MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 03

background image

Rozdział III.
Ponyville, Equestria. Wrzesień, 1251.

Burmistrzyni rządziła Ponyville już długo. Uporała się z wieloma kryzysami. Słabymi

zbiorami. Spartaczonymi przygotowaniami na kolejne pory roku. Rojami
nie-wiadomo-czego, wielkimi bestiami terroryzującymi mieszkańców miasteczka - widziała
to wszystko. Z pewnością nie brakowało jej doświadczenia. Myślała, że potrafi rozwiązywać
problemy. Ale to? To był zupełnie nowy rodzaj problemu. Ten problem powoli wyczerpywał
jej, prawie anielską, cierpliwość.
Tym problemem było to, że nikt nie miał zamiaru zamknąć się i słuchać.
Nie była w stanie zrozumieć poszczególnych skarg. Głosy dobiegające z tłumu zlewały się w
jeden wielki jazgot. Zagłuszał jej słowa. Tłumił jej krzyki. Więc poddała się. Stała na
podwyższeniu i czekała. W końcu się zamkną. W końcu się zmęczą. Wtedy będą mogli
kontynuować zebranie.
Pegaz stojący przy niej szturchnął ją w ramię i powiedział coś. A przynajmniej, jego usta się
poruszały. Spojrzała na niego pytająco i wskazała kopytem na ucho. Oficer westchnął i
odwrócił wzrok z powrotem na tłum. Ona także.
Zebranie nie trwało ledwo dziesięć minut, zanim podniosła się wrzawa. Zaczęło się zgodnie z
planem: przeczytała Uniwersał Księżniczek. Nikt się nie odezwał. Potem oficer przedstawił
plan sformowania milicji. Kucyki przyjęły to na spokojnie, co ją zaskoczyło. Ale kiedy
przeczytała rozkazy ewakuacji źrebaków i niezdolnych do walki do Southmarch... Chyba
dopiero wtedy kucyki się ocknęły, i zaczęły się krzyki. Trwały do tej pory, i nie zanosiło się,
żeby ucichły.

Nagle rozległ się przeszywający, głośny, długi gwizd. Dobiegał z tyłu tłumu. Wznosił

się ponad ten cały hałas. I trwał. Jeden po drugim, kucyki uciszały się i zwracały w stronę
jego źródła.
A źródłem tym był wielki, czerwony kuc. Big Macintosh. Odjął kopyto od ust i wstał z ziemi.
Przemówił spokojnie, przeciągając samogłoski, z akcentem typowym dla farmerów. Mimo że
mówił cicho, kucyki słuchały.
- Kurczę, widziałem kurczaki podczas burzy, zachowujące się spokojniej od was. Wszyscy
chcecie coś powiedzieć. Ale jeśli sto kucyków będzie krzyczeć, a tylko jeden słuchać, to chyba
do niczego nie dojdziemy. Kiedy krowy wracają na noc do stodoły, nie wpychają się wszystkie
naraz przez drzwi, bo się po prostu nie zmieszczą. Więc wchodzą po kolei. Więc bądźmy
rozsądni jak krowy. Usiądźmy wszyscy i pozwólmy pani Burmistrz dokończyć. Potem ktoś
inny powie, co ma do powiedzenia. Ale po kolei, jeden kucyk naraz. Jak krowy wchodzące do
stodoły. - usiadł. Tłum zwrócił się w stronę podwyższenia. Jakaś klacz zaczęła znowu
krzyczeć, ale została uciszona przez kucyki siedzące obok niej. Burmistrzyni westchnęła z
ulgą. W każdym miasteczku powinna być rodzina Apple.
- Dziękuję, Big Macintosh.

