background image

Rozdział 15 

 

 

Warszawa powitała  ich  hałasem, korkami oraz deszczową pogodą. O ile to ostatnie  nie 

przeszkadzało  Michałowi,  tak  dwie  pierwsze  sytuacje  doprowadzały  go  do  szewskiej  pasji. 

Klął  pod  nosem,  próbując  się  jakoś  wyładować.  Od  godziny  pas  samochodów  poruszał  się 

wolniej od ślimaka, a on znajdował się w centrum tego wszystkiego. Na domiar złego stracił 

Darka  z  oczu.  Prawie  przez  całą  drogę  jechali  razem,  ale  tuż  po  wjeździe  do  stolicy  inne 

samochody  ich  rozdzieliły.  Na  szczęście  znał  dokładny  adres,  pod  którym  znajdowało  się 

mieszkanie  Kilińskiego. Wypytał o niego wcześniej, w razie gdyby  jeszcze coś zerwało  ich 

połączenie telefoniczne.  

– Doprawdy  nie  wiem,  co  ty  w  tym  widzisz  dobrego  –  marudził  do  mikrofonu  w 

słuchawce  założonej  do  jednego  ucha.  –  Korki,  korki  i  jeszcze  raz  cholerne  korki.  Do tego 

ludzie nieustannie w biegu… 

– Michał, przecież mieszkałeś w Warszawie przez dziesięć lat.  – W słuchawce odezwał 

się głos Darka.  

– No właśnie. Dlatego wiem, o czym  mówię. Dziwię się sobie, że przeżyłem tu aż tyle 

lat. Nie śmiej się.  

– Ty dobrze czujesz się w wiejskiej dżungli,  ja  w miejskiej. Gdybym w Utopii poszedł 

gdzieś do lasu lub nawet na pola i straciłbym z oczu zabudowania, zgubiłbym się. W dużym 

mieście czuję się jak ryba w wodzie. 

– Dziwak z ciebie.  

– Gdzie jesteś? 

Sobolewski zerknął na GPS.  

– System mówi mi, że za sto metrów mam skręcić w prawo, na ulicę Stawki. 

– To jesteś niedaleko mnie, bo ja chwilę temu w nią wjechałem. Jesteśmy blisko.  

background image

– I dobrze, bo jeszcze trochę i zacznę wrzeszczeć.  

– Trafiliśmy na godziny szczytu. Wszyscy wyszli z pracy. 

– Mogli zaczekać z godzinę. 

– Marudzisz, Sobolewski. 

– A ty, Kiliński, masz ubaw.  

– Żebyś wiedział. Słuchaj, Michał,  rozłączamy  się i zobaczymy się  już na parkingu. Za 

dziesięć, góra piętnaście minut będziemy na miejscu. Tam się spotkamy. 

– Dobra. Mam nadzieję, że za te tortury dostanę buziaka. 

– Może nie tylko buziaka. – Zaśmiał się Darek, przez co kąciki ust Michała uniosły się w 

górę, łagodząc napięte mięśnie twarzy. Nawet pogoda poprawiła się, bo przestało padać i na 

horyzoncie zaczęło się przejaśniać. 

W  końcu,  po  różnych  perturbacjach,  pisarz  zajechał  na  parking  przed  rzędem 

kilkupiętrowych bloków. Udało mu się zaparkować obok kochanka. Z przyjemnością wysiadł 

z  samochodu  i  przeciągnął  się.  Zasiedział  się.  W  czasie  podróży  zrobili  sobie  tylko  jeden 

postój,  by  zjeść  coś  na  stacji  benzynowej  i  kupić  wodę,  której  zapomnieli  ze  sobą  wziąć. 

Spojrzał na Darka opartego swobodnie o swoje auto i patrzącego na Michała w taki sposób, 

że od razu robiło mu się od tego cieplej na sercu. Szkoda, że nie mógł go teraz pocałować, ale 

nadrobi to. 

– Mogę tu stać? To parking dla mieszkańców. 

– Oba  miejsca  są  moje.  Tak  jakby.  Niekoniecznie  te. To  znaczy  mam  wykupione  dwie 

karty parkingowe. To po to, aby rodzice, kiedy mnie odwiedzają, mieli gdzie stanąć.  – Podał 

kochankowi plakietkę. Swoją już położył za szybą.  

