Tytuł: "Slayers Forever!”
Autor: Vampire Princess Nahga vampire.nahga@gmail.com
Część piąta: "Coś wartego umierania."
Wiatr bawił się nią; raz uderzał w plecy, raz dmuchał w twarz. Filia miała tylko jeden cel- przeżyć. Musiała dostać się do wioski. Biegła, co chwilę się przewracając. Wilki podeszły bliżej. Jeden z nich zagrodził jej drogę. W nienawistnie zmrużonych ślepiach dostrzegła tlący się na dnie zwierzęcej duszy ogień żądzy krwi. Wiatr ucichł, zapanowała cisza. Przed sobą Filia widziała drewniane chaty, tak blisko, a tak daleko. Bała się poruszyć, aby nie sprowokować bestii.
Wilk skoczył. Smoczyca skuliła się, przygotowana poczuć kły na skórze, jednak nic takiego się nie stało. Śnieżne wilki stojące za nią zawarczały.
Obok Filii stał Xellos. Wyjął z ciała wilka lagę. Pozostałe bestie uciekły.
-Mogłabyś być bardziej ostrożna! -Rzucił ostro.
Odszedł szybkim krokiem w kierunku wioski. Filia pobiegła za nim.
-Już drugi raz uratowałeś mi życie. Dlaczego to robisz?
-Powinnaś powiedzieć "dziękuję bardzo" -mruknął. -Teraz tego żałuję. Mogłem pozwolić ci tam zdechnąć. Piękna śmierć- rozszarpanie przez wilki.
-Xellos! -Złapała go za rękę. -Masz jakiś cel, prawda? Jakie zadanie zleciła ci Zelas?
-Nie wymawiaj tego imienia! -Jego oczy zapłonęły ogniem.
Filia cofnęła się o krok. Kapłan prychnął i odszedł.
-Musimy porozmawiać -z mroku wynurzyła się Lina.
Złotowłosa opowiedziała jej o duchu Ritvy, rzezi mieszkańców, zadaniu, jakie jej przeznaczono. Czarodziejka zarządziła opuszczenie przeklętego miejsca.
Zimne, ostre słońce wynurzyło się zza horyzontu. Jego promienie jedynie drażniły oczy, nie dając ciepła. Płatki śniegu skrzyły się bielą, która pokrywała cały świat jak tylko okiem sięgnąć. Pośród morza białego puchu pojawiły się ciemne postacie uparcie dążące do przodu. Drużyna wyruszyła.
*
Przez cały tydzień szli przez śnieżne pustkowie. Niespodziewanie ósmego dnia podróży zobaczyli w oddali miasto nad wielką wodą.
Na ulicach panował tłok. Mieszkańcy patrzyli na przybyszy nieprzyjaźnie. Drużyna wynajęła pokoje w zajeździe.
-Dziwne to miasto -powiedziała Amelia, gdy siedzieli w karczmie. -Ludzie są tu tacy...groźni -zakończyła kulawo.
-Przenocujemy tu, uzupełnimy zapasy i ruszamy dalej -zarządziła Lina. -Nic nas tu nie trzyma.
-Może wynajmiemy łódź? -Zaproponował Zelgadis. -Tak będzie szybciej.
-Zobaczymy -odparła czarodziejka. -Ej! Dawać mi jedzenie! Ile mam jeszcze czekać??
Zajęli się posiłkiem; po tylu dniach żywienia się suszonym mięsem nawet podana im wątpliwej jakości zupa i pieczeń smakowała jak ambrozja. Xellos obserwował ludzi w karczmie znad filiżanki herbaty. Patrzyli się na nich dziwnie, jakby knuli za ile sprzedadzą ich trupy.
-Uważaj, jak idziesz, paniusiu! -Demon otrząsnął się z zamyślenia. Gruby mężczyzna patrzył z góry na Linę. Na koszuli miał resztki jej posiłku.
-To TY lepiej uważaj! -Odpowiedziała czarodziejka, mierząc go kpiącym spojrzeniem. -Chyba nie wiesz, z kim masz do czynienia!
-Wiem. Z małą, rudą babą, której radzę nie chodzić samotnie po mieście, bo może jej się coś stać.
Lina zmrużyła oczy. Gourry chwycił ją za rękę.
-Lepiej nie używaj magii -szepnął.
Czarodziejka opanowała się szybko. Dumnie zadzierając głowę do góry, wyszła z karczmy. Gourry pobiegł za nią.
-Idziemy -Zelgadis położył na stole kilka złotych monet. Nie czuł się tu najlepiej.
Amelia i Filia poszły za nim. Xellos dopijał herbatę.
