumiałamjak
idiotyczniebrzmiałotopytanie.
– To dziwne. – Przestępowałam z nogi na nogę. – Na
karnecikuniebyłopodpisu.Niewiem,odkogomogąbyć.
Podszedłdokwiatówimusnąłpalcemwilgotnypłatek.
–Acobyłonapisanenakarneciku?
–Coś,żenastępnymrazembędzielepiej.
Spojrzałnamnieprzezramięiwyszczerzyłzęby.
– No to już wiem, czemu pomyślałaś, że to ode mnie.
Alenie.
Ciekawe, czy uznałby za dziwne, gdybym złapała
bukiet i wywaliła za drzwi. Ale nie. Dość rzucania na
dzisiaj.
–Powinienemsięmartwić?–Stanąłnaprzeciwkomnie.
–Co?
Uśmiechnąłsięchłopięcoirozkosznie.
–Mamkonkurencję?
Kolejną chwilę zajęło mi domyślenie się, o co mu
chodzi.
–Notak,natowygląda.
KwiatymusiałybyćodDeana,cooznaczało,żechociaż
nie odpowiedziałam na żaden z jego czterech SMS-ów,
wciążniepojąłprzekazu.
–Będęmusiałcośztymzrobić–oznajmiłioparłsięo
biurko. Skrzyżował ramiona, a ja od razu spojrzałam na
kształt jego ramion. – No właśnie, byłbym zapomniał.
Dzisiajwracamztobądodomu.
Niebieskie oczy rozbłysły. A mój mózg stanął jak
wryty.
–Niemamsamochodu–dodał.
–Nie?
– Nie. Najpierw pojechałem do domu. Dlatego jestem
tak późno. Musiałem się przebrać, bo pomagałem tacie
sprzątać garaż. Potem poprosiłem Coltona, żeby mnie tu
podrzucił – wyjaśnił i przechylił głowę trochę na bok.
Potemspuściłwzrokipoczułamjegospojrzenienawetw
czubkachpalcówunóg.–Dzisiajjadęztobą.
Rozdział9
O
d momentu, w którym Reece oznajmił, że jedzie ze
mną do domu, serce nie przestało mi łomotać ani na
chwilę. Przez całą zmianę buzowała we mnie nerwowa
energia.Reececałyczassiedziałprzybarze.
Piłwodę.
JaxiNickszybkosięzorientowali,żenietylespędzaw
barzeczas,ilepoprostuczeka.
– Zdaje mi się, że coś przegapiłem – stwierdził sucho
Jax, łypiąc najpierw w moją stronę, a potem w stronę
Reece’a.–Czegośmitubrakuje.
Reecesięzaśmiał.
–Żebyświedział,żeprzegapiłeś.
Nick,któryakuratprzechodził,parsknął.
Jaxuniósłbrwiiuśmiechnąłsięszeroko.
–Nowreszcie!
Szerokootworzyłamusta.Ocododiabłachodziło?!
Reece kiwnął głową, podniósł szklankę, a potem
zerknął na mnie znad brzeżka. Znów miał w oczach tę
chłopięcąpsotnąiskrę.
–Świętaprawda.
Kompletnie mnie zatkało, co zdawało się nikomu nie
przeszkadzać, bo Jax i Reece dobrze sobie radzili z
wypełnianiem ciszy. A ja śmigałam od klienta do klienta,
podekscytowana, zdenerwowana, pełna nadziei i pewnie
jeszczetysiącinnychrzeczy.
Pojedziezemnądodomu.
Ibyłomiztymdobrze.
Ale jednocześnie strasznie się denerwowałam. W
trakcie
mieszania
drinków
z
zaangażowaniem
barmańskiej ninja próbowałam przypomnieć sobie, czy
ranoogoliłamnogi.Iczyzajęłamsięinnymirejonami.To
były realne problemy, bo przecież po to ze mną jedzie,
tak?Anieżebyrobićnadrutach.
Podałamdrinkadziewczynie,którąwidziałamwbarze
już kilka razy, a potem pozwoliłam sobie zerknąć na
Reece’a. Ze schyloną głową patrzył na trzymaną w ręce
komórkę. Serce mi załomotało i nagle nie mogłam
przełknąćśliny.Miałamnaniegostrasznąochotę.Miałam
ją zresztą już od dawna, a przecież ludzie w naszym
wiekurobilitakierzeczy.Pozatymnieprzejmowałamsię
jużtym,cosięmiędzynamistałotamtejnocy.Samamyśl
obyciuznimsprawiała,żepewneczęściciałanapinałymi
się i nie mogłam złapać tchu. Pragnęłam go, odkąd go
pierwszyrazzobaczyłam.Miałamwtedypiętnaścielat.
Tyle tylko, że dla mnie byłby to pierwszy raz z nim, a
dlaniegodrugirazzemnąiwtymbyłocoścholernienie
wporządku.
Poza tym nie byłam pewna, czy wystarczy mi samo
bzykaniesięznim.Itomnieprzerażało.Niedlatego,że
mógłbyniechciećczegoświęcej,tylkodlatego,żewłaśnie
mógłbychcieć,ajaniebyłamprzekonana,czytozniosę.
Żeby uciszyć kłębowisko nerwów wzbierające mi w
brzuchu, skupiłam się na przygotowaniu drinków.
Wiedziałam, że jeśli nie uspokoję myśli, będę nie do
życia,jakstądwyjdę.
KiedyznówsięzbliżyłamdoReece’aiJaxa,tendrugi
mniezatrzymał.
–Chcę,żebyśtyteżtegoposłuchała.
Nie wiedziałam, o co chodzi, ale zatrzymałam się i
oparłamłokcieobar.
–Aco?
Spoczęły na mnie niebieskie oczy. Kiedy Reece się
odezwał,mówiłtakcicho,żetylkomysłyszeliśmy.
–MówiłemJaxowiotym,cosięwtymtygodniudziało
wHuntingtonValley.Wiem,żenieoglądaszwiadomości,
więcpewnieniesłyszałaś.
– Ej, oglądam wiadomości! – zaczęłam się bronić, ale
kiedy na jego zniewalającej twarzy pojawił się wyraz
powątpiewania,westchnęłam:–Nodobra,aleniezawsze
słucham.
Jaxpokręciłgłową.
–Jateżotymniesłyszałem.Miałemzadużonagłowie
i nie zwracałem uwagi, ale Reece właśnie mi powiedział,
żezostałazaatakowanadrugadziewczyna.
Przycisnęłamręcedopiersi.
–OBoże.Nicjejniejest?
Reecezacisnąłwargi.
– Przeżyła… Bił ją, a potem związał. Z tego, co
słyszałem, trwało to przez kilka godzin. Potem ją
zostawił.Znalazłjąjejchłopakizadzwoniłnapolicję.Nie
przyjrzała
się
dobrze
napastnikowi,
ale
policja
podejrzewa, że to może mieć związek z dziewczyną z
Prussii.
– Nie wychodzisz z baru sama – oznajmił Jax. – Calla
teżnie,jakprzyjdzie.
Pokiwałam głową, ale zadrżałam. Boże, sama myśl o
tym, że gdzieś może się czaić jakiś psychol, który
wyłapujedziewczyny,byłapaskudna.Potworna.
– Chyba wezmę Callę na kurs strzelania. Załatwię jej
pozwolenie.
Reecenapiłsięwody.
– Niezły pomysł. – Potem spojrzał na mnie. – Też
powinnaśtorozważyć.
– Ja? Z pistoletem? – Pomysł był tak absurdalny, że
zaczęłam się śmiać. – Skończy się tak, że albo postrzelę
sama siebie, albo jakiegoś Bogu ducha winnego
człowieka.Jaibrońpalnatokiepskiepołączenie.
Złapał mnie za rękę i pociągnął naprzód, tak że
napierałambiodraminabar.Spojrzałmiwoczyiwjednej
chwilizapomniałam,żeJaxjesttużobok.
– Chodzi mi o twoje bezpieczeństwo – powiedział,
muskając kciukiem wnętrze mojej dłoni, co wywoływało
dziwnedoznaniawbrzuchu.–Przynajmniejpoważniesię
zastanównadtakąformąsamoobrony,dobrze?
Trzymałmniezarękę,ażpokiwałamgłową.Następnie
jakwgorączceposzłamnadrugikoniecbaru.Chwilępo
północy wszedł chłopak, na oko student, i przytoczył się
trochę zbyt chwiejnie i z trochę zbyt szerokim
uśmiechem. Oparł się o bar tuż obok Reece’a. Od razu
wiedziałam,żeniedostaniekolejnegodrinka.Niemiałam
problemu z odmawianiem ludziom, którzy ledwie się
trzymalinanogach.
– Cześć mała, wyglądasz cholernie… uroczo –
wybełkotał. Mrugał powoli i niepewnie machnął. – Te
okulary.Niezłe.Wyglądaszjak…
Uniosłambrwiiczekałam,ażdokończy.
–Jakkawałsuki–stwierdziłizarechotał.–Założęsię,
żetakawłaśniejesteś.
Pracowałam w barze, więc słyszałam wiele głupich
tekstów,którekwitowałamzwykleuprzejmąolewką,ale
tobyłowstrętne.Jużotworzyłamusta,żebymudosadnie
odparować, kiedy Reece obrócił się na stołku i spojrzał
facetowi prosto w oczy. Wróciła Twarz Gliniarza. Tyle
tylko, że zaciśnięta szczęka i lśniące niebieskie oczy nie
byłyprzeznaczonedlamnie.
–Przeproś–rozkazał.
Pijanykoleśzachwiałsięnajpierwnalewo,apotemw
prawo.Dopieropóźniejsięwyprostował.
–Żeco?
–Przeprośją–powtórzyłstanowczoReece.
– Jaja sobie robisz? – spytał facet i twarz mu się
zrobiłaczerwona.
Reecesiędoniegonachyliłiuniósłbrwi.
– A wyglądam, jakbym sobie, kurwa, robił jaja? Nie
znaszjejitaksiędoniejzwracasz,kutafonie?Przeproś!
Byłam w szoku. Patrzyłam, jak facet się do mnie
odwracaiwystękujejakieś„przepraszam”.
–Aterazspierdalaj–dodałReece.
Koleśspierdolił.
Wytrzeszczyłamoczy.
–Dałabymsobieradę.
– Wiem. – Podniósł szklankę i uśmiechnął się do mnie
jak wcielenie niewinności. – Ale nie jestem facetem,
który będzie siedział i nic nie robił, kiedy jakiś dupek
okazujebrakszacunku.Atobyłbrakszacunku.
– Zdecydowanie był nieuprzejmy – potwierdził Nick,
któryakuratzamnąprzechodził.
– Wiem – zgodziłam się, przekrzykując nagle
głośniejszą muzykę. Spojrzałam Reece’owi w oczy. Z
jednej strony chciałam mu powiedzieć, że poradziłabym
sobie, że kobiety mają moc, nie boją się używać głosu i
takie tam, ale z drugiej – stanął w mojej obronie. To
ważne. Faceci powinni się tak zachowywać, kiedy inni
pozwalająsobienazbytwiele.
–Dziękuję–powiedziałamzuśmiechem.
Odstawił szklankę i zanim zdążyłam się zorientować,
co robi, oparł dłonie o bar i się podniósł. Na oczach
wszystkich nachylił się do mnie i przez sekundę
pomyślałam, że mnie pocałuje. Wtedy z całą pewnością
rozlałabym się w kałuży rozkosznego niebytu. Już się
szykował. Nie mogłam się doczekać, ale to była słodka
niecierpliwość. Już miałam położyć mu dłonie na
policzkach.Patrzyłamnajegousta.Byłamzdecydowanie
gotowananiebyt.
Ale Reece mnie nie pocałował. Przechylił głowę i w
ostatniejchwilijegoustawylądowałyobokmojegoucha.
Odezwał się, a mnie po kręgosłupie przeleciał mocny
gorącydreszcz.
–Jeszczedwiegodziny,skarbie,ibędzieszmoja.
Po drodze do mnie podtrzymywał lekką i swobodną
rozmowę. Tematy takie, jak zapowiadane na weekend
burze uspokajały mnie na tyle, że byłam w stanie nie
zjechaćzdrogiiniestaranowaćżadnejskrzynkinalisty.
Onzkoleibyłabsolutniezrelaksowany.
Za każdym razem, kiedy na niego zerkałam,
prezentował wzorcową niewymuszoną arogancję. Nogi
miał szeroko rozłożone, jedną rękę trzymał na kolanie,
drugą na oknie. Głowę opierał o zagłówek, a twarz miał
spokojną. Po ustach błąkał mu się subtelny, niemal
wszechwiedzącyuśmieszek.
Zaparkowałamprzeddomem,amojesercerobiłoserie
pajacyków. Przekręciłam kluczyk w stacyjce, a on
wyciągnął rękę i długimi palcami dotknął mojej dłoni.
Zaskoczył mnie. Powietrze utkwiło mi w gardle i
odwróciłamgłowę,żebynaniegospojrzeć.
Wciemnymsamochodziemiałoczykoloruwieczornego
nieba.
– Zapytam cię o coś, a ty mi szczerze odpowiesz,
dobrze?
–Dobrze–szepnęłam.
Przychylił się w stronę deski rozdzielczej, ale nie
puszczałmojejdłoni.
– Jeśli nie chcesz, żebym wchodził albo jeśli nie
będziesz chciała, żebym został, zadzwonię po taksówkę.
Powiedz,żechcesz,żebymwyszedłiwyjdę.
Niezaskoczyłmnieszansąuniknięciaswojejobecności,
jeśliczułabymsięniezręcznie.Pokiwałamgłową.
–Dobrze.
Uniósłkącikust.
–Alecośczuję,żebędzieszwolała,żebymzostał.
Cofnęłamsięizmrużyłamoczy.
–Zarozumiałycwaniak!
–Pewnysiebiecwaniak,jeślijuż–zaśmiałsięnawidok
mojej irytacji, a potem zsunął palce po mojej dłoni i
wysiadł.
Pokręciłam głową i poszłam za nim. Miał tak długie
nogi,żeznalazłsięnagankuprzedemnąiotworzyłdrzwi
z siatki. Wyszczerzyłam do niego zęby i otworzyłam
zamek.
–Jakidżentelmen!–zauważyłam.
–Panieprzodem–odparł.
Weszłam do cichego, chłodnego domu i natychmiast
pisnęłam, bo skoro już puścił mnie przodem, zaraz mnie
klepnąłwtyłek.Zaśmiałsię,ajazadrżałam.
– Nie mogłem się powstrzymać – wyjaśnił, kiedy
zapalałamświatłowdużympokoju.–Muszęzachowywać
równowagęmiędzycechamiporządnegofacetaazimnego
drania.
– O! – Rzuciłam torebkę na wysiedziany fotel. –
Prowadziszjakiśrejestr?
Popatrzyłnamnie.
–Tylkowzwiązkuztobą.
Te słowa zadziałały jak szot tequili. Przemknęły mi
przez ciało i sprawiły, że moja głowa zaczęła się unosić
pod gipsowymi zdobieniami na suficie. Oblizałam usta i
byłam aż nieznośne zachwycona, kiedy skupił na nich
wzrok.
–Czypanzemnąflirtuje,oficerzeAnders?
Reeceuśmiechnąłsięszerzejiprzechyliłgłowęnabok.
–Ajakmyślisz?
–Myślę,żetak.–Odsunęłamsięodwłącznikalampyi
ruszyłamdokuchni.–Napijeszsięczegoś?
–Amaszmrożonąherbatę?
Uśmiechnęłamsię.
–Mam!
Poszedł za mną do kuchni i oparł się o blat. Wyjrzał
przez okno, a ja przeżyłam chwilę paniki. Czy w kuchni
jest nieziemski burdel? Szybko rzuciłam okiem na blaty,
ale zauważyłam tylko okruchy chleba przy tosterze i
pędzle suszące się na kilku arkuszach ręcznika
papierowego. Dzięki Bogu. Normalnie byłyby tu jeszcze
wszędzie kółka po odciśniętych kubkach, a może nawet
miseczkaniedojedzonychpłatkówześniadania.
–Proszę.–Podałammuszklankęherbatyzlodem.
– Dzięki. – Kiedy ją ode mnie brał, musnął mnie
palcami, a ja nagle strasznie się zawstydziłam. – Mogę
skorzystaćzłazienki?
Wpatrywałam się w gruby skórzany pasek jego
japonek.
–Śmiało.
Potem się cofnęłam i podniosłam wzrok, jednocześnie
przyciskając szklankę do piersi. Gdy nasze oczy się
spotkały,ostrowciągnęłampowietrze.Patrzyłtak,jakby
miał ochotę potraktować to dosłownie i w innym
kontekście.
Prawdę mówiąc, miałam ochotę dać sobie w łeb.
Przecież już widziałam tę minę. Wiele razy w ciągu
ostatnichjedenastumiesięcy.Zawsze,kiedybyłwbarze.
Oboje mieliśmy teorie na temat tamtej nocy, ale kiedy
stałamprzednim,czułamsięjakjeszczewiększaidiotka.
Nie miałam żadnych wątpliwości co do intencji, gdy na
mniepatrzył.
–Pójdęsięszybkoprzebrać–oznajmiłamiokrążyłam
go.–Wiesz,gdziejestłazienka.
Cośnatoodpowiedział,alezadużomyślikłębiłomisię
wgłowie,żebymzwróciłauwagę.Zostawiłamherbatęna
stole,któryubiegłejjesienipomalowałamnaniebiesko,a
potempędemruszyłamdosypialni.Chciałamsięupewnić,
że drzwi do pracowni są zamknięte. Chociaż jego
portrety nie wisiały na wierzchu, nie chciałam, żeby tam
trafił,boznalezienieichniebyłowielkąfilozofią.
Cicho zamknęłam za sobą drzwi, obróciłam się i
zagapiłam na podwójne łóżko, na które sępiłam,
oszczędzałam i wreszcie kupiłam dwa lata temu. Teraz
będęodkładaćnanaprawęszybyHenry’ego.
Ech.
Nie chciałam teraz myśleć o tym, jaki zmęczony i…
zrezygnowany był dzisiaj Charlie. Nie chciałam myśleć o
Henrym i o tym, jak haniebnie straciłam nad sobą
panowanie.Niezamierzałammyślećoniczym,coniebyło
częściąanatomiiReece’a.
Zakryłam usta dłonią, ale i tak nie zdołałam zdusić
chichotu.
Zamknęłamoczy,skuliłamdłoniewpięściizakołysałam
biodrami. Zacisnęłam zęby, żeby do tego jeszcze nie
wydać ogłuszającego pisku. Stałam tak przez jakieś
dwadzieścia sekund, a potem wyprułam naprzód.
Najbardziej chciałam wziąć prysznic, ale to by za długo
trwało. Rozebrałam się, nacierałam się balsamem, aż
moja skóra zrobiła się miękka i lśniąca jak u młodej
foczki, a potem włożyłam czyste legginsy i sportową
koszulkęzwszytymstanikiem.
Rozpuściłam
włosy,
rozczesałam
je,
a
potem
otworzyłamdrzwidoszafy,żebysięprzejrzećwlustrze,
które wisiało do wewnątrz. Rzut oka wykazał, że
wyglądamwporządku.Możenawetfajnie.Ranospięłam
włosy,jakjeszczebyływilgotne,więcułożyłysięwfale.
Ubranie było luźne, ale atrakcyjne. Widać, że się na nic
niesiliłam.Czylidobrze.Takprzynajmniejmyślałam.
To,cosięmogłowydarzyć,mogłosięskończyćnatyle
różnych sposobów. Zastanawiałam się, czy za czasów
moichrodzicówbyłotyleróżnychopcjirozwojuzwiązku.
