Sarah Morgan
Nieprzemijająca fascynacja
H A R L E Q U I N
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
PROLOG
- Jak powiedziałeś? Powtórz.
Zach Jordan znieruchomiał z kubkiem kawy w ręku
i skierował uważne spojrzenie na kolegę. Sean Nicholson,
szef oddziału nagłych wypadków, spojrzał na listę.
- Keely Thompson - odczytał ostatnie nazwisko.
Zach odstawił nietkniętą kawę na stół. Keely...
- Co się stało? Znasz ją? - spytał Sean niecierpliwie.
Odpowiedziało mu milczenie. Zach zamyślił się. Czy
to może być tamta Keely? Upłynęło tyle czasu... Czy to
możliwe, żeby to ona miała być teraz ich nową koleżanką?
- Chyba ją znam - rzekł w końcu z wahaniem. - Sam
nie wiem. To ty z nią rozmawiałeś. Jak ona wygląda,
pamiętasz?
Sean odłożył plik papierów i skinął głową.
- Doskonale ją pamiętam. Drobna, delikatna, blondy-
neczka o błękitnych oczach i cudownym uśmiechu. -
Mrugnął okiem. - Śliczna jak marzenie, tylko nie mów
Ally...
Zach uśmiechnął się uprzejmie. Wiedział, że Sean ubó
stwia swą żonę i ich dzieci i że jego małżeństwu nic nie
zagraża.
- Takie, jak to się mówi, żywe srebro? - upewnił się.
- Co to ani przez chwilę nie usiedzi na jednym miejscu?
Sean skinął głową.
- Właśnie. - Upił łyk kawy i ciągnął: - Jest córką pro-
6
SARAH MORGAN
fesora Thompsona, tego słynnego profesora. Nie sądzę,
żeby zbyt długo zagrzała tutaj miejsce. Osoby z jej środo
wiska wolą ośrodki uniwersyteckie i kliniki akademii me
dycznej.
Zach zamyślił się. Jako mała dziewczynka Keely była
bezpośrednia i wrażliwa i bynajmniej nie zapowiadała się
na osobę o wygórowanych ambicjach. Sam nawet się za
stanawiał, skąd w rodzinie profesora wzięło się takie
dziecko...
Cóż, czas robi swoje i z biegiem lat każdy się zmienia.
Zwłaszcza jeśli ma wokół siebie przykłady wielkich karier
i snobistycznych zachowań.
Swoją drogą, ciekawe, jak ona teraz wygląda. Kiedy ją
widział ostatni raz, była typową nastolatką; miała kłopoty
w szkole i nieustannie kłóciła się z matką. Nie do wiary,
że teraz jest lekarzem.
Poczuł na sobie zaciekawione spojrzenie kolegi.
- A ty skąd ją znasz? - zapytał Sean.
- Przyjaźniłem się z jej starszym rodzeństwem. - Zach
odstawił kubek z kawą. - Są bliźniakami, studiowaliśmy
razem. Pracowałem też kiedyś z jej ojcem, zaraz po stu
diach. Nieraz mnie do siebie zapraszali. Mieli wspaniały
dom w Cotswolds. Właśnie tam poznałem Keely.
- Jest najmłodsza z rodzeństwa?
- Tak. Była ulubienicą wszystkich. Ciekawe, dlaczego
tu przyjeżdża? Skoro jest tak dobrze ustawiona, powinna
raczej zostać w Londynie. Czy mógłbym zerknąć na jej
życiorys?
Sean podał mu teczkę z papierami.
- Robi wrażenie - skomentował. - Najlepsze oceny,
wyróżnienia i świetne opinie.
Zach przez chwilę nie odrywał wzroku od dokumentów.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA 7
- Czy mówiła, dlaczego chce pracować właśnie tutaj?
- powtórzył potem pytanie.
Tutejszy szpital cieszył się dobrą opinią, ale nie należał
do najbardziej prestiżowych placówek w kraju.
- Dlaczego nie zostaje w Londynie?
Sean lekko się skrzywił.
- Nie zapytałem jej wprost. Zresztą, co w tym dziw
nego, że chce tutaj mieszkać? Przecież tu jest bardzo ład
nie. Wszyscy lubimy to miejsce. Dlaczego inni nie mieliby
myśleć tak samo?
- Owszem, miejsce jest ładne, a szpital dobry. - Zach
skinął głową. - Tylko że to nie jest najlepsza odskocznia
dla kogoś, kto chce zrobić wielką karierę.
- Jakoś bardzo się przejąłeś tą sprawą - rzekł z namy
słem Sean. W jego wzroku pojawiło się zainteresowanie.
- Czy ty aby nie romansowałeś z tą dziewczyną?
Zach aż podskoczył na krześle.
- Chyba zwariowałeś! Przecież ona miała wtedy szes
naście lat, a ja dwadzieścia cztery! Za kogo ty mnie uwa
żasz!
- Za ucieleśnienie kobiecych marzeń i snów - odpalił
Sean. - Jeśli wierzyć pielęgniarkom, znajdujesz się na cze
le listy najbardziej atrakcyjnych nieżonatych mężczyzn
w całej Cumbrii.
- Daj spokój, stary. - Zach wzruszył ramionami. - Od
kiedy to tak pilnie słuchasz, o czym plotkują kobiety?
- Odkąd sam mam trzy w domu - odparł ze stoickim
spokojem Sean. - Ponieważ zarówno w domu, jak w pra
cy jestem w mniejszości, postanowiłem pilnie wsłuchiwać
się w głos większości i brać na poważnie wygłaszane
przezeń opinie.
- W takim razie - oświadczył Zach poważnie - raz na
8
SARAH MORGAN
zawsze przyjmij do wiadomości, że jestem wystarczająco
odpowiedzialny, aby nie uwodzić nastolatki. Potrafię się
opanować, mój drogi.
Powiedział to stanowczo i wyniośle, chcąc w zarod
ku zdusić jakiekolwiek wątpliwości. Słowa Seana obu
dziły w nim pewne wspomnienia, o których wolał za
pomnieć. Wtedy, osiem lat temu, Keely z całym impe
tem i naiwnością szesnastolatki próbowała go podry
wać! Uśmiechnął się w duchu na myśl o tym, jak kiedyś
wieczorem wyznała mu miłość i jak.bardzo się męczył,
by jej wytłumaczyć niestosowność tego posunięcia, nie
raniąc przy tym jej delikatnego dziewczęcego ego. Tam
ta rozmowa należała do najtrudniejszych doświadczeń
jego dojrzałego życia!
Jaka Keely teraz jest? Czy jej młodzieńcze uczucia
należą do przeszłości? Pewnie tak. Upłynęło tyle lat... Od
tamtego wieczoru więcej jej nie widział; wyjechał naza
jutrz po ich rozmowie, i zrobił to głównie dla jej dobra.
Chciał, by o nim zapomniała i zainteresowała się chłopca
mi w swoim wieku, i tak się zapewne stało.
Z zamyślenia wyrwał go głos kolegi.
- W takim razie powiedz mi, najbardziej atrakcyjny
kawalerze w okolicy... - Sean rozparł się w fotelu
i uśmiechnął znacząco - co za szczęściara jest teraz wy
branką twojego serca.
Zach spojrzał na niego surowo, nie podejmując żartob
liwego tonu.
- Miałem nadzieję, że przynajmniej ty powstrzymasz
się od tego rodzaju aluzji - powiedział z goryczą. - Mam
dosyć stałych uwag i żarcików twojej żony i pielęgniarek
na oddziale. Jakoś ostatnio przestało mnie to bawić.
Sean bynajmniej nie podzielał jego niesmaku.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
9
- Ally po prostu uważa, że powinieneś się ożenić - wy
jaśnił spokojnie.
„Najbardziej atrakcyjny kawaler w okolicy" przymknął
oczy i policzył do dziesięciu. Lubił Ally, ale nie zamierzał
pozwolić jej się wtrącać do swojego życia.
- Tak się dziwnie składa - odrzekł po chwili - że je
stem zadowolony z tego, co mam, i nie zamierzam nic
zmieniać.
- O ile wiem - flegmatycznie zauważył jego rozmów
ca - miewasz jedynie przelotne romanse, a z tym zawsze
można coś zrobić. Na przykład, przerzucić się wreszcie na
prawdziwą, wielką miłość. Seks, stary, to naprawdę nie
wszystko.
Gdyby nie to, że przyjaźnili się od lat, posłałby go do
diabła. Zgromił Seana wzrokiem.
- Trochę się chyba zagalopowałeś - rzekł półgłosem.
Sean machnął ręką.
- Dobra, stary, już nic nie mówię. Twoje życie, twoja
sprawa. Wiesz, że nie lubię się wtrącać. Zresztą na każdego
przyjdzie czas, na ciebie też, ani się obejrzysz.
Jego protekcjonalny ton dolał tylko oliwy do ognia.
Zach poczuł, że jeszcze chwila, a wybuchnie.
- Jestem zadowolony z życia - wycedził. - I nie są
dzę, żeby inni lepiej ode mnie wiedzieli, co mam robić,
żeby być szczęśliwym.
Zapadła cisza, a potem znowu odezwał się Sean.
- Domyślasz się, że nie chodzi mi o ciebie, tylko
o Phoebe.
- Z Phoebe wszystko w porządku.
- Stary, ona ma trzy latka i bardzo potrzebuje matki.
Musisz to zrozumieć. - Sean powiedział to łagodnym gło
sem, jakby przemawiał do dziecka.
10
SARAH MORGAN
Zach zacisnął usta. Dlaczego to stale tak bardzo boli?
Przecież upłynął już rok. Czy nigdy nie przestanie cier
pieć?
- A ty musisz zrozumieć, że to nie są twoje sprawy i że
nie powinieneś się w nie wtrącać.
Ton, jakim przemówił do Seana, nie pozostawiał naj
mniejszych wątpliwości co do intencji mówiącego. Jego
cierpliwość się kończyła i prawa przyjaźni przestawały
obowiązywać.
- Powiedz, proszę, swojej żonie, że nie potrzebuję jej
rad - dorzucił sucho. - A co do ponownego małżeństwa,
to nie wchodzi w rachubę. Pewne rzeczy robi się tylko raz
w życiu.
Sean zapatrzył się w dno kubka, jakby zobaczył tam
coś niezwykle interesującego. Nie zmienił jednak tematu.
- Tak ci się tylko teraz wydaje, bo myślisz, że już nigdy
nie spotkasz kogoś odpowiedniego - skonstatował. -
A stanie się to szybciej, niż ci się wydaje, stary.
Zach wzniósł oczy do nieba.
- Czy mam przez to rozumieć, że znowu zamierzacie
zaprosić mnie na kolację, abym dotrzymał towarzystwa
jakiejś samotnej pani?
Sean wolno pokręcił głową.
- Nie, pozwolimy działać losowi. Będzie w tym miała
udział panna Keely Thompson, bo jak ją zobaczysz, na
pewno zmienisz swoje poglądy na temat miłości.
- Co Keely ma z tym wspólnego? - Zach ze zdumie
niem zamrugał powiekami. - Przecież to dziecko!
Nie mógł pojąć, dlaczego rozmowa zeszła nagle na nią.
- Dziecko? - Sean wyglądał na nieco rozbawionego.
- Może i była dzieckiem w czasach, kiedy ją znałeś, ale
zapewniam cię, że już dawno przestała nim być. Ja w każ-
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
11
dym razie miałem okazję rozmawiać z dorosłą kobietą, i to
niezwykle piękną i atrakcyjną.
Zach spojrzał na niego spod oka.
- Nie wydaje ci się, że to niezbyt w porządku mówić
w ten sposób o kimś, z kim mamy pracować? Nie pachnie
ci to aby napastowaniem seksualnym? - mruknął.
- Nie przesadzaj. - Sean wzruszył ramionami i z wes
tchnieniem uniósł się z fotela. - Ani mi to w głowie - do
dał. - Znasz mnie przecież. Chciałem cię tylko uprzedzić,
że czeka cię spotkanie z przeuroczą istotą. Keely jest prze
śliczna, a do tego niezwykle miła.
- W takim razie - podsumował Zach - na pewno
wkrótce uszczęśliwi swoją osobą jakiegoś zacnego czło
wieka. Tylko że tym człowiekiem na pewno nie będę ja.
Był tego absolutnie pewien. Po pierwsze, Keely dla
niego na zawsze pozostanie dzieckiem, a po drugie...
Po drugie, on już nigdy nikogo nie pokocha tak jak
kochał Catherine.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dlaczego akurat ją musiało to spotkać? Keely Thomp
son z niedowierzaniem jeszcze raz spojrzała na mężczyznę
stojącego na środku sali wykładowej.
Czym sobie na to zasłużyła?
Zawsze pomagała starszym osobom przechodzić przez
jezdnię, karmiła w zimie ptaki, dawała jałmużnę żebra
kom, nigdy nie kłamała i regularnie dzwoniła do matki...
Była uczciwym obywatelem swojego pięknego kraju
i naprawdę niczym sobie nie zasłużyła na podobną karę.
Dlaczego akurat ona musiała znowu spotkać Zacha Jor-
dana?
Los jest nieprzewidywalny i najwyraźniej każdy dosta
je to, na czym mu najmniej zależy. A do tego Zach ma być
jej zwierzchnikiem. To znaczy nie dokładnie szefem, ale
starszym w hierarchii kolegą, co na jedno wychodzi.
Wchodząc do szpitala, była przygotowana na to, że
spotka nowych ludzi i będzie się musiała przystosować do
nowej sytuacji, ale nie przypuszczała, że spotka Zacha!
Była kompletnie oszołomiona. Nie mogła w to uwie
rzyć. Co gorsza, wszystko wskazywało na to, że będzie go
widywała codziennie. Są przecież lekarzami tego samego
szpitala, zatrudnionymi na tym samym oddziale!
Cichutko jęknęła i schyliła głowę w nadziei, że nie zo
stanie rozpoznana. Nie ma co! Udał jej się plan ucieczki!
Pogratulować. Wybrała pojezierze, by uciec jak najdalej
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
13
od domu i od ludzi, którzy znają jej rodzinę. Czuła, że się
dusi; potrzebowała powietrza. Świeżego powietrza i wol
nej przestrzeni. Potrzebowała też czasu, żeby sobie wszy
stko przemyśleć i zastanowić się nad swoim dalszym ży
ciem.
Do głowy jej nie przyszło, że Zach tutaj mieszka. Zach,
człowiek, który doskonale zna jej rodziców, człowiek,
w obecności którego przeżyła największe upokorzenie
swojego życia. Miała wtedy szesnaście lat, a on dwadzie
ścia cztery...
Jak ma się zachować? Co można na powitanie powie
dzieć komuś, w kim się było szaleńczo zakochanym i ko
go się nie widziało przez ostatnie osiem lat?
Lekko uniosła głowę i ostrożnie zerknęła w stronę wy
sokiego barczystego mężczyzny stojącego naprzeciwko
audytorium. Był spokojny i opanowany i najwyraźniej do
skonale radził sobie podczas publicznych wystąpień. Z ul
gą spostrzegła, że nie patrzy w jej kierunku. Podparła się
dłonią i tym razem patrzyła na niego dłużej.
Z czasem zdołała sobie wmówić, że to, co do niego
wtedy czuła, było jedynie kaprysem egzaltowanej nasto
latki. Teraz dochodziła do wniosku, że już jako zupełnie
młoda dziewczyna miała doskonały gust.
Miała przed sobą niezwykle przystojnego mężczyznę;
wysoki brunet o wysportowanej sylwetce i niebieskich
oczach mógł być ideałem każdej kobiety. A na nią działał
tak samo jak przed laty. Nikt nigdy nie zrobił na niej
takiego wrażenia, żaden mężczyzna, żaden chłopak. Za
wsze marzyła, by ją pocałował, i śniła, że to robi. Zach od
lat pojawiał się w jej snach...
Wyraźnie nie ona jedna doceniła zalety doktora Jorda-
na. Siedząca obok niej młoda lekarka głęboko westchnęła.
14
SARAH MORGAN
- Myślałam, że tylko w amerykańskich filmach leka
rze tak wyglądają - szepnęła, przysłaniając usta ręką -
a tu, proszę, żywy egzemplarz z krwi i kości. Jak tu z ta
kim pracować? Przecież człowiek nie będzie się mógł
skoncentrować... Ale pozwól, że się przedstawię, na imię
mam Fiona.
Keely szybko wymieniła swoje imię i sięgnęła po dłu
gopis; ona też nie mogła się skupić. Wspomnienie wyda
rzeń sprzed lat powróciło z całą siłą i zrobiło jej się słabo.
Przypomniała sobie, jak wyznała mu miłość, i jak Zach na
nią wtedy patrzył.
To było straszne! Potworne i upokarzające! Jak ona go
teraz przekona, że nie ma już nic wspólnego z tamtą zwa
riowaną panienką? Przynajmniej zewnętrznie się zmieniła;
wygląda teraz zupełnie inaczej. Ma krótsze włosy i nieco
się zaokrągliła. No i ma dwadzieścia cztery lata, a nie
szesnaście. Może Zach zapomniał o jej wyczynach sprzed
lat...
Z wysiłkiem oderwała od niego wzrok i pochyliła się
nad notatnikiem. Najlepiej przestać o tym wszystkim my
śleć i zmusić się do pracy. Poliniowana kartka jednak na
tychmiast skojarzyła się jej ze szkolnymi zeszytami. Oczy
ma duszy znowu ujrzała stronice upstrzone serduszkami
i bazgrołami: „Keely kocha Zacha", „Keely kocha Za
cha". Wtedy też nie mogła się skupić na lekcjach. Keely
kocha Zacha...
Niemal przebiła kartkę długopisem, tak mocno ścisnęła
go w dłoni. Wcale go nie kochała! Była po prostu egzal
towana, a on był dla niej miły. To wszystko; szesnastolet
nie dziewczyny wyobrażają sobie Bóg wie co!
Zresztą upłynęło wiele lat i sytuacja uległa całkowitej
zmianie. Nie ma powodu do obaw. Jest teraz zupełnie inną
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
15
osobą. Jest dyplomowanym lekarzem, właśnie ma rozpo
cząć staż na oddziale nagłych wypadków. Dawno już wy
rosła ze szkolnych fascynacji. Ich stosunki będą odtąd
ściśle zawodowe i jak najszybciej musi przekonać Zacha,
że - mimo młodego wieku - jest po prostu dobrym, god
nym zaufania lekarzem.
Całym wysiłkiem woli zmusiła się do uważnego słu
chania cudownego głosu wykładowcy i nawet zdołała do
pewnego stopnia zrozumieć sens jego słów. Doktor Jordan
objaśniał młodszym kolegom zasady funkcjonowania od
działu, konieczność ścisłej współpracy z pogotowiem ra
tunkowym i lekarzami innych specjalności. Był świetny;
doskonale potrafił utrzymać zainteresowanie słuchaczy;
zwłaszcza kobiet.
- Jest niesamowity - westchnęła Fiona. - Nie wiem,
jak to będzie. Tak z nim pracować, dzień w dzień, oszaleć
można...
Keely prawie się uśmiechnęła. Brat i siostra zawsze
mówili, że na uczelni wszystkie dziewczęta szaleją za
Zachem. Z czasem jego czar najwyraźniej nie zmalał. Kto
jak kto, ale ona powinna o tym wiedzieć najlepiej.
Poznała się na nim. Była wtedy dziewczynką, ale na
uroki tego mężczyzny reagowała jak dorosła kobieta.
Przynajmniej w sferze fizjologii, bo psychicznie... Psy
chicznie była kompletnie niedojrzała, dlatego właśnie tak
otwarcie zawiadomiła go o stanie swoich uczuć.
Kelly wzdrygnęła się. Wspomnienie tamtego nie
szczęsnego wieczora powróciło znowu. Zaraz potem przy
pomniała sobie, jak jej brat po raz pierwszy przyprowadził
Zacha do domu.
To była miłość od pierwszego wejrzenia, to znaczy z jej
strony, bo Zach wcale nie zwrócił na nią uwagi. Miał
16
SARAH MORGAN
przecież do czynienia z wykształconymi, wyrafinowany
mi kobietami. Cóż go obchodziła mała siostrzyczka kole
gi? Rozmawiał z nią od czasu do czasu i chyba nawet się
przyjaźnili... Może teraz też mogliby się po prostu
zaprzyjaźnić?
Rozmyślania przerwała jej nagła cisza. Uniosła głowę
i spostrzegła, że wzrok słuchaczy skierowany jest na nią.
- Doktor Thompson?
O Boże! Zach o coś zapytał, a ona nie dosłyszała! Tak
bardzo była zajęta planowaniem, jak tp go przekona, że
jest teraz zupełnie inna, całkiem dorosła i opanowana, że
nie słuchała, co mówi!
Zaczerwieniła się i zwilgotniały jej dłonie. I jak on ma
ją poważnie traktować!
- Pytałem, gdzie pani ostatnio pracowała, pani doktor
- spokojnie powtórzył Zach.
- W klinice akademii medycznej - odparła pośpiesz
nie, a Zach na szczęście zwrócił się z podobnym pytaniem
do następnego młodego lekarza.
- Musi być fantastyczny w łóżku - zaszemrała Fiona.
- Spójrz tylko na te ramiona, nogi, na te plecy... Słabo mi
się robi na samą myśl o tym.
Keely też zrobiło się słabo, ale z zupełnie innego po
wodu. Nigdy jej się nie uda. Zach będzie ją traktował tak
samo, jak traktowano ją w Londynie. Dla niego zawsze
będzie panną Thompson, córką profesora Thompsona; bę
dzie ją widział w kontekście jej znakomitego ojca i moż
nej rodziny o ogromnych wpływach. Nigdy się nie uwolni
od presji środowiska. Na pewno uzna, że jako lekarz jest
do niczego.
Znowu pochyliła się nad notatnikiem. Nie chciała pa
trzeć na Zacha, nie chciała go widzieć. Przecież tylko
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
17
wtedy będzie mogła jako tako pracować, kiedy nie będzie
go miała przed oczami. Znowu coś przeoczyła i dopiero
szelest składanych papierów przywołał ją do porządku.
Wszyscy zaczęli wstawać i kierować się ku wyjściu. Wy
kład dobiegł końca. Trzeba się zabrać do pracy. A Zach
Jordan właśnie kierował się w jej stronę...
Wstała i mocno przycisnęła do piersi notatnik. Miała
nadzieję, że nikt z nowych kolegów ich nie obserwuje.
- Witaj, Keely. - Odezwał się takim tonem, że nie
miała wątpliwości, że ją poznał.
Była tak zmieszana, że zupełnie nie wiedziała, co po
wiedzieć. Przepraszam, że nie słuchałam twojego wykła
du? A może: Przepraszam, że ci się wtedy oświadczyłam?
- Dzień dobry, doktorze - wybąkała, a on natychmiast
ją poprawił:
- Mam na imię Zach. Wszyscy na oddziale mówimy
sobie po imieniu. - Uśmiechnął się i nieco nabrała otuchy.
- Nie wiedziałam, że tu pracujesz - powiedziała, od
rzucając z czoła kosmyk włosów. - Trochę mnie to zasko
czyło.
- Czy to była nieprzyjemna niespodzianka? - zapytał
takim tonem, że ugięły się pod nią kolana.
- Nie, dlaczego? - zaprzeczyła słabym głosem. - Dla
czego miałaby być nieprzyjemna?
Sama mogła sobie najlepiej odpowiedzieć na to pyta
nie... Już samo przebywanie z nim w jednym pomiesz
czeniu uniemożliwiało jej normalne funkcjonowanie. A co
dopiero pracę.
Zach przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.
- Jak się tutaj znalazłaś? - zapytał w końcu. - Tak da
leko od domu, od rodziny...
O to jej właśnie chodziło; chciała znaleźć się jak naj-
18
SARAH MORGAN
dalej od domu i od rodziny; dlatego wybrała szpital w Lake
District. Tego jednak nie mogła mu powiedzieć.
- Po sześciu latach w Londynie potrzebowałam zmia
ny - wyjaśniła z pozorną swobodą - a ponadto lubię góry.
Czuła, że się rumieni. Zach zawsze czytał w jej my
ślach. Czyżby teraz też domyślał się prawdy? Czy już wie,
że prawdziwym powodem jej przyjazdu była chęć prowa
dzenia życia z dala od wszechmocnej rodziny? Życia na
własny rachunek?
- Rozumiem - rzekł wolno Zach i nagle zmienił temat.
- Jak się miewa profesor i bliźniaki?
Uśmiechnęła się z przymusem.
- Doskonale - odparła. - Wszystkim świetnie się po
wodzi.
- Od pewnego czasu nie mam kontaktu ze Stephenem
- ciągnął Zach - ale myślę, że zrobił karierę.
Pewnie. Jak każdy członek jej rodziny.
- Jest immunologiem, ma tytuł profesora. - Z ust Kee-
ly nie schodził uśmiech.
- A Eleanor? - pytał dalej Zach.
- Jest ordynatorem oddziału onkologicznego w Lon
dynie - z wysiłkiem odrzekła Keelly.
Przestała się uśmiechać, ale Zach tego nie zauważył.
- A profesor? Przeszedł na emeryturę?
Teraz nawet ona musiała się uśmiechnąć.
- Tata? Na emeryturze? Daj spokój! On nigdy tego nie
zrobi! Praca to całe jego życie.
- Wiem. - Uśmiechnął się również i skupił błękitne
spojrzenie na swojej rozmówczyni.
- A ty, Keely? Jaką drogę obierzesz?
Czy ma mu wyznać prawdę? Że nie ma pojęcia i że nic
jej to nie obchodzi? I że całe to gadanie o planowaniu
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
19
kariery przyprawiają o mdłości? Nie, tego powiedzieć mu
nie może. Pomyśli, że zwariowała. Przecież Zach jest taki
sam jak lekarze z jej rodziny. Chłodny, opanowany, sku
teczny; tacy ludzie nie mają rozterek duchowych i nie
lubią ich u innych. A oni mają przecież razem pracować...
Zach na pewno nigdy nie miał wątpliwości. Zawsze
szedł przed siebie z góry wytyczoną drogą. Nie może mu
powiedzieć, że wcale nawet nie jest pewna, czy przez całe
życie chce pracować w szpitalu.
- Teraz czeka mnie sześć miesięcy tutaj, u was - oz
najmiła z udanym entuzjazmem - a potem zamierzam po
ważnie zająć się kardiologią. Zawsze mnie to fascynowało,
no i w naszej rodzinie nie ma jeszcze kardiologa.
- Rozumiem - powtórzył i przez chwilę wydawało jej
się, że ją przejrzał i wie, że nie jest z nim całkiem szczera.
- Myślisz, że ci się spodoba u nas na urazówce?
- zapytał, a jej przyszło do głowy, że powątpiewa w jej
kwalifikacje.
- Oczywiście! - wykrzyknęła z udanym zachwytem.
- To musi być wspaniała praca.
Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu.
- W takim razie - odezwał się potem - życzę powo
dzenia, a gdybyś miała jakieś problemy czy kłopoty albo
chciała o coś zapytać, od razu zwracaj się do mnie.
Od razu widać, że nie jest przekonany i przypuszcza,
że ona nie da sobie rady. Chętnie pomoże córce profesora.
- Dziękuję, ale jakoś sobie poradzę - odparła uprzej
mie. - Zawsze chciałam pracować przy nagłych przypad
kach i chyba nie powinno być większych problemów.
Na jego twarzy dostrzegła lekkie rozbawienie.
- Jak widzę, nic się nie zmieniłaś.
Czy on jest ślepy?
20
SARAH MORGAN
- Bardzo się zmieniłam! - oświadczyła podniesionym
głosem i szybko rozejrzała się dokoła. To okropne usły
szeć, że człowiek nic się nie zmienił od czasu, kiedy był
nieopierzoną szesnastolatką. - Przecież jak mnie ostatni
raz widziałeś, byłam chuda, nie miałam piersi i nosiłam
długie włosy.
Zach roześmiał się.
- Nie miałem na myśli twojego wyglądu - wyjaśnił.
- Myślałem o charakterze. Zawsze tryskałaś energią i by
łaś pozytywnie nastawiona do życia. Mam nadzieję, że
praca na naszym oddziale cię nie zniechęci. Jest bardzo
trudna i psychicznie wyczerpująca.
- Przestań mnie tak traktować! - To straszne, że on
stale widzi w niej małą, rozpieszczoną dziewczynkę, którą
wszyscy traktują jak zabawkę. - Dam sobie radę. Jestem
lekarzem, a nie dzieckiem, które oczekuje pomocy od star
szych i silniejszych.
- Wiem. - Uśmiechnął się znowu, rozbawiony zapal-
czywością, z jaką wystąpiła w obronie swojej dorosłości.
- Wiem, tylko jest mi trochę trudno przyzwyczaić się do
tej myśli.
Tego właśnie się spodziewała. Gdy tylko go zobaczyła
w sali wykładowej, od razu pomyślała, że będą z tym
problemy. Mocniej przycisnęła notatnik do piersi i zmie
niła temat.
- Od jak dawna tu pracujesz? - zapytała.
- Dwa lata. Od roku mam pod swoją opieką młodszych
lekarzy. Jestem konsultantem.
Trochę wcześnie jak na jego wiek, ale cóż, Zach, po
dobnie jak jej rodzeństwo, jest bardzo zdolny. Nawet wię
cej, Zach jest najlepszy; Stephen nieraz się dręczył, że
otrzymał na egzaminie niższą od niego notę.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
21
- Chyba nie będziemy się widywać zbyt często - za
uważyła z nadzieją w głosie. - O ile wiem, na oddziale
jest czterech konsultantów.
Jednym zdaniem rozwiał jej nadzieje.
- Jesteś w mojej grupie.
Zrobiło jej się słabo, zupełnie jakby ustało bicie serca.
Ona nie może z nim pracować; nie może codziennie go
widywać, bo w jego obecności głupieje i robi się całkowi
cie nieprzydatna. Ostatnie kilka minut spędzonych w jego
towarzystwie wystarczająco dobitnie udowodniło jej, że
Zach działa na nią tak samo silnie jak dawniej, a on sam
przed chwilą oświadczył, że jest mu trudno pogodzić się
z myślą, że wydoroślała. Jednym słowem, on w dalszym
ciągu widzi w niej egzaltowaną nastolatkę, która kiedyś
wyznała mu miłość. Postanowiła wszystko raz na zawsze
wyjaśnić. Zaczepnie uniosła głowę.
- Posłuchaj... - zaczęła i oblała się rumieńcem. - Po
słuchaj, jeśli chodzi o to, co wydarzyło się wtedy, kiedy
miałam szesnaście lat...
Twarz Zacha nie drgnęła; może tylko w jego oczach
pojawiły się iskierki.
- Nic nie pamiętam - powiedział tylko.
Najwyraźniej próbuje udawać, że zapomniał.
- To bardzo miło z twojej strony - brnęła dalej Keely
- ale chciałam cię przeprosić. Już dawno chciałam to zro
bić, ale nie miałam okazji.
Musi załatwić tę sprawę, tylko w ten sposób może
w ogóle próbować ułożyć sobie z nim stosunki.
- Nie masz mnie za co przepraszać. - W jego głosie
brzmiał niczym niezmącony spokój.
- Jak możesz tak mówić? - Nie wytrzymała i dopuści
ła do siebie emocje. - Przecież ja... ja wtedy...
22
SARAH MORGAN
- Zakochałaś się we mnie - dokończył łagodnie i do
dał: - To się zdarza, nie ma w tym nic nagannego.
- Naprawdę tak myślisz? - Uniosła na niego lekko
zdziwione oczy. - Sądzisz, że to nam teraz nie przeszkodzi
w pracy?
Ciemne brwi Zacha podjechały do góry.
- Dlaczego miałoby przeszkodzić? W żadnym razie.
Chyba że znowu zamierzasz się we mnie zakochać.
Pomyślała, że to więcej niż prawdopodobne, ale udało
jej się roześmiać w miarę swobodnie.
- Ani myślę! Takie dziecinady mam już za sobą!
Nawet jeśli to niezupełnie prawda, on musi w to uwie
rzyć.
- W takim razie problem mamy z głowy. - Wyciągnął
do niej rękę. - Witamy na oddziale, pani doktor - rzekł
uroczyście.
Kiedy odszedł, stała jeszcze przez dłuższą chwilę, pa
trząc w ślad za nim. Zach w wieku dwudziestu czterech
lat był bardzo przystojny; teraz miał lat trzydzieści dwa
i był niesamowicie atrakcyjny. Tym bardziej powinna
mieć się na baczności. Nie popełni już tamtego błędu
sprzed lat i nie straci dla niego głowy. Jest dorosła i umie
nad sobą panować. Nie zakocha się w Zachu, nie zakocha
się w nim już nigdy...
Doktor Jordan opuścił salę wykładową i wolnym kro
kiem udał się na oddział nagłych wypadków. Myśl o Keely
nie opuszczała go ani na chwilę. Nie mógł uwierzyć, że
to naprawdę ona.
Kiedy ją widział ostatni raz, była wesołą, żywą, rozga
daną dziewczynką. Zawsze się zastanawiał, jak ktoś taki
mógł się urodzić w rodzinie Thompsonów. W niczym nie
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
23
przypominała ani ojca, ani matki, ani starszego rodzeń
stwa. Eleanor i Stephen byli odbiciem rodziców. Sztywni,
akuratni, ważący każde słowo. Natomiast Keely...
