PAMIĘTNIKI STEFANO
VOL. 6 - NIEWOLA
ROZDZIAŁ I
Gdy Samuel zabrał Damona, przez chwilę czułem się tak, jakbym stracił duszę. Wiele lat temu
w Mystic Falls przeżyłem coś podobnego, gdy kula z pistoletu ojca trafiła mnie w pierś: krótka męka,
po której ogarniała promieniująca z głębi serca pustka.
Ale nie byłem martwy. I nie zamierzałem pozwolić, by Samuel porwał Damona. Upewniwszy
się, że z Corą wszystko w porządku, wziąłem głęboki wdech i wyskoczyłem przez okno Azylu Sióstr
Magdalenek. Szyba się roztrzaskała, a w moim policzku utkwił szklany odłamek. Po twarzy pociekła
mi krew. Nie zwracałem na to uwagi.
- Damon! - wrzasnąłem. Azyl był pusty, nikt nie mógł mnie usłyszeć. Wszystkie mieszkanki,
zakonnice i księża szli o północy na mszę, co było nam na rękę, gdy zastawialiśmy pułapkę na
Samuela.
Mieliśmy broń. Mieliśmy plan działania. Mieliśmy element zaskoczenia. A mimo to się nie
udało. Wydawało się, że Samuel z pełną świadomością pozwolił nam podkraść się bliżej, by na koniec
nas wykiwać - bawił się z nami tak samo, jak Kuba Rozpruwacz, jego alter ego, bawił się z policją w
kotka i myszkę po całym Londynie.
Biegałem z wampirzą prędkością po mieście, nasłuchując krzyków, odgłosów walki, a nawet
stłumionego oddechu - czegokolwiek, co mogło mnie naprowadzić na trop brata. Wiedziałem, że to
bez sensu, ale musiałem coś robić. W końcu Damon wyrwał mnie z łap Samuela. Zasługiwał na
rewanż.
Pobiegłem do Dutfield Park, na zarośnięty plac, gdzie po raz pierwszy zorientowaliśmy się, że
jesteśmy ścigani. Gdyby udało się zabić Samuela tu, pod murem, na którym krwią wypisał
przerażającą wiadomość, że nie spocznie, póki się nie zemści, sprawiedliwości stałoby się zadość. Na
placu panował jednak spokój. Słychać było tylko harcujące wiewiórki i szumiące na wietrze ogołocone
gałęzie drzew.
Wbiegłem na najwyższy punkt i rozejrzałem się wokół: widać stąd było elegancką kopułę
katedry św. Pawła, złowrogą czarną wstęgę Tamizy wijącej się przez miasto, stłoczone wokół parku
rudery. Damon mógł być wszędzie.
Ale równie dobrze mógł być martwy.
Wcisnąłem ręce w kieszenie i zawróciłem powoli do azylu. Musiałem odebrać Corę: razem
napewno coś wymyślimy. Od tygodni nic innego nie robiliśmy: śledziliśmy Samuela, myśleliśmy, że już
go mamy, by na koniec przekonać się, że znaleźliśmy się w jeszcze większych opałach.
Zanim dotarłem do bram azylu, usłyszałem ciche zawodzenie: Cora. Na myśl o niej serce
ścisnęło mi się z żalu. Nie tylko ja straciłem kogoś bliskiego. Samuel porwał siostrę Cory, Violet, i
zamienił ją w wampirzycę. Violet zaatakowała własną siostrę. Nic dziwnego, że Cora cierpiała.
Wszedłem do azylu przez rozbite okno. W pokoju ciągle czuć było odór spalonego ciała
Henry'ego. Na podłodze stała kałuża krwi, ściany też były nią zbryzgane, jakby gabinet w podziemiach
zamienił się w urządzoną naprędce rzeźnię. Co, jak przypuszczam, było akurat prawdą.