DziśmogliśmypójśćzReece’emdołóżkaitomogłabyć
jednorazowa sprawa. Mogliśmy się też regularnie
spotykać na seks, zwykle o trzeciej albo czwartej nad
ranem. Ale mogło się też skończyć na przyjaźni z
bonusami albo doprowadzić do stanu „chyba ze sobą
kręcimy,borobimyteżinnerzeczypozaseksem,alenic
nie zostało oficjalnie ustalone”. Startując z tego punktu,
mogliśmyteżskończyćjakoparaalbopójśćwdwieróżne
strony. Mogliśmy wziąć ślub i mieć dzieci albo powoli
stracić ze sobą kontakt. Prawdę mówiąc, wątpiłam w
opcję przyjaciół z bonusami, bo Reece znał moich
rodziców,ajajegoitobyłobyniezręczne.
Ale i tak możliwości było tyle, że zaczęłam się
stresować.
Nie,niemogętegozabardzoanalizować.
Pokazałam swojemu odbiciu język, cofnęłam się i
zamknęłam szafę. Zdjęłam okulary, położyłam je na
stoliku nocnym i wyszłam z sypialni, zostawiając drzwi
szeroko otwarte na wypadek, gdybyśmy się śpieszyli z
powrotem.
Zarumieniłam
się,
bo
przecież
równie
dobrze
zrobiłabym z nim to na kanapie, na podłodze, na blacie
kuchennym, wszędzie. Łóżko nie było mi do niczego
potrzebne.
Byłam gotowa na wszystko, co miało się dzisiaj
wydarzyć.
Rozdział10
R
eece siedział na kanapie z wyciągniętymi nogami i
stopami opartymi na stoliku kawowym. Telewizor był
włączony,aległoswyciszony.Przezchwilęstałamitylko
się na niego gapiłam, podczas gdy w brzuchu trzepotało
mi wściekle i niebezpiecznie, bo… czułam, że mogłabym
się przyzwyczaić do jego widoku na mojej kanapie
czekającego, aż wrócę z pracy. Do siebie czekającej na
niego.Najchętniejnago.
– Słuchaj? – Spojrzał na mnie i zmarszczył czoło. –
Chciałabyśmioczymśpowiedzieć?
Zesztywniałam.
–Żeco?
Uśmiechnąłsiępowoli.
–Deskanasedesiebyłapodniesiona.
–Co?
– Jak wszedłem do łazienki, deska była podniesiona.
Pomyślałem, że mi o czymś nie mówisz. Może próbujesz
nowychsposobówalboco–podpuszczał.
Jak to możliwe? Zdarzało mi się zostawić podniesioną
deskę tylko po myciu toalety. Zaczęłam gorączkowo
myśleć, czy deska mogła się podnieść sama. Poltergeist.
Jak nic. Nasz dom zbudowano na starym indiańskim
cmentarzu.Wszyscymieliśmyprzerąbane.
Powinnam zadzwonić po łowców duchów? Albo do
archiwumX?
–Usiądzieszzemną?–spytałiwyciągnąłrękęwzdłuż
oparciakanapy.
Tak łatwo zapomniał o kwestii deski klozetowej, a ja
prawie mu powiedziałam o moim nawiedzonym domu! W
ostatniejchwilipostanowiłamsięwstrzymać.Ipogadaćo
tym z mamą albo Katie. On pewnie by mi nie uwierzył i
uznałby,żejestemnienormalna.
Podeszłam i usiadłam w odległości, którą uznałam za
przyzwoitą. Kiedy skrzyżowałam nogi i usiadłam po
turecku, zostało jeszcze dobre dwa i pół centymetra.
Gdybymsięoparła,wylądowałabymnajegoramieniu.
Boże,dlaczegowogóleotymmyślałam?!
–Cooglądasz?–spytałamizaczęłamzwijaćwpalcach
nogawkęlegginsów.
Uniósłjednoramię.
– Wygląda jak reklamówka antologii z muzyką z lat
osiemdziesiątych.Zastanawiamsię,czybyniekupić.
Parsknęłam.
–Janawetniemamodtwarzacza.
Łypnąłnamnie.
–DVDteżniemasz.
On miał imponującą kolekcję płyt. Jak u niego byłam,
nie miałam okazji w nich pobuszować, ale założę się, że
miałwszystkiefilmyzostatnichdwudziestulat.
–Apocomi,skoromamOnDemand?
Pokręciłgłowąisięgnąłposzklankę.
– Nie masz płyt DVD, a twoja mama ciągle cię
zaopatruje w zapasy mrożonej herbaty. Nie wiem, co ja
turobię.
– Oj przestań! – Pacnęłam go w udo. W jego
niesamowicie twarde udo. Auć! Aż mnie zamrowiło w
palcach. – I skąd w ogóle wiesz, że to nie ja zrobiłam tę
herbatę?
–Bosmakujejakherbatarobionaprzeztwojąmamę–
stwierdził,awoczachrozbłysłymuiskierki.–Apozatym
dobrze pamiętam, że mrożona herbata w twoim
wykonaniusmakujejaklekkorozwodnionabenzyna.
Niemogłamsięnieroześmiać.
–Nieprawda!
Uniósłbrew.
– No dobrze. Wiem. Nie jestem w stanie ogarnąć
proporcjiherbatydocukru.
Onteżsięzaśmiał.
– Wiesz co, mówiłem poważnie o tym, żebyś nauczyła
sięstrzelać.Dobrzebybyło,żebyśumiała.
–Noniewiem.Pistolet…Nibyniemamoporówwobec
broni, ale mnie przeraża. Ma się moc do odebrania
drugiemu człowiekowi życia. Trzyma się je w rękach.
Wystarczypociągnąćzaspust.–Pokręciłamgłową.–To
zadużaodpowiedzialność.
– Skarbie, sama wiesz najlepiej, że w rękach
niewłaściwego człowieka nawet kamień może zmienić
czyjeś życie na zawsze. A nawet je zakończyć. Pistolet
niewielesiępodtymwzględemróżni.
Niechętnie, ale musiałam przyznać mu rację. Jednak
pistolety były jego codziennością, nie moją. Jak byłam
mała, tata polował i miał strzelby, ale je rzadko
widywałam. Trzymał je zamknięte, a mnie nigdy nie
przeszłoprzezmyśl,żebymiećwłasną.
–Musiszbyćrozsądna–kontynuowałReece.–Pomyśl
otym.Zróbtodlamnie.
– Pomyślę – uśmiechnęłam się i zerknęłam na
telewizor. Jakiś koleś z irokezem wymachiwał płytą CD.
–Pocopojechałeśdotaty?
Reecesięnapił,apotemodstawiłszklankę.Kostkilodu
zadzwoniły o szkło. Minęła chwila i miałam ochotę się
walnąć w głowę. Nigdy nie lubił gadać o ojcu. Aż mnie
przeszyłdreszcz,kiedynamniepopatrzył.Postanowiłam
zmienićtemat,alewtedyodpowiedział.
–RozwódNumerTrzy.
Niemogłamuwierzyć.
– Jak to?! Kiedy?! – W sumie to głupie pytanie, bo
przez ostatnich jedenaście miesięcy nie utrzymywałam z
nimzbytprzyjacielskichstosunków.
– Wiesz co, w sumie nie wiem. Jeszcze na początku
lata wszystko było w porządku. On i Elaine jechali na
wakacje na Florydę. – Odchylił głowę i spojrzał w sufit.
Zaśmiał się niewesoło. – Ale z drugiej strony ojciec jest
kompletnie niepoważny, więc to, że mówił mnie albo
Coltonowi,żewszystkojestdobrze,nieznaczy,żebyło.
Tostaryłgarz.
Nachwilęzacisnęłamusta.
–Powiedział,cosięstało?
Zerknąłnamnie.
–Ajakmyślisz?
Westchnęłam.
–Znowuzdradził?
– A jak! – Po chwili ciszy poczułam jego rękę we
włosach. Szybko wciągnęłam powietrze. Ledwie mnie
musnął, jakby tylko przejechał palcami, a ja wszystkie
komórkinerwowemiałampostawionewstangotowości.–
Z młodszą kobietą, którą poznał na wyjeździe
służbowym. Podobno to jednorazowa akcja i Elaine
przesadza.
–Przesadza,chociażzostałazdradzona?Jakmożnaw
takiejsytuacjiprzesadzać?
– Znasz mojego ojca. On nie ma wstydu. – Pokręcił
głową. – Jak u niego byłem, zostawił komórkę na dachu
samochodu. Zadzwoniła i wyświetliło się damskie imię.
Nieznajome.
Mógłbym
się
założyć
o
wszystkie
oszczędności,żetotajednorazowaakcja.Niedziwięsię,
że to małżeństwo się tak kończy. Zanim moja mama
zmądrzała i odeszła, miał pięć kobiet. I to nie takich na
razidowidzenia.Tobyłopięćzwiązków.
– Strasznie smutne – mruknęłam i spuściłam głowę.
Franklin, jego ojciec, był seryjnym zdrajcą. W każdym
raziesłyszałam,jakmówiłatomamaReece’a.–Przykro
mi. Wiem, że teraz, jak już jesteście z Coltonem starsi,
tonieboliażtak,alemimowszystkofatalnasprawa.
Niezaprzeczył,tylkosięlekkouśmiechnął.
–Tak,niedasięukryć.–Wyjąłpalcespomiędzymoich
włosów, ale rękę dalej trzymał na oparciu. Ciepłą i
kuszącą, żeby się na niej oprzeć. – Nigdy nie poznałem
Elaine bliżej, ale wydawała się dobrą kobietą. Nie
zasługiwałanato.Niktniezasługuje.
Odetchnęłam głęboko i odchyliłam głowę. Jego ręka
byłatużpodmoimkarkiem.Bezchwiliwahaniaprzeniósł
dłońnamojeramię.
–Myślisz…żeznowuweźmieślub?
– Pewnie tak. – Sięgnął po szklankę i się napił. Ja
całkiemzapomniałamoswojejherbacie.–Moimzdaniem
najgorszejestnawetnieto,żemusiprzeleciećwszystko,
co się rusza, ale fakt, że się tego bezustannie wypiera i
kłamie,nawetjaksięgoprzyłapie.Nierozumiemtego.I
nigdy nie zrozumiem. Ale dobra, nieważne – skończył
temat i uśmiechnął się, choć uśmiech nie sięgnął jego
pięknych oczu, które tak trudno było uchwycić na
obrazie.–Coostatniomalowałaś?
Jezus, czy on mi czyta w myślach?! Zrobiłam się cała
czerwonaiwpopłochuszukałamwgłowieczegoś,conie
byłobyjegotwarzą.
– No… Sporo pejzaży. Plaże. Gettysburg. Coś w ten
deseń.
Brawo,Roxy,świetnaodpowiedź!
Jegospojrzenieodczułamjakdotyk.
–WciążmalujeszdlaCharliego?
No jasne, że pamiętał. Pokiwałam głową. W jednej
chwili zatopiłam się w tym samym co zawsze smutku.
Przypomniałam sobie o wszystkich tych obrazkach na
ścianie.
Mocniejzacisnąłdłońnamoimramieniu.
–Akiedywkońcunamalujeszcośdlamnie?
– Jak zostaniesz moim chłopcem do czyszczenia
basenu.
Zagapiłsięnamnie.
–Aletyniemaszbasenu.
–Nowiem.Więckiedybędęmiałabasen,atybędziesz
go czyścił. – Potem wyszczerzyłam zęby. – Oj, przecież
wiesz,żeżartuję!
Odrzucił głowę i zaczął się głośno śmiać, a potem
pociągnął mnie do tyłu, tak że wylądowałam z głową na
jego ramieniu. Gapiłam się na niego zdumiona. To było
sprytneposunięcie.
–Uczątegopolicjantów?–wysapałam.
– Tak, w akademii policyjnej. – Opuścił gęste ciemne
rzęsy, a wielką dłoń położył na moim biodrze. – Nie
mogłemsiędoczekać,żebytowypróbowaćnatobie.
Uśmiechnęłamsię,alesercezaczęłomisiętłucożebra.
Wydawało mi się, że ręka na biodrze była zupełnie
naturalnymodruchem.
–Jestemzaszczycona!
–Isłusznie!–Drugąrękąostrożnieodgarnąłmiwłosy
z twarzy. To też wydało się ruchem, którego nie
planował, ale moje serce zwariowało. Uniósł rzęsy i
widziałam tylko te obłędne niebieskie oczy. W tej chwili
wiedziałam już, że jeśli to ma się skończyć na seksie z
doskoku,będziemitrudnosięztympogodzić.
Zanim jednak zdążyłam się nad tym zastanowić,
odezwałsię:
–Mogęcięocośspytać?
– Jasne! – Oczywiście najbardziej chciałam, żeby
spytał, czy może mnie pocałować. Wtedy wiedziałabym,
żeprawidłowąodpowiedziąjestogłuszające„tak!”
Jego ręka na moim biodrze drgnęła i przesunął
kciukiemposzwiekoszulki.Zadrżałam.
–Cosobiemyślałaś,kiedyrzucałaśtąksiążką?
Jezu.Niebyłamprzygotowananatakązmianętematu.
Ja się tu przygotowywałam na całowanie! Otworzyłam
usta, ale sformułowanie odpowiedzi zajęło mi kilka
sekund.
–Chybawogólenicniemyślałam.
Złapałpasemkomoichwłosówiowinąłwokółpalca.
– Wiesz co, skarbie, nie ma takich chwil, w których w
ogólesięniemyśli.
Odwróciłamwzrokizagryzłamdolnąwargę.Wróciłam
dochwili,kiedyHenryzłapałmniezarękę.Miałamdużo
myśli w głowie. Tak dużo, że równie dobrze mogłam nie
miećżadnej.Ścisnęłomniewpiersi.
Reece puścił kosmyk i musnął palcem moją dolną
wargę.Najpierwwestchnęłam,apotemodpowiedziałam:
–Jagonienawidzę–wypaliłam.Tesłowawzbieraływe
mnie jak obietnica zemsty. – Naprawdę Reece,
nienawidzęgo.Nigdywcześniejnikogonienienawidziłam,
alekiedywidzęjego,chcę…Żebycierpiałtaksamo,jak
Charlie.Otymmyślałam,jakrzucałamksiążką.
Jegotwarzzłagodniała.
–Roxy…
– Wiem, że to straszne. – Zamknęłam oczy i powoli
wypuściłam powietrze. – Wiem, że to co zrobiłam
niewielesięróżniłoodtego,coonzrobił.
–Nie–zaprotestował.Otworzyłamoczyiokazałosię,
że patrzy na mnie stanowczo. – Ty rzuciłaś książką w
szybę,niewniego.Onpodniósłkamieńirzuciłnimwtył
głowyCharliego,kiedysięoddalaliście.
Skrzywiłamsię.
– Nie chciałaś go skrzywdzić – mówił dalej, a
jednocześnieprzesuwałpalcemporąbkumojejkoszulki.
–Anawet,jeśliHenryniechciałzrobićCharliemutakiej
krzywdy,jakązrobił,tojednakpodjąłświadomądecyzję
o rzuceniu w niego kamieniem. Nie w ziemię ani w
samochód. Rzucił w żywą istotę. Ty nigdy byś tego nie
zrobiła.
Wciągnęłam zimne powietrze, które doleciało aż do
mojego brzucha. Prawda była taka, że wcale nie byłam
tego pewna. Kiedy robiłam się wściekła, naprawdę
wściekła, wiedziałam, że jestem zdolna do wszystkiego.
Wszyscysązdolnidowszystkiego,tyleżejamiałamjakiś
wrodzony kompas moralny, który temu przeciwdziałał.
Aleczyonmniezawszepowstrzyma?Jeśliznówzobaczę
Henry’ego,bardzomożliweżeznowustracęcierpliwość.
Czymsięwtakimrazieróżniłamodniego?
– Ciekawy temat – mruknęłam, bo już się robiłam
wkurzona od kierunku, w jakim zmierzały moje
rozmyślania.
Lekko uniósł kąciki ust, a kciukiem muskał kawałek
skóry,którypojawiłsiępodrąbkiemkoszulki.Odczułam
tojakkopnięcieprądu.
–Fakt.Zagłębokijaknaczwartąnadranem.
Mówił lekko, ale czułam, że wszystko we mnie jest
ciężkie.Jakbywmojejgłowieotworzyłysięjakieśdrzwi.
Rozpanoszyły się bolesne wspomnienia tamtej nocy z
Charliem i Henrym. Skumulowały się jak wieża grożąca
zawaleniem.Azaczęłosięodtego,cozrobiłam.Odsłów,
które zadziałały jak pierwszy kamień, po którym
rozpętałosiępiekło.
Teraz leżałam z głową na kolanach mężczyzny,
którego… No cóż, nie da się ukryć, że okłamywałam od
jedenastu miesięcy. A na dodatek ten mężczyzna
kłamstwa nienawidził ponad wszystko. To nie w
porządku.
Zaczęłamsiępodnosić.Zamierzałamudać,żemuszęiść
dołazienkiijakośsięogarnąć,alemisięnieudało.
Reece lekko zacisnął dłoń na moim karku, a ręka z
biodra
podjechała
w
górę,
prawie
pod
pierś.
Wytrzeszczyłam oczy, bo mnie trzymał, przyciskając do
siebie.
–Nie–powiedziałniskimgłosem.
To jedno słowo zadziałało jak piorun. Czasem
zapominałam, jak dobrze mnie zna. Może nie
rozmawialiśmyodprawieroku,alenadaldobrzewiedział,
kiedy się robiłam nabzdyczona, i pamiętał, że moje
nastrojepotrafiązmieniaćsięjakwkalejdoskopie.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. Położyłam mu rękę na
ramieniu. Zaczęłam się odpychać, ale wtedy on schylił
głowę.Patrzyłam,jakjegoustazbliżająsiędomoich.To
byłopowolnemuśnięcie.Zrobiłtoraz,apotemdrugi.Nie
mogłam oddychać, czułam tylko jego gorące usta,
unieruchamiające mnie subtelnym naciskiem. Przesuwał
usta po moich niemal pytająco, jakby po raz pierwszy.
Chociaż wcale tak nie było. Ale tamtej nocy nie całował
mniewtensposób.Nietakczuleisłodko,żeażwgardle
ściskał mnie kłąb jakichś głupich emocji. Ten pocałunek
byłtaki,jakby…jakbymnienimwielbił.
Zacisnęłam palce na jego ramieniu. Zgniotłam cienką
bawełnę koszulki, a serce mi przyśpieszyło. Kiedy
myślałamonaszympocałunku,niesądziłam,żetobędzie
aż tak. Jeszcze żaden facet nie całował mnie, jakbym
byłaskarbem.
–Reece–szepnęłamwjegousta.
Dźwiękjegoimieniajakbycośwnimrozpętał.Mocniej
zacisnąłrękęnamoimkarku,tęwtaliiteż,apocałunek…
O rany… Stał się jeszcze głębszy. Na jego języku nie
czułam smaku alkoholu, tylko cukier, herbatę i sto
procent mężczyzny. Skubał moją dolną wargę i
wydobywał ze mnie cichy jęk, który docierał mi między
nogi. Potem rozchylał mi językiem usta, kosztował
mojego smaku. Ten pocałunek był jak dotyk ognia. Już
nie potrzebowałam czasu, żeby ogarnąć myśli. W głowie
miałam tylko pustą drogę, która prowadziła do jednego
celu.
DoReece’a.
Usiadłamiwierciłamsię,ażudałomisięusiąśćnanim
okrakiem.Obserwowałmniespodopuszczonychpowiek.
–Podobamisię,dokądtozmierza–powiedziałizłapał
mniezabiodra.–Naprawdękurewskomisiępodoba,ale
najpierwchcę…
Ale ja miałam dość gadania, głębokich myśli i dobrych
intencji. Objęłam dłońmi jego twarz i przeszłam do
rzeczy. Całowałam go równie głęboko i gorąco, jak on
mnie.
Poczułam wzbierający w jego piersi głuchy warkot.
Mocniejzacisnąłdłonienamoichbiodrach,ajapoczułam
falę gorących dreszczy. Natychmiast otworzył usta, a ja
przechyliłam głowę, żeby poczuć jego smak. Dotykałam
palcami jego włosów, na bokach przyciętych krótko, a
wyżej trochę dłuższych. Znów wydał ten dźwięk,
wywołującywemniefalepożądania.
