O korekcji myśli kilka... Jezar, jezar@dreampoint.co.uk Przełożył: Jerrvix Korekcja nie jest rzeczą złą, w rzeczywistości jest wspaniała. Jej prawdziwym problemem jest złe stosowanie - czy raczej nadużywanie. Jeden z artystów, z którymi pracuję - bardzo obiecujący wokalista i tekściarz - wydał niedawno demonstracyjną płytę CD. Połowa piosenek została nagrana i zmiksowana przez mojego przyjaciela i te brzmiały całkiem dobrze. Jednak pozostałe piosenki brzmią koszmarnie. Gitary i klawisze są zniekształcone w jakiś nienaturalnie "powykręcany" sposób, perkusja brzmi jakby była nagrywana na kasecie magnetofonowej, a wokale jakby zostały przepuszczone przez radio tranzystorowe. Byłem zaszokowany, kiedy usłyszałem tak złą jakość pochodzącą z sesji nagraniowej przeprowadzonej u progu XXI wieku. A najbardziej dziwi fakt, że piosenki te zostały nagrane w cyfrowych studiach - nie ma więc dla złej jakości żadnego technicznego wytłumaczenia. Problem częściowo polega na tym, że mniej doświadczeni realizatorzy czują się winni, kiedy sesja nagraniowa idzie zbyt łatwo. Myślą wtedy, że nie napracowali się wystarczająco ciężko. Uważają, że magia w nagraniu pojawia się dopiero wtedy, kiedy realizator osobiście ją z tego nagrania wyciśnie. Tak więc pierwszą rzeczą, do której sięgają, jest korekcja. Nie ma nic niewłaściwego w używaniu korekcji nawet na każdym sygnale w trakcie nagrywania, miksowania i masteringu - pod warunkiem, że nie robi się nic więcej niż jest to absolutnie konieczne do osiągnięcia prawidłowego rezultatu. Użycie korekcji podczas nagrywania ścieżek jest dość istotne, jeżeli nagrywacie złożony utwór i chcecie mieć możliwość łatwego i szybkiego wykonywania dogrywek w trakcie dalszej pracy. Idealnym scenariuszem jest stworzenie wielościeżkowego nagrania, które samo miksuje się podczas odtwarzania (niektóre osoby są dobrze znane z umiejętności robienia czegoś takiego), tak że w nowym studiu w przeciągu kilku sekund można uzyskać doskonałej jakości miks zgrubny (ku zachwytowi następnego realizatora pracującego nad tym projektem). Stworzenie takiego wielościeżkowego nagrania wymaga nagrywania ze starannie dobraną korekcją, a także (i do tego niezbędna jest spora wprawa) przewidywania, kiedy nagrywana rzecz może stać się zbyt głośna lub zbyt cicha i odpowiedniego ustawiania poziomów podczas rejestracji. Czasami jest to określane mianem "ręcznej kompresji" i wymaga albo dobrej znajomości utworu, albo dobrej pamięci z kilku pierwszych przesłuchań utworu. Większość zawodowych realizatorów (zwłaszcza tych, którzy już wiele widzieli i słyszeli) postępuje w ten sposób, pomimo stosowania kompresora. Jednak problem polega na tym, że wielu młodych realizatorów mocno przesadza z korekcją (i oczywiście kompresją) podczas nagrywania i pózniej może być trudne - jeżeli nie niemożliwe - naprawienie tych szkód. Obawiam się również, że musicie z pewną dozą sceptycyzmu przyjmować komentarze wygłaszane przez profesjonalistów, którzy mówią "ja nigdy nie stosuję korekcji". Pracowałem przedtem z takimi producentami i realizatorami i kiedy zastępowałem ich na chwilę podczas sesji nagraniowej, często okazywało się, że we wszystkich kanałach są włączone korektory! "Myślałem, że nie używasz korekcji - czy tak nie mówiłeś?" - pytacie się ich. "Chodziło mi o to, że nie używam korekcji do kreowania własnego brzmienia, ale oczywiście stosuję korekcję do wszystkich typowych rzeczy - a kto jej nie stosuje?". Tak więc jednak wszyscy stosują korekcję. Te "typowe rzeczy", o których mówią, to wszystkie te sprawy, które dobrze wyszkoleni realizatorzy robią w ciągu dnia pracy. Oto one. Odcinanie basu we wszystkich sygnałach, które go nie potrzebują (w tym w wokalach). Chodzi o to, żeby nie wpłynąć w żaden sposób na brzmienie, a jedynie zabezpieczyć