DoD, 33, XIV


XXXIII. Problem z szybkim końcem jest taki, że zawsze się dłuży.

W mieście było aż gęsto od plugawych demonów. Wojsk ludzkich było za mało by móc pokonać tak licznego wroga, nie byli w stanie nawet go wypchnąć poza mury miasta. Powoli w ludzie serca zaczynała wkradać się panika i zwątpienie. Świt nie nadchodził, piękny złoty smok, który ratował miasto został zaatakowany deszczem strzał i teraz pojawiał się z rzadka i tylko na chwilę, Książe Philionel został wyciągnięty poza mury miasta a nawoływania Zelgadisa stawały się coraz słabsze. Poddano już szańce i zapewne ludzi ogarnęłaby zupełna rozpacz gdyby nie czysty i potężny jak spiżowy dzwon dźwięk, który napłynął do ich uszu razem z powiewem rześkiego wiatru. Wszyscy walczący zamarli wsłuchani w ten piękny, ale i groźny dźwięk, tak, że nagle zapadła zupełna cisza a później rozbrzmiała cudowna pieśń unosząca się nad wzgórzami otaczającymi Sailune. Amelia, która wciąż broniła zamku, rzuciła się w stronę murów i stamtąd dostrzegła ogromne wojsko, zajmujące całe dwa wzgórza, mieniące się w pierwszych promieniach słońca złotem i klejnotami. Ponownie rozległy się rogi, lecz tym razem był to sygnał do ataku. - SusArawi…-Szepnęła do siebie widząc jeźdźców skąpanych w czerwonej poświacie słońca i klejnotów, mknących na wroga. - SusArawi!!!- Krzyknęła w stronę miasta. Naraz podjęto ten okrzyk i po chwili dało się słyszeć głośne wiwaty „Akkara!!!” lub „SusArawi!!!” Poczym zaczęto walczyć z wrogiem z nowymi siłami, o których żołnierze nawet nie wiedzieli.

Najpiękniejsza i najgroźniejsza armia tego świata ustawiała się w równych szeregach na wzgórzu, wystawiając najdzielniejsze oddziały z przodu i groźnie potrząsając długimi kopiami. Wśród demonów zawrzało, ciemna jednolita masa zaczęła wycofywać się z miasta i przyjmować pozycje obronne.

Stworzyć ogromny wybuch przy pomocy fuzji. W jednej sekundzie wymieszać całą swoją moc z jej… To rzeczywiście był jedyny sposób by konać taką ilość demonów i byłby to dobry plan, gdyby nie pewien szkopuł. Takie wymieszanie mocy zabije ich na miejscu, oboje. A w przeciwieństwie do kapłana Filia bała się umierać, nie chciała być egoistką, ale tak potwornie się bała.

Z oddali rozbrzmiały trąby, znak, że Akkara ruszyła do walki. Mieli już zaledwie parę minut by im pomóc.

Zelgadis właśnie dawał sygnał do odwrotu, gdy, nad zamkowymi wieżami pojawiły się dwie małe postacie a ich przybyciu towarzyszył głuchy dźwięk sprawiający, że ziemia drżała pod stopami. Nagle pojawił się słup mdłego, delikatnego światła a chwilę po tym wszyscy usłyszeli krzyk Zelgadisa nakazującego ludziom zakryć oczy. Wielu chodź zaskoczonych posłuchało tego niecodziennego rozkazu(i dobrze) i padło na ziemię zasłaniając głowy.

Słup światła znikł a nad polem bitwy zaległy nieprzeniknione ciemności i cisza. Wtem, gdzieś z przestrzeni dało się słyszeć szept a potem błysnęło oślepiająco białe światło zlewające całą równinę gęstą poświatą tak jasną, że oświecała nawet najciemniejsze miejsca, które nigdy jeszcze nie oglądały słońca. Wybuchowi towarzyszyły wrzaski demonów i niektórych ludzi..

