background image
background image

AlbertWojt

background image

SZAFIROWEKONICZYNKI

WydawnictwoMinisterstwaObronyNarodowej

Okładkęistronytytułoweprojektował

JerzyRozwadowski

Redaktor

WandaWłoszczak

Redaktortechniczny

JanuszFestur

Korektor

KrystynaSzczerbaczuk

OCopyrightbvWydawnictwoMinisterstwaObronyNarodowej.Warszawa1988

(

ISBN83-11-07590-5

WydanieI.Nakład159700-t300egz.Objętość9,23ark,wyd.,8.0ark.druk.•Papier
gazetowy50g,rola84cm.Oddanodoskładaniawlutym1983r.Drukukończonow
czerwcu198Pr.WojskoweZakładyGraficzneim.A.ZawadzkiegowWarszawie.

Zam.1145cenazł180,—U-74

I

Wysoki,barczystyblondynopodejrzanie-krótkoprzyciętejczuprynieibokserskim,
spłaszczonymnosiepchnąłciężkie,oszklonedrzwi„Fiołeczka”.Wbarzebyłodusznoi
tłoczno,leniówzestałychbywalcówskinąłprzyjaźnienowoprzybyłemu,ktośnawet
wskazałzapraszającymgestembaterięcharakterystycznychbutelek-stojącychna
okupowanymprzezsiebiestoliku,blondynniedałsięjednakskusićperspektywie
pijackichdyskusjiprzy„małymjasnym”.Przezchwilęlustrowałbacznymspojrzeniem
obskurnewnętrze.Wreszcie■znalazł,kogoszukał.Wsamymrogu,przyoknie,tkwiłnad
setkączystejisałatkąjarzynowądrobny,trzy-dziestokilkuletnibrunetowystających
kościachpoliczkowychistarannieufryzowanychwłosach.Jego

ciemnowiśniowakurtkazcielęcejskóryiwzorzystakoszularodemzPewexuzdawałysię
świadczyć,żetrafiłdo„Fiołeczka”

przypadkiem,amożeraczejprzezpomyłkę.

2

—Cotakpóźno?—Nawidokblondynapodniósłsięzmiejsca.—Czekamjużdobrepół
godziny.

—Zdarzasię.—Nowoprzybyłynawetniemyślałousprawiedliwieniu.—Grunt,że

background image

jestem.

—Jeśliniezależycinatejrobocie,mogęposzukaćkogośinnego.

—Cośtakinerwowy,koleś?—Blondynbezpytaniasięgnąłposetkętamtegoiwypiłją
jednymhaustem.—Skoroprzyszedłem,znaczy,żeskokmileży.

—Zgadzaszsięnamojewarunki?

—Niechcibędzie.

—Pamiętaj,żebierzesztylkoforsęibłyskotki.Dzielimysięfifty-fifty.Niepróbujmnie
wykołowac,bodobrzewiem,ileczegostaratrzymawchałupie.

—Spokojnagłowa.

—Zamkisąsolidne,alewoknachniemakrat

—Ztymbyłbynajmniejszyproblem.—Blondynbeznamiętniewzruszyłramionami.—
Powiedzlepiej,gdzieszukaćzłota,żebymniemusiałwywracaćwszystkiegodogóry
nogami.

—Wsalonikunaparterzestoikomódkanakrzywychnóżkach.Wyłamieszdrzwiczkiipo
kłopocie.

—Jeśliwszystkobędzietak,jakmówisz,całarobotaniezajmieminawetkwadransa.

—Iotochodzi.

—Jesttylkojedenszkopuł.

—Mianowicie?

—Skądpewność,żeniktmnienienakryje?

6

—Staramieszkasamaiwieczoraminiktjejnie-,odwiedza.*

—Takiebabcieczęstocierpiąnabezsenność.

—Alenieta.Onakładziesięspaćzarazpofilmiewtelewizjiidoranamógłbyśstrzelać
jejnaduchemzarmaty.Zresztąsypialniajestnapiętrze,asalonikzkomódkąnaparterze.
Wedługmnieniemażadnegoryzyka.

—Lepiejnazimnedmuchać.—Blondynciągleniebyłprzekonany.—Niedałobyrady
wyciągnąćgdzieśstarejzdomu?

—Niesądzę.—Czarnyjakgdybysięzawahał.—Ajeślinawet,tomogłabysiękapnąć,
cojestgrane.

—Czyjawiem…

—Czegoty,udiabła,sięboisz?!Wchałupieniemapsaaniżadnegoinnegozwierza,bo
starakochaporządek,telefonstoiwprzedpokoju,przywejściudosaloniku,asąsiedzinie
wtykająnosawnieswojesprawy.Gdybynawetzdarzyłsięcudistarawstałazwyrka,sto
razyzdążyszucieczezłotem.

—Nibyracja.

background image

—Tylkożebyciczasemniestrzeliłodo^łowycośjejzrobić!—Głosbrunetanagle
stwardniał.—Jeślistarejchoćwłoszgłowyspadnie…

—Wżyciu!—Blondynzrozmachemgrzmotnąłsięwpiersi.—Przecieżmnieznasznie
oddziś.Wiesz,żenigdyniepisałemsięnamokrąrobotę.

—Topowodzenia!Wniedzielęzadzwońdomnieipowiedz,jakciposzło,tylkonieklep
wszystkiego,bodiabliwiedzą,ktomożepodsłuchać.

2-.

II

2

—Namiłośćboską,zróbcośwreszcieztymbydlakiem,bowkońcukarkmuprzetrącę!
Przecieżonnadajesiętylkonałańcuch!

—Amor,natychmiastoddajpanukapec!

Wodpowiedzijagdterierrozjazgotałsięhałaśliwie.Jerzemuniepozostawałonicinnego,
jaksamemuodebraćswąwłasność.

Klnącnaczymświatstoiruszyłdoprzedpokoju.Byłjużwprogu,kiedynastolikuprzy
łóżkurozdzwoniłsiętelefon.Zawrócił/bypodnieśćsłuchawkę,ubiegłagojednakAlicja.

—Słucham,Bogojska.—Niemogłastłumićziewania.—Ktomówi?

—Toja,Adam.—GłosLeszczyniaka,jakzwykle,brzmiałłagodnieidźwięcznie.—
Mamdociebieprośbę.

—Ocochodzi?

—KiedyostatniobyłaśuciociMięci?

—Wubiegłąśrodę.

—Aniewybrałabyśsiędoniejdzisiaj?

—Stałosięcoś?—Alicjapoczułalekkiniepokój.

—Chybaniemapowodudopaniki,aletelefonowaliśmyzPawłemdociocikilkarazyi
niktniepodnosiłsłuchawki.

—Dopierodziewiąta.—Bogajskaspojrzałanastojącyprzyłóżkubudzik.—Pewno
staruszkaśpijeszczewnajlepsze.

—Może.Tylkożezwykleciotkajestnanogachjużodósmej.

—Skorotakciętoniepokoi,toczemusamnie

9

tMokry,zimnynosrazicTrugidotknąłpoliczkadrobnej,niespełnatrzydziestoletniej
blondynki.Alicjawzdrygnęłasię,nieotworzyłajednakoczu.Amor,niezbytrasowy
jagdlerier,przezdłuższąchwilęspoglądałnaśpiącąpanią.Wkońcu,widzącżetanie
reagujenajegozaczepki,wspiąłsięnatylnełapyibezceremonialnieprzejechałjęzykiem
pojejtwarzy.Odepchnęłapsa,spróbowałanaciągnąćkołdręnagłowę,aleAmorani
myślałdaczawygraną.Jednymsusemznalazłsięnałóżkuibeznamysłuszarpnąłzębami

background image

zarógpoduszki.

—Poszedł!—Otworzyławreszcieoczy.—No,jużcięniema!

—Zabierzstądtobydlę!—Szczupły,muskularnymężczyznaokrótkoprzyciętej,
szpakowatejCzupryniepodniósłsięnałokciuiziewnąłniemiłosiernie.—Tylerazyci
mówiłem,żebyzamykaćgonanocwkuchni.

—Amor,namiejsce!—Alicjawymierzyłapsuklapsa,którynawetprzeznajmniejszego
ratlerkabyłbyodebranyjakopieszczota.

—Całkiemcisięwełbieprzewróciło!

”Pieszeskoczyłnapodłogę,wcisnąłsięzastojącypodoknemfotel,szarpnąłzębami
firankęinieoczekiwanieznowuznalazłsięnałóżku.Jerzyspróbowałsięgnąćgoręką,ale
Amorbyłjużnafotelu,amomentpóźniejpochwyciwszykapećJerzegozgłuchym
warkotemwypadłdoprzedpokoju.

pojedzieszzobaczyć,cosięstało?—Alicjanajwyraźniejniemiałaochotynawizytęu
starszejpani.—Samochodembyłbyśzapółgodziny,ajajeszczeniewstałamzłóżka.

—Owpółdodziesiątejjestemumówionyzklientem.

—Wniedzielę?

—Każdydzieńtygodniajestdobry,gdywgręwchodzigodziwyzarobek.

—APaweł?

—Onnienadajesiędozłożeniawizytyciotce,atymbardziejdojazdysamochodem.Z
dalekawidać,jaksobiewczorajdogodził.

—Powiniensięleczyć.

—Zpewnością,aleotympogadamyinnymrazem…Tojak,kochanie,daszsięnamówić?
CiociaMięciamieszkadwakrokiodciebie…

—Niechcibędzie,mecenasku!—Alicjawielokrotniezdołałasięjużprzekonać,że
Leszczyniaknieustąpi,nimniedopnieswego.

—Zjemśniadanieizajrzędociotki.

—Jesteśkochana!

—Szkoda,żeotobieniemożnategopowiedzieć…

OdłożyłasłuchawkęispojrzałanastojącegoobokMareckiego.Wyglądałniczymchmura
gradowa.

—Gdzietysięwybierasz,jeślimożnawiedzieć?—zapytałgniewnie.

•—MusimywpaśćnachwilkędociociMięci.

10

—Musimy?!—SłowaBogojskiejpodziałałynaniegojakpłachtanabyka.—Mieliśmy
tęniedzielęspędzićwedwoje,aniewtowarzystwiezbzikowa-nejstaruszki!

—Jureczku…

background image

—Róbcochcesz,alemnienawizytęuciotkinienamówisz.

—Benedyktniebyłtaki—odparłazwyrzutem.—Napewnobyzemnąposzedł.

Mareckichciałcośodpowiedzieć,wostatnimmomencieroimyśliłsięjednakitylko
popatrzyłnaAlicjęjakośdziwnie.

-Pójdziesz?—Cmoknęłagowpoliczek.—Najwyżejnapółgodzinki…

—Aniechtam!Aletobędzieostatniraz.Minęładobragodzina,nimBogojskaiMarecki

znaleźlisięnaulicy.Szliwmilczeniu,aJerzynawetniepróbowałukryćkiepskiego
humoru.Alicjaudawała,żetegoniedostrzega,choćdobrzewiedziała,.jakbardzojej
przyjacielnielubiwizytudobiegającejwłaśnieosiemdziesiątkiMieczysławyPłateckiej.
Nadomiarzłegosamanamówiłago,bywziąćzesobąAmora.Mareckiprowadziłpsana
smyczy,aściślejrzeczbiorącudawał,żeprowadzi,bowiemjagd-lerierniezwracającna
niegonajmniejszejuwagiszarpałsięnawszystkiestronyiszczerzył

zębynakażdegoprzechodnia.

SkręciliwDziennikarskąipochwilidotarlidoDy-gasińskiego.Jeszczekilkadziesiąt
krokówiznaleźli

110

sięprzedwilląPłateckiej.Bogojskanacisnęładzwonekprzyfurtce.Przezkilkasekund
czekalicierpliwie,jednakwśrodkuniktniezareagował.Alicjazamierzałaponownie
zadzwonić,alewłaśniewtymmomencieAmorkolejnyjużrazszarpnąłsięMareckiemui
skoczyłprzednimiłapaminafurtkę.Odziwo,ustąpiłabezżadnegooporu.

—Ciotkaznowupopsułazamekmagnetyczny—westchnęłaBogojska.Doczekasię
kiedyś,żejąiokradną.

Posypanążwiremalejkąpodesziidodrzwiwejściowych.Byłyuchylone.Alicjaspojrzała
zniepokojemnaJerzegoTenbezradnierozłożyłręce,niewiedząc,copowiedzieć.Chciał
ruszyćdo]wejścia,gdyAmorponownieprzypomniałoswejjobecności.Tymrazem
szarpnąłtaksilnie,żewręnkuzaskoczonegomężczyznyzostałatylkosmyczzzerwanym
karabińczykiem.NimJerzyzdołałza-lreagować,piesbyłjużwwilli.

—Tobydlęjeszczeugryzieciotkę!—Przerażona1Bogojskawpadłazajagdterieremdo
przedpokoju.—Amor,Amor!

Szerokie,oszklonedrzwipolewejstronieprowa-idziłydosalonuistamtądwłaśnie
dochodziłogłuchapowarkiwanieniesfornegopupilaAlicji.Stanęław|proguinagle
poczuła,żerobisięjejsłab,o.Pośrodku,pokoju,nawzorzystymchińskimdywanieleżała
sta-jrakobieta.

12

iii

PorucznikMichałMazurekz^ciężkimwestchnieniempodniósłsięzklęczek.Odruchowo
chciałotrzepaćspodnie,rzuciwszyjednakokiemnautrzymanywidealnejczystości
dywan,powstrzymałsięodzbędnejczynności.

—Icopowiesz,stary?—spytałtęgiego,brodategolekarza,którynadaltkwiłpochylony

background image

nadzwłokami

—Nieżyjemniejwięcejoddwunastugodzin—mruknąłtamten.—Ściślejrzeczbiorąc
śmierćnastąpiławczoraj,gdzieśmiędzydwudziestątrzydzieściadwudziestądrugą.

—Cobyłoprzyczynązgonu?

—Zabójcauderzyłbiedaczkęczymściężkimwtyłgłowy.Towyglądanastrzaskanie
podstawyczaszki.

—Nieznalazłeśinnychobrażeń?

—Otr-ymałatyikojednouderzenie,brakteżjakichkolwieksiadówopoiuzjejstrony.
Najwyraźniejn>eipodziewałasięataku.

—Drańmusiałbabcięzaskoizyć.—Oficerwzamyśleniuzmarszczyłbrwi.—Amożeto
onanakryławłamywacza,«tenchwycił,cobyłopodręką,irąbnąłjąwgłowę.

—■Tegojużciniepowiem,jatylkostwierdzamfakty.Odrekonstrukcjiwydarzeńjesteś
ty.

—Wieleminiepomogłeś.

4

Niemożnaoczywiściewykluczyć,żewyjdziecośjeszczepodczassekcji,aleprawdę
powiedziawszynieprzypuszczam…

—Patrzcie,coznalazłemwogródku!—Dosalonikuwkroczyłztryumfalnąminą
wysoki,barczystychorąży.—Założęsię,żetymwłaśniepaniPłateckadostałapogłowie.

Wyciągnąłzplastykowejtorbymasywnąstatuetkęwyobrażającądyskobolanamoment
przedrzutemNapodstawiefigurki

widaćbyłocharakterystycznerdzaweplamki.

Bardzoprawdopodobne.—Lekarzpochyliłsięnadstatuetką.—Uderzenietąfigurką
musiałobyspowodowaćwł?śnietakieobrażenia,jakiestwierdziłemudenatki.Zresztą
wszelkiewątpliwościpowinnyrozwiaćbadaniamechanoskopijne…

—Cozodciskamipalców?—zainteresowałsię|Mazurek.

—Ztymniestetykrucho—westchnąłPozorski.Tyleich,cokotnapłakał,acogorsza,
wątpię,byjnadawałysiędoidentyfikacji.

—Szkoda.Sprawabyłabywtedyjasna.

—Nienarzekaj,mogłobyćgorzej.Porucznikchciałcośodpowiedzieć,ostateczni

jednakwzruszyłtylkoramionami.Obrzuciłsalonikipobieżnymspojrzeniem.
Funkcjonariusze,którzyflprzyjechaliturazemznim,bezpośpiechuwykonywaliswe
zwykłe,rutynoweczynności.Jedenogląda;właśnieprzezlupęwyłamanedrzwiczki
zgrabn

14

komódkiwstyluLudwikaXV,długifotografowałotwarteoknoiprzewróconądoniczkę
naparapecie,trzecisprawdzał,czynadrzwiachdoprzedpokojuniezosfatyodciski

background image

czyichśpalców

—Chodź,Michał,doogrodu—zaproponowałchorąży.—Chciałbymci.pokazaćpiękny
odciskprawegobutanaklombiepodoknem.

—Trzebazrobićodlew.

—Otymjużpomyślałem…Wkażdymraziewiemy,którędywłamywaczdostałsiędo
środka.

—CzemuPłatecka,mieszkającsama,niezamykałananocokien?

—Cochcesz,jestprzecieżkoniecczerwca.Wyszlizwilliichwilępóźniejznaleźlisię
przy

owalnejgrządcepodoknemsaloniku.Oficerprzezdobrepółminutyzniekłamaną-
przyjemnościąprzyglądałsięróżnobarwnymtulipanomrosnącymwokółjakiegośrzadko
spotykanego,kwitnącegonaliliowokrzewu.Wkońcuchciałjużprzyklęknąćprzy
odkrytymprzezPozorskiegośladzie,gdykątemokadostrzegłpodkrzewemjakiś
niewielki,błyszczącyprzedmiot.Odruchowowyciągnąłrękę,wostatnimjednak
momencieprzypomniałsobieoniedbalewetkniętejdokieszenigumowejrękawiczce.

—Przecieżtopilnik!—Chorążyroześmiałsięradośnie.—Aletymasz,bracie,oko!

—Łobuzmusiałgozgubić,kiedywłaziłprzezokno.

—Jeślizostawiłnapilnikuodciskchoćjednegopaluszka,jesteśmywdomu!

4

—Niemów.h^ip.

Minęłopołudnie,kiedyMazurekpizypomniałsobieoczekającychnaniegoBogojskieji
Mareckim.Zciężkimsercemruszyłdokuchni.Siedzielin<prostych,drewnianych
taboretach,achmuragęstegodymuipokaźnastertaniedopałkówświadczyływymownie,
żewypaliliprzynajmniejzedwiepaczkipapierosów.Leżącynakolanachuswejpani
Amocwarknąłostrzegawczo,odziwojednakzrezygnowazdalszegomanifestowania
wrogichuczućwobecporucznikaZeskoczyłnapodłogęiwcisnąłsiępo:taboretAlicji.

—Topaństwoznaleźliściezwłoki?—Oficerstarałsięnadaćswernugłosowimożliwie
łagodnebrzmięnie.

—Owszem—Bogojskanerwowoprzełknęłaślinę.—Przyszliśmydoniejiwłaśnie…

—Byłapanikrewną?

—Niezupełnie.Widzipan.jakomałedziecktstraciłamrodzicówiwychowywałamnie
nieżyjącijużsiostraciociMięci,Alina.

Starszapaniniemiałabliższejrodziny?

—Sąjeb/czedwajsiostiżeńcy,AdamPaveLeszczyniakowie

—Czymogłabypanipodaćmiichadresy?

—ObajmieszkająnaSadybie,naOkrężneZresztązaraztubędąjerzytelefonowałdonid
przed-kwadransemipowiedział,cosięstało.

background image

—Zaoszczędzilimipaństwodroginadrugiko

4niecmiasta—podziękowałMazurek.—Awracającdorzeczy,odniosłemwrażenie,że
paniPłateckabyładośćmajętna.

—Nawetbardzo

—Nieorientujesiępani,czytrzymaławdomupieniądzelubbiżuterię?

—Wkomódce,wsaloniku.

—Pokazywałapani?

—Widziałamkilkapierścionkówibransoletek,naszyjnikzpereł,szafirowekolczykiw
kształcielistkówkoniczyny…

—Potrafiłabypanidokładniejopisaćteprzedmioty?

—Czyjawiem?—Niepewniepotrząsnęłagłową.—Możeniektóre…

—Bardzobymizależało.—Wgłosieporucznikazabrzmiałaprośba.—Widzipani,
komódkawsalo-hikujestpusta.

Najprawdopodobniejtensamczłowiek,któryzabiłpaniąPłatecka,zrabowałrównieżjej
biżuterię.

—MożelepiejniechpanzapytaAdamaLeszczy-niaka.Toadwokat,prowadziłsprawy
majątkowecioci.

—Nieorientujesiępani,ilemogłabyćwartatabiżuteria?

—Chybasporo.Sameperływycenionokilkalattemunajakieśpółmiliona,akolczyki
podobnopochodzązpołowyubiegłegostulecia.

—Złapiecie,panowie,tegodrania?—wtrąciłsięMarecki.

—SzafirowekdnK_..ynki

—Zrobimywszystko,cownaszejmocy—obiecałoficer.—Anaraziedziękuję
państwu.

Alicjachciałachybajeszczecośdorzucić,wkońcujednakpociągnęłatylkonosemi
sięgnęłapokolejnegopapierosa.Mazurek

wyszedłzkuchni.Stanąłwotwartychdrzwiachdoogroduiocierającpotzczołaspojrzał
wniebo.Słońceprażyłownajlepsze,adrobne,białechmurkiprzemierzającepowoli
nieboskłonniemiałyzamiarugoprzesłonić.Zrobiłosiędusznoiporucznikpomyślał,że
wgruncierzeczyniezbytrozsądniepostąpiłzamieniającsięzkolegąnadyżury.Wtaką
słonecznąniedzielęnależałoleżećnadjakąśwodą,aniezajmowaćsięśledztwemw
sprawiezabójstwabogatejstaruszki.

Przedfurtkązahamowałagwałtowniepopielatałada.Momentpóźniejdoogroduwkroczył
wysoki,szczupłyszatynkoło

czterdziestki.Nerwowymruchemwytarł,ręcewchusteczkędonosainieoglądającsięna
podążającegozanimniezbyt

pewnymkrokiemniecomłodszegobrunetapodszedłdooficera.

background image

—AdwokatAdamLeszczyniak—przedstawiłsięwyraźnie.—jestem,awłaściwie
byłem,siostrzeńcemMieczysławyPłateckiej.

—Dobrze,żepanprzyjechał.—Mazurekwyciągnąłrękęnapowitanie.

—Pomyśleliśmyzbratem,żetonaszobowiązek.

—PanPawełLeszczyniak?—domyśliłsięporucznik,witającbruneta.”

—Dzieńdobry.—Głostamtegozabrzmiałcichoisłabo.

—OśmiercipaniPłateckiejjużpanowiewiecie.—Oficeruznał,żelepiejodrazu
przystąpićdorzeczy.—Zostałaonazamordowanaiobrabowana.Jakustaliłem,zginęły
jejkosztowności.Gdybymmiałichdokładnyopis,łatwiejbymibyłoująćsprawcę.

—Nietakdawnopomagałemciotceprzysporządzaniutestamentu—rzeczowowyjaśnił
AdamLeszczyniak.—Dokumentzostał

złożonywzespoleadwokackim.Wrazznimznajdujesiętamwykazbiżuteriiciotki.

—Czymógłbymotrzymaćtenwykaz?

—Oczywiście!Jutrozrobięodpisidostarczęgopanudobiura.

—Jakpansądzi,ilewartebyłytekosztowności?

—Biorącpoduwagęaktualnecenyrynkowe,przynajmniejzedwamiliony.

—Złodziejsięobłowił.

—Ztegocowiem,ciotkamiałajeszczeokołodwustupięćdziesięciutysięcywgotówce.

—Nietrzymałapieniędzywbanku?

—Niestety,nieufałategotypuinstytucjom.

—Aszkoda…Panowieczęstoodwiedzaliścieciotkę?—Mazurekzmieniłtemat.

—Staraliśmysięzbratem,żebycotrzylubczterydniktóryśznaswpadłchoćna
godzinkę.PozatymdośćczęstozaglądaładostaiuszkiAlicja.

—Próczwaszejtrójkiniktdostarszejpaninieprzychodził?

SI9

—CzasemwychowankajejzmarłejjużprzyjaciółkiDanutaŁadyńska,czasemdoktor
Bobrowski,czasemktóraśzsąsiadek…I,oczywiście,sprzątaczka.

—Możnawiedzieć,ktototaki?

—JadwigaMurasiowa,mieszkadwakrokistąd,na.Mickiewicza.Samjąciotce
poleciłemimogęręczyć,żetouczciwakobieta.

—WkażdymrazienanocpaniPłateckazawszezostawałasama?

—Owszem.

—Iwszyscyotymwiedzieli?

—Niestanowiłototajemnicy.

background image

—Podobniejakstanmajątkowypańskiejciotki…

—Panieporuczniku!—Leszczyniakpokiwałgłową.—Wystarczyłoprzecieżspojrzećna
tęwillę!

—Nibyprawda.

—O,jesteśjuż,Adam!—zaplecamioficerapojawiłasięBogojska.—IPaweł
przyjechał…Widzieliścieciocię?Boże,jakietowszystkookropne!

IV

PorucznikMazurekkolejnyrazpochyliłsięnadwykazembiżuteriizrabowanej
MieczysławiePłateckiej.Byłotegokilkanaściepozycji,przykażdejfigurowaławagai
rodzajpróby,awparuprzypadkachrównieżkróciutkiopis.Oficerzastanawiałsięwłaśnie
nadszansamiodzyskaniakosztowności,kiedytrzasnęłydrzwiidopokojuwpadł
podekscytowanyPozorski.

—Michał,chybamamydrania!—zawołałodsamegoprogu.—Eksperciorzekli,że
odciskkciukanapilnikunadajesiędoidentyfikacjiiznaleźlidrugi,bliźniaczy,wnaszej
kartotece.

—Ajednak!—Mazurekażpodskoczył.—Znaczy,żebabcięzałatwiłktóryśznaszych
dobrychznajomych.

—NiejakiFranciszekDrzewiecki.

—Zaraz,zaraz,chybacośmiświta.Dwaalbotrzylatatemumiałsprawęowłamanie.

—Zgadzasię.

—Aleonpowinienjeszczesiedzieć.

—Zapomniałeśoamnestii?Pozatymgośćdobrzesięsprawowałipuściligowarunkowo
przedsiedmiomamiesiącami.

—Maszjegoaktualnyadres?

—ZameldowanyjestuwujanaPotockiej.

—Totakjakwtedy,kiedywsadzałemgozakratki—przypomniałsobieoficer.—A
zatemszkodaczasu.Bierzemywózi

jedziemy.

—Aha!Uzyskałemjeszczejednąinformację—jużwprogudorzuciłchorąży.—Chociaż
wobecnejsytuacjitochybabez

znaczenia…

—Wal.bopotemsięzapomni.

—Wsobotę,kołodwudziestejtrzeciej,naulicyPromyka,awięcwbezpośrednim
sąsiedztwiewilliPłateckiej,byłlegitymowanyniejakiJanKlusik.

oP

—Znamdobrzetegoptaszkaimyślę,żeniewartozawracaćsobienimgłowy.—
Mazureklekceważącomachnąłręką.—

background image

Przynajmniejnarazie…

Niespełnatrzykwadransepóźniejzatrzymalisłużbowegofiataprzedszarąprzedwojenną
kamienicą.Ciemnaklatkaschodowanajwyraźniejodwiekówniewidziałaszczotkiani
mokrejszmaty,ześcianodpadaławielkimipłatamifarbabliżejnieokreślonegokoloru,a
metalowabalustradatrzymałasięschodówchybajużtylkozprzyzwyczajenia.

Wdrapalisięnaostatniepiętro,Mazurekodnalazłwłaściwedrzwiienergiczniezapukał.
Pochwiliotworzyłimniewysokidrobnymężczyznaopomarszczonejtwarzyirzadkich,
siwychwłosach.Przyzgniłozielonejkoszulibrakowałomupołowyguzików,apołatane
spodnieledwotrzymałysięnawysłużonympasku.

—PanRyczyński?—Oficerzniedowierzaniempokręciłgłową.

—Wewłasnejosobie—przytaknąłtamtensuchym,świszczącymgłosem.—Pan
porucznikmnieniepoznaje?

—Poznaję,poznaję—żywozaoponowałMazurek.—Tylko…

—Trochęsięzmieniłemprzeztetrzylata—dopowiedziałRyczyński.—Nocóż,starość
nieradość,aostatnimiczasynienajlepiejmisięwiodło.

—Chybapanniesiedział?

—Przezostatnichdziesięćlatniewidziałemkiciaodśrodka—oburzyłsięRyczyński.—
Oczywiście,jeślinieliczyćwizytuFranciszka…Widzipan,paluszkijużnietei
musiałemsięwycofać—dorzuciłzrozbrajającąszczerością.—Asamejrentynawiele
niestarczy.

—Drzewieckipanuniepomaga?

—Powyjściuzpudłamiałpustekieszenie,aterazprawiesięniewidujemy.

—Niemieszkajużupana?

—Oddwóchmiesięcy.

—Aniewiepan,gdziemógłbymgoznaleźć?

—Znowumacienaniegohaka?—domyśliłsięRyczyński.—Szkodachłopca,nie
zdążyłnacieszyćsięwolnościąpoostatniejodsiadce.

—Tojeszczenicpewnego.—Mazurekniezdobyłsięnato,bypowiedziećprawdę
staremuczłowiekowi.—Poprostumusimyprzesłuchaćpańskiegosiostrzeńca.

—Oczywiście,oczywiście.—MinaRaczyńskiegoświadczyławymownie,żechociaż
potakuje,niewierzyporucznikowi.—

Powiemmuprzyokazji…

—Kiedysiępangospodziewa?

—Możewpadniedzisiajwieczorem,amożedopierozatydzień.

—Niewiepan,gdzieDrzewieckiterazmieszka?—Mazurekpowtórzyłzadanejuż
wcześniejpytanie.

—Podobnoprzygadałsobiedziewczynęzchatąidoniejsięprzeniósł.

background image

22K

—Niepytałgopan,gdziejesttomieszkanie?

—Jakośsięniezłożyło.

—Niechcepannampomóc;,panieRyczyński!—westchnąłoficer.—Szkoda.

—Możenapijeciesię,panowie,herbatki?—WujDrzewieckiegoudał,żeniedosłyszał
ostatniejuwagiMazurka.—Wprawdziecieniutka,emerycka,alezawsze…

Podziękowaliizkwaśnymiminamiwrócilidoswegofiata.Perspektywyśledztwanie
wyglądałyjużtakróżowo,jakprzedgodziną.

—Coteraz?—Pozorskispojrzałpytająconakolegę.—Wracamy,czymaszjakiś
pomysł?

—PopoprzednimwłamaniuDrzewieckizawiózłfantydoBielińskiego—przypomniał
sobieporucznik.—Starypaserwyłgałsięwtedy,alektowie,czyterazniebędziemy
mieliwięcejszczęścia.

Jasny,nowoczesnyblokprzyulicyKlaudynysprawiałnapierwszyrzutokacałkiem
korzystnewrażenie.Zrzedłyimjednakminy,gdyokazałosię,żenaskutekjakiejśawarii
żadnazwindniedziałainasiódmepiętrotrzebawdrapywaćsięnawłasnychnogach.
Klnącnaczymświatstoiidyszącniczymmiechykowalskiedotarliwkońcudocelu.
Drzwiotworzyłaimwysoka,postawnablondynka.Ubranabyławewzorzystąbluzkęi
modnespodnierodemzPewexu,ajejniebrzydką,choćnieco

lalkowatątwarzzdobiłybursztynoweklipsywielkościgołębiegojaja.

2f>

—Panowiedokogo?—Zmierzyłaprzybyłychnieprzyjaznymspojrzeniem.—Oco
chodzi?

—ZastaliśmyobywatelaBielińskiego?—Mazureksięgnąłpolegitymację.

—Właśniebie

rzeprysznic.—Wgłosieblondynkizabrzmiałoniezdecydowanie.

—Nanaszeprzyjęcieniemusizakładaćgarnituru.Więcjak,wpuścinaspanidośrodka?

—Proszębardzo.—Zwyraźnąniechęciąotworzyłaszerzejdrzwi.—Poczekajcie,
panowie,minutkę.ZarazpowiemZbyszkowi,żemagości.

Znaleźlisięwniezbytobszernym,nawetjaknanowoczesnebudownictwo,pokoikui
przysiedlinastarej,cokolwiek

zdezelowanejwersalce.Równienienowyregał,odrapanystolikiczarno-białytelewizor
nieświadczyłyozbytniejzamożnościwłaściciela,cokłóciłosięjakośzwyglądemjego
przyjaciółki.

Zdążylisięgnąćpopapierosy,kiedywprogustanąłtęgi,barczystymężczyznakoło
pięćdziesiątki.Mokrewłosy,któreskąpymwianuszkiemotaczałypokaźnąłysinę,igruby,
wiśniowyszlafrokwskazywały,żezgodnieztwierdzeniemblondynkifaktyczniedopiero

background image

cowyszedłspodprysznica.

—Witam,witamkochanąwładzę!—Zfałszywąradościązwróciłsiędoprzybyłych.—
Czemuzawdzięczamtakmiłąwizytę

szanownychpanów?

—Przyszliśmyzapytaćjakzdrówko,panieBieliński?

—Dziękuję,jakośnienarzekam.

23*

—Pandalejnarencie?—Tymrazemwpytaniuporucznikazabrzmiaławyraźnaironia.

—Przeztenmójkręgosłupmamdrugągrupę.—Pasernawetsięniezająknął.—
Fizycznejrobocienieporadzę,adoumysłowejzczteremaklasamimnieniewezmą.

—Wystarczapanudopierwszego?

—Jakwidać.—Bielińskibezczelnymgestempotoczyłrękąpopokoju.—Mieszkanko
lokatorskie,trochęstarychgratów…

—Aniedorabiapan…wstarymfachu?

—Uchowaj,Boże!—Gospodarzoburzyłsięnatakieposądzenie.—Mojegrzechy
należąjużdozamierzchłejprzeszłości.

—Innymisłowyniemapanżadnegopowodu,bykryćsprawkidawnychznajomychz
półświatka?

—Absolutnie.

—WtakimraziemożemyporozmawiaćoFrankuDrzewieckim?

—Toonniesiedzi!—ZdziwienieBielińskiegowypadłojakośniezbytnaturalnie.—
Przecieżdopierocozafasowałczterykalendarze.

—Niechpantylkoniemówi,żeniewidziałsięostatniozFranciszkiem!—wtrąciłsię
Pozorski.—Dobrzewiemy,żetonieprawda!

—Ależ,panowie…

—Uważajcie,Bieliński!—Mazureknieoczekiwaniepodniósłgłos.—Mycholernienie
lubimyłgarzy!Posłuchaj,człowieku—

dodałjużspokojnie—

26^

Ja

tuwgręwchodzimokrarobota.Wcotysiępakujesz?!

OstatniesłowaMazurkawprostprzeraziłyBielińskiego.Twarzmuposzarzała,naczole
pojawiłysiękropelkipotu,oczyniemalwyszłyzorbit.Stałnieruchomoiłapałpowietrze
otwartymiustami.

—Janiemamztymnicwspólnego!—wychrypiał|wreszcie.—Tenbydlaknicminie
powiedział.

background image

—Kiedysięwidzieliście?—Porucznikuznał,że[należykućżelazopókigorące.

—Ostatnirazbyłumnietydzieńtemu.

—Szykowałskok?

—Takzrozumiałem.

—Miałprzynieśćfanty?

—Paniewładzo…

—Jeszczedowasniedotarło,żewspółudziałwtabójstwietonietosamocozwykła
paserka?!

—Mapanrację.—Bielińskijużnawetniepró-wwałoponować.—Wkońcu
Franciszkowitowa-zystwonastrykuniepotrzebne.

—Więccomiałprzynieść?

—Niemówiłkonkretnie,alespodziewałsiętrafićochębłyskotek.

—Gdzieikiedyplanowałrobotę?

—Otakierzeczysięniepyta.—Paserspojrzałioficeraniemalzwyrzutem.

—Nibyprawda,aleprzecieżznaliściesięnieodtzoraj.

—Winteresachtonicnieznaczy.

27&

—Mimowszystkospiobujciesobieprzypomnieć.—GłosMazurkawyraźniezłagodniał.
DrzewieckiniewspomniałprzypadkiemowillirDygasińskiegoalbomieszkającej
samotniebabci?

—Dygasińskiego?—Bielińskiwzamyśleńzmarszczyłbrwi.—Gdzietojest?

—NaŻoliborzu,międzyogródkamidziałkowymKrasińskiegoiMickiewicza.

—Odbiedymogłobypasować.Franciszekccnawijał,żeniebędziemiałdalekonatę
robotę.

—Apropos—przypomniałsobieporucznik.GdzietenDrzewieckiostatniosię
zamelinował?

—WzięłagodosiebieAnkaWoźnicka.—Tyrazempaserbezwahaniazaspokoił
ciekawośćoficra.

—Cotozajedna?

—Klawaszprycha!—Bielińskiobleśnieobli;wargi.—Chłopylecananią,żehejl

—Znaciejejadres?

—Musicie,panowie,pojechaćnaPiaski,nachanowskiego.

—Chybacośmiświta—wtrąciłsięPozorskiKiedyśmiałemjużzniądoczynienia.

Szary,niewysokiblokwyglądałzupełnieprzywoicie.Wpierwszymodruchuchcieli
zaparkowfiataprzedsamymwejściem,ostateczniepostanówjednak-odjechaćjakieśsto

background image

metrówdalej.Wró<piechotą,znaleźlinaliścielokatorówinteresuj;ichnazwiskoibez
pośpiechuruszylinadrugie~iro.MazureklekkonacisnąłdzwonekZeśrodkadobiegła
króciutka,skocznamelodyjka,aleniktnaniąniezareagował.Porucznikodczekałchwilęi
ponowniezadzwonił,niestetyitymrazembezskutku.

—Gdzieśichponiosło—westchnąłPozorski.

—Nato\vygląda.

—Corobimy?

—Musimynanichpoczekać.

V

—Dobrze,Alu,żeprzyszłaś!—AdamLeszczyniakuśmiechnąłsięprzyjaźniedo
Bogojskiej.—Musimytoiowoomówić.

—Maszproblemyżzałatwieniempogrzebu?—westchnęładomyślnie.—Oile
pamiętam,ciocięMadziępochowaliśmyna

ostatnimmiejscuwgrobowcuPłateckich,awtakichprzypadkachkażączekaćz
pogłębieniemgrobudziesięćlatalboidłużej.

—Otoniechcięgłowanieboli—zbagatelizowałprawe.—Dałemwłapę,komutrzeba,
imiejscesię

7na!azło.

—ChwałaBogu.Ciocibardzozależało,żebypo-howaćjąrazemzsiostrami.

Weszlidogabinetuadwokata.Wgłębokim,obi-ymskórąfotelusiedziałPaweł
Leszczyniak.Nawi-iokAlicjiwstał,bysięprzywitać.Obrzuciłagonie-hętnym
spojrzeniemichciałajużrzucićjakąś

7

uszczypliwąuwagę,wostatnimmomenciepohamowałasięjednak.Bezsłowazajęła
miejscenastajromodnej,szerokiejsofieisięgnęłapopapierosa.

—Pogrzebzałatwiłemnaczwartek—Adamprzyjstąpiłdorzeczy.—Myślę,żedotego
czasuwydadzjnamciało.

—TelefonowałeśdoWrocławia,dowujkaMaika?

—Jatozrobię—zadeklarowałsięPaweł.—Innjrzecz,żeodrozwoduzmatkąnie
utrzymywałznimiżadnychkontaktów.

Szczerzewątpię,żebyprzjjechał.

—PociociMięciitakniedziedziczy,więcobejdziemysiębezniego—podchwycił
adwokat.Apropos,skorojesteśmytuwetrójkę,zapoznałwasztestamentem.

—Jeszczeniebyłopogrzebu.—NatwarzyBjgojskiejpojawiłasiędezaprobata.—Tak
niemożni

—Cośtakaprzesądna?—Pawełwzruszyłraminami.—Ciotceitakjużwszystkojedno.

—OsobiścieniewidzęwtymniczdrożnegodorzuciłAdam.—Wkońcumilicjanie

background image

czekającpogrzebciotkizaczęłagrzebaćwjejsprawachm;jątkowych.

—Skoroobajtakuważacie…Adwokatspiesznie,jakbysiębał,żektośgo

chcepowstrzymać,podszedłdoswegobiurkaizje<nejzszufladwydostałniewielką,
szarąkopeiRozerwałjąipodałAlicjiarkusikzapisanynierójnym,ręcznympismem.

—Masz,przeczytaj—mruknąłjakośniezręcznie.—Jaznamtreść,bociotkasporządzała
testamentwmojejobecności.

—Rozumiem,żepowtórzyłeśwszystkoPawłowi?

—Przedchwilą…

ChybanieuwierzyławostatniesłowaAdama,powstrzymałasięjednakodkomentarza.
Bezpośpiechu,jakgdybyzwahaniem,wzięłaarkusikiprzezdłuższąchwilęobracałago
wręku.Wreszciezaczęłaczytać.Wmiaręjakprzebiegaławzrokiem

poszczególnepostanowieniadokumentu,policzkijejpokrywałysięniezdrowym,
ciemnymrumieńcem.Nakoniec,niepanującnadsobą,cisnęłatestamentnapodłogę.

—Jasnacholera!Możnabypomyśleć,żetenbandytaspecjalniezrabowałciotce
wszystko,comizapisała1!

—Możemilicjazłapiebandytęiodzyskabiżuterię—bąknąładwokat.

—Obiecankicacanki…

—Przykromi,kochanie,aleprzecieżtoniemojawina,żetwojączęśćschedydiabli
wzięli.

—Czekaj,Adam!—Pawełniespodziewaniewstałzfotelaipodszedłdobrata.—W
końcuciotkapodzieliławszystko,comiała,międzynaszątrójkę.

—Willęzapisałanamdwóm,popołowie,azłotoAlicji—przytaknąładwokat.

—Każdyznasmawłasnąchałupę,więcdomektrzebabędziesprzedać.

-Doczegozmierzasz?

“8

—Jeślibiżuteriasięnieznajdzie,proponowałbymodpalićAlipodwieście,no,dwieście
pięćdziesiąpatoli.Myzbytnioniezbiedniejemy,adziewczyniisięnależy.

—Seriomówisz?—WgłosieAdamazabrzmiałiniedowierzanie.—Skąduciebietaki
przypłyvuczućrodzinnych?

—Maszcośprzeciwkotemu?

—Ależskąd!—zreflektowałsięadwokat.—Uważam,żepomysłjestcałkiemdobry.

—Dziękuję.—Bogojskazdołałajużzapanow.tnadsobą.—Tobardzoładniezwaszej
strony.

—Ktojakkto,alemyzawszesiędogadamy.-Adamzradościązatarłręce.—Wkońcu,
rodzina..,

—Tojednąsprawęmamyzgłowy—podsuniewałPaweł.

background image

—ZostałajeszczeMurasiowa—przypomnijsobieAlicja.—Ciociazapisałajej
cukiernicę,patenjkompletsztućcówistotysięcywgotówce.

—Nierozumiem,nacholerębylesprzątaćaprzedwojennesrebra!—Pawełżywo
zaprotestowa—Nawetsięnanichniepozna.

Moimzdaniemnileżałobybabęwybadać,czyciotkaczegośjejnobiecywała,ajeśli
nawet,tozawszemożemypowiJdzieć,żesrebrazniknęłyrazemzbiżuterią.

—Dajspokój!—Adwokatzbagatelizowałsprjwę.—Tonieżadnesrebra,tylkofrażety,
wdodatkwnienajlepszymstanie.Niewartosięoniekłócid

—Cukiernicajestumnie.Wubiegłymtygodnizłamałsięzawiasprzywieczkuiciotka
prosiła,z.<bymoddałdonaprawy.Nawetumówiłemsięjużzkolesiem,którymamito
zrobić.

—Naprawdętakcizależynatymrupieciu?

—Owszem.

—Cóż,ostateczniemyniemusimywiedzieć,costałosięzcukiernicą—ustąpiłAdam.
—Jakmyślisz,Alicjo?

—Paldiablicukiernicę—machnęłaręką.—Gorzej,żewrazzbiżuteriązginęły
pieniądzeciotki,aMurasiowastutysięcyniepodaruje.

—Proponujęskładkę.—Adwokatnamomentzawiesiłgłos.—Wypadniepotrzydzieści
trzypatolenagłowę.

—Jeżelijużmamyskładaćsięwetrójkę,tochybaproporcjonalniedoudziałuwschedzie
pociotce.—PawełznowuwziąłstronęBogojskiej.—Powiedzmy:mydwajpo
czterdzieścipięćtysięcy,aAlicjasymbolicznądychę.

—Zgoda—Adamniedyskutował.—Niechtakbędzie.

—Todajpokielichu.Najwyższyczasprzepłukaćgardło.

Adwokatbezdodatkowejzachętypodszedłdoukrytegowrogugabinetubarkuisięgnął
pocharakterystyczną,czworokątnąbutelkę.

—MożebyćJohnnieWalker?—zapytał:

—Jasne!—Pawełwyraźniesięucieszył.—Poproszępodwójnąibezlodu.

—Dlamnietylkotroszeczkę—zastrzegłasięAlicja.—Jestemwozem.

—Jednodrugiemunieprzeszkadza.

3—Szafirowekoniczynki

8

32

—Mimowszystkowolałabymnieryzykować.Adamnapełniłniewielkieszklaneczkiz
grubego,’

zielonegoszkła.Pawełskwapliwiechwyciłpierwszdzbrzeguizdwornymukłonem
podałjąBogojskiej.Uśmiechnęłasię

background image

mimowolnie.

—Potrafiszbyćmiły,kiedyniełykasztychswoichprochów.

—Kiedyśztymskończę—zapewnił.—Samwidzę,żetaktrzeba.Aha;kochanie,mam
jeszczema-|lenkąprośbę…

—Ocochodzi?

—CzytwójkochaśmógłbyskontaktowaćmniezjKubackim?Widzisz,spodziewamsię
kontroli.

VI

Mazurekziewnąłprzeciągle.Nadworzeszarzało,tuiówdziezaczynałyćwierkać
pierwszewróblejdookołaniebyłojednakwidaćżywegoducha.Porucznikpomyślałze
złością,żezamiastsiedziećprzeacałąnocwradiowozie,lepiejbyłowyspaćsięwd|

własnymłóżku.Zakląłszpetniepodnosem,przeirHknąłwzrokiemporównychszeregach
ciemnychokienwniewysokimbloku,przezmomentspogląda!bezmyślniena
chrapiącegownajlepszePozorskiego]wkońcuzerknąłwlusterko.Nagledrgnął.WKoj
chanowskiegoskręcałwłaśniejaskrawozielonyfordsierra.Silnikzawyłnawysokich
obrotach,zapiszczą-]łyopony,wóznabrał

gwałtownieprędkości,bypcniespełnadwustumetrachprzyhamowaćzfasonemprzed
obserwowanymprzezoficerablokiem.

Przezdobrepółminutynicsięniedziało.Wkońcuzfordawysiadładrobna,długowłosa
blondynkawwieczorowejsukience,achwilępóźniejwysoki,szpakowatymężczyznaw
jasnymgarniturze.Objęlisięwpółibezpośpiechuruszylidowejścianaklatkęschodową.
Obojemusielibyćpodniezłądatą,bozataczalisięodjednejstronychodnikanadrugą.

Mazurekbezceremonialniepotrząsnąłchorążegozaramię.

—Cosięstało?—Pozorskiotrzeźwiałniemalnatychmiast.—Ptaszkiwróciłydo
gniazdka?

—Mówiłeś,żeznaszAnkęWoźnicką.

—Pytanie!

—Tozerknijnatęmałą.

Towarzyszblondynkinajwyraźniejnabrałochoty,byjąpocałować,iparazforda
zatrzymałasięwdrzwiachwiodącychdoholu.

Chorążyspojrzałposłuszniewtamtymkierunkuinajegowąsatejtwarzypojawiłsię
szerokiuśmiech.

—Jasne,żeona—rzuciłpółgłosem.

—SzkodażetenjejkawalertonieDrzewiecki—westchnąłporucznik.

—Pewnopodłapałaklientaitaszczygonachatę—domyśliłsięPozorski.—Gdzieich
zdejmujemy,tuczywmieszkaniu?

—Niemacorobićwidowiskanaulicy—zadecydowałoficer.—Lepiejzałatwićsprawę

background image

wczterechścianach.-“■■■.

rnwojitwyibiO.ma

9

35

KiedyWoźnickazeswoimprzyjacielemweszławkońcunaklatkęschodową.Mazurek
wysiadł‘zfiata.Poczekał,ażPozorskizamkniedrzwiwozu,inieoglądającsięna
towarzyszaruszyłwkierunkujinteresującegoichmieszkania.Chwilępóźniejzna^

leźlisiępodznanymijużsobiedrzwiami.Oficełenergicznienacisnąłdzwonek.Razi
drugizadźwięJczałaskocznamelodyjka,nimszczęknęłaotwieranizasuwaiwprogu
pojawiłasięWoźnicka.Sukienkazdążyłajużzamienićnapółprzezroczysty

szlafroczekionocnejeskapadzieświadczyłjedynieniecirozmazanymakijaż.V,—Co
jest?—Wionęłaszerokągamąwypityitrunków.—Ktowastuprosił?