-Już mówiłem, żeby żadne z was nie zostawało same, bo może coś mu się stać -do kapłana podszedł gruby facet, który przed chwilą groził Linie.
Mazoku odłożył pustą filiżankę. Wstał i odliczył zapłatę.
-Słyszysz, co do ciebie mówię?! Wynocha z mojej karczmy! -Mężczyzna zamachnął się na kapłana.
Xellos złapał jego pięść.
-Odejdziemy, kiedy będziemy na to gotowi -powiedział spokojnie. Otworzył oczy, po plecach grubego faceta przebiegł dreszcz. -Nie robimy nic złego, dlatego nie macie prawa nas atakować -Xellos zacisnął mocniej jego pięść. -Mam rację?
-T.. tak -powiedział, krzywiąc się z bólu.
-Żegnam -Mazoku wolnym krokiem skierował się do wyjścia.
*
-Mogłeś go zabić-Xellos wzdrygnął się, słysząc ten głos. -Ja bym tak zrobiła.
Z cienia wyszła jasnowłosa kobieta ubrana w białą suknię .Na jej nadgarstkach błyszczały bransolety.
-Czego chcesz, Zelas? -Kapłan zmrużył oczy.
-Ja? -Zbliżyła się do niego. -Przyszłam odwiedzić mojego podwładnego...
-Byłego podwładnego -odsunął twarz, gdy chciała go pogładzić po policzku. -Nie zapominaj o tym.
Zelas zaśmiała się krótko. Popatrzyła w oczy Xellosowi.
-LoN popełnia błędy. Jednym z nich było uwolnienie cię z zamkniętego wymiaru. Dała ci zadanie, prawda?
Mazoku milczał, wpatrując się w nią z nienawiścią. Wspomnienia z przeszłości odżyły.
-Masz pomóc "ocalić świat", tak? -Kontynuowała Zelas. -Każdy ma własną teorię, jak tego dokonać, ty też. I Lina Inverse jest ci do tego potrzebna -uśmiechnęła się złośliwie. -A może tutaj chodzi o... Ostatnią?
Xellos milczał, panując nad emocjami. Zaskoczył tym Beastmaster. Spodziewała się wybuchów złości, krzyków i gróźb, ale on był spokojny. Tak doskonale go wyszkoliła.
-No cóż... Jeszcze się spotkamy -Postać Zelas zaczęła blednąć, aż zniknęła całkowicie.
-Oby nie -mruknął Xellos.
Zaczął iść w kierunku zajazdu. Zatrzymał się w pół kroku. Popatrzył na zachód, skąd wyczuł wielką energię.
Zaklął cicho i zdematerializował się.
*
Zachodnia część miasta płonęła. Ludzie uciekali z krzykiem, mamrocząc coś o dwóch demonicach. Lina złapała jednego z uciekinierów.
-Co tam się dzieje?!
-Przybyły demonice z Zakonu Czarnej Róży! -Mężczyzna drżał na całym ciele. -Zabijają każdego, kto stanie im na drodze! Z nieba zlatują ogniste kule! To koniec świata!
Czarodziejka zostawiła go i pobiegła w stronę płonących budynków. Zakon Czarnej Róży? Pewnie grupa magów chce zapanować nad światem, w wolnych chwilach dręcząc wieśniaków.
-Lina? Co tu się dzieje? -Dołączyli do niej Gourry, Zelgadis, Amelia i Filia.
Ruda wyjaśniła w skrócie, czego się dowiedziała.
-A gdzie jest Xellos?
-Nie widzieliśmy go od czasu wyjścia z karczmy -powiedział Gourry.
-Oczywiście -czarodziejka zacisnęła pięści. -Nigdy go nie ma, jak jest potrzebny...
Wbiegli na plac. Wokół płonęły domy. Ujrzeli dwie postacie stojące pośród płomieni. Gdy podeszły bliżej, Lina nie wierzyła własnym oczom.
Spotkali je kilka tygodni temu w podobnych okolicznościach.
Hellsia i Kitty. Tylko ich tu brakowało.
-To znowu wy -demonice podeszły bliżej. -Czego chcecie? Nie widzicie, że jesteśmy zajęte?
-Dlaczego to robicie? -Odezwała się Amelia. -Ci ludzie nie zasługują na taki los!
-Skąd możesz to wiedzieć, marna istoto -powiedziała Kitty, patrząc na księżniczkę z pogardą. -Nie ty decydujesz o życiu i śmierci.
-Wy też nie -Lina zrobiła krok do przodu.
-Chcesz poczuć gniew demonów z Otchłani, czarodziejko? -Oczy Hellsii zapłonęły ogniem.-Proszę bardzo!
Z nieba zleciały ogniste kule. Drużyna schowała się w ruinach domu.
