background image

    
    

S

S

S

Sąsiad

siad

siad

siad    

do

do

do

do    

wzi

wzi

wzi

wzięcia

cia

cia

cia    

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 
 
- Mama zatrzasnęła się w łazience, a ja muszę już iść do szkoły. 
Edward Cullen przetarł dłonią zaspane oczy. To musi być sen. Rzucił 
okiem na swój stary zegarek. Nie pomylił się – była dopiero siódma. 
Zanim ponownie spojrzał w dół, przeciągnął się i podrapał po 
zarośniętych policzkach. Chłopiec wciąż tam był. Edward nie 
przepadał za dziećmi. A ten malec naruszył w dodatku granice jego 
terytorium. Powinien być na niego wściekły, ale zamiast tego czuł 
rosnące zaciekawienie. 
- Proszę, niech pan ze mną pójdzie. Niech mi pan pomoże. - Chłopiec 
prawie płakał. 
Edward oparł się o framugę i westchnął głęboko. Do diabła, przecież 
nie mógł tak dzieciaka zostawić! 
- Dobrze, poczekaj chwilę. 
Wsunął stopy w stojące na werandzie sandały, w których chodził 
zwykle na nocne spacery z psem. Podrapał się po gołej klatce 
piersiowej, rozważając, czy powinien też włożyć na grzbiet koszulę. 
Ale zrezygnował, widząc minę porannego intruza. Nie należało chyba 
zwlekać ani minuty dłużej. 
Chłopiec mieszkał po drugiej stronie ulicy. Dom był zadbany. W jego 
otoczeniu trudno byłoby znaleźć choć jeden dowód na to, że mieszka 
tam małe dziecko - żadnych zabawek, rowerów, plastikowych 
narzędzi. Na podjeździe stało zdezelowane volvo. Chłopiec chwycił 
Edwarda za rękę i pociągnął do przodu. Drzwi otworzyły się przed 
nimi cicho, z wnętrza docierał świeży, kwiatowy zapach. Swoim 
rozkładem dom przypominał Edwardowi jego własny, był tylko dużo 
lepiej utrzymany. Na wypolerowanych drewnianych podłogach leżały 
ręcznie tkane dywaniki. Rzeźbione poręcze na schodach pięknie 
wyczyszczono. Westchnął na myśl o swoim zapuszczonym domu. 
Ciekawe, czy gdyby go wyremontować, byłby równie ładny. 
- Gdzie jesteś, Seth? - usłyszeli dobiegający z góry głos 
zdenerwowanej kobiety. - Chodź na górę, pronto. 
Pronto? Edward myślał, że nikt już nie używa tego słowa. 
Uśmiechnął się słysząc drżący głos kobiety. Przed laty takim tonem 
mówiła do niego matka, kiedy coś przeskrobał. 
- Seth! - Kobieta była coraz bardziej rozgniewana. 
Wyraz rozbawienia zniknął szybko z twarzy chłopca. 

background image

- Chyba powinniśmy się pośpieszyć. 
Weszli po schodach na piętro i zatrzymali się przed drzwiami do 
łazienki. 
- Nie martw się, mamo. Zorganizowałem pomoc. 
- Co? Kogo? Przecież jedyna osoba, z którą wolno ci rozmawiać, jest 
na wakacjach. 
- Nie denerwuj się, mamo. Wszystko gra. Przyprowadziłem tego pana, 
który mieszka naprzeciwko. To ten, którego pupa ci się podoba. 
- Seth! - Głos za drzwiami stał się piskliwy. 
Edward udał, że nie usłyszał ostatniego zdania chłopca. Uznał, że 
lepiej będzie zająć się forsowaniem drzwi, zanim kobieta uwięziona w 
ś

rodku wpadnie w zabójczy szał. Uśmiechnął się pod nosem, 

dochodząc do wniosku, że w sumie ten dzień wcale nie zaczął się tak 
ź

le, jak się zapowiadało. Skupił się na drzwiach. Na podłodze obok 

nich leżał rząd małych, plastikowych żołnierzyków. 
- Bitwa? 
Chłopiec uśmiechnął się szeroko. 
- Taaa, Gettysburg. Właśnie przerabiamy w szkole wojnę secesyjną. 
- Seth, mówi się tak, nie taaa. A wojenne opowieści zostaw, proszę, na 
później. Teraz czeka nas walka z tymi drzwiami. 
- Tak, mamo. Oczywiście. 
- Już dobrze, Seth. - Po chwili dodała: - Myślę, że potrzebna nam 
spinka do włosów. 
- Właśnie zgubiłem gdzieś ostatnią - wtrącił Edward. 
Za drzwiami zapanowała cisza. Głos uwięzionej już się nie łamał. 
Brzmiał dokładnie jak głos kobiety z jego marzeń. Marzeń, których 
nic dopuszczał do siebie przez długie lata. Łagodny, przywodzący na 
myśl niedzielne poranki w kościele i dni spędzone w łóżku na 
lenistwie. Nagle zawładnęły nim wspomnienia z rodzinnego domu. 
Nie mógł sobie na to pozwolić. Trzeba było wziąć się w garść. 
- Ale proszę się nie martwić. Jakoś sobie poradzę. Czy ma pani 
ś

rubokręt? - zapytał. 

- Na dole, w kuchni. Co pan zamierza zrobić? 
Znowu zaczęła się denerwować. Prawdopodobnie trochę się bała. W 
jej domu szarogęsił się zupełnie obcy człowiek. Jej syn był z nim 
właściwie sam na sam. Skąd mogła wiedzieć, że nie jest gwałcicielem 
ani żądnym krwi mordercą? Nie miała jednak innego wyjścia - 
musiała się na niego zdać. 

background image

- Seth, biegnij szybko po śrubokręt. 
Edward przykucnął, żeby przyjrzeć się klamce i zamkowi w drzwiach. 
Zawsze miał smykałkę do takich rzeczy. Umiał wszystko naprawić. 
Wiedział, że tę przedpotopową klamkę łatwo rozbierze na części, nie 
był tylko pewien, czy poradzi sobie z mechanizmem wewnątrz. 
- Proszę pana, przepraszam, czy pan tam wciąż jest? – Głos kobiety 
brzmiał teraz uprzejmie i sucho, prawie go zmroził. Co się stało z tym 
łagodnym, miękkim tonem? 
- Jestem, proszę pani - wycedził. Też umiał mówić w taki sposób. 
Jeśli ona chce prowadzić grę - proszę bardzo. Mógłby się zresztą 
założyć, że to on wygra ten pojedynek. 
- Proszę mi zdradzić pańskie plany, dobrze? 
- Zamierzam zdemontować klamkę. Jeśli to nie wystarczy, będę 
musiał wyjąć drzwi z zawiasów. 
Przez cały czas zastanawiał się, jak ona wygląda. 
- Wolałabym, żeby pan nie zdejmował drzwi. 
Ten zimny ton głosu zaczynał działać mu na nerwy. 
- Do jasnej cholery, czy pani myśli, że dla mnie to taka kusząca 
perspektywa?! Jeśli jednak nie chce pani spędzić za tymi pieprzonymi 
drzwiami całego dnia, być może będę do tego zmuszony. 
- Byłabym wdzięczna, gdyby udało się panu powstrzymać od 
przekleństw. Seth momentalnie wszystko zapamiętuje i powtarza. 
Edward mruknął coś pod nosem w odpowiedzi. Jedyne, czego teraz 
chciał, to otworzyć te cholerne drzwi i wynieść się stąd jak 
najszybciej. 
Zapadła cisza. Edward słyszał, jak kobieta przemierza łazienkę tam i z 
powrotem. Kiedy staną w końcu twarzą w twarz, prawdopodobnie 
będzie go traktowała z rezerwą. Nie był typem faceta, którego kobiety 
chętnie widziały w pobliżu swoich synów. Jemu to odpowiadało. I tak 
wcale go nie ciągnęło do dzieci. 
- Kim pan jest? - zapytała. Była teraz spokojniejsza, prawie 
zrezygnowana. 
- Nie wie pani? 
Cisza. 
- Nigdy się nie spotkaliśmy. 
- Nazywam się Edward Cullen. Mieszkam naprzeciwko. Niedawno się 
wprowadziłem. 

background image

Wyjął z kieszeni scyzoryk i wsunął go w dziurkę od klucza. Chciał 
przyjrzeć się mechanizmowi zamka. 
- Jak długo siedzi pani w środku? 
- Około godziny. Kąpałam się. Lubię leżeć w wannie... - przerwała i 
odchrząknęła. - Panie Cullen, hm, mam nadzieję, że pana nie 
uraziłam, nic chciałam... 
- Proszę - powiedział Seth, wręczając Edwardowi śrubokręt. 
Edward rozkręcił klamkę. W normalnych warunkach zabrałoby mu to 
jakieś pięć minut, ale Seth chciał wszystko wiedzieć i nieustannie 
zadawał pytania. 
Edward pamiętał, że jako dziecko tak samo męczył swojego ojca. 
Starał się więc cierpliwie odpowiadać na wszystkie pytania chłopca. 
Seth wzbudził jego podziw. Był bystry - nigdy dwukrotnie o to samo 
nie zapytał. 
Kiedy w końcu udało się wyjąć klamkę, otworzył drzwi bez problemu. 
Edward spodziewał się ujrzeć osobę dojrzałą i krągłą, taką jak jego 
matka. W końcu ta kobieta miała syna, a jej głos brzmiał surowo jak 
głos starej panny - na przykład jego ciotki Carmen. Ale matka Seth’a 
była - mało powiedzieć - atrakcyjna. Była seksowna. I to jak! Długie 
brązowe włosy miała upięte na czubku głowy, szczupłą twarz otaczały 
wijące się kosmyki. Brąz włosów wspaniale kontrastował z jasną, 
kremową karnacją. Brązowe oczy skojarzyły mu się z płynną mleczną 
czekoladą. Ze Świętem Dziękczynienia. Z domem. Jedwabna różowa 
podomka raczej nie ukrywała jej kobiecych kształtów. Wszystko w 
niej kusiło, pociągało. Wychodząc z łazienki, stanęła na jednym z 
ż

ołnierzyków Setha i zachwiała się. Próbowała złapać równowagę, 

podskakując na jednej nodze. Edward wyrwał się z transu, w jaki 
popadł na chwilę, i chwycił ją w ramiona. Było mu tak dobrze z tym 
lekkim brzemieniem, że na moment zapomniał o wszystkim wokół - o 
złości, chłopcu, zabawnej uwadze o jego pośladkach. Zniknęło 
wszystko. Liczyło się tylko to, że w ramionach trzymał kobietę. 
Kobietę, która pachniała słodko, ale nie tanimi perfumami czy jeszcze 
tańszą whisky. Kobietę, która wszelkimi sposobami próbowała 
wyplątać się z jego ramion. 
- Proszę mnie puścić. - Znowu ten formalny ton. 
- Oczywiście. 
Postawił ją na podłodze z dala od wojsk Konfederacji. Chcąc 
wyglądać bardziej dostojnie, owinęła się szczelnie podomką. 

background image

Zabawne, pomyślał Edward, bo przecież miała na sobie tylko ten 
cieniutki jedwab, który okrywał jej ciało jak druga skóra. 
- Dziękuję - powiedziała, odwracając się w stronę Edwarda. 
- Nazywam się Isabella Swan. Seth’a już pan poznał. 
Zaskoczyło go, że jej głos znowu brzmiał łagodnie. Spodziewał się, że 
zostanie inaczej potraktowany. Wyciągnęła do niego drobną dłoń. 
Czuł się przy niej duży, silny i bardzo męski. Paznokcie miała 
pomalowane na różowo, co doskonale podkreślało naturalną barwę jej 
warg. Czuł, że wpadł. 
- Edward Cullen - przedstawił się. 
- Dziękuję. Uratował mnie pan. - Nerwowo ściągnęła paskiem poły 
podomki. 
- Zamontuję z powrotem klamkę. 
- Zamek się często zacina - powiedziała Bella. – Zwykle sam puszcza, 
tylko trzeba chwilę poczekać. 
- Mamo, ubierz się - wtrącił Seth. 
Bella kiwnęła głową i poszła w głąb korytarza. Zatrzymała się po 
chwili. 
- Nie plącz się pod nogami, Seth. 
- Tak, tak, mamo. 
Edward uśmiechnął się pod nosem. Dobrze pamiętał, jak to jest, kiedy 
się walczy z rodzicami. Seth po namyśle wyjaśnił: 
- Ja jestem jedynym mężczyzną w tym domu, ale mama wciąż mi 
rozkazuje. 
- Mamy takie są. 
Seth westchnął ciężko. 
- Taaa. - Zabrzmiało to niczym oświadczenie steranego życiem 
człowieka. 
Edward przestał zajmować się drzwiami. Przestał słyszeć słowa 
Seth’a. Korytarzem szła Isabella. Poruszała się lekko. I to kuszące 
kołysanie bioder!... O, do diabła! 
Bella szybko włożyła to, co było pod ręką w sypialni. Zaplotła włosy, 
a stopy wsunęła w zniszczone tenisówki. Wszystkie poranne 
czynności wykonywała w pośpiechu. Bała się, że jeśli odpocznie 
choćby przez moment, jej myśli pobiegną w niepożądanym kierunku. 
Edward Cullen oglądany od tyłu przedstawiał się interesująco, ale 
widziany z przodu po prostu wyglądał wspaniale. Błyszczące, zielone 
oczy przypominały szmaragdy, wewnątrz których płonie ogień. Gęste, 

background image

kasztanowe włosy aż prosiły się o to, by wplątać w nie palce. Widok 
nagiej klatki piersiowej sprawiał, że krew w żyłach Isabelli krążyła 
szybciej. 
„Ten, którego pupa ci się podobała". Wciąż słyszała te słowa. 
Mogłaby umrzeć ze wstydu. A to był najmniejszy z jej problemów w 
tej chwili. Nie była zadowolona, że Seth gapi się na Cullena jak sroka 
w gnat. Jakby był jakimś bohaterem, albo, jeszcze gorzej, kandydatem 
na ojca. 
Od śmierci jej męża, dwa lata temu, Seth szukał kandydata na 
ojczyma. Oczywiście, nie robił tego jawnie. Uważnie przyglądał się 
każdemu mężczyźnie, jaki pojawiał się na horyzoncie. Bella znała 
jego taktykę - chłopiec prawdopodobnie właśnie teraz próbował 
dowiedzieć się jak najwięcej o Cullenie. Zachowywał się w takich 
sytuacjach jak paleontolog, który spodziewa się wykopać kość 
dinozaura. Na myśl o tym, że ma przepraszać Edwarda Cullena, Belli 
robiło się zimno. Ale wiedziała, że musi. Zachowała się niegrzecznie. 
Chyba go zirytowała tymi swoimi pytaniami, lecz przyzwyczaiła się, 
ż

e to ona jest szefem i sama rozwiązuje wszystkie problemy w domu. 

Dziwacznie czuła się tylko jako ta, której mężczyzna przychodzi z 
odsieczą. Postanowiła pozostawić bez komentarza to, co wypaplał 
Seth. Jeśli ten facet ma odrobinę godności, zrobi to samo. Poza tym 
ż

aden mężczyzna nie lubi, gdy się mówi o jego pośladkach. 

