Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Rozdział 9
Przyprowadźcie ich tu żywych? No cóż, to było nie do zaakceptowania. Nikt nigdzie
nie będzie jej, ani Bercelaka, przyprowadzał.
Ale liny na jej szyi wrzynały jej się w gardło w taki sposób, że nie mogła ziać ogniem.
Ktokolwiek ich tu wysłał, wiedział jak polować na smoki.
Mimo to, Rhiannon miała inne talenty.
Moc była pogrzebana w niej tak długo, że teraz osiągnęła wyżyny, a ona
wykorzystywała ją w pełni.
Machnęła pazurami prawej łapy, i rząd mężczyzn za nią poleciał do tyłu.
Pstryknięciem łapy, podpaliła kolejny rząd żołnierzy, bez potrzeby otwierania szczęki by
przemówić, albo zaśpiewać na głos.
Jej zdolności do ranienia ich bez wykonania jakiegokolwiek gestu, tylko przez
posłanie myśli w ich kierunku - zdezorientowały mężczyzn, co pozwoliło jej pociągnąć za
przytrzymujące ją liny. Przyciągnęła do siebie żołnierzy, a gdy już byli blisko, nadepnęła na
nich, radując się tym nieco chlupoczącym dźwiękiem jaki wydali.
1
Gdy wykańczała tych, którzy obrali ją sobie za cel, Bercelak zniszczył pozostałych.
Włócznia nadal wystawała z jego pleców, ale nie wydawał się już tego zauważać, ani się tym
martwić.
Zrywając linę ze swojego gardła, Rhiannon wykończyła podmuchem ognia tych kilku
żołnierzy, którzy uciekali od niej. Popisując się przed Bercelakiem, wypuszczała ogień
błyskawicznie, naokoło drzew. Krążyła wokół, dopóki ten się nie rozprzestrzenił, otaczając
ich.
Spojrzała na Bercelaka, i uśmiechnęła się.
- Nieźle, co?
- Myślałem, że powiedziałem ci, żebyś wróciła do zamku? Nie wyraziłem się dość
jasno?
Był zły, co zmusiło ją do obrony.
- Zrobiłam to, co musiałam. I zrobiłabym to ponownie. I nie muszę ci się tłumaczyć,
Nisko Urodzony, z niczego co robię!
- Więc... - warknął, usiłując dosięgnąć włócznię wystającą z jego pleców, - ...nie mogę
polegać na tobie, że zastosujesz się do prostych poleceń? To właśnie mi mówisz.
- Mówię ci, że… och! - Poruszyła się gwałtownie wokół niego i, bez krzty litości,
wyszarpnęła stal z jego pleców.
Jego bolesny ryk rozległ się ponad doliną.
Rzuciła broń na ziemię.
1
Uuu, okrutna jest. Nie chciałabym jej się narazić.
Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Mówię ci, że zrobiłam to, co uważam za słuszne. Zawsze będę robiła to, co uznam za
słuszne. Włączając w to ochronę ciebie, jeśli uznam to za konieczne!
- Nie potrzebuję twojej ochrony!
- A ja nie potrzebuję ciebie!
Chciała odejść od niego i opuścić dolinę, ale jego ogon przytrzymał jej, szarpiąc ją do
tyłu.
- Rhiannon, zaczekaj.
- Nie! - Ale nie mogła odejść, kiedy ich ogony były złączone. A Bercelak nie chciał jej
puścić. - Puść mnie, Nisko Urodzony!
- Przestań mnie tak nazywać!
- To przestań się tak zachowywać!
Oboje przyczajeni, ze złączonymi ogonami, krążyli wokół siebie. W każdej sekundzie
gotowi do ataku.
- Wszystko utrudniasz, Księżniczko.
- Nie. Nie utrudniam. Nie potrzebuję, żebyś mnie niańczył, Bercelaku. Żebyś mnie
zawsze chronił. Nie mogę być królową, jeśli ty nieustannie interweniujesz i mówisz mi, co
mam robić.