Zach uśmiechnął się do siebie na wspomnienie chudej
nastolatki, bezpośredniej i stale roześmianej. Siostra i brat
nieraz zwracali jej uwagę i zarzucali niestosowne zacho
wanie. Nic dziwnego, zupełnie do nich nie pasowała.
Wszedł do gabinetu i odłożył notatki do szafy. Keely
musiała z czasem bardzo się zmienić, skoro tak serio myśli
0 dalszej karierze zawodowej. Kardiologia to prawdziwe
wyzwanie. Nic dziwnego, skoro się pochodzi z tak ambit
nej rodziny...
Wzruszył ramionami. A zapowiadało się, że najmłod
sza córka profesora Thompsona będzie zupełnie inna.
Zach jakoś nigdy nie widział jej w roli osoby polującej na
stanowiska i zaszczyty. Trudno, chyba się pomylił.
Zasiadł do komputera, sprawdził pocztę elektroniczną
i
zapatrzył się w ośnieżone szczyty za oknem. Kochał ten
widok. Lubił to miejsce i czuł się tu dobrze. Ciekawe, jak
to wszystko odbierze Keely? Przypomniał sobie jej entu
zjazm i to, jak rwała się do pracy; przypomniał sobie jej
zmieszanie na jego widok i gorliwość, z jaką mu tłuma
czyła, że nie jest już tamtą nastolatką sprzed lat.
Czyżby się obawiała, że stale widzi w niej dziecko?
A on... Czy on naprawdę tak właśnie ją postrzegał?
Szczerze, sam przed sobą, musiał wyznać, że to niepra
wda. Nie miał pewności, czy to najbardziej odpowiednie
miejsce dla kogoś tak wrażliwego i prostolinijnego jak
Keely. Niezupełnie jednak rozumiał powody swego nie
pokoju. Chyba jednak nie chodzi mu o to, że Keely jest
za młoda... Rodzaj pracy oddziału, na którym pracowali,
konieczność jazdy pogotowiem ratunkowym na miejsce
24
SARAH MORGAN
wypadku, oglądanie scen, do których on sam, przy całym
swoim doświadczeniu, nigdy sienie przyzwyczaił, nie jest
odpowiednie dla istoty tak pięknej wewnętrznie i... zew
nętrznie.
Musiał ją chronić i chciał to czynić.
Nic dziwnego, że tak bardzo spodobała się Seanowi.
Miała nie tylko zgrabną sylwetkę i śliczną buzię; było
w niej jeszcze coś więcej: cudowny uśmiech i wewnętrzne
światło, i ciepło, które roztaczała wokół. I coś niewyobra
żalnie kojącego, czego Zach nie potrafił, nazwać.
Takie miejsce jak to może ją zniszczyć. Keely, ze swoją
wrażliwością i gotowością do poświęceń, może nie wy
trzymać tak wielkiego nagromadzenia ludzkiego cierpie
nia. Dlatego on, Zach, musi na nią uważać.
Pod koniec tygodnia była u kresu wytrzymałości. Zach
zachowywał się okropnie. Wszyscy młodzi lekarze mieli
absolutną swobodę w podejmowaniu decyzji i dopiero
kiedy bezpośrednio zwracali się o pomoc do kogoś bar
dziej doświadczonego, otrzymywali ją.
W jej przypadku było zupełnie inaczej. Zach nie odstę
pował jej ani na krok, stale gotów pomagać i ułatwiać
pracę. Nie miał zaufania do jej umiejętności i wcale tego
nie krył. A przecież ona świetnie dawałaby sobie radę,
gdyby jej tylko na to pozwolił. Musi z nim porozmawiać.
Tylko kiedy? Na oddziale stale coś się dzieje i nie ma
czasu na pogawędki. Może dzisiaj uda jej się zamienić
z nim kilka słów. Właśnie się zastanawiała, jak zacząć tę
krępującą rozmowę, kiedy wezwano ją i Adama do sali
reanimacyjnej. W kilka sekund później przybył Zach.
- Co tutaj mamy? - zapytał, pochylając się nad przy
wiezionym właśnie przez karetkę pacjentem.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
25
- Dwudziestopięcioletni mężczyzna - zameldowała
natychmiast pielęgniarka, Nicky. - Nieprzytomny. Prze
dawkowanie, nie wiemy na razie, co wziął. Kolega znalazł
go w domu. Ostatnio miewał stany depresji, ale nikt nie
wie, co brał. W karetce zabezpieczono mu drogi oddecho
we, żeby się nie udusił.
Zach zaczął starannie badać pacjenta.
- Brak odruchu wymiotnego - zawyrokował po chwi
li. - Podajcie mu tlen.
Keely nie mogła oderwać wzroku od jego opanowa
nych, stanowczych ruchów. Zach działał szybko i sku
tecznie. Dałaby wszystko za to, by kiedyś, w przyszłości
też taka być.
- Ma zniesione reakcje na dotyk i światło, rozszerzone
źrenice - ciągnął doktor Jordan. - Czy ktoś z kolegów ma
jakieś sugestie co do środka, jaki pacjent mógł wziąć?
Skierował wzrok na Adama i Keely przygryzła usta.
Pominął ją, zupełnie jakby jej tu nie było. Jakby nie wie
rzył, że ona też może mieć „jakieś sugestie".
Odczekała chwilę, dając koledze szansę na odpowiedź,
a ponieważ Adam milczał, odezwała się:
- Sądzę, że to mogą być środki psychotoniczne. - Jej
głos lekko zadrżał i dla dodania sobie odwagi wysoko
uniosła głowę.
W oczach Zacha dostrzegła zdziwienie.
- Bardzo możliwe - powiedział, niepewny, czy ma ją
pytać dalej.
- Oczywiście, ostateczną odpowiedź da dopiero bada
nie krwi - ciągnęła. - Trzeba mu zrobić morfologię, testy
na obecność cukru i środków farmakologicznych... - Zła
pała oddech i urwała w obawie, że Zach zwróci jej uwagę,
że odzywa się nie pytana.
26
SARAH MORGAN
Zapadła cisza, a potem na jego twarzy ukazał się
uśmiech.
- Zaraz przeprowadzimy testy, a teraz - zwrócił się do
młodziutkiej praktykantki - czy może mi siostra powie
dzieć, jaki pacjent ma puls i ciśnienie krwi?
Młoda pielęgniarka skinęła głową.
- Puls sto dziesięć, ciśnienie siedemdziesiąt na pięć
dziesiąt - odpowiedziała i pytająco spojrzała na lekarza.
- Co to są środki psychotoniczne, panie doktorze?
Zach ruchem głowy wskazał jej Keely.
- Doktor Thompson pani wyjaśni - odparł krótko.
Czyżby chciał się przekonać, jak rozległe są jej wiado
mości?
- To rodzaj leków psychotropowych - wyjaśniła spo
kojnie Keely. - Wywołują swoisty tonizujący wpływ na
ośrodkowy układ nerwowy. Wzmagają aktywność umy
słową, ale w przypadku przedawkowania mogą być bar
dzo niebezpieczne.
Zach przeniósł wzrok na Nicky.
- Ma częstoskurcz, bardzo niskie ciśnienie, suchą i go
rącą skórę. Zmierz mu temperaturę. Keely chyba ma rację,
to psychotropy. A co ty o tym myślisz, Nicky?
Pielęgniarka sięgnęła po termometr.
- Ty jesteś lekarzem, Zach.
- Dotąd ci to nie przeszkadzało w wypowiadaniu opi
nii.
Nicky była bardzo doświadczoną i bardzo pomocną
pielęgniarką.
- Czy wiemy coś o pacjencie? - pytał dalej Zach. -
Kim jest, gdzie mieszka?
- Kolega zostawił jego dane w rejestracji - odparła
Nicky i posłała tam młodą pielęgniarkę stażystkę.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
27
- Trzeba wezwać internistę. - Zach znowu pochylił się
nad pacjentem. -i anestezjologa. O, już jest. Witaj, Doug.
Doug podszedł do nich szybkim krokiem.
- Co się stało?
- Przedawkowanie - wyjaśnił Zach. - Dokładnie nie
wiemy jeszcze, co wziął, ale obstawiamy psychotropy.
Nowo przybyły uniósł oczy do nieba.
- Cholerna trucizna.
- Nie ma odruchu wymiotnego - ciągnął Zach. - Trze
ba mu będzie zrobić płukanie żołądka, zaraz go zaintubu-
jemy.
Doug zmrużył oczy.
- Jak rozumiem, używasz liczby mnogiej tylko przez
grzeczność, a tak naprawdę to ja go zaintubuję.
Zach skinął głową.
- No tak. Nie zamierzam nikomu niszczyć strun gło
sowych, jeśli nie muszę tego robić.
Anestezjolog zmarszczył czoło i sięgnął po plastikowe
rurki.
- Czy nie jest za późno na płukanie żołądka? - zapytał
jeszcze. - Kiedy on się tego nałykał?
- Znajomi widzieli się z nim dwie godziny temu
i wszystko było jeszcze w porządku - wyjaśnił Zach. -
Musimy spróbować. Dam mu też węgiel.
- Ty tu jesteś szefem. - Doug sprawnie wprowadził
rurkę do gardła pacjenta, uważając przy tym, by płyn nie
dostał się do płuc.
Zach uniósł wzrok na Nicky.
- Teraz podamy mu przez kroplówkę węgiel i zrobimy
EKG.
Keely była pod wrażeniem. Pracowali jak dobrze naoli
wiona maszyna, porozumiewając się bez słów. Widać było,
28
SARAH MORGAN
że cała trójka personelu medycznego ma za sobą lata pra
ktyki i jest niezwykle zgrana. Panna Thompson dałaby
wiele, żeby z czasem stanowić mały trybik takiego ze
społu.
- Ma zatrzymanie moczu - oświadczyła Nicky.
- To normalne w przypadku przedawkowania podo
bnych środków. - Zach nawet na nią nie spojrzał. - Uciś-
nij mu podbrzusze, a jak nie zareaguje, założymy cewnik.
Jak tam EKG?
Zerknął przez ramię i zmarszczył czoło.
- Chyba diagnoza Keely była prawidłowa.
Jakby na potwierdzenie jego słów w progu ukazała się
młoda pielęgniarka.
- Rozmawiałam z internistą - zakomunikowała. - Pa
cjent wziął leki psychotropowe.
Zach spojrzał na Keely.
- Miałaś rację, dobra robota.
Pochwała brzmiąca w jego głosie sprawiła, że na jej
policzkach pojawiły się rumieńce. Keely zmieszała się
i spuściła oczy. Może pewnego dnia i ona będzie prawdzi
wym lekarzem... Może to tylko kwestia doświadczenia.
Zach znowu zwrócił się ku aparaturze do EKG.
- Zamierzasz zostać kardiologiem, Keely. Czy mogła
byś odczytać ten wynik?
Podał jej wydruk i chwilkę odczekał.
- Obniżenie napięcia na zespołach, przedłużone inter
wały i...
- Bardzo dobrze - skwitował Zach. - Tak jak w przy
padku przedawkowania tego rodzaju lekami. Podamy mu
teraz ośmioprocentowy roztwór dwuwęglanu sodu.
Nicky natychmiast wykonała polecenie, a Zach zwrócił
się do Adama:
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
29
- Pacjent musi mieć stale monitorowane serce. Proszę
mnie połączyć z kardiologią, chcę z nimi zamienić kilka
słów.
W pół godziny później sytuacja została opanowana,
a pacjent przewieziony na oddział szpitalny.
- Czy on... przeżyje? - Młodziutka pielęgniarka z lę
kiem spojrzała na Zacha. W oczach miała łzy.
Skinął głową.
- Pewnie tak, a potem pewnie zaraz zrobi to samo.
Zach dołączył zapis EKG do danych pacjenta i odłożył
kartę.
- Jest pan niesamowity, panie doktorze. - W oczach
dziewczyny ukazał się niekłamany podziw. - Uratował
pan mu życie, od razu wiedział pan, co robić.
Keely doskonale ją rozumiała. Zach we wszystkich wzbu
dzał szacunek sposobem, w jaki obchodził się z chorymi.
Jego umiejętności i niczym niezmącony spokój robiły
ogromne wrażenie. Przy nim każdy czuł się bezpiecznie.
Keely zaciekawiła się, jak Zach zareaguje na cielęce
spojrzenie dziewczyny. Może go wyprowadzi z równowa
gi i powie jej coś nieprzyjemnego? Nie, to nie w jego
stylu. Dawny Zach nigdy by tak nie postąpił.
Dawny Zach... Trudno nie zauważyć, że się zmienił.
Jakby spoważniał, zrobił się bardziej sceptyczny; może
z czasem zgorzkniał, może życie nauczyło go cynizmu?
Coś się z nim stało, ale co?
- Ratowanie ludzkiego życia należy do naszych obo
wiązków. Mamy do czynienia z wypadkami i sytuacjami,
w których liczy się przede wszystkim czas - odparł ze
stoickim spokojem Zach. - Każdy na moim miejscu zro
biłby to samo.
Na twarzy praktykantki odmalowało się niedowierza-
30
SARAH MORGAN
nie. Widać było, że woli wierzyć w nadprzyrodzone zdol
ności Zacha. Ktoś tak przystojny jak on musi być na do
datek cudotwórcą.
Doświadczona Nicky postanowiła przerwać tę scenę.
- Zejdź teraz na izbę przyjęć - zareagowała ostro. -
Jesteś tam potrzebna. - I nie dając młodszej koleżance
czasu na odpowiedź, niemal wypchnęła ją na korytarz.
Zach nie zauważył całego incydentu. Wydał ostatnie
polecenia i poszedł porozmawiać z przyjaciółmi pacjenta,
czekającymi w przyległym pomieszczeniu.
Keely wymieniła znaczące spojrzenia z Nicky.
- Czy on na wszystkich robi takie wrażenie? - zapy
tała ściszonym głosem.
Pielęgniarka zabrała się do porządkowania sprzętu.
- Na kobietach wszystkich, bez wyjątku - przytaknęła.
- Potem czeka je srogie rozczarowanie, kiedy się okazuje,
że żadną nie jest zainteresowany.
Keely zrobiła obojętną minę.
- Doprawdy? - spytała takim samym głosem. - Żadną?
Nicky przyjrzała jej się uważnie, a potem pokręciła
głową.
- Nigdy, żadną - potwierdziła. - A co, ty też...?
Keely zaczerwieniła się gwałtownie.
- Co ja? Co masz na myśli? - spytała zaczepnym to
nem.
W głosie Nicky zabrzmiała powaga.
- Poznaję ten wyraz twarzy. Widziałam to już tyle razy...
Nie zakochuj się w nim, dobrze ci radzę. Złamie ci serce.
Keely oblizała spieczone wargi.
- Dużo kobiet się w nim kochało?
Pielęgniarka spojrzała na nią spod oka.
- A jak myślisz? Jak Zach idzie ulicą, to kobiety wykrę-
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
31
cają sobie szyje, żeby się za nim obejrzeć. Wiesz, jaki jest
przystojny. Do tego ma ten niezwykły sposób bycia, wzbu
dza zaufanie, jest pewny siebie i... no, trudno mu się
oprzeć. Nic dziwnego, że kobiety kochają się w nim na
zabój.
- Jest żonaty?
Keely ugryzła się w język, ale było już za późno. Nicky
zaś nagle zrobiła się zamknięta i nieprzystępna.
- Nie powinnam mówić o życiu prywatnym doktora
Jordana - odezwała się po chwili. - To nie wypada, jeste
śmy w pracy. Ale uwierz mi, szkoda zachodu, on jest nie
do zdobycia.
Ciekawe tylko, dlaczego nie odpowiedziała wprost na
jej pytanie?
- Zapomnij o nim - dodała Nicky. - To tylko kolega
z pracy i niech tak zostanie. Radzę ci dla twojego własne
go dobra. Po co masz cierpieć.
Schowała laryngoskop i wziernik i zbierała się do ode
jścia.
Keely stała zamyślona. Dobre rady Nicky przyszły za
późno o osiem lat. Machinalnie zdjęła gumowe rękawicz
ki i wrzuciła je do kosza. Zakochała się w tym mężczyźnie
od pierwszego wejrzenia i wszystko wskazywało na to, że
z czasem wcale jej nie przeszło. Przeciwnie, już sam wi
dok Zacha sprawiał, że kula ziemska przestawała się krę
cić, a gwiazdy zaczynały spadać jej na głowę.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Może gdzieś wpadniemy? - Nicky otworzyła szafkę
i wyjęła z niej płaszcz i torebkę. - Niedaleko jest fajny
pub, zaraz po drugiej stronie ulicy. Dobre napoje, mili
ludzie, barman całkiem do rzeczy...
Keely puściła do niej oko.
- Przekonałaś mnie, idziemy.
Po takim dniu rzeczywiście można się czegoś napić.
A jeśli do tego barman jest „do rzeczy"... Przy odrobinie
szczęścia może na chwilę uda jej się zapomnieć o Zachu.
- Powiem tylko Fionie i Adamowi - dorzuciła Nicky,
wkładając płaszcz. - Pewnie z nami pójdą.
- A Zach? - niewinnie zapytała Keely i wcale nie za
brzmiało to niewinnie.
Nicky przecząco pokręciła głową.
- Zach nie. On nigdy nigdzie z nami nie chodzi. Zre
sztą ostrzegałam cię...
Keely z uśmiechem zarzuciła szal.
- Tylko zapytałam, przecież razem pracujemy.
Nicky otworzyła drzwi wiodące na korytarz.
- Tak. Pracujemy razem - powiedziała dobitnie - i to
wszystko. Zach pozasłużbowo z nikim się nie spotyka.
A to dlaczego? Bardzo ciekawe. Szkoda, że nie wypada
zapytać. Keely podążyła korytarzem za koleżanką. Wstą
pili po Fionę i Adama i we czwórkę wyszli z budynku
wprost w mroźny styczniowy wieczór.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
33
W lokalu panował półmrok, było ciepło i przytulnie.
Nie tak jak w chłodnym, nieprzyjaznym, wynajętym mie
szkaniu Keely.
- Muszę sobie znaleźć coś lepszego - westchnęła, po
pijając sok ze szklanki i podsuwając Nicky talerzyk
z chrupkami. - Nie miałam czasu szukać i wzięłam byle
co. W rezultacie mieszkam byle jak, a do tego mój gospo
darz jest dość... męczący.
Adam sięgnął po puszkę piwa.
- My z żoną wynajęliśmy na razie dom w Ambleside,
potem zobaczymy. A ty, Fiona?
Fiona otworzyła nową torebkę chrupek.
- Ja mieszkam u ciotki, dziesięć minut drogi od szpi
tala. To bardzo fajna osoba, dobrze nam razem. A wiecie,
gdzie mieszka reszta kolegów?
Nicky wyciągnęła dłonie w stronę kominka.
- Sean, nasz szef, mieszka z żoną i trójką dzieci
w przerobionej stodole niedaleko szpitala. Zoe, przełożo
na pielęgniarek, mieszka w Ambleside ze swoim chłopa
kiem, a ja z mężem mam domek dziesięć minut stąd, pod
Langdales.
Keely rozmarzyła się.
- Bardzo bym chciała znaleźć coś ładnego poza mia
stem. Na razie cisnę się w pokoiku przy hałaśliwej ulicy
w samym centrum. Marzą mi się wzgórza, łąki, owiecz
ki... A do tego ogród i wielkie śniegi w zimie, przez które
nie można dojechać do pracy... - Uśmiechnęła się i napiła
soku.
- Jednym słowem, coś całkiem niepraktycznego!
- Całkowicie - przytaknęła Keely. - Taka właśnie je
stem. A poważnie, przyjechałam tutaj, bo miałam dość
wielkiego miasta. Dość się namieszkałam w Londynie.
34
SARAH MORGAN
- A dlaczego właśnie wybrałaś Lakes?
Keely nie od razu odpowiedziała.
- Wasz szpital ma dobrą opinię, a do tego... tutaj jest
gdzie pochodzić. Uwielbiam chodzić po górach.
Tak naprawdę, głównym powodem była chęć ucieczki
od rodzinnego klanu. Potrzeba zaczerpnięcia oddechu i -
życia na własny rachunek.
- Ja też bardzo lubię wędrować - rzekła Nicky, znowu
sięgając po chrupki. -i Sean. Dawniej był w wojsku, dla
tego potrafi się wspinać. Zach też lubi takie wyprawy.
Pewnie dlatego ma taką świetną sylwetkę...
- Jak tylko znajdę chwilę czasu, rozejrzę się za czymś
do wynajęcia. - Keely odsunęła od siebie myśl o wyglą
dzie Zacha i zerknęła na zegarek. - A teraz już chyba
pójdę. Muszę się jeszcze pouczyć.
Fiona nie kryła zdziwienia.
- Pouczyć?
Keely skinęła głową. Są tacy mili, że im to powie.
- Tak, muszę nad sobą popracować. Kiedy ostatni raz
widziałam Zacha, miałam szesnaście lat i on stale widzi
we mnie małą dziewczynkę. Postanowiłam zrobić na nim
wrażenie.
Nicky utkwiła w niej zdumione spojrzenie.
- Miałaś szesnaście lat? - powtórzyła, odstawiając
szklankę. - Jak ci się udało spotkać go tak wcześnie?
- Studiował z moim bratem - wyjaśniła spokojnie Keely,
ani słowem nie wspominając, że pracował również u jej ojca.
Im mniej wiedzą o jej rodzinie, tym lepiej. - Nieraz do nas
przychodził.
Fiona oblizała się.
- Musiałaś za nim szaleć jako nastolatka.
Keely nie podjęła tematu. Szaleje przecież i teraz.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
35
- W każdym razie muszę być dobra, żeby we mnie
uwierzył - oświadczyła swobodnie.
Nicky zmarszczyła brwi.
- Wcale nie, on już w ciebie wierzy. Zrobiłaś na nim
wrażenie. Bezbłędnie się domyśliłaś, że ten facet nałykał
się psychotropów.
Adam lekko się zmieszał.
- Ja za to się skompromitowałem - wyznał. - Nie wie
działem, co mówić. To ja powinienem lecieć do domu
i brać się do nauki.
Keely zapatrzyła się w pustą szklankę.
- Nie, on na ciebie nie patrzy jak na niedorostka - po
wiedziała z żalem.
Nicky przysunęła się do ognia.
- Ja na twoim miejscu - oznajmiła z powagą - po prostu
byłabym sobą. Po twoim dzisiejszym zachowaniu od razu
widać, że będziesz znakomitym lekarzem. Jesteś opanowana,
nie wpadasz w panikę, masz pogodę ducha i właściwie od
nosisz się do pacjentów. Zach na pewno to zauważy.
- Czy aby na pewno?
Keely poważnie w to wątpiła. Całe jego dotychczasowe
zachowanie świadczyło o tym, że nie ma do niej ani krzty
zaufania i myśli, że powinien nie spuszczać jej z oka.
Postanowiła odczekać jeszcze kilka dni, a potem osta
tecznie się z nim rozmówić.
- Kraksa na autostradzie. Sześć rozbitych samocho
dów, są ofiary. Chciałbym, żebyś pojechał, Zach. - Sean
rozejrzał się po obecnych w pokoju lekarskim. - I Keely
- dorzucił.
Już chciała się zerwać i biec do karetki, kiedy powstrzy
mał ją głos Zacha.
36
SARAH MORGAN
- Keely nie. Wezmę Adama.
Otworzyła usta, by zaprotestować, ale uznała, że Sean
zrobi to za nią. Spojrzała na niego wymownie, ale nic
takiego nie nastąpiło. Przeciwnie, Sean tylko skinął głową.
- W porządku, my z Nicky zostaniemy tutaj i wszyst
ko przygotujemy. Nicky, którą z pielęgniarek chcesz z ni
mi wysłać?
- Liz - odparła bez wahania zapytana i wszyscy nie
zwłocznie ruszyli do swoich zajęć.
Keely, dławiąc się ze wściekłości, zaczęła przygotowy
wać salę reanimacyjną. Ofiar mogło być sporo. Po skoń
czonej akcji ratunkowej postanowiła rozmówić się z Za
chem. Doskonale wiedziała, dlaczego nie wziął jej do
wypadku, ale chciała to usłyszeć z jego własnych ust.
- Czy mogłabym z tobą porozmawiać? - zapytała.
Nieco zdziwiony skinął głową i zaprosił ją do gabinetu.
- Były jakieś ofiary śmiertelne? - zapytała po drodze,
nie chcąc od razu przechodzić do sedna sprawy. Na kory
tarzu ktoś niechcący mógł ich usłyszeć.
Zach skinął głową.
- Tak, dwie osoby. Zostały uwięzione w samochodzie
i zginęły przed przybyciem karetki. Zawiniła, jak zwykle,
zbyt duża szybkość i za małe odstępy między pojazdami.
Weszli do gabinetu i Keely starannie zamknęła drzwi.
Spojrzał na jej dłoń zaciśniętą na klamce.
- O co ci chodzi? - zapytał zmęczonym głosem.
- O ciebie, a raczej o sposób, w jaki mnie traktujesz
- odparła bez ogródek. - Dlaczego to robisz, Zach?
Nie zrozumiał; szeroko otworzył oczy.
- Dlaczego robię co?
- Nigdy o nic mnie nie pytasz, nie dopuszczasz mnie
do poważniejszych przypadków, opiekujesz się mną jak
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
37
niańka, a dzisiaj nie pozwoliłeś mi jechać do wypadku,
chociaż Sean uważał, że temu podołam. - Wyliczyła
wszystkie swoje krzywdy na palcach i wzięła głęboki od
dech. - Wiem, że nie masz do mnie zaufania, ale sądzę,
że mógłbyś mi dać szansę.
Zapadła długa cisza, a potem Zach podszedł do okna
i zapatrzył się w mrok.
- Mam do ciebie zaufanie - powiedział.
- Nie! - Podeszła do niego i zmusiła, żeby na nią spoj
rzał. - Nigdy mi nie pozwalasz na samodzielne działanie,
tak jak innym młodym lekarzom.
Nerwowo przeczesał ręką włosy.
- To nie dlatego, że ci nie ufam.
Keely, zbita z tropu, zmarszczyła brwi.
- W takim razie dlaczego się tak zachowujesz? Dla
czego do niczego mnie nie dopuszczasz? Po prostu my
ślisz, że nic nie umiem i tylko szkodzę.
- To nieprawda - zaprzeczył tak stanowczo, że mu nie
przerwała. - Wiem, że wiele umiesz i stawiasz właściwe
diagnozy.
- W takim razie dlaczego...?
W jego niebieskich oczach ukazało się coś, czego dotąd
w nich nie spostrzegła.
- Nieraz nasza praca przebiega w bardzo trudnych wa
runkach - zaczął poważnym głosem. - Na przykład, mu
sisz podać środek przeciwbólowy osobie uwięzionej w sa
mochodzie w każdej chwili grożącym wybuchem, masz
do czynienia z ludźmi pokaleczonymi odłamkami szkła
lub pociętymi przednią szybą...
Przejęcie brzmiące w jego głosie sprawiły, że na chwilę
swe pretensje uznała za dziecinne i nieuzasadnione.
- Ale nie wahałeś się wysłać Adama - szepnęła.
38
SARAH MORGAN
Zach skinął głową.
- Tak, wysłałem tam Adama.
- Dlatego, że jest mężczyzną? - W jej głosie znowu
zabrzmiał wyrzut. - Myślisz, że mężczyzna łatwiej zniesie
stres? Niby dlaczego? Nie wiedziałam, że jesteś takim
antyfeministą.
Mruknął, ale zrozumiała sens jego słów.
- Nie jestem antyfeministą.
Riposta narzucała się sama.
- To dlaczego nie wysłałeś do wypadku kobiety?
- Nie wysłałem tam ciebie - powiedział, kładąc nacisk
na ostatnie słowo.
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że inną kobietę byś
tam posłał? - Szeroko otworzyła oczy.
Wytrzymał jej pełen napięcia wzrok.
- Pewnie tak.
- Bo stale uważasz mnie za dziecko? - spytała z go
ryczą.
- Nie, to nie ma nic wspólnego z twoim wiekiem. Już
raczej z twoim charakterem.
Poczuła nieprzyjemną suchość w ustach.
- Co masz przeciwko... mojemu charakterowi?
- Nic, absolutnie nic. - Zach przetarł ręką czoło. -
Masz cudowny charakter.
Nic z tego nie rozumiała.
- W takim razie, o co chodzi?
Przysiadł na biurku i przyjrzał się uważnie stojącej
przed nim dziewczynie.
- O nic. Po prostu wiem, jak bardzo jesteś wrażliwa.
O mało nie jęknęła.
- To nie jest w porządku. Pamiętasz mnie z dzieciń
stwa; teraz jestem dorosła i próbuję na serio wykonywać
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
39
swoją pracę, ale ty mi w tym przeszkadzasz. A swoją dro
gą, co cię obchodzi, czy coś ciężko przeżyję, czy nie? To
moja sprawa. Nie masz powodu, żeby mnie chronić.
Patrzył na nią bez zmrużenia powiek.
- Mam powód, bo czuję się za ciebie odpowiedzialny.
- Co? Niby dlaczego miałbyś być za mnie odpowie
dzialny? - Nie posiadała się z oburzenia.
- Ponieważ jesteś tu sama, daleko od rodziny...
Nie mógł chyba użyć gorszego argumentu.
- Jestem dorosła - powiedziała cichym głosem, w któ
rym czaiła się groźba. -i zapewniam cię, że nie potrzebuję
tatusia, żeby dać sobie radę.
- Czy ty nie rozumiesz, że ja nie chcę cię narażać na
coś, co może cię zranić? - zapytał udręczonym głosem.
Patrzyła na niego, w dalszym ciągu nic nie rozumiejąc.
- A Adama nie boisz się narażać?
Zach parsknął śmiechem.
- Dobre sobie! Pewnie, że nie. Adam da sobie radę.
- Ja też - oznajmiła spokojnie. - Ja też dam sobie radę,
bez względu na to, co sobie o mnie myślisz. Nie wiem,
jaką mnie pamiętasz z dawnych lat, ale mogę cię zapew
nić, że teraz jestem inna. Jestem dorosła i nie potrzebuję
twojej opieki, pod żadnym względem.
Zach zapatrzył się przed siebie.
- Na urazówce widujemy nieraz straszne rzeczy.
Keely odrzuciła włosy z czoła.
- Jestem na to przygotowana. Proszę, Zach, nie bądź
śmieszny. Przez ostatni tydzień chodziłeś za mną jak niań
ka, o nic mnie nie pytałeś, a ja już nie jestem dzieckiem.
To nie jest moja pierwsza praca. Bardzo mi utrudniasz
sytuację.
W jego oczach dostrzegła wyrzuty sumienia.
40
SARAH MORGAN
- Byłem aż tak okropny?
- Gorzej, byłeś straszny! - Keely wbrew sobie uśmie
chnęła się szeroko. - Ale gotowa jestem ci wybaczyć, jeśli
przysięgniesz, że się zmienisz.
Zrobił ku niej krok, wpatrzony w jej roześmianą buzię,
jakby nareszcie próbował dostrzec obecną Keely i raz na
zawsze zapomnieć o tamtej dziewczynce sprzed lat.
- Moim jedynym celem było uchronienie cię przed
najciemniejszymi stronami naszego zawodu - powiedział.
- Wiem, że profesor chciałby, żebym nad tobą czuwał.
- Na pewno - zgodziła się łagodnie - ale ponieważ ty
sam nigdy nie robiłeś tego, czego chciał profesor, więc nie
szukaj wymówek. Pamiętam, ile razy tata mówił, że jesteś
najzdolniejszym i najbardziej niesubordynowanym leka
rzem, z jakim miał okazję pracować. Zawsze mu się sprze
ciwiałeś i miałeś własne zdanie. I zazwyczaj ponosiłeś te
go konsekwencje.
- Punkt dla ciebie. - Zach uśmiechnął się, wyraźnie
odprężony. - Przestanę traktować się jak dziecko, ale pod
jednym warunkiem.
- Jakim?
- Przyjdziesz do mnie zawsze, kiedy będziesz miała
trudny dzień. Po prostu jak do przyjaciela, porozmawiać,
wyrzucić z siebie to, co cię gnębi. Każdy z nas kogoś
takiego potrzebuje. Chciałbym mieć pewność, że nie tłu
misz wszystkiego w sobie, bo próbujesz sobie dowieść,
jaka jesteś samodzielna.
- Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nigdy
niczego nie tłumię. - Zarumieniła się, ale postanowiła raz
na zawsze sprawę wyjaśnić. - Gdyby tak było, nie wyzna
łabym ci wtedy miłości, tylko zostawiła tę wiadomość dla
siebie.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
41
Kąciki jego ust drgnęły.
- Nie sądziłem, że znowu zechcesz o tym mówić.
- Jesteś bardzo dyskretny i dziękuję ci za to, bo to dla
mnie dość krępujące. Postanowiłam cię jednak przeprosić
i zakończyć tamtą sprawę.
- Nie musisz mnie za nic przepraszać, mówiłem ci już.
- Zach, ja ci wyznałam, że cię kocham!
