631 Essig Terry Pierscionek z plastiku

background image

Terry Essig

Pierścionek z plastiku

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY
- No, teraz dostaniecie za swoje! - Instruktorka pływania,

Joanna Durbin, spojrzała groźnie na grupę rozchichotanych
dzieci. - Ostatni etap stylem dowolnym był okropny. Niech
każdy weźmie swój kij, czas przylać w parę tyłków!

Co?! Hunter Pace zerwał się z miejsca. Wprawdzie

dopiero od niedawna zajmował się dziećmi swojego brata i
niezbyt pewnie czuł się w roli ojca, ale wiedział, że bicie
dzieci jest zabronione. A nawet gdyby było inaczej, to nikt,
obojętne, z jak długimi nogami, nie będzie katował członków
jego nowej rodziny.

Przesunął się w stronę basenu, ale po chwili stanął

zaskoczony. Dzieci wcale nie były wystraszone. Trochę
jęczały i narzekały, ale śmiały się przy tym, a po chwili każde
wróciło na brzeg z niewielkim kijkiem w ręku.

- W zeszłym tygodniu biła pani Matta! Teraz moja kolej!

- upominała się słodka mała dziewczynka.

- Niech pani zbije Billy'ego, znowu wpakował się na mój

tor!

- Wcale nie!
- Muszę do łazienki! - pisnął rozpaczliwie jakiś

chłopczyk, zaciskając nogi.

- Więc leć szybko - powiedziała Joanna z miłym

uśmiechem, a potem znów przybrała groźną minę. - I co mam
z wami zrobić? - zapytała, marszcząc brwi.

- Niech pani zbije nowe dzieci, może nauczą się szybciej

pływać.

Hunter znowu uniósł się ze swojego miejsca.
- Marcus, znasz zasady - powiedziała trenerka. - Nowi

nauczą się szybko pływać, kiedy nabiorą praktyki. Myślę, że
zamiast tego zbiję ciebie.

background image

Tak, pomyślał Hunter. Przylej pyskatemu, niech nie

dogaduje Karen i Robby'emu!

Ale łobuz skakał poza jej zasięgiem.
- Najpierw musi pani mnie złapać! - krzyknął i skoczył do

wody. Po chwili wystawił głowę na powierzchnię i dodał: -
Wiem, że pani tylko udawała, że bije Billy'ego, sam mi o tym
powiedział!

- Tak? To zobacz! - Złapała stojącą najbliżej

dziewczynkę, przypadkiem swoją małą siostrę, przełożyła
przez kolano i uderzyła głośno w pupę.

Wszystkie dzieci, łącznie z ofiarą, śmiały się radośnie.
- Powiem mamie! - zagroziła mała.
- Och, nie! Aubrey, proszę nie rób tego! - błagała Jo,

udając, że się boi. - Dam ci dodatkowy kawałek mojego
urodzinowego tortu, to już w przyszły piątek...

Kilkoro maluchów przysunęło się i słuchało z

zainteresowaniem.

- Nas też może pani zbić, jeśli dostaniemy ciasto! -

zaproponował jeden z nich.

- A jaki to tort? - Ten był bardziej ostrożny i chciał

dokładnie wiedzieć, za co się sprzedaje.

- Czekoladowy.
- A ile będzie pani miała lat? - dopytywały się inne

dzieciaki.

- Będzie stara - odpowiedziała za nią siostrzyczka. -

Bardzo stara. Będzie miała dwadzieścia pięć lat. Mama mówi,
że to trzy razy więcej, niż my.

- O rety! - westchnęła z przejęciem mała blondyneczka. -

Naprawdę będzie już staruszką!

Hunter przysłuchiwał się rozmowie z dużym

zainteresowaniem. Dwadzieścia pięć? Tylko kilka lat młodsza
od niego. Przyglądał jej się uważnie. Jeszcze nie był pewien,
czy jest w jego typie... chociaż, by nie skłamać, musiał

background image

przyznać, że do tej pory każda zgrabna kobieta była w jego
typie.

Bo Hunter Pace przepadał za kobietami. Był wielbicielem

miękkich zarysów ciała, krągłych kształtów i kapryśnych,
nieprzewidywalnych zachowań. Hunter kochał je czule,
wszystkie naraz i każdą z osobna, ale nigdy nie był
zainteresowany stałym związkiem z wybraną przedstawicielką
tego fascynującego gatunku. Mówiąc szczerze, ze wszystkich
sił unikał małżeństwa i nerwowo reagował na każdą, choćby
najbardziej nieśmiałą próbę wicia gniazdka przez aktualną
bogdankę. Gdy całkiem przypadkiem skręcała do działu
dziecięcego w supermarkecie, albo mimochodem wypytywała
o okoliczne przedszkola i żłobki, wiedział, że trzeba zwijać
żagle. Twardo strzegł swej kawalerskiej wolności, tłumacząc
sobie, że nie jest gotowy do małżeństwa i zakładania rodziny.
Aż do teraz.

Bowiem nagle, i to zupełnie bez jego udziału, los spłatał

mu niezłego figla. Gwałtownie potrzebował kobiety, żony dla
siebie i matki dla dzieci, którymi Hunter co najmniej przez
najbliższych piętnaście lat będzie musiał się opiekować. Jego
starszy brat patrzył pewnie gdzieś tam z nieba i chichotał
złośliwie.

- Mam nadzieję, że dobrze się bawisz - mruknął,

spoglądając z wyrzutem w górę. - Kiedyś się spotkamy i
wtedy mi zapłacisz, zobaczysz!

Kiedy jego brat zginął w wypadku samochodowym razem

ze swoją żoną i zostawił mu czworo maluchów do
wychowania, myślał, że bez trudu sam sobie poradzi. W
końcu cóż to trudnego nakarmić dzieci i położyć spać o wpół
do dziewiątej.

Od kilku tygodni cała czwórka codziennie udowadniała

mu, jak bardzo był naiwny.

background image

I właśnie teraz, kiedy dojrzał do usidlenia, Elaine

wycofała się. Nie znaczy to, że nagle przestała lubić dzieci,
skąd! Elaine chciała dzieci, ale własnych.

Potrząsnął głową i znów zaczął przysłuchiwać się

rozmowie o wieku Joanny, co zdaje się było dość delikatną
kwestią.

- Dzięki, Aubrey. - Jo spojrzała na siostrę z udawanym

wyrzutem. - Papla. No dobrze - zarządziła po chwili. -
Wszyscy do wody, i wszyscy dostaną ciasteczka. Piętnaście
długości basenu. Uwaga, gotowi... start!

Karen i Robby rozglądali się zakłopotani. Byli pierwszy

raz na lekcji pływania, nie rozumieli komend i pewnie mieli
wrażenie, że energiczna trenerka mówi w obcym języku.
Hunter postanowił podejść do niej i poprosić, by dała im
jakieś wskazówki. Szczerze mówiąc, miał też ochotę znaleźć
się blisko niej. Była nie tylko bardzo ładna. Dynamiczna, stale
roześmiana, wyglądała jak... jak brzoskwinka.

Znowu się uniósł, ale zanim rozprostował swoje sto

osiemdziesiąt pięć centymetrów, zrozumiał, że nie musi się
wtrącać i opadł na ławkę. No cóż, pozostało mi tylko wstawać
i siadać, pomyślał ironicznie.

Joanna najpierw przeprowadziła „suchy" trening z Karen i

Robbym, a gdy pozostałym dzieciom pozostały do
przepłynięcia dwie długości, poleciła im wejść do wody i
bacznie obserwowała; jak sobie radzą.

Poszło im znakomicie i Hunter poczuł rodzicielską dumę,

co było dla niego uczuciem nowym. Oddał również
sprawiedliwość trenerce, której fachowość i świetny kontakt z
podopiecznymi były godne uznania.

Wreszcie Joanna kazała dzieciom wyjść z wody i

zmierzyć puls. Robiły to trochę niewprawnie, ale chciała, żeby
poczuły się jak wyczynowcy. Oczywiście nie każde z nich
zamierza zdobyć olimpijskie złoto - jak Marcus, dopingowany

background image

w tym przez ojca - ale wszystkie powinny odczuwać radość z
pływania. Tej nowej dwójce trening najwyraźniej się
spodobał, pomyślała Jo. Fajne dzieciaki, choć brak im
kondycji, ale to się nadrobi.

Nagie zmarszczyła brwi, bowiem pomyślała o ojcu Karen

i Robby'ego. Facet gapił się na nią przez całą godzinę, jakby
włożyła szorty tył na przód, co bardzo ją krępowało. To
śmieszne, skarciła się w myślach. To, że jakiś mężczyzna się
jej przyglądał, nie powinno tak na nią działać.

- Dobrze, moi drodzy, koniec na dzisiaj. Idźcie się

przebrać, tylko nie zapomnijcie pozabierać swoich rzeczy z
szatni. Wszystkie zostawione okulary i kostiumy będą moje.

Dzieci zachichotały ubawione.
- Nie może pani, są za małe - pisnął mały rudzielec.
- Tak? A jak włożę po jednym kostiumie na każdą nogę?
- To popękają! - śmiała się dziewczynka.
- Nie mam już do was siły - westchnęła pokonana Jo. -

Idźcie się przebrać. Do jutra!

Teraz ten facet wreszcie powinien sobie pójść, by

dołączyć do reszty rodziców, którzy czekali na dzieci przed
szatnią.

Jednak Hunter nie ruszał się z miejsca. Chciał z nią

porozmawiać, ale nie wiedział, jak zacząć. Spojrzał na Karen i
Robby'ego. Wyglądali na zadowolonych, ale zmęczonych.
Cudownie. Powinni szybko zasnąć, bez codziennych targów o
kolejne pół godziny zabawy.

Zawdzięcza więc Joannie spokojny wieczór, prezent,

jakiego dawno nie otrzymał. To chyba wystarczający powód,
żeby zaprosić ją na drinka albo na kolację, rozmarzył się.
Mogliby spędzić razem bardzo przyjemny wieczór...

Kątem oka zauważył, że atrakcyjna trenerka gdzieś

odchodzi i to przerwało jego romantyczne wizje. Podeszła do
ławki i ze zdumieniem stwierdził, że nie zważając na

background image

obecność dzieci, zaczęła ściągać szorty. Wziął głęboki
oddech, jako że nie był pewien, czy jego system nerwowy
wytrzyma widok rozebranej Joanny Durbin.

Kiedy okazało się, że pod spodem ma kostium kąpielowy,

westchnął z mieszaniną ulgi i rozczarowania. Jednak kiedy
zdjęła bluzę, znowu zaczął się obawiać o siebie. Do tej pory
sądził, że kostiumy kąpielowe spłaszczają sylwetkę i ukazują
wszystkie defekty, jednak ciało Joanny najwyraźniej ich nie
posiadało. Było po prostu doskonałe.

Hunter zapadł w stan specyficznej euforii na widok

łagodnie zarysowanych bioder, krągłości piersi... Wprost nie
mógł wykrztusić słowa. To śmieszne, był już za stary na takie
reakcje.

- Weź się w garść - mruknął. - I do dzieła.
- O Boże, on tu idzie - szepnęła do siebie Joanna.
Poczuła się dziwnie nieswojo. Ten człowiek był

niebezpieczny, od razu to zrozumiała, gdy tu wszedł i
przedstawił się. Nie pamiętała, jak ma na imię, ale ona
nazwałaby go: „Kłopoty". Żonaty czy rozwiedziony,
nieważne, za to dzieciaty. A ona chciała wreszcie żyć
swobodnie i beztrosko.

Udając, że go nie widzi, szybko się odwróciła, wsunęła

włosy pod czepek, włożyła gogle i wskoczyła do wody.

Hunter zatrzymał się na brzegu basenu i podziwiał. Widać

było, że Jo jest w świetnej formie. Żadnych zbędnych ruchów,
tylko harmonia, gracja i pełna dynamiki siła. Przepłynęła
basen w pół minuty.

- Wujku, tu jesteś - dobiegł go nagle przestraszony głosik.

- Wszyscy już wyszli, wszędzie cię z Robbym szukaliśmy.

- Już dobrze, skarbie. - Uspokajająco położył dłoń na

głowie Karen. - Nie martw się, jestem tu. Zawsze będę z tobą.
Mama i tata też by byli, gdyby tylko mogli.

background image

Wiedział, że śmierć rodziców wstrząsnęła ich małym

światem i nie tak łatwo będzie to naprawić.

Karen popatrzyła na niego uważnie i skinęła głową.
- Dobrze. Powiem Robby'emu, że cię znalazłam. Robby!
I odbiegła.
Hunter ostatni raz spojrzał w stronę basenu i ruszył za

Karen.

Następna grupa już zbierała się na lekcję i Jo dopiero

wtedy wyszła z wody.

Po kilkunastu minutach parkowała swoje auto przed

domem. Wyszła z garażu i rozejrzała się z zadowoleniem.

- Świetnie, Christopher wreszcie uznał, że strzyżenie

trawnika to jego działka.

W domu też czekała na nią miła niespodzianka.
- No proszę, naczynia umyte, kuchnia wysprzątana, obiad

zjedzony. Czy ktoś was zaczarował? A teraz kontrola pracy
domowej! Przynieście zeszyty. Aubrey, ćwiczyłaś?

- Tak!
- Masz świadka?
- William powiedział, żebym powiedziała, że on ćwiczył,

to wtedy on też powie, że ja ćwiczyłam. Ale naprawdę
ćwiczyłam. Zapytaj sama.

- Charlie! Znowu oglądasz telewizję!
- O rany! Ty masz chyba radar w uszach.
- Tak, przede mną nic się nie ukryje. Czy Aubrey

ćwiczyła więcej niż pięć minut?

- No, może - odpowiedział niechętnie.
- Dobrze. - Nie miała siły dłużej prowadzić tego śledztwa.

Kilka minut sprawdzała zeszyty. Maluchy z niepokojem
czekały na wynik.

- William, popraw to zdanie, reszta jest w porządku.

Teraz czas na mleko i ciasto orzechowe.

background image

Grace postawiła na stole mleko, Stephen przyniósł

szklanki, Aubrey sięgnęła po ciasto, a William szybko
poprawiał pracę domową.

- Gdzie mama? - Siedemnastoletni Chris wszedł właśnie

do kuchni. Nie pozwalał już sobie sprawdzać prac domowych.

- Ma spotkanie. Przygotowuje duży kontrakt.
- Jak zwykle - mruknął. - Nigdy nie ma jej w domu.
- Chris, sam wiesz, że gdyby nie pracowała tak ciężko,

nie poradzilibyśmy sobie po śmierci taty.

- Jo... - Aubrey pociągnęła ją za rękaw, by zwrócić na

siebie uwagę. - Ci nowi byli dzisiaj pierwszy dzień w szkole.
Karen chodzi ze mną do klasy. Chyba ją polubię. A ten, co ich
przyprowadził, wygląda jak tata, ale to wcale nie ich tata.

- Nie? - Paplanina Aubrey nagle stała się bardzo

interesująca.

- To ich wujek. Był z nimi w szatni i nie wszystko

słyszałam, ale mówił coś o rodzicach, którzy gdzieś odeszli i
dlatego Karen i Robby muszą teraz być z nim.

Hm, ciekawe. Więc ten zabójczo przystojny facet, który

mógłby być ilustracją do hasła „mężczyzna" w każdej
encyklopedii, zajmuje się dziećmi tylko czasowo?

- Mają jeszcze dwóch braci, Aarona i Mikiego - nie

przestawała opowiadać Aubrey. - Karen jest biedna, bo nie ma
żadnej siostry.

Joanna słuchała uważnie, chociaż udawała, że rozgląda się

po kuchni.

- Ciekawe, czemu zmienili szkołę - powiedziała.
- Może ich rodzice pracują za granicą i wyjechali na wiele

miesięcy, na przykład na Bliski Wschód? - zgadywał Chris.

Po chwili cała piątka miała coraz bardziej fantastyczne

koncepcje na temat, kim są i co robią rodzice nowych. Kiedy
ten temat się wyczerpał, dyskusja zeszła na to, czy Alexander
Snyder jest największym dupkiem w szkole, czy nie.

background image

- Jo, on czyta encyklopedię w szkolnym autobusie.
- Jest już przy P - zachichotała Grace.
- P jak pustogłowy.
- Chwali się, że jest głodny wiedzy, ale Tom powiedział

mu, że jest głupi i go stłukł - rzeczowo relacjonował Will.

- Lepiej się w to nie mieszajcie - powiedział Chris i Jo

popatrzyła na niego z nadzieją. - Wiecie, co mówi mama.

- Nie musisz brać z nim ślubu, ale bądź dla niego

uprzejma! - odpowiedzieli chórem.

Jeszcze chwilę żartowali, a potem Joanna kazała im myć

zęby i szykować się do snu. Sama też przeszła do sypialni,
którą dzieliła z matką. Rozdzieliły pokój szafkami, żeby mieć
choć odrobinę prywatności. Nie było to rozwiązanie
doskonałe, ale dawało iluzję własnego terytorium.

Ułożyła się wygodnie w łóżku, zapaliła lampkę i sięgnęła

po książkę z psychologii, którą ostatnio czytała, ale jakoś nie
mogła się skupić. Po kilku minutach wpatrywania się w tę
samą kartkę zrezygnowała i podniosła się z łóżka. Postanowiła
zajrzeć do maluchów i sprawdzić, czy już śpią.

Charlie, jej osiemnastoletni brat, siedział jeszcze w salonie

i rozmawiał z Chrisem, ale u młodszych chłopców już się nie
świeciło.

Otworzyła drzwi do pokoju dziewczynek. Aubrey leżała

na brzuchu z przytulonym do siebie zielonym króliczkiem i
lekko pochrapywała, natomiast Grace siedziała opatulona
kołdrą i czytała książkę, co chwila wzdychając z niechęcią.

- Cała klasa musi to czytać?
- Tak. Pani Woodley mówi, że to klasyka i że musimy to

wszyscy znać, ale to takie nudne - jęknęła.

- Ja też nigdy nie przepadałam za Dickensem - przyznała

Jo. - Poczytaj jeszcze chwilę, ale nie siedź za długo.

Zamknęła drzwi, ale nie chciało jej się wracać do łóżka.

Wątpiła, czy będzie w stanie zasnąć. Nie rozumiała, co się z

background image

nią działo. Nigdy nie miała takich problemów. Zwykle, po
całym dniu opieki nad dzieciakami i po treningu,
błyskawicznie zasypiała.

To pewnie przez tego faceta. Przypomniała sobie jego

spojrzenie i przeszedł ją dreszcz. Gdy tylko się pojawił,
instynktownie zaczęła go unikać. Wyrobiła sobie taką reakcję
obronną na przystojnych samotnych ojców, był to bowiem
niebezpieczny gatunek. Już kilka razy tacy dżentelmeni,
widząc, ze Jo ma dobry kontakt z dziećmi, próbowali z niej
zrobić zastępczą matkę. Ale Hunter nie był ojcem, tylko
czasowym opiekunem. Gdyby wiedziała o tym wcześniej, nie
uciekłaby tak szybko do basenu. Było coś w jego dumnej
sylwetce i w spojrzeniu niebieskich oczu, co sprawiało, że
miała ochotę poznać go bliżej. Może jutro przyjdzie znowu...
pomyślała rozmarzona.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI
Przyszedł.
Joanna obserwowała go kątem oka, kiedy siadał na

drewnianej ławce i podawał plecaki dwóm małym chłopcom,
którzy mu towarzyszyli. Jeden z nich mógł mieć cztery, drugi
może dwa lata. Natychmiast wyjęli małe samochodziki i
jeździli nimi po wszystkim dookoła.

Był jeszcze bardziej przystojny, niż wydawało się to jej

wczoraj, kiedy to była przekonana, że ma dzieci i robiła
wszystko, by wmówić sobie, że nie ma w nim nic
nadzwyczajnego. Jego oczy były tylko niebieskie, a klatka
piersiowa szeroka, nic więcej.

Lecz okłamywała siebie na próżno.
- Dobrze, teraz będziemy ćwiczyć skoki. Marcus, Rebeka,

wy pierwsi. Zawody już za kilka dni.

Dzieci posłusznie ustawiły się przy słupku, a Jo wciąż

myślała o nim. To, że tylko czasowo zajmował się dziećmi,
przyjęła z wyraźną ulgą. Ona sama niedługo wyprowadzi się
od rodziny i wreszcie zacznie żyć na własny rachunek. To
dobry czas, żeby spotkać kogoś tak fascynującego, jak wujek
Karen i Robby'ego.

- Karen! - zawołała dziewczynkę. - Zapytaj wujka, czy

możecie zostać jeszcze kilka minut. Chciałabym, żebyście też
poćwiczyli skoki.

- Tak wysoko?! Boję się!
- Dlatego właśnie powinniście ćwiczyć.
Zauważyła, że wstaje z ławki i podchodzi do nich. Serce

podeszło jej do gardła, ale starała się skupić na Robbym, który
patrzył na słupek z wyraźną obawą.

- Może podam ci rękę? - zapytała ciepło. Zastanawiał się

przez chwilę.

- Zgoda - powiedział w końcu. - Ale nie puścisz mnie?
- Obiecuję. Gotowy?

background image

Robby patrzył na wodę z entuzjazmem francuskiego

arystokraty, wkładającego głowę pod gilotynę. W końcu
jednak przezwyciężył strach.

- Już nie musisz trzymać mnie za rękę - powiedział

odważnie. Wziął głęboki wdech i wyprostował ramiona. -
Zrobię to - oświadczył drżącym głosem.

Spoglądał w dół z bardzo niepewną miną.
- Skoczy? - zapytała Aubrey głośnym szeptem.
- Ciii, pozwólmy mu się skoncentrować. - Wyciągnęła

rękę do Aubrey, ale dłoń, na którą się natknęła, była dużo
większa i bardziej włochata, niż oczekiwała. Poczuła ciepły
uścisk, który niósł ze sobą milczące porozumienie, i tętno w
jej żyłach gwałtownie podskoczyło.

Robby zamarł, rozejrzał się nerwowo dookoła i wreszcie

skoczył. Po chwili wynurzył się ze szczęśliwym uśmiechem
na twarzy.

- Było super! Mogę jeszcze raz?
- Teraz moja kolej! - nalegała Karen. Hunter rozejrzał się

z niepokojem.

- Gdzie Aaron i Mikie?
- Poszli zobaczyć drugi basen, ja wolałam oglądać

Robby'ego.

Drugi basen?! Ten do nurkowania i skoków z

trampoliny?! O rany!

Błyskawicznie rzuciła się w tamtym kierunku. Hunter

biegł za nią najszybciej, jak mógł, ale i tak nie zdążyli. Kiedy
wpadli do drugiej hali, zobaczyli chłopców znikających w
głębokiej wodzie. Hunter skoczył za nimi tak, jak stał, w
butach i ubraniu. Poczuł, jak szybko robi się coraz cięższy,
nasiąknięta odzież ściągała go w dół. Na chwilę musiał się
wynurzyć, żeby złapać oddech. Zobaczył, że Joanna
zanurkowała jak torpeda, w mgnieniu oka podpłynęła do
Aarona, chwyciła go za szyję, odbiła się od dna i wyciągnęła

background image

go nad powierzchnię wody. Rzuciła malca Hunterowi i znowu
znikła pod wodą. Wyciągnęła na brzeg Mikiego i oddała go
ratownikowi, który właśnie nadbiegł. Mały był nieprzytomny,
bo dość długo przebywał pod wodą.

Starszy chłopczyk już doszedł do siebie. Wystraszony

płakał w ramionach Huntera, ale widać było, że wszystko z
nim w porządku.

- Już dobrze, Aaron, nic się nie stało - uspokajał go

wujek. - Nie płacz, już dobrze. Ale jeśli jeszcze raz zrobisz
coś takiego, to sam cię utopię! - dodał po chwili. - Jak mówię,
że masz stać, to masz stać! No, nie płacz już... Chodź,
zobaczymy, co z Mikiem.

Wciąż nieprzytomny Mikie leżał na podłodze. Musiał

połknąć dużo wody, usta miał sine i był tak blady, że
Hunterowi ścisnęło się serce. Joanna pochyliła się nad nim i
miarowo uciskała mu klatkę piersiową.

Hunter z napięciem śledził każdy jej ruch. Chciałby jej

pomóc, ale czuł się niepotrzebny, widać było bowiem, że
panowała nad sytuacją.

Wreszcie, po kilku minutach nerwowego oczekiwania,

Mikie zakaszlał, powoli otworzył oczy i wypluł dużą ilość
wody.

- Oddycha! - ogłosiła Joanna i wszyscy poczuli wielką

ulgę.

Hunter ukląkł, objął chłopca i mocno uścisnął. Nie mógł

przestać myśleć o tym, że przez niego omal nie doszło do
tragedii. Powinien był ich pilnować, zamiast rozmyślać o
atrakcyjnej trenerce. Gdyby Joanna nie zdążyła...

- Dzięki Bogu - wyszeptał.
- Amen - dodała Jo.
Siedziała cała mokra na podłodze i ciężko oddychała.
- Dziękuję - powiedział Hunter, patrząc na nią z góry.

background image

Stał, ociekając wodą, z Mikiem w ramionach i Aaronem

przyklejonym do nogi. Nawet teraz nie potrafił oderwać od
Joanny wzroku. Niezwykła kobieta. Był pod wrażeniem tego,
jak błyskawicznie zareagowała i podjęła skuteczne działania.
Coraz bardziej go intrygowała.

- Nie ma za co, to mój obowiązek - odpowiedziała.

Podniosła się z podłogi i powoli kierowała do wyjścia.

- Poczekaj! - zawołał szybko. Nie dogoniłby jej

obwieszony dziećmi, więc chwycił ją za ramię, nie mógł
pozwolić jej odejść. - Chciałem ci jeszcze raz podziękować.

- Dobrze, że zdążyliśmy na czas - powiedziała,

spoglądając na niego przez ramię. Trudno w to uwierzyć, ale z
bliska był jeszcze przystojniejszy.

Podeszła do ławki i zaczęła zdejmować mokre ubranie.

Ciśnienie krwi podskoczyło mu momentalnie. Wpatrywał się
w nią jak urzeczony, ale po chwili jęknął z rozczarowaniem.
Zapomniał, że pod spodem miała kostium. Cholera, jeśli nadal
będzie reagował jak napalony nastolatek, niedługo skończy na
zawał.

- Przepraszam za to wszystko. Jeszcze nad nimi nie

panuję.

Joanna uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Nagle

zapragnęła znów poczuć jego dotyk. Był taki ekscytujący,
docierał do każdego zakamarka jej ciała i budził wszystkie
komórki.

- Wiem coś o tym, ani na chwilę nie można ich spuścić z

oczu, prawda? Mogłabym opowiedzieć ci kilka takich historii,
że osiwiałbyś od samego słuchania.

- Zaryzykuję - powiedział spokojnie, patrząc jej prosto w

oczy. Miał ochotę zatonąć w ich ciepłym, czekoladowym
blasku. - Poza tym chciałbym jakoś uczcić to, co zrobiłaś, i
zaprosić cię na kolację. Ale nie mogę zostawić dzieci w takim
stanie.

background image

Oczywiście go rozumiała, co nie zmieniało faktu, że

poczuła się rozczarowana.

- Może w takim razie wpadniecie do nas dziś wieczorem.

To niedaleko, dam ci adres. Karen nie ma tu jeszcze żadnych
koleżanek i bardzo by się ucieszyła, gdyby Aubrey ją
odwiedziła. No i kupiliśmy dziś wielki pojemnik lodów
czekoladowych, więc ktoś musi nam pomóc je zjeść. -
Ostatnie zdanie specjalnie wymówił dużo głośniej, a Aubrey
go nie zawiodła.

- Jo, proszę! - Złożyła ręce błagalnie. - Zgódź się!
Stephen i Chris poszli na mecz, zróbmy też coś fajnego,

proszę!

- A lekcje?
- Wszystko odrobiłam! I ćwiczyłam na pianinie, słowo! A

lody są bardzo zdrowe, bo jest w nich dużo mleka. Zgódź się!

- No dobrze - uśmiechnęła się Joanna. - To był ciężki

dzień, należy nam się trochę przyjemności.

- Hurrra!!! - Dzieciaki podskoczyły radośnie i rzuciły się

do szatni.

Hunter przysłuchiwał się tej dyskusji z boku i trzymał

kciuki za Aubrey. Na szczęście mała była niezłym
negocjatorem. Kiedy Joanna kiwnęła przyzwalająco głową,
obiecał sobie, że Aubrey dostanie dodatkową porcję lodów.
Tymczasem poszedł do łazienki i usiłował wysuszyć swoje
ubranie za pomocą suszarki do rąk. Wyginał się na wszystkie
strony, próbując wcisnąć się pod strumień gorącego powietrza.
Przypomniał sobie gibkie ciało Joanny. Ona pewnie nie
miałaby z tym problemów. To mu uświadomiło, że już za
kilkadziesiąt minut właścicielka tego ciała przyjedzie do jego
domu, a on nawet nie pamiętał, w jakim stanie go zostawił.

- Jesteście gotowi? - Zajrzał do szatni i ponaglił dzieci.

background image

Czy w salonie nadal leżą rolki Karen i rozsypane chrupki,

których nie zdążył wczoraj posprzątać? Musi jeszcze wziąć
prysznic, ogolić się...

Zapakował dzieci do samochodu i szybko ruszył w stronę

domu. Zatrzymał się jeszcze przy sklepie. Joanna chce „trochę
przyjemności" i będzie ją miała. Spojrzał na wypchany
koszyk. No cóż, chyba przesadził, ale chciał zrobić dobre
wrażenie.

- Razem trzydzieści cztery dolary i dziesięć centów.

Robimy przyjęcie, co?

Spojrzał z niedowierzaniem na paragon. Wydał prawie

trzydzieści pięć dolarów na deser?! Chyba zwariował. Miał
jednak nadzieję, że na dłuższą metę to będzie dobra
inwestycja.

Po drodze obmyślał strategię. Co najbardziej zbliży go do

Joanny? Lubiła dzieci. To pewne, zawsze była nimi otoczona i
świetnie sobie radziła. W epoce PD, czyli „przed dziećmi",
Hunter uciekałby od takiej kobiety, gdzie pieprz rośnie,
nieważne, jak bardzo byłaby atrakcyjna. Ale teraz jego życie
wyglądało zupełnie inaczej i nie zamierzał nigdzie uciekać.
Wręcz przeciwnie.

Musi otoczyć ją rozkosznymi milusińskimi, stwierdził, to

na pewno wzbudzi jej sympatię. Powinien uprzedzić dzieciaki,
że mają być grzeczne, a wtedy wszystko będzie dobrze.

Odstawił samochód do garażu i uśmiechnął się z

zadowoleniem.

Niezły plan, stary, pomyślał. Nawet nie będzie wiedziała,

kiedy połknie haczyk.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI
To był bardzo miły wieczór. Pomogli Hunterowi zjeść

wszystkie słodycze, zagrali w monopol i wysłuchali opowieści
o nauczycielach ze szkoły Aubrey i Karen. Zabawa z
bratankami Huntera miała dla Jo tę dodatkową zaletę, że to nie
ona będzie musiała się później martwić, by zapędzić
rozchichotane dzieci do łóżek. To żmudne zadanie spadnie na
wujka. Ciekawe, kiedy wrócą ich rodzice?

Karen pokazała jej zbiór kolorowych karteczek, Mikie

pochwalił się pierwszym własnym łóżkiem, a potem przez
cały wieczór jeździł po dywanie małą ciężarówką. Joanna miał
nadzieję, że to nie jest jego życiowy wybór.

Gdzieś w kącie Karen i Robby kłócili się, kto jest

odważniejszy. Okazało się, że jednak Robby, bo skoczył
dzisiaj ze słupka.

Joanna uśmiechnęła się do siebie. Słuchanie dziecięcych

sporów jest dużo zabawniejsze, gdy są to cudze dzieci.

