background image

CECILY VON ZIEGESAR

PLOTKARA

plotkara 1

Przekład Alicja Marcinkowska

Tytuł oryginału GOSSIP GIR

Skandal to plotka, która przestała być zabawna.

Oscar Wilde

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Zastanawialiście  się  kiedyś, jak naprawdę  wygląda  życie  wybrańców?  No cóż, opowiem wam, bo 

jestem   jedną   z   nich.   Nie   mówię   o   słynnych   modelkach,   aktorach,   muzycznych   talentach   czy 

matematycznych geniuszach. Mówię o ludziach, którzy się z tym rodzą o tych z nas, którzy mają 

wszystko, czego tylko człowiek mógłby chcieć, i uważają to za naturalne.

Witajcie w Nowym Jorku na Manhattanie w Upper East Side, gdzie ja i moi przyjaciele mieszkamy, 

uczymy się, bawimy i śpimy - czasami ze sobą nawzajem. Mieszkamy w olbrzymich apartamentach, 

mamy własne sypialnie, łazienki i linie telefoniczne. Mamy nieograniczony dostęp do kasy, alkoholu i 

wszystkiego, o czym zamarzymy. Nasi rodzice rzadko bywają w domu, więc mamy dużo swobody. 

Jesteśmy inteligentni,  odziedziczyliśmy  świetną aparycję, nosimy bajeczne  ciuchy i wiemy, jak się 

bawić.   Co   prawda,  nasze  kupy  śmierdzą   tak   samo   jak   innych,  ale  tego   nie   czuć,  bo   co   godzinę 

pokojówka   spryskuje   toalety   odświeżaczem   zrobionym   specjalnie   dla   nas   we   francuskich 

perfumeriach.

To luksusowe życie, ale cóż, ktoś musi takie mieć.

Mieszkamy  w   pobliżu   Metropolitan   Museum   of   Art   na   Piątej   Alei   i   prywatnych   szkół   męskich   lub 

żeńskich, takich jak Constance Billard, do których chodzi większość z nas. Nieważne, czy się ma 

kaca, Piąta Aleja zawsze wygląda przepięknie o poranku, kiedy promienie słońca migoczą we włosach 

seksownych chłopców ze szkoły Świętego Judy. Ale coś się psuje w naszym świecie...

Na celowniku

B  kłóci się w taksówce z matką przed sklepem  Takashimayi.  N  pali skręta na schodach  Met.  

kupuje nowe buty do szkoły w Barneys. Znajoma, zabójczo piękna wysoka blondynka wyłania się z 

kolejki linii New Haven na Grand Central Station. Wiek - około siedemnastu lat. Czy to możliwe? 

Czyżby S wróciła?

  plotkara.net jest tłumaczeniem nazwy autentycznej  strony internetowej:  

www.gossipgirl.net

  (przyp. 

red.).

*

background image

DZIEWCZYNA, KTÓRA WYJEŻDŻA DO SZKOŁY Z INTERNATEM, ZOSTAJE Z NIEJ WYKOPANA 

I WRACA

Tak,  S  wróciła ze szkoły z internatem. Jej włosy są dłuższe, jaśniejsze. Niebieskie oczy skrywają 

tajemnice. Ma na sobie te same stare, bajeczne ciuchy, teraz całe wymiętoszone przez burze Nowej 

Anglii. Tego ranka śmiech  S  rozbrzmiewał echem na schodach Met, gdzie nie będziemy już mogły 

wpadać   na   szybką   fajkę   i   cappuccino,   nie   narażając   się   na   jej   widok,   machającej   do   nas   z 

apartamentu   starych   po   drugiej   stronie   ulicy.   Nabrała   zwyczaju   obgryzania   paznokci,   co   jeszcze 

bardziej rozbudziło naszą ciekawość, ale chociaż wszystkie mamy straszliwą ochotę, żeby zapytać, 

dlaczego ją wywalili, nie zrobimy tego, bo wolałybyśmy, żeby tam została. Ale S jest tutaj.

Tak na wszelki wypadek, powinnyśmy ustalić strategię. Jeśli nie będziemy ostrożne,  S  owinie sobie 

wokół  palca naszych nauczycieli, włoży kieckę, w którą my się nie mieścimy,  zje ostatnią oliwkę, 

będzie  uprawiała   seks   w  łóżkach  naszych   rodziców,   rozleje   campari   na   nasze   dywany,  zbajeruje 

naszych braci i chłopaków, zniszczy nam życie i wkurzy nas na maksa.

Będę mieć ją na oku. Za nas wszystkie. Zapowiada się odjazdowy rok pełen świństewek. Czuję to.

Uściski

plotkara

background image

jak większość pikantnych historii,

również i ta zaczęta się na przyjęciu

- Przez całe rano gapiłam się na MTV w moim pokoju, więc nie musiałam jeść z nimi 

śniadania - powiedziała Blair Waldorf do swoich dwóch najlepszych przyjaciółek z Constance 

Billard School, Kati Farkas i Isabel Coates. - Matka zrobiła mu omlet. Nie sądziłam, że w 

ogóle wie, jak działa kuchenka.

Blair   założyła   swoje   długie,   brązowe   włosy   za   uszy   i   pociągnęła   z   kryształowej 

szklaneczki łyk szkockiej jej matki. To była już druga szklaneczka.

- Co oglądałaś? - zapytała Isabel, zdejmując włos z czarnego kaszmirowego sweterka 

Blair.

- A co za różnica? - odparła Blair, stukając niecierpliwie nogą o podłogę. Miała nowe 

czarne buty na płaskim obcasie. Bardzo w stylu grzecznej pensjonarki, ale uchodziło jej to na 

sucho,   bo   w   każdej   chwili   mogła   zmienić   zdanie   i   włożyć   swoje   wyzywające   spiczaste 

kozaczki   do   kolan   i   seksowną,   metaliczną   spódniczkę,   której   jej   matka   nienawidziła. 

Prawdziwy   rockowy   sekskociak.   Miau.   -   Chodzi   o   to,   że   całe   rano   nie   wychodziłam   ze 

swojego pokoju, bo oni rozkoszowali się romantycznym śniadankiem w swoich czerwonych 

jedwabnych   szlafrokach.   Ohyda.   Nawet   nie   wzięli   prysznica.   -   Blair   upiła   kolejny   łyk 

swojego drinka. Tylko  pijana, i to bardzo, mogła  znieść myśl,  że jej matka sypia  z tym 

facetem.

Na szczęście Blair i jej przyjaciółki pochodziły z rodzin, w których picie było tak 

naturalne jak wydmuchiwanie nosa. Ich rodzice hołdowali quasi - europejskiemu poglądowi, 

że im łatwiejszy dostęp do alkoholu będą miały dzieci, tym mniejsze ryzyko, że będą go 

nadużywać. Blair i jej przyjaciółki mogły więc pić, co tylko chciały i kiedy chciały, tak długo, 

jak długo trzymały  się prosto, wyglądały w miarę  trzeźwo, nie kompromitowały siebie i 

rodziny, haftując publicznie, sikając w majtki czy awanturując się na ulicy. Tak samo było z 

seksem i narkotykami - dopóki zachowujesz pozory, jesteś w porządku.

Ale jeszcze nie ściągajcie majtek. To zrobicie później.

Facet, który tak irytował Blair, nazywał się Cyrus Rose i był nowym chłopakiem jej 

matki.   Teraz   Cyrus   Rose   stał   po   przeciwnej   stronie   salonu,   witając   gości   przybyłych   na 

background image

kolację. Wyglądał jak ktoś, kto może pomóc ci wybrać buty u Saksa - kompletnie łysy, z 

wyjątkiem   małych,   krzaczastych   wąsów,   a   jego   wielki   brzuch   ledwo   mieścił   się   pod 

błyszczącą,   niebieską,   dwurzędową   marynarką.   Bez   przerwy   pobrzękiwał   drobniakami   w 

kieszeni, a kiedy zdjął marynarkę, widać było obrzydliwe plamy potu pod pachami. Śmiał się 

głośno i był przemiły dla matki Blair. Ale nie był ojcem Blair. W zeszłym roku jej ojciec 

uciekł do Francji z innym facetem.

Bez ścierny. Mieszkają razem w wiejskiej posiadłości i prowadzą winnicę. W zasadzie 

to całkiem fajnie, jak się nad tym zastanowić.

Oczywiście   Cyrus   Rose   nie   był   temu   w   żaden   sposób   winien,   ale   to   nie   miało 

znaczenia dla Blair. Po prostu uważała Cyrusa za irytującego, grubego frajera.

Ale dziś wieczorem musiała go tolerować, bo tę kolację matka wydała na jego cześć i 

wszyscy przyjaciele Waldorfów przybyli, żeby go poznać: Bassowie z synami Chuckiem i 

Donaldem, pan Farkas z córką Kati, znany aktor Arthur Coates, jego żona Tiri i ich córki 

Isabel, Regina i Camilla, kapitan Archibald z żoną i synem Nate'em. Brakowało tylko pana i 

pani van der Woodsen, których nastoletnie dzieci, Serena i Erik, uczyły się poza miastem.

Matka Blair była znana ze swoich kolacji, a to było pierwsze przyjęcie, jakie wydała 

od czasu jej niesławnego rozwodu. Tego lata, dużym nakładem kosztów, wystrój apartamentu 

Waldorfów został zupełnie zmieniony; teraz królowały tu głęboka czerwień i czekoladowe 

brązy, poza tym pełno było antyków i innych dziel sztuki, które robiły duże wrażenie na 

każdym, kto choć trochę znał się na sztuce. Pośrodku stołu w jadalni stała olbrzymia srebrna 

misa z białymi orchideami, baziami wierzby i gałęziami kasztanowca - nowoczesny stroik z 

Takashimayi,   sklepu   z   luksusowymi   artykułami   gospodarstwa   domowego   na   Piątej   Alei. 

Złote kartoniki z nazwiskami leżały na każdym porcelanowym talerzu. W kuchni kucharka 

Myrtle nuciła do sufletu piosenki Boba Marleya, a pokraczna irlandzka pokojówka Esther i 

jeszcze nie zdążyła nikomu objąć ubrania szkocką, dzięki Bogu.

Za to Blair czuła się coraz gorzej. A jeśli Cyrus Rose nie przestanie nękać Nate'a, jej 

chłopaka,   będzie   musiała   tam   podejść   i   wylać   swoją   szkocką   na   jego   tandetne   włoskie 

mokasyny.

- Ty i Blair chodzicie ze sobą już dość długo, prawda? - powiedział Cyrus, uderzając 

pięścią   w   ramię   Nate'a.   Próbował   sprawić,   żeby   Nate   się   trochę   rozluźnił.   Wszystkie   te 

dzieciaki z Upper East Side były zbyt sztywne.

Trzeba dać im trochę czasu.

- Spałeś już z nią? - zapytał Cyrus.

Nate  spalił   laką  cegłę,  że  był  bardziej  czerwony niż  osiemnastowieczny  francuski 

background image

szezlong, który stał obok.

- Cóż, znamy się z Blair prawie od urodzenia - wyjąkał. - Ale chodzimy ze sobą 

dopiero od jakiegoś roku. Nie chcemy tego popsuć przez pośpiech, wie pan, nie jesteśmy 

jeszcze gotowi. - Nate zacytował formułkę, którą słyszał od Blair za każdym razem, kiedy 

pytał ją, czy jest już gotowa, żeby to zrobić. Ale rozmawiał z facetem jej matki. Co miał 

powiedzieć? Może: „Stary, gdyby to zależało tylko ode mnie, robilibyśmy to w tej chwili”?

Słusznie - stwierdził Cyrus Rose, Ścisnął ramię Nate'a tłustą ręką. Na nadgarstku 

miał jedną z tych złotych bransoletek w stylu kajdanek od Cartiera, które zapinasz i nigdy nie 

zdejmujesz - byty bardzo modne w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku, teraz już raczej 

nie, no, chyba  że ktoś ma świra na punkcie odgrzewanej mody z lat osiemdziesiątych,  - 

Pozwól, że dam ci pewną radę - powiedział Cyrus, jakby Nate miał jakiś wybór. - Nie wierz 

w   ani   jedno   słowo   dziewczyny.   Dziewczyny   lubią   niespodzianki.   Chcą   być   stale 

zaskakiwane, żeby było ciekawie. Wiesz, co mam na myśli?

Nate zmarszczył brwi. Próbował sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni zaskoczył 

Blair. Jedyną rzeczą, która przyszła mu do głowy, było to, że przyniósł jej lody w rożku, 

kiedy odbierał ją z lekcji tenisa. To zdarzyło się ponad miesiąc temu i musiał przyznać, że 

była to dość marna niespodzianka. W takim tempie on i Blaire mogą nigdy nie pójść do łóżka.

Nate należał do tych chłopaków, na których patrzysz i wiesz, że kiedy patrzysz, on 

sobie myśli: Ta laska nie może oderwać ode mnie oczu, bo jestem super. Jednak nie był z tego 

powodu ani odrobinę nadęty. Nie mógł nic poradzić na to, że wyglądał super. Po prostu taki 

się urodził. Biedaczek.

Tego wieczoru Nate miał na sobie ciemnozielony kaszmirowy sweter z dekoltem w 

serek. Dała mu go Blair w ostatnią Wielkanoc, kiedy jej ojciec zabrał ich na tydzień na narty 

do Sun Valley. Potajemnie Blair zaszyła malutki zloty wisiorek w kształcie serca w jednym z 

rękawów swetra, żeby Nate zawsze nosił jej serce w swoim rękawie. Blair lubiła o sobie 

myśleć  jako o beznadziejnej  romantyczce  w stylu  aktorek filmowych  z  dawnych  lat,  jak 

Audrey Hepburn czy Marilyn Monroe, Zawsze obmyślała odpowiednią scenografię do filmu, 

w którym grała, filmu, który był jej życiem.

- Kocham cię - szepnęła Nate'owi, kiedy dala mu sweter.

- Ja ciebie też - odparł Nate, choć wcale nie był pewien, czy rzeczywiście tak jest.

Gdy włożył sweter, wyglądał tak bosko, że Blair miała ochotę krzyczeć i zedrzeć z 

siebie ubranie. Ale wydawało jej się, że takie zachowanie jest bardziej w stylu femme fatale 

niż romantycznej dziewczyny - więc trzymała buzię na kłódkę, usiłując być maleńką ptaszyną 

w ramionach Nate'a. Całowali się długo, ich policzki były jednocześnie gorące i zimne, bo 

background image

cały dzień spędzili na stoku. Nate zanurzył palce w jej włosach i pociągnął ją na hotelowe 

łóżko. Blair uniosła ręce nad głowę i pozwoliła, żeby Nate zaczął ją rozbierać, aż zdała sobie 

sprawę, do czego to prowadzi, i że nie jest to żaden film, tylko wszystko dzieje się naprawdę. 

Więc, jak grzeczna dziewczynka, usiadła i kazała Nate'owi przestać.

Powstrzymywała go aż do dziś. Zaledwie dwa dni temu Nate przyszedł po przyjęciu z 

opróżnioną do połowy butelką brandy w kieszeni, położył się na jej łóżku i wymamrotał:

- Pragnę cię, Blair.

I znowu Blair miała ochotę krzyczeć i rzucić się na niego, ale oparła się tej pokusie. 

Nate zasnął i cicho pochrapywał, a Blair położyła się obok niego, wyobrażając sobie, że oboje 

grają w filmie, w którym są małżeństwem, on ma problem z piciem, ale ona zawsze będzie 

przy nim i nigdy nie przestanie go kochać, nawet jeśli on czasem zmoczy łóżko.

Blair wcale nie chciała go robić na szaro, ale po prostu nie była gotowa. Prawie nie 

widywali się z Nate'em przez cale wakacje, bo ona wyjechała na ten okropny obóz tenisowy 

do Karoliny Północnej, a Nate żeglował ze swoim ojcem u wybrzeży Maine. Blair chciała się 

upewnić, że choć spędzili lato oddzielnie, nadal się kochają. Chciała zaczekać z seksem do 

swoich siedemnastych urodzin w przyszłym miesiącu.

Ale teraz miała już tego dość.

Nate   wyglądał   lepiej   niż   kiedykolwiek.   Przy   ciemnozielonym   swetrze   jego   oczy 

przybrały kolor intensywnej, połyskującej zieleni, a w jego falujących brązowych włosach 

pojawiły się złote pasemka po lecie spędzonym na oceanie. I nagle Blair wiedziała, że jest już 

gotowa. Pociągnęła kolejny łyk szkockiej, O tak. Zdecydowanie była gotowa.

background image

w ciągu godziny seksu

spala się 360 kalorii

- O czym rozmawiacie? - zapytała matka Blair, podchodząc do Nate'a i ściskając dłoń 

Cyrusa.

- O seksie - powiedział Cyrus, całując ją namiętnie w ucho.

Fuj.

- Oh! - zapiszczała Eleanor Waldorf, poklepując się po swoim wielkim blond bobie.

Matka Blair miała na sobie dopasowaną grafitową sukienkę z kaszmiru, którą Blair 

pomagała jej wybrać u Armaniego, i małe, czarne aksamitne klapki. Jeszcze rok temu nie 

zmieściłaby się w tę sukienkę, ale od kiedy poznała Cyrusa, zrzuciła prawie dziesięć kilo. 

Wyglądała fantastycznie. Wszyscy tak uważali.

- Rzeczywiście, wygląda szczupłej. - Blair usłyszała, jak pani Bass szepcze do pani 

Coates. - Ale założę się, że zrobiła sobie podbródek.

- Pewnie masz rację. Zapuściła włosy - to wiele wyjaśnia. Włosy zasłaniają blizny - 

odszepnęła pani Coates.

W   pokoju   huczało   od   plotek   na   temat   matki   Blair   i   Cyrusa   Rose'a.   Ze   strzępów 

rozmów, które Blair słyszała, wynikało, że przyjaciółki jej matki czują dokładnie to samo co 

ona, choć nie używały słów: irytujący, gruby, frajer.

- Czuję   Old   Spice   -   szepnęła   pani   Coates   do   pani   Archibald.   -   Myślisz,   że   on 

naprawdę używa Old Spice'a?

To byłby męski odpowiednik damskiego dezodorantu Impulse, a wszyscy wiedzieli, 

że Impulse jest paskudny.

- Nie jestem pewna - odszepnęła pani Archibald. - Ale myślę, że to prawdopodobne. - 

Chwyciła  koreczek z dorsza i kaparów z półmiska, który niosła Esther, włożyła  do ust i 

zaczęła energicznie przeżuwać, uchylając się od dalszej wypowiedzi, Nie mogła tego znieść 

ze  względu  na  Eleanor Waldorf.   Ploty i  jałowe   pogawędki  były  nawet  zabawne,   ale  nie 

kosztem zranienia uczuć starej przyjaciółki.

Bzdura!   -   powiedziałaby   Blair,   gdyby   słyszała   myśli   pani   Archibald.   Hipokrytka! 

Wszyscy ci ludzie byli potwornymi plotkarzami. A jak już się to robi, to czemu nie czerpać z 

background image

tego przyjemności?

Po   drugiej   stronie   pokoju   Cyrus   objął   Eleanor   i   pocałował   ją   w   usta   na   oczach 

wszystkich. Blair aż się wzdrygnęła na ten odrażający widok - jej matka i Cyrus zachowywali 

się jak napalone nastolatki - i odwróciła się do okna, żeby wyjrzeć na Piątą Aleję i Central 

Park. Paliły się opadłe  liście. Samotny  rowerzysta  wyjechał  z Siedemdziesiątej  Drugiej  i 

zatrzymał  się na rogu, obok wejścia  do parku, żeby kupić butelkę wody w budzie z hol 

dogami. Blair nigdy wcześniej nie zauważyła tego wózka z hot dogami i zastanawiała się, czy 

ten sprzedawca zawsze tam handlował, czy też był nowy. To zabawne, jak wiele rzeczy, które 

widuje się codziennie, umyka twojej uwagi.

Nagle Blair poczuła, że umiera z głodu, i wiedziała, czego chce: hot doga. Chciała go 

zjeść właśnie teraz - gorącego hol doga z musztardą, ketchupem, cebulą i piklami - i zjadłaby 

go w trzech kęsach, a potem beknęłaby swojej matce w twarz. Jeśli Cyrus może wtykać jej 

język do gardła na oczach wszystkich przyjaciół, ona może zjeść głupiego hot doga.

- Zaraz wracam - powiedziała Blair do Kati i Isabel.

Obróciła się na pięcie i ruszyła przez pokój do głównego holu. Włoży płaszcz, wyjdzie 

na dwór, kupi hot doga od ulicznego sprzedawcy, zje go w trzech kęsach, wróci, beknie matce 

w twarz, wypije jeszcze jednego drinka, a potem będzie kochać się z Nate'em.

- Dokąd idziesz?! - zawołała za nią Kati, ale Blair się nie Utrzymała, zmierzając prosto 

do drzwi.

Nate zobaczył wychodzącą Blair i w samą porę wyrwał się Cyrusuwi i jej matce.

- Blair? - powiedział. - Jak leci?

Blair zatrzymała się i spojrzała w seksowne zielone oczy Nate'a. Były jak szmaragdy 

ze spinek do mankietów, które jej ojciec zakładał do smokingu, kiedy szedł do opery.

Nosi moje serce w swoim rękawie, przypomniała sobie, zapominając zupełnie o hot 

dogu. W jej filmie Nate porwałby ją w ramiona, zaniósł do sypialni, a potem przeleciał.

Niestety, to nie był film.

- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała Blair. Podniosła kieliszek. - Ale najpierw 

mi dolejesz?

Nate wziął jej kieliszek i Blair poprowadziła go do baru z marmurowym blatem obok 

szklanych drzwi do jadalni, Nate nalał im obojgu po szklaneczce szkockiej, a potem znowu 

ruszył za Blair przez salon.

- Hej, gdzie się wybieracie? - zapytał  Chuck Bass, kiedy obok niego przechodzili. 

Uniósł brwi, uśmiechając się znacząco.

Blair przewróciła oczami i szła dalej, cały czas racząc się alkoholem. Nate szedł za 

background image

nią, całkowicie ignorując Chucka.

Chuck   Bass,   najstarszy   syn   Misty   i   Bartholomew   Bassów,   był   przystojny   jak   z 

reklamówki   wody   po   goleniu.   Rzeczywiście,   grał   w   reklamie   British   Drakkar   Noir,   ku 

publicznej konsternacji rodziców, choć potajemnie byli z tego dumni. Chuck był również 

najbardziej napalonym chłopakiem wśród znajomych Blair i Nate'a. Kiedyś, na imprezie w 

dziewiątej   klasie,   Chuck  siedział  ukryty   w  szafie  sypialni   dla   gości   przez   dwie   godziny, 

czekając,  aż będzie mógł  wpełznąć  do łóżka  z Kati  Farkas,  która  była  tak nawalona,  że 

rzygała nawet przez sen. Ale Chuckowi to nie przeszkadzało. Po prostu się z nią przespał. Tak 

już miał. jeśli chodzi o dziewczyny.

Jedynym  sposobem na takiego gościa jak Chuck było  roześmiać się mu prosto w 

twarz, i właśnie tak robiły wszystkie dziewczyny, które go znały. W innych kręgach mógłby 

zostać skazany na banicję jako szumowina, ale te rodziny przyjaźniły się od pokoleń. Chuck 

był Bassem, więc byli na niego skazani. Nawet przyzwyczaili się do jego złotego sygnetu z 

monogramem, jego granatowych  kaszmirowych  szali z monogramem, jego zdjęć, którymi 

obwieszone były domy i apartamenty jego starych, i które wysypywały się z jego szafki w 

prywatnej szkole dla chłopców Riverside Preparatory.

- Nie zapomnijcie się zabezpieczyć! - zawołał Chuck, unosząc swój kieliszek do Blair 

i   Nate'a,  kiedy   weszli   w   długi,   wyłożony   czerwonym   dywanem   korytarz   prowadzący  do 

sypialni Blair.

Blair chwyciła za szklaną gałkę i przekręciła ją, zaskakując swoją rosyjską błękitną 

kotkę Kitty Minky, która leżała zwinięta na czerwonej jedwabnej narzucie. Blair zatrzymała 

się w progu i mocno przytuliła się do Nate'a. Sięgnęła po jego dłoń.

W tym momencie nadzieje Nate'a odżyły. Blair zachowywała się tak prowokująco i 

seksownie... Czy to możliwe, że dziś się coś wydarzy?

Blair ścisnęła Nate'a za rękę i wciągnęła go do pokoju. Potykając się padli na łóżko, 

rozlewając drinki na moherowy dywanik. Blair chichotała; szkocka, którą w siebie wlała, 

uderzyła jej do głowy.

Zaraz   będę   kochać   się   z   Nate'em,   pomyślała   upojona.   A   potem...   W   czerwcu 

skończymy szkołę, na jesieni pójdziemy oboje do Yale, za cztery lata wyprawimy wielkie 

wesele,   znajdziemy   piękny   apartament   na   Park   Avenue,   wszystko   wyłożymy   aksamitem, 

jedwabiem oraz futrami i będziemy uprawiać seks w każdym pokoju po kolei.

Nagle z korytarza dobiegł donośny głos matki Blair:

- Serena van der Woodsen! Co za urocza niespodzianka!

Nate wypuścił rękę Blair i wyprostował się jak żołnierz, któremu rozkazano stanąć na 

background image

baczność.   Blair   usiadła   ciężko   na   brzegu   łóżka,   odstawiła   swojego   drinka   na   podłogę   i 

zacisnęła dłoń na narzucie tak mocno, że aż zbielały jej kostki.

Spojrzała na Nate'a.

Ale Nate był już w drodze do drzwi; zmierzał na korytarz, żeby zobaczyć, czy to 

rzeczywiście prawda. Czy Serena van der Woodsen naprawdę wróciła?

W filmie Blair nastąpił nagły, tragiczny zwrot akcji. Blair złapała się za żołądek, gdyż 

znów poczuła głód.

Powinna była jednak pójść po tego hot doga.

background image

S wróciła!

- Witam,   witam,   witam!   -   piała   matka   Blair,   całując   gładkie,   zapadnięte   policzki 

wszystkich van der Woodsenów po kolei.

Cmok, cmok, cmok, cmok, cmok, cmok!

- Wiem, że nie spodziewałaś się Sereny, moja droga - szepnęła pani van der Woodsen 

zmartwionym, poufnym tonem. - Mam nadzieję, że to nie problem.

- Oczywiście, że nie. Wszystko w porządku - odparła pani Waldorf. - Przyjechałaś do 

domu na weekend, Sereno?

Serena van der Woodsen przecząco pokręciła głową i podała swój klasyczny płaszcz 

Burberry pokojówce Esther. Założyła kosmyk blond włosów za ucho i uśmiechnęła się do 

gospodyni.

Kiedy   Serena   się   uśmiechała,   uśmiechały   się   także   jej   oczy   -   ciemne,   prawie 

granatowe.   Był   to   uśmiech,   który   można   próbować   naśladować,   stojąc   przed   lustrem   w 

łazience. Magnetyczny, rozkoszny, zdający się mówić: „Nie możecie oderwać ode mnie oczu, 

co?” - uśmiech, jaki supermodelki ćwiczą latami A Serena uśmiechała się w ten sposób ot tak, 

po prostu.

- Nie, jestem tu... - zaczęła mówić.

Matka Sereny przerwała jej pospiesznie.

- Uznała, że szkoła z internatem to nie dla niej - oznajmiła, poprawiając od niechcenia 

swoje włosy, jakby zupełnie nie było o czym mówić. Chodzący spokój.

Wszyscy van der Woodsenowie byli tacy. Wysocy, jasnowłosi, szczupli i niezwykle 

opanowani; cokolwiek robili - grali w tenisa, przywoływali taksówkę, jedli spaghetti, szli do 

toalety - nigdy nie tracili spokoju. Zwłaszcza Serena. Cechował ją spokój, który zyskuje się, 

kupując   odpowiednią  torebkę  czy  odpowiednią   parę  dżinsów.  Była   dziewczyną,   na  którą 

lecieli wszyscy chłopacy, a wszystkie dziewczyny chciały być takie jak ona.

- Serena jutro wraca do Constance - powiedział pan van der Woodsen, zerkając na 

córkę   stalowymi,   niebieskimi   oczami,   w   których   widać   było   zarówno   dumę,   jak   i 

dezaprobatę, przez co wyglądał na jeszcze groźniejszego, niż był w rzeczywistości.

- Hm. Serena, moja droga, wyglądasz cudownie. Blair będzie zachwycona, gdy cię 

background image

zobaczy - ekscytowała się matka Blair.

- Spójrz   na   siebie   -   powiedziała   Serena,   ściskając   ją.   -   Ale   jesteś   szczupła!   A 

mieszkanie wygląda po prostu fantastycznie. Wow! Zrobiłaś z niego prawdziwe dzieło sztuki.

Pani Waldorf uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona i objęła ramieniem smukłą talię 

Sereny.

- Skarbie, chciałabym ci przedstawić mojego wyjątkowego przyjaciela, Cyrusa Rose'a 

- powiedziała. - Cyrus, to jest Serena.

- Zachwycająca - zagrzmiał Cyrus,  Pocałował Serenę w oba policzki i uściskał ją, 

odrobinę za mocno. - I niezła z niej przytulanka - dodał, poklepując Serenę po biodrze.

Serena zachichotała, ale się nie wzdrygnęła. Dwa ostatnie lata spędziła głównie w 

Europie   i   była   przyzwyczajona   do   ściskania   przez   nieszkodliwych,   napalonych 

Europejczyków,  którzy zupełnie nie potrafili się jej oprzeć. Była  jak magnes dla różnych 

napaleńców.

- Serena jest najlepszą przyjaciółką Blair - wyjaśniła Cyrusowi Eleanor Waldorf. - Ale 

wyjechała do Hanover Academy w jedenastej klasie, a ostatnie lato podróżowała. Biednej 

Blair było ciężko bez ciebie w zeszłym roku, Sereno - powiedziała Eleanor z zamglonymi 

oczami. - Zwłaszcza w czasie mojego rozwodu. Ale nareszcie wróciłaś. Blair się ucieszy.

- Gdzie   ona   jest?   -   zapytała   Serena   niecierpliwie,   nie   mogąc   się   doczekać,   kiedy 

znowu zobaczy swoją najlepszą przyjaciółkę, a jej idealna, jasna cera aż poróżowiała. Stanęła 

na palcach i wyciągnęła szyję, wypatrując Blair, ale wkrótce została otoczona przez rodziców 

jej   przyjaciół   -   Archibaldowie,   Coatesowie,   Bassowie,   pan   Farkas,   każdy   po   kolei   ją 

obcałowywał, witając na powrót w domu.

Serena ściskała ich uszczęśliwiona. Ci ludzie byli dla niej jak rodzina, a nie było jej 

bardzo długo. Nie mogła się doczekać, kiedy życie znowu zacznie się toczyć starym torem. 

Ona i Blair razem będą w szkole, będą chodzić na zajęcia z fotografii na Owczą Łąkę do 

Central Parku, leżeć na plecach, robić zdjęcia gołębiom i chmurom, palić i pić colę, i czuć się 

jak hardcore'owe artystki. Znowu będą koktajle w Star Lounge w Tribeca Star Hotel, które 

zawsze zamieniały się w całonocne imprezki, bo za, każdym razem były zbyt pijane, żeby 

wracać do domu, więc spędzały noc w apartamencie rodziców Chucka Bassa w tymże hotelu. 

Będą siedziały na łóżku z baldachimem u Blair i oglądały filmy z Audrey Hepburn, ubrane w 

elegancką bieliznę, popijając gin z sokiem z limonki. Będą oszukiwać na testach z łaciny, jak 

zawsze -  amo, amas, amat  - ta odmiana nadal była wytatuowana w zgięciu łokcia Sereny 

niezmywalnym markerem (dzięki Ci, Boże, że istnieją rękawy trzy czwarte!). Będą jeździć po 

posiadłości   rodziców   Sereny   w   Ridgefield   starym   buickiem   dozorcy,   śpiewając   głupie 

background image

szkolne hymny i zachowując się jak zwariowane staruszki. Będą sikać na progach domów 

swoich koleżanek z klasy, dzwonić do drzwi, a potem uciekać. Zabiorą młodszego brata Blair 

Tylera   na   Lower   East   Side,   gdzie   go   zostawią,   żeby   zobaczyć,   ile   czasu   zajmie   mu 

znalezienie drogi do domu - była to prawdziwa działalność dobroczynna, bo teraz Tyler był 

najbardziej cwanym, obeznanym z miastem chłopakiem ze szkoły Świętego Jerzego. Będą 

szaleć na dyskotekach z całą bandą znajomych i tracić po pięć kilo tylko od samego pocenia 

się w swoich skórzanych spodniach. Nie żeby potrzebowały walczyć z nadwagą.

Znowu   będzie   tak   jak   dawniej,   absolutnie   fantastycznie   i   Serena   nie   mogła   się 

doczekać.

- Przyniosłem ci drinka - powiedział Chuck Bass, przepychając się przez gromadkę 

dorosłych i podając Serenie szklaneczkę whisky. - Witaj w domu - dodał, pochylając się, żeby 

pocałować Serenę w policzek, ale celowo w niego nie trafił i jego usta wylądowały dokładnie 

na jej wargach.

- W ogóle się nie zmieniłeś - powiedziała Serena, biorąc od niego drinka. Upiła duży 

łyk. - To jak, tęskniłeś za mną?

- Czy tęskniłem? Pytanie raczej powinno brzmieć, czy ty tęskniłaś za mną? - odparł 

Chuck. - No dalej, dziecinko, odsłoń rąbka tajemnicy. Co robisz z powrotem w Nowym 

Jorku? Co się stało? Masz chłopaka?

- Oj, nie udawaj, Chuck - powiedziała Serena, ściskając jego rękę. - Przecież wiesz, że 

wróciłam, bo szaleńczo cię pragnę. Zawsze cię pragnęłam.

Chuck zrobił krok do tyłu i odchrząknął. Jego twarz płonęła. Wzięła go z zaskoczenia; 

coś takiego zdarzało mu się bardzo rzadko.

- W   tym   miesiącu   nie   mam   chwili   wolnej,   ale   mogę   cię   wciągnąć   na   listę 

oczekujących - powiedział Chuck, próbując odzyskać spokój.

Serena już go nie słuchała. Rozglądała się po pokoju, szukając dwóch osób, które 

najbardziej chciała zobaczyć. Blair i Nate'a.

W  końcu  ich  zauważyła.   Nate  stał  obok drzwi  do holu,  Blair   była   tuż  za  nim,  z 

pochyloną głową szamotała się z guzikami swojego czarnego sweterka, Nate patrzył prosto na 

Serenę,   a   kiedy   napotkał   jej   spojrzenie,   przygryzł   dolną   wargę,   jak   zawsze,   kiedy   był 

zakłopotany. A potem się uśmiechnął.

Ten uśmiech. Te oczy. Ta twarz.

- Chodź tu - powiedziała Serena, machając ręką.

Serce zaczęło jej szybciej bić, kiedy Nate ruszył w jej kierunku. Wyglądał lepiej, niż 

zapamiętała, o wiele lepiej.

background image

Serce Nate'a biło jeszcze szybciej niż jej.

- Hej - szepnęła Serena, kiedy Nate ją obejmował. Pachniał tak samo jak zawsze. Jak 

najczystszy, najsłodszy chłopak na świecie. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy przyciskała swoją 

twarz do piersi Nate'a. Teraz naprawdę była już w domu.

Nate spalił cegłę. Uspokój się, powiedział sobie. Ale nie mógł się uspokoić, Miał 

ochotę porwać ją w ramiona i całować bez końca. Chciał wykrzyczeć, że ją kocha, ale tego 

nie zrobił. Nie mógł.

Nate był jedynym synem kapitana marynarki wojennej i francuskiej damy. Jego ojciec 

był doświadczonym żeglarzem, zabójczo przystojnym, ale nieskorym do okazywania czułości 

Matka   była   zupełnym   przeciwieństwem   ojca,   zawsze   rozpieszczała   Nate'a.   Miewała   też 

napady histerii, a wtedy zamykała się w swojej sypialni z butelką szampana i wydzwaniała do 

siostry, której jacht cumował w Monako. Biedny Nate zawsze miał ochotę wyrzucić z siebie, 

co naprawdę czuje, ale nie chciał robić scen ani powiedzieć niczego, czego mógłby później 

żałować. Więc trzymał język za zębami, pozwalając, by inni sterowali łodzią, a sam leżał na 

plecach, rozkoszując się miarowym kołysaniem fal..

Może i wyglądał jak rasowy ogier, ale naprawdę był słaby.

- No   to   co   porabiałaś   przez   ten   czas?   -   zapytał   Serenę,   starając   się   oddychać 

normalnie. - Brakowało nam ciebie.

Zauważcie, że nie był nawet na tyle odważny, by powiedzieć: „Brakowało mi ciebie”.

- Co porabiałam? - powtórzyła Serena i zachichotała. - Gdybyś tylko wiedział, Nate, 

Byłam bardzo, bardzo niegrzeczna!

Nate mimowolnie zacisnął pięści. Rety, ale mu jej brakowało.

Ignorowany, jak zwykle, Chuck oddalił się chyłkiem od Nate'a i Sereny i podszedł do 

Blair, która stalą po drugiej stronie pokoju z Kati i Isabel.

- Tysiąc dolców, że ją wykopali - powiedział. - I czy nie wygląda na wypieprzoną? 

Sądzę, że jest gruntownie wypieprzona. Może zajmowała się tam prostytucją. Wesoła Dania z 

Hanover Academy - dodał, śmiejąc się ze swojego głupiego dowcipu.

- A mnie wygląda na naćpaną - powiedziała Kati. - Może jedzie na heroinie.

- Albo jakichś prochach na receptę - dorzuciła Isabel. - No wiecie, jak valium czy 

prozac. Może kompletnie jej odwaliło. - Mogłaby sama produkować dragi - zgodziła się Kati. 

- Zawsze była dobra z chemii.

- Słyszałem, że przyłączyła się do jakiejś sekty - podsunął Chuck. - Może zrobili jej 

pranie mózgu i teraz myśli tylko o seksie, i cały czas chce robić tylko jedno.

Kiedy   będzie   wreszcie   ta   kolacja?   -   zastanawiała   się   Blair.   przestając   słuchać 

background image

niedorzecznych spekulacji przyjaciół.

Już zapomniała, jak piękne włosy miała Serena. Jak idealna była jej skóra. Jak długie i 

szczupłe   miała   nogi.   Co   widać   w   oczach   Nate'a,   kiedy   na   nią   patrzy   -   jakby  nigdy   nie 

zamierzał oderwać od niej wzroku. Nigdy nie patrzył w ten sposób na Blair.

- Hej, Blair, Serena musiała ci chyba powiedzieć, że wraca? - stwierdził Chuck. - No, 

powiedz nam. O co chodzi?

Blair spojrzała na niego pustym wzrokiem, a na jej małej, lisiej twarzy pojawił się 

rumieniec. Prawda była taka, że od ponad roku właściwie nie rozmawiała z Sereną.

Na początku, kiedy Serena dopiero co wyjechała do tej szkoły z internatem, Blair 

naprawdę za nią tęskniła. Ale wkrótce stało się jasne, o ile łatwiej jest błyszczeć, kiedy w 

pobliżu nie ma Sereny. Nagle to Blair była najpiękniejszą, najbystrzejszą, najzgrabniejszą, 

najatrakcyjniejszą   dziewczyną   w   towarzystwie.   To   ona   przyciągała   wszystkie   spojrzenia. 

Więc przestała aż tak bardzo tęsknić za Sereną. Miała lekkie wyrzuty sumienia, że zerwała z 

nią kontakty, ale nawet i to minęło, kiedy odbierała krótkie, bezosobowe e - maile od Sereny, 

w których tamta opisywała, jak dobrze się bawi.

Pojechałam   stopem   do   Vermont,   żeby   pojeździć   na 

snowboardzie,   i   spędziłam   noc   w   dyskotece   z  zajebistymi 

chłopakami!

Ale miałam zwariowaną noc. Cholera, głowa mi pęka!

Ostatnim znakiem życia od Sereny była pocztówka, która przysłała Blair tego lata.

Blair, stuknęła mi siedemnastka w dniu zdobycia Bastylii. Cała Francja świętuje!!  

Tęsknię!!! Uściski, Serena.

Napisała tylko tyle.

Blair   schowała   kartkę   do   starego   pudełka   po   butach,   gdzie   trzymała   wszystkie 

pamiątki po ich przyjaźni. Przyjaźni, o której zawsze będzie pamiętać i którą, aż do teraz, 

uważała za skończoną.

Serena wróciła. Wieko pudełka zostało otwarte i wszystko znowu będzie tak samo jak 

przed jej wyjazdem. Jak zawsze będą nierozłączne. Serena i Blair, Blair i Serena, a Blair 

będzie tą niższą, grubszą, myszowatą, mniej dowcipną najlepszą  przyjaciółką jasnowłosej 

piękności, Sereny van der Woodsen.

Albo i nie. Nie, jeśli jakoś temu zaradzi.

background image

- Musisz się chyba bardzo cieszyć, że Serena wróciła! - zaćwierkała Isabel. Ale kiedy 

zobaczyła   wyraz   twarzy   Blair,   zmieniła   ton.   -   Naturalnie   przyjęli   ją   z   powrotem   do 

Constance. To takie typowe. Za żadną cenę nie chcą stracić żadnej z nas. - Isabel zniżyła głos. 

- Słyszałam, że na wiosnę Serena prowadzała się z jakimś miejscowym po New Hampshire. 

Miała aborcję - dodała.

- Założę się, że to nie była jej pierwsza skrobanka - wtrącił Chuck. - Tylko  na nią 

spójrzcie.

Tak też zrobili. Cała czwórka patrzyła na Serenę, która nadal radośnie gawędziła z 

Nate'em. Chuck widział dziewczynę, z którą chciał się przespać od czasu, kiedy zaczął mieć 

ochotę na dziewczyny - pierwsza klasa, chyba? Kati widziała dziewczynę, którą naśladowała, 

od kiedy zaczęła sama kupować sobie ciuchy - trzecia klasa? Isabel widziała dziewczynę, 

która w kościele na świątecznych jasełkach grała anioła ze skrzydłami z prawdziwych piór, 

podczas gdy ona była tylko skromnym pasterzem i musiała włożyć jutowy worek. Znowu 

trzecia klasa. Zarówno Kati, jak i Isabel widziały w niej dziewczynę, która na pewno odbierze 

im Blair, a one będą miały tylko siebie, co było zbyt ponure, nawet żeby o tym myśleć. A 

Blair widziała Serenę, swoją najlepszą przyjaciółkę, dziewczynę, którą zawsze będzie kochać 

i nienawidzić. Dziewczynę, której nigdy nie dorówna i którą tak bardzo starała się zastąpić 

kimś innym. Dziewczynę, o której, taką miała nadzieję, wszyscy zapomnieli.

Przez   jakieś   dziesięć   sekund   Blair   miała   zamiar,   żeby   powiedzieć   przyjaciołom 

prawdę: Nie wiedziała, że Serena wraca, Ale jak by to wyglądało? Blair powinna być na 

bieżąco,   więc   jak   mogłaby   się   przyznać,   że   nie   wiedziała   nic   o   powrocie   Sereny,  kiedy 

zdawało się, że jej przyjaciele tyle wiedzą na ten temat? Blair nie mogła tak po prostu stać bez 

słowa. To byłoby zbyt oczywiste. Zawsze miała coś do powiedzenia. Poza tym kto chciałby 

usłyszeć prawdę, kiedy prawda była tak niewiarygodnie nudna? Blair kochała dramaturgię. 

Teraz miała szansę. Odchrząknęła.

- To wszystko stało się tak... nagle - powiedziała tajemniczo.

Spuściła wzrok i zaczęła bawić się małym pierścionkiem z rubinem, który nosiła na 

środkowym palcu prawej ręki. Film się zaczął i Blair się rozkręcała.

- Myślę, że Serena jest tym załamana. Ale obiecałam jej, że nikomu nie powiem - 

dodała.

Jej   przyjaciele   pokiwali   głowami,   jakby   to   absolutnie   rozumieli.   Zabrzmiało   to 

jednocześnie poważnie i pikantnie, a co najlepsze, wyszło na to, że Serena zwierzyła się ze 

wszystkiego Blair. Gdyby Blair mogła napisać scenariusz do reszty tego filmu, to z pewnością 

ona owinęłaby sobie chłopaka wokół palca, A Serena mogłaby grać dziewczynę, która spada 

background image

z klifu, roztrzaskuje czaszkę o skały, pożerają ją żywcem wygłodniałe sępy i wszelki ślad po 

niej ginie.

- Uważaj, Blair - ostrzegł ją Chuck, pokazując głową na Serenę i Nate'a, którzy nadal 

rozmawiali półszeptem przy barze, nie spuszczając z siebie wzroku. - Wygląda na to, że 

Serena już znalazła kolejną ofiarę.

background image

S&N

Serena trzymała Nate'a za rękę, wymachując nią w tę i w tamtą.

- Pamiętasz Nagiego Bucka? - zapytała go, śmiejąc się wesoło.

Nate zachichotał, ciągle zażenowany, nawet po tylu latach. Nagi Buck był jego drugim 

ja, wymyślonym na imprezie w ósmej klasie, kiedy większość z nich upiła się po raz pierwszy 

w życiu. Po wlaniu w siebie sześciu piw Nate ściągnął koszulę, a Serena i Blair narysowały 

czarnym markerem na jego torsie głupowatą twarz z  zajęczą szczęką. Nie wiedzieć czemu, 

przez tę twarz w Nate'a wstąpił demon i wymyślił pijacką grę. Wszyscy siedzieli w kółku, a 

Nate   stał   pośrodku   z   podręcznikiem   do   łaciny   i   wykrzykiwał   czasowniki,   które   mieli 

odmieniać. Pierwsza osoba, która się pomyliła, musiała się napić i pocałować Nagiego Bucka. 

Oczywiście wszyscy się mylili, jednakowo chłopaki i dziewczyny,  więc tamtej nocy Nagi 

Buck cieszył się dużym powodzeniem. Następnego ranka Nate próbował udawać, że nic się 

nie wydarzyło, ale dowód był wymalowany na jego ciele. Minęły tygodnie, zanim udało mu 

się zmyć Bucka.

- A pamiętasz Morze Czerwone? - zapytała Serena. Przyglądała się twarzy Nate' a. 

Żadne z nich teraz się nie uśmiechało.

- Morze  Czerwone   -  powtórzył  Nate,   tonąc   w  głębokich,   niebieskich  jeziorach   jej 

oczu. Oczywiście, że pamiętał. Jak mógłby zapomnieć?

Upalny sierpniowy weekend w wakacje po dziesiątej klasie. Nate był w mieście ze 

swoim ojcem, a reszta rodziny nadal siedziała w Maine. Serena, która tkwiła w wiejskim 

domu w Ridgefleld, Connecticut, była tak znudzona, że pomalowała każdy z paznokci u rąk i 

nóg na inny kolor. Blair była w zamku Waldorfów w Gleneagles w Szkocji na weselu ciotki. 

Ale dwoje jej najlepszych przyjaciół dobrze się bawiło bez niej. Gdy Nate zadzwonił, Serena 

natychmiast wsiadła do kolejki linii New Haven do Grand Central Station.

