„Kot na rozdrożu” cz. V by Miko-chan
Rany, to już piąta część. Gratuluje wszystkim, którzy dotrwali, aż dotąd. Ostatnim razem było nieco dziwnie, a teraz będzie… jeszcze dziwniej ^^. Pomysł na ten rozdział narodził się już jakiś czas temu, ale długo zastanawiałam się czy go zrealizować. Jednak w końcu ładnie zgrał mi się z całością fabuły (a tu jest w ogóle jakaś fabuła?) i tak powstał ten nieco chory twór (nowotwór????). A zresztą oceńcie to sami. Miłej lektury.
Kilka minut po północy, gdzieś w jakimś zapomnianym przez bogów miejscu.
W sercu górzystej krainy, pośród nieprzebytej puszczy ukryta była mroczna grota, w której nigdy nie stanęła ludzka stopa. Teraz jednak przy wejściu do jaskini stał młody człowiek i cierpliwie czekał. Nagle niebo rozdarł potężny ryk, aż ptaki poderwały się do lotu.
- Witaj, Assalinie. - Odezwał się spokojnie mężczyzna.
Z groty wynurzył się szkaradny łeb.
- Przyszedłem upomnieć się o twój dług wobec mnie.
Poczwara ryknęła przeraźliwie, po czym schowała się z powrotem w ciemnościach.
Przez ostatnie cztery dni Lina niewiele robiła prócz jedzenia i spania. Mając pełną sakiewkę czuła się szczęśliwa i radosna, w końcu pieniądze były największą miłością jej życia (przykro mi Gourry). Świadomość, że przez najbliższe kilka tygodni nie będzie się musiała w niczym ograniczać, znacznie podbudowała jej dobre samopoczucie. Do tego stopnia wręcz, że nie wkurzała się nawet na Xellosa, kiedy ośmielił pojawić się na jej drodze. Sam kapłan tłumaczył, że nie jest teraz mile widziany w domu Filii, po incydencie z jakimś medalionem, dlatego zdecydował dotrzymywać im towarzystwa, gdyż tutaj zawsze dzieje się coś ciekawego.
- Ponadto - mówił - Zellas-sama postanowiła ostatnio rzucić palenie i teraz naprawdę trudno z nią wytrzymać na dłuższą metę. Pewnie jak zwykle nic z tego nie wyjdzie, ale wolę w tym czasie być odpowiednio daleko.
Tak więc piątka przyjaciół spędziła kilka miłych dni w mieście Omara, po czym wyruszyła w dalszą drogę.
- Słyszałam, panno Lino, że dzień drogi stąd jest magiczne źródełko, które podobno rozmnaża to co się do niego wrzuci. Może je odwiedzimy?
- To niezły pomysł Amelio. Zostało mi już tylko półtora tysiąca. Trzy tysiące prezentowałyby się znacznie lepiej. - Lina już zacierała ręce.
- Straszna z ciebie materialistka. - Skarcił ją Zel.
- Właśnie, są rzeczy ważniejsze niż pieniądze. - Dodał Gourry.
- Na przykład jakie?
Tu szermierz nie znalazł jednak odpowiedzi.
- Obawiam się, że to źródełko niewiele ci pomoże. - Stwierdził Xellos wyciągając jakąś książkę z torby. - W przewodniku piszą, że działa ono jedynie na kobiety, żywy inwentarz i kwiaty. Więc możemy się tam udać jeśli planujesz zajście w ciążę.
- Co?! - Lina wyszarpnęła mu książkę. - Psiakrew, chyba masz rację. No nic, w takim razie pójdziemy gdzieś indziej.
„Jak to się mogło stać? Po tylu walkach, niebezpieczeństwach, taka poczwara zdołała go zabić. Dlaczego dopuściłam do tego? Dlaczego nie zdołałam go uratować? Co mi po tak wielkiej mocy, kiedy nie potrafię obronić tych na których najbardziej mi zależy.”
Lina leżała na wznak na łóżku i wpatrywała się w sufit. Wciąż powracały do niej obrazy z dzisiejszej bitwy. Nie zdążyli dojść do miasta, kiedy na niebie pojawił się jakiś potwór, ni to smok, ni to nietoperz, a jego wrzask przyprawiał o zawroty głowy. W końcu wylądował przed nimi i zamarł wbijając grafitowe ślepia w jej przyjaciół. Nie czekali na jego posunięcie, zaatakowali jako pierwsi. Amelia i Zel rzucili La-Tilt, ale na niewiele się to zdało, gad wydawał się całkowicie odporny na zaklęcia astralne. Także Fireball, ani Digger Volt nie zrobiły mu większej krzywdy, jedynie rozwścieczyły. Wtedy Gourry rzucił się na niego z mieczem, co za dureń, łuska tego smokopodobnego stwora, była twarda jak skała. Jedno machnięcie muskularnym ogonem i szermierz lotem koszącym wylądował na ziemi, po drodze omal nie trafiając w Xellosa, który bezczynnie oglądał walkę. Tego było Linie za dużo, taki marny potwór nie będzie pomiatał jej przyjaciółmi. Zaczęła inkantacje, ale potężny wstrząs przerwał jej w połowie. Nagle ziemia pod nogami tajemniczego kapłana rozstąpiła się i gdyby nie jego refleks, wpadłby do środka. Niestety Gourry był nieprzytomny i nawet nie poczuł, kiedy i jemu grunt ucieka spod ciała. W jednej chwili osunął się w głąb szczeliny. Mazoku zniknął, a chwilę później rozpadlina skalna zatrzasnęła się. Lina podjęła błyskawiczną decyzję, zmienił formułę zaklęcia, przywołała Miecz Pani Koszmarów i szybkim cięciem pozbawiła poczwarę życia. Gad nie zdołał jeszcze opaść na ziemię, gdy z powrotem pojawił się Demon. Jedno spojrzenie na niego wystarczyło, by czarodziejka domyśliła się reszty. Xellos nie zdążył.
