0896 Celmer Michelle Królewskie związki 03 Księżniczka z wyspy

background image
background image

Michelle Celmer

Księżniczka z wyspy

Królewskie związki 03

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Od dnia, w którym przyszła na świat w królewskiej rodzinie z Wyspy Mor-

gana, księżniczka Sophie Renee Agustus Mead czuła się niekiedy przez swój tytuł

mocno ograniczana. Tak właśnie było i dzisiaj.

Król Filip siedział za biurkiem w swym biurze w pałacu. Sophie kochała brata

do szaleństwa, ale chwilami miała wrażenie, że podobieństwa między nim a ich

nieżyjącym już ojcem są po prostu niepokojące. Te same kruczoczarne włosy i

szare oczy. Ten sam wzrost - obaj byli bardzo wysocy - i szczupła, muskularna bu-

dowa ciała. I ten sam upór.

Sophie z kolei odziedziczyła po ojcu energiczność i wybuchowy tempera-

ment. Wzięła teraz głęboki oddech i zmusiła się, by się opanować. Już lata. temu

nauczyła się bowiem, że jej napady szału sprawiają jedynie, że Filip staje się jesz-

cze bardziej uparty.

- Kiedy mówiliśmy o moim zaangażowaniu się w ten projekt z hotelem, nie

było mowy o tym, że do moich obowiązków będzie należało niańczenie kogokol-

wiek.

- Nikt nie zna wyspy tak jak ty, Sophie. I jeśli jakiś architekt ma zaprojekto-

wać coś, co dobrze się wpisze w jej krajobraz, to chyba musi tu najpierw przyje-

chać i wszystko obejrzeć, tak?

Myślała, miała nadzieję, że może po raz pierwszy w życiu jej rodzina odłoży

na bok te wszystkie archaiczne rytuały i tradycje i pozwoli jej na coś więcej niż od-

grywanie roli, której, szczerze mówiąc, czasem już miała dosyć. Na coś bardziej

ambitnego niż organizowanie przyjęć czy uczestnictwo w imprezach charyta-

tywnych. Zarówno Filip, jak i ich przyrodni brat książę Ethan zapewniali ją, że je-

żeli będzie wypełniać swoje książęce obowiązki bez narzekań, to dadzą jej odpo-

wiedzialne stanowisko w sieci hotelowej, którą rodzina niedawno nabyła. Ale wy-

szło na to, że znów poczuła się wykorzystana i skrzywdzona.

R S

background image

Gdyby jednak odmówiła, Filip mógłby w ogóle zrezygnować z jej usług. Je-

mu przecież najbardziej by odpowiadało, gdyby wyszła za mąż i rodziła kolejnych

książęcych potomków. Filipowi urodził się niedawno syn, Fryderyk. Żona Ethana,

Lizzy, była w ciąży. Wszyscy więc patrząc na Sophie, zdawali się mówić: teraz

twoja kolej! Ale ona nie czuła się jeszcze gotowa. Nie była nawet pewna, czy kie-

dykolwiek będzie gotowa.

- W porządku. Zrobię to - powiedziała w końcu. - Chociaż wcale mi się nie

uśmiecha spędzić dwa tygodnie z obcym człowiekiem.

Filip rozparł się w fotelu usatysfakcjonowany tym, co usłyszał.

- Zdziwi cię pewnie, ale to nie jest obcy człowiek.

- Nie wydaje mi się, żebym znała jakiegoś amerykańskiego architekta.

- To było lata temu. Nie był jeszcze wtedy architektem. Studiowaliśmy razem.

Spędził raz u nas wakacje.

Serce Sophie zabiło jak oszalałe. Filip nie ma chyba na myśli...

- I jak sobie przypominam - ciągnął - rozumieliście się po prostu doskonale.

Jeżeli naprawdę chodziło mu o człowieka, o którym pomyślała, to słowo

„doskonale" w żaden sposób nie oddawało istoty tej znajomości. Ale o tym prze-

cież Filip nie mógł wiedzieć. Jedynie jej matka, która bez ich wiedzy podsłuchiwała

rozmowy telefoniczne Sophie, wiedziała, jak bliska była to znajomość.

Otworzyły się drzwi i do pokoju majestatycznie wszedł książę Ethan. Za nim

wkroczył mężczyzna, którego rysy, mimo upływu dziesięciu lat, wydały jej się

znajome. W gruncie rzeczy prawie się nie zmienił. Te same równo przycięte, ja-

snobrązowe włosy; te same hipnotyzujące, niebieskie oczy. Marzyła kiedyś, że bę-

dzie się w nie wpatrywać przez całe życie.

Aleksander Rutledge, jedyny mężczyzna, którego kiedykolwiek kochała.

Filip, zazwyczaj zachowujący się z rezerwą, podniósł się energicznie z fotela i

z entuzjazmem powitał gościa.

- Aleks! Witam ponownie na Wyspie Morgana.

R S

background image

Rutledge, posągowo przystojny, zbliżył się doń z szerokim uśmiechem. Miał

na sobie, podobnie jak jej bracia, drogi garnitur i wypolerowane na połysk buty.

Stał teraz tak blisko, że Sophie mogła go niemal dotknąć, ale zdawał się jej w ogóle

nie zauważać. Czyżby jej nie pamiętał? Zabolało ją to. Z drugiej strony, jakie to

miało znaczenie po tylu latach. Nic przecież dla niej nie znaczył.

Aleks uścisnął dłoń króla i potrząsnął nią zdecydowanie.

- Filip. Tyle lat. Co u ciebie?

- Dużo, bardzo dużo. Mam rodzinę.

- Słyszałem. Nie mogę się doczekać, by poznać twoją żonę i syna.

- Z pewnością pamiętasz moją siostrę - Filip skinął ręką w jej kierunku -

księżniczkę Sophie.

Sophie zadrżała. To była ta chwila. Zaraz odezwą się do siebie, po raz pierw-

szy od ponad dziesięciu lat. Nie było w tym czasie dnia, żeby o nim nie myślała.

Aleks rzucił w jej stronę nieuważne spojrzenie i skinął uprzejmie głową.

- Wasza Wysokość. Miło cię znowu widzieć.

To wszystko? Tylko „miło cię znowu widzieć"? To było straszne, tak strasz-

ne, że zebrało jej się na łzy. Musiała zacisnąć wargi, by się opanować.

- Aleks - odpowiedziała zdumiewająco pewnym głosem, zważywszy na to, że

wewnątrz cała drżała.

- Jak rozumiem, będziesz moją przewodniczką w trakcie mojego pobytu tutaj.

- W jego stwierdzeniu, podobnie zresztą jak na twarzy, nie znać było cienia emocji.

Zapomniał? Zapomniał o tamtych cudownych dwóch tygodniach?

- Tak - potwierdziła. - Ale dowiedziałam się o tym dopiero co i nie zdążyłam

jeszcze przygotować szczegółowego planu. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeżeli

przełożymy oficjalne rozpoczęcie twojego pobytu na jutro rano?

- Oczywiście, że nie. - Nie był ani niegrzeczny, ani niemiły. Był po prostu

obojętny.

Ale czego się spodziewała? Czyż kiedykolwiek porwał ją w ramiona i zade-

R S

background image

klarował dozgonną miłość? Z tego, co wiedziała, był szczęśliwie żonaty i tak jak

Filip miał rodzinę.

- Sophie - spytał Filip - czy zechciałabyś pokazać Aleksowi jego apartament?

Tak jakby miała jakiś wybór. Kiwnęła głową.

- Rozgość się, a po południu oprowadzę cię po pałacu - zwrócił się Filip do

Aleksa. - Sophie, jak już będziesz gotowa, chciałbym zobaczyć ten program - do-

dał.

- Prześlę ci wieczorem faksem.

- Nie mogłabyś przynieść go ze sobą na kolację?

Sophie nie miała pojęcia, że będą jedli razem kolację w pałacu. Ona sama ja-

dała zazwyczaj w swojej rezydencji na terenie rodzinnej posiadłości.

- Czy to zaproszenie? - spytała brata, uśmiechając się słodko. Wiedziała bo-

wiem dobrze, że Filip nie zapraszał, Filip żądał obecności.

- Pomyślałem, że będzie miło powitać naszego gościa kolacją.

- O zwykłej porze?

Pokiwał głową.

- Zatem do zobaczenia. - Sophie obróciła się do Aleksa. - Chodźmy, pokażę ci

twój pokój.

- Proszę przodem, Wasza Wysokość. - Wskazał na drzwi.

Sophie nie należała do osób zbyt pewnych siebie. Odnosiło się to również do

jej wyobrażenia o własnej atrakcyjności. Owszem, odziedziczyła dobre geny i w

wieku lat trzydziestu nadal była wysoka i szczupła. Ale fakt, że Aleks szedł teraz za

nią, nie dodawał jej odwagi. Milczeli. Po chwili dopiero przypomniała sobie, że

przez wszystkie lata występowania w roli ambasadorki dobrej woli nauczyła się

umiejętności prowadzenia niezobowiązującej konwersacji.

- Jak podróż? - zaczęła, gdy wchodzili na piętro.

- Męcząca. Już zapomniałem, jak długo się leci z USA na Wyspę Morgana.

Był cały czas o krok za nią. Irytowało ją to, gdyż nie widziała jego twarzy.

R S

background image

Jego rysów. Nie to, żeby nie pamiętała, jak wygląda, wręcz przeciwnie, ale prze-

szkadzało jej to. Obawiała się też, że w chwili, gdy zostaną sami, Aleks przypomni

jej, jak się ongiś zachowała. W końcu to ona zakończyła ich znajomość bez żad-

nych wyjaśnień. Ona nie odpowiadała na jego telefony, ba, odsyłała mu też jego

listy, nawet ich nie otwierając. A teraz nie miała wyboru. Musiała mu towarzyszyć.

- Wiele się nie zmieniło, odkąd byłem tu ostatni raz - zauważył Aleks.

- Tutaj w ogóle mało co się kiedykolwiek zmienia.

- Widzę - odparł i coś w jego głosie sprawiło, że drgnęła. - Jesteś nadal tak

piękna jak przed dziesięciu laty.

Czekała, aż powie coś jeszcze, coś w stylu „i nadal taka zimna", ale nic ta-

kiego nie nastąpiło. Zamiast tego dotarło do niej, że mówił szczerze.

- Ty też wyglądasz tak samo - przyznała.

Mimo to czuła się niepewnie, wręcz niekomfortowo. Minęli kolejne drzwi.

Skinęła głową strażnikowi i poprowadziła Aleksa w stronę skrzydła dla gości.

- Wydaje mi się, że to ten sam pokój, w którym mieszkałeś wtedy. - Prawdę

mówiąc, wcale jej się nie wydawało; była tego pewna. W końcu spędziła tu z nim

dwa tygodnie; wystarczająco długo, by wszystko doskonale pamiętać.

Otworzyła drzwi i zaprosiła go do środka.

- Jak pewnie pamiętasz, tu jest salonik, a tam sypialnia i łazienka.

- Pamiętam - odparł głosem, w którym zabrzmiała jakaś tęsknota.

Czyżby czuł to samo co ona? Czy i jemu przypomniało się, jak stali godzina-

mi na balkonie, patrzyli na rozpościerający się u stóp ogród i rozmawiali? To wtedy

pierwszy raz przyciągnął ją do siebie i pocałował. A czy pamiętał, jak się pierwszy

raz kochali? Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie sprawił, że czuła się tak kocha-

na i akceptowana. Wyjątkowa. Ale to było dawno temu i tyle się od tego czasu

zmieniło. Co ważne, i ona się zmieniła.

- Pamiętam - powtórzył, rozglądając się po pokoju. - I wiesz, co jeszcze pa-

miętam?

R S

background image

- Co?

Odwrócił się i wyciągnął ku niej ręce.

- To...

Wszystko stało się tak szybko, że nie zdążyła się zorientować. W jednej chwi-

li stała obok Aleksa, a w następnej była już w jego ramionach. W jedynym miejscu

na świecie, gdzie czuła się pewnie. W miejscu, do którego należała. W pierwszym

odruchu chciała go odepchnąć, ale zamiast tego całkowicie mu się poddała. Ich usta

zetknęły się ze sobą tak naturalnie, jakby nigdy nie spędzili jednego dnia bez siebie.

Wiedziała, że to nie w porządku i to z wielu powodów; przede wszystkim Rutledge

był żonaty. Ale całowali się i chłonęła znajomy smak jego warg, zapach skóry i

włosów. Nie była w stanie zrobić niczego, by go powstrzymać. Poza tym wcale te-

go nie chciała...

Cóż, to było proste, pomyślał Aleks, gdy Sophie utonęła w jego ramionach.

Jego palce błądziły wśród wstęg jej delikatnych, czarnych włosów, które opadały

jej lekko na twarz. Była słodka i podniecająca. Sexy. Ugryzł ją leciutko w dolną

wargę, zastanawiając się, czy nadal doprowadza ją to do szaleństwa. Sophie za-

drżała i jęknęła z rozkoszy.

Aleks myślał, że uwiedzenie jej będzie dlań ciężkim, czasochłonnym zada-

niem. Kiedyś obiecała mu dozgonną miłość, by potem porzucić go bez słowa wy-

jaśnienia.

Jak gdyby czytając w jego myślach, Sophie spięła się i zesztywniała. Oparła

dłonie na jego piersi. Nie chciał naciskać, więc nie próbował jej zatrzymać, kiedy

się odsunęła. Patrzyła nań oczami w kolorze sztormu nadciągającego znad Atlan-

tyku. Miały odcień głębokiej, znamionującej nadchodzącą burzę szarości. Policzki

się jej zaróżowiły, a na długiej, wdzięcznej szyi znać było puls. Aleksowi też brakło

tchu. Mimo tego, co mu uczyniła i jak go wykorzystała, nadal wzbudzała w nim

pożądanie. Pomyślał, że gdyby to jemu udało się teraz ją wykorzystać, miałby z

tego na pewno satysfakcję.

R S

background image

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała drżącym głosem.

- Marzyłem o tym od dziesięciu lat, Sophie.

Zrobiła krok do tyłu, dotykając jednocześnie palcami warg.

- Mogłabym zawołać straże i kazać cię zatrzymać pod zarzutem napaści.

Uśmiechnął się tylko, wiedząc dobrze, że nigdy by tego nie zrobiła. Może i

była zepsutą, manipulującą ludźmi egoistką, ale nie była mściwa. Przynajmniej

kiedyś nie była.

- Nikogo nie zawołasz, bo to byłoby kłamstwo. Chciałaś tego tak samo jak ja.

Po jej reakcji poznał, że ma rację. Ale wiedział też, że tak łatwo mu nie od-

puści.

- Nie wiem, za kogo mnie masz, ale na pewno nie wikłam się w romanse z

żonatymi mężczyznami.

Czyżby to z tego powodu zdawała się być taka oburzona? Tak czy owak, nie

upoważniało jej to do kwestionowania jego moralności i prowadzenia się. Skrzy-

żował ręce na piersi.

- A, widzę, że nic nie wiesz. Jestem właśnie po najgorszym rozwodzie w hi-

storii świata.

- Nie miałam pojęcia. Przykro mi.

Wydało mu się, że ta wiadomość ją otrzeźwiła. Dziwne tylko, że sprawiała

wrażenie, jakby naprawdę było jej przykro. A on sądził, że myśli tylko o sobie. Z

drugiej strony, nie chciało mu się wierzyć, żeby w ciągu tych dziesięciu lat przeszła

jakąś dramatyczną przemianę. Nie wątpił, że wcześniej czy później Sophie pokaże

swoją prawdziwą twarz. W każdym razie musi być na to gotowy.

- Tak to jest, jak się wychodzi za kogoś, kogo się nie kocha - skwitował. -

Miałaś więc rację.

Sophie nie wiedziała, o czym mówi.

- Ty nie kochałaś swojego narzeczonego i nie wyszłaś za niego. Zresztą Filip

powiedział mi, że w ogóle nie wyszłaś za mąż.

R S

background image

- To prawda. - Popatrzyła w podłogę, zanim na powrót podniosła wzrok. -

Pozwól, że cię teraz zostawię. Musisz się przecież rozpakować.

- Znowu uciekasz, Sophie?

Zmarszczyła brwi.

- Jestem zmuszona cię poprosić, żebyś od tej pory trzymał ręce przy sobie.

Inaczej zawołam ochronę.

Oczywiście, że nie zawoła, ocenił, ale dobrze, niech jej na razie będzie. Niech

myśli, że ma przewagę. To przecież część rozgrywki.

- Tak jest, Wasza Wysokość. Przepraszam za niewłaściwe zachowanie.

- Kolacja będzie w jadalni, punkt o siódmej. Pamiętasz, gdzie to jest?

- Dam sobie radę.

Skinęła głową.

- Jak będziesz czegoś potrzebował, wykaz telefonów służby leży na stoliku.

Kuchnia działa przez całą dobę. Masz też do dyspozycji własny barek.

- Dziękuję.

Może i nie będzie to takie łatwe, przeszło mu przez głowę, ale przecież zaw-

sze lubiłem wyzwania. Im trudniejsze zadanie, tym większa potem satysfakcja.

Ryzykował jednak swoje osobiste i zawodowe stosunki z Filipem. Jego rodzinna

firma Rutledge Design nie miała w Ameryce Północnej rywali, ale potrzebował re-

komendacji Filipa, by myśleć o wejściu na rynek międzynarodowy. Jego ojciec od

lat o tym marzył, ale nigdy mu się nie udało. A Aleks zawsze robił to, czego ocze-

kiwałby od niego ojciec. I mimo że ten nie żył już od trzech lat, syn zawsze starał

się go zadowolić. Było to po części powodem jego rozwodu. Nie do uniknięcia,

pomyślał, skoro ożeniłem się nie z miłości, ale by zadowolić rodzinę.

W całym swoim życiu raz tylko spotkał kobietę, która rozumiałaby, co znaczy

spełniać oczekiwania bliskich. To właśnie Sophie była tą kobietą. Gdy trafił kiedyś

na wyspę w trakcie wakacji akademickich, natychmiast wyczuł w niej bratnią du-

szę. Kiedy był z nią, naprawdę mógł się wreszcie czuć sobą. Nie zdawał sobie tylko

R S

background image

sprawy, że był dla niej jedynie zabawką.

Wszystkie te myśli i uczucia wróciły, gdy ją teraz zobaczył ponownie. Mętlik

w głowie i poniżenie. Nie będzie lepszej okazji, by się zemścić. By poczuła to, co

on wówczas czuł.

Uwiodę ją, rozkocham w sobie, a potem porzucę jak ona mnie, postanowił.

R S

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Sophie wciąż drżała, kiedy zeszła ze schodów i skierowała się do tylnego

wyjścia. Chciała być teraz sama. Musiała przemyśleć to, co się przed chwilą stało, i

spróbować zrozumieć, dlaczego aż tak nią to wstrząsnęło. Ale tuż przy wyjściu

nieoczekiwanie natknęła się na Ethana.

- Idziesz do siebie? - spytał, przytrzymując jej drzwi.

- Tak. Muszę zrobić ten plan. - Zmusiła się do uśmiechu.

Smagani ciepłą bryzą i popołudniowym słońcem ruszyli razem ku czarnemu

kabrioletowi Ethana marki Porsche. Wszyscy pozostali członkowie rodu jeździli

robionymi na zamówienie rolls-royce'ami prowadzonymi przez kierowców. Tylko

Ethan prowadził z reguły sam. Rzadko też korzystał z usług ochroniarzy.

- Nasz gość już się rozpakował?

- Właśnie to robi.

- Sprawia wrażenie miłego człowieka.

- Mhm, rzeczywiście, jest bardzo miły.

Trochę nawet za bardzo, dodała już w myślach Sophie. O wiele za bardzo.

Nie ufam mu.

Ethan spojrzał na nią podejrzliwie. Wyglądał przy tym przez chwilę zupełnie

jak Filip. Strasznie dziwnie.

- Coś nie tak? - zaniepokoił się.

Jego pytanie zdumiało ją niepomiernie. Choć oboje dowiedzieli się o swym

istnieniu ledwie rok temu, Ethanowi niezwykle łatwo, jak widać, przychodziło ją

rozszyfrować. To musi być coś w genach, pomyślała, mimo że jesteśmy tylko

przyrodnim rodzeństwem. W każdym razie nie czuła się z tą świadomością najle-

piej.

- Wszystko w porządku - odparła, dostrzegając jednak natychmiast, że i tak jej

nie uwierzył. Modliła się w duszy, by tylko nie zechciał drążyć tematu. Ale on

R S

background image

oczywiście zechciał.

- Ja wiem, co się z tobą dzieje, Sophie.

No nie, skąd mógł niby wiedzieć cokolwiek o naturze jej znajomości z Alek-

sem? Chyba że Aleks sam mu powiedział. Do czego nie miał, notabene, żadnego

prawa, bo była to sprawa wyłącznie między nim a Sophie.

- Rozumiem, co czujesz. - Ethan położył jej rękę na ramieniu.

- Jak to?

- Też się tak czułem, jak zaczynałem karierę w hotelarstwie. Sam chciałem

wszystko kontrolować, trzymać rękę na pulsie. Tyle że było mi łatwiej, bo nie czu-

łem na plecach oddechu rodzinki.

Boże, więc on miał na myśli biznes, hotele, a nie całą tę pogmatwaną historię

z Aleksem. Poczuła ogromną ulgę. Z drugiej strony, gdyby już się miała komukol-

wiek na tym świecie z czegoś zwierzać, to prócz bratowej Hannah, byłby to właśnie

Ethan. Jak dotąd jednak zawsze wolała radzić sobie sama.

- Wolałabyś mieć więcej obowiązków - kontynuował ni to twierdząco, ni to

pytająco Ethan. - Coś bardziej ambitnego niż obwożenie gości po wyspie.

- Ale na razie jest, jak jest. - Wzruszyła ramionami. - Jestem księżniczką i

moje książęce obowiązki mają pierwszeństwo.

Uścisnął jej ramię ze zrozumieniem.

- Ja nie mam co prawda zbyt wielkiego wpływu na Filipa, ale pracuję nad

tym. Jednak, szczerze mówiąc, wiele czasu mi na to nie zostaje. No wiesz, między

zarządzaniem hotelem a przygotowaniami do narodzin dziecka.

- A Lizzy ma się dobrze? To już, zdaje się, czwarty miesiąc?

- Ranki są potworne i czuje się fatalnie. A chciała pracować aż do ósmego

miesiąca... Wiesz, jaka jest ruchliwa i wszędobylska, a teraz nie może się rano

zwlec z łóżka. Je niby dużo, ale wciąż traci na wadze i lekarz mówi, że to się już

robi niebezpieczne. Nie chcę jej więc zostawiać samej i zastanawiam się, czy nie

powinniśmy się na ten czas przenieść do pałacu. Dopóki nie poczuje się lepiej. A

R S

background image

może nawet aż do samego porodu.

- Myślę, że to dobry pomysł i że Filip też by się ze mną zgodził. Jemu zresztą

bardzo zależy, żeby rodzina trzymała się razem. Chociaż jestem też nieco zdziwio-

na. Skąd u ciebie taki pomysł? Przecież się zarzekałeś, że nigdy nie zamieszkasz w

pałacu.

Ethan uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

- Jakoś mi się wydawało, że nie czułbym się tu u siebie. O Filipie też nie my-

ślałem jak o rodzinie. Zabawne jak to się człowiekowi zmienia.

To prawda, pomyślała Sophie. Jeszcze rano wszystko wyglądało zwyczajnie,

biznes jak biznes, nic nadzwyczajnego, a w tej chwili zdawało jej się, że całe jej

życie przewróciło się w ciągu tych paru godzin do góry nogami.

- Podrzucić cię? - zaproponował Ethan.

- Nie, dzięki. - Był piękny dzień i Sophie zamierzała się przejść. To tylko pięć

minut. - Pozdrów ode mnie Lizzy. I jakby czegoś potrzebowała, niech od razu da

znać. Od razu, dobra?

- Tak jest. - Objął ją szybko, cmoknął w policzek, wskoczył do swojego por-

sche i już go nie było.

Ruszyła kamienistą ścieżką w stronę swego domu. Pomyślała sobie, że tak się

jakoś ostatnio składa, że wszyscy, których zna, zakładają rodziny. I to ludzie, któ-

rzy jak ona sama zarzekali się, że nigdy nie zrezygnują z wolności. Ethan ma rację,

szybko się to wszystko zmienia. Ale nie dla niej. Mąż, rodzina - nie, nie i nie, w

żadnym razie. Całe dotychczasowe życie walczyła, by pozostać wolną i niezależną

i nie miała najmniejszego zamiaru z tej wolności rezygnować. Dla nikogo.

Sophie uwinęła się z ułożeniem planu pobytu dla Aleksa na długo przed kola-

cją. Szybko i sprawnie przejrzała programy pobytów gości na wyspie z różnych

poprzednich okazji, tu coś dodała, tam odjęła i poszło jak z płatka. Zadanie okazało

się tym łatwiejsze, że i tak większość popołudni Aleks spędzi pewnie z Filipem,

łowiąc ryby czy grając w golfa.

R S

background image

Drukowała właśnie kopie programu dla siebie, Filipa i sekretarki, kiedy do

drzwi zapukał kamerdyner.

- Tak, Wilsonie?

- Przepraszam, że pani przeszkadzam, ale ma pani gościa.

Gościa? Nikogo się dzisiaj nie spodziewała. Jak zresztą ktokolwiek niespo-

dziewany mógłby się przedostać przez straże przy wjeździe bez jej wiedzy i zgody?

- Któż to?

- Niejaki pan Rutledge.

Podobnie jak kilka godzin wcześniej w biurze Filipa i teraz w jej duszy coś aż

jęknęło. Czemu ja tak reaguję? - zdziwiła się. I co Aleks tu robi? W jej domu! Nie

ma żadnego prawa wpadać tu, kiedy mu się podoba!

Rozważała przez chwilę, czy nie kazać Wilsonowi odesłać Aleksa pod pozo-

rem, że jest zbyt zajęta i nie może go przyjąć, ale gdyby tak zrobiła, Rutledge

mógłby sobie wyobrazić Bóg wie co i uznać na przykład, że jego przyjazd aż tak

nią wstrząsnął. A przecież jeżeli ma spędzić najbliższe dwa tygodnie, organizując

jego pobyt na wyspie, nie może mu w żaden sposób pokazać, jak łatwo ją dotknąć

czy wzruszyć.

Będę się jednak musiała z nim zobaczyć, zdecydowała z rezygnacją.

- Wprowadź go, proszę, do gabinetu - poleciła Wilsonowi. - Zaraz tam będę.

Służący zniknął w głębi holu. Sophie westchnęła ciężko i podniosła się z fo-

tela. Niby nie miała powodu, by się czymkolwiek denerwować, ale gdy szła przez

pokój, czuła, że trzęsą jej się łydki. Weź się w garść, nakazała sobie, weź się w

garść. Jeżeli będę tak reagować na jego widok za każdym razem, to nie wiem, jak

przetrwam te dwa tygodnie. Te długie, wyczerpujące czternaście dni...

Przystanęła przed lustrem i dostrzegła, że jest blada jak śmierć. Poprawiła

włosy i wtarła w policzki trochę różu. Powtórzyła też sobie, po raz kolejny, że

Aleks nie jest dla niej nikim ważnym. Że ten okres w jej życiu jest zamknięty. Te-

raz łączą ich jedynie sprawy biznesowe.

R S

background image

Zeszła po schodach z sercem w gardle. Aleks stał przy oknie, patrząc na ide-

alnie przystrzyżony trawnik. Wyglądał, jakby był myślami o lata świetlne stąd.

Uderzyło ją, jak bardzo jest przystojny. I jaki znajomy, jaki bliski... Przez chwilę

pozwoliła sobie na niego popatrzeć i wszystko na powrót stanęło jej przed oczami.

- Dziękuję, że zgodziłaś się mnie przyjąć. - Jego głos przywrócił ją do rze-

czywistości.

- Aha. Ale myślałam, że pamiętasz, że twój pobyt zaczyna się oficjalnie do-

piero jutro.

- Pamiętam, ale musiałem cię zobaczyć. Chciałem przeprosić.

Tego się nie spodziewała.

- Nie ma takiej potrzeby.

- Jest, jest. Źle zrobiłem. To dlatego, że... Po prostu wszystko nagle wróciło.

Uroiłem sobie, że ty też to poczułaś i że tęsknisz za mną tak samo mocno, jak ja

tęskniłem, wciąż tęsknię za tobą.

Wyglądało, że mówi szczerze, ale coś w jego słowach ją zaniepokoiło. Coś

było nie tak. Może dlatego, że mężczyźni, których znała, nigdy nie wyrażali swych

myśli tak otwarcie i tak naturalnie? Nie mogła się pozbyć wrażenia, że Aleks mówi

nie to, co myśli, ale to, co wydaje mu się, że ona chciałaby w tym właśnie momen-

cie usłyszeć.

