I
potrwożył
je Pan przed
obliczem Izraela
i
start porażką wielką w Gabaonie.
Ks.
Joz.
10, 10.
Pobicie
Amorrejczyków.
zczęście
wojenne
ludu wybranego szerzyło postrach
i grozę w kraju pogańskim. Wszystkie ludy, ile
ich
było, złączyły się w związek, ażeby obronić
się przed nacierającym,
a tak potężnym wrogiem.
Tylko mała wolna mieścina Gabaon przysłała
posłów,
podstę
pem zyskując pokój.
W
gniewie swym i
zaniepokojeniu wyruszyło wnet pięciu
książąt
Amorrejskich, a
mianowicie królowie Jerozolimy, He
bronu,
Jerimothu, Lachisu i Eglonu przeciw miastu
Gabaon,
i zdawało się, że wobec
przemocy wojsk nieprzyjacielskich
miasto
to ulegnie.
Gdy niebezpieczeństwo stało się
już
bardzo
groźne,
wysłali
mieszkańcy
Gabaonu
ponownie posłów do Jo
zuego
z prośbą o
pomoc. I natychmiast poszedł Jozue
z woj
skiem swem w górę
w stronę Gabaonu, albowiem tak przemó
wił do niego Pan: „Nie
bój
się,
bom je podał w ręce twoje,
i żaden z
nich nie oprze się tobie."
Otóż
właśnie
w oddali świta dzień nowy, gdy
niespo
dzianie
wychyla się wybrany
orszak Jozuego przed oczami
oblegających
miasto,
a
niebacznych
sprzymierzeńców.
Rozpo
czynają się straszne zapasy i kiedy dzień pochylić się miał ku
wieczorowi, odniósł Jozue
wspaniałe zwycięstwo. Bo i ręka
Boża
wśród straszliwych zapasów bojowych
była
czynną.
Amorrejczycy
bowiem
już
dawno zwrócili się ku ucieczce, gdy
nagle
z nieba spada na nich gęstym gradem mnóstwo kamieni
i tysiące giną znienacka straszną śmiercią.
Okrzyk
tryumfu zabrzmiał w zwycięskich
szeregach Izra
ela.
Z dobytym
mieczem pędzi on przed
sobą w
szalonym po
płochu pierzchającego nieprzyjaciela;
i stała się już nie bitwa,
lecz rzeź prawdziwa!
Już
niebo coraz więcej się zaciemnia, już wydaje
się, jakoby
uciekający
wróg
pod osłoną
cieni nocnych ujść
miał pościgowi.
Lecz Jehowa czuwa nad ludem swym wybranym. Jozue pokrze
piwszy się modlitwą, ufny w wszechmoc Bożą, począł wołać
głosem wielkim w
ciemności nocne: „Słońce
zatrzymaj się nad
Gabaonem, a księżyc niech nie porusza się w dolinie Ajalon."
I
oto
posłuszne rozkazowi ustępują ciemności,
nikną cienie i na
nowo
świeci jasna
światłość ponad krwawem polem bitwy.
Stało
się
tak, jakoby słońce w onym dniu po raz drugi
weszło
na
firmamencie, jakoby
z
jednego dnia
krótkiego powstał dzień
słoneczny, długi, podwójny.
Jasnym, zwycięskim szlakiem popędził Izrael za mizernymi
rozbitkami dumnego
wojska
Amorrejskiego aż na dół do
Azeki
i Makedy,
i na prawdę można było powiedzieć, iż wówczas
nawet gwiazdy niebieskie były po stronie Izraela we walce
z jego przeciwnikami.
Jehowa
rzeczywistym
był wodzem swojego ludu.
88