Albert Wojt Szafirowe koniczynki

background image
background image

AlbertWojt

background image

SZAFIROWEKONICZYNKI

WydawnictwoMinisterstwaObronyNarodowej

Okładkęistronytytułoweprojektował

JerzyRozwadowski

Redaktor

WandaWłoszczak

Redaktortechniczny

JanuszFestur

Korektor

KrystynaSzczerbaczuk

OCopyrightbvWydawnictwoMinisterstwaObronyNarodowej.Warszawa1988

(

ISBN83-11-07590-5

WydanieI.Nakład159700-t300egz.Objętość9,23ark,wyd.,8.0ark.druk.•Papier
gazetowy50g,rola84cm.Oddanodoskładaniawlutym1983r.Drukukończonow
czerwcu198Pr.WojskoweZakładyGraficzneim.A.ZawadzkiegowWarszawie.

Zam.1145cenazł180,—U-74

I

Wysoki,barczystyblondynopodejrzanie-krótkoprzyciętejczuprynieibokserskim,
spłaszczonymnosiepchnąłciężkie,oszklonedrzwi„Fiołeczka”.Wbarzebyłodusznoi
tłoczno,leniówzestałychbywalcówskinąłprzyjaźnienowoprzybyłemu,ktośnawet
wskazałzapraszającymgestembaterięcharakterystycznychbutelek-stojącychna
okupowanymprzezsiebiestoliku,blondynniedałsięjednakskusićperspektywie
pijackichdyskusjiprzy„małymjasnym”.Przezchwilęlustrowałbacznymspojrzeniem
obskurnewnętrze.Wreszcie■znalazł,kogoszukał.Wsamymrogu,przyoknie,tkwiłnad
setkączystejisałatkąjarzynowądrobny,trzy-dziestokilkuletnibrunetowystających
kościachpoliczkowychistarannieufryzowanychwłosach.Jego

ciemnowiśniowakurtkazcielęcejskóryiwzorzystakoszularodemzPewexuzdawałysię
świadczyć,żetrafiłdo„Fiołeczka”

przypadkiem,amożeraczejprzezpomyłkę.

2

—Cotakpóźno?—Nawidokblondynapodniósłsięzmiejsca.—Czekamjużdobrepół
godziny.

—Zdarzasię.—Nowoprzybyłynawetniemyślałousprawiedliwieniu.—Grunt,że

background image

jestem.

—Jeśliniezależycinatejrobocie,mogęposzukaćkogośinnego.

—Cośtakinerwowy,koleś?—Blondynbezpytaniasięgnąłposetkętamtegoiwypiłją
jednymhaustem.—Skoroprzyszedłem,znaczy,żeskokmileży.

—Zgadzaszsięnamojewarunki?

—Niechcibędzie.

—Pamiętaj,żebierzesztylkoforsęibłyskotki.Dzielimysięfifty-fifty.Niepróbujmnie
wykołowac,bodobrzewiem,ileczegostaratrzymawchałupie.

—Spokojnagłowa.

—Zamkisąsolidne,alewoknachniemakrat

—Ztymbyłbynajmniejszyproblem.—Blondynbeznamiętniewzruszyłramionami.—
Powiedzlepiej,gdzieszukaćzłota,żebymniemusiałwywracaćwszystkiegodogóry
nogami.

—Wsalonikunaparterzestoikomódkanakrzywychnóżkach.Wyłamieszdrzwiczkiipo
kłopocie.

—Jeśliwszystkobędzietak,jakmówisz,całarobotaniezajmieminawetkwadransa.

—Iotochodzi.

—Jesttylkojedenszkopuł.

—Mianowicie?

—Skądpewność,żeniktmnienienakryje?

6

—Staramieszkasamaiwieczoraminiktjejnie-,odwiedza.*

—Takiebabcieczęstocierpiąnabezsenność.

—Alenieta.Onakładziesięspaćzarazpofilmiewtelewizjiidoranamógłbyśstrzelać
jejnaduchemzarmaty.Zresztąsypialniajestnapiętrze,asalonikzkomódkąnaparterze.
Wedługmnieniemażadnegoryzyka.

—Lepiejnazimnedmuchać.—Blondynciągleniebyłprzekonany.—Niedałobyrady
wyciągnąćgdzieśstarejzdomu?

—Niesądzę.—Czarnyjakgdybysięzawahał.—Ajeślinawet,tomogłabysiękapnąć,
cojestgrane.

—Czyjawiem…

—Czegoty,udiabła,sięboisz?!Wchałupieniemapsaaniżadnegoinnegozwierza,bo
starakochaporządek,telefonstoiwprzedpokoju,przywejściudosaloniku,asąsiedzinie
wtykająnosawnieswojesprawy.Gdybynawetzdarzyłsięcudistarawstałazwyrka,sto
razyzdążyszucieczezłotem.

—Nibyracja.

background image

—Tylkożebyciczasemniestrzeliłodo^łowycośjejzrobić!—Głosbrunetanagle
stwardniał.—Jeślistarejchoćwłoszgłowyspadnie…

—Wżyciu!—Blondynzrozmachemgrzmotnąłsięwpiersi.—Przecieżmnieznasznie
oddziś.Wiesz,żenigdyniepisałemsięnamokrąrobotę.

—Topowodzenia!Wniedzielęzadzwońdomnieipowiedz,jakciposzło,tylkonieklep
wszystkiego,bodiabliwiedzą,ktomożepodsłuchać.

2-.

II

2

—Namiłośćboską,zróbcośwreszcieztymbydlakiem,bowkońcukarkmuprzetrącę!
Przecieżonnadajesiętylkonałańcuch!

—Amor,natychmiastoddajpanukapec!

Wodpowiedzijagdterierrozjazgotałsięhałaśliwie.Jerzemuniepozostawałonicinnego,
jaksamemuodebraćswąwłasność.

Klnącnaczymświatstoiruszyłdoprzedpokoju.Byłjużwprogu,kiedynastolikuprzy
łóżkurozdzwoniłsiętelefon.Zawrócił/bypodnieśćsłuchawkę,ubiegłagojednakAlicja.

—Słucham,Bogojska.—Niemogłastłumićziewania.—Ktomówi?

—Toja,Adam.—GłosLeszczyniaka,jakzwykle,brzmiałłagodnieidźwięcznie.—
Mamdociebieprośbę.

—Ocochodzi?

—KiedyostatniobyłaśuciociMięci?

—Wubiegłąśrodę.

—Aniewybrałabyśsiędoniejdzisiaj?

—Stałosięcoś?—Alicjapoczułalekkiniepokój.

—Chybaniemapowodudopaniki,aletelefonowaliśmyzPawłemdociocikilkarazyi
niktniepodnosiłsłuchawki.

—Dopierodziewiąta.—Bogajskaspojrzałanastojącyprzyłóżkubudzik.—Pewno
staruszkaśpijeszczewnajlepsze.

—Może.Tylkożezwykleciotkajestnanogachjużodósmej.

—Skorotakciętoniepokoi,toczemusamnie

9

tMokry,zimnynosrazicTrugidotknąłpoliczkadrobnej,niespełnatrzydziestoletniej
blondynki.Alicjawzdrygnęłasię,nieotworzyłajednakoczu.Amor,niezbytrasowy
jagdlerier,przezdłuższąchwilęspoglądałnaśpiącąpanią.Wkońcu,widzącżetanie
reagujenajegozaczepki,wspiąłsięnatylnełapyibezceremonialnieprzejechałjęzykiem
pojejtwarzy.Odepchnęłapsa,spróbowałanaciągnąćkołdręnagłowę,aleAmorani
myślałdaczawygraną.Jednymsusemznalazłsięnałóżkuibeznamysłuszarpnąłzębami

background image

zarógpoduszki.

—Poszedł!—Otworzyławreszcieoczy.—No,jużcięniema!

—Zabierzstądtobydlę!—Szczupły,muskularnymężczyznaokrótkoprzyciętej,
szpakowatejCzupryniepodniósłsięnałokciuiziewnąłniemiłosiernie.—Tylerazyci
mówiłem,żebyzamykaćgonanocwkuchni.

—Amor,namiejsce!—Alicjawymierzyłapsuklapsa,którynawetprzeznajmniejszego
ratlerkabyłbyodebranyjakopieszczota.

—Całkiemcisięwełbieprzewróciło!

”Pieszeskoczyłnapodłogę,wcisnąłsięzastojącypodoknemfotel,szarpnąłzębami
firankęinieoczekiwanieznowuznalazłsięnałóżku.Jerzyspróbowałsięgnąćgoręką,ale
Amorbyłjużnafotelu,amomentpóźniejpochwyciwszykapećJerzegozgłuchym
warkotemwypadłdoprzedpokoju.

pojedzieszzobaczyć,cosięstało?—Alicjanajwyraźniejniemiałaochotynawizytęu
starszejpani.—Samochodembyłbyśzapółgodziny,ajajeszczeniewstałamzłóżka.

—Owpółdodziesiątejjestemumówionyzklientem.

—Wniedzielę?

—Każdydzieńtygodniajestdobry,gdywgręwchodzigodziwyzarobek.

—APaweł?

—Onnienadajesiędozłożeniawizytyciotce,atymbardziejdojazdysamochodem.Z
dalekawidać,jaksobiewczorajdogodził.

—Powiniensięleczyć.

—Zpewnością,aleotympogadamyinnymrazem…Tojak,kochanie,daszsięnamówić?
CiociaMięciamieszkadwakrokiodciebie…

—Niechcibędzie,mecenasku!—Alicjawielokrotniezdołałasięjużprzekonać,że
Leszczyniaknieustąpi,nimniedopnieswego.

—Zjemśniadanieizajrzędociotki.

—Jesteśkochana!

—Szkoda,żeotobieniemożnategopowiedzieć…

OdłożyłasłuchawkęispojrzałanastojącegoobokMareckiego.Wyglądałniczymchmura
gradowa.

—Gdzietysięwybierasz,jeślimożnawiedzieć?—zapytałgniewnie.

•—MusimywpaśćnachwilkędociociMięci.

10

—Musimy?!—SłowaBogojskiejpodziałałynaniegojakpłachtanabyka.—Mieliśmy
tęniedzielęspędzićwedwoje,aniewtowarzystwiezbzikowa-nejstaruszki!

—Jureczku…

background image

—Róbcochcesz,alemnienawizytęuciotkinienamówisz.

—Benedyktniebyłtaki—odparłazwyrzutem.—Napewnobyzemnąposzedł.

Mareckichciałcośodpowiedzieć,wostatnimmomencieroimyśliłsięjednakitylko
popatrzyłnaAlicjęjakośdziwnie.

-Pójdziesz?—Cmoknęłagowpoliczek.—Najwyżejnapółgodzinki…

—Aniechtam!Aletobędzieostatniraz.Minęładobragodzina,nimBogojskaiMarecki

znaleźlisięnaulicy.Szliwmilczeniu,aJerzynawetniepróbowałukryćkiepskiego
humoru.Alicjaudawała,żetegoniedostrzega,choćdobrzewiedziała,.jakbardzojej
przyjacielnielubiwizytudobiegającejwłaśnieosiemdziesiątkiMieczysławyPłateckiej.
Nadomiarzłegosamanamówiłago,bywziąćzesobąAmora.Mareckiprowadziłpsana
smyczy,aściślejrzeczbiorącudawał,żeprowadzi,bowiemjagd-lerierniezwracającna
niegonajmniejszejuwagiszarpałsięnawszystkiestronyiszczerzył

zębynakażdegoprzechodnia.

SkręciliwDziennikarskąipochwilidotarlidoDy-gasińskiego.Jeszczekilkadziesiąt
krokówiznaleźli

110

sięprzedwilląPłateckiej.Bogojskanacisnęładzwonekprzyfurtce.Przezkilkasekund
czekalicierpliwie,jednakwśrodkuniktniezareagował.Alicjazamierzałaponownie
zadzwonić,alewłaśniewtymmomencieAmorkolejnyjużrazszarpnąłsięMareckiemui
skoczyłprzednimiłapaminafurtkę.Odziwo,ustąpiłabezżadnegooporu.

—Ciotkaznowupopsułazamekmagnetyczny—westchnęłaBogojska.Doczekasię
kiedyś,żejąiokradną.

Posypanążwiremalejkąpodesziidodrzwiwejściowych.Byłyuchylone.Alicjaspojrzała
zniepokojemnaJerzegoTenbezradnierozłożyłręce,niewiedząc,copowiedzieć.Chciał
ruszyćdo]wejścia,gdyAmorponownieprzypomniałoswejjobecności.Tymrazem
szarpnąłtaksilnie,żewręnkuzaskoczonegomężczyznyzostałatylkosmyczzzerwanym
karabińczykiem.NimJerzyzdołałza-lreagować,piesbyłjużwwilli.

—Tobydlęjeszczeugryzieciotkę!—Przerażona1Bogojskawpadłazajagdterieremdo
przedpokoju.—Amor,Amor!

Szerokie,oszklonedrzwipolewejstronieprowa-idziłydosalonuistamtądwłaśnie
dochodziłogłuchapowarkiwanieniesfornegopupilaAlicji.Stanęław|proguinagle
poczuła,żerobisięjejsłab,o.Pośrodku,pokoju,nawzorzystymchińskimdywanieleżała
sta-jrakobieta.

12

iii

PorucznikMichałMazurekz^ciężkimwestchnieniempodniósłsięzklęczek.Odruchowo
chciałotrzepaćspodnie,rzuciwszyjednakokiemnautrzymanywidealnejczystości
dywan,powstrzymałsięodzbędnejczynności.

—Icopowiesz,stary?—spytałtęgiego,brodategolekarza,którynadaltkwiłpochylony

background image

nadzwłokami

—Nieżyjemniejwięcejoddwunastugodzin—mruknąłtamten.—Ściślejrzeczbiorąc
śmierćnastąpiławczoraj,gdzieśmiędzydwudziestątrzydzieściadwudziestądrugą.

—Cobyłoprzyczynązgonu?

—Zabójcauderzyłbiedaczkęczymściężkimwtyłgłowy.Towyglądanastrzaskanie
podstawyczaszki.

—Nieznalazłeśinnychobrażeń?

—Otr-ymałatyikojednouderzenie,brakteżjakichkolwieksiadówopoiuzjejstrony.
Najwyraźniejn>eipodziewałasięataku.

—Drańmusiałbabcięzaskoizyć.—Oficerwzamyśleniuzmarszczyłbrwi.—Amożeto
onanakryławłamywacza,«tenchwycił,cobyłopodręką,irąbnąłjąwgłowę.

—■Tegojużciniepowiem,jatylkostwierdzamfakty.Odrekonstrukcjiwydarzeńjesteś
ty.

—Wieleminiepomogłeś.

4

Niemożnaoczywiściewykluczyć,żewyjdziecośjeszczepodczassekcji,aleprawdę
powiedziawszynieprzypuszczam…

—Patrzcie,coznalazłemwogródku!—Dosalonikuwkroczyłztryumfalnąminą
wysoki,barczystychorąży.—Założęsię,żetymwłaśniepaniPłateckadostałapogłowie.

Wyciągnąłzplastykowejtorbymasywnąstatuetkęwyobrażającądyskobolanamoment
przedrzutemNapodstawiefigurki

widaćbyłocharakterystycznerdzaweplamki.

Bardzoprawdopodobne.—Lekarzpochyliłsięnadstatuetką.—Uderzenietąfigurką
musiałobyspowodowaćwł?śnietakieobrażenia,jakiestwierdziłemudenatki.Zresztą
wszelkiewątpliwościpowinnyrozwiaćbadaniamechanoskopijne…

—Cozodciskamipalców?—zainteresowałsię|Mazurek.

—Ztymniestetykrucho—westchnąłPozorski.Tyleich,cokotnapłakał,acogorsza,
wątpię,byjnadawałysiędoidentyfikacji.

—Szkoda.Sprawabyłabywtedyjasna.

—Nienarzekaj,mogłobyćgorzej.Porucznikchciałcośodpowiedzieć,ostateczni

jednakwzruszyłtylkoramionami.Obrzuciłsalonikipobieżnymspojrzeniem.
Funkcjonariusze,którzyflprzyjechaliturazemznim,bezpośpiechuwykonywaliswe
zwykłe,rutynoweczynności.Jedenogląda;właśnieprzezlupęwyłamanedrzwiczki
zgrabn

14

komódkiwstyluLudwikaXV,długifotografowałotwarteoknoiprzewróconądoniczkę
naparapecie,trzecisprawdzał,czynadrzwiachdoprzedpokojuniezosfatyodciski

background image

czyichśpalców

—Chodź,Michał,doogrodu—zaproponowałchorąży.—Chciałbymci.pokazaćpiękny
odciskprawegobutanaklombiepodoknem.

—Trzebazrobićodlew.

—Otymjużpomyślałem…Wkażdymraziewiemy,którędywłamywaczdostałsiędo
środka.

—CzemuPłatecka,mieszkającsama,niezamykałananocokien?

—Cochcesz,jestprzecieżkoniecczerwca.Wyszlizwilliichwilępóźniejznaleźlisię
przy

owalnejgrządcepodoknemsaloniku.Oficerprzezdobrepółminutyzniekłamaną-
przyjemnościąprzyglądałsięróżnobarwnymtulipanomrosnącymwokółjakiegośrzadko
spotykanego,kwitnącegonaliliowokrzewu.Wkońcuchciałjużprzyklęknąćprzy
odkrytymprzezPozorskiegośladzie,gdykątemokadostrzegłpodkrzewemjakiś
niewielki,błyszczącyprzedmiot.Odruchowowyciągnąłrękę,wostatnimjednak
momencieprzypomniałsobieoniedbalewetkniętejdokieszenigumowejrękawiczce.

—Przecieżtopilnik!—Chorążyroześmiałsięradośnie.—Aletymasz,bracie,oko!

—Łobuzmusiałgozgubić,kiedywłaziłprzezokno.

—Jeślizostawiłnapilnikuodciskchoćjednegopaluszka,jesteśmywdomu!

4

—Niemów.h^ip.

Minęłopołudnie,kiedyMazurekpizypomniałsobieoczekającychnaniegoBogojskieji
Mareckim.Zciężkimsercemruszyłdokuchni.Siedzielin<prostych,drewnianych
taboretach,achmuragęstegodymuipokaźnastertaniedopałkówświadczyływymownie,
żewypaliliprzynajmniejzedwiepaczkipapierosów.Leżącynakolanachuswejpani
Amocwarknąłostrzegawczo,odziwojednakzrezygnowazdalszegomanifestowania
wrogichuczućwobecporucznikaZeskoczyłnapodłogęiwcisnąłsiępo:taboretAlicji.

—Topaństwoznaleźliściezwłoki?—Oficerstarałsięnadaćswernugłosowimożliwie
łagodnebrzmięnie.

—Owszem—Bogojskanerwowoprzełknęłaślinę.—Przyszliśmydoniejiwłaśnie…

—Byłapanikrewną?

—Niezupełnie.Widzipan.jakomałedziecktstraciłamrodzicówiwychowywałamnie
nieżyjącijużsiostraciociMięci,Alina.

Starszapaniniemiałabliższejrodziny?

—Sąjeb/czedwajsiostiżeńcy,AdamPaveLeszczyniakowie

—Czymogłabypanipodaćmiichadresy?

—ObajmieszkająnaSadybie,naOkrężneZresztązaraztubędąjerzytelefonowałdonid
przed-kwadransemipowiedział,cosięstało.

background image

—Zaoszczędzilimipaństwodroginadrugiko

4niecmiasta—podziękowałMazurek.—Awracającdorzeczy,odniosłemwrażenie,że
paniPłateckabyładośćmajętna.

—Nawetbardzo

—Nieorientujesiępani,czytrzymaławdomupieniądzelubbiżuterię?

—Wkomódce,wsaloniku.

—Pokazywałapani?

—Widziałamkilkapierścionkówibransoletek,naszyjnikzpereł,szafirowekolczykiw
kształcielistkówkoniczyny…

—Potrafiłabypanidokładniejopisaćteprzedmioty?

—Czyjawiem?—Niepewniepotrząsnęłagłową.—Możeniektóre…

—Bardzobymizależało.—Wgłosieporucznikazabrzmiałaprośba.—Widzipani,
komódkawsalo-hikujestpusta.

Najprawdopodobniejtensamczłowiek,któryzabiłpaniąPłatecka,zrabowałrównieżjej
biżuterię.

—MożelepiejniechpanzapytaAdamaLeszczy-niaka.Toadwokat,prowadziłsprawy
majątkowecioci.

—Nieorientujesiępani,ilemogłabyćwartatabiżuteria?

—Chybasporo.Sameperływycenionokilkalattemunajakieśpółmiliona,akolczyki
podobnopochodzązpołowyubiegłegostulecia.

—Złapiecie,panowie,tegodrania?—wtrąciłsięMarecki.

—SzafirowekdnK_..ynki

—Zrobimywszystko,cownaszejmocy—obiecałoficer.—Anaraziedziękuję
państwu.

Alicjachciałachybajeszczecośdorzucić,wkońcujednakpociągnęłatylkonosemi
sięgnęłapokolejnegopapierosa.Mazurek

wyszedłzkuchni.Stanąłwotwartychdrzwiachdoogroduiocierającpotzczołaspojrzał
wniebo.Słońceprażyłownajlepsze,adrobne,białechmurkiprzemierzającepowoli
nieboskłonniemiałyzamiarugoprzesłonić.Zrobiłosiędusznoiporucznikpomyślał,że
wgruncierzeczyniezbytrozsądniepostąpiłzamieniającsięzkolegąnadyżury.Wtaką
słonecznąniedzielęnależałoleżećnadjakąśwodą,aniezajmowaćsięśledztwemw
sprawiezabójstwabogatejstaruszki.

Przedfurtkązahamowałagwałtowniepopielatałada.Momentpóźniejdoogroduwkroczył
wysoki,szczupłyszatynkoło

czterdziestki.Nerwowymruchemwytarł,ręcewchusteczkędonosainieoglądającsięna
podążającegozanimniezbyt

pewnymkrokiemniecomłodszegobrunetapodszedłdooficera.

background image

—AdwokatAdamLeszczyniak—przedstawiłsięwyraźnie.—jestem,awłaściwie
byłem,siostrzeńcemMieczysławyPłateckiej.

—Dobrze,żepanprzyjechał.—Mazurekwyciągnąłrękęnapowitanie.

—Pomyśleliśmyzbratem,żetonaszobowiązek.

—PanPawełLeszczyniak?—domyśliłsięporucznik,witającbruneta.”

—Dzieńdobry.—Głostamtegozabrzmiałcichoisłabo.

—OśmiercipaniPłateckiejjużpanowiewiecie.—Oficeruznał,żelepiejodrazu
przystąpićdorzeczy.—Zostałaonazamordowanaiobrabowana.Jakustaliłem,zginęły
jejkosztowności.Gdybymmiałichdokładnyopis,łatwiejbymibyłoująćsprawcę.

—Nietakdawnopomagałemciotceprzysporządzaniutestamentu—rzeczowowyjaśnił
AdamLeszczyniak.—Dokumentzostał

złożonywzespoleadwokackim.Wrazznimznajdujesiętamwykazbiżuteriiciotki.

—Czymógłbymotrzymaćtenwykaz?

—Oczywiście!Jutrozrobięodpisidostarczęgopanudobiura.

—Jakpansądzi,ilewartebyłytekosztowności?

—Biorącpoduwagęaktualnecenyrynkowe,przynajmniejzedwamiliony.

—Złodziejsięobłowił.

—Ztegocowiem,ciotkamiałajeszczeokołodwustupięćdziesięciutysięcywgotówce.

—Nietrzymałapieniędzywbanku?

—Niestety,nieufałategotypuinstytucjom.

—Aszkoda…Panowieczęstoodwiedzaliścieciotkę?—Mazurekzmieniłtemat.

—Staraliśmysięzbratem,żebycotrzylubczterydniktóryśznaswpadłchoćna
godzinkę.PozatymdośćczęstozaglądaładostaiuszkiAlicja.

—Próczwaszejtrójkiniktdostarszejpaninieprzychodził?

SI9

—CzasemwychowankajejzmarłejjużprzyjaciółkiDanutaŁadyńska,czasemdoktor
Bobrowski,czasemktóraśzsąsiadek…I,oczywiście,sprzątaczka.

—Możnawiedzieć,ktototaki?

—JadwigaMurasiowa,mieszkadwakrokistąd,na.Mickiewicza.Samjąciotce
poleciłemimogęręczyć,żetouczciwakobieta.

—WkażdymrazienanocpaniPłateckazawszezostawałasama?

—Owszem.

—Iwszyscyotymwiedzieli?

—Niestanowiłototajemnicy.

background image

—Podobniejakstanmajątkowypańskiejciotki…

—Panieporuczniku!—Leszczyniakpokiwałgłową.—Wystarczyłoprzecieżspojrzećna
tęwillę!

—Nibyprawda.

—O,jesteśjuż,Adam!—zaplecamioficerapojawiłasięBogojska.—IPaweł
przyjechał…Widzieliścieciocię?Boże,jakietowszystkookropne!

IV

PorucznikMazurekkolejnyrazpochyliłsięnadwykazembiżuteriizrabowanej
MieczysławiePłateckiej.Byłotegokilkanaściepozycji,przykażdejfigurowaławagai
rodzajpróby,awparuprzypadkachrównieżkróciutkiopis.Oficerzastanawiałsięwłaśnie
nadszansamiodzyskaniakosztowności,kiedytrzasnęłydrzwiidopokojuwpadł
podekscytowanyPozorski.

—Michał,chybamamydrania!—zawołałodsamegoprogu.—Eksperciorzekli,że
odciskkciukanapilnikunadajesiędoidentyfikacjiiznaleźlidrugi,bliźniaczy,wnaszej
kartotece.

—Ajednak!—Mazurekażpodskoczył.—Znaczy,żebabcięzałatwiłktóryśznaszych
dobrychznajomych.

—NiejakiFranciszekDrzewiecki.

—Zaraz,zaraz,chybacośmiświta.Dwaalbotrzylatatemumiałsprawęowłamanie.

—Zgadzasię.

—Aleonpowinienjeszczesiedzieć.

—Zapomniałeśoamnestii?Pozatymgośćdobrzesięsprawowałipuściligowarunkowo
przedsiedmiomamiesiącami.

—Maszjegoaktualnyadres?

—ZameldowanyjestuwujanaPotockiej.

—Totakjakwtedy,kiedywsadzałemgozakratki—przypomniałsobieoficer.—A
zatemszkodaczasu.Bierzemywózi

jedziemy.

—Aha!Uzyskałemjeszczejednąinformację—jużwprogudorzuciłchorąży.—Chociaż
wobecnejsytuacjitochybabez

znaczenia…

—Wal.bopotemsięzapomni.

—Wsobotę,kołodwudziestejtrzeciej,naulicyPromyka,awięcwbezpośrednim
sąsiedztwiewilliPłateckiej,byłlegitymowanyniejakiJanKlusik.

oP

—Znamdobrzetegoptaszkaimyślę,żeniewartozawracaćsobienimgłowy.—
Mazureklekceważącomachnąłręką.—

background image

Przynajmniejnarazie…

Niespełnatrzykwadransepóźniejzatrzymalisłużbowegofiataprzedszarąprzedwojenną
kamienicą.Ciemnaklatkaschodowanajwyraźniejodwiekówniewidziałaszczotkiani
mokrejszmaty,ześcianodpadaławielkimipłatamifarbabliżejnieokreślonegokoloru,a
metalowabalustradatrzymałasięschodówchybajużtylkozprzyzwyczajenia.

Wdrapalisięnaostatniepiętro,Mazurekodnalazłwłaściwedrzwiienergiczniezapukał.
Pochwiliotworzyłimniewysokidrobnymężczyznaopomarszczonejtwarzyirzadkich,
siwychwłosach.Przyzgniłozielonejkoszulibrakowałomupołowyguzików,apołatane
spodnieledwotrzymałysięnawysłużonympasku.

—PanRyczyński?—Oficerzniedowierzaniempokręciłgłową.

—Wewłasnejosobie—przytaknąłtamtensuchym,świszczącymgłosem.—Pan
porucznikmnieniepoznaje?

—Poznaję,poznaję—żywozaoponowałMazurek.—Tylko…

—Trochęsięzmieniłemprzeztetrzylata—dopowiedziałRyczyński.—Nocóż,starość
nieradość,aostatnimiczasynienajlepiejmisięwiodło.

—Chybapanniesiedział?

—Przezostatnichdziesięćlatniewidziałemkiciaodśrodka—oburzyłsięRyczyński.—
Oczywiście,jeślinieliczyćwizytuFranciszka…Widzipan,paluszkijużnietei
musiałemsięwycofać—dorzuciłzrozbrajającąszczerością.—Asamejrentynawiele
niestarczy.

—Drzewieckipanuniepomaga?

—Powyjściuzpudłamiałpustekieszenie,aterazprawiesięniewidujemy.

—Niemieszkajużupana?

—Oddwóchmiesięcy.

—Aniewiepan,gdziemógłbymgoznaleźć?

—Znowumacienaniegohaka?—domyśliłsięRyczyński.—Szkodachłopca,nie
zdążyłnacieszyćsięwolnościąpoostatniejodsiadce.

—Tojeszczenicpewnego.—Mazurekniezdobyłsięnato,bypowiedziećprawdę
staremuczłowiekowi.—Poprostumusimyprzesłuchaćpańskiegosiostrzeńca.

—Oczywiście,oczywiście.—MinaRaczyńskiegoświadczyławymownie,żechociaż
potakuje,niewierzyporucznikowi.—

Powiemmuprzyokazji…

—Kiedysiępangospodziewa?

—Możewpadniedzisiajwieczorem,amożedopierozatydzień.

—Niewiepan,gdzieDrzewieckiterazmieszka?—Mazurekpowtórzyłzadanejuż
wcześniejpytanie.

—Podobnoprzygadałsobiedziewczynęzchatąidoniejsięprzeniósł.

background image

22K

—Niepytałgopan,gdziejesttomieszkanie?

—Jakośsięniezłożyło.

—Niechcepannampomóc;,panieRyczyński!—westchnąłoficer.—Szkoda.

—Możenapijeciesię,panowie,herbatki?—WujDrzewieckiegoudał,żeniedosłyszał
ostatniejuwagiMazurka.—Wprawdziecieniutka,emerycka,alezawsze…

Podziękowaliizkwaśnymiminamiwrócilidoswegofiata.Perspektywyśledztwanie
wyglądałyjużtakróżowo,jakprzedgodziną.

—Coteraz?—Pozorskispojrzałpytająconakolegę.—Wracamy,czymaszjakiś
pomysł?

—PopoprzednimwłamaniuDrzewieckizawiózłfantydoBielińskiego—przypomniał
sobieporucznik.—Starypaserwyłgałsięwtedy,alektowie,czyterazniebędziemy
mieliwięcejszczęścia.

Jasny,nowoczesnyblokprzyulicyKlaudynysprawiałnapierwszyrzutokacałkiem
korzystnewrażenie.Zrzedłyimjednakminy,gdyokazałosię,żenaskutekjakiejśawarii
żadnazwindniedziałainasiódmepiętrotrzebawdrapywaćsięnawłasnychnogach.
Klnącnaczymświatstoiidyszącniczymmiechykowalskiedotarliwkońcudocelu.
Drzwiotworzyłaimwysoka,postawnablondynka.Ubranabyławewzorzystąbluzkęi
modnespodnierodemzPewexu,ajejniebrzydką,choćnieco

lalkowatątwarzzdobiłybursztynoweklipsywielkościgołębiegojaja.

2f>

—Panowiedokogo?—Zmierzyłaprzybyłychnieprzyjaznymspojrzeniem.—Oco
chodzi?

—ZastaliśmyobywatelaBielińskiego?—Mazureksięgnąłpolegitymację.

—Właśniebie

rzeprysznic.—Wgłosieblondynkizabrzmiałoniezdecydowanie.

—Nanaszeprzyjęcieniemusizakładaćgarnituru.Więcjak,wpuścinaspanidośrodka?

—Proszębardzo.—Zwyraźnąniechęciąotworzyłaszerzejdrzwi.—Poczekajcie,
panowie,minutkę.ZarazpowiemZbyszkowi,żemagości.

Znaleźlisięwniezbytobszernym,nawetjaknanowoczesnebudownictwo,pokoikui
przysiedlinastarej,cokolwiek

zdezelowanejwersalce.Równienienowyregał,odrapanystolikiczarno-białytelewizor
nieświadczyłyozbytniejzamożnościwłaściciela,cokłóciłosięjakośzwyglądemjego
przyjaciółki.

Zdążylisięgnąćpopapierosy,kiedywprogustanąłtęgi,barczystymężczyznakoło
pięćdziesiątki.Mokrewłosy,któreskąpymwianuszkiemotaczałypokaźnąłysinę,igruby,
wiśniowyszlafrokwskazywały,żezgodnieztwierdzeniemblondynkifaktyczniedopiero

background image

cowyszedłspodprysznica.

—Witam,witamkochanąwładzę!—Zfałszywąradościązwróciłsiędoprzybyłych.—
Czemuzawdzięczamtakmiłąwizytę

szanownychpanów?

—Przyszliśmyzapytaćjakzdrówko,panieBieliński?

—Dziękuję,jakośnienarzekam.

23*

—Pandalejnarencie?—Tymrazemwpytaniuporucznikazabrzmiaławyraźnaironia.

—Przeztenmójkręgosłupmamdrugągrupę.—Pasernawetsięniezająknął.—
Fizycznejrobocienieporadzę,adoumysłowejzczteremaklasamimnieniewezmą.

—Wystarczapanudopierwszego?

—Jakwidać.—Bielińskibezczelnymgestempotoczyłrękąpopokoju.—Mieszkanko
lokatorskie,trochęstarychgratów…

—Aniedorabiapan…wstarymfachu?

—Uchowaj,Boże!—Gospodarzoburzyłsięnatakieposądzenie.—Mojegrzechy
należąjużdozamierzchłejprzeszłości.

—Innymisłowyniemapanżadnegopowodu,bykryćsprawkidawnychznajomychz
półświatka?

—Absolutnie.

—WtakimraziemożemyporozmawiaćoFrankuDrzewieckim?

—Toonniesiedzi!—ZdziwienieBielińskiegowypadłojakośniezbytnaturalnie.—
Przecieżdopierocozafasowałczterykalendarze.

—Niechpantylkoniemówi,żeniewidziałsięostatniozFranciszkiem!—wtrąciłsię
Pozorski.—Dobrzewiemy,żetonieprawda!

—Ależ,panowie…

—Uważajcie,Bieliński!—Mazureknieoczekiwaniepodniósłgłos.—Mycholernienie
lubimyłgarzy!Posłuchaj,człowieku—

dodałjużspokojnie—

26^

Ja

tuwgręwchodzimokrarobota.Wcotysiępakujesz?!

OstatniesłowaMazurkawprostprzeraziłyBielińskiego.Twarzmuposzarzała,naczole
pojawiłysiękropelkipotu,oczyniemalwyszłyzorbit.Stałnieruchomoiłapałpowietrze
otwartymiustami.

—Janiemamztymnicwspólnego!—wychrypiał|wreszcie.—Tenbydlaknicminie
powiedział.

background image

—Kiedysięwidzieliście?—Porucznikuznał,że[należykućżelazopókigorące.

—Ostatnirazbyłumnietydzieńtemu.

—Szykowałskok?

—Takzrozumiałem.

—Miałprzynieśćfanty?

—Paniewładzo…

—Jeszczedowasniedotarło,żewspółudziałwtabójstwietonietosamocozwykła
paserka?!

—Mapanrację.—Bielińskijużnawetniepró-wwałoponować.—Wkońcu
Franciszkowitowa-zystwonastrykuniepotrzebne.

—Więccomiałprzynieść?

—Niemówiłkonkretnie,alespodziewałsiętrafićochębłyskotek.

—Gdzieikiedyplanowałrobotę?

—Otakierzeczysięniepyta.—Paserspojrzałioficeraniemalzwyrzutem.

—Nibyprawda,aleprzecieżznaliściesięnieodtzoraj.

—Winteresachtonicnieznaczy.

27&

—Mimowszystkospiobujciesobieprzypomnieć.—GłosMazurkawyraźniezłagodniał.
DrzewieckiniewspomniałprzypadkiemowillirDygasińskiegoalbomieszkającej
samotniebabci?

—Dygasińskiego?—Bielińskiwzamyśleńzmarszczyłbrwi.—Gdzietojest?

—NaŻoliborzu,międzyogródkamidziałkowymKrasińskiegoiMickiewicza.

—Odbiedymogłobypasować.Franciszekccnawijał,żeniebędziemiałdalekonatę
robotę.

—Apropos—przypomniałsobieporucznik.GdzietenDrzewieckiostatniosię
zamelinował?

—WzięłagodosiebieAnkaWoźnicka.—Tyrazempaserbezwahaniazaspokoił
ciekawośćoficra.

—Cotozajedna?

—Klawaszprycha!—Bielińskiobleśnieobli;wargi.—Chłopylecananią,żehejl

—Znaciejejadres?

—Musicie,panowie,pojechaćnaPiaski,nachanowskiego.

—Chybacośmiświta—wtrąciłsięPozorskiKiedyśmiałemjużzniądoczynienia.

Szary,niewysokiblokwyglądałzupełnieprzywoicie.Wpierwszymodruchuchcieli
zaparkowfiataprzedsamymwejściem,ostateczniepostanówjednak-odjechaćjakieśsto

background image

metrówdalej.Wró<piechotą,znaleźlinaliścielokatorówinteresuj;ichnazwiskoibez
pośpiechuruszylinadrugie~iro.MazureklekkonacisnąłdzwonekZeśrodkadobiegła
króciutka,skocznamelodyjka,aleniktnaniąniezareagował.Porucznikodczekałchwilęi
ponowniezadzwonił,niestetyitymrazembezskutku.

—Gdzieśichponiosło—westchnąłPozorski.

—Nato\vygląda.

—Corobimy?

—Musimynanichpoczekać.

V

—Dobrze,Alu,żeprzyszłaś!—AdamLeszczyniakuśmiechnąłsięprzyjaźniedo
Bogojskiej.—Musimytoiowoomówić.

—Maszproblemyżzałatwieniempogrzebu?—westchnęładomyślnie.—Oile
pamiętam,ciocięMadziępochowaliśmyna

ostatnimmiejscuwgrobowcuPłateckich,awtakichprzypadkachkażączekaćz
pogłębieniemgrobudziesięćlatalboidłużej.

—Otoniechcięgłowanieboli—zbagatelizowałprawe.—Dałemwłapę,komutrzeba,
imiejscesię

7na!azło.

—ChwałaBogu.Ciocibardzozależało,żebypo-howaćjąrazemzsiostrami.

Weszlidogabinetuadwokata.Wgłębokim,obi-ymskórąfotelusiedziałPaweł
Leszczyniak.Nawi-iokAlicjiwstał,bysięprzywitać.Obrzuciłagonie-hętnym
spojrzeniemichciałajużrzucićjakąś

7

uszczypliwąuwagę,wostatnimmomenciepohamowałasięjednak.Bezsłowazajęła
miejscenastajromodnej,szerokiejsofieisięgnęłapopapierosa.

—Pogrzebzałatwiłemnaczwartek—Adamprzyjstąpiłdorzeczy.—Myślę,żedotego
czasuwydadzjnamciało.

—TelefonowałeśdoWrocławia,dowujkaMaika?

—Jatozrobię—zadeklarowałsięPaweł.—Innjrzecz,żeodrozwoduzmatkąnie
utrzymywałznimiżadnychkontaktów.

Szczerzewątpię,żebyprzjjechał.

—PociociMięciitakniedziedziczy,więcobejdziemysiębezniego—podchwycił
adwokat.Apropos,skorojesteśmytuwetrójkę,zapoznałwasztestamentem.

—Jeszczeniebyłopogrzebu.—NatwarzyBjgojskiejpojawiłasiędezaprobata.—Tak
niemożni

—Cośtakaprzesądna?—Pawełwzruszyłraminami.—Ciotceitakjużwszystkojedno.

—OsobiścieniewidzęwtymniczdrożnegodorzuciłAdam.—Wkońcumilicjanie

background image

czekającpogrzebciotkizaczęłagrzebaćwjejsprawachm;jątkowych.

—Skoroobajtakuważacie…Adwokatspiesznie,jakbysiębał,żektośgo

chcepowstrzymać,podszedłdoswegobiurkaizje<nejzszufladwydostałniewielką,
szarąkopeiRozerwałjąipodałAlicjiarkusikzapisanynierójnym,ręcznympismem.

—Masz,przeczytaj—mruknąłjakośniezręcznie.—Jaznamtreść,bociotkasporządzała
testamentwmojejobecności.

—Rozumiem,żepowtórzyłeśwszystkoPawłowi?

—Przedchwilą…

ChybanieuwierzyławostatniesłowaAdama,powstrzymałasięjednakodkomentarza.
Bezpośpiechu,jakgdybyzwahaniem,wzięłaarkusikiprzezdłuższąchwilęobracałago
wręku.Wreszciezaczęłaczytać.Wmiaręjakprzebiegaławzrokiem

poszczególnepostanowieniadokumentu,policzkijejpokrywałysięniezdrowym,
ciemnymrumieńcem.Nakoniec,niepanującnadsobą,cisnęłatestamentnapodłogę.

—Jasnacholera!Możnabypomyśleć,żetenbandytaspecjalniezrabowałciotce
wszystko,comizapisała1!

—Możemilicjazłapiebandytęiodzyskabiżuterię—bąknąładwokat.

—Obiecankicacanki…

—Przykromi,kochanie,aleprzecieżtoniemojawina,żetwojączęśćschedydiabli
wzięli.

—Czekaj,Adam!—Pawełniespodziewaniewstałzfotelaipodszedłdobrata.—W
końcuciotkapodzieliławszystko,comiała,międzynaszątrójkę.

—Willęzapisałanamdwóm,popołowie,azłotoAlicji—przytaknąładwokat.

—Każdyznasmawłasnąchałupę,więcdomektrzebabędziesprzedać.

-Doczegozmierzasz?

“8

—Jeślibiżuteriasięnieznajdzie,proponowałbymodpalićAlipodwieście,no,dwieście
pięćdziesiąpatoli.Myzbytnioniezbiedniejemy,adziewczyniisięnależy.

—Seriomówisz?—WgłosieAdamazabrzmiałiniedowierzanie.—Skąduciebietaki
przypłyvuczućrodzinnych?

—Maszcośprzeciwkotemu?

—Ależskąd!—zreflektowałsięadwokat.—Uważam,żepomysłjestcałkiemdobry.

—Dziękuję.—Bogojskazdołałajużzapanow.tnadsobą.—Tobardzoładniezwaszej
strony.

—Ktojakkto,alemyzawszesiędogadamy.-Adamzradościązatarłręce.—Wkońcu,
rodzina..,

—Tojednąsprawęmamyzgłowy—podsuniewałPaweł.

background image

—ZostałajeszczeMurasiowa—przypomnijsobieAlicja.—Ciociazapisałajej
cukiernicę,patenjkompletsztućcówistotysięcywgotówce.

—Nierozumiem,nacholerębylesprzątaćaprzedwojennesrebra!—Pawełżywo
zaprotestowa—Nawetsięnanichniepozna.

Moimzdaniemnileżałobybabęwybadać,czyciotkaczegośjejnobiecywała,ajeśli
nawet,tozawszemożemypowiJdzieć,żesrebrazniknęłyrazemzbiżuterią.

—Dajspokój!—Adwokatzbagatelizowałsprjwę.—Tonieżadnesrebra,tylkofrażety,
wdodatkwnienajlepszymstanie.Niewartosięoniekłócid

—Cukiernicajestumnie.Wubiegłymtygodnizłamałsięzawiasprzywieczkuiciotka
prosiła,z.<bymoddałdonaprawy.Nawetumówiłemsięjużzkolesiem,którymamito
zrobić.

—Naprawdętakcizależynatymrupieciu?

—Owszem.

—Cóż,ostateczniemyniemusimywiedzieć,costałosięzcukiernicą—ustąpiłAdam.
—Jakmyślisz,Alicjo?

—Paldiablicukiernicę—machnęłaręką.—Gorzej,żewrazzbiżuteriązginęły
pieniądzeciotki,aMurasiowastutysięcyniepodaruje.

—Proponujęskładkę.—Adwokatnamomentzawiesiłgłos.—Wypadniepotrzydzieści
trzypatolenagłowę.

—Jeżelijużmamyskładaćsięwetrójkę,tochybaproporcjonalniedoudziałuwschedzie
pociotce.—PawełznowuwziąłstronęBogojskiej.—Powiedzmy:mydwajpo
czterdzieścipięćtysięcy,aAlicjasymbolicznądychę.

—Zgoda—Adamniedyskutował.—Niechtakbędzie.

—Todajpokielichu.Najwyższyczasprzepłukaćgardło.

Adwokatbezdodatkowejzachętypodszedłdoukrytegowrogugabinetubarkuisięgnął
pocharakterystyczną,czworokątnąbutelkę.

—MożebyćJohnnieWalker?—zapytał:

—Jasne!—Pawełwyraźniesięucieszył.—Poproszępodwójnąibezlodu.

—Dlamnietylkotroszeczkę—zastrzegłasięAlicja.—Jestemwozem.

—Jednodrugiemunieprzeszkadza.

3—Szafirowekoniczynki

8

32

—Mimowszystkowolałabymnieryzykować.Adamnapełniłniewielkieszklaneczkiz
grubego,’

zielonegoszkła.Pawełskwapliwiechwyciłpierwszdzbrzeguizdwornymukłonem
podałjąBogojskiej.Uśmiechnęłasię

background image

mimowolnie.

—Potrafiszbyćmiły,kiedyniełykasztychswoichprochów.

—Kiedyśztymskończę—zapewnił.—Samwidzę,żetaktrzeba.Aha;kochanie,mam
jeszczema-|lenkąprośbę…

—Ocochodzi?

—CzytwójkochaśmógłbyskontaktowaćmniezjKubackim?Widzisz,spodziewamsię
kontroli.

VI

Mazurekziewnąłprzeciągle.Nadworzeszarzało,tuiówdziezaczynałyćwierkać
pierwszewróblejdookołaniebyłojednakwidaćżywegoducha.Porucznikpomyślałze
złością,żezamiastsiedziećprzeacałąnocwradiowozie,lepiejbyłowyspaćsięwd|

własnymłóżku.Zakląłszpetniepodnosem,przeirHknąłwzrokiemporównychszeregach
ciemnychokienwniewysokimbloku,przezmomentspogląda!bezmyślniena
chrapiącegownajlepszePozorskiego]wkońcuzerknąłwlusterko.Nagledrgnął.WKoj
chanowskiegoskręcałwłaśniejaskrawozielonyfordsierra.Silnikzawyłnawysokich
obrotach,zapiszczą-]łyopony,wóznabrał

gwałtownieprędkości,bypcniespełnadwustumetrachprzyhamowaćzfasonemprzed
obserwowanymprzezoficerablokiem.

Przezdobrepółminutynicsięniedziało.Wkońcuzfordawysiadładrobna,długowłosa
blondynkawwieczorowejsukience,achwilępóźniejwysoki,szpakowatymężczyznaw
jasnymgarniturze.Objęlisięwpółibezpośpiechuruszylidowejścianaklatkęschodową.
Obojemusielibyćpodniezłądatą,bozataczalisięodjednejstronychodnikanadrugą.

Mazurekbezceremonialniepotrząsnąłchorążegozaramię.

—Cosięstało?—Pozorskiotrzeźwiałniemalnatychmiast.—Ptaszkiwróciłydo
gniazdka?

—Mówiłeś,żeznaszAnkęWoźnicką.

—Pytanie!

—Tozerknijnatęmałą.

Towarzyszblondynkinajwyraźniejnabrałochoty,byjąpocałować,iparazforda
zatrzymałasięwdrzwiachwiodącychdoholu.

Chorążyspojrzałposłuszniewtamtymkierunkuinajegowąsatejtwarzypojawiłsię
szerokiuśmiech.

—Jasne,żeona—rzuciłpółgłosem.

—SzkodażetenjejkawalertonieDrzewiecki—westchnąłporucznik.

—Pewnopodłapałaklientaitaszczygonachatę—domyśliłsięPozorski.—Gdzieich
zdejmujemy,tuczywmieszkaniu?

—Niemacorobićwidowiskanaulicy—zadecydowałoficer.—Lepiejzałatwićsprawę

background image

wczterechścianach.-“■■■.

rnwojitwyibiO.ma

9

35

KiedyWoźnickazeswoimprzyjacielemweszławkońcunaklatkęschodową.Mazurek
wysiadł‘zfiata.Poczekał,ażPozorskizamkniedrzwiwozu,inieoglądającsięna
towarzyszaruszyłwkierunkujinteresującegoichmieszkania.Chwilępóźniejzna^

leźlisiępodznanymijużsobiedrzwiami.Oficełenergicznienacisnąłdzwonek.Razi
drugizadźwięJczałaskocznamelodyjka,nimszczęknęłaotwieranizasuwaiwprogu
pojawiłasięWoźnicka.Sukienkazdążyłajużzamienićnapółprzezroczysty

szlafroczekionocnejeskapadzieświadczyłjedynieniecirozmazanymakijaż.V,—Co
jest?—Wionęłaszerokągamąwypityitrunków.—Ktowastuprosił?