– Świetnie. W Utopii nie ma z tym problemów. Parkuję, gdzie chcę.  

Darek  przewrócił  oczami.  Sobolewski  będzie  wiecznie  szukał  porównań  i  zawsze 

dowiedzie tego, że w jego ukochanym zakątku jest lepiej. Nie mógł powiedzieć, że sam nie 

chciałby tam wrócić. Ale tylko z Michałem, do którego serce wciąż się wyrywało.  

background image

– Zabierzmy nasze rzeczy i pokażę ci mieszkanie.  

– Przypomnij,  na  którym  piętrze  mieszkasz?  –  zapytał  pisarz,  otwierając  bagażnik  i 

wyjmując rzeczy.  

– Na piątym. To ta klatka naprzeciwko.  

Dwupokojowe  mieszkanie  Darka  z  kuchnią  o  żywych  kolorach,  długimi  firankami  w 

oknach i ciemnymi panelami oraz niewielką łazienką było prawie puste. Jak stwierdził Michał 

po tym, jak je sobie obejrzał.  

– Nie masz tu zbyt wiele rzeczy. W sypialni masz tylko łóżko. 

– Wprowadzam się. Od pół roku.  – Darek postawił kubki z kawą na niskim, podłużnym 

stoliku. Dla siebie zrobił cappuccino, a dla kochanka czarny, mocny napój. – Nie śpieszę się z 

urządzaniem.  Wcześniej  mieszkałem  z  rodzicami,  potem  wynajmowałem  kawalerkę.  W 

końcu  miałem  tego  dość  i  zacząłem  zbierać  pieniądze.  Trochę  dali  rodzice,  a  resztę  bank. 

Tylko  kawałek  tego  mieszkania  należy  do  mnie.  Nad  resztą  łapę  trzyma  bank.  Dlatego  tak 

bardzo zależy mi na pracy. Nie mogę sobie pozwolić na niespłacanie kredytu.  

Michał  ugryzł  się  w  język,  zanim  powiedział  „Zamieszkaj  ze  mną,  w  Utopii,  a  to 

wszystko zostaw”. Wątpił, aby Darek przytaknął temu pomysłowi.  

– Najważniejsze, że jest łóżko i kanapa. – Opadł na sofę. – Telewizor też jest.  

– Co  tam  telewizor.  Najważniejsze,  że  jest  łóżko.  –  Kiliński  zbliżył  się  do  kochanka  i 

usiadł  okrakiem  na  jego  udach.  Ręce  Sobolewskiego  automatycznie  znalazły  się  na  jego 

biodrach,  podążyły  na  pośladki,  potem  na  plecy  i  znów  znalazły  miejsce  na  biodrach.  – 

Jestem ci winny buziaka.  

– Tylko jednego? – dopytywał starszy z kochanków.  

– Na razie – szepnął, a później, ku frustracji Michała, pocałował go tylko w policzek.  – 

Co? Buziak to buziak.  

– Nęcisz, kusisz i mam na tym poprzestać? – Wsunął ręce pod koszulkę Darka.  

background image

– Mhm. Powiedz lepiej, jak samopoczucie przed jutrem? – Odgarnął z jego twarzy włosy. 

Podobało mu się to, że są coraz dłuższe. Michał mógł je już  bez problemów wiązać i żaden 

kosmyk się nie wydostawał.  

– Względne.  Wiesz,  że  ostateczną  opinię  podejmę  dopiero  po  jutrzejszym  spotkaniu. 

Wyjdę, jeśli coś mi się nie spodoba. Tym razem nie pozwolę, aby inni decydowali za mnie. 

Nie pozwolę, aby ktoś zniszczył moje życie, jak to zrobił Borowski.  

– Nie denerwuj się. Lasek chce ciebie jako autora i wie, co ma wydać. Nie przeszkadza 

mu tematyka.  

– Ważne, że będzie miał pisarza, który już wyrobił sobie nazwisko. – Spojrzał poważnie 

w oczy Dariusza. – Nie przejmuj się. Stres mnie dopada. – Odetchnął. – Lasek chce mnie jako 

autora, a ty? – Umieścił ręce na środku pleców kochanka i przyciągnął go do siebie bliżej.  

– Zgadnij. – Przytulił jego głowę do piersi i ucałował jej czubek.  

