29
Następnego ranka gdy Raphael się ubierał Elena leżała w łóżku. Obserwowała jak
zakłada jedną ze specjalnie zaprojektowanych koszul, które omijały jego skrzydła. Czuła
się krucha, poobijana. Przytulał ją całą noc, myślała. Trzymał koszmary na wodzy. Dla
niego odnajdzie siłę by walczyć z dławiącymi wyrzutami sumienia.
Siadając, wzięła łyczek kawy znajdującej się obok Róży Przeznaczenia. – W jaki
sposób zapinasz te koszule? – Nigdy nie widziała żadnych guzików poniżej otworów na
skrzydła. I była to opcja jaką preferowała większość potężniejszych aniołów, zamknięcia
miały być małe i dyskretne – niemal niewidoczne. Młodsze anioły natomiast,
w przeciwieństwie do starszych decydowały się na jakiś bardziej misterny design, a
każdy z nich tak samo oryginalny jak anioł który je nosił.
Raphael uniósł brew. – Jestem archaniołem, a ty mnie pytasz jak zapinam
koszule?
- Po prostu jestem ciekawa. – Skupiając się na obecnej chwili by odwrócić własną
uwagę od przeszłości, odłożyła kawę i kiwnęła na niego palcem.
Archanioł był najwidoczniej w humorze by się podporządkować, ponieważ
zostawił swoją koszulę niezapiętą i podszedł do niej, kładąc ręce po obu stronach jej
ciała i zbliżając usta do jej. Pocałunek był zaborczy, nie było co do tego wątpliwości.
Długi, głęboki, powolny – sprawił, że zadrżała, a jej nerwy zapłonęły, jęknęła w głębi
gardła. – Znęcasz się nade mną. – oskarżyła go łagodnie gdy uniósł głowę.
- Muszę pilnować byś nie straciła zainteresowania.
- Nawet jeżeli będę żyć milion lat – powiedziała, schwytana przez niekończący się
błękit. – Wątpię bym kiedykolwiek znalazła mężczyznę tak fascynującego jak ty. – Chwilę
później znowu dopadła ją przenikliwa bezradność. Odepchnęła gorąco jego piersi. –
Pokaż mi koszulę.
Uniósł jej brodę i złożył pocałunek na jej ustach, który mówił że archanioł był w
czułym nastroju. – Jak moja pani sobie życzy. – odwrócił się by pokazać jej swoje plecy.
Zdejmując z siebie kołdrę, usiadła na kolanach. – Nie ma żadnego szwu –
wymamrotała, przyglądając się dolnej części otworów. – Żadnych guzików, ani suwaka.
Niemal oczekiwałam rzepu.
Raphael chrząknął. – Gdybyś nie należała do mnie, łowczyni, musiałbym cie
ukarać za tą zniewagę.
Jej archanioł się z nią droczył. Było to nieco dziwne choć sprawiło, że ciężar na jej
sercu uniósł się o milimetr. – Dobra, poddaję się. Jak zamykasz krawędzie materiału?
Uniósł rękę, odwracając się do niej przodem. – Patrz.
Odwrócenie spojrzenia od jego pięknej klatki piersiowej było prawdziwym
wysiłkiem. Jeżeli nie będzie ostrożna, pomyślała, archanioł jeszcze uczyni ją niewolnicą.
Jej oczy rozszerzyły się w momencie gdy zauważyła jego dłoń. – Czy to jest to co myślę?
– niebieski ogień lizał jego rękę, sprawiając że jej serce przyspieszyło.
- To nie jest anielski ogień. – zamknął rękę, kończąc przedstawienie świateł. – Jest
to fizyczna manifestacja mojej mocy.
Wypuściła powietrze. – Używasz tego by zapieczętować brzegi?
- Krawędzie nie są tak naprawdę złączone. Przyjrzyj się dokładnie.