—Niepoznajemystarychznajomych?—Pozors’wysunąłsięprzedporucznikainie
czekającnaziproszeniewkroczyłdoprzedpokoju.—Nieładni*Aneczko,bardzo
nieładnie!

•—Panwładza?—Prawiewytizeźwiała.

—Chcielibyśmyotymi,owympogawędzić.

—Koniecznieteraz?—Zerknęłaniepewnienjdrzwiprowadzącedopokoju.—Nie
możnabytedprzełożyć?

—Nieprzychodzilibyśmyotakwczesnejporie

—Aleja…niejestemsama.

—Nieszkodzi.—Potwarzychorążegoprzeinknąłnikłyuśmieszek.—Kawaler,jeśli
kocha,poczelka.

—Toniebylekto—konfidencjonalniezniżyłgłos.—Powiempanomwzaufaniu…

—Aniu,coztobą?!—zgłębimieszkaniadobiegłpełenzniecierpliwieniamęskigłos.—
Ktocitamdupęzawraca?!

—Jużidę,kochanie.

—Przyłażątacy,diabliwiedząoktórej,iczłowiekowispokojuniedają.—Wprogu
pojawiłsięwłaścicielforda,byłtylkowspodniachipodkoszulku,awrękutrzymał
szklaneczkęzjakimśtrunkiem.—Niemożeszichodesłaćdodiabła?

—Milicja.—Mazurekbeznamiętnymgestemwyciągnąłlegitymację.—Przyokazji,
byłbymzobowiązany,gdybypanzechciał

okazaćswojedokumenty.

—Cotakiego?!—Mężczyznaażpoczerwieniałzezłości.—Jasobiewypraszam!Wynie
wiecie,kimjesiem!

—Niewiemy—zgodziłsięporucznik.—Ijeśliniedowiemysiętegonamiejscu,
spróbujemysprawęwyjaśnićunas,wUrzędzieSprawWewnętrznych.

background image

Chybaposkutkowało.Właścicielfordacofnąłsiędopokojuichwilępóźniejwróciłjużw
koszuliizmarynarkąpodpachą.

—Bandurskijestem—warknął,podającoficerowidowódosobisty.—Arkadiusz
Bandurski.

—Zapiszemy…

—Pocozarazzapisywać?—GośćWożnickiejcałkiemspuściłztonu.—Tępanią
poznałemprzypadkowo,jestemuniejpierwszyrazwżyciu.

9

—Muszępanazmartwić,alepaniAnnaczasembywanabakierzprawem.

—Niemiałemotymzielonegopojęcia.—Odjakdawnasięznacie?

—Odkilkugodzin.Spotkaliśmysięw„Adrii”,kilkadrinków,jeden,drugitaniecipan
rozumie…

—Takiejestżycie.—OficerwestchnąłciężkoispojrzałnaBandurskiegozdobrze
udanymwspółczuciem.—Darpansiępodpuścić.

—Właśnie.

•—Woźnickabyław„Adrii”samaczywliczniejszymtowarzystwie?

—Zkoleżanką,teżblondynką,tylkatakątrochęprzykości.

—Znapanjejnazwisko?

—Nibyskąd?Przecieżniepytałem.

—Cóż,tobyłobywszystko.—Mazurekzwróciłdokumentywłaścicielowiluksusowego
wozu.

—Tobyznaczyło,żejestemwolny?—Bandurskispiesznienałożyłmarynarkęizaczął
wiązaćkrawat.—Prawdępowiedziawszy,pragnąłbymzaczerpnąćświeżegopowietrza.

—Mamnadzieję,żejeślisięznowuspotkamy,toIwprzyjemniejszychokolicznościach.

—Kłaniamsiępanom!

—Fajans!—Woźnickanawetniepróbowałaukryćrozczarowaniaizłości.—Miałam
trafićnatejIIznajomościkupęszmalu,awyszło,żepółnocytyra-Iłamzafrajer.
Chwaliłsię,pętak,ktotonieon,H

aprzedwamiomałowportkiniezrobił.Szlagbygotrafił!

—Ryzykozawodowe.—Porucznikanimyślałwspółczućprostytutce.—Trzebabyło
znaleźćlepszegoklienta.

—Towszystkoprzezwas!Pocoprzyszliście?

—Niedomyślasiępani?

—Nibyskąd!

—Możejeszczepanipowie,żeniesłyszała,cozrobiłDrzewiecki.

background image

—ChodzioFranciszka?

—Niewydajemisię,żebymiałbrata.

—Awięctojegoszukacie—zrozumiaławreszcie.—Ktośdoniósł,żeFranciszekspału
mniezeszłejnocy,istądtawizyta.

—Otóżto.

—Aleprzecieżterazgoumnieniema.

—Możejeszczewróci.

—Niesądzę.Mówił,żemakłopoty.ChciałwyjechaćzWarszawy.

—Dokąd?

—Gdzieśnawybrzeże,chybadoTrójmiasta,aleniedamgłowy.

—Ktobędziewiedziałdokładniej?

—NajprędzejadwokatDrzewieckiego.Franciszekwybierałsiędoniego,dozespołu.

—Znapanijegonazwisko?

—Jasne—uśmiechnęłasięmimowolnie.—TomecenasAdamLeszczyniak.

10

Dosiódmejbrakowałojeszczekwadransa,kiedysłużbowyfiatMazurkaiPozorskiego
zatrzymałsięprzedokazałym,piętrowymbliźniakiemprzyjednejzwąskichuliczek
Sadyby.Sporychrozmiarówmetalowatabliczkaprzyfurtceinformowała,że’mieszkatu
adwokatAdamLeszczyniak.Poruczniknacisnąłdzwonekichwilępóźniejcichybrzęczyk
oznajmiłprzybyłym,żemogąwejść.

Gospodarznawetniepróbowałtaićzaskoczenianieoczekiwanąwizytą.Jeszczenie
ogolonyiwpiżamiepoprosiłgościdogabinetu.

—Niemyślałem,żepanowietakwcześniezaczynaciepracę—zagadnąłuśmiechającsię
zdawkowo.—Możnawiedzieć,co

panówdomniesprowadza?

—Pragnąłbymdowiedziećsięczegośojednymizpańskichklientów.—Mazurekuznał,
żelepiejodrazuprzystąpićdorzeczy.

—Okogochodzi?

—PrzypominapansobieniejakiegoFranciszkaDrzewieckiego?

—Drzewiecki?—Adwokatzmarszczyłbrwiiprzezdłuższąchwilętrwałwmilczeniu.
—Ach,prawda!—przypomniałsobiewreszcie.•—Broniłemgow.sprawieowłamanie,
aprzedkilkomamiesiącamiuzyskałemdlaniegowarunkowezwolnienie.

—Comógłbypanonimpowiedzieć?

—Dośćtypowyprzedstawicielwarszawskiego’półświatka,choć,mówiącprawdę,
widziałemwieluj

10

background image

znaczniebardziejzdemoralizowanych.GdybystworzyćFranciszkowiodpowiednie
warunki,możeniewróciłbynadrogę

przestępstwa.

—Obawiamsię,żejestpanzbytnimoptymistą.

—CzyżbyDrzewieckiznowupopadłwkolizjęzprawem?

—Apanotymniewie?—porucznikudałzdziwienie.—Przecieżpańskiklientbył
wczorajupanawzespoleadwokackim—

zaryzykowałblef.

—Toznaczy,żemapecha.—Leszczyniakuśmiechnąłsięblado.—Akuratwczorajnie
mogłemprzyjśćnadyżur.Panrozumie:sprawyrodzinne…

—Niewykluczone,żeDrzewieckijeszczespróbujeskontaktowaćsięzpanem.

—Jeślitakuczyni,afaktyczniemacośnasumie-‘niu,spróbujęgonakłonić,by
dobrowolniezgłosiłsi£doUrzęduSprawWewnętrznych.

—Niesądzę,żebypanaposłuchał.

—Nibydlaczego?

—Tymrazemwgręwchodzicoświęcejniżzwykłewłamanie.

—Zaraz,zaraz!—Adwokatobrzuciłbacznymspojrzeniemporucznika,poczym
przeniósłwzroknachorążego.—Przecież

panowieprowadzicieśledztwowsprawiemojejtragiczniezmarłejciotki!

—Zgadzjsię.

—IpodejrzewacieDrzewieckiego?!Ależtoabsurd!Nigdywtonieuwierzę.

41

VII

42

Minęłodobrychkilkaminut,nimFranciszekodważyłsięruszyćzmiejsca.Zdusząna
ramieniuwszedłnaklatkęschodową.Tuniewytrzymałiwkilkususachznalazłsięna
drugimpiętrze.Nerwowonacisnąłdzwonek.Woźnickaotworzyłamuniemalnatychmiast.

—Glinycięszukają!—;rzuciłazduszonymszeptem.—Bylitu.

—Wiem,widziałemichprzedblokiem.—BezceremonialnieodepchnąłAnkę,wsunąłsię
doprzedpokojuizatrzasnąłzasobądrzwi.—Jedenznichtoten,któryostatniowrzucił
mniezakratki.

—Jasnacholera!

—Comówili?

—Nictakiego.Chcielitylkowiedzieć,gdziejesteś.

—Aty?

background image

—Udałamgłupią.Kazałamimpytaćociebietwojegoadwokata,apotempojechaćnad
morze.

—PopiorunawysłałaśichdoLeszczyniaka?

—Cośmusiałampowiedzieć,żebymidalispokój.Azresztąniebójbidy.Tenmecenas,to
cholerniecwanapapuga,niedasiępodejść.

—Mamnadzieję.

—Gorzej,żeonimogątuwrócić.

—Jakamenwpacierzu.—Drzewieckiodruchowozniżyłgłos.—Ranyboskie,przecież
onimniewkońcuzłapią!—zgrzytnął

zębami.—Złapiąipowieszą!

DrzewieckiciężkopowłóczącnogamiskręciłwKochanowskiego.Porannesłońce
świeciłoostro,alemiastonierozbudziłosięjeszczeiulicebyłypuste.Nawidokbloku,w
którymmieszkałaWoźnicka,Franciszekpodświadomieprzyspieszyłkroku,natychmiast
jednakzreflektowałsię,zwolniłipochwiliprzystanąłprzyzamkniętymotejporze
kiosku.Uważnymspojrzeniemzlustrowałzaparkowanewpobliżusamochody,potem
przezkilkasekundwpatrywałsięwwejścienaklatkęschodową.Wkońcuuznał,żedroga
wolna,imiałwłaśniezamiarruszyćdalej,gdyzblokuwyszlidwajubranipocywilnemu
mężczyźni.Drzewieckipoczułnaplecachnieprzyjemnydreszcz.Mógłbyprzysiąc,że
jednegoznichjużkiedyświdział,itowniezbytprzyjemnychdlasiebie
okolicznościach…

Niespuszczałwzrokuzidącychszybkimkrokiemmężczyzn,którzyzmierzaliwkierunku
zaparkowanegowpobliżuszaregofiata.

Wchwilępóźniejzazgrzytałsilnikiwózzacząłnabieraćprędkości.Drzewiecki
najchętniejpuściłbysięcosiłwnogachdoślepejucieczki,wostatnimmomenciezdał
sobiejednaksprawę,żebyłbytopoczątekkońca.Przylgnąłdościanykioskuizamarłw
bezruchu.Niczymnazwolnionymfilmiewidział,jaksamochódprzejeżdżatużobok,
oddalasięwstronęnajbliższego

skrzyżowania,wkońcuskręca.

11’*

—Przestańsięwreszciemazgaić!—Chwyciłagozarękęipociągnęładopokoju.—Co
ty,babaczychłop?!

—Alecojamamrobić?Corobić?—powtórzyłpłaczliwie.—Aneczko,kochana,
pomóż!

PopatrzyłanaFranciszkaspodoka.Doszładowniosku,żerozkleiłsięzupełnie,żenie
potrafiwziąćsięwgarść.Przezchwilęzastanawiałasięcorobić.Wkońcusięgnęłado
regałuponiepełnąbutelkęczystejidwieszklanki.Sobienalałaledwonadno,reszta
przypadłaDrzewieckiemu.

—Masz,wypij!—Uśmiechnęłasięzachęcająco.—Tocidobrzezrobi.

Bezzastanowieniachwyciłszklankęijednymhaustemwypiłjejzawartość.Woźnicka

background image

zrobiłatosamo;Podeszładooknaiotworzyłajenacałąszerokość.Przezchwilępełną
piersiąwdychałaświeżepowietrze.WkońcuodwróciłasiędoFranciszka.

—Zamiasthisteryzować,trzebaspokojniepomyśleć—powiedziałatwardo.—Nie
możeszbezkońcaszwendaćsiępomieście,boprędzejczypóźniejktościęnamierzy.
Najlepiejbybyło,gdybyśnajakiśczaszniknął.

—Dobrzeciradzić!—Wódkasprawiła,żepanowałjużnadsobą,dalejjednakwidział
swąprzyszłośćwczarnychbarwach.—

Samwiem,żepowinienemsięulotnić.Sękwtym,żeniemamdokądPójść.

—Niechcipomożegość,którynadałtamtąrobotę.

—Nieżartuj!

—Mówięcałkiemserio.Przecieżjakbyco,jegoteżzamkną.Niewykluczonenawet,żez
tegosamegoartykułu.

.—Onniechciał,żebystarejcośsięstało.

—Rozmowabyławczteryoczy?

—Jasne.

—Wtakimrazieonmożemówićswoje,atyswoje.—Obojętniewzruszyłaramionami.
—Chybaże…—zawiesiłagłos.

—Żeco?

—Żeodpoczątkuzamierzałeśkropnąćstarą,aterazstrachcięobleciałichceszwykręcić
sięsianem.

—Anka!—Drzewieckiposiniał,naczolewystąpiłymużyły,awoczachpojawiłaSię
dzikafuria.—Jacię…

—Stulpysk!—Błyskawicznymruchemsięgnęłapoleżącąnaoknietorebkęiwsunęłado
niejrękę.—Zemnącitakłatwoniepójdzie.

—Ależ,Aneczko!—Franciszekoklapłnagle.—Jabymcięnawetpalcem…Uwierzmi,
musiszmiuwierzyć!Tęstarątoprzecieżnieja…

—Wporządku.—Spróbowałasięuśmiechnąć,nieodłożyłajednaktorby.—Oboje
jesteśmyzdenerwowani.

—Właśnie.

—Pogadaszztamtymfacetem?

—Chybaniemaminnegowyjścia.

11

—Ijeszczejedno.—WoczachWoźnickiejzamigotałymściwebłyski.—Ktoświedział,
żenocowałeśumnie,isypnął.Omaływłoscięniedrapnęli,ajastraciłamdobrego
klienta.Nieuważasz,żebydlakowinależałabysięnauczka?

—Jatozałatwię.—OstatniesłowaDrzewieckiegozabrzmiałyjakośzimno.

background image

—Domyślaszsię,czyjatosprawa?

—Tylkodwieosobywiedziały,żebędęuciebie.

—Wybórniewielki.

—Mniejszyniżmyślisz.Wujaszekprędzejdałbysięporąbać,niżsprzedałbymnie
glinom.ZostajetylkoBieliński.

Minęłydobretrzykwadranse,zanimFranciszekdotarłnaulicęKlaudyny.Idąc.wstronę
blokuBielińskiegomijałmniejszeiwiększegrupkispieszącychdopracy,nigdziejednak
niedostrzegłniebieskiegomunduru,cowrazzwypitymuWoźnickiejalkoholemznacznie
poprawiłomusamopoczucie.Widmomilicyjnegopościgustałosięjakgdybymniej
realne,takżeDrzewieckibezobawwkroczyłnaklatkęschodową.Wjechałnasiódme
piętroienergiczniezadzwonił.Chwilępóźniejusłyszałszczęk

zakładanegołańcucha,drzwiuchyliłysięiprzezpowstałąszparęwyjrzałaotulonaw
szlafrokblondynka.

—Toty?—NawidokFranciszkaprychnęłaniczymrozjuszonakotka.—Wynośsięstąd!

—Pocotenerwy,kochanie?—Uśmiechnąłsięobłudnie.—Oddajtylkoliścik
Zbyszkowi,ajazmy-|^fhT.^‘Qibo■h’,A-.sinnyoiv

ni.ua

<>A…

Wyciągnąłzkieszenispodnipomiętąkopertęipodsunąłjądoszparymiędzydrzwiamia
framugą.Niepodejrzewającpodstępusięgnęłapolist,wtymjednakmomencie
Drzewieckichwyciłjązaprzegub.BrutalneszarpnięcieirękaprzyjaciółkiBielińskiego
znalazłasięnazewnątrz.Terazzcałejsiłypociągnąłdrzwikusobie.

—Otwieraj!—warknąłniezbytgłośno,alewystarczającowyraźnie,byzrozumiała,oco
chodzi.—Tylkoniedrzyjmordy,bobędzieszmiałałapuchnęwgipsie.

—Boli!—jęknęła.—Boże,mojaręka!

—Zdejmijłańcuch.

—Zrobięwszystkocokażesz…

Popuściłniecodrzwiimomentpóźniejusłyszałszczękodpinanegołańcucha.Jednym
susemznalazłsięwprzedpokoju,

odepchnąłnabokprzerażonąblondynkęiwyrwałześcianysznurodstojącegopod
wieszakiemtelefonu.

—Gdzieonjest?

Bezsłowawskazaładrzwidołazienki.Drzewieckiotworzyłjekopniakiemiwpadłdo
środka.Bielińskistałprzedlustremznamydlonątwarzą.Odwróciłsiędo
nieoczekiwanegogościainagleskamieniałzprzerażenia.

—Toty,Franiu?—Słowaledwoprzecisnęłymusięprzezgardło.

—Myślałeś,bydlaku,żejużmnieprzymknęli?!—DrzewieckichwyciłBielińskiegoza
klapyodpiżamy

12

background image

ipotrząsnąłnimjakworkiem.—Samimpowiedziałeś,gdziemnieszukać,nonie?

—Wżyciu!—Pasergorączkowozaprzeczył,alerozbiegane,wylęknioneoczy
świadczyływymownie,żeniemówiprawdy.—JakBogakocham!

—Łżesz!

—Byliumnie,tofakt.—Ażskurczyłsięwsobie,—Mówili,,żeostatniskokodstawiłeś
namokro.

—Atyzestrachuprzypucowałeś,żejestemuAnki?

—Coty,Franiu!Niepisnąłemnawetsłóweczka.

Krótki,mierzonyciosprostowszczękęrzuciłBielińskiegonaumywalkę.Wspornikinie
wytrzymały,rozległsiębrzęktłuczonejporcelanyi-pozbawionaoparciapaserrunąłjak
długinakafelkowąpodłogę]

—Przypucowałeś?!—Drzewieckiniezbytsilni*trąciłgonogą.—Gadaj!

—Bałemsię!—Bielińskiżałośniepociągnąłnonsem.—Oni“grozili,żeprzyłożąmi
współudział.

—Ścierwo!—Drzewieckisplunąłzbezgranicznipogardą.—Takiemuszkodanawet
kosąpożebracflprzeciągnąć.

—Franiu,janigdywięcej…

—Pamiętaj,bojeślinawetmniewsadzą,tokoledzyzostaną.Prędzejczypóźniejktośsię
ztobąrozliczy.

Drzewieckicofnąłsiępółkroku,byzrobićtrochęmiejscapaserowi.Tenotarłrękawem
piżamynamy<łIbnątwarziniezdarniedźwignąłsięnanogi.Wida]było,żezwolna
zaczynadochodzićdosiebie.

48

—Potrzebaciczegoś?—zapytałFranciszka.—Jakbyco,towalprostoz
mosturChciałbymjakościwynagrodzić…

—Pożyczstówę.—Drzewieckinawetsięniezastanawiał.

—Ile?—Bielińskiwytrzeszczyłoczy.—Przysobieniemamnawetpołowy.

—Ostateczniemożebyćpięćdziesiąttysięcy—zgodziłsięFranciszek.—Zwrócę,jak
sprawaprzyschnieistanęnanogach.

—Niechjużbędzie.—Rozbitaszczękamusiałanielichodokuczaćpaserowi,bodłużej
nieoponował.—Idźdopokojuichwilęzaczekaj.Muszędoprowadzićsiędoładu.

Dochodziładziesiąta,kiedyDrzewieckiwysiadłzdusznego,zatłoczonegoautobusui
wolnymkrokiemruszyłwąskimiuliczkamiSadyby.Niebywałtuczęsto,toteżparęrazy
musiałpytaćodrogę,nimdotarłdobliźniakabraciLeszczyniaków.Wpierwszym
odruchuchciałnacisnąćdzwonekprzyfurtce,przyszłomujednakdogłowy,żeniebyłoby
tonajlepszerozwiązanie.Rozejrzałsiębaczniedookoła,‘aniewidzącnikogowpobliżu,

background image

jednymsusemprzesadziłogrodzenie.Chyłkiemprzemknąłwzdłużścianypołówki
bliźniaka,jednozokienniebyłodomknięte.Bez-namysłupodciągnąłsięnarękachi
momentpóźniejznalazłsięwśrodku.

Wroguobszernegopokojustałkolorowytelewizorzachodniejprodukcji,dwieściany
zajmował

-ŁSMfirowekóntaynkr

komplethiszpańskichregałów,aumeblowaniadopełniałydwagłębokiefoteleiciężko
wyglądającakanapa.Wszędziepanował

nieład.Nadywanieisprzętachwalałysięnajrozmaitszeczęścigarderoby,podkanapą
dostrzegłdwiepustebutelkipokonia-kach,anaparapecieijednymzregałówstały
brudnekieliszki.

Przeszedłdoniewielkiegoholu,potemwdrapałsięnapierwszepiętro.Wsypialniwielkie,
robionechybanazamówienie,łożeniebyłoposłane,właziencenapodłodzeleżał
zakrwawionyręcznikijednorazowastrzykawka.Franciszeknachyliłsię,byjąpodnieść,
kiedyzdołudobiegłgoszczękotwieranegozamka.Wycofałsięzłazienkiistanąłu
szczytuschodów.DoholuwchodziłwłaśniePawełLeszczyniak.

—Zamknijdrzwiiniedrzyjmordy!—ZarządziłpółgłosemDrzewiecki.—Mamydo
pogadania.

—Przyszedłeś?—WoczachLeszczyniakapojawiłysięzłebłyski.—Ajużmyślałem,że
zobaczęciędopieronastryczku.

—Prędzejtytrafisznaszubienicę!—Franciszekażzgrzytnąłzębami.—Wrobiłeśmnie,
bydlaku!

—Dobresobie!—Pawełbezcieniastrachuzacząłwchodzićnagórę.—Zakatrupiłeśmi
ciotkęijeszczesięstawiasz?!

—Janikogoniezabiłem.

—Znaczy,żestarasamawalnęłasiępołbie?—PozaciśniętychwargachLeszczyniaka
przemknąłdrwiącyuśmieszek.—Nieróbzemniedurniał

50L

—Równiedobrzemogłobyćitak,żetysamkropnąłeściotkę,zabrałeśzłoto,amnie
napuściłeśnaskok,żebybyłonakogozwalić.

—Paranoja!—PawełstanąłnawprostDrzewieckiego.—Przynajmniejprzedemną
mógłbyśniegraćtejkomedii.Śledczemuniemusiszsięprzyznawać,alejawiemswoje.

—Ilerazymamcipowtarzać,żejastarejnawetpalcemnietknąłem.Kiedywlazłemprzez
oknodosaloniku,onajużbyłasztywna.

—Niezabiłeśjej?—WgłosieLeszczyniakaporazpierwszyzabrzmiałanutka
niepewności.

—JakBogajedynegokocham!

—Acozezłotem?

background image

—Komódkabyłapusta.

—Niewierzę.

—Nibypojakącholeręmiałbymciwstawiaćfar-mazony?Gdybymfaktyczniezakatrupił
twojąciotkęirąbnąłbiżuterię,prysnąłbymzezłotemzWarszawy,anieprzyłaziłdo
ciebie.

—Tonawettrzymasiękupy.

—Samwidzisz.

—Alejeślinietyzałatwiłeśstarą,toktotozrobił?

—Skądmogęwiedzieć.Zresztąobchodzimnietotylecozeszłorocznyśnieg.Mam
własnekłopoty.

—Mianowicie?

—Glinymusiałyzwąchać,żebyłemtamwnocyzsobotynaniedzielę.Chcąmnie
przyskrzynić.

—Jacięniezasypałem.

912

—Mamnadzieję,bojakbyco,tyteżbyśtrafiłdopudła.

—Takiebuty?—PawełniewziąłsobiedosercaniedwuznacznejgroźbyFranciszka.—I
uważasz,żeuwierzonobykryminaliście,aniepowszechnieszanowanemu
rzemieślnikowi?

—Nigdyniewiadomo.

—Sękwtym,żeniewiadomoteż,ktowkwietniuobrobiłpewnegolistonoszana
Wrzecionie,awmajuwłamałsiędowilłinaSaskiejKępie.Milicjawielebydała,gdyby
ktośjejpodpowiedział,czyjetosprawki.

DrzewieckispojrzałnaLeszczyniakaznienawiściąizacisnąłpięści.Chciałcoś
odpowiedzieć,wostatnimjednakmomencieuznał,żelepiejdaćzawygraną.

—Wporządku—wycedziłprzezzaciśniętezęby.—Jatylkożartowałem.

—Jarównież.—Pawełuśmiechnąłsiępółgębkiem.—Wkońcucomnieobchodzijakiś
listonoszalbowilla.

Namomentobajumilkli.Niewierzylisobienawzajem,jednakzrozumieli,żedawnei
świeżeurazymusząpójśćwkąt,bonajrozsądniejbyłobyzawrzećpaktonieagresji.

—Pomożeszmi?—FranciszekprzypomniałsobieradęWoźnickiej.—Milicjadepczemi
popiętach,ajaniemamgdziesiępodziać.

—Potrzebujeszforsy?

—Raczejjakiegoślokumnamiesiąclubdwa.

—Tobysiędałozałatwić.—LeszczyniakniemalprzyjaźniepoklepałDrzewieckiegopo
ramieniu.

background image

Jedenkoleśwyjechałnadłużejzkrajuizostawiłmikluczeodswojejdaczy.Stoipusta,
mógłbyświęcwniejtrochępomieszkać.’

—Powiedztylkojaktamtrafić.—Franciszekodetchnąłpełnąpiersią.

—Toniedaleko,wDziekanowie.—Pawełporozumiewawczoprzymrużyłoko.—Jeśli
chcesz,zarazciętamzawiozę.

—Dziękujęci,stary!

—Czegonierobisiędlakumpla…Alemusimysiępospieszyć.Wyjdźprzeddomi
otwórzbramę,ajatymczasemwyprowadzęwózzgarażu.

Drzewieckinieczekałnadodatkowązachętę.Bezsłowaruszyłdowyjściaichwilę
późniejstałjużnachodnikuprzedotwartąbramą,czekająccierpliwie,ażPawełuporasię
zpodnoszonymidrzwiamigarażu.Właśniemiałzamiarzaproponowaćmuswąpomoc,
kiedyprzedbliźniakiemprzyhamowałapopielatałada.WysiadłzniejAdamLeszczyniaki
dwornieotworzyłdrzwiBogojskiej.DopieroterazspostrzegliFranciszka.

—Copanasprowadza,panieDrzewiecki?—Adwokatzmierzyłkryminalistębacznym
spojrzeniem.—Znowupanpopadłw

tarapaty?

—Mampecha,paniemecenasie.

13

—Delikatniepowiedziane—żachnąłsięLeszczy-jniak.—Czypanwie,żeszukapana
milicja?

—Bylijużupana?

—Owszem,ichcieli,abympananakłoniłdodobrowolnegozgłoszenia.

—Toniewchodziwrachubę.

—Mamnadzieję,żepanwiecorobi…Atakmiędzynami,czytowłamaniedowillina
DygasińskiegfjizabójstwoMieczysławyPłateckiejtorzeczywiści*pańskasprawka?

—Bógmiświadkiem,żeniemiałemztymniwspólnego—zapewniłFranciszek.—
Zresztąpalchybawie,żejanigdybymniezabiłczłowieka.

—Wierzępanu.—Adwokatuznałsprawęzawyjaśnioną.—Icopanzamierzarobić?

—PostaramsięzniknąćzWarszawy.

—Nawetniegłupierozwiązanie.—Leszczyniezaprobatąpokiwałgłową.—Milicja
będziemiał!czas,byzrozumiećswojąpomyłkę.

•DrzewieckiskłoniłsięwmilczeniuiruszyłwstrrjnęotwartegojużgarażuPawła
Leszczyniaka.Momentpóźniejusłyszał

warkotzapuszczanegosilnik.1

—Adam,coztobą?!—Alicjazdążyłaotworzyfurtkęioddobrejminutystałaprzy
drzwiachprciwadzącychdomieszkaniaadwokata.—Przeciewiesz,żesięspieszę.

—Jużidę,kochanie!—LeszczyniakskwapliwipodążyłzaBogojska.—Wybacz,ale

background image

musiałemi,mienićdwasłowazklientem…

VIII

—Dostałemwezwanie.—Drobny,pięćdziesię-ciokilkuletnimężczyznaorzadkich,
siwiejącychwłosachiniemalfioletowym

nosiezatrzymałsięniepewniewprogupokoju.

—Siadajcie,Klusik.—Mazurekwskazałprzybyłemukrzesło.

—KiedyBógmiświadkiem,niewiemocochodzi.—Wezwanymimowszystkowolał
pozycjęstojącą.

—Mamdowaspytanie.

—Słucham,paniewładzo.

—Corobiliściewsobotęwieczorem?

—Piłem—odpowiedźbrzmiałarozbrajającoszczerze.

—Ukogo?

—UJankaLebiody.

—Gdzieonterazmieszka?

—Wtymwysokimblokunadkanałkiem,przyKrasińskiego.

—Byliścietylkowedwóch?

—PrzyszedłteżKazikSękacz.

—Cowastaktrzebaciągnąćzajęzyk?—zniecierpliwiłsięporucznik.—Opowiedzcie
wszystko,jakbyło.

—Kiedytuniemanicdoopowiadania.Niebyłocorobićprzysobocie,tozarządziliśmy
zrzutkęikupiliśmydwalitry.Człowiekgolnąłsobiepodhumo

14’

54

rek,pogadałostarychPolakach,apotemgrzeczniwróciłdodomu.

—Chybajednaknietakgrzecznie,skorolegitymowanowasnaPromyka.

—Czytomojawina,żeilekroćjedzieradiowózzawszewładzamażyczenieobejrzeć
mojepapiery—Klusikuśmiechnąłsięrozbrajająco.—Wkaż-dymraziewszystko
szybkosięwyjaśniłoinockspędziłemwewłasnymłóżku.

—Czemuwłaśnietamtędywracaliściedodomu?

—Anibyktórędymiałemwracać?Przecieżparwie,żemieszkamprzvGwiaździstej.

—Bliżejbyłobywzdłużkanałku.

—Raptemdwieminutyróżnicy.

—Sękaczniewracałzwami?

background image

—OnwolałzostaćnanocuJanka.

—OktórejwyszliścieodLebiody?

—Czyjawiem?—Przesłuchiwanypodrapałsiwgłowę.—Żadenznasniepatrzyłna
zegarek,i

—Legitymowanowasokołodwudziestejtrzeciej

—Skorotakpantwierdzi…

—Słyszeliście,żemniejwięcejwtymsamymczasiedokonanowłamaniadowilliprzy
Dygasińskiego

—Proszę,proszę!—Słowaoficeraniewywa*’naKlusikuwiększegowrażenia.—Awie
palprzynajmniejczyjatosprawka?

.—Miałemnadzieję,żewymipowiecie.

—Dlaczegowłaśnieja?Czymisięktochwalkiedyodstawiwłamanie?

—No,dobrze.—Mazurekdałzawygraną.—Jesteściewolni.

—Kłaniamsięuniżeniekochanejwładzy!—Przesłuchiwanyodetchnąłzwyraźnąulgą.

—Aha,jeszczejedno—przypomniałsobieporucznik.—Powiedzciemi,kiedyostatnio
widzieliścieDrzewieckiego?

—Jakiśtydzieńtemu.Wypiliśmypopiwkuw„Jaskółce”,aleFranciszekgdzieśsię
spieszył,więcnawetniepogadaliśmysobie.

Niespełnagodzinępóźniejoficerstanąłprz»ddrzwiamijednegozmieszkańwnie
najnowszymblokuprzyulicyMickiewicza.

Otworzyłamuszczupła,drobnakobiecinaorzadkich,siwychwłosachipooranym
głębokimibruzdamiczole.

—PaniMurasiowa?JawzwiązkuztragicznąśmierciąMjeczysławyPłateckiej.

Zaprowadziłaporucznikadoskromnieumeblowanegopokoju,posadziłaprzyniewielkim
stoliku,apochwilipostawiłaprzednimszklankęświeżozaparzonejherbaty.Dopiero
terazsamazdecydowałasięzająćmiejscenaprzeciwkogościa.

—BiednapaniMieczysława!—Pokiwałagłowązeszczerymsmutkiem.—Najgorszemu
wrogowinieżyczyłabymtakiejśmierci.

—Niebałasięmieszkaćsama?—zagadnąłoficer.

—Nierazpytałamotostarsząpanią,aleonazawszemówiła,żenadłuższąmetękażde
towarzystwojąmęczy.

1

r£14

—NaŻoliborzunotujesięwielewłamań,apaniPłateckatrzymaławdomucenną
biżuterię—nieustępowałMazurek.—Mogłasprawićsobiechociażpsa.

—Nigdynieprzepadałazazwierzętami—wyjaśniłaMurasiowa.—Twierdziła,żetylko

background image

brudząiwmieścieniemaznichżadnegopożytku.

—Nawetniepostarałasięokratywoknach.

—KiedyśpaniBogojskanamówiłająnakraty,zgodziłanawetfachowca.

—Icosięstało?

—PaniMieczysławazachorowała,bliskonvesiąćleżaławszpitalu,apopowrocienie
chciałajużsłyszećokratach.

—Pamiętapani,codolegałowówczasPłateckiej?

—Chybacośzsercem,apozatymstalechorowałanacukrzycę.

—Powyjściuzeszpitalapozostawałapodopiekąporadni?

—Starszapanimiałazaufaniewyłączniedodok-jtoraBobrowskiego.Zresztątrzeba
przyznać,że,wraziepotrzebyodwiedzał

chorącodziennie.

—Wdzisiejszychczasachtorzadkość.

—PaniMieczysławataksiędoniegoprzyzwyczaiła,żenawetkiedyprzeszedłna
emeryturę,niechciałazmienićlekarza.

Ostatniozdarzałosięteż,żezapraszałagopoprostunaherbatę.

—Chętniekorzystałztychzaproszeń?

—Czemumiałbyniekorzystać?Pocałychdniachsiedzisamjakpalec.

—CzęstoprzychodziłapanisprzątaćuPłateckiej?—Porucznikzdecydowałsięzmienić
temat.

—Codrugidzień.

—Wtymczasieniezauważyłapaniniczegopodejrzanego?

—Nierozumiem?

—Chodzimioto,czyniktniezaglądałpodbylepretekstem,niewystawałnaulicy,nie
wypytywałpaniowyposażeniewillialboozwyczajestarszejpani?

—Nieprzypominamsobie.

—Amożewpadłpaniwokoktóryśztychmężczyzn?

MazurekwyciągnąłzkieszenikilkazdjęćipodałjeMurasiowej.Wzięłajezlekkim
wahaniemizaczęłauważnieprzyglądaćsiętwarzom.Porucznikbacznieobserwował
kobietę,ależadnazfotografiiniewywarłananiejwiększegowrażenia.Wkońcu
obojętnieodłożyłazdjęcianastolik,przyktórympiliherbatę.

—Żadnegoznichniewidziałam—zapewniłaoficera.

—Szkoda.

—CzyżbytowłaśniektóryśztychtypówzabiłpaniąMieczysławę?—wyraźniesię
zaniepokoiła.

background image

—Śledztwojestjeszczewtoku—odparłwymijająco.—Dlategomusimyprzesłuchiwać
wszystkichkrewnychiznajomychpaniPłateckiej,atakżesprawdzaćalibiróżnych
łobuzów.

—NiechpanporozmawiazAdamemLeszczynia-kiem—podpowiedziała.—To
adwokat,znasięnaludziach.

—Częstoodwiedzałswojąciotkę?

—Raznatydzień,czasemrzadziej.

—Ajegobrat,Paweł?

—Toniesąrodzenibracia—konfidencjonalniezniżyłagłos.—Najmłodszazsióstrpani
Płateckiej,świętejpamięcipaniMagdalena,wyszłazamążzawdowca,niejakiego
BernardaLeszczyniaka.PanAdambyłjegosynemzpierwszegomałżeństwa.

MurasiowanajwyraźniejmiałazamiarwprowadzićMazurkawtajnikikoligacji
rodzinnychMieczysławyPłateckiej,aleprzerwałjejdonośnydzwonekprzydrzwiach
wejściowych.Zerwałasięzkrzesłainadzwyczajżwawo,jaknaswojąsześćdziesiątkęz
okładem,pobiegładoprzedpokoju.Momentpóźniejwotwartychdrzwiachpojawiłasię
Bogojska.

—Dzieńdobry,paniJadziu—zaczęłaspiesznie.—Przepraszamzanajście,ale
pomyślałamsobie,żeskoromapaniterazwięcejczasu,mogłabypanizająćsięwilląpana
Mareckiego._^

—Toduzydom.—WgłosieMurasiowejdałosięwyczućniezdecydowanie.

—NiewielewiększyniżciociMięci,adotego,comiałapaniuniej,dołożylibyśmyz
tysią“człotychmiesięcznie

—Awystarczyłobyposprzątaćcodrugidzień?

—Napewno

15

—No,dobrze—zgodziłasięMurasiowa.—Odkiedymamzacząć?

—Najlepiejodjutra.—Alicjasięgnęładotorebki.—Tusąklucze,aadrespanizna.

—Będęrano,oósmej

—Jerzysięucieszy…O,panporucznik!—DopieroterazBogojskazauważyłaoficera.
—Złapałpanjużtegobandziora?

—Totylkokwestiaczasu—zapewnił.

—Bardzobymchciała,żebysiępanuudało.

—Przyokazji—zachęcającymgestemwskazałrozłożonenastolikufotografie—może
izucifabypaninatookiem?

Niedałasięprosić.Usiadłanakrześle,zajmowanymjeszczeprzedchwiląprzez
Murasiowa,izaczęłaprzeglądaćzdjęcia.Trzypierwszeniewzbudziłyjejzainteresowania,
aleprzyfotografiiDrzewieckiegowyraźniesięzawahała.

background image

—Widziałajużpanitegomężczyznę?—Mazurekzareagowałnatychmiast.

—Takmisięwydaje—przytaknęłamachinalnie.—Chociaż,prawdępowiedziawszy,
niedałabymgłowy…

—Zdjęcieniejestnajnowsze.Terazmożeonwyglądaćniecoinaczej.

—Nigdyniegrzeszyłampamięciądotwarzy—usprawiedliwiłasięprzedoficerem.—
Czasemzdarzamisięnawet,żena

znajomychpatrzęjaknaobcych.

61

—Nieprzypominasobiepani,gdzieikiedymogłagospotkać?

—Niestety—westchnęła.

—Wielkaszkoda.

—1mniejestprzykro.—PodniosłasięzmiejsJca.—Ale,ale!Jateżmamdlapana
fotografięJ—SięgnęładotorebkiipodałaMazurkowinienajnowszezdjęcie.—Kiedyś,
przyokazjijakiejśim-]prezy,ciociapożyczyłamiszafirowekoniczynkiJJeślipańskim
kolegomudasięzrobićpowiększeńnie,będziepanwiedział,jakwyglądałytekolczyki.I

Porucznikspojrzałnafotografię.UśmiechniętaAlicjatrzymałapodrękęszczupłego,
przystojnegcbrunetazdelikatnymwąsikiem.

—TochybaniejestpanMarecki?—zapytamimowolnie.

—Jegostarszybrat,Benedykt.—Wyraźnieposmutniałanasamowspomnienie.—On
już‘nieżyje

—Przepraszam—zreflektowałsięoficer.—/zazdjęcieserdeczniedziękuję.—Jedenz
kolczykówbyłnawetdosyćwyraźny.—

Dowstępneidentyfikacjiwystarczy,apóźniejitakpokazemkomuśzpaństwaodzyskaną
biżuterię.

Bogajskapożegnałasięiruszyładowyjścia.NitspełnakwadranspóźniejMazurek
równieżopuśćmieszkanieMurasiowej.

WsiadającdosłużbowegffiataprzypomniałsobieodoktorzeBobrowskim.Ni(
spodziewałsięwprawdzie,byrozmowazlekarzenwniosłacokolwiekdośledztwa,byłato
jednakkolejnarutynowaczynność„dozaliczenia”.

Niewysoki,szczupłymężczyznaomlecznobiałychwłosachpowitałporucznikadość
obojętnie.Znaleźli5ięwmaleńkim,ciemnympokoikuisiedlinawysłużonejwersalce.

—SłyszałemotragediiMieczysławyPłateckiej—westchnąłzesmutkiem.—Zwolna
Warszawazaczynaprzypominaćdzikizachód.

—Niedopuścimydotego—zapewniłoficer.

—Mamnadzieję.

—CzęstobywałpannaDygasińskiego?—Mazurekwolałnietracićczasunateoretyczne
rozważania

background image

0przestępczościwstolicy.

—Codwa,trzytygodnie.

—PaniMieczysławachorowałanaserce?

—Inacukrzycę—odpowiedziałBobrowski.—Zresztąjednozdrugimmiałodośćbliski
związek.

—Słyszałem,żepańskapacjentkatrafiłanietakdawnodoszpitala.

—Tobyłotrzylatatemu.Stwierdziłemwtedyzapaść.Naszczęściepodobnesensacjejuż
sięniepowtórzyły.

—AcukrzycaPłateckiejnieprzysparzałapanukłopotów?

—PaniMieczysławaregularnieprzyjmowałainsulinę.Kiedyśwprawdzieprzezpomyłkę
przedawkowałalek,aleakuratniebyłasamawdomu.Ktoś

1rodzinynatychmiastmniezawiadomił.Podałemglukozęiskończyłosięnastrachu.

PrzedpowrotemdoUrzęduSprawWewnętrznych

6$

62;

porucznikpostanowiłzłożyćjeszczejednąwizyiJBielińskiemu.Tymrazemdrzwi
otworzyłmusampaser.Całąlewąpołowętwarzymiałdwukrotniewiększąniż
normalnie,apotężny,siniejącyjużkrwiakunasadyszczękiświadczyłwymownie,cosię
stało.

—Ktopanatakurządził?—MazurekpopatrzynaBielińskiegozeszczerym
współczuciem.

—Ząbmnieboli.—gospodarznawetniezadbał,bykłamstwomiałopozory
wiarygodności.

—Zawszetwierdziłem,żeDrzewieckitokiepskidentysta.Złożypanskargę?

—ChybadoświętegoPiotra.—Bielińskiwzru;szyłramionami.—Wolęjużodsiedzieć
czterdzieściosiem,niżznowuoberwać.

IX

•da

Długi,przenikliwybrzękzaświdrowałwuszach,wniknąłwgłąbczaszki.Stefański
machnąłręką,jabychciałodpędzićjakiegośdokuczliwegoowadPomogło,aletylkona
moment.Przedkolejnymatakiembrzęczeniazasłoniłsiępoduszką.Itymrazemstarczyło
ledwonatrzysekundy.Trzecisygnałsprałwił,żekapitansiadłnałóżku.Idopieroteraz
zorierjtowałsię*,żetodzwonistojącynaregaletelefon.FJomackuzapaliłlampkęi
sięgnąłposłuchawkę.

—Halol—warknąłwściekle.

—Toty,Jasiu?—Głoswsłuchawcebyłniepok

64

background image

jącoznajomy.—Wysyłampociebieradiowóz.Wciągajportkiiszykujsięnawycieczkę
doKampinosu.

—Całujpsawnos!J

—Jawiem,żejesttrzeciawnocy.—Oficerdyżurnyanimyślałdaćzawygraną.—
Chciałemznaleźćkogośinnego,alewszyscysąnaurlopach,zwolnieniachalbowterenie.
Niemaminnegowyjścia.

—Ajajestempodwóchdobachsłużbyiżadnaludzkasiłanieruszymniezdomu.

—Jasiu,tamznaleźlitrupa.

—Powtórz!—Kapitanoprzytomniał,choćjeszczeniecałkiem.f

—Półgodzinytemu,podDziekanowem,ktośnatknąłsięwlesienadziewczynę.Wiem
tylkotyle,żenieżyje.

—Jasnacholera!

—Pojedziesz?

—Chybaniemaminnegowyjścia.

—Wiedziałem,żemogęnaciebieliczyć.Namiejscuzorientujeszsię,cojestgrane,iw
raziepotrzebydaszmiznać.

WradiowozieopróczkierowcysiedziałchorążyPozorskiibarczystyekspertzZakładu
MedycynySądowej.Stefańskiprzywitał

sięznimiiwcisnąłwkąt.Trzeciawnocyniesprzyjałatowarzyskimpogawędkom,silnik
polonezapracowałmonotonnieikapitannawetniezauważył,kiedyzamknęłymusię
powieki.

16—Szafirowekoniczynki

65

Obudziłogoenergiczneszarpnięciezaramię.Otworzyłoczyidostrzegł,żestojąnaleśnej
drodze,tużzagazikiemmiejscowegoposterunku.Wysiadłzradiowozuionicniepytając
ruszyłzadrobnym,niewysokimkapralem,okrótkoprzyciętejczuprynie.Szliledwo
kilkanaściesekund:Niespełnadwadzieściametrówodskrajudrogiciągnąłsiępłytki,na
połyzarośniętyrów,pamiętającychybajeszczeczasywojny.Kapralprzystanąłioświetlił
latarkąjegodno.Stefańskipochyliłsięipoczułnieprzyjemnydreszcz.W

rowieleżaładwudziestokilkuletniachyba,długowłosablondynkawletniej,wzorzystej
sukience.

—Zróbciekilkazdjęć,zanimzejdziemyzdoktoremjąobejrzeć—poleciłkapitan.

—Przednaszymprzyjazdemzłaziłojużdorowuconajmniejztuzinciekawskich—
ponurozauważyłkapral.—Jeślinawetbyłyjakieśślady,tojezadeptali.

—Mimowszystkocyknijmykilkafotek—wtrąciłsięPozorski.—Diabliwiedzą,cosię
kiedymożeprzydać.

Odstronydrogidobiegłcichywarkotnadjeżdżającegowłaśniekolejnegoradiowozu.

background image

Stefańskipomyślałsmętnie,żew

aktualnymstanierzeczyposiłkiniewielepomogą.Odruchowosięgnąłpopapierosa.Tak
czyinaczejwypadałoniecopoczekać.

Minąłdobrykwadrans,nimkapitanzbrodatymekspertemznaleźlisięnadnierowu.Przez
dłuższą

66\d

chwilęprzyglądalisiębaczniezwłokom.Wkońculekarzznieukrywanymzakłopotaniem
podrapałsięwczoło.

—Napierwszyrzutokaniewidaćżadnychobrażeń—mruknął.—Niktjejniebił,nie
gwałcił,niewyłamywałrąk.

—Jaka,pańskimzdaniem,mogłabyćprzyczynazgonu?

—Bezsekcjizwłokpanuniepowiem.

—Niemapanżadnychpodejrzeń?

—Jestemciemnyjaktabakawrogu!—sapnąłzezłością.—Niechpanmiwierzy,że
podobnychumrzykówwidywałemjużcałedziesiątki,alezawszewłóżkachszpitalnych,
nigdywlesie!

—Nodobrze.—Oficerwolałniedrażnićitakzdenerwowanegoeksperta.—Zaczekajmy
dosekcji.Terazchciałbymtylkowiedzieć,jakdługodziewczynależywtymrowie.

—Okołodoby.

—Dokładniej?

—Obawiamsię,żeitymrazemniebędęwstaniezaspokoićpańskiejciekawości.

—Nierozumiem?

—Widzipan,oilesięniemylę,zwłokibyłyprzemieszczanepośmiercidziewczyny,ito
nieraz.

—Cotakiego?!

—WZakładzieMedycynySądowejdokładniezbadamyplamyopadoweibyćmoże
dowiesiępanczegoświęcej.Naraziemusizadowolićpanato,copowiedziałem.

67da

—Akiedynastąpiłzgon?

—Jakieśdwiedobytemu.Prawdopodobniewnocyzczwartkunapiątek,między
dwudziestąadwudziestączwartą.

—Skorotwierdzipan,żezwłokileżąwtymlesiedopieroodzeszłejnocy,toco,udiabła,
działosięznimiprzezcałypiątek?

—Tojużpańskiezmartwienie,aniemoje.—Lekarzwzruszyłramionami..—Aswoją
drogąniezazdroszczępanuśledztwa…

ChcącniechcącStefańskimusiałprzyznać,żeekspertmaniestetyrację.Westchnąłciężko

background image

izamie-‘rzałwłaśniewygramolićsięzrowu,kiedyusłyszał’głosdoktora.