background image

- Nie ma za co.
- A więc. Tak jak mówiłam, źrebaki i kucyki niezdolne do walki muszą zostać ewakuowane.
Nasze miasteczko znajduje się najbliżej Canterlot, a sztab Księżniczek uważa za
prawdopodobne, że gryfy będą oblegać stolicę. Dlatego, kiedy tu dotrą - jeśli tu dotrą, w
Ponyville nie może pozostawać żaden kucyk nie będący w stanie o siebie zadbać. Southmarch
jeszcze przez jakiś czas będzie bezpieczne. Pola tam są żyzne, a mieszkańcy zgodzili się przyjąć
uchodźców. Nie będziemy na siłę rozdzielać rodzin, ale sama Celestia prosi, żeby wszystkie
kucyki, oprócz jednego dorosłego z każdej rodziny, którzy będą ewakuowani ze źrebakami i
starcami, pozostały w mieście. Obowiązkiem każdego kucyka zdolnego do walki jest zostać i
bronić Ponyville.
Od razu po zakończeniu tego zebrania rozpoczniemy przygotowania do ewakuacji.
Pamiętajcie, że to może nie być ostatnia ewakuacja, jaka was czeka. Możecie zabrać z
domów, co tylko chcecie, ale miejsce na wozach będzie zarezerwowane na najpotrzebniejsze
rzeczy, takie jak koce i jedzenie. Całą resztę będziecie musieli dźwigać sami, a wasza podróż
będzie długa i męcząca.
Z pewnością macie wiele pytań. Zapraszam chętnych do zabrania głosu na podwyższenie.
Jeden kucyk na raz. - Burmistrzyni skończyła.

Purpurowa klacz z krwisto-czerwoną grzywą i jeszcze bardziej czerwonymi policzkami

i nosem wstała, i zataczając się, ruszyła w stronę podwyższenia. Weszła na nie, spojrzała na
tłum, i zaśmiała się ponuro. W końcu przemówiła, prawie mamrocząc.
- Dlaczego? Niby dlaczego mamy zostać i walczyć? I czym walczyć? Czym? Mamy kopać,
czy co? Jak mam kopać gryfy? One latają, szybują, takie tam. Mają dzioby, szpony, i w ogóle
są strasznymi kurwami. Nawet faceci. Nie, do cholery. Nie puszczę mojej Pinchy samej z jej
żałosnym ojcem, i nie zostanę, żeby dać się zabić gryfom. Pierdolę to. Pinchy i ja uciekamy,
choćbyśmy miały się nie zatrzymywać dopóki nie spotkamy zebr. Żegnam państwa. - zeszła z
podwyższenia i ruszyła dalej, potykając się co chwilę. Burmistrzyni pokręciła głową z
niesmakiem. Niezależnie od sytuacji, Berry Punch nie powinna być w takim stanie tak
wcześnie rano. A już na pewno nie tak powinna się zacząć ta dyskusja. Powinni teraz
omawiać na przykład kwestie logistyczne, a nie słuchać pijackiego bełkotu.

Głos zabrał pegaz-oficer.

- Ahem. Rozumiemy, że za kwestię nadrzędną uważacie swoje osobiste bezpieczeństwo, ale
prosimy o zaakceptowanie faktu, że macie teraz ważniejsze obowiązki do wypełnienia. -
mówił monotonnym tonem, w sposób który irytował Burmistrzynię. Całą swoją karierę
uczyła się, jak rozmawiać z kucykami tak, żeby uważały ją za swoją. To z pewnością nie był-
oh, on jeszcze nie skończył.
- W obecnej sytuacji, najlepszym sposobem na zmniejszenie potencjału bojowego armii
gryfów jest utworzenie zdecentralizowanego ruchu oporu na poziomie lokalnym. Ataki na
linie zaopatrzeniowe i odosobnione oddziały wroga spowolnią jego postępy, co z kolei pozwoli
Koronie na utworzenie konwencjonalnych sił mogących stawić czoła gryfom w regularnej
bitwie, i w końcu na wyparcie nieprzyjaciół z naszej ukochanej ojczyzny. Jeśli wasze
wątpliwości zostały już rozwiane, przejdę do wyjaśnienia sposobów szkolenia--