Zmrużył niebieskie oczy.
- Bardzo mi to pochlebiło, kochanie.
Kochanie... Serce zabiło jej jak szalone i natychmiast
je uspokoiła: Zach nie powiedział tego „w ten sposób".
Chrząknęła dla dodania sobie odwagi i mówiła dalej:
- A jednak cię przepraszam za to, że zachowałam się
jak idiotka i postawiłam cię w głupiej sytuacji.
- Dla mnie to wcale nie była głupia sytuacja.
Spojrzała w jego oczy... Zakręciło jej się w głowie.
Dlaczego on tak na nią działa? Dlaczego? Nigdy więcej
nie popełni tego błędu! Nie zakocha się w nim po raz
drugi.
- W taki razie umowa stoi - odezwała się, przezwy
ciężając oszołomienie, w jakie ją wprawił. - Od tej chwili
traktujesz mnie jak osobę dorosłą i raz na zawsze zapomi
nasz, że kiedyś nosiłam kucyki i wyznałam ci, że cię ko
cham.
Z powagą skinął głową.
- Zgoda. Ale, a propos, bez kucyków wyglądasz jesz
cze ładniej.
Na kilka sekund ich oczy spotkały się i wyobraźnia
Keely natychmiast zaczęła działać: patrzą tak sobie z Za
chem w oczy i on jej mówi, jak bardzo ją kocha...
Ona naprawdę zwariowała!
- Chyba już pójdę, muszę wracać do pracy.
42
SARAH MORGAN
Wyszła i dopiero na korytarzu pozwoliła sobie na lu
ksus głębokiego westchnienia. Praca z tym mężczyzną bę
dzie koszmarem. Mimo upływu czasu w jego obecności
jej hormony stale zachowują się tak samo jak wtedy, kiedy
miała szesnaście lat. Po prostu nie może znajdować się
w tym samym pomieszczeniu co Zach, bo natychmiast
budzą się w niej bardzo prozaiczne pragnienia. A to sta
nowi pewien problem.
Nie mogła dostrzec złamania.
Wpatrywała się w zdjęcie, aż bolały ją oczy, i nic nie
widziała. A przecież podczas badania pacjentki wszystko
wydawało się jasne. Ręka w nadgarstku była złamana.
W takim razie dlaczego na rentgenowskim zdjęciu nie
ma żadnego śladu? Trudno. Trzeba będzie iść do Zacha
i zapytać.
Szkoda, bo przez ostatni tydzień udawało jej się go
unikać. Mimo że to właśnie on opiekował się grupą mło
dych lekarzy, Keely dotąd nie musiała prosić go o radę.
Znalazła go na sali opatrunkowej; rozmawiał z Nicky.
- Jakiś problem? - Na jej widok uniósł pytająco brwi.
Czy on musi wyglądać tak atrakcyjnie? Musi wszystko
utrudniać? Przecież to bardzo rozprasza i jeśli się poważ
nie myśli o spędzeniu tutaj całych sześciu miesięcy, trzeba
opracować jakieś techniki przetrwania. Na przykład,
w czasie rozmowy nie patrzeć mu w oczy, tylko zwracać
się do niego półprofilem...
- Chciałam cię o coś zapytać - zaczęła. Lekko się
uśmiechnęła i odrzuciła złoty kosmyk za ucho. - Mam
pewną pacjentkę, upadła i podparła się ręką, wszystko
wskazuje na to, że złamała nadgarstek, ale zdjęcie rentge
nowskie nic nie wykazuje. Przynajmniej ja nic nie widzę.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
43
- Tego rodzaju złamania - wyjaśnił Zach - jest bardzo
trudno wychwycić na zdjęciu. Dobrze, że do mnie przy
szłaś. A jak ta ręka wygląda?
- Spuchnięta, boli przy dotyku, palce i przedramię bar
dzo tkliwe, lekko zaczerwieniona. - Keely wyliczyła ob
jawy jednym tchem i jej rozmówca skinął głową.
- Jakie ujęcia kazałaś zrobić w rentgenie?
- Boczne i na wprost, całej dłoni z częścią przedramie
nia. Czy coś przeoczyłam? - zaniepokoiła się.
- Nie, wszystko świetnie - uspokoił ją Zach. -
Chodźmy obejrzeć te zdjęcia.
Podążyła za nim korytarzem, starając się dotrzymać mu
kroku. Na miejscu Zach dokładnie obejrzał prześwietlenia.
- Miałaś rację - stwierdził potem. - Nic na nich nie
ma. Chciałbym teraz zobaczyć pacjentkę.
Przedstawiwszy się chorej, zbadał ją dokładnie, a po
tem skinął na Keely.
- To złamanie nadgarstka, zgadzam się z tobą.
Pochwała z jego strony sprawiła, że Keely poczuła, jak
rosną jej skrzydła. A skoro już tutaj był, postanowiła sko
rzystać z okazji i poszerzyć swoje wiadomości.
- Dlaczego zdjęcie nic nie wykazało? - zapytała.
- Tego rodzaju złamania nie zawsze wychodzą na rent
genie, dlatego łatwo je pomylić ze zwykłym pęknięciem
kości.
Jej ojciec zawsze go uważał za niezwykle utalentowa
nego lekarza i mądrego człowieka i była to jedna z nieli
cznych opinii profesora Thompsona, które jego córka była
gotowa podzielać bez sprzeciwu. Zach miał właściwie
tylko jedną wadę: jego obecność sprawiała, że Keely czuła
się jak zahipnotyzowana i przestawała racjonalnie myśleć.
44
SARAH MORGAN
- On jest żonaty. - Fiona oświadczyła to takim tonem,
jakby zawiadamiała obecną w lekarskim pokoju koleżan
kę o końcu świata albo innym jakimś porównywalnym
kataklizmie. - Dlaczego najlepsi faceci zawsze muszą być
żonaci? - spytała retorycznie ze zrozpaczoną miną.
- Kto jest żonaty? - nie zrozumiała Keely.
- Zach Jordan.
Kubek zadrżał jej w ręku, kawa chlusnęła na blat.
- Zach? O, nie!
Fiona spojrzała na nią znacząco.
- Ty też...?
Keely wstała od stołu i sięgnęła po ściereczkę.
- Co ja też?
- Ciebie też wzięło, jak nas wszystkie?
Keely zrobiła niewinną minkę.
- Nie rozumiem. Po prostu rozlałam kawę.
Fiona nie dała się wyprowadzić w pole.
- Nie gadaj. Żadna kobieta mu się nie oprze. Jak on
wchodzi do pokoju, wszystko się we mnie trzęsie. Zupeł
nie jakby mnie kopnął prąd.
Prozaiczne porównanie rozśmieszyło Keely.
- Ty jak coś powiesz...
- Jedno co wiem na pewno, to to, że ta facetka musi
być niesamowita.
- Jaka facetka?
- Jego żona. - Fiona założyła nogę na nogę i rozparła
się na krześle. - Wyobraź sobie mieć takiego męża. Nie
dość, że przystojny jak aktor filmowy, to jeszcze mądry,
opanowany i wybitny lekarz. Boże, co za mężczyzna!
Keely milczała. Czy Zach naprawdę ma żonę? A jeśli
tak, co ją to obchodzi? Ktoś taki jak on musi kogoś mieć.
To nie jej sprawa.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
45
- Powiedział do niej „kochanie" - rozmarzyła się Fio-
na. - Słyszałam, jak z nią rozmawiał przez telefon. Potem
dodał, że ją kocha. Słyszysz? Czy to nie romantyczne?
Wcale go nie obchodziło, czy ktoś słucha, miał jej ochotę
wyznać miłość i zrobił to. A to szczęściara...
Co prawda, to prawda. Niezła z niej szczęściara.
Keely miała dość. Szybko dopiła kawę, wstawiła kubek
do zlewu i wyszła, rzuciwszy na pożegnanie coś zdawko
wego.
Dlaczego ta wiadomość tak bardzo ją zabolała?
Znowu zmarszczyła czoło. Zachowuje się zupełnie bez
sensu. Kiedyś kochała się w Zachu, i co z tego? Teraz jest
kimś zupełnie innym, ma własne życie i fascynującą pracę.
Postanowiła natychmiast się czymś zająć, żeby przepędzić
głupie myśli. Na przykład trochę się pouczy. Znajdzie sobie
jakieś zaciszne miejsce i przejrzy notatki z wykładów.
Tak, to doskonały pomysł. W ten sposób szybko zapo
mni o Zachu. Zresztą jej wcale na nim nie zależy.
Owszem, musi przyznać, że jest atrakcyjny i podoba się
każdej kobiecie. Jej też, ale to nic nie znaczy.
- Znalazłaś już mieszkanie? - Nicky spojrzała na Kee
ly i dodała: - Jesteś tu już trzy tygodnie i stale mieszkasz
w tej okropnej norze.
- Norze? - Zach usłyszał ostatnie słowo. - Co jest
z mieszkaniem Keely?
- Wszystko w porządku - zapewniła go szybko. - Po
prostu znajduje się w środku miasta, a ja wolałabym mie
szkać na wsi.
Nicky skrzywiła się.
- Wcale nie jest w porządku - oświadczyła, udając, że
nie widzi znaczącego spojrzenia koleżanki. - Ze ścian
46
SARAH MORGAN
obłazi farba, a właściciel jest starym obrzydliwcem. Do
tego narzuca ci się, sama mówiłaś.
W oczach Zacha obudziła się czujność.
- Co? - mruknął ze spokojem, który zapowiadał
grzmoty. - Jak ci się narzuca? Co on robi?
W pokoju przez chwilę panowała napięta cisza.
- Nicky przesadza - próbowała uspokoić go Keely.
- Nic naprawdę złego się nie dzieje.
- Nieprawda - zaprzeczyła Nicky. - Nie kłam.
Keely przymknęła oczy. Ona ją chyba zabije!
- Stale się do niej dobija, o różnych porach dnia i nocy
- objaśniła Nicky. - Boję się o nią. Musi się wyprowadzić.
- Czy to prawda? Czy to prawda, Keely? - powtórzył.
Teraz, kiedy nareszcie zaczął ją traktować jak dorosłą,
okazało się, że mała Keely znowu potrzebuje pomocy.
- On jest po prostu trochę samotny - powiedziała sła
bym głosem. - Chciałby sobie z kimś porozmawiać.
- Znajdę ci pokój na terenie szpitala, na razie się tam
wprowadzisz. - Sięgnął po słuchawkę i połączył się z dy
rektorem administracyjnym. Musiał niewiele wskórać, bo
rozłączył się z kwaśną miną. - Na razie niczego nie mają
- oznajmił - ale zaczną szukać.
- Nie ma pośpiechu - zapewniła go Keely. - Mam
w piątek obejrzeć dwa lokale. Dzięki za pomoc, ale dam
sobie radę.
Zach jeszcze się wahał.
- Nie jestem zadowolony, że tam mieszkasz.
Nicky i dwaj inni lekarze obecni w pokoju nie spusz
czali z nich zaciekawionego wzroku. Zrozumiałe. Skoro
Zach robi z tego taką historię...
- Nic mi nie grozi - powiedziała, próbując jakoś za
kończyć żenującą scenę.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
47
Zach nie dał jednak za wygraną.
- Jeśli z tych dwóch mieszkań nic nie wyjdzie, daj mi
znać. Zawsze możesz przecież sypiać w pokoju lekarza
dyżurnego.
- Dzięki.
Kiedy wreszcie sobie poszedł, Nicky puściła do niej oko.
- Strasznie się przejął nasz pan doktor.
Keely wzniosła oczy do nieba.
- Mówiłam ci, że on stale widzi we mnie dziewczynkę,
którą trzeba się opiekować. Boję się, że to się nigdy nie
zmieni.
Co powiedziawszy, wstała i wyszła, dając kolegom
szansę na poplotkowanie.
Po południu przeglądała właśnie zdjęcia rentgenow
skie, kiedy nagle dobiegł ją krzyk Nicky.
- Potrzebny jest lekarz! Tutaj!
Keely zastała pielęgniarkę z małą dziewczynką na ręku.
- Ma drgawki - wyjaśniła Nicky zdenerwowanym
głosem. - Pewnie z gorączki. Bierzemy ją na salę opatrun
kową, zaraz wzywam pediatrę.
Wysoka gorączka u małego dziecka nie jest niczym
nadzwyczajnym i Keely nieco zdziwiło przerażenie pie
lęgniarki.
- Jej rodzice tu są? - zapytała, podając małej tlen.
- Nie. - Nicky gwałtownie zwróciła się do jednej ze
stażystek. - Wezwij Zacha, ale już!
Keely osłupiała. Dlaczego zwykle opanowana Nicky
tak się przejmuje? Skąd ta panika?
- Dam sobie radę bez Zacha. Nie musimy go wzywać.
- Musimy - uparła się Nicky.
Keely, o nic więcej nie pytając, kazała dać małej czo
pek ze środkiem uspokajającym.
48
SARAH MORGAN
- Co o niej wiemy? Jak się nazywa?
- Na imię ma Phoebe - odparta Nicky.
Keely spojrzała na nią wyczekująco.
- A dalej?
Nicky przez chwilę się wahała.
- Jordan. To Phoebe Jordan, córka Zacha.
On ma córkę! O Boże...
Próbując się skoncentrować na chorym dziecku, Keely
szybko porządkowała w głowie rozbiegane myśli.
- Podaj jej paracetamol - zarządziła.
- Nie będziemy czekać na Zacha? - zapytała Nicky.
- Nie mamy czasu. Musimy jak najszybciej zbić jej
temperaturę. Damy jej kroplówkę.
Ledwie umieściły igłę w maleńkiej rączce, wpadł Zach.
- Co się stało? - Utkwił przerażone spojrzenie w twa
rzyczce dziecka. - Phoebe! Maleńka!
Odsunął Nicky i dopadł córeczki.
- Co jej się stało? - Powiódł wzrokiem po obecnych.
Keely po raz pierwszy widziała go w takim stanie. Jego
zimna krew gdzieś znikła.
- Ma po prostu wysoką gorączkę - powiedziała łagod
nie. - Podałam jej diazepam i paracetamol.
Wyglądał tak nieszczęśliwie, że nagle zapragnęła poło
żyć dłoń na jego ramieniu. Nicky zrobiła to za nią.
- Sytuacja jest opanowana, Zach. Keely zrobiła, co
trzeba.
- Zaraz przyjdzie pediatra - dodała Keely. - Już po
niego dzwoniłyśmy. Powiedz, jak ona się czuła dziś rano?
- Nie widziałem jej rano - wyjaśnił. - Miałem dyżur.
- Pochylił się nad małym drżącym ciałkiem. - Tatuś jest
przy tobie, córeczko - szepnął.
Keely poczuła, że topnieje jej serce.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
49
- Kto z nią był? Musimy wiedzieć, jak to się stało.
Zach wyprostował się i rozejrzał.
- Była z opiekunką, gdzie ona jest?
Nicky wzięła głęboki oddech.
- Nie przywiozła jej tutaj opiekunka...
- W takim razie kto? - zapytał bez tchu.
- Karetka pogotowia, wezwano ich do żłobka.
Zach osłupiał.
- Do jakiego żłobka? - wykrztusił.
- Dokładnie nie wiem - wybąkała Nicky. - Możesz
zapytać, ktoś od nich jest jeszcze w rejestracji.
- Co ona, u licha, robiła w żłobku? - Zach przeczesał
ręką włosy i spojrzał na Keely, jakby od niej oczekiwał
odpowiedzi.
Sprawdził, czy z dzieckiem wszystko w porządku,
i niemal wybiegł z pokoju.
- Opiekunka chyba będzie miała kłopoty - westchnęła
znacząco Nicky.
- Temperatura spada - z ulgą stwierdziła Keely, pochylając
się nad dziewczynką. - Witaj, maleńka.
Poczuła ukłucie w okolicy serca. Dziecko było prześli
czne. Długie rzęsy rzucały cienie na lekko zaróżowione
policzki, gładkie jak alabaster. W tej samej chwili powieki
dziewczynki uniosły się i malutka cichutko zakwiliła.
- Chce do tatusia...
Oczy miała tak samo błękitne jak on...
- Tatuś zaraz do ciebie przyjdzie - obiecała czułym
głosem Keely i szybko obejrzała uszy i gardło dziewczyn
ki. - Co my tutaj mamy? Czerwone gardziołko i zaczer
wienione małe uszka.
Nicky zaniepokoiła się.
- Chyba nie podejrzewasz zapalenia opon mózgowych?
50
SARAH MORGAN
Keely w zamyśleniu pokręciła głową.
- Nie sądzę... Na pediatrii przeprowadzą badania, mo
że nawet zrobią biopsję lędźwiową, jeśli będą mieli po
ważne podejrzenia. Ja sądzę, że to po prostu zwykła infe
kcja i zapalenie ucha. Chodź do cioci Keely, pokażę ci coś.
Wzięła dziewczynkę na ręce i pokazała jej motyla z bi
bułki zawieszonego na suficie.
- Zobacz, jakie to śliczne, o, jak się porusza...
Dmuchnęła i kolorowy motyl zawirował. W tej samej
chwili wrócił Zach.
- Jak ona się czuje? - spytał zaniepokojonym głosem.
Phoebe wyciągnęła rączki, a on wziął ją w ramiona
- Do taty...
Zach przeniósł wzrok na Keely.
- Jak z gorączką?
- Nieco spadła. Ma teraz trzydzieści dziewięć, dałam
jej jeszcze ibuprophen.
- Bardzo dobrze. A co podejrzewasz?
Wzruszyło ją, że zasięga u niej rady w sprawie doty
czącej własnego dziecka.
- Infekcję. Ma zaczerwienione gardło i uszy - odparła.
- Powinna chyba wziąć antybiotyk, dalej dawałabym jej
paracetamol, mierzyła temperaturę i obserwowała przez
całą noc. Muszą też wypowiedzieć się pediatrzy.
- Oto i oni - usłyszeli z tyłu jakiś głos.
Na twarzy Zacha odmalowała się wyraźna ulga.
- Tony, dzięki, że sam tu przyszedłeś. To moja córka.
- Nie ma problemu. - Tony przyjaźnie poklepał go po
ramieniu. - Co się takiego stało?
Zach głęboko westchnął.
- Kiedy wczoraj wychodziłem z domu w południe,
czuła się zupełnie dobrze. W nocy miałem dyżur, więc jej
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
51
nie widziałem. Rano zadzwoniłem do opiekunki i powie
działa, że wszystko w porządku. Potem zawiozła małą do
żłobka, żeby móc spokojnie iść na gimnastykę...
Tony uniósł pytająco brwi.
- Tak, właśnie - kontynuował lodowatym tonem Zach.
- W żłobku zauważyli po południu, że Phoebe jest rozpa
lona, i próbowali porozumieć się z opiekunką, ale im się
nie udało. Kiedy dziecku się pogorszyło, wezwali karetkę.
- Dobrze zrobili. - Skinął głową Tony. - Myślę, że to
wysoka gorączka spowodowała u małej drgawki.
- Keely jest tego samego zdania. - Zach nagle odwrócił
się ku niej z zakłopotaną miną. - Przepraszam, ale z tego
wszystkiego zapomniałem was sobie przedstawić. To jest
Tony Maxwell, jeden z naszych najlepszych pediatrów.
Keely uśmiechnęła się, wymieniła swoje nazwisko i
z uwagą zaczęła się przyglądać, jak Tony bada małą.
- Zgadzam się z diagnozą Keely - oświadczył potem.
- Mamy do czynienia z infekcją gardła i uszu. Zostawimy
ją u nas na noc, a rano zobaczymy.
Zach zmarszczył czoło.
- Ma zostać na całą noc w szpitalu?
- Tylko ze względu na ciebie - wyjaśnił mu Tony. -
W domu strasznie byś się o nią bał. Człowiek kompletnie
traci głowę, jeśli w rachubę wchodzi własne dziecko. Sam
mam dwoje i umieram ze strachu, kiedy mają katar.
Phoebe pociągnęła noskiem i Zach mocniej przytulił ją
do siebie.
- Będę mógł przy niej zostać?
- Jasne - bez wahania odparł Tony. - Zaraz powiem,
żeby wam przygotowali pokój.
Kiedy Tony i Nicky opuścili salę, Zach pocałował có
reczkę w główkę i pytająco spojrzał na Keely.
52
SARAH MORGAN
- Zrobisz coś dla mnie?
- Oczywiście.
Zawsze... Co tylko zechcesz...
- Posiedzisz przy niej chwilę? Chciałbym porozma
wiać z tą jej nianią.
Jego ton nie wróżył nieszczęsnej niani nic dobrego, ale
Keely jakoś nie mogła jej współczuć. Nieodpowiedzialna
dziewczyna zasłużyła sobie na ostrą reprymendę.
- Dobrze, zostanę z nią - obiecała.
Nagle zdała sobie sprawę, że to nie ona powinna sie
dzieć przy jego dziecku. Poczuła dojmujący żal.
- Może chciałbyś, żebym zawiadomiła jej matkę?
Phoebe na pewno chciałaby zobaczyć swoją mamusię.
A swoją drogą dziwne, że dziecko do tej pory ani sło
wem nie wspomniało o matce.
Zach wyprostował się, chłodny i nieprzystępny.
- Ja nie mam żony. Umarła rok temu.
R O Z D Z I A Ł TRZECI
Mrok panujący w pokoju rozpraszała jedynie mała
lampka stojąca na stoliku przy łóżeczku. Za oknem wiatr
wył i szarpał gałęziami drzew, jakby gwałtownie żegnając
się z zimą.
Phoebe spała, przykryta prześcieradłem, mając na sobie
tylko pieluszkę. Keely siedziała obok i patrzyła na ciężko
oddychające dziecko. Czekała na Zacha. Na szczęście go
rączka ustępowała i stan dziewczynki się poprawiał. W ci
szy szpitalnego pokoju, wsłuchana w urywany oddech
dziecka, Keely miała mnóstwo czasu na myślenie o Zachu
i o tym, co jej powiedział. Jego żona umarła. Matka Phoe
be nie żyje.
Serce ścisnęło jej się z żalu; ile on musiał wycierpieć.
Nie tylko stracił ukochaną żonę, ponadto jego córeczka
straciła matkę. Keely wsunęła rękę między pręty łóżeczka
i delikatnie pogłaskała jasną główkę. Ciało Phoebe było
teraz o wiele chłodniejsze.
- Jak ona się czuje?
Drgnęła na dźwięk głosu Zacha. Nie słyszała, jak wcho
dził.
- Całkiem nieźle - odpowiedziała szeptem.
Miała ochotę objąć go i pocieszyć. Czyste wariactwo!
Zupełnie jakby przyjacielski pocałunek mógł kogoś pocie
szyć po stracie ukochanej osoby.
- Znacznie mniej gorączkuje - dodała cicho. - Nie jest
54
SARAH MORGAN
już taka rozpalona, lepiej oddycha. Tony zajrzał tu przed
chwilą. Uważa, że punkcja lędźwiowa nie jest potrzebna,
ale mogą ją zrobić, jeśli uznasz to za wskazane.
Zach pokręcił głową.
- Nie. Opiekunka mówi, że Phoebe gorączkowała już
w nocy. Nic mi nie powiedziała, kiedy dzwoniłem, bo
podobno nie chciała mnie denerwować.
- Pewnie tak było - szepnęła, ale Zach wybuchnął
śmiechem.
- Tak sądzisz? Chyba zanadto ufasz ludziom. Ja myślę
raczej, że nic mi nie powiedziała, bo słusznie uznała, że
będę w ciągu dnia dzwonił i pytał o stan dziecka, a to jej
uniemożliwi oddanie małej do żłobka.
Keely uniosła na niego zdziwione spojrzenie.
- Swoją drogą, jak oni mogli tak ją po prostu przyjąć.
Zach zmarszczył czoło.
- Mieli list. Napisany na firmowym papierze z nadru
kiem szpitala i podpisany przeze mnie. Było tam napisane,
że zgadzam się na umieszczenie dziecka w żłobku na po
byt dzienny.
- Podrobiła twój podpis? - ze zgrozą spytała Keely.
- Wyobraź sobie. Urocze, prawda? - W głosie Zacha
zabrzmiała ironia.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytała.
Odsunął jasny kosmyk włosów z czoła dziecka.
- Już wszystko załatwione. Niania właśnie teraz zabie
ra swoje rzeczy z mojego domu.
Keely uśmiechnęła się.
- Najważniejsze, że Phoebe wraca do zdrowia. Cała
reszta się nie liczy.
Przez chwilę panowało milczenie.
- Ty zawsze dostrzegasz tylko rzeczy ważne, na dro-
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
55
biazgi wcale nie zwracasz uwagi - rzeki Zach w zamyśle
niu. - Już dawniej bardzo mi się to u ciebie podobało.
Byłaś taka inna. Wszyscy w twojej rodzinie zajmowali się
karierą, a ty w tym czasie uciekałaś z lekcji, żeby poma
gać w sierocińcu.
- Skąd wiedziałeś? - spytała zdumiona. - Nikomu
o tym nie mówiłam.
- Dowiedziałem się od twojej rodziny zgorszonej two
im zachowaniem - odparł z ironią i już zupełnie serio do
dał: - Byłaś pierwszą osobą w rodzinie, której wpadła do
głowy myśl, że nauka i życie zawodowe to nie wszystko.
Był to dla nich ogromny szok.
Keely lekko się skrzywiła.
- A ja miałam kłopoty...
Zach zapatrzył się przed siebie.
- Zawsze miałaś kłopoty, ale nigdy nie zrezygnowałaś.
Odwróciła od niego spojrzenie, żeby w jej oczach nie
dostrzegł, o czym myśli. Przeniosła wzrok na dziecko.
- Musisz być bardzo szczęśliwy, że ją masz.
Zach skinął głową.
- Jestem szczęśliwy. Chociaż być samotnym ojcem to
niełatwa sprawa. Na przykład teraz. Mam chore dziecko,
odpowiedzialną pracę i właśnie zwolniłem niańkę.
Keely rozmarzonym wzrokiem objęła śpiącą dziew
czynkę.
- Ona jest najważniejsza, praca się nie liczy. Jaka ona
cudowna...
Zach uśmiechnął się, tym razem radośnie.
- Prawdę mówiąc, moja córeczka jest nieznośna. Stra
szny z niej urwis. Nie potrafi ani przez chwilę usiedzieć
w miejscu, chyba że jest chora. Biedna niania miała z nią
ciężkie życie i chyba nie bardzo żałuje, że się rozstaliśmy.
56
SARAH MORGAN
- Pokręcił głową i ciągnął dalej. - Możesz sobie wyobra
zić, co dziecko w tym wieku może robić. Phoebe potrafi
o wiele więcej.
Na twarzy Keely odbił się blask jego uśmiechu.
- Rozumiem, i nie ma nikogo, kto mógłby ci pomóc?
Zach wzruszył ramionami.
- Ally, żona Seana, nieraz mi pomaga w awaryjnej
sytuacji, ale pracuje na pół etatu i nie bardzo mogę ją
wykorzystywać. Może moja gospodyni, Barbara, zgodzi
się zostawać z Phoebe. Jest cudowną babcią, ale nie może
zostawać u nas na noc, kiedy mam dyżur. Będę chyba
musiał zaangażować nową opiekunkę, ale na myśl, że
miałbym Phoebe zostawić z kimś obcym, dostaję gęsiej
skórki.
Umysł Keely pracował na pełnych obrotach.
- Pomogę ci - obiecała cicho.
- Ty? - Zach uniósł brwi. - Dlaczego akurat ty?
Bo chce mu pomóc, bo uważa, że jego życie jest cięż
kie, bo nikt inny tego dla niego nie zrobi.
Trzeba go tylko przekonać, że to dobry pomysł.
- Pytasz, dlaczego chcę ci pomóc? Powodów jest wiele
- odparła, nie odwracając oczu od uśpionego dziecka. -
Po pierwsze, bardzo lubię małe dzieci i wiem, że razem
będziemy się świetnie bawić.
- A po drugie?
Zawahała się. Pragnęła powiedzieć mu prawdę, ale nie
chciała, by to zabrzmiało zbyt patetycznie.
- Po drugie... tak bardzo ci współczuję z powodu stra
ty żony. Nie mogę sobie wyobrazić, co czujesz. Nie powi
nieneś mieć dodatkowych problemów i jeśli mogę ci
w czymś ulżyć, chętnie to zrobię. Nie mogę przywrócić
życia twojej żonie, ale mogę ułatwić życie tobie i Phoebe.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
57
Skończyła, przygryzła usta i czekała na jego reakcję.
- Zawsze byłaś sentymentalna - powiedział w końcu
i przygładził ręką włosy. - Ale co my możemy dać ci
w zamian?
- Mieszkanie - odparła szybko. - Mój gospodarz stał
się nieznośny i muszę się wyprowadzić.
Nie zabrzmiało to zbyt prawdopodobnie, ale miała na
dzieję, że Zach przyjmie jej argumentację.
- Phoebe jest bardzo... żywym dzieckiem - zaczął po
woli. - Ostatnio zamknęła drzwi i niania została na zew
nątrz.
Keely to nie zraziło.
- Roztropne dziecko. A jak niania mogła dopuścić do
takiej sytuacji, żeby między nią a dzieckiem były drzwi?
- Wdrapuje się na wszystko, jest strasznie absorbu
jąca...
Keely łagodnie mu przerwała.
- Wiem, jakie potrafi być dziecko w jej wieku.
Zach wydawał się zmieszany.
- To dla ciebie będzie duże obciążenie.
Spojrzała na niego beztrosko.
- Jakie tam obciążenie. Chętnie ci pomogę, jeśli mi
zaufasz.
- Oczywiście, że ci zaufam - obruszył się Zach.
- W takim razie załatwione. - Wydała przeciągłe wes
tchnienie ulgi. - Pojutrze po pracy zabiorę swoje rzeczy
i ulokuję się w pokoju opiekunki. Nie wiem, gdzie miesz
kasz, będziesz mi musiał narysować plan.
- Mieszkam na strasznym odludziu - powiedział to
nem wskazującym na to, że ceni sobie swoje „odludzie".
- Nie wiem, czy nie będziesz się bała zostawać sama
w domu.
58
SARAH MORGAN
Rzuciła mu mordercze spojrzenie.
- Znowu zaczynasz! Ja mam być opiekunką do dzie
cka, a nie dzieckiem potrzebującym opieki! Łaskawie to
sobie zapamiętaj.
Machnął ręką i uśmiechnął się przepraszająco.
- Wybacz, w takim razie bardzo ci dziękuję za to, co
chcesz dla mnie zrobić. Jestem ci wdzięczny, chociaż nie
bardzo rozumiem, dlaczego tak się dla nas poświęcasz.
Kiedy będziesz miała dość, po prostu powiedz. A teraz
zostawię ci klucze na oddziale i narysuję plan dojazdu.
Keely wstała.
- Przyniosę ci kanapkę i kubek kawy, pewnie jesteś
wykończony.
Zach ciężko opadł na opuszczone przez nią krzesło.
- Owszem. Keely, poczekaj chwilę...
Zatrzymała się w drodze do drzwi i zwróciła ku niemu.
- Bardzo ci za wszystko dziękuję.
Ich oczy spotkały się i nagle poczuła, że znowu dzieje
się z nią coś dziwnego. A przecież sobie przyrzekła... Mu
si się wziąć w garść i pomóc mu. Musi mu pomóc, bo Zach
ma bardzo ciężkie życie. Przecież właśnie od tego ma się
przyjaciół.
Zach mieszkał w pięknym kamiennym domu przytulo
nym do zbocza góry. Wokół rozciągały się łąki i pasły
owce. Keely spojrzała na trzymane w ręku klucze, ale
postanowiła zadzwonić do drzwi. W odpowiedzi dobiegł
ją tupot małych nóżek i krzyki.
Drzwi otworzyli jej oboje.
- Pomoc przybywa z odsieczą - oświadczyła Keely na
powitanie i zrobiła do nich oko.
Zach wzniósł oczy do nieba.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
59
- W samą porę - jęknął. - Zginął nam właśnie ukocha
ny miś i nigdzie nie możemy go znaleźć.
Wyglądał tak, jakby od trzech nocy nie zmrużył oka.
- Idź na górę i zrób sobie gorącą kąpiel - poradziła mu
Keely i wśliznęła się do korytarza, ostrożnie omijając tu
piącą dziewczynkę. - A potem idź się przespać - dodała.
- Jak będziesz mi potrzebny, zawołam cię na pomoc.
Nie od razu się zdecydował. Wiedziała, że nie zostawi
jej sam na sam z córeczką, dopóki się nie przekona, że
Keely da sobie z nią radę. Wyjęła z kieszeni jedną z za
bawek, zakupionych specjalnie w tym celu w szpitalnym
sklepiku.
Nie zwracając uwagi na dziewczynkę, zaczęła się bawić
małym samochodzikiem, robiąc brum, brum i uśmiecha
jąc się do siebie. Wrzaski umilkły i Phoebe uniosła ku niej
zaciekawioną twarzyczkę. Keely puściła samochodzik da
leko przed siebie i malutka przejęła go po drodze.
- Telas ja... - zaszczebiotała.
- Doskonały pomysł - zgodziła się Keely i Phoebe za
częła puszczać autko po podłodze.
