JEAN PAUL SARTRE
(1905-1980)
Główne dzieła: Recherches philosophiąues (1937); Mdłości (1938; wyd. poi 1974); L 'Etre et Le Neant (1943); Le Mouches (1943; wyd. poi: Dramaty, 1957); Drogi wolności, I. Wiek męski; II. Zwłoka; ffl. Rozpacz (1945-1949, wyd. poi. 1957-1958); Egzystencjalizmjest humanizmem (1946, wyd. poi. 1998); Critiąue de la raison dielectiąue (1960).
Literatura: Gromczy&ski W., Człowiek - świat rzeczy - Bóg w filozofii Sartre 'a (1969); Kołakowski L., Filozofia egzystencji i porażka egzystencji, wstęp do: Filozofia egzystencjalna (1965); Pomian K., Sartre - filozof ludzkiej egzystencji, w: Filozofia i socjologia XX wieku, t 2 (1965); Warnock M., The Philosophy of Sartre (1965); Jaro-szewski T.M., J.P. Sartre - Absolutyzacja ludzkiej subiektywności, w: Osobowość i wspólnota (1970); Contant M., Rybalka M., Les ecrits de Sartre (1970); Pomian K., Człowiek pośród rzeczy (1973); Trznadel J., Wolność niezbędna i przeklęta, wstęp do:
Mdłości (1974).
Wybrane fragmenty pochodzą z: Egzystencjalizm jest humanizmem, przekł. J. Krajewski, Warszawa 1998, ss. 26-30,37-39,52-55,58-62,73-75,79-83.
Egzystencjalizm ateistyczny reprezentowany przeze mnie jest bardziej konsekwentny. Głosi on, że jeżeli nie istnieje Bóg, to istnieje przynajmniej jeden byt, którego egzystencja poprzedza istotę, jeden byt, który istnieje przed możliwością zdefiniowania go przez czyjś umysł, i że tym bytem jest człowiek lub - jak mówi Heidegger: realność ludzka. Co znaczy w tym wypadku, że egzystencja poprzedza istotę? To znaczy, że człowiek najpierw istniej, zdarza się, powstaje w świecie, a dopiero później się definiuje. Człowieka w pojęciu egzystencjalisty nie można zdefiniować dlatego, że jest on pierwotnie niczym. Będzie on czymś dopiero później, i to będzie takim, jakim się sam uczyni. A więc nie ma natury ludzkiej, ponieważ nie ma Boga, który by jaw umyśle swym począł. Człowiek jest poza tym nie tylko taki, jakim siebie pojmuje, lecz również taki, jakim chce być, jakim się pojął po zaistnieniu i jakim zapragnął być po tym skoku w istnienie. Człowiek jest tylko tym, czym siebie uczyni. Taka jest pierwsza zasada egzysten-cjalizmu. To właśnie nosi także miano subiektywności i z tego nam się robi zarzuty. Lecz w tym wypadku chcemy powiedzieć tylko tyle, że człowiek ma większe znaczenie niż kamień czy stół. Chcemy powiedzieć, że człowiek przede wszystkim istnieje, tzn. stworzy siebie dopiero w przyszłości i jest świadomy tego swego rozwoju w przyszłości. Człowiek jest przede wszystkim projektem przeżywanym subiektywnie miast być pianą, pleśnią czy kalafiorem. Przed tym projektem nic nie istnieje uprzednio, nic nie istnieje innego w sferze poznawalności. Człowiek przede wszystkim będzie tym, co stanowi realizację jego woli. Nie tym jednakże, czym pragnąłby być. Gdyż to, co rozumiemy zwykle przez wolę, to jest decyzja świadoma, która dla większości z nas następuje później od tego, co powstało samorzutnie jako pragnienie. Mogę pragnąć należeć do partii czy pragnąć napisać książkę, mogę pragnąć zawrzeć związek małżeński. Wszystko to jest objawem wyboru bardziej pierwotnego, bardziej spontanicznego niż to, co się nazywa wolą. Ale jeżeli rzeczywiście egzystencja wyprzedza istotę, to człowiek jest odpowiedzialny za to, czym jest. Tak więc pierwszym krokiem egzystencjalizmu będzie uświadomienie człowiekowi, czym jest on sam, i złożenie na niego całkowitej odpowiedzialności za własne istnienie. Ale mówiąc, że człowiek jest odpowiedzialny za siebie, chcemy powiedzieć, że jest on odpowiedzialny nie tylko za swą własną indywidualność, ale również za wszystkich innych ludzi. [...] W istocie każdy nasz czyn, poprzez który stwarzamy w sobie człowieka według własnej woli, pociąga jednocześnie za sobą stworzenie wzoru człowieka takiego, jakim według nad być powinien. Wybrać ten byt lub inny to znaczy afirmować jednocześnie wartość tego, co wybieramy, gdyż nie możemy nigdy wybrać zła. Wybieramy zawsze dobro, a to, co jest dobre dla nas, musi być także dobre dla wszystkich. [...]