background image

Burmistrzyni łagodnie odepchnęła oficera, a ten prychnął, zirytowany.
- Dziękuję, kapitanie. Jak zostało powiedziane, jeśli chcemy mieć szansę ochronić nasze
domy, musimy utworzyć milicję. Nie możemy zmusić nikogo do dołączenia, ale nie
pokonamy gryfów, jeśli wszyscy uciekną. Ktoś jeszcze chce zabrać głos? - zielony jednorożec
stanął na na tylnich nogach i zaczął machać kopytem. Burmistrzyni wskazała na nią i stanęła
z boku, kiedy klacz wbiegła na podwyższenie.
- Cześć! Hej, kochanie, jestem na scenie, widzisz? Ha! Oh, jej. No, nieważne. No, więc mamy
zostać i walczyć, prawda? Ale... Oni nie będą dla nas mili, jeśli to zrobimy. To znaczy, mamy
wojnę, prawda? Skrzywdzą nas, prawda? I... - zawahała się, jakby szukając właściwego
słowa, a na twarzy malował się coraz większy niepokój. - zabiją nas. Zabiją nas, prawda?
Kucyki giną na wojnach. A ja nie chcę ginąć. Nie chcę, żeby ktokolwiek ginął. Więc
powinniśmy odejść. Gdzieś. Gdzie nie ma wojny. Bo nie wszędzie jest wojna, prawda? Tylko u
nas. Więc tak. Musimy odejść. Bo żaden kucyk nie powinien ginąć. Zwłaszcza... No. Nikt. -
zeszła ze sceny i wróciła na swoje miejsce przy brązowej klaczy z niebiesko-różową grzywą,
obie przytuliły się do siebie.
- To jest beznadziejne. - oficer zwrócił się do Burmistrzyni cicho. - Przyleciałem tu wydać
rozkazy. Wydałem je. Jeśli twoje kucyki mają zamiar tylko jęczeć że nie chcą wojny, to ja nie
mogę im pomóc. Przedstawiłem im sytuację, a one dalej myślą chyba, że to żart. Mam jeszcze
dzisiaj pięć miasteczek i osiem wsi do odwiedzenia, nie mam czasu na wysłuchiwanie
narzekań. Skoro jeszcze do nich nie dotarło, co się dzieje, to ja nie będę im tego wyjaśniać. W
swoim biurze znajdziesz poradnik dla dowódców milicji. Jeśli któryś z twoich kucyków uzna,
że warto ratować Equestrię, daj im go. - zanim Burmistrzyni zdążyła odpowiedzieć, pegaz
zszedł z podwyższenia i odleciał. Klacz westchnęła. To będzie długie zebranie.

Wśród tłumu, szara klaczka z blond grzywą rozmawiała ze swoją matką, pegazem.

- Ale, mamo, o czym oni rozmawiają? Dlaczego wszyscy są tacy smutni? Co się dzieje?
- Cóż, muffinko. - matka odpowiedziała, patrząc na córkę swoim zdrowym okiem.
- Musimy odejść. Złe stworzenia tu przyjdą. Niemiłe stworzenia, które chcą nas skrzywdzić.
Musimy odejść w bezpieczne miejsce.
- Oh. Rozumiem. Niemiłe. Jak te kucyki, które śmiały się z twoich oczu, kiedy byłaś mała.
- Nie, Dinky. Gorsze. To są bardzo, bardzo niemiłe stworzenia. - Derpy opuściła wzrok ze
smutkiem.
- Ale, mamo. Przecież kucyki też cię skrzywdziły? Robiły ci złe rzeczy.
- Kochanie, one mnie tylko dręczyły, tak jak te klaczki w szkole dręczyły ciebie. Chciały,
żebym czuła się źle, żeby one mogły poczuć się lepiej. Te stworzenia są gorsze. One chcą nas
skrzywdzić bardzo, bardzo mocno.
Dinky nie dawała się przekonać.
- Nie, mamo, to tak samo jak z tobą. Musiałaś odejść z Cloudsdale przez złe kucyki, a w
Ponyville kucyki były miłe, spotkałaś tatę, urodziłaś mnie, więc to była najlepsza rzecz jaką
zrobiłaś!
- Tak, muffinko, to była najlepsza rzecz jaką zrobiłam. - Derpy pogłaskała córkę po głowie,