- A skoro ty najwyraźniej nie poczułaś tego co ja - ciągnął - zrozumiałem, że

powinienem cię przeprosić i zapewnić, że to się już nie powtórzy.

Odczuła coś na kształt rozczarowania. Oczywiście, to się nie powinno więcej

powtórzyć. Ale wspomnienie jego ust, jego dłoni na policzkach i palców gładzą-

cych jej włosy sprawiło, że znów zmiękły jej nogi. No tak, ale to przecież tylko po-

ciąg fizyczny, nic więcej; w jej sercu zaś, ba, w całym jej życiu dla nikogo takiego

zwyczajnie nie ma miejsca. Nawet na chwilkę!

- W porządku. Przeprosiny przyjęte.

- Z reguły nie zachowuję się tak impulsywnie. Ani ryzykownie. To żadne

R S

background image

usprawiedliwienie, ale to chyba ten mój rozwód coś ze mną zrobił.

- Przykro mi, naprawdę.

- Jeżeli nie jesteś zajęta, pomyślałem sobie, że moglibyśmy się przejść i po-

rozmawiać, trochę się sobie przypomnieć, poznać. W sumie jesteśmy przecież na

swoje towarzystwo skazani.

Sophie zrobiła już właściwie, co miała do zrobienia, a do kolacji pozostało

jeszcze dużo czasu. Więc może? Nie zaszkodzi jej chyba, jak mu odrobinę zaufa i

pozwoli na chwilę niezobowiązującej rozmowy. Gdyby tylko nie te wątpliwości co

do jego prawdziwych intencji... Nic to, zdecydowała. Spróbuję. Ale jak tylko coś,

to pokażę mu, gdzie jego miejsce.

Aleks zdawał sobie sprawę, że nie pójdzie mu łatwo. Ale był jednocześnie

przekonany, że w końcu złamie jej opór. To tylko kwestia czasu. Zgrywała kobietę

twardą i zdecydowaną, ale on wiedział, jak dawać sobie radę i z takimi. Można po-

wiedzieć, że posiadał nawet nie umiejętność, ale wręcz dar właściwego odczytywa-

nia, interpretowania i wykorzystywania kobiecych emocji. Tylko dlatego jego mał-

żeństwo przetrwało aż tak długo. Powinien był zostawić żonę o wiele, wiele wcze-

śniej. Z drugiej strony, sam ożenek nie należał do najmądrzejszych posunięć w jego

życiu. Najlepiej by było, gdyby w ogóle do niego nie doszło.

- Drinka? - spytała Sophie.

- Poproszę o mineralną, jeśli można.

- Z limonką?

- Proszę.

Spodziewał się, że wezwie kamerdynera, ale ona sama podeszła do barku i

przygotowała napoje. Wodę dla niego i kieliszek białego wina dla siebie. Podała

mu szklankę i wskazała miejsce na kanapie.

- Siadaj, proszę.

Sama zajęła miejsce na stojącym obok krześle. Miała na sobie zwiewną, ba-

wełnianą sukienkę, podkreślającą smukłą sylwetkę. Kiedyś widział w niej zwykłą,

R S

background image

ludzką istotę, którą jej królewskie pochodzenie i tytuł zdawały się potwornie ogra-

niczać. Dzisiaj jednak wyglądała, jakby się czuła w swej książęcej roli zupełnie

naturalnie.

Zastanawiał się, czy nadal jest tak egocentryczna i zepsuta jak niegdyś.

- Miłe miejsce - zagaił. - Dziwię się, że nie mieszkasz już w pałacu z resztą

rodziny.

- Cenię sobie prywatność.

- Dawno tu mieszkasz?

- Przeniosłam się, kiedy mama umarła.

Tak, to wiele tłumaczyło. Rodzice nie pozwoliliby jej mieszkać samej. Pa-

miętał, że byli bardzo surowi i rygorystyczni. Wprowadzało to nawet pewien pod-

niecający element w ich romans. Niebezpieczeństwo. Ryzyko. Gdyby tak przyłapali

ją przemykającą się co noc do jego pokoju, zostałby bez wahania wyrzucony na

bruk i skazany do końca życia na banicję.

- Jak to się stało, że ty i Filip odnowiliście znajomość? - spytała, biorąc łyk

wina.

- Utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. Od czasu do czasu. Wiedział, że chcę

wprowadzić firmę na rynek międzynarodowy. No i jak potrzebował kogoś, kto by

mu zaprojektował to centrum odnowy, najpierw zadzwonił do mnie. Przejrzeli z

Ethanem moje portfolio i spodobało im się. A jak się dowiedział o moim koszmar-

nym rozwodzie, zaproponował, żebym zrobił sobie parę tygodni wolnego i przyje-

chał. Więc jestem.

- Masz własną firmę architektoniczną?

- Tak. Przejąłem ją trzy lata temu, po śmierci ojca.

- A co z matką?

- W porządku. Mieszka teraz na północy Nowego Jorku, niedaleko siostry.

- A ty wciąż na Manhattanie?

- Tak. Po rozwodzie mieszkanie przypadło mnie, a byłej żonie majątek na

R S

background image

północy. Przepraszam za gorycz w głosie, ale nadal nie doszedłem po tym wszyst-

kim do siebie.

Sophie pokiwała głową ze zrozumieniem. A on pomyślał, że gra na jej

współczuciu może mu wiele pomóc. Posiadłości, na której kupno nalegała i którą

zatrzymała po rozwodzie jego eksżona, wcale nie żałował. I tak spędzał większość

czasu w mieście, dołączając do niej jedynie w weekendy. Z czasem zresztą coraz

rzadziej i rzadziej. A kiedy odkrył, że go zdradza, poczuł bardziej ulgę aniżeli

złość. Poczuł się w końcu wolny. Ona jednak postanowiła wyciągnąć od niego, ile

się da, i tak dom przypadł w końcowym podziale właśnie jej.

Pociągnął łyk wody i postawił szklankę na stole.

- Z twojej reakcji w biurze u Filipa wnoszę, że nie miałaś pojęcia o moim

przyjeździe?

- Nie, w ogóle.

- Pamiętam, że zawsze nienawidziłaś, jak decydują o wszystkim za ciebie.

- Dziwię się, że pamiętasz.

- Pamiętam wiele rzeczy, księżna pani. - Nachylił się lekko w jej stronę.

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy w drzwiach pojawił się majordomus.

- Król do pani, księżniczko - zaanonsował.

Aleks i Sophie powstali z miejsc, gdy do pokoju wkroczył Filip.

- A, tutaj jesteś - uśmiechnął się do Aleksa.

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że będziesz mnie potrzebował.

- Nic pilnego. Chciałem się tylko upewnić, czy masz wszystko, czego ci po-

trzeba.

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku.

- Aleks pomyślał, że dobrze byłoby, żebyśmy się trochę poznali - zaczęła wy-

jaśniać Sophie.

- Prawdę mówiąc, to przyszedłem zamienić kilka słów z moją siostrą, więc

gdybyś nam wybaczył, Aleksie...

R S

background image

- Oczywiście. I tak miałem właśnie wracać do siebie. Mam kilka telefonów do

wykonania przed kolacją. Miło się rozmawiało, Sophie.

- Mnie też - odwzajemniła uprzejmość i zwróciła się do kamerdynera: - Pro-

szę odprowadzić pana Rutledge'a.

Aleks ruszył za służącym do drzwi, zachodząc w głowę, co też mogło spro-

wadzić Filipa do domu Sophie. Jeżeli miał do niej jakąś sprawę, mógł przecież za-

dzwonić. Coś jednak mówiło Aleksowi, że i tak wkrótce wszystkiego się dowie.

R S

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Telefon komórkowy Aleksa zadzwonił, kiedy wracał do pałacu. Na wyświe-

tlaczu pokazał się numer Jonaha Livingstona, prawnika Aleksa i jego najlepszego

przyjaciela. Livingston wiedział o Rutledge'u niemal wszystko, co miało swoje i

dobre, i złe strony. Potrafił na niego najzwyczajniej w świecie nakrzyczeć, gdy

uznał, że ten postępuje wbrew swoim interesom, zarówno w życiu prywatnym, jak i

zawodowym. I zazwyczaj miał rację. W dniu ślubu Aleksa błagał go wręcz, by się

raz jeszcze, ostatni, zastanowił, czy dobrze robi. Próbował go przekonać, że ożenek

z kobietą, której nie kocha, to coś po stokroć gorszego niż pozostanie, nawet na

wieki, kawalerem. I że ojciec też to w końcu zrozumie, przywróci Aleksa do pracy

w firmie i uwzględni na powrót w testamencie

*

.

* W USA, odmiennie niż na przykład w Polsce, rodzice mogą wydziedziczać swe dzieci wedle własnej

woli i to bez podawania powodów. Nie istnieje tam również znana w Polsce instytucja zachowku, (przyp.

tłum.).

Aleks mógł teraz tylko żałować, że nie posłuchał wówczas rad Jonaha.

Bał się odebrać ten telefon. Kiedy wyjeżdżał na Wyspę Morgana, wszystko,

co dotyczyło jego rozwodu, zostało definitywnie ustalone; tak przynajmniej sądzili.

Potrzebny był jedynie podpis byłej żony na porozumieniu kończącym spór. A zda-

rzyło się wcześniej, i to nieraz, że ta w ostatniej chwili wycofywała się z umowy i

wysuwała nowe żądania. To przeciąganie liny trwało już z górą rok. Długi, ciężki

rok, który Aleks zdecydowanie wolałby poświęcić na zapominanie, że w ogóle był

kiedykolwiek żonaty. Chciał jedynie, by się to wszystko nareszcie skończyło. Czy

się tak stało, miał się właśnie dowiedzieć.

- Lepiej, żebyś miał dla mnie dobre wieści - rzucił bez żadnych wstępów do

słuchawki.

- Ja też się cieszę, że się dobrze bawisz - zażartował Jonah.

R S

background image

- Rozmawiałeś z jej adwokatem? - naciskał Aleks.

- Właśnie skończyliśmy.

- I?

- Znaczy, co powiedziała?

- Nie przeciągaj struny, Jonah. Podpisała?

- Wyluzuj, chłopie, i odetchnij głęboko. Podpisała. Wczoraj w biurze swego

adwokata, w obecności świadków. Dzisiaj papiery poszły do sądu, a ty, bracie, je-

steś na powrót wolnym człowiekiem.

Może i powinienem poczuć jakiś żal czy smutek, pomyślał sobie Aleks, ale

czuję jedynie ulgę, skonstatował.

- To super!

- Ma jeszcze jutro przyjść do mieszkania zabrać resztę swoich rzeczy.

- Będziesz przy tym, mam nadzieję?

- Ja i trzech moich wspólników, tak dla pewności. Nie spuścimy z niej oka ani

na chwilę. Nie damy jej wziąć niczego, do czego nie ma tytułu prawnego. A gdyby

tylko spróbowała, to od razu dzwonię po policję.

Aleks był szczęśliwy, że Jonah wszystkiego dopilnuje i on nie będzie się mu-

siał z tym babrać. Najlepiej by było, gdyby nie musiał jej oglądać na oczy już nigdy

w życiu.

- Myślisz, że mogłoby do tego dojść?

- To kombinatorka i kobieta chciwa, ale nie jest głupia. Myślę, że też chce to

już mieć za sobą.

- Powinienem był cię posłuchać te kilka lat temu, gdy mi odradzałeś to mał-

żeństwo.

- Ty mnie nigdy nie słuchasz, Aleks. No powiedz, czy kiedykolwiek... A

zresztą, nieważne. Ważne jak tam twoja księżniczka.

- To nie jest moja księżniczka - zaprotestował. - A przynajmniej na razie -

dodał, uśmiechając się do siebie.

R S

background image

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.

- Zawsze wiem.

- Właśnie nie - zaśmiał się Livingston. - I dlatego musisz korzystać z moich

usług.

- Ale tym razem nad wszystkim panuję.

- Taaa... jakbym już gdzieś to słyszał.

- Naprawdę, nic się nie martw, Jonah. Tym razem będzie inaczej. Wiem, co

robię. W każdym calu.

- Sophie, takie zachowanie jest absolutnie nie do przyjęcia - wybuchnął Filip

w chwilę po wyjściu Aleksa.

- Co masz na myśli?

- Nie udawaj idiotki. Doskonale wiesz, co mam na myśli. Nie możesz prze-

bywać sama w swojej rezydencji z moim gościem!

- Nie mówisz chyba poważnie? - Skąd, u diabła, przyszło mu do głowy, że

będzie jej mówił, kogo może, a kogo nie może zapraszać do siebie? Zbierało jej się

niemal na wymioty, gdy pomyślała o tych wszystkich, którzy bez przerwy mówią

jej, jak ma żyć. - Nie zapominaj, że to ty mi kazałeś mu towarzyszyć i to przez całe

dwa tygodnie. Nie mówiąc już o tym, że to, kogo zapraszam do siebie do domu, to

nie twój cholerny interes!

- On nie jest tu dla twojej przyjemności! Tu chodzi o interesy! Więc jeżeli

chcesz być traktowana serio, zachowuj się odpowiednio do wagi sprawy.

Nie mogła nie przyznać przed sobą, że słowa Filipa dotknęły ją boleśnie. Tak,

jej brat zawsze musiał zakładać najgorsze.

- To, że był w moim domu, od razu znaczy dla ciebie, że z nim sypiam? Był

tu ledwie dziesięć minut! Dziesięć minut, rozumiesz? Szybko, co?

- Pragnę jedynie, byś dokładnie wiedziała, jakie jest moje stanowisko w tej

sprawie.

R S

background image

Przyszło jej do głowy, że może Filip wie o ich romansie sprzed dziesięciu la-

ty, ale gdyby wiedział, już wówczas dałby jej to odczuć. Nigdy wcześniej się nie

wahał, kiedy trzeba było wyrazić opinię na temat jej prowadzenia się...

Czuła, że jest już naprawdę zmęczona tym życiem pod mikroskopem. Pomy-

ślała sobie nawet, że mogłaby się przespać z Aleksem choćby po to, by zagrać Fi-

lipowi na nosie. Tak, ale to by tylko potwierdziło, że on się nie myli w jej ocenie.

- Muszę się przebrać do kolacji - oświadczyła, ruszając do drzwi.

Miała oczywiście na myśli, żeby się wynosił, gdzie pieprz rośnie. Co dziwne,

zdało jej się, że do Filipa dotarło, że odrobinę przeholował.

- Wiesz, że wszystko, co robię, robię dla twego dobra - przypomniał jej.

- Wiem o tym, Filipie.

I na tym właśnie polegał problem. Każdy wiedział lepiej od niej, co jest dla

niej dobre.

Dzięki Bogu, Aleksa posadzono podczas kolacji przy drugim końcu stołu. I

mimo że przyszła cała rodzina - Filip z żoną, królową Hannah, Ethan i Lizzy, która

wyglądała, oględnie mówiąc, niezdrowo, oraz ich kuzyn Charles, rodzinny prawnik

- rozmowa przy stole dotyczyła raczej interesów niż spraw osobistych. Mówiono o

hotelach, o nowym centrum odnowy, które zaprojektuje firma Aleksa, i o posiadło-

ści, którą zamierzali kupić.

- To doskonały interes - przekonywał Charles. - Stary Houghton musi sprze-

dać, nie ma wyboru. Grozi mu ruina, a to, co mu oferujemy, to dla niego dar nie-

bios. Byłby głupcem, gdyby nie skorzystał z okazji.

- Ten budynek, który tam stoi, trzeba będzie natychmiast zburzyć - stwierdził

Filip.

- Rozbiórka już została zaplanowana - poinformował Ethan.

- Ale to taki piękny, stary dom - zmartwiła się Hannah. - Nie da się go jakoś

ocalić?

- Chociaż niewątpliwie jest ładny - pospieszył z wyjaśnieniem Aleks - to jest

R S

background image

tak stary i do cna zdewastowany, że taniej będzie go zburzyć i postawić w jego

miejsce nowy.

- A co z pracownikami? Co z nimi będzie, kiedy to zamkniecie? - włączyła się

Lizzy, po której mimo jej wysiłków widać było, że czuje się po prostu źle. Zjadła

ledwie kilka kęsów z całej kolacji i co chwila brała Ethana za rękę, szukając w nim

oparcia.

- Damy pracę tylu, ilu będzie można - powiedział Ethan. - Victoria, córka

Houghtona, pozostałaby na stanowisku menadżera. Stary na to nalega.

- A można jej ufać? - spytał Charles, do którego obowiązków należała ochro-

na interesów rodziny. - Mimo hojności naszej oferty Houghton nie skrywa nega-

tywnych uczuć wobec nas. A jeśli on chce ją nam wepchnąć, by robiła krecią robo-

tę?

- Myśleliśmy o tym - zaczął Ethan. - Dopóki nie przekonamy się co do jej in-

tencji, będzie pracować w twoim biurze, żebyś miał na nią oko. Jak się sprawdzi i

będzie lojalna, przeniesiemy ją do hotelu. A na razie znajdziesz dla niej coś u sie-

bie, co?

- Załatwi się. - Charles pokiwał głową.

Po deserze Lizzy, blada jak śmierć, przeprosiła zebranych, mówiąc, że musi

iść się położyć. Ethan ją odprowadził. Hannah przypatrywała się temu z ogromną

troską.

- Ona nie wygląda dobrze - zwróciła się do Filipa, gdy Lizzy i Ethan wyszli. -

Ja też źle się czułam w pierwszym okresie ciąży, ale nigdy nie było ze mną tak źle.

- Też mnie to martwi - przyznał Filip. - Ale według Ethana lekarze sobie z

tym poradzą. Lizzy tak to po prostu przechodzi. Mówiłem im, że nie muszą przy-

chodzić na kolację, ale ona nalegała. Jest twarda. - Filip spojrzał z ukosa na Sophie.

- W naszej rodzinie inaczej się nie da, jeśli się chce przetrwać - odparowała

kwaśno.

Hannah rzuciła obydwojgu spojrzenie mówiące „Zachowujcie się jakoś!" po

R S

background image

czym również przeprosiła, tłumacząc, że idzie zobaczyć co z małym Fryderykiem.

Kiedy wstała, podnieśli się też mężczyźni.

- Pójdę z tobą - zaofiarował się Filip.

- A ja lecę. Późno już, a mam dziś gorącą randkę. - Charles popatrzył na ze-

garek.

- Są wieczory, kiedy nie masz gorącej randki? - Sophie przewróciła oczami.

Charles tylko się uśmiechnął.

- Sophie - zaproponował Filip - a może wzięłabyś Aleksa na spacer po ogro-

dach?

- A jakże! - poparła go Hannah. - Tak tam pięknie o zachodzie słońca.

Albo był to ze strony Filipa wyraz zaufania, albo też wysyłał jej jakieś chore,

sprzeczne sygnały. Ale że i tak nie miała nic lepszego do roboty... A wszyscy po-

zostali byli przecież czymś zajęci. Ta propozycja to coś jak nagroda pocieszenia,

doszła do wniosku. Grała jednak w tę grę już z milion razy wcześniej, więc odwró-

ciła się do Aleksa i uśmiechnęła.

- Co powiesz na spacer po ogrodach, Aleks?

- Będę zaszczycony, Wasza Wysokość - odparł z błyskiem w oku.

Kiedy wychodzili na zewnątrz, Sophie przyszło jeszcze do głowy, że może

Filip właśnie w ten sposób ją sprawdza. Ciekawa była, co by było, gdyby ją zoba-

czył na przykład, jak się całuje z Aleksem wśród róż i hortensji.

Zmierzch zaczynał dopiero zapadać i słońce lśniło jeszcze jak potężna, błysz-

cząca pomarańcza na bezchmurnym, wieczornym niebie. Temperatura nieco się już

obniżyła, a z północy ciągnęła chłodna bryza, która szeleściła liśćmi i wznosiła w

górę mdławy zapach mchów. Sophie poprowadziła Aleksa kamienną ścieżką wijącą

się wśród będących dumą królewskiej rodziny ogrodów kwiatowych. Każdego roku

przybywało w nich coraz to nowych gatunków kwiatów i krzewów. Wiele z nich

było hybrydami, owocem pomysłowości lubującego się w krzyżówkach ogrodnika

pałacowego. Sophie pokazywała gościowi co ciekawsze rośliny i podawała ich

R S

background image

zwyczajowe i naukowe nazwy. Aleks jednak nie wydawał się specjalnie zaintere-

sowany.

- Nudzę cię? - spytała w końcu.

W odpowiedzi uśmiechnął się.

- Nie, przepraszam. Zamyśliłem się. Wciąż zastanawiałam się nad tym, co

zobaczyłem tego wieczoru.

- Co masz na myśli?

- Mówię ci, to szmat czasu, odkąd ostatni raz brałem udział w takiej praw-

dziwej rodzinnej kolacji.

- No widzisz. Z reguły nie rozmawiamy o interesach, tylko wtykamy nosy w

nie swoje sprawy. W dobrym znaczeniu tego słowa. - Uśmiechnęła się.

- Tak czy siak, było wspaniale.

Sophie podzielała jego zdanie. Byli zżytą rodziną. Teraz już tak, chociaż kie-

dyś było inaczej. Jedyne obiady, jakie ona i Filip jadali razem z rodzicami, zdarzały

się w wakacje lub podczas uroczystości dworskich. Ich matka i ojciec wiedli od-

rębne życie. Nie tylko, jeśli chodzi o siebie, ale i o dzieci. W ich ocenie wychowy-

wanie dzieci lepiej było całkowicie powierzyć nianiom i opiekunkom. Sophie czę-

sto wydawało się w dzieciństwie, że ona i Filip zostali pozostawieni samym sobie,

a przeciw nim sprzysiągł się cały świat.

- Jak mniemam, nieczęsto jadałeś razem z żoną? - spytała i w tej samej chwili

zdała sobie sprawę, że może jej pytanie było zbyt osobiste. Było jednak za późno.

Poza tym była naprawdę ciekawa.

- Już od dawna nie.

Wyglądał tak smutno, że aż zrobiło jej się go żal.

- Macie dzieci? - ciągnęła jednak dalej.

- Nie. To był jeden z punktów zapalnych. Ona chciała, ja nie.

Zdziwiło ją to. Dziesięć lat temu odniosła wrażenie, że jest gotowy do założe-

nia rodziny. O sobie też tak wówczas myślała. Ale jakoś trudno jej było sobie wy-

R S

background image

obrazić, że znajdzie kiedyś odpowiedniego mężczyznę. Odpowiedniego na męża i

na ojca. W końcu przestała się nawet rozglądać. Wszyscy jej ówcześni chłopcy czy

partnerzy byli dla niej, jak to celnie określił Filip, ledwie tymczasową rozrywką,

zabawkami, rzec można.

- Ale nie byłem wobec niej całkiem uczciwy - przyznał Aleks. - Tak napraw-

dę to chciałem mieć dzieci, tyle że nie z nią.

To po co się z nią ożeniłeś? - pomyślała natychmiast Sophie.

- Wiem, co sobie myślisz - kontynuował. - Jaki jest sens żenić się z kobietą, z

którą się nie chce założyć rodziny?

- No więc, jaki?

- Presja mojej rodziny. Byłem młody i głupi i bardzo chciałem uwierzyć, że z

czasem ją pokocham. Zanim sobie uzmysłowiłem, że aby kogoś pokochać, trzeba

go najpierw chociażby lubić, było już za późno.

To ich właśnie, jak sądziła Sophie, różniło. Ona wiedziała, że nigdy nie mo-

głaby się zakochać w mężczyźnie, którego wybraliby w jej imieniu rodzice. Po-

dobne historyjki mogły się zdarzać jedynie w bajkach. Małżeństwo jej rodziców

należało właśnie do takich zaaranżowanych wcześniej i przez cały czas oboje wal-

czyli ze sobą i borykali się z niezliczonymi problemami. Do najmniejszych z nich

należał fakt, że na przykład ojciec wiecznie chodził po domu z niezapiętym rozpor-

kiem. A matka, mimo bogactwa i władzy, do końca swych dni pozostała samotną i

niespełnioną kobietą. Gdyby ktoś spytał Sophie o zdanie, to odpowiedziałaby, że

życie trwa zbyt krótko, by spędzać je z osobą, którą ledwie się toleruje. Lepiej już

żyć samemu.

- Znaczy, że nie udało ci się jej pokochać?

- Byłoby to trudne, jeżeli nie niemożliwe, zważywszy na to, że byłem zako-

chany w kimś innym.

To wyznanie omal nie zwaliło Sophie z nóg, gdyż domyślała się, że chodzi

mu o nią. Spojrzała nań szybko i to, co zobaczyła w jego oczach, utwierdziło ją w

R S

background image

domyśle. Było to i niezręczne, i podniecające zarazem wiedzieć, że człowiek, który

zakochał się w niej, nie potrafił już pokochać żadnej innej. Czuła też jednocześnie

coś na kształt winy, odpowiedzialności, jakby to ona w jakiś sposób zrujnowała mu

życie. No nie, bez przesady. Nie kazała mu przecież żenić się z kobietą, której nie

kochał! Miał wybór, tak jak i ona. Jeżeli zrobił błąd, to była to wyłącznie jego wi-

na. Czemuż jednak ta myśl wcale nie przyniosła jej ulgi?

- Lecz i ona - zwierzał się dalej Aleks - mnie nie kochała. Można by więc po-

wiedzieć, że rachunki zostały wyrównane. Weszła w ten układ tylko dla nazwiska. I

pozycji. Oprócz tego żadnych większych ambicji nie miała. - Wbił ręce w kieszenie

spodni. - A ty? Czemu nie wyszłaś za mąż?

- Chyba nie spotkałam nigdy mężczyzny, za którego chciałabym wyjść.

Zaśmiał się i pokręcił głową.

- Bawi cię to? - spytała.

- Mówiąc szczerze, to tak. Twierdziłaś, że chciałaś wyjść za mnie. A może to

taki twój sposób na faceta? Uwieść go, sprawić, by uwierzył, że chcesz, by cię po-

ślubił, a potem rzucić go bez słowa wyjaśnienia? - W jego głosie wyczuwało się

bardziej ciekawość niż złość, słychać było też jednak niemożliwe do ukrycia napię-

cie.

- To nie było tak, Aleks.

- To było dokładnie tak. - Zaniósł się ironicznym śmiechem.

- A jaką to robi teraz różnicę? - dopytywała się, potrząsając głową.

- Po prostu powiedz: obchodziło cię to cokolwiek czy się zwyczajnie znudzi-

łaś?

- Oczywiście, że mnie obchodziło - odparła miękko. Była wówczas słaba, nie

potrafiła bronić swego. Bronić ich miłości. Nie była z tego faktu dumna, ale też nie

mogła teraz cofnąć czasu i wracanie w tej chwili do przeszłości niczego by tu nie

rozwiązało. - Zrobiłam to, co musiałam zrobić - dodała.

Na tym ich rozmowa powinna się zakończyć, ale Aleks nie dawał za wygraną.

R S

background image

- Więc sugerujesz, że twoi rodzice byli przeciw, a ty nie miałaś dość siły, by o

nas walczyć, tak? A może było ci wszystko jedno?

- Nie, naprawdę nie było, ale to bardzo skomplikowane.

- Nie jestem specjalnie inteligentny, księżniczko. Czy Wasza Wysokość ze-

chciałaby wyjaśnić coś bliżej?

Nic dobrego z tego nie będzie, ale może rzeczywiście, po wszystkich tych la-

tach Aleks zasługiwał na to, by poznać prawdę?

- Kiedy rodzice dowiedzieli się, że chcemy razem wyjechać i być ze sobą, by-

li oczywiście przeciw. Ale powiedziałam im, że cię kocham i że zamierzam za cie-

bie wyjść, i że nie będą mogli mi w tym przeszkodzić.

- A oni kazali ci zerwać?

- Nie, oni zaczęli... planować.

- Planować co? - Aleks był kompletnie skołowany.

- Planować nasze życie razem, Aleks.

- To znaczy, że się zgodzili? Że chcieli pozwolić nam się pobrać?

Przygryzła wargę i skinęła głową.

- Nic nie rozumiem. Jeśli się zgadzali, to czemu przestałaś odbierać moje te-

lefony? Czemu nie odpisywałaś na listy?

- Ja chciałam stąd uciec, Aleks. Pragnęłam być wolna. Sama decydować o

swoim życiu, a to się zaczęło przeradzać dokładnie w to, od czego uciekałam. Ro-

dzice kontrolowaliby każdy mój ruch.

Zastanawiał się przez moment nad tym, co usłyszał, a potem odpowiedział

bardzo spokojnym głosem.

- Czyli z tego, co mówisz, wynika, że nie kochałaś mnie naprawdę, że mnie

zwyczajnie wykorzystywałaś. Miałem być tylko czymś w rodzaju przepustki na

wyjazd, biletu, by się stąd wyrwać. Bardzo wygodne.

- Nie, nie to miałam na myśli. Kochałam cię.

R S

background image

- Taaak, dopóki byłem dla ciebie użyteczny, to mnie kochałaś.

Sophie widziała, że jest zły. Zły i mocno zraniony.

