background image

ANNETTE BROADRICK 

DAR LOSU 

background image

PROLOG 

Sydney, Australia, początek lutego 2004 

Chcę się zwolnić - oznajmiła Jenna Craddock, patrząc na Basila Fitzgeralda, swojego 

szefa. 

-  Zwolnić  się!  Jak  to,  zwolnić  się?!  -  Basil  Fitzgerald,  nie  wierzył  własnym  uszom. 

Był niedźwiedziowatym starszym panem, od czterdziestu pięciu lat szczęśliwie żonatym z tą 

samą  kobietą.  Czasem  gburowatym,  oschłym  i  wybuchowym,  ale  Jenna  wiedziała,  że  w 

gruncie rzeczy to człowiek o złotym sercu. 

-  Pracujemy  razem  już  sześć  lat.  Masz  tu  doskonałą  posadę.  Dlaczego  chcesz  się 

zwolnić? Czy chodzi o podwyżkę? A może chcesz więcej urlopu? Jenna, powiedz mi, co się 

stało?! 

- To nie ma nic wspólnego z pracą. Odchodzę z powodów osobistych. 

- A więc wychodzisz za mąż, tak? 

- Skądże. Harując u ciebie jak niewolnik, nie miałam czasu na randki - zażartowała. - 

Przenoszę  się  do  Wielkiej  Brytanii.  Od  dziecka  zbierałam  pieniądze,  żeby,  kiedy  dorosnę, 

móc tam pojechać. Chcę trochę pozwiedzać i poznać życie. 

- W porządku. Bierz urlop bezpłatny i jedź. Nie musisz się zwalniać. 

-  Nie  mam  pojęcia,  jak  długo  to  potrwa.  Zresztą,  kto  wie,  może  zostanę.  Nie  chcę 

zostawiać cię w przekonaniu, że wrócę. 

-  Opowiadasz  bzdury.  Przecież  jesteś  Australijką,  a  jako  cudzoziemka  nie  dostaniesz 

tam pracy. 

- Prawdę mówiąc, urodziłam się w Konwalii i jestem obywatelką Wielkiej Brytanii. 

- Naprawdę? Nigdy mi o tym nie mówiłaś. Myślałem, że jesteś rodowitą Australijką. 

Jenna uśmiechnęła się, pozostawiając tę uwagę bez komentarza. 

Basil zamilkł i przyglądał się jej dłuższą chwilę. 

-  Kiedy  się  nad  tym  zastanowiłem,  doszedłem  do  wniosku,  że  nie  wiem  o  tobie  zbyt 

wiele.  W  zasadzie  nie  wiem  nic  poza  tym,  że  jesteś  doskonałą  asystentką.  Zorganizowałaś 

moją pracę, zapanowałaś nad terminami i umiałaś przypilnować wszystkiego, co się tu działo. 

Od kiedy cię zatrudniłem, żona uważa, że życie ze mną stało się o wiele łatwiejsze. 

- Nie martw się. Wyjeżdżam dopiero za sześć tygodni, będzie więc dostatecznie dużo 

czasu, żeby na moje miejsce zatrudnić kogoś odpowiedniego. 

Basil mruknął z powątpiewaniem. 

background image

Jenna uśmiechnęła się zadowolona, bo czułaby się rozczarowana, gdyby szef uznał, że 

znalezienie jej następczyni nie będzie problemem. 

-  Nic  złego  mi  się  nie  stanie  -  powiedziała  łagodnie.  -  Będę  cię  informować,  gdzie 

jestem i co robię – obiecała. 

- Widzę, że bez względu na to, co powiem, i tak nie zmienisz zdania. 

- Nie, nie zmienię. 

-  Jedź  więc.  Jeżeli  jednak  nie  znajdziesz  tego,  czego  szukasz,  cokolwiek  by  to  było, 

pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić. 

- Dziękuję. 

- Maude będzie przekonana, że to przeze mnie. 

- Nie martw się. Porozmawiam z twoją żoną. Wyjaśnię jej, że mój wyjazd nie ma nic 

wspólnego ani z tobą, ani z pracą. - Jenna uśmiechnęła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi. 

Basil wpatrywał się ze smutkiem w krzesło, na którym jeszcze przed chwilą siedziała 

dziewczyna. Nie tylko żałował, że jego kancelaria adwokacka straci dobrego pracownika, ale 

było mu przykro, że Jenna opuszcza Australię. 

background image

ROZDZIAŁ 1 

Koniec marca 2004 

Witamy  na  Heathrow.  Dziękujemy,  że  wybrali  państwo  British  Airways.  Mamy 

nadzieję, że lot był przyjemny i że planując kolejną podróż, ponownie wybiorą państwo nasze 

linie. 

Jenna była wyczerpana podróżą. Wyleciała z Sydney dwadzieścia dwie godziny temu 

i, poza przesiadką w Singapurze, cały ten czas spędziła w powietrzu. W czasie lotu udało się 

jej kilka razy zdrzemnąć, ale nie miało to nic wspólnego z głębokim, regenerującym snem. 

Przeszła przez odprawę celną, a potem zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób dostać 

się do hotelu, w którym zarezerwowała pokój. Nie miała pojęcia, którą godzinę wskazuje jej 

wewnętrzny  zegar,  ale  w  tej  chwili  nie  zamierzała  tym  się  przejmować.  W  Londynie  była 

szósta rano, a ona marzyła jedynie o wygodnym łóżku. 

Minęły  dwa  dni  i  dwie  noce,  w  czasie  których  Jenna  odpoczęła  na  tyle,  że  była  już 

gotowa  rozpocząć  swoją  przygodę.  Mówiąc  Basilowi,  że  chce  pojeździć  po  Anglii  i 

pozwiedzać, nie kłamała. Przemilczała jednak, że ma nadzieję odnaleźć rodzinę, która nadal 

ż

yła gdzieś w Kornwalii. 

Jenna  przez  większą  część  życia  była  sama  jak  palec  i  dlatego  zdecydowała  się 

dołożyć wszelkich starań, aby odnaleźć angielskich krewnych. Oczywiście, będąc zdana tylko 

na siebie, stała się dosyć niezależna. Nie zmieniało to jednak faktu, że często marzyła o dniu, 

kiedy będzie miała własny dom i liczną rodzinę. 

Wynajęła  mały,  tani  w  eksploatacji  samochód,  dokładnie  taki,  jakiego  potrzebowała. 

Własny  środek  transportu  zapewniał  jej  swobodę  ruchów.  Kiedy  będzie  zmęczona  lub  po 

prostu  zechce  się  zatrzymać,  będzie  to  mogła  zrobić.  Podróż,  którą  zaplanowała,  miała  być 

przyjemnością. Takie bardzo długie wakacje bez określonego terminu zakończenia. 

Zamierzała dotrzeć do wioski St. Just w Konwalii. To właśnie tam, razem z rodzicami, 

spędziła pierwsze pięć lat swojego życia. Kiedyś w tamtych okolicach mieszkała także siostra 

jej  ojca,  ciotka  Morwenna,  i  Jenna  miała  nadzieję,  że  nadal  żyje.  Wiedziała,  że  będzie 

zaskoczona jej widokiem. 

Pierwszą  noc  Jenna  spędziła  w  niedużej  wiosce  ukrytej  między  falistymi  wzgórzami 

hrabstwa Devon. Niespieszna, sielska egzystencja mieszkańców tego zakątka była całkowicie 

odmienna od szybkiego i nerwowego życia w Sydney czy w Londynie. 

Tego  wieczoru,  zanim  położyła  się  do  łóżka,  jeszcze  raz  przestudiowała  mocno  już 

background image

zniszczoną mapę. Przyglądając się linii brzegowej Kornwalii doszła do wniosku, że wygląda 

jak wysunięty w stronę morza, lekko zagięty palec. 

Następnego  dnia  ruszyła  dalej,  wybierając  drogi  tak,  by  choć  z  daleka  czasem  było 

widać  morze.  Kilka  razy  stawała  na  poboczu,  a  jeśli  udało  się  jej  dostrzec  ścieżki,  space-

rowała nimi, zachwycona i przejęta, że nareszcie dotarła do kraju dzieciństwa. 

Kiedy  w końcu dojechała do St. Just, okazało się, że z łatwością znalazła miejsce, w 

którym  mogła  się  zatrzymać.  Tom  Elliott,  właściciel  przytulnego  zajazdu,  poinformował  ją, 

ż

e o tej porze roku w Konwalii nie ma zbyt wielu turystów, więc jest dużo wolnych pokoi. 

Jenna wyjaśniła, że nie wie jeszcze, jak długo zostanie w St. Just. Zaniosła bagaże do 

pokoju,  odświeżyła  się,  a  potem  zeszła  do  recepcji  i  zapytała  Elliotta,  jakie  atrakcje 

turystyczne oferuje St. Just. 

-  Jeżeli  lubi  pani  piesze  wędrówki,  to  w  okolicy  jest  mnóstwo  ciekawych  szlaków 

turystycznych.  Są  tam  również  kromlechy,  czyli  kręgi  kamienne,  jeśli  to  panią  interesuje.  A 

dla tych, którzy mają czas na grę, jest klub golfowy. 

- A gdybym tu chciała znaleźć pracę? - zapytała. 

- To zależy. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Lepiej poszukać czegoś w Penzance. 

Tam  jest  większa  szansa  na  przyzwoite  wynagrodzenie.  Wielu  ludzi  z  St.  Just  dojeżdża  do 

pracy w Penzance. Czyżby planowała pani zamieszkać w tej okolicy? 

Jenna roześmiała się. 

-  Och,  nie  mam  jeszcze żadnych  konkretnych  planów.  Moja  rodzina  pochodzi z tych 

stron  i  koniecznie  chciałam  zobaczyć,  jak  tu  jest.  Kto  wie,  jeżeli  mi  się  spodoba,  to  może 

zostanę. 

Tom pokiwał głową. 

- Zgadza się, Craddock to walijskie nazwisko. 

- Szukam mojej ciotki, Morwenny. Z domu była Craddock, a po mężu Hoskins. Może 

słyszał pan o niej albo o innych Craddockach w tej okolicy? 

- Nie, nic mi nie przychodzi do głowy, ale mieszkam tu dopiero od pięciu lat. Oboje z 

ż

oną  chcieliśmy  uciec  od  londyńskiego  zgiełku.  Szukaliśmy  spokojnego  miejsca  i  w 

rezultacie  przenieśliśmy  się  tutaj.  Latem  wcale  nie  jest  tak  pusto  i  cicho  jak  teraz.  Mimo  to 

polubiliśmy to sezonowe ożywienie. Niech się pani przejdzie do pubu, jest trochę dalej, przy 

tej samej ulicy, i tam zapyta o Craddocków. Może ktoś będzie znał rodzinę o tym nazwisku. 

Poza tym mają tam dobrą kuchnię. Sam często chodzę do nich na lunch. 

Jenna podziękowała za radę i zarzucając torbę na ramię, ruszyła ulicą w stronę pubu. 

Zamierzała przejrzeć miejscową książkę telefoniczną, ale ponieważ była  głodna i zmęczona, 

background image

zdecydowała, że najpierw coś zje w pubie poleconym jej przez Toma. 

Kiedy skończyła posiłek, było już ciemno. Wróciła więc do zajazdu. 

- Trafiła pani na ślad? - zapytał z uśmiechem Tom. 

- Zajmę się tym od jutra - odparła. 

- Kiedy pani wyszła, zastanawiałem się, jak zacząć poszukiwania, i nawet przejrzałem 

miejscową książkę telefoniczną. Nie znalazłem Hoskinsów, ale jest jeden Craddock, mieszka 

za wsią. Myślę, że można by do niego zadzwonić. 

- Świetny pomysł - ucieszyła się Jenna. - Czy mogę skorzystać z telefonu? 

Telefon odebrała kobieta. 

-  Dzień  dobry  -  zaczęła  Jenna.  -  Szukam  Morwenny  Hoskins,  która  mieszka  w  tej 

okolicy. Chciałam zapytać, czy może przypadkiem pani ją zna. Morwenna, zanim wyszła za 

mąż, nosiła nazwisko Craddock. 

Kobieta po drugiej stronie wyraźnie się wahała. 

- Jestem jej bratanicą - wyjaśniła Jenna. - Przyjechałam z Australii i próbuję odnaleźć 

rodzinę, z którą straciłam kontakt. 

-  Nie  przypuszczam,  żeby  miała  mi  za  złe,  jeśli  powiem  pani,  jak  ją  znaleźć  - 

powiedziała  kobieta  i  wytłumaczyła  jej  dokładnie,  jak  dojechać  do  domu  Morwenny.  -  Nie 

znam jej zbyt dobrze - dodała. - Raczej unika towarzystwa. 

-  Dziękuję  pani  za  pomoc.  -  Jenna  odłożyła  słuchawkę  i  aż  podskoczyła  z  radości.  - 

Znalazłam ją! Tak po prostu. Jeden telefon i już! 

Jenna  pobiegła  do  swojego  pokoju  na  górę,  przeskakując  po  kilka  schodków. 

Zastanawiała  się,  dlaczego  w  książce  telefonicznej  nie  ma  numeru  Morwenny.  Może  nie 

miała telefonu? Nieważne. Jutro złoży jej wizytę. 

Kiedy  w  końcu  nadszedł  ranek,  Jenna  była  przejęta  i  trochę  zdenerwowana.  Oto 

nadszedł dzień, na który czekała tyle lat. Czuła, jak mocno bije jej serce. 

Bez  problemów  odnalazła  dom  ciotki.  Zaparkowała  i  powoli  wysiadła  z  samochodu. 

Wzięła kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić, a potem podeszła do drzwi i zapukała. 

Stała przez chwilę, nasłuchując. Zaczęła się martwić, że ciotka już tu nie mieszka. Byłaby to 

prawdziwa  ironia  losu,  gdyby  Morwenna  przeprowadziła  się  właśnie  teraz,  kiedy  Jenna 

przyjechała z drugiego końca świata, żeby się z nią spotkać. Zapukała jeszcze raz. 

- Idę, idę. Poczekaj, muszę przecież dojść! - Zza drzwi dobiegł gniewny kobiecy głos. 

-  Lepiej,  żebyś  nie  był  jednym  z  tych  domokrążców,  bo  i  tak  nic  nie  kupię!  -  dodała 

Morwenna Hoskins, stając na progu. 

Widok  ciotki  nie  obudził  w  Jennie  wspomnień.  Pomyślała,  że  czas  nie  obszedł  się  z 

background image

nią łaskawie. Wiedziała, że ma pięćdziesiąt kilka lat, wyglądała jednak zdecydowanie starzej. 

Opierała się na lasce i patrzyła na nią podejrzliwie. 

- Czego chcesz? - zapytała Morwenna. 

-  Ja  chciałam...  To  znaczy,  dzień  dobry  -  wyjąkała  Jenna.  -  Proszę  się  nie  obawiać. 

Niczego  nie  sprzedaję.  Prawdę  mówiąc,  przyjechałam  z  Australii,  żeby  cię  odnaleźć. 

Nazywam się Jenna Craddock i jestem twoją bratanicą. 

Jenna  spodziewała  się,  że  jej  słowa  mogą  wywołać  różne  reakcje.  Nie  przypuszczała 

jednak,  że  ciotka  popatrzy  na  nią  z  taką  niechęcią.  Morwenna  najwidoczniej  nie  zamierzała 

zaprosić jej do środka. Można by pomyśleć, że dotąd nie słyszała o jej istnieniu. 

Jenna nie wiedziała, co zrobić. Dlaczego ciotka nie ucieszyła się na jej widok? 

W końcu Morwenna odezwała się. 

- Moją bratanicą? Jeżeli przyjechałaś z Australii, to musisz być córką Hedry i Tristana. 

-  Tak.  Hedra  i  Tristan  byli  moimi  rodzicami.  -  Jenna  odprężyła  się  trochę  i 

uśmiechnęła do ciotki. 

-  Wiele  razy  im  powtarzałam,  że  nic  dobrego  nie  wyniknie  z  tego  wyjazdu  na  drugi 

koniec świata. - Morwenna zmarszczyła brwi. - Dokładnie tak im mówiłam. „Nic dobrego nie 

wyniknie  z  waszego  wyjazdu”.  Miałam  rację,  prawda?  Oboje  zginęli,  porwani  przez  falę 

powodziową czy coś równie idiotycznego, nim minęły dwa lata. Powinni mnie posłuchać, ale 

Tristan zawsze był najmądrzejszy i sam wszystko wiedział najlepiej. A czego ty chcesz? 

- Ja... przyjechałam, żeby się przedstawić i przywitać - odparła skonsternowana Jenny. 

-  Obawiam  się,  że  nie  mam  zbyt  wielu  wspomnień  z  Kornwalii,  ale  ponieważ  tutaj  się 

urodziłam, wróciłam, by poznać resztę rodziny. 

-  W  takim  razie  niepotrzebnie  przyjechałaś.  Nie  masz  tu  rodziny.  Nie  wiem,  gdzie 

Tristan cię znalazł. Nigdy mi tego nie powiedział. 

Jenna wpatrywała się w ciotkę. Musiała źle ją zrozumieć. 

- Znalazł mnie? - wykrztusiła w końcu. 

- To samo powiedziałam temu człowiekowi z Edynburga, który szukał cię tutaj kilka 

miesięcy temu. Nie jesteśmy spokrewnione. Pewnego dnia Hedra zjawiła się z noworodkiem 

w  ramionach.  Była  dumna  jak  paw,  a  Tristan  ze  szczęścia  uśmiechał  się  od  ucha  do  ucha. 

Ostrzegałam  ich  przed  braniem  na  wychowanie  cudzego  dziecka.  Sama  wiesz,  że  nigdy  nie 

można być pewnym, co siedzi w takim dzieciaku. Może wyrosnąć na złodzieja czy mordercę. 

Jenna  wpatrywała  się  w  kobietę,  nie  wierząc  własnym  uszom.  Czy  Morwenna  jest 

szalona? O czym ona mówi? W ułamku sekundy cały jej świat legł w gruzach. 

- Czy to znaczy, że zostałam adoptowana? - zapytała. 

background image

- Głucha jesteś czy co? Dobrze zrozumiałaś. Jesteś adoptowana. Nie wiedziałaś o tym, 

co? - Morwenna przyglądała się jej spod na wpół przymkniętych powiek. 

- Nie. 

-  Moim  zdaniem  już  dawno  ktoś  powinien  ci  to  powiedzieć.  Pamiętam,  kiedy 

zadzwonili do mnie z Australii z informacją, że Tristan nie żyje. Bardzo ciężko to przeżyłam. 

Gdyby  mnie  posłuchał,  dzisiaj  mógłby  ciągle  jeszcze  żyć.  Z  Australii  wydzwaniali  do  mnie 

jacyś ludzie i nalegali, żebym się tobą zaopiekowała. To było doprawdy bardzo irytujące i w 

końcu wyprowadzili mnie z równowagi. Powiedziałam im, że mam ośmioro własnych dzieci i 

z  całą  pewnością  nie  potrzebuję  jeszcze  jednej  siedmioletniej  dziewczynki,  która  będzie  mi 

się plątać pod nogami. 

Przejęta  zgrozą  Jenna  czuła,  że  musi  natychmiast  stąd  odejść.  Wiadomość  o  adopcji 

była  dla  niej  szokiem,  a  mimo  to  była  głęboko  wdzięczna  losowi,  że  ta  kobieta  nie  jest  jej 

krewną. 

-  Dziękuję,  że  zechciała  mi  pani  to  wszystko  wyjaśnić.  -  Jenna  zmusiła  się  do 

zachowania spokoju. - Wcześniej wspomniała pani o jakimś mężczyźnie z Edynburga, który 

się o mnie dowiadywał. Chciałabym wiedzieć, jak się nazywał. 

-  To  było  kilka  miesięcy  temu.  Chwileczkę,  niech  się  zastanowię.  Jestem  pewna,  że 

jego nazwisko zaczynało się na D. Coś, jak Davis, Dennis... nie mogę sobie przypomnieć. 

- Może go pani opisać? zapytała Jenna. 

- Po co? Czyżbyś chciała go odszukać? Powiedział, że jest z Edynburga, ale mnie nie 

tak łatwo oszukać. Mówił z bardzo silnym akcentem i od razu poznałam, że to Amerykanin. 

Poczekaj.  Jego  nazwisko  brzmiało  tak  jakoś  po  francusku.  Mam!  Oznajmił,  że  nazywa  się 

Dumas.  Nie  pamiętam  imienia.  Muszę  ci  jednak  powiedzieć,  że  wcale  nie  jesteś  do  niego 

podobna, jeżeli o to ci chodzi. Miał ciemne włosy, ciemne oczy i był wysoki. 

Jenna wiedziała, że w żadnym wypadku nie można jej było nazwać wysoką. Kiwnęła 

więc głową na znak, że zrozumiała, co ciotka miała na myśli. 

- Bardzo dziękuję za pomoc - powiedziała pospiesznie i, odwróciwszy się, ruszyła  w 

stronę samochodu wyprostowana, z dumnie uniesioną głową. 

Dopiero  gdy  znalazła  się  w  pubie,  w  którym  poprzedniego  wieczoru  jadła  kolację, 

zdała  sobie  sprawę,  że  cała  się  trzęsie.  Zamówiła  filiżankę  herbaty,  a  potem  usiadła  przy 

stoliku w głębi sali. 

A  więc  została  adoptowana.  Dlaczego  o  tym  nie  wiedziała?  W  dokumentach,  które 

zostały  po  rodzicach,  nie  było  nic,  co  mogłoby  na  to  wskazywać.  Na  jej  świadectwie 

urodzenia figurowały imiona Hedra i Tristan. Było tam również napisane, że dziecko urodziło 

background image

się w domu. Ani słowa o adopcji. Nie musiała tego sprawdzać, nie myliła się. 

Wróciła myślami do czasów, kiedy mieszkała  w  sierocińcu. Nigdy w życiu nie czuła 

się  tak  bardzo  zagubiona  i  samotna.  Pogrążona  w  smutnych  wspomnieniach,  zrozumiała,  że 

od śmierci rodziców jedyną, niezmienną rzeczą  w jej życiu była samotność. Jenna nie miała 

na świecie zupełnie nikogo. 

Co  powinna  teraz  zrobić?  Wyjeżdżając  z  Australii,  kupiła  bilet  w  jedną  stronę. 

Planowała  podjąć  pracę.  Na  szczęście  jej  oszczędności  pozwalały  na  to,  by  mogła  to  robić 

spokojnie. Jenna miała doskonałe referencje i była profesjonalistką. Nie przypuszczała więc, 

by czekały ją kłopoty ze znalezieniem posady. 

Mężczyzna z Edynburga o nazwisku Dumas wiedział o jej istnieniu. Czy to możliwe, 

ż

eby właśnie tam ją adoptowano? A jeśli to był jej ojciec, który po latach próbował odnaleźć 

dorosłą  już  córkę?  Może  po  jej  urodzeniu  wyjechał  do  Stanów  Zjednoczonych?  Przecież 

mogło się tak zdarzyć. Wtedy nawet jego amerykański akcent byłby zrozumiały. 

Po spotkaniu z Morwenną Jenny wiedziała, że nie chce zostać w Kornwalii ani chwili 

dłużej  niż  to  konieczne.  Postanowiła  zatrzymać  się  w  Szkocji  i  nic  nie  mogło  zmienić  tej 

decyzji. Miała nadzieję, że uda się jej tam odnaleźć pana Dumas i dowiedzieć się, co go z nią 

łączy. 

background image

ROZDZIAŁ 2 

Jesteś  Australijką.  Dlaczego  w  takim  razie  szukasz  zajęcia  w  Szkocji?  -  zapytała 

Violet Spradlin, prowadząca agencję pośrednictwa pracy w Edynburgu. 

- Rzeczywiście, ostatnio mieszkałam w Australii - przyznała Jenna, siedząc na wprost 

Violet. - Urodziłam się jednak w Wielkiej Brytanii. A powodem, dla którego przeniosłam się 

do  Szkocji,  jest  niezwykłe  piękno  waszej  ziemi.  Urzekło  mnie  ono  do  tego  stopnia,  że 

postanowiłam tu zamieszkać. Nie mam rodziny, mogę więc żyd, gdzie chcę. 

- Rozumiem. - Violet przekładała na biurku teczki z dokumentami, a kiedy skończyła, 

podniosła  wzrok  na  Jennę.  -  Z  listu  polecającego  wynika,  że  jesteś  doskonałym 

pracownikiem. Twoje umiejętności i doświadczenie naprawdę robią wrażenie. Szczególnie u 

kogoś  tak  młodego.  Masz  dwadzieścia  pięć  lat,  zgadza  się?  Musiałaś  dość  wcześnie  zacząć, 

prawda? 

- Tak. 

-  Niestety,  w  tej  chwili  nie  mogę  ci  wiele  zaoferować.  -  Violet  westchnęła.  -  Zresztą 

sama  wiesz,  jak  to  wygląda.  Dzisiaj  nie  mam  dla  ciebie  nic,  a  jutro  rano  mogę  dostać  kilka 

zgłoszeń. Nigdy nie wiadomo. Mam nadzieję, że nie musisz natychmiast podjąć pracy. 

- Rzeczywiście nie. 

- Jak się z tobą skontaktować, gdy będę coś dla ciebie miała? 

-  Zatrzymałam  się  w  małym  hoteliku  na  obrzeżach  miasta,  ale  mogę  codziennie 

dzwonić i sprawdzać, czy coś się pojawiło. 

Violet ponownie zajrzała w formularz wypełniony przez Jennę. 

-  Ach,  teraz  rozumiem  -  powiedziała.  -  W  rubryce,  w  której  powinnaś  podać  adres, 

wpisałaś  miejsce,  w  którym  się  zatrzymałaś.  Przypuszczam,  że  posada  z  mieszkaniem  i 

utrzymaniem raczej cię  nie zainteresuje? Nie, pewnie nie - mruknęła do  siebie, zanim Jenna 

zdążyła  się  odezwać.  -  Zresztą  posada,  o  której  pomyślałam,  wymagałaby  wyjazdu  z 

Edynburga, a poza tym nie mogę ci zagwarantować, że praca tam byłaby przyjemna. 

-  Nie  mam  nic  przeciwko  temu,  żeby  się  przeprowadzić.  A  to,  że  oferta  obejmuje 

również pełne utrzymanie, jest dla mnie dużym ułatwieniem. W każdym razie w tej sytuacji. 

Violet wstała i podeszła do szafy z aktami. 

-  Wiedziałam,  że  to  musi  gdzieś  tutaj  być.  -  Wyciągnęła  grubą  papierową  teczkę. 

Wróciła  do  biurka  i  popatrzyła  na  Jennę.  -  W  gruncie  rzeczy  nie  polecam  ci  tej  pracy, 

rozumiesz to, prawda? 

background image

- Tak, rozumiem - odpowiedziała Jenna, zastanawiając się, co to może być za posada. 

Violet otworzyła teczkę i zaczęła czytać. 

-  Sir  Ian  MacGowan  poszukuje  dobrej  sekretarki  lub  sekretarza.  Pisze  powieść, 

dyktując  ją  i  nagrywając  na  taśmę.  Zatrudniona  osoba  ma  się  zajmować  przepisywaniem 

tekstu z taśm, a później nanosić poprawki, które autor będzie robił na wydrukowanym tekście 

powieści. 

- Aha, pisarz. 

-  Myślę,  że  możesz  go  tak  nazywać  -  odparła  Violet  -  choć  nie  przypuszczam,  żeby 

jakieś wydawnictwo cokolwiek od niego kupiło. Mieszka w Londynie, ale gdy kilka miesięcy 

temu został ranny w wypadku samochodowym, postanowił spędzić okres rekonwalescencji w 

swoim  domu  rodzinnym  w  Szkocji.  Przypuszczam,  że  całe  to  jego  pisanie  to  lekarstwo  na 

nudę. 

Jenna wyobraziła sobie dżentelmena z lekką nadwagą i siwymi włosami, który nie był 

jeszcze całkiem gotów, by przejść na emeryturę. 

-  Ta  posada  wydaje  mi  się  wprost  wymarzona.  Powiedziałaś  jednak,  że  jej  nie 

polecasz. Chciałabym wiedzieć dlaczego. Prawdopodobnie nie jest to stała praca, ale gdybym 

ją dostała, miałabym czas, żeby się spokojnie rozejrzeć za lepszym zajęciem. 

Violet  westchnęła  i  zdjęła  okulary.  Masując  palcem  grzbiet  nosa,  wpatrywała  się  w 

Jennę  oczami  krótkowidza.  Starannie  wyczyściła  szkła  i  założyła  okulary.  Jenna  nie  miała 

wątpliwości,  że  zastanawia  się,  jak  odpowiedzieć  na  jej  pytanie.  Czyżby  sir  Ian  był 

potworem? 

W końcu Violet przemówiła. 

-  Widzisz  te  wszystkie  papiery?  -  Wskazała  opasłą  teczkę.  -  To  dokumenty 

kandydatek, które w ciągu ostatnich kilku tygodni wysłałam do sir Iana. 

- I nie przyjął żadnej z nich? 

-  Wysłuchiwałam  niekończących  się  narzekań  na  brak  kwalifikacji  u  kandydatek,  z 

którymi rozmawiał. W końcu zdecydował się na  jedną, ale ta odeszła po dwóch tygodniach. 

Następna, którą wybrał, uciekła już po trzech dniach. - Violet westchnęła. 

- Czy próbował je molestować seksualnie? - zapytała Jenna. 

Przez moment agentka wyglądała na zaskoczoną, a po chwili roześmiała się. 

-  Ależ  nie.  Sir  Ian  jest  po  prostu  wyjątkowo  trudny  we  współpracy  -  wyjaśniła  i 

zaczęła przeglądać wpięte w teczkę papiery. Niektóre z zapisków przeczytała na głos. 

-  „Łatwo  wpada  w  złość  i  nigdy  nie  można  go  zadowolić”  -  tak  określiła  go  jedna  z 

kobiet,  które  zaczęły  u  niego  pracę.  Druga  zaś  twierdziła,  że  „sir  Ian  ustala  niemożliwe  do 

background image

zaakceptowania godziny pracy i po prostu nie da się z nim wytrzymać”. 

- Dobrze znam ten rodzaj szefów. - Jenna pokiwała głową. - Mój ostatni pracodawca 

początkowo zachowywał się dokładnie tak samo. 

- Naprawdę? Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Sądząc z jego listu polecającego, 

uważał  cię  za  prawdziwy  skarb  i  był  bardzo  nieszczęśliwy,  że  odchodzisz.  Prawdę  mówiąc, 

kiedy się czyta to, co o tobie napisał, odnosi się wrażenie, że jesteś zesłanym przez opatrzność 

aniołem - zażartowała Violet. 

-  Mój  szef  był  bardzo  zajętym  człowiekiem,  a  wszystkie  osoby,  które  zatrudniał 

przede mną, były zbyt mało samodzielne. Po pewnym czasie udało mi się przebić przez mur 

gburowatości,  którym  się  otoczył.  Zdołałam  go  również  przekonać,  że  nie  jestem  leniwą, 

głupią gęsią. Od tej pory nasza współpraca układała się już całkiem dobrze. 

- Rozumiem. - Violet pokiwała głową i uśmiechnęła się. - W takim razie może uda ci 

się porozumieć również z sir łanem, chociaż inne tego nie potrafiły. 

- Na kiedy możesz mnie umówić na rozmowę kwalifikacyjną? 

-  Sir  Ian  odmówił  prowadzenia  jakichkolwiek  dalszych  rozmów  kwalifikacyjnych. 

Stwierdził, że zabiera mu to zbyt wiele czasu. Polecił, bym znalazła kogoś, kto nie będzie go 

zadręczać ciągłymi pytaniami i uwagami, i po prostu zatrudniła tę osobę. 

- Tak w ciemno? - Jenna była zaskoczona. 

- Taka jest jego decyzja. Jeżeli chodzi o mnie, to mogę cię zatrudnić, oczywiście jeżeli 

jesteś  zainteresowana.  Ostatecznie  możesz  przecież  spróbować.  Zobaczysz,  jak  będzie  się 

wam  układała  współpraca.  Jeżeli  ci  się  nie  spodoba,  to  przynajmniej  będziesz  wiedziała,  że 

próbowałaś. A do tego czasu może się pojawić jakaś inna, ciekawsza oferta. Decydujesz się? 

Jenna miała oszczędności, lecz nie chciała ich wydawać, jeżeli nie będzie to absolutnie 

konieczne. 

- Pojadę, żeby porozmawiać z sir łanem - zdecydowała. - Być może oboje dojdziemy 

do  wniosku,  że  nie  jestem  właściwą  osobą,  ale  nie  chcę  rezygnować,  dopóki  się  z  nim  nie 

spotkam. 

-  Świetnie.  Jestem  gotowa  się  założyć,  że  jeżeli  w  ogóle  ktokolwiek  zdoła  z  nim 

współpracować,  to  właśnie  ty  -  powiedziała  Violet  i  sięgnęła  po  telefon.  Patrząc  w  leżącą 

przed nią, otwartą teczkę, znalazła numer telefonu sir Iana i zadzwoniła. 

-  Dzień  dobry,  Hazel.  Mówi  Violet  Spradlin  z  agencji.  Jak  się  masz?  Chciałabym 

porozmawiać  z  sir  łanem.  Tak,  oczywiście  wiem,  że  jest  zajęty.  Tak.  Nie,  nie  dzwonię  w 

sprawie  ostatniej  sekretarki.  Tak,  tak  wiem.  Nowi  pracownicy  potrafią  czasami  dać  się  we 

znaki.  Chciałam  poinformować,  że  zatrudniłam  dla  niego  nową  sekretarkę.  Jestem 

background image

przekonana,  że  tym  razem  to  jest  dokładnie  to,  czego  szuka.  Tak,  oczywiście.  -  Violet 

spojrzała na Jennę i puściła do niej oko. 

Po długim oczekiwaniu Violet odezwała się ponownie. 

-  Och,  dzień  dobry.  Tak,  zatrudniłam.  Szczerze  mówiąc,  ona  właśnie  siedzi  obok 

mnie.  -  Violet  zakryła  słuchawkę  dłonią.  -  Pyta,  kiedy  mogłabyś  przyjechać.  Wydaje  mi  się 

czymś zdenerwowany. 

- Mogę przyjechać nawet dzisiaj, muszę tylko wiedzieć, jak się tam dostać. 

- Wspominałam, że musiałabyś się wyprowadzić z Edynburga. Domyślam się też, że 

nie masz samochodu. 

- Nie, nie mam. A czy to jest jakiś problem? 

-  Sir  Ian  -  Violet  przemówiła  do  słuchawki  -  dziewczyna  nie  dysponuje  środkiem 

transportu.  Gdyby  była  możliwość  odebrania  jej  z  dworca  w  Stirling,  to  mogłaby  tam 

dojechać pociągiem. Aha. Tak. Doskonale, jestem przekonana, że możemy się umówić w ten 

sposób. - Popatrzyła na Jennę. - Jest drobna i ma rudoblond włosy. Będzie w ciemnozielonym 

kostiumie. Myślę, że trudno ją pomylić z kimś innym. Tak. Powiem jej. 

Violet odłożyła słuchawkę. 

- Sir Ian nie był dziś zbyt rozmowny - stwierdziła. 

-  Życzy  sobie,  żebyś  przyjechała  do  Stirling  pociągiem.  Tam  ze  stacji  odbierze  cię 

jego gospodyni Hazel Pennington. Warunki zatrudnienia omówicie na miejscu. 

- W porządku. Jestem wdzięczna, że zdecydowałaś się dać mi tę pracę -  powiedziała 

Jenna, wstając z krzesła. 

-  Nie  dziękuj  mi,  kochana.  Poczekaj,  aż  popracujesz  z  nim  kilka  tygodni.  Jeżeli  w 

dalszym  ciągu będziesz mi chciała podziękować, to dopiero wtedy będę  pewna, że robisz to 

szczerze. Sir Ian jest oschły i wybuchowy, ale sądząc ze słów Hazel, która od lat pracuje dla 

tej rodziny, sprawiedliwy i uczciwy. Nigdy go nie widziałam, ale ten charakterystyczny głos 

rozpoznałabym zawsze. 

Jenna  była  gotowa  przysiąc,  że  Violet  się  zarumieniła.  Ach,  więc  to  tak  -  pomyślała. 

Czyżby Violet miała plany wobec sir Iana? 

-  Muszę  się  spakować  i  zwolnić  pokój  w  hotelu  -  powiedziała.  Wyciągnęła  rękę  do 

Violet, a ta ją uścisnęła. 

-  Bez  względu  na  to  jak  ułożą  się  sprawy  z  sir  łanem,  zawsze  będę  ci  wdzięczna,  że 

pozwoliłaś mi spróbować. 

-  Nie  chcę,  żebyś  się  czuła  jak  owieczka  wysyłana  na  rzeź.  Od  czasu  do  czasu 

zadzwonię  do  ciebie,  by  sprawdzić,  jak  się  sprawy  mają.  Jeśli  pojawi  się  coś  nowego,  co 

background image

mogłoby cię zainteresować, dam ci znać. 

Jenna  wróciła  do  hotelu  i  zajęła  się  pakowaniem.  Do  Edynburga  przyjechała  dopiero 

poprzedniego  popołudnia,  więc  tak  naprawdę  większość  rzeczy  nadal  pozostawała  w 

podróżnych  torbach.  Zbierając  porozrzucane  po  pokoju  drobiazgi,  zastanawiała  się  nad 

podjętą  decyzją.  Postanowiła,  że  w  dni  wolne  od  pracy  będzie  jednak  przyjeżdżać  do 

Edynburga  i  szukać  tajemniczego  pana  Dumas.  Pierwszą  rzeczą,  jaką  zrobiła  wczoraj  w 

hotelowym  pokoju,  było  przejrzenie  książki  telefonicznej.  Niestety,  nie  znalazła  nazwiska 

Dumas. Mimo to nie zamierzała się poddać i planowała dalsze poszukiwania tajemniczego - 

przynajmniej dla niej - nieznajomego. Miała nadzieję, że z czasem uda się jej znaleźć pracę w 

mieście,  co  znacznie  ułatwiłoby  jej  zadanie.  Na  razie  jednak  będzie  musiała  dojeżdżać  ze 

Stirling. 

Siedząc  w  pociągu,  Jenna  myślała  o  nowej  pracy.  Nigdy  dotąd  nie  spotkała  pisarza. 

Ciekawiło  ją,  jakiego  rodzaju  książki  pisze  sir  Ian.  Może  wspomnienia?  Niewykluczone,  że 

ciekawe. Może się też okazać marnym autorem. Kto wie? Być może jest taki nieprzyjemny, 

bo  za  swoje  niepowodzenia  obwinia  innych.  Postanowiła  się  tym  nie  przejmować. 

Najważniejsze, że znalazła się w Szkocji i dostała pracę. 

Przed  wyjazdem  do  Anglii  Jenna  pozbyła  się  prawie  całego  dobytku.  Przez  lata 

starannie  dobierała  meble  i  sprzęty  domowe,  a  kiedy  nadszedł  dzień,  w  którym  musiała 

sprzedać wszystko obcym ludziom, było jej bardzo żal. Wiedziała jednak, że trzeba to zrobić, 

bo  uzyskane  ze  sprzedaży  pieniądze  miały  jej  zapewnić  poczucie  bezpieczeństwa  podczas 

podróży. 

Jenna wysiadła z dwiema torbami, a trzecią ktoś z pasażerów pomógł jej wystawić na 

peron. Po chwili pociąg odjechał, a ona została na peronie zupełnie sama. Nie miała pojęcia, 

jak długo przyjdzie jej czekać na gospodynię sir Iana. Liczyła na to, że kobieta wie, kogo ma 

zabrać z dworca. 

Zarzuciła sobie jedną torbę na ramię, a pozostałe dwie wzięła w ręce i ruszyła w stronę 

budynku dworca. 

- Panna Craddock? Nie mylę się, prawda? 

Jenna  przystanęła.  Od  strony  parkingu  zbliżała  się  do  niej  kobieta.  Była  wysoka  i 

koścista, w trudnym do określenia wieku. 

-  Jestem  Hazel  Pennington  -  przedstawiła  się.  -  Pracuję  u  sir  Iana  jako  gospodyni. 

Przepraszam, że nie zdążyłam na przyjazd pociągu, ale utknęłam w korku. 

Chwyciła  jedną  z  toreb  i  skierowała  się  w  stronę  schodów  tak  szybko,  że  Jenna 

musiała podbiec, aby dotrzymać jej kroku. 

background image

-  Skąd  pani  wiedziała,  którym  pociągiem  przyjadę?  -  zapytała.  -  Przecież  nawet  ja 

sama tego nie wiedziałam, póki nie znalazłam się na dworcu. 

Doszły na parking i gospodyni włożyła torby do bagażnika. 

- Sir Ian wiedział - odparła. - Sprawdził rozkład jazdy pociągów i wybrał ten, którym 

jego zdaniem najprawdopodobniej przyjedziesz. Gdyby cię jednak nie było w pociągu, który 

wytypował, czekałabym na następny. 

Jenna  chciała  zadać  wiele  pytań  dotyczących  sir  Iana  i  wiedziała,  że  na  większość  z 

nich  Hazel  mogłaby  odpowiedzieć.  Wolała  jednak,  by  gospodyni  nie  odniosła  wrażenie,  że 

Jenna  denerwuje  się  nową  pracą.  Siedziała  więc  w  milczeniu  i  słuchała  Hazel,  która 

wskazywała jej mijane po drodze zabytkowe budowle i miejsca warte zobaczenia. 

-  Jeżeli  to  jest  twoja  pierwsza  wizyta  w  Stirling,  to  powinnaś  się  kiedyś  wybrać  i 

obejrzeć  pomnik  Williama  Wallace'a.  -  Hazel  wskazała  wieżę  w  oddali.  -  Można  się  tam 

dostać jedynie krętymi schodami. Jest to więc wycieczka dla ludzi o dobrej kondycji. 

Jenna zobaczyła zamek stojący na wysokiej skarpie i westchnęła z zachwytu. 

-  Zamek  również  warto  odwiedzić,  bo  ma  pięknie  odrestaurowane  wnętrza  -  dodała 

Hazel.  -  Mieści  się  tam  muzeum  wojskowe,  a  obok  stoi  katedra,  która  również  należy  do 

miejsc ulubionych przez turystów. 

Jechały  na  północ,  a  pełna  entuzjazmu  Jenna  starała  się  patrzeć  na  wszystko 

jednocześnie.  Widoki  rozciągające  się  po  obu  stronach  drogi  wprost  zapierały  dech  i 

dziewczyna nie mogła się już doczekać, kiedy wyruszy na zwiedzanie. 

Jechały  nie  dłużej  niż  pół  godziny,  gdy  Hazel  niespodziewanie  skręciła  w  boczną 

drogę. Jenna była zaskoczona, bo wyobrażała sobie, że sir Ian mieszka na odludziu, daleko od 

miasta.  Spojrzała  w  górę  i  zobaczyła,  że  drzewa  rosnące  po  obu  stronach  alei  splatają  się 

gałęziami,  tworząc  baldachim.  O  tej  porze  roku  gałęzie  były  pozbawione  liści,  ale  Jenna 

mogła  sobie  wyobrazić,  jak  pięknie  będzie  to  wyglądać,  kiedy  się  zazielenia.  Wzdłuż  alei 

ciągnął  się  wysoki,  niewątpliwie  bardzo  stary  i  zabytkowy  mur.  Gdyby  te  kamienie  umiały 

mówić, pomyślała. Musiały niejedno widzieć i słyszeć, stojąc tu od stuleci. 

Aleja  zakończyła  się  nagle  ostrym  zakrętem.  Samochód  skręcił,  przejechał  przez 

łukowato  sklepioną  bramę  w  murze  i  zatrzymał  się  na  wyłożonym  kamiennymi  płytami 

podjeździe.  Oszołomiona  Jenna  stała  przed  wejściem  do  najprawdziwszego  na  świecie 

zamku. Czyżby to tutaj mieszkał sir Ian? 

-  To  miejsce  jest  absolutnie  fantastyczne  -  stwierdziła  z  podziwem,  rozglądając  się 

wokoło.  -  Nawet  nie  umiem  sobie  wyobrazić,  jak  wspaniale  jest  dorastać  w  takim  domu. 

Dzieci muszą się tutaj czuć jak w zamku z bajki. 

background image

Hazel  otworzyła  bagażnik  i,  nie  zaszczyciwszy  imponującej  budowli  nawet  jednym 

spojrzeniem, zaczęła wyjmować bagaże. 

-  Powiem  ci,  że  to  nic  innego  jak  tylko  stara  ruina  -  oznajmiła.  -  Jednak  wszyscy 

jesteśmy  do  niej  przywiązani.  Utrzymanie  zamku  kosztuje  majątek,  bo  zawsze  znajdzie  się 

coś, co wymaga naprawy. 

Jenna chwyciła najcięższą torbę i zarzuciła ją sobie na ramię. 

- Ja wezmę dwie pozostałe - zdecydowała Hazel. Podniosła je bez wysiłku, jakby nic 

nie ważyły. 

Jenna  ruszyła  jej  śladem,  przyglądając  się  przepięknie  rzeźbionym,  ogromnym 

drewnianym  drzwiom,  osadzonym  w  łukowato  sklepionej  bramie,  identycznej  z  tą,  przez 

którą  wjechały  na  dziedziniec.  Gdy  znalazły  się  w  ogromnym  holu,  gospodyni  postawiła 

bagaż w znajdującej się przy drzwiach niszy. 

- Zostawimy to na razie tutaj - wyjaśniła. - Wiem, że sir Ian chce z tobą porozmawiać. 

Nie  każmy  mu  więc  czekać  dłużej  niż  to  konieczne.  Później  pokażę  ci,  gdzie  będziesz 

mieszkać. 

Jenna spojrzała w górę. Sufit wznosił się na wysokość około dziewięciu metrów, a tuż 

pod nim, na przeciwległych końcach, znajdowały się okna w kształcie wachlarzy. Ściany holu 

zawieszone  były  rodowymi  herbami  i  wielkimi,  olejnymi  malowidłami  przedstawiającymi 

nieżyjących członków rodziny. 

Hazel  podeszła  do  zamkniętych  drzwi,  obok  których  łagodnym  łukiem  wznosiły  się 

prowadzące na piętro szerokie schody. 

- Panna Craddock już tu jest - oznajmiła gospodyni, otwierając drzwi. 

- Dobrze, niech wejdzie - zagrzmiał ze środka męski głos. 

background image

ROZDZIAŁ 3 

Całe ściany pokryte były półkami, na których stały setki książek. Jenna zrozumiała, że 

znajduje  się  w  bibliotece.  Na  myśl,  że  zamieszka  w  zamku  i  będzie  miała  dostęp  do  tak 

bogatego  księgozbioru,  o  mało  nie  roześmiała  się  z  radości.  Oderwała  wzrok  od  książek  i 

popatrzyła na stojącego przy kominku mężczyznę. Władczość i pewność siebie, jakie z niego 

emanowały, sprawiały, że Jenna nie mogła oderwać od niego wzroku. 

Oceniła,  że  nie  mógł  liczyć  sobie  więcej  niż  trzydzieści  pięć  lat.  Był  wysoki  i 

postawny, miał brązowe włosy wijące się na skroniach i nad czołem. Wyglądały na delikatne 

i  jedwabiste,  i  poczuła  ochotę,  by  ich  dotknąć.  Zauważyła,  że  sir  Ian  ma  dołek  w  brodzie  i 

złotobrązowe  oczy  ukryte  pod  ciężkimi  brwiami.  Lewą  brew  przecinała  niewielka  blizna,  a 

druga, większa, widniała na skroni. Na jego twarzy wyraźne były oznaki cierpienia. W lewej 

ręce trzymał laskę, a cały ciężar ciała opierał na prawej nodze. 

-  Podejdź  tu  -  powiedział,  przywołując  ją  niecierpliwym  ruchem  dłoni.  -  Nie  stój  w 

drzwiach.  Przecież  cię  nie  ugryzę.  -  Wskazał  ręką  jeden  z  kilku  foteli  stojących  na  wprost 

ognia płonącego w kominku. - Siadaj. 

Jennę  zirytował  sposób,  w  jaki  sir  Ian  się  do  niej  zwrócił,  a  mimo  to  głęboki, 

dźwięczny  głos  drażnił  zmysły  i  budził  nieokreślony  niepokój.  Teraz,  kiedy  się  w  końcu 

odezwał, zrozumiała, dlaczego panna Spradlin rumieniła się, mówiąc o sir Ianie. Jeżeli miała 

dla  niego  pracować,  musi  wprowadzić  pewne  podstawowe  zasady,  których  oboje  powinni 

przestrzegać. 

-  Dziękuję,  z  przyjemnością  usiądę  -  odparła,  podchodząc  do  krzesła.  -  Jak  pan  wie, 

nazywam  się  Jenna  Craddock  i  przyjechałam  tu,  aby  zająć  się  przepisywaniem  pańskiej 

powieści.  Zapewniam,  że  jestem  w  stanie  zrozumieć  pełne  zdanie  i  byłabym  bardzo 

wdzięczna,  gdyby,  mówiąc  do  mnie,  nie  używał  pan  krótkich  komend,  jak  dla  psów.  - 

Wyciągnęła do niego rękę. 

Mężczyzna  popatrzył  zdziwiony  na  wyciągniętą  do  siebie  dłoń,  po  czym  krótko  nią 

potrząsnął. 

- Ian MacGowan - mruknął. - Gdyby była pani tak miła i usiadła - dodał z przesadną 

grzecznością. 

Ż

adnych  min,  upominała  się  w  myśli  Jenna  Jeżeli  ma  pracować  dla  tego  człowieka, 

musi  się  przyzwyczaić  zarówno  do  jego  szyderstw  i  kpin,  jak  i  niemiłego  sposobu  bycia 

Kiedy usiadła, sir Ian podszedł, kulejąc, do sąsiedniego fotela. Ostrożnie i powoli opuścił się 

background image

na  miękkie  siedzenie,  a  zginając  lewe  kolano,  zacisnął  szczęki.  Gdy  na  nią  spojrzał, 

uśmiechnęła się i czekała, żeby się odezwał. 

- Oczekiwałem, że będziesz inna - rzucił szorstko. Jenna uśmiechnęła się. 

-  Pan  również  zaskoczył  mnie  swoim  wyglądem  -  powiedziała,  chcąc  wyjaśnić,  że  z 

opisu Violet spodziewała się kogoś znacznie starszego - Panna Spradlin nie wspomniała... 

-  Jestem  przekonany,  że  przesadza  -  przerwał  jej zirytowany  sir  Ian.  -  Życie  tej  całej 

Spradlin  musi  być  bardzo  nudne,  skoro  poszukiwania  dobrej  sekretarki  dla  mnie  aż  tak  ją 

podniecają. 

No,  no,  pomyślała  Jenna.  Sir  Ian  z  całą  pewnością  zalicza  się  do  ludzi,  którzy  łatwo 

wpadają w złość i wybuchają gniewem. 

- Panna Spradlin wspominała, że od kilku tygodni nie ma pan sekretarki. 

-  Zapewniam,  że  nie  ja  jestem  temu  winien.  To  ona  ma  wyjątkowy  talent  do 

wybierania  najbardziej  niekompetentnych,  przewrażliwionych  i  absolutnie  nienadających  się 

do tej pracy kobiet. Wszystkie, które mi tu przysyła, dostają spazmów i wpadają w rozpacz za 

każdym  razem,  gdy  tylko  zmarszczę  brwi,  podniosę  głos  albo  pokażę,  że  zrobiły  literówkę. 

Ostatnia,  zupełnie  beznadziejna,  uciekła,  zalewając  się  łzami.  Ty  jesteś  Australijką  - 

stwierdził. 

Jenna zamrugała, zaskoczona nagłą zmianą tematu. 

- Tak, istotnie, sir. 

-  Nie  zwracaj  się  do  mnie  „sir”  -  pouczył  sir  Ian.  -  Kilkakrotnie  prosiłem  pannę 

Spradlin, żeby nie używała mojego tytułu, ale najwidoczniej była zbyt zajęta gadaniem, żeby 

usłyszeć, co do niej mówię. 

Jenna  była  w  biurze  podczas  rozmowy  Violet  i  sir  Iana  i  wiedziała,  że  to  on  jej 

nieustannie przerywał. 

- Myślałam, że posiadanie takiego tytułu to wielki zaszczyt - powiedziała swobodnie. 

- Myślałaś, naprawdę? Powiedz mi lepiej coś o sobie - rzucił oschłym tonem. - Widzę, 

ż

e jesteś młoda. Jesteś samotna? 

- Tak. 

-  Obojętne,  czy  masz  męża,  czy  jesteś  samotna,  chcę,  byś  wiedziała,  że  nie  wolno  ci 

tutaj nikogo sprowadzać. Dlaczego wyjechałaś z Australii? 

- Żeby zobaczyć trochę świata. 

- Dlaczego wybrałaś właśnie Szkocję? 

- A dlaczego nie? Podoba mi się tutaj. 

Sir  Ian  rozparł  się  wygodnie  w  fotelu  i  patrzył  na  Jennę  spod  zmarszczonych  brwi. 

background image

Musiał  sobie  zdawać  sprawę,  że  takim  wyglądem  wzbudza  strach  i  onieśmiela,  pomyślała. 

Ciekawe, czy specjalnie przybierał takie pozy, żeby uprzytomnić pracownikom, gdzie jest ich 

miejsce,  i  trzymać  ich  w  ryzach.  Mógł  sobie  być  panem  tego  zamku,  ale  i  tak  wkrótce 

zrozumie, że  nie  tak łatwo  ją  zastraszyć.  Ciekawe,  jakie  znaczenie  miały  dla  niego  powody, 

dla których przyjechała do Szkocji. 