Przesunął mi dłonie po plecach, przejechał palcami po
kręgosłupie, a potem na kilka rozkosznych chwil zatopił
je w moich włosach. Ani na moment nie przestaliśmy się
całować.
Głębokimi
wilgotnymi
pocałunkami
albo
krótszymi, które wywoływały w moim ciele wybuchy
lawy.
Zsunął rękę z powrotem w dół, na moje lędźwie, a
potem złapał mnie za pośladki i ściskał, aż nie mogłam
złapaćtchu.Kolejnafalażądzyuderzyła,kiedypoczułam
międzynogamitwardewybrzuszeniewjegospodniach.Z
poprzednich chwil spędzonych razem, chociaż krótkich,
wiedziałam, że jest długi i gruby, ale zapomniałam już,
jakijestmiływdotyku.
Poruszyłam biodrami, żeby się o niego otrzeć, i
natychmiast
zostałam
wynagrodzona
wystrzałem
oślepiającej przyjemności. Oparłam się o niego czołem i
jęknęłam.Chwytałamgozawłosy.
– Zwariuję przez ciebie – mówił niskim, schrypniętym
głosem.Pociągnąłmojebiodrawdół,asamsiępodniósłi
natrafiłnawłaściwypunkt,choćmiałamnasobielegginsy.
– I pewnie nie będziesz usatysfakcjonowana, dopóki nie
zwariuję.
Dyszałam.Zsunęłamdłoniezjegoszyinaramiona.
– Chcę, żebyś dla mnie zwariował – przyznałam i
zagryzłam wargę, bo znów doprowadził do spotkania
naszychbioder.
– Skarbie, ja już zwariowałem. – Unieruchomił mnie
kolejnympocałunkiem,apotemsięodsunąłipoczułamna
szczęce gorące powietrze. – Myślę, że dobrze o tym
wiesz.
Odchyliłamgłowę.
–Wcalenie.
Całował moją szyję i zatrzymał się tuż nad miejscem,
gdzie bił mi puls. Łagodnym pocałunkiem wywołał
erotycznypłomień.
– Przez cały ostatni rok, jak tylko cię widziałem,
chciałem cię mieć tutaj. Dokładnie tutaj. – Żeby
podkreślić, co ma na myśli, zakręcił biodrami i naparł
wybrzuszeniemwspodniachnamiejscedokładniemiędzy
moiminogami.–Zakażdymrazem,kiedysięodwracałaśi
uciekałaśodemnie,chciałemcięgonić.
Zadygotałam, kiedy dojechał ustami do mojego
obojczyka.Podjechałrękamiwgórę,pobrzuchu,apotem
napiersi.Byłototakzmysłowedoznanie,żeażwygięłam
sięwłuk.
– Nawet nie masz pojęcia, ile razy miałem ochotę cię
złapać, przewiesić sobie przez ramię i zanieść do
magazynu. – Kciukami muskał moje brodawki, które już
byłytwardeispragnione.–Imyślęsobie,żepowinienem
był. Mielibyśmy tę całą idiotyczną zabawę już dawno za
sobą.
Kołysałam głową, zatracona w przyjemności, jaką mi
zapewnił.
–Chybafaktycznie…–stęknęłam,gdyzetknąłjęzykz
moimpulsem.–Tobyłoby…Niegłupie.
Uniósł głowę, położył mi ręce na ramionach i wsunął
palcepodcienkieramiączkakoszulki.Spojrzałmiwoczy.
–Mogę?
Boże,wtejchwilimógłbymniepoprosićowszystko,a
ja bym się zgodziła. Nie mogłam wydusić z siebie słów,
więcpokiwałamgłową.
Znów się uśmiechnął, a ja poczułam głęboko w piersi
kolejne ukłucie. Uśmiechał się z chłopięcym wdziękiem,
ale zmysłowo. Byłam dla niego stracona już wiele lat
temu,nicsięniezmieniło.Wiedziałam,żeonsięwemnie
niezakochałimożenigdysięniezakocha,aleniemogłam
zmienić tego, że miałam go pod skórą, że był częścią
mnie.
Nieodrywającodemniegorącegospojrzenia,zsunąłmi
ramiączka koszulki aż do łokci. Nie wahałam się.
Wyjęłam z nich ręce i pozwoliłam, żeby materiał zsunął
sięjeszczeniżej.
Pocałowałmniedelikatnie,apotemsięodsunął.Opuścił
wzrok i wiedziałam, na co patrzy. Zaczęłam myśleć
trochę jakby jaśniej. Czy z tamtej poprzedniej podlanej
alkoholem nocy pamiętał, jak wyglądam? Niepewność
rozpanoszyła się na mojej skórze jak drapiący sweter.
NosiłamledwiemiseczkęB.Itoteżzzapasem.
Ale zadrżał, kiedy objął moje nagie piersi dłońmi.
Dotykał mnie niemal z atencją. Spojrzałam w dół. Nie
mogłamzłapaćtchu.Widziałamjegociemnąskóręnatle
mojejróżowawej.
–Jesteśpiękna–mruknąłimusnąłopuszkamikciuków
mojetwardebrodawki.Wzdrygnęłamsię,kiedyznówsię
uśmiechnął.–Podobałosię?
–Tak–szepnęłam,apotemjeszczepokiwałamgłową
nawypadek,gdybyniezrozumiał.
–Niepamiętam,colubisz–wyznałizłapałbrodawkęw
zręczne palce. – Nie pamiętam, co cię doprowadza do
szaleństwa. – Lekko pociągnął, a ja aż krzyknęłam.
Podniósłwzrokiwidziałam,żejestwygłodniały.–Jesteś
wrażliwa.
Byłam. Zawsze miałam wrażliwe piersi. Kiedyś Katie,
luksusowa striptizerka, powiedziała mi, że mam
szczęście, bo większość znanych jej kobiet nie miała
dużejprzyjemnościzpieszczotypiersi.
Nie mogłam odwrócić wzroku. Patrzyłam, jak mnie
dotyka. Było w tym coś bardzo erotycznego. Nigdy
wcześniej tego nie obserwowałam. Ale też większość
facetówniepoświęcałanapieszczotyażtyleczasu.Kiedy
przesunąłdłonienamojebiodra,myślałam,żeonteżjuż
skończył.
Alesięmyliłam.
Uniósł mnie, tak że nad nim górowałam, a kiedy
oparłamsięokanapę,wziąłmojąpierśdoust.
– O mój Boże! – krzyknęłam, kiedy objął twardą
brodawkę.–Boże,Reece…
Jednąrękętrzymałpłaskomiędzymoimiłopatkami,na
włosach. Czułam na skórze głowy ostre, zmysłowe
dreszcze. Byłam uwięziona, ale nie było na świecie
żadnegoinnegomiejsca,wktórymwolałabymsięznaleźć.
Przenosiłsięzjednejpiersinadrugą.
Wbiłampalcewkanapę,aonssałmocnoiwciągałmnie
głęboko.Mięśniewmoimwnętrzuzwijałysiętakciasnoi
mocno,żedłużejniemogłam.Próbowałamsięwycofać.
–Nie–warknął.–Jeszczenieskończyłem.
Stęknęłam, kiedy złapał brodawkę zębami. Krew
zmieniła mi się w płynną lawę. Cała się trzęsłam jak w
gorączce.
–Niemogę…Potrzebujęcię.Proszę.
Puścił mnie, a wtedy oszalałam. Chwyciłam go za
ramiona, na ślepo znalazłam jego usta i opadłam z
powrotem.Trzymałmniezabiodra,kiedygoujeżdżałam.
Jego miękka koszulka drażniła moje piersi, aż w końcu
napięciemiędzynogamibyłoniedozniesienia.
Nie pamiętałam, kiedy ostatnio miałam taki orgazm,
jeszczewubraniu,zanimfacetwogólemniedotknął,ale
czułam, jak wzbiera we mnie fala. Ruszał biodrami w
rytmjęzyka.
Rozkosz eksplodowała, rodząc się między nogami i
docierając do każdego zakamarka ciała. Stłumił ustami
mójjęk,alewiedział,cosięstało,iwydałsamczypomruk.
Kiedy fale spełnienia skończyły się przetaczać przez
mojeżyły,byłamczerwonairoztrzęsiona.
– No popatrz – szepnął mi do ucha. – Jesteś
niesamowita.Jakbysięzbliżaćdoognia.
Chwilę trwało, zanim się opamiętałam na tyle, żeby
zrozumieć, że rzeczywiście doprowadził mnie do
orgazmu.Cofnęłamsięipocałowałamkącikijegoust.
–Comamterazzrobić?
Oczymiałpełneniebieskiegoognia.
–Patrzenienaciebiezupełniemiwystarczy,skarbie.
Aż zadygotałam. Był po prostu idealny. Ale potem
zerknęłamwdółinijakniedałosięukryć,żezgrubienie
wspodniachwciążtamjest.Ręcejeszczemisiętrzęsły,
kiedy się odchyliłam i sięgnęłam pomiędzy nas. Może
nawetzakładałam,żemniepowstrzyma.
Aleniezrobiłtego.
Uśmiechnęłamsięleniwieizzadowoleniemimusnęłam
go palcem. Czułam, jak skręcają mi się wnętrzności,
kiedy wierzgnął biodrami. Spojrzałam na niego i
odetchnęłamgłęboko.
–Tyniemiałeśzabawy.
Pokręciłgłową.Szczękimiałzaciśnięte.
Serce zaczęło mi znów bić mocniej, kiedy rozpinałam
guzikiściągałamsuwak.Rozporeksięotworzyłiodsłonił
czarne bokserki. Bez słowa podniósł z kanapy tyłek, a
przy okazji i mnie. Żądał bez słów. Nie tracąc czasu,
ściągnęłammudżinsyibokserki.
Patrzyłam, jak wydostaje się na wolność, gruby i
sztywny. Prawdę mówiąc, ta część męskiego ciała nie
zawszebyłaatrakcyjna,aleuReece’a…Tak,uReece’a
byłataksamoapetycznajakcałareszta.
Askorojużmowaoreszcie…
Oparłsięokanapę,ajazłapałamskrajjegokoszulkii
zaczęłamciągnąćdogóry.Podniósłręce,żebymmogłają
zdjąć. Rzuciłam ją gdzieś, gdzie miałam nadzieję nigdy
jej nie znajdzie, i zajęłam się patrzeniem na to, jak
wygląda facet, kiedy nie jest już chłopcem i ciężko
pracuje,żebyzostaćwformie.
Złotawa skóra ciasno rozciągała mu się na piersiach i
wyrzeźbionym, twardym jak skała brzuchu. Pasek
czarnych włosów prowadził do miejsca, gdzie na mnie
czekał. Z lewej strony pępka miał bliznę. Skóra była
lekko wypukła, w kształcie nierównego kółka. Druga
blizna była nad nią. Wiedziałam, że gdybym zdjęła mu
spodnie,znalazłabymtrzecią.
Aż nie mogłam złapać tchu, gdy pomyślałam, jak
niewielebrakowało,żebymgostraciła.Żebyśmywszyscy
go stracili. Nachyliłam się i pocałowałam go. Chciałabym
móccofnąćostatniejedenaściemiesięcybyciaidiotką,bo
czas… nigdy nie wiadomo, ile go zostało i nie był
darowanyraznazawsze.
–Comamzrobić?–powtórzyłampytanie.
Popatrzyłmiwoczy.
–Jestwielerzeczy,którechciałbym,żebyśmizrobiła.
– Wybierz jedną. – Ale dwie. Albo trzy. Zrobię
wszystko.
Wyciągnął rękę i złapał się za fiuta. Jezu Chryste,
czułam, że muszę się powachlować. Rozchyliłam usta,
kiedy powoli przesunął dłoń w górę, aż do główki i z
powrotemnadół.
–Chcę,żebyśzrobiłatak.
Krew dudniła mi w uszach i prawie sama siebie nie
słyszałam,kiedymówiłam:
–Jesteśtakicholernieseksowny.
Warknął. Znów podsunął rękę do góry i aż wygiął
plecy, a wtedy i ja nie mogłam się powstrzymać i
jęknęłam. Znów na mnie popatrzył, ale teraz w jego
oczachpłonąłinnyogień.
–Chybawiem,czegochcesz?
–Tak?–wydyszałam.
Reecewyciągnąłdrugąrękęipołożyłmijąnakarku,a
drugąwciążsiędotykał.Nagłówcepojawiłasiękropelka
płynu.
–Chcesznamniepatrzeć.
Zapłonęło mi całe ciało. Nie ze wstydu, tylko dlatego,
żemiałrację.
–Nigdyniepatrzyłam,jakfacet…
–Tylemiwystarczy–przerwałiporuszyłręką.
Brakowałomitchu.Patrzyłamnajegodłoń,zaciskaną
wciąż mocniej i mocniej. Nie mogłam uwierzyć, że to
robię. I że to takie podniecające. Jak również w to, że
wciąż siedziałam mu na kolanach, z koszulką zwiniętą
gdzieśwtaliiirozpalonąskórą.Podniosłamwzrok.
–Nie.Patrznamnie–rozkazał,ajasięażzatrzęsłam
odtegotonu.
Patrzyłam,jakruszarękąicorazwścieklejwyrzucaw
górę biodra. Musiałam położyć mu ręce na ramionach,
żebyutrzymaćrównowagę,ijużnieodwracałamwzroku.
Naglemniepociągnąłdoprzodu.
Całowaliśmy się, a jednocześnie przeżywał spełnienie.
Nie,nietylkomniecałował.Pożerałmnie,ajednocześnie
spuszczałsięwrękę.
– Kurwa – wycedził i objął mnie mocniej, a potem
przyciągnął do nagiej piersi. Schowałam twarz między
jegoszyjąaramieniem,wdychałamcierpkizapachwody
pogoleniuisłuchałam,jakjegosercesięuspokaja.
Przez dłuższą chwilę żadne z nas nic nie mówiło, a
potem on się cicho roześmiał. Nie mogłam się nie
uśmiechnąć.
– Roxy, niech cię… – Odchrząknął. – Jeszcze się
skończytak,żebędęchciałcięnadłużej.
Moje serce wyrwało się w dwóch różnych kierunkach,
gdy moja strudzona głowa usiłowała dociec, co miał na
myśli. Zdążyłam już wysnuć wiele interpretacji. Czy to
oznaczało, że wcześniej w ogóle tego nie planował? I
zrobiłtylkodlazabawy?Aleprzecieżmówił,żeprzyjaźń
mu nie wystarczy. Zresztą, czy to w ogóle miało
jakiekolwiekznaczenie?Nie,niemiało,boniemogłamsię
okłamywać.
Chciałam,żebychciałmnienadłużej.
Rozdział11
N
ie
zamierzałam
zasnąć,
ale
jakoś
pomiędzy
oglądaniem, jak Hilary przebudowuje starą farmę a
DavidpokazujedziwacznedomynaHGTV,zasnęłamna
boku,zplecamiprzytulonymidobrzuchaReece’a.
Nigdy jeszcze nie zasnęłam na kanapie obok faceta.
Wydajesię,żetozupełniezwykłarzeczipewniemiliony
ludzizupełniesięnawetnadtymniezastanawiają,aledla
mnietobyłanowość.
Cośmnieobudziło,alenapoczątkuniewiedziałam,co.
Zamrugałam i skołowana otworzyłam oczy. W telewizji
leciałareklamówkamaszynydoćwiczeń.Przezchwilęsię
na nią bezmyślnie gapiłam i już miałam z powrotem
zasnąć,kiedypoczułam,żeReecezamnąwierzgnął.
Serceażmipodskoczyło,boniespodziewałamsiętego
ruchu. Jego ręka pode mną była rozluźniona, ale kiedy
spojrzałam na niego przez ramię, widziałam, że napięcie
niemalsięzniegowylewa.Leżałnaboku,aletwarzmiał
zwróconąwstronęsufitu.Mocnozaciskałzęby,brwimiał
zmarszczone. Gęste rzęsy co kilka sekund trzepotały.
Poruszał ustami, ale bez słów. Gwałtownie unosił pierś,
kiedyłapałnieregularnyoddech.
–Reece?–szepnęłam,aleniesłyszał.Znówzaczerpnął
powietrza,jeszczeszybciej.
Przekręciłam się na drugi bok, przodem do niego i
położyłammurękęnapiersi.
–Reece.
Wierzgnął,otworzyłoczyiwpatrzyłsięwsufit.Przez
moment był tak daleko, jakby nie wiedział, gdzie się
znalazł. Minęło kilka sekund i dopiero się do mnie
odwrócił.Rozluźniłtwarz.
–Cześć–mruknął.
–Wszystkowporządku?
Przełknąłślinę.
–Tak.
Nieuwierzyłam.
–Napewno?
Objąłmnieiprzyciągnąłdosiebie.
– Tak, kochanie, wszystko dobrze. – Przeczesał mi
włosy palcami, przysunął mój policzek do swojej piersi i
westchnąłgłęboko.–Terazjużwszystkodobrze.
–Miałaśwweekenddymanko.
Prawie się zakrztusiłam napojem. Do boksu, na
siedzenie naprzeciwko mnie, wślizgnęła się Katie. Na
głowie miała zawiązaną jaskraworóżową bandankę w
kratkę. Z ramienia opadał jej puszysty błękitny sweter,
który wyglądał, jakby stoczył walkę z pudełkiem
cekinów,alejąprzegrał.Niebyłasama.
Obok niej siedziała Calla. Przyjechała wczoraj rano i
wieczorempracowaławbarze.Uśmiechnęłasięszerokoi
związała jasne włosy w kucyk na czubku głowy.
Pamiętam, że jak ją poznałam, zawsze nosiła
rozpuszczone włosy, żeby schować bliznę. Ale to już
przeszłość.
Zignorowałam komentarz Katie, chociaż o dziwo
trafny, i zwróciłam się do Calli: – Dziwię się, że Jax cię
wypuściłnaśniadanie.
–Jużwie,żelepiejniestawaćmiędzymnąajedzeniem
i przyjaciółmi. – Otworzyła menu i lekko uniosła brwi. –
Tojak,Katiemarację?Byłodymanko?
–Jazawszemamrację.–Katiewyszczerzyłazęby.
Wywróciłam oczami i oparłam się o kanapę. Wczoraj
Reece zasnął po tym koszmarze – w każdym razie
myślałam, że to był koszmar – a rano odwiozłam go do
domu.Zanimwysiadł,nachyliłsięimniepocałował.Samo
wspomnienie tego pocałunku sprawiło, że zaczęłam
szukaćwachlarza,apotemprzypomniałamsobie,corobił,
ajapatrzyłam.
Boże,musiałamwziąćzimnyprysznic.
Dzisiaj pracował na nocną zmianę, więc obstawiałam,
żeśpi.Jakodjechałam,wysłałSMSzprośbą,żebymdała
znać, jak dotrę do domu. Co zresztą zrobiłam. To było
urocze,żepoprosił,żeomniemyślał.Poczułamsięjakoś
takkobieco.
–Maszczerwonekońcówkiuszu–wytknęłamiCallai
zmrużyłaoczy.–Mówszybko.
Odroczenie wyroku zapewniła kelnerka, która przez
kilka minut zbierała zamówienia. Katie zamówiła pół
karty,anapewnokażdyrodzajbekonuikiełbasek,jaki
mieli.
– No co, potrzebuję białka – wytłumaczyła, kiedy
razemzCallągapiłyśmysięnaniązniedowierzaniem.–
Tanieciruratostrasznaharówka.Samespróbujcie.
Zachichotałam.
–Nie,dzięki.
Katiewywróciłaoczamikoloruchabrów.
– Nudne jesteście. – Odwróciła się do Calli. – Kiedy
przyjedzieTeresa?Onasięchciałanauczyćmachaćtym,
coBoziadała.