—Niechpanrzuciokiemnajejprzedramię.Kapitanprzyklęknął,przyświeciłsobie
latarką

iniewielebrakowało,azakląłbygłośno.

—Narkomanka!—syknąłprzezzęby.

—Wkażdymraziemapełnośladówpowkłu-ciachidałbymgłowę,żeżadnaztych
iniekcjiniebyładziełemfachowej

pielęgniarkialbolekarza.

—Nocóż,tomożewielewyjaśnić.Nazachodzieczęstosąprzypadkizgonunarkomanów
naskutekprzedawkowanianarkotyku.

—Owszem—przytaknąłekspert,alewjegogłosieniebyłoprzekonania.—Takczy
inaczejpowtarzam,żemusimyzaczekaćzostatecznymiwnioskaminasekcję.

Nadrodze,przymilicyjrłymgaziku,czekałnaofi-j

683

ceraznajomykapral.Ziewałniemiłosiernieiwidaćbyło,żemajużdosyćdzisiejszejnocy.

—Czyznalezionodokumentytejdziewczyny?—zagadnąłStefański?

—Niestety—odparłfunkcjonariusz.—Przyde-■natceniebyłoanitorebki,aniniczego
wtymrodzaju.Oczywiścieniemożnawykluczyć,żektośjąokradł,zanimznalazłemsię
namiejscu—dorzuciłniepewnie.—Ludziesąróżni.

—Aktozawiadomiłoznalezieniuzwłok?

—MirekZajdaiKaśkaMorawska.—Wskazałnasiedzącychnaskrajudrogimłodych,
ludzi.—Dzie-‘wczynazporządnejrodziny,choćnamójgustzaczęstowłóczysięz
chłopakami,aontrochęrozrabiaka,alewiększychkłopotównigdyznimniemiałem.

—Októrejprzyszlidopana?

—Gdzieśkołowpółdotrzeciej.ZarazdałemznaćdoWarszawy,asamwziąłemichdo
gazikaipojechałemsprawdzićna

miejscu.

—Wspomniałpan,żeprzedpańskimprzybyciemprzyzwłokachkręciłosięwięcejosób.

—Znajomitamtychdwojga—potwierdziłkapral.—Pogoniłemtowarzystwododomu,
żebynieprzeszkadzali.Nawszelki

wypadekspisałemtylkoichnazwiska,niesądzęjednak,bymoglipowiedziećcoś
mądrego.

Oficerpodziękowałskinieniemgłowyiziewającniemiłosiernieruszyłkusiedzącymprzy
drodze.Natwarzachobojgaznaćbyłoprzeżyciaostatniejnocy.

693

Dziewczynatuliłasiędochłopaka,trochęzzimnaJalebardziejchybazestrachu,aten

background image

próbowałnadrabiaćminą,choćionczuł

sięniewyraźnie.

—Towyścieznaleźlizwłoki?—Stefańskipostarałsię,bypytaniezabrzmiałomożliwie
łagodnie.

—Byliśmynazabawie—zacząłZajda,zerkającniepewnienaMorawską.

—Niechciałowamsięwracaćprostododomu]ipostanowiliścieprzejśćsiępolesie—
podpowiedziałkapitan.

—Nowłaśnie—przytaknęlizgodnie.

—Samiwybraliściesięnatenspacer?

—Całąpaczką—wyjaśniłaMorawska.—Poszłonaszdziesięćosób.

—Cobyłodalej?

—MyzKasiązostajiśmytrochęztyłu.Niewiemjjaktosięstało,alezboczyliśmyz
drogi.—Mirekurwałnamoment,odetchnął

głąbokoiciągnąłdalej.—Zobaczyliśmytamtenrówiposzliśmyjegobrzegiem.

—Wtedyzauważyliściedziewczynę?

—Właśnie.

—Zarazpobiegliściedokaprala?

—Niezupełnie.—Morawskaenergiczniepotrząsnęłagłową.—Najpierwpomyśleliśmy,
żemoże]zasłabłaalbośpi.DopierokiedyMirekzszedłdo’rowuijejdotknął…

—Zawołaliścieznajomych?

—Niewiedzieliśmy,corobić,musieliśmysięnaradzić.

—Wszyscyoglądalitędziewczynę?

—Tylkochłopaki.Jabałamsiędoniejpodejść…EwkaMotycka,KryskaPiątekiGośka
Gorbackateż…

—Przeszukiwaliścienajbliższąokolicę?

—Trochę.

—Aprzypadkiemnieprzyszłokomuśdogłowyzaopiekowaćsiętorebkądenatki?

—Coteżpan,paniewładzo!—Oburzylisię.—Onaniemiałażadnejtorebki.

—Jużdobrze.—Oficernienalegał.—Ileczasuupłynęłoodmomentuznalezieniatrupa
doprzyjazdukaprala?

—Niktniepatrzyłnazegarek.

—Godzina?

—Naprawdęniepotrafimypowiedzieć.Namwydawałosię,żetrwałotobardzokrótko,
alepankapralLatochaokropnie

background image

krzyczał…

—Specjalniemusięniedziwię—westchnąłStefański.—Pozacieraliścieślady,nie
pobiegliścieodrazudoniego…

—Wkomisariacieniebyłonikogo,apanakapralamusieliśmywyciągaćzłóżka.—W
głosieZajdyzabrzmiałanutaurazy.—

Gdybyśmydoniczegosięnieprzyznali,trupdalejleżałbywrowieipieszkulawąnogą
niemiałbydonaspretensji.

—Dobrze,jużdobrze.—Kapitanzrozumiał,żedalszepouczeniainarzekanianiczego
niezmienią.—Przecieżjadowasnicniemam.Powiedzciemitylko,czynigdyprzedtem
niewidzieliścietejdziewczyny?

70-

7fc

—Tonietutejsza—stwierdzilizgodnie.

—Możeprzyjechaładokogoś?

—Tegotojużmyniewiemy.

—Bowidzicie,onabyłaztych,cołykająprochyjwąchająróżnepaskudztwairobiąsobie
zastrzyki,i

—Skądpanwie?—OczyMorawskiejzrobiłysięlokrągłezezdumienia.

—Potopracujęwmilicji,żebywiedzieć—od-iparłwymijająco.—Alemożeciemi
wierzyć,tonarlkomanka.

,—Takijedenunasteżłykaprochy…

—Kaśka!—MirekomalniezatkałMorawskiej|ust.—Niktcięniepytał!

—Owszem,japytałem!—Tymrazemgłosoficejrazabrzmiałtwardo.—No,proszę,
któżtozmiejsjcowychgustujew

narkotykach?

—KiedyjatylkoJak.—Dziewczynachciałasi^wycofać.

—Czywynierozumiecie,żetruptocośżnacznidpoważniejszegoniżjakieśtam
prochy?!

—Chcepan,żebyśmysypnęlikolegę?—Zajdalpojął,żenawykrętyjestjużzapóźno.

—Głowymunieurwę,amożerozmowaznimiułatwimiznalezieniezabójcytej
dziewczyny.

—Mapanrację.—KatarzynazdecydowałasięlwziąćstronęStefańskiego.—Ten
chłopak,októrymjmówiłam,toJanek

Szymczewski.

—Byłtutajrazemzwami?

—Onniechodzinazabawy,anidolasu.Pocałychdniachsłuchakasetalbooglądavideo.

background image

18

—Gdziemieszka?

—KapralLatochapanupokaże.

NiespełnadziesięćminutpóźniejkapitansiedziałwzdezelowanymgazikuLatochy.
Kapraldusiłgaz,jakgdybyjechalipogładkiejszosie,anieleśnejdrodze.Trzęsło
niemiłosiernie.Wkrótcezresztąskrajlasumielijużzasobą.Słońcewłaśniewzeszłoi
zrobiłosięwidno.Latochawjechałmiędzypierwszezabudowania,skręciłwprawo,
późniejwlewo,wreszcieprzyhamowałprzedokazałąwilląwdużym,starannie
utrzymanymogrodzie.Zotwartegogarażuwyjeżdżałakuratcytrynowymercedes,aprzy
bramiestałapostawnaszatynkawewłochatymswetrzeiznoszonychdżinsach.

—Mojeuszanowanie,paniSzymczewska!—Kapralpierwszywyskoczyłzgazika.—Co
to,słońcedopierocowstało,apanimążjużwdrogę?

—Trzebarobić,żebyzarobić,panieLatocha!—odparłalekko.—Zresztą,jakwidzę,nie
tylkomójmążpracujeprzyniedzieli.

Silnikmercedesaumilkłizwozuwysiadłtęgiblondynozaczątkachłysinyisumiastym
wąsie.Zmierzyłprzybyłychuważnymspojrzeniem,alezjegookrągłej,dobrodusznej
twarzyniemożnabyłowyczytaćniczegopozalekkimzaciekawieniem.

—Witamprzedstawicieliładuiporządku—uśmiechnąłsięszczerze.—Panowiedo
mnie?

—Pragnęlibyśmyzamienićkilkasłówzpańskimsynem.—Kapralodrazupodałcel
wizyty.—Spodziewamysię,żeniemapannicprzeciwkotemu.

—Nawetgdybymmiał,niczegobytoniezmieniło.—Szymczewskiwzruszył
ramionami.—Możnawiedzieć,ocochodzi?

—Chcielibyśmy,żebynampomógłprzyidentyfikacjipewnejosoby.

—Czycośsięstałoktóremuśzjegoznajomych?

—PanieSzymczewski!—Latochaniechciałsięwdawaćwzbytecznądyskusję.

—Wporządku.—Właścicielmercedesadłużęnienalegał.—Zosiu,kochanie,obudź
Jasia—poprosiłżonę.—Niechwskoczywportkiizejdziedopanów.

Upłynęłodobrychdwadzieściaminut,nimnapodwórkupojawiłsięmłodySzymczewski.
Niewysoki,chorobliwiewychudzonyblondynekoziemistejcerzeipodpuchniętych
oczachniewyglądałnawetnaosiemnaścielat,aleporuszałsięociężale,jakgdybyliczył
conajmniejtrzyrazytyle.Ześmierteinieznudzonąminąpodszedłdobramyibezmyślnie
wlepiłwzrokwmilicyjnysamochód.

—Tengratjeszczesiętelepie?—rzuciłprowokująco.—Choćbymidopłacili,nie
wsiadłbymdoczegośtakiego.

—Wsiądziesz,itozadarmo!—Kapralażpoczerwieniałzezłości.—No,naco
czekasz?!

—Ależ,paniewładzo!—Janeknatychmiastspuściłztonu.—Mamamówiła…

background image

—Niedyskutuj!—wtrąciłsięStefański.—Ipamiętaj,żeznamilepiejgrzecznie.

Poskutkowało.Chłopakbezsłowawsiadłdogazikaiprzycupnąłnawskazanymmiejscu.
Jechalizfasonem,trzęsłowięc

przeokrutnie,zgrzytałaprzytymskrzyniabiegów,jęczałyresory,alechłopaknieodważył
sięjużnażadneuszczypliweuwaginatematwozu.

Kilkaminutpóźniejznaleźlisięnaleśnejdrodze.Latochazatrzymałsamochódprzy
czekającychradiowozachiwszyscytrzejpomaszerowaliwkierunkurowu.Zwłoki
dziewczynybyłyprzykrytejakimśkocćm.Kapitanbezzastanowieniazeskoczyłnadno
rowuijednymszarpnięciemzerwałnakrycie.

—Poznajesz?—rzuciłostrodoSzymczewskiego.Chłopakodwróciłsięgwałtowniei
zasłoniłrękami

twarz.Niewielebrakowało,byzwymiotował.Jeszczeprzezdłuższąchwilędyszałciężko,
razporazocierałpotzbladejtwarzy,wreszciedoszedłniecodosiebie.

—Znałeśją?—PytanieLatochybrzmiałodośćłagodnie.

WodpowiedziSzymczewskipotrząsnąłprzeczącogłową.Stefańskinakryłkocemzwłokii
wygramoliłsięzrowu

—Jeślinaprawdęwidziałeśjąpierwszyrazwżyciu,toczemu,udiabła,ażtakcię
ruszyło?—zapytał.

—Przecieżonanieżyje—wyszeptałchłopak.

—Gdybyżyła,nieprzywozilibyśmyciętutaj—żachnąłsięStefański.—Aswojądrogą,
natwoichkolegachtrupniezrobił

takiegowrażenia.

19

74

—Niewiemjakoni,alejanieznoszętakichwi-idoków.

Szymczewskiodetchnąłgłębokoiodwróciłsię,bylodejśćodrowu,alewtymmomencie
oficerchwycił!gozalewąrękęiszybkimruchempodciągnąłrękawkoszuli.Przedramię
Jankawyglądałoniemalidenty-Jczniejaktamtejdziewczyny.

—Widzisz,chłopie,onateżsiękłuła—powie-Jdziałtwardo.—Ktowie,czyniedlatego
leżymartwa.

—OBoże!—Chłopakzachwiałsięnanogach.—Przedawkowała?

—Niewykluczone.

—Przynajmniejmiałapięknąśmierć.

—Tyrównieżchciałbyśtakumrzeć?

—Nie!Dlaczego?

—Coużywasz?

background image

—Morfinęalbokompot.

—Ktocidostarczanarkotyków?

—TakijedenzWarszawy.Odrabiawojskowszpiltaluimorfinymożemieć,iledusza
zapragnie.

—Jegonazwisko,adres?

—Wiemtylko,żemanaimięWitekimieszkanalGagarina…Orany,alepanmnie
podszedł!—Janellzłapałsięzagłowę.—

Zasypałemczłowieka!

—Kiedyśmipodziękujesz.—Stefańskiklepną|chłopakaporamieniu.—Ale,ale!—
przypomniałsobiejeszcze.—Powiedziałeśomorfinie,ajachciałbymusłyszećtakżeo
słomiemakowejnatenwaszkjjrpBfltooo|,mn,uJ

—Zesłomąbyw?różnie.—Szymczewskidałzawygraną.—Paręrazyzałatwiłmiją
Witek,późniejmiałemkontaktzjegokumplemRokim,awkońcudogadałemsięze
znajomąRokiego,Danka.

—Jakznaleźćtamtądwójkę?

—Spotykałemsięznimiwpasażuzadomami„Centrum”.

—Niewiem,czyniebędzieszmusiałmiichpokazać.

—Alepanniezakapujemoimstarym,żećpałem?

—Tosięjeszczezobaczy…

X

Drzewieckiodrzuciłkociziewającgłośnopodniósłsięzłóżka.Spojrzałnazegarek.
Minęławłaśniedziesiąta,nicwięcdziwnego,żekiszkigrałymumarsza.Bezpośpiechu
pomaszerowałdomaleńkiejkuchenki.Odkręciłzawórprzybutlizgazeminastawił

wodęnaherbatę.Zajrzałdolodówki.ZprzywiezionychmuprzezPawłaLeszczyniaka
wiktuałówpozostałyjużtylkodwatopioneserkiikawałeksalcesonu.Przypomniałsobie,
żedzisiajniedziela,izakląłpodnosem.Zuzupełnieniemzapasówmusiał

poczekaćdoponiedziałku.

Chcącniechcącwyciągnąłzszafkiprzedwczorajszychlebizabrałsiędośniadania.Z
niechęciąpomyślałoczekającymgodniu.

Podobniejakpoprzedniemiałgospędzićsamotniewszczuplutkiejdaczy.Prawdę
powiedziawszymiałjużtegodosyćigdybyniestrachprzedmilicją,jużdawnowróciłby
doWarszawy.

Zjadłchlebzresztąsalcesonu,,wypiłgorzkąherjbatęiwyszedłprzeddomek.Na
sąsiedniejparceli,zaniewysokąsiatką,ganiałosiędwóchhałaśliwychdziesięciolatków,u
sąsiadówzdrugiejstronytęgablondynawymyślałanieruchawemumężowi,żeoc
ubiegłegorokunienaprawiłzłamanegoschodka;niecodalejjakiśsiwyjegomośćw
podkoszulkuikrótkichspodenkachmajstrowałzapamiętaleprzysilnikuwiśniowego
fiata.NiktniezwracałuwaginaFranciszka.Przynajmniejnarazie.

background image

Drzewieckibezmyślniewodziłwzrokiempodziałjceinaglewpadłamuwokoleżąca
przysiatcezapiaszczona.butelkapopiwie.

Tozadecydowało.Wrócidodomkupopieniądze,achwilępóźniejzamykajużfurtkę.Od
najbliższegobarudzieliłygodobredwakwadransemarszu,aleongotówbyłterazdl;
jednegokufelkapopędzićnawetdosamejWarszawy.

Czterystolikipodparasolamiprzyniewielkimpawilonikuwystarczałyledwodla
dziesiątejczęśćamatorówmałegojasnego.Namurku,schodkachanawetwprostna
trawierozlokowałysięmniejszeiwiększegrupkipiwoszów.Rozprawialigłośniotymi
owym,cochwilawybuchałyśmiechy,ależemałoktomiałjeszczewczubie,więcnie
dochodziłeldoostrzejszychkontrowersji.

73PX

pranciszekzacząłskromnie,oddwóchbutelek.ljSiadłsamotnienatrawieizawartość
pierwszejznichprzełknąłnieodrywającszyjkiodust.Od-^ekałchwilęijużbez
pośpiechupociągnąłzdrugiejparęłyków.Przyszłomudogłowy,żepopełniłjjiąd,nie
kupującodrazuwiększegozapasu.Kolejkap0piwoprzesuwałasięwprawdziesprawnie,
liczyłajednakprzynajmniejze

trzydzieściosób,cooznaczałopiętnaściedodwudziestuminutstania.

Znówpociągnąłkilkałykówistwierdziłniebezża-u,żezostałomuledwoćwierćbutelki.
Pochwiliwahaniawypiłresztęizciężkimwestchnieniemru-,7yłnakonieckolejki.

Odupragnionegoceludzieliłogojeszczepięćczyiześćosób,kiedydyskretnieprzysunął
siędoniegoliski,tęgiblondynopiegowatejtwarzyisiniejącym■osie.

—Kupmi,koleś,zecztery—szepnął,wsuwającJorękizwiniętybanknot.—Niemam
zdrowiaster-:zećwtakimogonie.

Franciszekzamierzałjużprzepędzićintruza,wos-atnimjednakmomencie,niewiedzieć
czemu,po-tanowiłspełnićjegoprośbę.

Bezsłowaschowałpierdzędokieszeni,ablondynowiwskazałzwalniają-iesięmiejscena
murkuotaczającympawilon,ihwilępóźniejsiedzielijużrazem,przyimponują-Ibaterii
butelek..

—Zenekjestem!—nawidokpiwatwarzpiegowategopojaśniałą.-‘«»■1■‘■>79R>

—Franek.

—No,tozdrówko!Wypilipobutelce.Zenekpoklepałsięzlubośd

powydatnymbrzuchuizerknąłciekawiena

Dr.cew

ieckiego.

—Nigdyciętujeszczeniewidziałem—zagadnął

—JestemzWarszawy.—Franciszekniewidzgpowodu,byrobićtajemnicęzmiejsca
swegochodzenia.—Dopieroco

przyjechałem.

—Zimąmożnatubezproblemuobrobićjejidrugądaczę,aleterazzadużytłok…

—Nieopłacalnyinteres.—Drzewieckiwzrułramionami.—Pozabutląnagazikilkoma

background image

dupejlaminiczegowtafimdomkusięnietrafi.

—Jatylkotak!—ZeneknierozwijałtematuNadługoprzyjechałeś?

—Jeszczeniewiem.

—Jeślichcesz,moglibyśmyzorganizowaćmałejpokerka.Skrzyknęłobysiękilku
chłopaków,załatwiło]butelczynę…

—Czemunie.—Franciszeknieprzejawiałzbytniegoentuzjazmu.

—No,tokiedy?—Zeneknerwowymruchemzatarłręce.—Akuratmamwolnąchatęi
dzisiajmożn^byzagraćumnie.

—Aniedałobyradyściągnąćjakiejśchętnejdziewuszki?—Drzewieckiobleśnieoblizał
wargir

background image

j

—Jesttaka—stwierdziłZenek.—Niewiemtył

ko,czypoostatniejaferzezechceprzyjść.

80

—Jakiejznowuaferze?

—Totynicniesłyszałeś?—Grubaszniedowierzaniempotrząsnąłgłową.—Dzisiajw
nocyznaleźliwlesietrupadziewczyny.

CałyDziekanówoniczyminnymniemówi.

—Powiadasz,żeznaleźlitrupa?—Franciszekpoczułnaplecachnieprzyjemnydreszcz.
—Ktośbab-J<ękropnął?

—Bankowo!Inaczejmilicjanieprzekopywałabycałegolasuiniewęszyłapochałupach.

—Uciebieteżjużbyli?

—Naraziezostawilimniewspokoju,alezsamegoranazjechalidosąsiadów.Ich
chłopakazabralinawetnakilkagodzin.

—Ażtak?!

—Acomyślałeś.PodobnowszystkimrządzijakiśkapitanzWarszawy,anaszkapral
Latochatylkopodpowiadamu,gdziekogoszukać.

Drzewieckisięgnąłpokolejnąbutelkę.Piłwolno,starającsięzebraćmyśli.Czuł,żegrunt
zaczynamusiępalićpodnogami.

Zasłyszaneprzedchwiląwieściwskazywały,żedalszypobytwDziekanowiebyłtaksamo
niebezpiecznyjakwWarszawie.Ztymżetammógłprzynajmniejliczyćnaczyjąśpomoc.

Sro.■K,nl

background image

ei

20

Mijaładwudziesta.StefańskizPozorskimwsiadaliwłaśniedosłużbowegopoloneza,
kiedynaopustoszałymparkingupojawiłsięMazurek.

—Cześć,Michał’—Kapitanuśmiechnąłsiędokolegi.—Cosłychać?

—Szlagbytotrafił!—Ponuraminaporucznikaświadczyłanajwymowniejojego
nastroju.—Wysłałemfonogramydo

Trójmiasta,obstawiłemmeliny,wktórychmógłbypojawićsięDrzewiecki,gdyby
przypadkiemwróciłdoWarszawy,iwszystkonanic.NadobitkęzabrałeśmiAndrzeja—
skinąłgłowąwstronęPozorskiego.—Jakwidzisz,niemampowodówdozadowolenia.

—Andrzejazabrałciszef—sprostowałStefański.—Zresztąsamchybaprzyznasz,żeja
mamrobotyodgroma,atymusiszcierpliwieczekać,ażktośprzyskrzynitegotwojego
Drzewieckiego.

—Gdziejedziecie?

—Chcemyzwinąćpewnegohandlarzanarkotyków.

—Cocitoda?

—Możeniewiele—przyznałkapitan.—Aletomójjedynyślad.Odciskipalcówtej
dziewczynyzDziekanowaniefigurująwnaszychrejestrach,amuszęjąjakoś
zidentyfikować.

—Wieszco,mojastaraitakmadzisiajdyżurwszpitalu,więcpojadęzwami—
zdecydowałsięMazurek.

82£8

PółgodzinypóźniejradiowózzatrzymałsięprzedjednymzblokówprzyulicyGagarina.
Oficerowiewysiedlizpolonezaipomaszerowalinaklatkęschodową.Nawetniemusieli
sprawdzaćspisulokatorów.Dobiegającazpierwszegopiętrahałaśliwamuzyka
świadczyłanajlepiej,gdziemieszkaznajomymłodegoSzymczewskiego.

Namomentzatrzymalisiępoddrzwiamiizaczęlinasłuchiwać.

—Tamjestchybaprywatka—mruknąłMazurek.—Ciekawe,czytowarzystwopreferuje
trawkę,czyszprycę.

—Szkodaczasu—zawyrokowałStefański.—Wchodzimy!

Pozorskienergiczniezastukał.Minęłodobrepółminuty,nimszczęknęłazasuwaiw
otwartychdrzwiachstanąłszczupły,rozebranydopołowyszesnastolatekonastroszonej
niczymujeżozwierzaczuprynie.Nawidoknieoczekiwanychgościcofnąłsię
wystraszony.

—Panowiedokogo?—wybąkał.

background image

—DoWitoldaGostyńskiego.—Kapitanzdecydowanymruchemodsunąłnabokchłopca
iwszedłdoprzedpokoju.

—Jesttam!—Pankwskazałdalszączęśćmieszkania.—Ale,panowie…

Nawetniespojrzelinaniego.Ruszyliwszyscywewskazanymprzeznastolatkakierunkui
pokilkukrokachzatrzymalisięwprogupokoju.Wśrodku,

83S

wnastrojowympółmroku,pulsowałykolorowody-|skotekoweświatła.Napodłodze
szerokimkręgiem]siedziałokilkapółnagichdziewczynichłopaków!Wszyscyoni
podobniejakten,któryotworzyłdrzwiJniemoglimiećwięcejniżpojakieśpiętnaście,
szesJ

naścielat.Jednopodrugimzaciągałosiępowoliprymitywnym,grubymskrętem.
Charakterystyczny!słodkawyzapach

świadczyłwymownie,żeniejesttozwyczajnypapieros.

Pośrodku,międzysiedzącymi,wiłasiękonwulsyj-jnie,niekonieczniewtaktwrzaskliwej
melodii,naga]dziewczynaodokładniewygolonejgłowieiwielkimiczerwonymsercu
wytatuowanymnalewympośladlku.Niecozboku,podścianą,siedziałna

wersalce!znaczniestarszy,boprzeszłodwudziestoletni,bruJnetwluźnymjapońskim
kimonie.Trzymałwręku]jednorazową

strzykawkęinajwyraźniejmiałzamiaizrobićzastrzykleżącejprzynimmocno
wystraszonejpiętnastolatce.

—Nadzisiajkonieczabawy!—Stefańskiwyrwa!■zgniazdkawtyczkęmagnetofonui
włączyłgórnaświatło.—Ubieraćsię,jedziemydoPałacuMolstowskich!

Obecnijaknakomendęodwrócilisięwstronę]drzwiiprzezmomentwpokojupanowała
komplet-nacisza.Podrygującawkręgupalącychskrętadziewczynazamarławbezruchu,
asiedzącynawersalcedwudziestolatekniezdarniepróbowałukryćstrzy-jkawkępod
kimonem.

B3—Szybko!—ponagliłtowarzystwokapitan.—Niemamzamiarutuzwaminocować!

—Panniemaprawa!—Nagadziewczynapierwszaodważyłasięzaprotestować.—
Jesteśmywprywatnymmieszkaniui

możemyrobić,conamsiępodoba.Agdybymiałpanjakieśwątpliwości,toszybkozmieni
panzdanie,kiedymójtatuśpostawipananabaczność!

—Natwoimmiejscumartwiłbymsięraczejowłasnąskórę.—Stefańskibeznamiętnie
wzruszyłramionami.—Ojciecniebędziechybazachwycony,kiedysiędowie,wjaki
sposóbzabawiasięjegocóreczka.

—Ależ,panowie!Pocozarazbraćwszystkotakpoważnie?—Dwudziestolatek
próbowałzałagodzićsytuację.—Wkońcunicsiętakiegoniestało…

—MamprzyjemnośćzWitoldemCostyńskim?—domyśliłsiękapitan.

—Wrzeczysamej.

background image

—Nocóż,panuradziłbymzabraćmydło,ręcznikiszczoteczkędozębów.Nieletnich
pewnowkrótceoddamyrodzicom,alepanembędziemymusielizaopiekowaćsięnieco
dłużej.

—Zajedenmaleńkiseansikzarazdoaresztu?

—Taksięskłada,żemamykilkapoważnychtematówdoomówienia.

MniejwięcejdwiegodzinypóźniejStefańskiiGostyńskisiedzielinaprzeciwko”siebiew
niewielkimpokoikukapitana.

Zatrzymanynawetniepróbował

8foukryćzdenerwowania,aoficerspokojniepopijałcienkąherbatkęiniespieszyłsięz
zadawaniempyltań.Gdzieśzadrzwiami,nakorytarzu,szczęknęłakrata.Gostyński
wstrząsnąłsięiwierzchemdłoniotarłzczołakropelkipotu.

—Przecieżjanikogodoniczegoniezmuszałem-1wyjąkałpłaczliwie.—Sami
przychodzilidomnie!prosiliomorfinęikompot.

Czasemtrudnomibyłlsięodnichopędzić.

—Skądbrałpanmorfinę?

—Podkradałemzeszpitalnejapteczki—wyznał’zrozbrajającąszczerością.

—Przecieżnarkotykipowinnybyćzabezpieczone.

—Isą.Trzymasięjewżelaznejszafiezamykanej]nadwazamki.

—Zdobyłpanklucze?

—Poderwałemjednądziewczynę,którapracujewaptece.Trochęstarszaodemnie,ale
fajna…

—Dorzeczy.

—Kiedyśudałomisięzdobyćodciskikluczydd|szafyznarkotykami.Ojciecznajomego
mazakłalślusarski,więczdorobieniemduplikatówniemiałłemproblemów.Odtejpory
szafabyłamoja.

—Brałpantylkomorfinę?

—Nie.Copopadło.

—Długototrwało?

—Prawieczterymiesiące.

—Niktpananieprzyłapał?

—Kiedyczłowiekchodziposzpitaluwbiałymkitlu,niezwracanasiebieuwagi.Zresztą
wszyscywiedzieli,żekręcęsiękołoJoasiimogłemprzychodzićdoapteki,kiedy
chciałem.

—Atapańskadziewczynaniezorientowałasię,żebrakujenarkotyków?

—Niesądzę,bobyłbykrzyk.

—Komudostarczałpanmorfinę?

background image

—Przeważnieróżnymmałolatom.Większośćznichzwinąłpanumniewdomu.

—DokompletuzabrakłomiędzyinnymiJankaSzymczewskiegozDziekanowa—
podpowiedziałoficer.

—Prawdępowiedziawszyostatnioniezbytczęstomnieodwiedza—wyjaśniłGostyński.
—Owszem,nieprzeczę,paręrazy

załatwiłemmukilkaampułek,aleniewidzieliśmysięodubiegłegomiesiąca.

—TerazzaopatrujegoRoki?

—PanwieioRokim?—wgłosiezatrzymanegoniedowierzaniemieszałosięznutką
mimowolnegopodziwu.—Tylko,żemorfinatoniejegodziałka.Onmiewakompot.

—Skąd?

—Otomusipanjużjegozapytać.

—Chciałbymznaćadres.

—DoniedawnamieszkałnaŻoliborzuuswojejdziewczyny,DankiŁadyńskiej,ale
ostatniochybasiępokłócili.

—Jakośgoznajdę.—Stefańskizbagatelizował

9#7

01

background image

8

T’B6

sprawę.—Aprzyokazjiniechpanzerknienatgmałą.—PodałGostyńskiemufotografie
dziewczynznalezionejubiegłejnocywlesiepodDziekandwem.—Zdajesię,żeijej
dostarczałpanmorfinę.

Chłopakbezociąganiawziąłzdjęciedorękiprzezdłuższąchwilępatrzyłnanieuważnie
Wkońcuprzeczącopokręciłgłową.

—Onamusimiećinneźródło—zapewnił.—Jnigdyjejniewidziałem.

—Szkoda.

—Nawszelkiwypadekniechpanjeszczezapyta]RokiegoalboDankę.

—Właśniemamtakizamiar.

—Acobędziezamną?—Zatrzymanypopatrzyprosząconakapitana.—Powiedziałem
wszystkjaknaspowiedzi,dajęsłowo,żegdybypanmn:puścił,niewyjechałbymz
Warszawy…

—Wgruncierzeczynarkotykitoniemojaspecjalność—stwierdziłStefański.—Jutro
weźmiepanawobrotyktóryśzoficerówzwłaściwejsekcjiwtedyzapadniedecyzja,czy
zostaniepanwareszcie,czybędzieodpowiadałzwolnejstopy.

Kapitanprzekazałzatrzymanegoprofosowiiwracałwłaśniedosiebie,kiedyktóreśdrzwi
otworzysięztrzaskieminakorytarzwyszedłMazurek.Jegminawskazywała,żehumor
wcalemusięniepqprawił.

—Przesłuchiwałemtemałolatęwygolonąnazeroimamdość—sapnąłzezłością.—
lużmnieJasiu,więcejniewrobiszwżadnychnarkomanów!

ea

—Chybaniesądzisz,żewdepnąłemwtobagnoiwłasnejwoli—żachnąłsięStefański.
—Nocmamzresztązgłowy.Zakwadransmuszępojechaćpokolejnądwójkęamatorów
szprycyiprochów.

—Bezemnie.

—Tobieżyczękolorowychsnów.—Potwarzykapitanaprzemknąłironicznyuśmieszek.
—Wkońcuniktciniekazałbabraćsięwmojejsprawie.

—Chwileczkę.—Porucznikowiżalsięzrobiłokolegi.—Dokądjedziesz?

—NaŻoliborz.Jeślichcesz,mogępodrodzepodrzucićciędochałupy.

—Kogomaszzamiartutajprzytargać?—OstatniąpropozycjękapitanaMazurekpuścił
mimouszu.

—FacetaopseudonimieRokiijegobyłąprzyjaciółkęDanutęŁadyńską.

—Ładyńska,Ładyńska…—Porucznikzmarszczyłbrwiiprzezdłuższąchwilę

background image

zastanawiałsięnadczymśgłęboko.—Cdzieśjużsłyszałemtonazwisko.

—Jutroobejrzyszsobiedziewczynęwnaturze.

—Niebędęczekałdojutra.—Mazurekprzestałsięwahać.—Tochybajakaśznajoma
tejmojejbabcizDygasińskiego.

—Zbiegokoliczności?

—Kiedywgręwchodządwatrupy,przestajęwierzyćwprzypadki.

ZeStołecznejskręciliwKrasińskiegoisłużbowegopolonezazaparkowalinapodwórku
międzybloka-

89mi.Odnaleźliwłaściwąklatkęschodowąispieszniewdrapalisięnaostatniepiętro.
Stefańskinacisnąłdzwonek.Zmieszkaniadobiegłdelikatnydźwiękgongu.Odczekali
chwilęikapitanchciałjużza-dzwonićponownie,alerozległsięszczękotwieranego
zamkaiwprogustanęłaszczupła,drobnabru-netkawpomarańczowymszlafroczku.Na
pierwszyrzutokasporobrakowałojejdotrzydziestki,choćdozgołainnegowniosku
mogłyskłaniaćrozległe,siniejącerowypodjejnienaturalniewielkimioczamiicałkiem
wyraźnezmarszczkinaszyi.

—PaniDanutaŁadyńska?—upewniłsięStefański.

—Owszem.—Obrzuciłaprzybyłychniezbytprzytomnymspojrzeniem.—Panowiedo
mnie?

—Dopani,atakżedo…Rokiego.

—Jegoniema—odparłaobojętnie.—Aleproszę…

Znaleźlisięwniewielkim,wymalowanymwczerwono-czarnepasypokoju.Całejego
umeblowaniestanowiłydwarozłożonepodścianamimateracezgąbkiiniskistolik-ława,
nieliczącdużej,zbitejzledwooheblowanychdesekskrzynipodoknem.

—ZnapaniWitoldaCostyńskiego?—Kapitanzdecydowałsięprzystąpićdorzeczy.

—Znam.—Usiadłapotureckunajednymzmateraców.

—AJankaSzymczewskiego?

—Byćmoże.

—Łącząwaswspólneupodobania.—Stefańskiprzykucnąłobokdziewczynyispojrzał
jejwoczy—Morfina,kompot…

Nieprawdaż?

Wodpowiedziwzruszyłatylkoramionami.StojącyobokMazurekrównieżprzykucnąłi
bezceremonialniechwyciwszyjązaramięodsunąłrękawszlafroczka.

—Śladypowkłuciachsamesięniezrobiły!—warknąłostro.

—Skorowiecie—nawetniepróbowałazaprzeczać.

—Oddawnaużywapaninarkotyków?

—Oddawna.—Spojrzaławsufit.—Chybaodzawsze…

background image

—Rokipaniąnauczył?—StefańskimimowszystkopragnąłnawiązaćzŁadyńskąjakiś
kontakt.

—MożeRoki—przytaknęłabezmyślnie.

—Gdzieonterazjest?

—Poszedłsobie.—Ostatniestwierdzenieniebyłojużtakbeznamiętne.—Powiedział,
żeczassięrozstaćiposzedł.

—Dawnotobyło?

—Minęłyjużtrzytygodnie.

—Znalazłsobieinnądziewczynę?

—Znalazł.

—Możetę?

KapitanwyjąłzkieszenizdjęciepokazywaneprzedgodzinąGostyńskiemuipodałje
Ładyńskiej.Ledwospojrzałanafotografię.

22

—TojestRenataKreczyńska—powiedziaławolJno,przeciągającsłowa.—Roki
kombinowałznijpółrokutemu,alejakośrozeszłosiępokościach!Aterazpoznałbabę,
dobredziesięćlatstarsząoasiebie,tyleżeprzydużejforsie.

—OdjakdawnaKreczyńskanarkotyzowałasięl

—Stefańskiztrudemukryłogarniającegopodniejcenie.

—Zaczęłajeszczewogólniaku.

—Dostarczałajejpanimorfinę?

—Razczydwarazyporatowałamjąampułką,aldonamawłasneźródło.

—Jakie?

—Niechpanjązapyta.

—Onanieżvje.—Kapitanpostanowiłnietaiprawdy.

—OBoże!—Danutanerwowozagryzławarjj

—Cosięstało?Przedawkowała?

—Niewykluczonechoćpewnośćbędziemymidopieroposekcji.

—Szkodadziewczyny.

—Oddawnasięznałyście?

—Chodziłyśmydojednejklasy.“Onabyłaromłodsza,alejarazsiedziałam.

—Zkimopróczpanisięprzyjaźniła?

—ZMilkąMatuszewską.Jejstarymazakładka-jmieniarskinaPowązkachijestdalekim
krewnyrmatkiRenaty.

background image

—Kreczyńscyteżprowadząprywatnyinteres?

e

—WarsztatsamochodowyprzyBurakowskiej.

—Wiedzieli,żeRenatajestnarkomanką?

—Niesądzę.Rodzicenajczęściejdowiadująsięotakichsprawachostatni.’Zresztąniech
pansamznimipogada.

—Wszystkowswoimczasie.Naraziechciałbymsiędowiedziećjeszczeczegośodpani.

—Słucham?

—Przypuszczam,żeEmiliaMatuszewska,podobniejakpaniiKreczyńska,niestroniła
odnarkotyków.Czytobyłamorfina?

—Onapaniczniebałasięstrzykawki.Odczasudoczasuzapaliłasobieskręta,ito
wszystko.

—DopuszczałyściepaniedoswojejkompaniiJankaSzymczewskiego?—Stefański
zmieniłniecotemat.

—Tegoszczawika?—Ładyńskapogardliwiewzruszyłaramionami.

—ZnalisięzKreczyńska?

—Niesądzę.

—WtakimraziedokogoonajeździładoDziekanowa?

—DoDziekanowa?—Danutapopatrzyłanakapitanazeszczerymzdziwieniem.—A
czegóż,udiabła,miałabytamszukać?

—Nodobrze,dajmytemubpokój—nienalegał.PomówmylepiejoRokim.Gdzieon
terazmiesz-

|ka?

—UtejfajansiaryFineckiejTNiechpanjutrowybierzesięnaMarszałkowskąiposzuka
jejpawilonu!Powinnitamsiedziećoboje.

—Nocóż,chybapozwolimypaniprzenocować]wewłasnymdomu.—Stefański
popatrzyłpytającejnaMazurka.—Zakilkadniotrzymapaniwezwaniawsprawietych
nieszczęsnychnarkotyków.AteraJżegnamypanią.

—Jeszczemoment—wtrąciłMazurek.—ZnałapaniMieczysławęPłatecka?

—Tobyłaprzyjaciółkamojejbabci.—Potwarzy]kobietyprzemknąłnikłyuśmiech.—
Matkaumarła!kiedyniemiałamroku,ojcanigdynawetniewidzia-jłam.Wychowywała
mniebabcia,wdodatkunierodzona,atrochęprzyszywana…Siłąrzeczyjakcjdziecko
stykałamsięzkumamibabci,oneprzycho;dziłydonas,mydonich…

—OstatniorównieżodwiedzałapaniPłatecka?

—Wpadałamodczasudoczasu.Tobyłasympa-jtycznastaruszka.

—Słyszałapaniojejśmierci?

background image

—Byłamnapogrzebie.

—Anieprzypominapanisobieprzypadkiemte-jgomężczyzny?

PorucznikpokazałŁadyńskiejfotografięDrzewieckiego.Bezwahaniakiwnęłagłową.

—JeszczeniedawnopracowałuMatuszewskiego.]Starywyrzuciłgo,bopopijanemu
potłukłpłytęnajakiśnagrobek.

XII

IDrzewieckiwysiadłzpekaesuiniebaczącnaUnurrozpędzonychsamochodów
przebiegłnadrutastronęulicy.Miał

szczęście,bonadjeżdżaławłaś-Ljewolnataksówka.Zatrzymałjąipodaładres.Ta-
Lówkarzmarudził,żekurszbytkrótki,ostateczniejednakzgodziłsięjechać.Franciszek
rozparłsięnaJylnymsiedzeniu.Ponieprzespanejzezdenerwowanianocynareszcie
odzyskałspokój.IKilkaminutpóźniejwysłużonyfiatzatrzymałsięprzedniewysokim
blokiemprzyulicyKochanowskiego.Drzewieckiuregulowałnależność,wysiadłI
rozejrzałsiędokoła.Przechodniówbyłoniewielu,jakzwyklewponiedziałkowe
przedpołudnie.

iebieskiegomundurunigdzieniedostrzegł,coostatecznierozwiałojegoobawy.Pewnym
krokiemLszedłnaklatkęschodową,wdrapałsięnadrugiepiętroinacisnąłdzwonek.
Niestety,spotkałgo[awód.Woźnickiejniebyłowdomu.

Klnącpodnosemruszyłdowyjścia.Przyskrzyn-bchnalistymajstrowałcośwłaśnie
muskularnylondynwpasiastejkoszulceimodnychdżinsach.Fanciszeknawetnie
zwróciłnaniegouwagi.Pchnąłdrzwi,bywydostaćsięnaulicę,alewproguniemal
zrlerzyłsięzchudziutkąniczymsucharekirudąjakwiewiórkatrzydziestolatką.
Uśmiechnęłasiędoniegozalotnie.Cofnął

się,byjądwornieprzepuścić,

tymsamymjednakmomenciewyczułzaplecami

23

95M?

jakiśpodejrzanyruch.Nawetniezdążyłodwrókgłowy.Kątemokadostrzegłsprężonego
dosk(iblondynaizrozumiał,żewpadłwpułapkę.Zaponnająćodobrychmanierach
odepchnąłrudądzie^czynęiniczympociskrunąłprzedsiebieUłamellsekundypóźniej
krótki,plasowanycioswokoli-dołkapozbawiłgopowietrzawpłucachiwładwnogach.
Rozpaczliwiezamachał

ramionami,■zdołałjednakutrzymaćrównowagiigrzmotnąłdługinaziemię.Niezdarnie
dźwignąłsięnakola’wtejsamejjednakchwiliobjąłmuprzegubychłd1nymetal
kajdanków.

—Alepanisierżantmarączkę!—Wgłdblondynawdżinsachzadźwięczałpodziw
graniczyzzachwytem.—Takiegobyka

jednymciosem!

—Kwestiawprawy,Tadeuszku,kwestiawprawi—zaszczebiotałazupełniejak

background image

nastolatka.—Iparniejtaj,żezanimtrzepnieszbandziora,musiszodrobinlpomyśleć.

NiespełnatrzykwadransepóźniejDrzewiecki.o|tałwprowadzonydoniewielkiego
pokojuzzaktowanymoknem,zszafąpancernąpodścianąi«kolwiekwysłużonym
biurkiempośrodku.Niezwysoki,dobrzeposiwiałymężczyznazmierzyłiuważnym
spojrzeniemiuśmiechnąłsięlekko.

—Witamywnaszychskromnychprogach.—Skiniłsięuprzejmie.—Długokazaliście
nasiebieCkać.

—Panporucznik!—DopieroterazFrancisapoznałMazurka.—Kopęlat!

—Miałemnadzieję,żejeśli^ięspotkamy,toniewtakichokolicznościach.

—Jarównież.

—TrzebabyłoposkromićswojezainteresowaniewilląprzyDygasińskiego.

—Panporucznikżartuje!—Drzewieckinawszelkiwypadekwolałzaprzeczyć.—
Pierwszyrazsłyszęotakimadresie.

Oficerbezsłowapodszedłdoszafypancernej,przekręciłkluczimomentpóźniejwjego
rękupojawiłosięprzezroczyste,plastykowepudełko.Wśrodkutkwiłznalezionyw
ogródkuPłateckiejpilnik.

r-Waszazguba?—Cłosporucznikawyraźniestwardniał.

—Pilniktiopilnikapodobny…

—Aleliniepapilarneraczejsięniepowtarzają.Odciskwaszegokciukabyłnatyle
wyraźny,żeeksperciniemieliproblemówzidentyfikacją.

Franciszekpoczułnaplecachzimnydreszcz.Niemógłsobieprzypomnieć,wjakich
okolicznościachzgubiłtennieszczęsnypilnik,alezdawałsobiesprawę,żeniemato
żadnegoznaczenia.

—ByłemnaDygasińskiego—wychrypiałcicho.

—Przedtygodniem,wnocyzsobotynaniedzielę?

—Zgadzasię.

—Tobrzminawetrozsądnie—przyznałMazurek.

—Chybaniemaminnegowyjścia.

24—Szafirowekoniczynki

97

96

—Ijataksądzę.Dlapewnościporównamyje-jszczeodlewśladównaklombiepod
oknemsalonikuzwaszymobuwiem.

—Rzeczywiściewchodziłemprzezokno.

—Widzę,żesięrozumiemy.

—Aletababcia,tojużniemojasprawka!—wybuchnąłDrzewiecki.—JakBoga

background image

jedynegokocham!

—Ejżę?

—Choćbymniepanprzypiekałżywymogniem,]nieprzyznamsiędoczegoś,czegonie
zrobiłem.

—Obajdobrzewiemy,żesądinaczejoceniałzwykłewłamanie,ainaczejzabójstwonatle
rabunkowym.—Porucznikwzruszył

lekkoramionami.’

—Problemtylkowtym,czyktokolwiekwamuwierzy.

—Janikogoniezabiłemaniniczegoniewziąłem!ztamtejchałupy—uparciepowtórzył
Franciszek/

—Kiedyzobaczyłemtrupa,omałosamniewykor-jkowałemzwrażenia.

—Niczegowwillinieruszaliście?

—Niepamiętam.Wkażdymraziezarazdałem]nogęinieoparłemsięażusiebie.

—DlaczegozaplanowaliściewłamaniewłaśniedoiPłateckiej?

—Słyszałem,żetodzianababcia.

—Odkogo?

—Różnimówili.—Drzewieckiniecosięzmie^szał.—Wystarczyłozresztąpopatrzeć
nachałupę.(

98

—OktórejprzyszliścienaDygasińskiego?

—Byłodobrzepopółnocy.

—Możetoktokolwiekpotwierdzić?

—Coteżpan,paniewładzo!—Franciszekomal5ięnieroześmiał.—Panprzecieżwie,
żenarobotęniezabieramwspólników.

—Obawiamsię,żewtensposóbdalekoniezajedziemy—westchnąłoficer.—Może
zechceciemichociażpowiedzieć,co

robiliściepowłamaniu,ażdomomentuzatrzymania?

—Pętałemsiętotu,totam…

—NocowaliścieuWoźnickiej?

—Tylkoraz.Aleonaniewiedziała,żewłamałemsięnaDygasińskiego.

—DaliściewszczękęBielińskiemu?

—Złożyłskargę?

—Terazjapytam!—zniecierpliwiłsięMazurek.—No,słucham,ocoposzło?

—Nicwielkiego.—Drzewieckimiałcorazmniejsząochotędorozmowy.—Takietam

background image

koleżeńskienieporozumienie.

—WyjeżdżaliściezWarszawy?

—Ajeślinawet,tojakietomaznaczenie?

—CdybydoDziekanowa,toowszem…

Poruczniksamdobrzeniewiedział,czemuzdecydowałsięnatenblef,reakcja
przesłuchiwanegoprzeszłajednakJego

oczekiwania.Drzewieckipobladłgwałtownieiskuliłsięnakrześle,jakbychciałsięukryć
przedoficerem.

24

—ZnaliścieKreczyńska,prawda?—MazurekpodsunąłDrzewieckiemufotografię
pożyczonąnawszelJkiwypadekod

Stefańskiego.—Niewypierajciesię,bowiem,żepracowaliścieuMatuszewskiego,aorj
przyjaźniłsięzestarymKreczyńskim.

XIII

Głuchoszczęknąłzamekigrubedrzwiotworzyły]sięzwoina.Stefańskispojrzałspod
okanalekkdprzygarbionegomężczyznęwzamszowejkurtceJKreczyńskiciężko
powłóczącnogamiprzestąpi!prógistanąłprzyżelaznymstole.Laborantodsuną]nieco
prześcieradło,odsłoniłtwarzzmarłejdziewczyny.

