Rozdział 14
Godzinne później zasypiałam na ramieniu Willa, kiedy on przewracał kciukiem strony jednej
ze starych książek Nathaniela, która pachniała jak piwnica mojej babci. Ava i Nathaniel
nachylali się nad inną książką po drugiej stronie pokoju, omawiając cechy demonicznych
vir’ów. Nathanielowi imiona brzmiały znajomo, ale nie wiedział skąd. Miałam jedno oko
wpatrzone w książkę w dłoniach Willa, ale byłam ledwo przytomna. Ciężka walka z
kosiarzem wielkości ciężarówki poważnie mnie wykończyła.
- Znalazłam Merodach – powiedziała Ava, jej palec wskazywał na pół zżółkłą ze starości
kartkę. – Mam trochę złych wieści.
- Złe wieści? – powtórzył Will.
- Wszystkie kosiarze jego gatunku – powiedziała ponuro – są starsze od najwcześniejszych
wzmianek o Pleriatorze. Ta książka posiada tłumaczenie słów wygrawerowanych na
sarkofagu Enshiego. Merodach być może służył Enshiemu, zanim został uwięziony. On jest
jednym z pierwszych kosiarzy, bezpośredni potomek Lilith i Sammael.
To mnie trochę obudziło. – Czy to znaczy, że ma tysiące lat? Na pewno?
Nathaniel przytaknął. – Tak tu jest napisane.
Czasami zapominałam, że kosiarze mogą żyć długo, jeśli ich się nie zabije. Cadan powiedział,
że ma ponad osiemset lat, a jego ojciec ponad tysiąc. Will miał sześćset. Nathaniel był o wiek
starszy. To rozważanie poprowadziło mnie do Bastiana. Ile on miał lat? Sposób, w jaki
Merodach i Kelaeno reagowali na rozkazy Bastiana kazał mi myśleć, że mogą być silniejsi od
niego. Wydawało się, że każdego dnia moje szanse gwałtownie spadają.
-Nienawidzę tej roboty – powiedziałam rozdrażniona. – Odchodzę i idę pracować w
McDonaldzie.
Wszystkie trzy twarze kosiarzy popatrzyły na mnie, zdziwione i zaskoczone. Will miał trochę
przerażenia wymalowanego na twarzy.
Przewróciłam oczami. – A może powinnam pracować tam, gdzie ktoś będzie miał poczucie
humoru. Będę wam nawet dawała zniżki. Zwłaszcza tobie.-Popatrzyłam znacząco na
Nathaniela.
Zamrugał zaskoczony. – Mam duże poczucie humoru!
-Nie, nie – wymamrotałam. – Więc, Merodach. Jest samotnikiem, choć jest związany z
Enshim. Jestem zaskoczona, że przyłączył się do Kalaeno i Bastiana. Ale nie jestem
zaskoczona, że Bastian zbiera najsilniejszych, żeby uwolnić Enshiego. On potrzebuje silnej i
nieprzebytej linii frontu. Jeśli Merodach dołączył do niego to znaczy, że uwierzył, że może to
zrobić. Nie chciał tracić czasu lub słuchać rozkazów od innych.
- Chyba, że Bastian jest coraz silniejszy – powiedziała Ava. – Wiesz, co Bastian jest w stanie
zrobić, Will.
Nie patrzył na nią, lecz jego ciało było napięte. – Tak, czy inaczej, Merodach i Kalaeno są pod
rozkazami Bastiana. Nie robią tego, bo im się podoba. Widziałeś, jak Merodach reagował na
rozkazy.
-Jakby trudno znosił władzę Bastiana. Kalaeno powiedziała coś bardzo tajemniczego i
dziwnego – dodałam. – Coś o moim sercu i dłoniach, nie wiem.
Spojrzenie Nathaniela spoważniało. – Co dokładnie powiedziała?
- ,, Twoja siła w sercu i rękach zniknie na twoich oczach.” A potem: ,,Stracisz wszystko, co
kochasz, zanim w końcu stracisz swoją duszę.” To było straszne.
Zastanowił się. – Miała na myśli Willa. Twoja siła w rękach i sercu. To twój opiekun, prawa
ręka.
Spojrzałam na Willa, który wpatrywał się w ziemię. Ava nie odrywała oczu od niego. – Co
ona miała na myśli, że znikniesz? – zapytałam. – Co może być zgubą kosiarza?
- To może być wiele rzeczy – powiedział Nathaniel. – Wszystko, co może zaszkodzić
kosiarzowi, przypuszczam. To dość poważne zagrożenie.
Wpatrywałam się w niego intensywnie. – To znaczy, że umrze.
-Nathaniel – powiedziała Ava – Samica vira miała na imię Kalaeno. Czy to nie brzmi
znajomo?
-Tak – potwierdził. - Eneasz i Harpie. To właściwie grecki, choć…-
Zarówno spojrzenie, jak i głos Avy stały się mroczny. – A co, jeśli mówi prawdę?
Will milczał, a jego oblicze skamieniało.
- O czym ty mówisz? – zapytała. – Co to za grecki mit?
