Maria Kownacka
Grzybienie
Ledwo świta. Jest porannie cicho. Przysiadłam na deskach mostu [...].
Niewielki zalew z lewej strony mostu wypełniają szczelnie liście grzybienia. Ale gdzie się podziały jego kwiaty?
Wczoraj jeszcze kołysały się na wodzie jak białe lampki z porcelany.
Ale już po chwili, przed moimi zdumionymi oczami wychodzi na jaw prawda. Oto widocznie na hasło pierwszego promienia słońca zaczynają wyłaniać się spod wody, zaciśnięte jak piąsteczki dziecka, zatulone w zielone pąki - kwiaty.
Siedzę nieporuszona [...] Zielone pucharki grzybieni rozchylają powoli białe płatki, ukazując wewnątrz swój szczerozłoty skarb. Przepełnia mnie radość, jak zawsze, kiedy uda mi się zaobserwować jakies zjawisko w przyrodzie. Teraz jestem świadkiem wynurzania się z wody kwiatów grzybienia, gdzie ukryła je troskliwa o swoje potomstwo roślina.
Zimna noc może delikatnym kwiatom zaszkodzić, więc gruba łodyga skręca się w pętle i wciąga w toń wodną kwiat, zamknięty szczelnie jak szkatułka z bezcennym skarbem. Tam, pod wodą jest mu cieplej i bezpieczniej.
O pierwszych promieniach słońca pętla łodygi rozprostowuje się i oto w moich oczach złocisty sezam powoli się otworzył, żeby z pomocą owadów spełnić swe zadanie: wydać nasiona na nowe pokolenie grzybieni.