– Pewnie zabiorą się z Jase’em w któryś weekend. –
Calla się uśmiechnęła, kiedy kelnerka wróciła z dwiema
kawami i napojem gazowanym dla mnie. A potem
wpatrzyła się we mnie badawczo. – Bzykaliście się z
Reece’em?
–Co?!
–Tak–odpowiedziałarównocześnieKatie.
Łypnęłamnaniązłowrogo.
– Skąd wiesz, że się bzykaliśmy? Ukrywałaś się w
moimdomu?
– Ja wiem różne rzeczy – odparła. – Bardzo wiele
rzeczy. A skoro musiałabym się ukrywać w twoim domu,
to teraz się już nie wykręcisz, że ciało zetknęło się z
ciałem…
Callaoparłasięnałokciach.
–Jaxmimówił,żeReeceprzyjechałposłużbieiczekał
naciebie.Iżeodwiozłaśgododomu.
–Jaxplotkujejaktrzynastolatka!–odpaliłam,aletak
naprawdę wcale się nie przejmowałam tym, że pytają.
Cieszyłam się, że mogły dzisiaj zjeść ze mną śniadanie,
bomusiałam,poprostumusiałamznimipogadać.
Minęłachwila,apotemjateżsięoparłamnastoliku,bo
niemogłamjużwytrzymaćanichwilidłużej.
– Dobra. Coś się między nami wydarzyło w piątek w
nocy. To nie był seks, ale… – zamilkłam i wróciłam do
tego,cosiędziało,dojegorękina…
– Widzimy przecież, że zrobiliście coś fajnego i
niegrzecznego, bo miotasz się, jakbyś się nałykała
ecstasy–zauważyłaKatie.
Callaklasnęławdłonieipoprawiłasięnasiedzisku.
– Serio? Strasznie się cieszę, bo Katie ma rację,
wyglądasz,jakbyśzapadławseksualnytrans.
–Atycośotymwiesz,nie?–mruknęłampodnosem.
Podrapałasiępalcemponosie.
– Ale jeszcze parę tygodni temu w ogóle z nim nie
rozmawiałaś. Ilekroć wchodził do baru albo chociaż
patrzył w twoją stronę, zwiewałaś. Zawsze wiedziałam,
że coś się między wami zdarzyło, ale teraz jestem już
zupełnieskołowana.
Uśmiechnęłamsiękrzywo.
–Todługahistoria.
–Biorącpoduwagę,żezamówiłampółwieprza,mamy
czas–odparłaKatie.
–Alepomyślicie,żejestempotworem.
–Wątpię–zapewniłaCalla.
Ja nie byłam taka pewna, ale ponieważ nikt z
wyjątkiem Charliego nie wiedział, co zaszło między mną
aReece’emiotymwielkimnieprozumieniu,odetchnęłam
głęboko i powiedziałam im wszystko o tamtej nocy.
Zamilkłamtylkonaczas,kiedyprzyszłonaszejedzenie.
– No to tak. A teraz jest teraz – zakończyłam i
pokroiłamnamałekawałeczkiresztkęgofrazsyropem.
Calla się na mnie gapiła, a chrupiący pasek bekonu
zwisałjejmiędzypalcami.
Nawet Katie się gapiła bez słowa, co o czymś jednak
świadczyło. Rzadko udawało się ją zszokować aż tak,
żebyzamilkła.Rozparłamsięnakanapie,rozmiękczonai
pełnapoczuciawiny.
–Ico,jestempotworem?
–Nie–powiedziałanatychmiastCalla.–Niejesteś.
– Zaczekaj. – Katie podniosła rękę. W palcach
trzymałagrubąkiełbaskę.–Niechsięupewnię,żedobrze
zrozumiałam. Jesteś w nim zakochana od piętnastego
rokużycia…
–
Nie
powiedziałabym,
że
zakochana…
–
wymamrotałam,alesercezabiłomimocniej.
– Nieważne. I tak wiem, że jesteś – upierała się, a ja
nieprotestowałam,boniechciałam,żebyznówskończyło
się na dyskusji o jej striptizerskich supermocach. – No
więc byłaś w nim zakochana, ale on traktował cię jak
irytującąmałolatęzsąsiedztwa.
Zmrużyłamoczy.
–Niepowiedziałabym,żejakirytującąmałolatę…
Zupełnieniezwróciłanamnieuwagi.
– W końcu zaczął na ciebie patrzeć jak na seksowną
laskę,którąjesteś.Któregoświeczoruprzyszedłdobaru,
narąbał się jak szpadel, ale ponieważ ty byłaś w nim
beznadziejne, nieodwołalnie i nieskończenie zakochana,
niezauważyłaś,wjakimjeststanie.
Zmrużyłamoczyjeszczebardziej.
–Jedzieciedoniego,bociępoprosił,żebyśodwiozłado
domujegopijanezwłoki.Robisięgęstoigorąco.Widzisz
jegokiełbaskę.–Zamachałakiełbaską,którątrzymaław
ręce, a Calla wydała taki dźwięk, jakby się dusiła, i
sięgnęła po kawę. – Idziecie do jego sypialni, gdzie on
traciprzytomność.Jakdotejporynadążam?
–Tak.–Skrzyżowałamramiona.–Wpewnymsensie.
Katie pokiwała głową ze zrozumieniem, choć nie
bardzowiedziałam,cotujestdorozumienia.
–Popierwszetostraszniesłabe,żesiętakupił.Minus
dziesięćdozajebistości.
– Do zajebistości? – Calla spojrzała na nią szeroko
otwartymioczami.–Tapunktacjajeszczeobowiązuje?
Parsknęłamśmiechem.
–Wmoimświecietak–odparłaKatie,ugryzłakawałek
kiełbaski i przez chwilę żuła zamyślona. – No więc on
traci przytomność, ty przy nim zostajesz, on się budzi,
myśli,żeuprawialiścieseksijestpełenżaluiskruchy?
Pokiwałamgłowąiwsadziłamdoustkawałekgofra.
– A ty myślisz, że żałuje seksu – wtrąciła się Calla –
chociażonniemożeprzeżyćtego,żezrobiłtopopijaku?
–Notak.
Katie pokręciła głową, wzięła sól i wysypała trochę na
dopołowyzjedzonąkiełbaskę.
–Alenieuprawialiścieseksu.
–Nie.Ipróbowałammutopowiedzieć,jaktylkozaczął
o tym mówić, ale był tak załamany, że myślałam, że
właśnieoseksmuchodzi.
– I to cię zabolało – powiedziała łagodnie Calla. – To
zrozumiałe.Jaczułabymsiętaksamo.
–Alemogłaśtowyjaśnićodrazu–wytknęłaKatie.
– No co ty?! – odszczeknęłam. – Ale nie wyjaśniłam.
Wstydziłamsię,apozatymtak,bolałomnieto,więcsobie
poszłam, a potem czas mijał, a ja cały czas czułam się
dotkniętaiwkońcutematsięurwał.
Katie dokończyła kiełbaskę, wzięła serdelka i
kontynuowaławywód.
–AReecenienawidzikłamstwa.Tofatalnie.
Zmiażdżyłamjąwzrokiem.
Pochyliła się do przodu i wymachiwała serdelkiem jak
czarodziejskąróżdżką.
– Słuchaj, ja naprawdę rozumiem, czemu nic nie
powiedziałaś. Najpierw jest jedno małe kłamstewko,
potem kolejne i tak się nawarstwia. Czaję. A teraz
minęło tyle czasu, że jak tu właściwie wyjaśnić, co się
stało? „Ej, Reece, chcesz pomacać moje cycki? A tak
pozatym,towcalenieuprawialiśmyseksu!”
Callaznówsięprawiezakrztusiła.
–Tobybyładziwnarozmowa.
Westchnęłamiodsunęłamtalerz.
– Czuję się strasznie. Że też nie wytrzymałam wtedy
natyledługo,żebymógłsprecyzować,czegożałuje.Inie
powiedziałammuprawdy.
–Aleonteżniejestcałkiembezwiny–sprzeciwiłasię
Katie. – Pamiętaj, że to on był tak pijany, że myślał, że
uprawialiścieseks.Janaprzykładwielewżyciuwypiłam.
Naprawdę wiele. Tyle, że głowę daję, że w środku
zamieniłam się w gorzelnię, ale nigdy nie byłam tak
pijana,żebyniepamiętać,żeuprawiałamseks.
Calla pokiwała głową i dziabnęła widelcem w
jajecznicę.
–Marację.
Jateżnigdyażtyleniewypiłam,aletoniemiałoteraz
znaczenia.Sięgnęłamposzklankę,aramionaugięłymisię
pod
ciężarem
sytuacji.
Poprawiłam
okulary
i
westchnęłam.
–Ja…Jagonaprawdęlubię.Takserio.
–Coty?–Katiewywróciłaoczami.–Przecieżjesteśw
nimzakochana.
Zignorowałam ten komentarz, bo miłość to takie
przerażającesłowo.
– To porządny facet. Naprawdę fajny. Pamiętasz
ostatniegokolesia,zktórymsięspotykałamnapoważnie?
–spytałamKatie.
Zmarszczyłanos.
–PrzedRyżymDeanem?
–OmójBoże–mruknęłaCallaistłumiłaśmiechdłonią.
Pokręciłamgłową,apotemznówsięnapiłam.
–Tak.ChodzimioDonniego…
– Tego miłego gościa, który cię zabrał na mecz
Eaglesów,apotemsiębzykaliściewpodziemnymgarażu,
ale się okazało, że jest żonaty? – dokończyła radośnie
Katie.
Zacisnęłamusta.
– Nie. To był Ryan, drań jeden. Dzięki, że mi o nim
przypomniałaś… Oprócz żony miał jeszcze dziecko, o
którym też mi nie wspomniał. Chodzi mi o Donniego,
przymierającego głodem artystę, który ukradł biżuterię
mojejbabci.
Callazamrugałakilkarazy.
–Jezu.Żonatyizłodziej?
– Możliwe że nie przyciągam najporządniejszych
facetów na świecie. – Wzruszyłam ramionami, a potem
pomyślałamoHenrymiażsięzatrzęsłam.Rzeczwtym,
że wiedziałam, dlaczego się spotykam z takimi facetami.
Bo byli niebezpieczni. – Ale Reece taki nie jest. I… –
powoliwypuściłampowietrze–…leciałamnaniegoprzez
całelata.–Anadodatekczułamcośjeszczesilniejszego.
Pokręciłam głową. O co mi w ogóle chodzi? Po prostu
muszę powiedzieć prawdę. To się powinno skończyć,
zanim się poważnie nakręcę, ale… nie mogłam nie
spróbować.Niepotychwszystkichlatachmarzeniaonim.
Boże, chyba miałam rozszczepioną osobowość. Bierz
go. Zostaw go. Powiedz prawdę. Nic nie mów. Tak nie
można.
– Musisz mu powiedzieć – poradziła Calla. –
Najszybciejjaksięda.Alepozatymnieprzejmowałabym
sięjakośbardzo.
Uniosłambrwi.
– Serio – upierała się. – Nie skłamałaś w ważnej
sprawie.
– Moim zdaniem niemówienie mu, że nie uprawialiśmy
seksujestpoważnąsprawą.
– Wcale nie – uśmiechnęła się do mnie. – Uwierz mi,
zdarzają się gorsze kłamstwa. Nie ukrywałaś przed nim,
że jesteś związana z kim innym ani nic w tym stylu.
Zrozumie.Prawda,Katie?
Katie patrzyła na mnie i lekko opuszczała kąciki
wydatnychwarg.
– Prawda?! – Calla trąciła ją łokciem, kiedy do tego
jeszczezmarszczyłaczoło.
Zmroziłomniewśrodku,kiedyjejoczyzaszłymgłą.
– Sama nie wiem. Powiedz mu prawdę, zanim zdejmie
ci majtki. Jeśli teraz mu nie powiesz, to już będzie
przesada.
Zgodziłam się z nią i powoli pokiwałam głową.
Poczułam dobrze znane przerażenie, jak wtedy, kiedy
pierwszy raz sobie uświadomiłam, że muszę powiedzieć
muprawdę.
Callaodchrząknęła.
–Wszystkobędziedobrze.
– Tak jest – zgodziła się Katie i nabiła na widelec
ostatnikawałekserdelka.–PozatymwybiłaśHenry’emu
Williamsowi szybę, a Reece i tak zafundował ci orgazm.
Możenatymwyjdzieszjeszczelepiej.
Walnęłamsiędłoniąwczołoijęknęłam.
–Jezu!Ktojeszczeotymniewie?!
– Wszyscy wiedzą, skarbie. – Katie wrzuciła serdelka
doust.–Absolutniewszyscy.
Patrzyłyśmy z Callą, jak Katie na pełnym gazie
wypada z parkingu swoim mini cooperem, prawie
taranując vana z naklejką „Jedzie z nami dziecko”.
Kiedy van się zatrzymał, na szczęście wysiadła z niego
starszapara.
– Chyba nie zorganizujesz tego seansu, co? – spytała
Calla.
Roześmiałam się głośno. Opowiedziałam im o tych
dziwnych akcjach w moim mieszkaniu. Na szczęście
żadna z nich nie uznała mnie za wariatkę. Katie
oczywiście miała mnóstwo teorii na poradzenie sobie z
tym, a jedną z nich było skontaktowanie się z
człowiekiem, który mieszkał gdzieś tu w okolicy,
komunikował się z duchami i mógł zorganizować seans
spirytystyczny.
– Nie, to chyba nie najlepszy pomysł – uśmiechnęłam
sięszeroko.–Jeślinaprawdęmamjakiegośducha,todo
tej pory nie próbował mnie wystraszyć. Tak naprawdę
nawetmipomaga.
Callaparsknęła.
–Pewniewięcejosóbchciałobymiećtakiegoducha.
–Jakpomyślęowpuszczaniudodomujakiegośmedium
iotymcałymseansie…Niewiem,jeślitonaprawdęduch,
toniechcęotymwiedzieć.Dopókisięniebudzęwnocy,
boonnademnąwisiisięgapi,niechsobiebędzie.
– Jezu. – Otrząsnęła się. – To straszne. – Potem
zamilkła.–Ajeślitonieduch?
–Aco?Albojacyśludziemieszkająpodpodłogąjakw
horrorachzlatosiemdziesiątych,albotoduch,alborzuca
misięnamózg.
–Nierzucacisięnanic.–Zmrużyłaoczy.–Alemoże
poprosiłabyś Reece’a, żeby się rozejrzał po twoim
mieszkaniu?AlboJaxa?
O tak, już sobie wyobrażałam, jak by mi nie dali żyć,
gdybymimpowiedziała,żebojęsięducha.
–Jakdługozostajesz?–zmieniłamtemat.Oparłamsię
o swój samochód, zdjęłam okulary i wyczyściłam je
skrawkiemsukienki.
– Odwołali moje jutrzejsze poranne zajęcia, więc
wyjadęrano.–Callapodniosłagłowęispojrzaławniebo.
Powietrze pachniało deszczem. – Nawet dobrze się
składa,bonadzisiajzapowiadająburzę.
Włożyłam okulary i z zadowoleniem stwierdziłam, że
niezostałyżadnesmugianiciapki.
–MaciezJaxemplanynadzisiaj?
– Pewnie posiedzimy u niego. – Skręciła w dłoniach
długijasnykucyk.–AtyiReece?
– Chyba nie mamy planów. W ogóle jest dziwnie. Nie
wiem nawet, czy się spotykamy, czy tylko się bzykamy.
Wczorajnapisał,żebymdałaznać,jakdojadędodomu,i
tak zrobiłam. – Skrzyżowałam ramiona i zacisnęłam
wargi.–Więcniewiem,naprawdę.
–Poprostudoniegonapisz,powiedz,żebywpadł,jeśli
niepracuje.Zachowujsięnormalnie–podsunęła,apotem
się roześmiała. – A w ogóle to jestem ostatnią osobą na
świecie,którapowinnaciradzićwtakichsprawach.
–Coty!–Wyciągnęłamrękęiścisnęłamjązaramię.–
Dobrze wiesz, co robisz. W końcu wyrwałaś takiego
chłopakajakJax.
Zarumieniła się i znów się roześmiała. Oparła się
biodremodrzwisamochodu.
–Przecieżniemiałambladegopojęcia,corobię,jeślio
niegochodzi.
Wyszczerzyłam zęby. Fatycznie, była kompletnie
bezradna.
–Możeiracja.
–Alemyślę,żezawszetakjest,jaksiękogoślubi.Tak
samo było z Teresą i Jase’em. Jak ktoś nam się podoba,
zachowujemysięjakgłupki,tylechciałampowiedzieć.
–Tak,natowygląda.
– A właśnie! – zawołała. – Zapomniałam cię wczoraj
zapytać.Odkogodostałaśróże?Piękne!
Podejrzewałam, że są od Deana i nie było mi
przyjemnie z tą myślą, więc zostawiłam je w biurze.
Terazpachniałotakjakwkwiaciarni.
–JeślinieodDeana,toniemampojęcia.
Zmarszczyłaczoło.
–Naprawdęmyślisz,żemogąbyćodniego?
Wzruszyłamramionami.
–Chybatak.
–Acobyłonapisanenabileciku?
– Że następnym razem będzie lepiej – przypomniałam
sobieizmarszczyłambrwi.–Dziwne,nie?
Pokiwałagłowąiodsunęłasięodsamochodu.
– Jeśli to nie od Deana, to może miały być dla kogoś
innego?
– Nie wiem. Na bileciku było moje imię. Ale może to
faktyczniepomyłka.
Callanachyliłasięzuśmiechem,żebymnieobjąć.
–Muszęlecieć,alepóźniejsięodezwę,dobra?
Pomachałam jej i wsiadłam do samochodu. Gdy
jechałam do domu, zadzwonił Dennis. Zdziwiłam się, bo
byłaniedzielainiespodziewałamsię,żesięodezwie,ale
z drugiej strony policjanci nie pracowali od poniedziałku
do piątku od ósmej do szesnastej. Powiedział, że Henry
dostał wycenę szkody. Naprawa miała kosztowała
kilkasetdolarów.
Jęknęłam i zaczęłam liczyć, ile mam na koncie
oszczędnościowym, chociaż wiedziałam, że wcale nie
dużo.Alesamasięwtowpakowałam,więcbędępoprostu
musiaławziąćwięcejprojektówstron,żebyodrobić.
Dotarłamdodomuibyłamwłaśniewpołowiechodnika,
kiedy niebo się rozstąpiło i lunął taki deszcz, że w ciągu
kilku sekund byłam przemoczona do nitki. Pisnęłam i
biegiemrunęłamdoganku.Poślizgnęłamsięiwmokrych
sandałkach przejechałam po deskach. Zamachałam
rękami jak wiatrak, spadła mi torebka, a ja straciłam
równowagę.
Wiedziałam,żesięwywalę.
Ale zanim runęłam, drzwi wejściowe się otworzyły i
ktośjakbłyskawicaśmignąłprzezganek.Mocneramiona
złapałymniewtaliiipodtrzymały.Gwałtownezderzenie
z kimś twardym i suchym strąciło mi okulary i odebrało
oddech. Przez chwilę jedyną częścią mojego ciała, która
byławstaniesięporuszać,byłowaląceszybkoserce.
–Wszystkowporządku?–rozległsięniskimęskigłos.
Podniosłam głowę, ale jedyne, co dojrzałam przez
rozsypanewłosy,tożebyłtofacetzjasnymiwłosami.Na
pewnonieJames,którymiałwłosykrótkieiczarne.
–Tak.Dziękujęza…złapaniemnie.–Czułamsięjak
kretynka. Odgarnęłam włosy z twarzy i przyjrzałam się
facetowi.
Jakbym go skądś znała. Policzki miał lekko
pucułowate, nos trochę krzywy, z pewnością był kiedyś
złamany.Oczymiałciemnobrązoweibystre.Inteligentne.
Icałyczasmnietrzymał.
Jezu.
Cofnęłam się i roześmiałam się niezręcznie, kiedy
opuściłręce.