- Widzisz, idzie nam całkiem dobrze - zwróciła się
Keely do Zacha. - Możesz się spokojnie wykąpać i poło
żyć. Damy sobie radę, w razie czego cię obudzę.
Jeszcze chwilę się wahał.
- Może być nieznośna...
Keely odpowiedziała mu uśmiechem.
- Wszystkie chore dzieci są nieznośne. Idź do łóżka.
- Skoro tak uważasz... ale pamiętaj, gdyby coś się
działo, zaraz mnie obudź.
- Jasne - zapewniła go i pomknęła uwalniać samocho
dzik zaplątany we frędzle zasłony. - Spij dobrze.
- Nie mam siły dłużej się opierać - przyznał zrezyg-
60
SARAH MORGAN
nowanym głosem. - Pamiętaj, za dwie godziny trzeba jej
podać paracetamol. Dziękuję ci, Keely.
Poszedł na górę, a ona zajęła się Phoebe. W dwie go
dziny później była wykończona i nie miała już żadnego
pomysłu na zabawę.
- Chce do taty - oświadczyła płaczliwie mała.
Keely rozejrzała się po bawialni w poszukiwaniu ratun
ku i zauważyła dużego brązowego misia leżącego pod
kanapą.
- Zobacz, kogo tu mamy! - zawołała radośnie i z ulgą
ujrzała, że Phoebe się uśmiecha.
Kryzys został zażegnany. Potem znalazła drogę do ku
chni i chciała zrobić małej podwieczorek.
- Nie! - Phoebe z wrzaskiem rzuciła grzankę na pod
łogę. Keely bez słowa ją podniosła i wrzuciła do kosza.
- Nie jesteś głodna? Nic nie będziesz jadła? - zapytała
i odpowiedziała jej nadąsana mina dziecka.
Phoebe wygięła usta w podkówkę. Na szczęście w tej
- samej chwili na parapet wskoczył kot i Keely pobłogosła
wiła go w duchu.
- Zobacz, kotek. Jak kotek mówi?
- Chce do tatusia, do tatusia - powtórzyła z uporem
dziewczynka.
Keely pocałowała ją w policzek.
- Kotki tak nie mówią. Mówią miau.
Phoebe przetarła piąstkami oczy.
- Do taty! Chce do mojego taty!
- Wiem, kluseczko - czule rzekła Keely. - Wiesz, co
zrobimy? Położę cię do łóżeczka i tatuś zaraz do ciebie
przyjdzie.
Malutka marudziła, bo stres związany z chorobą i po
bytem w szpitalu jeszcze nie minął. Keely zaniosła ją na
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
61
górę i przebrała w czystą koszulkę. Nie chciała ubierać jej
na noc zbyt ciepło, na wypadek gdyby gorączka powróci
ła. Sama posłała sobie na kanapce w dziecinnym pokoju.
Zach był zbyt zmęczony, żeby w razie czego usłyszeć
wołanie dziecka, a ona przecież ostatniej nocy spała.
Po dwóch bajkach Phoebe zmorzył sen i usnęła słodko
z paluszkiem w buzi. Jej nowa opiekunka odetchnęła z ul
gą i poszła zebrać rzeczy rozrzucone w łazience. Po dro
dze zajrzała do pokoju pana domu; ciekawe, czy udało mu
się zasnąć?
Zach leżał na plecach i spał głębokim snem. Pod roz
piętą na piersi piżamą widać było ciemne włosy. Był zbyt
zmęczony, żeby się czymś przykryć. Keely na paluszkach
podeszła do niego i zapięła mu piżamę. Drgnęła, czując
ciepło jego skóry.
Rozejrzała się za czymś do przykrycia. Nie mogła ry
zykować wyciągania kołdry spod Zacha. Poszła do sąsied
niej sypialni, wzięła koc i starannie otuliła nim śpiącego
mężczyznę.
Potem sprawdziła jeszcze, czy z Phoebe wszystko
w porządku, posprzątała w kuchni i położyła się na kana
pce w pokoju dziecinnym. Było bardzo wcześnie, ale po
nieważ miała pewność, że w nocy kilkakrotnie będzie
wstawać, postanowiła wyspać się na zapas.
Znalazł ją w dziecinnym pokoju. Przez chwilę stał
w progu ze wzrokiem wbitym w drobną figurkę skuloną
na kanapie.
Zaraz po przebudzeniu poszedł sprawdzić, co z Phoebe,
a potem przejrzał cały dom w poszukiwaniu Keely. Za
pierwszym razem wcale jej nie zauważył. Nie spodziewał
się, że ją zastanie w pokoju córki. Dlaczego właśnie tu się
62
SARAHMORGAN
położyła? Dlaczego nie zajęła wygodnego łoża w pokoju
gościnnym, Zachowi zostawiając w nocy troskę o dziec
ko? I dlaczego przykryła go kocem? Bała się, że zmarz
nie?
Keely właśnie taka była. Troskliwa i dobra; zawsze
myślała o innych. Objął spojrzeniem śpiącą dziewczynę.
Jaka ona ładna... Jasnowłosa, długonoga, zgrabna i... na
wet we śnie uśmiechnięta. Wyglądała bardzo młodo i bez
bronnie. Miała rację, kiedy go oskarżała, że nie traktuje
jej jak dorosłej. Dla Zacha rzeczywiście stale była dziec
kiem. Bardzo dobrze, bo gdyby nagle zaczął widzieć
w niej kobietę...
Mogłoby go to zaprowadzić za daleko.
Powieki Keely drgnęły i po chwili otworzyła oczy.
- Przestraszyłeś mnie - szepnęła.
Zach podszedł i pochylił się nad nią.
- Nie powinnaś tutaj spać. Jest ci niewygodnie, będą
cię bolały plecy. Przenieś się do pokoju gościnnego.
Przetarła oczy jak rozbudzone dziecko.
- Która godzina? - spytała zaspanym głosem.
- Pierwsza w nocy. Dzięki tobie przespałem całe
osiem godzin i teraz mogę cię zastąpić.
Przecząco pokręciła głową.
- Nie ma potrzeby, świetnie się czuję. Phoebe chyba
też. Przed snem dałam jej paracetamol, napiła się mleka
i ani razu się nie obudziła. Przykryłam ją prześcieradłem,
bo pod kocem mogłaby się przegrzać.
O wszystkim pomyślała. Wzruszony pogładził ją po
puszystych jasnych włosach.
Keely zesztywniała; wyglądała teraz jak leśne zwierząt
ko złapane w światła reflektorów.
- Zach?
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
63
Miała cudownie jedwabiste włosy i chciałby tak ich
dotykać bez końca. Uniosła na niego pytające błękitne
oczy. Pod wpływem nagłego impulsu pochylił ku niej
głowę i nie myśląc o tym, co robi, zaczął całować jej usta.
Keely przymknęła oczy i uległa mu. Całował ją tak jak
mężczyzna całuje kobietę. Była dorosła; w jej pocałunku
nie było nic dziecinnego. Nigdy dotąd nawet nie dopusz
czał do siebie takiej myśli. Keely była przecież tylko młod
szą siostrą jego kolegi. Ale nie była już dzieckiem.
Nie przerywając pocałunku, posadził ją na kanapie,
żeby móc ją objąć. Poczuł jej dłonie na swoim ciele i za
czął dotykać jej piersi. Jak na tak szczupłą osobę była
całkiem dobrze zbudowana. Sposób, w jaki odpowiadała
na dotyk jego rąk, podniecił go i całkowicie stracił nad
sobą kontrolę.
- Pić!
Krzyk dziecka podziałał na nich jak zimny prysznic.
Keely zerwała się z kanapy; Zach powoli odzyskiwał zi
mną krew. Nie poznawał samego siebie. Jak mógł się tak
zachować?
Dobiegł go pozornie opanowany głos Keely.
- Nie jest gorąca. Po prostu chce jej się pić.
Nie patrzyła na niego i czuł, że jest bardzo zmieszana.
Nic dziwnego; on też był co najmniej „bardzo zmieszany".
Co, u licha, mu się stało?
- Zaraz się nią zajmę - powiedział schrypniętym gło
sem. - Idź do łóżka, Keely, musisz się przespać.
Jak mogło do tego dojść? Dlaczego ją całował, skoro
wiedział, że to szaleństwo? Odpowiedź była jedna: stracił
nad sobą kontrolę. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak się
kompletnie zapomniał. Właściwie zawsze potrafił zacho
wać dystans, w każdej sytuacji, nawet bardzo intymnej.
64
SARAH MORGAN
Po śmierci Catherine jego serce zamieniło się w kawał
lodu. Kochał tylko Phoebe i tylko przy niej pozwalał sobie
na czułość.
Zacisnął zęby i położył dziecko z powrotem do łóże
czka. Może jeśli oboje przejdą nad tym, co się wydarzyło,
do porządku dziennego, wszystko jakoś się ułoży. Byli
bardzo zdenerwowani i zaniepokojeni stanem Phoebe
i dlatego tak się dziwnie zachowali. To nic nie znaczy.
Lepiej się jednak upewnić. Bardzo by nie chciał, żeby się
znowu w nim zakochała. Nie należy do kobiet, które za
dowoli przelotny romans, a on nie ma jej do oferowania
nic innego.
Ostrożnie zaczęła schodzić po schodach. Z kuchni do
biegł ją śmiech i przystanęła. Nie może tam iść. Nie może
spojrzeć mu w oczy. Chciała się wycofać, ale było za
późno.
- Keely?To ty?
Zach na nieszczęście musiał usłyszeć jej kroki. Trudno,
nie ma wyjścia. Ale jak się zachować? Co można powie
dzieć mężczyźnie, który cię całował w nocy tak namiętnie,
a teraz udaje, że nic się nie stało?
- Cześć - powiedziała wesoło, tak jakby nic się nie
stało. - Cześć, jak się czuje nasza chora?
Miała nadzieję, że zachowuje się swobodnie i Zach nie
wyczuwa, jak jest udręczona sztucznością sytuacji.
- Sama zobacz - odparł równie swobodnie.
Wyglądał atrakcyjnie, chociaż był nieogolony. Ciemny
zarost ocieniał mu policzki. Ratunku! - zawołało coś
w Keely. Chyba nic jej nie uratuje i znowu się w nim
zakocha na zabój.
Nie! Nigdy na to nie pozwoli. On jej się po prostu
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
65
podoba, podoba się przecież wszystkim kobietom, co nie
znaczy, że grozi jej coś naprawdę poważnego. Podeszła do
Phoebe siedzącej w wysokim krzesełku i rozgniatającej na
stole resztki jajka.
- Witaj, maleńka. - Usiadła obok dziewczynki i do
tknęła jej czoła. - Zupełnie chłodne. Dawałeś jej jeszcze
paracetamol?
Zach pokręcił głową.
- Nie, od tamtej pory już nie, chyba już nie potrzeba.
Dziewczynka przekrzywiła główkę.
- Biedna Phoebe, biedna...
Zach wetknął jej do rączki grzankę.
- Już nie taka biedna, zdrowiejesz, córuchno.
Dziewczynka wyciągnęła rączki w jego stronę.
- Całuska - zażądała.
- Najpierw skończymy śniadanie - stanowczo oświad
czył ojciec. - Zjesz grzankę i wtedy pogadamy.
Phoebe nie pozwoliła mu jednak doprowadzić akcji
wychowawczej do końca. Marudziła tak długo, aż wziął
ją na kolana, nie bacząc na to, że brudzi go masłem i re
sztkami jajka.
- Dobrze, jeden całusek i jemy.
Keely nie mogła od nich oderwać wzroku. Zach spoj
rzał na nią skruszony.
- Wiem, co sobie myślisz. Uważasz, że powinienem
być bardziej stanowczy, ale... nie umiem. Jestem za mięk
ki, ale nic na to nie mogę poradzić.
- Wcale tak nie myślę - łagodnie zaprotestowała Kee
ly, smarując grzankę. - Jesteś doskonałym ojcem.
Patrzył na nią przez chwilę, a potem przysunął jej ku
bek z herbatą.
- To dla ciebie, zasłużyłaś.
66
SARAH MORGAN
- Dziękuję.
- To ja powinienem ci podziękować - rzeki zamyślo
ny, a Keely skupiła się na jedzeniu, by nie patrzeć mu
w oczy.
Co on ma na myśli? To, co zaszło na kanapie?
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się do Phoebe, by nie
spotkać spojrzenia Zacha. - Idziesz dzisiaj do pracy?
- Nie, nie chcę jej zostawiać, zanim naprawdę nie wy-
dobrzeje. Muszę jednak na chwilę wyjść, bo chciałbym
porozmawiać z Barbarą. Do pracy może pójdę jutro, jeśli
wszystko będzie w porządku.
Keely pociągnęła łyk herbaty.
- Jutro mam wolne i mogę z nią zostać, jeśli chcesz.
Upewnimy się, czy wszystko dobrze, zanim ją powierzysz
Barbarze.
W jego niebieskich oczach dostrzegła coś, czego wi
dzieć nie chciała. Wspomnienie minionej nocy.
- Chciałbym ci coś powiedzieć... - zaczął i wiedziała
już, co nastąpi dalej.
- Chcesz mówić o tym pocałunku, wiem - odezwała się
spokojnie. - Nic się nie stało, byliśmy po prostu zmęczeni.
- Nie masz mi tego za złe? - zapytał po chwili.
- Ani trochę. Dlaczego miałabym ci to mieć za złe?
Nie wydawał się przekonany.
- Kiedyś się we mnie kochałaś, a ja tej nocy zrobiłem
coś, czego nie wolno mi było robić. Nie chciałbym, że
byś... źle mnie zrozumiała.
Jasne, innymi słowy, boi się, że ona znowu się w nim
zakocha. Nie zrobi tego, dwa razy nie popełni tego samego
błędu. Nie może co prawda udawać przed sobą, że Zach
na nią nie działa, ale przynajmniej może ukrywać to przed
nim.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
67
- To był tylko zwykły pocałunek - oświadczyła lekko.
Zach roześmiał się.
- Doświadczenie uczy mnie, że nie ma „tylko zwy
kłych pocałunków", i chciałbym być z tobą szczery. Z gó
ry cię przepraszam za to, co powiem. - Spoważniał. - Nie
planuję żadnych związków, nie ma na nie w moim życiu
miejsca.
Keely ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Z powodu twojej żony?
Wstał tak gwałtownie, że krzesło przewróciło się.
- Tak - przytaknął. - Z powodu Catherine.
- Nie musisz o tym mówić - szepnęła Keely.
- Wiem, i nie zamierzam tego robić. - Jego głos stał
się nagle chłodny i obcy. - Powiem tylko, że po jej śmierci
miewam jedynie... przelotne znajomości.
To znaczy: uprawiam tylko seks. Kochał żonę tak bar
dzo, że kiedy odeszła, wszystko się dla niego skończyło.
Nikt nigdy nie zajmie jej miejsca.
- Nie zakochuj się we mnie, Keely...
Uniosła na niego oczy.
- Przeszłam przez tę chorobę jako szesnastolatka.
Chyba jej nie uwierzył.
- W dalszym ciągu chcesz tu mieszkać? - zapytał. -
Po tym, co zaszło tej nocy?
Keely podała dziecku kolejną grzankę.
- Nie widzę przeszkód - oświadczyła. - Jestem doros
ła i mogę się całować z mężczyzną, nie oczekując, że za
raz potem mi się oświadczy. Wszystko jasne. Opracowali
śmy właśnie pierwszą zasadę obowiązującą w tym domu:
sublokatorowi surowo zabrania się zakochiwania we wła
ścicielu. Czy są jeszcze inne zasady?
Zach odetchnął z ulgą.
68
SARAH MORGAN
- Nie, to wszystko. A czy ty nie spóźnisz się do pracy?
Zerknęła na kuchenny zegar.
- O rany! Spóźnię się! Zapomniałam, że muszę wcześ
niej wyjść, bo teraz dalej mieszkam! - Musnęła wargami
policzek Phoebe. - Pa, maleńka!
Zach patrzył, jak w locie chwyta torebkę i kluczyki.
- Gdybyś miała jakieś problemy, idź do Seana - pora
dził na pożegnanie.
- Tak jest, szefie! - zawołała i wybiegła na mroźne
powietrze.
Wsiadła do samochodu i maska niefrasobliwości opad
ła z jej twarzy. Łatwo sobie mówić, że się w nim nie
zakocha, ale po tej nocy stawało się to jeszcze trudniejsze.
Mogłoby być tak cudownie, tak niesamowicie, tak... a nie
było. Zach nic do niej nie czuł i musiała podjąć tę grę.
Jemu nikt nie zastąpi żony, bo tak bardzo kocha się
tylko raz w życiu. Musiał się upewnić, czy Keely to rozu
mie i czy nie robi sobie złudzeń. Nie, wszystko doskonale
rozumiała.
Kochać Zacha to znaczy złamać sobie serce, jak to
określiła Nicky, a Keely nie zamierzała przeżywać zawie
dzionej miłości po raz drugi.
R O Z D Z I A Ł CZWARTY
- Chyba żartujesz! - Nicky, z naręczem środków opa
trunkowych, stanęła w miejscu jak wryta. - Przeprowa
dziłaś się do niego?
Keely złapała w locie opakowania, które koleżanka już
miała upuścić na podłogę.
- Co w tym dziwnego? - zapytała.
- On... on nigdy... - Nicky zabrakło tchu. - Zach ni
gdy nie wpuścił do domu żadnej kobiety. O ile wiem, nie
dopuścił do swojej córki nikogo oprócz opiekunek.
- Sama widzisz. - Keely bezradnie westchnęła. - Dla
niego jestem kimś pomiędzy dzieckiem a niańką.
Przynajmniej tak było do ostatniej nocy...
- Nawet w takim przypadku nie mogę uwierzyć, że z nim
mieszkasz. - Nicky nie mogła otrząsnąć się ze zdumienia.
- Coś nieprawdopodobnego. Może jest jeszcze nadzieja...
- Jaka nadzieja?
- Że w jego życiu coś się zmieni, że w kimś się zako
cha... - Nicky zmarszczyła czoło. - Szczerze mówiąc,
Zach jest tak niedostępny, że trudno mi sobie wyobrazić
go innego.
Keely natychmiast sprowadziła ją na ziemię.
- Nie rozpędzaj się, Nicky. Wprowadziłam się do niego,
żeby się zająć jego dzieckiem, a nie nim. Nic nas nie łączy.
Tak właśnie było. Nawet po tym, co zaszło w nocy, nic
ich nie łączyło. Zach był niedostępny i dla nikogo nie miał
70
SARAH MORGAN
serca. Teraz rozumiała, dlaczego tak jest. Jego serce w dal
szym ciągu należało do jedynej kobiety, którą w życiu
kochał.
Nicky zamyśliła się.
- W każdym razie jest to krok w dobrym kierunku
- orzekła wreszcie.
- Opowiedział mi o swojej żonie - rzekła cicho Keely.
- Okropne, prawda? - Nicky wzdrygnęła się. - Nie
wiem dokładnie, jak to się stało, bo jeszcze wtedy tu nie
mieszkałam, ale to musiało być straszne..
- Musiał bardzo ją kochać. - W głosie Keely za
brzmiał żal i współczucie.
- Tak, i na pewno nie zamierza z nikim się wiązać
- zawtórowała jej Nicky z przekonaniem. - Ale co będzie
z tobą? Jesteś pewna, że możesz z nim mieszkać i nie
zakochać się?
Keely uśmiechnęła się smutno.
- Prawdę mówiąc, nie jestem tego pewna, ale jedno
mogę ci przyrzec. Jeśli się nawet w nim zakocham, nigdy
tego po sobie nie pokażę.
Nicky pokręciła głową.
- Nie chciałabym, żebyś cierpiała...
- Na razie cierpi tylko Zach - oznajmiła szybko Keely.
- I jeśli mogę jakoś mu ulżyć, zrobię to. O mnie się nie
martw. Jakoś dam sobie radę z moimi uczuciami.
Albo przynajmniej mam taką nadzieję...
Zach kąpał właśnie córeczkę, kiedy w korytarzu rozległ
się wesoły głos Keely.
- Już jestem!
Wyjął dziecko z wanny i owinął ręcznikiem, starając
się nie myśleć o ustach i ciele Keely.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
71
Nie powinien był jej całować. Przez cały dzień myślał
tylko o tym i mimo jej porannych zapewnień, że nic się
nie stało, czuł, że problemy dopiero się zaczynają. Keely
będzie oczekiwała czegoś, czego on nie może jej dać.
Z Phoebe na rękach przeszedł do pokoju dziecinnego,
a Keely w przelocie pocałowała małą w policzek.
- Witaj, króliczku. Jak ona się czuje? - zapytała.
Wyminął ją, starając się nie dostrzec jej uśmiechu. Gdy
by zwrócił uwagę na jej usta, przypomniałby sobie ich
smak, a wtedy... wtedy mógłby zechcieć pocałować ją
znowu.
Nie rozumiał, co się z nim dzieje. Zwykle niedostrze
ganie jakiejś kobiety przychodziło mu bez trudu. Można
powiedzieć, że z czasem stał się prawdziwym ekspertem
od trzymania kobiet na dystans. Dlaczego Keely tak go
kusi? Przecież wcale nie jest w jego guście. Na ogół po
ciągały go wyniosłe, chłodne intelektualistki, takie jak
Catherine. Keely jest zupełnie inna. Może właśnie to jest
przyczyna? Pewnie Keely tak bardzo go pociąga, bo w ni
czym nie przypomina jego żony.
- Może ja ją położę? - zapytała i wyciągnęła ku małej
dłonie, ale Phoebe obronnym gestem wtuliła się w ojca.
- Nie przejmuj się. - Zach spostrzegł zawiedziony wy
raz twarzy Keely. - Ona bardzo trudno się przyzwyczaja.
- Rozumiem doskonale - powiedziała Keely z uśmie
chem. - Phoebe, czy chciałabyś zobaczyć kotka?
Phoebe rzuciła jej nieufne spojrzenie.
- Kotka z oglodu? - zapytała, chowając buzię na ra
mieniu ojca.
- Tak - potaknęła Keely. - Mogłybyśmy wyjrzeć
przez okno w twoim pokoju.
Dziewczynka zawahała się, a potem wyciągnęła ku niej
72
SARAH MORGAN
rączki. Zach ukrył zdziwienie i powiódł wzrokiem za Kee-
ly niosącą Phoebe w stronę okna.
Świetnie radzi sobie z dziećmi, zawsze jest cierpliwa
i wesoła. Phoebe potrafi być nieznośna, ale Keely zupełnie
się tym nie przejmuje. Jest taka wyrozumiała. I jaka prze
biegła... Zawsze potrafi znaleźć coś, co odwróci uwagę
dziecka.
Zwróciła ku niemu głowę.
- Zrób sobie coś do picia i odpocznij - poradziła mu.
- Przecież to ty wróciłaś z pracy - zaprotestował.
Roześmiała się tym swoim cudownym śmiechem.
- Oboje wiemy, że praca to nic w porównaniu z pilno
waniem przez cały dzień małego dziecka! Teraz my po
szukamy kotka, a ty napij się wina. Mnie też nalej, jeśli
można, białego.
Zach nie poruszył się. Widok kobiety z jego dzieckiem
w ramionach sprawił, że serce na chwilę przestało mu bić.
- Czy coś się stało? - Keely zerknęła na niego z nie
pokojem. - Czy zrobiłam coś nie tak?
- Nie, wszystko w porządku - odparł nieswoim gło
sem. - Nic się nie stało.
Dobre sobie. Nic się nie stało. Nieźle zawróciła mu
w głowie! Musi być bardzo ostrożny. Znał Keely i wie
dział, że potrafi z człowieka wyciągnąć wszystko i owinąć
go sobie dokoła palca, a na to wcale nie miał ochoty.
- Biedny tatuś - zaszczebiotała Phoebe.
Podszedł i pogłaskał złotowłosą główkę.
- Tatuś wcale nie jest biedny - powiedział z udanym
spokojem.
Keely położyła mu rękę na ramieniu.
- Chciałbyś o tym porozmawiać? - zapytała.
Odsunął się i poszedł ku drzwiom.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
73
- Nie ma o czym, pójdę przygotować coś do picia.
To dla niej typowe; sądzi, że wystarczy porozmawiać,
żeby wszystkie troski i problemy znikły. Cala Keely, ze
swoim optymistycznym i otwartym podejściem do świata.
Nie miał zamiaru rozmawiać z nią o tym, co go gnębi, nie
chciał jej w to mieszać. Gorycz, którą był przepełniony,
nie jest jej potrzebna. Była młoda i naiwna i nie chciał
pozbawiać jej złudzeń.
Parsknął śmiechem. Rozmowa była ostatnią rzeczą, na
jaką miał ochotę. W rzeczywistości pragnął tylko zanieść
ją do sypialni, żeby się z nią kochać. Zatracić się i znowu
czuć jej pocałunki, tak jak ostatniej nocy.
Ale to nie wchodzi w rachubę. Keely nie zasłużyła na
podobne traktowanie. Zresztą może nawet jeszcze jest
dziewicą. Nie należy do kobiet, które idą do łóżka z kimś,
kogo nie kochają. A wcale nie chciał, by go pokochała.
Tego nie ma w programie.
Zawahała się na chwilę w drzwiach kuchni, nie wiedząc,
czy Zach będzie zadowolony z jej obecności. Przebywał na
górze podejrzanie krótko i domyślała się dlaczego. Widok
obcej kobiety przy dziecku sprawił mu przykrość.
Nie wiedziała, jak się zachować. Zwyczajnie. Po prostu
zachowywać się normalnie.
- Ale tu ładnie pachnie - powiedziała, wchodząc i pa
trząc na Zacha stojącego przy kuchence. - Co gotujesz?
- Nic specjalnego. - Sięgnął do lodówki i wyjął goto
wą sałatkę. - Robię lasagne. Lubisz?
- Uwielbiam - odparła i sięgnęła po szklankę wina
stojącą na stole. - To dla mnie? Dziękuję. Bardzo lubię
lasagne, ale nie musisz dla mnie gotować. Mogę sobie coś
zrobić sama.
74
SARAH MORGAN
Zmarszczył brwi.
- Byłoby bez sensu, gdybyśmy jadali oddzielnie, skoro
razem mieszkamy. Nie martw się, jutro będzie twoja kolej.
Keely pociągnęła łyk wina.
- Czy już ci mówiłam, że twój dom bardzo mi się
podoba?
- Naprawdę? - Postawił miskę na stole i usiadł naprze
ciw Keely. - Też lubię to miejsce, chociaż muszę przyznać,
że nianie narzekają, że to odludzie i nie ma gdzie iść
wieczorem.
- A jest?
- Coś tam jest. - Podał jej łyżkę. - Proszę, zacznij.
Keely nałożyła sobie sporą porcję.
- Dużo miałeś tych opiekunek? - zapytała.
- Cztery. Istny koszmar. - Podsunął jej salaterkę. -
Pierwsza wytrzymała dwa miesiące, druga aż dziewięć,
trzecia tylko jeden, a czwarta... sama wiesz, jak odeszła.
Usta mu drgnęły i Keely podsunęła mu szklankę.
- Przestań o tym myśleć - poradziła. - A pozostałe,
dlaczego rezygnowały?
- Różnie - odparł zdawkowym tonem. - Phoebe by
wała nieznośna, tęskniła za mamą... - Urwał i Keely spoj
rzała na niego zaintrygowana.
Napił się wina i spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.
- Musiał być jakiś powód rezygnacji - nie ustępowała.
- Zawodowa opiekunka potrafi sobie poradzić z dziec
kiem, nawet bardzo trudnym. A, rozumiem... Zakochiwa
ły się w tobie i to był powód, prawda?
Zach roześmiał się.
- Bardzo to uprościłaś.
Odłożyła widelec i spojrzała na siedzącego naprzeciw
mężczyznę.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
75
- Musiałeś czuć się bardzo niezręcznie...
- Przede wszystkim było to bardzo niekorzystne dla
Phoebe - przerwał jej. - Gdy tylko zdążyła się trochę
przyzwyczaić do niani, zaraz musiałem ją zwolnić.
Nic dziwnego, że stroni od kobiet.
- Bardzo to było uciążliwe?
- Dosyć.
Jego lakoniczność rozśmieszyła ją.
- Opowiedz, jak to było, Zach - poprosiła. - Podaj
jakieś szczegóły.
Uniósł brwi.
- Szczegóły? Naprawdę tego chcesz? W takim razie
dobrze. No więc pierwszą znalazłem kiedyś wieczorem we
własnym łóżku, kiedy po pracy wróciłem do domu...
Keely zakryła usta, żeby nie parsknąć śmiechem.
- I co zrobiłeś?
- Nie to, co chciała - odparł oględnie. - Druga okazała
się bardziej subtelna. Codziennie robiła mi kolację, a
w końcu kiedyś ze łzami w oczach oświadczyła, że nie
zostanie u mnie, jeśli się z nią nie ożenię, bo mnie kocha.
Keely zrobiła żartobliwie współczującą minę.
- Biedaku.
- Trzecia zrobiła mi powtórkę z pierwszej, tylko zna
cznie bardziej śmiałą pod względem obyczajowym.
Keely nie wytrzymała; zaniosła się śmiechem.
- Może... może... - wykrztusiła - trzeba było anga
żować nieco starsze opiekunki.
Dokończył wino i zapatrzył się przed siebie.
- Myślisz, że nie próbowałem? Owszem, ale miały
rodziny i żadna nie chciała tutaj mieszkać. Co przy noc
nych dyżurach nie bardzo mnie urządzało.
Keely wzięła widelec i znowu zaczęła jeść.
76
SARAH MORGAN
- Udało ci się dzisiaj porozmawiać z Barbarą?
Skinął głową.
- Tak, nasza gospodyni chętnie mi pomoże. Bardzo
lubi Phoebe i zajmie się nią, nie może tylko zostawać na
noc.
W oczach Keely pojawiły się iskierki.
- Nic ci z jej strony nie grozi? Nie wejdzie ci do łóżka?
Zach uśmiechnął się.
- Barbara ma pięćdziesiąt sześć lat, dwoje wnucząt
i jeśli idzie o moje łóżko, to najwyżej mi je pościele. -
Przysunął jej półmisek. - Jeszcze trochę?
- Chętnie, jest pyszne. - Keely sięgnęła po dokładkę
i poczuła uważne spojrzenie Zacha. - O co chodzi?
- To niezwykły widok, kobieta, która naprawdę je. Na
ogół kobiety tylko skubią coś z talerza - wyjaśnił.
- Jestem strasznie łakoma - przyznała ze skruchą. - To
moja główna wada.
- Dlaczego wada? - zaprotestował Zach. - Masz cu
downą figurę i nie musisz się bać, że utyjesz.
Ich oczy się spotkały i Keely zaczerwieniła się; Zach
wie, co mówi, miał okazję poznać jej figurę tej nocy.
Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, a potem Zach
podniósł się, z hałasem odsuwając krzesło. Keely wzięła
głęboki oddech, próbując się opanować. W ciągu sekundy
atmosfera się odwróciła o sto osiemdziesiąt stopni. Przy
jacielska pogawędka dobiegła kresu.
- Posłuchaj... - zaczął schrypniętym głosem Zach. -
Ostatniej nocy...
- Już o tym mówiliśmy - przerwała mu spokojnie. -
Bardzo jasno przedstawiłeś swoje stanowisko.
- Popełniłem błąd, całując cię.
- Nie martw się - rzuciła nonszalancko - to był tylko
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
77
pocałunek. Może cię zdziwię, ale już się kiedyś całowałam
z mężczyzną. Nie myśl, proszę, że przywiązuję do tego
wagę. Byliśmy oboje bardzo przejęci stanem Phoebe i za
chowaliśmy się niepoważnie. W środku nocy różne dziw
ne rzeczy przychodzą ludziom do głowy.
Zach palcami przeczesał włosy.
- To mnie nie usprawiedliwia. Straciłem panowanie...
Specjalnie jej to nie zmartwiło.
- Nie rozumiem, czym się tak przejmujesz - oświad
czyła lekko. - Po prostu zapomnij o wszystkim.
Wstała i zaczęła zbierać talerze ze stołu.
- Postarasz się to zrobić? - Spojrzała mu prosto
w oczy, żeby się upewnić, i dodała: - Zapewniam cię, że
z mojej strony nic ci nie grozi. Wyrosłam z etapu dziecin
nych fascynacji.
Nie mówiła prawdy. Wyrosła z etapu dziecinnych fa
scynacji, co nie znaczy, że nie weszła w kolejny etap
fascynacji całkiem dorosłych...
Zach patrzył na nią bez słowa.
- Jeśli chcesz się wyprowadzić - powiedział wreszcie
- zrozumiem to.
Poczuła w duszy dojmującą pustkę.
- Dlaczego? Chcesz, żebym to zrobiła?
Stanowczo pokręcił głową.
- Nie, wcale nie chcę. Cudownie radzisz sobie z Phoe
be i bardzo mi pomagasz, ale myślę, że zanadto się po
święcasz.
Delikatnie dotknęła jego ramienia.
- Pomagam przyjacielowi i będę to robiła tak długo,
jak długo będzie potrzebował mojej pomocy. Zamierzasz
dalej mnie dręczyć, czy może dasz sobie spokój i zrobisz
nam kawę?