Wyszła na korytarz i spojrzała w stronę łazienki. Zdumiała ją 
cierpliwość, jaką Cullen okazywał jej synowi. Oczywiste było, że 
nieczęsto miał kontakt z dziećmi. Używał języka, od którego cierpła 
skóra. Jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że każde dziecko 
nastawione jest na rejestrowanie i powtarzanie nowych słów. A jednak 
widać było, że stara się być miły. Część jej obaw szybko topniała. 
Dociekliwość Seth’a zdawała się nie mieć granic. Swoją babcię 
doprowadzał ciągłymi pytaniami do szaleństwa. Czasem nawet ją 
samą potrafił wyprowadzić z równowagi. Ale ten mężczyzna był 
niewzruszony. 
Odchrząknęła głośno. Obaj odwrócili się w jej stronę. 
- Panie Cullen, czy napije się pan kawy? 
- Chętnie, szanowna pani. 
Isabella nie lubiła, kiedy się do niej zwracano w ten sposób, ale 
pomyślała, że po jej wcześniejszych wyczynach teraz powinna ugryźć 
się w język. 

background image

- Seth, jesteś gotów do wyjścia? 
- Mamooo! 
- A więc marsz do szkoły! 
Patrzyła, jak jej syn idzie, ociągając się do swojego pokoju. Wyglądał, 
jakby nagle na jego ramionach złożono ogromny ciężar. Odwróciła się 
do Cullena. 
- Czy już pan z tym skończył? 
- Jeszcze moment. Trzeba kupić nową klamkę. Na wszelki wypadek 
wymontowałem zamek, żeby się pani znowu nie zatrzasnęła. 
Zielonoszmaragdowe oczy błyszczały w ciemności korytarza. Mięśnie 
grały pod skórą, a jednak ten mężczyzna nie wyglądał jak kulturysta. 
Nagle zdała sobie sprawę, ile czasu minęło od chwili, gdy sama 
ć

wiczyła. Przy nim czuła się stara i zaniedbana. 

- Skończyłem. Teraz chętnie napiję się kawy. 
- Proszę za mną. 
Ś

ciany kuchni ozdobione były bordiurą w słoneczniki. Ten sam 

motyw pojawiał się również na naczyniach i sprzętach. Isabella 
zawsze myślała, że jej kuchnia jest miłym, jasnym pomieszczeniem, w 
którym każdy dobrze się czuje. Teraz w to zwątpiła. Edward wyraźnie 
nie pasował do tego miejsca. Zamiast usiąść przy małym stoliku w 
rogu oparł się biodrem o kuchenny blat. Wyblakłe dżinsy opinały jego 
smukłe, umięśnione nogi jak druga skóra. Nagi tors wydawał się jej 
jeszcze bardziej pociągający niż pośladki. Edward był jak duży kot 
zaczajony na upatrzoną zdobycz. Przekonywała siebie, że ona nie ma 
w sobie niczego z myszy. Robiła się przy nim nerwowa. Dawno już w 
jej kuchni nie rozpierał się mężczyzna czekający na kawę. 
Zastanawiała się, czy napar nie będzie dla niego za słaby. 
- Dzięki za ratunek - powiedziała, próbując wypełnić czymś ciszę. Nie 
lubiła towarzyskich pogawędek, ale czuła, że na niej spoczywa 
obowiązek prowadzenia konwersacji. 
- Nie ma sprawy. 
Sprawa była. Bella zachowała się niegrzecznie. Chciała go jakoś 
przeprosić, a jednocześnie nie zamierzała się przed nim ukorzyć. 
- Panie Cullen... 
- Taaa? 
Przeciągnął to słowo jak gumę do żucia. Bella nie cierpiała tego, ale 
powstrzymała się od komentarza. 
- Chciałabym przeprosić za moje niegrzeczne zachowanie. 

background image

Nic spuszczał z niej wzroku. Pomyślała, że pewnie się rozczochrała 
albo ma ubrudzoną twarz. Przygładziła włosy i wytarła nos, zanim 
sięgnęła do lodówki po mleko. 
- Nie przywykłam do obecności obcych ludzi w moim domu. 
- Więc nie powinna pani wysyłać dziecka po pomoc. 
Bella zesztywniała. 
- Nigdzie go nie wysyłałam. Właściwie zakazałam mu wychodzić, ale 
dla Seth’a... - przerwała. Co go obchodziło, że Seth uwielbiał szkołę? 
Ż

e zrobiłby wszystko, by nie opuścić ani jednego dnia? 

- Ale pani nie posłuchał i przyszedł do mnie. Skąd pani, do diabła, 
wie, że nie jestem na przykład mordercą, gwałcicielem albo 
pedofilem? 
Bella zaczęła się jąkać, próbując jednocześnie znaleźć coś na swoją 
obronę. Seth wyszedł, zanim zdążyła go powstrzymać. Chłopiec 
bywał czasem impulsywny, ale to jej w żadnym razie nie tłumaczyło. 
Nie powinna była pozwolić mu wyjść. 
- Ma pan rację. Wiem o panu tylko... 
- Tylko tyle, że mam ładną pupę. 
Do licha, dlaczego w ogóle wspomniała o tym swojej siostrze? Zajęty 
zabawą Seth zwykle nie zwracał uwagi na to, co mówili dorośli. Ale 
najwyraźniej akurat tego dnia nadstawiał uszu. W panice szukała 
czegoś, co odwróciłoby uwagę Edwarda od tego wątku w rozmowie. 
- I psa. 
- Zna pani Tundrę? 
- Widzieliśmy was razem na spacerze. Seth uwielbia zwierzęta. 
W ekspresie zabulgotała woda. W ciszy, jaka zapadła w kuchni, te 
dźwięki zabrzmiały niemalże jak wybuchy. Bella rozglądała się na 
boki. Ze wszystkich sił starała się nie patrzeć na swego wybawcę. 
- Mamo, jestem gotowy. 
Do kuchni wpadł Seth. Włożył dżinsy i koszulkę z wizerunkiem G. I. 
Joe. Na nogach miał nieskazitelnie białe, nie zasznurowane tenisówki. 
- Chodź do mnie. 
Bella przykucnęła obok syna i zajęła się wiązaniem sznurowadeł. 
Wiedziała, że jeszcze tylko przez moment będzie musiała bawić 
Cullena rozmową. Jeśli Seth miał zdążyć do szkoły na czas musieli 
zaraz wyjść. 
- Teraz w porządku - powiedziała, prostując się. - Nie zapomnij zabrać 
lunchu. 

background image

Nalała kawę do dwóch dużych kubków. Jeden z nich podała panu 
Cullenowi. 
- Mleko? Cukier? - zapytała. 
Edward pokręcił przecząco głową. Seth chwycił garść otrębowych 
ciastek z rodzynkami i poczęstował nimi Cullena. 
- Seth, spóźnimy się! - zawołała Bella. - Czy zamknąłeś okna na 
górze? 
- Nie. Już biegnę. 
- Ja wszystko pozamykam - wtrącił się Edward. - Niech pani jedzie. 
Chłopiec powinien być już w szkole. 
Przez chwilę się wahała. Zaraz jednak przypomniała sobie, że przecież 
Cullen jest szanowanym przedsiębiorcą budowlanym. Jako 
przewodnicząca rady mieszkańców przychylnie rozpatrzyłaby każdą 
jego ofertę. Wiedziała o nim więcej niż powinna. Był cieszącym się 
poważaniem członkiem koła biznesmenów i filarem miejscowej Ligi 
Lekkoatletycznej. Nie miała w domu nic, czego mógłby jej 
pozazdrościć. Nie było się czego bać. 
- Dzięki - rzuciła przez ramię, holując Seth’a w stronę wyjścia. - Mój 
dług się powiększa. 
- Do widzenia, panie Cullen. - Seth pomachał Edwardowi na 
pożegnanie. 
 
Cofając volvo z podjazdu. Bella zastanawiała się, jak będą wyglądały 
jej kontakty z nowym sąsiadem i jak mu się odwdzięczy. Seth paplał o 
Edwardzie Cullenie przez całą drogę do szkoły. Bardzo ją to 
zaniepokoiło. Dojechali do szkoły dokładnie w momencie, gdy rozległ 
się dzwonek. Bella patrzyła, jak jej synek galopuje w kierunku swojej 
klasy na nogach, które już nie były dziecięco pulchne. Powoli 
przekształcał się z małego chłopczyka w młodego mężczyznę. A 
przynajmniej tak zaczynał wyglądać. Dwa tygodnie temu wrócił ze 
szkoły z podbitym okiem. Od tego momentu przestrzegał zakazu 
bójek, ale w związku z tym czuł się niepewnie. Bella sama nie 
wiedziała, co powinna z tym zrobić. Gdyby tak mógł na zawsze 
pozostać jej malutkim synkiem! Wiedziała, że to niemożliwe. Zawsze 
wierzyła, że sprawą pierwszej wagi jest wychowanie, ale Seth potrafił 
być uparty jak osioł. Nie przyznałaby tego głośno, bała się jednak, że 
sama może nie podołać rodzicielskim obowiązkom. Na razie jeszcze 
sobie radziła, ale za kilka lat może się okazać, że Seth’a zacznie 

background image

roznosić energia i wpadnie w poważne kłopoty. A teraz naprzeciwko 
niej mieszkał ten pewny siebie chojrak. Przypomniała sobie, jak 
błyskawicznie Seth polubił nowego sąsiada. Miała przeczucie, że kroi 
się poważna sprawa. Cullen nie mógł jej w niczym pomóc. Biega 
sobie co rano w tych swoich kusych spodenkach - wcielone 
wyobrażenie każdego chłopca o tym, jak powinien wyglądać 
prawdziwy mężczyzna. Atleta i macho. Dość, by przyprawić rozsądną 
kobietę o atak serca. Edward jeździł, oczywiście, sportowym 
jaguarem. Na randki umawiał się prawdopodobnie z piersiastymi, 
tlenionymi blondynkami. Zdecydowanie nie lubiła tego typu facetów. 
I zdecydowanie nie był to wzorzec dla małego chłopca. Przypomniała 
sobie jednak jego troskę o Seth’a. Miał jej za złe, że wypuściła 
chłopca z domu bez pozwolenia. Zastanawiała się, jaki jest naprawdę. 
Wjechała na podjazd. Silnik pracował jeszcze przez chwile. W końcu 
przekręciła kluczyk w stacyjce, ale wciąż ociągała się z wysiadaniem. 
Nie była pewna, czy chce znowu stanąć twarzą w twarz ze swoim 
sąsiadem. Serce zaczęło jej bić coraz szybciej, nie mogła opanować 
drżenia rąk. Weszła do domu, nalała kawy do dzbanka i wyszła na 
zewnątrz. 
Edward siedział u siebie na werandzie z syberyjskim husky u stóp. 
Miał zamknięte oczy. Bella nie mogła oderwać od niego wzroku. 
- No, nie - wyszeptała do siebie. - Zasnął. 
Wtedy jedno szmaragdowe oko otworzyło się i popatrzyło prosto na 
nią. Bella odchrząknęła i uniosła dzbanek, który przyniosła ze sobą. 
Oparła się o barierkę. 
- Może dolać? 
- Nareszcie staje się pani uprzejmą sąsiadką – odpowiedział powoli i 
podał jej swój pusty kubek. 
Zapadła głęboka cisza. Bella zdusiła w sobie rosnące pragnienie 
ucieczki. Marzyła o tym by zaszyć się w swoim własnym, 
bezpiecznym domu. Nie miała doświadczenia w kontaktach z 
mężczyznami. Niewiele zdążyła się nauczyć na randkach z chłopcami, 
bo wyszła za Jacoba zaraz po skończeniu szkoły średniej. 
- Panie Cullen... 
- Edward. 
Skinęła głową, ale nie nazwała go po imieniu. 
- Mam propozycję. 
- Czy to ma coś wspólnego z moją pupą? – roześmiał się szeroko. 

background image

Bella poczuła, jak na policzki i szyję wypełza jej rumieniec. 
- Nie, z czymś innym. 
Uniósł jedną brew, wpatrywał się w nią jastrzębim wzrokiem. 
- No więc? 
- Chciałabym... - To było trudniejsze, niż się spodziewała. - 
Chciałabym podziękować za pomoc i zapytać, czy mogłabym się 
jakoś odwdzięczyć. 
- Skoro o tym mowa... Tak, jest coś, co chciałbym dostać. 
Zmrużył oczy. Taksował ją powoli spojrzeniem od stóp do głów. Jej 
ciało reagowało w sposób, o jakim zdążyła już zapomnieć. Tyle czasu 
minęło... Zdenerwowała się i gwałtownie odsunęła od barierki. 
- Co takiego? 
- Ciebie. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 
 
Miała szczęście, że zauważyła przekorny błysk w oczach Edwarda. W 
przeciwnym wypadku zrobiłaby z siebie kompletną idiotkę. Zmusiła 
się do uśmiechu i ze świstem wciągnęła powietrze do płuc. Serce biło 
jej przyspieszonym rytmem, czuła się jak nastolatka. 
- Mówię poważnie, panie Cullen. 
- Proszę nazywać mnie po imieniu. 
- No dobrze... Edward. 
Dziwnie brzmiało to imię w jej ustach. Byłoby jej łatwiej, gdyby 
nazywał się Jasper, jak jej przyrodni brat, albo Mike, jak 
zaprzyjaźniony sąsiad. Mogłaby wtedy udawać, że jest tylko jej 
kumplem. 
Ale nie był. Był śniadym Włochem. Bardzo pewnym siebie. Sama nie 
wiedziała, co o nim myśleć. Przełknęła ślinę. 
- Myślałam raczej o odpłaceniu ci tym samym, gdybyś się kiedyś 
zatrzasnął w łazience. 
Uniósł brwi z dezaprobatą. Wykrzywił usta w dziwnym grymasie. 
- A co na to pan Swan? 
Jacob polubiłby każdego, kto w jakikolwiek sposób przyszedłby jej z 
pomocą. Nie był zazdrosny. Spokojny, zrównoważony, nigdy się nie 
denerwował. Jej zmarły mąż był dla niej jak opoka. Nadal za nim 
szaleńczo tęskniła, ale teraz była już w stanie wykrztusić z siebie w 
miarę normalnym tonem: 
- Mój mąż nie żyje. 
Edward zaklął cicho. Nikt ze znajomych Belli nie używał takich słów. 
Wyciągnął rękę w jej stronę i przesunął twardą dłonią po jej ramieniu. 
- Przepraszam - powiedział. 
- Nic się nie stało. 
Nie skłamała. Zdążyła się już pogodzić ze stratą męża. Czasem 
zdawało się jej, że go sobie wymyśliła. Oczywiście, był Seth - żywy 
dowód jej związku z Jacobem. 
W srebrzystoszarych oczach Edwarda zauważyła ślad czegoś, co 
przypominało jej własny ból po stracie Jacoba. Ona już czuła się 
lepiej. Edward chyba nadal cierpiał. Kogo stracił? Chciałaby poznać 
jego przeszłość, ale wiedziała, że nie ma do tego prawa. A jednak ten 
smutek coraz bardziej ją intrygował. W żaden sposób nie potrafiła 
pogodzić go z tym, co do tej pory zaobserwowała u swego nowego 

background image

sąsiada. Skąd to się wzięło? Bardzo niewiele wiedziała o jego życiu. 
Wprowadził się dwa tygodnie temu. Widywała go tylko w czasie 
joggingu albo zabawy z psem. Może tak było lepiej - nie znając go, 
popuszczała bez oporów wodze fantazji. A ta rozmowa o nim z 
Alice... 
- Miałem nadzieję, że zaproponujesz mi umycie okien w łazience - 
rzucił z figlarnym uśmieszkiem. 
- Nic z tego - odparowała. Z trudem walczyła z pokusą posłania mu 
promiennego uśmiechu. Uroczy łobuz! - Ale jak tylko zatrzaśniesz się 
w łazience albo jakimś innym pokoju, możesz na mnie liczyć. 
Postawił kubek z kawą na kolanie. Drugą dłoń oparł na piersi. Nie 
wiedzieć czemu Bella nieprzytomnie się w nią zapatrzyła. 
- Nie idziesz do pracy? - zapytała nagle. 
Dlaczego, do pioruna, tak ją frapował jego nagi tors? Przecież latem 
właściwie wszyscy mężczyźni w okolicy chodzili bez koszul. Ale on 
to co innego. Kiedy była dzieckiem, wpojono jej, że żaden porządny 
człowiek nie powinien wychodzić z domu niekompletnie ubrany. 
Dopiero teraz zrozumiała, skąd się to wzięło. 
- Mam wakacje - odpowiedział. 
- I w związku z tym jakieś plany? 
Miała nadzieję, że wybiera się do Key West, na Hawaje albo do 
Afryki. Dokądkolwiek, byle dał jej trochę czasu na oswojenie się z 
faktem, że tak bardzo ją pociąga. 
- Pewnie - wyznał. - Zmierzam doprowadzić ten dom do stanu 
używalności. 
- Sam? 
Nad odnowieniem jej domu pracowało około dwudziestu ludzi. 
- Pod koniec tygodnia pojawi się tu moja ekipa. Mają się zająć 
remontem generalnym. Wnętrze wykończę sam. 
- Masz firmę budowlaną, prawda? 
Dowiedziała się wszystkiego o interesach Edwarda Cullena  od Emily, 
z którą sąsiadowała od tyłu. 
- Firma remontowo-budowlana EAC - powiedział z duma.. - A ty 
czym się zajmujesz? - popatrzył na nią. 
- Przede wszystkim jestem matką. Prowadzę też usługi 
antykwaryczne. 
- Jakiego rodzaju? 
- Odnawiam meble i kompletuję je na życzenie klienta. 