– Przepraszam. Zazwyczaj nie mam odruchów
samobójczychprzywchodzeniunaganek.
Uśmiechnąłsięprzelotnie.
–Dobrzewiedzieć.Zaczekaj–powiedział,bozrobiłam
kroknaprzód.Sięgnąłpomojątorebkę.Potemzamarłam,
bozłapałteżokulary.–Wdepnęłabyśnanie.
Jezu,Jezu.
– Jeszcze raz dzięki – uśmiechnęłam się i włożyłam
okulary,aonmipodałtorebkę.Odgarnęłammokrewłosy
zauszyizmrużyłamoczy.–Mysięchybanieznamy?
Uśmiechnąłsięszerzejipokazałbiałezęby.
– Nazywam się Kip Corbin. Mieszkam na górze.
Wprowadziłemsięparęmiesięcytemu.
– Właśnie! – wykrzyknęłam. – Wiedziałam, że skądś
cięznam!
–Naprawdę?–spytałzaskoczony.
Pokiwałamgłową.
– Tak, musiałam cię kiedyś widzieć, jak wychodziłeś
albowracałeś.Cieszęsię,żewkońcusiępoznaliśmy.
–Jateż.–Zerknąłnaulicę.Deszczlałtak,żeprawie
nie widziałam samochodu zaparkowanego tuż przy
krawężniku.
– Będę leciał. – Wyciągnął z kieszeni kluczyki i mnie
wyminął.–Miłobyłociępoznać.
–Mnieteż.
Zawahałsięjeszczechwilęnaschodach.
–Uważajnasiebie,Roxy.
Otworzyłam drzwi, pchnęłam je i uśmiechnęłam się do
niegoprzezramię.
–Tyteż.Nieutopsię.
Biegł już chodnikiem, kiedy weszłam do środka i
zamknęłam za sobą. Rzuciłam torebkę na fotel,
zatrzymałam się na środku salonu i zmarszczyłam brwi.
Chwileczkę. On znał moje imię. A przecież ja się nie
przedstawiłam.
Z nerwów ścisnęło mnie w brzuchu. Więc skąd…?
Dobra.Jestemgłupia.PrzecieżJamesalboMiriammogli
mupowiedzieć.Silverowieteż.
Muszęsięprzestaćzachowywaćjakparanoiczka.
Spojrzałam na torebkę. Muszę też przestać się
zachowywać jak dziecko i napisać do Reece’a. Ale
najpierwsłodkaherbata.
Nalałam szklankę i włączyłam telewizor na kanał
HGTV, gdzie leciał akurat maraton Property Brothers.
Wyjęłamkomórkęiwzięłamzsobądopracowni.
Szłam przez korytarzyk, kiedy telefon zdzwonił mi w
ręce. Spojrzałam na wyświetlacz i zaklęłam, bo to był
Dean. Miałam wielką ochotę odrzucić połączenie, ale
zebrałamsięwsobieiodebrałam.
–Halo?
Mójgłosbyłbezbarwnyipłaskijakkartkapapieru.
Chwilaciszy.
–Roxy?
Wywróciłamoczami.Akto?Przecieżdomniedzwonił,
a ja odebrałam. Ale zaraz poczułam się głupio. Przecież
niezrobiłniczłego.
– Tak, to ja. Ale właśnie szykuję się… – W panice
rozejrzałam się po pokoju, szukając jakiejś wymówki. –
Podprysznic.
Skrzywiłam się. Jezu. Boże. Gorzej nie mogłam
wymyślić.
Zaśmiałmisięcichodoucha.
–Tak,dzięki,będęmiałoczymmyśleć–powiedział,a
ja się skrzywiłam. – Nie zajmę ci czasu, chciałem tylko
zapytać,czymasznadzisiajjakieśplany.
–Dean–westchnęłam,ataknaprawdęmiałamochotę
walićgłowąwmur.–Tak,mamplanynawieczór.
–Ajutro?
Oparłamsięościanęizamknęłamoczy.
–Słuchaj,przepraszam,alenaprawdęniemamochoty
nadrugą…
– Wiem, że pierwsza randka nie była udana, ale
możemy to naprawić – nalegał, a ja w wyobraźni niemal
widziałam, jak mruga. – Gdybyśmy poszli na drugą
randkę…
–Spotykamsięzkimśinnym–wypaliłam.Toprzecież
niebyłokłamstwo.Przynajmniejniecałkiem.
Słyszałamwsłuchawce,żezabrakłomutchu.
–Co?Odkiedy?
–Przykromi.Jesteśnaprawdęfajnymfacetem.Tonic
osobistego.
–Roxy,kurwa,cojest?
Gwałtownie otworzyłam oczy i oderwałam się od
ściany.Niesłyszałam,żebyprzeklinał.Nieżebymbyłana
to jakoś szczególnie wrażliwa, ale to zrobiło na mnie
wrażenie.
– Spotykasz się z kimś innym – zarzucił mi. – Nie
sądzisz, że należało mi o tym powiedzieć na początku?
Nietraciłbymczasunadziwkę.
– Chwileczkę! Nie, nie podoba mi się to. Pieprz się –
warknęłam i się rozłączyłam. Skóra mnie piekła, jakby
lazło po niej stado mrówek. Byłam tak wściekła, że aż
kręciłomisięwgłowie.Kilkaminutzajęłomiuspokojenie
sięnatyle,żebydojśćdopracowni.
Otworzyłam drzwi i w nozdrza wpadł mi chemiczny
zapach farb akrylowych i pędzli. Głęboko wciągnęłam
powietrze.Możekogośinnegotenzapachbydrażnił,ale
mnie odprężył i wymazał mi z głowy myśli o Deanie. Na
ścianach wisiało kilka moich ulubionych prac, a pod nimi
wycinki z gazet. Słowa albo zdania, na które się
natknęłam przez ostatnie lata i które pasowały do
obrazów.
Postawiłam szklankę z herbatą na stoliczku przy
drzwiach, a obok położyłam komórkę. Ściągnęłam z
włosów gumkę i podeszłam do sztalug. Zwolniłam kroku,
aż się przed nimi zatrzymałam. Związałam mokre włosy
znówwszybkikucyk.
Chwileczkę.
Opuściłam ręce, rozprostowałam palce i zagapiłam się
w sztalugi. Kiedy zdjęłam z nich w piątek ukończony
obrazekdlaCharliego,nierozpinałamnowegopłótna.W
sobotęteżniemiałamczasu.Teraz,jaksięzastanowiłam,
doszłam do wniosku, że wczoraj w ogóle nie byłam w
pracowni.
A jednak na ramie rozciągnięty był nowy płócienny
arkusz.
Przechyliłam głowę i przeanalizowałam minione
czterdzieściosiemgodzin.Czytomożliwe,żezrobiłamto
po ukończeniu poprzedniego obrazka? Możliwe. Różne
rzeczyrobiłamodruchowo,nawetniezdającsobieznich
sprawy,ajednakbyłamprawiepewna,żetegoakuratnie
zrobiłam.
Przypomniałam sobie pilota w lodówce, zmywarkę,
deskęklozetowąicałąresztę…
Naprawdęmuszęwezwaćegzorcystę.
Alezdrugiejstronytenduchsięprzydawał.Byłtrochę
straszny,alepomocny.
Odwróciłam się od sztalug i otrząsnęłam z dreszczy,
które pełzły mi po plecach. Spojrzałam na komórkę.
Zmusiłamsiędoskupieniasięnaniej.Podeszłam,wzięłam
ją i wybrałam ikonkę wiadomości. Wystarczyło, że
sięgnęłam po telefon i otworzyłam konwersację z
Reece’em,asercejużmisiętłukłojakgłupie.
WysłanieSMS-adofacetatonicwielkiego.
Nawet wysłanie SMS-a do faceta, który widział moje
cyckiizapewniłmiorgazm,niepowinnobyćtakietrudne.
Alenapisaniedofaceta,którynaprawdę,naprawdęmi
siępodobał,byłoprzerażające.
Napisałamjakieśszybkie„cześć”,wysłałamirzuciłam
telefon na stół, jakby był wściekłym wężem. A potem
dopieropoczułamsięjakidiotka,boReecepewniespał.
Odsunęłam się od stolika, złapałam swój stołek, ale w
tejchwilitelefonzapikał.Żołądekmisięścisnął.
–Boże–szepnęłamisięodwróciłam.Ekranikjeszcze
sięświecił.–Jestemkompletnąkretynką.
Wróciłamdotelefonu.Takjaksięspodziewałam,SMS
był od Reece’a. Sześć słów. Tylko sześć słów, a ja się
szczerzyłamjakdebil.
„Cześć,skarbie.WłaśnieoTobiemyślałem”.
Zacisnęłam telefon w ręce i wzięłam kilka głębokich
wdechów.
„AjaoTobie”.
Aż się zarumieniłam, bo moja odpowiedź była taka
oklepana,ajegoekscytująca.
Odpisałprawienatychmiast.
„Niedziwięcisię”.
Roześmiałam się, bo od jego zarozumiałości znów
ścisnęło mnie w brzuchu. A przecież wiedziałam, co
muszę zrobić. Porozmawiać z nim, zanim to wszystko
zajdziezadaleko.
Zanimzdążyłamodpisać,przyszedłdrugiSMS:
„AlenaseriooTobiemyślałem.Izgadnij,coprzytym
robiłem?”
Wytrzeszczyłamoczyinapisałam:
„Orany”.
Chwilamilczenia.
„Źle,żesięprzyznałem?”
Nie.Pokręciłamgłową,apotemnapisałam,żenie.
„Fajnie”,odpisałszybko.Zarazpotemdodał:„Dobrze
wiedzieć,żenieuważaszmniezazboczeńca”.
„Niemyślsobie,uważam”.
„Aleprzynajmniejzaseksownegozboczeńca?”
Roześmiałamsięgłośno.
„To na pewno”. Odczekałam całą sekundę i wysłałam
jeszcze jednego SMS-a: „Boję się, że mój dom jest
nawiedzony”.
„Co?”
Zapłonęły mi czubeczki uszu i bardzo chciałam cofnąć
wysłanietejwiadomości.
„Zapomnij. Jestem po prostu głupia. Masz dzisiaj
wolne?”
Chwilę trwało, zanim odpisał, ale potem aż mnie
ścisnęłowbrzuchu.
„Dzisiajidędopracy,alejutrojestemcałyTwój,jeśli
oczywiściebędzieszmniechciała”.
„Jak możesz wątpić?”, odpisałam. Wyszczerzyłam
zęby i zaczęłam tańczyć po pokoju. Potem dopisałam:
„Jutromipasuje”.
Wymieniliśmy
jeszcze
parę
wiadomości
i
postanowiliśmysięspotkaćumnieodziewiętnastej.Miał
przynieśćcośdojedzenia,ajachybapowinnamzałatwić
jakieś wino, na wypadek, gdyby wszystko poszło źle i
potrzebowałabymjakiejśpociechy.
Rozdział12
S
podziewałbym się czegoś takiego raczej po którymś z
twoich braci, bo do cholery jasnej czasem naprawdę się
zastanawiam,coonimajązamiastmózgów”.
Siedziałamnaskrajufotelaikrzywiłamsię,kiedymój
tata
wędrował
wzdłuż
kanapy.
Nie
tak
sobie
wyobrażałam poniedziałkowy poranek, ale nie byłam też
zaskoczona.Jakimścudemdomoichrodzicówniedotarły
wieści o mnie, książce zagłady i szybie Henry’ego. Dziś
jednak zadzwoniłam do mamy i powiedziałam jej, co
zrobiłam.
Półgodzinypóźniejprzyjechałtata.
Gavin Ark nie był wysoki, ale za to krępy. Odrobinę
siwych włosów miał tylko na skroniach i nawet zaczęłam
się zastanawiać, czy przypadkiem nie eksperymentuje z
farbądowłosówdlamężczyzn.
– Zwłaszcza twój młodszy brat. – Tyrada widocznie
dopiero się rozkręcała. – Czasem mi się wydaje, że nie
ma nawet dwóch szarych komórek, które mogłyby się
stykać. Wiesz, co zrobił wczoraj? – Tata zatrzymał się
przynarożnikukanapyioparłręcenabiodrach.–Zszedł
do piwnicy wyjąć z lodówki coś do picia i nie zamknął
drzwi.Jakbychciałwychłodzićcałydom.
Uniosłambrwi.
–Aterazsłyszę,żetywybiłaśkomuśksiążkąszybę!–
Podniósł rękę i przygładził włosy. – Nawet nie
wiedziałem,żemożnacośtakiegozrobićksiążką!
–Trzebatrafićwewłaściwypunkt–wymamrotałam.
Zmarszczyłbrwi,więcsięzamknęłam.
– Nie tak cię wychowaliśmy. A twoja matka
powiedziała,żenawetcięniesprowokował.
–Toprawda–przyznałamżałośnie.
Westchnąłipodszedłdomnie.
– Skarbie, ja wiem, że nie jesteś wielką fanką
Henry’ego. Chyba nikt w tym przeklętym mieście go nie
lubi, ale to jeszcze nie znaczy, że możesz niszczyć jego
własność.Myślę,żedobrzeotymwiesz.
Pokiwałamgłową.
Położyłmiciężkąrękęnaramieniuilekkościsnął.
–Potrzebujeszpieniędzynawstawienietejszyby?
Otworzyłam usta, ale emocje tak mnie ścisnęły za
gardło,żenicniemogłampowiedzieć.Łzymniezapiekły
podpowiekami.Moirodzicebyliwściekli,żezrobiłamcoś
tak głupiego, ale przede wszystkim byli rozczarowani.
Tata miał rację. Nie tak mnie wychowali. A jednak był
gotowyratowaćmnieztarapatów.
Tak, jak wtedy, kiedy od miesiąca mieszkałam sama i
zepsuł mi się samochód. Albo kiedy na drugim roku
studiówzapóźnozłożyłampodanieostypendiumipłacili
za cały pierwszy semestr studiów online, zanim przyszły
pieniądze.Wsumiezależałoodnichcałemojeżycie.
Rany,miałamkochanychrodziców.Iwiedziałam,jakie
mamszczęście.Niewszyscymieli,alejatak.Naprawdę.
Przełknęłamgulęwgardleiuśmiechnęłamsiędotaty.
–Dzięki,alemampieniądze.
Wbiłwemnieprzewidującespojrzenie.
– A w jakim stopniu to nadszarpnie twoje
oszczędności?
–Wniewielkim–skłamałam.Prawdęmówiąctobędzie
katastrofa, ale… nie byłam już dziewczynką, o którą
musiałbysięmartwić.Pozatymrodziceciężkopracowali,
a ja chciałam, żeby pewnego dnia w tym stuleciu tata
jednak przeszedł na emeryturę. Poprawiłam okulary, bo
znówmizjechałyznosa,iuśmiechnęłamsię:–Damradę.
Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem się
cofnąłiskrzyżowałręce.Zaniepokoiłmniesposób,wjaki
zacisnąłszczęki.
–AcosiętamdziejeztobąiReece’em?
–Co?!–kwiknęłamiażsiępoderwałamzfotela.
Zmrużyłoczy.
–Słyszałem,żeostatniospędzacierazemwięcejczasu.
Gapiłam się na niego z otwartymi ustami. Spędziliśmy
razem tylko jedną noc, a o niej na pewno nie chciałam
myślećwobecnościmojegotaty.Boże!
–Odkogosłyszałeś?
– Wczoraj rano wpadłem w sklepie z narzędziami na
Melvina. Powiedział mi, że parę wieczorów temu Reece
czekał,ażskończyszzmianę.
Skrzyżowałamramionaiwywróciłamoczami.
–Melvinjestfantastą.
–Czylitonieprawda?
Czyżbym słyszała w głosie taty rozczarowanie?! No
jasne! Głowę bym dała, że tata chętnie by adoptował i
Reece’a,iColtona.
– Nie wnikam w szczegóły. Może po prostu jest
porządnym facetem i chciał się upewnić, że bezpiecznie
dojedziesz do domu, biorąc pod uwagę te ostatnie
zdarzenia…–zamilkłiczekał,copowiem.
– A może Melvin powinien przestać plotkować. –
Odgarnęłam włosy i wyjrzałam przez okno. W końcu
przestało padać, ale dzień nadal był ponury. – Reece i
ja… – nie wiedziałam, jak zdefiniować, co się między
nami dzieje, skoro sama nie wiedziałam – …spotykamy
się–dokończyłambezsensownie.
Tatazmarszczyłbrwi.
–Alejakoprzyjaciele–dodałamszybkoipoczułam,że
robięsięcałaczerwona.–Dzisiajjemyrazemkolację.
Natwarzyrozlałmusięuśmiech.
–Achtak?
–Tak.–Przestępowałamznoginanogę.
Powolipokiwałgłową.
–
To
dobry
chłopak.
Zawsze
uważałem,
że
pasowalibyściedosiebie.
–Tylkoniemówmamie!
Uśmiech stał się jeszcze szerszy, a w oczach
zatańczyłymuiskierki.
–Tato!Anisięważjejmówić!Zarazzacznieplanować
naszślubizadzwonidomamyReece’a.
– Tak, pewnie zaraz zaczną robić na szydełku buciki
dlawnucząt.
– Boże – jęknęłam i zmarszczyłam nos. – To nie jest
zabawne!
– Nic nie powiem – obiecał, ale ja wiedziałam, że
kłamie. Zadzwoni do mamy jak tylko stąd wyjdzie. –
Muszęwracaćdobiura.Chodźsięprzytulić.
Wycisnąłzemnieostatnioddechiwyszedłnaganek.
–Zamknijzamną.
Pokiwałam głową i przekręciłam zamek. Chociaż te
dwie dziewczyny i ta jedna, która zaginęła, Shelly
Winters, nie mieszkały tutaj, nie byłam taka głupia.
Ruszyłamdopracowniipodrodzezastanawiałamsięnad
sugestiąReece’a,żebymkupiłapistolet.
– Nie ma mowy! – roześmiałam się głośno. –
Skończyłobysiętak,żekogośniechcącypostrzelę.
Poza tym, biorąc pod uwagę incydent z książką, nie
najlepiej panowałam nad emocjami, kiedy byłam
wściekła.Jasne,rzutksiążkąinaciśnięciespustutodwie
różne rzeczy, ale myśl o tym, że miałabym we własnych
rękachtakąmoc,mnieprzerażała.
Grzebałam w pędzlach i odpłynęłam myślami do
dzisiejszego
wieczoru.
Rozgorzały
emocje,
ale
przemieszane z niepokojem. Zamierzałam powiedzieć
prawdęotym,cosięmiędzynamistało,aznającniechęć
Reece’adokłamstwa,spororyzykowałam.
Mogłam go stracić, zanim… zanim w ogóle go
zdobyłam.
Ale chociaż nie zakładałam, żeby Reece’owi robiło to
różnicę,niekorciłomnie,żebyzataićprawdę.Tobybyło
złe i tchórzliwe, a ja miałam całkiem niezłe jaja jak na
dziewczynę.
Musiałamjetylkoznaleźć…
Resztę
popołudnia
spędziłam
nad
obrazem
przedstawiającym Jackson Square w Nowym Orleanie.
Nigdytamniebyłam,alemiałamobsesjęnapunkcietego
miejsca, odkąd przeczytałam paranormalny romans,
któregoakcjawwiększościrozgrywałasięwłaśnietam.
Zmusiłam Charliego, żeby przeczytał książkę i jak
byliśmy młodsi, chcieliśmy koniecznie pojechać do
NowegoOrleanu.Kiedyśnawetzłożyłamsobieobietnicę,
żetampojadęnietylkodlasiebie,aleidlaCharliego.
Żebymmogłamuopowiedzieć.
Wydrukowałamróżneujęciaplacuizdecydowałamsię
na takie, na którym trzy wieże pięknego kościoła
górowały nad pomnikiem Andrew Jacksona na koniu. To
był chyba jeden z najtrudniejszych obrazów, jakich się
podjęłam, biorąc pod uwagę liczbę szczegółów i warstw,
jakichwymagał.
