Wielką zagadką są mapy świata sprzed kilkuset lat. Pokazują one wyraźnie, że twórcy map... znali świetnie lądy, których nie mieli prawa znać!
XVI-wieczne mapy nie pozostawiają wątpliwości - ktoś dotarł do Antarktydy i północnej Grenlandii wieki przed znanymi dotychczas odkrywcami tych lądów. Tylko, kto to był?! Rok 1775, dowodzony przez równie sławnego jak i doświadczonego kapitana Jamesa Cooka okręt HMS "Resolution" natknął się na małe lodowe wysepki za południowym kołem podbiegunowym. Załoga była rozczarowana ich niewielkim rozmiarem, lecz sam kapitan szczęśliwy - nie wierzył w istnienie legendarnego wielkiego lądu leżącego na południu globu i tą wyprawą Królewskiego Towarzystwa Naukowego tylko udowodnił swą tezę. Paradoksalnie przeszedł do historii i podręczników jako odkrywca Antarktyki. Do stałego lądu samej Antarktydy pierwszy człowiek dotarł pół wieku później - w 1820 roku rosyjski admirał Faddiej Bellingshausen.
Tyle historia. Kłopot polega jednak na tym, że być może trzeba ją będzie napisać od początku, a dla Cooka i Bellingshausena może w niej zabraknąć miejsca.
Oto nasza bohaterka: mapa Arktyki zrobiona przez Gerarda Mercatora w XVI wieku. Wówczas nie było jeszcze wiadomo, że Grenlandia jest wyspą. Tymczasem kartograf poprawnie ją wyrysował, korzystając z wiedzy tajemniczych pra żeglarzy. Tak wygląda mapa, która spędza sen z powiek kartografom całego świata:
Tajna misja Europejczyków?
A wszystko przez mapę, która powstała 250 lat przed wyprawą Cooka. - Pierwszy raz zobaczyłem ją w bibliotece w Nowym Jorku, gdy przeglądałem woluminy ze starego księgozbioru - opowiada Leslie Trager, członek towarzystwa kartograficznego Mercator Society i ekspert zajmujący się badaniami historycznymi starożytnych map. - Nie potrafiłem ukryć ekscytacji, bowiem mapa pokazywała z nieprawdopodobnymi szczegółami zarys linii brzegowej Antarktydy, kontynentu nieznanego ówczesnym żeglarzom!
Swoje znalezisko Trager opisał w wydaniu magazynu "The Explorers Journal" z 2007 roku.
O samej mapie niewiele wiadomo, nie zachowały się informacje, kto jest jej autorem ani skąd pochodziły dane do jej sporządzenia. Wątpliwości nie ma natomiast co do jej wieku ani tego, że pochodziła z okręgowej biblioteki Wirtembergii w Stuttgarcie.
- Na usta cisnęło mi się zatem pytanie, skąd jej autor miał wiedzę o wyglądzie południowego kontynentu? I kim byli żeglarze, którzy dotarli do Antarktydy przed Europejczykami? Kiedy tam dopłynęli? Jak? - opowiada Leslie Trager.
Jego zdumienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy spędziwszy godziny nad dokumentem odkrył, iż w obszarze Lodowca Szelfowego Rossa (wielkiej antarktycznej zamarzniętej zatoki morskiej) na mapie widoczne są dwie wyspy. W dzisiejszych czasach są one niewidoczne - ląd schowany jest pod lodem. Co więcej - z analiz prowadzonych przez glacjologów wynika, że wyspy te znajdowały się pod lodową czapą również w XVI w., gdy powstała mapa. Nie może więc być mowy o jakiejś ówczesnej tajnej misji kartograficznej przemilczanej przez historię, bowiem jej uczestnicy, nawet gdyby wówczas dotarli do Antarktydy, i tak by wysp tych nie zobaczyli.
Genialny matematyk kontra geografia
Kluczem do dalszych wskazówek musiały być zatem badania glacjologiczne i klimatyczne odpowiadające na pytanie: kiedy aura była na tyle łagodna, by te dwie widoczne na mapach wysepki wynurzyły się spod zwałów lodu?
- Sięgnąłem do fundamentalnego dzieła "The Ice Chronicles" dotyczącego zmian globalnego klimatu w regionach polarnych. Z opublikowanych tam badań wynika, że ostatni raz okres ocieplenia zdarzył się w latach 900 - 600 r. p.n.e. - opowiada Trager.