Przestał się poruszać.
- Chciałem tylko cię chronić. To moje zadanie, by zapewnić ci bezpieczeństwo.
- Nie. Nie twoje. Jeśli kiedykolwiek będę królową, będę miała do tego strażników. Oni
będą mnie chronić przed wrogami. Ale nie będę z nimi chodziła do łóżka.
Jego czarne oczy skupiły się na jej twarzy.
- Lepiej żebyś tego nie robiła.
W końcu zachichotała.
- Nie miałam tego w planach.
- To dobrze - mruknął, robiąc kilka kroków w jej stronę. - Nie chciałbym zabijać tych
wszystkich strażników bez powodu.
Rhiannon uśmiechnęła się szeroko, i poruszyła wokół niego, podchodząc coraz bliżej.
- Zawsze wysłucham twojej rady, Bercelaku. Ale musisz mi zaufać, że podejmę
najlepsze decyzje, jakie uznam za konieczne.
Gapił się na jej ciało, ale nie odpowiadał.
- Bercelaku?
- Co?
- Właściwie, chciałabym, żebyś mi odpowiedział na to pytanie.
Odwrócił się ku jej twarzy.
- Pytanie odnośnie czego?
Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Twoja uwaga zdaje się zanikać.
- Nie bardzo. - Jego spojrzenie znów błądziło po jej smoczej formie. - Jesteś smokiem,
Rhiannon.
- Aye, Bercelaku. Jestem.
- W takim razie, chodź do mnie. Zamierzam wziąć cię jak smoka.
Wiedziała, jak się gra w tę grę. Chociaż nigdy nie uznała nikogo godnym tego. Aż do
teraz.
Potrząsnęła głową, jej białe włosy opadały na nią.
- Najpierw musisz mnie złapać, Nisko Urodzony.
Potem wzbiła się w ciemniejące niebo, a jej gorący kochanek ruszył tuż za nią.
***
Następnego ranka obudziły go jej krzyki. Bercelak poderwał się na nogi i rozejrzał się
wokoło w poszukiwaniu żołnierzy. Ale wszystko co zobaczył, to wrzeszcząca Rhiannon.
Wrzeszcząca ludzka Rhiannon.
- Spójrz na mnie! Co się stało?
Nie miał pojęcia. Kiedy w końcu wyczerpali się fizycznie, po tym jak znaleźli więcej
zastosowań dla swoich ogonów, raczej zemdleli niż zasnęli; wyczerpanie dniem i nocą w
końcu ich dopadło.
Kiedy spali, Rhiannon-smok, leżała skulona u jego boku, jej lekkie powarkiwania
przez sen sprawiały, że czuł się zadowolony jak nigdy dotąd.
A jednak, stała tu teraz przed nim, w ostrym świetle dwóch słońc. Jako człowiek. Nie
miało to dla niego znaczenia, czy Rhiannon jest człowiekiem, czy smokiem. Tak długo, jak
była jego. Ale wiedział, że ją to martwiło, co oznaczało, że musi to naprawić.
- Rhiannon…
- Popatrz na te wiotkie rzeczy! - Dziko młóciła swoimi rękami ponad głową. - I to całe
miękkie, bezużyteczne ciało!
Gdyby próbowała zrobić go twardym i jurnym, całkiem nieźle by jej się to udało.
Obróciła się i wskazała na swój tyłek.
- I mogę się mylić, ale myślę, że ta rzecz jest większa niż to normalne u człowieka
moich rozmiarów. Jak to jest możliwe?
2
Bercelak przemienił się szybko.
- Rhiannon, uspokój…
2
Urocza jest, prawda? :D
Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Nie mów mi, że mam się uspokoić! Ta suka mi to zrobiła i zmuszę ją, by mi za to
zapłaciła!