—Niepoznajemystarychznajomych?—Pozors’wysunąłsięprzedporucznikainie
czekającnaziproszeniewkroczyłdoprzedpokoju.—Nieładni*Aneczko,bardzo
nieładnie!

•—Panwładza?—Prawiewytizeźwiała.

—Chcielibyśmyotymi,owympogawędzić.

—Koniecznieteraz?—Zerknęłaniepewnienjdrzwiprowadzącedopokoju.—Nie
możnabytedprzełożyć?

—Nieprzychodzilibyśmyotakwczesnejporie

—Aleja…niejestemsama.

—Nieszkodzi.—Potwarzychorążegoprzeinknąłnikłyuśmieszek.—Kawaler,jeśli
kocha,poczelka.

—Toniebylekto—konfidencjonalniezniżyłgłos.—Powiempanomwzaufaniu…

—Aniu,coztobą?!—zgłębimieszkaniadobiegłpełenzniecierpliwieniamęskigłos.—
Ktocitamdupęzawraca?!

—Jużidę,kochanie.

—Przyłażątacy,diabliwiedząoktórej,iczłowiekowispokojuniedają.—Wprogu
pojawiłsięwłaścicielforda,byłtylkowspodniachipodkoszulku,awrękutrzymał
szklaneczkęzjakimśtrunkiem.—Niemożeszichodesłaćdodiabła?

—Milicja.—Mazurekbeznamiętnymgestemwyciągnąłlegitymację.—Przyokazji,
byłbymzobowiązany,gdybypanzechciał

okazaćswojedokumenty.

—Cotakiego?!—Mężczyznaażpoczerwieniałzezłości.—Jasobiewypraszam!Wynie
wiecie,kimjesiem!

—Niewiemy—zgodziłsięporucznik.—Ijeśliniedowiemysiętegonamiejscu,
spróbujemysprawęwyjaśnićunas,wUrzędzieSprawWewnętrznych.

background image

Chybaposkutkowało.Właścicielfordacofnąłsiędopokojuichwilępóźniejwróciłjużw
koszuliizmarynarkąpodpachą.

—Bandurskijestem—warknął,podającoficerowidowódosobisty.—Arkadiusz
Bandurski.

—Zapiszemy…

—Pocozarazzapisywać?—GośćWożnickiejcałkiemspuściłztonu.—Tępanią
poznałemprzypadkowo,jestemuniejpierwszyrazwżyciu.

9

—Muszępanazmartwić,alepaniAnnaczasembywanabakierzprawem.

—Niemiałemotymzielonegopojęcia.—Odjakdawnasięznacie?

—Odkilkugodzin.Spotkaliśmysięw„Adrii”,kilkadrinków,jeden,drugitaniecipan
rozumie…

—Takiejestżycie.—OficerwestchnąłciężkoispojrzałnaBandurskiegozdobrze
udanymwspółczuciem.—Darpansiępodpuścić.

—Właśnie.

•—Woźnickabyław„Adrii”samaczywliczniejszymtowarzystwie?

—Zkoleżanką,teżblondynką,tylkatakątrochęprzykości.

—Znapanjejnazwisko?

—Nibyskąd?Przecieżniepytałem.

—Cóż,tobyłobywszystko.—Mazurekzwróciłdokumentywłaścicielowiluksusowego
wozu.

—Tobyznaczyło,żejestemwolny?—Bandurskispiesznienałożyłmarynarkęizaczął
wiązaćkrawat.—Prawdępowiedziawszy,pragnąłbymzaczerpnąćświeżegopowietrza.

—Mamnadzieję,żejeślisięznowuspotkamy,toIwprzyjemniejszychokolicznościach.

—Kłaniamsiępanom!

—Fajans!—Woźnickanawetniepróbowałaukryćrozczarowaniaizłości.—Miałam
trafićnatejIIznajomościkupęszmalu,awyszło,żepółnocytyra-Iłamzafrajer.
Chwaliłsię,pętak,ktotonieon,H

aprzedwamiomałowportkiniezrobił.Szlagbygotrafił!

—Ryzykozawodowe.—Porucznikanimyślałwspółczućprostytutce.—Trzebabyło
znaleźćlepszegoklienta.

—Towszystkoprzezwas!Pocoprzyszliście?

—Niedomyślasiępani?

—Nibyskąd!

—Możejeszczepanipowie,żeniesłyszała,cozrobiłDrzewiecki.

background image

—ChodzioFranciszka?

—Niewydajemisię,żebymiałbrata.

—Awięctojegoszukacie—zrozumiaławreszcie.—Ktośdoniósł,żeFranciszekspału
mniezeszłejnocy,istądtawizyta.

—Otóżto.

—Aleprzecieżterazgoumnieniema.

—Możejeszczewróci.

—Niesądzę.Mówił,żemakłopoty.ChciałwyjechaćzWarszawy.

—Dokąd?

—Gdzieśnawybrzeże,chybadoTrójmiasta,aleniedamgłowy.

—Ktobędziewiedziałdokładniej?

—NajprędzejadwokatDrzewieckiego.Franciszekwybierałsiędoniego,dozespołu.

—Znapanijegonazwisko?

—Jasne—uśmiechnęłasięmimowolnie.—TomecenasAdamLeszczyniak.

10

Dosiódmejbrakowałojeszczekwadransa,kiedysłużbowyfiatMazurkaiPozorskiego
zatrzymałsięprzedokazałym,piętrowymbliźniakiemprzyjednejzwąskichuliczek
Sadyby.Sporychrozmiarówmetalowatabliczkaprzyfurtceinformowała,że’mieszkatu
adwokatAdamLeszczyniak.Poruczniknacisnąłdzwonekichwilępóźniejcichybrzęczyk
oznajmiłprzybyłym,żemogąwejść.

Gospodarznawetniepróbowałtaićzaskoczenianieoczekiwanąwizytą.Jeszczenie
ogolonyiwpiżamiepoprosiłgościdogabinetu.

—Niemyślałem,żepanowietakwcześniezaczynaciepracę—zagadnąłuśmiechającsię
zdawkowo.—Możnawiedzieć,co

panówdomniesprowadza?

—Pragnąłbymdowiedziećsięczegośojednymizpańskichklientów.—Mazurekuznał,
żelepiejodrazuprzystąpićdorzeczy.

—Okogochodzi?

—PrzypominapansobieniejakiegoFranciszkaDrzewieckiego?

—Drzewiecki?—Adwokatzmarszczyłbrwiiprzezdłuższąchwilętrwałwmilczeniu.
—Ach,prawda!—przypomniałsobiewreszcie.•—Broniłemgow.sprawieowłamanie,
aprzedkilkomamiesiącamiuzyskałemdlaniegowarunkowezwolnienie.

—Comógłbypanonimpowiedzieć?

—Dośćtypowyprzedstawicielwarszawskiego’półświatka,choć,mówiącprawdę,
widziałemwieluj

10

background image

znaczniebardziejzdemoralizowanych.GdybystworzyćFranciszkowiodpowiednie
warunki,możeniewróciłbynadrogę

przestępstwa.

—Obawiamsię,żejestpanzbytnimoptymistą.

—CzyżbyDrzewieckiznowupopadłwkolizjęzprawem?

—Apanotymniewie?—porucznikudałzdziwienie.—Przecieżpańskiklientbył
wczorajupanawzespoleadwokackim—

zaryzykowałblef.

—Toznaczy,żemapecha.—Leszczyniakuśmiechnąłsięblado.—Akuratwczorajnie
mogłemprzyjśćnadyżur.Panrozumie:sprawyrodzinne…

—Niewykluczone,żeDrzewieckijeszczespróbujeskontaktowaćsięzpanem.

—Jeślitakuczyni,afaktyczniemacośnasumie-‘niu,spróbujęgonakłonić,by
dobrowolniezgłosiłsi£doUrzęduSprawWewnętrznych.

—Niesądzę,żebypanaposłuchał.

—Nibydlaczego?

—Tymrazemwgręwchodzicoświęcejniżzwykłewłamanie.

—Zaraz,zaraz!—Adwokatobrzuciłbacznymspojrzeniemporucznika,poczym
przeniósłwzroknachorążego.—Przecież

panowieprowadzicieśledztwowsprawiemojejtragiczniezmarłejciotki!

—Zgadzjsię.

—IpodejrzewacieDrzewieckiego?!Ależtoabsurd!Nigdywtonieuwierzę.

41

VII

42

Minęłodobrychkilkaminut,nimFranciszekodważyłsięruszyćzmiejsca.Zdusząna
ramieniuwszedłnaklatkęschodową.Tuniewytrzymałiwkilkususachznalazłsięna
drugimpiętrze.Nerwowonacisnąłdzwonek.Woźnickaotworzyłamuniemalnatychmiast.

—Glinycięszukają!—;rzuciłazduszonymszeptem.—Bylitu.

—Wiem,widziałemichprzedblokiem.—BezceremonialnieodepchnąłAnkę,wsunąłsię
doprzedpokojuizatrzasnąłzasobądrzwi.—Jedenznichtoten,któryostatniowrzucił
mniezakratki.

—Jasnacholera!

—Comówili?

—Nictakiego.Chcielitylkowiedzieć,gdziejesteś.

—Aty?

background image

—Udałamgłupią.Kazałamimpytaćociebietwojegoadwokata,apotempojechaćnad
morze.

—PopiorunawysłałaśichdoLeszczyniaka?

—Cośmusiałampowiedzieć,żebymidalispokój.Azresztąniebójbidy.Tenmecenas,to
cholerniecwanapapuga,niedasiępodejść.

—Mamnadzieję.

—Gorzej,żeonimogątuwrócić.

—Jakamenwpacierzu.—Drzewieckiodruchowozniżyłgłos.—Ranyboskie,przecież
onimniewkońcuzłapią!—zgrzytnął

zębami.—Złapiąipowieszą!

DrzewieckiciężkopowłóczącnogamiskręciłwKochanowskiego.Porannesłońce
świeciłoostro,alemiastonierozbudziłosięjeszczeiulicebyłypuste.Nawidokbloku,w
którymmieszkałaWoźnicka,Franciszekpodświadomieprzyspieszyłkroku,natychmiast
jednakzreflektowałsię,zwolniłipochwiliprzystanąłprzyzamkniętymotejporze
kiosku.Uważnymspojrzeniemzlustrowałzaparkowanewpobliżusamochody,potem
przezkilkasekundwpatrywałsięwwejścienaklatkęschodową.Wkońcuuznał,żedroga
wolna,imiałwłaśniezamiarruszyćdalej,gdyzblokuwyszlidwajubranipocywilnemu
mężczyźni.Drzewieckipoczułnaplecachnieprzyjemnydreszcz.Mógłbyprzysiąc,że
jednegoznichjużkiedyświdział,itowniezbytprzyjemnychdlasiebie
okolicznościach…

Niespuszczałwzrokuzidącychszybkimkrokiemmężczyzn,którzyzmierzaliwkierunku
zaparkowanegowpobliżuszaregofiata.

Wchwilępóźniejzazgrzytałsilnikiwózzacząłnabieraćprędkości.Drzewiecki
najchętniejpuściłbysięcosiłwnogachdoślepejucieczki,wostatnimmomenciezdał
sobiejednaksprawę,żebyłbytopoczątekkońca.Przylgnąłdościanykioskuizamarłw
bezruchu.Niczymnazwolnionymfilmiewidział,jaksamochódprzejeżdżatużobok,
oddalasięwstronęnajbliższego

skrzyżowania,wkońcuskręca.

11’*

—Przestańsięwreszciemazgaić!—Chwyciłagozarękęipociągnęładopokoju.—Co
ty,babaczychłop?!

—Alecojamamrobić?Corobić?—powtórzyłpłaczliwie.—Aneczko,kochana,
pomóż!

PopatrzyłanaFranciszkaspodoka.Doszładowniosku,żerozkleiłsięzupełnie,żenie
potrafiwziąćsięwgarść.Przezchwilęzastanawiałasięcorobić.Wkońcusięgnęłado
regałuponiepełnąbutelkęczystejidwieszklanki.Sobienalałaledwonadno,reszta
przypadłaDrzewieckiemu.

—Masz,wypij!—Uśmiechnęłasięzachęcająco.—Tocidobrzezrobi.

Bezzastanowieniachwyciłszklankęijednymhaustemwypiłjejzawartość.Woźnicka

background image

zrobiłatosamo;Podeszładooknaiotworzyłajenacałąszerokość.Przezchwilępełną
piersiąwdychałaświeżepowietrze.WkońcuodwróciłasiędoFranciszka.

—Zamiasthisteryzować,trzebaspokojniepomyśleć—powiedziałatwardo.—Nie
możeszbezkońcaszwendaćsiępomieście,boprędzejczypóźniejktościęnamierzy.
Najlepiejbybyło,gdybyśnajakiśczaszniknął.

—Dobrzeciradzić!—Wódkasprawiła,żepanowałjużnadsobą,dalejjednakwidział
swąprzyszłośćwczarnychbarwach.—

Samwiem,żepowinienemsięulotnić.Sękwtym,żeniemamdokądPójść.

—Niechcipomożegość,którynadałtamtąrobotę.

—Nieżartuj!

—Mówięcałkiemserio.Przecieżjakbyco,jegoteżzamkną.Niewykluczonenawet,żez
tegosamegoartykułu.

.—Onniechciał,żebystarejcośsięstało.

—Rozmowabyławczteryoczy?

—Jasne.

—Wtakimrazieonmożemówićswoje,atyswoje.—Obojętniewzruszyłaramionami.
—Chybaże…—zawiesiłagłos.

—Żeco?

—Żeodpoczątkuzamierzałeśkropnąćstarą,aterazstrachcięobleciałichceszwykręcić
sięsianem.

—Anka!—Drzewieckiposiniał,naczolewystąpiłymużyły,awoczachpojawiłaSię
dzikafuria.—Jacię…

—Stulpysk!—Błyskawicznymruchemsięgnęłapoleżącąnaoknietorebkęiwsunęłado
niejrękę.—Zemnącitakłatwoniepójdzie.

—Ależ,Aneczko!—Franciszekoklapłnagle.—Jabymcięnawetpalcem…Uwierzmi,
musiszmiuwierzyć!Tęstarątoprzecieżnieja…

—Wporządku.—Spróbowałasięuśmiechnąć,nieodłożyłajednaktorby.—Oboje
jesteśmyzdenerwowani.

—Właśnie.

—Pogadaszztamtymfacetem?

—Chybaniemaminnegowyjścia.

11

—Ijeszczejedno.—WoczachWoźnickiejzamigotałymściwebłyski.—Ktoświedział,
żenocowałeśumnie,isypnął.Omaływłoscięniedrapnęli,ajastraciłamdobrego
klienta.Nieuważasz,żebydlakowinależałabysięnauczka?

—Jatozałatwię.—OstatniesłowaDrzewieckiegozabrzmiałyjakośzimno.

background image

—Domyślaszsię,czyjatosprawa?

—Tylkodwieosobywiedziały,żebędęuciebie.

—Wybórniewielki.

—Mniejszyniżmyślisz.Wujaszekprędzejdałbysięporąbać,niżsprzedałbymnie
glinom.ZostajetylkoBieliński.

Minęłydobretrzykwadranse,zanimFranciszekdotarłnaulicęKlaudyny.Idąc.wstronę
blokuBielińskiegomijałmniejszeiwiększegrupkispieszącychdopracy,nigdziejednak
niedostrzegłniebieskiegomunduru,cowrazzwypitymuWoźnickiejalkoholemznacznie
poprawiłomusamopoczucie.Widmomilicyjnegopościgustałosięjakgdybymniej
realne,takżeDrzewieckibezobawwkroczyłnaklatkęschodową.Wjechałnasiódme
piętroienergiczniezadzwonił.Chwilępóźniejusłyszałszczęk

zakładanegołańcucha,drzwiuchyliłysięiprzezpowstałąszparęwyjrzałaotulonaw
szlafrokblondynka.

—Toty?—NawidokFranciszkaprychnęłaniczymrozjuszonakotka.—Wynośsięstąd!

—Pocotenerwy,kochanie?—Uśmiechnąłsięobłudnie.—Oddajtylkoliścik
Zbyszkowi,ajazmy-|^fhT.^‘Qibo■h’,A-.sinnyoiv

ni.ua

<>A…

Wyciągnąłzkieszenispodnipomiętąkopertęipodsunąłjądoszparymiędzydrzwiamia
framugą.Niepodejrzewającpodstępusięgnęłapolist,wtymjednakmomencie
Drzewieckichwyciłjązaprzegub.BrutalneszarpnięcieirękaprzyjaciółkiBielińskiego
znalazłasięnazewnątrz.Terazzcałejsiłypociągnąłdrzwikusobie.

—Otwieraj!—warknąłniezbytgłośno,alewystarczającowyraźnie,byzrozumiała,oco
chodzi.—Tylkoniedrzyjmordy,bobędzieszmiałałapuchnęwgipsie.

—Boli!—jęknęła.—Boże,mojaręka!

—Zdejmijłańcuch.

—Zrobięwszystkocokażesz…

Popuściłniecodrzwiimomentpóźniejusłyszałszczękodpinanegołańcucha.Jednym
susemznalazłsięwprzedpokoju,

odepchnąłnabokprzerażonąblondynkęiwyrwałześcianysznurodstojącegopod
wieszakiemtelefonu.

—Gdzieonjest?

Bezsłowawskazaładrzwidołazienki.Drzewieckiotworzyłjekopniakiemiwpadłdo
środka.Bielińskistałprzedlustremznamydlonątwarzą.Odwróciłsiędo
nieoczekiwanegogościainagleskamieniałzprzerażenia.

—Toty,Franiu?—Słowaledwoprzecisnęłymusięprzezgardło.

—Myślałeś,bydlaku,żejużmnieprzymknęli?!—DrzewieckichwyciłBielińskiegoza
klapyodpiżamy

12

background image

ipotrząsnąłnimjakworkiem.—Samimpowiedziałeś,gdziemnieszukać,nonie?

—Wżyciu!—Pasergorączkowozaprzeczył,alerozbiegane,wylęknioneoczy
świadczyływymownie,żeniemówiprawdy.—JakBogakocham!

—Łżesz!

—Byliumnie,tofakt.—Ażskurczyłsięwsobie,—Mówili,,żeostatniskokodstawiłeś
namokro.

—Atyzestrachuprzypucowałeś,żejestemuAnki?

—Coty,Franiu!Niepisnąłemnawetsłóweczka.

Krótki,mierzonyciosprostowszczękęrzuciłBielińskiegonaumywalkę.Wspornikinie
wytrzymały,rozległsiębrzęktłuczonejporcelanyi-pozbawionaoparciapaserrunąłjak
długinakafelkowąpodłogę]

—Przypucowałeś?!—Drzewieckiniezbytsilni*trąciłgonogą.—Gadaj!

—Bałemsię!—Bielińskiżałośniepociągnąłnonsem.—Oni“grozili,żeprzyłożąmi
współudział.

—Ścierwo!—Drzewieckisplunąłzbezgranicznipogardą.—Takiemuszkodanawet
kosąpożebracflprzeciągnąć.

—Franiu,janigdywięcej…

—Pamiętaj,bojeślinawetmniewsadzą,tokoledzyzostaną.Prędzejczypóźniejktośsię
ztobąrozliczy.

Drzewieckicofnąłsiępółkroku,byzrobićtrochęmiejscapaserowi.Tenotarłrękawem
piżamynamy<łIbnątwarziniezdarniedźwignąłsięnanogi.Wida]było,żezwolna
zaczynadochodzićdosiebie.

48

—Potrzebaciczegoś?—zapytałFranciszka.—Jakbyco,towalprostoz
mosturChciałbymjakościwynagrodzić…

—Pożyczstówę.—Drzewieckinawetsięniezastanawiał.

—Ile?—Bielińskiwytrzeszczyłoczy.—Przysobieniemamnawetpołowy.

—Ostateczniemożebyćpięćdziesiąttysięcy—zgodziłsięFranciszek.—Zwrócę,jak
sprawaprzyschnieistanęnanogach.

—Niechjużbędzie.—Rozbitaszczękamusiałanielichodokuczaćpaserowi,bodłużej
nieoponował.—Idźdopokojuichwilęzaczekaj.Muszędoprowadzićsiędoładu.

Dochodziładziesiąta,kiedyDrzewieckiwysiadłzdusznego,zatłoczonegoautobusui
wolnymkrokiemruszyłwąskimiuliczkamiSadyby.Niebywałtuczęsto,toteżparęrazy
musiałpytaćodrogę,nimdotarłdobliźniakabraciLeszczyniaków.Wpierwszym
odruchuchciałnacisnąćdzwonekprzyfurtce,przyszłomujednakdogłowy,żeniebyłoby
tonajlepszerozwiązanie.Rozejrzałsiębaczniedookoła,‘aniewidzącnikogowpobliżu,

background image

jednymsusemprzesadziłogrodzenie.Chyłkiemprzemknąłwzdłużścianypołówki
bliźniaka,jednozokienniebyłodomknięte.Bez-namysłupodciągnąłsięnarękachi
momentpóźniejznalazłsięwśrodku.

Wroguobszernegopokojustałkolorowytelewizorzachodniejprodukcji,dwieściany
zajmował

-ŁSMfirowekóntaynkr

komplethiszpańskichregałów,aumeblowaniadopełniałydwagłębokiefoteleiciężko
wyglądającakanapa.Wszędziepanował

nieład.Nadywanieisprzętachwalałysięnajrozmaitszeczęścigarderoby,podkanapą
dostrzegłdwiepustebutelkipokonia-kach,anaparapecieijednymzregałówstały
brudnekieliszki.

Przeszedłdoniewielkiegoholu,potemwdrapałsięnapierwszepiętro.Wsypialniwielkie,
robionechybanazamówienie,łożeniebyłoposłane,właziencenapodłodzeleżał
zakrwawionyręcznikijednorazowastrzykawka.Franciszeknachyliłsię,byjąpodnieść,
kiedyzdołudobiegłgoszczękotwieranegozamka.Wycofałsięzłazienkiistanąłu
szczytuschodów.DoholuwchodziłwłaśniePawełLeszczyniak.

—Zamknijdrzwiiniedrzyjmordy!—ZarządziłpółgłosemDrzewiecki.—Mamydo
pogadania.

—Przyszedłeś?—WoczachLeszczyniakapojawiłysięzłebłyski.—Ajużmyślałem,że
zobaczęciędopieronastryczku.

—Prędzejtytrafisznaszubienicę!—Franciszekażzgrzytnąłzębami.—Wrobiłeśmnie,
bydlaku!

—Dobresobie!—Pawełbezcieniastrachuzacząłwchodzićnagórę.—Zakatrupiłeśmi
ciotkęijeszczesięstawiasz?!

—Janikogoniezabiłem.

—Znaczy,żestarasamawalnęłasiępołbie?—PozaciśniętychwargachLeszczyniaka
przemknąłdrwiącyuśmieszek.—Nieróbzemniedurniał

50L

—Równiedobrzemogłobyćitak,żetysamkropnąłeściotkę,zabrałeśzłoto,amnie
napuściłeśnaskok,żebybyłonakogozwalić.

—Paranoja!—PawełstanąłnawprostDrzewieckiego.—Przynajmniejprzedemną
mógłbyśniegraćtejkomedii.Śledczemuniemusiszsięprzyznawać,alejawiemswoje.

—Ilerazymamcipowtarzać,żejastarejnawetpalcemnietknąłem.Kiedywlazłemprzez
oknodosaloniku,onajużbyłasztywna.

—Niezabiłeśjej?—WgłosieLeszczyniakaporazpierwszyzabrzmiałanutka
niepewności.

—JakBogajedynegokocham!

—Acozezłotem?

background image

—Komódkabyłapusta.

—Niewierzę.

—Nibypojakącholeręmiałbymciwstawiaćfar-mazony?Gdybymfaktyczniezakatrupił
twojąciotkęirąbnąłbiżuterię,prysnąłbymzezłotemzWarszawy,anieprzyłaziłdo
ciebie.

—Tonawettrzymasiękupy.

—Samwidzisz.

—Alejeślinietyzałatwiłeśstarą,toktotozrobił?

—Skądmogęwiedzieć.Zresztąobchodzimnietotylecozeszłorocznyśnieg.Mam
własnekłopoty.

—Mianowicie?

—Glinymusiałyzwąchać,żebyłemtamwnocyzsobotynaniedzielę.Chcąmnie
przyskrzynić.

—Jacięniezasypałem.

912

—Mamnadzieję,bojakbyco,tyteżbyśtrafiłdopudła.

—Takiebuty?—PawełniewziąłsobiedosercaniedwuznacznejgroźbyFranciszka.—I
uważasz,żeuwierzonobykryminaliście,aniepowszechnieszanowanemu
rzemieślnikowi?

—Nigdyniewiadomo.

—Sękwtym,żeniewiadomoteż,ktowkwietniuobrobiłpewnegolistonoszana
Wrzecionie,awmajuwłamałsiędowilłinaSaskiejKępie.Milicjawielebydała,gdyby
ktośjejpodpowiedział,czyjetosprawki.

DrzewieckispojrzałnaLeszczyniakaznienawiściąizacisnąłpięści.Chciałcoś
odpowiedzieć,wostatnimjednakmomencieuznał,żelepiejdaćzawygraną.

—Wporządku—wycedziłprzezzaciśniętezęby.—Jatylkożartowałem.

—Jarównież.—Pawełuśmiechnąłsiępółgębkiem.—Wkońcucomnieobchodzijakiś
listonoszalbowilla.

Namomentobajumilkli.Niewierzylisobienawzajem,jednakzrozumieli,żedawnei
świeżeurazymusząpójśćwkąt,bonajrozsądniejbyłobyzawrzećpaktonieagresji.

—Pomożeszmi?—FranciszekprzypomniałsobieradęWoźnickiej.—Milicjadepczemi
popiętach,ajaniemamgdziesiępodziać.

—Potrzebujeszforsy?

—Raczejjakiegoślokumnamiesiąclubdwa.

—Tobysiędałozałatwić.—LeszczyniakniemalprzyjaźniepoklepałDrzewieckiegopo
ramieniu.

background image

Jedenkoleśwyjechałnadłużejzkrajuizostawiłmikluczeodswojejdaczy.Stoipusta,
mógłbyświęcwniejtrochępomieszkać.’

—Powiedztylkojaktamtrafić.—Franciszekodetchnąłpełnąpiersią.

—Toniedaleko,wDziekanowie.—Pawełporozumiewawczoprzymrużyłoko.—Jeśli
chcesz,zarazciętamzawiozę.

—Dziękujęci,stary!

—Czegonierobisiędlakumpla…Alemusimysiępospieszyć.Wyjdźprzeddomi
otwórzbramę,ajatymczasemwyprowadzęwózzgarażu.

Drzewieckinieczekałnadodatkowązachętę.Bezsłowaruszyłdowyjściaichwilę
późniejstałjużnachodnikuprzedotwartąbramą,czekająccierpliwie,ażPawełuporasię
zpodnoszonymidrzwiamigarażu.Właśniemiałzamiarzaproponowaćmuswąpomoc,
kiedyprzedbliźniakiemprzyhamowałapopielatałada.WysiadłzniejAdamLeszczyniaki
dwornieotworzyłdrzwiBogojskiej.DopieroterazspostrzegliFranciszka.

—Copanasprowadza,panieDrzewiecki?—Adwokatzmierzyłkryminalistębacznym
spojrzeniem.—Znowupanpopadłw

tarapaty?

—Mampecha,paniemecenasie.

13

—Delikatniepowiedziane—żachnąłsięLeszczy-jniak.—Czypanwie,żeszukapana
milicja?

—Bylijużupana?

—Owszem,ichcieli,abympananakłoniłdodobrowolnegozgłoszenia.

—Toniewchodziwrachubę.

—Mamnadzieję,żepanwiecorobi…Atakmiędzynami,czytowłamaniedowillina
DygasińskiegfjizabójstwoMieczysławyPłateckiejtorzeczywiści*pańskasprawka?

—Bógmiświadkiem,żeniemiałemztymniwspólnego—zapewniłFranciszek.—
Zresztąpalchybawie,żejanigdybymniezabiłczłowieka.

—Wierzępanu.—Adwokatuznałsprawęzawyjaśnioną.—Icopanzamierzarobić?

—PostaramsięzniknąćzWarszawy.

—Nawetniegłupierozwiązanie.—Leszczyniezaprobatąpokiwałgłową.—Milicja
będziemiał!czas,byzrozumiećswojąpomyłkę.

•DrzewieckiskłoniłsięwmilczeniuiruszyłwstrrjnęotwartegojużgarażuPawła
Leszczyniaka.Momentpóźniejusłyszał

warkotzapuszczanegosilnik.1

—Adam,coztobą?!—Alicjazdążyłaotworzyfurtkęioddobrejminutystałaprzy
drzwiachprciwadzącychdomieszkaniaadwokata.—Przeciewiesz,żesięspieszę.

—Jużidę,kochanie!—LeszczyniakskwapliwipodążyłzaBogojska.—Wybacz,ale

background image

musiałemi,mienićdwasłowazklientem…

VIII

—Dostałemwezwanie.—Drobny,pięćdziesię-ciokilkuletnimężczyznaorzadkich,
siwiejącychwłosachiniemalfioletowym

nosiezatrzymałsięniepewniewprogupokoju.

—Siadajcie,Klusik.—Mazurekwskazałprzybyłemukrzesło.

—KiedyBógmiświadkiem,niewiemocochodzi.—Wezwanymimowszystkowolał
pozycjęstojącą.

—Mamdowaspytanie.

—Słucham,paniewładzo.

—Corobiliściewsobotęwieczorem?

—Piłem—odpowiedźbrzmiałarozbrajającoszczerze.

—Ukogo?

—UJankaLebiody.

—Gdzieonterazmieszka?

—Wtymwysokimblokunadkanałkiem,przyKrasińskiego.

—Byliścietylkowedwóch?

—PrzyszedłteżKazikSękacz.

—Cowastaktrzebaciągnąćzajęzyk?—zniecierpliwiłsięporucznik.—Opowiedzcie
wszystko,jakbyło.

—Kiedytuniemanicdoopowiadania.Niebyłocorobićprzysobocie,tozarządziliśmy
zrzutkęikupiliśmydwalitry.Człowiekgolnąłsobiepodhumo

14’

54

rek,pogadałostarychPolakach,apotemgrzeczniwróciłdodomu.

—Chybajednaknietakgrzecznie,skorolegitymowanowasnaPromyka.

—Czytomojawina,żeilekroćjedzieradiowózzawszewładzamażyczenieobejrzeć
mojepapiery—Klusikuśmiechnąłsięrozbrajająco.—Wkaż-dymraziewszystko
szybkosięwyjaśniłoinockspędziłemwewłasnymłóżku.

—Czemuwłaśnietamtędywracaliściedodomu?

—Anibyktórędymiałemwracać?Przecieżparwie,żemieszkamprzvGwiaździstej.

—Bliżejbyłobywzdłużkanałku.

—Raptemdwieminutyróżnicy.

—Sękaczniewracałzwami?

background image

—OnwolałzostaćnanocuJanka.

—OktórejwyszliścieodLebiody?

—Czyjawiem?—Przesłuchiwanypodrapałsiwgłowę.—Żadenznasniepatrzyłna
zegarek,i

—Legitymowanowasokołodwudziestejtrzeciej

—Skorotakpantwierdzi…

—Słyszeliście,żemniejwięcejwtymsamymczasiedokonanowłamaniadowilliprzy
Dygasińskiego

—Proszę,proszę!—Słowaoficeraniewywa*’naKlusikuwiększegowrażenia.—Awie
palprzynajmniejczyjatosprawka?

.—Miałemnadzieję,żewymipowiecie.

—Dlaczegowłaśnieja?Czymisięktochwalkiedyodstawiwłamanie?

—No,dobrze.—Mazurekdałzawygraną.—Jesteściewolni.

—Kłaniamsięuniżeniekochanejwładzy!—Przesłuchiwanyodetchnąłzwyraźnąulgą.

—Aha,jeszczejedno—przypomniałsobieporucznik.—Powiedzciemi,kiedyostatnio
widzieliścieDrzewieckiego?

—Jakiśtydzieńtemu.Wypiliśmypopiwkuw„Jaskółce”,aleFranciszekgdzieśsię
spieszył,więcnawetniepogadaliśmysobie.

Niespełnagodzinępóźniejoficerstanąłprz»ddrzwiamijednegozmieszkańwnie
najnowszymblokuprzyulicyMickiewicza.

Otworzyłamuszczupła,drobnakobiecinaorzadkich,siwychwłosachipooranym
głębokimibruzdamiczole.

—PaniMurasiowa?JawzwiązkuztragicznąśmierciąMjeczysławyPłateckiej.

Zaprowadziłaporucznikadoskromnieumeblowanegopokoju,posadziłaprzyniewielkim
stoliku,apochwilipostawiłaprzednimszklankęświeżozaparzonejherbaty.Dopiero
terazsamazdecydowałasięzająćmiejscenaprzeciwkogościa.

—BiednapaniMieczysława!—Pokiwałagłowązeszczerymsmutkiem.—Najgorszemu
wrogowinieżyczyłabymtakiejśmierci.

—Niebałasięmieszkaćsama?—zagadnąłoficer.

—Nierazpytałamotostarsząpanią,aleonazawszemówiła,żenadłuższąmetękażde
towarzystwojąmęczy.

1

r£14

—NaŻoliborzunotujesięwielewłamań,apaniPłateckatrzymaławdomucenną
biżuterię—nieustępowałMazurek.—Mogłasprawićsobiechociażpsa.

—Nigdynieprzepadałazazwierzętami—wyjaśniłaMurasiowa.—Twierdziła,żetylko

background image

brudząiwmieścieniemaznichżadnegopożytku.

—Nawetniepostarałasięokratywoknach.

—KiedyśpaniBogojskanamówiłająnakraty,zgodziłanawetfachowca.

—Icosięstało?

—PaniMieczysławazachorowała,bliskonvesiąćleżaławszpitalu,apopowrocienie
chciałajużsłyszećokratach.

—Pamiętapani,codolegałowówczasPłateckiej?

—Chybacośzsercem,apozatymstalechorowałanacukrzycę.

—Powyjściuzeszpitalapozostawałapodopiekąporadni?

—Starszapanimiałazaufaniewyłączniedodok-jtoraBobrowskiego.Zresztątrzeba
przyznać,że,wraziepotrzebyodwiedzał

chorącodziennie.

—Wdzisiejszychczasachtorzadkość.

—PaniMieczysławataksiędoniegoprzyzwyczaiła,żenawetkiedyprzeszedłna
emeryturę,niechciałazmienićlekarza.

Ostatniozdarzałosięteż,żezapraszałagopoprostunaherbatę.

—Chętniekorzystałztychzaproszeń?

—Czemumiałbyniekorzystać?Pocałychdniachsiedzisamjakpalec.

—CzęstoprzychodziłapanisprzątaćuPłateckiej?—Porucznikzdecydowałsięzmienić
temat.

—Codrugidzień.

—Wtymczasieniezauważyłapaniniczegopodejrzanego?

—Nierozumiem?

—Chodzimioto,czyniktniezaglądałpodbylepretekstem,niewystawałnaulicy,nie
wypytywałpaniowyposażeniewillialboozwyczajestarszejpani?

—Nieprzypominamsobie.

—Amożewpadłpaniwokoktóryśztychmężczyzn?

MazurekwyciągnąłzkieszenikilkazdjęćipodałjeMurasiowej.Wzięłajezlekkim
wahaniemizaczęłauważnieprzyglądaćsiętwarzom.Porucznikbacznieobserwował
kobietę,ależadnazfotografiiniewywarłananiejwiększegowrażenia.Wkońcu
obojętnieodłożyłazdjęcianastolik,przyktórympiliherbatę.

—Żadnegoznichniewidziałam—zapewniłaoficera.

—Szkoda.

—CzyżbytowłaśniektóryśztychtypówzabiłpaniąMieczysławę?—wyraźniesię
zaniepokoiła.

background image

—Śledztwojestjeszczewtoku—odparłwymijająco.—Dlategomusimyprzesłuchiwać
wszystkichkrewnychiznajomychpaniPłateckiej,atakżesprawdzaćalibiróżnych
łobuzów.

—NiechpanporozmawiazAdamemLeszczynia-kiem—podpowiedziała.—To
adwokat,znasięnaludziach.

—Częstoodwiedzałswojąciotkę?

—Raznatydzień,czasemrzadziej.

—Ajegobrat,Paweł?

—Toniesąrodzenibracia—konfidencjonalniezniżyłagłos.—Najmłodszazsióstrpani
Płateckiej,świętejpamięcipaniMagdalena,wyszłazamążzawdowca,niejakiego
BernardaLeszczyniaka.PanAdambyłjegosynemzpierwszegomałżeństwa.

MurasiowanajwyraźniejmiałazamiarwprowadzićMazurkawtajnikikoligacji
rodzinnychMieczysławyPłateckiej,aleprzerwałjejdonośnydzwonekprzydrzwiach
wejściowych.Zerwałasięzkrzesłainadzwyczajżwawo,jaknaswojąsześćdziesiątkęz
okładem,pobiegładoprzedpokoju.Momentpóźniejwotwartychdrzwiachpojawiłasię
Bogojska.

—Dzieńdobry,paniJadziu—zaczęłaspiesznie.—Przepraszamzanajście,ale
pomyślałamsobie,żeskoromapaniterazwięcejczasu,mogłabypanizająćsięwilląpana
Mareckiego._^

—Toduzydom.—WgłosieMurasiowejdałosięwyczućniezdecydowanie.

—NiewielewiększyniżciociMięci,adotego,comiałapaniuniej,dołożylibyśmyz
tysią“człotychmiesięcznie

—Awystarczyłobyposprzątaćcodrugidzień?

—Napewno

15

—No,dobrze—zgodziłasięMurasiowa.—Odkiedymamzacząć?

—Najlepiejodjutra.—Alicjasięgnęładotorebki.—Tusąklucze,aadrespanizna.

—Będęrano,oósmej

—Jerzysięucieszy…O,panporucznik!—DopieroterazBogojskazauważyłaoficera.
—Złapałpanjużtegobandziora?

—Totylkokwestiaczasu—zapewnił.

—Bardzobymchciała,żebysiępanuudało.

—Przyokazji—zachęcającymgestemwskazałrozłożonenastolikufotografie—może
izucifabypaninatookiem?

Niedałasięprosić.Usiadłanakrześle,zajmowanymjeszczeprzedchwiląprzez
Murasiowa,izaczęłaprzeglądaćzdjęcia.Trzypierwszeniewzbudziłyjejzainteresowania,
aleprzyfotografiiDrzewieckiegowyraźniesięzawahała.

background image

—Widziałajużpanitegomężczyznę?—Mazurekzareagowałnatychmiast.

—Takmisięwydaje—przytaknęłamachinalnie.—Chociaż,prawdępowiedziawszy,
niedałabymgłowy…

—Zdjęcieniejestnajnowsze.Terazmożeonwyglądaćniecoinaczej.

—Nigdyniegrzeszyłampamięciądotwarzy—usprawiedliwiłasięprzedoficerem.—
Czasemzdarzamisięnawet,żena

znajomychpatrzęjaknaobcych.

61

—Nieprzypominasobiepani,gdzieikiedymogłagospotkać?

—Niestety—westchnęła.

—Wielkaszkoda.

—1mniejestprzykro.—PodniosłasięzmiejsJca.—Ale,ale!Jateżmamdlapana
fotografięJ—SięgnęładotorebkiipodałaMazurkowinienajnowszezdjęcie.—Kiedyś,
przyokazjijakiejśim-]prezy,ciociapożyczyłamiszafirowekoniczynkiJJeślipańskim
kolegomudasięzrobićpowiększeńnie,będziepanwiedział,jakwyglądałytekolczyki.I

Porucznikspojrzałnafotografię.UśmiechniętaAlicjatrzymałapodrękęszczupłego,
przystojnegcbrunetazdelikatnymwąsikiem.

—TochybaniejestpanMarecki?—zapytamimowolnie.

—Jegostarszybrat,Benedykt.—Wyraźnieposmutniałanasamowspomnienie.—On
już‘nieżyje

—Przepraszam—zreflektowałsięoficer.—/zazdjęcieserdeczniedziękuję.—Jedenz
kolczykówbyłnawetdosyćwyraźny.—

Dowstępneidentyfikacjiwystarczy,apóźniejitakpokazemkomuśzpaństwaodzyskaną
biżuterię.

Bogajskapożegnałasięiruszyładowyjścia.NitspełnakwadranspóźniejMazurek
równieżopuśćmieszkanieMurasiowej.

WsiadającdosłużbowegffiataprzypomniałsobieodoktorzeBobrowskim.Ni(
spodziewałsięwprawdzie,byrozmowazlekarzenwniosłacokolwiekdośledztwa,byłato
jednakkolejnarutynowaczynność„dozaliczenia”.

Niewysoki,szczupłymężczyznaomlecznobiałychwłosachpowitałporucznikadość
obojętnie.Znaleźli5ięwmaleńkim,ciemnympokoikuisiedlinawysłużonejwersalce.

—SłyszałemotragediiMieczysławyPłateckiej—westchnąłzesmutkiem.—Zwolna
Warszawazaczynaprzypominaćdzikizachód.

—Niedopuścimydotego—zapewniłoficer.

—Mamnadzieję.

—CzęstobywałpannaDygasińskiego?—Mazurekwolałnietracićczasunateoretyczne
rozważania

background image

0przestępczościwstolicy.

—Codwa,trzytygodnie.

—PaniMieczysławachorowałanaserce?

—Inacukrzycę—odpowiedziałBobrowski.—Zresztąjednozdrugimmiałodośćbliski
związek.

—Słyszałem,żepańskapacjentkatrafiłanietakdawnodoszpitala.

—Tobyłotrzylatatemu.Stwierdziłemwtedyzapaść.Naszczęściepodobnesensacjejuż
sięniepowtórzyły.

—AcukrzycaPłateckiejnieprzysparzałapanukłopotów?

—PaniMieczysławaregularnieprzyjmowałainsulinę.Kiedyśwprawdzieprzezpomyłkę
przedawkowałalek,aleakuratniebyłasamawdomu.Ktoś

1rodzinynatychmiastmniezawiadomił.Podałemglukozęiskończyłosięnastrachu.

PrzedpowrotemdoUrzęduSprawWewnętrznych

6$

62;

porucznikpostanowiłzłożyćjeszczejednąwizyiJBielińskiemu.Tymrazemdrzwi
otworzyłmusampaser.Całąlewąpołowętwarzymiałdwukrotniewiększąniż
normalnie,apotężny,siniejącyjużkrwiakunasadyszczękiświadczyłwymownie,cosię
stało.

—Ktopanatakurządził?—MazurekpopatrzynaBielińskiegozeszczerym
współczuciem.

—Ząbmnieboli.—gospodarznawetniezadbał,bykłamstwomiałopozory
wiarygodności.

—Zawszetwierdziłem,żeDrzewieckitokiepskidentysta.Złożypanskargę?

—ChybadoświętegoPiotra.—Bielińskiwzru;szyłramionami.—Wolęjużodsiedzieć
czterdzieściosiem,niżznowuoberwać.

IX

•da

Długi,przenikliwybrzękzaświdrowałwuszach,wniknąłwgłąbczaszki.Stefański
machnąłręką,jabychciałodpędzićjakiegośdokuczliwegoowadPomogło,aletylkona
moment.Przedkolejnymatakiembrzęczeniazasłoniłsiępoduszką.Itymrazemstarczyło
ledwonatrzysekundy.Trzecisygnałsprałwił,żekapitansiadłnałóżku.Idopieroteraz
zorierjtowałsię*,żetodzwonistojącynaregaletelefon.FJomackuzapaliłlampkęi
sięgnąłposłuchawkę.

—Halol—warknąłwściekle.

—Toty,Jasiu?—Głoswsłuchawcebyłniepok

64

background image

jącoznajomy.—Wysyłampociebieradiowóz.Wciągajportkiiszykujsięnawycieczkę
doKampinosu.

—Całujpsawnos!J

—Jawiem,żejesttrzeciawnocy.—Oficerdyżurnyanimyślałdaćzawygraną.—
Chciałemznaleźćkogośinnego,alewszyscysąnaurlopach,zwolnieniachalbowterenie.
Niemaminnegowyjścia.

—Ajajestempodwóchdobachsłużbyiżadnaludzkasiłanieruszymniezdomu.

—Jasiu,tamznaleźlitrupa.

—Powtórz!—Kapitanoprzytomniał,choćjeszczeniecałkiem.f

—Półgodzinytemu,podDziekanowem,ktośnatknąłsięwlesienadziewczynę.Wiem
tylkotyle,żenieżyje.

—Jasnacholera!

—Pojedziesz?

—Chybaniemaminnegowyjścia.

—Wiedziałem,żemogęnaciebieliczyć.Namiejscuzorientujeszsię,cojestgrane,iw
raziepotrzebydaszmiznać.

WradiowozieopróczkierowcysiedziałchorążyPozorskiibarczystyekspertzZakładu
MedycynySądowej.Stefańskiprzywitał

sięznimiiwcisnąłwkąt.Trzeciawnocyniesprzyjałatowarzyskimpogawędkom,silnik
polonezapracowałmonotonnieikapitannawetniezauważył,kiedyzamknęłymusię
powieki.

16—Szafirowekoniczynki

65

Obudziłogoenergiczneszarpnięciezaramię.Otworzyłoczyidostrzegł,żestojąnaleśnej
drodze,tużzagazikiemmiejscowegoposterunku.Wysiadłzradiowozuionicniepytając
ruszyłzadrobnym,niewysokimkapralem,okrótkoprzyciętejczuprynie.Szliledwo
kilkanaściesekund:Niespełnadwadzieściametrówodskrajudrogiciągnąłsiępłytki,na
połyzarośniętyrów,pamiętającychybajeszczeczasywojny.Kapralprzystanąłioświetlił
latarkąjegodno.Stefańskipochyliłsięipoczułnieprzyjemnydreszcz.W

rowieleżaładwudziestokilkuletniachyba,długowłosablondynkawletniej,wzorzystej
sukience.

—Zróbciekilkazdjęć,zanimzejdziemyzdoktoremjąobejrzeć—poleciłkapitan.

—Przednaszymprzyjazdemzłaziłojużdorowuconajmniejztuzinciekawskich—
ponurozauważyłkapral.—Jeślinawetbyłyjakieśślady,tojezadeptali.

—Mimowszystkocyknijmykilkafotek—wtrąciłsięPozorski.—Diabliwiedzą,cosię
kiedymożeprzydać.

Odstronydrogidobiegłcichywarkotnadjeżdżającegowłaśniekolejnegoradiowozu.

background image

Stefańskipomyślałsmętnie,żew

aktualnymstanierzeczyposiłkiniewielepomogą.Odruchowosięgnąłpopapierosa.Tak
czyinaczejwypadałoniecopoczekać.

Minąłdobrykwadrans,nimkapitanzbrodatymekspertemznaleźlisięnadnierowu.Przez
dłuższą

66\d

chwilęprzyglądalisiębaczniezwłokom.Wkońculekarzznieukrywanymzakłopotaniem
podrapałsięwczoło.

—Napierwszyrzutokaniewidaćżadnychobrażeń—mruknął.—Niktjejniebił,nie
gwałcił,niewyłamywałrąk.

—Jaka,pańskimzdaniem,mogłabyćprzyczynazgonu?

—Bezsekcjizwłokpanuniepowiem.

—Niemapanżadnychpodejrzeń?

—Jestemciemnyjaktabakawrogu!—sapnąłzezłością.—Niechpanmiwierzy,że
podobnychumrzykówwidywałemjużcałedziesiątki,alezawszewłóżkachszpitalnych,
nigdywlesie!

—Nodobrze.—Oficerwolałniedrażnićitakzdenerwowanegoeksperta.—Zaczekajmy
dosekcji.Terazchciałbymtylkowiedzieć,jakdługodziewczynależywtymrowie.

—Okołodoby.

—Dokładniej?

—Obawiamsię,żeitymrazemniebędęwstaniezaspokoićpańskiejciekawości.

—Nierozumiem?

—Widzipan,oilesięniemylę,zwłokibyłyprzemieszczanepośmiercidziewczyny,ito
nieraz.

—Cotakiego?!

—WZakładzieMedycynySądowejdokładniezbadamyplamyopadoweibyćmoże
dowiesiępanczegoświęcej.Naraziemusizadowolićpanato,copowiedziałem.

67da

—Akiedynastąpiłzgon?

—Jakieśdwiedobytemu.Prawdopodobniewnocyzczwartkunapiątek,między
dwudziestąadwudziestączwartą.

—Skorotwierdzipan,żezwłokileżąwtymlesiedopieroodzeszłejnocy,toco,udiabła,
działosięznimiprzezcałypiątek?

—Tojużpańskiezmartwienie,aniemoje.—Lekarzwzruszyłramionami..—Aswoją
drogąniezazdroszczępanuśledztwa…

ChcącniechcącStefańskimusiałprzyznać,żeekspertmaniestetyrację.Westchnąłciężko

background image

izamie-‘rzałwłaśniewygramolićsięzrowu,kiedyusłyszał’głosdoktora.

—Niechpanrzuciokiemnajejprzedramię.Kapitanprzyklęknął,przyświeciłsobie
latarką

iniewielebrakowało,azakląłbygłośno.