Gdy walczący odsłonili oczy zwęglone szczątki większości demonów opadały na ziemię. W śród nich dało się rozpoznać także spopielone ciała ludzi, byli to ci, którzy nie zasłonili oczu.

Z przeciwnej strony tętn koni i krzyki ludzi, które zastąpiły pieśń. Książe Astat wyjechał z sztandarem* do miasta tworząc tym samym miejsce do walki pozostałych wojsk. Byli uratowani.

Przynajmniej na jakiś czas.

Lina zastygła w bezruchu wpatrując się w czerwone ślepia czające się w mroku, gdy nagle Shinigami ponownie się odezwała.

Cała ziemia zadrżała od huku. Zelgadis schował miecz i spojrzał na niebo. Nie było już czarne. Nie było nieba, tylko było nic. Żadnego koloru, chmur, po prostu brakowało czegoś- niebo już nie istniało. Chimera zamknęła oczy i uśmiechnęła się do siebie.

„Umarłam”

„ Moje ciało mnie nie słucha, nie czuję bicia własnego serca”

„Nie to nie śmierć, śmierć ostrzejsze ma kły”

„Otwórz oczy”

„No zrób coś ze sobą! Jesteś w końcu Liną Inverse!”

Lina Invere powoli otworzyła oczy. Nie myliła się, to jeszcze nie była śmierć. Było gorzej…uratowała plany własnego świata, ale wpadła z nimi do utylizatora. Ścisnęła podarte i pomięte kartki niczym najdroższy skarb i rozejrzała się. Na nic się to zdało, bo tutaj nie było nic. Czuła się jakby oślepła.

=========================================================================

* * * * *

M

iała wrażenie że umarła. Znowu. Była pewna, że nie żyje, że Maut owszem odstawiła ją na ziemię, ale martwą. Przecież nie zaznaczyła w umowie, że chce żyć. Czyli była martwa. Bo tylko zmarli mogą czuć taki spokój. Taką radość. Uśmiechnęła się do samej siebie… Jak dawno nie wygrzewała się w promieniach słońca? Pół roku? Rok?

Zaraz, zaraz.

Czy zmarli mogą wygrzewać się w słońcu? I czy zmarli mogą czuć powiew letniego wiatru na twarzy, słyszeć szum drzew i czuć zapach młodej trawy? Nie była do końca pewna, z tego, co wiedziała, sztywniaków się zakopuje.

Może warto by otworzyć oko i sprawdzić czy żyje? Ale przecież to może poczekać.

Delikatny ciepły wiatr przyniósł zapach świeżego jabłka i sprawił, że Lina zmieniła zdanie. Tak, jedzenie to jedyna rzecz, która nie może czekać.

Zerwała się i przez chwilę nie mogła uwierzyć własnym oczom!

Widziała Słońce! I błękitne niebo! Był piękny letni poranek, a przed nimi błyszczały w słońcu białe resztki Sailune. Ale nie to było najpiękniejsze. Najwspanialszą rzeczą, jaką mogła zobaczyć to pięć sylwetek siedząca nieopodal na trawie i wpatrująca się przed siebie. Wstała powoli tak by nic nie usłyszeli i podeszła do nich. Każde z nich milczało. Amelia, Zelgadis, Xellos, Filia i Goury. Nikt się nie odzywał.

Zrobiła jeszcze krok, gdy pod jej nogami trzasnęła sucha gałązka, na której dźwięk wszyscy się odwrócili.

Dziewczyny rzuciła się na nią cała reszta, przewracając ją na trawę i śmiejąc się bez wyraźnego powodu. Lina nie pamiętała, kiedy ostatni raz była tak szczęśliwa jak wtedy, gdy z piątką swoich przyjaciół spędziła całe popołudnie a pewnym zielonym pagórku, w cieniu drzewa i pierwszy raz od roku nie przejmowała się niczym.

Zerowej szansy na przeżycie.- Zakończył swoją opowieść Xellos, który wyglądał na trochę zawiedzionego faktem, iż żyje.