się przed składowymi sygnału, których nie chcecie nagrywać, jak np. przypadkowe stuknięcia mikrofonu (spowodowane kopnięciami w statyw), odgłosy metra i tramwajów (trudne do uniknięcia w centrum wielkich miast) i hałas klimatyzatora (profesjonalnie wytłumione systemy klimatyzacyjne są dużo cichsze niż te standardowe, lecz nadal wydają słyszalny, odległy, dudniący dzwięk). Odcinanie niskich częstotliwości zabezpiecza was również do pewnego stopnia przed zgłoskami wybuchowymi w wokalu i (jeśli nagrywacie na zewnątrz efekty dzwiękowe) przesterowaniami sygnału spowodowanymi przez wiatr. Jest to czynność tak ważna i tak przydatna, że dobre mikrofony mają wbudowany włączany filtr dolnozaporowy, który już na samym początku zatrzymuje niskie częstotliwości, zanim jeszcze trafią do waszego miksera. Współczesny lampowy korektor parametryczny firmy TL Audio o dużych możliwościach w zakresie kreatywnego stosowania korekcji. Znajdziemy w nim dwa niezależne tory sygnałowe (z możliwością ich sprzężenia do pracy stereo) z 4-pasmową korekcją parametryczną i przestrajanymi filtrami dolno i górnozaporowymi. Każdy kanał może służyć także jako przedwzmacniacz mikrofonowy lub instrumentalny. Urządzenie to sprawdzi się zarówno podczas nagrywania sygnałów jak i podczas końcowej obróbki śladów i masteringu. Odcinanie wysokich częstotliwości we wszystkich sygnałach, które ich nie potrzebują. Głównym problemem jest szum. Usuwanie szumu z nagrań wielośladowych to pieśń przeszłości, ale nie wszyscy realizatorzy są wystarczająco odważni podczas ustawiania poziomów nagrywania, by pozbyć się tego problemu raz na zawsze. Inna sprawa, że w trakcie sesji nagraniowej live często nie ma zbyt wiele czasu, więc bardzo często stosuje się tzw. margines bezpieczeństwa. W takich okolicznościach należy usunąć jak najwięcej szumu z najbardziej "oczywistych" jego zródeł: stopa, gitara basowa, elektryczne piano oraz słabej jakości przetworniki gitary elektrycznej. Chociaż wymienione instrumenty mają sporą ilość energii w zakresie wysokich częstotliwości, której nie chcielibyście stracić, praktycznie większość jej leży dużo poniżej 8kHz - częstotliwości, powyżej której szum staje się szczególnie natarczywy. W tych okolicznościach całkowicie do przyjęcia jest odcięcie przy użyciu stromego filtru dolnoprzepustowego tak dużo góry, jak tylko można. To praktyczne podejście, które realizatorzy stosują od wielu lat, będące częścią pracy nad uzyskaniem dobrego dzwięku. Co do pozostałych instrumentów, najlepiej będzie, gdy zostawicie je w spokoju. W większości przypadków korekcja górnego zakresu wyżej wymienionych typów instrumentów połączona z rozsądnym użyciem bramek szumu na pozostałych ścieżkach powinna być aż nadto wystarczająca. Jeżeli jednak tak nie jest i czujecie, że w całości ciągle jest zbyt dużo szumu, są jeszcze trzy deski ratunku, które możecie zastosować na pozostałych sprawiających problemy ścieżkach. Po pierwsze, możecie spróbować jednopasmowej redukcji szumu poprzez włączenie na szumiących ścieżkach urządzeń z układem redukcji szumu Dolby lub DBX ustawionym na "dekodowanie" (dynamiczne przycięcie wyższych częstotliwości). Wśród radiowców jest to popularny zabieg, którego efekty słyszymy w wielu korespondencjach w serwisach informacyjnych. Rezultat zwykle brzmi, jak gdyby korespondent walczył z kimś, kto chce go zadusić poduszką. Wrażenia tego nie osłabia nawet podbicie górnego zakresu częstotliwości. Techniką dającą znacznie lepsze rezultaty jest wycięcie przy pomocy korekcji całego szumu z dzwięku tak, aż stanie się on stłumiony, a potem przepuszczenie obrobionego dzwięku przez urządzenie typu exciter (np. Aural Exciter firmy Aphex), które z muzycznej informacji pozostałej w niskich częstotliwościach zresyntetyzuje nową, czystą