Już wcześniej przyglądała się uważnie, teraz jednak uniosła koszulę niemal do
oczu i wtedy to zobaczyła. Nici najgłębszego błękitu, tak wspaniałe że prawie
niewidoczne, przenikające białość materiału. Jak wiele mocy, myślała zszokowana, musi
mieć by być w stanie zrobić coś takiego i to bez zastanowienia? Ten mężczyzna nigdy nie
powie jej że jest za silna, za szybka czy za twarda. – Rozumiem, że my szare żołnierzyki
nie potrafimy tego robić?
- Wymaga to umiejętności utrzymania mocy poza ciałem. – odwracając się,
przesunął kciukiem bo dolnej wardze jej ust. – Jak na razie masz bardzo niewiele mocy
więc nie musisz o tym myśleć.
Złapała jego nadgarstek i uniosła głowę. – Raphael, czy ja będę musiała Tworzyć
wampiry?
- Jesteś Stworzonym wampirem, nie urodzonym. – jeszcze raz przesunął kciukiem
po jej ustach. – Nawet Keir nie zna odpowiedzi na to pytanie.
A Keir, wiedziała bez pytania, był antyczny. – Ale jeżeli tak…
- Na pewno nie w najbliższym czasie. – twarda, pewna odpowiedź. – Twoja krew
była wolna od toksyn gdy się obudziłaś. Teraz gdy jesteś przytomna, będziesz testowana
kilka razy do roku.
- Czy to trudne? Stworzyć kogoś?
Raphael przytaknął. – Wybór jest trudny. Kadra stara się nie wybierać tych
słabych którzy mogą się złamać, lecz pomyłki się zdarzają.
Słysząc to czego wcześniej nie chciał jej wyjawić, złożyła pocałunek na jego dłoni.
- Jednakże sama czynność – powiedział, jego głos ucichł. – jest tak intymna jak
sobie tego życzysz. Dla wielu jest to kliniczny proces podobny oddaniu krwi. Człowiek
zostaje wprowadzony w sen podczas transferu.
Ulga sprawiła, że zadrżała. – Myślałam, że będzie tak jak gdy mnie pocałowałeś. –
intymność tamtego zdarzenia wstrząsnęła nią do samej duszy.
Kobaltowy ogień. – Nic nigdy nie będzie jak nasz pocałunek.
Z walącym sercem stanęła na łóżku kładąc ręce na jego ramionach. Przesunął
spojrzeniem po jej nagim ciele. – Eleno.
Pocałowała go. Jego odpowiedź była jak płomień, lecz wyczuwała w nim napięcie.
– Niedługo musimy ruszać, tak?
- Tak. – jego dłonie przesunęły po jej tyłku, powoli i lekko. – Będziemy
podróżować na sposób ludzi do Beijing.
- Nie byłoby bardziej imponujące zjawić się tam na skrzydłach?
- Latanie wytrzymałościowe wymaga siły mięśni których ty jeszcze nie posiadasz.
– praktyczna odpowiedź, choć jego ręce zsunęły się niżej… niżej. – Dobrze na tym
wyjdziemy jeżeli uzna nas za słabych. Sprawi, że będzie nieostrożna. Będziemy
potrzebować każdej przewagi jeśli rzeczywiście przekroczyła próg nieodwracalnego
szaleństwa.
- Raphael… - drżąc, wsunęła dłonie w jego włosy. – Galen ma rację. Przeze mnie
jesteś wystawiony na atak. A ona zna moje słabości.
Tak jak i ja, Eleno. A mimo to trzymasz w garści moje serce.
*
Dwie godziny później Elena znajdowała się w ringu stworzonym z ubitej ziemi,
który stawał się jej tak dobrze znany jak własna twarz. Pewnie dlatego, że nie raz miała z
nim bliski kontakt.
- Jak widać – powiedziała, patrząc w pionowe źrenice nieludzkich oczu jej
partnera sparingowego. – czasami zdejmujesz ten swój garnitur.