background image

jednocześnie myśląc: Nie, Dinky. Kucyki tutaj wcale nie były miłe. Właściwie, były nawet
okrutniejsze. W Cloudsdale może i byłam zaczepiana, ale nie odstawałam tak od reszty, bo
dobrze latałam. Tutaj byłam po prostu dziwakiem. Od problemów nie da się tak po prostu
uciec.
Spojrzała na podwyższenie. Następny kucyk mówił, że wszyscy powinni uciekać. Spojrzała na
Dinky, rysującą coś w ziemi kopytkiem. Znowu na podwyższenie, i jeszcze raz na Dinky.
Przeprowadzka do Ponyville wyszła jej na dobre, ale nie dlatego, że udało jej się uciec, ale że
nauczyła się, że uciekanie nie działa. Nigdy. Zrozumiała, że może być albo popychadłem, albo
kucykiem, a jeśli chce być traktowana jak kucyk, to musi przestać dawać sobą pomiatać. A
Dinky była taka młoda. Taka piękna. Taka bystra. Ale taka młoda. I taka bezbronna.
Wyobraziła ją sobie dziesięć kilo lżejszą, z żebrami prawie przebijającymi skórę. Wyobraziła ją
sobie spragnioną, wyczerpaną, krztuszącą się przez chmury kurzu unoszące się na zatłoczonej
drodze, setki mil od domu. Wyobraziła ją sobie... Nie. Tego nie mogła sobie wyobrazić.
Spojrzała znowu na podium. Poczuła coś, czego nie czuła od tak dawna. Gniew. Nie irytację,
jak kiedy ta niebieska oszustka naśmiewała się z mieszkańców Ponyville. Nie. Wrzał w niej
gniew. Gniew klaczki, która nie pozwoli innym kucykom dłużej siebie dręczyć. Czuła gniew
matki, która nie pozwoli bandzie dorosłych źrebaków, które nigdy nie musiały bronić czegoś,
co kochają, skazać jej córki na cierpienie, albo coś gorszego. Czuła gniew, i nie miała zamiaru
siedzieć na miejscu i tłumić go. Schyliła się i wyszeptała do Dinky.
- Muffinko, mama pójdzie teraz i będzie mówić. Będzie wyglądać na bardzo złą. Nie jest zła
na ciebie. Jest zła, bo te kucyki nie chcą cię chronić, a ona bardzo cię kocha. Proszę, nie bądź
smutna. - Dinky uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi.
- Dobrze, mamo. Ja też cię kocham. Pokaż im!
Derpy odpowiedziała uśmiechem mimo łez zbierających się w jej oczach. Potem wstała i
otarła je. Ruszyła w stronę podwyższenia. Nie czekała, aż ktoś ją wywoła. Jakiś kucyk, chyba
Cloudkicker, ciągle przemawiał. Derpy nie zwracała uwagi na to, co mówi. W sumie jej to nie
obchodziło.
Cloudkicker zauważyła Derpy, i zamarła. Chwila, co ona niby robi? Przecież Derpy nigdy nic
nie mówi. Prawie się do mnie nie odzywa nawet podczas swojego obchodu, a przecież
jesteśmy przyjaciółkami.
Zaskoczona klacz pozwoliła Derpy wypchnąć się z podium.
Listonoszka zmrużyła oczy - podium było zwrócone na wschód, a było jeszcze wcześnie.
Chwilę mrugała, patrząc na tłum raz zdrowym, raz chorym okiem. Nie wiedziała jeszcze, co
ma zamiar powiedzieć, ale na Celestię, coś musiała powiedzieć!
Z tłumu dobiegł głos.
- Hej, Derpy chce coś powiedzieć! To będzie dobre! Zakład, że powie, że powinniśmy upiec
gryfom muffinki? - kilka kucyków zaśmiało się. Derpy tupnęła i prychnęła. Nie. Koniec
żartów. Nigdy więcej żartów. Od teraz będą jej słuchać. I będą robić to, co im powie. Zaczęła.
- Właśnie usłyszeliśmy od pewnych kucyków wiele rzeczy. Rzeczy, których prędzej mogłabym
się spodziewać z ust źrebaków. Ktoś powiedział: “nie prosiliśmy o tą wojnę”. Ktoś inny:
“chcemy tylko żyć w pokoju”. Ktoś jeszcze: “niech inni walczą, my powinniśmy uciekać”. Tak,
usłyszeliśmy wiele różnych rzeczy. - mówiąc, wskazywała na poszczególne kucyki. Jej ton był