- Gourry. - Westchnęła Lina, pozostałe słowa utknęły jej w gardle.
W gospodzie przy stoliku ustawionym w kącie siedziała reszta drużyny. Amelia wyglądała tak, jakby z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem, Zelgadis miał raczej niewyraźną minę i skupiał się na próbach pocieszenia księżniczki, natomiast Mazoku zniknął gdzieś bez śladu.
- Nawet nie zauważyłam kiedy to się stało. - Mówiła cicho Amelia. - Dopiero, gdy panna Lina upadła zdałam sobie sprawę, że kogoś brakuje. Może gdybym wcześniej się zorientowała to…
- Nic byś nie zrobiła, nawet Xellos, który stał najbliżej był bezradny. - Przerwał jej Zel.
- Wiem, ale… to takie straszne. Biedna panna Lina.
Dziewczyna zakryła twarz dłońmi
- Nie maż się Amelio, to nic nie da. - Usłyszeli zdecydowany głos do strony schodów.
Stała tam rudowłosa czarodziejka. Wyglądała zupełnie normalnie, tylko była bardziej niż zwykle blada i nie miała przepaski na czole.
- Jak się czujesz? - Rzucił Zel.
- A jak mam się czuć? Jestem wściekła. - Odparła, choć w jej głosie więcej było żalu niż wściekłości. - Kelner, mocną kawę!
Zapadło długie milczenie przerywane tylko cichym chlipaniem Amelii.
- Co teraz zrobimy? - Zapytał w końcu chimerowaty.
- Muszę się dowiedzieć kto nasłał na nas tą bestię. - Lina wypiła łyk kawy. - Nie wierzę, by to był przypadek, ktoś prawdopodobnie chciał się na mnie zemścić i to on odpowiada za śmierć Gourrego. A tego mu nie wybaczę!
- Możesz liczyć na naszą pomoc, prawda panie Zelgadisie?
Chimera pokiwał przytakująco głową.
Niespodziewanie tuż obok pojawił się tajemniczy kapłan. Wciąż miał zmrużone zwyczajowo oczy, ale nie uśmiechał się. Zamówił herbatkę i bez słowa usiadł przy ich stoliku. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
- Widzę, że już trochę ochłonęliście. - Stwierdził.
Lina wzruszyła ramionami.
- Łatwo ci mówić, ciebie to w ogóle nie rusza, prawda?
- Nie przeczę, takie uczucia jak żal czy rozpacz, są mi osobiście raczej dość obce. Jednak myślę, że wasz smutek może być przedwczesny.
- Co przez to rozumiesz? - Czarodziejka spojrzała na Demona badawczo.
- Nie zapalaj się zbytnio, bo to nic pewnego, ale obiła mi się o uszy pewna ciekawa plotka.
- Mów.
- Otóż słyszałem o istnieniu pewnego nietypowego artefaktu, który jest wstanie spełnić życzenie człowieka. Każde życzenie. - Xellos położył specjalny nacisk na ostatnie zdanie.
- Chcesz przez to powiedzieć, że… - Lina aż podniosła się z krzesła.
- Może. Powiedziałem już, iż to nic pewnego. A zdobycie go nie będzie proste, ponieważ nie znajduje się on w naszym wymiarze.
- Jak to? Chcesz powiedzieć, że musielibyśmy go szukać na innym z filarów?
- Nie to miałem na myśli. Jak wiesz nasz wszechświat składa się z czterech filarów stworzonych przez Złotego Władcę, ale wszystkie one tworzą jeden wymiar naszej rzeczywistości. Artefakt, o którym mówię jest w zupełnie innym wszechświecie.
Lina przez chwilę przyswajała sobie słowa kapłana, a potem opadła z powrotem na krzesło.
- To bez sensu, nawet jeśli coś takiego istnieje, to i tak się tam nie dostaniemy.
- Ranisz moje uczucia, Lino. - Odparł Xellos z udawanym zawodem. - Czy mówiłbym ci o tym, gdyby nie było możliwe zdobycie tego?
- Więc przejdź wreszcie do meritum sprawy i przestań mnie wodzić za nos! - Czarodziejka wyraźnie nie miała ochoty na gierki Mazoku.