Nie może już istnieć dobro a priori, gdyż nie ma świadomości nieskończonej i doskonałej, która by je pomyślała. Niegdzie nie jest napisane, że dobro istnieje, że trzeba być uczciwym, że nie należy kłamać, ponieważ poruszamy się wyłącznie na płaszczyźnie, gdzie istnieją tylko ludzie. Dostojewski napisał: „Gdyby Bóg nie istniał, wszystko byłoby dozwolone". To właśnie jest punktem wyjścia dla egzystencjalistów. W rzeczy samej, wszystko jest dozwolone, jeżeli Bóg nie istnieje, i w konsekwencji człowiek jest osamotniony, gdyż nie znajduje ani w sobie, ani poza sobą punktu oparcia. Przede wszystkim zaś nie znajduje usprawiedliwienia. Jeżeli rzeczywiście egzystencja poprzedza istotę, nigdy nie będzie można się usprawiedliwić powoływaniem się na naturę ludzką. Inaczej mówiąc, nie istnieje determinizm, człowiek jest wolny, człowiek jest wolnością. Z drugiej strony, jeżeli Bóg nie istnieje, nie widzimy przed sobą wartości czy nakazów, które usprawiedliwiałyby nasze postępowanie. Tak więc nie mamy ani poza sobą, ani przed sobą w dziedzinie wyższych wartości potwierdzenia czy usprawiedliwienia. Jesteśmy sami, nikt nas nie usprawiedliwi. To chciałbym wyrazić mówiąc, że człowiek jest skazany na wolność. Skazany, ponieważ nie jest stworzony przez siebie samego, a mimo to wolny, ponieważ raz rzucony w świat, jest odpowiedzialny za wszystko, co robi. [...]
Kwietyzm jest postawą ludzi, którzy mówią: inni mogą robić to, czego ja nie mogę. Doktryna, którą wam przedstawiam, zdecydowanie neguje kwietyzm, ponieważ głosi: nie ma innej rzeczywistości, jak tylko działanie. Idzie ona zresztą jeszcze dalej, ponieważ dodaje: człowiek jest tylko i wyłącznie projekcją, istnieje tylko o tyle, o ile realizuje siebie, jest tylko zespołem swoich czynów, jest tylko swoim własnym życiem. Po tym, co się powiedziało, możemy zrozumieć, dlaczego nasza doktryna tak przeraża pewną liczbę ludzi. Często bowiem mają oni tylko jeden sposób, aby znieść swoją nędzę, a jest nim myśl: okoliczności mi nie sprzyjały, wart jestem dużo więcej od tego, czym byłem. Nie przeżyłem wielkiej miłości ani wielkiej przyjaźni, ale tylko dlatego, że nie napotkałem kobiety albo mężczyzny, którzy byliby tego godni. Nie napisałem dobrych książek, ale tylko dlatego, że nie miałem na to wolnego czasu. Nie miałem dzieci, którym mógłbym się poświęcić, ale tylko dlatego, że nie znalazłem człowieka, z którym mógłbym związać swe życie. Pozostała więc we mnie masa skłonności, dyspozycji, możliwości nie wyzyskanych, a całkowicie żywotnych, które mi nadają wartość znacznie większą niż ta, która wynika po prostu z moich czynów. Otóż dla egzystencjalisty istnieje tylko miłość, która się realizuje, tylko taka możliwość miłości, która się uzewnętrznia. Nie ma geniuszu poza tym, który wyraża się w dziełach sztuki: geniusz Prousta jest to całość dzieł Prousta, geniusz Racine'a jest to cykl tragedii, poza tym nie ma nic. Dlaczego przypisywać Racine'owi możliwość napisania nowej tragedii, skoro właśnie jej nie napisał. Człowiek angażuje się w swoje życie, sam określa swoją postać i poza tą postacią nie ma nic.