background image

stanowczy. Słychać w nim było pogardę. Mówiła, jakby... wydawała rozkazy? Trudno było jej
w to uwierzyć. Nigdy wcześniej tak nie mówiła. Przerwała na chwilę. Nikt się nie odezwał.
Dobrze.
- Hmph. Wiecie co? Ja nigdy nie prosiłam o to oko. - wskazała kopytem na swoje lewe oko,
które akurat było skierowane w górę. - Nigdy nie prosiłam, żeby mną z jego powodu
gardzono. Nigdy nie prosiłam, żeby gdziekolwiek nie poszłam, traktowano mnie jak wyrzutka.
Nie. Chciałam tylko żyć w spokoju. Spokoju, w jakim każdy kucyk powinien żyć. Na jaki
każdy kucyk zasługuje. I wierzcie mi, byłam gotowa uciekać, od rodziny, z domu, żeby tylko
znaleźć ten spokój. Nie urodziłam się w Ponyville, nie, urodziłam się w Cloudsdale. Ale
uciekłam stamtąd, przed kucykami, które zamieniły moje życie w piekło. To było piekło. W
Cloudsdale byłam bita. Kopana. Poniżana. Więc uciekłam. Uciekłam aż tutaj, do Ponyville. -
kucyki wciąż siedziały cicho, teraz nawet się nie poruszały. Derpy poczuła przypływ energii.
Żaden z nich nie znał jej od tej strony. Od lat nie musiała jej pokazywać.
- Ale to oko zostało. Zrozumiałam, że mogę uciec od kucyków, ale nie ucieknę od tego oka.
Tutejsze kucyki były równie okrutne. Zrozumiałam, że muszę nauczyć się z tym walczyć. To
było ciężkie. Było bolesne. Ale musiałam zawalczyć tylko raz. Jeden raz. I kiedy w końcu to
zrobiłam, piętnaście lat cierpień skończyło się. W jeden dzień.
To było dziwne. To były dla niej tylko słowa, które myślała i czuła codziennie, ale teraz
wypowiedziała je na głos. A tłum słuchał, wpatrzony w nią. Zaczęła spacerować po
podwyższeniu, ciągle mówiąc.
- Kiedy tu przybyłam, zrozumiałam, że nie mogę uciec od tego, co wyznaczył nam los. Los dał
mi to oko. I los sprowadził na nas tą wojnę. Uciekajcie do Southmarch, ale wojna pójdzie za
wami. Uciekajcie na pustynie, ale wojna pójdzie za wami. Uciekajcie ile chcecie, aż padniecie
z wyczerpania, ale wojna pójdzie za wami. - Mówiła ostrym tonem. Wiedziała, że brzmiała
prawie histerycznie, ale czuła, że ma pełną kontrolę, nad sobą i tłumem. Tłumem, który ciągle
słuchał w ciszy.
- Uciekajcie przed gryfami, a będziecie po prostu tchórzami. Niczym więcej. A tchórze nigdy
nie przestaną uciekać. Możecie uciekać, ale nie znajdziecie pokoju. Nie znajdziecie
schronienia. Będziecie wiecznie uciekać, aż wasze źrebaki padną martwe w jakimś rowie.
Będziecie uciekać, aż sami nie padniecie, załamani i skrwawieni. Będziecie tylko uciekać. Nie
znajdziecie pokoju. Chcecie pokoju? - pozwoliła pytaniu zawisnąć w powietrzu. - Jeśli tak, to
zmierzcie się z tą wojną. Zaakceptujcie ją. Przygotujcie się na cierpienia. Przygotujcie się na
trudy. Przygotujcie się na śmierć, bo gryfy nie cofną się, dopóki ich nie zmusicie. Więc pytam
was, czy chcecie pokoju? - kilka kucyków kiwnęło głowami.
- Więc chodźcie za mną. Trenujcie ze mną. Walczcie ze mną, bo pokój możemy odzyskać
tylko siłą woli i pracą naszych kopyt. Pytam znowu, czy chcecie pokoju? - niektóre kucyki
wstały z miejsc. - Jeśli tak, to musicie na niego zarobić, swoim potem, swoimi łzami, i swoją
krwią. Musicie na niego zasłużyć. Kucyki! Chodźcie za mną, a obiecuję wam, zrobimy to! -
zaczęła krzyczeć. Wszystkie kucyki stały i słuchały jej. Czuła, jakby wchłaniały jej emocje. -
Chcecie pokoju?! Więc chodźcie za mną! Walczcie o niego! Walczcie, żeby chronić swoje
domy, swoje źrebaki. Walczcie za Ponyville! Walczcie o Equestrię! Walczcie, jakby od tego

background image

zależało wasze życie! Walczcie ze mną, kucyki! Walczcie ze mną! - zamilkła, dysząc ciężko.
Kucyki wyglądały na zszokowane. Nawet Burmistrzyni. Ale nikt się nie odzywał. Przez długą
chwilę. Derpy przełknęła głośno ślinę.