Nathaniel odchrząknął. – Kalaeno była harpią, która przeklęła Eneascha, przywódcę
Dardanian, Trojan, którzy walczyli w bitwie o Troje. Powiedziała, że będzie cierpieć taki
srogi głód, iż nawet stoły pozjada, co się oczywiście spełniło z zgodnie z historią.
-Więc to zagrożenie było bardziej proroctwem – powiedziałam. Słowa ciążyły na moim sercu.
Myślenie o utracie Willa, znajomych i rodzinny była dla mnie zbyt ciężkie. Nie mogła
nikomu stać się krzywda. Nikt nie powinien za mnie umierać.
- To może być ta sama Kalaeno z mitologii greckiej – powiedział Nathaniel, pocierając nasadę
nosa ze zmęczenia. – Ludzie często mylili z czymś innym kosiarzy od początku, sam czegoś
takiego doświadczyłem. Lupin mylił się, co do wilkołaków. Ludzie wierzyli, że viry były
demonami lub czarownicami, czasami tak żarliwie, że włączali sąsiadów do histerii i palili ich
rodziny i przyjaciół na stosie. Bardzo prawdopodobne jest, że Grecy zauważyli bardziej
ptasiego vira i wymyślili harpie.
To miało sens. Kalaeno była tak ptasia, że aż niepokojąco. Sposób, w jaki jej twarz nie mogła
zachować danego wyglądu, straszył mnie. – Powiedziała coś jeszcze. Nazwała mnie darem
dla królowej demonów. Brzmi znajomo…
Przerwałam zdanie w połowie, kiedy zobaczyłam twarz Nathaniela. Patrzył na mnie
zszokowany i przestraszony, tak alarmująco, że mój puls przyśpieszył. – Kto to jest? –
zapytałam niepewnie.
Nathaniel pochylił się i mówił powoli. -Jesteś pewna, że to jest dokładnie to, co Kalaeno
powiedziała?
- Tak – powiedziała. – Co się stało? O kim ona mówiła?
- Lilith – powiedział Will. – Upadła matka piekła, matka wszystkich demonicznych kosiarzy.
Krew odpłynęła mi z twarzy. – Och. Czy to wszystko? -Zmusiłam się na sztuczny śmiech.
- Czyli za Bastianem jest również Lilith – myślała głośno Ava. – On chyba myśli poważnie o
tej drugiej wojnie.
-Czy oni naprawdę próbują przywołać Lilith? – zapytał Will.
Ava pokręciła głową. – Więcej. Bastian chce Pleriatora i Lilith, to zaklęcie będzie mocniejsze
niż przyzywanie. Pleriator jest archaniołem związanych w ludzkim ciele. Jego krew ma…
ogromną siłę. Może chcieć przywołać cielesną postać Lilith. Chcą ją na tym świecie, a nie
tylko, żeby sobie pozwiedzała.
- Rytuał z całą pewnością jest w Księdze Czarów – zasugerował Nathaniel. – Chyba mam
niemal kompletny egzemplarz w mojej kolekcji, sam przepisałem księgę, ponieważ oryginał
przepadł wieki temu.
Słowo było mi znane i przywołało moje wspomnienia. – Pamiętam, co to jest. Książka
napisana przez Grigorij, prawda? Upadłe anioły przywiązane do ziemi, a nie do piekła.
Nathaniel przytaknął. – Książka jest najstarszym, kompletnym zbiorem anielskich zaklęć i
rytuałów.
-Bastian na pewno jej potrzebuję, aby przywołać Lilith – powiedział ponuro Will. – Tylko
magia Grigorij miała potrzebną moc, aby dać cielesną formę dowolnemu aniołowi lub
jednemu z upadłych. W przeciwnym razie mogą się tylko poruszać jako zjawa w świecie
śmiertelników.
- Co by się stało później? – zapytałam, zaczynając panikować. – Jeśli Lilith się uwoli i
miałaby spoją postać? Jak mogłabym zatrzymać ją?
Nathaniel wypuścił długi oddech. – Nie sądzę, że ktoś z nas może. Ty, jako Gabriel byś
mogła. Lilith nigdy nie była archaniołem. Jej moc nigdy nie dorówna twojej prawdziwej
postaci.
Sytuacja wydawała się prosta. – Więc, jak mogę stać się Gabrielem?
-Jeżeli istnieje sposób to tylko, anioł, jak Grigorij lub archanioł może wiedzieć – powiedział.
– Ale masz już postać. Nie wiem, czy możesz stać się archaniołem z ludzkiego ciała. Tego
rodzaju transformacja prawie na pewno cię zniszczy. Tylko patrząc na chwałę anioła człowiek
może wypalić sobie oczy. Jeśli twój organizm ludzki jakoś przekształci się w archanioła,
nawet dzięki magii, to najprawdopodobniej twoja własna chwała cię spali.
- Wcale nie – powiedziałam. Nathaniel posłał mi zdziwione spojrzenie, więc kontynuowałam.
– Moc, którą użyłam Bastiana nazwał chwałą. To mnie wcale nie bolało, więc jeśli ona ma
racje, mój organizm może przetrwać w pełnej chwale archanioła.