background image

- Ciekawe zajęcie. Zapamiętam to sobie. Niedługo będę przecież 
urządzał dom. 
Spojrzała na zapuszczony trawnik. Nie chciała rozmawiać z sąsiadem 
o pracy. Musiała jakoś zmienić temat. 
- Co znaczy EAC? 
- Edward A. Cullen. 
Wypił łyk kawy. Pies zerwał się zakręcił i pognał za wiewiórka. Było 
coś wspaniałego w ruchach tego zwierzęcia. Myśliwy na łowach. Belli 
przyszło do głowy, że Edward prawdopodobnie też porusza się jak 
wojownik. 
Edward to piękne imię, pomyślała. Jego matka musiała być 
romantyczką. 
- Co oznacza A.? 
- Moje drugie, śmieszne imię - odpowiedział szyderczo. 
- Rzeczywiście jest śmieszne? No dobrze, Cullen, przyznaj się, jakie 
to imię. Nie może być aż takie straszne. 
Podeszła do niego bliżej. Patrzyła dokładnie tak, jak kiedyś jego 
matka. To było to spojrzenie, któremu nie umiał się sprzeciwić Seth. 
- Nie powiem. 
Siedział na brzeżku fotela. Jego mina sugerowała, że raczej pozwoli 
się torturować, niż poda swoje drugie imię. 
- Będę zgadywać, dobrze? 
- To wolny kraj. 
- Andy? 
Zaprzeczył ruchem głowy. 
- Może Alexander ? 
- Znowu pudło. 
- Aaron? 
- Proszę się poddać, pani Swan. Nikt nie odgadnie mojego imienia, 
choćby próbował przez milion lat. 
- Mów mi Bella - powiedziała bez zastanowienia. 
Uświadomiła sobie, że opiera się na barierce jego werandy jak jakaś 
głodna miłości wdowa. Wyprostowała się, odsunęła i ruszyła w 
kierunku swojego domu. 
- To do zobaczenia, Edwardzie. 
- Dzięki za kawę, Bello. 

background image

Idąc, słyszała jeszcze radosne pogwizdywanie. Zakazała sobie myśleć 
o Edwardzie inaczej niż jako o sąsiedzie. No, może jak o kimś, kto 
mógłby pomóc jej nauczyć Seth’a dyscypliny. Ale nic ponadto. 
- Edward Cullen mnie nie interesuje - powiedziała do siebie głośno. 
Miała nadzieję, że jeśli wypowie te słowa, zadziałają jak zaklęcie. 
Tylko że ta deklaracja brzmiała nieprzekonywająco nawet dla niej 
samej. Niech diabli wezmą tego przystojniaczka z jego ładną pupą. 
Musi teraz dodać dwa kolejne ciastka do liczby tych, których nie zje. 
To była kara, jaką wyznaczyła sobie za przeklinanie. W tej chwili z 
obliczeń wynikało, że nie zje deseru do roku 2010. 
 
Przez cały ranek i część popołudnia Edward pracował na dachu. 
Wymiana gontów była mało absorbująca, więc cały czas błądził 
gdzieś myślami. A raczej nie gdzieś, a w okolicach domu 
naprzeciwko, a konkretnie - jego mieszkanki. Odkąd pomógł jej 
wydostać się z łazienki, minął tydzień, ale wciąż nie opuszczało go 
wspomnienie uczucia, jakie go ogarnęło, gdy trzymał ją w ramionach. 
Niełatwo było zapomnieć o tej kobiecie. Gdzieś w pobliżu stale 
kręciło się jej żywe przypomnienie - Seth. Chłopiec chciał wiedzieć 
wszystko o wszystkim, co robił jego nowo poznany sąsiad. 
Początkowo bardzo to Edwarda irytowało. Nie czuł się na siłach 
odpowiadać na setki pytań. Seth podchodził jednak do tego niezwykle 
serio. Edward zaczął traktować go jak małego dorosłego, a nie 
dziecko. Od tej chwili dużo łatwiej mu się z chłopcem rozmawiało. 
Edward zawsze trzymał się z daleka od kobiet obarczonych rodziną. 
Takich, które w każdym napotkanym mężczyźnie widzą kandydata na 
męża i ojca. Które desperacko pragną jakiegoś związku. Nie wierzył 
w to, co słyszał o niezależności kobiet. Był zdania, że tak naprawdę 
prawie każda szuka stałego partnera. Nawet jeśli zarzeka się, że jest 
inaczej. Uważał, że kobiety nie są w stanie spocząć, dopóki nie 
zaprowadzą przed ołtarz wszystkich kawalerów. 
Tymczasem jemu odpowiadało samotne życie. Mógł wychodzić i 
wracać, kiedy chciał. Nikomu nie musiał się z niczego tłumaczyć. I 
nie zamierzał tego zmarnować, wiążąc się z samotną matką. 
Problemem było tylko pożądanie, ale nic wątpił, że sobie z nim 
poradzi. Nie był przecież szesnastoletnim prawiczkiem, którego po raz 
pierwszy w życiu owładnęła żądza. Był dojrzałym mężczyzną. Potrafi 
się kontrolować. 

background image

Zszedł z dachu i poszedł po piwo. Rozsiadł się wygodnie na 
werandzie. Wpadło mu do głowy, że mógłby powiesić kosz do gry w 
koszykówkę na ścianie garażu. Ciekawe, czy udałoby mu się namówić 
kogoś z sąsiedztwa do wspólnej zabawy. Montaż kosza zajął mu 
kwadrans. Z jednego z pudeł w garażu wygrzebał pomarańczową 
piłkę do koszykówki. Wracając, odbił ją kilka razy o betonowy 
podjazd. 
- Dzień dobry, panie Cullen. 
Nieśmiały głosik Seth’a Swana wybił Edwarda z rytmu. Musiał 
opanować odruch ucieczki przed tym małym, poważnym chłopcem. 
Seth przypominał mu o tym, o czym ze wszystkich sił starał się 
zapomnieć - o Isabelli Swan. Oni tworzyli rodzinę, a rodzina 
oznaczała dla Edwarda ból. 
- Cześć, Seth. Jak tam w szkole? 
Promienny uśmiech rozjaśnił twarz chłopca. 
- Świetnie. Co pan robi? 
- Chciałem trochę pograć w kosza. Miałbyś ochotę się przyłączyć? 
Seth obejrzał się za siebie, zanim skinął głową. Edward domyślił się, 
ż

e chłopiec właśnie złamał zakaz matki. 

- Grałeś już kiedyś? 
- Nie - przyznał, przestępując z nogi na nogę. Znowu spojrzał w 
kierunku swojego domu. 
- A chcesz się nauczyć? - zapytał Edward. 
Nigdy nie spotkał tak poważnego dzieciaka. Seth ważył słowa i 
zdawał się zastanawiać nad konsekwencjami każdej decyzji. W końcu 
pokręcił głową. 
- Mama mówi, że sport jest dobry dla wielkich i silnych facetów. Tacy 
jak ja to urodzeni humaniści. 
Edwarda ogarnął gniew. Sport pomagał chłopcom stać się 
mężczyznami. Uczył ich dyscypliny. Za kilka lat Seth będzie tego 
potrzebował. Do diabła - już teraz by mu to nie zaszkodziło. Ale 
Edward wiedział, że nie ma prawa się wtrącać. 
- Wiesz, że decyzja należy do twojej mamy. Gdyby jednak zmieniła 
zdanie, to daj mi znać. Mógłbym ci pomóc. 
Edward odbił piłkę, po czym umieścił ją w koszu. 
- Właściwie to nigdy jej nie zapytałem, czy pozwoli mi grać. Ale 
chyba nie miałaby nic przeciwko temu, gdybym raz albo dwa rzucił 
piłkę - powiedział Seth. 

background image

Edward znowu wykonał rzut w stronę kosza, po czym podał piłkę do 
Seth’a. 
- Twoja kolej. 
Seth przejął piłkę, rzucił, ale nie trafił. Złapał ją z powrotem i stanął, 
wpatrując się w kosz jak w swojego największego wroga. Rzucał 
silnie, ale za każdym razem niecelnie. 
- To rzeczywiście nie dla ciebie, Seth. Kosz wisi za wysoko. 
- Więc mama miała rację - powiedział chłopiec ze smutkiem w głosie 
- Wystarczy powiesić niżej kosz – zauważył Edward. – Albo wiesz, 
co? Drybluj, a kiedy będziesz gotowy, ja cię uniosę. 
Po drugiej stronie ulicy skrzypnęły frontowe drzwi. Edward skupił 
jednak całą swoją uwagę na chłopcu. Czuł wzrok Belli na swoich 
plecach. Z całych sił musiał się powstrzymywać, żeby na nią nie 
spojrzeć. Seth kilka razy odbił piłkę, wtedy Edward podniósł go i 
wspólnie umieścili piłkę w koszu. Twarz chłopca promieniała dumą. 
- Udało się! Rany, nie wierzę! Mamo, mamo, widziałaś? - zawołał, 
kiedy zobaczył, że Bella wyszła przed dom. Podbiegł do niej i objął ją 
w pasie. - Niesamowite! 
Bella nie wiedziała, jak powinna zareagować. Owładnęła nią duma i 
złość jednocześnie. 
- Wspaniale, kochanie. Ale coś przecież ustaliliśmy... 
- Byłem pod opieką. 
- No dobrze, Seth - powiedziała po chwili zastanowienia. - Tylko 
następnym razem najpierw mnie zapytaj o zgodę. 
- Dzięki, mamo. 
- A teraz idź do domu. Umyj ręce przed kolacją. 
Chłopiec odszedł bez słowa. Edward miał nadzieję, że on również 
zostanie odprawiony. Ale nic z tego. 
- Edward, nie chcę, żeby Seth zajmował się sportem. Jest zbyt mały 
jak na swój wiek. Może mu się stać krzywda. 
- Przecież nie zmuszałem go do zbytniego wysiłku. To tylko kilka 
rzutów do kosza. 
- Wiem, że przesadzam. Po prostu się o niego boję. Ma tylko siedem 
lat. Uważam, że jeszcze za wcześnie na zajęcia sportowe. 
- Nic mu nie będzie, Bello. 
Skinęła głową, po czym wyprostowała się jakby zamierzała przystąpić 
do ataku. 
- Jestem przewodniczącą rady mieszkańców Hollow Acres. 

background image

- Naprawdę? Bardzo ciekawe. 
- Niekoniecznie. Mam sporo wolnego czasu - odpowiedziała, 
wpatrując się w coś ponad jego ramieniem. W końcu spojrzała na 
Edwarda i rzuciła. - Kosz nie może tam wisieć. To wbrew przepisom. 
- Słucham? - zapytał. 
- Ostrzegam cię. Masz dwa dni na demontaż. W przeciwnym razie 
zostaniesz ukarany grzywną. 
- Nabijasz się ze mnie? 
- Ani trochę, panie Cullen. Mówię zupełnie poważnie. – Schyliła się i 
podrapała Tundrę za uszami. Zadowolony z pieszczot pies polizał jej 
rękę i położył się obok na plecach. - Nie czytałeś umowy? Te zasady 
obowiązują każdego, kto tutaj mieszka. 
Nie czytał umowy. A nawet gdyby ją czytał, to w tej chwili nie 
istniało dla niego nic poza długimi nogami w króciutkich szortach. 
Nie spodziewał się, że ta kobieta jest w tak doskonałej formie - miała 
wspaniale wykształcone mięśnie. Chciałby poczuć te silne, długie 
nogi owinięte wokół siebie. Przeszedł go dreszcz. Zupełnie się nie 
kontrolował. Do diaska. o czym rozmawiali? Aaa, o umowie. 
- Od kiedy obowiązuje ta umowa? 
- Od 1983 roku, kiedy lokalne władze wymogły na nas ujednolicenie 
wyglądu naszych domów. 
Wstała i zaczęła zbierać się do odejścia. 
- No to może już czas zmienić te zasady. 
Zatrzymała się i rzuciła mu spojrzenie przez ramię. 
- Może, ale zanim to nastąpi, ten kosz musi zniknąć. 
- A co się stanie, jeśli nie zniknie? - zapytał tylko po to, by ją jeszcze 
przez, chwilę zatrzymać. 
- Grzywna - odparowała i ruszyła w stronę swojego domu. 
- Dobranoc, panie Cullen. 
- Dobranoc, Bello. 
Co za kobieta! Za fasadą powagi kryła się namiętna istota, która lubiła 
ś

miech i przekomarzanie. 