Spotkali się na peronie. Serena była w jasnoniebieskiej jedwabnej sukience i różowych 

gumowych klapkach. Jej blond Włosy opadały luźno, sięgając nagich ramion. Nie miała ze 

sobą   torebki,   ani   nawet   portfela   czy   kluczy.   Dla   Nate'a   wyglądała   jak   anioł.   Ale   był 

szczęściarzem. Życie nigdy nie smakowało lepiej niż wtedy, gdy Serena przeszła peronem, 

zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała w usta. To był cudowny, zaskakujący pocałunek.

background image

Najpierw pili martini w małym  barze na górze obok wejścia na Grand Central od 

strony Vanderbilt Avenue. Potem pojechali taksówką przez Park Avenue prosto do domu 

Nate'a   na   Osiemdziesiątej   Drugiej.   Jego   ojciec   miał   spotkanie   z   jakimiś   zagranicznymi 

bankierami i miało go nie być do późna, więc Serena i Nate mieli dom tylko dla siebie. Było 

dziwnie, bo pierwszy raz byli ze sobą sam na sam i obserwowani.

Nie trwało to długo.

Siedzieli w ogrodzie, pijąc piwo i paląc papierosy. Nate miał na sobie koszulę polo z 

długimi rękawami, a ponieważ było wyjątkowo gorąco, zdjął ją. Jego ramiona były usiane 

maleńkimi piegami, a plecy muskularne i opalone w czasie wielu godzin spędzonych w porcie 

w Maine, gdzie razem z ojcem budował żaglówkę.

Serenie   też   było   gorąco,   więc   wdrapała   się   do   fontanny.   Usiadła   na   kolanie 

marmurowej Wenus z Milo i chlapała się wodą, aż zupełnie przemoczyła sukienkę.

Nie było trudno dostrzec, która z nich to prawdziwa bogini. W porównaniu z Sereną 

Wenus była tylko chropowatym kawałem marmuru. Nate podszedł chwiejnie do fontanny i 

przyłączył się do Sereny. Wkrótce oboje zaczęli zdzierać z siebie resztę ubrań. W końcu był 

sierpień. Jedynym sposobem na przetrwanie sierpnia w mieście było rozebrać się do naga.

Nate   martwił   się   kamerami,   które   cały   czas   monitorowały   dom   jego   rodziców, 

zarówno od frontu, jak i od tyłu, więc poprowadził Serenę do środka, do sypialni rodziców.

Reszta jest historią.

Oboje uprawiali seks po raz pierwszy. Było niezręcznie i boleśnie, i podniecająco, i 

zabawnie, i tak słodko, że zapomnieli o zakłopotaniu. Było dokładnie tak, jak się marzy, żeby 

wyglądał   pierwszy   raz,   i   niczego   nie   żałowali.   Później   włączyli   telewizor,   który   był 

ustawiony   na   History   Channel,   gdzie   akurat   nadawali   film   dokumentalny   o   Morzu 

Czerwonym. Leżeli objęci, wpatrując się w chmury przez świetlik na górze, jednocześnie 

słuchając, jak lektor mówi o Mojżeszu, przed którym rozstąpiło się Morze Czerwone.

Serenie przyszło wtedy do głowy coś komicznego.

- Rozstąpiło  się   przed  tobą   moje   Morze   Czerwone!  -  wy  krzyknęła  ze   śmiechem, 

mocując się z Nate'em na poduszkach.

Nate roześmiał się i zawinął ją w prześcieradło jak mumię.

- A teraz zostawię cię tu jako ofiarę dla Ziemi Świętej! powiedział głębokim głosem 

jak z horroru.

I zostawił ją, na chwilę. Wstał i zamówił chińszczyznę oraz kiepskie białe wino. A 

potem leżeli w  łóżku, jedli, pili, a zanim niebo pociemniało  i przez świetlik  było  widać 

migające gwiazdy, jeszcze raz rozstąpiło się przed nim jej Morze Czerwone.

background image

Tydzień później Serena wyjechała do Hanover Academy, a Nate i Blair zostali w 

Nowym Jorku. Od tamtej pory Serena zawsze spędzała wakacje za granicą - Boże Narodzenie 

w austriackich Alpach, Wielkanoc w Dominikanie, latem podróżowała po Europie. Dopiero 

teraz wróciła do Nowego Jorku; Widzieli się pierwszy raz od czasu rozstąpienia się Morza 

Czerwonego.

- Blair o tym nie wie, prawda? - Serena zapytała cicho Nate'a.

Jaka Blair? - pomyślał Nate, który chwilowo stracił pamięć. Pokręcił głową.

- Nie - powiedział. - Jeśli ty jej nie powiedziałaś, to nie wie.

Ale wiedział Chuck Bass, co było chyba jeszcze gorsze. Nate wygadał się zaledwie 

dwa dni temu, po pijaku, co było kompletną głupotą. Przypalali trawę i Chuck zapytał:

- Powiedz, Nate. Jakie było twoje najlepsze pieprzenie W tyciu? Oczywiście, o ile w 

ogóle już to robiłeś.

- Zrobiłem to z Sereną van der Woodsen - pochwalił się Nate jak skończony idiota.

A   Chuck   nie   utrzyma   tego   długo   w   sekrecie.   Było   to   zbyt   pikantne   i   za   bardzo 

użyteczne. Chuck nie musiał czytać książki  Jak zdobywać przyjaciół i wywierać wpływ na 

ludzi. Było tak, jakby sam ją napisał. Tyle tylko, że nie szło mu najlepiej z pozyskiwaniem 

przyjaciół.

Serena   zdawała   się   nie   zauważać   niezręcznego   milczenia   Nate'a.   Westchnęła, 

opierając   głowę   na   jego   ramieniu.   Nie   pachniała   już   Cristalle   Chanel,   tak   jak   kiedyś. 

Pachniała miodem, drzewem sandałowym i liliami - mieszanką olejków własnego pomysłu. 

To było bardzo w jej stylu i zupełnie nie można się było temu oprzeć, ale gdyby ktokolwiek 

inny próbował używać tego zapachu, pewnie pachniałby psią kupą.

- Cholera. Potwornie za tobą tęskniłam, Nate - powiedziała. - Szkoda, że nie widziałeś, 

w co się wpakowałam. Byłam taka niegrzeczna.

- Co masz na myśli? Co takiego zrobiłaś? - zapytał zaniepokojony Nate. Przez krótką 

chwile wyobrażał sobie, jak Serena urządza orgie w swoim pokoju w internacie Hanover 

Academy i romansuje ze starszymi mężczyznami w hotelowych pokojach w Paryżu. Żałował, 

że nie odwiedził jej tego lata w Europie. Zawsze chciał to zrobić w hotelu.

- I byłam beznadziejną przyjaciółką - ciągnęła Serena. - Prawie nie odzywałam się do 

Blair   od   chwili   wyjazdu.   A   tyk   się   wydarzyło.   Wiem,   że   jest   wściekła.   Nawet   się   nie 

przywitała.

- Nie jest wściekła - powiedział Nate. - Może po prostu jest onieśmielona.

Serena spojrzała na niego.

- Jasne - powiedziała kpiąco. - Blair jest onieśmielona. Od kiedy to zrobiła się taka 

background image

nieśmiała?

- No cóż, ale nie jest wściekła - upierał się Nate.

Serena wzruszyła ramionami.

- W każdym razie jestem tak podjarana, że znowu jestem z wami. Będziemy robić 

wszystko to, co dawniej. Razem z Blair będziemy zrywać się z zajęć i spotykać się z tobą na 

dachu Met, a potem pobiegniemy do tego starego kina obok hotelu Plaza i będziemy oglądać 

zakręcone filmy aż do popołudnia. Ty i Blair już zawsze będziecie razem, a ja będę druhną na 

waszym ślubie. I będziemy szczęśliwi, tak jak w filmach.

Nate zmarszczył brwi.

- Nie rób takiej miny, Nate - powiedziała Serena ze śmiechem. - To nie brzmi aż tak 

źle, prawda?

Nate wzruszył ramionami.

- Nie, chyba jest okay - powiedział, choć wcale tak nie myślał.

- Co jest okay? - zapytał opryskliwy głos.

Zaskoczeni, Nate i Serena oderwali od siebie oczy. To był Chuck, a wraz z nim Kati, 

Isabel, w końcu Blair, która rzeczywiście wyglądała na onieśmieloną.

Chuck klepnął Nate'a w plecy.

- Sorry, Nate  - powiedział. - Ale wiesz, nie możesz przez cała noc mieć van der 

Woodsen tylko dla siebie.

Nate prychnął i przechylił szklaneczkę. Został w niej sam lód..

Serena   spojrzała   na   Blair.   W   każdym   razie   próbowała.   Blair   zrobiła   rytuał   z 

naciągania swoich czarnych pończoch, podciągając je centymetr po centymetrze od chudych 

kostek do kościstych kolan, i wyżej, na muskularne uda tenisistki. Więc Serena dała sobie 

spokój i ucałowała najpierw Kati, potem Isabel. Dopiero wtedy ruszyła do Blair.

Blair   nie   mogła   bez   końca   zajmować   się   pończochami,   nie   budząc   przy   tym 

śmieszności. Kiedy Serena stanęła przy niej, uniosła głowę, udając zaskoczenie.

- Hej,   Blair   -   powiedziała   podekscytowana   Serena.   Położyła   dłonie   na   ramionach 

przyjaciółki i schyliła się, by pocałować ją w oba policzki. - Przepraszam, że nie zadzwoniłam 

do ciebie przed powrotem. Chciałam. Ale działo się tyle zwariowanych rzeczy. Mam ci tyle 

do opowiedzenia.

Chuck, Kati i Isabel zaczęli szturchać się łokciami, przyglądając się Blair. Było dla 

nich oczywiste, że kłamała. Nie miała pojęcia, że Serena wraca.

Blair spaliła cegłę.

Była ugotowana.

background image

Nate zauważył napięcie, ale myślał, że przyczyna jest zupełnie inna. Czy Chuck już 

wyśpiewał wszystko Blair? Czy był spalony? Nate nie był pewien. Blair nawet na niego nie 

spojrzała.

To było chłodne powitanie. Nie takiego się oczekuje, jeśli chodzi o starych, dobrych 

przyjaciół.

Serena przenosiła wzrok z jednej twarzy na drugą. Najwyraźniej powiedziała coś nie 

tak. Szybko domyśliła się, o co chodzi. Ale ze mnie idiotka, zbeształa się w duchu.

- To znaczy, przepraszam, że nie zadzwoniłam do ciebie wczoraj. Dosłownie przed 

chwilą  wróciłam   z  Ridgefield.  Rodzice  mnie   tam  uziemili,   zastanawiając  się,  co  ze  mną 

zrobić. Ale się wynudziłam.

Całkiem zgrabnie.

Serena   czekała   na   uśmiech   Blair,   wdzięcznej,   że   jej   nie   wydała,   ale   Blair   tylko 

spojrzała   na   Kati   i   Isabel,   żeby   zorientować   się,   czy   zauważyły   to   potknięcie.   Blair 

zachowywała się dziwnie i Serena próbowała opanować narastającą panikę. Może Nate nie 

miał racji. Może Blair faktycznie była na nią wściekła. Serena tyle przegapiła. Na przykład 

rozwód rodziców Blair. Biedna Blair.

- Musi być beznadziejnie bez twojego taty - powiedziała Serena. - Ale twoja mama 

wygląda   naprawdę   świetnie,   a   Cyrus   jest   nawet   sympatyczny,   kiedy   już   się   do   niego 

przywyknie - zachichotała.

Blair nadal się nie uśmiechała.

- Możliwe - powiedziała, patrząc przez okno na budkę z hot dogami. - Ja do niego 

jeszcze nie przywykłam.

Cała szóstka milczała przez długą, pełną napięcia chwilę.

Potrzeba im było po dobrym, mocnym drinku.

Nate zagrzechotał lodem w swojej szklance.

- Kto chce się jeszcze napić? - zapytał. - Zrobię drinki.

Serena podsunęła mu swój kieliszek.

- Dzięki, Nate - powiedziała. - Cholernie mnie suszy. W Ridgefield zamknęli przede 

mną barek. Możecie uwierzyć?

Blair potrząsnęła głową.

- Nie, dzięki - powiedziała.

- Jak wypiję jeszcze jednego, jutro w szkole będę miała kaca - powiedziała Kati.

Isabel roześmiała się.

- Zawsze jesteś w szkole na kacu - powiedziała i podała Nate'owi swoją szklaneczkę. - 

background image

Trzymaj. Wypiję z Kati na pól.

- Pomogę ci - zaofiarował się Chuck. Ale zanim zdążył Cokolwiek zrobić, podeszła do 

nich pani van der Woodsen, dotykając ramienia córki.

- Serena, Eleanor prosi, żebyśmy już siadali do kolacji. Zrobiła ci miejsce obok Blair, 

więc będziecie mogły sobie poplotkować.

Serena zerknęła z niepokojem na Blair, ale Blair już ruszyła do stołu i zajęła miejsce 

obok swojego jedenastoletniego brata Tylera, który siedział tam od ponad godziny, pogrążony 

w lekturze magazynu „Rolling Stone”. Jego idolem był Cameron Crowe, reżyser filmowy, 

który był w trasie z Led Zeppelin, kiedy 

miał

 zaledwie piętnaście lat, Tyler olewał kompakty, 

upierając się przy słuchaniu starych płyt winylowych. Blair martwiła się, że jej brat wyrasta 

na frajera.

Serena uzbroiła się w cierpliwość i przysunęła sobie krzesło na miejsce obok Blair.

- Blair,   strasznie   mi   przykro,   że   dałam   plamę   -   powiedziała,   wyciągając   lnianą 

serwetkę ze srebrnej obrączki i rozkładając sobie na kolanach. - Rozwód twoich rodziców 

musiał być koszmarem.

Blair wzruszyła ramionami. Wzięła bułkę z koszyka, rozerwała ją na pół i wepchnęła 

jedną połówkę do ust. Inni goście dopiero podchodzili do stołu, szukając swoich miejsc. Blair 

wiedziała, że to niekulturalnie zaczynać  jedzenie, zanim wszyscy usiądą, ale kiedy miała 

pełne usta, nie mogła mówić, a naprawdę nie miała ochoty na żadne pogawędki.

- Żałuję, że mnie tu nie było - powiedziała Serena, patrząc, jak Blair rozsmarowuje na 

drugiej połówce gruby kawał francuskiego masła. - Ale miałam zwariowany rok. Mam ci do 

opowiedzenia kompletnie zakręcone historie.

Blair kiwnęła głową, powoli żując bułkę, jak krowa przeżuwa swoją paszę. Serena 

czekała, aż Blair zapyta, co to za historie, ale Blair nie powiedziała nic, tylko dalej żuła. Nie 

chciała nic słyszeć o tych  wszystkich fantastycznych  rzeczach, które Serena robiła, kiedy 

sobie wyjechała, podczas gdy ona siedziała w domu, patrząc, jak rodzice walczą o zabytkowe 

krzesła,   na   których   nikt   nie   siadał,   filiżanki,   których   nikt   nie   używał,   i   brzydkie,   drogie 

obrazy.

Serena   chciała   opowiedzieć   Blair   o  Charlesie,   jedynym   rastafarianinie   w   Hanover 

Academy, który prosił ją, by uciekła z nim na Jamajkę. O Nicholasie, francuskim koledze z 

college'u, który nigdy nie nosił bielizny i który ścigał jej pociąg maleńkim fiatem przez całą 

drogę z Paryża do Mediolanu. O tym, jak paliła hasz w Amsterdamie i spała w parku z 

pijanymi prostytutkami, bo zapomniała, gdzie się zatrzymała. Chciała powiedzieć Blair, jak 

bardzo było przechlapane, kiedy okazało się, że nie przyjmą jej w Hanover Academy na 

background image

ostatni   rok,   tylko   dlatego,   że   odpuściła   sobie   pierwsze   tygodnie   szkoły.   Chciała   jej 

powiedzieć,  że boi się jutrzejszego powrotu do Constance, bo w minionym  roku niezbyt 

przykładała się do nauki i czuje się zupełnie wyłączona z obiegu.

Ale   Blair   nie   była   zainteresowana.   Chwyciła   następną   bułkę   i   odgryzła   potężny 

kawałek.

- Wina, panienko? - zapytała Esther, stając z butelką po lewej stronie Sereny.

- Tak,   dziękuje   -   powiedziała   Serena.   Patrzyła,   jak   Côte   du   Rhone   wypełnia   jej 

kieliszek i ponownie pomyślała  o Morzu Czerwonym.  Może Blair jednak wie? Czy o to 

chodzi? Czy dlatego tak dziwacznie się zachowuje?

Serena   zerknęła   na   Nate'a   siedzącego   cztery   krzesła   dalej,   ale   był   pogrążony   w 

rozmowie z jej ojcem. Na pewno gadają o łodziach.

- Więc ty i Nate nadal jesteście razem? - zagadnęła Serena, podejmując ryzyko.  - 

Założę się, że wy dwoje skończycie na ślubnym kobiercu.

Blair łyknęła haust wina, a jej mały pierścionek z brylantem zagrzechotał o szkło. 

Sięgnęła po masło i pacnęła potężny kawałek na swoją bułkę.

- Halo? Blair? - powiedziała Serena, szturchając przyjaciółkę w ramię. - Wszystko w 

porządku?

- Taaak - burknęła Blair. Nie była to właściwie odpowiedź na pytanie Sereny, tylko 

niewyraźne, ogólnikowe stwierdzenie rzucone w celu wypełnienia ciszy, kiedy zajmowała się 

swoją bułką. - Wszystko w porządku.

Esther   przyniosła   kaczkę,   suflet   z  żołędzi   oraz   buraczki   z   sosem   i   zaraz   zaczęły 

brzęczeć   talerze   i   srebrne   sztućce,   i   zewsząd   słychać   było   pomruki   „przepyszne”.   Blair 

nałożyła sobie na talerz górę jedzenia, na które się rzuciła, jakby nie jadła od tygodni. Miała 

gdzieś, że może jej się zrobić niedobrze, dopóki nie musiała rozmawiać z Sereną..

Wow! - powiedziała Serena, patrząc, jak Blair się opycha. - Musiałaś być naprawdę 

głodna.

Blair kiwnęła głową i wetknęła do ust widelec buraczków. Popiła je winem.

- Umieram z głodu - powiedziała.

- Sereno! - zawołał Cyrus Rose od szczytu stołu. - Opowiedz mi o Francji. Twoja 

mama mówiła, że spędziłaś lato na południu Francji. To prawda, że Francuzki nie noszą na 

plaży staników?

- Tak,   to   prawda   -   odparła   Serena.   Uniosła   figlarnie   jedną   brew.   -   Ale   nie   tylko 

Francuzki. Ja też opalam się tam zawsze topless. W jaki inny sposób można się równomiernie 

opalić?

background image

Blair   zakrztusiła   się   potężnym   kawałem   sufleta   i   splunęła   nim   do   swojego   wina. 

Jedzenie   pływało   po   powierzchni   karmazynowego   płynu   jak   rozmokłe   pyzy.   Esther 

błyskawicznie usunęła kieliszek i przyniosła jej nowy.

Nikt   niczego   nie   zauważył.   Uwaga   wszystkich   była   skupiona   na   Serenie,   która 

zabawiała   gości   opowieściami   o   swoich   podróżach   po   Europie   jeszcze   przez   cały   deser. 

Kiedy Blair skończyła dokładkę kaczki, zjadła wielką porcję puddingu z tapioki z czekoladą, 

nie zwracając zupełnie uwagi na Serenę, koncentrując się wyłącznie na jedzeniu. W końcu jej 

żołądek się zbuntował. Poderwała się gwałtownie, odsunęła krzesło i popędziła korytarzem 

prosto do przylegającej do jej sypialni łazienki.

- Blair! - zawołała za nią Serena. Podniosła się. - Proszę mi wybaczyć - powiedziała i 

pospiesznie odeszła, żeby zobaczyć, co się dzieje. Nie musiała wcale się aż tak spieszyć; Blair 

nigdzie się nie wybierała.

Kiedy Chuck zauważył, że najpierw Blair, a potem Serena odeszły od stołu, pokiwał 

wymownie głową i szturchnął łokciem Isabel.

- Blair idzie rzygać - szepnął. - Urocze.

Nate patrzył na ucieczkę dwóch dziewczyn od stołu z narastającym niepokojem. Był 

przekonany, że dziewczyny rozmawiają w toalecie wyłącznie o seksie.

I w zasadzie miał rację.

Blair uklękła nad sedesem i wetknęła środkowy palec do gardła tak głęboko, jak tylko 

się   dało.   Oczy   zaczęły   jej   łzawić,   a   po   chwili   żołądek   dostał   konwulsji.   Robiła   to   już 

wcześniej wiele razy. Było to potwornie obrzydliwe i wiedziała, że nie powinna tego robić, 

ale przynajmniej czuła się lepiej, kiedy było już po wszystkim.

Drzwi do jej łazienki były uchylone i Serena słyszała, jak w środku jej przyjaciółka 

wymiotuje.

- Blair, to ja - powiedziała cicho Serena. - Dobrze się czujesz?

- Za chwilę wychodzę - burknęła Blair, wycierając usta. Wstała i spuściła wodę w 

toalecie.

Serena weszła do środka, a Blair odwróciła się i spojrzała na nią z wściekłością.

- Nic mi nie jest. Naprawdę.

Serena opuściła deskę klozetową i usiadła.

- Przestań być taką zdzirą, Blair - powiedziała doprowadzona do rozpaczy. - O co 

chodzi? To ja, pamiętasz? Wiemy o sobie wszystko.

Blair sięgnęła po pastę i szczoteczkę do zębów.

- Tak było kiedyś - odparła i zaczęła z furią szorować zęby. 'Splunęła zieloną pianą. - 

background image

A tak w ogóle, to kiedy po raz ostatni rozmawiałyśmy? Latem, rok temu?

Serena spuściła wzrok na swoje zdarte skórzane trzewiki.

- Wiem. Tak mi przykro. Nawaliłam - powiedziała.

Blair opłukała szczoteczkę i wetknęła z powrotem do uchwytu. Wpatrywała się w 

swoje odbicie w lustrze.

- Cóż, ominęło cię bardzo dużo - powiedziała, wycierając rozmazany tusz spod oka 

małym palcem. - Chodzi o to, że zeszły rok był naprawdę... inny, - Już miała powiedzieć 

„ciężki”,  ale  wtedy zrobiłaby z siebie  ofiarę.  Wyszłoby, na  to, że ledwie  przetrwała  bez 

Sereny. „Inny” brzmiało o wiele lepiej.

Zerknęła na siedzącą na sedesie Serenę. Poczuła nagły przypływ siły.

- Nate i ja staliśmy się sobie naprawdę bliscy. No wiesz, mówimy sobie o wszystkim i 

tak dalej.

Tak, pewnie.

Obie   dziewczyny   przypatrywały   się   sobie   przez   chwilę   z   rezerwą.   Potem   Serena 

wzruszyła ramionami.

- Nie musisz martwić się o mnie i o Nate'a. Wiesz, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. A 

poza tym dosyć mam chłopaków.

Kąciki   ust   Blair   uniosły   się.   Było   oczywiste,   że   Serena   chciała,   by   zapytała   ją, 

dlaczego ma dosyć chłopaków. Ale Blair nie zamierzała dać jej tej satysfakcji. Obciągnęła 

sweter i jeszcze raz zerknęła na swoje odbicie.

- Do zobaczenia przy stole - powiedziała i szybko wyszła z łazienki.

Cholera, pomyślała Serena, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie ma sensu iść teraz za 

Blair, skoro jest w tak podłym nastroju. Jutro w szkole będzie lepiej. Przeprowadzą jedną ze 

swoich   słynnych   szczerych   rozmów   w   jadalni   nad   jogurtem   cytrynowym   i   sałatą.   To 

niemożliwe, żeby tak po prostu przestały być przyjaciółkami.

Podniosła się i przyjrzała się w lustrze swoim brwiom; pesetą Blair usunęła kilka 

zbędnych włosków. Wyciągnęła z kieszeni błyszczyk Gash Urban Decay i nałożyła na wargi 

kolejną warstwę. Potem wzięła szczotkę Blair i zaczęła czesać włosy, Na koniec wysikała się 

i wróciła do towarzystwa przy stole, zapominając zabrać z umywalki Blair swój błyszczyk.

Kiedy usiadła na swoim miejscu, Blair właśnie jadła drugą dokładkę puddingu, a Nate 

szkicował dla Cyrusa na pudełku od zapałek miniaturowy rysunek swojej żaglówki. Siedzący 

po drugiej stronie stołu Chuck uniósł kieliszek, żeby stuknąć się z Sereną. Nie miała pojęcia, 

za co wznosi toast, ale zawsze była Otwarta na wszystko.

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

WIDZIANO, JAK S ROZPROWADZA NARKOTYKI NA SCHODACH MET

No cóż, chyba mamy za sobą niezły początek. Przystaliście mi tony maili i świetnie się bawiłam, kiedy 

je czytałam. Wielkie dzięki. Czy to nie przyjemne uczucie być niegrzecznym?

Wasze e - maile

P:

 hej plotkara,

słyszałam,   że   w   New   Hampshire   policja   znalazła   na   polu   nagą   dziewczynę   z   kilkoma 

martwymi kurczakami, uznali, że została wyznawczynią voodoo czy jakieś inne gówno w 

tym stylu, myślisz, że to była S? chodzi o to, że to do niej podobne, nie? Narka.

catee3

O:

 Hej Catee3,

Nic o tym nie wiem, ale nie byłabym zaskoczona, S przepada za kurczakami. Raz, w parku, 

widziałam,  jak   wsunęła   cały   kubełek  pieczonych  kurczaków.  Ale  podobno  tamtego   dnia 

ostro ćpała.

P

P:

 Cześć P,

Moje   imię   zaczyna   się   na  S  i   jestem   blondynką!!!   I   też   właśnie   wróciłam   ze   szkoły   z 

internatem do mojej starej budy w Nowym Jorku, Miałam dość tych wszystkich zasad, jak 

na przykład żadnego picia, palenia czy chłopaków w pokoju,: ( W każdym razie mam teraz 

własne mieszkanie i w następną sobotę robię imprezę - chcesz przyjść?: - )

S969

background image

O:

 Cześć S969,

S,   o   której   piszę,   nadal   mieszka   ze   swoimi   rodzicami   jak   większość   nas, 

siedemnastolatków, ty szczęśliwa zdziro.

P

P:

 jak leci, plotkara?

zeszłej nocy paru znajomych chłopaków skombinowało garść tabletek od blond laski na 

schodach metropolitan museum of art. wszystkie  tabletki były oznaczone literą  S. zbieg 

okoliczności, czy co?

N00name

O:

 Cześć N00name,

Wooow, to wszystko, co mogę powiedzieć.

P

1 GUYS I 2 LASKI

I  i  K  mogą mieć problem z wbiciem się w swoje słodkie sukienki, kupiły w Bendel, jeśli nadal będą 

codziennie wpadać do 3 Guys Coffe Shop na gorącą czekoladę i frytki. Poszłam tam, żeby zobaczyć, 

o co ten cały hałas, i mogę powiedzieć, że mój kelner był całkiem fajny, o ile lubi się włosy w uszach, 

jedzenie jest gorsze nawet od tego w  Jackson Hole  i średnia wieku ludzi, którzy tam przychodzą, 

wynosi jakieś 100 lat.

Na celowniku

C widziano u Tiffany'ego, jak wybiera kolejne spinki do mankietów z monogramem na przyjęcie. Hej? 

Czekam na zaproszenie. Matkę  B  widziano za rączkę z jej nowym facetem u  Cartiera. Hm, kiedy 

wesele?   Widziano   jeszcze:   dziewczynę   uderzająco   podobną   do  S,   jak   wychodzi   z   kliniki   chorób 

wenerycznych   w   Lower   East   Side.   Była   w   czarnej   peruce   i   wielkich   ciemnych   okularach.   Co   za 

kamuflaż. A wczoraj, późnym wieczorem, widziano S, jak wychyla się z okna swojej sypialni na Piątej 

Alei; wyglądała na nieco zagubioną.

Nie skacz, skarbie, wszystko będzie dobrze.

Tyle na dziś. Do zobaczenia jutro w szkole.

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

słuchajcie anielskiego zwiastowania

- Witajcie   z   powrotem,   dziewczęta   -   powiedziała   pani   McLean,   stojąc   na   podium 

przed szkolnym audytorium. - Mam nadzieję, że wszystkie miałyście fantastyczny weekend. 

Ja spędziłam swój w Vermont i było absolutnie bosko.

Wszystkie   siedemset   uczennic   ze   szkoły   dla   dziewcząt   Constance   Billard,   od 

przedszkola   do   dwunastej   klasy,   i   pięćdziesięcioro   członków   grona   pedagogicznego   oraz 

personelu zachichotało dyskretnie. Wszyscy wiedzieli, że pani McLean miała w Vermont 

dziewczynę o imieniu Vonda, która jeździła traktoremPani McLean miała po wewnętrznej 

stronie uda wytatuowany napis: 

PRZEWIEŹ

 

MNIE

VONDA

.

To prawda, przysięgam.

Pani   McLean,   czy   pani   M,   jak   nazywały   ją   uczennice,   była   ich   dyrektorka.   Jej 

zadaniem   było   zebrać   samą   śmietankę   -   posłać   dziewczęta   do   najlepszych   college'ów, 

zapewnić im najlepsze małżeństwa i najlepsze życie - i była bardzo dobra w tym, co robiła.. 

Nie miała cierpliwości do ofiar, a jeśli któraś z dziewczyn zachowywała się jak ofiara, bez 

przerwy   brała   zwolnienia   czy   dawała   plamę   na   egzaminach   wstępnych,   zaraz   wzywała 

psychiatrów,   psychologów   i   korepetytorów,   robiła   wszystko,   żeby   delikwentka   otrzymała 

taką pomoc, jakiej potrzebowała, by uzyskać dobre stopnie, wysokie wyniki i by drzwi do 

college'u, który wybierze, stały przed nią otworem.

Pani M nie tolerowała również podłości. Constance Billard miała być szkołą wolną od 

klik  i   jakichkolwiek   uprzedzeń.   Pani  M   często  powtarzała:   „Kiedy w  coś  bezpodstawnie 

wierzycie,   robicie   idiotki   nie   tylko   z   siebie,   ale   i   ze   mnie”.   Nawet   najbardziej   błahe 

pomówienie jednej dziewczyny przez drugą było karane dniem spędzonym w odosobnieniu i 

cholernie   trudnym   wypracowaniem   do   napisania.   Ale   tego   typu   kary   były   rzadką 

koniecznością. Pani M żyła w błogiej nieświadomości, co tak naprawdę dzieje się w szkole. Z 

całą   pewnością   nie   słyszała   szeptów   na   samym   końcu   audytorium,   gdzie   siedziały 

dziewczyny z najstarszych klas.

- Mówiłaś, że dzisiaj wraca Serena, zgadza się? - szepnęła Rain Hoffstetter do Isabel 

Coates.

Tego ranka Blair, Kati, Isabel i Rain spotkały się jak zwykle za rogiem, żeby zapalić i 

background image

napić się kawy przed szkolą. Robiły tak każdego ranka od dwóch lat i spodziewały się, że 

Serena przyłączy się do nich. Ale szkoła zaczęła się dziesięć minut temu, a Serena jeszcze się 

nie zjawiła.

Blair nie mogła opanować irytacji - Serena usiłowała sprawić, by jej powrót wydawał 

się jeszcze bardzie tajemniczy, niż był. Jej przyjaciółki wierciły się na swoich krzesłach, a 

każda chciała pierwsza dostrzec Serenę, jakby była jakąś sławą.

- Pewnie   jest   za   bardzo   naćpana,   żeby   przyjść   dzisiaj   do   szkoły   -   szepnęła   w 

odpowiedzi   Isabel.   -   Mówię   ci,   wczoraj   wieczorem,   u   Blair,   spędziła   jakąś   godzinę   w 

toalecie. Kto wie, co tam robiła.

- Słyszałam,   że   rozprowadza   dragi   z   literą   S.   Jest   od   nich   totalnie   uzależniona   - 

powiedziała Kati.

- Zaczekaj, aż ją zobaczysz - dodała Isabel. - Jest w zupełnej rozsypce.

- Taaak - odszepnęła Rain. - Słyszałam,  że została wyznawczynią  voodoo w New 

Hampshire.

Kati zachichotała.

- Ciekawe, czy zaproponuje nam, żebyśmy się przyłączyły.

- Słucham? - powiedziała Isabel. - Może sobie podrygiwać nago z kurczakami, ile 

tylko chce, ale ja nie chcę być przy tym. Nie ma mowy.

- Tak czy siak, gdzie można dostać żywe kurczaki w mieście? - zapytała Kati.

- Potworność - stwierdziła Rain.

- A teraz odśpiewamy hymn. Otwórzcie śpiewniki na stronie czterdziestej trzeciej - 

poleciła   pani   McLean.   Pani   Weeds,   hipiska   o   kręconych   włosach,   która   uczyła   muzyki, 

zagrała na stojącym w rogu pianinie kilka pierwszych akordów dobrze znanego hymnu, a 

wtedy siedemset dziewcząt wstało i zaczęło śpiewać.

Ich   śpiew   niósł   się   po   Dziewięćdziesiątej   Trzeciej   ulicy,   kiedy   Serena   van   der 

Woodsen wyłoniła się zza rogu, przeklinając siebie za spóźnienie. Nie wstawała tak wcześnie 

od   czerwca,   od   czasu   egzaminów   na   koniec   jedenastej   klasy   w   Hanover   Academy   i 

zapomniała już jaki to ból.

Słuchajcie anielskiego zwiastowania!

Chwa - ła nowo narodzonemu królowi!

Pokój na ziemi i litość grze - esznikom,

Bóg przebaczył swoim dzieciom.

background image

Jenny Humphrey z dziewiątej klasy cicho mamrotała poszczególne słowa, dzieląc z 

sąsiadką śpiewnik, który sama wykaligrafowała swoim wyjątkowym pismem, podobnie jak 

wszystkie pozostałe śpiewniki. Zajęto jej to całe lato, ale śpiewniki wyglądały przepięknie. Za 

trzy lata Instytut Sztuki i Wzornictwa Pratta zrobi wszystko, żeby ją pozyskać. Mimo to Jenny 

była potwornie zakłopotana za każdym razem, kiedy korzystały ze śpiewników, i dlatego nie 

mogła śpiewać pełną parą. Gdyby zaczęła głośno śpiewać, byłaby to brawura, zupełnie jakby 

chciała powiedzieć: „Spójrzcie na mnie, śpiewam ze śpiewnika, który sama zrobiłam! Czyż 

nie jestem świetna?”

Jenny   wolała   być   niewidzialna.   Była   niską,   niepozorną   dziewczyną   z   kręconymi 

włosami, więc teoretycznie nie powinna rzucać się w oczy. Oczywiście, byłoby to o wiele 

łatwiejsze, gdyby nie miała olbrzymich cycków. W wieku czternastu lat nosiła rozmiar D.

Możecie to sobie wyobrazić?

Słuchajcie ogłoszenia boskiego posłańca,

Chrystus narodził się w Be - tle - jem!

Jenny   stała   na   końcu   rzędu   składanych   krzeseł,   obok   wielkich   okien   audytorium 

wychodzących na Dziewięćdziesiątą Trzecią. Nagle coś przykuło jej wzrok. Rozwiane jasne 

włosy,   Kraciasty   płaszcz   Burberry.   Znoszone   brązowe   buty   z   zamszu,   Nowy   bordowy 

mundurek - dziwny zestaw, ale na niej to jakoś nie raziło. Wyglądała jak... to niedorzeczne... 

czy to możliwe... Nie... ! A może jednak?

Tak, to ona.

Chwilę później Serena van der Woodsen pchnęła ciężkie, drewniane drzwi audytorium 

i   stanęła   w   progu,   wypatrując   swojej   klasy.   Nie   mogła   złapać   tchu.   Włosy   wciąż   miała 

rozwiano,   policzki   zaróżowione,   a   oczy   błyszczące,   bo   pokonała   biegiem   dwanaście 

przecznic od Piątej Alei do szkoły. Była jeszcze doskonalsza, niż zapamiętała ją Jenny.

- O mój Boże! - szepnęła Rain do Kati na końcu sali. - Wzięła po drodze ubrania ze 

schroniska dla bezdomnych, czy co?

- Nawet się nie uczesała - zachichotała Isabel. - Ciekawe gdzie spała zeszłej nocy?

Pani Weeds zakończyła hymn głośnym, trzeszczącym akordem.

Pani M odchrząknęła.

- A teraz uczcijmy chwilą ciszy tych wszystkich, którzy mieli mniej szczęścia niż my. 

Zwłaszcza  Indian, którzy zostali wybici,  kiedy kolonizowano ten kraj, co oczywiście  nie 

przeszkodziło nam we wczorajszych obchodach Dnia Kolumba - powiedziała.

background image

W sali zapadła cisza. No, prawie.

- Widzisz, jak Serena trzyma ręce na brzuchu? Pewnie jest w ciąży - szepnęła Isabel 

Coates do Rain Hoffstetter. - Tak robi się tylko wtedy, kiedy jest się w ciąży.

- Mogła mieć rano skrobankę. Może właśnie dlatego się spóźniła - odszepnęła Rain.

- Mój ojciec daje pieniądze na Phoenix House - powiedziała Kati do Laury Salmon. - 

Dowiem się, czy Serena tam była.  Założę się, że dlatego zjawiła się dopiero w połowie 

semestru. Była na odwyku.

- Słyszałam,   że   w   tej   szkole   z   internatem   mieszali   comet   z   cynamonem   i   kawą 

rozpuszczalną i wciągali. To jest jak speed, ale jak za długo wciągasz, skóra robi się zielona - 

wtrąciła Nicki Hutton. Tracisz wzrok, a potem umierasz.

Blair, do której docierały strzępy rozmowy jej przyjaciółek, uśmiechnęła się.

Pani M odwróciła się i przywitała Serenę skinieniem głowy.

- Dziewczęta,   powitajcie   z   powrotem   waszą   dawną   koleżankę   Serenę   van   der 

Woodsen. Serena dzisiaj dołączy do najstarszej  klasy. - Pani M uśmiechnęła się. - Może 

usiądziesz, Sereno?

Serena ruszyła  lekko głównym przejściem audytorium i usiadła na pustym  krześle 

obok wścibskiej Lisy Sykes z dziesiątej klasy.

Jenny ledwie się mogła opanować. Serena van der Woodsen! Była tu, w tym samym 

pomieszczeniu, zaledwie kilka metrów dalej. Taka prawdziwa. I wyglądała teraz tak dojrzale.

Ciekawe, ile razy to robiła, zastanawiała się w duchu Jenny.

Wyobrażała sobie, jak Serena i jasnowłosy chłopak z Hanover Academy opierają się o 

pień starego, wielkiego drzewa, oboje zawinięci w jego płaszcz. Serena musiała wymknąć się 

z   internatu   bez   wierzchniego   ubrania.   Była   przemarznięta,   włosy   miała   zlepione   żywicą 

drzewa, ale było warto. A potem Jenny wyobraziła sobie Serenę z jakimś innym chłopakiem 

na wyciągu narciarskim. Wyciąg utknął i Serena usiadła chłopakowi na kolanach, żeby się 

ogrzać. Zaczęli się całować i nie mogli przestać. Kiedy skończyli, wyciąg ruszył, a ich narty 

były tak splątane, że zostali na krzesełku i zjechali na dół, gdzie zrobili to jeszcze raz.

Ale   super,   pomyślała   Jenny.   Serena   van   der   Woodsen   była   z   całą   pewnością 

najfajniejszą   dziewczyną   na   całym   świecie,   O   wiele   ciekawszą   od   innych   dziewczyn   z 

najstarszej klasy. Ile trzeba mieć odwagi, żeby zjawiać się w środku semestru, spóźnić się, i w 

dodatku przyjść w takim stroju.

Nieważne,   jak   dużo  masz   forsy   i   jaki   jesteś   fantastyczny,   po  szkole   z   internatem 

możesz wyglądać jak bezdomny. Z tym że Serena wyglądała jak olśniewający bezdomny.

Nie obcinała włosów od ponad roku. Zeszłego wieczoru związała je z tyłu głowy, ale 

background image

dziś   były   rozpuszczone   i   zmierzwione.   Spod   białej   męskiej   koszuli   z   logo   Oksfordu, 

wystrzępionej przy kołnierzyku i na mankietach, prześwitywał fioletowy koronkowy stanik. 

Na   nogach   miała   swoje   ulubione   brązowe,   sznurowane   trzewiki,   a   w   jednej   z   czarnych 

pończoch ziała wielka dziura pod kolanem. A najgorsze było to, że Serena musiała sobie 

kupić nowe mundurki, bo stare wyrzuciła do zsypu na śmieci, kiedy wyjeżdżała do szkoły z 

internatem. I właśnie jej nowy mundurek najbardziej rzucał się w oczy.

Nowe mundurki były zmorą szóstoklasistek,  bo właśnie w tej klasie dziewczęta  z 

Constance   zmieniały   tuniki   na   spódniczki.   Plisowane   spódniczki   z   poliestru   były 

nienaturalnie   sztywne.   Poza   tym   tandetnie   błyszczały   i   ostatnio   były   w   nowym   kolorze: 

bordowym. Coś potwornego. I taki bordowy mundurek włożyła Serena pierwszego dnia w 

Constance. Co więcej, jej spódnica sięgała aż do kolan! Wszystkie pozostałe dziewczyny z 

najstarszej klasy nosiły te same stare granatowe spódniczki z wełny, które dostały w szóstej 

klasie. A ponieważ sporo od tamtej pory urosły, spódniczki zrobiły się naprawdę króciutkie. 

Im krótsza spódniczka, rym fajniejsza laska.

Blair, która aż tyle nie urosła, potajemnie skróciła swoją spódnicę.

- A tak w ogóle, co ona, do cholery, na siebie włożyła? - syknęła Kati Farkas.

- Może myśli, że bordowy wygląda jak od Prady albo coś w tym stylu - zachichotała w 

odpowiedzi Laura.

- Sądzę, że stara się coś zamanifestować - szepnęła Isabel. - Może: spójrzcie na mnie, 

jestem Serena, jestem taka piękna, że mogę nosić wszystko, co zechcę.

I faktycznie może, pomyślała Blair. To była jedna z wielu rzeczy, które doprowadzały 

ją do pasji, jeśli chodzi o Serenę. Wyglądała dobrze we wszystkim.

Ale nieważne, jak Serena wyglądała. Jenny i cala reszta audytorium chciała wiedzieć, 

dlaczego Serena wróciła.

Wyciągnęły   szyje,   żeby   lepiej   widzieć.   Czy   miała   podbite   oko?   Była   w   ciąży? 

Wyglądała na naćpaną? Miała jeszcze wszystkie zęby? Czy wyglądała jakoś inaczej?

- Czy to na policzku to blizna? - szepnęła Rain.

- Jednej nocy, kiedy rozprowadzała narkotyki, została draśnięta nożem - szepnęła w 

odpowiedzi Kati. - Słyszałam, że tego lata miała w Europie operację plastyczną, ale lekarze 

niezbyt się spisali.

Pani   McLean   czytała   teraz   na   głos.   Serena   wyprostowała   się   na   swoim   krześle, 

skrzyżowała nogi i zamknęła oczy, rozkoszując się znajomą atmosferą. Siedziała w sali pełnej 

dziewczyn, wsłuchując się w głos pani M. Nie wiedziała, dlaczego tego ranka przed szkołą 

była tak zdenerwowana. Zaspała i miała na ubranie się tylko pięć minut; z pośpiechu zrobiła 

background image

dziurę w pończosze zadartym paznokciem wielkiego palca u stopy. Zdecydowała się na starą, 

wystrzępioną koszulę swojego brata Erika, bo pachniała jak on. Erik chodził do tej samej 

szkoły z internatem co ona, ale teraz był już w college'u i Serena potwornie za nim tęskniła.

Kiedy wychodziła z mieszkania, przyuważyła ją matka i gdyby Serena nie była już 

tyle spóźniona, kazałaby jej się przebrać.

- W ten weekend - powiedziała - pójdziemy na zakupy i zabiorę cię do mojego salonu. 

Nie możesz tak wyglądać, Serena. Nie obchodzi mnie, jak pozwalali ci się ubierać w tej 

szkole z internatem. - Potem pocałowała córkę w policzek i wróciła do łóżka.

- O Boże, ona chyba zasnęła - szepnęła Kati do Laury.

- Może jest po prostu zmęczona - odszepnęła Laura. - Słyszałam, że wyrzucili ją, bo 

spała   ze   wszystkimi   chłopakami   w   kampusie.   Na   ścianie   nad   jej   łóżkiem   były   nacięcia. 

Wszystko wyszło na jaw, bo doniosła na nią współlokatorka.

- No i jeszcze te tańce z kurczakami do późna w nocy - dodała Isabel i dziewczyny 

zupełnie nie mogły opanować chichotu.

Blair przygryzła wargę, próbując stłumić śmiech. To było takie zabawne.

background image

jeszcze jeden fan S

Gdyby Jenny Humphrey słyszała, co dziewczyny z najstarszej klasy mówią o Serenie 

van der Woodsen, jej idolce, rzuciłaby się na nie z pięściami. Kiedy tylko skończyła  się 

modlitwa,   Jenny   przecisnęła   się   obok   koleżanek   z   klasy   i   popędziła   na   korytarz,   żeby 

zadzwonić. Jej brat Daniel oszaleje, kiedy mu powie.

- Słucham?   -   Daniel   Humphrey   odezwał   się   po   trzecim   dzwonku.   Stał   na   rogu 

Siedemdziesiątej Siódmej i West End Avenue, przed Riverside Prep i palił papierosa. Mrużył 

swoje ciemnobrązowe oczy w ostrych promieniach październikowego słońca. Nie przepadał 

za   słońcem.   Większość   wolnego   czasu   spędzał   w   swoim   pokoju,   zaczytując   się   w 

makabrycznej, egzystencjalnej poezji opisującej gorzki los człowieka. Był blady, zarośnięty i 

chudy jak gwiazdy rocka.

Egzystencjalizm nie wpływał dobrze na apetyt.

- Zgadnij, kto wrócił? - Daniel usłyszał podniecony głos swojej młodszej siostry.

Podobnie jak Dan, Jenny była raczej typem samotnika i gdy potrzebowała z kimś 

pogadać, zawsze dzwoniła do brata. To ona kupiła im obojgu komórki.

- Jenny,   czy   to   nie   może   zaczekać...   -   zaczął   Dan   zirytowanym   tonem, 

charakterystycznym dla starszych braci.

- Serena   van   der   Woodsen!   -   przerwała   mu   Jenny.   -   Serena   jest   z   powrotem   w 

Constance. Widziałam ją na modlitwie. Możesz w to uwierzyć?

Czerwony saab pomknął West End Avenue na żółtym świetle. Dan patrzył na toczące 

się chodnikiem wieczko od plastikowego kubka na kawę. Czuł, że ma mokre skarpety w 

swoich brązowych zamszowych butach z Hush Puppies.

Serena van der Woodsen. Zaciągnął się camelem. Ręce trzęsły się mu tak bardzo, że 

ledwie trafił do ust.

- Dan? - zapiszczała do słuchawki jego siostra. - Czy ty mnie słyszysz? Słyszałeś, co 

powiedziałam? Serena wróciła. Serena van der Woodsen.

Dan wciągnął gwałtownie powietrze.

- Taaak, słyszałem - odparł, udając, że ma to gdzieś. - I co z tego?

- Co z tego? - powtórzyła Jenny z niedowierzaniem. - Jasne. Dobrze wiem, że mało 

background image

nie dostałeś zawału. Siedzisz w tym. po uszy.

- Nie,   mówię   poważnie   -   powiedział   Dan   z   rozdrażnieniem.   -   Po   co   do   mnie 

dzwonisz? Co mnie to obchodzi?

Jenny głośno westchnęła. Dan potrafił być taki wkurzający, Dlaczego choć raz nie 

mógł poudawać, że jest szczęśliwy? Miała dość jego bladej twarzy i introspekcyjnej pozy 

nieszczęśliwego poety.

- W porządku - powiedziała. - Zapomnij o tym. Pogadamy później.

Rozłączyła   się i  Dan  schował  komórkę  do  kieszeni   spranych  czarnych   sztruksów. 