„Nawet nie próbuj kończyć” a potem Filia zdzieliła Xellosa, za to, że ją przedrzeźnia.

Zachodziło już słońce i robiło się coraz chłodniej, gdy wreszcie udało im się opuścić pagórek, na którym spędzili cały dzień. Goury, Lina i Amelia pobiegli przodem, Xellos też dosyć szybko biegł, ale tylko, dlatego, że właśnie zdenerwował Filię. Zelgadis zarzucił miecz na ramię i już miał ruszyć za przyjaciółmi, gdy nagle ujrzał w oddali trzy ludzkie sylwetki i jednego konia, w którym rozpoznał Undis.

Jak miała to w zwyczaju? Zwiesiła głowę i rozpłynęła się w wieczornych mgłach, które zalewały równiny. Zelgadis uśmiechnął się do siebie i ruszył za przyjaciółmi. W końcu, Undis nigdy do końca nie dała się oswoić. Przyśpieszył kroku i dogonił przyjaciół.

Tak jak przewidziała Filia, powrót do stolicy oznaczał obowiązki. Tak naprawdę powrót składał się z samych obowiązków. Wszystko, od murów zaczynając a na sprawach politycznych kończąc, było w gruzach. Mimo tego, że sporo budynków było w dobrym stanie, miasto wymagało pracy wielu ludzi by przywrócić je do odpowiedniego stanu i uprzątnąć. Pracowali wszyscy, no prawie wszyscy, bo Xellos i Filia pomóc nie chcieli twierdząc, że nie mogą. Oczywiście było to wierutną bzdurą a prawda była taka, że mieli sporo radości z obserwowania wysiłków ludzi. Całe szczęście nawet bez ich pomocy Sailune wracało do dawnej świetności w rekordowo krótkim czasie. Większy problem stanowiły sprawy polityczne, które naprawdę się skomplikowały z powodu śmierci księcia Philionela, który na swoje nieszczęście poległ w walce w terminie, którego nie uwzględniała gwarancja Maut. Następczynią tronu była oczywiście Amelia, ale koronacja wymagała uruchomienia wielu skomplikowanych procedur i obecności najważniejszych osobistości w kraju. A jak na nieszczęście brakowało wszystkiego, czego by wyżej wymienione procedury mogły wymagać. Kapłanów, parlamentarzystów, pech chciał, że katedra była w opłakanym stanie i nawet koronę wcięło. A na domiar złego doradcy uparli się, żeby Sailune stało się za jednym zamachem z księstwa królestwem, co jak powszechnie wiadomo do rzeczy prostych nie należy-raczej do tych zawiłych.

Wojska sojuszników stacjonowały pod murami Sailune jeszcze przez parę dni, więc i to stanowiło nie lada problem, zwłaszcza dla mieszkańców, którzy właśnie te wojska wykarmić musiały. Problem był też z Akkarą, bo ta nalegałaby w tej chwili utworzyć unię, więc dodatkowo Amelia gościła Astata i Fern i cały ich przeciętny inaczej dwór. Jednym słowem wszystko, ale to wszystko trzeba było zorganizować, przygotować, wykonać, zatwierdzić i Bogowie sami wiedzą, co jeszcze.

Z tego też powodu przyjaciele rzadko widywali Amelię, Zelgadisa i Linę. Dwójka przyjaciół pomagała dziewczynie w załatwieniu wszystkiego w jak najkrótszym czasie. Xellos, Filia i Goury uznali, ze zostaną w mieście do koronacji Amelii a potem razem, z Zelem i Liną pójdą odprowadzić Filię.

Kapłani przechadzali się całymi dniami po białym mieście, czasami pomagając czasami wręcz przeciwnie. Owo wręcz przeciwnie niestety zdarzało się coraz częściej, więc większość dni Xellos i Filia spędzali na pagórku położonym niedaleko miasta, w cieniu liści starego dębu.