 
Bella przytrzymała słuchawkę ramieniem, zawijając jednocześnie 
resztki z obiadu w folię. 
- Wpadnę z samego rana. 
Odłożyła słuchawkę i wyjrzała przez okno. Zmierzch przeszedł już w 
noc, jasno paliły się uliczne lampy, które swoim kształtem 

background image

przypominały dawne latarnie gazowe. Lubiła miejsce, w którym 
mieszkała. Stare domy, cisza. 
Seth odrabiał lekcje na werandzie. Bella szybko skończyła zmywanie i 
dołączyła do syna. Chłopiec chciał zaprosić Cullena na kolację, ale 
wybiła mu to z głowy. Traciła kontrolę nad relacją, jaka się między 
nimi tworzyła. Wiedziała, że Edward nie zachęca Seth’a. Chłopiec po 
prostu potrzebował kontaktów z mężczyzną. Kilka dni temu wyrwało 
mu się przy niej przekleństwo, chociaż dobrze wiedział, że zostanie za 
to surowo ukarany. Zauważyła również, że raz zrzucił z siebie koszulę 
i paradował rozebrany. Dokładnie tak jak Cullen. 
W ostatnią sobotę grali razem w piłkę. Chłopak wciąż o tym 
opowiadał. Męczył ją też nieustannie o to, by pozwoliła mu zapisać 
się do Ligi Trampkarzy. Chciał koniecznie grac w piłkę nożną albo w 
koszykówkę. Przybierało to rozmiary obsesji - sport i naśladowanie 
Cullena. Wiedziała, że musi położyć temu kres. I to szybko, zanim 
będzie za późno. 
Głośne szczekanie Tundry zapowiedziało przybycie Seth’a, zanim 
jeszcze wychynął zza rogu. Bella siłą woli odwróciła głowę. Nie 
umiała się jednak opanować. Ten mężczyzna przyciągał jej wzrok jak 
magnes.  Pomachał do Seth’a i podbiegł do niego. Tundra, ciężko 
dysząc, położyła się na werandzie obok chłopca. 
- Mamo? - Seth spojrzał na Bellę pytająco. 
Nigdy nie formułował całego pytania, jeśli to nie było konieczne. 
Czasem wystarczało jedno słowo czy spojrzenie, by zasygnalizować, 
o co chodzi. Zastanawiała się przez chwilę, ale doszła do wniosku, że 
pies nie zrobi jej synowi krzywdy. Kiwnęła więc potakująco głową. 
Seth odpowiedział promiennym uśmiechem. 
- Panie Cullen, czy mogę się pobawić z Tundrą? 
- Pewnie. 
Edward usiadł na najniższym stopniu. Bella patrzyła, jak jej syn bawi 
się z psem. Rzucił mu kilka razy patyk, a po chwili oboje tarzali się w 
trawie. 
- Chciałbyś się napić czegoś zimnego? - zapytała. 
- A masz piwo? 
Edward pachniał potem i męskością. Pociągał ją. Chciałaby się do 
niego przytulić, znaleźć się w jego objęciach, wdychać ten zapach. 
Marzyła o tym, by posmakować potu lśniącego na jego muskularnych 

background image

ramionach. Chciała być z nim w sposób, o jakim dawno przestała już 
myśleć. 
- Nie, nie mam. Zresztą lepiej ci zrobi mrożona herbata. 
Nie potrafiła nic na to poradzić. Tak ją wychowano. Alkohol był 
dopuszczalny tylko w czasie bardzo specjalnych, rodzinnych spotkań. 
No i na wakacjach. 
- Niekoniecznie, jeśli jest słodzona. 
Ma odpowiedz na wszystko, pomyślała. Postanowiła podjąć 
wyzwanie. To może być nawet zabawne. 
- A co, piwo jest takie wartościowe? 
- Ewentualne braki dietetyczne nadrabia smakiem. 
Chyba żartował. Piwo smakowało jak... no, jak piwo. Nie piła nigdy 
niczego równie ohydnego. 
- Moja herbata jest bez cukru. 
- W takim razie poproszę. 
Nalała herbaty do dwóch szklanek. To chyba dobry moment, żeby 
poprosić go o zmianę „polityki" sportowej względem Seth’a. Tylko 
nie wiedziała, jak to zrobić: jak grzecznie dać temu facetowi do 
zrozumienia, że nie jest właściwym wzorcem dla jej syna? Szczerze 
przyznała się przed sobą, że o wielu rzeczach dotyczących 
wychowania chłopca nie ma zielonego pojęcia. Nauczyć go kolorować 
rysunki albo używać nocnika to pestka w porównaniu z wpojeniem 
mu na przykład, by nie dawał się, zastraszyć silniejszym kolegom. Nie 
chciała, by Seth wyrósł na tchórza, a jednocześnie wolała, by do 
rozstrzygania wszelkich problemów używał raczej argumentów niż 
pięści. 
- Dzięki - powiedział Edward, gdy przysiadła obok niego na schodku i 
podała mu szklankę. 
- Proszę bardzo - odpowiedziała, starając się nie zwracać uwagi na 
falę gorąca, która zalała jej ciało. 
Wypił łyk herbaty i zerwał się na nogi. 
- Seth, masz tu gdzieś piłkę futbolową? 
Chłopiec zaprzeczył ruchem głowy. 
- Czemu pan pyta? 
- W kosza nie można, więc myślałem, że trochę pokopiemy. 
- Mamo? 
- Jeśli pan Cullen ma piłkę to proszę bardzo - zgodziła się niechętnie. 
- Tak się składa, że mam - powiedział z uśmiechem Edward. 

background image

- Świetnie! - Seth rzucił w trawę patyk, którym bawił się dotąd z 
psem, i pobiegł za Edwardem na drugą stronę ulicy. 
Cullen właściwie dopiero co pojawił się w ich życiu, a już stał się 
bardzo ważny dla Seth’a. Bella zastanawiała się, jak facet, który 
większość czasu spędza w szybkich samochodach z pięknymi 
kobietami, znosi nieustanną obecność małego dziecka, pętającego się 
mu pod nogami. Edward dawał Seth’owi to, co zwykle chłopiec 
otrzymywał od swojego ojca. Pokazywał mu rzeczy, które tylko 
mężczyzna mógł mu pokazać. Ciężko jej było oglądać ich razem. 
Chciałaby, żeby ten obraz był prawdziwy. Potrzebowała mężczyzny 
dla siebie i dla Seth’a. I choć dobrze wiedziała, że Edward nie jest tym 
mężczyzną, nie potrafiła powstrzymać fali marzeń. 
Weszła do domu, by przygotować jakąś przekąskę dla Edwarda i 
Seth’a. Kiedy skończą grać, będą pewnie głodni jak wilki. Prosta 
czynność przygotowywania posiłku dla dwóch spoconych samców 
sprawiła jej ogromną przyjemność. Pierwszy raz od lat poczuła się 
szczęśliwa. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 
 
Edward podał piłkę do Seth’a i przyglądał się, jak chłopiec biegnie w 
jej stronę. Był niezły. Miał zadatki na dobrego sportowca. Edward 
właściwie nigdy nie miał kontaktu z dziećmi. Oczywiście z wyjątkiem 
kolegów z dzieciństwa. Nie wiedział, jak powinno się je traktować. 
Wciąż płakały, kleiły się do dorosłych, głośno paplały. Tak 
przynajmniej myślał do momentu, kiedy poznał Seth’a. Bo Seth był 
inny. Wydawał się zadziwiająco dojrzały jak na swój wiek. Większość 
dzieci z okolicy była od niego sporo starsza na ogół więc Seth bawił 
się sam. Edward nie mógł patrzeć na to jego odosobnienie. Uważał, że 
dzieci powinny mieć kontakt ze swoimi rówieśnikami. On sam nigdy 
nic żył w izolacji i z jakichś powodów nie chciał, by z synem Belli 
było inaczej. 
Edward jedną ręką złapał piłkę kopniętą przez Seth’a. 
- Seth, byłeś kiedyś na meczu piłki nożnej? 
- Nie. Ale byłem w sali Boba Carra na różnych przedstawieniach. No i 
widziałem, jak czasem ludzie idą na mecz Magiców. 
- A jakie przedstawienia widziałeś? 
- Taką francuską sztukę Les Miserables - powiedział Seth, 
prawidłowo wymawiając francuski tytuł. - Pierwsze dwadzieścia 
minut nawet mnie zaciekawiło, tylko całe to śpiewanie było nudne. 
Ale mamie się podobało. Nawet płakała. 
Edward zachichotał. 
- A pan widział kiedyś Magiców? 
- Taaa - odpowiedział Edward. - Mam abonament. 
- Aha - rzucił chłopiec miękko i tęsknie. Dzieciak nie był głupi. I 
umiał być dyplomatą. Edward pomyślał, że każdy ojciec byłby dumny 
z takiego syna. 
Pograli chwilę i wrócili do przerwanej rozmowy. 
- Chciałbyś kiedyś pójść na mecz? 
- Rany, byłoby super! Tylko że mama na pewno mi nie pozwoli. 
Wciąż jest zła za grę w piłkę w czasie ostatniego weekendu. 
Bella nie powinna być taka rygorystyczna. Jej syn powoli dorastał, a 
ona zachowywała się tak, jakby zamierzała z tym walczyć. 
- Zobaczymy, może pójdzie z nami – zasugerował Edward. 
- Myśli pan, że zechce? - zapytał Seth. 

background image

Edward był pewien, że nie zechce. Ale nie będzie jej łatwo odmówić 
synowi. 
- Zapytać zawsze warto. 
 
Bella przyniosła mrożoną herbatę i świeżo upieczone bułeczki z 
otrębami. Wydawała się wcieleniem amerykańskiego ideału matki. 
Miła, energiczna i troskliwa. Umiała piec, czekała zawsze w lśniącym 
czystością domu na powrót syna ze szkoły. Była też bardzo seksowna. 
Edward nie mógł się opędzić od marzeń o długich godzinach 
spędzonych z nią w łóżku. Dlatego tak go tutaj ciągnęło. Dlatego też 
potrafił znieść wieczne uwagi dotyczące jego sposobu mówienia i 
przekleństw. Była dokładnie taka, jaka powinna być idealna żona. I 
właśnie z tego powodu nie mógł sobie pozwolić na romans z nią. Z 
nią nie można było mieć romansu. Jeśli już, to trzeba było związać się 
z tą kobietą na stałe. A on nie chciał angażować się w poważny 
związek. 
- Bello, zaprosiłem Seth’a na mecz jutro wieczorem. Chciałbym, 
ż

ebyś poszła z nami. Co ty na to? 

Zastanawiała się przez chwilę. Edward dostrzegł odmowę w jej 
oczach, zanim jeszcze otworzyła usta. 
- Dziękuję za propozycję, ale nie uda nam się już kupić biletów. 
Słyszałam, że wszystkie dawno zostały sprzedane. 
Sprytna! Zawsze znajdzie jakąś wymówkę, ale tym razem Edward się 
przygotował. 
- Mam abonament. Możecie skorzystać z mojego biletu. 
Spojrzała na syna. Edward obserwował, jak się ze sobą zmaga i 
zastanawia nad ewentualnymi konsekwencjami odmowy. W końcu 
westchnęła ciężko. 
- W takim razie będzie nam bardzo miło pójść z tobą – powiedziała z 
rezygnacją. 
 
Bella spędziła poranek, próbując nie zwracać uwagi na Edwarda. 
Przez całą drogę do szkoły Seth paplał o zbliżającym się meczu 
koszykówki. To było, zdaje się, coś, czym mógł zaimponować swoim 
kolegom. W końcu niewielu drugoklasistów chodziło na mecze 
drużyny Orlando Magie. Westchnęła. Z natury była raczej spokojna i 
silna, ale przy Edwardzie Cullenie traciła odporność. 

background image

Na trawniku przed domem ustawił kilka drewnianych figurek 
nachylonych kobiet, którym wystawały spod spódnic długie 
falbaniaste majtki. Przód werandy ozdobił dużymi pękami sztucznych 
kwiatów w jaskrawych barwach. Wszystko razem wyglądało 
naprawdę obrzydliwie. Szaleństwa dopełniał kontrast, jaki rysował się 
między wyglądem tego miejsca, a zachowaniem jego mieszkańca, 
który cierpliwie uczył jej syna zasad koszykówki. To był przecież, ten 
sam facet, który z premedytacją grał jej na nerwach, dlatego że kazała 
mu zdemontować kosz. Jego różne oblicza sprawiały, że musiała mieć 
się na baczności. Był tak seksowny, że przy nim przypominała sobie o 
rzeczach, które od dawna dla niej nic istniały. Czuła się bezbronna. 
Ale były i dobre strony tej znajomości - Edward nauczył ją znowu, 
jak się śmiać. Odpowiadało jej jego poczucie humoru. Zawsze miał 
jakiś dowcipny komentarz na podorędziu. Ujmowały ją też ogromne 
pokłady cierpliwości, jaką wykazywał w stosunku do Seth’a. A 
najbardziej podobało się jej to, że do każdej pracy, nawet 
najbrudniejszej czy najnudniejszej zabierał się z entuzjazmem. Po 
prostu polubiła go i to rzeczywiście było niebezpieczne. Pracował w 
króciutkich drelichowych szortach. Wyblakły materiał ściśle przylegał 
do jego muskularnych nóg. Przyglądała się, jak zarzuca na ramię 
skrzynkę z gontami. Podśpiewywał przy tym skoczną piosenkę 
country. Ma swój szczególny styl, pomyślała. Jak zwykle nie włożył 
koszuli. Próbowała nie zwracać na to uwagi. Dlaczego nie miał ani 
ś

ladu brzucha? Albo chociaż fałd tłuszczu po bokach? Albo 

niezgrabnych nóg? Przy każdym ruchu młotka jego mięśnie grały pod 
skórą. Zapatrzyła się w niego z taką intensywnością, że na chwilę 
zapomniała o bożym świecie. Weź się w garść, dziewczyno, 
upomniała się. 
Edward pomachał do niej. Została przyłapana na gorącym uczynku. 
Widział, jak mu się przypatrywała. Uniosła rękę w odpowiedzi, a on 
uśmiechnął się w taki sposób, że chciała uciec do domu i schować się 
przed nim. Zmusiła się, by skupić uwagę na biedermeierowskim 
krześle, nad którym właśnie pracowała. Pani Cope zamówiła zmianę 
obicia. Wciąż jednak prześladowało ją wspomnienie Edwarda. 
Najwyraźniej przeistaczała się w rozpustnicę. Stukanie młotkiem 
ustało. Zła na siebie, Bella przyłapała się znowu na zerkaniu w stronę 
Edwarda. Pracował za dwóch. Rozwinął papę i przybijał ją 
gwoździkami. Robił wszystko powoli i bardzo dokładnie. Pracując w 

background image

takim, tempie nie pokryje papą i gontami przed nocą nawet małego 
kawałka dachu, pomyślała. 
Bella połączyła ramę krzesła z nowo obitym siedziskiem. Wstała i 
strzepnęła kawałki nici ze swoich szortów w kolorze khaki. W domu 
nauczono ją, że należy dobrze żyć z sąsiadami, a to oznaczało również 
pomoc, gdy tego wymagała sytuacja. Przeszła więc przez ulicę, 
zasłaniając ręką oczy przed rażącym słońcem. 
- Cześć Cullen. 
Bała się zbytniej poufałości, a używając jego nazwiska, stwarzała 
wrażenie większego dystansu między nimi. Mogła w ten sposób 
myśleć o nim jak o zwykłym kumplu. Zanim spojrzał w dół, 
zabezpieczył partię dachu, nad którą właśnie pracował. 
- A witam Swan. 
Odetchnęła z ulgą, kiedy ani słowem nie wspomniał o tym, że 
zauważył, jak mu się wcześniej przyglądała. Wykazał się taktem, o 
który go nie podejrzewała. Z jakieś niezrozumiałego dla niej powodu 
Edward rzucał co rusz spojrzenia na jej nogi. Ogólnie rzecz biorąc, 
Bella była zadowolona ze swojego wyglądu, teraz jednak 
przypomniała sobie o dwóch zbędnych kilogramach, których nie 
udało się jej zrzucić od ostatniego Bożego Narodzenia. 
- Może potrzebna ci pomoc? 
- Nie - odpowiedział i zaczął rozwijać kolejny kawałek papy. - 
Ś

wietnie mi idzie. 