Przez dłuższy czas patrzył na nią w milczeniu. W końcu powiedział: 

- W porządku, rozumiem. To wszystko to taki żart, tak? Todd kazał ci tu przyjechać, 

prawda?  -  Sir  Ian  gwałtownie  wyrzucał  z  siebie  zdania.  Jego  myśli  zdawały  się  skakać  z 

tematu  na  temat  i  Jenna  zaczęła  się  zastanawiać,  czy  bierze  silne  środki  przeciwbólowe.  To 

mogło usprawiedliwiać jego uwagi i brak koncentracji. 

- Todd? - powtórzyła. 

-  Tak,  Todd.  Mój  szef.  Zanudziłem  go  już  pewnie  na  śmierć  narzekaniami,  że  nie 

mogę  znaleźć  dobrej  sekretarki,  i  dlatego  przysłał  mi  ciebie.  Nie  mam  nic  przeciwko 

teatrzykowi,  który  tu  odegrałaś.  Potrzebuję  kogoś  kompetentnego,  a  znając  Todda,  jestem 

pewien, że starannie sprawdził twoje kwalifikacje. Nie musisz tego przede mną ukrywać. 

- Nie mam pojęcia, czym pan zarabia na życie - poza pisaniem, oczywiście - nie wiem 

więc,  kim  może  być  pański  szef.  Nie  rozumiem  też,  dlaczego  miałabym  kłamać.  Czy  pan 

zawsze zachowuje się tak podejrzliwie w stosunku do innych? 

- Zawsze. 

Ś

wietnie,  nie  dość,  że  gbur  i  arogant,  to  jeszcze  paranoik.  Praca  dla  niego  będzie 

czystą przyjemnością. 

- Twoja historia nie trzyma się kupy - orzekł. - Po co miałabyś przyjeżdżać wprost do 

Edynburga  i  w  dodatku  szukać  tu  pracy?  Gdybyś  poważnie  myślała  o  przeniesieniu  się  na 

stałe do Wielkiej Brytanii, to zgodnie z logiką powinnaś pojechać do Londynu. 

Czy  to  był  jakiś  egzamin?  Czy  w  tej  chwili  powinna  wybuchnąć  płaczem?  Tylko 

spokojnie, nakazała sobie w duchu. 

-  Czy  ma  pan  jakiś  szczególny  powód,  żeby  kwestionować  moją  prawdomówność?  - 

Jenna wstała i obciągnęła spódnicę. - Wystarczająco jasno dał mi pan do zrozumienia, że po 

raz  kolejny  nie  spodobał  się  panu  wybór  panny  Spradlin.  Szanuję  pańską  decyzję.  Ma  pan 

pełne prawo, aby się z nią nie zgadzać. - Sięgnęła po torebkę. 

-  Mimo  wszystko  chcę  pana  zapewnić,  że  decydując  się  na  tę  posadę,  nie  knułam 

podstępnych planów. Chciałam jedynie pracować. 

- Och, przestań zachowywać się tak melodramatycznie - rzekł ostrym tonem sir Ian. - 

Nie zamierzam wstawać z fotela za każdym razem, kiedy powiem coś, co ci się nie spodoba. 

background image

- Nie lubię grubiaństwa i nie ma w tym nic melodramatycznego. Potrafię znieść wiele 

ludzkich słabostek, ale nie będę tolerować pańskiego braku szacunku. 

Opierając się na lasce, sir Ian wstał z fotela Mierzyli się wzrokiem w milczeniu, aż w 

końcu to on uciekł spojrzeniem w bok. Jenna poczuła, że odniosła coś w rodzaju zwycięstwa. 

-  Zacznijmy  jeszcze  raz,  dobrze?  - zaproponował  i  przesunął  ręką  po  włosach.  Jenna 

była pewna, że jest tak samo zirytowany jak ona. - Proszę usiąść. 

Znów usiadła w fotelu stojącym przy kominku. 

- Mogę zobaczyć referencje? - zapytał. 

Bez słowa wyjęła z torebki życiorys i dwa listy polecające. 

-  Z  tego  listu  jasno  wynika,  że  twój  poprzedni  szef  uważa  cię  za  kogoś  w  rodzaju 

ś

więtej - powiedział, kiedy przeczytał dokumenty. - Dziwi mnie więc, że pozwolił ci odejść, 

skoro jesteś taka wspaniała. 

Zamilkł i przyglądał się jej przez chwilę. 

- Czy wyjazd z Australii ma coś wspólnego z twoimi sprawami uczuciowymi? Może 

to  była  zwykła  kłótnia  kochanków?  Jeżeli  tak,  to  naprawdę  nie  widzę  powodu,  żebyś 

próbowała się tu zadomowić.  Za jakiś  czas ukochany zadzwoni z przeprosinami, a ty  w oka 

mgnieniu wrócisz do Australii. 

-  To  nie  pańska  sprawa.  Mimo  to  wyjaśnię,  że  mój  były  pracodawca,  pan  Basil 

Fitzgerald, ma sześćdziesiąt pięć lat, dorosłe dzieci i wnuki. Wątpię, by w ogóle miał czas na 

romanse, a nawet gdyby kiedyś o tym pomyślał, to jestem pewna, że już za samo rozważanie 

takiego pomysłu miałby za swoje od pani Fitzgerald. 

-  Nie  chciałem,  aby  to  wyglądało  na  wtykanie  nosa  w  życie  osobiste.  Jeżeli  tak  to 

odebrałaś,  to  mi  wybacz.  I  żeby  sprawa  była  jasna.  Nie  interesują  mnie  flirty  i  romanse. 

Szukam  wyłącznie  asystentki,  która  będzie  się  mogła  skupić  na  pracy,  i  chcę,  aby  w  tym 

względzie nie było między nami niedomówień. 

Jenna  walczyła  z  gniewem.  Starając  się  opanować,  przyglądała  się  siedzącemu  przed 

nią mężczyźnie. Po dłuższej chwili milczenia spytała: 

- Sir  Ianie, czy zawsze traktuje pan ludzi w tak  nieprzyjemny i obraźliwy  sposób? A 

może trafiłam na wyjątkowo kiepski dzień? Nie mogę zrozumieć, dlaczego uważa pan, że ja - 

albo  jakakolwiek  inna,  szanująca  się  pod  tym  względem  kobieta  -  byłaby  zainteresowana 

związkiem z panem. 

- Zrozumie pani, panno Craddock. - Zanim Jenna zdołała oznajmić, że wcale nie jest 

pewna, czy chce dla niego pracować, zaproponował jej takie wynagrodzenie, że ze zdziwienia 

szeroko  otworzyła  oczy.  Kwota  była  przynajmniej  dwa  razy  wyższa  od  tej,  której  się 

background image

spodziewała,  biorąc  pod  uwagę,  że  zapewniał  jej  mieszkanie  i  pełne  utrzymanie.  Za  takie 

pieniądze była gotowa pracować nawet dla wodza Hunów, Atylli. Zresztą sądząc z dotychcza-

sowego zachowania sir Iana, mógł być kolejnym jego wcieleniem. 

-  Mam  nadzieję,  że  będzie  ci  się  tutaj  podobało  -  podsumował  sir  Ian.  Wstał  i, 

krzywiąc  się  z  bólu,  wyprostował  lewą  nogę.  -  Powiem  Hazel,  żeby  zaprowadziła  cię  do 

twojego apartamentu. 

Nacisnął guzik interkomu na stojącym przy jego fotelu telefonie i w pokoju rozległ się 

głos gospodyni. 

- Słucham? 

-  Panna  Craddock  i  ja  przebrnęliśmy  przez  procedurę  rozmowy  kwalifikacyjnej.  Czy 

mogłabyś ją zaprowadzić na górę? 

- Oczywiście. 

Jenna wstała z fotela i podeszła do drzwi. Kiedy je otworzyła, korytarzem nadchodziła 

już Hazel. Zrobiła krok w jej stronę. Dokładnie w tej samej chwili usłyszała głos sir Iana. 

- Witaj na pokładzie, Jenno. Rozgość się i wróć jak najszybciej. Mam nadzieję, że nie 

będziesz  miała  nic  przeciwko  temu,  żeby  zacząć  pracę  jeszcze  dzisiaj.  Od  dłuższego  czasu 

jestem pozbawiony sekretarki. 

- Trudno w to uwierzyć - powiedziała Jenna, a potem cicho zamknęła za sobą drzwi. 

background image

ROZDZIAŁ 4 

Kiedy  przed  kilkoma  miesiącami  Ian  po  raz  pierwszy  rozmawiał  z  Violet  Spradlin, 

wyjaśnił  jej,  że  poszukuje  rozsądnej  i  kompetentnej  asystentki.  Wyobraził  sobie  kobietę  w 

ś

rednim  wieku,  która  będzie  robiła,  co  do  niej  należy,  i  zrozumie  wszystkie  jego  polecenia. 

Kogoś takiego jak Hazel. Rzeczywiście, większość kandydatek, z którymi odbywał rozmowy 

wstępne, tak właśnie wyglądała. 

Powoli  tracił  nadzieję  na  znalezienie  kogoś  odpowiedniego,  a  już  na  pewno  nie 

spodziewał się, że kolejna kandydatka okaże się młodą dziewczyną o błyszczących oczach i 

czarującym  uśmiechu.  Przypomniał  sobie  jednak,  że  kiedy  skończyli  rozmowę 

kwalifikacyjną,  Jenna  przestała  się  do  niego  uśmiechać.  Być  może  zrozumiała,  że  jest  zbyt 

zajęty, aby tracić czas na pogaduszki. Intensywnie pracował nad powieścią, a dodatkowo trzy 

razy  w  tygodniu  odbywał  sesje  z  fizykoterapeutą.  Sam  również  dużo  ćwiczył,  wiedząc,  że 

tylko to może mu przywrócić świetną formę sprzed wypadku. W ciągu miesięcy, które minęły 

od  tamtej  chwili,  jedynie  praca  nad  książką  pozwalała  mu  zapomnieć  o  nieustającym  bólu. 

Wdzięczny  losowi  za  to,  że  dał  mu  coś,  co  było  go  w  stanie  aż  tak  mocno  wciągnąć,  nie 

przestawał się dziwić, że zajęcie tak odległe od jego zawodu sprawia mu przyjemność. Odkąd 

pamiętał, lubił książki i dużo czytał, ale nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy 

przyszła  mu  do  głowy  myśl,  żeby  samemu  wziąć  się  za  pisanie.  Prawdopodobnie  w  czasie 

jednej z tych nocy, w czasie których ból nie pozwalał mu zasnąć. 

Na  początku  nie  wiedział,  jak  powinien  się  zabrać  do  powieści.  Z  czasem  jednak 

fabuła sama zaczęła się  układać  w logiczną  całość i powoli dochodził do tego, o  czym  chce 

pisać.  Czytał  maszynopis,  przerabiał,  poprawiał  i  ponownie  czytał,  starając  się,  aby  to,  co 

przelał  na  papier,  jak  najbardziej  przypominało  historię,  która  rozgrywała  się  w  jego 

wyobraźni. 

Ż

ycie jest pełne niespodzianek. 

Jenna Craddock okazała się jedną z nich. 

Jej wygląd nie powinien mieć żadnego znaczenia, ale odkąd Ian uległ wypadkowi żył 

trochę  jak  pustelnik.  Jedyną  odwiedzającą  go  osobą  był  fizykoterapeuta  Hal,  który  irytował 

go  do  granic  wytrzymałości  wiecznym  upominaniem.  Przestrzegał,  by  Ian  nie  przesadzał  z 

ć

wiczeniami, bo przeforsowanie może tylko pogorszyć jego stan. 

Ian  był  gotów  zrobić  wszystko,  aby  tylko  wrócić  do  formy.  Karierze  zawodowej 

poświęcił  dwanaście  lat  życia  i  po  prostu  nie  mógł  pozwolić,  żeby  obrażenia  fizyczne 

background image

zniweczyły wieloletni wysiłek. 

Praca  pochłaniała  go  do  tego  stopnia,  że  nie  miał  czasu  na  zbudowanie  trwałego 

związku z kobietą. Dlatego też nigdy jeszcze nie był poważnie zaangażowany uczuciowo. 

Jeden jedyny raz kobieta, z którą się spotykał, posunęła się tak daleko, że wytknęła mu 

wieczny  brak  czasu.  „Cokolwiek  robisz,  jest  to  dla  ciebie  najważniejsze”  -  stwierdziła. 

Oczywiście nie miała pojęcia, czym się zajmował. Wiedziała jedynie, że  Ian potrafi zniknąć 

na dwa, a czasem trzy miesiące. Był agentem tajnych służb. Tryb życia, jaki narzucała praca, 

sprawiał, że niewiele kobiet chciało się z nim spotykać. 

Nagle  Ian pomyślał o matce, która straciła już nadzieję, że kiedykolwiek doczeka się 

wnuków.  Nie  dawała  mu  jednak  spokoju,  krytykując  jego  styl  życia  i  namawiając,  żeby  się 

ożenił. Próbował ją przekonać, że nigdy nie znajdzie drugiej tak wspaniałej kobiety jak ona, 

ale matka była nieugięta. 

Ian  znalazł  się  w  położeniu,  które  siłą  rzeczy  zmuszało  go  do  życia  w  celibacie.  W 

takiej  sytuacji  ostatnią  rzeczą,  jakiej  potrzebował,  było  towarzystwo  młodej,  atrakcyjnej 

kobiety.  Nie  wolno  mu  dopuścić,  aby  łączące  ich  stosunki  wyszły  poza  ramy  zawodowe. 

Większość posiłków jadał u siebie, przypuszczał więc, że poza godzinami pracy w ogóle nie 

będzie jej spotykał. 

Najważniejsze  było  dokończenie  książki.  Potem  dziewczyna  wyjedzie.  Miał  więc 

kolejny  powód,  aby  jak  najszybciej  zakończyć  powieść.  Szanse  na  to,  że  sprzeda  książkę, 

wydawały  się  niepewne  i  odległe.  Jeśli  jednak  jakimś  cudem  udałoby  mu  się  tego  dokonać, 

przeznaczy  wszystko  na  naprawy,  których  wymagał  zamek.  Wolał  londyńskie  mieszkanie. 

Rodzice  jednak  zwykli  mu  przypominać,  że  zamek  jest  pomnikiem  przeszłości  i  dziedzic-

twem rodu MacGowanów. Jego dziedzictwem. 

Hazel  ruszyła  przodem,  prowadząc  Jennę  do  pokoju,  w  którym  miała  zamieszkać. 

Weszły  na  piętro,  po  czym  skręciły  w  jeden  z  bocznych  korytarzy.  Jenna  zauważyła,  że 

schody  wiodą  jeszcze  wyżej,  na  kolejne  piętro.  Zamek  sir  Iana  był  naprawdę  imponujący. 

Ś

ciany zdobiła zabytkowa broń i portrety osób ubranych w tradycyjne stroje szkockich górali. 

Obrazy  przedstawiały  kobiety  w  drapowanych  na  jednym  ramieniu  szalach  z  kraty 

MacGowanów i mężczyzn w kiltach uszytych z tej samej tkaniny. 

Wiszące na ścianach kinkiety nie rozpraszały panującego na korytarzach mroku. Jenna 

wyobraziła sobie nagle, że została porwana i zamknięta w ogromnym gotyckim zamku. Wizja 

ta wydała się jej tak zabawna, że omal nie roześmiała się na głos. Od dzieciństwa miała bujną 

wyobraźnię. Dawniej, kiedy była mała, pomagało to jej przetrwać trudne chwile niepewności, 

a choć teraz była już dużą dziewczynką, nadal lubiła puszczać wodze fantazji w takich jak ta 

background image

niezwykłych chwilach. 

- Zamek jest naprawdę ogromny - powiedziała. 

- Wiem, ale przyzwyczaisz się - odparła Hazel. - Zresztą używamy tylko tego jednego 

skrzydła.  Cała  reszta  jest  zamknięta.  To  wielka  szkoda,  bo  w  tym  zamku  wszystko  jest 

historią.  Towarzystwo  Historyczne  wielokrotnie  prosiło  sir  Iana,  aby  zgodził  się  udostępnić 

turystom  nieużywane  części  zamku.  Zwracałam  mu  także  uwagę,  że  dochody,  jakie 

mielibyśmy  z  opłat  za  zwiedzanie,  pomogłyby  utrzymać  zamek,  ale  on  ciągle  odmawia. 

Powiedział, że nie życzy sobie potykać się o obcych ludzi we własnym domu. 

- Przypuszczam, że aby tu posprzątać, potrzebna jest armia ludzi. 

- Regularnie przychodzi do nas grupa kobiet z wioski i wtedy robią najcięższe rzeczy, 

a co tydzień dwie z nich sprzątają tę część. 

- Mam szczęście, że będę mogła zamieszkać w takim wspaniałym miejscu. 

Hazel zatrzymała się przed jednymi z licznych drzwi. 

- Jestem bardzo zadowolona, że mam towarzystwo. Zanim sir Ian wrócił do domu, w 

zamku mieszkałam tylko ja i Cook. Możesz sobie wyobrazić, że czułyśmy się dosyć dziwnie, 

same w takim ogromnym budynku. Tylko w te dni, kiedy przychodzą kobiety do sprzątania, 

coś się dzieje. Rzadko się zdarza, żeby jakiś gość u nas nocował, a sir Ian nie urządza przyjęć. 

Woli własne towarzystwo. 

- Tak też sobie pomyślałam - odparła z lekką ironią Jenna. 

- Mam nadzieję, że jego zachowanie nie zniechęciło cię - zaniepokoiła się Hazel. - To 

naprawdę  dobry  człowiek,  tylko  trochę  niecierpliwy.  Chciałby  jak  najszybciej  wrócić  do 

pracy. 

- Rozumiem - odparła Jenna, może nie do końca szczerze, ale za to grzecznie. Sir Ian 

nie wspomniał ani słowem o tym, czym się zajmuje. 

-  Jesteśmy  na  miejscu.  -  Hazel  weszła  do  pokoju.  -  Mam  nadzieję,  że  będzie  ci  tu 

wygodnie - powiedziała, po czym przeszła przez salonik i otworzyła drzwi w głębi. 

-  Tu  jest  sypialnia  i  łazienka.  Podczas  ostatniego  remontu  MacGowanowie 

zdecydowali się przerobić sypialnie na apartamenty. Teraz jest dużo wygodniej, bo wreszcie 

zrobiono  nowoczesne  łazienki  i  toalety,  a  dodatkowo  wbudowano  szafy,  których  tu  zawsze 

brakowało. 

Jenna  wprost  oniemiała  z  zachwytu.  Nie  miała  pojęcia,  że  będzie  mieszkała  w 

apartamencie.  Szeroko  otwartymi  oczami  wpatrywała  się  w  misternie  rzeźbione  belkowanie 

sufitu  i  w  ozdobne  gzymsy.  Salonik  był  umeblowany  antykami,  które  mogłyby  stać  w 

niejednym muzeum, a całości dopełniały wspaniałe dywany i draperie. 

background image

-  Coś  podobnego!  Staram  się  zachować  zdrowy  rozsądek,  ale  czuję  się  tak,  jakbym 

nagle  znalazła  się  w  bajce.  Cały  ten  ogromny  zamek  i  wszystko,  co  w  nim  widziałam, 

sprawia, że naprawdę trudno mi się otrząsnąć z tego wrażenia. 

-  Sir  Ian  ma  wspaniałe  poczucie  humoru,  tyle  że  głęboko  ukryte.  Jeśli  w  końcu  nie 

zacznie  go  używać,  to  gotowe  zaniknąć  -  zażartowała  Hazel  i  wróciła  do  saloniku.  -  Daj  mi 

znać, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. 

- Dziękuję. - Jenna uśmiechnęła się. - Jest naprawdę wspaniale. Czuję, że to raczej ja 

powinnam wam płacić za to, że pozwolono mi tu zamieszkać. 

-  Nie  martw  się.  Popracujesz  z  nim  kilka  dni  i  od  razu  zmienisz  zdanie.  Zobaczysz. 

Niedługo  uznasz,  że  sir  Ian  płaci  ci  stanowczo  za  mało  za  to,  co  musisz  znosić  -  uprzedziła 

Hazel i wyszła. 

Jenna  wiedziała,  że  musi  jak  najszybciej  wrócić  na  dół,  ale  kiedy  została  w  pokoju 

sama, nie mogła się oprzeć pokusie i wyjrzała przez okno. Kiedy to zrobiła, przekonała się, że 

jej pokój znajduje się bardzo wysoko. Patrząc z góry, widziała rozległe ogrody, a kiedy się im 

lepiej przyjrzała, doszła do wniosku, że były bardzo starannie zaprojektowane. 

Obiecała  sobie,  że  przyjrzy  się  im  dokładniej,  kiedy  tylko  nadarzy  się  okazja  Teraz 

jednak  musiała  się  odświeżyć  i  wrócić  do  czekającego  na  nią  sir  Iana.  Nie  chciała,  aby  jej 

guzdranie dało mu okazję do zademonstrowania niezadowolenia. 

Wyszła z pokoju i stojąc w korytarzu, rozejrzała się wokół. Miała nadzieję, że uda się 

jej zorientować, w której części zamku zamieszkała. Szkoda, że idąc z Hazel, nie znaczyłam 

drogi.  Gdyby  to  zrobiła,  wiedziałaby,  jak  trafić  z  powrotem  do  biblioteki.  Natychmiast 

przypomniały  się  jej  powieści  historyczne,  w  których  zamki  kryły  niezliczone  tajemnice 

specjalnie po to, aby mogły je odkrywać niczego niepodejrzewające osoby. 

Na  szczęście  tylko  raz  pomyliła  drogę.  Kiedy  schodziła  już  do  holu,  z  którego 

wchodziło się do biblioteki, w drzwiach stanął sir Ian i na znak, że ją zauważył, skinął krótko 

głową. 

- Zaprowadzę cię do biura, w którym będziesz pracować - oznajmił. 

Szli  obok  siebie  i  nagle  Jenna  zdała  sobie  sprawę,  jak  wysoki  i  potężnie  zbudowany 

jest  sir  Ian.  Ledwo  mu  sięgała  do  ramienia.  Musi  mieć  w  sobie  krew  wikingów,  uznała,  a 

przed  oczami  stanęła  jej  scena  obrad  klanu  MacGowanów,  w  której  jeden  z  przodków  jej 

pracodawcy wymachuje ogromnym mieczem, nawet się przy tym nie pocąc. 

- To tu, jesteśmy na miejscu. - Ian zatrzymał się przed drzwiami w głębi holu i ruchem 

ręki zaprosił, by weszła. 

Kiedy Jenna znalazła się w środku, poczuła się mile zaskoczona. Pokój był przytulny, 

background image

a okna wpuszczały dużo światła. Doszła do wniosku, że będzie się jej tutaj dobrze pracowało. 

- Miło tutaj. - Uśmiechnęła się i rzuciła okiem na stojący na biurku komputer. 

- Powinnaś tu znaleźć wszystko, co będzie ci potrzebne - powiedział Ian, podchodząc 

do biurka. - To są taśmy, o których wspominałem. Wiem, że jest tego dużo, i rozumiem, że 

taki widok musi ci się wydawać przytłaczający. Przykro mi, że zaczynasz w ten sposób. Zrób 

tyle, ile zdołasz. Myślisz, że dasz sobie radę? - zapytał, przyjrzawszy się jej badawczo. 

- Nie martw się. 

- Świetnie. Kiedy skończysz, wydrukuj to, co ci się uda przepisać, i zostaw na moim 

biurku  w  bibliotece.  Gdyby  coś  było  niejasne  albo  miałabyś  jakieś  pytania,  a  mnie  by  nie 

było, zrób na marginesie notatkę. Chcesz może jeszcze coś wiedzieć? 

- Wszystko jasne. 

- Nie zapytałaś, które dni będziesz miała wolne. Ta uwaga rozbawiła Jennę. 

-  Wobec  nawału  pracy  nie  zastanawiam  się  nad  wolnymi  dniami  -  odpowiedziała  z 

uśmiechem.  -  Nie  martw  się.  Powiem  ci,  kiedy  będę  chciała  wziąć  wolne.  Jestem  dosyć 

elastyczna,  jeżeli  jednak  będę  miała  wrażenie,  że  wykorzystujesz  mój  dobry  charakter, 

natychmiast dam ci o tym znać - zażartowała. 

Ian skinął głową i obrócił się na pięcie. 

- W takim razie zostawiam cię - powiedział, nie oglądając się za siebie. 

Kiedy  zamknęły  się  za  nim  drzwi,  Jenna  usiadła  przy  komputerze.  Włączyła  go  i  z 

zadowoleniem  stwierdziła,  że  zainstalowano  w  nim  najnowsze  oprogramowanie.  Wzięła 

pierwszą kasetę i włożyła ją do specjalnego urządzenia które pozwalało regulować prędkość 

odtwarzanego  dźwięku.  Założyła  na  uszy  słuchawki  i  cztery  godziny  po  wyjściu  z  biura 

Violet Spradlin rozpoczęła pracę. 

Było popołudnie, czas odwiedzin fizykoterapeuty. Znosząc tortury bolesnych ćwiczeń 

rehabilitacyjnych,  Ian  wrócił  pamięcią  do  wypadku,  w  którym  o  mało  nie  zginaj  To,  co  się 

wtedy wydarzyło, było  głównym tematem jego nocnych koszmarów podczas kilku ostatnich 

miesięcy Czy kiedyś się skończą? 

Sir Ian MacGovan pracował w służbach specjalnych a konkretnie w Agencji Wywiadu 

Cywilnego Wielkie Brytanii. Jako agent wywiadu, był przyzwyczajony do udziału w tajnych 

operacjach. Pracował dla rządu, ale tylko kilka osób wiedziało, czym się  naprawdę zajmuje. 

Na wet jego  rodzice byli przekonani, że tkwi  gdzieś przy  biurku w którymś z niezliczonych 

pokoi rządowych budynków. 

Jego  ostatnie  zadanie  polegało  na  infiltracji  grupy  terrorystów.  Podczas  spotkania 

grupy,  które  odbywało  się  w  piwnicy  opuszczonego  budynku,  wybuchła  jedna  z 

background image

przechowywanych tam bomb. Kilka osób zginęło na miejscu, a Ian przeżył tylko dlatego, że 

akurat stanął za betonową kolumną, która go zasłoniła. Siła wybuchu odrzuciła go na półtora 

metra. Upadając, złamał sobie rękę i nogę oraz roztrzaskał kolano. 

Ian nie pamiętał wybuchu. Po raz pierwszy zrozumiał, że coś się stało dopiero wtedy, 

gdy  odzyskał  świadomość  i  stwierdził,  że  jest  w  szpitalu.  Przejmujący  ból  sprawił,  że 

otaczająca go miękka ciemność prysła; zrozumiał, że został ciężko ranny. 

- Ian - usłyszał cichy głos. - Obudź się, Ian. Musimy porozmawiać, słyszysz? 

Z trudem uniósł powieki. Przy łóżku stał jego szef, Todd Brewster. 

- Zapisałeś numer ciężarówki, która po mnie przejechała? - wychrypiał Ian. 

-  Poprosiłem  lekarzy,  aby  zmniejszyli  ci  ilość  środków  przeciwbólowych  tak,  żebyś 

mógł rozmawiać - wyjaśnił Todd. 

- Jesteś bardzo przewidujący - mruknął Ian. - Co się stało? 

- Powiedz mi, co zapamiętałeś. 

Ian próbował się skoncentrować, ale jego mózg reagował bardzo powoli. 

- Ostatnie, co pamiętam, to spotkanie w piwnicy. 

- Czego dotyczyło? 

Ian skupił się i przekazał szefowi to, co zdołał sobie przypomnieć. 

- Kto oprócz mnie został ranny? - zapytał na koniec. 

- Było was tam pięciu. Trzech zginęło na miejscu, jeden jest w stanie krytycznym. W 

tej  sytuacji  zdecydowaliśmy  się  uśmiercić  również  tę  postać,  w  którą  się  wcieliłeś. 

Rozumiesz? 

Ian zamknął oczy. 

-  Oficjalna  wersja  zdarzeń  mówi,  że  miałeś  ciężki  wypadek  samochodowy  - 

powiedział  po  chwili  Todd.  -  W  trakcie  zwolnienia  lekarskiego  będziesz  otrzymywał  pełne 

wynagrodzenie. 

- Ponieważ mam gips na ręce i na nodze, domyślam się, że obie są złamane. Co poza 

tym? 

-  Noga  jest  złamana  w  dwóch  miejscach.  Oprócz  tego  masz  złamany  nadgarstek  i 

wyrwany staw barkowy. Chirurdzy najbardziej obawiają się o twoje kolano. Mówią, że musi 

minąć trochę czasu, zanim znowu będzie w pełni sprawne. 

- Tylko tego mi brakowało. 

- Radziłbym ci pojechać do domu. Mam na myśli Szkocję, a nie twoje mieszkanie w 

Londynie. Wrócisz, kiedy poczujesz się lepiej. 

- A jeśli moje kolano nigdy nie będzie w pełni sprawne? Co wtedy? 

background image

- Po co od razu rozważać najgorsze scenariusze? Masz cholerne szczęście, że w ogóle 

ż

yjesz. Jak tylko lekarze pozwolą ci wyjść ze szpitala, jeden z naszych ludzi zawiezie cię do 

Szkocji. 

Ian  kiwnął  głową  i  patrzył,  jak  Todd  wychodzi  z  pokoju.  Wiele  spraw  nie  zostało 

omówionych, a najważniejszą z nich było, czy będzie mógł wrócić do pracy. 

- Na dzisiaj wystarczy - orzekł Hal, rehabilitant, przerywając ponure rozmyślania Iana. 

-  Jestem  naprawdę  zachwycony  tym,  jak  bardzo  poprawił  się  twój  stan,  odkąd  zacząłem 

przychodzić. Nie przypuszczałem, że kolano odzyska aż taką ruchomość. Nigdy nie skarżysz 

się na ból. Tylko czasem, gdy nagle bledniesz, wiem, że za bardzo się forsujesz. 

- Ból nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, żeby noga była całkowicie sprawna. 

Ian  wziął  prysznic,  przebrał  się  i  postanowił  sprawdzić,  jak  sobie  radzi  nowa 

sekretarka.  Kiedy  wszedł  do  jej  biura,  dziewczyna  pisała  z  taką  prędkością,  że  jej  palce 

wprost fruwały nad klawiaturą. Nie chcąc jej przerywać, poczekał, aż przerwie. 

- Czy taśmy są dobrze nagrane? - zapytał. Jenna zdjęła z uszu słuchawki. 

-  Przepraszam,  nie  wiedziałam,  że  pan  tu  jest  -  powiedziała.  -  Dźwięk  jest  czasami 

nierówny,  niekiedy  staje  się  głośniejszy,  a  innym  razem  przycicha.  Może  to  być  wina 

magnetofonu. 

-  Albo  mojego  dyktowania,  bo  często  przy  tym  chodzę.  W  przyszłości  obiecuję 

zwracać większą uwagę na to, jak trzymam mikrofon. 

- Zastanawiałam się, czy nie miałby pan nic przeciwko temu, abym wydrukowała to, 

co już wcześniej zostało spisane. Chciałabym zrozumieć, o co chodzi w całym tekście. 

- Możesz robić wszystko, co pomoże ci w pracy. 

- Ta powieść to thriller szpiegowski, prawda? 

- Coś w tym rodzaju. 

- Skąd wziął pan pomysł? 

- Piszę taką książkę, jakie sam lubię czytać. 

-  A  już  myślałam,  że  może  opiera  się  pan  na  własnych  doświadczeniach.  -  Jenna 

uśmiechnęła się. 

- Nie - zaprzeczył krótko Ian. 

- W takim razie ma pan bardzo żywą wyobraźnię. 

-  Przepraszam,  że  ci  przeszkodziłem.  Pójdę  już,  żebyś  mogła  dalej  pracować.  - 

Odwrócił się, a ciche stukanie w klawisze odprowadziło go do drzwi. 

Idąc  wieczorem  do  swojego  pokoju,  Jenna  odczuwała  zadowolenie  z  postępów  w 

pracy. Zanim zasnęła, zdążyła przeczytać pierwsze siedemdziesiąt pięć stron powieści sir Iana 

background image

i  choć  nie  doszła  jeszcze  do  miejsca,  w  którym  dzisiaj  zaczęła  przepisywać,  historia  już  ją 

wciągnęła. 

Tak  jak  od  początku  przypuszczała,  była  to  powieść  szpiegowska.  Głównym 

bohaterem  był  agent  rządowy,  który  wpadł  w  kłopoty,  zanim  zdążyła  doczytać  do  piątej 

strony.  Zastanawiała  się,  kim  jest  Ian.  Może  lubił  fantazjować  o  niebezpiecznym,  mocnym 

ż

yciu, a był... księgowym? Uśmiechnęła się do swoich myśli i zasnęła. 

Jenna  przebywała  w  zamku  już  od  kilku  dni.  Przez  cały  ten  czas  niebo  było  zasnute 

chmurami i w powietrzu czuło się wilgoć. Kiedy już zaczęło się jej wydawać, że tutaj zawsze 

jest taka ponura pogoda, wszystko się zmieniło. Obudziła się wcześnie rano i stwierdziła, że 

na  niebie  nie  ma  ani  jednej  chmurki  i  świeci  przepiękne  słońce.  Przyglądała  się  jasnym 

promieniom wpadającym przez okno sypialni, złocącym wszystko, czego dotknęły. 

Poczuła,  że  jest  zbyt  podekscytowana,  aby  spać.  Błyskawicznie  umyła  się  i  ubrała. 

Była  tak  przejęta,  że  najprawdopodobniej  przestała  zwracać  uwagę  na  to,  dokąd  idzie,  i 

musiała  przegapić  jakiś  zakręt.  Zgubiła  się  i  błądząc  mrocznymi  korytarzami,  usiłowała 

znaleźć drogę na parter. 

-  Kiedy  tylko  przestaję  zwracać  uwagę  na  to,  co  robię,  zawsze  tak  się  kończy  - 

powiedziała  do  siebie  ze  złością.  -  Nie  po  to  tak  wcześnie  wstałam,  żeby  się  teraz  błąkać  i 

niepotrzebnie tracić czas, który mi pozostał do rozpoczęcia pracy. 

Zagubiona  w  starym  zamku,  Jenna  poczuła  się  jak  bohaterka  powieści  historycznej. 

Brakowało tylko tego, żeby jakaś zbroja ożyła i, zgrzytając metalicznie, ruszyła w jej stronę, a 

ona zaczęła krzyczeć. 

Przeszła przez galerię, której ściana ozdobiona była rzędem olejnych portretów. Jenna 

nie miała wątpliwości, że tę wystawę można było określić mianem ilustrowanej historii rodu 

MacGowanów, i żałowała, że nie ma czasu, by je dokładniej obejrzeć. Obiecała sobie jednak, 

ż

e  niedługo  tu  wróci,  oczywiście,  jeśli  uda  się  odnaleźć  to  miejsce.  A  to  było  bardzo 

wątpliwe. 

W końcu zauważyła wąskie schodki. Na ich widok z jej piersi wydobyło się głębokie 

westchnienie  ulgi.  Szybko  zeszła  na  dół.  Na  końcu  znajdował  się  niewielki  podest  i  tylko 

jedne drzwi. Jenna otworzyła je i weszła do kuchni. Trudno było powiedzieć, kto się bardziej 

się przestraszył - Jenna czy kobieta robiąca coś przy kuchennym stole. 

- Ojej - powiedziała Jenna - przepraszam, że pani przeszkadzam. Nazywam się Jenna 

Craddock i jestem sekretarką sir Iana. Jeśli mogłaby mi pani powiedzieć, jak dojść do jadalni, 

to zaraz się stąd wyniosę. 

Kobieta roześmiała się wesoło. 

background image

-  Jestem  Megan  MacKinnock,  znana  jako  Cook.  Chodź  za  mną,  zaprowadzę  cię  do 

jadalni. 

W jadalni powitał Jennę wspaniały zapach świeżo parzonej kawy. Schodziła tu tylko 

na  śniadania,  a  pozostałe  posiłki  jadała  na  przeszklonej  werandzie.  Codziennie  rano,  kiedy 

wchodziła  do  tej  sali,  miała  wrażenie,  że  jest  niewłaściwie  ubrana.  Jedynym  odpowiednim 

strojem wydawała się jej suknia podobna do tych, jakie kobiety nosiły przed stu laty. Patrząc 

na  niespotykanych  rozmiarów  stół,  przy  którym  swobodnie  można  by  posadzić  sto  osób, 

robiło  się  jej  żal,  że  obecnie  tak  rzadko  go  używano.  Kolejny  raz  wyobraźnia  odmalowała 

przed  oczami  Jenny  obraz  z  dawno  minionych  czasów.  Zobaczyła  tę  samą  jadalnię,  ale  całą 

wypełnioną  eleganckim  towarzystwem  pięknych,  dystyngowanych  dam  i  panów  o  niena-

gannych  manierach.  Widziała  setki  płonących  świec,  których  zwielokrotnione  płomienie 

odbijały się we wszystkich lustrach. 

Znowu te romantyczne wizje, a przecież nie wolno jej śnić na jawie! W bibliotece sir 

Iana  było  mnóstwo  ciekawych  książek.  Wybrała  kilka  z  nich. Już  jako  dziecko  interesowała 

się  historią  i  z  równym  zapałem  pochłaniała  powieści  historyczne  i  podręczniki  do  historii. 

Najciekawsza wydawała się jej historia Anglii i Szkocji. Często wyobrażała sobie, jak walczy 

pod Bannockburn i pod Culloden, zadając potężne ciosy mieczem w obronie swoich ludzi. 

Czasem  zastanawiała  się,  czy  któryś  z  jej  przodków  nie  był  przypadkiem  Szkotem. 

Gdyby się okazało, że tak jest, byłoby to trochę niesamowite, bo Jenna zawsze była sercem po 

stronie Szkocji. 

- Witaj, Jenna - powiedziała Hazel, stając w drzwiach. - Dobrze spałaś? 

- Dobrze, dziękuję. 

- Cook mówiła, że rano zabłądziłaś. 

- Musiałam się zagapić. 

- Widziałaś już dzisiaj sir Iana? - zapytała gospodyni. 

-  Nie,  ale  nie  ma  w  tym  nic  dziwnego.  Jak  do  tej  pory,  jeszcze  nie  spotkałam  go 

podczas posiłku. 

- Nie bierz tego do siebie. Sir Ian jest raczej małomówny. Kiedy był małym chłopcem, 

przekomarzałam się z nim, nazywając go typowym, nieprzystępnym i upartym Szkotem. 

- Nie mogę sobie wyobrazić Iana jako małego chłopca - przyznała Jenna. 

- Zapewniam cię, że nie był to interesujący widok - usłyszała dobiegający gdzieś zza 

jej pleców głos. - A ty, Hazel, spróbuj umówić na jutro Hamisha. Mój prysznic coraz bardziej 

cieknie. 

-  Zrobię, co będę mogła, ale sam wiesz, jaki on jest. Jeśli ma do wyboru  siedzenie z 

background image

wędką i pracę, to wybierze wędkowanie. 

- Postaraj się. - Ian skierował się w stronę drzwi. 

- Nie będziesz jadł śniadania? - zapytała gospodyni. 

- Nie teraz. Może później. 

Jenna  poczuła  się  zawstydzona,  że  Ian  przyłapał  ją,  kiedy  plotkowała  o  nim  z 

gospodynią.  Podeszła  do  suto  zastawionego  bufetu  i  nałożyła  sobie  na  talerzyk  muffina  i 

trochę owoców. Nalała do filiżanki kawy i zabrała się do jedzenia, patrząc tęsknym okiem na 

skąpany w słońcu ogród. 

Ian doszedł do samej biblioteki, nim zauważył,  że Hazel idzie tuż za nim. Zatrzymał 

się i popatrzył na swoją gospodynię. 

- Czego chcesz? - burknął zniecierpliwiony. 

-  Dziś  rano  zachowałeś  się  wobec  Jenny  bardzo  niegrzecznie.  Zdawałeś  się  jej  nie 

zauważać. Zupełnie jakby jej tam wcale nie było. Powiedz, jak się między wami układa? 

- O czym ty mówisz, kobieto? Między Jenną a mną nic nie ma! 

- Chodzi mi o to, jak ona daje sobie radę z pracą? 

-  Aaaa.  Jest  kompetentna  i  niezwykle  sprawna.  Szczerze  mówiąc,  tempo,  w  jakim 

pracuje,  zrobiło  na  mnie  wrażenie.  Ta  kobieta  nie  robi  ani  błędów  ortograficznych,  ani 

literówek. Jak widzisz, cuda się zdarzają. 

- Nie uważasz, że dziś rano wyglądała wyjątkowo ładnie? 

- Nie zauważyłem - odparł, spodziewając się, że niebiosa ukarzą go za tak ewidentne 

kłamstwo. - Czy twoje wypytywanie ma jakiś cel? Bo jeśli nie, to pozwól, że zajmę się pracą. 

- W takim razie nie będę cię zatrzymywała - powiedziała Hazel i odeszła, uśmiechając 

się do siebie. 

O co jej mogło chodzić? Przecież robił wszystko co w jego mocy, żeby nie myśleć o 

Jennie.  W  tej  sytuacji  wysłuchiwanie,  jak  Hazel  zachwyca  się  jej  urodą,  i  dodatkowo 

podkreśla zalety, doprawdy było ponad jego siły. 

Ian  miał  wrażenie,  że  śmiech  Jenny  ciągle  jeszcze  rozbrzmiewa  wokoło.  Znajdował 

różne  powody,  żeby  zajrzeć  do  biura,  i  za  każdym  razem,  kiedy  tam  wchodził,  Jenna 

pracowała.  Nabrał  zwyczaju  codziennego  wpadania  do  biura  pod  pretekstem  sprawdzania 

postępów w pracy. Wiedział jednak, że tylko się oszukuje. Zrozumiał, że po prostu nie potrafi 

trzymać się od niej z daleka. 

Kiedy  dzisiaj  rano  wszedł  do  jadalni,  skąpana  we  wpadającym  przez  okna  złocistym 

blasku Jenna wyglądała jak emanująca radością życia rusałka. 

Co  się  z  nim  dzieje?  Stał  się  romantyczny  niczym  poeta.  I  to  z  powodu  nowej 

background image

pracownicy. Opanował ogarniającą go irytację i wielkimi krokami ruszył w kierunku bibliote-

ki. Musiał poszukać szczegółowych informacji potrzebnych do powieści. 

Jenna  dolała  sobie  kawy,  w  pośpiechu  przełknęła  pół  filiżanki  i  wybiegła  na  dwór. 

Kiedy znalazła się na dworze, stanęła i zamykając oczy, uniosła twarz do słońca. 

Czy  dzisiaj  rano  faktycznie  było  cieplej,  czy  tylko  jej  się  tak  wydawało?  Kiedy 

wreszcie zacznie się tutaj wiosna? A może w Szkocji wcale nie ma wiosny? Kiedy wyjeżdża-

ła,  w  Australii  było  lato,  i  nie  pomyślała  o  tym,  że  u  celu  jej  podróży,  panuje  inny  klimat. 

Otworzyła  oczy  i  głęboko  wciągnęła  w  płuca  świeże  powietrze.  Rozciągający  się  przed  jej 

oczyma  widok  tchnął  tak  głębokim  i  absolutnie  niczym  niezmąconym  spokojem,  że  Jenna 

poczuła wzruszenie. 

Widząc  precyzyjny  wzór  przenikających  się  wzajemnie  konturów  klombów  i  rabat, 

nie  mogła  się  doczekać,  żeby  zobaczyć,  jak  będą  wyglądały,  kiedy  wszystko  zakwitnie. 

Wyobrażała  sobie,  jak  piękne  będą  alejki  wijące  się  wśród  kolorowych  kwiatów  i 

szemrzących  fontann.  Idąc  powoli  wysypaną  tłuczonymi  muszlami  ścieżką,  przyglądała  się 

roślinom i krzewom, przystając czasem z nadzieją, że uda się jej coś rozpoznać. 

Doszła  do  miejsca,  gdzie  ścieżki  się  krzyżowały.  Wiedziona  impulsem,  skręciła  w 

bok.  Nowa  ścieżka  była  dosyć  kręta,  a  każda  kolejna  zmiana  kierunku  ukazywała  oczom 

Jenny  coraz  to  nowe  ozdobnie  przycięte  rośliny.  Przyglądała  się  im  zafascynowana 

niezwykłym kunsztem i precyzją ogrodnika, którego ręka wyczarowała te piękne formy. 

W  końcu  zerknęła  na  zegarek  i  wzdychając,  zawróciła  w  stronę  zamku.  Bez  trudu 

odnalazła powrotną drogę. Tutaj nie można się było zgubić, bo potężna bryła zamku górowała 

nad otoczeniem. Nie chciało się jej wracać do głównych drzwi, postanowiła więc wejść przez 

bibliotekę, bo tak było najbliżej. Podeszła do przeszklonych drzwi i dopiero wtedy zauważyła, 

ż

e sir Ian przygląda się jej przez szybę. 

-  Jeszcze  raz  dzień  dobry  -  powiedziała.  -  Mamy  dziś  wyjątkowo  piękny  poranek, 

prawda? 

- Chyba tak. Widzę, że spodobał ci się ogród. 

-  O  tak.  Jest  naprawdę  piękny.  Wyobrażam  sobie,  jak  wspaniale  musi  to  wyglądać, 

kiedy wszystko zakwitnie. 

- Cieszę się, że ci się podoba - odrzekł i odwrócił się do niej plecami. - Mam nadzieję, 

ż

e śniadanie było zadowalające - dodał po chwili, wpatrując się w książki stojące na półce. 

Jenna czuła się jak na mękach. Uprzejmość, z jaką sir Ian się do niej zwracał, była tak 

oficjalna, że miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Nie odważyła się jednak roześmiać. 

- Zupełnie zadowalające - odparła. - A teraz muszę przeprosić, bo chcę się przebrać i 

background image

zabrać do pracy. 

Ian spojrzał na Jennę. 

-  Dlaczego  uważasz,  że  to,  co  masz  na  sobie,  nie  jest  odpowiednie  do  pracy?  Wiesz 

przecież, że tutaj nie obowiązuje cię żaden określony strój. 

- Wiem - odparła spokojnie, chcąc uniknąć zatargu. 

-  Zostawiłem  na  twoim  biurku  kilka  taśm,  które  mogą  wymagać  z  mojej  strony 

pewnych wyjaśnień. Niedługo zajrzę, żeby je omówić. 

Na jego biurku piętrzył się stos korespondencji i gazet. Pomyślała, że zanim się przez 

to przebije, minie sporo czasu i, skinąwszy głową, wyszła z pokoju. 

Za każdym razem, kiedy spotykała Iana, przenikał ją dreszcz. Przecież się go nie bała. 

Tutaj  chodziło  o  coś  zupełnie  innego,  Ian  był  taki...  męski.  Jenna  nie  mogła  znaleźć  innego 

odpowiedniego określenia. 

Weszła do swojego biura i od razu zobaczyła taśmy, o których wspominał. Obok nich 

leżał  na  biurku  gruby  plik  przepisanych  przez  nią  stron  z  naniesionymi  poprawkami.  Jenna 

pomyślała,  że  poprawki  Ian  musiał  robić  nocą,  bo  przecież  nowo  przepisane  strony 

wydrukowała i zostawiła na jego biurku wczoraj wieczorem. 

- Czy ty nigdy nie sypiasz? - mruknęła pod nosem. 

- Niezbyt dużo - odpowiedział Ian, stając tuż za jej plecami. 

Jenna odwróciła się, marszcząc brwi. 

- Nie życzę sobie, żebyś się tak do mnie podkradał - oznajmiła. 

-  Szedłem  zupełnie  normalnie.  Wcale  nie  starałem  się  być  cicho.  Zawsze  jesteś  taka 

nerwowa? 

- Nie. Nie zawsze. 

- A więc to ja cię denerwuję? 

Nie miała ochoty o tym rozmawiać, postanowiła więc zmienić temat. 

- Chciałeś ze mną o czymś pomówić? 

- Tak. Zdecydowałem, że najpierw załatwię sprawy z tobą, a dopiero potem zajmę się 

resztą.  Noga  wyjątkowo  mi  dziś  dokucza.  Chciałbym  cię  więc  poprosić,  żebyś  usiadła,  a 

wtedy i ja będę mógł to zrobić. 

- Oczywiście, przepraszam. 

Jenna  usadowiła  się  przed  komputerem,  a  Ian  przysunął  sobie  krzesło  i  postawił  je 

naprzeciwko. 

-  Wiem,  że  za  mało  ci  pomagam  -  zaczął,  kiedy  już  usiadł  i  wyprostował  nogę.  - 

Chciałem  ci  powiedzieć,  że  to,  jak  pracujesz,  zrobiło  na  mnie  wrażenie.  Doceniam  twoją 

background image

pomoc i chciałem ci za to podziękować. 

- Och. 

-  Wydaje  mi  się  też,  że  to  odpowiedni  moment,  aby  pomówić  o  twoich  dniach 

wolnych. 

- Zgoda. 

- Proponuję nie ustalać konkretnego dnia tygodnia. Zamiast tego mogłabyś brać wolne 

popołudnie  wtedy,  kiedy  nie  będziesz  miała  zaległości.  Przekonałem  się,  w  jakim  tempie 

pracujesz, i wiem, że bez problemów za mną nadążysz. Dodatkowo daję ci wolne wszystkie 

niedziele.  A  jeśli  będziesz  chciała  wyjechać  na  weekend,  jest  to  tylko  kwestia  ustalenia 

terminu. 

- Dziękuję. 

-  Jestem  ci  szczególnie wdzięczny  za  umieszczane  na  marginesach  pytania  i  sugestie 

dotyczące  postaci  i  akcji.  Widzę,  że  bardzo  wnikliwie  analizujesz  tekst  i  jest  to  dla  mnie 

bardzo cenne. Doszedłem w swojej książce do miejsca, z którym mam pewien kłopot. Wydaje 

mi się, że wiem, co stanowi problem, ale zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś tego ze mną 

przedyskutować. Oczywiście, jeżeli nie masz ochoty aż tak się angażować, to uszanuję twoją 

odmowę. 

Prośba Iana zaskoczyła Jennę, ale musiała przyznać w duchu, że jej schlebiała. 

- Z przyjemnością porozmawiam z tobą o tym kłopotliwym miejscu - odparła. 

Przez następną godzinę Ian wyjaśniał, na czym jego zdaniem polegał problem. 

- Postać Philipa wydaje mi się blada i pozbawiona życia. Chciałem, aby był żywszy i 

bardziej wyrazisty. Jestem ciekaw, czy masz pomysł, jak by to można zmienić? 

Jenna  nie  była  pewna,  co  odpowiedzieć.  Już  wcześniej  zwróciła  uwagę,  że  postać 

głównego  bohatera  jest  pozbawiona  psychicznej  i  emocjonalnej  głębi.  Uznała  jednak,  że  po 

prostu autor za mało zna świat, który opisuje. 

Ian musiał wyczuć jej wahanie. 

- Nie obawiaj się mnie urazić. Chcę usłyszeć obiektywną opinię. 

- Moim zdaniem problem może leżeć w tym, że nigdy nie mówisz o jego uczuciach. 

Opisujesz, co robi i dlaczego nagle wpada w tarapaty. Nigdy jednak nie piszesz ani słowa o 

tym, co on czuje, a także, jak przeżywa to, co się z nim dzieje. 

- A co to ma do rzeczy? - zapytał Ian, marszcząc brwi. - Przecież to jego praca. Robi 

to, co do niego należy i za co mu płacą. Po co miałbym opisywać jego uczucia? 

- Ponieważ to pomoże czytelnikom wczuć się w jego położenie. Znamy jego myśli, bo 

o tym piszesz. To dobrze. Musimy jednak wiedzieć również, co on czuje. - Jenna zamilkła i 

background image

po chwili dodała: - Zresztą to przecież twoja książka. Przedstawiłam ci tylko moją opinię. 

- A jeśli on wcale nie zastanawia się nad tym, co czuje? Jeśli nie ma na to czasu? 

-  Rozumiem,  że  w  scenach  akcji  faktycznie  nie  ma  czasu  na  takie  rozważania. 

Uważam  jednak,  że  wprowadzenie  scen  refleksji,  w  których  bohater  staje  twarzą  w  twarz  z 

tym, co się wydarzyło i ze swoimi odczuciami na ten temat, doskonale wzbogaciłoby warstwę 

narracji.  Jestem  przekonana,  że  powinieneś  zajrzeć  do  jego  duszy  i  zobaczyć,  co  się  w  niej 

dzieje.  Z  tego,  co  czytałam  i  co  słyszałam  o  pisaniu,  zapamiętałam,  że  profesjonaliści  radzą 

początkującym  pisać  o  czymś,  na  czym  dobrze  się  znają  To  bardzo  dobry  pomysł,  by 

głównym  bohaterem  uczynić  agenta  wywiadu,  ale  biorąc  pod  uwagę,  że  to  twoja  pierwsza 

powieść, może byłoby lepiej, gdybyś wybrał łatwiejszy temat. 

Ian zrobił minę wyrażającą dezaprobatę i Jenna zrozumiała, że posunęła się za daleko. 

- Nie miej mi za złe - dodała szybko. - Pytasz, to mówię. Sama nie jestem pisarką i nie 

wyobrażam  sobie  nawet,  jak  ciężko  musiałeś  pracować,  żeby  wymyślić  wciągającą  fabułę. 

Mogę tylko powiedzieć, że to ci się z całą pewnością udało. 

-  Być  może  powinienem  był  wybrać  inny  temat  -  przyznał  Ian,  podnosząc  się  z 

krzesła.  -  Spróbuję  wymyślić,  co  może  odczuwać  agent  wywiadu.  Zobaczymy,  czy  mi  się 

uda. 