78
SARAH MORGAN
Wstawiła talerze i sztućce do zmywarki, starając się
o niczym nie myśleć. Gdyby zaczęła się wgłębiać w swoje
uczucia, przestraszyłaby się bardziej niż Zach.
Tydzień szybko dobiegł końca i w piątek Keely piła
właśnie dobrze zasłużoną kawę w pokoju lekarskim, kiedy
wszedł Adam.
- Kto się umie obchodzić z ryczącymi maluchami? -
Opadł na najbliższe krzesło. - Ja wysiadam.
Nicky zrobiła zdziwioną minę.
- Przecież sam masz dzieci.
- Mam - przyznał ze skruchą Adam. - Moja żona
świetnie sobie z nimi radzi.
Keely wstała.
- O co chodzi?
- Uraz głowy i chyba zaraz będzie następny, jak się
smarkacz nie uspokoi i nie przestanie rzucać - wyjaśnił
zrzędliwie Adam.
Keely ruszyła ku drzwiom.
- Może by ci poszło lepiej, gdybyś nie mówił o dziec
ku smarkacz. Nicky, pomożesz mi?
- Na pediatrii jest Zoe - szybko wymówiła się pielęg
niarka. - Na pewno poradzi sobie lepiej ode mnie.
Keely spojrzała na nich z rezygnacją.
- Jesteście beznadziejni!
Kręcąc głową, ruszyła korytarzem, kierując się w stronę
rozpaczliwych wrzasków.
Adam nie przesadzał. Dziewczynka wiła się po podło
dze, waląc nogami o ścianę. Keely uśmiechnęła się do
pielęgniarki i jakby nigdy nic podeszła do kosza z zaba
wkami. Nie zwracając uwagi na wrzeszczące dziecko, za
częła w nim grzebać.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
79
- Co my tutaj mamy... Zobacz, Zoe, pociąg! Strasznie
fajny, prawda? Ciekawe, czy znajdę szyny...
Po chwili znalazła i szyny.
- Zaraz go puścimy, uważaj, Zoe.
Pielęgniarka kucnęła na podłodze i z udanym zacieka
wieniem zapatrzyła się w kolorowe wagoniki.
- Jeszcze lokomotywa i możemy ruszać.
Wrzaski nagle ucichły i mała rączka wyciągnęła się
w kierunku kolejki.
- Teraz Em... - Dziewczynka pochyliła się nad za
bawką.
- Masz na imię Em? - zapytała Keely.
Mała skinęła główką i włożyła paluszek do buzi.
- To znaczy Emily czy Emma? - pytała dalej Keely.
- Emily - odpowiedziała za nią matka. - Nazywamy
ją Em, bo sama tak wymawia swoje imię.
- Ile ma lat?
- Dwa i pół.
Keely znowu zwróciła się do dziewczynki.
- Jakiego koloru jest pociąg?
- Wony i arny - padła odpowiedź i została zrozu
miana.
- Doskonale - pochwaliła Keely - czerwony i czarny.
A mogłabyś przyłączyć wagoniki do lokomotywy?
Dziewczynka chętnie spełniła jej prośbę.
- Wspaniale, a czy możesz teraz postawić kolejkę na
szynach i puścić ją do mojej przyjaciółki, Zoe?
Mała popchnęła kolejkę w stronę pielęgniarki.
- Wydaje się być w dobrej formie, chętnie się bawi
- podsumowała Keely i szybko przejrzała kartę wypełnio
ną przez Zoe. - Co się stało? - zwróciła się do matki małej
pacjentki.
80
SARAH MORGAN
- Potknęła się i uderzyła głową o stolik - usłyszała.
W jej głosie było coś, co zwróciło uwagę lekarki. Jakiś
dziwny niepokój.
- Zaraz zaczęła płakać? - zapytała Keely.
Matka Emily skinęła głową.
- Tak, bardzo głośno.
- W takim razie wiemy, że ani na chwilę nie straciła
przytomności - pocieszyła ją Keely. - Czy wymiotowała
albo była senna?
- Nie, nic takiego.
Keely sięgnęła po pluszowego misia.
- Teraz zbadamy misiowi oczka - rzekła do dziew
czynki i przyłożyła oftalmoskop do czarnych guzików na
pluszowym pyszczku.
- Em też chce badać oczka. - Mała podeszła bliżej.
- Powiedz „proszę" - automatycznie rzuciła matka.
- Płosze.
Keely chętnie się zgodziła.
- Ty zbadasz oczka misiowi, a ja tobie, dobrze, Em?
Dziewczynka skinęła główką i Keely szybko sprawdzi
ła jej źrenice.
- Boli cię główka? - zapytała potem.
- Boli. Rick popchnął Em.
Keely znieruchomiała; pytająco spojrzała na matkę.
- Ktoś ją popchnął?
- Nie. - Pani Berrett chwyciła dziecko w ramiona. -
Nikt jej nie popchnął. Mój narzeczony nie zauważył jej
i lekko ją potrącił nogą, ale to było niechcący.
W głowie Keely rozległ się dzwonek alarmowy, ale nic
nie dała po sobie poznać. Nie wolno jej spłoszyć tej kobiety.
- To się zdarza - oświadczyła spokojnie i wyciągnęła
ręce ku dziecku. - Pójdziesz do mnie?
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
81
Em chętnie się zgodziła i Keely posadziła ją na stole.
- Muszę ją zbadać - zwróciła się do matki.
Zdjęła dziewczynce sukienkę przez główkę i połasko
tała w brzuszek. Malutka zachichotała.
- Dlaczego pani ją rozbiera? - zapytała podejrzliwie
matka. - Przecież uderzyła się w główkę.
- Dzieci przewracają się z wielu powodów - wyjaśniła
Keely. - Czasem niepewnie trzymają się na nóżkach,
a czasem powodem utraty równowagi może być infekcja.
Kiedy w grę wchodzi uraz głowy, zawsze trzeba przebadać
całe dziecko. Zajrzę jej również do gardła i sprawdzę uszy.
Pielęgniarka zrobiła krok w kierunku pani Barrett.
- Czy mogłaby mi pani pomóc wypełnić kartę dziecka?
Keely zrozumiała, że Zoe postanowiła ułatwić jej do
kładne przebadanie dziewczynki.
Na ramionkach dziecka dostrzegła ciemne siniaki, na
nóżkach też... Potem obejrzała plecy dziewczynki i po
czuła się niewyraźnie. Czyżby jej podejrzenia były słusz
ne? Ale przecież takie małe dzieci często się przewracają
i siniaczą...
- Dziękuję, Em, już skończyłam - powiedziała, wkła
dając dziewczynce sukienkę i z uśmiechem patrząc na
matkę. - Pani córka ma duży guz na głowie, musimy ją
zostawić na obserwacji.
- Myślałam, że zaraz wrócimy do domu. - Pani Barrett
nie kryła zdziwienia.
- Uraz głowy u takiego małego dziecka może być bar
dzo niebezpieczny - wyjaśniła Keely. - Dlatego lepiej bę
dzie, jak poproszę kogoś o konsultację.
Szybkim krokiem wyszła na korytarz i udała się do
Zacha. Badał właśnie kobietę, której dokuczały bóle
w klatce piersiowej.
82
SARAH MORGAN
- Chciałabym z tobą chwilkę porozmawiać...
Zach skończył badanie, oddał pacjentkę w ręce Adama
i wyszedł z Keely na korytarz.
- Coś się stało? - zapytał.
- Sama nie wiem, chyba tak. Mam na pediatrii dwui-
półletnią dziewczynkę z guzem na główce. Matka mówi,
że uderzyła się o stolik, ale dziecko mówi, że ktoś je
popchnął. W czasie badania zobaczyłam siniaki na jej ra
mionkach i plecach.
- Dzieci w tym wieku zawsze tak wyglądają - powie
dział spokojnie Zach. - Phoebe też jest cała w siniakach.
Keely skinęła głową.
- Wiem, ale u tej małej miejsca siniaków są niety
powe.
Spojrzenie Zacha zrobiło się czujne.
- Masz jakieś podejrzenia?
Keely zawahała się.
- Nic konkretnego, po prostu czuję, że coś tu nie jest
w porządku.
- A jak dziecko odnosi się do matki? - dociekał Zach.
- Dobrze. Matka zachowuje się trochę nerwowo, ale to
normalne w szpitalu.
- Wiemy coś o ojcu dziecka?
Keely pokręciła głową, starając się uniknąć jego wzro
ku. Błękitne spojrzenie Zacha nieco ją rozkojarzało.
- Nie, o ojcu nic. Matka wspomniała coś o narzeczo
nym. To ten sam człowiek, który wedle dziecka miał je
popchnąć.
Zach zmarszczył brwi.
- Chyba nie powinnaś tak bez zastrzeżeń wierzyć we
wszystko, co opowiada dwuletnie dziecko...
Keely głęboko westchnęła.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
83
- Wiem, ale czy mimo to mógłbyś ją zobaczyć?
- Zaraz to zrobię.
Na chwilę ich oczy się spotkały; potem Zach ruszył
przed siebie korytarzem, a ona na miękkich nogach poszła
za nim.
Opanowawszy się, dogoniła go.
- Uprzedziłam matkę, że zatrzymamy dziecko przez
dobę na obserwacji - powiedziała zdyszanym głosem.
Zach zwolnił kroku.
- Sprawdzałaś w rejestrze? - zapytał.
Mieli w szpitalu spis dzieci zagrożonych przemocą
w rodzinie. Keely przecząco pokręciła głową.
- Jeszcze nie.
- W takim razie zrób to i przyjdź na pediatrię.
Emily w spisie nie znalazła, a kiedy przyszła na pe
diatrię, Zach skończył już badać dziewczynkę i teraz się
z nią bawił. Matka patrzyła na niego rozanielonym
wzrokiem.
- Doktor Thompson miała rację - odezwał się Zach na
widok wchodzącej Keely. - Dziecko ma na głowie duży
guz i powinno zostać w szpitalu. Zaraz poprosimy tu pe
diatrów.
Na twarzy pani Barrett ukazała się ulga.
- Zupełnie jakby się ucieszyła - stwierdziła potem
Keely, kiedy w kilka minut później szli z Zachem
w stronę pokoju lekarskiego. - Jakby wolała, żeby
dziecko zostało tutaj.
Zach otworzył przed nią drzwi.
- Może nie panuje nad tym narzeczonym, ale to nie
nasza sprawa - stwierdził. - Małą zajmą się pediatrzy,
a w razie czego ograniczy się prawa rodzicielskie.
- A może by tak skontaktować się z ich lekarzem ro-
84
SARAH MORGAN
dzinnym albo opieką społeczną... - Keely próbowała
znaleźć jakieś rozwiązanie.
Zach spojrzał na nią uważnie.
- To jest oddział nagłych wypadków - upomniał ją.
- Udzielamy doraźnej pomocy i reszta nas nie obchodzi.
- Przecież... - próbowała oponować.
- Nie możemy wtrącać się w ludzkie życie - przerwał
jej. - Od tego są inni.
Keely jednak pragnęła czegoś więcej. Dla niej pacjent
to nie był tylko szpital; pacjent to był dom, to było całe
jego życie, i chciała wiedzieć, jak sobie w nim radzi.
W pokoju lekarskim Adam przywitał ich szerokim
uśmiechem.
- Brawo, Keely, byłaś wspaniała - oświadczył. - Cały czas
cię podglądaliśmy, poradziłaś sobie z tą małą znakomicie.
- I jak ładnie pełzałaś po podłodze - dodała ze śmie
chem Nicky - i tak grzecznie bawiłaś się kolejką... Mia
łam łzy w oczach.
Keely wzruszyła ramionami.
- Naprawdę jesteście beznadziejni.
Adam spoważniał.
- Teraz przynajmniej wiemy, kogo wołać w razie po
trzeby. Byłaś fantastyczna. Ja zupełnie nie umiem postę
pować z dziećmi.
Keely zaczerwieniła się; ta rozmowa krępowała ją.
- Nie przesadzaj, każdy na moim miejscu zrobiłby to
samo. Wcale nie radzę sobie z dziećmi jakoś wyjątkowo
dobrze - powiedziała, chcąc zbagatelizować sprawę.
- Owszem - wtrącił Zach - Adam ma rację. Posiadasz
wyjątkowy dar. Zawsze wiesz, co dziecku powiedzieć i co
zrobić, żeby je ośmielić albo uspokoić. Potrafisz wywołać
uśmiech na buzi najbardziej smutnego malucha.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
85
Spojrzała na niego zdumiona pochwałami, a Adam
chrząknął.
- W takim razie, biorąc to wszystko pod uwagę, może
by doktor Thompson wybrała jako specjalizację pediatrię?
A co ty właściwie zamierzasz robić, jak skończysz tutaj
staż?
Keely przełknęła ślinę.
- Pójdę na kardiologię - wykrztusiła.
- Szkoda - skrzywił się Adam. - Powinnaś wybrać pe
diatrię. Co ty na to, Zach?
Zapadła cisza, a po chwili Zach wzruszył ramionami.
- Sądzę, że Keely zrobi, co zechce - mruknął.
Keely odwróciła się, by nie dostrzegli rumieńca na jej
twarzy i zajęła się kawą, marząc, żeby wreszcie zmienili
temat. Nie miała pojęcia, co chce robić po stażu i jaki dział
medycyny naprawdę ją interesuje.
Podała Zachowi kubek z kawą i napotkała jego spoj
rzenie. Wtedy wreszcie zrozumiała. Prawda ukazała jej się
w nagłym rozbłysku i omal nie zwaliła z nóg.
Kocha go; zawsze go kochała i nigdy nie przestanie.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Tego wieczoru to ona miała robić kolację. Jednak po
powrocie do domu i odprawieniu Barbary, która spędziła
z Phoebe cały dzień, zasiadła z dzieckiem do zabawy.
Bawiły się w odgadywanie części ciała.
- Nosek. - Phoebe rączką dotknęła własnego nosa,
a potem nosa Keely.
- Oczy. - Keely musnęła dłonią swoje powieki i lekko
dotknęła bródki dziewczynki. - A co to jest?
- Blódka! - krzyknęła radośnie Phoebe i wtuliła się
w ramiona opiekunki.
- Bródka, śliczna, mała bródka. - Głos Zacha rozległ się
nad nimi i Keely uniosła ku niemu spłoszone spojrzenie.
- Nie słyszałyśmy, jak wszedłeś.
Roześmiał się.
- Zauważyłem.
Keely zerwała się na równe nogi z dzieckiem w ramionach.
- Zaraz przygotuję kolację, dziś moja kolej.
Podała mu dziewczynkę; Phoebe objęła ojca za szyję.
- Szyjka - stwierdziła z zadowoleniem.
Keely pośpiesznie wymknęła się z pokoju, przyrzeka
jąc sobie, że następnym razem pobawią się z Phoebe w coś
„bezpieczniejszego"...
Zajęła się kolacją, a Zach w tym czasie położył dziecko
spać. Kiedy wszedł do kuchni, Keely była już opanowana.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
87
- Adam ma rację. Cudownie sobie radzisz z małymi
dziećmi - powiedział, sięgając po oliwki stojące na stole.
Keely roześmiała się i zamieszała w garnku.
- Tylko mi nie mów, że powinnam zostać pediatrą.
Zach usiadł.
- Moje zdanie nie ma znaczenia, wybierzesz, co będziesz
chciała. Dlaczego właściwie chcesz być kardiologiem?
Zmarszczyła czoło i znieruchomiała z łyżką w ręku.
Tak naprawdę wcale nie wiedziała, czy w ogóle chce być
kardiologiem, ale tego nie mogła mu powiedzieć. Zach
jest taki jak jej rodzina: niesamowicie inteligentny i pie
kielnie ambitny. Nie zrozumiałby jej wahań.
- Dlaczego chcę być kardiologiem? - powtórzyła, by
zyskać na czasie. - Jest mnóstwo powodów. Kardiologia
jest fascynująca, to takie wyzwanie, intelektualne i w ogó
le. Bardzo lubię sytuacje wymagające sprawdzenia się.
Posoliła potrawę i postawiła garnek na stole.
- Cudownie pachnie. - Zach zaciągnął się z przyjem
nością smakowitym zapachem wydobywającym się z na
czynia. - Złożyłaś już gdzieś papiery?
- Jeszcze nie. - Podała mu łyżkę i przez chwilę patrzyła,
jak napełnia sobie talerz. - Tata chciałby, żebym próbowała
się dostać do profesora Hardinga - dodała po chwili.
Zach uniósł brwi.
- Do słynnego profesora Hardinga? Doskonały po
mysł. Na pewno cię przyjmie.
- Na nic się jeszcze nie zdecydowałam - przypomniała
mu. - Powiedziałam tylko, że tak chciałby ojciec.
Zach uniósł oczy znad talerza.
- A ty?
Próbowała nadać swojemu głosowi minimum entuzja
zmu, którego wcale nie czuła.
88
SARAH MORGAN
- Ja? Może... Nie wiem. Pewnie nie mam szans.
Zach zesztywniał.
- Jesteś mądrą kobietą i dostaniesz każdą pracę, jakiej
zapragniesz. Jak rozumiem, zdecydowałaś się już wrócić
do Londynu po pobycie u nas?
Wyczuła chłód w jego głosie i wydało jej się, że wie,
dlaczego tak jest. Zach pewnie się boi, że znowu się w nim
zakocha i postanowi zostać. Pyta, bo chce wiedzieć, czy
Keely czasem nie wymyśliła sobie, że poświęci własną
karierę, by go uszczęśliwić. Musi mu dać do zrozumienia,
że nic mu z jej strony nie grozi.
- Tak, zaraz po stażu wracam do Londynu.
Tak będzie najlepiej. Zach zbyt kochał żonę, by u jego
boku było miejsce dla innej kobiety. Potrzebuje tylko przy
jaciela, każdy tego potrzebuje. Dlatego ona zostanie z nim
na jakiś czas, żeby mu pomóc przy dziecku. Potem wyje
dzie i spróbuje jakoś ułożyć sobie życie bez niego.
Następnego dnia oboje pracowali rano i dzień zaczął
się okropnie. Był mróz, jezdnie oblodzone, i już o dzie
wiątej mieli w izbie przyjęć dwa wypadki drogowe.
Ledwo skończyli opatrywać pacjentów, przywieziono
mężczyznę z ciężkim urazem klatki piersiowej.
- Został napadnięty w drodze do pracy, w biały dzień,
strasznie krwawi. Natychmiast wezwijcie Zacha! - krzyk
nęła Nicky do młodej pielęgniarki.
Zach pojawił się w sali reanimacyjnej po kilku sekun
dach; rzucił okiem na pacjenta i zaczął myć ręce.
- Dwa razy ugodzono go nożem, rany są bardzo głę
bokie - referowała słabym głosem Keely.
Jak dobrze, że Zach tu jest. Tym razem wcale przed
sobą nie kryła, że kompletnie nie wie, co począć. Wie
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
89
tylko, że pacjentowi grozi śmierć. Dzwoniła już po kar
diochirurgów, ale byli właśnie w sali operacyjnej.
- Przyjdą, jak skończą - poinformowała Zacha.
- W porządku. Musimy dać sobie radę sami. - Pod
szedł do stołu. - Podajcie mu tlen. Trzeba będzie otworzyć
klatkę piersiową. Muszę się dostać do serca.
Nicky rzuciła okiem na monitor.
- Chyba nam ucieka - powiedziała drżącym głosem.
Wszystko, co nastąpiło potem, było jak sen albo jak
film ze sprawnie zrobionego serialu o pogotowiu ratunko
wym. Keely zafascynowana śledziła ruchy Zacha, auto
matycznie wykonując jego polecenia. Nie po raz pierwszy
widziała masaż na otwartym sercu, ale po raz pierwszy
ratujący życie rannego lekarz był tak przystojny i tak...
bliski jej własnemu sercu.
- Nie mogłeś poczekać, Zach?
Ekipa z kardiologii szybkim krokiem zbliżała się do
stołu reanimacyjnego. Zach uniósł głowę.
- Chciałem sobie przypomnieć, jak to się robi - po
wiedział swobodnie. - Daj ekspertom rękawiczki - dorzu
cił w stronę pielęgniarki. - Niech się biorą do roboty.
Przez pewien czas pracowali wspólnie, a potem Zach
spojrzał na monitor.
- Mamy go - oświadczył. - Możemy przerwać masaż.
Przez dłuższą chwilę wszyscy w milczeniu wpatrywali
się w ekran monitora, potem rozległo się przeciągłe wes
tchnienie ulgi. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
- Dobra robota, kochani - podziękował ekipie Zach.
- Teraz podamy mu glukozę i zatrzymamy na intensywnej
terapii. - Pytającym wzrokiem obrzucił Dawida. - Czy
coś jeszcze?
Dawid spojrzał na niego zza okularów.
90
SARAH MORGAN
- Nic a nic. Coś mi się wydaje, że polujesz na moją
posadę, Zach.
Zach ściągnął rękawiczki i cisnął je do kosza.
- Ani mi to w głowie. Nie znoszę widoku krwi.
Keely nieśmiało skierowała na niego wzrok. Nikt nie
zwracał na nią uwagi i mogła sobie na to pozwolić. Miał
zmęczoną twarz, pobladłe policzki pokrywał cień zarostu,
ciemne kręgi pod oczami świadczyły o wyczerpaniu i nie
dawno przebytym napięciu. Nigdy dotąd nie kochała go
tak jak w tej chwili.
Znała świetnych lekarzy; jej brat i siostra tacy właśnie
byli. Błyskotliwi, inteligentni, obdarzeni znakomitym refle
ksem i... na każdym kroku dający jej odczuć swoją wyż
szość. Z Zachem było zupełnie inaczej. Przy nim każdy czuł
się zdolny i mądry, tak jakby jego obecność nadawała war
tość każdej napotkanej osobie. Nigdy nie tracił zimnej krwi;
umiał sprostać każdej sytuacji i zapobiec każdemu nieszczę
ściu. Nawet teraz, kiedy musiał operować „z zaskoczenia",
potrafił opanować sytuację, a potem jeszcze podziękować
zespołowi za akcję, którą sam poprowadził.
Poczuła na sobie wzrok Nicky i otrząsnęła się.
- Przepraszam, zamyśliłam się...
W oczach koleżanki dostrzegła rozbawienie.
- Nawet mogę się domyślić, o kim myślałaś. I wcale
się nie dziwię, dał niezły pokaz.
Wzrok Keely znowu pobiegł w stronę Zacha.
- Jak on to robi? - zapytała ściszonym głosem. - Skąd
bierze ten spokój? Ja widziałam tam tylko otwór wypeł
niony krwią, cała dygotałam z przerażenia.
- Zach taki już jest. - W głosie Nicky zabrzmiał po
dziw. - Żadnej paniki, nic nie robi na nim wrażenia, a już
na pewno nie krew. Był przecież chirurgiem.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
91
I to wybitnym, tak przynajmniej mówił ojciec Keely.
- Ten facet miał szczęście, że trafił na jego dyżur - do
dała i Nicky spojrzała na nią ze współczuciem.
- Nieźle wpadłaś...
Keely już miała oponować, ale nagle zrozumiała cały
bezsens żałosnego kłamstwa.
- Owszem. - Skinęła głową. - Nie mogę przestać
o nim myśleć, prawie nie sypiam, a w pracy ledwo mogę
się skupić. Nie wiem, czy długo tak wytrzymam, jeszcze
się pochoruję.
- Grunt, żeby on niczego się nie domyślił - oświadczyła
z powagą Nicky. - Nie znosi kobiet, które na niego lecą.
Keely przygryzła wargi i zamrugała powiekami. Zach
odłączył się od lekarzy i szedł właśnie w ich stronę.
- Wszystko w porządku?
- Raczej nie - odparła. - Przez cały czas czułam się tu
kompletnie zbędna, bo nie wiedziałam, co robić.
- Zbędna? - powtórzył ze zdziwieniem. - Jak to?
- Przy pacjencie... - wyjaśniła. - Sytuacja po prostu
mnie przerosła.
Zach lekko zmarszczył brwi.
- Tego człowieka ktoś pchnął nożem prosto w serce,
każdego by przerosła podobna sytuacja. Takie przypadki
nawet w pogotowiu zdarzają się niesłychanie rzadko. Raz,
dwa razy w ciągu roku. Nikt nie jest przygotowany na coś
podobnego.
- Ale ty wiedziałeś, co robić.
- Od wielu lat jestem lekarzem i mam pewne doświad
czenie. To wyłącznie kwestia czasu. - Wzruszył ramiona
mi. - Za siedem lat ty też od razu będziesz wiedziała, jak
się zachować. Już teraz jesteś świetnym lekarzem.
Zaczerwieniła się; nie spodziewała się tego usłyszeć.
92
SARAH MORGAN
- Robiłeś już kiedyś coś podobnego? - zapytała ośmie
lona komplementem.
- I to nieraz - odparł. - Przez jakiś czas pracowałem
w Afryce Południowej, a tam nie takie rzeczy się widzi.
Wrócił do kardiochirurgów, a Keely z wysiłkiem ode
rwała od niego oczy.
- Opanuj się i nie rób takiej miny - upomniała ją szep
tem Nicky.
- Przepraszam, już nie będę - obiecała.
Nic nie mogła na to poradzić. Kochała go z każdym
dniem bardziej i kochała jego dziecko. Pragnęła, żeby było
im dobrze, i nie wiedziała, dokąd zaprowadzi ją to pragnie
nie.
Nazajutrz po przyjściu do pracy próbowała zachowywać
się normalnie, ale nie bardzo jej się to udawało. Na szczęście
mieli pełne ręce roboty. Właśnie badała kobietę ze złamanym
nadgarstkiem, kiedy wezwano ją na izbę przyjęć.
- Doktor Thompson!
Przeprosiła pacjentkę i pobiegła tam, skąd dochodził
głos młodziutkiej pielęgniarki. Ujrzała płaczącą kobietę
i śmiertelnie bladego mężczyznę.
- Masz wprawę w przyjmowaniu porodów? - zapytała
bez wstępów Nicky. - Dzwoniliśmy już na porodówkę,
ale chyba nie mamy czasu. Zawiadomiłam już Zacha,
zaraz tu będzie.
Poród? Ona ma przyjąć poród? Poczuła zimny dreszcz
na plecach. Nie odbywała jeszcze stażu na położnictwie,
a podczas studiów porody widywała tylko z bezpiecznej
odległości.
- Kiedy pani ma termin? - zapytała nieco drżącym
głosem.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
93
- Za tydzień - odpowiedział za pacjentkę mąż.
- To pierwsze dziecko?
Kredowoblady mężczyzna skinął głową.
- Tak, dlatego myśleliśmy, że to trochę dłużej potrwa.
Keely uśmiechnęła się do niego z wysiłkiem.
- Różnie to bywa, ale proszę o nic się nie martwić.
Wszystko będzie dobrze. - Spojrzała na pielęgniarkę. -
Najpierw posłuchamy, jak bije serce dziecka.
Właśnie zaczęła myć ręce, kiedy w progu ukazał się
Zach.
- Co się dzieje?
Keely poczuła się znacznie pewniej; teraz przynajmniej
odpowiedzialność rozłoży się na dwie osoby.
- Przedwczesny poród - wyjaśniła.
Zach włożył rękawiczki, podszedł do pacjentki i zbadał
ją, nie przestając przemawiać do niej cichym, kojącym
głosem.
Kobieta z wolna się uspokajała. Ujęła męża za rękę, nie
spuszczając wzroku z Zacha.
- To już teraz, prawda? - zapytała.
- Tak. - Zerknął w kartę, a potem znowu przeniósł
wzrok na rodzącą. - Zaraz urodzisz dziecko, Tino. Przy
pomnij sobie, czego się uczyłaś o oddychaniu. Nicky, pro
szę podać pacjentce entonox. Keely, czy mogłabyś...?
Najwyraźniej pyta, czy poprowadzi akcję porodową.
Ona? Nigdy w życiu; niech sam się tym zajmie.
On tymczasem stanął z uśmiechem po prawej stronie
rodzącej, jakby ustępował Keely miejsca.
- Ja zaraz, ja... - zaplątała się Keely. - Wezwę kogoś
z porodówki, na pewno zaraz przyjdą.
Poczuła na sobie spokojne spojrzenie Zacha.
- Dziecko nie będzie czekać, za dwie minuty może być
94
SARAH MORGAN
za późno. Tina, świetnie się spisujesz, widzę już główkę.
Poczekaj, podeprzemy ci plecy.
Nastąpił kolejny skurcz i teraz już zupełnie wyraźnie
ukazała się ciemna, mała główka.
- Keely, podejdź bliżej. Tino, teraz już nie przyj. - Po
mógł maleństwu wydostać główkę i znowu zwrócił się do
matki. - Jeszcze chwila, jeszcze tylko jeden skurcz.
Tina odrzuciła głowę do tyłu i głośno jęknęła. W tej samej
chwili czerwone ciałko wypadło wprost w ręce Zacha.
Delikatnie położył je na piersiach matki.
- Masz śliczną córeczkę, serdeczne gratulacje.
Tina zwróciła zalaną łzami twarz w stronę męża.
- Mike, zobacz, jaka śliczna.
Mąż pochylił się nad nimi.
- Jest piękna, naprawdę piękna. Teraz jesteśmy pra
wdziwą rodziną.
Dziecko zaniosło się płaczem. Zapanowało ogólne podnie
cenie. Tylko twarz Zacha nic nie wyrażała. Przeciął pępowinę
i starannie zawiązał koniec. Działo się z nim coś dziwnego.
Czy sam fakt narodzin tak na niego podziałał? A może
wzmianka tego mężczyzny, że teraz są prawdziwą rodziną,
zrobiła mu przykrość? To musi być dla niego straszne patrzeć
tak na kochające się małżeństwa, podczas gdy on...
Chyba odgadł, o czym Keely myśli, bo skierował na
nią chłodne, czujne spojrzenie.
- Czy mogłabyś... - Do sali weszło dwóch położników
i Zach przeniósł wzrok na nich. - Spóźniliście się, Jed.
Jed podszedł do szczęśliwej matki.
- Strasznie się pośpieszyłaś, Tina.
Uniosła na niego zmęczone, szczęśliwe spojrzenie.
- I tak dobrze, że nie urodziła się w sklepie, podczas
zakupów.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
95
Ginekolog uśmiechnął się.
- Dzięki Bogu i za to. Pomóc ci, Zach?
Zach pokręcił głową.
- Jeszcze tylko przyjmiemy łożysko i po wszystkim.
Jed stanął obok i po skończonej akcji poklepał Zacha
po plecach.
- Dobra robota, stary. Teraz jeśli nie masz nic przeciw
ko temu, zabieramy Tinę do nas.
Zach rzucił rękawiczki do kosza i uśmiechnął się do
położnicy.
- Doskonale się spisałaś, Tina.
- Ty też - uśmiechnęła się kobieta.
Zach nagle spoważniał; jego twarz miała teraz ten sam
nieobecny wyraz co poprzednio.
- Proszę zabrać pacjentkę na oddział położniczy - po
lecił pielęgniarkom. - Wypełnię kartę u siebie w gabine
cie, niech potem ktoś tam po nią zajrzy.
Nicky skinęła głową.
- Oczywiście.
Szybkim krokiem opuścił salę, smutny i samotny. Kee-
ly poczuła dojmujący ból. Jak można mu pomóc? Czy
udawać, że niczego nie widzi? Niech sobie radzi sam...
A może iść za głosem serca i zaproponować mu po
moc? Tak postąpiłby prawdziwy przyjaciel.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Chwilę wahała się pod drzwiami gabinetu Zacha, a po
tem lekko zastukała. Pewnie skończył już wypełnianie
karty i będzie miał trochę czasu. Ponieważ nikt nie odpo
wiedział, nacisnęła klamkę i cicho weszła do środka.
Zach stał przy oknie odwrócony plecami, zapatrzony
w dal. W całej jego postaci było coś rozpaczliwie smut
nego.
- Zach?
Nie odwrócił się.
- Karta leży na stole, możesz ją zabrać - powiedział
tylko.
Zamknęła za sobą drzwi, nie zrażona jego tonem.
- Nie przyszłam po kartę.
Pod wpływem nagłego impulsu przekręciła klucz
w drzwiach. Co zrobić, żeby przebić się przez mur, jaki
ten człowiek wzniósł wokół siebie?
Powoli zwrócił ku niej zmęczone spojrzenie.
- To nie jest dobra chwila.
- Wiem - przytaknęła, nerwowo zaciskając dłonie. -
Ale bardzo się o ciebie martwię.
- Nie ma powodu. - Przez chwilę patrzył na nią w mil
czeniu, a potem znowu zwrócił twarz w stronę okna. -
Chciałbym teraz zostać sam.
Powinna go zostawić, ale nie potrafiła tego zrobić.
- Pozwól mi sobie pomóc - odezwała się łagodnie.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
97
Parsknął niewesołym śmiechem.
- Jak? Nikt nie może mi pomóc, nawet ty.
Poczuła, jak ściska jej się serce. Niemożliwe, żeby nic
nie można było zrobić. Musi być jakiś sposób.
Podeszła do niego tak blisko, że ich ciała prawie się
dotknęły.
- Powiedz mi... - szepnęła.
- Nie mam ochoty o tym mówić - przerwał jej.