W kącie, z dłonią przyciśniętą do ust stała zapłakana Cora. Niczemu nie była winna, ale
wpadła w gęstniejącą sieć zła i rozpaczy. Ledwie dwa tygodnie wcześniej Samuel zmienił Violet w
wampirzycę. Od tego czasu Cora robiła, co mogła, by ją ocalić, łącznie z infiltracją Azylu Sióstr
Magdalenek, którego Samuel był głównym darczyńcą. Gdy tylko dowiedziała się o powiązaniach
wampira z azylem, postanowiła udawać nędzarkę szukającą ratunku w zakonie. To ona zorientowała
się, że Samuel traktuje mieszkanki azylu jak prywatny bank krwi. I to ona pomogła zastawić na niego
pułapkę. Liczyliśmy, że uda nam się podkraść do Samuela, odkryć jego słabe strony, cokolwiek, co
pomogłoby nam zrozumieć, dlaczego wypowiedział nam wściekłą vendettę. Bo motywem zbrodni
Rozpruwacza nie była krew. Wampiry potrafią zabijać szybko i czysto, ale nie muszą tego robić, by
przetrwać. A już zwłaszcza Samuel: dzięki roli darczyńcy azylu mógł zaspokajać pragnienie, gdy tylko
chciał, zmuszając mieszkanki do posłusznego nadstawiania szyj, a zaraz potem czyszcząc ich pamięć.
A mimo to Samuel zaczął brutalnie mordować na ulicach Whitechapel; rozszarpywać klatki piersiowe
swoich ofiar tylko po to, żeby obwinić Damona. To, co nim kierowało, można podsumować jednym
strasznym imieniem: Katherine.
Był taki czas, gdy na dźwięk tego imienia serce zaczynało mi bić szybciej. Teraz zamiera z
przerażenia. Imię Katherine oznacza Samuela, a imię Samuela oznacza śmierć. Pytanie brzmi tylko:
kiedy będzie miał dość? Gdy zamorduje Damona? Gdy mnie zamorduje? Szukając odpowiedzi,
straciliśmy Damona i musieliśmy patrzeć, jak Violet przemienia się w bezduszną, bezwzględną
morderczynię. Nie tylko stanęła do brutalnej walki ze mną i Damonem, ale również zraniła Corę, a co
gorsza - wypiła jej krew. Mogłem sobie tylko wyobrażać, jak zrozpaczona i nieszczęśliwa była Cora,
gdy tak stała w kącie pokoju.
Nie miałem jednak czasu, by zbyt długo rozmyślać o tym, co się stało. Musiałem skupić się na
przyszłości - musiałem uratować Damona.
- Nie możemy tu zostać. Chodźmy do domu. - Miałem na myśli tunel metra, w którym od
tygodnia spędzaliśmy noce.
Cora pokiwała głową. Zauważyła mój skaleczony policzek i spojrzała na mnie z niepokojem.
- Krwawisz - powiedziała.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałem, nieuważnie ocierając krew dłonią. Cała Cora: przejmuje się
moim skaleczeniem, choć sama ma poważniejsze zmartwienia.
- Daj, pomogę ci. - Wyjęła z rękawa sukienki chusteczkę. Wytarła mi nią delikatnie skórę. -
Martwię się o ciebie, Stefano. Musisz o siebie dbać, bo... - Urwała, ale wiedziałem, co chciała
powiedzieć. Bo tylko ty mi zostałeś. Pokiwałem przytakująco, wiedząc, że każde z nas tylko tyle może
powiedzieć.
Podsadziłem Corę do okna, żeby wydostała się z azylu, po czym powlekliśmy się powoli do
naszego tymczasowego schronienia.
Chmury i mgła przesłoniły gwiazdy, ulice były niemal puste. Ludzie bali się Rozpruwacza, a
dziwne zawodzenie wiatru wzmagało złowrogi nastrój. Słyszałem tylko bicie serca Cory, ale
wiedziałem z gazet, że w każdej ciemnej uliczce kryją się czatujący na Rozpruwacza policjanci.
Oczywiście czekali tam na próżno. Bo kiedy oni kulili się z zimna, czyhając na kolejny atak
Rozpruwacza, morderca zajmował się czym innym: rozmyślał na torturami dla mojego brata.