Niewątpliwie ta myśl może wydawać się przykrą dla kogoś, komu nie udało się życie. Ale z drugiej strony skłania ona ludzi do zrozumienia, że liczy się tylko rzeczywistość, że marzenia, oczekiwania, nadzieje pozwalają zdefiniować człowieka jedynie jako marzenie zwodnicze, nadzieje poronione, oczekiwanie bezużyteczne; to znaczy zdefiniować go negatywnie, a nie pozytywnie. Jednakże kiedy mówimy: jesteś tylko tym, czym twoje własne życie, to z tego wynika, że artysta np. będzie sądzony wyłącznie według swych dzieł. Tysiąc innych rzeczy przyczyni się również do jego określenia. Chcemy tu powiedzieć, że człowiek jest wyłącznie skalą przedsięwzięć, że jest ich sumą, organizacją, zespołem związków, które tworzą te przedsięwzięcia. [...]
Sądzę, że w ten sposób odpowiedzieliśmy na sporą liczbę zarzutów dotyczących egzystencjalizmu Widzicie, że nie może on być traktowany jako filozofia kwietystyczna, ponieważ definiuje człowieka przez działanie. Nie może być również traktowany jako pesymistyczny opis człowieka. Jest doktryną najbardziej optymistyczną, albowiem uznaje, że przeznaczenie człowieka zawarte jest w nim samym, Również nie może być traktowany jako próba odebrania człowiekowi odwagi do czynu, ponieważ mówi mu, że jedyna nadzieja leży w działaniu i jedyną rzeczą, która pozwala człowiekowi żyć -jest czyn. W konsekwencji mamy tu do czynienia z moralnością czynu i zaangażowania się. Ale w związku z poprzednimi przesłankami zarzuca się nam jeszcze zasklepienie człowieka w jego indywidualnej subiektywności. I tu znów jesteśmy bardzo źle rozumiani. Naszym punktem wyjścia istotnie jest subiektywność jednostki, i to dla racji ściśle filozoficznych, a nie dlatego, że jesteśmy burźujami. Chcemy doktryny opartej na prawdzie, a nie układu teorii pięknych, pełnych nadziei, ale bez realnych podstaw. Prawda może mieć tylko jeden punkt wyjścia: „myślę, więc jestem". Jest to prawda bezwzględna świadomości osiągającej samą siebie. Wszelka teoria, która ujmuje człowieka poza momentem, w którym osiąga on świadomość samego siebie, jest przede wszystkim teorią, która unicestwia prawdę, ponieważ poza „cogito" kartezjańskim wszelkie przedmioty są jedynie prawdopodobne, a doktryna prawdopodobieństwa, która nie jest oparta na prawdzie, rozpływa się w nicość. Aby określić, co jest prawdopodobne, należy wiedzieć, co jest prawdą, stąd, aby istniała jakakolwiek prawda, potrzebna jest prawda absolutna; a ta jest prosta i łatwa do osiągnięcia, jest dostępna dla wszystkich: polega na tym, że pozwala się ująć bezpośrednio.