Venom uśmiechnął się, ukazując kły które kiedyś płakały trucizną. Jego twarz
wyraźnie piękna i niezmiernie obca. Ubrany był jedynie w czarne spodnie z materiału,
który falował jak płyn przy każdym ruchu, jego ciało tak gibkie jak wąż patrzący mu z
oczu.
I to ciało… Taa, zdecydowanie było warte poświęconego mu spojrzenia. Bardziej
się martwiła łatwością z jaką bawił się nożami mającymi pół metra długości.
Przypominały jej miecze jakie kiedyś widziała, choć były za krótkie i za bardzo
zakrzywione. Nie miały kształtu sierpa, tylko raczej delikatnego zgięcia. Ostrza
przeznaczone dla śmiertelnej gracji.
Oczywiście, zidentyfikowanie ich nie miało znaczenia. Liczyło się to co mógł
z nimi zrobić. Napotkała jego uśmieszek swoim własnym. – Tego noża w Nowym Jorku
to nie złapałeś.
Wzruszył ramionami, błyszcząca ciemnozłota skóra na mocnych, litych
mięśniach. – Złapałem.
- Lecz za tą ostrą stronę. – wypróbowywała długie, wąskie ostrza które podał jej
Galen. Krótsze od rapierów którymi posługiwała się wcześniej i tak wyważone by mogła
nimi rzucać. Jeżeli broń Venoma została stworzona dla elegancji i wdzięku, to jej własną
przeznaczono dla największej siły zniszczenia. Oba jej brzegi ostre jak brzytwa – jeżeli
zaszłaby taka potrzeba to mogłaby wypruć komuś wnętrzności z chirurgiczną precyzją.
– Niechluj z ciebie.
- Będę to musiał po prostu nadrobić. – obniżył ciało do pół kroku i zaczął ją
okrążać, jego ruchy niemal boleśnie powolne.
Ruszyła w przeciwnym kierunku, próbując zrozumieć jego styl. Większość ludzi
telegrafowało swój kolejny ruch w jakiś sposób. Sama była świadoma wskazówek jakie
wysyłała – przez stopy. Potrzebowała lat praktyk by mieć pewność że nigdy nie
wskazują kierunku w jakim miała zamiar się poruszyć. Venom nie sygnalizował stopami.
Zwróciła swoją uwagę ku kolejnemu wskaźnikowi – oczy. Całe powietrze uleciało
jej z płuc gdy napotkała jego spojrzenie. Jej mózg wciąż miał problem
z zaakceptowaniem tego co miała przed oczami. I właśnie wtedy, pionowe źrenice
zwęziły się i cofnęła się do tyłu zaskoczona.
Cichy śmiech.
Sukinsyn bawił się jej kosztem. Zaciskając zęby, utrzymała jego spojrzenie gdy
nieprzerwanie krążyli wokół siebie. To przy drugim okrążeniu mrugnęła i zachwiała się
odrobinę.
Cholera!
Rzuciła jednym z noży bez ostrzeżenia. Odsunął się w bok z wężową szybkością,
a pomimo to i tak wylądował na plecach z obrzydliwym rozcięciem na ramieniu.
Galen pojawił się obok nich w jednej chwili. – Co to miało by?! – warknął, jego
szczeka zaciśnięta w twardej linii. – Wyrzucenie broni nim rozpocznie się walka raczej
nie utrzyma cię przy życiu.
Elena nie spuszczała wzroku z Venoma. Wampir trzymał dłoń na ranie, lecz jego
uśmiech… powolny, drwiący. Wyzywający. Opuściła głowę i zamachnęła się… trafiając
drugim nożem idealnie pomiędzy jego nogami.
- Kurwa! – cofnął się do tyłu, po czym uniósł się na nogi w sposób który
zwyczajnie nie był ludzki. Normalne ciała nie poruszały się z taką płynnością.
Teraz Galen patrzył się na Venoma. – Próbowałeś ją zauroczyć?
- Powinna być przygotowana na wszystko. – oczy Venoma iskrzyły się jaskrawą
zielenią gdy zwrócił swój wzrok na Elenę. – Jeszcze jeden obrót i byłaby moja.