Niestety szczęśliwe dni w Sailoon szybko mijały, może nawet za szybko? Miasto już ledwo pamiętało, że jeszcze dwa miesiące temu było ruiną. Teraz ponownie dumnie górowało nad zielonymi równinami, świecąc bielą jeszcze czystszą niż poprzednio. Promienie słońca oświetlały mury tak, że blask Sailune widać było w promieniu wielu kilometrów. Miasto odżyło, wokół pojawiały się nowe wsie, zagrody, budowano kolejne drogi no i ku powszechnej radości gawiedzi(tj. Liny i Gourego) zajazdy. Dział się istny cud odbudowy, więc mówiono nawet, że sami bogowie pomagają ludziom. Wszystko wracało do starej, dobre, rozwleczonej i nudnej normy. I nawet kryształ zniknął, więc ludzie już mieli pełne prawo by już zapomnieć. Wszystko rosło znacznie wspanialsze i zdrowsze niż poprzednio, budowle były ładniejsze, drogi nowsze tak, więc ogólna radość nie ustawała już od dłuższego czasu i zmywała wszystkie nieprzyjemne wspominania.

Jedynie Xellos i Filia przyglądali się temu wszystkiemu ze swego rodzaju rozżaleniem i rezerwą, bo oni już o przeszłości nie potrafili zapomnieć. Przechadzali się uliczkami miasta, wspominają, rozmawiając i tak jak mają to w zwyczaju wieczni, obserwując. Nie rozmawiali ani dużo ani często, po tym wszystkim, co przeszła cała szóstka, nie musieli. To tak jak w tym przysłowiu z dwoma łysymi końmi.

Pewnego razu Lina, w poszukiwaniu Filii i Xellosa zapuściła się aż do najstarszych części miasta, i tam właśnie zastała parę kapłanów przy fontannie. Z początku nie bardzo mogła uwierzyć własnym oczom i sądziła, że się pomyliła, lecz gdy podeszła bliżej przedziwny obraz, który ujrzała okazał się być prawdą.

Filia i Xellos siedzieli na kamiennej ławce, spokojnie, oparci o siebie plecami każde zbyt zajęte własnym interesem by zwracać na siebie jakąś szczególną uwagę. Wiedźma zaśmiała się widząc ich tak niecodziennie pogodzonych ze sobą nawzajem.

Koronacja Amelii odbyła się wyjątkowo na największym dziedzińcu całego Sailune a nie w katedrze(łatwo się domyślić, że nie zdążono z odbudową). Na ceremonię ściągnęli ludzie ze wszystkich wsi i miast świata wewnętrznego, a nawet z niektórych pobliskich miasteczek świata zewnętrznego tak, więc Sailune przypominało puszkę sardynek. Wielu przybyszy wdrapywało się na drzewa i żeliwne latarnie by móc lepiej przyjrzeć się ceremonii.

Dzień koronacji był piękny, słoneczny i wietrzny. Chłodny północny wiatr zapowiadał rychłe nadejście jesieni i zrzucał już pierwsze liście z drzew ścieląc je czerwonym dywanem na dziedzińcu.

W tej scenerii zebrał się tłum poddanych czekających na odprawienie krótkiej mszy, po której miała nastąpić koronacja. Pojawieniu się królowej towarzyszyły głośne fanfary oraz rozentuzjazmowane krzyki tłumów. Amelia ubrana w białą suknię na oczach tysięcy poddanych szła powoli w stronę, Xellosa i Filii, którzy trochę zdezorientowani trzymali razem koronę i z kwaśnymi minami obserwowali jak ludzie milkną czekając na koronację. Flagi z godłem Sailune łopotały na wietrze, kiedy księżniczka pochyliła głowę przed parą kapłanów. Zapadła głucha cisza, gdy uniesiono klejnot do góry. Korona założona przez demona i boga miała symbolizować czasy pełne pokoju, szczęścia i harmonii. Złoto zalśniło w słońcu, gdy Xellos z Filią wypowiadali znane im tylko starożytne błogosławieństwo nad koroną by po chwili, na oczach tysięcy ludzi, złożyć ją na głowie księżniczki. Sailune miało królową. Amelia westchnęła i podniósłszy się z kolan zwróciła się do swoich poddanych w napięciu czekających na jej słowa.