górę. Ta technika sprawdza się wyjątkowo dobrze i z powodzeniem została użyta nawet przy remasteringu na CD dawnych utworów klasycznych (chociaż biorący w tym udział realizatorzy nie przyznają się do tego publicznie). I w końcu, gdy dana ścieżka jest tak paskudnie zaszumiona, że jest to ponad możliwości wymienionych wyżej sposobów, nadal nie wszystko jeszcze stracone. Zaszumioną ścieżkę można wgrać do komputera i poddać programowej redukcji szumu. Rezultaty mogą okazać się zadziwiające, choć należy podkreślić, że nadużycie niektórych algorytmów może doprowadzić do uzyskania wyjątkowo nienaturalnego, komputerowego brzmienia. Manley Massive Passive - przykład korektora wyposażonego w przestrajane filtry pasywne, zbudowane z wykorzystaniem elementów biernych (cewek, kondensatorów i rezystorów). Po przejściu przez filtry, z natury tłumiące sygnał, jest on wzmacniany dla uzyskania odpowiedniego poziomu. Odcięcie niepotrzebnych częstotliwości z obydwu końców pasma brzmieniowego jest bardzo praktyczną sprawą i daje czystsze brzmienie. Oczywiście każdy wie, że nie jest to rozwiązanie idealne, lecz nie żyjemy w doskonałym świecie. Najwyższej klasy konsole mikserskie, jak np. Solid State Logic, kosztujące kilkaset tysięcy dolarów mają nawet dodatkowy przełącznik, który włącza filtry dolno i górnozaporowe zaraz na samym początku kanału - zanim jeszcze sygnał przejdzie do (wbudowanego) kompresora/bramki, punktu insertowego i zasadniczego korektora kanału. Odcinanie wysokich i niskich częstotliwości w kanałach miksera - bez zamiaru zmiany brzmienia nagrywanego instrumentu - jest równie ważne podczas prób ograniczania przesłuchów. Przesłuchy są to zbierane przez mikrofon dzwięki innych instrumentów (klasycznym przykładem jest tutaj perkusja), które są tak głośne, że dostają się w studiu we wszystko, co ledwie tylko przypomina mikrofon! Musicie spróbować wyeliminować przynajmniej część przesłuchów z perkusji, bo inaczej zabrzmi ona zbyt daleko i ze zbyt dużym pogłosem. Wyciszenie perkusji często przybiera formę nakładania koców i wieszania zasłon wszędzie i na wszystko, co w efekcie doprowadza do zbudowania wielu maleńkich pomieszczeń i przedziałów w miejscu, gdzie nagrywacie. Skuteczność takiego postępowania jest spora, ale następuje zduszenie dzwięku "odgrodzonych" instrumentów. Taki sposób był dobry w latach siedemdziesiątych, lecz kiedy w latach osiemdziesiątych odbiorniki radiowe i nagrania zostały znacząco ulepszone, pojawiła się potrzeba nagrywania bardziej otwartego dzwięku i koce powędrowały do kosza. Oznaczało to, że perkusja miała zbyt dużo pogłosu, była mniej kontrolowana i miała tendencję do powodowania przesłuchów. Nagrania te potrafiły jednak wiernie odtworzyć dzwięk otoczenia i ludzie polubili to "większe" brzmienie perkusji. Ostatecznością było założenie kompresora/bramki na sygnał z mikrofonów ambientowych, co dało brzmienie perkusji w stylu zespołu Genesis. Kiedy nagrywam elektryczne pianina, zawsze filtruję samą górę do momentu aż słyszę, że dzwięk staje się przytłumiony. Następnie ponownie otwieram filtr, dopóki nie znajdę punktu, w którym zasadniczy dzwięk pozostaje przez filtr nietknięty. Takie postępowanie jest wynikiem wielu lat smutnych doświadczeń, kiedy nagranie dobrego skądinąd ujęcia zostawało zepsute przez nieoczekiwane delikatne zakłócenia z pobliskiego zródła. Byłoby oczywiście łatwe naprawienie tego pózniej w miksie, lecz przyjęcie takiego podejścia oznaczałoby, że trzeba cierpieć przy odsłuchiwaniu niezadowalającego miksu do momentu miksu końcowego. Najlepiej zrobić to dobrze poprzez staranną korekcję już za pierwszym podejściem. Większość filtrów górno- i dolnoprzepustowych we współczesnych konsolach działa na tyle precyzyjnie, że można je ustawić tak, by obcinały cały