- Wymierzyłabym ciut wyżej, a obcięłabym ci jaja. – powiedziała Elena, podnosząc
swoją broń. – Chcesz zagrać jeszcze w jakąś gierkę czy możemy się zabrać do pracy?
Gonią nas terminy.
- By się uleczyć potrzebuję paru minut. – odciągnął rękę od rany by pokazać, że
wciąż sączyła się z niej krew. – Teraz mogę porównać notatki z Dmitrim.
Ignorując jego słowa zaczęła ćwiczyć ruchy których wyuczył ją Galen gdy akurat
nie rzucała nożami w Illiuma. Oschły anioł przyglądał się jej przez całe ćwiczenie i pod
koniec kiwną głową. Czując się niewymownie zadowolona z siebie, wskazała końcem
ostrza na Venoma. – Gotowy?
Obrócił bronią w każdej z dłoni. – A jakże, jeszcze nigdy nie zdołałem cię
skosztować.
Podejdź, mała łowczyni. Skosztuj.
Świat stał się zimny, cichy. Przestała być świadoma wyzywającego gorąca oczu
Venoma, lekkiej warstwy śniegu na ziemi, czujnej obecności Galena. Ważne było tylko by
zabić.
Venom uderzył bez ostrzeżenia, poruszając się z szybkością węża, który
zdecydowanie krył się nie tylko w jego oczach. Lecz Eleny już dawno tam nie było, biegła
z ostrzami skrzyżowanymi przed sobą, jedna ręka wystrzeliła by przeciąć po wampirzej
piersi.
Powiedział coś gdy wylądował cios. Nie słyszała, jej umysł skupiony na zabijaniu.
Tym razem, potwór nie wejdzie do środka, nie zamorduje Ari i Belle, nie złamie
jej matki tak straszliwie, że tamta kuchnia na zawsze pozostanie przesiąknięta krzykami
dzieci.
Jej oko zauważyło chwilowe napięcie w udzie Venoma i uderzyła nim on zdołał.
Tym razem uniknął jej ciosów, choć nie zdołał obejść jej stopy – potknął się. Jednak
popełniła błąd. Ogień rozrywał jej bok.
Głupia. Zapomniała, że teraz ma skrzydła o które musi się martwić.
Zerkając szybko do tyłu by upewnić się, że zniszczenia nie są poważne, obróciła
jednym z ostrzy, sprawiając że zaśpiewało w chłodnym, górskim powietrzu, i zwróciła
swoją uwagę ponownie na te upiorne oczy. Wyłup je, a go pokonasz. Była to myśl
całkowicie pozbawiona emocji.
W tej chwili oczy Venoma zwęziły się, jego ostrza uniosły się w postawie
obronnej gdy blokował jej próby wyrządzenia mu śmiertelnej krzywdy. Elena była samą
myślą, poruszając się z prędkością i siłą które czyniły ją urodzonym łowcą. Venom
krzyknął coś w jej kierunku, lecz jedyne co słyszała do zimne syczenie.
Zamachnęła się na jego oczy.
Uderzenie czerni wybuchło z tyłu jej głowy. A potem była już tylko nicość.
*
Raphael wylądował obok leżącej Eleny, jego wściekłość absolutna. – Ty to
zacząłeś? – spytał, unosząc ją w ramionach, ostrożnie, tak bardzo ostrożnie.
Venom wytarł krew z twarzy. – Nie powiedziałem niczego, czego nie mówiłem
wcześniej. – spojrzenie wampira spoczywało na Elenie. –Zażartowałem sobie mówiąc że
jej skosztuję.
- Wiesz, że zabiłbym cię gdybyś spróbował.
- Naszym zadaniem jest chronić cię przed groźbami, a szczególnie tymi których
możesz nie zauważać. – Venom napotkał jego wzrok. – Michaela, Astaad, Charisemnon,
wszyscy oni w pewnym momencie będą próbowali ją zabić wiedząc, że to tobą
wstrząśnie. Lepiej już teraz pozbyć się problemu.