Patrzyła, jak sir Ian, utykając, wychodzi z pokoju. 

Była  pewna,  że  to  przez  braki  w  pełnym  nakreśleniu  osobowości  głównego  bohatera 

czytelnikowi  było  trudno  wczuć  się  w  jego  sytuację.  Mimo  wszystko  wyrzucała  sobie,  że 

wytknęła to łanowi. Najwyraźniej ta uwaga uraziła jego uczucia. 

background image

ROZDZIAŁ 5 

Jenna  siedziała  przy  komputerze  i  w  skupieniu  spisywała  z  taśmy  kolejny  fragment 

powieści,  Ian  pojawił  się  przed  nią  tak  nagle  i  niespodziewanie,  że  zaskoczona  aż  podsko-

czyła  na  krześle.  Przerwała  pisanie  i  zdjęła  słuchawki  z  uszu.  Ostatnio  Ian  przyzwyczaił  się 

zachodzić do niej, żeby porozmawiać o swojej książce. To, że liczył się z jej opinią i omawiał 

z nią nowe pomysły, sprawiało jej przyjemność. 

- Dzień dobry. - Jenna uśmiechnęła się na przywitanie. W odpowiedzi Ian zmarszczył 

brwi. 

- Dobrze spałeś? - zapytała. 

- Nieszczególnie. 

Jenna  przywykła  do  różnych  humorów  szefa  i  nauczyła  się  je  znosić.  Czasami 

myślała, że byłoby jej dużo łatwiej, gdyby co rano ktoś wywieszał ostrzeżenia. 

„Nieprzystępny - jedno lub dwa warknięcia”. 

„Zatopiony w myślach - nie zapamięta, że cię już dzisiaj widział”. 

„Zirytowany - bo coś idzie nie po jego myśli w powieści albo na zamku”. 

Zastanawiała  się,  czy  Ian  kiedykolwiek  bywał  zrelaksowany.  Albo,  w  co  jeszcze 

trudniej  było  uwierzyć,  szczęśliwy.  Mimo  bujnej  fantazji  Jenna  nie  mogła  sobie  tego 

wyobrazić. 

- Boli cię? - zapytała cicho, widząc, że Ian masuje nogę. 

Spojrzał  na  nią,  a  wtedy  zauważyła,  że  jest  myślami  gdzie  indziej.  Po  chwili  jednak 

skupił się na jej twarzy. 

- Nie wiem, o czym mówisz. 

- O tym, że masujesz nogę i wyglądasz przy tym, jakbyś cierpiał potworne męki. 

- Zastanawiałem się nad czymś. 

- Aha. 

-  Przyszedłem,  żeby  cię  o  coś  zapytać,  ale  zapomniałem,  co  to  było  -  wyjaśnił 

zniecierpliwiony. 

- To okropne uczucie, prawda? 

- Masz rację, to szalenie irytujące - przyznał.  - Po wyjściu z pokoju przyszedł mi do 

głowy pomysł na następną scenę. Cofam się  więc w pamięci po własnych śladach, próbując 

sobie przypomnieć, co takiego kazało mi natychmiast przyjść do ciebie. 

Nie chciała mu przeszkadzać, czekała więc w milczeniu. 

background image

- Już wiem! Chciałem się dowiedzieć, co myślisz o moich poprawkach. 

-  O  które  poprawki  ci  chodzi?  -  zapytała,  pospiesznie  przeglądając  kartki  upstrzone 

uwagami na marginesach, nie mogąc sobie przypomnieć, żeby ostatnio Ian je robił. 

- O te wyjaśniające jego uczucia. 

Ian  wprowadził  je  w  zeszłym  tygodniu,  ale  Jenna  nie  pomyślała  o  tym,  by  je 

skomentować. 

- Aaa, te. Są naprawdę doskonałe. Wspaniale uzupełniają i wzbogacają postać. Teraz 

wydaje  się  dużo  bardziej  prawdziwa.  Twój  bohater  jest  stanowczy,  kiedy  sytuacja  tego 

wymaga, ale nie jest pozbawiony uczuć. To, co musi robić, pozostawia blizny w jego duszy. 

- I to wszystko wyczytałaś w książce? - Ian zmarszczył brwi. 

- Tak, a nie powinnam była? 

- Nieważne. 

-  Podziwiam  precyzję,  z  jaką  wszystko  opisujesz,  i  liczne  szczegóły,  bo  dzięki  nim 

wszystko wydaje się takie prawdziwe. 

- Tak uważasz? 

- Jak najbardziej. Zobaczysz, że od twojej książki trudno się będzie oderwać. 

- To chyba dobrze. 

- Skoro już mówię o tym, co mi się podoba, to chciałabym jeszcze dodać, że postacie 

drugoplanowe  również  są  wyraziste.  Jestem  naprawdę  pod  wrażeniem.  Gdybym  nie 

wiedziała, że to fikcja, myślałabym, że ci ludzie naprawdę istnieją. 

Ian  uśmiechnął  się  kątem  ust.  Bez  ciągłej  zmarszczki  na  czole  nagle  wydał  się  jej 

jeszcze bardziej atrakcyjny. 

-  Powiedz  mi,  co  robisz,  kiedy  chcesz  się  rozerwać?  -  zapytała  Jenna  pod  wpływem 

impulsu. 

Spojrzał na nią, jak gdyby mówiła w obcym języku. 

- Słucham? 

-  No  wiesz,  co  robisz,  kiedy  chcesz  się  odprężyć,  zabawić.  Masz  jakieś  hobby, 

uprawiasz sport? 

- Do chwili wypadku nie miałem czasu na hobby. 

Oczywiście, że czytam i piszę. Obecnie właśnie pisanie stało się moim hobby. 

- Myślę, że powinieneś więcej wychodzić z domu. Spotykaj się czasem z przyjaciółmi, 

oderwij się na trochę od pracy nad książką. Czy zdajesz sobie sprawę, że od kiedy tu jestem, 

ani nie wychodziłeś, ani nikt cię nie odwiedził? Tak nie może być. 

- Na razie wolę być sam. Pisanie i rehabilitacja pochłaniają całą moją energię. Kiedy 

background image

wrócę do pracy, wrócę też do świata. 

Jenna pomyślała, że oto nadarza się świetna okazja, by  w naturalny sposób zagadnąć 

Iana  o  jego  pracę.  Ponieważ  jednak  on  sam  o  tym  nie  wspominał,  wahała  się,  czy  powinna 

zapytać.  Spisywała  teksty  z  kaset  i  nanosiła  poprawki,  cały  czas  zastanawiając  się,  skąd  Ian 

bierze te wszystkie informacje, dzięki którym powieść wydaje się tak realistyczna. 

Być  może  właśnie  to,  co  przed  chwilą  powiedział,  było  odpowiedzią  na  jej  pytanie, 

Ian  lubił  czytać.  Najprawdopodobniej  więc  zainspirowało  go  coś,  co  przeczytał.  Biorąc  pod 

uwagę temat, na jaki zdecydował się pisać, pasjonowały go zapewne thrillery szpiegowskie. 

-  Wspominałem  ci,  że  wpadł  mi  do  głowy  pomysł  nowej  sceny.  Muszę  go  zapisać, 

zanim zapomnę - powiedział i wyszedł tak samo cicho, jak się pojawił. 

Zanim  nadszedł  piątkowy  ranek,  Jenna  była  znużona  wsłuchiwaniem  się  w  taśmy  i 

zgadywaniem,  co  takiego  Ian  chciał  powiedzieć.  Nie  wiedziała,  dlaczego  nagrania  były  tak 

fatalnej  jakości.  Może  wyjątkowo  silnie  bolała  go  wtedy  noga  albo  był  rozkojarzony,  ale 

niewykluczone, że w grę wchodziło jeszcze coś innego. Do tej pory nie był tak chaotyczny - 

teraz mamrotał, przerywał, cofał się. Najgorsze zaś było to, że znowu zaczął chodzić podczas 

dyktowania  i  nie  zawsze  mówił  wprost  do  mikrofonu.  Udawało  się  jej  wychwycić  zaledwie 

kilka słów, a cała reszta ginęła w szumie, niemożliwa do odgadnięcia. 

Napięcie,  w  jakim  wsłuchiwała  się  w  niewyraźne  słowa,  przyprawiło  ją  o  silny  ból 

głowy. Jenna zerwała z uszu słuchawki. Była u kresu wytrzymałości. Doszła do wniosku, że 

jeśli natychmiast nie zrobi sobie przerwy, to zaraz zacznie rzucać taśmami. 

Wychodząc ze swojego biura, spotkała przechodzącą korytarzem Hazel. 

-  Co  się  stało?  Wyglądasz,  jakbyś  miała  wszystkiego  dosyć.  Dobrze  się  czujesz?  - 

zapytała Hazel. 

- Szczerze mówiąc, nie bardzo. 

- Masz ochotę o tym porozmawiać? 

- Właśnie szłam do kuchni, może napijesz się ze mną herbaty? 

W  milczeniu  zaparzyły  herbatę.  Postawiły  przed  sobą  parujące  kubki,  usiadły  przy 

małym stoliku na przeszklonej werandzie i dopiero wtedy Hazel zaczęła: 

- Czy to ma coś wspólnego z łanem? Jenna ciężko westchnęła. 

- W zasadzie nie. Po prostu jestem znaczona, i tyle. Czuję, że bardzo przydałby mi się 

odpoczynek. 

- Odpocznij więc. Przecież wiesz, że on nie jest potworem. 

-  Wiem.  -  Jenna  roześmiała  się.  -  Ostatnio  pracował  więcej  niż  zwykle.  Robiłam 

wszystko,  żeby  nie  pozostawać  za  nim  w  tyle,  i  czuję  się  przemęczona.  Ciekawe,  czy  on  w 

background image

ogóle sypia! 

- Tylko nie mów, że chcesz rzucić prac ę - zaniepokoiła się Hazel. - Problem z łanem 

polega na tym, że on nie umie postępować z ludźmi, choć oczywiście próbuje. Wydaje mi się, 

ż

e  nawet  wtedy,  kiedy  wszystko  mu  się  świetnie  układa,  wolałby  sobie  strzelić  w  stopę,  niż 

załatwiać sprawy z innymi. 

- Może właśnie coś takiego przytrafiło się jego nodze. Nie trafił w stopę - powiedziała 

Jenna. 

Popatrzyły  na  siebie  i  obie  wybuchnęły  śmiechem.  Kiedy  po  jakimś  czasie  Jenna  się 

uspokoiła, otarła z oczu łzy i pokręciła głową. 

-  Nie  mogę  uwierzyć,  że  naprawdę  coś  takiego  powiedziałam.  Muszę  być  bardziej 

zmęczona, niż przypuszczałam. 

- Masz. - Hazel sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła kluczyki do samochodu. - Weź mój 

wóz  i  wyjedź  na  weekend.  Nie  przypominam  sobie,  żebyś  miała  wolne,  odkąd  tu  pracujesz. 

Jesteś przepracowana i nic dziwnego, że czujesz się zmęczona. 

-  Masz  rację.  Muszę  wyjechać  i  oderwać  się  od  pracy.  Powinnam  go  o  tym 

poinformować, ale boję się go obudzić, bo może w końcu zasnął. 

-  Nie  martw  się.  Jeśli  o  ciebie  zapyta,  powiem,  że  wyjechałaś  na  weekend.  Pogoda 

zdaje  się  poprawiać,  możesz  więc  pojeździć  po  okolicy  i  pozwiedzać  albo  pochodzić  po 

sklepach. Rozerwij się trochę. 

- Prawdę mówiąc, mam zamiar rozpocząć poszukiwania mężczyzny. 

- Co ty powiesz? - Hazel uniosła brwi, wyraźnie rozbawiona. 

-  Nie,  to  nic  z  tych  rzeczy.  Ostatniej  zimy  szukał  mnie  ktoś,  kto  mieszka  w  Szkocji. 

Dowiedziałam  się  o  tym  dopiero  po  przyjeździe  do  Wielkiej  Brytanii.  Przedstawił  się  jako 

Dumas,  oczywiście  o  ile  osoba,  od  której  uzyskałam  tę  informację,  dobrze  zapamiętała 

nazwisko. Wiem też, że miał amerykański akcent. 

- Czy wiesz, z jakiego miasta pochodził albo chociaż z jakiej części Szkocji? 

-  Z  Edynburga.  Sprawdziłam  już  w  biurze  numerów  i  w  telekomunikacji  i  na  pewno 

wiem,  że  nie  ma  telefonu  zarejestrowanego  na  takie  nazwisko.  Byłam  jednak  w  mieście 

bardzo krótko. Myślę więc, że tam wrócę i spróbuję się jeszcze czegoś dowiedzieć. 

- Domyślasz się, z jakich powodów ten człowiek mógł cię szukać? 

- Nie. Chciałabym jednak, żeby to miało związek z moją adopcją. 

- Byłaś adoptowana? Teraz rozumiem, dlaczego tak ci zależy, żeby się z nim spotkać. 

A czy twoi przybrani rodzice przypadkiem nie znają tego człowieka? 

- Wątpię. Zresztą rodzice umarli, kiedy byłam dzieckiem. 

background image

- Tak mi przykro. W takim razie ruszaj na poszukiwania i dobrze się baw. 

- Dziękuję. Nie wiem, ile Ian ci płaci, ale na pewno za mało. Gdyby nie ty, mój pobyt 

w tym miejscu nie byłby taki miły. 

-  Powtórzę  mu  twoje  słowa.  Jedź  i  nie  przejmuj  się  nim.  Prawdopodobnie  nawet  nie 

zauważy,  że  cię  nie  ma.  Praca  nad  książką  pochłonęła  go  do  tego  stopnia,  że  czasami 

zapomina nawet o jedzeniu. 

W drodze do Edynburga Jenna opracowała dokładny plan działania i zdecydowała, że 

poszukiwania  tajemniczego  pana  Dumas  należy  przeprowadzić  również  w  okolicznych 

miasteczkach. A to można doskonale połączyć z ich zwiedzaniem. 

Poszukiwania nie przyniosły rezultatów, ale zwiedzanie okolicznych zamków i innych 

zabytkowych  budowli  sprawiło  Jennie  dużą  przyjemność.  W  czasie  weekendu  kładła  się  do 

łóżka  wcześnie,  a  wstawała  późno.  Kiedy  w  niedzielę  wieczorem  wróciła  do  zamku 

MacGowana, czuła się wypoczęta. Mając lepsze samopoczucie, potrafiła spojrzeć na sytuację, 

w  której  się  znalazła,  z  większym  dystansem.  Pogodne  nastawienie  do  życia  trwało  jednak 

tylko  do  chwili,  gdy  weszła  do  swojego  biura  i  znalazła  leżącą  na  klawiaturze  komputera 

odręczną notatkę Iana. 

„Proszę, zajrzyj do mnie, kiedy będziesz miała czas”. 

-  Wiedziałam,  że  powinnam  pójść  prosto  na  górę.  Trzeba  tu  było  dzisiaj  wcale  nie 

wchodzić - powiedziała do siebie i postanowiła poszukać Hazel. 

-  O,  jesteś.  Wyglądasz  o  wiele  lepiej  -  stwierdziła  Hazel  z  uśmiechem,  kiedy  Jenna 

znalazła ją w kuchni. - Mówiłam, że tego ci było potrzeba. 

Jenna odwzajemniła uśmiech. 

-  Byłam  dokładnie  tego  samego  zdania,  dopóki  nie  znalazłam  na  biurku  tego  - 

odrzekła, podając Hazel notatkę Iana. - Chyba jednak zauważył, że mnie nie było. 

-  Bardzo  dobrze,  nareszcie  do  niego  dotarło,  że  jesteś  pracownikiem,  a  nie 

niewolnikiem. Dokładnie tak mu powiedziałam, kiedy w piątek przyszedł cię tu szukać. 

- W piątek! O, nie! Miałam nadzieję, że nie zatęskni za mną wcześniej niż w sobotę. 

Usta Hazel drgnęły w uśmiechu. 

- Prawdę mówiąc, zaczął cię szukać mniej więcej godzinę po twoim wyjeździe. 

Hazel podała Jennie filiżankę herbaty, a ta machinalnie ją przyjęła i podziękowała. 

- Jak myślisz, gdzie go mogę znaleźć o tej porze? - zapytała, upijając łyk. 

- Prawdopodobnie jest już u siebie. Zaprowadzę cię, ale najpierw wypij herbatę. Jenna, 

nie stój tak. Siadaj i opowiedz, jak przebiegły poszukiwania tajemniczego pana Dumas. 

Jenna pomyślała, że w obecnej sytuacji kilka minut nie zrobi różnicy, i usiadła. 

background image

- Skończyło się na tym, że jedną noc spędziłam w Edynburgu, a później jeździłam po 

okolicy.  Tu  jest  naprawdę  ślicznie,  a  wioski  i  miasteczka  są  absolutnie  urocze.  W  każdym 

miejscu,  w  którym  się  zatrzymywałam,  przeglądałam  książkę  telefoniczną,  ale  nie  dopisało 

mi szczęście. Nigdzie nie było nikogo o nazwisku Dumas. 

- Wiem, że czujesz się rozczarowana. A poza tym miło spędziłaś czas? 

- Och, tak. Bardzo mi się podoba na wsi. Jestem zaskoczona, ile owiec się tu hoduje. 

-  Nie  rozumiem,  dlaczego  cię  to  dziwi.  Przecież  to  właśnie  Australia  jest  znana  z 

największej hodowli owiec. 

- Zgadza się, ale ponieważ nie biegają one po Sydney, nigdy dotąd nie widziałam ich 

w takiej masie. 

Hazel wypiła łyk herbaty i, nie patrząc na Jennę, zapytała: 

- Jestem ciekawa, czy uważasz, że Ian jest atrakcyjnym mężczyzną? 

Jenna spojrzała na nią zaskoczona. 

- Dlaczego o to pytasz? 

- Po prostu zastanawiam się. Tylko tyle. Myślałam o tym, jak bardzo Ian się zmienił, 

odkąd  tu  jesteś.  Wylazł  z  tej  swojej  skorupy  i  stał  się  bardziej  otwarty.  Czasami  są  chwile, 

kiedy  wydaje  się  niemal  przyjacielski.  Żałuję  jednak,  że  nie  sfotografowałam  wyrazu  jego 

twarzy,  gdy  usłyszał  o  twoim  wyjeździe.  Zanim  zdążyłam  wyjaśnić,  że  pojechałaś  tylko  na 

weekend, zrobił się biały jak ściana. 

- Mógł pomyśleć, że już nie wrócę, a wtedy znowu musiałby szukać sekretarki. 

- Ciągle jeszcze nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jenna milczała przez chwilę. 

-  Uważam,  że  sir  Ian  jest  atrakcyjnym  mężczyzną  -  odrzekła  w  końcu.  -  Mam  też 

nadzieję, że nie zamierzasz się zabawiać w swatkę - dodała, patrząc badawczo na Hazel. 

- Ależ skądże! Nawet by mi to nie przyszło do głowy. - Gospodyni wstała i wzięła ze 

stołu swoją filiżankę. - Byłam tylko ciekawa, czy on cię onieśmiela, czy raczej przeraża i czy 

potrafisz przez jego powierzchowną gburowatość dostrzec, jaki jest naprawdę. 

-  Ian  ma  wiele  godnych  podziwu  cech  charakteru.  Jestem  pod  wrażeniem  uporu  i 

determinacji,  z  jakimi  dąży  nie  tylko  do  odzyskania  zdrowia,  ale  także  do  skończenia 

powieści - odparła Jenna. 

Za  nic  jednak  nie  przyznałaby  się,  że  Ian  stał  się  również  bohaterem  jej  erotycznych 

snów. 

Hazel  wytłumaczyła  jej,  jak  trafić  do  pokoju  Iana,  i  już  po  chwili  Jenna  wędrowała 

mrocznym  korytarzem,  Ian  zajmował  pokoje  na  parterze,  co  przy  jego  kłopotach  z  nogą 

wydawało się zrozumiałe. 

background image

Dotarła  na  miejsce,  wzięła  głęboki  oddech  i  zapukała.  W  pokoju  panowała  głucha 

cisza, była więc zaskoczona, kiedy nagle drzwi otworzyły się szeroko. 

- Dobry wieczór, Ian. Chciałeś się ze... 

- Wejdź - przerwał jej Ian. - Proszę - dodał po ledwo zauważalnej przerwie. 

Jenna weszła do pokoju i rozejrzała się wokoło. Był to rodzaj gabinetu z masywnymi 

solidnymi  meblami  i  półkami  ciasno  zastawionymi  książkami.  Umeblowanie  wyglądało  na 

wygodne, a płonący w kominku ogień sprawiał, że wnętrze wydawało się przytulne. 

Spojrzała na Iana i czekała na wymówki za to, że wyjechała na weekend bez pytania o 

zgodę. 

- Chciałeś się ze mną widzieć? 

- Tak. Chodzi mi po głowie, jak można by lepiej wyjaśnić ostatnie posunięcia Philipa. 

Właśnie o tym chciałem ci opowiedzieć i wysłuchać twojej opinii. Jednak to może poczekać. 

Usiądziesz? - Wskazał głową ustawione przy ogniu fotele. 

Jenna czuła się dosyć dziwnie. Do tej pory wszystkie ich spotkania odbywały się albo 

w  bibliotece,  albo  w  jej  biurze.  Pierwszy  raz  znajdowała  się  w  jego  prywatnych  pokojach, 

przez co spotkanie nabierało bardziej osobistego charakteru. Rozmowa z Hazel i wszystkie jej 

uwagi ciągle jeszcze dźwięczały Jennie w uszach. Gdyby nie to, obecność Iana na pewno nie 

krępowałaby jej aż tak bardzo. 

Usiadła w fotelu naprzeciwko  Iana i czekała, żeby zaczął mówić. On jednak milczał. 

Nie rozumiała, co się z nim dzieje. Przecież zamierzał jej o czymś opowiedzieć, sam prosił o 

to  spotkanie.  Chciała,  żeby  wreszcie  powiedział,  co  miał  do  powiedzenia,  i  by  mogła  już 

pójść do łóżka. Oczywiście do swojego łóżka. 

Ian nadal milczał. 

Odczekała jeszcze chwilę, aż ostatecznie uznała, że cisza zbytnio się przedłuża. 

- Powiedziałeś, że chcesz się ze mną widzieć. Jestem tu, więc może coś powiesz. 

- Gdzie byłaś? 

Spodziewała się usłyszeć różne rzeczy, ale takie pytanie zupełnie ją zaskoczyło. 

- Zwiedzałam okolicę - odparta swobodnie, uśmiechając się. 

- Dlaczego? 

Uznała, że Ian jest chyba senny i jego umysł pracuje na zwolnionych obrotach. 

- Nie przyszło ci do głowy, że mogę lubić zwiedzanie? 

- Byłaś gdzieś na rozmowie w sprawie pracy? 

- Ależ nie. - Jenna zesztywniała. - A powinnam? 

- Hazel powiedziała mi wczoraj, że robię wszystko, żebyś stąd uciekła. 

background image

- Och. 

- Co rozumiesz przez „och”? 

- Nic. Naprawdę. Czy w ten sposób próbujesz mi dać do zrozumienia, że chcesz, bym 

nadal dla ciebie pracowała? 

- Oczywiście, że chcę, abyś tu dalej pracowała. 

- Nie jesteś więc zły, że wyjechałam bez uprzedzenia? 

- Nie jestem zły. Ostatnio za dużo od ciebie wymagałem. 

- Czy to również są słowa Hazel? - zapytała Jenna. 

-  Tak.  -  Ian  zaczerwienił  się  i  z  nagłym  zainteresowaniem  zaczął  się  wpatrywać  w 

ogień. - Według Hazel od chwili przyjazdu wyłącznie pracujesz - powiedział w końcu. 

- Hazel to prawdziwa skarbnica wiedzy, prawda? 

- Nie chcę, żebyś mnie uważała za poganiacza niewolników. 

Wyglądał  na  zmęczonego  życiem  i  wypalonego.  Wcale  nie  umniejszało  to  jego 

atrakcyjności jako mężczyzny, ale pewnie nie nadawałby się na modela. Jenna nagle poczuła 

ochotę, by do niego podejść i pomasować mu kark i ramiona. Nigdy dotąd nie widziała go w 

takim stanie. 

- Dużo ci jeszcze zostało do skończenia książki? - zapytała. 

- Myślę, że nie więcej niż dwie lub trzy sceny. - Ian pomasował sobie kark, zupełnie 

jak gdyby usłyszał jej myśli. - Za parę tygodni powinno być po wszystkim. 

- Wyobrażam sobie, jaki będziesz szczęśliwy, kiedy skończysz. 

Ian przytaknął skinieniem głowy. 

- Poprawki nie będą już tak męczące jak przepisywanie z taśm. 

- To prawda - przyznała. 

- W dalszym ciągu jednak będę potrzebował twojej pomocy. 

-  Zostanę  tutaj  dopóty,  dopóki  będziesz  chciał  korzystać  z  moich  usług.  -  Jenna 

uśmiechnęła  się  i  wstała,  Ian  również  podniósł  się  z  miejsca,  a  ona  zauważyła,  że  wcale  się 

przy tym nie skrzywił. Najwidoczniej jego kolano wraca do normy. 

- Miałabyś ochotę zjeść ze mną jutro kolację? - zapytał, kiedy była już przy drzwiach. 

- Z największą przyjemnością - odparła, otwierając drzwi. 

- Miałem na myśli kolację tutaj, w zamku. Nie za bardzo lubię wychodzić z domu. 

- W zamku też mi odpowiada - odrzekła i zamknęła za sobą drzwi. 

Ian  wpatrywał  się  jeszcze  chwilę  w  zamknięte  drzwi,  po  czym  przysłonił  palenisko 

ekranem i powoli poszedł do sypialni. 

Na  początku  pomyślał,  że  Jenna  postanowiła  rzucić  pracę  bez  uprzedzenia.  Okazało 

background image

się jednak, że to Hazel miała rację. 

Gdy  odkrył,  że  Jenna  wyjechała,  nieomal  wpadł  w  panikę.  Przyzwyczaił  się  już  do 

tego, że omawia z nią problemy wynikające z pisania powieści. 

Jej uwagi i opinie bardzo mu pomagały i naprawdę je sobie cenił. 

Choć  początkowo  zdecydował,  że  będzie  się  od  niej  trzymał  z  daleka,  to  jednak 

szybko  zmienił  zdanie.  Zrozumiał,  że  nie  umie  się  oprzeć  jej  świeżej  urodzie  i  pogodnemu, 

radosnemu usposobieniu. Jenna zawładnęła jego snami, sprawiając, że w środku nocy budził 

się z dojmującym poczuciem samotności. Wmawiał sobie, że wcale nie chodzi mu konkretnie 

o  Jennę  i  że  jego  reakcja  jest  zwyczajnym  wyrazem  tęsknoty  za  kobietą  w  ogóle.  Kiedy 

jednak  wyjechała  bez  uprzedzenia,  nie  mógł  się  już  dłużej  oszukiwać.  Musiał  przyznać,  że 

pragnie właśnie jej. Tylko co z tym teraz zrobić? 

background image

ROZDZIAŁ 6 

Nazajutrz  Jenna  obudziła  się  wcześnie  rano.  Pierwsza  myśl,  jaka  jej  przyszła  do 

głowy, dotyczyła Iana i nieoczekiwanego zaproszenia na kolację. 

Przeciągnęła  się  z  uśmiechem  i  pomyślała,  że  wczoraj  wieczorem  zobaczyła  Iana, 

jakiego dotąd nie znała. Wydał się jej czarujący. 

Kiedy zeszła na śniadanie, w dalszym ciągu jeszcze się uśmiechała. 

-  Wcześnie  dzisiaj  wstałaś,  panienko.  Śniadanie  będzie  gotowe  za  parę  minut  - 

powitała ją Cook. 

- Nie ma pośpiechu. Najwidoczniej w czasie weekendu odrobiłam zaległości w spaniu, 

a skoro i tak już nie śpię, to chcę się nacieszyć porannym słoneczkiem. 

-  Jeśli  zamierzasz  się  przejść  po  ogrodzie,  to  lepiej  nie  zwlekaj  zbyt  długo. 

Zapowiadali, że w ciągu dnia będą burze. 

-  Naprawdę?  Odkąd  tu  mieszkam,  widziałam  tylko  słońce,  chmury  i  deszcz.  Nie 

wiedziałam, że miewacie również burze. 

- Zdarzają się silne burze z piorunami, najczęściej właśnie wiosną. Ktoś mi mówił, że 

ma to coś wspólnego z mieszaniem się ciepłego i zimnego powietrza. 

Jenna  nalała  sobie  filiżankę  kawy  i  podeszła  do  okna.  Spojrzała  na  niebo  nadal 

bezchmurne i słoneczne. Miała nadzieję, że zdąży pospacerować, zanim nadciągnie burza. 

Zjadła  śniadanie  i  wyszła  do  ogrodu.  Chciała  zobaczyć,  co  zrobiono  w  czasie  jej 

nieobecności.  Ludzie zajmujący się zielenią przekopywali ziemię, przygotowując grządki do 

sadzenia wyhodowanych w szklarniach, wiosennych roślin. 

Drzewa też już były gotowe, by przystroić się wczesnowiosenną zielenią. Zauroczona 

spokojem, jakim tchnęło to miejsce, Jenna polubiła tutejszy sposób życia. Miała nadzieję, że 

kiedy  zakończy  pracę  i  wyprowadzi  się  z zamku,  zdoła znaleźć  następną,  również  z  dala  od 

dużego  miasta.  Dopiero  tutaj,  na  prowincji,  odkryła,  jak  pełna  niespodzianek  jest  natura. 

Obserwując zmiany pór roku, zrozumiała, że jest to spektakl, który nigdy jej nie znudzi. 

Kiedy  przemierzyła  swoją  stałą  trasę,  zdecydowała  się  jeszcze  przejść  aleją 

prowadzącą do głównej drogi. Cały czas chodziła jej po głowie wieczorna rozmowa z łanem. 

Wczoraj nieomal zaczął ją przepraszać, a Jenna była przekonana, że takie zachowanie było u 

niego  dość  niezwykłe.  Może  dlatego  wolał  przebywać  sam.  Unikając  ludzi,  unikał 

równocześnie konieczności przepraszania. 

Propozycja  wspólnej  kolacji  także  stanowczo  do  niego  nie  pasowała.  Jenna  nie 

background image

potrafiła sobie wyobrazić posiłku z łanem jako gospodarzem, pomyślała jednak, że będzie to 

jakaś odmiana. 

Zbliżając się do wejścia na dziedziniec, zobaczyła idącą w jej kierunku Hazel. 

- Piękny dziś mamy dzień - zagadnęła Jenna. 

- Naprawdę? Nawet nie zauważyłam. - Hazel popatrzyła na niebo. - Nie licz na to, że 

słoneczna pogoda długo się utrzyma. Czeka nas potężna burza. 

-  Przeszłam  się  aleją  aż  do  samej  drogi.  Wyobrażam  sobie,  jak  cudownie  będzie 

wyglądał ten baldachim z gałęzi, kiedy drzewa całkiem się zazielenia. 

- Cieszę się, że polubiłaś życie na wsi.  Obawiałam się, że z dala od miasta będzie ci 

nudno. 

- Wcale się nie nudzę, a czasami zaczyna mi się wydawać, że zawsze tu mieszkałam. 

To  naprawdę  dziwne.  W  Sydney  nie  czułam,  że  to  moje  miejsce.  Pewnie  dlatego,  że  nie 

miałam  tam  rodziny.  Na  razie  tutaj  również  nikogo  nie  odnalazłam,  a  mimo  to  te  wzgórza  i 

pastwiska nie są mi obce. 

-  Ian  powiedział  mi,  że  dziś  wieczorem  jecie  razem  kolację.  W  ten  sposób  chce  ci 

pewnie  wynagrodzić,  że  do  tej  pory  zachowywał  się  jak  mruk.  Najwyższa  pora,  żeby  to  w 

końcu dostrzegł, nie uważasz? - Hazel roześmiała się. 

- Wczoraj wieczorem Ian przeprosił mnie za sposób, w jaki mnie traktował. Musiałaś 

mu nieźle nagadać, co biorąc pod uwagę jego humory, było przejawem dużej odwagi z twojej 

strony. 

-  Przez  ostatnie  miesiące  był  pochłonięty  rehabilitacją  i  pisaniem.  Najwyższy  czas, 

ż

eby zaczął trochę więcej wychodzić z domu i spotykać się z ludźmi. Jeżeli nadal będzie ich 

unikał,  to  niedługo  z  rannej  bestii  zmieni  się  w  prawdziwego  potwora,  Właśnie  to  mu 

powiedziałam. - Hazel spojrzała na Jennę i zawróciła w stronę zamku. 

- Kolacja jest o ósmej - dodała, patrząc na nią jeszcze raz przez ramię. 

Jenna starała się więcej nie myśleć o nadchodzącym wieczorze i spróbowała się skupić 

na pracy. Jednak za każdym razem, kiedy Ian wchodził do biura, na twarzy Jenny pojawiał się 

rumieniec. Nie mógł tego nie zauważyć. Sam by się jednak zaczerwienił, gdyby wiedział, w 

jakich sytuacjach pojawiał się w jej snach. 

Jenna  miewała  bowiem  sny  erotyczne  z  łanem  w  roli  głównej.  Zakładała,  że  jego 

miejsce  mógłby  z  powodzeniem  zająć  hollywoodzki  gwiazdor,  i  nie  chciała  nawet  dopuścić 

do siebie myśli, że jej sny są czymś więcej niż tylko zwykłą erotyczną fantazją. Tak było do 

czasu, kiedy Hazel zaczęła ją wypytywać, co myśli o Ianie jako o mężczyźnie. 

Mieszkając w Australii, Jenna umawiała się na randki, ale żaden mężczyzna, z którym 

background image

się  do  tej  pory  spotykała,  nie  potrafił  wzbudzić  w  niej  pożądania.  Dlatego  też  jej  związki 

rozpadały się, zanim zmieniły się w intymną znajomość, co po jakimś czasie utwierdziło ją w 

przekonaniu, że jest kobietą pozbawioną namiętności. 

Gdyby jednak jako wskaźnik namiętności potraktować jej sny, trzeba by przyznać, że 

w  gruncie  rzeczy  Jenna  jest  bardziej  namiętna,  niż  mogłaby  sobie  tego  życzyć.  Potrząsnęła 

głową, jak gdyby liczyła, że w ten sposób pozbędzie się natrętnych myśli, i weszła do zamku. 

Może praca pomoże jej oczyścić umysł. 

Ian  patrzył  w  lustro  ze  zmarszczonymi  brwiami.  Nie  planował  zapraszać  Jenny  na 

kolację. Zrobił to pod wpływem impulsu, nad którym nie zapanował. Ona zgodziła się jednak, 

a  to  sprawiło  mu  przyjemność,  Ian  polubił  ich  współpracę,  która  z  czasem  przybrała  formę 

swobodnych, przyjacielskich dyskusji. Dzisiejszy wieczór będzie jednak zupełnie inny. Po raz 

pierwszy spotkają się na gruncie towarzyskim i wiedział, że będzie musiał prowadzić z Jenną 

banalne  rozmowy  o  wszystkim  i  o  niczym,  czego  nie  znosił  i  nie  umiał  robić.  Jednak  skoro 

chciał z nią spędzać więcej czasu, musiał się zdobyć na taki wysiłek. 

Uśmiechnął  się  i  w  duchu  niechętnie  przyznał,  że  powinien  być  wdzięczny  Hazel  za 

to, że go zmusiła, by obiektywnie spojrzał na całą tę sytuację, Ian szanował ludzi, którzy mieli 

swoje zdanie i umieli go bronić, a jego gospodyni nigdy nie ukrywała, co myśli, nie było więc 

powodu,  żeby  się  na  nią  gniewać.  Jenna  także,  już  na  samym  początku,  dała  mu  jasno  do 

zrozumienia, że będzie obstawać przy swoim, nawet jeśli może to doprowadzić do kłótni. 

Prawda była taka, że Ian nie potrafił odgrywać roli gospodarza. Przypomniała mu się 

matka,  która  bez  przerwy  narzekała,  jak  trudno  było  mu  wpoić  choćby  podstawowe  zasady 

zachowania się w towarzystwie. 

Matka podkreślała, że jako MacGowan Ian ma obowiązek obracać się wśród ludzi. Po 

takich przemowach ojciec wielokrotnie musiał go pocieszać. Dobrze rozumiał syna i choć mu 

współczuł, powtarzał, że matka ma rację, i tego faktu nic nie zmieni. 

Z  wiekiem  wykręty  Iana  stały  się  bardziej  wyrafinowane.  Chociaż  nadal  starał  się 

unikać  wielkich  przyjęć,  na  których  oczekiwano  jego  obecności,  nauczył  się  robić  to  mniej 

ostentacyjnie. Matka jednak nie dawała się zwieść mało przekonującym tłumaczeniom syna i 

powtarzała, że subtelność nie jest jego mocną stroną. 

Przed kilkoma laty matka z radością przerzuciła obowiązki wiecznego przypominania 

o ciążących na nim powinnościach towarzyskich na barki gospodyni. Hazel okazała się godną 

następczynią,  a  liczne  upominania  Iana,  że  nie  powinna  go  aż  tak  dręczyć,  bo  jako 

pracodawca zasługuje na większy szacunek, zdawały się w ogóle do niej nie docierać. 

Może  jakoś  zdoła  nakłonić  Jennę,  żeby  opowiedziała  coś  o  sobie.  Jeżeli  dziewczyna 

background image

się rozgada, wtedy on nie będzie musiał zbytnio się wysilać, żeby zabawiać ją rozmową. 

Mieszkała  tu  niemal  od  trzech  miesięcy,  a  prawie  nic  o  niej  nie  wiedział.  Czyżby 

naprawdę  nie  chciał  lepiej  poznać  kobiety,  która  zawładnęła  jego  snami  i  sprawiła,  że  noce 

przestały być dla niego odpoczynkiem? 

Włożył marynarkę i ostatni raz spojrzał w lustro. Przypomniał sobie wszystko, czego 

przez  lata  uczyła  go  matka.  Pomyślał,  że  jeżeli  miało  mu  się  to  w  ogóle  kiedykolwiek 

przydać, to ta chwila właśnie nadeszła. 

Jenna przetrząsała szafę, usiłując znaleźć coś, co mogłaby włożyć na kolację z panem 

tego zamku. Cała jej garderoba składała się prawie wyłącznie z ubrań do pracy. Nie miała nic, 

co nadawałoby się na oficjalną okazję. 

Postanowiła  zacząć  od  początku,  tym  razem  wyjmując  po  kolei  każdą  rzecz  i 

przyglądając się jej uważniej. Właśnie wtedy zauważyła wciśniętą na samo dno szafy sukien-

kę, o której całkiem zapomniała. 

Była to bardzo prosta, kobaltowoniebieska sukienka przed kolana, z dekoltem w szpic. 

Jenna kupiła ją kilka miesięcy temu na wyprzedaży i nigdy jeszcze nie miała okazji włożyć. 

Tak, ta sukienka doskonale pasowała na dzisiejszy wieczór. 

Zanim  wyszła  z  pokoju,  przystanęła  na  chwilę  przed  lustrem.  Przyglądając  się 

swojemu  odbiciu,  musiała  przyznać,  że  kolor  sukni  doskonale  podkreśla  jej  jasną  skórę  i 

rudoblond włosy. Dzisiejszego wieczoru Jenna nie spięła włosów, tak jak robiła to codziennie 

do  pracy,  i  zdziwiła  się,  jak  bardzo  zdążyły  urosnąć.  Długie  loki  opadały  jej  na  ramiona, 

sprawiając, że wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. 

Decydując  się  na  sukienkę,  kupiła  również  pasujące  do  niej  sandałki  na  wysokim 

obcasie.  Wydawały  się  skrajnie  niepraktycznie,  jakby  służyły  raczej  do  oglądania  niż  do 

chodzenia, czyli dokładnie tak, jak to Jennie odpowiadało. 

Teraz już zadowolona z siebie, poczuła się trochę pewniej. Zeszła na dół. Zajrzała do 

biblioteki, ale nikogo tam nie było. Przeszła więc do jadalni, lecz tam również było pusto. 

Czekając  na  Iana,  postanowiła  dokładniej  obejrzeć  wiszące  na  ścianach  obrazy.  Była 

spięta,  ale  zależało  jej,  aby  wyglądać  na  zupełnie  spokojną.  Rozluźniła  więc  ramiona,  choć 

musiała w to włożyć wiele wysiłku. 

W  głębi  jadalni  wisiał  ogromnych  rozmiarów  portret.  Usytuowano  go  tak,  że  osoba 

siedząca  na  honorowym  miejscu  za  wielkim  stołem  patrzyła  wprost  na  obraz.  Przedstawiał 

kobietę  o  iście  królewskiej  postawie  z  peleryną  w  kartę  MacGowanów  zarzuconą  na  ramię. 

Biżuteria,  w  której  ją  uwieczniono,  musiała  być  warta  fortunę.  Kobieta  miała  bardzo  jasną 

cerę  i  jasnoniebieskie  oczy,  co  według  Jenny  było  cechą  charakterystyczną  rodowitych 

background image

Szkotów. 

Jasnobrązowe  kręcone  włosy  kobieta  miała  ułożone  w  wyjątkowo  twarzową  fryzurę. 

Była  niewątpliwie  piękna,  ale  to  nie  jej  uroda  zaintrygowała  Jennę.  Uwagę  dziewczyny 

przykuła  ogromna  witalność  i  nieposkromiona  radość  życia,  która  wprost  emanowała  z 

portretu. No i ten niezwykły uśmiech, który można by nazwać figlarnym i łobuzerskim. 

Ciekawe, czy to babka Iana czy prababka? - zastanawiała się. 

- To moja matka - odezwał się zza jej pleców Ian, jakby czytał w jej myślach. 

Zaskoczona, drgnęła i odwróciła się w stronę, z której dobiegał głos. 

Ian stał w drzwiach jadalni. Miał na sobie czarną marynarkę i białą koszulę, a zamiast 

spodni  włożył  tradycyjny  szkocki  kilt  z  kraty  MacGowanów.  Spódniczka  ukazywała 

umięśnione  łydki,  obciągnięte  wełnianymi  podkolanówkami.  Mimo  że  Ian  nie  zapiął 

kołnierzyka koszuli, to i tak wyglądał niezwykle oficjalnie i Jenna musiała przyznać, że zrobił 

na niej piorunujące wrażenie. 

Szyta na miarę marynarka podkreślała szerokie ramiona, a gdy odgarnął włosy z czoła, 

ś

wiatło  podkreśliło  męskie  rysy.  Ian  nie  miał  gładkiej  twarzy  modela  z  okładki  kolorowego 

magazynu.  Na  jego  twarzy  życie  odcisnęło  swe  ślady.  Ostre,  wyraziste  rysy  nie  tylko 

dodawały mu uroku, mówiły również dużo o sile i o charakterze. Patrząc na Iana, poczuła, jak 

jej  puls  gwałtownie  przyspiesza,  a  myśli,  które  zaczęły  jej  krążyć  po  głowie,  zdecydowanie 

nie nadawały się do tego, aby się nimi podzielić. 

- Twoja matka jest bardzo piękną kobietą - powiedziała, z trudem odrywając od niego 

spojrzenie i przenosząc je na portret. 

- To prawda - przyznał, podchodząc do Jenny. Spojrzała na niego i zdążyła zauważyć 

uśmiech, który pojawił się na jego ustach, gdy mówił o matce. 

-  Ojciec  do  tej  pory  narzeka,  że  gdziekolwiek  razem  pójdą,  matka  wciąż  jeszcze 

przyciąga uwagę mężczyzn. 

- Gdzie mieszkają twoi rodzice? 

-  Kiedy  ojciec  przeszedł  na  emeryturę,  zdecydowali  się  uciec  od  długich  szkockich 

zim  i  przenieśli  się  na  południe  Francji.  Dlatego  teraz  ja  muszę  się  zajmować  tą  potworną 

kupą kamieni - dodał, ale ton głosu zdradzał silne przywiązanie do rodowej siedziby. - Kiedy 

uległem  wypadkowi,  przyjechali  do  domu.  Po  kilku  tygodniach  udało  mi  się  ich  w  końcu 

przekonać,  że  mój  stan  się  poprawia  i  nie  trzeba  mnie  pilnować.  Matka  ciągle  próbuje  tra-

ktować mnie jak małe dziecko. Może przejdziemy do stołu? - Ian wskazał głową koniec stołu, 

gdzie  stały  dwa  nakrycia.  Jedno  na  miejscu  dla  gospodarza,  a  drugie  po  jego  prawej  ręce.  - 

Muszę przyznać, że nie mam wielkiej wprawy w podejmowaniu gości. 

background image

- To bardzo miło z twojej strony, że mnie zaprosiłeś. Mam nadzieję, że nie sprawiam 

kłopotu. 

Zupełnie nieoczekiwanie Ian uśmiechnął się. 

- Ależ skąd. Już dawno powinniśmy się lepiej poznać. Przecież nie wiem o tobie nic 

poza tym, że jesteś doskonałą asystentką - odparł, zaskakując Jennę, i odsunął jej krzesło, aby 

mogła usiąść. 

-  Wątpię,  aby  historia  mojego  życia  mogła  ci  się  wydać  szczególnie  interesująca  - 

powiedziała, przyglądając się, jak Ian zajmuje miejsce po jej lewej ręce. 

-  Mam  nadzieję,  że  pozwolisz,  abym  sam  decydował,  czy  wydajesz  mi  się 

interesująca, czy też nie. 

Jenna  ugryzła  się  w  język,  żeby  go  nie  poprawić.  Mówiła  przecież,  że  to  historia  jej 

ż

ycia, a nie ona sama. Zresztą, nie będzie się tym przejmować. Zastanawiała się, czy podczas 

całego  posiłku  będzie  między  nimi  dochodziło  do  takich  nieporozumień  jak  przed  chwilą. 

Jeżeli tak, to zapowiadał się długi wieczór. 

Uznała, że zrobił to specjalnie. Może takie postępów nie go bawiło? 

- Wyglądasz inaczej niż zwykle - zauważył po dłuższym milczeniu. 

Przyglądał  się  jej,  a  Jenna  miała  wrażenie,  że  czuje  dotyk  jego  spojrzenia  w  każdym 

miejscu, na którym się zatrzymało. 

- Nie przypominam sobie, żebym cię kiedyś widział z rozpuszczonymi włosami. 

- Kiedy pracuję, wolę je upinać. 

- Aha. 

Po  tej  wymianie  zdań  znów  zapanowała  długa  cisza.  Przerwała  ją  dopiero  Hazel, 

pojawiając  się  w  jadalni  z  pierwszym  daniem.  Oboje  jedli  w  milczeniu,  a  kiedy  skończyli, 

gospodyni podała drugie danie. 

Ian odchrząknął. 

- Powinnaś częściej nosić ten kolor. Bardzo ci w nim do twarzy - pochwalił, a Jenna 

utkwiła wzrok w talerzu. 

-  Dziękuję  -  wykrztusiła  wreszcie,  czując,  że  jej  policzki  płoną.  Przeklinała  w  myśli 

swoją jasną karnację, z powodu której rumieniec był jeszcze bardziej widoczny. 

- Nie chciałem cię wprawiać w zakłopotanie - dodał Ian, potwierdzając, że zauważył, 

jak zareagowała na jego słowa. 

-  W  porządku.  Nic  się  nie  stało.  Nie  jestem  przyzwyczajona  do  komplementów.  - 

Uniosła głowę i zauważyła, że Ian przygląda się jej zaskoczony. 

- Jesteś bardzo piękną kobietą i doprawdy trudno mi uwierzyć, że nikt ci jeszcze tego 

background image

nie powiedział. 

Jenna przestała udawać, że je, i ostrożnie odłożyła sztućce. 

- Ale to prawda - powiedziała po prostu, zmuszając się, by spojrzeć łanowi w oczy. 

-  Niewiarygodne.  Myślałem,  że...  -  Urwał.  -  Nieważne,  co  myślałem.  -  Sięgnął  po 

kieliszek. 

- Dokończ, co chciałeś powiedzieć. 

- Czy twoi rodzice nigdy ci nie... - Ian znowu urwał i pokręcił głową. 

- Wychowywałam się w sierocińcu. 

-  Wybacz  mi,  proszę.  Moje  pytanie  było  zdecydowanie  nie  na  miejscu  -  rzekł  Ian, 

sztywniejąc. 

Siedział w milczeniu i wyglądał tak żałośnie, że Jennie zrobiło się go żal. Wiedzioną 

impulsem wyciągnęła rękę i dotknęła jego dłoni. 

-  Przecież  nie  mogłeś  o  tym  wiedzieć.  Moi  rodzice  zmarli  wiele  lat  temu.  Prawdę 

mówiąc,  ledwie  ich  pamiętam.  A  tam,  gdzie  dorastałam,  kwestie  wyglądu  były  poruszane 

wyłącznie  w  kontekście  higieny.  Dziecko  miało  być  do  czysta  umyte,  a  włosy  porządnie 

uczesane.  -  Jenna  musnęła  palcami  swoje  długie  włosy  i  uśmiechnęła  się.  -  Wtedy  nosiłam 

dużo krótsze. Łatwiej było o nie dbać. 

Ian złożył dłonie i pochylił się w stronę Jenny. 

- Nie miałem pojęcia, że tak wyglądało twoje dzieciństwo. Naprawdę mi żal tej małej 

dziewczynki, którą wtedy  byłaś. Koniecznie musimy  coś zrobić, żebyś się przyzwyczaiła do 

komplementów. 

Pojawiła się Hazel z deserem, a widząc, że Ian pochyla się w stronę Jenny i trzymają 

za rękę, uśmiechnęła się. 

Na  widok  gospodyni  oboje  drgnęli  i  gwałtownie  się  od  siebie  odsunęli,  jakby  to,  co 

robili, było z jakichś względów niewłaściwe. 

- Coraz silniej wieje - zauważyła Hazel. - Słyszałam w radiu, że wichura zdążyła już 

narobić szkód. Mam nadzieję, że ominie nas bokiem. 

Ian kiwnął głową, nie patrząc na żadną z kobiet, a Jenna, spoglądając na swój talerz, 

stwierdziła, że w zasadzie nic nie zjadła. 

- Wszystko było doskonałe. Proszę, powiedz Cook, że dziś wieczorem przeszła samą 

siebie - poprosiła Jenna. 

-  Najlepszą  pochwałą  dla  Cook  będzie  pusty  talerz  -  odparła  gospodyni,  a  gdy 

zaskoczona taką odpowiedzią Jenna uniosła głowę, by na nią spojrzeć, umknęła wzrokiem. 

- Jeśli nie zjesz, nie dostaniesz deseru - zagroziła. 

background image

-  Lepiej  jej  posłuchaj,  bo  jest  kilka  zasad,  których  Hazel  bezwzględnie  przestrzega  - 

wtrącił Ian. 

Coś  takiego,  on  żartował!  Jenna  była  naprawdę  zaskoczona  i  stwierdziła,  że  podczas 

dzisiejszej  kolacji  Ian  po  raz  kolejny  zmusił  ją,  aby  zmieniła  o  nim  zdanie.  Sięgnęła  po 

sztućce i po raz pierwszy tego wieczoru poczuła się swobodnie. Zaczęła jeść, a Ian, który do 

tej pory także udawał, że je, poszedł w jej ślady. 

- W porządku, dzieci. - Hazel roześmiała się, patrząc, jak oboje posłusznie zabrali się 

do jedzenia. - Wrócę za jakiś czas i sprawdzę, czy nie za wcześnie dobieracie się do deseru - 

ostrzegła i z tymi słowami wymaszerowała z jadalni. 

Ian pierwszy zaczął się śmiać, i to tak zaraźliwie, że Jenna szybko do niego dołączyła. 

Pierwszy raz słyszała jego śmiech; dzisiejszy wieczór naprawdę był pełen niespodzianek. 

-  Chyba  powinienem  cię  przeprosić  za  maniery  gospodyni  -  stwierdził  Ian,  kiedy  już 

przestali się śmiać. 

- W żadnym razie nie musisz przepraszać. - Jenna pokręciła przecząco głową. - Bardzo 

ją polubiłam, choć nie jestem przyzwyczajona, by zwracano się do mnie per „dziecko”. 

-  Doprawdy?  A  co  ja  mam  powiedzieć?  Jestem  przecież  od  ciebie  dobre  dziesięć  lat 

starszy. 

Rozumieli  się  bez  słów.  Uśmiechnęli  się  do  siebie  i  nagle  cisza,  jaka  zapadła  w 

jadalni, przestała Jennie przeszkadzać. Sięgnęła po desery pomyślała o Hazel i roześmiała się. 

- Muszę przyznać, że wiele razy się zastanawiałam, czym się zajmujesz w Londynie. 

- Och, jestem jednym z tych trutni zapełniających rządowe biurowce - odparł lekko.. 

Na pewno księgowy, pomyślała. Musi znać kogoś, kto pracuje jako agent w służbach 

wywiadowczych.  Stąd  te  wszystkie  szczegóły,  dzięki  którym  jego  powieść  wydaje  się  taka 

prawdziwa. 

- Czy kawę podać w bibliotece? - zapytała Hazel, stając w drzwiach. 

- Dobry pomysł - odparł Ian i pomógł Jennie wstać od stołu. 

- Tak jak ostrzegałam, burza jest coraz bliżej. Słychać już nawet grzmoty. 

- Dlaczego Hazel tak często mówi o burzy? - zapytała Jenna, kiedy wyszli z jadalni. - 

Tak jakby cię przed nią ostrzegała? 