- Ale powinieneś. Sam mówiłeś, że jeśli będę miała
jakieś problemy, mam się zwrócić do ciebie. A teraz twoje
zachowanie naprawdę mnie zmartwiło i dlatego zwracam
się do ciebie z pytaniem, jaka tego jest przyczyna. Czy
chodzi o tamto nowo narodzone dziecko?
W jego wzroku były ból i wrogość; poczuła się jak
intruz, wchodzący w buciorach do czyjejś duszy.
- Keely, ja nie zamierzam o tym rozmawiać. Nie jest
mi to potrzebne i po prostu nie mam ochoty.
Fala nagłego współczucia spowodowała, że Keely
wspięła się na palce i szybko pocałowała go w policzek.
Tak samo zrobiłaby z Phoebe, gdyby dziewczynka była
smutna.
Zach ujął ją za ramiona, jakby chciał ją odepchnąć.
- Keely, na miłość boską...
Zupełnie jakby wylał na nią kubeł lodowatej wody.
Cofnęła się zawstydzona.
- Przepraszam. - Zach musiał opacznie zrozumieć jej
zachowanie. Pewnie sobie pomyślał...
Zamknęła oczy, zdruzgotana nieporozumieniem. Co te
raz?
- Strasznie mi przykro - wybąkała. - Chciałam ci tyl
ko pomóc, próbowałam, ale mi się nie udało. Ja...
- Nic nie mów.
98
SARAH MORGAN
Znowu poczuła jego dłonie na ramionach i uniosła ku
niemu spłoszony wzrok. To, co ujrzała w jego oczach,
sprawiło, że oddech zamarł jej w piersiach. Poczuła dłoń
na włosach, a potem na policzkach. Gładził ją delikatnie
i czule, jakby chciał zbadać każdy milimetr jej twarzy.
- Maleńka, kochana Keely... Nie możesz patrzeć, jak
ktoś się martwi, prawda? Zaraz musisz mu pomóc...
Odsunęła się, nagle spłoszona.
- Nie jestem mała, jestem dorosła, zapamiętaj sobie...
- Doskonale wiem, że jesteś dorosła.
Jakby na potwierdzenie tych słów zaczął ją całować,
tak samo jak całował ją tamtej pierwszej nocy w sypialni
Phoebe.
Objęła go za szyję. Nie przerywając pocałunku, Zach
oparł ją o ścianę. Poczuła, że unosi jej spódniczkę. Prze
niknął ją dreszcz i zadrżała. Jej ciało rozkoszą odpowia
dało na dotyk jego dłoni. Na krótką chwilę zapomniała,
gdzie się znajduje. Potem świat zatrząsł się w posadach
i wszystko wokół znikło w nagłym rozbłysku. Wróciwszy
na ziemię, skryła twarz na jego piersi, z wolna się uspo
kajając. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Czule pocałował
ją w czoło.
- Ty nic nie zrobiłaś, to moja wina.
Mimo potwornego wstydu uniosła na niego spojrzenie,
ale zaraz je spuściła. Jak ona mogła mu pozwolić...
- Keely, spójrz mi w oczy.
Jeszcze bardziej ukryła twarz na jego piersi. Nigdy już
nie spojrzy mu w oczy.
- Nie mogę, tak strasznie mi wstyd...
Siłą uniósł jej zaczerwienioną buzię ku górze.
- Nie chcę, żebyś myślał - szepnęła - że pocałowałam
cię, bo chciałam. Ja tylko...
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
99
- Wiem. - Uśmiechnął się do niej. - Chciałaś tylko
mnie pocieszyć, dlatego bardzo cię przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz?
- Za to, że cię pocałowałem, a przecież nie powinie
nem tego robić. - Nagle na jego twarzy odmalowało się
rozbawienie. - Zauważyłaś, że mówię ci to nie po raz
pierwszy?
Keely zamknęła oczy.
- To moja wina, Zach.
Musnął palcem jej usta.
- Nie ma tu niczyjej winy. Po prostu jest między nami
jakaś magia, która w każdej chwili grozi wybuchem, ale
ja nic ci nie mogę ofiarować. Po śmierci Catherine jestem
pusty.
- Wiem - zapewniła go. - Wiem i doskonale to rozu
miem. Zapomnijmy o wszystkim. To był tylko pocałunek.
Ledwo wypowiedziała te słowa, zrozumiała, jak śmie
sznie to zabrzmiało. Dobre sobie, zwykły pocałunek...
Mont Everest to po prostu taka „zwykła górka"!
- Chciałam tylko powiedzieć - poprawiła się szybko
- że to bez znaczenia. Mnie w tej chwili interesuje jedynie
praca i nie mogę się z nikim wiązać.
Jak coś takiego mogło jej w ogóle przejść przez usta?
- To się świetnie składa.
Zach odsunął się nagle i podszedł do biurka.
Stała, w dalszym ciągu niczego nie rozumiejąc. Chyba
się ucieszył, że z jej strony nic mu nie grozi? Już miała
coś dodać, kiedy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zach
spokojnym krokiem poszedł i je otworzył.
- Nicky, przyszłaś po kartę? - zapytał. - Keely była tu
przed tobą, właśnie skończyłem pisać.
Pielęgniarka obrzuciła ich rozjaśnionym wzrokiem.
100
SARAH MORGAN
- Mieliśmy dzisiaj dobry dzień, prawda? Takie naro
dziny małego człowieka to bardzo optymistyczne wyda
rzenie. Dla odmiany coś dobrego się stało na naszym od
dziale.
- Owszem - przytaknął sucho Zach i Keely poczuła,
że oddala się od niej na całe lata świetlne. Był teraz znowu
obcy, chłodny i bardzo samotny.
Ogarnęła ją rozpacz. A przecież przed chwilą wydawa
ło jej się, że dzieląca ich bariera została przełamana.
Sięgnął po leżące na biurku papiery i podał je Keely.
- Bardzo proszę, możesz zabrać.
Sucho, stanowczo, profesjonalnie. Jakby między nimi nic
nie zaszło. A przecież wiedziała, że przynajmniej przez te
kilka minut pożądał jej tak samo, jak ona pożądała jego.
Teraz wszystko się zmieniło. Opanował się i przeszłość
wróciła z całą siłą. Śmierć żony zraniła go tak mocno, że
nie mógł pokochać już żadnej innej kobiety.
Reszta dnia okazała się koszmarem. Za każdym razem,
kiedy spoglądała na Zacha, czuła jego dłonie na swoim
ciele. Musiał jej powtarzać polecenia po kilka razy i na
pewno wszyscy się zorientowali, że dzieje się z nią coś
niedobrego. W końcu z ulgą schroniła się do samochodu,
mając nadzieję, że choć przez chwilę nie będzie musiała
widzieć Zacha.
Koszmar, prawdziwy koszmar...
Dojechała do domu, zostawiła mu kartkę w kuchni, że
musi się pouczyć i kolację zje u siebie na górze. Przynaj
mniej wieczorem nie będzie musiała niczego udawać.
Z determinacją sięgnęła po podręcznik kardiologii. Mo
że praca pomoże jej zapomnieć o Zachu.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
101
Na szczęście przez całą noc padał śnieg, co powinno
im dostarczyć tematu do rozmowy przy śniadaniu.
- Dzień dobry. - Zach wszedł do kuchni i Keely po
czuła, że drżą jej dłonie.
Dlaczego on wywiera na niej takie wrażenie? I dlacze
go musi z samego rana tak przystojnie wyglądać? Ona po
bezsennej nocy czuła się strasznie. Blada twarz, podkrą
żone oczy...
Zach musiał pewnie wyspać się jak król, skoro tak
świetnie wygląda. A dlaczego miałby nie spać? Przecież
nic się nie stało. Tylko się pocałowali. Co prawda bardzo
namiętnie, ale nie na tyle, żeby zakłócić mu nocny spo
czynek.
- Keely? Coś się stało? - Wyrwał ją z zamyślenia
i przywołała na twarz promienny uśmiech.
- Nie. Po prostu długo w nocy czytałam i jestem tro
chę zmęczona - wyjaśniła.
Nalał sobie kawy.
- Wiem, widziałem światło. Czytałaś coś ciekawego?
- Przeglądałam kardiologię - odparła lakonicznie.
- Przygotowywałaś się do rozmowy kwalifikacyjnej?
- Tak.
Zrobiła płatki dla Phoebe, starannie unikając wzroku
Zacha. Jeśli na niego nie spojrzy, uda jej się może nie
wylać mleka. Zach zapatrzył się w okno.
- Ale napadało... Może by zabrać Phoebe na sanki.
Dziewczynka podskoczyła w wysokim krzesełku.
- Tak! Tak! Sanki! Sanki!
Keely skinęła głową. Doskonały pomysł. Śnieg jest
zimny i jeśli zrobi jej się za gorąco, zawsze może go sobie
nasypać za kołnierz.
Dała małej płatki, zrobiła sobie grzankę, nie tknęła jej,
102
SARAH MORGAN
i zaczęła przygotowywać rzeczy do wyjścia. Potem ubrała
Phoebe w kombinezon i futrzane botki.
Podjechali kawałek, Zach zostawił samochód na pobo
czu i zaczęli wdrapywać się na górę. Phoebe niecierpliwie
usadowiła się na sankach.
- Phoebe zjeżdża.
- Poczekaj chwilkę.
Zach szybko usiadł na nią i ruszyli w dół, wzbijając
tumany białego puchu. Keely patrzyła w ślad za nimi,
słysząc radosne piski dziecka i czując dławienie
w gardle.
Tak bardzo ich kochała. Oboje.
Wdrapali się na górę i teraz nadeszła jej kolej. Zajęła
miejsce za Phoebe, odepchnęła się i runęły w dół. Prze
wróciły się tak szybko, że Keely przez chwilę nie wiedzia
ła, co się stało.
- Jeszcze laz! Jeszcze! - domagała się dziewczynka.
Keely niezgrabnie wygramoliła się z zaspy. Zach już
był przy nich. Zbiegł ze wzgórza, chwycił córeczkę w ra
miona i wyciągnął rękę do Keely.
- Pomogę ci.
Ujęła jego dłoń, wstała i nagle znalazła się bardzo bli
sko niego. Zupełnie jak wtedy w gabinecie... Czas na
chwilę stanął w miejscu. Potem Zach puścił jej rękę, przy
tulił dziecko do siebie i wolnym krokiem zaczął się wspi
nać. Keely poszła za nimi, ciągnąc sanki.
Musi jakoś rozładować to napięcie... Tak nie można
żyć. Niewiele myśląc, pochyliła się, ulepiła śniegową kulę
i cisnęła w plecy Zacha.
Odwrócił się, jego oczy rozbłysły.
- Keely! A nieładnie!
Postawił Phoebe na ziemi i sięgnął po śnieg.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
103
- Ratunku! - Keely z piskiem rzuciła się do ucieczki,
potykając się w długich butach. - Phoebe, ratuj!
Dogonił ją z łatwością i wpakował za kołnierz sporą
porcję lodowatego puchu. Phoebe skacząc z radości, tań
czyła wokół nich. Po chwili rozgorzała prawdziwa bitwa.
Wracali z wyprawy zgrzani, szczęśliwi i na wskroś
przemoczeni.
- Weźcie gorący prysznic, a ja zrobię zupę - poleciła
Keely, kiedy tylko znaleźli się w domu.
Poszła do kuchni, po drodze chwytając ręcznik, by
wytrzeć sobie włosy. Po chwili nadszedł Zach. Rzucił
mokre ubrania córki na podłogę.
- Było cudownie. Dawno nie widziałem małej tak
szczęśliwej. Dziękuję ci, Keely.
Sięgnęła do szafki po puszki z zupą.
- Nie ma za co. Sama też miałam frajdę.
Powiedziała prawdę. Bawiła się świetnie; na chwilę
nawet zapomniała, jak bardzo go kocha. Potem spojrzała
na niego i wszystko znowu zrobiło się bardzo trudne.
- Keely...
Głos dziewczynki przerwał magiczną chwilę.
- Tatusiu! Tato! Chodź do mnie!
- Już idę, kochanie.
Oderwał oczy od Keely i wyszedł na korytarz, skąd
dobiegało wołanie dziecka.
Keely opadła na krzesło, czując na sobie podmuch hu
raganu. Dotarło do niej, że nie jest mu obojętna. Może
Zach tylko jej pragnie, ale w każdym razie coś do niej
czuje. Nawet jeśli to tylko fizyczna fascynacja...
Nazajutrz znowu padał śnieg, co wywarło bezpośredni
wpływ na pracę oddziału nagłych wypadków.
104
SARAH MORGAN
- Dlaczego ludzie w taką pogodę nie siedzą w domu?
- mruczała pod nosem Nicky, spoglądając na coraz wię
kszy tłum w poczekalni. - Straciłam już rachubę, ile osób
od rana pośliznęło się na lodzie i upadło. Dlaczego oni
w taki dzień po prostu nie zostają w łóżkach...
Keely wzmianka o łóżku natychmiast skojarzyła się
z Zachem i na jej policzkach wykwitły purpurowe plamy.
Nie uszło to uwadze Nicky.
- Co ci jest? Taka jesteś czerwona, może coś złapa
łaś?
- Nic mi nie jest - odparła szybko Keely.
Już dawno „coś" złapała, ale ta choroba nie nadaje się
do szpitalnego leczenia.
- Idę na izbę przyjęć - oświadczyła. - Karetka właśnie
kogoś przywiozła.
Tym kimś okazała się siwowłosa pani. Leżała na no
szach przykryta kocem, a obok kręciła się niespokojnie
młoda kobieta.
- Dzień dobry, jestem doktor Thompson - przedstawi
ła się Keely. - Co się stało?
Młoda kobieta głęboko westchnęła, a starsza pani spo
kojnie wyjaśniła:
- Wyszłam tylko do sklepu na rogu, żeby coś kupić.
- Przecież mogłam ci przynieść, mamo. - Młoda ko
bieta uniosła oczy do sufitu, a potem znacząco spojrzała
na lekarkę. - Nie musiałaś sama nigdzie chodzić.
- Ale chciałam, moja droga. - Matka uśmiechnęła się
do niej. - Jeśli przestanę wychodzić, moje stare nogi
w ogóle nie będą chciały mnie nosić.
Córka już miała wypowiedzieć swoje zdanie, ale wzrok
Keely ją powstrzymał.
- Słusznie pani postępuje, starając się wychodzić z do-
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
105
mu - orzekła, badając pacjentkę - ale chyba byłoby roz
sądniej, gdyby pani poczekała, aż ulice będą mniej śliskie.
Poczuła na sobie wyrozumiałe spojrzenie starych oczu.
- Powiem ci coś, kochanie. Rozsądek to nie wszystko.
Nieraz jest o wiele zabawniej, jak się o nim zapomina.
- Mamo! - W głosie córki zabrzmiało zgorszenie. -
Co ty wygadujesz!
Keely wymieniła ze starszą panią porozumiewawcze
spojrzenie. Ta pacjentka bardzo jej się podobała.
- Chyba pani ma rację - przyznała, myśląc o Zachu.
- Nigdy nie wiadomo, co człowiekowi przyniesie życie,
więc lepiej od razu robić to, na co się ma ochotę. Ma pani
złamaną szyjkę udową - dodała po chwili.
Córka była przerażona.
- Mamo! Sama widzisz! A nie mówiłam...
Pani Weston nawet na nią nie spojrzała.
- Co teraz zrobimy? - zapytała lekarkę.
- Najpierw zawieziemy panią na prześwietlenie, potem
pobierzemy krew, zrobimy EKG i oddamy panią w ręce
ortopedów. Czy chce pani jakiś środek przeciwbólowy?
- Bardzo proszę, jeśli można.
Keely rozejrzała się w poszukiwaniu Nicky.
- Zaraz poproszę siostrę i coś pani damy.
Poszła po pielęgniarkę, kazała jej podać pacjentce lek
przeciwbólowy i zawiadomiła radiologię. Ledwo pani
Weston zniknęła im z oczu, karetka przywiozła kolejną
ofiarę śnieżycy. Tym razem zajął się nią Zach i dobrze się
stało, bo był to młody motocyklista, który wpadł w po
ślizg. Obrażenia wyglądały groźnie.
- Trzeba mu rozciąć ubranie - oznajmił spokojnie
Zach. Keely z trudem rozpoznawała w nim tego samego
mężczyznę, który potrafił tak namiętnie ją całować. Zu-
106
SARAH MORGAN
pełnie dwie różne osoby. - Proszę podać mu kroplówkę,
tlen, pobrać krew...
Przy takich obrażeniach prawdopodobnie trzeba będzie
przeprowadzić transfuzję. Keely zaczęła podawać ranne
mu fizjologiczny roztwór soli. Zach odszukał tętnicę udo
wą i wykonał blokadę.
- W ten sposób zniesiemy odczucie bólu i częściowo
zmniejszymy krwawienie - wyjaśnił. - Łatwiej będzie go
przewieźć do prześwietlenia.
Kiedy przekazali mężczyznę zespołowi ortopedyczne
mu, Keely odetchnęła z ulgą. Nicky wyjrzała na korytarz
sprawdzić, czy nie wiozą kogoś nowego.
- Koszmarny dzień - powiedziała. - A swoją drogą,
dlaczego ludzie, jak upadają, najczęściej łamią sobie ręce?
- Po prostu automatycznie je przed siebie wyciągają,
może starają się osłonić głowę - wyjaśnił Zach, a rzucając
rękawiczki do kosza, dodał: - Najczęściej łamią sobie
nadgarstki, zwłaszcza ludzie starsi.
Gawędzili tak przez chwilę, zastanawiając się, co które
z nich złamałoby sobie najchętniej w ostateczności i które
kości najlepiej się do tego nadają, a potem zostali wezwani
do kolejnego wypadku.
Po powrocie do domu Keely, kompletnie wykończona,
przysiadła w pokoju Phoebe na podłodze i zwiesiła głowę.
- Biedna Keely - zaszczebiotała dziewczynka.
- Nie jestem biedna, kochanie, po prostu strasznie się
zmęczyłam. W nocy nie mogę spać, bo myślę o twoim
tatusiu, a w szpitalu mamy pełne ręce roboty. - Zrzuciła
buty. - Jaką książeczkę ci przeczytać?
Phoebe wspięła się na palce i sięgnęła na półkę z książ
kami. Wyciągając jedną spod spodu, zrzuciła na dywan
całą resztę. Keely jęknęła, ale była zbyt zmęczona, żeby
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
107
wszystko układać z powrotem. Przytuliła dziewczynkę do
siebie i powąchała jej włoski.
- Ale ty ślicznie pachniesz kąpielą i niemowlęciem.
- Czytaj - poleciła stanowczym głosem malutka.
- Tak jest, proszę pani - roześmiała się Keely.
Otworzyła książkę i zaczęła czytać. Po chwili oczka
dziecka przymknęły się. Keely wzięła dziewczynkę na
ręce i zaniosła do łóżeczka.
- A teraz zrobimy paty, paty.
W tej samej chwili małe ramionka oplotły jej szyję.
- Chcę całuska.
- Dostaniesz go.
Keely wyjęła dziewczynkę z łóżeczka, ucałowała,
przytuliła i spróbowała ułożyć z powrotem. Na próżno.
Małe nóżki silnie oplotły ją w pasie.
- Jeszcze laz.
- Teraz trzeba iść spać - tłumaczyła Keely.
- Nie chcę spać, chcę buzi. Spać chcę z Keely.
Zupełnie nie wiedziała, co robić. Na szczęście w progu
ukazał się Zach.
- Jakieś kłopoty?
W marynarce zarzuconej na ramiona wyglądał bosko.
- Phoebe chce buzi - wyjaśniła.
Zach uśmiechnął się.
- Nic dziwnego - powiedział znacząco i dodał: - Te
raz tatuś weźmie Phoebe.
- Nie! - Dziewczynka wczepiła się w Keely jak małp
ka. - Nie! Chcę zostać z Keely!
Sytuacja robiła się beznadziejna. Keely rozejrzała się
rozpaczliwie. Sięgnęła po czytaną niedawno książkę
i wrzuciła ją do łóżeczka.
- Zobacz, co tam na ciebie czeka.
108
SARAH MORGAN
Phoebe zaintrygowana dała się podejść i po chwili le
żała już w łóżku, oglądając obrazki.
Jej opiekunka odetchnęła z ulgą.
- Już myślałam, że mnie nie puści...
Zach nieruchomym wzrokiem wpatrywał się w córkę.
Keely na widok jego stężałej twarzy ścisnęło się serce.
Czytała w jego myślach; Zach pewnie się martwi, że
dziecko tak bardzo się do niej przywiązało.
- Idź się przebierz - powiedziała szybko, by przerwać
niepokojącą scenę - a ja tymczasem zrobię coś do picia.
W milczeniu skinął głową i bez słowa opuścił pokój.
Poszła do kuchni, wyjęła z lodówki wino, napełniła
kieliszki i udała się do salonu. Zach napalił w kominku
i miłe ciepło rozeszło się po domu.
- Dziękuję. - Wziął z jej rąk kieliszek i znowu usiadł
w fotelu przy ogniu.
- Wiem, co myślisz - zaczęła niepewnie.
- Tak? - Spojrzał na nią zdziwiony. - A co ja myślę?
Wzięła głęboki oddech.
- Boisz się, że Phoebe zbyt się do mnie przywiązała.
Zapadło milczenie, a potem Zach roześmiał się.
- Jak ci się udało tak dokładnie odczytać moje myśli?
Bo cię kocham, chciała odpowiedzieć, ale w porę się
powstrzymała.
- To przecież oczywiste, ale ja jej nie skrzywdzę.
Spojrzał na nią poważnie.
- Jesteś tego pewna? Jak słusznie zauważyłaś, Phoebe
bardzo się do ciebie przywiązała. Nigdy nie widziałem,
żeby kogoś darzyła taką sympatią. Co będzie, jak wyje
dziesz? Co się stanie, jak przyjmiesz tę pracę na kardio
logii?
Co tam kardiologia, do diabła z kardiologią...
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
109
- Będziemy przecież w kontakcie - spróbowała zna
leźć jakąś odpowiedź.
- Wytłumacz to takiemu dziecku.
To wszystko stawało się absurdalne. Nie miała ochoty
nigdzie stąd odchodzić. Chciała zostać z nimi, ale nie
mogła znowu wyznać mu miłości.
- Zach,ja...
- Nie ma o czym mówić - przerwał jej z goryczą. - To
mój problem, nie twój, i ja muszę znaleźć rozwiązanie.
Może twoja przeprowadzka tutaj to wcale nie był dobry
pomysł.
Serce boleśnie zabiło jej w piersi.
- Czy to znaczy, że mam się wyprowadzić?
Na chwilę przestała oddychać; wbiła paznokcie w za
ciśnięte dłonie. Zach zapatrzył się w ogień na kominku.
- Nie, tego nie powiedziałem. Jeszcze nie teraz. Może
wymyślę coś innego.
Nie trzeba długo myśleć: zamiast prosić, żeby stąd ode
szła, mógłby poprosić, żeby została.
Ale on nigdy tego nie zrobi. On żyje przeszłością, gdzie
nie miejsca na teraźniejszość.
R O Z D Z I A Ł SIÓDMY
Kiedy w poniedziałek weszła do pokoju lekarskiego,
miał jej coś do zakomunikowania.
- Jesteśmy zaproszeni na kolację - oświadczył krótko.
- Sean i jego żona proszą, żebyśmy wieczorem do nich
wpadli.
Z trudem przełknęła ślinę. Ma cały wieczór spędzić
z Zachem w obecności obcych ludzi?
Szybko trzeba znaleźć jakąś wymówkę.
- Może zostanę z Phoebe, a ty pójdziesz?
- Phoebe idzie z nami. - Zach włożył ręce do kieszeni.
- Muszę cię uprzedzić, że żona Seana, Ally, nie grzeszy
delikatnością, jeśli idzie o swatanie. Dowiedziała się, że
mieszkamy razem, i już słyszy weselne dzwony.
Musi mieć halucynacje, pomyślała Keely. Weselne
dzwony... Może raczej dzwonki alarmowe.
- Może byłoby lepiej - bąknęła - żebym tam nie szła.
- Przeciwnie - odparował. - Jeśli nie pójdziesz, zaraz
coś wykombinuje, a kiedy nas razem zobaczy, zrozumie,
że nic nas nie łączy.
Może... Wszystko zależy od jej przenikliwości...
- Dobrze. - Uśmiechnęła się z przymusem. - Na
wszelki wypadek ogłoszę, że jadę do Londynu. To powin
no ją przekonać.
- Miejmy nadzieję. - Uśmiech Zacha przygasł. - Po
wiem, żeby się nas spodziewali o siódmej.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
111
Opuścił pokój i zostawił Keely pogrążoną w myślach.
Dzień był długi i ciężki. Wróciła do domu wyczerpana
i jak najdalsza od chęci składania wieczornych wizyt.
Wzięła szybki prysznic, trochę się umalowała i przygo
towała Zachowi kąpiel. Przyszedł w godzinę po niej; do
wyjścia pozostato im tyiko dwadzieścia minut.
- Co za dzień. - Rzucił płaszcz i pobiegł na górę. -
Zrobiłaś mi kąpiel?!
Spojrzał na nią z podestu i oblała się rumieńcem. Pew
nie przesadziła; nie trzeba było tego robić, ale przecież po
prostu chciała mu ulżyć po ciężkim dniu.
- Tak tylko pomyślałam... - zaczęła nerwowo.
Położył palec na ustach.
- Nic nie mów, miałaś wspaniały pomysł. Jesteś cu
downa, stale o tym zapominam i dlatego nieraz się dziwię.
Zaraz się ogolę i za dziesięć minut będę gotowy.
Zdążyła jeszcze przygotować torbę z rzeczami Phoebe.
Zach wyjął z lodówki dwie butelki wina.
- Weź to, ja poniosę Phoebe.
Do domu Seana dotarli po siódmej i Keely natychmiast
wpadła w ramiona Ally.
- Rozgość się. Strasznie się cieszę, że cię widzę. - Na
ręku miała niemowlę, mała dziewczynka trzymała się jej
spódnicy. - Sean pomóż mi, nie daję już rady!
Mąż wyjął jej niemowlę z ramion i Ally pociągnęła
gościa za sobą.
- U nas tak zawsze - pocieszyła ją. - Dzieci powinny
już być w łóżkach, ale się uparły, że chcą was zobaczyć.
- Nie szkodzi. Przynieśliśmy jeszcze jedno - pocieszył
ją Zach, mocniej przytulając Phoebe.
- To się nimi zajmijcie, a ja pokażę Keely dom - oz
najmiła gospodyni. - Przy okazji zrobimy coś do picia.
112
SARAH MORGAN
Keely z bijącym sercem poszła w ślad za nią, nie wie
dząc, czego się spodziewać.
- Sean mówił, że mieszkasz u Zacha - zaczęła Ally
bez wstępów, kiedy tylko znalazły się w kuchni. Wyjęła
z szafki butelkę dżinu. - Czego się napijesz? Dżinu z to-
nikiem czy wina?
- Tylko toniku - odparła z uśmiechem Keely. - Dzi
siaj ja odwożę nas do domu.
Gospodyni wyraźnie się rozmarzyła.
- Do domu... to takie piękne. Myślałam, że już nigdy
nie zobaczę Zacha zakochanego.
- Nie jesteśmy w sobie zakochani. - Keely mimo woli
rozejrzała się, czy Zach ich nie słyszy. - Mieszkam u nie
go, bo chcę mu pomóc w trudnej sytuacji. Nic więcej.
Radość jej rozmówczyni przygasła, ale potem Ally roz
promieniła się znowu.
- Jak się mieszka razem, wszystko jest możliwe.
- Nie! - gwałtownie zaprzeczyła Keely. - Naprawdę
z nami jest zupełnie inaczej.
Ally pokroiła cytrynę i włożyła plasterki do szklanek.
- Wszystkie kobiety w okolicy zazdroszczą ci, moja
droga. Nie powiesz, że Zach ci się nie podoba.
- Czy ty nigdy nie przestaniesz, Ally?
Pełen wyrzutu głos Zacha stojącego w progu sprawił,
że Keely o mało nie upadła. Jak długo tak stał? Co słyszał?
Pewno pomyśli, że o nim plotkują, i na dodatek będzie
miał rację. Ally wcale się nie speszyła i podała mu drinka.
- Po prostu martwię się o ciebie, mój drogi. - Wzięła
go pod rękę i powiodła do salonu. - A jak Phoebe?
- Doskonale. - Zach spoza jej ramienia mrugnął do
Keely. - Prosi, żebyś do niej na chwilę przyszła i pocało
wała na dobranoc.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
113
Keely pobiegła do dziecinnego pokoju, żeby się scho
wać przed świdrującym wzrokiem Ally. Siedziała tam bar
dzo długo, czytając i opowiadając bajki, ale w końcu mu
siała wrócić do salonu. Siedzieli już przy stole, a Ally
ustawiała przed każdym jakieś bardzo wyrafinowane przy
stawki.
- Zrobiłam to po raz pierwszy - oświadczyła. - Po
traktuję was jak świnki doświadczalne.
Sean skrzywił się z niesmakiem.
- Ty to zawsze wiesz, co powiedzieć, żeby człowiek
nabrał apetytu, moja droga.
Sięgnęli po widelce.
- Jak tam twoja praca? - zagadnął gospodynię Zach.
- Dalej jesteś w euforii?
Obrzuciła go spojrzeniem pełnym udanej nagany.
- To nie jest właściwe określenie, ale jest cudownie.
Keely umoczyła usta w winie.
- Pracujesz na pełnym etacie? - zapytała.
- Tak. - Ally zaśmiała się. - Ale tylko przez trzy dni
jako lekarka, resztę czasu spędzam w domu jako niańka.
- Daj spokój. - Sean wzruszył ramionami i czule spoj
rzał na żonę. - Nie jest tak źle, kochanie.
Zach sięgnął po pieczywo.
- Nie żałujesz zerwania z prawdziwą medycyną? - za
pytał.
Ally spoważniała.
- Nie ma powodu. Ja jestem prawdziwym lekarzem.
To wy pracujecie w nienormalnych warunkach, przecież
szpitale to wyizolowane laboratoria. Zajmujecie się tylko
objawami, nie widzicie ludzi. Lekarz ogólny w przychod
ni ma przed sobą człowieka, któremu nie wystarczy nało
żyć plaster.
114
SARAH MORGAN
Sean rozszerzył wypowiedź żony.
- Jak rozumiem, wasza całościowa kuracja obejmuje
również obcinanie paznokci i kręcenie loków.
Ally wcale się nie przejęła.
- Robimy to, o czym wy zapominacie, wypisując czło
wieka ze szpitala. Każdy z waszych specjalistów zajmuje
się swoją działką, nikogo nie obchodzi pacjent jako osoba.
Wtedy właśnie wtrącamy się my.
Sean tym razem spojrzał na nią ze wzruszeniem.
- Jesteś nadzwyczajna, twoi chorzy mają szczęście...
Keely przestała jeść. Zrozumiała nagle, dlaczego praca
w szpitalu tak mało ją pociąga. Zawsze szukała czegoś
więcej i dopiero dzięki słowom Ally zrozumiała, co to
takiego. Ona też chciała zajmować się całym człowiekiem,
a nie jego prawą stopą czy lewą komorą serca! Dlatego
raz na zawsze powinna porzucić myśl o kardiologii...
- Wszystko dobrze, Keely? Wyglądasz, jakbyś zoba
czyła ducha - zaniepokoiła się gospodyni.
- Opowiedz coś więcej o swojej pracy - poprosiła Keely,
nie bacząc na zdziwione spojrzenia panów.
- Z przyjemnością - zgodziła się Ally. - Tym bardziej
że ci dwaj dostaną szału, a to zawsze wygląda bardzo
zabawnie.
Nie każąc się prosić, rozgadała się o kobiecie, którą
ostatnio zabrano do szpitala ze złamaną nogą, i o tym, jak
trzeba było załatwić opiekę dla jej siedmiu kotów.
- W szpitalu nikt nawet nie zapytał, czy ma w domu
jakieś zwierzęta - podsumowała i zaczęła zbierać ze stołu.
- Na szczęście, któryś z sąsiadów zobaczył, że zabiera ją
karetka, i dał nam znać.
Na stole pojawiło się wyśmienite kurczę z ryżem.
- A ty? Co chcesz dalej robić? - zapytała Ally. - Zo-
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
115
staniesz na nagłych wypadkach czy przeniesiesz się na
internę?
Keely zaczęła dłubać w talerzu.
- Pójdę na kardiologię.
Chociaż wcale, ale to wcale, nie mam na to ochoty.
Może powinna porozmawiać z ojcem. Ojciec przecież ją
kocha. Poradzi jej, nie będzie do niczego zmuszał.
- Kardiologiem? - zdziwiła się Ally. - Tutaj, u nas?
. - Nie - odpowiedział Zach. - Ona nie zostaje w Cum-
brii. Przyjechała tylko na pół roku i wraca do Londynu.
Na twarzy Ally odmalowało się rozczarowanie.
- Nie zostaniesz tutaj? A ja myślałam...