-Miecz tu nic nie da -Lina zwróciła się do Gourry'ego. -Magię trzeba pokonać magią.
-Przecież to demony -odezwała się Amelia. -Czarna magie je tylko wzmocni.
-Nasza czarna magia nie -Zelgadis przygotował się do rzucenia Ra Tilt. -Szamańska też nie. One używają czarnej magii Otchłani, więc możemy z nimi walczyć za pomocą naszych czarów.
-Jaki jest plan? -Spytała Filia.
-Musimy je rozdzielić, potem ja i Amelia zajmiemy się Kitty, a ty i Zelgadis Hellsią -poleciła Lina. -Gourry, będziesz mnie osłaniać. Zgoda?
Szermierz skinął głową.
Skulili się, gdy jedna ze ścian wyleciała w powietrze. Lina dała znak.
-Ra Tilt! -Chimera strzelił w Hellsię.
Demonica uchyliła się, a następnie rzuciła w niego kulą ognia. Filia szybko utworzyła barierę. Hellsia stanęła.
-Smok... -popatrzyła z niedowierzaniem na złotowłosą.
Ta chwila wystarczyła, by zapomniała o obronie. Zelgadis zranił ją Ra Tiltem.
W tym czasie Lina zmagała się z Kitty. Amelia oberwała, ale dalej walczyła, mimo upomnień rudej. Gourry starał się odbijać kule ognia.
-Jesteście nudni! -Demonica strzeliła w Amelię wiązką energii.
Fala odrzuciła księżniczkę do tyłu.
-Gourry! -Krzyknęła Lina. -Zajmij się Amelią!
Czarodziejka wyjęła miecz o czarnym ostrzu. Utrzymywała w tajemnicy jego istnienie. Kitty zdziwiła się widząc ten oręż.
-Trzymasz w dłoniach Miecz Demonów. Wiesz, jaką ma moc? Ktoś taki, jak ty nie ma prawa go używać!
Czarne ostrze zapłonęło ciemnym ogniem. Lina zaatakowała. Udało jej się zranić demonicę w brzuch. Z rany wypłynęła czarna krew. Kitty, dysząc, cofnęła się o krok. Wyszeptała kilka słów w nieznanym języku. W czarodziejkę uderzył czarny piorun.
-Tego się nie spodziewałaś, co? -Pomimo bólu, Kitty uśmiechnęła się kpiąco.
-Spodziewałam -Zaklęcie nie wyrządziło Linie najmniejszej krzywdy. -Zapominasz, że Miecz Demonów jest odporny na każdy rodzaj magii.
Twarz demonicy wykrzywił grymas wściekłości. Podbiegła do Hellsii.
-Czarodziejka ma Kyrd'e Wa!
Hellsia spojrzała na nią z niedowierzaniem. Filia zionęła smoczym ogniem.
-A ta kobieta to ostatnia z rodu złotych smoków! Octavio mówił, że wyginęły!
Filia znieruchomiała. Czyżby te dwie demonice miały coś wspólnego z Octavio?
-Wracaj do zamku! -Poleciła Hellsia. Kitty zniknęła.
Demonica uchyliła się przed zaklęciem Zelgadisa. Zaczęła szybko szeptać słowa w nieznanym języku. Wokół niej błysnęły małe złote igiełki. Lina zrozumiała, co chce zrobić.
-Padnij! -Krzyknęła do towarzyszy. -Na ziemię!
Hellsia wystrzeliła zaklęcie. Lina znieruchomiała. Złote igiełki wbiły się w jej ciało. Każda komórka ciała czarodziejki krzyczała z bólu. Cudem udało jej się osłonić oczy. Dotknęła poranionych ust. Miecz wypadł jej z ręki. Z dziesiątek ran na ciele Liny zaczęła sączyć się krew. Popatrzyła na swoje zakrwawione dłonie. Resztkami sił wykrzyczała zaklęcie. Lecz zamiast uzdrawiającej mocy, z nieba spłynęły czerwone błyskawice, niszcząc wszystko dokoła. Całe miasto zapłonęło. Z daleka Lina usłyszała krzyki ludzi. Padła na kolana. Krew zmieszała się z błotem.
W głowie słyszała wołania o pomoc, trzask płomieni.
-Dziękuję za pomoc. Bez ciebie nie udałoby się nam tak szybko zniszczyć tego miasta. -Hellsia zniknęła, śmiejąc się głośno.
Lina rozszerzonymi oczami spojrzała na zgliszcza wokoło.
To ona je spowodowała.
To ona spaliła te miasto.
To ona zabiła tych ludzi.
Wielka czarodziejka Lina Inverse zapłakała.
Ciąg dalszy nastąpi...
3
3