A przynajmniej miałem nadzieję, że nadal rozmyślał i nie zaczął jeszcze znęcać się nad
Damonem. Czy mój brat choć jęczał z bólu? Czy może Samuel wbił mu tylko kołek w serce, a ciało
rzucił do Tamizy? Torturował go czy zabił? Sytuacja była patowa, ale naprawdę miałem nadzieję, że
sadystyczna natura Samuela weźmie nad nim górę. Choć Damon musiałby więcej wycierpieć, to
mielibyśmy choć cień szansy, by go ocalić.
Cora zachwiała się, więc szybko ją podtrzymałem. Już prawie byliśmy w domu. Zatrzymałem
się, chcąc sprawdzić, czy nikt nas nie śledzi, ale nikt za nami nie szedł. W ogóle było tam raczej pusto,
może dlatego, że plac nad tunelem został ogrodzony, a znaki wyraźnie zakazywały wstępu na teren
budowy.
Wskoczyłem do tunelu, nie zważając na wysokość. To jedna z zalet bycia wampirem:
zapewnia mi bezpieczne lądowanie.
Pomogłem Corze zejść na dół i stanęliśmy naprzeciwko siebie. Mimo ciemności wszystko
widziałem: od ubitych ścian z ziemi po rozrzucone na podłożu kamyki. Cora natomiast musiała
zamrugać kilka razy, żeby przyzwyczaić oczy do mroku.
Nagle coś śmignęło nam między nogami. Szczur wielkości małego kota. Zamiast odskoczyć z
przerażenia, Cora wzięła z ziemi duży kamień i rzuciła nim w szczura. Szuranie ucichło.
- Musisz coś zjeść - powiedziała z naciskiem.
- Dziękuję. - Schyliłem się, podniosłem ciepłe truchełko i przyłożyłem do niego usta,
przebijając kłami cienką skórę. Cały czas czułem na sobie uporczywy wzrok Cory. Ale w czym miałby
mi przeszkadzać? Dla niej nie była to żadna nowość, że piłem krew. Wiedziała już, jak obnażam kły,
żeby się pożywić...
Od tego momentu zaczyna się moje tłumaczenie - wcześniejszy tekst był w poprzedniej książce jako
początek zapowiadanej książki.
Miłego czytania
tuena
...oraz widziała moją walkę z Henrym i Samuelem. Czułem jak szczurza krew uspokaja moje ciało i
krąży w moich żyłach.
Kiedy się napiłem ile mogłem, rzuciłem padlinę na ziemię, wytarłem usta wierzchem dłoni i
uśmiechnąłem się niezbyt przyjaźnie do Cory. Nasza przyjaźń była niepodobna do tego co
doświadczyłem z ludźmi zanim stałem się wampirem. Nawet gdy Callie odkryła moją tożsamość w
Nowym Orleanie, nigdy nie pożywiłem się na jej oczach. Ukrywałem moje kły i maskowałem moje
pragnienie, pragnąc by widziała to co najlepsze we mnie. Ale Cora była inna
- Wystarczy Ci tyle? - spytała, zsuwając się do siedzącej pozycji i krzyżując swoje nogi ukryte
pod szarą sukienką, teraz pokrytą brudem i krwią. Czarne cienie otaczały jej oczy, a ponura plama
pokrywała jej policzek zasłaniając jej piegi. Szczękała zębami. Zimny front powietrza uderzał w
Londyn w ciągu ostatnich paru dni i był szczególnie mroźny w tunelach, gdzie na ścianach skraplał się
deszcz, a szara mgła wirowała w ciemnościach.
- Tak. Jak się czujesz? - spytałem, czując się głupio w momencie jak wypowiedziałem te słowa.
Jak ona się mogła czuć? Była w tunelu, w jego opuszczonej części. Właśnie zabiła szczura i oglądała
jak został wyssany z krwi. Została zdradzona przez swoją wampirzą siostrę. Była świadkiem
torturowania wampira przez innego, widziała ciało zamieniające się w proch. I do tego zgodziła się
być przynętą w naszej wojnie przeciwko Samuelowi. Ale on uciekł i brutalnie zamordował dwoje
przyjaciół Cory, zostawiając ich ciała w Mitre Square. Jak mogłem oczekiwać, że coś czuje?