- Wiemy, kochanie, co myślałaś, ale zostaw to dla
siebie. - Sean uniósł szklankę i uśmiechnął się do żony. -
A teraz spokojnie jedz kolację, bo ci wystygnie.
Jakby go nie słyszała; nie spuszczała oczu z Zacha.
- Miałam nadzieję...
- Ally! - Tym razem w głosie Seana zabrzmiał rozkaz.
- Przepraszam - powiedziała wolno Ally, a potem
zwróciła się do Keely. - Kardiologia... musisz być bar
dzo zdolna.
Keely spuściła głowę. Wcale nie była zdolna, była bez
nadziejna i... potwornie zmieszana.
Zach postanowił zmienić temat.
- Niedawno wybraliśmy się na sanki. Śnieg był fanta
styczny - oznajmił z udanym entuzjazmem.
- Gdzie jeździliście? - zapytał Sean.
Rozlał resztę wina do kieliszków i przez dłuższą chwilę
gawędzili o śniegu i zimowych sportach.
- Muszę przyznać, że po raz pierwszy od dwudziestu
lat dostałem kulą śniegową - zauważył w pewnym mo
mencie Zach, uśmiechając się do Keely.
116
SARAH MORGAN
- A mnie ostatni raz ktoś nasypał śniegu za kołnierz,
jak miałam dziesięć lat - odparła z uśmiechem.
Ally objęła ich wzrokiem, w którym na nowo zatliła się
iskierka nadziei.
- Często się tak razem bawicie z Phoebe? - zapytała
niewinnym głosem i Zach przecząco pokręcił głową.
- Muszę cię rozczarować. Keely mieszka u mnie właś
nie dlatego, że często nie ma mnie w domu, a zatem pra
wie się nie widujemy.
Ally przez chwilę milczała, ale nie dała za wygraną.
Skończyła jeść i starannie odłożyła sztućce.
- Phoebe niełatwo przyzwyczaja się do ludzi - ode
zwała się zamyślona. - A do Keely idzie, jakby ją znała
od zawsze.
- To prawda. - W głosie Zacha zabrzmiało zdenerwo
wanie. - A teraz skończ już z tym tematem, bo. naprawdę
przesadzasz.
Sean jęknął.
- Straszna kobieta. Na Boże Narodzenie kupię jej łuk
i strzały. Niech bawi się w amorka w domu i da ludziom
spokój.
Nastrój został rozładowany i nawet Keely przez resztę
wieczoru bawiła się całkiem nieźle.
Kiedy wyjmowali zaspaną Phoebe z łóżeczka i prze
nosili ją do samochodu, trochę żałowała, że muszą już
iść.
- Dziękujemy za odwiedziny - rzekła Ally na pożeg
nanie, całując Keely w policzek, a ściszając głos, dodała:
- Powinieneś ożenić się z nią, Zach. Nie daj jej uciec do
Londynu. Nie znajdziesz lepszej matki dla Phoebe.
Keely szybko wskoczyła za kierownicę, starając się nie
słyszeć odpowiedzi Zacha. Mogła ją sobie wyobrazić.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
117
Wsiadł do samochodu i kiedy wyjechali na drogę,
z głębokim westchnieniem przymknął oczy.
- Przepraszam cię za Ally, ale ona ma obsesję.
- Nic się nie stało.
- Nie zepsuła ci wieczoru?
- Nie. Jest bardzo miła.
Zach skinął głową.
- Owszem, ale czasem trudno z nią wytrzymać.
A do tego domyślna, w duchu dodała Keely; nie miała
wątpliwości, że Ally bezbłędnie odgadła jej uczucia do
Zacha.
- Zawsze tak mówi, kiedy z kimś przychodzisz do nich
na kolację? - zapytała.
- Nigdy nikogo do nich nie przyprowadzam.
- Chyba przedtem też już próbowała cię swatać?
- Niezliczoną ilość razy - odparł z goryczą. - Miałem
okazję poznać wszystkie samotne koleżanki Ally i Seana.
- Okropne! Chociaż pewnie ma dobre intencje.
- Na pewno. Ally posiada cechy, które sprawiają, że
jako lekarz jest niezastąpiona. Wie wszystko o swoich
pacjentach, zna ich domy i krewnych, robi naprawdę do
brą robotę.
Keely zamyśliła się. Im dłużej się zastanawiała, tym
bardziej nabierała pewności, że ona też tak właśnie chcia
łaby pracować. Znać swoich pacjentów i pomagać im
w każdej sytuacji. Musi z kimś o tym porozmawiać. Z Za
chem na pewno nie; jedyną odpowiednią osobą jest jej
ojciec.
ROZDZIAŁ Ó S M Y
Następnego dnia przed południem oboje byli w pracy,
kiedy karetka przywiozła młodą dziewczynę. Towarzyszy
ła jej matka.
- Co się stało?
- Nie wiem. - Kobieta była przerażona. - Wszystko
było normalnie. Poszłyśmy do kawiarni i tam zemdlała.
Zach zaczął badać pacjentkę.
- Co panie jadły? - zapytał, nie unosząc głowy.
Matka dziewczyny spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Słucham?
- Co panie jadły tuż przed omdleniem córki? - powtó
rzył i skierował się ku Keely. - Proszę podać tlen, zmie
rzyć ciśnienie i podłączyć do monitora.
- Ciastko - odpowiedziała niepewnym głosem kobie
ta. - Jadłyśmy ciastka, ale co to ma do rzeczy...
- Czy córka jest na coś uczulona?
Kobieta nagle zbladła.
- Tak... Na orzechy, ale w tym ciastku nie było orze
chów.
- Na pewno? - Zach zwrócił się do Nicky. - Adrena
linę domięśniowo, proszę. - Potem znowu spojrzał na
matkę pacjentki. - Mamy do czynienia z bardzo silną re
akcją alergiczną. Musimy chyba założyć, że powodem
były orzechy. Nicky, proszę hydrocortizon i salbutamol.
Dopiero po pół godzinie dziewczyna zaczęła odzyski-
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
119
wać przytomność. Zach wytarł pot z czoła i uśmiechnął
się znużony.
- Córka zostanie w szpitalu. Musimy ją przebadać
i dokładnie ustalić przyczynę utraty przytomności.
Matka skinęła głową, nie mogąc wykrztusić słowa.
- Czy teraz już nic jej nie grozi? - zapytała po chwili
łamiącym się głosem.
Zach spojrzał na dziewczynę i skinął głową.
- Myślę, że nie. Stan jest stabilny, ale zatrzymamy ją
na jakiś czas. Reakcja była bardzo gwałtowna.
Kiedy pacjentkę zabrano na oddział, oparł się o ścianę.
- Mam niedobre przeczucia na nadchodzący tydzień...
Nicky obrzuciła go spojrzeniem pełnym wyrzutu.
- Nie mów tak. Ostatnim razem, kiedy tak powiedzia
łeś, mieliśmy całą serię koszmarnych wypadków.
- Pamiętam. - Wyprostował się i przetarł ręką czoło.
- Spójrz, jaka pogoda. Jest strasznie ślisko...
Ledwo wymówił te słowa, do sali wtargnęła ekipa po
gotowia z nowym pacjentem. Do domu wrócili wykoń
czeni.
- Co za okropny dzień. - Zach opadł na kuchenne
krzesło. - Miejmy nadzieję, że jutro będzie lepiej.
Wcale nie było lepiej; było gorzej. Za każdym otwar
ciem drzwi pojawiała się nowa ludzka tragedia i trwało
tak do końca tygodnia. Keely czuła, że dłużej tego nie
wytrzyma.
Walka o ludzkie życie była wyczerpująca: najgorsze
było jednak to, co następowało potem, kiedy trzeba było
zawiadomić rodzinę, że straciła najbliższą osobę.
Do tego nie mogła się przyzwyczaić.
- Jak ty to robisz? - zapytała pewnego dnia Zacha,
120
SARAH MORGAN
kiedy podczas reanimacji zmarł im dwudziestoletni moto
cyklista. - Jak mówisz matce, że straciła syna?
Zach postawił przed nią kubek z kawą.
- Jak ja to robię? Sam nie wiem. Pewnie wmawiam
sobie, że to dalszy ciąg moich obowiązków i wykonuję je.
Co nie znaczy, że tego nie przeżywam.
Przeżywał, i to bardzo. Odczytywała to z jego twarzy.
- Ja zawsze mam ochotę skłamać - wyznała. - Kiedy
do nich wychodzę i tak na mnie patrzą, zawsze mam ocho
tę skłamać, że jest jeszcze nadzieja.
Zach pokiwał głową.
- Dobrze to znam, ale nigdy tego nie rób. Człowiek
musi znać prawdę, i to im wcześniej, tym lepiej. Nie wol
no niczego owijać w bawełnę. Rodzina pacjenta zawsze
znajdzie sposób, żeby cię niewłaściwie zrozumieć. Trzeba
mówić wprost. Kiedy ktoś umiera, trzeba powiedzieć, że
umarł i powtórzyć to kilka razy, żeby nie mieli wątpliwo
ści.
Keely smutno zapatrzyła się w kubek z kawą. Wiedzia
ła, że nie przełknie ani łyka.
- Mam nadzieję, że przez dłuższy czas nie będę mu
siała wymawiać słów „nie żyje". Przez ostatnie kilka dni
miałam tego pod dostatkiem.
Los jednak chciał inaczej. Zadzwonił telefon i Nicky
przez chwilę z uwagą słuchała.
- Wiozą do nas czteroletnie dziecko z niewydolnością
oddechową - rzekła do Keely. - Idę przygotować reani
macyjną.
Kilka minut później załoga pogotowia wpadała już do
środka. Keely rzuciła okiem na dziecko i poleciła Nicky
wezwać pediatrów i anestezjologa. W kilka sekund
później znajdowali się już na sali reanimacyjnej.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
121
Dziecku podano tlen; matka stanęła obok. Zoe, pielęg
niarka z pediatrii, nałożywszy małej pacjentce maskę, ła
godnie do niej przemawiała. Keely zwróciła się do matki:
- Chciałabym zadać pani kilka pytań. Od jak dawna
dziewczynka jest chora?
- Alice wczoraj czuła się bardzo dobrze. - Pani Potter
delikatnie pogłaskała małą główkę. - To się stało nagle.
- Czy coś ją bolało? Może kasłała?
- Mówiła, że boli ją gardło i nie chciała jeść, bo nie
mogła przełykać.
Dziecko leżało bez ruchu i Keely zaczęła się bać.
- Nicky, podaj jej adrenalinę - powiedziała, chcąc zy
skać na czasie. Pediatrzy powinni zaraz się zjawić. - Czy
dziecko ma wszystkie szczepienia? - zapytała dla porząd
ku i zdumiała ją odpowiedź matki.
- Nie. Nie wierzę w takie rzeczy. Uważam, że dla dzie
cka jest lepiej, kiedy organizm sam się broni, wytwarzając
odpowiednie przeciwciała.
Keely ugryzła się w język. Szczepienia nie są obowiąz
kowe i każdy rodzic ma w tej sprawie wybór. Intuicja
mówiła jej jednak, że ciężki stan Alice spowodowany jest
czymś, czego dałoby się uniknąć za pomocą zwykłej
szczepionki.
- Co jej właściwie jest? - zapytała pani Potter.
- Sądzę, że to błonica - odparła Keely i matka dziew
czynki zmarszczyła czoło.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
- Obecnie to niezwykle rzadka choroba - wyjaśniła
spokojnie Keely. - Większość dzieci szczepi się na nią
w niemowlęctwie.
Pani Potter gwałtownie zbladła.
- Ale nic jej nie będzie, prawda?
122
SARAH MORGAN
Keely przez chwilę zwlekała z odpowiedzią.
- Stan córki jest bardzo ciężki - rzekła w końcu.
Pani Potter otrząsnęła się i znowu przybrała normalny
wyraz twarzy.
- Może to jednak gardło - zasugerowała. - Nawet jej
pani nie zajrzała do gardła.
- Przy błonicy to niewskazane. Mogłoby pogorszyć jej
stan.
Dziecko zaczęło się dusić.
- Wezwij Zacha i znowu zadzwoń na pediatrię. Trzeba
ją będzie intubować, a wolałabym, żeby Zach przy tym
był.
- Ona nie oddycha.
Keely sięgnęła po sprzęt do intubacji.
- Pani zaczeka na zewnątrz.
Nicky wyprowadziła panią Potter, a Keely spróbowała
zaintubować dziewczynkę.
- Ma potwornie opuchniętą krtań, nie można wprowa
dzić rurki - mruknęła do siebie. - Gdzie ten Zach?!
- Jestem - usłyszała za sobą i odetchnęła z ulgą.
- Ma niewydolność oddechową - poinformowała go
- ale nie mogę jej intubować, bo jest strasznie spuchnięta.
Trzeba będzie zrobić tracheotomię.
Obecność Zacha dodała jej odwagi, sprawnie przecięła
tchawicę i wprowadziła w otwór dotchawiczy metalową
rurkę. W tej samej chwili w sali zjawili się pediatrzy.
- Zatrzymanie akcji oddechowej.
Tony Maxwell przejął dowodzenie i przez godzinę pró
bowali ratować dziecko.
- Możemy przestać, już nic nie można zrobić.
Keely usłyszała jego słowa, ale nie przyjęła ich do
wiadomości.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
123
- Nie! Musimy jeszcze próbować! Przecież ona ma
dopiero cztery lata!
Poczuła na ramieniu rękę Zacha.
- Ona nie żyje, Keely.
- Nie możemy! Nie wolno... Ona nie może umrzeć.
- Ona już umarła - łagodnie powiedział Tony.
Keely siłą woli opanowała się.
- To po prostu niesprawiedliwe... - szepnęła tylko.
- Wiem. - Tony rozejrzał się. - Wszystkim bardzo
dziękuję.
Keely wzięła głęboko oddech.
- Pójdę porozmawiać z jej matką...
Zach przecząco pokręcił głową.
- Nie, porozmawia z nią Tony, on jest szefem pediatrii.
Tony spojrzał prosząco na Nicky.
- Pójdziesz ze mną? Będzie mi raźniej.
Nicky zgodziła się, ukradkiem ocierając łzy.
- A ty bardzo dobrze się spisałaś - zwrócił się Tony do
Keely. - Przepraszam, że tak długo musiałaś na nas cze
kać, ale właśnie operowaliśmy.
Z rozpaczą pokręciła głową.
- Gdyby mi się udało ją zaintubować, wszystko byłoby
inaczej. Na pewno mogłam zrobić coś więcej, żeby ją
uratować.
- Nikomu nie udałoby się jej zaintubować, miała całkowi
cie zablokowane drogi oddechowe. Poradziłaś sobie znakomi
cie. Nie każdy na twoim miejscu potrafiłby się tak zachować.
A jednak czuła, że poniosła klęskę.
Przeprosiła obecnych i wymknęła się. Dzień pracy się
skończył i chciała jak najszybciej znaleźć się w domu.
Schować się gdzieś i spokojnie sobie popłakać.
124
SARAH MORGAN
- Tatuś! Tatuś!
Phoebe wypadła z pokoju dziecinnego i przylgnęła do
kolan Zacha.
- Witaj, urwisie. - Podniósł ją z podłogi i uśmiechnął
się do Barbary eskortującej swą podopieczną. - Była grze
czna?
- Dosyć. - Znajomy błysk w oczach Barbary powie
dział mu wszystko.
- Nie oszczędzaj mnie. Co nabroiła? - zapytał.
- Włożyła grzankę do wideo - zaczęła wyliczać Bar
bara. - Na szczęście przedtem zlizała z niej masło, więc
szkody są mniejsze.
- Co jeszcze? - pytał dalej zrezygnowanym głosem.
- Miałyśmy też małą przygodę z flamastrem i ze ścia
ną, ale już mi się udało zatrzeć ślady.
Zach przymknął oczy.
- Potem wystukała numer 999 - ciągnęła opiekunka.
- Do kogo mam dzwonić z przeprosinami?
- Już dzwoniłam, wszystko załatwione - uspokoiła go
Barbara. - Gorzej jest z ostatnim numerem tego lekarskie
go tygodnika, który leżał przy łóżku...
- A gdzie teraz leży, jeśli wolno zapytać?
- W wannie, to znaczy obecnie na kaloryferze, suszy
się po kąpieli w wannie. To moja wina. Odwróciłam się
na chwilę, żeby wziąć ręcznik.
Zach jęknął. Gdyby ta kobieta odeszła, chyba by osza
lał.
- Nie wiem, co powiedzieć... - zaczął.
- Nic. Phoebe jest cudownym, zdrowym dzieckiem
i zachowuje się po prostu normalnie.
Zach pokręcił głową i pocałował małą w policzek.
- Jeszcze laz - usłyszał natychmiast.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
125
Spełnił prośbę i spojrzał na schody.
- Keely jest w domu?
Uśmiech Barbary zgasł.
- Tak. Nie jest chyba w dobrej formie - rzekła z wa
haniem. - Zaraz po przyjściu zamknęła się w łazience
i tam siedzi.
Wiedział, co Keely tam robi: wypłakuje sobie oczy.
- Proszę się nie martwić, zaraz do niej pójdziemy.
- To ja się pożegnam.
Zach przebył schody, przeskakując po dwa stopnie na
raz. Phoebe mocno obejmowała go za szyję.
- Keely! - Żadnej odpowiedzi. - Keely!
Załomotał w drzwi i usteczka Phoebe drgnęły.
- Tatuś lobi hałas, ja się boję.
Zza drzwi dobiegł go cichy głos Keely.
- Nic się nie stało. Po prostu się kąpię.
Nie uwierzył, ale z córeczką na ręku niewiele mógł
zrobić. Musiał najpierw położyć ją spać.
Kiedy w pół godziny później wrócił pod drzwi łazienki,
ze środka nie dochodził żaden szmer.
- Keely!
Otworzyła po długiej chwili. Była owinięta ręcznikiem,
twarz miała zalaną łzami, włosy opadały jej na oczy.
- Chciałabym zostać sama. - Uświadomiwszy sobie,
że jest prawie naga, oblała się ciemnym rumieńcem.
- Martwiłem się o ciebie - powiedział bezradnie.
- Zostaw mnie teraz samą - poprosiła przez łzy.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo jesteś smutna. - Łagodnie odgarnął włosy z jej
czoła. - Będzie ci lżej, jak ze mną porozmawiasz.
Poczuł na sobie jej uważne spojrzenie.
126 SARAH MORGAN
- Ty nigdy mi nic nie mówisz, dlaczego ja miałabym
ci się zwierzać? - zapytała z goryczą.
Wyglądała prześlicznie; pomyślał, że byłoby bezpiecz
niej, gdyby jednak się ubrała.
- Poczekam na ciebie na dole - powiedział. - Usią
dziemy i spokojnie sobie porozmawiamy.
- Nie chcę o niczym rozmawiać. Chcę zostać sama.
Tym razem nie ustąpił.
- Nigdy na to nie pozwolę. Co wolisz? Idziesz sama
czy mam cię znieść?
Łzy spłynęły jej po policzkach.
- Miała tylko cztery lata. - Głos Keely zadrżał. -
Umarła, bo jej matka nie chciała jej zaszczepić...
Objął ją i przytulił. Keely rozpłakała się i łkała rozpa
czliwie.
- Cicho, kochanie...
Pozwolił jej się wypłakać, a potem przysiadł na stoją
cym w łazience krześle z Keely na kolanach.
- To okropne, takie małe dzieci nie powinny umie
rać... Jak ta matka będzie teraz żyć...
- Nie wiem, kochanie.
Prawie jej zazdrościł, że potrafi z siebie wyrzucić i wy
płakać całą rozpacz.
Keely wytarła oczy.
- Powiedz mi, ale szczerze, czy mogłam jeszcze coś
zrobić? Gdybym na przykład zaraz podała antybiotyk...
Pokręcił głową.
- To nic by nie dało. Zrobiłaś wszystko, co trzeba.
Zrobiło na nas ogromne wrażenie, że tak bezbłędnie i tak
szybko postawiłaś diagnozę. Przecież błonica to dziś bar
dzo rzadko spotykana choroba.
Ukryła twarz na jego piersi.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
127
- Jak widać, nie dość rzadko... - szepnęła.
Zach wstrzymał oddech.
- Ubierz się, jeszcze się przeziębisz.
Wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- Pozwól mi tak posiedzieć, nie odpędzaj mnie.
- Keely...
Uniósł jej mokrą buzię ku sobie i ich oczy się spotkały.
Pokusa stała się nie do wytrzymania. Zaczął ją całować,
czując, jak drży w jego ramionach i każdym milimetrem
swego ciała odpowiada na jego wezwanie. Ręcznik, któ
rym była owinięta, opadł na posadzkę.
- Zach...
Czuł, że nie wytrzyma ani sekundy dłużej i weźmie ją
tu, na podłodze. Keely zasługiwała na coś więcej. Wstał
i uniósł ją w ramionach, zamierzając zanieść do sypialni.
Keely coś szepnęła i jeszcze mocniej objęła go za szyję.
- Nie, zostaw, nie odpędzaj mnie.
Nawet mu to przez myśl nie przeszło.
- Chodźmy do sypialni - szepnął Zach.
Keely zaprotestowała. Wyśliznęła mu się z ramion,
uklękła i zaczęła rozpinać mu spodnie. Poczuł jej delikat
ne usta. Niesamowita pieszczota doprowadziła go nad
krawędź przepaści. Uniósł Keely i oparł ją o ścianę.
- Teraz, Zach, proszę...
Świat dokoła nich eksplodował, a potem z trudem, bar
dzo powoli wracał na swoje miejsce.
Keely była nadzwyczajna, kochana i taka piękna. Uniósł
jej twarz ku sobie, zmuszając, by na niego spojrzała.
Była wyraźnie zawstydzona, jakby to, co przed chwilą
zaszło, stało się wbrew jej woli i poza jej wiedzą.
- Cokolwiek sobie myślisz, Zach - szepnęła błagalnie
- nie. mów, że żałujesz...
128
SARAH MORGAN
Jak mężczyzna mógłby żałować podobnego doświad
czenia!
- Żałuję tylko, że tak krótko trwało - powiedział
- ale mamy przed sobą całą noc. Przepraszam, że tak
wyszło.
- Nie przepraszaj, było cudownie...
Wziął ją w ramiona i delikatnie pocałował w usta.
- Tak, było cudownie i dlatego zaraz to powtórzymy.
Tylko tym razem nie będziemy się śpieszyć.
Nie puszczając jej z ramion, otworzył drzwi łazienki
i zaniósł do swojej sypialni.
- Mamy przed sobą całą długą noc...
Leżała w łóżku z zamkniętymi oczami, upajając się
zmęczeniem, jakie następuje po rozkoszy. Kochali się
przez całą noc w najbardziej oryginalnych pozycjach.
Z Zachem wszystko było cudowne. Fiona miała rację,
kiedy zaraz pierwszego dnia powiedziała, że musi być
świetny w łóżku. Był niesamowity; wiedział, co zrobić,
żeby ją podniecić.
Ale skoro mowa o ciele... Gdzie on się podział?
Rozejrzała się. Pewnie zszedł na dół; widocznie zaspa
ła. Wzięła prysznic, ubrała się i ruszyła do kuchni.
W połowie drogi nagle zaczęła zwalniać, nie wiedząc,
co ma powiedzieć i jak się zachować po tym, co zaszło
między nimi.
Wzięła głęboki oddech i przestąpiła próg.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś?
- Bardzo mocno spałaś.
Jego głos brzmiał chłodno i oficjalnie, i poczuła się tak,
jakby ją ktoś oblał lodowatą wodą.
Nawet na nią nie spojrzał!
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
129
Usiadła obok Phoebe, która jak zwykle kruszyła grzan
ki w rączkach i rzucała je na podłogę.
- Dzwonił twój ojciec - odezwał się Zach, podając jej
filiżankę z herbatą.
Ojciec? Po co tutaj dzwonił?
- Zostawił jakąś wiadomość? - zapytała drżącym gło
sem.
- Tak, za dwa tygodnie masz rozmowę kwalifikacyjną
w Londynie. Gratulacje.
Nie odezwała się. Patrzyła na niego w osłupieniu. Tyl
ko to ma jej do powiedzenia? Po tym wszystkim, co mię
dzy nimi zaszło? Po prostu „gratulacje"?
- Nie zapomnij poprosić Seana o wolny dzień - upo
mniał ją jeszcze urzędowym tonem.
Był tak rzeczowy, że przez chwilę miała wrażenie, że
tamto tylko jej się przyśniło. Może to naprawdę tylko sen?
Dlaczego nie prosi, żeby została? Dlaczego nie stara się
jej zatrzymać? Nie obchodzi go, że ona wyjedzie? Naj
wyraźniej nic a nic, pomyślała, zapatrzona w grzankę.
Ta noc była dla niego jedynie rozrywką. Mężczyzna od
czasu do czasu potrzebuje takich... rozrywek. Zwłaszcza
jeśli tak bardzo brakuje mu żony.
A ona, biedna, myślała... że Zach coś do niej czuje.
Pomyliła się. W takim razie może jechać do Londynu.
Jednego tylko nie zniesie: nie może dłużej z nim miesz
kać.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Wyglądasz strasznie. - Nicky wyjęła mleko z lo
dówki i jeszcze raz zerknęła na Keely, siedzącą w rogu
pokoju lekarskiego.
- Bardzo ci dziękuję.
Keely wzięła kubek z kawą i wstała, zamierzając
wyjść. Wiedziała, że Nicky zaraz przejdzie do rzeczy,
a ona nie chciała o tym z nikim rozmawiać. Nie chciała
i nie mogła.
Ruszyła ku drzwiom, ale pielęgniarka ją zatrzymała.
- Poczekaj. Chodzi o Zacha, prawda?
Keely chciała zaprzeczyć, ale zrezygnowała.
- Tak - szepnęła.
- Ostrzegałam cię - jęknęła Nicky. - Mówiłam...
Keely spróbowała się uśmiechnąć.
- Pamiętam, trzeba było słuchać...
- Ja go zabiję - syknęła Nicky i Keely uspokoiła ją
gestem dłoni.
- To ja jestem winna. Mówił, że nie ma nic do dania
żadnej kobiecie, ale ja nie słuchałam. Oszalałam na jego
punkcie i chciałam mu pomóc. Myślałam, że będę mogła
to zrobić, nie raniąc siebie. Ale my... ja z nim...
Nicky przymknęła oczy.
- Możesz nie kończyć, zrozumiałam.
W ciszy, która zapadła, Nicky z wolna przyzwyczajała
się do wiadomości.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
131
- Jesteś pewna, że to koniec? - zapytała potem.
- Tak. Miałaś rację, on nigdy się już nie zakocha.
Nicky zmarszczyła czoło.
- Powiedział ci, że związek z tobą go nie interesuje?
- Tak. To znaczy, nie wprost, dał mi to do zrozumienia.
Nie musiał nic mówić, każdy by się domyślił.
- Ale co on takiego dokładnie zrobił?
Keely pokręciła głową, jakby stale jeszcze nie mogła
zrozumieć reakcji Zacha.
- Stał się nagle taki obcy, daleki... Nic nie rozumiem.
Po tym wszystkim... - Chrząknęła. - Kiedy wstałam, sie
dział w kuchni i zachowywał się, jakby między nami nic
nie zaszło.
Nicky zamyśliła się.
- Musiało się coś stać w tym krótkim czasie między
twoim przebudzeniem a zejściem na dół.
- Nic się nie stało. - Wzruszyła ramionami Keely. -
Co się mogło stać? Wyjął Phoebe z łóżeczka, dał jej śnia
danie, przyjął telefon od mojego ojca... Nie stało się nic
nadzwyczajnego.
- Dzwonił twój ojciec? - Oczy Nicky rozbłysły.
- Tak, dzwonił, żeby powiedzieć, że za dwa tygodnie
mam w Londynie spotkanie w sprawie pracy.
- A co Zach na to?
Na samo wspomnienie poczuła, jak napływają jej łzy.
- Powiedział, że mi gratuluje i żebym nie zapomniała
zwolnić się u Seana.
Oczy Nicky zrobiły się okrągłe.
- To wszystko?
- Aha. - Keely uśmiechnęła się smutno. - Nic go to
nie obeszło. Może nawet się ucieszył. Ułatwiło mu to
sytuację.
132 SARAH MORGAN
- Tego nie wiesz.
- Wiem. Kobieta jego życia umarła i żadna inna go nie
interesuje. Sama o tym wiesz.
Nicky milczała. Odezwała się dopiero po chwili:
- I co teraz zrobisz?
- Muszę się wyprowadzić. Nie mogę dłużej tam mie
szkać. Barbara pomoże mu przy dziecku, a potem kogoś
sobie znajdzie.
Na myśl o Phoebe ścisnęło jej się serce. Rozstanie
z dzieckiem było dla niej równie ciężkie jak rozstanie
z Zachem.
Nicky szybko pocałowała ją w policzek.
- Na pocieszenie ci powiem, że żadna kobieta nie zna
lazła się tak blisko jego dziecka i jego samego jak ty.
Keely czuła, że lada chwila kula rosnąca w gardle udusi ją.
- Zawsze to jakaś pociecha...
Czuła się śmieszna i upokorzona. Przecież od początku
wiedziała, że nic z tego nie będzie. Nie ma teraz prawa
użalać się nad sobą.
- Nie wiem ... - zaczęła Nicky, ale Keely jej przer
wała.
- Nic nie mów. Módl się, żebym szybko znalazła jakieś
lokum, bo inaczej wygłupię się ostatecznie. A teraz do
roboty.
- Możesz przeprowadzić się do mnie - zaproponowała
Nicky. - Mamy gościnny pokój, będzie ci wygodnie.
Dławienie w gardle zrobiło się nie do wytrzymania.
- Bardzo ci dziękuję - wykrztusiła z trudem - ale chy
ba lepiej będzie, jak sama coś sobie znajdę.
Była tak zrozpaczona, że nie wyobrażała sobie, jak
mogłaby zamieszkać u kogoś i przez cały czas musieć
„trzymać fason".
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
133
- Jesteś pewna, że wytrzymasz u Zacha, zanim sobie
czegoś nie znajdziesz? - zapytała z niepokojem Nicky.
- Tak. Mamy tak zaplanowane dyżury, że będziemy się
mijać. Jakoś dam sobie radę.
Przynajmniej taką miała nadzieję.
Następny tydzień był bardzo ciężki i nie miała czasu
zastanawiać się, jak omijać Zacha. Po prostu próbowała
na niego nie patrzeć i nie dopuszczać do siebie wspomnień
tamtej nocy. Zach robił wrażenie wyczerpanego. Miał
ciemne kręgi pod oczami i od czasu do czasu okazywał
współpracownikom zniecierpliwienie.
- Mam dość - westchnęła któregoś dnia Nicky. - Idę
na kawę, schodzę mu z oczu.
- Nigdy taki nie był - zawtórował jej Adam. - Taki
złośliwy... Nigdy tak się nie czepiał. Co mu się stało?
- Nie mam pojęcia.
Nicky znacząco spojrzała na Keely i poczekała, aż
Adam wyjdzie.
- Jak widzisz, jemu też nie jest lekko, co nieźle wróży.
Niewykluczone, że wszystko jeszcze dobrze się skończy.
Keely nie miała złudzeń. Gdyby Zach chciał z nią być,
po prostu by to powiedział. Wiedział, jak bardzo go kocha.
W domu zachowywali się jak para obcych, dobrze wy
chowanych ludzi. Byli wobec siebie uprzejmi i chłodni.
Pewnego dnia do szpitala przywieziono młodą kobietę,
która straciła przytomność w sklepie.
- Po prostu nagle upadła - wyjaśnił zdenerwowany
mąż. - Nigdy dotąd nie widziałem, żeby mdlała. Nigdy.
Kobieta wyglądała bardzo źle i Keely kazała pielęg
niarce wezwać Zacha. Zjawił się natychmiast. W tej samej
134
SARAH MORGAN
chwili kobieta otworzyła usta i z jękiem położyła rękę na
brzuchu.
- Boli mnie, bardzo boli...
Zach poprosił męża o opuszczenie gabinetu.
- Chciałbym teraz zbadać pańską żonę.
Mężczyzna nie od razu spełnił jego prośbę.
- Wolałbym zostać...
- Zaraz pana zawołam - rzekł lekarz głosem nie zno
szącym sprzeciwu. - A teraz proszę, siostra wskaże panu
drogę.
Mężczyzna z ociąganiem opuścił pokój i Zach wrócił
do pacjentki.
- Czy boli panią gdzieś jeszcze?
- Tak, plecy - jęknęła kobieta.
Keely czuła, że Zach ma jakąś hipotezę, ale nie wie
działa, do czego zmierza.
- Czy może pani być w ciąży? - zapytał i pacjentka
gwałtownie zaprzeczyła. Zaraz potem jej twarz skrzywiła
się z bólu. - Strasznie mnie boli...
Zach pochylił się nad nią.
- Kiedy była ostatnia miesiączka? - zapytał spokojnie.
Patrzyła gdzieś daleko ponad jego ramieniem.
- Nie pamiętam, miesiączkuję bardzo nieregularnie.
- Proszę mi podać jakąś przybliżoną datę.
Keely uśmiechnęła się do przestraszonej pacjentki.
- Wszystko, co pani powie, zostanie między nami.
Obowiązuje nas tajemnica lekarska.