—Czytopańskacórka?—Słowakapitanaza^brzmiałyłagodnieicicho.

—Boże!—Kreczyńskizatoczyłsięiniewielabrakowało,astraciłbyrównowagę.—
Renatka..|MojamałaRenatka!

Zagryzłzbielałewargiiznieruchomiał.Niemógjoderwaćpółprzytomnegowzrokuod
twarzycórkiWsalcezapanowało

milczenie.Oficerskinąłnalaborantaitenzpowrotemprzykryłzwłoki.Kreczyńskinie
oponował,pozwoliłStefańskiemuwziąćsizaramięiwyprowadzićnazewnątrz.Po
wyjścizZakładuMedycynySądowejprzysiedlinaszerokiejławie.

—Bardzomiprzykro,aletobyłokonieczne—usprawiedliwiłsiękapitan.

—Rozumiem.—Kreczyńskizrezygnacjąskinąłgłową.

—Pragnąłbymzadaćpanukilkapytań.Poświęcimipanterazchwilęczasu,czywolałby
panodłożyćrozmowędojutia?

—Cozaróżnica?Miałemtylkojednodziecko.Terazononieżyjeidojutranicsięnie
zmieni.

—Kiedyporazostatniwidziałpancórkę?

—Wczwartekrano.

—Rozmawiałpanznią?

—Powiedziałatylko,żewychodziiwrócidopierowpiątek.

background image

—Niewiepan,dokądsięwybierała?

—Wspominałaojakiejśprywatce,ajaniepytałem,ktojąorganizuje.

—Wbrewzapowiedzicórkaniewróciławpiątek,niebyłojejteżwsobotęaniw
niedzielę.Niezaniepokoiłotopana?

—Trochę.

—Częstozdarzałosię,żenienocowaławdomu?

—Byłaprzecieżdorosła,niemogłemjejtraktowaćjakkilkunastoletniejsmarkuli.

—Znałpanprzyjacrolcórki?

—CzęstbbywałyunasDanusiaŁadyńskaiEmiliaMatuszewska,czasemrównieżsyn
megoprzyjacielazdawnychlat,MirekStojecki.

—Roki?

101

25

—Ależskąd!—Kreczyńskiskrzywiłsię.—Tam!tentozwykłynieróbikrętacz,a
nazywasięRokic-Iki…

—Słyszałem,żeswegoczasupańskacórkabyłznimzwiązanauczuciowo.

—Naszczęścieszybkopoznała,coonzajeden..!Alejakietomaznaczenie?—
westchnął.—Niepowiedziałmipanjeszcze,cosięwłaściwiestało.DlaczegoRenatka
nieżyje?—ApatiaopuściłanagiejKreczyńskiego.

—Prowadzimyśledztwo.—Słowaoficeraszczęknęłysuchoioficjalnie.

—Zdarzyłsięwypadek?

—Czypanwiedział,żepańskacórkazażywanakotyki?—Kapitannawetsięnie
spodziewał,żet:pytaniewywrzena

Kreczyńskimrówniesilnewrażnie,jakwidokzwłokcórki.OjciecRenatyskamieJniał.
Wyglądałtak,jakbynagleprzestał

rozumieć]senswszystkiego,codziałosiędokoła.Przezdłuższąchwilędyszałciężko,w
końcurozpaczliwieptrzasnąłgłową.

—Niewierzę!—wyszeptał.—Tonieprawda.

—Niestety,takiesąfakty—potwierdziłStefański—Chcepannawłasneoczyzobaczyć
śladypwkłuciachnaprzedramieniucórki?

—OBoże!

—Naprawdęnigdyniczegopanniezauważył?

—Przecieżniepatrzyłbymspokojnie,jakmojjedynedziecko…—Kreczyńskiurwał,aw
jeg

25

background image

oczachpojawiłysięłzy.—Czemubyłemślepy?Czemumyślałam,żejestjużdorosłainie
trzebajejpilnować?Możeżyłabyjeszcze…

Niespełnapółgodzinypóźniejkapitansiedziałwniewielkimpokoikunależącymdo
doktoraKaweckiego.Minaeksperta

świadczyławymownie,żeniejestzadowolonyzwynikówswejpracy.

—Sekcjapotwierdziłamojewcześniejszeustalenia,aleniemalniczegonowegonie
wniosła—smętnymgłosemrelacjonował

oficerowi.—Niezna—lazłemnazwłokachżadnychprzyżyciowychobrażeń.Nikt
dziewczynynienapadł,nikomuniestawiałaoporu.Nieulegawątpliwości,żeod
dłuższegoczasunarkotyzowałasię,alespecjalistycznebadanianiewykazały,byprzed
śmierciązaaplikowałasobiewiększądawkęjakiegośpaskudztwa.

—Cowtakimraziebyłoprzyczynązgonu?

—Najprawdopodobniejustaniedecydującychdlapodtrzymaniażyciaczynności
organizmu,szczególniezaśakcjioddechowej.

Zważywszy,żebrakśladówzbrodniczegodziałaniaosóbtrzecich,anicnieprzemawiaza
wypadkiembądźsamobójstwem,

pozostajenam…zgonzprzyczynnaturalnych.

—Wolneżarty!

—Prywatnieteżwtoniemogęuwierzyć,aleswoichirracjonalnychodczućniewpiszędo
protokołu.Oczywiścieprzekazałemkrewiwycinkinarządówdodalszychbadań,jednak
wynikisekcjiidotychczasowepiacelaboratoryjnezdająsięwskazywać,żenieodkryjemy
jużnicrewelacyjnego.

103

—Wspominałpan,żezwłokibyłyruszanepśmierci.

—Conajmniejdwukrotnie—przytaknąłKawecki.—Pierwszyrazpoośmiulub
dziewięciugodzinachodchwilizgonu.CiałozpozycjileżącejnJwznakprzełożonona
lewybok.Pośmiertneotarcianaskórkanakolaniemożewskazywać,żezwłok]wtłoczono
dojakiejśskrzyni,szafy…

—Albobagażnika—podpowiedziałStefański.

—Owszem—zgodziłsiędoktor.—Myślę,żadokładneprzebadanieubraniadenatki
przezwajszychekspertówzZakładu

Kryminalistykimogłobjdopomócwwyjaśnieniutejkwestii.

—KiedypodrzuconozwłokiwlesiekołoDziekannowa?

—Takjakjużwspominałem,wnocyzpiątkunasobotę,mniejwięcejdobęprzed
odkryciemciała.1

—Iniymisłowyprzezcałypiątektruppozostawajwtejskrzynijubbagażniku.

—Taksądzę.

background image

—Tonielogiczne.—Wgłosiekapitanazabrzmią]łoszczerepowątpiewanie.—Gdyby
Kreczyńskazmarłaśmierciąnaturalną,pocoukrywanobyzwłojki,apotemwywożonoje
dolasu?

—Ludzieniezawszepostępująwedługregułlogiki—skonstatowałKawecki.

—Niesugerujepanchyba,żemamydoczynieniazkimśniezrównoważonym
psychicznie?

—Tojużniemojadomena.Rozwiązaniezagadkinależydopana.

464

DobretrzykwadransepóźniejsłużbowypolonezoficeraskręciłwKrólewską.Pokilku
minutachposzukiwańznalazłosięmiejscemiędzystojącymiukosemnachodniku
tarpanemimaluchem.Stefańskizaparkowałwóz,wysiadłipomaszerowałprostodo

pawilonuFineckiej.

Wzorowanenastarociachokucia,osłonywywietrzników1blaszanedrzwiczkirewizyjne
widaćcieszyłysiędzisiajmniejszymwzięciem,bowłaścicielkainteresuniemiałaakurat
klientów.Byładobrzezadbaną,czterdziestokilkuletniąblondynką.Zdrowywygląd,pewna
siebiemina,azwłaszczazawódFineckiejzdawałysięwykluczaćjakikolwiekzwiązekze
środowiskiem

narkomanów.

—Przepraszam,żezabieramczas.—Kapitanskwapliwiesięgnąłpolegitymację.

—Rachunkiiksięgimamwnajlepszymporządku—zastrzegłanasamymwstępie.-*-
NiedawnobyłumniePIHiznowu

kontrola?

—Prawdępowiedziawszynieprzyszedłemtuniczegokontrolować—wyjaśniłoficer.—
ChodzimiopanaRokickiego.

—Achtak!—Natwarzywłaścicielkipawilonuodmalowałasięwyraźnaulga.—Acóż
takiegochciałbypanonimwiedzieć?

—Państwopozostajeciewdośćbliskichstosunkach?

—Należałobyużyćczasuprzeszłego—sprostowałaznaciskiem.—Naszczęście
zorientowałamsię,cozniegozanumer,iodprawiłamzkwitkiem.

105

—Możnawiedziećkiedy?

—Wczoraj.

—Acobyłopowodem?

—Przecieżtonarkomanizłodziej!—Gniewniściągnęłausta.

—Okradłpanią?

—Naodchodnymwyciągnęłammuzkieszcdwapierścionkiizłotąbransoletkę,ajuż
wcześni!kilkarazyniemogłamdoliczyćsiępieniędzy.Ilemdrańpodebrał,jedenBóg

background image

raczywiedzieć.

—jakiekwotywchodziływgrę?

—Odkilkusetzłotychdoparutysięcy.

—Pragniepanizłożyćoficjalnezawiadomienioprzestępstwie?

—Pocomitenkłopot?—Wzruszyłaramionam—Stracętylkoczasnabieganiepo
sądachikomisriatach,apieniędzyitaknieodzyskam.

—Wspomniałapani,żeRokickibyłnarkomanek

—Początkowoprzezmyślmitonawetnieprz_szło.Wyglądałwprawdzietrochę
mimozowato,nltryskałenergią,zniczymsięjednakniezdradziDopieropóźniej,kiedy…
—urwałainiepewr.ispojrzałanaStefańskiego.

—Kiedyzamieszkaliścierazem…—podpowie-!dział.

—Nowłaśnie—terazposzłojużgładko.—TrzyjtygodnietemuLeszekwprowadziłsię
domnie.Zaluważyłam,żeczęstobywajakiśdziwny.Alkoholuidniegonieczułam,
zachodziłamwięcwgłowę,coItakiego.Ażkiedyśpopowrociedodomuzastałamgo
nieprzytomnegonatapczanie.Obokznalazłamstrzykawkę.

—Próbowałapaniznimporozmawiać?

—Przysięgał,żezerwieznałogiem,aletrzydnipóźniejbyłotosamo.Wkońcumiałam
jużdośćipoprostukazałammusięwynosić.

—StykałasiępanizeznajomymiRokickiego?

—Raczejnie.Uniegonigdyniebyłam,spotykaliśmysięprzeważnieumnie,apotem,
kiedyzamieszkaliśmyrazem,niktnasnieodwiedzał.Możegdybymmiaławięcejczasu…
Alepanrozumie,wmoimfachudobajestzakrótka.

—Wja”kichokolicznościachpoznałapaniRokickiego?

—Byłotomniejwięcejpółtoramiesiącatemu.ZostałamZaproszonanaurodzinyjednego
zeznajomych.Zebrałosięsporoosób.Trochęwypiliśmy,ktośzaproponował,żeby
potańczyć.Leszekzacząłminadskakiwać.Początkowotylkomnieśmieszył,aiewkońcu
pomyślałam,żedrobnyflirtwieleniekosztuje.

—TenpaniznajomywiedziałonałoguRokickiego?

—Ależskąd!—zaprzeczyłastanowczo.—Zapewniałmnie,żeLeszektrafiłnatę
uroczystośćprzezprzypadek.Podobnoprawiesięnieznali

—Niebędziepanimiałanicprzeciwkotemu,żesamgootospytam?

26

106

—Proszę!—zbagatelizowałasprawę.—MeceriAdamLeszczyniakmieszkana
Okrężnej.

—AgdziemógłbymznaleźćpanaRokickiego?]

—Trudnomipowiedzieć.Ostatniodowiedziałasię,żepozostawałwdośćbliskich

background image

stosunkachzcflkamiZdzisiaKreczyńskiegoiAntkaMatuszewskigo.SamLeszek
twierdził,żemieszkaprzyu!«Marchlewskiego,choć,jakjużmówiłam,nigdymnltam
niezaprosił.

—Słyszałapani,żeRenataKreczyńskanieżyje?Ostatniepytanie,zadanenibyapropos,
podział

łonaFineckąjakgromzjasnegonieba.Opaiła;iciężkooladęispojrzałanaoficera
szerokootwatymioczami.Przezchwilę

bezgłośnieporuszałagami,wkońcuodwróciłasięizzajednejzustawifnychna
półkachskrzyneczekwyjęłaopróżniowpołowiepiersiówkę.Nalałasobiedozakrętk
spełniającejrównieżrolękieliszka,iprzełknąspiesznie.Zakasłałagwałtownie,ale
momentpóźnizdołałajużzapanowaćnadsobą.Odetchnęłagłębkoiodstawiłabutelkęna
miejsce.

—Kiedytosięstało?—spytałacicho.

—Wnocyzczwartkunapiątek.

—Jakiśwypadek?

—Jeszczeniewiadomo.

—Terazrozumiem,dlaczegopandomniepr/yszedł—westchnęłaponuro.—Poprostu
podejrzwapanRokickiego.•

—Czybyłupanitamtejnocy?

108

—Nie—zaprzeczyłastanowczo.—,Wczwartekwychodziłamzdomuosiódmejion
spałwtedywnajlepsze.Potemzobaczyłamgodopierowpiątekkołopołudnia

Brzęknąłdzwonekprzydrzwiachidośrodkaweszłojakieśmałżeństwo.Fineckaw
mgnieniuokaprzeżyłametamorfozę.

ZupełnieprzestałainteresowaćsięśmierciąRenatyKreczyńskiejiprowadzącymśledztwo
kapitanem.TerdZnajważniejszebyłydlaniejdrzwiczkirewizyjneonietypowych
wymiarach…

BlokprzyulicyMarchlewskiegonapierwszyrzutokasprawiałdośćkorzystnewrażenie.
Oficerprzemierzyłpółpodwórka,nimznalazłwłaściwewejście.Wreszciewjechałna
ostatniepiętroinacisnąłdzwonek.Okazałosię,żeniedziała.Stefańskirazidrugi
zapukał,musiałjednakodczekaćdobrąminutę,nimszczęknąłzamekiwprogupojawił
sięniski,drobnyosiemnastolatekowygolonymśrodkugłowyisplecionychwkrótki
warkoczyk,ciemnorudychwłosach.Miałnasobiedziurawedżinsyiprzeraźliwiebrudną,
damskąbluzkę,awlewymuchutkwiłmupokaźnychrozmiarówkolczyk.

—LeszekRokicki?—Kapitanwsunąłstopęmiędzyprógafutrynę,nawypadekgdyby
tamtemuprzyszłodogłowyzatrzasnąćdrzwi.

—Jużdobrymiesiąc,jaktuniemieszka—wyjaśniłchłopak.—Apanwjakiejsprawie?

—Milicja.—Oficersięgnąłpolegitymację

background image

—Chałupajestczysta.—Rudzieleccofnąłsię,by

27

wpuścićkapitanadośrodka.—Możepansprawidzić.

—Nieznalazłobysiętrochękompotualbotrawki?

—Słowo!—Chłopakuroczyściepodniósłdwa]palce.—OdkądRokizwinął
chorągiewkę,nikttutJniećpał.

Stefańskinieuwierzył,powstrzymałsięjednakokomentarza.Wkońcuśrodowisko
narkomanóisamenarkotykitraktował

jedyniejakouboczuwątekwprowadzonymprzezsiebieśledztwie.

Znaleźlisięwniezbytobszernym,ciemnympokoju.Chybaodwiekównikttutajnie
używałszczotkiDoszarych,pokrytychłuszczącąsięfarbąściantiówdziektoś
poprzylepiałkrzykliweplakaty.Nniemalczarnym,poszczerbionym,amiejscaminajwet
powyłamywanymparkiecieleżałystosyniedojpałków,skrawkistarychgazet,niemówiąc
jużocałychpokładachkurzuizaschniętegobłota.Podściajnamistałydważelazne,
okropniezdezelowanrłóżka,oboknichszafazwyrwanymidrzwiami,pośrodkusporych
rozmiarówstółbeznogi,którzastępowałaskrzynkapoowocach.

—Waszenazwisko?—Głoskapitanazabrzmiznaczniebardziejurzędowo.

—KubaNowikowski,synAdamaiFranciszkDowoduosobistegonieposiadam,
meldunku,nistety,też…

—Skądsiętuwzięliście?.

27

I—WmarcuprzyjechałemzGdańskaistolicaja-Lośprzypadłamidoserca.Spałosięto
tu,totam,ażlvkońcujednadziewczynaprzyprowadziłamniedo’iRokiego.

[—Jaksięnazywała?

|—Niepamiętam.Zresztą,prawdępowiedzia-[vvszy,późniejjużjejniewidziałem.I—
Ktotujeszczemieszka?I—MietekFranciszewski.

—Coonzajeden?

I—KuzynczyjakiśpociotekRokiego.[—Kiedywróci?

I—Niemampojęcia.Wyszedłwczorajranoiodtegoczasuniedałznakużycia.I—A
gdziemógłbymznaleźćRokickiego?I—

Niejestemwróżką!—Nowikowskinietracił[pewnościsiebie.—Przecieżjużpanu
mówiłem,że[niewidziałemgoodmiesiąca.

I—Nocóż,pamięćludzkabywazawodna.—Ka-[pitanuśmiechnąłsięwyrozumiale.—
Możewna-wzychgościnnychprogachcośsobie,synu,przypomnisz…

—Panchcemniezamknąć?—Chłopakażsiękulił..

—Tylkozatrzymaćdowyjaśnienia—sprostowałItefański.-—Wyślemyfonogramdo

background image

Gdańska,toiowosprawdzimyna

miejscu…

—Alejanicniezrobiłem!JakBogakocham!

—Doprawdy?—ZapewnienieNowikowskiego

111

niezrobiłonakapitanieżadnegowrażenia.—IsJtwoimmiejscuniebyłbymtakipewny.

Wpokojuzapanowałomitczenie.Przezdłuższąchwilęchłopaknerwowowyłamywał
sobiepalceirozglądałsiędookoła

rozbieganymioczami.Oficerzobojętnąminąsięgnąłpopapierosaiczekał.Wieloletnie
doświadczeniemówiłomu,żeprędzejczypóźniejtamtenskapituluje.Stałosię,jak
przewidywał.

—Nodobrze.—Nowikowskiwreszcieustąpił.—Powiempanu,gdziejestRoki.

—Słucham.

—MusipanpojechaćnaPowązkiiznaleźćzakładkamieniarskiMatuszewskiego.Kilka
dnitemufacetzafundowałcóreczcemieszkanie,ataściągnęładosiebieLeszka.

—Czemusamminiepodaszjejadresu?

—Jeszczeuniejniebyłem,ażadneniepuściłoparyzgęby,gdzietachata.

AntoniMatuszewskiokazałsięniewysokim,brzuchatymszatynemkołopięćdziesiątki.W
chwilikiedyStefańskidotarłdojegozakładu,byłwłaśniezajętysztorcowaniemjednegoz
pracowników.Niecenzuralnewyzwiskasypałysięniczymzroguobfitości,ałajany,choć
wyższyodszefaogłowę,stałpotulnieinawetniepróbowałprotestować.

Kapitanpodszedłbliżej,odczekał,ażwłaścicielinteresuskończyzpracownikiem,i
dopierowtedysięgnąłpolegitymację.

Matuszewskizmierzyłprzyjbyłegouważnymspojrzeniem.

112.

—Pandomnie?—upewniłsięnawszelkiwypa-fdek.

—Dopanaalbodopańskiejcórki.—Oficeruznał,żesuchy,urzędowytonbędzie
najwłaściwszy.

—Aocochodzi?

—Oilesięniemylę,pozostająpaństwowdośćprzyjaznychstosunkachzniejakim
LeszkiemRokickim,i

—Cotakiego?!—Kamieniarzażpoczerwieniałnatwarzy.—Pańskimzdaniem
wyrzuceniekogośzadrzwizkopniakiemna

drogęświadczyoprzyjaznychstosunkach?!

—Przepraszam,widocznieużyłemniewłaściwegookreślenia.TakczyinaczejRokicki
musiałbywaćupaństwa,skorowspomniał

background image

panowyproszeniugozdomu.

—Abywał,bywał!—sapnąłMatuszewski.—Początkowomyślałem,żetocałkiem
sympatycznymłodyczłowiek,dopieropóźniejwyszłoszydłozworka.

—Czymsiępanunaraził?

—ZacząłordynarnieprzystawiaćsiędomojejMilki.

—Jakzareagowałapańskacórka?

—Torozsądnadziewczyna.—Kamieniarzuśmiechnąłsięmimowolnie.—Przyznałami
rację,kiedypogoniłemnygusa.

—Więcejjużsięniepokazał?

28—Szafirowekoniczynki113

—Tylkobyspróbował!—Matuszewskiostenta-lcyjniepotrząsnąłpięścią.

—Awmieszkaniucórki?

—Milkanicminiemówiła.—Tymrazemkamie-jniarzniebyłjużtakipewnyswego.

—Mimowszystkowolałbymsamjąotozapytać.I

—Proszębardzo.MusipanpojechaćnaBroniew-1skiego.Toblokzalecznicą…Ale,
ale…—spojrzał!bystronakapitana.—

Niechmipanpowie,cozma-|lowałtengagatek,żeszukagomilicja?

—Jeszczeniewiemy,czywogólemacośnasu-lmieniu.—Oficerniewidziałpowodu,
bywtajemni-lczaćojcaMilkiwszczegółyśledztwa.—Poprostu]musimyporozmawiać
znimoparusprawach.

—Rozumiem.—KamieniarzporozumiewawczoIprzymrużyłoko.—Wkażdymrazie
życzępanu,by]jaknajprędzejdorwałpantegobęcwała.

Zmierzchałojuż,kiedyStefańskiznalazłmiejscedlalsłużbowegopolonezana
zatłoczonymparkingu!osiedlowym.Powłóczącnogamiszedłwkierunku!określonego
przezMatuszewskiegobloku.Prawdę!powiedziawszyniemógłprzezwyciężyćogarniają-
lcegogoznużenia.Nadomiarzłegoopadłygonaglewątpliwości,czyśledztwopostępuje
jaknależy.Nibylzgodniezwieloletniąpraktykągromadziłnajrozmait-1szeinformacje,
rozmawiałzludźmi,ustalałichwza-1jemnepowiązania,podświadomieczuł

jednak,żeldrepczewmiejscu.

Wkońcu,wjechałwiritiąnaczwartepiętroiznan-ł

mx

lazłwłaściwedrzwi.Chwilępóźniejotworzyłamuniewysokaszatynkawprzydużym
swetrzeiwytartychdżinsach.ZtwarzybyłanawettrochępodobnadoAntoniego
Matuszewskiego.

—Słucham?—Widokoficerabardziejzdziwiłją,<niżprzestraszył.

—JadoLeszkaRokickiego.—TymrazemStefańskiniewyjąłlegitymacji.

background image

—Proszę,niechpanwejdzie.—Cofnęłasięiwpuściłakapitanadośrodka.—Mapan
szczęście,boLeszekdopierowróciłzmiasta.

—Faktyczniemamszczęście.—Oficerpoczułnagle,żeznużenieiwątpliwościznikają
gdzieśbezśladu.—Szukamgoodranaidopieroprzedchwilądostałemtenadres.

—Kochanie,ktośdociebie!.—krzyknęławgłąbmieszkania.

—Jużidę!

Wprogupokojupojawiłsięwysoki,przystojnyblondynzledwowidocznymwąsikiem.
Byłstarannieogolonyiuczesany.

PodobniejakEmilia‘miałnasobieciemnysweteridżinsy.Niewyglądałnapankaani
narkomana.

—Pandomnie?—zdziwiłsięnieco.—Czymysięznamy?

—Nicstraconego.Zdążymysięjeszczepoznać,zwłaszczażemamywielesprawdo
omówienia.Pogadamyonarkotykach,o

RenacieKreczyńskiejiinnych.Illj)iL..1IIH..1

background image

IW

28

Alicjaostatnirazdotknęłapędzelkiempowiekilikrytycznieprzejrzałasięwlustrze.Przez
chwilęnie]byłazdecydowana,wkońcuuznałajednak,żemaki-jjażwypadł
zadowalająco.Chowaławłaśnietusze!szminkiipudry,kiedywprzedpokoju

zabrzęczałdzwonek.Pobiegłaotworzyć.Takjakprzypuszczała!wprogustałJerzy
Marecki.

—Jesteś,kochanie!—Lekkopocałowałagolwusta.—Kiedywróciłeś?

—Dzisiajwnocy.—Uśmiechnąłsięblado.

—Czemunieprzyszedłeśprostodomnie?Przy-jgotowałabymcikąpiel,zaparzyłabym
dobrejherbaty…

—Przecieżumawialiśmysięinaczej—przypomniałniebezodrobinyżalu.—Miałaś
spakowćma-]natkiiprzeprowadzićsiędomnie.

—Takjakoś,wyszło.—Cmoknęłagowpoliczek.—Toznaczyniechciałam,żeby
przeprowadzkawy-jpadłaakuratwrocznicęśmierciBenedykta.

—Prawda!—Jerzyposmutniał.—Ajanawetnie!byłemnacmentarzu.

—Niemartwsię.Japoszłamwczorajizapaliłam]świeczkęodnasobojga.

Znaleźlisięwkuchni.Bogojskanastawiławodęnalherbatęizaczęłaprzygotowywać
kanapki.Mareckiniebyłwprawdziegłodny,alezprzyjemnościąob-]serwował,jaksię
krząta.

116

—Jakciposzło?—zagadnęła.—Załatwiłeśprzędzę?

—Prawiećwierćtonybawełnyitrochęelastilu.

—No,tożyjemy!—odetchnęłazulgą.—Wystarczynietylkonaskarpetki,alemożemy
ruszyćzkoszulkami.

—Persaldowyjazdsięopłacił.

—Dużodałeśgórką?

—Łączniezzakrapianąkolacjątennapuszonydyrektorkosztowałmniestówkę.

—Mamnadzieję,żeprzynajmniejzbytniosięniestawiał.

—Nadzieńdobryopowiedziałmi,jaktygodniamitrzymaprywaciarzypoddrzwiami
gabinetu,aoniznosząprezenciki

sekretarce,żebywstawiłasięzanimiułaskawiepanującegonadkombinatem.

—Kopertęjednakwziął?

background image

—Ajakże.Jesttakbezczelny,żenawetprzymniesprawdził,ile„Wyspiańskich”jestw
środku.

—Najważniejsze,żesprzedałprzędzę.

—Zatrzymiesiąceznowudoniegopojadę.Mamnadzieję,żewcześniejgościanie
zdejmą…Aha!—przypomniałsobie.—

DzisiajzsamegoranatelefonowałdomnieKubacki.

—Czegochciał?

—Miałpretensję,żewysłaliśmydoniegoLe-szczyniaka.

—NiedogadalisięzPawłem?

—Niewiem,ocoposzło,wkażdymraziezapo-

V7

wiedział,żewprzyszłościnieżyczyjużsobieznimżadnychkontaktów.

—Przynajbliższejokazjitrzebabędziedołożyć]muzdychę,żebysięniegniewał.

—Żebydychawystarczyła…Samawidzisz,jakiesąjskutkiwchodzeniawukładyztym
cholernymLe-Jszczyniakiem.

Wprzedpokojuzadźwięczałdzwonek.Marecki!iBogojskapopatrzyliposobie
niepewnie.Żadnaznichnieoczekiwałogości.

—Kidiabeł?—Alicjanajwyraźniejniemiałachęciotworzyć.

—Pewnolistonosz—domyśliłsięJerzy.—Alboinkasentzelektrowni…

—Terazinkasenciniechodząpodomach—odparłabezprzekonania.—Amożetoten
oficer]prowadzącyśledztwowsprawieciociMięci.

Dzwonekzadźwięczałponownie,tymrazemdłu-jżejibardziejnatarczywie.Bogojska
marudziłajeszczeprzezchwilę,aleśpiącydotejporywnajlep-jszeAmor,który
zignorowałnawetprzybycieMareckiego,poderwałsięterazzeswegoposłania’iz
wściekłymjazgotemruszyłdoprzedpokoju.ChcącniechcącAlicjamusiałaotworzyć.
Moment’późniejujrzałastojącąwproguŁadyńska.

—Proszę,Danusiu,wejdź!—Bogojskapokryła!zaskoczeniezdawkowymuśmiechem.
—Dawnosięlniewidziałyśmy.

—Jatylkonachwilę.—Ładyńskasięzawahała.—Byłaumniemilicja—powiedziała
wreszcie.

—PytaliociocięPłatecką?

—Toteż,aleprzedewszystkimchodziłoim

0Renie.

—Cóżonamożemiećwspólnegozzabójstwemmojejciotki?

—Widzisz,Kreczyńskanieżyje.

—Nieżyje?!—Alicjapobladła.—Cosięstało?

background image

—Chybaprzedawkowałamorfinę.

—OBoże!

—Wkażdymrazieterazzacznąciągaćwszystkichznajomychiczepiaćsięobyleco.
Myślałam,żelepiej,żebyświedziała..

XV*

Nakorytarzugłuchozadudniłyczyjeśspiesznekroki.Franciszekodruchowopodniósłsię
zpryczy

1nadstawiłuszu.Przeczuciegonieomyliło.Chwilępóźniejmetalicznieszczęknęła
zasuwaiwprogucelipojawiłsięprofos.

—Zbierajciesię,Drzewiecki!—rzuciłsucho.—Idziemy.

—Znowunaprzesłuchanie?—domyśliłsięFranciszek.

—Dowieciesięwswoimczasie—funkcjonariusznienależałdozbytrozmownych.

Minęlikrótkikorytarz,automatycznieotwierającąsiękratę,potemjakieśdrzwi.Tutajna
spotkaniewy

29”’

szedłimmłody,ciemnowłosykapralzestarannieprzystrzyżonymwąsikiem.Wprawnym
ruchemzałożyłDrzewieckiemu

kajdankiiotworzyłkolejnejdrzwi.Znaleźlisięnadziedzińcu.Przystojącymniwprost
wyjściaradiowozieczekałporucznikMazu-jrek.

—Dokądmniepanzabiera?—zaniepokoiłsieiFranciszek.

—Doprokuratury.—Oficerwskazałaresztanto-lwimiejscenatylnymsiedzeniu.

—Posankcję?

—Właśnie.

—Zjakiegoartykułu?

—Otymzadecydujeprokurator.—“Mazurewzruszyłramipnami.—Takczyinaczej
sianemsi’niewykręcicie.‘

Drzewieckiponurozwiesiłgłowęibezprotestuwsiadłdoradiowozu.Zdawałsobie
sprawę,żejego]najbliższaprzyszłośćmalujesięwczarnychbarwach!Musiałbymieć
wyjątkoweszczęście,byprzekonać!prokuratora…fc

Przezcałądrogęnieodzywałsięanisłowem.Wysiadajączradiowozuprzypomniałsobie
niewielki]parkinginiezbytstarannieutrzymanytrawnik.Po-jdobniejakprzedtrzema
latyzaprowadzonogo]schodaminapierwszepiętro.Chwilępóźniejznalazł]sięwdużym
widnympokoju.Siedzącazabiurkiem]kobietaomiłej,niebrzydkiejtwarzychybanie
miała]jeszczetrzydziestki.•

120

—Panieporuczniku,dlaczegoniezdjąłpanpodejrzanemukajdanków?—popatrzyłana
Mazurkazodrobinądezaprobaty.—

background image

PrzecieżpanDrzewieckimnieniezje.

Oficerskwapliwiezastosowałsiędożyczeniapaniprokurator.Franciszekodruchowo
roztarłprzegubyiusiadłnawskazanymkrześle.Porucznikcofnąłsiędodrzwi,aletu
przystanąłniezdecydowanie.

—Czybędępanipotrzebny?—zapytał.—Komendantmówiłmi,żeostatniopracował
pandwadzieściaczterygodzinynadobę

—uśmiechnęłasiędoMazurka.—Należysiępanuchwilawytchnienia.

—Zaczekamnakorytarzu.

—Lepiejniechpanpójdzienakawę.Przesłuchaniemożetrochępotrwać.

Drzwizamknęłysięzaoficereminiemalnatychmiastuśmiechzniknąłztwarzykobiety.
Przezdobrepółminutywertowałarozłożonenabiurkuakta,nimspojrzałana
doprowadzonego.

—PozostajepanpodzarzutemzabójstwaniejakiejMieczysławyPłateckiej—rzuciła
ostro.—Rozumiepan,cotooznacza?

—Rozumiem.—Franciszekmiałtakściśniętegardło,żeztrudemwydusiłtosłowo.—
Alejategoniezrobiłem.—Terazposzłojużłatwiej.

—Nieprzyznajesiępan?

Wodpowiedzizdecydowaniepotrząsnąłgłową.Przezmomentłudziłsię,że
przesłuchującamu

mi

uwierzy,alebłyskzniecierpliwieniawjejoczaclprzekonałgo,żesprawaniestetyjest
przesądzona.

—Oilewiem,niekwestionujepanswegopobytu-]namiejscuprzestępstwa?

—Kiedytamprzyszedłem,babciajużnieżyła-Jwychrypiałcicho.

—CozrobiłpanzbiżuteriąizpieniędzmiMie-IczysławyPłateckiej?

—Bógmiświadkiem,żeniewziąłemżadnejforsy]anibiżuterii.Nawetniczegonie
szukałem.

—Ajednakniezaprzeczypanchyba,żemiałpanzamiarokraśćPłatecką?Dowillidostał
siępanprze/J■okno,przyniósłzesobąpilnik…

Drzewieckinerwowozagryzłwargi.Niepotrafił]zebraćmyśli,brakowałomu
argumentów,ogarnęło]gozniechęcenie.Byłnawetgotówprzyznaćsiędowszystkiego,
byletylkopozwolilimuwrócićdoceli.]

—Zdajesię,żepanniesłucha,tegocomówię!—Ipaniprokuratorpodniosłagłos.—
Niechpanniajśpi!

Spojrzałnasiedzącąnaprzeciwkokobietęibą-]knąłcośbezzwiązku.Gniewnie
zmarszczyłabrwilzdołałajednakzapanowaćnadsobą.Wstałazzabiurkaiotworzyła
okno.Nadworzeniebyłowcalajchłodniejniżwpokoju,aleożywczypowiewwiatruj

background image

poruszyłlekkofiranką.

*Paniprokuratorodetchnęłapełnąpiersiąiwróciła]naswojemiejsce.Zadała
Drzewieckiemukolejnepy-ltanie,aletenakurat^zagapiłsięwokno.Odstronyj
zewnętrznejbyłoonozabezpieczonedwuczęściową*[|<ratą.Pośrodku,wmiejscugdzie
stykałysięobiepołówki,tkwiłapokaźnychrozmiarówkłódka.Franciszekażprzetarłoczy
zezdumienia.Kłódkabyłazaczepionanakabłąkujednejtylkopołówkikraty.

Niewahałsięanisekundy.Wprawdzieryzykobyłoduże,aletakaokazjamogłasięjużnie
powtórzyć.Usiadłprostoispojrzał

całkiemprzytomnienaprzesłuchującą.

—Przepraszam—udałzakłopotanie.—Towszystkoprzeztenerwy.Gdybypani
prokuratorpozwoliłamizapalić…

—Proszę—przyzwalającoskinęłagłową.—Mapanpapierosy?

—Niestety,zostawiłemwareszcie.

—Wtakimraziepoczęstujępana—zaproponowaławspaniałomyślnie.*—Możebędzie
namłatwiejdojśćdoporozumienia.

Sięgnęładoszufladypotorebkę.Franciszekwstałibezpośpiechuposzedłwstronę
biurka.Otwarteoknobyłojużwzasięguręki.Nibyprzypadkiemioparłsięokratę.
Ustąpiłazcichymzgrzytemzardzewiałychzawiasów.

—Niestety,mamtylkozefiry.Proszę,panieDrzewiecki.

Wyciągnąłrękę,jakgdybysięgałpopapierosa,inagłymruchemodepchnąłkobietę.
Rozpaczliwiemachnęłarękami,aleniezdołałojejtouchronićodupadku.Zanimzdążyła
krzyknąć,Franciszekbyłna

■i12T

12&r

parapecie.Błyskawiczniewyrzuciłnoginazewnatr*izawisłnakracie.Opuściłsięna
wyciągniętychrę.kach.Jeszczepół

sekundyiskoczył.

Wylądowałnanogach,nieudałomusięjednajutrzymaćrównowagi.Upadłnakalana,na
momentstraciłoddech,ale

dobiegającyzbudynkuprzeraźliwykrzykzmusiłgodokolejnegowysiłku.Pode*va|się
natychmiastiwszaleńczymbiegudopadł

pierwszejprzecznicy.Wchwiligdyskręcałzablok,usły.szałzaplecamimilicyjny
gwizdek.Naszczęścieorjkolejnegoskrzyżowaniadzieliłogoniewięcejniżczterdzieści
metrów.Znowuskręcił.Kawałekdalejzaczynałsiępłotoddzielającyodulicygęsto
zarośnięteogródki.Zamierzałpobiecwtamtymkierunku,gdykątemokadostrzegł
nadjeżdżającązprzeciwka

ciężarówkę.Tomogłabyćszansa.

Wdwóchsusachdopadł-krawężnika.Ciężarówkaminęłago,aonrzuciłsięzaniąw

background image

pościg.Samdobrzeniewiedział,jakimcudemzdołałuchwycićstlloweuchoprzyklapie
zamykającejskrzynięładunkową.Jeszczejeden,niemalnadludzkiwysiłekiznalazłsięw
środku.

Ciężarówkawiozładeskiipapę.Drzewieckiprzycupnąłzajednązroleknadnieskrzyni
ładunkowejPorwanaplandekastanowiładośćiluzorycznąosłonę,liczyłjednaknałut
szczęścia.Itakzresztąosiągnąłjużpołowęsukcesu,jakożekierowcaniezauważył,że
dosiadłmusiępasażernagapę.•

background image

f

Wózskręciłwlewo,potemwprawoiprzezdziu

|ręwplandeceFranciszekdostrzegłblok,wktórym[pieściłasięprokuratura.Niemal
jednocześnieusłyszałtupot

biegnącychiprzeraźliwypiskoponruszającegoostroradiowozu.Naciężarówkęwidać
niktIpjezwróciłuwagi,bospokojniejechaławswojąŁtronę.

XVI

CichoskrzypnęłydrzwiirosłyprofoswprowadziłdopokojuRokickiego.Stefański
beznamiętnym[gestemwskazał

zatrzymanemukrzesłopoprzeciwnejstroniebiurkaiprzezdłuższąchwilęprzewracał
[kartkiwrozłożonychprzedsobąaktach.Doprowadzonyusiadł.Nieogolone,poszarzałe
policzki,sine[worypodoczamiiopuszczonasmętniegłowa[świadczyływymownie,że
nocspędzonawareszcieniewpłynęłakorzystnienapsychikępanaLeszka.I—Wczoraj
niebyliściezbytrozmowni—zacząłkapitan.—Mamnadzieję,żedziękipobytowiunas
nabraliścieniecorozsądku.

—Niechpanpyta.—Rokickiwbiłwzrokwpodłogęinawetniespojrzałnaoficera.

—Zacznijmyodnarkotyków.

—Jestemdorosły,mogęrobić,comisiępodoba.I—Niezupełnie.Naprzykład
udostępnianieśrodkówodurzającychinnymosobomjestkaralne.

I—Innymosobom?Toznaczykomu?

125

31

—WwaszymprzypadkumiałemnamyślimiędzyinnymiSzymćzewskiego,Ładyńska,
Matuszewską!Kreczyńska…

—Szymczewski,totenszczawikzDziekanowa?—zatrzymanywolałsięupewnić.

—Właśnie.

—Nocóż,jemufaktycznieopyliłemparęampułekmorfinyitrochękompotu.

—Skądbraliściemorfinę?

—Kiedyśspotkałemfaceta,którymiałnazbyciu!kilkapodstemplowanychrecept.
Późniejwystarczyłłojużtylkowypełnićblankietipójśćdoapteki.

—Ilebyłotychrecept?

—Trzy,możecztery…Dokładnieniepamiętam.

—Jaknazywałsięgość,którywamjesprzedał?

—Nieznamczłowieka.Tylkorazgowidziałem.!

background image

—Ijamamuwierzyćwtębajeczkę?

—Jakpanuważa.

Stefańskiztrudemzapanowałnadogarniającągozłością.Niewielebrakowało,adałbysię
wyprowaldzićzrównowagi.Okazałosię,żeRokickibyłznalcznietwardszyibardziej
pewnysiebie,niżwygiąłdałotonapoczątku.

—Kompotrównieżkupiliścieodnieznajomegomężczyzny?—zadałkolejnepytanie.

—DwalatatemuprzyuważyłemnaMazurachpojlemakowe.Kiedynadeszła
odpowiedniapora,wybrałemsiętamznowui

którejśnocynaładowałemcaływoreksłomy.

—Gospodarzsięnieucieszył.

—Dlategonastępnegodniabyłemjużdaleko.,

I•—No,dobrze.—Oficeruśmiechnąłsiędrwiąco-—Wróćmydowaszychznajomych.

—Naprawdętetrzydziewczynypowiedziały,żedałemimcośdoćpania?—Rokickiz
niedowierza-

Iniempokręciłgłową.—PoDanceiRenaciejeszcze

Imógłbymsiętegospodziewać,aleMilka…

I—Tutajjazadajępytania.—Stefańskiniemiał

zamiaruwtajemniczaćzatrzymanegowszczegóły

śledztwa.

I—Przypuśćmy,żerazidrugiporatowałemktórąś|vvpotrzebie—przyznałRokicki.

—Matuszewskawolałaskrętyniżmorfinę?—zaryzykowałkapitan.

—Faktycznie.Więcjednakpanupowiedziała…

—AKreczyńska?

—Renataćpała,copopadło.

—Swegoczasupozostawaliściewdośćbliskichstosunkach.

—Poprostużyliśmyzesobą.

—Długo?

—Niespecjalnie.Pokilkumiesiącachdoszliśmydozgodnegowniosku,żeniepasujemy
dosiebie.

—Aleniezerwaliściekontaktów?

—Jasne,żenie.WkońcuRenatatofajnadziewczynaiklawykompan.

—Kiedywidzieliściesięporazostatni?

—jakiśtydzieńtemu..ymofe.-isiowytfiD

m

background image

—Wjakichokolicznościach?

—Spotkaliśmysięprzypadkiemwpasażuzadomami„Centrum”.

—Poszliściegdzieśrazem?

‘—Pogadaliśmytylkominutkę.Prawdęmówiąctrochęsięspieszyłem.

—DoBronisławyFineckiej?—roześmiałsięoficer.

—Itopanwie?

—Mysporowiemy.—Stefańskispojrzałnależąceprzednimakta:—Awracającdo
spotkaniazKreczyńską,czydaliściejejwtedyjakieśnarkotyki?’

—Niepotrzebowała.Chwaliłasięnawet,żemadostaćoryginalneLSD.

—Mówiłaodkogo?

—Paniekapitanie…

Oficeromalniezgrzytnąłzębami.MimowysiłkówzjegostronyRokickinadalbył
skłonnydoskładaniawyjaśnieńtylkowniektórychsprawach.

—Mówciekonkretnie.KiedyostatnirazwidzieliścieKreczyńską?

—Przedtygodniem,wsobotępopołudniu.

—Iodtamtejporyjużsięzniąniekontaktowa-lliście?

—Jakośniebyłookazji.

—Acorobiliściewostatniczwartek?

—Wczwartek?—Zatrzymanymyślałprzezchwilę.—Chybanicszczególnego.Spałem
jakzwykładopołudnia,potem

włóczyłemsiępomieście,aj

128

gdzieśkołopiątej,możeszóstej,poszedłemdopawilonuBronki.Łatwozgadnąć,żenie
rozstaliśmysięjużażdorana.

—Ejże?—Stefańskiwyszedłzzabiurka,stanąłprzedRokickimispojrzałmuprostow
oczy.

—Słowo.

—Taksięskłada,żewczorajrozmawiałemzpaniąFinecką.Jakośnieprzypominasobie,
żebyścierazemspędziliczwartkowe’

popołudnie.Nanocteżnieprzyszliście.

—Ach,prawda!—Rokianimyślałsięupierać.—Wczwartekfaktycznienienocowałem
uBronki.

—Dowiemsięwreszcie,gdziebyliścienaprawdę?

—UMilkiMatuszewskiej.Wprowadziłasięwłaśniedonowegomieszkania,którekupił
jejstary,izaprosiłamnienaparapetówkę.

background image

—Októrejsięspotkaliście?

—Kołopiątej.

—Dużobyłogości?

—Namiejscuokazałosię,żezaprosiłatylkomnie…Aleczemu,udiabła,takpan
wypytujeotenczwartek?*

—WnocyzczwartkunapiątekrozstałasięztymświatemRenataKreczyńską.Itojest
zasadniczypowód,dlaktórego

spędziliścieostatniąnocwareszcie.

Rokickipoczerwieniał,momentpóźniejzbladł,azarazpotemnaczolewystąpiłymu
kroplepotu..

9—Szafirowekoniczynki

129

WlepiłprzerażonywzrokwStefańskiegoiprzezkil-|kasekundniebyłwstanie
wykrztusićnawetsłowa.1

—Cowynato?—Kapitanpostanowiłkućżela-1zopókigorące.

—Panmyśli,żejadałemjejjakieśświństwo,pójktórymonaumarła?—Młodyczłowiek
zerwałsię]zkrzesłaichwyciłkapitanazarękę.—Panmniejpodejrzewa!Aledlaczego?

—Aktóżinnymógłbysięprzyczynićdorśmierci?

—AchociażbytenjejpodstarzałygoguśLeszczyniak!—wyjąkałRokickiłamiącymsię
głosem.Kręcilizesobąodpółroku,agośććpaniegorzejo’młodych.

—MówicieomecenasieLeszczyniaku?

—Jakimtammecenasie!—żachnąłsięRoki—Rtitażyłazjegobratem,tymco
prowadziprywatnyinteres.

Niespełnatrzykwadransepóźniejoficerzatrzymalisłużbowegopolonezaprzed
bliźniakiemprzyulicJOkrężnej.Wysiadłiruszył

prostodofurtkiopatrzo-inejtabliczkąznazwiskiemPawłaLeszczyniaka.Na-Jcisnął
przyciskdzwonka.Odczekałchwilę,wśrodku]jednakniktniezareagował.Nawszelki
wypadekStelfańskizadzwoniłporazdrugi,alewidząc,żenieza-]stał

gospodarza,podszedłdosąsiedniejfurtki.Tutajrnlałwięcejszczęścia.Chwilępóźniejw
drzwiachdrugiejpołówkibliźniakapojawiłasiętęga,czter-jdzlestokjlkuletnlablondynka
okartoflowatymnpsiaipucołowatych,rumianychpojjcżkacb-,|Wi>II—Pantuczego?
—ObrzuciłaoficeranieufnymLpojrzeniem.

—Jestemzmilicji.—Kapitanmachnąłzdalekalegitymacją.—Chciałbymwidziećsięz
którymśzbraciLeszczyniaków.

1

1—Panmecenasjestterazwsądzie.—Blondynkabezpośpiechuruszyławstronę
oficera,alezatrzymałasiędobrymetrodfurtkiinajwyraźniejniekwapiłasiędojej

background image

otwarcia.

—ApanPaweł?

—Jakzwykleusiebiewwarsztacie.

—Todaleko?

—PójdziepanOkrężnąażzaPowsińską.—Wskazałarękąkierunek.—Skręcipanw
prawoipantrafi.

—Ogromniepanidziękuję.—Stefańskiuznał,żemiłyuśmiechjeszczenikomunie
zaszkodził.—Zaoszczędziłamipanisporoczasu,boniebędęmusiałtudrugiraz
przyjeżdżać.

—Tocośpilnego?.—zainteresowałasięblondynka.

—Niespecjalnie—odparłwymijająco.—Alebezrozmowysięnieobejdzie…Apani
jestkrewnąmecenasa?—zapytał

uprzejmnie,choćzgórywiedział,żeodpowiedźbędzieprzecząca.

—Jatusprzątam.—Zarumieniłasięlekkp.

—Oddawna?

—Będziejużzpiętnaścielat.

—Toprawiejakrodzina.

131‘

130r

li?

—Anoniby…

Taktykakapitanazdałaegzamin.Sprzątaczkaniewahającsiędłużejotworzyłafurtkęi
wpuściłagodoogródkaprzeddomem.

—UpanaPawłateżpanisprząta?

—Pewnie—przytaknęłaskwapliwie.—Zgodziłamniejeszczeświętejpamięcipani
Magdalena,kiedyjejmąż,panBernard,postawiłtendom.

—Czemustarszypannie,wybudowałjednejwilli?

—PanBernardniechciał,żebypojegośmienbraciakłócilisięomajątek.Takwszystko
urządził,iAdam,iPawełmieliwłasnydachnadgłową.

—Ico?Braciarzeczywiścieżyjąwzgodzie?