Wyciągnął   z   tylnej   kieszonki   paczkę   papierosów  i   zapalił   kolejnego   od   niedopałka 

poprzedniego. Przypalił sobie przy okazji kciuk, ale nawet tego nie poczuł.

Serena van der Woodsen.

Po raz pierwszy spotkali się na imprezie. Nie, to nie do końca było tak. Dan widział ją 

na imprezie, swojej imprezie, jedynej, jaką kiedykolwiek urządził w ich mieszkaniu na rogu 

Dziewięćdziesiątej Dziewiątej i West End Avenue.

Był   kwiecień,   ósma   klasa.   Impreza   była   pomysłem   Jenny,   a   ich   ojciec,   Rufus 

Humphrey,   niesławny   emerytowany   wydawca   poezji   mało   znanych   bitników   i   zapalony 

imprezowicz, chętnie Się na to zgodził. Ich matka już od paru łat mieszkała w Pradze, żeby 

„skupić   się   na   swojej   sztuce”,   Dan   zaprosił   całą   swoją   klasę   i   powiedział,   że   mogą 

przyprowadzić, kogo tylko chcą. Zjawiła się ponad setka gości, a Rufus rozlewał piwo z 

beczki pływającej w wannie i dużo dzieciaków upiło się wtedy pierwszy raz w życiu. Była to 

najlepsza impreza, na jakiej kiedykolwiek był Dan, nawet jeśli tylko to on tak twierdził. Nie 

dlatego, że była wtedy niezła popijawa, tylko z powodu obecności Sereny van der Woodsen. 

Nieważne,   że   się   skuła   i   skończyła,   grając   w   głupią   pijacką   grę,   kiedy   całowała   brzuch 

jakiegoś   chłopaka,   który   był   cały   zamazany   markerem.   Dan   nie   mógł   oderwać   od   niej 

wzroku.

A potem Jenny powiedziała mu, że Serena chodzi z nią do tej samej szkoły, i od tamtej 

pory siostra stała się jego małym agentem; zdawała mu relacje ze wszystkiego, co Serena 

robiła,   mówiła,   w   co   była   ubrana   i   tak   dalej,   informowała   Dana   o   zapowiadanych 

wydarzeniach   towarzyskich,   kiedy   to   znów   mógłby   ją   zobaczyć.   To   jednak   zdarzało   się 

rzadko. Nie dlatego, że było mało imprez - owszem, było ich cale mnóstwo - tylko że na 

większość z nich Dan nie mógł się wkręcić. Nie należał do tego samego świata co Serena, 

Blair, Nate i Chuck. Nie był nikim wyjątkowym, tylko zwyczajnym nastolatkiem.

Przez   dwa   lata   Dan   krążył   za   Serena,   pragnąc   jej   na   odległość.   Nigdy   z   nią   nie 

rozmawiał. Kiedy wyjechała do szkoły z internatem, próbował o niej zapomnieć, przekonany, 

background image

że   nigdy   więcej   jej   nie   zobaczy,   chyba   że   jakimś   cudem   wylądowaliby   w   tym   samym 

college'u.

A teraz wróciła.

Przeszedł do połowy ulicy, zakręci! i wrócił. W jego głowie kłębiły się myśli. Mógłby 

zorganizować następną imprezę. Zrobiłby zaproszenia i dał Jenny, żeby wsunęła jedno do 

szalki Sereny. Kiedy Serena zjawi się na jego imprezie, podejdzie do niej, weźmie od niej 

płaszcz i wyrazi swoją radość z jej powrotu do Nowego Jorku.

Padało każdego dnia, kiedy ciebie nie było - powiedziałby poetycko.

Potem wśliznęliby się do biblioteki jego ojca, ściągnęli z siebie ubrania i całowali na 

skórzanej sofie przed kominkiem. A jak już wszyscy by sobie poszli, zjedliby wspólnie miskę 

kawowych   lodów  Breyersa,  ulubionych   Dana.  A   potem   już  zawsze   spędzaliby   wszystkie 

chwile razem. Nawet przenieśliby się jak Trinity do koedukacyjnej szkoły na resztę roku, bo 

nie potrafiliby wytrzymać rozłąki. A potem poszliby na Columbię i mieszkali w kawalerce w 

pobliżu uniwersytetu; w ich mieszkaniu nie byłoby nic oprócz wielkiego łóżka. Przyjaciele 

Sereny   staraliby   się   ją   nakłonić   do   powrotu   do   jej   dawnego   życia,   ale   żadne   bale 

dobroczynne, żadne wystawne kolacje, żadne eleganckie przyjęcia by jej nie skusiły. Serena 

bez   żalu   wyrzekłaby   się   swojego   funduszu   powierniczego   i   diamentów   ciotecznej   babki. 

Mogłaby nawet żyć w nędzy, jeśli tylko byłaby z Danem.

- Niech to szlag, mamy tylko pięć minut do dzwonka.

Dan usłyszał czyjś nieprzyjemny glos. Odwrócił się i rzeczywiście, to był Chuck Bass, 

Szalikowiec,   jak   nazywał   go   Dan,   bo   Chuck   zawsze   nosił   śmieszny   kaszmirowy   szal   z 

monogramem. Chuck stal zaledwie jakieś pięć metrów od niego ze swoimi dwoma kumplami 

z ostatniej klasy z Riverside Prep, Rogerem Painem i Jeffreyem Prescottem. Nie odezwali się 

do Dana, nawet nie skinęli głowami; w ogóle nie zwracali na niego uwagi. Bo po co? Ci 

chłopacy   ze   szpanerskiego   Upper   East   Side,   którzy   co   rano   wsiadali   do   autobusu   na 

Siedemdziesiątej Dziewiątej i przyjeżdżali na West Side tylko do szkoły albo jak szli na jakąś 

dziwaczną imprezę. Chodzili z Dartem w jednej klasie w Riverside Prep, ale z pewnością nie 

należeli do tej samej klasy. Byt dla nich nikim. Traktowali go jak powietrze.

- Ludzie - powiedział Chuck do kumpli. Zapalił papierosa. Chuck palił papierosy jak 

skręty,   trzymając   je   między   palcem   wskazującym   i   kciukiem,   mocno   się   zaciągając. 

Doprawdy,   żałosne.   -   Zgadnijcie,   kogo   widziałem   wczoraj   wieczorem?   -   powiedział, 

wypuszczając obłok szarego dymu.

- Liv Tyler? - zapytał Jeff.

- Taak. i pewnie ostro na ciebie leciała, co? - roześmiał się Roger.

background image

- Nie, nie ją. Serenę van der Woodsen - powiedział Chuck.

Dan nadstawił uszu. Właściwie zamierzał już iść na zajęcia, ale zapalił następnego 

papierosa i nie ruszył się z miejsca, więc mógł podsłuchiwać.

- Matka Blair Waldorf urządziła wczoraj kameralne przyjęcie i była na nim Serena ze 

starymi - ciągnął Chuck. - I nie mogła mi się oprzeć. Mówię wam, jest chyba najbardziej 

wyuzdaną dziewczyną, jaką w życiu spotkałem, - Chuck zaciągnął się papierosem.

- Poważnie?

- Poważnie. Po pierwsze, właśnie się dowiedziałem, że od dziesiątej klasy pieprzy się 

z Nate'em Archibaldem. I na pewno nieźle się wykształciła w tej szkole z internatem, jeśli 

wiecie, co mam na myśli. Musieli się jej pozbyć, taka jest wyuzdana.

- Chrzanisz - stwierdził Roger. - Daj spokój, stary, nie wyrzuca się ze szkoły za bycie 

dziwką.

- Owszem, jeśli trzyma się nagrania ze wszystkimi chłopakami, z którymi się spało. A 

poza   tym   szprycowała   ich   tymi   samymi   dragami,   na   których   sama   jechała.   Ona   prawie 

przejęła władzę nad tą szkołą! - Chuck zaczynał się denerwować. Zrobił się czerwony na 

twarzy i aż się zapluł. - Słyszałem też, że ma różne choroby - dodał. - No wiecie, weneryki. 

Ktoś widział ją, jak wchodziła do kliniki w East Village. Była w peruce.

Kumple Chucka kręcili głowami i pochrząkiwali ze zdumienia.

Dan   jeszcze   nigdy   nie   słyszał   takiego   steku   bzdur.   Serena   nie   była   dziwką.   Była 

doskonałą, prawda? Prawda?

Ale wszystko miało się wyjaśnić później.

- A słyszeliście o tym przyjęciu na rzecz ptaków? - zapytał Roger. - Idziecie?

- Jakie przyjęcie? Jakich ptaków? - zapytał Jeffrey.

- Chodzi o tę imprezę na rzecz sokołów wędrownych z Central Parku - powiedział 

Chuck. - Taaak.  Blair  mówiła mi o tym.  Będzie  w  starym  domu towarowym  Barneys.  - 

Ponownie zaciągnął się papierosem. - Stary, wszyscy idą.

Wszyscy, oprócz Dana, oczywiście. Ale Serena van der Woodsen z pewnością tam 

będzie.

- W   tym   tygodniu   roześlą   zaproszenia   -   powiedział   Roger.   Impreza   tak   jakoś 

śmiesznie się nazywa, nie pamiętam, ale tylko dziewczyny mogły coś takiego wymyślić.

- „Buziak w usteczka” - powiedział Chuck, gasząc papierosa swoimi ohydnymi butami 

z Church's of England. - To będzie przyjęcie pod hasłem „Buziak w usteczka”.

- O taaak - powiedział Jeff. - Założę się, że na samych buziakach się nie skończy. - 

Zachichotał, - Zwłaszcza jeśli będzie Serena.

background image

Wszyscy trzej zarechotali, gratulując sobie nawzajem świetnego dowcipu.

Dan miał dosyć. Rzucił swojego papierosa na chodnik zaledwie parę centymetrów od 

buta Chucka  i ruszył  do szkoły. A kiedy przechodził  obok wesołych  kolesiów, odwrócił 

głowę, wydął wargi i cmoknął trzy razy,  jakby dawał każdemu z nich soczystego  całusa 

prosto w usta. A potem odwrócił się i wszedł do szkoły, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi.

Całujcie klamkę, dupki.

background image

w głębi serca każda abnegatka

jest beznadziejną romantyczką

- Chodzi   mi   o   stworzenie   napięcia   -   wyjaśniała   Vanessa   Abrams   malej   grupie   na 

zajęciach z filmu dla zaawansowanych. Stała przed klasą i prezentowała swój pomysł na film, 

który właśnie robiła. - Zamierzam sfilmować ich dwoje, jak rozmawiają w nocy na parkowej 

ławce. Tyle tylko, że nie słychać, o czym mówią. - Vanessa zawiesiła dramatycznie glos, 

czekając, aż któraś z jej koleżanek coś powie. Pan Beckham, ich nauczyciel, cały czas im 

powtarzał, że sceny mają być żywe, pełne dialogów i akcji, a Vanessa celowo robiła coś 

zupełnie przeciwnego.

- Więc nie ma żadnego dialogu? - zapytał pan Beckham z  tyłu klasy. Był boleśnie 

świadom, że nikt poza nim nie słuchał ani słowa z tego, co mówi Vanessa.

- Będzie słychać milczenie budynków, ławki i chodnika, a na ich ciała będzie padać 

światło ulicznych latarni. Potem zobaczycie ruch ich dłoni i mowę oczu, następnie usłyszycie 

ich rozmowę, ale nie będą dużo mówić. To nastrojowy kawałek - tłumaczyła Vanessa.

Sięgnęła po pilota od projektora i zaczęła pokazywać kolejne czarno - białe slajdy, 

które zabrała, by zademonstrować, co zamierza osiągnąć w swoim krótkim filmie. Drewniana 

ławka w parku. Płyta chodnikowa. Pokrywa włazu kanalizacyjnego. Gołąb dziobiący zużytą 

prezerwatywę. Gumy przylepione do obrzeża kosza na śmieci.

- Ha! - wykrzyknął ktoś z końca sali. To była Blair Waldorf, zaśmiewająca się do 

rozpuku z liściku, który właśnie podała jej Rain Hoffstetter.

Chcesz się dobrze zabawić?

Zadzwoń do Sereny van der Woodsen.

Tylko uważaj, żebyś nie dostał za dużo, kapujesz?

Vanessa   posłała   Blair   wściekłe   spojrzenie.   Zajęcia   z   filmu   były   ulubionym 

przedmiotem Vanessy, jedynym powodem, żeby w ogóle chodzić do szkoły. Traktowała je 

bardzo poważnie. Większość dziewczyn, jak Blair, wybrała ten przedmiot, by odpocząć od 

piekła   poważniejszych   przedmiotów,   takich   jak   matematyka,   biologia,   historia,   literatura 

background image

angielska i francuski. Były na prostej drodze do Yale, Harvardu czy Brown, gdzie ich rodziny 

studiowały   od   pokoleń.   Vanessa   nie   była   taka   jak   one.   Jej   rodzice   nie   poszli   nawet   do 

college'u.   Byli  artystami,   a  Vanessa   chciała   w  życiu  tylko   jednego:   pójść  na  nowojorski 

uniwersytet i studiować film.

Właściwie to chciała czegoś jeszcze. A dokładniej mówiąc, kogoś jeszcze, ale do tego 

za chwilę dojdziemy.

Vanessa była swego rodzaju dziwadłem w Constance, jedyną dziewczyną w szkole, 

która była ostrzyżona na jeża, zawsze nosiła czarne golfy, czytała w kółko  Wojnę i pokój 

Tołstoja, jakby to była Biblia, słuchała Belle i Sebastiana i piła gorzką czarną herbatę. Nie 

miała w Constance żadnych przyjaciółek, mieszkała w Williamsburgu na Brooklynie ze swoją 

dwudziestodwuletnią siostrą Ruby. Więc co robiła w tej ekskluzywnej prywatnej szkole dla 

dziewcząt na Upper East Side z księżniczkami pokroju Blair Waldorf? Pytanie to Vanessa 

zadawala sobie codziennie.

Rodzice Vanessy byli starymi artystami awangardowymi. Mieszkali w Vermont, w 

domu zbudowanym ze zutylizowanych opon samochodowych. Kiedy skończyła piętnaście lat, 

pozwolili, by wiecznie nieszczęśliwa Vanessa przeprowadziła się do swojej starszej siostry, 

gitarzystki   basowej,   na   Brooklyn.   Ale   chcieli   mieć   pewność,   że   odbierze   porządne 

wykształcenie, więc posłali ją do Constance.

Vanessa nie cierpiała tej szkoły, ale nigdy nie wspomniała o tym rodzicom ani słowa. 

Zostało zaledwie osiem miesięcy do końca roku szkolnego. Jeszcze osiem miesięcy i wreszcie 

wyrwie się do śródmieścia, na nowojorski uniwersytet.

Jeszcze osiem miesięcy będzie musiała znosić sukowatą Blair Waldorf, a co gorsza, 

Serenę   van   der   Woodsen,   która   powróciła   w   całej   swojej   wspaniałości.   Blair   Waldorf 

wyglądała   na   niesamowicie   podnieconą   powrotem   swojej   najlepszej   przyjaciółki. 

Rzeczywiście, cały ostatni rząd ostro plotkował; dziewczyny przekazywały sobie nawzajem 

liściki ukrywane w rękawach ich irytujących kaszmirowych swetrów.

Pieprzyć je. Vanessa uniosła brodę i kontynuowała swoją prezentację. Była ponad te 

bzdury. Jeszcze tylko osiem miesięcy.

Być  może,  gdyby  Vanessa  zobaczyła   karteczkę,  którą   Kati  Farkas  właśnie   podała 

Blair, poczułaby choć odrobinę sympatii do Sereny.

Droga Blair,

możesz mi pożyczyć pięćdziesiąt tysięcy dolarów? Niuch, niuch, niuch. Jak nie zapłacę 

mojemu dilerowi, któremu wiszę za kokę, będę miała problemy.

background image

Cholera, swędzi mnie w kroku.

Daj mi znać, jak będzie z kasą.

Uściski

Serena v. d. Woodsen

Blair, Rain i Kati zachichotały głośno.

- Ciii - szepnął pan Beckham, spoglądając ze współczuciem na Vanessę.

Blair odwróciła karteczkę na drugą stronę i nagryzmoliła odpowiedź.

Jasne, Serena. Czegokolwiek sobie życzysz. Zadzwoń do mnie z więzienia. Słyszałam,  

że jedzenie jest tam naprawdę dobre. Odwiedzimy cię z Nate'em, kiedy tylko będziemy mieć 

trochę czasu, czyli... sama nie wiem... NIGDY?!

Mam nadzieję, że wkrótce uporasz się ze swoimi chorobami wenerycznymi.

Uściski

Blair

Blair oddala karteczkę Kati, prawie nie czując wyrzutów sumienia z powodu swojej 

podłości. O Serenie krążyło tyle historii, że szczerze mówiąc, już sama nie wiedziała, w co 

wierzyć.   Poza   tym   Serena   nadal   nie   wyjawiła   nikomu   przyczyn   swojego   powrotu,   wiec 

dlaczego Blair miałaby cokolwiek powiedzieć w jej obronie? Może część tych plotek była 

prawdziwa? Może część tych historii naprawdę się zdarzyła?

A tak w ogóle, wysyłanie własnych liścików było o wiele bardziej zabawne niż ich 

dostawanie.

- Więc   sama   napiszę   scenariusz,   zajmę   się   reżyserią   i   filmowaniem.   I   już 

zaangażowałam   mojego   przyjaciela   Daniela   Humphreya   z   Riverside   Prep   do   roli   księcia 

Andrzeja - wyjaśniła Vanessa. Policzki zaczęły ją piec, kiedy wypowiedziała imię Dana. - Ale 

ciągle brakuje mi kogoś do roli Nataszy. Jutro po szkole robię casting w Madison Square 

Parku. Czy ktoś jest zainteresowany? - zapytała.

To  pytanie  było  jej  małym,  prywatnym  żarcikiem.  Vanessa  wiedziała, że  żadna  z 

dziewczyn nawet jej nie słuchała; były zbyt zajęte przekazywaniem sobie liścików.

W górę wystrzeliła ręka Blair.

- Ja będę reżyserem! - oznajmiła. Najwyraźniej nie usłyszała pytania, ale tak bardzo 

zależało jej na olśnieniu komisji rekrutacyjnej z Yale, że zawsze pierwsza zgłaszała się na 

ochotnika do wszystkiego.

background image

Vanessa już otworzyła  usta, żeby jej odpowiedzieć. Spróbuj sobie reżyserować to, 

chciała powiedzieć, pokazując jej środkowy palec.

- Opuść rękę, Blair - powiedział zmęczonym  głosem pan Beckham. - Vanessa już 

mówiła, że sama będzie scenarzystą, reżyserem i operatorem. Jeśli nie zamierzasz ubiegać się 

o rolę Nataszy, radzę ci pomyśleć o własnym projekcie.

Blair spojrzała na niego kwaśno. Nie cierpiała nauczycieli takich jak Beckham. Miał 

taką niezadowoloną minę, bo był z Nebraski i kiedy w końcu spełnił się jego smutny sen o 

życiu w Nowym Jorku, mógł jedynie uczyć bezużytecznego przedmiotu, zamiast reżyserować 

głośne filmy i cieszyć się sławą.

- Nieważne - powiedziała Blair, zakładając swoje ciemne włosy za uszy. - Chyba i tak 

nie miałabym czasu.

I rzeczywiście.

Blair   była   przewodniczącą   Rady   Pomocy   Społecznej   i   Klubu   Francuskiego; 

prowadziła z trzecioklasistkami zajęcia z czytania; raz w tygodniu pracowała w garkuchni dla 

biedaków, we wtorki miała kursy przygotowawcze do college'u, a w czwartkowe popołudnia 

uczyła się sztuki projektowania mody od Oscara de la Renta. W weekendy grywała w tenisa, 

żeby utrzymać się w narodowej klasyfikacji. Poza tym zasiadała we wszelkich komitetach 

społecznych,   jakie   komukolwiek   mogłyby   przyjść   do   głowy,   i   jej   kalendarz   na   sezon 

jesień/zima był cały zapełniony. W jej elektronicznym notesie ciągle brakowało pamięci.

Vanessa włączyła światło i wróciła na swoje miejsce z przodu klasy.

- Nie ma sprawy, Blair, bo i tak chciałam do roli Nataszy zaangażować dziewczynę z 

jasnymi   włosami.   -   Wygładziła   swój   mundurek   na   udach   i   usiadła   dostojnie,   prawie 

doskonale naśladując Blair.

Blair uśmiechnęła się złośliwie, spoglądając na ogoloną głowę Vanessy, a następnie 

rzuciła okiem na pana  Beckhama,  który odchrząknął i wstał. Był głodny,  a do dzwonka 

zostało jeszcze pięć minut.

- No cóż, to by było na tyle, dziewczęta. Dzisiaj możecie wyjść chwilkę wcześniej. 

Vanessa, może wywiesisz ogłoszenie w holu o jutrzejszym castingu?

Dziewczyny   zaczęły   się   pakować   i   wychodzić   gęsiego   z   klasy.   Vanessa   wyrwała 

czystą kartkę ze swojego notatnika i napisała u góry wszystkie niezbędne informacje.

WOJNA I POKÓJ

Film krótkometrażowy. Spróbuj, może uda ci się

dostać rolę Nataszy. Środa o zachodzie słońca

background image

Madison Square Park,

Ławka na rogu północnego wschodu..

Oparła się pokusie, by dać dokładny opis dziewczyny, jakiej poszukuje, bo nie chciała 

nikogo odstraszyć. Ale w głowie miała jej wyraźny obraz i wiedziała, że nie będzie łatwo 

znaleźć odpowiednią dziewczynę.

Jej idealna Natasza była bladą blondynką - i chodziło o naturalny, lekko nieporządny 

blond. Nie powinna być typową pięknością, ale musiała mieć taką twarz, która przykuwa 

uwagę. Miała to być dziewczyna, która sprawi, że Dan się rozpromieni - będzie pełen życia, 

będzie się śmiał, słowem: stanie się kimś innym.

Vanessa   objęła  się  ramionami.  Sama  myśl  o  Danie  sprawiała,   że  czuła  się, jakby 

chciało się jej sikać. Pod maską wygolonej głowy i tego beznadziejnego czarnego golfu kryła 

się po prostu dziewczyna.

Przyjmijmy to do wiadomości: wszystkie jesteśmy takie same.

background image

lunch

- Musimy jeszcze załatwić zaproszenia, torby z prezentami i szampana - powiedziała 

Blair. Podniosła ze swojego talerza plasterek ogórka i zaczęła skubać go w zamyśleniu. - Kate 

Spade   zajmuje   się   torbami   z   prezentami,   ale   sama   nie   wiem...   nie   sadzicie,   że   Kate   to 

nudziara?

- Myślę, że Kate Spade doskonale się do tego nadaje - powiedziała Isabel, zbierając 

swoje ciemne włosy w węzeł na czubku głowy. - To znaczy, jest super, że ma czarną, gładką 

torbę zamiast  tych  ze zwierzęcymi  i militarnymi  wzorami,  a takie badziewie noszą teraz 

wszyscy, A to jest kompletnie w złym guście, nie sądzicie?

Blair pokiwała głową.

- Absolutnie - zgodziła się.

- Hej, a co z moim płaszczem z lamparciej skóry? - zapytała Kati z urażoną miną.

- No tak, ale to jest prawdziwa skóra lamparta - wyjaśnili Blair. - To co innego.

Dziewczyny   siedziały   w   szkolnej   stołówce,   dyskutuje   o   zbliżającej   się   imprezie 

dobroczynnej pod hasłem „Buzia w usteczka”. Przyjęcie to miało na celu zebranie pieniędzy 

dla   Fundacji   na   rzecz   Sokołów   Wędrownych   z   Central   Parku.   Oczywiście   Blair   była 

przewodniczącą komitetu organizacyjnego.

- Biedne ptaszki - westchnęła Blair.

Tak jakby ją cokolwiek obchodziły cholerne ptaszyska.

- Naprawdę zależy mi, żeby to przyjęcie się udało - powiedziała. - Przyjdziecie jutro 

na zebranie, prawda?

- Oczywiście, że przyjdziemy - zapewniła ją Isabel. - A co z Sereną? Mówiłaś jej o 

przyjęciu? Pomoże nam?

Blair popatrzyła na nią pustym wzrokiem.

Kati   zmarszczyła   swój   zadarty   niczym   niewielka   skocznia   narciarska   nosek   i 

szturchnęła Isabel łokciem.

- Założę się, że Serena jest bardzo zajęta, no wiesz, próbując uporać się ze wszystkim. 

Wszystkimi swoimi problemami. Pewnie nie ma czasu, żeby nam pomóc - stwierdziła ze 

złośliwym uśmieszkiem.

background image

Blair wzruszyła  ramionami. Po drugiej stronie stołówki Serena stała w kolejce po 

lunch. Od razu zauważyła  Blair i uśmiechnęła się, machając radośnie ręką, jakby chciała 

powiedzieć: „Zaraz tam będę!” Ale Blair tylko zamrugała oczami, udając, że zapomniała 

założyć szkła.

Serena przesuwała tacę po metalowej ladzie; nałożyła sobie jogurt cytrynowy, ominęła 

dania na ciepło, aż dotarła do automatu z gorącą wodą - nalała sobie wody do filiżanki, 

włożyła na spodeczek torebkę liptona, plasterek cytryny i saszetkę cukru, Potem przeszła z 

tacą do baru sałatkowego, gdzie nawaliła na talerz górę sałaty, którą polała dressingiem z 

pleśniowego sera. Wolałaby tosta z szynką i serem na Gare du Nord w Paryżu, jakiego jadła 

w pośpiechu przed wskoczeniem do pociągu do Londynu, ale w sumie to było równie dobre. 

Taki sam lunch jadła  

W

  Constance codziennie od szóstej klasy. Blair zawsze wybierała to 

samo. Nazywały to „dietetycznym talerzem”.

Blair patrzyła, jak Serena nakłada sałatę. Obawiała się chwili, gdy Serena usiądzie 

obok niej w całej swojej wspaniałości i znowu będzie próbowała na nowo się zaprzyjaźniać. 

Fuj.

- Cześć - powiedziała z promiennym uśmiechem Serena, zajmując miejsce obok Blair. 

- Zupełnie jak za starych czasów, co? - Roześmiała się i odchyliła wieczko jogurtu. Mankiety 

starej koszuli jej brata były wystrzępione i zabłąkane nitki wpadały w wodnistą jogurtową 

masę.

- Cześć, Serena - powiedziały chórem Kati i Isabel.

Blair spojrzała na Serenę, unosząc w górę kąciki błyszczących  ust. Był to prawie 

uśmiech.

Serena   zamieszała   swój   jogurt   i   wskazała   głową   tacę   Blair,   gdzie   widniały 

pozostałości po bajglu z serkiem śmietankowym i ogórkiem.

- Widzę, że wyrosłaś z dietetycznego talerza - zauważyła.

- Chyba tak - odparła Blair. Wytarła papierową serwetką serek śmietankowy z kciuka, 

patrząc z niedowierzaniem na niechlujne mankiety koszuli Sereny. Stare ciuchy brata nosiło 

się w dziewiątej czy dziesiątej klasie. Wtedy to było całkiem fajne. Ale teraz? To wydawało 

się po prostu... nieprzyzwoite.

- Mój  plan   lekcji  jest   zupełnie  do  kitu  -  powiedziała   Senna,  oblizując   łyżeczkę.  - 

Wcale nie mam z wami zajęć.

- To dlatego, że nie chodzisz na żadne zajęcia dla zaawansowanych - zauważyła Kati.

- Masz szczęście - westchnęła Isabel. - Mam tyle na głowie, że nie starcza mi czasu 

nawet na sen.

background image

- No cóż, przynajmniej będę miała więcej czasu na imprezy - powiedziała Serena. 

Szturchnęła łokieć Blair. - A tak w ogóle, co się dzieje w tym miesiącu? Czuję się, jakbym 

zupełnie wypadła z obiegu.

Blair wyprostowała się i uniosła plastikowy kubek, ale w środku nie było już wody. 

Wiedziała,   że   powinna   powiedzieć   Serenie   wszystko   o   przyjęciu   „Buziak   w   usteczka”, 

wyjaśnić   jej,  jak  mogłaby  pomóc  z  przygotowaniami   i  że  mogłyby   mieć przy tym  kupę 

zabawy. Ale z jakiegoś powodu nie mogła się do tego zmusić. Serena wypadła z obiegu. I 

Blair chciała, żeby już tak pozostało.

- Nic specjalnego. Aż do Gwiazdki nie będzie działo się zbyt wiele - skłamała Blair, 

zerkając ostrzegawczo na Kati i Isabel.

- Naprawdę?   -   zapytała   zawiedziona   Serena.   -   A   co   robicie   dziś   wieczorem?   Nie 

chcecie gdzieś wyjść?

Blair rzuciła okiem na przyjaciółki. Aż paliła się do wyjścia, ule był dopiero wtorek. 

We wtorki wieczorem co najwyżej wypożyczali z Nate'em jakiś film. Nagle Blair poczuła się 

jak jakaś Mara nudziara. A wszystko przez Serenę.

- Jutro mam test z francuskiego. Przykro mi, Serena - powiedziała Blair i wstała. - A 

teraz jestem umówiona z madame Rogers.

Serena zmarszczyła  brwi i zaczęła obgryzać paznokieć od kciuka; był to jej nowy 

zwyczaj, który nabyła w szkole z internatem.

- Hm, może zadzwonię do Nate'a, to ze mną gdzieś wyjdzie - powiedziała.

Blair podniosła swoją tacę, ledwie się hamując, żeby nie przyłożyć  nią Serenie w 

twarz. Trzymaj łapy z dala od niego! - chciała wrzasnąć, wskakując na stół jak wojownik 

ninja. Ijaaa - jee!

- Zobaczymy się później, dziewczyny - powiedziała i oddaliła się sztywno.

Serena   westchnęła   i   strzeliła   z   talerza   kawałkiem   sałaty.  Blair   była   nudna.  Kiedy 

zaczną się bawić? Spojrzała z nadzieją na Kati i Isabel, ale one też zbierały się już do wyjścia.

- Dzisiaj mam głupie spotkanie z doradcą w sprawie college'u - powiedziała Kati.

- A ja muszę pójść na górę do pracowni i sprzątnąć moje obrazy - stwierdziła Isabel.

- Zanim ktoś je zobaczy? - zażartowała Kati.

- Przymknij się - odparła Isabel.

Podniosły się ze swoimi tacami w rękach.

- Fajnie, że wróciłaś, Serena - powiedziała fałszywie Kati.

- Tak - zgodziła się Isabel. - Naprawdę, strasznie się cieszymy.

A potem sobie poszły.

background image

Serena obracała łyżkę w pojemniku po jogurcie, zastanawiając się, co się wszystkim 

stało. Wszyscy zachowywali się dziwacznie. Co takiego zrobiłam? - pytała sama siebie, na 

nowo wgryzając się w paznokieć.

Dobre pytanie.

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

GDZIE SA CHŁOPAKI

Dzięki za odzew, choć większość z was nie miała w zasadzie nic do powiedzenia na temat S czy B

Większość z was chciała się dowiedzieć czegoś więcej o chłopakach.

Wasze e - maile

P:

 Cześć P,

D wydaje się taki słodziutki. Dlaczego tak leci na S? Przecież to zwykła dziwka.

Bebe

O:

 Cześć Bebe,

Przypadkiem   wiem,   że  D  nie   jest   taki   niewinny,   jak   się   wydaje.  Brat   udział   w   niezłych 

świństwach na letnim obozie w ósmej klasie.

P

P:

 hej P,

co   robi  N  w   porze   lunchu?   chodzę   do   szkoły   niedaleko   jego   i   zastanawiam   się,   czy 

przypadkiem nie widuję go, nie zdając sobie z tego sprawy. To by było!

Nieśmiała

No dobra, skoro aż tak bardzo chcecie to wiedzieć, powiem wam. W szkole Świętego Judy pozwalają 

uczniom z najstarszych klas wychodzić na lunch. Więc teraz  N  pewnie poszedł do małej pizzerii na 

rogu Osiemdziesiątej i Madison. Jak ona się nazywa? U Vino? U Vinniego? Nieważne. W każdym 

razie mają tam niezłe jedzenie, a jeden z dostawców rozprowadza naprawdę przyzwoitą trawkę. N jest 

jednym z jego stałych klientów. Zwykle przed pizzerią stoi grupka uczennic z L'Ecole, więc N zatrzyma 

background image

się i będzie flirtował z jedną dziewczyną, powiedzmy Clair, która struga nieśmiałą cnotkę i udaje, że 

nie mówi po angielsku, a tak naprawdę jest beznadziejna z francuskiego i kawał suki z niej. N zawsze 

robi ten sam słodki żarcik. Kupuje dwa kawałki pizzy i za każdym razem proponuje jeden Clair. Przez 

cały   czas,   gdy   rozmawiają,,  Clair  trzyma   ten   kawałek,   aż   w   końcu   odgryza   maciupki   skrawek   z 

samego czubka. Wtedy N mówi: „Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś, zjadasz moją pizzę!”, wyrywa jej 

pizzę i zjada w dwóch kęsach. Na co Clair zaczyna śmiać się tak bardzo, że cycki niemal wyskakują 

jej z koszulki. Wszystkie dziewczyny  z L'Ecole noszą bardzo obcisłe koszulki, krótkie spódniczki i 

wysokie obcasy. Są dziwkami stworzonymi przez system edukacyjny Upper East Side. N lubi z nimi 

flirtować, choć jak na razie nie posunął się, ani odrobinę dalej. Ale jeśli B  nadal będzie go zwodzić, 

może zacząć dawać  Claire coś więcej niż tylko skrawek swojej pizzy. Ostatnio  Clair  zaskoczyła go 

pytaniem, czy słyszał o SClair twierdzi, że S nie tylko była w ciąży w zeszłym roku, ale urodziła we 

Francji synka. Ma na imię Jules, żyje, ma się dobrze i mieszka w Marsylii.

A  co   do  D  -  cóż,  znowu  siedzi   na   dziedzińcu   Riverside   Prep   i   czyta  poezję.   Wiem,  że  to   brzmi 

potwornie smutno, ale nie martwicie się o niego. Jego czas jeszcze nadejdzie. Trzymajcie rękę na 

pulsie.

Na celowniku

Widziano, jak K zwraca w Barneys różową torbę w militarne wzory. Osobiście uważam, że ta torebka 

była całkiem słodka. Ale widocznie ktoś ją przekonał, żeby się jej pozbyła.

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

wiadomości

- Cześć,   Nate.   Tu   Serena.   Dzwonię,   żeby   zapytać,   co   porabiasz.   Pomyślałam,   że 

moglibyśmy gdzieś wyjść wieczorem, ale wiesz co? Jestem zmęczona. Dopiero dziesiąta, a 

chyba pójdę już do łóżka. Ale zobaczymy się w ten weekend, co? Nie mogę się doczekać. 

Całusy. Dobranoc.

Serena odłożyła słuchawkę. W jej pokoju było strasznie cicho. Nawet Piąta Aleja była 

spokojna, jedynie od czasu do czasu przejeżdżała taksówka.

Ze swojego wielkiego łóżka z baldachimem widziała fotografie w srebrnych ramach, 

na której była  jej cała rodzina. Zdjęcie zrobił kapitan wyczarterowanej  żaglówki podczas 

wakacji w Grecji, kiedy miała dwanaście lat. Wszyscy byli w strojach kąpielowych, a jej brat 

Erik, wówczas czternastolatek, robił na jej policzku pierdzący pocałunek, z czego zaśmiewali 

się ich rodzice. Podczas tej podróży Serena po raz pierwszy w życiu dostała miesiączkę. Była 

tak zakłopotana, że nie mogła zdobyć się na to, by powiedzieć o tym rodzicom, więc co miała 

zrobić, uwięziona na pokładzie? Stali na kotwicy przy Rodos i kiedy ich rodzice nurkowali, a 

Serena z Erikiem mieli brać lekcje windsurfingu, Erik popłynął do brzegu, ukradł vespe i 

kupił   jej   tampony.   Przypłynął   z   tamponami   przywiązanymi   do   czubka   głowy   w   małej 

foliowej torebce. Jej bohater.

Serena wyrzuciła zniszczone majtki za burtę. Pewnie nadal tam były, ukryte w jakiejś 

rafie.

A teraz Erik był na pierwszym roku w Brown i Serena w ogóle go nie widywała. 

Ostatnie   lato   spędzili   razem   we   Francji,   ale   oboje   przez   cały   czas   byli   oblegani   przez 

chłopaków i dziewczyny, lub sami się za nimi uganiali, więc nie mieli nawet czasu, żeby ze 

sobą pogadać.

Znowu podniosła słuchawkę i wcisnęła przycisk, pod którym był zakodowany numer 

do mieszkania jej brata. Telefon dzwonił i dzwonił, aż w końcu odezwała się automatyczna 

sekretarka.

- Jeśli chcesz zostawić wiadomość dla Dillona, wciśnij jeden. Jeśli chcesz zostawić 

wiadomość dla Tima, wciśnij dwa. Jeśli chcesz zostawić wiadomość dla Drew, wciśnij trzy. 

Jeśli chcesz zostawić wiadomość dla Erika, wciśnij cztery.

background image

Serena wcisnęła cztery i przez moment się wahała.

- Hej... tu Serena. Sorry, że przez jakiś czas się nie odzywałam. Ale ty też mogłeś do 

mnie zadzwonić, ty palancie. Aż do ostatniego weekendu byłam uziemiona w Ridgefield, 

gdzie prawie wykorkowałam z nudów, a teraz jestem z powrotem w Nowym Jorku. Dzisiaj 

byłam pierwszy raz w szkole. Było dosyć dziwnie. Właściwie to było do kim. Wszyscy... 

wszystko jest... sama nie wiem... takie dziwne... Tak czy siak, zadzwoń do mnie.

Brakuje mi twojego włochatego tyłka. Jak tylko będę mogła, wyślę ci jakąś paczkę. 

Uściski. Pa.

background image

życie jest kruche i absurdalne

- Jesteś beznadziejny,  Dan - powiedziała do brata Jenny Humphrey.  Siedzieli przy 

kuchennym stole w swoim sypiącym się mieszkaniu z czterema sypialniami na dziesiątym 

piętrze   na   West   End   Avenue.   Byt   to   piękny   stary   apartament   z   wysokimi   sufitami, 

słonecznymi oknami, wielkimi wbudowanymi szafami i olbrzymimi wannami na nóżkach, 

niestety   nieodnawiany   od   lat   czterdziestych   ubiegłego   wieku.   Ściany   były   zawilgocone   i 

popukane,   a   drewniane   podłogi   porysowane.   Gigantyczne   kłęby   kurzu   gromadziły   się   w 

kątach i wzdłuż listwy przypodłogowej niczym mech. Raz na jakiś czas ojciec Jenny i Dana, 

Rufus, zatrudniał sprzątaczkę, żeby wyszorowała mieszkanie od góry do dołu, a wtedy ich 

olbrzymi kot, Marks, robił porządek z karaluchami, jednak przeważnie ich dom wyglądał jak 

zaniedbany, choć przytulny strych. Było to miejsce, w którym człowiek spodziewa się znaleźć 

zaginione skarby, jak stare fotografie, klasyczne buty czy kość z kolacji z ostatnich świąt 

Bożego Narodzenia.

Jenny  jadła   połówkę   grejpfruta   i   popijała   herbatkę   z   mięty   pieprzowej.   Od   kiedy 

dostała zeszłej wiosny miesiączkę, jadła coraz mniej i mniej. Ale i tak wszystko, co zjadła, 

szło jej w cycki. Dan martwił się sposobem odżywiania swojej młodszej siostry, ale skoro 

Jenny była tak samo zadziorna i pełna energii jak zawsze, to co on tam wiedział? Na przykład 

nie wiedział, że prawie codziennie w drodze do szkoły Jenny kupuje w małych delikatesach 

dla smakoszy na Broadwayu maślaną babeczkę z czekoladowymi wiórkami.

Nie była to najlepsza strategia, by zmniejszyć biust.

Dan   jadł   drugiego   czekoladowego   pączka,   popijając   małymi   łyczkami   kawę 

rozpuszczalną ze śmietanką i czterema łyżeczkami cukru. Lubił cukier i kofeinę, co pewnie 

było częściowo przyczyną tego, że mu się trzęsły ręce. Dan nie przejmował się zdrowiem. 

Lubił życie na krawędzi.

Przy  jedzeniu   studiował   scenariusz   krótkometrażowego   filmu   Vanessy  Abrams,   w 

którym miał zagrać. W kółko czytał jedno zdanie, jakby to była jakaś mantra: „Życie jest 

kruche i absurdalne”.

- No powiedz, że masz gdzieś powrót Sereny van der Woodsen - rzuciła mu wyzwanie 

Jenny. Włożyła do ust cząstkę grejpfruta i zaczęła ją wysysać. Potem wsadziła do buzi pałce, 

background image

wyciągnęła   białą   zmiażdżoną   skórkę   i   odłożyła   ją   na   talerz.   -   Powinieneś   ją   zobaczyć   - 

ciągnęła. - Wygląda niesamowicie. Zupełnie inaczej. Nie chodzi mi o jej ciuchy, tylko o 

twarz. Wygląda jakoś dojrzalej, ale nie ma zmarszczek ani nic w tym stylu. Jest jak Kate 

Moss albo jakaś inna modelka, która wszędzie była, wszystko widziała i przekroczyła jakąś 

granicę. Wygląda na kompletnie doświadczoną.

Jenny czekała na jakąś reakcję brata, ale on wpatrywał się w swoją filiżankę z kawą.

Życie jest kruche i absurdalne.

- Nie chcesz nawet jej zobaczyć? - zapytała.

Dan myślał o tym, co usłyszał o Serenie z ust Chucka Bassa. Nie chciał wierzyć w ani 

jedno jego słowo, ale jeśli Serena wyglądała na tak doświadczoną, jak mówiła Jenny, może 

Chuck   mówił   prawdę.   Może   Serena   naprawdę   była   najbardziej   wyuzdaną,   zaćpaną   i 

wyniszczoną chorobami wenerycznymi dziewczyną w Nowym Jorku.

Dan wzruszył ramionami i wskazał kupkę skórek na talerzu Jenny.

- Paskudztwo - powiedział. - Nie możesz jeść ciastek jak normalni ludzie?

- A co masz przeciwko grejpfrutom? - zapytała Jenny. - Są orzeźwiające.

- Ale patrzenie, jak je jesz, nie jest. Obrzydliwość. - Wetknął do ust resztkę pączka i 

zlizał z palców czekoladę, uważając, by nie zamazać scenariusza.

- W takim razie nie patrz - odparła Jenny. - A tak w ogóle, nie odpowiedziałeś na moje 

pytanie.

Dan uniósł wzrok.

- Jakie pytanie?

Jenny położyła łokcie na stole i nachyliła się do niego.

- O Serenę - powiedziała. - Wiem, że chcesz ją zobaczyć.

Dan spojrzał z powrotem na scenariusz i wzruszył ramionami.

- Nieważne - mruknął.

- Taaak, nieważne. - Jenny przewróciła oczami. - Słuchaj, w następny piątek jest to 

przyjęcie.  To będzie wielka, elegancka impreza  na rzecz sokołów wędrownych  z Central 

Parku. Wiedziałeś, że tam mieszkają sokoły? Ja nie. W każdym  razie organizuje to Blair 

Waldorf, a wiesz, że ona i Serena są najlepszymi przyjaciółkami, więc naturalnie będzie tam i 

Serena.

Dan   dalej   czytał   scenariusz,   całkowicie   ignorując   siostrę.   A   Jenny   kontynuowała, 

ignorując fakt, że Dan ją ignoruje.

- Tak czy siak, musimy znaleźć jakiś sposób, by się tam wkręcić. - Chwyciła ze stołu 

papierową serwetkę, zgniotła w kulkę i cisnęła w głowę brata. - Dan, proszę! Musimy pójść!

background image

Dan   odsunął   scenariusz   na   bok   i   spojrzał   na   siostrę;   w   jego   brązowych   oczach 

malował się powaga i smutek.

- Jenny, nie  chcę  iść na to przyjęcie.  W następny piątek pewnie pójdę  do Deke'a 

pograć na playstation, a potem zapewne pojadę na Brooklyn, żeby powałęsać się z Vanessą, 

jej siostrą i ich przyjaciółmi. Jak zawsze w piątek wieczorem.

Jenny kopała w nogi swojego krzesła jak mała dziewczynka.

- Ale dlaczego, Dan? Dlaczego nie chcesz pójść na tę imprezę?

Dan potrząsnął głową z gorzkim uśmiechem.

- Bo nie zostaliśmy zaproszeni i już nas nie zaproszą. Odpuść sobie, Jen. Przykro mi, 

ale tak to już jest. Różnimy się od nich, wiesz o tym. Nie należymy do tego samego świata co 

Serena van der Woodsen, Blair Waldorf i reszta tych ludzi.

- Ale z ciebie mięczak! Doprowadzasz mnie do szalu - powiedziała Jen, przewracając 

oczami.

Wstała, wrzuciła naczynia do zlewu i zaczęła je z furią szorować. Potem odwróciła się 

i położyła dłonie na biodrach. Miała na sobie różową flanelową koszulkę nocną, a jej kręcone 

brązowe włosy sterczały na wszystkie  strony, bo poszła spać z mokrymi.  Wyglądała  jak 

miniatura rozczarowanej żony, której cycki były dziesięć razy za duże w stosunku do reszty 

ciała.

- Mam gdzieś to, co mówisz. Pójdę na to przyjęcie! - upierała się.

- Jakie przyjęcie? - zapytał ich ojciec, pojawiając się w kuchennych drzwiach.

Gdyby przyznawano nagrodę dla najbardziej żenującego ojca na świecie, dostałby ją 

Rufus Humphrey. Był ubrany w przepoconą białą damską koszulkę i czerwone bokserki w 

kratkę, a poza tym drapał się w kroczu. Nie golił się od paru dni i jego siwa broda wyglądała, 

jakby ją zapuszczał stopniowo - przeważnie była gęsta i długa, ale zdarzały się też łyse placki 

czy   lekka   szczecina.   Jego   kręcone,   siwe   włosy   były   poplątane,   a   brązowe   oczy 

zaczerwienione. Za każdym uchem tkwił papieros.

Jenny i Dan patrzyli przez chwilę na ojca w milczeniu.

A potem Jenny wróciła do zmywania.

- Nieważne - westchnęła.

Dan uśmiechnął się z wyższością i rozwalił na krześle. Ich ojciec nie cierpiał Upper 

East Side za pretensjonalność. Posłał Jenny do Constance, bo była to dobra szkoła, poza tym 

kiedyś  umawiał się z tamtejszą  nauczycielką angielskiego. Ale nie do puszczał do siebie 

myśli, że Jenny może znaleźć się pod wpływem swoich koleżanek z klasy, czy też „tych 

debiutantek”, jak je nazywał.

background image

Dan wiedział, że ojcu się to spodoba.

- Jenny chce pójść na jakieś eleganckie przyjęcie dobroczynne w przyszłym tygodniu - 

powiedział.

Pan Humphrey wyciągnął zza ucha papierosa i wetknął do ust, obracając go między 

wargami.

- A na jaki cel to przyjęcie? - zapytał.

Dan bujał się na krześle z zadowolonym wyrazem twarzy. Jenny odwróciła się od 

zlewu i posłała mu piorunujące spojrzenie, by się przymknął.

- Pieniądze z tego przyjęcia pójdą na sokoły wędrowne z Central Parku - rzekł Dan. - 

Pewnie  zbudują  im  jakąś ptasią  rezydencję  czy coś w  tym  stylu.  Jakby nie  było  tysięcy 

bezdomnych, którym przydałyby się te pieniądze.