- Dobrze. Otóż swego czasu odwiedziłem pewną bardzo starą świątynię. Miałem odnaleźć jakiś amulet, to zresztą nie jest ważne. W owej świątyni rzeczywiście był amulet, ale nie ten przeze mnie poszukiwany. Mimo to zainteresował mnie na tyle, że wypytałem tamtejszych mnichów o jego działanie. Choć nie byli zbyt skorzy do rozmów, w końcu dowiedziałem się, że służy on jako brama między dwoma wymiarami. Postanowiłem z ciekawości wykorzystać go i w ten sposób znalazłem się w zupełnie innym świecie. Tam też usłyszałem legendę o magicznej kuli spełniającej każde życzenie.
Czarodziejka ani na moment nie spuszczała wzroku z Demona, jakby w każdym słowie spodziewała się podstępu.
- Dwa pytania: co stało się z tą świątynią i gdzie teraz jest ten amulet?
Xellos uśmiechnął się bezczelnie i złapał ręką za tył głowy.
- Obawiam się, że tej świątyni nie znajdziesz już na żadnej mapie.
- Tak przypuszczałam.- Westchnęła rudowłosa.
- A co do drugiego pytania, to wciąż jestem w jego posiadaniu.
Mówiąc to wyjął z torby niewielki zielony kamień zawieszony na rzemieniu. Wewnątrz widoczny był ciemny zarys smoka.
- W takim razie nie mamy na co czekać. Prawda czy nie, trzeba zaryzykować i to sprawdzić. - Lina ujrzawszy amulet odzyskała natychmiast wolę walki.
- Nie widzę przeszkód, jednak zanim z niego skorzystamy wiedz, że moc tego artefaktu jest ograniczona. Na odnalezienie kuli będziemy mieli tylko dobę, potem automatycznie wrócimy tutaj. A następna okazja nie pojawi się szybko, bo amulet uaktywnia się dopiero po stu latach.
- Nie mam zamiaru tak długo czekać.
- W takim razie chwyćcie za rzemień.
Czarodziejka bez wahania wykonała polecenie, reszta postąpiła tak samo.
- Otwarcie bramy. - Rzucił Xellos.
W jednej chwili karczma rozpłynęła się, zupełnie jakby nigdy nie istniała, a oni poczuli jak jakaś siła ciągnie ich do góry. Trwało to krócej niż sekundę, a potem cała czwórka znalazła się na nieznanej polanie. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, dopiero po chwili Lina spostrzegła jakiś obiekt poruszający się szybko po niebie.
- Patrzcie jakiś duży ptak, czy smok.
- To nie zwierze, nie wyczuwam żadnej energii. Ten obiekt musi być mechaniczny. - Poprawił ją kapłan. - Jeszcze jedno, Lino. Teraz jesteśmy daleko od naszego wszechświata, a co za tym idzie od wszelkich źródeł mocy. Rozumiesz chyba, że rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia będzie wymagać znacznie więcej wysiłku. Dlatego postępuj rozważnie i oszczędzaj siły.
- Rozumiem. Zamiast Fireballa, mam używać pięści, czy tak? - Stwierdziła bojowo czarodziejka.
- Mniej więcej.
- Więc w drogę, mamy niewiele czasu.
Choć początkowo wydawało się, że ten świat nie różni się wiele od im znanego, szybko zostali wyprowadzeni z tego błędu. Okolica wyglądała na rolniczą, co nie przeszkadzało, by gdzieniegdzie przechadzały się dziwne stwory, wyglądające na całkiem dzikie. Dodatkowo na drodze, którą szli, co pewien czas mijały ich mechaniczne pojazdy robiące dużo hałasu i kurzu. Także mieszkańcy wyglądali nieco dziwnie, niektórzy byli ludźmi inni natomiast bardziej przypominali jakieś humanoidalne zwierzęta, czy coś w tym stylu. Przyjaciele wiedzieli jednak, że nie mają czasu na zwiedzanie okolicy, dlatego postanowili zaczerpnąć języka.
- Przepraszam bardzo - odezwała się Amelia, którą wydelegowano do tego zadania (dlaczego zawsze ja :((( ) - Czy mogłaby nam pani pomóc?
Zaczepiła pewną, niegroźnie wyglądającą staruszkę.
- Jeśli tylko będę potrafiła, drogie dziecko. - Odparła kobieta uśmiechając się lekko.
- Szukamy magicznej kuli, która podobno spełnia życzenia, czy może słyszała pani o czymś takim?
- Magicznej kuli, powiadasz…hm…- zamyśliła się. - Słyszałam, że kilka lat temu zebrano jakieś kule, by pokonać tego potwora, ale wtedy działy się tak dziwne rzeczy, że sama nie wiem. Niezbyt znam się na tych sprawach. Jednak chyba mogę wam pomóc.
- Naprawdę?
- Podobno mąż mojej sąsiadki brał udział w tych walkach, więc może wiedzieć coś więcej. Mieszkają jakiś kilometr stąd. - Wskazała kierunek. - Taki miły, młody człowiek. Zawsze chętnie nosi mi torby z zakupami. Niestety wyleciało mi jak się nazywa, cóż mam już swoje lata, jak byłam młoda to…
Staruszka nie zdążyła dokończyć, bo jej słuchacze gdzieś się ulotnili. Najwyraźniej czuli, że ta opowieść może zająć trochę czasu, a tego właśnie nie mieli.