Jednak nagle coś kazało jej przerwać. Zawahała się obserwując twarze wszystkich poddanych i zdając sobie jednocześnie sprawę, jaki obowiązek na niej spoczął. - Kiedyś nadejdzie taki dzień… - Zaczęła zastanawiając się po raz pierwszy w życiu nad sensem wypowiadanych słów - Kiedyś najedzie taki dzień, gdy człowiek będzie wreszcie w zgodzie żył z samym sobą… i z innymi.
Kiedyś nadejdzie taki dzień, gdy wolny będzie dla wolności żył pojednany z braćmi swymi.
Gdy przez wzajemną zgodę mądry ład obdarzy wszystkich nas prawami, by wreszcie wolnych ludzi wolny świat mógł stać się między nami. I w wolnym świecie, chociaż ludzie są różni na ciele i duszy wzajemna równość da im siłę swą mocy ich praw nic nie skruszy. Zapracujmy razem na taką przyszłość.- Powiedziała ze spokojem i wiarą we własne słowa. Gdy słowa królowej umilkły

Rozległy się oklaski i wiwaty. W ten oto sposób zaczęły się nowe rządy ludzi, oznaczające nowe przymierza, nowe możliwości i nowe perspektywy. Wiek, który miał nastąpić później został nazwany złotym i nawet wiele lat później, dziękowano bogom za to, że pozwoli na życie w czasach, które wcześniej przeklinano.

Wiele dni hucznie świętowano zwycięstwo, koronację oraz zawarte przymierza. Jednak w ostatni tydzień lata wyprawiono Ostatni Bal, będący uhonorowaniem pamięci wszystkich, którzy polegli w walce o uratowanie Wszechziemi i jednocześnie pożegnaniem wszystkich gości, bowiem wreszcie nastał czas pożegnań i odjazdów.

W dzień balu Filia spakowała już swoje rzeczy, ponieważ następnego dnia opuszczała, Sailune. Musiała zebrać wszystko, co przez trzy miesiące pobytu w białym mieście, zdążyła porozrzucać po pokoju. Jak to z przedmiotami bywa, wiele z nich przywoływało różne wspomnienia, miejsca, ludzi a także okoliczności? Właśnie siedziała obracając w palcach podarunek od Starca z Wędrownej Góry, gdy do jej pokoju wpadła Lina.

Poszukiwania a Filia wciąż siedziała na łóżku nie mogąc pojąć tego jak wszystko szybko się zmieniło. Jeszcze parę miesięcy ratowali świat, a dziś…rozmawiali o zagubionej szczotce do włosów. To, co teraz się działo, przypominało opuszczanie wyjątkowo długich i niebezpiecznych kolonii. Wiesz, że niedługo pożegnasz się z ludźmi, których być może nigdy więcej nie spotkasz, a z którymi połączyły cię wspólne przygody i przeżycia. Wiesz, że zostawisz ludzi, których pokochałeś. Nie chcesz tego a jednak powoli pakujesz się, starając się przypomnieć sobie każdy dzień, jaki z nimi przeżyłeś, złapać go w dłonie, lecz, niestety…wspomnienia są jak woda,, przeciekają przez palce. Znowu ktoś wtargnął do jej pokoju, tym razem była to Amelia.