-  Za  każdym  razem,  kiedy  pioruny  biją  w  zamek...  -  Ian  przerwał,  bo  nagle  zgasły 

wszystkie  światła,  pogrążając  korytarz  w  całkowitych  ciemnościach  -  ...gaśnie  światło  - 

dokończył, wzdychając. 

Znalazł dłoń Jenny i zamknął ją w silnym uścisku. 

- Instalacja elektryczna jest przestarzała. W zasadzie na co dzień wystarcza, ale prawie 

background image

za każdym razem, kiedy zaczyna się burza, transformator pada. W bibliotece zapalimy lampy 

oliwne, będzie wystarczająco jasno. 

Kiedy  weszli  do  biblioteki,  Jenna  zauważyła,  że  nie  zaciągnięto  zasłon  na  dużych, 

przeszklonych  drzwiach  prowadzących  do  ogrodu.  Widziała,  jak  za  oknem  gną  się  smagane 

wiatrem drzewa. Nagle niebo rozjaśnił błysk i oświetlił im drogę do foteli, przy których Hazel 

ustawiła tacę z kawą. 

Jenna  zadrżała,  słysząc  głuche  wycie  wichru  i  bębnienie  deszczu  po  kamiennym 

tarasie. Wtem oślepiający błysk rozdarł niebo i prawie w tej samej chwili potężnie huknęło. 

-  To  było  naprawdę  blisko  -  stwierdziła  zdenerwowana.  -  Często  zdarzają  się  takie 

burze? 

- Na szczęście nie - odparł, prowadząc ją do jednego z foteli przed kominkiem. Jenna 

patrzyła w ogień i obserwowała, jak podmuchy wiatru z komina zmuszają płomienie do tańca. 

-  Nie  potrzeba  dodatkowego  światła.  -  Rozejrzała  się  po  pokoju.  -  Blask  z  kominka 

plus światło z tych wszystkich błyskawic i prawie można czytać gazetę. 

- No, nareszcie - powiedział Ian, zdejmując marynarkę i podwijając rękawy koszuli. - 

Mam  nadzieję,  że  nie  masz  nic  przeciwko  temu,  ale  nie  znoszę  formalnych  strojów.  Staram 

się  je  nosić  tak  rzadko,  jak  to  tylko  możliwe  -  dodał  i  zajął  miejsce  w  fotelu,  stojącym 

najbliżej tego, na którym siedziała Jenna. 

Sięgnęła po dzbanek z kawą, ale Ian od razu wyjął jej go z ręki. 

-  Daj,  ja  to  zrobię.  Ty  usiądź  i  odpręż  się  -  poradził.  Blask  kolejnej  błyskawicy 

oświetlił  jego  twarz.  -  Nie  zapominaj,  że  w  ciągu  ostatnich  trzystu  lat  zamek  przeżył  wiele 

takich burz. Nie musisz się bać, że nagle, na naszych oczach piorun zamieni go w kupę gruzu. 

Zamiast pioruna zrobią to korniki - dodał po chwili. 

Zobaczył  wyraz  twarzy  Jenny  i  roześmiał  się.  To  już  kolejny  raz  tego  wieczoru, 

pomyślała. 

- To był tylko żart. Nie wiem, jakim cudem, ale jak do tej pory udało się nam ustrzec 

przed kornikami. 

Nowy  Ian,  wesoły  i  uśmiechnięty,  fascynował  Jennę.  Po  jego  gburowatości  i 

małomówności nie pozostało nawet śladu. To był zupełnie inny człowiek niż ten, którego do 

tej  pory  znała.  A  raczej  myślała,  że  zna.  Patrząc  na  jego  uśmiechniętą  twarz,  doszła  do 

wniosku,  że  los  wystawiają  na  bardzo  ciężką  próbę,  Ian  pociągał  ją  nawet  w  swojej 

gburowatej wersji, a co dopiero w nowym, czarującym wydaniu. Zrozumiała, że teraz będzie 

jej jeszcze trudniej ignorować fakt, że ten mężczyzna jej się podoba. 

Dzisiejszej  nocy  zadziałał  jakiś  czar  i  zmienił  opryskliwego  milczka  w  troskliwego, 

background image

delikatnego  i  pełnego  ciepła  życzliwego  mężczyznę.  Jenna  była  zaskoczona,  widząc,  jak 

zareagował,  gdy  się  dowiedział,  że  jest  sierotą.  Był  wrażliwy,  przekonała  się  o  tym,  choć 

nigdy by go o to nie podejrzewała. 

Siedział  spokojnie  obok  niej,  nalewał  jej  kawę  i  namawiał,  żeby,  mimo  szalejącej  za 

oknem burzy, spróbowała się odprężyć. 

Jenna  nigdy  nie  lubiła  burz  z  piorunami.  Szczerze  mówiąc,  nienawidziła  ich.  Gdyby 

była teraz sama, kuliłaby się w łóżku z kołdrą na głowie i zatykałaby uszy rękami. Dokładnie 

tak jak robiła przez całe dzieciństwo. 

Przybrani rodzice Jenny zginęli podczas burzy z piorunami. 

- Dopiero kiedy tu przyjechałam, uświadomiłam sobie, ile pracy wymaga utrzymanie 

kilkusetletniej budowli. 

- Przypuszczam, że ta i tak nie jest najbardziej kłopotliwa. Niektóre zamki stojące na 

wybrzeżu są zalewane przy każdej burzy. Właściciele robią, co mogą, aby temu zapobiec, ale 

woda dostaje się do niższych kondygnacji. Na szczęście nie mamy kłopotów z wodą. Jedyne, 

z czym musimy walczyć, to kapryśna kanalizacja i przestarzała instalacja elektryczna. 

- Wielkie nieba! Zabrzmiało to przerażająco. 

-  Czasami  naprawdę  zaczyna  mi  to  dokuczać.  Ale  jestem  MacGowan,  a  ten  dom  to 

moje dziedzictwo. Przecież to właśnie tutaj od wielu pokoleń mieszkali moi przodkowie. 

Jenna pogrążyła się w smutnych myślach. 

- Człowiek czuje się o wiele pewniej, znając swoje korzenie - zauważyła po chwili. 

- Nie masz kogoś z dalszej rodziny, kto mógłby ci opowiedzieć o twoich przodkach? 

-  Myślałam,  że  mam.  Właśnie  dlatego  przyjechałam  do  Wielkiej  Brytanii.  Kiedy 

jednak  odnalazłam  kobietę,  którą  uważałam  za  swoją  ciotkę,  dowiedziałam  się,  że  zostałam 

adoptowana.  Wygląda  na  to,  że  nie  ma  nikogo,  kto  mógłby  mi  udzielić  jakichkolwiek 

informacji o moich prawdziwych rodzicach. 

- Musiałaś przeżyć szok. 

- Prawdę mówiąc, byłam załamana - przyznała. Opowiedziała mu w skrócie o swoim 

dzieciństwie w Australii, o wyjeździe do Konwalii i o odwiedzinach u Morwenny Hoskins. - 

Jedyne, czego się dowiedziałam podczas tej wizyty, to że szukał mnie tam ktoś z Edynburga o 

nazwisku Dumas. Wtedy uznałam, że to musi być znak, i postanowiłam pojechać do Szkocji. 

Kiedy  jednak  po  przyjeździe  do  Edynburga  nie  udało  mi  się  znaleźć  ani  śladu  pana  Dumas, 

zrozumiałam, jak dziecinne były moje nadzieje na odszukanie ojca, brata czy innego bliskiego 

krewnego. 

- Ach, więc to dlatego tu przyjechałaś. Zastanawiało mnie, że ktoś taki jak ty... ktoś z 

background image

twoimi  kwalifikacjami  chce  się  zakopać  na  prowincji,  gdzie  nie  ma  rozrywek.  Jeśli  chcesz, 

mogę spróbować czegoś się dowiedzieć. Znam kilka osób, które prawdopodobnie będą mogły 

ci pomóc. 

Ian podszedł do kredensu i wyjął z niego butelkę brandy. Nalał bursztynowego płynu 

do kieliszków i jeden podał Jennie. 

- Och! Naprawdę? Mógłbyś to dla mnie zrobić? - Wzięła z jego ręki kieliszek. 

- Pamiętaj, że niczego nie obiecuję, ale skoro chcesz, zobaczę, co da się zrobić. 

Siedzieli w ciszy, dopóki Jenna nie poczuła, że teraz konwersacja zaczyna kuleć z jej 

winy. 

- Zauważyłam, że już całkiem dobrze radzisz sobie bez laski. 

-  Bardzo  się  z  tego  cieszę,  chociaż  ciągle  jeszcze  miewam  gorsze  dni.  Weźmy,  na 

przykład, dzisiejszą burzę. Hazel wcale nie musiała mi o niej mówić. Moja noga informowała 

mnie o tym już od kilku godzin. 

- Co zamierzasz robić po skończeniu książki? 

- Pracuję z kolegą, którego ojciec ma wydawnictwo. Niedawno z nim rozmawiałem na 

temat  mojej  powieści.  Chciałem  zapytać,  czy  nie  przeczytałby  maszynopisu  i  nie  ocenił,  na 

ile, jego zdaniem, ojciec mógłby być zainteresowany wydaniem. 

-  Teraz,  kiedy  czujesz  się  już  zupełnie  dobrze,  będziesz  mógł  znowu  pracować. 

Zamierzasz wrócić na tę rządową posadę? 

- Mam nadzieję, że tak. Muszę się umówić na spotkanie ze swoim przełożonym. 

- Z panem Toddem Jakimś Tam? - Jenna uśmiechnęła się. - O ile pamiętam, to właśnie 

jego podejrzewałeś, że mnie do ciebie przysłał. 

-  Oczywiście  musiałaś  mi  to  przypomnieć.  Tak,  wiem,  że  tamtego  dnia  zachowałem 

się  wyjątkowo  nagannie.  Byłem  nieuprzejmy,  potraktowałem  cię  lekceważąco  i  bez 

należytego szacunku. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. 

- Jestem przekonana, że winę za to ponosi ból, jaki ci sprawiała noga. 

- To bardzo szlachetnie z twojej strony. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, będę sobie 

pożyczał tego usprawiedliwienia za każdym razem, gdy będę wyjątkowo nieznośny, dobrze? 

Jenna roześmiała się. 

-  Nauczyłam  się  nie  zwracać  uwagi  na  twoje  humory.  Po  powrocie  do  pracy 

zamieszkasz w Londynie, prawda? 

- Tak. 

- Nie będzie ci żal stąd wyjeżdżać? Ja zdążyłam się już przywiązać do tego miejsca i 

czuję się tu wprost cudownie. 

background image

Nagłe  uderzenie  pioruna  było  tak  silne,  że  aż  zadzwoniły  szyby  w  oknach.  Jenna 

podskoczyła, o mało nie rozlewając brandy. Miała nadzieję, że Ian tego nie zauważył, i całą 

siłą woli zmusiła się do dalszej rozmowy. 

-  W  Londynie  nie  będzie  ci  już  potrzebna  sekretarka  -  stwierdziła  lekkim  tonem.  - 

Muszę  więc  wpisać  ostatnie  miejsce  pracy  do  swoich  dokumentów  i  niebawem  ponownie 

skontaktować się z panną Spradlin. 

- Niekoniecznie. 

- Po twoim wyjeździe do Londynu nie będzie tu dla mnie pracy. 

-  Przecież  ty  też  możesz  się  przenieść  do  Londynu.  Zaskoczona  Jenna  rzuciła  mu 

szybkie spojrzenie. Na pewno nie mówił tego poważnie. 

-  Wolę  mieszkać  na  wsi  -  powiedziała  swobodnie.  -  Panna  Spradlin  znajdzie  mi 

następną pracę. Takie w każdym razie robiła mi nadzieje. 

Ian  nic  nie  powiedział.  Jenna  również  milczała  i,  siedząc  przed  kominkiem,  cieszyła 

się ich sam na sam. 

W  końcu  burza  zaczęła  słabnąć.  Grzmoty  były  coraz  rzadsze  i  dalsze,  a  wściekły 

łomot  deszczu  przeszedł  w  ledwo  słyszalne  postukiwanie.  Jenna  spojrzała  na  zegarek  i  z 

niedowierzaniem  stwierdziła,  że  dochodzi  północ.  Wieczór  minął,  a  ona  z  przyjemnością 

odkryła nieznane dotąd oblicze Iana. Świetnie się bawiła w jego towarzystwie. 

Ziewnęła i pospiesznie zakryła usta dłonią. 

- Przepraszam, nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak późno. Już dawno minęła pora, 

o której zwykle się kładę. 

-  Och,  nie  miałem  zamiaru  cię  tak  przetrzymywać.  Jestem  przyzwyczajony  do 

późnego chodzenia spać, więc w ogóle nie zwracam uwagi, na to, która jest godzina. Pozwól, 

ż

e cię odprowadzę do pokoju - powiedział Ian, wstając i wyciągając rękę. 

Jenna  bez  zastanowienia  podała  mu  rękę  i  poczuła,  jak  przyjemne  ciepło  zaczęło  się 

rozchodzić po jej zmarzniętych palcach. 

- Dlaczego nie powiedziałaś, że ci zimno? 

- Nic mi nie jest. Zmarzły mi głównie ręce. 

Ian  zaczął  energicznie  rozcierać  drobne  dłonie  Jenny.  I  właśnie  wtedy  po  niebie 

przetoczył się potężny grzmot, jak gdyby odchodząca burza chciała zadać ostatni cios. Jenna 

podskoczyła ze strachu i mimo usilnych starań nie zdołała opanować drżenia. 

- Widzę, że naprawdę nie lubisz burzy. 

- Rzeczy wiście - przyznała. 

Objął ją ramieniem i wyprowadził z biblioteki. W korytarzu, ogarnęły ich ciemności. 

background image

- Przydałoby się światło - powiedziała Jenna. 

- Mam niedużą latarkę, powinna wystarczyć - odparł Ian, sięgając do kieszeni ukrytej 

w fałdach kiltu. 

- Nie chcę cię zmuszać do wchodzenia po schodach. 

-  Nie  prosiłaś,  żebym  cię  odprowadzał,  sam  to  zaproponowałem.  A  poza  tym  po 

randce  dżentelmen  odprowadza  damę  do  domu  -  powiedział,  przytulając  Jennę  na  krótką 

chwilę. 

- A więc to była randka? – zapytała. 

Ian  zatrzymał  się,  ale  choć  latarka  oświetlała  im  drogę,  Jenna  nie  mogła  dostrzec 

wyrazu jego twarzy. 

-  Na  to  wygląda  -  odparł,  zabrzmiało  to  tak,  jak  gdyby  sam  się  zdziwił  tym,  co 

powiedział. - To był wspaniały wieczór. Dziękuję, że zjadłaś ze mną kolację - dodał, po czym 

ponownie  zaczęli  wchodzić  po  schodach.  Kiedy  dotarli  na  piętro,  Ian  skręcił  w  korytarz 

prowadzący do pokoju Jenny. 

Od czasu do czasu okna galerii rozjaśniały coraz dalsze błyski odchodzącej burzy. 

- Przypomniało mi się dzieciństwo i noce takie jak ta. Zawsze kiedy spodziewano się 

burzy,  moi  przyjaciele  przychodzili,  żeby  zanocować  w  zamku.  Uwielbialiśmy  się  straszyć. 

Zupełnie  bez  sensu  chowaliśmy  się  po  korytarzach  i  wyskakiwaliśmy  z  krzykiem  jeden  na 

drugiego. Świetnie się bawiliśmy, choć jestem pewien, że niektóre pokojówki musiały się na 

nas skarżyć. 

- Od chwili przyjazdu do zamku nie widziałam żadnego z twoich przyjaciół. 

- Większość z nich powyjeżdżała. Jedyny, z którym utrzymuję bliski kontakt, to Chris 

Wood.  Jest  prawnikiem  i  obecnie  negocjuje  dla  swojego  klienta  ogromny  kontrakt  w 

Niemczech. 

Jenna  stała  tak  blisko  Iana,  że  czuła  ciepło  jego  ciała.  Przez  całą  drogę  bała  się,  że 

zrobi  z  siebie  idiotkę,  więc  kiedy  znaleźli  się  pod  drzwiami  jej  pokoju,  odetchnęła  z  ulgą. 

Zatrzymali się.  Ian jedną ręką nadal obejmował ją w tali, a drugą lekko dotknął jej włosów. 

Gest  ten  był  tak  delikatny,  jak  gdyby  Ian  starał  się  go  powstrzymać,  ale  w  ostatniej  chwili 

przegrał ze sobą. 

- Słodkich snów - powiedział cicho, pochylając głowę w stronę Jenny. 

Zostawił  jej  mnóstwo  czasu,  żeby  mogła  się  cofnąć  i  uniknąć  pocałunku,  ale  Jenna 

nawet  nie  drgnęła.  Być  może  Ian  zamierzał  tylko  krótko  musnąć  wargami  jej  usta  i  zaraz 

odejść, ale stało się inaczej. 

W  chwili  gdy  ich  usta  się  zetknęły,  oboje  ogarnęła  namiętność.  Doznanie  było  tak 

background image

niespodziewane i tak gwałtowne, że pod Jenną ugięły się kolana. Musiała mocno objąć Iana, 

ż

eby się nie przewrócić. Nie próbowała walczyć z siłą, która nią zawładnęła. Poddała się, bo 

zrozumiała, że drzemało to w niej od dawna, czekając na tę właśnie chwilę. 

Wspięła  się  na  palce  i  objęła  Iana  za  szyję.  Przytulił  ją  mocno  do  siebie  i  zaczął 

całować z takim zapamiętaniem, jak gdyby uczył się na pamięć smaku i kształtu jej ust. Nie 

miała  pojęcia,  jak  długo  się  całowali,  ale  kiedy  w  końcu  Ian  oderwał  się  od  jej  warg,  oboje 

drżeli i z trudem łapali oddech. Wydawało się, że dopiero teraz dotarło do niego, co zrobił, i 

natychmiast wypuścił Jennę z objęć. 

-  Przepraszam.  -  Jego  głos  brzmiał  chrapliwie.  -  Nie  chciałem  tego,  wierz  mi.  Nie 

powinienem był. Wybacz mi, proszę - dodał. 

-  Nie  musisz  mnie  przepraszać.  -  Jenna  dotknęła  palcem  kuszącego  dołeczka  w 

brodzie  Iana.  -  Musiałeś  zauważyć,  że  ja  również  brałam  w  tym  udział,  i  to  z  prawdziwą 

przyjemnością. 

-  Mieszkasz  pod  moim  dachem  i  nie  chcę,  byś  pomyślała,  że  to  wykorzystuję.  To 

ostatnia rzecz, o którą chciałbym zostać posądzony - stwierdził sztywno i Jenna zrozumiała, 

ż

e znowu zamknął się w sobie. 

Pogładziła  go  po  policzku,  czując,  że  znika  gdzieś  mężczyzna,  z  którym  spędziła 

wieczór. 

- Dobranoc - szepnęła, otwierając drzwi do swojego pokoju. Zanim je zamknęła, przez 

jedną krótką chwilę zapragnęła zaprosić Iana do środka. 

Przerażona swoimi myślami, zrozumiała, że od tego wieczoru będzie na niego patrzyła 

inaczej. 

background image

ROZDZIAŁ 7 

Następnego dnia rano obudziło ją bębnienie deszczu o szybę. Jeszcze senna leżała w 

łóżku i wsłuchiwała się monotonny odgłos. 

Wczorajsze spotkanie wszystko zmieniło i Jenna znalazła się w nowej sytuacji. Do tej 

pory  myślała,  że  zna  swojego  pracodawcę.  Ostatniego  wieczoru  Ian  zdjął  maskę  zimnego  i 

szorstkiego  mruka,  za  którą  się  ukrywał.  Wtedy  po  raz  pierwszy  Jenna  zobaczyła  go  takim, 

jaki  był  naprawdę,  i  zdała  sobie  sprawę,  że  tęskni  za  tym,  aby  lepiej  poznać  tego  nowego, 

nieznanego jej dotąd Iana. 

Ich pocałunku nie można było nazwać ani zimnym, ani oschłym. Kiedy Jenna rozstała 

się  z  łanem  i  zamknęła  za  sobą  drzwi  do  pokoju,  jej  rozbudzone  ciało  domagało  się 

zaspokojenia.  Pocałunek  podniecił  ją  i  wzburzył,  sprowadził  erotyczne  sny.  Tym  razem 

jednak  senne  doznania  wydawały  się  wyblakłe  w  porównaniu  z  tym,  co  czuła,  kiedy  Ian 

całował ją na jawie. 

A teraz musiała zejść na dół i traktować go tak, jak gdyby nic się nie stało. 

Myśląc o tym, czuła się jeszcze bardziej bezbronna niż zwykle. 

Ubrała  się  i  zeszła  na  śniadanie.  W  jadalni  Cook  ustawiała  właśnie  na  bufecie  kawę, 

soki i muffiny. 

- Dzień dobry! - powitała wesoło Jennę. - Na pewno się ucieszysz, jeśli ci powiem, że 

znowu mamy prąd. Ian powiedział, że nie będzie już czekał ani jednego dnia i od razu dzisiaj 

poprosi  elektryka  o  wstępny  kosztorys  wymiany  instalacji  w  zamku.  Kto  wie?  Może  teraz, 

kiedy świat wkroczył w dwudziesty pierwszy wiek, my zdołamy dogonić dwudziesty? 

Po śniadaniu poszła Jenna prosto do swojego biura, żeby się zabrać do pracy. 

Na biurku znalazła stertę poprawionych kartek i jedną taśmę z przyczepioną karteczką. 

A  więc  już  tu  był,  domyśliła  się,  siadając  przy  biurku,  i  przeczytała  notatkę  Iana.  Ozdobne 

zawijasy głosiły: „To już ostatnia! Od tej pory będzie z górki”. 

Notatka była jak zwykle podpisana jego inicjałami. Dlaczego serce znowu zaczęło bić 

jak oszalałe? Przecież nie było absolutnie żadnego powodu. Czemu zachowuję się tak głupio? 

- zadała sobie w duchu pytanie. 

Szybko  wsunęła  taśmę  do  odtwarzacza,  założyła  na  uszy  słuchawki  i  od  razu  wzięła 

się do pracy. 

Kiedy przepisywała teksty z taśmy, miała zwyczaj zamykać oczy. Akcja zaczynała się 

rozgrywać  w  jej  wyobraźni  i  Jenna  była  całkowicie  pochłonięta  rozwojem  wypadków.  Po 

background image

pewnym  czasie  odniosła  wrażenie,  że  nie  jest  w  pokoju  sama,  i  otworzyła  oczy. 

Rzeczywiście,  na  wprost  niej  stał  Ian  z  niezbyt  mądrym  wyrazem  twarzy  i  wpatrywał  się  w 

nią. 

Jenna zdjęła słuchawki z uszu. 

- Chciałeś czegoś ode mnie? - zapytała, a kiedy uświadomiła sobie, jak to zabrzmiało, 

oblała się rumieńcem. 

Na szczęście Ian zdawał się tego nie zauważać. 

- W zasadzie nie. Byłem tylko ciekaw, czy zrobisz sobie przerwę na lunch. 

Jenna rzuciła okiem na zegarek i zaskoczona stwierdziła, że minęła pierwsza. 

- Nie wiedziałam, że już tak późno, Ian uśmiechnął się lekko zakłopotany. 

-  Byłaś  tak  pochłonięta  pracą,  że  nie  mogłem  się  zdecydować,  czy  powinienem  ci 

przeszkadzać,  czy  nie.  Poza  tym  nie  chciałem  cię  przestraszyć  -  dodał,  patrząc  na  nią  tak 

ciepło, że zarumieniła się jeszcze bardziej. On jednak uparcie zdawał się tego nie zauważać, 

za co była mu bardzo wdzięczna. - Ostatecznie zdecydowałem, że nie będę ci przerywać, ale 

właśnie wtedy otworzyłaś oczy. 

Jenna wstała zza biurka i przeciągnęła się. 

- Pójdę sprawdzić, co jest do jedzenia. 

-  Poprosiłem  Cook,  żeby  przygotowała  kanapki  i  coś  tam  jeszcze,  bo  chciałem  cię 

zaprosić  na  piknik.  Ponieważ  jednak  leje,  pomyślałem,  że  możemy  sobie  urządzić  piknik  w 

domu, w bibliotece. 

Patrzył  na  nią  w  taki  sposób,  że  poczuła  się  zupełnie  jak  wczorajszego  wieczoru.  W 

głowie miała pustkę i nie potrafiła wymyślić sensownej odpowiedzi. A przecież Ian zapropo-

nował jej wspólny posiłek w bibliotece, a nie potajemną schadzkę kochanków. Mimo to czuła 

się onieśmielona. 

- Z przyjemnością wybiorę się na ten piknik - powiedziała wreszcie. 

Uśmiechnął  się,  a  ona  pomyślała,  że  ten  uśmiech  jest  dla  niej  nagrodą  za  to,  że  się 

zgodziła. 

-  Pójdę  się  odświeżyć,  a  potem  spotkamy  się  w  bibliotece  -  zaproponowała  i 

błyskawicznie zniknęła łanowi z oczu. 

Jenna nie spieszyła się. Zeszła do biblioteki dopiero wtedy, gdy była pewna, że znowu 

nad  sobą  panuje.  Przekonała  się,  że  Ian  nie  żartował,  kiedy  mówił  o  pikniku.  Na  podłodze 

przed  kominkiem  zobaczyła  rozścielony  gruby  koc,  a  na  nim  talerz  z  kanapkami  i  różne 

smakowicie wyglądające przekąski, Ian czekał na nią wygodnie wyciągnięty na kocu z głową 

podpartą na ręce. 

background image

- Mam nadzieję, że taka forma posiłku nie wyda ci się zbyt swobodna - powiedział, a 

w  jego  oczach  błysnęło  rozbawienie,  jak  gdyby  oczekiwał,  że  Jenna  będzie  przeciwna 

jedzeniu na podłodze. 

Usiadła naprzeciwko niego na tyle wdzięcznie, na ile pozwalały na to warunki. 

- Może być, ale skąd ci to przyszło do głowy? 

Ian otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zamknął je bez słowa. Po chwili milczenia 

wyjaśnił  jednak,  a  jego  głos  brzmiał  przy  tym  tak  niepewnie,  że  Jenna  nie  mogła  uwierzyć 

własnym uszom. 

-  Chciałem  cię  znów  zobaczyć...  i  spędzić  z  tobą  trochę  czasu,  ale  tak  zupełnie 

prywatnie,  żeby  nie  miało  to  związku  z  pracą.  Mam  nadzieję,  że  nie  masz  nic  przeciwko 

temu? 

- Dobrze się czujesz? - Nie mogła się powstrzymać od tego pytania. 

- Czyżbym się zachowywał inaczej niż zwykle? - Ian uniósł brwi. 

Nagle Jenna poczuła, że już się nie denerwuje, i uśmiechnęła się. 

-  Może  trochę.  Z  łatwością  przyzwyczaję  się  do  tego  nowego  Iana  -  odparła 

swobodnie i sięgnęła po kawałek marchewki. 

- Wczoraj zrozumiałem coś bardzo ważnego. 

- Co takiego? - zapytała ostrożnie. 

- Zawsze uważałem się za samotnika, a wczoraj zrozumiałem, że to nieprawda. Nasz 

wspólny  wieczór  sprawił  mi  przyjemność.  Prawdę  mówiąc,  wyjątkowo  dużą  przyjemność. 

Pomyślałem  więc,  że  kiedy  pogoda  się  trochę  poprawi,  zabiorę  cię  w  jedno  z  moich 

ulubionych miejsc. To godzinę jazdy stąd, ale naprawdę warto się wybrać. 

-  Myślałam...  -  Machnęła  ręką  w  kierunku  swojego  biura.  -  Myślałam,  że  chciałeś, 

ż

ebym... 

-  Och,  wiem,  że  jesteś  obowiązkowa.  Z  tego,  co  widziałem,  prawie  skończyłaś 

przepisywać ostatnią taśmę, prawda? 

Trochę zakłopotana, uśmiechnęła się. 

- Rzeczywiście, i muszę przyznać, że zakończenie zupełnie mnie zaskoczyło. 

- Wpadłem na ten pomysł wczorajszego wieczoru, gdy cię odprowadziłem i wróciłem 

do  siebie.  Kilka  godzin  oderwania  się  od  książki  i  od  razu  udało  mi  się  spojrzeć  z  odrobinę 

innej perspektywy na to, jak chcę ją zakończyć. 

- Kiedy przyszedłeś, przepisywałam epilog. 

- Sama widzisz, że niemal skończyłaś. 

- Muszę jeszcze nanieść twoje poprawki. 

background image

- Dobrze, poczekajmy do jutra, a przy okazji może pogoda się poprawi. 

Jenna  nałożyła  jedzenie  na  dwa  talerze  i  jeden  podała  łanowi.  Potem  nalała  do 

filiżanek gorącej herbaty i zadowolona wygodnie usadowiła się na kocu. 

Ż

ałowała,  że  Ian  tak  późno  zrzucił  maskę  gbura.  Dlaczego  zrobił  to  dopiero  teraz, 

kiedy praca nad książką dobiegała końca? Wiedziała, że kiedy stąd wyjedzie i zacznie nową 

pracę, będzie za nim bardzo tęskniła. 

- O czym myślisz? - zapytał nagle Ian, przerywając ciszę. 

- Dlaczego pytasz? 

- Patrzę na ciebie od dłuższej chwili. 

- Och... - Jenna zastanawiała się, jak dużo powinna mu powiedzieć. - Myślałam o tym, 

ż

e  zwiedzanie  w  twoim  towarzystwie  będzie  przyjemnością...  i  że  przyjęcie  tej  posady  było 

dobrym pomysłem. 

Po jej słowach zapadło milczenie, aż w końcu Ian przerwał ciszę. 

- Ja też jestem tego zdania - powiedział cicho. 

background image

ROZDZIAŁ 8 

Była już połowa czerwca. 

-  Koniec  poprawek.  Obiecuję,  że  nic  już  nie  zmienię  -  powiedział  Ian,  wchodząc  po 

południu do biura Jenny. - Wiem, że przez ostatnie kilka tygodni za bardzo cię poganiałem. 

Przepraszam, ale zależało mi, żeby przygotować maszynopis do wysyłki. 

-  Nie  miałam  nic  przeciwko  temu.  -  Jenna  wskazała  na  stertę  kartek  leżących  obok 

komputera.  -  Już  prawie  wszystkie  poprawki  naniesione.  Jeżeli  chcesz,  mogę  spróbować 

wysłać to jeszcze dzisiaj. 

Od  czasu  pikniku  w  bibliotece  minęło  kilka  tygodni,  w  czasie  których  Ian  i  Jenna 

spędzali razem coraz więcej czasu. Każdego ranka, kiedy Jenna schodziła do jadalni, Ian już 

na nią czekał i razem jedli śniadanie. 

W ciągu tych kilku tygodni wydawał się dużo pogodniejszy. Niemal zupełnie przestał 

marszczyć  czoło,  co  nie  znaczyło  jednak,  że  nagle  stał  się  innym  człowiekiem.  W  dalszym 

ciągu  zdarzało  mu  się  zniecierpliwić  lub  nieoczekiwanie  wybuchnąć,  ale  jego  humory 

przestały Jennie przeszkadzać. Prawdę mówiąc, zupełnie nie zwracała na nie uwagi. 

Nigdy nie rozmawiali na temat tego, co zaszło między nimi w wiosenną burzową noc. 

Nie ustalali tego, po prostu uznali, że tak jest lepiej. Jenna poczuła prawdziwą ulgę, że Ian nie 

próbował nic wyjaśniać ani tłumaczyć, dlaczego ją wtedy pocałował. Gdyby to zrobił, dałby 

tym  samym  dowód,  że  to,  co  się  wydarzyło,  nie  miało  dla  niego  znaczenia.  Od  tamtego 

wieczoru  Ian  bardzo  się  pilnował  i  uważał,  żeby  jej  nie  dotknąć.  Nawet  w  całkowicie 

niewinny  i  pozbawiony  erotycznych  podtekstów  sposób.  Zupełnie  jak  gdyby  nie  do  końca 

sobie ufał. 

Zdarzało się, że przychodził do niej do biura i z zapałem zaczynał coś tłumaczyć. W 

takich  sytuacjach  miała  czasami  ochotę  odgarnąć  mu  włosy  z  czoła  albo  dotknąć  jego 

policzka czy ust. Zawsze jednak udawało się jej nad tym zapanować. 

Ian  nie  wiedział,  że  tamtym  pocałunkiem  uświadomił  Jennie,  jak  bardzo  potrafi  być 

namiętna. 

-  Mam  pewien  pomysł  -  powiedział  z  ożywieniem,  przysuwając  sobie  krzesło  i 

siadając po przeciwnej stronie biurka. 

Jenna  oderwała  wzrok  od  dołeczka  w  jego  brodzie  i  skoncentrowała  się  na  tym,  co 

mówił. W ciągu ostatniego miesiąca opowiadał jej o kilku miejscach, które mogliby wspólnie 

zwiedzić. Przypuszczała więc, że przypomniał sobie kolejną rzecz wartą obejrzenia. 

background image

- Jaki pomysł? - zapytała, rozbawiona jego entuzjazmem. 

- Pomysł na następną książkę. 

- Naprawdę? - zapytała, prostując się na krześle. 

W ciągu minionego tygodnia Jenna uaktualniała swoje dokumenty, wpisując Iana jako 

ostatniego pracodawcę. 

Oczekiwała  bowiem,  że  lada  dzień  przestanie  być  mu  potrzebna  i  znowu  będzie 

szukać pracy. A gdyby tak nie musiała jeszcze wyjeżdżać? 

-  Tak.  Obudziłem  się  w  środku  nocy  i  akcja  nowej  książki  zaczęła  mi  się  przesuwać 

przed oczami jak film. Całe sceny, postacie, poszczególne epizody. 

Jenna nigdy jeszcze nie widziała, żeby Ian był aż tak ożywiony. 

- To doprawdy ekscytujące - przyznała. 

- Chcę, żebyś została i pomogła mi przy nowej książce. 

-  Wydawało  mi  się,  że  planowałeś  powrót  do  pracy  natychmiast  po  wysłaniu 

maszynopisu. - Jenna roześmiała się. - I to na pełny etat - dodała. 

-  Tak,  wiem.  Jeszcze  dzisiaj  zadzwonię  do  Todda  i  umówię  się  z  nim  na  spotkanie. 

Spróbuję się zorientować, czy uda mi się pogodzić pracę i pisanie. 

- Brzmi całkiem rozsądnie - przyznała. 

-  Zakończyliśmy  pierwszą  książkę  i,  aby  to  uczcić,  proponuję,  żebyś  sobie  wzięła 

tydzień wolnego. Potraktuj to jako płatny urlop, bo w pełni na niego zapracowałaś. Pojedź w 

góry, pozwiedzaj. Odpocznij i dobrze się baw. Należy ci się. 

Kiedy  Ian  opowiadał  o  miejscach  wartych  obejrzenia,  Jenna  założyła,  że  będą  je 

oglądać  razem.  Cóż  za  nonsens.  Przecież  on  nigdy  nawet  nie  zasugerował,  że  chciałby,  aby 

zaczęło ich łączyć coś więcej niż praca. 

-  Masz  całkowitą  rację  -  powiedziała  z  przekonaniem.  -  Taka  odmiana  dobrze  mi 

zrobi. 

I  to,  że  ciebie  tam  nie  będzie,  też,  dodała  w  myślach,  mając  nadzieję,  że  jeśli  przez 

jakiś czas nie będzie widywała Iana, przestanie tak silnie reagować na jego bliskość. 

- Zachowywałem się jak poganiacz niewolników, wiem. 

- Daj mi dokończyć, a potem ustalimy, kiedy mogę wyjechać - zaproponowała. 

Po kilku godzinach Ian znowu pojawił się w biurze. 

- Właśnie rozmawiałem z Toddem i umówiłem się z nim na czwartek. Może wzięłabyś 

sobie urlop w czasie, kiedy ja wyjadę? 

- To dobry pomysł. 

- Pomyślałem, że skoro i tak będę w Londynie, to nie ma sensu wysyłać maszynopisu 

background image

pocztą. Sam go oddam Craigowi. 

-  Doskonale  -  zgodziła  się.  Przyglądała  mu  się  przez  chwilę,  a  potem  zapytała:  -  Po 

spotkaniu z Toddem będziesz już wiedział, kiedy wracasz do Londynu, prawda? 

- Może porozmawiam o przeniesieniu na północ. 

-  Mam  nadzieję,  że  wszystko  ułoży  się  po  twojej  myśli  -  powiedziała  spokojnie, 

porządkując przyniesione przez niego kartki. - Dzięki za informacje... i za urlop. 

Patrzyła, jak Ian wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Zastanawiała się, czy kiedy wróci 

do pracy, będzie mu się jeszcze chciało zajmować kolejną książką. Tego nie mogła wiedzieć. 

Minęło zaledwie kilka godzin, odkąd Ian wyjechał z zamku, a już tęsknił za Jenną. Lot 

do  Londynu  przebiegał  bez  żadnych  zakłóceń,  spędził  go  więc  pogrążony  w  zadumie. 

Rozmyślał o tym, jak pojawiła się w jego życiu i sprawiła, że zaczął się zachowywać zupełnie 

inaczej niż dotychczas. 

Od  czasu  namiętnego  pocałunku  w  burzowy  wieczór  Ian  bardzo  starannie  się 

pilnował, żeby nie zbliżać się do Jenny bardziej, niż pozwalało na to dobre wychowanie. Cała 

jego silna wola starczała dokładnie na tyle. Dobrze wiedział, że gdyby zaryzykował i znowu 

znalazł się zbyt blisko Jenny, byłoby to lekkomyślne wystawianie na próbę samokontroli. 

Podczas  ostatnich  kilku  tygodni  zastanawiał  się  nad  całym  swoim  dotychczasowym 

ż

yciem i nad tym, co się dla niego naprawdę liczy.  Zrozumiał, jak ważna stała się dla niego 

Jenna. Nie tyle jako sekretarka, ale jako przyjaciel, do którego mógł się zwrócić, kiedy chciał 

przedyskutować  nurtujący  go  problem.  Nie  zamierzał  zniszczyć  łączącej  ich  przyjaźni, 

lądując z nią w łóżku czy nawet tylko próbując ją tam zaciągnąć. 

Po  przyjeździe  do  Londynu  pojechał  wprost  do  centrali,  choć  do  umówionego 

spotkania pozostało jeszcze trochę czasu. 

Kiedy  pojawił  się  w  biurze,  cały  pięcioosobowy  personel  powitał  go  z  radosnym 

zdumieniem. Nie spodziewał się z ich strony takiego zainteresowania i troski o zdrowie; był 

tym zaskoczony. 

Zakłopotany stwierdził, że choć niektórzy z nich pracowali tutaj równie długo jak on, 

nie  potrafił  sobie  przypomnieć  ich  imion.  Przyjechał  za  wcześnie,  mógł  więc  chwilę 

porozmawiać  i  zapytać,  co  się  działo  w  firmie  w  czasie  jego  nieobecności.  Usłyszał  kilka 

zwięzłych  relacji,  a  bezpośredni  i  przyjacielski  sposób,  w  jaki  ci  ludzie  z  nim  rozmawiali, 

wzruszył go. 

Kiedy nadeszła pora spotkania z Toddem, Ian wymienił ze wszystkimi uściski dłoni i 

podziękował za troskę i zainteresowanie. 

Asystentka Todda uśmiechnęła się na jego widok. 

background image

- Czeka na ciebie, możesz wejść - powiedziała. 

Kiedy Ian wszedł do gabinetu przełożonego, ten podniósł się i wychodząc zza biurka, 

wyciągnął do niego rękę na przywitanie. 

- Muszę przyznać, że wyglądasz doskonale. Cieszę się, że cię tu widzę. 

- A ja się cieszę, że tutaj jestem - odparł Ian, potrząsając dłonią Todda - Uważam, że 

rozmowa telefoniczna nie jest najlepszym sposobem porozumiewania się. 

Todd roześmiał się i wskazał ręką krzesło stojące na wprost biurka. 

- Usiądź, proszę. Napijesz się czegoś? 

- Dziękuję, nie. 

-  Powiedz,  co  u  ciebie?  -  zapytał  Todd,  siadając  w  fotelu.  -  Informowałeś  mnie  na 

bieżąco o postępach w rehabilitacji. Jak się teraz czujesz? 

-  Jeśli  pominąć  fakt,  że  moja  noga  zmieniła  się  w  barometr  i  nieomylnie  wskazuje 

każdą  zmianę  pogody,  to  można  powiedzieć,  że  odzyskałem  zdrowie.  W  dalszym  ciągu 

ć

wiczę,  aby  utrzymywać  pełną  ruchomość  kolana.  A  poza  tym  wróciłem  już  do  zwykłego 

treningu. 

Todd skinął głową. 

- Zatem czujesz się gotów do podjęcia pracy? - zapytał. 

- Tak. Jestem gotowy. 

Todd oparł się wygodnie w fotelu i w milczeniu, badawczo przyglądał się łanowi. 

- Rozumiem, że myślisz o powrocie w teren - stwierdził po dłuższej chwili. 

-  Tak  -  odparł  Ian,  zastanawiając  się,  dlaczego  Todd,  który  dobrze  wiedział,  czego 

chce jego podwładny, znowu o to zapytał. 

- A jak twoja książka? 

- Skończona. 

- To doprawdy świetnie. I co z nią zamierzasz zrobić? 

-  Dam  ją  do  przeczytania  Craigowi.  Niech  oceni,  czy  jego  ojciec  może  się  nią 

zainteresować. 

-  To  prawda.  Craig  się  na  tym  zna.  Przecież  należy  do  rodziny  wydawców.  Jeżeli 

Benson Publishing zechce wydać książkę, staniesz się sławny, a ja będę się bardzo cieszył z 

twojego sukcesu. 

- Na razie nie ma o czym mówić. Może się przecież okazać, że Craig uzna moje dzieło 

ze żenującą amatorszczyznę. Lepiej poczekajmy na werdykt, a potem będziemy świętować. 

Todd skinął głową. 

- A co byś powiedział na zupełnie nowe zadanie? Dobrze wiesz, jak wiele informacji 

background image

przekazują  nam  agenci.  Potrzebujemy  kogoś  z  twoimi  kwalifikacjami,  kto  mógłby  zająć  się 

ich analizą i oceną. Uważam, że byłbyś doskonałym kierownikiem grupy zajmującej się tego 

typu  działaniem.  Mógłbyś  uczyć  młodszych  i  mniej  doświadczonych,  jak  rozpoznać,  kiedy 

całkiem  niewinnie  wyglądająca  informacja  w  rzeczywistości  może  się  okazać  niezwykle 

istotna. 

- Przecież to praca za biurkiem. 

- Zgadza się, lecz to tylko jedna z możliwości. 

-  Oczywiście  doceniam  awans,  jaki  mi  proponujesz,  ale  wolę  wrócić  w  teren. 

Zastanawiałem  się  jednak,  czy  nie  znalazłoby  się  dla  mnie  coś  na  północy  kraju.  Chętnie 

stacjonowałbym bliżej domu. 

- Czyżbyś podczas kuracji zdążył zapuścić korzenie? 

- Todd uśmiechnął się. 

- Moje korzenie zawsze tam były. Powiedzmy jednak, że stały się trochę silniejsze. 

- Jeżeli jesteś pewny, że nie interesuje cię awans, to skontaktuję się z kilkoma osobami 

i dowiem się, czy jest coś wolnego na północy. W porządku? 

- Dziękuję ci, Todd. Doceniam twoją pomoc. 

Todd  wstał  i  to  był  znak,  że  już  wszystko  zostało  omówione,  a  spotkanie  dobiegło 

końca. Mężczyźni ponownie uścisnęli sobie dłonie. 

- Dziękuję, że znalazłeś czas, żeby się ze mną spotkać - powiedział Ian. 

-  Cała  przyjemność  po  mojej  stronie.  Przyznam,  że  jeszcze  nie  widziałem  cię  tak 

wypoczętego i odprężonego. Przerwa w pracy najwyraźniej dobrze ci zrobiła. 

- Wolałbym raczej przymusowy urlop niż koszmar rehabilitacji. 

- Masz cholerne szczęście, że w ogóle żyjesz, i dobrze o tym wiesz. 

- Wiem. 

- Będziemy w kontakcie - rzekł Todd i Ian opuścił biuro. 

Miał  ogromną  ochotę  zadzwonić  do  Jenny  i  opowiedzieć  jej  o  spotkaniu,  choć 

wiedział,  że  najprawdopodobniej  nic  dobrego  by  z  tego  nie  wynikło.  Dziewczyna  na  pewno 

już wyjechała. Nie miał więc powodów, aby spieszyć się do domu. Mógł spędzić weekend w 

Londynie,  spotkać  się  z ludźmi, z  którymi  pracował,  i  dowiedzieć,  co  się  tu  działo,  podczas 

gdy on się kurował w Szkocji. 

Przez  cały  tydzień  Jenna  zwiedzała  Archipelag  Hebrydów.  Trzy  noce  przebywała  na 

wyspie  Skye,  jedną  na  wyspie  Muli  i  jeden  dzień  na  wyspie  łona.  Ostatniej  nocy  spała  w 

Oban,  a  rano  zdecydowała  się  pojechać  do  Inverness,  aby  tam  spędzić  ostatnie  dwa  dni 

wakacji.  Połączenie  tygodniowego  urlopu  z  poprzedzającym  go  weekendem  dało  razem 

background image

dziewięć  dni,  co  wcale  nie  było  mało.  Czuła  się  wypoczęta  i  wracała  do  zamku  z  zupełnie 

nowym nastawieniem do pracy. 

Jenna  dobrze  wykorzystała  czas.  Przemyślała  różne  sprawy  i  podjęła  kilka  ważnych 

decyzji. Postanowiła, że po powrocie będzie spędzać mniej czasu z łanem, a więcej w swoim 

pokoju.  Aby  jednak  taka  zmiana  nie  rzucała  się  zbytnio  w  oczy,  zaplanowała,  że  zajmie  się 

jakimiś robótkami ręcznymi, może, na przykład, zacząć haftować. 

Musi  to  zrobić,  w  przeciwnym  razie  rozstanie  z  łanem  będzie  dla  niej  katastrofą. 

Zrozumiała,  że  nie  doceniła  powagi  sytuacji,  a  to,  co  wydawało  się  jej  niegroźnym 

zauroczeniem, przerodziło się w coś dużo poważniejszego. Mieszkanie pod jednym dachem i 

wspólna  praca  zbliżyły  ich  do  siebie,  sprawiając,  że  Jenna  czuła  się  tak,  jak  gdyby  znowu 

miała rodzinę. Pierwszy raz, odkąd straciła przybranych rodziców. 

Przyzwyczaiła się do tego, że jest ktoś, z kim codziennie spędza część wolnego czasu. 

Nadal  miała  nadzieję,  że  odnajdzie  pana  Dumas,  ale  poszukiwania  przestały  być  dla  niej 

najważniejsze. Jej myśli krążyły głównie wokół Iana. 

Jedynym  pożytkiem  z  tej  całej  historii  było  to,  że  wiedziała  już  dokładnie,  jakiego 

mężczyzny  będzie  szukać  dla  siebie  w  przyszłości.  Nie  miała  wątpliwości,  że  musi  to  być 

człowiek  prawy,  uczciwy  i  inteligentny.  Będzie  ją  musiał  traktować  jak  równą  sobie,  a  przy 

tym być delikatny i troskliwy. 

Jak mogłaby nie kochać kogoś takiego? 

Okolica  była  wyjątkowo  malownicza  i  podczas  jazdy  do  Inverness  Jenna  podziwiała 

ciągnące  się  wzdłuż  drogi  piękne  jeziora.  Następnego  ranka  obudziła  się  i  zobaczyła  jasno 

ś

wiecące słońce. Poczuła się szczęśliwa, ponieważ było to coś, czego na tutejszym wybrzeżu 

nie widywała zbyt często. 

Całe przedpołudnie spędziła na zwiedzaniu okolicznych zamków. A zanim wróciła do 

Inverness,  zdążyła  jeszcze  obejrzeć  pole  bitwy  pod  Culloden.  Popołudnie  zdecydowała  się 

poświęcić na zrobienie najbardziej niezbędnych zakupów. 

Było  jeszcze  dosyć  daleko  do  wieczora,  kiedy  Jenna  objuczona  torbami,  uznała,  że 

musi sobie zrobić przerwę i dać odpocząć nogom. Rozglądała się właśnie, gdzie by tu mogła 

się  napić  herbaty,  kiedy  zauważyła  księgarnię.  Lubiła  książki,  więc  i  tym  razem  nie  zdołała 

się oprzeć i weszła do środka. Pomyślała, że być może pewnego dnia powieść Iana stanie się 

bestsellerem i będzie tu sprzedawana na tle dużych reklamowych afiszów. Będzie mogła być 

dumna, że ona również brała udział w tworzeniu tej książki. 

Jenna  przechadzała  się  po  księgarni,  aż  w  końcu  wypatrzyła  powieść  jednego  ze 

swoich  ulubionych  autorów  i  wzięła  ją  z  półki.  Przeczytała  umieszczoną  na  tylnej  okładce 

background image

krótką  recenzję  i  od  razu  wiedziała,  że  książka  będzie  się  jej  podobała.  Odwróciła  się,  aby 

podejść do kasy, gdy wtem za plecami usłyszała czyjś głos. 

- Fiona! Świetnie wyglądasz. Schudłaś i rozjaśniłaś włosy. 

Jenna  rozejrzała  się,  żeby  zobaczyć,  do  kogo  były  skierowane  te  słowa,  i  dostrzegła 

wpatrzoną  w  nią  kobietę.  Przyjrzała  się  dokładnie  nieznajomej  i  stwierdziła,  że  na  pewno 

nigdy dotąd jej nie spotkała. Najwyraźniej kobieta musiała ją z kimś pomylić. 

- Przepraszam, obawiam się, że... 

-  Och!  -  zawołała  kobieta,  rumieniąc  się.  -  Bardzo  panią  przepraszam,  ale  byłabym 

gotowa przysiąc, że to Fiona MacDonald. Wygląda pani dokładnie tak samo jak ona. Dopiero 

gdy usłyszałam pani akcent, zrozumiałam, że to pomyłka. 

- Przyjechałam z Australii. 

Kobieta wpatrywała się w Jennę z niedowierzaniem. 

- To doprawdy niesamowite, jak bardzo jesteście do siebie podobne. Teraz widzę, że 

pani ma niebieskie oczy, a Fiona zielone. No i ona ma niesamowite, rude włosy. Gdyby nie 

to, przysięgam, że mogłybyście uchodzić za bliźniaczki. 

Jenna  nie  mogła  uwierzyć  w  to,  co  się  stało.  Już  od  dłuższego  czasu  przebywała  w 

Szkocji, a teraz przez przypadek natknęła się na kogoś kto, być może, będzie umiał udzielić 

informacji,  dzięki  którym  odnajdzie  rodzinę.  Jak  by  to  było  wspaniale,  gdyby  ta  Fiona 

okazała się jej krewną! 

-  Jestem  Jenna  Craddock  -  przedstawiła  się,  wyciągając  rękę  do  kobiety.  -  To,  że 

przypominam  pani  kogoś,  kto  mieszka  w  Szkocji,  to  dla  mnie  wspaniała  wiadomość. 

Przyjechałam  z  Australii  zeszłej  wiosny.  Od  tamtej  pory  wciąż  mam  nadzieję,  że  trafię  na 

informacje, które pomogą mi odnaleźć kogoś z rodziny. 

- Emily - kobieta uścisnęła wyciągniętą do siebie dłoń. - Emily Gillis. 

-  Być  może  twoja  przyjaciółka  okaże  się  moją  krewną.  Mam  tyle  pytań,  które 

chciałabym zadać. Masz chwilę? 

-  No,  no,  widzę  że  jesteś  ogromnie  podekscytowana.  -  Emily  uśmiechnęła  się.  - 

Znajdźmy  jakieś  miłe  miejsce.  Napijemy  się  herbaty  i  zobaczymy,  czy  mogę  ci  w  czymś 

pomóc. 

-  Prawdę  mówiąc,  właśnie  tego  szukałam,  kiedy  zauważyłam  księgarnię  -  przyznała 

Jenna. 

- Chodź ze mną, znam takie miejsce - powiedziała Emily. 

Jenna spojrzała na trzymaną w ręce książkę, o której zupełnie zapomniała. Odłożyła ją 

na półkę i razem z Emily wyszły z księgarni. 

background image

- Mieszkasz w Inverness? - zapytała Jenna. Emily potwierdziła skinieniem głowy. 

-  Razem  z  George'em  przeprowadziliśmy  się  tutaj  niecałe  trzy  lata  temu.  Przedtem 

mieszkaliśmy  w  Craigmor  i  właśnie  tam  poznałam  Fionę.  Jesteśmy  na  miejscu  -  stwierdziła 

Emily,  zatrzymując  się  przed  cukiernią.  -  Ich  ciastka  są  wspaniałe,  wprost  rozpływają  się  w 

ustach. Chodź, poszukamy wolnego stolika. 

Jenna  w  przyjemnością  weszła  za  Emily  do  pełnego  smakowitych  zapachów 

pomieszczenia. Pod jedną ze ścian stały tylko cztery nieduże stoliki, ale na szczęście nie było 

tłoku. Emily poprosiła, by Jenna usiadła, a sama poszła zamówić herbatę i ciastka. 

-  Tak  mi  przykro  z  powodu  Fiony  -  powiedziała  Emily,  kiedy  wreszcie  usiadła  przy 

stoliku. 

- A co się z nią stało? - zapytała Jenna, czując, że jej serce zamiera. 