Idąc za wskazówkami kobiety szli wąską ścieżką przez las. Co prawda Lina była sceptycznie nastawiona do tych rewelacji, ale nic innego nie mieli.
- Ciekawe o jakim potworze mówiła. - Wtrącił Zel.
- Nie obchodzi mnie to. Skoro pokonano go kilka lat temu, to mam nadzieję, że nie stanie mi na drodze.
Rudowłosa czarownica była w kiepskim nastroju.
Nagle jednak jej rozważania przerwała potężna eksplozja. Niedaleko od nich uniosły się ogromne tumany kurzu, a ziemia pod ich stopami zadrżała.
- Co to było? Jakby ktoś rzucił Dragon Slave'a!
- To jakaś potężna energia. - Stwierdził Xellos.
- Negatywna czy pozytywna?
- Trudno powiedzieć.
- Jak to?
- Pierwszy raz czuję coś podobnego. - Kapłan spojrzał na czarodziejkę poważnie.
- W takim razie musimy to sprawdzić. - Zapaliła się Lina. - Levitation!
W pierwszej chwili myślała, że czar w ogóle nie zadziałał, ale potem powoli uniosła się w powietrze. Wszystko działało z dużym opóźnieniem i wymagało sporej koncentracji. Mimo to udało im się wznieść nad las i dolecieć w miejsce wybuchu, gdzie obecnie widniał spory krater. Wylądowali na wzniesieniu, moment później teleportował się koło nich Xellos.
- Spójrzcie, tam na środku ktoś stoi! - Krzyknęła Amelia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
UWAGA KONKURS!!!!!!!!!
Kto jeszcze nie wie kogo spotkają nasi bohaterowie, ręka do góry!
Jakoś nie widzę chętnych. Nie wstydźcie się, niewiedza nie jest przestępstwem.
O… tak… pan z ostatniego rzędu … proszę się pokazać…
Nie Gourry, ty nie możesz brać udziału w tym konkursie!!!!!
Co ty tam robisz, idioto?!?!?!? (dop. Lina.)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pośród opadającego kurzu nasi przyjaciele dostrzegli sylwetki dwóch mężczyzn, jednego młodszego i drugiego starszego. Obaj mieli długie jasne włosy, a wokół nich jakby promieniowało światło. Jednak rzeczą, która najbardziej rzucała się w oczy, były mięśnie. Ci ludzie składali się głównie z mięśni i to ogromnych. Po prostu mięśnie, mięśnie i jeszcze raz mięśnie. W końcu starszy z nich najwyraźniej zdał sobie sprawę z pojawienia się towarzystwa, gdyż spojrzał w stronę Liny i spółki. W tej samej chwili stało się coś dziwnego, gdyż namacalna niemalże aura całkowicie znikła, a włosy mężczyzny zrobiły się krótsze i czarne. Bez pośpiechu ten dziwny człowiek podleciał do nich i zaczął z niewinnym uśmiechem.
- Mam nadzieję, że nic wam się nie stało. Trochę nas poniosło i las na tym ucierpiał.
- Trochę was poniosło, tak? - Powtórzyła z niedowierzaniem Lina patrząc w osłupieniu na krater. - „Trochę” to mało powiedziane. Ale mniejsza z tym, kim jesteś?
- Nazywam się Son Goku i właśnie trenowałem tutaj z chłopcami.
Cała drużyna spojrzała na nastolatka stojącego opodal. Wtedy też wydarzyła się kolejna dziwna rzecz, ponieważ wspomniany chłopiec w jednej chwili rozdzielił się na dwie różne osoby, które także podleciały bliżej.
- To jest mój syn Son Goten - wskazał na chłopca wyglądającego jak jego miniatura. - I jego kolega Trunks. - Tu pokazał na drugiego nastolatka z jasnofioletowymi włosami, związanymi w kucyk.
- Xellos czy to nie przypadkiem jakaś twoja rodzina. - Rzuciła ukradkiem Lina.
- Nie przypominam sobie. - Odparł nieco skonsternowany Demon.
- A kim wy jesteście? - Ciągnął dalej Goku. - Nie pochodzicie stąd, prawda? Macie takie dziwne ubrania.
- To prawda, przybywamy z daleka. Nazywam się Lina, a to są moi przyjaciele Zel, Amelia i Xellos. Szukamy pewnej kuli, która ponoć ma spełniać życzenia. - Odpowiedziała natychmiast Lina.
Czarodziejka nie czuła się najlepiej w towarzystwie tych mięśniaków, szczególnie, że jej zdolność czarowania była mocno ograniczona.
- Szukacie kryształowych kul? - Rzucił Son Goten.
- Jeśli tak to macie szczęście. W domu mamy dwie z nich. - Dodał jego ojciec.
- Dwie? Jak to dwie?
- Smoczych kul jest siedem. Tylko razem mogą spełnić życzenie. - Wytłumaczył fioletowowłosy (Nie, nie Xellos! W tym wypadku akurat Trunks.) - Ale po co wam one?