Po tej uwadze powinna wrócić do domu. Postanowiła jednak ponowić 
ofertę. 
- Co dwie pary rąk, to nie jedna. Byłoby szybciej. 
- Taa, pewnie - powiedział kucając. - Chyba nie masz wyrzutów 
sumienia, co? 
Oczy błysnęły mu ostrzegawczo. Mimo to Bella zachowała się jak 
niczego nie podejrzewająca płotka, płynąca prosto w stronę 
rybackiego haka, i połknęła przynętę. 
- Z powodu? 
- Że sobie siedzisz w cieniu werandy, podczas gdy ja pracuję w 
pełnym słońcu. 
- Cullen, przyszłam z ofertą pomocy, a ty... – Odwróciła się w stronę 
swojego domu i zbierała do odejścia. 
- Swan... 
Zatrzymała się i spojrzała na niego. 

background image

- Mam zostać? 
- Tak, proszę. 
Grzeczny ton wzbudził jej podejrzliwość. Może Edward znowu się z 
nią droczy. Zaczęła wspinać się po drabinie na dach. 
- Zostań na dole, Swan. Już schodzę. 
Błyskawicznie znalazł się obok niej. 
- Będzie ci potrzebny pas na narzędzia i młotek. 
- Myślałam, że po prostu będę ci podawać różne rzeczy. 
Nie za wiele wiedziała o pracach remontowych. 
- Jakie rzeczy, Bello? 
Wsypał gwoździki do przybijania papy do jednej z kieszonek w pasie 
na narzędzia. 
- No, gwoździe i inne przedmioty. 
Coraz bardziej się denerwowała. Zaczęła przestępować z nogi na 
nogę. 
- Ale z ciebie fachowiec! 
W jego głosie nie było krytyki, tylko ta zaczepna kpina, do której 
Bella zdążyła się już przyzwyczaić. 
- Igrasz z ogniem, Cullen - ostrzegła go. 
- Doprawdy, Swan? Zaczynam się bać. Jestem po prostu śmiertelnie 
przerażony. - Wręczył jej młotek z gumową rączką. - Odwróć się. 
Zrobiła, co kazał. Kiedy Edward zakładał jej pas na narzędzia, 
zanurzyła się w cieple i piżmowym zapachu jego ciała. Wstrząsnął nią 
dreszcz pożądania. 
- Gotowe. 
Jego głos brzmiał teraz inaczej niż zwykle. Edward mówił głębszym, 
schrypniętym tonem, którego trudno byłoby nie dosłyszeć. Odsunął 
się od niej, położył dłonie na jej ramionach i odwrócił ją do siebie. 
- Dzięki - zdołała wykrztusić. 
Nie przywykła do noszenia na sobie takiego ciężaru. Czuła się 
dziwacznie. Wsunęła młotek w jedną z pętli pasa. Edward podał jej 
skrobak i kilka innych narzędzi, których przeznaczenia nie znała. 
- To wszystko? 
- Rozmieść dobrze ciężar młotka i pobijaka. 
Przełożyła narzędzia. 
- Czy te buty mają dobre zelówki? - zapytał. 
- Tak mi się wydaje. 
Uklęknął obok niej. 

background image

- Niech spojrzę na podeszwy. 
Czuła jego oddech na swoich łydkach. Zadrżała. Był tak blisko. 
Ledwie potrafiła powstrzymać dłonie przed zanurzeniem w jego gęste, 
kasztanowe włosy. Zakołysała się i przesunęła łydką po policzku 
Edwarda. Szczecina miło drapała jej gładką skórę. Jak to dobrze, że 
wczoraj ogoliła nogi. Zażenowana, odchyliła się do tyłu. Pewnie 
myślał sobie, że jest jakąś wyposzczoną wdówką. 
- Przytrzymaj się mnie dla równowagi - rzucił szorstko. 
Bella wiedziała, że to krótkie zbliżenie podziałało na niego nie mniej 
silnie niż na nią. A w każdym razie miała taką nadzieję. Serce biło jej 
tak mocno, że chyba było je słychać z bardzo daleka. O, do diaska! 
Pożądanie rosło w niej w zastraszającym tempie. Nie chciała tego. Nie 
teraz, kiedy jej życie w końcu wracało do równowagi. Była 
niezależna, sama kierowała swoim losem, a jednak coś w niej wciąż 
domagało się drugiej istoty, do której mogłaby się w nocy przytulić. 
Edward wyprostował się i ogarnął ją całą spojrzeniem. 
- W porządku. A teraz do roboty. 
 
Spędzili razem na dachu następne dwie godziny. Okazało się, że jego 
naprawa to trudne, ale interesujące zajęcie. Do popołudnia prawie 
skończyli fragment, nad którym pracowali. Słońce grzało tak mocno, 
ż

e Bella poczuła wkrótce, jak jej twarz czerwienieje. 

- Chyba muszę zrobić przerwę. 
Edward spojrzał na nią. 
- Aha, rzeczywiście. Usiądź tam - powiedział, wskazując na 
wschodnią stronę dachu ocienioną przez duży klon. 
Przejść po dachu? Sama? W żadnym razie! 
- Zostanę tutaj. 
- Boisz się, Swan? 
Bella umiała przyznać się do własnych słabości. Nie zamierzała 
udawać bohaterki. 
- Tak. 
Wyciągnął rękę i pogłaskał ją po policzku. 
- Nie bój się. Nie pozwolę ci spaść. 
Obawiała się, że Edward się myli. I nie myślała w tym momencie o 
upadku z dachu. Każda minuta przebywania z tym mężczyzną 
zwiększała emocjonalne niebezpieczeństwo, w jakim nie znalazła się 
nigdy, od czasu kiedy wyszła za mąż. 

background image

Edward podał jej rękę i zaprowadził w cień, po czym z przenośnej 
lodówki wyjął dwie puszki owocowego napoju. Poruszał się po dachu 
jak kot. Wyglądał jak ktoś, kto poradzi sobie w każdej sytuacji. Bella 
zazdrościła mu tego. Ona sama prawie zawsze czuła się słaba i mało 
samodzielna. Najpierw, kiedy miała szesnaście lat, straciła ojca, 
dziesięć lat później umarł Jacob. Instynktownie ciągnęło ją do silnych 
mężczyzn, a jednocześnie bała się ich siły. 
Robiła się coraz bardziej nerwowa, czując na sobie wzrok Edwarda. 
Wypiła łyk napoju. Pozostawił na jej języku silny, słodki posmak. 
Odstawiła puszkę. 
- Chciałabym zaprosić cię dziś przed meczem na kolację. 
- A nic lepiej zjeść coś na miejscu, w Orenie? 
Bella zamilkła na chwilę. 
- Udało ci się kupić dla nas bilety? 
- Mówiłem ci, że mam abonament. - Edward przez chwilę nie 
spuszczał z niej wzroku. - Dlaczego nie chciałaś pozwolić mi zabrać 
na mecz Seth’a? 
Ż

achnęła się. Nie było sensu wymyślać jakiegoś kłamstewka. 

Postanowiła powiedzieć prawdę. 
- Nie podoba mi się twoje zamiłowanie do sportu. To się udziela 
Seth’owi. Jest taki mały, a chce robić to samo co ty. Boję się, że coś 
mu się może stać. 
- Od oglądania meczu? 
- Jak połknie bakcyla, nie będzie już odwrotu. Byłabym potworem, 
gdybym próbowała wtedy stawiać zakazy, więc próbuję zapobiec 
temu zawczasu. 
- Bello, ja wcale nie próbuję wpływać na twojego syna. Wydawało mi 
się tylko, że wspólna wyprawa na mecz to niezły pomysł. Jeśli ci się 
to nie podoba, trzeba było powiedzieć. 
- Wiem. - Po chwili ciągnęła dalej. - Seth chce się zapisać na jakieś 
pozaszkolne zajęcia. Pozwoliłbyś mu na to, będąc na moim miejscu? 
Edward oglądał aluminiowe wieczko paszki. 
- Nie mam doświadczenia w postępowaniu z dziećmi, Bello. 
- Wiem. To było pytanie z gatunku: „Opinia mężczyzny, który sam 
był kiedyś chłopcem". 
- No, to akurat się zgadza. Byłem chłopcem – powiedział z 
uśmiechem. 

background image

- Jakoś mnie tym nie zaskoczyłeś - odparowała Bella po czym dodała: 
- Seth rozmawiał ze mną o drużynie trampkarzy. Czy powinnam się 
zgodzić, żeby się do niej zapisał? 
- Decyzja należy do ciebie - odpowiedział. 
Bella zrozumiała, że on nie chce ingerować w życie jej i jej syna. 
- Edward, nie chcę, by Seth wyrósł na jakiegoś mizeraka i łamagę. Ale 
z drugiej strony boję się o niego, a piłka nożna bywa niebezpieczna. 
Słyszałam, co opowiadają niektóre matki. 
- Bello, to prawda, że kontuzje się zdarzają. Ale uczestnictwo w 
sportach grupowych rozwija dyscyplinę. 
Znowu odczuła w głosie Edwarda krytykę pod swoim adresem, jak w 
czasie ich pierwszej rozmowy. Seth nie był specjalnie 
zdyscyplinowany. Biegał, gdzie chciał, a ona wiedziała, że tak nie 
powinno być. 
- Może jakaś inna gra zamiast piłki nożnej? 
- Pomyślę nad tym. 
Wstał i podał jej rękę. 
- Chyba powinnaś zejść już z dachu. 
- Czemu? 
- Bo robi się pani różowa, proszę pani. 
Przesunęła wzrokiem po jego prawie zupełnie nagim ciele. Miał 
oliwkową skórę, która lekko tylko pociemniała w późno-
październikowym słońcu. Ona jednak nie powinna dłużej siedzieć na 
dachu, bo będzie wkrótce wyglądała jak rak. 
- Dobrze, idę. 
Mocno trzymała się dłoni Edwarda holującej ją bezpiecznie w stronę 
drabiny. Zanim zaczęła schodzić, nieopatrznie spojrzała w dół i świat 
zawirował jej w oczach. Zacisnęła powieki. 
- Chyba musze tu jeszcze chwilę zostać. 
Może przez całe życie. Z dachu będzie patrzeć, jak Seth dorasta. 
- Chodź, tchórzu. Pomogę ci zejść. 
Zesztywniała i odsunęła się gwałtownie od Edwarda, ale nie wyrwała 
dłoni z jego ręki. 
- Wcale nie jestem tchórzem. Każdy rozsądny człowiek zachowałby 
ostrożność. 
- Wiem, Bello - powiedział najdelikatniejszym tonem, jaki 
kiedykolwiek u niego słyszała. - Zejdę pierwszy. 

background image

Czuła, jak ogarnia ją pożądanie, kiedy tak razem schodzili z dachu. 
Powtarzała sobie, że Edward tylko się o nią troszczy, nic więcej. 
Jednakże ciało nie chciało słuchać głosu rozsądku. Nagle zderzyła się 
z Edwardem. On też się zatrzymał. Z gardła wydobył mu się szorstki 
jęk. Potarł torsem o jej pośladki. 
- Edward? - zaczęła, sama nie wiedząc, o co chciała zapytać. 
Gdyby jej to ktoś opowiedział, nie uwierzyłaby. Przy Edwardzie 
czuła, że żyje. Była jak kobieta obudzona z długiego snu. Wargami 
dotknął delikatnie jej karku. Przeszył ją dreszcz. Edward emanował 
bezpieczeństwem, siłą i ciepłem. Oparła się o niego. Chciała więcej, 
niż mogła dostać w tym momencie i miejscu. 
- Bells - wyszeptał. Wargami wciąż muskał jej szyję. Rękoma 
obejmował ją w pasie. Dłonie powoli wędrowały w stronę piersi. 
Nagle Tundra głośno zaszczekała, przerywając napięcie, jakie między 
nimi powstało. Bella poczuła, że się rumieni ze wstydu. Jak mogła 
pozwolić sobie na takie zachowanie? Ten mężczyzna mógł mieć 
każdą kobietę. Wystarczyłoby jedno skinienie. Edward ruszył w dół. 
Po chwili stali już na trawniku. 
- Bello, wszystko w porządku? 
Jego głos brzmiał szczerze i uprzejmie. Bella była wściekła na siebie, 
ż

e ona sama jest taka słaba. 

- W porządku. Do zobaczenia wieczorem. 
Szybko odeszła, zanim zdążył jej zadać pytania, na które nie chciałaby 
odpowiadać. Osłabiona, na nogach jak z waty weszła do swego 
klimatyzowanego domu. Przedstawiała sobą, ciężki przypadek 
chorobliwego zauroczenia całkowicie nieodpowiednim mężczyzną. I 
co miała, do diabła, z tym zrobić? 
 
Na mecz Edward zawsze wkładał dżinsy i koszulkę z emblematem 
drużyny Magie. Pomyślał, że prawdopodobnie ani Bella, ani Seth nie 
mają takich koszulek, więc im je przyniósł. Cieszył się na myśl, że 
będzie miał okazję pokazać Belli kawałek swojego świata. Liczył 
również, że uda mu się skraść sąsiadce pocałunek. Ale w żadnym 
razie nie zamierzał specjalnie o to zabiegać. Nie ulegało wątpliwości, 
ż

e i ją ciągnęło do niego. Tego wieczora pozna wreszcie smak jej 

warg. I weźmie ją w ramiona. 
Zaproszenie Belli na mecz miało i inną dobrą stronę. Może, 
obejrzawszy rzecz z bliska, przekona się sama, że nie taki diabeł 

background image

straszny, jak go malują i pozwoli Seth’owi trenować. Zastygł nagle w 
miejscu, z przerażeniem uświadamiając sobie, że właśnie staje się 
częścią życia Belli i Seth’a. A przecież po śmierci swojej rodziny 
przysiągł sobie, że już nigdy z nikim się nie zwiąże. Jak dotąd, 
dotrzymał przyrzeczenia. Aż do chwili, gdy Bella Swan zawróciła mu 
w głowie. Ciągnęło go do niej, ale jednocześnie gdzieś na obrzeżach 
ś

wiadomości mrugało ostrzegawcze światełko. Mama, tata i Leah 

ufali mu, a on ich zawiódł. Walcząc ze zmorami przeszłości, zapukał 
wreszcie do drzwi Swanów i usłyszał za nimi głośny tupot. 
- Otwieram. Już, już. 
Edward uśmiechnął się do siebie. Trudno było nie lubić Seth’a. 
- Dzień dobry, panie Cullen. Już się bałem, że pan nie przyjdzie. 
Edward podał mu jedną z koszulek. 
- O rany, dziękuję panu! Mamo już przyszedł! - wrzasnął. 
- Wiem, kochanie - odpowiedziała Bella stojąca na szczycie schodów. 
Wyglądała dokładnie tak, jak się spodziewał. Ubrana wygodnie, z 
niedbałą elegancją. Choć ona sama nie zgodziłaby się pewnie z taką 
oceną swojego stroju. Miała na sobie jasnozieloną koszulkę polo i 
spodnie khaki. Edward miał nadzieję, że on i Seth namówią ją na 
dżinsy i koszulkę Magiców. 
- Świetnie wyglądasz, ale przyniosłem ci na dziś coś specjalnego. 
Powoli zeszła na dół i stanęła obok Seth’a, który przyłożył koszulkę 
do jej piersi. Mimo że kupił najmniejszy dostępny rozmiar, wciąż miał 
wrażenie, że koszulka okaże się dla niej za duża. 
- No, nie wiem... 
- Mamoo, proszę - zaczął Seth bez żadnej zachęty ze strony Edwarda. 
- Zgoda. Pójdę się przebrać. 
Dwadzieścia minut później byli w drodze. Na tylnym siedzeniu volvo 
prowadzonego przez Edwarda wiercił się Seth. Buzia mu się nie 
zamykała. Edward próbował skupie się na jeździe ale wciąż powracał 
do niego obraz Belli schodzącej po schodach. Włożyła sprane dżinsy, 
podkreślające każdą krągłość jej kobiecego ciała. Musiał zacisnąć 
dłonie w pięści, żeby nie pogłaskać tego słodkiego tyłeczka. 
Wreszcie dojechali na miejsce. Wysiedli z samochodu i Bella wzięła 
Seth’a za rękę. Już po chwili chłopiec zaczął się wyrywać. 
- Mamo, proszę. Będę szedł bliziutko ciebie. 
- Nie, Seth. Za duży tu dziś ruch. 

background image

Edward miał przeczucie, że zaczyna się typowa kłótnia między matką 
a synem. Aby jej zapobiec zrobił jedyną, sensowną rzecz, jaka 
przyszła mu w tym momencie do głowy. 
- Ja też wezmę twoją mamę za rękę, co ty na to, Seth? 
Chłopiec przystał na taki układ skinieniem głowy. Natomiast Bella 
wyglądała na wytrąconą z równowagi. 
- Nie bój się. Nie gryzę. 
- Wiem. 
Odpowiedział jej śmiechem. 
 