—Narkomanka!—syknąłprzezzęby.

—Wkażdymraziemapełnośladówpowkłu-ciachidałbymgłowę,żeżadnaztych
iniekcjiniebyładziełemfachowej

pielęgniarkialbolekarza.

—Nocóż,tomożewielewyjaśnić.Nazachodzieczęstosąprzypadkizgonunarkomanów
naskutekprzedawkowanianarkotyku.

—Owszem—przytaknąłekspert,alewjegogłosieniebyłoprzekonania.—Takczy
inaczejpowtarzam,żemusimyzaczekaćzostatecznymiwnioskaminasekcję.

Nadrodze,przymilicyjrłymgaziku,czekałnaofi-j

683

ceraznajomykapral.Ziewałniemiłosiernieiwidaćbyło,żemajużdosyćdzisiejszejnocy.

—Czyznalezionodokumentytejdziewczyny?—zagadnąłStefański?

—Niestety—odparłfunkcjonariusz.—Przyde-■natceniebyłoanitorebki,aniniczego
wtymrodzaju.Oczywiścieniemożnawykluczyć,żektośjąokradł,zanimznalazłemsię
namiejscu—dorzuciłniepewnie.—Ludziesąróżni.

—Aktozawiadomiłoznalezieniuzwłok?

—MirekZajdaiKaśkaMorawska.—Wskazałnasiedzącychnaskrajudrogimłodych,
ludzi.—Dzie-‘wczynazporządnejrodziny,choćnamójgustzaczęstowłóczysięz
chłopakami,aontrochęrozrabiaka,alewiększychkłopotównigdyznimniemiałem.

—Októrejprzyszlidopana?

—Gdzieśkołowpółdotrzeciej.ZarazdałemznaćdoWarszawy,asamwziąłemichdo
gazikaipojechałemsprawdzićna

miejscu.

—Wspomniałpan,żeprzedpańskimprzybyciemprzyzwłokachkręciłosięwięcejosób.

—Znajomitamtychdwojga—potwierdziłkapral.—Pogoniłemtowarzystwododomu,
żebynieprzeszkadzali.Nawszelki

wypadekspisałemtylkoichnazwiska,niesądzęjednak,bymoglipowiedziećcoś
mądrego.

Oficerpodziękowałskinieniemgłowyiziewającniemiłosiernieruszyłkusiedzącymprzy
drodze.Natwarzachobojgaznaćbyłoprzeżyciaostatniejnocy.

693

Dziewczynatuliłasiędochłopaka,trochęzzimnaJalebardziejchybazestrachu,aten

background image

próbowałnadrabiaćminą,choćionczuł

sięniewyraźnie.

—Towyścieznaleźlizwłoki?—Stefańskipostarałsię,bypytaniezabrzmiałomożliwie
łagodnie.

—Byliśmynazabawie—zacząłZajda,zerkającniepewnienaMorawską.

—Niechciałowamsięwracaćprostododomu]ipostanowiliścieprzejśćsiępolesie—
podpowiedziałkapitan.

—Nowłaśnie—przytaknęlizgodnie.

—Samiwybraliściesięnatenspacer?

—Całąpaczką—wyjaśniłaMorawska.—Poszłonaszdziesięćosób.

—Cobyłodalej?

—MyzKasiązostajiśmytrochęztyłu.Niewiemjjaktosięstało,alezboczyliśmyz
drogi.—Mirekurwałnamoment,odetchnął

głąbokoiciągnąłdalej.—Zobaczyliśmytamtenrówiposzliśmyjegobrzegiem.

—Wtedyzauważyliściedziewczynę?

—Właśnie.

—Zarazpobiegliściedokaprala?

—Niezupełnie.—Morawskaenergiczniepotrząsnęłagłową.—Najpierwpomyśleliśmy,
żemoże]zasłabłaalbośpi.DopierokiedyMirekzszedłdo’rowuijejdotknął…

—Zawołaliścieznajomych?

—Niewiedzieliśmy,corobić,musieliśmysięnaradzić.

—Wszyscyoglądalitędziewczynę?

—Tylkochłopaki.Jabałamsiędoniejpodejść…EwkaMotycka,KryskaPiątekiGośka
Gorbackateż…

—Przeszukiwaliścienajbliższąokolicę?

—Trochę.

—Aprzypadkiemnieprzyszłokomuśdogłowyzaopiekowaćsiętorebkądenatki?

—Coteżpan,paniewładzo!—Oburzylisię.—Onaniemiałażadnejtorebki.

—Jużdobrze.—Oficernienalegał.—Ileczasuupłynęłoodmomentuznalezieniatrupa
doprzyjazdukaprala?

—Niktniepatrzyłnazegarek.

—Godzina?

—Naprawdęniepotrafimypowiedzieć.Namwydawałosię,żetrwałotobardzokrótko,
alepankapralLatochaokropnie

background image

krzyczał…

—Specjalniemusięniedziwię—westchnąłStefański.—Pozacieraliścieślady,nie
pobiegliścieodrazudoniego…

—Wkomisariacieniebyłonikogo,apanakapralamusieliśmywyciągaćzłóżka.—W
głosieZajdyzabrzmiałanutaurazy.—

Gdybyśmydoniczegosięnieprzyznali,trupdalejleżałbywrowieipieszkulawąnogą
niemiałbydonaspretensji.

—Dobrze,jużdobrze.—Kapitanzrozumiał,żedalszepouczeniainarzekanianiczego
niezmienią.—Przecieżjadowasnicniemam.Powiedzciemitylko,czynigdyprzedtem
niewidzieliścietejdziewczyny?

70-

7fc

—Tonietutejsza—stwierdzilizgodnie.

—Możeprzyjechaładokogoś?

—Tegotojużmyniewiemy.

—Bowidzicie,onabyłaztych,cołykająprochyjwąchająróżnepaskudztwairobiąsobie
zastrzyki,i

—Skądpanwie?—OczyMorawskiejzrobiłysięlokrągłezezdumienia.

—Potopracujęwmilicji,żebywiedzieć—od-iparłwymijająco.—Alemożeciemi
wierzyć,tonarlkomanka.

,—Takijedenunasteżłykaprochy…

—Kaśka!—MirekomalniezatkałMorawskiej|ust.—Niktcięniepytał!

—Owszem,japytałem!—Tymrazemgłosoficejrazabrzmiałtwardo.—No,proszę,
któżtozmiejsjcowychgustujew

narkotykach?

—KiedyjatylkoJak.—Dziewczynachciałasi^wycofać.

—Czywynierozumiecie,żetruptocośżnacznidpoważniejszegoniżjakieśtam
prochy?!

—Chcepan,żebyśmysypnęlikolegę?—Zajdalpojął,żenawykrętyjestjużzapóźno.

—Głowymunieurwę,amożerozmowaznimiułatwimiznalezieniezabójcytej
dziewczyny.

—Mapanrację.—KatarzynazdecydowałasięlwziąćstronęStefańskiego.—Ten
chłopak,októrymjmówiłam,toJanek

Szymczewski.

—Byłtutajrazemzwami?

—Onniechodzinazabawy,anidolasu.Pocałychdniachsłuchakasetalbooglądavideo.

background image

18

—Gdziemieszka?

—KapralLatochapanupokaże.

NiespełnadziesięćminutpóźniejkapitansiedziałwzdezelowanymgazikuLatochy.
Kapraldusiłgaz,jakgdybyjechalipogładkiejszosie,anieleśnejdrodze.Trzęsło
niemiłosiernie.Wkrótcezresztąskrajlasumielijużzasobą.Słońcewłaśniewzeszłoi
zrobiłosięwidno.Latochawjechałmiędzypierwszezabudowania,skręciłwprawo,
późniejwlewo,wreszcieprzyhamowałprzedokazałąwilląwdużym,starannie
utrzymanymogrodzie.Zotwartegogarażuwyjeżdżałakuratcytrynowymercedes,aprzy
bramiestałapostawnaszatynkawewłochatymswetrzeiznoszonychdżinsach.

—Mojeuszanowanie,paniSzymczewska!—Kapralpierwszywyskoczyłzgazika.—Co
to,słońcedopierocowstało,apanimążjużwdrogę?

—Trzebarobić,żebyzarobić,panieLatocha!—odparłalekko.—Zresztą,jakwidzę,nie
tylkomójmążpracujeprzyniedzieli.

Silnikmercedesaumilkłizwozuwysiadłtęgiblondynozaczątkachłysinyisumiastym
wąsie.Zmierzyłprzybyłychuważnymspojrzeniem,alezjegookrągłej,dobrodusznej
twarzyniemożnabyłowyczytaćniczegopozalekkimzaciekawieniem.

—Witamprzedstawicieliładuiporządku—uśmiechnąłsięszczerze.—Panowiedo
mnie?

—Pragnęlibyśmyzamienićkilkasłówzpańskimsynem.—Kapralodrazupodałcel
wizyty.—Spodziewamysię,żeniemapannicprzeciwkotemu.

—Nawetgdybymmiał,niczegobytoniezmieniło.—Szymczewskiwzruszył
ramionami.—Możnawiedzieć,ocochodzi?

—Chcielibyśmy,żebynampomógłprzyidentyfikacjipewnejosoby.

—Czycośsięstałoktóremuśzjegoznajomych?

—PanieSzymczewski!—Latochaniechciałsięwdawaćwzbytecznądyskusję.

—Wporządku.—Właścicielmercedesadłużęnienalegał.—Zosiu,kochanie,obudź
Jasia—poprosiłżonę.—Niechwskoczywportkiizejdziedopanów.

Upłynęłodobrychdwadzieściaminut,nimnapodwórkupojawiłsięmłodySzymczewski.
Niewysoki,chorobliwiewychudzonyblondynekoziemistejcerzeipodpuchniętych
oczachniewyglądałnawetnaosiemnaścielat,aleporuszałsięociężale,jakgdybyliczył
conajmniejtrzyrazytyle.Ześmierteinieznudzonąminąpodszedłdobramyibezmyślnie
wlepiłwzrokwmilicyjnysamochód.

—Tengratjeszczesiętelepie?—rzuciłprowokująco.—Choćbymidopłacili,nie
wsiadłbymdoczegośtakiego.

—Wsiądziesz,itozadarmo!—Kapralażpoczerwieniałzezłości.—No,naco
czekasz?!

—Ależ,paniewładzo!—Janeknatychmiastspuściłztonu.—Mamamówiła…

background image

—Niedyskutuj!—wtrąciłsięStefański.—Ipamiętaj,żeznamilepiejgrzecznie.

Poskutkowało.Chłopakbezsłowawsiadłdogazikaiprzycupnąłnawskazanymmiejscu.
Jechalizfasonem,trzęsłowięc

przeokrutnie,zgrzytałaprzytymskrzyniabiegów,jęczałyresory,alechłopaknieodważył
sięjużnażadneuszczypliweuwaginatematwozu.

Kilkaminutpóźniejznaleźlisięnaleśnejdrodze.Latochazatrzymałsamochódprzy
czekającychradiowozachiwszyscytrzejpomaszerowaliwkierunkurowu.Zwłoki
dziewczynybyłyprzykrytejakimśkocćm.Kapitanbezzastanowieniazeskoczyłnadno
rowuijednymszarpnięciemzerwałnakrycie.

—Poznajesz?—rzuciłostrodoSzymczewskiego.Chłopakodwróciłsięgwałtowniei
zasłoniłrękami

twarz.Niewielebrakowało,byzwymiotował.Jeszczeprzezdłuższąchwilędyszałciężko,
razporazocierałpotzbladejtwarzy,wreszciedoszedłniecodosiebie.

—Znałeśją?—PytanieLatochybrzmiałodośćłagodnie.

WodpowiedziSzymczewskipotrząsnąłprzeczącogłową.Stefańskinakryłkocemzwłokii
wygramoliłsięzrowu

—Jeślinaprawdęwidziałeśjąpierwszyrazwżyciu,toczemu,udiabła,ażtakcię
ruszyło?—zapytał.

—Przecieżonanieżyje—wyszeptałchłopak.

—Gdybyżyła,nieprzywozilibyśmyciętutaj—żachnąłsięStefański.—Aswojądrogą,
natwoichkolegachtrupniezrobił

takiegowrażenia.

19

74

—Niewiemjakoni,alejanieznoszętakichwi-idoków.

Szymczewskiodetchnąłgłębokoiodwróciłsię,bylodejśćodrowu,alewtymmomencie
oficerchwycił!gozalewąrękęiszybkimruchempodciągnąłrękawkoszuli.Przedramię
Jankawyglądałoniemalidenty-Jczniejaktamtejdziewczyny.

—Widzisz,chłopie,onateżsiękłuła—powie-Jdziałtwardo.—Ktowie,czyniedlatego
leżymartwa.

—OBoże!—Chłopakzachwiałsięnanogach.—Przedawkowała?

—Niewykluczone.

—Przynajmniejmiałapięknąśmierć.

—Tyrównieżchciałbyśtakumrzeć?

—Nie!Dlaczego?

—Coużywasz?

background image

—Morfinęalbokompot.

—Ktocidostarczanarkotyków?

—TakijedenzWarszawy.Odrabiawojskowszpiltaluimorfinymożemieć,iledusza
zapragnie.

—Jegonazwisko,adres?

—Wiemtylko,żemanaimięWitekimieszkanalGagarina…Orany,alepanmnie
podszedł!—Janellzłapałsięzagłowę.—

Zasypałemczłowieka!

—Kiedyśmipodziękujesz.—Stefańskiklepną|chłopakaporamieniu.—Ale,ale!—
przypomniałsobiejeszcze.—Powiedziałeśomorfinie,ajachciałbymusłyszećtakżeo
słomiemakowejnatenwaszkjjrpBfltooo|,mn,uJ

—Zesłomąbyw?różnie.—Szymczewskidałzawygraną.—Paręrazyzałatwiłmiją
Witek,późniejmiałemkontaktzjegokumplemRokim,awkońcudogadałemsięze
znajomąRokiego,Danka.

—Jakznaleźćtamtądwójkę?

—Spotykałemsięznimiwpasażuzadomami„Centrum”.

—Niewiem,czyniebędzieszmusiałmiichpokazać.

—Alepanniezakapujemoimstarym,żećpałem?

—Tosięjeszczezobaczy…

X

Drzewieckiodrzuciłkociziewającgłośnopodniósłsięzłóżka.Spojrzałnazegarek.
Minęławłaśniedziesiąta,nicwięcdziwnego,żekiszkigrałymumarsza.Bezpośpiechu
pomaszerowałdomaleńkiejkuchenki.Odkręciłzawórprzybutlizgazeminastawił

wodęnaherbatę.Zajrzałdolodówki.ZprzywiezionychmuprzezPawłaLeszczyniaka
wiktuałówpozostałyjużtylkodwatopioneserkiikawałeksalcesonu.Przypomniałsobie,
żedzisiajniedziela,izakląłpodnosem.Zuzupełnieniemzapasówmusiał

poczekaćdoponiedziałku.

Chcącniechcącwyciągnąłzszafkiprzedwczorajszychlebizabrałsiędośniadania.Z
niechęciąpomyślałoczekającymgodniu.

Podobniejakpoprzedniemiałgospędzićsamotniewszczuplutkiejdaczy.Prawdę
powiedziawszymiałjużtegodosyćigdybyniestrachprzedmilicją,jużdawnowróciłby
doWarszawy.

Zjadłchlebzresztąsalcesonu,,wypiłgorzkąherjbatęiwyszedłprzeddomek.Na
sąsiedniejparceli,zaniewysokąsiatką,ganiałosiędwóchhałaśliwychdziesięciolatków,u
sąsiadówzdrugiejstronytęgablondynawymyślałanieruchawemumężowi,żeoc
ubiegłegorokunienaprawiłzłamanegoschodka;niecodalejjakiśsiwyjegomośćw
podkoszulkuikrótkichspodenkachmajstrowałzapamiętaleprzysilnikuwiśniowego
fiata.NiktniezwracałuwaginaFranciszka.Przynajmniejnarazie.

background image

Drzewieckibezmyślniewodziłwzrokiempodziałjceinaglewpadłamuwokoleżąca
przysiatcezapiaszczona.butelkapopiwie.

Tozadecydowało.Wrócidodomkupopieniądze,achwilępóźniejzamykajużfurtkę.Od
najbliższegobarudzieliłygodobredwakwadransemarszu,aleongotówbyłterazdl;
jednegokufelkapopędzićnawetdosamejWarszawy.

Czterystolikipodparasolamiprzyniewielkimpawilonikuwystarczałyledwodla
dziesiątejczęśćamatorówmałegojasnego.Namurku,schodkachanawetwprostna
trawierozlokowałysięmniejszeiwiększegrupkipiwoszów.Rozprawialigłośniotymi
owym,cochwilawybuchałyśmiechy,ależemałoktomiałjeszczewczubie,więcnie
dochodziłeldoostrzejszychkontrowersji.

73PX

pranciszekzacząłskromnie,oddwóchbutelek.ljSiadłsamotnienatrawieizawartość
pierwszejznichprzełknąłnieodrywającszyjkiodust.Od-^ekałchwilęijużbez
pośpiechupociągnąłzdrugiejparęłyków.Przyszłomudogłowy,żepopełniłjjiąd,nie
kupującodrazuwiększegozapasu.Kolejkap0piwoprzesuwałasięwprawdziesprawnie,
liczyłajednakprzynajmniejze

trzydzieściosób,cooznaczałopiętnaściedodwudziestuminutstania.

Znówpociągnąłkilkałykówistwierdziłniebezża-u,żezostałomuledwoćwierćbutelki.
Pochwiliwahaniawypiłresztęizciężkimwestchnieniemru-,7yłnakonieckolejki.

Odupragnionegoceludzieliłogojeszczepięćczyiześćosób,kiedydyskretnieprzysunął
siędoniegoliski,tęgiblondynopiegowatejtwarzyisiniejącym■osie.

—Kupmi,koleś,zecztery—szepnął,wsuwającJorękizwiniętybanknot.—Niemam
zdrowiaster-:zećwtakimogonie.

Franciszekzamierzałjużprzepędzićintruza,wos-atnimjednakmomencie,niewiedzieć
czemu,po-tanowiłspełnićjegoprośbę.

Bezsłowaschowałpierdzędokieszeni,ablondynowiwskazałzwalniają-iesięmiejscena
murkuotaczającympawilon,ihwilępóźniejsiedzielijużrazem,przyimponują-Ibaterii
butelek..

—Zenekjestem!—nawidokpiwatwarzpiegowategopojaśniałą.-‘«»■1■‘■>79R>

—Franek.

—No,tozdrówko!Wypilipobutelce.Zenekpoklepałsięzlubośd

powydatnymbrzuchuizerknąłciekawiena

Dr.cew

ieckiego.

—Nigdyciętujeszczeniewidziałem—zagadnął

—JestemzWarszawy.—Franciszekniewidzgpowodu,byrobićtajemnicęzmiejsca
swegochodzenia.—Dopieroco

przyjechałem.

—Zimąmożnatubezproblemuobrobićjejidrugądaczę,aleterazzadużytłok…

—Nieopłacalnyinteres.—Drzewieckiwzrułramionami.—Pozabutląnagazikilkoma

background image

dupejlaminiczegowtafimdomkusięnietrafi.

—Jatylkotak!—ZeneknierozwijałtematuNadługoprzyjechałeś?

—Jeszczeniewiem.

—Jeślichcesz,moglibyśmyzorganizowaćmałejpokerka.Skrzyknęłobysiękilku
chłopaków,załatwiło]butelczynę…

—Czemunie.—Franciszeknieprzejawiałzbytniegoentuzjazmu.

—No,tokiedy?—Zeneknerwowymruchemzatarłręce.—Akuratmamwolnąchatęi
dzisiajmożn^byzagraćumnie.

—Aniedałobyradyściągnąćjakiejśchętnejdziewuszki?—Drzewieckiobleśnieoblizał
wargir

background image

j

—Jesttaka—stwierdziłZenek.—Niewiemtył

ko,czypoostatniejaferzezechceprzyjść.

80

—Jakiejznowuaferze?

—Totynicniesłyszałeś?—Grubaszniedowierzaniempotrząsnąłgłową.—Dzisiajw
nocyznaleźliwlesietrupadziewczyny.

CałyDziekanówoniczyminnymniemówi.

—Powiadasz,żeznaleźlitrupa?—Franciszekpoczułnaplecachnieprzyjemnydreszcz.
—Ktośbab-J<ękropnął?

—Bankowo!Inaczejmilicjanieprzekopywałabycałegolasuiniewęszyłapochałupach.

—Uciebieteżjużbyli?

—Naraziezostawilimniewspokoju,alezsamegoranazjechalidosąsiadów.Ich
chłopakazabralinawetnakilkagodzin.

—Ażtak?!

—Acomyślałeś.PodobnowszystkimrządzijakiśkapitanzWarszawy,anaszkapral
Latochatylkopodpowiadamu,gdziekogoszukać.

Drzewieckisięgnąłpokolejnąbutelkę.Piłwolno,starającsięzebraćmyśli.Czuł,żegrunt
zaczynamusiępalićpodnogami.

Zasłyszaneprzedchwiląwieściwskazywały,żedalszypobytwDziekanowiebyłtaksamo
niebezpiecznyjakwWarszawie.Ztymżetammógłprzynajmniejliczyćnaczyjąśpomoc.

Sro.■K,nl

background image

ei

20

Mijaładwudziesta.StefańskizPozorskimwsiadaliwłaśniedosłużbowegopoloneza,
kiedynaopustoszałymparkingupojawiłsięMazurek.

—Cześć,Michał’—Kapitanuśmiechnąłsiędokolegi.—Cosłychać?

—Szlagbytotrafił!—Ponuraminaporucznikaświadczyłanajwymowniejojego
nastroju.—Wysłałemfonogramydo

Trójmiasta,obstawiłemmeliny,wktórychmógłbypojawićsięDrzewiecki,gdyby
przypadkiemwróciłdoWarszawy,iwszystkonanic.NadobitkęzabrałeśmiAndrzeja—
skinąłgłowąwstronęPozorskiego.—Jakwidzisz,niemampowodówdozadowolenia.

—Andrzejazabrałciszef—sprostowałStefański.—Zresztąsamchybaprzyznasz,żeja
mamrobotyodgroma,atymusiszcierpliwieczekać,ażktośprzyskrzynitegotwojego
Drzewieckiego.

—Gdziejedziecie?

—Chcemyzwinąćpewnegohandlarzanarkotyków.

—Cocitoda?

—Możeniewiele—przyznałkapitan.—Aletomójjedynyślad.Odciskipalcówtej
dziewczynyzDziekanowaniefigurująwnaszychrejestrach,amuszęjąjakoś
zidentyfikować.

—Wieszco,mojastaraitakmadzisiajdyżurwszpitalu,więcpojadęzwami—
zdecydowałsięMazurek.

82£8

PółgodzinypóźniejradiowózzatrzymałsięprzedjednymzblokówprzyulicyGagarina.
Oficerowiewysiedlizpolonezaipomaszerowalinaklatkęschodową.Nawetniemusieli
sprawdzaćspisulokatorów.Dobiegającazpierwszegopiętrahałaśliwamuzyka
świadczyłanajlepiej,gdziemieszkaznajomymłodegoSzymczewskiego.

Namomentzatrzymalisiępoddrzwiamiizaczęlinasłuchiwać.

—Tamjestchybaprywatka—mruknąłMazurek.—Ciekawe,czytowarzystwopreferuje
trawkę,czyszprycę.

—Szkodaczasu—zawyrokowałStefański.—Wchodzimy!

Pozorskienergiczniezastukał.Minęłodobrepółminuty,nimszczęknęłazasuwaiw
otwartychdrzwiachstanąłszczupły,rozebranydopołowyszesnastolatekonastroszonej
niczymujeżozwierzaczuprynie.Nawidoknieoczekiwanychgościcofnąłsię
wystraszony.

—Panowiedokogo?—wybąkał.

background image

—DoWitoldaGostyńskiego.—Kapitanzdecydowanymruchemodsunąłnabokchłopca
iwszedłdoprzedpokoju.

—Jesttam!—Pankwskazałdalszączęśćmieszkania.—Ale,panowie…

Nawetniespojrzelinaniego.Ruszyliwszyscywewskazanymprzeznastolatkakierunkui
pokilkukrokachzatrzymalisięwprogupokoju.Wśrodku,

83S

wnastrojowympółmroku,pulsowałykolorowody-|skotekoweświatła.Napodłodze
szerokimkręgiem]siedziałokilkapółnagichdziewczynichłopaków!Wszyscyoni
podobniejakten,któryotworzyłdrzwiJniemoglimiećwięcejniżpojakieśpiętnaście,
szesJ

naścielat.Jednopodrugimzaciągałosiępowoliprymitywnym,grubymskrętem.
Charakterystyczny!słodkawyzapach

świadczyłwymownie,żeniejesttozwyczajnypapieros.

Pośrodku,międzysiedzącymi,wiłasiękonwulsyj-jnie,niekonieczniewtaktwrzaskliwej
melodii,naga]dziewczynaodokładniewygolonejgłowieiwielkimiczerwonymsercu
wytatuowanymnalewympośladlku.Niecozboku,podścianą,siedziałna

wersalce!znaczniestarszy,boprzeszłodwudziestoletni,bruJnetwluźnymjapońskim
kimonie.Trzymałwręku]jednorazową

strzykawkęinajwyraźniejmiałzamiaizrobićzastrzykleżącejprzynimmocno
wystraszonejpiętnastolatce.

—Nadzisiajkonieczabawy!—Stefańskiwyrwa!■zgniazdkawtyczkęmagnetofonui
włączyłgórnaświatło.—Ubieraćsię,jedziemydoPałacuMolstowskich!

Obecnijaknakomendęodwrócilisięwstronę]drzwiiprzezmomentwpokojupanowała
komplet-nacisza.Podrygującawkręgupalącychskrętadziewczynazamarławbezruchu,
asiedzącynawersalcedwudziestolatekniezdarniepróbowałukryćstrzy-jkawkępod
kimonem.

B3—Szybko!—ponagliłtowarzystwokapitan.—Niemamzamiarutuzwaminocować!

—Panniemaprawa!—Nagadziewczynapierwszaodważyłasięzaprotestować.—
Jesteśmywprywatnymmieszkaniui

możemyrobić,conamsiępodoba.Agdybymiałpanjakieśwątpliwości,toszybkozmieni
panzdanie,kiedymójtatuśpostawipananabaczność!

—Natwoimmiejscumartwiłbymsięraczejowłasnąskórę.—Stefańskibeznamiętnie
wzruszyłramionami.—Ojciecniebędziechybazachwycony,kiedysiędowie,wjaki
sposóbzabawiasięjegocóreczka.

—Ależ,panowie!Pocozarazbraćwszystkotakpoważnie?—Dwudziestolatek
próbowałzałagodzićsytuację.—Wkońcunicsiętakiegoniestało…

—MamprzyjemnośćzWitoldemCostyńskim?—domyśliłsiękapitan.

—Wrzeczysamej.

background image

—Nocóż,panuradziłbymzabraćmydło,ręcznikiszczoteczkędozębów.Nieletnich
pewnowkrótceoddamyrodzicom,alepanembędziemymusielizaopiekowaćsięnieco
dłużej.

—Zajedenmaleńkiseansikzarazdoaresztu?

—Taksięskłada,żemamykilkapoważnychtematówdoomówienia.

MniejwięcejdwiegodzinypóźniejStefańskiiGostyńskisiedzielinaprzeciwko”siebiew
niewielkimpokoikukapitana.

Zatrzymanynawetniepróbował

8foukryćzdenerwowania,aoficerspokojniepopijałcienkąherbatkęiniespieszyłsięz
zadawaniempyltań.Gdzieśzadrzwiami,nakorytarzu,szczęknęłakrata.Gostyński
wstrząsnąłsięiwierzchemdłoniotarłzczołakropelkipotu.

—Przecieżjanikogodoniczegoniezmuszałem-1wyjąkałpłaczliwie.—Sami
przychodzilidomnie!prosiliomorfinęikompot.

Czasemtrudnomibyłlsięodnichopędzić.

—Skądbrałpanmorfinę?

—Podkradałemzeszpitalnejapteczki—wyznał’zrozbrajającąszczerością.

—Przecieżnarkotykipowinnybyćzabezpieczone.

—Isą.Trzymasięjewżelaznejszafiezamykanej]nadwazamki.

—Zdobyłpanklucze?

—Poderwałemjednądziewczynę,którapracujewaptece.Trochęstarszaodemnie,ale
fajna…

—Dorzeczy.

—Kiedyśudałomisięzdobyćodciskikluczydd|szafyznarkotykami.Ojciecznajomego
mazakłalślusarski,więczdorobieniemduplikatówniemiałłemproblemów.Odtejpory
szafabyłamoja.

—Brałpantylkomorfinę?

—Nie.Copopadło.

—Długototrwało?

—Prawieczterymiesiące.

—Niktpananieprzyłapał?

—Kiedyczłowiekchodziposzpitaluwbiałymkitlu,niezwracanasiebieuwagi.Zresztą
wszyscywiedzieli,żekręcęsiękołoJoasiimogłemprzychodzićdoapteki,kiedy
chciałem.

—Atapańskadziewczynaniezorientowałasię,żebrakujenarkotyków?

—Niesądzę,bobyłbykrzyk.

—Komudostarczałpanmorfinę?

background image

—Przeważnieróżnymmałolatom.Większośćznichzwinąłpanumniewdomu.

—DokompletuzabrakłomiędzyinnymiJankaSzymczewskiegozDziekanowa—
podpowiedziałoficer.

—Prawdępowiedziawszyostatnioniezbytczęstomnieodwiedza—wyjaśniłGostyński.
—Owszem,nieprzeczę,paręrazy

załatwiłemmukilkaampułek,aleniewidzieliśmysięodubiegłegomiesiąca.

—TerazzaopatrujegoRoki?

—PanwieioRokim?—wgłosiezatrzymanegoniedowierzaniemieszałosięznutką
mimowolnegopodziwu.—Tylko,żemorfinatoniejegodziałka.Onmiewakompot.

—Skąd?

—Otomusipanjużjegozapytać.

—Chciałbymznaćadres.

—DoniedawnamieszkałnaŻoliborzuuswojejdziewczyny,DankiŁadyńskiej,ale
ostatniochybasiępokłócili.

—Jakośgoznajdę.—Stefańskizbagatelizował

9#7

01

background image

8

T’B6

sprawę.—Aprzyokazjiniechpanzerknienatgmałą.—PodałGostyńskiemufotografie
dziewczynznalezionejubiegłejnocywlesiepodDziekandwem.—Zdajesię,żeijej
dostarczałpanmorfinę.

Chłopakbezociąganiawziąłzdjęciedorękiprzezdłuższąchwilępatrzyłnanieuważnie
Wkońcuprzeczącopokręciłgłową.

—Onamusimiećinneźródło—zapewnił.—Jnigdyjejniewidziałem.

—Szkoda.

—Nawszelkiwypadekniechpanjeszczezapyta]RokiegoalboDankę.

—Właśniemamtakizamiar.

—Acobędziezamną?—Zatrzymanypopatrzyprosząconakapitana.—Powiedziałem
wszystkjaknaspowiedzi,dajęsłowo,żegdybypanmn:puścił,niewyjechałbymz
Warszawy…

—Wgruncierzeczynarkotykitoniemojaspecjalność—stwierdziłStefański.—Jutro
weźmiepanawobrotyktóryśzoficerówzwłaściwejsekcjiwtedyzapadniedecyzja,czy
zostaniepanwareszcie,czybędzieodpowiadałzwolnejstopy.

Kapitanprzekazałzatrzymanegoprofosowiiwracałwłaśniedosiebie,kiedyktóreśdrzwi
otworzysięztrzaskieminakorytarzwyszedłMazurek.Jegminawskazywała,żehumor
wcalemusięniepqprawił.

—Przesłuchiwałemtemałolatęwygolonąnazeroimamdość—sapnąłzezłością.—
lużmnieJasiu,więcejniewrobiszwżadnychnarkomanów!

ea

—Chybaniesądzisz,żewdepnąłemwtobagnoiwłasnejwoli—żachnąłsięStefański.
—Nocmamzresztązgłowy.Zakwadransmuszępojechaćpokolejnądwójkęamatorów
szprycyiprochów.

—Bezemnie.

—Tobieżyczękolorowychsnów.—Potwarzykapitanaprzemknąłironicznyuśmieszek.
—Wkońcuniktciniekazałbabraćsięwmojejsprawie.

—Chwileczkę.—Porucznikowiżalsięzrobiłokolegi.—Dokądjedziesz?

—NaŻoliborz.Jeślichcesz,mogępodrodzepodrzucićciędochałupy.

—Kogomaszzamiartutajprzytargać?—OstatniąpropozycjękapitanaMazurekpuścił
mimouszu.

—FacetaopseudonimieRokiijegobyłąprzyjaciółkęDanutęŁadyńską.

—Ładyńska,Ładyńska…—Porucznikzmarszczyłbrwiiprzezdłuższąchwilę

background image

zastanawiałsięnadczymśgłęboko.—Cdzieśjużsłyszałemtonazwisko.

—Jutroobejrzyszsobiedziewczynęwnaturze.

—Niebędęczekałdojutra.—Mazurekprzestałsięwahać.—Tochybajakaśznajoma
tejmojejbabcizDygasińskiego.

—Zbiegokoliczności?

—Kiedywgręwchodządwatrupy,przestajęwierzyćwprzypadki.

ZeStołecznejskręciliwKrasińskiegoisłużbowegopolonezazaparkowalinapodwórku
międzybloka-

89mi.Odnaleźliwłaściwąklatkęschodowąispieszniewdrapalisięnaostatniepiętro.
Stefańskinacisnąłdzwonek.Zmieszkaniadobiegłdelikatnydźwiękgongu.Odczekali
chwilęikapitanchciałjużza-dzwonićponownie,alerozległsięszczękotwieranego
zamkaiwprogustanęłaszczupła,drobnabru-netkawpomarańczowymszlafroczku.Na
pierwszyrzutokasporobrakowałojejdotrzydziestki,choćdozgołainnegowniosku
mogłyskłaniaćrozległe,siniejącerowypodjejnienaturalniewielkimioczamiicałkiem
wyraźnezmarszczkinaszyi.

—PaniDanutaŁadyńska?—upewniłsięStefański.

—Owszem.—Obrzuciłaprzybyłychniezbytprzytomnymspojrzeniem.—Panowiedo
mnie?

—Dopani,atakżedo…Rokiego.

—Jegoniema—odparłaobojętnie.—Aleproszę…

Znaleźlisięwniewielkim,wymalowanymwczerwono-czarnepasypokoju.Całejego
umeblowaniestanowiłydwarozłożonepodścianamimateracezgąbkiiniskistolik-ława,
nieliczącdużej,zbitejzledwooheblowanychdesekskrzynipodoknem.

—ZnapaniWitoldaCostyńskiego?—Kapitanzdecydowałsięprzystąpićdorzeczy.

—Znam.—Usiadłapotureckunajednymzmateraców.

—AJankaSzymczewskiego?

—Byćmoże.

—Łącząwaswspólneupodobania.—Stefańskiprzykucnąłobokdziewczynyispojrzał
jejwoczy—Morfina,kompot…

Nieprawdaż?

Wodpowiedziwzruszyłatylkoramionami.StojącyobokMazurekrównieżprzykucnąłi
bezceremonialniechwyciwszyjązaramięodsunąłrękawszlafroczka.

—Śladypowkłuciachsamesięniezrobiły!—warknąłostro.

—Skorowiecie—nawetniepróbowałazaprzeczać.

—Oddawnaużywapaninarkotyków?

—Oddawna.—Spojrzaławsufit.—Chybaodzawsze…

background image

—Rokipaniąnauczył?—StefańskimimowszystkopragnąłnawiązaćzŁadyńskąjakiś
kontakt.

—MożeRoki—przytaknęłabezmyślnie.

—Gdzieonterazjest?

—Poszedłsobie.—Ostatniestwierdzenieniebyłojużtakbeznamiętne.—Powiedział,
żeczassięrozstaćiposzedł.

—Dawnotobyło?

—Minęłyjużtrzytygodnie.

—Znalazłsobieinnądziewczynę?

—Znalazł.

—Możetę?

KapitanwyjąłzkieszenizdjęciepokazywaneprzedgodzinąGostyńskiemuipodałje
Ładyńskiej.Ledwospojrzałanafotografię.

22

—TojestRenataKreczyńska—powiedziaławolJno,przeciągającsłowa.—Roki
kombinowałznijpółrokutemu,alejakośrozeszłosiępokościach!Aterazpoznałbabę,
dobredziesięćlatstarsząoasiebie,tyleżeprzydużejforsie.

—OdjakdawnaKreczyńskanarkotyzowałasięl

—Stefańskiztrudemukryłogarniającegopodniejcenie.

—Zaczęłajeszczewogólniaku.

—Dostarczałajejpanimorfinę?

—Razczydwarazyporatowałamjąampułką,aldonamawłasneźródło.

—Jakie?

—Niechpanjązapyta.

—Onanieżvje.—Kapitanpostanowiłnietaiprawdy.

—OBoże!—Danutanerwowozagryzławarjj

—Cosięstało?Przedawkowała?

—Niewykluczonechoćpewnośćbędziemymidopieroposekcji.

—Szkodadziewczyny.

—Oddawnasięznałyście?

—Chodziłyśmydojednejklasy.“Onabyłaromłodsza,alejarazsiedziałam.

—Zkimopróczpanisięprzyjaźniła?

—ZMilkąMatuszewską.Jejstarymazakładka-jmieniarskinaPowązkachijestdalekim
krewnyrmatkiRenaty.

background image

—Kreczyńscyteżprowadząprywatnyinteres?

e

—WarsztatsamochodowyprzyBurakowskiej.

—Wiedzieli,żeRenatajestnarkomanką?

—Niesądzę.Rodzicenajczęściejdowiadująsięotakichsprawachostatni.’Zresztąniech
pansamznimipogada.

—Wszystkowswoimczasie.Naraziechciałbymsiędowiedziećjeszczeczegośodpani.

—Słucham?

—Przypuszczam,żeEmiliaMatuszewska,podobniejakpaniiKreczyńska,niestroniła
odnarkotyków.Czytobyłamorfina?

—Onapaniczniebałasięstrzykawki.Odczasudoczasuzapaliłasobieskręta,ito
wszystko.

—DopuszczałyściepaniedoswojejkompaniiJankaSzymczewskiego?—Stefański
zmieniłniecotemat.

—Tegoszczawika?—Ładyńskapogardliwiewzruszyłaramionami.

—ZnalisięzKreczyńska?

—Niesądzę.

—WtakimraziedokogoonajeździładoDziekanowa?

—DoDziekanowa?—Danutapopatrzyłanakapitanazeszczerymzdziwieniem.—A
czegóż,udiabła,miałabytamszukać?

—Nodobrze,dajmytemubpokój—nienalegał.PomówmylepiejoRokim.Gdzieon
terazmiesz-

|ka?

—UtejfajansiaryFineckiejTNiechpanjutrowybierzesięnaMarszałkowskąiposzuka
jejpawilonu!Powinnitamsiedziećoboje.

—Nocóż,chybapozwolimypaniprzenocować]wewłasnymdomu.—Stefański
popatrzyłpytającejnaMazurka.—Zakilkadniotrzymapaniwezwaniawsprawietych
nieszczęsnychnarkotyków.AteraJżegnamypanią.

—Jeszczemoment—wtrąciłMazurek.—ZnałapaniMieczysławęPłatecka?

—Tobyłaprzyjaciółkamojejbabci.—Potwarzy]kobietyprzemknąłnikłyuśmiech.—
Matkaumarła!kiedyniemiałamroku,ojcanigdynawetniewidzia-jłam.Wychowywała
mniebabcia,wdodatkunierodzona,atrochęprzyszywana…Siłąrzeczyjakcjdziecko
stykałamsięzkumamibabci,oneprzycho;dziłydonas,mydonich…

—OstatniorównieżodwiedzałapaniPłatecka?

—Wpadałamodczasudoczasu.Tobyłasympa-jtycznastaruszka.

—Słyszałapaniojejśmierci?

background image

—Byłamnapogrzebie.

—Anieprzypominapanisobieprzypadkiemte-jgomężczyzny?

PorucznikpokazałŁadyńskiejfotografięDrzewieckiego.Bezwahaniakiwnęłagłową.

—JeszczeniedawnopracowałuMatuszewskiego.]Starywyrzuciłgo,bopopijanemu
potłukłpłytęnajakiśnagrobek.

XII

IDrzewieckiwysiadłzpekaesuiniebaczącnaUnurrozpędzonychsamochodów
przebiegłnadrutastronęulicy.Miał

szczęście,bonadjeżdżaławłaś-Ljewolnataksówka.Zatrzymałjąipodaładres.Ta-
Lówkarzmarudził,żekurszbytkrótki,ostateczniejednakzgodziłsięjechać.Franciszek
rozparłsięnaJylnymsiedzeniu.Ponieprzespanejzezdenerwowanianocynareszcie
odzyskałspokój.IKilkaminutpóźniejwysłużonyfiatzatrzymałsięprzedniewysokim
blokiemprzyulicyKochanowskiego.Drzewieckiuregulowałnależność,wysiadłI
rozejrzałsiędokoła.Przechodniówbyłoniewielu,jakzwyklewponiedziałkowe
przedpołudnie.

iebieskiegomundurunigdzieniedostrzegł,coostatecznierozwiałojegoobawy.Pewnym
krokiemLszedłnaklatkęschodową,wdrapałsięnadrugiepiętroinacisnąłdzwonek.
Niestety,spotkałgo[awód.Woźnickiejniebyłowdomu.

Klnącpodnosemruszyłdowyjścia.Przyskrzyn-bchnalistymajstrowałcośwłaśnie
muskularnylondynwpasiastejkoszulceimodnychdżinsach.Fanciszeknawetnie
zwróciłnaniegouwagi.Pchnąłdrzwi,bywydostaćsięnaulicę,alewproguniemal
zrlerzyłsięzchudziutkąniczymsucharekirudąjakwiewiórkatrzydziestolatką.
Uśmiechnęłasiędoniegozalotnie.Cofnął

się,byjądwornieprzepuścić,

tymsamymjednakmomenciewyczułzaplecami

23

95M?

jakiśpodejrzanyruch.Nawetniezdążyłodwrókgłowy.Kątemokadostrzegłsprężonego
dosk(iblondynaizrozumiał,żewpadłwpułapkę.Zaponnająćodobrychmanierach
odepchnąłrudądzie^czynęiniczympociskrunąłprzedsiebieUłamellsekundypóźniej
krótki,plasowanycioswokoli-dołkapozbawiłgopowietrzawpłucachiwładwnogach.
Rozpaczliwiezamachał

ramionami,■zdołałjednakutrzymaćrównowagiigrzmotnąłdługinaziemię.Niezdarnie
dźwignąłsięnakola’wtejsamejjednakchwiliobjąłmuprzegubychłd1nymetal
kajdanków.

—Alepanisierżantmarączkę!—Wgłdblondynawdżinsachzadźwięczałpodziw
graniczyzzachwytem.—Takiegobyka

jednymciosem!

—Kwestiawprawy,Tadeuszku,kwestiawprawi—zaszczebiotałazupełniejak

background image

nastolatka.—Iparniejtaj,żezanimtrzepnieszbandziora,musiszodrobinlpomyśleć.

NiespełnatrzykwadransepóźniejDrzewiecki.o|tałwprowadzonydoniewielkiego
pokojuzzaktowanymoknem,zszafąpancernąpodścianąi«kolwiekwysłużonym
biurkiempośrodku.Niezwysoki,dobrzeposiwiałymężczyznazmierzyłiuważnym
spojrzeniemiuśmiechnąłsięlekko.

—Witamywnaszychskromnychprogach.—Skiniłsięuprzejmie.—Długokazaliście
nasiebieCkać.

—Panporucznik!—DopieroterazFrancisapoznałMazurka.—Kopęlat!

—Miałemnadzieję,żejeśli^ięspotkamy,toniewtakichokolicznościach.

—Jarównież.

—TrzebabyłoposkromićswojezainteresowaniewilląprzyDygasińskiego.

—Panporucznikżartuje!—Drzewieckinawszelkiwypadekwolałzaprzeczyć.—
Pierwszyrazsłyszęotakimadresie.

Oficerbezsłowapodszedłdoszafypancernej,przekręciłkluczimomentpóźniejwjego
rękupojawiłosięprzezroczyste,plastykowepudełko.Wśrodkutkwiłznalezionyw
ogródkuPłateckiejpilnik.

r-Waszazguba?—Cłosporucznikawyraźniestwardniał.

—Pilniktiopilnikapodobny…

—Aleliniepapilarneraczejsięniepowtarzają.Odciskwaszegokciukabyłnatyle
wyraźny,żeeksperciniemieliproblemówzidentyfikacją.

Franciszekpoczułnaplecachzimnydreszcz.Niemógłsobieprzypomnieć,wjakich
okolicznościachzgubiłtennieszczęsnypilnik,alezdawałsobiesprawę,żeniemato
żadnegoznaczenia.

—ByłemnaDygasińskiego—wychrypiałcicho.

—Przedtygodniem,wnocyzsobotynaniedzielę?

—Zgadzasię.

—Tobrzminawetrozsądnie—przyznałMazurek.

—Chybaniemaminnegowyjścia.

24—Szafirowekoniczynki

97

96

—Ijataksądzę.Dlapewnościporównamyje-jszczeodlewśladównaklombiepod
oknemsalonikuzwaszymobuwiem.

—Rzeczywiściewchodziłemprzezokno.

—Widzę,żesięrozumiemy.

—Aletababcia,tojużniemojasprawka!—wybuchnąłDrzewiecki.—JakBoga

background image

jedynegokocham!

—Ejżę?

—Choćbymniepanprzypiekałżywymogniem,]nieprzyznamsiędoczegoś,czegonie
zrobiłem.

—Obajdobrzewiemy,żesądinaczejoceniałzwykłewłamanie,ainaczejzabójstwonatle
rabunkowym.—Porucznikwzruszył

lekkoramionami.’

—Problemtylkowtym,czyktokolwiekwamuwierzy.

—Janikogoniezabiłemaniniczegoniewziąłem!ztamtejchałupy—uparciepowtórzył
Franciszek/

—Kiedyzobaczyłemtrupa,omałosamniewykor-jkowałemzwrażenia.

—Niczegowwillinieruszaliście?

—Niepamiętam.Wkażdymraziezarazdałem]nogęinieoparłemsięażusiebie.

—DlaczegozaplanowaliściewłamaniewłaśniedoiPłateckiej?

—Słyszałem,żetodzianababcia.

—Odkogo?

—Różnimówili.—Drzewieckiniecosięzmie^szał.—Wystarczyłozresztąpopatrzeć
nachałupę.(

98

—OktórejprzyszliścienaDygasińskiego?

—Byłodobrzepopółnocy.

—Możetoktokolwiekpotwierdzić?

—Coteżpan,paniewładzo!—Franciszekomal5ięnieroześmiał.—Panprzecieżwie,
żenarobotęniezabieramwspólników.

—Obawiamsię,żewtensposóbdalekoniezajedziemy—westchnąłoficer.—Może
zechceciemichociażpowiedzieć,co

robiliściepowłamaniu,ażdomomentuzatrzymania?

—Pętałemsiętotu,totam…

—NocowaliścieuWoźnickiej?

—Tylkoraz.Aleonaniewiedziała,żewłamałemsięnaDygasińskiego.

—DaliściewszczękęBielińskiemu?

—Złożyłskargę?

—Terazjapytam!—zniecierpliwiłsięMazurek.—No,słucham,ocoposzło?

—Nicwielkiego.—Drzewieckimiałcorazmniejsząochotędorozmowy.—Takietam

background image

koleżeńskienieporozumienie.

—WyjeżdżaliściezWarszawy?

—Ajeślinawet,tojakietomaznaczenie?

—CdybydoDziekanowa,toowszem…

Poruczniksamdobrzeniewiedział,czemuzdecydowałsięnatenblef,reakcja
przesłuchiwanegoprzeszłajednakJego

oczekiwania.Drzewieckipobladłgwałtownieiskuliłsięnakrześle,jakbychciałsięukryć
przedoficerem.

24

—ZnaliścieKreczyńska,prawda?—MazurekpodsunąłDrzewieckiemufotografię
pożyczonąnawszelJkiwypadekod

Stefańskiego.—Niewypierajciesię,bowiem,żepracowaliścieuMatuszewskiego,aorj
przyjaźniłsięzestarymKreczyńskim.

XIII

Głuchoszczęknąłzamekigrubedrzwiotworzyły]sięzwoina.Stefańskispojrzałspod
okanalekkdprzygarbionegomężczyznęwzamszowejkurtceJKreczyńskiciężko
powłóczącnogamiprzestąpi!prógistanąłprzyżelaznymstole.Laborantodsuną]nieco
prześcieradło,odsłoniłtwarzzmarłejdziewczyny.

—Czytopańskacórka?—Słowakapitanaza^brzmiałyłagodnieicicho.

—Boże!—Kreczyńskizatoczyłsięiniewielabrakowało,astraciłbyrównowagę.—
Renatka..|MojamałaRenatka!