Sobolewski  nieznacznie  odsunął  się  od  jego  torsu  i  zatapiając  swoje  oczy  koloru 

burzowego nieba w zielonych, uśmiechnął się. Nie potrzebował innej odpowiedzi od tej, którą 

ujrzał. Ponownie się w nim zakochał. Wszystko to, co połączyło go z Darkiem, było istnym 

szaleństwem, ale on nie miał nic przeciw temu i chciał zatapiać się w tym coraz głębiej. Czuł, 

że wpadł w wir, który wciągał go w swe odmęty, a on się przed tym nie bronił. Chciał tego 

mężczyzny, który wciąż siedział na jego kolanach, pozwalał się dotykać, a po chwili całować. 

Miał  nadzieję,  że  nie  pożałuje,  oddając  mu  siebie,  ufając  mu  i  otwierając  serce  na  uczucia. 

Samotność nie była dla niego. Zawsze chciał kogoś mieć. I chociaż po odejściu Andrzeja nie 

zamierzał  się  wiązać,  nie  umiałby  dotrzymać  danego  sobie  słowa.  Jego  dusza  to  typ 

związkowca, serce temu wtórowało, a jak jeszcze miał u boku kogoś takiego jak Darek, byłby 

głupcem, gdyby się temu sprzeciwił. Może to jeszcze nie była miłość i wciąż mimo wszystko 

istniały w nim obawy, to poddawał się tym uczuciom.   

– Zależy mi na tobie – szepnął, pieszcząc wzrokiem jego twarz.  

– A  mnie  na  tobie  –  odparł  Kiliński,  czując  w  brzuchu  trzepot  skrzydeł  motyli.  Coś  w 

nim  szalało  i  miał  wrażenie,  że  znów  jest  nastolatkiem,  który  odkrywa,  co  oznacza 

zakochanie, bo to jeszcze nie mogła być miłość, a może jednak już była. – Michał – szepnął, 

całując kącik jego ust. – Michał – wypowiedział po raz kolejny i kolejny, za każdym razem 

obcałowując twarz kochanka, szczęśliwy z tego, że pogodził się z pisarzem.  

background image

– Pocałujesz  mnie w końcu porządnie?  – zapytał Sobolewski  i  nie dając dojść do głosu 

kochankowi,  sam  złączył  ich  wargi  w  namiętnym,  przyprawiającym  o  zawrót  głowy 

pocałunku, który kochanek brutalnie przerwał.  

– Kolacja. Trzeba zamówić kolację. – Dariusz cofnął się, kiedy Michał chciał go złapać. 

– Później. Teraz powiedz, na co masz ochotę, poza mną, oczywiście.   

Tego  wieczoru  zjedli  chińszczyznę,  siedząc  na  kanapie  przed  telewizorem.  Musieli 

obejść się bez romantycznych akcentów, bo te tak naprawdę nie były im potrzebne. Żartowali, 

śmiali się i przegadywali nawzajem. Żaden nie ustępował temu drugiemu w docinkach, które 

skończyły się wspólnym prysznicem i nocą, która ponownie zbliżyła ich intymnie. Natomiast 

ranek  powitał  ich  słońcem  oraz  nerwami  jednego  z  nich.  Michał  stresował  się  przed 

spotkaniem  z  właścicielem  wydawnictwa  Luna.  Darek  za  to  był  tym  razem  uosobieniem 

cierpliwości, próbując go uspokajać. Nic to jednak nie dawało, bo Sobolewski odsuwał się od 

niego  psychicznie,  chcąc  samemu  sobie  poradzić.  W  końcu  młodszy  mężczyzna  nie 

wytrzymał, odwrócił kochanka do siebie i stanowczo powiedział: 

– Chcę ci pomóc, więc pozwól na to. Nie jesteś już sam. – Potem po prostu go przytulił, 

tym  samym  pomagając  przetrwać  kochankowi  i  nie  wiedział,  że  to  właśnie  „nie  jesteś  już 

sam” sprawiło, że Michał odzyskał równowagę emocjonalną, będąc gotowym na wszystko.    

 



 

Punktualnie o dziewiątej zostali zaproszeni do gabinetu Jerzego Laska. Właściciel podał 

dłoń pisarzowi oraz swojemu pracownikowi, witając ich szerokim uśmiechem na ustach. Po 

powitaniach  i  wymienieniu  wszelkich  uprzejmości  poprosił,  aby  usiedli  na  kanapie,  a  sam 

zamówił kawę, którą miała przygotować jego żona.  