W pewnym momencie zaskoczona stwierdziła, że nawet

nie zauważyła, kiedy upłynęło kilka godzin.

- Już prawie wpół do dziewiątej! - zawołała. - Jedziemy

do domu, zaraz muszę iść do łóżka.

Aaron popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- O wpół do dziewiątej? O tej porze kładę się tylko ja i

Mikie. Nawet Karen i Robby mogą zostać do dziewiątej. A
przecież ty jesteś dużo starsza!

- Dziewiąta? - Joanna udała zdziwienie. - Karen i Robby

to szczęściarze. Ja muszę kłaść się dużo wcześniej, naprawdę.

- Jak będę duży, w ogóle nie będę kładł się spać -

oświadczył Aaron z rozmarzeniem.

- Mam nadzieję, że do tego czasu zmienisz zdanie -

roześmiała się. - Chodź, Aubrey, pożegnajmy się, musimy
jechać do domu.

background image

Cała czwórka stłoczyła się blisko niej, ściskali ją mocno i

pytali, kiedy znowu przyjdzie. Pomyślała o ich rodzicach, za
którymi dzieci na pewno bardzo tęskniły. Miała nadzieję, że
niedługo wrócą.

Hunter też wyglądał na zmęczonego. Chociaż bardzo się

starał, widać było, że nie ma zbyt dużego doświadczenia w
wychowywaniu dzieci. Właściwie mogłaby mu pomóc ułożyć
je do snu i dopiero potem pojechać do domu.

- A teraz pokażcie, kto umyje zęby tak, żeby najbardziej

błyszczały. Wujek Hunter będzie sędzią. Kto będzie
najczęściej wygrywał, dostanie nagrodę pod koniec tygodnia.
Co wy na to?

Dzieci z piskiem popędziły do łazienki. Hunter pokręcił

głową z niedowierzaniem.

- Niesamowite. Zwykle trwa to dużo dłużej i kosztuje

mnie wiele nerwów.

Ujrzał jej ciepły uśmiech, co wzbudziło w nim nadzieję, że

jest na dobrej drodze. Jo lubiła dzieci i umiała z nimi
postępować. Podał jej rękę i uścisnął lekko.

- Odprowadzę cię do samochodu.
Spojrzała na niego. Był wysoki i silny, a przy tym

nieprawdopodobnie przystojny i... seksowny. Niejedną kobietę
musiał doprowadzić do szaleństwa, przytulając do swego
nagiego torsu...

O nie! O czym ja myślę! Pewnie jestem jedyną

dwudziestopięcioletnią dziewicą w tym mieście i fantazjuję o
opiekunie moich uczniów. To śmieszne!

- Aubrey, pożegnaj się ze wszystkimi. Poczekam na

ciebie przy samochodzie.

Miała nadzieję, że Hunter nie zauważył drżenia jej głosu.

Podszedł blisko do niej i pociągnął ją za rękę. Zaskoczona,
zachwiała się i omal nie upadła. Na szczęście zdążył ją objąć
ramieniem, dzięki czemu zachowała równowagę.

background image

Owionął go delikatny zapach jej perfum, pod palcami

poczuł jedwabiście gładką skórę i wiedział już, co będzie mu
się śniło tej nocy.

- Przepraszam, Joanno, nie chciałem cię przewrócić.

Niezdara ze mnie.

- To nie twoja wina - wyjąkała zawstydzona.
Co się z nią dzieje?! Potyka się na prostej drodze, bo myśli

o jego nagiej klatce piersiowej! I na co jej się zdały całe lata
ćwiczeń i doskonała koordynacja, jeśli zwykły uścisk dłoni
doprowadza ją do takiego stanu. To poniżające! Musi się
skoncentrować! Spojrzała uważnie na swoje nogi. Szły jakoś
niepewnie, jakby zapomniały, w jakiej kolejności zwykle się
poruszają. Najpierw lewa, teraz prawa, lewa, prawa,
komenderowała w myślach.

Kiedy udało jej się dotrzeć do samochodu bez dalszych

przygód, odetchnęła z ulgą.

Hunter wreszcie puścił jej rękę i oparł się o dach

minivana.

- Hm, więc zobaczymy się wszyscy jutro na treningu? -

Poprawił jej spadający kosmyk włosów i przy okazji lekko
pogładził po policzku. - Wiem, że już to mówiłem, ale chcę ci
jeszcze raz podziękować. Za to, co zrobiłaś na basenie, za
miły wieczór i za konkurs na mycie zębów... I obiecuję, że od
tej pory nie spuszczę maluchów z oka.

- Taak - wymruczała. Wiedziała, że dziwnie się

zachowuje. Cały czas obserwowała jego usta, prawie nie
rozumiała, co do niej mówi. Czuła się jak idiotka. - To
przecież moja praca - dodała nieprzytomnie.

- Zatem do jutra.
Jego spojrzenie błądziło po jej twarzy. Zapatrzył się w

ciepłe, brązowe oczy i ładnie wykrojone, pełne usta.

Pocałował ją delikatnie w czoło, a potem...

background image

Wiedziała, co teraz nastąpi i nie była pewna, czy jej się to

podoba. Zwykle nie całowała się na pierwszej randce, a to
nawet nie była randka. Jakiś facet zaprosił ją i jej siostrę na
lody, bo wyciągnęła z basenu powierzone mu dzieci, które
zresztą w każdej chwili mogły się tu pojawić.

Była ekspertem w ignorowaniu takich zachowań.

Wystarczył krok do tyłu, nieznacznie odwrócona głowa,
błyskotliwa uwaga i zmiana tematu. Działało.

Aż do dziś, kiedy to wytłumaczyła sobie, że być może

Hunter każdego całuje na dobranoc. I dlatego odchyliła głowę
do tyłu i lekko rozchyliła usta.

Poczuła dotyk jego warg i miała wrażenie, że za chwilę

zemdleje. Musiała oprzeć się o samochód. Gdyby nie ramiona
Huntera, które oplatały ją ciasno, na pewno osunęłaby się na
ziemię.

Nagle trzasnęły drzwi wejściowe i oboje zamarli.
- Co robicie? - spytała Aubrey podejrzliwym głosem.
- Nic. - Joanna była czerwona ze wstydu.
- Aha! Całujecie się!
- Tak, i co w tym dziwnego? - Hunter przejął kontrolę nad

sytuacją. - Całuję każdą piękną kobietę, którą spotykam.
Powtarzam, każdą...

- O nie! Jo, nie pozwól mu mnie pocałować! - Aubrey

zaczęła uciekać dookoła samochodu, ale szybko wpadła w
ramiona Huntera.

- Nie chcesz moich buziaków? Zobaczymy, co powiesz

na ten temat za dziesięć lat!

- Nigdy nie będę się całować, to obrzydliwe! I powiem

wszystkim, co widziałam.

Wtedy pojawił się Mikie z informacją, że najpierw była

bitwa na szczoteczki do zębów, a teraz wszyscy zamierzają
umyć sobie zęby mydłem, żeby bardziej lśniły, ale nie mogą
znaleźć szczoteczek i...

background image

- Zaraz tam będę. Muszę tylko załatwić jedną ważną

sprawę. - Spojrzał na Aubrey. - Więc wszystko chcesz
wypaplać? A jeżeli dostaniesz wielkie lody...?

- I tak powiem - oświadczyła radośnie. - Bo Charlie i

Chris mówią, że Jo chyba nigdy się nie całowała i że jest
nieron... nienormalna.

- Charlie tak mówi? - Joanna stała się dociekliwa. Hunter

demonstracyjnie pocałował ją jeszcze raz.

- Powiedz chłopcom, że nie tylko umie się całować, ale

jest w tym prawdziwą mistrzynią. Mogłaby udzielać lekcji,
również im.

Zaczerwieniła się i dała mu lekkiego kuksańca.
- Nie żartuj sobie. Aubrey, koniec przedstawienia, wsiadaj

do samochodu. Powiedz tylko coś w domu, a nie żyjesz! A z
Charliem i Chrisem sama pogadam.

- O rany, mają kłopoty - wyszeptała Aubrey.
- Tak. Rozbiję ich głowy jak jajka na miękko i wtłoczę im

do mózgu... Dwaj idioci! - mruknęła, zatrzaskując drzwiczki.

Hunter patrzył z żalem na odjeżdżający samochód.

Chciałby przeżyć ostatnie chwile jeszcze raz. Wciąż czuł jej
smak na ustach i miał wrażenie, że Joanna zabrała ze sobą całą
radość. Westchnął smutno i powoli wszedł do domu. Chociaż
był otoczony gromadą dzieciaków, czuł się przeraźliwie
samotny...

Joanna jechała do domu z zupełnym mętlikiem w głowie.

Od jakiegoś czasu nie potrafiła zapanować nad własnymi
emocjami. Już za kilka tygodni miała wynająć mieszkanie i
wreszcie zacząć samodzielne życie, o którym marzyła,
tymczasem nagle wszystko zawirowało przez jakiegoś faceta.
Może nawet i był wyjątkowy, ale ona miała inne plany na
najbliższe kilka lat. Chciała korzystać z wolności i bawić się.
Nie wiedziała jednak, co robić w sytuacji, gdy zdradzało ją
nawet własne ciało.

background image

Dojechała do domu i odstawiła samochód do garażu,

podczas gdy Aubrey pobiegła do domu,

- Co, całowałaś się z jakimś facetem na jego trawniku,

siostrzyczko? - usłyszała, ledwo przekroczyła próg
mieszkania. - Aubery już wszystko wypaplała. No, opowiadaj,
jak było?

- Cicho bądź, Charlie! Nie będę o tym dyskutowała z

młodszym bratem.

- Czemu nie? Nie wszyscy w tym domu są opóźnieni w

rozwoju. Mam osiemnaście lat i od dawna wiem, jak to się
robi. Dorośnij, Jo. To był pewnie twój pierwszy raz, co? -
zapytał protekcjonalnie.

- Nieważne który! Nawet gdyby był setny, nie zamierzam

roztrząsać tego z napalonym nastolatkiem, który przykleja się
do swojej dziewczyny w każdym miejscu, nie zważając na to,
że widzą go młodsi bracia! - rzuciła niedwuznaczną aluzję.

Od kiedy Charlie spotykał się z Molly, coś go napadło.

Obściskiwali się w każdym kącie i na każdym fotelu, dając
maluchom niezłe przedstawienie.

- A! O to ci chodzi! Nie lubisz POU!
- POU?
- Publiczne Okazywanie Uczuć - wyjaśnił Charlie

pobłażliwie. - Nie wstydzimy się tego. Całujemy się z Molly,
kiedy mamy ochotę, ludzie niech sobie patrzą, jak chcą. To się
nazywa wolność, siostrzyczko!

- To nie jest żadna wolność, tylko kompletny brak

wychowania. To całe POU jest w złym guście!

- Co to jest POU? - dobiegł ich z boku głos Aubrey. - Czy

to wtedy, kiedy Chris i inne chłopaki próbują na basenie
ściągnąć kostiumy dziewczynkom?

- Nie, Aubrey... - zaczął wyjaśniać Charlie, ale Joanna

szybko mu przerwała.

background image

- Chris! Zamorduję cię! - syknęła do drugiego brata,

którego sensacyjne doniesienia Aubrey wyciągnęły z łóżka. -
A ty siedź cicho! Jak będę chciała kiedyś wyjaśnić Aubrey, co
to jest POU, sama to zrobię.

- Ty? To się dowie najwcześniej koło trzydziestki. Daj

spokój, Jo, mamy dwudziesty pierwszy wiek! Ona ma siedem
lat i powinna już wiedzieć takie podstawowe rzeczy, prawda,
Aubrey?

- Pewnie! - krzyknęła mała z entuzjazmem. - Powinnam

wszystko wiedzieć! Ale całowanie i tak jest obrzydliwe, no,
chyba że całuje mama.

- Masz rację, Aubrey - przytaknęła z entuzjazmem Jo. Im

dłużej mała będzie tak myślała, tym dłużej można spać
spokojnie. - A wy, chłopcy, pomyślcie, czy oprócz ciała te
dziewczyny mają też rozum.

- A kogo to obchodzi? - Chris wzruszył ramionami. -

Mam siedemnaście lat i przeczytałem gdzieś, że jestem u
szczytu swoich możliwości seksualnych. Muszę to
wykorzystać, bo potem będzie już za późno. Nie chcę być
zasuszoną cnotą, jak ty.

Joanna patrzyła na niego, nie wierząc własnym uszom.

Miała wrażenie, że widzi przed sobą obcego człowieka.

- Aubrey, idź do siebie i ćwicz - zarządziła.
- Ale jest późno! No i już ćwiczyłam!
- Nie szkodzi. To coś poczytaj! Już!
Mała pobiegła z ociąganiem na górę i zostali sami.
- Chris - zaczęła wolno Joanna - martwi mnie to, co

mówisz. Rozmawialiśmy przecież na ten temat i miałam
nadzieję, że rozumiesz, ale widzę, że zacząłeś pobierać nauki
u Charliego.

- Tak - odparł Chris bez śladu zakłopotania. - Charlie

powiedział mi wiele interesujących rzeczy.

background image

I wyrecytował taką listę bzdur na temat seksu, że wpadła

w przerażenie. Wpatrywała się tępo w obu braci.

- Mieliście przecież specjalne lekcje w szkole...
- Ale żaden nauczyciel nie mówi całej prawdy. Zresztą

nasze podręczniki są sprzed dziesięciu lat, praktycznie
średniowiecze. Chłopaki mówią, że od tego czasu dużo się
zmieniło. Potrzebujemy rzetelnej informacji, a na lekcjach
tego nie dostaniesz.

Rozłożyła desperacko ręce i zastanawiała się, jak ma z

nimi rozmawiać. Nie zburzy przecież wszystkich mitów,
których nasłuchali się w męskiej szatni.

- Szkoda, że nie zdajecie sobie sprawy, jakie głupoty

mówicie. Ale wiem, dlaczego wolicie tego nie zauważać, bo
to by oznaczało, że musicie się trochę kontrolować, na co nie
macie ochoty, prawda? Przypominam tylko, że nie ma
stuprocentowej metody antykoncepcyjnej. Rozumiecie?

- Ale pigułki dają dziewięćdziesiąt pięć procent!
- A jeśli akurat traficie na te pięć?
- Nie trafimy! - odpowiedzieli obaj z nastoletnią

niefrasobliwością.

- Jasne, głupie pytanie. Zapomniałam, że jesteście pod

specjalną ochroną, a te pięć procent przypada na innych.
Powiem mamie, żeby z wami porozmawiała, może jej
posłuchacie. - Zrezygnowana, machnęła ręką i wyszła z
pokoju z poczuciem całkowitej klęski.

Faceci, jęknęła w duchu. Nigdy ich nie rozumiała. Inaczej

myślą, inaczej czują ... I ona całowała się dziś namiętnie z
jednym z przedstawicieli tego dziwnego gatunku?! Musi się
poważnie nad sobą zastanowić! Jest już dorosła, dlaczego
więc nagle zaczęła się zachowywać jak nastolatka? Czyżby
już uległa urokowi przystojnego Huntera?

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY
Z impetem wbiegała po schodach i cały czas mówiła do

siebie. Ten chłopak ma chyba za dużo testosteronu, a Chris
niestety zaczął brać z niego przykład. Wiódł ślepy kulawego.
Charlie jest ostatnią osobą, która powinna uświadamiać Chrisa
seksualnie. Prychnęła ze złością i w ostatniej chwili złapała się
balustrady. Z tego wszystkiego jeszcze o mało się nie
przewróciła! - Stevie! Chodź tu szybko i zabierz swoje buty,
zanim ktoś się o nie potknie!

Ciągle mrucząc pod nosem, dotarła do sypialni, którą

dzieliła z matką, i energicznie otworzyła drzwi.

- Cześć, mamo!
- Cześć, Jo. Wyglądasz na zdenerwowaną, kochanie. Co

się stało?

- Twój syn. Oto co się stało. Musisz z nim poważnie

pogadać. Jest na najlepszej drodze do nieszczęścia I Jeśli z
nim nie porozmawiasz, za chwilę zostaniesz babcią co
najmniej tuzina wnuków, które będziesz musiała sama
wykarmić! - Przerwała na chwilę i przyjrzała się matce. Potem
zerknęła na zegarek i uniosła brwi. - Nigdy nie chodzisz, tak
wcześnie spać. Dopiero dziewiąta. Źle się czujesz.

- To tylko lekkie zmęczenie. Pomyślałam, że trochę

poczytam.

- Przecież nie masz żadnej książki - zauważyła Joanna. -

Gapisz się tylko w sufit.

- Myślę - odpowiedziała matka. - Po prostu myślę.
- Uuuu. Myślisz. Chyba o niczym przyjemnym, sądząc po

spojrzeniu. A o czym dokładnie myślisz?

Joanna weszła do pokoju i zamknęła drzwi. Oparła się o

nie i spojrzała uważnie na swoją matkę. Madelyn Durbin
miała czterdzieści trzy lata, lecz wyglądała o dziesięć lat
młodziej. Życie nigdy jej nie rozpieszczało, ale nie poddawała
się. Pracowała jako przedstawiciel handlowy firmy

background image

programistycznej i odnosiła duże sukcesy. Zawsze korzystała
z dobrodziejstw życia i nieźle się bawiła, ale dzisiejszy wyraz
twarzy świadczył o czymś zupełnie innym. Chyba coś się
stało.

- Problemy w pracy? - spytała Jo, siadając na brzegu

łóżka. - Nie wyglądasz za dobrze. O co chodzi?

- To nic, za parę chwil przejdzie, na pewno - zapewniła ją

matka. - Który z chłopców cię zdenerwował?

- Charlie. Siedzi tam na dole i wydaje mu się, że jest

genialnym odkrywcą istnienia seksu. Myślę, że on i Molly nie
tylko się całują. Poza tym Charlie stara się przekonać Chrisa,
ze seks powinien być głównym celem życia każdego
nastolatka. Ktoś musi z nim porozmawiać, mamo.

- I tym kimś mam być ja.
- Mnie to przerasta. Nie chcę nawet myśleć o dyskusji z

moim młodszym bratem na temat seksu.

- A myślisz, że ja się palę, żeby rozmawiać o tym z moim

małym chłopczykiem?

- Daj spokój, mamo. Wiesz przecież, że to twoje zadanie.
Maddie westchnęła raz jeszcze.
- Czasami tak trudno być rodzicem Szczególnie

samotnym rodzicem. To jest chwila, w której chłopcy
potrzebują ojca. I wiesz co? Nie myślisz o tym, kiedy w twoim
domu pojawia się malutki człowieczek. Opiekujesz się nim,
ogrzewasz, myjesz i karmisz, a on gaworzy i uśmiecha się do
ciebie. Dzieci są słodkie jak małe kociaki. Zapominasz, że
kiedyś dorosną i staną się kocurami. Przynoszą do domu
zdechłe myszy i polują na ptaki w ogrodzie. Zanim się
obejrzysz, jesteś już w pułapce. Kochasz je i tyle.

- Mamo, nie filozofuj. Po prostu mi powiedz, czy jesteś

gotowa zostać babcią.

- Dobry Boże, nie! Czasami nie jestem pewna, czy jestem

gotowa być matką...

background image

O rany, Maddie była w naprawdę dziwnym nastroju, lecz

Joanna nie chciała teraz głębiej się nad tym zastanawiać.
Miała dosyć swoich zmartwień.

- Powiedz lepiej, czy jesteś gotowa wychowywać wnuka!
- Dobrze już, dobrze. On potrzebuje, żeby ktoś znów mu

wytłumaczył, jakie jest życie. Po raz kolejny przerobię z nim
tę lekcję, a on znowu mnie nie posłucha. Jemu jest potrzebna
męska rozmowa.

Joanna prychnęła.
- W tym domu mamy ich nadmiar. Nie uwierzysz, co

Charlie naopowiadał Chrisowi.

- Nie o to mi chodzi. Powinien z nim porozmawiać jakiś

dojrzały, ale jeszcze młody mężczyzna, który go przekona.
Równy gość, przebojowy, lecz musi mieć dobrze poukładane
w głowie. - Podciągnęła wysoko kolana, objęła je rękami i
oparła na nich brodę. - Mam kilku kolegów w pracy, ale oni są
za starzy. Chłopcy zjedliby ich żywcem. Może ty kogoś
znajdziesz?

W głowie Jo natychmiast pojawił się obraz Huntera

Pace'a. Wysoki, dobrze zbudowany, niebieskooki,
ciemnowłosy przystojniak. Mógłby zaimponować chłopcom.

Był odpowiedzialny, ale nie obnosił się z tym. Znał życie i

potrafił z niego korzystać. Chyba by się nadawał.

Jednak było w nim jeszcze coś, czego Joanna nie umiała

określić. Coś, co sprawiało, że wydawał jej się nie całkiem
bezpieczny. Podświadomie wiedziała, że im mniej będzie
miała z nim do czynienia, tym lepiej.

- Nie - stwierdziła zdecydowanie. - Nie znam nikogo

takiego.

Maddie patrzyła w przestrzeń.
- To musi być ktoś, kto jest dobry w tym, co robi. Ktoś,

kogo lubią kobiety, a on je szanuje.

Joanna potrząsnęła głową.

background image

- Nie ma nikogo takiego. Maddie spojrzała na córkę.
- A co z tym mężczyzną, z którym spotkałaś się dziś

wieczorem? Czy on nie byłby dobry?

Potrząsnęła przecząco głową. Nie zamierza prosić

Huntera, żeby porozmawiał z jej bratem o seksie. Absolutnie.

- Ktokolwiek to będzie, musi być przebojowy - głośno

myślała Maddie. - Wiesz, taki, który działa na kobiety i
którego chłopcy będą podziwiać. Aubrey powiedziała, że
pozwoliłaś mu się pocałować, a wiem, jak jesteś wybredna.
Ten facet na pewno się nadaje.

Zaczerwieniła się. Jutro z samego rana udusi Aubrey
- Przyznaję, ma w sobie coś. Spodnie nie spadają mu tak

szybko jak Charliemu i nie nosi ich tak wysoko, że sięgają po
pachy. W ogóle ta cała sprawa to drobnostka. Nic. Po prostu
wyciągnęłam jego dwóch bratanków, kiedy wpadli do basenu i
tyle. Facet był wdzięczny, zabrał mnie i Aubrey na lody i
cmoknął z wdzięczności.

Maddie uniosła brew.
- A gdzie on cię pocałował? Ludzie z reguły w takich

sytuacjach całują w policzek.

- No i co z tego, że pocałował mnie w usta, wielka

sprawa. Pewnie po prostu się pomylił. To był tylko
przyjacielski pocałunek z wdzięczności.

Kogo ona próbowała oszukać? Facet zrobił to, na co miał

ochotę i nie było mowy o żadnej pomyłce. Na samo
wspomnienie o tamtej chwili serce jej mocniej zabiło.

- Aubrey mówiła, że musiał pomóc ci wsiąść do

samochodu, bo po tym przyjacielskim pocałunku nie mogłaś
ustać na nogach.

- Aubrey będzie miała język przywiązany do migdałków -

warknęła Jo.

Czy ta smarkata zdążyła już rozpowiedzieć na całej ulicy,

że jej siostra się całowała? Jeśli się jej nie zwiąże, nie

background image

zaknebluje i nie zamknie w piwnicy, gotowa jeszcze zamieścić
ogłoszenie w gazecie.

- No dobrze, zastanówmy się, kto jeszcze by się nadawał -

powiedziała Maddie. - Wydaje mi się, że moje kazanie wcale
nie odniesie dobrego skutku.

Joanna dałaby sobie głowę uciąć, że usłyszała, jak jej

matka mruczy pod nosem: „również z innego powodu", ale nie
miała pojęcia, o co mogło jej chodzić.

Przez następne dwa dni Joanna prawie przekonała samą

siebie, że odreagowała już pocałunek Huntera. Rano
przygotowywała dzieciaki do szkoły, upewniała się, że zabrały
drugie śniadania, a potem szła na swoje zajęcia. Co prawda
miała problemy z koncentracją, ale z pewnością wina leżała
po stronie nudnych wykładów. A to, że kaligrafuje imię
Huntera na wszystkich marginesach, naprawdę nic nie
znaczyło.

Nic a nic.
Stojąc na korytarzu przed salą, zaczęła mówić do siebie

półgłosem:

- Gapi się ciągle na mnie, gdy przyłazi na basen. Jak ja

mam się skupić na dzieciach, kiedy tak na mnie patrzy?
Jeszcze któreś utonie, a ja nawet tego nie zauważę. Dlaczego
mama nie zrobi czegoś z Charliem? - próbowała zmienić
temat swojego monologu. - Tyle razy ją o to prosiłam. Na
dodatek, z nią dzieje się coś złego. Oby się tylko nie
rozchorowała. - Usiadła w fotelu. - Hm, mam nadzieję, że nie
ma żadnych problemów w firmie. Tyle ich teraz upada. Co się
stanie, jeśli straci pracę?

Ludzie przy sąsiednim stoliku wzięli tace i odeszli

kawałek dalej.

Joanna pokiwała głową.
- Wspaniale, teraz zaczynam straszyć ludzi.

background image

- To prywatna rozmowa? Czy można się przyłączyć?

Zerknęła w górę.

- Hunter! Co ty tu robisz?
- Byłem na obiedzie z klientem. Zatrudniłem sąsiada,

żeby zajął się Aaronem i Mikiem. W drodze do biura
pomyślałem, że wpadnę i wezmę jedną z broszur
informacyjnych. Wracałem do samochodu i zobaczyłem
ciebie. Co słychać? Co tutaj robisz?

- Ja? Chodzę do szkoły. - Wskazała na podręczniki leżące

na stole. - Jeszcze dwa tygodnie i koniec. Będę wykształconą
kobietą, gotową stawić czoło wyzwaniom nowego tysiąclecia.

- Gratuluję.
- Pochłonęło mi to trochę więcej czasu niż normalnie, bo

musiałam zająć się domem, kiedy mama wróciła do pracy, ale
to już na szczęście koniec. Jeszcze trochę i będę gotowa
naprawiać świat.

- Raczej mało zachęcający pomysł.
- Nie dla mnie. Wskaż mi kierunek, a będę dążyć

wytrwale, by osiągnąć cel.

Joanna czuła się bezpieczna, bo wszędzie wokół krążyli

ludzie, a ona była zbyt dobrze wychowana, by w publicznym
miejscu z namiętnym jękiem rzucić się na Huntera.

- Może usiądziesz? Zaraz zdrętwieje mi szyja od tego

patrzenia w górę.

- O, przepraszam. - Zajął sąsiedni fotel.
Jo uśmiechnęła się do niego i spoglądając na broszurę,

spytała:

- Co wybrałeś?
- Jest kilka wykładów pedagogicznych, które mogą mi się

przydać. Mówię ci, dwuletni mózg nie funkcjonuje normalnie
i trzeba wielu lat, zanim wszystkie neurony, po licznych
próbach i błędach, zaczną prawidłowo działać.

background image

Nigdy nie wiesz, co takie dziecko zrobi, a jak już to zrobi,

nadal nie wiesz, dlaczego to zrobiło.

- Co tym razem wykombinował Mikie?
Hunter westchnął głęboko.
- Pytanie, czego jeszcze nie wykombinował? Ta lista jest

o wiele krótsza. To dziecko, w porównaniu z pozostałą trójką,
jest dla mnie niezgłębioną tajemnicą.

Joanna uśmiechnęła się szeroko.
- Nawet nie zauważysz, jak szybko to minie. -

Uśmiechnęła się do niego. Za kilka miesięcy będziesz się
śmiał z tych psot i figli. - Spójrz na to z tej strony. To dobra
praktyka, kiedy już sam będziesz miał dzieci.

Stanowczo uznał, że Joanna jednak oszalała. Gdy ją

zobaczył, siedziała w fotelu i perorowała do siebie, a teraz
próbuje mu wmówić, że nadejdzie taki dzień, kiedy on, Hunter
Pace, z własnej woli wprowadzi taki chaos w swoje życie!
Pochylił się wolno i powiedział dobitnie:

- Nigdy, powtarzam, nigdy nie będę miał dzieci. Czy ja

wyglądam na idiotę?

Nie wyglądał. Wyglądał atrakcyjnie i pociągająco. Kogoś

dokładnie takiego musiała mieć na myśli matka, kiedy
opisywała faceta, który powinien podyskutować z chłopcami o
seksie.

Nagle przypomniała sobie o matce. Ostatnio zachowywała

się dość dziwnie. Chodziła wcześnie spać, ciągle była
zmęczona i nadal nie porozmawiała z Charliem i Chrisem.
Joanna sądziła, że wcale nie zamierza tego zrobić.

Ja również, pomyślała. Nagle poczuła w sobie przypływ

odwagi. Pochyliła się w kierunku Huntera.

- Mam do ciebie małą sprawę.
Natychmiast stał się podejrzliwy. Ostatnia drobna

przysługa skończyła się tym, że musiał wychowywać czwórkę
dzieciaków.

background image

- Słucham.
- Masz pewnie jakieś dodatkowe prace w domu, jakieś

zobowiązania. Czy nie łatwiej by było, gdyby ktoś w tym
czasie zajął się dziećmi? Co ty na to, gdybym w sobotnie
popołudnie zajęła się całą twoją czwórką? Miałbyś wolny
wieczór i mógłbyś robić, co tylko zechcesz... - kusiła,
spoglądając na niego.

To brzmiało jak cholerny cud, ale wciąż węszył podstęp.

Cudów nie ma.

- Brzmi nieźle - powiedział wolno. Na tyle nieźle, że

mógłby zrobić prawie wszystko w zamian za wolny sobotni
wieczór, ale był na tyle ostrożny, by nie pomijać owego
„prawie". - Co chcesz w zamian?

- Nic takiego. Mogłabym zrobić im kolację i upiec ciasto,

może nawet udałoby się kawałek uratować dla ciebie. Jakie
lubisz?

Joanna, jak tylko mogła, dosładzała przynętę, ale on

twardo czekał na drugą część umowy.

- No dobra. Wiadomo, że nie ma nic za darmo. Co mam

zrobić w zamian?

- Prawie nic. Taka mała, drobniutka przysługa, nic

kłopotliwego.

- Jak drobna? - zapytał podejrzliwie.
- Yyy...
Jak to wytłumaczyć? Sprawa była delikatnej natury i

wymagała starannie przemyślanych dyplomatycznych
zabiegów, a Jo próbowała załatwić ją w trybie nagłym, zdając
się na improwizację, czego bardzo nie lubiła. Zresztą nawet
najstaranniej przemyślany plan niewiele by pomógł. I tak by
nie wiedziała, jakimi słowami się posłużyć. W końcu
wykrztusiła zrezygnowana:

- Nieważne, zapomnij o tym.

background image

Złożyła notatnik, wzięła książkę i zaczęła wstawać. Hunter

złapał ją za rękę i posadził z powrotem.

- Nie powiedziałem nie. Po prostu nie powiem tak, dopóki

się czegoś nie dowiem. Nie podpisuję czeków in blanco.

- To nie zadziała.
- Pozwól mi samemu osądzić. Jeżeli masz jakąś rozsądną

propozycję, przyjmę ją. Zrobiłbym prawie wszystko, żeby
mieć wolną sobotę. No dalej, wykrztuś wreszcie.

Do diabła, czy zależy jej na tym, co sobie o niej pomyśli?

Zależy.

Ale czasami nie ma wyjścia. Joanna wzięła głęboki

oddech.

- Sprawa jest taka. Mojemu bratu wydaje się, że jest

młodym Don Juanem.

Hunter już spotkał jej brata. Wcale nie wyglądał na Don

Juana, już prędzej na młodego Pana Nieśmiałego, albo Pana
Mamroczącego - Cicho - Pod - Nosem.

- Will?
- Nie, nie Will. Charlie.
Hunter nawet nie próbował ukrywać swojego

zakłopotania.