Przymierzyła ją szybko i w momencie, gdy zobaczyła swoje odbicie, doszła do wniosku, że będzie w niej spała. Czasami miała wrażenie, że los ją okaleczył, jeżeli chodzi o piękne stroje. Ładnych sukienek nie miała nigdy, a jak już coś dostała to zaraz to niszczyła. Przyglądając się swojej nowej bladobłękitnej sukni, doszła do wniosku, że prędzej zginie niż ją zniszczy. Uśmiechnęła się zalotnie do swojego odbicia i poprawiła włosy. W tym czasie Lina spokojnie upinała fryzurę, gdy nagle do jej pokoju zwaliła, dosłownie zwaliła, bo wpadli przepychając się przez próg, się jej trójka przyjaciół. Znaczy... Goury, Xellos i Filia.

Tego wieczora tak jak rok wcześniej w Wielkiej Sali zebrały się wszystkie ważniejsze osobistości całego wewnętrznego i tym razem też zewnętrznego świata. Tak, więc pojawili się nie tylko Astat z Fern, ale też przedstawiciele z gildii kupców, Jamy Baltazara, Alware, Smoki a nawet Shinigami w towarzystwie swojej pracodawczyni(tych dwóch Lina i Goury unikali jak ognia). Sala była wypełniona samą śmietanką towarzyską, królewską oraz elitą bohaterów z Liną Inverse na czele. Jedynie Xellos i Filia się nie pojawili, chociaż wcześniej wszystko wskazywało na to, że przyjdą. Dopiero po wielu godzinach Lina zauważyła, że włóczą się po parku ignorując zarówno siebie jak i resztę świata.

Sam bal, łatwo się domyślić, udał się i bez towarzystwa pary kapłanów a zabawa upłynęła na licznych toastach, powieściach i tańcach. Orkiestra łaskawie nauczyła się w ciągu tego roku czegoś innego niż walc, więc teraz repertuar popisowych numerów rozszerzył się do paru nowych układów, których i tak nikt nie potrafił zatańczyć i wszystko trzeba było wymyślać od podstaw.

W pewnym momencie bal został przerwany przez jakiś nieziemski huk. Dźwięk przypominający walkę na miecze, kłótnię Xellosa i Filii, walce się domy i ryki bawołów jednocześnie, dobiegał z końca sali.

- I to jest muzyka!- Krzyknęła Śmierć, poczym krzyknęła „pogo!!!” I rzuciła się na Shinigami. Ku ogólnemu zdziwieniu zarówno muzyka jak i taniec spotkały się z wielkim uznaniem ze strony tłumu i już po chwili wszyscy skakali w rytm muzyki popychając się nawzajem i tworząc niebywałe zamieszanie. Huk i raban, jaki dochodził z sali zaciekawił nawet Filię i Xellosa i po chwili para kapłanów pojawiła się w drzwiach sali ze zdumieniem patrząc na rozradowany tłum szlachciców, królów, książąt oraz innych gości skaczących opętańczo do rytmów szalonej muzyki.

Xellos podszedł do stołów w poszukiwaniu jakiejś cieczy zdatnej do picia, gdy nagle jego uwagę przykuł maleńki woreczek leżący na stole. Podszedł bliżej i obejrzał uważnie z każdej stron… niewątpliwie była to herbata. I to nie byle, jaka herbata. Gestem przywołał Filię i pokazał znalezisko, jednak, gdy już sięgali po woreczek, ten odskoczył.

Amelia podeszła do barierki oddzielającej dróżkę od stawu i wyciągnęła rękę z herbatą tuż nad wodą. Xellos szybko podszedł do Filii i ją objął pochylając się powoli i nagle Filii do głowy przyszedł świetny pomysł. Kątem oka widziała jak Amelia wytrzeszcza oczy z niedowierzania…ale co tam. Niech wie, co potrafią zrobić dla herbaty.

Lina.

- A przed chwilą mówiłaś, że jestem dobrą aktorką.- Mruknęła pod nosem Filia.