– Bardzo  mnie  cieszy,  że  Darek  sprowadził  pana  tutaj.  –  Lasek  zajął  miejsce  w  fotelu 

naprzeciwko mężczyzn. – Wierzyłem, że mu się uda, kiedy przydzielałem mu to zadanie.  

– Potem groził mi pan zwolnieniem z pracy – przypomniał Kiliński. 

– Wybacz, ale musiałem cię zmobilizować.  

background image

– Przejdźmy może do rzeczy – warknął pisarz. – Przyjechałem tutaj w konkretnym celu. 

Nie mam zamiaru spędzić tu całego dnia.  

– Tak. – Szef wydawnictwa zmieszał się wyraźnie na te stanowcze słowa. – Jak pan wie, 

będę dumny, mogąc podpisać z panem kontrakt… 

– Nie powiedziałem, że cokolwiek podpiszę, a na pewno nie na czyichś warunkach. Albo 

przyjmie  pan  to,  co  ja  proponuję,  albo  możemy  się  pożegnać.  Jest  mnóstwo  innych 

wydawnictw, które na pewno zechcą podjąć ze mną współpracę. Nie jestem amatorem i znam 

swoją wartość. Jestem pewny swoich tekstów oraz tego, że spod mojej ręki powstanie jeszcze 

niejeden bestseller.  

Darek  słuchał  kochanka,  szczególnie  wczuwając  się  w  pełen  pewności  siebie  ton  jego 

głosu. Nie zostało w nim  już  nic z porannej  nerwowości. Tym razem  jego Michała zastąpił 

charyzmatyczny  autor,  który  doskonale  wiedział,  czego  mu  potrzeba  i  chciał  to 

wyegzekwować od innych. Czy Sobolewski zawsze był taki, tego nie wiedział, ale jeśli tak, to 

jak  mocno  został  skrzywdzony,  skoro  do  tej  pory  ten  silny  człowiek  schował  się  przed 

światem?  Na  szczęście  teraz  wyszedł  z  ukrycia  i  walczył  o  swoje.  Nie  wtrącał  się  do  ich 

rozmowy, bo on właściwie był tutaj dla towarzystwa, jako podpora i do niego należała tylko 

poprawa tekstów, a nie zajmowanie się umowami.  

Spotkanie  trwało  około  godziny,  dlatego  nie  obeszło  się  bez  podania  wszystkim  kawy. 

Zjawił  się  także  adwokat  z  wydawnictwa,  by  omówić  warunki,  które  proponowała  Luna  i 

spisać  to,  czego  żądał  Sobolewski.  Kolejną  godzinę  zajęło  Michałowi  czytanie  umowy, 

wyłapywanie  kruczków  prawnych  –  co,  ku  zaskoczeniu  Darka,  szło  mu  znakomicie  –  i 

skreślaniu tego, co mu się nie podobało. W końcu oddał papiery adwokatowi, mówiąc: 

–  Jeśli  te  punkty  nie  zostaną  zmienione,  nie  podejmę  z  państwem  współpracy.  Sprawy 

finansowe też są ważne i nie pozwolę się okraść. Proszę się nad tym zastanowić. Daję panom 

czas  do  jutra. I  jeszcze  jedno, to  ja  ostatecznie  decyduję  o  każdym  szczególe  wydruku,  jak 

również o tym, kto będzie poprawiał moje teksty, a także kto narysuje okładkę. Moje słowo 

jest  tu  najważniejsze.  Jeśli  się  dowiem,  że  próbujecie  ugrać  coś  na  współpracy  ze  mną, 

rezygnuję. Już raz tak zrobiłem, nie bacząc na konsekwencje zerwania umowy. Bez obaw, nie 

stracicie  na  tym,  co  ja  proponuję.  Zyskacie,  ale  ja  też.  Nie  będę  jednym  z  tych  autorów, 

których  okradacie  i  którzy  muszą  się  was  słuchać,  panowie.  Zwłaszcza  pana,  panie  Lasek. 