Przez cały mecz Seth zachowywał się jak najzagorzalszy fan 
Magiców. Podczas przerw wciąż próbował przekonać Bellę, by 
pozwoliła mu trenować. A ona uparcie odpowiadała „nie". Gdy 
któremuś z zawodników trafiała się kontuzja, patrzyła tylko znacząco 
na swoich towarzyszy. Edward rozumiał, co miała na myśli. Jej synek 
chciał grać, a ona wiedziała, że mogła mu się przy tym stać krzywda. 
Nigdy nie byłaby spokojna. 
 
Kiedy dojechali wreszcie do domu i Edward zaparkował samochód na 
podjeździe Swanów, Seth spał już słodko na tylnym siedzeniu. Patrząc 
na niego, uświadomił sobie, że i jemu cierpnie skóra na samą myśl o 
tym, że chłopcu mogłoby się stać coś złego. Jednocześnie zdrowy 
rozsądek podpowiadał mu, że przecież na jednego kontuzjowanego 
przypada dziesięciu, którym nigdy się nic nie stało. Zastanawiał się 
czy powinien próbować przekonać o tym Bellę. Wewnętrzny głos 
wciąż mu przypominał: Nie angażuj się. 
- Chcesz, żebym zaniósł go do domu? - zapytał Edward, wyłączając 
silnik. 
- Tak. Będę ci wdzięczna. 
Otworzyła frontowe drzwi i poprowadziła go do pokoju Seth’a. 
Położył chłopca na łóżku i przyglądał się, jak Bella przebiera go w 
piżamę. Poczuł silne ukłucie w sercu i wyszedł na korytarz. Do licha, 
tak nie miało być. Kobieta z dzieckiem to kula u nogi. Nie powinien 
więc czuć się tak, jak w tej chwili. Edward Cullen jest samotnym, 
ciężko pracującym mężczyzną, z nikim nie związanym emocjonalnie. 
Schodząc w dół powtarzał sobie te słowa jak jakąś mantrę. Obraz 
Belli nie chciał go jednak opuścić. 
 

background image

Gwiazdy mrugały przyjaźnie. Bella zapatrzyła się w nocne niebo. 
Głos Edwarda działał na nią uspokajająco. Odstawiła kieliszek na bok. 
Nigdy dotąd nie piła alkoholu ot, tak sobie. Teraz i ona, tak jak Seth, 
była pod wpływem Edwarda. Lata wyrzeczeń i nauki poszły na marne. 
Musiała jednak przyznać, że miło było zrobić nagle coś nowego, 
innego, nieznanego, szalonego. 
- Koszykówka to jedna z najbezpieczniejszych dyscyplin sportowych. 
Edward popchnął huśtawkę. Jego ramię spoczywało z tyłu oparcia. 
Bella walczyła z ochotą, by się do niego przytulić. Ciepło i zapach 
jego ciała, jej własne nieprzyzwoite myśli – wszystko to działało na 
nią z nieodpartą siłą. 
Edward milczał. Czekał, aż Bella coś powie. A on? O czym mówił? 
Aha, coś o koszykówce. Bella zmusiła się by wrócić do rozmowy. 
Uśmiechnęła się i odpowiedziała wymijająco na jego ostatnią uwagę. 
To wyliczanie zalet koszykówki pomogło jej zwerbalizować 
kontrargumenty. Edward znał się na sporcie i potrafił ciekawie o nim 
opowiadać. Zamiast, jak się spodziewała, bagatelizować 
niebezpieczeństwa, mówił o nich całkiem obiektywnie. Chyba 
naprawdę chciał jej pomóc w podjęciu słusznej decyzji. Zdawała sobie 
sprawę, że ta bezstronność nie przychodzi mu łatwo. 
- Dzięki za dzisiejszy mecz. 
- Cała przyjemność po mojej stronie. 
Jego oczy zdawały się jaśnieć własnym światłem w słabym blasku 
wieczornego nieba. Edward zawsze odgrywał rolą twardziela. Musiała 
przyznać, że z początku dała się na to nabrać. Teraz wiedziała, że za tą 
maską kryje się troskliwy człowiek. Niewiele czasu upłynęło, a sąsiad 
z naprzeciwka stał się ważną osobą w jej życiu. Dziś udowodnił w 
dodatku, że mogliby we troje stworzyć rodzinę. Coś jej jednak 
mówiło, że on tego nie chce. Za każdym razem kiedy podekscytowany 
Seth chwytał go za rękę, Edward szybko cofał dłoń. 
Bella wypiła łyk wina i spojrzała w jego stronę. 
- Grałeś w koszykówkę jako chłopiec? 
- Pewnie. Próbowałem sił w każdej możliwej dyscyplinie. Moja mama 
z początku się gniewała, ale w końcu się z tym pogodziła. 
To była chwila, w której Bella zdała sobie sprawę, że darzy go więcej 
niż tylko sympatią. Zrozumiała, że zawsze będzie chciała być blisko 
tego mężczyzny, nawet gdyby miał pozostać tylko jej przyjacielem. 
Wyciągnęła dłoń i przesunęła opuszkami palców po jego zarośniętej 

background image

szczęce. W tej chwili marzyła tylko o pocałunku. Jej doświadczenie w 
uwodzeniu mężczyzn było właściwie zerowe. Ośmielało ją jedynie 
wspomnienie ich wcześniejszego zbliżenia na drabinie. W jej 
małżeństwie to Jacob był zawsze stroną aktywną. Choć z drugiej 
strony musiała przyznać, że uczucie do męża nigdy nie było tak 
intensywne jak to, co czuła teraz. To było jak choroba. Wiedziała, że 
w ramionach tego upragnionego mężczyzny znajdzie wyzwolenie. 
Edward cicho zaklął i położył dłonie na kolanach. 
- Niezbyt ze mnie dobry wzór dla dziecka. 
- Nie wzór mi potrzebny - odpowiedziała i było to zgodne z prawdą. 
Teraz chciała jedynie poczuć dotyk jego ramion, smak jego warg. 
Chciała być przy nim jak najbliżej. 
Spojrzał jej prosto w oczy i w tym momencie stopniała ta resztka 
nadziei, jaka się w niej jeszcze tliła. 
- Nie mogę, Bello. Nie jesteś kobietą, z którą można mieć krótki 
romans, a ja nie dojrzałem jeszcze do poważnego związku. 
Szczerość Edwarda ujęła ją za serce. Dotknęła go delikatnie. Łaknęła 
choć odrobiny jego ciepła. 
- Potrzebuję przyjaciela. 
Uniósł brew w ten zabawny sposób, który zdążyła już w nim 
pokochać. 
- Nie zmyślam. Nie chcę ani nie mam czasu na nic więcej niż 
przyjaźń. 
- Nie potrafię się z tobą przyjaźnić. 
- Więc pocałuj mnie na pożegnanie i odejdź. Nie będę cię więcej 
niepokoić. 
Sama nie mogła uwierzyć, że to powiedziała. Ale musiał ją 
pocałować, choć raz, albo umrze. 
- Bells, sama nie wiesz, co ty ze mną robisz - wyszeptał. 
Odstawił na bok oba kieliszki z winem. 
- Chodź do mnie, kochanie. Pocałuję cię. I możesz być pewna, że nie 
będzie to nasz ostatni pocałunek - dokończył prawie szeptem. 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 
 
Całowanie się z nią było jak powrót do domu po długiej podróży. 
Edward musiał bardzo się pilnować, żeby nie działać zbyt szybko. 
Łatwo było mówić! Czuł, jak ogarniają go nie znane dotąd silne 
uczucia. Od lat z nikim nie był tak blisko. Zapomniał już, jakie to 
może być zaślepiające. A teraz stało się. I to tak gwałtownie i 
niespodziewanie, że zakręciło mu się w głowie. Zdawał sobie sprawę, 
jak niebezpieczny będzie pocałunek z Isabellą Swan. Ona zagrażała 
jego beztroskiemu stylowi życia, a także psychicznej równowadze. 
Znowu wróciły wątpliwości, szybko jednak zepchnął je na plan 
dalszy, gdyż pożądanie mąciło mu krew w żyłach. Boże, tak dobrze 
było trzymać ją w ramionach! Przytulił ją mocniej do siebie. Nigdy 
nie wydawała mu się tak drobna, jak teraz. Jej wargi posłusznie 
oddawały pocałunek. Jęknęła, gdy ich języki się zetknęły. 
Edward czuł się jak narkoman uzależniony od tego słodkiego nektaru, 
jaki spijał z jej ust. Nie mógł się od nich oderwać. Smakowały winem 
i czymś jeszcze. Nie potrafił rozpoznać drugiego, delikatniejszego 
smaku. Próbował i próbował. W końcu odgadł - to była miętowa 
guma do żucia. Pod palcami czuł włosy Belli. Były miękkie i 
delikatne, prześlizgiwały się po jego dłoni niczym chłodny powiew 
wiatru od oceanu. Pustka, którą miał w sobie, wołała o nią, o 
spełnienie. Zatracał się coraz bardziej. Pochylił się, wsunął dłoń pod 
jej kark i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie. Wsunął język w 
miodową słodycz ciepłych ust. Pragnął jej całej... teraz... Pragnął 
zdjąć z niej dżinsy i koszulkę, całować jej delikatną skórę, dotykać jej, 
kochać się z nią. Chciał tego całym ciałem i - musiał to przyznać - 
całą duszą. Wyobrażał sobie, jak poruszają się zgodnie w jednym 
rytmie. Marzył o tych długich, szczupłych nogach owiniętych wokół 
jego bioder. Czuł jej palce na swojej szyi i ramionach. Były dla niego 
jak promyki słońca. Jęknął, zdając sobie nagle sprawę, że ona nie 
pozwoli mu posunąć się dalej. Nie należała do kobiet, które idą do 
łóżka na pierwszej randce. Przytuliła się do niego. Poczuł dotyk jej 
sprężystych piersi. Objęła go i wplątała mu palce we włosy. Obsypał 
pocałunkami jej twarz i szyję. Bella przyciągnęła go bliżej. Szukała 
wargami jego ust. Pierwszy pocałunek był jeszcze ostrożny, kolejne - 
coraz bardziej namiętne. 

background image

Edward był doświadczonym kochankiem. Znał kobiece ciało i umiał 
tę wiedzę wykorzystać. Wiedział, że potrafi doprowadzić Bellę do 
takiego stanu, kiedy wszystkie jej skrupuły i hamulce moralne 
przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie. Poczuł do siebie obrzydzenie. 
Przerażony swoimi myślami, odsunął się od niej. Wstał gwałtownie i 
oparł dłonie na poręczy. Policzył do stu, zanim pozwolił swoim 
myślom wrócić do Belli. Wciągał powietrze do płuc z taką 
gwałtownością, że czuł, jakby miały się zaraz rozerwać. 
- Edward? 
Na dźwięk tego drżącego głosu serce mu się ścisnęło. Zabronił sobie 
spojrzeć na nią. Wiedział, że jeśli to zrobi, znowu straci nad sobą 
kontrolę. Zaklął cicho pod nosem. Dlaczego się w to wplątał? Źle mu 
było samemu? Po co ją całował? Znał odpowiedzi na te pytania. 
Właściwie nie miał wyboru. Pocałował Isabellę Swan, bo nie mógł jej 
nie pocałować. Od dawna marzył przecież o tych jasnoróżowych, 
miękkich wargach, o szczupłym ciele, o nogach, które chciał widzieć 
całe obnażone... 
- Edward? 
Była przestraszona, dotknięta. Chyba nie rozumiała, co się dzieje. 
Kobiety, z którymi się zwykle umawiał, potrafiły ocenić sytuację. 
Bella nie umiała. Była jak z innego świata. Dlaczego kobieta, która 
sprawiła, że po raz pierwszy od wielu lat poczuł, że naprawdę żyje, 
musi być tą, której mieć nie może? Bo nie mógł jej mieć. Czuł to 
podskórnie i musiał zaakceptować, tak jak musiał zaakceptować 
ś

mierć swoich rodziców. 1 jak przyzwyczaił się do myśli, że nigdy nie 

będzie mieć rodziny. Wyprostował się i rzucił jej ponure spojrzenie. 
Skuliła się niczym mała, ranna myszka. Sam czuł się jak drapieżne 
ptaszysko, które nadleciało znienacka i zaatakowało gryzonia, ale go 
nie dobiło. Nie było to dla niego nic nowego. Podobne uczucie nie 
opuszczało go w czasie czuwania przy łóżku Leah. 
Odszedł bez słowa. Jak ostatni łajdak. Wiedział, że będzie go 
prześladował obraz tych czekoladowych oczu pełnych bólu, który jej 
zadał. Jak on jej spojrzy w twarz? 
 