- Kto to jest Charlie? Myślałem, że twój brat ma na imię

Will. Aha, już pamiętam, był jeszcze jeden, Stephen, prawda?

- Jest jeszcze dwóch. Charlie ma osiemnaście lat i właśnie

deprawuje swojego siedemnastoletniego brata.

- O rany, masz dużą rodzinę.
- Tak. Radziłam sobie z nimi, kiedy byli mali, ale właśnie

przestałam.

- Co taki chłopak może zrobić? Wypić kilka piw?

Posłuchaj, też to zrobiłem, gdy byłem w szkole średniej.
Rzygałem jak kot. On też chorował? Zaufaj mi, już nigdy się
nie upije. To męczące, kiedy myślisz, że zaraz rozpadniesz się

background image

na kawałki, a jakby tego było mało, następnego dnia masz
kaca - giganta.

- Będę o tym pamiętała. Popatrzył na nią z

zaciekawieniem.

- Nigdy się nie upiłaś, prawda?
- Nie, na szczęście udało mi się ominąć ten fragment

młodzieńczego rytuału. A wracając do Charliego, nie o to
chodzi. Ale teraz już wiem, dlaczego w ostatnią niedzielę nie
poszedł do kościoła. Mówił, że ma grypę. A ja, naiwna, nawet
go nie powąchałam, kiedy taki wesolutki wrócił do domu.

- Nie martw się, poczujesz w ten weekend. Ale wracając

do sedna. Wiec o co chodzi?

- Seks - wykrztusiła w końcu Joanna.
- Seks?! Mam uświadamiać twojego brata? Czy on nie

jest za stary, żeby wierzyć w bociany?

- Prawdę mówiąc, moja mama znalazła mnie w

kapuście ... Nie, Charlie nie wierzy w bociany i doskonale
wie, czym kobiety różnią się od mężczyzn, jednak problem
polega na tym, że nie dowierza podręcznikom i chce sam to
sprawdzić. A ja martwię się o skutki tej nowej pasji
poznawczej. Do tego wbił Chrisowi w głowę mnóstwo
głupich, seksualnych stereotypów. Chodzi o to, że ktoś musi
uzmysłowić im kilka rzeczy, a swojej starszej siostry na
pewno nie posłuchają. - Popatrzyła na niego błagalnie.

- Zrobisz to?
- Jeśli zajmiesz się dziećmi również w następną sobotę.
- Co?
- Bierz albo rezygnuj. Czeka mnie niezła robota. Faceci są

uparci w sprawach seksu, to naprawdę katorżnicze zadanie. -
Uśmiechnął się do niej tak, że zabiło jej serce.

- W tym wieku seks jest jedyną interesującą rzeczą w

życiu. Dziewięćdziesiąt pięć procent mózgu stale się tym
zajmuje, choć pewnie są to zaniżone dane.

background image

- Nie pozostaje wiele miejsca na coś innego.
- Masz rację. Tak naprawdę większość męskiego mózgu

myśli tylko o jednym i na wszystko inne zostaje maksimum ze
dwa procent. To dlatego dziewczęta radzą sobie lepiej w
szkole, bo pozostaje im więcej wolnych szarych komórek.
Natomiast mężczyźni mają tylko jeden cel w życiu.

- Naprawdę? - spytała podejrzliwie Joanna. - Aż boję się

zapytać. Powiedz.

- Kochać się z całym żeńskim światem. Tak, tak. To

tajemna ambicja każdego chłopaka powyżej dziesięciu lat.

- Ależ to niemoralne!
- Ale prawdziwe. Po prostu niektórzy z nas lepiej to

ukrywają, dzięki czemu na widok byle faceta nie uciekacie z
przeraźliwym piskiem.

- Nawet ty? - spytała podejrzliwie.
- Co ja?
- Też jesteś taki neandertalczyk?
- Mam prawie trzydziestkę i mój czas już minął. Smutno

to wyznać, ale jako mężczyzna się kończę, bo spadłem do
jakichś nędznych dziewięćdziesięciu procent.

- To po prostu niesamowite.
- Łatwo ci mówić, nie musisz z tym żyć.
- O nie, właśnie że muszę. W porządku. Umowa stoi, dwa

sobotnie popołudnia. Ale musisz przekonać chłopców.
Proszę...

- Być może będę musiał pracować w nadgodzinach -

ostrzegł Hunter. - To zależy od poziomu indoktrynacji, którą
przeszli. Twarde hormonalne bariery są trudne do
przełamania. Spodziewam się dodatkowych korzyści, jeśli
sprawy ułożą się po twojej myśli.

Miał ją w potrzasku. Nastoletni chłopcy są opętani

seksem. Zanim uda mu się sprowadzić Chrisa i Charliego na

background image

drogę cnoty, będzie już czas na rozmowę z Willem i
Stephenem.

- W porządku. W piątek są moje urodziny. Przywieź

dzieciaki po treningu na tort i lody. Porozmawiasz wtedy z
chłopcami.

Mój Boże, nie miał żadnych planów na piątkowy

wieczór... Gdzie te czasy, kiedy okazja goniła okazję, a
kalendarz randek był wypełniony co najmniej miesiąc
naprzód? Ale to już przeszłość.

Mógł rozmawiać z chłopakami o seksie do sądnego dnia,

bo i tak nie kolidowało to z żadnymi jego planami. A
najsmutniejsze było to, że mówienie o seksie i tak stanowiło
postęp w stosunku do tego, co ostatnio przeżywał w tej
materii.

- Umowa stoi. Dawno nie miałem wolnego popołudnia.

Zaszaleję.

- Co zamierzasz zrobić z taką ilością wolnego czasu?
- Cóż... Pójdę na mecz, skoczę ze znajomymi na piwo...
A przede wszystkim poderwę jakąś gorącą kobietę, dodał

w myślach, ale z uwagi na Jo przemilczał to dojmujące
marzenie.

- A naprawdę?
- Oddam garnitury do pralni, pójdę do sklepu z

narzędziami, do apteki i spożywczego, obliczę wydatki
miesięczne i złożę półki, które kupiłem dla Aarona i Mikiego.

- Ja marzę o takiej chwili, kiedy będę mogła moczyć się w

wannie, aż się zamarynuję w bąbelkach. Pić szampana i czytać
książkę, która nie ma nic wspólnego z tym, co robię. Ale
kiedy tylko mam wolną chwilę, nagle okazuje się, że jest tyle
zaległych prac...

- Doskonale cię rozumiem - powiedział. - Dzieci dzisiaj

nie przyjdą na trening, bo mają religię. Ale zobaczymy się
jutro.

background image

- Do zobaczenia.
Joanna poszła na ostatnie zajęcia, potem pojechała do

domu. Miała jeszcze trochę czasu do powrotu dzieci.
Zamierzała zrobić ciasteczka dla Willa na spotkanie skautów.
Wyjęła dwie kostki masła z lodówki i włożyła do garnka, by
się roztopiły. Otworzyła szafkę pod zlewem, żeby wyrzucić
pudełka, i zobaczyła pełen kosz.

- No nie! - wybuchła. - Grace nigdy nie wyrzuca śmieci. -

Spojrzała za okno. - Mam nadzieję, że śmieciarka jeszcze nie
przyjechała. Może zdążę to wyrzucić.

Pobiegła szybko do garażu, wyprowadziła kontener ze

śmieciami na koniec podjazdu i wróciła do domu. Chciała
jeszcze wyrzucić pozostałe śmieci. Mały kosz w łazience,
duża torba z pralni, mała z kuchni. Wszystko upchnęła w
jeden worek.

- Dzięki Bogu, dzisiaj się spóźniają - mruczała do siebie.

Wpadła do sypialni i złapała niewielki kosz, który tam stał.
Szybko zbiegała po schodach. Na ostatnim stopniu
przewróciła się i wysypała wszystko na podłogę.

- Cholera, nie mam na to czasu - mruknęła, w pośpiechu

zbierając śmieci. Podniosła małe papierowe pudełko i już je
miała wrzucić do torby, kiedy wpadł jej w oko napis. - Cóż to?
- spytała samą siebie. - Test ciążowy?

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY
Joanna z niedowierzaniem wpatrywała się w kosz. Nie

mogła uwierzyć własnym oczom, miała wrażenie, że śni.

Ale to nie był sen. Niebieska kreska lśniła na białym tle i

wskazywała wyraźnie, że ktoś w tym domu jest w ciąży.

Tylko kto? Z całą pewnością nie ona. Wprawdzie zdarzyło

się kiedyś, że dziewica urodziła dziecko, ale to było dawno
temu. Poza tym nie jestem dostatecznie święta, pomyślała.

Chłopcy byli poza podejrzeniami z oczywistych

względów. A zatem...

Zostawały jeszcze Grace i Aubrey.
Oraz - mama.
Stała nad koszem, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi,

kiedy dobiegły ją odgłosy nadjeżdżającej śmieciarki.
Pospiesznie zawiązała worek ze śmieciami i wybiegła przed
dom. Wrzuciła wszystko do kontenera i starannie zatrzasnęła
klapę. Rozejrzała się nerwowo dookoła, na szczęście nikogo w
pobliżu nie było.

Wróciła do kuchni i ciężko usiadła na stołku. Zaskoczyła

ją własna reakcja. O co jej chodzi? Czyżby myślała, że
śmieciarz albo sąsiedzi mają rentgen w oczach i odkryją, co
przed chwilą wrzuciła do pojemnika?

Uspokój się, skarciła się w myślach, panika nic tu nie

pomoże, trzeba zachować zimną krew.

Musiała pomyśleć. Musiała coś zjeść. Jedzenie pomaga

racjonalnie myśleć, wszyscy naukowcy to potwierdzą.

Starając się spokojnie oddychać, wstała z krzesła i

podeszła do lodówki. Pewnym ruchem sięgnęła do swojego
tajnego schowka za torebką fasolki i wyciągnęła opakowanie
lodowych snickersów. Rozdarta folię i łapczywie wyciągnęła
batonik.

- To powinno pomóc - mruknęła i nalała sobie szklankę

mleka.

background image

Przełykała kolejne kęsy i popijając mleko, próbowała się

pozbierać.

- Myśl! - powiedziała głośno i z lubością roztarta na

podniebieniu kawałek czekolady. - Fakty są oczywiste. Test
był w pokoju, w którym śpię z mamą. Ja na pewno nie jestem
w ciąży, medycyna nie zna takich przypadków.

Nalała sobie kolejną szklankę mleka i sięgnęła po

następny batonik. Stos papierków na stole rósł szybko, ale
sytuacja wcale się nie rozjaśniała.

- Ktoś mógł wrzucić tam test, żeby odsunąć od siebie

podejrzenia, ale kto? - Machnęła ręką ze snickersem i potarła
czoło w zamyśleniu. - Aubrey to jeszcze dziecko, Grace myśli,
że chłopcy, to niższa forma życia, a Stephen i Will woleliby
umrzeć, niż odezwać się do dziewczyny. Zostają Chris i
Charlie. Ale nawet oni nie byliby aż tak głupi, żeby wyrzucić
test ciążowy swojej dziewczyny w pokoju matki.

Zostawało tylko jedno rozwiązanie.
- Mama? W ciąży?
Niemożliwe. Dzieci nie biorą się znikąd. Musiałaby z

kimś sypiać, ale to przecież absurdalne. Matka miała
czterdzieści trzy lata, a czterdziestotrzyletnie samotne matki
nie uprawiają seksu!

Przypomniała sobie lśniący szyderczo niebieski pasek i

zacisnęła oczy. Fakty mówiły same za siebie. Musi się z tym
pogodzić, chociaż nie będzie to łatwe. Potrząsnęła głową z
niedowierzaniem. Jak ma się teraz zachować? Jej świat się
zachwiał i nie wiedziała, jak się w nim poruszać.

Podczas kolacji uważnie wpatrywała się w matkę. Maddie

dziobała bez entuzjazmu swoje jedzenie. Wygląda jak liść
zwiędłej sałaty, pomyślała Joanna, nawet cerę ma zielonkawą.

William i Aubrey zaczęli swoją ulubioną zabawę. Tym, co

tylko było na stole, napychali sobie buzie, aby po chwili

background image

otworzyć usta i straszyć przeciwnika widokiem tej kosmicznej
mieszanki.

- Przestańcie! To ohydne!
- I tak wszystko wymiesza ci się w brzuchu, Jo.
- To nie znaczy, że musimy to oglądać!
Stephen pokazał jej język oblepiony papką z warzyw.

Zanim zdążyła zareagować, Maddie poderwała się z krzesła i
wybiegła do łazienki.

Joanna spojrzała ostro na braci i pogroziła im palcem.
- Gratuluję, chłopcy. Właśnie dorobiliście się dodatkowej

godziny gry na pianinie.

- Gra na pianinie nie powinna kojarzyć się z karą. To

może zabić ich miłość do muzyki - zaprotestował Chris.

- Ważne, żeby nie zabiło mojej. A ty, jak będziesz

następnym razem szedł do dentysty, weź sobie swoją książkę.
Te wszystkie nowoczesne poradniki dla rodziców, które leżą
w poczekalni, wypaczają ci umysł. - Odstawiła krzesło i
wstała od stołu. - A przy okazji, chciałabym, żebyście
obydwaj byli jutro wieczorem w domu. Mam urodziny.

- Co? Jo, nie mogę ci teraz złożyć życzeń? Mam już inne

plany na jutro...

- Więc je zmień. Zaprosiłam specjalnego gościa i

chciałabym, żebyście go poznali. - Odwróciła się i wyszła z
kuchni.

Zajrzała do łazienki, ale była już pusta. Wbiegła na górę i

zapukała do sypialni.

- Mamo, jesteś tam?
- Tak, kochanie - dobiegł ją słaby głos. - Nic mi nie jest,

to chyba grypa.

Tak, dziewięciomiesięczna, pomyślała smutno.
- Naprawdę, to nic poważnego. Zejdź na dół i dokończ

kolację.

background image

Jo oparła głowę o drzwi i zamyśliła się. Nie chciało jej się

schodzić do kuchni, jakoś straciła apetyt. Zacisnęła oczy i
próbowała odnaleźć się w tym wszystkim. Co powinna teraz
zrobić? Chciała się przecież wyprowadzić i zacząć
samodzielne życie. Ale czy mogła zostawić teraz Maddie
samą? Znowu będzie musiała zrezygnować ze swoich planów
i zająć się rodziną, przecież nie mogła ich teraz opuścić.

Zrezygnowana wróciła do kuchni i kazała dzieciakom

posprzątać po kolacji. Natychmiast wyczuły, że dzisiaj nikt
zbyt uważnie nie będzie oceniał ich pracy i sprzątanie zajęło
im niecałe pięć minut. Spojrzała pustym wzrokiem na
niestarannie przetarty stół i podłogę, która na pewno nie
widziała szczotki, ale nie miała już siły z tym walczyć.
Pokręciła głową i z ciężkim westchnieniem weszła na górę.
Najlepsze, co może zrobić, to pójść do łóżka, i tak nic nie
wymyśli.

W dzień swoich dwudziestych piątych urodzin obudziła

się przygnębiona i bez humoru. Otworzyła oczy i jęknęła
smutno. Miała ochotę naciągnąć prześcieradło na głowę i
udawać, że śpi.

- Wstawaj! - rozkazała sobie sztucznie rześkim głosem.

Myśl o tym, żeby się schować pod prześcieradłem, była taka
kusząca... - Wstawaj! - powtórzyła.

Właściwie dlaczego miałabym się słuchać? - pomyślała

gorzko, przecież nikt w tym domu tego nie robi. Owinęła się
ciaśniej kołdrą i rozczuliła nad sobą.

Piętnaście minut później udało jej się zwlec z łóżka, umyć

twarz i ubrać się. Przeszła przez korytarz, pukając do
wszystkich drzwi.

- Wstańcie, chłopcy! Pobudka!
Zza drzwi dobiegały jęki i pomrukiwania. Pierwszy w

kuchni pojawił się Chris z potarganymi włosami i w
rozciągniętej koszulce, w której zwykle spał.

background image

- Chciałabym, żebyś upiekł ciasto, kiedy wrócisz ze

szkoły. Z lukrem. Nie chcę na nim widzieć pełzających
czekoladowych robali, jak ostatnim razem.

- Jo, prezenty powinny płynąć z serca. Poza tym, jeśli

powiesz mi, jaką niespodziankę mam ci przygotować, cała
idea straci sens.

Osobiście wyrzucę wszystkie przeintelektualizowane

magazyny z poczekalni dentysty, postanowiła.

- Chris, jestem pewna, że nawet gdybym miała już

osiemdziesiąt pięć lat, nie doczekałabym się, aby któreś z was
upiekło mi ciasto z własnej woli.

- Ale dlaczego zawsze ja muszę wszystko robić'? - nie

przestawał jęczeć Chris.

- Dlatego, że to ciasto powinno być przynajmniej jadalne.
- To nie fair! - Chris wykrzywił się, złapał swoją kanapkę

i wybiegł z kuchni.

Joanna pokręciła głową i przygotowała kakao dla reszty

dzieciaków, które powoli zaczynały się schodzić.

Maddie weszła do kuchni ostatnia. Ucałowała wszystkich i

najwyraźniej zaraz zamierzała wyjść do pracy.

- Mamo, musimy porozmawiać - powiedziała Joanna,

kiedy zostały same.

- Czy to nie może poczekać? Spieszę się, trochę dzisiaj

zaspałam.

Joanna z desperacją pokręciła głową.
- Zaspałaś? Przecież wczoraj położyłaś się o siódmej. Nie,

mamo, musimy porozmawiać. Usiądź, to nie potrwa długo.

Uważnie spojrzała na Maddy i wzięła głęboki oddech.
- Mamo, wychowałaś siedmioro dzieci, przeżyłaś konkurs

na plucie szpinakiem i dżdżownice zwisające z żyrandola.
Wyciągnęłaś rękę Willa z maszynki do mięsa i byłaś przy nim,
kiedy ją zszywali. Przy tym wszystkim ich wczorajsze zabawy

background image

to niewinna igraszka. Dlaczego nagle stałaś się tak
przewrażliwiona?

- Jo, mówiłam ci, to pewnie grypa...
- Znalazłam test - powiedziała odważnie.
Myślała, że to niemożliwe, ale matka zbladła jeszcze

bardziej,

- Test? - powtórzyła głucho.
- Sprzątałam w naszym pokoju i wyrzucałam śmieci. W

koszu leżał test ciążowy z pozytywnym wynikiem - mówiła,
nie spuszczając z matki wzroku.

Maddie usiadła na krawędzi krzesła i wpatrywała się w

blat stołu. Zgarniała palcem okruchy po tostach, wyraźnie
unikając wzroku Joanny.

- Wiem, stół jest brudny, później sprzątnę. Mamo, dziś są

moje urodziny, mam dwadzieścia pięć lat, porozmawiaj ze
mną poważnie! Jesteś... jesteś w ciąży?

Maddie oparła się o ścianę, ręce zwisały jej bezradnie, a z

oczu spływały łzy.

- Jo... - szepnęła drżącym głosem - pierwszy raz w życiu

nie wiem, co robić. Tak, to nie grypa... Jestem w ciąży.

Cisza, jaka zapadła po tych słowach, powoli wypełniła

kuchnię. Joanna stała nieruchomo i pustym wzrokiem
wpatrywała się w matkę. Ta wiadomość, wypowiedziana
ustami matki, nabierała zupełnie innego znaczenia niż sucha
informacja odczytana na teście. Czuła się, jakby ktoś rzucił ją
na sam środek jeziora Michigan podczas styczniowego
sztormu. Niemal czuła, jak igiełki lodowatego zimna wbijają
się jej w ciało. Miała wrażenie, że krew w jej żyłach przestała
krążyć.

Maddie podniosła się w końcu i sięgnęła po aktówkę.
- Muszę już iść, Jo - odezwała się cicho. - Nie mogę o

tym myśleć. Kiedy się zastanawiam... - Nie dokończyła. -
Lecę. I tak już jestem spóźniona.

background image

Oszołomiona Joanna stała ciągle na środku kuchni i z

letargu obudził ją dopiero odgłos zamykanych drzwi. Podeszła
do stołu i oparła się o blat. Starała się zrozumieć reakcję
matki. Co robi człowiek, któremu świat wywrócił się do góry
nogami? Udaje, że nic się nie zmieniło i próbuje dalej
normalnie żyć. Nagle spojrzała na kupkę okruchów, które
zgarnęła Maddie.

- Gąbka! - zawołała ze sztucznym ożywieniem, - Gdzie

jest gąbka?!

Rozejrzała się nerwowo po kuchni i po chwili znalazła

gąbkę na jej zwykłym miejscu.

- No tak, leży tam, gdzie zwykle, gdzie indziej miałaby

być? - powiedziała do siebie.

W połowie drogi pomiędzy zlewem a stołem oświeciła ją

nagle nowa myśl. Jej matka też nie jest wystarczająco święta,
żeby zajść w ciążę bez udziału mężczyzny. Musiał być w to
zaangażowany jakiś przedstawiciel tego podstępnego gatunku.
Tylko kto?

Podeszła do stołu i zaczęła energicznie wycierać

zabrudzony blat.

Matka nigdy nie wspominała, że wybiera się na randkę. Z

pewnością też nigdy nie zaprosiła nikogo do domu i nie
przedstawiła dzieciom.

Maddie wyszła za mąż jako młoda dziewczyna i w wieku

trzydziestu sześciu lat miała już siedmioro dzieci. Jak
opowiadała, Chuck Durbin był trzecim chłopakiem, z którym
w ogóle umówiła się na randkę. Niewiele więc wiedziała o
mężczyznach, o podstępnych i wyrafinowanych metodach,
jakie stosują, by uwieść kobietę.

Złapała się na tym, że od dłuższego czasu wyciera z pasją

nie istniejącą plamę. Przeniosła swoją złość na inny fragment
blatu i rozważała dalej. Może to ktoś z pracy? Wysoko
postawiony przełożony, który w ten sposób wykorzystuje

background image

swoją władzę? Tyle się ostatnio mówi o molestowaniu
seksualnym w biurach... Chyba jednak nie, stwierdziła po
dłuższym namyśle. Mama potrafiłaby sobie poradzić w takiej
sytuacji. Nie jest bezradną kobietką, która nie potrafi odmówić
szefowi.

Wniosek był jeden: zrobiła to, bo miała ochotę i o żadnym

molestowaniu nie może być mowy.

- O, nie! - jęknęła z rozpaczą. - Najpierw chłopcy, teraz

mama... Co tu się wyrabia?! Czy cały świat zwariował na
punkcie seksu?!

Oparła się ciężko o zlew i upuściła gąbkę. Zacisnęła oczy i

bezwiednie potrząsnęła głową. Musiała z kimś porozmawiać.
Chciała wszystko z siebie wyrzucić i wygadać się przed kimś.
Nie zastanawiała się zbyt długo, żeby wiedzieć, czyjej
obecności potrzebowała. Była tylko jedna osoba, przed którą
miała ochotę się wypłakać i której wsparcia pragnęła. Hunter.

Ta świadomość wstrząsnęła nią nie mniej niż ciąża matki.

Dlaczego ten mężczyzna stał się dla niej tak ważny? Owszem,
spodobał jej się od pierwszej chwili. Był przystojny, pełen
uroku i dziwiła się, że szpitale nie oferują mu dodatkowego
zajęcia. Wystarczyłoby umieścić Huntera Pace'a na oddziale
intensywnej terapii, a pacjentki momentalnie odzyskiwałyby
pożądane tętno. Samo jego wspomnienie powodowało, że
serce drżało jej niepokojąco, a krew w żyłach pulsowała.

Czyżby miała objawy tej samej choroby, na którą zapadła

matka i bracia? Jak tak dalej pójdzie, za chwilę Aubrey zażąda
pigułek antykoncepcyjnych.

Ale nie, to nie to. Hunter fascynował ją nie tylko dlatego,

że był najseksowniejszym mężczyzną, jakiego w życiu
spotkała. Był też ciepłym i mądrym człowiekiem. Wiedziała,
że może mu zaufać. Odgrywał coraz istotniejszą rolę w jej
życiu i to zaczynało ją niepokoić. Ich znajomość stawała się

background image

coraz bardziej zażyła i łada chwila mogła przerodzić się w coś
ważnego.

Ale to nie był dobry moment na angażowanie się w

poważny związek. Jeżeli jest to mężczyzna mojego życia, to
dlaczego spotkałam go teraz? - pomyślała ze złością. Właśnie
w chwili, gdy miała zacząć samodzielne życie, rozwinąć
skrzydła i cieszyć się wolnością, której nigdy wcześniej nie
zaznała. Nie chciała teraz z nikim się wiązać. Jeszcze nie.

- Co za złośliwość losu! - mruknęła do siebie. Kiedy

weszła do hali, Hunter już siedział na swoim

zwykłym miejscu pod ścianą. Mrugnął do niej

porozumiewawczo i natychmiast poczuła, jak serce jej
trzepoce i rumieniec wykwita na policzkach. To idiotyczne,
skarciła się w myślach, dlaczego sama jego obecność
powoduje, że tracę oddech?

Aby zagłuszyć to, co działo się w jej duszy, przeliczyła

grupę i kazała dzieciom ustawić się przy brzegu.

- Dziś będziemy ćwiczyć skoki. Wszyscy gotowi?

Tłumaczyła im, jak należy oddychać podczas skoku,

a potem pokazała, jaką przyjąć pozycję. Hunter wpatrywał

się w nią jak urzeczony. Jej gibkie ciało prężyło się w coraz to
innych pozycjach i rozpalało mu wyobraźnię.

- Wujku... - Gdzieś z boku dobiegł go cichy głosik.
- Tak, Aaron? - zapytał nieobecnym głosem. Po prostu nie

mógł oderwać od niej wzroku.

- Mikie musi siusiu.
- Hm? - mruknął nieuważnie.
Joanna właśnie pokazywała dzieciom, jak dużo powietrza

powinny nabrać w płuca, i ten fascynujący widok pochłaniał
go w najwyższym stopniu.

- Naprawdę musi. Nogi już mu się nie chcą uspokoić!

Ostatnie zdanie zdołało przykuć jego uwagę.

background image

- Co?! - Jedno spojrzenie na Mikiego, który nerwowo

przestępował z nogi na nogę, wystarczyło za odpowiedź. -
Chodźcie szybko do łazienki. Aaron, ty też, nie zostawię cię
tutaj samego. Musiałbym cię znów szukać w najgłębszym
miejscu w basenie. Mikie, wytrzymaj jeszcze trochę, zaraz
będziemy w toalecie.

Kilka minut później kryzys został zażegnany. Hunter z

westchnieniem ulgi opadł na ławkę i poszukał wzrokiem
Joanny. Aaron i Mikie wyciągnęli małe samochodziki i
urządzili sobie tor wyścigowy na jego nodze. Jak łatwo
przewidzieć, ciągle mieli kraksy, zwykle gdzieś w okolicach
łydki.

- Uspokójcie się, chłopcy! Robicie tyle wypadków, że za

chwilę odbiorę wam prawa jazdy!

- Wujku...?
- Taa...?
- Muszę do łazienki!
- Co?! Aaron, przecież dopiero stamtąd wróciliśmy!

Dlaczego wtedy nie powiedziałeś, że chce ci się siku?

- Bo wtedy mi się nie chciało!
- Dlaczego wtedy... Eeeh! - mruknął zrezygnowany.

Głupie pytanie, pomyślał. Dlaczego słońce i księżyc nie
zachodzą razem? Aaron wzruszył ramionami, jakby chciał
powiedzieć, że to jedna z podstawowych, oczywistych dla
wszystkich rodziców zasad: mali chłopcy nigdy nie chcą siku
w tym samym czasie.

Hunter westchnął ciężko i wstał z ławki.
- Więc chodźmy. A ty, Mikie, lepiej zastanów się, czy nie

chcesz jeszcze raz skorzystać z toalety.

Kiedy wrócili, trening właśnie się zakończył. Joanna

podeszła do małego stolika, by rozdać dzieciom ciasto
urodzinowe. Już po chwili buzie wszystkich były wymazane
polewą czekoladową, jej samej zresztą też, bo wysłuchała

background image

kilkunastu serdecznych życzeń, okraszonych słodkimi
buziakami. Będzie mi ich brakować, kiedy zmienię pracę,
pomyślała ze smutkiem.

Kątem oka zauważyła Huntera, który podchodził do niej

ze swoimi bratankami uwieszonymi przy obu bokach.

- Cześć! - odchrząknął i przeczesał włosy palcami.
- Cześć! - uśmiechnęła się.
Stali tak chwilę, patrząc na siebie niepewnie.
- Co słychać? - zapytał w końcu Hunter.
- W porządku. Wszystko w porządku. A u ciebie?
- U mnie? Dzięki... też. Będziesz jeszcze pływać? Proszę,

błagał w duchu, pływaj. Przez cały dzień nie mógł się
doczekać, kiedy zobaczy ją znowu w kostiumie kąpielowym.

- Nie, bo zaraz jadę do domu. Kazałam Charliemu i

Chrisowi trochę sprzątnąć i przygotować moje urodzinowe
ciasto, co wcale ich nie zachwyciło. - Skrzywiła się zabawnie.
- Muszę zobaczyć, czy nie trzeba ratować sytuacji.

- Rozumiem.
Cóż, nie masz dzisiaj szczęścia, stary.
- Jesteś w tym naprawdę dobra - dodał po chwili,

wskazując na basen.

- Dziękuję, ale to nie jest takie trudne. Dzieciaki są

naprawdę świetne. Czasami mam ich serdecznie dość, ale są
kochane.

- O tak, doskonale to rozumiem. Moja czwórka też nieźle

daje mi w kość, ale nie zamieniłbym ich na nic innego.

Zaczął jej opowiadać o kłopotach Karen i Robby'ego w

nowej szkole, o ich niezrozumiałej niechęci do czytania lektur
i odrabiania lekcji, o dziwnym przywiązaniu Aarona do
pewnego kubka, w którym co wieczór musiał dostawać mleko
i o problemach Mikiego z zasypianiem.

Skończył dopiero, kiedy czwórka rodzeństwa Joanny oraz

Karen i Robby wybiegli z szatni. Uświadomił sobie, że spędził

background image

kilkanaście minut z bardzo atrakcyjną kobietą, rozmawiając o
dzieciach! Co się z nim dzieje, chyba zwariował!

- Gotowi? - spytała Joanna. Wszyscy energicznie skinęli

głowami. - Wszystko zabrane? Ręczniki? Szampony?
Kostiumy?

- Tak! - jęknęła Grace. - Przecież mówimy, że tak.

Jedźmy już, nie możemy się doczekać twojego ciasta!

- Nie marudź, Grace. Kto często zapomina - ostatnie

słowo wymówiła z przekąsem - o lekcji gry na pianinie i nie
ćwiczył przez trzy dni? Sprawdźcie jeszcze raz, czy niczego
nie brakuje.

Dzieciaki jęknęły, ale posłusznie otworzyły swoje torby.

Znały Joannę i wiedziały, że ich siostra nie ruszy się stąd,
dopóki nie będzie pewna, że wszystko gra.

Świetny pomysł, pomyślał Hunter, że też wcześniej na to

nie wpadłem.

- Karen, Robby, wy też sprawdźcie, czy wszystko

zabraliście z szatni.

- Ojej, zapomniałem okularów - mruknął Robby.
- Leć szybko, poczekamy na ciebie. Mały wrócił po kilku

minutach.

- Możemy już chyba jechać - powiedział Hunter,

spoglądając na Joannę. - Prowadź.

Ujął ją delikatnie pod rękę i poprowadził do samochodu.

Ten dotyk spowodował, że serce w niej zamarto. Grace
zachichotała i trąciła łokciem Stephena. Nie co dzień zdarzało
jej się widzieć, jak starsza siostra, zarumieniona po cebulki
włosów, paraduje pod rękę z obcym mężczyzną.

Joanna usadziła dzieci w minivanie i ruszyła w stronę

domu. Próbowała uspokoić oddech, ale na ramieniu ciągle
czuła dotyk Huntera.