Will pokręcił głową. – Być może nie by
ła wystarczająco silna. Bastian może się mylić.
- Albo mieć racje.
Cisza zapanowała w pokoju. Wiedziałam, że inni, tak jak ja mieli umysły zaprzątnięte
rozpatrywaniem różnych możliwości. Co jeśli stanę się kimś, kim naprawdę nie jestem? Kim
będę? Kim chciałabym być? Zastanawiałam się, czy chciałam być taka, jak w moich
wspomnieniach, silna i zdecydowana. Ta wizja przeraziła mnie, ale mogłam sobie wyobrazić
tylko jednego archanioła. Michał, kiedy do mnie przyszedł na łodzi, z dala od cywilizacji, był
niesamowicie spokojny, łagodny, lecz moc z niego wyciekała, ciężka i wszechobecna, jak
mgła. Archanioły nie miały uczuć, albo co najwyżej nie wiele. Zastanawiała się wtedy: Chodź
gdybym pamiętała swoje prawdziwe ja i przeobraziła się w Gabriela byłabym istotą bez serca,
która myślała o powodzeniu misji bez względu na straty? Nie kochałabym Willa?
Nic bym nie czuła?
Nathaniel wstał, wyrywając mnie z rozmyślań. – Mogę przynieść kopię oryginalnej Księgi
Czarów. Will, pomożesz mi?
- Oczywiście.- Will wstał i skierował się za Nathanielem, ale zatrzymał się i spojrzał na mnie,
jego wzrok był delikatny. – Nie bój się. Przejdziemy przez to.
Zmusiłam się do uśmiechu i chciałam już przecierpieć bez jego obecności. I wtedy dotknął
mój policzek, a ciepło przeszło do koniuszków palców. Odsunął się i zniknął za drzwiami
gabinetu Nathaniela.
Usiadłam ciężko na krześle. W pokoju było przez chwilę cicho, a ja zorientowałam się, że
jestem sam na sam z Avą. Wtedy zauważyłam, że patrzy na mnie. Przyglądałam mi się,
jakbym była amebą pod mikroskopem. Niezręczne sekundy mijały, aż wreszcie otworzyłam
usta, nawet nie zastanawiając się, co chce powiedzieć.
- Co oznacza twój tatuaż na szyi? – zapytałam.
Ava zastanawiała się przez chwilę, zanim odpowiedziała. – To znaczy, że byłam własnością.
Zamrugałam. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. – Co?
- Kiedy byłam młoda – zaczęła – demoniczny kosiarz udawał potężnego księcia i trzymał
mnie, jak zwierzę domowe. Związał moją magię poprzez tusz, który użył do tatuażu na szyi.
Gwałcił mnie prawie co noc przez dwadzieścia lat. Bywało, że znudził się mną i przez tydzień
nie widziałam nikogo, a ja prawie umierałam z głodu.
Żółć urosła mi w gardle. – O mój Boże. Zastanawiałam się, jak jej się udało przetrwać ten
horror przez tyle lat zniewolenia i napaści na tle seksualnym. – Jak ci się udało uciec?
Dopiero wtedy odwróciła wzrok ode mnie. – Will. Usłyszał, że książkę trzyma anielskich
kosiarzy, jako niewolników. Wywalczył drogę do zamku i zabił demonicznego vira, więc
byłam wolna. Magiczna więź została zerwana, a moc wróciła do mnie, ale tatuaż pozostanie
na zawsze, żeby mi przypominał – przerwała i spojrzała na mnie. Kącik jej ust uniósł się w
uśmiechu. – To nie ma znaczenia, ponieważ jestem wolna. Zawdzięczam wszystko Willowi.
Nie odpowiedziałam, jej opowieść przedstawiała się w mojej głowie, jak straszny film.
- Teraz wiesz, dlaczego go tak bardzo cenię.
Zrozumiałam. Jak mógł jej nie obchodzić, skoro uwolnił ją z tak przerażającego miejsca?
-Wiesz, co? – zapytała, przechylając głowę by spojrzeć na mnie, jej ciemne włosy zasłoniły
ramiona. Jej głos był delikatny, jakby mówiła do rannego zwierzęcia. – On ci powiedział.
Przypuszczam, że tak.
Otworzyłam usta, ale nie byłam wstanie nic powiedzieć. Nie miałam pojęcia, co jej
odpowiedzieć. Rozmowa z nią o tym sprawiała, że to zdarzenie wydawało mi się tysiąc razy
bardzie realne. Nie chciałam myśleć o Willu i Avie lub o innych jego dziewczynach. Nie
chciałam myśleć o innych osobach, które kochał, oprócz mnie.
- Nie jestem w nim zakochana – powiedziała, jakby czytając w moich myślach. Zanim
zdążyłam odpowiedzieć, dodała: - Przynajmniej nie bardzo. On nigdy mnie nie kochał. Nigdy.
Można powiedzieć, czy ktoś jest w tobie zakochany lub nie, ja wiedziałam. Byłaś niemożliwą
przeszkodą do pokonania.
