Zajęcia w leśnej szkółce
W leśnej szkółce „Pod klonem" panował jak zwykle radosny nastrój. Zajączki siedziały w półkolu wpatrzone w swoją panią. Liczyły listki kapusty, sprawdzały, który większy, który mniejszy, kto ma więcej, kto ma mniej. Potem pani powiedziała, żeby wszyscy ustawili się w pary.
- Proszę pani, proszę pani, ja nie mam pary! - powiedziała chrapliwym głosem Uszatka. - Nie ma Szarusia!
Wtem wpadł jak wicher zdyszany Szaruś, wymachując dwoma listkami kapusty.
- Gdzieś' ty się podziewał, Szarusiu? - zapytała pani Ząjącowa z miną nie wróżącą nic dobrego.
- Bie... bie... głem... stra... strasznie się śpię... spieszyłem! - wyksztusił zajączek z trudem Łapiąc oddech.
- Zdążyłam zauważyć! - z przekąsem rzekła pani Ząjącowa.
- Ale ja... ja ratowałem... :
- I kogóż to ratowałeś'? . • . .
- Ratowałem małego liska!
- Liska? - krzyknęła przerażona Uszatka. - Nie mów o liskach! Boję się!
- To był mały lisek, który nikomu nic złego nie zrobił!
- Ale to był LIS! A LIS to nasz największy wróg!
- On wcale nie był groźny! Biegłem właśnie dróżką do szkoły, gdy usłyszałem cichutki pisk i płacz. Rozchyliłem zarośla i ujrzałem malutkiego liska Rudaska. Szamotał się próbując wyciągnąć nóżkę zaplątaną w taki okropny drut!
- I co? I co?
- Chyba z pół godziny się męczyłem, ale udało mi się go uwolnić.
- Byłeś bardzo odważny. Postąpiłeś bardzo szlachetnie - stwierdziła pani Ząjącowa.
- A ja bym się chyba bał mu pomóc - dodał Strachulek trzęsąc się ze strachu.
- A wy jak byście postąpili? - zapytała pani. Na to pytanie wszyscy zaczęli odpowiadać przekrzykując się wzajemnie.
- Oj, moi drodzy! Myślę, że musimy powtórzyć lekcję dobrych manier!