Zagryzłzbielałewargiiznieruchomiał.Niemógjoderwaćpółprzytomnegowzrokuod
twarzycórkiWsalcezapanowało

milczenie.Oficerskinąłnalaborantaitenzpowrotemprzykryłzwłoki.Kreczyńskinie
oponował,pozwoliłStefańskiemuwziąćsizaramięiwyprowadzićnazewnątrz.Po
wyjścizZakładuMedycynySądowejprzysiedlinaszerokiejławie.

—Bardzomiprzykro,aletobyłokonieczne—usprawiedliwiłsiękapitan.

—Rozumiem.—Kreczyńskizrezygnacjąskinąłgłową.

—Pragnąłbymzadaćpanukilkapytań.Poświęcimipanterazchwilęczasu,czywolałby
panodłożyćrozmowędojutia?

—Cozaróżnica?Miałemtylkojednodziecko.Terazononieżyjeidojutranicsięnie
zmieni.

—Kiedyporazostatniwidziałpancórkę?

—Wczwartekrano.

—Rozmawiałpanznią?

—Powiedziałatylko,żewychodziiwrócidopierowpiątek.

background image

—Niewiepan,dokądsięwybierała?

—Wspominałaojakiejśprywatce,ajaniepytałem,ktojąorganizuje.

—Wbrewzapowiedzicórkaniewróciławpiątek,niebyłojejteżwsobotęaniw
niedzielę.Niezaniepokoiłotopana?

—Trochę.

—Częstozdarzałosię,żenienocowaławdomu?

—Byłaprzecieżdorosła,niemogłemjejtraktowaćjakkilkunastoletniejsmarkuli.

—Znałpanprzyjacrolcórki?

—CzęstbbywałyunasDanusiaŁadyńskaiEmiliaMatuszewska,czasemrównieżsyn
megoprzyjacielazdawnychlat,MirekStojecki.

—Roki?

101

25

—Ależskąd!—Kreczyńskiskrzywiłsię.—Tam!tentozwykłynieróbikrętacz,a
nazywasięRokic-Iki…

—Słyszałem,żeswegoczasupańskacórkabyłznimzwiązanauczuciowo.

—Naszczęścieszybkopoznała,coonzajeden..!Alejakietomaznaczenie?—
westchnął.—Niepowiedziałmipanjeszcze,cosięwłaściwiestało.DlaczegoRenatka
nieżyje?—ApatiaopuściłanagiejKreczyńskiego.

—Prowadzimyśledztwo.—Słowaoficeraszczęknęłysuchoioficjalnie.

—Zdarzyłsięwypadek?

—Czypanwiedział,żepańskacórkazażywanakotyki?—Kapitannawetsięnie
spodziewał,żet:pytaniewywrzena

Kreczyńskimrówniesilnewrażnie,jakwidokzwłokcórki.OjciecRenatyskamieJniał.
Wyglądałtak,jakbynagleprzestał

rozumieć]senswszystkiego,codziałosiędokoła.Przezdłuższąchwilędyszałciężko,w
końcurozpaczliwieptrzasnąłgłową.

—Niewierzę!—wyszeptał.—Tonieprawda.

—Niestety,takiesąfakty—potwierdziłStefański—Chcepannawłasneoczyzobaczyć
śladypwkłuciachnaprzedramieniucórki?

—OBoże!

—Naprawdęnigdyniczegopanniezauważył?

—Przecieżniepatrzyłbymspokojnie,jakmojjedynedziecko…—Kreczyńskiurwał,aw
jeg

25

background image

oczachpojawiłysięłzy.—Czemubyłemślepy?Czemumyślałam,żejestjużdorosłainie
trzebajejpilnować?Możeżyłabyjeszcze…

Niespełnapółgodzinypóźniejkapitansiedziałwniewielkimpokoikunależącymdo
doktoraKaweckiego.Minaeksperta

świadczyławymownie,żeniejestzadowolonyzwynikówswejpracy.

—Sekcjapotwierdziłamojewcześniejszeustalenia,aleniemalniczegonowegonie
wniosła—smętnymgłosemrelacjonował

oficerowi.—Niezna—lazłemnazwłokachżadnychprzyżyciowychobrażeń.Nikt
dziewczynynienapadł,nikomuniestawiałaoporu.Nieulegawątpliwości,żeod
dłuższegoczasunarkotyzowałasię,alespecjalistycznebadanianiewykazały,byprzed
śmierciązaaplikowałasobiewiększądawkęjakiegośpaskudztwa.

—Cowtakimraziebyłoprzyczynązgonu?

—Najprawdopodobniejustaniedecydującychdlapodtrzymaniażyciaczynności
organizmu,szczególniezaśakcjioddechowej.

Zważywszy,żebrakśladówzbrodniczegodziałaniaosóbtrzecich,anicnieprzemawiaza
wypadkiembądźsamobójstwem,

pozostajenam…zgonzprzyczynnaturalnych.

—Wolneżarty!

—Prywatnieteżwtoniemogęuwierzyć,aleswoichirracjonalnychodczućniewpiszędo
protokołu.Oczywiścieprzekazałemkrewiwycinkinarządówdodalszychbadań,jednak
wynikisekcjiidotychczasowepiacelaboratoryjnezdająsięwskazywać,żenieodkryjemy
jużnicrewelacyjnego.

103

—Wspominałpan,żezwłokibyłyruszanepśmierci.

—Conajmniejdwukrotnie—przytaknąłKawecki.—Pierwszyrazpoośmiulub
dziewięciugodzinachodchwilizgonu.CiałozpozycjileżącejnJwznakprzełożonona
lewybok.Pośmiertneotarcianaskórkanakolaniemożewskazywać,żezwłok]wtłoczono
dojakiejśskrzyni,szafy…

—Albobagażnika—podpowiedziałStefański.

—Owszem—zgodziłsiędoktor.—Myślę,żadokładneprzebadanieubraniadenatki
przezwajszychekspertówzZakładu

Kryminalistykimogłobjdopomócwwyjaśnieniutejkwestii.

—KiedypodrzuconozwłokiwlesiekołoDziekannowa?

—Takjakjużwspominałem,wnocyzpiątkunasobotę,mniejwięcejdobęprzed
odkryciemciała.1

—Iniymisłowyprzezcałypiątektruppozostawajwtejskrzynijubbagażniku.

—Taksądzę.

background image

—Tonielogiczne.—Wgłosiekapitanazabrzmią]łoszczerepowątpiewanie.—Gdyby
Kreczyńskazmarłaśmierciąnaturalną,pocoukrywanobyzwłojki,apotemwywożonoje
dolasu?

—Ludzieniezawszepostępująwedługregułlogiki—skonstatowałKawecki.

—Niesugerujepanchyba,żemamydoczynieniazkimśniezrównoważonym
psychicznie?

—Tojużniemojadomena.Rozwiązaniezagadkinależydopana.

464

DobretrzykwadransepóźniejsłużbowypolonezoficeraskręciłwKrólewską.Pokilku
minutachposzukiwańznalazłosięmiejscemiędzystojącymiukosemnachodniku
tarpanemimaluchem.Stefańskizaparkowałwóz,wysiadłipomaszerowałprostodo

pawilonuFineckiej.

Wzorowanenastarociachokucia,osłonywywietrzników1blaszanedrzwiczkirewizyjne
widaćcieszyłysiędzisiajmniejszymwzięciem,bowłaścicielkainteresuniemiałaakurat
klientów.Byładobrzezadbaną,czterdziestokilkuletniąblondynką.Zdrowywygląd,pewna
siebiemina,azwłaszczazawódFineckiejzdawałysięwykluczaćjakikolwiekzwiązekze
środowiskiem

narkomanów.

—Przepraszam,żezabieramczas.—Kapitanskwapliwiesięgnąłpolegitymację.

—Rachunkiiksięgimamwnajlepszymporządku—zastrzegłanasamymwstępie.-*-
NiedawnobyłumniePIHiznowu

kontrola?

—Prawdępowiedziawszynieprzyszedłemtuniczegokontrolować—wyjaśniłoficer.—
ChodzimiopanaRokickiego.

—Achtak!—Natwarzywłaścicielkipawilonuodmalowałasięwyraźnaulga.—Acóż
takiegochciałbypanonimwiedzieć?

—Państwopozostajeciewdośćbliskichstosunkach?

—Należałobyużyćczasuprzeszłego—sprostowałaznaciskiem.—Naszczęście
zorientowałamsię,cozniegozanumer,iodprawiłamzkwitkiem.

105

—Możnawiedziećkiedy?

—Wczoraj.

—Acobyłopowodem?

—Przecieżtonarkomanizłodziej!—Gniewniściągnęłausta.

—Okradłpanią?

—Naodchodnymwyciągnęłammuzkieszcdwapierścionkiizłotąbransoletkę,ajuż
wcześni!kilkarazyniemogłamdoliczyćsiępieniędzy.Ilemdrańpodebrał,jedenBóg

background image

raczywiedzieć.

—jakiekwotywchodziływgrę?

—Odkilkusetzłotychdoparutysięcy.

—Pragniepanizłożyćoficjalnezawiadomienioprzestępstwie?

—Pocomitenkłopot?—Wzruszyłaramionam—Stracętylkoczasnabieganiepo
sądachikomisriatach,apieniędzyitaknieodzyskam.

—Wspomniałapani,żeRokickibyłnarkomanek

—Początkowoprzezmyślmitonawetnieprz_szło.Wyglądałwprawdzietrochę
mimozowato,nltryskałenergią,zniczymsięjednakniezdradziDopieropóźniej,kiedy…
—urwałainiepewr.ispojrzałanaStefańskiego.

—Kiedyzamieszkaliścierazem…—podpowie-!dział.

—Nowłaśnie—terazposzłojużgładko.—TrzyjtygodnietemuLeszekwprowadziłsię
domnie.Zaluważyłam,żeczęstobywajakiśdziwny.Alkoholuidniegonieczułam,
zachodziłamwięcwgłowę,coItakiego.Ażkiedyśpopowrociedodomuzastałamgo
nieprzytomnegonatapczanie.Obokznalazłamstrzykawkę.

—Próbowałapaniznimporozmawiać?

—Przysięgał,żezerwieznałogiem,aletrzydnipóźniejbyłotosamo.Wkońcumiałam
jużdośćipoprostukazałammusięwynosić.

—StykałasiępanizeznajomymiRokickiego?

—Raczejnie.Uniegonigdyniebyłam,spotykaliśmysięprzeważnieumnie,apotem,
kiedyzamieszkaliśmyrazem,niktnasnieodwiedzał.Możegdybymmiaławięcejczasu…
Alepanrozumie,wmoimfachudobajestzakrótka.

—Wja”kichokolicznościachpoznałapaniRokickiego?

—Byłotomniejwięcejpółtoramiesiącatemu.ZostałamZaproszonanaurodzinyjednego
zeznajomych.Zebrałosięsporoosób.Trochęwypiliśmy,ktośzaproponował,żeby
potańczyć.Leszekzacząłminadskakiwać.Początkowotylkomnieśmieszył,aiewkońcu
pomyślałam,żedrobnyflirtwieleniekosztuje.

—TenpaniznajomywiedziałonałoguRokickiego?

—Ależskąd!—zaprzeczyłastanowczo.—Zapewniałmnie,żeLeszektrafiłnatę
uroczystośćprzezprzypadek.Podobnoprawiesięnieznali

—Niebędziepanimiałanicprzeciwkotemu,żesamgootospytam?

26

106

—Proszę!—zbagatelizowałasprawę.—MeceriAdamLeszczyniakmieszkana
Okrężnej.

—AgdziemógłbymznaleźćpanaRokickiego?]

—Trudnomipowiedzieć.Ostatniodowiedziałasię,żepozostawałwdośćbliskich

background image

stosunkachzcflkamiZdzisiaKreczyńskiegoiAntkaMatuszewskigo.SamLeszek
twierdził,żemieszkaprzyu!«Marchlewskiego,choć,jakjużmówiłam,nigdymnltam
niezaprosił.

—Słyszałapani,żeRenataKreczyńskanieżyje?Ostatniepytanie,zadanenibyapropos,
podział

łonaFineckąjakgromzjasnegonieba.Opaiła;iciężkooladęispojrzałanaoficera
szerokootwatymioczami.Przezchwilę

bezgłośnieporuszałagami,wkońcuodwróciłasięizzajednejzustawifnychna
półkachskrzyneczekwyjęłaopróżniowpołowiepiersiówkę.Nalałasobiedozakrętk
spełniającejrównieżrolękieliszka,iprzełknąspiesznie.Zakasłałagwałtownie,ale
momentpóźnizdołałajużzapanowaćnadsobą.Odetchnęłagłębkoiodstawiłabutelkęna
miejsce.

—Kiedytosięstało?—spytałacicho.

—Wnocyzczwartkunapiątek.

—Jakiśwypadek?

—Jeszczeniewiadomo.

—Terazrozumiem,dlaczegopandomniepr/yszedł—westchnęłaponuro.—Poprostu
podejrzwapanRokickiego.•

—Czybyłupanitamtejnocy?

108

—Nie—zaprzeczyłastanowczo.—,Wczwartekwychodziłamzdomuosiódmejion
spałwtedywnajlepsze.Potemzobaczyłamgodopierowpiątekkołopołudnia

Brzęknąłdzwonekprzydrzwiachidośrodkaweszłojakieśmałżeństwo.Fineckaw
mgnieniuokaprzeżyłametamorfozę.

ZupełnieprzestałainteresowaćsięśmierciąRenatyKreczyńskiejiprowadzącymśledztwo
kapitanem.TerdZnajważniejszebyłydlaniejdrzwiczkirewizyjneonietypowych
wymiarach…

BlokprzyulicyMarchlewskiegonapierwszyrzutokasprawiałdośćkorzystnewrażenie.
Oficerprzemierzyłpółpodwórka,nimznalazłwłaściwewejście.Wreszciewjechałna
ostatniepiętroinacisnąłdzwonek.Okazałosię,żeniedziała.Stefańskirazidrugi
zapukał,musiałjednakodczekaćdobrąminutę,nimszczęknąłzamekiwprogupojawił
sięniski,drobnyosiemnastolatekowygolonymśrodkugłowyisplecionychwkrótki
warkoczyk,ciemnorudychwłosach.Miałnasobiedziurawedżinsyiprzeraźliwiebrudną,
damskąbluzkę,awlewymuchutkwiłmupokaźnychrozmiarówkolczyk.

—LeszekRokicki?—Kapitanwsunąłstopęmiędzyprógafutrynę,nawypadekgdyby
tamtemuprzyszłodogłowyzatrzasnąćdrzwi.

—Jużdobrymiesiąc,jaktuniemieszka—wyjaśniłchłopak.—Apanwjakiejsprawie?

—Milicja.—Oficersięgnąłpolegitymację

background image

—Chałupajestczysta.—Rudzieleccofnąłsię,by

27

wpuścićkapitanadośrodka.—Możepansprawidzić.

—Nieznalazłobysiętrochękompotualbotrawki?

—Słowo!—Chłopakuroczyściepodniósłdwa]palce.—OdkądRokizwinął
chorągiewkę,nikttutJniećpał.

Stefańskinieuwierzył,powstrzymałsięjednakokomentarza.Wkońcuśrodowisko
narkomanóisamenarkotykitraktował

jedyniejakouboczuwątekwprowadzonymprzezsiebieśledztwie.

Znaleźlisięwniezbytobszernym,ciemnympokoju.Chybaodwiekównikttutajnie
używałszczotkiDoszarych,pokrytychłuszczącąsięfarbąściantiówdziektoś
poprzylepiałkrzykliweplakaty.Nniemalczarnym,poszczerbionym,amiejscaminajwet
powyłamywanymparkiecieleżałystosyniedojpałków,skrawkistarychgazet,niemówiąc
jużocałychpokładachkurzuizaschniętegobłota.Podściajnamistałydważelazne,
okropniezdezelowanrłóżka,oboknichszafazwyrwanymidrzwiami,pośrodkusporych
rozmiarówstółbeznogi,którzastępowałaskrzynkapoowocach.

—Waszenazwisko?—Głoskapitanazabrzmiznaczniebardziejurzędowo.

—KubaNowikowski,synAdamaiFranciszkDowoduosobistegonieposiadam,
meldunku,nistety,też…

—Skądsiętuwzięliście?.

27

I—WmarcuprzyjechałemzGdańskaistolicaja-Lośprzypadłamidoserca.Spałosięto
tu,totam,ażlvkońcujednadziewczynaprzyprowadziłamniedo’iRokiego.

[—Jaksięnazywała?

|—Niepamiętam.Zresztą,prawdępowiedzia-[vvszy,późniejjużjejniewidziałem.I—
Ktotujeszczemieszka?I—MietekFranciszewski.

—Coonzajeden?

I—KuzynczyjakiśpociotekRokiego.[—Kiedywróci?

I—Niemampojęcia.Wyszedłwczorajranoiodtegoczasuniedałznakużycia.I—A
gdziemógłbymznaleźćRokickiego?I—

Niejestemwróżką!—Nowikowskinietracił[pewnościsiebie.—Przecieżjużpanu
mówiłem,że[niewidziałemgoodmiesiąca.

I—Nocóż,pamięćludzkabywazawodna.—Ka-[pitanuśmiechnąłsięwyrozumiale.—
Możewna-wzychgościnnychprogachcośsobie,synu,przypomnisz…

—Panchcemniezamknąć?—Chłopakażsiękulił..

—Tylkozatrzymaćdowyjaśnienia—sprostowałItefański.-—Wyślemyfonogramdo

background image

Gdańska,toiowosprawdzimyna

miejscu…

—Alejanicniezrobiłem!JakBogakocham!

—Doprawdy?—ZapewnienieNowikowskiego

111

niezrobiłonakapitanieżadnegowrażenia.—IsJtwoimmiejscuniebyłbymtakipewny.

Wpokojuzapanowałomitczenie.Przezdłuższąchwilęchłopaknerwowowyłamywał
sobiepalceirozglądałsiędookoła

rozbieganymioczami.Oficerzobojętnąminąsięgnąłpopapierosaiczekał.Wieloletnie
doświadczeniemówiłomu,żeprędzejczypóźniejtamtenskapituluje.Stałosię,jak
przewidywał.

—Nodobrze.—Nowikowskiwreszcieustąpił.—Powiempanu,gdziejestRoki.

—Słucham.

—MusipanpojechaćnaPowązkiiznaleźćzakładkamieniarskiMatuszewskiego.Kilka
dnitemufacetzafundowałcóreczcemieszkanie,ataściągnęładosiebieLeszka.

—Czemusamminiepodaszjejadresu?

—Jeszczeuniejniebyłem,ażadneniepuściłoparyzgęby,gdzietachata.

AntoniMatuszewskiokazałsięniewysokim,brzuchatymszatynemkołopięćdziesiątki.W
chwilikiedyStefańskidotarłdojegozakładu,byłwłaśniezajętysztorcowaniemjednegoz
pracowników.Niecenzuralnewyzwiskasypałysięniczymzroguobfitości,ałajany,choć
wyższyodszefaogłowę,stałpotulnieinawetniepróbowałprotestować.

Kapitanpodszedłbliżej,odczekał,ażwłaścicielinteresuskończyzpracownikiem,i
dopierowtedysięgnąłpolegitymację.

Matuszewskizmierzyłprzyjbyłegouważnymspojrzeniem.

112.

—Pandomnie?—upewniłsięnawszelkiwypa-fdek.

—Dopanaalbodopańskiejcórki.—Oficeruznał,żesuchy,urzędowytonbędzie
najwłaściwszy.

—Aocochodzi?

—Oilesięniemylę,pozostająpaństwowdośćprzyjaznychstosunkachzniejakim
LeszkiemRokickim,i

—Cotakiego?!—Kamieniarzażpoczerwieniałnatwarzy.—Pańskimzdaniem
wyrzuceniekogośzadrzwizkopniakiemna

drogęświadczyoprzyjaznychstosunkach?!

—Przepraszam,widocznieużyłemniewłaściwegookreślenia.TakczyinaczejRokicki
musiałbywaćupaństwa,skorowspomniał

background image

panowyproszeniugozdomu.

—Abywał,bywał!—sapnąłMatuszewski.—Początkowomyślałem,żetocałkiem
sympatycznymłodyczłowiek,dopieropóźniejwyszłoszydłozworka.

—Czymsiępanunaraził?

—ZacząłordynarnieprzystawiaćsiędomojejMilki.

—Jakzareagowałapańskacórka?

—Torozsądnadziewczyna.—Kamieniarzuśmiechnąłsięmimowolnie.—Przyznałami
rację,kiedypogoniłemnygusa.

—Więcejjużsięniepokazał?

28—Szafirowekoniczynki113

—Tylkobyspróbował!—Matuszewskiostenta-lcyjniepotrząsnąłpięścią.

—Awmieszkaniucórki?

—Milkanicminiemówiła.—Tymrazemkamie-jniarzniebyłjużtakipewnyswego.

—Mimowszystkowolałbymsamjąotozapytać.I

—Proszębardzo.MusipanpojechaćnaBroniew-1skiego.Toblokzalecznicą…Ale,
ale…—spojrzał!bystronakapitana.—

Niechmipanpowie,cozma-|lowałtengagatek,żeszukagomilicja?

—Jeszczeniewiemy,czywogólemacośnasu-lmieniu.—Oficerniewidziałpowodu,
bywtajemni-lczaćojcaMilkiwszczegółyśledztwa.—Poprostu]musimyporozmawiać
znimoparusprawach.

—Rozumiem.—KamieniarzporozumiewawczoIprzymrużyłoko.—Wkażdymrazie
życzępanu,by]jaknajprędzejdorwałpantegobęcwała.

Zmierzchałojuż,kiedyStefańskiznalazłmiejscedlalsłużbowegopolonezana
zatłoczonymparkingu!osiedlowym.Powłóczącnogamiszedłwkierunku!określonego
przezMatuszewskiegobloku.Prawdę!powiedziawszyniemógłprzezwyciężyćogarniają-
lcegogoznużenia.Nadomiarzłegoopadłygonaglewątpliwości,czyśledztwopostępuje
jaknależy.Nibylzgodniezwieloletniąpraktykągromadziłnajrozmait-1szeinformacje,
rozmawiałzludźmi,ustalałichwza-1jemnepowiązania,podświadomieczuł

jednak,żeldrepczewmiejscu.

Wkońcu,wjechałwiritiąnaczwartepiętroiznan-ł

mx

lazłwłaściwedrzwi.Chwilępóźniejotworzyłamuniewysokaszatynkawprzydużym
swetrzeiwytartychdżinsach.ZtwarzybyłanawettrochępodobnadoAntoniego
Matuszewskiego.

—Słucham?—Widokoficerabardziejzdziwiłją,<niżprzestraszył.

—JadoLeszkaRokickiego.—TymrazemStefańskiniewyjąłlegitymacji.

background image

—Proszę,niechpanwejdzie.—Cofnęłasięiwpuściłakapitanadośrodka.—Mapan
szczęście,boLeszekdopierowróciłzmiasta.

—Faktyczniemamszczęście.—Oficerpoczułnagle,żeznużenieiwątpliwościznikają
gdzieśbezśladu.—Szukamgoodranaidopieroprzedchwilądostałemtenadres.

—Kochanie,ktośdociebie!.—krzyknęławgłąbmieszkania.

—Jużidę!

Wprogupokojupojawiłsięwysoki,przystojnyblondynzledwowidocznymwąsikiem.
Byłstarannieogolonyiuczesany.

PodobniejakEmilia‘miałnasobieciemnysweteridżinsy.Niewyglądałnapankaani
narkomana.

—Pandomnie?—zdziwiłsięnieco.—Czymysięznamy?

—Nicstraconego.Zdążymysięjeszczepoznać,zwłaszczażemamywielesprawdo
omówienia.Pogadamyonarkotykach,o

RenacieKreczyńskiejiinnych.Illj)iL..1IIH..1

background image

IW

28

Alicjaostatnirazdotknęłapędzelkiempowiekilikrytycznieprzejrzałasięwlustrze.Przez
chwilęnie]byłazdecydowana,wkońcuuznałajednak,żemaki-jjażwypadł
zadowalająco.Chowaławłaśnietusze!szminkiipudry,kiedywprzedpokoju

zabrzęczałdzwonek.Pobiegłaotworzyć.Takjakprzypuszczała!wprogustałJerzy
Marecki.

—Jesteś,kochanie!—Lekkopocałowałagolwusta.—Kiedywróciłeś?

—Dzisiajwnocy.—Uśmiechnąłsięblado.

—Czemunieprzyszedłeśprostodomnie?Przy-jgotowałabymcikąpiel,zaparzyłabym
dobrejherbaty…

—Przecieżumawialiśmysięinaczej—przypomniałniebezodrobinyżalu.—Miałaś
spakowćma-]natkiiprzeprowadzićsiędomnie.

—Takjakoś,wyszło.—Cmoknęłagowpoliczek.—Toznaczyniechciałam,żeby
przeprowadzkawy-jpadłaakuratwrocznicęśmierciBenedykta.

—Prawda!—Jerzyposmutniał.—Ajanawetnie!byłemnacmentarzu.

—Niemartwsię.Japoszłamwczorajizapaliłam]świeczkęodnasobojga.

Znaleźlisięwkuchni.Bogojskanastawiławodęnalherbatęizaczęłaprzygotowywać
kanapki.Mareckiniebyłwprawdziegłodny,alezprzyjemnościąob-]serwował,jaksię
krząta.

116

—Jakciposzło?—zagadnęła.—Załatwiłeśprzędzę?

—Prawiećwierćtonybawełnyitrochęelastilu.

—No,tożyjemy!—odetchnęłazulgą.—Wystarczynietylkonaskarpetki,alemożemy
ruszyćzkoszulkami.

—Persaldowyjazdsięopłacił.

—Dużodałeśgórką?

—Łączniezzakrapianąkolacjątennapuszonydyrektorkosztowałmniestówkę.

—Mamnadzieję,żeprzynajmniejzbytniosięniestawiał.

—Nadzieńdobryopowiedziałmi,jaktygodniamitrzymaprywaciarzypoddrzwiami
gabinetu,aoniznosząprezenciki

sekretarce,żebywstawiłasięzanimiułaskawiepanującegonadkombinatem.

—Kopertęjednakwziął?

background image

—Ajakże.Jesttakbezczelny,żenawetprzymniesprawdził,ile„Wyspiańskich”jestw
środku.

—Najważniejsze,żesprzedałprzędzę.

—Zatrzymiesiąceznowudoniegopojadę.Mamnadzieję,żewcześniejgościanie
zdejmą…Aha!—przypomniałsobie.—

DzisiajzsamegoranatelefonowałdomnieKubacki.

—Czegochciał?

—Miałpretensję,żewysłaliśmydoniegoLe-szczyniaka.

—NiedogadalisięzPawłem?

—Niewiem,ocoposzło,wkażdymraziezapo-

V7

wiedział,żewprzyszłościnieżyczyjużsobieznimżadnychkontaktów.

—Przynajbliższejokazjitrzebabędziedołożyć]muzdychę,żebysięniegniewał.

—Żebydychawystarczyła…Samawidzisz,jakiesąjskutkiwchodzeniawukładyztym
cholernymLe-Jszczyniakiem.

Wprzedpokojuzadźwięczałdzwonek.Marecki!iBogojskapopatrzyliposobie
niepewnie.Żadnaznichnieoczekiwałogości.

—Kidiabeł?—Alicjanajwyraźniejniemiałachęciotworzyć.

—Pewnolistonosz—domyśliłsięJerzy.—Alboinkasentzelektrowni…

—Terazinkasenciniechodząpodomach—odparłabezprzekonania.—Amożetoten
oficer]prowadzącyśledztwowsprawieciociMięci.

Dzwonekzadźwięczałponownie,tymrazemdłu-jżejibardziejnatarczywie.Bogojska
marudziłajeszczeprzezchwilę,aleśpiącydotejporywnajlep-jszeAmor,który
zignorowałnawetprzybycieMareckiego,poderwałsięterazzeswegoposłania’iz
wściekłymjazgotemruszyłdoprzedpokoju.ChcącniechcącAlicjamusiałaotworzyć.
Moment’późniejujrzałastojącąwproguŁadyńska.

—Proszę,Danusiu,wejdź!—Bogojskapokryła!zaskoczeniezdawkowymuśmiechem.
—Dawnosięlniewidziałyśmy.

—Jatylkonachwilę.—Ładyńskasięzawahała.—Byłaumniemilicja—powiedziała
wreszcie.

—PytaliociocięPłatecką?

—Toteż,aleprzedewszystkimchodziłoim

0Renie.

—Cóżonamożemiećwspólnegozzabójstwemmojejciotki?

—Widzisz,Kreczyńskanieżyje.

—Nieżyje?!—Alicjapobladła.—Cosięstało?

background image

—Chybaprzedawkowałamorfinę.

—OBoże!

—Wkażdymrazieterazzacznąciągaćwszystkichznajomychiczepiaćsięobyleco.
Myślałam,żelepiej,żebyświedziała..

XV*

Nakorytarzugłuchozadudniłyczyjeśspiesznekroki.Franciszekodruchowopodniósłsię
zpryczy

1nadstawiłuszu.Przeczuciegonieomyliło.Chwilępóźniejmetalicznieszczęknęła
zasuwaiwprogucelipojawiłsięprofos.

—Zbierajciesię,Drzewiecki!—rzuciłsucho.—Idziemy.

—Znowunaprzesłuchanie?—domyśliłsięFranciszek.

—Dowieciesięwswoimczasie—funkcjonariusznienależałdozbytrozmownych.

Minęlikrótkikorytarz,automatycznieotwierającąsiękratę,potemjakieśdrzwi.Tutajna
spotkaniewy

29”’

szedłimmłody,ciemnowłosykapralzestarannieprzystrzyżonymwąsikiem.Wprawnym
ruchemzałożyłDrzewieckiemu

kajdankiiotworzyłkolejnejdrzwi.Znaleźlisięnadziedzińcu.Przystojącymniwprost
wyjściaradiowozieczekałporucznikMazu-jrek.

—Dokądmniepanzabiera?—zaniepokoiłsieiFranciszek.

—Doprokuratury.—Oficerwskazałaresztanto-lwimiejscenatylnymsiedzeniu.

—Posankcję?

—Właśnie.

—Zjakiegoartykułu?

—Otymzadecydujeprokurator.—“Mazurewzruszyłramipnami.—Takczyinaczej
sianemsi’niewykręcicie.‘

Drzewieckiponurozwiesiłgłowęibezprotestuwsiadłdoradiowozu.Zdawałsobie
sprawę,żejego]najbliższaprzyszłośćmalujesięwczarnychbarwach!Musiałbymieć
wyjątkoweszczęście,byprzekonać!prokuratora…fc

Przezcałądrogęnieodzywałsięanisłowem.Wysiadajączradiowozuprzypomniałsobie
niewielki]parkinginiezbytstarannieutrzymanytrawnik.Po-jdobniejakprzedtrzema
latyzaprowadzonogo]schodaminapierwszepiętro.Chwilępóźniejznalazł]sięwdużym
widnympokoju.Siedzącazabiurkiem]kobietaomiłej,niebrzydkiejtwarzychybanie
miała]jeszczetrzydziestki.•

120

—Panieporuczniku,dlaczegoniezdjąłpanpodejrzanemukajdanków?—popatrzyłana
Mazurkazodrobinądezaprobaty.—

background image

PrzecieżpanDrzewieckimnieniezje.

Oficerskwapliwiezastosowałsiędożyczeniapaniprokurator.Franciszekodruchowo
roztarłprzegubyiusiadłnawskazanymkrześle.Porucznikcofnąłsiędodrzwi,aletu
przystanąłniezdecydowanie.

—Czybędępanipotrzebny?—zapytał.—Komendantmówiłmi,żeostatniopracował
pandwadzieściaczterygodzinynadobę

—uśmiechnęłasiędoMazurka.—Należysiępanuchwilawytchnienia.

—Zaczekamnakorytarzu.

—Lepiejniechpanpójdzienakawę.Przesłuchaniemożetrochępotrwać.

Drzwizamknęłysięzaoficereminiemalnatychmiastuśmiechzniknąłztwarzykobiety.
Przezdobrepółminutywertowałarozłożonenabiurkuakta,nimspojrzałana
doprowadzonego.

—PozostajepanpodzarzutemzabójstwaniejakiejMieczysławyPłateckiej—rzuciła
ostro.—Rozumiepan,cotooznacza?

—Rozumiem.—Franciszekmiałtakściśniętegardło,żeztrudemwydusiłtosłowo.—
Alejategoniezrobiłem.—Terazposzłojużłatwiej.

—Nieprzyznajesiępan?

Wodpowiedzizdecydowaniepotrząsnąłgłową.Przezmomentłudziłsię,że
przesłuchującamu

mi

uwierzy,alebłyskzniecierpliwieniawjejoczaclprzekonałgo,żesprawaniestetyjest
przesądzona.

—Oilewiem,niekwestionujepanswegopobytu-]namiejscuprzestępstwa?

—Kiedytamprzyszedłem,babciajużnieżyła-Jwychrypiałcicho.

—CozrobiłpanzbiżuteriąizpieniędzmiMie-IczysławyPłateckiej?

—Bógmiświadkiem,żeniewziąłemżadnejforsy]anibiżuterii.Nawetniczegonie
szukałem.

—Ajednakniezaprzeczypanchyba,żemiałpanzamiarokraśćPłatecką?Dowillidostał
siępanprze/J■okno,przyniósłzesobąpilnik…

Drzewieckinerwowozagryzłwargi.Niepotrafił]zebraćmyśli,brakowałomu
argumentów,ogarnęło]gozniechęcenie.Byłnawetgotówprzyznaćsiędowszystkiego,
byletylkopozwolilimuwrócićdoceli.]

—Zdajesię,żepanniesłucha,tegocomówię!—Ipaniprokuratorpodniosłagłos.—
Niechpanniajśpi!

Spojrzałnasiedzącąnaprzeciwkokobietęibą-]knąłcośbezzwiązku.Gniewnie
zmarszczyłabrwilzdołałajednakzapanowaćnadsobą.Wstałazzabiurkaiotworzyła
okno.Nadworzeniebyłowcalajchłodniejniżwpokoju,aleożywczypowiewwiatruj

background image

poruszyłlekkofiranką.

*Paniprokuratorodetchnęłapełnąpiersiąiwróciła]naswojemiejsce.Zadała
Drzewieckiemukolejnepy-ltanie,aletenakurat^zagapiłsięwokno.Odstronyj
zewnętrznejbyłoonozabezpieczonedwuczęściową*[|<ratą.Pośrodku,wmiejscugdzie
stykałysięobiepołówki,tkwiłapokaźnychrozmiarówkłódka.Franciszekażprzetarłoczy
zezdumienia.Kłódkabyłazaczepionanakabłąkujednejtylkopołówkikraty.

Niewahałsięanisekundy.Wprawdzieryzykobyłoduże,aletakaokazjamogłasięjużnie
powtórzyć.Usiadłprostoispojrzał

całkiemprzytomnienaprzesłuchującą.

—Przepraszam—udałzakłopotanie.—Towszystkoprzeztenerwy.Gdybypani
prokuratorpozwoliłamizapalić…

—Proszę—przyzwalającoskinęłagłową.—Mapanpapierosy?

—Niestety,zostawiłemwareszcie.

—Wtakimraziepoczęstujępana—zaproponowaławspaniałomyślnie.*—Możebędzie
namłatwiejdojśćdoporozumienia.

Sięgnęładoszufladypotorebkę.Franciszekwstałibezpośpiechuposzedłwstronę
biurka.Otwarteoknobyłojużwzasięguręki.Nibyprzypadkiemioparłsięokratę.
Ustąpiłazcichymzgrzytemzardzewiałychzawiasów.

—Niestety,mamtylkozefiry.Proszę,panieDrzewiecki.

Wyciągnąłrękę,jakgdybysięgałpopapierosa,inagłymruchemodepchnąłkobietę.
Rozpaczliwiemachnęłarękami,aleniezdołałojejtouchronićodupadku.Zanimzdążyła
krzyknąć,Franciszekbyłna

■i12T

12&r

parapecie.Błyskawiczniewyrzuciłnoginazewnatr*izawisłnakracie.Opuściłsięna
wyciągniętychrę.kach.Jeszczepół

sekundyiskoczył.

Wylądowałnanogach,nieudałomusięjednajutrzymaćrównowagi.Upadłnakalana,na
momentstraciłoddech,ale

dobiegającyzbudynkuprzeraźliwykrzykzmusiłgodokolejnegowysiłku.Pode*va|się
natychmiastiwszaleńczymbiegudopadł

pierwszejprzecznicy.Wchwiligdyskręcałzablok,usły.szałzaplecamimilicyjny
gwizdek.Naszczęścieorjkolejnegoskrzyżowaniadzieliłogoniewięcejniżczterdzieści
metrów.Znowuskręcił.Kawałekdalejzaczynałsiępłotoddzielającyodulicygęsto
zarośnięteogródki.Zamierzałpobiecwtamtymkierunku,gdykątemokadostrzegł
nadjeżdżającązprzeciwka

ciężarówkę.Tomogłabyćszansa.

Wdwóchsusachdopadł-krawężnika.Ciężarówkaminęłago,aonrzuciłsięzaniąw

background image

pościg.Samdobrzeniewiedział,jakimcudemzdołałuchwycićstlloweuchoprzyklapie
zamykającejskrzynięładunkową.Jeszczejeden,niemalnadludzkiwysiłekiznalazłsięw
środku.

Ciężarówkawiozładeskiipapę.Drzewieckiprzycupnąłzajednązroleknadnieskrzyni
ładunkowejPorwanaplandekastanowiładośćiluzorycznąosłonę,liczyłjednaknałut
szczęścia.Itakzresztąosiągnąłjużpołowęsukcesu,jakożekierowcaniezauważył,że
dosiadłmusiępasażernagapę.•

background image

f

Wózskręciłwlewo,potemwprawoiprzezdziu

|ręwplandeceFranciszekdostrzegłblok,wktórym[pieściłasięprokuratura.Niemal
jednocześnieusłyszałtupot

biegnącychiprzeraźliwypiskoponruszającegoostroradiowozu.Naciężarówkęwidać
niktIpjezwróciłuwagi,bospokojniejechaławswojąŁtronę.

XVI

CichoskrzypnęłydrzwiirosłyprofoswprowadziłdopokojuRokickiego.Stefański
beznamiętnym[gestemwskazał

zatrzymanemukrzesłopoprzeciwnejstroniebiurkaiprzezdłuższąchwilęprzewracał
[kartkiwrozłożonychprzedsobąaktach.Doprowadzonyusiadł.Nieogolone,poszarzałe
policzki,sine[worypodoczamiiopuszczonasmętniegłowa[świadczyływymownie,że
nocspędzonawareszcieniewpłynęłakorzystnienapsychikępanaLeszka.I—Wczoraj
niebyliściezbytrozmowni—zacząłkapitan.—Mamnadzieję,żedziękipobytowiunas
nabraliścieniecorozsądku.

—Niechpanpyta.—Rokickiwbiłwzrokwpodłogęinawetniespojrzałnaoficera.

—Zacznijmyodnarkotyków.

—Jestemdorosły,mogęrobić,comisiępodoba.I—Niezupełnie.Naprzykład
udostępnianieśrodkówodurzającychinnymosobomjestkaralne.

I—Innymosobom?Toznaczykomu?

125

31

—WwaszymprzypadkumiałemnamyślimiędzyinnymiSzymćzewskiego,Ładyńska,
Matuszewską!Kreczyńska…

—Szymczewski,totenszczawikzDziekanowa?—zatrzymanywolałsięupewnić.

—Właśnie.

—Nocóż,jemufaktycznieopyliłemparęampułekmorfinyitrochękompotu.

—Skądbraliściemorfinę?

—Kiedyśspotkałemfaceta,którymiałnazbyciu!kilkapodstemplowanychrecept.
Późniejwystarczyłłojużtylkowypełnićblankietipójśćdoapteki.

—Ilebyłotychrecept?

—Trzy,możecztery…Dokładnieniepamiętam.

—Jaknazywałsięgość,którywamjesprzedał?

—Nieznamczłowieka.Tylkorazgowidziałem.!

background image

—Ijamamuwierzyćwtębajeczkę?

—Jakpanuważa.

Stefańskiztrudemzapanowałnadogarniającągozłością.Niewielebrakowało,adałbysię
wyprowaldzićzrównowagi.Okazałosię,żeRokickibyłznalcznietwardszyibardziej
pewnysiebie,niżwygiąłdałotonapoczątku.

—Kompotrównieżkupiliścieodnieznajomegomężczyzny?—zadałkolejnepytanie.

—DwalatatemuprzyuważyłemnaMazurachpojlemakowe.Kiedynadeszła
odpowiedniapora,wybrałemsiętamznowui

którejśnocynaładowałemcaływoreksłomy.

—Gospodarzsięnieucieszył.

—Dlategonastępnegodniabyłemjużdaleko.,

I•—No,dobrze.—Oficeruśmiechnąłsiędrwiąco-—Wróćmydowaszychznajomych.

—Naprawdętetrzydziewczynypowiedziały,żedałemimcośdoćpania?—Rokickiz
niedowierza-

Iniempokręciłgłową.—PoDanceiRenaciejeszcze

Imógłbymsiętegospodziewać,aleMilka…

I—Tutajjazadajępytania.—Stefańskiniemiał

zamiaruwtajemniczaćzatrzymanegowszczegóły

śledztwa.

I—Przypuśćmy,żerazidrugiporatowałemktórąś|vvpotrzebie—przyznałRokicki.

—Matuszewskawolałaskrętyniżmorfinę?—zaryzykowałkapitan.

—Faktycznie.Więcjednakpanupowiedziała…

—AKreczyńska?

—Renataćpała,copopadło.

—Swegoczasupozostawaliściewdośćbliskichstosunkach.

—Poprostużyliśmyzesobą.

—Długo?

—Niespecjalnie.Pokilkumiesiącachdoszliśmydozgodnegowniosku,żeniepasujemy
dosiebie.

—Aleniezerwaliściekontaktów?

—Jasne,żenie.WkońcuRenatatofajnadziewczynaiklawykompan.

—Kiedywidzieliściesięporazostatni?

—jakiśtydzieńtemu..ymofe.-isiowytfiD

m

background image

—Wjakichokolicznościach?

—Spotkaliśmysięprzypadkiemwpasażuzadomami„Centrum”.

—Poszliściegdzieśrazem?

‘—Pogadaliśmytylkominutkę.Prawdęmówiąctrochęsięspieszyłem.

—DoBronisławyFineckiej?—roześmiałsięoficer.

—Itopanwie?

—Mysporowiemy.—Stefańskispojrzałnależąceprzednimakta:—Awracającdo
spotkaniazKreczyńską,czydaliściejejwtedyjakieśnarkotyki?’

—Niepotrzebowała.Chwaliłasięnawet,żemadostaćoryginalneLSD.

—Mówiłaodkogo?

—Paniekapitanie…

Oficeromalniezgrzytnąłzębami.MimowysiłkówzjegostronyRokickinadalbył
skłonnydoskładaniawyjaśnieńtylkowniektórychsprawach.

—Mówciekonkretnie.KiedyostatnirazwidzieliścieKreczyńską?

—Przedtygodniem,wsobotępopołudniu.

—Iodtamtejporyjużsięzniąniekontaktowa-lliście?

—Jakośniebyłookazji.

—Acorobiliściewostatniczwartek?

—Wczwartek?—Zatrzymanymyślałprzezchwilę.—Chybanicszczególnego.Spałem
jakzwykładopołudnia,potem

włóczyłemsiępomieście,aj

128

gdzieśkołopiątej,możeszóstej,poszedłemdopawilonuBronki.Łatwozgadnąć,żenie
rozstaliśmysięjużażdorana.

—Ejże?—Stefańskiwyszedłzzabiurka,stanąłprzedRokickimispojrzałmuprostow
oczy.

—Słowo.

—Taksięskłada,żewczorajrozmawiałemzpaniąFinecką.Jakośnieprzypominasobie,
żebyścierazemspędziliczwartkowe’

popołudnie.Nanocteżnieprzyszliście.

—Ach,prawda!—Rokianimyślałsięupierać.—Wczwartekfaktycznienienocowałem
uBronki.

—Dowiemsięwreszcie,gdziebyliścienaprawdę?

—UMilkiMatuszewskiej.Wprowadziłasięwłaśniedonowegomieszkania,którekupił
jejstary,izaprosiłamnienaparapetówkę.

background image

—Októrejsięspotkaliście?

—Kołopiątej.

—Dużobyłogości?

—Namiejscuokazałosię,żezaprosiłatylkomnie…Aleczemu,udiabła,takpan
wypytujeotenczwartek?*

—WnocyzczwartkunapiątekrozstałasięztymświatemRenataKreczyńską.Itojest
zasadniczypowód,dlaktórego

spędziliścieostatniąnocwareszcie.

Rokickipoczerwieniał,momentpóźniejzbladł,azarazpotemnaczolewystąpiłymu
kroplepotu..

9—Szafirowekoniczynki

129

WlepiłprzerażonywzrokwStefańskiegoiprzezkil-|kasekundniebyłwstanie
wykrztusićnawetsłowa.1

—Cowynato?—Kapitanpostanowiłkućżela-1zopókigorące.

—Panmyśli,żejadałemjejjakieśświństwo,pójktórymonaumarła?—Młodyczłowiek
zerwałsię]zkrzesłaichwyciłkapitanazarękę.—Panmniejpodejrzewa!Aledlaczego?

—Aktóżinnymógłbysięprzyczynićdorśmierci?

—AchociażbytenjejpodstarzałygoguśLeszczyniak!—wyjąkałRokickiłamiącymsię
głosem.Kręcilizesobąodpółroku,agośććpaniegorzejo’młodych.

—MówicieomecenasieLeszczyniaku?

—Jakimtammecenasie!—żachnąłsięRoki—Rtitażyłazjegobratem,tymco
prowadziprywatnyinteres.

Niespełnatrzykwadransepóźniejoficerzatrzymalisłużbowegopolonezaprzed
bliźniakiemprzyulicJOkrężnej.Wysiadłiruszył

prostodofurtkiopatrzo-inejtabliczkąznazwiskiemPawłaLeszczyniaka.Na-Jcisnął
przyciskdzwonka.Odczekałchwilę,wśrodku]jednakniktniezareagował.Nawszelki
wypadekStelfańskizadzwoniłporazdrugi,alewidząc,żenieza-]stał

gospodarza,podszedłdosąsiedniejfurtki.Tutajrnlałwięcejszczęścia.Chwilępóźniejw
drzwiachdrugiejpołówkibliźniakapojawiłasiętęga,czter-jdzlestokjlkuletnlablondynka
okartoflowatymnpsiaipucołowatych,rumianychpojjcżkacb-,|Wi>II—Pantuczego?
—ObrzuciłaoficeranieufnymLpojrzeniem.

—Jestemzmilicji.—Kapitanmachnąłzdalekalegitymacją.—Chciałbymwidziećsięz
którymśzbraciLeszczyniaków.

1

1—Panmecenasjestterazwsądzie.—Blondynkabezpośpiechuruszyławstronę
oficera,alezatrzymałasiędobrymetrodfurtkiinajwyraźniejniekwapiłasiędojej

background image

otwarcia.

—ApanPaweł?

—Jakzwykleusiebiewwarsztacie.

—Todaleko?

—PójdziepanOkrężnąażzaPowsińską.—Wskazałarękąkierunek.—Skręcipanw
prawoipantrafi.

—Ogromniepanidziękuję.—Stefańskiuznał,żemiłyuśmiechjeszczenikomunie
zaszkodził.—Zaoszczędziłamipanisporoczasu,boniebędęmusiałtudrugiraz
przyjeżdżać.

—Tocośpilnego?.—zainteresowałasięblondynka.

—Niespecjalnie—odparłwymijająco.—Alebezrozmowysięnieobejdzie…Apani
jestkrewnąmecenasa?—zapytał

uprzejmnie,choćzgórywiedział,żeodpowiedźbędzieprzecząca.

—Jatusprzątam.—Zarumieniłasięlekkp.

—Oddawna?

—Będziejużzpiętnaścielat.

—Toprawiejakrodzina.

131‘

130r

li?

—Anoniby…

Taktykakapitanazdałaegzamin.Sprzątaczkaniewahającsiędłużejotworzyłafurtkęi
wpuściłagodoogródkaprzeddomem.

—UpanaPawłateżpanisprząta?

—Pewnie—przytaknęłaskwapliwie.—Zgodziłamniejeszczeświętejpamięcipani
Magdalena,kiedyjejmąż,panBernard,postawiłtendom.

—Czemustarszypannie,wybudowałjednejwilli?

—PanBernardniechciał,żebypojegośmienbraciakłócilisięomajątek.Takwszystko
urządził,iAdam,iPawełmieliwłasnydachnadgłową.

—Ico?Braciarzeczywiścieżyjąwzgodzie?

—Zawzórmożnabyichpostawić—konfidencjonalniezniżyłagłos.—Wprawdziepan
AdamczasemmazazłepanuPawłowijegoprowadzeniaaleprędzejczypóźniejzawsze
siępogodzą.

—PaniBogojskaczęstoichodwiedza?

—Ostatnio,pośmiercipaniPłateckiej,jakbyczęściej,boprzedtemprzychodziłatylkood

background image

wielkiegodzwonu.

—Ainnikrewni?