- Nie, nieprawda. Rozstanie z tobą było najtrudniejszą rzeczą w całym moim

życiu. Ale musiałam tak postąpić! Miałeś tyle marzeń, tyle planów. Musiałbyś z

nich wszystkich zrezygnować. Odchodząc od ciebie, umożliwiłam ci, byś wiódł ta-

kie życie, o jakim marzyłeś.

- Ale to ja powinienem był wtedy podjąć decyzję w sprawie swojej przyszło-

ści, nie ty!

- Nie miałeś bladego pojęcia, w co mógłbyś się wpakować. A skutek byłby

taki, że znienawidziłbyś mnie do końca życia. Nie zniosłabym tego!

- A gdybyś mogła cofnąć czas, to spróbowałabyś raz jeszcze?

Gdyby nie Aleks i ich znajomość, Sophie nigdy nie poznałaby, czym jest

prawdziwa miłość, prawdziwa namiętność. A nie znając tego uczucia, może i nawet

poślubiłaby mężczyznę, którego wybraliby jej rodzice, i spędziłaby z nim resztę

swego samotnego w gruncie rzeczy i żałosnego żywota. Tak, tak by się pewnie sta-

ło. Innymi słowy, Aleks uratował jej życie.

Podszedł do niej teraz i pogładził delikatnie palcami po policzku. W jego ge-

ście było tyle słodyczy i czułości, że myślała, że się zaraz rozpłacze ze wzruszenia.

Zapragnęła go pocałować. I żeby ją objął. Ale przypomniała sobie nagle wszystkie

pouczenia, jakich udzielił jej Filip na temat biznesu i etykiety, i odsunęła się.

- Nie, Aleks. Proszę, nie.

Silny wiatr powiał przez ogród i Sophie poczuła, że jest jej strasznie zimno.

Potarła mocno ramiona, by się rozgrzać. Znienacka zrobiło się późno. Słońce zaszło

za drzewami. Zapalono też już latarnie.

- Ściemnia się. Wracajmy - zaproponowała.

Aleks ociągał się, wyraźnie rozczarowany, lecz w końcu, jak się wydawało,

ustąpił. Kiedy jednak ruszyła w stronę pałacu, on został w miejscu.

- Nie idziesz? - spytała.

R S

background image

- Przejdę się jeszcze. Wrócę niedługo, jakoś trafię.

- W takim razie do jutra.

- O której zaczynamy nasz obchód?

- Spotkajmy się w holu o dziewiątej, co ty na to? Ubrania sportowe.

- Dobra. A zatem do zobaczenia o dziewiątej.

Patrzył, jak odchodzi, jak znika w zapadającej ciemności, a potem odwrócił

się i ruszył w przeciwną stronę. Tak. Właśnie kiedy myślał, że nie może nie cier-

pieć jej już bardziej, udowodniła mu, jak bardzo się myli. Nie wierzył w tę bajecz-

kę, że zerwała z nim dla jego dobra. Cokolwiek robiła, Sophie miała na myśli zaw-

sze tylko siebie i swoje własne dobro.

Ta myśl sprawiła, że plan, który powziął przed kilku godzinami, wydał mu się

tym bardziej interesujący. Dotąd wszystko szło idealnie, a on sam zasłużył za swój

występ na Oscara. Chociaż nie wszystko w jego zachowaniu było tak naprawdę

udawane. To, co jej powiedział, było prawdą.

Nie jadł kolacji z rodziną od wieków. A w dodatku i matka, i siostra miały do

niego pretensje, że nie próbuje się jakoś dogadać z żoną. Bóg jeden wie, co Cyn-

thia, jego była, im naopowiadała. Pewnie nawet gdyby wiedziały o jej romansie,

niczego by to nie zmieniło. Baby zawsze trzymają się razem.

Jedno, co lubił w Sophie, to jej samodzielność, indywidualność. Ale on miał

porachunki z całym babskim rodem, a Sophie wydawała mu się w tej chwili cał-

kiem łatwym i wygodnym celem. Może nawet zbyt łatwym. Jakby sama wchodziła

mu w ręce.

Zabawa zacznie się jutro. Nie miał wątpliwości, że księżniczka dostanie od

niego w końcu to, na co sobie zasłużyła.

R S

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Aleks czekał punkt o dziewiątej w holu, tak jak się umówili.

Sophie była wewnętrznie rozdarta. Przez całą noc zmagała się na przemian to

z uczuciem rozczarowania, to z wyczekiwaniem na to spotkanie. Czasem myślała

sobie, że może zostanie w ostatniej chwili, wczesnym rankiem, odwołana na jakieś

ważne spotkanie biznesowe, ale nic takiego się nie stało. Dzisiejszy dzień dane jej

więc będzie spędzić jednak z Aleksem.

Na dodatek Rutledge wydawał jej się tego ranka wyjątkowo atrakcyjny i

przystojny. Miał na sobie luźne, szare spodnie i czarną, jedwabną koszulę z ręka-

wami podwiniętymi do łokci. Dwa guziki pod szyją były niezapięte i odsłaniały

nieco klatkę piersiową. Czy nadal była tak delikatna i kształtna? Silna? I gorąca?

Gdyby tak wpiła w nią swe dłonie...

Odepchnęła od siebie te myśli. Nie, wcale nie chce tego wiedzieć.

- Dobrze spałeś? - spytała uprzejmie.

- Najlepiej od miesięcy.

Naprawdę wyglądał na wypoczętego i radosnego. Ona zaś spała bardzo nie-

spokojnie i z pewnością nie wyglądała nawet w połowie tak korzystnie jak on.

- Pamiętam, że jak ostatni raz spędzałem w tym łóżku noc, to prawie oka nie

zmrużyłem. - Mrugnął porozumiewawczo. - Tyle że wtedy miałem towarzystwo.

Ona też pamiętała tamtą noc. Każdy szczegół. Dotyk jego rąk. Ich nagie,

splecione ciała.

Ale nie chciała, by wiedział, jak bardzo ją to wspomnienie poruszyło.

- Dawne dzieje. Ledwie co pamiętam - skwitowała jego aluzję ze znudzoną

miną.

Uśmiechnął się, jak gdyby przejrzał ją na wylot.

- Gotowy? - upewniła się.

- Zawsze, księżniczko!

R S

background image

Debil. Mógłby się już przestać wygłupiać. Inaczej będzie to dla niej naprawdę

ciężki dzień.

Poprowadziła go do tylnego wyjścia, gdzie czekał samochód. Jej ochroniarz

przytrzymał drzwi, kiedy wsiadali, a potem sam zajął miejsce z przodu, obok kie-

rowcy.

- Co mamy na dzisiaj w planie? - spytał Aleks, kiedy ruszyli.

- Najpierw Zajazd Królewski. W części hotelu wciąż trwa remont, ale więk-

szość jest już gotowa. Zjemy tam lunch, potem rozejrzymy się po okolicy. A wie-

czorem kolacja w pałacu.

- A jutro?

- Muzeum historii naturalnej i ośrodek naukowy. A jak nam zostanie trochę

czasu, to pojedziemy na wybrzeże.

- A czas na relaks? Będzie w ogóle jakiś?

- Golf z Filipem w środę o siódmej rano. W czwartek zabierze cię z kolei na

drugą stronę wyspy. Na tereny łowieckie. Postrzelacie sobie trochę. W sobotę Filip

i Hannah biorą cię na rejs jachtem.

- A co z wieczorami? - Coś ciepłego, a jednocześnie dzikiego błysnęło w jego

oczach.

Nie, proszę. Czy on nie mógłby być trochę bardziej subtelny?

Posłała mu uprzejmy uśmieszek.

- Jestem dziwnie spokojna, że znajdziesz sobie jakieś atrakcje we własnym

zakresie.

Nie obraził się, a jedynie zaśmiał.

- Filip wspominał coś o jakimś wieczorze dobroczynnym.

- Tak. W piątek.

- Będziesz?

- Oczywiście.

- W takim razie zamawiam sobie u ciebie taniec.

R S

background image

Kiwnęła głową, że się zgadza.

- Księżniczko, czy to jest właśnie twoja praca? - spytał, zmieniając nagle te-

mat.

- O co ci chodzi?

- No, gdybyś nie była tu teraz ze mną, to co byś robiła?

- Coś w tym samym stylu. - Wzruszyła ramionami. - Jestem ambasadorką do-

brej woli.

- Czyli co? Obwozisz ludzi po wyspie?

- Między innymi. Prócz tego organizuję różne imprezy dobroczynne i biorę w

nich udział, planuję kolacje, spotkania.

- To z pewnością niezwykle ekscytujące.

Dosłyszała w jego głosie nieskrywany sarkazm. A kim on jest, żeby ją sądzić?

Jakby umyślnie starał się ją wytrącić z równowagi. I to wtedy, gdy ona robi, co

może, żeby stosunki między nimi były naprawdę w porządku. A może on to robi

specjalnie? Może ma coś na celu?

- Ma prawo ci się nie podobać - odparła najbardziej obojętnym głosem, na ja-

ki umiała się zdobyć.

- Myślałem, że robisz coś bardziej... bardziej... ambitnego. Dziesięć lat temu

miałaś ogromne aspiracje.

W każdej innej sytuacji bez wahania przyznałaby, że to, co robi, nie jest speł-

nieniem jej ambicji, ale teraz zdecydowała się bronić swojej pozycji.

- To, co robię, jest i ważne, i niezbędne. I wcale nie takie miałkie, jak by ci się

mogło wydawać.

- Wiem o tym. Zastanawiałem się tylko, czy i ty wiesz.

Nie wiedziała co odpowiedzieć. Była jak ogłuszona.

- Po co te wszystkie głupie pytania? - spytała ostrym tonem i zaraz tego po-

żałowała.

Co się ze mną dzieje? Nigdy wcześniej nie dopuszczałam do tego, by męż-

R S

background image

czyzna aż tak zalazł mi za skórę.

Ale też nikt, czy to mężczyzna czy kobieta, nie zwracał się do niej tak otwar-

cie. W jakiś dziwny, niezrozumiały sposób wydało jej się to nagle takie... ożywcze.

Poczuła ulgę.

- Odnoszę dziwne wrażenie, że w rzeczywistości w ogóle nie zdajesz sobie

sprawy, jak ważną funkcję pełnisz - ciągnął Aleks. - Czy wiesz, że w naszych roz-

mowach Filip nie raz i nie dwa mówił o tobie jako o spoiwie łączącym całą waszą

rodzinę?

A jej się wydawało, że jest dla Filipa utrapieniem. Lecz w tym, co powiedział

Aleks, zdumiało ją najbardziej nie to, że Filip miał o niej inne, lepsze zdanie, ale że

w ogóle dał temu publicznie wyraz.

- Cóż, w takim razie okazuje mi to w niezbyt ciekawy sposób.

- Tak to już jest z braćmi. Szczególnie z tymi starszymi. Moja młodsza siostra

zawsze mnie oskarżała o wtykanie nosa w nie swoje sprawy. Ale my to robimy z

miłości, zapewniam cię.

Uzmysłowiła sobie, że się uśmiecha, i momentalnie przybrała na powrót po-

ważny wyraz twarzy. Wszystko szło nie tak. Pozwalała sobie na emocje. Pozwalała

mu dotykać miejsc w swoim sercu i duszy, do których nigdy nie powinna go do-

puścić. Odwróciła się w stronę okna i zaczęła się przyglądać mijanym krajobrazom.

Zbliżali się powoli do granic miasta.

- Coś nie tak? - spytał.

- Wszystko w porządku - zapewniła go. - Po prostu nie chcę o tym rozma-

wiać. Nie wydaje mi się to stosowne.

- Zgoda. To o czym chcesz rozmawiać?

O niczym. Chciała sobie po prostu siedzieć i rozmyślać. Ale na to, jako dobra

gospodyni, nie mogła sobie pozwolić. Ma być opanowana i uprzejma, a niekiedy

wręcz radosna. Tego wymagają ich goście. Ma być jak kameleon, zależnie od sy-

tuacji. Przy Aleksie jednak trudno jej było zdecydować, kim powinna w danej

R S

background image

chwili być.

Dzięki Bogu, po kilku minutach dotarli do hotelu. Między stojącymi wzdłuż

brzegu budynkami można już było dostrzec skrawki błękitnej wody. Ich wyspa,

położona na Morzu Irlandzkim między Anglią, Szkocją, Irlandią i Walią, była na-

prawdę niewielka, ale na tym polegał jej urok. Pięćset osiemdziesiąt osiem kilome-

trów kwadratowych rozkoszy i szczęścia.

- Już zapomniałem, jaka piękna jest zatoka. Po prostu raj - ocenił z entuzja-

zmem Aleks.

Sophie ucieszyła się, że tematem rozmowy przestały być wreszcie jej sprawy

osobiste.

- Nam też się podoba - przytaknęła.

- Trochę się pobudowało od mojej ostatniej wizyty, jak widzę.

- Tak, ale tylko przy zatoce. Ponad czterdzieści procent powierzchni wyspy to

park narodowy. Dbamy o przyrodę.

- Filip mówił, że liczba turystów wzrosła w ostatnich latach dwukrotnie.

- To prawda.

Zmiany zaczęły się, kiedy umarł ich ojciec i władzę przejął Filip, choć z po-

czątku nieoficjalnie, gdyż to matka była przez jakiś czas nominalną królową.

Ukrywała wtedy przed wszystkimi, w tym przed własnymi dziećmi, że jest poważ-

nie chora. Jako brat, Filip był trudny do zniesienia, ale jako przywódca sprawdzał

się doskonale. Sophie zdała sobie w tym momencie sprawę, że nigdy mu tego nie

powiedziała. Ani tego, jak bardzo była z niego dumna.

- Nasza gospodarka ma się doskonale, a ceny nieruchomości wciąż rosną -

pochwaliła się.

- A koszty życia?

- Wyższe na wybrzeżu, ale w głębi wyspy do zniesienia.

- Jakieś ulgi podatkowe dla miejscowych inwestorów?

- Oczywiście. Dlaczego pytasz?

R S

background image

- Z ciekawości. - Wzruszył ramionami.

Nie myślał chyba, żeby się tu osiedlić? Wspominał niby coś o tym, że chce

wprowadzić swą firmę na rynek międzynarodowy, ale chyba nie zamierza otwierać

tu biura? A jeśli tak? Czy to by znaczyło, że widywaliby się częściej? Szczerze, nie

wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. A przecież w ogóle nie powinno to mieć dla

niej żadnego znaczenia. Tak sobie przynajmniej wmawiała. Poza tym, co za sens

bawić się w głupie „co by było, gdyby..."?

Wskazała mu górujący nad innymi budynkami hotel. Kiedy pochylił się bliżej

okna, by wyjrzeć, poczuła bijące odeń ciepło i subtelny, znajomy zapach płynu po

goleniu. Ledwie się powstrzymała, by się nie przysunąć bliżej i go nie dotknąć. Nie

przejechać lekko dłonią po jego policzku, po ustach. Nie zanurzyć twarzy w jego

szyi i nie chłonąć jego zapachu. Tak jak robiła to kiedyś, dziesięć lat temu.

- Widziałem wcześniej zdjęcia, ale one w ogóle nie oddają jego wspaniałości -

ocenił Aleks.

- Tak, to trzeba zobaczyć samemu - przytaknęła Sophie.

Kiedy zajechali pod wejście, uważnie wpatrywała się w jego twarz. Zawsze

bacznie obserwowała pierwszą reakcję gości oszołomionych pięknem budynku i

niezapomnianymi widokami. Hotel, wybrzeże, morze i złocista plaża tworzyły

prawdziwie rajski zakątek i wywierały na przyjezdnych ogromne wrażenie. Nie in-

aczej stało się z Aleksem.

- Architektura klasyczna, raczej typowa, ale z perfekcyjnie zachowaną rów-

nowagą, jeżeli chodzi o elementy nowoczesne. Prawdę mówiąc, aż mnie skręca z

zazdrości, że nie ja to zaprojektowałem.

- Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na już istniejący, piękny budynek tak do-

skonale położony. Wystrój trzeba było oczywiście zmodernizować praktycznie w

całości - wyjaśniła Sophie i zwróciła się do kierowcy: - Podjedź, proszę, do wejścia

służbowego z tyłu. - Następnie poinformowała Aleksa: - Stamtąd można się przyj-

rzeć ziemi Houghtona, gdzie mamy zbudować centrum odnowy i spa.

R S

background image

Wysiedli. Aleks nałożył markowe okulary przeciwsłoneczne. Poruszał się z

gracją i pewnością siebie człowieka, który wie, że wygląda dobrze. Jego zachowa-

nia nie cechowała jednak typowa dla wielu przystojnych i atrakcyjnych mężczyzn

arogancja. Po prostu dobrze się czuł w swojej własnej skórze.

- No więc tu właśnie będziemy budować - objaśniała Sophie. - To był w ogóle

jeden z pierwszych hoteli w tym miejscu. Houghtonowie byli właścicielami tej

ziemi od pokoleń. Ich przodkowie są na wyspie prawie tak długo jak rodzina kró-

lewska.

Kiwnął głową ze zrozumieniem. Przyglądał się budynkowi Houghtona, który

niedługo miał zostać całkowicie zburzony.

- Jeszcze parę lat temu może i można było myśleć o odratowaniu tej rudery,

ale w obecnym stanie to gra niewarta świeczki - oszacował z żalem na twarzy. -

Ani pieniędzy.

- Tutejsze firmy, będące właścicielami historycznych budynków nad zatoką,

od dawna mogą się ubiegać o dotacje na renowację, ale Houghtonowie nigdy o nie

nie wystąpili.

- Trudno pomagać ludziom, którzy sami nie chcą sobie pomóc - cierpko za-

uważył Aleks. - Wejdziemy do środka?

- Pewnie.

Korytarz od wejścia prowadził najpierw do głównej kuchni. Mimo że czas

śniadania dawno minął, a do lunchu pozostało równie dużo czasu, miejsce tętniło

życiem. Pełne też było smakowitych zapachów.

- Niezła. Bardzo nowoczesna - ocenił Aleks.

- Całe wyposażenie z najwyższej półki - pochwaliła się Sophie.

- Filip wspominał, że to twoja działka.

- Częściowo.

- Mówił też, że jesteś niezwykle utalentowaną kucharką.

A czy wspominał również, że wcale tego nie aprobuje?

R S

background image

Sophie wcale by to nie zdziwiło.

- To jedna z moich namiętności. Uczyłam się we Francji - odparła tytułem

wyjaśnienia.

- Z tego, co pamiętam, to rzeczywiście jesteś bardzo namiętną osobą - powie-

dział z tym swoim lubieżnym uśmieszkiem.

Czemu wciąż próbuje wytrącić ją z równowagi?

- To musiało być już chyba po naszym spotkaniu? Mam na myśli tę szkołę

gastronomiczną? - dopytywał się Aleks.

Kiwnęła głową, że tak. Chociaż niezbyt długo po tym. I w dodatku zawdzię-

czała ten wyjazd poniekąd właśnie jemu, Aleksandrowi Rutledge'owi.

- Nigdy bym nie przypuszczał, że rodzice puszczą cię gdzieś samą.

- I tak by pewnie było, ale zawarliśmy swego rodzaju układ.

Po tej sprawie z Aleksem Sophie wróciła do swojego książęcego życia. Gdy-

by była mądrzejsza, już wcześniej zrozumiałaby, że ojciec i matka nigdy się nie

zgodzą, by wiodła zwyczajne życie i miała swoją własną pracę. A jej marzeniem

było prowadzić restaurację i być szefową kuchni.

Rozejrzała się teraz po wnętrzu, które niemal w całości sama zaprojektowała;

po meblach i urządzeniach, które sprowadziła. Wspomniała menu, które samo-

dzielnie wymyśliła i napisała. Może i nigdy nie będzie tu pracować, ale to była jej,

Sophie, kuchnia; przez nią stworzona.

Któryś z kucharzy upuścił nagle patelnię i głośny, metaliczny dźwięk poniósł

się po całym wnętrzu. W jednej chwili przy boku Sophie pojawił się czujny ochro-

niarz. Odprawiła go ruchem dłoni, a potem wycofali się z kuchni. Aleks sprawiał

wrażenie zaniepokojonego, ale był też pod wrażeniem.

- Ilu ochroniarzy ci zwykle towarzyszy?

- Zależy od okazji. Członkowie rodziny nie ruszają się z pałacu bez co naj-

mniej jednego. Z wyjątkiem Ethana; on nie korzysta z ochrony. A Maurycy - ski-

nęła w stronę idącego kilka kroków za nimi mężczyzny - to jeden z naszych naj-

R S

background image

groźniejszych ochroniarzy. Czyż nie tak, Maurycy?

Ten tylko uśmiechnął się nieznacznie. Ale nawet wówczas wyglądał rzeczy-

wiście niebezpiecznie.

- Nie przeszkadza ci, że zawsze ktoś za tobą idzie? - indagował dalej Aleks.

- Tak się już przyzwyczaiłam, że nawet tego nie zauważam. A poza tym to

konieczne.

- Zdarzały ci się jakieś niebezpieczne sytuacje?

Sophie zdziwiła się, widząc na jego twarzy zatroskanie.

Naprawdę się o nią martwił? Po tylu latach?

- Mnie osobiście nie. Filipowi też. Ale ostrożności nigdy dość. Wiele lat temu

dokonano nieudanego zamachu na ojca mego ojca. A i nasz ojciec, król Fryderyk,

nie cieszył się miłością niektórych poddanych. Był strasznie arogancki i, przykro to

mówić, troszczył się tylko o siebie.

To właśnie metody i przekonania ojca sprawiły, że Sophie zwróciła się prze-

ciwko instytucji monarchii. Dopiero kiedy władzę przejął Filip, jej nastawienie za-

częło się zmieniać. Był to jednak powolny i długotrwały proces.

Przeszli do głównego skrzydła budynku. Zazwyczaj, gdy pojawiała się pu-

blicznie, to ona skupiała na sobie uwagę widzów. Dziś jednak większość mijanych

osób wbijała wzrok raczej w towarzyszącego jej mężczyznę. Nie dziwiło jej to.

Aleks był typem, na którego inni mężczyźni patrzyli z zazdrością, kobiety zaś - z

uznaniem. Sophie nie była zazdrosna, ale w innej sytuacji być może...

Nie, żadnej innej sytuacji nie będzie, nigdy, nawet za tysiąc lat, udzieliła sobie

natychmiast reprymendy. Pomogło jej to zejść na ziemię.

R S

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Obejrzeli jeszcze pokoje gości i kilka innych pomieszczeń, a następnie zjedli

lunch w hotelowej restauracji. Aleks był wprost oczarowany Zajazdem Królew-

skim. Hotel był elegancki i elitarny, a jednocześnie w pełni dostępny nie tylko dla

bogaczy i biznesmenów, lecz i dla przeciętnego podróżnego. Jeżeli chodzi o wiel-

kość, projekt, który miał wykonać, nie był dla Aleksa niczym nadzwyczajnym. Ale

rozgłos, jaki wiązałby się z jego realizacją, równałby się dlań odkryciu żyły złota.

- I co sądzisz o naszym hoteliku? - spytała w drodze powrotnej Sophie.

- Sądzę, że to genialna inwestycja.

Uśmiechnęła się i to naprawdę szczerze. A już się bał, że całkowicie zapo-

mniała, jak to się robi. Było jasne, że jest dumna z efektu, jaki udało się rodzinie

królewskiej uzyskać.

- Nie jestem ekspertem od hotelarstwa - zaczął Aleks - ale jest jedna rzecz,

którą wziąłbym tu pod uwagę.

- Powiedz, proszę. - Wyprostowała się na siedzeniu wyraźnie zainteresowana.

- I tak znasz się pewnie na tym o wiele lepiej niż ja.

Ucieszyła go jej reakcja. Kobiety, z którymi stykał się dotąd w życiu, szcze-

gólnie ostatnio, wydawały się najmądrzejsze na świecie i znały się na wszystkim.

Miło więc się było dowiedzieć, że są i takie, które nie tylko nie znają się na

wszystkim, lecz jeszcze potrafią się do tego przyznać.

- Kiedy zbierałem informacje o infrastrukturze hotelowej nad zatoką, zauwa-

żyłem, że nie ma tu obiektów, w których można by było zorganizować zjazd czy

konferencję na większą skalę. Moglibyście pomyśleć o czymś takim.

- Myślisz, że to przyciągnęłoby więcej przedsiębiorców?

- To jest wyraźna luka w rynku, więc sądzę, że tak.

- Wspomnę o tym Filipowi i Ethanowi.

W końcu powiedział coś neutralnego, coś, co nie wywołało u niej żadnej nie-

R S

background image

chcianej reakcji złości czy podniety. Najwyraźniej jeżeli w grę wchodził biznes,

zachowywał się profesjonalnie.

- Co teraz robimy? - spytał. - Jedziemy na wybrzeże?

- To innym razem. Dziś Filip zarezerwował czas po południu, żebyście sobie

mogli pogadać.

Aleks nie miał nic przeciwko spotkaniu z przyjacielem, czuł się jednak trochę

rozczarowany. Poczynił dziś pewien postęp i udało mu się nieco nadszarpnąć pew-

ność siebie księżniczki. Nie była już tak napięta i nieufna. Przy tym tempie trafi do

jego łóżka w ciągu kilku dni. Ale nie ma się co spieszyć, powtórzył sobie. Miał dwa

tygodnie. To dużo czasu, by osiągnąć to, co zaplanował.

- Dzięki za czas, jaki mi poświęciłaś.

- To moja praca. - Wzruszyła ramionami.

- I dobrze ją pani wykonuje, Wasza Wysokość.

- Powinieneś bardziej zwracać uwagę na to, jak ubierasz w słowa swoje kom-

plementy. - Zmarszczyła brwi. - Są zbyt dwuznaczne.

- Jak ci mówię, że dobrze wykonujesz swoją pracę, to jest zbyt dwuznaczne?

W jaki sposób niby? - dopytywał się prześmiewczo.

Widział, że Sophie stara się ze wszystkich sił opanować. Była bliska wybu-

chu, ale nie chciała dać mu satysfakcji. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że o wie-

le więcej satysfakcji sprawia mu obserwowanie, jak się ze sobą zmaga.

- No, dobrze. Może to i było nieco dwuznaczne, księżniczko. Lubię się z tobą

podrażnić. Tak łatwo się wkurzasz. Będziesz się musiała do mnie przyzwyczaić! -

zapowiedział jej żartobliwie.

- Chyba nie mam wyboru - westchnęła.

- Nie powinna pani brać życia tak poważnie, Wasza Wysokość.

Pociemniała jej twarz.

- Nic o mnie nie wiesz, Aleks.

Wiedział, że jest zepsuta i arogancka. I jeszcze - utytułowana. Ale chociaż

R S

background image

przywykła do tego, by stawiać na swoim, to tym razem nie miała pojęcia, z kim

zaczyna.

A w dodatku to łamanie jej ducha dawało mu tyle radości...

Była dopiero trzecia po południu, ale kiedy Sophie wróciła do domu, czuła

się, jakby miała za sobą jeden z najdłuższych dni w życiu. Nie żywiła do Aleksa

urazy o to, że ma do niej żal o przeszłość, ale wysyłał jej tyle sprzecznych sygna-

łów, że czuła się jak smagana batem.

- Książę Ethan dzwonił pod pani nieobecność, Wasza Wysokość. Prosił, by

się pani z nim skontaktowała natychmiast po powrocie. Kazał przekazać, że to pilne

- poinformował ją w holu kamerdyner.

Westchnęła cicho. Jakby mało miała już dziś problemów. A tu kolejny dra-

mat. Wiedziała jednak, że Ethan nie jest skłonny do przesady, więc jeśli mówi, że

to pilne, to znaczy, że tak jest.

- Dziękuję, Wilsonie. Zaraz do niego zadzwonię.

Wykręciła numer. Ethan odebrał już po pierwszym sygnale.

- Czy mógłbym wpaść do ciebie porozmawiać? - spytał roztrzęsionym gło-

sem, co zupełnie do niego nie pasowało.

W pierwszej chwili Sophie pomyślała, że może Lizzy coś się stało.

- Oczywiście. Wszystko w porządku?

- Niezupełnie. Jestem w pałacu, więc będę u ciebie za kilka minut.

Ledwie zdążyła poprawić makijaż, gdy usłyszała, jak zajeżdża przed dom.

Kiedy zadzwonił, nie czekała na Wilsona, lecz sama otworzyła mu drzwi.

- Szybko się uwinąłeś.

Pocałował ją na powitanie w policzek. W ręce trzymał dużą kopertę na do-

kumenty.

- Napiłbym się czegoś - oświadczył.

Ethan był jednym z najbardziej zrównoważonych mężczyzn, jakich znała, ale

teraz najwyraźniej był czymś poruszony. Nalała mu kieliszek czystej szkockiej.

R S

background image

Sama zadowoliła się białym winem.

- Co to za niecierpiąca zwłoki sprawa?

Ethan pociągnął długi łyk whisky.

- Mówi ci coś nazwisko Thornsby, Richard Thornsby?