Patrzyłam na nią, nie wiedząc, jak zareagować. Zegar na biurko Nathaniela tykając, odmierzał
czas milczenia pomiędzy nami.
-Kiedy cię spotkałam – powiedziała – miałam ci to za złe, ale nigdy nie nienawidziłam.
Przykro mi, że nie byłam dla ciebie zbyt miła. Ja po prostu nie wiem, jak mógł być tobie
oddany, tak długo. On mało spędza czasu z tobą, zanim ponownie umrzesz, a potem żyje
samotnie. Nienawidziłam widzieć go w takim stanie, szczególnie ten ostatni raz, kiedy nie
było cię tak długo i nie wracałaś. Nigdy nie będziesz w stanie zrozumieć, ile on przeszedł.
Byłam zła na ciebie za spowodowanie mu tyle bólu, ponieważ uratował moje życie, dał mi
życie, a ja się w nich zakochałam.
Moje serce uderzało w żebra. Była taka szczera. – Ava, ja…
- Byłam też zazdrosna – ciągnęła, delikatnie się uśmiechając. – Chciałam, żebym Will mnie
kochał, ale jego złamane serce zawsze należało do ciebie, nawet z myślą, że może stracić cię
na zawsze. Porzucił wszystko dla ciebie, a Zane nic nie zostawił dla mnie.
- To nie tak – powiedziałam. – Will jest moim stróżem, tak samo, jak Zane jest opiekunem
relikwii. Wszystko, co robią jest częścią ich obowiązków. Muszą porzucić wszystko, kiedy
stają się strażnikami. Zane nie był wyjątkiem i Will również nie jest.
Uśmiechnęła się lekko, jej niebiesko-fioletowe oczy odzwierciedlały emocje w wewnątrz. –
Zane był dobry dla mnie, a ja zawsze zwracam uwagę na osoby, które dbają o mnie. Zane i ja
byliśmy ze sobą bardzo, bardzo dawno temu, ale on nigdy mnie kochał, tak jak chciałam być
kochana. Jej uśmiech rozszerzył się, a ciepło rozprzestrzeniło się do oczu. – Dlatego jestem o
ciebie zazdrosna, widzę cię walczącą z demonicznymi kosiarzami, jak nikt inny, widzę cię
walczącą dla Willa i rozumiem, że on robi wszystko dla ciebie. Nigdy nie widziałam, żeby
ktoś patrzył na kogoś, tak jak on patrzy na ciebie.
Twarz Willa pojawiła się w mojej głownie, patrząca na mnie, tak jak uwielbiałam i
trzepoczące motyle zatańczyły w moim brzuchu. Nie mogłam znieść myśli o nim, samotnym i
załamanym, zwłaszcza, że to przeze mnie.
- Już go nie kocham, ale wciąż szanuję – powiedziała. – Przez większość czasu zachowujesz
się, jak głupia, młoda dziewczyna, ale gdy ktoś najważniejszy dla ciebie jest zagrożony,
przekształcasz się w coś dziwnego, w prawdziwego anioła zemsty. Po tym, co widziałam
wczoraj, szanuję cię, Gabrielu.
Patrzyłam na nią, czekają aż jej wzrok stanie się niepewny, ale pozostał szczery. – Każdy
mnie tak nazywa, ale to nie jestem ja.
- Dlaczego zaprzeczasz, kim naprawdę jesteś? – zapytała. – Jesteś Gabrielem.
- Jestem człowiekiem – powiedziałam smutno, moje ręce zacisnęły się na kolanach, żeby Ava
nie zobaczyła emocji targających mną. – W tym świecie jestem człowiekiem, a nie jakimś
nieskalanym archaniołem. To jest coś, czego nie mogę tego zrozumieć. Jestem lekkomyślna,
porywcza i niedoskonała. Umrę. Urodziłam się, jako człowiek; żyję, jako człowiek i umrę,
jako człowiek. Moje ciało nie jest tak silne, jak twoje, ale moja moc pochodzi z wewnątrz
mnie i jestem taka silna, jak być powinnam. Ale nie nazywaj mnie Gabrielem, ponieważ nie
jestem nim, nie teraz. Jestem Ellie.
Milczała, ale jej wyraz pozostał kamienny, choć lekko ciekawy. Potem złagodniała, jej usta
wyciągnęły się z prostej linii do uśmiechu, a jej kolor oczu wrócił do normy. – Dobrze –
powiedziała w końcu. - Ellie.
Will i Nathaniel wrócili, a mnie ogarnęła ulga. Nathaniel rzucił książkę na biurko i opadł
ciężko.
- Nie ma nic – powiedział ponuro. – Książka, którą szukałem zniknęła z mojej kolekcji i nie
wiem, gdzie jest. Mam inną książkę o anielskiej magii, ale nie jest objętościowo, taka sama,
jak Księga Czarów. Autor chyba nie wie więcej o czarach enochiańskich od nas.
Will zmarszczył brwi przepraszająco. – Nie wspominając o zaklęciu dającym aniołowi lub
jednemu z upadłych postać cielesną, więc nadal nie wiemy, czy to jest możliwe.