- Żyję - powiedziała Cora. Wierzę, że to się liczy. Spróbowała się uśmiechnąć, ale wydobyła z
siebie kaszlnięcie. Klepnąłem ją w plecy i zaskoczyła mnie obracając się i przytulając mnie.
- Przepraszam, że naraziłem Cię na niebezpieczeństwo - powiedziałem wolno - Powinienem
był wiedzieć, że nie przemówimy Violet do rozsądku. Nie powinienem był Cię przyprowadzać, żebyś
ją widziała. - Poszliśmy zobaczyć Ephraima, czarownika i użyliśmy jego mocy do znalezienia Violet i
wyperswadowania jej pozostania z Samuelem. Ale gdy ją znaleźliśmy, nie chciała nas słuchać i
porwała Corę, która skończyła w Azylu, tego samego dnia ja i Damon zastawiliśmy pułapkę na
Samuela.
- Nie utrzymałbyś mnie z daleka od Violet - powiedziała Cora stanowczo - Powiedziałeś mi, że
może nie być taka sama. Ale w głębi duszy wierzyłam, że wciąż jest moją siostrą. Teraz wiem, że się
myliłam. - wzdrygnęła się. Wiedziałem, że ma rację.
- Byłam taka głupia - powiedziała Cora, jej twarz wyrażała gniew - Myślałam, że mogę dostać
się do niej. Myślałam, że może się zmienić. Ale nic z Violet nie zostało w niej. Pożywiła się mną,
Stefano. Wtedy przyprowadziła mnie do Azylu i poprosiła strażnika, Seavera, aby zamknął mnie w
pokoju. Próbowałam uciec, ale Seaver zaczął polować na mnie, więc byłam w potrzasku. Jej dolna
warga zatrzęsła się, a łzy kapały na policzek. Starła je wierzchem dłoni i wykrzywiła usta w podkówkę.
- Samuel musi używać jakiegoś rodzaju magii - powiedziałem wolno. Pamiętałem jak mała i
bezbronna Cora była zamknięta w pokoju Azylu Magdalenek. Musiała być przerażona.
- Musimy zobaczyć się z Ephraimem - zdecydowałem. Wiem na pewno, że jeśli Samuel ma
pod kontrolą czarownika, musimy znaleźć sposób aby pokonać tą magię.
- Nie! - Cora krzyknęła- Nie Ephraim. Mam złe przeczucie co do niego. Jego magia mogła
zaprowadzić nas do Violet, ale co jeśli to była pułapka ukartowana z Samuelem? Co jeśli on cały czas
pracuje dla Samuela? Wiemy, że Ephraim pracuje dla tego, kto da wyższą cenę - kto powiedział, że
skończył? Nie możemu mu ufać - powiedziała Cora, nastawiając szczękę - Musimy zacząć z nowym
planem.
- Musimy mieć po swojej stronie kogoś, kto używa magii. W przeciwnym wypadku, Samuel
zawsze będzie miał przewagę nad nami - powiedziałem. Zacząłem myśleć nad nowym sposobem
pokonania Samuela i uwolnienia brata. Ale wciąż czułem się słaby i nie mogłem się skoncentrować.
Szczurza krew zaspokoiła tylko odrobinę mojego głodu.
- Myślę, że powinieneś się napić prawdziwej krwi - Cora powiedziała cicho, jakby czytała w
moich myślach. - Jak Twój brat. Jak Samuel. To wzmocni Cię na tyle abyś mógł z nim walczyć,
prawda? Dzięki temu szanse będą wyrównane, jak powiedziałeś - jej ozy błysnęły, jak diamenty w
mroku.
- Nie mogę! - wybuchłem sfrustrowany, uwalniając całe napięcie, które było we mnie. Mój
głos odbił się echem po ścianach tunelu, docierając do gryzoni ukrytych w nieznanym miejscu. Parę
nocy wcześniej mogłem usłyszeć odległe jęczenie i bicie serca innych mieszkańców tunelu. Dzisiejszej
nocy nie było nic i byłem zadowolony, że się wyprowadzili. Dzięki krwi krążącej w żyłach byłby trudny
do stłumienia. Wziąłem głęboki wdech - Nie mogę kontrolować siebie - kontynuowałem bardziej
opanowany - Kiedy Damon się pożywił, był bystrzejszy i silniejszy. Kiedy ja to robiłem, wszystko czego
chciałem, to więcej krwi. Nie mogłem myśleć logicznie i racjonalnie. Wszystko o czym mogłem
myśleć, to jak upoluję następny posiłek. Jestem bestią na krew, Cora.