- Zamknij się - powiedziała rozwścieczona Jenny. - Myślisz, że jesteś taki mądry. To 

tylko przyjęcie. Nigdy nie mówiłam, że to taki fantastyczny cel.

- Nazywasz to celem?! - ryknął jej ojciec. - Wstydź się. Ci ludzie chcą, żeby te ptaki 

byty w pobliżu tylko dlatego, że są ładne. Bo dzięki nim czują się jak na ładnej wsi, jakby byli 

w swoich posiadłościach w Connecticut czy Maine. Są bardzo ozdobne. Taka działalność 

dobroczynna nie służy absolutnie nikomu!

Jenny stała oparta o kuchenny blat, wpatrując się w sufit i nie zwracając uwagi na 

słowa ojca. Słyszała tę tyradę już wcześniej i niczego to nie zmieniało. Nadal chciała iść na to 

przyjęcie.

- Po prostu chcę się trochę zabawić - powiedziała z uporem, - Czemu zaraz trzeba 

robić z tego aferę?

- Trzeba, bo przywykniesz do tych nonsensów bzdurnych debiutantek i skończysz jak 

twoja matka, która trzyma się bogaczy, bo jest za dużym tchórzem, by samodzielnie myśleć! - 

wrzasnął ojciec, a jego nieogolona twarz przybrała ciemnoczerwony kolor. - Niech to szlag, 

Jenny. Z każdym dniem coraz bardziej przypominasz mi twoją matkę.

Dan nagle poczuł się źle.

Ich matka uciekła do Pragi z jakimś hrabią, księciem czy kimś takimi w zasadzie była 

utrzymanką; pozwalała, by ten hrabia, książę czy jak mu tam ubierał ją i woził po hotelach 

całej Europy. Przez cały dzień tylko chodziła na zakupy, jadła, piła i malowała kwiaty. Parę 

razy do roku pisała do nich listy i wysyłała dziwne prezenty. Na ostatnią Gwiazdkę przysłała 

Jenny ludową sukienkę z Niemiec. Była jakieś dziesięć numerów za mała.

Stwierdzenie ojca, że Jenny przypomina mu ich matkę, nie było miłe. Absolutnie.

Jenny wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.

background image

- Odpuść sobie, tato - powiedział Dan. - I tak nie jesteśmy zaproszeni na to przyjęcie. 

Więc żadne z nas, nawet choćby chciało, nie mogłoby tam pójść.

- No   widzicie!   -   powiedział   triumfalnie   pan   Humphrey.   -   Po   co   w   ogóle   chcecie 

zadawać się z tymi snobami?

Jenny patrzyła szklistym wzrokiem na brudną podłogę w kuchni.

Dan podniósł się.

- Pospiesz się i ubieraj, Jen - powiedział łagodnie. - Odprowadzę cię na przystanek.

background image

N dostaje e - zaproszenie

W czasie sześciominutowej przerwy pomiędzy łaciną i gimnastyką Nate wśliznął się 

do pracowni komputerowej szkoły dla chłopców imienia Świętego Judy. Co środę on i Blair 

wysyłali   sobie   Internetem   krótkie   liściki   miłosne   (w   porządku,   to   był   pomysł   Blair),   by 

łatwiej było im przetrwać nudny szkolny tydzień. Robili to dwa dni przed weekendem, kiedy 

mogli spędzać tyle czasu razem, ile tylko chcieli.

Ale dziś Nate nawet nie myślał o Blair. Chciał się dowiedzieć, co słychać u Sereny. 

Wczoraj wieczorem nagrała się mu na sekretarkę, bo on w tym czasie oglądał z przyjaciółmi 

mecz Jankesów. Jej głos wydał  się mu smutny, przepełniony samotnością i taki  odległy, 

mimo że Serena mieszkała niecałe dwie przecznice od niego. Nate jeszcze nigdy nie słyszał, 

by Serena była tak zdołowana. I od kiedy to Serena van der Woodsen kładzie się spać tak 

wcześnie?

Zasiadł przed buczącym komputerem, kliknął w Utwórz Nowa Wiadomość i napisał 

do Sereny na jej stary adres z Constance. Nie wiedział, czy sprawdzi pocztę, ale warto było 

spróbować.

DO: 

serenavdw@constancebillard.

 

edu

OD: 

narchibald@swjuda.

 

edu

Hej.   Co   porabiasz?   Dostałem   wczoraj   twoja   wiadomość. 

Przykro mi, że mnie wtedy nie było. Ale na pewno zobaczymy 

się w piątek, zgoda?

Uściski, Nate

A   potem   otworzył   swoją   pocztę.   Co   za   niespodzianka!   Dostał   list   od   Blair.   Nie 

rozmawiali ze sobą od przyjęcia wydanego przedwczoraj przez jej matkę.

DO: narchibald@swjuda.

edu

OD: blairw@constancebillard.edu

Kochany Nate,

background image

tęsknię   za   Tobą.   Poniedziałkowa   noc   miała   być   naprawdę 

wyjątkowa. Zanim nam przeszkodzono, planowałam, że zrobimy 

coś, o czym rozmawialiśmy już od jakiegoś czasu. Myślę, że 

wiesz,   o   czym   mówię.   Ale   chyba   nie   była   to   odpowiednia 

pora.   Chcę   tylko,   żebyś   wiedział,   że   jestem   gotowa. 

Wcześniej   nie   byłam,   ale   teraz   już   tak.   Mama   i   Cyrus 

wyjeżdżają w piątek i naprawdę bardzo bym chciała, żebyś 

został na noc.

Kocham Cię. Zadzwoń.

Uściski

Blair

Nate przeczytał wiadomość od Blair dwa razy, a potem zamknął, żeby nie musieć 

dłużej na nią patrzeć. Była dopiero środa. Czy to możliwe, żeby Blair nie dowiedziała się do 

piątki   o   jego   przygodzie   z   Sereną,   chociaż   codziennie   chodziły   razem   do   szkoły   i   były 

najlepszymi   przyjaciółkami,   które   mówią   sobie   o   wszystkim?   Prawdopodobieństwo   było 

znikome. I co z Chuckiem Bassem? Nie miał w zwyczaju trzymać języka za zębami.

Nate wściekłe potarł piękne zielone oczy. Nieważne, w jaki sposób Blair się dowie. 

Tak czy inaczej, był ugotowany. Próbował opracować jakiś plan działania, ale wymyślił tylko 

tyle, że I trzeba czekać i zobaczyć, co się stanie, kiedy spotka się w piątek z Blair. Nie było 

sensu teraz o tym rozmyślać.

W   tym   momencie   otworzyły   się   drzwi   pracowni   i   ukazała   się   w   nich   głowa 

Jeremy'ego Scotta Thompkinsona.

- Siemka, Nathaniel, zrywamy się z gimnastyki. Chodź z nami do parku, pokopiemy w 

piłę.

Odezwał się drugi dzwonek. Nate już i tak był spóźniony na gimnastykę, a potem miał 

lunch. Zerwanie się z lekcji było doskonałym pomysłem.

- Jasne - odparł. - Zaczekaj chwilę. - Kliknął w e - mail od Blair i przeciągnął go do 

kosza. - Okay - powiedział, wstając. - Idziemy.

Hm, gdyby ją naprawdę kochał, pewnie by zachował ten e - mail, a przynajmniej na 

niego odpowiedział, prawda?

Był słoneczny październikowy dzień w Central Parku. Na Owczej Łące było pełno 

uczniów, którzy urwali się ze szkoły; leżeli na trawie i palili albo rzucali frisbee. Drzewa 

background image

otaczające łąkę płonęły żółcią, pomarańczem i czerwienią, a za nimi widać było piękne stare 

apartamentowce na Central Park West. Jeden gość miał do sprzedania marihuanę i Anthony 

Avuldsen kupił trochę, żeby zmieszać z towarem zdobytym wczoraj przez Nate'a w pizzerii. 

Nate,   Jeremy,   Anthony   i   Charlie   Dern   podawali   sobie   wielkiego   jointa,   jednocześnie 

uganiając się po trawie za piłką.

Charlie zaciągnął się i podał jointa Jeremy'emu. Nate kopnął do Charliego piłkę, a 

Charlie się o nią potknął. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, a jego głowa była o wiele 

za   duża   w   stosunku   do   reszty   ciała.   Ludzie   mówili   na   niego   Frankenstein.   Anthony   jak 

zawsze w formie, nawet kiedy był upalony, rzucił się do piłki i wykopał ją w powietrze, 

podając do Jeremy'ego. Jeremy odebrał na swoją mizerną klatę, pozwalając, by piłka stoczyła 

się na ziemię, a potem dryblował ją między stopami.

- Cholera, mocny ten szajs - powiedział, podciągając spodnie. Zawsze zsuwały się z 

jego chudych bioder, nieważne, jak ciasno zapiął pasek.

- Zgadza się - przyznał Nate. - Ale jestem upalony. - Swędziały go stopy. Zupełnie 

jakby trawa przedostała się przez gumowe podeszwy jego adidasów.

Jeremy zatrzymał piłkę.

- Powiedz, Nate. Widziałeś już Serenę van der Woodsen? Słyszałem, że wróciła.

Nate patrzył tęsknie na piłkę, żałując, że nie ma jej przy nodze, bo wtedy mógłby 

popędzić  z  nią   przez  trawnik,  udając,  że   nie  usłyszał   pytania   Jeremy'ego.  Czuł   na  sobie 

spojrzenia kumpli. Pochylił się i zdjął bul z lewej nogi, żeby podrapać się po podeszwie 

stopy. Cholera, ale swędziało.

- Taak,   widziałem   ją   w   poniedziałek   -   powiedział   od   niechcenia,   podskakując   na 

jednej nodze.

Charlie odchrząknął i splunął na trawę.

- Jak wygląda? - zapytał. - Słyszałem, że wpakowała się w tej szkole z internatem we 

wszystkie możliwe kłopoty.

- Ja też  - dodał  Anthony, zaciągając  się niedopałkiem.  - Podobno wywalili  ją,  bo 

gościła   w   swoim   pokoju   w   internacie   po   kolei   wszystkich   chłopaków.   Doniosła   na   nią 

współlokatorka. - Roześmiał się. - Jakby nie było jej stać na pokój w hotelu!

Charlie też się roześmiał.

- Słyszałem, że ma dzieciaka. Poważnie. Rodziła we Francji i tam go zostawiła. Jej 

starzy płacą, żeby wychowywał się w jakimś francuskim klasztorze. To jak jakiś pieprzony 

film, człowieku.

Nate nie wierzył własnym uszom. Upuścił but i usiadł na trawie. Potem pozbył się 

background image

drugiego buta i ściągnął skarpetki. Nie . odezwał się ani słowem, tylko siedział i drapał się po 

stopach.

- Wyobrażacie sobie Serenę z tymi wszystkimi chłopakami w jej pokoju w internacie? 

Pewnie krzyczała: Oooch, skarbie. Mocniej, mocniej! - Jeremy padł na trawę, trzymając się za 

swój chudy brzuch j histerycznie rechocząc. - O, cholera!

- Ciekawe, czy chociaż wie, kto jest tatusiem - powiedział Anthony.

- Słyszałem, że nieźle też sobie poczynała z dragami - dodał Charlie. - Rozprowadzała 

coś, od czego się uzależniła, cokolwiek to było. Latem była na odwyku w Szwajcarii. Pewnie 

po urodzeniu dziecka.

Wow! Ale kaszana - stwierdził Jeremy.

- Między wami coś było, co, Nate? - zapytał Charlie.

- Gdzie to słyszałeś? - zapytał Nate, marszcząc brwi.

Charlie uśmiechnął się.

- Nie wiem, stary. O tym się mówi. W czym problem? Gorąca z niej łaska.

- Może   i   tak,   ale   miałem   już   lepszej   od   niej   -   odparł   Nate   i   natychmiast   tego 

pożałował. O czym on w ogóle mówił?

- Noo, Blair pewnie też jest niezła - powiedział Charlie.

- Założę się, że w łóżku wstępuje w nią diablica - zgodził się Jeremy.

- Facet   jest   zmęczony   już   od   samego   myślenia   o   tym!   -   powiedział   Anthony, 

wskazując palcem na Nate'a i rechocząc.

Nate roześmiał się i potrząsnął głową, próbując wytrząsnąć z. uszu ich słowa. Leżał na 

wznak na trawie i wpatrywał się w niebieskie niebo. Kiedy odchylił głowę do tyłu, widział 

dachy apartamentowców przy Piątej Alei, łącznie z tymi, w których mieszkały Serena i Blair. 

Opuścił brodę i znowu widział tylko niebieskie niebo. Był za bardzo upalony, żeby się teraz 

nad   czymkolwiek   zastanawiać.   Przestał   słuchać   przyjaciół,   próbując   całkowicie   oczyścić 

umysł, by w jego głowie było tak pusto i niebiesko jak na niebie. Ale nie potrafił przestać 

myśleć o Serenie i Blair, które w jego marzeniach były nagie i powtarzały: „Wiem, że mnie 

kochasz”. Uśmiechnął się i zamknął oczy.

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Wiem, że dawno mnie nie było, Ale nie mogłam się oprzeć, by nie napisać czegoś więcej o  N. Mój 

nowy ulubiony temat. On jest tak oszałamiająco przystojny. Nawet jeśli brak mu jaj.

ĆPUNY Z CENTRAL PARKU

Właściwie moim nowym ulubionym tematem są bananowi chłopcy - elitarna wersja zwykłych ćpunów. 

W odróżnieniu od przeciętnego ćpuna bananowy chłopiec nie przepada za metalem, grami online, nie 

jeździ  na   desce   i  nie   lubi   kuchni   wegańskiej.   Ma  dobrze   Obcięte   włosy  i   ładną   cerę.   Przyjemnie 

pachnie, nosi kaszmirowe swetry, które kupuje mu jego dziewczyna, ma przyzwoite stopnie i jest miły 

dla swojej mamy. Żegluje i gra w piłkę nożną. Umie zawiązać krawat. Potrafi tańczyć. Jest sexy! Ale 

bananowy chłopiec nigdy w nic się w pełni nie angażuje. Nie jest przebojowy i nigdy nie mówi, co 

siedzi mu w głowie. Nie lubi ryzyka i dlatego to takie ryzyko się w nim zakochać.

Pewnie zauważyliście, że ja jestem jego zupełnym przeciwieństwem - buzia mi się nigdy nie zamyka! I 

naprawdę wierzę, że przeciwieństwa się przyciągają. Muszę się wam przyznać, lecę na bananowych 

chłopców.

Ale najwyraźniej nie ja jedna.

Wasze e - maile

P:

 Cześć Plotkara,

wagarowałam razem z N w central parku, przynajmniej tak mi się wydaje, że to ten sam N

jest cały w piegach, racja? pachnie może balsamem do opalania i marihuaną?

Dziewczynazkocyka

O:

 Droga dziewczynozkocyka,

Hm. Założę się, że tak właśnie pachnie.

background image

P

Na celowniku

B  kupuje   kondomy   w   aptece  Zitomer.   Superdtugie,   superprążkowane!   Zastanawiam   się,   skąd 

wiedziała, jaki rozmiar kupić. Zdaje się, że robili wszystko, tylko nie to. Później  B  ruszyła prosto do 

salonu  J. Sisters  na swoje pierwsze woskowanie linii bikini. Auć! Ale wierzcie mi, warto. Widziano 

również  S  na   poczcie,   jak   wysyłała   wielką   paczkę.   Czyżby   ubranka   z   Barneys   dla   jej   małego 

francuskiego brzdąca?  I  i K  znowu były w 3 Guys Coffee Shop  i znowu zajadały się frytkami i piły 

gorące kakao. Właśnie zwróciły swoje słodkie, małe sukieneczki, które kupiły niedawno w Bendel's - o 

rany, czy już tak utyły? - i rozważały, co w takim razie włożą na przyjęcie „Buziak w usteczka”. Jaka 

szkoda, że nie jest to przyjęcie, na które wszyscy przychodzą w togach.

Słowniczek

Ponieważ wiele z was mnie o to pytało, odpowiem teraz na to wielkie pytanie, które nurtowało was od 

czasu, kiedy dowiedzieliście się o przyjęciu na rzecz sokołów wędrownych.

Okay, zgodnie z moim podręcznym dużym słownikiem:

Sokół: 1. gatunek ptaka drapieżnego z rodziny  Falconidae,  głównie rodzaju  Falco,  charakteryzujący 

się długimi, ostro zakończonymi skrzydłami, zakrzywionym dziobem z podobnym do zęba wyrostkiem 

po obu stronach jego górnej części. Jest zwinnym lotnikiem, nurkuje charakterystycznie w powietrzu. 

Niektóre   gatunki   sokołów   są  bliskie   wyginięcia.  Sokół   wędrowcy:  gatunek   sokoła  znany   na   całym 

świecie, Falco perigrinus, powszechnie używany do polowań z powodu swojej zręczności.

Już pewnie się zanudziliście na śmierć. Ale po prostu staram się, żebyście byli dobrze poinformowani 

- od tego jestem.

Do zobaczenia w parku!

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

S próbuje się poprawić

- Cudownie, że wróciłaś, skarbie - powiedziała do Sereny pani Glos, szkolny doradca 

do spraw college'u. Ujęła okulary zwisające z jej szyi na złotym łańcuszku i wsunęła je na 

nos, żeby przejrzeć plan zajęć Sereny, który leżał na jej biurku. Zobaczmy. Hm. Tak. Jasne - 

mamrotała, studiując plan lekcji.

Serena   siedziała   ze   skrzyżowanymi   nogami   naprzeciwko   pani   Glos   i   cierpliwie 

czekała. Na ścianach gabinetu pani Głos nie było żadnych dyplomów, żadnych dowodów 

potwierdzających jej uprawnienia, tylko zdjęcia wnuków. Serena zastanawiała się, czy pani 

Glos w ogóle była w college'u. Ktoś, kto udziela porad na jakiś temat, powinien mieć jakieś 

pojęcie, o czym mówi.

Pani Glos odchrząknęła.

- Cóż, twój plan zajęć jest do przyjęcia. Nie jakaś tam rewelacja, słuchaj dobrze, ale 

zadowalający. Domyślam się, że nadrabiasz to zajęciami dodatkowymi, zgadza się?

Serena wzruszyła ramionami. Jeśli można tak nazwać picie pernoda i tańczenie nago 

na plaży w Cannes...

- Niezupełnie - powiedziała. - To znaczy, właściwie nie zapisałam się jeszcze na żadne 

zajęcia dodatkowe.

Pani   Glos   opuściła   okulary.   Jej   nozdrza   przybrały   intensywnie   czerwony   kolor   i 

Serena zastanawiała się, czy zaraz będzie miała krwotok z nosa. Pani Glos była znana ze 

swoich   krwotoków.   Jej   skóra   była   bardzo   blada   z   żółtawym   odcieniem.   Wszystkie 

dziewczyny myślały, że cierpi na jakąś zakaźną chorobę.

- Żadnych zajęć dodatkowych? I co zamierzasz z tym zrobić?

Serena spojrzała na nią uprzejmym, obojętnym wzrokiem.

Kto powiedział, że musi coś z tym robić?

- Rozumiem. Cóż, będziemy musiały poszukać czegoś dla ciebie, w co mogłabyś się 

zaangażować,   racja?   -   powiedziała   pani   Glos.   -   Obawiam   się,   że   żaden   college   cię   nie 

przyjmie, jeśli nie będziesz mogła pochwalić się dodatkowymi zajęciami. - Pochyliła się i 

wyciągnęła z szuflady biurka duży segregator, który zaczęła kartkować, przebiegając palcami 

przez kolorowe strony. - Znalazłam coś, co zaczyna się w tym tygodniu. „Kwiaty w feng shui, 

background image

sztuka układania kwiatów”.

Spojrzała na Serenę, która z powątpiewaniem marszczyła brwi.

- Nie, masz rację. To nie zapewni ci przepustki na Harvard, prawda? - powiedziała 

pani Glos i roześmiała się.

Podwinęła rękawy bluzki i marszcząc czoło, energicznie kartkowała segregator. Nie 

zamierzała się poddawać już po pierwszej próbie. Była naprawdę dobra w tym, co robiła.

Serena obgryzała  paznokieć kciuka.  Wcześniej się nad tym  nie zastanawiała.  Jeśli 

mają ją przyjąć do college'u, musi reprezentować sobą coś więcej niż teraz. A ona bardzo 

chciała pójść do college'u. Dobrego. Jej rodzice oczywiście oczekiwali od niej, że dostanie się 

do jednej z najlepszych szkół. Nie żeby wywierali na nią jakąś presję - ale nie musieli nic 

mówić. Tak po prostu miało być. A im dłużej Serena o tym myślała, tym bardziej zdawała 

sobie   sprawę,   że   absolutnie   nic   nie   przemawia   na   jej   korzyść.   Wyrzucili   ją   ze   szkoły  z 

internatem, stopnie miała marne, nie rozumiała, o co chodzi na lekcjach, na które chodziła, 

nie   miała   żadnego   hobby   ani   ciekawych   zajęć   pozaszkolnych.   Wyniki   z   testów 

egzaminacyjnych miała beznadziejne, bo zawsze podczas ich pisania błądziła gdzieś myślami. 

A jak je powtórzy, pewnie wyjdzie jeszcze gorzej. Zasadniczo była skończona.

- A   może   teatr?   Masz   całkiem   niezłe   stopnie   z   angielskiego,   musisz   lubić   teatr   - 

zasugerowała pani Glos. - Próbują nową sztukę dopiero od jakiegoś tygodnia, może nieco 

dłużej.   Międzyszkolny   Klub   Dramatyczny   wystawia   nowoczesną   wersję  Przeminęło   z 

wiatrem. - Znowu uniosła wzrok, - Co ty na to?

Serena wymachiwała stopą, obgryzając swój różowy paznokieć. Próbowała wyobrazić 

sobie siebie, stojącą samotnie na scenie, jak gra Scarlett O'Harę. Będzie musiała płakać na 

zawołanie, udawać omdlenie, nosić wielkie suknie z gorsetami i na obręczach. Może nawet 

perukę.

Nigdy   więcej   nie   będę   głodna!   -   krzyknie   dramatycznie,   ze   swoim   najlepszym 

akcentem piękności z Południa, Mogłaby się przy tym nieźle bawić.

Serena wzięła od pani Glos kartkę, uważając, by nie dotykać papieru w miejscu, gdzie 

ona go trzymała.

- Jasne, czemu nie? - powiedziała. - Chyba będzie dobra zabawa.

Serena opuściła gabinet pani Glos w chwili, kiedy skończyli się ostatnia lekcja. Próby 

Przeminęło z wiatrem odbywały się w audytorium, ale zaczynały się dopiero o osiemnastej, 

więc uczennice, które zaraz po lekcjach miały treningi, też mogły grać w sztuce. Serena 

weszła   szerokimi,   głównymi   schodami   na   czwarte   piętro,   żeby   wyjąć   z   szafki   płaszcz   i 

background image

zobaczyć,   czy   ktoś   nie   chciałby   się   z   nią   powałęsać   do   szóstej.   Wokół   niej   przemykały 

dziewczyny,   napędzane   resztką   energii   mijającego   dnia,   spiesząc   na   kolejne   spotkania, 

treningi,   próby   czy   kółka   zainteresowań.   I   choć   przez   dwa   lata   zdążyły   się   już   od   tego 

odzwyczaić,   zatrzymywały   się   na   moment,   by   przywitać   się   z   Sereną,   bo   jak   dobrze 

pamiętały,  kiedy widziano cię rozmawiającą z Sereną van der Woodsen, to naprawdę cię 

widziano.

- Cześć,   Serena!   -   krzyknęła   Laura   Salmon,   tuż   zanim   zbiegła   schodami   do 

mieszczącej się w podziemiach pracowni muzycznej na próbę chóru.

- Do zobaczenia później, Serena - powiedziała Rain Hoffstetter, przemykając obok w 

spodenkach gimnastycznych na trening piłki nożnej.

- Do jutra, Serena - powiedziała miękko Lily Red, rumieniąc się, bo miała na sobie 

bryczesy, co zawsze wprawiało ją w zakłopotanie.

- Na razie - powiedziała Carmen Fortier, żując gumę. Miała na sobie skórzaną kurtkę i 

dżinsy.  Była jedną z tych  nielicznych  dziewczyn,  które miały stypendium, i mieszkała w 

Bronksie. Twierdziła, że nie może wracać do domu w mundurku, bo by jej przylali. Carmen 

przewodniczyła klubowi Ikebana, choć zawsze kłamała swoim przyjaciołom z sąsiedztwa, że 

chodzi na karate.

Nagle korytarz zrobił się zupełnie pusty. Serena otworzyła swoją szafkę, ściągnęła z 

haka płaszcz i włożyła go. Potem zatrzasnęła drzwiczki, zbiegła truchtem na dół, wypadła ze 

szkoły i skręciła w lewo, na Dziewięćdziesiątą Trzecią w stronę Central Parku.

W kieszeni miała pudełeczko pomarańczowych  tic taców, w którym  został ostatni 

cukierek. Wyłowiła go i włożyła do ust, ale tak bardzo martwiła się o swoją przyszłość, że 

ledwie czuła jego smak.

Przecięła   Piątą   Aleję,   idąc   chodnikiem   wzdłuż   parku.  Na   płytach   chodnika   leżały 

opadłe liście. Dalej szły dwie małe dziewczynki ze Świętego Serca w swoich słodkich, biało - 

czerwonych   pasiastych   bezrękawnikach   -   wyprowadzały   na   spacer   olbrzymiego   czarnego 

rottweilera. Serena zastanawiała się, czy wejść do parku od strony Osiemdziesiątej Dziewiątej 

i posiedzieć tam trochę, żeby przeczekać do próby.  Ale miałaby siedzieć sama? I co by 

robiła? Gapiła się na ludzi? To na nią zawsze wszyscy się gapili.

Więc poszła do domu.

Dom, czyli elegancki, luksusowy budynek przy Piątej Alei numer 994, znajdował się 

obok hotelu Stanhope i dokładnie naprzeciwko Metropolitan Museum of Art. Rodzina van der 

Woodsenów   zajmowała   pół   najwyższego   piętra.   Ich   apartament   składał   się   z   czternastu 

background image

pomieszczeń, w tym pięciu sypialni z przyległymi łazienkami, sypialni pokojówki, bawialni 

wielkości   sali   balowej   i   dwóch   innych   salonów   z   barkami   i   olbrzymimi   zestawami   kina 

domowego.

Kiedy Serena wróciła do domu, olbrzymie mieszkanie było puste. Jej rodzice rzadko 

bywali w domu. Ojciec prowadził to samo holenderskie towarzystwo żeglugowe, które jego 

prapradziadek założył w 1700 roku. Oboje rodzice zasiadali w radach wszystkich wielkich 

organizacji charytatywnych i fundacji na rzecz sztuki w mieście, więc zawsze mieli jakieś 

spotkania,   lunche   czy   zbiórki   pieniędzy,   w   których   musieli   uczestniczyć.   Deidre,   ich 

pokojówka, wyszła na zakupy, ale mieszkanie było nieskazitelnie czyste, wszędzie, łącznie z 

łazienkami, stały wazony ze świeżymi kwiatami.

Serena rozsunęła drzwi do mniejszego salonu i klapnęła na swój ulubiony fotel obity 

niebieskim aksamitem. Wzięła pilota i wcisnęła przycisk, który otwierał szafkę ze sprzętem, a 

następnie   włączyła   telewizor   z   płaskim   ekranem.   Niecierpliwie   skakała   po   kanałach,   nie 

mogąc się na niczym skupić. W końcu zostawiła TRL, pomimo że uważała Carsona Daly'ego 

za najbardziej irytującego faceta na świecie. Ostatnio prawie wcale nie oglądała telewizji. W 

szkole z internatem jej koleżanki robiły popcorn i gorącą czekoladę, i oglądały w pidżamach 

seriale, a ona wymykała się, żeby pić brzoskwiniowego sznapsa i palić cygara z chłopakami 

w podziemiach kaplicy.

Ale w tej chwili nie martwiła się tym, że siedzi sama w domu i nie ma nic do roboty 

poza oglądaniem Carsona Daly'ego; sen z powiek spędzała jej myśl, że może w ten sposób 

spędzić resztę życia - gapiąc się samotnie w telewizor w mieszkaniu rodziców - o ile nie 

weźmie się w garść i nie pójdzie do college'u! Dlaczego była aż tak głupia? Wydawało się, że 

wszyscy inni mają już poukładane w głowie. Czyżby ją coś ominęło? Dlaczego nikt jej nie 

ostrzegł?

No cóż, nie było sensu popadać w paranoję. Ciągle miała czas. I ciągle mogła się 

jeszcze dobrze bawić. Nie musiała od razu zostać zakonnicą tylko dlatego, że zamierzała 

wstąpić do Międzyszkolnego Klubu Dramatycznego czy czegoś takiego.

Wyłączyła telewizor i poszła do kuchni. Kuchnia van der Woodsenów była olbrzymia. 

Wzdłuż ścian znajdowały się lady o blatach z nierdzewnej stali, nad którymi wisiały szklane 

szafki.   Były   też   dwie   kuchenki   i   trzy   zamrażarki,   a   pośrodku   kuchni   stał   rzeźnicki   pień 

zastępujący stół, na którym leżała sterta poczty.

Serena zaczęła przeglądać korespondencję. Głównie zaproszenia dla jej rodziców - 

białe   kwadratowe   koperty   zadrukowane   staroświeckim   krojem   pisma   -   na   bale,   kolacje 

dobroczynne, zbiórki funduszy i aukcje. Potem były zaproszenia na otwarcie różnych wystaw 

background image

- pocztówki, na których z jednej strony widniały zdjęcia prac artysty, a z drugiej informacje 

na temat otwarcia. Jedno z nich przykuło uwagę Sereny. Najwyraźniej przyszło już jakiś czas 

temu i zawieruszyło się w stosie poczty, bo było podniszczone, a otwarcie miało się zacząć o 

szesnastej w środę, czyli... za chwilę, Serena odwróciła kartkę na drugą stronę i spojrzała na 

dzieło   artysty.   Było   to   czarno   -   białe,   zabarwione   różem   zbliżenie   bodajże   oka.   Praca 

nazywała się  Kate Moss.  A całą wystawa nosiła tytuł  Za kulisami.  Serena przyglądała się 

zdjęciu zmrużonymi oczami. Było w nim coś niewinnego, pięknego, a jednocześnie odrobinę 

perwersyjnego. Może to wcale nie jest oko? Nie była pewna, co to takiego. Ale zdjęcie było 

zajebiste. Nie miała co do tego wątpliwości i już wiedziała, co będzie robić przez kolejne 

dwie godziny.

Popędziła do łazienki, ściągnęła bordowy mundurek i włożyła swoje ulubione czarne, 

skórzane spodnie. Chwyciła płaszcz i przywołała windę. I po chwili wysiadała już z taksówki 

przed Whirehot Gallery w Chelsea.

Gdy tam weszła, chwyciła darmowy gin z martini i wpisała się na listę gości. Galeria 

była   wypełniona   podążającymi   za   najnowszymi   trendami   dwudziestoparolatkami   w 

wystrzałowych ciuchach, którzy popijali darmowe martini i podziwiali wiszące na ścianach 

fotografie. Wszystkie zdjęcia były podobne do tego na pocztówce - to samo czarno - białe 

zbliżenie oka w powiększeniu, tyle tylko, że w różnych kształtach i rozmiarach, i zabarwione 

różnymi   kolorami.   Pod   każdym   zdjęciem   znajdowała   się   tabliczka,   a   na   każdej   z   nich 

nazwisko innej sławy: Kate Moss Kate Hudson, Joaquin Phoenix, Jude Law, Gisele Bundche, 

Cher, Eminem, Christina Aguilera, Madonna, Elton John.

Z niewidzialnych głośników rozbrzmiewał francuski pop. Autorzy fotografii, bracia 

Remi,   identyczni   bliźniacy,   synowie   francuskiej   modelki   i   angielskiego   księcia,   udzielali 

wywiadów i pozowali do zdjęć „Art Forum”, „Vogue”, „W”, „Harper's Bazaar” i „New York 

Timesowi”.

Serena uważnie studiowała wszystkie fotografie. Teraz, kiedy przyglądała się im w 

powiększeniu, mogła stwierdzić, że nie są to oczy. Ale w takim razie co? Pępki?

Nagle poczuła, że ktoś objął ją ręką w pasie.

- Witaj, ma cherie. Przepiękna z ciebie dziewczyna. Jak masz na imię?

To   był   jeden   z   braci   Remi.   Ten   dwudziestosześciolatek   miał   metr   siedemdziesiąt 

wzrostu, tyle samo co Serena, czarne kręcone włosy i promienne niebieskie oczy. Mówił 

zarówno z francuskim, jak i brytyjskim akcentem. Ubrany był na granatowo, cudownie unosił 

kącik ciemnoczerwonych ust. Był absolutnie boski, tak samo jak jego brat.

background image

Szczęściara.

Serena nie opierała się, kiedy ją pociągnął, by pozowała razem z nim i bratem do 

zdjęcia do niedzielnego dodatku towarzyskiego „New York Timesa”. Jeden z braci stał za 

Sereną, całując ją w szyję, a drugi klęczał przed nią, obejmując jej kolana. Zebrani wokół 

ludzie przyglądali się zachłannie, chcąc przez chwilę zobaczyć „ich” nową dziewczynę.

Wszyscy w Nowym  Jorku chcą być  sławni. A przynajmniej chcą zobaczyć  kogoś 

sławnego, żeby mieć się potem czym chwalić.

Reporter „New York Timesa” pamięta!  Serenę z jakiegoś przyjęcia sprzed roku, ale 

nie był pewien, czy to na pewno ona.

- Serena van der Woodsen, tak? - zapytał, unosząc wzrok znad swojego notatnika.

Serena zarumieniła się i kiwnęła głową. Była przyzwyczajona, że ją rozpoznawano.

- Musisz nam pozować - rzekł z przejęciem jeden z braci, całując Serenę w rękę.

- Koniecznie - dodał drugi, karmiąc ją oliwką.

Serena roześmiała się.

- Jasne, czemu nie? - powiedziała, choć nie miała zielonego pojęcia, na co się zgadza.

Jeden z braci wskazał na drzwi z napisem: 

OBCYM

 

WSTĘP

 

WZBRONIONY

 po drugiej stronie 

galerii.

- Tam się spotkamy. Nie bój się. Obaj jesteśmy gejami.

Serena zachichotała i pociągnęła spory łyk swojego drinka. Żartowali?

Drugi z braci poklepał ją po tyłku.

- Wszystko w porządku, skarbie. Jesteś absolutnie oszałamiająca, nie masz się o co 

martwić”. Idź. My zaraz przyjdziemy.

Serena wahała się, ale tylko przez moment. Miała szansę znaleźć się wśród takich 

sław, jak Christina Aguilera czy Jonquin Phoenix. Nie ma sprawy. Z uniesioną głową ruszyła 

do wskazanych jej przez braci Remi drzwi.

A potem podszedł do nich facet z Public Arts League i babka z New York Transit 

Authority, którzy chcieli porozmawiać o nowym, awangardowym projekcie finansowanym z 

miejskiej kasy.

Chcieli, by fotografie braci Remi zostały umieszczone na autobusach, na kolejkach i 

dachach taksówek, i to w całym mieście.

- Naturalnie - zgodzili się bracia. - Jeśli chwilę zaczekacie, dostaniecie jeszcze jedną, 

zupełnie świeżutką. I możemy ją wam dać na wyłączność!

- A jak się nazywa ta nowa? - zapytała z przejęciem babka z transportu publicznego.

- Serena - odparli chórem bracia.

background image

świadomość społeczna jest wielką cnotą

- Znalazłam drukarnię, w której zrobią to do jutra po południu, a potem dostarczą, 

więc wszystkie zaproszenia dotrą przed piątkiem - powiedziała Isabel zadowolona, że była 

taka zaradna.

- Ale   pomysł,   ile   to   będzie   kosztowało.   Jeśli   skorzystamy   z   ich   usług,   będziemy 

musiały obciąć wydatki na inne rzeczy. Widzisz, ile policzyli sobie z Takashimaya za kwiaty?

Dziewczyny z komitetu organizacyjnego przyjęcia „Buziak w usteczka”, czyli: Blair, 

Isabel,   Kati   i   Tina   Ford   z   Seaton   Arms   School,   kiedy   tylko   skończyły   swoje   środowe 

popołudniowe zajęcia pozaszkolne, zebrały się przy frytkach i gorącej czekoladzie na kanapie 

we 3 Guys Coffee Shop, żeby omówić ostatnie szczegóły przyjęcia.

Problem polegał na tym, że do przyjęcia pozostało dziewięć dni, a nikt jeszcze nie 

dostał   zaproszenia.   Zaproszenia   zostały   zamówione   już   parę   tygodni   temu,   ale   ponieważ 

zostało zmienione miejsce przyjęcia z The Park (nowej, popularnej restauracji w Chelsea) na 

stary budynek Barneys na skrzyżowaniu Siedemnastej ulicy i Siódmej Alei, zaproszenia stały 

się   zupełnie   bezużyteczne.   Dziewczyny   były   w   kropce.   Musiały   postarać   się   o   nowe 

zaproszenia, i to szybko, jeśli przyjęcie miało w ogóle się odbyć.

- Ale Takashimaya to jedyne miejsce, gdzie można dostać kwiaty. I wcale nie kosztują 

tak dużo. Och, Blair, pomyśl tylko, jakie będą czadowe - jęknęła Tina.

- Właśnie że kosztują - upierała się Blair. - Jest całe mnóstwo miejsc, gdzie można 

kupić kwiaty.

- Hm, może poprosimy tych  ludzi od sokołów wędrownych, żeby nam pomogli? - 

zasugerowała Isabel. Sięgnęła po frytkę. zanurzyła w ketchupie i włożyła do ust, - W zasadzie 

jeszcze nic nie zrobili.

Blair przewróciła oczami i podmuchała na swoją czekoladę.

- I w tym właśnie cala rzecz. To my zbieramy pieniądze dla nich. To nasz cel.

Kati owijała wokół palca kosmyk swoich jasnych kręconych włosów.

- A tak w ogóle to jak wyglądają sokoły wędrowne? - za pytała. - Są podobne do 

dzięciołów?

- Nie,   wydaje   mi   się,   że   są   większe   -   powiedziała   Tina.   I   żywią   się   innymi 

background image

zwierzętami, no wiesz, królikami, myszami i takimi tam.

- Okropność - stwierdziła Kati.

- Niedawno o nich czytałam - wyznała Isabel. - Ale już nie pamiętam gdzie.

Może na 

plotkara.

 

net

?

- To prawie wymarły gatunek - dodała Blair. Kartkowała listę ludzi zaproszonych na 

przyjęcie. Trzysta szesnaście osób, Sami młodzi ludzie i żadnych rodziców, dzięki Bogu.

Blair   automatycznie   skierowała   wzrok   na   nazwisko   na   dole   listy:   Serena   van   der 

Woodsen. Adres, który przy nim figurował, był adresem jej pokoju w internacie w Hanover 

Academy w New Hampshire. Blair odłożyła listę z powrotem na stół, nie poprawiając adresu.

- Będziemy   musiały   wyłożyć   dodatkowe   pieniądze   na   drukarza   i   obciąć  pozostałe 

wydatki, gdzie tylko się da - powiedziała szybko. - Mogę kazać ludziom z Takashimaya, żeby 

użyli lilii zamiast storczyków i darowali sobie pawie pióra na brzegach wazonów.

- Ja mogę zrobić zaproszenia - odezwał się z tylu cichy, wyraźny głos. - Za darmo.

Cała czwórka odwróciła się, żeby zobaczyć, kto to.

No proszę, to mała Jenny z dziewiątej klasy, która wykaligrafowała nasze śpiewniki, 

pomyślała Blair.

- Mogę je zrobić ręcznie w ciągu nocy i porozsyłać. Będę potrzebować pieniędzy tylko 

na materiały, ale wiem, gdzie można kupić tanio papier dobrej jakości - powiedziała Jenny 

Humphrey.

- To ona zrobiła nasze szkolne śpiewniki - szepnęła Kati do Tiny. - Są naprawdę 

niezłe.

- Taak - przyznała Isabel, - Całkiem fajne.

Jenny   zaczerwieniła   się   i   wpatrując   się   w   błyszczące   linoleum,   czekała,   aż   Blair 

podejmie decyzję. Wiedziała, że tylko jej zdanie się liczy.

- I zrobisz to wszystko za darmo? - zapytała podejrzliwie Blair.

Jenny uniosła wzrok.

- W zasadzie miałam nadzieję, że jeśli zrobię zaproszenia, może będę mogła przyjść 

na to przyjęcie.

Blair   rozważała   w   duchu  wszystkie   za   i   przeciw.   Za:   zaproszenia   będą   jedyne   w 

swoim   rodzaju,   a   co   najważniejsze,   za   darmo,   więc   nie   będą   musiały   skąpić   na   kwiaty. 

Przeciw: w zasadzie nie było żadnych.

Blair przyjrzała się Jenny od góry do dołu. Ich słodziutka mała pomocnica z wielkim 

biustem z dziewiątej klasy. Kompletna masochistka, która będzie odstawać na przyjęciu... ale 

kogo to obchodzi?

background image

- Jasne,  możesz  zrobić  dla siebie  zaproszenie.  I jeszcze  jedno dla  kogoś  z  twoich 

przyjaciół - powiedziała Blair, podając jej listę gości.

Szczyt łaski.

Blair objaśniła jej wszystkie niezbędne szczegóły i Jenny wypadła bez tchu na ulicę. 

Nie miała czasu do stracenia, bo niedługo zamykali sklepy. Lista gości była dłuższa, niż się 

spodzie wala, co oznaczało, że będzie całą noc na nogach, by zrobić wszystkie zaproszenia, 

Ale szła na przyjęcie i tylko to się liczyło.

Niech   tylko   Dan   się   dowie.   Dosłownie   zgłupieje.   A   ona   zamierzała   sprawić,   że 

pójdzie z nią na to przyjęcie, niezależnie od tego, czy mu się to będzie podobało, czy nie.

background image

i nici z przeminęło z wiatrem

Dwa martini i trzy rolki filmu później Serena wyskoczyła z taksówki przed frontowym 

wejściem Constance i pobiegła schodami do audytorium, gdzie już trwała próba. Jak zwykle 

była pół godziny spóźniona.

Na  korytarzu  słychać   było  melodię   piosenki  Talking  Heads,  wygrywaną  raźno   na 

pianinie. Serena pchnęła drzwi i zobaczyła swoje starego przyjaciela, Ralpha Bottomsa III, 

który śpiewał  Burning Down the South  na melodie  Burning Down the House, z  absolutnie 

poważną   miną.   Był   ucharakteryzowany   na   Rheta   Butlera;   miał   nawet   sztuczne   wąsy   i 

miedziane guziki. Ralph przybrał na wadze w ciągu ostatnich dwóch lat, a twarz miał tak 

czerwoną,   jakby  przeholował   z  krwistymi   stekami,   Trzymał   za   rękę   krępą   dziewczynę   z 

kręconymi   brązowymi   włosami,   o   twarzy   w   kształcie   serca   -   Scarlett   O'Hara.   Ona   też 

śpiewała, wyrzucając z siebie słowa z wyraźnym brooklyńskim akcentem.

Serena oparła się o ścianę i przyglądała się im z mieszaniną przerażenia i fascynacji. 

To, co wydarzyło się w galerii, w ogóle jej nie wzruszyło, ale to tutaj - było przerażające.

Kiedy   piosenka   się   skończyła,   pozostali   członkowie   Międzyszkolnego   Klubu 

Dramatycznego zaczęli klaskać i wiwatować, a potem nauczycielka aktorstwa, Angielka w 

podeszłym wieku, objaśniła następną scenę.

- Połóż ręce na biodrach, Scarlett - zarządziła. - No pokaż, pokaż. Dobrze. Wyobraź 

sobie, że jesteś sensacją wojny secesyjnej na Południu. Łamiesz wszystkie reguły!

Serena odwróciła się, by wyjrzeć za okno, i zobaczyła trzy dziewczyny wysiadające z 

taksówki na rogu Dziewięćdziesiątej Trzeciej i Madison. Zmrużyła oczy, rozpoznając Blair, 

Kati i Isabel. Objęła się ramionami, usiłując pozbyć się dziwnego wrażenia, że unikają jej, od 

kiedy wróciła do miasta. Po raz pierwszy w życiu czuła się odstawiona na bocznicę.

Nie odezwawszy się ani słowem do nikogo z klubu - żadnego „cześć” ani „pa” - 

wyśliznęła się z audytorium z powrotem na korytarz. Na ścianie wisiało mnóstwo ogłoszeń, 

zatrzymała się, by rzucić na nie okiem. Jedno z nich dotyczyło castingu do filmu Vanessy 

Abrams.

Znając Vanessę, film pewnie będzie bardzo poważny i pełen niejasności, ale to było 

już lepsze od wycia głupich piosenek i grupowych tańców w kółku z grubym, czerwonolicym 

background image

Ralphem Bottomsem  III. Casting  Vanessy zaczął  się godzinę  temu  na ławce  w  Madison 

Square Parku, ale być może jeszcze trwa. I znowu Serena pognała do taksówki, żeby wrócić 

do centrum.

- Chciałabym, żebyś zrobiła to właśnie tak - powiedziała Vanessa do Marjorie Jaffe z 

dziewiątej klasy, jedynej dziewczyny, która pojawiła się na przesłuchaniu do roli Nataszy w 

filmie Vanessy. Marjorie miała rude kręcone włosy, piegi, mały płaski nos i zero szyi. Bez 

przerwy żuła gumę i absolutnie nie nadawała się do tej roli.

Słońce   już   zachodziło   i   Madison   Square   Park   wygrzewał   się   w   pięknej   różowej 

poświacie.  Powietrze  było  przepełnione charakterystycznym  dla Nowego  Jorku zapachem 

jesieni, mieszaniną dymu z kominków, suchych liści, parujących hot dogów, psich sików i 

wyziewów z rur wydechowych autobusów.

Daniel leżał na wznak na parkowej ławce, tak jak kazała mu Vanessa - ranny żołnierz 

z rozłożonymi żałośnie kończynami. Poraniony przez wojnę i miłość, tragicznie blady, chudy 

i wymięty.  Na jego piersi leżała mała, szklana, pęknięta fajka. Vanessa miała szczęście - 

znalazła   ją   w   tym   tygodniu   na   ulicy   w   Williamsburgu.   Idealny   gadżet   dla   seksownego, 

poturbowanego księcia.

- Przeczytam  teraz  kwestię Nataszy.  Słuchaj uważnie - powiedziała do Marjorie.  - 

Dobra, Dan, zaczynamy.

- Nie spałeś? - zapytała  Vanessa  jako Natasza, spoglądając na Dana, czyli  księcia 

Andrzeja.

- Nie, od długiego czasu przyglądałem się tobie.  Wiedziałem  instynktownie,  że tu 

jesteś. Nikt oprócz ciebie nie daje mi takiego poczucia błogiego spokoju... co za lekkość! 

Mam ochotę płakać z radości - powiedział cicho Dan jako książę Andrzej.

Vanessa klęknęła przy jego głowie; jej twarz promieniała ze szczęścia.

- Nataszo, tak bardzo cię kocham! Bardziej niż kogokolwiek innego na świecie!  

zachłysnął się Dan, próbując się podnieść, a potem osunął się z powrotem na ławkę, jakby 

porażony bólem.

Powiedział, że ją kocha! Vanessa chwyciła jego rękę; była cała czerwona na twarzy, 

tak bardzo się tym  podekscytowała.  Dała się kompletnie  ponieść emocjom.  W końcu się 

opamiętała, puściła rękę Dana i wstała.

- Teraz twoja kolej - powiedziała do Marjorie.