- Słyszeliśmy, że potrafią wskrzesić zmarłego, a kilka dni temu w walce zginął nasz przyjaciel.
- W takim razie nie widzę problemu. Chodźcie z nami, to dostaniecie kule.
Po tych słowach Son Goku zaprowadził ich ścieżką przez las do swojego domu. Po drodze Lina opowiedziała nowym znajomym o walce z potworem i o tym jak zginął Gourry. Trzej mężczyźni byli mocno zdziwieni jej słowami, aż w końcu Son Goten nie wytrzymał.
- Nie wierzę, jak takie chuchro zdołało pokonać bestię. Przecież to wymaga siły, a ty nie wyglądasz na zbyt silną.
Biedny dzieciak nie wiedział co czyni. Reakcja Liny była… no cóż … przewidywalna.
FIREBALL!!!!
Mimo, iż zaklęcie jakby z wahaniem pojawiło się w jej dłoniach, jego siła była wystarczająca by Son Goten został odepchnięty do tyłu, nieco sfajczony i mocno oszołomiony. Po chwili padł plackiem na ziemię, a Lina z zadowoleniem otrzepała ręce.
- Może i jestem daleko od domu, ale pewnych rzeczy się nie zapomina. - Stwierdziła z satysfakcją.
- Czasami mnie przerażasz, panno Lino. - Skomentowała Amelia i pobiegła do chłopca by mu pomóc.
- Dziwne, wyglądają na silnych, spowodowali takie zniszczenia, a lekkie w sumie zaklęcie, zwaliło jednego z nich z nóg. - Zastanawiał się głośno Zelgadis. - Coś tu jest nie tak.
- Oni mają małą odporność na naszą magię. - Wyjaśnił Xellos. - Spotkałem się z tym, gdy byłem tu pierwszy raz. Ich sposoby walki opierają się na zupełnie innych zasadach. Wykorzystują własną energię życiową chi, kiedy my niejako pożyczamy moc od bóstw.
- Czasami zachowujesz się jak encyklopedia. - Rzuciła Lina. - Szkoda, że nie zawsze.
Kiedy Son Goten wrócił do formy, Lina z dużą niechęcią, przeprosiła go za swój wybuch (w końcu czego się nie robi dla osiągnięcia celu) i mogli ruszyć dalej.
- Panna Lina jest nieco drażliwa, ale w sumie nie jest na wskroś zła. - Tłumaczyła po drodze Amelia.
Ruda czarodziejka postanowiła nie komentować tej wypowiedzi.
W końcu dotarli do niewielkiej chatki należącej do Goku. Tam z wrzaskiem przywitała ich jego żona Chichi, krzycząc coś o jakiś wybuchach i skarżących się sąsiadach. Ale zarówno Son Goku jak i chłopcy niewiele robili sobie z jej napomnień. Wszystko szybko rozeszło się po kościach, a Chichi zajęła się przyjmowaniem gości. Oczywiście z chęcią przyjęli zaproszenie na obiad. Natychmiast okazało się, że apetyt Liny nie był w stanie nikogo zaskoczyć w tym domu, ponieważ zarówno Goku, jak i jego syn dorównywali jej w tej mierze.
W czasie, gdy niektórzy walczyli z jedzeniem, Zel rozmawiał z Trunksem o smoczych kulach.
- Jak powiedziałem, kul jest siedem i tylko gdy zbierze się wszystkie mogą spełnić jedno, dowolne życzenie. - Tłumaczył chłopak. - Dwie jak powiedział Goku są tutaj, jedna w Capsule Corp. u mojej mamy i jeszcze jednak z tego co wiem u Genialnego Żółwia. Pozostałe trzy trzeba będzie odnaleźć.
- Ile to może potrwać?
- Z pomocą radaru szybko je odnajdziemy.
- Radaru?
- Dawno temu, moja mama skonstruowała urządzenie, które wskazuje położenie kul.
- To supeł! -Wrzasnęła Lina z pełną buzią. Z trudem przełknęła i dodała. - Mamy niewiele czasu. Jeśli nie macie nic przeciwko temu, to chciałabym ruszyć, zaraz po tym pysznym jedzonku.
- Cieszę się, że ci smakuje. - Odparła uradowana Chichi.
Idąc za prośbą rudej czarodziejki, wszyscy zaraz po obiedzie zebrali się do wyjścia. Tylko nieszczęsny Son Goten musiał zostać, gdyż matka brutalnie przypomniała mu o jutrzejszej klasówce z matematyki.
Son Goku zaproponował, że może ich wszystkich przenieść do wybranego miejsca, po czym przyłożył dwa palce do czoła, a po chwili byli już w zupełnie innej scenerii. Gdyby mieli więcej czasu zapewne zaczęliby od zwiedzania otaczającego ich miasta, ale Lina od razu zaczęła naglić wszystkich do drogi. Trunks na chwilę wszedł do domu, a po minucie wrócił z trzecią kulą i radarem. Czarodziejka i jej przyjaciele przez moment oglądali kryształowy przedmiot, a potem chłopak wyjaśnił im działanie radaru.
- Co ty tu robisz, Kakarotto? - Przerwał im rozmowę cierpki głos.