-  Och,  nie  z  nią.  Zaraz  po  tym,  kiedy  się  tutaj  przeprowadziliśmy,  dotarła  do  mnie 

informacja, że zmarli jej rodzice. Ojciec Fiony był lekarzem w Craigmor, wyjechał z żoną na 

urlop  do  Irlandii  i  tam  oboje  zginęli.  Nie  pamiętam  już  dokładnie,  w  jakich  okolicznościach 

do  tego  doszło.  Napisałam  do  Fiony  list  z  kondolencjami.  Po  jakimś  czasie  odpisała,  że 

wyjeżdża  z  Craigmor,  bo  tam  było  za  dużo  wspomnień.  Niestety,  na  tym  urwał  się  nasz 

kontakt. 

-  Och.  -  Entuzjazm  Jenny  wyraźnie  przygasł.  -  Miałam  nadzieję,  że  ją  poznam.  Jako 

dziecko byłam adoptowana i nawet jeśli nic mnie z nią nie łączy, to zawsze jest szansa, że ona 

może znać kogoś, kto mógłby mi pomóc odnaleźć moich biologicznych rodziców - wyjaśniła. 

- Co ty powiesz? A znasz nazwisko rodziców? 

- Niestety, nie znam i, szczerze mówiąc, nie mam prawie żadnych  wskazówek, które 

mogłyby mi pomóc. 

-  Szkoda,  że  doktor  MacDonald  nie  żyje.  Może  kiedyś  słyszał  o  jakiejś  adopcji  od 

twoich  kolegów.  Oczywiście  zostają  jeszcze  ci,  którzy  nie  byliby  zbytnio  szczęśliwi,  gdyby 

ich przeszłość stanęła im nagle przed oczami - powiedziała Emily, pochylając się w jej stronę 

i ściszając głos. - Wiesz, co mam na myśli, prawda? 

-  Oczywiście  i  wcale  nie  jestem  pewna,  co  bym  zrobiła,  gdybym  poznała  nazwiska 

rodziców.  Wątpię,  bym  się  skierowała  bezpośrednio  do  nich,  ale  mogłabym  przynajmniej 

przejrzeć dokumenty i dowiedzieć się czegoś o swoich przodkach i o krewnych. - Jenna upiła 

łyk herbaty, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że wszystko się sprzysięgło przeciwko jej 

próbom odnalezienia rodziny. 

-  Bez  względu  na  to,  dokąd  się  przeprowadziła,  spróbuję  się  z  nią  skontaktować. 

Mamy  wspólną  przyjaciółkę.  Powinna  wiedzieć,  jak  ją  znaleźć  -  Emily  uśmiechnęła  się  do 

background image

Jenny. - Powiedz mi, kochanie, gdzie cię szukać? 

- W tej chwili pracuję i mieszkam w zamku Durham. 

- Naprawdę? O ile sobie przypominam, Durham leży gdzieś blisko Stirling, prawda? 

- Zgadza się. 

- A Craigmor w odległości ponad godzinę jazdy na północ od Stirling. Czy nie byłoby 

wspaniale,  gdyby  się  okazało,  że  jesteście  ze  sobą  spokrewnione?  Może  jesteście  dalekimi 

kuzynkami.  Kto  wie?  Przysięgłabym  na  Biblię,  że  macie  wspólnego  przodka,  tak  bardzo 

jesteście do siebie podobne. 

- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym się tego dowiedzieć - wyznała Jenna. 

Emily spojrzała na zegarek. 

-  Miło  mi  się  z  tobą  rozmawia,  ale  muszę  już  wracać  do  domu.  Mąż  zaczyna  się 

denerwować, kiedy herbata nie jest gotowa na czas. Może dasz mi swój adres i telefon? 

Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć, i zadzwonię do ciebie za tydzień. 

Jenna  miała  ochotę  uściskać  Emily,  ale  zamiast  tego  szybko  zapisała  na  karteczce 

swój adres i telefon. 

- Dziękuję, że chcesz to wszystko dla mnie zrobić - powiedziała, podając kartkę. 

Rozstając  się  przed  cukiernią,  pomachały  sobie  jak  przyjaciółki,  po  czym  Jenna 

wróciła do hotelu. 

Nie  mogła  przestać  myśleć  o  kobiecie,  do  której  była  tak  bardzo  podobna.  Ciekawe, 

czy  ta  Fiona  wiedziała  coś,  co  mogłoby  jej  pomóc  w  poszukiwaniach.  Jenna  zapomniała 

zapytać Emily, w jakim wieku jest Fiona, ale zakładając, że kobiety były rówieśniczkami, to 

mogła mieć jakieś czterdzieści pięć, może pięćdziesiąt lat. A gdyby się okazało, że to Fiona 

jest jej matką? Chyba się trochę zagalopowała.  Emily ma jednak rację,  mówiąc, że niewielu 

ludzi  ucieszyłoby  się,  gdyby  po  latach  postawić  przed  nimi  dziecko,  którego  się  kiedyś 

wyrzekli  i  oddali  do  adopcji.  Gdyby  ona  poznała  nazwiska  rodziców,  nie  starałaby  się 

doprowadzić do konfrontacji. 

A jeśli Emily przekaże jej numer Fionie i Fiona do niej zadzwoni? Co ma powiedzieć 

tej  obcej  kobiecie?  Jak  ma  jej  wytłumaczyć  powody  swojego  wypytywania?  „Powiedziano 

mi,  że  wyglądam  zupełnie  tak  jak  pani.  Czy  przypuszcza  pani,  że  możemy  być  ze  sobą 

spokrewnione?”  Mogła  sobie  wyobrazić,  jak  zareaguje  obca  kobieta,  kiedy  usłyszy  takie 

pytanie. 

Pomyśli, że Jenna jest pomylona, i będzie miała powody. 

Nazajutrz wczesnym rankiem Jenna wyjechała z Inverness. Urlop dobiegał końca. Im 

bardziej  zbliżała  się  do  zamku,  tym  mocniej  była  przejęta  i  wprost  nie  mogła  się  doczekać, 

background image

kiedy  zobaczy  Iana  i  opowie  mu,  co  jej  się  przydarzyło.  Z  dużo  mniejszą  niecierpliwością 

czekała na informację o terminie jego powrotu do Londynu. 

Pocieszała się jednak, że zdobyła trop, którym będzie mogła iść, poszukując rodziny. 

Nie było to dużo, ale i tak się cieszyła, wiedząc, jak bardzo przyda się jej coś, co odwróci jej 

myśli od Iana, kiedy już przestanie u niego pracować. 

background image

ROZDZIAŁ 9 

Po powrocie do zamku Jenna natychmiast zaniosła bagaże do swojego pokoju, szybko 

odświeżyła się po podróży i zbiegła na dół, aby odszukać Iana. Zamiast niego natknęła się na 

Hazel. 

-  Witamy  z  powrotem.  Jak  dobrze  znowu  cię  widzieć.  -  Hazel  uśmiechnęła  się 

szeroko. - Muszę powiedzieć, że wyglądasz na wypoczętą. 

- I tak też się czuję. Mimo że przeszłam chyba większość górskich szlaków zachodniej 

Szkocji. Tam jest naprawdę pięknie. 

- Masz ochotę napić się czegoś zimnego? 

- Bardzo chętnie, dziękuję. Nie wiesz, czy Ian jest w zamku? - Jenna nie wytrzymała 

nawet jednej minuty, żeby o to nie zapytać. 

-  Tak,  kręci  się  tu  gdzieś.  Od  kiedy  wrócił  z  Londynu,  jest  bardzo  niespokojny.  Ani 

chwili nie usiedzi na miejscu. Nigdy dotąd nie widziałam, żeby się tak zachowywał. Nie było 

dnia, żeby mnie nie pytał, czy miałam od ciebie wiadomości. 

No, no, pomyślała Jenna. Albo za mną tęsknił, albo... 

-  Pewnie  nagrał  kolejne  taśmy  i  nie  może  się  doczekać,  kiedy  je  przepiszę  - 

powiedziała. 

- Nie wiem, nie mówił, do czego jesteś mu nagle tak potrzebna. Chodź, przygotuję ci 

coś  do  zjedzenia,  a  jeżeli  Ian  nie  pojawi  się  do  czasu,  kiedy  skończysz  posiłek,  włączymy 

alarm. 

-  Może  lepiej  nie.  -  Jenna  obawiała  się,  że  takie  bezceremonialne  wezwanie  może 

pogorszyć i tak nie najlepszy humor Iana. 

Kiedy kończyła drugą filiżankę herbaty, w drzwiach ponownie zjawiła się Hazel. 

-  Cook  mówi,  że  niedawno  widziała  go  w  ogrodzie.  Prawdopodobnie  poszedł 

porozmawiać z ogrodnikiem, co dowodzi, jak bardzo jest niespokojny i znudzony. 

Hazel  przyniosła  jej  coś  lekkiego  do  zjedzenia.  Jenna  usiadła  do  stołu  i  celowo  jadła 

wyjątkowo powoli. Nie chciała, aby gospodyni zorientowała się, jak bardzo jej się spieszy do 

spotkania z łanem. 

Kiedy wreszcie skończyła, przeszła do biblioteki i przez tamtejsze przeszklone drzwi 

wyszła  wprost  do  ogrodu.  Nie  mogła  uwierzyć,  jak  wiele  się  tu  zmieniło  od  chwili  jej 

wyjazdu. 

Jenna wybrała ścieżkę prowadzącą wprost do domku ogrodnika. Idąc nią przystawała 

background image

co jakiś czas, aby powąchać szczególnie piękne kwiaty. 

Ian  wyłonił  się  zza  zakrętu  i  zauważył  Jennę,  która  właśnie  przystanęła  i  delikatnie 

przytrzymując  dłońmi  pięknie  rozkwitłą  różę,  wdychała  jej  wspaniały  aromat.  Dzięki  Bogu 

nareszcie  wróciła!  Ruszył  w  jej  kierunku.  Idąc  wielkimi  krokami,  czuł,  że  jego  puls 

przyspieszył, jakby biegł. 

- Witaj - odezwał się, kiedy był już na tyle blisko, że Jenna mogła go usłyszeć. 

- Och! - zawołała, odwracając się gwałtownie w jego stronę. - To ty! Właśnie cię szu... 

auu!  -  zawołała,  bo  ostry  kolec  róży  ukłuł  ją  w  palec.  Włożyła  palec  do  ust,  żeby  wyssać 

ukłucie,  a  widok  ten  wydał  się  łanowi  tak  erotyczny,  że  natychmiast  poczuł  podniecenie.  - 

Właśnie cię szukałam - dokończyła, podczas gdy Ian rozpaczliwie starał się myśleć o czymś, 

co pozwoli mu zapanować nad ciałem i nie zrobić z siebie głupca. 

- Naprawdę? Kiedy wróciłaś? - zapytał. 

-  Przyjechałam  jakąś  godzinę  temu.  Pytałam  Hazel,  gdzie  cię  można  znaleźć,  ale  nie 

wiedziała,  gdzie  się  podziewasz.  Zdecydowałam  więc,  że  zanim  wyruszę  na  poszukiwanie 

pana tego zamku, coś zjem. 

Ian nie mógł się na nią napatrzyć. Kiedy się uśmiechała, w jednym policzku robił się 

jej zalotny dołeczek. Uczył się tego uśmiechu na pamięć. Podziwiał, jak słońce odbija się we 

wspaniałych  włosach.  Wydobywało  z  nich  ich  złote  i  rude  refleksy,  sprawiając,  że  zdawały 

się świecić własnym blaskiem. 

Bał się, że zaraz jej dotknie, łamiąc ustalone przez siebie zasady, i z całej siły wbił w 

kieszenie zaciśnięte dłonie. Cieszył się, że Jenna wróciła tu, gdzie jest jej miejsce. 

-  Nigdy  nie  uwierzysz,  co  się  wydarzyło  -  zaczęli  równocześnie  i  równocześnie 

przerwali. 

-  Ty  pierwsza  -  powiedział,  kierując  się  w  stronę  ławki  stojącej  na  wprost  fontanny. 

Gestem  poprosił  Jennę,  by  usiadła,  a  sam  stanął  obok,  opierając  stopę  o  kamienny  murek 

fontanny. 

-  Nie,  ty  pierwszy.  Powiedz  mi,  jak  poszło  spotkanie  z  Toddem?  Kiedy  wracasz  do 

pracy? 

Od spotkania z Toddem wiele się wydarzyło i tak naprawdę to zdążył już zapomnieć, 

ż

e to właśnie ono było głównym powodem jego wyjazdu do Londynu. 

- Nie ustaliliśmy żadnego konkretnego terminu. Szef powiedział, że da mi znać, kiedy 

mam zacząć. 

- Jeżeli nie chodzi o pracę, to w takim razie co to za ważna wiadomość? - zapytała. 

-  Nie  mówiąc  mi  o  tym  ani  słowa,  Craig  przekazał  maszynopis  książki  jednemu  z 

background image

redaktorów  pracujących  u  Bensona.  Dzisiaj  rano  zadzwonili  do  mnie  z  wydawnictwa, 

prosząc,  bym  przyjechał  do  Londynu,  żeby  porozmawiać  o  książce.  Myślę,  że  to  dobrze 

wróży. W środę wieczorem urządzają przyjęcie i chcą, żebym się na nim pojawił. 

- Och, Ian! To wspaniale! 

Widząc, jak bardzo Jenna ucieszyła się na tę wiadomość, łanowi zrobiło się ciepło na 

sercu. 

- Oczywiście pojedziesz razem ze mną - dodał. 

-  Ja?  Nie  ma  powodu,  abym  jechała.  Wydawca  chce  poznać  autora,  a  nie  jego 

sekretarkę. 

Zapominając  o  wszystkich  zakazach,  które  sobie  narzucił,  Ian  usiadł  na  ławce  obok 

Jenny i delikatnie zaczął ją gładzić po ręce. 

-  Rozumiem,  że  twoja  umowa  o  pracę  nie  obejmuje  dotrzymywania  mi  towarzystwa 

podczas oficjalnych przyjęć, ale proszę, żebyś się nade mną zlitowała. Dobrze wiesz, jak nie 

znoszę udziału w tego typu imprezach. 

-  Tak,  kilka  razy  o  tym  mówiłeś.  Twoja  matka  byłaby  szczęśliwa,  słysząc,  że 

wybierasz się na przyjęcie. 

- Uważasz, że to żarty, tak? - zapytał Ian. 

Siedząc tak blisko Jenny, czuł, że mógłby się całkiem zatracić w błękicie jej oczu. 

-  Podczas  przyjęcia  mam  się  spotkać  z  redaktorem,  który  weźmie  książkę  pod  swoje 

skrzydła. Oczywiście jeżeli wydawnictwo zdecyduje się ją kupić. Nie znam nikogo, kto tam 

będzie,  i  wiem,  że  będę  się  czuł  nieszczęśliwy.  -  Podniósł  jej  dłoń  do  ust  i  delikatnie 

pocałował. 

- Proszę, żebyś ze mną pojechała. 

Ian  czuł,  że  trochę  przesadza,  ale  im  dłużej  myślał  o  tym,  że  Jenna  mogłaby  mu 

towarzyszyć, tym bardziej mu się ten pomysł podobał. Tak naprawdę powodem, dla którego 

prosił,  by  mu  towarzyszyła,  było  to,  że  nie  widział  jej  prawie  dwa  tygodnie,  a  teraz,  gdy 

wreszcie wróciła, nie chciał się od razu z nią rozstawać. 

- Proszę, zgódź się. 

- Jesteś niemożliwy. - Westchnęła, a Ian się uśmiechnął, czując, że jej opór słabnie. 

- Prawda? A w dodatku jeszcze arogancki i z uporem trwający przy swoich poglądach. 

Pojedziesz ze mną? Naprawdę nie chcę stanąć sam jeden, twarzą w twarz, z tymi wszystkimi 

ludźmi.  I  nie  chodzi  tu  o  książkę.  O  niej  mogę  dyskutować  i  jest  mi  naprawdę  miło,  że  w 

ogóle  rozważają  jej  wydanie.  Aż  mnie  trzęsie  na  myśl  o  tym,  że  będę  musiał  prowadzić  te 

idiotyczne, pozbawione sensu dyskusje o niczym. 

background image

- Biedaczek. - Jenna współczująco pokiwała głową. 

- Zgoda. Pojadę, żeby cię bronić przed tymi potworami. 

-  Z  potworami  sam  sobie  poradzę.  To  naprawdę  drobnostka  w  porównaniu  z 

przyjęciem. - Ian uśmiechnął się zadowolony, że udało mu się namówić Jennę. 

- Kiedy musimy wyjechać? - zapytała Jenna. 

- Zarezerwowałem dla nas bilety na środę rano, a przyjęcie jest w środę wieczorem. W 

czwartek  rano  mam  spotkanie  w  wydawnictwie,  a  po  południu  wracamy.  Wszystko  razem 

zajmie tylko dwa dni. 

- Aha. Zarezerwowałeś dla nas bilety? Ale wpadka... 

- Gdybyś nie chciała pojechać, zawsze mógłbym odwołać twoją rezerwację - wybrnął 

gładko  Ian.  -  A  na  wypadek  gdybyś  się  jednak  zdecydowała,  lepiej  było  zarezerwować  dwa 

bilety. 

- To wszystko tłumaczy. - Uśmiechnęła się, a on zrozumiał, że nie jest na niego zła. 

- Na lotnisko dostaniemy się samochodem, ale żeby zdążyć na samolot, musimy stąd 

wyjechać o piątej rano. Przepraszam cię za tak wczesną porę. 

-  Nie  szkodzi.  Żałuję,  że  nie  wiedziałam  o  tym  wczoraj,  kiedy  robiłam  zakupy  w 

Inverness. Obawiam się, że nie mam nic, co by się nadawało na taką okazję. 

- Pojedź do sklepu jutro i kup sobie coś odpowiedniego. A ponieważ to jest przyjęcie 

służbowe, zapłacę za sukienkę. 

Jenna zabrała rękę i Ian zrozumiał, że powiedział coś nie tak. 

- Stać mnie na to, żeby samej płacić za ubrania, ale dziękuję, że to zaproponowałeś - 

oznajmiła oficjalnym tonem. 

- Jeżeli masz ochotę, możemy razem pojechać do Edynburga na zakupy. 

- Nie mogę uwierzyć, że właśnie ty byłbyś gotów towarzyszyć mi podczas zakupów. - 

Jenna dotknęła czoła Iana, jak gdyby chciała sprawdzić, czy nie ma gorączki. - Jesteś pewien, 

ż

e dobrze się czujesz? - zapytała gwałtownie cofając rękę, uświadomiwszy sobie, co robi. 

-  Nie  było  cię  jakiś  czas.  Przypuszczam,  że  się  za  tobą  stęskniłem  -  odparł,  dobrze 

wiedząc, że to stwierdzenie nie oddaje stanu jego uczuć. - No, dobrze, jeśli wolisz, to podczas 

gdy  ty  będziesz  robiła  zakupy,  ja  zajmę  się  swoimi  sprawami.  Potem  razem  zjemy  lunch,  a 

później mogę ci pokazać najpiękniejsze miejsca w mieście. Czy akceptujesz taki plan? 

- A więc tęskniłeś za mną - powiedziała Jenna, jakby usłyszała tylko to jedno zdanie. - 

Cóż za niespodzianka. Oczywiście, jeśli nie ma to nic wspólnego z pilnymi tekstami. 

- Twoje słowa głęboko mnie zraniły. Nie jestem przecież aż tak bez reszty pochłonięty 

samym  sobą.  Jeśli  mam  być  szczery,  to  muszę  się  przyznać,  że  wpadłem  w  nałóg  i  co  rano 

background image

przyglądam  się,  jak  spacerujesz  po  ogrodzie.  Lubię  patrzeć,  jak  się  cieszysz  przechadzką 

wśród  zieleni  i  kwiatów.  Wydaje  się,  że  dostrzegasz  każdą  chmurkę  i  każdy  kwiatek. 

Pewnego  razu  patrzyłem,  jak  cię  zaabsorbował  zwykły  liść.  Nigdy  jeszcze  nie  spotkałem 

kogoś  takiego  jak  ty.  -  Ian  przerwał  i  umknął  spojrzeniem,  bojąc  się,  że  i  tak  powiedział  za 

dużo. 

-  Jako  dziecko  nie  miałam  wielu  powodów  do  radości.  Nauczyłam  się  więc  cieszyć 

tym,  co  mam,  zamiast  pogrążać  się  w  rozpaczy  z  powodu  tego,  czego  nie  mam  -  wyznała 

Jenna. 

Wyjątkiem  była  tęsknota  za  rodziną,  którą  mogłaby  nazwać  własną.  To  jedyne,  do 

czego nie umiała przestać tęsknić. 

- Teraz twoja kolej. - Ian zdawał się wyczuwać jej smutek i chciał przerwać milczenie. 

- Opowiedz mi, co ci się przydarzyło podczas urlopu. 

- W księgarni, w Inverness, pewna kobieta wzięła mnie za kogoś innego. Zaczęłyśmy 

rozmawiać i wtedy powiedziała że jestem tak podobna do jej przyjaciółki, że mogłabym być 

jej bliźniaczką. 

- Myślisz, że ta osoba może być twoją krewną? - zapytał. 

A  jeśli  faktycznie  tak  jest,  to  czy  Jenna  go  zostawi?  Czy  nadal  będzie  tu  chciała 

mieszkać, czy też będzie już wolała spędzać czas z kim innym? 

-  Obawiam  się,  że  to  nic  pewnego.  Kobieta,  z  którą  rozmawiałam,  nie  wiedziała 

nawet, gdzie teraz mieszka tamta przyjaciółka. Obiecała jednak, że jeśli się czegoś dowie, to 

do mnie zadzwoni. 

Ian  zdał  sobie  sprawę,  że  wstrzymuje  oddech,  i  wypuścił  powietrze  z  płuc.  To 

zrozumiałe,  że  Jenna  pragnęła  odnaleźć  rodzinę,  a  skoro  jej  na  tym  zależało,  to  on  również 

tego chciał. Dlaczego w takim razie czuł się zagrożony? 

-  Podczas  twojej  nieobecności  zacząłem  pracę  nad  nową  książką  -  powiedział.  -  Na 

twoim  biurku  czeka  kilka  taśm  do  przepisania.  Ponieważ  dzisiaj  jest  twój  wolny  dzień, 

zabraniam ci nawet wchodzić do biura. Weźmiesz się za to po powrocie z Edynburga. 

-  Jeżeli  cały  jutrzejszy  dzień  mamy  spędzić  poza  domem,  to  będzie  dla  mnie  dzień 

wolny. A poza tym przyjechałam już po drugiej - zauważyła Jenna, wstając z ławki. 

- Uwielbiam tę mieszaninę zapachów, jaką tworzą wszystkie rosnące tu kwiaty. Jesteś 

prawdziwym  szczęściarzem,  mając  taki  własny  rajski  ogród  -  dodała  i  ruszyła  w  stronę 

zamku. 

Patrząc na jej pewny krok i wyprostowane plecy,  Ian pomyślał, że Jenna jest kobietą 

niezależną, której nikt nie jest potrzebny. Do tej pory siebie również uważał za kogoś takiego, 

background image

ale teraz to się zmieniło. 

Następnego ranka Jenna czekała na Iana w holu. 

Wodząc  wzrokiem  po  ogromnej  przestrzeni,  zastanawiała  się,  czy  podczas  pobytu  w 

zamku  zdoła  go  obejrzeć  w  całości.  Prędzej  jednak  pogubi  się  w  mrocznych  korytarzach  i 

przepadnie bez wieści. Ta myśl wydała się jej tak zabawna, że się uśmiechnęła. 

-  To  najbardziej  łobuzerski  uśmiech,  jaki  kiedykolwiek  widziałem  -  stwierdził  Ian, 

podchodząc do Jenny. 

- Powiesz mi, co go wywołało? 

- Och, myślałam o tym, jak łatwo się tutaj zgubić. Przypuszczam, że budując zamek, 

traktowano  labirynt  korytarzy  jako  coś  w  rodzaju  systemu  ochrony,  przez  który  trzeba  się 

było  przedrzeć,  żeby  dotrzeć  do  mieszkańców.  Mimo  że  poruszam  się  tylko  po  jego 

niewielkiej części, i tak od czasu do czasu błądzę. 

Wyszli na dwór, wsiedli do samochodu Iana i ruszyli do Edynburga. 

-  Gdy  byłem  dzieckiem,  czytano  mi  bajki  braci  Grimm.  Pewnego  razu  wybrałem  się 

na zwiedzanie najstarszej części zamku i żeby się nie zgubić, rozsypywałem za sobą okruszki. 

Kiedy  zobaczyła  to  kucharka,  okropnie  na  mnie  nakrzyczała,  bo  nie  dość,  że  bez  pytania 

wziąłem  świeżo  upieczony  chleb,  to  w  dodatku  okruszki  przyciągały  myszy.  Nigdy  więcej 

tego nie zrobiłem. 

-  Gdybym  się  zdobyła  na  zwiedzanie  zamku,  zastanawiałabym  się  raczej  nad 

sznurkiem. Musiałabym go kupić tak dużo, że nie miałabym go gdzie trzymać - powiedziała i 

oboje się uśmiechnęli. 

Ten dzień był niezwykły. Nigdy wcześniej Jenna nie widziała Iana tak zadowolonego. 

Jego doskonały humor był zresztą zupełnie zrozumiały. Nieczęsto się przecież zdarzało, żeby 

debiutujący  autor  miał  szansę  na  sprzedanie  książki  pierwszemu  wydawcy,  do  którego  się 

zwrócił. 

W  Edynburgu  Ian  zgodnie  z  planem  zatrzymał  się  przed  jednym  z  dużych  domów 

towarowych.  Umówili  się  na  lunch  i  po  chwili  Jenna  została  sama.  Spojrzała  na  zegarek. 

Miała wystarczająco dużo czasu, aby bez pośpiechu kupić sukienkę. 

Nie  była  pewna,  czego  właściwie  szuka.  Wiedziała  jednak,  że  na  przyjęciu  chce 

wyglądać tak, by Ian przestał widzieć w niej tylko sekretarkę, a dostrzegł kobietę. 

Po  lunchu,  zgodnie  z  obietnicą,  Ian  zabawił  się  w  przewodnika  i  oprowadził  ją  po 

mieście.  Odwiedzili  górujący  nad  miastem  Zamek  Edynburski  i  pałac  Holyrood  będący 

rezydencją  królowej.  Jenna  była  zdziwiona,  że  Ian  tak  dużo  wie  o  historii  swojego  kraju. 

Kiedy  po  powrocie  do  zamku  kładła  się  wieczorem,  do  łóżka,  była  pewna,  że  dzisiejszy 

background image

wypad zostanie w jej pamięci na zawsze. 

Kiedy  w środę przylecieli do  Londynu, na lotnisku czekał na nich szofer z tabliczką, 

na  której  figurowało  nazwisko  Iana.  Okazało  się,  że  wydawca  nie  tylko  wysłał  po  nich 

samochód, ale również zajął się sprawą noclegu. Im bardziej zbliżali się do hotelu, tym silniej 

Jenna  denerwowała  się  kwestią  pokoju,  jaki  dla  nich  zarezerwowano.  Zastanawiała  się,  czy 

Ian wyjaśnił, że przylatuje z sekretarką, a nie z przyjaciółką. 

Mogła  mieć  jedynie  nadzieję,  że  to  zrobił,  w  przeciwnym  razie  sytuacja  stanie  się 

krępująca.  Po  przyjeździe  do  hotelu  zaprowadzono  ich  do  luksusowego  apartamentu,  co 

onieśmieliło  Jennę.  Czuła  się  zakłopotana,  bo  nigdy  jeszcze  nie  mieszkała  w  tak  drogim 

hotelu. Prawdę mówiąc, w ogóle nie mieszkała w zbyt wielu hotelach. Apartament składał się 

z zaskakująco dużego salonu, z którego wchodziło się do dwóch oddzielnych sypialni. Mając 

nadzieję, że jej zachowanie nie czyni z niej w oczach Iana gęsi, rozejrzała się dookoła powoli, 

próbując obejrzeć wszystko naraz. 

Przyglądała się, jak Ian wsuwa napiwek do ręki chłopca hotelowego i zamyka za nim 

drzwi. 

-  Jesteśmy  na  miejscu.  -  Rozejrzał  się  po  salonie.  -  Wybierz  sobie  sypialnię  - 

powiedział, nawet na nią nie patrząc, i podszedł do okna. - Ładny widok - stwierdził. - Wątpię 

jednak, żebyśmy mieli dużo czasu, aby się nim cieszyć. 

- Piękne miasto, prawda? - Jenna podeszła do okna i stanęła obok Iana. 

- Nigdy przedtem nie byłaś w Londynie? 

-  W  zasadzie  byłam,  ale  większość  czasu  spędziłam,  kursując  między  lotniskiem  a 

wypożyczalnią samochodów. 

-  Masz  ochotę  jeszcze  dzisiaj  wyjść  do  miasta?  -  zapytał.  -  Moglibyśmy  zobaczyć 

Tower, a może nawet starczyłoby czasu na Opactwo Westminster. 

-  Chętnie,  jeśli  nie  będzie  to  trwało  zbyt  długo.  Muszę  trochę  odpocząć  przed 

przyjęciem, inaczej przed dziewiątą wieczorem zasnę na stojąco. 

-  Myślę,  że  zdążymy.  -  Ian  wyciągnął  do  niej  rękę.  -  Chodź.  Będziemy  udawać 

turystów. 

- Udawać! - zawołała Jenna. - Ja wcale nie muszę udawać. Przekonasz się, że jestem 

najprawdziwszą turystką. 

Podała  mu  dłoń,  a  on  zamknął  ją  w  mocnym  uścisku  i  nie  puszczał  przez  większą 

część dnia. 

background image

ROZDZIAŁ 10 

Był już wieczór. Samochód, który miał ich zawieźć na przyjęcie, powinien przyjechać 

za dwadzieścia minut, Ian przemierzał salon niespokojnym krokiem, spoglądając co chwila na 

zegarek.  Może  wypicie  drinka  pomoże  mu  się  uspokoić.  Podszedł  do  barku.  Stała  w  nim 

butelka dobrej whisky. 

Zastanawiał się, czy Jenna zdaje sobie sprawę, jak bardzo mu zależy, aby dzisiejszego 

wieczoru  była  razem  z  nim.  Wcale  nie  był  pewien,  czy  bez  niej  poszedłby  na  to  przyjęcie. 

Mimo  że  dobrze  wiedział,  jak  niekorzystne  wrażenie  mogłoby  to  zrobić  na  wydawcy, 

któremu miał nadzieję sprzedać książkę. 

Sącząc whisky, podszedł do okna i popatrzył na rozjarzone światłami ulice Londynu. 

Pomyślał, że gdyby mu dopisało szczęście, mógłby się pokazać na przyjęciu, przebrnąć przez 

wzajemne prezentacje, a potem szybko zniknąć. 

- Przepraszam, że musiałeś czekać - powiedziała Jenna, wchodząc do salonu. 

- Mamy jeszcze dużo czasu. - Ian odwrócił się, a kiedy zobaczył Jennę, zapomniał, co 

chciał powiedzieć. 

Miała  na  sobie  czarną  sukienkę  bez  rękawów,  która  wyraźnie  podkreślała  doskonałą 

sylwetkę. Głęboki dekolt, wycięty w szpic, dosyć mocno odsłaniał ponętne piersi. Z miejsca, 

w którym stał, Ian widział kuszące krągłości, natychmiast więc nalał sobie kolejnego drinka. 

Gdy  Jenna  ruszyła  w  jego  kierunku,  spojrzenie  Iana  powędrowało  ku  jej  zgrabnym 

szczupłym  nogom,  odsłoniętym  przez  krótką  sukienkę.  Założyła  eleganckie  pantofle  na 

wysokich obcasach, a to podkreśliło jej kostki, cienkie jak pędny rasowego konia. 

Ian odchrząknął. 

- A więc to jest ten zakup - powiedział. 

- Podoba ci się? - zapytała z uśmiechem i obróciła się powoli dookoła, żeby mógł ją 

obejrzeć ze wszystkich stron. 

Tył sukienki też był głęboko wycięty i odsłaniał tyle pleców, że Jenna nie mogła mieć 

na sobie biustonosza. 

Nagle poczuł, że jest o nią zazdrosny. Nie umiał znaleźć słów, którymi mógłby opisać 

to, co w tej chwili czuł. Wiedział jednak, że znalazł się w poważnych kłopotach. 

-  Zacząłem,  nie  czekając  na  ciebie.  -  Uniósł  w  dłoni  szklaneczkę  whisky.  -  Masz 

ochotę się przyłączyć? 

-  W  czarnym  garniturze  naprawdę  robisz  wrażenie,  chociaż  wyglądasz  bardzo 

background image

poważnie - orzekła Jenna. - Spodziewałam się raczej, że założysz kilt. 

- Nie dzisiaj - odparł krótko i podszedł do barku. Spojrzał na nią pytająco. 

- Proszę o kieliszek białego wina. 

- Mam wrażenie, że jesteśmy parą. Czekamy na  samochód, który ma nas zawieźć na 

przyjęcie.  Wszystko  jest  takie  zwyczajne  -  powiedział,  podając  jej  kieliszek  i  dopiero  gdy 

zobaczył, jak Jenna się rumieni, dotarło do niego, że mogła zupełnie inaczej zrozumieć jego 

słowa. 

-  Przepraszam,  ja  tylko  próbowałem  być  zabawny.  Lepiej  zrobię,  jeżeli  w  ogóle  nie 

będę się odzywał, bo jeszcze wyrwę się z czymś niewłaściwym. 

- Nie mów, że znowu chcesz narzekać i zrzędzić. - Jenna udała przerażenie. - Proszę, 

już wolę, żebyś był zabawny - dodała żartobliwym tonem. 

- Trafiłaś mnie prosto w serce - jęknął, uśmiechając się i przyciskając obie dłonie do 

piersi. - A więc twoim zdaniem jestem zrzędą? To okropne, czuję się zdruzgotany. 

- To było naprawdę zabawne. Szczególnie biorąc pod uwagę, że wszyscy wiedzą, jak 

niewiele cię obchodzi, co myślą o tobie inni - stwierdziła Jenna. 

- Wydaje mi się, że ostatnio lepiej radziłem sobie jako mruk i zrzęda. - Ian podniósł jej 

dłoń do ust i delikatnie pocałował. 

Uśmiechnęła  się,  a  on  odniósł  wrażenie,  że  dostrzega  w  tym  uśmiechu  cień 

bezbronności,  jakiego  wcześniej  u  Jenny  nie  widział.  Zawsze  wydawała  się  opanowana  i 

pewna siebie. 

-  Zrobiłeś  ogromne  postępy  -  zauważyła  swobodnym  tonem.  -  W  poniedziałek 

słyszałam nawet, jak się śmiałeś. Jestem pewna, że obie z Hazel zapisałyśmy to wydarzenie w 

swoich kalendarzach, choć początkowo myślałyśmy, że to jeden z ogrodników. 

-  Poddaję  się.  Wygrałaś.  Nasz  samochód  powinien  już  czekać,  więc  unikniemy 

wyliczania długiej listy moich wad - odrzekł Ian, niechętnie puszczając jej dłoń. 

Jenna podeszła do kanapy i wzięła cieniutki szal, leżący na oparciu. 

Ian od dawna nie umawiał się z kobietą, a przyjazd z Jenną do Londynu był w ciągu 

ostatnich  miesięcy  wydarzeniem,  które  wyraźnie  przypominało  randkę.  Choć  musiał  wziąć 

udział w przyjęciu, postanowił, że mimo to będzie się dobrze bawił. Miał nadzieję, że Jenna 

przynajmniej  na  ten  jeden  wieczór  zapomni,  że  u  niego  pracuje.  Pragnął  być  mężczyzną,  z 

którym ona chciałaby spędzać czas. 

Bojąc  się,  że  zacznie  się  wpatrywać  w  Iana  jak  nieszczęśliwie  zakochana  nastolatka, 

Jenna omijała go spojrzeniem. 

Wciąż miała przed oczami obraz, który zobaczyła, wchodząc do salonu, Ian stał przy 

background image

oknie. Wysoki, doskonale zbudowany, ubrany w czarny garnitur i śnieżnobiałą koszulę, które 

ładnie  podkreślały  szerokie  ramiona  i  wąskie  biodra.  Przybrał  swobodną  pozę  zjedna  ręką 

wsuniętą do kieszeni spodni i szklaneczką whisky w drugiej. Zupełnie jak James Bond. 

Ian podał jej ramię, a kiedy przechodzili razem przez hotelowy hol, Jenna poczuła się 

jak  Kopciuszek  jadący  na  bal.  To  nie  jest  pora  na  takie  fantazje,  upomniała  się  w  myśli. 

Rzeczywistość tak bardzo przypominała bajkę, że nie było powodu próbować jej poprawiać. 

Kierowca  przywiózł  ich  pod  elegancko  wyglądający  budynek  i  poinformował,  że 

przyjęcie  odbywa  się  w  apartamencie  na  najwyższym  piętrze.  Sądząc  z  przepychu,  z  jakim 

urządzono  hol  i  recepcję,  było  to  eleganckie  i  bardzo  drogie  miejsce.  Jenna  była  tak 

pochłonięta  oglądaniem  wszystkiego,  co  ją  otaczało,  że  całkiem  zapomniała  o  zde-

nerwowaniu.  Kiedy  jednak  wsiedli  z  łanem  do  windy,  z  niepokojem  oczekiwała  tego,  co 

mogło się wydarzyć. 

Ian  wziął  Jennę  za  rękę,  jak  gdyby  jej  dotyk  dodawał  mu  pewności  siebie.  Chociaż 

uparcie  powtarzał,  że  przyjęcia  go  przerażają,  to  w  jego  sposobie  bycia  było  coś,  co  często 

onieśmielało  innych.  Sam  robił  wrażenie  człowieka,  który  niczego  się  nie  boi.  Wysiedli  z 

windy i od razu uderzyła w nich fala hałasu. Była to kombinacja muzyki, głośnych rozmów i 

wybuchów śmiechu. Słysząc dobiegające z przyjęcia odgłosy, Jenna pomyślała, że być może 

niechęć Iana do takich imprez nie jest aż tak niezrozumiała. 

Przy drzwiach prowadzących do apartamentu stała grupka ludzi. 

-  Ian.  W  końcu  przyszedłeś.  A  już  zacząłem  się  zastanawiać,  czy  w  ogóle  się  dziś 

pojawisz - powiedział jeden z mężczyzn, podchodząc do nich, żeby się przywitać. 

- Cześć, Craig. Nie przypuszczałem, że tu będziesz - odparł Ian i trochę się odprężył. 

-  Nie  byłem  zaproszony,  ale  zamierzam  poprosić  ojca  o  „znaleźne”,  ponieważ  to 

dzięki mnie trafiłeś do wydawnictwa. Jesteś teraz moją inwestycją, rozumiesz więc, że muszę 

o ciebie dbać - odparł Craig i z zainteresowaniem przyjrzał się Jennie. 

- Craig Benson - przedstawił się. 

-  Ona  jest  ze  mną,  więc  zachowuj  się  przyzwoicie.  Poznaj  Jennę  Craddock.  -  Ian 

dokonał prezentacji. 

Jenna wyciągnęła dłoń do Craiga, a ten zamiast nią potrząsnąć, pełnym gracji ruchem 

uniósł ją do ust i, pochylając się, pocałował. 

- To prawdziwa przyjemność poznać tak piękną kobietę - powiedział. 

Jenna  zastanawiała  się,  czy  Ian  zauważył  szybkie  spojrzenie,  jakie  rzucił  mu  Craig, 

nim się z nią przywitał. Co takiego jest w tych mężczyznach, że zawsze muszą rywalizować? 

Craig  był  średniego  wzrostu.  Miał  ciemne  włosy  i  szare  oczy,  których  poważne 

background image

spojrzenie  nie  pasowało  do  figlarnego  uśmiechu  i  kazało  się  domyślać,  że  za  wesołością  i 

beztroską kryje się coś więcej. 

- Z tego, co zrozumiałam, pracujesz razem z łanem? - zapytała. 

- Powiedzmy, że obaj zajmujemy się tymi samymi sprawami - odparł z powagą Craig, 

zerkając na Iana. - Chodźcie ze mną Przedstawię was ojcu, a potem opowiem, kogo możecie 

dzisiaj spotkać i z kim musicie porozmawiać - dodał Craig. 

Przyjęcie odbywało się w ogromnym salonie. W jednym z jego rogów przygotowano 

miejsce  do  tańca,  do  którego  przygrywał  nieduży  zespół  muzyczny.  Pozostałą  przestrzeń 

wypełniali ludzie stojący w niedużych grupkach. Jenna odniosła wrażenie, że wszyscy mówią 

jednocześnie i nikt nikogo nie słucha. 

W  dużej  wnęce  ustawiono  ogromny,  wspaniale  zaopatrzony  bufet,  przy  którym 

tłoczyli się goście. 

Ruszyli  za  Craigiem,  lawirując  między  grupkami  rozmawiających  gości,  Ian 

prowadził  Jennę,  cały  czas  obejmując  ją  ramieniem,  za  co  była  mu  wdzięczna.  Ich  prze-

wodnik zatrzymał się obok wielkiego kominka, przy którym stało kilka osób. 

- Przyszedł - powiedział cicho Craig do ojca. 

Alfred  Lloyd  Benson  odwrócił  się.  Był  wysoki  i  szczupły.  Miał  lekko  przygarbione 

plecy i wyglądał, jakby przekroczył pięćdziesiątkę. 

- Aaa, tak. Ian MacGowan, prawda? Cieszę się, że znalazłeś czas, aby nas odwiedzić! - 

zawołał. 

- To ja dziękuję za zaproszenie - odparł gładko Ian. - Pozwolę sobie przedstawić Jennę 

Craddock.  Panna  Craddock  uznała,  że  powinna  przyjechać  tu  razem  ze  mną  i  dopilnować, 

abym się dobrze zachowywał. 

Jenna zarumieniła się, zaskoczona słowami Iana i powagą, z jaką je wypowiedział. 

-  Miło  mi  panią  poznać.  -  Benson  skinął  jej  głową  i  zwrócił  się  do  Iana.  -  Jesteśmy 

umówieni na jutro rano, prawda? 

- Tak, proszę pana. Na dziesiątą - potwierdził Ian. 

-  Świetnie,  świetnie.  Z  radością  czekam  na  jutrzejsze  spotkanie.  Jest  tu  kilka  osób, 

które powinniście poznać, więc Craig was oprowadzi i przedstawi. Czujcie się jak u siebie i 

korzystajcie z baru i z bufetu. 

Ian spojrzał na Jennę. Jego oczy mówiły, że główny cel, dla którego tu przyszli, został 

osiągnięty, i w zasadzie mogą już wyjść. Ona jednak odwróciła się do Craiga i uśmiechnęła 

do niego promiennie. 

-  Zacznijmy  od  tamtej  grupki.  -  Craig  wskazał  ruchem  głowy  kilka  osób  stojących 

background image

nieopodal. - W wydawnictwie już się mówi o twojej powieści. Tak między nami, to mają na 

nią  dużą  ochotę.  Widziałem,  że  tak  będzie,  gdy  tylko  przeczytałem  pierwsze  pięćdziesiąt 

stron. 

Jenna  poczuła,  że  po  raz  pierwszy,  od  kiedy  tu  weszli,  Ian  się  odprężył.  Było  to  w 

pełni  zrozumiałe,  bo  przecież  każdy  początkujący  pisarz  -  zresztą  nie  tylko  początkujący  - 

lubi pochwały. 

Zgadzała się z łanem, że główny cel ich wizyty został już osiągnięty. Pozostała część 

wieczoru miała służyć poznaniu nowych ludzi, z którymi Ian, jako wydawany przez Bensona 

pisarz, będzie od tej pory stykał się na gruncie zarówno towarzyskim, jak i służbowym. 

Craig  przedstawił  ich  ogromnej  liczbie  osób,  a  wszyscy  wydawali  się  niezwykle 

zadowoleni z tego, że poznali Iana. Jenna zauważyła, że kilka kobiet, wcale się z tym zresztą 

nie kryjąc, bacznie wypatrywało obrączek na ich palcach, usiłując wywnioskować, czy ona i 

Ian są małżeństwem. Gburowatość, z jaką Ian odnosił się do nowych znajomych, wcale jej nie 

dziwiła,  przeciwnie  -  bawiła  ją.  Stojąc  u  jego  boku,  milczała  i  słuchała  dobiegających  ze 

wszystkich stron strzępów rozmów. 

W  końcu  się  rozdzielili.  Jenna  chciała  usiąść,  żeby  dać  odpocząć  nogom.  Nie  była 

przyzwyczajona  do  długiego  noszenia  pantofli  na  tak  wysokich  obcasach.  Wypatrzyła 

ustronny kąt, z którego mogła obserwować cały salon, i z ulgą usiadła. 

- Może szampana? - zapytał kelner, podsuwając jej tacę z kieliszkami. 

Jenna  wzięła  kieliszek  i  upiła  łyk.  Od  kilku  minut  przyglądała  się  zgromadzonym  w 

salonie ludziom, gdy wtem ktoś stanął obok niej. 

-  Wygląda  pani  na  samotną  i  porzuconą.  Może  mógłbym  dotrzymać  pani 

towarzystwa? 

Jenna uniosła głowę i zobaczyła, że uśmiecha się do niej siwowłosy dżentelmen. 

-  Wcale  nie  zostałam  porzucona,  ale  pańskie  towarzystwo  sprawi  mi  przyjemność  - 

odparła, a przyglądając się mężczyźnie, doszła do wniosku, że jest w nim coś, co przypomina 

jej Basila Fitzgeralda, i uśmiechnęła się do nieznajomego. - Jestem Jenna Craddock. 

Mężczyzna usiadł na stojącym obok krześle. 

- Anthony Teasdale, ale wszyscy mówią do mnie Tony - przedstawił się mężczyzna. - 

Poznałem  Alfreda  podczas  studiów  w  Eton  i  od  tamtej  pory  wciąż  jesteśmy  bliskimi 

przyjaciółmi. A co panią dzisiaj tu sprowadza? 

-  Towarzyszę  sir  łanowi  MacGowanowi.  -  Jenna  wskazała  głową  grupkę  osób,  z 

którymi  rozmawiał  Ian.  Przy  okazji  zaś  stwierdziła,  że  są  to  w  większości  kobiety,  które 

zdawały się wzajemnie przekrzykiwać. 

background image

Odwróciła się do starszego pana i podjęła rozmowę. 

Ian  rozejrzał  się  uważnie,  zastanawiając  się,  gdzie  zniknęła  Jenna.  Widział,  kiedy 

zaczęła  się  wymykać,  ale  był  zbyt  zajęty  ściskaniem  dłoni  kolejnym  osobom,  którym  go 

przedstawiano, żeby coś powiedzieć. Miał nadzieję, że nikt nie będzie od niego oczekiwał, że 

zapamięta  choć  połowę  nazwisk,  które  usłyszał  dzisiejszego  wieczoru.  Matka  na  pewno 

byłaby  z  niego  niezadowolona.  Powiedziałaby,  że  gdyby  zamiast  wypatrywać  najbliższego 

wyjścia, więcej uwagi poświęcał ludziom, z którymi rozmawiał, nie miałby później kłopotu z 

przypomnieniem sobie ich nazwisk. 

W  końcu  dostrzegł  Jennę  siedzącą  przy  wyjściu  na  taras  i  całkowicie  pochłoniętą 

rozmową z mężczyzną, który mógłby być jej dziadkiem. 

Ian zmarszczył brwi. To on przyprowadził Jennę, a więc był za nią odpowiedzialny i 

powinien  jej  pilnować.  A  ponieważ  żadne  z  nich  nikogo  tu  nie  znało,  najlepiej  zrobi, 

trzymając  się  blisko  niej.  Widział,  że  wielu  z  obecnych  na  przyjęciu  mężczyzn,  patrząc  na 

Jennę, nieomal zaczynało się ślinić. Ciekawe wydało mu się to, że Jenna zdawała się zupełnie 

nieświadoma zarówno zainteresowania, jakie budziła, jak i tego, że panowie prześcigają się w 

próbach zwrócenia na siebie jej uwagi. Naprawdę nie rozumiał, jak mogła nie zauważać tych 

wszystkich facetów, którzy kręcąc się między tarasem a salonem, rozbierali ją wzrokiem? 

Najwyższy  czas  dać  im  wszystkim  do  zrozumienia,  że  Jenna  jest  tutaj  razem  z  nim. 

Już był w połowie drogi do wyjścia na taras, gdy usłyszał wołający damski głos. Odwrócił się 

i  zobaczył  sunącą  w  jego  stronę  brunetkę  o  drapieżnym  spojrzeniu.  Przyglądał  się  jej 

podejrzliwie, zastanawiając się, kim jest ta kobieta. 

- Chciałam pana poznać - powiedziała gardłowym głosem nieznajoma, biorąc go pod 

ramię. Przysunęła się przy tym do niego tak blisko, że poczuł dotyk jej piersi. 

Ian uniósł brew i czekał. 

-  Nazywam  się  Laurie  Townsend  -  powiedziała  z  uśmiechem.  -  Będę  redagować 

pańską  powieść.  Mimo  że  mam  mnóstwo  pilnej  pracy,  nie  mogłam  się  od  niej  oderwać, 

dopóki nie doczytałam do końca. Jest naprawdę świetna Wszystko, co pan napisał, brzmi tak 

przerażająco  prawdziwie.  Nie  wiem,  jak  pan  to  zrobił,  że  już  pana  pierwsza  książka  tak 

wciąga. Spodziewam się, że błyskawicznie trafi na listę bestsellerów. 

Ian nie odezwał się ani słowem, ale Laurie nie zraziło jego milczenie. 

-  Będziemy  musieli  wprowadzić  kilka  niezbędnych  zmian,  a  to  znaczy,  że  na  kilka 

najbliższych miesięcy zostaniemy bliskimi współpracownikami. - Promienny uśmiech Laurie 

zdawał się sugerować więcej, niż powiedziała. - Nie mogę się już doczekać, kiedy zaczniemy. 

- Dziękuję - odparł Ian, zerkając na Jennę ponad ramieniem redaktorki. Zauważył, że 

background image

dosiadło  się  do  niej  kolejnych  dwóch  mężczyzn.  Jeden  z  nich  opowiadał  coś,  co  wyraźnie 

bawiło  Jennę,  a  kiedy  skończył,  cała  grupa  głośno  się  roześmiała.  Po  chwili  Jenna  coś 

powiedziała, a jej uwaga spowodowała kolejny wybuch wesołości, Ian żałował, że nie słyszy, 

o czym rozmawia z obcymi mężczyznami. 

- Twoja towarzyszka jest naprawdę urocza. Jak długo ją znasz? - zapytała Laurie, idąc 

za wzrokiem Iana, który do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że przez cały czas wpatruje się 

w Jennę. 

-  Chyba  wystarczająco  długo  -  odparł  Ian,  myśląc  o  tym,  że  on  i  Jenna  zdołali  się 

całkiem dobrze poznać. Dziewczyna dawała sobie radę z jego gwałtownym usposobieniem i z 

gburowatością  wtedy,  gdy  nikt  inny  nie  mógł  znieść  jego  drażliwości  i  irytującego  sposobu 

bycia. Jej wyrozumiałość i cierpliwość zasługiwała na najwyższą nagrodę. 

W  pełni  świadom  wysiłku  który  musiał  wkładać,  żeby  zapanować  nad  pożądaniem, 

Ian  nie  odrywał  wzroku  od  Jenny.  Wiedział,  że  pragnie  tylko  jednego.  Chciał  podejść  do 

dziewczyny, rozpędzić wszystkich krążących wokół niej facetów, a potem przerzucić ją sobie 

przez  ramię  i  zanieść  prosto  do  łóżka.  Nie  pozwoliłby  jej  z  niego  wyjść  przynajmniej  przez 

tydzień, a może dłużej. 

- Wystarczająco długo... na co? - zapytała Laurie, wpatrując się w Iana spod rzęs. 

- Słucham? - Ian nie zrozumiał. 

- Powiedział pan, że zna ją już wystarczająco długo. 

Ian  ostrożnie  uwolnił  ramię  z  uścisku  Laurie,  wymamrotał  pod  nosem 

usprawiedliwienie i skierował się w stronę Jenny. Niech Bóg ma go w swojej opiece, jeśli ta 

kobieta  będzie  redagować  jego  książkę.  Instynkt  ostrzegał  go,  że  byłby  głupi,  zostając  z  nią 

choć na chwilę sam na sam. Czuł, że zanim zdołałby się zorientować, Laurie już by pod nim 

leżała. Nawet jeśli najpierw musiałaby go przewrócić. 

Poprzez panujący w salonie gwar przebił się głos Jenny, Ian mruknął słowa przeprosin 

i zaczął się przepychać  w jej stronę. W końcu udało mu się do niej przedostać. Przysiadł na 

poręczy  jej  fotela  i  uśmiechnął  się  do  niej.  Miał  nadzieję,  że  stojący  wokół  mężczyźni 

właściwie  odczytają  jego  zachowanie.  Jenna  wyraźnie  ucieszyła  się  na  jego  widok  i  mocno 

chwyciła go za rękę. Ona również nie spodziewała się, że wzbudzi aż takie zainteresowanie. 

-  Od  samego  początku  mam  ochotę  coś  zjeść.  Przyłączysz  się  do  mnie?  -  zapytał 

gładko Ian. 

- Dziękuję, z przyjemnością - odparła, wstając. Zanim odeszli w stronę bufetu, Jenna 

podziękowała otaczającej ją grupce mężczyzn za towarzystwo i za mile spędzony czas. 

-  Jestem  ci  naprawdę  wdzięczna  za  ratunek  -  szepnęła,  kiedy  oddalili  się  na  tyle,  że 

background image

nikt nie mógł ich usłyszeć. 