dzwięk, teoretycznie znajdujący się poza zakresem częstotliwości nagrywanego instrumentu. W ten sam sposób profesjonalny fotograf kadruje zdjęcia, pozostawiając w centrum uwagi tylko obszary warte zainteresowania. Jeden z najczęściej stosowanych analizatorów widma - Klark Teknik DN6000. Pozwala precyzyjnie określić skład widmowy mierzonego sygnału, wydatnie przyspieszając pracę przy usuwaniu kłopotliwych rezonansów czy wyrównywaniu brzmienia materiału dzwiękowego. Dalsze użycie korekcji następuje wtedy, gdy pojawiają się problemy z rezonującym dzwiękiem, jak np. metalicznie brzmiący werbel. Po prostu wycinacie to dzwonienie przy użyciu korekcji o wąskim paśmie starannie dostrojonym na odpowiednią częstotliwość. Żeby znalezć tę częstotliwość, podbijacie najpierw i przemiatacie cały zakres częstotliwości, aż natraficie na rezonans. Będziecie wiedzieć, kiedy na niego natraficie, bo objawi się to dużym skokiem poziomu (przed całą operacją koniecznie ściszcie odsłuchy). Gdy już znalezliście tę częstotliwość, wytnijcie ją do odpowiedniego poziomu. Oczywiście wszyscy zgodnie twierdzą, że jedyną poprawną metodą uzyskania zadowalającego brzmienia jest odpowiednie ustawienie mikrofonu, lecz podczas prawdziwej sesji z klientami którzy płacą za czas pracy studia, wasze możliwości są w praktyce nieco ograniczone. W trakcie sesji będziecie mieć prawdopodobnie co najwyżej dwie próby, by uzyskać prawidłowe ustawienie mikrofonu. Gdy nagrywacie kilku muzyków jednocześnie, waszym zadaniem jest takie rozmieszczenie mikrofonów, aby zachować zadowalający kompromis pomiędzy najlepszym brzmieniem a najmniejszymi przesłuchami. Jest to bardzo trudne do uzyskania, a wy macie zwykle mało czasu na to, by eksperymentować. Realizatorzy, którzy intensywnie stosują korekcję, wolą ustawiać mikrofony w najbezpieczniejszej pozycji z punktu widzenia przesłuchów, ponieważ kiedy przychodzi do miksowania każda manipulacja barwą dzwięku jednego instrumentu może negatywnie wpływać na brzmienie wszystkich sąsiednich. Bardziej doświadczeni realizatorzy są (o dziwo) bardziej swobodni jeśli chodzi o przesłuchy i ustawiają mikrofony w miejscach, gdzie z całościowej perspektywy i z niewielką korekcją cały zespół brzmi najbardziej efektownie, choć może to poważnie ograniczyć możliwość pózniejszego dogrywania partii instrumentalnych. Gdy macie do swej dyspozycji kilka dobrych mikrofonów i dużo wolnych ścieżek, dobrym zwyczajem jest równoczesne nagrywanie na oddzielne ścieżki sygnałów z kilku mikrofonów ustawionych w różnych miejscach. Decyzję co do tego, które ustawienie mikrofonu sprawdziło się najlepiej, możecie podjąć pózniej. Jeśli zauważycie, że pewne ustawienia się sprawdzają, możecie z nich korzystać przy kolejnych sesjach. Jest jeszcze inny ważny aspekt nagrywania, którego puryści korekcji jakoś nie biorą pod uwagę. Każdy zestaw perkusyjny jest zazwyczaj blisko omikrofonowany, czyli nagrywany mikrofonem oddalonym o ok. 2-3cm od zródła. Mikrofony te mają zwykle charakterystykę kierunkową i w związku z tym wykazują się efektem zbliżeniowym - każdy bęben (lub każdy inny instrument) nagrany przy użyciu blisko ustawionego mikrofonu o charakterystyce kierunkowej będzie miał w swym brzmieniu nienaturalnie wysoki poziom niskich tonów. I właśnie dlatego podczas nagrywania i miksowania perkusji akustycznej prawie na pewno będziecie musieli podciąć całkiem dużo basu. Nie po to żeby "wykreować" brzmienie jakiego pierwotnie nie było, lecz po to, by skorygować brzmienie mikrofonu i tym sposobem uzyskać z powrotem brzmienie rzeczywiste. Wiedza o tym, w jaki sposób dla różnych instrumentów odcinać górę i dół pasma częstotliwości, bierze się ze znajomości waszego studia (problemy z klimatyzacją, metrem?), artysty (czy często przypadkowo kopią w statyw