Raphael rozłożył skrzydła w przygotowaniu do lotu. – Ona jest dla mnie
ważniejsza niż wy wszyscy. Nigdy o tym nie zapominaj.
- A ty jesteś archaniołem. Jeżeli upadniesz…. Zginął miliony.
Niewypowiedziane zostały słowa – lepiej by zginął niegdyś śmiertelny, nowy
anioł zamiast niego. Nie była to jednak umowa na którą Raphael kiedykolwiek
przystanie. – Zdecyduj komu jesteś lojalny, Venomie.
- Podjąłem swoją decyzję dwieście lat temu – te przecięte źrenice przeniosły się
na Elenę. – Jeżeli jednak wciąż będzie bawić się ze śmiercią, na pewno ją znajdzie.
Świadom tego o czym mówił wampir, Raphael uniósł się w niebo, trzymając Elenę
blisko serca. Pamiętał ostatni raz gdy trzymał ją w ramionach tak bezwładną.
Nieśmiertelność nie uczyniła jej bezpiecznej, jedynie bardziej ją uodporniła by
przetrwała to, co z pewnością nadejdzie. Lecz on nie mógł zrobić nic by ochronić ją
przed wspomnieniami które ją nawiedzały.
Mentalne wezwanie Galena nadeszło niemal zbyt późno. Gdyby Elena zdołała
dotknąć oczu Venoma, to ta zimnokrwista kreatura która żyła wewnątrz wampira
rzuciłaby się an nią, zatapiając kły w jej niezasłoniętym ciele.
A to by ją sparaliżowało, skazało na agonię.
Będąc w garści głodu kobry, było całkiem możliwe że Venom obciąłby Elenie
głowę nim Galen zdołałby interweniować.
Kładąc ją na ich łóżku, sięgnął do jej umysłu. Eleno.
Jej głowa zakołysała się z boku na bok. Jęczała, jakby walcząc dziką wewnętrzną
bitwę. Jego obietnica by utrzymywać odległość mentalną, toczyła wojnę
z opiekuńczością która ściskała jego duszę. Pragnienie to było nawet silniejsze niż
poprzedniego dnia. Tak łatwo byłoby sięgnąć do jej wnętrza i usunąć to co ją
krzywdziło...
Wolałabym umrzeć jako Elena, niż żyć jako jej cień.
Odsuwając na bok splątane pasma włosów z jej twarzy, jeszcze raz wypowiedział
polecenie lecz tym razem na głos. – Eleno.
Jej oczy otworzyły się i przez pojedyncza chwilę nie były srebrzyście szare. Były
niemal koloru nocy, wypełnione echami tysiąca koszmarów. Mrugnęła i wrażenie
zniknęło. Patrząc na niego ze zdezorientowaną miną, potarła czoło. – Czuję się jakby
mnie ktoś młotkiem uderzył. Co się stało?
- Musiałem interweniować gdy postanowiłaś zamienić trening w śmiertelną
rozgrywkę.
Jej dłoń zsunęła się z twarzy. – Pamiętam. – szepnęła. – Co z Venomem?
- Ma się dobrze. – Lecz jego troska była skierowana na nią. – Wspomnienia
zaczynają przesączać się w twoją rzeczywistość.
Usiadła. – Było tak jakbym była inną osoba. A nawet nie osobą – maszyną,
skupioną na jednej rzeczy.
- Brzmi jak Cisza.
Elena zadrżała na wspomnienie tego czym się stawał w Ciszy - bezduszna
kreatura, która traktowała ludzkie życie jak bez wysiłku zdmuchiwany płomień. –
Myślisz, że to przez przemianę… nieśmiertelność?
- Może – kiwną głową w zgodzie. – Albo po prostu nadszedł czas byś się z tym
uporała.
Czas by przypomniała sobie wszystko o czym wolałaby zapomnieć. – Chce mówić
z moim ojcem.
Tłumaczenie:
(clamare.chomikuj.pl)