—Bliższejrodzinytoonijużchybaniemają.—Wzamyśleniuzmarszczyłabrwi.—
Nibyzostałjeszczedrugimążpani

Magdaleny,aleonmieszkaweWrocławiu.Zresztątomałżeństwotrwałoniełspełnadwa
lata.OdrozwodupanMaciekni^

pokazałsięnaOkrężnej.

—CzemużadenzbraciLeszczyniakówsię-nożenił?

33

—PanAdamto’jużpewnozostaniestarymkawalerem—westchnęłazwidocznym
żalem.—Nawetnarzeczonejnigdyniemiał.

ZatodopanaPawłaciąglejakieśprzychodzą,aleonnażadnązdecydowaćsięniemoże.

—PodobnomyślałpoważnieopaniKreczyńskiej?—Zablefowałoficer.—Zdajesię,że
ionachętniebyzaniegowyszła.

—Pierwszesłyszę.—Zdecydowaniepotrząsnęłagłową.—Iowszem,ostatniopani
Renataczęstotutajbywa,ależebypanPawełmyślałoożenku…

—Wzeszłyczwartektez■odwiedziłapanaLe-szczyniaka?

—WczwartekchowaliśmypaniąPłatecką.NapogrzebiebyłaipaniRenata,apóźniej
wszyscyposzlidomecenasa.

—Panirównież?

—Ktośmusiałprzecieżnakryćdostołu,apoobiedziepozmywać.

—Dużobyłoosób?

—OpróczobydwubraciipaniRenatyprzyszłapaniBogojskaznarzeczonympani
DanusiaŁadyńskaisąsiadkanieboszczki,paniAndruszewska

—Jakdługotrwałoprzyjęcie?

—Gdzieśdosiódmej.

—Wyszliwszyscyrazem?

—PanMareckimiałdozałatwieniajakieśinteresypozaWarszawą,więcpożegnałsię
jeszczeprzedpiątą.

133

—Apani?

—Jaskończyłamzmywaniedobrzepoósmej.■

—Niewiepani,czyKreczyńskawstąpiładopanaPawła?

—Wdomupaliłosięświatło,aleczypanLe-szczyniakbyłsam,czywczyimś
towarzystwie,niemogępowiedzieć.

background image

—Nieszkodzi.—Stefańskizbagatelizowałspra.wę.—Itakokazałasiępaniprawdziwą
kopalniąin-iformacji.

—Acosięwłaściwiestało?—zadałanurtującejąodpoczątkurozmowypytanie.

—PaniKreczyńskanieżyje.

—OBoże!—Natwarzysłużącejpojawiłosię;szczerezmartwienie.—Takamłodaijuż
doziemi.J

—Cóżporadzić.

—Byłjakiśwypadek?

—Wszystkonatowskazuje.—Kapitanbezskrupułówminąłsięzprawdą.—Jeszcze
razpanidziękujęidowidzenia.

PodanaprzezsłużącąlokalizacjawarsztatuPawła’Leszczyniakaokazałasięwprawdzie
niezbytścisła,aleoficerdotarłtambezwiększegotrudu.Warsztat,mieściłsięwschludnie
wyglądającympawilonie,,wzniesionymwidaćwspólnymsumptemprzezkilku)
przedstawicieliprywatnejinicjatywy.Samwłaścicielipowitałoficerawproguzakładu.”

—-Mojeuszanowanie.—Ukłoniłsiędwornie.—Czemuprzypisać,żeskromna
wytwórniazaba-lwekstałasięobiektem

zainteresowaniamilicji?

—Prawdępowiedziawszypańskadziałalnośćzawodowanieinteresujemniezbytnio—
wyjaśniłStefański.—Pragnąłbymraczejporozmawiaćopańskichznajomych.

—Naprzykładokim?

—PrzedewszystkimoRenacieKYeczyńskiej.

—Słyszałemjuż.—Leszczyniakponurozwiesiłgłowę.—Telefonowaładomnie
DanusiaŁadyńska.

—Kiedy,jeślimożnawiedzieć?

—Dzisiajzsamegorana…Aleproszędośrodka.—Zorientowałsię,żerozmawiająna
ulicy.

„Biuro”Leszczyniakazajmowałoniespełnaczterymetrykwadratoweiodresztyzakładu
oddzielałajejedyniecienka,oszklonaścianka.Właścicielmógłstądobserwować,jak
dwajpracownicyuwijająsięprzywtryskarkach,atrzeciskładazczęścimałesa-
mochodziki.Wtejchwilipochłaniałgojednakwyłączniecelwizytynieoczekiwanego
gościa.

—Trochęumnieciasno—wyjaśniłprzepraszająco,kiedysiedlinadrewnianych
zydelkach.—Alezakażdycentymetr

powierzchnikażąpłacićtakiepieniądze…

—Słyszałem,żeostatnioutrzymywałpandośćbliskiestosunkizpaniąKreczyńska.—
Kapitanpostanowiłodrazuprzystąpićdorzeczy.

—Owszem—przytaknąłLejrczyniak.—Mimosporejróżnicywiekupasowaliśmydo

background image

siebie

—Czymamrozumieć,żeukładaliścieplanynaprzyszłość?

135.

134

—Raczejtraktowaliśmynasząznajomośćjakocośwrodzajudłuższegoflirtu.

—OdjakdawnaznałpanKreczyńską?

—Niemaloddziecka,alezbliżyliśmysiędopierowtymroku.

—Kiedywidziałjąpanporazostatni?

—Wczwartek,fiapogrzebieciotkiPłateckiej.I

—Zcmentarzaposzliściedopańskiegobrata.I

—Owszem.Renatabyłanaobiedzie,aledomnie]późniejniewpadła.

—Możnawiedziećdlaczego?Przecieżostatnio)niemalmieszkaliścierazem.

—Bezprzesady—zaprzeczyłLeszczyniak.—Renatadośćczęstonocowałaumnie,ale
owspólnym]mieszkaniuniemożebyćmowy.Awczwartekpo]prostuobojenie
mieliśmyodpowiedniegonastroju.Tochybazrozumiałe?

—Nieorientujesiępan,czyKreczyńskąwróciłJdosiebie?

—Wspomniała,żemajeszczecośdozałatwienia]wmieście.

—Mówiłapanuocochodzi?

—Nieprzypominamsobie.

—Możezabrakłowammorfiny?Stefańskichciałspojrzećwoczywłaścicielowiza-i

kładu,tenjednak»puściłgłowęizacząłnerwowejwyłamywaćpalce.Przezdłuższą
chwilęwkantorku]panowałomilczenie.

WreszcieprzerwałjeLeszczynniak.‘j:?;l»irn-eistfcD—I

136

—Terazjfiżjej.nicniezaszkodzi—powiedziałcicho.—Renatafaktyczniebyła
uzależniona.

—Apan?

—Przyznaję,żekilkarazyspróbowałemróżnychspecyfików,aledziękiBoguwnałóg
niewpadłem.

—Ktodostarczałpanunarkotyków?

—WłaśnieKreczyńską.

—Czytylko?

—Natomogędaćswojesłowo.

—No,dobrze.—Kapitanudał,żeprzyjmujezapewnienietamtegozadobrąmonetę.—

background image

Wróćmy,wtakimrazie,doczwartku.

—Nierozumiem?

—Pytałempana,dokądwybierałasięwieczoremKreczyńską?

Właścicielwytwórnizabawekskurczyłsięwsobie.Przezmomentspoglądałproszącona
oficera,jakgdybyliczył,żetenzwolnigozodpowiedzi,potemprzemknąłrozbieganym
spojrzeniempokantorkuiwidocznymzaszybązakładzie,wkońcuniemogącznaleźć
żadnegosensownegowykrętuzakryłrękamitwarz.

—Mapanrację—wychrypiał.—Renatapojechałapomorfinę.Tłumaczyłem,prosiłem,
nicniepomogło.

—Odkogomiaładostaćnarkotyk?

—Niejestempewien—leszczyniakwyraźniesię^zawahał—alechybawspominałao
Rokickim.

—Gdziemielisięśpatkać?

—Niemampojęcia.—Tymrazem%łowawłaści-1cielązakładuzabrzmiały
przekonująco.—Zresztąlrówniedobrzemogłabyćumówionazkimśinnym.Nie
powiedziałamitegowyraźnie.

—PanrównieżznaRokickiego?

—Bardzosłabo.KilkarazywidziałemgozRenatą,gdyjeszczenaszestosunkibyły
znacznieluźniesze,kiedyśspotkaliśmysięprzypadkiemuŁadyńskiej…

—Awjakisposóbtrafiłonprzedmiesiącemnurodzinypańskiegobrata?

—Niewiem.Jagoniezapraszałem.

—Nocóż,tobyłobywszystko.—Stefańskipocniósłsięzmiejsca.—Dziękujępanui
przepraszamzanajście.Aha!—

przypomniałsobiejeszcze.-CzyKreczyńskamiałajakichśznajomychwDzieka-nowie?

—Niesądzę.

—Apan?

—Jedenzeszkolnychkolegówmatamdaczę,alterazjestzagranicą.

XVII

Ciężarówkaprzyhamowałagwałtownie,momentpóźniejszarpnęładoprzodu,przejechała
jeszcze]kilkanaściemetrówi

zatrzymałasięnadobre.Drze-Iwieckiwyjrzałprzezdziuręwplandece.Bylina
Brzeskiej,nieopodalbazaru^Różyckiego.Nienamyśl

138

łającsięwyskoczyłnajezdnię,przebiegłnadrugąstronęulicyiszybkimkrokiem
pomaszerowałwkierunkuZąbkowskiej.

Przedbramąniebyłonikogo.Franciszekuznałtozadobryomen.Skręciłwpodwórko,

background image

minąłjeiprzezkolejnąbramęwyszedłnanastępne,pełne*walającychsięszmati
papierów.Jeszczekilkakrokówiznalazłsięnaklatceschodowejcuchnącejprzypaloną
kapustąikocimiekskrementami.Zbiegłdosutereny,znalazłkontakt,aleświatłonie
zapaliłosię.Zakląłpodnosemiruszyłpoomackukorytarzemażdomiejsca,gdzieskręcał
onpodkątemprostym.Przezdłuższąchwilęmacałwzdłużlewejściany.

Wreszcietrafiłnaklamkę.Nacisnąłją,drzwijednaknieustąpiły.

Przezkilkasekundzastanawiałsię,corobićdalej.Nawszelkiwypadekponownienacisnął
klamkęizastukał.Wkońcubluznął

wulgarnymprzekleństwemizniepohamowanąwściekłościąkopnąłwdrzwi.Odziwo,
poskutkowało.Wśrodkuktośsięporuszył,achwilępotemdrzwistanęłyotworem.W
korytarzuniecopojaśniałoiDrzewieckidostrzegłwysokiego,chudegojakszczapa
mężczyznęołysejczaszceiniesamowiciedługich,sięgającychponiżejkolanrękach.

—ChwałaBogu,żejesteś!—odetchnąłzwyraźnąulgą.—Czemużeś.Szkielet,nie
otwierał?

—-Trzebabyłokrzyknąć,ktoidzie.—Głosgospodarza.zaświszczął,niczym
ipowiestiizeuciekające

139

zrozbitejopony.—Dlabylefrajerówigliniarzniemamniewdomu.

—Aledlamniejesteś.

—Przypuśćmy.

—Wpadłemwtarapaty.

—Słyszałem,żejeszczewczorajsiedziałeś.Puściłcię?

—Samsiępuściłem.

—Takiebuty!—Szkieletcmoknąłzeszczeryuznaniem.—Znaczy,żeznajomośćztobą
możmniekosztowaćpiątkę.

—Jeślimniezłapią.

—Mająsporeszanse.—Jakgdybynaprzekóostatnimsłowomgospodarzotworzył
szerzejdrzwi—Choć,wypijemypomaluchuipomyślimy,coda-lej.

Znaleźlisięwdługim,wąskimpomieszczeniu

0jednymmaleńkimokienkupodsamymsdfitemPrzywejściubyłniesamowiciebrudny
zlew,atużobokstałanastołku

maszynkaelektryczna.Starazdezelowanaszafa,służącarównieżjakokredens
przedzielałapomieszczenienadwieczęści.Dalejpodokienkiem,Franciszekdostrzegł
żelaznełóżkczrozprutymzbokumateracemidwomanowymichoćjużczymś

pobrudzonymikocami.Umeblowaniadopełniałytrzykrzesłaiprosty,kuchennystół.

Szkieletwyciągnąłzjakiegośkątazielonąbutelkapowiniezkawałkiemzwiniętejgazety
zamiastkork

background image

1nalałdodwóchstojącychnastole,lepiącychsięo<brudu,szklanekpomusztardzie.Za
zakąskęmusiaływystarczyćdwaogórkikonserwoweikawałekchleba.

—Spróbuj,Franiu!—Gospodarzzachęcającymgestempodniósłswojąszklankę.—
Takiegobimberkujeszczeniepiłeś.

Drzewieckiochoczowlałdogardłazawartośćmusztardówki.Naglezabrakłomu
powietrza.Wprzełykuiżołądkupoczułżywyogień.Oczyzaszfymumgłąizaszkliłysię
łzami.Przezdłuższąchwilęniebyłwstanieuczynićnajmniejszegoruchu.

—Prawda,żedobry?—Szkieletgwizdnąłprzezzębyiniepatrzącnawetnazakąskę
ponowniesięgnąłpobutelkę.—Walniemynadrugąnóżkę?

—Nalej—wykrztusiłFranciszek.—Mocnacholera.

—Prawiejakmonopolowyspirytus—zachwycałsięgospodarz.

KolejnaszklankaposzłaDrzewieckiemuznacznielepiej.Wgłowiepoczułznajomy
szmerek,wszystkiezmartwieniaiproblemystałysięmniejistotneibardziejodległe,
wróciłdobryhumor.Zagryzłchlebemzogórkiem,popiłprzyniesionąprzezSzkieleta
wodąisamchwyciłbutelkę,byznowunalać.

—Smakuje!—ucieszyłsięgospodarz.—No,tochlup!

TrzeciaszklankanastroiłaSzkieletaprzyjaźniedocałegoświata,adoFranciszka
szczególnie.Wstarymczajnikuzaczęłabulgotaćwodanaherbatę,‘nastole

141

140

pojawiłasięjakaśkonserwa,aopróczniejdwaprawie,czystetalerzeiwidelce.Zrówną
gościnnością!jużdawnonikogotutajniepodejmowano.

—Możeszumniekimać—zaproponowałwkoń-icugospodarz.—Chciałbymtylko
wiedzieć,co-jestlgrane.

—Wrobilimniewjednegotrupa—wyjaśniłrzeczowoDrzewiecki.—Aniewykluczone,
żedokle-Jpiąmiidrugiego.

—OtejbabcizDygasińskiegojuż,słyszałem.Ktolnadałcirobotę?

—Braciakmojegoadwokata,PawełLeszczyniak.j

—PoloSzpryca!—NatwarzySzkieletapojawił!sięgniewnygrymas.—Przecieżto
kawałsukinsyna!Mogłeśsięspodziewać,żecięwystawidowiatru.

—Zemnązawszedotądbyłwporządku.

—Niemyślałem,żezciebietakinaiwniak.Niejsłyszałeś,jakPoloprzysłużyłsię
ZbyszkowiBieliń-jskiemualboKazikowiSękaczowi?

—Tastaruszka,tobyłajegociotka.Akiedyroz-jmawiałemznimjużpofakcie,
wyglądało,żenieorająprzyłatwił.

—Niechcibędzie.—Gospodarznajwyraźniej!dalejmyślałswoje.—Acoztymdrugim
trupem?1

background image

—-LeszczyniakzamelinowałmniewdaczyznajoJmego,wDziekanowie.Zarazpotem
znaleźliwlesiasztywnądziewczynę.

—Znałeśją?

—Otyle,oile.TobyłacórkastaregoKreczyń-skitegdrPowązek.

—Tego,comawarsztatsamochodowy?

—Właśnie.

—Aż,tydurniu!—Szkieletprzyłożyłpięściąvvstół.—Poloprzyłatwiłcięjak
pierwszegolepszegoszczawika.Przecieżtamałakombinowałaznimodparumiesięcy.

XVIII

fSkrzypnęłydrzwiiwprogupokojuStefańskiegostanęłaEmiliaMatuszewska.Przez
momentprzestę-powałaniepewnieznoginanogę,nimzdecydowałasięwejśćdośrodka.

—Proszęsiadać.—Kapitanwskazałjejkrzesło.

—Chciałemzadaćpanikilkapytań.

—PanzamknąłRokiego—zaczęłazesmutkiem.

—Coontakiegozrobił?

—Międzyinnymihandlowałnarkotykami—wyjaśniłoficeroględnie.

—Jawiem,żetakniewolno.—WoczachMatuszewskiejzakręciłysięłzy.—Aleczemu
zarazdowięzienia?

—OdjakdawnaznapaniRokickiego?—Stefańskiuznał,żeszkodaczasuna
bezprzedmiotowądyskusję.

—KilkalattemupoznałamgouRenatyKreczyń-skiej,,

—Swegoczasupylizesobądośćbljskpzwiązani.

143

142

—Aletojużminęło.

—Jestpanipewna?

—Oczywiście.PrzecieżLeszeksammipowie-dział.

—Tojeszczeoniczymnieświadczy.—Kapitanuśmiechnąłsięlekko.—Proszęmi
powiedzieć,kiedyRokickiwprowadziłsiędopani?

—Wponiedziałek.

—Aniewubiegłyczwartek?

—WczwartekLeszeknocowałumnie.Alenapiątek,sobotęiniedzielęwróciłamdo
rodziców,aonigonietolerują.

—Niewydajesiępaniczemajątrochęracji?I

background image

—Zapomnieli,żeionibylikiedyśmłodzi.

—Powiedzmy!—westchnąłoficer.—AwracającdoKreczyńskiej,czymożepani
powiedzieć,zkimzadawałasięostatnio?

—Znalazłasobiefaceta,któryzpowodzeniemmógłbybyćjejojcem.—Matuszewska
wydęławargiznieukrywanąpogardą.

—PawłaLeszczyniaka?

—Więcjużpanwie?—skinęłapotakującogłową.

—Dobrzeżylizesobą?

—Jakpieszkotem.KilkarazyReniaskarżyła!się,żetostrasznycham.

—Źlejątraktował?

—Kiedywpadłwszał,potrafiłnawetprzyłożyćpogębie.

imi

144

—Wostatnichdniachrównieżdoszłodojakiejśawantury?

—Napoczątkuubiegłegotygodnia.Reniaprzybiegładomnieokropnieroztrzęsiona.
Nawetpłakała.

—Mówiła,ocoposzło?

—Podobnoozupełnydrobiazg.Niepytając,zajrzaładobiurka.

—NiKtnielubi,kiedygrzebiesięwjegorzeczach.

—Alewtymbiurkuniebyłonicnadzwyczajnego,aLeszczyniakprzyłożyłRenipo
twarzy…

—Czemuznimniezerwała?

—Samaniemogętegozrozumieć.Przecieżniezwiązałasięchybazłobuzemtylkodla
kilkugłupichskrętówiszprycycowieczór.

—Kiedywidziałająpaniporazostatni?

—Właśniewdniutejbezsensownejawanturyobiurko.Zdajesię,żebyłtoponiedziałek.

—PóźniejniemiałajużpaniżadnegokontaktuzKreczyńską?

—DopieroDanusiaŁadyńskapowiedziałami,żeRenianieżyje.

—RokickiniewspominałwcześniejośmierciKreczyńskiej?

—Nibyskądmiałotymwiedzieć?ZRenatąkontaktowałsięostatnioniezbytczęsto,z
Leszczynia-kiemprawiewcale,aDankawpadładomnie,kiedyLeszekjużsiedział…A
właśnie!—Popatrzyłaprosząconakapitana.—KiedypanzwolniRokiego?

r•(

r>vnlci

background image

145

Ofkerodparłcośnaokrągło,zczegomogłowynikaćwszystkopróczodpowiedzina
pytanie.Matu-Jszewskiej,podpisał

dziewczynieprzepustkęiodpro-1wadziłjądodrzwi.Chcącniechcącmusiałasię
pożegnaćiStefańskizostałsam.Wróciłzabiurko]Przezdłuższąchwilębezmyślnie
przewracałprotokołyprzesłuchań,raportyinotatkisłużbowe.Wkoń-1cuwsiałizaczął

składaćpapiery.Iwtedydopokoju]wszedłMazurek.

—Staryochrzaniłmnie,żeDrzewieckiemuudałosięucieczprokuratury—zaczął
ponuro.—/&czytomojawina,żekratywoknachpozakładalilamivlkodlafasonu?

—lakznamnaczelnika,niebyłtodlaniegoża-1denargument.

—etciniepowtórzę,comiodpowiedział—wesiiu*porucznik.—Wkażdymrazie
odesłańmnie;lodiabła..%Aprzedchwilądzwoniłasekretar-lka,żemamyzgłosićsięu
niegoobaj.

PułkownikLubańwertowałwłaśniejakieśopasłejakta,/ażporazpuszczającniewielkie
kółeczkady-1muzulubionejfajki.

Uśmiechnąłsięnapowitanie]doStefańskiego,zukosapopatrzyłnaMazurka]iwskazał
oficerommiejscaprzyustawionymprosto-]padledobiurkastoliku.

—Niemuszęchybapowtarzać,jakąkompromita-Jcjęstanowidlanasucieczka
Drzewieckiego—stwierdziłsuchonasamymwstępie.—Alebiegu]wydarzeńniktjuż
nieodwróci.Terazmusimyuczy-]

|nićwszystko,byprzestępcajaknajszybciejznalazłsięLowuwnaszychrękach.Trzeba
rozesłaćlistygończe,obstawićmeliny,wktórychmógłbyszukaćschronienialubpomocy,
iobserwowaćczarnyry-nek,czyniepojawisiętamcośzezrabowanejbiżuterii.

—Pomyślałemjużotym—bąknąłnieśmiałoporucznik.—Aswojądrogąucieczkę
DrzewieckiegonależychybapotraktowaćjakoprzyznaniesięJowiny.

—Możemaszrację.—Lubańniewyglądałnaprzekonanego.—Alezastanówsię,czy
słusznieuczyniłeś,przyjmująctylkojednąwersjęzabójstwaPłateckiej?

—Czyżbywgręwchodziłyrównieżjakieśinne?

—Wkońcutakobietabyłaosobądośćmajętną…Atycootymsądzisz?—naczelnik
zwróciłsiędoStefańskiego.

—ZacząłbymodAdamaiEwy:ktoskorzystałnaśmierciMieczysławyPłateckiej.

—TeoretycznieBogojskaibraciaLeszczyniako-wie,jeślinieliczyćniewielkiegozapisu
narzeczMu-rasiowej.

—Powiedziałeś:teoretycznie—podchwyciłpułkownik.

—Bogojskiejmiałaprzypaśćbiżuteria—wyjaśniłMazurek—azłotodiabliwzięli.

—Niediabli,tylkoprzestępca—sprostowałLubań.—Natwoimmiejscuposzedłbym
dalejtymtropem.

background image

—Takjest!

—Ijeszczejedno.—Pułkownikpopatrzyłuwg.żnienaoficerów.—Waszesprawy
dotyczątegosa-megokręguosób.Wprawdziejużnawiązaliściewspółpracę,tobardzo
dobrze,aleuzgodniłemjprokuraturą,żeoddzisiajtraktujemyobydwaśledztwajako
całość.

StefańskiiMazurekopuściligabinetnaczelnikajuczuciemulgi.Zamiastwracaćdo
swychpokoi,pomaszerowalikorytarzemwkierunkuwyjścia2gmachu.

—SpróbujępogadaćzBogojska—zadecydowałkapitan.—Aty,Michał,szukaj
Drzewieckiego.1

StefańskiprzezdobrykwadransbłądziłwśródwąskichuliczekMarymontu,nimznalazł
okazałą,piętrowąwillęwsporym,starannieutrzymanymogrodzie.Zaparkowałsamochód
iprzezuchylonąfurtkęruszyłwstronęmasywnychdębowychdrzwi.

—Panwjakiejsprawie?—Zzarogudomuwyłoniłasiędrobna,szczupłakobiecinao
rzadkich,siwychwłosach.

—SzukampaniBogojskiejalbopana-Mareckiego.—Kapitansięgnąłpolegitymację.

—Obojesąnadole,wzakładzie—wyjaśniłakobieta.—Musipanobejśćdom,bo
wejściejestoddrugiejstrony.

—Panrunichpracuje?

—SprzątamupanaMareckiego.UpaniAlicji

m.

IOficeruśmiechnąłsięzdawkowoipomaszerowałL,ewskazanymkierunku.Chwilę
późniejschodziłIjużpowąskich,kręconychschodach.Nadole,wni-[5kimkorytarzu,
spostrzegłszczupłego,muskularnegomężczyznęokrótkoprzyciętej,szpakowatej

[czuprynie.

I—PanMarecki?—zapytałdomyślnie.I—Owszem.—Jerzyskłoniłsięsztywno.—
PanwLprawiewytwórniskarpetek,czydopaniBogojskiej?|—Czyżbybyłajakaś
różnica?—WgłosieStefańskiegozadźwięczałaironiapołączonazniedowierzaniem.—
Przecieżtochybajedeninteres?

—Ależskąd!—OburzenieMareckiegoniewy-padłoprzekonująco.—Poprostu
wynajmujępani[Bogojskiejlokal,ażeprowadziprodukcjępodobnąIdomojej,totylko
kwestiaprzypadku.

—NiejestemzIzbySkarbowej.—Kapitanuznał,żenajwyższyjużczasrozwiaćobawy
gospodarza.—Nieinteresująmniesprawypodatkoweanipańskadziałalność
gospodarcza.ProwadzęśledztwowzwiązkuzezgonemRenatyKreczyńskiej.

—Achtak!—Jerzywyraźnieodetchnął.—Tozmieniapostaćrzeczy.

—Poświęcimipankilkaminut?

—Oczywiście.—Zgodziłsiębezcieniawahania.1—ZarazpoproszęAlicjęipójdziemy
nagórę.Możenapijesiępanherbaty?

background image

Niespełnakwadranspóźniejsiedzieliwetrójkę.wniewielkim,przytulnymsaloniku.Na
stolepojawiła

■BA

sięzapowiedzianaherbata,awrazzniąsłonepg.luszki.Mareckichciałrównież
wyciągnąćbutelkaczegośmocniejszego,aleoficerwyperswadowałmutenpomysł.

—Ostatniocoświelepogrzebówwnaszymnaj-•bliższymotoczeniu—zaczęłasmutno
Bogojska.IDopieropochowałamciotkę,atuznowucórkaZdzisława…

—PaństwodobrzeznaliściepaniąRenatę?

—Raczejjejojca—sprostowałaAlicja.—Onrównieżprowadziprywatnyinteres.

—Wiedzieliściepaństwo,żeKreczyńskajestnarkomanką?

Bogojskabezsłowaopuściłagłowę,aleJerzyniemyślałozachowaniudyskrecji.

—Nietylkoona,paniekapitanie—odparłzdezaprobatą.—Nietylkoona…

—MapannamyśliPawłaLeszczyniaka?—podchwyciłStefański.

—Wstydpowiedzieć—przytaknąłMarecki.-4Ażsiędziwię,żetakiczłowiekmoże
prowadzićwytwórnięzabawek.

—WracającdopaniRenaty,kiedywidzieliścieją,państwo,porazostatni?

—Wubiegłyczwartek,napogrzebieMieczysławyPłateckiej.Przyprowadziłjąwłaśnie
PawełLeszczyniak.Dziwiliśmysięwszyscy,niktjednakniepytał,czymająwzględem
siebiejakieśpoważniejszeplany.

—Słyszałem,żepopogrzebieposzliściepaństwodoAdaraaLe’szc£yi(ił&kai.’.v}2nEq
rnstmdfA—Owszem.—TymrazemwgłosieJerzegozadźwięczałaodrobinaironii.—
Tradycyjnastypamusiałasięodbyć.

—Doktórejtrwałobiad?

—Jawyszedłemwpółdopiątej.MusiałemjechaćdoŁodzi.Itakspóźniłemsięna
umówionespotkanie…

—Apani?

—PożegnałamsięzAdamemokołosiódmej

—KreczyńskawstąpiładopanaPawła?—Stefańskipostarałsię,byostatniepytanie
zabrzmiałocałkiemzdawkowo.

—Zaprosiłjądosiebie—potwierdziłaAlicja.

—Jestpanitegopewna?

—Weszłamnamomentrazemznimi.Pawełobiecał,żepożyczymi„PolskęJagiellonów”
Jasienicy.

•—Dotrzymałobietnicy?

—Książkależałajużprzygotowanawprzedpokoju.

—IleczasuspędziłapaniuLeszczyniaka?

background image

—Półminuty,możemniej…Prawdępowiedziawszybyłamokropniezmęczonai
wolałamjaknajszybciejwrócićdodomu.

—Rozumiem…Nocóż,bardzopaństwudziękuję.—Kapitanpodniósłsięzmiejsca.—
Tarozmowawielemiwyjaśniła.

Jużpanucieka?-Itakzabrałempaństwukbyt/łwełe’czasu.

7SI

iałako-

—Przyokazjimiałabymprośbę—preypommasobieBogojska.—Wubiegłymtygodniu
pańskiklega,porucznikMazurek,

pokazywałmifotografie!pewnegomężczyzny.Pytałoniegowzwiązkuizabójstwem
ciociMieczysławy.Wtedyniemogłam!

sobieprzypomnieć,gdziegowidziałam,idopierJpóźniejskojarzyłomisię,żetojedenz
klientówAdama.

—SpotkałagopaniumecenasaLeszczyniaka?I

—NietyleuAdama,coprzeddomemjegobrataj—sprostowałaAlicja.—Ten
mężczyznaczekał,aaPawełwyprowadzi

samochódzgarażu.

XIX

MazurekskręciłwGwiaździstąipochwilizatrzy-lmałsłużbowegofiataprzedniezbyt
zachęcające!wyglądającą,piętrowąkamienicą.MinąłbramęIwszedłdociemnej,dusznej
sutereny.Pokryteszarą,!łuszczącąsięfarbądrzwipolewejstroniebyłyuchy!lone.
Porucznikpchnąłjeipodszedłdorozłożone!gowkąciemateraca,naktórymspałw
najlepsze!drobnymężczyznaorzadkich,siwiejącychwłosachiwydatnym,fioletowym
niemal,nosie.

Oficerpochyliłsięnadśpiącymienergiczniepo-ltrzasnąłgozaramię.Tamten
wybełkotałcośbemzwiązku,zakląłi

machnąłręką,jakbyodpędzałsię!oddokuczliwejmuchy.PrzyokazjidoleciałMazurka

38

nieświeżyodórwypitegoprzedkilkomagodzinamialkoholu.

—Obudźciesię,Klusik!—huknąłnacałegardło.1—Jużpołudnie!

Leżącynaciągnąłnagłowęrógpostrzępionegokocaiodwróciłsiętyłem.Porucznik
szarpnąłgoponowniezaramię,widzącjednakbezskutecznośćswoichwysiłkówchwycił
stojącynapodłodzeblaszanydzbanek.Ponowniewyszedłnakorytarz.Bezwiększego
truduodnalazłbrudnąwygódkęzwieczniecieknącymkranem.Nalałdodzbankawodyi
kilkanaściesekundpóźniejcałaporcjawylądowałanagłowieKlusika.

—Żebyodsamegoranataksięuchlać!—sapnąłgniewnieoficer.

Zimnawodaikilka■szturchańcówprzywróciłygospodarzowipoczucierzeczywistości.

background image

Spojrzałzupełnieprzytomnienaoficeraigwałtowniepotrząsnąłgłową.*

—Wczoraj,paniewładzo,byłyurodzinyprzyjaciela—jęknąłprzepraszająco.—Rano
dostaliśmyjakieśstarekotletyna^

zakąskę.Musiałymizaszkodzić…

—Cowymituopowiadacieozakąsce?!—żachnąłsięMazurek.—Musimypogadaćo
znaczniepoważniejszychsprawach.

—Nierozumiem?—Maleńkie,głębokoosadzoneoczkakryminalistystałysięczujne.—
Przecieżwczasieostatniego

przesłuchanianiemiałpandomnię_pretęnsji.

1S3r

—Wielesięzmieniłoodtamtejpory.

—Mogędaćpanusłowohonoru,żejestemczy-1sty.

—Waszesłowoniejestzbytwielewarte.

—Jakpragnęzdrowia!—zaklinałsięKlusik.Możepanspytać,kogozechce.Każdy
zaświadczy,żeodrokuniedałemsięskusić.

—Możesięzałożymy?

Potwarzygospodarzaprzemknąłledwodostrzegalnycień,ajegospojrzenieuciekło
gdzieśwbok.jPorucznikprzebiegł

wzrokiempoodrapanychścianachsutereny.Spojrzałponownienapijaczynęina-lgle
zrozumiał.

—Wstawajcie!—rzuciłostrym,nieznoszącymsprzeciwutonem.—No,już!.

Klusikajakbyzamurowało,aleoficeranimyślałpowtarzaćpolecenia.Zdecydowanym
ruchemchwyciłgospodarzazaramięiściągnąłzposłania.Mo-jmentpóźniejodsunął
materacodścianyizaczął]ostukiwaćpodłogęobcasem.Jednazdesekporuszy-]

łasię.Mazurekprzyklęknąłipokilkupróbachod-]słoniłwnętrzeniewielkiejskrytki.

Wśrodkuleżałydwaaparatyfotograficzneikame-lradomagnetowidu.

—Icowynato?Okazujesię,żejednaknieje-]steścletacyczyści.

—Kumpelprosił,żebymmuprzechowałteapara-]ty.—Gospodarzspróbowałnaiwnego
wykrętu.—jMówjł,żebyjedobrzeschować^]u9inill

38S4

—Przedmilicją—dopowiedziałoficer.—Bojakbyco,możnatrafićzakratki.

Klusikchciałzaprzeczyć,ależadnesensownetłumaczenienieprzychodziłomudogłowy.
Pobladłinerwowytikprzebiegłmupotwarzy.Zbytczęstomiałdoczynieniaz
przedstawicielamiprawa,byniezdaćsobiesprawyzbeznadziejnościsytuacji,wjakiejsię
znalazł.Przezchwilęjeszczełamałsięwsobie,wreszciezrezygnacjąmachnąłręką.

—Mapanrację—ustąpił.—Odpaserkisięniewykręcę.

background image

—Amożeodpowiedniejszybyłbyjakiśinnyartykuł?

—Coto,tonie!—Tymrazemzaprzeczeniegospodarzazabrzmiałozupełnieszczerze.—
WłamanieodstawiliJanekLebiodazKazikiemSękaczem.Bylikrewnimitrochęgrosza,a
ja,idiota,wziąłemodnichfantyzamiastgotówki.

—Mówiliwam,gdziesięwłamali?

—Paniewładzo!—KlusikpopatrzyłnaMazurkaniemalzwyrzutem.—Otakierzeczy
sięniepyta.

—Wporządku—poruczniknienalegał.—Ostateczniewwaszejsytuacjitoszczegółbez
znaczenia.

—Zaraz,zaraz!Askądpanwiedział,żeumniesąfanty?PrzymknąłpanJankaalbo
Kazika?

—Nawetniewiem,gdzieichszukać.

—Alektośprzypucował?

—Prawdępowiedziawszy,doniedawnainteresowałamniezupełnieffiKa~5p%w£1

b—iÓfi2erłaWrMepotwierdził,aniniezaprzeczył,miałnadzieję,żewIten,sposób
sprowokujegospodarza.—Jeszcze1wczorajnawetprzezmyślminieprzeszło,byskła-I
daćwamwizytę.

•TT-Terazrozumiem!—WoczachKlusikazamigo-Itałyzłebłyski.—Jakiśbydlakdla
ratowaniawłasnej!skórynapuściłpananamnie.

—SłyszeliścieonapadzienatęstaruszkęzDyga-Isińskiego?—Mazurekznowunie
skomentował!przypuszczeńkryminalisty.

—Obiłomisięouszy.

—Napadmiałmiejscemniej*więcejwtymsamym!czasie,kiedywaslegitymowano.

—Jużmniepanotopytał.

—PytałemrównieżoFranciszkaDrzewieckiego.1

—Ajapowiempanu,żetoniebyłobywjegosty-llu.Onnigdynieszedłnamokrą
robotę.

—Ludziesięzmieniają.—Porucznikbeznamięt-jniewzruszyłramionami.—Aleniew
tymrzecz.Wi-Jdzicie,chałupępobabciPłateckiejodziedziczyli!AdamiPaweł
Leszczyniakowie.

Ostatniestwierdzeniewypowiedziałoficerniecozlrozpędu,niespodziewającsiężywszej
reakcji”gos-|podarza.Odziwo,Klusikabardzotainformacjaza-1interesowała.

—Podejrzewapan,żemecenasLeszczyniakalbo!jegobraciszekmaczalipaluszkiw
przygodziebabu-1ni?

—Czemużmiałbyn^^c^ROgdfij^^ć,?

—MecenasbroniłFranciszkapoostatniejwpadce,aPoloSzpryca…—Klusikurwał,a
jegomałeoczkapowiększyłysięnagledonienaturalnychwręczrozmiarów.—Przecieżto

background image

jasnejaksłońce!’—zgrzytnąłzębami.—Niktinny,tylkoonmniezasypał!

—Taksądzicie?

—Możesięzałożymy?—Gospodarzniemiałnajmniejszychwątpliwości.—Lebiodai
SękacznieoddziśkombinujązPolem.

Moglimupowiedzieć,komudaliczęśćfantówzeskoku,aSzprycaskorzystałzpierwszej
okazji,żebymnieposadzić.

—Musieliścieniekiepskozaleźćmuzaskórę.

—Poprostuniedałemsięwykołowaćwinteresach…Aletostaredzieje.—Klusik
stropiłsięnagle.—Niewartowspominać.

—AcołączyłoPawłaLeszczyniakazDrzewieckim?

—KiedyśPolopomógłFranciszkowiwywinąćsięodpudła.Załatwiłmulewealibi.

—CzypodobnąprzysługęwyświadczyłrównieżLebiodziealboSękaczowi?

—OukładachmiędzyJankiemaPolemwielepa-‘nuniepowiem,alenamiejscuKazika
raczejodpuściłbymsobietęznajomość.

—Nibydlaczego?

—NiechpanzapytaSękacza,jaktobyłozwyrokiemzawłamaniedojubilera.

—Zapytam,alemusielibyścieminajpierwpowiedzieć,gdzie■mógłbym’^gcnz-
rva,leźcVJlt””’^umai-j—

1#t

—OtejporzesąpewnozJankiemnapiwkuw)„Jaskółce”.

Oficerzastanawiałsięnadczymśprzezchwilę,wkońcusięgnąłpoznalezionewschowku
aparatyfotograficzneikamerę,zagwizdałzcichairuszyłbez,słowadowyjścia.Klusik
popatrzyłnaniegoznie-jdowierzaniem.

—Znaczy,żebędęodpowiadaćzwolnejstopy?j—bąknąłniepewnie.

—Niewykluczone.—Mazureknamomentza-|trzymałsięwprogu.—Ostatecznienie
każdypaser]musizaraztrafićdoaresztu.

—Dokońcażyciapanutegoniezapomnę!.—IKlusikdopadłdoporucznikaiomalnie
pocałowałgowrękę.

—Jesttylkojedenszkopuł—oficerznaczącoza-,wiesiłgłos.

—Zr<J>bięwszystko,copankaże.

—Widzicie,Drzewieckiemuudałosięuciec,ajajmamznimjeszczedopogadania.

—Niesądzipanchyba,żeFranciszekzechcesięzamelinowaćumnie?

—Janicniesądzę.—Mazurekwzruszyłramio-1nami.—Radziłbymwamtylko
pamiętać,żejednałcelaczekanalokatora.Ktojązajmie,przyszłośćpolkaże…

Porucznikwróciłdowozuiuruchomiłsilnik.Byłz.siebiezadowolony.IdącdoKlusika
niespodziewajsięzbytwiele,atymczasemuzyskałinformacjemo-lgącestanowićnowy

background image

impulsdlaśledztwa.,

158yr

Niewielkipawilonik,amożeraczejkioskzpiwem,[zwany„Jaskółką”,stałuzbiegu
GwiaździstejiPo-|tockiej.Tłumekamatorów

„małegojasnego”obsiadł[żelaznestoliczkiiniskimurekzbiałejcegły.Mniejliczni
wolelirozsiąśćsięwprostnatrawie,nadpobliskimkanałkiem.Porucznikzatrzymałwóz
jakieś[pięćdziesiątmetrówdalejizacząłdyskretnieobserwowaćzebranych.

Sękaczanigdzieniezauważył,alewśródtłoczącychsięwkolejcemignęłamuznajoma
sylwetkaniskiego,tęgiegoblondynawewzorzystejkoszulcezjakimśzachodnim
napisem.

Minęłozdziesięćminut,nimLebiodadopchnąłs;ędookienka.Kupiłczterypiwai
przysiadłsamotnienaskrajumurka.Przezdłuższąchwilęrozglądałsięniepewnie,jakby
nakogośczekał,wkońcuuznałwidać,żeumówionykompannieprzyjdzie,boj

za-j,Icząłsystematycznieopróżniaćbutelki,

Kończyłwłaśnieostatnią,kiedyprzymurkupojawiłsięBieliński.Lebioda

posunąłsięodrobinę,byzrobićpaserowimiejsce.Tamtenusiadłiprzezdłuższąchwilę
rozmawiali,razporazzerkającniespokojnienaboki.Obserwującytęscenęoficernie
>mógłpowstrzymaćironicznegouśmiechu.Wszyst-ikowskazywałonato,żemimo
uprzednichzapewnieńBielińskiniewycofałsięzbranży.

WreszciemężczyźnipodalisobieręcenapożegnanieipaserpomaszerowałPotockąw
kierunkunajbliższegoprzystanku

autobusowego.RównieżiLebiodauznał,żeczasjużopuścić„Jaskółkę”.Bez

159

pośpiechuodniósłbutelki,odebrałkaucjęiruszyłPotocką,alewprzeciwnąniżBieliński
stronę.

Mazurekdłużejnieczekał.WłączyłsilnikimcBmentpóźniejjegowózzrównałsięz
Lebiodą.Porucznikprzyhamowałizapraszającymgestemotworzy)drzwi.

—Córazgórą!—rzuciłdobrodusznie,jakgdybytamtenbyłnapotkanymprzypadkowo
znajomym.MDawnosięniewidzieliśmy.

—Witampanawładzę.—Lebiodaukłoniłsięgrzecznie,

—Cosłychać?

—Jakośsiężyje.

—Staregrzechyniekuszą?

—Ależskąd!Poostatniejodsiadcedałemspokój

—Skorotak,totylkopowinszować.—Wgłosoficerazadźwięczaławyraźnadrwina.

—Panmacośdomnie?

—Siadajcie,pogadamy.

background image

—Kiedyjasięspieszę…•«

—Nieszkodzi.Jakskończymyrozmawiać,zaw|zęwas,gdzietrzeba.

Lebiodaradnieradzająłmiejsceobokoficera]niespokojniepopatrzyłnaniego.Zwolna
zaczynałpojmować,żeichspotkanieniebyłodziełemprzypadku.

—Cojestgrane?—bąknąłniepewnie.Mazurekbezsłowazablokowałdrzwiisięgnąłpo

leżącąnatylnymsiedzeniutorbę.Momentpóźniej

Ififl

najegokolanachpojawiłysięzabraneKlusikowiaparatyfotograficzneikamera.

—Poznajecie?

Lebiodaażotworzyłustazezdumienia,anajegotwarzypojawiłsięstrach.

—Skądpantoma?—Nawetnieusiłowałzaprzeczać.—Ktopanupowiedział?

—SkokzrobiliściezSękaczem,aczęśćfantówdostałKlusik—stwierdziłporucznik.—
Najpierwpojedziemynawizjęlokalną,czywoliciezwłasnejwoliopowiedzieć,jakto
było?—Spróbowałstarego,aleczęstoskutecznegochwytu.

—Opowiem.—Ataknastąpiłzbytszybko,byLebiodazdążyłprzygotowaćjakąś
sensownąobronę.

—Tosłucham.

—Odczegomamzacząć?

—Najlepiejodpoczątku:ktonadałskok?

—Sękacz.

—Jasiu?—oficerostrzegawczopodniósłgłos.Lebiodazagryzłwargi,alei.tymrazem
jegoopór

nietrwałdłużejniżkilkasekund.

—TaknaprawdętoPoloSzpryca—wyszeptał.Mazurekbyłzaskoczonyinieudałomu
siętego

ukryć.Zeszczerymniedowierzaniempatrzyłnaswegorozmówcę.

—JakBogakocham!—NaszczęścieLebiodaopaczniezrozumiałreakcjęoficera.—
PolozaprowadziłnasnawetnaKoronowską,żebypokazać,gdziemieszkatenprywaciarz,
corobiformydowtryskarek.

11—Szafirowekoniczynki

161

—TobyłjakiśznajomyLeszczyniaka?

—Podobno.

—Leszczyniakpodałwamrozkładmieszkania?.

background image

—Masięrozumieć.Powiedziałnawet,gdziecze-^goszukać.

—Cokazałzabrać?

_Tylkopieniądzeizłotyzegareknałańcuszku!TeaparatyikameręzwinąłKazikz
własnejinicjatylwy.

—ZegarekopyliliścieBielińskiemu?

—Jeszczeniezdążyliśmysiędogadać.NaraziejschowałgoSękacz.

—Gdzie?

—Pewnousiebie,naŁomiańskiej.Aleniedam]głowy.

—AjakmiałwyglądaćpodziałłupówzLeszczy-niakiem?

—Polozastrzegłdlasiebiepołowę.\—Oddaliściemujegoczęść?

—No,nie…—Lebiodawyraźniesięzawahał.—Niebyłojeszczeokazji.

—Powiedzcieraczej,żepostanowiliściewykołowaćLeszczyniaka.

—Polonietaki,żebydałsiękomuśzrobićwko-(nia—westchnąłLebioda.—Kazikjuż
razpróbo!wał…

—Ico?

—Niechgopansamzapyta.Wkażdymrazidskończyłosiętoodsiadką-

FormalnościzwiązanezosadzeniemLebiodywareszciezajęłyoficerowiprzeszło
godzinę,takżedawnominęłajużsiedemnasta,nimdotarłwreszcienaSadybę.

Biały,schludniewyglądającydomekkrytyeternitemnieróżniłsięzbytnioodsąsiednich.
Jedynieniewielkatabliczkaprzywejściuinformowała,żeinżynierJanMackiewicz
przyjmujezamówienianaformydowtryskarekwszelkichtypów.Dochodzącyzotwartego
okienkadopiwnicyzgrzytszlifowanegometaluświadczyłwymownie,żewłaściciel
interesuniemożeuskarżaćsięnabrakchętnychdokorzystaniazjegousług.

Mazurekenergicznienacisnąłdzwonek.Chwilępóźniejotworzyłmuniski,szczupły
mężczyznaokrótkoprzyciętej,szpakowatejczuprynieistarannieutrzymanychwąsikach.
Miałnasobiemodnedżinsyijasnobrązową,zamszowąkurtkę,asądzączwyglądunie
przekroczyłjeszczeczterdziestki.

—Panwsprawieformy?—powitałoficerazdawkowymuśmiechem.—Niestety,na
najbliższemiesiącemampełenportfel

zamówień.

—Prawdępowiedziawszybardziejinteresujemnieniedawnewłamanie.—Porucznik
sięgnąłpolegitymację.

Mackiewiczbezsłowaotworzyłszerzejdrzwiiwprowadziłoficeradoobszernego,
stylowourządzonegosalonu.Mazurekzniekłamanąprzyjemnościąusiadłwgłębokim,
obitymwiśniowymplu

163

.162

background image

szemfotelu.Gospodarzznaczącymgestemwskazałbarek,porucznikodmówiłjednak
grzecznie.

—Pańscykoledzyprzesłuchiwalimniewsprawie]tegowłamania.—Inżynierusiadł
ciężkowsąsied-lnimfotelu.—Przezpół

dniafotografowaliwszystkiekątyiposypywalisprzętyjakimśproszkiem.Czyżby!miał
panjeszczejakieśwątpliwości?

—Zajmępanutylkokilkaminut.—Oficer!sięgnąłdoswejtorby,bywyciągnąćzniej
odzyskanejprzedparomagodzinamiapaiaty’fotograficzneikamerę.—Czypoznajepan
teprzedmioty?

—Ależoczywiście!—Mackiewiczpoderwałsięnanogiipochwyciłradośniejedenz
aparatów.—Mójstarydruhu,myślałem,żejużcięnigdyniezobaczę.

—Paninteresujesięfotografiką?

—Wyłączniepoamatorsku.Skompletowałemso-Jbiezupełnieniezłysprzęt,alenaogół
brakowałomi]czasu,byzniegokorzystać.

—Tokosztownehobby?

—Znamznaczniekosztowniejsze.Przyznapan]chyba,żena’dobryjachtczysamochód
trzebawy-idaćowielewięcejniżnanajnowocześniejsząnawetkamerę.

—Towszystkopestkawporównaniuzpotrzebamifinansowymipięknejkobiety—
zażartowałMa-]żurek.—Apropos,czyPaweł

Leszczyniakprzed-]stawiłpanuswojąnowąnarzeczoną?