Spojrzała w lusterko, żeby sprawdzić, czy dzieci zapięły

pasy i westchnęła ciężko. Co ona właściwie robi? Ma

background image

dwadzieścia pięć lat, jest samotna i właśnie, jak niemal co
dzień, prowadzi samochód pełen maluchów. Uśmiechnęła się
smutno i zatrzymała na podjeździe przed domem.

Hunter zaparkował zaraz za nią. Wyskoczył z kabrioletu i

pomógł wysiąść dzieciom. Hm, może powinien pomyśleć o
zmianie samochodu? Kabriolet to nie najlepsze rozwiązanie
dla dzieciatego faceta. Musi się rozejrzeć za czymś bardziej
pojemnym. Spojrzał z żalem na swój sportowy samochód,
niegdyś manifestacyjny symbol jego stosunku do życia. To już
przeszłość, drugi raz tego dnia pomyślał melancholijnie.

Joanna otworzyła drzwi i wprowadziła wszystkich do

środka. Od progu czekała ją niespodzianka. Cały dom był
pięknie wysprzątany i udekorowany kolorowymi
serpentynami.

- Jak pięknie! To najlepszy prezent, jaki mogliście mi

zrobić!

- To fajnie - ucieszył się Charlie - bo i tak nie mieliśmy

pieniędzy, żeby ci kupić jakiś prezent.

- Ja mam coś dla ciebie, Jo - zapewniła Grace.
- Ja też, ja też! - wołała Aubrey. - Narysowałam ci laurkę

z motylkami i słonikiem.

- Cieszę się, kochanie, na pewno mi się spodoba.
- Poczekaj na moją. - Will nie chciał dać się prześcignąć

młodszej siostrze. - Zrobiłem ją na komputerze.

- Dziękuję. - Jo pochyliła się i pocałowała go. - Postawię

je na kominku, żeby wszyscy mogli podziwiać.

- Zobaczysz, jest super - dodał Will, starannie wycierając

policzek.

Hunter i cala jego gromadka szybko wtopili się w ogólny

rozgardiasz. Pomogli przynieść soki i ciastka, razem ze
wszystkimi głośno zaśpiewali „Sto lat". Potem Aubrey i
Stephen powiedzieli zabawny wierszyk, który kończył się
żądaniem, żeby Jo zdradziła imię swojego chłopaka.

background image

- Ej, wiecie przecież, że nie ma nikogo takiego -

zażenowana, próbowała się bronić.

- Akurat! - Dzieciaki uśmiechały się i spoglądały

znacząco na Huntera.

- Nie? - spytała Grace z figlarnym uśmiechem. - A kim on

jest?

- No właśnie, kim ja jestem? - Hunter przyciągnął Joannę

do siebie, przechylił przez ramię niczym Rudolf Valentino i
pocałował ku wielkiej uciesze zgromadzonych widzów.

Dzieci były wyraźnie zachwycone tym przedstawieniem.

Chichotały i trącały się łokciami.

- Wszystkiego najlepszego - wyszeptał, cały czas z głową

przy jej policzku.

- Pocałuj ją jeszcze raz, wujku, pocałuj!
Spojrzał na nią pytająco. Miał ogromną ochotę spełnić tę

prośbę, jednak Joanna wskazała wzrokiem na Chrisa i
Charliego. Puścił ją i westchnął zrezygnowany. Przypomniał
sobie, co jej obiecał i jęknął w duchu. Miał rozmawiać z
nastolatkami o odpowiedzialnym seksie! To najlepszy dowód,
że jest już bardzo stary.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY
Joanna podziwiała laurki i otwierała prezenty.
- Och, Aubrey, wspaniała! Musiałaś się bardzo

napracować! Twoja też, Will. Zaraz postawię obie na
kominku.

Tymczasem Hunter zastanawiał się, jak dał się w to

wrobić. Miał rozmawiać z dwoma młodymi chłopcami o
seksie i wytłumaczyć im, że póki co, powinni zrezygnować z
tej rozrywki. Chyba oszalał.

- Dziękuję, mamo. - Z zamyślenia wyrwał go glos

Joanny. - Wspaniałe ręczniki, przydadzą mi się w nowym
mieszkaniu. Są śliczne, a niebieski to mój ulubiony kolor.

- Wiemy! - odezwała się chórem reszta jej rodziny. -

Prawie wszystkie twoje rzeczy są niebieskie.

Dobrze wiedzieć, pomyślał Hunter. Pełen wątpliwości

spojrzał na Chrisa i Charliego. Zastanawiał się, co im
powiedzieć, żeby nie potraktowali go jak kolejnego
przynudzającego piernika. Ma ich straszyć konsekwencjami?
Przecież w tym wieku jest się święcie przekonanym, że
wszystko, co złe, przytrafia się komuś innemu.

Pomógł Joannie sprzątnąć ze stołu, starannie unikając jej

wzroku. Potem zabrał młodsze dzieci i zaprowadził je na
huśtawkę, którą zobaczył przed domem. Bujał je przez chwilę,
cały czas rozważając, jak rozegrać tę scenę. Zdesperowany
rozejrzał się wokół i zauważył wiszący na ścianie kosz.
Podniósł piłkę leżącą na trawniku i zaczął bezmyślnie
kozłować.

Po kilku minutach ktoś do niego dołączył. Ze zdziwieniem

stwierdził, że to Joanna. Całkiem nieźle sobie radziła, odebrała
mu piłkę i z wprawą wrzuciła do kosza.

- Nieźle, Jo! - pochwalił ją Charlie. - Dołóż mu, dasz

sobie radę.

background image

- Trzymaj się, Hunter! - dopingował go z drugiej strony

Chris.

Najwyraźniej chłopcy ich kosztem postanowili urządzić

sobie niezłe widowisko.

- Będę się starał, ale wasza siostra to ostry zawodnik.
- To może połączycie siły? Masz ochotę na mały

sparring? No jak?

- Dwa na dwa?
- Tak. Ja i Charlie przeciwko tobie i Jo.
- Czemu nie?
Joanna uśmiechnęła się zadowolona.
- Wykończymy was!
Przejęła piłkę od Huntera i podbiegła z nią do kosza.

Zanim jednak zdążyła ją wrzucić, usłyszeli głośny płacz
dobiegający z piaskownicy, gdzie przeniosły się dzieci.

- Jo, pomóż mi - łkała Aubrey. - Piasek wpadł mi do oka!
- Już idę, kochanie, zaraz coś z tym zrobimy! - Oddała

piłkę Hunterowi i pobiegła do siostrzyczki.

- Cóż, moi drodzy, będę musiał sam dać wam radę. To

będzie przykre, przegrać z takim staruszkiem. - Okręcił piłkę
na czubku palca i spojrzał na nich prowokująco.

- Zobaczymy, czy pod koniec też będziesz się śmiał.
Damy ci fory, bo w tym wieku łatwo o zadyszkę. Ale nie

martw się, mieliśmy zajęcia z pierwszej pomocy, więc gdy
zasłabniesz, fachowo się tobą zajmiemy - kpił Chris.

- Co za ulga! - Hunter roześmiał się, obrócił i płynnym

ruchem wrzucił piłkę do kosza.

- Miałeś go pilnować! - Wyraźnie zły Chris klepnął

Charliego w plecy. - Skoncentruj się!

Przez następne dwadzieścia minut słychać było tylko

miarowe uderzanie piłki o beton, pokrzykiwania chłopców i
kolejne jęki zawodu. Hunter okazał się bezkonkurencyjny i

background image

chłopcy musieli przyznać się do porażki. W końcu, ciężko
dysząc, padli na trawnik.

- Jestem wykończony - jęknął Chris.
- Ja też - sapnął Charlie i spojrzał z wyrzutem na Huntera.

- Oszukiwałeś! Dlaczego się nie przyznałeś, że jesteś
mistrzem?

- Niedobrze jest odkryć od razu wszystkie karty - zaśmiał

się Hunter. - Byłem prawoskrzydłowym drużyny
uniwersyteckiej w Michigan.

- O kurde! - mruknął Chris z uznaniem. - Nieźle!
- Dzięki, ale to dawne dzieje. - Hunter otarł pot z czoła i

odłożył piłkę na ziemię. - Słuchajcie, muszę z wami
porozmawiać.

- O nie! - jęknęli obaj, krzywiąc się z niechęcią.
- Obiecałem waszej siostrze!
- To powiedz jej, że już to załatwiliśmy. Nie oznajmisz

nam przecież nic nowego, a Jo i matka tyle razy już nas
maglowały. - Chris był wyraźnie zdegustowany.

- Widocznie za mało - mruknął Hunter. - Dajcie spokój,

chłopcy, jesteśmy facetami, poradzimy sobie z tym.

- No dobra, załatwmy to szybko. - Charlie podparł się na

łokciach i spojrzał uważnie na Huntera. - Wiemy już wszystko
o seksie. Jedyne, czego nie wiemy, to dlaczego dorośli nam
tego zabraniają. Zazdroszczą nam, że mamy fajne dziewczyny,
czy co? A może są tacy samolubni? O co w końcu chodzi? Nie
możemy mieć trochę przyjemności? Dlaczego?

- Może i wiecie wszystko o seksie, ale niewiele wiecie o

miłości - powiedział Hunter, z niedowierzaniem kręcąc głową.

- Eee, coś tam wiemy.
- Nie sądzę. - Hunter zupełnie nie miał pojęcia, jak

prowadzić tę rozmowę. - Może się przejdziemy?

- Możemy... - Chłopcy wstali niespiesznie i ruszyli za

nim.

background image

Przez jakiś czas szli w milczeniu. Nie potrafił znaleźć

odpowiednich słów, które dotarłyby do nich i przekonały ich
na tyle, żeby Joanna nie musiała się martwić.

- Ej, to jakiś wyścig? Zwolnij trochę, ledwo nadążamy.

Co jest?

- Przepraszam, zamyśliłem się.
- Słuchaj, Hunter - zaczął w końcu Charlie - rozumiem, że

Jo się martwi, ale sam jej powiem, że może mi zaufać, bo
jestem odpowiedzialny. Obiecałem sobie, że zawsze będę
używał prezerwatywy.

Hunter, usłyszawszy taką deklarację odpowiedzialności,

wzruszył ramionami.

- Jak chcesz, stary. Ale pamiętaj, że różne rzeczy się

zdarzają. Jedna wpadka i jesteś załatwiony. Zaszalejesz z
Molly, a potem będziesz do końca życia przewracał
hamburgery albo pakował zakupy w supermarkecie, a chyba
nie o to ci chodzi? - Spojrzał na ich pełne powątpiewania
twarze i kontynuował: - Moi rodzice też byli pewni, że będą
mieć tylko jedno dziecko. I co? Wykołowałem ich, bo kiedy
nikt się mnie nie spodziewał, pojawiłem się na świecie. No,
ale to nie był dla nich taki problem, jak dla was. Byli dorośli,
wykształceni i w ogóle nieźle już ustawieni. Na wszystko
przyjdzie czas. Skończcie najpierw szkołę, zacznijcie
samodzielne życie, a potem możecie się bawić. Macie rację,
seks jest fajny, ale czasami trzeba słono płacić za tę
przyjemność. Macie pewność, że jesteście na to gotowi?

- Jasne - zaśmiał się Charlie. - Ja mogę płacić, nawet

podwójnie. - Mrugnął do Chrisa.

- Uhm - mruknął Hunter powątpiewająco. - Tylko tak ci

się wydaje.

- Słowo, wiem, co robię! - Charlie był wyraźnie

zniecierpliwiony. Nie dowiedział się niczego nowego i tylko

background image

stracił czas. - Możemy już wracać? Umówiłem się z Molly,
śpieszy mi się.

- Nie, jeszcze nie.
Usłyszał ciężkie westchnienie i uśmiechnął się w duchu.

Jemu też ta rozmowa nie sprawiała przyjemności, ale chciał
pomóc Joannie i zamierzał sumiennie wypełnić swoje zadanie.

- Porozmawiamy o różnicy pomiędzy uprawianiem seksu

a miłością.

- A co to za różnica?
- A jednak! Kobiety - zaczął ostrożnie - myślą inaczej niż

mężczyźni.

- Kogo obchodzi, co one myślą? - Charlie nonszalancko

wzruszył ramionami. - Ważne, jak wyglądają!

- Właśnie - podchwycił Chris. - Poza tym, one wcale nie

myślą. Spójrz na Aubrey, ona chyba w ogóle nie ma mózgu!

- Mężczyźni - ciągnął Hunter niezrażony - są raczej mało

skomplikowani, prosto myślą, prosto działają. Z kobietami jest
zupełnie inaczej. Podchodzą do życia bardzo emocjonalnie,
przez co wszystko u nich jest tak zagmatwane. My myślimy,
że po prostu uprawiamy seks, a kobiety są pewne, że to już
miłość. Nie musimy nawet nic mówić, bo one i tak wiedzą
lepiej, co czujemy. Wydaje im się, że czytają między
wierszami.

- Molly wcale tak nie...
- Jestem pewien, że tak.
- Nie, na pewno nie! Nigdy jej nie mówiłem, że ją

kocham!

- Nie musiałeś. Ona myśli, że chcesz jej to powiedzieć za

każdym razem, kiedy jej dotykasz.

- Co?
- Mówię poważnie. Kobiety są dziwne. Molly też na

pewno zakłada, że ją kochasz, a wnioski wyciąga z tego, jak

background image

się zachowujesz. Im dalej się posuniesz, tym bardziej będzie
tego pewna. Uwierz mi.

Chris patrzył na nich z taką miną, jakby trudno mu było

przyjąć to, co usłyszał.

- Nie wierzę! - Charlie kręcił głową zdesperowany.
- Ale to prawda. Jesteś pewien, że kochasz ją na tyle, żeby

się z nią ożenić, mieć dzieci i spędzić z nią resztę życia?

- Co ty! Jest niezła i wszyscy na nią lecą, ale spało z nią

pewnie pół szkoły!

- Ty też?
Charlie wyraźnie się zaczerwienił.
- Ja... no wiesz... ja jeszcze... - jąkał się.
- Dobrze, moi drodzy. - Hunter litościwie skrócił jego

męki. - W zasadzie to wszystko, co chciałem wam
powiedzieć. Wracajmy już, muszę zabrać moje pociechy do
domu. Ale zapamiętajcie jedno: kaszki, pieluchy i
nieprzespane noce to jedyne atrakcje, jakie was czekają, jeśli
nadal będziecie się tak bawić.

Spojrzeli na niego z ukosa, ale miny mieli raczej

niewyraźne.

Weszli do domu i zobaczyli, że Joanna wszystko już

posprzątała i teraz coś czytała.

- Jak się bawiliście? - zapytała z uśmiechem.
- Świetnie. Wielkie dzięki, Jo - mruknął Chris gniewnie i

łypnął na nią groźnie.

- Właśnie, nieźle nas załatwiłaś - dołączył się Charlie.

Joanna spojrzała na nich z miną niewiniątka.

- Jak wam poszło? - zagadnęła Huntera, gdy chłopcy

wyszli.

- Misja zakończona pełnym sukcesem - pochwalił się. -

Powinnaś być mi wdzięczna. Nawiasem mówiąc, co zrobiłaś z
dziećmi? Jest tak spokojnie... Zakneblowałaś je i zamknęłaś w
piwnicy?

background image

Uśmiechnęła się, bo wiele razy miała ochotę na ten

radykalny środek wychowawczy.

- Siedzą w salonie i układają puzzle. Nie wiem, czy to

zauważyłeś, ale Mikie chyba nie rozróżnia kolorów.

- Wiem, miesza wszystkie, czasami to nawet zabawne. Co

robisz? - zapytał, widząc grubą książkę na stole.

- Przygotowuję się do egzaminu. Psychologia.
- Taak. - Z mądrą miną pokiwał głową. - Na pewno

przyda ci się, kiedy znowu będziesz miała zajęcia z
dzieciakami na pływalni.

Przysunął sobie krzesło i usiadł blisko niej. Poczuł

delikatny zapach jej perfum i nagle zapragnął wziąć ją do
najbliższej sypialni i kochać się do utraty tchu. Do diabła z
rozsądkiem i odpowiedzialnością! Nie wiedział, skąd brało się
w nim to przekonanie, ale był pewien, że kiedyś będzie się
kochał z Joanną i dozna niesamowitych przeżyć. Będzie ją
pieścił i kochał tak, jak jeszcze nigdy żadna kobieta nie była
kochana. Chciał jej ofiarować wyjątkowe uniesienia,
zasługiwała na to. A on nie był już narwanym
siedemnastolatkiem, który myśli tylko o sobie.

- Chcesz być pracownikiem socjalnym? - zapytał, by

przerwać ciszę, która zaległa między nimi.

- Taki miałam plan.
- Masz najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek

widziałem - powiedział nieoczekiwanie nawet dla samego
siebie.

- Proszę? - Otworzyła je szeroko i wpatrywała się w niego

zdumiona.

- Yyy, nic - stropił się. - Więc chcesz być pracownikiem

socjalnym - powtórzył głupawo. - Ale masz najpiękniejsze
oczy, jakie widziałem! - zakończył odważnie.

Zamrugała z niedowierzaniem. Jej oczy były brązowe, ot,

takie zupełnie zwyczajne, brązowe oczy.

background image

- Dziękuję, kiedyś chciałam, żeby były niebieskie.
- Nie, niebieskie by do ciebie nie pasowały, są za zimne.

Te są idealne, mają takie ciepłe, złociste promyczki.

Zmieszana, nie wiedziała, co powiedzieć.
- Masz jeszcze ochotę na kawałek ciasta? - zapytała w

końcu.

- Mam ochotę na ciebie.
Spojrzała na niego zakłopotana. Nie był to najbardziej

poetycki komplement, jaki słyszała, ale widziała żar w
spojrzeniu Huntera i była pewna, że mówił szczerze.
Uśmiechnęła się łagodnie i westchnęła cicho.

- Wiem, wiem - mruknął Hunter. - To zły czas i miejsce

na takie rozmowy. Zaraz się zlecą dzieciaki i koniec naszego
spokoju. Ale zanim wyjdę, muszę spróbować, jak smakujesz.
Jeden mały całus, tylko żeby poczuć smak, dobrze? - zapytał,
ale nie wyglądało na to, żeby był zainteresowany
odpowiedzią.

Podszedł blisko, niemal przypierając Jo do stołu.

Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Powiedział, że
niebieskie oczy są zimne? Chyba nigdy nie patrzył w lustro.
Jego oczy nie były zimne, tylko płonęły niezwykłym blaskiem
i rozpalały jej serce do czerwoności. Powietrze wyleciało jej z
płuc i miała wrażenie, że jej ciało rozpada się na małe
kawałeczki.

Oparł się obiema rękami o blat stołu, zamykając ją między

swoimi ramionami. Pochylał głowę coraz niżej i dotknął
ustami jej lekko rozchylonych warg.

- To chyba nie jest dobry pomysł - wyszeptała drżącym

głosem.

- Wręcz przeciwnie, to najlepszy pomysł, jaki miałem -

odpowiedział i musnął jej usta.

Ten pocałunek miał być tylko subtelną zapowiedzią tego,

co może się zdarzyć między nimi, ale kiedy jej dotknął,

background image

obudził się w nim płomień, którego nie potrafił ugasić. Czuł,
że z nią dzieje się to samo. Ogarnięty szaloną namiętnością,
błądził rękami po jej ciele i wpijał się w nią ustami. Joanna
pomrukiwała cicho i oddawała pocałunki z takim samym
zaangażowaniem. Wsunęła ręce w jego włosy i zaczęła je
lekko gładzić. Namiętne pomruki, jakie z siebie wydawała,
burzyły resztki samokontroli Huntera.

- Jesteś taka piękna - wyszeptał, kiedy w końcu udało mu

się od niej oderwać.

- Naprawdę tak myślisz? - zapytała z niespodziewanym

smutkiem. - Charlie powiedział mi kiedyś, że nie jestem
atrakcyjna.

- Och, Charlie... - Hunter mruknął lekceważąco. - Charlie

jest twoim bratem i genetycznie został tak zaprogramowany,
żeby nie widzieć twojej urody. Ale uwierz mi, jesteś piękna i
ledwo się mogę powstrzymać, żeby utrzymać ręce z dala od
ciebie.

Spojrzała na niego ze smutnym uśmiechem i przechyliła

głowę.

- Jesteś chyba jedynym mężczyzną, który tak myśli.
- Widocznie wszyscy inni są ślepi. I dobrze, inaczej

musiałbym pozbyć się ich wszystkich.

Zerknęła na niego pytająco.
- Naprawdę byś tak zrobił?
- Tak - zadeklarował stanowczo. - Joanno, jestem pewien,

że każdy mężczyzna, który cię widzi, dostrzega twój wdzięk i
urodę, ale na pierwszy rzut oka widać też, że nie jesteś kobietą
na jedną noc ani na przelotny romans. Nie rozsyłasz zalotnych
uśmieszków i dlatego faceci podchodzą do ciebie ostrożnie, bo
nie wiedzą, jak zareagujesz na próbę flirtu.

- Och, Hunter - westchnęła cicho. - Ostatnio w ogóle nie

jest mi do śmiechu.

background image

- Więc może to cię pocieszy? - Uśmiechnął się ciepło i

pocałował ją delikatnie w usta.

- Uhm... - mruknęła z zadowoleniem, kiedy skończył. -

Jesteś w tym naprawdę dobry, wiesz?

- Cóż, w niektórych dziedzinach wiek jest dodatkowym

atutem. Takie dzieciaki jak Charlie traktują to jak wyścig.
Najważniejsze, żeby jak najszybciej osiągnąć metę. Z nami
będzie zupełnie inaczej, Jo. Będziemy się poznawać i
smakować powoli, kawałek po kawałeczku - dokończył
drżącym z podniecenia głosem.

Wpatrywał się w nią pałającymi oczami i powoli pochylił

głowę. Nie mógł się oprzeć. Chciał całować ją jeszcze i
jeszcze. W jej oczach widział ten sam ogień i to dodawało mu
odwagi. Przyciągnął Jo do siebie i otoczył ciasno ramionami.
Jego dłonie błądziły po jej ciele, wsunęły się pod bluzkę i
pieściły cudowne wypukłości piersi. Słyszał jej urywany
oddech i czuł język przesuwający się gdzieś po jego szyi.

- Ej, ej! - usłyszeli nagle głos Charliego. - Hunter,

przyjacielu, chyba muszę cię zaprosić na męską rozmowę.

Niechętnie oderwał się od jej fascynującego ciała. Stał

przez chwilę tyłem do Charliego, dając Joannie czas na
opanowanie oddechu.

- Charlie, co ty... - wykrztusiła, kiedy wreszcie doszła do

siebie.

- Nic się nie dzieje, Jo. - Charlie podniósł uspokajająco

rękę. - Ja wszystko rozumiem, bo Hunter nam już to wyjaśnił.
On jest facetem i myśli prosto, chciał się z tobą całować, więc
zrobił to. Ale nie wiem, czy zauważyłeś, stary - zwrócił się
kpiąco do Huntera - że ona jest kobietą i kieruje się emocjami,
dlatego pewnie już zdążyła wymyślić, jak będzie wyglądała jej
suknia ślubna. Więc jeśli to dla ciebie nic nie znaczyło, lepiej
wycofaj się od razu.

background image

- O, widzę, że kiedy w grę wchodzi twoja siostra,

postrzegasz sprawy w nieco innym świetle.

- To rzeczywiście nic dla ciebie nie znaczyło? - spytała

Joanna, zanim Charlie zdążył się odezwać.

- Twój brat próbuje przyprzeć mnie do muru, Jo, ale mu

się to nie uda. Nie zabawiałem się z tobą jak napalony
nastolatek, to nie w moim stylu. Kiedy robię coś takiego,
możesz być pewna, że to coś dla mnie znaczy. Mówiłem ci,
Charlie, seks bez uczucia to tylko technika, więc szybko się
znudzi. Dlatego nie zamierzam się z niczego wycofywać,
wręcz przeciwnie, mam zamiar zaangażować się jeszcze
bardziej. Uruchom żeńską część swojego mózgu, stary, i
zgadnij, co mam na myśli.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY
Hunter wyszedł z kuchni, zostawiając Joannę i Charliego z

rozdziawionymi ustami. Zabrał swoją czwórkę i pojechał do
domu, wiedząc, że jutro i taktu wróci. Jego życie tak się
poplątało, że tylko jakiś hollywoodzki scenarzysta potrafiłby
to wszystko zrozumieć.

- Może zaangażują Toma Hanksa do mojej roli - mruczał

sobie, położywszy całą załogę do łóżek i zmierzając do swojej
sypialni. - To śmieszne. Jeszcze tego brakuje, żebym umówił
się z nią na ostatnim piętrze Empire State Building - parsknął
z ironią.

Spojrzał w lustro. Nie spodziewał się, że tak można się

zestarzeć w kilka miesięcy. Pogroził pięścią w powietrzu i
powiedział:

- Robercie, dorwę cię za to, zobaczysz!
Leżąc w łóżku, rozmyślał o tym, ile zmieniło się w jego

życiu. Kiedyś podobał mu się swobodny, kawalerski żywot,
lecz teraz uświadomił sobie, że potrzebuje mamy dla swoich
maluchów i gotów był poświęcić się na ołtarzu małżeństwa.
Czuł jednak lekki niesmak. Najpierw posłużył się dziećmi,
żeby zwrócić uwagę Joanny, a teraz pragnął, żeby ona
interesowała się przede wszystkim jego osobą. Nikim więcej.

Przewrócił się na drugi bok, bezlitośnie miażdżąc Bogu

ducha winną poduszkę.

- Rzuć koło tonącemu, a będzie jeszcze narzekał, że jest

zniszczone i stare.

Tyle że jeszcze nikt mu żadnego koła nie rzucał, a już na

pewno nie Joanna, więc jak śmiał narzekać? Najpierw musiał
ją zdobyć, a dopiero potem mógł sobie pozwolić na luksus
wybrzydzania.

- No cóż, zobaczymy - powiedział, próbując zasnąć. Jutro

Joanna będzie miała podwójną niespodziankę.

background image

Najpierw dzieci, a potem ja. Zapłacę Grace, żeby została z

maluchami, i zabiorę śliczną Jo na kolację do jakiegoś miłego
lokalu.

Nie zasnął do północy, bowiem nie potrafił poradzić sobie

z dylematem, który lokal wybrać.

Słońce wstało wcześnie, o wiele za wcześnie jak dla

Huntera. Tuż po słońcu wstali Aaron i Mikie.

Zaraz też wpadli do jego sypialni. Aaron wskoczył na

koniec łóżka, a Mikie, który zawsze chciał być lepszy od
brata, prosto na plecy Huntera.

- Wujku! - wrzasnął mu prosto do ucha. - Wstawaj!

Hunter jęknął i pomodlił się o szybką śmierć. Jak tylko
spotkają się z Robertem w niebie, nie zapomni mu przekazać,
jakie postępy w tak szybkim czasie poczynił Mikie.

- O co chodzi? - wyszeptał.
Był zbyt zmęczony i niewyspany, żeby wykrzesać z siebie

więcej energii. Nie miał nawet tyle siły, by zaprotestować
wobec takiej napaści.

- Trzeba wstawać, wujku! - popędzał Aaron.
- Dom się pali? - zapytał Hunter.
- Chyba nie - pohukiwał Aaron. - Mam iść sprawdzić?

Naprawdę?

- Nie. Chcę, żebyście wrócili do łóżek.
- Ale Aaron i ja jesteśmy głodni - wyjaśnił Mikie. -

Chcemy zjeść śniadanie.

Hunter usiadł na brzegu łóżka.
- W porządku. Na co macie ochotę? Tylko bez

wymyślania! - ostrzegł. - Nie będzie żadnych crupes suzette!

- A co to jest crtipes.... czy jak mu tam?
- To jest coś, czego nie ma w menu. Co powiecie na

bananowe płatki kukurydziane z mlekiem? Czyż to nie brzmi
smacznie?

- Ja chcę naleśniki - powiedział Mikie.

background image

- Tosty francuskie - powiedział Aaron.
Hunter jęknął i wstał. Przeciągnął ręką po zmierzwionych

włosach i skrzywił się.

- A może zdecydowalibyście się na coś razem? Dajcie mi

znać, jak coś wymyślicie. Idę wziąć prysznic.

- Naleśniki!
- Tosty!
Zamknął drzwi od sypialni i odkręcił wodę. Radził sobie z

twardszymi klientami niż ta czwórka.

Karen i Robby obudzili się i zeszli na dół, zanim jeszcze

Aaron i Mikie osiągnęli porozumienie. Dwa dodatkowe glosy
przyłączyły się do sprzeczki.

Sypiąc do miski płatki, Hunter nie mógł oprzeć się

wrażeniu, że nie mają one żadnego smaku, ale za to
zapewniały dzienną porcję witamin.

Gdyby Joanna tu była, wiedziałaby, co zrobić. Do diabła,

gdyby Joanna tu była, pewnie nie zauważyłby nawet, że
dzieciaki się kłócą. Byłby zbyt zajęty patrzeniem na nią i
fantazjowaniem o jej nagim ciele. Widziałby swoje dłonie na
tych wszystkich przepięknie ukształtowanych krągłościach,
swoje usta na...

Cholera, był za stary na to wszystko.
Wziął swoją miskę i wypłukał z niej resztki płatków.
- Cisza. Oto co zamierzamy zrobić - oświadczył.
- Wujku...
- Powiedziałem: cisza. Nie może tak być każdego ranka.

Nikt nigdy nie dostanie wtedy swojego śniadania. Wszyscy
będziecie głodować, a ja zostanę aresztowany za
zaniedbywanie dzieci. Od teraz będziemy robić śniadania
według życzeń, ale po kolei. Od najmłodszego do
najstarszego, Mikie, co robimy na śniadanie?

- Naleśniki - potwierdził Mikie. - Naleśniki z bananami.

background image

Dzieciak wprawdzie był najbardziej mizerny i niepozorny

z całej czwórki, ale Hunter podziwiał jego upór i
nieustępliwość. Mikie nigdy nie dawał sobie dmuchać w
kaszę.

- Dobrze, w takim razie naleśniki.
- Ale ja chcę tosty - jęczał Aaron.
- Jutro będzie twoja kolej. Dzisiaj mamy naleśniki, ale

możemy też zjeść płatki z mlekiem. Mają dużo witamin i
błonnika. Koniec dyskusji.

Poszedł do spiżarni i zaczął przygotowywać ciasto. Aaron

próbował jeszcze kilka razy zmienić decyzję, ale Hunter go
zignorował, spokojnie miksując jaja.

Podniesiony na duchu sukcesem przy śniadaniu,

eksperymentował dalej. Każde z dzieci otrzymało zadanie do
wykonania, jako że puszczenie ich samopas groziło kompletną
dewastacją domu. Hunter był z siebie dumny. Newton, Pasteur
i Einstein nie mogli się z nim równać.

- Mikie, miałeś posprzątać wszystkie zabawki, wsadzić je

do pudełka i schować do szuflady. Inaczej mogę na nie
nadepnąć, poślizgnąć się i złamać nogę, a wtedy wyrzucą
mnie z pracy, nie będę mógł spłacić domu i będziemy musieli
mieszkać w jaskini.

Mikie spojrzał na niego z błyskiem zainteresowania w

oczach. Hunter uświadomił sobie, że dla dzieciaka nie była to
żadna groźba, lecz coś wręcz przeciwnego.

- Aaron, pomożesz mi sortować pranie. Powiesz, co do

kogo należy. Inaczej w twoim koszyku znajdą się moje slipki.
Jeśli tak się stanie, spadną z ciebie, bo są na ciebie za duże. A
gdy wydarzy się to w żłobku, wszystkie dziewczynki
powiedzą „UUUAAA!!!". - Hunter mrugnął
porozumiewawczo.

