Podróż zwana życiem, Podróż zwana życiem 1, Mii podniosła głowę znad książki


WSTĘP:

To mój pierwszy czysto Slayersowy fanfik, dlatego może być średniej jakości. Na początek kilka wyjaśnień. Akcja dzieje się po zakończeniu serii Try, jednak nie ma Valgaava (przynajmniej na razie), a Filia nie prowadzi sklepu z antykami. Może później jakoś do tego nawiążę. Po drugie: nie byłam pewna, ile czasu Zel spędził pod postacią chimery-siedzę w temacie Slayers dość krótko-więc strzeliłam taką ładną okrągłą datę (zob. część 2). I ostatnie: najmocniej przepraszam wszystkich miłośników Xella i Filii za to, co zrobiłam im na początku opowiadania. Sorry, ale miałam paskudny humor (buda+młodszy braciszek+parę innych spraw: m.in.miesięczny czas) i musiałam się jakoś wyładować. Wszystkie opinie(np. bluzgi i pochwały-dobra z tymi ostatnimi to był żart) przysyłajcie na adres daggol@op.pl

KONIEC WSTĘPU

-Nie! Odejdź!

Szeroko otwarte oczy mężczyzny wpatrzone były w kulącą się pod ścianą blondwłosą kobietę. Jej strach smakował mu jak nigdy. Na jego wargi wypełzł okrutny uśmiech, a w dłoniach zaczęły tworzyć się dwie kule czarnej energii. Rosnące przerażenie kobiety potęgowało jego rozkosz. Wycelował kule prosto w pierś skulonej postaci. Nagle przyszła mu do głowy jakaś myśl. Rozproszył energię, podszedł do kobiety i chwytając ją za brodę zmusił do spojrzenia mu w oczy.

-Nie bój się-wyszeptał. Na dźwięk jego metalicznego głosu ofiarą wstrząsnęły dreszcze.-Nie zabiję cię-po chwili dodał-To byłoby zbyt proste.

Puścił ją, wstał i odszedł kilka kroków. Kobieta wykorzystała to, że stał do niej plecami i zaczęła czołgać się do tyłu, chcąc odejść jak najdalej od swego prześladowcy. Jednak po dwóch czy trzech metrach tej "ucieczki" mężczyzna odwrócił się. Jego ametystowe tęczówki lśniły złowieszczo. Oczy kobiety powędrowały w dół, próbując odkryć pomysł mężczyzny. Jego dłonie zatrzymały się w okolicach bioder. Po chwili zrozumiała, że próbował rozpiąć pas. Już wiedziała, o co mu chodzi. Choć strach ją paraliżował, zaczęła się cofać i przez ściśniętą krtań wyszeptała:

-Nie...błagam, tylko nie to...

Mężczyzna dostrzegł jej ruch i niedbałym gestem wyciągnął dłoń w stronę swej ofiary. Energia przyszpiliła kobietę do podłogi. Blondwłosa niewiasta nie mogła nawet ruszyć głową, by odwrócić twarz od swego prześladowcy. Musiała przyglądać się jego przygotowaniom. A jemu jej cierpienie dawało niewyobrażalną wprost rozkosz, dlatego się nie spieszył. Robił każdy ruch z namaszczeniem, z jakim kapłan szykuje się do złożenia ofiary. Nagle przerwał. Przez chwilę przyglądał się oczom kobiety, w których przerażenie mieszało się ze zdziwieniem. Sięgnął dłońmi do peleryny. Powoli ją rozpiął, zdjął z ramion i rozłożył na ziemi, bardzo długo i starannie wygładzając wszystkie fałdy. Chciał przeciągnąć męki kobiety jak najdłużej. Wiedział, że rzucone zaklęcie nie pozwoli jej stracić przytomności. Niespiesznym krokiem zbliżył się do swojej ofiary, wziął ją w ramiona i przeniósł na pelerynę. Gdy trzymał ją na rękach, poczuł płynące od niej obrzydzenie i odrazę. Już od dawna nikt nie raczył go tak silnymi negatywnymi uczuciami. Zamknął oczy. Kobieta odetchnęła z ulgą. Jakby to, czy ma otwarte oczy, cokolwiek znaczyło. Po jej głowie kołatała się tylko jedna myśl "Powiedz, że to był tylko żart...Okrutny, ale tylko żart...Że tak naprawdę nie chciałeś tego zrobić..." Leniwie podniósł powieki. W oczach kobiety zagasła ostatni iskierka nadziei. On nie żartował. Naprawdę chciał ją zranić.

Mężczyzna wrócił do przerwanej czynności. Zdjął rękawiczki i położył je na parapecie. Otworzył okno i wciągnął w płuca świeże powietrze. Słońce powoli zbliżało się do zenitu. Przez chwilę rozkoszował się rześkim dniem i obmyślał kolejny ruch. Chciał upokorzyć ją jak najbardziej, by sprawić jej jak największy ból. Wreszcie postanowił. Przesunął pelerynę z leżącą na niej kobieta pod okno i pozwolił promieniom słońca igrać po jej twarzy. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, że przez krótką chwilę miał ochotę zdjąć z niej zaklęcie, by mogła choć spróbować się bronić. Otrząsnął się jednak. "Później. Jeszcze nie czas" pomyślał.