Minęło kilka godzin, a ja wciąż pracowałam nad
klombem białych kwiatów przed brązowym pomnikiem
Jacksona.Odtysięcymikroskopijnychruchówbolałmnie
nadgarstek, ale to było konieczne, żeby płatki miały
odpowiedniąstrukturę.Zresztąjaknaraziebólbyłwart
efektu. Mimo to wciąż nie byłam pewna, czy uda mi się
osiągnąćzamierzonyefektprzyużyciuakwareli.
Zbliżałasiępiąta,kiedyzadzwoniłamojakomórka.Aż
się wystraszyłam. Wyłoniłam się z odurzenia, w którym
się pogrążałam przy malowaniu, zeskoczyłam ze stołka i
otarłamdłoniewdżinsowespodenki.
Uśmiechnęłamsięgłupkowato,kiedyzobaczyłam,żeto
Reece.
–Cześć!–zawołałamiwzięłamdorękipędzel.
–Cześć,skarbie.Niestety,mamzłewieści–oznajmił.
Usłyszałamszelestubrania,jakbywkładałkoszulęprzez
głowę. – Będę dzisiaj później. Właśnie dostałem
wezwaniedoakcjizzakładnikiem.
Zamarłam,ścisnęłomniewżołądku.
–Zakładnikiem?
– Tak. To pewnie nic poważnego, jakiś pijany debil
potrzebuje,żebymuprzemówićdorozsądku,alewezwali
oddziałSWAT.
Szybkozamrugałamiodłożyłampędzel.
–JesteśwoddzialeSWAT?
–Tak,odjakichśtrzechmiesięcy.–Zamknęłamoczy.
Wiedziałabym,gdybyśmyzesobąrozmawiali.–Strasznie
cięprzepraszam,że…
– Nie. Przestań, nie musisz przepraszać – mówiłam
poważnie. – Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
I…Uważajnasiebie.
– Skarbie – powiedział to tak, że moje serce wstało i
zaczęło klaskać na stojąco. – Zawsze na siebie uważam.
Niemartwsię.
–Wiem–szepnęłamiprzełknęłamślinę.
– Teraz muszę lecieć, ale jak jeszcze nie będziesz
spała, mógłbym wpaść najszybciej, jak się da. Chcę cię
zobaczyć,przychińskimjedzeniuczybez.
Uśmiechnęłam się, przeszłam przez pokój i zasłoniłam
okno. Widziałam przez nie tylko wielki dąb. W każdym
razieobstawiałam,żetodąb.
–Jateżchcęcięzobaczyć.Przyjdź,jaktylkobędziesz
wolny.
–Tomożebyćpóźno–ostrzegł.–Możesięokazać,że
nieskończymydorana.
– Nieważne. Gdybym przypadkiem spała, wyślij mi
SMS-a–poprosiłam.–Iprzyjedź,nieważneoktórej.
–Dobra.Dozobaczenia.
Ścisnęłamtelefonwdłoniiztrudemzłapałamoddech.
–Bądźostrożny.
Milczałchwilę,apotemodparł:
–Będę.Narazie.
–Pa.
Odwróciłamsięodokna,położyłamtelefonnastolikui
spojrzałamnaobraz.Pewnie,żebyłamrozczarowana,że
może się dziś nie zobaczymy, ale to tak naprawdę nie
miało znaczenia. Rozczarowanie bladło w porównaniu z
sytuacją.
Powiedział, żebym się nie martwiła i naprawdę
brzmiało to tak, jakby nic wielkiego się nie działo, ale
mimo wszystko była to akcja z udziałem zakładnika.
Jakim cudem to mogło nie być niebezpieczne? I nie
wiedziałam, że jest w oddziałach SWAT. Nie żeby bycie
policjantem już samo w sobie nie było wystarczająco
groźne,aledotegojeszczeSWAT?!Boże,taknaprawdę
nigdysięniezastanawiałam,jakietoryzykowne.
Żołądek miałam cały w supłach. Objęłam się w pasie.
Poczułamsięjakwtedy,gdytrafiłnalinięfrontuiistniało
nieustająceniebezpieczeństwo,żecośmusięstanie.
Dlategoniemogłabymmusięoddaćtakdokońca.Seks
był w porządku. Randki też. Ale pokochać go? Zagłębić
sięwniego?Niemamowy.Nie,kiedymogłamgostracić
tak,jaktraciłamCharliego.
Jużstraciłam.
Ichociażtozupełnieinnamiłość,okazałasiębolesna.
Wróciłam do obrazu i przywołałam myśli z kierunków,
w które się rozbiegły. Koło siódmej wzięłam szybki
prysznic na wypadek, gdyby jednak akcja skończyła się
wcześniej. O dziewiątej zrobiłam sobie kanapkę z
tuńczykiemizjadłam,obsesyjniewpatrującsięprzytym
wtelefon.
W okolicach jedenastej, chociaż wiedziałam, że nie
powinnam, weszłam na lokalny portal. Od razu uderzyło
mnie zdjęcie czerwonych i niebieskich świateł w gęstym
lesie.
Notatkaniebyładługa,aleitakścisnęłomniewgardle.
Niewiele było wiadomo o sytuacji, tylko tyle, że
mężczyzna przetrzymywał żonę i prawdopodobnie także
dwojemałychdzieciwbrewichwoli.
–Boże–szepnęłam.Niemogłamsobiewyobrazićcota
kobietaidziecimusząterazprzeżywać.Ijakktośmoże
narażaćnacośtakiegoswojąrodzinę.
Nie byłam zmęczona, ale nie mogłam się skupić na
oglądaniutelewizji,więcwkońcuprzebrałamsięwjeden
z wielkich podkoszulków, które pasjami podbierałam
braciom.Sięgałmizaudaiśmiałomógłrobićzasukienkę.
Był umazany wyschniętą farbą, bo świetnie się w nim
malowało. Zebrałam włosy z twarzy, związałam je i
wróciłamdosztalug.
Godzinyzlałymisięwbezczas.Mieszaniefarby,żeby
uzyskać odpowiedni odcień brązu, który oddałby kolor
pomnika, a potem niemal bolesne szkicowanie konia i
Andrew Jacksona. Musiałam go naszkicować cieniutkim
ołówkiem na płótnie, inaczej nie dałabym rady. Miałam
nadzieję, że jak już nałożę farbę, nikt nie zauważy, że
szkicowałam. Czasami czułam się jak oszustka, że to
robię, bo byli malarze, którzy umieliby to namalować od
rękipędzlem,aleja?Niebyłamjednąznich.
Pewnie powinnam spędzić więcej czasu na projekcie
strony, ale obiecałam sobie, że zrobię to we wtorek
wieczorem. Miałam jeszcze parę dni do terminu, a
malowanie…Tegomiwtejchwilibyłotrzeba.
Farba zaschła mi na zmęczonych palcach, kiedy mój
telefonzapikał.SMS.Wystrzeliłamzestołka,jakbymnie
cośugryzło,izłapałamkomórkę.OdReece’a.Dwasłowa.
„Nieśpisz?”
Odpowiedziałam w tempie wytrawnego rewolwerowca
zDzikiegoZachodu.Pochwiliodpisał:
„Zarazbędę”.
Zerknęłamnagodzinęisercezaczęłomibłyskawicznie
walić. Jezu, była już prawie trzecia nad ranem.
Poleciałamdodużegopokoju,odłożyłamtelefonnastolik
dokawyijużmiałammknąćzpowrotemdosypialni,żeby
się przebrać, kiedy zobaczyłam przez okno światła
samochodu.
Rzuciłam się do szyby i odsunęłam zasłonę. Samochód
się zatrzymał. Sekundę później reflektory zgasły.
Wiedziałam,żetoReece.Musiałpisać,jadąc.
Zamarłam
jak
dzikie
zwierzę
unieruchomione
światłami samochodu. Patrzyłam na wysoki cień idący
chodnikiem. I chyba nawet pisnęłam, ale cicho, kiedy
rozległosiępukaniedodrzwi.
Obróciłamsię,odłożyłamokularynastolikirunęłamdo
drzwi. Stanęłam na palcach, ale nic nie widziałam przez
wizjer,więcotworzyłamitak,boprzecieżwiedziałam,że
toon.
DobryBoże…
TobyłReeceidotegowstrojurodemzmoichfantazji.
Obcisła czarna koszulka podkreślała szerokie bary,
mięśnie ramion i wyrzeźbioną pierś. Gołym okiem widać
też było, jaki jest wąski w pasie. Koszulka znikała w
czarnych bojówkach, a efekt groźnego faceta wieńczyły
czarnebuciory.
No dobra. Ten aspekt bycia w oddziałach SWAT
całkiemmisiępodobał.
Podniosłam wzrok i cofnęłam się, żeby go wpuścić.
Wszedł. W prawej ręce miał duży worek marynarski.
Kłykcie aż mu pobielały. Byłam tak pochłonięta
pożeraniem go wzrokiem, że nawet nie zauważyłam, że
onpatrzynamnietaksamowygłodnialeiwtakimsamym
napięciu. Natomiast zdałam sobie sprawę, że jestem
ubranatylkowpodkoszulek.
Nawet nie musiałam patrzeć w dół, żeby wiedzieć, że
wyglądamjaksierota.
Zamknąłzasobądrzwiizasunąłzamek,nieodrywając
ode mnie wzroku, co uznałam za niebywałą umiejętność.
Głębokowciągnęłampowietrze.
–Wszystkowporządku…?
Dziwnie na mnie popatrzył i odstawił worek za fotel.
Jakośtaksurowo,trochębezskupieniai…dziko.
Jakbybyłgumkąnapiętądogranicwytrzymałości.
Pokręciłgłową.
–Nie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko na niego
patrzyłam.Poczułamnaramionachdreszcz.
Jego pierś wzniosła się i opadła, kiedy brał głęboki
wdech.
– Ten facet… Nie wystarczyło mu przemówić do
rozumu.
Wstrzymałamoddech.
–Kiedyzacząłstrzelaćprzezokna,dostaliśmyrozkaz
wejścia do środka – mówił, a jego błękitne oczy
pociemniały jak niebo przed burzą. – Ale już było za
późno. Zastrzelił swoją żonę i siebie. Miał całkiem
porządną broń. Widziały to dzieci. Jedno za małe, żeby
cośrozumieć,alechłopiec…Tak,chłopiecwiedział,cosię
stało.Zawszejużbędziewiedział.
Otworzyłamusta,adooczunapłynęłymiłzy.
– O mój Boże, Reece, tak mi przykro. Nie wiem, co
powiedzieć. – Ani przez moment nie przyszło mi do
głowy, że ta noc może się tak skończyć. Wiedziałam, że
mogłosięzdarzyćcośpoważnego,alenieumiałampojąć
tego,żedzisiajranosięobudził,robiłplanynawieczór,a
potem dostał telefon, ale i tak nie mógł wiedzieć, że
będzie świadkiem tego, jak ktoś odbiera życie innej
osobie, a potem sobie samemu. Tak samo z tą biedną
kobietąijejdziećmi.
Alepotempomyślałam,żejednakwiem,jaktojest.
Przecież tak samo ja się obudziłam tamtego ranka,
kiedy miałam szesnaście lat, i nawet przez myśl mi nie
przeszło,
że
tego
wieczoru
stracę
najlepszego
przyjaciela. Nigdy nie wiemy, kiedy nasze życie zmieni
się nieodwracalnie. Bez ostrzeżenia. Co więcej, zwykle
wszystkozaczynałosięspokojnieiniepozornie.
– Co mogę zrobić? – spytałam i zamrugałam szybko,
żeby nie popłynęły mi łzy. Łzy nad tą kobietą, której
nigdy nie widziałam, i nad jej rodziną. I nad Reece’em,
który musiał się tam znaleźć. Jeszcze biorąc pod uwagę
jego historię. Chciałam spytać, czy wszystko z nim w
porządku, upewnić się, czy nic mu nie jest, ale zanim
zdołałamcokolwiekzrobić,wystartował.
Nic nie powiedział, tylko podszedł. Od napięcia aż
zgęstniało powietrze. Objął moje policzki, niesamowicie
delikatnie.Zbliżyłdomnieusta,alewtympocałunkunie
było nic delikatnego. Nie rozbudzał moich zmysłów
powoli. Zaatakował je z siłą, która rozpaliła mnie w
jednej chwili i poczułam się tak, jakbym cały dzień
spędziławpełnymsłońcu.
– Ciebie – odpowiedział. – Chcę ciebie. Bardzo. I
potrzebujęcię.Teraz.–Dotykałpalcamimojejtwarzy.–
Alejeślichcesz,żebymzwolnił,mogętozrobić.Izrobię.
Tylkopowiedzmiteraz,bojestemnapiętydogranicijak
tylkozobaczęcięnagą,jużniebędzieodwrotu.Wejdęw
ciebie.
Jego słowa były jak piorun łączący moje serce z
przestrzenią między udami. Zatrzęsłam się i spojrzałam
muwoczy.
–Niepowstrzymujsię.
Rozdział13
M
oże to zabrzmi dziwnie, ale wiedziałam, czego
potrzebuje. Po tym, co się stało z Charliem, bezradność
zrodziławemnietakąfrustrację,żejedynymukojeniem
było malowanie. Ale czasem i to nie wystarczało.
Musiałamwtedynapełnićwannęwodą,zanurzyćsięcałai
krzyczeć. Frustracja narosła do nieznośnego poziomu,
kiedy Charlie zaczął się pogrążać w sobie i zmieniać w
łupinkępożywymczłowieku.
TosamoczułdzisiajReece.
Życiewjednejchwilibyło,awnastępnejsięwymykało.
Jak pociąg mknący po torach. Nie mógł nic zrobić, żeby
temu zapobiec. I nosił w sobie tę samą bezradność i
frustrację, jaką ja odczuwałam w związku z Charliem,
więc rozumiałam tę potrzebę, niemal instynktowną
konieczność przypomnienia sobie, że jesteśmy wciąż
żywi.
Znów mnie pocałował, a jeśli myślałam, że już
poprzednioprzewlekłmojezmysłynalewąstronę,tosię
myliłam. Ten pocałunek sprawił, że nie mogłam ustać na
nogachiprzepełniłomnieniemalbolesnepragnienie.
Wsunął mi ręce we włosy i sprawnie rozplótł kucyk.
Rozsypały mi się na ramionach, kiedy przesuwał palcami
po mojej czaszce. Przechylił głowę i pogłębił pocałunek.
Zjechał dłońmi na moje ramiona, a potem do talii.
Westchnęłamprostowjegousta.
Zadudnił w nim głęboki dźwięk, kiedy mnie uniósł.
Oplotłam go nogami w pasie z taką łatwością, jakby one
same od lat chciały to zrobić. Wyszeptałam jego imię i
objęłamgozaszyję.
–Muszęcięwziąćdołóżka–powiedziałiruszyłprzed
siebie.–Albowezmęciętutaj,napodłodze.
Zadrżałam, bo ta wizja podnieciła mnie znacznie
bardziej, niż na to zasługiwała. Pocałowałam kącik jego
ust, a potem szczękę, kiedy mnie niósł do sypialni.
Zsunęłam palce po miękkich włosach na twarde mięśnie
pleców.Czułamjegosiłę.
Zatrzymałsięnachwilę,żebyzapalićświatło,apotem
posadziłmnienałóżku.Uklękłam.Cofnąłsięiwyciągnął
z bojówek koszulę, a ja poczułam, że płonie mi każda
komórkaciała.Niemaldyszałam,kiedyściągnąłjąprzez
głowęirzuciłnapodłogę.
Boże, był piękny, każdy centymetr kwadratowy jego
ciała.Odnapiętychmięśnibrzuchaponapiętebicepsy.
Opadłamtyłkiemnałydkiipowiedziałammuto.
–Jesteśpiękny.
Uśmiechnąłsiępołowąust.
–Piękny?
–Tak.Jesteśpiękny.
Porzucił pasek, położył dłonie na moich policzkach i
odchyliłmigłowę.Tymrazemcałowałsłodkoidelikatnie,
jakbymnieadorował.Rozpalałmniezrównąłatwościąco
przyostrzejszychpocałunkach.
Wyprostowałsięiwróciłdostriptizudlajednegowidza,
a ja żałowałam, że nie mam banknotów studolarowych,
którymimogłabymwywijaćjakwariatka.
Z uśmiechem rozpiął guzik, a potem rozporek. Chwilę
zajęło mu zdejmowanie butów i skarpetek, a za nimi
poszłyspodnieibokserki.
Był… nawet nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego
słowa,poprostuspijałamjegociało.
–Wstawaj.–Wskazałkierunekpalcami.
Podniosłam się na kolana. Patrzył mi w oczy, kiedy
łapał skraj podkoszulka i zadzierał go w górę. Poza nim
miałam na sobie jeszcze tylko majtki. W męskim stylu.
Gdybym była trochę mądrzejsza, wybrałabym coś
seksowniejszego.Naprzykładczarnekoronkowestringi,
miałam takie. Ale nie. Ja miałam stylizowane na męskie
galoty w paski. Chociaż wyglądało na to, że to nie ma
znaczenia.
Przyglądałmisięrozpalonymwzrokiem.
– Ty jesteś piękna. – Wyciągnął rękę i przesunął
kciukiem po mojej wyprężonej brodawce. – Nie ja. Ty.
Całaty.
Wygięłam plecy i sięgnęłam tam, gdzie był twardy i
gotowy,alezłapałmniezanadgarstkiipokręciłgłową.
–Chcędotykaćcięcałej,ustamiirękami.–Puściłmoje
ręce i przejechał palcami po moich piersiach, drażnił
sterczącebrodawki.–Szczególnieich.Chcępoczućtwój
smak.
Mój puls zwariował. Oblizałam usta, a on lekko mnie
popchnął,żebymsiępołożyłanaplecach.
–Twójsmaktutaj.–Opuściłręceiprzejechałnimipo
moimbrzuchu,anastępniezłapałmniejednąrękąmiędzy
nogami.–Poderwałamplecyzłóżka.–Tak.Tutaj.Muszę
poczućtensmak.–Wiedział,corobi,kiedypocierałmnie
przezcienkimateriał.–Aleniemogęjużczekać.
–Nieczekaj.–Uniosłambiodra.
W oczach zapłonął mu ogień i ściągnął mi majtki.
Oboje byliśmy już nadzy. Już raz tak było, ale dalej nie
zaszliśmy. Ścisnęło mnie w żołądku. Muszę mu
powiedziećotamtejnocy,aleprzecieżnieteraz,potym
wszystkim, co dzisiaj przeszedł? Po tym jak powiedział,
żemniepotrzebuje?
Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale nie zamierzałam
musiebieodmówić.
Reece ukląkł na łóżku i przełożył nogę nade mną
ruchem pumy skradającej się do ofiary. Napiął ramiona,
kiedysięzniżałdomoichust.Sięgnęłamdojegotwarzy,
alemniepowstrzymał.
– Dotknij mnie – rozkazał łagodnie. – Lubię, jak mnie
dotykasz.
– Mam całe ręce w farbie – powiedziałam między
pocałunkami.–Przepraszam.
Złapałmniezarękęisplótłnaszepalce.
– Nie przepraszaj. To przecież ty. To cholernie
seksowne.
Nie rozumiałam, jakim cudem moje serce wciąż daje
radę bić, kiedy podniósł moją rękę do ust i pocałował w
środekdłoni.Tymjednymruchemzdobyłmniecałą.
Jeszcze raz uniósł moją dłoń i poczułam jego język.
Byłam rozgrzana do czerwoności, kiedy mnie podniósł i
ułożył na środku łóżka. Przy tym nasze usta nie
rozłączyły się ani na chwilę. Jego siła była zniewalająca.
Czułam,jakprzenikamnieprądelektryczny.
Ułożył się nade mną i czułam twardy kształt
napierający mi na biodro. Pocałunki stały się głębsze i
bardziejnaglące,akiedypodniósłgłowę,skubnąłmniew
wargę.Odezwałsięgłosemociekającymżądzą.