- Jeżeli chodzi o człowieka, który był premierem Wyspy Morgana na począt-

ku rządów naszego ojca, to tak, wiem, o kogo chodzi.

Ale o co mogło chodzić Ethanowi? Thornsby zmarł przecież wiele lat temu.

- Jeśli się nie mylę, to on i nasz ojciec nie byli przyjaciółmi - powiedział Et-

han.

- Delikatnie mówiąc. Byli śmiertelnymi wrogami.

- Czy ojciec kiedykolwiek powiedział ci dlaczego?

- Nie śmiałam pytać. Nie wolno nam było wymieniać na głos imienia Tho-

rnsby'ego w pałacu. Nawet po jego śmierci nigdy o nim nie wspominano. Myślę, że

on i ojciec mieli po prostu diametralnie różne opinie na wiele spraw

- Czytałem, że ojciec przyznał się do obalenia go, co doprowadziło do jego

politycznej ruiny.

- Król Fryderyk był bezwzględny. Nie tolerował nikogo, kto nie podzielał je-

go poglądów. Ale czemu tak cię nagle zainteresowały polityczne sprawy naszego

ojca?

- Już ci mówię. - Wziął jeszcze jeden potężny łyk szkockiej i postawił pusty

już kieliszek na blacie. - Thornsby i jego żona zginęli kilka lat później.

- Tak, w wypadku.

- Ale jedna osoba przeżyła.

- Zgadza się. Ich dziesięcioletnia córka. Miała chyba na imię Melissa.

- Tak jest. Melissa Andżelika Thornsby. Po śmierci rodziców wysłano ją do

krewnych do USA.

- Być może. Jak ci mówiłam, u nas w domu nigdy o nich nie mówiono. Nig-

dy.

R S

background image

- Myślę, że wiem dlaczego. I nie ma to nic wspólnego z różnicami politycz-

nymi.

- Nie za bardzo rozumiem. - Sophie nie mogła się doczekać, aż Ethan otworzy

kopertę, którą przyniósł ze sobą.

- Myślę, że to były raczej sprawy osobiste.

- Ethan, czy mógłbyś wreszcie przejść do rzeczy i powiedzieć, co masz do

powiedzenia? - pospieszyła go niecierpliwie.

- Nie jest tajemnicą, że nasz ojciec był kobieciarzem. Być może więc jest nas

nieco więcej...

- Nas?

- Królewskich potomków! Z nieprawego łoża, oczywiście, tak jak ja. Za zgo-

dą Filipa trochę w tym pogrzebałem. Wczoraj przeglądałem papiery po ojcu na

strychu i oto, co znalazłem. - Podał jej w końcu kopertę.

Otworzyła ją i wysypała zawartość na stół. Były to głównie artykuły z czaso-

pism i wycinki z gazet. Wszystkie dotyczyły córki Thornsby'ego, Melissy.

- Nie rozumiem.

- Rusz głową, Sophie. Po co naszemu ojcu artykuły o córce jego najbardziej

znienawidzonego rywala?

Ethan nie myśli chyba, że...

- Ethan, to byłoby śmieszne.

Wziął do ręki jeden z tekstów ze zdjęciem Melissy.

- Popatrz tylko na nią. Te ciemne włosy, ta twarz...

Nie mogła zaprzeczyć, że rysy Melissy wydały jej się znajome.

- Naprawdę myślisz, że to nasza siostra?

- Myślę, że to bardzo, bardzo możliwe.

Jeżeli ich ojciec miał romans z żoną premiera, to tłumaczyłoby to ich niezwy-

kle wrogie stosunki. A biorąc pod uwagę złą reputację ojca, wszystko to wydawało

się nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne.

R S

background image

- Więc jeśli ona należy do rodziny, to co? - spytała Sophie.

- To możemy mieć duży problem.

- Jeszcze jeden skandal w rodzinie królewskiej. Tylko tego nam trzeba.

- Obawiam się, że może być jeszcze gorzej.

- To znaczy?

- Melissa urodziła się w tym samym roku co Filip. A dokładnie miesiąc przed

nim. A wiesz chyba, że to pierwsze dziecko króla, bez względu na pleć, dziedziczy

koronę?

- Czyli, że jeśli ona jest naszą siostrą, to ona powinna być władcą, a nie Filip?

- Na to wygląda.

Sophie nie była w stanie wyobrazić sobie, co mogłoby to oznaczać dla Filipa,

dla całego ich kraju.

- Filip wie o tym?

- Chciałem najpierw porozmawiać z tobą, zapytać cię o zdanie.

W pierwszym odruchu pomyślała, że najlepiej byłoby wszystkie te wycinki

spalić. Zamieść całą sprawę pod dywan. Ale jeżeli Melissa Thornsby naprawdę jest

ich siostrą? Gdyby tak Sophie odrzuciła niegdyś Ethana jako swego brata, nie mia-

łaby dziś jednego ze swych najbliższych i najdroższych przyjaciół. Nie można się

wyrzekać członka rodziny.

Ale tyle było do stracenia...

- To co? Mówimy Filipowi? - spytał Ethan.

- Myślę, że lepiej będzie utrzymać to na razie w tajemnicy i nic mu nie mó-

wić, dopóki nie zdobędziemy jakiegoś dowodu. Nie ma co psuć mu humoru, bo

może to wszystko nieprawda.

- Może pogadam z Charlesem i poproszę go, żeby się wywiedział na jej temat,

ile się da.

- Dobry pomysł. Jest dyskretny, chyba możemy mu zaufać. Niech się też zo-

rientuje, co można zrobić, jeśli ona jednak jest dziedziczką i będzie chciała zakwe-

R S

background image

stionować tytuł Filipa.

- Filip będzie wściekły, jak się dowie, że działaliśmy w tej sprawie za jego

plecami.

- Załatwię to, jak przyjdzie czas - oświadczyła Sophie. - Ty się zajmij tym, co

robić, jeśli to prawda.

- Może z tego być niezła afera. Szczególnie, jeżeli Melissa żywi wobec ro-

dziny królewskiej jakieś złe uczucia.

- Tym się będziemy martwić, gdy się dowiemy o niej czegoś więcej. Jest na-

dzieja, że przy odrobinie szczęścia nawet jako dziedziczka nie będzie rościć preten-

sji do korony.

Sophie bardzo chciała w to wierzyć, ale nic nie jest nigdy tak proste, jakby-

śmy tego chcieli, czego dowiodły choćby ostatnie wydarzenia w jej życiu.

Sophie wymówiła się bólem głowy - co zresztą po jej naradzie z Ethanem

faktycznie się jej przytrafiło - od wspólnej kolacji z gościem rodziny, czyli Alek-

sem. Następnego dnia nie miała jednak wyjścia i musiała spędzić z nim cały dzień.

Zwiedzali ośrodek naukowy i muzeum historii naturalnej. W innych okoliczno-

ściach cieszyłaby się, gdyż miejsca te należały do jej ulubionych; teraz jednak mia-

ła tyle innych spraw na głowie, że przez cały czas była mocno rozkojarzona. Gdyby

mogła, obejrzałaby wszystkie ekspozycje w biegu. Aleks natomiast wydawał się

bardzo zadowolony i ze spokojem oglądał eksponaty z każdej strony. Ślimak ru-

szałby się szybciej!

I dlaczego w dodatku Rutledge trzymał się tak blisko niej? Co rusz miała

wrażenie, że się o nią ociera, dotyka jej. Nie otwarcie, nie. Trochę subtelniej. Tu

dotyk dłoni, tam delikatne zderzenie ramion... I czemu, jeśli to było dla niej tak

wstrętne, za każdym razem dostawała gęsiej skórki? Czemu drżała w niecierpli-

wym oczekiwaniu? I jeszcze, na Boga, ten jego zapach. Znajoma, fantastyczna

mieszanka płynu po goleniu, szamponu i naturalnej woni jego ciała. Za każdym ra-

zem, gdy się zbliżał, musiała walczyć ze sobą, by nie wcisnąć twarzy w jego szyję i

R S

background image

nie odurzyć się jego zapachem do cna. Jak można kogoś nie cierpieć, a jed-

nocześnie podniecać się jego bliskością jak jakaś przeżywająca burzę hormonalną

nastolatka?

Zanim dotarli na powrót do bram posiadłości, była kompletnie wyczerpana.

Poprosiła kierowcę, by zajechał najpierw pod jej dom. Tam z kolei kusiło ją, by nie

czekać na ochroniarza, tylko otworzyć sobie drzwi i wyskoczyć z samochodu. Byle

szybciej.

- To był miły dzień. Do zobaczenia w czwartek - rzuciła na pożegnanie Alek-

sowi.

I gdy wydawało jej się, że jest wreszcie wolna, gdy była już jedną nogą na

zewnątrz, dobiegł ją jego głos.

- Nie zaprosisz mnie na drinka?

Zamknęła oczy i westchnęła. Tylko nie daj mu się wprawić w zakłopotanie,

poleciła sobie. Najgorsze było to, że w głębi serca bardzo chciała go zaprosić i dla-

tego właśnie tym bardziej nie mogła sobie na to pozwolić. Odwróciła się w jego

stronę.

- Dzisiaj to nie najlepszy pomysł.

Zastanawiał się przez chwilę, a potem uśmiechnął.

- W porządku, rozumiem to - powiedział.

Każdy nerw, każda cząstka umysłu podpowiadały jej, że to przynęta, że nie

wolno jej zareagować. Ale nie potrafiła się powstrzymać.

- Co niby rozumiesz?

- Widzę, jak reagujesz, kiedy jestem w pobliżu. Jak na mnie patrzysz, jak

drżysz, kiedy się dotkniemy.

Drżysz? Może czasem, ale nie za każdym razem, o nie. Z drugiej strony, jeże-

li temu zaprzeczy, zrobi dokładnie to, czego on oczekuje. Da mu do ręki argument.

Przywołując się ostatkiem sił do porządku, spojrzała nań z wyrazem kompletnego

znudzenia na twarzy.

R S

background image

- I co jeszcze?

- To proste. Pragniesz mnie i nie ufasz sobie na tyle, by zostać ze mną sam na

sam.

Cwany był. Cokolwiek teraz zrobi, zaprosi go czy powie mu, żeby spadał, i

tak postąpi zgodnie z jego oczekiwaniami. Zareaguje! Poza tym bez względu na to,

czy w to wierzył czy tylko się z nią droczył, rzeczywiście ją pociągał. Gdyby raz

jeszcze ją pocałował, nawet wbrew jej woli, prawdopodobnie nie potrafiłaby mu się

dłużej opierać.

- Więc? - natarł na nią z rozbawieniem raczej niż z niecierpliwością.

- Sytuacja bez wyjścia, co? Gdziekolwiek się ruszę, szach.

- Zdaje się pani posądzać mnie o jakieś niecne motywy, Wasza Wysokość. A

nie przyszło ci do głowy, że po prostu chciałbym cię lepiej poznać? I że ty mogła-

byś lepiej poznać mnie, przy okazji? Nie jest ze mnie taki straszny facet, mówię

szczerze.

Nie wiedziała co gorsze. Faceci z ukrytymi motywami nie byli w końcu tacy

źli. Przewidywalni, dawali się łatwo rozbroić. Kłopot miała zawsze raczej z tymi

szczerymi. Może dlatego, że tak rzadko występują w przyrodzie?

- Spędziliśmy już ze sobą dwa dni - przypomniała mu. - Ile czasu ci trzeba?

- Niedużo. Byle bez obstawy wsłuchującej się w każde nasze słowo.

Tu jest pies pogrzebany, dotarło do niej. Jej przecież ta obstawa wcale nie

przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. I nie dlatego, że potrzebowała ochrony przed

Aleksem. To byłoby zbyt proste.

Sophie potrzebowała ochrony przed samą sobą.

R S

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Pierwszy raz od przyjazdu na wyspę Aleks dostrzegł na twarzy Sophie wyraz

bezbronności. I prawie poczuł się winny tego, że nią manipuluje. Prawie. Ale po-

stanowił nie poddawać się wzruszeniom. Nie dzięki nim w końcu osiągnął w życiu

to, co osiągnął. Sophie też nie zaliczała się do osób łatwo ulegających uniesieniom.

Doszedł tedy do wniosku, że kilka niewinnych drinków powinno by w tej sytuacji

pomóc. Dziewczyna trochę by się rozluźniła.

Ale coś mówiło mu jednocześnie, że być może znajduje się o krok od prze-

kroczenia pewnej granicy. Postanowił więc zagrać inną kartą. Wziąć ją na litość, na

współczucie. Żadna kobieta nie oparła się jeszcze mężczyźnie, który zwierza jej się

ze swego nieszczęśliwego życia.

- Tak się składa, że wiem na sto procent, że Filipa dziś nie ma - powiedział. -

A ja nie za bardzo mam ochotę spędzić resztę popołudnia samotnie.

Zastanawiała się przez dłuższą chwilę nad tym, co powiedział. Aleks był pra-

wie pewien, że zatruta strzała sięgnęła celu. A kiedy Sophie westchnęła cichutko,

wiedział już, że mu się udało.

- Miałam zamiar pójść na spacer. Jeżeli masz ochotę się przyłączyć, to proszę.

Ale potem naprawdę mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.

Powinien był przewidzieć, że Sophie wybierze zdrowy kompromis. W ten

sposób ustępowała nieco poła, ale nie pozbawiała się kontroli nad sytuacją.

Oj, dobra była, naprawdę niezła. Ale on był lepszy. Uśmiechnął się szeroko.

- Umowa stoi, księżniczko.

Słońce stało wysoko na bezchmurnym niebie. Było bardzo gorąco. Lepiej by-

łoby położyć się gdzieś w cieniu niż spacerować, ale Aleks wiedział, że nie ma za

bardzo wyboru.

Ochroniarz spojrzał na Aleksa, a potem na Sophie i spytał:

- Czy będzie mnie pani jeszcze potrzebować, Wasza Wysokość?

R S

background image

Czyżby myślał, że Aleks może zrobić Sophie jakąś krzywdę? Porwać ją? Ru-

tledge popatrzył na nią w oczekiwaniu na decyzję. Przez chwilę obawiał się, że po-

prosi ochroniarza, by im towarzyszył. Zdecydowała się jednak go zwolnić.

Aleks ruszył za Sophie oczarowany hipnotyzującym ruchem jej bioder. Miała

na sobie jedną z tych zwiewnych sukienek tak cudownie dopasowujących się do jej

figury.

W drzwiach powitał ich Wilson.

- Pani. - Ukłonił się, spoglądając jednocześnie z dezaprobatą, jak się wydało

Aleksowi, na jej towarzysza.

Personel najwyraźniej naprawdę troszczył się o swą panią i to nie tylko ze

względów profesjonalnych, ale i zwyczajnie po ludzku, osobiście. Dlaczego, jął się

zastanawiać Aleks, traktują z takim szacunkiem taką rozpuszczoną manipulatorkę,

jaką Sophie niewątpliwie była? A może ona zachowywała się niecnie jedynie wo-

bec swoich kochanków?

- Wilson, czy zechciałbyś zaprowadzić pana Rutledge'a do saloniku i poczę-

stować go drinkiem? Ja pójdę się przebrać. Zaraz będę z powrotem.

Rutledge obserwował, jak wchodzi po schodach na górę. Zdawała się płynąć,

lekka niczym powietrze. Wyglądała naprawdę seksownie i nie mógł się już docze-

kać chwili, kiedy się do niej dobierze.

- Panie Rutledge. - Kamerdyner z niechęcią w głosie wskazał mu drzwi do

salonu. - Czego się pan napije? - spytał, gdy weszli.

- Mineralną z cytryną, poproszę.

Wilson podszedł do barku, a Aleks usiadł wygodnie na sofie.

- Długo pracujesz dla księżniczki Sophie?

- Służę rodzinie królewskiej od ponad czterdziestu lat.

- Długo.

- Tak jest, proszę pana.

- I opiekujesz się Sophie?

R S

background image

- Zgadza się, proszę pana. I traktuję swe obowiązki wyjątkowo poważnie.

Aleks odniósł wrażenie, że mówi do niego nie służący, ale zatroskany ojciec

zastanawiający się nad motywami swego ewentualnego zięcia. A ponieważ zwykł

otwarcie stawiać czoło swym adwersarzom, spytał Wilsona wprost:

- Nie ufasz mi, co?

Wilson podszedł doń i podał mu szklankę z wodą.

- Wydaje mi się, proszę pana, że paranoja jest symptomem, który pojawia się

najczęściej, gdy mamy coś do ukrycia.

O cholera! Nieźle mu dopiekł. Gdyby Aleks był mniej odporny, zrejterowałby

stąd w mgnieniu oka. Ale, choć wielu, z Jonahem na czele, uważało to za zwykłą

bohaterszczyznę, nigdy nie cofał się przed wyzwaniem. Nawet gdy wszystko

wskazywało, że poniesie w starciu porażkę.

- A co też mógłbym mieć do ukrycia? - spytał więc.

- Trudno powiedzieć, proszę pana, ale widać, że coś jest na rzeczy.

- A ty czujesz się w obowiązku chronić przed tym księżniczkę?

Wilson uśmiechnął się, a w jego oczach pojawił się wyraz rozbawienia.

- Ależ nie, proszę pana. Jej wysokość nie potrzebuje ochrony. Ani przed pa-

nem, ani przed nikim innym. Jeżeli uważa pan inaczej, może pan wyjść na tym tyl-

ko źle.

Jeszcze zobaczymy, pomyślał Aleks. Szukał w myślach jakiejś ciętej riposty,

lecz nim ją znalazł, w drzwiach pojawiła się Sophie. Miała na sobie strój do biega-

nia, a włosy związała w kucyk. Wciąż jednak wyglądała elegancko.

- Wybierasz się do siłowni? - zaciekawił się Aleks.

- Na spacer. Codziennie przez godzinę chodzę szybkim krokiem.

- Hmm. Nastawiłem się bardziej na tradycyjną przechadzkę.

- Przecież wcale nie musisz mi towarzyszyć. - Wzruszyła ramionami.

Na dworze był upał. W stroju, który miał na sobie, Aleks ryzykował udar. Nie

mówiąc o tym, że mógłby zniszczyć swoje skórzane, brazylijskie mokasyny warte

R S

background image

czterysta dolarów. Ale nie mógł się już wycofać. Nie śmiał też prosić, by dała mu

czas się przebrać. Odpowiedź znał z góry.

Sophie odprawiła Wilsona, który wychodząc, rzucił Aleksowi spojrzenie z

gatunku „A nie mówiłem?". Potem wyjęła z lodówki dwie butelki wody. Po namy-

śle dołożyła jeszcze jedną i spytała Aleksa, czy jest gotowy. Tak, Wilson miał ra-

cję. Rutledge nie doceniał księżniczki. Ale więcej nie zamierzał już tego błędu po-

pełnić.

Mimo upału i niewłaściwego ubioru Aleksowi udawało się dotrzymać Sophie

kroku. Okupił to litrami potu, który zalewał mu twarz i plecy, ale szedł dalej. Co

chwila sięgał jednak po wodę i wypił pierwszą butelkę nie wiedzieć kiedy.

Sophie odpłaciła mu za jego zachowanie. Jak przecież radził mu Wilson, co

niechcący podsłuchała, Rutledge nie powinien był traktować jej lekceważąco.

Owszem, był sprytny, musiała to przyznać, lecz i ona miała w rękawie kilka asów.

Poprowadziła go polnymi ścieżkami, choć zazwyczaj w taki skwar jak dziś

chodziła leśnymi dróżkami, kryjąc się przed słońcem pod baldachimami z liści.

Ktoś tam w górze musiał się chyba jednak zlitować nad Aleksem, bo wkrótce niebo

pokryło się ciemnymi chmurami.

- Zdaje się, że będzie padać - zagaił. - Może powinniśmy wrócić?

- Boisz się, że się rozpłyniesz?

- Już się rozpływam - zauważył cierpko. - Nie chcę, by złapała nas tu burza.

- Teraz jest pora sucha. Pada bardzo rzadko, jeżeli w ogóle. Chmury pewnie

przejdą bokiem i popłyną gdzieś dalej - uspokajała go, chociaż w rzeczywistości

wiszące nad nimi kłęby były czarne, ciężkie i złowieszcze.

- Coś mi się nie wydaje - nie dowierzał jej.

- Nie bądź dziecinny.

- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ochoty być trafionym przez piorun.

- Jeszcze raz ci mówię, że nawet jak trochę pokropi, to szybko przejdzie. Je-

steśmy na sto procent bezpieczni - powtórzyła, ale na wszelki wypadek zmieniła

R S

background image

nieco kierunek i skręciła w stronę lasu.

Przeszli ledwie kilkanaście kroków, kiedy pierwsza ciężka kropla deszczu

spadła jej na policzek, a następna na ramię.

- Widzisz! - triumfował Aleks, wyciągając dłoń, by złapać w nią trochę desz-

czu.

- Taki deszczyk nic nam nie zaszkodzi. Wyglądasz zresztą, jakbyś potrzebo-

wał ochłonąć - stwierdziła ironicznie.

Nie zdążył odpowiedzieć, gdy na niebie błysnęło i gdzieś niedaleko potężnie

zagrzmiało. Obydwoje skulili się instynktownie. Chwilę potem zaczęło padać jak z

cebra. Kaskady deszczu sprawiły, że po kilku sekundach byli przemoczeni do su-

chej nitki.

- Lećmy do lasu! - krzyknęła Sophie.

Może i nie było to najlepsze miejsce do ukrycia się przed burzą, ale w tej

chwili bardziej od uderzenia pioruna groziło im utonięcie. Kiedy dotarli do pierw-

szych drzew i skryli się pod nimi, wyglądali jak dwie bardzo zmokłe kury.

- No to ochłonąłem - zauważył sarkastycznie Aleks, zaczesując włosy do tyłu.

Woda ściekała mu po twarzy, a ubranie przylegało do ciała tak ciasno, jakby

był zupełnie nagi. Ach, jak wspaniałe było to ciało. Sophie mogła dostrzec każdy

mięsień, jaki rysował się na jego klatce piersiowej i ramionach, jego szczupłą talię i

muskularne uda. Był zbudowany mocniej niż kiedyś, zmężniał; wydawał jej się też,

o ile to w ogóle możliwe, doskonalszy. Nie czuła już zimna. Żar, który zapłonął w

jej ciele, nie miał jednak nic wspólnego z pogodą. To mężczyzna, który przed nią

stał, tak na nią działał.

Zwalcz to, Sophie, musisz to w sobie zwalczyć.

- Masz ten swój deszczyk, co miał przejść obok - dogryzł Aleks.

- Mhm - odparła, wyciskając wodę z kucyka. - Sam chciałeś ze mną iść - wy-

rzuciła mu.

- Ale i tak mam wrażenie, że zrobiłaś to celowo.

R S

background image

- Posądzasz mnie o umiejętność zaklinania deszczu? Jestem dobra, ale nie tak

dobra.

Aleks wbił w nią wzrok, ciężki i przeszywający. W jego oczach była żądza.

Zdała sobie sprawę, jak mogło zabrzmieć to, co właśnie powiedziała. Ale było już

za późno. I wcale nie była pewna, czy chciałaby swe słowa cofnąć.

- Nie tak to zapamiętałem - powiedział szorstkim głosem.

Spojrzał na jej usta, potem na szyję i jeszcze niżej. Sophie wiedziała bez

sprawdzania, że dostrzegł jej twarde sutki przebijające się przez przemoczony sta-

nik i koszulkę. Domyślała się, jak jego ciało musiało na ten widok zareagować.

Podniósł wzrok i zrobił krok w jej stronę. Kropla deszczu zsunęła jej się z włosów

na policzek. Aleks starł ją palcem, a Sophie przeszedł taki dreszcz, jakby nie doty-

kał jej twarzy, ale pieścił jej... Nie wątpiła, że ta chwila musi się zakończyć poca-

łunkiem, ale nie chciała, by to do niego należał pierwszy ruch. Nie zamierzała po-

zwolić mu przejąć kontroli. Chwyciła go więc za koszulę, przyciągnęła do siebie i

wpiła usta w jego wargi.

Jeżeli nawet był zaskoczony, to już za moment doszedł do siebie. Jęknął,

wplótł palce w jej mokre włosy i przycisnął ją do siebie. Rozwarła usta, a kiedy ich

języki się zetknęły, miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Byli siebie tak spra-

gnieni, że zachowywali się, jakby się mieli zaraz... zjeść. Sophie czuła, że jego do-

tyk przywraca ją do życia, sprawia, jakby tych dziesięciu lat w ogóle nie było. Jego

dłonie na jej skórze. Rozdarła mu koszulę na piersiach, nie mogąc się już doczekać,

kiedy ich ciała się zetkną. Jego skóra była ciepła i mokra. Czuła, jak serce w jego

piersi bije jak oszalałe.

Aleks przyparł ją do najbliższego drzewa. Czuła się spełniona. Zdawało jej

się, jakby znów przeżywała swój pierwszy raz. Pasja, namiętność, rozkosz. Prze-

można chęć bycia razem. Nagle oderwał od niej usta. Dyszał ciężko.

- Słuchaj - polecił.

Czyżby ktoś nadchodził? Wsłuchiwała się przez chwilę, ale dochodziły ją

R S

background image

tylko odgłosy lasu.

- Co jest? - spytała.

- Przestało padać.

No i co z tego? Odsunął się od niej.

- Powinniśmy wracać - oświadczył.

Wracać? Teraz? Czy on zwariował?

Przez moment była zbyt oszołomiona, by cokolwiek powiedzieć. Wyglądało

przecież, że pragnął tego tak samo mocno jak ona. I dążył do tego od paru dni!

Więc co mu się nagle odmieniło? Dlaczego się rozmyślił?

Wtedy dotarło do niej, co się tu naprawdę dzieje. Dla niego to jest tylko gra.

Wszystko to sobie wcześniej zaplanował. Powinna się była domyślić. Rutledge

czerpał z tego jakąś chorą satysfakcję - chciał ją rozpalić do szaleństwa, a potem

porzucić, przekłuć jej marzenia, jak przekłuwa się balon.

Było jej wstyd, że dała mu się tak podejść. Że się przed nim otworzyła.

Ale Bóg jej świadkiem, że drugi raz mu się to nie uda.

R S

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

W mgnieniu oka zmieszanie Sophie ustąpiło z trudem skrywanej wściekłości.

Aleksowi trudno było za nią nadążyć, kiedy znienacka odwróciła się i ruszyła z

powrotem, skąd przyszli. W stronę domu.

Już ją miał; poszło, jak sobie zaplanował, gdy nagle odkrył, że nie może, że

nie potrafi. Nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem - to nie ona miała wyko-

nać ten pierwszy ruch. A on wcale nie miał poczuć tego, co poczuł. Tego... No

właśnie - tego czegoś. Uczucia, emocji tak silnej, że z trudem przyszłoby mu ją

opisać. Było to o wiele silniejsze niż zwykłe pożądanie. Czuł się w pewien spo-

sób... spełniony. I nie miał wcale na myśli jakichś tam sentymentalnych ochów i

achów, ale coś znacznie poważniejszego. Trafiła go w chwili, kiedy się tego zupeł-

nie nie spodziewał.

- Zwolnisz trochę? - spytał, gdyż rwała przed siebie tak szybko, jakby miała

za chwilę zacząć biec.

Nie odpowiedziała. Przegonił ją i chwycił za ramię.

- Zwolnij, proszę. Boże, jaka ty jesteś uparta.

- Tak, jestem uparta. Chciałeś wracać, to wracamy - syknęła przez zaciśnięte

zęby.

Była zła jak szatan.

Cofnął się o krok, jakby się bojąc, że jeszcze chwila, a go uderzy.

- Ja tylko chcę z tobą porozmawiać.

- O czym? Wygrałeś.

- Co wygrałem?

- Tę szczeniacką gierkę, w którą ze mną pogrywasz.

Miała rację. To była gra i powinien czuć satysfakcję, pławić się w glorii

chwały. Zamiast tego czuł się jak chłystek. Wyszło na to, że to jemu powinno być

teraz głupio. Musiał coś z tym zrobić. Otrząsnąć się. Zrzucić z siebie to poczucie

R S

background image

winy.

- Lepiej ci teraz, jak się zemściłeś? Masz satysfakcję?

- Sophie, zastanów się, co mówisz - zaczął miękko. - Pocałowałem cię i od

razu zagroziłaś mi oskarżeniem o molestowanie. Potem ty całujesz mnie i masz

pretensje, gdy próbuję się opanować? I jeszcze zarzucasz mi, że uprawiam gierki?

- W porządku, masz rację - zgodziła się, choć widać było, że robi to tylko po

to, by zamknąć mu usta. - Uznajmy sprawę za niebyłą.

Zbierał się, by coś powiedzieć, ale powstrzymała go ruchem dłoni.

- Wracam do domu. Nie idź za mną - poleciła mu.

W pierwszym momencie zamierzał to zlekceważyć, iść za nią i trochę ją jesz-

cze podrażnić, ale instynkt nakazał mu się wycofać. Ruszył więc do pałacu.