Ruszyła do przodu i Bercelak miał cholerne problemy, by dotrzymać jej kroku. Każdy
inny - mógł się założyć - tylko wygadywał bzdury o rzuceniu wyzwania królowej. Ale nie
dałby głowy za Rhiannon – zwłaszcza, gdy była taka wściekła. Lecz nie mogła teraz stanąć
przed swoją matką. Pomijając strażników, którzy nigdy nie opuszczali boku królowej.
Rhiannon nadal była człowiekiem - i najwyraźniej pozostanie nim, dopóki nie złamią zaklęcia
- jej moce nawet w przybliżeniu nie były tak silne, jak wówczas, gdy była smokiem. A
ponieważ przez te wszystkie dekady, kiedy przebywał na dworze, nie widział, by królowa
zmieniła swoją formę, wątpił, by zrobiła to teraz, gdy córka rzuci jej wyzwanie. W
rzeczywistości, był stosunkowo pewien, że nic nie zmusi królowej do przemienienia się w
człowieka, gdy Rhiannon nadal oddycha.
- Chciałbym, żebyś się zatrzymała na sekundę, żebyśmy mogli porozmawiać.
- Porozmawiać? O czym?
- O tym, co musimy zrobić.
- Oprócz zabicia mojej matki? Nie mam pojęcia.
Berelak złapał ją za rękę i szybkim ruchem przyciągnął do siebie, odwracając ku sobie
jej twarz.
- Jesteśmy w tym razem, Rhiannon. Ty i ja. To, co rani ciebie, mnie dotyka w ten sam
sposób.
- Nie rozumiesz.
Złapał ją delikatnie za drugie ramię i przyciągnął blisko.
- W takim razie mi wytłumacz.
Rhiannon wzięła głęboki oddech i spojrzała na ziemię.
- Ona wiedziała, jak bardzo mnie to zrani. Jak bardzo to, że nie jestem smokiem…
będzie mnie zżerać, aż nic ze mnie nie zostanie. - Popatrzyła na jego twarz. - Wiem, że tego
nie rozumiesz. Wiem, że nie widzisz prawdziwych intencji mojej matki. Jeśli chodzi o nią,
zawsze byłeś ślepy. A ona nie będzie szczęśliwa, dopóki mnie nie zniszczy, Bercelaku.
Dopóki nie weźmie ostatniego kawałeczka. Twoja rodzina… kochacie się wzajemnie. Twoja
matka chroni was wszystkich, a twój ojciec… prędzej by umarł, niż by pozwolił, aby
cokolwiek przydarzyło się jednemu z was. Ja tego nie mam z moją matką i rodzeństwem.
Nigdy nie miałam, i nigdy mieć nie będę.
Wzięła kolejny głęboki oddech i wysunęła się z jego uścisku.
- Zmusi cię, byś wybrał, Bercelaku. Wiem, że w to nie wierzysz. Ale musisz mi
zaufać.
Rzuciła mu długie, smutne spojrzenie, które całkowicie zniszczyło mu serce,
odwróciła się i odeszła. Z powrotem do zamku i bezpieczeństwa jego rodziny.
Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
***
Rhiannon siedziała na zewnątrz pokoju, na pochyłym występie skalnym, spoglądając
ponad pola bitewne i ziemie przy zamku Aileana, gdy dwa słońca zachodziły ustępując pola
nocy. Wszystko, co przytrzymywało ją przed upadkiem, to mocne zapieranie się stopami o
skałę.
Zastanawiała się, co robić dalej. Zastanawiała się, dokąd ta szczególna ścieżka ją
zaprowadzi. Zrozumiała wreszcie, że kocha Bercelaka. Wiedziała to, ponieważ ryzykowała
dla niego własnym życiem, i dlatego, że widok jego zranionej twarzy wyrywał jej serce z tej
słabej ludzkiej piersi. Kochała go, ale mogła mu przynieść tylko ból. Jej matka już tego
dopilnuje. Bogowie, jakże nienawidziła tej kobiety. Swojej własnej matki. Bez względu na to,
co uważali ludzie, smoki nie były bezbożnymi istotami, w co tamci wierzyli. Smoki kochały,
rozpaczały. Odczuwały radość i ból. Doświadczały tych wszystkich rzeczy, o których ludzie
myśleli, że tylko ich rodzaj może czuć.