Z drugiej strony egzystencjalizm jest jedyną teorią, która nadaje człowiekowi godność, jedyną, która nie robi z niego przedmiotu. Wszelki materializm prowadzi w rezultacie do traktowania wszystkich ludzi jako przedmiotów, to znaczy jako zespołu określonych reakcji, które nie różnią się niczym od zespołu jakości i zjawisk składających się na stół, krzesło czy kamień. My zaś chcemy wyraźnie ustalić królestwo człowieka jako zespół wartości różnych od królestwa materii. Ale subiektywność, do której dochodzimy w imię prawdy, nie jest subiektywnością ściśle jednostkową, gdyż wskazaliśmy, że w „cogito" odkrywamy nie tylko samych siebie, ale również i innych. Przez „myślę", w przeciwieństwie do filozofii Kanta - osiągamy samych siebie wobec innych, a ci inni są tak samo pewnikiem dla nas, jak my dla siebie samych. W ten sposób człowiek, który osiąga świadomość siebie samego wprost przez „cogito", odkrywa również wszystkich innych ludzi, i odkrywa ich jako warunek swego istnienia. Dochodzi do zrozumienia, że może być tylko takim (w tym znaczeniu, w jakim się mówi, że ktoś jest dowcipny, zły czy zazdrosny), jakim go inni poznają i uznają. Aby znaleźć jakąkolwiek prawdę o sobie, konieczne jest, abym przeszedł przez pojęcie drugiego człowieka. Drugi człowieka jest nieodzowny tak dla mego istnienia, jak i dla mego poznania siebie samego. W tej sytuacji odkrycie mojego własnego wnętrza odkrywa mi jednocześnie wnętrze drugiego człowieka, który jest wolnością postawioną wobec mnie, wolnością, której myśl i wola może mnie bądź absorbować, bądź się mi przeciwstawiać. Odkrywamy oto w ten sposób świat, który nazwiemy intersubiektywnością, a w tym świecie człowiek decyduje sam, czym jest on i czym są inni. [...]
Kiedy stwierdzam, że wolność w każdej konkretnej okoliczności może mieć tylko jeden cel: dopełnienie siebie samej, to wykazuję, że jeżeli człowiek raz pojął, iż to on sam stwarza wartości, może odtąd pragnąć tylko jednego: wolności jako podstawy wszystkich innych wartości. To znaczy, że człowiek pragnie wolności w oderwaniu. Po prostu wszystkie czyny ludzi dobrej wiary oznaczają ostatecznie poszukiwanie wolności jako takiej. Człowiek, który należy do danego związku komunistycznego czy rewolucyjnego, pragnie celów konkretnych. Cele te mieszczą w sobie abstrakcyjne pragnienie wolności, lecz wolność ta pragnie istnieć w rzeczywistości konkretnej. Chcemy wolności dla wolności, w odniesieniu do każdego poszczególnego przypadku. Pragnąc wolności odkrywamy, że zależy ona całkowicie od wolności innych ludzi, a wolność innych zależy od naszej. Niewątpliwie wolność rozumiana jako definicja człowieka jest niezależna od nikogo, ale skoro tylko powstaje zaangażowanie, obowiązany jestem pragnąć jednocześnie ze swoją wolnością także wolności innych. Stawiając swoją wolność jako cel muszę jednocześnie postawić jako cel wolność innych. W konsekwencji, jeżeli na płaszczyźnie całkowitej wiarygodności uznałem, że człowiek jest bytem, którego istota poprzedzona jest przez istnienie, że jest bytem wolnym, nie mogącym w żadnych okolicznościach pragnąć niczego poza swoją wolnością - uznałem jednocześnie, że nie mogę nie pragnąć wolności innych. W ten sposób w imię tego pragnienia wolności, narzuconego przez samą wolność, mogę formułować sądy o tych, którzy pragną ukryć całkowitą niezależność swego istnienia i swoją całkowitą wolność. Tych, którzy będą się starali ukryć swoją wolność pod płaszczykiem determinizmu, nazwę tchórzami. Zarzucono mi, że stawiam pytanie, czy egzystencjalizm jest humanizmem. Mówiono mi: pisał pan przecież w powieści Obrzydzenie (La Nausee), że humaniści nie mieli słuszności* Wyszydził pan pewien typ humanizmu, dlaczego powracać do tego