Sophie wbiegła do biura Filipa tak szybko, że sekretarka nie zdążyła jej nawet

spytać, o co chodzi. Król siedział za biurkiem, mimo że przecież Aleks twierdził, że

gdzieś wyjechał. Jeszcze jedno kłamstwo z jego strony. Nawet ją to już nie zdziwi-

ło.

Filip spojrzał na jej potargane, ociekające wodą włosy i przemoczone ubranie.

- Co ci się, u diabła, stało?

Pomachała mu przed oczami programem wizyty Aleksa na wyspie i rzuciła go

na biurko.

- Znajdź kogoś innego do tej roboty. Ja mam dosyć.

- Mam wrażenie, że już to przedyskutowaliśmy. - Na twarzy Filipa pojawił się

wyraz rozbawienia. Król wpatrywał się w Sophie przez dłuższą chwilę. - Masz ro-

bić to, co zaplanowaliśmy - dodał poważnie.

- Nie będę - sprzeciwiła się, z trudem zachowując nad sobą kontrolę.

- Jesteś pewna?

- Chyba wyraźnie mówię.

- W porządku. W takim razie od tej chwili odsuwam cię od naszych operacji

biznesowych. Zostają ci tylko obowiązki reprezentacyjne.

R S

background image

- Żartujesz sobie? - Oczy Sophie zrobiły się okrągłe ze zdumienia.

- A wyglądam, jakbym żartował?

Sophie przestępowała z nogi na nogę.

- Widzisz, w jakim jestem stanie. Dlaczego się nade mną znęcasz?

- Próbuję ci uzmysłowić, że kiedy chodzi o nasze interesy, nie możesz sobie

wybierać i pokazywać palcem, co lubisz, a czego nie lubisz, wedle własnego wi-

dzimisię. Bo jak tak będziesz robić, to znaczy, że nie można na tobie polegać.

- Tu nie chodzi o żadne moje widzimisię.

- A o co? Podaj mi jeden powód, dla którego miałbym się zgodzić na twoje

żądanie.

Tego akurat nie mogła mu powiedzieć.

- Po prostu czuję się przy nim nieswojo. - To było jedyne, co przyszło jej na-

prędce do głowy.

Filip uniósł brew.

- Czy on zachowuje się wobec ciebie niewłaściwie?

Aleks pocałował ją pierwszego dnia swego pobytu na wyspie, ale żeby było

uczciwie, to dziś w lesie ona pierwsza zaczęła. Byli więc kwita, jeśli chodzi o nie-

właściwe zachowanie.

- Niezupełnie.

Filip wyprostował się na krześle.

- Jeżeli zachował się niewłaściwie, to przyjaciel czy nieprzyjaciel, będę mu-

siał go zwolnić i odesłać z powrotem do Stanów. Pierwszym możliwym samolo-

tem. Powiedz tylko słowo.

Może i była na Aleksa wściekła, ale nie chciała tego wykorzystywać i wpły-

wać na stosunki między nim a Filipem. Ani osobiste, ani zawodowe.

- Nie, nie zachował się niewłaściwie. Ja po prostu... Ja go zwyczajnie nie lu-

bię.

- Sophie, czy ty myślisz, że ja lubię każdego, z kim muszę pracować? To biz-

R S

background image

nes, zrozum to wreszcie.

Sophie doskonale rozumiała, że to biznes. Niejeden raz opiekowała się gość-

mi rodziny w trakcie ich pobytu na wyspie i stykała się z najróżniejszymi typami -

od uprzejmych i przyjacielskich po dziwnych bądź chamowatych. I nigdy nie na-

rzekała. Przynajmniej nie tak jak teraz. I zawsze wypełniała swoje obowiązki, tak

jak tego od niej oczekiwano. Dlatego liczyła, że ten jeden raz Filip mógłby ją zro-

zumieć i ustąpić. No tak, ale wtedy nie byłby Filipem...

- Dobrze - powiedziała w końcu, przygładzając niezdarnie włosy.

Wiedziała, że wygląda okropnie. Powinna była przynajmniej się przebrać i

uczesać, zanim tu przyszła. Z drugiej strony, gdyby miała na tyle rozsądku, to i

pewnie w ogóle by tu nie przyszła i nie wykłócała się z bratem.

- Powinnaś pomyśleć nad zmianą wizerunku - doradził, patrząc na nią i śmie-

jąc się.

Ostatnio często się śmiał. Uśmiechał. Nim w jego życiu pojawiła się Hannah,

był o wiele smutniejszy. Sophie cieszyła się, że się to zmieniło. Żałowała tylko, że

sama zbyt mało zrobiła, by nie wydawać się sobie taka żałosna.

- Co? Nie podobam ci się?

- Złapał cię deszcz na spacerze?

- Skąd wiesz?

- Właśnie wracałem ze spotkania, znaczy, zanim tu wtargnęłaś, i wpadłem na

Aleksa, który wyglądał mniej więcej tak samo jak ty.

Więc jednak był na spotkaniu. Czyli Aleks nie skłamał.

Ciekawe, czy Filip zauważył, że przy jego koszuli jakoś dziwnie brakuje gu-

zików?

- Pewnie i on nie zdążył przed deszczem.

- Domyśliłem się, że coś o tym wiesz, bo Aleks powiedział, że byliście razem

na spacerze.

Co jeszcze Aleks mógł powiedzieć Filipowi? Sophie nie wiedziała co robić.

R S

background image

Zamiast szukać jakiejś wiarygodnej wymówki, zdecydowała się w końcu nie mó-

wić nic. Filip też nie kontynuował tematu.

- A więc zgoda? - Filip wrócił do sprawy.

- Zgoda.

- I nie pojawisz się tu jutro czy pojutrze z tym samym żądaniem?

- Słowa ode mnie nie usłyszysz.

Jutro miała wolne. Cały dzień, by dojść do siebie.

- To dobrze.

- Idę się przebrać. Do zobaczenia później.

Była już w drzwiach, kiedy Filip coś sobie przypomniał.

- Całkiem wyleciało mi z głowy. Musiałem odwołać jutro poranny golf. Pilne

sprawy biznesowe. Zagramy dopiero po południu. Zajmij się do tego czasu Alek-

sem, dobrze?

No i już po jej wolnym dniu.

- Czy to nie problem? - upewniał się brat.

- Nie, żaden - zaprzeczyła, choć wewnątrz aż się gotowała.

- To bardzo dobrze. Aleks już wie. Powiedział, żebyście się spotkali jutro w

holu o zwykłej porze.

- Mhm. Mam mało czasu, ale chyba zdążę coś wymyślić.

- To miał być dzień relaksu, więc pozwoliłem sobie zaproponować mu, żeby-

ście popływali trochę jachtem. Bardzo się do tego zapalił.

Boże, tyle godzin! Tyle godzin razem i to w ograniczonej przestrzeni. W

Sophie narastała złość.

- A jak wrócicie, to zabieramy Aleksa na kolację do klubu i chciałem cię po-

prosić, żebyś się zaopiekowała Fryderykiem. Tak gdzieś do jedenastej, może trochę

dłużej. Mogłabyś?

- Oczywiście. - Sophie uwielbiała bratanka.

- Hannah zadzwoni i da ci znać, jak będziemy wychodzić.

R S

background image

- Coś jeszcze?

- Nie, to chyba wszystko.

- Wiesz, Filipie, jestem z ciebie dumna.

- Przepraszam?

- Powiedziałam, że jestem z ciebie dumna.

Filipowi zwęziły się oczy.

- Czegoś ode mnie chcesz? - zaniepokoił się.

- Niczego.

Popatrzył sceptycznie, nie mogąc się zdecydować, czy uwierzyć siostrze czy

nie.

- Mówię poważenie - powtórzyła Sophie. - Po prostu chciałam, żebyś to wie-

dział.

- Cóż... tego... znaczy... bardzo ci dziękuję. Aha, wiesz, że to wszystko, co ci

mówię i co robię, to z troski?

- Wiem.

- Baw się dobrze jutro. - Włączył komputer i zaczął klikać, dając jej w ten

mało subtelny sposób znać, że jest wolna.

Ale kiedy zamykała drzwi i na chwilę się odwróciła, dostrzegła na jego twa-

rzy szeroki, mocno dwuznaczny, jak przyszło jej do głowy, uśmiech. I nie mogła

się oprzeć wrażeniu, że Filip wie o wiele więcej, niż daje po sobie poznać.

W drodze do swej rezydencji głowiła się co zrobić z resztą pobytu Aleksa. Jak

to zaplanować, rozegrać? Po tym, co się wydarzyło, nie będzie już przecież tak, jak

było. Zbzikowałaby przed końcem tygodnia. Musi być jakiś sposób, żeby to ułożyć,

ogarnąć, wypracować jakiś kompromis. Oczywiście, w ramach tego kompromisu to

ona musi zachować kontrolę nad sytuacją.

Mimo że wiedziała, że Aleks potrafi się przyczepić jak rzep do psiego ogona,

zdziwiła się niepomiernie, gdy po powrocie dostrzegła go siedzącego na jej weran-

dzie. Nie miała sił na dalsze utarczki, ale nie mogła tego tak zostawić. Nie, to nie

R S

background image

byłoby żadne rozwiązanie. Zamiast więc minąć go szybko bez słowa i zniknąć w

domu, usiadła obok.

Rutledge zdążył się już przebrać w suche rzeczy - w tym w nową koszulę, z

guzikami - i siedział przygarbiony z rękami założonymi za kolana. Wyglądał spo-

kojnie, może trochę na zmęczonego. I był przy tym taki przystojny, taki fizycznie

doskonały z każdej strony, że aż zakłuło ją głęboko w sercu. Przez kilka minut sie-

dzieli w ciszy. W końcu Aleks się odezwał.

- Czuję się, jakbym ci był winny przeprosiny, ale nie wiem do końca, za co

powinienem cię przeprosić.

To była chyba najbardziej uczciwa rzecz, jaką powiedział, odkąd ten cały

koszmar się zaczął. Niekonkretna, ale uczciwa. Spędzili razem wszystkiego dwa

dni, lecz mimo to wydawało jej się, że go zna. Z drugiej strony, uważała, że tak na-

prawdę niczego o nim nie wie. Bez sensu. Kompletnie bez sensu.

- Jeżeli cię to w jakiś sposób pocieszy, to czuję się tak samo.

- Więc to powinno jakoś wyrównać nasze rachunki, co? Żebyśmy byli kwita?

- Uśmiechnął się.

- Gdyby to tak działało, życie byłoby o wiele łatwiejsze.

- Święte słowa.

Westchnęła i jak dziewczynka objęła rękami kolana, opierając na nich brodę.

- To nie moja wina, wiesz przecież.

- Co nie jest twoją winą? - spytał.

- No, ta historia z twoim małżeństwem. Że się tak ułożyło, wiesz, że nie wy-

szło.

- Czy ja ci coś mówiłem?

- Może nie wprost, ale jasne, że to mnie za to winisz. Albo masz pretensje w

ogóle do kobiet, a że ja jestem pod ręką, to pada na mnie.

- Cóż, faktycznie przeszło mi to przez głowę. - Zmarszczył brwi.

R S

background image

To też było uczciwe z jego strony. Może rzeczywiście tu był pies pogrzeba-

ny? Może zamiast udawać, że nie ma problemu, ignorować go, lepiej byłoby za-

mknąć ten niedokończony rozdział w historii ich znajomości? Wyłożyć wszystkie

karty na stół i wszystko dopowiedzieć, załatwić to raz a dobrze? Ale łatwiej po-

wiedzieć niż zrobić. Sophie nie potrafiłaby otworzyć przed kimś duszy ot tak, na

zawołanie. Od małego uczono ją, by skrywała swoje uczucia. By nigdy nie okazy-

wała słabości. A teraz, teraz czuła się tak bezbronna jak jeszcze nigdy w życiu.

Wiedziała jednak, że musi spróbować. Wzięła głęboki oddech.

- Kochałam cię, Aleks, i chciałam za ciebie wyjść. Ale uwierz mi, że napraw-

dę zrobiłam to dla twego dobra, znaczy... no że z tobą wtedy zerwałam. To było...

to było dla mnie za duże, przerosło mnie. Żadne z nas nie było na to przygotowane.

Wiesz, ile by nas czekało poświęceń? Mówię ci, że skończyłoby się tym, że byśmy

się znienawidzili.

- Tego się akurat nigdy nie dowiemy. - Wzruszył ramionami.

Ale Sophie wiedziała, była pewna, że tak właśnie by się to skończyło.

- Przepraszam, że cię zraniłam. Ale raz jeszcze mówię, i to szczerze, że czu-

łam, że nie mamy wyboru, że nie ma dla nas wyjścia.

- Zrobiłaś, co uważałaś za stosowne. Nie mogę cię za to winić. Ale ty też mu-

sisz zrozumieć, że ja wolałbym, żebyś mi wtedy dała wybór. Żebym sam mógł

podjąć decyzję w swojej sprawie.

Mógł ją o wszystko obwinić, gdyby tylko chciał, pomyślała. Ale miała na-

dzieję, że nie będzie. Że oboje będą potrafili pogodzić się z bolesną przeszłością. I

zostać przyjaciółmi.

- A jeśli chodzi o moje małżeństwo - kontynuował - to tylko moja wina.

Owszem, rodzina wywierała na mnie presję, ale przecież nikt nie przystawiał mi do

głowy pistoletu. Prawda jest taka, że poszedłem na łatwiznę. A przynajmniej wtedy

tak mi się wydawało.

W pewien sposób jej wina polegała na tym samym. Zerwanie znajomości z

R S

background image

Aleksem było o niebo łatwiejsze niż trwanie w tym związku i walka o jego utrzy-

manie. Może i by przeżyli ze sobą kilka pięknych lat, zanim by się to rozpadło.

Wtedy jednak Sophie wierzyła, że robiąc to, co zrobiła, daje każdemu z nich szansę

na szukanie i znalezienie szczęścia z kimś innym. Skąd mogła wiedzieć, że ani ona,

ani Aleks nie będą potrafili z tej szansy skorzystać?

- Źle to rozegrałam. Powinnam była do ciebie zadzwonić albo napisać. Wyja-

śnić ci wszystko - przyznała. - Ale tak się bałam.

- Czego?

- Że jak usłyszę twój głos, to zmienię zdanie. Albo że ty mnie od tego odwie-

dziesz.

- Stało się, co się stało.

- Myślisz, że moglibyśmy kiedykolwiek o tym zapomnieć?

- Myślę, że są szanse - odparł z uśmiechem w kąciku ust.

- Ale jest pewien problem - dodała Sophie.

- Jaki?

- Wiesz jaki. To ciągłe napięcie seksualne między nami...

- Ja nie mam z tym żadnego problemu.

- Aleks, proszę cię. To się stało uciążliwe.

- Może trochę - zgodził się z ociąganiem.

- Ja w każdym razie jestem już tym zmęczona. A wolałabym, żebyśmy się

dobrze czuli w swoim towarzystwie.

W tej chwili przyszedł jej do głowy pomysł. I to naprawdę niesamowity po-

mysł. Aleks od razu to zauważył.

- Wygląda, jakby cię nagle oświeciło - ocenił.

- Zgadza się. Sama nie wiem dlaczego dopiero teraz.

- Mam dziwne przeczucie, że mi się to nie spodoba.

- Wręcz przeciwnie. Myślę, że w pełni się ze mną zgodzisz, że...

- ...że? - spytał podejrzliwie.

R S

background image

- ...że powinnam pójść z tobą do łóżka.

ROZDZIAŁ ÓSMY

- Możesz powtórzyć? - Aleks nie posiadał się ze zdumienia.

- Pomyśl tylko: po tych wszystkich latach oboje jesteśmy ciekawi, jak by to

było...

- Ja jestem ciekawy?

Spojrzała nań z niedowierzaniem.

- W porządku - przyznał po chwili. - Jestem.

- Więc może powinniśmy spróbować.

- I myślisz, że jak będziemy się kochać...

- ...uprawiać seks, Aleks, a nie kochać się - poprawiła go. Miłość nie ma tu

nic do rzeczy. Chodzi o seks.

- Tak. Przepraszam zatem. Więc myślisz, że jak pójdziemy do łóżka, to at-

mosfera między nami się rozluźni?

- Zgadza się. - Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej wydawało jej

się to logiczne.

- A jeśli nie? - powątpiewał.

- A dlaczego niby? Przecież to, co nas łączy, to...

- ...chemia?

- Zwyczajna fizyczna ciekawość.

- Więc jeślibyśmy to zrobili dziś w lesie, to ta rozmowa nie miałaby w ogóle

miejsca? Nie wiem, naprawdę nie wiem. - Wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.

- Co to znaczy, że nie wiesz?

Przecież to było proste. Który normalny facet przepuściłby taką okazję? - za-

stanawiała się.

- To mi się wydaje zbyt łatwe. - Wzruszył ramionami.

R S

background image

- Ale nie jest. To naprawdę doskonały pomysł.

- Teraz tak mówisz. A ja myślę, że coś tu jest nie tak.

- Co na przykład?

- Na przykład możesz się we mnie zakochać.

Przygryzła wargę, żeby się nie roześmiać.

- Bez obrazy, ale nie sądzę, żebyś się musiał o to martwić. To się nie zdarzy.

Nigdy.

- Taaa... Nie wiem, czy poczuć ulgę czy czuć się obrażonym.

Sophie spojrzała na Aleksa z poirytowaniem. On chyba naprawdę zgłupiał.

Może się z nią przespać bez żadnych zobowiązań i nic? Inny facet skakałby na jego

miejscu z radości.

- No dobra, a jeśli jeden raz nie wystarczy? - spytał. - Jeśli pójdziemy do łóż-

ka i dalej będziemy czuli to napięcie? Co wtedy? Zrobimy to jeszcze jeden raz?

Sophie nie zastanawiała się nad tym i nie dostrzegała w tym problemu. Po-

stanowiła podejść do tego z humorem.

- Powiedzmy, że jestem na taką możliwość otwarta.

- Aha.

- Więc? - Sophie chciała wreszcie załatwić tę sprawę. - Wchodzisz w to?

- Wyobrażam sobie różne możliwe scenariusze i mówiąc szczerze, nie wiem.

Wydaje mi się, że chyba tak - odparł po zastanowieniu.

- Więc? - nalegała.

- A co mi tam. Niech ci będzie - zdecydował.

- Wspaniale. - Uderzyło ją, jak wielki ciężar spadł jej właśnie z serca. To rze-

czywiście był dobry pomysł. Dobry plan. - Nie muszę ci chyba przypominać, że

musimy być bardzo dyskretni?

- Oczywiście.

- Szczególnie, jeśli chodzi o Filipa.

- To prawda. To co, księżniczko, kiedy? - spytał, zacierając ręce i podnosząc

R S

background image

znacząco brwi.

Spojrzała na zegarek.

- Dzisiaj mam jakąś kolację dobroczynną, na której muszę być. Wrócę bardzo

późno. Pewnie grubo po północy.

- Może więc jutro?

- Jutro będziemy na jachcie i będzie tam pełno służby, więc nie. Potem idziesz

z Filipem na kolację. Ja mam się zajmować Fryderykiem. Do jedenastej.

- A w czwartek? - Aleks zaczynał być poirytowany.

- W czwartek jedziecie na polowanie. Wrócicie pewnie dopiero w piątek po

południu...

- ...a w piątek wieczorem znowu jest jakaś impreza charytatywna, która też się

pewnie późno skończy.

- Na pewno nie przed północą - potwierdziła Sophie.

- To może w piątek po południu, jak wrócimy z tego polowania?

- Popołudnia odpadają. Za dużo służby się kręci. Poza tym muszę się przygo-

tować do kolacji, a to trochę trwa.

- Wygląda na to, że zapowiada się ciężki tydzień, Wasza Wysokość.

Aleks miał rację. Pomysł był fantastyczny, gorzej z wykonaniem, a właściwie

z czasem.

- Zaczekaj - przypomniał sobie. - Mówiłaś, że masz doglądać Fryderyka do

jedenastej, tak?

- Zgadza się.

Uśmiechnął się.

- Jedenasta to jeszcze nie tak późno. I nie byłbym dżentelmenem, gdybym się

nie zaoferował, że odprowadzę cię później do domu.

- Też mi się tak wydaje.

- A zatem jutro o jedenastej? - upewnił się.

- O jedenastej.

R S

background image

Tak, to załatwia sprawę. Będą to mieli za sobą i może reszta pobytu Aleksa na

wyspie upłynie im w znacznie przyjemniejszej atmosferze. Co więcej, zostaną

przyjaciółmi. Prawdę mówiąc, im dłużej o tym myślała, tym bardziej była przeko-

nana, że to jest dokładnie to, czego im obydwojgu było trzeba. Świeżo rozwiedzio-

ny i spragniony kobiety facet na pewno marzy o takiej sytuacji. A i ona od dawna,

od zbyt dawna, nie była z mężczyzną. A wbrew temu, co sądzą mężczyźni, kobiety

też mają swoje potrzeby. Tak, oboje tylko na tym skorzystają. No dobrze, dość

szukania usprawiedliwień, powiedziała sobie. Pomysł jest świetny i już.

- Wyruszamy na jacht o dziewiątej - przypomniała mu. - Spotykamy się w

holu, jak zwykle.

- Będę gotów.

- Słońce jest o tej porze bardzo silne. Koniecznie weź krem z filtrem.

- Aha.

- No to do zobaczenia rano.

Odwróciła się w stronę drzwi, ale Aleks złapał ją jeszcze za rękę.

- Hej, księżniczko.

I chociaż powinna się była tego spodziewać, znów wziął ją z zaskoczenia.

Przyciągnął jej twarz i pocałował. Słodko, delikatnie i nieco nieśmiało. Właściwie

to ledwie musnął językiem jej usta. Trwało to tylko dwie, może trzy sekundy.

- Po co to było? - spytała miękko.

Wargi jej drżały, a nogi ugięły się lekko.

Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

- Niech to będzie taka malutka zapowiedź tego, czego się możesz spodziewać

jutrzejszej nocy.

Odwrócił się i ruszył ścieżką w stronę pałacu. Jeżeli to rzeczywiście była za-

powiedź jutrzejszej nocy, to Sophie już się nie mogła doczekać jej nadejścia.

Może sobie myśleć, że jest górą. Tak, tym razem uzyskała przewagę. Ale to

nadal gra. Jego gra.

R S

background image

Przez chwilę obserwował, jak wchodzi do domu. W progu uśmiechnęła się

jeszcze znacząco, a potem weszła i zamknęła za sobą drzwi. Wtedy i on ruszył

przed siebie. Ciemne chmury już odpłynęły i popołudniowe słońce dawało się we

znaki. Szczęśliwie znad morza wiała chłodna bryza. Doskonałe warunki do space-

ru. Musiał się przejść, przemyśleć sobie wszystko jeszcze raz.

Była dobra, musiał jej to przyznać. Wydawała się wiarygodna - przez moment

naprawdę uwierzył w jej wzruszające przeprosiny. Pomyślał nawet, że się zmieniła.

Ale to był tylko sposób, w jaki niektóre kobiety, a szczególnie takie jak Sophie,

zachowują się w podobnych sytuacjach. Nie robią niczego, jeżeli nie mają ku temu

ważnych powodów. Planują każde słowo i każdy ruch.

Dlatego, kiedy zaproponowała, żeby się ze sobą przespali, był przekonany, że

coś się za tym kryje. Że go najpierw podpuści, a potem, w ostatniej chwili, nagle

zmieni zdanie. Ale coś w jej oczach powiedziało mu, że nie, że to nie o to chodzi.

Ona naprawdę go pragnęła. I jej inicjatywa, jej propozycja, były podyktowane chę-

cią przekonania samej siebie, że to ona kontroluje sytuację. Aleks pomyślał, że w

chwili, kiedy Sophie odkryje, że to tylko złudzenie, będzie już za późno.

Sophie przymknęła oczy pod bardzo, bardzo czarnymi okularami przeciwsło-

necznymi. Przysypiała i budziła się na zmianę, kołysana delikatnym szumem Mo-

rza Irlandzkiego. Słońce lekko muskało jej skórę. Miejscami dochodził ją szum sil-

nika jakiejś łodzi, krzyk mew i uderzenia fal o kadłub. Chociaż czuła się wczoraj

wieczorem wyczerpana, nie mogła zasnąć. Leżała i przez cały czas rozmyślała o

nocy, którą miała spędzić z Aleksem. Niecierpliwiła się jak dziecko, które nie może

się doczekać, aż przyjdzie ten moment, kiedy można już otworzyć leżący pod cho-

inką prezent. Dla niej takim prezentem miał być właśnie Aleks.

Jak im ze sobą będzie? Jak będzie smakował? Czy będzie tak ekscytująco jak

wtedy, przed dziesięciu laty? A może wtedy to była tylko magia młodości? Posmak

ryzyka? Niebezpieczeństwa?

Nieważne. Sophie uzmysłowiła sobie, że pójście z Aleksem do łóżka było nie

R S

background image

do uniknięcia. Jej plan zakładał, że dzięki temu gładko uporają się z problemem, a

jej się uda zachować nad wszystkim pełną kontrolę. A tego właśnie najbardziej

pragnęła.

Aleksa nie było nigdzie w polu widzenia. Kiedy tylko wsiedli na pokład,

zniknął gdzieś z kapitanem. Zdaje się, że poszli oglądać maszynownię. Ona zaś

przebrała się w kostium i rozłożyła w słońcu na leżaku. Biorąc pod uwagę, jak in-

tensywnie grzało, musiały upłynąć co najmniej dwie godziny. Lecz Sophie czuła

się tak rozluźniona, że nie chciało jej się nawet otworzyć oczu, a co dopiero mówić

o wstaniu z leżaka i szukaniu schowanego gdzieś w torbie zegarka.

Słońce zaszło na chwilę za chmury i Sophie poczuła chłodniejszy powiew

wiatru. Zaraz potem zaczęło kropić i na jej ciało spadło kilkanaście kropli lodowato

zimnego deszczu. A potem jeszcze kolejne. W prognozie pogody nie było ani słowa

o deszczu, a w dodatku Sophie wydało się, jakby deszcz padał akurat na nią. Po

chwili otworzyła oczy i ku swemu zdumieniu skonstatowała, że wisi nad nią jakiś

wielki cień. Bardzo wysoki cień, z bardzo szerokimi ramionami.

Aleks stał nad nią, maczał palce w szklance herbaty lodowej i pryskał płynem

na ciało Sophie.

- Obudź się.

- Zostaw mnie - jęknęła i zamknęła na powrót oczy.

Kolejne krople.

- Nie bądź dziecinny - wymamrotała.

- Nudzę się.

- I co mam z tym zrobić?

- Jesteś moją przewodniczką.

- I dostarczyłam cię na jacht. Czego jeszcze oczekujesz?

Znów oblał ją herbatą.

- Przestań!

Aleks trzymał teraz nad jej głową całą szklankę, gotowy wylać ją za jednym

R S

background image

razem. Na twarzy wykwitł mu szelmowski uśmieszek. Rano też się tak uśmiechał.

- Czy odrobina spokoju, o którą proszę, to tak dużo? - spytała poirytowana.

- Nie było cię prawie trzy godziny.

Trzy godziny? Aż tyle czasu minęło? Musiała być bardziej zmęczona, niż

myślała.

- Widok miałem co prawda wspaniały... - zauważył.

Sophie odniosła wrażenie, że Aleks nie ma na myśli jedynie tego co za burtą.

Wiedziała też, że on naprawdę może wylać na nią tę całą herbatę. Poddała się.

Aleks przesunął się i odsłonił słońce. Kiedy go ostatnio widziała, miał na sobie ko-

szulkę polo i płócienne spodnie. Teraz natomiast był ubrany jedynie we wściekle

kolorowe kąpielówki w stylu hawajskim. I nic więcej. Sophie poczuła, że jej krew

robi się gorąca. Nie mogła oderwać oczu od stojącego przed nią mężczyzny. Jego

klatka piersiowa prezentowała się o wiele lepiej, niż to zapamiętała. Silna, delikat-

na, ładnie owłosiona. Brzuch umięśniony jak marzenie. Zastanawiała się, ile godzin

dziennie Aleks musi spędzać na siłowni. A może taka już jego uroda?

Uspokój się, weź się w garść, Sophie. Jest bez koszuli i co z tego? Wielka

rzecz. To tylko męska klatka piersiowa. Po co od razu tracić głowę? Widziała już

kilka takich w życiu. Tę zresztą też. I w tym momencie zdała sobie sprawę, że

zwyczajnie się na niego gapi. Podniosła wzrok z jego małych, różowych sutków i

spojrzała w górę. Natychmiast dostrzegła, że Aleks przez cały czas obserwował, jak

mu się przygląda.

- Wyglądasz, jakbyś bujała w obłokach - zauważył ironicznie. - Masz ochotę

na kąpiel w morzu? To cię rozbudzi. I ochłodzi...

- Nieszczególnie.

Sophie zwróciła uwagę, że ramiona Aleksa mocno się zaróżowiły.