W drzwiach ukazał się niski, dobrze zbudowany mężczyzna, o zaciętym spojrzeniu i…co tu dużo mówić… ekstrawaganckiej fryzurze.
- Cześć, Vegeta! - Zawołał Goku. - Nie uwierzysz, znowu szukamy kryształowych kul.
- A kim są ci ludzie?
- To…
Son Goku nie zdążył dokończyć, bo przerwał mu histeryczny śmiech Liny. Rudowłosa czarodziejka stała zgięta w pół i nie mogła powiedzieć ani słowa. Dopiero po chwili zdołała się odezwać.
- A ja zawsze myślałam, że to Zel ma kiepskiego fryzjera.
- Co? - Zdumieli się wszyscy.
- No tylko spójrzcie. Son Goku wygląda jakby trafił w niego piorun, ale ten bije go na głowę. Czyżbyś miał jakiś kompleks niższości i po to ci te stojące włosy. - Lina wciąż nie mogła się opanować.
- Coś ty powiedziała, dziewucho?! - Pierwszy ocknął się Vegeta. - Że niby ja mam kompleks niższości! Jestem pełnej krwi księciem, należy mi się szacunek, ty ruda kretynko!!!
Nagle powiało grozą. Jeden suchy listek przeleciał obok naszych przyjaciół i spłonął w kontakcie z Liną. Son Goku i Trunks z lekkim niepokojem patrzyli na Vegetę, natomiast Amelia i Zel szykowali się do poskramiania rudej wiedźmy (lub ewentualnej ucieczki), jedynie Xellos wyglądał na bezstresowego (ale on zawsze tak wygląda).
- Panie ciemności czterech światów…
- Lino, chyba nie zamierzasz … - Przeraził się Zel.
- …Wzywam cię, użycz mi swej mocy…
- Panno Lino, tak nie można!!! - Krzyczała Amelia, ale nie miała odwagi się do niej zbliżyć.
- …Nieprzenikniona ciemność, czarniejsza od śmierci…
- Nie wiem co kombinujesz, ale mnie nie pokonasz! - Odparł dumnie Vegeta i zapłonął niczym pochodnia przechodząc w tryb SSJ.
- …Szkarłat, płynącej krwi, pogrzebana w strumieniu czasu, wielka potęga tkwi…
- Ona nas wszystkich zabije! Uciekajcie stąd! - Krzyczała w panice Amelia do Goku i Trunksa.
- …Niech głupcy co na mej drodze stoją…
- Yare, yare…
- …Zostaną porażeni mocą twoją, którą… - Lina jednak nie zdążyła dokończyć, bo tuż przed nią pojawił się Xellos i jednym precyzyjnym ciosem, skutecznie ją ogłuszył.
Następnie zniknął i stanął przy Vegecie.
- Bardzo nierozsądnie drażnić Linę, szczególnie teraz. - Mazoku wypowiedział jeszcze kilka cichych, niezrozumiałych słów, na skutek, których wojownik opadł na ziemię i zwyczajnie zasnął.
Amelia i Zel odetchnęli z ulgą, a Son Goku i Trunks wciąż trwali w konsternacji. Biedacy nawet nie zdawali sobie sprawy jakiej tragedii uniknęli. No cóż, przy pannie Linie Inverse, Frezer czy Cell to aniołki.
Nim Lina odzyskała przytomność, nasi przyjaciele zdążyli odwiedzić Genialnego Żółwia, który jak nie trudno się domyśleć wciąż był tym samym starym, brzydkim, niepoprawnym zbereźnikiem. Może to i lepiej, że rudowłosa czarodziejka przegapiła ten epizod, gdyż LoN (czy może raczej Kami-sama w tym przypadku) raczy wiedzieć co by mogło się wydarzyć na skutek zetknięcia tych dwóch person. Tak czy inaczej jedna celnie wymierzona Pięść Sprawiedliwości powstrzymała zapędy staruszka i pozwoliła na zdobycie czwartej kuli do kolekcji.
Gdy Lina powróciła wśród żywych, najpierw brutalnie zemściła się na Mazoku (Xellos ty karaluchu!!!), a potem wraz z innymi przystąpiła do poszukiwania kolejnego smoczego kryształu. Ponieważ radar nie był całkowicie precyzyjny, musieli przeszukać spory kawałek terenu, nim w końcu Goku zauważył małą, złotą kulkę ukrytą wśród zarośli.
- Teraz mamy już pięć, gdzie jest następna?
- Już mówię. - Trunks spojrzał na radar. - To dziwne, ta kula jest niedaleko, ale przemieszcza się i to szybko.
- W takim razie ktoś musiał ją już znaleźć. - Wydedukował Zel.
- Najwyraźniej.
Chłopak wskazał im kierunek i szybko teleportowali się we właściwe miejsce.
AAAAAAAAAA!!!!!!!!!
Cała ekipa rozpierzchła się we wszystkie strony, gdyż pojawili się dokładnie na wprost wielkiego dwunożnego gada, z paszczą wypełnioną rzędami ostrych zębów, który najwyraźniej postanowił zrobić sobie z nich przekąskę. Son Goku nie czekając na reakcję innych wylądował na jakiejś skałce i złączywszy ręce z boku zaczął coś krzyczeć.