No, no, ale ze mnie geniusz.

background image

- Robby, jesteś wystarczająco duży, żeby wyjąć naczynia

ze zmywarki i poukładać je na półce.

- W porządku, wujku. Ja już to kiedyś robiłem. Czasami

musiałem stać na krześle, ale będę ostrożny.

- Widzisz! Wiedziałem, że to potrafisz, - Popatrzył z

uznaniem na bratanka. - Zauważyłem, że masz duże bicepsy i
pomyślałem, dlaczego nie, ten chłopak potrafi opróżnić
zmywarkę. Karen! - zawołał, niesiony falą sukcesów
wychowawczych. - Idę po szczotkę i kubeł wody z płynem do
mycia. Będziesz mogła wyszorować podłogę. Czy to nie
będzie wspaniała rozrywka? No i trenerka Joanna nie będzie
narażona na niebezpieczeństwo, gdy do nas przyjdzie. Jej but
nie przyklei się do podłogi, nie przewróci się, nie złamie nogi,
nie pójdzie do szpitala i nadal będzie mogła uczyć was
pływać.

- Fajnie byłoby odwiedzać ją w szpitalu - rozmarzyła się

Karen. - Zrobiłabym dla niej laurkę, a ty mógłbyś kupić
kwiaty...

- Myślę, że jednak powinnaś umyć podłogę. Jeśli ty

poślizgniesz się i złamiesz nogę, nie będziesz mogła
odwiedzać jej w szpitalu. Zabieramy się do pracy.

Błędem było to, że wspomniał o Joannie. Każda myśl o

niej powodowała, że tętno mu wzrastało.

Aaron właśnie szedł do pralni. Mimo że nie garnął się

specjalnie do pomocy, Hunter przynajmniej miał go przy
sobie. Podał mu niedużą koszulkę, żeby włożył ją do koszyka
Robby'ego.

- Wujku, ale to nie jest Robby'ego - wyjaśnił Aaron. - To

jest za małe na niego, na mnie zresztą też.

Ciekawe, jaką bieliznę nosi Joanna?
- Naprawdę? Ale gapa ze mnie. W takim razie włóż to do

koszyka Mikiego.

Praktyczna bawełna?

background image

- To na pewno Mikiego. Luksusowy jedwab?
- Aaron, bardzo się cieszę, że mi pomagasz. Bez ciebie

bym się w tym wszystkim pogubił.

Nosi stringi?
Hunter trzymał w ręku parę dziewczęcych, wykończonych

koronką majtek.

- Jak myślisz, czyje to jest? A koronkową bieliznę?
- Karen - powiedział Aaron, smutno kiwając głową.

Wziął majtki i wrzucił je do koszyka siostry.

- Wujku, masz szczęście, że mieszkamy razem z tobą.
- Wiem, Aaron. Zginąłbym bez ciebie.
Gdyby nie hultajska czwórka, Hunter nie musiałby

niczego sortować, bo całe pranie należałoby do niego, a Aaron
nie mógłby pomagać mu w rozdzielaniu rzeczy. Po dwóch
miesiącach wspólnego życia Hunter wiedział, że gdyby ich nie
było, czułby się bardzo samotny. Ostatnia sztuka prania
powędrowała wreszcie do odpowiedniego koszyka.

- Zrobione - powiedział z ulgą Hunter. - Teraz weźmiemy

się za następną partię. Tym razem pierzemy czarne rzeczy.
Wybierz je i pamiętaj, że jeżeli twoje białe skarpetki trafią
teraz do pralki, potem będą wyglądały jak łaciata krowa.

- Naprawdę? - W głowie Aarona zapaliła się mała

lampeczka. - Miałem kiedyś bardzo fajną parę, która po praniu
stała się różowa.

- No widzisz. Pewnie zaplątała się z kolorowymi

rzeczami, dlatego musimy bardzo uważać.

- Będę wszystko dokładnie obserwował, wujku.
- Dobry chłopiec - powiedział Hunter i naprawdę tak

myślał.

Pracowali przez chwilę w milczeniu. Myśli Huntera

pędziły ku Joannie. W pewnym momencie Aaron odezwał się
nieśmiało:

- Wujku...

background image

- Tak?
- Bardzo lubiłem te skarpetki.
- Wybierzemy się kiedyś po zakupy, może uda nam się

dostać równie fajną parę.

- Wujku...
- Tak?
- Tęsknię za mamą. - Głos Aarona się załamał. Hunter

poczuł, że wpada w panikę. Nigdy nie radził

sobie z czyimś płaczem. Tak naprawdę, nie radził sobie z

żadnymi emocjami.

- Ja również - odpowiedział.
To była szczera prawda. Brakowało mu bratowej, jej

ciepła, uprzejmości i pysznego ciasta z jabłkami. Tęskno mu
było również za bratem, za jego poszturchiwaniem i
klepaniem po plecach. Jak mogli tak po prostu zginąć? Ale
dzieci wreszcie zrozumiały, że ich rodzice nigdy nie wrócą.
Hunter pomagał im, jak mógł, przetrzymać te chwile, ale
często był zupełnie bezradny, tym bardziej że sam też musiał
walczyć z tęsknotą.

Dlaczego oni odeszli? To nie było w porządku!
Był jak dziecko, które odkrywa, że życie bywa

niesprawiedliwe. Czuł się taki bezradny. Usiadł na krześle,
które przyniósł dla Aarona, i wziął chłopca na kolana.

Kiedy go przytulił, Aaron gorzko zaszlochał. Hunter

poczuł, jak miękną mu nogi. Jego serce już nie będzie takie
samo. Aaron i jego rodzeństwo mieli tam swoje stałe miejsce.

Płacz na szczęście wkrótce ustał.
- Już lepiej? - spytał Hunter.
Aaron przetarł oczy piąstkami i pociągnął nosem.
- Po prostu bardzo bym chciał, żeby wrócili. Nie ma ich

już tak długo.

Hunter zamrugał szybko oczami.
- Gdyby mogli, na pewno by wrócili.

background image

- Może jeśli będę bardzo grzeczny?
- Niestety, Aaron. Nawet wtedy. Nie odeszli dlatego, że

byłeś niedobry. Czasami złe rzeczy dzieją się bez przyczyny.
Twoi rodzice są teraz w niebie i nie możemy ich zobaczyć, ale
oni chcą, żebyśmy byli tutaj razem i żebyście byli duzi i
mądrzy.

- No dobrze - powiedział cichutko Aaron. - Ale ty nigdzie

nie odejdziesz?

- Nie. Nigdzie nie odejdę, obiecuję.
Aaron pociągnął nosem i przytulił się mocniej.
Hunter, jadąc do Joanny, myślał o scenie z Aaronem w

pralni. Rozmawiał potem jeszcze z Robbym i Karen. Oni też
zastanawiali się, co takiego zrobili, że rodzice umarli. Tego
ranka wreszcie się przed nim otworzyli. Mieli ogromne
poczucie winy. Hunter wiedział, że jedna rozmowa nie
wyleczy ich smutku, ale czuł, że wreszcie wychodzi na prostą.
Robił wszystko, co mógł, żeby im pomóc.

Skręcając w uliczkę, przy której mieszkała Jo, czuł się jak

zbłąkany podróżnik, który po długiej wędrówce odnalazł
drogę do domu.

Spotkali się w drzwiach. Czyżby na niego czekała?
- Cześć - powiedział, uśmiechając się głupawo. Do diabła,

wyglądała rewelacyjnie nawet w obcisłych dżinsach,
sportowych sandałach i luźnym podkoszulku.

- Hej - odpowiedziała Joanna i uśmiechnęła się.

Otworzyła szerzej drzwi. - Nie wiedziałam, o której dokładnie
wpadniesz.

Hunter spojrzał na zegarek. Była za pięć dwunasta.
- Mówiłaś o lunchu, prawda?
Joanna przytaknęła, wciąż się uśmiechając.
- Cześć, chłopcy, co słychać? Jesteście głodni? Stephen i

ja właśnie usmażyliśmy co nieco.

background image

- Umieram z głodu - powiedział Robby. - Musiałem

dzisiaj opróżnić zmywarkę.

- Wielkie rzeczy - włączyła się Karen. - A ja musiałam

umyć podłogę, żeby Joanna się nie poślizgnęła i nie
wylądowała w szpitalu, więc jestem podwójnie głodna.

- Czyżby? A ja...
Może nie powinien tak całkowicie pozbawiać ich poczucia

winy? Chociaż na tyle, żeby pamiętali o dobrym zachowaniu.
Hunter pokiwał znacząco głową. Tak, teraz zachowują się
normalnie, jak wszystkie dzieciaki. Może aż za bardzo.
Dzieci, wciąż się sprzeczając, poszły do kuchni, natomiast
Hunter i Joanna patrzyli na siebie.

- Wygląda na to, że miały pracowity poranek. Czy

podłoga wygląda teraz lepiej? Było dużo strat?

- Nie, naprawdę się starali. Pochylił się i pocałował ją w

usta.

- Cześć jeszcze raz - powiedział miękko. Joanna

odwzajemniła się buziakiem.

- Witaj.
- Prześlicznie pachniesz. Zaczerwieniła się.
- To pewnie proszek do szorowania.
- W takim razie musisz mi powiedzieć, jak się nazywa -

zamruczał Hunter, przytulając się do niej.

- Hej, Jo, mamy limit chipsowy, czy nie? - zawołał

Stephen.

- Limit chipsowy? - zapytał zdziwiony Hunter.
- Tak - powiedziała Joanna. - Pięć chipsów, cztery

marchewki, trzy plastry jabłka i dwie trójkątne kanapki. Policz
to wszystko z Mikiem, dobrze? Mogą zjeść więcej chipsów, o
ile najpierw wszystko zmiotą z talerza.

- Czy to znaczy, że używamy talerzy?
- Tak.
- Może lepiej będzie na serwetkach.

background image

- Nie martw się, później pozmywam. Jesteśmy ludźmi

cywilizowanymi i nie jemy prosto ze stołu. - Westchnęła. -
Lepiej tam pójdę. Chcesz się z nimi pożegnać?

Kiedy tak stała i uśmiechała się do niego, Hunter

pomyślał, że wcale nie ma ochoty odjeżdżać. Chce z nią
zostać i kochać się przez cały dzień.

- Myślę, że nieźle nastraszyłem je w samochodzie, ale

jeszcze jeden raz nie zaszkodzi.

Poszedł za Joanną do kuchni.
- Przypomnij Grace, ze miała zobaczyć, co słychać u

mamy - powiedziała do Stephena.

- A co za to dostanę?
- Martw się lepiej o to, co dostaniesz, jak tego nie zrobisz.
Stephen wyszedł.
Hunter rzucił okiem na swoją gromadkę.
- W porządku, dzieciaki. Jadę teraz do sklepu, żeby kupić

śruby do półek, które robię dla Karen, muszę też załatwić inne
sprawy. Jak wrócę, nie chcę słuchać żadnych skarg na was,
zrozumiano?

- Zrozumiano. Powiesiłbyś nas na sznurku razem z

praniem, gdybyśmy sprawili kłopot trenerce Jo - powiedział
Robby i przewrócił oczami. Jak na tak małe dziecko, robił to
całkiem nieźle.

- W takim razie zachowujcie się przyzwoicie.
- Ale wrócisz po nas, wujku?
- Obiecuję, że niedługo wrócę, Aaron. Zdjął swój zegarek

i podał chłopcu.

- Spójrz tutaj. Kiedy ta mała wskazówka dojdzie tutaj i

wskaże szóstkę, a ta duża dwunastkę, przyjadę.

- Skąd będziesz wiedział, która jest godzina, jak nie

będziesz miał zegarka?

- Właśnie, poza tym ja go chciałem dostać - powiedział

Robby.

background image

Hunter pokręcił głową i wyszedł.
Najpierw zatrzymał się przy sklepie z zabawkami i kupił

cztery zegarki w kształcie śmiesznych figurek. Potem wstąpił
do sklepu spożywczego. Mieli burzliwą debatę na temat
jutrzejszej kolacji. Zastanawiał się, na co miałaby ochotę
Joanna, ale uświadomił sobie, że zachowuje się głupio.
Przecież nie będzie jej na niedzielnej kolacji.

Dodatkową korzyścią z samotnych zakupów był dwa razy

krótszy rachunek niż ostatnim razem, kiedy był tutaj razem z
dzieciakami.

W barze szybkiej obsługi zjadł obiad. Zamówił ogromne

frytki, hamburgera z bekonem i serem, oraz koktail mleczny.
Potem zjadł jeszcze deser lodowy z orzechami i kremem. Był
sam i nie musiał przed nikim świecić przykładem. Ale
uświadomił sobie, że nie chciał być sam. Pragnął, żeby była tu
Joanna i dzieliła z nim te spokojne chwile.

Po wyjściu z baru pojechał do domu i zajął się półką

Karen. Po półgodzinie spojrzał na to, co zrobił i żałował, że
nie ma z nim Joanny, która na pewno by podziwiała jego
dzieło.

To śmieszne. Przez większość swojego życia był samotny,

a teraz nie może znieść tych kilku godzin.

Zszedł na dół zobaczyć, jak się mają kwiaty, które dla niej

kupił. Joanna nie byłaby zachwycona pękiem oklapłych,
smutno wyglądających badyli.

- No nie, trzeba to poprawić.
Wziął nóż i delikatnie podciął końcówki łodyżek, żeby

kwiaty mogły lepiej wchłaniać wodę. Gdzieś o tym czytał.

- Ciekawe, czy mam aspirynę? - po chwili zapytał samego

siebie. - Chyba to dodaje się do wody z kwiatami, żeby lepiej
wyglądały?

Poszedł do łazienki i sprawdził wśród lekarstw. Znalazł

pudełko, wziął jedną tabletkę i wrzucił do wazonu.

background image

Zmarnował całe dwadzieścia minut swojego wolnego czasu na
leczenie bólu głowy kwiatkom.

- Tracisz grunt pod nogami, bracie - powiedział do siebie.
Wreszcie poszedł do garażu, by wyczyścić i odkurzyć

samochód.

Uprzyjemniał sobie te nudne czynności myśleniem o

nowym aucie. Joanna lubi niebieski kolor, ale czy lubi
minivany?

- Przestań wreszcie! - nakrzyczał na siebie, gdy

zrozumiał, co robi.

W końcu nadszedł czas, by ruszyć po dzieci. No i wreszcie

spotkać Joannę. Ile czasu nie myślał o niej podczas ostatnich
godzin? No, może uskładałoby się z pięć minut...

I te minuty dowodzą, że nie jest tak zupełnie źle, bo

jednak potrafi skupić się na czymś innym. Popracuje jeszcze
nad tym i wszystko będzie w porządku.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY
Zadzwonił do drzwi domu Joanny dokładnie o

osiemnastej, kierując się zegarkiem w samochodzie.

- Cześć! - powiedział, gdy otworzyła drzwi. Nie mógł

powstrzymać szerokiego uśmiechu na twarzy, gdy pochylał
się lekko w powitalnym ukłonie. Pewnie wygląda jak idiota,
szczerząc się głupio i stojąc z wiązką ociekających wodą
kwiatów.

Joanna patrzyła na niego i czuła się coraz gorzej. Hunter

prezentował się jak zwykle nienagannie, a on była zgrzana i
miała potargane włosy. Cały dzień ganiała za dzieciakami, a
„małe króliczki" wcale nie były już takimi słodkimi
bobaskami. Wyrosły im pazurki i potrafiły się nimi
posługiwać. Oczywiście na razie z nimi wygrywała, ale po
kilku bitwach, które musiała stoczyć, była mocno
poturbowana.

Natomiast on wyglądał, jakby całe popołudnie

wypoczywał. Wymuskany, promieniejący urokiem osobistym.
A co z listą spraw, które miał załatwić? To z jego strony nie
fair tak błyszczeć, podczas gdy ona czuła się jak wymięta,
mokra ścierka.

Zebrała włosy i przytrzymała je w górze, by chłodne

powietrze choć przez chwilę dało ulgę rozgrzanej skórze.

- Wejdź. - Odsunęła się trochę, aby mógł ją minąć - Jak

dzieciaki? W porządku?

- Jasne. Kilka małych sprzeczek, czyli nic poważnego.

Normalka.

Oczy Huntera zwęziły się podejrzliwie. Bardzo kochał

swoich małych bratanków, ale był teraz dla nich ojcem, a nie
wujkiem, który mógłby ich do woli rozpieszczać, a potem
odesłać do domu, by rodzice naprostowali, co wujcio
wykrzywił.

background image

- Skoro byli tacy grzeczni, dlaczego jesteś taka

zmordowana? - zapytał nietaktownie.

Zarumieniła się zażenowana. Naprawdę musi wyglądać

koszmarnie, skoro nawet Hunter zapomniał o swych dobrych
manierach.

- Odezwała się alergia Willa. Mama, Charlie i ja

zarządziliśmy generalne porządki w pokoju, który dzielił ze
Stephenem, a później rozprawiliśmy się z resztą domu. Mama
nie czuje się najlepiej, więc teraz się położyła. A jak ty
wytłumaczysz się z tego, że mimo licznych spraw do
załatwienia, wyglądasz tak świeżo? Pewnie dopiero co
wyszedłeś spod prysznica. - Spojrzała na niego, przechylając
głowę. Koszulka z trzema poprzecznymi paskami na piersi
wydawała się być stworzona tylko po to, by uwydatnić jego
szeroki tors. To naprawdę nie było w porządku.

Zdegustowane spojrzenie, jakim go obrzuciła, zasiało w

nim niepewność. Czy właśnie usłyszał komplement, czy wręcz
przeciwnie? Rzeczywiście, przygotował się starannie do tego
spotkania. Ogolił się, wziął prysznic i długo się zastanawiał,
co włożyć. Chciał zrobić na niej dobre wrażenie, i jeśli się
udało, to było warto.

- Pewnie spałeś całe popołudnie, zamiast pracować...
- Wręcz przeciwnie - bronił się. - Naprawdę odwaliłem

kawał roboty, ale potem doprowadziłem się do porządku.
Miałem nadzieję, że pozwolisz się zaprosić na kolację. Grace
mogłaby popilnować tej bandy. Pewnie zbiera na coś
pieniądze. Dzieci zawsze na coś oszczędzają, a ja dobrze
płacę. - Wyciągnął w jej kierunku wciąż ociekający kroplami
wody bukiet. - A to dla ciebie.

Zupełnie ją zaskoczył i poczuła się jeszcze bardziej głupio.

Gdyby to przewidziała i choć trochę się ogarnęła... Cholera,
nie ma zielonego pojęcia o podrywaniu facetów.

- Chcesz mnie zabrać na kolację?

background image

Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Dlaczego jest tak

zakłopotana? Z pewnością była już na jakiejś randce.

- Taki miałem pomysł. Zarezerwowałem stolik na wpół

do ósmej, na wypadek gdybyś się zgodziła.

Joanna przygryzła dolną wargę. Wpół do ósmej? Odsunęła

pasmo włosów, które wysunęło się zza ucha. Miała tylko
godzinę...

- Poczekaj w salonie. Muszę się przygotować. To chwilę

potrwa.

Hunter roześmiał się, odwrócił ją za ramiona i delikatnie

popchnął w kierunku schodów.

- Cieszę się, że pomysł ci się spodobał. No, idź już,

przygotuj się. Gdzie dzieciaki?

- Bawią się w salonie. Idź do nich, a ja w tym czasie

wskoczę pod prysznic.

Wbiegała po schodach, a on nie mógł ruszyć się z miejsca.

Obserwował jej lekko kołyszące się biodra. Miała na sobie
sprane dżinsy i koszulkę, praktyczny ubiór przy porządkach
domowych, ale gdy stał tak na dole, obserwując jej ciasno
opięty zgrabny tyłeczek, pomyślał, że dawno nie oglądał nic
tak fascynującego. Westchnął głęboko.

- Weź się w garść! - powiedział do siebie. Joanna była już

na piętrze, gdy spojrzała w dół.

- Coś się stało?
- Nie, nic - skłamał. - Już idę do dzieci. - I nadal stał w

miejscu.

- Na prawo, zaraz za holem.
- Tak, wiem.
- Więc? - spytała, nie pojmując, dlaczego się ociąga.
- Och, nic. - Odchrząknął. - Naprawdę nic. Już idę. Tędy,

prawda?

- Uhm.
- No to idę. - I już go nie było.

background image

- Wujek Hunter! - zawołał Aaron na jego widok. - Już

wróciłeś? Wiesz, która godzina?

Hunter rzucił okiem na pusty przegub lewej ręki, jak

zrobił to już kilka razy tego popołudnia.

- Wpół do komina - mruknął, przypominając sobie

dziecięcą ripostę.

- Mała wskazówka jest na szóstce, ale duża nie jest

całkiem prosto - zakomunikował Aaron poważnie.

- Przyjechałem punktualnie, ale musiałem chwilkę

porozmawiać z Joanną. - Poszukał wzrokiem Grace. Siedziała
na kanapie i czytała książkę, nie zważając na harmider wokół.
- Grace, chcesz zarobić trochę pieniędzy dziś wieczorem?

- Ile? - zapytała rzeczowo.
- Pięć dolców na godzinę.
- A co miałabym robić?
- Posiedzieć z dzieciakami, a ja w tym czasie zabrałbym

twoją siostrę na kolację.

- Zapłacisz mi? Naprawdę? Prawdziwą forsą?
- Oczywiście, że prawdziwą forsą - potwierdził szybko. -

Wątpisz w to?

- Nie zapłacono mi jeszcze za to popołudnie - zauważyła

Grace bystro. - Z rodziną zawsze najlepiej wychodzi się na
zdjęciu. Miałam albo pomóc sprzątnąć pokój Willa, albo
pilnować maluchów tu na dole. Za żadne skarby nie
tknęłabym niczego w pokoju Willa.

Hunter odchrząknął znacząco. Przypomniał sobie swój

własny pokój z czasów, gdy był w wieku Willa. Zaiste,
kontakt z czymś takim dla schludnej panienki mógłby
zakończyć się ciężkim szokiem.

- Rozumiem, ale obiecuję, że na pewno ci zapłacę.

Twardą gotówką. - Wyciągnął z portfela dwudziestodolarowy
banknot i przez chwilę trzymał go w palcach, by Grace mogła

background image

mu się przyjrzeć. Pochylił się nad nią i zatrzepotał zielonym
papierkiem przed jej nosem.

- To jak? Zgadzasz się?
- O! Co to? - zapytał Chris, wchodząc do pokoju. -

Dwadzieścia dolców? Za co?

Grace chwyciła dwudziestkę i szybko wcisnęła ją do

kieszeni.

- Jest moja, bo dziś wieczór będę pilnować dzieci

Huntera.

- Dasz mi dwadzieścia pięć i wezmę to na siebie. Jestem

starszy - zaproponował Chris.

- Nie możesz! - Grace zaprotestowała gwałtownie. -

Hunter mnie poprosił, prawda?

- Zgadza się. Chciałem, żeby zajął się nimi ktoś, kto się z

nimi trochę pobawi i przeczyta jakąś zabawną historyjkę na
dobranoc. Nie chcę, żeby siedziały cały wieczór przed
telewizorem, podczas gdy ich opiekun będzie wisiał na
słuchawce telefonu.

- Masz spore wymagania, - Chris pokręcił głową. -

Trzydzieści dolców.

- Ale ja jestem całkowicie zadowolony z tego układu -

powiedział Hunter i uśmiechnął się do Grace.

Podskoczyła zadowolona i roześmiała się radośnie. Włosy

rozsypały jej się na ramionach i Hunter pomyślał, że za kilka
lat będzie ciemniejszą wersją Joanny. Długie, chude nogi i
niezgrabne jeszcze kolana świadczyły, że wyrośnie na wysoką
kobietę.

Kiedy Joanna zeszła na dół po czterdziestu minutach, w

salonie rozgrywał się właśnie mecz zapaśniczy. Hunter leżał
na podłodze, przykryty plątaniną małych ciał.

- Co robicie? Zaraz go udusicie!
- To on zaczął! - zabrzmiało równocześnie sześć cienkich

głosików.

background image

Robby spojrzał w górę, siedząc okrakiem na piersi

Huntera,

- O rany! Wyglądasz jakoś inaczej. - Ze zdziwieniem

przyglądał się Joannie.

- Kurczę, Jo, nie wiedziałem, że masz jakąś spódnicę -

dodał Will.

- Oczywiście, że ma spódnice! Całe mnóstwo! - Aubrey

wyraźnie poczuwała się do babskiej solidarności.

- Spójrz, ma cienkie rajstopy i wszystko inne też.
- Ubrałyśmy się w sukienki na Wielkanoc - zdradziła

Grace. - Ja miałam prawdziwe rajstopy. Jo i mama
powiedziały, że jestem już dość duża, żeby je włożyć. Nawet
ogoliłam nogi.

- Ogoliłaś nogi? - wykrzyknęła Karen. - Prawdziwą

maszynką, taką jak ma wujek Hunter? - Odwróciła się do
Joanny. - Ty też ogoliłaś nogi na dziś wieczór? Mogę
zobaczyć? Mogę dotknąć? Naprawdę są teraz całe
gładziutkie? Też mnie nauczysz?

Hunter zrzucił z ramion Aarona i Karen, a potem zdjął

Mikiego z twarzy. Podniósł głowę, by spojrzeć na Joannę i ze
zdumienia szeroko otworzył oczy. Nic dziwnego, że dzieciaki
stały jak urzeczone. Nie tylko Karen chciałaby dotknąć skóry
Jo. On najchętniej zrobiłby to samo. Cholera, tu się kręciło za
dużo osób. W restauracji też nie będą sami. Nie zastanawiał
się nad tym wcześniej, ale gdzie podzieje się z piękną
dziewczyną w samym centrum miasta, jeśli jej i jego dom jest
pełen ludzi? Podejrzewał, że pewnie Charlie mógłby mu
podpowiedzieć, gdzie jest jeden z tych słynnych parkingów
dla zakochanych...

Oszołomiony przemianą Joanny z zagonionego

Kopciuszka w olśniewającą piękność, nie zdołał zareagować
w porę, gdy Karen złapała go nagle za ramię i bez trudu
pociągnęła z powrotem na podłogę.

background image

- Mam cię, wujku! - zawołała.
- Tak, mamy cię! - wrzasnął Aaron i przygwoździł

Huntera do ziemi z drugiej strony.

Mikie znów wdrapał mu się na głowę. Dzieciaki zaczęły

go atakować, ale w tym momencie Joanna wkroczyła do akcji.

- Nie, to ja go mam - powiedziała.
I powtarzała to dotąd, aż ściągnęła z niego wszystkich.

Wiedział, że mówiła do dzieci, ale swoją drogą, naprawdę go
miała. Co tu ukrywać, trafiło go. Los znowu spłatał mu figla.
To, co miało być tylko zabawą, niespodziewanie stawało się
coraz poważniejsze, bo w grę zaczynały wchodzić uczucia. A
te zawsze trochę uwierają. Nieprawdaż?

Randka nie zaczęła się najlepiej. Samochód Huntera był za

mały dla nich wszystkich.

- Wezmę mojego vana i przywiozę do ciebie Grace -

zaproponowała Joanna. - Tak będzie prościej, nie będziesz
musiał wracać.

Miał ochotę zaprotestować. Chciał być z Joanną już od tej

chwili, czekał na to wystarczająco długo, czyż nie? Uwaga,
chłopie, robisz się niecierpliwy, to niedobrze! - upomniał
siebie.

W poniedziałek z samego rana pójdzie do salonu

samochodowego i kupi jakiegoś małego busa, takiego dla
dwunastu, albo jeszcze lepiej piętnastu pasażerów. Wtedy taka
sytuacja jak dziś już się nie powtórzy, nawet gdyby Joanna
chciała zaprosić na przejażdżką drużynę pływacką.

Przez całą drogę do domu był zły, a jego nastrój zmienił

się dopiero wtedy, gdy Joanna znalazła się tam, gdzie było jej
miejsce, czyli na przednim siedzeniu tuż obok niego.

- Już myślałem, że nigdy się nie uspokoją - westchnął z

ulgą.

- Dzieci mają swój własny radar - roześmiała się. -

Wyczuwają, kiedy ci na czymś zależy i zrobią wszystko, aby

background image

tylko ci się nie udało. To taka dziecinna przewrotność, która
zanika gdzieś w okolicach dwudziestki, chociaż nie u
wszystkich. Niektórzy mają popsuty wyłącznik i przez całe
życie wszystkich wkurzają. Mam wrażenie, że to dotyczy
Charliego.

- Charlie jest w porządku, wyrośnie ze wszystkiego, co

cię dziś denerwuje - zaśmiał się Hunter. Ale dość już
rozmowy o dzieciach, pomyślał, miał przecież inny plan na
dzisiejszy wieczór. - Ostatnio sporo się uczyłaś do
egzaminów? - zadał pierwsze pytanie z listy.

Podrapała się w czoło.
- Nie tak dużo, jak bym chciała. Miałam trochę kłopotów,

które zaprzątnęły mi głowę.

Nie powiedziała nic więcej i zamyślona patrzyła w okno.
Ile problemów może mieć samotna, młoda i piękna

kobieta? Zmarszczył brwi. Nie, ta rozmowa nie tak się miała
potoczyć. Inaczej to sobie ułożył. Na to pytanie miała
odpowiedzieć „tak", wówczas dodałby coś na temat
ukończenia studiów i zapytałby, jak jej idzie poszukiwanie
pracy i mieszkania. Miał nadzieję, że odpowiedź w obu
przypadkach byłaby negatywna. A potem powiedziałby jej,
jak bardzo mu się podoba, że chyba się w niej zakochał i że
najlepsze, co może zrobić, to wyjść za niego, zamieszkać z
nim i nie wychodzić z sypialni przez kilka miesięcy.

Niestety, Joanna nie odpowiadała zgodnie z planem i

raczej nie była w nastroju do pogawędek o igraszkach w jego
sypialni. Czyżby cały czas martwiła się o Charliego i Chrisa?

No cóż, życie seksualne tych małolatów jest bardziej

urozmaicone niż moje, pomyślał z ironią.

Zaparkował samochód przed restauracją i wysiadł, żeby

otworzyć drzwi. Objął delikatnie Jo ramieniem i wprowadził
do środka.

background image

Usiedli przy stoliku i zamówili kolację. Początkowo

rozmawiali o różnych drobiazgach i codziennych
wydarzeniach.

- Coś cię martwi, Joanno? Jakieś kłopoty w domu? -

zapytał w końcu.

- Tak, i nie mogę przestać o tym myśleć. Staram się

skupić nad książkami, ale wszystko powraca i ciągle mnie
rozprasza.

- Rozumiem. - Skinął głową. - Ciężko to opanować. Może

gdybyś podzieliła się ze mną swoim problemem,
znaleźlibyśmy jakieś rozwiązanie?

Potrząsnęła głową.
- To nie jest taki problem, który da się łatwo rozwiązać. A

już na pewno nie od razu. Myślę, że zajmie to co najmniej
dwadzieścia lat - dodała ze smutnym uśmiechem.

- Brzmi coraz bardziej interesująco. Powiedz mi, o co

chodzi.

- Nie mogę, to osobista sprawa, a w dodatku nie moja.
- Joanna uśmiechnęła się do kelnera, który właśnie

postawił przed nią talerz z sałatką. Po chwili dodała: - Poza
tym wiem, jak bardzo martwisz się o swoich bratanków i
mógłbyś zabronić im do mnie przychodzić.

Patrząc jej prosto w oczy, przykrył swoją ciepłą, dużą

dłonią jej rękę. Ta rozmowa zaczynała go niepokoić.

- Nigdy źle o tobie nie pomyślę - obiecał. - Będzie ci lżej.

jeśli powiesz komuś o tym, co cię dręczy.

Podniosła głowę i utonęła w jego błękitnych oczach.
Miała ochotę zatopić się w nich razem ze wszystkimi

kłopotami, jakie ją otaczały. Chyba rzeczywiście powinna z
kimś o tym porozmawiać, a Hunter był jedyną osobą, której
miała ochotę się zwierzyć.