—MapannamyśliRenatęKreczyńska?—Gos-j

164

podarzuśmiechnąłsięsmutno.—Byliumniejakieśtrzytygodnietemu.Nigdybymnie
przypuszczał,żetonaszeostatniespotkanie.

—Odkogodowiedziałsiępanojejśmierci?

—TelefonowałdomniePaweł.’

—Aodjakdawnapanowiesięznacie?

—UruchamiającmojąfirmękorzystałemzpomocyprawnejAdamaLeszczyniaka.Z
czasemnaszekontaktynabrałyrównież

towarzyskiegocharakteruisiłąrzeczyzetknąłemsięzbratemmecenasa.

—Czywaszewzajemnestosunkimożnabyokreślićjakoprzyjaźń?

—Niewydajemisię.—PotwarzyMackiewiczaprzemknąłniezbytwyraźnycień.—
Przeszliśmywprawdzienaty,aletochybawszystko…

—PawełLeszczyniakinteresowałsię”pańskąsytuacjąfinansową?Pokazywałmupan,
gdzietrzymagotówkęalbobiżuteriężony?

—PodejrzewapanPawłaojakiśzwiązekztymwłamaniem?—gospodarzpopatrzył

background image

bystronaporucznika.—Nocóż,nie

przeczę,żepodczasostatniejwizytyżonapokazywałaKreczyńskiejoryginalnegozłotego
patka,któregodostałaodemnienarocznicęślubu.TakżeiLeszczyniakzainteresowałsię
zegarkiem.Niestety,padłonpóźniejłupemwłamywaczy.

—Jakdobrzepójdzie,jużwkrótcepańskażonaodzyskaswojąwłasność”—zapewnił
oficer.—Anarazieprosiłbymozachowanietreścinaszejrozmowywyłączniedlasiebie.

XX

DrzewieckizeSzkieletemwysiedlizautobusuipokilkukrokachskręciliwpierwszą
przecznicę.Paliła]siętylkojednalatarnianasamymrogu,dalejuliczka*tonęławmroku.
GdybyniewątłeświatłopadająceĄokiencofniętychwgłąbogródkówdomków,otacza-l
łybyichegipskieciemności.

DotarliwreszciedoŁomiańskiej.Franciszekchciałwniąskręcić,alebolesny,niemal
miażdżącyłokiećuściskosadziłgonamiejscu.Szkieletwskazałmubez]słowaledwo
widocznywmrokuzaryssamochodu.’Drzewieckipoczułnaplecach

nieprzyjemnydreszcz.)Oczywiściemógłtobyćpoprostuwózktóregośzwłaścicieli
okolicznychdomków,wolałjednakniejryzykować.Wycofalisiępocichuiruszyli
spiesznie,byledalejodniedawnegoceluswejwędrówki.

—Chybanie’dorwaliSękacza,skoroczekająpoojjegochałupą?—Franciszekniemógł
jużdłużejwytrzymaćciążącegomumilczenia.

—Diabliichwiedzą.—Szkieletwzruszyłramionami.—Wkażdymrazielepiejsiętu
niepokazywać.

—Corobimy?

—Myślę,żepowinniśmyzajrzećdoKlusika.Onjzawszewie,cowtrawiepiszczy…

PrzedbramąblokuprzyulicyGwiaździstejniezauważyliniczegopodejrzanego.Zeszlido
dusznejsutereny.Światłoniedziałało,kfoś.widaćwykręciłżarówkę,aleSzkieletmusiał
tubywaćczęsto,bonieomylnietrafiłdodrzwi.Namacałklamkęimomentpóźniej
znaleźlisięwciasnym,rozjaśnionymtylkojednąświeczkąpomieszczeniu.Wkącie,na
materacuobokKlusika,siedział

krępyblondynokanciastej,niemalkwadratowejgłowieiwąskim,zadartymnosie.

—ChwałaBogu,żejesteś!—SzkieletucieszyłsięnawidokSękacza.—Wiesz,żepod
twojąchałupączekajągliny?

—Mamoczy.—Kazikbeznamiętniesplunąłpodnogi.—Widziałem.

—Ktościęzasypał?

—Niektoś,tylkoPoloSzpryca!—wtrąciłsięKlusik.—Drańprzypucowałcałąnaszą
trójkę.MilicjazwinęłaJankaLebiodę,szukaKazika,aijaomaływłosnietrafiłemza
kratki.

—Skądciprzyszłodogłowy,żemilicjęnapuściłPolo?—zainteresowałsięDrzewiecki.

—Niemusiałemgłówkować,powiedziałmitenporucznik,któryprzyszedłpofanty.

background image

—RazjużLeszczyniakwpakowałjednegoznaszychdopudła—przypomniałSzkielet.
—Powiedz,Kazik,jaktobyło?

—Polonadałmiwtedyskoknajubilera.—NatwarzySękaczapojawiłsięgniewny
grymas.—Chciałemgowyrolowaćprzypodziale,aleonnieztakich.Podprowadził
mj.pilnik,.którym.przecinałem,kraty,podrzuciłgowjakimśśmietnikaj,dałcy/ik-mi-1££

167i

licji,żebysięnimzainteresowała.Napilnikuznaleźli1opiłkiztejkratyiodciskmojego
palca.KosztowałoImnietodwakalendarze.

—Podrzuciłpilnik,powiadasz?!—PoliczkiFran-Iciszkanabrałyrdzawoceglastego
zabarwienia,analczolewystąpiłymużyły.—

Pilnikzodciskiemtwojegopalca?!

—Przecieżmówię.

—Atobydlak!—Drzewieckizacisnąłpięści.

—WidaćPololubitennumer—warknąłSzkielet.I—Frankowiteżnadałrobotę.
Obiecywałworekzło-lta,anamiejscuokazałosię,żezamiastbłyskotek|leżytrup
właścicielkiipilnikzpięknymodciskiem!paluszka…

—JatamdoLeszczyniakanicniemam.—.WbrewIwypowiedzianymsłowomwoczych
Kiusikazamigo-łtałymściwebłyski.—Alenawaszymmiejscunałuczyłbymdrania
rozumu.

—Jużjaznimzatańczę!—Franciszeknawetnie1próbowałzapanowaćnadsobą.—
RodzonamatkaIsukinsynaniepozna!

—Poszedłbymztobą,alemuszęzałatwićsobiejakieślokum.—Sękacznajwyraźniej
wolałsięwycofać.—Dosiebieprzecieżniewrócę,aitutajmogąmnieladachwila
namierzyć.

—Twojasprawa.Wkażdymrazieweźpoduwagę,żemożeszjużniemiećokazji,abyz
nimroz-lmawiać.—WgłosieFranciszkazabrzmiałaniedwu-1znacznagroźba..—Nade
mnąitakdyndastryczek…

NaSadybędotarłDrzewieckijednymzostatnichautobusów.RuszyłOkrężną,jednakz
każdymprzebytymkrokiemnogiciążyłymucorazbardziej.Nocbyłaciepłaiduszna,a
mimotorazidrugipoczułnaplecachzimnydreszcz.Zacząłżałować,żenarozmowęz
Pawłemwybrałsięsam..

Przystanąłprzedfurtkąiprzezdłuższąchwilęniezdecydowanierozglądałsiędokoła.W
oknienapierwszympiętrzepaliłosięświatło,cooznaczało,żegospodarzjestusiebie.
Franciszekchciałjużnacisnąćdzwonek,alewostatnimmomenciezmienił

zamiar.Jednymsusempokonałogrodzenieipobiegłchyłkiemnatyłydomu.

XXI

Mazurekspojrzałnazegarek.Zbliżałasięsiódma.Ziewającsięgnąłpotermos,aledo
plastykowegokubeczkapociekłozaledwiekilkakropliherbaty.Porucznikzakląłgłucho.
Byłgłodny,niewyspany,chciałomusiępić,.pozatymwszystkowskazywało,żenoc

background image

spędzonąwsamochodzienieopodaldomuSękaczanależałospisaćnastraty.
Poszukiwanyniewróciłdosiebie,żadenteżzjegokumpliniepróbowałzłożyćmu
wizyty.Oficerowiniepozostałonicinnego,jakdaćzawygraną.

Zamierzałwłaśniewłączyćstacyjkę,byuruchomićsilnik,kiedyspostrzegł
nadjeżdżającegoz,naprze-

I169

168

ciwkaszaregopoloneza.Chwilępóźniejwózprzy-1hamowałidosamochoduMazurka
przesiadłsięSte-|fański.Wprzeciwieństwiedoporucznikabyłwznakomitymhumorze.

—Słyszałem,żeprzymknąłeśLebiodę—zaczął!bezżadnychwstępów.—Podobno
ostatniskokinadałmuPawełLeszczyniak.

—Zgadzasię—przytaknąłMazurek.—ChciałemijeszczenamierzyćSękacza,aledrań
poczułpismoInoseminiewróciłnanocdochałupy.

—Naraziezostawmygowspokoju—zaprotestowałkapitan.—Zajmijmysięlepiej
PawłemLe-iszczyniakiem.Tohochsztaplerjakichmało.

Ustali-1łem,żetużprzedśmierciąKreczyńskazłożyłamulwizytę.

—Nieżartuj?!

—WdodatkugośćmiałjakieśpowiązaniaztymitwoimDrzewieckim.Myślę,żestarczy
tematówdojpoważnejrozmowy.

—Toszkodaczasu!—PodniecenieStefańskiegoudzieliłosięiMazurkowi.—Jedziemy
naSadybę!1

NiespełnapółgodzinypóźniejdotarlinaOkrężną.*Pierwszywyskoczyłzsamochodu
porucznik■nieoglądającsięnakolegępodbiegłdofurtki.Ene-Irgicznienacisnął
dzwonek.Odczekałchwilę,wlśrodkuniebyłojednakżadnejreakcji.ZadzwonifJ
ponownie,niestetyitymrazembezskutku.Odwróciłsię,bypowiedziećcoś
Stefańskiemu,aletenbelsłowawskazałoknonapierwszympiętrze.Mimożldochodziła
ósmaisłońceoddawnaświeciłopełnymblaskiem,wpokojupaliłosięświatło.

—Panowiedobrata?—Wdrzwiachdrugiejpołówkibliźniakapojawiłsięubranyjeszcze
wpiżamęUdamLeszczyniak.—Chybajestusiebie.

—Nieotwiera—skonstatowałStefański.

—Czyżbyjużwyszedł?—zdziwiłsięadwokat.

—Możeusnąłnadksiążkąitrudnogobędziedobudzić.—Kapitanponowniespojrzałw
stronęoknanapierwszympiętrze.

—Małoprawdopodobne.—NatwarzyLeszczyniakapojawiłsięniepokój.

—Ijataksądzę—zgodziłsięStefański.—Przypuszczam,żepańskibratzaaplikował
sobiezbytdużądawkęmorfinyinieobudzisięprzedpołudniem.

-■-Mamzapasoweklucze.—Adwokatbyłzbytzdenerwowany,byzareagowaćna
ostatniestwierdzenieoficera.—Musimyzobaczyć,czycośsięniestało.

background image

Zniknąłwsionce,bypodłuższejchwilipojawićsięznowu.Podbiegłdofurtkiidrżącymi
rękamizacząłdobieraćwłaściwyklucz.Momentpóźniejznaleźlisięwogródku.

—Częstomiewapanpodobneproblemyzbratem?—zagadnąłMazurek.

—Wtymrokujużdwarazymusiałemwzywaćpogotowie.—Leszczyniakażzgrzytnął
zębami.—Aile:musiałemsię“nachodzić,żebysprawa’łlie‘nabrałarozgłosu…

—Możelepiejbybyło,gdybymupanzałatwiłprzymusoweleczenie?

—MądryPolakposzkodzie!

Stanęliprzeddrzwiamiwejściowymiiadwokatpróbowałjeotworzyć.Kluczpasował,nie
dawałsięjednakprzekręcić.

Leszczyniakspojrzałpytająconaoficerów.Mazurekpokręciłgłową,aleStefańskipo-jął,
wczymrzecz.Nacisnąłklamkęidrzwiustąpiły.

Wniewielkimholuinaschodachpaliłosięświatło.Pobieglinapierwszepiętro.Drzwido
jednegozpokoibyłyotwarte.Napodłodze,zgłowąopartąofotel,siedziałPaweł
Leszczyniak.

—Nieżyje!—Kapitanniemiałnawetcieniawątpliwości.—Trzebaściągnąćekipę
śledczą.

XXII

—Przedawkowałmorfinę?—StefańskipopatrzyłpytająconadoktoraKaweckiego.—
Nawetniezdążyłwyrzucićstrzykawki.—

Wskazałznacząconależącąnadywaniejednorazówkę.

—Możeprzedawkował,amożenie.—Lekarzniebyłpewnyswego.—Będziemy
wiedzieliposekcji.

—Nierozumiem?

—Jarównież.Wkażdymraziedenatwyglądataksamo,jaktadziewczynazlasupod
Dziekanowem.

—Kiedynastąpiłzgon?

—Wczorajmiędzydwudziestądrugąadwudziestątrzecią.

—1nicwięcejmipanterazniepowie?

—Leszczyniakzcałąpewnościąbyłnarkomanem.|s|aobuprzedramionachmapełno
śladówpowkłu-ciach.

—Tobysięzgadzało.

—Pozatymbrakjakichkolwiekobrażeńmogącychświadczyćowalcelubstosowaniu
przemocy.Prawdęmówiąc,niezbytmisiętowszystkopodoba.

—Mnierównież—westchnąłkapitan.—Zwłaszczażetojużdrugi,aściślejrzecz
ujmująctrzecitrupwtejsprawie.

Kaweckipokiwałgłowąiwmilczeniuzacząłzbieraćsiędowyjścia.Oficerruszyłzanim,
aleprzyschodachniemalzderzyłsięzpodekscytowanymMazurkiem.

background image

—Przyzamkuwdrzwiachwejściowychktośmanipulowałwytrychem—oznajmił
porucznik.—Włamywaczniebyłdobrym

fachowcem,bozamek-sięzaciąłiniemożnagoterazruszyć.

—Takiebuty!

—TrzebapoprosićAdamaLeszczyniaka,bysprawdził,czyzmieszkanianicniezginęło.

—Poczekaj!—Stefańskinaglestuknąłsięwczoło.—PawełLeszczyniakprzyłożył
Kreczyńskiejpobuzi,kiedytazajrzałamudobiurka

—Gdziejesttobiurko?

—Naparterzegoniewidziałem,pozostajewięcchybatylkosąsiednipokój,ms

łiqiIA—

173

Mazurekbezwahaniasięgnąłdoklamki.Drzwiustąpiłyioficerowieznaleźlisięwczymś
wrodzajugabinetu,takprzynajmniejmogłasugerowaćszeroka,oszklonabibliotekapełna
książekiciężkie,stylowebiurko.Podeszlibliżej.Zamykananakluczszufladapodblatem
biurkaidrzwiczkipolewejstronienosiłyzupełnieświeżeśladyłomu.

—Tenwłamywaczwiedziałjednak,czegoszuka—westchnąłkapitan.—Takczyinaczej
wyprzedziłnasokilkagodzin.

Oficerowieprzezdłuższąchwilęspoglądaliponuronazniszczonymebel.Z
dokładniejszymprzeszukaniemjegownętrzanależałozaczekać,ażzostanązabezpieczone
śladywłamania.Stefańskizdecydowałsięwłaśniezawołaćktóregośztechników,kiedy
Mazurekprzyklęknąłnamocnojużwytartymdywanie,amomentpotemsapiąc
niemiłosierniewczołgałsiępodbiurko.Minęłodobrepółminuty,zanimporucznik
ponowniestanąłnanogach.Wjegooczachpojawiłysięwesołeiskierki.

—Niewykluczone,żewkrótcejednąsprawębędziemymogliuznaćzawyjaśnioną,—
Pokazałkoledzeznalezionyprzedchwiląszafirowykolczykwkształcielistkakoniczyny.
—NaszczęścieWłamywaczzgubiłnamiejscuprzestępstwajednązrzeczy,po

któreprzyszedł.

—Cototakiego?

—Tymczasemróbdalejswoje,ajaskoczędoAdamaLeszczyniaka.—Mazurek
maszerowałjużwstronęschodów.—Zaraz

wracam.

174

Furtkaobokbramyidrzwidodomuadwokatabyłyotwarte.Zapominającodzwonku
porucznikwkroczyłspieszniedoholu.Tu,opróczgospodarza,dostrzegłBogojskai

background image

Mareckiego.Siedzieliwmilczeniuprzyniewielkimstolikunaprzeciwwejścia.Naich
twarzachmalowałosięprzygnębienie.JerzyaniAlicjanawetniezareagowalina
przybycieoficera,jedynieadwokat

zapraszającymgestemwskazałmu■wolnekrzesło.

—Przykromi,żeznowuspotykamysięwtakichokolicznościach.—Mazurekpopatrzył
naAlicjęzeszczerymwspółczuciem.

—Boże,cozanieszczęście—wyszeptałałamiącymsięgłosem.—Czyżbynadnami
zaciążyłojakieśfatum?

—Dobrze,żepaniprzyjechała.

—Adamzadzwonił,żebypowiedziećnam,cosięstało,iJerzynatychmiastmnietu
przywiózł…Czytobyłwypadek?

—Prawdopodobnie.—Porucznikniewidziałpotrzebywtajemniczaniakogokolwiekw
szczegółyśledztwa.—Pozwólciepaństwojednak,żezacznęodczegoinnego.Czy
widzieliściejużkiedyśtendrobiazg?

Ostrożniepołożyłnastolikuznalezionyprzedkilkomaminutamikolczyk.Bogojska
wyciągnęłarękę,bydotknąćszafirowegocacka,inaglenajejpoliczkachwykwitłkrwisty
rumieniec.

—AleżtokoniczynkiciociMięci!—Najwyraźniejniewierzyławłasnymoczom.—
Jednaksięznalazły!

175

—Rzeczywiście—przytaknąłLeszczyniak.—Ciotkapokazywałamikiedyśtekolczyki.
Mapanidrugiodpary?

—Niestety.Drugiejkoniczynkibędęmusiałdopieroposzukać.

—Nierozumiem?—Oczyadwokatastałysięczujne.—Atęgdziepanznalazł?

—Wdomupańskiegobrata.—Porucznikpostarałsię,byjegogłoszabrzmiałspokojniei
rzeczowo.—Wpokojunapierwszympiętrze,nadywanikupodbiurkiem.

—Przecieżtoniemożliwe!—SzepnęłaAlicja.—SkądPawełmógłbymiećkolczyk
ciotki?

—Wspominałpan,żenapadunaciotkędokonałjakiśkryminalista.—Leszczyniak
poparłBogojska.-1Drzewiecki,czyjakmutam…

—Nawetjeśliprzyjmiemytęwersję,toitakwszystkosięzgadza.—Mazurekbyłpewny
swego.—NietakdawnopaniAlicjawidziałategotypkawtowarzystwiepańskiegobrata,
terazznaleźliśmyjedenzezrabowanychprzedmiotów.Przykromi,alewymowatych
faktówjestjednoznaczna.

—Porucznikmarację—odezwałsięmilczącydotejporyMarecki.—PoPawlemożna
byłowszystkiegosięspodziewać.Każdeznasdobrzewiedziało,żetoszuja,tylkoniktnie
chciałtegogłośnopowiedzieć.

—Jerzy!—Bogojskaspojrzałanaprzyjacielazwyrzutem.—Onnieżyje!

background image

176

—Twojaciotkarównież.—Animyślałustąpić.—AdziwnymtrafemiKreczyńskiczeka
napogrzebswejcórki.

background image

XXIII

MazurekzatrzymałfiataprzedkamienicąprzyulicyGwiaździstej.Właśniewysiadał,
kiedywbramieukazałsię-Klusik.

Dostrzegłszyoficerastanąłnamomentniezdecydowany.Najwyraźniejniewiedział,czy
podejśćprostodoporucznika,czyraczejzawrócić.Ostateczniewybrałtodrugie
rozwiązanie,aleMazurekzdążyłjużpokonaćdzieląceichkilkametrówchodnika.

—Wsiadajcie!—Zdecydowanymruchempopchnąłprzedstawicielawarszawskiego
półświatkawkierunkuwozu.—Mamydo

pogadania.

Klusikskuliłsięwsobie.Bezprotestu,potulniepodszedłdosamochoduizajął-miejsce
obokkierowcy.Minaoficeraniewróżyłaniczegodobrego,wolałwięcspokojniepoczekać
narozwójwypadków.

—Byłaumowa,żepowieciemitoiowooDrzewieckim.—Mazurekniemiałzamiaru
tracićczasunazbędnewstępy.—

Słucham.

—Ależ,paniewładzo!—Klusiknawszelkiwypadekpróbowałzagraćnazwłokę.—Nie
myślipanchyba,żewczorajwidziałemFranciszka.

43—Szafirowekoniczynki

177

—Właśnietakmyślę—zablefowałporucznik

—PewnonietylkowidzieliściesięzDrzewieckimialeteżpowtórzyliściemunaszą
rozmowę.

—ŻebymtakskonałlPanchybażartuje…Oficerwzruszyłramionamiibezsłowa
włączył

stacyjkę.Fiatzwolnazaczynałnabieraćprędkości.TwarzKlusikajakgdybytrochę
poszarzała.Przezja-lkiśczaspasażerpróbowałkryćnarastającezdenerwowanie,wkońcu
niepanującnadsobąsięgnąłpcłpapierosa.

—Możnazapalić?—poprosiłprzymilnie.

—Nazdrowie.

—Adokądmniepanwiezie?

—Niedomyślaciesię?Przecieżznacietrasę.>

—OBoże!—Klusikzagryzłwargiiścisnąłsplecionedłonie,ażgruchnęłomuw
stawach.—Par]mniechybaniezamknie?!

Mazureknieodpowiedział.Zfasonemwziąłzakrętipogwizdującpopularnąmelodyjkę
ostrododałgazu.

background image

—Cosięwłaściwiestało?—Klusikpróbowałzinnejbeczki.—Cosięodwczoraj
zmieniło?J

—Niczwyjątkiemtego,żePawełLeszczyniakwyzionąłducha.—Porucznikzaatakował
wprost,

—Właśnieusiłujędociec,czystałosiętozboskąjczyteżraczejzludzkąpomocą.

—Jezus,Maria!—Klusikażpodskoczyłzwrażeniainiewielebrakowało,aWyrżnąłby
czołerrjwprzedniąszybę.—Toznaczy,żeFranekgodo|stałl

lik.

178

—Miałtakizamiar?—Oficerkułżelazopókigorące.

—WczorajpojechałnaSadybę,żebyrozmówićsięzPolem..

—Aprzedtembyłuwas?

—Owszem.—Klusikskapitulował.—Wpadłpóźnymwieczorem.

—Sam?

—PrzyszedłzeSzkieletem.Cośmisięzdaje,żeFranekterazuniegomieszka.

—Trzebawambyłotakodrazu.—MazurekpopatrzyłnaKlusikaodrobinęłagodniej.—
Powiedzciemijeszcze,ocoDrzewieckimiałpretensjędoLeszczyniaka?

—PolonadałFrankowitenskoknaDygasińskiego.

—Takiebuty!

—Tojeszczekaszkazmleczkiem.Widzipan,kiedyDrzewieckiposzedłnarobotę,
mieszkaniebyłojużczyste,ababciasztywna.

NadokładkęFranekuważa,żePolopodrzuciłnamiejscepilnikzodciskiemjegopalca.
Biorącwszystkodokupy,możnabyłosięwkurzyć.

.—Terazrozumiem.

—Prawdępowiedziawszy,Leszczyniakowioddawnasięnależało.Niejednemujużzalazł
zaskórę.

—Gdybyktóryśzwaspowiedziałmitowcześniej,wyszykowałbymfacetowiniekiepski
proces—mruknąłporucznik.—AtakmuszęprzymknąćDrzewieckiego.

17Q

—Szkodachłopaka.—WgłosieKiusikazadźwięczałanutkaszczeregożalu.—
Ciekawe,czdadząmustryka?

—Martwciesięlepiejosiebie—odburknąłoficer.—Zapaserstwoteżniktniedostaje
dyplomu.’

—Topanmnieniewypuści?—Klusikomalsinierozpłakał.—Przecieżprzypucowałem
Francisz!ka.

—Każdymusisięrozliczyćzeswoichgrzechów.

background image

—Niedałobyradyodpowiadaćzwolnejstopy?

—Myślę,żekilkanocekmusiciejednakspędziwareszcie—zadecydowałMazurek.—
Apote~sięzobaczy…

KiedyporucznikdotarłnaulicęZąbkowską,zaczynałysięwłaśniegodzinyszczytu
komunikacyjnego.Wgłębiduszyżałował,żeniemaznimStefanskiegoalbo
Pozorskiego,wiedziałjednak,żetammająterazhukrobotywmieszkaniuPawłaLeszczy)
niaka.

Skręciłwbramę,minąłpodwórko,potemdrugiChwilępóźniejznalazłsięwciemnej,
dusznejsute!renie.Beztruduodnalazł

niskie,pokrytespękańfarbądrzwiibezpukanianacisnąłklamkę.Wśrodku,nażelaznym
łóżkuleżałDrzewiecki.Byłsam.

Franciszekodwróciłgłowę,byspojrzećnawchodzącego,inaglezamarłwbezruchu.
OtworzyłustaJniebyłjednakwstaniewykrztusićanisłowa.Jegtwarzspurpurowiała,by
momentpóźniejnabraćsinoszaiegozabarwienia.Woczachpojawiłsiępanicznystrach.

—Górazgórą,mościDrzewiecki!—Oficeruśmiechnąłsięszeroko,jakgdybyzobaczył
dobregoznajomego,anie

poszukiwanegoprzestępcę.—Co-,niecieszyciesięzespotkania?

Mazurekwyjąłkajdanki,Franciszekbezsłowawyciągnąłręce.Przezchwilęspoglądalina
siebie,alewkońcuporucznikuznał,żeniemapotrzebyskuwaćzatrzymanego.

—Jakmniepanznalazł?—Drzewieckizdołałdojśćniecodosiebie.—Ktoś
przypucował?

—Prędzejczypóźniejkażdywpadnie.—Oficerwzruszyłramionami.—
Proponowałbymjednak,abyśmyporozmawialio

poważniejszychsprawach.

—Jużpanumówiłem,żetoniejazałatwiłemtębabcięzDygasińskiego.

.—Aleniewspominaliście,żerobotęnadałwamjejsiostrzeniec.

—Skądpanwie?—WoczachFranciszkapojawiłosięzdumienie.—Przecieżchyba
Polopanuniepowiedział?

—DokądzawiózłwasLeszczyniak,kiedyprzyszliściedoniego.poskoku?

—DoDziekanowa.—Zatrzymanyniepróbowałjużkręcić.—Ulokowałmnienadziałce
jakiegośznajomego.

—DlaczegowróciliściedoWarszawy?

—Przestraszyłemsię,kiedywlesieznaleźlidziewczynę.

—*Wiedzieliście,żetoznajomaPawłaLeszczyniaka?

44

background image

inn

—Przecieżjejniewidziałem.DopieroSzkieletmiipowiedział.

—Wyglądanato,żeobatrupymiałypójśćnawaszekonto.

—Jasnejaksłońce!—Drzewieckiwyraźniesię]odprężył.—Niewiem,jakbyłoz
dziewczyną,aleigłowędaję,żebabciękropnął

samPolo.WkażdyrrlrazienaDygasińskiegowykręciłmitakisamnumer,,jakkiedyś
Sękaczowiposkokunajubilera.

*—Nierozumiem?

—Tegopilnikazodciskiempalcawcaleniezgu-fbiłem.Wogóleniezabierałemgoze
sobą.NiebyłImipotrzebny.Polomusiał

podprowadzićgoprzyja-1kiejśokazji,apotempodrzuciłwogródkubabci.

—WygarnęliścietowszystkoLeszczyniakowi?

—Wtedy,kiedywiózłmniedoDziekanowa,da-tłemsięskołować.Samniewiem
dlaczego,aleprze-Hstałemgo

podejrzewać.Dopieropóźniejotworzyły1misięoczy.

—Iwzwiązkuztymwczorajwieczorempojecha-IliścienaSadybę.

—Pojechałem.

—Ico?

—Byłemcholerniewkurzony,niewielebrakowa-1ło,żebymdraniowikarkskręcił—
przyznałFranci-1szekzrozbrajającąszczerością.

—RozmawialiścieznimwholuczynapierwszymIpiętrze?

—Wstydpowiedzieć,alewostatniejchwilidałemjnogę.

I—Cotakiego?

—Ulicąjechałradiowóz.Pomyślałem,żetopomnie,iprysnąłemprzezogródki.
Przełażącprzezpłotskręciłemnogę,omaływłosniedorwałymniepsy,awkońcu
wpieprzyłemsiędokanałku.MiałemwszystkiegodosyćiodpuściłemsobieLeszczyniaka.

—Ejże?—OstatniesłowaDrzewieckiegonietrafiłyoficerowidoprzekonania.

—Jakpragnęzdrowia!—Franciszekniemiałzamiaruzmieniaćprzedstawionej
oficerowiwersji.—WczorajzPolemsięniewidziałem.Zresztąniechgopanzapyta.
Chybaniebędziemiałpowodu,żebyzełgać.

—Onjużfaktycznienieskłamie—Mazureknamomentzawiesiłgłos.—Wogólenic
nikomuniepowie.Poprostuwczorajrozstałsięztymświatem.

XXIV

Stefańskiruszyłwdółwąskimi,stromymi,schodamiiwchwilępóźniejznalazłsięw

background image

oświetlonymprzygasającąrazporazświetlówkąkorytarzu.Ciężkie,szerokiedrzwipo
lewejstronieniebyłydomknięte.Kapitanpchnąłjeiwproguniemalzderzyłsięztęgifn,
łysymjakkolanomężczyznąwbiałymfartuchu.

—WitamchlubęnaszegoZakładuKryminalistyki.—Uśmiechnąłsięprzyjaźnie.—
Wywróżyłeścośztegochłamu,któryciwczorajprzywiozłem?

45

183i

—Bodajbycię…—Minaekspertamogłanasuwaćpodejrzenie,żewłaśniepołknął
surowążabę.

—Przezcałąnocsiedziałemwlaboratorium.

—Askutek?

—Wstrzykawceznalezionejprzydenaciesąśladymorfiny,płynwfiolkachtotakzwany
kompot,firmowychampułeknieotwierałem,bonienosząśladówuszkodzeń,aich
oznakowanieniebudziwątpliwości.

—Tojużwszystko?—WgłosieStefańskiegozadźwięczałanutkarozczarowania.

—Aczegosięspodziewałeś?—ziewnąłekspert.

—Niemyślałeśchyba,żebayerowskaaspirynatoarszenik,akropleżołądkowetokwas
pruski.Nawetfiolka,której

niekompletneszczątkipracowiciewygrzebałemześmietnika,zawierałakiedyśinsulinę,a
niecyjanekpotasu.

Kapitanchciałjeszczeocośzapytać,alenagleotworzyłysięsąsiedniedrzwiinakorytarz
wypadłpodekscytowanyPozorski.NawidokStefańskiegozatarłręceznieukrywanym
zadowoleniem.

—WsprawiezgonuKreczyńskiejruszyliśmydoprzodu!—oznajmiłzradościąwgłosie.
—Nareszciewiemy,wjakisposóbjejzwłokiznalazłysięwDziekanowie.

—Niegadaj?

—WartobyłospędzićkilkagodzinprzybagażnikuwozuPawłaLeszczyniaka.Ozamek
pokrywyzaczepiłysiędwienitki,aprzykolezapasowymznala

184

złemkilkawłosów.Okazałosię,żeidentycznewłosymiałaKreczyńska,anitkiwedług
wszelkiego,prawdopodobieństwazostaływyrwanezjejsukienki.

—RenatatużprzedśmierciąbyłauPawłaLeszczyniaka.—Oficerwzamyśleniu
zmarszczyłbrwi.—Gdybyśmymielipewność,żetamzostałazabita,łatwomoglibyśmy
wskazaćzabójcę.

—TrzebaprzycisnąćbiegłychzZakładuMedycynySądowej,zwłaszczażeiwprzypadku
zgonuLeszczyniakaniewypowiedzielisięjeszczewsposóbwystarczającokonkretny.

—NajpierwspróbujępogadaćzestarymKreczyńskim—zadecydowałStefański.—Aty

background image

pogrzebwkartotekachiwyciągnijwszystko,.cotamznajdzieszozmarłymijegobracie.
Aha,jeszczejedno—przypomniałsobiewostatniejchwili.—MichałzatrzymałLebiodę,
aleoprzeszukaniujegomieszkaniajużniepomyślał.Nictamnapewnonieznajdziesz,
jednakformalnościmusistaćsięzadość.

WbramiewarsztatuprzyulicyBurakowskiejwidniałakarteczka,żezakładnieświadczy
usługdokońcamiesiąca.Niezrażonytymkapitanposzukałbocznegowejścia.Odziwo,
niebyłozamknięte.Oficerwszedłdośrodka,minąłobszernąhalęzczteremakanałami
orazpodnośnikiemidotarłdokantorkaodgrodzonegoodresztypomieszczeniaażurowym
murkiem.Kreczyński

siedziałzamałym,obdrapanymbiureczkiemiszklanymwzrokiemwpatrywałsięw
kolorowezdjęciecórki.

—Pojutrzepogrzeb—cichym,zmęczonymgło-

45

sempoinformowałStefańskiego.—Ostatnirazjązobaczę…

—Współczujępanu.

—Zawszebyłatakawesoła,pełnażycia…

—ZnaliściepaństwobraciLeszczyniaków?—Kapitanuznał,żemimowszystkomusi
przystąpićdoirzeczy.

—Adamwielokrotniepomagałmizałatwiaćróż-]neformalności—przytaknął
Kreczyński.—RaznaAwetwybroniłmnieprzedniesłusznienajiczonymjdomiarem.

—APaweł?

—Ztegocowiem,prowadziłniewielkąwytwórnięplastykowychzabawek,aleprawdę
powiedziawszy,niewidywaliśmysięzbytczęsto.

—Słyszałpan,żezaliczałsiędowielbicielipań-!skiejcórki?

—Niemożliwe?!—Potwarzywłaścicielawarsztatuprzemknąłwyraźnycień.—Przy
takiejróżnicy!wieku?,

—Mamywszelkiedane,bysądzić,żepaniRenatajspędziłaostatniegodzinyżycia
właśnieuniego.

—MojacórkautegohochsztaplerainarkomaJna!—Kreczyńskiażpoczerwieniałz
oburzenia.—Terazjużwszystkorozumiem!

—Zgrzytnąłzębamiwbezsilnejzłości.—PewnodrańzwabiłRenatkęjdosiebiei
namówił,byzażyłajakieśpaskudztwo^

Biedaczkażyciemprzypłaciłaswojąnaiwność.Apan]pomyślał,żetakjakLeszczyniak
byłanarkomankąj

45

—Pańskacórkadośćczęstobywaławjegodomu.Przykromimówić,aleoniżylizesobą.

—Niewierzę!—Właścicielwarsztatupoderwałsięzmiejsca.—Pansięmyli.Tonie

background image

możebyćprawdą!

—Ależ,panieKreczyński…

—Niktminiewmówi,żelepiejodemnieznałmojedziecko!—Nawetniechciałsłuchać
kapitana.—Renatkabyłarozsądnąiprzyzwoitądziewczyną.Planowałemjejmałżeństwo
zMirkiemSto-jeckimipewnobydoniegodoszło,gdybynienikczemnypodstęptego
drania,Leszczyniaka.Jużjamuodpłacęzajegopodłość.Dokońcażyciamniepopamięta!

—PawełLeszczyniaknieżyje.—Słowaoficerapowiałyurzędowymchłodem.—Nikt
jużniebędziemiałokazjiwyrównaniaznimrachunków.

Właścicielwarsztatuopadłzpowrotemnakrzesło,azjegoustwyrwałosięwestchnienie
ulgi.Bezsłowawziąłdorękifotografię

córki.Twarzmuzłagodniałaiwidaćbyło,żewszystkocodziejesiędokoła,zwolna
zaczynatracićdlaniegoznaczenie.

ZapomniałchybanawetoobecnościStefańskiego.

WarsztatStojeckichbyłopołowęmniejszyodtego,którynależałdoojcaRenaty,aleruch
tupanowałniczymwnajwiększejstacjiPolmozbytu.Razporazpodjeżdżałysamochody
różnychmarek,aichwłaścicieleprosilipokornie,byktóryśzespecjalistówraczyłchoć
spojrzećnaszwankującyrozrusznik,reglerczyalternator.Niewysoki,tęgiblondyn

187™

odsyłałzkwitkiemwiększośćklientów.Jedynienieliczniotrzymywalizgodęna
pozostawieniewozwwarsztacie.Pewnasiebieminawskazywałaniedwuznacznie,żeon
jesttutajszefem.

—Pan.Stojecki?—Stefańskinawszelkiwypadeodrazusięgnąłpolegitymację.

—OjciecpojechałdoUrzęduSkarbowego.Blondynwyraźniesięstropił.—Może
wpadniepaprzedfajrantemalbolepiejjutrorano.

—JadopanaMirosławaStojeckiego—sprostowałkapitan.

—Naprawdędomnie?—Synwłaścicielawarszttuwyraźniespuściłztonu.—Czyto
przypadkieniejakaśpomyłka?

—Zapewnesłyszałpanośmiercipańskiejprzyj

ciółki?

—Nibyktórej?

—ChodzioRenatęKreczyńska.

—Cośmisięobiłoouszy.—RozbieganespojrzenieStojeckiegouciekłogdzieśwbok.
—Aletalniebyłamojaprzyjaciółka—

zastrzegłznaciskiem.—Nasiojcowieznalisiętrochę,ot,iwszystko.

—OjciecpaniRenatywspominałnawetomał-.żeństwie—przekorniezauważyłoficer.
—Myśla-Tłem,żewtejsytuacji…

—Dobresobie!—MirosławroześmiałsięnetBwowo.—Jamiałbymsiężenićze

background image

zwariowanąn.irlkomanką?!Musiałbymchybastracićrozum!

—Twierdzipan,żeKreczyńskazażywałanarkotyk

ki’

188

—Wszyscyotymwiedzieli…No,możezwyjątkiemjejzaślepionegoojczulka—
poprawiłsięszybko.

—Oddawnatotrwało?

—Trudnomipowiedzieć,alechybazaczęłajeszczewszkole.

—Obracaliściesiępaństwowtymsamymkręguznajomych?

—UchowajBoż,e!—Stojeckinajwyraźniejbałsię,bynieposądzonogoobliższe
kontaktyzKreczyńska.—Toniejestdlamnietowarzystwo.

—Nibydlaczego?

—Bojaniemammilionównazbyciu.Nigdysięniezdarzyło,byojciecdałmichoć
złotówkę,jeślinaniąuczciwieniezapracowałem.

—AleznapanDanutęŁadyńska,EmilięMatuszewskąiLeszkaRokickiego?

—Mówimysobiedzieńdobryitelefonicznieskładamyżyczeniaimieninowe.

—Innymisłowy,niemożepannicpowiedziećoichżyciuiwzajemnychukładach?

—Takajestprawda.Nieznamichicieszęsię.ztego,bosądzącchociażbyzpańskiej
wizyty,mógłbymnapytaćsobiebiedy.

—Chwalebnaprzezorność.—WgłosieStefańskiegozadźwięczałanutkaironii.—No
cóż,widzę,żeniepotrzebniezabierampanuczas.Przepraszamzanajścieidowidzenia.

—Możechciałby#pan,żebyśmyprzejrzelielektrykęwpańskimwozie?—zreflektował
sięStojecki.—Trzymamzakład,żezapłonwymagaregulacji.

—Tojużzmartwienienaszychmechaników—wymówiłsiękapitan.—Apanitakma
nadmiarklientów…

DoktoraKaweckiegozastałwlaboratorium.Ekspertślęczałnadmikroskopemirazporaz
porównywałto,cowidział,zleżącyminastolezapiskami.

—Mamnadzieję,żetymrazemnieodeślemnipanzkwitkiem—zażartowałStefański.
—JestcosnowegowsprawiezgonuPawłaLeszczyniaka?

—Zależy,couznapanzanowinę,acozapotwierdzeniewcześniejszychustaleń.
Kaweckinichętnieoderwałsięodswegozajęcia.—Wkażdyrazieobrazsekcyjnyjest
niemalidentycznyjawprzypadkuKreczyńskiej.

—Tomniepanniepocieszył.

—Jedynaróżnicapoleganatym,żeudziewczynniestwierdziłemśladówzażycia
narkotykutuprzedśmiercią,adenat

zaaplikowałsobiesolidndawkęmorfiny.

background image

—Przedawkowanienarkotykuniemogłostaćsiprzyczynązgonu?

—Małoprawdopodobne.

—Aleprzecieżdwiemłode,zdroweosobynumarłybyottak,jednapodrugiej,bez
żadnejwidcznejprzyczyny!—

zdenerwowałsięoficer.

—Organizmnałogowegonarkomanapodwilomawzględamiprzypominaschorowanego
struszka.—Ekspertprzekornie

pokręciłgłowił.—fJenakżemapanrację—dodałpoważnie.—Toniemógłbyć
przypadek.

—Copanustalił?

—Przeprowadziłembadaniekrwinazawartośćcukru.Wobydwuprzypadkachobrazbył
taki,jakprzygłębokimwstrząsie

hipoglikemicznymwywołanymprzedawkowanieminsuliny.

—Insuliny?—WoczachStefańskiegopojawiłosięniedowierzanie.—Przecieżtotylko
pospolitylekzażywanyprzezwiększośćcukrzyków.

—ZazwyczajinsulinęwstrzykujeSiępodskórnie.Jeślizaaplikowalibyśmyjądożylnie,i
toczłowiekowiniecierpiącemuna

nadmiernypoziomcukruwekrwi,jedynienatychmiastowapomocmogłabyzapobiec
nieszczęściu.

—Zaraz,zaraz!—Kapitandoznałnagłegoolśnienia.—Przecieżwmieszkaniu
Leszczyniakaznaleźliśmyszczątkifiolkipoinsulinie.

—Więcjednak…

—Aletowywraca”całądotachczasowąkoncepcjęśledztwa!

—Każdypopełniabłędy.Problemwtym,byumiećsiędotegoprzyznaćiwyciągnąć
odpowiedniewnioski.

—Ileczasumogłoupłynąćodmomentuwstrzyknięciainsulinydochwilizgonu?

—Każdypreparatinsulinowymainnedziałanie.Arodzajtego,októrymmówimy,
określąwasieksperci.Skoroznaleźliścieszczątkifiolki,będzieto

-zwykłaformalność.

-101

—Alepan,doktorze,manapewnojakąśkoncepcję.*—NieustępowałStefański.

—Owszem—zgodziłsięlekarz.—Uważam,żeużytopreparatu,po’którego
wstrzyknięciuutrataświadomościnastąpiławciągukilkunastusekund.Potemprzyszły
drgawkiiśmierćwskutekporażeniaoddechu.

—WprzypadkuPawłaLeszczyniakawykluczatomożliwośćsamobójstwa,niemówiąc
jużopomyłkowymwstrzyknięciu.Po

background image

prostuniezdążyłbywyrzucićfiolkiischowaćstrzykawki

—Chybamapanrację.

XXV

—Powiedzieliściemi,Klusik,żewśrodębyłuwasDrzewiecki.—GłosMazurka
brzmiałchłodnoirzeczowo.

—Zgadzasię.—Zatrzymanyprzycupnąłnaskrajukrzesłaispoglądałnieufniena
siedzącegozabiurkiemporucznika.—

PrzyszlirazemzeSzkiele-‘tern.

—Októrejwyszedł?

—Czyjawiem?Wkażdymraziejużwnocy.i

—ASzkielet?

—Posiedziałumniejeszczezgodzinkę,wypiliśmypokielichu.

—Tylkowedwóch?

—Nierozumiem?

192

—Niebyłozwaminikogowięcej?Spojrzeniezatrzymanegouciekłogdzieśwbok

ioficerzrozumiał,żetrafiłcelnie.Należałoterazkućżelazopókigorące.

—Amożeten,októrymzapomnieliściemipowiedzieć,toSękacz?—zaryzykował
Mazurek.—Przyokazjichłopakpowiedział

Franciszkowi,żenietylkojemuLeszczyniakwyciąłbrzydkiegopsikusa.

—Mapanrację.—Klusikuznał,żeniewartozaprzeczać.—Kazikkapnąłsię,że
czekacienaniegopodchałupą,iprzyszedł

szukaćjakiegośnoclegu.

—Spałuwas?

—Nie,wyszedłzarazpoDrzewieckim.

—Niemówił,dokądsięwybiera?

—Niktgoniepytał.

—Ejże?

-1-Bodajbymjutraniedoczekał,jeślizełgałem—zaklinałsięprzesłuchiwany.—A
SękaczaznajdziepannaWrzecionie,uJustynyModzelewskiej—dorzuciłjużzwłasnej
injcjatywy.—Nadłuższąmetękochająsięjakpieszkotem,aleilerazyKazikwpadłw
tarapaty,zawszebrałagodosiebie.

Porucznikodprowadziłzatrzymanegodoaresztuiwyszedłnatyłybudynku,wktórym
mieściłsięUrządSprawWewnętrznych.

Chwilępóźniejsiedziałjuż*zakierownicąsłużbowegowozu.Miałnadzieję,żetymrazem

background image

będziemiałwięcejszczęściaizatrzymaSękacza.

CzteropiętrowyblokprzyulicyWrzecionowyglą-

background image

13Szafirowekoniczynki

193

dałnawetczystoischludnie.Zgodniezzapowiedzią;KlusikanazwiskoModzelewskiej
figurowałonaliścialokatorów.Oficerpomaszerowałprostonapierwszepiętroi
energicznienacisnąłdzwonek.Przezdłuższachwilęzmieszkaniadochodziłyodgłosy
czyjejśkrzątaniny,niktjednaknieotwierał.Porucznikzadzwoniłponownie,tymrazem
dłużejibardziejnatarczywie.

Poskutkowało.Rozległsięszczękotwieranejzalsuwyiwprogupojawiłasięwysoka,
tęgablondynąpotrzydziestce.Potarganewłosy,brudnyszlafrokiprzydeptanekapcie
świadczyływymownie,żewnajbliższymczasienieplanowaławyjściazdomuaninie
spodziewałasieniczyjejwizyty.

—Cojest?—spytałaopryskliwie.—Pannibydomnie?

—ObywatelkaJustynaModzelewska?—Mazurekwolałsięupewnić.

—Owszem—potwierdziła.—Boco?

Porucznikbezsłowawyjąłlegitymację.Przezdobrepółminutyspoglądałanieufnietona
twarzoficera,tonajegozdjęcie,wreszciezdecydowałasięotworzyćszerzejdrzwi.Nie
czekającnadodatkowezaproszeniewszedłdośrodka.Mieszkanie

sprawiałoznacznielepszewrażenieniżjegowłaścicielka.Czyste,pomalwanena
kremowościany,nienajnowszy,aleniedawnowytrzepanychodnikistarannieodkurzony
regałdobrzeświadczyłyoModzelewskiejjakoopanjdorrju.

—Ócopanuchodzi?—ponowiłapytanie.—

1%

Tylkorazmiałamsprawęwsądzieojakąśpyskówkę,aodtejporypanowiestalemnie
nękacie.

—Maminteresdopaniznajomego.—Mazurekzdecydowałsiępostawićsprawęwprost.
—CzyzastałemKazimierzaSękacza?

—Niezastałpan.—Ostentacyjniewzruszyłaramionami.—Anajakiejpodstawiepan
sądził,żeznajdziegoumnie.Anionmibrat,aniswat,aninawetkochanek.

—Dobrzesięznacie,aSękaczmaostatniopoważnekłopoty.

—Jateżmamkłopoty,itowłasne,więccudzeminiepotrzebne.

—Czyżby?

—Jeśliuważapan,żeschowałamKazikawszafiealbopodłóżkiem,proszęszukać!—
Poczerwieniałazirytacji.—Nawetniespytampanaonakaz.

—KiedyostatnirazwidziałapaniSękacza?—Porucznikniedałsięsprowokować.

—Tydzieńtemu,amożedwa.

background image

—Niewiepani,gdziemógłbymgoterazznaleźć?

—Nibyskąd?—Ironiczniewydęławargi.—PrzecieżKazikniemaobowiązkumisię
opowiadać.Azresztą,comnietowszystkoobchodzi.

—Jakpaniuważa.—Oficerskłoniłsięsztywnonapożegnanie.—Poradzęsobieibez
panipomocy.

—Krzyżyknadrogę!

195

Mazurekwolałudać,żeniedosłyszałostatniejuwagi.Zamknąłzasobądrzwiibez
pośpiechu]zszedłposchodach.Chwilęmarudziłjeszczeprzylsamochodzie,nim
zdecydowałsięusiąśćzakierownicą.Wkońcuwłączyłstacyjkęiruszyłwolnowkie-i
runkuMarymonckiej.Każdypostronnyobserwatoijmusiałbyzapewnemyśleć,że
porucznikdałzawy-]graną.

Napierwszymskrzyżowaniuoficerskręciłwpra-‘woizatrzymałsięzarogiem.Teraznie
miałjużchwi-jlidostracenia.