—Zawzórmożnabyichpostawić—konfidencjonalniezniżyłagłos.—Wprawdziepan
AdamczasemmazazłepanuPawłowijegoprowadzeniaaleprędzejczypóźniejzawsze
siępogodzą.

—PaniBogojskaczęstoichodwiedza?

—Ostatnio,pośmiercipaniPłateckiej,jakbyczęściej,boprzedtemprzychodziłatylkood

background image

wielkiegodzwonu.

—Ainnikrewni?

—Bliższejrodzinytoonijużchybaniemają.—Wzamyśleniuzmarszczyłabrwi.—
Nibyzostałjeszczedrugimążpani

Magdaleny,aleonmieszkaweWrocławiu.Zresztątomałżeństwotrwałoniełspełnadwa
lata.OdrozwodupanMaciekni^

pokazałsięnaOkrężnej.

—CzemużadenzbraciLeszczyniakówsię-nożenił?

33

—PanAdamto’jużpewnozostaniestarymkawalerem—westchnęłazwidocznym
żalem.—Nawetnarzeczonejnigdyniemiał.

ZatodopanaPawłaciąglejakieśprzychodzą,aleonnażadnązdecydowaćsięniemoże.

—PodobnomyślałpoważnieopaniKreczyńskiej?—Zablefowałoficer.—Zdajesię,że
ionachętniebyzaniegowyszła.

—Pierwszesłyszę.—Zdecydowaniepotrząsnęłagłową.—Iowszem,ostatniopani
Renataczęstotutajbywa,ależebypanPawełmyślałoożenku…

—Wzeszłyczwartektez■odwiedziłapanaLe-szczyniaka?

—WczwartekchowaliśmypaniąPłatecką.NapogrzebiebyłaipaniRenata,apóźniej
wszyscyposzlidomecenasa.

—Panirównież?

—Ktośmusiałprzecieżnakryćdostołu,apoobiedziepozmywać.

—Dużobyłoosób?

—OpróczobydwubraciipaniRenatyprzyszłapaniBogojskaznarzeczonympani
DanusiaŁadyńskaisąsiadkanieboszczki,paniAndruszewska

—Jakdługotrwałoprzyjęcie?

—Gdzieśdosiódmej.

—Wyszliwszyscyrazem?

—PanMareckimiałdozałatwieniajakieśinteresypozaWarszawą,więcpożegnałsię
jeszczeprzedpiątą.

133

—Apani?

—Jaskończyłamzmywaniedobrzepoósmej.■

—Niewiepani,czyKreczyńskawstąpiładopanaPawła?

—Wdomupaliłosięświatło,aleczypanLe-szczyniakbyłsam,czywczyimś
towarzystwie,niemogępowiedzieć.

background image

—Nieszkodzi.—Stefańskizbagatelizowałspra.wę.—Itakokazałasiępaniprawdziwą
kopalniąin-iformacji.

—Acosięwłaściwiestało?—zadałanurtującejąodpoczątkurozmowypytanie.

—PaniKreczyńskanieżyje.

—OBoże!—Natwarzysłużącejpojawiłosię;szczerezmartwienie.—Takamłodaijuż
doziemi.J

—Cóżporadzić.

—Byłjakiśwypadek?

—Wszystkonatowskazuje.—Kapitanbezskrupułówminąłsięzprawdą.—Jeszcze
razpanidziękujęidowidzenia.

PodanaprzezsłużącąlokalizacjawarsztatuPawła’Leszczyniakaokazałasięwprawdzie
niezbytścisła,aleoficerdotarłtambezwiększegotrudu.Warsztat,mieściłsięwschludnie
wyglądającympawilonie,,wzniesionymwidaćwspólnymsumptemprzezkilku)
przedstawicieliprywatnejinicjatywy.Samwłaścicielipowitałoficerawproguzakładu.”

—-Mojeuszanowanie.—Ukłoniłsiędwornie.—Czemuprzypisać,żeskromna
wytwórniazaba-lwekstałasięobiektem

zainteresowaniamilicji?

—Prawdępowiedziawszypańskadziałalnośćzawodowanieinteresujemniezbytnio—
wyjaśniłStefański.—Pragnąłbymraczejporozmawiaćopańskichznajomych.

—Naprzykładokim?

—PrzedewszystkimoRenacieKYeczyńskiej.

—Słyszałemjuż.—Leszczyniakponurozwiesiłgłowę.—Telefonowaładomnie
DanusiaŁadyńska.

—Kiedy,jeślimożnawiedzieć?

—Dzisiajzsamegorana…Aleproszędośrodka.—Zorientowałsię,żerozmawiająna
ulicy.

„Biuro”Leszczyniakazajmowałoniespełnaczterymetrykwadratoweiodresztyzakładu
oddzielałajejedyniecienka,oszklonaścianka.Właścicielmógłstądobserwować,jak
dwajpracownicyuwijająsięprzywtryskarkach,atrzeciskładazczęścimałesa-
mochodziki.Wtejchwilipochłaniałgojednakwyłączniecelwizytynieoczekiwanego
gościa.

—Trochęumnieciasno—wyjaśniłprzepraszająco,kiedysiedlinadrewnianych
zydelkach.—Alezakażdycentymetr

powierzchnikażąpłacićtakiepieniądze…

—Słyszałem,żeostatnioutrzymywałpandośćbliskiestosunkizpaniąKreczyńska.—
Kapitanpostanowiłodrazuprzystąpićdorzeczy.

—Owszem—przytaknąłLejrczyniak.—Mimosporejróżnicywiekupasowaliśmydo

background image

siebie

—Czymamrozumieć,żeukładaliścieplanynaprzyszłość?

135.

134

—Raczejtraktowaliśmynasząznajomośćjakocośwrodzajudłuższegoflirtu.

—OdjakdawnaznałpanKreczyńską?

—Niemaloddziecka,alezbliżyliśmysiędopierowtymroku.

—Kiedywidziałjąpanporazostatni?

—Wczwartek,fiapogrzebieciotkiPłateckiej.I

—Zcmentarzaposzliściedopańskiegobrata.I

—Owszem.Renatabyłanaobiedzie,aledomnie]późniejniewpadła.

—Możnawiedziećdlaczego?Przecieżostatnio)niemalmieszkaliścierazem.

—Bezprzesady—zaprzeczyłLeszczyniak.—Renatadośćczęstonocowałaumnie,ale
owspólnym]mieszkaniuniemożebyćmowy.Awczwartekpo]prostuobojenie
mieliśmyodpowiedniegonastroju.Tochybazrozumiałe?

—Nieorientujesiępan,czyKreczyńskąwróciłJdosiebie?

—Wspomniała,żemajeszczecośdozałatwienia]wmieście.

—Mówiłapanuocochodzi?

—Nieprzypominamsobie.

—Możezabrakłowammorfiny?Stefańskichciałspojrzećwoczywłaścicielowiza-i

kładu,tenjednak»puściłgłowęizacząłnerwowejwyłamywaćpalce.Przezdłuższą
chwilęwkantorku]panowałomilczenie.

WreszcieprzerwałjeLeszczynniak.‘j:?;l»irn-eistfcD—I

136

—Terazjfiżjej.nicniezaszkodzi—powiedziałcicho.—Renatafaktyczniebyła
uzależniona.

—Apan?

—Przyznaję,żekilkarazyspróbowałemróżnychspecyfików,aledziękiBoguwnałóg
niewpadłem.

—Ktodostarczałpanunarkotyków?

—WłaśnieKreczyńską.

—Czytylko?

—Natomogędaćswojesłowo.

—No,dobrze.—Kapitanudał,żeprzyjmujezapewnienietamtegozadobrąmonetę.—

background image

Wróćmy,wtakimrazie,doczwartku.

—Nierozumiem?

—Pytałempana,dokądwybierałasięwieczoremKreczyńską?

Właścicielwytwórnizabawekskurczyłsięwsobie.Przezmomentspoglądałproszącona
oficera,jakgdybyliczył,żetenzwolnigozodpowiedzi,potemprzemknąłrozbieganym
spojrzeniempokantorkuiwidocznymzaszybązakładzie,wkońcuniemogącznaleźć
żadnegosensownegowykrętuzakryłrękamitwarz.

—Mapanrację—wychrypiał.—Renatapojechałapomorfinę.Tłumaczyłem,prosiłem,
nicniepomogło.

—Odkogomiaładostaćnarkotyk?

—Niejestempewien—leszczyniakwyraźniesię^zawahał—alechybawspominałao
Rokickim.

—Gdziemielisięśpatkać?

—Niemampojęcia.—Tymrazem%łowawłaści-1cielązakładuzabrzmiały
przekonująco.—Zresztąlrówniedobrzemogłabyćumówionazkimśinnym.Nie
powiedziałamitegowyraźnie.

—PanrównieżznaRokickiego?

—Bardzosłabo.KilkarazywidziałemgozRenatą,gdyjeszczenaszestosunkibyły
znacznieluźniesze,kiedyśspotkaliśmysięprzypadkiemuŁadyńskiej…

—Awjakisposóbtrafiłonprzedmiesiącemnurodzinypańskiegobrata?

—Niewiem.Jagoniezapraszałem.

—Nocóż,tobyłobywszystko.—Stefańskipocniósłsięzmiejsca.—Dziękujępanui
przepraszamzanajście.Aha!—

przypomniałsobiejeszcze.-CzyKreczyńskamiałajakichśznajomychwDzieka-nowie?

—Niesądzę.

—Apan?

—Jedenzeszkolnychkolegówmatamdaczę,alterazjestzagranicą.

XVII

Ciężarówkaprzyhamowałagwałtownie,momentpóźniejszarpnęładoprzodu,przejechała
jeszcze]kilkanaściemetrówi

zatrzymałasięnadobre.Drze-Iwieckiwyjrzałprzezdziuręwplandece.Bylina
Brzeskiej,nieopodalbazaru^Różyckiego.Nienamyśl

138

łającsięwyskoczyłnajezdnię,przebiegłnadrugąstronęulicyiszybkimkrokiem
pomaszerowałwkierunkuZąbkowskiej.

Przedbramąniebyłonikogo.Franciszekuznałtozadobryomen.Skręciłwpodwórko,

background image

minąłjeiprzezkolejnąbramęwyszedłnanastępne,pełne*walającychsięszmati
papierów.Jeszczekilkakrokówiznalazłsięnaklatceschodowejcuchnącejprzypaloną
kapustąikocimiekskrementami.Zbiegłdosutereny,znalazłkontakt,aleświatłonie
zapaliłosię.Zakląłpodnosemiruszyłpoomackukorytarzemażdomiejsca,gdzieskręcał
onpodkątemprostym.Przezdłuższąchwilęmacałwzdłużlewejściany.

Wreszcietrafiłnaklamkę.Nacisnąłją,drzwijednaknieustąpiły.

Przezkilkasekundzastanawiałsię,corobićdalej.Nawszelkiwypadekponownienacisnął
klamkęizastukał.Wkońcubluznął

wulgarnymprzekleństwemizniepohamowanąwściekłościąkopnąłwdrzwi.Odziwo,
poskutkowało.Wśrodkuktośsięporuszył,achwilępotemdrzwistanęłyotworem.W
korytarzuniecopojaśniałoiDrzewieckidostrzegłwysokiego,chudegojakszczapa
mężczyznęołysejczaszceiniesamowiciedługich,sięgającychponiżejkolanrękach.

—ChwałaBogu,żejesteś!—odetchnąłzwyraźnąulgą.—Czemużeś.Szkielet,nie
otwierał?

—-Trzebabyłokrzyknąć,ktoidzie.—Głosgospodarza.zaświszczął,niczym
ipowiestiizeuciekające

139

zrozbitejopony.—Dlabylefrajerówigliniarzniemamniewdomu.

—Aledlamniejesteś.

—Przypuśćmy.

—Wpadłemwtarapaty.

—Słyszałem,żejeszczewczorajsiedziałeś.Puściłcię?

—Samsiępuściłem.

—Takiebuty!—Szkieletcmoknąłzeszczeryuznaniem.—Znaczy,żeznajomośćztobą
możmniekosztowaćpiątkę.

—Jeślimniezłapią.

—Mająsporeszanse.—Jakgdybynaprzekóostatnimsłowomgospodarzotworzył
szerzejdrzwi—Choć,wypijemypomaluchuipomyślimy,coda-lej.

Znaleźlisięwdługim,wąskimpomieszczeniu

0jednymmaleńkimokienkupodsamymsdfitemPrzywejściubyłniesamowiciebrudny
zlew,atużobokstałanastołku

maszynkaelektryczna.Starazdezelowanaszafa,służącarównieżjakokredens
przedzielałapomieszczenienadwieczęści.Dalejpodokienkiem,Franciszekdostrzegł
żelaznełóżkczrozprutymzbokumateracemidwomanowymichoćjużczymś

pobrudzonymikocami.Umeblowaniadopełniałytrzykrzesłaiprosty,kuchennystół.

Szkieletwyciągnąłzjakiegośkątazielonąbutelkapowiniezkawałkiemzwiniętejgazety
zamiastkork

background image

1nalałdodwóchstojącychnastole,lepiącychsięo<brudu,szklanekpomusztardzie.Za
zakąskęmusiaływystarczyćdwaogórkikonserwoweikawałekchleba.

—Spróbuj,Franiu!—Gospodarzzachęcającymgestempodniósłswojąszklankę.—
Takiegobimberkujeszczeniepiłeś.

Drzewieckiochoczowlałdogardłazawartośćmusztardówki.Naglezabrakłomu
powietrza.Wprzełykuiżołądkupoczułżywyogień.Oczyzaszfymumgłąizaszkliłysię
łzami.Przezdłuższąchwilęniebyłwstanieuczynićnajmniejszegoruchu.

—Prawda,żedobry?—Szkieletgwizdnąłprzezzębyiniepatrzącnawetnazakąskę
ponowniesięgnąłpobutelkę.—Walniemynadrugąnóżkę?

—Nalej—wykrztusiłFranciszek.—Mocnacholera.

—Prawiejakmonopolowyspirytus—zachwycałsięgospodarz.

KolejnaszklankaposzłaDrzewieckiemuznacznielepiej.Wgłowiepoczułznajomy
szmerek,wszystkiezmartwieniaiproblemystałysięmniejistotneibardziejodległe,
wróciłdobryhumor.Zagryzłchlebemzogórkiem,popiłprzyniesionąprzezSzkieleta
wodąisamchwyciłbutelkę,byznowunalać.

—Smakuje!—ucieszyłsięgospodarz.—No,tochlup!

TrzeciaszklankanastroiłaSzkieletaprzyjaźniedocałegoświata,adoFranciszka
szczególnie.Wstarymczajnikuzaczęłabulgotaćwodanaherbatę,‘nastole

141

140

pojawiłasięjakaśkonserwa,aopróczniejdwaprawie,czystetalerzeiwidelce.Zrówną
gościnnością!jużdawnonikogotutajniepodejmowano.

—Możeszumniekimać—zaproponowałwkoń-icugospodarz.—Chciałbymtylko
wiedzieć,co-jestlgrane.

—Wrobilimniewjednegotrupa—wyjaśniłrzeczowoDrzewiecki.—Aniewykluczone,
żedokle-Jpiąmiidrugiego.

—OtejbabcizDygasińskiegojuż,słyszałem.Ktolnadałcirobotę?

—Braciakmojegoadwokata,PawełLeszczyniak.j

—PoloSzpryca!—NatwarzySzkieletapojawił!sięgniewnygrymas.—Przecieżto
kawałsukinsyna!Mogłeśsięspodziewać,żecięwystawidowiatru.

—Zemnązawszedotądbyłwporządku.

—Niemyślałem,żezciebietakinaiwniak.Niejsłyszałeś,jakPoloprzysłużyłsię
ZbyszkowiBieliń-jskiemualboKazikowiSękaczowi?

—Tastaruszka,tobyłajegociotka.Akiedyroz-jmawiałemznimjużpofakcie,
wyglądało,żenieorająprzyłatwił.

—Niechcibędzie.—Gospodarznajwyraźniej!dalejmyślałswoje.—Acoztymdrugim
trupem?1

background image

—-LeszczyniakzamelinowałmniewdaczyznajoJmego,wDziekanowie.Zarazpotem
znaleźliwlesiasztywnądziewczynę.

—Znałeśją?

—Otyle,oile.TobyłacórkastaregoKreczyń-skitegdrPowązek.

—Tego,comawarsztatsamochodowy?

—Właśnie.

—Aż,tydurniu!—Szkieletprzyłożyłpięściąvvstół.—Poloprzyłatwiłcięjak
pierwszegolepszegoszczawika.Przecieżtamałakombinowałaznimodparumiesięcy.

XVIII

fSkrzypnęłydrzwiiwprogupokojuStefańskiegostanęłaEmiliaMatuszewska.Przez
momentprzestę-powałaniepewnieznoginanogę,nimzdecydowałasięwejśćdośrodka.

—Proszęsiadać.—Kapitanwskazałjejkrzesło.

—Chciałemzadaćpanikilkapytań.

—PanzamknąłRokiego—zaczęłazesmutkiem.

—Coontakiegozrobił?

—Międzyinnymihandlowałnarkotykami—wyjaśniłoficeroględnie.

—Jawiem,żetakniewolno.—WoczachMatuszewskiejzakręciłysięłzy.—Aleczemu
zarazdowięzienia?

—OdjakdawnaznapaniRokickiego?—Stefańskiuznał,żeszkodaczasuna
bezprzedmiotowądyskusję.

—KilkalattemupoznałamgouRenatyKreczyń-skiej,,

—Swegoczasupylizesobądośćbljskpzwiązani.

143

142

—Aletojużminęło.

—Jestpanipewna?

—Oczywiście.PrzecieżLeszeksammipowie-dział.

—Tojeszczeoniczymnieświadczy.—Kapitanuśmiechnąłsięlekko.—Proszęmi
powiedzieć,kiedyRokickiwprowadziłsiędopani?

—Wponiedziałek.

—Aniewubiegłyczwartek?

—WczwartekLeszeknocowałumnie.Alenapiątek,sobotęiniedzielęwróciłamdo
rodziców,aonigonietolerują.

—Niewydajesiępaniczemajątrochęracji?I

background image

—Zapomnieli,żeionibylikiedyśmłodzi.

—Powiedzmy!—westchnąłoficer.—AwracającdoKreczyńskiej,czymożepani
powiedzieć,zkimzadawałasięostatnio?

—Znalazłasobiefaceta,któryzpowodzeniemmógłbybyćjejojcem.—Matuszewska
wydęławargiznieukrywanąpogardą.

—PawłaLeszczyniaka?

—Więcjużpanwie?—skinęłapotakującogłową.

—Dobrzeżylizesobą?

—Jakpieszkotem.KilkarazyReniaskarżyła!się,żetostrasznycham.

—Źlejątraktował?

—Kiedywpadłwszał,potrafiłnawetprzyłożyćpogębie.

imi

144

—Wostatnichdniachrównieżdoszłodojakiejśawantury?

—Napoczątkuubiegłegotygodnia.Reniaprzybiegładomnieokropnieroztrzęsiona.
Nawetpłakała.

—Mówiła,ocoposzło?

—Podobnoozupełnydrobiazg.Niepytając,zajrzaładobiurka.

—NiKtnielubi,kiedygrzebiesięwjegorzeczach.

—Alewtymbiurkuniebyłonicnadzwyczajnego,aLeszczyniakprzyłożyłRenipo
twarzy…

—Czemuznimniezerwała?

—Samaniemogętegozrozumieć.Przecieżniezwiązałasięchybazłobuzemtylkodla
kilkugłupichskrętówiszprycycowieczór.

—Kiedywidziałająpaniporazostatni?

—Właśniewdniutejbezsensownejawanturyobiurko.Zdajesię,żebyłtoponiedziałek.

—PóźniejniemiałajużpaniżadnegokontaktuzKreczyńską?

—DopieroDanusiaŁadyńskapowiedziałami,żeRenianieżyje.

—RokickiniewspominałwcześniejośmierciKreczyńskiej?

—Nibyskądmiałotymwiedzieć?ZRenatąkontaktowałsięostatnioniezbytczęsto,z
Leszczynia-kiemprawiewcale,aDankawpadładomnie,kiedyLeszekjużsiedział…A
właśnie!—Popatrzyłaprosząconakapitana.—KiedypanzwolniRokiego?

r•(

r>vnlci

background image

145

Ofkerodparłcośnaokrągło,zczegomogłowynikaćwszystkopróczodpowiedzina
pytanie.Matu-Jszewskiej,podpisał

dziewczynieprzepustkęiodpro-1wadziłjądodrzwi.Chcącniechcącmusiałasię
pożegnaćiStefańskizostałsam.Wróciłzabiurko]Przezdłuższąchwilębezmyślnie
przewracałprotokołyprzesłuchań,raportyinotatkisłużbowe.Wkoń-1cuwsiałizaczął

składaćpapiery.Iwtedydopokoju]wszedłMazurek.

—Staryochrzaniłmnie,żeDrzewieckiemuudałosięucieczprokuratury—zaczął
ponuro.—/&czytomojawina,żekratywoknachpozakładalilamivlkodlafasonu?

—lakznamnaczelnika,niebyłtodlaniegoża-1denargument.

—etciniepowtórzę,comiodpowiedział—wesiiu*porucznik.—Wkażdymrazie
odesłańmnie;lodiabła..%Aprzedchwilądzwoniłasekretar-lka,żemamyzgłosićsięu
niegoobaj.

PułkownikLubańwertowałwłaśniejakieśopasłejakta,/ażporazpuszczającniewielkie
kółeczkady-1muzulubionejfajki.

Uśmiechnąłsięnapowitanie]doStefańskiego,zukosapopatrzyłnaMazurka]iwskazał
oficerommiejscaprzyustawionymprosto-]padledobiurkastoliku.

—Niemuszęchybapowtarzać,jakąkompromita-Jcjęstanowidlanasucieczka
Drzewieckiego—stwierdziłsuchonasamymwstępie.—Alebiegu]wydarzeńniktjuż
nieodwróci.Terazmusimyuczy-]

|nićwszystko,byprzestępcajaknajszybciejznalazłsięLowuwnaszychrękach.Trzeba
rozesłaćlistygończe,obstawićmeliny,wktórychmógłbyszukaćschronienialubpomocy,
iobserwowaćczarnyry-nek,czyniepojawisiętamcośzezrabowanejbiżuterii.

—Pomyślałemjużotym—bąknąłnieśmiałoporucznik.—Aswojądrogąucieczkę
DrzewieckiegonależychybapotraktowaćjakoprzyznaniesięJowiny.

—Możemaszrację.—Lubańniewyglądałnaprzekonanego.—Alezastanówsię,czy
słusznieuczyniłeś,przyjmująctylkojednąwersjęzabójstwaPłateckiej?

—Czyżbywgręwchodziłyrównieżjakieśinne?

—Wkońcutakobietabyłaosobądośćmajętną…Atycootymsądzisz?—naczelnik
zwróciłsiędoStefańskiego.

—ZacząłbymodAdamaiEwy:ktoskorzystałnaśmierciMieczysławyPłateckiej.

—TeoretycznieBogojskaibraciaLeszczyniako-wie,jeślinieliczyćniewielkiegozapisu
narzeczMu-rasiowej.

—Powiedziałeś:teoretycznie—podchwyciłpułkownik.

—Bogojskiejmiałaprzypaśćbiżuteria—wyjaśniłMazurek—azłotodiabliwzięli.

—Niediabli,tylkoprzestępca—sprostowałLubań.—Natwoimmiejscuposzedłbym
dalejtymtropem.

background image

—Takjest!

—Ijeszczejedno.—Pułkownikpopatrzyłuwg.żnienaoficerów.—Waszesprawy
dotyczątegosa-megokręguosób.Wprawdziejużnawiązaliściewspółpracę,tobardzo
dobrze,aleuzgodniłemjprokuraturą,żeoddzisiajtraktujemyobydwaśledztwajako
całość.

StefańskiiMazurekopuściligabinetnaczelnikajuczuciemulgi.Zamiastwracaćdo
swychpokoi,pomaszerowalikorytarzemwkierunkuwyjścia2gmachu.

—SpróbujępogadaćzBogojska—zadecydowałkapitan.—Aty,Michał,szukaj
Drzewieckiego.1

StefańskiprzezdobrykwadransbłądziłwśródwąskichuliczekMarymontu,nimznalazł
okazałą,piętrowąwillęwsporym,starannieutrzymanymogrodzie.Zaparkowałsamochód
iprzezuchylonąfurtkęruszyłwstronęmasywnychdębowychdrzwi.

—Panwjakiejsprawie?—Zzarogudomuwyłoniłasiędrobna,szczupłakobiecinao
rzadkich,siwychwłosach.

—SzukampaniBogojskiejalbopana-Mareckiego.—Kapitansięgnąłpolegitymację.

—Obojesąnadole,wzakładzie—wyjaśniłakobieta.—Musipanobejśćdom,bo
wejściejestoddrugiejstrony.

—Panrunichpracuje?

—SprzątamupanaMareckiego.UpaniAlicji

m.

IOficeruśmiechnąłsięzdawkowoipomaszerowałL,ewskazanymkierunku.Chwilę
późniejschodziłIjużpowąskich,kręconychschodach.Nadole,wni-[5kimkorytarzu,
spostrzegłszczupłego,muskularnegomężczyznęokrótkoprzyciętej,szpakowatej

[czuprynie.

I—PanMarecki?—zapytałdomyślnie.I—Owszem.—Jerzyskłoniłsięsztywno.—
PanwLprawiewytwórniskarpetek,czydopaniBogojskiej?|—Czyżbybyłajakaś
różnica?—WgłosieStefańskiegozadźwięczałaironiapołączonazniedowierzaniem.—
Przecieżtochybajedeninteres?

—Ależskąd!—OburzenieMareckiegoniewy-padłoprzekonująco.—Poprostu
wynajmujępani[Bogojskiejlokal,ażeprowadziprodukcjępodobnąIdomojej,totylko
kwestiaprzypadku.

—NiejestemzIzbySkarbowej.—Kapitanuznał,żenajwyższyjużczasrozwiaćobawy
gospodarza.—Nieinteresująmniesprawypodatkoweanipańskadziałalność
gospodarcza.ProwadzęśledztwowzwiązkuzezgonemRenatyKreczyńskiej.

—Achtak!—Jerzywyraźnieodetchnął.—Tozmieniapostaćrzeczy.

—Poświęcimipankilkaminut?

—Oczywiście.—Zgodziłsiębezcieniawahania.1—ZarazpoproszęAlicjęipójdziemy
nagórę.Możenapijesiępanherbaty?

background image

Niespełnakwadranspóźniejsiedzieliwetrójkę.wniewielkim,przytulnymsaloniku.Na
stolepojawiła

■BA

sięzapowiedzianaherbata,awrazzniąsłonepg.luszki.Mareckichciałrównież
wyciągnąćbutelkaczegośmocniejszego,aleoficerwyperswadowałmutenpomysł.

—Ostatniocoświelepogrzebówwnaszymnaj-•bliższymotoczeniu—zaczęłasmutno
Bogojska.IDopieropochowałamciotkę,atuznowucórkaZdzisława…

—PaństwodobrzeznaliściepaniąRenatę?

—Raczejjejojca—sprostowałaAlicja.—Onrównieżprowadziprywatnyinteres.

—Wiedzieliściepaństwo,żeKreczyńskajestnarkomanką?

Bogojskabezsłowaopuściłagłowę,aleJerzyniemyślałozachowaniudyskrecji.

—Nietylkoona,paniekapitanie—odparłzdezaprobatą.—Nietylkoona…

—MapannamyśliPawłaLeszczyniaka?—podchwyciłStefański.

—Wstydpowiedzieć—przytaknąłMarecki.-4Ażsiędziwię,żetakiczłowiekmoże
prowadzićwytwórnięzabawek.

—WracającdopaniRenaty,kiedywidzieliścieją,państwo,porazostatni?

—Wubiegłyczwartek,napogrzebieMieczysławyPłateckiej.Przyprowadziłjąwłaśnie
PawełLeszczyniak.Dziwiliśmysięwszyscy,niktjednakniepytał,czymająwzględem
siebiejakieśpoważniejszeplany.

—Słyszałem,żepopogrzebieposzliściepaństwodoAdaraaLe’szc£yi(ił&kai.’.v}2nEq
rnstmdfA—Owszem.—TymrazemwgłosieJerzegozadźwięczałaodrobinaironii.—
Tradycyjnastypamusiałasięodbyć.

—Doktórejtrwałobiad?

—Jawyszedłemwpółdopiątej.MusiałemjechaćdoŁodzi.Itakspóźniłemsięna
umówionespotkanie…

—Apani?

—PożegnałamsięzAdamemokołosiódmej

—KreczyńskawstąpiładopanaPawła?—Stefańskipostarałsię,byostatniepytanie
zabrzmiałocałkiemzdawkowo.

—Zaprosiłjądosiebie—potwierdziłaAlicja.

—Jestpanitegopewna?

—Weszłamnamomentrazemznimi.Pawełobiecał,żepożyczymi„PolskęJagiellonów”
Jasienicy.

•—Dotrzymałobietnicy?

—Książkależałajużprzygotowanawprzedpokoju.

—IleczasuspędziłapaniuLeszczyniaka?

background image

—Półminuty,możemniej…Prawdępowiedziawszybyłamokropniezmęczonai
wolałamjaknajszybciejwrócićdodomu.

—Rozumiem…Nocóż,bardzopaństwudziękuję.—Kapitanpodniósłsięzmiejsca.—
Tarozmowawielemiwyjaśniła.

Jużpanucieka?-Itakzabrałempaństwukbyt/łwełe’czasu.

7SI

iałako-

—Przyokazjimiałabymprośbę—preypommasobieBogojska.—Wubiegłymtygodniu
pańskiklega,porucznikMazurek,

pokazywałmifotografie!pewnegomężczyzny.Pytałoniegowzwiązkuizabójstwem
ciociMieczysławy.Wtedyniemogłam!

sobieprzypomnieć,gdziegowidziałam,idopierJpóźniejskojarzyłomisię,żetojedenz
klientówAdama.

—SpotkałagopaniumecenasaLeszczyniaka?I

—NietyleuAdama,coprzeddomemjegobrataj—sprostowałaAlicja.—Ten
mężczyznaczekał,aaPawełwyprowadzi

samochódzgarażu.

XIX

MazurekskręciłwGwiaździstąipochwilizatrzy-lmałsłużbowegofiataprzedniezbyt
zachęcające!wyglądającą,piętrowąkamienicą.MinąłbramęIwszedłdociemnej,dusznej
sutereny.Pokryteszarą,!łuszczącąsięfarbądrzwipolewejstroniebyłyuchy!lone.
Porucznikpchnąłjeipodszedłdorozłożone!gowkąciemateraca,naktórymspałw
najlepsze!drobnymężczyznaorzadkich,siwiejącychwłosachiwydatnym,fioletowym
niemal,nosie.

Oficerpochyliłsięnadśpiącymienergiczniepo-ltrzasnąłgozaramię.Tamten
wybełkotałcośbemzwiązku,zakląłi

machnąłręką,jakbyodpędzałsię!oddokuczliwejmuchy.PrzyokazjidoleciałMazurka

38

nieświeżyodórwypitegoprzedkilkomagodzinamialkoholu.

—Obudźciesię,Klusik!—huknąłnacałegardło.1—Jużpołudnie!

Leżącynaciągnąłnagłowęrógpostrzępionegokocaiodwróciłsiętyłem.Porucznik
szarpnąłgoponowniezaramię,widzącjednakbezskutecznośćswoichwysiłkówchwycił
stojącynapodłodzeblaszanydzbanek.Ponowniewyszedłnakorytarz.Bezwiększego
truduodnalazłbrudnąwygódkęzwieczniecieknącymkranem.Nalałdodzbankawodyi
kilkanaściesekundpóźniejcałaporcjawylądowałanagłowieKlusika.

—Żebyodsamegoranataksięuchlać!—sapnąłgniewnieoficer.

Zimnawodaikilka■szturchańcówprzywróciłygospodarzowipoczucierzeczywistości.

background image

Spojrzałzupełnieprzytomnienaoficeraigwałtowniepotrząsnąłgłową.*

—Wczoraj,paniewładzo,byłyurodzinyprzyjaciela—jęknąłprzepraszająco.—Rano
dostaliśmyjakieśstarekotletyna^

zakąskę.Musiałymizaszkodzić…

—Cowymituopowiadacieozakąsce?!—żachnąłsięMazurek.—Musimypogadaćo
znaczniepoważniejszychsprawach.

—Nierozumiem?—Maleńkie,głębokoosadzoneoczkakryminalistystałysięczujne.—
Przecieżwczasieostatniego

przesłuchanianiemiałpandomnię_pretęnsji.

1S3r

—Wielesięzmieniłoodtamtejpory.

—Mogędaćpanusłowohonoru,żejestemczy-1sty.

—Waszesłowoniejestzbytwielewarte.

—Jakpragnęzdrowia!—zaklinałsięKlusik.Możepanspytać,kogozechce.Każdy
zaświadczy,żeodrokuniedałemsięskusić.

—Możesięzałożymy?

Potwarzygospodarzaprzemknąłledwodostrzegalnycień,ajegospojrzenieuciekło
gdzieśwbok.jPorucznikprzebiegł

wzrokiempoodrapanychścianachsutereny.Spojrzałponownienapijaczynęina-lgle
zrozumiał.

—Wstawajcie!—rzuciłostrym,nieznoszącymsprzeciwutonem.—No,już!.

Klusikajakbyzamurowało,aleoficeranimyślałpowtarzaćpolecenia.Zdecydowanym
ruchemchwyciłgospodarzazaramięiściągnąłzposłania.Mo-jmentpóźniejodsunął
materacodścianyizaczął]ostukiwaćpodłogęobcasem.Jednazdesekporuszy-]

łasię.Mazurekprzyklęknąłipokilkupróbachod-]słoniłwnętrzeniewielkiejskrytki.

Wśrodkuleżałydwaaparatyfotograficzneikame-lradomagnetowidu.

—Icowynato?Okazujesię,żejednaknieje-]steścletacyczyści.

—Kumpelprosił,żebymmuprzechowałteapara-]ty.—Gospodarzspróbowałnaiwnego
wykrętu.—jMówjł,żebyjedobrzeschować^]u9inill

38S4

—Przedmilicją—dopowiedziałoficer.—Bojakbyco,możnatrafićzakratki.

Klusikchciałzaprzeczyć,ależadnesensownetłumaczenienieprzychodziłomudogłowy.
Pobladłinerwowytikprzebiegłmupotwarzy.Zbytczęstomiałdoczynieniaz
przedstawicielamiprawa,byniezdaćsobiesprawyzbeznadziejnościsytuacji,wjakiejsię
znalazł.Przezchwilęjeszczełamałsięwsobie,wreszciezrezygnacjąmachnąłręką.

—Mapanrację—ustąpił.—Odpaserkisięniewykręcę.

background image

—Amożeodpowiedniejszybyłbyjakiśinnyartykuł?

—Coto,tonie!—Tymrazemzaprzeczeniegospodarzazabrzmiałozupełnieszczerze.—
WłamanieodstawiliJanekLebiodazKazikiemSękaczem.Bylikrewnimitrochęgrosza,a
ja,idiota,wziąłemodnichfantyzamiastgotówki.

—Mówiliwam,gdziesięwłamali?

—Paniewładzo!—KlusikpopatrzyłnaMazurkaniemalzwyrzutem.—Otakierzeczy
sięniepyta.

—Wporządku—poruczniknienalegał.—Ostateczniewwaszejsytuacjitoszczegółbez
znaczenia.

—Zaraz,zaraz!Askądpanwiedział,żeumniesąfanty?PrzymknąłpanJankaalbo
Kazika?

—Nawetniewiem,gdzieichszukać.

—Alektośprzypucował?

—Prawdępowiedziawszy,doniedawnainteresowałamniezupełnieffiKa~5p%w£1

b—iÓfi2erłaWrMepotwierdził,aniniezaprzeczył,miałnadzieję,żewIten,sposób
sprowokujegospodarza.—Jeszcze1wczorajnawetprzezmyślminieprzeszło,byskła-I
daćwamwizytę.

•TT-Terazrozumiem!—WoczachKlusikazamigo-Itałyzłebłyski.—Jakiśbydlakdla
ratowaniawłasnej!skórynapuściłpananamnie.

—SłyszeliścieonapadzienatęstaruszkęzDyga-Isińskiego?—Mazurekznowunie
skomentował!przypuszczeńkryminalisty.

—Obiłomisięouszy.

—Napadmiałmiejscemniej*więcejwtymsamym!czasie,kiedywaslegitymowano.

—Jużmniepanotopytał.

—PytałemrównieżoFranciszkaDrzewieckiego.1

—Ajapowiempanu,żetoniebyłobywjegosty-llu.Onnigdynieszedłnamokrą
robotę.

—Ludziesięzmieniają.—Porucznikbeznamięt-jniewzruszyłramionami.—Aleniew
tymrzecz.Wi-Jdzicie,chałupępobabciPłateckiejodziedziczyli!AdamiPaweł
Leszczyniakowie.

Ostatniestwierdzeniewypowiedziałoficerniecozlrozpędu,niespodziewającsiężywszej
reakcji”gos-|podarza.Odziwo,Klusikabardzotainformacjaza-1interesowała.

—Podejrzewapan,żemecenasLeszczyniakalbo!jegobraciszekmaczalipaluszkiw
przygodziebabu-1ni?

—Czemużmiałbyn^^c^ROgdfij^^ć,?

—MecenasbroniłFranciszkapoostatniejwpadce,aPoloSzpryca…—Klusikurwał,a
jegomałeoczkapowiększyłysięnagledonienaturalnychwręczrozmiarów.—Przecieżto

background image

jasnejaksłońce!’—zgrzytnąłzębami.—Niktinny,tylkoonmniezasypał!

—Taksądzicie?

—Możesięzałożymy?—Gospodarzniemiałnajmniejszychwątpliwości.—Lebiodai
SękacznieoddziśkombinujązPolem.

Moglimupowiedzieć,komudaliczęśćfantówzeskoku,aSzprycaskorzystałzpierwszej
okazji,żebymnieposadzić.

—Musieliścieniekiepskozaleźćmuzaskórę.

—Poprostuniedałemsięwykołowaćwinteresach…Aletostaredzieje.—Klusik
stropiłsięnagle.—Niewartowspominać.

—AcołączyłoPawłaLeszczyniakazDrzewieckim?

—KiedyśPolopomógłFranciszkowiwywinąćsięodpudła.Załatwiłmulewealibi.

—CzypodobnąprzysługęwyświadczyłrównieżLebiodziealboSękaczowi?

—OukładachmiędzyJankiemaPolemwielepa-‘nuniepowiem,alenamiejscuKazika
raczejodpuściłbymsobietęznajomość.

—Nibydlaczego?

—NiechpanzapytaSękacza,jaktobyłozwyrokiemzawłamaniedojubilera.

—Zapytam,alemusielibyścieminajpierwpowiedzieć,gdzie■mógłbym’^gcnz-
rva,leźcVJlt””’^umai-j—

1#t

—OtejporzesąpewnozJankiemnapiwkuw)„Jaskółce”.

Oficerzastanawiałsięnadczymśprzezchwilę,wkońcusięgnąłpoznalezionewschowku
aparatyfotograficzneikamerę,zagwizdałzcichairuszyłbez,słowadowyjścia.Klusik
popatrzyłnaniegoznie-jdowierzaniem.

—Znaczy,żebędęodpowiadaćzwolnejstopy?j—bąknąłniepewnie.

—Niewykluczone.—Mazureknamomentza-|trzymałsięwprogu.—Ostatecznienie
każdypaser]musizaraztrafićdoaresztu.

—Dokońcażyciapanutegoniezapomnę!.—IKlusikdopadłdoporucznikaiomalnie
pocałowałgowrękę.

—Jesttylkojedenszkopuł—oficerznaczącoza-,wiesiłgłos.

—Zr<J>bięwszystko,copankaże.

—Widzicie,Drzewieckiemuudałosięuciec,ajajmamznimjeszczedopogadania.

—Niesądzipanchyba,żeFranciszekzechcesięzamelinowaćumnie?

—Janicniesądzę.—Mazurekwzruszyłramio-1nami.—Radziłbymwamtylko
pamiętać,żejednałcelaczekanalokatora.Ktojązajmie,przyszłośćpolkaże…

Porucznikwróciłdowozuiuruchomiłsilnik.Byłz.siebiezadowolony.IdącdoKlusika
niespodziewajsięzbytwiele,atymczasemuzyskałinformacjemo-lgącestanowićnowy

background image

impulsdlaśledztwa.,

158yr

Niewielkipawilonik,amożeraczejkioskzpiwem,[zwany„Jaskółką”,stałuzbiegu
GwiaździstejiPo-|tockiej.Tłumekamatorów

„małegojasnego”obsiadł[żelaznestoliczkiiniskimurekzbiałejcegły.Mniejliczni
wolelirozsiąśćsięwprostnatrawie,nadpobliskimkanałkiem.Porucznikzatrzymałwóz
jakieś[pięćdziesiątmetrówdalejizacząłdyskretnieobserwowaćzebranych.

Sękaczanigdzieniezauważył,alewśródtłoczącychsięwkolejcemignęłamuznajoma
sylwetkaniskiego,tęgiegoblondynawewzorzystejkoszulcezjakimśzachodnim
napisem.

Minęłozdziesięćminut,nimLebiodadopchnąłs;ędookienka.Kupiłczterypiwai
przysiadłsamotnienaskrajumurka.Przezdłuższąchwilęrozglądałsięniepewnie,jakby
nakogośczekał,wkońcuuznałwidać,żeumówionykompannieprzyjdzie,boj

za-j,Icząłsystematycznieopróżniaćbutelki,

Kończyłwłaśnieostatnią,kiedyprzymurkupojawiłsięBieliński.Lebioda

posunąłsięodrobinę,byzrobićpaserowimiejsce.Tamtenusiadłiprzezdłuższąchwilę
rozmawiali,razporazzerkającniespokojnienaboki.Obserwującytęscenęoficernie
>mógłpowstrzymaćironicznegouśmiechu.Wszyst-ikowskazywałonato,żemimo
uprzednichzapewnieńBielińskiniewycofałsięzbranży.

WreszciemężczyźnipodalisobieręcenapożegnanieipaserpomaszerowałPotockąw
kierunkunajbliższegoprzystanku

autobusowego.RównieżiLebiodauznał,żeczasjużopuścić„Jaskółkę”.Bez

159

pośpiechuodniósłbutelki,odebrałkaucjęiruszyłPotocką,alewprzeciwnąniżBieliński
stronę.

Mazurekdłużejnieczekał.WłączyłsilnikimcBmentpóźniejjegowózzrównałsięz
Lebiodą.Porucznikprzyhamowałizapraszającymgestemotworzy)drzwi.

—Córazgórą!—rzuciłdobrodusznie,jakgdybytamtenbyłnapotkanymprzypadkowo
znajomym.MDawnosięniewidzieliśmy.

—Witampanawładzę.—Lebiodaukłoniłsięgrzecznie,

—Cosłychać?

—Jakośsiężyje.

—Staregrzechyniekuszą?

—Ależskąd!Poostatniejodsiadcedałemspokój

—Skorotak,totylkopowinszować.—Wgłosoficerazadźwięczaławyraźnadrwina.

—Panmacośdomnie?

—Siadajcie,pogadamy.

background image

—Kiedyjasięspieszę…•«

—Nieszkodzi.Jakskończymyrozmawiać,zaw|zęwas,gdzietrzeba.

Lebiodaradnieradzająłmiejsceobokoficera]niespokojniepopatrzyłnaniego.Zwolna
zaczynałpojmować,żeichspotkanieniebyłodziełemprzypadku.

—Cojestgrane?—bąknąłniepewnie.Mazurekbezsłowazablokowałdrzwiisięgnąłpo

leżącąnatylnymsiedzeniutorbę.Momentpóźniej

Ififl

najegokolanachpojawiłysięzabraneKlusikowiaparatyfotograficzneikamera.

—Poznajecie?

Lebiodaażotworzyłustazezdumienia,anajegotwarzypojawiłsięstrach.

—Skądpantoma?—Nawetnieusiłowałzaprzeczać.—Ktopanupowiedział?

—SkokzrobiliściezSękaczem,aczęśćfantówdostałKlusik—stwierdziłporucznik.—
Najpierwpojedziemynawizjęlokalną,czywoliciezwłasnejwoliopowiedzieć,jakto
było?—Spróbowałstarego,aleczęstoskutecznegochwytu.

—Opowiem.—Ataknastąpiłzbytszybko,byLebiodazdążyłprzygotowaćjakąś
sensownąobronę.

—Tosłucham.

—Odczegomamzacząć?

—Najlepiejodpoczątku:ktonadałskok?

—Sękacz.

—Jasiu?—oficerostrzegawczopodniósłgłos.Lebiodazagryzłwargi,alei.tymrazem
jegoopór

nietrwałdłużejniżkilkasekund.

—TaknaprawdętoPoloSzpryca—wyszeptał.Mazurekbyłzaskoczonyinieudałomu
siętego

ukryć.Zeszczerymniedowierzaniempatrzyłnaswegorozmówcę.

—JakBogakocham!—NaszczęścieLebiodaopaczniezrozumiałreakcjęoficera.—
PolozaprowadziłnasnawetnaKoronowską,żebypokazać,gdziemieszkatenprywaciarz,
corobiformydowtryskarek.

11—Szafirowekoniczynki

161

—TobyłjakiśznajomyLeszczyniaka?

—Podobno.

—Leszczyniakpodałwamrozkładmieszkania?.

background image

—Masięrozumieć.Powiedziałnawet,gdziecze-^goszukać.

—Cokazałzabrać?

_Tylkopieniądzeizłotyzegareknałańcuszku!TeaparatyikameręzwinąłKazikz
własnejinicjatylwy.

—ZegarekopyliliścieBielińskiemu?

—Jeszczeniezdążyliśmysiędogadać.NaraziejschowałgoSękacz.

—Gdzie?

—Pewnousiebie,naŁomiańskiej.Aleniedam]głowy.

—AjakmiałwyglądaćpodziałłupówzLeszczy-niakiem?

—Polozastrzegłdlasiebiepołowę.\—Oddaliściemujegoczęść?

—No,nie…—Lebiodawyraźniesięzawahał.—Niebyłojeszczeokazji.

—Powiedzcieraczej,żepostanowiliściewykołowaćLeszczyniaka.

—Polonietaki,żebydałsiękomuśzrobićwko-(nia—westchnąłLebioda.—Kazikjuż
razpróbo!wał…

—Ico?

—Niechgopansamzapyta.Wkażdymrazidskończyłosiętoodsiadką-

FormalnościzwiązanezosadzeniemLebiodywareszciezajęłyoficerowiprzeszło
godzinę,takżedawnominęłajużsiedemnasta,nimdotarłwreszcienaSadybę.

Biały,schludniewyglądającydomekkrytyeternitemnieróżniłsięzbytnioodsąsiednich.
Jedynieniewielkatabliczkaprzywejściuinformowała,żeinżynierJanMackiewicz
przyjmujezamówienianaformydowtryskarekwszelkichtypów.Dochodzącyzotwartego
okienkadopiwnicyzgrzytszlifowanegometaluświadczyłwymownie,żewłaściciel
interesuniemożeuskarżaćsięnabrakchętnychdokorzystaniazjegousług.

Mazurekenergicznienacisnąłdzwonek.Chwilępóźniejotworzyłmuniski,szczupły
mężczyznaokrótkoprzyciętej,szpakowatejczuprynieistarannieutrzymanychwąsikach.
Miałnasobiemodnedżinsyijasnobrązową,zamszowąkurtkę,asądzączwyglądunie
przekroczyłjeszczeczterdziestki.

—Panwsprawieformy?—powitałoficerazdawkowymuśmiechem.—Niestety,na
najbliższemiesiącemampełenportfel

zamówień.

—Prawdępowiedziawszybardziejinteresujemnieniedawnewłamanie.—Porucznik
sięgnąłpolegitymację.

Mackiewiczbezsłowaotworzyłszerzejdrzwiiwprowadziłoficeradoobszernego,
stylowourządzonegosalonu.Mazurekzniekłamanąprzyjemnościąusiadłwgłębokim,
obitymwiśniowymplu

163

.162

background image

szemfotelu.Gospodarzznaczącymgestemwskazałbarek,porucznikodmówiłjednak
grzecznie.

—Pańscykoledzyprzesłuchiwalimniewsprawie]tegowłamania.—Inżynierusiadł
ciężkowsąsied-lnimfotelu.—Przezpół

dniafotografowaliwszystkiekątyiposypywalisprzętyjakimśproszkiem.Czyżby!miał
panjeszczejakieśwątpliwości?

—Zajmępanutylkokilkaminut.—Oficer!sięgnąłdoswejtorby,bywyciągnąćzniej
odzyskanejprzedparomagodzinamiapaiaty’fotograficzneikamerę.—Czypoznajepan
teprzedmioty?

—Ależoczywiście!—Mackiewiczpoderwałsięnanogiipochwyciłradośniejedenz
aparatów.—Mójstarydruhu,myślałem,żejużcięnigdyniezobaczę.