- Spoko - odparła Marjorie, żując gumę z otwartymi ustami. Wyciągnęła ze swoich 

szorstkich rudych włosów jakiś paproch, a potem napuszyła je dłonią. Klęknęła przy ławce 

background image

Dana i wzięła do ręki scenariusz.

- Gotowy? - zapytała Dana.

Dan kiwnął głową.

- Nie spałeś? - zapytała, mrugając zalotnie oczami i głośno żując gumę.

Dan zamknął oczy i powiedział swoją kwestię. Jeśli będzie miał zamknięte oczy, może 

uda mu się przez to przebrnąć i nie wybuchnąć śmiechem.

W   połowie   sceny   Marjorie   spróbowała   mówić   z   rosyjskim   akcentem.   Był 

niewyobrażalnie zły.

Vanessa cierpiała w milczeniu, zastanawiając się, co zrobi bez Nataszy. Przez moment 

myślała, że może kupi perukę i sama wcieli się w tę rolę, a ktoś inny zrobi zdjęcia. Ale to był 

jej projekt; sama musiała nakręcić ten film.

Wtedy ktoś szturchnął ją w ramię i zapytał szeptem:

- Będę mogła spróbować, kiedy ona skończy?

Vanessa   odwróciła   się   i   zobaczyła,   że   obok   niej   stoi   Serena   van   der   Woodsen, 

odrobinę zadyszana, gdyż biegła przez park. Miała zaczerwienione policzki, a jej oczy były 

ciemne jak niebo o zmierzchu. Serena była jej Nataszą; lepszej kandydatki do tej roli nie 

mogła sobie wymarzyć.

Daniel gwałtownie się wyprostował, zapominając o swoich ranach, tak samo jak o 

kwestii. Fajka stoczyła się z jego piersi na ziemię.

- Czekaj, jeszcze nie skończyliśmy - powiedziała Marjorie. Szturchnęła Dana w ramię. 

- Teraz powinieneś pocałować mnie w rękę.

Dan patrzył na nią pustym wzrokiem.

- Jasne   -   powiedziała   Vanessa   do   Sereny.   -   Marjorie,   możesz   dać   Serenie   swój 

scenariusz?

Serena i Marjorie zamieniły się miejscami. Dan miał teraz szeroko otwarte oczy. Nie 

śmiał nawet mrugnąć.

Zaczęli czytać.

- Od długiego czasu przyglądałem się tobie - powiedział poważnie Dan.

Serena klęknęła obok niego i wzięła go za rękę. Dan poczuł się nagle słabo i był 

wdzięczny losowi, że leży.

Wow! Ale łatwy chłopak.

Nie   był   niedoświadczony,   ale   nigdy   przedtem   nie   było   w   jego   życiu   tak   zwanej 

chemii. Poczuł to dopiero przy Serenie van der Woodsen i było tak, jakby umierał przepiękną 

śmiercią. Było tak, jakby on i Serena dzielili wspólny oddech. On robił wdech, ona wydech. 

background image

On był cichy i spokojny, a ona wybuchała wokół niego jak fajerwerki.

Serenie też się to podobało. Scenariusz był piękny i porywający, a ten niechlujny Dan 

naprawdę dobrze grał.

Mogłabym się do tego przyzwyczaić, pomyślała z lekkim dreszczykiem emocji. Tak 

naprawdę   nigdy   nie   zastanawiała   się,   co   by   chciała   zrobić   ze   swoim   życiem,   ale   może 

aktorstwo było jej przeznaczeniem.

Czytali nawet po wyznaczonym  końcu sceny, jakby zupełnie  zapomnieli, że grają, 

Vanessa zmarszczyła brwi. Serena była świetna na - oboje byli świetni - ale Dan po prostu 

omdlewał. Przyprawiało ją to o mdłości.

Faceci są tacy przewidywalni, pomyślała i głośno odchrząknęła.

- Dzięki, Serena. Dzięki, Dan. - Udawała, że zapisuje u wagi w swoim notatniku. - 

Dam ci znać jutro co i jak, okay? - powiedziała Serenie. „W twoich snach”, zapisała.

- To było coś! - powiedziała Serena, uśmiechając się do Dana.

Dan spojrzał na nią z Ławki rozmarzonym wzrokiem, ciągle oszołomiony chwilą.

- Marjorie, tobie też dam znać jutro, dobra? - zaproponowała Vanessa.

- Spoko - odparła Marjorie. - Dzięki.

Dan usiadł prosto, mrugając oczami.

- Naprawdę   dzięki,   że   pozwoliłaś   mi   spróbować   -   powiedziała   słodko   Serena, 

odwróciła się i odeszła.

- Do zobaczenia! - powiedział Dan; zachowywał się jak naćpany.

- Cześć! - Marjorie, pomachała do niego i ruszyła za Sereną.

- Przećwiczmy twój monolog, Dan - powiedziała ostro Vanessa. - Chcę go sfilmować 

najpierw.

- Którą kolejką jedziesz? - zapytała Serenę Marjorie, kiedy wyszły z parku.

- Hm   -   mruknęła   Serena.   Nigdy   nie   jeździła   metrem,   ale   chyba   nie   umrze,   jeśli 

przejedzie się z Marjorie. - Szóstką, tak mi się zdaje.

- Ja też - powiedziała radośnie Marjorie. - Możemy jechać razem.

Jak zawsze w godziny szczytu metro było załadowane. Serena stała wciśnięta między 

kobietę z olbrzymią torbą od Daffy'ego i grubego, małego chłopca, który nie miał się czego 

trzymać, więc za każdym razem, kiedy pociąg szarpał, łapał się płaszcza Sereny. Marjorie 

trzymała   się   poręczy  nad   głową,   ale   że   dosięgała   do   niej   zaledwie   koniuszkami   palców, 

zataczała się do tyłu, depcząc ludziom po stopach.

- Prawda, że Dan jest świetny? - zapytała Serenę. - Nie mogę się doczekać, kiedy 

background image

zaczniemy kręcić. Codziennie będę się z nim widywać!

Serena uśmiechnęła się. Naturalnie Marjorie myślała, że dostała tę role, co było dość 

smutne, bo Serena była absolutnie pewna, że to ona ją dostała. Pobiła ją na głowę.

Wyobrażała sobie bliższe poznanie Dana. Zastanawiała się, do której szkoły chodzi. 

Miał ciemne, zapadające w pamięć oczy wypowiadał swoje kwestie w taki sposób, jakby 

naprawdę tak czuł. To jej się podobało. Będą musieli razem trochę poćwiczyć po szkole. 

Ciekawe, czy lubił wychodzić wieczorami i co lubił pić.

Pociąg   nagle   zatrzymał   się   na   stacji   na   skrzyżowaniu   Pięćdziesiątej   Dziewiątej   i 

Lexington - Bloomingdale. Serena wpadła na małego chłopca.

- Auć - wykrzyknęła ze złością.

- Wysiadam - powiedziała Marjorie, przepychając się do drzwi. - Przykro mi, jeśli nie 

dostałaś tej roli. Zobaczymy się jutro w szkole.

- Powodzenia!   -   zawołała   Serena.   Wagonik   kolejki   opróżnił   się   i   klapnęła   na 

siedzenie. Jej myśli ciągle krążyły wokół Dana.

Wyobrażała sobie, że piją kawę po irlandzku w mrocznych kafejkach i dyskutują o 

literaturze   rosyjskiej.   Dan   wyglądał   na   takiego,   który   dużo   czyta.   Mógłby   dać   jej   jakieś 

książki   do   przeczytania   i   pomóc   jej   uporać   się   z   rolą.   Może   mogliby   nawet   zostać 

przyjaciółmi. Przydaliby się jej jacyś nowi.

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Kiedyś   brałam   udział  w  szkolnym   przedstawieniu.  Miałam   świetną  kwestię  do   wygłoszenia:   „Góra 

lodowa!” Zgadnijcie, w jakiej sztuce grałam i za kogo byłam przebrana? Setna osoba, która udzieli 

prawidłowej odpowiedzi, wygra plakat braci Remi, Ale dość o mnie.

DEBIUT S JAKO MODELKI!

Rozglądajcie  się   w  ten   weekend   za  nowymi,  czadowymi   plakatami   na   autobusach,   w  metrze,   na 

dachach   taksówek;   są   także   dostępne   online,   oczywiście   dzięki   mnie   (mam   swoje   znajomości). 

Chodzi o świetne, wielkie zdjęcie  S  - nie ma tam jej twarzy, ale jest podpisane jej imieniem, więc 

będziecie wiedzieć, że to ona. Gratulacje dla S z okazji jej debiutu!

Na celowniku

B,  K  i  I  siedzą we  3 Guys, jedzą frytki i piją gorącą czekoladę, a pod ich stolikiem stoją wielkie, 

wypchane torby z Intermix. Czy te dziewczyny naprawdę nie znają lepszego miejsca, gdzie mogłyby 

pójść? A my myśleliśmy, że zawsze gdzieś wychodzą, ostro piją i balują do upadłego. Co za zawód. 

Ale widziałam, jak  B  dolewa sobie do czekolady brandy. Dobra dziewczynka. Widziałam też tamtą 

dziewczynę w peruce, jak szła do kliniki chorób wenerycznych w śródmieściu. Jeśli to rzeczywiście S

to   cierpi   na   naprawdę   paskudny   przypadek.   A   na   wypadek,   gdybyście   byli   ciekawi,   dlaczego 

regularnie bywam w sąsiedztwie tej kliniki - po drugiej stronie ulicy jest bardzo modny salon fryzjerski, 

gdzie się strzygę.

Wasze e - maile

P:

 cześć plotkara,

czy ty w ogóle jesteś dziewczyną? specjalnie piszesz w taki sposób, żeby wydawało się, że 

background image

jesteś dziewczyną, a tak naprawdę jesteś znudzonym, pięćdziesięcioletnim dziennikarzem, 

który nie ma nic lepszego do roboty, tylko krytykować dzieciaki takie jak ja. ofiara.

Jdświr

O:

 Najdroższy Jdświrze,

Jestem dziewczyną, o jakiej poznaniu marzysz. I nie mam jeszcze prawa do głosowania, 

nie   jestem   nawet   w   college'u.   Skąd   mam   wiedzieć,   że   nie   jesteś   jakimś 

pięćdziesięcioletnim,   zgorzkniałym   facetem   z   syfami   na   twarzy,   który   swoją   wściekłość 

wyładowuje na niewinnych dziewczynach takich jak ja?

P

P:

 Cześć P,

Tak bardzo uuuwielbiam twoją stronę, że pokazałam ją mojemu tacie, który się w niej po 

prostu   zakochał!   Ma   przyjaciół,   którzy   pracują   dla   „Paper”,   „Village   Voice”   i   w   jeszcze 

Innych magazynach. Nie zdziw się, jeśli twoja strona zrobi się jeszcze sławniejsza!! Mam 

nadzieję, że nie masz nic przeciwko!!!

Uwielbiam cięli!

JNYHY

O:

  Przeciwko?  Nie  ma   mowy.  Już   jestem   sławna,  a  zamierzam  być  wielka.  Nigdy  więcej 

żałosnych   ról   jednego   zdania   w   szkolnych   przedstawieniach.   Może   nawet   zobaczycie 

mnie wkrótce na autobusie.

Piszcie dalej!

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

upokorzona na przerwie

- Mniam - mruknęła Serena, przypatrując się ciastkom wyłożonym na stole w szkolnej 

stołówce. Z masłem orzechowym, czekoladowymi wiórkami lub owsiane. Obok ciasteczek 

stały   plastikowe   kubki   do   wyboru   z   sokiem   pomarańczowym   lub   mlekiem,   Kobieta   ze 

stołówki pilnowała, by każda z dziewcząt wzięła tylko dwa ciastka. Była przerwa, codzienny, 

dwudziestominutowy odpoczynek,   jaki  Constance  zapewniała  swoim  dziewczętom  po  ich 

drugiej miesiączce, nieważne, w której klanie były.

Kiedy kobieta ze stołówki odwróciła głowę, Serena chwyciła sześć ciastek z masłem 

orzechowym i szybko odeszła, żeby się nimi napchać. Nie było to zbyt zdrowe śniadanie, ale 

co tam. Siedziała do późna w nocy, próbując zgłębić treść oprawionej w skórę Wojny i pokoju 

należącej do jej ojca, żeby się lepiej przygotować do filmu Vanessy.

Wow!   Wojna   i   pokój  ma   chyba   ze   dwa   miliony   stron.   Co   oni,   nie   słyszeli   o 

streszczeniach?

Serena   zobaczyła  Vanessę,  która   -  jak  zwykle   w  czarnym   golfie  i   ze  znudzonym 

wyrazem twarzy - wychodziła z kuchni z kubkiem herbaty w ręce, Serena pomachała do niej 

ciastkiem i Vanessa podeszła bliżej.

- Cześć - powiedziała radośnie Serena. - Podjęłaś już decyzję?

Vanessa popijała herbatę małymi łyczkami. Nie spała pół nocy, próbując zdecydować, 

kogo wybrać: Serenę czy Marjorie. Nie mogła zapomnieć wyrazu twarzy Dana, kiedy czytali 

z Serena swoje kwestie. I nieważne, jak dobra była Serena, nie chciała więcej zobaczyć tego 

wyrazu twarzy u Dana. A już z całą pewnością nie chciała, by zostało to uwiecznione w 

filmie.

- W   zasadzie   tak.   Nie   powiedziałam   o   tym   jeszcze   Marjorie   -   odparła   spokojnie 

Vanessa - ale to ona dostała tę rolę.

- Och! - Serena upuściła na podłogę nadgryzione ciastko. Była oszołomiona.

- Taaak... Vanessa szukała jakiegoś wiarygodnego powodu, dla którego zdecydowała 

się na Marjorie, choć Serena była to tej roli po prostu stworzona. - Marjorie jest świeża i 

niewinna. I właśnie tego szukam. Razem z Danem doszliśmy do wniosku, że twoja gra była 

troszeczkę zbyt... hm... wytworna.

background image

- Och!   -   Serena   znowu   westchnęła.   Nie   mogła   w   to   uwierzyć.   Nawet   Dan   był 

przeciwko niej? A myślała, że zostaną przyjaciółmi.

- Przykro mi - powiedziała Vanessa, czując się odrobinę nieswojo. Wiedziała, że nie 

powinna mieszać w to Dana; on jeszcze nawet nie wiedział, że odrzuciła Serenę. Ale tak 

brzmiało bardziej profesjonalnie. Jakby osobiście nie miała absolutnie nie przeciw Serenie. 

Czysto zawodowa decyzja. - Ale jesteś całkiem dobrą aktorką - dodała. - Nie zniechęcaj się.

- Dzięki - odparła Serena. Teraz nie będzie mogła spędzać czasu z Danem i ćwiczyć 

ich   kwestii,   jak   sobie   wymarzyła.   No   i  co   powie   pani   Glos?   Nadal   nie   uczestniczyła   w 

żadnych zajęciach dodatkowych i nie ma szans na żaden porządny college.

Vanessa odeszła, wypatrując Marjorie, żeby przekazać jej dobre wieści. Teraz, kiedy 

Marjorie została jej gwiazdą, będzie musiała zmienić całą koncepcję filmu. Zrobi z niego 

komedię. Ale przynajmniej uchroniła się przed kręceniem Niekończącej się historii miłości w 

parku po zmierzchu z Sereną van der Woodsen i Danielem Humphreyem. Fuj.

Serena stała w rogu stołówki, krusząc w dłoni resztę ciastek.  Przeminęło z wiatrem 

było totalnym nieporozumieniem, a teraz okazało się jeszcze, ze jest za wytworna na Wojnę i 

pokój. Co innego mogłaby robić? Gryzła paznokieć kciuka, głęboko pogrążona w myślach.

A może sama zrobi film? Blair chodziła na zajęcia z filmu - mogłaby pomóc. Kiedy 

były młodsze, ciągle gadały o robieniu filmów. Blair zawsze chciała być gwiazdą w stylu 

Audrey Hepburn w kreacjach Givenchy, tyle że preferowała ubrania z metką Fendi. A Serena 

zawsze chciała reżyserować. Miałaby na sobie opadające płócienne spodnie, krzyczała przez 

megafon i siedziała na krześle z napisem 

REŻYSER

.

To była ich szansa.

- Blair! - Serena prawie wrzasnęła, kiedy zobaczyła  Blair obok stolika z mlekiem. 

Rzuciła się w jej stronę, pochłonięta bez reszty swoim genialnym pomysłem. - Potrzebuję 

twojej pomocy. - Ścisnęła ramię Blair.

Blair stała sztywno, dopóki Serena jej nie puściła.

- Przepraszam - powiedziała Serena. - Posłuchaj, chcę zrobić film i pomyślałam, że 

mogłabyś mi pomóc. No wiesz, z kamerami i tak dalej, bo przecież chodzisz na zajęcia z 

filmu, nie?

Blair zerknęła na Kati i Isabel, które w milczeniu sączyły za jej plecami mleko. Potem 

uśmiechnęła się do Sereny i pokręciła głową.

- Przykro mi, ale nie mogę. Każdego dnia po szkole mam mnóstwo zajęć. W ogóle nie 

mam czasu.

- Oj, daj spokój, Blair. - Chwyciła ją za rękę. - Pamiętasz, zawsze chciałyśmy to robić. 

background image

Chciałaś być Audrey Hepburn.

Blair uwolniła swoją dłoń i założyła ręce na piersi, ponownie zerkając na Kati i Isabel.

- Bez obawy, sama odwalę całą robotę - dodała pospiesznie Serena. - Chcę tylko, 

żebyś mi pokazała, jak obchodzić się z kamerą, jak ustawić światło i takie tam.

- Nie mogę - powtórzyła Blair. - Przykro mi.

Serena zacisnęła usta, żeby opanować ich drżenie. Jej oczy robiły się coraz większe i 

większe, a na twarzy pojawiły się plamki.

Blair widziała tę transformację u Sereny wiele razy podczas ich wspólnego dorastania. 

Raz, kiedy miały po osiem lat, odeszły prawie pięć kilometrów od wiejskiego domu Sereny, 

żeby kupie sobie w mieście lody. Serena wyszła z lodziarni z trzema truskawkowymi gałkami 

posypanymi   czekoladowymi   wiórkami   i   nachyliła   się,   żeby   pogłaskać   uwiązanego   na 

zewnątrz psa. I wszystkie trzy gałki spadły na ziemię. Oczy Sereny zrobiły się olbrzymie, a 

jej twarz wyglądała jakby miała odrę. Zaczęły jej cieknąć łzy i Blair już miała zaproponować, 

że podzieli się z nią swoimi lodami, kiedy właściciel lodziarni wyszedł na dwór i dal jej nowe 

lody.

Widok Sereny na granicy płaczu poruszył jakieś struny głęboko w sercu Blair; był to 

mimowolny impuls.

- Hm... - udawała, że się zastanawia. - Możemy spotkać się około ósmej w Tribeca 

Star, jeśli masz ochotę.

Serena wzięła głęboki oddech i pokiwała głową.

- Jak dawniej - powiedziała, powstrzymując łzy i próbując się uśmiechnąć.

- Jasne - potaknęła Blair.

Musiała powiedzieć Nate'owi, by nie przychodził w piątek do Tribeca, skoro będzie 

tam Serena. Nowy plan Blair był taki wypije kilka drinków z Sereną w Tribeca Star, po czym 

wcześnie się ulotni, wróci do domu, porozstawia w pokoju świece, weźmie kąpiel i poczeka 

na Nate'a. A potem będą całą noc uprawiać seks przy romantycznej muzyce. Już sobie nagrała 

składankę z pościelówkami, przy których będą to robić.

Nawet dziewczyny z najlepszych domów robią takie głupoty jak seksowne składanki, 

kiedy tracą dziewictwo.

Rozległ   się   dzwonek   i   dziewczyny   ruszyły   w   przeciwnych   kierunkach   na   swoje 

zajęcia: Blair na popołudniowy kurs przygotowawczy dla zaawansowanych, a Serena na stare, 

nudne zajęcia z historii amerykańskiego rzemiosła.

Serena nie mogła uwierzyć, że przez dziesięć minut została odrzucona aż dwa razy. 

Wyciągając z szafki książki, próbowała wykombinować nowy plan działania. Nie zamierzała 

background image

się poddawać.

Jej zdjęcie nie znalazło się na autobusach bez powodu.

background image

romantyczny sen puszczony z dymem

Vanessą urwała się z pierwszych pięciu minut rachunków, żeby zadzwonić do Dana 

na komórkę. Wiedziała, że w czwartki po południu zrywa się z zajęć i że najprawdopodobniej 

szwenda się po ulicach, czytając wiersze i paląc papierosy. Jakaś dziewczyna rozmawiała 

właśnie z automatu obok schodów w holu szkoły, więc Vanessa pobiegła do budki na rogu 

Dziewięćdziesiątej Trzeciej i Madison.

Chłopcy z młodszych klas grali na dziedzińcu Riverside Prep w zbijaka, więc kiedy 

Vanessa zadzwoniła, Dan siedział na ławce, samotnej  wyspie  pośród ruchu ulicznego, w 

samym środku Broadwayu. Właśnie przegryzał się przez  Obcego  Alberta Camusa, którego 

czytał w tym semestrze na zajęcia z francuskiego. Dan był świrem. Czytał już angielskie 

tłumaczenie, ale wydawało mu się, że fajnie jest przeczytać to w oryginale, zwłaszcza siedząc 

na ulicy, pijąc kiepską kawę i paląc papierosa w sercu głośnego, śmierdzącego Broadwayu. 

Było   to   bardzo   hardcore'owe.   Ludzie   przemykali   obok   niego   pospiesznie,   żeby   gdzieś 

dotrzeć, a Dan był od tego z dala, poza chaosem codziennego życia, zupełnie jak ten facet w 

książce.

Miał wory pod oczami, bo w ogóle nie mógł spać poprzedniej nocy. Cały czas myślał 

o Serenie van der Woodsen. Razem grali w filmie. Nawet będą się tam całować. To było zbyt 

piękne, żeby mogło być prawdą.

Biedak, miał rację.

Jego komórka nadal dzwoniła.

- Tak? - odebrał telefon.

- Cześć. Tu Vanessa.

- Cześć.

- Słuchaj, muszę się streszczać. Chcę tylko, żebyś wiedział, że zaangażowałam do tej 

roli Marjorie.

- Chyba   miałaś   na   myśli   Serenę.   -   Dan   strzepnął   popiół,   po   czym   ponownie   się 

zaciągnął.

- Nie. Chodziło mi o Marjorie.

Dan wypuścił powietrze i ścisnął mocno telefon.

background image

- Chwila. O czym ty w ogóle mówisz? Marjorie, z tymi rudymi włosami, wiecznie 

żująca gumę?

- Tak,   właśnie   ta.   Nie   pomieszały   mi   się   ich   imiona   -   odpowiedziała   cierpliwie 

Vanessa.

- Ale Marjorie jest do niczego, nie możesz jej zaangażować! - upierał się Dan.

- No cóż, nawet mi się podoba, że jest taka niewyrobiona, nieoszlifowana. Myślę, że 

dzięki temu film będzie bardziej wyrazisty, wiesz? Zupełnie inny, niż się spodziewałam.

- Akurat - prychnął Dan. - Słuchaj, naprawdę uważam, że to błąd. Serena idealnie 

nadaje się do tej roli. Nie rozumiem, dlaczego jej nie chcesz. Była zachwycająca.

- Tak, tak, ale to ja jestem reżyserem i to ja decyduję. A wybrałam Marjorie. Jasne? - 

Vanessa nie miała ochoty wysłuchiwać, jak zachwycająca była Serena. - Poza tym ciągle się 

słyszy te niesamowite historie o Serenie. Nie sądzę, by można było na niej polegać.

Vanessa   była   prawie   pewna,   że   to   wszystko   były   kompletne   bzdury,   ale   nie 

zaszkodziło wspomnieć o tym Danowi.

- O co ci chodzi? - zapytał Dan. - Jakie historie?

- No na przykład, że produkuje swoje własne prochy o nazwie S, że cierpi na choroby 

weneryczne... Naprawdę nie chce mieć z tym nic wspólnego.

- Gdzie to słyszałaś? - zapytał Dan.

- Mam swoje źródła.

Autobus do Cloisters przejechał z rykiem po Madison. Na jego boku znajdowało się 

olbrzymie zdjęcie pępka. A może to była rana postrzałowa? Z boku plakatu, nabazgrane na 

niebiesko dziewczyńskim charakterem pisma było imię Serena.

Vanessa gapiła się za odjeżdżającym autobusem. Traciła zmysły, czy Serena naprawdę 

była wszędzie? W każdym swoim najdrobniejszym szczególe?

- Po prostu nie uważam, żeby się dla nas nadawała - powiedziała Vanessa, z nadzieją, 

że Dan zmięknie, kiedy usłyszy słowo „nas”. To był ich film, nie tylko jej.

- W porządku - rzekł chłodno Dan.

- To co, wyjdziesz ze mną i Ruby w piątek wieczorem? zapytała Vanessa, chcąc jak 

najszybciej zmienić temat.

- Nie. Chyba nie. Na razie. - Dan rozłączył się i ze złością wcisnął telefon do swojej 

czarnej torby na ramię.

Rano Jenny weszła chwiejnie do jego pokoju i rzuciła mu na podłogę obok łóżka 

zaproszenie na to głupie przyjęcie na rzecz sokołów; oczy miała przekrwione, a dłonie całe 

zapaprane atramentem. Właściwie to marzył  sobie, że skoro będą grać razem z Sereną w 

background image

filmie, mógłby zabrać ją na to cholerne przyjęcie. A teraz to skromne marzenie poszło się 

czesać.

Dan   nie   mógł   w   to   uwierzyć.   Jego   jedyna   szansa   na   poznanie   Sereny   została 

zaprzepaszczona,  bo  Vanessa  postanowiła  przejść   samą   siebie  i  zrobić  najgorszy film  na 

świecie. To było niewiarygodne. A już zupełnie nie mógł uwierzyć, że buntownicza Vanessa, 

królowa alternatywy, zniżyła się do rozsiewania plotek o dziewczynie, którą ledwie znała. 

Może w Constance zrobili jej w końcu pranie mózgu?

Bez przesady. Ploty są sexy. Ploty są w porządku. Nie wszyscy plotkują, a powinni!

Na światłach, tuż na wprost niego, zatrzymał się autobus. Najpierw Dan zauważył 

imię   Sereny.   Było   nabazgrane   na   niebiesko   nieporządnym,   dziewczyńskim   charakterem 

pisma   na   wielkim   czarno   -   białym   plakacie   czegoś,   co   wyglądało   jak   pączek   róży.   Coś 

pięknego.

background image

fanka spotyka swoją idolkę

Jenny wyglądała w czwartek jak zombie; nie spała całą noc, ale zrobiła wszystkie 

zaproszenia na przyjęcie „Buziak w usteczka” i teraz zarówno ona, jak i Dan dysponowali 

własnymi zaproszeniami.

Poza tym umierała z głodu, bo poprzedniego dnia na kolację zjadła tylko banana i 

pomarańczę. Nie zaliczyła nawet swojej porannej babeczki. Więc kiedy przyszła pora lunchu, 

wykłóciła się z kobietami ze stołówki o dwie kanapki z zapiekanym serem i dwa jogurty 

kawowe i teraz szukała miejsca przy jakimś zacisznym stoliku. Zamierzała w trakcie jedzenia 

odrobić pracę domową, na którą wczoraj nie miała czasu.

Zdecydowała się na stolik przed ścianą z lustrami na końcu stołówki. Dziewczyny ze 

starszych klas nie lubiły jadać przy lustrach, bo czuły się wtedy grubo, więc stolik zawsze 

świecił pustkami. Jenny postawiła na blacie tacę i już miała zacząć biesiadę, kiedy zauważyła 

przylepione do lustra ogłoszenie.

Rzuciła   się   do   plecaka,   żeby   znaleźć   długopis.   Nagryzmoliła   swoje   nazwisko   na 

samym szczycie listy - była pierwsza, osobą, która się na nią wpisała! - a potem z walącym 

sercem   zasiadła   przed   swoją   zawaloną   jedzeniem   tacą,   życie   było   pełne   cudów.   Każdy 

następny był lepszy od poprzedniego.

Ale najbardziej niewiarygodne było to, że sama Serena van der Woodsen wyłoniła się 

z kolejki po lunch i ruszyła ze swoją tacą prosto w stronę Jenny. Czy Serena naprawdę z nią 

usiądzie? W swojej własnej osobie?

Głęboki wdech, głęboki wydech.

- Cześć - powiedziała Serena, uśmiechając się promiennie do Jenny i kładąc na stole 

swoją tackę.

Boże,   ale   była   piękna.   Włosy   miała   w   jasnozłocistym   kolorze,   jaki   niektóre 

dziewczyny usiłowały uzyskać, spędzając cztery godziny w salonie fryzjerskim na ostatnim 

piętrze Bergdorf Goodman, gdzie robiły pasemka. Ale Serena była naturalną blondynką, to po 

prostu każdy widział.

- Zauważyłam, że zgłosiłaś się do pomocy przy moim filmie.

Jenny, której odebrało mowę w obliczu takiej wspaniałości, pokiwała głową.

background image

- Jak dotąd jesteś jedyna - westchnęła Serena, siadając naprzeciwko Jenny, twarzą do 

luster. Nie musiała się martwić, że będzie wyglądać grubo podczas jedzenia. Nie miała ani 

grama zbędnego tłuszczu. Uniosła złociste brwi. - Więc czym się zajmujesz? - zapytała.

Jenny   szturchnęła   swój   zapiekany   ser.   Nie   mogła   uwierzyć,   że  wzięła   aż   dwie 

kanapki. Serena musiała ją uważać za odrażającego prosiaka.

- Mam   pewne   artystyczne   zacięcie.   To   ja   zrobiłam   szkolne   śpiewniki,   wiesz,   na 

kaligrafii. W tym roku też opublikowałam parę fotografii i krótkie opowiadanie w „Rancor”.

„Rancor”   było   pismem   o   sztuce   wydawanym   przez   uczennice   Constance.   Jego 

naczelną była Vanessa Abrams.

- A, i właśnie zrobiłam zaproszenia na to wielkie przyjęcie w przyszłym tygodniu, na 

które wszyscy idą - dodała Jenny, starając się za wszelką cenę zaimponować Serenie. - Blair 

Waldorf prosiła mnie, żebym je zrobiła. Właściwie... - Jenny sięgnęła do plecaka i wyciągnęła 

kopertę   z   nazwiskiem   Sereny,   wypisanym   ozdobnym   pismem.   -   Na   liście   gości,   którą 

dostałam od Blair, ciągle był twój adres ze szkoły z internatem. Zamierzałam wrzucić ci 

zaproszenie do szafki czy coś w tym stylu. Zaczerwieniła się. - Ale skoro już tu jesteś... - 

Podała Serenie kopertę.

To chyba zabrzmiało, jakbym ją śledziła, pomyślała.

- Dzięki - powiedziała Serena, biorąc od niej kopertę. Otworzyła ją i ze zmarszczonym 

czołem przeczytała zaproszenie.

O Boże, na pewno uważa, że jest brzydkie! - panikowała Jenny.

Serena   schowała   zaproszenie   do   torby   i   w   roztargnieniu   wzięła   do   ręki   widelec. 

Odgryzła kawałek sałaty i zaczęła ją żuć.

Jenny starała się zapamiętać, co robić, by roztaczać wokół siebie aurę tajemniczości, a 

jednocześnie spokoju i wyluzowania, dokładnie tak jak Serena w tej chwili. Gdyby tylko 

słyszała przewijające się w głowie Sereny nienawistne myśli na temat Blair...

Nie chciała, żebym przyszła na to przyjęcie. Nawet mi nie powiedziała, że w ogóle 

jest jakieś przyjęcie.

Wow! - powiedziała w końcu Serena, nadal żując sałatę. - W porządku, zatrudniam 

cię. - Wyciągnęła rękę i uśmiechnęła się słodko. - Jestem Serena - powiedziała.

- Wiem - odparła Jenny, czerwieniąc się jeszcze bardziej. - A ja Jenny.

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

S I B: NAPRAWDĘ GORĄCO W JACUZZI!

Wiadomość prosto z anonimowego źródła: Wychodzi na to, że kiedy byty jeszcze ze sobą blisko, S i 

brały   razem   gorącą   kąpiel   W   apartamencie  C  w  TribecaStar.   Czy   pocałunek,   do   którego   wtedy 

doszło, był wyrazem  ich prawdziwych  uczuć? A może  po prostu zabawiały się  jak  to dwie pijane 

dziewczyny? Tak czy siak, to dodała jeszcze napięcia tej całej sytuacji, Ale jazda! A na wypadek 

gdybyście nie mieli okazji zobaczyć zdjęć ponalepianych na wszystkich  autobusach, taksówkach i 

kolejkach   w   całym   mieście,   oryginalne   zdjęcie  S  ciągle   można   oglądać   w   White  -   hot   Gallery   w 

Chelsea, wśród innych cieszących się złą sławą obrazów, łącznie z moim. Zgadza się! Bracia Remi są 

zbyt sexy, żeby można było się im oprzeć. Bajeczni ludzie są bajeczni nie bez powodu, moi drodzy.

e - maile

P:

 Hej Plotkara,

Nie powiem ci, jak się nazywam, ale ja też jestem na zdjęciu braci Remi. Uwielbiam ich 

prace   i   strasznie   podoba   mi   się   zdjęcie,   które   mi   zrobili,   ale   za   żadne   skarby   nie 

zgodziłabym się, żeby zostało umieszczone na autobusach. Moim zdaniem  S  sama prosi 

się o wszystko. A z tego co słyszę, dostaje to.

Anonimka

O:

 Droga Anonimko.

Super, że jesteś taka skromna, ale gdyby mnie zaproponowano, że choć jakiś skrawek 

mojego ciała znajdzie się na boku autobusu, byłabym zachwycona. Jestem nienasycona, 

jeśli chodzi o sławę.

P

background image

Na celowniku

Mała J kupuje olbrzymią książkę o filmowaniu w Shakespeare and Co. na Broadwayu. N przesiaduje z 

C  w barze na Pierwszej Alei. Pewnie chce go mieć na oku, żeby nie puścił farby. A  B  kupuje całe 

mnóstwo świec w sklepie w Lex na wielką noc z N.

To tyle na razie. Bawcie się dobrze w ten weekend - bo ja na pewno będę szaleć na całego.

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

tribeca star

Bar   w   hotelu   Tribeca   Star   był   wielki   i   pełen   bajerów,   zastawiony   wygodnymi 

fotelami, otomanami i półokrągłymi kanapami, więc goście przy poszczególnych stolikach 

mogli się czuć  jak na  prywatnym  przyjęciu.  Jedna ściana  była  rozświetlona  dziesiątkami 

czarnych świec, migoczącymi w słabo oświetlonym pomieszczeniu, DJ grał spokojne, barowe 

rytmy na talerzu obrotowym. Była dopiero dwudziesta, ale bar wypełniał już tłum ludzi w 

modnych ciuchach, popijających drinki w pastelowych kolorach.

Blair nie obchodziło, która jest godzina - musiała się napić.

Siedziała w fotelu tuż obok baru, ale ta głupia kelnerka ignorowała, pewnie dlatego, że 

Blair nie zawracała sobie głowy ubiorem. Miała na sobie swoje wyblakłe dżinsy i zwyczajny 

czarny sweterek, bo miała spotkać się z Sereną tylko na szybkiego drinka, a potem pędziła do 

domu, żeby przygotować się na noc dzikiego seksu z Nate'em. I wtedy też nie zamierzała się 

ubierać. Postanowiła, że przywita Nate's przy drzwiach naga.

Już na samą myśl o tym dostała na twarzy wypieków i rozejrzała się skrępowana po 

barze. Czuła się jak ostatnia ofiara, siedząc tak sama, w dodatku bez drinka. A tak w ogóle, to 

gdzie podziewała się Serena? Nie miała dla niej całej cholernej nocy.

Blair zapaliła papierosa. Jeśli Serena nie pojawi się, zanim go wypalę,  wychodzę, 

postanowiła nadąsana.

- Spójrz na nią - usłyszała, jak jakaś kobieta mówi do przyjaciółki. - Piękna, prawda?

Blair odwróciła się, żeby zobaczyć, o kogo chodzi. Oczywiście o Serenę.

Ubrana była w niebieskie zamszowe buty do kolan i oryginalną sukienkę od Pucciego 

- długie rękawy, wysokie wykończenie przy szyi, wysadzany kryształami pasek, a wszystko w 

tonacji niebiesko - pomarańczowo - zielonej. Absolutny hit. Włosy miała związane w koński 

ogon  na  czubku   głowy,   na  powieki  położone  jasnoniebieskie   cienie,  a   na  ustach  różową 

szminkę Uśmiechnęła się i pomachała do Blair z drugiego końca sali, przeciskając się przez 

dum. Blair patrzyła, jak głowy wszystkich odwracają się za Sereną, i ścisnął się jej żołądek. 

Miała już dość Sereny, a jeszcze nawet z nią nie rozmawiała.

- Cześć - powiedziała Serena, opadając na kwadratową otomanę obok fotela Blair.

Natychmiast pojawiła się kelnerka.

background image

- Cześć, Sereno, dawno cię nie było. Co u brata? - powiedziała kelnerka.

- Hej, Missy. Erik ma się dobrze. Jest tak zajęty, że nawet do mnie nie zadzwoni. 

Myślę, że musi tam mieć z jakieś osiem dziewczyn naraz - roześmiała się Serena. - A co u 

ciebie?

- Wszystko w porządku - odparła Missy. - Słuchaj, moja siostra pracuje w cateringu i 

mówiła, że widziała cię kilku dni temu na przyjęciu, które obsługiwała, w galerii w Chelses. 

Mówi, że to twoje zdjęcie jest na tych wszystkich autobusach. To prawda?

- Tak - odparła Serena. - Istne wariactwo, co?

- Jesteś na topie! - wykrzyknęła  Missy. Zerknęła na Blair, która patrzyła  na nią z 

wściekłością. - Co wam przynieść, dziewczyny?

- Ketel One z tonikiem - powiedziała Blair, patrząc jej prosto w oczy, prowokując, by 

je wylegitymowała. - I ekstra limonki.

Ale   Missy   wolałaby   raczej   stracić   pracę,   niż   zawracać   Serenie   van   der   Woodsen 

głowę tym, że jest niepełnoletnia.

I   właśnie   głównie   dlatego   chodzi   się   do   hotelowych   barów:   tam   cię   nigdy   nie 

sprawdzają.

- A dla ciebie, skarbie? - Missy zapytała Serenę.

- Na początek może cosmo - odparła Serena i roześmiała się. - Potrzebuję czegoś 

różowego, żeby pasowało mi do sukienki.

Missy oddaliła się pospiesznie po ich drinki, nie mogąc doczekać się, kiedy powie 

barmanowi,   że   dziewczyna   z   fotografii   braci   Remi,   która   opanowała   cale   miasto,   siedzi 

właśnie w ich barze, i że są kumpelkami!

- Sorry za spóźnienie - powiedziała Serena, rozglądając się wokół. - Myślałam, że 

wszyscy już tu będą.

Blair wzruszyła ramionami i głęboko zaciągnęła swoim kurczącym się papierosem.

- Pomyślałam, że możemy spędzić trochę czasu same - po - wiedziała. - Poza tym nikt 

nie wychodzi tak wcześnie.

- Okay - powiedziała Serena. Wygładziła sukienkę i zaczęła szperać w swojej małej 

czerwonej torebce, szukając papierosów. W końcu znalazła. Gauloises, z Francji. Wyciągnęła 

jednego i włożyła do ust. - Chcesz? - zaproponowała Blair.

Blair pokręciła przecząco głową.

- Są dość mocne, ale pudełko jest tak czadowe, że reszta nie ma dla mnie znaczenia - 

Serena  roześmiała   się.  Już  miała   podpalić  papierosa   leżącymi   na  barze   zapałkami,   kiedy 

nachylił się do niej barman z zapalniczką.

background image

- Dzięki - powiedziała, podnosząc na niego wzrok.

Barman puścił do niej oczko i szybko cofnął się za bar. Missy przyniosła ich drinki.

- Za.  stare   czasy!  -   Serena   stuknęła   kieliszkiem   o  kieliszek   Blair.   Upita   duży  łyk 

różowego cosmopolitana i westchnęła zadowolona. - Uwielbiam hotele, a ty? Skrywają tyle 

tajemnic.

Blair   uniosła   brwi   w   niemej   odpowiedzi,   przekonana,   że   Serena   zamierza   jej 

opowiedzieć o wszystkich dzikich i zwariowanych przygodach, jakie przeżyła w hotelowych 

pokojach w Europie czy gdzie tam jeszcze była, tak jakby ją to obchodziło.

- Nie  zastanawiasz   się nigdy, co  ludzie  robią  w  swoich  pokojach?   Może  oglądają 

pornosy i jedzą penisy z sera albo uprawiają ostry seks w łazience? A może po prostu śpią.

- Uhm - mruknęła Blair bez większego zainteresowania, przełykając jednym haustem 

swojego drinka. Musiała się lekko skuć, żeby przetrwać jakoś  tę noc, zwłaszcza część z 

golizną. - Słuchaj, co to za historia z twoim zdjęciem na wszystkich autobusach i tak dalej? - 

zapytała. - Ja go nigdzie nie widziałam.

Serena zachichotała i nachyliła się poufale do Blair.

- Nawet gdybyś je zobaczyła, pewnie i tak byś mnie nie rozpoznała. Jest podpisane 

moim imieniem, ale nie ma tam mojej twarzy.

Blair zmarszczyła brwi.

- Nie rozumiem.

- To sztuka - powiedziała tajemniczo Serena i ponownie zachichotała. Pociągnęła łyk 

swojego drinka.

Ich   twarze   znajdowały   się   blisko   siebie   i   Blair   czuła   mieszankę   na   bazie   olejku 

piżmowego, nowy zapach Sereny.

- Dalej nie łapię. To coś świńskiego? - zapytała zmieszana.

- Raczej nie - odparła Serena z przebiegłym  uśmiechem. - Sporo ludzi dało sobie 

zrobić takie zdjęcie. No wiesz - rożne gwiazdy.

- Jakie?

- Na przykład Madonna, Eminem, Christina Aguilera.

- Och... - Blair wydawała się tym zupełnie nieporuszona.

Sereny oczy się zwęziły.

- Co to miało znaczyć? - zapytała.

Blair uniosła brodę i założyła swoje proste brązowe włosy za uszy.

- Sama   nie   wiem,   ale   to   wygląda   tak,   jakbyś   robiła   to   wszystko,   żeby   tylko 

zaszokować ludzi. Nie masz ani krzty dumy?

background image

Serena potrząsnęła głową, ciągle wpatrując się w Blair.

- Niby   co?   Co   ja   takiego   zrobiłam?   -   zapytała,   gorączkowo   Wgryzając   się   w 

paznokcie.

- Na przykład wyleciałaś ze szkoły z internatem - powiedziała wymijająco Blair.

Serena prychnęła.

- No i co z tego? Każdego roku mnóstwo ludzi wylatuje ze szkoły. Mają tam tyle 

głupich przepisów, że to prawie cud, jeśli cię nie wyrzucą.

Blair zacisnęła usta, starannie dobierając słowa.

- Nie chodzi o to, że cię wyrzucili, tylko dlaczego do tego doszło. - No. Stało się. 

Teraz dopiero się załatwiła. Będzie musiała tu siedzieć i słuchać opowieści Sereny o dziwnym 

kulcie, do którego się przyłączyła, o wszystkich chłopakach, z którymi spała, i o narkotykach, 

które sama wyprodukowała. Cholera.

Ale niech wam się przypadkiem nie wydaje, że nie była tego wszystkiego ciekawa.

Blair bawiła się swoim pierścionkiem z rubinem, bez końca przekręcając go na palcu, 

a Serena uniosła kieliszek, prosząc Missy o następnego drinka.

- Blair,   wyrzucili   mnie   tylko   dlatego,   że   nie   pojawiłam   się   na   początku   roku 

szkolnego. Zostałam we Francji. Moi rodzice nic o tym nie wiedzieli. Miałam przylecieć pod 

koniec   sierpnia,   ale   zostałam  jeszcze   przez   trzy   tygodnie   września.   Mieszkałam   w 

niesamowitym zamku niedaleko Cannes i to było jak jedna wielka impreza. Chyba przez cały 

czas, gdy tam byłam, nie przespałam ani jednej nocy. Zupełnie jak na tych przyjęciach w 

Wielkim Gatsbym. I było tam dwóch chłopaków, braci, a ja byłam totalnie zadurzona w nich 

obu. Właściwie - roześmiała się - najbardziej durzyłam się w ich ojcu, ale on był już żonaty.

DJ zmienił klimat i teraz grał funky acid jazz, fantastycznie wybijając rytm. Światła 

jeszcze bardziej przyciemniały, świece migotały. Serena wymachiwała stopą w rytm muzyki i 

zerkała na Blair, której oczy były zupełnie puste.

Serena zapaliła kolejnego papierosa i głęboko się zaciągnęła.

- Oczywiście,   sporo   imprezowałam,   tak   jak   wszyscy.   W   szkole   nie   mogli 

zaakceptować tylko tego, że nie raczyłam pojawić się nawet na początek roku. Ale chyba nie 

mam do nich o to żalu, I jeśli mam być szczera, to w ogóle nie myślałam o powrocie do 

szkoły, taka była zabawa.

Blair ponownie przewróciła oczami. Guzik ją obchodziło, jaka była prawda.

- A nie myślałaś o tym, że to najważniejszy rok w naszym dotychczasowym życiu? 

Nie myślałaś o college'u i tak dalej? - zapytała.

Missy przyniosła Serenie drinka i tym razem Serena tylko kiwnęła głową w ramach 

background image

podziękowania. Wpatrywała się w podłogę, ciągle gryząc swój różowy paznokieć.

- Tak,   dopiero   teraz   to   sobie   uświadomiłam   -   przyznała.   -   Nie   myślałam   o   tym 

wcześniej,   ani   że   powinnam   zaangażować   się   w   działalność   jakichś   klubów,   wstąpić   do 

jakiejś drużyny No wiesz, poważnie zabrać się do nauki.

Blair pokręciła głową.

- Szkoda mi twoich rodziców - powiedziała cicho.

Oczy Sereny zaczęły się rozszerzać, a usta niebezpiecznie drżały. Ale postanowiła 

sobie, że nie pozwoli, by Blair doprowadziła ją do płaczu. Blair zachowywała się jak zdzira i 

tyle. Może akurat miała okres.

Serena upiła spory łyk swojego drinka i osuszyła usta serwetką.

- Nie mówiłaś mi jeszcze, co ty i Nate robiliście przez całe lato. Pojechałaś może do 

Maine, żeby obejrzeć tę łódź, którą zbudował? - zapytała, całkowicie zmieniając temat.

Blair pokręciła przecząco głową.

- Byłam na obozie tenisowym. Zupełnie do bani.

- Aha.

Piły swoje drinki w niezręcznym milczeniu.

Nagle Serena wyprostowała się, przypominając sobie o czymś.

- Wiesz co? Jedna dziewczyna wpisała się na moją listę, żeby pomóc mi z filmem. 

Taka z dziewiątej klasy. Ma na imię Jenny. I dała mi zaproszenie na to przyjęcie w przyszłym 

tygodniu. No wiesz, na to, które organizujecie.

I co ty na to, przyjaciółko?

Blair wyciągnęła kolejnego papierosa i wetknęła sobie do ust. Sięgnęła po zapałki. 

Zwlekała jednak z zapaleniem, chcąc się przekonać, czy przypędzi barman z zapalniczką. Nic 

z tego. Sama zapaliła papierosa i wypuściła wielką chmurę dymu prosto w twarz Serenie.

Czyli   Serena   wiedziała   o   przyjęciu.   Miała   zaproszenie.   Cóż,   i   tak   by   się   kiedyś 

dowiedziała.