-Musimy znaleźć te Księgę Czarów – powiedziałam. – Albo przynajmniej kopię. Wewnątrz,
starałam się nie gniewać na siebie, że nie pamiętam tego zaklęcia. Gabrielem wiedziałby, co
robić. Ellie z drugiej strony…
- Ava - Will powiedział. – Może ty i Sabina rozejrzycie się? Zachowałaś więcej kontaktów z
opiekunami relikwii niż ja. Może ktoś, coś słyszał.
- Kosiarz, którego spotkaliśmy u Zane? -Jej usta wygięły się w grymas, ujawniając jej
wszystkie emocje. – Dlaczego nie Marcus?
- Nie ufam w tej sprawie Marusowi – przyznał Will. – Jest świetnym wojownikiem i czuję się
pewniej, kiedy osłania mi plecy, ale taka misja może go trochę… rozpraszać.
Ava zacisnęła usta – Wszystko w porządku. Sabina będzie dobrą partnerką.
Wyciągnęłam telefon, by sprawdzić godzinę, ale był wyładowany. Zupełnie zapomniałam go
naładować, kiedy wróciłam z imprezy. Poszukałam zegara na ścianie i znalazłam go za sobą.
Była prawie dziesiąta. Moje oczy wyszły na wierzch. Mogłam się ukryć w Mroczni, ale
ukrywanie mojego samochodu w biały dzień jest nie możliwe. – Naprawdę muszę już iść.
Musze się przespać i jakoś wrócić do domu, żeby rodzice nie zauważyli.
Will położył dłoń na moim ramieniu. – Odprowadzę cię.
Uśmiechnęłam się do innych, kiedy wstałam z krzesła. – Do zobaczenia później. Dziękuję,
Ava.
Kiwnęła mi głową w odpowiedzi.
Will podążał tuż za mną, kiedy wyszliśmy z biblioteki i udaliśmy się do auta. Słońce świeciło
jasno, ale wyczuwało się ostry chłód w powietrzu. Śnieg w nocy przykrył białym dywanem
chodnik. Wyciągnęłam kluczyki z mojej torby, ale wyślizgnęły mi się i spadły na ziemię.
Jęknęłam, kiedy zobaczyłam je leżące na chodniku, ale Will schylił się i podniósł je dla mnie.
-Nie jesteś zbyt zmęczona by prowadzić? – zapytał delikatnie, obserwując mnie, kiedy
otwierał drzwi samochu.
-Czuję się dobrze – powiedziałam. – Naprawdę. To nie jest daleko i jest niedziela, więc nie
będzie dużego ruchu.
Studiował moją twarz przez chwilę i uniósł rękę by pogłaskać mnie po policzku.
-Byłaś niesamowita tej nocy.
-Dzięki. Ty też.
Jego wzrok padł na chwilę na moje usta. Potem cofnął się i pociągnął za klamkę i drzwi auta
otworzyły się szerzej. – Odpocznij trochę.
Usiadłam, rzuciłam torbę na siedzenie pasażera i zapięłam pasy. Spojrzałam na niego. – Ty
też.
Uśmiechnął się. – Jestem niepokonany.
Przewróciłam oczami. – Taki tok myślenia zabije cię.
Zaśmiał się lekko. – Miłego dnia, Ellie.
Kiedy wyjeżdżałam z podjazdu, uśmiechałam się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zakradłam się do domu i ruszyłam po schodach do mojego pokoju, nie natknąwszy się na
moich rodziców. Rzuciłam moje rzeczy na łóżko i odetchnęłam z ulgą. Właśnie w tym
momencie usłyszałam szuranie, a potem ciężkie kroki na schodach. Zanim zdążyłam nawet
pomyśleć, drzwi otworzyły się i pojawiła się moja mama, zakrywając usta dłonią z szoku.
O, nie
- Richard – zawołała bez tchu. – Wróciła!
Moje serce zamarło, a moje gardło ścisnęło się tak mocno, że nie mogłam oddychać. – Mamo,
ja…
Podbiegła do mnie, przyciągając w ramiona i przytulając. Kiedy mnie puściła, wzięła w
dłonie moją twarz. – Ellie! Gdzie byłaś? Przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku, a
ciebie nie było. Nie wracałaś przez całą noc! Nie masz pojęcia, jak twój ojciec i…
- Ty bezwartościowa mała suko – syknął mój ojciec, kiedy wszedł do mojego pokoju i
skierował się do mnie.
Moja mama i ja spojrzałyśmy na niego zszokowane. Nie mogłyśmy uwierzyć, że właśnie to
powiedział.
- Richard. -Głos mamy przywrócił mnie do realnego świata.
- Tato, mogę wyjaśnić…
- Oczywiście wiesz, gdzie ona była, Diane – powiedział. – Nadszedł czas, żebyś otworzyła
oczy.
Przez chwilę wydawało mi się, że wiedział, gdzie byłam. Ale to nie było możliwe. – O czy ty
mówisz?