—Paninteresujesięfotografiką?

—Wyłączniepoamatorsku.Skompletowałemso-Jbiezupełnieniezłysprzęt,alenaogół
brakowałomi]czasu,byzniegokorzystać.

—Tokosztownehobby?

—Znamznaczniekosztowniejsze.Przyznapan]chyba,żena’dobryjachtczysamochód
trzebawy-idaćowielewięcejniżnanajnowocześniejsząnawetkamerę.

—Towszystkopestkawporównaniuzpotrzebamifinansowymipięknejkobiety—
zażartowałMa-]żurek.—Apropos,czyPaweł

Leszczyniakprzed-]stawiłpanuswojąnowąnarzeczoną?

—MapannamyśliRenatęKreczyńska?—Gos-j

164

podarzuśmiechnąłsięsmutno.—Byliumniejakieśtrzytygodnietemu.Nigdybymnie
przypuszczał,żetonaszeostatniespotkanie.

—Odkogodowiedziałsiępanojejśmierci?

—TelefonowałdomniePaweł.’

—Aodjakdawnapanowiesięznacie?

—UruchamiającmojąfirmękorzystałemzpomocyprawnejAdamaLeszczyniaka.Z
czasemnaszekontaktynabrałyrównież

towarzyskiegocharakteruisiłąrzeczyzetknąłemsięzbratemmecenasa.

—Czywaszewzajemnestosunkimożnabyokreślićjakoprzyjaźń?

—Niewydajemisię.—PotwarzyMackiewiczaprzemknąłniezbytwyraźnycień.—
Przeszliśmywprawdzienaty,aletochybawszystko…

—PawełLeszczyniakinteresowałsię”pańskąsytuacjąfinansową?Pokazywałmupan,
gdzietrzymagotówkęalbobiżuteriężony?

—PodejrzewapanPawłaojakiśzwiązekztymwłamaniem?—gospodarzpopatrzył

background image

bystronaporucznika.—Nocóż,nie

przeczę,żepodczasostatniejwizytyżonapokazywałaKreczyńskiejoryginalnegozłotego
patka,któregodostałaodemnienarocznicęślubu.TakżeiLeszczyniakzainteresowałsię
zegarkiem.Niestety,padłonpóźniejłupemwłamywaczy.

—Jakdobrzepójdzie,jużwkrótcepańskażonaodzyskaswojąwłasność”—zapewnił
oficer.—Anarazieprosiłbymozachowanietreścinaszejrozmowywyłączniedlasiebie.

XX

DrzewieckizeSzkieletemwysiedlizautobusuipokilkukrokachskręciliwpierwszą
przecznicę.Paliła]siętylkojednalatarnianasamymrogu,dalejuliczka*tonęławmroku.
GdybyniewątłeświatłopadająceĄokiencofniętychwgłąbogródkówdomków,otacza-l
łybyichegipskieciemności.

DotarliwreszciedoŁomiańskiej.Franciszekchciałwniąskręcić,alebolesny,niemal
miażdżącyłokiećuściskosadziłgonamiejscu.Szkieletwskazałmubez]słowaledwo
widocznywmrokuzaryssamochodu.’Drzewieckipoczułnaplecach

nieprzyjemnydreszcz.)Oczywiściemógłtobyćpoprostuwózktóregośzwłaścicieli
okolicznychdomków,wolałjednakniejryzykować.Wycofalisiępocichuiruszyli
spiesznie,byledalejodniedawnegoceluswejwędrówki.

—Chybanie’dorwaliSękacza,skoroczekająpoojjegochałupą?—Franciszekniemógł
jużdłużejwytrzymaćciążącegomumilczenia.

—Diabliichwiedzą.—Szkieletwzruszyłramionami.—Wkażdymrazielepiejsiętu
niepokazywać.

—Corobimy?

—Myślę,żepowinniśmyzajrzećdoKlusika.Onjzawszewie,cowtrawiepiszczy…

PrzedbramąblokuprzyulicyGwiaździstejniezauważyliniczegopodejrzanego.Zeszlido
dusznejsutereny.Światłoniedziałało,kfoś.widaćwykręciłżarówkę,aleSzkieletmusiał
tubywaćczęsto,bonieomylnietrafiłdodrzwi.Namacałklamkęimomentpóźniej
znaleźlisięwciasnym,rozjaśnionymtylkojednąświeczkąpomieszczeniu.Wkącie,na
materacuobokKlusika,siedział

krępyblondynokanciastej,niemalkwadratowejgłowieiwąskim,zadartymnosie.

—ChwałaBogu,żejesteś!—SzkieletucieszyłsięnawidokSękacza.—Wiesz,żepod
twojąchałupączekajągliny?

—Mamoczy.—Kazikbeznamiętniesplunąłpodnogi.—Widziałem.

—Ktościęzasypał?

—Niektoś,tylkoPoloSzpryca!—wtrąciłsięKlusik.—Drańprzypucowałcałąnaszą
trójkę.MilicjazwinęłaJankaLebiodę,szukaKazika,aijaomaływłosnietrafiłemza
kratki.

—Skądciprzyszłodogłowy,żemilicjęnapuściłPolo?—zainteresowałsięDrzewiecki.

—Niemusiałemgłówkować,powiedziałmitenporucznik,któryprzyszedłpofanty.

background image

—RazjużLeszczyniakwpakowałjednegoznaszychdopudła—przypomniałSzkielet.
—Powiedz,Kazik,jaktobyło?

—Polonadałmiwtedyskoknajubilera.—NatwarzySękaczapojawiłsięgniewny
grymas.—Chciałemgowyrolowaćprzypodziale,aleonnieztakich.Podprowadził
mj.pilnik,.którym.przecinałem,kraty,podrzuciłgowjakimśśmietnikaj,dałcy/ik-mi-1££

167i

licji,żebysięnimzainteresowała.Napilnikuznaleźli1opiłkiztejkratyiodciskmojego
palca.KosztowałoImnietodwakalendarze.

—Podrzuciłpilnik,powiadasz?!—PoliczkiFran-Iciszkanabrałyrdzawoceglastego
zabarwienia,analczolewystąpiłymużyły.—

Pilnikzodciskiemtwojegopalca?!

—Przecieżmówię.

—Atobydlak!—Drzewieckizacisnąłpięści.

—WidaćPololubitennumer—warknąłSzkielet.I—Frankowiteżnadałrobotę.
Obiecywałworekzło-lta,anamiejscuokazałosię,żezamiastbłyskotek|leżytrup
właścicielkiipilnikzpięknymodciskiem!paluszka…

—JatamdoLeszczyniakanicniemam.—.WbrewIwypowiedzianymsłowomwoczych
Kiusikazamigo-łtałymściwebłyski.—Alenawaszymmiejscunałuczyłbymdrania
rozumu.

—Jużjaznimzatańczę!—Franciszeknawetnie1próbowałzapanowaćnadsobą.—
RodzonamatkaIsukinsynaniepozna!

—Poszedłbymztobą,alemuszęzałatwićsobiejakieślokum.—Sękacznajwyraźniej
wolałsięwycofać.—Dosiebieprzecieżniewrócę,aitutajmogąmnieladachwila
namierzyć.

—Twojasprawa.Wkażdymrazieweźpoduwagę,żemożeszjużniemiećokazji,abyz
nimroz-lmawiać.—WgłosieFranciszkazabrzmiałaniedwu-1znacznagroźba..—Nade
mnąitakdyndastryczek…

NaSadybędotarłDrzewieckijednymzostatnichautobusów.RuszyłOkrężną,jednakz
każdymprzebytymkrokiemnogiciążyłymucorazbardziej.Nocbyłaciepłaiduszna,a
mimotorazidrugipoczułnaplecachzimnydreszcz.Zacząłżałować,żenarozmowęz
Pawłemwybrałsięsam..

Przystanąłprzedfurtkąiprzezdłuższąchwilęniezdecydowanierozglądałsiędokoła.W
oknienapierwszympiętrzepaliłosięświatło,cooznaczało,żegospodarzjestusiebie.
Franciszekchciałjużnacisnąćdzwonek,alewostatnimmomenciezmienił

zamiar.Jednymsusempokonałogrodzenieipobiegłchyłkiemnatyłydomu.

XXI

Mazurekspojrzałnazegarek.Zbliżałasięsiódma.Ziewającsięgnąłpotermos,aledo
plastykowegokubeczkapociekłozaledwiekilkakropliherbaty.Porucznikzakląłgłucho.
Byłgłodny,niewyspany,chciałomusiępić,.pozatymwszystkowskazywało,żenoc

background image

spędzonąwsamochodzienieopodaldomuSękaczanależałospisaćnastraty.
Poszukiwanyniewróciłdosiebie,żadenteżzjegokumpliniepróbowałzłożyćmu
wizyty.Oficerowiniepozostałonicinnego,jakdaćzawygraną.

Zamierzałwłaśniewłączyćstacyjkę,byuruchomićsilnik,kiedyspostrzegł
nadjeżdżającegoz,naprze-

I169

168

ciwkaszaregopoloneza.Chwilępóźniejwózprzy-1hamowałidosamochoduMazurka
przesiadłsięSte-|fański.Wprzeciwieństwiedoporucznikabyłwznakomitymhumorze.

—Słyszałem,żeprzymknąłeśLebiodę—zaczął!bezżadnychwstępów.—Podobno
ostatniskokinadałmuPawełLeszczyniak.

—Zgadzasię—przytaknąłMazurek.—ChciałemijeszczenamierzyćSękacza,aledrań
poczułpismoInoseminiewróciłnanocdochałupy.

—Naraziezostawmygowspokoju—zaprotestowałkapitan.—Zajmijmysięlepiej
PawłemLe-iszczyniakiem.Tohochsztaplerjakichmało.

Ustali-1łem,żetużprzedśmierciąKreczyńskazłożyłamulwizytę.

—Nieżartuj?!

—WdodatkugośćmiałjakieśpowiązaniaztymitwoimDrzewieckim.Myślę,żestarczy
tematówdojpoważnejrozmowy.

—Toszkodaczasu!—PodniecenieStefańskiegoudzieliłosięiMazurkowi.—Jedziemy
naSadybę!1

NiespełnapółgodzinypóźniejdotarlinaOkrężną.*Pierwszywyskoczyłzsamochodu
porucznik■nieoglądającsięnakolegępodbiegłdofurtki.Ene-Irgicznienacisnął
dzwonek.Odczekałchwilę,wlśrodkuniebyłojednakżadnejreakcji.ZadzwonifJ
ponownie,niestetyitymrazembezskutku.Odwróciłsię,bypowiedziećcoś
Stefańskiemu,aletenbelsłowawskazałoknonapierwszympiętrze.Mimożldochodziła
ósmaisłońceoddawnaświeciłopełnymblaskiem,wpokojupaliłosięświatło.

—Panowiedobrata?—Wdrzwiachdrugiejpołówkibliźniakapojawiłsięubranyjeszcze
wpiżamęUdamLeszczyniak.—Chybajestusiebie.

—Nieotwiera—skonstatowałStefański.

—Czyżbyjużwyszedł?—zdziwiłsięadwokat.

—Możeusnąłnadksiążkąitrudnogobędziedobudzić.—Kapitanponowniespojrzałw
stronęoknanapierwszympiętrze.

—Małoprawdopodobne.—NatwarzyLeszczyniakapojawiłsięniepokój.

—Ijataksądzę—zgodziłsięStefański.—Przypuszczam,żepańskibratzaaplikował
sobiezbytdużądawkęmorfinyinieobudzisięprzedpołudniem.

-■-Mamzapasoweklucze.—Adwokatbyłzbytzdenerwowany,byzareagowaćna
ostatniestwierdzenieoficera.—Musimyzobaczyć,czycośsięniestało.

background image

Zniknąłwsionce,bypodłuższejchwilipojawićsięznowu.Podbiegłdofurtkiidrżącymi
rękamizacząłdobieraćwłaściwyklucz.Momentpóźniejznaleźlisięwogródku.

—Częstomiewapanpodobneproblemyzbratem?—zagadnąłMazurek.

—Wtymrokujużdwarazymusiałemwzywaćpogotowie.—Leszczyniakażzgrzytnął
zębami.—Aile:musiałemsię“nachodzić,żebysprawa’łlie‘nabrałarozgłosu…

—Możelepiejbybyło,gdybymupanzałatwiłprzymusoweleczenie?

—MądryPolakposzkodzie!

Stanęliprzeddrzwiamiwejściowymiiadwokatpróbowałjeotworzyć.Kluczpasował,nie
dawałsięjednakprzekręcić.

Leszczyniakspojrzałpytająconaoficerów.Mazurekpokręciłgłową,aleStefańskipo-jął,
wczymrzecz.Nacisnąłklamkęidrzwiustąpiły.

Wniewielkimholuinaschodachpaliłosięświatło.Pobieglinapierwszepiętro.Drzwido
jednegozpokoibyłyotwarte.Napodłodze,zgłowąopartąofotel,siedziałPaweł
Leszczyniak.

—Nieżyje!—Kapitanniemiałnawetcieniawątpliwości.—Trzebaściągnąćekipę
śledczą.

XXII

—Przedawkowałmorfinę?—StefańskipopatrzyłpytająconadoktoraKaweckiego.—
Nawetniezdążyłwyrzucićstrzykawki.—

Wskazałznacząconależącąnadywaniejednorazówkę.

—Możeprzedawkował,amożenie.—Lekarzniebyłpewnyswego.—Będziemy
wiedzieliposekcji.

—Nierozumiem?

—Jarównież.Wkażdymraziedenatwyglądataksamo,jaktadziewczynazlasupod
Dziekanowem.

—Kiedynastąpiłzgon?

—Wczorajmiędzydwudziestądrugąadwudziestątrzecią.

—1nicwięcejmipanterazniepowie?

—Leszczyniakzcałąpewnościąbyłnarkomanem.|s|aobuprzedramionachmapełno
śladówpowkłu-ciach.

—Tobysięzgadzało.

—Pozatymbrakjakichkolwiekobrażeńmogącychświadczyćowalcelubstosowaniu
przemocy.Prawdęmówiąc,niezbytmisiętowszystkopodoba.

—Mnierównież—westchnąłkapitan.—Zwłaszczażetojużdrugi,aściślejrzecz
ujmująctrzecitrupwtejsprawie.

Kaweckipokiwałgłowąiwmilczeniuzacząłzbieraćsiędowyjścia.Oficerruszyłzanim,
aleprzyschodachniemalzderzyłsięzpodekscytowanymMazurkiem.

background image

—Przyzamkuwdrzwiachwejściowychktośmanipulowałwytrychem—oznajmił
porucznik.—Włamywaczniebyłdobrym

fachowcem,bozamek-sięzaciąłiniemożnagoterazruszyć.

—Takiebuty!

—TrzebapoprosićAdamaLeszczyniaka,bysprawdził,czyzmieszkanianicniezginęło.

—Poczekaj!—Stefańskinaglestuknąłsięwczoło.—PawełLeszczyniakprzyłożył
Kreczyńskiejpobuzi,kiedytazajrzałamudobiurka

—Gdziejesttobiurko?

—Naparterzegoniewidziałem,pozostajewięcchybatylkosąsiednipokój,ms

łiqiIA—

173

Mazurekbezwahaniasięgnąłdoklamki.Drzwiustąpiłyioficerowieznaleźlisięwczymś
wrodzajugabinetu,takprzynajmniejmogłasugerowaćszeroka,oszklonabibliotekapełna
książekiciężkie,stylowebiurko.Podeszlibliżej.Zamykananakluczszufladapodblatem
biurkaidrzwiczkipolewejstronienosiłyzupełnieświeżeśladyłomu.

—Tenwłamywaczwiedziałjednak,czegoszuka—westchnąłkapitan.—Takczyinaczej
wyprzedziłnasokilkagodzin.

Oficerowieprzezdłuższąchwilęspoglądaliponuronazniszczonymebel.Z
dokładniejszymprzeszukaniemjegownętrzanależałozaczekać,ażzostanązabezpieczone
śladywłamania.Stefańskizdecydowałsięwłaśniezawołaćktóregośztechników,kiedy
Mazurekprzyklęknąłnamocnojużwytartymdywanie,amomentpotemsapiąc
niemiłosierniewczołgałsiępodbiurko.Minęłodobrepółminuty,zanimporucznik
ponowniestanąłnanogach.Wjegooczachpojawiłysięwesołeiskierki.

—Niewykluczone,żewkrótcejednąsprawębędziemymogliuznaćzawyjaśnioną,—
Pokazałkoledzeznalezionyprzedchwiląszafirowykolczykwkształcielistkakoniczyny.
—NaszczęścieWłamywaczzgubiłnamiejscuprzestępstwajednązrzeczy,po

któreprzyszedł.

—Cototakiego?

—Tymczasemróbdalejswoje,ajaskoczędoAdamaLeszczyniaka.—Mazurek
maszerowałjużwstronęschodów.—Zaraz

wracam.

174

Furtkaobokbramyidrzwidodomuadwokatabyłyotwarte.Zapominającodzwonku
porucznikwkroczyłspieszniedoholu.Tu,opróczgospodarza,dostrzegłBogojskai

background image

Mareckiego.Siedzieliwmilczeniuprzyniewielkimstolikunaprzeciwwejścia.Naich
twarzachmalowałosięprzygnębienie.JerzyaniAlicjanawetniezareagowalina
przybycieoficera,jedynieadwokat

zapraszającymgestemwskazałmu■wolnekrzesło.

—Przykromi,żeznowuspotykamysięwtakichokolicznościach.—Mazurekpopatrzył
naAlicjęzeszczerymwspółczuciem.

—Boże,cozanieszczęście—wyszeptałałamiącymsięgłosem.—Czyżbynadnami
zaciążyłojakieśfatum?

—Dobrze,żepaniprzyjechała.

—Adamzadzwonił,żebypowiedziećnam,cosięstało,iJerzynatychmiastmnietu
przywiózł…Czytobyłwypadek?

—Prawdopodobnie.—Porucznikniewidziałpotrzebywtajemniczaniakogokolwiekw
szczegółyśledztwa.—Pozwólciepaństwojednak,żezacznęodczegoinnego.Czy
widzieliściejużkiedyśtendrobiazg?

Ostrożniepołożyłnastolikuznalezionyprzedkilkomaminutamikolczyk.Bogojska
wyciągnęłarękę,bydotknąćszafirowegocacka,inaglenajejpoliczkachwykwitłkrwisty
rumieniec.

—AleżtokoniczynkiciociMięci!—Najwyraźniejniewierzyławłasnymoczom.—
Jednaksięznalazły!

175

—Rzeczywiście—przytaknąłLeszczyniak.—Ciotkapokazywałamikiedyśtekolczyki.
Mapanidrugiodpary?

—Niestety.Drugiejkoniczynkibędęmusiałdopieroposzukać.

—Nierozumiem?—Oczyadwokatastałysięczujne.—Atęgdziepanznalazł?

—Wdomupańskiegobrata.—Porucznikpostarałsię,byjegogłoszabrzmiałspokojniei
rzeczowo.—Wpokojunapierwszympiętrze,nadywanikupodbiurkiem.

—Przecieżtoniemożliwe!—SzepnęłaAlicja.—SkądPawełmógłbymiećkolczyk
ciotki?

—Wspominałpan,żenapadunaciotkędokonałjakiśkryminalista.—Leszczyniak
poparłBogojska.-1Drzewiecki,czyjakmutam…

—Nawetjeśliprzyjmiemytęwersję,toitakwszystkosięzgadza.—Mazurekbyłpewny
swego.—NietakdawnopaniAlicjawidziałategotypkawtowarzystwiepańskiegobrata,
terazznaleźliśmyjedenzezrabowanychprzedmiotów.Przykromi,alewymowatych
faktówjestjednoznaczna.

—Porucznikmarację—odezwałsięmilczącydotejporyMarecki.—PoPawlemożna
byłowszystkiegosięspodziewać.Każdeznasdobrzewiedziało,żetoszuja,tylkoniktnie
chciałtegogłośnopowiedzieć.

—Jerzy!—Bogojskaspojrzałanaprzyjacielazwyrzutem.—Onnieżyje!

background image

176

—Twojaciotkarównież.—Animyślałustąpić.—AdziwnymtrafemiKreczyńskiczeka
napogrzebswejcórki.

background image

XXIII

MazurekzatrzymałfiataprzedkamienicąprzyulicyGwiaździstej.Właśniewysiadał,
kiedywbramieukazałsię-Klusik.

Dostrzegłszyoficerastanąłnamomentniezdecydowany.Najwyraźniejniewiedział,czy
podejśćprostodoporucznika,czyraczejzawrócić.Ostateczniewybrałtodrugie
rozwiązanie,aleMazurekzdążyłjużpokonaćdzieląceichkilkametrówchodnika.

—Wsiadajcie!—Zdecydowanymruchempopchnąłprzedstawicielawarszawskiego
półświatkawkierunkuwozu.—Mamydo

pogadania.

Klusikskuliłsięwsobie.Bezprotestu,potulniepodszedłdosamochoduizajął-miejsce
obokkierowcy.Minaoficeraniewróżyłaniczegodobrego,wolałwięcspokojniepoczekać
narozwójwypadków.

—Byłaumowa,żepowieciemitoiowooDrzewieckim.—Mazurekniemiałzamiaru
tracićczasunazbędnewstępy.—

Słucham.

—Ależ,paniewładzo!—Klusiknawszelkiwypadekpróbowałzagraćnazwłokę.—Nie
myślipanchyba,żewczorajwidziałemFranciszka.

43—Szafirowekoniczynki

177

—Właśnietakmyślę—zablefowałporucznik

—PewnonietylkowidzieliściesięzDrzewieckimialeteżpowtórzyliściemunaszą
rozmowę.

—ŻebymtakskonałlPanchybażartuje…Oficerwzruszyłramionamiibezsłowa
włączył

stacyjkę.Fiatzwolnazaczynałnabieraćprędkości.TwarzKlusikajakgdybytrochę
poszarzała.Przezja-lkiśczaspasażerpróbowałkryćnarastającezdenerwowanie,wkońcu
niepanującnadsobąsięgnąłpcłpapierosa.

—Możnazapalić?—poprosiłprzymilnie.

—Nazdrowie.

—Adokądmniepanwiezie?

—Niedomyślaciesię?Przecieżznacietrasę.>

—OBoże!—Klusikzagryzłwargiiścisnąłsplecionedłonie,ażgruchnęłomuw
stawach.—Par]mniechybaniezamknie?!

Mazureknieodpowiedział.Zfasonemwziąłzakrętipogwizdującpopularnąmelodyjkę
ostrododałgazu.

background image

—Cosięwłaściwiestało?—Klusikpróbowałzinnejbeczki.—Cosięodwczoraj
zmieniło?J

—Niczwyjątkiemtego,żePawełLeszczyniakwyzionąłducha.—Porucznikzaatakował
wprost,

—Właśnieusiłujędociec,czystałosiętozboskąjczyteżraczejzludzkąpomocą.

—Jezus,Maria!—Klusikażpodskoczyłzwrażeniainiewielebrakowało,aWyrżnąłby
czołerrjwprzedniąszybę.—Toznaczy,żeFranekgodo|stałl

lik.

178

—Miałtakizamiar?—Oficerkułżelazopókigorące.

—WczorajpojechałnaSadybę,żebyrozmówićsięzPolem..

—Aprzedtembyłuwas?

—Owszem.—Klusikskapitulował.—Wpadłpóźnymwieczorem.

—Sam?

—PrzyszedłzeSzkieletem.Cośmisięzdaje,żeFranekterazuniegomieszka.

—Trzebawambyłotakodrazu.—MazurekpopatrzyłnaKlusikaodrobinęłagodniej.—
Powiedzciemijeszcze,ocoDrzewieckimiałpretensjędoLeszczyniaka?

—PolonadałFrankowitenskoknaDygasińskiego.

—Takiebuty!

—Tojeszczekaszkazmleczkiem.Widzipan,kiedyDrzewieckiposzedłnarobotę,
mieszkaniebyłojużczyste,ababciasztywna.

NadokładkęFranekuważa,żePolopodrzuciłnamiejscepilnikzodciskiemjegopalca.
Biorącwszystkodokupy,możnabyłosięwkurzyć.

.—Terazrozumiem.

—Prawdępowiedziawszy,Leszczyniakowioddawnasięnależało.Niejednemujużzalazł
zaskórę.

—Gdybyktóryśzwaspowiedziałmitowcześniej,wyszykowałbymfacetowiniekiepski
proces—mruknąłporucznik.—AtakmuszęprzymknąćDrzewieckiego.

17Q

—Szkodachłopaka.—WgłosieKiusikazadźwięczałanutkaszczeregożalu.—
Ciekawe,czdadząmustryka?

—Martwciesięlepiejosiebie—odburknąłoficer.—Zapaserstwoteżniktniedostaje
dyplomu.’

—Topanmnieniewypuści?—Klusikomalsinierozpłakał.—Przecieżprzypucowałem
Francisz!ka.

—Każdymusisięrozliczyćzeswoichgrzechów.

background image

—Niedałobyradyodpowiadaćzwolnejstopy?

—Myślę,żekilkanocekmusiciejednakspędziwareszcie—zadecydowałMazurek.—
Apote~sięzobaczy…

KiedyporucznikdotarłnaulicęZąbkowską,zaczynałysięwłaśniegodzinyszczytu
komunikacyjnego.Wgłębiduszyżałował,żeniemaznimStefanskiegoalbo
Pozorskiego,wiedziałjednak,żetammająterazhukrobotywmieszkaniuPawłaLeszczy)
niaka.

Skręciłwbramę,minąłpodwórko,potemdrugiChwilępóźniejznalazłsięwciemnej,
dusznejsute!renie.Beztruduodnalazł

niskie,pokrytespękańfarbądrzwiibezpukanianacisnąłklamkę.Wśrodku,nażelaznym
łóżkuleżałDrzewiecki.Byłsam.

Franciszekodwróciłgłowę,byspojrzećnawchodzącego,inaglezamarłwbezruchu.
OtworzyłustaJniebyłjednakwstaniewykrztusićanisłowa.Jegtwarzspurpurowiała,by
momentpóźniejnabraćsinoszaiegozabarwienia.Woczachpojawiłsiępanicznystrach.

—Górazgórą,mościDrzewiecki!—Oficeruśmiechnąłsięszeroko,jakgdybyzobaczył
dobregoznajomego,anie

poszukiwanegoprzestępcę.—Co-,niecieszyciesięzespotkania?

Mazurekwyjąłkajdanki,Franciszekbezsłowawyciągnąłręce.Przezchwilęspoglądalina
siebie,alewkońcuporucznikuznał,żeniemapotrzebyskuwaćzatrzymanego.

—Jakmniepanznalazł?—Drzewieckizdołałdojśćniecodosiebie.—Ktoś
przypucował?

—Prędzejczypóźniejkażdywpadnie.—Oficerwzruszyłramionami.—
Proponowałbymjednak,abyśmyporozmawialio

poważniejszychsprawach.

—Jużpanumówiłem,żetoniejazałatwiłemtębabcięzDygasińskiego.

.—Aleniewspominaliście,żerobotęnadałwamjejsiostrzeniec.

—Skądpanwie?—WoczachFranciszkapojawiłosięzdumienie.—Przecieżchyba
Polopanuniepowiedział?

—DokądzawiózłwasLeszczyniak,kiedyprzyszliściedoniego.poskoku?

—DoDziekanowa.—Zatrzymanyniepróbowałjużkręcić.—Ulokowałmnienadziałce
jakiegośznajomego.

—DlaczegowróciliściedoWarszawy?

—Przestraszyłemsię,kiedywlesieznaleźlidziewczynę.

—*Wiedzieliście,żetoznajomaPawłaLeszczyniaka?

44

background image

inn

—Przecieżjejniewidziałem.DopieroSzkieletmiipowiedział.

—Wyglądanato,żeobatrupymiałypójśćnawaszekonto.

—Jasnejaksłońce!—Drzewieckiwyraźniesię]odprężył.—Niewiem,jakbyłoz
dziewczyną,aleigłowędaję,żebabciękropnął

samPolo.WkażdyrrlrazienaDygasińskiegowykręciłmitakisamnumer,,jakkiedyś
Sękaczowiposkokunajubilera.

*—Nierozumiem?

—Tegopilnikazodciskiempalcawcaleniezgu-fbiłem.Wogóleniezabierałemgoze
sobą.NiebyłImipotrzebny.Polomusiał

podprowadzićgoprzyja-1kiejśokazji,apotempodrzuciłwogródkubabci.

—WygarnęliścietowszystkoLeszczyniakowi?

—Wtedy,kiedywiózłmniedoDziekanowa,da-tłemsięskołować.Samniewiem
dlaczego,aleprze-Hstałemgo

podejrzewać.Dopieropóźniejotworzyły1misięoczy.

—Iwzwiązkuztymwczorajwieczorempojecha-IliścienaSadybę.

—Pojechałem.

—Ico?

—Byłemcholerniewkurzony,niewielebrakowa-1ło,żebymdraniowikarkskręcił—
przyznałFranci-1szekzrozbrajającąszczerością.

—RozmawialiścieznimwholuczynapierwszymIpiętrze?

—Wstydpowiedzieć,alewostatniejchwilidałemjnogę.

I—Cotakiego?

—Ulicąjechałradiowóz.Pomyślałem,żetopomnie,iprysnąłemprzezogródki.
Przełażącprzezpłotskręciłemnogę,omaływłosniedorwałymniepsy,awkońcu
wpieprzyłemsiędokanałku.MiałemwszystkiegodosyćiodpuściłemsobieLeszczyniaka.

—Ejże?—OstatniesłowaDrzewieckiegonietrafiłyoficerowidoprzekonania.

—Jakpragnęzdrowia!—Franciszekniemiałzamiaruzmieniaćprzedstawionej
oficerowiwersji.—WczorajzPolemsięniewidziałem.Zresztąniechgopanzapyta.
Chybaniebędziemiałpowodu,żebyzełgać.

—Onjużfaktycznienieskłamie—Mazureknamomentzawiesiłgłos.—Wogólenic
nikomuniepowie.Poprostuwczorajrozstałsięztymświatem.

XXIV

Stefańskiruszyłwdółwąskimi,stromymi,schodamiiwchwilępóźniejznalazłsięw

background image

oświetlonymprzygasającąrazporazświetlówkąkorytarzu.Ciężkie,szerokiedrzwipo
lewejstronieniebyłydomknięte.Kapitanpchnąłjeiwproguniemalzderzyłsięztęgifn,
łysymjakkolanomężczyznąwbiałymfartuchu.

—WitamchlubęnaszegoZakładuKryminalistyki.—Uśmiechnąłsięprzyjaźnie.—
Wywróżyłeścośztegochłamu,któryciwczorajprzywiozłem?

45

183i

—Bodajbycię…—Minaekspertamogłanasuwaćpodejrzenie,żewłaśniepołknął
surowążabę.

—Przezcałąnocsiedziałemwlaboratorium.

—Askutek?

—Wstrzykawceznalezionejprzydenaciesąśladymorfiny,płynwfiolkachtotakzwany
kompot,firmowychampułeknieotwierałem,bonienosząśladówuszkodzeń,aich
oznakowanieniebudziwątpliwości.

—Tojużwszystko?—WgłosieStefańskiegozadźwięczałanutkarozczarowania.

—Aczegosięspodziewałeś?—ziewnąłekspert.

—Niemyślałeśchyba,żebayerowskaaspirynatoarszenik,akropleżołądkowetokwas
pruski.Nawetfiolka,której

niekompletneszczątkipracowiciewygrzebałemześmietnika,zawierałakiedyśinsulinę,a
niecyjanekpotasu.

Kapitanchciałjeszczeocośzapytać,alenagleotworzyłysięsąsiedniedrzwiinakorytarz
wypadłpodekscytowanyPozorski.NawidokStefańskiegozatarłręceznieukrywanym
zadowoleniem.

—WsprawiezgonuKreczyńskiejruszyliśmydoprzodu!—oznajmiłzradościąwgłosie.
—Nareszciewiemy,wjakisposóbjejzwłokiznalazłysięwDziekanowie.

—Niegadaj?

—WartobyłospędzićkilkagodzinprzybagażnikuwozuPawłaLeszczyniaka.Ozamek
pokrywyzaczepiłysiędwienitki,aprzykolezapasowymznala

184

złemkilkawłosów.Okazałosię,żeidentycznewłosymiałaKreczyńska,anitkiwedług
wszelkiego,prawdopodobieństwazostaływyrwanezjejsukienki.

—RenatatużprzedśmierciąbyłauPawłaLeszczyniaka.—Oficerwzamyśleniu
zmarszczyłbrwi.—Gdybyśmymielipewność,żetamzostałazabita,łatwomoglibyśmy
wskazaćzabójcę.

—TrzebaprzycisnąćbiegłychzZakładuMedycynySądowej,zwłaszczażeiwprzypadku
zgonuLeszczyniakaniewypowiedzielisięjeszczewsposóbwystarczającokonkretny.

—NajpierwspróbujępogadaćzestarymKreczyńskim—zadecydowałStefański.—Aty

background image

pogrzebwkartotekachiwyciągnijwszystko,.cotamznajdzieszozmarłymijegobracie.
Aha,jeszczejedno—przypomniałsobiewostatniejchwili.—MichałzatrzymałLebiodę,
aleoprzeszukaniujegomieszkaniajużniepomyślał.Nictamnapewnonieznajdziesz,
jednakformalnościmusistaćsięzadość.

WbramiewarsztatuprzyulicyBurakowskiejwidniałakarteczka,żezakładnieświadczy
usługdokońcamiesiąca.Niezrażonytymkapitanposzukałbocznegowejścia.Odziwo,
niebyłozamknięte.Oficerwszedłdośrodka,minąłobszernąhalęzczteremakanałami
orazpodnośnikiemidotarłdokantorkaodgrodzonegoodresztypomieszczeniaażurowym
murkiem.Kreczyński

siedziałzamałym,obdrapanymbiureczkiemiszklanymwzrokiemwpatrywałsięw
kolorowezdjęciecórki.

—Pojutrzepogrzeb—cichym,zmęczonymgło-

45

sempoinformowałStefańskiego.—Ostatnirazjązobaczę…

—Współczujępanu.

—Zawszebyłatakawesoła,pełnażycia…

—ZnaliściepaństwobraciLeszczyniaków?—Kapitanuznał,żemimowszystkomusi
przystąpićdoirzeczy.

—Adamwielokrotniepomagałmizałatwiaćróż-]neformalności—przytaknął
Kreczyński.—RaznaAwetwybroniłmnieprzedniesłusznienajiczonymjdomiarem.

—APaweł?

—Ztegocowiem,prowadziłniewielkąwytwórnięplastykowychzabawek,aleprawdę
powiedziawszy,niewidywaliśmysięzbytczęsto.

—Słyszałpan,żezaliczałsiędowielbicielipań-!skiejcórki?

—Niemożliwe?!—Potwarzywłaścicielawarsztatuprzemknąłwyraźnycień.—Przy
takiejróżnicy!wieku?,

—Mamywszelkiedane,bysądzić,żepaniRenatajspędziłaostatniegodzinyżycia
właśnieuniego.

—MojacórkautegohochsztaplerainarkomaJna!—Kreczyńskiażpoczerwieniałz
oburzenia.—Terazjużwszystkorozumiem!

—Zgrzytnąłzębamiwbezsilnejzłości.—PewnodrańzwabiłRenatkęjdosiebiei
namówił,byzażyłajakieśpaskudztwo^

Biedaczkażyciemprzypłaciłaswojąnaiwność.Apan]pomyślał,żetakjakLeszczyniak
byłanarkomankąj

45

—Pańskacórkadośćczęstobywaławjegodomu.Przykromimówić,aleoniżylizesobą.

—Niewierzę!—Właścicielwarsztatupoderwałsięzmiejsca.—Pansięmyli.Tonie

background image

możebyćprawdą!

—Ależ,panieKreczyński…

—Niktminiewmówi,żelepiejodemnieznałmojedziecko!—Nawetniechciałsłuchać
kapitana.—Renatkabyłarozsądnąiprzyzwoitądziewczyną.Planowałemjejmałżeństwo
zMirkiemSto-jeckimipewnobydoniegodoszło,gdybynienikczemnypodstęptego
drania,Leszczyniaka.Jużjamuodpłacęzajegopodłość.Dokońcażyciamniepopamięta!

—PawełLeszczyniaknieżyje.—Słowaoficerapowiałyurzędowymchłodem.—Nikt
jużniebędziemiałokazjiwyrównaniaznimrachunków.

Właścicielwarsztatuopadłzpowrotemnakrzesło,azjegoustwyrwałosięwestchnienie
ulgi.Bezsłowawziąłdorękifotografię

córki.Twarzmuzłagodniałaiwidaćbyło,żewszystkocodziejesiędokoła,zwolna
zaczynatracićdlaniegoznaczenie.

ZapomniałchybanawetoobecnościStefańskiego.

WarsztatStojeckichbyłopołowęmniejszyodtego,którynależałdoojcaRenaty,aleruch
tupanowałniczymwnajwiększejstacjiPolmozbytu.Razporazpodjeżdżałysamochody
różnychmarek,aichwłaścicieleprosilipokornie,byktóryśzespecjalistówraczyłchoć
spojrzećnaszwankującyrozrusznik,reglerczyalternator.Niewysoki,tęgiblondyn

187™

odsyłałzkwitkiemwiększośćklientów.Jedynienieliczniotrzymywalizgodęna
pozostawieniewozwwarsztacie.Pewnasiebieminawskazywałaniedwuznacznie,żeon
jesttutajszefem.

—Pan.Stojecki?—Stefańskinawszelkiwypadeodrazusięgnąłpolegitymację.

—OjciecpojechałdoUrzęduSkarbowego.Blondynwyraźniesięstropił.—Może
wpadniepaprzedfajrantemalbolepiejjutrorano.

—JadopanaMirosławaStojeckiego—sprostowałkapitan.

—Naprawdędomnie?—Synwłaścicielawarszttuwyraźniespuściłztonu.—Czyto
przypadkieniejakaśpomyłka?

—Zapewnesłyszałpanośmiercipańskiejprzyj

ciółki?

—Nibyktórej?

—ChodzioRenatęKreczyńska.

—Cośmisięobiłoouszy.—RozbieganespojrzenieStojeckiegouciekłogdzieśwbok.
—Aletalniebyłamojaprzyjaciółka—

zastrzegłznaciskiem.—Nasiojcowieznalisiętrochę,ot,iwszystko.

—OjciecpaniRenatywspominałnawetomał-.żeństwie—przekorniezauważyłoficer.
—Myśla-Tłem,żewtejsytuacji…

—Dobresobie!—MirosławroześmiałsięnetBwowo.—Jamiałbymsiężenićze

background image

zwariowanąn.irlkomanką?!Musiałbymchybastracićrozum!

—Twierdzipan,żeKreczyńskazażywałanarkotyk

ki’

188

—Wszyscyotymwiedzieli…No,możezwyjątkiemjejzaślepionegoojczulka—
poprawiłsięszybko.

—Oddawnatotrwało?

—Trudnomipowiedzieć,alechybazaczęłajeszczewszkole.

—Obracaliściesiępaństwowtymsamymkręguznajomych?

—UchowajBoż,e!—Stojeckinajwyraźniejbałsię,bynieposądzonogoobliższe
kontaktyzKreczyńska.—Toniejestdlamnietowarzystwo.

—Nibydlaczego?

—Bojaniemammilionównazbyciu.Nigdysięniezdarzyło,byojciecdałmichoć
złotówkę,jeślinaniąuczciwieniezapracowałem.

—AleznapanDanutęŁadyńska,EmilięMatuszewskąiLeszkaRokickiego?

—Mówimysobiedzieńdobryitelefonicznieskładamyżyczeniaimieninowe.

—Innymisłowy,niemożepannicpowiedziećoichżyciuiwzajemnychukładach?

—Takajestprawda.Nieznamichicieszęsię.ztego,bosądzącchociażbyzpańskiej
wizyty,mógłbymnapytaćsobiebiedy.

—Chwalebnaprzezorność.—WgłosieStefańskiegozadźwięczałanutkaironii.—No
cóż,widzę,żeniepotrzebniezabierampanuczas.Przepraszamzanajścieidowidzenia.

—Możechciałby#pan,żebyśmyprzejrzelielektrykęwpańskimwozie?—zreflektował
sięStojecki.—Trzymamzakład,żezapłonwymagaregulacji.

—Tojużzmartwienienaszychmechaników—wymówiłsiękapitan.—Apanitakma
nadmiarklientów…

DoktoraKaweckiegozastałwlaboratorium.Ekspertślęczałnadmikroskopemirazporaz
porównywałto,cowidział,zleżącyminastolezapiskami.

—Mamnadzieję,żetymrazemnieodeślemnipanzkwitkiem—zażartowałStefański.
—JestcosnowegowsprawiezgonuPawłaLeszczyniaka?

—Zależy,couznapanzanowinę,acozapotwierdzeniewcześniejszychustaleń.
Kaweckinichętnieoderwałsięodswegozajęcia.—Wkażdyrazieobrazsekcyjnyjest
niemalidentycznyjawprzypadkuKreczyńskiej.

—Tomniepanniepocieszył.

—Jedynaróżnicapoleganatym,żeudziewczynniestwierdziłemśladówzażycia
narkotykutuprzedśmiercią,adenat

zaaplikowałsobiesolidndawkęmorfiny.

background image

—Przedawkowanienarkotykuniemogłostaćsiprzyczynązgonu?

—Małoprawdopodobne.

—Aleprzecieżdwiemłode,zdroweosobynumarłybyottak,jednapodrugiej,bez
żadnejwidcznejprzyczyny!—

zdenerwowałsięoficer.

—Organizmnałogowegonarkomanapodwilomawzględamiprzypominaschorowanego
struszka.—Ekspertprzekornie

pokręciłgłowił.—fJenakżemapanrację—dodałpoważnie.—Toniemógłbyć
przypadek.

—Copanustalił?

—Przeprowadziłembadaniekrwinazawartośćcukru.Wobydwuprzypadkachobrazbył
taki,jakprzygłębokimwstrząsie

hipoglikemicznymwywołanymprzedawkowanieminsuliny.

—Insuliny?—WoczachStefańskiegopojawiłosięniedowierzanie.—Przecieżtotylko
pospolitylekzażywanyprzezwiększośćcukrzyków.

—ZazwyczajinsulinęwstrzykujeSiępodskórnie.Jeślizaaplikowalibyśmyjądożylnie,i
toczłowiekowiniecierpiącemuna

nadmiernypoziomcukruwekrwi,jedynienatychmiastowapomocmogłabyzapobiec
nieszczęściu.

—Zaraz,zaraz!—Kapitandoznałnagłegoolśnienia.—Przecieżwmieszkaniu
Leszczyniakaznaleźliśmyszczątkifiolkipoinsulinie.

—Więcjednak…

—Aletowywraca”całądotachczasowąkoncepcjęśledztwa!

—Każdypopełniabłędy.Problemwtym,byumiećsiędotegoprzyznaćiwyciągnąć
odpowiedniewnioski.

—Ileczasumogłoupłynąćodmomentuwstrzyknięciainsulinydochwilizgonu?

—Każdypreparatinsulinowymainnedziałanie.Arodzajtego,októrymmówimy,
określąwasieksperci.Skoroznaleźliścieszczątkifiolki,będzieto

-zwykłaformalność.

-101

—Alepan,doktorze,manapewnojakąśkoncepcję.*—NieustępowałStefański.

—Owszem—zgodziłsięlekarz.—Uważam,żeużytopreparatu,po’którego
wstrzyknięciuutrataświadomościnastąpiławciągukilkunastusekund.Potemprzyszły
drgawkiiśmierćwskutekporażeniaoddechu.

—WprzypadkuPawłaLeszczyniakawykluczatomożliwośćsamobójstwa,niemówiąc
jużopomyłkowymwstrzyknięciu.Po

background image

prostuniezdążyłbywyrzucićfiolkiischowaćstrzykawki

—Chybamapanrację.

XXV

—Powiedzieliściemi,Klusik,żewśrodębyłuwasDrzewiecki.—GłosMazurka
brzmiałchłodnoirzeczowo.

—Zgadzasię.—Zatrzymanyprzycupnąłnaskrajukrzesłaispoglądałnieufniena
siedzącegozabiurkiemporucznika.—

PrzyszlirazemzeSzkiele-‘tern.

—Októrejwyszedł?

—Czyjawiem?Wkażdymraziejużwnocy.i

—ASzkielet?

—Posiedziałumniejeszczezgodzinkę,wypiliśmypokielichu.

—Tylkowedwóch?

—Nierozumiem?

192

—Niebyłozwaminikogowięcej?Spojrzeniezatrzymanegouciekłogdzieśwbok

ioficerzrozumiał,żetrafiłcelnie.Należałoterazkućżelazopókigorące.

—Amożeten,októrymzapomnieliściemipowiedzieć,toSękacz?—zaryzykował
Mazurek.—Przyokazjichłopakpowiedział

Franciszkowi,żenietylkojemuLeszczyniakwyciąłbrzydkiegopsikusa.

—Mapanrację.—Klusikuznał,żeniewartozaprzeczać.—Kazikkapnąłsię,że
czekacienaniegopodchałupą,iprzyszedł

szukaćjakiegośnoclegu.

—Spałuwas?

—Nie,wyszedłzarazpoDrzewieckim.

—Niemówił,dokądsięwybiera?

—Niktgoniepytał.

—Ejże?

-1-Bodajbymjutraniedoczekał,jeślizełgałem—zaklinałsięprzesłuchiwany.—A
SękaczaznajdziepannaWrzecionie,uJustynyModzelewskiej—dorzuciłjużzwłasnej
injcjatywy.—Nadłuższąmetękochająsięjakpieszkotem,aleilerazyKazikwpadłw
tarapaty,zawszebrałagodosiebie.

Porucznikodprowadziłzatrzymanegodoaresztuiwyszedłnatyłybudynku,wktórym
mieściłsięUrządSprawWewnętrznych.

Chwilępóźniejsiedziałjuż*zakierownicąsłużbowegowozu.Miałnadzieję,żetymrazem

background image

będziemiałwięcejszczęściaizatrzymaSękacza.

CzteropiętrowyblokprzyulicyWrzecionowyglą-

background image

13Szafirowekoniczynki

193

dałnawetczystoischludnie.Zgodniezzapowiedzią;KlusikanazwiskoModzelewskiej
figurowałonaliścialokatorów.Oficerpomaszerowałprostonapierwszepiętroi
energicznienacisnąłdzwonek.Przezdłuższachwilęzmieszkaniadochodziłyodgłosy
czyjejśkrzątaniny,niktjednaknieotwierał.Porucznikzadzwoniłponownie,tymrazem
dłużejibardziejnatarczywie.

Poskutkowało.Rozległsięszczękotwieranejzalsuwyiwprogupojawiłasięwysoka,
tęgablondynąpotrzydziestce.Potarganewłosy,brudnyszlafrokiprzydeptanekapcie
świadczyływymownie,żewnajbliższymczasienieplanowaławyjściazdomuaninie
spodziewałasieniczyjejwizyty.

—Cojest?—spytałaopryskliwie.—Pannibydomnie?

—ObywatelkaJustynaModzelewska?—Mazurekwolałsięupewnić.

—Owszem—potwierdziła.—Boco?

Porucznikbezsłowawyjąłlegitymację.Przezdobrepółminutyspoglądałanieufnietona
twarzoficera,tonajegozdjęcie,wreszciezdecydowałasięotworzyćszerzejdrzwi.Nie
czekającnadodatkowezaproszeniewszedłdośrodka.Mieszkanie

sprawiałoznacznielepszewrażenieniżjegowłaścicielka.Czyste,pomalwanena
kremowościany,nienajnowszy,aleniedawnowytrzepanychodnikistarannieodkurzony
regałdobrzeświadczyłyoModzelewskiejjakoopanjdorrju.

—Ócopanuchodzi?—ponowiłapytanie.—

1%

Tylkorazmiałamsprawęwsądzieojakąśpyskówkę,aodtejporypanowiestalemnie
nękacie.

—Maminteresdopaniznajomego.—Mazurekzdecydowałsiępostawićsprawęwprost.
—CzyzastałemKazimierzaSękacza?

—Niezastałpan.—Ostentacyjniewzruszyłaramionami.—Anajakiejpodstawiepan
sądził,żeznajdziegoumnie.Anionmibrat,aniswat,aninawetkochanek.

—Dobrzesięznacie,aSękaczmaostatniopoważnekłopoty.

—Jateżmamkłopoty,itowłasne,więccudzeminiepotrzebne.

—Czyżby?

—Jeśliuważapan,żeschowałamKazikawszafiealbopodłóżkiem,proszęszukać!—
Poczerwieniałazirytacji.—Nawetniespytampanaonakaz.

—KiedyostatnirazwidziałapaniSękacza?—Porucznikniedałsięsprowokować.

—Tydzieńtemu,amożedwa.

background image

—Niewiepani,gdziemógłbymgoterazznaleźć?

—Nibyskąd?—Ironiczniewydęławargi.—PrzecieżKazikniemaobowiązkumisię
opowiadać.Azresztą,comnietowszystkoobchodzi.