- Moja mama jest w ciąży - powiedziała niespodziewanie.

W jednej sekundzie zapadła między nimi głucha cisza.

background image

Otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Słucham? - zapytał, sądząc, że się przesłyszał. Pochyliła

się nad stolikiem, nie chcąc, aby ktoś ich podsłuchał.

- Wszystko zaczęło się, gdy znalazłam test ciążowy w

kuble na śmieci - powiedziała, wzdychając ciężko.

Hunter siedział jak ogłuszony. Nie mógł znaleźć

odpowiednich słów.

- Ale jak mogło do tego dojść?
- O, bardzo prosto. Nie wiesz, jak to się robi? Zapytaj

Charliego, chętnie ci wytłumaczy. Wiesz, co powiedziała? -
dodała poważniej.

- Co?
- Że to się stało tak, jak się to dzieje zazwyczaj. To

śmieszne, moja własna matka jest w ciąży i ukrywa się z tym
jak nastolatka. W ogóle nie chciała ze mną o tym rozmawiać,
wiesz? - poskarżyła się.

- Tak? - zapytał ze współczuciem.
- W końcu zmusiłam ją do rozmowy, ale i tak cały czas

próbowała ominąć ten temat. A to wcale nie rozwiąże
problemu.

Mówiła tak smutnym głosem, że wstał, przestawił bliżej

swoje krzesło i przytulił ją do siebie. Z wdzięcznością wtuliła
się w silne ramię.

Po chwili podjęta opowieść.
- Sześć tygodni temu była w podróży służbowej.

Zazwyczaj jeździ w interesach do Waszyngtonu. Uwielbia tam
chodzić do muzeów. Zresztą wszędzie, gdzie jedzie, zwiedza
wszystkie muzea. Właściwie wychowała nas w muzeum,
pamiętam, jak raz...

- Więc jest w Waszyngtonie - delikatnie przypomniał jej,

na czym stanęła.

- No właśnie. Melduje się w hotelu i jedzie windą na górę

do pokoju. Działo się to w niedzielne popołudnie. W windzie

background image

jest tłok, sami biznesmeni, którzy przyjechali do Waszyngtonu
na różne spotkania i konferencje.

- No i?
- Tak jak powiedziałam, w windzie jest ciasno, więc

wszyscy stoją bardzo blisko siebie. Wszyscy też mają ze sobą
bagaże. Ten facet trzyma przy sobie torbę, której rączki
znajdują się niemal przed jej nosem. Zgadnij, co jest napisane
na lotniskowych plakietkach?

- Elkhart, Indiana?
- Goshen.
- Prawie trafiłem.
- No właśnie. Spotykają się kilka tysięcy kilometrów od

swoich domów i okazuje się, że są sąsiadami. Później, kiedy
schodzi na dół na kolację, kto jest w jadalni?

- Nie trzeba być jasnowidzem, żeby to odkryć.

Oczywiście facet z Goshen.

- Tak! Oboje są sami, on przedstawił się pierwszy. I co

potem robi?

Hunter odsunął na bok pusty talerzyk po sałatce.

Spróbował wyobrazić sobie ruchy nieznajomego gościa.

- Oczywiście proponuje jej swoje towarzystwo przy

stoliku. Po kolacji przenoszą się do baru na drinka. Jakiś
muzyk gra na pianinie, więc prosi ją do tańca. Potem wypijają
jeszcze jednego drinka.

Spojrzała na niego z uznaniem.
- Skąd wiesz?
- Zgadłem. - Wzruszył ramionami. - To nie takie trudne

przewidzieć, co zrobi facet, kiedy spotka atrakcyjną kobietę.

- Trafiłeś w sedno. Pamiętasz, mówiłam, że moja mama

uwielbia muzea?

Hunter skinął głową.
- Jesz swoją sałatkę? Odsunęła talerzyk od siebie.
- Nie, ale proszę, ty zjedz.

background image

Sięgnął po widelec. Słuchanie opowieści o podrywie

nieznajomego i jego ewidentnym sukcesie powodowało, że
budził się w nim drapieżca. Na razie zaspokajało go zwykłe
jedzenie. Ale co będzie potem?

- Więc twoja mama lubi chodzić do muzeów, a teraz jest

w Waszyngtonie. Razem idą do Smithsonian Museum. Założę
się, że zaproponował jej swoje towarzystwo przy zwiedzaniu.

Joanna była zachwycona.
- Jesteś niesamowity.
Nie tak niesamowity, jak mógłbym być, gdybyś dała mi

szansę, pomyślał.

- I tak się to zaczęło, a potem po prostu stało się. - Hunter

pokiwał głową. Od Smithsonian Museum do łóżka, to było
całkiem logiczne. - Nie chciałbym być niegrzeczny, ale w jej
wieku... Czy twoja mama nigdy nie myślała o środkach
antykoncepcyjnych?

Zwiesiła głowę zmieszana. Trudno było rozmawiać z nim

o takich szczegółach, które w dodatku dotyczyły jej własnej
matki. Ale z drugiej strony musiała się przed kimś wygadać, a
jemu ufała najbardziej.

- Mama nie musiała martwić się o te rzeczy od czasu, gdy

zmarł ojciec. Ale nawet gdyby żył, nie był to problem, bo
bardzo kochał dzieci i dlatego niezbyt się troszczyli o
zapobieganie ciąży. Mama bardzo kochała ojca, a wtedy inne
sprawy nie grają roli. Myślę, że ją samą to wszystko bardzo
zaskoczyło. Zazwyczaj jest taka opanowana i zrównoważona,
ale powiedziała, że wtedy akurat czuła się rozbita i
przygnębiona. Była już zmęczona samotnością, miała jej dość.

- Jak ktoś może być samotny w domu, w którym mieszka

osiem osób?

- Sama ją o to zapytałam. Odpowiedziała, że to bardzo

proste odczuwać samotność w pokoju pełnym ludzi. I mówiąc
szczerze, chyba ją rozumiem.

background image

Hunter zamarł z widelcem w pół drogi do ust.
- Rozumiesz?
- Tak. Tata i mama pokochali się jeszcze w szkole i

pobrali się pierwszego lata po maturze. Miała osiemnaście lat,
kiedy mnie urodziła. Gdy zdali sobie sprawę, jak trudno jest
utrzymać rodzinę, mama zaczęła pracować na pełny etat i
jeszcze uczyła się w szkole wieczorowej, a ojciec chodził na
studia dzienne, natomiast pracował nocami. To się zmieniło
dopiero wtedy, gdy uzyskał magisterium z ekonomii. Dlatego
między mną a Charliem jest taka przepaść.

- Rozumiem.
- Tak czy inaczej, moja pozycja w rodzinie jest trochę

nietypowa, bo w dużej mierze matkuję mojemu rodzeństwu.
Też jest mi chwilami trudno, ale mam niewiele czasu na
smutne rozmyślania.

Hunter napił się wina.
- Chyba wiem, o co ci chodzi - powiedział. Od kilku

miesięcy mieszkał w domu, w którym nawet przez chwilę nie
mógł być sam, a przecież często odczuwał potrzebę czyjegoś
towarzystwa. Kogoś, kto pomógłby mu wytrzymać to
szaleństwo. Kogoś zrównoważonego, z kim mógłby
rozmawiać po powrocie do domu, rozwiązywać problemy
dzieciaków, ustalać plany na przyszłość. Kobiety, z którą... -
Ale co z tym facetem z windy? Miał coś na swoje
usprawiedliwienie?

- Żona zostawiła go kilka miesięcy wcześniej. Wrócił do

domu z podróży służbowej, a wszystkie zamki w drzwiach
były wymienione. Mam wrażenie, że był ciągle w szoku po
tamtym wydarzeniu, kiedy poznał mamę. Był rozbity i czuł się
samotny, więc szybko się dogadali.

Hunter odchylił się do tyłu. Myślał o tym, co właśnie

usłyszał. Ta sytuacja rzeczywiście nie dawała się łatwo
rozwiązać.

background image

- Wiesz... - ciągnęła smutnym głosem.
- Tak?
- Czuję się taka samolubna. Wiem, że powinnam się teraz

skoncentrować na mamie, a myślę tylko o tym, że znów przez
jakiś czas nie uda mi się wyprowadzić z domu. Ktoś musi
teraz z nią być, ma przecież czterdzieści trzy lata. To nie
będzie dla niej łatwa sprawa. A kto zaopiekuje się dzieckiem,
kiedy się urodzi? - zapytała dramatycznie. - Powiem ci, kto.
Ja! Będę mieszkać z rodziną i zajmować się rodzeństwem już
zawsze. I wiesz co?

- Słucham? - zapytał ostrożnie.
- Z jednej strony jestem maksymalnie wściekła, a z

drugiej dręczy mnie poczucie winy. Zamiast myśleć tylko o
mamie i zajmować się nią, spędzam czas na użalaniu się nad
sobą!

Nie tak wyobrażał sobie ten wieczór. Zupełnie nie tak. Ale

kto mógłby to przewidzieć? Do diabła, gdyby przeczytał to w
książce, wyrzuciłby ją, a do redakcji wysłał list, żeby więcej
nie drukowali takich głupot. Co znaczyło jednak. że właśnie
znalazł się w środku historii, która była zbyt skomplikowana
nawet jak na fikcję literacką.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Hunter nałożył sobie solidną porcję śmietanki i trochę

masła na pieczone ziemniaki. Prawdziwego masła, co tam
cholesterol! Cóż znaczy zatkana tętnica w porównaniu z tym
wszystkim, co usłyszał?

- Muszę się nad tym zastanowić - powiedział po dłuższej

chwili.

- To nic nie da - mruknęła Joanna z rezygnacją. - Od

kiedy się dowiedziałam, nie mogę myśleć o niczym innym. To
zaskakujące, że rodzice też są ludźmi - dodała w zamyśleniu. -
Mają swoje wady i potrzeby. Zawsze wydaje nam się, że są
niewzruszeni jak skały. Ale prawda jest taka, że moja matka
ma czterdzieści trzy lata, jest w ciąży i nie ma faceta. Jako
najstarsza córka powinnam jej więc pomóc. Takie są zasady,
nie ma innego wyjścia. Jestem w kropce.

- Ciii... Myślę.
- Dobra, daj mi znać, jak wpadniesz na jakiś genialny

pomysł.

- Pierwsza się o tym dowiesz - zapewnił Hunter. Jego

obiad dawno już wystygł, ale i tak pochłonął wszystko. Uznał,
że będzie potrzebował wiele sił, żeby przez to przejść. - Masz
ochotę na deser?

Miała ochotę. Czuła, że musi zjeść coś pysznego. Na

przykład podwójne lody karmelowe z bitą śmietaną i
orzechami.

Wreszcie wyszli z restauracji.
- Nie powinnam była tyle jeść - przyznała z niechęcią

Joanna.

- Ja też nie - westchnął Hunter. - Może przespacerujemy

się trochę?

Restauracja mieściła się na South Bend, niedaleko East

Race, sztucznie wykopanej odnogi rzeki Św. Józefa, która

background image

wiła się przez centrum. Na brzegach rzeczki rozciągał się park
z malowniczymi ścieżkami.

- Chodźmy - powiedział, biorąc ją za rękę. - Spalimy

trochę kalorii.

Po chwili znaleźli się nad wodą, gdzie spacerowało wiele

par. Większość z nich była tak zajęta sobą, iż nie dostrzegała
niczego wokół. Nieliczni zakochani tylko trzymali się za ręce,
lecz pozostali pozwalali sobie na dużo śmielsze gesty.
Przytulali się mocno do siebie, a niecierpliwe dłonie sięgały
pod bluzki lub otaczały biodra. Hunter od razu dopasował się
do tej scenerii. Spojrzał w górę i ujrzał bezchmurne niebo
roziskrzone gwiazdami. Łagodny wieczorny wietrzyk był
zapowiedzią nadchodzącego lata. To była noc zakochanych z
całą jej niepowtarzalną atmosferą.

Do licha, po co walczyć z wiatrakami?
Otoczył jej ramiona i delikatnie ją przytulił. Poczuł, że

oparła głowę na jego ramieniu i objęła jego plecy. Wówczas
pochylił się i pocałował ją. Pocałunek był krótki, ale
wstrząsnął nim do głębi.

Musiało być przecież jakieś wyjście z tej zagmatwanej

sytuacji. Po prostu musiało.

- Joanno?
- Tak?
- Czy twoja matka zdradziła ci jego nazwisko?
- Nie uwierzysz - żachnęła się. - Smith. Jim Smith.
- Bardzo oklepane, ale zdarza się, że ktoś rzeczywiście

tak się nazywa. - Próbował wlać w nią odrobinę nadziei. -
Chodziłem do szkoły z Jeremiahem Smithem, był podporą
drużyny koszykówki. Zdaje się, że był także David i... Ray,
tak Ray, nosił okulary z grubymi szkłami i lubił matematykę.
Nigdy nie mogłem go zrozumieć.

- Przecież nie twierdzę, że to jest niemożliwe -

powiedziała Joanna. - Ale nawet jeśli go znajdę wśród tysiąca

background image

Smithów, to co wtedy? Pójdę do niego i powiem, że mógłby
poczuć się odpowiedzialny za to, co zrobił? On mi wygląda na
palanta. Mama nie potrzebuje takiego faceta, bo to większy
kłopot niż pożytek. Po co jej ktoś taki? Ale nie chcę już o tym
rozmawiać, tutaj jest tak pięknie. Niech dzisiejszy wieczór
należy do nas!

Nie miał nic przeciwko temu. To była noc stworzona do

kochania. Delikatny wietrzyk muskał ich policzki. Odwrócił
głowę i nieznacznie pochylił się w stronę Joanny. Pachniała
jak kwiaty i wiosna. Zanurzył twarz w jej włosach i zaczął się
nimi bawić.

- Co robisz?
- Nic. Tylko... nie mogłem się oprzeć, musiałem dotknąć

twoich włosów.

Jej włosów?
- To zwykłe włosy.
Nie, nie były zwykłe. Jedwabiste w dotyku i takie

delikatne. Ślizgały się w jego dłoniach jak nici babiego lata.
To brzmi idiotycznie. Nici babiego lata? Odkaszlnął.

- Przepraszam, ale są takie miłe w dotyku i tak ładnie

pachną.

Pewnie go uraziła. Charlie miał rację. Naprawdę nie

umiała obchodzić się z mężczyznami.

- Nie przepraszaj, po prostu nie jestem przyzwyczajona,

że ktoś mnie dotyka. Zaskoczyłeś mnie. Jeśli chcesz, możesz
się nimi bawić.

Czując się jak kompletny idiota, szybko zanurzył rękę w

jedwabiste pukle. Zastanawiał się, jak odwlec chwilę powrotu
do domu. Tutaj czuł się bardziej anonimowo. Byli jedną z
wielu romantycznych par, zagubionych wśród nocy
szepczących słodkie słówka, przytłumione szumem wody. Tak
naprawdę znajdowali się tu sami, bo wszystkie pary zajęte
były sobą. W domu dzieciaki ciągle im przeszkadzały i

background image

bacznie wszystko obserwowały. Ciężko cokolwiek zrobić w
takich warunkach.

Przeszli pod wiadukt. Stało tam już kilka mocno

przytulonych par, wszyscy całowali się namiętnie. Hunterowi
za bardzo przypominało to „parkowanie", na które wybierali
się kiedyś w liceum z kumplami i swoimi dziewczynami.
Chyba już z tego wyrośliśmy, pomyślał i szedł dalej. W alejce
dostrzegł ławeczkę. Zaprowadził ku niej Joannę, nadal czule
ją obejmując. Przytuliła się do niego. Bliski kontakt sprawiał
jej wyraźną przyjemność i nie ukrywała tego.

Przez jakiś czas siedzieli w ciszy, napawając się spokojem

wieczoru i rozgwieżdżonym niebem.

- Jak przyjemnie jest tak sobie po prostu posiedzieć -

odezwała się Joanna.

Przede wszystkim cudownie było przytulać się do

Huntera, ale tego nie zamierzała mówić głośno.

- Pewnie nie masz zbyt wielu okazji, żeby choćby przez

chwilę spokojnie się zrelaksować? - zapytał, okręcając jej
loczek wokół palca.

- Niestety nie - przyznała, głęboko wdychając

balsamiczne nocne powietrze. - Ale dzięki temu potrafię to
docenić.

- Widzę. Jaki miły w dotyku. - Delikatnie dotknął palcami

jej policzka. - Gładki.

Naśladując ten ruch, dotknęła policzka Huntera. Po chwili

zaśmiała się.

- Niezbyt gładki. Potarł się dłonią.
- Nie - przyznał z żalem.
Za chwilę, przekomarzając się, dotknął policzkiem jej

twarzy. Nie był pewien, jak Jo zareaguje, byli przecież w
publicznym miejscu. Usłyszał, że wstrzymała oddech i wydała
cichy jęk rozkoszy.

background image

Był trochę zdziwiony. Hm, to było interesujące. Nie miała

łaskotek, za to lubiła dotknięcie szorstkiego męskiego
policzka. Odkrył również, iż jej skóra była gładka i delikatna
jak u niemowlęcia, chociaż Jo każdego dnia spędzała wiele
godzin w chlorowanej wodzie. Uważając, by nie podrażnić jej
skóry, Hunter znów potarł policzkiem jej twarz. Skutek był
taki sam, jak poprzednio. Następnie spróbował dotknąć
miękkiej skóry między brodą a szyją. Dziewczyna znowu
wydała jęk rozkoszy i wtedy Hunter zapomniał, że nie byli tu
całkiem sami.

- Joanno - wyszeptał.
Ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Ale tym razem nie

zamierzał poprzestać na zwykłym pocałunku. O nie!
Delikatnie pieścił językiem jej wargi, a ona w odpowiedzi
lekko je rozchyliła.

- O tak - wyszeptał. - O tak, kochanie.
Serce Huntera biło wściekle, jak gdyby starało się sprostać

podnieceniu, które ogarniało całe jego ciało.

To przecież tylko pocałunek! - tłumaczył sobie, podczas

gdy krew pulsowała mu w skroniach i rozsadzała głowę. Co
się z nim dzieje? A wszystko tylko dlatego, że chciał znaleźć
nową mamę dla osieroconych bratanków. To taki altruistyczny
cel, dla którego zamierzał poświęcić siebie i swoją kawalerską
wolność na ołtarzu małżeństwa.

Ale po drodze do tego celu coś się wydarzyło.
Coś niesamowitego.
Cały jego altruizm nagle gdzieś się ulotnił. Nawet gdyby

udało mu się kiedykolwiek zaprowadzić Joannę do ołtarza, i
tak potrzebowałby opiekunki do dzieci.

Dzieci prawie nigdy nie miałyby okazji jej oglądać, gdyż

zamierzał trzymać ją zamkniętą w sypialni przynajmniej przez
pierwszy rok. Po tym czasie spróbowałby ponownie ocenić
sytuację, ale tak naprawdę nie miał nadziei, że i w drugim

background image

roku coś by się zmieniło. W trzecim też nie. Może, gdy Mikie
zacznie chodzić do liceum, wypuści Joannę z sypialni.
Oczywiście o ile jeszcze któreś z nich będzie w stanie chodzić.
Nie wiadomo zresztą, czy dzieci ich rozpoznają.

Opuścił rękę, szukając piersi Joanny. Wzięła głęboki

oddech. Widział, że drży z rozkoszy. Tak bardzo jej pragnął.
Ale ławka w parku nie była odpowiednim miejscem. Jego
dom też nie, bo zaraz w ich łóżku znalazłaby się czwórka
dzieciaków. A wiec gdzie?

Sfrustrowany, przejechał kilkakrotnie ręką po głowie.

Właściwe to powinni już wracać i uwolnić Grace od tych
małych potworków. Może wszystkie poszły spokojnie do
łóżka i śpią jak aniołki? Nie, potrząsnął głową, od dawna już
nie wierzył w bajki i wróżki. Usiadł z głębokim
westchnieniem.

- Joanno, tak bardzo cię pragnę - wyszeptał. Zadrżała.

Nocne powietrze ochłodziło jej rozgrzane ciało.

- Przepraszam - powiedziała. - Nie chciałam do tego

doprowadzić. Ja...

- Sam to zacząłem i mam nadzieję, że nie poszło mi tak

źle - przerwał jej. - Ale niestety to nie jest odpowiedni czas ani
miejsce.

- Ale ja...
- Chciałbym, żebyś wiedziała, że nie mam niecnych

zamiarów. Nie jestem Jim Slick...

- Smith.
- Nieważne. Chodzi mi o to, że w normalnych warunkach

nie poprzestałbym na tym. To byłby tylko początek. - Spojrzał
na Joannę i zauważył na jej twarzy wyraz kompletnego
niezrozumienia. - Wiesz, o czym mówię?

- Nie, właściwie to nie.
Hunter westchnął, podniósł się z ławki i nic nie mówiąc,

zaprowadził Jo do samochodu. Włożył kluczyk do stacyjki,

background image

uruchomił silnik i zaraz go zgasił. Jeszcze raz odwrócił się w
jej stronę.

- Sądzę, że byłoby nam dobrze razem, Joanno, to właśnie

miałem na myśli. I nie tylko w łóżku, chociaż gdybyśmy się w
nim znaleźli, temperatura naszych ciał pewnie by je zwęgliła.
Byłoby nieźle. Ale w prawdziwym związku chodzi nie tylko o
to.

Otworzyła szeroko oczy.
- My razem? Myślisz o sobie i o mnie?
Hunter znów westchnął, tym razem z niecierpliwością. A

co ona myślała, że kręcił się ciągle koło niej, żeby być bliżej
Aubrey?

- Tak.
- Och...
W samochodzie zapadła cisza, której żadne z nich nie

chciało burzyć. Byli już prawie pod domem, gdy Joanna
odezwała się.

- Chciałabym, żebyś o czymś wiedział, Hunter. Włączył

kierunkowskaz i zerknął w lusterko wsteczne,

zanim zmienił pas.
- Tak, słucham?
- Żałuję, ale to nie jest odpowiedni moment w moim

życiu - zaczęła, starając się uspokoić oddech. - To, co
powiedziałeś wcześniej, że byłoby nam dobrze razem, wiele
dla mnie znaczy... Kiedy użyłeś wyrażenia „prawdziwy
związek", miałeś na myśli coś trwałego, prawda? - Po
wyrzuceniu tego z siebie, Joanna przełknęła ślinę. Mężczyźni
nie lubili słowa „związek" w bliskim sąsiedztwie słowa
„trwały". Zauważyła kiedyś, że zaczynali się wówczas pocić.
A ona chciała uniknąć wszelkich niedomówień, ponieważ
faceci, którzy nie zaczynali się pocić, chcieli od niej czegoś
zupełnie innego. - Większość mężczyzn, jakich poznałam, to
ojcowie dzieci, które uczyłam pływać. Interesowały ich randki

background image

ze mną, bo byli rozwiedzeni albo owdowiali. Miałam
wrażenie, że szukają nie partnerki, lecz skrzyżowania niani,
służącej i kierowcy z prywatną instruktorką pływania dla ich
dzieci, które w przyszłości miały zostać mistrzami
olimpijskimi. Nie dostrzegali we mnie kobiety. To było
przykre, ale nie za bardzo, bo oni dla mnie też nic nie
znaczyli. Ale gdyby tak było również z tobą, byłoby mi
bardzo przykro. - Machnęła ręką, zbyt zażenowana, by
powiedzieć, jak ważne było dla niej, że on też coś do niej
czuje. - Po prostu chciałam, żebyś wiedział, że to, co
powiedziałeś, jest dla mnie bardzo ważne. Żałuję, że z
powodu mojej matki to nie jest odpowiedni moment... -
urwała.

- Tak, miałem na myśli trwały związek. Pewnie, że tak. A

tamci faceci to durnie - oświadczył zdecydowanie.

- Mama też tak zawsze mówiła - zaśmiała się Joanna. -

Ale takie już są matki. Sądzą, że płeć przeciwna jest ślepa,
jeśli nie zauważa uroku ich dzieci. Ponieważ osiągnęłam już
niebezpieczny wiek dwudziestu pięciu lat i nadal nie mam
faceta, mama jest przekonana, że męska część ludzkości jest
po prostu głupia. - Rzuciła niespokojne spojrzenie w jego
stronę. - Twoja matka zachowuje się pewnie podobnie,
prawda?

Czas powiedzieć coś więcej o sobie, pomyślał. Wziął

głęboki oddech,

- Moi rodzice nie żyją. Tata miał atak serca podczas

prowadzenia samochodu. Wjechał prosto w drzewo. Lekarze
podejrzewali, że w chwili uderzenia już nie żył. Matka zginęła
podczas wypadku.

- Tak mi przykro.
- Nie byłem już wówczas dzieckiem. Miałem dwadzieścia

lat, kończyłem drugi rok studiów. Byłem zbuntowany.
Chodziłem na imprezy, świetnie się bawiłem, wpadałem w

background image

kłopoty. - Westchnął i stuknął palcami w kierownicę. - Ty
nigdy nie miałaś czasu na bunt. Nie mogłaś poszaleć,
wykrzyczeć tego z siebie. No, ale przynajmniej twoi rodzice
nie umarli w przeświadczeniu, że nic dobrego z ciebie nie
wyrośnie.

- Ależ jestem pewna, że twoi rodzice nie... -

zaprotestowała odruchowo.

- O tak, tak właśnie sądzili. Uważali, że pod wieloma

względami jestem do niczego. Widzisz, tylko warunkowo nie
wyleciałem ze studiów. Bawiłem się na całego. I wtedy
właśnie mieli wypadek. Byliby bardzo zaskoczeni, gdyby
wiedzieli, że zostałem magistrem ekonomii i dobrze mi się
wiedzie. Tata twierdził, że jeśli nie zmienię stosunku do życia,
będę zamiatał ulice. A potem awansuję na zbieracza
makulatury. - Znów westchnął i pogrążył się w myślach. Tak
by chciał, aby jego ojciec zobaczył, jak wiele osiągnął. - W
każdym razie dobrze, że miałem chociaż Roberta i Mary
Ellen. Chodzili ze sobą już w liceum i od tamtej pory świata
za sobą nie widzieli. Pobrali się w połowie studiów, ale nie
zwolnili tempa. Oboje skończyli studia w terminie i z
wyróżnieniem. Karen urodziła się niedługo przed śmiercią
moich rodziców.

- Musiało być ci ciężko.
- Dlatego, że Robert i Mary Ellen ciągle byli mi stawiani

za wzór? Nie, byli tak wspaniałą parą, że trudno było ich nie
lubić, chociaż próbowałem. Byłem więc buntownikiem bez
powodu. - Zatrzymał się na podjeździe przed domem,
otworzył pilotem drzwi do garażu i wjechał do środka. - Myślę
jednak, że od tamtego czasu trochę wydoroślałem.

- Wiesz, człowiek często myśli, że już gorzej być nie

może, dopóki ktoś inny nie opowie mu swojej historii.
Okazuje się, że każdy ma swoje kłopoty, najczęściej znacznie
poważniejsze niż nasze. Na przykład ja zawsze żałowałam, że

background image

nie mogłam wyjechać gdzieś na studia, a teraz użalam się nad
sobą, bo moja mama znowu oczekuje dziecka. A przecież
żyjemy, cieszymy się dobrym zdrowiem i myślimy o
przyszłości.

- Rzeczywiście, coś w tym jest - zgodził się, wracając

myślami do swoich rodziców i brata. Wszystko by oddał, żeby
mieć ich z powrotem. Niestety, nic nie mógł zrobić. Był już
zmęczony walką z losem, który ciągle płatał mu figle. Teraz
też. Pokazał mu wspaniałą kobietę, z którą nie mógł być,
nawet gdyby walczył o to ze wszystkich sił. Jej poczucie
obowiązku, cecha, która początkowo przyciągnęła go do niej,
teraz miało ich rozdzielić. Co za pech! - Joanno, jesteś bardzo
atrakcyjną kobietą. Zauważyłem to od razu, przysięgam. -
Poruszył się niespokojnie i wyłączył silnik. - Ale muszę
powiedzieć, że zauważyłem również, jak świetnie radzisz
sobie z dziećmi. I to też było dla mnie ważne. Nie będę cię
oszukiwał. Moje zamiary nie były całkowicie szczere.

Jo spojrzała zaskoczona.
- Ale przecież to nie ma sensu. Kiedy ich rodzice wrócą...
- Ich rodzice nie wrócą.
Zamurowało ją na chwilę.
- Słucham?
- Mój brat i jego żona byli wspaniałymi ludźmi.

Troszczyli się o swoje dzieci i nigdy nie zostawiliby ich z
takim starym kawalerem, jak ja. Oni nie żyją. Myślałem, że o
tym wiesz.

Wpatrywała się w Huntera z niedowierzaniem. Zacisnęła

mocno dłonie, aby powstrzymać ich drżenie.

- Nie żyją?
- Też zginęli w wypadku samochodowym. Kierowca

ogromnej ciężarówki stracił panowanie nad maszyną i wpadł
na nich. Wszystko stało się błyskawicznie.

background image

- To straszne - powiedziała cicho. Hunter przejechał ręką

po głowie.

- To było straszne, zwłaszcza dla dzieci. Cały czas bardzo

tęsknią za rodzicami. Starają się dojść do siebie, ale w nocy
nadal mają koszmary. - Zamknął oczy. - Ja też próbuję sobie
radzić. Ale wciąż tęsknię za bratem.

Joanna odwróciła się w jego stronę. Nie mogła uwierzyć w

to, co usłyszała. Współczuła mu coraz bardziej.

- Tak mi przykro.
- Dziękuję. Wracając do poprzedniego tematu, ci inni

mężczyźni, ojcowie dzieci, które uczysz pływać, na pewno
widzieli w tobie nie tylko matkę dla swoich pociech. To
niemożliwe. Ci faceci byliby w siódmym niebie, gdyby cię
zdobyli. Joanno, chyba sama nie wiesz, jak jesteś niezwykle
piękna i seksowna. Oczywiście, że cię pragnęli. Nie są głupi.
Ja też nie jestem. Ale rozumiem twoje opory, naprawdę.
Świetnie bym na tym wyszedł, gdybym był z tobą, ale ty...

Westchnął. Trudno, jeśli nie może być z nią na zawsze, to

chociaż dzisiejszy wieczór spędzą razem. Odwrócił się w
stronę Jo i odpiął jej pas. Przyciągnął ją do siebie i zaczaj
całować. Niech przynajmniej wie, co straciła.

- Jesteś taka piękna - powiedział stłumionym głosem.

Nagle drzwi dzielące dom od garażu otworzyły się.

Zapaliło się górne światło i weszła Grace.
- O rany, jak się cieszę, że już wróciliście. W końcu udało

mi się ułożyć do łóżek Aarona i Mikiego i zasnęli kamiennym
snem. Ale mam kłopot z Karen i Robbym. Robby nie chce
leżeć w swoim łóżku. Ciągle idzie do Karen i puszcza bąki.
Ona nie chce tam zostać i mówi, że powietrze jest zatrute. Gdy
tylko uda mi się umieścić ich we własnych łóżkach,
przedstawienie zaczyna się od nowa. Nie wiem już, co robić.
Oni w końcu obudzą Mikiego i Aarona. Jak długo Robby
może puszczać bąki?

background image

- To dar natury - westchnął Hunter. - Prawie wszyscy

chłopcy w jego wieku posiadają ten talent, zwłaszcza jeśli
mają siostrę, której w ten sposób mogą dokuczyć.

- Kiedyś w końcu wyczerpią mu się zapasy?
- Raczej bym na to nie liczył.
Joanna wpatrywała się w niego osłupiała,
- Postaraj się wczuć w umysł ośmioletniego chłopca. -

Odchrząknął. - Bekanie i puszczanie bąków to najlepsza rzecz
pod słońcem.