Na ponad osiemdziesiąt lat, Rhiannon zamknęła swoje serce. Nie pozwalała sobie na
czucie czegokolwiek, a jednak jej matka znalazła sposób, by ją zranić. Aczkolwiek niezbyt to
zaskakujące, ponieważ tylko matka wie, jak naprawdę zranić lub wzmocnić swoje dzieci.
Podczas gdy matka Bercelaka miała zawsze miłe słowo lub delikatny dotyk dla swojej
awanturniczej gromadki, Addiena miała dla swoich wyłącznie drwiny i narzekania.
Rhiannon nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo brakowało jej miłości matki, dopóki tu
nie przybyła. Dopóki nie zobaczyła razem rodziny Bercelaka.
Część niej pragnęła ich nienawidzić. Nienawidzić za to, że dali jej nadzieję, że
pewnego dnia będzie mogła się poczuć tak bezpiecznie jak oni. Że pewnego dnia będzie miała
rodzinę, która będzie walczyła i krzyczała, i generalnie irytowała siebie nawzajem prawie na
śmierć, ale która nadal będzie się kochała i ochraniała siebie wzajemnie, jakby to było ich
prawo.
Ale nie… nigdy nie będzie tego miała. Nigdy nie będzie miała takiego życia.
Westchnęła i zastanawiała się, czy wejść do środka, kiedy Maelona krzyknęła:
- Nie skacz!
To zaskoczyło Rhiannon, która straciła równowagę i poczuła, jak jej ciało ślizga się po
gładkich płytkach. Zjeżdżała w dół, szukając dłońmi po omacku czegoś, czego mogłaby się
przytrzymać. Jej ludzkie ciało nigdy by nie przeżyło takiego upadku, a nie miała pojęcia jak
się zatrzymać bez skrzydeł.
Młóciła nogami za występem skalnym, ześlizgując się w nicość.
***
Bercelak, rozparty w ulubionym fotelu swojego ojca, wziął zaoferowany mu przez
matkę kielich z winem. Spojrzał na nią i się uśmiechnął.
- Nie martw się. To moje wino, nie twojego ojca.
Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
Skinąwszy głową, pociągnął długi łyk.
Jej dłoń ślizgała się po jego twarzy, obejmując szczękę. To było coś, co robiła często,
ponieważ mogła.
- Matko?
- Hhmm?
- Czy kiedykolwiek żałowałaś, że jesteś z moim ojcem?
- Czemu wszyscy wciąż zadają mi to pytanie?
- Słucham?
- Nic. - Usiadła przy stole naprzeciw niego, wplatając dłonie w swoje złote włosy. -
Nie ma łatwej odpowiedzi na to pytanie, mój synu. Przynajmniej, nie dla ciebie.
- Dlaczego?
- Ponieważ ciebie nie jest tak łatwo zbyć, jak twoje rodzeństwo. - Lekko wzruszyła
ramionami. - Słuchaj, są rzeczy, z których partnerzy muszą świadomie zrezygnować dla tego
drugiego. I robi się to chętnie, ponieważ się ich kocha.
- Nienawidzisz spędzania czasu jako człowiek, prawda?
Przez dłuższą chwilę milczała, potem odpowiedziała:
- Tęsknię za moją jaskinią. Tęsknię za moją prywatnością. Nauczyłam się tolerować to
ciało ponieważ… - Uśmiechnęła się miękko, a jej syn uniósł rękę do góry.
- Rozumiem. - Jeśli była jedna rzecz, którą on i reszta wszechświata wiedzieli o jego
ojcu to to, że ten stary drań wiedział, jak zadowolić kobietę.