-  Nie  ma  o  czym  mówić.  Zresztą  naprawdę  jestem  głodny,  a  bufet  wygląda 

zachęcająco.  Uważam,  że  wywiązałem  się  już  ze  wszystkich  towarzyskich  obowiązków. 

Zjedzmy coś, a potem możemy się wymknąć. Co ty na to? 

Napełnili talerzyki i podeszli do małego stolika, na który mogli odstawić drinki. 

- Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie zamiast usiąść do stołu, lubią jeść na 

stojąco, żonglując talerzem, sztućcami i kieliszkiem, a ty? 

-  Może  gospodarze  nie  chcą,  żeby  jedzenie  zajmowało  gościom  zbyt  wiele  czasu. 

Gdyby nas usadzili przy stole, przez cały wieczór byśmy tylko jedli i nikt nie miałby czasu na 

porozmawianie. 

- Jeżeli o mnie chodzi, to ta druga wersja wydaje mi się o wiele ciekawsza - stwierdził 

Ian. 

Jenna roześmiała się. 

- Widziałam, jak rozmawiałeś z ciemnowłosą kobietą. Wydawałeś się nią oczarowany. 

Czy to jakaś twoja znajoma? 

- Widziałem ją pierwszy raz w życiu. 

-  Naprawdę?  Wyglądaliście  jak  para  dobrych  znajomych  -  zauważyła  Jenna,  a  w  jej 

głosie dało się wyczuć ton rozdrażnienia. 

Nagle  Ian stwierdził, że  wieczór jest naprawdę miły. Jedzenie było doskonałe, drinki 

wyborne, a kobieta, o której nie mógł przestać myśleć, najwyraźniej była o niego zazdrosna. 

Czego więcej może pragnąć mężczyzna? 

- Masz ochotę na coś jeszcze? - zapytał, kiedy już opróżnili talerze. 

- Dziękuję, nie. 

- Uważam, że zrobiliśmy już to, czego od nas oczekiwano. Gotowa do wyjścia? 

-  Moje  stopy  mówią  zdecydowanie  tak.  -  Jenny  uśmiechnęła  się,  a  wtedy  w  jej 

policzku pojawił się dołeczek. 

- Pożegnamy się z Bensonem i możemy wychodzić - zdecydował Ian. 

- Dzisiejszy dzień był naprawdę wspaniały, ale nie mam nic przeciwko temu, żeby się 

już skończył - odparła Jenny. 

-  Mam  nadzieję,  że  po  powrocie  do  hotelu  zdołam  cię  przekonać,  że  wcale  nie  jest 

jeszcze tak późno. 

background image

ROZDZIAŁ 11 

W  drodze  powrotnej  do  hotelu  Ian  czuł  się  jak  chłopiec  na  pierwszej  randce.  Pociły 

mu  się  dłonie  i  męczyło  go  przekonanie,  że  jeśli  spróbuje  się  odezwać,  głos  odmówi  mu 

posłuszeństwa. 

Nie  miał  pojęcia,  co  się  z  nim  dzieje,  ale  od  kiedy  w  jego  życiu  pojawiła  się  Jenna, 

zmienił  się  i  wcale  nie  było  mu  z  tym  łatwiej.  Czuł,  że  postępuje  wprost  śmiesznie,  jakby 

jeszcze nie był z kobietą. A przecież był na tyle doświadczonym kochankiem, że powinien się 

umieć zachować. Ta myśl wydała mu się kołem ratunkowym, więc się jej uczepił. 

Otworzył  drzwi  do  apartamentu  i  przepuścił  Jennę  przodem.  Usiadła  na  kanapie, 

zdjęła buty i zaczęła masować obolałe stopy. 

- Od razu lepiej. - Westchnęła z ulgą, uśmiechając się do Iana. 

-  Pozwól,  że  ja  to  zrobię  -  powiedział,  siadając  obok.  Położył  sobie  jej  nogi  na 

kolanach, a potem ujął w dłonie jedną stopę i zaczął ją masować. 

- Wiem, że grzeczność wy maga, abym powiedziała, że wcale nie musisz tego robić - 

odezwała się Jenna. - Ostrzegam cię jednak, że jeśli przestaniesz, to mogę ci zrobić coś złego. 

Co za wspaniałe uczucie - dodała, sadowiąc się na kanapie, przy czym sukienka podciągnęła 

się jej, odsłaniając uda. 

Ian zakończył masaż jednej stopy i w identyczny sposób zaczął masować drugą. Jenna 

siedziała  z  zamkniętymi  oczami  i,  patrząc  na  nią,  można  by  pomyśleć,  że  jest  całkowicie 

odprężona.  Jednak  Ian  czuł,  że  jest  spięta,  choć  najwyraźniej  chciała  to  przed  nim  ukryć. 

Zakończył masaż i położył dłonie na kostkach jej nóg. 

Jenna otworzyła oczy i zobaczyła, że Ian wpatruje się w nią z zachwytem. 

-  Pięknie  wyglądasz  -  powiedział.  -  W  świetle  lampy  twoja  skóra  lśni  jak  alabaster. 

Nie rozumiem, jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć. 

Jenna wyglądała na zaskoczoną. Poruszyła się, jakby chciała zabrać nogi z jego kolan, 

Ian jednak przytrzymał jej kostki, nie pozwalając, żeby się odsunęła. 

- Dziękuję - szepnęła zakłopotana. 

-  Każdy  z  obecnych  na  przyjęciu  mężczyzn  chciałby  być  dzisiaj  na  moim  miejscu  - 

powiedział, wodząc kciukiem po jej stopie. 

- Nie uważasz, że zrobiło się późno? - Głos Jenny lekko drżał. 

- Jesteś zmęczona? 

- A ty? 

background image

- Chętnie bym się wyciągnął i dał odpocząć nogom - odparł rozmarzonym tonem Ian. 

-  Oczywiście.  Właśnie  miałam...  -  Machnęła  ręką,  jakby  oboje  wiedzieli,  co 

zamierzała zrobić. 

Ian podniósł się z kanapy i wyciągnął rękę, chcąc pomóc Jennie wstać. Opuściła nogi 

na podłogę i chwyciła jego dłoń. 

- Mogę cię pocałować? - Ian stracił nagle panowanie nad głosem. 

- Nie musisz chyba o to pytać. Przecież już kiedyś się całowaliśmy. - Powoli podeszła 

bliżej i oparła dłonie na jego piersi. - Dziękuję, że wziąłeś mnie ze sobą do Londynu. 

-  Nie  mnie  powinnaś  podziękować,  tylko  Bensonowi.  A  to  nie  ma  już  z  nim  nic 

wspólnego  -  odparł,  unosząc  Jennę  tak,  by  ich  twarze  znalazły  się  na  tej  samej  wysokości. 

Jenna  przytuliła  się  i  delikatnie  pocałowała  go  w  usta.  łanowi  to  jednak  nie  wystarczyło. 

Jęknął głośno, przycisnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować. 

- Och, Ian - szepnęła, kiedy po kilku bardzo długich minutach oderwał się od jej ust. 

- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to mówię, ale chcę się z tobą kochać. Pragnę cię do 

szaleństwa. 

To, co się działo, przypominało sceny z jej marzeń. 

- Myślałam, że już nigdy tego nie powiesz! 

Ian  poczuł  ogromną  ulgę.  Roześmiał  się  i  zakręcił  w  kółko,  trzymając  Jennę  w 

ramionach. Nie wypuszczając jej z objęć, przeszedł do sypialni. W łagodnym świetle nocnej 

lampki zauważyli, że narzuta została zdjęta i łóżko przygotowano do snu. Ian rozluźnił uścisk. 

Jenna zsunęła się po nim i stanęła na podłodze, a on się cofnął, żeby na nią popatrzeć. 

-  Domyślam  się,  że  nie  masz  zbyt  wiele  pod  spodem.  -  Uśmiechnął  się,  rozsuwając 

ekler sukienki. Miękki materiał ześlizgnął się z jej ramion, ukazując piersi, a potem opadł na 

podłogę, odsłaniając ją całą, ubraną tylko w czarne pończochy i skąpe majteczki. 

Jenna chciała, żeby Ian również jak najszybciej pozbył się ubrania Pomogła mu zdjąć 

marynarkę i zabrała się za guziki koszuli. 

- Pozwól, że zdejmę krawat, zanim mnie nim udusisz, dobrze? 

Powinna się poczuć zawstydzona gwałtownością, z jaką się na niego rzuciła. Ciekawe, 

gdzie  też  podziała  się  jej  skromność?  Przecież  nigdy  dotąd  żaden  mężczyzna  nie  oglądał  jej 

nagiej. Wpatrywała się w Iana, który tymczasem zdążył już zdjąć dużo więcej niż tylko kra-

wat. Stał przed nią potężny, bardzo męski i bardzo podniecony. 

- Och - szepnęła i to było wszystko, co zdołała powiedzieć. 

Ian  odrzucił  kołdrę  i  ułożył  Jennę  na  łóżku,  po  czym  położył  się  obok.  Ciemne  oczy 

płonęły, a ich spojrzenie zdawało się ją hipnotyzować. 

background image

-  Jesteś  wspaniała  -  szepnął,  całując  ją  w  szyję.  Jenna  zadrżała,  niepewna,  co  dalej 

robić, Ian zdjął jej pończochy i rzucił na podłogę. Potem wsunął palce pod koronkę skąpych 

majteczek, zsunął je z niej i rzucił w ślad za pończochami. 

Muskał ustami jej pierś, aż sutek stwardniał i wyprężył się, a wtedy wziął go do ust i 

zaczął  drażnić  językiem.  Jenna  wiła  się  z  rozkoszy.  Pieszcząc  ją  dłońmi,  ustami  i  językiem, 

Ian zdawał się nie pomijać żadnego miejsca na jej ciele. Coraz bardziej podniecona i zarazem 

zaniepokojona  niecierpliwymi  ruchami  gładziła  jego  silne,  muskularne  plecy  i  zgrabne 

pośladki.  Odwdzięczył  się  za  tę  pieszczotę,  całując  ją  tak  namiętnie,  że  rozkosz,  jaką  jej 

sprawiał, stawała się tak intensywna, że wprost nie do zniesienia. 

-  Mam  zabezpieczenie  -  szepnął  Ian,  odsuwając  się  od  niej  odrobinę  i  wyciągając 

portfel z kieszeni spodni. 

Jak mogła o tym nie pomyśleć!? Jenna była wstrząśnięta własną beztroską, choć w tej 

chwili nie była w stanie zastanawiać się nad niczym. 

- Jesteś pewien, że...? - zapytała, czując, że nie może już dłużej milczeć. 

- Kochanie, nie uważasz, że trochę za późno na takie pytanie? Wszystko będzie dobrze 

-  zapewnił  ją.  Uniósł  jej  kolana  do  góry  i  szerzej  rozsunął  uda.  -  Nie  chciałbym  ci  sprawić 

bólu - powiedział i powoli zaczął w nią wchodzić. 

Chociaż  poczuła,  że  jej  ciało  zaczyna  się  rozciągać,  dopasowując  się  do  rozmiarów 

męskości Iana, to przez chwilę była bliska paniki. 

- Jenna? 

- Co? - zapytała szeptem. 

- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - Ian wydawał się niemal zły. 

- Kiedy marszczysz brwi, wyglądasz groźnie - szepnęła i delikatnie zaczęła wygładzać 

dłonią jego czoło. 

- Nie zmieniaj tematu - burknął. 

Jenna doskonale wiedziała, o co mu chodzi, i zaczęła się martwić, że teraz Ian zmieni 

zdanie i już nie będzie chciał się z nią kochać. 

- Czy to ma jakieś znaczenie? - zapytała w końcu. 

-  Tak,  ma.  Gdybyś  zadała  sobie  odrobinę  trudu  i  powiedziała  mi  o  tym,  w  ogóle  nie 

wylądowalibyśmy w łóżku. 

-  W  takim  razie  cieszę  się,  że  nie  wiedziałeś.  -  Zarzuciła  łanowi  ramiona  na  szyję  i 

zaczęła obsypywać jego twarz pocałunkami. 

To,  co  się  stało,  było  nieodwracalne,  i  Ian  zrozumiał,  że  już  nie  będzie  między  nimi 

tak  jak  dawniej.  Pochylił  się  nad  Jenną  i  zaczął  ją  całować.  Ale  jego  pocałunki  były  teraz 

background image

dużo delikatniejsze i mniej zachłanne. Jenna zaczęła ostrożnie poruszać biodrami, na zmianę 

przysuwając się do Iana i oddalając od niego. 

-  Staram  się  nie  poruszać,  żeby  ci  nie  sprawiać  bólu,  ale  to,  co  robisz,  bardzo  mi... 

utrudnia zadanie. Gdybym wiedział, że to twój pierwszy raz... nigdy bym nie... - Ian przerwał, 

jak gdyby nie był się w stanie skupić na tym, co mówi, i Jenna poczuła, że zaczął się w niej 

poruszać. 

To  było  coś...  coś  tak...  Jenna  nie  umiała  ubrać  w  słowa  tego,  co  czuła.  Wiedziała 

jedynie, że nie chce, aby Ian przestał. 

Jego ruchy stawały się coraz szybsze. Oplotła nogami jego biodra, a on cicho jęknął. 

Czuła, jak nieznane dotąd napięcie narasta w niej, i nagle nadeszło spełnienie. 

Ian  krzyknął,  objął  Jennę  tak  mocno,  że  ledwo  mogła  oddychać,  i  opadł  na  nią, 

opierając głowę na jej ramieniu. Po chwili zsunął się z niej i położył tuż obok z czołem na jej 

poduszce. Odetchnął głęboko i uniósł głowę. 

-  Widzę,  że  jesteś  zła  -  stwierdził  sucho.  Przygarniał  kocioł  garnkowi,  pomyślała 

Jenna, patrząc na groźnie ściągnięte brwi Iana. 

-  Sprawiłem  ci  ból,  prawda?  -  Ian  wyraźnie  domagał  się  odpowiedzi.  -  Przepraszam 

cię, bardzo cię przepraszam. Pewnie tego nie zrozumiesz, ale od dawna nie byłem z kobietą i 

nie  zdołałem  nad  sobą  zapanować.  Jesteś  wspaniała  i  zasługujesz  na  to,  żeby  twój  pierwszy 

raz był dużo bardziej przyjemny. - Czułym gestem odsunął kosmyk z jej twarzy. - Obiecuję że 

następnym razem będzie ci o wiele lepiej, dobrze? 

-  Lepiej?  -  Jenna  nie  zrozumiała,  o  czym  Ian  mówi.  -  Przecież  było  cudownie. 

Niewiarygodnie wspaniale. - Spojrzała na niego niepewnie. - Myślałam, że to ja sprawiłam ci 

ból. Naprawdę nic ci nie jest? 

Ian zamknął oczy, a kiedy je otworzył, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 

- Czuję się doskonale - odparł. 

- Jak twoja noga? 

-  Noga?  Uwierz  mi,  czuję  się  dobrze  i  nic  mnie  nie  boli.  Naprawdę  myślałaś,  że 

sprawiłaś mi ból? - Pochylił się i z czułością pocałował Jennę w nos. 

- Naprawdę. 

- Jesteś największym szczęściem, jakie mnie kiedykolwiek spotkało. Jakim cudownym 

zrządzeniem losu pojawiłaś się w moim życiu? 

Jenna musnęła palcem dołeczek w jego brodzie. 

- Przysłała mnie panna Spradlin. 

- Kiedy wrócimy do domu, przypomnij mi, żebym jej wysłał kwiaty - powiedział Ian i 

background image

zaczął ją znowu pieścić. 

Jenna pomyślała, że osoba, która opowiadała jej o seksie, w wielu sprawach nie miała 

racji. Odkrycie to uszczęśliwiło ją i z entuzjazmem, a także z większą już znajomością rzeczy, 

zaczęła odwzajemniać pieszczoty Iana. 

Jenna  obudziła  się  w  środku  nocy  i  zaskoczona  stwierdziła,  że  nie  jest  sama 

Przypomniała sobie, co zaszło, i zrozumiała, że leży wtulona w Iana, grzejąc się ciepłem jego 

ciała. 

Nigdy  przedtem  nie  spała  nago  i  w  ogóle  wielu  rzeczy  nie  robiła  do  wczorajszego 

wieczoru.  Była  ciekawa,  co  będą  sobie  mieli  do  powiedzenia  rano.  Przez  tyle  miesięcy 

zastanawiała się, jak by to było kochać się z łanem, a teraz już wiedziała. Przekonała się, że 

rzeczywistość przyćmiła jej fantazje. 

Zdrzemnęła się, a kiedy ponownie otworzyła oczy, pochylony nad nią Ian pieścił ją i 

obsypywał  pocałunkami.  Z  radością  zaczęła  odwzajemniać  pieszczoty  i  pocałunki,  a  to 

szybko doprowadziło do kolejnego namiętnego miłosnego zespolenia. Na dobre obudziła się, 

gdy w pokoju było już całkiem jasno. Dochodziła jedenasta. Wyskoczyła z łóżka, myśląc, że 

Ian zaspał na spotkanie w wydawnictwie. Powinien już dawno temu... W tym momencie do-

strzegła leżącą na poduszce kartkę. 

„Nie miałem serca cię budzić. Pośpij sobie. Pokój musimy zwolnić dopiero o trzeciej. 

Powinienem być z powrotem koło południa”. 

Do  jego  powrotu  było  jeszcze  dużo  czasu,  mogła  więc  nacieszyć  się  kąpielą  w 

ogromnej wannie z hydromasażem. Czuła, że bolą ją mięśnie, o których istnieniu do tej pory 

nawet  nie  wiedziała.  Ciągle  naga,  stanęła  przed  lustrzaną  ścianą  łazienki  i  przyglądała  się 

swojemu odbiciu. 

Ciekawe, czy po tej nocy  wygląda inaczej. Czy  utratę dziewictwa można wyczytać z 

twarzy  kobiety?  Wpatrywała  się  w  siebie  badawczo,  ale  nie  dostrzegła  niczego  poza 

potarganymi  włosami.  Uśmiechnęła  się,  puściła  oko  do  swojego  odbicia  w  lustrze  i  poszła 

poszukać  szczotki  do  włosów.  Gorąca  woda  lała  się  do  wanny,  a  Jenna  w  tym  czasie 

rozczesała  włosy  i  zwinęła  je  w  ciasny  kok  na  czubku  głowy.  Kiedy  wanna  była  pełna, 

ostrożnie weszła do środka. Włączyła hydromasaż i oparła głowę o krawędź wanny. Ogarnęła 

ją ogromna błogość. 

Hydromasaż  pracował  na  tyle  głośno,  że  Jenna  nie  usłyszała  powrotu  Iana. 

Zorientowała  się,  że  wrócił,  dopiero  gdy  poczuła  dziwny  ruch  wody  w  wannie.  Otworzyła 

oczy i zobaczyła, że Ian sadowi się w drugim jej końcu. 

- Świetny pomysł z tą kąpielą. Cieszę się, że na to wpadłaś. 

background image

Byli  już  spóźnieni  i  kierowca,  który  miał  ich  odwieźć  na  lotnisko,  musiał  czekać. 

Kiedy  przechodzili  przez  hotelowy  hol,  Jenna  była  pewna,  że  każdy,  kto  na  nich  spojrzy, 

domyśli się, jakie są powody ich spóźnienia. 

Dopiero  kiedy  siedzieli  już  w  samolocie,  Jenna  ukradkiem  przyjrzała  się  łanowi. 

Bruzdy wokół jego ust zniknęły i wyglądał na wypoczętego, co było zaskakujące, biorąc pod 

uwagę, jak mało spali ostatniej nocy. 

Chciała zapytać, jak mu  poszło spotkanie w wydawnictwie. Zanim jednak zdążyła to 

zrobić, Ian zauważył, że na niego patrzy, i uśmiechnął się do niej leniwie. 

-  Jeżeli  masz  ochotę  się  zdrzemnąć,  oprzyj  głowę  o  moje  ramię.  -  Ian  podniósł 

dzielące ich oparcie, objął ją i przytulił. 

Jenna  pomyślała,  że  powinna  zaprotestować,  ale  te  dodatkowe  kilka  godzin,  podczas 

których  mogła  być  blisko  niego,  były  zbyt  cenne,  żeby  umiała  z  nich  zrezygnować.  Już 

prawie spała, gdy Ian musnął ustami jej czoło. A ona jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak 

bezpieczna i zadowolona jak w tej chwili. 

background image

ROZDZIAŁ 12 

Kiedy  samolot  wylądował  w  Edynburgu,  Ian  i  Jenna  postanowili  coś  zjeść  i  w 

rezultacie dojechali do domu dosyć późno. 

Ian wniósł ich walizki do holu, postawił je przy schodach i przeciągnął się. 

-  Widzę,  że  to  raczej  ty  powinieneś  się  zdrzemnąć  w  samolocie  -  powiedziała  z 

uśmiechem Jenna. - Ile godzin udało ci się przespać ostatniej nocy? 

- Dokładnie tyle, ile było trzeba. - Uśmiechnął się znacząco. 

- Z czystym sumieniem mogę cię polecać jako poduszkę. 

-  Nie  przypominam  sobie  osoby,  która  z  rozmysłem  próbowałaby  mnie  rozdrażnić. 

Wiesz, że nikt dotąd nie ośmielił się rozmawiać ze mną w ten sposób? 

- W takim razie masz duże braki w wykształceniu, ale nie martw się, zrobię wszystko, 

ż

eby nie zwracać na to uwagi. 

Ian przytulił ją mocno i pocałował, a potem oboje się roześmieli. 

-  Chyba  się  do  tego  przyzwyczaję.  -  Westchnął  demonstracyjnie,  rozluźniając 

odrobinę uścisk, w którym trzymał Jennę. 

Za ich plecami rozległ się głos Hazel. 

- Mam nadzieję, że podróż była przyjemna. Chcecie coś zjeść, zanim pójdziecie spać? 

Ian wypuścił Jennę z objęć niechętnie i z ociąganiem. 

- Zjedliśmy coś po drodze, ale dziękuję, że zapytałaś - odparł Ian. 

-  W  takim  razie  pójdę  już  do  siebie,  a  jutro  koniecznie  musicie  mi  opowiedzieć,  jak 

wam się udała podróż. - Hazel uśmiechnęła się i zniknęła w cieniu korytarza. 

Ian uniósł dłoń Jenny do ust i pocałował. 

- Aż podskoczyłaś, kiedy się odezwała. Czyżbyś przypuszczała, że twoje zachowanie 

zostanie natychmiast ukarane? 

-  Pojawiła  się  tak  nagle.  Przestraszyła  mnie  -  odrzekła  Jenna,  rozejrzawszy  się,  czy 

jednak Hazel nie stoi w pobliżu. - Myślisz, że ona się zorientowała, co między nami zaszło? 

- Może się domyślać. 

- Już nigdy nie będę jej mogła spojrzeć w oczy. - Jenna ukryła twarz na jego piersi. 

-  Przesadzasz.  Nie  ma  się  czym  martwić.  Hazel  z  pewnością  zdaje  sobie  sprawę,  że 

dorośli  ludzie  robią  takie  rzeczy.  Nie  przypuszczam,  żeby  ją  to  specjalnie  zdziwiło.  Zresztą 

dlaczego tak się tym przejmujesz? 

- Czuję się winna, że cię uwiodłam. Może dlatego. 

background image

- Chyba żartujesz! 

-  Och,  daj  spokój.  Musiałeś  się  domyślić,  że  specjalnie  kupiłam  tę  sukienkę.  Miałam 

nadzieję, że kiedy ją włożę, zdołam cię sprowokować na tyle, być zechciał się ze mną kochać. 

- Jenna. Kochanie. Jeżeli chodzi o mnie, to mogłaś się ubrać nawet w stary worek. To, 

co  miałaś  na  sobie,  nie  miało  żadnego  znaczenia.  Wczoraj  wieczorem  byłem  gotowy  zrobić 

wszystko, żebyś się zgodziła ze mną kochać. Wydawało mi się, że doskonale to rozumiesz. 

- Naprawdę? - W głosie Jenny brzmiało niedowierzanie. 

Ian pokręcił głową i wziął ją za rękę. 

- Jest tylko jeden sposób, żeby cię o tym przekonać - stwierdził i ruszył po schodach 

do góry. 

- Dokąd idziesz? 

- Do ciebie, a czemu pytasz? - przystanął zdziwiony. 

- Chcesz powiedzieć, że masz zamiar... no, że my... 

-  Dokładnie  tak.  Ty  i  ja,  czyli  my,  idziemy  razem  spać  do  twojego  pokoju. 

Oczywiście, jeżeli wolisz, możemy pójść do mnie. 

-  Och,  nie!  Po  prostu  myślałam,  że  kiedy  wrócimy,  wszystko  będzie  tak  jak 

poprzednio. 

- Nie uważasz, że zaszliśmy za daleko, aby teraz udawać, że nic nas nie łączy? Chcę 

sypiać z tobą w jednym łóżku, a to, czy będziemy się kochać, zależy wyłącznie od ciebie. 

-  Podczas  naszej  pierwszej  rozmowy,  zaraz  po  moim  przyjeździe  tutaj,  bardzo 

stanowczo oświadczyłeś, że nie interesują cię osobiste związki z kobietami. 

- To prawda, ale przekonałaś mnie, że się myliłem. 

-  Jak  możesz!  Nigdy  z  tobą  nie  flirtowałam  ani  nie  prowokowałam  cię  w  żaden 

sposób. 

Ian  najwyraźniej  miał  już  dosyć  dyskusji  na  schodach.  Chwycił  Jennę  za  rękę  i 

szybkim krokiem ruszył do pokoju. Nieomal biegli, kiedy więc dotarli na miejsce i zamknęli 

za sobą drzwi, oboje byli zadyszani. 

- Takie bieganie może ci zaszkodzić - zauważyła Jenna. 

-  Możesz  mi  wierzyć,  że  nie  o  nodze  teraz  myślę  -  odparł,  rozbierając  pospiesznie 

siebie i ją. Nie minęła nawet minuta, gdy oboje znaleźli się w łóżku. Mimo że Jenna pragnęła 

Iana tak samo mocno jak on jej, próbowała się trochę opierać. Jednak aż drżała z podniecenia 

i była gotowa go przyjąć. Musiał to wiedzieć, bo wszedł w nią od razu, jednym pchnięciem, 

pomijając  wstępne  pieszczoty,  a  ona  nawet  tego  nie  zauważyła.  Przywarła  do  niego  całym 

ciałem,  zmuszając  do  coraz  szybszych  ruchów.  Namiętność  i  zapamiętanie,  z  jakim  się 

background image

kochali,  doprowadziła  oboje  do  orgazmu  tak  potężnego,  że  rozkosz  była  już  bliska  granicy 

bólu. 

Leżąc obok siebie, powoli wracali do rzeczywistości. Jenna czuła się tak ociężała, że 

nie  była  zdolna  do  najlżejszego  ruchu.  Zdołała  jedynie  pomyśleć,  że  powinna  włożyć  nocną 

koszulę, i to było ostatnie, co zapamiętała. 

Kiedy kilka godzin później Ian wstał, Jenna poruszyła się i coś zamruczała. 

- Wracam do siebie, żebyś nie musiała się za bardzo wstydzić - zażartował. 

Uchyliła powieki i zerknęła na zegar. Niedługo będzie świtać, pomyślała i otulając się 

rozgrzaną ciepłem Iana kołdrą, znów zasnęła. 

Od  powrotu  z  Londynu  minęły  trzy  tygodnie.  Jenna  była  szczęśliwa  i  napawała  się 

tym uczuciem. 

W ciągu dnia Ian odnosił się do niej grzecznie, ale bez poufałości. Natomiast nocami 

uczył ją, jak wiele jest sposobów, dzięki którym kobieta i mężczyzna mogą sobie wzajemnie 

sprawić rozkosz. Ostatnia noc wydała się jej szczególnie godna zapamiętania, Ian przyniósł ze 

sobą  balsam  i  nacierał  nim  całe  jej  ciało,  ze  szczególnym  uwzględnieniem  wszystkich 

krągłości i zagłębień. Rozpalił ją tym tak bardzo, że zanim skończył, nie była już w stanie nad 

sobą zapanować i pragnęła jedynie, żeby się z nią nareszcie kochał. On jednak zamiast, jak na 

dżentelmena przystało, spełnić jej życzenie, wcale się z tym nie spieszył. Przeciwnie. Zaczął 

całować  jej  palce  u  stóp  i  powoli  przesuwał  się  w  górę.  Gdy  dotarł  do  połowy  uda,  Jenna 

chciała  zacisnąć  nogi,  ale  było  już  za  późno.  Pieścił  ją,  błyskawicznie  doprowadzając  do 

zaskakująco silnego orgazmu. A zanim jej ciało zdołało się odprężyć, wszedł w nią i szybkimi 

ruchami  bioder  ponownie  doprowadził  na  sam  szczyt,  tym  razem  towarzysząc  jej  w 

spełnieniu. 

Na  samo  wspomnienie  tamtej  rozkoszy  Jenna  westchnęła.  Była  zachwycona,  bo  za 

każdym razem, kiedy się kochali, było lepiej niż poprzednio. 

Ubrała się i zeszła do jadalni, Ian pił kawę i przeglądał poranną gazetę. Kiedy weszła, 

odwrócił głowę i wstał, czekając, żeby usiadła. 

- Dzień dobry. Mam nadzieję, że dobrze spałaś - powitał ją oficjalnie. 

- Dziękuję, bardzo dobrze. - Jenna równie obojętnie skinęła głową. - Mam wyjątkowo 

wygodny  materac  -  dodała,  pamiętając,  że  zasnęła,  leżąc  na  jego  piersi,  z  głową  wtuloną  w 

silne  męskie  ramię.  -  Zjesz  coś?  -  zapytała,  nalewając  sobie  kawy  i  nakładając  na  talerz 

skromne śniadanie. 

Ian starannie złożył gazetę. 

- Chętnie, bo jakoś wyjątkowo dopisuje mi apetyt. 

background image

- Ciekawe, co też mogło go wywołać? 

Prowadząc tego typu rozmowy, zjedli śniadanie, a kiedy skończyli, Ian poprosił, żeby 

zanim  zacznie  pracę,  przyszła  do  biblioteki,  bo  chce  z  nią  porozmawiać.  Naruszało  to 

niepisany porządek dnia, była więc ciekawa, o czym chciał z nią pomówić. 

- Oczywiście, przyjdę - powiedziała. 

W  drodze  do  biura  Jenna  zadumała  się  nad  męską  naturą.  Cóż  to  za  dziwne 

stworzenia,  ci  mężczyźni...  Ona  przez  cały  dzień  musi  się  bardzo  pilnować,  żeby  sposób,  w 

jaki  się  do  niego  zwraca,  nie  zdradził  łączącej  ich  bliskości,  a  jemu  przychodzi  to  z  taką 

łatwością. Bez najmniejszych kłopotów zmienia się z kochanka w pracodawcę. 

Może  mężczyźni  umieją  oddzielić  prywatną  sferę  życia  od  służbowej.  Jenna  miała  z 

tym  problem.  Im  bardziej  była  zakochana  w  Ianie,  tym  trudniej  przychodziło  jej  przez  cały 

dzień  udawać  obojętność.  Chciałaby  go  przytulić  i  pocałować  na  dzień  dobry.  Pragnęła  go 

dotykać za każdym razem, kiedy znalazł się blisko. Otrząsnęła się z tych myśli, wzięła notes i 

długopis i poszła do biblioteki. 

Zatrzymała się w progu, Ian był na drugim końcu pokoju, odwrócony twarzą do okna, 

a mimo to wiedział, że Jenna stoi w drzwiach. Jakby miał wbudowany radar wykrywający jej 

obecność. Jego ciało za każdym razem reagowało na jej bliskość. 

-  Jesteś  szybka  jak  zawsze.  -  Uśmiechnął  się  i  ruchem  głowy  wskazał  stojące  przy 

kominku  fotele.  -  Myślę,  że  tam  będzie  nam  wygodniej.  Notes  nie  będzie  ci  potrzebny.  To 

raczej nieoficjalna rozmowa. 

Jenna położyła ręce na kolanach i czekała. 

- Uważam, że praca nad drugą książką posuwa się w dobrym tempie. Zgadzasz się ze 

mną? 

-  Jak  najbardziej.  Odnoszę  wrażenie,  że  całą  intrygę  masz  już  w  głowie  i  dokładnie 

wiesz, dokąd zmierza ta historia. 

-  Dzisiaj  rano  Benson  przesłał  mi  przez  kuriera  umowę.  Od  razu  na  trzy  książki. 

Pamiętasz,  wspominałem  ci  kiedyś,  że  mam  przyjaciela  prawnika?  To  właśnie  Chris  Wood. 

Przyjedzie tu jutro, żeby się zapoznać z umową. 

- Gratulacje! To doprawdy niesłychane! 

-  Dzwoniłem  do  Todda,  żeby  się  dowiedzieć,  kiedy  mam  wrócić  do  pracy  i  okazało 

się,  że  zaczynam  w  przyszły  poniedziałek.  A  to  oznacza,  że  wyjeżdżam  do  Londynu  w  ten 

weekend. 

- Cieszę się, że wszystko układa się dokładnie, tak jak chciałeś. 

- Z wyjątkiem tego, co dotyczy ciebie. 

background image

Jenna popatrzyła na niego, zaskoczona takim komentarzem. 

-  Nie  rozumiem,  co  masz  na  myśli.  Wydawało  mi  się,  że  jesteś  zadowolony  z  mojej 

pracy. 

Ian potarł palcami czoło. Rozmowa wcale nie przebiegała tak, jak to sobie zaplanował. 

Pochylił się ku Jenny, dotknął jej rąk i stwierdził, że są lodowate. 

-  Nie  chcę  jechać  do  Londynu  bez  ciebie.  Razem  pracujemy  i  potrzebuję  twojej 

pomocy.  Chcę,  żeby  tak  samo  było  przy  kolejnej  książce.  Wiem,  że  nigdy  dotąd  o  tym  nie 

rozmawialiśmy,  ale  naprawdę  uważam,  że  powinniśmy  wziąć  ślub.  Tymczasowo 

zamieszkamy  w  Londynie,  a  ja  zacznę  załatwiać  przeniesienie  do  Szkocji.  Wiem,  że  nie 

przepadasz za życiem w mieście, ale na razie nie mam wpływu na miejsce, w którym muszę 

pracować. 

Jenna milczała. 

- Czy nie wyraziłem się dość jasno? 

-  Ależ  tak.  Zupełnie  jasno.  Jestem  ci  potrzebna  przy  pracy  nad  kolejną  książką.  W 

związku  z  tym  powinnam  razem  z  tobą  przeprowadzić  się  do  Londynu  i  by  wszystko  było 

prostsze, poprosiłeś, bym wyszła za ciebie za mąż. 

Przedstawiła propozycję małżeństwa zupełnie inaczej, niż Ian by sobie życzył. 

- W gruncie rzeczy wszystko się właśnie do tego sprowadza - przyznał. 

- Nawet nie pomyślałam, że mógłbyś chcieć związać się za mną na stałe. 

-  Szczerze  mówiąc,  nie  przypuszczałem,  że  w  ogóle  kiedyś  zechcę  się  ożenić.  Przez 

wiele lat byłem zdeklarowanym kawalerem, lecz teraz wszystko się zmieniło. 

Chciał  jej  powiedzieć  coś  romantycznego,  ale  nic  mu  nie  przychodziło  do  głowy. 

Ż

ałował, że nie ma pierścionka, który mógłby jej ofiarować. Oczywiście nie zamierzał padać 

przed  nią  na  kolana.  Znała  go  przecież  wystarczająco  dobrze,  by  wiedzieć,  że  nie  jest 

sentymentalny. Po prostu wytyczał cele i dążył do ich osiągnięcia. Obecnie celem był ślub z 

Jenną i nawet mu nie przyszło do głowy, że coś może stanąć mu na drodze. 

- I co o tym myślisz? - zapytał. 

-  Uważam,  że  twoja  arogancja  jest  wprost  niewyobrażalna  -  wycedziła  lodowatym 

tonem, a Ian odniósł wrażenie, jakby dostał w twarz. 

- Moja arogancja? - wyprostował się. - Nie rozumiem, co jest aroganckiego w tym, że 

poprosiłem, byś za mnie wyszła? 

-  Zacznijmy  od  nonszalancji,  z  jaką  przedstawiłeś  mi  swój  plan.  Przecież  sam 

powiedziałeś,  że  długo  byłeś  kawalerem.  Gdy  jednak  doszedłeś  do  wniosku,  że  małżeństwo 

ze  mną  uprości  wiele  spraw,  zdecydowałeś  się  ożenić,  a  moja  rola  ma  polegać  na 

background image

dostosowaniu się do twoich planów. - Jenna wstała i pokręciła głową. - Nie wyjdę za ciebie, 

Ian. W Londynie zatrudnij inną sekretarkę! - wykrzyknęła i, nawet na niego nie spojrzawszy, 

wymaszerowała z biblioteki. 

Ian  nie  mógł  uwierzyć  w  to,  co  się  stało.  Przecież  między  nimi  tak  świetnie  się 

układało. W łóżku było im doskonale. Jenna nie miała rodziny i, o ile wiedział, nie miała też 

innej pracy. Dlaczego więc odmówiła? 

O co jej mogło chodzić? 

Zachowywała się, jakby ją obraził. 

Po  tym,  co  powiedziała,  Ian  ujrzał  ich  znajomość  w  nowym  świetle.  Zrozumiał,  że 

Jenna  doceniała  wspaniały  seks  i  chętnie  się  z  nim  kochała,  ale  na  stały  związek  nie  miała 

ochoty.  Jeżeli  więc  w  tej  sytuacji  ktokolwiek  mógł  się  poczuć  obrażony,  to  tylko  on.  Nie 

zmieniło to jednak faktu, że serce pękało mu z bólu na myśl, że Jenna zamierza go zostawić. 

Przypomniał  sobie,  jaki  był  z  siebie  zadowolony,  kiedy  przyszedł  mu  do  głowy 

pomysł  z  małżeństwem.  Myślał,  że  wezmą  ślub,  a  Jenna  na  zawsze  stanie  się  częścią  jego 

ż

ycia... najważniejszą częścią. Ona jednak zareagowała w sposób, który go zaszokował. 

Nie mógł usiedzieć na miejscu. Czuł, że nie może tu zostać ani chwili dłużej. Wybiegł 

z zamku, wsiadł do samochodu i ruszył przed siebie. 

Jenna  wyszła  z  biblioteki,  a  kiedy  Ian  nie  mógł  jej  już  widzieć,  zaczęła  biec  i  nie 

zatrzymała  się,  dopóki  nie  znalazła  się  w  swoim  pokoju.  Zamknęła  drzwi  i  oparła  się  o  nie 

plecami. Było jej zimno i cała dygotała. 

Propozycja  małżeństwa  ją  zaskoczyła.  To  nie  były  oświadczyny,  tylko  oferta  pracy. 

Złożył jej propozycję, tak jakby negocjował kontrakt. Równie dobrze mógłby jej wytatuować 

na czole numer i kazać przewieźć, razem z resztą wyposażenia, do nowego biura w Londynie. 

Czy tylko tyle dla niego znaczyła? Czy chciał ją mieć przy sobie tylko dlatego, że tak mu było 

wygodniej? Dlatego, że się przyzwyczaił i nie chciało mu się tego zmieniać? 

Kiedy się uspokoiła, zeszła do biura i zamknęła się w nim na klucz. Nie miała ochoty 

nikogo oglądać, a już szczególnie Iana. Postanowiła, że dokończy przepisywanie, bo przecież 

w  końcu  za  to  jej  tu  płacą,  a  potem  będzie  mogła  zadzwonić  do  Violet  Spradlin.  Wszystkie 

marzenia  prysły  jak  bańka  mydlana.  Teraz,  kiedy  związek  z  łanem  należał  do  przeszłości, 

trzeba  o  nim  zapomnieć  i  dalej  żyć,  a  to,  co  się  wydarzyło,  potraktować  jako  przestrogę  na 

przyszłość. Jenna westchnęła smutno i nie zważając na płynące po policzkach łzy, wzięła się 

do pracy. 

background image

ROZDZIAŁ 13 

Następnego  ranka  Jenna  obudziła  się  z  silnym  bólem  głowy.  Pogoda  za  oknem  była 

przygnębiająca i doskonale pasowała do jej samopoczucia. 

Zaspała, ale to nie miało znaczenia. Wczorajszej nocy skończyła przepisywać ostatnie 

taśmy. Kiedy się kładła do łóżka, była druga nad ranem. 

Przez  cały  dzień  nikt  jej  nie  przeszkodził,  a  kiedy  poszła  coś  zjeść,  w  kuchni  zastała 

tylko  Cook.  Jenna  nie  miała  ochoty  na  spotkanie  z  Hazel,  ucieszyła  się  więc,  że  gospodyni 

jest zajęta gdzie indziej. 

Po  śniadaniu  deszcz  zelżał.  Jenna  nie  miała  już  nic  do  przepisywania,  ale  nie 

zamierzała szukać Iana. Tak więc była wolna i postanowiła to wykorzystać. Włożyła płaszcz 

przeciwdeszczowy  i  wyszła  do  ogrodu.  Po  pewnym  czasie  wyszło  słońce.  Jenna  zdjęła 

płaszcz  i  ruszyła  alejką  prowadzącą  do  frontowego  wejścia  Wychodząc  zza  zakrętu, 

dostrzegła  zajeżdżający  na  podjazd  jaskrawoczerwony,  sportowy  samochód.  Przystanęła  i 

patrzyła,  jak  samochód  staje.  Po  chwili  wysiadł  z  niego  wysoki,  szczupły  mężczyzna. 

Domyśliła  się,  że  to  Chris  Wood,  przyjaciel  Iana.  Mężczyzna  przeciągnął  się,  rozejrzał 

dookoła i próbując rozprostować kości, wykonał kilka skłonów. Nagle zauważył Jennę. 

- Jest pani prawdziwa? Wygląda pani na dobrą wróżkę tego ogrodu. 

-  Bardzo  prawdziwa,  dziękuję.  -  Jenna  roześmiała  się,  podchodząc  bliżej.  -  Jestem 

Jenna Craddock - wyciągnęła do niego rękę. - Chris Wood, prawda? 

- Wiem, że to zabrzmi nieprzekonująco, ale czy myśmy się już nie spotkali? 

- Nie. 

- Jest pani pewna? 

-  Pamiętałabym,  gdybym  pana  spotkała.  -  Chris  był  wyjątkowo  atrakcyjnym 

mężczyzną.  Błysk  w  oczach  zdradzał  wesołe  usposobienie,  a  jasne  włosy  opadały  mu  na 

czoło jak u chłopca. Jenna czuła, że polubiła go od pierwszego wejrzenia. 

- To dziwne. - Chris zmarszczył brwi. - Daj mi chwilę, a zaraz sobie przypomnę, gdzie 

cię widziałem. 

Ruszyli razem w stronę wejścia do zamku. 

- Przyjechałaś odwiedzić Iana? - zapytał Cris. 

- Pracuję u niego, a raczej pracowałam. Przez ostatnie kilka miesięcy przepisywałam 

jego powieść. 

- Jeżeli szukasz następnej pracy, to już ją znalazłaś. U mnie. 

background image

- Ciekawe, na jakiej podstawie sądzisz, że mam odpowiednie kwalifikacje. 

- To chyba oczywiste. Potrafiłaś wytrzymać z łanem, a więc u mnie zajmowałabyś się 

uspokajaniem  rozwścieczonych  i  kłopotliwych  klientów.  Co  ty  na  to?  -  zapytał,  otwierając 

drzwi i puszczając ją przodem. 

-  Dziękuję  za  tę  propozycję,  to  bardzo  miłe,  ale  zanim  zacznę  szukać  następnego 

zajęcia, chciałabym odpocząć przez kilka tygodni. 

Jenna czuła się zakłopotana, bo Chris nie odrywał od niej wzroku. 

- Gdybyś zmieniła zdanie, zadzwoń do mnie - powiedział, podając jej wizytówkę. 

Potem zasalutował jej żartobliwie na pożegnanie i ruszył w kierunku biblioteki. 

-  Już  wiem,  przypomniałem  sobie!  -  zawołał  Chris,  kiedy  Jenna  była  już  w  połowie 

schodów. Zatrzymała się i czekała, aż do niej podejdzie. 

- Co takiego? - zapytała wesoło, bo jego zachowanie nieoczekiwanie ją rozbawiło. 

- Wyglądasz dokładnie jak kobieta z obrazu. 

- Powtórz to jeszcze raz. 

-  Miałaś  rację,  nigdy  się  nie  spotkaliśmy,  a  jednak  cię  widziałem.  Zeszłej  jesieni 

byłem  z  wizytą  w  domu  sir  Douglasa  Gordona  i  właśnie  tam,  na  honorowym  miejscu,  wisi 

twój portret. Musisz być jego krewną. 

Jenna zbiegła po schodach. 

- Nigdy dotąd nie słyszałam o sir Douglasie Gordonie. 

- Miałem rację, mówiąc, że już gdzieś cię widziałem. Teraz, kiedy skojarzyłem cię z 

portretem,  dostrzegam,  jak  uderzająco  jesteś  podobna  do  tamtej  kobiety.  Coś  musi  was 

łączyć. Podobieństwo jest zbyt duże, żeby to mógł być zbieg okoliczności. 

- Gdzie mieszka sir Gordon? - zapytała Jenna, czując, że serce bije jej jak młotem. 

- Pewnie mi nie uwierzysz, ale sir Gordon ma piękny dom na wyspie niedaleko Oban. 

To  stara  rodowa  siedziba,  w  której  Gordonowie  żyją  od  stuleci.  Wiesz,  jak  wyglądają  takie 

miejsca - dodał, wskazując szerokim ruchem ręki zamkowy hol, w którym stali. 

- W jakim jest wieku? 

-  Kto?  Sir  Douglas?  -  Chris  zapatrzył  się  w  sufit.  -  Powiedziałbym,  że  w  średnim  i 

nadal w dobrej formie. - Myślałem, że żartujesz, ale ty go naprawdę nie znasz. 

- Obawiam się, że nie. 

- W takim razie tamten portret musi przedstawiać twoją siostrę bliźniaczkę. Nie widzę 

innej  możliwości  -  Chris  spojrzał  na  zegarek.  -  Miło  było  mi  cię  poznać.  Cieszę  się,  że 

zdołałem sobie przypomnieć, gdzie cię widziałem. Wiem, że nie dawałoby mi to spokoju. 

Jenna  miała  zamęt  w  głowie.  Już  kolejna  osoba  dostrzegła  jej  uderzające 

background image

podobieństwo do innej kobiety, tym razem z portretu. 

A  może  portret  przedstawiał  Fionę?  W  końcu  przecież  zdarzały  się  dziwniejsze 

rzeczy.  Przyspieszyła  kroku,  a  gdy  znalazła  się  już  w  swoim  pokoju,  zamyślona  zaczęła 

chodzić od ściany do ściany. 

Czy to możliwe, żeby sir Douglas Grodon był jej krewnym? Nawet jeśli nim nie był, 

to  może  mógłby  jej  powiedzieć,  kim  jest  kobieta  z  portretu.  Wystarczyło  się  z  nim 

skontaktować,  wyjaśnić  powody  zainteresowania  i  poprosić  o  spotkanie.  Nic  nie  stało  na 

przeszkodzie, żeby to zrobić. Nie był jednak pewna, czy wystarczy jej odwagi. 

Musiała się natychmiast z kimś podzielić nowym odkryciem. Wybiegła więc z pokoju 

i ruszyła na poszukiwania Hazel. 

-  Czemu  siedzisz  w  ciemnościach?  -  zawołał  Chris,  wchodząc  do  biblioteki.  -  Może 

wpuścimy  trochę  światła?  Na  dworze  jest  całkiem  ładnie,  biorąc  pod  uwagę,  jak  paskudnie 

było rano. 

Nie  czekając  na  odpowiedź  przyjaciela,  Chris  podszedł  do  przeszklonych  drzwi  i 

odciągnął zasłony. 

-  Od  razu  lepiej  -  stwierdził,  odwracając  się  w  stronę  ogromnego  biurka,  za  którym 

siedział Ian. 

- Jak tam twoja noga i kolano? Znowu ci dokuczają? Wyglądasz blado. - Chris usiadł 

na jednym z krzeseł stojących na wprost biurka. 

-  Tylko  kiedy  pada  -  odparł  Ian  i  zaczął  trzeć  oczy,  a  potem  podrapał  się  po 

nieogolonej brodzie. - Miło cię znów widzieć. 

- Teraz, kiedy ci się lepiej przyjrzałem, widzę, że naprawdę kiepsko wyglądasz. Kiedy 

ostatnio byłeś w łóżku? 

Pytanie  przyjaciela  sprawiło,  że  przed  oczami  Iana  stanął  wczorajszy  ranek  i  łóżko 

Jenny, z którego tak niechętnie wychodził. 

-  Powiedzmy,  że  przez  całą  noc  topiłem  smutki.  Na  litość  boską,  postaraj  się  mówić 

trochę ciszej i zasłoń te cholerne okna. 

Cris spełnił prośbę przyjaciela i częściowo zaciągnął zasłony. 

-  Wydawało  mi  się,  że  mając  w  ręku  umowę  z  wydawnictwem,  które  od  ręki  chce 

kupić  twoją  powieść,  będziesz  zachwycony.  Myślałem,  że  będziemy  oblewać  sukces,  a 

tymczasem trafiłem na stypę. 

Ian  przeciągnął  ręką  po  włosach.  Nie  miał  ochoty  rozmawiać  z  Chrisem  o  Jennie. 

Chciałby o niej zapomnieć i żałował, że nie można sobie operacyjnie usunąć pamięci. 

- Sam sobie z tym poradzę - odparł po długim milczeniu. Sięgnął po leżącą na biurku 

background image

umowę i podał ją Chrisowi. - To propozycja wydawnictwa. Przeczytaj i powiedz mi, co o tym 

myślisz. 

- To jest umowa? Sądziłem, że to twoja powieść. Przeczytam to pod warunkiem, że w 

tym czasie ty zadbasz o mój żołądek. 

Ian popatrzył na zegarek. 

-  Dobrze,  powiem  Cook,  żeby  przygotowała  jedną  z  twoich  ulubionych  potraw. 

Przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić. 

- Nie martw się. Zapłacisz mi za każdą godzinę, którą nad tym spędzę. Jak wiesz, nic 

za darmo. 

- Wiem - odparł z powagą Ian. 

- Hazel? Masz chwilkę? - zapytała Jenna, kiedy spotkała gospodynię na schodach. 

- Właśnie cię szukałam. Ktoś czeka na ciebie w salonie - powiedziała Hazel. 

- Na mnie? Kto to może być? - Jenna była zaskoczona. 

- Nie pytałam o nazwisko. O co chodzi? 

-  O  nic  takiego,  naprawdę.  Dowiedziałam  się  czegoś  i  zamierzałam  ci  o  tym 

opowiedzieć, ale to może poczekać. 

Jenna  zatrzymała  się  w  holu  przy  schodach,  żeby  w  wiszącym  tam  lustrze 

skontrolować swój wygląd. Zza zamkniętych drzwi biblioteki słyszała męskie głosy. Sprawy 

Iana przestały ją już dotyczyć. Żałowała, że nie umie pozbyć się bólu, jaki sprawiała jej każda 

związana z nim myśl. 

Wyprostowała  ramiona,  przywołała  na  twarz  uśmiech  i  weszła  do  salonu.  Przy 

kominku  siedziała  w  swobodnej  pozie  młoda  rudowłosa  kobieta.  Wydawała  się  całkowicie 

spokojna.  Była  odwrócona  bokiem,  więc  Jenna  widziała  jedynie  jej  profil.  Zaskoczona, 

podeszła do nieznajomej. 

- Chciała się pani ze mną widzieć? 

Kobieta wstała, a Jenna zauważyła jej zaokrąglony brzuch i pomyślała, że musi być co 

najmniej  w  czwartym  miesiącu  ciąży.  Potem  oderwała  wzrok  od  brzucha  nieznajomej, 

spojrzała na jej twarz i zamarła. 

Miała wrażenie, że patrzy w lustro. Różnił je tylko kolor włosów i oczu. Włosy tamtej 

były bardziej rude niż włosy Jenny, no i miała zielone oczy. Jenna domyśliła się, że stoi przed 

nią Fiona MacDonald. 

-  Niewiarygodne.  Pani  musi  być  przyjaciółką  Emily.  Teraz  rozumiem,  dlaczego  nas 

pomyliła. 

Kobieta patrzyła na nią z wielką czułością. 

background image

-  Ojej  -  szepnęła  kobieta,  przykładając  dłoń  do  ust.  -  Tak  długo  cię  szukałam...  i 

nareszcie znalazłam. - Jej oczy wypełniły się łzami. - Naprawdę zacznę wierzyć w cuda. 

- Czy pani mnie zna? - zapytała Jenna drżącym głosem. 

Kobieta odchrząknęła. 

- Zgadłaś. Jestem Fiona. Dosyć dawno nie widziałam Emily, a w tym czasie wyszłam 

za mąż. Nazywam się Fiona Dumas... i jestem twoją siostrą. 

Jenna opadła na fotel. Kobieta nazywała się Dumas! 

- Jak to możliwe? - zapytała. 

- To długa historia, ale chętnie ci ją opowiem - odparła  Fiona i usiadła, kładąc sobie 

rękę na brzuchu. Jeana nie wierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę. Po tylu miesiącach 

nareszcie spotkała kogoś z rodziny. 