–Maszprezerwatywę?
– Tak. – Przesuwałam dłonie po jego ramionach. Miał
piękną skórę, gładką jak satyna rozciągnięta na stali.
Wyobraziłam sobie, że taki jest w dotyku posąg Andrew
Jacksona.Bezskazy.–Powinnybyćwgórnejszufladzie
szafkinocnej.–Jaktylkotopowiedziałam,zaczęłamsię
niepokoić, co on sobie pomyśli o tym, że mam zapas
prezerwatyw.–Mogęwyjąć…
– Nie. Wyjmę. – Pocałował mnie w nos, a potem w
czoło i te rozkoszne doznania niemal przyćmiły ulgę,
którą odczułam w rozluźniającym się karku. Nie przejął
siętym.Nawetsięniezastanawiał.Byłidealny.
Naprawdędoskonały.
Oparł się na ręce obok mojej głowy i jego mięśnie
zaczęły wyczyniać najdziwniejsze rzeczy. Serce tak mi
waliło, że nawet nie słyszałam, jak otwiera szufladę.
Nigdywcześniejniebyłamtakpodniecona.
– Dzięki Bogu, że jesteś przygotowana. – Sięgnął do
szuflady, a jego męski, surowy głos wywoływał we mnie
faledreszczy.–Janiepomyślałem…O!
Uniosłambrwi.
–Ażtaksięcieszysznawidokgumki?
– Nie, nie… – Sięgnął dalej i wyprostował rękę.
Spojrzałamnato,cowyjął.–Nawidoktego.
– O nie – szepnęłam. Trzymał w ręce mój
doświadczony w boju wibrator. Jak mogłam zapomnieć,
że jest w tej samej szufladzie?! Z czerwoną jak burak
twarząwpatrywałamsięwodpowiednikmojegochłopaka.
To był jeden z tych wypasionych modeli. Króliczek. Do
tegoróżowy.Jaskraworóżowy.–Potrzebujęmostu,żeby
zniegoskoczyć.Natychmiast.
Uniósłkącikust.
– No co ty. Ja jestem zachwycony myślą, że tego
używasz. – Potem uśmiechnął się już całkiem szeroko. –
Myteżgoużyjemy.
Szerokootworzyłamoczy,aróżneczęścimojegociała
zaczęłypodskakiwaćzniecierpliwości.
–Teraz?–pisnęłam.
– Chciałabyś, co? – Schylił głowę i szybko mnie
pocałował.–Aleniedzisiaj.Dzisiajjamuszęsięznaleźć
wtobie.Aleobiecujęci,żetozrobimy.Słowo.
–Podobamisiętaobietnica–przyznałam,czerwieniąc
się aż po cebulki włosów. Żaden facet nie wykazał nigdy
żadnego
zainteresowania
używaniem
gadżetów
seksualnych.Nawetniewiedziałam,żemężczyznajestdo
tegozdolny.
Zaśmiałsię.
–Niedziwięsię!
Odłożyłwibratortam,skądgowziął,iprzewróciłsięna
bok z prezerwatywą w ręce. Rozdarł pakiecik, ale
znieruchomiałispojrzałmiwoczy.
–Myśliszczasemomnie,jakgoużywasz?
Oparłamsięnałokciach.
–Tak.–Nieukrywałam.
–Kurwa–mruknął.
Łapczywiepatrzyłam,jakrozwijagumkę.Założyłjąw
imponującymtempie.Potempołożyłmidłońnapoliczkui
odchylił mi głowę. Tym razem pocałował mnie wolniej,
zmysłowo i kusząco. Nakierował mnie z powrotem na
łóżko.Spodziewałamsię,żezarazsięweźmiedorzeczy.
Nawet nie miałabym nic przeciwko, ale wbrew
zapowiedziomwcaletegoniezrobił.
Zsunął palce po moim gardle, zjechał na piersi, a usta
poszłyzadłońmi.Wbiłammupaznokciewramiona,kiedy
mniecałowałiskubał.Dotarłdopiersi,zawisłnademną,a
potem zaczął ssać, skubać i lizać, aż przyjemność
zmieszała się z erotycznym bólem. Przeniósł się do
drugiej piersi, a rękę wsunął między moje uda.
Rozsunęłamnogi,żebyułatwićmudostępdotego,czego
oboje chcieliśmy. Piersi miałam ciężkie i nabrzmiałe, a
kiedywsunąłwemniepalec,ażpisnęłam.
– Widzę, że już jesteś gotowa. – Znów się podniósł i
spojrzał na nasze ciała. Czułam, że w żyłach płynie mi
roztopionalawa.
Doznaniafizyczneijegowidokprawiezepchnęłymnie
pozakrawędź.Niemogłamzebraćmyśli.
– Boże, jesteś cudowna. – Wsunął drugi palec, a ja
wierzgnęłam biodrami i podkuliłam palce u nóg. – Zdaje
misię,żetobywystarczyło,żebyśdoszła.
Złapałam go za nadgarstek, ale nie żeby go
powstrzymać, tylko zatrzymać w tym miejscu. Do
szaleństwa doprowadzały mnie jego ścięgna poruszające
się w mojej dłoni. Nie wiem, co w nim było, że z taką
łatwością uruchamiał moje ciało. Tak jakby miał jakąś
sekretnąmapę,którapozwalałamurealizowaćwszystkie
koniecznekroki.Nigdyjeszczesiętaknieczułam.Nigdy
nawetniezdołałamsiętakpodniecić,azwykleitakbyło
jużpowszystkim.
Spojrzałam na niego i przez sekundę nie mogłam
oddychać. Cały czas patrzył na swoje działania i to było
cholernie podniecające, ale z tego powodu nie dostrzegł
chwili, kiedy moje serce było na skraju wybuchu.
Chciałam jego ciała. Jezu, przecież chciałam go, odkąd
pamiętam. Kręcił mnie fizycznie, ale chodziło o coś
znacznie więcej. O wiele, wiele więcej. Katie nie mijała
sięzprawdą,kiedydefiniowałamojeuczucia.Ażściskało
mniewpiersi,kiedynaniegopatrzyłam.
Skłamałabym, mówiąc, że to tylko pożądanie. I że to,
co się między nami wydarzyło dotychczas, nie ma
znaczenia.Miało.Przynajmniejdlamnie.
Reecemógłmizłamaćserce.
Alepotemzrobiłtakiruchkciukiem,żewszystkiemyśli
zniknęły mi z głowy. Poderwałam plecy z materaca i
naparłambiodraminajegorękę.Zaśmiałsięicofnąłdłoń.
– Muszę być w tobie. – Wczołgał się na mnie, a przy
tymocierałsiętwardąpiersiąomojewrażliwebrodawki.
Moje ciało było w stanie najwyższej mobilizacji. Każde
muśnięciepalcówodczuwałamwszędzie.
Objęłam go nogami w pasie i poczułam go między
udami.Tosięwreszciedziało.Zjednejstronyniemogłam
w to uwierzyć, z drugiej – trochę się bałam, że zaraz
zaśnie.
Patrzył na mnie oczami tak niebieskimi, że wydawały
się aż nierzeczywiste i złapał moje prawe biodro.
Zadrżałamiobjęłamgozaszyję.
Nie przerywając kontaktu wzrokowego, naparł
naprzód, a ja cicho krzyknęłam. Poczułam ukłucie i
rozpieranie, które nie było bolesne, ale poinformowało
mnie, że bez względu na to, jak fajny był wibrator, nie
miałstartudoReece’a.
– Cholera. – Poruszył biodrami, a ja skrzyżowałam
kostki i rozkoszowałam się dreszczem, który przetoczył
się przez jego ciało. Przez chwilę się nie ruszał, tylko
naszeklatkipiersiowewznosiłysięszybkoiopadały.Był
głębokowemnie,czułamgozkażdymwdechem.
Potem, wciąż patrząc mi w oczy, powoli się wysunął,
prawiedokońca,apotemznówwemniewszedł.Złapałam
gozaramię,naktórymsięopierał.Dotknąłmojejpiersii
przesuwałkciukiempobrodawce.
Zatraciłam się w jego oczach, w tym doznaniu, które
dawał mojemu ciału. Musiał się bardzo powstrzymywać,
boażzadrżał.
–Nawetniewiesz,jakbardzochciałbymciępoprostu
pieprzyć–wyznałilekkopokręciłgłową.
Ostrzegał mnie, że na to właśnie ma ochotę, ale się
pohamował. Podniosłam się i go pocałowałam. Rozchylił
usta,więcdrażniłamjęzykiemjegojęzyk.
– To dobrze – szepnęłam, muskając go przy okazji
wargami.
Oparłsięomnieczołemipowoliporuszyłbiodrami.
–Roxy…
– Pieprz mnie – poprosiłam łagodnie. Te dwa słowa
rozpaliłymnienatyleróżnychsposobów.
Reece jęknął, wycofał biodra, a potem znów na mnie
natarł. Odnalazł ustami moje wargi i cała kontrola, jaką
jeszcze miał, gdzieś zniknęła. Poruszał się jak w furii,
niemalniemożliwościąbyłodotrzymaniemurytmu.
Wyciągnąłrękęizłapałmojądłoń.Takjakwcześniej,
uniósłjądoust,apotemsplótłnaszepalce.
Poczułam w sobie przenikliwe pulsowanie rozkoszy.
Odrzuciłam głowę, ścisnęłam jego palce, a pulsowanie
stawało się coraz silniejsze. Nie wiem, jakim cudem, ale
on jeszcze przyśpieszył i wezgłowie łóżka zaczęło walić
w ścianę. To i dźwięk naszych ocierających się o siebie
ciałwystarczyły.
Doszłam z ostrym krzykiem, który odbił się echem po
pokoju. Cała się trzęsłam. Spełnienie pozbawiło mnie
tchu. Przetaczało się przeze mnie falami, aż w końcu
pomyślałam, że wylecę przez sufit albo moje kości
zamieniąsięwpapkę.
Przez jeden cudowny moment wyobraziłam sobie, jak
mogłabym oddać tę chwilę na płótnie. Miałaby odcienie
nieba, fiolety i głębokie niebieskości, pasujące do jego
oczu.Byłobytoniebochwilępowielkiejburzy.
Opuścił głowę w miejsce między moją szyją a
ramieniem. Wsunął mi dłoń pod lędźwie i uniósł moje
biodra z łóżka. Dziko poruszał się nade mną i we mnie.
Wszedłnajgłębiejjaktomożliweisłyszałamwuchujego
oddech. Wydyszał moje imię, a potem wierzgnął, objął
mnie mocniej i w końcu nie było już między nami ani
milimetra przestrzeni. Ja przeczesywałam palcami jego
miękkiewłosy.Obejmowałamgo,ażburzaminęłaimoje
rozszalałesercesięuspokoiło.
Sporo czasu minęło, nim sturlał się na bok, ale wciąż
mnieobejmował.Wciążbyłwemnie.
–Przepraszam–wystękał.–Prawiecięzgniotłem.
Przylgnęłampoliczkiemdojegopiersi.
–Nicnieszkodzi.
Drugą ręką namacał moje splątane włosy i dotknął
mojejgłowy.
–Nicciniezrobiłem?
–Nie.Wręczprzeciwnie–wymruczałam.–Było…
–Zajebiściegenialnie?
Zachichotałam,choćdźwiękbyłtrochęstłumiony.
–Dokładnie,zajebiściegenialnie.
Odchylił mi głowę, a ja zamrugałam. Uśmiechał się do
mnietak,żemojewnętrznościzmieniałysięwrozkoszne
małesupełki.Pocałowałmnielekko.
–Poczekajchwilę,dobrze?
Zagryzłam wargę, kiedy się ze mnie wysuwał.
Przerzuciłnogęnadkrawędziąłóżkaiwstał,ajamiałam
teraz widok na perfekcyjne męskie plecy i pośladki.
Zniknął w korytarzu, a ja bezsilnie rozwaliłam się na
łóżku. Czułam chłodne powietrze na gołych nogach.
Pewnie dochodziło z szafy, ale byłam zbyt wyczerpana,
żebysięnakryćalbowstaćiprzymknąćdrzwi.
Zamknęłamoczyigłębokowestchnęłam.Mojemięśnie
były kompletnie bezużyteczne i kilka części ciała trochę
mnie bolało, ale to było nic w porównaniu z tym
rozkosznym uczuciem szczęścia, które aż we mnie
wibrowało.
– Piękna – mruknął Reece, kiedy wrócił do łóżka.
Oparł się po obu stronach mnie i wtulił nos w miejsce na
mojejszyi,któreniebyłookrytewłosami.–Dałbymradę
cięnamówić,żebyśtakspałakażdejnocy?
Znówgłupiozachichotałam.Uchyliłamjednooko.
–Może.
–Gdybymładniepoprosił?
–Mogłobywystarczyć.
Wyciągnął spod mojego bezwładnego ciała koc, a
potemmateracugiąłsiępodjegociężarem.Wgłębiduszy
liczyłam się z tym, że teraz sobie pójdzie. Pewnie
dlatego,żeniebyłampewna,corobimyiniewiedziałam,
coonotymmyśli,więccałkiemmniezaskoczył,kiedynas
okryłiułożyłmnietak,żebymprzylegałaplecamidojego
piersi.
Było… dobrze i pomyślałam, że to musi oznaczać coś
więcej niż tylko seks czy konieczność wyładowania
frustracji.
Byłamjużśpiąca,alezerknęłamnaniegoprzezramię.
Wcześniejwyłączyłświatło,aleitakwidziałamostrąlinię
jegokościpoliczkowej.
–Wporządku?
Przez chwilę milczał, ale potem odpowiedział i
wiedziałam,żezrozumiałmojepytanie.
– Znacznie lepiej. Przepraszam, że przyszedłem do
ciebiewtakimstanie.Poprostu…Kiedyżyciesiękończy
takbezsensuiniemożnanicnatoporadzić…totrudne.
–Nieprzepraszaj.–Wierciłamsięchwilę,ażułożyłam
się przodem do niego. Miał otwarte oczy i lekko się
uśmiechał.–Cieszęsię,żemogłam…pomóc.
–Jateżsięcieszę.
–Wiem,żejestciężko.–Zanimpomyślałam,corobię,
szybkopocałowałamgowusta.–Chciałabym,żebymogło
byćinaczej.
Objąłmniemocniej.
–Jateż.
Pocałował mnie w czoło. Po chwili znów zamknęłam
oczy.
–Jakranopożyczyszmijajka,zrobięcitakiomlet,że
będzieszmnietuchciałacodziennie.Umowa?
Uśmiechnęłam się szeroko i wtuliłam się w niego
mocniej.
–Umowa.
Rozdział14
O
budziłamsiępierwsza.
Było jeszcze wcześnie i przez żaluzje w oknie
naprzeciwkołóżkaprzedzierałsiętylkocienkisrebrzysty
pasek światła. Leżeliśmy przytuleni. Nasze ręce i nogi
byłyprzeplecionejakwpreclu.Jakimścudemleżałamna
boku,aleplecamidoReece’a.
Zerknęłam na niego przez ramię i pewnie gapiłam się
stanowczozadługo,alerzadkosięzdarzało,żebybyłtak
zrelaksowany. Ostre rysy jego twarzy były łagodne. Ani
śladu po Twarzy Gliniarza, ale mimo to nie było
wątpliwości,żetomężczyzna.Mężczyzna,którywalczył
za nasz kraj, a po powrocie do domu codziennie narażał
życie.
Jeśli byłabym ze sobą szczera, musiałabym przyznać,
że to pierwszy mężczyzna, z którym byłam. Nie w tym
sensie, że inni byli chłopcami, ale żaden z nich nie znał
takiej odpowiedzialności, jaką brał na siebie Reece.
Najstraszniejsze, co się wydarzało w ich życiu, to
odwołanysamolotalbozerwanyinternet,kiedyoniakurat
graliwCallofDuty.
Reecebyłkimświęcejniżtylkosumącechzwiązanych
z jego zawodem. Tak, był silny i odważny, ale poza tym
dobryiszczery.Lojalny.Cholerniebystryidotegoumiał
się obchodzić z moim ciałem tak, jakby zostało
zaprojektowanedlaniego.
Zaczęłam odtwarzać w myślach zeszłą noc i zrobiłam
się cała czerwona, kiedy przypomniałam sobie, jak go
poprosiłam, żeby to ze mną zrobił, tylko słowo „to”
zamieniłam
na
„pieprzyć”.
Nigdy
wcześniej
nie
powiedziałamczegośtakiegofacetowi.
Pamiętam jeszcze, że potem zasypiałam, patrząc na
jegotwarz,żegadaliśmyoomletachizawarliśmyumowę,
aterazmyślałam,jaki…doskonałybyłnaszpierwszyraz.
Naszpierwszyraz.
Musnęłam palcami jego nieruchomą rękę. Dotykałam
silnych mięśni i jego kości. Od bardzo, bardzo dawna
snułam fantazje o seksie z Reece’em. Tak naprawdę to
od lat. Chociaż rok temu byliśmy już całkiem blisko i
chociażterazbyłajeszczetanocnakanapie,niemiałam
pojęcia,jaktobędzienaprawdę.Abyłoniesamowicie.
Naszpierwszyraz.
O tym myślałam, kiedy się obudziłam. Wczoraj
wszystko się tak poukładało, że postanowiłam odłożyć
rozmowę na później. Nie żałowałam. To była dobra
decyzja, ale teraz czułam, że zwariuję, jeśli nie
wyjaśnię…
Reece poruszył się bez żadnego ostrzeżenia. Wsunął
kolano między moje uda. W ciągu sekundy przyciskał
biodra do mojego tyłka, a twarz schował w mojej szyi.
Czułamgo,gorącegoitwardego,wsuwającegosięmiędzy
moje nogi i spoczywającego w miejscu, które nagle
bardzogozapragnęło.
–Dzieńdobry,skarbie–wymruczałmiwkark,apotem
puściłmojąrękęizłapałmniezabiodro,żebynakierować
jenaswojegosterczącegofiuta.
Zagryzłamwargęijęknęłam.
–Dzieńdobry.
Skubnął mnie zębami w płatek ucha, a ja głośno
westchnęłam. Zaśmiał się, poruszył biodrami i trafił
dokładnie w wejście we mnie. Moje ciało samowolnie
wygięłosięwłuk,aonpuściłuchoizszedłwdółmojego
gardła.Budziłsięwdobrymnastroju!
–Mamdylemat–wyznałgłosemschrypniętymodsnui
podniecenia.
Jateż.Byłamrozdartamiędzymyśląopowstrzymaniu
goirozmowieapozwoleniemmu,bykontynuował.
–Mamstrasznąochotęnaomlet–mówił,skubiącmnie
w ramię i poruszając swoimi cudotwórczymi biodrami. –
Chybanawetmisięśnił.
–Naprawdę?–sapnęłam.
– Tak. – Przesunął rękę w górę mojej talii i chwycił
mojąpierś.Lekkościsnął.–Alemamteżochotęzerżnąć
ciędonieprzytomności.
OmójBoże.
Byłam tak mokra, że to aż nie do uwierzenia. I wcale
nie pomogło, kiedy chwycił palcami moją brodawkę. No
dobra.Muszęsięskupićnapriorytetach.
– Słuchaj, Reece… – Musiałam krzyknąć, kiedy znów
sięporuszyłitrafiłwtenpunkt.–Boże…
– Wiem, że też byś chciała omlet, a uwierz, robię
naprawdę genialne omlety. – Kolanem rozsunął mi nogi
jeszcze szerzej. Oparłam się na ramieniu. – Będziesz
miałaorgazmoralny,jaktylkospróbujesz.
Istniało duże prawdopodobieństwo, że będę miała
orgazmzamoment.
Odgarnął mi włosy na ramię i pocałował w nasadę
karku.
–Alejakmamzostawićcośtakiego?
Zrobił coś dziwnego z moimi piersiami, znów
wierzgnęłambiodramiwtyłiwtedytosięstało.Niewiem
jak. Może to przeznaczenie, ale w każdym razie sam
jegoczubeczekwsunąłsięwemnie.