- Stój!!! - Zatrzymał go Trunks. - Kula na radarze wciąż się przemieszcza, więc prawdopodobnie jest we wnętrzu tego zwierzaka.
- Co? - Zdziwili się pozostali podlatując do nich.
- To jak my ją wyciągniemy? - Zapytała Lina. - Przecież zabijając to coś, możemy zniszczyć kulę.
- Obawiam się, że tak.
- W takim razie - zaczął Zel. - Trzeba będzie poczekać, aż…
Nie dokończył.
T-Rex znów zaatakował, ale tym razem Amelia zdążyła postawić barierę przez, którą nie mógł się przebić.
- Może dać mu środki na przeczyszczenie. - Zaproponował Xellos.
- Dobrze się bawisz? - Rzuciła mu mordercze spojrzenie ruda czarodziejka.
Mazoku nic nie odpowiedział jedynie uśmiechnął się bezczelnie.
- Panno Lino, długo tak nie wytrzymam. Wymyślcie coś!
- Chyba mam pomysł! - Odezwał się niespodziewanie Goku. - Zaczekajcie chwilę.
Po tych słowach przyłożył palce do czoła i zniknął. Nagle z dinozaurem zaczęło dziać się coś dziwnego. Stanął, wywrócił oczami i jakby zsiniał na pysku. Potem spojrzał na nich zaskoczony, po czym zaczął biegać w kółko, wydając dziwne nieartykułowanie odgłosy.Trwało to dłuższy moment, aż w końcu zatrzymał się i zaczął ciężko dyszeć. W tej samej chwili z powrotem pojawił się Goku z szóstą kulą w ręku. Wyglądał normalnie tylko dziwnie pachniał.
- Gdzieś ty zniknął? I jak zdobyłeś kulę?
- To proste, teleportowałem się do jego żołądka.
- Fuj, to niehigieniczne. - Wzdrygnęła się Amelia.
Minęła już jedenasta godzina ich pobytu w tym dziwnym świecie (mówię tak jakby ich świat był całkiem normalny), a oni mieli już sześć kryształowych kul. Ponieważ zrobiło się już ciemno Lina podjęła nieodwołalną decyzję, iż musi się przespać, gdyż właśnie wchodziła w drugą nieprzespaną dobę. Wszyscy chętnie przystanęli na tą propozycję odkładając odnalezienie ostatniej kuli na następny dzień. Trunks zaproponował, żeby przenocować u niego, ale nikt nie chciał ryzykować ponownej konfrontacji Lina vs. Vegeta. Dlatego na miejsce noclegu wybrano niewielki domek Chichi.
Rano, po obfitym śniadaniu (w tej gromadce inne było niemożliwe), Trunks wyznaczył za pomocą radaru położenie siódmej kuli. Po chwili znaleźli się w tłumie ludzi na jakimś festynie. Od razu zdali sobie sprawę, ze odnalezienie ostatniej kuli może być trudniejsze niż przypuszczali. Postanowili się rozdzielić. Spotkali się pół godziny później w umówionym miejscu i wtedy Amelia pokazała im znalezione ogłoszenie.
- Tu piszą, że nagrodą w zawodach jest wartościowy smoczy klejnot.
- To musi być to. - Ucieszyła się Lina.
- Co to za zawody? Jeśli sztuk walki to zwycięstwo mamy w kieszeni. - Zapalił się Goku.
- Obawiam się, że nie o takie zawody chodzi. - Amelia niespodziewanie zarumieniła się. - Ten konkurs nazywa się „Czar par”.
- W takim razie nie mamy wyjścia. - Stwierdziła pewnie ruda czarodziejka. - Wyślemy ciebie i Zela.
- Co? - Przestraszył się chimerowaty.
- To jedyna możliwość, nie ma Gourrego, żebym ja mogła wystąpić, ani Filii, żeby mógł zapisać się Xellos (tak jakby którekolwiek z nich się na to zgodziło, nawet mając swego partnera, hi, hi), Son Goku i Trunks w ogóle odpadają.
- Niby tak, ale…
- Żadnych „ale”, macie wystąpić w tym konkursie i musicie się postarać, żeby wygrać tę cholerną kule. - Stanowczość Liny była nie do pokonania.
Zdołowany Zel i nie ukrywająca radości Amelia ruszyli w kierunku punktu zapisu, natomiast reszta grupy usiadła na trybunach, by ich dopingować.
Konkurs odbywał się na wolnym powietrzu, a dokładnie na jednej z mat, gdzie zwykle urządzano turnieje walk. Miało w nim wziąć udział piętnaście par, w tym Zel i Amelia z numerem dwunastym. Pierwszą konkurencją był taniec towarzyski. Jako, że Amelia była księżniczką, a jej partner czasami również bywał na królewskich balach, ta część poszła im całkiem nieźle. Dostali 8,5 na dziesięć możliwych punktów, co było trzecim rezultatem.