-  Emily  zadzwoniła  do  mnie  wczoraj  wieczorem  i  opowiedziała  o  tobie.  Miała  to 

zrobić  dawno  temu,  ale  zapomniała.  Dopiero  wczoraj  sobie  przypomniała  i  uznała,  że  może 

mnie to zainteresować. Przyjechałam najszybciej, jak tylko mogłam. Twoi przybrani rodzice, 

Hedra  i  Tristan  Craddockowie,  wyemigrowali  przed  laty  do  Australi  i  tam  zginęli  porwani 

przez falę burzową. Czy to się zgadza? 

- Nigdy nawet o tobie nie słyszałam, więc skąd ty tyle o mnie wiesz? - zapytała Jenna, 

zastanawiając  się,  jakim  sposobem  ktoś  mieszkający  w  Szkocji  mógł  znać  szczegóły  z  jej 

dzieciństwa. 

- Mój mąż, Greg, jest prywatnym detektywem. Po długich poszukiwaniach udało mu 

się  dowiedzieć,  że  dostałaś  adoptowana  przez  małżeństwo  z  Konwalii.  Pojechał  tam,  mając 

nadzieję, że cię odnajdzie. 

- Zaraz po przyjeździe do Wielkiej Brytanii rozmawiałam z Morwenną. Wspomniała, 

ż

e wypytywał o mnie mężczyzna z Edynburga o nazwisku Dumas. Próbowałam go odnaleźć, 

ale mi się nie udało. 

- Och, cóż to za straszna baba! Nie chciała nawet powiedzieć, jak ci na imię. Od tamtej 

pory detektywi przetrząsają Australię, żeby cię odnaleźć, a tymczasem ty mieszkasz tuż obok 

nas. Fiona roześmiała się przez łzy. 

- Nie zaskoczyło mnie to, co mówisz o Morwennie - zauważyła Jenna. - Dopóki się z 

nią nie spotkałam, nie miałam pojęcia, że byłam adoptowana. Dopiero ona mi to powiedziała. 

- Każda z par, które nas adoptowały, obiecała zachować to w tajemnicy i,  jak widać, 

dotrzymały słowa. 

- Nie rozumiem, o czym mówisz. 

- Zaraz zrozumiesz i wiem, że na początku wyda ci się to przygnębiające. Ze mną było 

background image

dokładnie tak samo. Postaram się jednak opowiedzieć ci wszystko po kolei. - Fiona wzięła ją 

za rękę, a w jej oczach było tyle ciepła i miłości, że Jenna z trudem panowała nad emocjami. - 

Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że w końcu cię odszukałyśmy. - Otarła dłonią łzy. 

- Od kiedy jestem w ciąży, płaczę z byle powodu, ale odnalezienia siostry nie można 

przecież nazwać drobiazgiem. 

-  Widzisz,  ja  też  płaczę,  a  nie  mogę  tego  zrzucić  na  ciążę.  Trudno  mi  to  wszystko 

ogarnąć. Skąd twój mąż w ogóle wiedział o moim istnieniu? 

Zanim  jednak  Fiona  zdążyła  odpowiedzieć,  do  salonu  weszła  Hazel  z  herbatą.  Jenna 

napełniła filiżanki i jedną z nich podała siostrze. 

-  Urodziłaś  się  dwadzieścia  pięć  lat  temu  -  podjęła  Fiona,  kiedy  gospodyni  wyszła  i 

zostały  same.  -  Dwudziestego  ósmego  listopada.  Tej  samej  nocy  przyszły  na  świat  jeszcze 

dwie dziewczynki. 

- Chcesz powiedzieć, że było nas trzy? - Jenna nie wierzyła własnym uszom. 

-  Tak,  mamy  jeszcze  jedną  siostrę.  Przyjechałaby  tutaj  razem  ze  mną,  ale  rano  nie 

czuła się najlepiej. Kelly jest właśnie tą trzecią i to ona zaczęła poszukiwania. Mnie odnalazła 

zeszłej zimy i od tamtej pory razem szukamy ciebie. 

- Nie wierzę. Mam nie jedną, ale dwie siostry - wykrztusiła Jenna i rozpłakała się na 

dobre. Po dłuższej chwili, gdy zdołała się wreszcie opanować, spytała: 

- Wiesz może, dlaczego oddano nas do adopcji? 

-  Żadna  z  nas  o  tym  nie  wiedziała.  Tak  samo  jak  nie  wiedziałyśmy,  że  byłyśmy 

trojaczkami. Kelly, która mieszkała w Nowym Jorku, zupełnie przypadkowo natknęła się na 

dokumenty  adopcyjne.  Wynajęła  prywatnego  detektywa  i  wysłała  go  do  Edynburga,  żeby 

porozmawiał  z  prawnikiem,  który  zajmował  się  adopcją.  Gdyby  nie  to,  nie  mogłybyśmy  się 

odnaleźć. 

-  Dlaczego  ktoś  nas  nie  chciał?  Byłabym  szczęśliwa,  mając  dzieci,  bez  względu  na 

wszystko. 

- Tak samo jak nasza matka. Ona też nas kochała, ale przeżyła tragedię. Widziała, jak 

zamordowano naszego ojca, a w dodatku zrobił to jego własny brat. Matka uciekła i schroniła 

się w Craigmor. Mój przybrany ojciec był tam lekarzem i to właśnie on przyjmował poród. - 

W zamyśleniu gładziła dłoń siostry. - Miała na imię Moira i umarła, kiedy miałyśmy tydzień. 

Błagała mojego ojca, żeby znalazł nam dobrych rodziców, ale żeby koniecznie nas rozdzielił. 

Bała  się,  że  stryj  będzie  szukać  trojaczków,  co  prawdopodobnie  robił.  Tak  więc  mój  ojciec 

razem  z  prawnikiem,  panem  McCloskey,  ocalili  nam  życie.  MacDonaldowie  adoptowali 

mnie, MacLeodowie z Nowego Jorku zabrali Kelly, a ciebie wzięli Craddockowie. Wszystko 

background image

zostało załatwione zgodnie z prośbą matki i miałyśmy się o tym nigdy nie dowiedzieć. 

- Ależ to okropne, tak rozdzielić rodzeństwo. 

- Wiem. Obie z Kelly miałyśmy żal do naszych rodziców, że nic nam nie powiedzieli. 

Mogli to przecież zrobić, kiedy dorosłyśmy. Tak się jednak ułożyło, że dowiedziałyśmy się o 

wszystkim dopiero wtedy, kiedy oni już nie żyli. 

- Tak jak i ja. 

- Ty to co innego. Gdy zginęli twoi rodzice, byłaś jeszcze mała Zastanawiałyśmy się, 

co  mogło  się  z  tobą  stać.  Mogłaś  zostać  ponownie  adoptowana  i  wtedy  nosiłabyś  inne 

nazwisko.  Kiedy  jednak  Emily  powiedziała  mi,  że  spotkała  kobietę  o  nazwisku  Craddock, 

która wyglądała zupełnie jak ja, nie miałam wątpliwości, że to ty. 

- To wszystko jest zupełnie niewiarygodne. 

- Uwierz mi, że wiem, co czujesz. Chciałam tu jechać od razu po rozmowie z Emily, 

ale najpierw musiałam załatwić opiekę do dziecka. Mój mąż wyjechał i najprawdopodobniej 

wróci dopiero jutro. Zostawiłam więc córeczkę u Kelly, która jest w ciąży i za kilka tygodni 

będzie rodzić. Na szczęście powiedziałaś Emily, gdzie mieszkasz. 

- Masz córkę? - W głosie Jenny zabrzmiała tęsknota. 

- To córka mojego męża. Jej matka umarła, gdy dziewczynka miała zaledwie dwa lata. 

Greg jest właśnie tym detektywem, którego Kelly  wynajęła, żeby odnalazł jej biologicznych 

rodziców. 

- Kiedy to było? - zapytała Jenna, patrząc na lekko zaokrąglony brzuch Fiony. 

-  Jakieś  osiem  miesięcy  temu,  a  w  marcu  obie  z  Kelly  wzięłyśmy  ślub.  Tak  bardzo 

ż

ałowałyśmy, że nie ma cię razem z nami. 

-  Byłam  tutaj  w  marcu  -  szepnęła  Jenna  i  opadła  na  oparcie  fotela.  -  Za  dużo  tego 

wszystkiego naraz. 

-  Wiem,  że  moje  opowiadanie  jest  trochę  chaotyczne,  ale  tak  bardzo  przejęłam  się 

tym,  że  cię  w  końcu  zobaczę.  Nie  wiem,  czy  masz  czas,  ale  jeśli  tak,  to  może  zechciałabyś 

pojechać  ze  mną  do  Craigmor?  Koniecznie  musisz  poznać  Kelly  i  Grega.  Nie  wiem,  kiedy 

wraca Nick, mąż Kelly, ale uwierz mi, że wszyscy już nie mogą się doczekać, by cię wreszcie 

poznać. Prawdę mówiąc, boję się wracać bez ciebie. 

Jenna  uznała,  że  łanowi  nie  powinno  zrobić  specjalnej  różnicy,  jeśli  weźmie  sobie 

kilka dni wolnego, i nie zamierzała przerywać spotkania z Chrisem, żeby o to zapytać. 

-  Pojadę  z  największą  przyjemnością  -  powiedziała.  Szefem  zajmie  się  później. 

Zresztą Ian nie miał już nad nią władzy nie tylko jako szef, ale również jako kochanek. - Jeśli 

mam  u  ciebie  zanocować,  muszę  wziąć  ze  sobą  kilka  rzeczy.  Poczekaj  tu,  a  ja  się  szybko 

background image

spakuję. 

-  Nastaw  się  raczej  na  kilkudniowy  pobyt.  Obiecuję,  że  po  tygodniu  pozwolimy  ci 

wrócić - zażartowała Fiona. 

- Dobrze. Poszukam Hazel i powiem jej, że wyjeżdżam. 

- Hazel! - zawołała Jenna, gdy zauważyła gospodynię wychodzącą z kuchni. - Nigdy 

w to nie uwierzysz, ale odnalazłam siostrę! Fiona jest moją siostrą! 

Widząc podniecenie Jenny, Hazel roześmiała się. 

- Co ty powiesz? Nigdy bym na to nie wpadła... szczególnie że jesteście podobne jak 

dwie krople wody. 

-  Wiesz,  że  oprócz  Fiony,  mam  jeszcze  jedną  siostrę?  Było  nas  trzy  -  oznajmiła 

radośnie Jenna. 

-  Naprawdę?  Kiedy  człowiek  dowiaduje  się  takich  rzeczy,  to  chyba  trudno  w  to 

wszystko uwierzyć? 

- Fiona zabiera mnie do siebie, żebym mogła poznać resztę rodziny - wypowiadając te 

słowa,  Jenna  czuła  się  naprawdę  szczęśliwa  Wreszcie  spełniło  się  jej  marzenie.  -  Nie 

chciałabym  przeszkadzać  łanowi,  rozmawia  z  Chrisem.  Mogłabyś  mu  powtórzyć,  że 

przyjechała  po  mnie  siostra  i  na  kilka  dni  zabrała  do  Craigmor?  Gdyby  mnie  potrzebował, 

niech tam zadzwoni. Fiona zostawi ci swój numer telefonu. 

- Przede mną nie musisz udawać. Wiem, że chcesz uniknąć rozmowy z łanem. 

- Nie będę zaprzeczać. Przypuszczam, że ucieszy się, gdy przez parę dni nie będę mu 

się plątała pod nogami. 

- Skąd ci to przyszło do głowy? Przecież on za tobą szaleje. 

-  Nie  powiedziałabym.  Raczej  chodzi  o  to,  że  wraca  do  Londynu  i  musiałby  szukać 

nowej sekretarki. Nie chce mu się zaczynać wszystkiego od początku i dlatego prosił, żebym 

z nim pojechała. 

- Naprawdę cię poprosił? 

- Tak, wczoraj. Nie przypuszczam jednak, żeby moja odmowa go zaskoczyła. Dobrze 

wiedział,  że  nie  chcę  mieszkać  w  mieście.  Muszę  się  spakować.  To  wszystko  jest  takie 

ekscytujące! - Uścisnęła Hazel i czym prędzej pobiegła na górę. 

Pakowanie  i  powrót  do  salonu  zajęły  jej  tylko  kilka  minut,  ponieważ  chciała  znowu 

spojrzeć na siostrę i przekonać się, że ona naprawdę istnieje. 

- Jestem gotowa - oznajmiła, stając w drzwiach biblioteki. 

- Nie powinnaś uprzedzić pracodawcy, że wyjeżdżasz? - zapyta Fiona. 

-  Zostawiłam  mu  wiadomość  u  gospodyni.  -  Jenna  zarumieniła  się.  -  Zapisz  swój 

background image

numer telefonu. Gdyby musiał się ze mną skontaktować, zadzwoni. 

-  Dobrze.  Nie  umiem  wyrazić,  jak  bardzo  się  cieszę,  że  cię  znalazłam.  Jestem  taka 

wzruszona. Pewnie niedługo będziesz już miała dosyć, że to bez przerwy powtarzam. 

-  Nigdy  nie  będę  miała  dosyć,  bo  czuję  dokładnie  to  samo.  Mam  bardzo  bujną 

wyobraźnię, ale nigdy nawet nie marzyłam, że odnajdę rodzone siostry. 

-  Wiem,  że  to  nie  moja  sprawa,  ale  czy  ciebie  i  twojego  szefa  coś  łączy?  -  zapytała 

Fiona, kiedy jechały samochodem. 

- Nic - skłamała bezwstydnie Jenna. 

- Chciałabyś, żeby było inaczej? 

Jenna próbowała się roześmiać, ale zabrzmiało to raczej jak szloch. 

- Wiem, że to mało oryginalne, ale zakochałam się w swoim szefie. Nie ma się jednak 

czym przejmować - dodała skwapliwie. - Szybko się z tego otrząsnę. Nie wiem, czy już ci o 

tym wspominałam, ale on pracuje w Londynie i wkrótce tam wyjeżdża Do Szkocji przyjechał 

tylko na czas rekonwalescencji po wypadku samochodowym. Zatrudnił mnie do pomocy przy 

przepisywaniu swojej książki i muszę ci powiedzieć, że to naprawdę dobra powieść. Ledwo ją 

skończył, a już znalazł się wydawca, który chce ją kupić. 

- A co on do ciebie czuje? 

- Myślę, że dosyć mnie lubi - powiedziała, przypominając sobie, jak namiętnie Ian się 

z nią kochał. - Jestem pewna, że z łatwością znajdzie sobie nową sekretarkę. 

I nową kochankę, pomyślała, czując się bardzo nieszczęśliwa. 

-  Mam  wrażenie,  że  nie  powiedziałaś  mi  wszystkiego.  Nie  martw  się,  już  ja  znajdę 

sposób,  żeby  to  z  ciebie  wyciągnąć.  A  jeśli  nie  ja,  zrobi  to  Kelly.  Zresztą  sama  zobaczysz, 

kiedy obie zaczniemy cię dręczyć. Nie jesteś przyzwyczajona do walki z dwiema siostrami. 

- To prawda, ale mimo wszystko nie mogę się tego doczekać. 

background image

ROZDZIAŁ 14 

Był  już  wieczór,  Ian  i  Chris  zjedli  kolację  i,  siedząc  w  bibliotece  przed  kominkiem, 

sączyli brandy. 

-  Chcesz  mi  powiedzieć,  że  nadal  się  wahasz,  czy  podpisać  umowę?  Nie  mogę 

zrozumieć twojego niezdecydowania - dziwił się Chris. - Nie uda ci się mnie przekonać, że po 

tylu  miesiącach  pracy  nad  książką  wolisz,  żeby  zamiast  pojawić  się  w  księgarniach, 

pokrywała się kurzem w szufladzie. 

Ian słuchał przyjaciela jednym uchem. Miał wyrzuty sumienia, że nie poprosił Jenny, 

aby  im  towarzyszyła  podczas  kolacji.  W  ciągu  dnia  Chris  wielokrotnie  wypytywał  go  o 

atrakcyjną  asystentkę,  kiedy  więc  Ian  wyobraził  sobie  wspólny  posiłek,  w  czasie  którego 

będzie musiał obserwować, jak Chris flirtuje z Jenną, zdecydował, że zjedzą kolację tylko we 

dwóch. 

Unikał  jej  wczoraj  przez  cały  dzień.  To,  że  jej  nie  widział,  wcale  mu  nie  poprawiło 

humoru.  Nie  chciała  wziąć  z  nim  ślubu,  ale  może  było  coś,  co  mógłby  zrobić  albo 

powiedzieć, żeby nadal dla niego pracowała. 

Jak  w  ogóle  mógł  pomyśleć,  że  Jenna  zgodzi  się  zostać  jego  żoną?  Rozpamiętywał 

ostatnią  rozmowę  z  Jenną.  W  pewnej  chwili  zdał  sobie  sprawę,  że  tak  naprawdę  nie 

powiedział ani słowa o tym, co do niej czuje. A przecież kochał ją do szaleństwa i był pewny, 

ż

e Jenna już to wie. Niemożliwe, aby pomyślała, że prosił ją o rękę, nie kochając jej. 

- Ian? 

- Co? 

- Dotarło do ciebie chociaż jedno słowo z tego, co powiedziałem? 

- Tak. Oczywiście. Pytałeś, czy zamierzam podpisać umowę, czy nie. 

- To prawda. Pytałem o to jakieś pół godziny temu. Powiedz mi, co się z tobą dzieje? 

Wyglądasz  jak  z  krzyża  zdjęty  i  zachowujesz  się,  jakby  wcale  cię  nie  obchodziło,  czy  jako 

pisarz masz przyszłość, czy też nie. 

- Uważasz, że powinienem ją podpisać - stwierdzi Ian. 

- Uważam, że powinieneś paść na kolana i dziękować Bogu za taką okazję. Ludzie z 

wydawnictwa  są  przekonani,  że  masz  przed  sobą  wielką  przyszłość,  i  zobowiązują  się 

zorganizować  ci  taką  kampanię  reklamową,  za  jaką  większość  autorów  bez  zastanowienia 

sprzedałaby  duszę.  Poza  tym  chcą  całkiem  nieźle  zapłacić  za  pierwszą  książkę.  Biorąc  to 

wszystko pod uwagę, nie mogę zrozumieć, o co ci chodzi. 

background image

- Nie podoba mi się, że umowa opiewa na trzy książki. Jedną już napisałem i zacząłem 

pisać drugą, ale świadomość, że będę musiał napisać trzy, trochę mnie przytłacza. Rozumiesz 

już? 

- Większość pisarzy uznałaby to raczej za powód do radości - zauważył Chris. 

Ian pomyślał, że Chris był zawsze dobrym przyjacielem, a on dopiero teraz zdał sobie 

sprawę, jak bardzo może na nim polegać i jakim zaufaniem go darzy. 

- Doszedłem w swoim życiu do punktu, w którym muszę dokonać wyboru, i nie wiem, 

co  mam  zrobić  -  wyznał  Ian.  -  Pierwszy  raz  znalazłem  się  w  takiej  sytuacji.  Do  tej  pory 

miałem wszystko dokładnie zaplanowane. 

-  Cieszę  się,  że  to  słyszę  -  odparł  Chris  z  uśmiechem.  -  Odkąd  się  znamy,  zawsze 

dokładnie wiedziałeś, czego chcesz i w jaki sposób to osiągnąć. 

- Dostałem zgodę na powrót do służby - powiedział Ian. Chris był jednym z niewielu 

ludzi, którzy wiedzieli, czym się naprawdę zajmował. - Mam się zameldować w poniedziałek, 

a potem, jak wiesz, nie będzie za dużo czasu na pisanie. 

- O ile dobrze pamiętam, odkąd miałeś wypadek, myślałeś wyłącznie o tym, żeby jak 

najszybciej wrócić do pracy. Popraw mnie, jeśli się mylę. 

-  Zgadza  się.  Na  początku  pisanie  było  tylko  sposobem  na  zabicie  czasu.  Nie 

przypuszczałem, że tak  mnie wciągnie. Kiedy skończyłem książkę, nie  wiedziałem, co mam 

ze sobą zrobić, póki nie zacząłem pisać następnej. Teraz mogę już wrócić do pracy, a mimo 

to... - Urwał i zamyślił się. - Och, zresztą sam nie wiem. Nie zwracaj uwagi na to, co mówię. 

- Czyżbyś rozważał odejście z agencji? - Chris odstawił kieliszek. 

- Nie sądzisz, że to byłoby szaleństwo? 

- Oczywiście, ale tylko jeśli nadal koniecznie chcesz ryzykować życie. Twierdziłeś, że 

nie  widzisz  dla  siebie  innej  przyszłości  niż  agencja.  Twoja  praca  była  dla  ciebie  wszystkim, 

więc uwierzyłem, że naprawdę tak jest. 

- Tak samo jak i ja. Jeżeli planując powrót do służby podpiszę tę umowę, to postąpię 

nieuczciwie. 

- Rozumiem, co masz na myśli. 

Ian  zastanawiał  się,  czy  gdyby  zrezygnował  z  pisania  zrobiłoby  to  Jennie  jakąś 

różnicę.  Tak  niewiele  wiedział  o  kobietach.  Przypuszczał,  że  większość  z  nich  lubiła  ro-

mantyczne sceny z kwiatami i biżuterią, z dobrym winem i światłem świec, ale to nie było w 

jego stylu. Nie by romantykiem i Jenna o tym wiedziała. 

Kiedy  się  kochali,  była  tak  namiętna,  że  uznał  to  za  objaw  jej  miłości.  Jakże  był 

naiwny. Może seks był jedynym, czego Jenna od niego chciała? 

background image

Zatopiony w rozmyślaniach, z trudem dosłyszał głos przyjaciela. 

- I co masz teraz zamiar zrobić? - zapytał Chris. 

- Muszę z nią o tym wszystkim porozmawiać i... - od? parł roztargnionym tonem Ian. 

- Z kim musisz porozmawiać? 

Ian nie mógł uwierzyć, że powiedział głośno to, o czym myślał. 

-  Zanim  podejmę  decyzję,  rozmówię  się  z  Toddem.  Nie  wiem,  czy  ci  wspominałem, 

ż

e na początku zaproponował mi pracę za biurkiem. 

- Nie nadajesz się za biurko, przecież ciebie rozpiera energia. Między innymi właśnie 

dlatego jestem zaskoczony, że tak bardzo polubiłeś pisanie. 

-  Nie  piszę,  siedząc  za  biurkiem.  -  Ian  uśmiechnął  się.  -  Chodzę  i  głośno  mówię, 

nagrywając to na taśmę. Często podczas spacerów albo kiedy włóczę się po zamku. Właśnie 

dlatego potrzebuję fachowej pomocy, która to sprawnie przepisze na komputerze. 

- A więc zakładając, że zdecydujesz się odejść ze służby, będziesz ją chciał zatrzymać 

przy sobie na dłużej. Jak ona ma na imię? Jenna, tak? 

Chciałby,  i  to  bardzo.  Nie  widział  Jenny  tylko  jeden  dzień,  a  już  brakowało  mu 

ż

artobliwych docinków i rudego blasku, którym lśniły w słońcu jej włosy. Brakowało mu jej 

spojrzeń,  radosnych  i  figlarnych,  jak  gdyby  śmiała  się  z  jakiegoś  żartu,  być  może  na  jego 

temat. Chciał się z nią kochać, chciał czuć, że mógłby... zresztą nieważne, co czuł. 

Zrozumiał,  że  od  chwili  gdy  odrzuciła  jego  oświadczyny,  zachowywał  się 

beznadziejnie. Nadszedł czas, żeby ją przeprosić. 

-  Rozmawiałem  z  Jenną  i  odniosłem  wrażenie,  że  uważa  swoją  pracę  tutaj  za 

zakończoną - powiedział Chris. - Ciekawe dlaczego? 

- O czym ty mówisz? - zapytał Ian. 

-  Kiedy  rano  spotkaliśmy  się  przed  domem,  wspomniała,  że  zanim  zacznie  szukać 

następnej  pracy,  chce  sobie  zrobić  kilka  tygodni  wolnego.  Szczerze  mówiąc, 

zaproponowałem, że mogę ją zatrudnić u siebie. 

-  Pewnie,  że zaproponowałeś!  -  Ian  zerwał  się  na  równe  nogi.  -  Jenna  nie  potrzebuje 

ż

adnej innej pracy. Może zostać u mnie tak długo, jak tylko będzie chciała, słyszysz? Idę jej 

to powiedzieć. 

-  Zrobiłem,  co  się  dało.  -  Chris  wstał  i  przeciągnął  się.  -  Poza  kilkoma  drobiazgami 

umowa  jest  w  porządku.  Jeśli  chcesz,  mogę  zadzwonić  do  Bensona  i  przedyskutować 

możliwość podpisania umowy na jedną książkę. 

- Na razie się wstrzymaj. W najbliższych dniach dam ci znać, co postanowiłem. 

-  Dobrze.  A  teraz  idź  się  położyć,  bo  marnie  wyglądasz,  Ian  odprowadził  Chrisa  do 

background image

samochodu i poczekał, aż odjedzie. Potem wrócił do zamku i poszedł do pokoju Jenny. 

Zapukał i czekał, ale nie doczekał się reakcji. Zajrzał do środka. W pokoju nikogo nie 

było. Ruszył więc na poszukiwanie Hazel. 

- Gdzie jest Jenna? - zapytał, kiedy tylko znalazł gospodynię. 

- A, tak, miałam ci powiedzieć, ale cały dzień byłeś dosyć zajęty. Jenna nie chciała ci 

przeszkadzać, więc ja też postanowiłam poczekać, aż będziesz wolny. 

- Co miałaś mi powiedzieć? - wycedził Ian. 

- Cała ta historia brzmi jak bajka. Jenna prawie przez całe życie była sama jak palec i 

nagle ni stąd, ni zowąd dowiaduje się, że przyszła na świat jako jedna z trojaczek i ma dwie 

siostry.  To  niesamowite,  nie  uważasz?  Zdaje  się,  że  rozdzielono  je  zaraz  po  urodzeniu,  ale 

wystarczy popatrzeć na nie, kiedy stoją obok siebie, żeby stwierdzić, jak bardzo są podobne. 

- Czy to znaczy, że Jenna wyjechała? - Ian czuł, jak ogarnia go panika. 

-  Powiedziała,  że  wróci  za  kilka  dni.  Pojechała  do  Craigmor,  gdzie  mieszkają  jej 

siostry. Właśnie dzisiaj rano jedna z nich przyjechała, szukając Jenny i... - Urwała, bo Ian już 

wyszedł. 

Wrócił  do  siebie  i  zasępiony  wpatrywał  się  w  ogień  płonący  w  kominku.  Jednak  ma 

rodzinę  w  Szkocji.  Szczerze  się  cieszył,  że  ją  odnalazła,  ale  kiedy  Chris  powiedział  mu,  że 

Jenna  rano  wspomniała  o  poszukiwaniu  nowej  pracy,  ogarnęło  go  uczucie  niepowetowanej 

straty.  I  tak  zamierzała  wyjechać,  a  teraz,  gdy  znalazła  rodzinę,  miała  jeszcze  więcej 

powodów, żeby to zrobić. 

Zostawiła  swoje  rzeczy,  więc  będzie  musiała  po  nie  wrócić.  Dobre  chociaż  to. 

Poczeka  na  nią  i  poprosi  o  rozmowę.  Niech  mu  powie,  co  czuje  i  co  zamierza  dalej  robić. 

Potrzebował jej. I to bardzo. 

Na razie jednak mógł tylko czekać na jej powrót. 

background image

ROZDZIAŁ 15 

Jenna bała się, że to tylko sen. Cały czas miała ochotę się uszczypnąć i przekonać, że 

wszystko  to  dzieje  się  naprawdę.  Jechała  samochodem  prowadzonym  przez  własną  siostrę. 

Gdy  usłyszała  o  istnieniu  Fiony,  miała  nadzieję,  że  będzie  to  choćby  daleka  kuzynka,  o 

siostrze nawet nie marzyła. To cud, że się odnalazły. 

-  Nawet  nie  wiesz,  jak  bardzo  się  cieszę,  że  wiozę  cię  dzisiaj  do  Craigmor  - 

powiedziała Fiona, uśmiechając siej do Jenny. - To takie ekscytujące. Chyba przez miesiąc się 

na ciebie nie napatrzę! 

-  Ty  przynajmniej  wiedziałaś  o  moim  istnieniu.  Ja  ciągle  jeszcze  nie  mogę  dojść  do 

siebie po tym, jak się dowiedziałam, że mam rodzinę. Od dziecka o tym marzyłam. 

- Opowiedz mi o swoim życiu w Australii. Chcę wiedzieć o tobie wszystko - poprosiła 

Fiona, a Jenna dobrze ją rozumiała, bo czuła dokładnie to samo. 

-  Rodzice  przenieśli  się  do  Australii,  kiedy  miałam  pięć  lat.  Prawie  nic  z  tego  nie 

pamiętam.  Powiedziano  mi,  że  mieszkaliśmy  w  niedużym  miasteczku,  pięć  godzin  drogi  od 

Sydney. Mój ojciec robił meble, ale nie wiem, czy rzeczywiście widziałam go w warsztacie, 

czy  później  to  sobie  wyobraziłam.  Wspomnienia  o  mamie  są  tak  samo  niewyraźne,  choć 

pamiętam  ją  w  naszej  kuchni.  Miała  na  sobie  niebieski  fartuch  i  gotowała  coś  pysznego,  co 

bardzo lubiłam. 

- A ich śmierć? Czy rozmowa na ten temat nie jest zbyt bolesna? 

- Tak samo nie jestem pewna, co zapamiętałam, a co mi później powiedziano. Wiem, 

ż

e  byłam  z  rodzicami  na  wakacjach  i  spędzaliśmy  noc  na  biwaku  gdzieś  na  pustkowiu,  w 

głębi  kraju.  Kiedy  dorosłam,  przeglądałam  dokumenty.  Chciałam  się  dowiedzieć,  co  się 

wtedy  naprawdę  stało.  Pośród  papierów  znalazłam  artykuł  z  gazety.  Wynikało  z  niego,  że 

rodzice rozbili obóz pomiędzy kilkoma drzewami rosnącymi w wilgotnym zagłębieniu terenu. 

Myśleli  pewnie,  że  to  wyschnięte  koryto  rzeki.  Zbyt  krótko  mieszkali  w  Australii,  żeby 

wiedzieć,  jak  niebezpieczne  mogą  być  spływające  po  gwałtownych  ulewach,  rwące  potoki 

wody.  Nagle  w  nocy  rozpętała  się  burza  i  z  otaczających  obozowisko  pagórków  zaczęła  lać 

się woda. Padało tak silnie, że powstała rwąca rzeka, która zabrała wszystko poza furgonetką. 

Między  innymi  także  namiot  i  śpiących  w  nim  rodziców.  Według  policji  przeżyłam  tylko 

dlatego, że spałam w furgonetce. Pamiętam, że kiedy się obudziłam, zobaczyłam czarną twarz 

pomalowaną w dziwne białe wzory. Patrzyła na mnie przez okno samochodu. Ze strachu nie 

mogłam  się  ruszyć.  Zaczęłam  krzyczeć,  wołać  rodziców  i  wtedy  czarna  twarz  znikła.  Ten 

background image

widok latami wracał do mnie w koszmarnych snach. - Jenna spojrzała na Fionę. - Bałam się... 

wołałam rodziców, ale oni nie przychodzili na ratunek. 

- Ta czarna twarz to była jakaś maska? 

-  Nie,  to  był  aborygen.  Wyszli  na  polowanie  i  natknęli  się  na  resztki  naszego 

obozowiska.  Znaleźli  ciała  moich  rodziców.  Część  z  nich  zaniosła  je  do  najbliższego 

miasteczka,  a  reszta  zaczęła  przeszukiwać  okolicę,  sprawdzając,  czy  ktoś  nie  przeżył. 

Umarłabym, gdyby mnie wtedy nie znaleźli. 

- Co się stało po tym, kiedy zaczęłaś krzyczeć? 

- Widzieli, że się ich boję, więc powiadomili policję, żeby mnie stamtąd zabrała. Tyle 

mi powiedziano. Ja pamiętam tylko tę czarną twarz w oknie. 

- Okropne. Co wydarzyło się potem? 

-  Odesłano  mnie  do  Sydney  i  umieszczono  w  sierocińcu,  a  później  w  rodzinie 

zastępczej.  Kilka  razy  mnie  przenoszono,  nie  pamiętam  dlaczego.  W  pierwszych  wspo-

mnieniach  widzę  siebie  czytającą  książkę.  Przypuszczam,  że  czytałam,  by  uciec  od 

rzeczywistości.  Byłam  grzecznym  dzieckiem  i  nigdy  nie  sprawiałam  kłopotów.  Pewnie 

dlatego, że zamykałam się w swoim własnym świecie, pełnym bohaterów ulubionych książek. 

Często  mówiono mi, że mam  zbyt  bujną  wyobraźnię.  Myślę  jednak,  że  tylko  dzięki  niej  nie 

czułam się bardzo samotna. 

Fiona milczała, więc Jenna spojrzała na siostrę. Po jej policzkach płynęły łzy. 

- Przepraszam, nie chciałam cię zasmucić. 

- Nie zwracaj na mnie uwagi. Odkąd jestem w ciąży, często płaczę. W moim stanie to 

zupełnie normalne, choć czasami bywa krępujące. Jest mi po prostu smutno, że przez cały ten 

czas byłaś sama. Ci, którzy nas rozdzielili, uważali pewnie, że to najlepsze, co mogą dla nas 

zrobić, ale serce mi się kraje na myśl o tym, że ani mnie, ani Kelly nie było wtedy przy tobie. 

-  Zawsze  marzyłam,  by  mieć  braci  i  siostry,  wujów  i  ciotki.  Dużą  rodzinę.  Dlatego 

przyjechałam  do  Wielkiej  Brytanii.  Oczywiście  wtedy  jeszcze  nie  wiedziałam,  że  zostałam 

adoptowana. 

- Musiałaś się spotkać z tą okropną kobietą w Konwalii, ale cieszę się, że przyjechałaś. 

-  Masz  na  myśli  tę  wiedźmę  Morwennę?  Przypomniała  mi  jedną  z  przełożonych  z 

sierocińca. To okropna kobieta, ale dużo gorsze było to, czego się od niej dowiedziałam. 

Zatrzymały  się,  żeby  zatankować  samochód,  a  przy  okazji  postanowiły  coś  zjeść. 

Bezwiednie zamówiły dokładnie to samo. A kiedy zaczęły rozmawiać o tym, co lubią i czego 

nie lubią, okazało się, że mają bardzo podobne gusty. 

- To niesamowite, jak bardzo wszystkie trzy jesteśmy do siebie podobne. My z Kelly 

background image

mamy  to  już  za  sobą  ale  ty  będziesz  się  ciągle  dziwić.  Nie  mogę  się  doczekać,  kiedy 

dojedziemy do Craigmor. Kelly czeka u mnie w  domu. Gdy  jej mąż wyjeżdża, Kelly  często 

mieszka  z  nami.  Kiedyś  jeździła  razem  z  nim,  ale  teraz  lekarz  kazał  jej  siedzieć  w  domu, 

dopóki nie urodzi. Ona jest bardzo niecierpliwa. Szybko się o tym przekonasz. 

- Ciekawe, po kim to ma? 

- Zapewniam cię, że nie po mnie. Ja jestem bardzo cierpliwa. Ale gdy Emily Gillis w 

końcu  do  mnie  zadzwoniła,  prawie  całą  noc  nie  spałam,  nie  mogąc  się  doczekać,  kiedy 

wreszcie się z tobą spotkam. 

- Tak bardzo się cieszę, że przyjechałaś. - Jenna wzięła Fionę za rękę. - Znałam twoje 

nazwisko i wiedziałam, gdzie kiedyś mieszkałaś. Myślę jednak, że bałam się znowu natknąć 

na  kogoś  takiego  jak  Morwenna,  kto  przegoni  mnie  od  swoich  drzwi,  gdy  tylko  zapytam  o 

ewentualne pokrewieństwo. 

-  Jak  to  się  stało,  że  znalazłaś  się  w  Szkocji  i  zaczęłaś  pracować  u  Iana?  -  zapytała 

Fiona, kiedy ruszyły w dalszą drogę. 

Jenna  chciała  zapomnieć  o  Ianie,  zdobyła  się  jednak  na  obojętny  ton  i  opowiedziała 

siostrze  o  pannie  Spradlin  i  o  okolicznościach,  w  jakich  została  zatrudniona.  Scha-

rakteryzowała też swojego pracodawcę. 

-  Jest  gburowaty,  oschły  i  potrafi  być  nieprzystępny.  Nie  jestem  pewna,  czy  zawsze 

taki był, czy stał się dopiero po wypadku. 

- Brzmi dosyć okropnie. Jak sobie z nim dawałaś radę? 

-  Nie  przerażają  mnie  ponure  miny  ani  zrzędzenie.  Nauczyłam  się  tego  przy  moim 

poprzednim szefie, który pod wieloma względami był podobny do Iana. Jego żona mówiła, że 

nie  wie,  jak  wytrzymuję  humory  jej  męża  Ani  pan  Fitzgerald,  ani  Ian  nie  należą  do  ludzi 

ujmujących i towarzyskich. 

-  Nie  wiem,  jak  mogłaś  się  zakochać  w  takim  mężczyźnie?  I  nie  rozumiem,  jak  on 

mógł  się  nie  zakochać  w  tobie.  Musimy  wymyślić  coś,  co  go  zmusi,  aby  padł  na  kolana  i 

błagał cię, byś nie odchodziła, a może nawet poprosił cię o rękę. 

- O rękę już mnie prosił - powiedziała Jenna. 

- Pamiętaj, że prowadzę, więc uważaj, co mówisz! Jesteś w nim zakochana, on ci się 

oświadcza, a ty mu odmawiasz? 

-  Może  trudno  ci  to  zrozumieć,  ale  ja  przez  całe  życie  pragnęłam,  żeby  ktoś  mnie 

pokochał  z  całego  serca.  Przyrzekłam  sobie,  że  nie  wyjdę  za  mąż  bez  miłości.  Pragnę  być 

kochana i nigdy nie zwiążę się z kimś tylko dlatego, że tak mu wygodniej. 

- Jesteś pewna, że on cię nie kocha? 

background image

- Powiedzmy, że mnie pożąda. Wątpię jednak, by mnie kochał. 

- A może cię kocha, tylko nie umie tego okazać? 

- Tego nie wzięłam pod uwagę. - Jenna z zastanowieniem popatrzyła na siostrę. 

- Przekonałam się, że wielu mężczyzn ukrywa uczucia. Moim zdaniem, jeśli poprosił, 

byś za niego wyszła, to musi mu na tobie bardzo zależeć. 

- Sposób, w jaki to powiedział, zabrzmiał nieomal jak propozycja pracy. 

- Może dla ciebie. On jednak mógł uważać inaczej. 

-  Wiesz  co?  Kiedy  wrócę  do  zamku,  porozmawiam  z  nim  o  oświadczynach.  Niech 

poda  powody,  dla  których  chce  się  ze  mną  ożenić.  Oczywiście  z  wyjątkiem  tego,  że  w 

najbliższej dającej się przewidzieć przyszłości będzie mu potrzebna sekretarka. 

- Świetnie. To bardzo ważne, żebyście się umieli porozumieć. Gdybyś widziała, co się 

tu  działo  rok  temu,  kiedy  Greg  i  ja  próbowaliśmy  się  dogadać.  On  był  wdowcem  i  razem  z 

małą  córeczką  mieszkał  w  Nowym  Jorku,  a  ja  w  Szkocji.  Najgorsze  było  to,  że  nie 

powiedziałam mu jasno, że chcę z nim być. Nie wiedział, że jestem gotowa zrobić wszystko, 

by pokonać przeszkody stojące nam na drodze. 

- W końcu się wam udało. 

- Zrozumiał, że woli zaryzykować i znowu kogoś pokochać, niż pozwolić mi odejść. 

- Ciekawe, czy Ian umiałby podjąć taką decyzję. 

-  Wyjeżdżając  na  tydzień,  stworzyłaś  mu  doskonałą  okazję,  żeby  mógł  się  o  tym 

przekonać. 

To  prawda.  Jenna  zrozumiała,  że  musi  się  spotkać  z  łanem  i  zapytać  go,  co  do  niej 

czuje.  Była  pewna,  że  tym  razem  nie zabraknie  jej  odwagi,  by  zadać  to  pytanie.  Dopóki  nie 

przekona się, że on jej nie kocha, nie będzie umiała o nim zapomnieć. Dlaczego musiała się 

zakochać w mężczyźnie o tak skomplikowanym charakterze? 

Tymczasem Fiona skręciła z głównej drogi i wjechała do Craigmor, a Jenna nie mogła 

się już doczekać chwili, w której pozna swoją rodzinę. 

background image

ROZDZIAŁ 16 

Spotkaniu trzech sióstr towarzyszyły radość i wzruszenie. Każda opowiedziała historię 

swojego życia, przy czym nie obyło się bez okrzyków zaskoczenia i mnóstwa uścisków. 

Jenna  poznała  Tinę,  uroczą  córeczkę  Grega,  i  gdyby  nie  wiedziała,  że  nie  jest  ona 

rodzoną  córką  jej  siostry,  nigdy  by  się  tego  nie  domyśliła.  Fiona  kochała  dziewczynkę  i  od 

razu było widać, że z wzajemnością. 

Siostry  opowiedziały  jej  szczegóły  z  okresu,  kiedy  znajomość  Fiony  i  Grega  zaczęła 

nabierać  rumieńców.  Zaśmiewała  się  do  łez,  gdy  Kelly  w  komiczny  sposób  opowiadała  o 

tym,  jak  wielokrotnie  kłóciła  się  i  godziła  z  Nickiem.  Usłyszała  też,  że  zdaniem  obu  sióstr 

Nick, czyli Dominie Chakaris, ma zbyt wiele pieniędzy, by mogło mu to wyjść na dobre. 

Jenna  nie  rozumiała,  co  mają  na  myśli,  i  dopiero  Fiona  wyjaśniła  jej,  że  Nick  bywał 

arogancki,  a  Kelly  nie  potrafiła  mu  tego  wybaczyć,  póki  nie  przekonała  się,  jak  bardzo  ją 

kocha.  W  końcu  przyszła  jej  kolej  i  poganiana  przez  Fionę  opowiedziała  o  Ianie.  Kiedy 

skończyła, obie zasypały ją radami, nie zwracając uwagi na to, że często mówią jednocześnie. 

- Od chwili gdy mi powiedziałaś, że twoi rodzice się utopili, nie mogę przestać o tym 

myśleć - powiedziała Fiona. - Moi zginęli w podobny sposób. Byłam już wtedy dorosła, ale to 

zawsze  boli  tak  samo.  Nie  przyszło  ci  do  głowy,  że  istnieje  siła,  która  sprawiła,  że  oba 

małżeństwa utonęły? 

-  Nie  ma  takiej  siły  -  stwierdziła  zdecydowanym  tonem  Kelly.  -  Kiedy  moi  rodzice 

umierali na serce, oboje byli w domu. 

- Jednocześnie mieli atak serca? - zapytała zaskoczona Jenna. 

Siostry roześmiały się, widząc jej niedowierzanie, ale zaraz spoważniały. 

-  Nie,  ojciec  umarł  pierwszy.  Mama  nie  potrafiła  się  pogodzić  z  jego  odejściem  i 

umarła  cztery  lata  później  Może  to,  że  twoi  rodzice  zginęli  razem,  ostatecznie  nie  jest  takie 

najgorsze. 

- Przykro mi, że muszę przerwać to spotkanie, ale idę już do łóżka. - Kelly ziewnęła. - 

Im  bardziej  to  dziecko  rośnie,  tym  silniej  się  rozpycha.  A  teraz  wyraźnie  czeka  żebym  się 

położyła. 

Fiona pomogła Kelly wstać z krzesła. 

- Obiecuję, że też ci będę pomagać, kiedy osiągniesz już takie rozmiary - powiedziała 

Kelly i wszystkie trzy się roześmiały. 

- Na kiedy masz termin? - zapytała Jenna. 

background image

- Powinnam urodzić za sześć tygodni, ale kiedy  patrzę na siebie i widzę, jaka jestem 

wielka, wydaje mi się to niedorzeczne. Jestem pewna, że mały ma tam w środku piłkę, a gdy 

się wreszcie urodzi, będzie pewnie od razu biegał po boisku. 

- Wiesz już, że to chłopiec? 

- Jest nam obojętne, czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka. Zdecydowaliśmy, że nie 

będziemy sprawdzać płci. Dowiemy się, kiedy się urodzi. Czuję jednak, że to będzie chłopiec. 

- Rozmawiałaś dzisiaj z Nickiem? - zapytała Fiona. 

-  Oczywiście.  Zadzwonił  niedługo  po  twoim  wyjeździe.  Upewnił  się,  że  dobrze  się 

czuję, powiedział, że mnie kocha i że wróci najszybciej, jak to możliwe. Nawet nie zdążyłam 

go powiadomić, że znalazłyśmy Jennę. 

- Gdy mówicie o swoich mężach, od razu widać, jak bardzo za nimi tęsknicie. Cieszę 

się, że obie jesteście szczęśliwe. 

- To prawda - przyznała Fiona. - Dobrze, że Greg nie wyjeżdża tak często jak Nick. Za 

każdym  razem  prosi,  żebym  się  nie  martwiła,  jeśli  się  spóźnia.  Mimo  to  wyglądam  mniej 

więcej  tak.  -  Fiona  zrobiła  zeza  i  wywiesiła  język  jak  pies.  - Powiedział,  że  niedługo  wróci, 

ale to niedługo zawsze jest dla mnie za długo. 

Kelly  leżała  już  w  łóżku  pod  kołdrą,  a  Jenna  i  Fiona  siedziały  obok  niej.  Siostry 

znowu zaczęły wypytywać Jennę o Iana. 

Odpowiadając na ich pytania, Jenna uzmysłowiła sobie, jak bardzo Ian się zmienił od 

czasu,  kiedy  go  poznała.  Opisała  siostrom  przyjęcie,  na  którym  byli  w  Londynie, 

przemilczając  oczywiście  jego  zakończenie.  Opowiedziała  im  o  zamku  i  o  otaczających  go 

wspaniałych ogrodach. O Cook i o Hazel. I o tym, jak dobrze się tam czuła. 

- Źle z nią - orzekła Kelly kiedy Jenna zamilkła. 

-  Jutro  albo  pojutrze  musimy  ją  tam  odwieźć  -  uznała  Fiona.  -  A  przy  okazji 

obejrzymy  Iana  i  ocenimy,  czy  jest  dla  niej  wystarczająco  dobry.  Jeśli  się  nam  spodoba, 

będzie twój. Już my tego dopilnujemy. 

- Może wcale nie będzie go tak łatwo przekonać. - Jenna westchnęła. 

- Liczę na to, że on jest w tobie do szaleństwa zakochany i by cię zdobyć, jest gotów 

zrobić wszystko, cokolwiek mu poradzimy. Możemy go zaczarować. - Kelly wykonała ruch, 

jakby rzucała zaklęcie. 

-  Wmówimy  mu,  że  jesteśmy  ciężarnymi  rusałkami,  a  nasze  czary  uczynią  z  niego 

mężczyznę, któremu żadna się nie oprze - dodała Fiona. 

- Ja już teraz nie mogę mu się oprzeć - przyznała Jenna. 

Tej nocy tuliła do siebie poduszkę, marząc, że to Ian. Przyzwyczaiła się, że leży obok 

background image

niej, i trudno jej było zasnąć w pustym łóżku. Poprzedniej nocy również nie spała, miała więc 

nadzieję, że dzisiaj zmęczenie weźmie górę. 

Bardzo za nim tęskniła. A jeśli on ją kochał, a ona źle zrozumiała powody, dla których 

się oświadczył? Gdyby tak było, jej odmowa sprawiłaby mu ból. Myśl, że Ian mógł przez nią 

cierpieć,  była  nie  do  zniesienia.  Jeżeli  go  źle  oceniła,  to  jest  mu  winna  przeprosiny.  Zanim 

zasnęła, postanowiła, że jutro wróci do zamku. 

Następnego  ranka  Jenna  obudziła  się  zaniepokojona  odgłosami  zamieszania 

dochodzącymi  z  dołu,  ale  zaraz  potem  rozległ  się  śmiech  obu  sióstr  i  radosne  chichotanie 

Tiny.  Dudniące  męskie  głosy  oznaczały,  że  jej  szwagrowie  wrócili  do  domu.  Jenna 

wyskoczyła z łóżka, ubrała się i szybko zbiegła na dół. 

Głosy  dochodziły  z  kuchni.  Drzwi  były  uchylone,  więc  Jenna  zajrzała  do  środka. 

Fiona szykowała śniadanie, Kelly nakrywała do stołu, a Tina siedziała na kolanach jednego z 

mężczyzn.  Opowiadała  coś  z  przejęciem,  gestykulując  rękami.  Obaj  mężczyźni  byli 

odwróceni bokiem, tak że nie mogła zobaczyć ich twarzy. Fiona sięgnęła po coś do kredensu i 

zauważyła Jennę. 

-  Greg,  kochanie  -  powiedziała  do  męża  -  wróciliście  z  Nickiem  w  tym  samym 

momencie  i  zrobiło się  takie  zamieszanie,  że zapomniałam  ci  powiedzieć  o  pewnej  sprawie, 

którą za ciebie rozwiązałam. 

W  kuchni  zapadła  cisza,  a  na  twarzach  Fiony  i  Kelly  pojawiły  się  identyczne 

uśmiechy. 

- Jak to możliwe? - zapytał Greg. 

- Miałam trop, sprawdziłam go i połączyłam fakty - odparła Fiona. 

Nick  spojrzał  na  Grega,  a  kiedy  odwrócił  głowę,  Jenna  dostrzegła  idealny  grecki 

profil. 

-  Może  powinieneś  zatrudnić  Fionę  jako  swoją  asystentkę.  Oczywiście,  jeśli  kiedyś 

akurat nie będzie w ciąży. 

- I ty to mówisz? - odparł Greg i wszyscy się roześmiali. 

-  Oto  wynik  mojego  dochodzenia  -  powiedziała  Fiona,  machając  na  Jennę,  żeby 

weszła do środka. Mężczyźni popatrzyli na drzwi i wstali. 

- Nie wierzę własnym oczom - szepnął Greg, stawiając Tinę na podłodze. - Ty musisz 

być.... 

- Jenna Craddock - powiedziały jednocześnie trzy siostry. 

- Gdzie i jak udało ci sieją znaleźć? - zapytał Nick, przyglądając się Jennie z aprobatą. 

Fiona nalała Jennie kawy, a Kelly przysunęła dla niej dodatkowe krzesło i skinieniem 

background image

głowy zaprosiła do stołu. 

-  Znajdowała  się  tak  blisko,  że  mogła  przyjechać  na  nasze  śluby.  Gdybyśmy  tylko 

wiedzieli... - wyjaśniła Kelly, a potem na nowo zaczęło się opowiadanie całej historii. 

-  Nie  ma  żadnych  wątpliwości  -  stwierdził  Nick,  kiedy  wszystko  zostało  już 

wyjaśnione.  -  Gdyby  nie  to,  że  macie  różne  kolory  oczu  i  trochę  inny  odcień  włosów,  nie 

umiałbym was rozróżnić. 

- Wystarczy, że spojrzysz na nasze brzuchy. - Kelly roześmiała się. 

- Wiesz, co mam na myśli. Czasami jesteś naprawdę okropna. 

- A ty to uwielbiasz. 

Nick przechylił głowę i spojrzał na żonę. 

- Przyznaję - powiedział. 

Po  śniadaniu  Greg  i  Tina  pojechali  odwiedzić  babcię,  a  kiedy  wrócili,  cała  rodzina 

zebrała się w salonie, żeby Jenna i mężowie jej sióstr mogli się trochę lepiej poznać. 

Patrząc  na  obu  mężczyzn,  Jenna  przez  cały  czas  myślała  o  Ianie.  Tęskniła  za  nim  i 

choć przebywanie z siostrami sprawiało jej ogromną radość, nie mogła się doczekać, kiedy z 

nim porozmawia i przekona się, czy jest szansa na to, by mogli być razem. 

- Szkoda, że Moira i Douglas nie mogą widzieć, jak ich córki rosną i stają się piękne, 

inteligentne i wszechstronnie utalentowane - zauważył Greg. 

-  Powiedziałeś  „Douglas”?  -  W  głowie  Jenny  zabrzmiał  sygnał  alarmowy.  -  Nasz 

ojciec  miał  na  imię  Douglas?  Tyle  wczoraj  się  działo,  pewnie  dlatego  zapomniałam. 

Przypomniało mi się dopiero teraz, kiedy usłyszałam to imię. 

- O czym ty mówisz? - Fiona była zaskoczona podnieceniem Jenny. 

- Douglas, a dokładniej sir Douglas Gordon. Jeśli nasz ojciec miał na imię Douglas, to 

jest duże prawdopodobieństwo, że jeszcze żyje! 

Wszyscy popatrzyli na nią, jak gdyby nagle straciła rozum. 

- Rozumiem, że to dziwnie zabrzmiało, ale nikt dotąd nie wymienił przy mnie imienia 

ojca. Myślałam, że nie wiecie, jak się nazywał. 

- Czego się dowiedziałaś? - zapytała Kelly. 

-  Wczoraj  przyjechał  do  Iana  jego  prawnik  i  przyjaciel  Chris  Wood.  Gdy  mnie 

zobaczył,  zapytał,  czy  nie  jestem  krewną  sir  Douglasa  Gordona,  bo  kiedy  w  zeszłym  roku 

złożył mu wizytę, zwrócił uwagę na portret młodej kobiety, wyglądającej dokładnie tak jak ja. 

- Myślisz, że to możliwe, by on mógłby... - Fiona urwała, patrząc na męża. 

-  Nie  można  wykluczyć  takiej  możliwości.  Udało  ci  się  czegoś  o  nim  dowiedzieć? 