W końcu z tłumu wyszła Carrot Top. Stanęła przy Derpy.

- Ja będę walczyć. Kto z nami?
Po chwili wahania, Cloudkicker weszła na podium.
- Ja.
Bon-Bon wystąpiła naprzód, za nią Lyra. Big Mac przepchał się przez tłum. Cała trójka weszła
na podwyższenie. I wtedy tama pękła. Wszystkie kucyki próbowały wejść na, i tak już
zatłoczoną, scenę. Derpy przemówiła znowu swoim stanowczym tonem, starając się
zapanować nad tłumem.
- Dobrze. Spotkamy się... - zerknęła na Big Maca. - na Sweet Apple Acres. Trzy godziny po
zakończeniu zebrania. Zaczniemy przygotowania. A teraz ustalmy, jak przeprowadzić
ewakuację. Pani Burmistrz?
Burmistrzyni otrząsnęła się. O tak, polityka bywała zaskakująca. Nigdy nie wiesz, co się stanie
za chwilę. Zabrała głos i zaczęła przedstawiać plany ewakuacji. Tym razem kucyki słuchały.

Biuro było zawalone dokumentami. Derpy rozejrzała się. Może zawsze to tak

wyglądało? Nie, Burmistrzyni była typem kucyka dbającego o porządek. A na większości
zwojów była królewska pieczęć. Połowa z nich leżała jeszcze zamknięta.
- Panno Hooves, to była bardzo dobra przemowa. Mam nadzieję, że rozumiesz, co to oznacza.
- klacz siedząca za biurkiem patrzyła na Derpy posępnie.
- Um, nie bardzo, proszę pani. - szary pegaz odpowiedział swoim zwyczajnym, łagodnym
tonem. - Ja tylko powiedziałam im, że muszą walczyć. Bo muszą. Wszyscy musimy,
naprawdę. Nie możemy wiecznie uciekać. Tak jak ja robiłam, będąc jeszcze klaczką.
- Kazałaś im iść za tobą. A oni się zgodzili. To ważne, panno Hooves. - Burmistrzyni
poprawiła okulary.
- No, tak, kazałam. To tak jakby... samo się nasunęło. Nie chciałam przekroczyć swoich
uprawnień. Jeśli to pani chciała--
- Nie, panno Hooves. Mamy wojnę, a ja jestem tylko administratorką. Do mnie należy
odmalowywanie budynków i utrzymywanie przejezdności dróg. A mieszkańcy Ponyville
potrzebują kogoś, kto ich poprowadzi. Choćby do piekła, panno Hooves.
- Oh. Wow. Nie wiem, czy dam radę. - Derpy uśmiechnęła się, zmieszana.
- Już raz dałaś. Przekonałaś bandę farmerów, kupców, rzemieślników i artystów, myślących
tylko o ucieczce, że powinni zostać i walczyć z całą armią gryfów. Ale niedługo zaczną się
znowu zastanawiać. Po każdej przemowie tak jest. Oni nie są żołnierzami, panno Hooves.