Czekam  na  telefon  do  jutra  do  południa  i  na  nową  umowę  zawierającą  punkty,  które 

background image

wpisałem.  Żegnam  –  zakończył,  podawszy  mężczyznom  rękę  i  wyszedł,  zadowolony,  że 

prawdopodobnie osiągnie to, czego chce.  

– W  życiu  nie  widziałem,  żeby  mój  szef  się  rumienił.  Nie  wiedział,  co  powiedzieć  – 

rzucił Darek, dołączając do kochanka na korytarzu. – Wiesz, czego chcesz.  

– Tak.  

– Ta umowa naprawdę była taka zła? 

– Nie. Jednak nie mogę sobie pozwolić na to, aby ponownie ktoś wszedł mi na głowę. – 

Wsunął ręce w kieszenie, stając w swobodnej pozie. Patrząc na Dariusza, myślał tylko o tym, 

że to dzięki niemu jest gotów walczyć o siebie. – Jak powiedziałem, Luna na tym nie straci.  

– Nie martwię się o to. A co będzie, jak nie zechcą zmienić warunków? 

– Zmienią je. Wiem to.  

– Michał, podoba mi się ta twoja pewność siebie.  

– Powiedz, że podnieca – szepnął, mrużąc oczy w wąską kreskę.  

Kiliński  wzruszył  niby  obojętnie  ramionami,  ale  w  jego  oczach  pojawił  się  błysk 

pożądania.  

– Lepiej zmieńmy temat. Idziesz na spotkanie z byłą żoną i synem?  

– Tak. Zabieram Mikołaja do zoo i na lody, a potem coś wymyślę.  

– Ja spotkam się z Agnieszką i odwiedzę swój mały pokoik.  

– Następnym razem chcę zobaczyć, gdzie pracujesz.  – Spojrzał  na zegarek.  – Lecę. Do 

zobaczenia w twoim mieszkaniu.  

– Spędź czas z synem. Odprowadzę cię do wyjścia.  

– Kiliński, sądzisz, że zgubię się w tej plątaninie korytarzy?  

– Po prostu krócej będę za tobą tęsknił – odparł żartobliwie Darek. – No chodź. Nadal nie 

mogę wyjść z podziwu, że Lasek się zarumienił.  

background image

Michał  zaśmiał  się,  a  jego  śmiech  rozszedł  się  po  korytarzach,  zwracając  uwagę 

pracowników Luny.  

 



 

Agnieszka roześmiała się, podgryzając landrynki.  

– Kuba, jesteś niepoprawnym marzycielem.  

– Jestem. Nie mów, że ty zawsze stoisz twardo na ziemi.  

– Ostatnio  nie.  Od  kiedy  poznałam  ciebie,  wszystko  się  zmieniło.  –  Mimo  tego  wciąż 

bała się radykalnych zmian w swoim życiu. Lecz czy do tej pory, bez miłości, nie było ono 

puste?  –  Idę spać z myślą o tobie  i wstaję, wciąż mając ciebie w głowie.  – Każdego dnia za 

nim tęskniła.  – Wspominam  nasze spacery, to jak się kochaliśmy tamtej  nocy.  –  Był wtedy 

taki delikatny, czuły, myślał o niej, by to jej było dobrze i patrzył na nią w taki sposób, jakby 

była kimś bezcennym. Były narzeczony nigdy tak nie patrzył. A potem skurwiel uległ tej suce 

Polanowskiej.  Chociaż  czy  nie  powinna  jej  podziękować?  Dzięki  niej  mogła  poznać 

najwspanialszego mężczyznę pod słońcem.  

– Aga, kochanie, jesteś tam jeszcze? 

– Tak. Przepraszam, zamyśliłam się.  

– Mam nadzieję, że o nas. Chciałbym cię zobaczyć.  

– Dziś wieczorem porozmawiamy na Skype.  

– Nie mogę cię wtedy dotknąć – szepnął.  

– Kuba… – przerwała, bo usłyszała rumor w głośniczku smarfona i jęk. – Kuba? Kuba? 

Nic ci nie jest? Kuba?! 

– Nie… Nic… Po prostu zrzuciłem kilka książek. Jedna, taka ciężka, spadła mi na stopę.  

– Biedaku ty mój.  

background image

– Widzisz, jesteś mi potrzebna.  

