Trudne dzieci bez opieki
Olga Szpunar, Kraków 2011-10-03, ostatnia aktualizacja 2011-10-02 18:37:29.0
Tysiące dzieci potrzebujących pomocy w szkole i słabi rodzice - taki obraz gimnazjów wyłania się po
pierwszych tygodniach obowiązywania nowego systemu pracy z uczniami o specjalnych potrzebach
Jeszcze w ubiegłym roku szkolnym było tak: Kowalski (lub jego rodzice) przynosił do szkoły opinię poradni
psychologiczno-pedagogicznej ze wskazówkami, jak należy z nim pracować. Miał się z nią zapoznać każdy nauczyciel
Kowalskiego i opracować plan pracy z nim. Bywało, że opinia ginęła w szufladzie. Albo Kowalski opinii nie przyniósł, bo
nie musiał.
Od września w gimnazjach wprowadzono nowy system pracy z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych
(chodzi o tych ze słabymi wynikami, niepełnosprawnych, z problemami wychowawczymi, ale też o wybitnie zdolnych). W
przyszłym roku wejdzie do podstawówek i liceów.
Teraz dla każdego Kowalskiego musi zostać powołany w szkole zespół, który określi, jak mu pomagać i czego
wymagać. Szkoły w całym kraju właśnie liczą, dla ilu uczniów je powołać. I okazuje się, że będzie ich znacznie więcej
niż dzieci, które do tej pory korzystały z poradni psychologiczno-pedagogicznych (w Krakowie było to np. 4 tys. uczniów,
w Lublinie 800 gimnazjalistów).
- Prawie każde z naszych gimnazjów uważa, że taka pomoc należy się jednej trzeciej uczniów szkoły - mówi Mirosław
Romańczuk, zastępca dyrektora miejskiego wydziału oświaty i wychowania w Lublinie. Np. gimnazjum nr 21 we
Wrocławiu powołało zespoły aż dla 80 uczniów, a gimnazjum nr 7 w Krakowie dla setki.
- To żadna przesada. Tak dużo dzieci potrzebuje pomocy i z roku na rok jest ich coraz więcej. Powodów jest wiele.
Coraz więcej trudnych ciąż, z których rodzą się maluchy ze słabym systemem nerwowym, coraz więcej rozbitych rodzin i
rodziców, którzy albo nie znajdują czasu dla dziecka, albo z nadopiekuńczości nie nauczyli go, jak radzić sobie z
problemami - mówi Elżbieta Piwowarska, dyrektor poradni psychologiczno-pedagogicznej nr 4 w Krakowie.
Rodzice zostają w domu
W zespole, który dla każdego ucznia musi wypracować Kartę indywidualnych potrzeb (KIP) lub indywidualny program
edukacyjno-terapeutyczny (IPET) ma być wychowawca, wszyscy jego nauczyciele i pedagog szkolny. Dyrekcja
gimnazjum musi do niego zaprosić rodziców, a może też specjalistów (np. logopedę czy lekarza).
Okazuje się, że największy problemem są rodzice. "Powinni uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, jak organizować
edukację dziecka (...) mieć wpływ na wybór odpowiedniej dla niego formy kształcenia oraz mieć możliwość udziału w
ocenie skuteczności przebiegu procesu edukacyjnego" - pisze w wyjaśnieniach do nowego rozporządzenia minister
edukacji Katarzyna Hall.
Tyle że rodzice nie są zainteresowani. - Wiem o gimnazjach, w którym do zespołów nie przyszedł żaden rodzic - mówi
Mirosław Romańczuk z lubelskiego urzędu. Gimnazjum nr 7 w Krakowie wysłało zaproszenia do rodziców setki uczniów.
Przyszła... trójka. W krakowskim gimnazjum nr 2 odpowiedziała mniej niż połowa zaproszonych rodziców.
- Generalnie polska szkoła ma słabych rodziców. Nie mają poczucia odpowiedzialności. Są jak całe społeczeństwo,
które lekceważy daty wyrobienia dowodów osobistych i inne nakazy - mówi Gabriela Olszowska, dyrektorka krakowskiej
"dwójki".
MEN nie chce komentować małego zainteresowania rodziców. Rzecznik Grzegorz Żurawski: - To nie obowiązek, a
prawo rodziców.
Maria Szpilowska, wiceprezes fundacji Rodzice Szkole: - Rodzic myśli: dziecko ma kłopoty w szkole, to nie przyjdę na
wywiadówkę, bo najem się wstydu. Dlatego trzeba tłumaczyć rodzicom, że te zespoły nie są po to, by krzyczeć, że
Kowalski się nie uczy, ale żeby mu wspólnie pomóc. Mam nadzieję, że to do nich dotrze.
Zwłaszcza że rola rodziców może okazać się kluczowa. Katarzyna Sieniawska, psycholog w krakowskim gimnazjum nr
2: - Rodzice, którzy przyszli wziąć udział w pracach zespołów, byli niezwykle pomocni. Zwłaszcza rodzice chorych
uczniów otworzyli nam szerzej oczy na ich problemy. Po raz pierwszy mamy dziecko z zespołem Aspergera, brakuje
nam doświadczenia w tym temacie. Dopiero jego matka pomogła nam ustalić jego indywidualne potrzeby. Takie
wspólne rozmowy sprawiły, że nauczyciele wreszcie zaczęli się utożsamiać z problemami uczniów.
Skończy się fikcją
Elżbieta Piwowarska z krakowskiej poradni obawia się, że przez podejście rodziców nowy system pomocy może nie
zadziałać. Dyrektorzy gimnazjów dodają, że może się nie udać z innych powodów.
- Muszę powołać zespoły dla 200 dzieci. Jak ściągnąć w jedno miejsce o jednej porze nauczycieli, rodzica, kobietę z
poradni dla każdego z ucznia? To będzie koszmar organizacyjny - narzeka Artur Ławrowski, dyrektor gimnazjum nr 75 w
Krakowie.
Z naszych informacji wynika, że są szkoły, które chcąc uniknąć kłopotów organizacyjnych, nie zwoływały żadnych
zespołów, a ustalenia pracy z uczniem spisała na papierze jedna osoba. - To może się okazać martwy przepis, z
którego urodzą się jedynie tony papierów - ostrzega Ławrowski.
Przypomina, że resort edukacji chciał, by nauczycielom w diagnozie pomagali specjaliści. Tyle że samorządy nie chcą
za nich płacić. Pieniędzy nie ma też dla nauczycieli, którzy zgodnie z indywidualnymi zaleceniami powinni prowadzić dla
uczniów np. dodatkowe zajęcia po lekcjach.
MEN przypomina, że powoływanie zespołów to obowiązek szkół. Jeśli tego nie robią, powinny zająć się nimi właściwe
kuratoria oświaty. Małopolskie kuratorium nie wyklucza, że przeprowadzi wyrywkową kontrolę w szkołach i sprawdzi, czy
we wszystkich powstały zespoły dla uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Jeśli okaże się, że ich nie
powołano, dyrekcja szkoły dostanie polecenie, by natychmiast zrealizować rozporządzenie.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 1 z 2
Trudne dzieci bez opieki
2011-10-03
http://wyborcza.pl/2029020,75478,10395214.html?sms_code=
Strona 2 z 2
Trudne dzieci bez opieki
2011-10-03
http://wyborcza.pl/2029020,75478,10395214.html?sms_code=