Druga konkurencja miała wykazać na ile pary znają swoje upodobania. Spośród wielu przedmiotów musieli wskazać te, które najlepiej opisywały partnera i siebie samego. Pierwsi byli mężczyźni, a panie siedziały na krzesłach z boku i miały zawiązane oczy. Zel obszedł cały stół i bez wahania wziął złotą bransoletkę, ale nie wiedział co najlepiej opisywałoby jego. A raczej co Amelia mogłaby o tym myśleć. W końcu zdecydował się na kompas, choć nie był do tego przekonany. Następnie zamienili się miejscami i tym razem księżniczka oglądała wszystkie przedmioty. Ona również szybko pomyślała o bransoletce, a potem długo zastanawiała się nad drugim przedmiotem. W pewnej chwili pomyślała o atlasie, ale czegoś takiego nie było na stole, stąd też ku wielkiej uciesze chimery, wskazała na leżący nieopodal kompas. W ten sposób zagarnęli kolejne dziesięć punktów i wysunęli się na prowadzenie.
Trzecią i zarazem ostatnią konkurencją było jak to ładnie określił konferansjer „zgadywanie marzeń”. Każda osoba z pary dostawała kartkę papieru i siedząc naprzeciw swego partnera (ale dość daleko, by nie można było się komunikować) musiała napisać zarówno swoje jak i jego największe marzenie.
- To będzie bułka z masłem, oboje mają oczywiste marzenia. - Skomentowała Lina.
- Nie byłbym tego taki pewien. - Wtrącił Xellos. - Zel się rumieni.
- Rzeczywiście. W takim razie nie wyjdzie z tego nic dobrego.
Trwało dłuższą chwilę nim wszystkie pary zakończyły wpisywanie. Odpowiedzi były różne, od całkowicie zgodnych, poprzez zaskakujące, do zupełnie głupich. W końcu przyszła pora na parę numer dwanaście. Amelia nieco niepewnie obróciła kartkę, gdzie widniał taki napis.
Ja: Wyjść za mąż za Zelgadisa.
Zelgadis: Stać się człowiekiem.
Na twarzy chimery odmalowało się najpierw zdziwienie, potem zażenowanie, a w końcu rezygnacja. Od niechcenia obrócił swoją kartkę.
Amelia: Walczyć o sprawiedliwość.
Ja: Poślubić Amelię.
- Ja ich oboje zabiję! - Dało się słyszeć wściekły krzyk na widowni. - Dark Mist!
W jednej chwili cały teren został zakryty przez kłęby czarnej jak smoła mgły.
- Xellos, bierz tyłek w troki i znajdź tę cholerną kulę. Ja lecę po nasze dwa gołąbki. Levitation!
Lina wylądowała na dole i szybko odnalazła Amelię, a potem Zela. Oboje wyglądali na nieco zawstydzonych.
- Nie można na was polegać! Dalej idziemy!
Cała trójka po chwili znalazła się koło Son Goku, który teleportował wszystkich w bardziej ustronne i mniej hałaśliwe miejsce. Po chwili pojawił się także Xellos z ostatnią kulą.
- Trzeba było zrobić tak od razu, a nie się patyczkować. - Lina powoli ochłonęła. - Dobra teraz czas na nasze życzenie. Jak to działa?
- Połóżcie wszystkie kule obok siebie kolejno według gwiazdek. - Powiedział Trunks. - Teraz wystarczy krzyknąć: „Przybądź Sheng Long i spełnij nasze życzenie”.
- Niezbyt to wyrafinowane, ale trudno. - Ruda czarodziejka wzięła głęboki oddech i krzyknęła. - Przybądź Sheng Long i spełnij nasze życzenie!!!!
Przez chwilę nic się nie działo, ale potem zerwał się wiatr i nastała ciemność. Niebo zaczęły przeszywać błyskawice, a kule zrobiły się złote. W końcu wystrzelił z nich złoty promień, który pędził po niebie, tworząc ostatecznie wielkiego smoka. Sheng Long przybył na wezwanie.
Koniec części piątej.
c.d.n. (mam nadzieję, jeśli dożyję)
O rany, to było straszne. Dziesięć stron totalnych bredni. Wierzyć mi się nie chce, że ja to napisałam. Szczerze współczuję wszystkim, którzy zdołali to przeczytać. Z góry przepraszam przeciwników DB, którzy nie mogą strawić tego anime, przepraszam również jego fanów, bo pewnie też są na mnie wściekli za to co zrobiłam Vegecie. W ogóle wszystkich przepraszam, bo zupełnie nie wiem co mi odbiło. Obiecuję poprawę w następnej części. Ze strachem w sercu podaję mój e-mail Miko-chan1@wp.pl , gdzie bez skrępowania możecie wyżywać się na tej części jak i na wszystkich poprzednich. No nic, stało się, klamka zapadła, nie ma odwrotu, trzeba kroczyć dalej wybraną ścieżką. Do następnego przeczytania.
Miko-chan
09.08.2006r
P.S.
Swoją drogą uwielbiam tego typu zakończenia wszelkich seriali, od razu mam ochotę czymś twardym rzucić w telewizor.
P.S. 2
Dień bez Dragon Slave'a to dzień stracony! Kurcze, a tak było blisko.
P.S.3
Takie są skutki pisania fików po północy.
8
8