Zabijał ją takimi słowami. Nie chciała mu zakazywać, by nie mówił, że tęskni, jak kocha, 

bo  to  tak  jakby  spragnionemu  odmówić  szklanki  wody.  Zresztą  chłonęła  te  słowa  niczym 

gąbka, mimo że serce ją bolało.  

– Oj, Kubuś. Też jesteś mi potrzebny.  

– To wróć i zostań.  

– Kuba – szepnęła.  

– Wiem, że wrócisz, kochana. Moje serce mi to mówi. – Usłyszała łagodny ton dzwonka, 

który wisiał przy drzwiach w księgarni. – Muszę kończyć, bo mam klienta.  

–  Porozmawiamy  wieczorem.  Pa.  Kocham  cię.  –  Cmoknęła  w  mikrofon.  Poczekała,  aż 

Kuba się rozłączy, a potem przycisnęła telefon do piersi. Rozmarzyła się.  

– Pojedź do niego.  

Kobieta podskoczyła, słysząc czyjś głos. Spojrzała w stronę drzwi.  

– Darek, wystraszyłeś mnie. – Odłożyła smarfona i podeszła do mężczyzny. Uściskała go 

mocno. – Dobrze znów cię widzieć. 

– Co za powitanie. Pukałem, ale nie odpowiadałaś.  

– Rozmawiałam z Kubą. – Wróciła do biurka i wzięła torebkę.  

– Domyśliłem się.  

– Jak  spotkanie?  –  Otworzyła  szafę  i  przejrzała  się  w  lustrze  zawieszonym  na 

wewnętrznej stronie drzwi. 

– Ciekawie wypadło. Nawet nie  zdawałem sobie  sprawy, że z  Michała  jest taki twardy 

negocjator.  Trudno  powiedzieć,  czy  umowa  dojdzie  do  skutku.  Co  się  tak  pindrzysz  przed 

lustrem?  

background image

– Zabieram cię na ciacho i na porządną kawę. Potrzebuję pogadać.  – Poprawiła  jeszcze 

rękaw  białej  bluzki  i  różową  spódniczkę.  Włosy  ponownie  wiązała  w  kucyk  i  tylko  go 

rozczesała. – A kto ci ukradł Michała?  

– Pojechał na spotkanie z żoną… Byłą żoną i synem.  

– To  mam  cię  dla  siebie.  –  Wzięła  mężczyznę  pod  rękę,  wyprowadzając  ze  swojego, 

równie niewielkiego jak ten Dariusza, pokoju. Przynajmniej nie musiała spędzać dużo czasu 

na  sprzątaniu  pomieszczeń.  Zresztą  dla  niej  samej  nie  trzeba  było  niczego  więcej.  – 

Pogadamy  sobie. Wyciągnę coś z ciebie, ty  mnie wysłuchasz. Jak za starych czasów sprzed 

Utopii.  

Dał się jej poprowadzić do kawiarenki w Lunie. Uświadomił sobie, że od kilku tygodni 

nie  pił  tutaj  kawy.  Musiał  zaciągnąć  tu  Michała.  Mężczyzna  raz  skosztuje  tego  cudownego 

smaku  wyśmienicie  przyrządzanych,  przeróżnych  napojów  z  kawy  i  już  nigdy  nie  będzie 

chciał spróbować czegoś innego.  

Agnieszka zajęła miejsce przy stoliku, a on zamówił dla siebie ukochane cafe latte, a dla 

niej cappuccino  i wielki kawałek ciasta bananowego, tak jak prosiła. Przyniósł wszystko do 

stolika. 

– A dla siebie nie chcesz nic słodkiego? 

– Nie. Wiesz, że mnie nie ciągnie do ciast.  

– To  sama  się  po-delektuję.  –  Wbiła  widelczyk  w  placek,  a  potem  kawałek  deseru 

wsunęła sobie do ust. Zamruczała z rozkoszy.  – Pyszne. To nowość tutaj. Gdy wczoraj tego 

skosztowałam,  to  odleciałam.  Właścicielka  wiedziała,  co  robiła,  zatrudniając  cukiernika  i 

baristę w jednym. Trafił się jej prawdziwy skarb. Chłopak ma talent. Robi wyśmienite kawy, 

piecze  ciasta.  Dobrze,  że  go  tu  mamy.  Ale,  ale  powiedz,  co  tam  pomiędzy  tobą,  a  panem 

dupkiem. Nadal taki jest? 