- Ta od kaligrafii - powiedziała Blair, uśmiechając się słodka. Jest niezła, co?

- Tak, odwaliła kawał naprawdę dobrej roboty. To miło z jej strony, że zauważyła 

błędny adres przy moim nazwisku. Podobno dałaś jej mój adres do internatu w Hanover 

Academy.

Blair założyła włosy za uszy i wzruszyła ramionami.

- Ups! - Udawała, że nie miała o tym pojęcia. - Przykro mi.

- Powiedz mi coś o tym przyjęciu. Z jakiej to okazji?

Blair nie mogła mówić o celu przyjęcia bez uśmiechu skrępowania, bo brzmiało to 

background image

okropnie   błaho   i   w   ogóle   nie   było   atrakcyjne.   Dlatego   właśnie   nadała   przyjęciu   nazwę 

„Buziak w usteczka”. Żeby dodać trochę żaru.

- Jest na rzecz tych dwóch sokołów wędrownych, które mieszkają w Central Parku. 

Sokoły są zagrożonym gatunkiem i wszyscy martwią się, że umrą albo zagłodzą się, albo 

wiewiórki zaatakują ich gniazda, i takie tam. Wiec założono dla nich fundację - wyjaśniła. - 

Nie śmiej się. Wiem, że to dość głupie.

Serena wypuściła obłoczek dymu i zachichotała.

- Jakby nie było już ludzi, którzy potrzebują pomocy. A co z bezdomnymi?

- No wiesz, to równie dobry cel jak każdy inny. Nie chcieliśmy zaczynać sezonu od 

czegoś bardzo ciężkiego. - Blair była, rozdrażniona. Ona mogła się z tego naśmiewać, ale 

Serena nie miała prawa.

Serena skierowała rozmowę z powrotem na pierwotne tory.

- To przyjęcie jest tylko dla nas, czy będą też rodzice? zapytała.

Blair wahała się z odpowiedzią.

- Tylko... my - powiedziała w końcu. Wychyliła resztkę drinka i spojrzała na zegarek. 

- Hm, muszę się zbierać. - Założyła torebkę na ramię i wzięła ze stołu swoje papierosy.

Serena zmarszczyła czoło. Tak długo się ubierała, nastawiając się na szaloną noc z 

przyjaciółmi. Spodziewała się całej paczki - Blair i reszty dziewczyn, Nate' a i jego kumpli, 

Chucka z kolesiami - zawsze bawili się razem.

- Myślałam, że posiedzimy tu trochę. Że zaczekamy na resztę. A tak w ogóle, to gdzie 

idziesz?

- Jutro rano mam próbny egzamin - powiedziała Blair, czując się o niebo lepsza od 

Sereny, mimo że kłamała aż się kurzyło. - Muszę się do niego przygotować i chcę wcześnie 

pójść do łóżka.

- Aha. Serena skrzyżowała ramiona i wyprostowała się. - Miałam nadzieję, że impreza 

zakończy się w apartamencie Bassów. Ciągle go mają, prawda?

W dziesiątej klasie Serena, Blair i cała reszta spędzili wiele nocy w apartamencie 

Chucka Bassa, gdzie pili, tańczyli, oglądali filmy, zamawiali jedzenie do pokoju, siedzieli w 

jacuzzi. A potem padali na olbrzymie łóżko, gdzie zostawali, dopóki nie wytrzeźwieli na tyle, 

by móc wrócić do domu.

Raz, podczas szczególnie mocno zakrapianej imprezy na koniec dziesiątej klasy, kiedy 

Serena i Blair moczyły się w kąpieli, Blair pocałowała Serenę głęboko w usta. Wyglądało na 

to, że następnego ranka Serena o niczym nie pamiętała, ale Blair nigdy o tym nie zapomniała. 

Nawet jeśli był to zwykły impuls, który nic nie znaczył, za każdym razem na samą myśl o 

background image

tamtym pocałunku Blair robiło się gorąco i czuła się nieswojo. To był kolejny powód, dla 

którego czuła taką ulgę, kiedy Serena wyjechała.

- Bassowie dalej mają ten apartament. - Blair wstała. Ale niezbyt im się podoba, kiedy 

ktoś z niego korzysta. Nie jesteśmy już w dziesiątej klasie - dodała chłodno.

- Okay - powiedziała Serena. Nie mogła powiedzieć nic innego, prawda? W każdym 

razie nie do Blair.

- No to miłego weekendu - rzuciła Blair ze sztucznym uśmiechem, jakby dopiero co 

się poznały. Jakby nie znały się przez całe życie. Zostawiła na stoliku dwadzieścia dolarów za 

ich drinki. - Przepraszam - powiedziała do trzech wysokich chłopaków, którzy zagradzali jej 

drogę. - Mogę przejść?

Serena zamieszała słomką w kieliszku i wypiła mętne resztki drinka, patrząc, jak Blair 

wychodzi. Teraz smakował słono, bo znowu była bliska płaczu.

- Hej, Blair!... - zawołała za przyjaciółką. Może gdyby wszystko z siebie wyrzuciła, 

zapytała Blair, o co tak właściwie jest zła, a nawet przyznała się do tego, że ten jeden raz 

spała   z   Nate'em,   mogłyby   dalej   być   przyjaciółkami.   Mogłyby   zacząć   od   nowa.   Może 

zaczęłaby nawet chodzić na kursy przygotowawcze do egzaminów na studia, więc mogłyby 

razem się uczyć czy coś w tym stylu.

Ale Blair nie zatrzymała się, tylko dalej przepychała przez tłum w stronę drzwi.

Wyszła na Szóstą Aleję, żeby złapać taksówkę do dom. Właśnie zaczynało padać, a 

ona miała zakręcone włosy. Obok przejechał z rykiem autobus ozdobiony plakatem Sereny. 

Czy to naprawdę był jej pępek? Wyglądało to jak ciemny dołek w środku brzoskwini. Blair 

odwróciła głowę i pomachała ręką, żeby przywołać taksówkę. Chciała stąd jak najszybciej 

uciec. A pierwsza taksówka, która się zatrzymała, miała na dachu, w miejscu na reklamy, taki 

sam podświetlany plakat. Blair wsiadła do środka i ze złością trzasnęła drzwiami. Nigdy jej 

się nie uda całkowicie uciec - Serena była dosłownie wszędzie.

background image

B i N zbliżają się do siebie, ale nie do końca

Serena sięgnęła po kolejnego papierosa i włożyła go do ust drżącymi palcami. Nagle 

jakaś   dłoń   z   sygnetem   na   małym   palcu   podsunęła   zapalniczkę   i   podpaliła   jej   papierosa. 

Zapalniczka była złota z monogramem C. B. Tak samo sygnet.

- Hej, Serena. Wyglądasz naprawdę czadowo - powiedział Chuck Bass. - Co tu robisz? 

Sama?

Serena zaciągnęła się głęboko i uśmiechnęła, powstrzymując się od płaczu.

- Cześć,  Chuck. Cieszę się, że jesteś. Blair się ulotniła i zostawiła mnie samą. Ktoś 

jeszcze przyjdzie?

Chuck zaniknął zapalniczkę i schował do kieszeni. Rozejrzał się po sali.

- Kto   wie?   -   rzekł   swobodnie.   -   Może   przyjdą,   a   może   nie.   -   Usiadł   w   fotelu 

zwolnionym przez Blair. - Naprawdę czadowo wyglądasz - powtórzył, gapiąc się na nogi 

Sereny, jakby chciał je zjeść.

- Dzięki - odparła Serena i roześmiała się. Poczuła ulgę, że Chuck zupełnie się nie 

zmienił, choć cala reszta zachowywała się jak dziwolągi. Nie mogła go za to nie kochać.

- Jeszcze raz to samo - zawołał Chuck do Missy. - I proszę zapisać wszystko na mój 

rachunek. - Poda! Serenie dwadzieścia dolców, które zostawiła Blair. - Zatrzymaj to.

- Ale to pieniądze Blair.

- W takim razie oddasz jej - odparł Chuck.

Serena kiwnęła głową i schowała pieniądze do swojej czerwonej aksamitnej torebki.

- No nareszcie - powiedział Chuck, kiedy Missy postawiła drinki na stoliku. - Do dna! 

- Stuknął swoją szklaneczką o kieliszek Sereny i wlał w siebie szkocką.

- Ups! - Serena zachlapała cosmo swoją sukienkę. – Cholera.

Chuck chwycił serwetkę i zaczął wycierać plamę, która akurat wypadła na biodrze 

Sereny.

- No, teraz już wcale nie widać - powiedział, przetrzymując dłoń w pobliżu jej kroku.

Serena złapała rękę Chucka i przełożyła na jego kolana.

- Dzięki, Chuck. Już wszystko w porządku.

Chuck nie był nawet odrobinę skrępowany. Był zupełnie pozbawiony wstydu.

background image

- Weźmy   po   jeszcze   jednym   drinku   i   chodźmy   do   mojego   apartamentu,   co?   - 

zaproponował. - Powiem personelowi z bar,. żeby wszystkich, którzy przyjdą, odsyłali na 

górę. W barze znają moich znajomych.

Serena wahała się, rozmyślając o tym, co powiedziała Blair. Że Bassom nie podoba 

się, kiedy ludzie korzystają z ich apartamentu.

- Jesteś pewien, że to będzie okay? - zapytała.

Chuck roześmiał się, wstał i wyciągnął do niej rękę.

- Oczywiście, że tak. Chodź.

Choć padało i czuł, że odmraża sobie tyłek, Nate'owi wcale nie spieszyło się do Blair. 

Co za ironia losu. Siedemnastolatek który za chwilę miał po raz pierwszy uprawiać seks ze 

swoją dziewczyną (w każdym razie to miał być jej pierwszy raz). Po - winien lecieć do niej z 

wywieszonym językiem.

Do tej pory musiała się już dowiedzieć, powtarzał sobie w kółko. Jak mogłoby być 

inaczej? Do tej pory już pewnie całe miasto wiedziało, że był w łóżku z Sereną. Ale skoro 

Blair wie - działa, dlaczego nie powiedziała na ten temat ani słowa?

Rozmyślanie o tym doprowadzało Nate'a do obłędu. Wstąpił do monopolowego na 

Madison Avenue i kupił pół litra jacka danielsa. W domu wypalił już małego jointa, ale 

musiał sobie dodać jakoś odwagi przed spotkaniem z Blair. Nie miał pojęcia, co go czeka.

Przez resztę drogi szedł tak wolno, jak się tylko dało, pociągając ukradkiem z butelki. 

Tuż zanim skręcił w Siedemdziesiątą Drugą, gdzie mieszkała Blair, kupił jej różę.

Chuck zamówił w barze następną kolejkę i Serena poszła za nim do windy, którą 

wjechali na dziewiąte piętro, gdzie znajdował się apartament Bassów. Wyglądał tak samo jak 

zawsze:   salon   z   kinem   domowym   i   barem;   olbrzymia   sypialnia   z   ogromnym   łóżkiem   i 

następnym zestawem kina domowego, tak jakby potrzebowali aż dwóch; wielka marmurowa 

łazienka z jacuzzi i dwoma białymi  puszystymi  szlafrokami. To była kolejna rzecz, którą 

Serena uwielbiała w hotelach - szlafroki.

Ale chyba nie tylko ona.

Na stoliku w salonie leżała sterta zdjęć. Serena zobaczyła na jednym z nich Nate'a, 

więc wzięła je do ręki i zaczęła przeglądać.

Chuck spojrzał jej przez ramię na zdjęcia.

- To z zeszłego roku - powiedział, kręcąc głową. - Nieźle wtedy szaleliśmy.

Blair, Nate, Chuck, Isabel, Kati, wszyscy tam byli. Siedzieli nadzy w jacuzzi, tańczyli 

w samej bieliźnie, pili szampana w łóżku. Wszystkie te zdjęcia zostały zrobione podczas 

background image

imprez w zeszłym roku - w rogu każdego znajdowała się data - i wszystkie były zrobione w 

apartamencie Bassów.

Czyli Blair kłamała. Wszyscy nadal imprezowali u Bassów, tak samo jak zawsze, A 

Blair wcale nie była taką świętoszką, na jaką chciała się wykreować ze swoimi egzaminami i 

pruderyjnym czarnym sweterkiem. Na jednym zdjęciu była tylko w bieliźnie i skakała po 

łóżku z butelką szampana w ręce.

Serena wychyliła jednym haustem swojego drinka i usiadła na skraju kanapy. Chuck 

usiadł na jej drugim końcu i położył sobie na kolana jej stopy.

- Chuck - powiedziała ostrzegawczo Serena.

- No co? Po prostu ściągam ci buty - rzekł niewinnie. - Nie chcesz ich zdjąć?

Serena westchnęła. Nagłe poczuła się zmęczona, potwornie zmęczona.

- Tak, jasne. - Sięgnęła po pilota i kiedy Chuck ściągał jej buty, włączyła telewizor. 

Leciał właśnie Dirty Dancing.. Cudownie.

Chuck zaczął masować jej stopy. Było to bardzo przyjemne. Ugryzł ją w duży palec i 

pocałował w kostkę.

Serena zachichotała; opadła na kanapę i zamknęła oczy. Pokój odrobinę się przechylił. 

Zawsze przesadzała z piciem.

Chuck przejechał dłońmi wyżej i teraz jego palce błądziły po wewnętrznej stronie jej 

ud.

Serena otworzyła oczy i podniosła się.

- A może sobie po prostu tak posiedzimy? Wcale nie musimy nic robić. Posiedźmy 

sobie na kanapie i pogapmy się na Dirty Dancing. No wiesz, jak dziewczyny.

Chuck podpełzł do niej na czworakach, aż znalazł się nad nią, przygważdżając  ją 

swoim ciężarem.

- Ale ja nie jestem dziewczyna - powiedział. Nachylił się do jej twarzy i zaczął ją 

całować. Jego usta miały smak orzeszków ziemnych.

- Cholera! - wrzasnęła Blair, kiedy usłyszała dzwonek domofonu. Dzwonił portier. 

Ciągle była ubrana i właśnie zachlapała cały dywan czerwonym woskiem ze świecy.

Zgasiła światło w sypialni i pobiegła do kuchni, żeby odpowiedzieć na domofon.

- Tak, proszę przysłać go na górę - powiedziała portierowi. Rozpięła dżinsy i pobiegła 

z powrotem do pokoju, gdzie się z nich uwolniła. Potem ściągnęła resztę ciuchów i cisnęła je 

do szafy. Naga, spryskała się swoimi ulubionymi perfumami; raz prysnęła nimi nawet między 

nogi.

background image

Uuuch, niegrzeczna dziewczynka.

Przyglądała się sobie w lustrze. Nogi miała za krótkie, a cycki za małe, aby przykuwać 

uwagę chłopaków tak, jak by chciała. Dżinsy zostawiły wściekłe, czerwone kreski w talii, ale 

tego prawie nie było widać w mglistym świetle świec. Jej skóra była miła w dotyku i ciągle 

opalona po lecie, ale twarz zdawała się tak młoda i wystraszona, co zupełnie nie było sexy, a 

zmoczone przez deszcz włosy sterczały na wszystkie strony. Blair rzuciła się do łazienki i 

nałożyła na wargi szminkę, którą zostawiła na jej urny walce Serena, a następnie jeździła 

szczotką po swoich długich brązowych włosach, dopóki nie opadły kaskadą na ramiona w 

najbardziej seksowny z możliwych sposobów. No, teraz się jej nie oprze.

Odezwał się dzwonek. Blair rzuciła szczotkę, która wpadła z brzękiem do umywalki.

- Chwila!   -   krzyknęła.   Wzięła   oddech   i   z   zamkniętymi   oczami   odmówiła   krótką 

modlitwę, choć nie była wcale aż tak wierząca.

Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. To było najlepsze, co mogła zrobić.

Serena pozwoliła, by Chuck ją przez chwilę całował, bo był za ciężki, żeby mogła się 

go pozbyć, Kiedy zwiedzał językiem wnętrze jej ust, patrzyła, jak Jennifer Grey pluska się w 

jeziorze z Patrickiem Swayze. W końcu odwróciła głowę i zamknęła oczy.

- Chuck, naprawdę nie czuję się zbyt dobrze - powiedziała, udając, że zbiera się jej na 

wymioty. - Będzie ci przeszkadzało, jeśli poleżę tu trochę?

Chuck podniósł się i otarł usta wierzchem dłoni.

- Jasne, nie ma sprawy. Wstał z kanapy. - Przyniosę ci jakąś wodę.

Poszedł do baru, wrzucił do szklanki lód, a potem nalał wody Poland Spring.

Kiedy wrócił z wodą, Serena już spała. Głowa opadła jej na poduszki, a długie nogi 

drżały. Chuck klapnął na kanapę obok niej, chwycił pilota i zmienił kanał.

- Cześć - powiedziała Blair, uchylając drzwi, zza których wystawiła głowę.

- Cześć.   -   Nate   trzymał   przed   sobą   różę.   Jego   włosy   były   mokre,   a   policzki 

zaróżowione.

- Jestem nago - uprzedziła Blair.

- Naprawdę? - zapytał Nate, ledwie przyswajając tę informację. - Mogę wejść?

- Jasne. - Blair otworzyła szeroko drzwi.

Nate gapił się na nią, zastygłszy w progu.

Blair zaczerwieniła się i objęła ramionami.

- Mówiłam ci, że jestem nago. - Wyciągnęła rękę po kwiat.

background image

Nate wcisnął jej różę do ręki.

- To dla ciebie - rzekł ochryple. Potem odchrząknął i wbił wzrok w podłogę. - Mam 

zdjąć buty?

Blair roześmiała się i jeszcze szerzej otworzyła drzwi. Nate był zdenerwowany, nawet 

bardziej niż ona. Był taki słodki.

- Pospiesz   się   i   ściągaj   ciuchy   -   powiedziała,   biorąc   go   za   rękę.   -   Wszystko   w 

porządku, chodź.

Nate poszedł za nią do jej sypialni. Zachowywał się kompletnie nietypowo  jak na 

chłopaka   w   podobnych   okolicznościach.   Nie   spojrzał   na   jej   goły   tyłek,   nie   martwił   się 

prezerwatywami czy nieświeżym oddechem, nie starał się błysnąć żadnym tekstem. Prawie w 

ogóle nie myślał.

Pokój Blair był cały oświetlony świecami. Na podłodze stała otwarta butelka wina, a 

obok dwa kieliszki. Blair uklękła i napełniła im kieliszki, jak mała gejsza. Naga, czuła się 

swobodniej w półmroku pokoju.

- Czego chciałbyś posłuchać? - zapytała Nate'a, podając mu kieliszek.

Nate pospiesznie, głośno przełknął wino.

- Posłuchać? Jak chcesz. Czegokolwiek.

Oczywiście   Blair   miała   już   przygotowaną   swoją   specjalną   składankę.   Pierwsza 

piosenka była zespołu Coldplay, bo wiedziała, że Nate ich lubi.

Powoli i sexy, rockowy chłopiec.

Blair tyle razy odgrywała tę scenę w swojej głowie, że teraz czuła się jak aktorka, 

która ma w końcu swoją wielką szansę i gra największą rolę w swojej karierze.

Położyła dłonie na ramionach Nate'a. Starał się na nią nie patrzeć,  ale nie mógł się 

powstrzymać. Była naga i piękna. Była dziewczyną, a on chłopakiem.

Napisano o tym całe mnóstwo piosenek.

- Rozbierz się, Nate - szepnęła Blair.

Może powiem jej, jak już to zrobimy, pomyślał Nate.

Nie było to całkiem fair, ale mimo to pocałował ją. A kiedy już zaczął, nie mógł 

przestać”.

Kiedy Serena obudziła się chwilę później, Chuck oglądał MTV2 i śpiewał na głos 

razem z Jay - Z. Sukienka Sereny była zadarta aż do pasa i widać było niebieskie koronkowe 

majtki.

Serena uniosła się na łokciach i wytarła zakrzepniętą ślinę ze szminką z kącików ust. 

background image

Obciągnęła sukienkę i zapytała:

- Jaki mamy czas?

Chuck spojrzał na nią.

- Najwyższy, byśmy ściągnęli ubrania i poszli do łóżka - powiedział zniecierpliwiony. 

Czekał już wystarczająco długu.

Serenie ciążyła głowa i zrobiłaby wszystko za szklankę wody.

- Okropnie się czuję. - Potarła czoło. - Chcę wrócić do domu.

- Daj spokój. - Chuck wyłączył telewizor. - Moglibyśmy najpierw pomoczyć się w 

jacuzzi. Poczułabyś się lepiej.

- Nie - upierała się Serena.

- W   porządku   -   powiedział   wściekle   Chuck.   Podniósł   się.   -   Woda   jest   na   stole. 

Wkładaj buty, pomogę ci złapać taksówkę.

Serena wciągnęła buty i wpatrywała się w zimny deszcz za hotelowym oknem.

- Pada - zauważyła, upijając łyk wody.

Chuck   podał   jej   szalik,   swój   nieodłączny,   niebieski   kaszmirowy   szalik   z 

monogramem.

- Obwiąż sobie nim głowę. No, chodź już.

Poszła za nim do windy. Jechali na dół w milczeniu. Serena wiedziała, że Chuck jest 

zawiedziony jej wyjściem, ale nie obchodziło jej to. Nie mogła się doczekać, kiedy znajdzie 

się na świeżym powietrzu, a ostatecznie w swoim łóżku.

Zatrzymała   się   taksówka   z   plakatem   braci   Remi   na   dachu.   Serena   pomyślała,   że 

zdjęcie przypomina zbliżenie ust złożonych do pocałunku.

- Co to? Mars? - zażartował Chuck, wskazując zdjęcie. Spojrzał na Serenę; w jego 

oczach nie było ani grama rozbawienia. - Nie, to twój odbyt!

Serena   zamrugała   oczami.   Nie   wiedziała,   czy   Chuck   stara   się   być   zabawny,   czy 

rzeczywiście tak myśli.

Chuck przytrzymał jej otwarte drzwiczki i Serena wsunęła się na tylne siedzenie.

- Dzięki, Chuck - powiedziała słodko. - Zobaczymy się wkrótce, okay?

- Nieważne - odparł Chuck. Nachylił się do wnętrza samochodu. - A tak w ogóle, o co 

ci chodzi? - syknął.  - Od dziesiątej  klasy pieprzysz  się  z Nate'em  Archibaldem  i jestem 

pewien, że robiłaś to ze wszystkimi chłopakami z tej szkoły z internatem. We Francji też się 

pewnie nieźle zabawiałaś. Co, może uważasz, że jesteś dla mnie za dobra?

Serena   patrzyła   Chuckowi   prosto   w   oczy.   Po   raz   pierwszy   zobaczyła,   jaki   był 

naprawdę. Niełatwo go było lubić, ale nigdy przedtem go nie nienawidziła.

background image

- Ale  nie ma  sprawy, i  tak nie  chciałbym  tego z tobą  zrobić  - rzekł  szyderczo.  - 

Słyszałem, że coś złapałaś.

- Odczep   się   ode   mnie   -   syknęła   Serena,   kładąc   mu   dłonie   na   piersi,   żeby   go 

odepchnąć. Zatrzasnęła mu przed nosem drzwiczki i podała kierowcy adres.

Taksówka   ruszyła.   Serena   objęła   się   ramionami,   patrząc   prosto   przez   zachlapaną 

deszczem   przednią   szybę.   Kiedy   taksówka   zatrzymała   się   na   światłach   na   skrzyżowaniu 

Broadway i Spring, otworzyła drzwi, wychyliła się na zewnątrz i zwymiotowała na jezdnię.

To powinno ją nauczyć, żeby nie pić na pusty żołądek.

Szalik Chucka zsunął się jej z szyi i zawisł nad kałużą różowych wymiocin. Serena 

ściągnęła szalik, otarła nim usta i wepchnęła go do torebki.

- Ohyda - powiedziała, zatrzaskując drzwiczki.

- Chusteczkę,  proszę pani?  - zaoferował  kierowca,  podając jej  pudełko  chusteczek 

higienicznych.

Serena wyciągnęła jedną i otarła nią usta.

- Dziękuję.

A potem usiadła wygodnie  na siedzeniu i zamknęła oczy. dziękując w duchu, jak 

zawsze, że istnieją uprzejmi nieznajomi.

- A jakaś prezerwatywa albo co? - mruknęła Blair, gapiąc się na erekcję Nate'a. Jego 

penis wyglądał, jakby zamierzał przejąć władzę nad światem.

Udało jej się doprowadzić do tego, że pozbył się ubrania i teraz leżeli nago na jej 

łóżku. Wygłupiali się przez jakąś godzinę. Z płyty leciała piosenka Jennifer Lopez Love Don't 

Cost a Thing i Blair robiła się coraz bardziej napalona. Sięgnęła po rękę Nate'a i zaczęła lizać 

jego   palce,   ssąc   zachłannie   koniuszek   każdego   z   nich.   Miała   przeczucie,   że   seks   będzie 

smakować nawet lepiej od jedzenia.

Nate przekręcił się na plecy. Był tak spięty przed spotkaniem z Blair, że nie zjadł 

kolacji i teraz czul głód. Może kiedy pójdzie do domu, weźmie burrito z tej meksykańskiej 

knajpy na Lexington Avenue. Właśnie na coś takiego miał ochotę - burrito z kurczakiem i 

czarną fasolą z dodatkowym sosem guacamole.

Blair wgryzła się w jego mały palec.

- Auu - jęknął Nate, a erekcję szlag trafił, zupełnie jakby ktoś przekłuł jego penisa 

szpilką. Usiadł i przeczesał rękami włosy. - Nie mogę tego zrobić - szepnął.

- Co? - zdziwiła się Blair. - Co jest nie tak? - Jej serce zamarło. Tego nie było w 

scenariuszu. Nate właśnie psuł idealny moment.

background image

Ujął niezgrabnie jej dłoń i pierwszy raz tego wieczoru spojrzał jej w oczy.

- Muszę ci coś powiedzieć. Nie mogę tego zrobić, dopóki się nie dowiesz. Czuję się 

jak dupek.

Blair   mogła   wywnioskować   po   spojrzeniu   Nate'a,   że   ten   moment   był   nie   tylko 

popsuty, ale bezpowrotnie pogrzebany.

- Co takiego? - zapytała miękko.

Nate sięgnął po brzegi narzuty i zarzucił jeden koniec Blair na ramiona, a drugim 

okrył się w pasie. Nie chciał o tym rozmawiać, kiedy oboje byli kompletnie nadzy. Znowu 

wziął Blair za rękę.

- Pamiętasz  to lato  dwa lata temu,  kiedy wyjechałaś  do Szkocji  na  wesele  swojej 

ciotki?

Blair skinęła głową.

- Było wtedy upiornie gorąco - mówił dalej. - Byłem W mieście z ojcem i miałem 

trochę czasu, kiedy on miał jakieś spotkania. Nudziło mi się, więc zadzwoniłem do Ridgefield 

po Serenę i przyjechała.

Zauważył, że Blair zesztywniały plecy, kiedy wspomniał o Serenie. Zabrała rękę i 

objęła się ramionami, a jej oczy nagle zrobiły się nieufne.

- Wypiliśmy trochę i siedzieliśmy w ogrodzie. Było  tak gorąco, że Serena zaczęła 

chlapać się wodą w fontannie, a potem ochlapała też i mnie. No i chyba trochę mnie poniosło. 

To   znaczy...   -   zaciął   się.   Pamiętał,   co   Cyrus   mu   powiedział:   że   dziewczyny   lubią 

niespodzianki. No cóż, Blair będzie bardzo zaskoczona, ale wątpił, by to się jej spodobało.

- I co? - dopytywała się Blair. - Co się stało?

- Zaczęliśmy się całować. - Nate wziął głęboki oddech i zatrzymał  powietrze. Nie 

mógł tego tak zostawić. Wypuścił powietrze. - A potem uprawialiśmy seks.

Blair zrzuciła narzutę z ramion i wstała.

- Wiedziałam!   -   krzyknęła.   -   A   kto   nie   uprawiał   seksu   z   Serena?   Co   za   wstrętna 

zdzira!

- Przepraszam, Blair. Ale zupełnie tego nie planowałem, nic z tych rzeczy. To się po 

prostu stało, I tylko ten jeden raz, przysięgam. Po prostu nie chciałem, żebyś myślała, że to 

mój pierwszy raz, kiedy tak nie jest. Musiałem ci powiedzieć.

Blair poszła ciężkim krokiem do łazienki i zdjęła z wieszaka swój różowy, satynowy 

szlafrok. Włożyła go, ściskając się mocno paskiem.

- Wynoś się stąd, Nate - powiedziała, a po policzkach ciekły jej łzy gniewu. - Nie 

mogę na ciebie patrzeć. Jesteś żałosny.

background image

- Blair...   -   Przez   ułamek   sekundy   Nate   zastanawiał   się,   co   by   tu   powiedzieć   jej 

czarującego. Zwykle udawało mu się coś wymyślić, ale tym razem nic mu nie przychodziło 

do głowy.

Blair zatrzasnęła mu przed nosem drzwi od łazienki.

Wstał i wciągnął bokserki. Kitty Minky wystawiła głowę spod łóżka i patrzyła na 

niego oskarżycielskim wzrokiem, a jej złote kocie oczy świeciły w ciemności niesamowitym 

blaskiem Chwycił swoje dżinsy, koszulę i buty, i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Nie 

mógł się już doczekać burrito.

Drzwi wyjściowe zamknęły się z głuchym trzaskiem, ale Blair pozostała w zamkniętej 

na   klucz   łazience;   stała   przed   lustrem,   wpatrując   się   z   wściekłością   w   swoje   zapłakane 

odbicie Szminka Sereny nadal leżała na umywalce, tam gdzie ją zostawiła. Blair podniosła ją 

drżącymi palcami. Gash, tak się nazywała. Ale tandetna nazwa. Oczywiście Serena mogła 

malować się tandetną szminką, wkładać podziurawione rajstopy i brudne, stare buty, i nigdy 

nie chodzić do fryzjera, a i tak była jak lep na chłopaków. Blair burknęła z powodu ironii 

losu,   otworzyła   okno   łazienki,   cisnęła   szminkę   w   ciemność,   czekając,   aż   usłyszy,   jak 

roztrzaskuje się o chodnik. Ale niczego nie usłyszała.

W jej głowie kotłowały się myśli o nowym filmie, nad którym właśnie pracowała. 

Filmie, w którym bajeczna Serena van der Woodsen zostanie przejechana przez autobus z jej 

własnym głupim zdjęciem i będzie potwornie okaleczona. Jej stara przyjaciółka Blair, żona 

śmiertelnie zakochanego w niej Nate'a, znajdzie trochę czasu w swoim załatanym życiu, żeby 

karmić   zeszpeconą   Serenę   purée   z   gruszek   i   opowiedzieć   o   wszystkich   wspaniałych 

przyjęciach, na których byli z Nate'em. Serena będzie chrząkać i pierdzieć w odpowiedzi, ale 

wyrozumiałej  Blair nie będzie to przeszkadzało. Przynajmniej  tyle  mogła dla niej zrobić. 

Wszyscy będą o niej mówić „Święta Blair”, a ona zdobędzie nagrodę za swoje złote serce.

background image

czy S i N na nowo się spikną?

Tuż  przed  północą   taksówka zatrzymała  się  przy  numerze  994  na Piątej  Alei.  Po 

drugiej stronie ulicy schody Metropolitan Museum of Art były zupełnie puste, jarząc się 

niesamowitą bielą w świetle ulicznych latarni. Serena wysiadła z taksówki i pomachała do 

Rolanda,   starego   portiera   z   nocnej   zmiany,   który   drzemał   w   holu.   Drzwi   do   budynku 

otworzyły się, ale nie dzięki Rolandowi. Otworzył je Nate.

- Nate!   -   zapiszczała   Serena,   szczerze   zaskoczona.   -   Możesz   mi   pożyczyć   pięć 

dolców? Zabrakło mi gotówki. Zwykle pomaga mi portier, ale chyba śpi.

Nate   wyciągnął   z   kieszeni   zwitek   banknotów   i   zapłacił   taksówkarzowi.   Przyłożył 

palec do ust i podkradł się do frontowych drzwi budynku. Potem załomotał głośno w szklane 

drzwi.

- Halo! - wrzasnął.

- Ale z ciebie złośliwiec! - roześmiała się.

Roland gwałtownie się obudził, prawie spadając ze swojego krzesła. Potem otworzył 

im drzwi i wbiegli do środka, a następnie wjechali windą do apartamentu Sereny.

Serena poprowadziła Nate'a do swojego pokoju i usiadła ciężko na łóżku.

- Dostałeś moją wiadomość? - zapytała z ziewnięciem, ściągając buty. - Myślałam, że 

wyjdziesz się zabawić dziś wieczorem.

- Nie mogłem. - Uniósł małą, szklaną balerinę z wieczka mahoniowej szkatułki na 

biżuterię.   Miała   takie   maciupkie   palce   u   nóg,   jak   końcówka   szpilki.   Zupełnie   o   niej 

zapomniał.

- Cóż, i tak nie było warto - westchnęła Serena. Położyła się na łóżku. - Jestem taka 

zmęczona. Poklepała łóżko obok siebie i przesunęła się, żeby zrobić Nate'owi miejsce. - Może 

położysz się obok i opowiesz mi bajkę na dobranoc?

Nate odstawił balerinę i przełknął ślinę, Oddychanie zapachem pokoju Sereny w jej 

obecności sprawiało, że bolało go serce. Położył się obok niej, ich ciała się zetknęły. Objął 

Serenę ramieniem i pocałował w policzek, przytulając się do niej.

- Byłem u Blair - powiedział.

Ale Serena nie odpowiedziała. Jej oddech był równomierny. Może już zasnęła.

background image

Leżał   nieruchomo   z   otwartymi   szeroko   oczami,   a   w   głowie   mu   się   kotłowało. 

Zastanawiał   się,   czy   on   i   Blair   oficjalnie   ze   sobą   zerwali.   Zastanawiał   się   też,   jak   by 

zareagowała Serena, gdyby teraz ją pocałował głęboko w usta i powiedział, że ją kocha. Był 

również ciekaw, czy gdyby po prostu poszedł na całość kochał się z Blair, to wszystko byłoby 

w porządku.

Rozglądał   się   po   pokoju,   przyglądając   się   znajomym   przedmiotem,   które   widział, 

dorastając, i o których zapomniał. Pluszowy miś w kilcie siedział na małej toaletce. Wielka 

mahoniowa komoda z otwartymi do połowy szufladami, z których wypadały ubrania. Mała 

brązowa dziurka, którą wypalił w białym baldachimie nad łóżkiem. Był wtedy w dziewiątej 

klasie.

Na podłodze obok drzwi leżała czerwona aksamitna torebka Sereny, z której wysypała 

się zawartość. Niebieska paczka gauloise'ów. Banknot dwudziestodolarowy. Karta Amex. I 

granatowy szalik z wyszytymi zlotem literami C. B.

Nate   zastanawiał   się,   czemu   prosiła   go   o   pieniądze,   skoro   miała   przy   sobie 

dwadzieścia dolców? I co, u diabła, robił u niej szalik Chucka Bassa?

Przekręcił się na bok i Serena cicho jęknęła, kiedy jej głowa opadła na poduszkę. 

Przyglądał się jej krytycznie.  Była  tak piękna, seksowna, ufna i tak pełna niespodzianek. 

Trudno było uwierzyć, że istnieje naprawdę.

Serena objęła ramionami szyję Nate'a, próbując przyciągnąć go do siebie.

- Nate - zamruczała, nie otwierając oczu. - Śpij ze mną.

Zesztywniał. Nie wiedział, czy Serena chce po prostu, żeby z nią spał, czy chodzi jej o 

seks, ale i tak był podniecony. Każdy chłopak na jego miejscu czułby to samo i właśnie to go 

zgasiła.

Serena zaproponowała to jakoś tak niedbale. I nagle Nate przestał mieć problemy z 

wyobrażeniem sobie, jak Serena robi te wszystkie rzeczy, o których słyszał. Jeśli chodzi o 

Serenę, wszystko było możliwe.

Jego wzrok przykuł błysk srebra. Było to maleńkie srebrne pudełeczko, które Serena 

trzymała na stoliku przy łóżku, pełno jej mleczaków. Za każdym razem, kiedy tu przychodził, 

Nate   miał   w   zwyczaju   otwierać   wyściełane   aksamitem   pudełeczko,   żeby   zobaczyć,   czy 

wszystkie zęby nadal są na swoim miejscu. Ale nie tym razem. Wszystko wskazywało na to, 

że Serena nie była już tą samą małą dziewczynką, która zgubiła te zęby.

Odsunął się od niej i wstał. Złapał szalik Chucka i cisnął nim na łóżko, nie zauważając 

na nim wymiocin. A potem, nawet nie spojrzawszy na Serenę, wyszedł, trzaskając drzwiami.

Tchórz.

background image

Słysząc   trzask   zamykanych   drzwi,   Serena   otworzyła   oczy   i   poczuła,   że   zaraz 

zwymiotuje. Krztusząc się, odrzuciła nakrycie i pobiegła do łazienki. Trzymając się kurczowo 

brzegu umywalki, próbowała doprowadzić się do wymiotów, aż bolało ją w środku z wysiłku. 

Bez powodzenia. Odkręciła gorącą wodę, ściągnęła przez głowę lepką sukienkę od Pucciego i 

rzuciła ją na podłogę. Musiała wziąć gorący prysznic i zrobić peeling.

Jutro będzie jak nowo narodzona.

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

SPRAWA Z DZIEWICĄ

Możecie uwierzyć w to, co zrobił N? Byt tak blisko skosztowania ciasteczka B, jeśli wiecie, co mam na 

myśli. Pewnie powinniśmy podziwiać jego samokontrolę, jego zdolność trzymania starego hot doga na 

smyczy. Ale założę się, że B naprawdę nie miałaby nic przeciwko, gdyby N po prostu trzymał buzię na 

kłódkę i zabrał się do rzeczy, zamiast snuć moralne wywody i mówić jej, co robił z S.

No i z kim teraz B straci cnotę?

Myliłam się co do chłopaków. Zawsze myślałam, że zrobią wszystko, byle tylko zaliczyć dziewicę. To 

znaczy, myślałam, że N kręci myśl, że B nigdy tego nie robiła. Ale zdaje się, że on miał to zupełnie 

gdzieś. Wyszło na to, że seks z B zupełnie go przerasta, o ile nie przypali się najpierw dużego skręta i 

nie osuszy pół butelki danielsa. Ale rozczarowanie.

Ale nie żeby zaraz zabrał się do S, a wszyscy wiemy, że ona nie jest dziewicą.

Może N ma po prostu rygorystyczne zasady moralne.

Hm, teraz lubię go jeszcze bardziej.

Wasze e - maile

P:

 Cześć plotkara,

widziałem, jak S idzie na górę z jakimś gościem w Tribeca Star, była pijana, miałem ochotę 

zapukać   do   drzwi,   żeby   zobaczyć,   czy   kręci   się   tam   jakaś   impreza,   ale   stchórzyłem, 

chciałem cię tylko o coś zapytać, myślisz, że zrobiłaby to ze mną? wygląda mi na łatwą.

Coop

O:

 Cześć Coop,

Jeśli jesteś jednym z tych facetów, którzy muszą pytać o takie rzeczy, to pewnie nie,  

może i jest dziwką, ale ma doskonały gust.

background image

P

Na celowniku

Tylko jedno: N był w tej knajpce na Lexington, gdzie dają burrito i gawędził z milutką dziewczyną za 

kontuarem. Data mu gratis dodatkowy sos guacamole. Tak, założę się, że tak było.

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

zakupowe szaleństwo

- Dan - szepnęła Jenny, szturchając brata. - Obudź się.

Dan zasłonił oczy ręką i wierzgnął pod kołdrą.

- Daj mi spokój. Jest sobota - wymamrotał.

- Proszę cię, wstawaj - jęknęła Jenny. Usiadła na łóżku i poszturchiwała go dotąd, aż 

zdjął rękę z oczu i spojrzał na nią z wściekłością.

- O co ci chodzi? Odczep się.

- Nie. Musimy iść na zakupy.

- Jasne - odparł Dan, odwracając się twarzą do ściany.

- Proszę cię, Dan. Potrzebuję sukienki na to przyjęcie w piątek, a ty musisz mi pomóc. 

Tata   dał   mi   swoją   kartę   kredytową.   Powiedział,   że   mógłbyś   sobie   kupić   smoking   - 

zachichotała   Jenny.   -   Skoro   zamieniamy   się   w   zepsute   dzieciaki,   będziemy   potrzebować 

smokingów, sukienek i całego tego chłamu.

Dan przekręcił się na brzuch.

- Nie idę na to przyjęcie - powiedział.

- Nie   truj.   Oczywiście,   że   idziesz.   Pójdziesz,   spotkasz   Serenę,   zatańczysz   z   nią. 

Przedstawię cię jej. Jest naprawdę niesamowita - trajkotała radośnie Jenny.

- Nie - upierał się Dan.

- No to możesz przynajmniej pomóc mi wybrać sukienkę - wydęła wargi Jenny. - Bo 

ja idę. I chcę dobrze wyglądać.

- A tata nie może ci pomóc? - zapytał Dan.

- Tak, jasne. Powiedziałam chyba, że chcę dobrze wyglądać - zaśmiała się złośliwie 

Jenny. - Wiesz, co tata powiedział? Powiedział, żebym poszła do Searsa, bo to proletariacki 

dom handlowy. Cokolwiek to znaczy. Nawet nie wiem, gdzie to jest i czy w ogóle jeszcze 

istnieje. W każdym razie chcę iść do Barneys. Nie mogę uwierzyć, że nigdy tam nie byłam. 

Założę się, że taka Blair  Waldorf czy Serena van der Woodsen ciągle tam chodzą, może 

nawet codziennie.

Dan usiadł  na łóżku  i głośno ziewnął.  Jenny była  już ubrana  gotowa do wyjścia. 

Związała swoje kręcone włosy w koński ogon, miała już nawet na sobie kurtkę i buty. Widać 

background image

było, że jest bardzo podniecona i wyglądała tak słodko, że trudno było mu odmówić.

- Jesteś jak wrzód na tyłku - powiedział, wstając i idąc ciężkim krokiem do łazienki.

- Wiem, że mnie kochasz! - krzyknęła za nim Jenny.

Jeśli chodzi o Dana, to dla niego  w Barneys  roiło się od dupków,  począwszy od 

gościa, który otworzył przed nimi drzwi, uśmiechając się tak szeroko, jak to tylko możliwe. 

Ale Jenny promieniała zachwytem, i choć nigdy wcześniej tam nie była, wydawało się, że wie 

wszystko   o   tym   miejscu.   Wiedziała,   żeby   nie   zawracać   sobie   głowy   niższymi   piętrami, 

pełnymi ciuchów od znanych projektantów, na które nigdy nie mogłaby sobie pozwolić, i 

ruszyła prosto na samą górę. A kiedy drzwi windy otworzyły się, poczuła się, jakby umarła i 

poszła  do nieba.  Na wieszakach wisiało  tyle  pięknych  sukienek, że od samego patrzenia 

zaczęła się ślinić. Chciała przymierzyć je wszystkie, ale oczywiście nie było to możliwe.

Kiedy   nosisz   rozmiar   D,   masz   raczej   ograniczony   wybór,   I   z   całą   pewnością 

potrzebujesz pomocy.

- Dan, pójdziesz do tamtej babki i poprosisz ją, żeby znalazła to w moim rozmiarze - 

szepnęła Jenny,  wskazując palcem fioletową, aksamitną, obcisłą sukienkę na ramiączka  z 

głębokim dekoltem. Wyciągnęła metkę. Sześć stów.

- Jezu Chryste! - powiedział Dan, patrząc jej przez ramię na cenę. - Nie ma mowy.

- Chcę ją tylko przymierzyć - upierała się Jenny. - Nie kupię jej. - Przyłożyła do siebie 

sukienkę.   Góra   ledwie   by   przykryła   jej   sutki.   Jenny   westchnęła   i   odwiesiła   sukienkę.   - 

Możesz zapytać tamtą babkę, czy mi pomoże? - powtórzyła.

- Dlaczego sama nie zapytasz? - Dan wepchnął dłonie w kieszenie swoich sztruksów i 

oparł się o drewniany wieszak na kapelusze.

- Proszę - powiedziała Jenny.

- No dobra.

Dan podszedł do wymizerowanej kobiety z matowymi jasnymi włosami. Wyglądała, 

jakby   całe   życie   pracowała   w   domu   handlowym,   raz   do   roku   biorąc   urlop,   kiedy   to 

wyjeżdżała   do   Atlancic   City   w   New   Jersey.   Dan   wyobrażał   ją   sobie,   jak   siedzi   na 

nadmorskiej promenadzie, paląc jednego papierosa Virginia Slims za drugim i zamartwia się, 

jak radzą sobie bez niej dziewczyny ze sklepu.

- W czym mogę ci pomóc, młody człowieku? - zapytała go. Na jej plakietce widniało 

imię 

MAUREEN

.

Dan uśmiechnął się.

- Dzień dobry. Czy mogłaby pani pomóc mojej siostrze znaleźć jakąś ładną sukienkę? 

background image

Jest   tam.   -  Wskazał   na  Jenny,   która  właśnie   przyglądała   się  metce  z  ceną  na  czerwonej 

jedwabnej sukience z marszczonymi rękawami. Jenny zdjęła kurtkę i miała na sobie tylko 

biały T - shirt. Dan nie mógł zaprzeczyć. Miała naprawdę wielkie cycki.

- Tak, oczywiście - powiedziała Maureen, ruszając w stronę Jenny.

Dan został tam, gdzie stał. Rozglądał się wokół, czując się zupełnie nie na miejscu. 

Gdzieś z tyłu dobiegł znajomy głos.

- Wyglądam jak zakonnica, mamo. Naprawdę. Ta sukienka jest zupełnie do bani.

- Daj spokój, Sereno - odparł drugi głos. - Uważam, że jest urocza. A jak trochę 

rozepniesz kołnierzyk? O, widzisz? Bardzo w stylu Jackie O.

Dan obrócił się na pięcie. Wysoka kobieta w średnim wieku karnacji Sereny stała w 

połowie   schowana   za   zasłoną   przymierzalni.   Przez   uchyloną   zasłonę   Dan   widział   włosy 

Sereny,   jej   obojczyk,   gołe   stopy   z   pomalowanymi   na   ciemnoczerwono   paznokciami.   Z 

palącymi policzkami pognał do windy.

- Hej, Dan, gdzie lecisz? - zawołała za nim Jenny. W ramionach trzymała wysoką 

stertę sukienek, a Maureen przetrząsała sprawnie wieszaki, udzielając jej przy okazji dobrych 

rad na temat podtrzymujących staników i najnowszej bielizny korekcyjnej. Jenny nigdy nie 

była szczęśliwsza.

- Idę do działu dla facetów - wymamrotał Dan, zerkając nerwowo w stronę, gdzie 

zobaczył Serenę.

- Okay - powiedziała wesoło Jenny. - Spotkamy się tam za czterdzieści pięć minut. A 

jak będę potrzebowała twojej pomocy, zadzwonię na komórkę.

Dan kiwnął głową i wskoczył do windy, kiedy tylko się otworzyła. Na dole, w dziale 

dla mężczyzn,  podszedł powoli  do kontuaru i  spryskał  sobie  ręce  wodą  kolońską Gucci, 

marszcząc   nos,   kiedy   dotarł   do   niego   ten   mocny,   męski   zapach.   Rozejrzał   się   po   tym 

przytłaczającym,   urządzonym   w   drewnie   pomieszczeniu   w   poszukiwaniu   łazienki,   gdzie 

mógłby zmyć z siebie ten zapach. Ale zobaczył tylko manekina w wieczorowym stroju, a 

obok   niego   wieszak   ze   smokingami.   Dotykał   eleganckich   marynarek,   przyglądając   się 

metkom. Hugo Boss, Calvin Klein, DKNY, Armani.