3
A Ailean miał szczególne
upodobanie do zgłębiania kobiecego ciała. - Więc sporo poświęciłaś.
- Nie. Nadal mam swoją jaskinię. Chodzę tam, gdy twój ojciec wyrusza na wojnę, albo
w podróż. Kiedy jestem sama, zawsze jestem smokiem i rozkoszuję się tym. Ale nic,
absolutnie nic, nie daje mi takiej radości jak twój ojciec.
- Jest głośny i ohydny.
- Jest wesoły i namiętny, i jest twoim ojcem.
- Tym bardziej szkoda.
Ręka jego matki uderzyła mocno o dębowy stół sprawiając, że Bercelak podskoczył,
nawet jeśli Bercelak nie podskakiwał… nigdy.
- Twój ojciec cię kocha, bachorze. Umarłby, by cię ochronić i chce tylko, byś był
szczęśliwy. Nigdy nie widziałam smoka, który wyglądałby na tak dumnego, jak on w dniu, w
którym po raz pierwszy zobaczył twoją marszczącą się twarz.
4
Nawet wtedy wiedział, że
jesteś wyjątkowy. Inny. Więc nie myśl ani przez chwilę, że możesz go odrzucić, i
zdecydowanie nie myśl, że możesz go przede mną wyszydzać. Nie będę tego tolerować.
Bercelak pochylił głowę.
3
Matko, co przodek to lepszy ;) Fearghus przy ojcu i dziadku wydaje się być szczeniakiem ;) - i to w dodatku
niewinnym :P
4
Oh, to on tak ma od urodzenia ;) ten mars na twarzy :)
Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Przepraszam.
Usłyszał, jak jego matka bierze głęboki oddech. Potem kolejny. W końcu powiedziała:
- Już dobrze. Wiem, że jesteś sfrustrowany i niepewny co robić. Ale wiem, że
postąpisz słusznie.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz.
Drzwi do gabinetu otworzyły się i do środka wszedł jego ojciec, zatrzymując się
nagle, gdy zobaczył, że wyglądają tak poważnie.
- Och, przepraszam. Nie…hmm… przeszkadzam w czymś, co by mnie zawstydziło,
prawda?
Shalin roześmiała się.
- Nie, ty stary niedźwiedziu. Nie przeszkadzasz. Tylko rozmawiam z naszym
pisklęciem.
Ailean pokiwał głową.
- To dobrze. To dobrze. - Podszedł do swojej żony, ale przemówił do syna. - Tak przy
okazji - dobra robota z tymi żołnierzami,.
- Dziękuję, Ojcze.
- Twoja kobieta także wykonała dobrą robotę. Jestem pod wrażeniem, że nie jest jakąś
bezbarwną księżniczką.
- Ona mnie chroniła.
- To dobrze. To dobrze. - Jego ojciec podniósł jego matkę do góry, usiadł w fotelu, a
następnie posadził ją sobie na kolanach, trzymając ją blisko, jak to zawsze robił. - Lubię ją,
jeśli to cokolwiek znaczy. Trochę brakuje jej ogłady, ale myślę, że nie miała wyboru z taką
matką-suką, na którą została skazana.
- Zgadzam się - odpowiedział Bercelak poważnie. - Po prostu nie wiem, jak ją
uszczęśliwić.
- Nauczysz się tego w swoim czasie. Oczywiście, może chciałbyś przekonać się, czy
uderzy o ziemię, czy nie. Właśnie widziałem ją, jak się ześlizguje z występu skalnego pod jej
oknem.
Berelak gwałtownie poderwał głowę do góry.
- Co?
***
Silna ręka złapała za jej nadgarstek.
- Mam cię!
Rhiannon spojrzała do góry i zobaczyła uśmiechająca się do niej Ghleannę.
- Prawie cię straciłam.
Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Twoja siostra cholernie mnie przestraszyła!
Ghleanna łatwo wciągnęła Rhiannon przez okno z powrotem do pokoju.
- Ta tutaj, jest płochliwa jak źrebię. Myślałam, że chcesz skoczyć po śmierć.
- Nie stałam się tak ludzka.
- Cieszę się, że to słyszę.
Maelona wzruszyła ramionami.
- Przepraszam. Miałam moment paniki.
- Ma ich sporo - zażartowała jej siostra.
- Nie, wcale nie! Po prostu zobaczyłam ją na zewnątrz, i zaczęłam się martwić.
Kopnięte na oścież drzwi walnęły o ścianę, i Bercelak wkroczył do środka.
- Dlaczego zwisałaś ze skały?
Spojrzawszy na Ghleannę, Rhiannon odpowiedziała z wymuszoną powagą:
- Nie mogłam już dłużej tego znieść. Postanowiłam skończyć z tym wszystkim.
Zmarszczył się, zdezorientowany.
- Co?
Ghleanna złapała Maelonę, i wypchnęła ją z pokoju.
- Po prostu zostawimy was, co?
Drzwi się zamknęły i Rhiannon popatrzyła na Bercelaka.
- Naprawdę myślałeś, że mogłabym skończyć ze sobą?
- Wszystko, co powiedział mi ojciec to to, że widział jak spadasz z budynku.
- Jeśli mnie widział, dlaczego nie pomógł?
Bercelak prychnął.
- Mój ojciec? Czy masz jakiekolwiek pojęcie ile razy ten stary bękart zrzucał mnie z
dachu, gdy byłem w ludzkiej postaci? Dla niego to test odwagi i szybkości.
- Twój ojciec jest…
- Przerażający? Szokujący? Niezrównoważony?
- Interesujący.
Bercelak przewrócił oczami, i krótko potrząsnął głową.
- Zapomnij o nim. - Jego głos zrobił się niemożliwie niski, jego czarne oczy skupiły na
niej. - Chodź do mnie, Rhiannon.
Rhiannon obeszła łóżko dookoła tak, by stało pomiędzy nimi i wyszeptała:
- Dlaczego powinnam to zrobić?
- Bo wydałem ci polecenie.
Rhiannon roześmiała się głośno.
Łaocuchy i płomienie - Shelly Laurenston
Tłumaczenie: madlen
Beta: agnieszka
- Tak jakby to cokolwiek znaczyło.
Podnosząc kajdanki, wciąż przykute do słupka łóżka, przytrzymał je dla niej w górze.
- Widzę, że to będzie kolejny trudny wieczór.
- Najpierw musisz mi je założyć, Nisko Urodzony. A nie sądzę, żeby udało ci się to
zrobić.
Uśmiechnął się szeroko, najwyraźniej bardziej niż chętny podjąć jej wyzwanie, ale
zamiast tego przeklął, słysząc kolejne pukanie do drzwi.
- Czego?
Jeden z braci Bercelaka otworzył drzwi i zajrzał do środka.
- Jesteś potrzebny na dole, bracie.
- O co chodzi?
- Straże królowej przybyły, by z tobą pomówić.
Rhiannon pozostała w miejscu, nie mając ochoty, by zareagować na tę wiadomość, ale
widziała, jak kolory odpływają z twarzy Bercelaka. To strach o nią, nie o siebie samego,
wywołał taką reakcję.
- Powiedz im, że zaraz zejdę.
Jego brat skinął głową i odszedł.
Bercelak odwrócił się do Rhiannon.
- Chodź do mnie, Rhiannon.
Tym razem zrobiła to bez pytania, a on objął ją swoimi ramionami, mocno ją
ściskając.
- Zostań tu, dopóki ktoś z mojej rodziny nie przyjdzie po ciebie.
Kiwnęła głową i poczuła, jak jego usta ocierają się o jej czoło.
Potem puścił ją i odszedł.