—Jakpaniuważa.—Oficerskłoniłsięsztywnonapożegnanie.—Poradzęsobieibez
panipomocy.

—Krzyżyknadrogę!

195

Mazurekwolałudać,żeniedosłyszałostatniejuwagi.Zamknąłzasobądrzwiibez
pośpiechu]zszedłposchodach.Chwilęmarudziłjeszczeprzylsamochodzie,nim
zdecydowałsięusiąśćzakierownicą.Wkońcuwłączyłstacyjkęiruszyłwolnowkie-i
runkuMarymonckiej.Każdypostronnyobserwatoijmusiałbyzapewnemyśleć,że
porucznikdałzawy-]graną.

Napierwszymskrzyżowaniuoficerskręciłwpra-‘woizatrzymałsięzarogiem.Teraznie
miałjużchwi-jlidostracenia.

Wyskoczyłzwozuibiegiempomknął!zpowrotem,tyleżenieulicą,apodrugiejstronie
bloków,takbyniemożnagobyłodostrzeczokienModzelewskiej.Przedwejściemna
klatkęschodową]rozmawiałyjakieśdwiemłodekobietyzsiatkami]pełnymizakupów.
Mazurekodczekał,ażzniknąza]oszklonymidrzwiami,ichyłkiemprzemknąłwzdłuż1
muru.Kilkanaściesekundpóźniejznowustałpódldrzwiaminapierwszympiętrze.

Ześrodkadochodziłyprzytłumionegłosy.Poru-1cznikniepotrafiłrozróżnić
poszczególnychsłów,lnieprzejąłsiętymjednak.

Czekałcierpliwie,ażusły-jszałzbliżającesiękroki.Cichoszczęknęłaotwieranazasuwa.
JeszczemomentiwprogumieszkaniaModzelewskiejstanąłkrępyblondynokanciastej,
niemalkwadratowejgłowieiwąskim,zadartymnosie.

—Witam,witam!—PorucznikzatrzasnąłkajdankinaprzegubachSękacza.—Tośmysię
jednakspotkali.

196

—Przecieżpanodjechał!-—Wgłosiezatrzymanegobrzmiałozdziwieniegraniczące
niemalzwyrzutem.—Justynawidziała!

NiespełnatrzykwadransepóźniejSękaczzająłtosamokrzesło,naktórymjeszczenietak
dawnopociłsięKlusik.Bezmyślniewlepiłwzrokwblatbiurkaiczekałnarozwój
wypadków.

—ZacznijmyodwłamaniadowilliprzyulicyKoronowskiej—zadecydowałMazurek.

—AnibygdziejesttaKoronowska?—Sękacznawszelkiwypadekudawałgłupiego.

—NaSadybie,niedalekoPowsińskiej.

—Pierwszesłyszęotakimwłamaniu.

—LebiodaiKlusikmająlepsząpamięć—stwierdziłspokojnieporucznik.—A
właścicielwillirozpoznałaparatyfotograficzneikamerę.Wtejsytuacjibędzielepiej,jeśli

background image

przestanieciekręcić.Odwyrokuitaksięniewywiniecie.‘

Sękaczprzygryzłwargiiprzezdłuższąchwilęnerwowowyłamywałsobiepalce.Wkońcu
skinąłgłowąnaznak,.żeargumentyoficeratrafiłymudoprzekonania.

—W‘porządku—ustąpił.—ZrobiliśmytenskokzJankiemLebiodą.Aparatyikamerę
zanieśliśmyKlusikowi,bobyłemmukrewnytrochęgrosza.

—CojeszczewzięliściezwilliMackiewicza?

—Forsęistaryzegareknałańcuszku.

—Konkretnie?

—Zielonychbyłokołosetki,anaszychzedwieścietysięcy.Prawdępowiedziawszy
prawiepołowę

,48

ztegozdążyliśmyjużpuścićnawódkęidziewczyn-1ki.

—Co,zrobiliściezresztąłupu?

—Złotówkipodzieliliśmymiędzysiebie,adolceizegarekpostanowiliśmyschować.

—Usiebiewdomu?

—Żartujepan?—PotwarzySękaczaprzemknąłmimowolnyuśmieszek.—Trefnego
towarunietrzymasięprzysobie.

•—Agdzie,jeślimożnawiedzieć?

—Kiedyśszwagroszczak,GienekGrosicki,pozwoliłmiwstawićmotor,doswegogarażu.
Pomoto-Jrzedawnozostałojużtylkotrochęzłomu,aledalej]mampretekst,żebyod
czasudoczasupoprosić^szwagraoklucze.

—GdziemieszkatenGrosicki?‘

—NaKrasińskiego,alegarażjestprzyLechonia.Mogępanupokazać.

—Toznaczy,żejednosobiewyjaśniliśmy—pod-,sumowałMazurek.—Wypadałoby
terazpogadaćoPawleLeszczyniaku.

Zatrzymanynaglezesztywniałiwidaćbyło,żeniewie,coodpowiedziećporucznikowi.

—WillęMackiewiczawskazałwamwłaśnieLeszczyniak?—Oficeranimyślałustąpić.
—Chybaniezaprzeczycie?

—Skoropanwie…

—Jakimiałbyćpodziałłupów?

—Połowadlaniego,połowadlamniezJankiem.

—Tosporyudział—skomentowałMazurek.

19B

—-Ijataksądzę—zgodziłsięSękacz.—Namójguststopatolipowinnomu
wystarczyć.

background image

—RozmawialiścienatentematzLeszczyniakiem?

—TelefonowałemdoPolazarazposkoku,aleonniechciałzemnądyskutować.
Stwierdził,żeskorowcześniejzgodziliśmysięnajegowarunki,toterazniemamynicdo
gadania.Ostateczniezażądałzegarkaipołowydolarów,aterminrozliczeniaustaliłna
czwartek.

—PodobnomieliściejakieśpretensjedoPawłaLeszczyniaka?

—Amiałem!—Woczachkryminalistypojawiłysięzłebłyski.—Przezbydlaka
dostałemwyrokzaskoknajubilera.

—Wtedytakżeonnadałrobotę?

—Właśnie.

—Aleniepowiedzieliścieotympodczasśledztwa?

—Przezmyślminawetnieprzeszło,żeprzypu-cowałmniePolo.Dopierojakieśpółroku
posprawiedostałemgryps,wktórymmiwyjaśniono,jaktobyłonaprawdę.

—Zupełniewasnierozumiem.Mówicie,żeprzezPawłaLeszczyniakatrafiliścieza
kratki,ajednakpowyjściuzwięzieniaznowuzaczęliścieznimkombinować.Gdzietu
logika?

—Nibyprawda.—Sękaczwyraźniesięzmieszał.—TylkożejachciałemwtedyPola
wykołować—wybąkał.—Zeskokuniedostałanigrosza,więcmiałprawosię
wkurzyć…PozatymbratuPolanie

809

musiałempłacićzaobronę,comiesiącdostawałem!wpudlepaczkę,apozakończeniu
odsiadkiSzpryca]odpaliłmiparęzłotychnazgodę.

—Nocóż,wkońcutowaszaprywatnasprawa.—Argumentyzatrzymanegonajwyraźniej
nielprzekonałyMazurka.—Ciekaw

jestemtylko,jakąmieliścieminę,kiedyDrzewieckiopowiedziałwam,lcowydarzyłosię
podczaswłamanianaDygasińskie-‘go.

—Wgruncierzeczymałomnietoobeszło.Bardziejmartwiłemsię,żepanczekapod
mojąchałupą.

—NiepojechaliściezFranciszkiemdoLeszczy-]niaka?

—Nibypoco?

—Amożewybraliściesiętampółgodzinypóźniej?GdybyDrzewieckistuknąłwaszego
wspólnika,!wymoglibyściespokojnieprzetrząsnąćjegomieszkanie.

—Nierozumiem.

—Cotujestdorozumienia?—PorucznikpopatrzyłchłodnonaSękacza.—Paweł
Leszczyniaknie]żyje,aktośwnocyzśrodynaczwartekmyszkował1wjegodomu.

—Boże!—Zatrzymanypoderwałsięzmiejsca.—WięcjednakFranciszekzałatwił
Pola!

background image

—Maciealibinatęnoc?Tylkobezkantów,bosprawdzimykażdyszczegół.

—ProstoodKlusikaposzedłemdoModzelew-skiej.—Sękacznawetsięniezastanawiał.
—Niech“Ipanjązapyta,napewnopotwierdzi.

[—Razjużmnieokłamała.

—Aleterazpowieprawdę.

—Nodobrze,wrócimyjeszczedotejsprawy.|_-Mazurekuznał,żewtejkwestii
przesłuchiwany

parazieniezmienizdania.—Pojedziemydogarażuwaszegoszwagrapozegarek
Mackiewiczowej—[zadecydował.—Tylkobezkawałów.,bodrugiraz|takinumer,jak
Drzewieckiego,nieprzejdzie…

SkrzypnęłydrzwiidopokojuzajrzałPozorski.Je-Igominanieświadczyła,bymiałcoś
ważnegodozakomunikowania.Skinął

porucznikowinapowitanie,zerknąłprzelotnienazatrzymanegoipodszedłbliżejbiurka.

—WracamzprzeszukaniachałupyLebiody—Ipoinformowałcierpko.

—Pewnonicnieznalazłeś—domyśliłsięoficer.

—Jakbyśzgadł.

—Poprostunieszukałeśtam,gdzietrzeba.Jeśliniemaszteraznicpilniejszegodo
roboty,mógłbymcizaproponowaćwspólnąwycieczkępozłotegopatka.

—Czemunie—zgodziłsiębezwahania.

PółgodzinypóźniejPozorskienergiczniezapukałdodrzwiznajdującychsięnadrugim
piętrzejednegozblokówprzyulicyKrasińskiego.Otworzyłaimkrępablondynkao
kanciastejtwarzyizadartymnosie.ByłatakpodobnadoSękacza,żeniemusielisięnawet
upewniać,czytrafilipodwłaściwyadres.

-Panowiedonas?—‘ObrzuciłamilicjantówIspłoszonymspojrzeniem.—Kaziu,cosię
stało?!—

200rol

49

Chwyciłabratazaskutekajdankamiręce.—Cotowszystkomaznaczyć?!

—Takiejestżycie,siostrzyczko—westchnąłSę.kacz.—Nabroiłemtrochęibędę
musiałposie-

dzieć.AterazpowiedzGienkowi,żebydałkluczeodgarażu.•

—Pocociteklucze?

—Musimyprzeprowadzićprzeszukanie—su

niętapięśćznaczącopowędrowaławgórę,zatrzymałasięjednakwpółruchu,apochwili
opadłal

wolna.—Zresztąmniejszaztym.Skoroidzieszsiedzieć,niemuszęcijużdokładaćod

background image

siebie.Za-

pomnijtylko,żekiedykolwiekmiałeśsiostręiszwagra.

Poruczniknawszelkiwypadekprzytrzymałpanadomuzaramię,aletenzdołałjuż
zapanowaćnad

chowyjaśniłMazurek.—Byłobyzresztąwskazane,sobą.Wmilczeniuzeszlido
radiowozu.Oficer

urużebypanimążzechciałnamtowarzyszyćprzytejchomiłsilnikiwkrótcebylijużna
Lechonia.

Grosicki

Hwysiadłpierwszy.Wyciągnąłzkieszenikluczeodga-Irażuiwtymsamymmomencie
zjegoust

wyrwało|sięszpetneprzekleństwo.Kabłąkpokaźnychroz-

czynnosci.

—Ondopierowróciłzroboty…

—Proszęsięniedenerwować.—PozorskipróbowałuspokoićGrosicką.—Nie
zajmiemymężowi

zbytwieleczasu.

Zaplecamipanidomuwyrosłanaglezwalistasyl-

miarówkłódkibyłukręcony,afutrynaidrzwiprzy|zamkunosiływyraźneśladyłomu.—
Trzeba

ściągnąćekipęśledczą—zadecydował

wetkamężczyzny.Wprzeciwieństwiedożonyniefvżurek.—Mamykolejne
włamanie…Kiedyza-

wydawałsięzbytnioprzejętynieoczekiwanąwizytąglądałpantuostatnio?—zwróciłsię
do

właścicielamilicjianiwidokiemszwagrawkajdankach.PrzejejJ]garażu.

chałpotężnądłoniąpokrótkoprzyciętych,siwiejącychwłosachibezcieniastrachuwlepił
wzrokw

porucznika.

—Czegochcecieszukaćwmoimgarażu?—zalpytałostro.—Samochodu,którytam
stoi,nieukra-

dłemanibimbruniepędzę.

—Podbańkązolejemurządziłemsobiemaleńkąskrytkę—wyręczyłmilicjantów
Sękacz.—Przepr;

szamcię,szwagier,jakośgłupiowyszło..

—Cośtamschował?!—OczyGrosickiegorojbłysłygniewem.—Nogadaj,bojakcię…

background image

—Zacii

Wśrodęwieczorem.

—Niezauważyłpanniczegopodejrzanego?

—Zapewniampanów,żewszystkobyłownajlepszymporządku.Chcieliśmyzżoną
wyskoczyćwso-

botęgdzieśzamiastoimusiałempodszykowaćwóz.Wymieniłemświece,sprawdziłem
ciśnieniew

oporach…Trochęmizeszło,takżedochałupywróciłemdopieropodzienniku.

—Innymisłowyzłodziejmiałdodyspozycjidwiepoceicaływczorajszydzień.

—Bodajbygoszlag!

Crosickiniebaczącnaprotesty“Mazurkaszarpnąłdrzwiistanąłwprogugarażu.Dopiero
tutajodetchnąłzulgą.Nieznanywłamywaczniepołakomiłsięnaporządniejuż
podrdzewiałegowartburga.

Weszlidogarażu.PorucznikskinąłnaSękaczaitenbezwahaniawskazałkąt,wktórym
wisiałapółkaznarzędziami.Podnią,wśródstarych,pordzewiałychklamotówtkwiła
blaszanabańkapooleju.Oficerwziąłjąprzezszmatkęiostrożniewyciągnąłnaśrodek.
Podspodemdostrzegłdrewnianąskrzyneczkęznajrozmaitszymiblaszkamiiśrubkami.
Nadnieleżałorównież

niewielkie,plastykowepudełko.Domyślnieująłjewrękęinaglezrozumiał,poco
przyszedłtutajwłamywacz.

—Ktowiedział,gdzieukryliściedolaryizegarekMackiewicza?—Popatrzyłbaczniena
zatrzymanego.—Amożekomuś

pokazywaliścietenschowek?

—Przecieżnagłowęnieupadłem!—żachnąłsięSękacz.

—Ajednakwaszełupyzniknęły.

—Nibyfakt—przyznał.—Samniewiem,jaktosięstało.

—Ktozeznajomychwiedział,żeczasemkorzystaliściezgarażuszwagra?

—ChybatylkoLebioda,aleonprzecieżsiedzi.A

—Niktwięcej?

—Niewydajemisię.

—Możektośprzyszedłtutajzawami,awyniezwróciliścienato,uwagi?

—Takpansądzi?

204

Porucznikwestchnął.Zdałsobiesprawę,żeSękaczfaktycznieniemapojęcia,ktozabrał
ukrytywgarażuzegarek,idalszewypytywaniegotostrataczasu.Chciałjużdaćza
wygraną,kiedyprzypomniałsobieoGrosickim.

background image

—Panrównieżniezauważyłostatniożadnegopodejrzanegoindywiduum?—zapytałbez
specjalnejnadziei.

—Kręcilisięturóżni.

—Możektóryśznich?

Mazureksięgnąłskwapliwiedokieszeniponoszonetamoddawnafotografieipodsunął
jewłaścicielowigarażu.Tenledwozerknąłnazdjęcia.

—Mamnienajgorsząpamięćwzrokową—oznajmiłzodrobinąprzechwałki.—Tych
dwóchwidziałemtuwubiegłymtygodniu.

—WskazałfotografieLebiodyiKlusika.—Atenwpadłmiwokowłaśnieostatniej
środy.

—Bieliński!—Chorążyażzatarłręce.—Kółeczkosięzamyka.

—Starypaserniezając,nieucieknie—stwierdziłMazurek.—Najpierwmusimy
odwalićoględzinygarażu.Siadyużyciałomusąażnadtowyraźne.—Wskazałznacząco
nadrzwiikłódkę.—Możeznajdziemyteżjakiśnadającysiędoidentyfikacjiodcisklinii
papilarnych.

Byłodobrzepozmierzchu,kiedyMazurekzPo-zorskim,jużbezasystyzatrzymanegow
areszcieSękacza,znaleźlisięnaulicyKlaudyny.Weszlinaklatkęschodowąznajomego
blokuiMazurekzamierzał

50

właśnieściągnąćwindę,gdyktośgoubiegłnajednymzwyższychpięter.Nasamąmyślo
wspinaczceporucznikzakląłpodnosem.Wreszciepostanowił,żetymrazembędzie
cierpliwieczekał.

Windadotarłanamiejsceprzeznaczeniaizatrzymałasię.Trzasnęłyzamykanedrzwiipo
chwiliwagonikzacząłzjeżdżaćwdół.

Jeszczekilkanaściesekundiwindazatrzymałasięznowu,naszczęścietymrazemjużna
parterze.Oficercofnąłsię,byustąpićmiejscawysiadającym.Pierwszawotwartych
drzwiachukazałasięwysoka,postawnablondynkaolalkowatejtwarzy.Zaniąstał

Bieliński.

—Cozatraf!—NatwarzyMazurkapojawiłsięszerokiuśmiech.—Mywłaśniedo
państwa.Ipomyśleć,żejeszczepółminuty,abyśmysięminęli.I

—Idziemynaprzyjęcie.—PrzyjaciółkaBielińskiegoniebyłazachwycona
nieoczekiwanymspotkaniem.—Jużjesteśmy

spóźnieni.

poczekają‘Mazurkawypatrzyłycharakterystycznykształtszafi

a—i.Irnwfiikonir7vnki

—No,topa!

Blondynkawyniośleskinęłagłową,zakręciłamłynkaczarną,skórzanątorebkąnadługim

background image

paskuinieoglądającsięzasiebieruszyładowyjścia.ChorążylBielińskimwsiedlido
windy.Porucznikzamierzałjużpójśćwichślady,alewostatniejchwilicośgotknęło.
Jednymsusemdopadłblondynkiizdecydowanymruchemprzytrzymałotwieraneprzez
niądrzwi.

—Cotomaznaczyć?!—sVknęławściekle.—pansobiezawielepozwala.

—Paniwybaczy.

Oficerbezceremonialniechwyciłtorebkęipociągnąłzasuwak.Zanimzdołałamu
przeszkodzić,miałjużwrękuniewielkiezawiniątko.Jeszczemomentiwświetlepalącej
sięnaklatceschodowejlampyrozbłysłykolorowooczkapierścionków.Niecogłębiej,pod
naszyjnikiemzpereł,bystreoczy

XXVI

j—i—––1-i–––-

—WtakimraziecierpliwigospodarzeKkwadransikdłużej—zażartowałPozorski.—A
gd|»oweikoniczynki,bynaszawizytaodrobinęsięprzeciągnęła,podrzucimypaństwa
wozem.

—SkoropanowieprzyszliściedoZbyszka,niewidzępowodu,żebymijamiałazepsuty
wieczór41Profoswprowadził

przyjaciółkęBielińskiegoidys

—Róbciesobie,cochcecie.■fretniewycofałsięzpokoju.Wpierwszymmo

CencieMazurkowitrudnobyłopoznaćzatrzymaną

rJV––’–1

fuknęłazezłością.

idęsama..,..:.>\~‘——”--j■”«•■■<{■

—Późniejdołączędociebie.—Bielińskizgodziłfonocyspędzonejwareszciewyglądała
odobre

Chybapanowieniejdziesięćlatstarzejiwniczymnieprzypominała

siębezsłowaprotestuzamierzajątracićcaby.1‘””

2u6OtestU.—LnyDapanowienier”—“v«-■«*v

JIU,Ł>-|■»»‘““yi»mcpi/:ypummaia

iłejnocydlamojejskromnejoso-|Pe““ejs>ebiekobiety,którajeszczewczorajomdły,
„...Łkłosniewyprowadziłaporucznikawpole.Przygar-2p7e

bionasylwetka,poszarzałepoliczkiiwielkie,sin©worypodprzygasłymioczamimogły
budzićjużtylkowspółczucie.

—Namyśliłasiępani?—Oficerwskazałdoprowadzonejkrzesło.—Powiepani,skąd
wzięłasiębiżuteriaznalezionawpanitorebce?

—Powiemwszystkojaknaświętejspowiedzi]

background image

—Ledwopowstrzymałacisnącesiędooczułzy,

—Niechmipantylkoniekażewracaćdoceli.Boże,jajużbymtegochybanieprzeżyła!

—Przecieżniemusiałapaniunasnocować.

—Mazurekzesmutkiempokiwałgłową.—Wy.starczyłookazaćodrobinęrozsądkui
dobrejwoli.

—Copanchcewiedzieć?

—Przedewszystkimdokogonależałozakwestionowanezłoto?

—Przecieżpanwie,żedałmijeZbyszek.Powiedział,żemnieniktniebędzierewidował.

—Dokądzamierzaliściezawieźćbiżuterię?

—NaOpoczyńską.Mamtamkawalerkę.

—AzatemBielińskispodziewałsięnaszejwizyty.

—Mapanrację.

—Achwaliłsiępani,skądwziąłtozłoto?

—Onnigdyniewtajemniczałmniewswojesprawy.Czasemchowałcośna
Opoczyńskiej,alewtedymusiałamoddaćmuklucze.

—CzyznałapaniPawłaLeszczyniaka?—Porucznikuznałpoprzednitematza
wyczerpany.

—PolaSzprycę?—ożywiłasięnieco.—Mił)gość,szkoda,żenieżyje.

208

I

—Częstobywałupaństwa?

—Raczejspotykaliśmysięnamieście.

—Zdarzałosię,żeprzekazywałBielińskiemubiżuterię?

—Odczasudoczasu.

—Tobyłokradzionezłoto?

Wodpowiedzispuściłagłowęihałaśliwiepociągnęłanosem.Oficerzrozumiał,żewięcej
sięodniejniedowie,

—StaniepaniprzedsądemzawspółudziałzBielińskim—powiedziałcicho.—Myślę
jednak,żeniemapotrzebydłużej

zatrzymywaćpaniwareszcie.

KilkanaścieminutpóźniejwprogupokojuMazur-•kapojawiłasięAlicjaBogojska.

—Prosiłpan,żebymprzyszła.—Uśmiechnęłasiędoporucznika.—Podobnomapandla
mniejakąśniespodziankę?

—Owszem—przytaknął,podsuwającprzybyłejkrzesło.—Liczęnawet,żetymrazem

background image

pochwalimniepani.

Alicjausiadła,aoficersięgnąłdoszufladypokluczeodszafypancernej.Pochwiliwjego
rękupojawiłosięniewielkiezawiniątko.

Porucznikzacząłrozkładaćnabiurkuperły,pierścionki.ibransoletki.

—Poznajepaniteprzedmioty?

—Ależoczywiście!—WgłosieBogojskiejzadźwięczałaradośćpołączonazeszczerym
zdumieniem.—Tobiżuteriacioci

Płateckiej.

—Jestpanitegopewna?

51—Szafirowekoniczynki

209

—Kobieciewystarczyrazspojrzećnaładnypierścionek,byzapamiętałagonadługie
lata.

—Właśniedlategopoprosiłempanią,anieAda-{maLeszczyniaka.

—Widzę,żeznalazłasięrównieżdrugakoni-aczynka.—Alicjawzięładorękikolczykz
szafiremj—Zatonależysiępanunietylkopochwała,ale]serdecznycałus.

—Czyżbyażtakzależałopaninatychkolczykach?Zdajesię,żeperłyibransoletkisą
więcejwarte.

—JeśliwierzyćzapewnieniomciociMięci,szafi-Jrowekoniczynkipamiętająjeszcze
połowęubiegłengostulecia.Innarzecz,żecenaniegratuwiększejroli.Poprostuciocia
bardzolubiłatekolczyki,aija>chętnieoddałabymzanieresztębiżuterii.

—Przykromi,żeniemogęnaraziewydaćpani]tychkoniczynek.

—Mamnadzieję,żeśledztwowkrótcesięskończy,apóźniejAdamszybkouporasięz
formalnościciamispadkowymi.

—Wypadamitylkożyczyć,abywszystkoposżłcjpopanimyśli.

—Dziękujępanu.

—Tojadziękuję,żepaniprzyszłaitaksprawnie1dokonałaidentyfikacji.—Mazurek
skłoniłsięszarmancko.—Zarazpodpiszę

paniprzepustkęiobiecujęwięcejtakuroczejkobietyniefatygować.

—Przesłuchanieprzeztaksympatycznego’oficera

210’,

toprawdziwaprzyjemność—zapewniłakurtuazyjnie.—Chętniezgłoszęsięnakażde
wezwanie.

Uśmiechnęlisiędosiebie.AlicjaBogojskawzięłaprzepustkęibezpośpiechuruszyłado
wyjścia.Wdrzwiachzatrzymałasięjeszczenamoment.

—Czywieciejuż,panowie,cowłaściwiestałosięPawłowi?—spytałamimochodem.

background image

—Wiemy.—Porucznikuznał,żeprzyczynyzgonuLeszczyniakaniemapotrzeby
trzymaćw-tajemnicy.—Śmierćnastąpiławskutekwstrzyknięciainsuliny.

—Tegolekarstwa?—Wzdrygnęłasięmimowolnie.

—Oiledobrzepamiętam,nacukrzycęchorowałaMieczysławaPłatecka.

—Toprawda.Odkilkulatciotkamusiałaregularnieprzyjmowaćinsulinę.Kilkarazy
samabiegałamzreceptamidoapteki.

—Niesłyszałapanioinnychprzypadkachtejchorobywrodzinielubwśródznajomych?

—Nieprzypominamsobie.Wkażdymrazieniktmisięnieskarżył.

LedwodrzwizamknęłysięzaAlicją,nabiurkuMazurkacichozabrzęczałtelefon.
Porucznikniechętniesięgnąłposłuchawkę.

Głossekretarkiszefa,mimożecałkiemprzyjemny,zawszebudziłwnimmieszane
uczucia.

—Naczelnikprosidosiebie—poinformowałakrótko.

—Tylkomnie?

52

‘J-

DO-

—PrzedchwilądzwoniłamtakżedoStefańskiegoJaunaczelnikasiedzijużmajor
Pylecki,specjalistac-dl

^przestępczościgospodarczej.

Oficerodetchnąłzulgą.Naszczęścieniezanosiłosięaninareprymendę,anina
wielogodzinnąnasia-dówkę.SpieszniezebrałzbiurkabiżuterięPłateckiej,schowałjądo
szafypancernejiopuściłpokój.

Sekretarkanadobrąwróżbępodniosłakciukiporucznikzameldowałsięwgabinecie
pułkownikaUbania.Szefkończyłwłaśnienabijaćfajkę.

—Dobrze,żejesteś—powitałMazurka.—Miszęprzyznać,żeśledztwowreszcietrochę
posunęło…

—Nietylkotrochę—oburzyłsięporucznik.—ISprawazabójstwaMieczysławy
Płateckiejzostałajużlchybawyjaśniona.SprawcąmógłbyćtylkoPawełLe-‘szczyniak.
Przyokazjiobrabowałciotkę,awin{wprzemyślnysposóbpróbowałprzerzucićnaDrzeJ

wieckiego.

—Przyjmijmytęwersję.—Naczelnikniezamierzałwdawaćsięwdyskusję.—Niestety
ciąglejeszczeniewiemy,ktozabił

KreczyńskąiLeszczynia-Jka.

—Czywgręmusiwchodzićtasamaosoba?,WkońcuKreczyńskiejmógłwstrzyknąć
insulinęLe--szczyniak.

background image

—Pocobytorobił?

—Dziewczynagrzebaławjegobiurku,atamznajdowałasiębiżuteriaPłateckiej.
Leszczyniakprzeraziłsię,żejegozbrodniazostanieujawniona,

212

ipostanowiłzgładzićprzyjaciółkę.NastępniewywiózłzwłokiwokolicęDziekanowai
podrzuciłwlesie.Niemógłprzecieżpozwolić,bymartwąRenatęznalezionowjego
mieszkaniu.

—Rozumującwtensposób,trzebabyprzyjąć,żeLeszczyniakpadłofiarąBielińskiego?
—Minapułkownikaświadczyła,żeniebierzetejmożliwościpoważnie.

—Paserwykorzystałfakt,żeLeszczyniakznajdowałsiępodwpływemnarkotyku,izrobił
swoje.

—Jakimcudemtakprymitywnyosobnikwpadłbynapomysłzinsuliną?Nie,moimili,to
nielogiczne.—Lubańzapaliłfajkęiwypuściłkącikiemustsolidnąporcjędymu.—
Jedynecobrzmiprzekonująco,tostwierdzenie,żeKreczyńskązmarław

mieszkaniuLeszczyniaka,aon,byuniknąćkontaktówznami,wywiózłzwłokido
Dziekanowa.

—Mimowszystkomusipanchybaprzyznać,żePawełLeszczyniakbyłwyjątkowo
nieciekawymtypem.

—Niedawnozainteresowałsięnimrównieżwydział<lowalkizprzestępczością
gospodarczą—przytaknąłpułkownik.

—Jakieśtrzytygodnietemuotrzymaliśmydośćwiarygodnysygnał,żewytwórnia
zabawektegopanaróżnisięznacznieodpodobnychplacówekrzemieślniczych.—Tęgi,
barczystymajoroszerokiej,nalanejtwarzystuknąłostentacyjniewleżącąprzednim,
niezbytpękatąteczkęakt.—Zajęliśmysiętąsprawąi,mimożeniezdążyliśmy
przesłuchaćzain

52

teresowanego,jesteśmyniemalpewni,iżdziałalnośarzemieślniczabyławtymprzypadku
jedynieprzy]krywkądlajakichśinnychdochodów.

—Panmajormarację—odezwałsięMazurek.i

—WyjaśnieniaLebiody,Sękacza,KlusikaiDrze!wieckiegoświadcząniedwuznacznie,
żePawełLeJszczyniakbyłpospolitymprzestępcą.Samwpraw-Jdzieniekradł,ale
planowałwłamania,apóźniejeg-1zekwowałodbezpośrednichwykonawców

odpowiedniączęśćłupów.

—Czylijesteśmywdomu—ucieszyłsięPylecki.l

—Raczejdopieropoddrogowskazem—westchnąłStefański.—Liczbapotencjalnych
podejrzanychozabójstwoLeszczyniakaciąglewzrasta,az’konkretnymidowodaminadal
krucho.NaupartegoizarównoDrzewiecki,jakSękacziBielińskimielijimotyw,iokazję,
byzabić.Tylkoktóremuznich]postawićformalnyzarzut?

background image

—Czemuupieraciesięprzytychkryminalistach?]

—Lubańponowniewypuściłgęstykłąbdymu.—{Moimzdaniemzabójcawywodzisięz
zupełniein-jnegokręgu.

—Tylkożemyobracamysięgłówniewśródpospolitychprzestępcówinarkomanów—
zauważył]zsarkazmemMazurek.—

Innychkandydatówna”zabójcęchwilowobrak.’

—Innymisłowymusieliścieprzeoczyćjakiśistotnyszczegół—stwierdziłnaczelnik.—
Spróbujcie,moimili,jeszczerazsprawęprzemyśleć,awwolnejchwiliradziłbym
zapoznaćsięzmateriałamimajoraPyleckiego.

214

Naradadobiegłakońca.Stefańskizabrałdokumentydotyczące,działalnościwytwórni
zabawekPawłaLeszczyniakairazemzMazurkiemopuściłgabinetpułkownika.Prawdę
powiedziawszynajbardziejinteresowałichterazwynikprzesłuchaniaBielińskiego.

ChorążyPozorskisiedziałzabiurkiemibezbarwnymgłosempowtarzałwciążtesame
pytania,naktórezatrzymanynieodmienniereagowałprzeczącymkręceniemgłowy.Na
jegotwarzymalowałsiętępyupór.Obajbylizbytzmęczeniciągnącymsięodsa’mego
ranaprzesłuchaniem,byzwrócićuwagęnawejścieoficerów.

—Nocóż,panieBieliński?—Kapitanprzysiadłnaskrajubiurkaispojrzałbaczniew
oczypaserowi.—Opowiedziałpanjużwszystkochorążemu?

—Janiemamnicdopowiedzenia—wychrypiałzatrzymany.—Doniczegosięnie
przyznaję,niechcęskładaćżadnych

wyjaśnień.

—Ajednakprzypańskiejprzyjaciółceznalezionobiżuterię,którawostatnichdniachco
najmniejdwukrotniezmieniaławłaściciela.Cogorsza,zarównoMieczysławaPłatecka,
jakiPawełLeszczyniakwgwałtownysposóbrozstali“sięztymświatem.

Nierozumiepan,żewyjaśnienietegowszystkiegoleżywpańskiminteresie?

—BłyskotkiznaleźliściewtorbieElżbiety,anieumniewkieszeni.

—PaniWalickawyjaśniła,żezłotootrzymałaodpana.Mieliściejezawieźćdokawalerki
naMokoto

53

wieitamukryćnawypadek,gdybynamprzyszłodergłowyprzeszukaćpańskie
mieszkanie.

—Pierwszesłyszę.

—Alenajednejzbransoletekznaleźliśmyodciskwaszegopalca.—Ciężkaręka
Mazurkaspoczęłanaramieniu

przesłuchiwanego.—Nadobrąsprawęsądowipowinnotowystarczyć.

Blefposkutkował,aletylkonamoment.TwarzBie-|lińskiegoposzarzałaipaserzaczął

background image

nerwowowyłamywaćpalce.

—Skorotakjest,jakpantwierdzi,toczemumnie,jeszczemęczycie?—spytałostrożnie.

—Poprostuniemożemysięzdecydować,czyipoprzestaćnazarzuciezaborumienia,czy
teżodlrazuoskarżyćwasozabójstwonatlerabunkowym.I

—Przecieżpanowiewiecie,żetoniejawyprawiłemPoladoaniołków.

—Cozaróżnica?—Porucznikpostarałsię,byjegosłowazabrzmiałyjaknajbardziej
cynicznie.—]Ktośmusizadyndaćnastryczku,askoromamyjuż]jednegochętnego…

—Wporządkul—Wahaniaiobawyzatrzyma-]negoprzerodziłysięwpanicznystrach.
—Jaiwszystkopowiem.Faktyczniegwizdnąłemtebłyskotki,alePolanietknąłemnawet
palceml

—Jaktobyło?—podchwyciłStefański.

—KiedypierwszyrazprzymknęliścieDrzewieckiego,Polodałmicynk,żematrochę
trefnegotowaru.Umówiliśmysię,żeposzukam^kupcaalbo.samwyłożęgotówkę.
Miałemwpaśćwewtorek,alenie

216

zdążyłemzebraćforsyiDojechałemnaSadybędopierowśrodępóźnymwieczorem.

—Dokładnieoktórej?

.—Kilkaminutprzedpółnocą.MazurekiStefańskiwymienilispojrzenia.

—Wjakisposóbdostaliściesiędodomu?

—Najpierwdzwoniłem,aleniktnieotwierał,chociażwidziałemświatłowoknie.
Pomyślałem,żePololeżynaćpany,idiabeł

mniepodkusił,żebyskorzystaćzokazji.Przelazłemprzezpłot,apotemotworzyłemdrzwi
wytrychem.Naszczęściemusiałemuporaćsiętylkozzatrzaskiem,bozasuwaniebyła
zamknięta.

—WidzieliścieLeszczyniaka?

—Owszem,przyuważyłemgonapierwszympiętrze,wpokojunawprostschodów.
Siedziałnapodłodzeprzyfoteluiwyglądał

nanaćpanego.

—Niepodchodziliściedoniego?

—Nibypoco?Itakmiałemstracha,żeladamomentmożesięobudzić.

—.Wiedzieliście,gdzieszukaćzłota?

—Zpoczątkuniewiedziałem,alepotempodpadTłomibiurkostojącewsąsiednim
pokoju.^BezpowoduPoloniezamykałbynacztertyspustyszufladidrzwiczek.Przy
sobiemiałemtylkojedenwytrych,któryjakośniepasowałdozameczków,musiałemwięc
zejśćdogarażupołomalbołapkę.Znalazłemodpowiednikawałekżelaza,wróciłemz
nimnagóręiminutkępóźniejbyłojużpokłopocie.

—Cozrobiliścieztymżelastwem?

background image

53

—Wyrzuciłemzarogiemdościeku.Jeślibędzietrzeba,pokażę.

—Dobrze.—Stefańskiuznałsprawęzawyjaśnioną.—Tonaraziewszystko.

—Niezupełnie—wtrąciłMazurek.—Osobiściepragnąłbymsiędowiedzieć,czego
szukaliścietefsamejśrody,tylkokilkagodzinwcześniej,naŻoliborzu,naLechonia?

—Nibygdzie?—Bielińskiudał,żenierozumie.

—Niewypierajciesię,bowidziałwastamszwagierSękacza.—Porucznikostrzegawczo
zmafsz-^czyłbrwi.—Azresztąsamwampowiem.—Wostałtniejchwilipostanowił
zmienićtaktykę.—Chcie-jliściewłamaćsiędogarażupozegarekidolaryzejskokuna
willęMackiewicza.

—Mapanrację.—Tymrazempaserustąpiłnadspodziewaniełatwo.—Wiedziałem,że
Kaziktrzyjmatamswojefanty.

—Grosickiwasprzepłoszyłimusieliścieprzyjść]trochępóźniej.

—NaLechoniawybrałemsięponowniewejczwartekwieczorem,alebyłojużpo
ptokach.■

—Nierozumiem?

—PoprostuktośmnieubiegłipofantachKazikazostałotylkowspomnienie.

—Sękacztwierdzi,żeniktniewiedziałojegokryjjówce.

—Gadanie!—Zatrzymanywzruszyłtylkoramio-jnami.—Mnietengarażpokazywał
kiedyśSzkieleSaprzecieżonteżsłyszałoostatnimskokuKazika.

218

—Twierdzicie,żetowłaśnieSzkieletzabrałzegarekMackiewicza?

—Jategoniepowiedziałem—zastrzegłsięBieliński.—Alekawałkiemstaregozłota
chybaniktniepogardzi.

Pozorskiodprowadziłzatrzymanegodoaresztuioficerowiezostalisami.Przezdłuższą
chwilęwpokojupanowałomilczenie.

Stefańskibezmyślniebębniłpalcamipoblaciebiurka,aMazurekkrążyłmiędzydrzwiami
aoknem.

—TrzebajednakprzeczytaćteszpargałyodPy-leckiego—mruknąłwkońcukapitan.—
Ktowie,możenaszstarymarację…

—Przyjemnejlektury!—Porucznikniezapaliłsiędopomysłukolegi.—Mówciesobie
cochcecie,ajapowęszęjeszczewśródwarszawskichmętów.Prędzejczypóźniejmuszę
przecieżtrafićnajakiśślad.

—Twojawola—Stefańskiniedyskutował.—Powiedztylko,gdziecięszukać,gdyby
zaszłocośnieprzewidzianego.

—NajpierwwybieramsiędoSzkieleta.Acodalej,niemampojęcia…

background image

TrzykwadransepóźniejMazurekzaparkowałsłużbowysamochódprzedbramą
przedwojennejkamienicyprzyZąbkowskiej.

Spiesznieminąłobydwapodwórkaipochwilibyłjużwciemnej,dusznejsuterenie.
Zapukałdodrzwiinieczekającnaodpowiedźnacisnąłklamkę.Wproguniemalzderzył
sięzwysokim,chudymjakszczapamężczyznąołysejczaszcei

niesamowiciedługichrękach.

54

—Kogojawidzę?—Głosgospodarzazaświ-‘szczałniczympowietrzeuciekającez
przebitejdęt-,ki.—Panwładzawmoichskromnychprogach.

t—Zbierajciesię,Szkielet!—Porucznikanimyślałsilićsięnauprzejmość.—Za
ukrywanieposzukiwanychkryminalistówgrozidopięciulatpozba-lwiernawolności.
FranciszekDrzewieckimieszkałuwasituzostałzatrzymany.Zgadzasię?

—Nibyskądjamogłemwiedzieć,żegopanowieszukacie?—Szkieletnawetsięnie
zająknął.—Fra-jnioprzyszedłdomniewewtorekwieczorem,polwiedział,żeniema
gdziespać,toco,miałemgowy-Jrzucić?

—Gadanie!—Oficerniecierpliwiewzruszyłra-lmionami.—PółWarszawywiedziało,
żeDrzewieckauciekłzaresztu,tylkodowastoniedotarło?TakiJbajeczkimożecie
serwowaćswojejbabci.

—Ależ,paniewładzo…

—Słuchajcieno,Szkielet,wtejsprawiesąjużtrzy!trupy.Lepiejnieigrajciezogniem.

Przezdłuższąchwilęmierzylisięwzrokiem.Gos-Jpodarznajwyraźniejniemyślał
kapitulować,alaprawdępowiedziawszyMazurkowiwcaleniecholdziłoomałoprzecież
znacząceinformacjeoDrze]wieckim.

—Niewypierajciesię,sątacy,cowyśpiewalimiwszystko.—Porucznikponownie
spróbowałsprojwokowaćprzedstawicielawarszawskiegopółświatka]

—Nowłaśnie!—Szkieletażzgrzytnąłzębami.—\Ktośmusiałprzypucować,żeFranek
umniekima.

—Takiejestżycie.

—Ciekawekto?

—Cozaróżnica..

—CzyżbyKlusik?

—Ajeślinawet?—Mazureknieczułnawetcieniaskrupułów,żeujawniaźródło
uzyskanejinformacji.—Możepoprostumiałjużdosyćżycianabakierzprawemi
postanowiłzostaćuczciwymczłowiekiem.

—Niechpanlepiejzapytategonawróconegonadrogęcnoty,dlaczegopodprowadził
koledzedolceizłotyzegarek!—Szkieletdoresztystraciłpanowanienadsofcią.—
Cwaniaczekpewnonawetniepomyślał,żektośmoże-goprzyuważyć*podgarażem
szwagraSękacza.

background image

—Wygotamwidzieliście?

—Jakterazpana.

—Kiedy?

—Wczwarteknadranem.

—Corobił?

—Ukręciłłapkąkłódkę,wyłamałzamekiwlazłdośrodka.Siedziałtamdobrykwadrans,
apotemwróciłprostodosiebie.

—Jakmyślicie,gdziemógłschowaćtęzdobycz?

—NapańskimmiejscuobejrzałbymdokładniewygódkęwsuterenieKlusika.Toschowek
wjegostylu.

—Powiedzciemijeszcze,dlaczegośledziliściewaszegokumpla?

—Czułemprzezskórę,żecośtuniegra.Lebiodę

221

54

panprzymknął,podchałupąSękaczaprzezcałąnocjwarowałradiowóz,aKlusikjeszcze
przezdobęcieszyłsięwolnością.

Wolałemsprawdzić.

WsuterenieKlusikapanowałniemniejszyzaduch]niżuSzkieleta.Porucznikzapalił
światłoichwilępóźniejdostrzegłwąskie,pokryteszarą,spękanąfar-jbądrzwido
wygódki.Pchnąłje,alewproguzawahańsięnamoment.Wnozdrzauderzyłgofetor,
niczym]wniesprzątanejodmiesiącadworcowejubikacji.

Zacisnąłzębyipodszedłdoumywalki.Byłabrudnaipoobtłukiwana,alenapierwszyrzut
okaniejbudziłażadnychpodejrzeń.

Oficeropukałścianę,|kilkarazykopnąłobcasemwbetonowąpodłogę,!nigdziejednak
niedostrzegłchoćbynajdrobniejsze-]gośladumogącegostanowićpotwierdzeniedomys-l
łówSzkieleta.

PrzezwyciężającwstrętMazurekobejrzałmiskę!klozetowąimiałjużzamiaropuścić
wygódkę,kiedyjprzyszłomudogłowy,byzerknąćodspodunaog-jlądanąjużzgóry
umywalkę.Kucajączauważył,że!przysamejścianieniewielkikawałekfajansutrzyma]
sięresztyjedyniedziękiprzylepcowi.Porucznik]oderwałtaśmęiostrożniewsunąłrękęw
powstały]otwór.Międzyściankamiumywalkinamacałniejwielkie,opakowanewfolię,
zawiniątko.Wyciągnąłje]imomentpóźniejodetchnąłz

satysfakcją.Ototrzy-jmałwdłonizwitekzielonychbanknotówidziewięt-]nastowieczny
złotyzegarekwpodwójnej,bogato!

inkrustowanejkopercie:

T>0

54

background image

Stefańskiniechętniepodniósłwzrokznadrozłożonychnabiurkuakt.Stojącywprogu
Pozorskiuśmiechnąłsię

porozumiewawczo.

—Jakaśzgrabnadwudziestolatkadociebie—zaanonsował.—Chciałemumówićsięz
niąnakawę,aledziewczynawoli

oficerskiegwiazdkiodmoich.

—Kidiabeł?—Stefańskiniebyłwnastrojudożartów.—Dawajją,trzebadowiedzieć
się,pocoprzyszła.

ChorążyWodpowiedziskinąłtylkogłowąichwilępóźniejdopokojuweszła
Matuszewska.Wyglądałanajeszczebardziejzdezorientowanąiwystraszonąniżpodczas
swojejpoprzedniejwizyty.Nawetniespojrzałanawskazanejejkrzesło.Zbliżyłasiędo
biurkaistanęłaprzedkapitanemniczymuczniakwyrwanydotablicy.

—Jużsobota,apandalejtrzymaLeszkawareszcie—wyszeptałałamiącymsięgłosem.
—Dlaczegoniechcegopanwypuścić?

Przecieżonniejestzłodziejemanibandytą.

—PrawdępowiedziawszyzwolnienieRokickiegoniezależywyłącznieodemnie.W
ostatniejinstancjidecydujeprokurator.

—Alenapewnoprokuratorliczysięzpańskimzdaniem.Gdybypanzechciał,Leszekjuż
mógłbybyćnawolności.

—Skoropofatygowałasiępanidomnie,spróbujmywyjaśnićkilkaszczegółów
dotyczącychRena-

tyKreczyńskiej.—Oficerniechciałkontynuować]niewygodnegodlańtematu.—
Wspomniałapani,żelutrzymywałaonabardzobliskiestosunkizPawłem]
Leszczyniakiem.

—Swegoczasuchodziłynawetplotki,żesiępolbiorą.

—Niebyłtochybajednakjedynymężczyznażyciupaniprzyjaciółki?

—OLeszkuRokickimjużpanwiePóźniejzajejchłopakauchodziłMirekStojecki,miała
teżkrótkiromanszmecenasem.

—ZAdamemLeszczyniakiem?—StefańskizniedowierzaniempopatrzyłnaEmilię.—
Jestpanitegipewna?

—Niewiem,ilewtymprawdy,aleRenataopo-wiadałami,żekiedyśbraciaomaływłos
niepozabMjaIisięzjejpowodu.

—Jakdotegodoszło?

—AdamLeszczyniakbyłzazdrosnyiniezamie,rzałdzielićsięniąznikim,aKreczyńska
prawienjegooczachposzładołóżkazPawłem.Mecenadwpadłwszał,chwyciłześciany
jakąśstarąszablęgoniłzniąbratapocałymdomu.Wkońcusięuspokoił,aleRenatynie
chciałjużpóźniejwidzieć,

—Kreczyńskanieżałowała,żezamieniłamecenajsanajegomłodszegobrata?

background image

—Dopieropóźniej,kiedyPawełrazidrugiprzłożyłjejpogębie.Innarzecz,żestarszy
Leszczyniaitakbyzniązerwał.

—Dlaczego?

background image

I

:224

—Przeznarkotyki.

—Nocóż,chybamapanirację—przyznałkapitan.—Narkomankakompromitowałaby
znanegoadwokata.Chociażzdrugiej

stronyijegobratniestroniłodprochówczystrzykawki.

—Jużsamaniewiem,cootymmyśleć.

—Apropos,oilewiem,braciapogodzilisiępotejawanturze,apaniRenatabywała
późniejzmłodszymLeszczyniakiemumecenasa.

—Podobno.

—Ciekawe,czybyłotoszczerepojednanie,czyteżtylkograpozorów?

NiespełnatrzykwadransepóźniejStefańskizatrzymałsłużbowegopolonezaprzed
połówkąbliźniaka.należącegodoAdamaLeszczyniaka.Adwokatbyłusiebie.
Wydarzeniaostatnichdniwycisnęłynanimwyraźnepiętno.Ubranybyłwstare,znoszone
dżinsyipowycieranynałokciachsweter.Nieogoliłsię,awielkie,sineworypod
przekrwionymioczamiświadczyłyonieprzespanejnocy.

—Panwsprawiebrata?—powitałkapitanaznieukrywanąniechęcią.—Szczerze
wątpię,abympanuwczymkolwiekmógł

pomóc,aleproszę.

Minęlihol,weszlidogabinetuigospodarzwskazałoficerowigłęboki,obityskórąfotel
przyniewielkimstoliku.Stefańskiusiadł,aLeszczyniaksięgnąłdobarkupokanciastą
butelkęJohnnyWalkera.Nalałsobiepółpękatejszklanicyzgrubego,zielonegoszkłai
spojrzałpytająconaoficera.