- Użyłeś kremu? - spytała z troską.

- Nie.

- Jak długo chodzisz tak bez koszuli?

R S

background image

- Kilka godzin. A co?

Jeżeli zdążył się spalić, nie będzie mógł później...

- Mówiłam ci przecież wczoraj, żebyś wziął ze sobą krem z nitrem. Niech

zgadnę: w ogóle go nie zabrałeś?

- Zapomniałem.

Westchnęła i podniosła się zrezygnowana. Miała jakiś krem w torbie, ale zda-

je się, że raczej słaby.

- Musi być coś pod pokładem, w sypialni. Poczekaj tu. Pójdę, sprawdzę - po-

leciła mu.

Poprawiła górę kostiumu i ruszyła ku schodom. Czuła na sobie jego wzrok.

Bikini, które miała na sobie, nie zaliczało się do skąpych, ale pokazywało wystar-

czająco wiele, by nie mógł oderwać od niej oczu. Niech potraktuje to jak - jak on to

wczoraj nazwał? - malutką zapowiedź tego, co czeka go dziś w nocy. Nie miała

wątpliwości, że gdyby Filip był z nimi na pokładzie, uznałby jej strój za mocno nie-

właściwy i zasugerowałby, by się przebrała w kostium jednoczęściowy. Ale na

szczęście go nie było. Poza tym może chyba dla odmiany się trochę zbuntować,

prawda?

Znalazła szybko krem, którego szukała. Silniejszy, przeciw oparzeniom. Od-

wróciła się i zamarła. Drzwi do sypialni były zamknięte. A wewnątrz znajdował się

Aleks.

- Fajna sypialnia - rzucił, ale nie patrzył na pokój, lecz na jej ciało.

- Co ty tu robisz? - spytała głośnym szeptem.

Przecież w każdej chwili ktoś ich mógł nakryć.

- Chciałem ci pomóc szukać. - Ruszył powoli w jej stronę.

- Już znalazłam - odparła szybko. W tej samej chwili dostrzegła, że drzwi nie

były zamknięte na klamkę, ale na zamek. - Ustaliliśmy przecież, że musimy za-

chować dyskrecję. Tak to sobie wyobrażasz?

- A co myślałaś? Ten twój kostium, Jezu! - Ślizgał się po niej wzrokiem od

R S

background image

stóp do głów, pożerał ją wręcz. I niebezpiecznie się do niej zbliżał. - Spójrz mi pro-

sto w oczy i powiedz, że nie włożyłaś go umyślnie, żeby mnie nęcić.

Sophie tak właśnie to sobie wymyśliła. Nie spodziewała się jedynie, że osią-

gnie aż taki efekt. I to tak szybko.

- Wiesz, że nie możemy być tu teraz razem.

- Ale już jesteśmy - odparł i znów zbliżył się o krok.

Zagrodził jej drogę i gdyby chciała się dostać do drzwi i wymknąć, musiałaby

chyba przeskoczyć przez łóżko. Nie była jednak aż tak wysportowana.

- Miała być jedenasta wieczór - przypomniała mu.

- O jedenastej będzie danie główne. A to... A to potraktuj jako przekąskę. -

Uśmiechnął się kącikiem ust.

To mogłaby być przepyszna przekąska, ale Sophie wiedziała, że nie może mu

na to pozwolić. Nie tutaj, gdzie - czego było pewna - załoga szpiegowała ją na po-

lecenie Filipa. Skąpe bikini to jedno, a schadzka z klientem pod pokładem to dru-

gie.

- Doceniam twoją inicjatywę, ale to będzie musiało poczekać.

Aleks wciąż rozbierał ją wzrokiem. Oczy zrobiły mu się szerokie i widać w

nich było napięcie jak u czającego się do skoku zwierzęcia. Nagle błyskawicznie

ruszył ku niej i przyciągnął do siebie za biodra. Pod Sophie ugięły się nogi. Wie-

działa, że opór nie ma żadnego sensu. A i ona sama nie chciała już dłużej walczyć z

pożądaniem.

Boże, jak dobrze się w tej chwili czuła.

- Nadal chcesz, żebym wyszedł? - spytał chytrze.

- Masz pięć minut.

- To zajmie trochę więcej niż pięć minut.

Ich ciała się zetknęły i Sophie poczuła, jak jej sutki zmieniają się w twarde,

strzeliste pąki. Aleks przyciskał ją do swej potężnej klatki piersiowej i leciutko

gryzł w ucho. Krem, który trzymała w ręku, wysunął się i spadł na dywan.

R S

background image

- Wiesz - wyznał, a jego oddech pieścił jej szyję - jesteś jeszcze piękniejsza

niż dziesięć lat temu.

- Dziwnym zbiegiem okoliczności ty też - szepnęła miękko.

Wtuliła się weń i poddała rozkoszy, którą wzmagał jego dotyk na jej skórze.

Od dawien dawna nikt jej tak nie dotykał. Tak czule. Każda sekunda była niczym

wieczność. Nie mogła się doczekać chwili, kiedy Aleks wsunie dłonie pod jej biki-

ni. Już sama myśl o tym sprawiała, że miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Za-

kręciło jej się w głowie.

Zaraz, zaraz. Czy tak właśnie wyobrażała sobie zachowanie kontroli nad sy-

tuacją? W tej chwili wyglądało na to, że to jednak Aleks jest osobą, która pociąga

za sznurki. A co gorsza, wcale jej to nie przeszkadzało. Ba, w ogóle jej to nie ob-

chodziło. W rzeczywistości sytuacja bardzo jej się podobała, mimo że wszystko, co

się działo, stało w jaskrawej sprzeczności z tym, w co wierzyła lub czego ją uczo-

no.

Serce Aleksa biło jak oszalałe.

- Wciąż chcesz, żebym przestał? - droczył się z nią.

- Chcę, żebyś mnie pocałował.

- To mogę dla ciebie zrobić - uśmiechnął się szeroko.

Nachylił się ku niej i wtedy poczuła nagle zapach morskiej soli i delikatną

nutę kokosa. Chwilę - kokosa!? Zaczęła go obwąchiwać. Tak, pachniał kokosem, a

dokładnie - kokosowym kremem przeciwsłonecznym.

- Jednak natarłeś się kremem?

- Może.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- A który rozsądny facet nie skorzystałby z okazji, żeby taka piękna kobieta

nacierała go kremem? A że znaleźliśmy się akurat tutaj, to już zwykły przypadek.

Szczęśliwy przypadek.

- Drań jesteś.

R S

background image

Zaśmiał się, a Sophie pomyślała, że nie dość że drań, to jeszcze seksowny. W

tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Oboje aż podskoczyli.

- Podajemy lunch, Wasza Wysokość - obwieścił głos zza drzwi.

Dobrze, że nie przyłapali ich na gorącym uczynku. Chociaż musieli się domy-

ślić, że Aleks jest tu z nią, w jej sypialni.

- Zaraz idę - odkrzyknęła.

- I nici z naszej przekąski - westchnął Aleks rozczarowany.

- Mówiłam ci, że to zły pomysł.

- Może i mówiłaś. Ale na pewno się przy swoim zdaniu nie upierałaś.

Miał rację. W dodatku całe jej zachowanie można było obiektywnie zinter-

pretować jako zachętę.

- Wychodzimy pojedynczo - zarządziła, poprawiając majteczki i sprawdzając

w lustrze, jak wygląda. Policzki miała mocno zaróżowione, ale to się da jakoś wy-

tłumaczyć trzygodzinnym opalaniem. - Ja idę pierwsza. Ty chwilę poczekaj. I

ochłoń - dokończyła, patrząc znacząco na jego napięte kąpielówki.

R S

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Po lunchu Aleks nie miał szans, by się zbliżyć do Sophie. Wszędzie wokół

kręciła się służba. Około trzeciej wrócili na przystań, skąd odwieziono ich do pała-

cu. Ledwie zdążył się przebrać i już musiał gnać na golfa z Filipem. Lubił grać w

golfa, lecz dzisiaj czuł się dziwnie rozkojarzony. I chociaż nie grali razem od lat,

Filip od razu to zauważył.

- Coś ci dzisiaj nie szło - stwierdził, gdy wrócili do budynku klubowego. -

Kiedyś grałeś lepiej.

- Nadal gram nieźle, ale spaliłem się trochę na słońcu na jachcie.

Nie kłamał. Naprawdę był nieco obolały i to mimo tego, że zaraz po wypły-

nięciu natarł się kremem. Sophie tego nie widziała, bo natychmiast zapadła w

drzemkę. Poza tym przypuszczał, że wcale nie oburzyła się jego niewinnym pod-

stępem tak bardzo, jak to okazała. W tej sypialni pragnęła go tak samo silnie jak on

jej. No właśnie. Całe to przekomarzanie się było bardzo miłe, ale Aleks nie mógł

się już doczekać dania głównego. O niczym innym nie myślał. To dlatego grał dzi-

siaj tak żałośnie. Ale tego akurat nie mógł Filipowi powiedzieć.

- Chcesz, żeby nasz lekarz się temu przyjrzał? - spytał król.

- Nie, dziękuję. Do jutra wydobrzeję.

Przeszli do baru, gdzie mieli się spotkać z Hannah. Zamówienie przyjęła od

nich atrakcyjna, młoda kelnerka, ale Filip zdawał się w ogóle nie dostrzegać jej

urody. Był uprzejmy, ale zachowywał dystans. Zupełnie inaczej, niż gdy byli na

studiach. Wówczas każda ładna kobieta była dlań wyzwaniem. Wyglądało na to, że

obecnie interesuje go wyłącznie własna żona. Aleks jął się zastanawiać, jak to jest -

kochać kogoś tak mocno, żeby nawet nie spojrzeć na nikogo innego. Tak, miłość

Filipa i Hannah była czymś naprawdę wyjątkowym.

- Dobrze się bawiłeś na jachcie? - spytał Filip.

- Bardzo.

R S

background image

Wyjątkowo dobrze się bawiłem, pomyślał.

- Wspominałeś kiedyś, że też masz jacht.

- Miałem. Po rozwodzie przypadł żonie. Fajnie było dziś przypomnieć sobie

dawne, dobre czasy na wodzie.

- A jak się dogadujesz z Sophie?

- W porządku. Sophie jest... - Aleks szukał słów, by ją opisać. Przyszło mu do

głowy, że jest seksowna, inteligentna i uparta jak diabeł, ale Filipowi chyba nie o to

chodziło. - Wspaniała gospodyni - wykrztusił w końcu.

Jeżeli nawet Filip dostrzegł jego zakłopotanie, to nie dał tego po sobie poznać.

- Sophie wie więcej o wyspie i jej urokach niż ktokolwiek inny.

- Ja też się dużo w tych dniach dowiedziałem.

- Wierzę - przytaknął Filip, a Aleks odniósł wrażenie, że jego przyjaciel wie o

wiele więcej, niż to okazuje.

Przyszła wreszcie Hannah i obaj się podnieśli, by ją przywitać, a następnie

przeszli do prywatnej, królewskiej części restauracyjnej klubu. Skończyli właśnie

składać zamówienie, kiedy zadzwonił telefon Filipa. Król wyjął aparat, na co Han-

nah rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie. Filip spojrzał na wyświetlacz.

- Wiem, że mamy zasadę nieodbierania telefonów przy obiedzie, ale to na-

prawdę ważne - wyjaśnił i przeprosił ich.

- Tak wygląda małżeństwo z królem - westchnęła Hannah, kiedy odszedł. -

Ale przynajmniej będziemy sobie mogli przez chwilę swobodnie pogawędzić -

zwróciła się do Aleksa. - Jak ci się u nas podoba? - Położyła mu rękę na ramieniu.

- Jest fantastycznie. Właśnie tego potrzebowałem.

- Filip mówił, że było ci ostatnio ciężko. - Poklepała go ze współczuciem.

Była taka słodka, taka miła. I było w niej coś krzepiąco... prostego, zwyczaj-

nego. Elegancka i wytworna, ale niezapominająca o codziennych ludzkich proble-

mach. Na ulicy nikt by nie poznał, że ma do czynienia z królewską małżonką. Nie

od razu też odgadłby, że ta kilka lat młodsza od męża kobieta jest już i żoną, i mat-

R S

background image

ką. Oczywiście, tu na wyspie każdy wiedział, że to królowa Hannah. A na świecie

znana była jako szczerze zatroskana i niestrudzona filantropka.

- Rozwody nigdy nie są zabawne. Ale cieszę się, że mam to już za sobą.

- Gdybyś czegokolwiek potrzebował, po prostu powiedz - przypomniała mu i

ścisnęła współczująco za rękę. - A z Sophie? Znaczy, zdążyliście się już sobie przy-

pomnieć?

Mógłby przysiąc, że usłyszał w jej głosie delikatną aluzję.

- Tak. Jest prawie taka, jaką ją zapamiętałem sprzed lat.

Hannah wzięła łyk wody ze szklanki.

- Czy ona wie, jakie uczucia wobec niej żywisz?

A jemu się wydawało, że potrafi skrywać swe emocje... Albo wszystko było

po nim widać, albo jej wysokość miała zdolność jasnowidzenia.

- Czemu sądzisz, że w ogóle żywię dla Sophie jakieś uczucia?

- Nasza pierwsza wspólna kolacja. Coś było na rzeczy. Jakaś aura - wyjaśniła.

Nie wiedział, o czym ona mówi. Pamiętał jedynie, że pozwalał sobie wówczas

na szyderstwa. Może Hannah brała pogardę za zauroczenie?

A może i on popełniał ten sam błąd?

- Sophie może sprawiać wrażenie twardej, ale niech cię to nie zmyli. Ona też

ma swoje słabe punkty. Wydaje mi się zresztą, że ty już o tym wiesz. Prawdę mó-

wiąc, sądzę, że masz tego świadomość już od dłuższego czasu.

Hannah najwyraźniej podejrzewała, że coś ich łączy. Ciekawe, czy wiedziała

też, jak bliskie są to więzy?

- Ja i Sophie... - zaczął. - To dosyć skomplikowana historia.

- Bliskie znajomości często są dosyć skomplikowane, Aleks. Czasem nawet

bardzo, jak się ma do czynienia z kimś z rodziny królewskiej.

Aleks zastanawiał się, czy Filip też żywi wobec nich podobne podejrzenia i

czy on i Hannah już o tym rozmawiali. A jeśli tak, to dlaczego Filip nigdy się nawet

na ten temat nie zająknął?

R S

background image

- Filip o niczym nie wie. - Hannah zdawała się czytać w jego myślach. - A

przynajmniej nic mi o tym nie mówił.

Zważywszy na naturę związku, jaki go łączył z Sophie, Aleks wolałby, aby

Filip o niczym się nie dowiedział. Bo chociaż to, co miało się między nimi stać,

było jej pomysłem, króla z pewnością i tak by to nie przekonało.

- Cóż, niedawno się rozwiodłeś i teraz, no wiesz... Ta znajomość z Sophie

pewnie długo nie potrwa, pewnie nic z tego nie będzie?

- Raczej nie. - W ten oto uprzejmy i dyplomatyczny sposób Aleks przyznał,

że łączy ich swojego rodzaju romans. Nie zamierzał kłamać. Zaprzeczać.

Z drugiej strony, to nie on to wymyślił. Owszem, chciał ją uwieść, ale miało

do tego dojść wbrew jej woli, a nie za jej pozwoleniem. Tak czy inaczej, miał teraz

dostać to, czego chciał. Mogła sobie myśleć, że się w nim nie zakocha, ale w głębi

duszy nie wiedziała, w co się pakuje. Ale i on... Trudno mu było się do tego przy-

znać, ale jego plan zemsty coraz bardziej przeradzał się w... Aleks sam nie wiedział

w co; docierało do niego jedynie, że czuje się obecnie w całej tej sytuacji jakoś in-

aczej. Że coś się zmieniło.

- Głupia sprawa - sposępniała Hannah. - Bo mam przeczucie, że wy dwoje do

siebie pasujecie.

Był czas, kiedy by się z nią zgodził. Ale tym razem nie planował zostać na

wyspie na tyle długo, by móc się o tym przekonać.

- Jak rozumiem, wolałbyś, żebym nie wspominała o naszej rozmowie Filipo-

wi?

- Nigdy nie ośmieliłbym się prosić cię, byś zataiła cokolwiek przed mężem.

- Ale nie miałbyś nic przeciwko temu - dopowiedziała. - Nie mówię Filipowi

o wszystkim. Prócz tego Sophie jest jedną z moich najbliższych przyjaciółek i

gdybyś ją zranił, gniew Filipa byłby niczym w porównaniu z tym, co ja bym ci zro-

biła.

- Będę pamiętał, że mnie ostrzegałaś.

R S

background image

- To dobrze - uśmiechnęła się.

Po chwili pojawił się Filip.

- Dobre nowiny - wykrzyknął od samych drzwi. - Spotkanie służbowe, które

miałem mieć jutro rano, na szczęście zostało odwołane.

Aleks nie za bardzo rozumiał, dlaczego jest to dobra wiadomość.

- To znaczy, że możemy zacząć naszą wycieczkę wcześniej - wyjaśnił król,

widząc jego pytający wzrok.

- Świetnie - odparł Aleks, chociaż oznaczało to, że jego noc z Sophie będzie

krótsza.

- W zasadzie to tak sobie myślę - dodał Filip - że nie ma co czekać do jutra.

Możemy wyruszyć dziś wieczorem.

Sophie lubiła się opiekować bratankiem, lecz tego wieczoru była nie wiedzieć

czemu podenerwowana. Położyła Fryderyka do łóżka o ósmej, a potem już tylko co

chwila podchodziła do okna sprawdzić, czy nie nadjeżdża samochód Filipa i Han-

nah. Do wpół do dziesiątej, kiedy to w końcu - a i tak przecież półtorej godziny

przed czasem - wrócili, zdążyła wydeptać w puszystym dywanie doskonale wi-

doczną ścieżkę. Teraz zmusiła się, by usiąść na sofie i udawać, że czyta książkę,

którą z sobą przyniosła. Siedziała jak na szpilkach. Wydawało jej się, że od mo-

mentu, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwiczek, do chwili, gdy pojawili się na górze,

minęła kolejna długa godzina.

- Jak tam mój maleńki aniołek? - spytała Hannah.

- Śpi.

Sophie podniosła się w oczekiwaniu, spodziewając się, że zaraz za nimi w

progu pojawi się Aleks. Jednak Filip zamknął za sobą drzwi. Jak Aleks zamierzał ją

odprowadzić, jeżeli w ogóle nie przyszedł?

- Jak się zachowywał? - spytał o synka Filip.

- Bez zarzutu. Jak zwykle.

R S

background image

- To dobrze. Bałam się, że może być niegrzeczny, bo zaczęły mu się wyrzy-

nać ząbki - tłumaczyła Hannah.

- A jak kolacja? - spytała Sophie, pragnąc się dowiedzieć co z Aleksem.

- Było miło - odparł Filip. - Idę się pakować - dodał.

Pakować?

- Wybierasz się gdzieś?

- Filip i Aleks jadą na polowanie już dziś zamiast czekać do jutra - odpowie-

działa za niego Hannah, siadając ciężko na sofę.

Wyjeżdżają dzisiaj?

Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie mogą dzisiaj wyjechać. Przecież ona i Aleks

zaplanowali... Mieli dziś iść do łóżka. Cholera jasna!

- Jest już przecież trochę późno - zauważyła ze zdziwieniem.

Hannah wzruszyła tylko ramionami.

- Wiesz, jacy są mężczyźni i jak kochają te swoje zabawki. Strzelby, strzela-

nie.

- Nie martwi cię, że Filip zostawia cię samą z Fryderykiem?

- Nie. I tak idę zaraz spać. Jestem wykończona.

Sophie natomiast wiedziała, że musi natychmiast porozmawiać z Aleksem.

- Dobra. Jeżeli już mnie nie potrzebujesz, to lecę.

- Mhm - odparła sennie Hannah. - Dzięki za wszystko.

Sophie wyszła, ale zamiast się skierować do swej rezydencji, ruszyła prosto

do skrzydła dla gości i zastukała do drzwi Aleksa. Otworzył z wyrazem skruchy na

twarzy.

- Wiem, że jesteś zła.

Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.

- Wyjeżdżasz dzisiaj?

- To nie moja wina.

R S

background image

- Aleks!

- Co miałem zrobić? Powiedział, żebyśmy wyruszyli wcześniej. Co mu mia-

łem powiedzieć? Jaki powód podać, że nie mogę?

- Trzeba było coś wymyślić.

Aleks spojrzał na zegarek.

- Muszę się pakować. Wyjeżdżamy za piętnaście minut. A tak przy okazji,

Hannah wie.

- Co wie?

- O nas.

- Co? Co jej powiedziałeś?

- Nic. - Rzucił torbę podróżną na łóżko i zaczął upychać w niej rzeczy. - Do-

myśliła się już podczas pierwszej kolacji.

Niedobrze.

- Powiedziała ci to przy Filipie?

- Nie, nie było go przy tym. - Potrząsnął głową. - Rozmawiał przez telefon.

Powiedziała, że mu nic nie powie. I zagroziła, że mi zrobi krzywdę, jeśli ja ciebie

skrzywdzę.

- Hannah?

- Tak. To dziwne. A wygląda na taką słodką i delikatną.

- Wie, jak wiele nas łączy?

- Jeżeli tak, to sama do tego doszła. W każdym razie o szczegółach nie roz-

mawialiśmy. Chociaż oboje się zgodziliśmy, że to raczej przelotna znajomość.

- I na pewno nie powie nic Filipowi?

- Tak.

Dobre i to.

Sophie przyglądała się, jak Aleks zapina torbę. To było niesprawiedliwe. Ta

noc miała należeć do nich.

- Muszę iść. - Kolejny raz spojrzał na zegarek.

R S

background image

Nie podobało jej się to, ale co zrobić? Błagać go, by został? Domagać się, by

znalazł jakąś wymówkę, która pozwoliłaby odłożyć jego wyjazd do rana? Nie

chciała mu dać satysfakcji, nie chciała, by się dowiedział, jak bardzo jej zależy, jak

ważny się dla niej stał. Nie chciała mu też robić nadziei. Bo jeśli ktoś tu miał się w

kimś zakochać, to prędzej byłby to właśnie on, jak święcie wierzyła. Tak się już

przecież kiedyś stało.

- Cóż, baw się dobrze na polowaniu.

- Spróbuję przekonać Filipa, żebyśmy wrócili już w czwartek - powiedział.

- Jak ci się uda, a ja będę miała wtedy wolne, to może spędzimy razem wie-

czór.

- Jeśli będziesz miała wolne? - uśmiechnął się. Potem objął ją w pasie, przy-

ciągnął do siebie i gorąco ucałował. Sophie znalazła się w siódmym niebie. - Przy-

pominaj sobie tę chwilę, kiedy mnie nie będzie, i nie mów mi, że nie będziesz miała

czasu - polecił jej.

Otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, ale zanim udało jej się znaleźć jakąś

celną ripostę, Aleksa nie było już w pokoju.

R S

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Aleks bawił się na polowaniu świetnie. To była jego i Filipa pierwsza od cza-

sów studenckich prawdziwa okazja, żeby szczerze pogadać. Uświadomił sobie

dzięki temu, jak bardzo mu brakowało przez wszystkie minione lata tej przyjaźni.

Najlepszym przyjacielem Aleksa, bratem prawie, był oczywiście Jonah, ale odmia-

na w osobie Filipa była niezwykle miła. Rutledge poczuł, że tego mu było trzeba -

porozmawiać od serca z kimś, kto nie znał go tak dobrze jak jego prawnik. Z kimś,

kto nie oceniał go równie szybko i był w stanie spojrzeć na jego życie i doświad-

czenia bez uprzedzenia.

Ale w czwartek wieczorem zadzwoniła Hannah z informacją, że Fryderyk ma

gorączkę, i chociaż lekarz stwierdził, że to nic poważnego, to Filip nalegał, by wró-

cili z polowania wcześniej.

- Naprawdę nie masz nic przeciwko temu? - upewniał się Filip, kiedy pako-

wali bagaże do samochodu.

- Oczywiście, że nie. Rodzina jest najważniejsza - odparł Aleks.

- Lekarz powiedział, że ta gorączka to pewnie w związku z wyrzynaniem się

ząbków i że tak musi być, ale będę się czuł spokojniejszy, gdy będę na miejscu.

Gdybym miał dzieci, pewnie też bym tak reagował, pomyślał Aleks. A gdy-

bym miał dzieci ze swoją byłą, to pewnie stałyby się przy rozwodzie kartą przetar-

gową, skonstatował. Ona nie zawahałaby się użyć dzieci w walce z nim. Nic jej

przecież nie powstrzymało przed naginaniem prawdy i oszukaniem całej jego ro-

dziny. I co gorsza, oni najwyraźniej jej wierzyli. Latami zastawiała tę sieć, a kiedy

on się wreszcie zorientował w jej planach, było już za późno. Udało jej się oszukać

dosłownie wszystkich.

Aleks uświadomił sobie w tym momencie, że tak, że rzeczywiście przeniósł

jakąś część swego żalu i pretensji do byłej żony na Sophie. Bo przecież, jeżeli

chciał się z nią przespać jedynie dla zemsty, to dlaczego tak mu jej dziś brakowało?

R S

background image

I czy tęskniłby tak bardzo za widokiem jej twarzy, by się już nie móc doczekać po-

wrotu do pałacu? Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Spojrzał na zegarek i

utwierdził się, że w rzeczywistości jest dopiero za piętnaście jedenasta.

Zastanawiał się, czy Sophie będzie jeszcze na nogach czy też położyła się już

do łóżka. Kiedy weszli do pałacu, powitała ich Hannah, tuląca w ramionach śpią-

cego Fryderyka.

- Dopiero co usnął - szepnęła Filipowi, kiedy pochylił się, by pocałować ją w

policzek.

Król dotknął czoła synka, sprawdzając, czy jest gorące. Aleksowi przypo-

mniało się, jak jego siostra robiła to samo ze swoją córeczką i synkiem. Tak, Filip

był całkowicie oddany swej rodzinie. I po raz pierwszy w życiu Aleks pomyślał so-

bie, że może przez to, że nigdy nie chciał mieć dzieci, coś go ominęło. Z drugiej

strony, przecież wciąż jeszcze mógł zostać ojcem i mieć dzieci z inną kobietą.

- Ciepłe - stwierdził Filip, gładząc Fryderyka po czole.

- Próbowałam go już parę razy położyć, ale się nie dawał. Już mnie ręce bolą

od noszenia go przez cały dzień - wyżaliła się Hannah.

- Daj, ja spróbuję.

Widok Filipa z dzieckiem na rękach rozczulił Aleksa.

- Przepraszam, że przeze mnie musieliście wrócić wcześniej - zwróciła się do

niego Hannah, gdy Filip poszedł z synkiem na górę. - Dałabym sobie radę sama, ale

Filip nie chciał się zgodzić. On przejmuje się dzieckiem bardziej niż inni ojcowie;

pewnie dlatego, że w jego własnym życiu rodzice byli praktycznie nieobecni. Jego i

Sophie wychowywały opiekunki. To musiało zostawić ślad w ich duszach...

- Skoro jesteśmy przy Sophie - zaczął Aleks, spoglądając na zegarek. - My-

ślisz, że nie jest za późno na telefon?

Nie powiedział, po co chciałby do niej zadzwonić, i miał nadzieję, że Hannah

nie zapyta.

- Nie ma jej w domu. Pomagała mi przy Fryderyku, ale jak usłyszała, że wra-

R S

background image

cacie, gdzieś wyszła. Mówiła coś, że ma randkę czy jakoś tak.

Randkę? Wiedziała, że wraca i zamiast na niego poczekać, znalazła sobie inne

towarzystwo? Nie, żeby go to obchodziło, ale... A jeżeli niby go nie obchodziło, to

czemu się poczuł, jakby dostał w twarz?

- Uznałam, że lepiej, żebyś wiedział. To znaczy, nie chciałabym cię ranić, ale

skoro wasza znajomość to nic poważnego, to pomyślałam sobie... - Hannah wzru-

szyła ramionami.

- Wszystko w porządku - zapewnił ją Aleks, bo sam chciał, żeby tak było. Nie

mógł przecież wymagać wierności od kobiety, z którą z technicznego punktu wi-

dzenia nie był bliżej związany. - Chciałem tylko spytać o tę jutrzejszą imprezę

charytatywną.

- Masz jej numer? Pewnie ma przy sobie telefon komórkowy.

- To może poczekać. Spytam ją jutro.

- Przepraszam cię, ale chyba powinnam już iść na górę i pomóc Filipowi.

- Ja też idę do siebie.

Weszli po schodach na piętro i rozeszli się, każde w swoją stronę. Zaraz po

wejściu do swego apartamentu w skrzydle dla gości Aleks nalał sobie drinka. Po-

tem podszedł do okna i spojrzał na drugą stronę dziedzińca, gdzie znajdowała się

rezydencja Sophie. Na górze paliło się kilka świateł. Wyglądało, jakby była w do-

mu. Może nie miała randki? Może umyślnie powiedziała tak Hannah, żeby od-

wrócić uwagę od siebie i Aleksa?