Cora otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, wtedy wypowiedziała najlepszą z myśli -
Dobrze. Ale Stefan - powiedziała, chwytając mój nadgarstek zaskakująco mocnym uściskiem - to jest
wojna i nie mogę Cię straić z takiego powodu.
- Co masz na myśli? - delikatnie szarpnąłem mój nadgarstek i przyglądałem się jej badawczo -
To jest coś więcej niż zasadniczy powód - to przetrwanie. Nie piję ludzkiej krwi.
- Wiem, że nie pijesz. Wszystko o czym myślę, to to, że zrobię wszystko, aby zatrzymać
Samuela przed zabiciem większej liczby niewinnych ludzi. I wierzę, że Ty zrobisz to samo. Może picie
ludzkiej krwi będzie dla Ciebie inne teraz. Może mógłbyś spróbować.
- Nie mogę - powiedziałem stanowczo - Nie wiesz, co krew robi ze mną. I nie chcę, abyś się
przekonała.
Cora popatrzyła na mnie z oburzeniem, ale nie chciałem znowu poruszać tego tematu -
Powinniśmy się przespać - powiedziałem. Zdecydowałem się na twardą podłogę po drugiej stronie
tunelu. Słyszałem jej chrypiący oddech, ale nie mogłem stwierdzić, czy drżała z zimna czy płakała. Nie
pytałem.
Zamknąłem oczy i ułożyłem dłonie na czole w geście, który ani trochę nie zrelaksował mojej
czaszki. Sugestie Cory krążyły w moim umyśle: Wypij ludzką krew.
Mógłbym? Nie robiłem tego od dwudziestu lat, nie od czasu jak byłem w Nowym Orleanie
gdzie czasami byłem pijany krwią czterech, pięciu, dziesięciu ludzi dziennie bez najmniejszej myśli o
konsekwencjach. Często śniłem o tym, o momencie gdy byłem obok ofiary, wąchając pędzące, płynne
żelazo, wiedząc, że tracę zmysły. Czasem płyn był gorzki, jak mocna, czarna kawa. Czasami był słodki,
z nutą miodu i pomarańczy. To była moja prywatna, perwersyjna gra: zgadnąć smak zanim krew
dotknie mojego języka. Ale niezależnie od smaku, rezultat był ten sam: z ludzką krwią we mnie byłem
mocniejszy, bystrzejszy.
I bezwzględny.
W pewnym sensie Cora miała rację. W krótkim okresie krew mogła napełnić mnie mocą
potrzebną do uratowania Damona. Ale na dłuższą metę zniszczyłaby mnie. I tak mocno, jak
pragnąłem ocalić Damona, musiałem ocalić także siebie.
Sięgnąłem w ciemność i odszukałem szczupłe palce Cory. Wzdrygnęła się - Wiedziałam, że
znajdziesz sposób na uratowanie Damona - Cora powiedziała - z krwią albo bez niej.
To miało brzmieć uspokajająco, ale słyszałem niepewność w jej głosie, choć starała się abym
poczuł się lepiej. Nie wierzyła w to - co sprawiło, że czułem się gorzej.
Odwróciłem twarz do Cory.
- Obiecuję, że jeśli będę musiał napić się krwi, zrobię to. Masz moje słowo - ujrzałem
przebłysk ulgi w jej oczach. - Dziękuję Ci - powiedziała. Nie mogłem zasnąć przez długi czas po tym.
Czułem w Cory wolnym, głębokim oddechu, że wieczór terroru się skończył. Jej twarz wskazywała, że
jest wykończona, ale odpoczywa spokojnie. Tymczasem mój mózg był zagmatwany.
Damon - szepnąłem w ciemności.
Nic.