—Czystejczyzwodąsodową?

55—Szafirowekoniczynki

225

—Panwybaczy,alejestemwozem—grzecznieodmówiłkapitan.

—Ajasięnapiję.

Adwokatjednymhaustemprzełknąłzawartośćszklankiinalałsobiedrugąporcję.
Dopieroterazpodszedłdostolikaiusiadł

naprzeciwkogościa.

—Cochciałbypanwiedzieć?—zapytał.

—Kiedyostatnirazwidziałpanswegobrata?

—Wśrodęwieczorem.

background image

—Mniejwięcejoktórej?

—Kołodziewiętnastej.Pawełwróciłwłaśniedodomuiwprowadzałwózdogarażu.

—Byłsam?

—Owszem.

—Aniespodziewałsiężadnychgości?

—Nicmiotymniewspominał.Innarzecz,żezdążyliśmyzamienićledwozedwasłowa.

—Spieszyłsię?

—Tonamnie.czekałaterminowarobota.MiałemjeszczedonapisaniarewizjędoSądu
Najwyższego.

—Niezauważyłpan,czywieczoremniktniezłożyłwizytypańskiemubratu?

—Prawdępowiedziawszydopółnocynieodrywałemnosaodpapierów,apóźniej
wziąłemprysznicipołożyłemsiędołóżka.

—Nocóż,skoroniewielepotrafipanpowiedziećoostatnichgodzinachżyciapanaPawła,
porozmawiajmyodawniejszychwydarzeniach.

—Comapannamyśli?

—WjakichokolicznościachpoznałpanRenatęKreczyńską?w_>

‘226

—Dokładnieniepamiętam.—Potwarzygospodarzaprzemknąłwyraźnycień.—W
każdymraziemusiałotobyćuPawła.Jakpanwie,pozostawalioniwbardzobliskich
stosunkach.

—Sękwtym,żestosunkiłączącepanaiKreczyńskąrównieżniebyłydalekie—
Stefańskiznaczącozawiesiłgłos.

—Nierozumiem?

—Cowięcej,wcaleniezaakceptowałpanzbliżeniapańskiegobrataiRenaty.Słyszałem,
żezareagowałpaniścieposarmacku,zszabląwgarści.

AdamLeszczyniakzbladłjakściana,anajegoczolepojawiłysiękropiepotu.Chciałcoś
powiedzieć,przezdłuższąchwiięniebył

jednakwstaniewydusićnawetsłowa.Drżącymizezdenerwowaniarękamichwycił
szklankęipociągnąłkilkałykówwhisky.

Pomogłonatyle,żejegopoliczkizaczęłyzwolnaodzyskiwaćnormalnąbarwę.

—Toprawda—wybąkałwkońcułamiącymsięgłosem.—Zachowałemsięwtedyjak
ostatnigłupiec.

—Proszęopisaćtozdarzenie.

—Straciłempanowanienadsobą.

—Aledlaczego?

background image

—Widzipan,Renatępoznałemprzyokazjijednegozwyskokównarkotycznychmojego
brata.Groziłajejsprawakarna,aleszczęśliwieudałomisięwszystkozatuszować.Była
dużomłodszaodemnie,ładna,pociągająca..Zaprosiłemjądosiebie,onachciałamijakoś
podziękować,itaksięzaczęło.

227

—Chcepanpowiedzieć,żenawiązałpanromanslzKreczyńska?

—Ściślejrzeczbiorąc,straciłemdlaniejgłowę.IByłemślepyinaiwnyniczym
nastolatek.Niedopu-1szczałemdosiebiemyśli,żewgruncierzeczymamldoczynieniaz
dziewczynąlekkichobyczajów,acolgorszanałogowąnarkomanką,

—Orientowałsiępanwcharakterzejejstosun-jkówzpańskimbratem?

—Skądże?DopierokiedyprzyłapałemichinflaJgranti,otworzyłymisięoczy.

—Zareagowałpanniezwyklegwałtownie.Ktowie,mogłotonawetzakończyćsię
tragedią.

—Proszęmiwierzyć,żedodzisiajwstydzęsięnajsamowspomnienie.

—Niepytałbympanaotamtozdarzenie,gdyby]niefakt,żezarówopańskibrat,jaki
Kreczyńskanieżyją.—GłosStefańskiegowyraźniestwardniał.—Wobydwu
przypadkachwgręwchodzizabójstwo.

—Bożedrogi!—Adwokatpoderwałsięzmiejs-jca.—Panmniepodejrzewa?Ależto
absurd!

—Narazieniesformułowałemwstosunkudoipanażadnegozarzutu—zastrzegłsię
kapitan.—JMusipanjednakprzyznać,żemiałpanzarównolmotyw,jakimożliwość
popełnieniaobydwu]zbrodni.

—Przecieżjanawetniewiem,wjakisposóbzginęli.

—Czyżby?—Oficerspojrzałgospodarzowipro-]stowoczy.—Częstobywałtpanu
MieczysławyPłateckiej?—Nieoczekiwaniezmienił.temat.

228

—Przeciętnierazwtygodniu.Nierozumiemjednak…

—Pańskaciotkachorowałanacukrzycę?

—Owszem.

—Pewnomiaławdomuzapasinsuliny?

—Nawetmniewysyłałakilkarazypotenlekdoapteki.

‘—Widzipan,paniemecenasie,insulinaczasemratujeżycie,aczasemzabija.Tak
przynajmniejtwierdząekspercizZakładuMedycynySądowej.

—Pierwszesłyszę.

—Zapomniałpanjuż,żekiedyś,poprzedawkowaniuleku,tylkoszybkapomocdoktora
Bobrowskiegouratowałapańskąciotkę?

—Przypuśćmy,żemapanrację.Jednakkażdy,ktoodwiedzałciotkęMieczysławę,mógł

background image

bezkłopotuzaopatrzyćsięwinsulinę,aidlakogośzzewnątrzzdobycieodpowiedniej
receptyniestanowiłobychybawiększegoproblemu.

—Proszępamiętać,żezabójcypańskiegobratanależyszukaćwśródosóbmających
powód,bynieżyczyćmunajlepiej.

—Znowutrafiłpan^akkuląwpłot—żachnąłsięadwokat.—Pawełmiałniespotykany
wprosttalentdozrażaniasobieludzi.

Sammógłbymwymienićkilkaosób,któreszczerzegonienawidziły.

—Naprzykładkogo?

—SkorojużmówiliśmyoRenacie,radziłbympanuzainteresowaćsiębliżejjej
wielbicielem,niejakimMirosławemStojeckim.

Kiedyśniewielebrako

56

wało,apotrąciłbyPawłasamochodemnarogunaJszejulicy,późniejpszyłapałemgo,jak
wrzucałdojskrzynkinalistykartkęzpogróżkami.

—Mógłbymzobaczyćtepogróżki?

—Bratzniszczyłkartkę,alefaktpozostajefaktemJ

—Ktojeszcze,pańskimzdaniem,wchodziłbyw

grę?

—ChociażbyprzyjacielnaszejkochanejAlicji,Je-]rzyMarecki.SwegoczasuPaweł
prowadziłwspólnyintereszjegostarszymbratem,Benedyktem.Przy]okazjijakiejś
kontroliwyszyłynajawnadużycia.Ma-Ireckichciałsprawęzałatwićzapomocąkoperty,
alewziąłsiędorzeczybezwyczucia.Kontrolerpienię-|dzynieprzyjął,aopróbie
wręczeniałapówkizawia-|domił

milicję.Benedykttrafiłdoaresztu.Załatwiłemmuzwolnienie,aleprzedrozprawąnie
wytrzymałpsychicznieipopełnił

samobójstwo.

—Pańskibratrównieżzostałpociągniętydo•odpowiedzialnościkarnej?

—InteresbyłzarejestrowanynaBenedyktaMaTreckiego,aPawełnikomułapówkinie
dawał.

—Jegosprawępanzatuszował?

—Udałomisię.

—Nierozumiemtylko,czemutahistoriamiałabywywołaćanimozjemiędzypańskim
bratemaJerzymMareckim.

—Jarównieżniemogętegopojąć,aleświadczyotymfakt,żepodczaspogrzebu
BenedyktaJerzynazwałPawłamordercą.Dorękoczynównaszczęścieniedoszło,jednak
późniejprzezbliskodwalataw

57

background image

ogólenierozmawializesobą.Dopieroostatnioichstosunkistałysięprawienormalne.

—Czasleczyrany.

—Dopewnegostopnia.

—Skorojednaksiępogodzili,JerzegoMareckiegowypadałobyskreślićzlisty
podejrzanych.

—Tojużzależywyłącznieodpana.

—Komujeszczenaraziłsiępańskibrat?

—Wprawdzienienależyźlemówićo.zmarłych,alePawełobracałsięwdość
podejrzanymtowarzystwie.Mimomoichprzestrógutrzymywałdośćlicznekontaktyz
przedstawicielamiwarszawskiegopółświatka.

—Wtymzpańskimiklientami.—Kapitanniepotrafiłpowstrzymaćsięoduszczypliwej
uwagi.—RozmawiałemjużnatentematzDrzewieckim,BielińskimiSękaczem.

—Skoropanwie…

—Niewykluczone,żejeszczewpadnędopana.—Oficerpodniósłsięzfotela.—Mam
nadzieję,żewnajbliższymczasieniewybierasiępanwżadnądalsząpodróż?

—Zapewniampana,żeniezamierzamwyjeżdżaćzWarszawy.Muszęzre’sztązałatwić
pogrzebbrataimasęformalności

związanychzpostępowaniemspadkowym.

WwarsztacieStojeckichkrólowałniski,brzuchatyjegomośćkołosześćdziesiątki.
DostrzegłszyStefańskiegoprzybrałzbolaływyraztwarzyimiał“właśniezamiar
rozpocząćpowtarzanąwszystkimklientom

23?

kwestięoniespotykanymwręcznawalepracy,kiedykapitanwyciągnąłlegitymację.

—Panwjakiejsprawie?—zaniepokoiłsięnienażarty.

—PragnąłbymporozmawiaćzpanemMirosławemStojeckim.

—Synjestwdomu.—Wyjaśnienieoficeranieuspokoiłowłaścicielawarsztatu.—Nie
rozumiemjednak…

—ProwadzimyśledztwowsprawiezgonuRenatyKreczyńskiej—Stefańskiubiegł
kolejnepytaniestaregoStojeckiego.—Pańskisynpozostawałzniąwdośćbliskich
stosunkach,formalnościwięcmusistaćsięzadość.

—Rozumiem.—Właścicielwarsztatuodetchnąłzwyraźnąulgą.—Aswojądrogą
ogromnieszkodamijRenatki.Znałemjąoddziecka,byłacórkąmegoserdecznego
przyjaciela.Prawdępowiedziawszy,miałemnadzieję,żespotkaniatychdwojgamłodych
przerodząsięwjakiśtrwalszyzwiązek.

—Pańskisynbyłzaangażowanyuczuciowo?

—Chybatak,choćjakkażdychłopakwdzisiejszychczasachniechętniemówiłnaten
temat.

background image

—ApaniKreczyńska?

—Miałajeszczepstrowgłowie,nawetróżniludzieplotkowalinajejtemat,aleprzecież
tosięmogłozmienić.

—Młodzipokłócilisięostatnio?

—Ktobytamzanimitrafił?Wielerazyzrywalizesobą,apotemznowuwidywałemich
razem.Podobnototerazmodne.

57

—SynbardzoprzeżyłśmierćpaniRenaty?

—Starałsiętegonieokazywać,alewidziałem,żemuciężko.

—Takczyinaczejmuszęzamienićznimkilkasłów.

—Naszdomjestdwieściemetrówdalej,zarazzarogiem.Proszędługodzwonić,bosyn
miałzamiarsiępołożyć.

Skromniewyglądającą,krytąeternitemwillędzieliłodulicywąskitrawnik,naktórym
rosłydwarachitycznejałowce.Kapitannacisnąłdzwonek.Wbrewzapowiedziomojca
MirosławStojeckiotworzyłniemalnatychmiast.Bezsłowawpuściłoficeradośrodkai
zaprowadziłdopokojunapierwszympiętrze.Usiedlinaniskich,niezbytwygodnych
fotelikach.

—Podczasostatniejrozmowywprowadziłmniepanwbłąd—zacząłStefański.—
PańskiestosunkizRenatąKreczyńska

wyglądałyzgołainaczej,niżwynikałotozpańskichzapewnień.

Młodyczłowiekskurczyłsięwsobieiprzemknąłspłoszonymwrokiempopokoju.

—Czemuniepowiedziałpanprawdy?—Oficer-odrobinępodniósłgłos.

—Chciałemuniknąćniepotrzebnychkłopotów—wybąkał.—Nawetojcuniemówiłem
opańskiejwizycie.

—Jakiekłopotymiałpannamyśli?

—Przecieżpanwie,żeRenatabyłanarkomankąiutrzymywałabliskiekontaktyz
różnymimętami.

—Ajedrfakdarzyłjąpanuczuciem.

233

—Toprawda.—Stojeckiopuściłgłowę.—Wpewnymokresiezdobiłbymwszystko,
żebytylkozechciałazostaćzemną.

—Jednegozkonkurentówpróbowałpannawetpotrącićsamochodem.

—Chciałemgotylkonastraszyć,żebyodczepiłsięodRenaty.

—Temusamemucelowimiałysłużyćkartkizpogróżkami?

—Owszem.

background image

—Ico?

—Leszczyniakzupełniesięnieprzejął,potraktowałmniejakgówniarza.

—AKreczyńską?

—Wyśmiałamnie.

—Myślałpanozemście?

—Obojgużyczyłemjaknajgorzej—wyznałzrozbrajającąszczerością.—Przezcałe
miesiąceplanowałem,jakimdokuczyć.

Nigdyjednakniestarczyłomiodwagi,abyzrealizowaćchoćdrobnącząstkętychplanów.

—WjakisposóbzareagowałpannawiadomośćośmierciKreczyńskiej?Nieprzyszło
panudogłowy,żemógłjązabićwłaśniePawełLeszczyniak?

—Wstydpowiedzieć,alespłynęłotopomniejakwodapokaczce.Poprostu
uświadomiłemsobie,żenicjużdoRenatynieczuję.

Jejlosstałmisiętakobojętny,żenawetniepróbowałemdociecprzyczynśmierci.

—Słyszałpan,żeiPawełLeszczyniaknieżyje?

234

—Większośćnarkomanówprzedwcześnieschodziztegoświata.Jeślinieprzedawkują
narkotyku,towpadnąpodsamochódalbowchwilidepresjitopiąsięlubwieszają.

—Tymrazemwobydwuprzypadkachwgręwchodzizabójstwo.

—Cotakiego?!—Stojeckipoderwałsięzmiejsca.—RenataiPawełzostali
zamordowani?!

—Właśnie.

—Aledlaczego?Przezkogo?

—Skoropanmitegoniepowiedział,muszęposzukaćwyjaśnieniagdzieindziej.

Szarzałojuż,kiedyoficerponowniesiadłzakierownicąpoloneza.Wpierwszymodruchu
chciałdaćsobienadzisiajspokójznieprzynoszącymrezultatówśledztwemiwracaćdo
domu,niewiedziećjednakczemupojechałwstronęŻoliborza.

PrzezkilkaminutkrążyłbezcelupowąskichuliczkachwpobliżuwilliMieczysławy
Płateckiej.Wpewnymmomenciezauważył

bladoświecącyneonapteki.Zatrzymałwóziwszedłdośrodka.Niewysoka,drobna
szatynkakołoczterdziestkisegregowaławłaśnierecepty.

—Miałpanszczęście,bozarazzamykam.—PowitałaStefańskiegobladymuśmiechem.
—Copanupotrzeba?

—Chciałbymprzejrzećreceptyzostatnichmiesięcy.—Kapitannawszelkiwypadek
sięgnąłpolegitymację.

—Tozajęcienakilkagodzin.Możeumówilibyś-

23*5

background image

mysięnaponiedziałek?—zaproponowałanieśmiało.—Aojakąreceptępanuchodzi?

—Zdajęsobiesprawę,żetrudnospamiętaćwszystkichpacjentów,aleczymówicośpani
nazwisko:Płatecka?

—BiednapaniMieczysława!—Farmaceutkapcf-kiwałagłowązeszczerymsmutkiem.
—Byłamnajejpogrzebie.

—Starszapanichorowałanacukrzycę.

—Nawetpoważnie.Wiem,bonierazrealizowałatureceptynainsulinę.

—Właśnietereceptypragnąłbymzobaczyć.CzyMieczysławaPłateckazawsze
przychodziłaznimiosobiście?

—Wprzypadkuinsulinyniemamyobowiązkuodnotowywać,ktoodbieralek.

—Szkoda.

—Alepowiempanu,itobezoglądaniarecept—pocieszyłaoficera.—Starszapani
ostatnionaogółwyręczałasiękimśzrodzinylubznajomych.Czasempoinsulinę
przychodziłpanmecenasLeszczyniak,czasemlekarstwowydawałampani

BogojskiejalbopanuMareckiemu.Razteżprzybiegłazreceptąspfzątaczka,pani
Murasiowa.

—PewnobywałrównieżPawełLeszczyniak.

—Jemuniesprzedałabymnawetaspiryny.—Potwarzyfarmaceutkiprzemknąłwyraźny
cień.•—Żeteżpodobneindywiduummusiałotrafićsięwtakiejporządnejrodzinie!

236

—Widzę,żepoznałagopaniznienajlepszejstrony.

—Kiedyśpróbowałzrealizowaćfałszywąreceptę.PrzezwzglądnapaniąMieczysławę
niezawiadomiłammilicji,ale

zapowiedziałammu,bynieważyłsiętuwięcejpokazywać.

XXVIII

—Siadajcie,Klusik!—MinaporucznikaMazurkaniewróżyłaniczegodobrego.—
Mamyjeszczejednąsprawędowyjaśnienia.

r—Panwładzapracujenawetwniedzielę?—Kryminalistaspróbowałzażartować,nie
byłjednakwstanieukryćogarniającegogoniepokoju.

—OstatniowieleopowiadaliścieoLebiodzie,Sę-kaczu,DrzewieckimiPawle
Leszczyniaku.

—Skoropanpytał…

—PytałemrównieżofantyzwłamaniadowilliMackiewicza.

—PewnoschowałjeKazik.

—Czyżby?

Oficersięgnąłdoszufladyipołożyłnabiurkustaroświeckizłotyzegarek.wpodwójnej,

background image

bogatozdobionejkopercie.Klusikpobladł

jakściana.Przezdobrepółminutyspoglądałżotwartymiustamitonaporucznika,tona
dowódprzestępstwa.Wkońcuzwidocznąrezygnacjązwiesiłgłowę.

—Załatwiłmniepan—przyznałłamiącymsięgłosem.—Myślałem,żewykiwami
pana,iSękacza.

58

—Comaciemiterazdopowiedzenia?

—Chybaniewiele.Wkażdymrazieoficjalnychwyjaśnieńskładaćniebędę.

—Zdajeciesobiesprawęzeswojejsytuacji?

—Parękalendarzyitakzałapię.

—Możebyściesięjednaknamyślili?

—Niechmniepannieprzekonuje.Terazwidzę,żetrzebamibyłosłuchaćmecenasa
Leszczyniaka,kiedyradził,żebyprzypanutrzymaćgębęnakłód-kę.‘

Mazurekzakląłwduchu,powstrzymałsięjednakodkomentarza.Bezsłowaodprowadził
zatrzymanegodoaresztu.Przed

powrotemdodomupostanowiłzajrzećdoStefańskiego.Wątpiłwprawdzie,bykolega
przyszedłdzisiajdopracy,kiedyjednaknacisnąłklamkę,drzwiustąpiły.Kapitansiedział
zabiurkiemiwertowałjakieśopasłeakta.

—Cotamznalazłeś?—zainteresowałsię.

—AktaśledztwawsprawiesamobójstwaBenedyktaMareckiego.

—Czyżbymiałoonojakikolwiekzwiązekzza-fibójstwamiPłateckiej,Kreczyńskieji
Leszczyniaka?

—TrzylatatemuBenedyktMareckiprowadziłprywatnyzakładdziewiarski.Ujawniono,
żedoprodukcjiużywałkradzionejprzędzy.Nadużyciaocenionowstępnienastotysięcy
złotych.IdentycznąIkwotęMareckiusiłowałwręczyćkontrolerowi.W

efekcietrafiłdoaresztu.Siedziałdwamiesiące,poIczymmecenasAdamLeszczyniak
dostarczyłplikza^’|

background image

91ft

świadczeńlekarskichofatalnymwręczstariiezdrowiaklientaiBenedyktznalazłsięna
wolności.

—Skorogowypuścili,toczemupopełniłsamobójstwo?

—Okazałosię,żekradzionejprzędzybyłowielokrotniewięcej,ujawnionoteżinne
nadużycia.Wszystkowskazywałonato,żeMareckiponownietrafizakratki,tymrazem
jużnadłużej.Facetniewytrzymałpsychicznieisiępowiesił.

—Towszystko?

—Najciekawszedopierobędzie.OtóżPawełLeszczyniakfigurowałjakopracownik
Mareckiego,apodczasśledztwazłożyłbardzoniekorzystnedlapryncypałazeznania.

—Niegadaj!

—OwszystkimmusiałdowiedziećsięJerzyMarecki,bomiałpoważnepretensjedobrata
panamecenasa.

—Innymisłowy,należałobyterazwziąćnaspytkipanaJerzego.

—Takwłaśniesobiepomyślałem.

Niespełnapółgodzinypóźniejobajoficerowiestalijużprzedokazałąpiętrowąwilląprzy
jednejzbocznychuliczekMarymontu.

OtworzyłimsamMarecki.Uśmiechnąłsięnapowitanieiwprowadziłprzybyłychdo
saloniku,wktórymprzedkilkomadniamiprzyjmowałStefańskiego.

—Panowiepracujecienawetwniedzielę?—zauważyłbezspecjalnegozdziwienia.—
Prawdęmówiąc,mnieteżsięto.zdarza:isJmebA

—Cóżporadzić.

—PewnoznowuchodziwamoKreczyńskaiLeszczyniaka?

—Międzyinnymi.—Kapitanusadowiłsięwygodnienamiękkiejkanapie.—Wtoku
śledztwa!ujawniliśmysporoszczegółówwymagającychdodat-jkowegowyjaśnienia.

—Obawiamsię,żenicnowegojużpanomniejpowiem.Większośćinformacjimam
niejakozdru-1giejręki,jakożeanizRenatą,anitymbardziejzPawłemnie
utrzymywałembliższychstosunków.

—Leszczyniakowiniemógłpanzapomniećsprawypańskiegobrata.

Mareckipobladłwyraźnie,niestraciłjednakpanowanianadsobą.Sięgnąłpopapierosai
kilkarazy1łapczywiezaciągnąłsiędymem.Dopieroterazskinągłowąnaznak,żeniema
zamiaruprzeczyćsłoworroficera.

—Toprawda—przyznał.—NielubiłemPawłJLeszczyniaka.Niemogłemmudarować,
żeprżeaniegoBenedyktpopełnił

samobójstwo.

background image

—Pańskibratdopuściłsięszeregunadużyć.

—Taktwierdziłprokuratorioficerowieprowadzącytamtośledztwo.

—Czyżbyniemieliracji?

—BenedyktprowadziłintereswspólniezLeszczyniakiem.Odpoczątkuniepodobałomi
się,żizakładfirmujebrat,aleonnawetniechciałmnijsłuchać.Cogorsza,pozwalałsię
napuszczaćPawłowinaróżneniezbytczystetransakcje.WkońcuLej

szczyniaknaraiłkogoś,ktodysponowałduząpartiąkradzionejbawełny.Przędzabyłao
połowątańszaiBenedyktposzedłnatennumer.

—Rzeczsięwydała.

—Tobyłoraczejdoprzewidzenia.Gość,którysprzedałbawełnę,przezorniewyjechałza
granicę.Leszczyniakumyłręce,twierdząc,żejakozwykłypracownikowszystkim
dowiedziałsiępofakcie.Radziłembratu,wjakisposóbsięratować,onjednakznowu
posłuchałswegowspólnika.Zresztązgodniezpoczątkowymiustaleniamitowłaśnie
Pawełmiałwręczyćkopertę

kontrolerowi.Dopierowostatnimmomencieprzekonałbrata,byzamienilisięrolami.’

—PanBenedyktpodczasśledztwanawetsłowaniewspomniałorzeczywistejroli
Leszczyniaka.i

—NatomiastPawełanimyślałoszczędzaćmegobrata.Zwaliłnaniegocałąwinę,nie
wyłączającwłasnychgrzeszków.

—Broniłwłasnejskóry.

■—Skorojednaksambyłmotoremnadużyć,powinienwykazaćchoćminimum
przyzwoitości.

—MecenasAdamLeszczyniakuzyskałzwolnieniepafiskiegobratazaresztu.

—Słonosobiepoliczyłzatęprzysługę.

—PanBenedyktobawiałsięponownegozatrzymania?

—Pamiętam,jakPawełprzyjechałdonaspóźnymwieczorem.Miałjakieśinformacje
dotycząceśledztwa.Zamknęlisięzbratemwjegopokojuirozmawialidotrzeciejnad
ranem.Spałemjuż,kiedyodje

16—Szafirowekoniczynki

241

240

chał.Benedyktzbudziłmnieipowiedział,żejegosprawawyglądabardzoniedobrze.Był
roztrzęsiony.Próbowałemgouspokoić,alemisiętonieudało.Uparłsię,żeby
natychmiastomówićwszystkiesprawyrodzinneimajątkowe.Nakonieczostawiłmi
pełnomocnictwo,kilkaarkuszyzpodpiseminblancoikazałprzysiąc,żezaopiekujęsię
Alicją.

—AcopaniAlicjamiałaztymwszystkimwspólnego?

background image

—Nic,alebyłajegonarzeczoną.

—Podejrzewałpan,żebratzechcepopełnićsamobójstwo?

^-Nawetprzezmyślmitonieprzeszło.Zjegosłówwynikałoraczej,żespróbuje
wyjechaćzagranicę-

—Cobyłodalej?

—GdzieśkołodziesiątejranoBenedyktpożegnałsięzemnąiwsiadłdosamochodu.Dwa
dnipóźniejdoczekałemsięwizytymilicji..PytalioBenedykta,nieprzejęlisięjednak
zbytniojegonieobecnością.Następnegodniamiałemkolejnąwizytę,ale

dopieropotygodniuzawiadomilimnie,żebratpowiesiłsięwswoimdomkuletniskowym
wZegrzynku.

—PodobnopodczaspogrzebunaubliżałpanPawłowiLeszczyniakowi.

—Trzebamiećnieladatupet,żebystanąćnadgrobemczłowieka,któregopchnęłosiędo
samobójstwa.Poniosłomnie,

powiedziałempublicznie,cootymwszystkimsądzę.Niewielebrakowało,adałbymmu
pogębie.

242

—Niemyślałpanozemście?

—Bratużyciabytonieprzywróciło.

—AleniezmartwiłsiępanwiadomościąośmierciLeszczyniaka?

—Nocóż,zdwojgazłegowolę,żebypanowieposądzilimnieocynizmniżoobłudę.

—Słyszałpan,wjakisposóbonzginął?

—WczorajwieczoremtelefonowałdomnieAdamLeszczyniak.Prawdęmówiąc,nie
przypuszczałem,żezwykłainsulinamożebyćtakniebezpieczna.

—Wypadkiwstrząsuhipoglikemicznegowywołanegonieostrożnymzastosowaniemtego
lekunienależądorzadkości—wtrącił

Mazurek.—Naogółtylkonatychmiastowapomocmożeuratowaćpacjenta.

—Skorotakpantwierdzi…

—Zapomniałpanjuż,coprzydarzyłosiękiedyśMieczysławiePłateckiej?Niewiadomo,
jakiwówczassprawawzięłabyobrót,gdybydoktorBobrowskiniepodałstaruszce
glukozy.

—Mapanrację.—Gospodarznajwyraźniejniemiałjużwątpliwości.—CiotkaAlicji
napędziłanamwtedystrachu.

—Skorojuż.jesteśmyprzyPłateckiej,proszęwybaczyć,alewzwiązkuzjejchorobąmiał
panłatwydostępdoinsuliny.

Realizowałpannawetrecepty…

—Wszystkosięzgadza.—Mareckipopatrzyłchłodnonaoficerów.—Miałempowód,

background image

byźleżyczyćPawłowiLeszczyniakowi,mogłemzdobyćinsu-243

linęipotrafięrobićzastrzyki.Nadokładkęniemamalibi,jakożenocześrodyna
czwartekspędziłemwdomusam.Tylkożejategodranianiezabiłem.

NazwiskoAlicjiBogojskiejfigurowałonaliścielokatorów,toteżoficerowiebeztrudu
znaleźliwłaściwedrzwi.Mazurekzadzwonił.

ZeśrodkadobiegłowściekłeujadanieAmora,amomentpóźniejrozległsięszczęk
otwieranejzasuwy.

—Mieliście,panowie,szczęście,bozadziesięćminutjużbyściemnieniezastali.

Weszlidoprzedpokoju,naśrodkuktóregostałydwiepękatewalizyipodręcznyneseserek.

—Wyjeżdżapani?—zainteresowałsięStefański

—Tylkokilkaprzystankówtramwajowych.—PoliczkiBogojskiejzarumieniłysięz
lekka.—Ostateczniepostanowiłam

zamieszkaćzJerzym.

—Wypadałobynamtylkożyczyćwszystkiegonajlepszego.

—Dziękuję.

—Zdajesię,żewybraliśmynienajlepsząporęnarozmowę.

—Nierozumiem?—PotwarzyAlicjiprzemknąłcieńniepokoju.—Boiciesię,panowie,
żepopsujeciemihumor?

—Otóżto.

—Wtakimraziewalcieprostozmostu.Jeślijużmusimniespotkaćjakaśprzykrość,to
wolę,żebystałosiętowstarymmieszkaniu.

Przeszlidopokoju■Alicjawskazałaprzybyłymmiejscanawersalce,asamaprzysiadła
naniskiir^pu

244

fie,dającniedwuznaczniedozrozumienia,żeczekanapytania.

—Przedewszystkim,abyformalnościstałosięzadość,proszęnampowiedzieć,corobiła
paniwnocyześrodynaczwartek?—

zacząłMazurek.

—Poprostuspałam.

—Proszęnasźleniezrozumieć,aleczytegoniemógłbyniktpotwierdzić?

—Byłamwdomusama,oczywiścienieliczącAmora,alejegoświadectwachybanie
weźmiecie,panowie,poduwagę—odparłażartem.—Niktmnienieodwiedził,niktnie
telefonował.Zresztągdybynawet,toszczerzewątpię,czyjakakolwiekludzkasiłabyłaby
wstanieobudzićmniepotrzechtabletkachrelanium.

—Przejdźmyterazdozasadniczegotematunaszejrozmowy.—Porucznikpostarałsię,by
jegosłowazabrzmiały‘możliwiełagodnie.—Chodzi,oBenedyktaMareckiego.Wiemy,

background image

żemniejwięcejtrzylatatemupopełniłsamobójstwo.

TwarzBogojskiejwjednejchwilizmieniłasięniedopoznania.Jejoczynagleprzygasły,
naczolepojawiłysięgłębokiebruzdy,apoliczkinabrałyziemistegozabarwienia.
Opuściłagłowę,zagryzławargiinakilkasekundzamarławbezruchu.

—PanBenedyktniebyłpaniobojętny,nieprawdaż?—MazurekpopatrzyłnaAlicjęze
szczerymwspółczuciem.

—Mieliśmysiępobrać.PapierybyłyjużzłożonewUrzędzieStanuCywilnego

245

—Paninieorientowałasięwszczegółachprowadzonejprzezniegodziałalności
rzemieślniczej?

—Wystarczająco,byzrozumieć,przezkogoznalazłsięwkryminale,a,późniejpowiesił.

—MapaninamyśliPawłaLeszczyniaka?

—Akogóżbyinnego!—Gniewniepotrząsnęłagłową.—Benedyktsfinansowałtenich
zakładdziewiarskiinatymwłaściwieskończyłasięjegorola.Odtegomomentuo
wszystkimdecydowałPaweł.Toonprowadziłdokumentacjęifałszowałksięgi,toon
załatwiłkradzionąprzędzęionwpadłnapomysł,żebydaćstotysięcykontrolerowi.
PóźniejwszystkiegosięwyparłizwaliłcałąwinęnaBenedykta.Braciszek,oczywiście,
takpoprowadziłobronę,żetemuhochsztaplerowiwłoszgłowyniespadł.ABenedykt
miałiśćnadługielatadowięzienia.

—TosamopowiedziałnamdzisiajJerzyMarecki.

—Sami,panowie,widzicie.

—Gdyrozpoczynaliśmytośledztwo,przezmyślnamnawetnieprzeszło,żePaweł
Leszczyniakmożeokazaćsięażtak

odrażającymtypem—przyznałStefański.—Niedośćżebyłoszustem,złodziejemi
narkomanem,tojeszczezabiłiobrabował

własnąciotkę.Niemiałcieniaskrupułów.Dlawłasnychinteresówrówniełatwogotów
byłpoświęcićwspólnika,jakprzyjacielaczyczłonkarodziny.

—Adamrównieżdoświadczyłtegonawłasnejskórze,mimożezawszekryłświństwa
braciszkaiwyciągałgoztarapatów.—W

głosieAlicjizadźwięczałocośwrodzajunutkimściwejsatysfakcji.—

246-

NajpierwPawełzabrałmudziewczynę,apotemjeszczeokradł.

—MecenasLeszczyniakzostałokradziony?

—Adamnicpanomniemówiłoczekach?—Zaśmiałasięnerwowo.—Przecieżstracił
wtensposóbprzeszłopółmiliona.

—Wcalemnieterazniedziwi,żewkońcuktośwstrzyknąłłobuzowiinsulinę—
zauważyłponuro’Mazurek.

background image

—Zasłużyłsobienatakilos.

—Ściślejrzeczbiorąc,zasłużyłnastryczek—sprostowałznaciskiemStefański.—
Ręczępani,żedołożylibyśmyzkolegąwszelkichstarań,bysądorzekłwstosunkudo
Leszczyniakanajwyższywymiarkary.

—Niewierzę.—Wzruszyłaramionami.—Pewnoznowuwykręciłbysięsianem,jak
zawszedotąd.Azresztąoczymtu

dyskutować,skoroitakjużnieżyje.

—Toniejestakademickadyskusja.—Kapitananimyślałustąpić.—Wszystkie
samosądysąniedopuszczalneizabójcaPawłaLeszczyniakabędziemusiałponieśćkarę.

MecenasLeszczyniakpowitałoficerówzwyraźnąrezerwą.Wprowadziłich,jakzwykle,
doswegogabinetu,iwskazałmiejscaprzyniewielkimstoliku.•Tymrazemalkoholujuż
nieproponował.

—Myślę,żenajwyższyczas,bypanowieskończylitośledztwoidalinamwszystkim
trochęspokoju—

247

zacząłchłodno.—Teciągłeprzesłuchaniadoprowadząnaswkońcudorozstroju
nerwowego.

—Robimy,cownaszejmocy.—SłowaStefańskiegozabrzmiałygrzecznie,ale
stanowczo.—Niestety,anipan,anipańskarodzinaiznajominieułatwiacienamzadania.

—Nierozumiem?

—Naprzykładpannawetniewspomniał,żepańskibratdopuściłsięfałszerstwaczeków.

—Ach,otochodzi!PewnoAlicjapanompowiedziała—raczejstwierdziłniżzapytał.—
Nocóż,nieprzeczę,żePaweł

przywłaszczyłsobiekilkablankietówzmojejksiążeczkiczekowejipoichwypełnieniu
podjąłzbankupieniądze.

—Okołopółmilionazłotych.

—Zgadzasię.

-■-Kiedytomiałomiejsce?

—Wubiegłymroku.

—Szybkopansięzorientowałwmachinacjachbrata?

—Wystarczyło,żebymzobaczyłwyciągz.megokonta.

—Icobyłodalej?

—Nicszczególnego.Starekontozlikwidowałemizałożyłemsobienowe.

—Niezgłosiłpantegooszustwa?

—Aczyktóryśzpanówzadenuncjowałbywłasnegobrata?PrzeprowadziłemzPawłem
poważną’rozmowęiuzgodniliśmy,że

background image

całąsprawętraktujemyjakopożyczkę.

61

—Trzymamzakład,żepieniędzypanuniezwrócił.

—Niezdążył.

—Mimowszystkopanmniezadziwia.Napańskimmiejscuniechciałbymznaćtakiego
brata.

—Krewnychczłowieksobieniewybiera.

—Przejdźmydosprawniecoodleglejszychwczasie—wtrąciłMazurek.—Chciałbym
wiedzieć,jakiebyłylosyzakładu

BenedyktaMareckiegopotejaferzezkradzionąprzędząisamobójstwemwłaściciela.

—CzęśćinteresuprzejąłJerzyMarecki,aczęśćAlicja.

—Pańskibratzraziłsiędodziewiarstwa?

—Poprostuuznał,żekorzystniejbędziezmienićbranżę.Nadarzyłasięokazjaikupił
dwiewtryskarki.

—Oilewiemy,naplastykowychzabawkachniewychodziłjednaknajlepiej.

—Mniesięnieskarżył”.

—Tylkopożyczałpieniądze.—Porucznikniepotrafiłpowstrzymaćsięoddrobnej
złośliwości.

—Towszystkoprzezteprzeklętenarkotyki—westchnąładwokat.—Gdybynienałóg,
Pawełnigdyniepopadłbywkolizjęzprawem.

AniStefański,aniMazureknieskomentowaliostatnichsłówgospodarza.Dalszarozmowa
najwyraźniejniemiaławiększegosensu.PożegnalisięzLeszczyniakiemiruszylido
wyjścia.Wproguporucznikprzystanąłjeszczenamoment.

—Czytoprawda,żepodjąłsiępanobronyniejakiegoJanaKlusika?

—Tojedenzmoichklientów.—Adwokatniezaprzeczał.—Skoropotrzebujepomocy
prawnej,będęgobronił.

XXIX

—Powiedzmiwreszcie,ktozabiłtegoLeszczyniaka?—Stefańskiprzysiadłnablacie
biurkaipopatrzyłnakolegę.—Braciszek,BogojskaczyMarecki?

—Wszyscymielimotywimożliwość,niktnieprzedstawiłsensownegoalibi.—Mazurek
zzakłopotaniempodrapałsięzauchem.

—Pozatymchciałemciprzypomnieć,żemamyjeszczewodwodziekilkuinnych
kandydatównazabójców.

—Alenakogostawiasz?’

Ostatniepytaniekapitananiedoczekałosięodpowiedzi,jakożewprogu.stanąłchorąży
Pozorski.

background image

—Maciegościa—zaanonsował.—ZgłosiłsięJerzyMarecki.

—Czegochce?

—Mnieniepowiedział.

PrzyjacielBogojskiejprzygarbiłsięjakośipostarzał.Ściągnięta,zmęczonatwarzi
przekrwioneoczyświadczyłyognębiącychgokłopotachinieprzespanejnocy.

—Proszę,niechpanspocznie.—StefańskiwskazałJerzemukrzesło.—Copana
sprowadza?

—ZdecydowałemsiępowiedziećpanomprawdęośmierciRenatyKreczyńskiejiPawła
Leszczyniaka.—GłosMareckiego

zabrzmiałzdecydowanieitwardo.—Najwyższajużchybapora.

—Panwie,ktoichzabił?—Obajoficerowiezerwalisięnarównenogi.

—Jatozrobiłem.

Wpokojuprzezkilkasekundpanowałomilczenie.PrzyjacielBogojskiejtępospoglądał
przedsiebie,aoficerowiezaskoczeninieoczekiwanymwyznaniemczekalibezsłowana
dalszewyjaśnienia.

—Tak,tojazabiłemLeszczyniaka—powtórzyłJerzy,tymrażenispiesznie,jakgdyby
bałsię,żeniewysłuchajągodokońca.—

JużpośmierciBenedyktachciałemtozrobić.Szkoda,żewtedysięniezdecydowałem,ale
miałemgłupieskrupuły…WiedziałemopowiązaniachPawłaznajgorszymimętami,
dlategozarazponapadzienapaniąMieczysławęzacząłemgopodejrzewać.

Później,kiedyAlicjapowiedziałamiotestamencieispotkaniuposzukiwanegoprzezwas
bandytyzLeszczyniakiem,sprawabyłajużdlamniejasna.Miałemczekać,ażznowu
kogośwyprawiztegoświata?Postanowiłemdziałać.Przypomniałemsobie

sensacjePłateckiejpoprzedawkowaniuinsulinyicomówiłnatentematdoktor
Bobrowski.Taksiękiedyśzłożyło,że

realizowałemreceptęstaruszkiizapomniałemoddaćjejlek.Wykorzystałemrozgardiasz
podczaspogrzebuciotki,wymknąłemsięnachwilęodAdamaidobrałemdoschowka,w
którymPawełtrzymałnarkotyki.Fabrycznychopakowańzmorfinąnie

ruszałem,alew

62

jednejzfiolekkompotzamieniłemnainsulinę.Wypadałojużtylkopoczekać,aż
Leszczyniakzrobi.sobiezastrzyk.

—InsulinęwstrzyknęłasobiejednakKreczyńską—wtrąciłStefański.—Amoże
nieświadomiepo-imógłjejwtymPaweł

Leszczyniak…

background image

—Bógmiświadkiem,żeniechciałemśmiercitejdziewczyny.Tobyłtragicznyzbieg
okoliczności,alesamichybarozumiecie,żeniemogłemsięjużwycofać.Poczekałemna
właściwymomentiponownieposzedłemdoPawła.Byłotowłaśniewśrodęwieczorem.
Musiałwstrzyknąćsobiejakieśświństwo,bcledwomniepoznał.Przezdobredwadzieścia
minulplótłcośodrzeczy,wkońcuzwaliłsięjakkłodaizasnął.Miałemprzysobie
strzykawkęzinsuliną.Zastrzykposzedłmiwyjątkowosprawnie…

—WjakisposóbzapierwszymrazemdostałsijpandodomuPawłaLeszczyniaka?

—WziąłemzapasowekluczezsionkiuAdama.

—Awśrodę?

—WpuściłmniePaweł.

—Czywychodzączatrzasnąłpandrzwizasobą?

—Byćmoże,aledokładnietegoniepamiętamNiemiałemgłowy,bymyślećotakich
drobiazgachWiedziałemprzecież,żeLeszczyniakzakilkaminuumrze.

—Nieczekałpanprzynim,-ażinsulinazadziała?

—Niejestempewien,czywytrzymałbymtenwidok.Wystarczy,żeśnimisięponocach
samza

—Skądpanwiedział,żezastanieLeszczyniakawstanieupojenianarkotycznego?

—Niebyłodlamnieżadnątajemnicą,żePawełkłułsięcowieczór.

—Tegodniamógłjednakzrezygnowaćalboodłożyćzastrzyknapóźniej.

—Panowieniewiecie,cotojestgłódnarkotyku.Człowiekstajesięniepoczytalny,pękają
wszelkiehamulce,potrafimyślećwyłącznieostrzykawce.

—Agdybyprzyszedłpanzawcześnie?Wpańskiejobecnościchybaniezrobiłbysobie
zastrzyku.

—Conajwyżejwyszedłbydodrugiegopokojualbodołazienki.Przecieżnigdynie
próbowałkryćprzedemnąswegonałogu.-

—Mógłpansięspóźnić.Leszczyniakśniłbyjużswojekolorowesnyipoprostunie
wpuściłbypanadomieszkania.,

—Odłożyłbymrealizacjęswegozamysłualbobymspróbowałdobraćsiędokluczyw
sionceAdama.Nierozumiemtylko,pocoteteoretycznerozważania.Nieprzyszedłemani
zbytwcześnie,anizapóźno..Pawełmiotworzyłibyłjużnaćpany.Niewydarzyłosięnic,
czegobymnieprzewidział.

—Skorotakdokładniepanzaplanowałtęzbrodnię,skoroudałosiępanuzrealizowaćten
plan,cowięcej,niktpanao

popełnieniemorderstwaniepodejrzewa,czemudzisiajprzyszedłpandonasprzyznaćsię
dowiny?

—Nieprzypuszczałem,żewpadniecie,panowie,natęinsulinęidogrzebieciesięhistorii
megobrata.

background image

1CD

Terazwieciejużtakdużo,żedotarciedomojej.osobyniezajęłobywamnawettygodnia.

—Zabiłpandwieosoby.Żałujepantego?

—Jużpanommówiłem,żeniechciałem,byzginęłaKreczyńska.Niemogęsobie
wybaczyć,żemimowolniestałemsięsprawcęjejśmierci.AleLeszczyniakazabiłbym
jeszczeraz,gdybyjakaśnadludzkasiłaprzywróciłamużycie.

—Cóż,sampandokonałwyboru.

—Dlategotujestem.

—Niestety,będziemymusielipanazatrzymać.

—Wiem.—Mareckijakgdybyodrobirjęsięodprężył.—Przekraczającbramętego
gmachu‘pożegnałemsięzeświatem.

—Mapanobrońcę?

—Zadowolęsiętym,któregowyznaczymisąd.

—Kogozawiadomićopańskimzatrzymaniu?

—Chybanikogo.

—MożepaniąBogojska?

—Wydajemisię,żeniematakiejpotrzeby.

—Gdybyśmyjednakuznalitozawskazane,gdziemoglibyśmyjązastać.Wpańskiej
willi?

—PoprosiłemAlicję,żebyzrezygnowałazprzeprowadzki.—PotwarzyJerzego
przemknąłcieńzniecierpliwienia.—Namoimmiejscukażdyzpanówpostąpiłby
podobnie.

PozorskiodprowadziłMareckiegodoaresztuioficerowiezostalisami.Przezchwilę
spoglądalinasiebiewmilczeniu.WkońcuStefańskizgarnąłzbiurkapapiery.

background image

—Znaczykoniec—powiedział.

—Koniec—powtórzyłMazurek.—Wiadomo,ktozabiłidlaczego.Zabójcaprzyznał
się,siedziwareszcie.Jednymsłowemszefbędziezadowolony.

—Atynie?

—Mojenajgorętszepragnienietojaknajprędzejzapomniećotejsprawie.—Porucznik
skrzywiłsięzniesmakiem.—Zdwojgazłegowolęjużpakowaćzakratkizwykłych,
prymitywnychbandziorów.Wtedyprzynajmniejwiem,zkimmamdoczynienia.

Kapitanchciałcośodpowiedzieć,aleMazurekmachnąłtylkorękąinieoglądającsięza
siebieruszyłdowyjścia.Dwieminutypóźniejsiedziałjużzakierownicąsłużbowego
wozu.Włączyłstacyjkęizacząłostrożniemanewrowaćmiędzyzaparkowanymi
pojazdami,kiedydosamochodupodbiegłzasapanyStefański.Bezsłowawskoczyłdo
środka,usiadłobokkierowcyisięgnąłpopapierosa.Całądrogęprzebyliwmilczeniu.

Naklatceschodowejniebyłonikogo.Oficerowieweszlinapierwszepiętro.Mazurek
popatrzyłpytająconaStefańskiego,tenjednakwzruszyłtylkoramionami.Porucznik
zdecydowałsięzadzwonić.ZmieszkaniadobiegłoszczekanieAmora,alejakieś

•ichszeimniejzajadłeniżzwykle.

Piesucichłiprzezdobrepółminutynicsięniedziało.Mazurekponownienacisnął
dzwonek.WodpowiedziAmorzaskowyczał.

Porucznikszarpnąłklamkę,drzwijednaknieustąpiły.Mazurekcofnąłsięizanim
StefańskizdołałgoI

254

255”

powstrzymać,zrozbieguzaatakowałprzeszkodę.Rozległsiętrzaskpękającegodrewna,a
momentpóźniejporucznikrazemzdrzwiamiwpadłdoprzedpokoju.Wstałpowoli,z
wysiłkiem,iruszyłwgłąbmieszkania.Zatrzymałsiędopieroprzywersalce,naktórej
poprzedniegodniasiedzielirazemkapitanem.Teraz*leżałatamBogojska,aprzyjejn6

background image

gachwarowałAmor.PolatachsłużbywmilicjiMażurekniemógłmiećnawetcienia
wątpliwości.Alicjanieżyła.

Stefańskiminąłkolegęinamomentprzyklęknąłprzywersalce.Nadywanieleżała
jednorazowastrzykawka,fiolkapoinsulinieiszarakoperta.Kapitandrżącymirękami
podniósłkopertęiwyjąłzniejniewielkąkartkę.

—Zostawiłalist—wychrypiałMazurek.—Pewnodonas…Niedoczekałasiętych
swoichwymarzonychszafirowychkoniczynek

—dorzuciłbezzwiążku.

Stefańskizacząłczytać:

—StraciłamBenedykta,potemciocięMieczysławę.TerazJerzyuparłsięwziąćnasiebie
mojewinyNiemiałabymjużnikogo…

zł180.-


Document Outline