Wyskoczyłzwozuibiegiempomknął!zpowrotem,tyleżenieulicą,apodrugiejstronie
bloków,takbyniemożnagobyłodostrzeczokienModzelewskiej.Przedwejściemna
klatkęschodową]rozmawiałyjakieśdwiemłodekobietyzsiatkami]pełnymizakupów.
Mazurekodczekał,ażzniknąza]oszklonymidrzwiami,ichyłkiemprzemknąłwzdłuż1
muru.Kilkanaściesekundpóźniejznowustałpódldrzwiaminapierwszympiętrze.

Ześrodkadochodziłyprzytłumionegłosy.Poru-1cznikniepotrafiłrozróżnić
poszczególnychsłów,lnieprzejąłsiętymjednak.

Czekałcierpliwie,ażusły-jszałzbliżającesiękroki.Cichoszczęknęłaotwieranazasuwa.
JeszczemomentiwprogumieszkaniaModzelewskiejstanąłkrępyblondynokanciastej,
niemalkwadratowejgłowieiwąskim,zadartymnosie.

—Witam,witam!—PorucznikzatrzasnąłkajdankinaprzegubachSękacza.—Tośmysię
jednakspotkali.

196

—Przecieżpanodjechał!-—Wgłosiezatrzymanegobrzmiałozdziwieniegraniczące
niemalzwyrzutem.—Justynawidziała!

NiespełnatrzykwadransepóźniejSękaczzająłtosamokrzesło,naktórymjeszczenietak
dawnopociłsięKlusik.Bezmyślniewlepiłwzrokwblatbiurkaiczekałnarozwój
wypadków.

—ZacznijmyodwłamaniadowilliprzyulicyKoronowskiej—zadecydowałMazurek.

—AnibygdziejesttaKoronowska?—Sękacznawszelkiwypadekudawałgłupiego.

—NaSadybie,niedalekoPowsińskiej.

—Pierwszesłyszęotakimwłamaniu.

—LebiodaiKlusikmająlepsząpamięć—stwierdziłspokojnieporucznik.—A
właścicielwillirozpoznałaparatyfotograficzneikamerę.Wtejsytuacjibędzielepiej,jeśli

background image

przestanieciekręcić.Odwyrokuitaksięniewywiniecie.‘

Sękaczprzygryzłwargiiprzezdłuższąchwilęnerwowowyłamywałsobiepalce.Wkońcu
skinąłgłowąnaznak,.żeargumentyoficeratrafiłymudoprzekonania.

—W‘porządku—ustąpił.—ZrobiliśmytenskokzJankiemLebiodą.Aparatyikamerę
zanieśliśmyKlusikowi,bobyłemmukrewnytrochęgrosza.

—CojeszczewzięliściezwilliMackiewicza?

—Forsęistaryzegareknałańcuszku.

—Konkretnie?

—Zielonychbyłokołosetki,anaszychzedwieścietysięcy.Prawdępowiedziawszy
prawiepołowę

,48

ztegozdążyliśmyjużpuścićnawódkęidziewczyn-1ki.

—Co,zrobiliściezresztąłupu?

—Złotówkipodzieliliśmymiędzysiebie,adolceizegarekpostanowiliśmyschować.

—Usiebiewdomu?

—Żartujepan?—PotwarzySękaczaprzemknąłmimowolnyuśmieszek.—Trefnego
towarunietrzymasięprzysobie.

•—Agdzie,jeślimożnawiedzieć?

—Kiedyśszwagroszczak,GienekGrosicki,pozwoliłmiwstawićmotor,doswegogarażu.
Pomoto-Jrzedawnozostałojużtylkotrochęzłomu,aledalej]mampretekst,żebyod
czasudoczasupoprosić^szwagraoklucze.

—GdziemieszkatenGrosicki?‘

—NaKrasińskiego,alegarażjestprzyLechonia.Mogępanupokazać.

—Toznaczy,żejednosobiewyjaśniliśmy—pod-,sumowałMazurek.—Wypadałoby
terazpogadaćoPawleLeszczyniaku.

Zatrzymanynaglezesztywniałiwidaćbyło,żeniewie,coodpowiedziećporucznikowi.

—WillęMackiewiczawskazałwamwłaśnieLeszczyniak?—Oficeranimyślałustąpić.
—Chybaniezaprzeczycie?

—Skoropanwie…

—Jakimiałbyćpodziałłupów?

—Połowadlaniego,połowadlamniezJankiem.

—Tosporyudział—skomentowałMazurek.

19B

—-Ijataksądzę—zgodziłsięSękacz.—Namójguststopatolipowinnomu
wystarczyć.

background image

—RozmawialiścienatentematzLeszczyniakiem?

—TelefonowałemdoPolazarazposkoku,aleonniechciałzemnądyskutować.
Stwierdził,żeskorowcześniejzgodziliśmysięnajegowarunki,toterazniemamynicdo
gadania.Ostateczniezażądałzegarkaipołowydolarów,aterminrozliczeniaustaliłna
czwartek.

—PodobnomieliściejakieśpretensjedoPawłaLeszczyniaka?

—Amiałem!—Woczachkryminalistypojawiłysięzłebłyski.—Przezbydlaka
dostałemwyrokzaskoknajubilera.

—Wtedytakżeonnadałrobotę?

—Właśnie.

—Aleniepowiedzieliścieotympodczasśledztwa?

—Przezmyślminawetnieprzeszło,żeprzypu-cowałmniePolo.Dopierojakieśpółroku
posprawiedostałemgryps,wktórymmiwyjaśniono,jaktobyłonaprawdę.

—Zupełniewasnierozumiem.Mówicie,żeprzezPawłaLeszczyniakatrafiliścieza
kratki,ajednakpowyjściuzwięzieniaznowuzaczęliścieznimkombinować.Gdzietu
logika?

—Nibyprawda.—Sękaczwyraźniesięzmieszał.—TylkożejachciałemwtedyPola
wykołować—wybąkał.—Zeskokuniedostałanigrosza,więcmiałprawosię
wkurzyć…PozatymbratuPolanie

809

musiałempłacićzaobronę,comiesiącdostawałem!wpudlepaczkę,apozakończeniu
odsiadkiSzpryca]odpaliłmiparęzłotychnazgodę.

—Nocóż,wkońcutowaszaprywatnasprawa.—Argumentyzatrzymanegonajwyraźniej
nielprzekonałyMazurka.—Ciekaw

jestemtylko,jakąmieliścieminę,kiedyDrzewieckiopowiedziałwam,lcowydarzyłosię
podczaswłamanianaDygasińskie-‘go.

—Wgruncierzeczymałomnietoobeszło.Bardziejmartwiłemsię,żepanczekapod
mojąchałupą.

—NiepojechaliściezFranciszkiemdoLeszczy-]niaka?

—Nibypoco?

—Amożewybraliściesiętampółgodzinypóźniej?GdybyDrzewieckistuknąłwaszego
wspólnika,!wymoglibyściespokojnieprzetrząsnąćjegomieszkanie.

—Nierozumiem.

—Cotujestdorozumienia?—PorucznikpopatrzyłchłodnonaSękacza.—Paweł
Leszczyniaknie]żyje,aktośwnocyzśrodynaczwartekmyszkował1wjegodomu.

—Boże!—Zatrzymanypoderwałsięzmiejsca.—WięcjednakFranciszekzałatwił
Pola!

background image

—Maciealibinatęnoc?Tylkobezkantów,bosprawdzimykażdyszczegół.

—ProstoodKlusikaposzedłemdoModzelew-skiej.—Sękacznawetsięniezastanawiał.
—Niech“Ipanjązapyta,napewnopotwierdzi.

[—Razjużmnieokłamała.

—Aleterazpowieprawdę.

—Nodobrze,wrócimyjeszczedotejsprawy.|_-Mazurekuznał,żewtejkwestii
przesłuchiwany

parazieniezmienizdania.—Pojedziemydogarażuwaszegoszwagrapozegarek
Mackiewiczowej—[zadecydował.—Tylkobezkawałów.,bodrugiraz|takinumer,jak
Drzewieckiego,nieprzejdzie…

SkrzypnęłydrzwiidopokojuzajrzałPozorski.Je-Igominanieświadczyła,bymiałcoś
ważnegodozakomunikowania.Skinął

porucznikowinapowitanie,zerknąłprzelotnienazatrzymanegoipodszedłbliżejbiurka.

—WracamzprzeszukaniachałupyLebiody—Ipoinformowałcierpko.

—Pewnonicnieznalazłeś—domyśliłsięoficer.

—Jakbyśzgadł.

—Poprostunieszukałeśtam,gdzietrzeba.Jeśliniemaszteraznicpilniejszegodo
roboty,mógłbymcizaproponowaćwspólnąwycieczkępozłotegopatka.

—Czemunie—zgodziłsiębezwahania.

PółgodzinypóźniejPozorskienergiczniezapukałdodrzwiznajdującychsięnadrugim
piętrzejednegozblokówprzyulicyKrasińskiego.Otworzyłaimkrępablondynkao
kanciastejtwarzyizadartymnosie.ByłatakpodobnadoSękacza,żeniemusielisięnawet
upewniać,czytrafilipodwłaściwyadres.

-Panowiedonas?—‘ObrzuciłamilicjantówIspłoszonymspojrzeniem.—Kaziu,cosię
stało?!—

200rol

49

Chwyciłabratazaskutekajdankamiręce.—Cotowszystkomaznaczyć?!

—Takiejestżycie,siostrzyczko—westchnąłSę.kacz.—Nabroiłemtrochęibędę
musiałposie-

dzieć.AterazpowiedzGienkowi,żebydałkluczeodgarażu.•

—Pocociteklucze?

—Musimyprzeprowadzićprzeszukanie—su

niętapięśćznaczącopowędrowaławgórę,zatrzymałasięjednakwpółruchu,apochwili
opadłal

wolna.—Zresztąmniejszaztym.Skoroidzieszsiedzieć,niemuszęcijużdokładaćod

background image

siebie.Za-

pomnijtylko,żekiedykolwiekmiałeśsiostręiszwagra.

Poruczniknawszelkiwypadekprzytrzymałpanadomuzaramię,aletenzdołałjuż
zapanowaćnad

chowyjaśniłMazurek.—Byłobyzresztąwskazane,sobą.Wmilczeniuzeszlido
radiowozu.Oficer

urużebypanimążzechciałnamtowarzyszyćprzytejchomiłsilnikiwkrótcebylijużna
Lechonia.

Grosicki

Hwysiadłpierwszy.Wyciągnąłzkieszenikluczeodga-Irażuiwtymsamymmomencie
zjegoust

wyrwało|sięszpetneprzekleństwo.Kabłąkpokaźnychroz-

czynnosci.

—Ondopierowróciłzroboty…

—Proszęsięniedenerwować.—PozorskipróbowałuspokoićGrosicką.—Nie
zajmiemymężowi

zbytwieleczasu.

Zaplecamipanidomuwyrosłanaglezwalistasyl-

miarówkłódkibyłukręcony,afutrynaidrzwiprzy|zamkunosiływyraźneśladyłomu.—
Trzeba

ściągnąćekipęśledczą—zadecydował

wetkamężczyzny.Wprzeciwieństwiedożonyniefvżurek.—Mamykolejne
włamanie…Kiedyza-

wydawałsięzbytnioprzejętynieoczekiwanąwizytąglądałpantuostatnio?—zwróciłsię
do

właścicielamilicjianiwidokiemszwagrawkajdankach.PrzejejJ]garażu.

chałpotężnądłoniąpokrótkoprzyciętych,siwiejącychwłosachibezcieniastrachuwlepił
wzrokw

porucznika.

—Czegochcecieszukaćwmoimgarażu?—zalpytałostro.—Samochodu,którytam
stoi,nieukra-

dłemanibimbruniepędzę.

—Podbańkązolejemurządziłemsobiemaleńkąskrytkę—wyręczyłmilicjantów
Sękacz.—Przepr;

szamcię,szwagier,jakośgłupiowyszło..

—Cośtamschował?!—OczyGrosickiegorojbłysłygniewem.—Nogadaj,bojakcię…

background image

—Zacii

Wśrodęwieczorem.

—Niezauważyłpanniczegopodejrzanego?

—Zapewniampanów,żewszystkobyłownajlepszymporządku.Chcieliśmyzżoną
wyskoczyćwso-

botęgdzieśzamiastoimusiałempodszykowaćwóz.Wymieniłemświece,sprawdziłem
ciśnieniew

oporach…Trochęmizeszło,takżedochałupywróciłemdopieropodzienniku.

—Innymisłowyzłodziejmiałdodyspozycjidwiepoceicaływczorajszydzień.

—Bodajbygoszlag!

Crosickiniebaczącnaprotesty“Mazurkaszarpnąłdrzwiistanąłwprogugarażu.Dopiero
tutajodetchnąłzulgą.Nieznanywłamywaczniepołakomiłsięnaporządniejuż
podrdzewiałegowartburga.

Weszlidogarażu.PorucznikskinąłnaSękaczaitenbezwahaniawskazałkąt,wktórym
wisiałapółkaznarzędziami.Podnią,wśródstarych,pordzewiałychklamotówtkwiła
blaszanabańkapooleju.Oficerwziąłjąprzezszmatkęiostrożniewyciągnąłnaśrodek.
Podspodemdostrzegłdrewnianąskrzyneczkęznajrozmaitszymiblaszkamiiśrubkami.
Nadnieleżałorównież

niewielkie,plastykowepudełko.Domyślnieująłjewrękęinaglezrozumiał,poco
przyszedłtutajwłamywacz.

—Ktowiedział,gdzieukryliściedolaryizegarekMackiewicza?—Popatrzyłbaczniena
zatrzymanego.—Amożekomuś

pokazywaliścietenschowek?

—Przecieżnagłowęnieupadłem!—żachnąłsięSękacz.

—Ajednakwaszełupyzniknęły.

—Nibyfakt—przyznał.—Samniewiem,jaktosięstało.

—Ktozeznajomychwiedział,żeczasemkorzystaliściezgarażuszwagra?

—ChybatylkoLebioda,aleonprzecieżsiedzi.A

—Niktwięcej?

—Niewydajemisię.

—Możektośprzyszedłtutajzawami,awyniezwróciliścienato,uwagi?

—Takpansądzi?

204

Porucznikwestchnął.Zdałsobiesprawę,żeSękaczfaktycznieniemapojęcia,ktozabrał
ukrytywgarażuzegarek,idalszewypytywaniegotostrataczasu.Chciałjużdaćza
wygraną,kiedyprzypomniałsobieoGrosickim.

background image

—Panrównieżniezauważyłostatniożadnegopodejrzanegoindywiduum?—zapytałbez
specjalnejnadziei.

—Kręcilisięturóżni.

—Możektóryśznich?

Mazureksięgnąłskwapliwiedokieszeniponoszonetamoddawnafotografieipodsunął
jewłaścicielowigarażu.Tenledwozerknąłnazdjęcia.

—Mamnienajgorsząpamięćwzrokową—oznajmiłzodrobinąprzechwałki.—Tych
dwóchwidziałemtuwubiegłymtygodniu.

—WskazałfotografieLebiodyiKlusika.—Atenwpadłmiwokowłaśnieostatniej
środy.

—Bieliński!—Chorążyażzatarłręce.—Kółeczkosięzamyka.

—Starypaserniezając,nieucieknie—stwierdziłMazurek.—Najpierwmusimy
odwalićoględzinygarażu.Siadyużyciałomusąażnadtowyraźne.—Wskazałznacząco
nadrzwiikłódkę.—Możeznajdziemyteżjakiśnadającysiędoidentyfikacjiodcisklinii
papilarnych.

Byłodobrzepozmierzchu,kiedyMazurekzPo-zorskim,jużbezasystyzatrzymanegow
areszcieSękacza,znaleźlisięnaulicyKlaudyny.Weszlinaklatkęschodowąznajomego
blokuiMazurekzamierzał

50

właśnieściągnąćwindę,gdyktośgoubiegłnajednymzwyższychpięter.Nasamąmyślo
wspinaczceporucznikzakląłpodnosem.Wreszciepostanowił,żetymrazembędzie
cierpliwieczekał.

Windadotarłanamiejsceprzeznaczeniaizatrzymałasię.Trzasnęłyzamykanedrzwiipo
chwiliwagonikzacząłzjeżdżaćwdół.

Jeszczekilkanaściesekundiwindazatrzymałasięznowu,naszczęścietymrazemjużna
parterze.Oficercofnąłsię,byustąpićmiejscawysiadającym.Pierwszawotwartych
drzwiachukazałasięwysoka,postawnablondynkaolalkowatejtwarzy.Zaniąstał

Bieliński.

—Cozatraf!—NatwarzyMazurkapojawiłsięszerokiuśmiech.—Mywłaśniedo
państwa.Ipomyśleć,żejeszczepółminuty,abyśmysięminęli.I

—Idziemynaprzyjęcie.—PrzyjaciółkaBielińskiegoniebyłazachwycona
nieoczekiwanymspotkaniem.—Jużjesteśmy

spóźnieni.

poczekają‘Mazurkawypatrzyłycharakterystycznykształtszafi

a—i.Irnwfiikonir7vnki

—No,topa!

Blondynkawyniośleskinęłagłową,zakręciłamłynkaczarną,skórzanątorebkąnadługim

background image

paskuinieoglądającsięzasiebieruszyładowyjścia.ChorążylBielińskimwsiedlido
windy.Porucznikzamierzałjużpójśćwichślady,alewostatniejchwilicośgotknęło.
Jednymsusemdopadłblondynkiizdecydowanymruchemprzytrzymałotwieraneprzez
niądrzwi.

—Cotomaznaczyć?!—sVknęławściekle.—pansobiezawielepozwala.

—Paniwybaczy.

Oficerbezceremonialniechwyciłtorebkęipociągnąłzasuwak.Zanimzdołałamu
przeszkodzić,miałjużwrękuniewielkiezawiniątko.Jeszczemomentiwświetlepalącej
sięnaklatceschodowejlampyrozbłysłykolorowooczkapierścionków.Niecogłębiej,pod
naszyjnikiemzpereł,bystreoczy

XXVI

j—i—––1-i–––-

—WtakimraziecierpliwigospodarzeKkwadransikdłużej—zażartowałPozorski.—A
gd|»oweikoniczynki,bynaszawizytaodrobinęsięprzeciągnęła,podrzucimypaństwa
wozem.

—SkoropanowieprzyszliściedoZbyszka,niewidzępowodu,żebymijamiałazepsuty
wieczór41Profoswprowadził

przyjaciółkęBielińskiegoidys

—Róbciesobie,cochcecie.■fretniewycofałsięzpokoju.Wpierwszymmo

CencieMazurkowitrudnobyłopoznaćzatrzymaną

rJV––’–1

fuknęłazezłością.

idęsama..,..:.>\~‘——”--j■”«•■■<{■

—Późniejdołączędociebie.—Bielińskizgodziłfonocyspędzonejwareszciewyglądała
odobre

Chybapanowieniejdziesięćlatstarzejiwniczymnieprzypominała

siębezsłowaprotestuzamierzajątracićcaby.1‘””

2u6OtestU.—LnyDapanowienier”—“v«-■«*v

JIU,Ł>-|■»»‘““yi»mcpi/:ypummaia

iłejnocydlamojejskromnejoso-|Pe““ejs>ebiekobiety,którajeszczewczorajomdły,
„...Łkłosniewyprowadziłaporucznikawpole.Przygar-2p7e

bionasylwetka,poszarzałepoliczkiiwielkie,sin©worypodprzygasłymioczamimogły
budzićjużtylkowspółczucie.

—Namyśliłasiępani?—Oficerwskazałdoprowadzonejkrzesło.—Powiepani,skąd
wzięłasiębiżuteriaznalezionawpanitorebce?

—Powiemwszystkojaknaświętejspowiedzi]

background image

—Ledwopowstrzymałacisnącesiędooczułzy,

—Niechmipantylkoniekażewracaćdoceli.Boże,jajużbymtegochybanieprzeżyła!

—Przecieżniemusiałapaniunasnocować.

—Mazurekzesmutkiempokiwałgłową.—Wy.starczyłookazaćodrobinęrozsądkui
dobrejwoli.

—Copanchcewiedzieć?

—Przedewszystkimdokogonależałozakwestionowanezłoto?

—Przecieżpanwie,żedałmijeZbyszek.Powiedział,żemnieniktniebędzierewidował.

—Dokądzamierzaliściezawieźćbiżuterię?

—NaOpoczyńską.Mamtamkawalerkę.

—AzatemBielińskispodziewałsięnaszejwizyty.

—Mapanrację.

—Achwaliłsiępani,skądwziąłtozłoto?

—Onnigdyniewtajemniczałmniewswojesprawy.Czasemchowałcośna
Opoczyńskiej,alewtedymusiałamoddaćmuklucze.

—CzyznałapaniPawłaLeszczyniaka?—Porucznikuznałpoprzednitematza
wyczerpany.

—PolaSzprycę?—ożywiłasięnieco.—Mił)gość,szkoda,żenieżyje.

208

I

—Częstobywałupaństwa?

—Raczejspotykaliśmysięnamieście.

—Zdarzałosię,żeprzekazywałBielińskiemubiżuterię?

—Odczasudoczasu.

—Tobyłokradzionezłoto?

Wodpowiedzispuściłagłowęihałaśliwiepociągnęłanosem.Oficerzrozumiał,żewięcej
sięodniejniedowie,

—StaniepaniprzedsądemzawspółudziałzBielińskim—powiedziałcicho.—Myślę
jednak,żeniemapotrzebydłużej

zatrzymywaćpaniwareszcie.

KilkanaścieminutpóźniejwprogupokojuMazur-•kapojawiłasięAlicjaBogojska.

—Prosiłpan,żebymprzyszła.—Uśmiechnęłasiędoporucznika.—Podobnomapandla
mniejakąśniespodziankę?

—Owszem—przytaknął,podsuwającprzybyłejkrzesło.—Liczęnawet,żetymrazem

background image

pochwalimniepani.

Alicjausiadła,aoficersięgnąłdoszufladypokluczeodszafypancernej.Pochwiliwjego
rękupojawiłosięniewielkiezawiniątko.

Porucznikzacząłrozkładaćnabiurkuperły,pierścionki.ibransoletki.

—Poznajepaniteprzedmioty?

—Ależoczywiście!—WgłosieBogojskiejzadźwięczałaradośćpołączonazeszczerym
zdumieniem.—Tobiżuteriacioci

Płateckiej.

—Jestpanitegopewna?

51—Szafirowekoniczynki

209

—Kobieciewystarczyrazspojrzećnaładnypierścionek,byzapamiętałagonadługie
lata.

—Właśniedlategopoprosiłempanią,anieAda-{maLeszczyniaka.

—Widzę,żeznalazłasięrównieżdrugakoni-aczynka.—Alicjawzięładorękikolczykz
szafiremj—Zatonależysiępanunietylkopochwała,ale]serdecznycałus.

—Czyżbyażtakzależałopaninatychkolczykach?Zdajesię,żeperłyibransoletkisą
więcejwarte.

—JeśliwierzyćzapewnieniomciociMięci,szafi-Jrowekoniczynkipamiętająjeszcze
połowęubiegłengostulecia.Innarzecz,żecenaniegratuwiększejroli.Poprostuciocia
bardzolubiłatekolczyki,aija>chętnieoddałabymzanieresztębiżuterii.

—Przykromi,żeniemogęnaraziewydaćpani]tychkoniczynek.

—Mamnadzieję,żeśledztwowkrótcesięskończy,apóźniejAdamszybkouporasięz
formalnościciamispadkowymi.

—Wypadamitylkożyczyć,abywszystkoposżłcjpopanimyśli.

—Dziękujępanu.

—Tojadziękuję,żepaniprzyszłaitaksprawnie1dokonałaidentyfikacji.—Mazurek
skłoniłsięszarmancko.—Zarazpodpiszę

paniprzepustkęiobiecujęwięcejtakuroczejkobietyniefatygować.

—Przesłuchanieprzeztaksympatycznego’oficera

210’,

toprawdziwaprzyjemność—zapewniłakurtuazyjnie.—Chętniezgłoszęsięnakażde
wezwanie.

Uśmiechnęlisiędosiebie.AlicjaBogojskawzięłaprzepustkęibezpośpiechuruszyłado
wyjścia.Wdrzwiachzatrzymałasięjeszczenamoment.

—Czywieciejuż,panowie,cowłaściwiestałosięPawłowi?—spytałamimochodem.

background image

—Wiemy.—Porucznikuznał,żeprzyczynyzgonuLeszczyniakaniemapotrzeby
trzymaćw-tajemnicy.—Śmierćnastąpiławskutekwstrzyknięciainsuliny.

—Tegolekarstwa?—Wzdrygnęłasięmimowolnie.

—Oiledobrzepamiętam,nacukrzycęchorowałaMieczysławaPłatecka.

—Toprawda.Odkilkulatciotkamusiałaregularnieprzyjmowaćinsulinę.Kilkarazy
samabiegałamzreceptamidoapteki.

—Niesłyszałapanioinnychprzypadkachtejchorobywrodzinielubwśródznajomych?

—Nieprzypominamsobie.Wkażdymrazieniktmisięnieskarżył.

LedwodrzwizamknęłysięzaAlicją,nabiurkuMazurkacichozabrzęczałtelefon.
Porucznikniechętniesięgnąłposłuchawkę.

Głossekretarkiszefa,mimożecałkiemprzyjemny,zawszebudziłwnimmieszane
uczucia.

—Naczelnikprosidosiebie—poinformowałakrótko.

—Tylkomnie?

52

‘J-

DO-

—PrzedchwilądzwoniłamtakżedoStefańskiegoJaunaczelnikasiedzijużmajor
Pylecki,specjalistac-dl

^przestępczościgospodarczej.

Oficerodetchnąłzulgą.Naszczęścieniezanosiłosięaninareprymendę,anina
wielogodzinnąnasia-dówkę.SpieszniezebrałzbiurkabiżuterięPłateckiej,schowałjądo
szafypancernejiopuściłpokój.

Sekretarkanadobrąwróżbępodniosłakciukiporucznikzameldowałsięwgabinecie
pułkownikaUbania.Szefkończyłwłaśnienabijaćfajkę.

—Dobrze,żejesteś—powitałMazurka.—Miszęprzyznać,żeśledztwowreszcietrochę
posunęło…

—Nietylkotrochę—oburzyłsięporucznik.—ISprawazabójstwaMieczysławy
Płateckiejzostałajużlchybawyjaśniona.SprawcąmógłbyćtylkoPawełLe-‘szczyniak.
Przyokazjiobrabowałciotkę,awin{wprzemyślnysposóbpróbowałprzerzucićnaDrzeJ

wieckiego.

—Przyjmijmytęwersję.—Naczelnikniezamierzałwdawaćsięwdyskusję.—Niestety
ciąglejeszczeniewiemy,ktozabił

KreczyńskąiLeszczynia-Jka.

—Czywgręmusiwchodzićtasamaosoba?,WkońcuKreczyńskiejmógłwstrzyknąć
insulinęLe--szczyniak.

background image

—Pocobytorobił?

—Dziewczynagrzebaławjegobiurku,atamznajdowałasiębiżuteriaPłateckiej.
Leszczyniakprzeraziłsię,żejegozbrodniazostanieujawniona,

212

ipostanowiłzgładzićprzyjaciółkę.NastępniewywiózłzwłokiwokolicęDziekanowai
podrzuciłwlesie.Niemógłprzecieżpozwolić,bymartwąRenatęznalezionowjego
mieszkaniu.

—Rozumującwtensposób,trzebabyprzyjąć,żeLeszczyniakpadłofiarąBielińskiego?
—Minapułkownikaświadczyła,żeniebierzetejmożliwościpoważnie.

—Paserwykorzystałfakt,żeLeszczyniakznajdowałsiępodwpływemnarkotyku,izrobił
swoje.

—Jakimcudemtakprymitywnyosobnikwpadłbynapomysłzinsuliną?Nie,moimili,to
nielogiczne.—Lubańzapaliłfajkęiwypuściłkącikiemustsolidnąporcjędymu.—
Jedynecobrzmiprzekonująco,tostwierdzenie,żeKreczyńskązmarław

mieszkaniuLeszczyniaka,aon,byuniknąćkontaktówznami,wywiózłzwłokido
Dziekanowa.

—Mimowszystkomusipanchybaprzyznać,żePawełLeszczyniakbyłwyjątkowo
nieciekawymtypem.

—Niedawnozainteresowałsięnimrównieżwydział<lowalkizprzestępczością
gospodarczą—przytaknąłpułkownik.

—Jakieśtrzytygodnietemuotrzymaliśmydośćwiarygodnysygnał,żewytwórnia
zabawektegopanaróżnisięznacznieodpodobnychplacówekrzemieślniczych.—Tęgi,
barczystymajoroszerokiej,nalanejtwarzystuknąłostentacyjniewleżącąprzednim,
niezbytpękatąteczkęakt.—Zajęliśmysiętąsprawąi,mimożeniezdążyliśmy
przesłuchaćzain

52

teresowanego,jesteśmyniemalpewni,iżdziałalnośarzemieślniczabyławtymprzypadku
jedynieprzy]krywkądlajakichśinnychdochodów.

—Panmajormarację—odezwałsięMazurek.i

—WyjaśnieniaLebiody,Sękacza,KlusikaiDrze!wieckiegoświadcząniedwuznacznie,
żePawełLeJszczyniakbyłpospolitymprzestępcą.Samwpraw-Jdzieniekradł,ale
planowałwłamania,apóźniejeg-1zekwowałodbezpośrednichwykonawców

odpowiedniączęśćłupów.

—Czylijesteśmywdomu—ucieszyłsięPylecki.l

—Raczejdopieropoddrogowskazem—westchnąłStefański.—Liczbapotencjalnych
podejrzanychozabójstwoLeszczyniakaciąglewzrasta,az’konkretnymidowodaminadal
krucho.NaupartegoizarównoDrzewiecki,jakSękacziBielińskimielijimotyw,iokazję,
byzabić.Tylkoktóremuznich]postawićformalnyzarzut?

background image

—Czemuupieraciesięprzytychkryminalistach?]

—Lubańponowniewypuściłgęstykłąbdymu.—{Moimzdaniemzabójcawywodzisięz
zupełniein-jnegokręgu.

—Tylkożemyobracamysięgłówniewśródpospolitychprzestępcówinarkomanów—
zauważył]zsarkazmemMazurek.—

Innychkandydatówna”zabójcęchwilowobrak.’

—Innymisłowymusieliścieprzeoczyćjakiśistotnyszczegół—stwierdziłnaczelnik.—
Spróbujcie,moimili,jeszczerazsprawęprzemyśleć,awwolnejchwiliradziłbym
zapoznaćsięzmateriałamimajoraPyleckiego.

214

Naradadobiegłakońca.Stefańskizabrałdokumentydotyczące,działalnościwytwórni
zabawekPawłaLeszczyniakairazemzMazurkiemopuściłgabinetpułkownika.Prawdę
powiedziawszynajbardziejinteresowałichterazwynikprzesłuchaniaBielińskiego.

ChorążyPozorskisiedziałzabiurkiemibezbarwnymgłosempowtarzałwciążtesame
pytania,naktórezatrzymanynieodmienniereagowałprzeczącymkręceniemgłowy.Na
jegotwarzymalowałsiętępyupór.Obajbylizbytzmęczeniciągnącymsięodsa’mego
ranaprzesłuchaniem,byzwrócićuwagęnawejścieoficerów.

—Nocóż,panieBieliński?—Kapitanprzysiadłnaskrajubiurkaispojrzałbaczniew
oczypaserowi.—Opowiedziałpanjużwszystkochorążemu?

—Janiemamnicdopowiedzenia—wychrypiałzatrzymany.—Doniczegosięnie
przyznaję,niechcęskładaćżadnych

wyjaśnień.

—Ajednakprzypańskiejprzyjaciółceznalezionobiżuterię,którawostatnichdniachco
najmniejdwukrotniezmieniaławłaściciela.Cogorsza,zarównoMieczysławaPłatecka,
jakiPawełLeszczyniakwgwałtownysposóbrozstali“sięztymświatem.

Nierozumiepan,żewyjaśnienietegowszystkiegoleżywpańskiminteresie?

—BłyskotkiznaleźliściewtorbieElżbiety,anieumniewkieszeni.

—PaniWalickawyjaśniła,żezłotootrzymałaodpana.Mieliściejezawieźćdokawalerki
naMokoto

53

wieitamukryćnawypadek,gdybynamprzyszłodergłowyprzeszukaćpańskie
mieszkanie.

—Pierwszesłyszę.

—Alenajednejzbransoletekznaleźliśmyodciskwaszegopalca.—Ciężkaręka
Mazurkaspoczęłanaramieniu

przesłuchiwanego.—Nadobrąsprawęsądowipowinnotowystarczyć.

Blefposkutkował,aletylkonamoment.TwarzBie-|lińskiegoposzarzałaipaserzaczął

background image

nerwowowyłamywaćpalce.

—Skorotakjest,jakpantwierdzi,toczemumnie,jeszczemęczycie?—spytałostrożnie.

—Poprostuniemożemysięzdecydować,czyipoprzestaćnazarzuciezaborumienia,czy
teżodlrazuoskarżyćwasozabójstwonatlerabunkowym.I

—Przecieżpanowiewiecie,żetoniejawyprawiłemPoladoaniołków.

—Cozaróżnica?—Porucznikpostarałsię,byjegosłowazabrzmiałyjaknajbardziej
cynicznie.—]Ktośmusizadyndaćnastryczku,askoromamyjuż]jednegochętnego…

—Wporządkul—Wahaniaiobawyzatrzyma-]negoprzerodziłysięwpanicznystrach.
—Jaiwszystkopowiem.Faktyczniegwizdnąłemtebłyskotki,alePolanietknąłemnawet
palceml

—Jaktobyło?—podchwyciłStefański.

—KiedypierwszyrazprzymknęliścieDrzewieckiego,Polodałmicynk,żematrochę
trefnegotowaru.Umówiliśmysię,żeposzukam^kupcaalbo.samwyłożęgotówkę.
Miałemwpaśćwewtorek,alenie

216

zdążyłemzebraćforsyiDojechałemnaSadybędopierowśrodępóźnymwieczorem.

—Dokładnieoktórej?

.—Kilkaminutprzedpółnocą.MazurekiStefańskiwymienilispojrzenia.

—Wjakisposóbdostaliściesiędodomu?

—Najpierwdzwoniłem,aleniktnieotwierał,chociażwidziałemświatłowoknie.
Pomyślałem,żePololeżynaćpany,idiabeł

mniepodkusił,żebyskorzystaćzokazji.Przelazłemprzezpłot,apotemotworzyłemdrzwi
wytrychem.Naszczęściemusiałemuporaćsiętylkozzatrzaskiem,bozasuwaniebyła
zamknięta.

—WidzieliścieLeszczyniaka?

—Owszem,przyuważyłemgonapierwszympiętrze,wpokojunawprostschodów.
Siedziałnapodłodzeprzyfoteluiwyglądał

nanaćpanego.

—Niepodchodziliściedoniego?

—Nibypoco?Itakmiałemstracha,żeladamomentmożesięobudzić.

—.Wiedzieliście,gdzieszukaćzłota?

—Zpoczątkuniewiedziałem,alepotempodpadTłomibiurkostojącewsąsiednim
pokoju.^BezpowoduPoloniezamykałbynacztertyspustyszufladidrzwiczek.Przy
sobiemiałemtylkojedenwytrych,któryjakośniepasowałdozameczków,musiałemwięc
zejśćdogarażupołomalbołapkę.Znalazłemodpowiednikawałekżelaza,wróciłemz
nimnagóręiminutkępóźniejbyłojużpokłopocie.

—Cozrobiliścieztymżelastwem?

background image

53

—Wyrzuciłemzarogiemdościeku.Jeślibędzietrzeba,pokażę.

—Dobrze.—Stefańskiuznałsprawęzawyjaśnioną.—Tonaraziewszystko.

—Niezupełnie—wtrąciłMazurek.—Osobiściepragnąłbymsiędowiedzieć,czego
szukaliścietefsamejśrody,tylkokilkagodzinwcześniej,naŻoliborzu,naLechonia?

—Nibygdzie?—Bielińskiudał,żenierozumie.

—Niewypierajciesię,bowidziałwastamszwagierSękacza.—Porucznikostrzegawczo
zmafsz-^czyłbrwi.—Azresztąsamwampowiem.—Wostałtniejchwilipostanowił
zmienićtaktykę.—Chcie-jliściewłamaćsiędogarażupozegarekidolaryzejskokuna
willęMackiewicza.

—Mapanrację.—Tymrazempaserustąpiłnadspodziewaniełatwo.—Wiedziałem,że
Kaziktrzyjmatamswojefanty.

—Grosickiwasprzepłoszyłimusieliścieprzyjść]trochępóźniej.

—NaLechoniawybrałemsięponowniewejczwartekwieczorem,alebyłojużpo
ptokach.■

—Nierozumiem?

—PoprostuktośmnieubiegłipofantachKazikazostałotylkowspomnienie.

—Sękacztwierdzi,żeniktniewiedziałojegokryjjówce.

—Gadanie!—Zatrzymanywzruszyłtylkoramio-jnami.—Mnietengarażpokazywał
kiedyśSzkieleSaprzecieżonteżsłyszałoostatnimskokuKazika.

218

—Twierdzicie,żetowłaśnieSzkieletzabrałzegarekMackiewicza?

—Jategoniepowiedziałem—zastrzegłsięBieliński.—Alekawałkiemstaregozłota
chybaniktniepogardzi.

Pozorskiodprowadziłzatrzymanegodoaresztuioficerowiezostalisami.Przezdłuższą
chwilęwpokojupanowałomilczenie.

Stefańskibezmyślniebębniłpalcamipoblaciebiurka,aMazurekkrążyłmiędzydrzwiami
aoknem.

—TrzebajednakprzeczytaćteszpargałyodPy-leckiego—mruknąłwkońcukapitan.—
Ktowie,możenaszstarymarację…

—Przyjemnejlektury!—Porucznikniezapaliłsiędopomysłukolegi.—Mówciesobie
cochcecie,ajapowęszęjeszczewśródwarszawskichmętów.Prędzejczypóźniejmuszę
przecieżtrafićnajakiśślad.

—Twojawola—Stefańskiniedyskutował.—Powiedztylko,gdziecięszukać,gdyby
zaszłocośnieprzewidzianego.

—NajpierwwybieramsiędoSzkieleta.Acodalej,niemampojęcia…

background image

TrzykwadransepóźniejMazurekzaparkowałsłużbowysamochódprzedbramą
przedwojennejkamienicyprzyZąbkowskiej.

Spiesznieminąłobydwapodwórkaipochwilibyłjużwciemnej,dusznejsuterenie.
Zapukałdodrzwiinieczekającnaodpowiedźnacisnąłklamkę.Wproguniemalzderzył
sięzwysokim,chudymjakszczapamężczyznąołysejczaszcei

niesamowiciedługichrękach.

54

—Kogojawidzę?—Głosgospodarzazaświ-‘szczałniczympowietrzeuciekającez
przebitejdęt-,ki.—Panwładzawmoichskromnychprogach.

t—Zbierajciesię,Szkielet!—Porucznikanimyślałsilićsięnauprzejmość.—Za
ukrywanieposzukiwanychkryminalistówgrozidopięciulatpozba-lwiernawolności.
FranciszekDrzewieckimieszkałuwasituzostałzatrzymany.Zgadzasię?

—Nibyskądjamogłemwiedzieć,żegopanowieszukacie?—Szkieletnawetsięnie
zająknął.—Fra-jnioprzyszedłdomniewewtorekwieczorem,polwiedział,żeniema
gdziespać,toco,miałemgowy-Jrzucić?

—Gadanie!—Oficerniecierpliwiewzruszyłra-lmionami.—PółWarszawywiedziało,
żeDrzewieckauciekłzaresztu,tylkodowastoniedotarło?TakiJbajeczkimożecie
serwowaćswojejbabci.

—Ależ,paniewładzo…

—Słuchajcieno,Szkielet,wtejsprawiesąjużtrzy!trupy.Lepiejnieigrajciezogniem.

Przezdłuższąchwilęmierzylisięwzrokiem.Gos-Jpodarznajwyraźniejniemyślał
kapitulować,alaprawdępowiedziawszyMazurkowiwcaleniecholdziłoomałoprzecież
znacząceinformacjeoDrze]wieckim.

—Niewypierajciesię,sątacy,cowyśpiewalimiwszystko.—Porucznikponownie
spróbowałsprojwokowaćprzedstawicielawarszawskiegopółświatka]

—Nowłaśnie!—Szkieletażzgrzytnąłzębami.—\Ktośmusiałprzypucować,żeFranek
umniekima.

—Takiejestżycie.

—Ciekawekto?

—Cozaróżnica..

—CzyżbyKlusik?

—Ajeślinawet?—Mazureknieczułnawetcieniaskrupułów,żeujawniaźródło
uzyskanejinformacji.—Możepoprostumiałjużdosyćżycianabakierzprawemi
postanowiłzostaćuczciwymczłowiekiem.

—Niechpanlepiejzapytategonawróconegonadrogęcnoty,dlaczegopodprowadził
koledzedolceizłotyzegarek!—Szkieletdoresztystraciłpanowanienadsofcią.—
Cwaniaczekpewnonawetniepomyślał,żektośmoże-goprzyuważyć*podgarażem
szwagraSękacza.

background image

—Wygotamwidzieliście?

—Jakterazpana.

—Kiedy?

—Wczwarteknadranem.

—Corobił?

—Ukręciłłapkąkłódkę,wyłamałzamekiwlazłdośrodka.Siedziałtamdobrykwadrans,
apotemwróciłprostodosiebie.

—Jakmyślicie,gdziemógłschowaćtęzdobycz?

—NapańskimmiejscuobejrzałbymdokładniewygódkęwsuterenieKlusika.Toschowek
wjegostylu.

—Powiedzciemijeszcze,dlaczegośledziliściewaszegokumpla?

—Czułemprzezskórę,żecośtuniegra.Lebiodę

221

54

panprzymknął,podchałupąSękaczaprzezcałąnocjwarowałradiowóz,aKlusikjeszcze
przezdobęcieszyłsięwolnością.

Wolałemsprawdzić.

WsuterenieKlusikapanowałniemniejszyzaduch]niżuSzkieleta.Porucznikzapalił
światłoichwilępóźniejdostrzegłwąskie,pokryteszarą,spękanąfar-jbądrzwido
wygódki.Pchnąłje,alewproguzawahańsięnamoment.Wnozdrzauderzyłgofetor,
niczym]wniesprzątanejodmiesiącadworcowejubikacji.

Zacisnąłzębyipodszedłdoumywalki.Byłabrudnaipoobtłukiwana,alenapierwszyrzut
okaniejbudziłażadnychpodejrzeń.

Oficeropukałścianę,|kilkarazykopnąłobcasemwbetonowąpodłogę,!nigdziejednak
niedostrzegłchoćbynajdrobniejsze-]gośladumogącegostanowićpotwierdzeniedomys-l
łówSzkieleta.

PrzezwyciężającwstrętMazurekobejrzałmiskę!klozetowąimiałjużzamiaropuścić
wygódkę,kiedyjprzyszłomudogłowy,byzerknąćodspodunaog-jlądanąjużzgóry
umywalkę.Kucajączauważył,że!przysamejścianieniewielkikawałekfajansutrzyma]
sięresztyjedyniedziękiprzylepcowi.Porucznik]oderwałtaśmęiostrożniewsunąłrękęw
powstały]otwór.Międzyściankamiumywalkinamacałniejwielkie,opakowanewfolię,
zawiniątko.Wyciągnąłje]imomentpóźniejodetchnąłz

satysfakcją.Ototrzy-jmałwdłonizwitekzielonychbanknotówidziewięt-]nastowieczny
złotyzegarekwpodwójnej,bogato!

inkrustowanejkopercie:

T>0

54

background image

Stefańskiniechętniepodniósłwzrokznadrozłożonychnabiurkuakt.Stojącywprogu
Pozorskiuśmiechnąłsię

porozumiewawczo.

—Jakaśzgrabnadwudziestolatkadociebie—zaanonsował.—Chciałemumówićsięz
niąnakawę,aledziewczynawoli

oficerskiegwiazdkiodmoich.

—Kidiabeł?—Stefańskiniebyłwnastrojudożartów.—Dawajją,trzebadowiedzieć
się,pocoprzyszła.

ChorążyWodpowiedziskinąłtylkogłowąichwilępóźniejdopokojuweszła
Matuszewska.Wyglądałanajeszczebardziejzdezorientowanąiwystraszonąniżpodczas
swojejpoprzedniejwizyty.Nawetniespojrzałanawskazanejejkrzesło.Zbliżyłasiędo
biurkaistanęłaprzedkapitanemniczymuczniakwyrwanydotablicy.

—Jużsobota,apandalejtrzymaLeszkawareszcie—wyszeptałałamiącymsięgłosem.
—Dlaczegoniechcegopanwypuścić?

Przecieżonniejestzłodziejemanibandytą.

—PrawdępowiedziawszyzwolnienieRokickiegoniezależywyłącznieodemnie.W
ostatniejinstancjidecydujeprokurator.

—Alenapewnoprokuratorliczysięzpańskimzdaniem.Gdybypanzechciał,Leszekjuż
mógłbybyćnawolności.

—Skoropofatygowałasiępanidomnie,spróbujmywyjaśnićkilkaszczegółów
dotyczącychRena-

tyKreczyńskiej.—Oficerniechciałkontynuować]niewygodnegodlańtematu.—
Wspomniałapani,żelutrzymywałaonabardzobliskiestosunkizPawłem]
Leszczyniakiem.

—Swegoczasuchodziłynawetplotki,żesiępolbiorą.

—Niebyłtochybajednakjedynymężczyznażyciupaniprzyjaciółki?

—OLeszkuRokickimjużpanwiePóźniejzajejchłopakauchodziłMirekStojecki,miała
teżkrótkiromanszmecenasem.

—ZAdamemLeszczyniakiem?—StefańskizniedowierzaniempopatrzyłnaEmilię.—
Jestpanitegipewna?

—Niewiem,ilewtymprawdy,aleRenataopo-wiadałami,żekiedyśbraciaomaływłos
niepozabMjaIisięzjejpowodu.

—Jakdotegodoszło?

—AdamLeszczyniakbyłzazdrosnyiniezamie,rzałdzielićsięniąznikim,aKreczyńska
prawienjegooczachposzładołóżkazPawłem.Mecenadwpadłwszał,chwyciłześciany
jakąśstarąszablęgoniłzniąbratapocałymdomu.Wkońcusięuspokoił,aleRenatynie
chciałjużpóźniejwidzieć,

—Kreczyńskanieżałowała,żezamieniłamecenajsanajegomłodszegobrata?

background image

—Dopieropóźniej,kiedyPawełrazidrugiprzłożyłjejpogębie.Innarzecz,żestarszy
Leszczyniaitakbyzniązerwał.

—Dlaczego?

background image

I

:224

—Przeznarkotyki.

—Nocóż,chybamapanirację—przyznałkapitan.—Narkomankakompromitowałaby
znanegoadwokata.Chociażzdrugiej

stronyijegobratniestroniłodprochówczystrzykawki.

—Jużsamaniewiem,cootymmyśleć.

—Apropos,oilewiem,braciapogodzilisiępotejawanturze,apaniRenatabywała
późniejzmłodszymLeszczyniakiemumecenasa.

—Podobno.

—Ciekawe,czybyłotoszczerepojednanie,czyteżtylkograpozorów?

NiespełnatrzykwadransepóźniejStefańskizatrzymałsłużbowegopolonezaprzed
połówkąbliźniaka.należącegodoAdamaLeszczyniaka.Adwokatbyłusiebie.
Wydarzeniaostatnichdniwycisnęłynanimwyraźnepiętno.Ubranybyłwstare,znoszone
dżinsyipowycieranynałokciachsweter.Nieogoliłsię,awielkie,sineworypod
przekrwionymioczamiświadczyłyonieprzespanejnocy.

—Panwsprawiebrata?—powitałkapitanaznieukrywanąniechęcią.—Szczerze
wątpię,abympanuwczymkolwiekmógł

pomóc,aleproszę.

Minęlihol,weszlidogabinetuigospodarzwskazałoficerowigłęboki,obityskórąfotel
przyniewielkimstoliku.Stefańskiusiadł,aLeszczyniaksięgnąłdobarkupokanciastą
butelkęJohnnyWalkera.Nalałsobiepółpękatejszklanicyzgrubego,zielonegoszkłai
spojrzałpytająconaoficera.

—Czystejczyzwodąsodową?

55—Szafirowekoniczynki

225

—Panwybaczy,alejestemwozem—grzecznieodmówiłkapitan.

—Ajasięnapiję.

Adwokatjednymhaustemprzełknąłzawartośćszklankiinalałsobiedrugąporcję.
Dopieroterazpodszedłdostolikaiusiadł

naprzeciwkogościa.

—Cochciałbypanwiedzieć?—zapytał.

—Kiedyostatnirazwidziałpanswegobrata?

—Wśrodęwieczorem.

background image

—Mniejwięcejoktórej?

—Kołodziewiętnastej.Pawełwróciłwłaśniedodomuiwprowadzałwózdogarażu.

—Byłsam?

—Owszem.