background image

Potrzebują kogoś, kto zrobi z nich żołnierzy.
- Mogę do nich przemawiać, kiedy tylko będzie pani chciała. Podobało mi się to.
- Możesz do nich przemawiać, kiedy tylko ty będziesz chciała. Jesteś teraz ich przywódczynią.
Ja poprowadzę uciekinierów, to bardziej odpowiada moim umiejętnościom. A ty? Ty masz
pod komendą dwieście kucyków oczekujących, że potrafisz pobić armię gryfów. Że potrafisz
pobić może i dwadzieścia tysięcy lwów, może osiem tysięcy gryfów... I że dokonasz tego z
dwustoma kucykami, które nigdy w życiu nie walczyły, nie licząc bójek w szkole. Tego
właśnie od ciebie oczekują, panno Hooves.
- Ja... Oh, jej. Oh, nie. Nie, nie. Ja jestem tylko listonoszką, proszę pani. Ja...
- Jesteś dowódcą, panno Hooves. Naturalnym dowódcą. Nie znasz się na wojnie? Twoje
kucyki też nie. Ale potrafisz je zainspirować. Będzie ci to szło jeszcze lepiej, jeśli będziesz
przygotowywać wcześniej swoje przemowy. Możesz je spisywać. Umiesz pisać, prawda? -
Derpy kiwnęła głową i wskazała kopytem na swoją torbę z listami, wiszącą na wieszaku.
- Oczywiście, przepraszam. Po prostu, nigdy nie wiadomo. Tak, przemowy na pewno bardzo
ci się przydadzą w nadchodzących czasach. Motywacja jest najważniejsza. A potem
dyscyplina.
- Ale ja nie wiem, jak mam ich nauczyć dyscypliny. Umiem doręczać listy. Nieźle piekę. I
najwyraźniej umiem przemawiać, ale to tyle!
- Masz źrebaka, prawda? Dinky. Kochana, mała klaczka. Wychowałaś ją bardzo dobrze, i to
bez ojca? - Burmistrzyni uniosła brew. Derpy uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi.
- Oh, ona jest cudowna, proszę pani. Cudowna. Potrafi czasem dopiec, jak to źrebak, ale ma
takie dobre serce. I jest taka bystra.
- Ta milicja to teraz twoje źrebaki. Jesteś ich matką. Musisz je nauczyć, jak być dobrymi
kucykami, że muszą dbać o swoje rodzeństwo, i że muszą słuchać matki. - Derpy kiwnęła
głową, zamyślona. Burmistrzyni popchnęła grubą, marnie wydaną, pachnącą świeżym
atramentem książkę w jej kierunku, i kontynuowała. - Przeczytaj to, panno Hooves. To
poradnik o tworzeniu milicji, dostałam go rano od oficera. Czytaj go codziennie, w każdej
wolnej chwili. Jeśli spotkasz się z problemem, o którym jeszcze nie czytałaś, na końcu książki
znajdziesz indeks. - Derpy znowu kiwnęła głową, a Burmistrzyni uśmiechnęła się ze
smutkiem. - Dbaj o swoją milicję. O swoje źrebaki. Ciężko będzie je wykarmić. Jeszcze
trudniej je wyszkolić. Jeśli czegoś się nauczyłam o zarządzaniu, to że wszystko powinno się
zapisywać. Znajdź kilka kucyków, które ci w tym pomogą - łatwiej jest dyktować coś dwóm
innym niż samej wypełniać wszystkie papiery. I czytaj tą książkę, w każdej wolnej chwili.
Derpy jeszcze raz kiwnęła głową. Dwie klacze patrzyły na siebie przez chwilę w milczeniu, po
czym pegaz wstał.
- Dziękuję, proszę pani. Uh, powinnam już iść. Umówiłam się z nimi na Sweet Apple Acres.
- Oczywiście. Ale co z twoją własną klaczką? Nie możesz jej ze sobą zabrać.
- Już o to zadbałam. Carrot Top się nią zajmie. Dinky i tak traktuje ją jak własną ciotkę, więc
będzie im obu lżej. Wiem, że Carrot Top chciała walczyć, ale pójdzie z wami i zajmie się moją
córką.
- Dobrze. Ja sama będę im pomagać, jak tylko będę w stanie. - Burmistrzyni wyglądała, jakby

background image

miała zaraz wybuchnąć płaczem. - Dziękuję, panno Hooves.
Derpy podniosła książkę zębami i zaniosła ją do torby na listy. Kiedy wkładała ją do środka,
Burmistrzyni znowu się odezwała.
- Derpy? - Pegaz zamknął torbę nosem i spojrzał z powrotem na drugą klacz. Burmistrzyni
nigdy nie zwracała się do niej po imieniu.
- Tak, um... Margaret?
- Nie poddawaj się, Derpy. Proszę. Nigdy się nie poddawaj. Obiecaj mi. Nie jak swojej
pracodawczyni. Jak przyjaciółce i równej tobie. - Derpy przerzuciła torbę przez ramię, tak jak
to robiła co świt.
- Obiecuję, Margaret. Obiecuję.

Po tych słowach, Derpy wyszła z biura, prosto na dróżkę. Powietrze było trochę

chłodne - zapowiedź jesieni - ale słońce jasno świeciło na niebie. Ładny dzień. Potruchtała
ścieżką. Była umówiona na spotkanie z rodziną.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 27
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 32
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 02
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 15
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 01
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 06
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 33
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 16
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 11
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 22
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 17

więcej podobnych podstron