Wiesz, gdzie mieszka? Ile ma lat? Czy ma jakąś rodzinę? - zapytał Greg. 

background image

-  Chris  powiedział,  że  sir  Gordon  jest  mężczyzną  w  średnim  wieku  i  mieszka  na 

wyspie niedaleko Oban. 

O rodzinie nic nie wspomniał, ale rozmawialiśmy tylko chwilę. Mniej więcej godzinę 

później przyjechała Fiona i wszystko inne wyleciało mi z głowy. 

-  To  wystarczy,  żebym  mógł  zabrać  się  do  pracy.  Zobaczymy,  czego  uda  mi  się 

dowiedzieć.  Zanim  mu  oznajmimy,  że  ma  trzy  dorosłe  córki,  których  nigdy  nie  widział, 

musimy się upewnić, że to właśnie on. 

-  To  nie  może  być  on.  -  Głos  Kelly  brzmiał  spokojnie  i  rzeczowo.  -  Przypomnijcie 

sobie,  dlaczego  Moira  uciekła.  Ponieważ  widziała,  jak  jej  mąż  został  zabity  przez  własnego 

brata. 

-  To  prawda  -  przyznał  Greg.  -  Pamiętajcie  jednak,  że  Moira  była  w  szoku  i  uciekła 

natychmiast po tym, kiedy jej mąż został zaatakowany. Mogło się jednak zdarzyć, że Douglas 

przeżył. 

-  To  mało  prawdopodobne  -  wtrącił  Nick.  -  Jeśli  brat  chciał  go  zabić,  to  raczej  się 

upewnił, czy osiągnął cel. 

-  Nie  uważasz,  że  mimo  wszystko  warto  to  sprawdzić?  -  zapytała  Kelly.  -  Jeżeli  się 

okaże,  że  sir  Douglas  nie  jest  mężem  Moiry,  to  nawet  się  nie  dowie  o  naszym  istnieniu. 

Uważam, że powinniśmy się upewnić. 

Następna godzina upłynęła na snuciu domysłów i rozważaniu, jak ta sytuacja może się 

dalej  rozwinąć.  Jedynymi  ludźmi,  którzy  znali  Moirę,  byli  nieżyjący  już  rodzice  Fiony.  Był 

jeszcze prawnik, który załatwiał adopcję, ale on znał tę historię z drugiej ręki. 

Pukanie do drzwi przerwało dyskusję. 

- Zobaczę kto to. - Greg poszedł otworzyć. 

- Szukam Jenny Craddock. Czy może jest tutaj? 

Ian! Jenna zerwała się na równe nogi i pobiegła do holu. 

Zauważył ją ponad ramieniem Grega i uśmiechnął się z ulgą. 

-  Co  ty  tu  robisz?  Zamierzałam  dzisiaj  wracać  Sir  Ian  MacGowan  jest  moim 

pracodawcą  -  wyjaśniła,  odwracając  się  do  Grega.  Nie  była  pewna,  ale  wydawało  się  jej,  że 

Ian drgnął, jak gdyby chciał się cofnąć. 

-  Proszę,  niech  pan  wejdzie.  Obchodzimy  rodzinną  uroczystość  i  prosimy,  żeby  się 

pan do nas przyłączył. 

Jenna  wiedziała,  że  Ian  nie  znosi  takich  sytuacji  i  że  zawaha  się,  czy  przyjąć 

zaproszenie. Niewiele myśląc, wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą. 

- Pozwólcie, że wam przedstawię. Sir Ian MacGowan, człowiek, który dał mi pracę i 

background image

dach  nad  głową,  kiedy  przyjechałam  do  Szkocji,  Ian,  to  Greg  Dumas,  mąż  mojej  siostry 

Fiony, a to Nick Chakaris, mąż mojej siostry Kelly. 

Ian wymienił z mężczyznami uściski dłoni, a potem popatrzył na kobiety. 

- Niewiarygodne - rzekł. - Już przy jednej Jennie trudno dać sobie radę, a co dopiero 

przy trzech. 

Mężczyźni roześmiali się, a kobiety popatrzyły po sobie, nie rozumiejąc, z czego oni 

się śmieją. 

- Przyznaję, że musi minąć trochę czasu, zanim się człowiek przyzwyczai - powiedział 

Nick, a Kelly trzepnęła go po ramieniu. 

-  Usiądź  z  nami.  -  Greg  wskazał  jedno  z  krzeseł.  -  Obaj  z  Nickiem  wróciliśmy  do 

domu dzisiaj rano i dziewczyny właśnie nam opowiadają o tym, jak odnalazły Jennę. 

- Napijesz się herbaty? - zapytała Fiona. 

- Z przyjemnością, lecz najpierw koniecznie muszę porozmawiać z Jenną - odparł Ian. 

-  Wybaczcie  nam.  -  Jenna  uśmiechnęła  się  do  Iana  i  zaprowadziła  go  do  małego 

saloniku.  -  Przepraszam  za  bałagan  -  powiedziała,  rozglądając  się  dookoła.  -  Siostry  szyją 

ubranka dla dzieci. 

- Jeśli ci przeszkodziłem, to przepraszam. Chciałem poczekać do twojego powrotu, ale 

Hazel nie była pewna, kiedy wracasz. 

- To moja wina. Byłam tak przejęta spotkaniem z Fiona, że zapomniałam powiedzieć, 

na  jak  długo  wyjeżdżam.  Siostra  poprosiła,  żebym  się  z  nią  zabrała,  i  nie  umiałam  jej 

odmówić. 

Popatrzyła  na  Iana  i  na  jego  potargane  włosy  i  z  trudem  powstrzymała  chęć,  by  je 

przygładzić. Wyglądał na zmęczonego. 

-  Przepraszam,  że  wyjechałam  tak  nagle  i  bez  podania  powodu,  ale  nie  chciałam  ci 

przeszkadzać w spotkaniu z Chrisem. 

- Chris mi powiedział, że zamierzasz szukać innej pracy. Czy to prawda? 

- Wtedy, kiedy z nim rozmawiałam, rzeczywiście miałam takie plany. Od tamtej pory 

sporo myślałam i zmieniłam zdanie. 

- Dzięki Bogu. - Ian westchnął z ulgą. 

- Dlaczego tu przyjechałeś? 

-  Nie  potrafię  dobierać  słów  -  wyrzucił  z  siebie  gwałtownie  i  przeciągnął  dłonią  po 

twarzy. 

-  Trudno  w  to  uwierzyć,  szczególnie  jeśli  się  weźmie  pod  uwagę,  że  właśnie 

skończyłeś powieść. 

background image

- Nie umiem mówić o uczuciach. 

- Och. 

- Od czasu naszej ostatniej rozmowy nie mogę sobie znaleźć miejsca. Wtedy wszystko 

zrobiłem nie tak. Żałuję, że nie potrafiłem tego powiedzieć inaczej. 

- Czego? 

Ian długo wpatrywał się w Jennę bez słowa, a kiedy się odezwał, wyznał: 

-  Kocham  cię.  Zakochałem  się  w  tobie,  kiedy  cię  tylko  zobaczyłem.  Jesteś  dla  mnie 

wszystkim,  a kiedy  cię nie ma obok, nie mogę normalnie funkcjonować.  Jeżeli w ogóle uda 

mi zasnąć, śnię tylko o tobie. Poprosiłem, byś za mnie wyszła nie dlatego, że chciałem mieć 

w domu sekretarkę, ale dlatego, że bez ciebie nie umiem sobie wyobrazić dalszego życia. 

- Ja też cię kocham. 

- Kochasz mnie? - zapytał Ian, uśmiechając się niepewnie. 

- Oczywiście. Gdybym nie była w tobie tak bardzo zakochana, nigdy nie poszłabym z 

tobą do łóżka. 

- Ale przecież powiedziałaś, że za mnie nie wyjdziesz. 

-  Wiem.  Byłam  głupia.  -  Jenna  uśmiechnęła  się  przez  łzy.  -  Wyobrażałam  sobie,  że 

oświadczyny powinny wyglądać inaczej. Ty nigdy nie mówiłeś o uczuciach, doszłam więc do 

wniosku,  że  mnie  nie  kochasz.  Dopiero  później  zaczęłam  się  zastanawiać  nad  tym,  co 

mówiłeś  i  robiłeś.  Przypomniałam  sobie,  jak  lubiłeś  mnie  rozśmieszać,  przytulać  i  jak 

namiętnie się ze mną kochałeś. Okazałam się niedojrzała, przepraszam. 

Ian wyjął pierścionek z kieszeni koszuli. 

- Jeśli chcesz, klęknę przed tobą i będę prosił, żebyś za mnie wyszła. Zrobię wszystko, 

by cię przekonać. 

Jenna  zerwała  się  z  fotela,  podbiegła  do  Iana  i,  siadając  mu  na  kolanach,  objęła  za 

szyję. 

- Tak, tak, tak. Wyjdę za ciebie - szeptała, pieczętując każde słowo pocałunkiem. 

Ian przytulił ją mocno. Ujął jej dłoń w swoje ręce i wsuwając jej pierścionek na palec, 

uśmiechnął się. 

- Zgadłem rozmiar. 

- Jest piękny. - Jenna westchnęła z podziwem. - Musisz być świadomy, że żeniąc się 

ze  mną,  wiążesz  się  także  z  moją  rodziną,  a  ona  okazała  się  liczniejsza,  niż  mogłam 

przypuszczać. 

- Czy to znaczy, że muszę ich poprosić o zgodę na nasz ślub? - zapytał przestraszony. 

-  Nie  zaszkodziłoby,  gdybyś  spróbował.  Mogą  ich  przecież  interesować  twoje  plany 

background image

na przyszłość, czy jesteś mnie w stanie utrzymać i takie rzeczy. 

Ian patrzył na Jennę zakłopotany. 

- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? - zapytał w końcu. 

-  Żartuję,  chociaż  już  wiem,  że  moje  siostry  są  bardzo  opiekuńcze.  To  dla  mnie  coś 

zupełnie nowego i muszę przyznać, że czuję się wzruszona. Nie chcą, żebym cierpiała, więc 

początkowo mogą ci się bacznie przyglądać. 

- Wierz mi, ja też nie chcę, żebyś cierpiała. Biorę Boga za świadka, że do końca życia 

będę cię kochał i troszczy się o ciebie. 

background image

ROZDZIAŁ 17 

Kiedy  wrócili  do  pokoju,  Kelly  natychmiast  dostrzegła  pierścionek  na  palcu  Jenny  i 

puściła oko do Fiony. 

- Czyżby ten pierścionek oznaczał, że chcesz zabrać Jennę do zamku? - zapytała. 

Ian roześmiał się i mocno przytulił Jennę. 

- Obawiam się, że tak, ale nie musimy wyjeżdżać już w tej chwili. Jenna wspominała, 

ż

e być może wasz ojciec żyje. Możecie mi powiedzieć coś więcej? 

-  Zanim  się  z  nim  skontaktuję,  muszę  się  o  nim  czegoś  dowiedzieć  -  odparł  Greg.  - 

Jeżeli okaże się, że jest tym, za kogo go uważamy, umówimy się na spotkanie. 

- A tymczasem witaj w rodzinie. - Nick wyciągnął rękę, którą Ian uścisnął z uczuciem 

ulgi. 

-  To  był  bardzo  miły  dzień.  Moje  siostry  i  ich  mężowie  są  naprawdę  wspaniali. 

Dziękuję ci jednak, że przyjechałeś - powiedziała Jenna, kiedy wieczorem Ian skręcał z drogi 

w aleję prowadzącą do zamku. 

-  Cała  przyjemność  po  mojej  stronie  -  odparł.  Pomógł  jej  wysiąść  z  samochodu,  a 

potem pocałował. 

Otworzył  drzwi  do  domu  i  znowu  ją  pocałował,  po  czym  powtórzył  to  jeszcze  raz, 

kiedy zatrzymali się u szczytu schodów. 

- Widzę, że ją znalazłeś - stwierdziła Hazel. Ian spojrzał na gospodynię. 

- Zostaw nas samych, Hazel - powiedział i znów pocałował Jennę. 

-  Na  pewno  uważasz,  że  można  żyć  samą  miłością,  ale  mała  kolacja  wam  nie 

zaszkodzi. 

- Teraz już chyba rozumiesz, dlaczego na nią narzekam? Bez przerwy gdera i traktuje 

mnie jak dziecko. - Ian westchnął i wypuścił Jennę z objęć. 

-  Tylko  wtedy,  kiedy  zachowujesz  się  jak  dziecko  -  zareplikowała  Hazel,  prowadząc 

ich do jadalni. - Zaraz wracam - dodała i zniknęła za drzwiami. 

Ian usiadł i posadził sobie Jennę na kolanach. 

- Pobierzmy się od razu jutro - szepnął, muskając ustami jej szyję. 

-  Nie  możemy  tego  zrobić.  Pomyśl  o  swoich  rodzicach.  Na  pewno  chcieliby  być  na 

twoim ślubie, tak samo jak i moja rodzina. 

-  Powinienem  się  tego  spodziewać.  Planowanie  ślubu  nie  jest  zajęciem  dla  słabych 

mężczyzn. Musisz jednak wiedzieć, że nie zamierzam czekać aż do przyszłej wiosny albo lata 

background image

i ryzykować, że się rozmyślisz. 

-  Pozwól  biednej  dziewczynie  coś  zjeść  -  odezwała  się  Hazel,  wnosząc  pełną  tacę. 

Szybko  nakryła  do  stołu  i  nalała  wina  do  kieliszków.  -  Kiedy  ślub?  -  zapytała,  a  gdy  oboje 

popatrzyli  na  nią  zdziwieni,  powiedziała:  -  Umiem  przecież  rozpoznać  zaręczynowy 

pierścionek MacGowanów i dlatego jestem pewna, że niedługo zobaczymy tu księdza. 

Nie  wiedziałam,  że  to  taki  cenny  klejnot.  -  Jenna  uważnie  przyjrzała  się 

pierścionkowi, Po co miałaś wiedzieć - odparł Ian i rozzłoszczony popatrzył na Hazel. - Czy 

zawsze musisz wszystko wypaplacie powiedziałem, bo nie chciałem, żeby bała się go nosić. 

Nie martw się. Nigdy nie zdejmę go z palca - zapewniła Jenna. 

Kiedy  zjedli,  przeszli  do  tej  części  zamku,  w  której  znajdowały  się  prywatne  pokoje 

Iana. - Od tej pory tutaj  będziesz spała. Możesz planować ślub wesele i  co tylko chcesz, ale 

od dzisiaj zamieszkasz razem ze mną. 

- Myślę, że uda mi się... - nie zdążyła dokończyć, bo Ian pociągnął ją na łóżko. 

kiedy wreszcie oderwał usta od jej warg, zagadnął: - Mówiłaś coś, ale ci przerwałem. - 

Tak? - zapytała rozleniwionym głosem. - Nie pamiętam. 

-  To  dobrze.  -  Znowu  ją  pocałował.  -  Kocham  cię.  Nawet  nie  wiesz  jak  bardzo.  - 

Chętnie  pozwolę,  byś  mnie  przez  resztę  nocy  o  tym  przekonywał  -  szepnęła  Jenna. 

Następnego  ranka  obudziły  Jennę  delikatne  pocałunki.  -  Dzień  dobry  -  powiedziała  cicho, 

otwierając oczy. Ian objął ją mocno i przyciągnął do siebie, wtulając twarz w jej długie włosy. 

Trzymał  ją  w  ten  sposób  tak  długo,  że  kiedy  się  wreszcie  odezwał,  Jenna  już  z  powrotem 

zasypiała - Naprawdę zgodziłabyś się pracować dla Chrisa? 

- Kto to wie? Może? 

- Zapewniam cię, że nie. Jeżeli ja miałbym w tej sprawie coś do powiedzenia. 

- Skoro już rozmawiamy o Chrisie, to co sądzi o twojej umowie z wydawnictwem? 

-  Musi  jeszcze  porozmawiać  z  ich  działem  prawnym  na  temat  drobnych  zmian,  a 

potem  radzi  mi  bezzwłocznie  ją  podpisać.  Dużo  nad  tym  wszystkim  myślałem  i  podjąłem 

pewne decyzje dotyczące tego, co chcę zrobić z resztą swojego życia. 

- Mam nadzieję, że zamierzasz je spędzić jako człowiek żonaty. 

-  Oczywiście.  Małżeństwo  nie  podlega  dyskusji.  Chodzi  o  moją  pracę.  Nigdy  nie 

powiedziałem ci, czym tak naprawdę się zajmuję. 

- Rzeczywiście, twoja praca jest owiana mgłą tajemnicy. 

- Dlatego że to, co robię, jest ściśle tajne. 

- Och. Jeżeli jest ściśle tajne, to... - Jenna zamilkła. 

- Pracuję dla wywiadu. 

background image

- Jesteś szpiegiem? - Jenna nie kryła zdumienia. 

- Raczej agentem pracującym w terenie. - Ian nie zdołał powstrzymać uśmiechu. 

- Czy to nie jest niebezpieczne? 

- Czasami może być. 

-  W  przyszłym  tygodniu,  kiedy  wrócisz  do  Londynu,  znowu  będziesz  się  narażał.  - 

Była przestraszona. 

- Jeżeli wrócę. 

- Jeżeli? 

- Rozmawiając z Chrisem o umowie, zdałem sobie sprawę, że spodobało mi się życie 

w zamku i pisanie. Wcale nie jestem pewien, czy mam ochotę wracać do tamtej pracy. 

- Jeśli mój głos się liczy, to mam nadzieję, że zostaniesz pisarzem na pełny etat. 

- W poniedziałek zamierzam porozmawiać o tym z Toddem. 

-  Philip,  szpieg  z  twojej  powieści,  to  ty,  prawda?  Robiłeś  to  wszystko,  o  czym 

napisałeś. Nic dziwnego, że książka wydaje się taka prawdziwa. 

- Piszę o tym, na czym się znam. 

- Tamtej nocy, na jachcie, kiedy wszystko obróciło się przeciwko niemu, ty tam byłeś 

- wyszeptała Jenna. 

- Nie piszę o operacjach, w których sam brałem udział. Są tajne. Zresztą dobrze wiesz, 

ż

e mam bujną wyobraźnię - odparł Ian i zaczął udowadniać, jak potrafi być twórczy. 

Jakiś czas później znowu zaczęli rozmawiać. 

-  Kiedy  wczoraj  zobaczyłem  twoje  siostry,  uświadomiłem  sobie,  że  moglibyśmy 

zamieszkać  w  zamku,  mieć  rodzinę,  spędzać  razem  cały  czas.  I  że  mam  okazję  to 

urzeczywistnić.  Umowa  z  wydawnictwem  stwarza  mi  tę  możliwość.  W  tej  sytuacji  wybór 

wydaje mi się oczywisty. 

- To wcale nie był wypadek samochodowy, prawda? 

- zapytała. 

-  Nie,  ale  i  tak  powiedziałem  więcej,  niż  powinienem.  Oficjalna  wersja  mówi,  że 

zostałem ranny w karambolu, na jednej z głównych arterii dojazdowych do Londynu. 

- Och, Ian - szepnęła drżącym głosem Jenna. - Nie pozwól, żeby coś ci się stało. 

-  Todd  nie  będzie  zadowolony,  kiedy  mu  oznajmię  swoją  decyzję.  Sądząc  jednak  ze 

sposobu, w jaki mnie wypytywał o pisanie, domyślam się, że nie będzie też zaskoczony. 

-  Dziękuję,  dziękuję,  dziękuję.  -  Jenna  zaczęła  go  całować.  -  Zrobię  wszystko,  żebyś 

się nie nudził i nie tęsknił za dawnym niebezpiecznym życiem. 

- Co do tego nie mam żadnych wątpliwości - powiedział Ian. 

background image

- Cześć. Mówi Greg. 

Ian przycisnął słuchawkę do ucha i odchylił się w fotelu. 

- Dzień dobry. Wiem, że mieliśmy was odwiedzić... 

-  Nie  przejmuj  się.  Dzwonię  w  innej  sprawie.  Rozmawiałem  przez  telefon  z 

Douglasem  Gordonem.  Kiedy  mu  powiedziałem,  kim  jestem  i  w  jakiej  sprawie  dzwonię, 

ogromnie się wzruszył. 

- Intuicja cię nie zawiodła. Gratuluję - powiedział Ian. 

-  Jesteśmy  umówieni  na  jutro.  Nie  miałem  sumienia  odkładać  tego  dłużej  niż  to 

absolutnie konieczne. Mam nadzieję, że ten termin ci odpowiada? 

- Wszystko inne może poczekać. Gdzie się spotykamy? - zapytał Ian. 

Greg  podał  mu  adres  pubu  w  Oban,  do  którego  o  trzynastej  miał  po  nich  przyjechać 

samochód sir Douglasa. 

-  Nazywa  je  swoimi  dziewczynkami  i  od  razu  chciał  je  zobaczyć.  Udało  mi  się  go 

przekonać, że nie damy rady przyjechać wcześniej niż jutro. 

-  W  takim  razie  spotkamy  się  w  Oban.  A  teraz  muszę  przekazać  twoje  rewelacje 

Jennie i powstrzymać ją, żeby natychmiast nie ruszyła w drogę - powiedział Ian. 

Greg roześmiał się. 

- Na szczęście mam tu do pomocy Nicka, bo inaczej nie wiem, jak sam bym uspokoił 

Fionę i Kelly. A przecież nie chcemy, żeby któraś zaczęła rodzić przed czasem. 

Ian roześmiał się i odłożył słuchawkę. Wiedział, że Jenna będzie w ogrodzie. Tam też 

poszedł jej szukać, by przekazać dobrą nowinę. 

Byli  już  w  drodze  do  Oban,  a  Jenna  wciąż  nie  mogła  uwierzyć,  że  po  tylu  długich 

latach  jej  marzenie  o  rodzinie  się  spełniło.  Jeszcze  tylko  dwie  godziny  i  nareszcie  zobaczy 

własnego  ojca.  Ciekawe,  jak  wygląda?  Jakim  jest  człowiekiem?  Ian  zapewniał  ją,  że  ojciec 

tak samo nie może się doczekać spotkania, mimo to Jenna odczuwała niepokój. 

Kiedy przyjechali do Oban, była tak zdenerwowana, że prawie nic nie mogła zjeść, Ian 

spojrzał na jej talerz i zmarszczył brwi. Nie zrobiło to jednak na niej większego wrażenia, bo 

była przyzwyczajona do jego humorów. Poza tym wzruszało ją, że się o nią martwi. 

Kiedy  weszli  do  pubu,  pozostałe  dwie  pary  już  tam  były.  Popatrzyła  na  siostry,  a  jej 

oczy wypełniły się łzami. Podeszła, żeby je uściskać. Kątem oka dostrzegła, że Ian stoi razem 

z jej szwagrami, którzy mu coś tłumaczą. 

-  Przyzwyczaisz  się  do  tego  -  powiedział  Nick,  przyglądając  się  trzem  siostrom.  -  Ja 

już się nauczyłem i nigdzie się nie ruszam bez dodatkowych chusteczek. 

-  Muszę  przyznać,  że  nigdy  nie  widziałem  jej  tak  poruszonej.  Na  ogół  doskonale 

background image

panuje nad swoimi uczuciami - dziwił się Ian. 

- Tak samo jak Fiona - dodał Greg. 

- Nie uwierzę, że Kelly jako jedyna ma oczy na mokrym miejscu - zauważył Nick. 

- Na pewno nie - przyznał Greg. - Bardzo przeżywają to spotkanie i dziwiłoby mnie, 

gdyby tego nie okazały. 

-  Jenna  ciągle  jeszcze  nie  zapomniała  o  spotkaniu  z  Morwenną  i  wiem,  że  się 

denerwuje. 

-  Nie  powinna  się  tym  martwić  -  powiedział  Greg  i  odwrócił  się  w  stronę  kobiet.  - 

Wątpię,  czy  sir  Douglas  zdołał  dziś  w  nocy  choć  na  chwilę  zmrużyć  oczy.  Kiedy  z  nim 

rozmawiałem, powiedział mi, że kilka miesięcy po tym, gdy brat próbował go zabić, odnalazł 

grób Moiry w Craigmor. Na nagrobku  wyryto tylko jej imię. Umarła wtedy,  gdy  on leżał w 

szpitalu,  walcząc  o  życie.  W  końcu  ożenił  się  ponownie,  a  z  drugą  żoną  ma  dwóch  synów. 

Odnalazły więc nie tylko siebie nawzajem, ale także przyrodnich braci. - Greg uśmiechnął się. 

- Sir Gordon mówił, że obaj są w szkole w Edynburgu. Brat sir Grodona naprawdę chciał go 

zabić.  Przeżył  tylko  dzięki  temu,  że  zanim  zdążył  się  wykrwawić,  znalazł  go  ojciec. 

Dopilnował również, by jego młodszy syn poniósł należytą karę za to, co zrobił. 

- Okropna historia - mruknął Ian. 

-  Nie  miał  jak  się  dowiedzieć,  czy  Moira  umarła,  zanim  was  urodziła,  czy  później. 

MacDonaldowie  mogli  słyszeć  o  kimś  szukającym  urodzonych  w  okolicy  trojaczków,  ale 

prawdopodobnie  pomyśleli,  że  to  okrutny  stryj  tropi  dzieci,  żeby  je  zabić.  Z  czasem  nie 

pozostało mu nic innego, jak uznać, że dzieci zmarły razem z matką. 

- Biedny człowiek - powiedział cicho Nick. - Nic dziwnego, że nie może się doczekać, 

aby je wreszcie zobaczyć. Jestem przekonany, że odnalezienie córek po tylu latach musi mu 

się wydawać cudem. 

Do  pubu  wszedł  szofer,  spojrzał  na  trzy  kobiety  i  bez  wahania  podszedł  do  stolika, 

przy którym siedziały. 

- Mam państwa zawieźć do sir Douglasa - powiedział. - To naprawdę wielki dzień dla 

klanu Gordonów. Jeżeli jesteście gotowi, to ruszajmy w drogę. 

Wsiedli  do  czekającego  na  nich  przed  pubem  luksusowego  kabrioletu  limuzyny.  W 

czasie  drogi  byli  tak  pochłonięci  podziwianiem  przepięknych  widoków,  że  nikt  się  nie 

odzywał. Jadąc krętą drogą, widzieli morze i położoną niedaleko brzegu wyspę. 

Jenna  dostrzegła  na  wyspie  potężną  kamienną  budowlę,  która  wydawała  się  równie 

stara  jak  zamek  Iana.  Po  chwili  szofer  skręcił  na  kamienny  most  łączący  wyspę  z  lądem  i 

wtedy zrozumiała, że to tutaj właśnie mieszka jej ojciec. Jak dziwnie potrafi ułożyć się życie, 

background image

pomyślała, przypominając sobie lata spędzone w sierocińcu. 

Samochód  wjechał  na  podjazd  i  zatrzymał  się  przed  ogromnymi  drzwiami 

wejściowymi,  Ian pomógł Jennie wysiąść i objął ją ramieniem, dając znak, że w tej niezwy-

kłej chwili jest razem z nią Fiona i Kelly rozglądały się z zachwytem, a po chwili trzy siostry 

wymieniły spojrzenia pełne oczekiwania. 

Służący  zaprosił  ich  do  środka.  Hol,  w  którym  się  znaleźli,  zdobiła  bogata  kolekcja 

zabytkowej broni, a niemal całą ścianę na wprost wejścia zajmował niezwykłych rozmiarów 

kominek. 

Wspaniałość  tego  miejsca  wytrąciła  Jennę  z  równowagi.  Zanim  jednak  zdołała 

zapanować nad uczuciami, otworzyły się drzwi i stanął w nich wysoki, siwowłosy mężczyzna 

o sylwetce wojskowego - sir Douglas Gordon. 

- Wejdźcie, proszę - powiedział cicho i wprowadził przybyłych do rozległego salonu. 

Potem  sir  Douglas  przyjrzał  się  po  kolei  wszystkim  kobietom.  Najwyraźniej  ich  widok  nim 

wstrząsnął. Lekko drżącym głosem poprosił, by usiedli. Trzy pary zajęły miejsca w fotelach i 

patrzyły na gospodarza. Jenna miała pustkę w głowie. 

Pierwszy  odezwał  się  Greg,  wyjaśniając,  że  to  on  zaaranżował  spotkanie,  a  potem 

przedstawił  wszystkich  po  kolei.  Sir  Douglas  uprzejmie  przywitał  się  z  mężczyznami,  ale 

ciągle zerkał na trzy kobiety, które po kolei wyszeptały swoje imiona. 

W końcu sir Douglas przemówił, nie kryjąc wzruszenia. 

- Dziękuję, że przyjechaliście. Nie jestem w stanie wyrazić tego, co czuję, wiedząc, że 

jednak  żyjecie.  Gdybym  kiedykolwiek  zobaczył  którąś  z  was,  nie  miałbym  żadnych 

wątpliwości, że musi być córką Moiry. Podobieństwo jest niezwykłe. Wprost uderzające. 

-  Nie  wiem,  czy  Greg  wspominał,  że  tylko  Fiona  dorastała  w  Szkocji?  -  zapytała 

Kelly. 

- Nie wiedziałem o tym - odparł sir Douglas. 

-  Ja  byłam  adoptowana  przez  rodzinę  z  Nowego  Jorku,  a  Jenna  jako  małe  dziecko 

wyjechała  ze  swoimi  przybranymi  rodzicami  do  Australii.  Żadna  z  nas  nie  wiedziała  ani  o 

adopcji, ani o tym, że przyszłyśmy na świat jako trojaczki. Dowiedziałyśmy się o tym dopiero 

niedawno. Wtedy też powiedziano nam, że nasz ojciec umarł kilka dni przed śmiercią naszej 

matki. 

-  Prawnik,  z  którym  rozmawiałem,  ujawnił,  że  dziewczynki  zostały  rozdzielone  na 

wyraźne  życzenie  Moiry,  która  chciała  je  w  ten  sposób  zabezpieczyć  przed  zemstą  stryja  - 

dodał Greg. 

Douglas kiwnął głową. 

background image

- Nie umiem wyrazić, jak bardzo mi żal, że nie poznałyście waszej matki. Byłaby taka 

szczęśliwa, mogąc was teraz zobaczyć - powiedział. 

- Matka była przekonana, że umarłeś, a bez ciebie nie chciała żyć. Doktor MacDonald 

mówił o tym prawnikowi - wyjawiła Kelly. 

- Uwierzcie mi, że rozumiem, co czuła. - Douglas otarł łzy. - Szkoda, że moi synowie 

nie mogą was poznać. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości dojdzie do tego spotkania. 

- Czy ich matka jest tutaj? - zapytała Fiona. 

- Moja żona stwierdziła, że nie może już dłużej konkurować z duchem, i rozwiodła się 

ze mną przed kilku laty. 

- Douglas uśmiechnął się ironicznie. 

- Musiałeś bardzo kochać naszą matkę. - Jenna była wyraźnie poruszona tym, jak silne 

były uczucia Douglasa. 

- To prawda, bardzo ją kochałem. Kiedy dowiedziałem się, że Moira nie żyje, jej strata 

wydawała mi się nie do zniesienia. Nieraz żałowałem, że ja też nie umarłem. 

- Teraz masz naszą trójkę, tato. Cieszę się, że cię odnalazłyśmy - powiedziała Jenna, 

podchodząc do Douglasa. 

Fiona i Kelly również zbliżały się do ojca Nagle znikło skrępowanie i siostry zaczęły 

mówić  jednocześnie,  Ian  spojrzał  na  Grega  i  na  Nicka  i  wskazał  wzrokiem  drzwi.  Wszyscy 

trzej po cichu wyszli z pokoju. 

- Biedak, utonie w powodzi ich łez - orzekł Nick, a Greg się roześmiał. 

Kiedy siostry zostały same z ojcem, poprosiły, by opowiedział im o ich matce. Chciały 

wiedzieć,  jak  długo  rodzice  się  znali,  jak  się  spotkali  i  zakochali  w  sobie.  Po  raz  pierwszy, 

odkąd  go  zobaczyły,  sir  Douglas  się  uśmiechnął  i  Jenna  od  razu  zrozumiała,  dlaczego  jej 

matka  się  w  nim zakochała.  Od  tamtej  pory  minęło  dwadzieścia  kilka  lat,  a  ich  ojciec  nadal 

był atrakcyjny i bardzo męski. 

-  Kiedy  się  poznaliśmy,  byłem  pilotem  RAF  -  u.  Po  raz  pierwszy  ją  spotkałem  na 

przepustce  w  Londynie.  Przedstawił  nas  sobie  mój  przyjaciel,  który  chodził  z  przyjaciółką 

waszej  matki.  Zakochałem  się  od  razu,  ale  ponieważ  z  jej  zachowania  nie  mogłem  nic 

wywnioskować,  następnego  dnia  zacząłem  męczyć  przyjaciela,  żeby  wypytać  swoją 

dziewczynę, co Moira o mnie myśli. Wspominaliśmy to kiedyś z waszą matką. Przyznała się 

wtedy,  że  od  pierwszej  chwili  zrobiłem  na  niej  ogromne  wrażenie.  Kiedy  byliśmy  razem, 

często się śmialiśmy. Potem musiałem wrócić do bazy, ale dzwoniliśmy do siebie i pisaliśmy 

listy. Wreszcie moja służba dobiegła końca i wtedy poprosiłem, by za mnie wyszła. I wiecie 

co? - Douglas przyglądał się im po kolei. - Odmówiła. 

background image

- Odmówiła! - wykrzyknęły jednocześnie wszystkie trzy. - Ale dlaczego? 

-  Uważała,  że  jako  dziedzic  klanu  Gordonów  nie  mogę  poślubić  zwykłej  sekretarki. 

Nalegałem jednak, aby ze mną pojechała i poznała rodzinę Zgodziła się, a kiedy moi krewni 

ją poznali, pokochali ją tak samo jak ja. Moira od razu zaszła w ciążę, a gdy dowiedzieliśmy 

się,  że  urodzi  trojaczki,  cała  rodzina  była  bardzo  szczęśliwa.  Później  okazało  się  jednak,  że 

był jeden wyjątek. Brat był niezadowolony z mojego powrotu do domu i z tego, że większość 

majątku  przypadnie  nie  jemu,  lecz  mnie.  Tamtej  nocy  pokłóciliśmy  się.  Brat  był  pijany  i 

przyznał,  że  miał  nadzieję,  iż  zginę  w  jakimś  wypadku  samolotowym.  Nie  podobało  mu  się 

moje  małżeństwo  z  Moirą,  bo  jego  udaniem  nie  była  wystarczająco  dobrze  urodzona. 

Wykrzyczał  wtedy  całą  nienawiść,  jaką  zawsze  do  mnie  czuł.  Nagle  rzucił  się  na  mnie  z 

pogrzebaczem. Zaskoczył mnie. Byłem przyzwyczajony do jego krzyków i nie zwracałem na 

nie uwagi. Nie przypuszczałem, że jest zdolny przejść od słów do czynów. Ojciec powiedział 

mi,  że  Moira  musiała  być  mimowolnym  świadkiem  kłótni,  bo  wsiadła  w  samochód  i 

odjechała.  Silnie  krwawiłem,  więc  ojciec  wezwał  karetkę.  Wezwał  też  posterunkowego  i 

kazał aresztować mojego brata, wyraźnie zaskoczonego zachowaniem ojca Tamtej nocy była 

okropna  pogoda.  Policja  zaczęła  szukać  Moiry,  ale  znaleźli  tylko  porzucony  samochód. 

Najprawdopodobniej  ktoś  zabrał  ją  z  drogi  i  podwiózł  do  jakiegoś  hotelu.  Wkrótce  potem 

musiała zacząć rodzić, bo zmarła niecały tydzień później. 

Słuchając ojca, trzy siostry z całej siły starały się powstrzymać łzy. 

- Wiem, że musi ci być trudno o tym mówić. Dziękuję jednak, że opowiedziałeś nam o 

tamtej nocy - Szepnęła Jenna. - Moira nie wyjawiła swego nazwiska, więc nikt nie wiedział, 

kim była. 

-  Mój  przybrany  ojciec  odbierał  poród.  Był  też  przy  niej,  gdy  chorowała.  Miała 

wysoką  gorączkę  i,  majacząc,  pewnie  wołała  cię  po  imieniu.  Ojciec  musiał  to  usłyszeć  i 

później powtórzył swojemu prawnikowi. Gdyby nie to, nie wiedziałybyśmy o tobie zupełnie 

nic - powiedziała Kelly. 

Zapadło  milczenie.  Wszyscy  pogrążyli  się  w  zadumie.  W  końcu  Douglas  przerwał 

ciszę. 

- Nie możemy zmienić przeszłości, więc cieszmy się chwilą obecną. Wierzę, że wasza 

matka patrzy na nas z góry i widzi, że jesteśmy razem. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się 

okazało, że ona stoi za tym, co się wydarzyło. 

- Po wielu latach przypadkiem znalazłam dokumenty adopcyjne - powiedziała Kelly. 

-  A  Greg,  szukając  twoich  prawdziwych  rodziców,  znalazł  mnie  -  dodała  Fiona.  - 

Tamtej  nocy,  gdy  do  mnie  trafił,  mówił,  że  czuł,  jakby  coś  go  do  mnie  prowadziło.  Miał 

background image

jednak wysoką gorączkę, uznałam więc, że majaczy. 

- I ja poczułam nagle, że muszę przyjechać do Wielkiej Brytanii - dodała Jenna. - Tyle 

ż

e  wtedy  jeszcze  myślałam  o  poszukiwaniu  swoich  krewnych  w  Kornwalii.  Kiedy  tam 

pojechałam,  okazało  się,  że  trop  prowadzi  do  Szkocji.  A  w  Szkocji  przypadkiem  spotkałam 

kobietę,  która  wzięła  mnie  za  Fionę.  Teraz,  kiedy  o  tym  myślę,  dochodzę  do  wniosku,  że 

Moira mogła maczać w tym palce. 

-  Mam  nadzieję,  że  zostaniecie  na  noc.  Chciałbym  usłyszeć,  jak  poznałyście  swoich 

uroczych mężów - powiedział Douglas, wstając. 

- Ian i ja nie jesteśmy jeszcze po ślubie - wyjaśniła Jenna. - Jesteśmy zaręczeni. A jeśli 

chodzi o wahania Moiry przed poślubieniem bogatego ziemianina, to doskonale ją rozumiem. 

Sama  jestem  sekretarką,  a  Ian  jest  dziedzicem  MacGowanów.  Kiedy  zaczynałam  u  niego 

pracować, nie przypuszczałam, że pewnego dnia go poślubię. 

- Tak więc historia zatoczyła koło. Myślę, że nadeszła pora, bym lepiej poznał swoich 

zięciów. - Dougals podszedł do drzwi i otworzył je. 

- Rozmawiałem z Jenną i dowiedziałem się, że planujecie ślub - zagadnął Iana podczas 

kolacji.  -  Nie  było  mnie  na  ślubie  Fiony  i  Kelly,  ale  mam  nadzieję,  że  pozwolisz,  aby 

ceremonia waszych zaślubin i wesele odbyły się tutaj. 

- Zgodzę się na wszystko, czego chce Jenna - odparł bez wahania Ian. 

- Już po nim - orzekł Nick. - Słyszałeś? Widać, że nie ma żadnych szans. 

- Uważaj, Nick - ostrzegł go Greg. - Lepiej popatrz na minę swojej żony. 

- Tak, kochanie? - Głos Nicka stał się nagle tak potulny, że wszyscy się roześmiali. 

Jenna  uśmiechała  się  i  żartowała  razem  z  innymi.  Patrząc  na  nią,  Ian  pomyślał,  że 

nigdy  dotąd  nie  widział  jej  tak  szczęśliwej.  Wyglądała  na  zakochaną  i  miał  nadzieję,  że 

naprawdę  jest.  Całe  życie  marzyła  o  rodzinie,  mając  nadzieję,  że  ją  odnajdzie,  i 

niespodziewanie marzenia stały się rzeczywistością. 

Ian był jedynakiem i nigdy dotąd nie zastanawiał się, jak ważna jest w życiu rodzina. 

Przyglądając  się  zebranym  przy  stole,  pomyślał,  że  być  może  nie  mając  rodzeństwa  wiele 

stracił. Coś mu jednak mówiło, że jego nowe szwagierki i szwagrowie mu to wynagrodzą. 

Zadowolony, że Jenna jest tuż obok, wziął ją za rękę. 

background image

ROZDZIAŁ 18 

Och, Jenna, w tej sukni wyglądasz jak Moira - szepnęła Fiona. 

- Nic dziwnego - stwierdziła Kelly. - Przecież ma na sobie suknię Moiry, a ten portret 

mamy ojciec kazał namalować na podstawie zdjęcia ślubnego. 

Wszystkie  trzy  znajdowały  się  w  jednej  z  licznych  sypialni  w  domu  sir  Douglasa. 

Jenna  stała  przed  dużym,  trój  skrzydłowym  lustrem.  Nagłowię  miała  naszywany  perełkami 

czepek,  zakrywający  rudoblond  włosy,  i  ślubną  suknię  Moiry,  z  naszywanej  drobniutkimi 

perełkami koronki, nałożonej na atłasowy spód. Z wiekiem koronka nabrała pięknego koloru 

kości słoniowej. Jenna wpatrywała się w swoje odbicie i miała wrażenie, że patrzy na kogoś 

innego. 

Kiedy przymierzyła suknię, zaskoczona stwierdziła, że pasuje, jakby ją specjalnie dla 

niej uszyto. 

- Czuję się jak królewna z bajki - szepnęła. - Cieszę się, że tata ją zachował. 

- Pomyślałyście kiedyś, że gdybyśmy wychowywały się razem w tym domu, to ani ja, 

ani Kelly nie poznałybyśmy swoich przybranych  rodziców? - zapytała ze smutkiem Fiona. - 

Tak mi żal, że ty dorastałaś w samotności. - Popatrzyła na Jennę. 

-  Już  dawno  nauczyłam  się  nie  rozpaczać  nad  tym,  czego  i  tak  nie  mogę  zmienić. 

Jestem wdzięczna losowi, że stoję tu w pięknej sukni ślubnej mojej matki, mając przy sobie 

siostry  i  czekającego  na  mnie  ukochanego  mężczyznę.  Teraźniejszość  jest  tak  cudowna,  że 

nie warto spoglądać wstecz. 

- Dziwię się, że wybrałaś mnie na druhnę. Jestem taka gruba, że zupełnie cię zasłonię - 

powiedziała Kelly. 

- Niedługo będę równie gruba, ale Jenna jest naszą siostrą i musimy być jej druhnami - 

upomniała ją Fiona. 

- Wybaczcie mi, po prostu od rana jestem w złym humorze. - Kelly westchnęła. 

- Dobrze się czujesz? - Jenna i Fiona od razu się zaniepokoiły. 

- Jasne. Nic się nie dzieje. Po prostu nie pamiętam już kiedy udało mi się spać dłużej 

niż  pół  godziny  bez  przerwy.  Zapomniałam  też,  jak  wyglądają  moje  palce  u  stóp  i  muszę 

wierzyć innym na słowo, kiedy mówią, że ciągle jeszcze je mam - skarżyła się Kelly. 

- Jak ci się podobają rodzice Iana? - Fiona zapytała Jennę, próbując zmienić temat. 

-  Muszę  przyznać,  że  zaskoczyło  mnie,  jak  serdecznie  i  przyjacielsko  mnie 

potraktowali.  Szczególnie  jego  matka  wydaje  się  taka  przejęta,  że  Ian  się  w  końcu  żeni. 

background image

Powiedziała mi, że już straciła nadzieję na wnuki. 

- A co Ian o tym myśli? - zapytała Kelly. 

- Oboje chcemy mieć dzieci, Ian powiedział, że pragnie tylko mojego szczęścia i że to 

ode mnie zależy, kiedy powiększymy rodzinę. 

- To się nazywa okręcić sobie mężczyznę wokół małego palca - stwierdziła Kelly. 

-  Przypuszczam,  że  po  ślubie  Ian  znowu  stanie  się  gderliwym  mrukiem,  którym  był, 

kiedy zaczęłam u niego pracować. 

- Najwyraźniej nie możesz się już tego doczekać. 

-  Hm.  Wiem,  co  robić,  żeby  mu  poprawić  humor.  -  Jenna  zrobiła  skromną  minkę  i 

wszystkie trzy się roześmiały. 

Wtem ktoś zapukał do drzwi. 

-  Ojciec  mnie  po  was  przysyła.  Już  czas  -  oznajmił  piętnastoletni  Kevin,  jeden  z  ich 

przyrodnich braci. - To nieprawdopodobne. Wyglądasz tak jak kobieta na portrecie w salonie. 

- Chłopiec nie odrywał oczu od Jenny. - To trochę straszne. Na pewno nie jesteś duchem? 

- Z całą pewnością nie. Możesz mnie dotknąć i sam się przekonać - odparła Jenna,  a 

chłopiec zaczerwienił się i wybiegł z pokoju. 

Ojciec czekał na Jennę pod zamkniętymi drzwiami salonu, który z okazji ślubu pełnił 

dzisiaj funkcję kaplicy. Odświętnie ubrany w kratę Gordonów, prezentował się wspaniale, jak 

wielki szkocki pan. 

-  Wyglądasz  zupełnie  jak  twoja  matka.  -  W  błękitnych  oczach  sir  Douglasa  zalśniły 

łzy. 

-  To  największy  komplement.  Jestem  zaszczycona,  że  mogłam  włożyć  jej  suknię  i 

dziękuję, że mi na to pozwoliłeś. 

Sir  Douglas  kiwnął  ręką  na  młodszego  syna,  żeby  otworzył  drzwi.  Rozległy  się 

dźwięki marsza weselnego. 

-  Znam  cię  zaledwie  od  kilku  tygodni,  a  już  cię  oddaję  innemu  -  poskarżył  się  sir 

Douglas, całując Jennę w policzek. 

- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Będę tu zaglądać tak często, że jeszcze będziesz 

miał mnie dosyć - odparła Jenna. 

- Kochanie, nigdy nie będę miał ciebie dosyć - zapewnił ojciec. 

Ian  był  zdenerwowany.  Nienawidził  zgromadzeń,  prawie  tak  samo  jak  nienawidził 

nosić krawata. Szczególnie zaś nie znosił okazji, przy których to on sam stawał się obiektem 

zainteresowania.  Za  to  stojący  obok  niego  Chris  wydawał  się  zupełnie  spokojny,  Ian  nie 

denerwował się tym, że bierze ślub. Liczył dni i nie mógł się już doczekać, kiedy to nastąpi. 

background image

Wolałby jednak, żeby to była mała prywatna ceremonia. Bez tych wszystkich tłoczących się 

w salonie ludzi, którzy zdawali się tylko czekać, żeby zobaczyć, jak robi z siebie głupca. 

Takie w każdym razie było jego wrażenie. 

Ojciec  Iana puścił do niego oko, a matka uśmiechnęła się przez łzy. Ian popatrzył na 

szwagrów  siedzących  w  ostatnim  rzędzie  krzeseł.  Wyraźnie  się  z  niego  nabijali.  Tak  jakby 

czekał  go  udział  w  rytualnej  inicjacji,  którą  oni  mieli  już  za  sobą  Drzwi  otworzyły  się  i  Ian 

zobaczył  sunącą  w  jego  kierunku  Fionę.  Uśmiechała  się  promiennie,  a  mistrzostwo  krawca, 

który szył jej suknię, całkiem ukryło zaokrąglony brzuch. 

- Nie mam szczęścia - szepnął Chris. - Były aż trzy, a ty złapałeś ostatnią wolną. Na 

tym świecie nie ma sprawiedliwości. 

Ian  nie  zwracał  uwagi  na  przyjaciela.  Nie  obchodziło  go,  co  mówią  inni.  Liczyło  się 

jedynie to, żeby Jenna w końcu została jego żoną. 

Kiedy  w  drzwiach  pojawiła  się  Kelly,  Ian  powstrzymał  uśmiech.  Wszystkie  siostry 

były  drobne,  a  Kelly  w  tej  chwili  wyglądała  jak  holownik  i  nie  było  fasonu  sukni,  który 

mógłby  to  ukryć.  Uśmiechnął  się  i  puścił  do  niej  oko,  a  ona  odpowiedziała  uśmiechem, 

któremu nie można się było oprzeć. 

A  potem  w  drzwiach  pojawiła  się  Jenna  i  Ian  zapomniał  o  całym  świecie.  Widział 

portret  Moiry  i  wiedział,  że  Jenna  będzie  miała  na  sobie  tę  samą  suknię,  ale  dopiero  teraz 

dostrzegł, jak bardzo jego przyszła żona jest podobna do swojej matki. Wyglądała wyjątkowo 

pięknie i nie mógł się już doczekać, kiedy do niego podejdzie. 

Nie pamiętał ceremonii. Nie pamiętał, co jej przyrzekał ani co ona przyrzekała jemu. 

Ważne było tylko to, że kobieta, którą kochał nad życie, wreszcie została jego żoną. 

-  Masz  jakieś  plany  na  miesiąc  miodowy?  -  zapytał  Nick  Iana  w  trakcie  weselnego 

przyjęcia. 

- Miło słyszeć, że twoim zdaniem mam w tej kwestii coś do powiedzenia - odparł Ian. 

-  Popytaliśmy  trochę,  a  ponieważ  nikt  nie  wiedział,  co  zaplanowaliście, 

postanowiliśmy dać wam to. - Nick wręczył łanowi wypchaną kopertę. 

Zaskoczony  Ian  wyjął  z  koperty  kolorowy  folder  i  przyglądał  się  mu  z 

niedowierzaniem. 

- Tahiti? - zapytał, patrząc na Nicka. 

- Spędzaliśmy tam miesiąc miodowy z Kelly. Myślę, że wam również się spodoba. Lot 

jest  długi,  ale  zarezerwowałem  wam  miejsca  w  pierwszej  klasie.  To  jest  hotel.  -  Nick  wyjął 

broszurę z ręki Iana i popukał palcem w zdjęcie porozrzucanych wśród zieleni bungalowów. - 

Jeśli będziecie chcieli byś sami, możecie przez cały dzień nikogo nie oglądać. Jedźcie, dobrze 

background image

się bawcie i wracajcie pięknie opaleni. 

- Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Nie powinniście tyle wydawać. 

-  No,  no.  W  tej  rodzinie  nie  mówimy  o  pieniądzach.  Cieszę  się,  że  mogę  to  dla  was 

zrobić. Oboje zasługujecie na najlepsze, a ja... 

- Przepraszam, że ci przerywam, ale Kelly prosi, byś do niej przyszedł - wtrącił Greg. 

- Co się dzieje? - zaniepokoił się Nick. 

-  Nic,  czym  mógłbyś  się  martwić  -  odparł  swobodnie  Greg.  -  Wygląda  na  to,  że 

zaczęła rodzić. Ma bardzo silne skurcze. 

-  Gdzie  ona  jest?!  -  Nick  obrócił  się,  szukając  wzrokiem  żony,  a  w  jego  głosie 

zabrzmiały nuty paniki. 

-  Stała  obok  ojca,  kiedy  chwycił  ją  tak  silny  skurcz,  że  omal  nie  upadła.  Douglas 

zaprowadził ją do waszej sypialni i zadzwonił po lekarza. 

Nick bez słowa wybiegł z pokoju. 

-  Nie  za  szybko  na  tak  silne  skurcze?  -  zapytał  Ian,  przyglądając  się,  jak  Greg 

spokojnie sączy drinka i rozgląda się po sali. 

-  Nick  jest  zawsze  taki  chłodny  i  opanowany.  Chciałem  go  trochę  nastraszyć  - 

przyznał Greg. - Z przyjemnością popatrzyłem, jak wygląda spanikowany Dominie Chakaris. 

Zresztą zaraz mu powiedzą, że to dopiero początek. - Greg rozejrzał się po sali pełnej gości. - 

Czeka  nas  długa  noc,  a  goście  weselni,  którzy  zostaną  trochę  dłużej,  będą  mieli  okazję 

powitać narodziny najmłodszego członka klanu Gordonów. 

łanowi nie spodobała się nonszalancja, z jaką Greg potraktował Nicka. 

-  Przypomnij  mi,  żebym  ci  nie  wierzył,  kiedy  znowu  coś  się  będzie  działo  - 

powiedział. 

- Daj spokój. - Greg spoważniał. - Obaj z Nickiem chętnie służymy ci pomocą. Nasze 

ż

ony  stanowią  damskie  wydanie  trzech  muszkieterów,  więc  żeby  przeżyć,  musimy  się 

trzymać razem. 

Kelly urodziła córkę, Karyn Nicole. Dziewczynka przyszła na świat na tyle wcześnie, 

ż

e jej ciocia i wujek powitali ją w rodzinie i spokojnie zdążyli na wieczorny samolot. Matka i 

córka  czuły  się  dobrze,  ale  Ian  trochę  obawiał  się  o  Nicka,  bo  kiedy  wyjeżdżali  z  Jenną  na 

lotnisko, świeżo upieczony ojciec z trudem trzymał się na nogach. Zupełnie jak gdyby to on 

rodził. 

Ian nie mógł odpędzić myśli, jak dałby sobie radę, będąc na miejscu Nicka. Na pewno 

nie tak dobrze jak on. 

Jenna  i  Ian  przebrali  się  w  stroje  odpowiedniejsze  do  podróży  i  żegnani  przez  gości, 

background image

którzy jeszcze zostali na przyjęciu, odjechali na lotnisko. 

- Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, ale naszą noc poślubną spędzimy w samolocie - 

narzekał półżartem Ian. 

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś się zbytnio nie nudził - zapewniła Jenna. 

Ian pochylił się i mocno ją pocałował. 

- Liczę na to - powiedział i skupił się na prowadzeniu samochodu.