Zapukała do ciężkich, dębowych drzwi i z trwogą czekała, aż Edward 
je otworzy. Ze wszystkich sił starała się uniknąć tego spotkania, ale 
trzech członków rady mieszkańców właśnie dziś zgłosiło zastrzeżenia 
dotyczące otoczenia domu Edwarda. Ozdoby trawnika mają zniknąć, a 

background image

sama trawa powinna zostać przystrzyżona. Czuła się fatalnie. Nie 
zmrużyła oka przez całą noc. Ucieczka Edwarda zraniła ją bardzo 
mocno. Rano przyrzekła sobie, że zachowa kamienną twarz. On nie 
może dostrzec ani śladu uczuć, które nią targały. Pokaże mu, że jest 
dla niej tylko sąsiadem. Musi zapomnieć o tym, co się stało wczoraj. 
Wysłała Seth’a do kolegi. Sama zamierzała pojechać gdzieś daleko, 
jak tylko załatwi sprawę. Nie mogła nawet myśleć o całym dniu 
spędzonym w domu, kiedy Edward jest tak blisko. 
Drzwi skrzypnęły, ze środka dosięgnął ją miły chłód. Zapach 
ś

wieżego drewna i nowych dywanów drażnił jej zmysły. Ciekawa 

tego, jak wygląda dom w środku, rzuciła ponad nagim ramieniem 
Edwarda spojrzenie w stronę ciemnych, przepastnych wnętrz. 
Miał zaczerwienione i podkrążone oczy. Twarda szczecina na szyi i 
policzkach bynajmniej nie była oznaką męskiej siły. Przeciwnie - 
wyglądał żałośnie. To, co się wczoraj stało, zraniło i jego. Stał w 
progu jak wmurowany. Błądził wzrokiem po jej twarzy. Przeczesał 
dłonią swoje kasztanowe włosy. Gestem zaprosił ją do środka. 
Bella założyła sobie, że to będzie zupełnie bezosobowe, urzędowe 
spotkanie. Nie powinna wchodzić, bo wtedy trudno jej będzie 
utrzymać taki charakter rozmowy, więc przecząco pokręciła głową. 
Spocone dłonie wytarła w lnianą spódniczkę. Wzięła głęboki oddech, 
zebrała myśli... 
- Bello, ja... 
- Panie Cullen - przerwała mu gładko. Upewniła się, że Edward jej 
słucha, i kontynuowała. - Jestem tu z ramienia rady. Było kilka skarg 
na pana. A raczej na stan trawnika przed pana domem. Musi pan 
usunąć ozdoby i skosić trawę. 
Próbował jej dotknąć, ale Bella uchyliła się odruchowo. Zmrużył 
oczy. Zrobił krok do przodu. Nie cofnęła się. Wiedziała, że jeśli da się 
sprowokować i podejmie tę grę, straci przewagę. 
- Dobrze. Dziś ją skoszę - powiedział, wychodząc na werandę i 
opierając się o poręcz. – Bello, chciałbym... 
- Panie Cullen, informuję pana, że wyznaczono panu trzy dni na 
uporządkowanie trawnika. Po tym terminie zostanie pan ukarany 
grzywną - powiedziała Bella. 
Nie chciała myśleć\ a tym bardziej mówić, o ostatniej nocy. Dobrze 
by było, gdyby Edward udał, że nic się wczoraj nie stało. Tak jak ona 
udawała. A niech to! Podobał się jej nawet z tymi podkrążonymi 

background image

oczyma i śladami zmęczenia i niewyspania na twarzy. Mógłby 
przynajmniej dzisiaj wyglądać trochę gorzej. Szczególnie że ona sama 
czuła się jak stara baba, która tłukła się całą noc po domu. Jego 
również powinna nękać bezsenność. Niechby wyglądał choć w 
połowie tak źle jak ona. Jak zwykle miał na sobie dżinsy i nic więcej. 
Postanowiła przejrzeć dokładnie umowę o wynajem domu w tej 
dzielnicy. Może znajdzie tam jakiś paragraf zakazujący paradowania 
bez koszuli. Kiedy miała przed sobą, ten nagi tors, przestawała 
myśleć. Rozpraszał ją płaski jak deska brzuch i drgające pod skórą 
mięśnie. 
- Powiedziałem, że skoszę trawę jeszcze dzisiaj - odburknął, trochę 
zły. 
Jej umysł pracował już ostatkiem sił. Wiedziała, że powinna 
natychmiast odejść, zanim straci kontrolę nad własnymi emocjami, 
zapomni o dumie i zażąda, by Edward wyjaśnił, dlaczego zostawił ją 
wczoraj w nocy. 
- Słusznie. Do widzenia, panie Cullen. I proszę nie zapomnieć też o 
tych dekoracjach. 
- Isabello Swan, stój. 
Sądząc z lodowatego tonu jego głosu, miał do niej jakąś oficjalną 
sprawę. Zatrzymała się więc i popatrzyła na niego przez ramię. 
- Czy ma pan jakiś problem związany z umową o wynajem? - 
zapytała, modląc się, żeby o to właśnie chodziło. Jeśli Edward 
wspomni choćby słówkiem o wczorajszym nieziemskim pocałunku, to 
jest zgubiona. 
- Do cholery. Przecież wiesz, że nie o tym mówię. 
- Edward... Panie Cullen, gdyby mógł się pan łaskawie powstrzymać 
od przekleństw, byłabym wdzięczna. 
- A ja byłbym wdzięczny, gdybyś przestała zachowywać się jak 
idiotka. 
Patrzył na nią tak intensywnie, jakby miał promienie rentgenowskie w 
oczach. 
- Wcale nie zachowuję się jak idiotka - odpowiedziała. Nic lepszego 
nie przyszło jej do głowy. 
Edward rzucił się w jej stronę po schodach. Bella uniosła dłoń. 
- Zatrzymaj się, ty... ty.... nieokrzesany... makaroniarzu. 
Odwróciła się na pięcie, zamierzając zostawić tego przerośniętego 
dzikusa, ale wybuch śmiechu Edwarda przyhamował jej impet. 

background image

- I z czego się śmiejesz? 
- Z twojej miny, Bello - wykrztusił między napadami chichotu. - Jest 
po prostu cudowna. 
Pozwoliła sobie na nieznaczny uśmiech. Rzeczywiście musiała 
przedstawiać sobą zabawny widok. Wyglądało na to, że wisi nad nią 
jakieś fatum i zawsze będzie robić z siebie kretynkę przy tym facecie. 
Czasem naprawdę traktowała życie zbyt poważnie. Zwłaszcza 
wówczas gdy była zmęczona i wytrącona z równowagi. 
- Przepraszam. 
Chciała iść do domu, ale Edward ujął lekko jej łokieć i przytrzymał. 
Szkoda że nie była silniejsza, że nie potrafiła odsunąć go i odejść. Ale 
od momentu, w którym otworzył przed nią drzwi, marzyła o tym, by 
go dotknąć. Pragnęła, by on dotykał jej. 
- Edwardzie Cullen, pozwól mi odejść. 
- Nie mogę - powiedział tak cicho, że ledwie go usłyszała. 
Serce jej biło jak szalone, kiedy Edward wprowadził ją z powrotem na 
werandę i zmusił, by usiadła obok niego na najwyższym stopniu. 
Otoczył ją ramieniem i przytulił do siebie. 
- Posłuchaj, tylko nie mów ani słowa, dopóki nic skończę, pamiętaj. 
Skinęła głową w milczeniu, bojąc się zaufać własnemu głosowi. W 
brzuchu czuła dziwny ucisk, całe jej ciało zaczynało drżeć. Edward 
nigdy nie wyglądał tak poważnie. 
- Po pierwsze: należą ci się przeprosiny za to, że wczoraj wyszedłem 
tak nagle. 
Chciała jakoś zareagować, ale Edward zamknął jej delikatnie usta 
dłonią. 
- Ani słowa! Wyszedłem, bo zupełnie straciłem nad sobą kontrolę i 
gdybym został z tobą... 
Serce Belli biło coraz szybciej, w miarą jak docierało do niej 
znaczenie jego słów. Wyszedł, bo sobie nie ufał? 
- A nie mówisz tego, żebym nie czuła się głupio? Zdaję sobie sprawę, 
ż

e nie jestem kobietą, która może doprowadzić mężczyznę do 

szaleństwa. 
- Nie wiem jak innym, ale mnie wystarczył tylko widok tych twoich 
długich nóg... Boże. Wszystko w tobie doprowadza mnie do 
szaleństwa. 
- Więc czemu nie zostałeś? - zapytała i szybko ukryła twarz w 
dłoniach. Sama nie wierzyła, że starczyło jej odwagi, by zadać to 

background image

pytanie. Ale musiała wiedzieć. Coś się między nimi działo, coś 
dziwnego, czego nie rozumiała. Po raz pierwszy od śmierci Jacoba 
czuła, że żyje. 
Delikatnie odsunął jej dłonie z twarzy. 
- Bo nie należysz do kobiet, które idą do łóżka dla samej przyjemności 
spania z facetem. Ja to wiem i ty to wiesz. – Zamilkł na chwilę. Widać 
było, z jakim wysiłkiem próbuje znaleźć odpowiednie słowa. - Bello, 
tobie jest potrzebny mężczyzna, który pomoże ci stworzyć dom i 
rodzinę. Ja tego zrobić nie mogę. 
Nareszcie zrozumiała. Edward obawiał się, że jeśli okaże jej choć 
odrobinę zainteresowania, będzie już brała miarę na obrączkę i 
smoking. Właściwie nie mogła mieć do niego pretensji. Jego 
rozumowanie było słuszne. Rzeczywiście nie miałaby nic przeciwko 
powtórnemu wyjściu za mąż. Potrzebowała mężczyzny dla siebie i 
ojca dla Seth’a. 
- Przecież ciebie nie znam - powiedziała, mając nadzieję, że ją 
zrozumie. 
- Wiem i właśnie dlatego wyszedłem. - Westchnął głęboko. - Nie 
mam pojęcia, co możemy teraz zrobić. Co powinniśmy zrobić. 
Bella wzięła go za rękę. 
- Zostaniemy przyjaciółmi? 
- To za mało. 
Spotkali się wzrokiem. Bella dostrzegła w jego oczach pożądanie, 
nadal płonące silnym ogniem. 
- Przez całą noc łaziłem z kąta w kąt, zastanawiając się, jak wybrnąć z 
tej sytuacji. Niczego nie wymyśliłem. Wiem tylko, że pragnę cię jak 
ż

adnej innej kobiety dotąd. 

Jego słowa wywołały mrowienie w różnych częściach ciała Belli. 
Była na tyle uczciwa, by przyznać, że i ona go pragnie. Bardziej, niż 
potrafiła sobie wyobrazić. Bardziej niż kogokolwiek. 
- Ja też ciebie pragnę. 
Pochylił się i musnął wargami jej czoło z taką delikatnością i 
słodyczą, że łzy stanęły jej w oczach. 
- Więc dajmy sobie trochę czasu. Musimy się dobrze poznać. 
 
Późnym popołudniem Edward przechadzał się po dużym namiocie w 
paski, przez który przewijały się setki ludzi. Każdy z nich chciał kupić 

background image

antyczne meble. Bella zostawiła go na chwilą, a sama poszła 
zorientować się w dzisiejszej ofercie. 
Jej powrót poprzedził delikatny, kwiatowy zapach. Po chwili siedziała 
już na brzeżku krzesła. 
- Znalazłam coś idealnego. Będzie ci się podobało. 
Była bardzo podekscytowana. Czekoladowe oczy błyszczały w 
sposób, który u niej kochał. Zagryzła wargi, żeby nie wybuchnąć 
ś

miechem. Widok rzędu nieskazitelnie białych zębów na tle 

brzoskwiniowych warg przypomniał mu jak smakują jej usta. 
Zapragnął znów ich skosztować. 
- A co wyszukałaś? 
- Łóżko - powiedziała szybko. 
Najpierw pomyślał, że żartuje. Ten mebel budzi taką liczbę skojarzeń, 
ż

e nawet jemu trudno byłoby się z nimi zmierzyć. Uniósł brew i puścił 

do niej oko. 
- Aaaa, łóżko? 
- Tak, osiemnastowieczne. W głowach i nogach ma rzeźbione płyty, 
które pasują do balustrady, jaką mam w domu. Po prostu wspaniałe. 
Nie spodziewałam się, że uda mi się znaleźć coś równie pięknego jak 
ta balustrada. 
Nigdy nie spotkał tak szczególnej kobiety - potrafiła cieszyć się ze 
wszystkiego. 
- Chciałabym je mieć - powiedziała. 
- A nie możesz? 
- Nie miałabym gdzie go postawić. A jest takie piękne. Powinieneś 
pójść i je zobaczyć. Stoisko numer 629. 
Nie miał zamiaru kupować łóżka. Jednak dostrzegł w oczach Belli 
coś, co kazało mu iść i je obejrzeć. 
- Pójdziesz ze mną? Sam nie umiałbym wyłowić nic sensownego z tej 
masy bubli. 
Zastanowiła się przez chwilę. 
- Dobrze. Chodźmy. 
Dał się jej prowadzić przez duży, piętrowy sklep. Było dość gorąco, 
ale to zupełnie mu nie przeszkadzało. I tak nie dało się tego porównać 
z gorączką, jaką rozpalała w nim Bella. 
Zatrzymała się w drzwiach i dała mu znak, że to tutaj. Jego wzrok 
prześlizgnął się po łożu z baldachimem i zaraz do niego wrócił. 
Przyjrzał się krytemu aksamitem meblowi. Rzeczywiście był 

background image

ozdobiony ręcznie rzeźbionymi płytami. Wykonanie takiego sprzętu 
musiało trwać wiele godzin. Ciężki, aksamitny baldachim i kotara 
nieco wypłowiały, ale tkanina nie była bardzo zniszczona. Przejrzysta 
moskitiera z białego jedwabiu spowijała łoże zasłoną tajemniczości. 
Bella rozsunęła tkaninę. 
- Popatrz na płaskorzeźbę na wewnętrznej stronic płyty. 
Ed zbadał materac ręką. Był miękki i lekki. Łóżko stało na wysokim 
podwyższeniu. 
- To łóżko zrobiono dla kochanków - powiedział niemal nabożnym 
tonem. 
Wyobrażał sobie Bellę leżąca pod tym baldachimem w oczekiwaniu 
na niego. Czuł niemal chłodny dotyk satynowej pościeli na plecach i 
gorąco jej skóry. Wyobrażał sobie, jak włosami muska jego nagi tors. 
Całował miękkie, ciepłe usta poddane jego żarłocznym wargom. 
Biała, delikatna zasłona oddzielałaby ich od całego świata. Wybraliby 
się w długą podróż, w czasie której ich ciała połączyłyby się w jedno. 
Westchnął, wyobrażając sobie doskonałość takiego zjednoczenia. 
- Edward? 
Rzeczywistość wdarła się w głąb marzenia. Ed odwrócił się w stronę 
Belli. Czuł bardzo silne napięcie w lędźwiach. Do diabła, pójdzie z nią 
do łóżka. Jak najszybciej. Fantazja nigdy nie była tak realna jak w tej 
chwili. 
- Kupuję - powiedział. - Odnowisz je dla mnie? 
- Edward, to prawdziwy antyk. Zdajesz sobie sprawą, ile może 
kosztować? 
Nie, nie miał o tym bladego pojęcia. Od wczoraj, kiedy zrozumiał, co 
czuje do tej kobiety, nie potrafił myśleć o niczym. 
- Chcę mieć to łóżko. 
- Ale czemu? Przecież nie zbierasz antyków. 
- Bo jedyne, o co mi teraz zaprząta umysł, to wizja nas dwojga w tym 
łóżku. Z tą delikatną zasłoną odgradzającą nas od świata, podczas gdy 
doprowadzam cię do szaleństwa moimi pieszczotami. 
Bella oblała się rumieńcem i spuściła głowę. 
- Och... 
- Tak, „och". A teraz może byś mi pomogła kupić i odnowić ten 
mebel? 
Kiwnęła głową. Zignorowała dreszcz, jaki przeniknął ją na myśl o 
kochaniu się w tym łóżku. 

background image

- To naprawdę najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam. 
Nieprawda, pomyślał Edward. Nie łóżko jest najpiękniejsze, tylko 
ona, Bella. Wszystko w niej kochał. Kiedy na nią patrzył, coraz 
wyraźniej uświadamiał sobie, jak bardzo jej potrzebuje. 
- Niech to diabli. 
- Ed, przestań już. Skończ z tym przeklinaniem. 
Uśmiechnął się do siebie, gdy wychodzili. Dzień, w którym przestanie 
przeklinać, będzie dniem jego upadku. Miał, kurczę, nadzieję, że to 
nigdy nie nastąpi. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 
 
Bellę obudziło uporczywe bzyczenie. Próbowała zignorować ten 
nieznośny dźwięk i skoncentrować się raczej na śnie i namiętnościach, 
jakie wywołał. Jej ciało płonęło. Wiedziała, że nigdy nie zdobędzie się 
na tyle odwagi, by zrealizować nocną fantazję w rzeczywistości. 
Ś

niła, że uwiodła Edwarda Cullena. Ale nie doszła do spełnienia. 