teraz? Faktycznie słowo humanizm ma dwa znaczenia zupełnie różne. Humanizm można rozumieć jako teorię, która traktuje człowieka jako cel i wartość najwyższą. Taki humanizm występuje na przykład u Cocteau w opowiadaniu W 80 dni dookoła świata, kiedy jedna z występujących tam osób podczas przelotu samolotem ponad górami wygłasza zdanie: człowiek jest zdumiewający. Znaczy to, że ja, osobiście ja, który nie budowałem samolotów, korzystam z tych niezwykłych wynalazków i mogę osobiście, jako człowiek, współuczestniczyć w odpowiedzialności i zaszczytach dzięki poszczególnym czynom innych ludzi. To nasuwa myśl, że moglibyśmy nadawać wartość człowiekowi według najlepszych czynów niektórych ludzi. Taki humanizm jest absurdalny, gdyż tylko pies lub koń mógłby stworzyć całościowy sąd o człowieku i oświadczyć, że jest on zdumiewający, czego jednak wystrzegają się czynić - przynajmniej o ile mi wiadomo. Ale nie można przyjmować, że człowiek mógłby
wydawać skończony sąd o człowieku. Egzystencjalizm zwalnia go od wszelkich sądów tego rodzaju. Egzystencjalista nigdy nie uzna człowieka za coś skończonego, gdyż człowiek tworzy się na nowo. I nie powinniśmy wierzyć, że istnieje jakaś ludzkość, której moglibyśmy oddawać cześć na sposób Augusta Comte'a. Kult ludzkości zmierza do zamkniętego w sobie humanizmu Comte'a i - trzeba to powiedzieć -zmierza do faszyzmu. A takiego humanizmu przecież nie chcemy.
Ale istnieje inny rodzaj humanizmu, który może być rozumiany zasadniczo w ten sposób: człowiek stale wychodzi poza siebie, projektując siebie i gubiąc się poza sobą- stwarza własne istnienie; z drugiej strony może istnieć dążąc właśnie do celów transcendentnych. Człowiek będąc tym przekroczeniem siebie, wyjściem poza siebie i nie pojmując rzeczy inaczej, jak w związku z tym wyjściem poza siebie, sam tkwi w centrum, w sercu tego przekroczenia (depessement). Nie istnieje żadna powszechność poza powszechnością ludzką, poza powszechnością subiektywności ludzkiej. Ten związek transcendencji jako podstawy człowieka (nie w stanie takim, w jakim Bóg jest transcendentny, lecz w sensie wyjścia poza siebie) oraz subiektywności w tym znaczeniu, że człowiek nie jest zamknięty w sobie, lecz zawsze jest obecny we wszechświecie ludzkim - to właśnie nazywamy humanizmem egzystencjalistycznym. Humanizmem, ponieważ przypomina człowiekowi, że nie ma on innego prawodawcy prócz siebie samego i że w samotności decyduje o sobie. Humanizmem, ponieważ wskazujemy, że nie odbywa się to przez zwrot do siebie samego, ale zawsze przez poszukiwanie poza sobą celu, który jest takim wyzwoleniem, takim właśnie szczególnym osiągnięciem, że człowiek może realizować siebie dokładnie po ludzku.
Po tych kilku refleksjach widzimy, jak niesłuszne stawiano nam zarzuty. Egzystencjalizm jest jedynie wysiłkiem, aby wyciągnąć wszelkie konsekwencje ze stanowiska ateistycznego, i wcale nie usiłuje pogrążyć człowieka w beznadziejności. Lecz jeżeli nazwie się, jak chrześcijanie, beznadziejnością stanowisko całkowitej niewiary, trzeba uznać, że płynie ono z beznadziejności pierwotnej. Egzystencjalizm nie jest do tego stopnia ateizmem, aby poprzestał na wykazaniu, że Bóg nie istnieje. Stwierdza on raczej: nawet jeżeliby Bóg istniał, to nic by się nie zmieniło. Taki jest nasz punkt widzenia. Nie chodzi o to, czy wierzymy w istnienie Boga, bo uważamy, że to nie jest głównym naszym problemem. Trzeba żeby człowiek odnalazł siebie i wytłumaczył sobie, że nic go nie uchroni od niego samego - nawet najpewniejszy dowód istnienia Boga.
W tym sensie egzystencjalizm jest optymizmem, jest doktryną czynu i jedynie w złej wierze - gmatwając własną beznadziejność z naszą- chrześcijanie mogą nas nazwać ludźmi bez nadziei.