Nie słysząc zła Autor: Scaryprincess Oryginał: http://www.fanfiction.net/s/5149183/1/Hear_no_evil Beta: Airbeth, której bardzo za to dziękuję Prequel: Nie widząc zła Parring: HP/LV Tłumacz:Ważka Nie widząc zła, nie słysząc zła, nie mówiąc zła. The three wise monkeys. Gdy się obudziłem, wokół siebie widziałem tylko smolistą ciemność. Znajdowałem się w jakimś nieoświetlonym pokoju, w ustach czułem pozostałości wymiocin. Schyliłem się i wyrzuciłem z siebie jeszcze resztki chleba i wody, które zjadłem wcześniej. Kiedy właściwie ostatni raz jadłem? Nie pamiętam. Nie przeszkadzało mi, że nie mam na sobie ubrań. Równie mało uwagi poświęciłem nabrzmiałym skaleczeniom na wątłym ciele. Moją skórę ozdabiały niebieskie i purpurowe siniaki. Jeśli pewne wydarzenia powtarzane są regularnie, w końcu do nich przywykasz. Przyzwyczajasz się do okrucieństwa i udaje ci się przetrwać. Z wielkim trudem, ale jednak ci się udaje. Problem w tym, że przetrwanie ciała to jedna rzecz. Przetrwanie umysłu to coś zupełnie innego. W moich uszach wibrował słaby dzwięk. Słyszałem jedynie własne myśli i jeszcze jeden głos. Mroczny, rozbrzmiewający w mojej głowie, trapiący mój umysł. Śmiał się, kpiąc ze mnie. Panowała tutaj cisza. Grobowa cisza. Czyżby miał być to mój grób? Mam taką nadzieję, chociaż chowam te myśli w najciemniejszych zakamarkach mojego umysłu, by ich nie usłyszał. Ale i tak słyszy. Zawsze. Próby zatrzymania moich myśli tylko dla siebie są całkowicie daremne. W końcu on przecież jest w mojej głowie, gotowy do rzucenia się i zaatakowania, gdybym tylko zmobilizował się na tyle, by zdecydować się na porzucenie tego życia i dołączenie do moich najbliższych. Westchnąłem, wpatrując się w ciemność. Nie miałem wyczulonych zmysłów, ale wiedziałem, że coś ma się niedługo zdarzyć. Czy chciałem tego? Jeśli miałoby to oznaczać koniec mojego życia, to tak. Ale jeśli ten mężczyzna znów planował jedynie zabawić się mną, balansować na granicy śmierci, by potem na powrót przywrócić mnie do życia, to nie, nie chciałem. Nigdy tego nie chcę, chociaż zdarzało się to już tyle razy. Całe moje życie mógłbym podsumować tylko tymi słowami: Zamknięty w błędnym kole okrucieństwa. Co za smutne, smutne słowa. Drzwi otworzyły się tak bezszelestnie, jakby wcale nie zrobione były z metalu, lecz z poduszek. Do pomieszczenia weszły zamaskowane postacie. Wszystko odbyło się w całkowitej ciszy, jak gdyby na nogach nie mieli tych ciężkich butów, które skruszyły już tyle kości i spowodowały tyle bólu. Tylko cisza. Za sobą wlekli rudowłosą dziewczynę, kompletnie nagą, tak jak ja. Nie wydawała żadnego dzwięku, chociaż otwierała usta, zupełnie jak walcząca o oddech ryba. Swoje ostatnie westchnienia zmarnowała na błaganie mnie w ciszy, ale nie słyszałem jej. Nie mogłem jej pomóc, nie mogłem tego powstrzymać. Szydzili z niej, zapędzili do kąta, jak koty bezbronną mysz. Złapali ją brutalnie. Mogę wyobrazić sobie ten ból, ostatecznie mnie też spotkało to już wiele razy. Opuściłem głowę; nie robiło to na mnie wielkiego wrażenia. Przecież nic nie słyszałem. Cisza panowała nadal, nawet gdy mężczyzni rozpinali swoje spodnie. Jakimś sposobem nadawało to całemu zdarzeniu poczucie nierealności. Obmacywali jej piersi, gdy pierwszy z jego ludzi wszedł w nią brutalnie. Krew spływała po jej mlecznobiałych udach. Potem inni zaspokajali swoje potrzeby, a wszystko wydawało się trwać wieczność. Gdy skończyli, dziewczyna upadła na podłogę, wyciągając rękę w moją stronę. Pełne wargi były rozcięte, za karmazynową szminkę robiła jej krew. Pomóż mi! Pomóż mi! Przykro mi. Nie słyszę cię. W końcu do pomieszczenia wszedł On. Na podłodze leżała martwa dziewczyna, ale nie zwrócił uwagi na ciało. Ominął je, podszedł do mnie i wziął moją twarz w swoje zimne dłonie. Zaczął szeptać, a zaklęcie, które na mnie rzucił, zniknęło. - Zrobiłem to, czego sobie życzyłeś, Harry. Powiedziałeś, że nie chcesz słyszeć tych krzyków. Docisnął swoje chłodne usta do moich spierzchniętych warg. Ku jego zdumieniu i zadowoleniu, rozwarłem je, pozwalając mu splądrować ich wnętrze. Odsunął się. Moje usta drżały, ale wyszeptałem: - To była miła odmiana& - Urwałem, by po chwili kontynuować. Dziękuję, Panie. Czułem do siebie obrzydzenie, ale to naprawdę pomogło. W końcu nie miałem w nocy żadnych koszmarów. Co prawda teraz przez moje sny przemykał mężczyzna o rubinowych oczach, ale i tak było to lepsze niż przerażające krzyki, z którymi musiałem sobie dotychczas radzić. Nie chciałem już słyszeć wrzasków. Drwin. Głosów. Nie chciałem już słyszeć zła. _________________