–Jezus–jęknąłiznieruchomiał.–Pieprzyćomlet.
Wjednejsekundziebyłwemnie,cały.
– Reece! – wykrzyknęłam. Moim ciałem powodowały
ostre, gwałtowne doznania. W tej pozycji czułam go
jeszczewyraźniejijeszczemocniejmniewypełniał.
–Uwielbiam,kiedywykrzykujeszmojeimię.–Ugniatał
moją pierś i zaczął się poruszać, powoli, uruchamiając
każdezakończenienerwowe,jakimobdarzyłomnieciało.
–Zróbtojeszczeraz–rozkazał,ajegogłosotulałmnie
jakaksamit.
Więczrobiłam.
Czułam na skórze przyjemność, kiedy poruszyłam
biodrami. Zsunął mi rękę na brzuch, naparł na mnie,
przycisnął mnie od siebie, a potem postawił mnie na
kolanach. To było intensywne, odbierające rozum i
cudowne.
Poruszałam biodrami i drżałam, słysząc dźwięki
oznaczające aprobatę. Złapał mnie mocniej i teraz on
zaczął się ruszać, szybko i mocno. Złapałam się
wezgłowiałóżkaitrzymałam,kiedynamnienacierał.
W głowie mi się kręciło. Nie wiedziałam, gdzie się
kończyjegociało,agdziesięzaczynamoje.Poruszaliśmy
się szaleńczo, a potem objął mnie pod piersiami i
podciągnął do góry. Uderzyłam rękami w ścianę nad
łóżkiem,aonsięwemniewbił.
Miał nade mną całkowitą przewagę. Chwycił mnie za
policzek i odgiął moją głowę w tył i na bok. Odchylił mi
kciukiemdolnąwargę,ajagozłapałamizaczęłamssać.
Wykrzyknął coś, co wprawiłoby w zakłopotanie nawet
najwytrawniejszego marynarza, a potem przywarł do
mnieustami.Jegopocałunek,muśnięciajęzykiemniebyły
aż tak szaleńcze jak jego ruchy we mnie, ale także
piękneizniewalające.
–Chcęczuć,jakdochodzisz–usłyszałamjegoszorstki
głostużprzyuchu.
Nigdy w życiu żaden facet tak do mnie nie mówił w
czasieseksu,więcdopieroterazodkryłam,żetonamnie
działa. I to bardzo, bo wystarczyło, że przytknął usta do
miejscapoduchemizalałamnierozkosz.Przetoczyłasię
przeze mnie, a on jęknął ciężko, wierzgnął dziko
biodrami i sekundę później ze mnie wyszedł. Poczułam
ciepłąwilgoćwokolicachkrzyża.Całyczasdrżałampod
wpływem króciutkich skurczy. Położył mi dłoń na
brzuchu. Przez chwilę żadne z nas się nie ruszało, a
potem ostrożnie odgarnął mi z twarzy włosy. Położyłam
głowę na poduszce i pozwoliłam, żeby delikatnie ułożył
mnienabrzuchu.
Cały czas huczało mi w głowie, ale usłyszałam, jak
mówi,żebymsięnieruszała.
Po kilku sekundach poczułam, jak ociera mi czymś
plecy nad pupą. Wydałam chyba cichy jęk, bo moje ciało
całyczasbyłobardzowrażliwe.
Łóżkosięzakołysało,kiedysiępołożyłobokmnie,aja
zwielkimwysiłkiemodwróciłamgłowędoniego.
Jednąrękązakryłoczyiprzezchwilęprzyglądałamsię
pokaźnemubicepsowi.Reecesięuśmiechał.
Jateżsięuśmiechnęłam.
–Roxy?–spytałiopuściłrękę.Popatrzyłnamnie.Miał
niesamowicie gęste rzęsy. Zdałam sobie sprawę, że na
żadnym portrecie nie oddałam ich tak jak trzeba. –
Łykaszpigułki?
Moje myśli wypełniała mgła, ale w jednej chwili
zesztywniałam, bo jego słowa zaczęły do mnie docierać.
Czy łykam pigułki? Tak, łykam. Jak nie zapomnę. W
zeszłym roku miałam okres posuchy, a poza tym zawsze
używałam prezerwatyw, więc czasem się zdarzało, że
zapominałam łyknąć. Kiedy ostatnio? Ze dwa tygodnie
temu? Tylko raz? Boże święty, serce zaczęło mi się tłuc
jakszalone.
– Nie myślałem. – Wyciągnął rękę i pogłaskał mnie po
plecach.–Nigdyczegośtakiegoniezrobiłem.Przysięgam
naBoga,nigdyniezapomniałemoprezerwatywie.
–Jateżnie.Biorępigułki–powiedziałamcicho–ale…
jakieśdwatygodnietemuzapomniałamojednej.Czytam
okilku.
Reeceniewyskoczyłzłóżkajakoparzony.Przyglądał
mi się przez chwilę, a potem się podniósł i zawisł nade
mną.Pocałowałmniewpoliczek.
– Zdążyłem wyjąć. Będzie dobrze. A gdyby nie
zadziałało–pocałowałmniewkącikust–toitakbędzie
dobrze.
Boże.
Poczułam w gardle łzy. Nie wiem dlaczego. Byłam
strasznąidiotką.Możechodziłooto,żeniespanikowałz
powodu niewielkiego ryzyka ciąży. A może wystarczyło,
żebyłtaki…Jezu.Takitotalniewspaniały.
Znów uprawiałam z nim seks. Bez zabezpieczenia.
Dałam sobą zawładnąć hormonom i w dalszym ciągu nie
powiedziałammuprawdyotamtejnocy.
Znówmniepocałował,apotemdałmilekkiegoklapsaw
tyłek.
–Aterazchodź.Orgazmicznyomletczeka.
Patrzyłam na niego z mojej koślawej pozycji na
brzuchu.
Uśmiechnął się jak mały chłopiec i sturlał z łóżka.
Schyliłsięipodniósłzpodłogispodnie.
–Mogęużyćtwojejszczoteczkidozębów?
Czytomiałowtejchwilijakiekolwiekznaczenie?
–Nie.
– Jak wyjdę z łazienki, masz już być gotowa. –
Mrugnąłdomnieiwyszedłzsypialni.
Nabosaka.Bezkoszuli.Wrozpiętychspodniach!
Leżałam
jeszcze
przez
chwilę
i
usiłowałam
zdecydować, z jakiego powodu powinnam spanikować
bardziej.Bojestemsukąinadalmuniepowiedziałamczy
żemożewłaśniezachodzęwciążę?
No dobra. Ciąża była bardzo mało prawdopodobna,
więc powinnam całą energię skupić na zrobieniu czegoś
konstruktywnegowkwestiisuki.
Usłyszałam, że zakręca wodę, a po chwili otworzył
drzwi do łazienki, więc to ja wyprułam z łóżka jak
oparzona. Złapałam jakieś bawełniane spodenki i
bezrękawnik,aleonwłaśniestanąłwdrzwiach.
Niedawałosięukryć,żenadaljestemgoła.
Wszedł, objął mnie jedną ręką, uniósł mnie w górę i
pocałował. Smakował miętą i mężczyzną, a ja prawie
wypuściłamzrękiubranie.
– Strasznie się dzisiaj wleczesz. – Ukucnął trochę i
przewiesiłmniesobieprzezramię.–Muszęsiętymzająć.
Pisnęłam,apotemzaczęłamsięśmiać.
–Jezu,cotyrobisz?
– Niosę twój słodki tyłeczek… – Złapał mnie ręką za
pośladek, aż wierzgnęłam. – Tak, właśnie ten słodki
tyłeczekdołazienki.
Obrócił się i ruszył, a ja ściskałam ubrania, jakby od
nich zależało moje życie. Faktycznie zaniósł mój słodki
tyłeczek do łazienki i tam postawił na podłodze, przy
okazjidotykającmoichbioderipiersi.Zawarczałgdzieśz
głębigardłaioparłczołonamoim.
– Tak się zastanawiam, czyby nie wejść z tobą pod
prysznici…
– Spadaj – roześmiałam się i odepchnęłam od siebie. –
Nie powiem, że nie miałabym ochoty znaleźć się z tobą
pod prysznicem, ale w ten sposób nigdy nie zjemy
omletów.
Aninieporozmawiamy.
–Hm.–Zjechałrękaminamójtyłek.Przygarnąłmnie
do siebie i tak ścisnął w dłoniach moje pośladki, że
chociaż to brzmi niewiarygodnie, znów zaczęłam czuć
podniecenie. Ten facet był wcieleniem seksu! Pocałował
mnielekkonadbrwią.–Amożeznówbympowiedział,że
pieprzyćomlet…?
O rany. Kuszące. Wszystko w nim było kuszące, ale
udało mi się wyprosić go z łazienki. Umyłam się,
wyszorowałam zęby, opłukałam twarz i obiecałam sobie,
że nie pozwolę, żeby cokolwiek przeszkodziło mi w
rozmowie.
Odetchnęłam głęboko i związując włosy w kucyk,
zerknęłam na siebie w lustrze. Gdzie moje okulary?
Dobre pytanie. Policzki miałam zarumienione, oczy
szerokootwarte,austaopuchnięte,dokładnietak,jakby
przezkilkagodzinsłużyłydocałowania.
Włożyłam szczoteczkę do zębów do kubka w białe
groszkiizrobiłamdosiebiepoważnąminę.
Wyglądałamconajmniejgłupio.
Wszystko będzie dobrze. Reece… może nie będzie
bardzo szczęśliwy, ale przeżyje. Kurczę, przecież nie
spanikował z powodu seksu bez zabezpieczenia i
powiedział, że będzie dobrze, nawet jeśli stworzyliśmy
właśnie małego Reece’a albo małą Roxy. Więc w tej
sprawie też będzie dobrze. Pewnie robiłam z igły widły.
JakbytopowiedziałCharlie,byłamwcielonąhisterią.
Czassięwziąćwgarść.
Westchnęłam, obróciłam się na pięcie i wyszłam z
łazienki.Wypatrzyłamokularyiwłożyłamje.
Reece był już w kuchni. Znalazł patelnię, co nie było
bardzo trudne, jako że nie miałam wielu szafek. Jajka
leżałyjużnablacie.Spojrzałnamnieprzezramięiwyjął
zlodówkipapryczkęitartyser.
Mogłabym przyjąć na stałe w mojej kuchni, bosego,
bezkoszulki,zcałątązłotąskórąnawidoku.
Chciałam go namalować, właśnie takiego. Plecami do
mnie,znapiętymi,mocnymimięśniami.
– Tak się zastanawiam… – zaczął i rozłożył produkty
nablacie.Sięgnąłjeszczepomleko.–Japracujędzisiaj,
atyodśrodydosoboty,tak?
Weszłamdokuchniipokiwałamgłową.
Wybiłjajkadomiski,którąteżwyjąłzszafki.
– To komplikuje umówienie się na film i kolację –
zamilkł i na mnie popatrzył. – A z innej beczki: chcę cię
pieprzyć,jakbędzieszmiałanasobieokulary.
Poczułam,żesięczerwienię.
–Jesteśnieprzyzwoity!
Uśmiechnąłsiępołowąust.
– Nawet nie masz pojęcia, skarbie, jakie plany mam
wobecciebie.Całelataplanowania.
Niemogłamuwierzyć.
–Lata?
– Lata – przytaknął. – Dobra, wracając do kolacji i
filmu. Może zjemy lancz, a na film umówimy się innego
dnia,botrudnobędziezgraćnaszegrafiki.
Patrzyłam, jak szuka przypraw. Planował nasze
najbliższedni,zwyprzedzeniem.Poczułamcośdziwnego
wpiersi.
– Możemy zrobić albo tak, albo poczekać do
przyszłegoponiedziałku,ażobojebędziemymieliwolne–
oznajmił.Podniósłręcenadgłowęisięprzeciągnął.
Dobry Boże, te wszystkie falujące mięśnie, nisko
zwisającespodnie…Byłwcieleniemgrzechu.
–Alejaniechcęczekaćdoponiedziałku.Aty?
–Jateżnie–szepnęłam.
Omlety były już gotowe. Zdjął patelnię z palnika i w
końcu ja też się ruszyłam. Wyjęłam z kredensu dwa
talerzeidwieszklanki.
– Więc co myślisz o czwartku? – spytał i zsunął
perfekcyjnie złożony omlet na talerz. – W piątek będzie
ciężko,boidzieszdoCharliego.Alepotemmożemyzjeść
lancz.
Zamrugałam gwałtownie, bo znów poczułam pod
powiekami łzy. Cholera. On myślał o wszystkim. Szybko
podeszłamdolodówkiiwyjęłammrożonąherbatę.
–Czwartekbędziesuper.
–Nicciniejest?
Odwróciłamsięakurat,jakrozstawiałtalerze,aleprzy
tym nie spuszczał ze mnie wzroku. Odchrząknęłam,
postawiłam dzbanek na stole i poszłam po sztućce.
Widziałampominie,żemawątpliwości.
– Wszystko w porządku – zapewniłam i zajęłam
miejsce.Powoliusiadłnaprzeciwko.–Chodzioto,że…
–Oco?–spytałiprzyjrzałsięuważniej.
–Oto,że…Podobaszmisięodtakdawna.Naprawdę
oddawna.
Szelmowskiuśmiechwrócił.Podałmiwidelec.
–Wiem,skarbie.
Popatrzyłamnaniegozdumiona.
– Wiedziałeś? – Ukroiłam kawałek omleta i włożyłam
doust.–Jezu!–jęknęłam.–Dobre!
–Mówiłemci.Itak,wiedziałem.Tylkodługomusiałem
toignorować,botwójojciecchybabymniewypatroszył,
gdybym coś zaczął kombinować, zanim osiągnęłaś wiek,
kiedy można już samodzielnie kupować alkohol. A
potem… zrobiła się kicha… – Zmarszczył brwi i nagle
całysięspiął.–Czekaj,właśniemicośprzyszłodogłowy.
Czytamtejnocyużyliśmygumki?
Serce gruchnęło mi o ziemię gdzieś w okolicy stóp.
Gdybymniesiedziała,pewniepoleciałabymnapodłogęza
nim.Cholera.Cholera,cholera.Gapiłamsięnaniegoinie
wiedziałam,corobić.
Sięgnęłampowidelec,alekrewodpłynęłamiztwarzy.
Pysznyomletzasmakowałnaglejakbłoto.
– Kurwa – warknął i nabrał nową porcję. – Nie
użyliśmy, tak? Chociaż teraz to już i tak nie ma
znaczenia.
Odetchnęłam głęboko i się wyprostowałam. Nadeszła
chwila prawdy. Oby nie skończyła się we łzach.
Odłożyłamwidelecnastół.
–Muszęcicośpowiedzieć.
Toniebyłnajlepszypoczątek.
Kawałekpuszystegoomletazwisałmuzwidelca.Oparł
sięiuniósłbrwi.
– Tak? – mówił spokojnie, ale mnie i tak przeszył
dreszcz.–Oczym?
– O tamtej nocy. – Przełknęłam ślinę i czułam, jak
mały kawałek omleta, który zjadłam, kwaśnieje mi w
żołądku.–Kiedycięodwiozłamdodomu.
Przyglądałmisię,apotemdokończyłśniadanie,odsunął
talerzioparłnagieramionanastole.
–Cosięwtedystało?
Serce waliło mi tak mocno, jakbym biegała tam i z
powrotempomieszkaniu.
–Niewiem,jaktopowiedziećpozatym,żeżałuję,że
nie powiedziałam ci wcześniej i nie dowiedziałam się, że
żałujesz nie tego, że ze mną spałeś, tylko tego, jak się
upiłeś.Alebyłamtakupokorzonaiwściekła…
– Tak, wiem, że byłaś wściekła. To żadna nowina –
wtrącił.–Mówiłemcijuż,jateżżałuję,żeniewyjaśniłem
tego wcześniej, ale miałam takiego kaca, jakiego chyba
jeszczenigdyniezaznałżywyczłowiek.
No właśnie. Ale jak zawsze mówił Charlie, ja byłam
laską,któradziałainiezadajepytań.Tencałysyftobyła
główniemojawina.
–Tamtejnocy,kiedyprzyjechaliśmydociebie,sprawy
potoczyłysiębardzoszybkoibardzo…emocjonująco.
–Tak,tylewiem–skomentowałsucho.
Spojrzałamwdółiwypuściłampowietrzezpłuc.
– Jak weszliśmy do twojej sypialni… Swoją drogą,
masz bardzo ładną sypialnię. Superłóżko, wielkie! I
bardzofajnąnarzutę…
–Roxy…–Ustazadrżałymuostrzegawczo.
Opuściłamręcenakolanaizacisnęłamwpięści.
– Nie uprawialiśmy seksu. – No już, powiedziałam to.
Jakbymzerwałaplasterjednymmocnympociągnięciem.
Zmarszczyłbrwiiprzechyliłtrochęgłowę.
–Co?–roześmiałsię.
–Urwałcisięfilm,zanimdoczegokolwiekdoszło.Nie
uprawialiśmyseksu–powiedziałamtonagłositerazjuż
łatwiej mi było kontynuować. Spojrzałam w jego pełne
niedowierzania oczy. – Coś tam się zaczęło, ale ty
odpadłeś, a ja z tobą zostałam, bo się martwiłam. Nie
zdawałam sobie wcześniej sprawy, że jesteś aż tak
pijany.
Patrzyłnamniebezsłowa.
– A jak się obudziłeś rano, myślałeś, że uprawialiśmy
seks – wyjaśniłam szybko. – Popatrzyłeś na mnie i
powiedziałeś,żetanocniepowinnasiębyławydarzyć,a
ja nawet nie pomyślałam o tym, że tak naprawdę nic się
niewydarzyło.
Oparł się na krześle. Zdjął ręce ze stołu, ale zaraz z
powrotemjetampołożył.Milczał.
Byłamcorazbardziejzestresowana.
– Odsunąłeś się ode mnie tamtego ranka. Ja sobie
poszłam i sytuacja wymknęła się nam spod kontroli. A
może raczej mnie. Zacząłeś mnie unikać. A ja mówiłam
sobie, że muszę ci powiedzieć prawdę, jak tylko
zaczęliśmy znów rozmawiać, ale… – Czułam, że mam w
gardle gulę i mówiłam schrypniętym głosem. –
Przepraszam. Powinnam była powiedzieć od razu. Nie
histeryzować, tylko powiedzieć, jak było. Chciałam ci
powiedzieć wczoraj, ale to nie był dobry moment. Ale to
byłnaszpierwszyraz.Niebyłonicwcześniej.
Powolipokręciłgłową,apotemznówsięroześmiał,ale
toniebyłwesołyśmiech,tylkopełenniedowierzania.
– Poczekaj, bo nie jestem pewien, czy dobrze
rozumiem.
Pokręcił głową jeszcze raz, a ja czułam, że nerwy
oplatają mnie jak jakieś trujące pnącza. Zamknął na
chwilęoczy.
– Przez cały zeszły rok byłaś na mnie wściekła, bo
myślałaś,żeżałuję,żeuprawiałemztobąseks,chociażw
rzeczywistościniebyłożadnegoseksu?
Otworzyłam usta, ale zaraz zamknęłam, no bo co
mogłamnatopowiedzieć?
– Ignorowałaś mnie. Wyzywałaś. – Znów się zaśmiał
tym nieprzyjemnym szorstkim śmiechem. – Odtrąciłaś
mnie z powodu tego, co myślałaś, że ja myślę o tym, co
nigdysięniewydarzyło?
Zacisnęłampowieki.
– Byłam załamana, bo myślałam, że żałujesz, że
uprawiałeśzemnąseks.
–Alenieuprawiałem.
Pokiwałamgłową.
Reecezacisnąłzęby.
–Chybażartujesz?!Niewierzę…
ciągdalszynastąpi…
Wmaju2015
J.Lynn
ZAPOMNIJzemną
Tom2