Jeśli tak właśnie było, to powinienem przynajmniej dać jej znać, że już je-

stem, pomyślał. Podszedł do telefonu i wykręcił numer. Słuchawkę podniósł Wil-

son i uprzejmie poinformował Aleksa, że księżniczki nie ma w domu. Aleks po-

dziękował i rozłączył się. Żałował teraz, że w ogóle zadzwonił. Irytowało go też, że

zastanawia się nad tym, gdzie i z kim wyszła. Nie zamierzał się tym jednak zadrę-

czać. Wziął drinka i przeszedł do sypialni.

Kiedy zapalił światło, poczuł się jak uderzony obuchem. Na zasłanym łóżku

R S

background image

leżała zwinięta w kłębek Sophie i smacznie sobie spała. Aleks nie miał pojęcia, co

tutaj robi, skoro miała być na randce, ale był szczęśliwy, że ją widzi. Nie spo-

dziewał się po sobie takiej reakcji. Nie spodziewał się, że jej widok może mu spra-

wić tyle radości, tyle szczęścia.

Już samym przyjściem dała mu na swój sposób znać, jak bardzo chce z nim

być. I wiedział, że z tego powodu już nigdy nie spojrzy na nią tak jak do tej pory.

Na siebie też nie. Odstawił kieliszek, zdjął buty i położył się na boku tak, żeby ją

widzieć. Nie poruszyła się. Była taka bezbronna. Spokojna. Przez kilka minut wpa-

trywał się w jej twarz, starając się zapamiętać każdy detal i zastanawiając się, co, u

diabła, właściwie robi i w co się pakuje.

Nachylił się i musnął ustami jej policzek i czoło. Sophie zmarszczyła nos i coś

wymamrotała. Wtedy pocałował ją leciusieńko.

- Obudź się, śpiąca królewno - szepnął.

Otworzyła oczy i przez sekundę dochodziła do siebie.

- Wróciłeś - stwierdziła po chwili z uśmiechem.

- Nieudana randka?

Z początku nie rozumiała, a potem się roześmiała.

- Tak tylko powiedziałam, żeby zmylić Hannah. A potem się tu przekradłam,

by na ciebie poczekać. - Ziewnęła i przeciągnęła się. - Chyba jestem zmęczona.

Ale wyglądała seksownie i elegancko. Trudno było się jej oprzeć. Dotknął

kosmyka włosów spadającego jej na twarz. Sprawiło mu to przyjemność. Sophie

przesunęła się o centymetr w jego stronę.

- Jak stoimy z czasem? - spytał, obejmując jej szyję.

- Masz na myśli, kiedy muszę stąd wyjść? - Ona też go objęła, a potem przy-

sunęła się jeszcze bliżej, splatając swe nogi z jego nogami.

Aleks czuł na swym ciele jej ciepło.

- Tak.

- Filip i Hannah nie mają pojęcia, gdzie jestem, a Wilsonowi powiedziałam,

R S

background image

że nocuję dziś w pałacu.

To była odpowiedź, jaką chciał usłyszeć. Wiedział, że by zrealizować

wszystko, co sobie zamarzył, nawet cała noc to nie będzie wystarczająco długo.

- A pamiętasz ten pierwszy raz, kiedy przyszłam do twojego pokoju? - Wtuli-

ła się w jego szyję. - Tylko się wtedy całowaliśmy i dotykaliśmy, i gadaliśmy do

wschodu słońca, i dopiero wtedy się kochaliśmy.

- Pamiętam. - Wsunął jej rękę pod bluzkę.

- Chciałabym to przeżyć jeszcze raz. - Gładziła palcami jego włosy.

- Tylko że teraz nie mamy się kochać, ale uprawiać seks - przypomniał jej.

- Zgadza się. Więc i gadanie możemy sobie darować.

- Pozostaje zatem całowanie i dotykanie. - Musnął ustami jej usta.

- No i seks - powtórzyła. - Chociaż nie jestem pewna, czy chce mi się czekać

aż do świtu.

Aleks pieścił już w tym momencie jej piersi. W oczach Sophie pojawiło się

pożądanie.

- Po namyśle doszłam do wniosku, że nie ma co wracać do tamtej nocy. Po-

winniśmy sobie zapracować na nowe wspomnienia - zarządziła.

Przyciągnęła jego głowę i mocno go pocałowała. Mocno i długo. I od razu

zabrała się za rozpinanie jego koszuli.

Jeżeli mamy to zrobić tylko raz i mamy przed sobą całą noc, to po jakiego

diabła się spieszyć, pomyślał Aleks. Chwycił ją za nadgarstki i próbował po-

wstrzymać, ale szybko się uwolniła.

- Sophie, zwolnij, proszę.

- Nie ma mowy. Chcę cię widzieć nagiego.

Kiedy znów złapał ją za rękę, ugryzła go. Naprawdę go ugryzła. O nie, musi

za to ponieść karę. Złapał ją z całej siły - a zabierała się już do rozpinania mu

spodni - i kładąc się na niej, przycisnął całym swym ciężarem do łóżka. Rzucała się

i wiła pod nim, ale nie popuszczał. Wiedział, że jeśli nie pokaże jej, kto tu rządzi,

R S

background image

będą walczyć ze sobą przez całą noc.

Pocałował ją delikatnie i powoli. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Jej opór

słabł z każdą chwilą. Zdjął jej koszulę i różowy, koronkowy staniczek i jął lekko

gryźć jej sutki. Jęknęła. Lizał i gryzł miękko jej skórę, aż poczuł, jak jej ciałem

wstrząsają dreszcze rozkoszy. Następnie zdjął jej majteczki. I znów całował ją i li-

zał. W końcu usiadł bez ruchu i patrzył na jej ciało przez dłuższą chwilę. Napawał

się jej widokiem. Nie spieszył się, ale dla Sophie wszystko działo się najwyraźniej

zbyt wolno.

- Dotykaj mnie, proszę - zażądała, więc znów zaczął gładzić jej skórę. Potem

zniżył twarz i pieścił ustami jej łono. - Jeszcze - szepnęła, a jej wzrok mówił mu,

jak bardzo jest jej dobrze. Objęła go nogami i przyciągnęła ku sobie. Drżała. Serce

łomotało jej w piersiach. W końcu wyprężyła się, a przez jej ciało przeszedł spazm

spełnienia. - Och, Aleks.

- To jeszcze nic, Wasza Wysokość - zapowiedział, szczerze z siebie zadowo-

lony. - Dopiero się rozkręcam.

- Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze - wyznała po kilku minutach Sophie. -

Leżała teraz nasycona i rozluźniona. W końcu zdała sobie sprawę, że zachowuje się

samolubnie. - Czas, byś i ty się rozebrał.

Aleks zdjął spodnie i bieliznę. Spojrzała nań z aprobatą. Podobał jej się jesz-

cze bardziej niż przed laty.

- Połóż się - poleciła. - Teraz ja się chcę na ciebie napatrzeć.

Leżał więc nagi, a ona oglądała go, jak się ogląda dzieło sztuki. Był piękny.

Przepiękny. I dzisiaj, przynajmniej dzisiaj, należał do niej. Tylko do niej. Zaczynała

stopniowo żałować, że wszystko skończy się na tej jednej nocy, ale wiedziała, że

tak musi być. Że tak będzie lepiej.

Kiedy się już napatrzyła, położyła na nim swe dłonie i prowadziła je drogą,

którą przed chwilą przebyły jej oczy. Dotykała jego ramion, piersi, brzucha. Jego

męskości. Był gorący i gorąco też reagował na jej pieszczoty. Przymknął oczy i ję-

R S

background image

czał w uniesieniu. Potem chwycił jej twarz w dłonie i ucałował.

- Chciałbym już w tobie być - wyszeptał jej do ucha.

Nie chciała, by wiedział, co naprawdę czuje. A właśnie uzmysłowiła sobie, że

to, co się między nimi teraz dzieje, to coś więcej niż tylko seks. Że zaczyna tracić

nad sobą kontrolę. Wbiła paznokcie w jego plecy. Był teraz jej władcą i nic nie

mogła na to poradzić. Straciła poczucie czasu. Wszystko, co czuła i słyszała, każdy

smak i każdy dotyk stopiły się w jej głowie w jedno. Miała wrażenie, że wznosi się,

coraz wyżej i wyżej, a kiedy już się jej wydawało, że to szczyt, coś unosiło ją jesz-

cze i jeszcze dalej. I wtedy usłyszała swoje imię.

- Sophie, spójrz na mnie - powiedział Aleks.

Jej oczy napotkały jego wzrok. To stało się właśnie wtedy i oboje poczuli to

w jednej i tej samej chwili. Leżeli potem obok siebie, oddychając głęboko.

- Nie wiem jak ty, ale ja nie czuję już tamtego napięcia - wyznał.

- Więc zadziałało.

- Tak mi się wydaje.

Tyle że teraz pomysł, by zrobić to tylko jeden jedyny raz, nie wydawał jej się

już taki dobry. Na samą myśl, by go dotykać, by się z nim kochać raz jeszcze, serce

biło jej szybciej. Może zamiast jednego razu powinni ograniczyć to doświadczenie

do jednej nocy? I tak przecież już tu byli i nie mieli nic innego do roboty... Prze-

kręciła się na boku i zaczęła się bawić włoskami na jego piersi.

- Aleks, mam problem.

- Hmm?

- Jednak znów czuję to napięcie.

Uśmiechnął się nieznacznie kącikiem ust.

- Cóż, księżniczko. Trzeba będzie coś z tym zrobić...

O piątej rano, mając za sobą ledwie godzinę snu, Sophie wymknęła się z jego

apartamentu i zeszła na palcach na dół. Była o krok od drzwi, kiedy nagle z kuchni

wyszła Hannah z Fryderykiem na rękach i nakryła ją na gorącym uczynku.

R S

background image

- Ależ z ciebie ranny ptaszek - przywitała ją ironicznie.

- Z ciebie też - odpowiedziała Sophie. - Widzę, że synek czuje się lepiej.

- Tak, gorączka spadła. Wiesz co, ty to masz szczęście.

- Szczęście?

- Normalnie rano karmi go Filip...

- Aha.

- Jeśli nie chcesz, żeby się o was dowiedział, nie powinnaś spędzać tu nocy.

Lubię cię, Sophie, i wiem, że jesteś twarda, ale martwię się o ciebie. Martwię się,

że się sparzysz i będziesz cierpieć.

Było bardzo wcześnie, a Sophie była niewyspana i nie w nastroju, by słuchać

wykładu. Z drugiej strony, sama żywiła podobne obawy. Coś się ostatniej nocy

stało. Coś wyjątkowego. To, co miało być tylko seksem, przerodziło się w coś

więcej, w coś, jak by tu powiedzieć, ważnego. Przynajmniej dla niej. A Aleks? Czy

rzeczywiście chciała to wiedzieć? Nie ma mowy. Poza tym jedna fantastyczna noc

wystarczy. Tak się umówili i niech tak zostanie.

- Nie ma się co martwić - odpowiedziała Hannah. Potem pocałowała ją i Fry-

deryka w policzek. - Do zobaczenia wieczorem, na balu.

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - zawołała za nią Hannah.

Sophie też miała taką nadzieję. Nie mogła przecież zrobić tej jednej jedynej

rzeczy, której solennie sobie przyrzekła nie robić. Nie mogła się zakochać w Alek-

sie.

Aleks obserwował ją z drugiego końca sali balowej Zajazdu Królewskiego.

Miała na sobie obcisłą, błyszczącą, długą do ziemi suknię na cieniutkich jak nitki

ramiączkach. Wysoko upięte włosy odsłaniały smukłą, kształtną szyję i szczupłe,

opalone ramiona. Poruszając się z gracją, krążyła między gośćmi, jakby płynęła z

rytmem granej przez orkiestrę melodii. Była elegancka i dostojna. I oczywiście

seksowna. Jak zwykle.

Najwyraźniej ta noc i jej wyszła na dobre. Bo Aleks nie pamiętał już, kiedy

R S

background image

ostatni raz spał tak zdrowo. Dotąd zawsze budził się pełen czarnych myśli i ze

strachem, który ciążył mu w piersiach jak kamień. A dziś obudził się spokojny jak

nigdy.

Powinien więc odczuwać satysfakcję. I triumf. Przyjechał na wyspę z myślą

uwiedzenia Sophie i udało mu się to zrobić. Mało tego, sama do niego przyszła.

Jedyne, co mu pozostało, to ją teraz zostawić. Wyjechać. Zobaczył wczoraj w jej

oczach, że wciąż go kocha.

Lecz w jego planie pojawiły się nagle komplikacje. Teraz, gdy poznał ją już

bliżej, odkrył, że nie jest taka, jak się spodziewał. I cały jego świetny plan runął w

gruzy, okazał się miałki i szczeniacki.

Dotarli do Zajazdu samochodem, z Filipem i Hannah. Sophie w najmniejszy

sposób nie dała po sobie poznać, że spędzili minioną noc razem w łóżku. Była pro-

fesjonalnie uprzejma. Jak koleżanka z pracy. Albo partnerka w interesach.

Siedział teraz przy barze i szukał jej wzroku. Za każdym razem, gdy ich oczy

się spotykały, dostrzegał w nich głód. Mieli swój sekret i Aleks wiedział dokładnie,

o czym Sophie myśli. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że celowo trzyma go

na dystans. Odwrócił się do siedzącej obok atrakcyjnej brunetki w kuszącej czer-

wonej sukience z dekoltem odsłaniającym pełne piersi.

- Aleksander Rutledge - przedstawił się i wyciągnął rękę.

- Madeline Grenaugh. - Uścisnęła jego dłoń delikatnie i... dwuznacznie, jakby

niechcący drapiąc go paznokciami, które wyglądały jak krwistoczerwone szpony. -

Amerykanin - bardziej stwierdziła, niż spytała.

- Trafiony.

- Ze Wschodniego Wybrzeża?

- Z Nowego Jorku. Niezła jesteś.

- Jeszcze jak. Nawet sobie pan nie wyobraża, panie Rutledge. - Rzuciła mu

uśmiech, który mówił wszystko. Równie dobrze mogła mu od razu wręczyć klucz

od pokoju. - Co cię sprowadza do naszego pięknego kraju?

R S

background image

- Jestem gościem rodziny królewskiej. Studiowałem z królem Filipem.

- No to coś nas łączy. Moja rodzina przyjaźni się z rodziną królewską od lat.

- Aleks! Tu jesteś! - Sophie znalazła się znienacka przy nich. Jej suknia lśniła

w świetle z żyrandoli i podkreślała wszystkie jej ponętne kształty. - Oj, chyba się

nie sprawdzam w roli gospodyni. Przepraszam. - Potem spojrzała na Madeline. -

Cześć, Madeline. Nie wiedziałam, że i ty tu jesteś - przywitała się z uprzejmym

uśmiechem.

Aleks domyślał się, że to właśnie Madeline była powodem, dla którego

Sophie przeszła przez całą salę i objawiła się nagle przy barze.

- Cześć, Sophie. - Madeline skinęła jej głową.

Nie zwróciła się do niej per księżniczko. Aleks podejrzewał, że zrobiła tak

umyślnie. Między kobietami wyczuwało się z trudem skrywane napięcie.

- Widzę, że poznałaś już naszego gościa. - Sophie położyła dłoń na ramieniu

Aleksa.

To było jak zaznaczanie swego terytorium. Jakby zdawała się mówić „Zjeż-

dżaj. On jest mój". Było to cokolwiek zabawne, zważywszy na to, że wcześniej

wielokrotnie dawała mu do zrozumienia, że jest wręcz przeciwnie. Że Aleks w ża-

den sposób nie jest jej.

- Tak - potwierdziła Madeline, dotykając ręki Aleksa, którą opierał się o bar, i

rzucając mu wiele obiecujący uśmiech. - Akurat odkryliśmy, że mamy z sobą dużo

wspólnego. I właśnie miał mnie poprosić do tańca.

On miał ją poprosić do tańca? I pozwolić, by wpiła weń swe szpony? Nigdy w

życiu. Seksowna, nieseksowna, ostatnią rzeczą, której by teraz pragnął, była kolej-

na manipulatorka. Nawet jeśli miało chodzić tylko o zwykły taniec.

- Wybacz, Madeline - odsunął rękę - ale obiecałem pierwszy taniec księż-

niczce Sophie. - Podniósł się ze stołka. - Ale miło było cię poznać.

Gdyby wzrok mógł zabijać... W oczach Madeline nie było już namiętności,

tylko arktyczny chłód.

R S

background image

- Dobrze się bawiłaś, co? - spytał Aleks Sophie, gdy szli na parkiet.

- Co masz na myśli? - odpowiedziała pytaniem, robiąc minę niewiniątka.

- Dobra, dobra. Wyglądałyście, jakbyście sobie miały zaraz wydrapać oczy.

- No, może trochę tak - uśmiechnęła się.

- Nie lubisz jej?

- To modliszka. I od dziecka marzy jej się królewska korona. Żebyś ty wie-

dział, co się działo, jak zagięła parol na Filipa. A jak jej nie wyszło, to wepchała się

do towarzystwa przez łóżko i liczne kombinacje. Rozsądni faceci omijają ją szero-

kim łukiem. Jak zobaczyła ciebie, od razu wyczuła świeżą krew.

Lawirując między innymi parami, dotarli na środek parkietu. Przyciągnął ją

do siebie i wziął w ramiona. Myślał, że będzie się choć trochę opierać, ale nie, nic z

tych rzeczy. Z ochotą wtuliła się w jego ramiona. Wpasowała się idealnie, jakby w

jego objęciach czuła się na właściwym miejscu. Oczywiście - tymczasowo.

- I nie jesteś ani trochę zazdrosna?

- Chyba śnisz. - Wbiła w niego ciężki wzrok.

- Jesteś, jesteś.

- Chciałbyś.

- Nieważne, co ja bym chciał. Ważne, co wiem i widzę. Jesteś zazdrosna.

- Twoja arogancja nie przestaje mnie zadziwiać.

Przesunął dłoń z jej talii na plecy i zaczął ją lekko muskać opuszkami palców.

Zadrżała. Wtedy delikatnie przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie.

- Przestań - syknęła, ale jej oczy mówiły coś zupełnie innego.

- Przyznaj się, księżniczko. Przyznaj, że mnie pragniesz - szepnął jej do ucha.

- Już cię raz miałam i wystarczy - odparowała.

- Tak, ale oboje wiedzieliśmy już wcześniej, że jedna noc to za mało. - Ugryzł

ją leciutko w ucho. - Po co walczyć z pożądaniem? - spytał retorycznie.

- Pewnie. Masz absolutną rację. Może jest tu gdzieś jakiś pusty magazynek.

Albo weźmiemy sobie klucz z recepcji i skoczymy na górę...

R S

background image

Nie wiedział, czy żartuje czy mówi poważnie. Zwłaszcza że każda z opcji

wydawała mu się w tej chwili całkiem prawdopodobna. Boże, jak on jej pragnął.

Dotykać jej. Zerwać z niej tę suknię i wycałować każdy centymetr jej ciała.

- Jedna noc, księżniczko. Zobaczysz, że nie będziesz żałować.

- Trudno mi to sobie jakoś wyobrazić.

- Pomyśl tylko. Przypomnij sobie - kusił. - Ja już nie mogę wytrzymać. Czuję

to, naprawdę to czuję - wyznał po chwili.

W oczach Sophie pojawiły się wiele mówiące iskierki.

- Naprawdę? - Zatrzepotała rzęsami.

- Przysięgam.

- Mam nadzieję, że wiesz, co to oznacza - zaczęła z groźną miną. - Że czeka

cię diabelnie długa noc - dokończyła, szepcząc mu zmysłowo do ucha.

R S

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

W tańcu ocierała się o niego tak namiętnie, że miał wrażenie, że za chwilę

zwariuje. A i potem, podczas kolacji, też nie dawała mu ani chwili spokoju. Szuka-

ła pod stołem stopą jego nogi albo wręcz kładła mu rękę na udzie, a to wszystko w

obecności całej rodziny. W każdej chwili ktoś mógł to zobaczyć. Zanim podano

drugie danie, Aleks był już praktycznie ugotowany.

Po kolacji Sophie przeprosiła towarzystwo i udała się do toalety. Aleks na-

tychmiast skierował się w stronę baru, gdzie zaordynował sobie podwójnego drinka

z lodem. Z dużą ilością lodu. Musiał ochłonąć, a lód wydał mu się po temu najlep-

szy.

Była dopiero ósma. Z tego, co mówiła Sophie, zejdzie im się tu co najmniej

do północy. No i był jeszcze problem, jak się potem przekraść do jej rezydencji tak,

by nikt tego nie zauważył. A może to ona znów przyjdzie do niego? Pochłonął

swoją podwójną szkocką jednym haustem.

- Mogę prosić? - powiedział nagle kobiecy głos obok.

Odwrócił się i zobaczył Sophie. Uśmiechała się w sposób iście diabelski.

- Żebyś znów mnie mogła torturować?

- To ty zacząłeś - odcięła się.

To prawda. I miał teraz to, na co sobie zasłużył. Ale mówiąc szczerze - podo-

bało mu się.

- Trzymaj lepiej ręce przy sobie, panno Musimy-Być-Dyskretni.

- Obiecuję.

Podała mu dłoń i ruszyli na parkiet. Aleks nie zdążył się jednak przekonać,

czy Sophie potrafi dotrzymać obietnicy, gdyż ledwie orkiestra zaczęła grać, pośli-

zgnęła się i byłaby upadła, gdyby jej w porę nie podtrzymał. Wyraz bólu wykrzywił

jej twarz.

- Chyba zwichnęłam kostkę. I zgubiłam but. Widzisz go gdzieś?

R S

background image

Leżał nieopodal. Aleks schylił się, by go podnieść, i od razu odkrył przyczynę

niefortunnego wypadku. Złamany obcas ledwie się trzymał reszty buta. Wokół nich

stanęło kilka par, które przerwały taniec i wyrażały głośno współczucie z powodu

ich pecha. Sophie poczuła się nieco zażenowana. Nie z powodu złamanego obcasa,

oczywiście, ani zwichniętej kostki. Takie przypadki zdarzają się w końcu każdemu.

Denerwowało ją, że straciła kontrolę nad sytuacją i że znajduje się teraz, jak mogło

się wydawać, na cudzej łasce.

- Zobacz, czy możesz postawić krok. Tylko powoli - polecił jej Aleks.

Niepewnie postawiła stopę i w tej samej chwili w jej oczach pojawiły się łzy.

Ból był nie do zniesienia.

- Nie wiem, jak dojdę do stolika.

Aleks i tak nie zamierzał na to pozwolić i bez namysłu wziął ją na ręce.

Sophie stłumiła okrzyk zaskoczenia. A potem zarzuciła mu ręce na szyję. Niósł ją

przez salę, a tłum przed nimi rozstępował się niczym Morze Czerwone. Hannah i

Filip aż wstali od stołu, kiedy ich zobaczyli.

- Boże, co się stało? - wykrzyknęła Hannah.

- Nic, nic. Złamał mi się obcas - wyjaśniła uspokajająco Sophie.

- Może wezwać lekarza? - dopytywał się Filip.

- Nie, to tylko zwichnięcie.

Hannah nachyliła się i zaczęła oglądać kostkę Sophie. Gdy jej dotknęła,

Sophie znów jęknęła z bólu.

- Puchnie - przekazała Hannah Filipowi. - Trzeba to obłożyć lodem. I chyba

naprawdę lepiej będzie, jak obejrzy ją lekarz.

- Odwiozę cię do domu - zaoferował Sophie król.

- Przecież to twoja impreza, nie możesz tak po prostu wyjść. Wezwij mi tylko

samochód i już dalej dam sobie radę.

Lepszej okazji nie można sobie wyobrazić, pomyślał Aleks.

- Ty zostań - powiedział Filipowi. - Ja się wszystkim zajmę.

R S

background image

- Na pewno?

Na pewno, na pewno. Sophie będzie wymagać pielęgnacji, a on przecież do-

skonale się w tej roli sprawdzał. I naprawdę nie myślał w tym momencie o niczym

innym. Nie spodziewał się więc, że wkrótce czeka go w związku z tym zimny

prysznic.

- Może poprosimy o wózek? - zaproponowała Hannah.

- Nie trzeba. Zaniosę ją - zadeklarował się Aleks.

- Jesteś pewien, że dasz sobie radę? - spytała Sophie z kpiną w głosie.

- Zdziwisz się.

Hannah zamieniła kilka słów z ochroną.

- Podstawią samochód pod tylne wejście - poinformowała zaraz potem ze-

branych. - Żeby nie robić sceny - wyjaśniła. - Bo jeszcze napiszą jutro w gazecie,

że to skomplikowane złamanie kostki albo że księżniczka ma poważnie strzaskaną

nogę.

Aleks wziął Sophie na ręce i przeniósł ją przez kuchnię do wyjścia, gdzie

czekał na nich samochód. I tłum fotografów, którzy, niestety, jakoś się zwiedzieli.

W świetle fleszy Aleks usadził księżniczkę na tylnym siedzeniu.

- Niech coś weźmie na to spuchnięcie - poleciła Hannah. - I pamiętajcie, że

noga ma być cały czas w górze.

- Dzięki, Aleks. Zobaczymy się jutro. Pamiętasz, że wypływamy jachtem? -

przypomniał mu jeszcze na odchodnym Filip.

Gdy już znaleźli się w samochodzie, Sophie poleciła kierowcy, by jechał do

pałacu.

- Nie chcesz jechać do siebie? - spytał zdziwiony Aleks.

- Lepiej, jak pójdziemy do ciebie.

Wyjęła spinki z włosów, które opadły jedwabną kaskadą na jej ramiona.

Aleks patrzył oczarowany.

- Myślałem, że chcesz iść prosto do łóżka - wydusił z siebie.

R S

background image

- Bo chcę - obdarzyła go seksownym uśmiechem.

- Do swojego łóżka. Odpocząć.

- Nie jestem zmęczona.

- A twoja kostka?

- Co moja kostka?

- Nie boli cię?

W odpowiedzi Sophie pokręciła kilkakrotnie stopą, a następnie kopnęła moc-

no obcasem w podłogę.

- Chyba już mi przeszło - stwierdziła.

Jak to „przeszło"? Chwileczkę!

- Wasza Wysokość przez cały czas udawała?

- A jak niby miałam nas stamtąd wydostać?

- Jak to zrobiłaś? Poszłaś do toalety i tam odłamałaś obcas?

Tylko się uśmiechnęła.

- To było wyjątkowo cwane zagranie, nawet jak na ciebie - ocenił, zakładając

ręce.

- Robiłam już gorsze rzeczy, wierz mi. A na balu nic ci nie mówiłam, bo

chciałam, żeby to wypadło przekonująco. - Położyła mu rękę na udzie. - Pragniesz

mnie?

- Bardzo. - Złapał ją za szyję, przyciągnął do siebie i pocałował. - Ale kara cię

nie ominie. Niech no tylko zostaniemy sami.

Aleks dotrzymał słowa. Leżała teraz bezwładna i bezbronna, z głową na jego

piersi. I wiedziała, że wszystkie swoje postanowienia z cyklu „jeszcze tylko jedna

noc i koniec" można włożyć między bajki. Pragnęła spędzić z nim sto i jedną noc, a

jak się da, to i tysiąc. Ale jak się nie ma, co się lubi... Będzie się musiała pogodzić z

tym, że zostało im niewiele czasu.

- Mogę cię o coś spytać?

- Zależy o co.

R S

background image

- Jaka była twoja żona?

- A, o to. A tak było miło...

- Przestań, proszę. Nie była chyba taka zła?

- Była - szukał słów - była... ambitna.

- Pracowała?

- Co to, to nie. Zajmowała się raczej wydawaniem moich pieniędzy. Kiedy

mówię „ambitna", mam na myśli: jeśli chodzi o towarzystwo. Obracanie się wśród

właściwych ludzi. Lubiła błyszczeć. Do tego odpowiedni samochód i dom w od-

powiedniej okolicy. A romansowała ze swoim instruktorem.

- Nie wiedziałam, przykro mi.

- Mnie nie. To był dla mnie moment otrzeźwienia. Dowiedziałem się, że żona

mnie zdradza i w ogóle mnie to nie obeszło.

- W ogóle?

- Wiem, że to brzmi dziwnie. Sam myślałem, że wpadnę w szał czy coś ta-

kiego. A tu nic. Jedyne, co poczułem, to ulga. Jakbym wreszcie dostał do ręki po-

wód, wymówkę, by odejść.

- Potrzebna ci była wymówka? Po co?

- Jak już to sam zrozumiem, to ci powiem.

Sophie uzmysłowiła sobie, jak to dobrze, że ona za nikogo nie wyszła.

Brrr, to by dopiero był dramat. Jak w przypadku jej rodziców. I dziadków

pewnie też. A jeszcze wydawało jej się, że takie rzeczy zdarzają się tylko w świecie

królów i królowych. W każdym razie Aleks zasługiwał na coś lepszego.