Wyobraził  sobie, jak wysiada z limuzyny  w smokingu od Armaniego,  z Sereną u 

boku.   Idą   wolno   po   czerwonym   dywanie   na   przyjęcie,   wokół   dudni   muzyka,   a   ludzie 

odwracają się i wzdychają ściszonymi głosami. Serena przyciska swoje idealne usta do jego 

ucha i szepcze: „Kocham cię”. Wtedy Dan by się zatrzymał, pocałował ją, porwał w ramiona i 

zaniósł z powrotem do limuzyny. Chrzanić przyjęcie. Mieli lepsze rzeczy do roboty.

- Mogę panu w czymś pomóc? - zapytał sprzedawca.

background image

Dan gwałtownie się odwrócił.

- Nie.   Ja...   -   wahał   się,   spoglądając   na   zegarek.   Jenny   pewnie   będzie   siedziała   w 

nieskończoność   na   górze,   więc   czemu   nie?   Miał   mnóstwo   czasu.   Wziął   smoking   od 

Armaniego   i   podał   sprzedawcy.   -   Chciałbym   to   przymierzyć.   Poproszę   mój   rozmiar   - 

powiedział.

Chyba woda kolońska uderzyła mu do głowy.

Jenny i   Maureen   gruntownie   przetrząsnęły  wieszaki   i  przymierzalnia   zapełniła   się 

dziesiątkami   sukienek   w   różnych   rozmiarach.   Problem   Jenny   polegał   na   tym,   że   nosiła 

dwójkę ale jej biust był co najmniej w rozmiarze ósmym. Maureen uznała, że trzeba znaleźć 

jakiś kompromis i spróbować szóstkę, popuszczając trochę w biuście i zwężając wszędzie 

indziej.

Kilka pierwszych sukienek to była prawdziwa katastrofa. Jenny prawie zepsuła zamek 

jednej   z  nich,   próbując   dopiąć  się   na  biuście.   Druga   nawet  nie   przeszła   jej   przez  cycki. 

Trzecia była kompletnie nieprzyzwoita. Czwarta była nawet dobra, no powiedzmy, pomijając 

fakt, że była żarówiastopomarańczowa, a przez środek biegła bezsensowna zmarszczka, jakby 

ktoś przeciął sukienkę nożem. Jenny wystawiła głowę zza zasłony, żeby poszukać Maureen. Z 

przymierzalni obok wyszły w tym momencie Serena z matką, kierując się do kasy.

- Serena! - krzyknęła Jenny bez zastanowienia. Serena odwróciła się i Jenny spaliła 

cegłę. Nie mogła uwierzyć, że odezwała się do Sereny van der Woodsen, mając na sobie 

jaskrawopomarańczową sukienkę z głupim marszczeniem.

- Cześć, Jenny - powiedziała Serena, uśmiechając się do niej słodko z góry. Podeszła i 

pocałowała Jenny w oba policzki.

Jenny wstrzymała oddech i przytrzymała się zasłony, żeby odzyskać spokój. Serena 

van der Woodsen właśnie ją pocałowała.

Wow! Nieziemska sukienka - powiedziała Serena. Nachyliła się, żeby szepnąć Jenny 

do ucha. Masz szczęście, że nie Jesteś na zakupach z matką. Musiałam kupić najbrzydszą 

sukienkę w całym sklepie. - Serena uniosła swoją sukienkę. Była długa, czarna i absolutnie 

cudowna.

Jenny nie wiedziała, co powiedzieć. Żałowała, że nie jest jedną z tych dziewczyn, 

które mogą narzekać na zakupy w towarzystwie matki. Żałowała, że nie jest jedną z tych 

dziewczyn, które mogą wybrzydzać na piękną sukienkę. Cóż, po prostu nie była jedną z nich.

- Wszystko   w   porządku,   kochanie?   -   zapytała   Maureen,   podchodząc   do   Jenny   ze 

stanikiem bez ramiączek, by przymierzyła go ze swoimi sukienkami.

background image

Jenny wzięła stanik i spojrzała z rozpalonymi policzkami na Serenę.

- No to ja mierzę dalej. Do zobaczenia w poniedziałek, Sereno.

Pozwoliła zasłonie opaść, ale Maureen lekko ją uchyliła.

- Ta   wygląda   nieźle   -   powiedziała,   kiwając   z   aprobatą   głową   na   pomarańczową 

sukienkę. - Pasuje do ciebie.

Jenny skrzywiła się.

- A nie ma takich czarnych? - zapytała.

- Jesteś za młoda na czerń - powiedziała Maureen, marszcząc brwi.

Jenny również się zmarszczyła i podała Maureen stos odrzuconych sukienek, po czym 

stanowczo zaciągnęła zasłonę.

- Dzięki za pomoc! - wykrzyknęła.

Ściągnęła pomarańczową sukienkę przez głowę, zdarła  stanik i sięgnęła  po czarną 

sukienkę z satyny łączonej ze stretchem, którą sama wybrała. Wciągnęła ją przez głowę na 

nagie piersi, czując, jak opina jej ciało. Kiedy uniosła wzrok, w przymierzani nie było już 

małej Jenny Humphrey. Zamiast niej była niebezpieczna, wyuzdana bogini seksu.

Do   tego   wysokie   obcasy,   stringi   i   szminka   Vamp   Chanel   I   wszystko   zacznie   się 

kręcić. Żadna dziewczyna nie jest za młoda na czerń.

background image

niedzielne śniadanie

Późnym niedzielnym rankiem na schodach Metropolitan Museum of Art kłębiło się 

mnóstwo ludzi. Głównie turyści,  ale też  miejscowi, którzy wpadli na moment, żeby móc 

potem chwalić się znajomym i wyjść na miłośników kultury.

W środku, w egipskim skrzydle, podawano śniadanie dla członków zarządu muzeum i 

ich rodzin. Skrzydło egipskie było fantastycznym  miejscem  na nocne przyjęcia  - tchnące 

egzotyką i połyskujące złotem, kiedy światło księżyca wpadało przez nowoczesne szklane 

ściany. Ale zupełnie nie nadawało się na śniadanie. Wędzony łosoś, jajka i zmumifikowane 

szczątki egipskich faraonów jakoś do siebie nie pasowały. Poza tym poranne słońce tak ostro 

świeciło, że nawet leciutki kac stawał się dziesięć razy gorszy.

A poza tym kto wymyślił takie proszone śniadania? Niedzielne poranki powinno się 

spędzać w łóżku - to jedyne sensowne

Pomieszczenie było zapełnione ogromnymi, okrągłymi stołami, przy których siedzieli 

wypoczęci   mieszkańcy   Upper   East   Side,   Eleanor   Waldorf,   Cyrus   Rose,   van   der 

Woodsenowie, Bassowie, Archibaldowie, plus ich dzieci - wszyscy zgromadzeni przy jednym 

stole. Blair siedziała pomiędzy Cyrusem i matką; widać było, że jest nie w humorze. Nate, 

który od piątku przypalał, pił i ogólnie miał ciężkie przeżycia, był pomięty i otępiały, jakby 

dopiero się obudził. Serena była ubrana w jedną z kreacji, którą kupiła poprzedniego dnia z 

matką, poza tym miała nową fryzurę i miękkie kosmyki okalały jej twarz. Wyglądała jeszcze 

piękniej niż zwykle, ale była nerwowa i rozdygotana, bo wypiła już sześć filiżanek kawy. 

Jedynie Chuck wydawał się rozluźniony i popijał sobie Krwawą Mary.

Cyrus   Rose   przekroił   na   pół   omlet   z   łososiem   i   porami   i   położył   na   kawałku 

pumpernikla.

- Strasznie   chciało   mi   się  jajek   -   powiedział,   wgryzając   się   łapczywie   w   omlet.   - 

Wiecie, jak to jest, kiedy wasz organizm mówi, że czegoś mu brakuje? - powiedział ogólnie, 

w zasadzie do nikogo konkretnego. - Mój krzyczał: „Jajek, jajek, jajek!”

A mój krzyczy: „Zamknij się, do cholery”, pomyślała Blair.

Podsunęła mu swój talerz.

- Proszę, możesz zjeść. Nie cierpię jajek.

background image

Cyrus odsunął talerz z powrotem do Blair.

- Nie, ty jeszcze rośniesz. Potrzebujesz tego bardziej niż ja.

- Racja, Blair - zgodziła się jej matka. - Zjedz swój omlet. To dla twojego dobra.

- Słyszałam, że dzięki jajkom włosy nabierają połysku dodała Misty Bass.

Blair potrząsnęła głową.

- Nie jadani nienarodzonych kurczaków - powiedziała z uporem. - Od jajek zbiera mi 

się na wymioty.

Chuck sięgnął przez stół po jej talerz.

- Ja zjem, jeśli nie chcesz.

- Chuck, zachowuj się - zagdakała pani Bass.

- Powiedziała, że ich nie chce - odparł Chuck. - Prawda, Blair?

Blair podała mu swój talerz, starając się nie patrzeć na Serenę i Nate'a, pomiędzy 

którymi siedział Chuck.

Serena była zajęta krojeniem omleta na malutkie kwadraciki, jak ze scrabble. Zaczęła 

budować z nich wysoką wieżę.

Nate przyglądał  się jej kątem oka. Obserwował również ręce Chucka. Za każdym 

razem, kiedy znikały pod obrusem, Nate wyobrażał sobie, że błądzą po nogach Sereny.

- Widzieliście   dodatek   towarzyski   w   dzisiejszym   „Timesie”?   -   zapytał   Cyrus, 

rozglądając się po zebranych przy stole.

Serena   gwałtownie   uniosła   głowę.   Jej   zdjęcie   z   braćmi   Remi.   Zupełnie   o   tym 

zapomniała.

Zacisnęła usta, czekając na przesłuchanie ze strony rodziców i znajomych. Ale nic 

takiego się nie stało. To była część ich towarzyskiego kodeksu - nigdy nie roztrząsać rzeczy, 

które są dla nich krępujące.

- Nate,   skarbie,  podasz  mi  śmietankę?   -  zapytała  matka   Blair,   uśmiechając  się   do 

Sereny.

I tyle.

Matka Nate'a odchrząknęła.

- Jak   tam   przygotowania   do   przyjęcia   „Buziak   w   usteczka”,   Blair?   Jesteście   już 

gotowe, dziewczyny? - zapytała, pociągając swojego drinka.

- Tak, już wszystko przygotowane - odparła uprzejmie Blair - Wreszcie rozwiązał się 

ten problem z zaproszeniami, a Kate Spade prześle torby z prezentami w czwartek po szkole.

- Pamiętam dobrze te wszystkie bale, które kiedyś organizowałam - powiedziała pani 

van der Woodsen z rozmarzonym wyrazem twarzy - Zawsze najbardziej martwiło nas to, czy 

background image

pojawią się chłopcy. - Uśmiechnęła się do Chucka i Nate'a. - Ale nie musimy się o to martwić 

z wami dwoma, co?

- Ja zawsze - powiedział Chuck znad omleta Blair.

- Ja też będę. - Nate spojrzał na Blair, która teraz się w niego wpatrywała.

Miał na sobie ten sam zielony kaszmirowy sweter, który dała mu w Sun Valley. Ten z 

zaszytym w rękawie złotym sercem.

- Przepraszam - powiedziała Blair, a potem nagle się pod niosła i odeszła od stołu.

Nate ruszył za nią.

- Blair! - zawołał, przemykając obok kolejnych stołów i zupełnie nie zwracając uwagi 

na swojego kumpla Jerry'ego, który machał do niego z drugiego końca sali. - Zaczekaj!

Blair nie odwróciła się, tylko zaczęła iść jeszcze szybciej, stukając obcasami po białej 

marmurowej podłodze.

Kiedy znaleźli się w połowie drogi do toalet, Nate zawołał.

- Zaczekaj, Blair! Przykro mi. Możemy porozmawiać? Proszę.

Blair odwróciła się dopiero przy drzwiach damskiej toalety, popychając je siedzeniem.

- Zostaw mnie w spokoju, okay? - powiedziała ostro i weszła do środka.

Nate stał przez chwilę pod drzwiami z rękami w kieszeniach i rozmyślał. Rano, kiedy 

wkładał zielony sweter od Blair, znalazł w rękawie małe złote serduszko. Nigdy wcześniej go 

nie zauważył, ale było oczywiste, że to Blair je tam zaszyła. Po raz pierwszy zdał sobie 

sprawę, że kiedy Blair mówiła, że go kocha, naprawdę tak myślała.

Było   to   coś   poważnego.   I   schlebiało   mu.   Na   nowo   jej   zapragnął.   Nie   każda 

dziewczyna zaszyłaby ci w rękawie złote serce.

Miał rację.

Serenie potwornie chciało się sikać, ale nie miała odwagi pójść do łazienki w tym 

samym czasie co Blair. Jednak kiedy minęło pięć minut, a Blair i Nate'a ciągle nie było, 

Serena nie mogła już dłużej wytrzymać. Podniosła się i ruszyła do damskiej toalety.

Znajome twarze spoglądały na Serenę, kiedy przechodziła obok kolejnych stolików. 

Kelnerka   zaproponowała   jej   kieliszek   szampana,   ale   Serena   pokręciła   przecząco   głową   i 

poszła   pospiesznie   marmurowym   korytarzem   w   stronę   łazienek.   Tuż   za   nią   rozległy   się 

szybkie, ciężkie kroki i Serena odwróciła się. To był Cyrus Rose.

- Powiedz Blair, żeby się pospieszyła, jeśli ma ochotę na deser, dobrze?

Serena   kiwnęła   głową  i  pchnęła  drzwi   damskiej  toalety.  Blair  myła  ręce.   Uniosła 

wzrok, patrząc na odbicie Sereny w lustrze nad umywalką.

background image

- Cyrus kazał ci się pospieszyć, jeśli chcesz deser - powiedziała szorstko Serena, idąc 

do kabiny i zamykając z hałasem drzwi. Ściągnęła majtki i próbowała się wysikać, ale nie 

mogła, nie w obecności Blair.

Serena nie mogła w to uwierzyć. Ile razy w przeszłości chodziły razem z Blair do 

toalety, rozmawiając i śmiejąc się w trakcie sikania? Zbyt wiele, by można było zliczyć. A 

teraz czuła się tak spięta w obecności Blair, że po prostu nie była w stanie nic zrobić. Oszaleć 

można.

Potem nastała chwila niezręcznej ciszy. Coś okropnego, prawda?

- Okay - usłyszała Serena, a potem Blair wyszła z toalety.

Kiedy drzwi się zamknęły, Serena rozluźniła się i zaczęła sikać.

Cyrus zastał Nate'a w męskiej toalecie.

- Pokłóciliście się z Blair? - zapytał. Rozpiął rozporek i stanął przy pisuarze.

Szczęściarz z tego Nate'a.

Nate wzruszył ramionami, myjąc ręce.

- Tak jakby - odparł.

- Pozwól, że zgadnę. Poszło o seks, zgadza się?

Nate spalił cegłę i wyciągnął papierowy ręcznik z dozownika.

- Hm, można tak powiedzieć... - Naprawdę nie miał ochoty o tym gadać.

Cyrus spuścił wodę w pisuarze i przyłączył się do Nate'a przy umywalkach. Umył ręce 

i zaczął gmerać przy swoim jaskraworóżowym krawacie ze wzorkiem w żółte lwie głowy, 

Bardzo w stylu Versace.

Czytaj: tandeta.

- Tak naprawdę pary kłócą się tylko o seks i pieniądze - zauważył Cyrus.

Nate stał na swoim miejscu z rękami w kieszeniach.

- Spokojnie, miody. Nie zamierzam robić ci wykładu ani nic takiego. Rozmawiamy o 

mojej przyszłej pasierbicy. I na pewno nie będę ci udzielał rad, jak dostać się do jej majtek.

Cyrus zachichotał pod nosem i wyszedł z łazienki, zostawiając Nate'a z otwartymi 

szeroko oczami. Zastanawiał się, czy Blair wie, że Cyrus zamierza poślubić jej matkę.

Odkręcił kurek i ochlapał twarz zimną wodą. Przyjrzał się sobie w lustrze. Wczoraj do 

późna był z chłopakami - oglądali po pijaku Tomb Raider. Cała zabawa polegała na tym, że 

za każdym razem, kiedy zobaczyli sutki Angeliny Jolie, musieli się napić. Starał się utopić w 

alkoholu   myśli   na   temat   Blair   i   Sereny,   i   teraz   za   to   płacił.   Był   blady,   miał   zapadnięte 

policzki, a pod oczami sińce. Wyglądał jak śmieć.

background image

Kiedy tylko skończy się to cholerne śniadanie, pójdzie do parku zajarać na słoneczku. 

Najlepsza odtrutka. Ale najpierw musiał trochę poflirtować z Blair. Sprawić, żeby znowu go 

chciała. Do dzieła, stary.

Po   wyjściu   z   toalety   Blair   nie   wróciła   do   swojego   stolika,   tylko   krążyła   po   sali, 

rozglądając się za Kati i Isabel.

- Blair! Tutaj! - zawołała Kati, poklepując puste krzesło obok swojego. Ich rodzice i 

znajomi rozeszli się po sali, udzielając się towarzysko, wiec dziewczyny miały stół tylko dla 

siebie.

- Masz   -   powiedziała   Isabel,   podając   Blair   kieliszek   szampana   z   sokiem 

pomarańczowym.

- Dzięki - powiedziała Blair, upijając łyczek.

- Przed chwilą był tu Jeremy Scott Tomkinson i próbował nas wyciągnąć do parku - 

powiedziała Kati i zachichotała. - Wiesz, jest całkiem milutki, na swój sposób.

Co za określenie!

Isabel odwróciła się do Blair, powracając oczami.

- Co za nuda, prawda? A jak przy twoim stole?

- Nawet nie pytaj - powiedziała Blair. - Zgadnijcie, z kim siedzę.

Obie dziewczyny zachichotały; nie musiały zgadywać.

- Widziałaś już ją na billboardzie? - zapytała Isabel.

Blair pokiwała głową i wzniosła oczy ku górze.

- A w ogóle to co to jest? - zapytała Kati. - Jej pępek?

Blair nadał nie była pewna.

- Kogo to obchodzi?

- Zupełnie nie ma wstydu - stwierdziła Isabel, - W zasadzie to mi jej żal.

- Mnie też - przyznała Kati.

- Niech wam nie będzie - powiedziała zaciekle Blair.

Grrr.

Nate pchnął drzwi męskiej toalety dokładnie w tym samym momencie, kiedy Serena 

wychodziła z damskiej. Razem szli korytarzem z powrotem do sali.

- Nate   -   powiedziała   Serena,   wygładzając   na   udach   swoją   nową   spódniczkę   z 

brązowego zamszu. - Mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego się do mnie nie odzywasz?

- Wcale tak nie jest - odparł Nate. - Widzisz, odzywam się właśnie do ciebie.

- Z ledwością. Co się stało? Co jest nie tak? Blair ci cos powiedziała na mój temat?

background image

Nate odruchowo sięgnął do kieszeni kurtki i pomacał palcami piersiówkę z whisky, 

która się tam znajdowała. Spojrzał na marmurową podłogę, unikając spojrzenia smutnych 

oczu Sereny.

- Powinniśmy wracać - rzekł, przyspieszając.

- W porządku - odparła Serena, podążając niespiesznie jego śladem.

Znowu czuła w gardle ten cierpki, słony smak, smak łez. Od tylu dni powstrzymywała 

się od płaczu i teraz czuła zbliżanie się fali kulminacyjnej. A kiedy zacznie szlochać, nie 

będzie mogła przestać.

Gdy Nate i Serena zajęli swoje miejsca przy stole, Chuck uśmiechnął się do nich 

znacząco. Wyraz jego twarzy zdawał się mówić: Jak było? Serena miała ochotę go walnąć.

Zamówiła kolejną filiżankę kawy, wsypała do niej cztery łyżeczki cukru i mieszała 

bez końca, jakby zamierzała przewiercić się przez filiżankę, spodeczek, stół, podłogę, żeby 

dokopać się w końcu do starego grobowca faraona, gdzie mogłaby płakać do woli i nikt by jej 

nie znalazł.

Nate wziął sobie krwawą mary.

- Do dna! - powiedział wesoło Chuck, stukając swoją szklaneczką o szklankę Nate'a, 

po czym wychylił duży haust.

Blair też wróciła. Pochłonęła już swoją porcję crème bruleé, a teraz wyjadała z talerza 

swojej matki. Pełno tam było nienarodzonych kurczaków, ale nie obchodziło jej to - i tak za 

chwilę wszystko zwymiotuje.

- Hej, Blair - powiedział miękko Nate, aż Blair upuściła z brzękiem swoją łyżeczkę. 

Uśmiechnął się, nachylając nad stołem. - Wygląda bosko. Mogę spróbować?

Blair   przyłożyła   nerwowo   dłoń   do   serca.   Seksowny  Nate.   Jej   Nate.   Boże,   ale   go 

pragnęła. Ale nie zamierzała się tak łatwo poddawać. Miała swoją dumę.

Uspokoiła się i podsunęła mu swój talerz, po czym sięgnęła po drinka i dopiła resztę 

jednym haustem.

- Możesz dokończyć - powiedziała i podniosła się. - Przepraszam. - Odeszła od stołu, 

stukając obcasami, by w damskiej toalecie wetknąć sobie palec do gardła.

Bosko.

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Uważam,   że  S  wyszła   bosko   na   zdjęciu   w   niedzielnym   dodatku   do   „Timesa”.   Choć   pewnie   jej 

nauczyciele   nie   byli   zachwyceni,   widząc,   jak   w   środku   szkolnego   tygodnia   trzyma   w   obu   rękach 

martini. Mówiąc prawdę, mam już trochę tego dość. No bo czy nie wystarczy, że za każdym razem, 

kiedy korzystamy z publicznego transportu, musimy patrzeć na jej zdjęcie? Choć najwyraźniej wam się 

to jeszcze nie przejadło.

Wasze e - maile

P:

 hej P,

poszedłem na wystawę do tej galerii, żeby zobaczyć twoje zdjęcie, naprawdę sexy, to co 

piszesz też mi się podoba, ty rządzisz.

Bigfan

O:

 Cześć Bigfan,

O ile nie masz jakiejś obsesji na moim punkcie, czuję się zaszczycona.

P

P:

 Cześć Plotkara,

Kiedy zobaczyłam zdjęcie S w gazecie, wpadłam na pewien pomysł! Czy ty to S? Jeśli tak, 

jesteś bardzo podstępna.

A tak poza tym, mój tata cię uwielbia i chce, żebyś napisała książkę. Ma duże znajomości. 

Jeśli powiesz mi, kim jesteś, może sprawić, że będziesz sławna.

JNYHY

O:

 hej JNYHY,

Sama jesteś bardzo podstępna. Nie chcę się przechwalać,

background image

ale w zasadzie to już jestem dość sławna, Czy też raczej nie sławna. Tym bardziej nie 

powiem ci, kim jestem.

P

Na celowniku

Widziano, jak D zwraca cudowny smoking od Armaniego z powrotem do Barneys i wypożycza inny, 

już   nie   tak   cudowny.   Jego   siostrę  J  widziano,   jak   kupuje   bieliznę   w  La   Petite   Coquette,   choć 

stchórzyła przy stringach. N kupował wielką torbę trawki w Central Parku. Też mi nowina. B widziano 

w salonie  J.  Sisters, gdzie znowu depilowała sobie woskiem linię bikini, Widocznie już ją zaczęło 

swędzieć po ostatnim razie. S siedziała w swojej sypialni ze stopami wystawionymi za okno, susząc 

paznokcie. Nie wydaje mi  się,  żeby przez całe swoje  dotychczasowe życie   spędziła  w domu tyle 

czasu, co teraz. Może powinna sobie kupić kota albo co. Miauuu!.

DWA PYTANKA

Pierwsze: Gdybyście dowiedziały się o przyjęciu, na które was nie zaproszono, poszłybyście na nie, 

tylko po to, żeby wkurzyć ludzi?

Drugie:   Gdybyście   postanowiły   pójść   na   to   przyjęcie,   nie   chciałybyście   utrzeć   ludziom   nosów, 

wyglądając absolutnie bosko i uwodząc wszystkich cudzych chłopaków? Ja zdecydowanie tak.

Ale kto wie, co postanowi S? Ta dziewczyna jest zupełnie nieprzewidywalna...

Przynajmniej   mamy   o   czym   rozmyślać,   kiedy   będziemy   robić   sobie   pedikiur,   wyskubywać   brwi   i 

wyciskać pryszcze.

Do zobaczenia na przyjęciu!

Wiem, że mnie kochacie

plotkara

background image

zmiana uczuć

- Co za  brzydactwo  - powtarzała  Serena, zwijając  swoją  nową czarną  sukienkę w 

kłębek i ciskając ją na łóżko.

Cudowna sukienka z Tocca? Ludzie, jak brzydka może być taka sukienka?

Każdego dnia w tym  tygodniu  Serena wkładała swój  bordowy mundurek, szła do 

szkoły, wracała do domu, oglądała telewizję, jadła kolację, znowu oglądała telewizję i szła 

spać. Nawet odrabiała pracę domową. Nie rozmawiała  z nikim poza swoimi rodzicami i 

nauczycielami,   no   i  czasem   jeszcze   wymieniała   pozdrowienia   z  dziewczynami   w   szkole. 

Zaczynała   się   czuć,   jakby   była   tam   obecna   jedynie   połowicznie,   niczym   cień   swojego 

poprzedniego „ja”, jak dziewczyna, którą kiedyś wszyscy znali, ale teraz nie mogli jej sobie 

przypomnieć. I po raz pierwszy w swoim życiu czuła się brzydka i odrzucona. Jej oczy i 

włosy nagle wydawały się jej pospolite, a piękny uśmiech i wyluzowanie gdzieś zniknęły.

Aż w końcu nadszedł piątek i przyjęcie „Buziak w usteczka”. A ona nie mogła się 

zdecydować: iść, czy nie iść?

Kiedyś, przed takimi eleganckimi przyjęciami jak to, Serena i jej przyjaciółki spędzały 

pół wieczoru na wspólnych przygotowaniach - popijały gin z tonikiem, tańczyły w samej 

bieliźnie,   przymierzały   odjazdowe   ciuchy.   Ale   dzisiaj   Serena   przetrząsała   swoją   szafę 

zupełnie sama.

Znalazła w niej dżinsy z rozdarciem na nogawce, które zrobiła, kiedy zahaczyła się o 

ogrodzenie z drutem kolczastym w Ridgefield; białą satynową sukienkę, w którą była ubrana 

na zabawie gwiazdkowej w dziewiątej klasie; starą skórzaną kurtkę Erika; swoje zatęchłe 

buty do tenisa, które powinna była wyrzucić dwa lata temu. A to co takiego? Czerwony 

wełniany sweter - Nate'a. Serena przytuliła sweter do twarzy i powąchała. Pachniał nią, nie 

Nate'em.

W   głębi   szafy   znajdowała   się   czarna,   aksamitna   luźna   sukienka,   którą   Serena 

kupowała razem z Blair. Była to sukienka, którą wkładało się, żeby pić, tańczyć i próżnować 

w   wielkim   domu   pełnym   ludzi,   którzy   dobrze   się   bawią.   Przypomniało   to   Serenie 

rozrywkową dziewczynę, którą była, kiedy kupiła tę sukienkę - dawną siebie, dziewczynę, 

jaką była jeszcze dwa tygodnie temu. Zrzuciła szlafrok na podłogę i wciągnęła przez głowę 

background image

sukienkę. Może dzięki temu odzyska część swej dawnej mocy.

Boso weszła po cichu do garderoby rodziców, gdzie przygotowywali się na jakieś 

eleganckie przyjęcie.

- No i co o tym myślicie? - zapytała, robiąc przed nimi lekki obrót.

- Och,   Sereno,   nie   włożysz   tego.   Powiedz   mi,   że   nie!   -   wykrzyknęła   jej   matka, 

zapinając na szyi długi sznur pereł.

- A co jest nie tak? - zapytała Serena.

- To   potworne   starocie   -   odparła   pani   van   der   Woodson.   -   W   podobnej   sukience 

została pochowana moja babcia.

- A co z sukienkami, które kupiłaś z matką w zeszły weekend? - zapytał pan van der 

Woodsen. - Nie kupiłaś niczego na to przyjęcie?

- Oczywiście, że kupiła. Śliczną czarną sukienkę.

- W której wyglądam jak gruba zakonnica - powiedziała zrzędliwie Serena. Położyła 

dłonie na biodrach i stanęła przed wielkim lustrem matki. - Podoba mi się ta sukienka. Ma 

swój charakter.

Jej matka westchnęła z dezaprobatą.

- A co wkłada Blair? - zapytała.

Serena   spojrzała   na   matkę   i   zamrugała   oczami,   W   normalnych   okolicznościach 

wiedziałaby dokładnie, co włoży Blair, nie wyłączając bielizny. A Blair nalegałaby, żeby 

pójść razem po buty, bo jeśli kupujesz nową sukienkę, musisz kupić też nowe buty. Blair 

uwielbiała buty.

- Blair  powiedziała,  żeby wszyscy ubrali się w stare, klasyczne  ciuchy - skłamała 

Serena.

Jej matka miała już coś odpowiedzieć, kiedy Serena usłyszała, że w jej pokoju dzwoni 

telefon. Może to dzwoni Nate z przeprosinami? Blair? Popędziła korytarzem i rzuciła się, 

żeby odebrać telefon.

- Słucham? - rzuciła zadyszana do słuchawki.

- Cześć, zdziro. Sorry, że przez jakiś czas się nie odzywałem.

Serena   wzięła   głęboki   oddech   i   usiadła   na   łóżku.   Dzwonił   jej   brat   Erik.   -   Hej   - 

powiedziała.

- Widziałem cię w gazecie w ostatnią niedzielę. Szalejesz, co? - zaśmiał się Erik. - Co 

mama na to?

- Nic. Teraz jest chyba  tak, że mogę robić wszystko,  co mi się podoba. Wszyscy 

myślą, że jestem załamana czy coś takiego.

background image

- Bzdury. Hej, co jest? Zdaje się, że jesteś smutna.

- Taak - przyznała Serena. Jej dolna warga zaczęła drżeć. - Jestem trochę smutna.

- Jak to? Co się dzieje?

- Nie wiem. Dzisiaj jest przyjęcie, na które powinnam pójść, bo wszyscy idą. Wiesz, 

jak to jest - zaczęła.

- To jeszcze nie tragedia - powiedział łagodnie Erik.

Serena   oparła   poduszki   o   zagłówek   łóżka   i   zaczęła   wiercić   się   pod   nakryciem. 

Położyła głowę na poduszkach i zamknęła oczy.

- Chodzi o to, że nikt już ze mną nie rozmawia. Nie wiem nawet dlaczego, ale od 

kiedy wróciłam, traktują mnie, jakbym miała chorobę wściekłych krów czy coś takiego. - 

Spod zamkniętych powiek zaczęły wypływać łzy.

- A   co   z   Blair   i   Nate'em?   Oni   chyba   muszą   się   do   ciebie   odzywać.   Są   twoimi 

najlepszymi przyjaciółmi.

- Już nie - powiedziała cicho Serena. Teraz po jej twarzy łzy ciekły już bez żadnego 

skrępowania. Podniosła poduszkę i przycisnęła do policzków, żeby zahamować ten potop.

- Wiesz, co myślę? - odezwał się Erik.

Serena przełknęła i otarła nos wierzchem dłoni.

- Co?

- Pieprz ich. Kompletnie. Nie potrzebujesz ich. Jesteś najfajniejszą laską na zachodniej 

półkuli. Pieprz ich, pieprz ich, pieprz ich - powtórzył.

- Taaak - powiedziała Serena z powątpiewaniem. - Ale to moi przyjaciele.

- Już   nie.   Sama   tak   przed   chwilą   powiedziałaś.   Możesz   mieć   nowych   przyjaciół. 

Poważnie, Nie możesz pozwolić, żeby takie dupki rządziły twoim życiem. Po prostu pieprz 

ich.

To był cały Erik. Serena roześmiała się, wytarła cieknący nos w poduszkę i cisnęła ją 

przez pokój.

- Okay. Masz rację.

- Ja   zawsze   mam.   rację.   To   dlatego   tak   trudno   mi   się   opędzić.   Jest   duże 

zapotrzebowanie na takich ludzi jak ja.

- Tęsknię za tobą. - Serena gryzła swój różowy paznokieć.

- Ja też za tobą tęsknię - powiedział Erik.

- Serena? Wychodzimy! - usłyszała, jak jej matka wola z holu.

- Dobra, muszę kończyć - powiedziała Serena. - Kocham cię.

- Cześć.

background image

Serena rozłączyła się. W nogach jej łóżka leżało zaproszenie na przyjęcie „Buziak w 

usteczka”, które zrobiła dla niej Jenny. Chwyciła je i cisnęła do kosza na śmieci.

Erik miał rację. Nie musiała iść na jakieś głupie przyjęcie tylko dlatego, że mieli tam 

być wszyscy. Nawet jej tam nie chcieli. Pieprzyć ich. Była wolna i mogła robić, co chciała.

Przeszła  z  telefonem  do  biurka   i  grzebała  w   stosie  papierów,   aż  znalazła  książkę 

telefoniczną z numerami uczennic szkoły Constance Billard, która przyszła z poniedziałkową 

pocztą. Serena przeleciała wzrokiem po nazwiskach. Nie była jedyną, która nie szła na to 

przyjęcie. Mogła zabawić się z kimś innym.

background image

czerwona czy czarna

- Hej - powiedziała Vanessa, podnosząc słuchawkę. Szykowała się do wyjścia z siostrą 

i jej przyjaciółmi; włożyła czarny stanik, czarne dżinsy i martensy. Nie została jej już ani 

jedna czysta czarna koszulka i siostra próbowała ją przekonać, żeby włożyła czerwoną.

- Cześć. Czy rozmawiam z Vanessą Abrams? - zapytał dziewczęcy głos po drugiej 

stronie linii.

- Tak.   A   kto   mówi?   -   spytała   Vanessa,   stojąc   przed   lustrem   w   swojej   sypialni   i 

przykładając do siebie czerwoną koszulkę. Od dwóch lat ubierała się wyłącznie na czarno. 

Dlaczego miałaby teraz to zmieniać?

Litości. Czerwona koszulka nie zamieni jej automatycznie w radosną cheerleaderkę z 

blond warkoczykami. Musiałaby chyba przejść pranie mózgu, żeby do czegoś takiego doszło.

- Serena van der Woodsen.

Vanessa przestała kontemplować swoje odbicie i rzuciła koszulkę na łóżko.

- Och - powiedziała. - Co słychać?

- No cóż... Całkowicie rozumiem, dlaczego wolałaś Marjorie. No wiesz, do swojego 

filmu.   Zdaje   się,   że   naprawdę   znasz   się   na   tym,   co   robisz,   a   ja   potrzebuję   jakichś 

dodatkowych zajęć, bo inaczej pani Glos mnie zabije. Więc pomyślałam, że spróbuję zrobić 

własny film.

- Uhm - mruknęła Vanessa, zastanawiając się, dlaczego ze wszystkich łudzi na świecie 

właśnie Serena van der Woodsen dzwoni do niej w piątkowy wieczór. Nie idzie na jakieś 

przyjęcie? Jakiś bal?

- No i zastanawiałam się, czy nie mogłabyś mi pomóc. No wiesz, pokazać mi, jak 

działa kamera i takie tam, bo ja się w ogóle na tym nie znam, - Serena westchnęła. - Nie 

wiem, może film to głupi pomysł. To pewnie o wiele trudniejsze, niż mi się wydaje.

- To wcale nie jest głupi pomysł - powiedziała Vanessa, której wbrew sobie zrobiło się 

żal Sereny. - Wyjaśnię ci podstawowe rzeczy.

- Naprawdę? - W głosie Sereny słychać było podniecenie. - Jutro? Możesz jutro?

Sobota była dniem wampirzycy Vanessy. Zwykle budziła się po zmierzchu i szła na 

kolację lub do kina ze swoją siostrą albo Danem.

background image

- Może lepiej w niedzielę - powiedziała.

- Okay. Niedziela - powtórzyła  Serena. - Pewnie masz u siebie mnóstwo sprzętu i 

różnych gadżetów, prawda? To może ja wpadnę do ciebie, żebyś nie musiała tego ze sobą 

włóczyć?

- W porządku - odparła Vanessa.

- Dobra   -   powiedziała   Serena   i   na   chwilę   zamilkła.   Nie   miała   ochoty   jeszcze   się 

rozłączać.

- Czy to nie dzisiaj jest to wielkie przyjęcie w starym budynku Barneys? - zagadnęła 

Vanessa. - Idziesz?

- Nie - odparła Serena. - Nie zostałam zaproszona.

Vanessa pokiwała głową, przetwarzając tę informację. Serena van der Woodsen nie 

została zaproszona? Może wcale nie była taka zła?

- Może chcesz wyjść dzisiaj z nami? - zaproponowała Vanessa, zanim zdążyła  się 

powstrzymać. - Idziemy z moją starszą siostrą do baru, tutaj, w Williamsburgu. Jej zespół dziś 

gra.

- Bardzo bym chciała - powiedziała Serena.

Vanessa podała jej adres The Five and Dime - baru, w którym grała jej siostra z 

zespołem - i odłożyła słuchawkę.

Życie  było  takie dziwne. Jednego dnia dłubiesz w nosie i jesz pączki, a drugiego 

wychodzisz do knajpy z Sereną van der Woodsen. Vanessa podniosła czerwoną koszulkę, 

wciągnęła ją przez głowę i spojrzała w lustro. Wyglądała jak tulipan. Tulipan ze szczeciniastą 

czarną głową.

- Danowi się spodoba - powiedziała jej siostra Ruby, stając w progu. Podała Vanessie 

ciemnoczerwoną szminkę. Vamp.

- Dana i tak dzisiaj nie będzie - powiedziała Vanessa z wymuszonym  uśmiechem. 

Nałożyła  szminkę i zacisnęła na chwilę wargi. - Zabiera swoją młodszą siostrę na jakieś 

eleganckie przyjęcie.

Jeszcze   raz   przyjrzała   się   swojemu   lustrzanemu   odbiciu.   Dzięki   szmince   jej   duże 

brązowe oczy wydawały się jeszcze większe, a koszulka była nawet niezła, no i przyciągała 

wzrok.

Vanessa wypięła biust i uśmiechnęła się zachęcająco do swojego odbicia. Może mi się 

poszczęści, pomyślała. A może nie.

- Ktoś jeszcze dzisiaj do nas dołączy - poinformowała siostrę.

- Chłopak   czy   dziewczyna?   -   zapytała   Ruby,   obracając   się,   żeby   przyjrzeć   się   w 

background image

lustrze swojemu tyłkowi.

- Dziewczyna.

- Jak się nazywa?

- Serena van der Woodsen - wymamrotała Vanessa.

- Ta sama, której zdjęcie jest dosłownie wszędzie w całym mieście? - zapytała Ruby, 

wyraźnie zachwycona.

- Tak, właśnie ta.

- Hm, założę się, że musi być świetna - powiedziała Ruby, nakładając żel na swoją 

gęstą czarną grzywkę.

- Może i tak - odparła Vanessa. - Pewnie się o tym przekonamy.

background image

„buziak w usteczka”

- Fantastyczne kwiaty - powiedziała Becky Dormand, dziewiątoklasistka z Constance. 

Pocałowała Blair w oba policzki. - I co za wystrzałowa sukienka!

- Dzięki, Beck - odparła Blair, spoglądając w dół na swoją dopasowaną kreację z 

zielonej satyny. Rano dostała okres, ale pod sukienkę musiała włożyć bardzo skąpą bieliznę. 

Denerwowała się przez to.

Obok przeszedł kelner z tacą szampana. Blair wzięła kieliszek i błyskawicznie go 

opróżniła. To był już trzeci kieliszek.

- Masz   świetne   buty   -   powiedziała.   Becky   miała   na   nogach   czarne   sandały   na 

wysokim obcasie, które były sznurowane aż do kolan. Doskonale pasowały do jej krótkiej, 

czarnej sukienki baletnicy i włosów wysoko upiętych w koński ogon. Wyglądała jak balerina 

jadąca na LSD.

- Nie mogę się doczekać na torby z prezentami - zapiszczała Laura Salmon. - Dzieło 

Kate Spade, tak?

- Słyszałam, że są w nich nawet świecące w ciemności prezerwatywy - zachichotała 

Rain Hoffstetter. - Super, nie?

- Nie, żebyś ich używała, co? - powiedziała Blair.

- Skąd wiesz? - odparła wzburzona Rain.

- Blair? - Blair usłyszała czyjś stremowany glos.

Odwróciła się i zobaczyła małą Jenny Humphrey, która w swojej czarnej satynowej 

sukience wyglądała jak chodzący stanik.

- O, cześć - powiedziała chłodno Blair. - Jeszcze raz dzięki, że zrobiłaś te zaproszenia. 

Naprawdę fajnie wyszły.

- Dzięki, że pozwoliłaś mi się tym zająć - odparła Jenny. Jej wzrok błądził po wielkiej 

sali pulsującej gwarem rozmów, muzyką i dymem. Czarne, wysokie prawie na metr świece w 

wysokich   szklanych   flakonach   przystrojonych   pawimi   piórami   i   pachnącymi,   białymi 

storczykami migotały, porozstawiane po całej sali. Jenny nigdy wcześniej nie była na tak 

wystrzałowej imprezie. - Boże, nie znam tu nikogo - powiedziała zdenerwowana.

- Nie? - zapytała Blair. Zastanawiała się, czy Jenny myśli, że będzie rozmawiała z nią 

background image

przez całą noc.

- Nie. Miał przyjść ze mną mój brat, Dan, ale w ogóle nie miał ochoty, więc tylko 

mnie podrzucił. W zasadzie, to znam jedną osobę.

- Kogo?

- Serenę   van   der   Woodsen   -   zaćwierkała   Jenny.   -   Razem   pracujemy   nad   filmem. 

Mówiła ci?

W tym momencie kelnerka podsunęła Blair pod nos półmisek z sushi. Blair złapała 

spory kawałek tuńczyka i wetknęła do ust.

- Sereny  jeszcze   nie  ma   -  powiedziała   z  pełnymi  ustami.  -  Ale  jestem  pewna,   że 

ucieszy się na twój widok.

- Hm. W takim razie chyba tu na nią zaczekam. - Jenny wzięła z tacy od kelnera dwa 

kieliszki szampana. Podała jeden Blair. - Zaczekasz że mną?

Blair odchyliła do tyłu głowę i wlała w siebie zawartość kieliszka. Mdła, musująca 

słodycz niezbyt pasowała do surowej ryby i wodorostów, które właśnie zjadła. Zbierało się jej 

na wymioty.

- Zaraz wracam - powiedziała do Jenny, właściwie rzucając się biegiem do damskiej 

toalety.

Jenny upiła łyczek szampana i spojrzała na kryształowy żyrandol zwisający z sufitu, 

gratulując sobie, ze udało się jej tu dostać. Zawsze tego chciała. Zamknęła oczy i dopiła 

szampana. Kiedy je otworzyła, zobaczyła gwiazdy, ale nadal nie było widać Sereny.

Minął ją kolejny kelner z szampanem i Jenny wzięła następne dwa kieliszki. W domu 

piła czasem z ojcem piwo i wino, ale jeszcze nigdy nie próbowała szampana. Smakował 

cudownie.

Ostrożnie, nie jest już tak cudownie, kiedy klęczysz nad sedesem i rzygasz.

Jenny ponownie rozejrzała się po sali, szukając Blair, ale nie mogła jej znaleźć. Na 

przyjęciu były tłumy i choć rozpoznała wiele osób, nie znała nikogo na tyle, żeby mogła do 

niego swobodnie podejść i pogadać. Ale Serena zaraz się pojawi, musi.

Jenny podeszła do marmurowych schodów i usiadła na najniższym stopniu. Miała stąd 

dobry widok na wszystko, łącznie z drzwiami. Czekała, Wypiła oba kieliszki szampana i 

zaczęła żałować, że jej sukienka jest taka obcisła - zaczynała mieć od tego mdłości.

- Witaj - powiedział ktoś głębokim głosem, stając nad nią.

Uniosła   wzrok.   Kiedy   zobaczyła   Chucka   Bassa,   którego   twarz   widniała   na 

reklamówkach płynu po goleniu, aż ją zatkało. Był najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego 

w życiu widziała, i patrzył prosto na nią.

background image

- Nie zamierzasz mnie przedstawić? - zapytał Chuck, gapiąc się na jej piersi.

- Komu? - zapytała Jenny, marszcząc brwi.

Chuck tylko się roześmiał i wyciągnął rękę. Blair wysłała go tu, żeby porozmawiał z 

jakąś laską. Z początku odniósł się do tego sceptycznie, ale teraz... Ten dekolt! To była z całą 

pewnością jego szczęśliwa noc.

- Jestem Chuck. Masz ochotę zatańczyć?

Jenny   wahała   się,   patrząc   w   podłogę.   Ciągle   nie   było   Sereny.   Potem   spojrzała   z 

powrotem na Chucka. Nie mogła uwierzyć, że tak przystojny i pewny siebie chłopak chce 

tańczyć z nią. Ale przecież nie włożyła czarnej, seksownej sukienki po to, żeby całą noc 

przesiedzieć na schodach. Podniosła się trochę chwiejnie po wypitym szampanie.

- Jasne, zatańczmy - powiedziała niewyraźnie, opierając się o pierś Chucka.

Objął ją ręką w pasie i mocno przycisnął do siebie.

- Grzeczna dziewczynka - powiedział, jakby była psem.

Kiedy dotarli na parkiet, Jenny zdała sobie sprawę, że Chuck nawet nie zapytał o jej 

imię.   Ale   był   taki   przystojny,   a   przyjęcie   fantastyczne...   To   na   pewno   będzie   jedna   z 

najbardziej pamiętnych nocy w jej życiu.

Zgadza się. I to jak pamiętna!

background image

the five and dime

- Zawsze piję rum z colą - powiedziała Serenie Vanessa. - Chyba że akurat przypalam. 

Zamawiaj, co chcesz. Mają tu wszystko.

Ruby zbierała od nich zamówienia na drinki. Ponieważ grała w zespole, miała drinki 

za darmo.

- Mam ochotę na coś innego niż zwykle - dumała Serena. Mogłabym dostać kieliszek 

czystej i colę, ale oddzielnie? - zapytała Ruby.

- Świetny wybór - powiedziała Ruby z aprobatą. Miała super boba z krótką grzywką i 

ciemnozielone, skórzane spodnie Wyglądała jak dziewczyna, która zawsze i wszędzie sobie 

poradzi. Jej zespół nazywał się SugarDaddy i była w nim jedyną dziewczyną. Grała na gitarze 

basowej.

- Tylko nie zapomnij o mojej cherry! - zawołała za nią Vanessa.

- Twoja siostra jest nieziemska - powiedziała Serena.

Vanessa wzruszyła ramionami.

- Taaak. To jak wrzód na tyłku. To znaczy, wszyscy ciągle mówią: „Ruby jest taka 

świetna”, a ja to co?

Serena roześmiała się.

- Wiem, o co ci chodzi. Mam starszego brata, teraz jest w Brown, wszyscy za nim 

szaleją. Moi rodzice zawsze bardzo interesują się wszystkim, co robi, a jak ja wróciłam ze 

szkoły z internatem, to było mniej więcej tak: „O, to my mamy córkę?”

- Dokładnie - zgodziła się Vanessa. Nie mogła uwierzyć, że przeżywa właśnie tak 

absurdalnie normalną rozmowę z Sereną van der Woodsen.

Ruby przyniosła im drinki.

- Przykro mi, laski, muszę iść do roboty.

- Powodzenia - powiedziała Serena.