Poruszał się szybko. Jedna ręka zacisnęła się wokół mojej szczęki i szarpnęła moją głowę w
bok. – Jestem w szoku, nie ma malinki.
Chciałam zwymiotować. Szarpnęłam się, pocierając twarz, gdzie trzymał mnie, tak zaciekle,
patrzył na mnie z obrzydzeniem. – Co się z tobą dzieję?
- Przesadziłeś, Richard! – mama warknęła i stanęła między nami. Uderzyła go w klatkę
piersiową, zmuszają do zrobienia kroku w tył.
- Gdzie indziej mogła być przez całą noc? – krzyknął centymetr od jej twarzy. – Oczywiście,
że z tym chłopakiem.
Nie była to do końca prawda, nie powinien mnie o to oskarżać.
Mama spojrzała na mnie. – Czy to prawda? Byłaś z Willem? Myślała, że już skończyłaś z tym
chłopakiem.
Tym chłopakiem. To było nie w porządku, znieważało go, na dźwięk tych słów poczułam
smak zjełczałego mleka. Gdyby tylko wiedziała, gdyby oboje wiedzieli, co ten chłopak zrobił
dla mnie poprzedniej nocy, przez tysiące nocy. Byłam taka zmęczona kłamstwami. Zmęczona
zachowując te wszystkie tajemnice. One mnie zabijają. Wzięłam głęboki oddech. – Tak,
byłam z Willem.
Usta mojej mamy zacisnęły się, ale wzrok nadal miała sympatyczny. Za nią, mój tata śmiał
się. – Ty mała dziwko!
Zanim zdążyłam zareagować, mama uderzyła go otwartą dłonią tak mocno, że jego głowa
zarzuciła na bok. Już się nie śmiał. – Jak śmiesz? – piszczała. – Nigdy, nigdy nie waż się
mówić tak do naszego dziecka. Nigdy!
Wiedziałam, że powinnam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Najpierw musiałam zrobić
wdech, muszę zacząć oddychać. Musiałam się bronić przed moim ojcem, ale to był mój
ojciec. W końcu odnalazłam głos.
- Wynoś się! – krzyknęłam. – Wynoś się z mojego pokoju i mojego życia. Nie chcę cię
widzieć.
Odwrócił się, jego twarz przedstawiała toksyczną mieszankę wściekłości i rozbawienia. –
Tak? Niby jak? Przecież to mój dom.
-Albo ja wychodzę – mój głos był spokojny, ale lekko drżał. – Nie zniosę tego. Skończyłam z
tobą.
Dostał w twarz. Czułam ciepło promieniujące od niego, mdłe. – Skończyłaś ze mną?
Byłam zbyt wyczerpana fizycznie i psychicznie, by to dalej ciągnąć. Moje usta wykrzywiły
się z obrzydzeniem. – Zejdź mi z oczu! Zanim wybiję ci zęby.
Coś mrocznego zamigotało w jego oczach. Rzucił się na mnie z wyciągniętymi rękami,
poruszał się szybciej niż myślałam, że był w stanie. Odsunęłam się poza jego zasięg, ale
poczułam jego palce na moim gardle i krzyk mojej matki. Obserwowałam go, moja mama
stanęła znowu pomiędzy nami, uderzając w jego klatkę piersiową, krzycząc na niego.
- Co się z tobą dzieję? – wrzasnęła, waląc go pierś, aż odsunął się do drzwi mojej sypialni. –
Wynoś się! Wynocha!
Moje płuca nie napełniały się, kiedy moje oddechy stały się szybkie i płytkie, w głowie
zakręciło mi się i poczułam się chora. On mnie zaatakował. Patrzyłam, jak mama zmusiła go
do opuszczenia pokoju i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Wypuściła kolejny wściekły
krzyk, zanim objęła się i zaczęła drżeć. Byłam oszołomiona – oszołomiona tym, co właśnie
się stało.
Mama odwróciła się do mnie, miała czerwoną i surową twarz, ramiona usztywnione paniką. –
Wszystko w porządku?
Popatrzyłam na drzwi, znajdujące się za nią. – Nie.
-Mam zamiar go opuścić, dziecko – szepnęła. – Dziś chce mu powiedzieć, że pragnę
rozwodu.
Byłam zdruzgotana i rozradowana, w tym samym momencie. – Och, mamo. Tak mi przykro.
Pokręciła głową. - Nie. Mogłam to zrobić lata temu. To przeważyło szale. Idę mu powiedzieć,
żeby zaczął się pakować i zniknął pod koniec miesiąca. On musi odejść.
Z trudem przełknęłam ślinę. – Jestem z ciebie dumna.
- To nie jest ten mężczyzna, którego poślubiłam – powiedziała. – Nie ma więc powodu, żeby
pozostała jego żoną, kiedy on cię rani. Jedną rzeczą jest mnie tak traktować, ale drugą swoją
córkę.
Patrzyłam na nią, ledwo się trzymając, bicie serca mnie. – Muszę dać ci szlaban, Ellie. –
powiedziała mama, nadal trzęsąc się. – Wymknęłaś się z domu i nie było cię całą noc. Zasady
na bok, to było po prostu niebezpieczne. Czy ty tego nie rozumiesz, mogło ci się coś stać!