- Tak, ale...
- Nie żartuję. Jutro Robby'ego będzie prawdopodobnie

bolał brzuch ze śmiechu. Musi mieć niezły ubaw.

Z żalem, że nici z dalszych igraszek, wyjął kluczyki ze

stacyjki i wysiadł z samochodu, pomógł wyjść Joannie i
zaprowadził ją do domu.

- Dobra, Grace, zajmę się tym - powiedział. - Joanno, daj

mi parę minut. Muszę otworzyć okno na górze i doprowadzić
do porządku mojego bratanka. Zaraz wrócę i pożegnam się z
wami. Grace, dostaniesz ekstra dodatek za pracę w trudnych
warunkach. Zaczekajcie tu - poprosił i pomknął na górę.

Niedługo potem był na dole i odprowadził Joannę oraz

Grace do ich samochodu.

- Zachowanie Robby'ego tak naprawdę mnie cieszy -

stwierdził w zamyśleniu. - To znaczy, że dzieciaki
przyzwyczajają się do mnie. Robby uznał, że go stąd nie
wyrzucę, więc może już zachowywać się normalnie, a nie jak
u cioci na imieninach.

- Przecież i tak byś go nie wyrzucił.
- Ale jest za mały, żeby zrozumieć, dlaczego jego świat

tak nagle się zmienił. Wyjaśniałem mu to wiele razy, ale on
nadal myśli, że Robert i Mary opuścili ich. Uważa, że gdyby
byli grzeczniejsi, rodzice by nie odeszli.

background image

- A więc może to rzeczywiście dobry znak - szepnęła

Joanna, niezupełnie przekonana, że celowe puszczanie bąków
świadczy o dobrej kondycji psychicznej chłopca. Musi to
sprawdzić w starym podręczniku z psychologii dziecięcej.
Sporo tam różnych stwierdzeń jeszcze dziwniejszych od tezy
Huntera. To mógłby być ciekawy temat pracy dyplomowej,
ucieszyła się w duchu. W każdym razie oryginalny. - Jestem
pewna, że wszystko się w końcu ułoży. - Zatrzymała się przy
swoim samochodzie. - No to dobranoc - odezwała się cicho,
nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć po tym, co
przeżyli. - Dziękuję, że poprosiłeś mnie o rękę?

Tylko że właściwie nie poprosił. Ale z drugiej strony, co

innego mógł mieć na myśli, mówiąc o stałym związku?

Hunter włożył ręce do kieszeni. Widać było, że jest

sfrustrowany.

- Tak, dobran... Ach, do diabła! - Wyjął ręce z kieszeni,

chwycił Joannę i przyciągnął ją do siebie. - Grace, masz
nikomu o tym nie mówić i w ogóle odwróć się. Zamierzam
pocałować twoją siostrę, a ty jesteś za mała, żeby na to
patrzeć.

- Nie jestem...
- Nie denerwuj mnie, Grace, nie mam ochoty na żarty.

Jestem zdesperowany.

- Mężczyźni są tacy dziwni - powiedziała Grace z

westchnieniem, odwracając się do nich plecami. - Pośpiesz
się, dobra? Miałam ciężki wieczór i naprawdę chciałabym już
jechać do domu.

- Zapłacę ci za nadgodziny - mruknął z niecierpliwością i

namiętnie pocałował Joannę w usta.

Kiedy skończył, miała kolana jak z waty. Z trudnością

utrzymywała się na nogach i musiał jej pomóc. Delikatnie
oparł ją o samochód i wyciągnął portfel.

background image

- Grace, możesz się już odwrócić - oznajmił i dodał jej

pięć dolarów. - Tak powinno być w porządku.

Joanna zdmuchnęła grzywkę z czoła.
- Nie waż się tego wziąć, Grace!
Hunter zacisnął dłoń dziewczyny wokół banknotu.
- Nie denerwuj się, Jo. To było tego warte. Dobranoc,

moje panie. Jedźcie ostrożnie.

Stał jeszcze chwilę na ganku, aby upewnić się, że silnik w

samochodzie Joanny zapalił.

Jechała do domu zupełnie oszołomiona. Od kilku dni

działo się z nią coś dziwnego i nie potrafiła nad tym
zapanować. Dziwiła się, że może jeszcze stać o własnych
siłach i w miarę normalnie funkcjonować.

Odstawiła samochód i razem z Grace ostrożnie przeszły

przez parter, starając się omijać niewidoczne w ciemnościach
przeszkody. Usłyszały z góry basowy dźwięk muzyki. A więc
Charlie był w domu.

Pożegnała się z Grace i wślizgnęła do swego pokoju. W

części Maddie ciągle paliło się światło.

- Czemu nie śpisz, mamo? Już późno.
- Jest dopiero wpół do dwunastej, kochanie. Czytam sobie

i czekam na ciebie.

- Nie musisz na mnie czekać. Mam już dwadzieścia pięć

lat, a ty potrzebujesz teraz więcej snu.

Maddie zamknęła książkę.
- Zdrzemnęłam się wcześniej, a poza tym zamierzam jutro

późno wstać. Wiem, że nie muszę na ciebie czekać. Po prostu
chciałam z tobą pogadać. Już od dawna nie rozmawiałyśmy
tylko we dwie.

Poczuła się winna. Przecież matka mówiła jej, że czuje się

samotna. Dlaczego więc nie znalazłam dla niej choć trochę
czasu? - wyrzucała sobie.

Maddie usiadła i objęła rękami kolana.

background image

- Nie rób tak. Możesz zaszkodzić dziecku! Matka

spojrzała na nią z niedowierzaniem.

- Ty chyba też potrzebujesz rozmowy uświadamiającej,

kochanie. Dziecko ma najwyżej półtora centymetra długości.
W ten sposób na pewno go nie zgniotę. W poprzednich
ciążach też tak robiłam i jak widać, wszyscy jesteście zdrowi.

- Ja tak - przyznała Joanna. - Ja jestem zdrowa, ale

wszyscy inni nie są do końca normalni. Jak byłaś z nimi w
ciąży i siedziałaś w taki sposób, na pewno naciskałaś na ich
mózgi, co bardzo źle się skończyło.

Maddie przymknęła oczy.
- Jak tam na studiach? Dostałaś już jakieś oferty pracy

albo propozycję fajnego mieszkania do wynajęcia? No i
najważniejsze, jak twoja randka?

Joanna westchnęła. Ułożyła się wygodnie na drugim

końcu łóżka matki i odpowiedziała:

- Na studiach wszystko w porządku. Już za dwa tygodnie

skończą się egzaminy i będę miała z tym spokój do końca
życia.

- Nie ciesz się tak bardzo - zaśmiała się matka. - W

zamian czeka na ciebie mnóstwo sprawozdań i tym
podobnych rzeczy. Wtedy będziesz marzyła o czasach, kiedy
musiałaś siedzieć przez pół nocy, żeby napisać referat.

- Nie pozbawiaj mnie miłych złudzeń, mamo. Jeśli chodzi

o randkę, to było cudownie, chociaż cała sytuacja jest bardzo
zagmatwana. Nie mam zamiaru szukać mieszkania. Nie
zostawię tego domu pod opieką Charliego, zwłaszcza że ty
niedługo będziesz rodzić. Zostanę tutaj, bo chcę być z tobą i z
dzieckiem.

- O nie, nie zostaniesz.
- O tak, zostanę.
Maddie rzuciła jej złowrogie spojrzenie.

background image

- Mogłam się spodziewać, że będziesz się upierać. O tym

pogadamy później. Zresztą jutro pójdziemy razem szukać dla
ciebie mieszkania. A teraz opowiedz mi o randce. Ten Hunter
jest całkiem przystojny, prawda?

- Uhm - zgodziła się Joanna. Jak mogłaby zaprzeczyć?

Chciała porozmawiać z kimś bliskim i opowiedzieć, co
ostatnio się z nią dzieje. Wzięła więc głęboki oddech i zaczęła
mówić...

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Maddie słuchała uważnie. Kiedy Joanna skończyła

wreszcie swój monolog, była w stanie powiedzieć tylko:

- No tak, to rzeczywiście jest bardzo zagmatwane.

Czujesz się trochę lepiej, jak już wyrzuciłaś z siebie to
wszystko?

- Nie, nie za bardzo - powiedziała Joanna ze smutkiem. -

To wszystko jest takie beznadziejne.

- Twoje serce nie chce podporządkować się planowi,

który sobie ułożyłaś na dalsze życie. To rzeczywiście niełatwa
sytuacja.

- Cholera by to wzięła!
- Nie mów tak, kochanie. Te ściany mają uszy. Joanna

przewróciła oczami.

- Mamo...
- Przestań! No, to teraz spróbujemy jakoś to wszystko

rozwikłać.

- Życzę powodzenia - ironizowała.
- Musimy się dobrze zastanowić, na pewno coś da się z

tym zrobić.

- To beznadziejne - mruczała Jo, kręcąc głową.
- Wcale nie, Jo. Przestań tak mówić. Miłość nie zawsze

przychodzi w odpowiednim momencie. Zapytaj kogokolwiek,
to nasłuchasz się różnych historii. Weźmy choćby mnie.
Myślisz, że ja przez to nie przechodziłam? Myślisz, że nie
wiem, jak to jest? Kiedy spotkałam twojego ojca, to też nie był
odpowiedni moment w moim życiu. Cholera by to wzięła!
Joanna była przerażona.

- Mamo, jak ty mówisz?
- A co, myślisz, że to twoje pokolenie wymyśliło brzydkie

słowa? Potrafię kląć, ale zawsze starałam się dawać wam
dobry przykład. Jeśli jednak będę chciała, rzucę taką
wiąchę...!

background image

Joanna zaczynała w to wierzyć. Do diabła! Jej matka

pokazała zupełnie inne oblicze.

- Ja też miałam zupełnie inne plany na życie, kiedy

spotkałam twojego ojca. I nie było w nich miejsca na
siedmioro dzieci. O nie! Miałam skończyć prawo. Chciałam
otworzyć własną kancelarię i specjalizować się w obronie
praw kobiet. - Maddie parsknęła. - A widzisz, dokąd zaszłam?
Chodzi mi o to, że kiedy spotykasz zakręt na swojej drodze,
nie możesz się cofać. Czasem trudno znaleźć idealne
rozwiązanie, ale trzeba starać się ustawić wszystko jak
najlepiej. Nie poszłam na studia prawnicze i moje życie
potoczyło się zupełnie inaczej, niż planowałam, ale lata
spędzone z twoim ojcem wynagrodziły mi to z nawiązką i
nigdy tego nie żałowałam. Wspólne życie z twoim tatą było
naprawdę cudowne. Kłóciliśmy się i kochaliśmy namiętnie. A
potem odszedł. Czy jednak tylko dlatego, że trwało to tak
krótko, powinnam żałować mojego wyboru? Nie sądzę. Czy
powinnam żałować, że mam siedmioro dzieci i sama je muszę
wychowywać? Każde z was ma w sobie cząstkę waszego ojca.
Podobieństwo zewnętrzne, sposób poruszania się. Oczy Grace,
nos Willa. Nawet teraz, patrząc wstecz, nie chciałabym nic
zmienić. Nie mogłabym. Zresztą, z którego z was mogłabym
zrezygnować? Z dobrze ułożonej Aubrey? Z Charliego, z tym
jego niecierpliwym pragnieniem przeżycia wszystkiego, co
życie ma do zaoferowania? Z Chrisa, który sądzi, że mógłby
rozwiązać problem głodu na świecie i wiele innych, gdyby
tylko ktoś posłuchał go uważnie?

Obserwowała mówiącą z pasją matkę. Wyglądało na to, że

była dużo silniejsza, niż Jo dotąd sądziła. Z każdego jej słowa
przebijała ogromna pewność.

- Zmieniłam plany, gdy się zakochałam, i ani trochę tego

nie żałuję. No dobrze, ale wróćmy do twoich kłopotów.
Musisz zdecydować, czego chcesz bardziej: żyć samodzielnie

background image

we własnym mieszkaniu i umawiać się na randki, czy też żyć
razem z Hunterem i wszystkimi jego problemami.

Joanna zwlekała z odpowiedzią.
- Nie wiem, mamo. Chcę jednego i drugiego. Lubię jego

dzieci, naprawdę. Dlaczego nie mogłam go spotkać za rok?

- Nie spotkasz go za rok, spotkałaś go teraz! Tego już nie

zmienisz, więc nie ma o czym mówić. Odpowiedz na moje
pytanie.

- W podręcznikach psychologii piszą, że każdy powinien

przejść przez wszystkie etapy rozwoju. Inaczej rozwój
osobowości zatrzymuje się na pewnym poziomie i taki
człowiek jest psychicznie niepełny, zahamowany. Powinnam
przez jakiś czas żyć zupełnie samodzielnie, zanim się
ustatkuję. Nie umawiałam się z wieloma chłopakami.

Nie chciałabym być do końca życia niedojrzała

emocjonalnie. Ale jeśli teraz zacznę żyć samodzielnie, może
okazać się, że już nigdy więcej nie spotkam kogoś takiego jak
Hunter, nie uważasz? To może być ta moja jedna jedyna
szansa. - Twarzą w dół i z rękami na głowie rzuciła się na
łóżko. Teraz Maddie przewróciła oczami. - Z drugiej strony,
jeśli zdecyduję się teraz na Huntera, to tak jakbym sama
prosiła się o kłopoty w przyszłości, bo świadomie ominę
pewien etap rozwoju emocjonalnego. Najpewniej dopadnie
mnie straszny kryzys wieku średniego i z rozpaczy zacznę
romansować - przewidywała pesymistycznie. - Na prawo i na
lewo, z byle kim i gdzie popadnie - delektowała się straszną
wizją. - Okropne. Nie byłoby to w porządku wobec Huntera,
bo naprawdę jest świetnym facetem. Bezinteresownym i
kochającym. Jeśli go skrzywdzę, nigdy sobie tego nie
wybaczę. Maddie aż otworzyła usta ze zdziwienia.

- Nigdy jeszcze nie słyszałam takich bredni. Naczytałaś

się za dużo książek psychologicznych i na tym polega twój
problem. Jeśli kiedykolwiek choćby pomyślisz o romansie, to

background image

jak jestem twoją matką, osobiście cię zamorduję, czy będziesz
miała trzydzieści lat, czy pięćdziesiąt. Pomyśl o urazach
psychicznych, jakie pozostawiłoby to u tych dzieci. Musisz po
prostu się pilnować i to wszystko. A z problemem
pominiętych etapów rozwoju osobowości jakoś sobie
poradzisz, tak jak wszyscy pozostali na tym świecie.

- Łatwo ci mówić.
- Szkoda, że nie nagrałam tego na magnetofon. Powinnaś

usłyszeć, jakie głupstwa opowiadasz.

- Może... Gdybyśmy mogli być tylko we dwoje, to co

innego. Naprawdę nie chcę mieć na razie do czynienia z
nikim, kto nie skończył dwudziestu jeden lat.

- Nie winię cię za to - westchnęła Maddie. - Wiele razy

czułam to samo.

Grace, oczywiście bez pukania, weszła do pokoju.
- Co ty tu robisz? - zdenerwowała się Joanna. - Mama i ja

chcemy porozmawiać.

Grace pozostała niewzruszona.
- Muszę skończyć pracę domową, ale zostawiłam w

szkole tablicę okresową. Czy któraś z was może wie, jaki jest
ładunek elektryczny chloru w postaci zjonizowanej?

- Chyba minus jeden.
- Wapń? - pytała dalej Grace, szybko notując odpowiedzi.
- Minus dwa. Albo nie, chyba plus dwa. E tam, nie wiem.

Idź już lepiej spać.

- Joanno - upomniała ją matka. - Grace, jak poszło ci dziś

wieczorem?

- Strasznie. - Przewróciła oczami. - Mikie zaczął płakać,

gdy tylko zobaczył, że Joanna i Hunter odjeżdżają. Mówił, że
chce do mamy i taty. Aaron powiedział mu, że już ich nigdy w
życiu nie zobaczy, bo oboje są już w niebie z Panem Bogiem i
z aniołkami. Wtedy Mikie zaczął się dopytywać, jak mógłby
się tam dostać. Powiedział, że musi się z nimi koniecznie

background image

zobaczyć. Wtedy przyszedł Robby i znowu zaczął mu mówić,
że nie zobaczy ich już nigdy. Wtedy Aaron też zaczął płakać,
więc mnie też wzięło, bo pomyślałam o naszym tacie.
Wszyscy zaczęliśmy płakać, a mnie cholera wzięła na to
wszystko.

- Grace, nie mów tak! - Joanna upomniała ją odruchowo,

ale po chwili westchnęła ciężko. - Ech!

- A widzisz? - powiedziała z satysfakcją Grace. - Mówię

przecież, że cholera by to wszystko wzięła.

- Grace, słyszałaś, co powiedziała twoja siostra? Nie

wolno tak mówić.

Joanna kiepsko spała tej nocy. Rano nie była pewna, czy

w ogóle zmrużyła oczy. Była wdzięczna niebiosom, gdy
wreszcie ujrzała szare światło poranka. Wstała i wyjrzała
przez okno. Słońca wisiało już nad horyzontem i ledwie
przebijało się przez chmury. Wyglądało na to, że samo nie
miało jeszcze ochoty wstawać.

- Dzień dobry - szepnęła do niego, włożyła kapcie i zeszła

na dół.

Po chwili sączyła kawę i sporządzała listę obowiązków na

ten dzień.

- No dobra. Muszę zastanowić się nad sztafetami podczas

zawodów w przyszłym tygodniu. Powinnam znaleźć trochę
czasu, żeby spotkać się z Hunterem i zamordować go za to, że
tak bardzo zależy mi na nim i jego dzieciach. Zamordowanie
to zresztą zbyt łagodna kara, za krótko by cierpiał. Powinno
się go poddać chińskim torturom. Charlie i Chris pomogą mi
skończyć projekt zagospodarowania części piwnicy. Tam
urządzi się ich pokój. Jeżeli mam tu zostać, muszę mieć
osobną sypialnię. Mama będzie w pokoju razem z
dzidziusiem. Tylko jaką torturę by tu wymyślić? Łamanie
kołem? Albo obdzieranie ze skóry i posypywanie solą? To
brzmi całkiem zachęcająco...

background image

Tak znalazła ją matka.
- Co robisz tu tak wcześnie? Jest szósta rano.
- Zastanawiam się nad różnymi rzeczami i planuję.

Maddie rzuciła okiem na zimną kawę i gazetę, która

była otwarta na stronie z ogłoszeniami sklepów z

materiałami budowlanymi.

- To niewłaściwy dział - stwierdziła, sięgając po gazetę. -

O tu! Gdzieś tu powinny być ogłoszenia o mieszkaniach do
wynajęcia...

- Mamo, co byś powiedziała na pomysł zaadaptowania

części piwnicy dla Charliego i Chrisa? Ich pokój tak śmierdzi
brudnymi skarpetkami, że roznosi się to po całym pierwszym
piętrze. Koszty nie byłyby zbyt duże.

- Niezły pomysł, chociaż z ich pokoju już mniej śmierdzi,

bo kazałam im posprzątać pod łóżkami - odpowiedziała
niedbale Maddie, zajęta szukaniem długopisu. Potem nalała
sobie szklankę mleka.

- Od kiedy pijesz mleko?
- Od czasu, gdy nie mogę sobie przypomnieć, czy kawa

nie szkodzi nie narodzonym dzieciom. Wiesz, chodzi mi
kofeinę. Nie chcę, żeby biedne dziecko było kompletnym
głupkiem. Wiem, że mleko jest dla niego dobre i tego będę się
trzymać, dopóki nie pójdę do lekarza. O, zobacz tutaj,
apartament z jedną sypialnią i ogrodem. To chyba nad
brzegiem rzeki. Na pewno jest tam piękny widok. To też
można by obejrzeć - ciągnęła, zakreślając drugie ogłoszenie.

- Mamo, daj spokój, zostaję tutaj! Dlatego właśnie chcę z

części piwnicy wykroić pokój dla Charliego i Chrisa.

- Zaadaptujemy dla nich piwnicę. W tym punkcie

zgadzam się z tobą. Ich pokój jest największy po naszym i jak
go zwolnią, umieścimy tam Aubrey i Grace. Ich obecny pokój
jest najmniejszy i leży tuż obok mojego, dlatego urządzi się
tam pokój dziecięcy. Trochę dziwnie będę się czuła, mając

background image

cały pokój dla siebie, gdy ty wreszcie wyfruniesz do swojego
gniazdka.

- Mamo...
Maddie spojrzała na nią ostro.
- Nie, kochanie, nie zmienisz swoich planów.

Zdecydowałam, że spróbuję skontaktować się z Jimem.
Powinien przynajmniej się dowiedzieć, że niedługo zostanie
ojcem. Co zrobi, to już jego decyzja. W każdym razie ty się
stąd wyprowadzasz. Masz sześcioro rodzeństwa, z których
każde może cię zastąpić. Po prostu musisz dać im szansę,
kochanie.

- Przecież oni wszyscy chodzą jeszcze do szkoły. Kto się

zajmie maluchem, jak ty będziesz w pracy?

- Zatrudnię nianię. Jestem teraz na dużo wyższym

stanowisku niż wtedy, gdy umarł wasz tata. Więcej zarabiam i
stać mnie na opiekunkę do dziecka.

Wpatrywała się w matkę. Zaniepokoiło ją to, że tak łatwo

ją zwalniała. Od chwili gdy przed siedmiu laty umarł ojciec,
Joanna czuła się trochę jak Kopciuszek i często użalała się nad
samą sobą w roli wyrobnika. Ale czy mogła postępować
inaczej? Przecież rodzina jej potrzebowała. Teraz matka
upierała się, żeby się wyprowadziła i używała wreszcie
wolności i swobody. Wydawałoby się, że Jo od dawna czekała
na to z utęsknieniem. Ale czy była uradowana? Czy skakała z
radości? Czy biegła do sklepu, żeby kupić farbę do
mieszkania, które setki razy malowała w marzeniach?

O nie, nic z tych rzeczy.
Czuła się niedoceniona. Czy matka nie wiedziała, że ona

jest tu niezbędna? Że bez niej rodzina nie będzie mogła
prawidłowo funkcjonować? Bez łaski. Niech więc ci
niewdzięcznicy radzą sobie sami. Już po tygodniu będą ją
prosili, żeby wróciła.

background image

Wzięła ogłoszenia o wynajmie mieszkań i poszła się

ubrać.

Przez cały tydzień Joanna nerwowo wypatrywała Huntera

na lekcjach pływania. Sama nie wiedziała, czy chce, czy nie
chce, żeby przyszedł. Ale on wcale się nie pokazywał.

- Gdzie twój wujek? - usiłowała delikatnie wybadać

Karen, kiedy ta podeszła do niej z prośbą o wyregulowanie
paska od okularków podwodnych. Był już piątek, a on nadal
nie dawał znaku życia.

- Przyjeżdżamy samochodem z innymi dziećmi -

poinformowała ją dziewczynka i prychnęła z pogardą. Woda
spływała po niej i mała zadrżała z zimna. - Musimy jechać do
domu z Billym i jego mamą.

Joanna też nie chciałaby jechać do domu z Billym. Ten

chłopak był nieznośny.

- Aha... Tak tylko pytam z ciekawości, ponieważ zawsze

tu przychodził.

Podszedł do nich Robby.
- Wujek Hunter mówi, że widział już panią w akcji i ufa

pani. Stwierdził, że Aaron i Mikie zniszczą cały basen, jeśli
nadal będzie ich tu przyprowadzał.

- To dlatego, że oni zawsze coś muszą popsuć - dodała

Karen.

- Mhm - mruknęła niedbale Jo. - Tak jak mówiłam, pytam

tylko z ciekawości.

Stawała się coraz bardziej nerwowa. Z jednej strony

chciała, żeby Hunter ją prześladował, a z drugiej wolała, by
trzymał się od niej jak najdalej. Tak naprawdę zaczął się z nią
umawiać, bo chciał znaleźć nową matkę dla swoich dzieci.
Sam się do tego przyznał. Patrzyła, jak rodzeństwo wskakuje z
powrotem do basenu. Ale faktycznie facet miał dobre
wytłumaczenie. Mikie i Aaron rzeczywiście mogliby

background image

zniszczyć basen, gdyby mieli wystarczająco dużo czasu i
swobody.

- Jutro z nim pogadam, postanowiła, gdy jej podopieczni

zaczęli serię sprintów po dwadzieścia pięć metrów. Na pewno
nie przepuści okazji, żeby zostawić mi dzieci na całe sobotnie
popołudnie. Przyjdzie.

Tego wieczoru wróciła do domu, żeby spakować do

kartonów pozostałe swoje rzeczy. Była zadowolona, że udało
jej się wynająć mieszkanie. Było umeblowane, nie będzie
więc musiała się o to martwić. Wprawdzie właściciele mieli
wrócić pod koniec sierpnia, ale przecież do tego czasu i tak jej
rodzina się opamięta i dojdzie do wniosku, że nie może bez
niej żyć.

- A jeśli nadal będą tacy uparci, znajdę sobie inne

mieszkanie - mruknęła do siebie, kładąc się do łóżka. - Mam
więc cztery miesiące, by to wszystko jakoś ułożyć. Tak będzie
lepiej, niż zawierać długoterminową umowę najmu.

Następnego dnia wczesnym rankiem żwawo wyskoczyła z

łóżka i pobiegła do łazienki wziąć prysznic. Nie mogła się już
doczekać, kiedy przyjdzie Hunter.

- Co się z tobą dzieje, dziewczyno? - pytała swego

odbicia w lustrze. Słowa były nieco zniekształcone, gdyż w
ustach trzymała szczoteczkę do zębów. - Ten facet po prostu
potrzebował pomocy, chodziło mu o niańkę. A ty chcesz się
dla niego stroić! - Pokręciła głową, gdy zdała sobie sprawę,
jak łatwo przełknęła wyznanie Huntera, że od początku mu się
spodobała, a jej umiejętność opiekowania się dziećmi była
tylko dodatkowym atutem. - Ha!

Ktoś zapukał do drzwi łazienki.
- Hej, Jo! - To był Chris.
- Co jest?
- Gdy ty zużywałaś całą gorącą wodę, zadzwonił ten twój

Hunter.

background image

Joanna wypluła pastę do zębów i wypłukała usta.
- Tak? I co mówił?
- Prosił, żeby ci przekazać, że jeden z tych jego

potworków, zapomniałem który, ma temperaturę i jakieś
wykwity. Nie przyjdą. Powiedział, że może skorzysta
następnym razem.

- Nie będzie następnego razu - powiedziała do siebie. -

Teraz albo nigdy. Pojutrze już mnie tu nie będzie. Do mojego
nowego mieszkania nie wpuszczę nikogo, kto jest
niepełnoletni i nie może w pełni odpowiadać za swoje czyny.

- Coo?
- Dobra, dzięki za przekazanie wiadomości.
- Chyba powinnaś oddzwonić, o ile kiedykolwiek stamtąd

wyjdziesz. Gorączka u małych dzieci, to może być coś
poważnego. Wypala im mózgi. Mogą dostać konwulsji i
umrzeć.

- Dziękuję, doktorze Durbin.
- Powinnaś upewnić się, czy on wie, co to jest aspiryna.
- Już dobrze, Christopher.
Joanna widziała w myślach, jak jej brat wzrusza

ramionami.

- Chciałem tylko pomóc.
- Dziękuję. Będę teraz suszyć włosy. Idź już sobie. Nie

zadzwoniła do Huntera. W końcu był dorosłym

mężczyzną, nie miał niedorozwoju umysłowego i poradzi

sobie z takim kłopotem, jak gorączka dziecka.

Ale i tak czuła się winna, gdy w poniedziałek na basen

przyszła tylko Karen. Dziewczynka nie była zadowolona z
tego, że podwiozła ją matka Billy'ego. Joanna domyśliła się,
że to Robby miał gorączkę w sobotę.

- Czy Robby jest nadal chory, Karen? - zapytała. Trzy dni

to długo. Może powinna była zadzwonić?

Karen spojrzała na nią zdziwiona.

background image

- Robby nie jest chory.
- Nie?
- Nie. Musiał dziś po południu zostać w szkole, bo mają

próbę.

- Aha, czyli czuje się już lepiej.
- Robby w ogóle nie był chory. Chyba chodzi pani o

Aarona. Wujek Hunter kazał mu siedzieć w wannie prawie
przez cały wieczór.

O Boże! Jak wysoką gorączkę miało to dziecko? Hunter

powinien wezwać doktora, jeśli taka temperatura utrzymuje
się przez trzy dni.

- Tyle czasu w wannie? - powiedziała trochę bezmyślnie.
- Doktor powiedział wujkowi, że Aaron powinien

siedzieć w wodzie z rozpuszczonym proszkiem, którego
używa się do pieczenia ciasta.

Teraz Joanna już nic nie rozumiała.
- O jakim proszku mówisz, Karen?
- Wie pani, taki biały proszek w żółtym pudełku. Wujek

kupił go mnóstwo. Jak się go wrzuca do wody, to robi się
biała. Jak człowiek wykąpie się w takiej wodzie, to mniej
swędzi. A kiedy Aaron nie jest w wannie, wujek smaruje go
jakąś różową maścią. Wygląda to bardzo śmiesznie, ale wujek
mówi, żebyśmy się nie śmiali, bo prawdopodobnie w
przyszłym tygodniu wszyscy będziemy mieć takie same
krosty.

Joanna domyśliła się wreszcie.
- Aaron ma ospę wietrzną?
- Zdaje się, że tak. Ma mnóstwo krost, a na tych krostach

krosty, jak mówi wujek. Wujek mówi, że w ten sposób nigdy
nie wróci do pracy, bo na pewno będziemy mieć te krosty
jedno po drugim. Już zawsze będzie musiał pracować w domu.

Biedny wujek Hunter.

background image

- Ciekawe, dlaczego nie zadzwonił? - pytała samą siebie,

podczas gdy jej podopieczni ćwiczyli żabkę. Pamiętała, jak jej
matka rwała sobie włosy z głowy, gdy pielęgnowała młodsze
rodzeństwo chore na ospę. Najgorsze było powstrzymanie ich
od drapania się. A kiedy już choroba zaczęła się u nich w
domu, dopadała wszystkich po kolei. Okres wylęgania to
osiem, dziesięć dni, a sama choroba trwa ponad tydzień. Tak
więc przy całej czwórce Hunter może być uwięziony w domu
przez dwa miesiące.

Kopnęła ze złością deskę do pływania i zaklęła pod

nosem.

- Byłabym idiotką, gdybym tam poszła! - Nowa strona jej

osobowości wzięła górę. - Ale dlaczego nie zadzwonił? -
zastanawiała się. - Najpierw moja matka mnie nie potrzebuje,
a teraz Hunter? Myślałam, że poszukuje matki dla tych dzieci.
A ja właśnie potrafię opiekować się dziećmi. Ale mężczyźni
bywają strasznie uparci w najmniej odpowiednim momencie.
Wpadnę do niego. Nie, nie wpadnę. A może powinnam po
prostu upewnić się, czy nie potrzebują czegoś ze sklepu.
Mogłabym...

Zebrała płetwy i ułożyła w pudle. Rozejrzała się dookoła.

Znalazła dwie pary okularków podwodnych i podarty czepek z
rekinem.

- Zabiję każdego, kto powie, że umiem opiekować się

małymi dziećmi - obiecała sobie.

- Ja tego nie powiem, nie chcę umierać. Joanna odwróciła

się.

- Grace! - Serdecznie objęła siostrę, chociaż widziały się

poprzedniego dnia. - Jak leci?

- Strasznie. Nie ma cię tylko jeden dzień, a ja już za tobą

tęsknię.

Aha! Wiedziała, że nie dadzą sobie bez niej rady!

background image

- Charlie zapomniał nam powiedzieć, żebyśmy wczoraj

wieczorem przygotowali sobie drugie śniadanie do szkoły.
Dlatego rano lataliśmy po kuchni jak szaleni. O mało co nie
spóźniłam się na autobus. A na jutrzejszy deser nie będzie
ciasteczek, bo nikt nie zapoznał się jeszcze z nowym
rozkładem obowiązków, który właśnie wymyślił Charlie.