Z ciekawości sięgnął on również po kilka innych tajemniczych dzieł XVI-wiecznych kartografów. Na jednym z nich - mapie sporządzonej przez tureckiego admirała Piri Ibn Haji Mehmeda - również widać zaskakująco dokładne zarysy Antarktydy. Najciekawsze jest jednak to, że jej autor w sporządzonych po arabsku notatkach odwołał się do nieznanego nam dziś dzieła kartograficznego, na którym się wzorował, a które miałoby powstać w czasach Aleksandra Macedońskiego (356-323 r. p.n.e.). A zatem krótko po tym, gdy było cieplej. To zaś oznacza, że jacyś starożytni żeglarze i kartografowie musieli tam dotrzeć i dokonać pomiarów.
Podobna sytuacja miała również miejsce po drugiej stronie globu - w północnej Grenlandii, a jej kartograficznym enfant terrible stała się słynna mapa świata naszkicowana w 1569 r. przez flamandzkiego matematyka i geografa Gerarda Mercatora, ojca współczesnej kartografii. Jego dzieło nie tylko pokazuje z ogromną dokładnością szczegóły linii brzegowej Grenlandii, lecz przede wszystkim przedstawia ją jako wyspę - coś, co najwyraźniej dla XVI-wiecznego kartografa było oczywiste. Jednak w czasach nowożytnych wcale za pewnik nie uchodziło. Wątpliwości, czy Grenlandia jest wyspą, czy też może łączy się ze stałym lądem Syberii, zajmowały geografów jeszcze w XIX stuleciu. Te skute lodem regiony były wówczas dla żeglarzy niedostępne, a wiedza o kształcie linii brzegowej czerpana była z tak wątpliwych przesłanek, jak odnajdywanie tu i ówdzie dryfującego po morzu syberyjskiego drewna. Mapę Mercatora zwyczajnie ignorowano, uznając ją za produkt imaginacji kartografa z Flandrii. Pewność, że ląd tej największej wyspy świata w istocie kończy się na 84. równoleżniku, a więc tysiące kilometrów przed biegunem, nie mówiąc o Syberii, przyniosły dopiero wyprawy psimi zaprzęgami, jakie na północny obszar Grenlandii przedsięwziął admirał Robert Peary. Było to jednak w 1900 roku, a więc jakieś trzy stulecia po wykreśleniu mapy przez Mercatora!
Jak zwykle Chińczycy?
Skąd więc genialny twórca pierwszego na świecie atlasu geograficznego czerpał wiedzę?
- Wygląda na to, że podobnie jak w przypadku Antarktydy ludzkość zatraciła wiedzę pochodzącą z dziś już nieznanych starożytnych rejsów i ich kartograficznych opisów - uważa Trager.
Pora zatem na najważniejsze pytanie: Kim byli ci antyczni żeglarze i odkrywcy? - Tego nie wiemy - wprost odpowiada Trager. - Raczej nie Wikingowie. Choć w czasie ich największej aktywności (lata 800-1100) oceany były cieplejsze niż dziś i mogliby opłynąć Grenlandię od północy, jednak w staroskandynawskich sagach nie ma śladu na temat takiego wydarzenia, a z pewnością byłoby ono wspomniane. - Zatem kto?
- Myślę, że odpowiedź uzyskamy któregoś dnia od archeologów. Ale jeśli miałbym mówić o moich przeczuciach jako miłośnika starych map, stawiałbym na żeglarzy chińskich i Fenicjan. Jedni i drudzy mieli wielkie talenty morskie i swymi dziełami mogli zachwycić i zainspirować XVI-wiecznych kartografów europejskich.
|
W 2003 roku byliśmy jednymi z organizatorów pobytu w Polsce Ericha von Danikena. Podczas jednego ze spotkań z FN Daniken mówił o tej mapie jako o jednej z wielu, które są na świecie wielką zagadką dla kartografów. Oczywiście nikt z nich nie brał poważnie tezy postawionej przez twórcę "Wspomnień z przyszłości", że odpowiadają za to "obcy", którzy od tysięcy lat kontaktują się z wybranymi osobami... Ponieważ dla nas jest poza dyskusją fakt odwiedzania nas przez obce cywilizację, musimy przyznać, że teoria jest prawdopodobna.
A propos tematu tego tekstu - na pokład Nautilusa trafiły ciekawe mapy "Świat po katastrofie 2012". Ale to będzie temat na zupełnie oddzielny tekst.
Tekst: Fundacja NAUTILUS Źródło:
Gazeta Wyborcza, 2007 7.1.2009