- Nic nie rozumiem... Nie miesiączkuję od ośmiu
tygodni, ale ja nie mogę być w ciąży - odparła z płaczem.
W oczach Zacha zabłysło światełko.
- Zaraz panią zbadam. Proszę mi tylko powiedzieć,
jaką metodę antykoncepcyjną pani stosuje.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
135
- Spiralę.
Starannie obmacał brzuch, a potem poprosił Nicky, by
przygotowała test ciążowy i zawiadomiła ginekologię.
Keely czuła, że dzieje się coś niedobrego. Pod spoko
jem Zacha kryło się coś, co sygnalizowało, że stan pani
Blythe jest bardzo poważny. Pacjentka też to rozumiała.
- Co mi jest? - W jej głosie zabrzmiała panika.
- To ciąża pozamaciczna - wyjaśnił Zach. - Zapłod
nione jajeczko umiejscawia się poza macicą, co powoduje
silne bóle i utratę przytomności.
Keely słuchała z niedowierzaniem. Skąd on wie? Dla
czego mówił to z taką pewnością, jakby nie miał żadnych
wątpliwości?
- Ja nie mogę być w ciąży!
Spojrzał w przerażone oczy kobiety.
- Dlaczego?
- Ponieważ mojego męża nie było w domu przez ostat
nie sześć miesięcy. Ja nie mogę być w ciąży... Nie
mogę...
Czyżby Zach się mylił?
- Suzy... - przemawiał teraz do niej łagodnie jak do
dziecka. - My nie jesteśmy tutaj po to, żeby panią sądzić.
Jesteśmy po to, żeby pomóc. Pani stan jest bardzo ciężki
i jestem pewien, że powodem tego jest pozamaciczna
ciąża.
Suzy rozszlochała się na dobre.
- Co ja mam teraz zrobić?
- Nie można wykluczyć ciąży, prawda? - spytał Zach.
Zapadła cisza, w której słychać było tylko łkanie Suzy.
- Nie, ale to był tylko jeden jedyny raz - wyznała
wreszcie. - Co ja mam zrobić? Rob nie może się dowie
dzieć...
136
SARAH MORGAN
Keely zrobiło się jej strasznie żal. Lekko dotknęła ra
mienia pacjentki.
- Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze.
- Test ciążowy jest pozytywny - oświadczyła w tej sa
mej chwili pielęgniarka, patrząc z podziwem na lekarza.
Keely poczuła w sercu ukłucie zazdrości i natychmiast
się zganiła. Nie ma prawa być o niego zazdrosna, Zach do
niej nie należy. Podobać się może każdej kobiecie, sama
najlepiej wie, jakie to proste.
- Teraz zawieziemy panią na ginekologię, proszę za
wiadomić salę operacyjną.
Kobieta utkwiła w Zachu błagalne spojrzenie.
- Czy oni powiedzą mężowi? - spytała drżącym gło
sem.
- Porozmawiam z ginekologiem - uspokoił ją Zach,
lecz dodał: - Na razie nic nie mogę obiecać, to zależy od
przebiegu operacji.
Keely pomogła przygotować pacjentkę do laparoskopii.
Kiedy wróciła, Zach właśnie robił kawę w pokoju lekar
skim.
Nie mogła się powstrzymać; musiała go zapytać.
- Skąd wiedziałeś, że to ciąża pozamaciczna?
Zach dodał mleka do kawy i zamieszał łyżeczką.
- Nieraz widziałem takie przypadki - odparł.
Ale jak odgadł to tak natychmiast?
- Przecież to mógł być równie dobrze wyrostek albo
wrzód żołądka... - zaczęła wyliczać Keely.
Zach usiadł w fotelu i upił łyk kawy.
- Tak, ale w przypadku kobiety w wieku rozrodczym,
cierpiącej na tego rodzaju bóle, pierwszym podejrzeniem
jest zawsze ciąża pozamaciczna - wyjaśnił.
Keely w dalszym ciągu nie ustępowała.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
137
- Ale skoro ci powiedziała, że nie może być w ciąży...
Dlaczego jej nie uwierzyłeś? Ja na pewno bym uwierzyła,
i co wtedy? Skąd od razu wiedziałeś, jak jest?
Wyciągnął przed siebie nogi.
- Skąd? Po pierwsze jest w wieku rozrodczym i miała
typowe objawy, po drugie, czułem, że nie mówi prawdy.
Ona na pewno dałaby się nabrać.
- To kwestia doświadczenia - zakończył Zach.
- Ja bym jej uwierzyła i nie robiła ciążowych testów...
- Zrobiłaś wszystko, co trzeba. Oceniłaś jej stan jako
ciężki i wezwałaś starszego kolegę. Jestem pewien, że
gdybym nie wyciągnął z niej prawdy, prędzej czy później
zwierzyłaby się tobie.
- Masz lepsze wyczucie...
- Nie, tylko większe doświadczenie.
Wymienili spojrzenia i znowu między nimi zaiskrzyło.
Zach zerwał się z fotela, głośno odstawił kubek.
- Musimy porozmawiać...
- Tak - szepnęła.
- W domu, tak będzie lepiej. Przyjadę położyć Phoebe
spać.
- Ja mogę to zrobić - zaproponowała Keely.
- Nie - odparł szybko. - Lepiej będzie, jak ja się tym
zajmę. Właśnie o tym chciałbym z tobą porozmawiać.
Wszystko jasne: Zach nie chce, żeby się zbliżała do
jego dziecka. Wyszedł i długo patrzyła w ślad za nim zroz
paczonym wzrokiem.
Wszystko skończone, wszystko.
Kiedy wróciła do domu, zastała go w kuchni. Natych
miast przystąpił do rzeczy.
- Bardzo mi przykro, ale to dłużej tak nie może trwać
138
SARAH MORGAN
- oświadczył. - Wkrótce wyjedziesz do Londynu i Phoe-
be powinna pomału się od ciebie odzwyczajać.
- Innymi słowy, mam się wyprowadzić?
Nerwowo przygładził włosy.
- Ona zbytnio się do ciebie przywiązała... - Widać
było, że ta rozmowa również dla niego jest bardzo trudna.
- Nie chciałbym jej zranić.
- Ja też.
- Wiem, ale im dłużej tu jesteś, tym cięższe będzie dla
niej rozstanie.
- Rozumiem. - Głos Keely zabrzmiał głucho. - Rozej
rzę się za jakimś mieszkaniem.
Zawahał się, jakby szukał odpowiednich słów.
- Posłuchaj, Keely. Nie rozmawialiśmy o tym, co mię
dzy nami zaszło, ale...
Przerwała mu ruchem dłoni.
- Nic nie mów.
Wszystko co powie, pogorszy tylko sytuację. Spojrzał
na nią bezradnie.
- Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny za to, co zro
biłaś dla Phoebe.
Uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- To nic wielkiego, zawsze do usług. Mam nadzieję,
że znajdziesz kogoś. Od jutra zaczynam szukać sobie lo
kum.
Zmarszczył brwi.
- Dobrze, ale... - Chciał jeszcze coś dodać, ale mu nie
pozwoliła. Potrząsnęła jasnymi lokami.
- Teraz idę na górę pouczyć się trochę. Muszę się przy
gotować do tej rozmowy.
Szybko się odwróciła i pobiegła do swojego pokoju.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
139
Przez następne dwa dni ledwo miała czas odetchnąć,
a co dopiero mówić o poszukiwaniu mieszkania.
Wróciła do domu pod wieczór, dokładnie na czas ką
pieli Phoebe. W korytarzu ujrzała wysoką blondynkę...
- Dzień dobry - wyjąkała. - My się chyba nie znamy.
- Nie. - Kobieta wyciągnęła ku niej rękę i przedstawi
ła się. - Nazywam się Maggie Hillyard, jestem nową nia
nią.
Nianią? Nową nianią? Zach kogoś zatrudnił?
- Rozumiem. Będzie pani tutaj mieszkała? - Keely
zrobiła wszystko, by jej głos zabrzmiał normalnie.
- Tak - oświadczyła Maggie. - Zachowi bardzo na
tym zależy. Na razie zamieszkam w tym pokoju w głębi,
a potem przeniosę się do tego, który zajmuje pani. Stamtąd
jest ładniejszy widok. Znalazła już pani mieszkanie?
Keely ledwo wydobyła z siebie głos.
- Prawie. A kiedy została pani zaangażowana?
- Pan Jordan rozmawiał ze mną dwa dni temu i bardzo
mu zależało, żebym wzięła tę pracę jak najszybciej. Po
wiedział, że pani się wyprowadza i on potrzebuje kogoś
na zastępstwo.
Zabolało ją, że mówił o niej tak, jakby tu pracowała.
Przecież nie była tutaj z obowiązku i nikt jej za to nie
płacił. Opiekowała się Phoebe, bo ją pokochała z całego
serca.
Uśmiechnęła się uprzejmie do swojej następczyni.
- Niedługo się wyprowadzę.
Jeśli miała jeszcze cień nadziei, to rozwiał się jak sen.
Zrozumiała, że naprawdę musi odejść.
- Wyprowadzę się dziś wieczorem - powtórzyła.
Sztywnym krokiem poszła na górę, starając się nie pa
trzeć w stronę pokoju Phoebe. Już za nią tęskniła.
140
SARAH MORGAN
Weszła do sypialni i zaczęła się pakować, siłą po
wstrzymując łzy. Teraz nie wolno jej płakać. Zach może
się zjawić lada chwila; musi stąd odejść, zanim Zach wró
ci. Nie może spojrzeć mu w oczy.
Zamknęła walizkę i zadzwoniła do Nicky, by się do
wiedzieć, czy jej propozycja jest aktualna. Potem zeszła
na dół i pożegnała nową nianię, życząc jej wszystkiego
dobrego.
Ciekawe, jak szybko Maggie zakocha się w Zachu?
Wskoczyła do samochodu i zatrzasnęła drzwi. Drżący
mi dłońmi włożyła kluczyk do stacyjki. Wyjechała na
drogę i dopiero wtedy zalała się łzami. Jechała przed siebie
szybko, żeby jak najprędzej znaleźć się daleko od tego
domu, od tego mężczyzny i jego dziecka.
Obudziła się w gościnnym pokoju Nicky pod ciepłą
kołdrą w kwiatki. Głowa pękała jej od niedawnego płaczu.
Rozległo się pukanie i po chwili Nicky wsunęła się do
pokoju.
- Obudziłaś się? Przyniosłam ci herbatę. Jest szósta
rano. Chyba powinnaś już wstawać...
Ma wstać i iść do pracy? I tam spotkać Zacha?
- Nie mogę go zobaczyć, nie mogę... nie dam rady
- odezwała się płaczliwym tonem.
- Dasz, dasz - oświadczyła Nicky. - Oczywiście możesz
zostać w łóżku i przepłakać cały dzień, ale jaki to ma sens?
Taki, że nie będzie wpadała na Zacha co kilka minut.
- Ośmieszę się, zobaczysz.
- Nie. - W głosie Nicky brzmiała powaga. - Nie ty się
ośmieszysz, tylko on. Skoro pozwolił odejść takiej kobie
cie jak ty, to jest śmieszny. Nigdy już nie znajdzie kogoś
takiego i jeśli tego nie rozumie, jest po prostu głupi.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
141
Keely sięgnęła po filiżankę z herbatą.
- On po prostu bardzo cierpi, a ja nie mogę mu pomóc.
Zach nigdy nie zapomni żony. Jak można konkurować
z kimś, kto nie żyje?
Nicky wzruszyła ramionami.
- Teraz weź prysznic i o niczym nie myśl. Umyj się
i umaluj.
Keely gwałtownie usiadła.
- Zapomniałam o kosmetyczce! Zostawiłam wszystko
w jego łazience. Strasznie się śpieszyłam... Jak zobaczy
łam tę kobietę, chciałam jak najprędzej stamtąd uciec.
- Nie szkodzi. - Nicky wzięła pustą filiżankę i poszła
ku drzwiom. - Weźmiesz moje kosmetyki. Stoją na półce
w łazience, a nowa szczoteczka do zębów jest w szafce
nad wanną.
Keely spojrzała na nią z wdzięcznością.
- Jak ja mam ci dziękować?
- Możesz zrobić tylko jedno: zamiast mi dziękować,
idź do pracy i jak najszybciej powiedz temu facetowi, że
go kochasz.
- Nigdy!
Przez pierwsze kilka godzin udawało jej się go omijać,
a potem po prostu... wpadła na niego na korytarzu.
- Ostrożnie. - Złapał ją za ramiona i poczuła, że jego
dotyk pali ją ogniem.
- Przepraszam. - Chciała odejść, ale zatrzymał ją.
- Poczekaj chwilę. Maggie mówiła, że wyprowadziłaś
się wczoraj wieczorem. Dokąd? Nie wiedziałem, że coś
znalazłaś.
- Nieważne dokąd.
- Keely...
Wyglądał na bardzo nieszczęśliwego i nagle zrozumia-
142
SARAH MORGAN
la, że nieważne, co czuje ona. Grunt, żeby Zach nie miał
dodatkowych problemów. Przecież to nie jego wina, że nie
może jej pokochać. Stanęła na palcach i cmoknęła go
w policzek.
- Wszystko w porządku, a teraz lecę - powiedziała ra
dośnie. - Umówiłam się z Nicky. Trzymajcie się, ty
i Phoebe.
Oddaliła się w podskokach, by mu pokazać, jak bardzo
jest wesoła i żeby jak najszybciej znaleźć się poza zasię
giem jego wzroku.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Przez dwa następne tygodnie udawało jej się trzymać
emocje na wodzy i pracować jak automat. Pewnego dnia
Nicky zatrzymała ją na korytarzu, mówiąc, że Zach jej
poszukuje.
- Widziałaś go? - zapytała.
- Na szczęście nie - odparła Keely - i wcale nie mam
zamiaru. Nie jestem w stanie z nim rozmawiać.
- W takim razie chodź do bufetu coś zjeść.
Na to też nie miała ochoty. Prawdę mówiąc, od wielu
dni prawie wcale nie jadła.
- Nie, dziękuję - wykręciła się. - Sean zwolnił mnie
na godzinę i chcę pojechać do domu Zacha po swoje rze
czy. Im prędzej zerwę wszystkie nici, tym lepiej. Muszę
mieć wolną głowę i serio przygotować się do tej rozmowy
w Londynie.
Nicky spojrzała na nią z niepokojem.
- Tylko uważaj, jest strasznie ślisko.
Wcale nie uważała i jechała bardzo nieostrożnie, tak
jakby chciała, żeby pęd zagłuszył jej myśli. Kiedy dom
Zacha wyłonił się zza zakrętu, ujrzała dym...
Dom Zacha się pali!
Gęsty dym wydobywał się z okien i snuł się po dolinie.
W bezpiecznej odległości zebrał się spory tłum ludzi. Kee
ly z ulgą spostrzegła Barbarę. Podbiegła do niej.
- Jak dobrze, że jesteś! Byłaś w środku?
144
SARAH MORGAN
Barbara zwróciła ku niej pobladłą twarz.
- Nie, dzisiaj była ta nowa niania.
- Gdzie ona teraz jest? Gdzie Phoebe?
Keely gorączkowo rozejrzała się dokoła. Gdzie jest có
reczka Zacha?
- Stoją tam pod drzewem - uspokoiła ją Barbara.
Na skraju ogrodu rzeczywiście stała niania i rozmawia
ła z jakąś kobietą. Phoebe jednak nie było.
- Straż pożarna już jedzie - dodała Barbara. - Uda im
się chyba uratować dom.
Keely nic nie obchodził dom; obchodziła ją tylko Phoe
be. Gdzie ona jest? Podbiegła do Maggie. Panował mróz
i z ust ludzi wydobywały się białe obłoczki pary.
- Gdzie Phoebe?
Niania wskazała palcem sąsiednie drzewo.
- Bawi się... Och, tam jej nie ma! - Maggie zbladła.
- Zawsze gdzieś znika, chwili nie usiedzi na miejscu...
Keely obrzuciła ją morderczym wzrokiem.
- Miałaś jej pilnować, to twój obowiązek!
W tej samej chwili Fergus, syn najbliższego sąsiada
Zacha, pociągnął ją za spódnicę.
- Phoebe jest w domu - powiedział. - Poszła po misia.
O Boże! Jeśli poszła po misia, wiadomo dokładnie,
gdzie się znajduje! W pokoju dziecinnym, z drugiej strony
domu.
- Nie mogła pójść do domu - zaoponowała Maggie,
ale Keely zgromiła ją wzrokiem.
- Na pewno poszła. Co z ciebie za opiekunka...
Spojrzała w stronę czarnej chmury osnuwającej dom
Zacha. W tym piekle było jego dziecko...
Pobiegła w stronę płonącego budynku, nie słysząc
krzyków. W pewnej chwili doszedł ją dźwięk syreny, ale
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
145
nie miała chwili do stracenia. Straż mogła zjawić się za
późno.
Nabrała powietrza i wpadła do holu. Dym oślepił ją
i prawie po omacku ruszyła na czworakach wzdłuż ściany.
Czuła, że żar rozsadza jej płuca, wokół słyszała trzask
palących się mebli; ogień i dym grodziły jej drogę. Musi
odnaleźć dziecko! A może chłopiec się pomylił, może
Phoebe wcale nie wróciła do domu, tylko bawi się gdzieś
w ogrodzie...
W tej samej chwili ją ujrzała. Dziewczynka leżała na
podłodze; była nieprzytomna. Może nie żyła? Tłumiąc
panikę, Keely przyciągnęła małą ku sobie i zaczęła się
czołgać w stronę wyjścia. Rozległ się głośny trzask i pa
lący się kawałek drewna upadł jej na ręce. Zrozumiała, że
nigdy się stąd nie wydostaną i Zach straci swoją ukochaną
córeczkę. Nadludzkim wysiłkiem pozbierała się i powlok
ła dalej swój ciężar.
Boże, pozwól, żeby dziecko przeżyło... Wiedziała, że
musi za wszelką cenę posuwać się naprzód, bez względu
na ból rozrywający jej płuca i żar wypalający oczy. Zama
jaczyły przed nią drzwi, zebrała resztkę sił i wypchnęła
ciałko dziecka za próg. Dostrzegła jeszcze strażaka, który
chwycił je i odniósł w bezpieczne miejsce. A potem za
padła ciemność.
- Wiozą nam dwie poparzone osoby, Zach. - Nicky
odłożyła słuchawkę. - Kobietę i dziecko.
Zach skinął głową. Całą noc nie spał, bo Phoebe ma
rudziła. Nie mogła się przyzwyczaić do nowej niani, tęsk
niła za Keely, on zresztą też. Podniósł na pielęgniarkę
zmęczone oczy.
- Wiemy coś więcej?
146
SARAH MORGAN
- Nie.
Telefon zadzwonił i znowu odebrała Nicky. Przez
chwilę w milczeniu słuchała, a potem gwałtownie zbladła.
Spojrzała na Zacha i wszystko zrozumiał.
Wypadł na podjazd, zanim karetka zahamowała. Wy
skoczył z niej sanitariusz, klepnął lekarza w ramię.
- Uspokój się, Zach, małej nic nie jest, tylko trochę
nawdychała się dymu.
- Dzięki Bogu, dzięki Bogu...
- Nie dziękuj Bogu, tylko Keely. Uratowała twojej
córce życie, poszła po nią w ogień.
Keely? Co ona tam robiła? Spojrzał na nieruchome
ciało spoczywające na noszach.
- Daliśmy jej morfinę i zaintubowaliśmy ją.
Poczuł, jak ogarnia go panika. Z trudem zebrał myśli;
teraz musi im pomóc, nie wolno mu się rozkleić.
- Nicky, wezwij pediatrę, ja zajmę się Keely. - Nie
pozwoli jej umrzeć, nie teraz, nigdy.
Sean i Adam zjawili się po kilku sekundach.
- Co mamy robić?
- Zajmij się Phoebe, Sean. Sanitariusz mówi, że jest
w dobrym stanie. My z Adamem zajmiemy się Keely.
Tlen, proszę.
- Ma bardzo poparzone ręce... - szepnęła Nicky.
- Tym zajmiemy się później. Jakie ma ciśnienie?
Adam podał wyniki. W sali zjawił się Sean.
- Z Phoebe wszystko w porządku. Keely wyciągnęła
ją w samą porę - oświadczył.
Uratowała życie jego dziecku. Teraz on musi uratować
ją. Kiedy stan Keely ustabilizował się i zawieziono ją na
oddział, Zach poszedł do córki. Dopiero wtedy do niego
dotarło, że mało brakowało, a straciłby je obie...
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
147
Strasznie ją bolało.
Otworzyła oczy i zamrugała powiekami. Znajdowała
się w szpitalu. Z trudem wymówiła jego imię.
- Zach...
- Jestem przy tobie.
- Co z Phoebe? - W jej głosie był strach.
- Żyje dzięki tobie. Dziękuję ci, Keely.
Zamknęła oczy.
- Jak to dobrze... myślałam...
Przysiadł na jej łóżku i delikatnie ujął w dłonie jej po
parzone ręce.
- Wiem, co myślałaś, ale uratowałaś jej życie. Nie
wiem, co powiedzieć i jak ci dziękować.
- Nic nie mów - zachrypiała. - Wyobrażam sobie, jak
się musiałeś o nią bać.
- Nie tylko o nią. Jak ty to zrobiłaś? Jak mogłaś wbiec
do płonącego domu?
Przez jej twarz przebiegł skurcz.
- Nie chcę tego pamiętać. Tak strasznie się bałam, ale
musiałam ją znaleźć. Wiedziałam, że tam jest.
- Ryzykowałaś życie dla mojego dziecka...
- Ja bardzo ją kocham, Zach. Gdzie ona teraz jest?
- Tu, w szpitalu, na obserwacji.
Spojrzała na niego błagalnie.
- Jeśli pozwolisz, pójdę do niej potem...
- Najpierw muszę ci coś powiedzieć. Może to nie jest
właściwe miejsce, ale ja...
Przerwała mu pielęgniarka z pediatrii, która w tej sa
mej chwili weszła do pokoju.
- Wzywają pana. Był wypadek na autostradzie, ponad
to pańska córka stale o pana pyta.
Zach zawahał się, ale Keely już podjęła decyzję.
148
SARAH MORGAN
- Przynieś Phoebe tutaj, zajmę się nią.
Spojrzała na niego, niepewna, czy jej pozwoli.
- Jeśli jesteś wystarczająco silna... - szepnął i musnął
wargami jej czoło. - Mam ci wiele do powiedzenia, ale to
musi poczekać.
Odszedł, a Keely zamknęła oczy. Ona też chce z nim
porozmawiać, ale najpierw musi skonsultować się z leka
rzem...
Zach wrócił dopiero po kilku godzinach.
- Właśnie zasnęły - ostrzegła go pielęgniarka.
- Jak to zasnęły? Obie? Wstawiłaś drugie łóżko?
Siostra uśmiechnęła się.
- Wiem, że to wbrew regułom, ale tym razem przy
mknęłyśmy na to oko. Pańska córeczka zasnęła w łóżku
doktor Thompson.
Zajrzał do pokoju i serce mu się ścisnęło na widok
dwóch istot wtulonych w siebie.
- Phoebe ma szczęście - szepnęła siostra - że ktoś ją
tak bardzo kocha. Doktor Thompson ma przecież silne
bóle, ale przez cały czas jej czytała, bo Phoebe bardzo
prosiła.
Zach po raz pierwszy od dzieciństwa poczuł łzy
w oczach.
- Tak, to racja. Moja córka ma wielkie szczęście.
Wszedł do ciemnego pokoju i usiadł przy łóżku. Gdy
się obudzą, muszą go zobaczyć przy sobie.
Keely jęknęła przez sen, bo ciałko Phoebe ucisnęło jej
oparzoną rękę. Zach delikatnie wyjął córeczkę z jej ra
mion.
- Czekałem, aż się obudzicie. Jak się czujesz?
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
149
- Dobrze. - Keely otworzyła oczy i uśmiechnęła
się z trudem. Czuła przeszywający ból w klatce pier
siowej.
- Ją boli, tata ją pocałuje - zawyrokowała Phoebe
i włożyła paluszek do buzi.
Zach z córką w ramionach przeniósł się na skraj łóżka.
- Wszyscy nas swatają - powiedział łagodnie. - Naj
pierw Ally, teraz Phoebe, może powinniśmy ich posłu
chać. Chciałbym ci coś opowiedzieć, zanim znowu mnie
wezwą.
Serce przestało jej bić.
- Ale... co?
- O mojej żonie. Musisz poznać prawdę. Odniosę tylko
Phoebe.
Wstał i poszedł do pielęgniarek powierzyć im córkę na
czas rozmowy. Keely nie była pewna, czy teraz chce słu
chać o wielkiej miłości jego życia. Zach po powrocie sta
rannie zamknął za sobą drzwi. Podszedł do okna i zapa
trzył się w ośnieżone szczyty.
- Nie wiem, jak zacząć, ale proszę, żebyś wszystko, co
powiem, zachowała dla siebie. Phoebe nie powinna znać
prawdy. Kiedy odszedłem z kliniki twojego ojca, za
cząłem pracować w szpitalu w Londynie i tam poznałem
Catherine. Była doskonałym chirurgiem kostnym. Zaczę
liśmy się spotykać, kiedyś trochę wypiliśmy i stało się.
Zaszła w ciążę.
Umilkł i Keely odważyła się przerwać ciszę.
- Myślałam... że ją kochałeś.
Odwrócił się ku niej.
- Nie, po prostu się przyjaźniliśmy.
- Ucieszyła się, że jest w ciąży?
Roześmiał się z goryczą.
150
SARAH MORGAN
- Catherine? Ona nigdy nie planowała dzieci, chciała
robić karierę. Postanowiła przerwać ciążę.
- O Boże. - Na twarzy Keely odmalowało się przera
żenie.
- Przyrzekłem, że wszystko wezmę na siebie, że będę
opiekował się dzieckiem - ciągnął Zach. - Pobraliśmy się.
W dwa dni po urodzeniu Phoebe wróciła do pracy na pełen
etat. Zatrudniliśmy opiekunkę.
Keely nie potrafiła tego zrozumieć.
- Ale Phoebe...
- Nie obchodziło jej dziecko, przeszkadzało w karie
rze. Coraz rzadziej bywała w domu, musiałem zmienić
pracę.
- Co... było... potem?
- Dostała propozycję pracy w Bostonie i postanowiła
wyjechać do Stanów.
- Jak to? - Oczy Keely zrobiły się ciemne i ogromne.
- Jak to? Przecież miała rodzinę.
- Catherine nie miała rodziny - zaprzeczył twardo. -
Całe dnie spędzała w szpitalu, prawie się nie widywali
śmy. Tydzień przed wyjazdem została wezwana do wy
padku i zginęła po drodze. Była straszna mgła.
- Zach... - Po twarzy Keely popłynęły łzy.
- Wiesz, co jest najgorsze? - Powiedział to takim to
nem, jakby mówili o pogodzie. - To, że wszyscy strasznie
mi współczuli, zupełnie jakbym stracił ukochaną żonę.
A to wcale tak nie było. Nasze życie w pewnym sensie
stało się potem łatwiejsze. Wolałem powiedzieć dziecku,
że straciło matkę, niż mu mówić, że matka go nie chciała
i uciekła od niego na drugi koniec świata.
Zach nie kochał żony! Keely zszokowana usiadła na
łóżku.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
151
- Wszyscy myśleli zupełnie inaczej...
- Wiem, i tak jest lepiej dla Phoebe. Niech żyje
w przekonaniu, że jej rodzice bardzo się kochali.
- Jednego nie rozumiem. - Keely głęboko spojrzała
mu w oczy. - Dlaczego mówiłeś, że nic nie możesz dać
żadnej innej kobiecie?
- Po tym, co zaszło, nikomu już nie ufałem. Zresztą
zanim się pojawiłaś, nikim się poważnie nie interesowa
łem.
Co on mówi? Chyba się przesłyszała?
- Próbowałem trzymać się od ciebie z daleka, ale nie
mogłem się opanować. Między nami zawsze była jakaś
chemia, nawet wtedy, kiedy byłaś bardzo młoda. Przycho
dziłem do waszego domu, żeby cię widywać.
Parsknęła nerwowym śmiechem.
- Byłam nieznośna.
- Nie. - Pokręcił przecząco głową. - Byłaś pełną ży
cia, wrażliwą młodą istotą. Kiedy mi wyznałaś miłość,
przestraszyłem się swojej reakcji.
- Przestałeś do nas przychodzić.
Zach przez chwilę milczał.
- Nie ufałem sobie - wyznał potem. - Bałem się, że
wyrządzę ci krzywdę. Chciałem, żebyś mogła rozwinąć
skrzydła. Nie przypuszczałem, że...
- .. .kiedyś znowu się spotkamy i że znowu zobaczysz
we mnie dziecko.
- Nie, od chwili, kiedy cię ujrzałem na sali wykłado
wej, wiedziałem już, że jesteś dojrzałą kobietą i przez cały
czas tylko z trudem się opanowywałem.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Spojrzał na nią ze smutkiem.
- Nie chciałem znowu się wiązać z ambitną kobietą.
152
SARAH MORGAN
Myślał, że ona jest taka jak Catherine! Nagle wszystko
stało się jasne.
- Zach, wspominałam o kardiologii, bo...
- Nieważne. - Ujął jej dłonie. - Chcę, żebyś została
moją żoną i matką Phoebe, bo cię kocham. Nic więcej się
nie liczy.
Rozpłakała się ze szczęścia.
- Nie wierzę, że to słyszę. Uszczypnij mnie, żebym
poczuła, że to jawa. - Uśmiechnęła się do niego przez łzy.
- Czekam na twoją odpowiedź, Keely. Czy wyjdziesz
za mnie?
- Tak. Kocham cię od zawsze, wiesz o tym. Po prostu
nie mogę uwierzyć. Kiedy powiedziałeś, żebym się wy
prowadziła. ..
Twarz Zacha spoważniała.
- Wiem, jak bardzo cię zraniłem, ale musisz mnie zro
zumieć. Po tamtej cudownej nocy odebrałem telefon od
twojego ojca i dowiedziałem się, że zamierzasz się starać
o posadę w Londynie. Zupełnie jak Catherine...
Spojrzała na niego z przestrachem.
- Myślisz, że jestem taka sama?
- Nie, jesteś cudowna i wrażliwa i kochasz dzieci, ale
jesteś również bardzo inteligentna i możesz daleko zajść.
Zamrugała powiekami.
- Mógłbyś mi zamiast tego powtórzyć, że mnie ko
chasz, bo jakoś mnie nie przekonałeś.
- Kocham cię, Keely. Całym sercem.
- A co z domem? Gdzie będziemy mieszkać?
- Bardzo lubię tamto miejsce, ale jeśli zdecydujesz
inaczej, przeniesiemy się do Londynu. Ten dom zachowa
my na wakacje.
Wargi jej zadrżały.
NIEPRZEMIJAJĄCA FASCYNACJA
153
- On się nie spalił?
- Wystarczy niewielki remont.
Keely uroczyście się wyprostowała.
- Cudownie, i nigdzie się nie przeprowadzimy. Zosta
niemy tutaj.
Zach pokręcił głową.
- Nie mogę od ciebie wymagać takiego poświęcenia.
- Ja wcale nie chcę jechać do Londynu - oświadczyła.
- Przyjechałam tutaj, żeby żyć na własny rachunek, z dala
od rodziny.
- Dlaczego od razu mi tego nie powiedziałaś? - Był
naprawdę zdumiony. - Myślałem, że jesteś taka jak oni.
Uśmiechnęła się do niego figlarnie.
- Uważałam, że tylko w ten sposób dam ci do zrozu
mienia, że jestem zupełnie dorosła, i ukryję swoje pra
wdziwe uczucia.
- Świetnie ci się udało - westchnął. - Ale z nas idioci!
Ja z kolei ukrywałem uczucia, żeby ci nie zagradzać drogi
do kariery.
Keely pogładziła go po twarzy.
- Postanowiłam pracować tak jak Ally. Odejdę ze szpi
tala i będę pracowała z ludźmi, jako lekarz rodzinny.
Przytrzymał jej rękę na swoim policzku.
- Jesteś pewna? Nie będziesz żałowała?
- Kariera mnie nie obchodzi, chcę tylko być z tobą i
z Phoebe.
- Zaraz zacznę wszystko załatwiać.
Gdy zerwał się na nogi, powstrzymała go.
- Na razie chyba wcale nie wrócę do pracy - powie
działa łagodnie. - Chcę zostać w domu i zająć się Phoebe.
Nie bardzo zrozumiał.
- Ale dlaczego chcesz rzucić pracę?
154
SARAH MORGAN
Zerknęła w stronę drzwi.
- Ponieważ, drogi doktorze, pewnej nocy nie bardzo
uważaliśmy i...
- Jesteś w ciąży! - Delikatnie pocałował ją w usta. -
To najcudowniejsza wiadomość, jaką mogłem usłyszeć.
Jesteś najwspanialszą kobietą na świecie, a ja jestem naj
szczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Teraz mam pra
wdziwą rodzinę.
- A Phoebe ma mamę - przypomniała mu jeszcze.
- Tak. Moja córka nareszcie ma prawdziwą mamę.