Joanna podniosła jedną brew.
- To dlaczego nie zamienisz się swoimi obowiązkami z

kimś innym i sama nie przygotujesz ciastek?

- Nie chce mi się piec ciastek, bo to zajmuje dwa razy

więcej czasu niż odkurzanie. Powiedziałam Charliemu i
Chrisowi, że to oni powinni piec ciastka, bo są najstarsi i że
inaczej umrzemy wszyscy z głodu. Ale Charlie powiedział, że
on teraz ma dużo pracy, więc nie będzie piekł ciastek i
musimy się do tego przyzwyczaić.

Joanna przełknęła ślinę.
- A co na to Chris?
- Zaczął ględzić o politologach, którzy już dawno

stwierdzili, że gdy do władzy dochodzi nowa ekipa i następuje
zmiana w stylu rządzenia, panuje totalny chaos. A potem sobie
poszedł.

Wyglądało na to, że prawo i porządek znikły na jakiś czas

z gospodarstwa Durbinów.

- Rozmawiałaś o tym z mamą?
- Stwierdziła, że jeśli Charlie robi coś inaczej, to nie

znaczy, że źle. Nie można podrywać jego autorytetu.
Powiedziała, że nie stanie się nic strasznego, jeśli kupimy
ciastka w sklepie. Ale ja nie cierpię kupnych ciastek, Jo.
Wiesz przecież. Musisz coś z tym zrobić!

Joanna uświadomiła sobie, że również ona nie powinna

podrywać autorytetu Charliego. Nie robił w końcu nic takiego
strasznego. Matka miała rację. Po prostu Charlie robił to
inaczej niż Joanna. Chciała pobiec do domu i przywrócić

background image

wszystko do normalnego stanu, jednak zdała sobie sprawę, że
okres jej władzy już minął, bo została zdetronizowana. Bolało
ją, że jakoś dają sobie radę bez niej. Każdy chce czuć się
potrzebny. Zresztą Grace była wystarczająco duża, żeby
pamiętać o drugim śniadaniu. A dziury w niebie nie będzie,
jeśli zjedzą kupne ciastka.

- Nie mogę, kochanie - westchnęła. - Nie mogę, jeśli

mama mnie nie poprosi. Poczekajmy jeszcze trochę i
zobaczmy, jak się to wszystko ułoży.

Wieczorem z ciężkim sercem wróciła do swojego cichego,

spokojnego mieszkania. Usiadła na kanapie w salonie.
Przecież właśnie tego chciała. O tym marzyła w ciągu tych
wszystkich lat, kiedy uwijała się jak szalona, opiekując się
rodzeństwem.

Trochę ciszy i spokoju.
- Tylko że teraz mam dużo ciszy i spokoju. Do licha! Tu

jest zbyt spokojnie. - Szybko odkryła, że to też może być
męczące.

Włączyła telewizor i poszła do kuchni zrobić sobie

kolację. Czuła się lepiej, gdy słyszała w tle jakieś głosy,
chociaż nie miała pojęcia, co to za program. Po prostu
potrzebowała wypełnić czymś tę przytłaczającą ciszę.
Przygotowała o wiele za dużo jedzenia.

- Trochę potrwa, zanim przyzwyczaję się do gotowania

tylko dla jednej osoby - prowadziła swój monolog. - Dotąd
musiałam gotować dla ośmiu.

Potem schowała do lodówki to, co zostało z kolacji. Nagle

uderzyła ją przerażająca myśl.

- Czy to znaczy, że już nigdy nie będę mogła sobie upiec

szarlotki? - zapytała głośno, patrząc do lodówki, która była
prawie pusta. - Jeśli zrobię ciasto, od razu się roztyję, bo na
pewno zjem je całe. A przecież nie mogę upiec tylko kawałka
szarlotki!

background image

Wariatko, zawsze można kupić kawałek szarlotki w

sklepie, uspokajała sobie.

- Ale ja nie lubię kupnej szarlotki - jęknęła.
Szybko dochodziła do wniosku, że w tym raju też są jakieś

cienie.

Pod koniec tygodnia musiała bardzo się starać, żeby

wrócić po zajęciach na basenie do swojego nowego
mieszkania, a nie do domu. Na pewno panował tam niezły
bałagan i bardzo chciała się tam znaleźć. Ale nie mogła, bo nie
chciała podrywać autorytetu Charliego. Zadzwonił do niej
Stephen i narzekał, że dostał trzy mniej z dyktanda. Obwiniała
za to Charliego, bo na pewno nie przypilnował brata, żeby się
uczył. Charlie podobno wzruszył tylko ramionami i
powiedział Stephenowi, że sam jest odpowiedzialny za swoje
stopnie. Jeśli nie chciał dostawać trój z minusem, dobrze
wiedział, co powinien robić.

Rzeczywiście, to miało jakiś sens.
Ale gdyby Joanna poszła teraz do domu, na pewno

zaczęłaby się wtrącać. Po prostu lepiej sobie radziłam niż
Charlie, pomyślała.

W mieszkaniu nadał było przeraźliwie cicho. Nic nie

mąciło zabójczego spokoju.

W czwartek na basenie nie było Karen. Robby był jeszcze

w piątek, ale w poniedziałek też już nie przyszedł. A więc
Hunter miał już w domu przynajmniej trójkę dzieci chorych na
ospę i nadal nie poprosił jej o pomoc. Co też ugryzło tego
faceta? A może był takim upartym typem, który prędzej
umrze, niż poprosi o wsparcie?

Joanna miała we wtorek dwie rozmowy kwalifikacyjne,

wciąż jednak myślała o Hunterze i jego kłopotliwym
położeniu. Wiedziała, że nie zrobiła na rozmówcach zbyt
dobrego wrażenia. Podczas środowej rozmowy

background image

kwalifikacyjnej była tak roztargniona, że dyrektor szkoły
musiał powtórzyć pytanie. I to dwa razy.

- No tak - szeptała pod nosem, wychodząc z budynku.
- Przez niego jestem tak zmartwiona, że nawet nie mogę

się skupić. Ci ludzie nie odezwą się już do mnie, to pewne. I
to wszystko z winy Huntera. On w ogóle nie liczy się z
innymi... - Zabrakło jej słów, które byłyby wystarczająco ostre
do określenia zachowania Huntera Pace'a. Wtedy zauważyła,
że grupa wracających z przerwy maluchów wpatruje się w nią
ze zdziwieniem. Przewróciła oczami.

- Już nawet pięciolatki myślą, że jestem stuknięta. Super!
Wsiadła do samochodu i uruchomiła silnik.
- Zastanówmy się. On myśli, że może jednego wieczoru

zapraszać mnie na kolację, a potem nie dawać znaku życia
przez trzy tygodnie. Już ja mu powiem, co o tym myślę!

Pojechała prosto do Huntera, by wreszcie z nim

porozmawiać.

- Albo chce być ze mną, albo nie. Albo mnie potrzebuje

do pomocy przy dzieciach, albo nie! Zobaczymy.

Zadzwoniła. Drzwi nie otworzyły się od razu, wiec

zaczęła w nie walić.

- Kto do licha... - Hunter szarpnięciem otworzył drzwi i

ukazał swoje wściekłe oblicze. - Joanno, co się dzieje? -
Wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się wkoło. - Ktoś cię goni?
Czemu tak walisz?

Wycelowała w niego wskazującym palcem.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś do mnie, gdy dzieci

zachorowały? Myślisz, że po kilku miesiącach potrafisz już się
nimi zajmować? Wyglądasz fatalnie. Co się z tobą dzieje,
człowieku? Nie możesz poprosić o pomoc? - Ta tyrada została
nagle przerwana przez huk, który rozległ się ponad ich
głowami. - Co to było?

background image

Hunter wziął ją za rękę, aby wreszcie przestała wskazywać

go palcem.

- Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. O Boże, mam nadzieję,

że to nie była głowa żadnego z nich. - Poszedł w głąb domu i
zawołał: - Karen?

- Tak?
- Co to był za hałas?
- Nic.
Przejechał ręką po włosach.
- Nie znoszę, kiedy tak mówią.
- Hunter, jeszcze trochę, a przewrócisz się ze zmęczenia.

Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś?

- Joanno, na górze leży troje dzieci chorych na ospę

wietrzną. Mikie jest strasznie marudny, co oznacza, że jutro
też będzie chory. Nie prosiłbym nawet najgorszego wroga o
pomoc, a co dopiero ciebie. Nie martw się o dzieci. Jestem w
kontakcie z pediatrą i wszystko jest pod kontrolą.
Wyzdrowieją.

Spojrzała na ciemne cienie pod jego oczami i drobne

zmarszczki wokół ust.

- Nie martwię się tak bardzo o dzieci, tylko o ciebie.

Wyglądasz na wykończonego. Może ja...

- Nie - przerwał jej stanowczo. Schwycił ją za ramiona i

odwrócił w stronę drzwi wejściowych. - Dużo myślałem, od
czasu kiedy byliśmy razem na kolacji, Joanno.

Przyznaję, że początkowo moje intencje były niezbyt

chwalebne. Masz wspaniałe ciało, którego pragnąłby każdy
mężczyzna i świetnie zajmujesz się dziećmi. To rzeczywiście
cudowna kombinacja. Ale gdy poznałem cię lepiej, zdałem
sobie sprawę, że byłbym strasznym egoistą, gdybym próbował
związać się z tobą. Wreszcie jesteś wolna i możesz nadrobić
zaległości w umawianiu się na randki. Nigdy nie miałaś okazji
urządzić parapetówki ani oblewać pierwszej pracy. Nie

background image

chciałbym, żeby to wszystko cię ominęło, więc muszę się
wycofać. - Otoczył ręką jej ramiona i odprowadził do drzwi. -
Chciałbym cię zdobyć, zanim zrobi to jakiś palant samotnie
wychowujący dzieci. Ale wiem, że to tak samo nierealne, jak
inne rzeczy, o których marzę: czerwona corvetta i domek
letniskowy nad jeziorem. - Otworzył drzwi wejściowe. -
Bardzo trudno jest mi być tak bezinteresownym, Joanno, Nie
zdawałem sobie dotąd sprawy ze swojego wrodzonego
egoizmu. Musisz więc mi pomóc. Idź już do domu.

- Wujku?
- Tak, Robby?
- Chce mi się siusiu.
- Dobra, już idę.
Joanna spojrzała zdziwiona.
- Czy on nie jest już na to trochę za duży?
- Całe stopy ma pokryte krostami. Ma tam krosty, a na

nich krosty. Bardzo go boli przy chodzeniu, więc noszę go do
łazienki. - Wzruszył ramionami. - Poza tym wtedy czuje, że
dbam o niego.

Joanna zdała sobie sprawę, że Hunter zawsze będzie się

starał, aby dzieci wiedziały, jak wiele dla niego znaczą.
Wyciągnęła rękę i położyła ją na jego ramieniu.

- Hunter, nie dasz sobie rady. Pozwól mi...
- Nie, Joanno. Jeśli nie będę już mógł wytrzymać,

zatrudnię kogoś do pomocy. Wypadek mojego brata i bratowej
wydarzył się w drodze powrotnej z kolacji służbowej.
Ponieważ miał związek z pracą, towarzystwo
ubezpieczeniowe musiało wypłacić odszkodowanie potrójnej
wysokości. Dzieci są ustawione na całe życie i stać mnie na
wszystko, czego potrzebują. Mają już nawet odłożone
pieniądze na studia. Ale na pewno i tak wolałyby, żeby
rodzice byli z nimi. Zamiast tego, muszą męczyć się ze mną. -
Skrzywił się. - Ale powoli przyzwyczajamy się do siebie.

background image

- Wujku!
- Już idę, Robby! - krzyknął. - Jedź do domu, Joanno. My

tu jakoś damy sobie radę. Baw się dobrze. Zasłużyłaś na to, by
wreszcie myśleć tylko o sobie. - I zamknął jej drzwi przed
nosem.

Joanna nie ruszyła się z miejsca, wpatrując się w drzwi.
To było naprawdę idiotyczne.
Miała teraz wszystko, czego od tak dawna pragnęła.

Własne mieszkanie i własny pokój, którym nie musiała się z
nikim dzielić. Nie było tam młodszego rodzeństwa, które
grzebało w jej prywatnych rzeczach lub pytało o ładunek
elektryczny chloru w stanie zjonizowanym o wszystkich
porach dnia i nocy. Mogła jeść pizzę i prażoną kukurydzę na
śniadanie, obiad i kolację, i nie martwić się, że daje zły
przykład. Wreszcie mogła rozpocząć karierę zawodową. A
jeśli miałaby akurat taki kaprys, mogła wziąć udział w
tygodniowej orgii na wzór rzymskich bachanaliów.

Dlaczego więc stała przed zamkniętymi drzwiami?

Dlaczego czuła się opuszczona i niekochana?

Musi wrócić do domu i urządzić wielką imprezę dla

przyjaciół i znajomych. Nie kończącą się imprezę. Może
wreszcie się upije? Najwyższy czas, w końcu miała już
dwadzieścia pięć lat Odwróciła się i poszła do samochodu.

Po powrocie do domu znowu uderzyła ją cisza. To

śmieszne, ale nagle zaczął ją denerwować nawet porządek
panujący w całym mieszkaniu.

Znowu zastanowiła się nad urządzeniem imprezy.

Właściwie to wcale jej się nie chciało. Nigdy nie była
zwolenniczką rozpustnego stylu życia i nie miała bladego
pojęcia, jak urządzić rzymską orgię. Chciała być z Hunterem,
ocierać rozgorączkowane czółka dzieci i karmić je rosołem.

Bez sensu!

background image

Chodziła po mieszkaniu i ze złością kopała bezbronne

sprzęty. Tego wieczoru wcześniej poszła do łóżka. Nadal była
obrażona na cały świat. Poza tym chyba miała początek
strasznej migreny. W nocy wstawała kilka razy. Najpierw
szukała dodatkowego koca, a już godzinę później całkiem się
odkryła, zlana potem. Rano zdała sobie sprawę, że dopadła ją
jakaś choroba.

- No tak - mruknęła, mrużąc oczy przed światłem

porannego słońca, które wpadało do sypialni przez szpary w
żaluzjach. Głowa pękała jej z bólu. - To jakiś wirus. Tylko
tego mi brakowało. Świetnie!

Na szczęście nie miała zaplanowanej żadnej rozmowy

kwalifikacyjnej. Zamiast sprzątać czyste mieszkanie, leżała w
łóżku i użalała się nad sobą.

O ósmej wieczorem zdała sobie sprawę, że jej choroba nie

skończy się jednego dnia i będzie trwała dłużej. O wpół do
dziewiątej zadzwonił domofon. Joanna postanowiła nie
otwierać. Był dzień powszedni, więc na pewno nie był to nikt
z rodziny. Nie chciała, żeby ktoś obcy oglądał ją w takim
stanie, w piżamie i z rozczochranymi włosami. Zresztą
prawdopodobnie ktoś pomylił numer mieszkania.

Dwie minuty później ktoś zaczął walić w jej drzwi.
- Joanno! Otwórz! - usłyszała krzyk Huntera. Zaskoczona

zerwała się z tapczanu i natychmiast złapała się za głowę.
Nagły ruch nasilił jeszcze ból.

- Joanno!
- Już! - odpowiedziała, ściągając prześcieradła i koce

okręcone wokół nóg. - Już idę, czekaj, chwileczkę.

Otworzyła drzwi i oparła się o nie dla utrzymania

równowagi.

- Co chciałeś?

background image

Ruchem, który w innych warunkach uznałaby za

romantyczny, Hunter chwycił ją pod ramiona i wziął na ręce.
Zaniósł do saloniku i zamknął drzwi kopnięciem.

- Co robisz tutaj sama i chora? Dlaczego do nikogo nie

zadzwoniłaś? Dlaczego do cholery nie zadzwoniłaś do mnie i
nie powiedziałaś, że się źle czujesz? Co się z tobą dzieje?
Masz gorączkę. Wyglądasz strasznie. Byłaś u lekarza?

Nadal trzymał ją na rękach. Pomyślała, że trochę

przesadza.

- Uspokój się - poradziła. - Chyba mam grypę. Już nieraz

to przechodziłam. Sądzę, że i tym razem przeżyję.

- Nie powinnaś być tu sama. Joanna wzruszyła

ramionami.

- Lepiej, żebym była sama, niż zarażała innych. Choć jeśli

miałam zarazić jakieś dzieciaki na basenie, to i tak już to
zrobiłam.

Hunter miał dziwny wyraz twarzy.
- A co powiedział lekarz? Jo przewróciła oczami.
- Hunter, nie dzwonię do lekarza za każdym razem, gdy

mam gorączkę lub boli mnie głowa. - Wskazała szklankę
stojącą na stoliku. - Przyjmuję dużo płynów, biorę aspirynę i
drzemię, oglądając stare filmy. Nie potrzebuję wysokiej klasy
specjalisty do udzielenia mi takiej porady.

Wreszcie postawił ją na podłodze. Zaczął wyliczać na

palcach objawy choroby.

- Boli cię głowa, masz gorączkę i jesteś strasznie

marudna.

Joanna oburzyła się.
- Słuchaj, wtargnąłeś tu na siłę, a teraz się mnie czepiasz!

Ty też nie jesteś miły!

Nie zwrócił uwagi na jej oburzenie.
- Byłaś wściekła już wtedy, gdy zadzwoniłem do drzwi.

background image

- Raczej waliłeś w nie - zauważyła. - Dziwię się, że to

wytrzymały i nie rozpadły się na kawałki.

Teraz on się skrzywił i wrócił do poprzedniego tematu.
- Nieważne. Joanno, czy miałaś kiedyś ospę wietrzną?
- Oczywiście, że tak. Nie mam zresztą wysypki, no nie?

To grypa...

Uderzyła go po rękach, bo nagle sięgnął do jej bluzy od

piżamy i próbował ją podciągnąć.

- Co robisz?! Przestań!
- Pierwsze krosty pojawiają się na osłoniętych częściach

ciała Chcę sprawdzić twój brzuch i klatkę piersiową.

- Tylko spróbuj! Jeśli będę potrzebowała porady

lekarskiej, zgłoszę się do specjalisty. Przestań, słyszysz?

Hunter w ogóle nie zwracał uwagi na jej protesty.

Podniósł ją i delikatnie położył na tapczanie.

- Aha! - zakrzyknął. Przedtem wbrew jej woli podciągnął

koszulkę, a teraz coś dojrzał.

- Co takiego? - Wyciągnęła szyję, ale nie mogła nic

dostrzec. - Co tam jest?

- Krosty. Trzy. Spójrz: tu, tu i tu.
- To idiotyczne! Nie mam żadnych krost. - Jednak jej dłoń

bezwiednie przesunęła się w kierunku swędzącego miejsca w
okolicy talii.

- Nie drap tego, bo będzie cię swędziało jeszcze bardziej.

- Owinął ją w prześcieradło i koc. - No dobra, zabieram cię do
siebie. Mam w domu zapas sody oczyszczonej, który
wystarczy na rok, i maść łagodzącą swędzenie. Zajmę się
tobą. Wiem, co trzeba robić. - Bez dalszych ceregieli, nie
zwracając uwagi na jej głośne protesty, zapakował ją do
samochodu i zawiózł do siebie.

Czterdzieści minut później leżała już w wielkim łóżku w

sypialni Huntera, z dzbankiem wody, kubkiem rosołu i stertą
kolorowych czasopism na stoliku nocnym. Hunter zmierzył jej

background image

temperaturę, przykrył paroma kocami i zadzwonił do jej
matki. O nie, do matki! A matka w ogóle jej nie pomogła,
gdyż poinformowała Huntera, że Joanna wprawdzie miała
ospę wietrzną jako dziecko, ale przeszła ją bardzo lekko.
Lekarz zastanawiał się nawet, czy to wystarczyło, aby
wyrobiła sobie odporność na tę chorobę.

Teraz odpowiedź na to pytanie była oczywista, myślała,

pociągając nosem. Hunter poszedł do łazienki przygotować jej
kąpiel z sodą oczyszczoną. Po uzyskaniu informacji od matki,
wykluczył wszystkie inne choroby. Był przekonany, że Jo ma
ospę. Zachowywał się jak żołnierz na linii frontu.

- Można by pomyśleć, że umieram - mruknęła Joanna.

Mikie właśnie wdrapał się na łóżko i wchodził pod jej
prześcieradło. Robby, Karen i Aaron usiedli w nogach.

- Słuchajcie, jak wasz wujek dowiedział się, że jestem

chora? - zapytała, nadal nie mogąc uwierzyć, że tak szybko
sprowadził ją do siebie. Najsmutniejsze w tym wszystkim było
to, że ona mu na to pozwoliła. Sam ten fakt świadczył o tym,
jak bardzo było z nią niedobrze. To, że Hunter odkrył w sobie
żyłkę zdobywcy i pogromcy, nie oznaczało, iż ona musiała się
temu poddawać. Przecież był już dwudziesty pierwszy wiek.

- Nudziło mi się w domu - odpowiedziała Karen. - Wujek

powiedział, że mogłabym zadzwonić do Aubrey, by ją spytać,
czy Kyle Neuburger przyniósł na lekcję swojego
szczeniaczka, tak jak się odgrażał. Chciałam wiedzieć, czy
wyrzucili go za to ze szkoły.

- No i co?
- Ee, stchórzył. Tak myślałam, ale chciałam się upewnić.

Aubrey powiedziała mi przy okazji, że nie było pani na
basenie i zastępowała panią ta wstrętna trenerka Jess. Aubrey
mówiła, że powinnam się cieszyć, że mam ospę, bo trening
był strasznie trudny.

background image

- Aha. I pewnie powiedziałaś wujkowi, że nie było mnie

na treningu?

- Tak. Był wściekły!
- Wściekły?
- Tak, krzyczał na cały głos. Mówił, że jest pani uparta

jak osioł i za nic w świecie nie poprosi go pani o pomoc.

- Przecież nie było jeszcze ze mną tak źle - wymamrotała.

Ona uparta?! A to ciekawostka! Przecież to Hunter jest uparty.
Phi. Joanna wzruszyła ramionami. A więc w ten sposób
Hunter dowiedział się, że była chora. Resztę mogła już
dopowiedzieć sobie sama. - Poprosił więc sąsiadów, żeby
zaopiekowali się wami, a sam wyruszył na białym koniu, by
ratować mnie przed samą sobą, tak?

- Nie, pojechał naszym nowym samochodem - odparł

Aaron poważnie. - Jest czerwony, bo wujek powiedział, że ten
kolor widać z daleka. Wyjaśnił, że dlatego często karetki
pogotowia są czerwone. Chce, żebyśmy byli bezpieczni, bo
nas kocha i nie przeżyłby, gdyby stało nam się coś złego.

- Oczywiście, że was kocha. Bez was bardzo by się

nudził.

- O tak - zgodził się Aaron, a Robby i Karen przytaknęli.
- Hej, mówiłem wam przecież, żebyście dali Joannie

odpocząć, prawda? - powiedział Hunter, stając w drzwiach. -
Co wy tu wszyscy robicie?

- Nie robiliśmy nic złego, wujku, naprawdę.
- Chcieliśmy ją tylko rozweselić. Hunter przewrócił

oczami.

- Współczuję ci.
Podszedł do łóżka i wprawnym ruchem podniósł Joannę.

Złapała go rękami za szyję. Uśmiechnął się do niej.

- Nie martw się, trzymam cię mocno.
Otóż to. Właśnie to ją martwiło.

background image

- No dobra, idźcie sobie wszyscy. Joanna musi poleżeć

trochę w wannie. Nikomu oprócz mnie nie wolno wejść teraz
do łazienki.

- A dlaczego tobie wolno? - dopytywała się Karen.
- Ja musze pilnować, żeby nie utonęła.
- Ona uczy pływania, wujku! - parsknął Robby.
- Tak, ale teraz jest chora i muszę jej pilnować. Czy

kiedykolwiek zostawiłem kogoś z was samego w wannie?

- No, nie...
- Właśnie. A więc musi tak być. Robby, zabierajcie się

wszyscy na dół i puśćcie sobie film. Niedługo do was przyjdę.

Zamknął im przed nosem drzwi od łazienki. Usiadł, ciągle

trzymając Joannę w ramionach. Wtulił głowę w jej szyję i
wdychał jej niepowtarzalny zapach.

- Strasznie się przestraszyłem, gdy dowiedziałem się, że

nie było cię na treningu. Aubrey powiedziała Karen, że nigdy
nie opuszczasz zajęć.

Musiała być naprawdę chora. Zamiast zrobić mu wykład,

jak to sama potrafi dbać o siebie, przytuliła się czule do jego
piersi.

- Jak jeszcze mieszkałam w domu, wolałam chodzić na

treningi, nawet gdy byłam chora. Tak było lepiej. Spróbuj
leżeć w ciągłym harmiderze.

Hunter zachichotał. W przytulnej łazience, z Joanną na

kolanach, wreszcie mógł się zrelaksować.

- Wiem, co masz na myśli. Też się tak czasem czuję.

Joanna zamknęła oczy i westchnęła z zadowoleniem.

Palcami gładziła szyję Huntera.
- Głowa mi pęka - powiedziała. - I wszystko mnie swędzi.

Czy możemy zostać tak na zawsze? Chyba już nigdy nie
będzie mi się chciało ruszyć. - Otworzyła jedno oko. - Hunter,
a ty miałeś kiedyś ospę?

background image

- Uhm - mruknął z błogością. Podobało mu się tak

siedzieć z nią na kolanach. - Miałem wtedy dziesięć lat.

- Potarł policzkiem o jej twarz.
- Masz tu już wystarczająco dużo roboty. Przeze mnie

będziesz miał jeszcze więcej. Niepotrzebne ci to.

- Potrzebne.
Joannie zabrakło na chwilę oddechu.
- Tak? Dlaczego? Przytulił ją mocnej do siebie,
- Postanowiłem się wycofać, żebyś mogła być wolna i

szczęśliwa. Żebyś miała czas, by po prostu żyć i odkrywać
siebie. Ale kiedy usłyszałem, że jesteś chora, przeraziłem się.

- Wiem, dzieci mi mówiły.
- Skarżypyty - narzekał.
Joanna zachichotała i pocałowała go delikatnie.
- Nie złość się. Cały czas byłam w kontakcie z mamą.

Charlie wpadł do mnie po drodze do szkoły, a Chris w drodze
powrotnej. Gdybym była chora jeszcze do jutra, mama na
pewno by też przyszła.

- Będziesz jeszcze chora przynajmniej przez tydzień,

kochanie. Widzę, że nowe krosty wyskakują ci na szyi. I nie
będziesz potrzebowała Chrisa, Charliego ani nawet twojej
matki do opieki. Ja sam będę się tobą opiekował.

- Dlaczego? - zapytała znowu i dodała z pewną urazą:
- Ty nie chciałeś, żebym ci pomagała.
Jak jej to wytłumaczyć? Hunter nie miał wprawy w

odsłanianiu tajników swego serca, ale zdał sobie sprawę, że
musiał być z nią zupełnie szczery.

- Opiekowałaś się innymi tak długo, że stało się to dla

ciebie naturalne. Nie chciałem, żebyś pomagała mi, traktując
to jako swój kolejny obowiązek. Jakoś poradzę sobie z
dziećmi, chociaż po drodze na pewno nie uniknę potknięć.
Chcę opiekować się tobą, gdy jesteś chora. Nie z poczucia

background image

obowiązku, ale dlatego, że tak już jest, jeśli się kogoś kocha. -
Wziął głęboki oddech. - A ja ciebie kocham, Joanno.

Podniosła głowę i spojrzała głęboko w jego oczy.

Wiedziała, że mówi prawdę.

- Nie zacząłeś się ze mną umawiać, bo szukałeś matki dla

dzieci, prawda?

Hunter na chwilę stracił oddech. Nie chciał, żeby

jakiekolwiek kłamstwa stały pomiędzy nimi.

- Na początku tak było, ale też bardzo mi się spodobałaś.

A gdy cię bliżej poznałem, zakochałem się w tobie, Joanno. W
tobie, a nie w opiekunce do dzieci!

- Wierzę ci - powiedziała po prostu. - Dużo myślałam od

wczorajszego wieczoru, kiedy zamknąłeś mi drzwi przed
nosem.

- Nie zamknąłem ci drzwi przed nosem!
- Zamknąłeś. - Podniosła dłoń do góry, chcąc zapobiec

dyskusji na ten temat. - A więc długo myślałam i doszłam do
pewnych wniosków. Chcesz, żebym ci o tym opowiedziała?

- Nie jestem pewien - zaśmiał się, patrząc na nią z

czułością. - No dobrze, mów.

- Było mi naprawdę przykro, że wczoraj nie chciałeś,

żebym ci pomogła. Nie mogłam tego zrozumieć. A przecież
powinnam być zadowolona, że mogę odpoczywać. Ale nie
byłam. Byłam wściekła i rozgoryczona. Chcesz wiedzieć,
dlaczego? Bo nie traktowałam tego jako kolejnego obowiązku,
nie litowałam się nad tobą. Chciałam ci pomóc, bo cię
kocham. Dzieci także. One są przecież częścią ciebie. Sam
powiedziałeś, że jeśli się kogoś kocha, to chce się mu
pomagać. Z miłości.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, przytuleni do siebie.

Wydobywająca się z wanny para pokryła całe lustro. W końcu
Hunter przemówił.

background image

- Joanno, wiem, że proszę o zbyt wiele. Proszę, żebyś

zrezygnowała z części tej wolności i swobody, o której
marzyłaś przez lata. Ale odpowiedz: wyjdziesz za mnie?

Nie musiała się zastanawiać.
- Tak.
Hunter sięgnął ręką na półkę z lekarstwami i zdjął z niej

butelkę z płynem na wysypkę. Otworzył ją, zdjął nakrętkę
razem z małym plastikowym pierścieniem, który pozostał na
szyjce. Wsunął go na palec Joanny, która obserwowała
wszystko z powagą.

- To musi wystarczyć, dopóki nie będziemy mogli pójść

do jubilera.

- Do tego czasu może upłynąć jeszcze wiele dni.
- Wiem. Wyskakuje ci krosta na czole.
- Jesteś bardzo romantyczny! - zaśmiała się.
- Chcesz, żebym był romantyczny? Dobrze! - Hunter

wziął twarz Jo w dłonie i zaczął ją namiętnie całować.

Odpowiadała mu równie gorąco. W końca zdołała się

oderwać od jego ust.

- Myślę, że temperatura podskoczyła mi o jakieś dziesięć

stopni.

- Tak, za chwilę mnie oparzysz - przyznał. - Chyba już

czas, żebym stąd wyszedł. - Podał jej pudełko sody
oczyszczonej. - Wymocz się w tym. I wyzdrowiej jak
najszybciej. Nie mogę już dłużej czekać.

Joanna, zaśmiewając się, wstała z jego kolan. Śmiała się,

patrząc z przyjemnością na swój plastikowy pierścionek
zaręczynowy. Wrzuciła do wanny całą zawartość pudełka.
Pewnie, że szybko wyzdrowieje. Ona też nie mogła już dłużej
czekać.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Essig Terry Mowa kwiatów
A3 Silnik indukcyjny pierscieniowy program
Degradable Polymers and Plastics in Landfill Sites
pierscienie osadcze Nieznany
Pierścień wielkiej damy-Norwid(1), Lektury Okresy literackie
Duży pierścień
Lekcja 8 Pierścienice
Dzieło literackie a jego?aptacja filmowa Omów zagadnienia na przykładzie Władcy pierścieni
Silnik pierscieniowy
Władca Pierścieni recenzja
PLASTIKI ODPOWIEDZI
Pierścienice
Pomiary parametrów silnika pierścieniowego

więcej podobnych podstron