- Dzięki, skarbie. - Ruby zabrała gitarę i poszła szukać swoich kumpli z zespołu.

Vanessa nie wierzyła własnym uszom. Ruby nigdy nie mówiła do nikogo „skarbie”, 

no chyba  że do Tofu, ich papużki. Serena miała jakiś tajemniczy sposób na zmiękczanie 

ludzkich serc. Sama Vanessa już zaczynała ją lubić. Uniosła swojego drinka i stuknęła nim o 

background image

kieliszek Sereny.

- Za świetne laski - powiedziała. Zdawała sobie sprawę, że zabrzmiało to bardzo les, 

ale miała to gdzieś.

Serena   roześmiała   się   i   wychyliła   swoją   wódkę.   Przetarła   oczy   i   parokrotnie 

zamrugała.   Do   baru   wszedł   potargany   chłopak   w   za   dużym   smokingu.   Zatrzyma!   się   w 

wejściu i wpatrywał w Serenę, jakby zobaczył ducha.

- Hej, czy to nie twój przyjaciel Dan? - zapytała Serena Vanessę, wskazując na niego.

Dan miał na sobie smoking pierwszy raz w życiu. Kiedy go włożył, poczuł się dość 

pewnie, ale nie na tyle, by pójść na to przyjęcie „Buziak w usteczka”. Więc kiedy Jenny 

pozwoliła mu olać przyjęcie, pojechał do The Five and Dime, żeby przeprosić Vanessę, że był 

takim fiutem w sprawie z Marjorie.

Próbował wmówić sobie, że to bez znaczenia, iż prawdopodobnie nigdy więcej nie 

zobaczy Sereny van der Woodsen. Życie jest kruche i absurdalne, powiedział sobie.

Zgadza się. Życie  było  jednym  wielkim absurdem. Bo tu była  Serena. Właśnie w 

Williamsburgu. Jego wyśniona dziewczyna.

Czuł się jak Kopciuszek. Włożył ręce do kieszeni, próbując opanować ich drżenie i 

usiłował zaplanować kolejny krok. Podejdzie do nich i szarmancko zaproponuje Serenie, że 

postawi jej drinka. Szkoda, że jedynym  szarmanckim akcentem w jego wyglądzie był ten 

smoking, zresztą zaledwie w połowie tak elegancki, jak ten od Armaniego.

- Hej - powiedział Dan, podchodząc do stolika; głos mu się łamał.

- Co ty tu robisz? - zapytała Vanessa. Nie mogła uwierzyć w swojego pecha. Dlaczego 

musiało być aż tak źle? Czy spędzi resztę nocy, przyglądając się, jak Dan ślini się na widok 

Sereny?

Przykro mi, skarbie.

- Darowałem sobie to przyjęcie. To nie w moim stylu - powiedział Dan.

- Ja też. - Serena uśmiechnęła się do Dana, do którego nikt wcześniej się tak nie 

uśmiechał.

Dan złapał się oparcia krzesła Vanessy, żeby utrzymać równowagę.

- Cześć - rzeki nieśmiało.

- Pamiętasz chyba Serenę - powiedziała Vanessa. - Chodzimy razem do Constance.

- Cześć, Dan - odezwała się Serena. - Ładny smoking.

Dan spalił cegłę i spojrzał w dół, żeby się sobie przyjrzeć.

- Dzięki - odparł. - Uniósł wzrok. - A ta sukienka... jest... naprawdę piękna - wyjąkał. 

background image

Nie zdawał sobie sprawy, że to w ogóle możliwe, żeby coś zabrzmiało aż tak idiotycznie.

- A co powiesz o mojej koszulce?  - zapytała  głośno Vanessa. - Widziałeś, żebym 

kiedykolwiek wyglądała tak sexy?

Dan spojrzał na koszulkę Vanessy. Czerwony T - shirt. Nic specjalnego.

- Nowa? - zapytał zmieszany.

- Nieważne - westchnęła Vanessa, niecierpliwie mieszając swoją cherry.

- Weź sobie jakieś krzesło - powiedziała Serena, przesuwając się, żeby zrobić mu 

miejsce. - Zaraz będzie grał zespół Ruby.

Te plotki nie mogły być prawdą. Serena wcale nie wyglądała na zaćpaną nimfomankę 

- maniaczkę. Była lak delikatna, doskonalą i podniecająca, zupełnie jak dziki kwiat, na który 

człowiek   natknie   się   niespodziewanie   w   Central   Parku,   Dan   chciał   trzymać   ją   za   ręce   i 

rozmawiać szeptem przez całą noc.

Usiadł   obok   niej.   Dłonie   tak   mu   się   trzęsły,   że   musiał   na   nich   usiąść,   żeby   to 

opanować. Tak bardzo jej pragnął.

Zespół zaczął grać.

Serena dokończyła swoją wódkę.

- Masz ochotę na jeszcze jednego drinka? - zaproponował zaraz Dan.

Serena potrząsnęła głową.

- Jest okay - powiedziała, siadając wygodnie na swoim krześle. - Posłuchajmy przez 

chwilę muzyki.

- W porządku - odparł Dan. Jak długo był przy niej, zgadzał się na wszystko.

background image

jak zwykle B siedzi w toalecie, a N jest upalony

- Cześć   wszystkim!   -   powiedział   głośno   Jeremy   Scott   Tompkinson,   otwierając   na 

oścież drzwi starego budynku Barneys.

Jak   zawsze,   Nate,   Jeremy,   Anthony   i   Charlie   spalili   przed   przyjęciem   wielkiego 

skręta. Nate dostał głupawki. Kiedy wszedł do środka i zobaczył, jak Blair przedziera się 

przez tłum z dłonią przyciśniętą do ust, zaczął chichotać.

- Z czego się śmiejesz,  dupku? - zapytał  Anthony,  wbijając  mu łokieć w żebra. - 

Jeszcze nic się nie wydarzyło.

Nate przejechał ręką po twarzy, próbując przybrać poważną minę, ale trudno było 

zachować  powagę  w  sali  pełnej  chłopaków  poprzebieranych   za  pingwiny  i  dziewczyn w 

seksownych kieckach. Wiedział, że Blair jest w łazience, gdzie jak zwykle rzyga. Pytanie 

brzmiało, czy powinien pójść jej na ratunek? Tak zrobiłby oddany, troskliwy chłopak.

No, dalej. Chcesz tego.

- Bar jest tam - powiedział Charlie, wskazując im drogę.

- Spotkamy się później, chłopaki - powiedział Nate, przeciskając się przez zatłoczony 

parkiet.

Przemknął   obok   Chucka,   który   ocierał   się   kroczem   o   tyłek   niskiej   dziewczyny   z 

kręconymi brązowymi włosami i niemożliwym dekoltem, i ruszył w stronę damskiej toalety.

Ale Blair wcale tam nie było. Nie udało się jej dotrzeć do toalety, bo zatrzymała ją 

kobieta w średnim wieku, ubrana w czerwony kostium Chanel, do którego był  przypięty 

znaczek 

RATUJMY

 

SOKOŁY

.

- Blair   Waldorf?   -   zapytała,   wyciągając   rękę,   a   na   jej   ustach   pojawił   się   szeroki 

uśmiech, dzięki któremu zdobywała fundusze. - Jestem Rebecca Agnelli z Fundacji na rzecz 

Ocalenia Sokołów Wędrownych z Central Parku.

Cudowne wyczucie czasu.

Blair wpatrywała się w wyciągniętą rękę kobiety. Ona prawą dłoń miała przyciśniętą 

do ust, żeby powstrzymać wymioty, które w każdej chwili mogły wydostać się na zewnątrz. 

Kiedy   zaczęła   ją   odrywać,   żeby   wymienić   uścisk   dłoni,   obok   przeszedł   kelner   ze 

background image

skwierczącymi kurczakami na ostro i Blair się zakrztusiła.

Zacisnęła mocno usta, żeby bokiem nie zaczęły przeciekać wymiociny, i zamieniła 

dłonie;   lewą   przytknęła   do   ust,   a   prawą   wyciągnęła,   żeby   potrząsnąć   dłonią   kobiety   z 

fundacji.

- To cudownie, że wreszcie mogę cię poznać - powiedziała kobieta, kiedy ich dłonie 

się zetknęły. - Nie wiem, jak mam ci dziękować za to, co zrobiłaś.

Blair   kiwnęła   głową   i   zabrała   rękę.   Wystarczy.   Nie   mogła   już   dłużej.   Zaczęła 

rozglądać się po zatłoczonej sali, desperacko szukając jakiegoś ratunku.

Kati i Isabel tańczyły ze sobą. Anthony Avuldsen rozprowadzał ecstasy. Przy barze 

Jeremy Scott Tompkinson usiłował nauczyć  Laurę Salmon i Rain Hoffstetter, jak puszczać 

kółeczka a dymu. Chuck ściskał tę małą Jenny tak mocno, że lada moment jej cycki mogły 

eksplodować.

Wszyscy   statyści   byli   obecni,   ale   gdzie   podziewał   się   odtwórca   głównej   roli?   Jej 

wybawca?

- Blair?

Odwróciła się i zobaczyła Nate'a, który przepychał się przez tłum w jej stronę. Miał 

przekrwione oczy, poszarzałą twarz i rozczochrane włosy. Wyglądał raczej jak zapomniany, 

drugoplanowy aktor niż główny bohater.

Czy to wszystko, na co mogła liczyć? Nate?

Ale nie miała zbyt wielkiego wyboru. Otworzyła szeroko oczy, bezgłośnie prosząc 

Nate'a o pomoc, z nadzieją że zdoła sprostać temu zadaniu.

Pani Agnelli zmarszczyła brwi i odwróciła się, żeby zobaczyć, w co tak wpatruje się 

Blair. Blair błyskawicznie się zmyła. a Nate podszedł w samą porę.

Dzięki Bogu był porządnie upalony.

- Nate Archibald - przedstawił się, wymieniając uścisk dłoni z kobietą z fundacji. - 

Moja matka jest prawdziwą fanką tych sokołów.

Pani Agnelli roześmiała się i lekko zaczerwieniła. Co za czarujący młody mężczyzna.

- Naturalnie, inaczej być nie może - powiedziała. - Wasza rodzina była bardzo hojna 

dla naszej fundacji.

Nate   wziął   dwa   kieliszki   szampana   od   przechodzącego   kelnera   i   podał   jej   jeden. 

Uniósł kieliszek.

- Za ptaki! - Stuknął swoim kieliszkiem o jej, jednocześnie próbując powstrzymać atak 

śmiechu.

Pani Agnelli znowu spłonęła rumieńcem. Ten chłopak był taki milutki!

background image

- O, te dwie dziewczyny również brały udział w przygotowywaniu tego przyjęcia. - 

Nate wskazał na Kati i Isabel, które stały z boku parkietu, jak zwykle bez celu. Przywołał je 

ruchem ręki.

- CześćNate - powiedziała Kati, idąc chwiejnie na swoich dziesięciocentymetrowych 

obcasach.

Isabel, ściskając kurczowo swojego drinka, wpatrywała się w obcą kobietę stojącą 

obok Nate'a.

- Witam. Bardzo podoba mi się pani kostium.

- Dziękuję,   moja   droga.   Jestem   Rebecca   Agnelli   z   Fundacji   na   rzecz   Ocalenia 

Sokołów Wędrownych z Central Parku. Kobieta wyciągnęła rękę do Isabel, która rzuciła się z 

rozłożonymi ramionami, żeby wziąć ją w pijackie objęcia.

- Przepraszam - powiedział Nate, ulatniając się w samą porę.

- Blair! - zawołał Nate, ostrożnie otwierając drzwi damskiej toalety. - Jesteś tu?

Blair kucała w ostatniej kabinie.

- Cholera   -   zaklęła,   ocierając   usta   papierem   toaletowym.   Podniosła   się   i   spłukała 

muszlę. - Zaraz przyjdę - powiedziała, czekając, aż wyjdzie.

Ale Nate pchnął drzwi, otwierając je na oścież i wszedł do środka. Na kontuarze obok 

umywalek stały małe butelki z wodą Evian, perfumy, lakier, tabletki Advil i balsam do rąk. 

Nate odkręcił butelkę wody i wysypał na dłoń kilka tabletek.

Blair otworzyła drzwi kabiny.

- Ciągle tu jesteś - powiedziała.

Nate podał jej tabletki i wodę.

- Ciągle tu jestem - powtórzył.

Blair połknęła tabletki, powoli popijając wodą.

- Wszystko w porządku, naprawdę. Możesz wracać na przyjęcie.

- Ładnie wyglądasz. - Nate nie zwrócił uwagi na jej słowa. Wyciągnął rękę i pogłaskał 

Blair po nagim ramieniu. Jej skóra była ciepła i miękka. Żałował, że nie są teraz w jej łóżku, 

gdzie mogliby razem zasnąć, tak jak zawsze.

- Dzięki - powiedziała Blair, której zaczęła drżeć dolna warga. - Ty też.

- Przykro mi, Blair. Naprawdę - zaczął Nate.

Blair skinęła głową i rozpłakała się. Nate urwał kawałek papierowego ręcznika i podał 

jej.

- Myślę, że zrobiłem to tylko dlatego... to znaczy to z Sereną... - szukał właściwych 

background image

słów - tylko dlatego, że wiedziałem, że ona się zgodzi. Ale to ciebie przez ten cały czas 

pragnąłem.

Niezłe.

Blair przełknęła ślinę. Powiedział dokładnie tak, jak przewidywał scenariusz, który 

stworzyła w swojej głowie. Zarzuciła mu ręce na szyję, pozwalając, by ją przytulił. Jego 

ubrania pachniały trawką.

Nate odsunął ją od siebie i spojrzał jej w oczy.

- Czyli już wszystko w porządku? Ciągle mnie chcesz?

Blair rzuciła okiem na ich wspólne odbicie w lustrze, spojrzała w cudowne zielone 

oczy Nate'a i kiwnęła głową na tak.

- Ale pod warunkiem, że będziesz trzymał się z daleka od Sereny - pociągnęła nosem.

Nate okręcał kosmyk włosów Blair wokół swojego palca i delektował się zapachem jej 

perfum. Czuł się dobrze, kiedy tak stali objęci. Czuł, że tego chce. Teraz, a może i zawsze. 

Nie potrzebował Sereny.

Kiwnął głową.

- Obiecuję.

A potem pocałowali się. Był to smutny, delikatny pocałunek. Blair słyszała w głowie 

muzykę   sygnalizującą   koniec   sceny.   Zaczęła   się   trochę   wyboiście,   ale   zakończenie   było 

zupełnie w porządku.

- Chodź - powiedziała, holując go za sobą i wycierając spod oczu rozmazany tusz. - 

Zobaczmy, kto przyszedł.

Trzymając   się   za   ręce,   wyszli   z   damskiej   toalety.   Kati   Farkas   uśmiechnęła   się 

dwuznacznie, kiedy zatoczyła się na nich w wejściu.

- Hej, ludzie! - krzyknęła. - Zróbcie trochę miejsca!

background image

S i D dają się ponieść

- Są niesamowici! - wrzasnęła Serena do Vanessy, próbując przekrzyczeć perkusję i 

gitarę basową. Kołysała się na krześle, jej oczy błyszczały. Dan miał problemy z normalnym 

oddychaniem. Ledwie tknął swojego drinka.

Vanessa uśmiechnęła się zadowolona, że Serenie podoba się muzyka. Osobiście nie 

cierpiała jej, choć nigdy nie powiedziałaby tego swojej siostrze. SugarDaddy grali muzykę, 

przy której ludzie tańczyli, wyginali się na wszystkie strony i pocili, co zupełnie nie było w 

stylu Vanessy.

Wolałaby leżeć w ciemnościach, słuchając gregoriańskich chórów czy czegoś takiego. 

O taaak!

- Chodź - powiedziała Serena, podnosząc się. - Zatańczymy.

Vanessa potrząsnęła głową.

- Mnie tak jest dobrze. Ty idź.

- Dan? - Serena pociągnęła go za rękaw. - Idziemy!

Dan z założenia nie tańczył. Nie był w tym dobry i kiedy już tańczył, czuł się jak 

głupek. Wahał się, spoglądając na Vanessę, która uniosła swoje czarne brwi, rzucając mu 

wyzwanie. Jeśli teraz wstaniesz i pójdziesz tańczyć, znajdziesz się na samej górze mojej listy 

przegranych frajerów, mówiło jej spojrzenie.

Dan podniósł się.

- Jasne, czemu nie - powiedział.

Serena zaczęła przepychać się przez wirujący tłum, ciągnąc za sobą potykającego się 

Dana. A potem zaczęła tańczyć z rękami uniesionymi nad głową, wyrzucając przed siebie 

nogi i potrząsając ramionami. Ona to dopiero umiała tańczyć. Dan kiwał rytmicznie głową i 

uginał kolana, przyglądając się Serenie. Serena położyła mu ręce na biodrach i zaczęła nimi 

bujać, skłaniając go, by naśladował ruchy jej bioder, które zdawały się żyć własnym życiem. 

Dan roześmiał się, a Serena uśmiechnęła się i zamknęła oczy, dając ponieść się muzyce. Dan 

również zamknął oczy, dopasowując się do ruchów jej ciała. Było bez znaczenia, że tańczył 

jak głupek i że jako jedyny w knajpie miał na sobie smoking - prawdopodobnie jako jedyny w 

całym Williamsburgu. Był z nią i tylko to się liczyło.

background image

Vanessa,   która   została   sama   przy   stoliku,   dokończyła   najpierw   swojego   drinka,   a 

potem Dana. W końcu wstała i przeniosła się do baru.

- Ładna koszulka - zauważył barman, kiedy ją zobaczył. Był tuż po dwudziestce, miał 

rude włosy z drugimi bakami i uroczy, łobuzerski uśmiech. Jej siostra ciągle mówiła o tym, 

jaki jest słodki.

- Dzięki - odparła Vanessą, również się uśmiechając. - Nowa.

- Powinnaś częściej ubierać się na czerwono - powiedział. Wyciągnął rękę. - Jestem 

Clark. Vanessa, racja? Siostra Ruby?

Vanessa   kiwnęła  głową.  Zastanawiała  się,  czy  był   dla  niej  miły  tylko   dlatego, że 

podobała mu się jej siostra.

- Mogę ci zdradzić pewien sekret? - zapytał  Clark. Wlał parę rzeczy do shakera i 

zaczął nim potrząsać.

Cholera, pomyślała Vanessa. Zaraz zacznie się przede mną wywnętrzać i powie, że od 

zawsze jest  zakochany w Ruby, ale  ona w  ogóle  go nie zauważa.  Będzie  chciał,  żebym 

zabawiła się w Kupidyna, i tak dalej, bla, bla, bla.

- No, co takiego? - zapytała.

- Hm - zaczął Clark. - Widzę, jak ciągle przychodzicie tu z Ruby.

Zaczyna się, pomyślała Vanessa.

- Ale ty nigdy nie podeszłaś do baru, żeby ze mną porozmawiać. A ja zadurzyłem się 

w tobie, kiedy tylko po raz pierwszy cię zobaczyłem.

Vanessa gapiła się na niego. Żartował czy co?

Clark przelał do małego, niskiego kieliszka zawartość shakera i wcisnął do środka 

kilka limonek. Podsunął kieliszek Vanessie.

- Spróbuj tego - powiedział. - Na koszt firmy.

Vanessa uniosła kieliszek i spróbowała jego zawartości. Drink smakował jednocześnie 

słodko i cierpko, ale nie było czuć w ogóle alkoholu. Był bardzo dobry.

- Jak się nazywa? - zapytała.

- Pocałuj mnie - odparł Clark, z absolutnie poważną miną.

Vanessa odstawiła kieliszek i nachyliła się nad barem. Serena i Dan mogli zatańczyć 

się na śmierć, tyle ją to obchodziło Ona będzie się całować.

Didżejka   obsługująca   przyjęcie   „Buziak   w   usteczka”   właśnie   zerwała   po   czterech 

latach ze swoim chłopakiem i grała bez końca smutne, wolne piosenki o miłości. Odstrojone 

background image

pary, mocno przytulone, kołysały się przy tych smutnych dźwiękach, ledwie poruszając się w 

łagodnym   świetle.   Wszędzie   unosił   się   zapach   orchidei,   wosku,   surowej   ryby   i   dymu 

papierosowego, panowała spokojna atmosfera, co było zaskakujące, ale i zapewniało intymny 

nastrój. Nie była to głośna, rozbujana impreza, na jaką co poniektórzy mieli nadzieję, ale nie 

było to też złe przyjęcie. Zostało jeszcze dużo alkoholu, nic się nie zapaliło i nie pojawiły się 

gliny, żeby wylegitymować gości. Poza tym sezon się dopiero zaczynał - planowano całe 

mnóstwo innych imprez, których można było niecierpliwie wyczekiwać.

Nate i Blair tańczyli; jej policzek opierał się o jego pierś, oboje mieli zamknięte oczy, 

a jego usta ocierały się o czubek jej głowy. Blair wyłączyła myślenie i jej głowę wypełniały 

same   statyczne   obrazy.   Zmęczyło   ją   wymyślanie   filmów.   W   chwili   obecnej   zupełnie 

odpowiadało jej prawdziwe życie.

Kilka par dalej Chuck obmacywał Jenny Humphrey. Jenny . marzyła, żeby didżejka 

przyspieszyła tempo. Starała się tańczyć tak szybko, jak tylko mogła, żeby Chuck przestał się 

do niej kleić, ale to przynosiło odwrotny skutek. Za każdym razem, kiedy wykonywała jakiś 

ruch ramionami, jej cycki wyskakiwały z sukienki, właściwie dając mu po twarzy.

Chuck był po prostu zachwycony. Objął ją w talii i przycisnął do siebie, kierując się w 

stronę damskiej toalety.

- Co my robimy? - zapytała zmieszana Jenny. Spojrzała w jego oczy. Wiedziała, że 

Chuck przyjaźni się z Sereną i Blair, i chciała mu ufać. Ale Chuck ciągle nie zapytał ojej 

imię. W ogóle prawie się do niej nie odzywał.

- Chcę cię tylko pocałować - powiedział. - Pochylił głowę i nakrył jej usta swoimi, 

napierając   językiem   na   jej   zęby   z   taką   siłą,   że   aż   się   zakrztusiła.   Rozchyliła   wargi, 

pozwalając, by wepchnął jej język do gardła. Całowała się już wcześniej z chłopakami przy 

okazji gier towarzyskich na przyjęciach. Ale nigdy nie całowała się w taki sposób, nie z 

języczkiem. I to tak ma wyglądać? - zastanawiała się, nagle odczuwając strach. Położyła ręce 

Chuckowi na piersi, żeby go odepchnąć, i oderwała od niego głowę, łapiąc oddech.

- Muszę do toalety - wymamrotała, cofając się chwiejnie do kabiny, gdzie zamknęła 

się na zamek.

Widziała buty Chucka, który stal za drzwiami.

- W porządku - powiedział. - Ale jeszcze z tobą nie skończyłem.

Jenny usiadła na sedesie, nie podciągając nawet sukienki, i udawała, że sika. Potem 

wstała i spuściła wodę.

- Już? - zawołał Chuck.

Jenny   nie   odpowiedziała.   W   jej   głowie   kłębiły   się   myśli.   Co   powinna   zrobić? 

background image

Zaniepokojona sięgnęła do swojej małej czarnej torebki po telefon.

Chuck kucnął, żeby zajrzeć przez szparę pod drzwiami do kabiny. Co ona tam robiła, 

mała puszczalska? Podpełzł na czworakach.

- Dobra - powiedział. - Dosyć tego, wchodzę.

Jenny zamknęła oczy i przywarła plecami do ściany kabiny. Szybko wybrała numer 

komórki Dana, modląc się, żeby odebrał.

Zespół Ruby grał już ostatnią piosenkę i Serena z Danern byli mokrzy od potu. Dan 

opanował nowy krok i właśnie eksperymentował ze schodzeniem w dół, wykonując pchnięcia 

miednicą, kiedy zadzwoniła jego komórka.

- Cholera - mruknął, wyciągając telefon z kieszeni. Otworzył klapkę pstryknięciem 

palca.

- Dan - usłyszał głos siostry. - Ja...

- Cześć,   Jen.   Zaczekaj   chwilę,   okay?   Nie   słyszę   cię.   -   Klepnął   Serenę   w   ramię   i 

wskazał  swój  telefon. - Przepraszam!  - wrzasnął, przekrzykując  muzykę.  Odszedł  do ich 

stolika i zatkał dłonią drugie ucho. - Jenny?

- Dan?   -   Jenny   mówiła   cicho;   wydawała   się   przestraszona.   -   Potrzebuję   twojej 

pomocy. Możesz po mnie przyjechać?

- Teraz? - Podniósł wzrok. W jego stronę szła Serena, której idealną twarz przecięła 

zmarszczka niepokoju.

- Wszystko w porządku? - zapytała.

- Proszę, Dan! - błagała Jenny. Wyglądało na to, że jest naprawdę zdenerwowana.

- Co się dzieje? - zapytał. - Nie możesz wziąć taksówki?

- Nie,   ja...   -   nagle   urwała.   -   Proszę   cię,   po   prostu   tu   przyjedź,   dobrze,   Dan?   - 

dokończyła pospiesznie. A potem się rozłączyła.

- Kto dzwonił? - zapytała Serena.

- Moja młodsza siostra - odpowiedział Dan. - Jest na tym przyjęciu. Chce, żebym po 

nią pojechał.

- Pojedziesz?

- Tak, chyba powinienem. Była jakaś dziwna.

- Pojadę z tobą - zaproponowała Serena.

- Dobra. - Uśmiechnął się nieśmiało. Ta noc robiła się coraz lepsza. - Byłoby świetnie.

- Powinniśmy uprzedzić Vanessę - powiedziała Serena, kierując się do baru.

Dan ruszył za nią. Zupełnie zapomniał o Vanessie. Ale wyglądało na to, że dobrze się 

background image

bawi, rozmawiając z barmanem.

- Hej,   Vanessa.   Serena   dotknęła   jej   ramienia.   -   Do   Dana   właśnie   zadzwoniła   z 

przyjęcia jego siostra. Musi po nią jechać.

Vanessa odwróciła się powoli. Czekała, aż wzrok Clarka zawiśnie na Serenie. Na to, 

jak jego oczy zaświecą się i pojawi się w nich wielki, błyszczący napis „piękna dziewczyna”, 

niczym wisienki w automacie do gry. Ale Clark tylko rzucił na nią okiem, jak na zwykłego 

klienta.

- Co dla ciebie? - zapytał, kładąc przed nią serwetkę.

- Nie,   nic,   dzięki   -   odparła   Serena.   Odwróciła   się   do   Vanessy.   -   Chyba   pojadę   z 

Danem.

- Serena, zbierajmy się! - zawołał niecierpliwie Dan zza ich pleców.

Vanessa odwróciła się, żeby na niego spojrzeć. Nie mógł się już doczekać na Serenę. 

To cud, że jeszcze nie wywiesił języka.

- No dobra, baw się dobrze przez resztę nocy - powiedziała Serena. Pochyliła się i 

pocałowała   Vanessę   w   oba   policzki.   -   Powiedz   Ruby,   że   była   nieziemska.   -   A   potem 

dołączyła do Dana.

- Na razie, Vanessa! - zawołał Dan i ruszył do wyjścia.

Vanessa bez słowa odwróciła się z powrotem do Clarka. Nie mogła się doczekać, 

kiedy znowu go pocałuje i zupełnie zapomni o Serenie i Danie, którzy razem wychodzili.

- Co to za ludzie? - zapytał Clark, opierając się łokciami o bar. Wziął z półmiska 

oliwkę i trzymał ją tuż przy ustach Vanessy.

Vanessa ugryzła oliwkę i wzruszyła ramionami.

- W zasadzie prawie ich nie znam.

background image

S odzyskuje nadzieję

Dan   przywołał   taksówkę   i   otworzy!   Serenie   drzwiczki.   Październikowe   powietrze 

było  rześkie  i pachniało  karmelem,  a  Dan nagle poczuł  się bardzo  elegancki  i dorosły - 

mężczyzna w smokingu, który spędza noc na mieście z piękną dziewczyną. Wśliznął się na 

siedzenie obok niej i spojrzał na swoje dłonie, kiedy taksówka oderwała się od krawężnika. 

Już się nie trzęsły.

Wydawało się zupełnie niewiarygodne, że tymi samymi dłońmi dotykał Sereny, kiedy 

tańczyli. A teraz byli sami w taksówce. Gdyby chciał, mógłby wziąć ją za rękę, pogładzić po 

policzku, może nawet pocałować. Przyglądał się jej profilowi, jej jasnej skórze błyszczącej w 

żółtym świetle ulicznych latarni, ale nie mógł się zdobyć, by zrobić jakikolwiek ruch.

- Boże, uwielbiam tańczyć - powiedziała Serena, pozwalając, by jej głowa opadła na 

oparcie. Czuła się kompletnie zrelaksowana. - Mogłabym tak tańczyć co noc.

Dan pokiwał głową.

- Ja też. - Ale tylko z tobą, zamierzał dodać.

Tylko dziewczyna taka jak Serena może sprawić, że chłopak o dwóch lewych nogach 

powie, że uwielbia tańczyć.

Resztę drogi spędzili w milczeniu, rozkoszując się przyjemnym  zmęczeniem, które 

czuli   w   nogach,   i   zimnym   powietrzem,   które   wpadało   przez   otwarte   okno,   chłodząc   ich 

spocone czoła. I choć się do siebie nie odzywali, nie czuli się niezręcznie. Było przyjemnie.

Kiedy taksówka zatrzymała  się przed starym  budynkiem  Barneys na Siedemnastej 

ulicy, Dan rozejrzał się za Jenny, spodziewając się, że będzie na nich czekać na zewnątrz. Ale 

chodnik był pusty.

- Chyba będę musiał po nią pójść. Spojrzał na Serenę. - Możesz jechać do domu. 

Chyba że chcesz zaczekać...

- Pójdę   z   tobą   -   powiedziała   Serena.   -   Równie   dobrze   mogę   zobaczyć,   co   mnie 

ominęło.

Dan zapłacił za taksówkę, po czym wysiedli i ruszyli do drzwi.

- Mam nadzieję, że nas wpuszczą - szepnęła Serena. - Wyrzuciłam swoje zaproszenie.

Dan   wyciągnął   z   kieszeni   zmięte   zaproszenie,   które   dostał   od   Jenny,   i   podsunął 

background image

bramkarzowi przy wejściu.

- Ona jest ze mną - rzekł, obejmując Serenę ramieniem.

- Śmiało - powiedział bramkarz, zapraszając ich ruchem ręki do środka.

Ona jest ze mną? Dan nie mógł uwierzyć, że taki z niego facet z jajami. I to jakimi!

- Lepiej rozejrzę się za moją siostrą.

- Okay - odparła Serena. - Spotkamy się tu za dziesięć minut.

W sali było pełno znajomych twarzy. Tak znajomych, że nikł nie był pewien, czy 

Serena van der Woodsen dopiero się zjawiła, czy też była tu przez cały wieczór. Jedno było 

pewne - wyglądała, jakby się świetnie bawiła. Włosy miała rozwiane, sukienka zjeżdżała jej z 

ramion, w rajstopach poszło oczko, a policzki były zaróżowione, jakby biegła. Była w niej 

jakaś   dzikość;   dziewczyna   jej   pokroju   z   pewnością   robiła   wszystkie   te   rzeczy,   które   jej 

przypisywano, i pewnie jeszcze o wiele więcej.

Blair od razu zauważyła  Serenę, stojącą  na skraju parkietu w tej starej, śmiesznej 

sukience, którą kupiły razem w Alice Underground.

Oderwała się od Nate'a.

- Patrz, kto przyszedł.

Nate odwrócił się i kiedy zobaczył Serenę, uścisnął dłoń Blair, jakby demonstrując 

swoje oddanie. Blair również ścisnęła jego dłoń.

- Może   jej   powiesz?   -   poprosiła   go.  -   Powiedz   jej,   że   nie   możecie   się   już   dłużej 

przyjaźnić. - W brzuchu burczało jej ze zdenerwowania. Po tym, jak wszystko zwymiotowała, 

musiała zjeść kolejnego tuńczyka.

Nate wpatrywał się w Serenę z ponurą determinacją, ciągle był lekko upalony. Jeśli 

Blair   uważa   za   konieczne,   żeby   kazał   Serenie   się   odczepić,   zrobi   to.   Nie   mógł   się   już 

doczekać, kiedy będzie miał to wszystko za sobą i wreszcie się odpręży. Prawda była taka, że 

po rozmowie z Sereną zamierzał pójść na górę, żeby się zrelaksować w jakimś ustronnym 

miejscu.

Zasada numer jeden: Kiedy sprawy przyjmują poważny obrót, zapal jointa.

- W porządku. - Puścił rękę Blair. - Idę.

- Cześć. - Serena pocałowała go w policzek. Nate zaczerwienił się. Nie spodziewał się, 

że go dotknie. - Wyglądasz cudownie, skarbie - powiedziała ze śmiesznym, snobistycznym 

akcentem.

- Dzięki  - odparł Nate. Chciał włożyć  ręce do kieszeni, ale  jego smoking był ich 

background image

pozbawiony. Głupia sprawa. - Co porabiasz? - zapytał.

- W   zasadzie   to   olałam   to   przyjęcie   -   wyjaśniła   Serena.   -   Bawiłam   się   w   takiej 

zwariowanej knajpie na Brooklynie.

Nate uniósł ze zdziwieniem brwi. Ale z drugiej strony nic, co mówiła Serena, nie 

powinno go już zaskakiwać.

- Masz ochotę zatańczyć? - zapytała Serena. Zanim zdążył odpowiedzieć, zarzuciła mu 

ręce na szyje i zaczęła kołysać biodrami.

Nate spojrzał na Blair, która uważnie ich obserwowała, i zebrał się na odwagę.

- Posłuchaj, Sereno - powiedział, robiąc krok w tył i zdejmując jej ręce. - Naprawdę 

nie możemy... no wiesz... przyjaźnić się... tak jak to było kiedyś.

Serena wpatrywała się badawczo w jego oczy, próbując odczytać z nich, co naprawdę 

myśli.

- Dlaczego? - zapytała. - Zrobiłam coś?

- Blair to moja dziewczyna - ciągnął Nate. - Muszę... muszę być wobec niej lojalny. 

Nie mogę... naprawdę nie mogę... - przełknął głośno ślinę.

Serena objęła się ramionami. Gdyby tylko potrafiła go znienawidzić za to, że jest taki 

okrutny i słaby. Gdyby tylko nie był taki przystojny. Gdyby tylko go nie kochała.

- No cóż, w takim razie chyba nie powinniśmy dłużej rozmawiać - powiedziała. - Blair 

mogłaby się zdenerwować. - Opuściła ręce i szybko odeszła.

Kiedy przechodziła przez salę, napotkała spojrzenie Blair. Zatrzymała się, szukając w 

torebce dwudziestodolarówki, którą Blair zostawiła na stoliku w Tribeca Star. Chciała oddać 

jej te pieniądze. Jakby, jakimś cudem, mogła tym udowodnić, że nie zrobiła nic złego. Wtedy 

i nigdy. Ale znalazła tylko papierosy. Wyciągnęła jednego i włożyła do ust. Muzyka zrobiła 

się głośniejsza, wokół tańczyli ludzie. Serena czuła na sobie spojrzenie Blair i trzęsły się jej 

ręce, kiedy grzebała w torebce, szukając zapalniczki. Jak zwykle nie miała żadnej przy sobie. 

Potrząsnęła z irytacją głową i spojrzała na Blair. A potem, zamiast ciskać sobie wściekle 

spojrzenia, obie uśmiechnęły się.

Był to dziwny uśmiech i żadna z nich nie wiedziała, o co tej drugiej chodzi.

Czy Blair uśmiechała się, bo w końcu to ona zdobyła Nate'a, a na dodatek nadepnęła 

Serenie na odcisk? Bo wszystko poszło po jej myśli - jak zwykle?

Czy Serena uśmiechała się, bo czuła się niezręcznie i była zdenerwowana? A może 

uśmiechała się z zadowolenia, że nie zniżyła się do poziomu Blair, która rozsiewała wstrętne 

plotki i manipulowała Nate'em?

A może uśmiechały się ze smutkiem, że ich przyjaźń się skończyła?

background image

A może uśmiechały się, bo w głębi duszy obie wiedziały, że niezależnie od tego, co 

się dalej wydarzy - nieważne, w kim się zakochają czy też odkochają, jakie będą nosić ciuchy, 

jakie będą miały wyniki z egzaminów na studia, do jakiego college'u się dostaną - wszystko 

będzie dobrze.

Świat, w jakim żyły, potrafił o siebie zadbać.

Serena wyjęła z ust papierosa, rzuciła go na podłogę i zaczęła iść w stronę Blair. 

Kiedy znalazły się twarzą w twarz, wyłowiła z torebki banknot dwudziestodolarowy.

- Trzymaj - powiedziała, podając go Blair. - To twoje. - A potem bez słowa ruszyła 

dalej, zmierzając do damskiej toalety, żeby ochlapać sobie twarz zimną wodą.

Blair spojrzała na banknot i przestała się uśmiechać.

Przy drzwiach Rebecca Agnelli z Fundacji na rzecz Ocalenia Sokołów Wędrownych z 

Central Parku właśnie wkładała futro z norek, całując się na pożegnanie z Kati i Isabel. Blair 

podeszła do niej i wcisnęła do ręki banknot dzwudziestodolarowy.

- To na ptaki - powiedziała ze sztucznym uśmiechem. - I proszę nie zapomnieć swojej 

torby z prezentami!

Serena   odkręciła   kurek   i   bez   końca   spryskiwała   twarz   zimną   wodą.   Było   to   tak 

wspaniałe uczucie, że miała ochotę ściągnąć ciuchy i spryskać się cała.

Nachyliła  się  nad  umywalką,  osuszając  twarz.  Jej  wzrok powędrował  na  podłogę, 

gdzie   zobaczyła   parę   czarnych   butów   z   szerokimi   nosami,   frędzle   niebieskiego   szalika   i 

czarną damską torebkę.

Przewróciła oczami i podeszła bliżej.

- Chuck, to ty? - powiedziała do szczeliny pod drzwiami. - Kto tam jest z tobą?

Dziewczyna złapała z trudem powietrze.

- Cholera! - Serena usłyszała Chucka.

Chuck postawił Jenny na klapie sedesu w ostatniej kabinie i ściągnął jej sukienkę w 

dół,   żeby   dostać   się   do   tych   ogromnych   cycków.   Serena   pojawiła   się   w   najgorszym 

możliwym momencie.

Uchylił lekko drzwi kabiny.

- Odwal się - warknął.

W głębi Serena zauważyła małą Jenny Humphrey, z sukienką zrolowaną wokół pasa, 

jak przerażona obejmuje się ramionami.

Ktoś otworzył drzwi do toalety.

- Jenny! Jesteś tu?! - zawołał Dan.

background image

Serena nagle zajarzyła.  Jenny była  siostrą Dana. Nic dziwnego, że wydała mu się 

dziwna przez telefon. Prawie została zgwałcona przez Chucka.

- Tu jestem! - pisnęła Jenny.

- Wynoś się stąd - nakazała Chuckowi Serena, otwierając drzwi na tyle, żeby mógł 

wyjść.

Chuck przecisnął się obok niej, odpychając ją na drzwi kabiny.

- Błagam   o   wybaczenie,   zdziro   -   syknął.   -   Następnym   razem   poproszę   cię   o 

pozwolenie.

- Chwila, dupku - powiedział Dan, mierząc Chucka wzrokiem. - Co robiłeś z moją 

siostrą?

Serena  zamknęła  drzwi  do kabiny i  stanęła  za nimi,  czekając,  aż  Jenny zejdzie  z 

sedesu i poprawi się, zanim zobaczy ją jej brat. Słyszała, jak Jenny pociąga nosem.

- Pieprz się! - Chuck popchnął Dana.

- Sam się pieprz, Szalikowiec - odparł Dan. Nigdy wcześniej się nie bił. Ręce znowu 

zaczęły mu się trząść.

Serena

;  

nie cierpiała bójek. Były zupełnie bezsensowne, a walczący robili z  siebie 

ostatnich dupków.

- Hej, Chuck - powiedziała, szturchając go w plecy. Chuck odwrócił się. - Może sam 

się wypieprzysz? Wiesz, że nikt tego z tobą nie zrobi.

- Ty dziwko. Myślisz, że możesz sobie wrócić i odgrywać damę, po tym wszystkim, 

co robiłaś? Myślisz, że możesz strugać księżniczkę i mówić mi, żebym się pieprzył?

- A co ja takiego zrobiłam. Chuck? - zapytała Serena. - No powiedz, jak myślisz, co 

zrobiłam?

Chuck oblizał wargi i cicho się roześmiał.

- Co zrobiłaś? Wykopali cię z tej szkoły z internatem, bo jesteś zboczoną dziwką, 

która stawia kreski na ścianie nad łóżkiem w internacie po tym, jak prześpi się z chłopakiem. 

I   masz   weneryki.   Byłaś   uzależniona   od   różnych   dragów   i   uciekłaś   z   odwyku,   a   teraz 

rozprowadzasz własne prochy. Należałaś do jakiejś sekty, w której zabijają kurczaki. I masz 

pieprzonego bachora we Francji. - Chuck wziął głęboki oddech i oblizał usta.

Serena cały czas się uśmiechała.

Wow! Nie marnowałam czasu - powiedziała.

Chuck   zmarszczył   brwi.   Spojrzał   na   Dana,   który   stal   w   milczeniu   z   rękami   w 

kieszeniach i przyglądał się.

- Odpieprz się, Chuck - szepnęła Serena.

background image

Chuck wzruszył ramionami i chwycił butelkę wody Evian.

- Jak sobie chcesz, dziwko - rzekł, przeciskając się obok Dana do wyjścia.

- Wiem, że mnie kochasz! - krzyknęła za nim Serena.

Dan zapukał do drzwi kabiny.

- Jenny? Wszystko w porządku?

Jeszcze głośniejsze pociąganie nosem.

Jenny nie mogła nad sobą zapanować. Po prostu nie mogła uwierzyć, że ze wszystkich 

ludzi na świecie  to właśnie Serena van der Woodsen znalazła  ją w takim stanie. Serena 

musiała uważać, że jest naprawdę żałosna.

- Nic mi nie jest - odpowiedziała w końcu. Podniosła torebkę z podłogi i pchnęła 

drzwi. - Po prostu zabierz mnie do domu.

Dan objął siostrę ramieniem, a Serena wzięła go za rękę. Razem przedostali się przez 

tłum do wyjścia.

- Zaczekajcie! Wasze torby z prezentami! - krzyknęła Rain Hoffstetter ze swojego 

stanowiska przy głównych drzwiach. Wręczyła Serenie i Jenny po czarnej dużej torbie Kate 

Spade.

Dan otworzył drzwi i wybiegł na ulicę, żeby złapać taksówkę. Kiedy już mu się udało, 

najpierw wsiadła Serena, potem Jenny i w końcu Dan. Jenny rozstawiła stopy szeroko na 

podłodze   i   objęła   kolana,   pomiędzy   które   włożyła   głowę.   Serena   pogłaskała   jej   kręcone 

brązowe włosy.

- Najpierw wy jedźcie do domu - zaproponowała.

Dan spojrzał na Jenny. Potrzebowała się położyć.

- Dobra - zgodził się i podał taksówkarzowi ich adres.

Serena ciągle głaskała Jenny po głowie.

Wow! - powiedziała z ironią. - Nie miałam tylu wrażeń od czasu, kiedy opuściłam 

szkołę z internatem.

Dan wpatrywał się w nią szeroko otwartymi, ufnymi oczami.

- Więc te wszystkie historie... - spalił cegłę. - To znaczy, czy coś z tego zdarzyło się 

naprawdę?

Serena zmarszczyła brwi. Grzebała w torebce, szukając papierosa, ale ostatecznie się 

rozmyśliła.

- A jak ci się wydaje? - zapytała.

Dan wzruszył ramionami.

background image

- Uważam, że to stek bzdur.

Serena uniosła figlarnie brwi.

- Ale skąd możesz mieć pewność?

Siedziała z otwartymi ustami, których kąciki drżały, to unosząc się, to opadając. Jej 

niebieskie oczy zabłysły w światłach przejeżdżającego samochodu.

Nie, Dan nie mógł sobie wyobrazić, że mogłaby robić którąś z tych rzeczy, o które 

oskarżał ją Chuck. Mógł sobie wyobrazić tylko jedno: jak się z nim całuje. Ale na to jeszcze 

przyjdzie czas.

- Po prostu nie jesteś taka - powiedział.

Kąciki jej ust rozjechały się i znowu się uśmiechała.

- To dobrze. - Wzięła głęboki oddech i położyła głowę na oparciu siedzenia.

Dan położył swoją głowę obok jej.

- Tak, to dobrze - zgodził się, zamykając oczy.

Kiedy pędzili obok podświetlonych billboardów i jasnych świateł na Times Square, 

Serena   cały   czas   miała   otwarte   oczy.   Zawsze   uważała,   że   Times   Square   jest   brzydki   i 

przygnębiający w porównaniu z cichymi, wypielęgnowanymi ulicami w jej sąsiedztwie. Ale 

teraz te błyszczące światła, hałas i dym unoszący się z palenisk na rogach dały jej nadzieję. W 

ciemności taksówki sięgnęła po rękę Dana, w tej samej chwili on sięgnął po jej.

Nie mogła się doczekać, co będzie dalej.

background image

tematy    ◄    wstecz    dalej    ►    wyślij pytanie    odpowiedź

Wszystkie  nazwy   miejsc,   imiona   i   nazwisko   oraz   wydarzenia   zostały   zmienione   lub   skrócone,   po   to   by   nie 

ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Ale się wybawiłam na „Buziaku w usteczka”. Chyba zrzuciłam w tańcu z siedem kilogramów - nie 

żebym potrzebowała.

Nie muszę chyba mówić, że czuję się świetnie.

Na celowniku

B i N późną piątkową nocą idą do niego do domu. C włóczy się po Dziesiątej Alei, szukając szczęścia 

z dziewczynami z Jersey.  D,  J  i ich obleśny ojciec jedzą rodzinne śniadanie w sobotni poranek w 

taniej   restauracji,   gdzie   kręcili  Seinfeld,  V  wypożycza   horrory   ze   swoim   nowym   chłopakiem   z 

Brooklynu. S wręcza czarną torbę z prezentami Kate Spade bezdomnemu na schodach Met.

Wasze e - maile

P:

 Cześć P,

Chciałem ci tylko powiedzieć, że piszę na twój temat pracę

semestralną. Ty rządzisz!

Studencik

O:

 Cześć Studenciku,

Pochlebiasz mi. No to... jak wyglądasz?

P

PYTANIA I ODPOWIEDZI

Niby czemu martwić się o college? Zbyt dobrze się teraz bawię, żeby o tym myśleć. I jest jeszcze tyle 

pytań, na które trzeba znaleźć odpowiedź:

background image

Czy S i D zakochają się w sobie? Czy S nie zacznie rzygać jego sztruksami?

Czy  J  daruje sobie wytworne towarzystwo i eleganckie sukienki, a zamiast tego będzie się trzymać 

przyjaciół w swoim wieku (nawet jeśli nigdy nie dorównają jej z rozmiarem stanika)?

Czy V porzuci swój styl i zacznie ubierać się kolorowo? Czy zapuści włosy? Jak będzie się jej układało 

z tym barmanem?

Czy B i N będą razem?

Czy C przestanie napastować młode dziewczynki i przyzna, że jest dupkiem?

Czy S naprawdę nakręci film? Nigdy nie używała nawet polaroida.

Czy ludzie przestaną plotkować o wyżej wymienionych?

Mało prawdopodobne. Ja na pewno nie. Za duża frajda.

Do następnego razu.

Wiem, że mnie kochacie

plotkara


Document Outline