Zaczął rozpinać koszulę; powoli, guzik po guziku. Wreszcie zdjął ją, odsłaniając muskularny tors. Złożył ją starannie i położył obok rękawiczek. Rozpiął pas do końca zwinął go i również położył na parapecie. Zsunął buty i ustawił je równo pod ścianą. Pod bosymi stopami czuł chłodną podłogę. Jego ruchy wciąż były powolne i pełne namaszczenia.

Zbliżył się do leżącej kobiety. Pogładził ją po policzku. Napłynęła ku niemu fala odrazy i myśl "Rób, co chcesz i odejdź, błagam! Nie przeciągaj tego!" Uśmiechnął się. Pstryknął palcami i z pokoju zniknęły wszystkie meble. Został tylko wygodny fotel. Mężczyzna usiadł na nim, a w jego palcach pojawiło się zapalone cygaro. Zaciągnął się i popatrzył z bezlitosnym błyskiem w oku na kobietę. "Błagam, zrób to już! Nie przeciągaj!...błagam..." Jej upór powoli topniał. Wreszcie cygaro wypaliło się do końca, a wraz z nim jej wola walki. Poddała się. Czuł to. Gdy tylko wstał, fotel i niedopałek cygara zniknęły. Byli teraz w zupełnie pustym pokoju.

Przyklęknął obok kobiety. W jej oczach szkliły się łzy bezradności. Powoli zaczął rozpinać jej sukienkę. Uniósł lekko jej ciało, by łatwiej zsunąć szatę z ramion. Dwa strumyczki łez spływały bezgłośnie po jej twarzy. Nie zwracał na nie uwagi. Zdjął suknię do końca, złożył i położył obok swojego ubrania. Znów pochylił się nad kobietą. Otarł dłonią jej łzy. Przez moment w jego głowie pojawiła się niepokojąca myśl "Co ja robię? Dlaczego ona..." Po chwili otrząsnął się. Musiała cierpieć. Zdjął jej rękawiczki i położył je na sukni. Potem zsunął jej buty i ustawił obok swoich. Chwilę później ułożył na sukni pończochy. Zdjął część zaklęcia na tyle, by kobieta mogła usiąść. Czekał na jej reakcję. Nie było żadnej. Zrezygnowała już z walki. Było jej obojętne, co się z nią stanie, chciała tylko, by ten koszmar skończył się jak najszybciej. Pomógł jej usiąść i przyklęknął za jej plecami. Poddawała się obojętnie jego dłoniom. Powoli, delikatnie rozsznurowywał jej gorset, każdym ruchem pieszcząc obnażone ciało. Wreszcie skończył i gorset wraz ze zdjętą chwilę później halką trafiły na parapet. Jeszcze raz sięgnął do jej umysłu chcąc poznać myśli. Wciąż te same słowa "Błagam, kończ...zrób to jak najszybciej...kończ już..." Spojrzał na nią. Leżała u jego stóp naga i całkowicie bezbronna. Nie była w stanie wykrztusić z siebie choćby jednego słowa. Tylko po jej policzkach spływały łzy. Znów poczuł niepokój. Przez moment miał ochotę zniknąć jak najszybciej; odejść, by nie przysparzać jej więcej bólu i upokorzeń. Szybko jednak wyrzucił z głowy tę myśl.

Nadszedł czas na dokończenie przygotowań. Widząc, że kobieta nie będzie próbować ucieczki, zdjął z niej zaklęcie. Skuliła się, chcąc odgrodzić się od niego. Pozwolił jej na to. Niech ma dla siebie te ostatnie chwile. Przez chwilę smakował jej uczucia. Wśród odrazy, obrzydzenia i strachu pojawiła się nienawiść. Ale nie do niego. Kobieta nienawidziła samej siebie za ogarniającą ją obojętność, za brak woli walki. Czuł, że kobieta jest u kresu wytrzymałości. Wysłał jej myśl "Nie bój się. Jeszcze trochę, a potem...zobaczymy..." Stał nad nią jeszcze przez jakiś czas. Wreszcie przykucnął i delikatnymi ruchami ułożył ją znów na wznak. Miał wrażenie, że w głębi jej oczu rozbłysła na nowo iskierka nadziei.

Wstał i zaczął rozpinać spodnie. Zsunął je, poskładał starannie i położył na koszuli. Był prawie nagi, miał tylko przepaskę na biodrach. Przykucnął u jej stóp. Pokręciła z przerażeniem głową. Widział, że próbowała coś powiedzieć. Przepaska zniknęła z jego bioder. Z ust kobiety wydobył się rozpaczliwy krzyk:

-Nie, Xell! Błagam, nie rób tego!

CDN...

Czy Xell to zrobi?

Dlaczego ma otwarte oczy?

Dlaczego jest taki okrutny?

I dlaczego piszę ten tekst zamiast zakuwać matmę????!!!

2



Wyszukiwarka