mikrofonu?), otoczenia (czy lokalne taksówki zakłócają brzmienie piana Fendera?) i co najważniejsze - ze znajomości waszego korektora (musicie wiedzieć, co można nim przypadkowo zepsuć). Podcinanie 800Hz. Rzeczą, którą realizatorzy miksów robią regularnie, jest podcinanie za pomocą korekcji okolic 800Hz na tych ścieżkach, które nie przebijają się w miksie tak jak tego oczekujemy. Kiedy miks robi się "zamulony", trick ten może sprawić, że każdy instrument będzie brzmiał dużo wyraziściej. Co dokładnie znajduje się na 800Hz? Podstawowe częstotliwości muzyczne większości grających instrumentów. Kiedy gra naraz zbyt dużo instrumentów, wtedy dokładnie w tym miejscu robi się gęsto. Poprzez wycięcie tego zakresu w paśmie danego instrumentu skutecznie zwiększacie zawartość składowych harmonicznych jego brzmienia - czyli tego, co definiuje jego charakter i wyjątkowość. Na pierwszy plan wysuwa się wówczas charakter brzmieniowy instrumentu, a cały miks robi się czystszy. Lecz takie działanie jest bez wątpienia ostatecznością - przede wszystkim nie powinniście pisać tak nieporządnych aranżacji muzycznych - a przynajmniej nie takich, które do rozwiązania problemu wymagają aż tak drastycznej korekcji. Jeżeli jednak jesteście tylko realizatorami i nie jesteście bezpośrednio zaangażowani w proces produkcji lub aranżacji, tak naprawdę nie macie na to żadnego wpływu. Podobnie jeżeli robicie remiks i uważacie, że trzeba zatrzymać wszystkie oryginalne partie instrumentalne, wówczas warto pamiętać o wycięciu 800Hz, by zapobiec zamuleniu całego miksu. Oczywiście 800Hz to tylko hasło wywoławcze - pozwólcie swojemu słuchowi znalezć dokładną częstotliwość, którą należy podciąć w przypadku każdego instrumentu indywidualnie. Ważne by wiedzieć, w jakich "okolicach" jej szukać. Cyfrowy korektor szwajcarskiej firmy Weiss. Każdy z siedmiu zakresów może być zaprogramowany do pracy w dowolnym trybie i z dowolnymi parametrami filtrowania sygnału. Podczas ustawiania korekcji przydaje się fluorescencyjny ekran prezentujący aktualnie ustawioną charakterystykę. Kolejnym patentem, szczególnie często stosowanym przez amerykańskich producentów, jest wycinanie pewnych zakresów częstotliwości w podstawowym miksie po to, żeby umieścić w nich ostatnie kluczowe elementy miksu, jak gitary i wokale. By uzyskać kompletny obraz rozkładu częstotliwości piosenki, często używają drogiego narzędzia, jakim jest analizator widma Klark Teknik DN6000. W przypadku wokalu identyfikują jego pasmo, a potem przy użyciu korektora graficznego w reszcie miksu próbują niemalże wyciąć dziurę w tym zakresie częstotliwości, by zrobić dla niego miejsce. Nie próbujcie tego robić przy pomocy pięciopasmowego analizatora widma wbudowanego w waszą wieżę hi-fi! To nie ta rozdzielczość. Modele profesjonalne mają wiele pasm pokazujących rozkład wszystkich częstotliwości, co przypomina duży, bardzo ładny wykres. Jeżeli czujecie, że tego typu działanie jest filozoficznie wyjątkowo pokrętne, całkowicie się z wami zgadzam. Być może było to dobre w latach 50. i 60., kiedy technika ta została wynaleziona, lecz wówczas jakość nagrań (a także odbiorników radiowych) była niezwykle słaba i realizatorzy musieli używać każdego dostępnego sposobu, by na tym samym sprzęcie ich produkcje zabrzmiały lepiej od innych. Nie jestem natomiast pewny czy w cyfrowym świecie tego typu metody postępowania są uzasadnione. Nie przepadam za takim podejściem do miksowania. Nie mam nic przeciwko, jeżeli dochodzi się do tego używając jedynie słuchu, ponieważ gdy ma się dobry słuch, wtedy zawsze uzyska się dobre rezultaty. Nie podoba mi się natomiast kiedy widzę, jak ludzie miksują patrząc wyłącznie na wyświetlacz analizatora widma. Zresztą, gdyby miksowanie było naprawdę takie proste, to każdy robiłby dobrą robotę...