– Nie dla mnie. Może czasami – dodał. – Jest sobą i odkryłem, że ma wielkie serce. Ale 

nie zdradź mu, że to mówiłem. 

– Będę cicho jak myszka pod miotłą. O nie, jeszcze jej tu brakowało. 

background image

Darek zmarszczył brwi i podążył wzrokiem w kierunku, w jakim patrzyła Lisiecka. W ich 

stronę szła Elżbieta Polanowska z nieodłącznym uśmiechem udającym słodycz.  

– Witam – przywitała się dziennikarka. – Mogę się przysiąść? 

–  Nie.  Jadowitych  żmij  nie  potrzebujemy  –  burknęła  Agnieszka,  odsuwając  od  siebie 

ciasto.  Straciła  apetyt.  Najchętniej  to  by  rozkwasiła  go  na  twarzy  byłej,  zdradzieckiej 

przyjaciółki.  

– Miła jak zawsze. – Elka usiadła i pochyliła się, kładąc łokcie na stoliku. – Słyszałam, że 

Michał  Sobolewski  wrócił  i  miał  spotkanie  z  waszym  szefuńciem.  Powiecie  coś  więcej? 

Kiliński,  dawno  pana  nie  widziałam.  Doszły  mnie  słuchy,  że  pojechał  pan  sprowadzić 

naszego poczytnego autora do Warszawy.  

–  Masz  bardzo  długie  uszy  czy  co?  –  zakpiła  druga  z  kobiet.  –  Słyszysz  to  i  owo.  Aż 

strach pomyśleć, co jeszcze ci do nich wlatuje. Nic nie wiemy o Sobolewskim.  

– Dziwne,  bo to  twój  przyjaciel  był  z  nim  widziany  dzisiaj  rano.  Przyjechali  osobnymi 

samochodami, ale potem nie rozstawali się – drążyła wścibska dziennikarka. Jej pomalowane 

na  wściekłą  czerwień  usta  podstępnie  się  uśmiechały,  a  może  to  Agnieszka  miała  takie 

wrażenie ze względu na wielką antypatię, którą czuła do Polanowskiej. 

– Bardzo  dużo  pani  wie  –  wtrącił  Darek.  –  Może  ktoś  po  prostu  pomylił  pana 

Sobolewskiego z kimś innym.  

– Wątpię. Czy Sobolewski ma podjąć współpracę z Luną? To jakaś tajemnica?  

–  Nic  mi  o  tym  nie  wiadomo.  –  Agnieszka  zamrugała  niewinnie  powiekami.  –  A  teraz 

możesz  odejść  i  pozwolić  nam  porozmawiać?  Masz  dwie  sekundy,  bo  inaczej  twoja  buźka 

spotka się z bananowcem. Pyszny jest.  

– I ty się dziwisz, dlaczego wciąż jesteś sama? Mężczyźni wolą spokojne kobiety, a nie 

wariatki  gotowe  kogoś  pobić  na  środku  ulicy.  –  Elżbieta  podniosła  się  z  gracją.  –  Ale 

podobno każda potwora znajdzie swojego amatora, to może… 

– Mówisz o sobie? Życzę szczęścia. – Lisiecka nie zwracając już najmniejszej uwagi na 

byłą  przyjaciółkę,  przysunęła  sobie  talerzyk  z  ciastem.  Poczekała,  aż  kobieta  odejdzie,  a 

potem zapytała Dariusza: – Skąd ona to wie? Michał nienawidzi jej za to, jak obsmarowała go 

background image

w  swoim  artykule.  Pamiętasz  ten  wywiad,  o  którym  wspominałam?  Nie  chciał  poruszać 

prywatnego życia, a ta grzebała. Cholera jedna. – Ze złością wbiła widelczyk w placek. 

– Raczej  mu się nie  spodoba, że ona tak drąży. Nie chce rozgłosu. Na pewno nie teraz. 

Potem i tak tego nie uniknie. Poczekamy i zobaczymy, co z tego wyniknie. Na razie nie będę 

go tym niepokoił.  

–  Mnie  zastanawia  to,  kto  jej  o  wszystkim  doniósł.  Dowiem  się  tego  –  powiedziała  z 

pewnością w głosie.  

– Wierzę w ciebie.