Skinęłam głową. Rozumiałam jej obawy. Wiele dziewcząt znikało codziennie, zostawało
rannych w wypadkach samochodowych lub porywane przez złych ludzi. Ale ja nie byłam
tylko dziewczyną – miałam swoje obowiązki, które zmuszały mnie, co najmniej, naginać te
zasady i czasami ignorować swój instynkt samozachowawczy. Mogłam się przyznać mamie,
że spędziłam noc z Willem, ale nie, że skakałam z dachu na dach, igrając ze śmiercią.
- Ostatniej nocy w centrum miasta były jakieś zamieszki – powiedziała drżącym głosem,
ciarki przeszły mi po plecach. – Kiedy zobaczyłam wiadomości dziś rano, a ciebie nie było,
Boże, nigdy nie byłam bardzie przerażona. Ludzie mówią, że to żart, niektórzy, że atak
terrorystyczny. Niektórzy świadkowie zrobili zdjęcia i wideo na komórkach, ale zdjęcia są
niejasne i zamazane. Ja nawet nie wiem, w co wierzyć. Niektóre rzeczy, które mówili, że
widzieli… są po prostu niemożliwe. Pokazywali to we wszystkich krajowych stacjach
telewizyjnych.
Przełknęłam ciężko, mój puls pulsował w skroniach. – Jestem pewna, że to nie było to, co
mówią.
- Chodzi o to, Ellie – mówiła dalej mama. – Wymykanie się w środku nocy nie było
najlepszym pomysłem. To już drugi raz, kiedy uciekłaś z domu. Przynajmniej z tego, co
wiem. Nie próbuj robić tak już nigdy więcej. Jesienią będziesz już w colleagu, a ja nie będę
mogła cię tam kontrolować. Ale sądząc po twoim zachowaniu i czynach przez ostatni rok, nie
jestem pewna, czy jesteś gotowa na wolność lub podejmowania samodzielnych decyzji.
Kocham cię. Jesteś moją córkę, ale boję się o ciebie.
Zwalczyłam szloch w gardle i powiedziałam najbardziej uczciwą rzecz odkąd mam
siedemnaście lat. – Przykro mi, mamo. Ja po prostu nie wiem, co robię. Nie wiem, dokąd
zmierzam i kim jestem.
Przygarnęła mnie w ciasnym, ciepłym uścisku. – Wiem, kochanie. Każdy przez to przechodzi
w tym wieku. Musisz dowiedzieć się, kim jesteś i kim są ludzkie, którymi otaczasz się.
- To jest właśnie to – powiedziałam, a łzy uwolniły się, płynąć po moich policzkach, łącząc
się na rogach ust. – Ja wiem, kim jestem, ale ja w to nie wierzę. To zbyt wiele dla mnie. Nie
mogę brać odpowiedzialności. To mnie niszczy.
-Och, kochanie – powiedziała mama łagodnym głosem, głaszcząc mnie po włosach. – Wiem,
że to trudne, ale wszyscy musimy dorosnąć.
Nie ja. Mi się nigdy nie uda. Wyciągnęłam się z dala od mamy i zmusiłam się, aby spojrzeć
na nią – Dziękuje, mamo.
Wyglądała, jakby była w agonii. – To moja praca.
- Mam zamiar zostać dzisiaj w moim pokoju, dobrze? – zapytałam. – Muszę pobyć sama.
- Między tobą, a Will’em, to na poważnie?
Prawie się roześmiałam. Dźwięk, który zamiast niego wydobył się, był zimny i gorzki. –
Zależy, jak na to spojrzeć.
- Wiesz, że jeśli zrobi się poważnie – powiedziała nieśmiało – możesz przyjść do mnie.
Możesz ze mną rozmawiać o wszystkim.
Zmusiłam się do uśmiechu, żałując, że to prawda. Przez chwilę chciałam jej powiedzieć
wszystko. O tym, co naprawdę wydarzyło się poprzedniej nocy; o tym, kim jestem, kim
naprawdę jestem. Zadzwoni pewnie do szpitala psychiatrycznego, ale już nie będę musiała
kłamać. – Ok.
- Zejdź na obiad, dobrze? Nie masz szlabanu od jedzenia.
- W porządku. Otarłam twarz, obserwując, jak odchodzi i zamyka drzwi. Nagle poczułam, że
nie spałam dwadzieścia cztery godziny i byłam zdesperowana by się położyć.
Wyuczyłam go zanim pojawił się z Mroczni, jego boleśnie znajomy zapach i obecność
obmyła mnie, jak wodospad. Dłoń pojawiła się z nikąd i wzięła mnie za rękę, ale nie
walczyłam z nim. Przyciągnął mnie do siebie, delikatnie głaszcząc po twarzy i szyi, jakby
badał wyrządzone mi szkody, jego dłoń uniosła moją głowę za brodę. Jego krystalicznie
zielone oczy obserwowały znikające czerwone ślady na moim gardle.