- Musiałeś się czuć strasznie samotny w małżeństwie z kobietą, której nie ko-

chałeś?

- Wiedliśmy w zasadzie osobne życie. A w ostatnich miesiącach praktycznie

jej nie widywałem. I prawie nie rozmawialiśmy ze sobą.

- A ty ją zdradzałeś? - Spojrzała mu w oczy, opierając głowę na łokciu.

Aleks wydawał się zdziwiony pytaniem.

R S

background image

- Nie będę kłamał i opowiadał, że mnie nie kusiło, ale adwokat poradził mi,

żeby do rozwodu nie robić nic, co mogłaby potem wykorzystać przeciwko mnie.

Więc byłem jej wierny.

Sophie pomyślała, że nie wie, czyby w podobnej sytuacji wytrzymała. Ale

przede wszystkim nigdy nie wyszłaby za mężczyznę, którego by nie kochała.

- Wiesz co? - Dotknęła palcem jego warg. - Zawsze mnie podniecał twój ak-

cent.

- A ty jesteś taka piękna.

- Dobrze mi tak z tobą.

- Mnie też. A wiesz, że jak będą budować to centrum odnowy, to będę tu by-

wał raczej często?

- No tak. - Wtuliła się w jego pierś.

- I będziemy mogli spędzać więcej czasu razem.

Aż jej serce zabiło. Pragnęła tego bardziej, niż można by sobie wyobrazić. Z

nim czuła się nie tylko dobrze; z nim czuła się wreszcie normalnie. Był jedynym

mężczyzną, jakiego znała, który potrafił do niej dotrzeć. Który ją zniewalał, ale jej

nie przytłaczał. I w tym właśnie momencie Sophie uzmysłowiła sobie, że wbrew

temu, co sobie przysięgała, zakochała się w nim. Zrozumiała, że go kocha. Co też

ja najlepszego zrobiłam, spytała samą siebie w myślach.

- Ale, oczywiście, tak na luzie - dokończył Aleks. - W końcu nikt z nas nie

zamierza się angażować.

Poczuła straszne rozczarowanie, ale z drugiej strony, czego się spodziewała?

Pokiwała głową.

- Tak, ja jestem zbyt niezależna, by się z kimkolwiek wiązać.

Sobie też próbowała to wmówić. Nie mogła przecież dać się złapać facetowi,

który sam nie chciał się dać złapać.

R S

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Aleks wyszedł spod prysznica i wycierając się ręcznikiem, przeszedł do sy-

pialni zobaczyć która godzina. Za dziesięć minut miał się spotkać na dole z Sophie.

Umówili się na spacer po ogrodach i wiedział, że jeśli się nie pospieszy, to nie-

chybnie się spóźni.

Za dwa dni będzie już w drodze powrotnej do Ameryki. Czekało go tam nowe

życie; wolność, o której marzył od chwili, gdy wypowiedział słowa przysięgi mał-

żeńskiej. Powinien był wtedy powiedzieć: „Nie, nie chcę", a nie: „Tak, chcę". Ale

dlaczego teraz, gdy był już wolny, coś ściskało go w sercu, kiedy myślał o wyjeź-

dzie z Wyspy Morgana?

Bardziej niż powrót do Nowego Jorku pociągała go chyba myśl o pozostaniu

na wyspie i otwarciu biura gdzieś nad zatoką. Pracy by mu przecież nie zabrakło. A

i jego ojciec zawsze marzył o wprowadzeniu firmy na rynek międzynarodowy.

Oczywiście, Aleks zrobiłby to tylko dla siebie, nie dla ojca, niemniej jednak...

Wyjazd za dwa dni oznaczał dlań jeszcze jedno. Nadchodził czas, by osta-

tecznie zakończyć romans z Sophie. Z tego, co widział, jego szatański plan zakoń-

czył się sukcesem. Księżniczka była w nim zakochana. Teraz tylko musiał ją po-

rzucić i złamać jej serce. Wszystko wydawało się proste jak drut, ale jakoś nie uda-

ło mu się do tej pory tego załatwić. Żaden moment nie był w jego ocenie wystar-

czająco dobry. W rzeczy samej, Aleks nie miał nawet bladego pojęcia jak to zrobić

ani co powiedzieć. Miał jedynie przechodzącą w pewność nadzieję, że właściwa

okazja sama się w końcu przytrafi.

Zadzwonił telefon. Aleks podniósł go z łóżka i spojrzał na wyświetlacz. To

był Jonah. Aleksowi wydało się nagle, jakby od czasu, kiedy ostatni raz ze sobą

rozmawiali, minęło kilka miesięcy, a nie kilka dni.

- Przepraszam, że się nie odzywałem - zaczął Jonah - ale to był szalony ty-

dzień. W każdym razie jest już po wszystkim.

R S

background image

Zabawne, ale Aleks kompletnie o tym zapomniał. Jeszcze tydzień temu aż się

wzdrygał, gdy myślał o rozwodzie i byłej żonie, a dziś wszystko to zdawało się da-

lekie i nieważne. Poczuł się, jakby jego dawne życie odeszło na dobre i w ogóle go

już nie obchodziło.

- Próbowała wywinąć na koniec jakiś numer? - spytał Jonaha, nakładając

spodnie.

- Nic, na co nie bylibyśmy przygotowani.

- To znaczy co?

- Nie pozwoliliśmy jej zabrać ani jednej rzeczy, która nie była jej. Ale co

najważniejsze, już nigdy nie będziesz musiał z nią rozmawiać.

Moja rodzina się nie ucieszy, pomyślał Aleks. Wciąż mieli nadzieję, że zmie-

ni zdanie i pogodzi się z żoną, mimo że tysiąc razy powtarzał im, że nie ma o tym

mowy. Dotychczas wszystko, co robił, robił, by zaspokoić potrzeby i ambicje in-

nych. Od teraz będzie robił to, co sam będzie chciał. Z błogosławieństwem rodziny

czy bez.

- Słyszałem, że nieźle się tam bawisz - mruknął Jonah.

- Co masz na myśli?

- Zostałeś celebrytą.

- Celebrytą? Nie za bardzo rozumiem.

- Naprawdę nic nie wiesz? - zaśmiał się przyjaciel.

- O czym niby?

- Twoje zdjęcia, jak niesiesz ranną księżniczkę, są we wszystkich mediach.

- Poważnie? - Aleks był ostatnio tak zajęty, że nie miał czasu obejrzeć wia-

domości czy przejrzeć gazety.

- Wszyscy się zastanawiają, czy wejdziesz teraz do rodziny królewskiej.

Marne szanse. Ale taki chociaż z tych plotek pożytek, że jego zdrada zaboli

Sophie o wiele bardziej. Co powinno sprawić mi dodatkową satysfakcję, pomyślał

sobie.

R S

background image

- Nie pytam, jak tam twoje plany, bo widzę, że je ci z ręki - ciągnął Jonah.

- Tak jak miało być - odparł Aleks, czując jednak w duszy jakąś pustkę.

- No to musisz być z siebie bardzo zadowolony.

Powinien być, tak. W końcu tego chciał.

Nagle usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Odwrócił się i dostrzegł w progu Sophie.

Wyglądało, że stoi tak już jakiś czas. Doskonale. Szukał okazji i okazja się właśnie

znalazła.

- Jonah, oddzwonię później - przeprosił i rozłączył się.

Sophie patrzyła nań bez słowa, z wyrazem twarzy, który niczego mu nie mó-

wił. Odczuwał ogromną satysfakcję. Był szczęśliwy, że mógł jej odpłacić pięknym

za nadobne. Wiedział, że powinien coś powiedzieć - to był przecież jego wielki

dzień - ale nic nie przychodziło mu do głowy.

Sophie natomiast wcale nie brakowało słów.

- Nawet nie próbuj zaprzeczać - ostrzegła go.

Trudno było powiedzieć, czy jest zdenerwowana albo zraniona. Jedynie ton

jej głosu był jakiś dziwnie chłodny.

- Nie zamierzałem...

Dlaczego nie potrafię powiedzieć jej tego prosto w twarz? - zastanawiał się.

- Myślę, że to wszystko wyjaśnia. - Wyciągnęła przed siebie gazetę, którą

trzymała w ręce, czego wcześniej nie zauważył. Na pierwszej stronie widniała

czarno-biała fotografia Aleksa niosącego ją na rękach. Ogromny, wydrukowany

wyjątkowo tłustym drukiem tytuł nad zdjęciem głosił: „Księżniczka ukradła mi

męża!". - Nic mi nie mówiłeś, że ty i twoja żona zamierzacie się ponownie zejść.

Cholera jasna! Wszystko wskazywało na to, że jego była zamierzała namie-

szać mu na do widzenia w życiu. Nie wiedziała tylko, że rozpowiadając te swoje

kłamstwa, w rzeczywistości mu pomagała. Zakładając oczywiście, że on dokończy

to, co sobie zaplanował. Co się ze mną, u diabła, dzieje?

- Więc nie zaprzeczasz? - naciskała.

R S

background image

- Jeśli tak piszą w tym szmatławcu, to pewnie prawda. - Wzruszył ramionami.

Sophie wypuściła gazetę z rąk. Jej kartki rozsypały się w locie i opadły na

dywan. Jeżeli nawet była wściekła, to nie zamierzała tego okazywać. Nie zamie-

rzała dać mu satysfakcji.

- Byłeś dla mnie zabawką. Miłą rozrywką. Tak jak dziesięć lat temu. Z tym,

że wtedy służyło to jeszcze pewnemu celowi - oświadczyła beznamiętnie.

Już to wcześniej słyszał.

- Byłem twoim biletem do wolności? - chciał się upewnić.

- Moją przepustką do szkoły kucharskiej. Prosty układ: ja cię zostawię, rodzi-

ce pozwolą mi wyjechać.

Nie powinno go to było zaboleć, ale zabolało. Może dlatego, że w głębi duszy

chciał jej wierzyć, kiedy mu mówiła, że go kocha. I że zerwała z nim wtedy dla je-

go dobra. Z drugiej strony, przez cały czas zmuszał się, by myśleć o niej jako o ze-

psutej do cna egoistce. I teraz, kiedy udowadniała mu, że taka właśnie jest, odkrył,

że czuje się z tym zwyczajnie źle. To nie była Sophie, jaką znał. Ta arogancka,

utytułowana osóbka chyba się po prostu broni, doszedł do wniosku.

- O co chodzi, Aleks? Wyglądasz, jakbyś miał jakiś problem. - W jej lodowa-

tym głosie słychać było pogardę. - Co, nie takiej reakcji się spodziewałeś? Mówi-

łam ci przecież, że chodzi tylko o seks. Trudno się zemścić na kimś, kto się tym

wcale nie przejmuje, co? - Spojrzała nań z litością w oczach. - Aleks, proszę cię.

Nie myślałeś chyba, że się w tobie znów zakocham? A może ty się zakochałeś i te-

raz...?

Aleks nie uznawał ciosów poniżej pasa, ale słowa, które miały za chwilę paść,

wymknęły mu się z ust nieświadomie. Były jak silne, piekielnie silne uderzenie w

najbardziej wrażliwe miejsce. W serce.

- Wspominałaś kiedyś, że wasi rodzice byli wobec was tak oziębli, że uwie-

rzyłaś, że ciebie nie da się kochać.

- I co z tego?

R S

background image

- Cóż, księżniczko, to prawda.

Krew odpłynęła jej z twarzy. Stała tak jeszcze przez kilka sekund, patrząc na

niego, po czym bez słowa odwróciła się i wyszła. Aleks wiedział, że wygrał.

Jego problem leżał jednak w tym, że nie rozumiał już, o co właściwie walczył.

Zbiegła ze schodów, nie wiedząc, co robi. Łzy zalewały jej twarz. Gdyby

Aleks wyrwał jej na żywca serce, nie bolałoby tak bardzo jak to, co jej przed chwilą

powiedział. Odsłoniła się, zaufała mu, a on to wykorzystał. Boże, jaka głupia była,

wierząc, że on też może coś do niej czuć. Tych jedenaście dni było takich pięknych.

Czuła się spełniona. A to była tylko gra... Udawanie. Ale nie. Prędzej umrze, niż

pozwoli mu zobaczyć, jak bardzo ją zranił.

Kiedy już była na dole, usłyszała, że ktoś za nią idzie. Obróciła się i zobaczy-

ła Filipa.

- Brawo. - Klasnął kilka razy. - Brawo. Fantastyczny występ, naprawdę.

Najwyraźniej podsłuchiwał. Miała wcześniej nadzieję, że uda jej się ukryć

przed bratem ten romans, ale w obecnej sytuacji nie było sensu zaprzeczać.

- Pilnuj lepiej swojego interesu - odburknęła.

- Ty jesteś moim interesem, Sophie.

To prawda. Filip był głową rodziny, więc jej sprawy zawsze będą i jego

sprawami. Może czas, bym to wreszcie przyjęła do wiadomości, pomyślała sobie.

- Zły jesteś?

- Chyba powinienem. Kręcisz się wte i wewte po pałacu po nocach. I jeszcze

ta szopka ze zwichniętą kostką...

Filip wiedział! A jej się wydawało, że wszystkich nabrała. Tak, stanowczo go

nie doceniała.

- A z drugiej strony, czemu miałbym być zły, skoro sam się w końcu napra-

cowałem jak wół, żebyście się znów zeszli?

Żebyśmy się znów zeszli? Zastygła z otwartymi ustami.

- Wiedziałeś o nas?

R S

background image

- Musiałbym być ślepy, żeby nie zauważyć. Jak go pierwszy raz do nas zapro-

siłem, jeszcze na studiach, to nie mogliście oderwać od siebie wzroku. Te uśmie-

chy, to przemykanie się do pokojów...

- Myślałam, że nikt nie wie.

- A jak wrócił do Ameryki, to byłaś niepocieszona. I szczerze, Sophie, ale się

zmieniłaś. Jakby coś w tobie umarło. Byłaś taka zrezygnowana.

Miał rację. Poddała się wtedy. Coś w niej pękło. I do tej pory nigdy już nie

była tak naprawdę zadowolona z życia, cokolwiek by się działo. Cały czas czegoś

poszukiwała. Wynajdywała sobie nowe obowiązki, szukała nowych wyzwań, lecz

bez efektu. Bo chyba tym, za czym, a raczej za kim wciąż tęskniła, był Aleks. Je-

dyny mężczyzna, jakiego kiedykolwiek kochała. Jakiego była w stanie pokochać.

Nawet jeśli miałaby to być miłość nieodwzajemniona.

- A te twoje wszystkie gadki, że to biznes, że powinnam się zachowywać ite-

de, itepe, to co?

- Najlepszym sposobem, by cię zmusić, żebyś o coś zawalczyła, to powie-

dzieć ci, że to coś jest poza twoim zasięgiem, nieprawdaż?

Znowu miał rację. To, że Filip czegoś nie aprobował, czyniło to tym bardziej

atrakcyjnym. Gdyby otwarcie swatał ją z Aleksem, pewnie by się opierała, choćby

dla zasady.

- Więc cały czas mnie podpuszczałeś?

Uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.

- A Hannah? Ona też? - dopytywała się Sophie.

- Oczywiście.

Pięknie. Pięknie ją załatwili. A jej się wydawało, że ma wszystko pod kontro-

lą. Złudzenie. To oni pociągali za sznurki. Powinna być wściekła, ale czuła się

najzwyczajniej w świecie zmęczona.

- Nie mogę uwierzyć, że wszystko wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś.

- Wiesz, jaka jesteś uparta, więc...

R S

background image

- I co dalej?

- Dalej to pomogę ci nie zrobić drugiego arcygłupiego błędu w życiu. - Wziął

ją za ręce i uścisnął. - Ja sam nie tak dawno prawie pozwoliłem odejść miłości mo-

jego życia i pamiętam, że to ty mi otworzyłaś oczy. Powiedziałaś wtedy, zdaje się:

„Jesteś idiotą, Filipie". Więc przysługa za przysługę. - Objął ją i powiedział sta-

nowczym głosem: - Zachowujesz się jak idiotka. I jeśli czegoś z tym nie zrobisz,

stracisz go ponownie. Lepiej powiedz mu, co naprawdę czujesz.

- Jakie to ma znaczenie? - zaprotestowała. - Sam słyszałeś. Wykorzystywał

mnie.

- Wierzysz w to? Poważnie?

Sophie sama już nie wiedziała, w co ma wierzyć. Może i z początku ją wyko-

rzystywał, ale coś się zmieniło. On się zmienił. Tak jej się przynajmniej wydawało.

No dobrze, ale jeśli tak, to czemu jej nic nie powiedział? Czemu się nie przyznał, że

się pomylił? Bo tak nie myślał, ot co. Zresztą, co to za różnica? Nigdy nie byłby z

nią szczęśliwy. I ten jej królewski styl życia... Szybko by się nią znudził, tak jak in-

ni ludzie. Dotarłoby do niego, że ma trudny charakter, i by się wycofał.

- Kochasz go, Sophie?

- Czy to ważne?

- Dla niego pewnie ważne.

Chciałaby w to wierzyć. Że jest jeszcze szansa. Ale gdyby miało to kolejny

raz urazić jej dumę? O nie, tego chyba nie potrafiłaby już znieść.

- Czasami trzeba zaryzykować, żeby dostać to, czego się pragnie. Sama mnie

tego nauczyłaś.

No tak, ale jeżeli ona właściwie nie wiedziała, czego chce?

Zrobiła coś, czego nie robiła od wieków. Zarzuciła bratu ręce na szyję i z ca-

łych sił go objęła.

- Dziękuję ci.

- Kocham cię, Sophie. Wiem, że mówię ci to zbyt rzadko i nie zawsze to

R S

background image

okazuję. Ale cię kocham.

- Ja też cię kocham.

Milczeli przez chwilę.

- Nie zamierzasz z nim rozmawiać, co? - spytał w końcu król.

- Nie wiem, naprawdę nie wiem. - Jedyne, co wiedziała na pewno, to to, że

czuje się szczęśliwa, gdy jest przy niej Aleks. I nieszczęśliwa, gdy go nie ma. -

Zrób coś dla mnie, proszę. Nie mów mu nic o tym. Ani w ogóle, że wiesz. I niech

to nie wpłynie na waszą przyjaźń. Proszę. I na wasze interesy też. Obiecaj mi to.

Filip wahał się przez chwilę, nim skinął potakująco głową.

- Obiecuję.

- Dziękuję.

Odwróciła się i już odchodziła, kiedy za nią zawołał.

- Jesteś uparta jak osioł, Sophie. Mam nadzieję, że może chociaż Aleksowi

nie zabraknie rozumu, by coś z tym fantem zrobić.

Prawdę mówiąc, ona też miała taką nadzieję. Ale rozumiała jednocześnie, że

nie ma za bardzo na co liczyć.

R S

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Tej nocy prawie nie spała. A następny dzień spędziła w domu, pragnąc wy-

kluczyć jakąkolwiek szansę przypadkowego nawet spotkania z Aleksem. Cały czas

marzyła jednak, że on pojawi się nagle w jej drzwiach gotów, by wyznać jej swą

dozgonną miłość. Modliła się o to i bała jednocześnie. Bo jak i poprzednim razem,

musiałaby mu powiedzieć „nie".

W niedzielny wieczór, już po zmierzchu, zobaczyła przez okno, jak pod pałac

zajeżdża samochód, a walizki Aleksa wędrują kolejno do bagażnika. Nie miała już

cienia wątpliwości, że to koniec. Naprawdę koniec. Bolało ją w duszy nie do wy-

trzymania, ale czuła też pewną ulgę. Tak będzie łatwiej. Przynajmniej tak sobie

ciągle powtarzała.

- Widzę, że wyjeżdża - dobiegł ją z tyłu głos Wilsona.

- Chyba tak. - Odwróciła się od okna.

Nie zniosłaby widoku Aleksa wsiadającego do samochodu i odjeżdżającego w

siną dal. Zwłaszcza że działo się tak z jej winy.

- Czy Wasza Wysokość jest pewna, że to najlepsze wyjście?

O nie, Wilson też? Westchnęła ciężko i potarła obolałe skronie. Czy każdy

musi się wtrącać w jej sprawy?

- Przecież nawet go nie lubisz, Wilsonie.

- Być może oceniłem go zbyt pochopnie. Poza tym nie ma żadnego znaczenia,

co ja sądzę, jeżeli pani czuje się przy nim szczęśliwa.

Ale jak długo? Ile czasu potrzebowałby, by znów złamać jej serce?

- Idę wziąć prysznic i zaraz się kładę. Będę spała przez miesiąc. I będę

wdzięczna, jeśli nikt nie będzie mi w tym czasie przeszkadzał.

- Przez miesiąc? - Wilson podniósł brew.

- W każdym razie przez co najmniej dwanaście godzin.

- Jak pani uważa, Wasza Wysokość. - Majordomus wycofał się z pokoju.

R S

background image

Sophie wyczuła w jego głosie dezaprobatę.

Zamknęła się w łazience, weszła pod prysznic i odkręciła gorącą wodę. Naj-

gorętszą, pod jaką mogła wytrzymać. A potem zimną. Miało ją to rozluźnić, zre-

laksować. Lecz kiedy wycierała się już ręcznikiem, dotarło do niej, że to na nic.

Czuła się nadal żałośnie. Strasznie jej czegoś brakowało, jakby ktoś wyrwał jej

serce. Pamiętała, że tak samo czuła się za pierwszym razem, kiedy Aleks wyjeżdżał

z wyspy.

Owinęła się ręcznikiem i ruszyła do sypialni. W pokoju było ciemno, więc

zapaliła lampkę przy łóżku. I aż podskoczyła, kiedy zobaczyła ciemną sylwetkę

przy oknie po drugiej stronie sypialni. W chwili, w której uzmysłowiła sobie, że to

Aleks, poczuła, jak serce wędruje jej do gardła. Spojrzał na nią wzrokiem bez wy-

razu.

- Już myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz. Coś mi się wydaje, że wy

królowe i królowie w ogóle nie słyszeliście o potrzebie oszczędzania wody.

Przycisnęła ręcznik do piersi. Sytuacja była do tego stopnia dziwna, że ocie-

rała się o surrealizm.

- Ale chyba nie przyszedłeś tu rozmawiać o ochronie środowiska? I ciekawi

mnie, jak ci się udało ominąć Wilsona?

- Przystawiłem mu pistolet do głowy i związałem go. A potem zamknąłem w

spiżarni.

Spojrzała nań z niedowierzaniem.

- Żartuję przecież. Sam mnie wpuścił - wyjaśnił.

Pomyślała, że chyba będzie musiała rozmówić się z Wilsonem na temat wy-

pełniania przezeń jej poleceń i niewtykania nosa w nie swoje sprawy. Ale na razie

spojrzała na zegar stojący na szafce przy łóżku.

- Spóźnisz się na samolot.

- Nie spóźnię się. Nigdzie nie jadę.

Nie zamierzał jej chyba powiedzieć, że zostaje na wyspie dla niej?

R S

background image

Spojrzała nań najchłodniej, jak potrafiła, chociaż wewnątrz cała aż dygotała.

- Nie pytasz dlaczego?

Bała się spytać. Poza tym to i tak przecież nie miało większego znaczenia.

- Nie ułatwiasz mi zadania, wiesz? - westchnął.

- Czego ode mnie chcesz, Aleks? - spytała, robiąc wszystko, by zabrzmiało to

spokojnie.

- Przyszedłem cię przeprosić.

- Za?

- Za to, że powiedziałem, że nie da się ciebie kochać. To nieprawda. Spytaj

mnie teraz, skąd to wiem, proszę.

Milczała.

- Spytaj, proszę - ponaglił ją.

- Skąd wiesz?

- Bo cię kocham. - Podszedł bliżej.

Musiała się powstrzymywać, żeby nie rzucić mu się w ramiona.

- I tym razem nie pozwolę ci odejść, Sophie. Dziesięć lat temu też powinie-

nem był o ciebie walczyć, ale duma mi na to nie pozwoliła. Nie zamierzam powtó-

rzyć tego błędu. - Wyciągnął ku niej dłoń i dotknął jej twarzy.

To wystarczyło. Jej serce biło jak szalone, jakby się chciało wydostać z klatki.

Ugięły się pod nią nogi. Kiedy wziął ją w ramiona, wtopiła twarz w jego koszulę.

Oddychała ciężko. I trzymała się go kurczowo, jakby nigdy nie zamierzała go już

puścić.

- Wykorzystałeś mnie - przypomniała mu jednak.

- A ty mnie - odciął się. - Ale teraz to chyba nieważne, co?

Chyba nie.

- Aleks, zraniłam cię i nigdy ci nie powiedziałam, jak mi przykro. Przepra-

szam cię, bardzo cię przepraszam. - Spojrzała mu głęboko w oczy.

- Przeprosiny przyjęte. - Uśmiechnął się.

R S

background image

Położyła mu głowę na piersi i wsłuchiwała się w bicie jego serca.

- A jeśli nam nie wyjdzie?

- A jak się niby tego dowiemy, jeśli nie spróbujemy? - Pogładził ją po mo-

krych włosach.

- Jestem uparta i niepoprawna. Każdego potrafię doprowadzić do szału.

- To prawda. Ale to właśnie najbardziej w tobie kocham. - Nachylił się i czule

ją pocałował. - Kocham cię taką, jaka jesteś.

Całe życie czekała na takie słowa. I wierzyła, że on naprawdę tak myśli.

- Kocham cię, Aleks. Nigdy nie kochałam nikogo innego, tylko ciebie.

- Wiem o tym.

Zaśmiała się.

- A mówiłeś, że to ja jestem egocentryczna.

- Przynajmniej nie będziesz mogła mówić, że nic nas nie łączy. - Wzruszył

ramionami.

- Wiesz, że nasze narzeczeństwo może być z technicznego punktu widzenia

koszmarem? Dzieli nas przecież ocean.

- Więc będę się musiał tu przeprowadzić.

- Nie śmiałabym żądać od ciebie takiego poświęcenia.

- Nie musisz. To żadne poświęcenie z mojej strony. Myślałem o tym, odkąd tu

przyjechałem. A poza tym nie interesuje mnie narzeczeństwo.

- Nie? - Zmarszczyła brwi.

- Nie. Od dziesięciu lat wiem, że jesteś mi pisana. Możemy więc odpuścić so-

bie narzeczeństwo i od razu zamieszkać razem.

- Gdzie?

- Tutaj, w pałacu. Albo gdzie tylko chcesz.

- Rodzinie by się to nie spodobało. Uznaliby to za niewłaściwe zachowanie.

Niezgodne z etykietą.

Aleks westchnął głęboko.

R S

background image

- Cóż, w takim razie musisz chyba za mnie wyjść.

Sophie była tak zaskoczona, że zamarła z otwartymi szeroko ustami.

- Ale ty się przecież dopiero co rozwiodłeś.

- Nie byłem nigdy tak naprawdę jej mężem. Nie w sercu - wyznał. - No, chy-

ba że nie chcesz za mnie wyjść?

Wbrew temu, co powtarzała przez ostatnie lata, że nie zamierza się z nikim na

poważnie wiązać, że nie zamierza poświęcać swojej wolności dla nikogo, wiedzia-

ła, że chce być z Aleksem już na zawsze. W ogóle nie wyobrażała sobie już, że

mogłaby spędzić resztę życia inaczej. Osobno.

- Czemu mi się nie oświadczysz i sam się nie dowiesz? - Uśmiechnęła się.

Aleks opadł na dywan, przyklęknął i wziął ją za rękę.

- Sophie Renee Agustus Mead, czy zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją

żoną?

- Tak - odpowiedziała, a szczęście wypełniało jej serce. - Zostanę twoją żoną.

Aleks uśmiechnął się rozanielony.

- To świetnie. Bo już najwyższy czas.

R S


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Celmer Michelle Królewskie związki 02 Książę i sekretarka (Gorący Romans 893)
Celmer Michelle Królewskie związki 04 Na balu u księcia (Gorący Romans 899)
Bardsley Michele Pleasure Seekers 03 Zemna
0826 DUO Celmer Michelle Pod wspólnym dachem
Celmer, Michelle Caroselli Inheritance 01 Im Bett mit dem besten Freund
1063 Celmer Michelle Seks i dyplomacja
Celmer Michelle Książe i sekretarka 02
Jane Porter Światowe Życie 23 Księżniczka z wyspy
772 DUO Celmer Michelle Kusicielka
NUTY PIOSENEK Z BARBIE KSIĘŻNICZKA WYSPY
Celmer, Michelle Kings of the Boardroom 04 Lüge oder Liebe
Celmer Michelle Cena namiętności
Celmer Michelle W świecie biznesu 04 Płomienne wspomnienia (Harlequin Gorący Romans 953)
Celmer Michelle Gorący Romans 944 Święta jak w bajce
Celmer Michelle House Calls
Celmer Michelle Jezioro wspomnień
Celmer, Michelle Liebe in getrennten Betten

więcej podobnych podstron