—Aniespodziewałsiężadnychgości?

—Nicmiotymniewspominał.Innarzecz,żezdążyliśmyzamienićledwozedwasłowa.

—Spieszyłsię?

—Tonamnie.czekałaterminowarobota.MiałemjeszczedonapisaniarewizjędoSądu
Najwyższego.

—Niezauważyłpan,czywieczoremniktniezłożyłwizytypańskiemubratu?

—Prawdępowiedziawszydopółnocynieodrywałemnosaodpapierów,apóźniej
wziąłemprysznicipołożyłemsiędołóżka.

—Nocóż,skoroniewielepotrafipanpowiedziećoostatnichgodzinachżyciapanaPawła,
porozmawiajmyodawniejszychwydarzeniach.

—Comapannamyśli?

—WjakichokolicznościachpoznałpanRenatęKreczyńską?w_>

‘226

—Dokładnieniepamiętam.—Potwarzygospodarzaprzemknąłwyraźnycień.—W
każdymraziemusiałotobyćuPawła.Jakpanwie,pozostawalioniwbardzobliskich
stosunkach.

—Sękwtym,żestosunkiłączącepanaiKreczyńskąrównieżniebyłydalekie—
Stefańskiznaczącozawiesiłgłos.

—Nierozumiem?

—Cowięcej,wcaleniezaakceptowałpanzbliżeniapańskiegobrataiRenaty.Słyszałem,
żezareagowałpaniścieposarmacku,zszabląwgarści.

AdamLeszczyniakzbladłjakściana,anajegoczolepojawiłysiękropiepotu.Chciałcoś
powiedzieć,przezdłuższąchwiięniebył

jednakwstaniewydusićnawetsłowa.Drżącymizezdenerwowaniarękamichwycił
szklankęipociągnąłkilkałykówwhisky.

Pomogłonatyle,żejegopoliczkizaczęłyzwolnaodzyskiwaćnormalnąbarwę.

—Toprawda—wybąkałwkońcułamiącymsięgłosem.—Zachowałemsięwtedyjak
ostatnigłupiec.

—Proszęopisaćtozdarzenie.

—Straciłempanowanienadsobą.

—Aledlaczego?

background image

—Widzipan,Renatępoznałemprzyokazjijednegozwyskokównarkotycznychmojego
brata.Groziłajejsprawakarna,aleszczęśliwieudałomisięwszystkozatuszować.Była
dużomłodszaodemnie,ładna,pociągająca..Zaprosiłemjądosiebie,onachciałamijakoś
podziękować,itaksięzaczęło.

227

—Chcepanpowiedzieć,żenawiązałpanromanslzKreczyńska?

—Ściślejrzeczbiorąc,straciłemdlaniejgłowę.IByłemślepyinaiwnyniczym
nastolatek.Niedopu-1szczałemdosiebiemyśli,żewgruncierzeczymamldoczynieniaz
dziewczynąlekkichobyczajów,acolgorszanałogowąnarkomanką,

—Orientowałsiępanwcharakterzejejstosun-jkówzpańskimbratem?

—Skądże?DopierokiedyprzyłapałemichinflaJgranti,otworzyłymisięoczy.

—Zareagowałpanniezwyklegwałtownie.Ktowie,mogłotonawetzakończyćsię
tragedią.

—Proszęmiwierzyć,żedodzisiajwstydzęsięnajsamowspomnienie.

—Niepytałbympanaotamtozdarzenie,gdyby]niefakt,żezarówopańskibrat,jaki
Kreczyńskanieżyją.—GłosStefańskiegowyraźniestwardniał.—Wobydwu
przypadkachwgręwchodzizabójstwo.

—Bożedrogi!—Adwokatpoderwałsięzmiejs-jca.—Panmniepodejrzewa?Ależto
absurd!

—Narazieniesformułowałemwstosunkudoipanażadnegozarzutu—zastrzegłsię
kapitan.—JMusipanjednakprzyznać,żemiałpanzarównolmotyw,jakimożliwość
popełnieniaobydwu]zbrodni.

—Przecieżjanawetniewiem,wjakisposóbzginęli.

—Czyżby?—Oficerspojrzałgospodarzowipro-]stowoczy.—Częstobywałtpanu
MieczysławyPłateckiej?—Nieoczekiwaniezmienił.temat.

228

—Przeciętnierazwtygodniu.Nierozumiemjednak…

—Pańskaciotkachorowałanacukrzycę?

—Owszem.

—Pewnomiaławdomuzapasinsuliny?

—Nawetmniewysyłałakilkarazypotenlekdoapteki.

‘—Widzipan,paniemecenasie,insulinaczasemratujeżycie,aczasemzabija.Tak
przynajmniejtwierdząekspercizZakładuMedycynySądowej.

—Pierwszesłyszę.

—Zapomniałpanjuż,żekiedyś,poprzedawkowaniuleku,tylkoszybkapomocdoktora
Bobrowskiegouratowałapańskąciotkę?

—Przypuśćmy,żemapanrację.Jednakkażdy,ktoodwiedzałciotkęMieczysławę,mógł

background image

bezkłopotuzaopatrzyćsięwinsulinę,aidlakogośzzewnątrzzdobycieodpowiedniej
receptyniestanowiłobychybawiększegoproblemu.

—Proszępamiętać,żezabójcypańskiegobratanależyszukaćwśródosóbmających
powód,bynieżyczyćmunajlepiej.

—Znowutrafiłpan^akkuląwpłot—żachnąłsięadwokat.—Pawełmiałniespotykany
wprosttalentdozrażaniasobieludzi.

Sammógłbymwymienićkilkaosób,któreszczerzegonienawidziły.

—Naprzykładkogo?

—SkorojużmówiliśmyoRenacie,radziłbympanuzainteresowaćsiębliżejjej
wielbicielem,niejakimMirosławemStojeckim.

Kiedyśniewielebrako

56

wało,apotrąciłbyPawłasamochodemnarogunaJszejulicy,późniejpszyłapałemgo,jak
wrzucałdojskrzynkinalistykartkęzpogróżkami.

—Mógłbymzobaczyćtepogróżki?

—Bratzniszczyłkartkę,alefaktpozostajefaktemJ

—Ktojeszcze,pańskimzdaniem,wchodziłbyw

grę?

—ChociażbyprzyjacielnaszejkochanejAlicji,Je-]rzyMarecki.SwegoczasuPaweł
prowadziłwspólnyintereszjegostarszymbratem,Benedyktem.Przy]okazjijakiejś
kontroliwyszyłynajawnadużycia.Ma-Ireckichciałsprawęzałatwićzapomocąkoperty,
alewziąłsiędorzeczybezwyczucia.Kontrolerpienię-|dzynieprzyjął,aopróbie
wręczeniałapówkizawia-|domił

milicję.Benedykttrafiłdoaresztu.Załatwiłemmuzwolnienie,aleprzedrozprawąnie
wytrzymałpsychicznieipopełnił

samobójstwo.

—Pańskibratrównieżzostałpociągniętydo•odpowiedzialnościkarnej?

—InteresbyłzarejestrowanynaBenedyktaMaTreckiego,aPawełnikomułapówkinie
dawał.

—Jegosprawępanzatuszował?

—Udałomisię.

—Nierozumiemtylko,czemutahistoriamiałabywywołaćanimozjemiędzypańskim
bratemaJerzymMareckim.

—Jarównieżniemogętegopojąć,aleświadczyotymfakt,żepodczaspogrzebu
BenedyktaJerzynazwałPawłamordercą.Dorękoczynównaszczęścieniedoszło,jednak
późniejprzezbliskodwalataw

57

background image

ogólenierozmawializesobą.Dopieroostatnioichstosunkistałysięprawienormalne.

—Czasleczyrany.

—Dopewnegostopnia.

—Skorojednaksiępogodzili,JerzegoMareckiegowypadałobyskreślićzlisty
podejrzanych.

—Tojużzależywyłącznieodpana.

—Komujeszczenaraziłsiępańskibrat?

—Wprawdzienienależyźlemówićo.zmarłych,alePawełobracałsięwdość
podejrzanymtowarzystwie.Mimomoichprzestrógutrzymywałdośćlicznekontaktyz
przedstawicielamiwarszawskiegopółświatka.

—Wtymzpańskimiklientami.—Kapitanniepotrafiłpowstrzymaćsięoduszczypliwej
uwagi.—RozmawiałemjużnatentematzDrzewieckim,BielińskimiSękaczem.

—Skoropanwie…

—Niewykluczone,żejeszczewpadnędopana.—Oficerpodniósłsięzfotela.—Mam
nadzieję,żewnajbliższymczasieniewybierasiępanwżadnądalsząpodróż?

—Zapewniampana,żeniezamierzamwyjeżdżaćzWarszawy.Muszęzre’sztązałatwić
pogrzebbrataimasęformalności

związanychzpostępowaniemspadkowym.

WwarsztacieStojeckichkrólowałniski,brzuchatyjegomośćkołosześćdziesiątki.
DostrzegłszyStefańskiegoprzybrałzbolaływyraztwarzyimiał“właśniezamiar
rozpocząćpowtarzanąwszystkimklientom

23?

kwestięoniespotykanymwręcznawalepracy,kiedykapitanwyciągnąłlegitymację.

—Panwjakiejsprawie?—zaniepokoiłsięnienażarty.

—PragnąłbymporozmawiaćzpanemMirosławemStojeckim.

—Synjestwdomu.—Wyjaśnienieoficeranieuspokoiłowłaścicielawarsztatu.—Nie
rozumiemjednak…

—ProwadzimyśledztwowsprawiezgonuRenatyKreczyńskiej—Stefańskiubiegł
kolejnepytaniestaregoStojeckiego.—Pańskisynpozostawałzniąwdośćbliskich
stosunkach,formalnościwięcmusistaćsięzadość.

—Rozumiem.—Właścicielwarsztatuodetchnąłzwyraźnąulgą.—Aswojądrogą
ogromnieszkodamijRenatki.Znałemjąoddziecka,byłacórkąmegoserdecznego
przyjaciela.Prawdępowiedziawszy,miałemnadzieję,żespotkaniatychdwojgamłodych
przerodząsięwjakiśtrwalszyzwiązek.

—Pańskisynbyłzaangażowanyuczuciowo?

—Chybatak,choćjakkażdychłopakwdzisiejszychczasachniechętniemówiłnaten
temat.

background image

—ApaniKreczyńska?

—Miałajeszczepstrowgłowie,nawetróżniludzieplotkowalinajejtemat,aleprzecież
tosięmogłozmienić.

—Młodzipokłócilisięostatnio?

—Ktobytamzanimitrafił?Wielerazyzrywalizesobą,apotemznowuwidywałemich
razem.Podobnototerazmodne.

57

—SynbardzoprzeżyłśmierćpaniRenaty?

—Starałsiętegonieokazywać,alewidziałem,żemuciężko.

—Takczyinaczejmuszęzamienićznimkilkasłów.

—Naszdomjestdwieściemetrówdalej,zarazzarogiem.Proszędługodzwonić,bosyn
miałzamiarsiępołożyć.

Skromniewyglądającą,krytąeternitemwillędzieliłodulicywąskitrawnik,naktórym
rosłydwarachitycznejałowce.Kapitannacisnąłdzwonek.Wbrewzapowiedziomojca
MirosławStojeckiotworzyłniemalnatychmiast.Bezsłowawpuściłoficeradośrodkai
zaprowadziłdopokojunapierwszympiętrze.Usiedlinaniskich,niezbytwygodnych
fotelikach.

—Podczasostatniejrozmowywprowadziłmniepanwbłąd—zacząłStefański.—
PańskiestosunkizRenatąKreczyńska

wyglądałyzgołainaczej,niżwynikałotozpańskichzapewnień.

Młodyczłowiekskurczyłsięwsobieiprzemknąłspłoszonymwrokiempopokoju.

—Czemuniepowiedziałpanprawdy?—Oficer-odrobinępodniósłgłos.

—Chciałemuniknąćniepotrzebnychkłopotów—wybąkał.—Nawetojcuniemówiłem
opańskiejwizycie.

—Jakiekłopotymiałpannamyśli?

—Przecieżpanwie,żeRenatabyłanarkomankąiutrzymywałabliskiekontaktyz
różnymimętami.

—Ajedrfakdarzyłjąpanuczuciem.

233

—Toprawda.—Stojeckiopuściłgłowę.—Wpewnymokresiezdobiłbymwszystko,
żebytylkozechciałazostaćzemną.

—Jednegozkonkurentówpróbowałpannawetpotrącićsamochodem.

—Chciałemgotylkonastraszyć,żebyodczepiłsięodRenaty.

—Temusamemucelowimiałysłużyćkartkizpogróżkami?

—Owszem.

background image

—Ico?

—Leszczyniakzupełniesięnieprzejął,potraktowałmniejakgówniarza.

—AKreczyńską?

—Wyśmiałamnie.

—Myślałpanozemście?

—Obojgużyczyłemjaknajgorzej—wyznałzrozbrajającąszczerością.—Przezcałe
miesiąceplanowałem,jakimdokuczyć.

Nigdyjednakniestarczyłomiodwagi,abyzrealizowaćchoćdrobnącząstkętychplanów.

—WjakisposóbzareagowałpannawiadomośćośmierciKreczyńskiej?Nieprzyszło
panudogłowy,żemógłjązabićwłaśniePawełLeszczyniak?

—Wstydpowiedzieć,alespłynęłotopomniejakwodapokaczce.Poprostu
uświadomiłemsobie,żenicjużdoRenatynieczuję.

Jejlosstałmisiętakobojętny,żenawetniepróbowałemdociecprzyczynśmierci.

—Słyszałpan,żeiPawełLeszczyniaknieżyje?

234

—Większośćnarkomanówprzedwcześnieschodziztegoświata.Jeślinieprzedawkują
narkotyku,towpadnąpodsamochódalbowchwilidepresjitopiąsięlubwieszają.

—Tymrazemwobydwuprzypadkachwgręwchodzizabójstwo.

—Cotakiego?!—Stojeckipoderwałsięzmiejsca.—RenataiPawełzostali
zamordowani?!

—Właśnie.

—Aledlaczego?Przezkogo?

—Skoropanmitegoniepowiedział,muszęposzukaćwyjaśnieniagdzieindziej.

Szarzałojuż,kiedyoficerponowniesiadłzakierownicąpoloneza.Wpierwszymodruchu
chciałdaćsobienadzisiajspokójznieprzynoszącymrezultatówśledztwemiwracaćdo
domu,niewiedziećjednakczemupojechałwstronęŻoliborza.

PrzezkilkaminutkrążyłbezcelupowąskichuliczkachwpobliżuwilliMieczysławy
Płateckiej.Wpewnymmomenciezauważył

bladoświecącyneonapteki.Zatrzymałwóziwszedłdośrodka.Niewysoka,drobna
szatynkakołoczterdziestkisegregowaławłaśnierecepty.

—Miałpanszczęście,bozarazzamykam.—PowitałaStefańskiegobladymuśmiechem.
—Copanupotrzeba?

—Chciałbymprzejrzećreceptyzostatnichmiesięcy.—Kapitannawszelkiwypadek
sięgnąłpolegitymację.

—Tozajęcienakilkagodzin.Możeumówilibyś-

23*5

background image

mysięnaponiedziałek?—zaproponowałanieśmiało.—Aojakąreceptępanuchodzi?

—Zdajęsobiesprawę,żetrudnospamiętaćwszystkichpacjentów,aleczymówicośpani
nazwisko:Płatecka?

—BiednapaniMieczysława!—Farmaceutkapcf-kiwałagłowązeszczerymsmutkiem.
—Byłamnajejpogrzebie.

—Starszapanichorowałanacukrzycę.

—Nawetpoważnie.Wiem,bonierazrealizowałatureceptynainsulinę.

—Właśnietereceptypragnąłbymzobaczyć.CzyMieczysławaPłateckazawsze
przychodziłaznimiosobiście?

—Wprzypadkuinsulinyniemamyobowiązkuodnotowywać,ktoodbieralek.

—Szkoda.

—Alepowiempanu,itobezoglądaniarecept—pocieszyłaoficera.—Starszapani
ostatnionaogółwyręczałasiękimśzrodzinylubznajomych.Czasempoinsulinę
przychodziłpanmecenasLeszczyniak,czasemlekarstwowydawałampani

BogojskiejalbopanuMareckiemu.Razteżprzybiegłazreceptąspfzątaczka,pani
Murasiowa.

—PewnobywałrównieżPawełLeszczyniak.

—Jemuniesprzedałabymnawetaspiryny.—Potwarzyfarmaceutkiprzemknąłwyraźny
cień.•—Żeteżpodobneindywiduummusiałotrafićsięwtakiejporządnejrodzinie!

236

—Widzę,żepoznałagopaniznienajlepszejstrony.

—Kiedyśpróbowałzrealizowaćfałszywąreceptę.PrzezwzglądnapaniąMieczysławę
niezawiadomiłammilicji,ale

zapowiedziałammu,bynieważyłsiętuwięcejpokazywać.

XXVIII

—Siadajcie,Klusik!—MinaporucznikaMazurkaniewróżyłaniczegodobrego.—
Mamyjeszczejednąsprawędowyjaśnienia.

r—Panwładzapracujenawetwniedzielę?—Kryminalistaspróbowałzażartować,nie
byłjednakwstanieukryćogarniającegogoniepokoju.

—OstatniowieleopowiadaliścieoLebiodzie,Sę-kaczu,DrzewieckimiPawle
Leszczyniaku.

—Skoropanpytał…

—PytałemrównieżofantyzwłamaniadowilliMackiewicza.

—PewnoschowałjeKazik.

—Czyżby?

Oficersięgnąłdoszufladyipołożyłnabiurkustaroświeckizłotyzegarek.wpodwójnej,

background image

bogatozdobionejkopercie.Klusikpobladł

jakściana.Przezdobrepółminutyspoglądałżotwartymiustamitonaporucznika,tona
dowódprzestępstwa.Wkońcuzwidocznąrezygnacjązwiesiłgłowę.

—Załatwiłmniepan—przyznałłamiącymsięgłosem.—Myślałem,żewykiwami
pana,iSękacza.

58

—Comaciemiterazdopowiedzenia?

—Chybaniewiele.Wkażdymrazieoficjalnychwyjaśnieńskładaćniebędę.

—Zdajeciesobiesprawęzeswojejsytuacji?

—Parękalendarzyitakzałapię.

—Możebyściesięjednaknamyślili?

—Niechmniepannieprzekonuje.Terazwidzę,żetrzebamibyłosłuchaćmecenasa
Leszczyniaka,kiedyradził,żebyprzypanutrzymaćgębęnakłód-kę.‘

Mazurekzakląłwduchu,powstrzymałsięjednakodkomentarza.Bezsłowaodprowadził
zatrzymanegodoaresztu.Przed

powrotemdodomupostanowiłzajrzećdoStefańskiego.Wątpiłwprawdzie,bykolega
przyszedłdzisiajdopracy,kiedyjednaknacisnąłklamkę,drzwiustąpiły.Kapitansiedział
zabiurkiemiwertowałjakieśopasłeakta.

—Cotamznalazłeś?—zainteresowałsię.

—AktaśledztwawsprawiesamobójstwaBenedyktaMareckiego.

—Czyżbymiałoonojakikolwiekzwiązekzza-fibójstwamiPłateckiej,Kreczyńskieji
Leszczyniaka?

—TrzylatatemuBenedyktMareckiprowadziłprywatnyzakładdziewiarski.Ujawniono,
żedoprodukcjiużywałkradzionejprzędzy.Nadużyciaocenionowstępnienastotysięcy
złotych.IdentycznąIkwotęMareckiusiłowałwręczyćkontrolerowi.W

efekcietrafiłdoaresztu.Siedziałdwamiesiące,poIczymmecenasAdamLeszczyniak
dostarczyłplikza^’|

background image

91ft

świadczeńlekarskichofatalnymwręczstariiezdrowiaklientaiBenedyktznalazłsięna
wolności.

—Skorogowypuścili,toczemupopełniłsamobójstwo?

—Okazałosię,żekradzionejprzędzybyłowielokrotniewięcej,ujawnionoteżinne
nadużycia.Wszystkowskazywałonato,żeMareckiponownietrafizakratki,tymrazem
jużnadłużej.Facetniewytrzymałpsychicznieisiępowiesił.

—Towszystko?

—Najciekawszedopierobędzie.OtóżPawełLeszczyniakfigurowałjakopracownik
Mareckiego,apodczasśledztwazłożyłbardzoniekorzystnedlapryncypałazeznania.

—Niegadaj!

—OwszystkimmusiałdowiedziećsięJerzyMarecki,bomiałpoważnepretensjedobrata
panamecenasa.

—Innymisłowy,należałobyterazwziąćnaspytkipanaJerzego.

—Takwłaśniesobiepomyślałem.

Niespełnapółgodzinypóźniejobajoficerowiestalijużprzedokazałąpiętrowąwilląprzy
jednejzbocznychuliczekMarymontu.

OtworzyłimsamMarecki.Uśmiechnąłsięnapowitanieiwprowadziłprzybyłychdo
saloniku,wktórymprzedkilkomadniamiprzyjmowałStefańskiego.

—Panowiepracujecienawetwniedzielę?—zauważyłbezspecjalnegozdziwienia.—
Prawdęmówiąc,mnieteżsięto.zdarza:isJmebA

—Cóżporadzić.

—PewnoznowuchodziwamoKreczyńskaiLeszczyniaka?

—Międzyinnymi.—Kapitanusadowiłsięwygodnienamiękkiejkanapie.—Wtoku
śledztwa!ujawniliśmysporoszczegółówwymagającychdodat-jkowegowyjaśnienia.

—Obawiamsię,żenicnowegojużpanomniejpowiem.Większośćinformacjimam
niejakozdru-1giejręki,jakożeanizRenatą,anitymbardziejzPawłemnie
utrzymywałembliższychstosunków.

—Leszczyniakowiniemógłpanzapomniećsprawypańskiegobrata.

Mareckipobladłwyraźnie,niestraciłjednakpanowanianadsobą.Sięgnąłpopapierosai
kilkarazy1łapczywiezaciągnąłsiędymem.Dopieroterazskinągłowąnaznak,żeniema
zamiaruprzeczyćsłoworroficera.

—Toprawda—przyznał.—NielubiłemPawłJLeszczyniaka.Niemogłemmudarować,
żeprżeaniegoBenedyktpopełnił

samobójstwo.

background image

—Pańskibratdopuściłsięszeregunadużyć.

—Taktwierdziłprokuratorioficerowieprowadzącytamtośledztwo.

—Czyżbyniemieliracji?

—BenedyktprowadziłintereswspólniezLeszczyniakiem.Odpoczątkuniepodobałomi
się,żizakładfirmujebrat,aleonnawetniechciałmnijsłuchać.Cogorsza,pozwalałsię
napuszczaćPawłowinaróżneniezbytczystetransakcje.WkońcuLej

szczyniaknaraiłkogoś,ktodysponowałduząpartiąkradzionejbawełny.Przędzabyłao
połowątańszaiBenedyktposzedłnatennumer.

—Rzeczsięwydała.

—Tobyłoraczejdoprzewidzenia.Gość,którysprzedałbawełnę,przezorniewyjechałza
granicę.Leszczyniakumyłręce,twierdząc,żejakozwykłypracownikowszystkim
dowiedziałsiępofakcie.Radziłembratu,wjakisposóbsięratować,onjednakznowu
posłuchałswegowspólnika.Zresztązgodniezpoczątkowymiustaleniamitowłaśnie
Pawełmiałwręczyćkopertę

kontrolerowi.Dopierowostatnimmomencieprzekonałbrata,byzamienilisięrolami.’

—PanBenedyktpodczasśledztwanawetsłowaniewspomniałorzeczywistejroli
Leszczyniaka.i

—NatomiastPawełanimyślałoszczędzaćmegobrata.Zwaliłnaniegocałąwinę,nie
wyłączającwłasnychgrzeszków.

—Broniłwłasnejskóry.

■—Skorojednaksambyłmotoremnadużyć,powinienwykazaćchoćminimum
przyzwoitości.

—MecenasAdamLeszczyniakuzyskałzwolnieniepafiskiegobratazaresztu.

—Słonosobiepoliczyłzatęprzysługę.

—PanBenedyktobawiałsięponownegozatrzymania?

—Pamiętam,jakPawełprzyjechałdonaspóźnymwieczorem.Miałjakieśinformacje
dotycząceśledztwa.Zamknęlisięzbratemwjegopokojuirozmawialidotrzeciejnad
ranem.Spałemjuż,kiedyodje

16—Szafirowekoniczynki

241

240

chał.Benedyktzbudziłmnieipowiedział,żejegosprawawyglądabardzoniedobrze.Był
roztrzęsiony.Próbowałemgouspokoić,alemisiętonieudało.Uparłsię,żeby
natychmiastomówićwszystkiesprawyrodzinneimajątkowe.Nakonieczostawiłmi
pełnomocnictwo,kilkaarkuszyzpodpiseminblancoikazałprzysiąc,żezaopiekujęsię
Alicją.

—AcopaniAlicjamiałaztymwszystkimwspólnego?

background image

—Nic,alebyłajegonarzeczoną.

—Podejrzewałpan,żebratzechcepopełnićsamobójstwo?

^-Nawetprzezmyślmitonieprzeszło.Zjegosłówwynikałoraczej,żespróbuje
wyjechaćzagranicę-

—Cobyłodalej?

—GdzieśkołodziesiątejranoBenedyktpożegnałsięzemnąiwsiadłdosamochodu.Dwa
dnipóźniejdoczekałemsięwizytymilicji..PytalioBenedykta,nieprzejęlisięjednak
zbytniojegonieobecnością.Następnegodniamiałemkolejnąwizytę,ale

dopieropotygodniuzawiadomilimnie,żebratpowiesiłsięwswoimdomkuletniskowym
wZegrzynku.

—PodobnopodczaspogrzebunaubliżałpanPawłowiLeszczyniakowi.

—Trzebamiećnieladatupet,żebystanąćnadgrobemczłowieka,któregopchnęłosiędo
samobójstwa.Poniosłomnie,

powiedziałempublicznie,cootymwszystkimsądzę.Niewielebrakowało,adałbymmu
pogębie.

242

—Niemyślałpanozemście?

—Bratużyciabytonieprzywróciło.

—AleniezmartwiłsiępanwiadomościąośmierciLeszczyniaka?

—Nocóż,zdwojgazłegowolę,żebypanowieposądzilimnieocynizmniżoobłudę.

—Słyszałpan,wjakisposóbonzginął?

—WczorajwieczoremtelefonowałdomnieAdamLeszczyniak.Prawdęmówiąc,nie
przypuszczałem,żezwykłainsulinamożebyćtakniebezpieczna.

—Wypadkiwstrząsuhipoglikemicznegowywołanegonieostrożnymzastosowaniemtego
lekunienależądorzadkości—wtrącił

Mazurek.—Naogółtylkonatychmiastowapomocmożeuratowaćpacjenta.

—Skorotakpantwierdzi…

—Zapomniałpanjuż,coprzydarzyłosiękiedyśMieczysławiePłateckiej?Niewiadomo,
jakiwówczassprawawzięłabyobrót,gdybydoktorBobrowskiniepodałstaruszce
glukozy.

—Mapanrację.—Gospodarznajwyraźniejniemiałjużwątpliwości.—CiotkaAlicji
napędziłanamwtedystrachu.

—Skorojuż.jesteśmyprzyPłateckiej,proszęwybaczyć,alewzwiązkuzjejchorobąmiał
panłatwydostępdoinsuliny.

Realizowałpannawetrecepty…

—Wszystkosięzgadza.—Mareckipopatrzyłchłodnonaoficerów.—Miałempowód,

background image

byźleżyczyćPawłowiLeszczyniakowi,mogłemzdobyćinsu-243

linęipotrafięrobićzastrzyki.Nadokładkęniemamalibi,jakożenocześrodyna
czwartekspędziłemwdomusam.Tylkożejategodranianiezabiłem.

NazwiskoAlicjiBogojskiejfigurowałonaliścielokatorów,toteżoficerowiebeztrudu
znaleźliwłaściwedrzwi.Mazurekzadzwonił.

ZeśrodkadobiegłowściekłeujadanieAmora,amomentpóźniejrozległsięszczęk
otwieranejzasuwy.

—Mieliście,panowie,szczęście,bozadziesięćminutjużbyściemnieniezastali.

Weszlidoprzedpokoju,naśrodkuktóregostałydwiepękatewalizyipodręcznyneseserek.

—Wyjeżdżapani?—zainteresowałsięStefański

—Tylkokilkaprzystankówtramwajowych.—PoliczkiBogojskiejzarumieniłysięz
lekka.—Ostateczniepostanowiłam

zamieszkaćzJerzym.

—Wypadałobynamtylkożyczyćwszystkiegonajlepszego.

—Dziękuję.

—Zdajesię,żewybraliśmynienajlepsząporęnarozmowę.

—Nierozumiem?—PotwarzyAlicjiprzemknąłcieńniepokoju.—Boiciesię,panowie,
żepopsujeciemihumor?

—Otóżto.

—Wtakimraziewalcieprostozmostu.Jeślijużmusimniespotkaćjakaśprzykrość,to
wolę,żebystałosiętowstarymmieszkaniu.

Przeszlidopokoju■Alicjawskazałaprzybyłymmiejscanawersalce,asamaprzysiadła
naniskiir^pu

244

fie,dającniedwuznaczniedozrozumienia,żeczekanapytania.

—Przedewszystkim,abyformalnościstałosięzadość,proszęnampowiedzieć,corobiła
paniwnocyześrodynaczwartek?—

zacząłMazurek.

—Poprostuspałam.

—Proszęnasźleniezrozumieć,aleczytegoniemógłbyniktpotwierdzić?

—Byłamwdomusama,oczywiścienieliczącAmora,alejegoświadectwachybanie
weźmiecie,panowie,poduwagę—odparłażartem.—Niktmnienieodwiedził,niktnie
telefonował.Zresztągdybynawet,toszczerzewątpię,czyjakakolwiekludzkasiłabyłaby
wstanieobudzićmniepotrzechtabletkachrelanium.

—Przejdźmyterazdozasadniczegotematunaszejrozmowy.—Porucznikpostarałsię,by
jegosłowazabrzmiały‘możliwiełagodnie.—Chodzi,oBenedyktaMareckiego.Wiemy,

background image

żemniejwięcejtrzylatatemupopełniłsamobójstwo.

TwarzBogojskiejwjednejchwilizmieniłasięniedopoznania.Jejoczynagleprzygasły,
naczolepojawiłysięgłębokiebruzdy,apoliczkinabrałyziemistegozabarwienia.
Opuściłagłowę,zagryzławargiinakilkasekundzamarławbezruchu.

—PanBenedyktniebyłpaniobojętny,nieprawdaż?—MazurekpopatrzyłnaAlicjęze
szczerymwspółczuciem.

—Mieliśmysiępobrać.PapierybyłyjużzłożonewUrzędzieStanuCywilnego

245

—Paninieorientowałasięwszczegółachprowadzonejprzezniegodziałalności
rzemieślniczej?

—Wystarczająco,byzrozumieć,przezkogoznalazłsięwkryminale,a,późniejpowiesił.

—MapaninamyśliPawłaLeszczyniaka?

—Akogóżbyinnego!—Gniewniepotrząsnęłagłową.—Benedyktsfinansowałtenich
zakładdziewiarskiinatymwłaściwieskończyłasięjegorola.Odtegomomentuo
wszystkimdecydowałPaweł.Toonprowadziłdokumentacjęifałszowałksięgi,toon
załatwiłkradzionąprzędzęionwpadłnapomysł,żebydaćstotysięcykontrolerowi.
PóźniejwszystkiegosięwyparłizwaliłcałąwinęnaBenedykta.Braciszek,oczywiście,
takpoprowadziłobronę,żetemuhochsztaplerowiwłoszgłowyniespadł.ABenedykt
miałiśćnadługielatadowięzienia.

—TosamopowiedziałnamdzisiajJerzyMarecki.

—Sami,panowie,widzicie.

—Gdyrozpoczynaliśmytośledztwo,przezmyślnamnawetnieprzeszło,żePaweł
Leszczyniakmożeokazaćsięażtak

odrażającymtypem—przyznałStefański.—Niedośćżebyłoszustem,złodziejemi
narkomanem,tojeszczezabiłiobrabował

własnąciotkę.Niemiałcieniaskrupułów.Dlawłasnychinteresówrówniełatwogotów
byłpoświęcićwspólnika,jakprzyjacielaczyczłonkarodziny.

—Adamrównieżdoświadczyłtegonawłasnejskórze,mimożezawszekryłświństwa
braciszkaiwyciągałgoztarapatów.—W

głosieAlicjizadźwięczałocośwrodzajunutkimściwejsatysfakcji.—

246-

NajpierwPawełzabrałmudziewczynę,apotemjeszczeokradł.

—MecenasLeszczyniakzostałokradziony?

—Adamnicpanomniemówiłoczekach?—Zaśmiałasięnerwowo.—Przecieżstracił
wtensposóbprzeszłopółmiliona.

—Wcalemnieterazniedziwi,żewkońcuktośwstrzyknąłłobuzowiinsulinę—
zauważyłponuro’Mazurek.

background image

—Zasłużyłsobienatakilos.

—Ściślejrzeczbiorąc,zasłużyłnastryczek—sprostowałznaciskiemStefański.—
Ręczępani,żedołożylibyśmyzkolegąwszelkichstarań,bysądorzekłwstosunkudo
Leszczyniakanajwyższywymiarkary.

—Niewierzę.—Wzruszyłaramionami.—Pewnoznowuwykręciłbysięsianem,jak
zawszedotąd.Azresztąoczymtu

dyskutować,skoroitakjużnieżyje.

—Toniejestakademickadyskusja.—Kapitananimyślałustąpić.—Wszystkie
samosądysąniedopuszczalneizabójcaPawłaLeszczyniakabędziemusiałponieśćkarę.

MecenasLeszczyniakpowitałoficerówzwyraźnąrezerwą.Wprowadziłich,jakzwykle,
doswegogabinetu,iwskazałmiejscaprzyniewielkimstoliku.•Tymrazemalkoholujuż
nieproponował.

—Myślę,żenajwyższyczas,bypanowieskończylitośledztwoidalinamwszystkim
trochęspokoju—

247

zacząłchłodno.—Teciągłeprzesłuchaniadoprowadząnaswkońcudorozstroju
nerwowego.

—Robimy,cownaszejmocy.—SłowaStefańskiegozabrzmiałygrzecznie,ale
stanowczo.—Niestety,anipan,anipańskarodzinaiznajominieułatwiacienamzadania.

—Nierozumiem?

—Naprzykładpannawetniewspomniał,żepańskibratdopuściłsięfałszerstwaczeków.

—Ach,otochodzi!PewnoAlicjapanompowiedziała—raczejstwierdziłniżzapytał.—
Nocóż,nieprzeczę,żePaweł

przywłaszczyłsobiekilkablankietówzmojejksiążeczkiczekowejipoichwypełnieniu
podjąłzbankupieniądze.

—Okołopółmilionazłotych.

—Zgadzasię.

-■-Kiedytomiałomiejsce?

—Wubiegłymroku.

—Szybkopansięzorientowałwmachinacjachbrata?

—Wystarczyło,żebymzobaczyłwyciągz.megokonta.

—Icobyłodalej?

—Nicszczególnego.Starekontozlikwidowałemizałożyłemsobienowe.

—Niezgłosiłpantegooszustwa?

—Aczyktóryśzpanówzadenuncjowałbywłasnegobrata?PrzeprowadziłemzPawłem
poważną’rozmowęiuzgodniliśmy,że

background image

całąsprawętraktujemyjakopożyczkę.

61

—Trzymamzakład,żepieniędzypanuniezwrócił.

—Niezdążył.

—Mimowszystkopanmniezadziwia.Napańskimmiejscuniechciałbymznaćtakiego
brata.

—Krewnychczłowieksobieniewybiera.

—Przejdźmydosprawniecoodleglejszychwczasie—wtrąciłMazurek.—Chciałbym
wiedzieć,jakiebyłylosyzakładu

BenedyktaMareckiegopotejaferzezkradzionąprzędząisamobójstwemwłaściciela.

—CzęśćinteresuprzejąłJerzyMarecki,aczęśćAlicja.

—Pańskibratzraziłsiędodziewiarstwa?

—Poprostuuznał,żekorzystniejbędziezmienićbranżę.Nadarzyłasięokazjaikupił
dwiewtryskarki.

—Oilewiemy,naplastykowychzabawkachniewychodziłjednaknajlepiej.

—Mniesięnieskarżył”.

—Tylkopożyczałpieniądze.—Porucznikniepotrafiłpowstrzymaćsięoddrobnej
złośliwości.

—Towszystkoprzezteprzeklętenarkotyki—westchnąładwokat.—Gdybynienałóg,
Pawełnigdyniepopadłbywkolizjęzprawem.

AniStefański,aniMazureknieskomentowaliostatnichsłówgospodarza.Dalszarozmowa
najwyraźniejniemiaławiększegosensu.PożegnalisięzLeszczyniakiemiruszylido
wyjścia.Wproguporucznikprzystanąłjeszczenamoment.

—Czytoprawda,żepodjąłsiępanobronyniejakiegoJanaKlusika?

—Tojedenzmoichklientów.—Adwokatniezaprzeczał.—Skoropotrzebujepomocy
prawnej,będęgobronił.

XXIX

—Powiedzmiwreszcie,ktozabiłtegoLeszczyniaka?—Stefańskiprzysiadłnablacie
biurkaipopatrzyłnakolegę.—Braciszek,BogojskaczyMarecki?

—Wszyscymielimotywimożliwość,niktnieprzedstawiłsensownegoalibi.—Mazurek
zzakłopotaniempodrapałsięzauchem.

—Pozatymchciałemciprzypomnieć,żemamyjeszczewodwodziekilkuinnych
kandydatównazabójców.

—Alenakogostawiasz?’

Ostatniepytaniekapitananiedoczekałosięodpowiedzi,jakożewprogu.stanąłchorąży
Pozorski.

background image

—Maciegościa—zaanonsował.—ZgłosiłsięJerzyMarecki.

—Czegochce?

—Mnieniepowiedział.

PrzyjacielBogojskiejprzygarbiłsięjakośipostarzał.Ściągnięta,zmęczonatwarzi
przekrwioneoczyświadczyłyognębiącychgokłopotachinieprzespanejnocy.

—Proszę,niechpanspocznie.—StefańskiwskazałJerzemukrzesło.—Copana
sprowadza?

—ZdecydowałemsiępowiedziećpanomprawdęośmierciRenatyKreczyńskiejiPawła
Leszczyniaka.—GłosMareckiego

zabrzmiałzdecydowanieitwardo.—Najwyższajużchybapora.

—Panwie,ktoichzabił?—Obajoficerowiezerwalisięnarównenogi.

—Jatozrobiłem.

Wpokojuprzezkilkasekundpanowałomilczenie.PrzyjacielBogojskiejtępospoglądał
przedsiebie,aoficerowiezaskoczeninieoczekiwanymwyznaniemczekalibezsłowana
dalszewyjaśnienia.

—Tak,tojazabiłemLeszczyniaka—powtórzyłJerzy,tymrażenispiesznie,jakgdyby
bałsię,żeniewysłuchajągodokońca.—

JużpośmierciBenedyktachciałemtozrobić.Szkoda,żewtedysięniezdecydowałem,ale
miałemgłupieskrupuły…WiedziałemopowiązaniachPawłaznajgorszymimętami,
dlategozarazponapadzienapaniąMieczysławęzacząłemgopodejrzewać.

Później,kiedyAlicjapowiedziałamiotestamencieispotkaniuposzukiwanegoprzezwas
bandytyzLeszczyniakiem,sprawabyłajużdlamniejasna.Miałemczekać,ażznowu
kogośwyprawiztegoświata?Postanowiłemdziałać.Przypomniałemsobie

sensacjePłateckiejpoprzedawkowaniuinsulinyicomówiłnatentematdoktor
Bobrowski.Taksiękiedyśzłożyło,że

realizowałemreceptęstaruszkiizapomniałemoddaćjejlek.Wykorzystałemrozgardiasz
podczaspogrzebuciotki,wymknąłemsięnachwilęodAdamaidobrałemdoschowka,w
którymPawełtrzymałnarkotyki.Fabrycznychopakowańzmorfinąnie

ruszałem,alew

62

jednejzfiolekkompotzamieniłemnainsulinę.Wypadałojużtylkopoczekać,aż
Leszczyniakzrobi.sobiezastrzyk.

—InsulinęwstrzyknęłasobiejednakKreczyńską—wtrąciłStefański.—Amoże
nieświadomiepo-imógłjejwtymPaweł

Leszczyniak…

background image

—Bógmiświadkiem,żeniechciałemśmiercitejdziewczyny.Tobyłtragicznyzbieg
okoliczności,alesamichybarozumiecie,żeniemogłemsięjużwycofać.Poczekałemna
właściwymomentiponownieposzedłemdoPawła.Byłotowłaśniewśrodęwieczorem.
Musiałwstrzyknąćsobiejakieśświństwo,bcledwomniepoznał.Przezdobredwadzieścia
minulplótłcośodrzeczy,wkońcuzwaliłsięjakkłodaizasnął.Miałemprzysobie
strzykawkęzinsuliną.Zastrzykposzedłmiwyjątkowosprawnie…

—WjakisposóbzapierwszymrazemdostałsijpandodomuPawłaLeszczyniaka?

—WziąłemzapasowekluczezsionkiuAdama.

—Awśrodę?

—WpuściłmniePaweł.

—Czywychodzączatrzasnąłpandrzwizasobą?

—Byćmoże,aledokładnietegoniepamiętamNiemiałemgłowy,bymyślećotakich
drobiazgachWiedziałemprzecież,żeLeszczyniakzakilkaminuumrze.

—Nieczekałpanprzynim,-ażinsulinazadziała?

—Niejestempewien,czywytrzymałbymtenwidok.Wystarczy,żeśnimisięponocach
samza

—Skądpanwiedział,żezastanieLeszczyniakawstanieupojenianarkotycznego?

—Niebyłodlamnieżadnątajemnicą,żePawełkłułsięcowieczór.

—Tegodniamógłjednakzrezygnowaćalboodłożyćzastrzyknapóźniej.

—Panowieniewiecie,cotojestgłódnarkotyku.Człowiekstajesięniepoczytalny,pękają
wszelkiehamulce,potrafimyślećwyłącznieostrzykawce.

—Agdybyprzyszedłpanzawcześnie?Wpańskiejobecnościchybaniezrobiłbysobie
zastrzyku.

—Conajwyżejwyszedłbydodrugiegopokojualbodołazienki.Przecieżnigdynie
próbowałkryćprzedemnąswegonałogu.-

—Mógłpansięspóźnić.Leszczyniakśniłbyjużswojekolorowesnyipoprostunie
wpuściłbypanadomieszkania.,

—Odłożyłbymrealizacjęswegozamysłualbobymspróbowałdobraćsiędokluczyw
sionceAdama.Nierozumiemtylko,pocoteteoretycznerozważania.Nieprzyszedłemani
zbytwcześnie,anizapóźno..Pawełmiotworzyłibyłjużnaćpany.Niewydarzyłosięnic,
czegobymnieprzewidział.

—Skorotakdokładniepanzaplanowałtęzbrodnię,skoroudałosiępanuzrealizowaćten
plan,cowięcej,niktpanao

popełnieniemorderstwaniepodejrzewa,czemudzisiajprzyszedłpandonasprzyznaćsię
dowiny?

—Nieprzypuszczałem,żewpadniecie,panowie,natęinsulinęidogrzebieciesięhistorii
megobrata.

background image

1CD

Terazwieciejużtakdużo,żedotarciedomojej.osobyniezajęłobywamnawettygodnia.

—Zabiłpandwieosoby.Żałujepantego?

—Jużpanommówiłem,żeniechciałem,byzginęłaKreczyńska.Niemogęsobie
wybaczyć,żemimowolniestałemsięsprawcęjejśmierci.AleLeszczyniakazabiłbym
jeszczeraz,gdybyjakaśnadludzkasiłaprzywróciłamużycie.

—Cóż,sampandokonałwyboru.

—Dlategotujestem.

—Niestety,będziemymusielipanazatrzymać.

—Wiem.—Mareckijakgdybyodrobirjęsięodprężył.—Przekraczającbramętego
gmachu‘pożegnałemsięzeświatem.

—Mapanobrońcę?

—Zadowolęsiętym,któregowyznaczymisąd.

—Kogozawiadomićopańskimzatrzymaniu?

—Chybanikogo.

—MożepaniąBogojska?

—Wydajemisię,żeniematakiejpotrzeby.

—Gdybyśmyjednakuznalitozawskazane,gdziemoglibyśmyjązastać.Wpańskiej
willi?

—PoprosiłemAlicję,żebyzrezygnowałazprzeprowadzki.—PotwarzyJerzego
przemknąłcieńzniecierpliwienia.—Namoimmiejscukażdyzpanówpostąpiłby
podobnie.

PozorskiodprowadziłMareckiegodoaresztuioficerowiezostalisami.Przezchwilę
spoglądalinasiebiewmilczeniu.WkońcuStefańskizgarnąłzbiurkapapiery.

background image

—Znaczykoniec—powiedział.

—Koniec—powtórzyłMazurek.—Wiadomo,ktozabiłidlaczego.Zabójcaprzyznał
się,siedziwareszcie.Jednymsłowemszefbędziezadowolony.

—Atynie?

—Mojenajgorętszepragnienietojaknajprędzejzapomniećotejsprawie.—Porucznik
skrzywiłsięzniesmakiem.—Zdwojgazłegowolęjużpakowaćzakratkizwykłych,
prymitywnychbandziorów.Wtedyprzynajmniejwiem,zkimmamdoczynienia.

Kapitanchciałcośodpowiedzieć,aleMazurekmachnąłtylkorękąinieoglądającsięza
siebieruszyłdowyjścia.Dwieminutypóźniejsiedziałjużzakierownicąsłużbowego
wozu.Włączyłstacyjkęizacząłostrożniemanewrowaćmiędzyzaparkowanymi
pojazdami,kiedydosamochodupodbiegłzasapanyStefański.Bezsłowawskoczyłdo
środka,usiadłobokkierowcyisięgnąłpopapierosa.Całądrogęprzebyliwmilczeniu.

Naklatceschodowejniebyłonikogo.Oficerowieweszlinapierwszepiętro.Mazurek
popatrzyłpytająconaStefańskiego,tenjednakwzruszyłtylkoramionami.Porucznik
zdecydowałsięzadzwonić.ZmieszkaniadobiegłoszczekanieAmora,alejakieś

•ichszeimniejzajadłeniżzwykle.

Piesucichłiprzezdobrepółminutynicsięniedziało.Mazurekponownienacisnął
dzwonek.WodpowiedziAmorzaskowyczał.

Porucznikszarpnąłklamkę,drzwijednaknieustąpiły.Mazurekcofnąłsięizanim
StefańskizdołałgoI

254

255”

powstrzymać,zrozbieguzaatakowałprzeszkodę.Rozległsiętrzaskpękającegodrewna,a
momentpóźniejporucznikrazemzdrzwiamiwpadłdoprzedpokoju.Wstałpowoli,z
wysiłkiem,iruszyłwgłąbmieszkania.Zatrzymałsiędopieroprzywersalce,naktórej
poprzedniegodniasiedzielirazemkapitanem.Teraz*leżałatamBogojska,aprzyjejn6

background image

gachwarowałAmor.PolatachsłużbywmilicjiMażurekniemógłmiećnawetcienia
wątpliwości.Alicjanieżyła.

Stefańskiminąłkolegęinamomentprzyklęknąłprzywersalce.Nadywanieleżała
jednorazowastrzykawka,fiolkapoinsulinieiszarakoperta.Kapitandrżącymirękami
podniósłkopertęiwyjąłzniejniewielkąkartkę.

—Zostawiłalist—wychrypiałMazurek.—Pewnodonas…Niedoczekałasiętych
swoichwymarzonychszafirowychkoniczynek

—dorzuciłbezzwiążku.

Stefańskizacząłczytać:

—StraciłamBenedykta,potemciocięMieczysławę.TerazJerzyuparłsięwziąćnasiebie
mojewinyNiemiałabymjużnikogo…

zł180.-


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wojt Albert Szafirowe koniczynki
Albert Wojt Pod kulawym belzebubem
Albert Wojt Wyrok
Albert Wojt Przystanek przy gwiaździstej
Albert Wojt Dzwonek z Napoleonem
Albert Wojt Droga bez powrotu
Dzwonek z Napoleonem Albert Wojt
Albert Wojt Pod kulawym Belzebubem fragment rozział 1 16
Albert Wojt Szmaragdowy krucyfiks
Przystanek przy Gwiaździstej Albert Wojt
Wojt Albert Dzwonek z Napoleonem
Wojt Albert Dzwonek z Napoleonem
Wojt Albert Pod kulawym belzebubem
Ewa wzywa 07 129 Wojt Albert Pan dyrektor jest zajęty
Wojt Albert Przystanek przy gwiaździstej
Koniczynka Skautowa, Harcerstwo, Harcerze, Symbolika harcerska
7Uprawa koniczyny czerwonej
KONICZYN
sprawka, Lab GRUNTY , Albert Grochowski

więcej podobnych podstron