-Zabije go – Will warknął powstrzymując wściekłość, która pochłonęła go, jak ogień. Nigdy
nie widziałam go bardziej wściekłego, ale dotykał mnie tak, jakby moja skóra była ze szkła.
Jego kontrola nad emocjami była zadziwiająca.
- Nie – powiedziałam jasno i chłodno. – Nadal jest moim ojcem. Jeśli zechcę, żeby zginął to
sama go zabiję.
- Nie obchodzi mnie to. Nikt nie będzie cię dotykał w ten sposób.
- On jest człowiekiem.
- On jest potworem.
Gdybym mu na to pozwoliła, on bez wątpienia zająłby się moim tatą. – Nie możesz mnie
chronić przed wszystkim – powiedziałam łagodnie.
-Tak, mogę. Jego ramiona rozluźniły się, kiedy wziął długi, zmęczony oddech. Zmył
kciukiem moje łzy, a ja zamknęłam oczy, kąpiąc się w dobroci i wypychając ze świadomości,
co właśnie przeszłam. Rozkoszowałam się nim. Zmniejszyłam odległość kilku centymetrów
dzielących nasze ciała, dotknęłam jego pleców i przyciągnęłam go bliżej. Schowałam twarz w
jego piersi, a jego policzek dotknął moich włosów. Wziął moją twarz i pochylił się by
pocałować mnie w skroń, wargi muskały moją skórę, a następnie pocałował mnie w policzek.
Przyciągnęłam go bliżej, czekając aż jego usta dotknął moich, ale zatrzymał się i jego ręce
opadły koło mojego pasa.
- Nie mogę tego zrobić – powiedział cicho, jego oddech muskał mój policzek.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam, żeby kolejna łza spłynęła po moim policzku, a on oswobodził
się od moich rąk. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, był już w połowie drogi do okna.
- Jeśli pozwolę, żeby to zaszło za daleko – powiedział – nie będę w stanie cię chronić,
ponieważ Michał zabroni mi wykonywać moje obowiązki.
- To już zaszło za daleko – powiedziałam znużonym głosem.
Jego ramiona i głowa opadły, a wzrok błądził po pomieszczeniu. Miał wycofać się z
powrotem w głąb siebie, po raz kolejny, zamknąć okiennice, zakrywając emocje.
- Czy to prawda, co powiedziałaś swojej mamie? – zapytał.
-Słyszałeś?- Nie byłam wściekła, ani zaskoczona. Zadałam pytanie, choć już znałam
odpowiedź.
Przygryzł górną wargę, a moje serce zamarło. Spojrzał na mnie tak, jakby był zrujnowany
wewnętrznie i powoli załamywał się. – Czy naprawdę myślisz, że to cię rujnuję?
Przejechałam palcami po włosach i wzruszyłam ramionami. – Czuję się złamana. Nie mogę
walczyć i próbować żyć w tym samym czasie.
- Mam rację – powiedział drżącym głosem, ledwo będąc w stanie patrzeć mi w oczy. – Ty i ja.
Sprawiam, że jest tylko cięższej dla ciebie. To moja wina. Nie możemy tego zrobić. Musimy
się zmienić.
Iskra gniewu zapaliła się we mnie. – Jedyną rzeczą, którą możesz zmienić to pocałować mnie.
Zawsze będziemy coś do siebie czuć. To nigdy się nie zmieni.
- To dowodzi, że to błąd, że byli razem.
Kolejna łza popłynęła po mojej twarzy. – Błąd? Żałujesz, że całowałeś mnie, czy że jesteś we
mnie zakochany, a może obu rzeczy?
Zawahał się przez najdłuższą chwilę w moim życiu. – Obie rzeczy to był błąd, ale ich nie
żałuję.
- Jesteś idiotą, jeśli tak myślisz – powiedziałam, mój gniew kulminował się. – Uczucie
między nami sprawia, że jesteśmy silniejsi. To sprawia, że trudniej jest nam walczyć o siebie
nawzajem. Stoisz tam i mówisz, że nie powinnam pozwolić Michałowi cię zabić, bo nie
ufasz, żeby ktoś inny został moim opiekunem. Will, nie jesteś najlepszy, dlatego że jesteś
najsilniejszy. Chronisz mnie, jak nikt inny, ponieważ mnie kochasz. Walcząc z tym, osłabiasz
nas. Oddalamy się od siebie!
Wziął drżący, głęboki oddech. – Nie możemy się o to teraz kłócić. Twoi rodzice mogą wrócić.
Widziałam w jego oczach, że mam rację, ale nie chciał tego przyznać. – Więc idź. Nie chcę
cię tutaj – skłamałam.
Jego dłonie zacisnęły się w pięści. – Dobrze – powiedział ostro, próbując ukryć złość w
głosie. – Pójdę, ale chcę, żebyś wiedziała, że jeśli jeszcze raz spróbuję cię dotknąć to go
zabiję, ponieważ wiem, że ty tego nie zrobisz.
Potem zniknął, lodowaty wiatr tarmosił zasłonami przy otwartym oknie. Zacisnęłam powieki,
pozwalając sobie na płacz.