- Udawaliście. To jasne jak Słońce. Każdy potrafi pocałować w kącik ust. To się nie liczy.- Powiedziała Lina ciesząc się wrażeniem, jakie wywierają na kapłanach jej słowa. Xellos i Filia dalej stali obok siebie gapiąc się gdzieś nad ramieniem Liny. Ani jedno ani drugie nie miało najmniejszego zamiaru się całować. No gdyby naprawdę miały od tego zależeć losy świata to może…ale nie w takich okolicznościach przyrody, na bogów? Całować się nie dość, że z wrogiem, który jest twoim mentalnym bliźniakiem to i jeszcze mieć widownię w postaci Liny Inverse? Nie tak to się nie da. Jeszcze raz popatrzyli na królową, lecz ta niewzruszona podchodziła coraz bliżej barierki. Na twarzach pary kapłanów odmalowała się rozpacz i nagle Amelia przystanęła ze zdumienia.. W jej mniemaniu trzeba było być nienormalnym, żeby pocałować wroga dla herbaty a oni to robili...Znaczy zamierzali to zrobić, w każdym razie nie mieli innego wyjścia, bo Lina wisiała nad nimi kontrolując całą sytuację. Filia czuła jak serce wali w jej piersi jak oszalałe. Xellos doskonale wiedział, co się dzieje, gdy robi coś wbrew woli tej dziewczyny, a właśnie robił. Sam skazywał siebie na powolną śmierć. Ostrożnie objął smoczycę jednocześnie przyrzekając sobie, że nigdy więcej nie skłamie dla worka herbaty. Poczuł jak powietrze wokół niego gęstnieje i robi się gorące. Kapłanka zamknęła oczy oczekując na najgorsze i zacisnęła mocniej dłonie na ramionach(nazwijmy to poetycko) towarzysza niedoli, wzięła głęboki oddech starając się uspokoić, zadarła głowę do góry i nagle wiatr przyniósł słodki delikatny zapach bzów. Dziewczyna poczuła jak oczy nabiegają jej łzami.

W tym samym czasie, gdzieś na sali Goury właśnie nakładał sobie na talerz kolejną porcję ciast, gdy zauważył kroczącą ku niemu wściekłą Linę.

Lina niestety nie mogła się przepchać przez tłum, więc nie dowiedziała się, co zdenerwowało demona i smoka. A szkoda, bo mieli powód do złości.

Dalsza część balu upłynęła w prawie nie zakłóconym porządku. Amelia gdzieś wyparowała i nikt nie mógł jej znaleźć. Socki i Shinigami zaczęły się kłócić o Dynasta, który niepewnie próbował zwrócić uwagę, że nie jest przedmiotem, o który można walczyć, i nigdy nie będzie, ale nikt go nie słuchał. Lina pożarła resztę ciastek- Goury tym razem tylko się przyglądał. Pod koniec bogowie, czyli Dynast, Delphin, Socka i Sinigami gdzieś wyparowali, twierdzili, że idą na prawdziwą zabawę, więc bal zaczął trochę umierać. Nad ranem po sali wciąż kręciły się jakieś niedobitki a .Zelgadis szukał Amelii.

Filia wyszła na Księżycowy Pawilon, najwyższy punkt w zamku a za razem w mieście, niewielkie miejsce głównie służące do wywieszania flag. Trudno było się dziwić jej decyzji, jako smok preferowała duże otwarte przestrzenie a nie ciasne sale balowe, w których czuła się jak w klatce. Przysiadła na jednej z krawędzi i patrzyła na rozgwieżdżone niebo. Uśmiechnęła się do siebie ciesząc się krótką chwilą samotności-, jeżeli i tej nocy dopisze jej szczęście nagle połowie jej przyjaciół przypomni się, że warto by odwiedzić zamkowe Pawilony i nici z jej planów. Po raz pierwszy w życiu chciała mieć pecha. Ale pechowi czasami trzeba dopomóc.

Mianem sztandaru określa się niewielki zastęp niosący sztandar...Jednym słowem nie traktować tego dosłownie, Astat nie woził ze sobą flagi, jego ludzie robili to za niego.




Wyszukiwarka