Pragnęła wrócić w senne marzenia i zakosztować najsłodszego 
owocu. Chciałaby, żeby to się zdarzyło naprawdę. Ale w nie 
skrywanej zmysłowości Edwarda było coś, co budziło w niej 
przerażenie. Traciła przy nim głowę. Nie zniosłaby powtórki tamtej 
nocy, kiedy ją pocałował i wyszedł. Z zamyślenia znowu wyrwał ją 
denerwujący odgłos, dochodzący zza okna. Spojrzała na zegarek i 
jęknęła głośno. 
- Szósta rano - wymamrotała do siebie, wciskając głowę w poduszkę z 
nadzieją, że uda się jej zagłuszyć hałas. Rzadko sypiała do południa, 
ale z drugiej strony nie zwykła wstawać z ptakami. Zwłaszcza w 
niedzielę, jedyny dzień w tygodniu, kiedy mogła troszkę dłużej 
poleżeć w łóżku. 
Jak na złość za oknem robiło się coraz głośniej. Tak się jej w każdym 
razie zdawało. Wstała, owinęła się podomką i podeszła do okna, by 
poszukać winowajcy. Większość jej sąsiadów pracowała od dziewiątej 
do piątej i w czasie weekendów odsypiała zaległości. W umowie o 
wynajem był zresztą paragraf, który zakazywał hałasowania przed 
siódmą rano. 
Wcale się nie zdziwiła, kiedy zobaczyła Edwarda Cullena zajętego 
koszeniem trawy na jej trawniku. Miał na sobie spodenki i słuchawki 
na uszach. Jak zwykle był bez koszuli. Bella zwilżyła wargi, 
przypominając sobie dotyk jego nagich ramion. Co ten szaleniec 
wyprawia? Rzucił spojrzenie w stroną jej domu i pomachał ręką, 
kiedy zobaczył ją w oknie. Odpowiedziała mu tym samym. Ogarnęła 
ją fala gorąca. Oparła czoło o chłodną szybę. Znowu będzie musiała 
dać panu Cullenowi oficjalne ostrzeżenie. Nie mogła jednak udawać, 
ż

e nie wie, dlaczego on to robi. Był wrażliwym, troskliwym 

mężczyzną, noszącym maskę playboya. Wczoraj wspomniała przy 
nim, że nie cierpi prac w ogrodzie. 
Postępował wbrew umowie o wynajem, ale nie mogła się na niego 
gniewać. Westchnęła. Miałaby go karać za to, że jest taki wspaniały? 

background image

Zastanawiała się, czy łamanie obowiązujących przepisów zaczął już 
traktować jak jakąś grę. W zeszłym tygodniu podlewał swój trawnik 
w ciągu dnia, co było zabronione w umowie o wynajem, a także 
niezgodne z prawem. Widziała, jak policjant zostawia mu w drzwiach 
mandat. Musiała zadbać o to, by wyłączyć kosiarkę, zanim pobudzi 
innych sąsiadów. Któryś z nich mógłby złożyć skargę, a wtedy nie 
byłoby już odwołania. 
Ubrała się szybko w dżinsy i koszulkę z emblematem Orlando Magie. 
Powtarzała sobie, że ten wybór jest zupełnie przypadkowy. Związała 
włosy w koński ogon. Na nogi włożyła płócienne pantofle. 
- Edward! - zawołała, próbując przekrzyczeć głośno terkoczącą 
kosiarkę. 
Nie przerwał pracy. Nawet nie spojrzał w jej stroną. Zeszła więc z 
chodnika i stanęła przed nim. Wyłączył maszynę, zdjął okulary 
przeciwsłoneczne i słuchawki. Był tak pociągający, że zapierało jej 
dech w piersiach. Co on w niej widział? 
- Dzień dobry, Bello. 
Ciepły, lekko chrapliwy głos wpłynął kojąco na jej rozszalałe myśli i 
uczucia. Nagle zapomniała, z czym tutaj przyszła. Chciałaby przytulić 
się do niego i zostać tak na zawsze. 
- Tęskniłaś? - zapytał, wpatrując się w jej usta. 
Skinęła głową. Czy chciał ją pocałować? Miała taką nadzieję. W tym 
momencie przypomniała sobie, dlaczego stoi obok niego na trawniku 
o szóstej rano. 
- Nie można kosić o tej porze. Jest za wcześnie. 
- Cooo? 
Przesunął dłonią po swej obnażonej piersi. Oczy Belli śledziły jego 
ruch. 
- Znowu postąpiłeś wbrew umowie o wynajem domu. 
- A co takiego zrobiłem tym razem? Na Boga, staram się tylko 
zachowywać jak dobry sąsiad. Nie chcę, żeby wlepiono ci karę. 
Był wyraźnie urażony. Może rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy z 
tego, że hałasowanie o tej porze jest zakazane. Bardzo dużo ostatnio 
pracował. Nie miał specjalnie czasu na czytanie jakichś dokumentów i 
regulaminów. Tylko raz widziała go ostatnio biegającego, a i wtedy 
wyglądał na przemęczonego. 
- Wiem - powiedziała, podchodząc bliżej. - Strasznie się bałam zejść 
tu do ciebie, ale nie chciałam, żebyś pobudził wszystkich sąsiadów. 

background image

- Czemu? 
- Co: czemu? 
Stali bardzo blisko siebie. Bella chciała, by zniknęła nawet ta 
niewielka przestrzeń, która ich dzieliła. Ciało Edwarda promieniowało 
ciepłem. Czuła zapach potu. 
- Czemu strasznie się bałaś zejść tu do mnie? 
Drażnił się z nią. Wyciągnął dłoń w jej stronę, ale tylko po to, by 
odgarnąć jej grzywkę z czoła. Domagał się prawdy. Bała się odsłonić 
przed nim do końca, postanowiła więc, że spróbuje zastosować unik. 
- To bardzo miłe z twojej strony. 
- Miłe? Wcale nie jestem miły, po prostu dbam o siebie. 
Dekoncentruję się, kiedy widzę cię w szortach. A cóż włożyłabyś na 
siebie do koszenia? 
Rozśmieszył ją. Stali teraz bardzo blisko siebie. Palce aż ją swędziały 
z ochoty, by dotknąć jego spoconej skóry. 
- Dekoncentrujesz się? Czemu? Noszę niezbyt wytworne szorty. 
- Są spłowiałe i opięte z tyłu. 
Puścił do niej oko. 
- Edward! 
- Sama pytałaś. Czy wiesz, że ty też masz ładną pupę kochanie? 
Zatkało ją. W końcu wykrztusiła z siebie odpowiedz: 
- Cullen, zamknij się. 
Wybuchnął głośnym śmiechem. 
- Powiedz, jaki przepis złamałem tym razem? 
- Nie można używać urządzeń elektrycznych przed siódmą rano. 
- Jak wysoka kara za to grozi? - zapytał, choć najwyraźniej mało go to 
obchodziło. 
- Dwieście dolarów, ale ja cię tylko ostrzegłam. 
Przechylił głowę i spojrzał na nią z ukosa, rozważając jej odpowiedź. 
- A czy to nie jest wbrew przepisom? 
- Właściwie tak. Ale nie było jeszcze żadnych skarg. 
Przysunął się bliżej i położył jej dłonie na ramionach. Oblizała wargi. 
Wszystko w niej wołało o pocałunek. Co się z nią działo? 
- Może byś przeczytał tę nieszczęsną umowę? 
- Przejrzałem ją. 
Czuła na policzku jego oddech. 
- Niezbyt uważnie, skoro tyle przeoczyłeś. 

background image

Jeśli zaraz jej nie pocałuje, będzie zmuszona wziąć sprawę w swoje 
ręce. 
- Co innego zaprzątało mi głowę. 
Przyciągnął ją do siebie. Zamknęła oczy. Jego wargi były napięte, 
silne. 
- Co takiego? 
Mówiła prawie szeptem. Schylił głowę i potarł nie ogolonym 
policzkiem o jej policzek. Pachniał męskością. Chciała znowu znaleźć 
się w jego objęciach, jak wtedy, na drabinie. Pragnęła być jak 
najbliżej niego. Odsunęła się odrobinę, żeby spojrzeć na Edwarda. W 
oczach miał wciąż zaczepny wyraz, ale teraz wyraźnie zdominowany 
przez ogień pożądania. 
- Pani Swan, pani to potrafi człowieka zdekoncentrować - powiedział i 
w końcu ją pocałował. Lekko i pieszczotliwie, bez brutalnej 
ż

arłoczności. 

Bella nie opierała się. Zarzuciła mu ramiona na szyję. Tak dobrze do 
siebie pasowali. Nie zdając sobie z tego sprawy, objęła go jeszcze 
mocniej. Pocałunek dał jej chęć do życia. Wplątała palce w kręcone 
włosy Edwarda i zastygła w zapamiętaniu. Chciałaby tak trwać na 
wieki. 
- Gdzie Seth? - zapytał po dłuższym czasie Edward. 
- Śpi. Myślałam o tym, żebyś przyszedł do nas na śniadanie - 
powiedziała, szczypiąc go delikatnie w wargę. Palcem wskazującym 
musnęła jego szyję. Przeciągnęła palec w dół, aż na pierś. - Ale 
musisz włożyć jakieś przyzwoite spodenki. 
- Podobno lubisz moją pupę. 
- Co w ciebie dzisiaj wstąpiło? - Poczuła rumieniec wypełzający na 
twarz. Oparła czoło o ramię Edwarda. - Gdybyś miał choć odrobinę 
taktu, nie wspominałbyś nigdy więcej o pupach - twojej czy mojej. 
Kciukiem uniósł jej brodę. W jego oczach było tyle ciepła i 
łagodności. Poczuła, jak przywiązanie do tego człowieka zaczyna 
przemieniać się w... miłość. Ta myśl ją spłoszyła. 
- Już lepiej pójdę. Śniadanie za godzinę. 
- Przyjdę. Dzięki za ostrzeżenie, Bello. 
Popchnął kosiarkę w stronę swojego domu. 
- Tylko nie zapomnij ubrać się jak człowiek. 
Jego śmiech był głośny, głęboki i zaraźliwy. Bella potrząsnęła głową i 
ruszyła do kuchni. 

background image

Bella nuciła cicho, kiedy Edward wszedł do pracowni. Obiecał zająć 
się Seth’em, by mogła popracować nad renowacją mebla kupionego 
na aukcji. Klęczała na łóżku i czyściła rzeźbioną płytę w zagłówku. 
Praca pochłonęła ją bez reszty. Edward pomyślał, że nigdy nie 
wyglądała równie uroczo. Zatrzymał się w progu, nie chcąc jej 
przeszkadzać. Zajmowała się tym, co kochała robić. Widać to było w 
każdym geście. Ostrożnie czyściła płaskorzeźbę, detal po detalu. Jej 
ruchy były zdecydowane, pewne. Wyobraził sobie te same palce na 
własnym ciele. Jęknął głośno. Do diabła, pragnął jej tak mocno, że 
zaczynało to przybierać rozmiary obsesji. Powinien ją zostawić. 
Odejść, nim sprawa skomplikuje się jeszcze bardziej. Ale nigdy nie 
spotkał kobiety, w której tyle by go pociągało. Bella i jej syn stawali 
się coraz ważniejszymi osobami w jego życiu. Był wściekły na siebie, 
ż

e do tego dopuścił. Bella podkuliła pod siebie długie nogi. Uwielbiał 

je. Były szczupłe, ale silne. Znowu wrócił do niego wymarzony obraz 
tych nóg owiniętych wokół jego bioder. Zawsze kiedy ją widział. nie 
potrafił opędzić się od myśli o seksie. 
Odchrząknął. 
- Powinnaś zrobić sobie przerwę. 
- Nie potrzebuję przerwy - odpowiedziała przekornie. – Ja tu sobie... 
jak ty to powiedziałeś? Siedzę w cieniu, podczas gdy ty pracujesz w 
pełnym słońcu. 
Roześmiał się. Zapomniał już, jakie to uczucie dzielić z kimś radość. 
Ukłonił się głęboko. 
- Pokornie przepraszam za to, że nie doceniłem czasu i wysiłku, jaki 
wkłada pani w swoją pracę. 
Bella sapnęła głośno, po czym zeskoczyła z łóżka i podbiegła do 
Edwarda. Położyła mu dłoń na czole i zajrzała z troską w oczy. 
- Edward? Jesteś chory? Masz gorączkę? A może opętał cię jakiś zły 
duch? 
- Niech pani uważa, pani Swan. Nie zamierzam tolerować takich 
głupot. 
Przyciągnął ją bliżej. Chciał pocałować te kuszące usta. Tylko o nich 
potrafił myśleć, leżąc nocą w łóżku. Przypominał sobie wtedy, jak 
słodko Bella potrafi się uśmiechać, i zaraz zaczynał cały płonąć 
pożądaniem. 
- Wcale nie żartuję, Cullen. Po raz pierwszy słyszałam, jak 
przepraszasz. Myślałam, że nie jesteś do tego zdolny. 

background image

Pociągnął ją za włosy, jak kiedyś, przed laty swoją siostrę. 
Momentalnie stanęła mu przed oczami twarz Leah. 
- Jak sobie radzisz z łóżkiem? 
- Nieźle. Czemu pytasz? 
- Nie poszłabyś do kina? - wyrwało mu się. 
Gdzie się podziało całe jego doświadczenie, gdzie postanowienia, 
których miał się trzymać? 
- Teraz? 
- Taaa, pokazują film o baseballu. Spodobałby się Seth’owi. 
Ś

wietnie, Cullen, tylko tak dalej, powtarzał sobie, udawaj, że chodzi 

ci o dziecko. Prawda była taka, że Edward chciał siedzieć koło Belli w 
ciemnym kinie, szepcząc jej do ucha czułe słówka i dzielić się z nią 
prażoną kukurydzą. 
- Dobrze - odparła po prostu. - Chętnie pójdę. Muszę cię tylko ostrzec, 
ż

e Seth zwykle wybiera miejsce przed samym ekranem i zjada 

cukierków za jakieś dwadzieścia dolarów. Mnie boli żołądek od 
samego patrzenia na niego. 
- I zgadzasz się na to? 
Nie potrafił uwierzyć, że Bella, który przyrządzała bułeczki z 
otrębami i naleśniki z mąki gryczanej, pozwala, by jej syn jadł jakieś 
ś

wiństwa. 

Posłała mu wnikliwe spojrzenie. Już wcześniej zauważył, że nie znosi 
podawania w wątpliwość jej umiejętności wychowawczych. 
- Chodzimy do kina tak rzadko, że nie wydaje mi się, aby to mogło 
przynieść Seth’owi dużo szkody. 
- Ja cię nie krytykuję. 
Nie udawał. Naprawdę nic o to mu chodziło. Uważał zresztą, że Bella 
radzi sobie z wychowywaniem Seth’a lepiej niż wiele par 
małżeńskich. 
- A, owszem, krytykowałeś. Ale rozumiem, że łatwo jest ferować 
wyroki, kiedy samemu stoi się z boku i przygląda. Niech ci się nie 
wydaje, ze takie decyzje podejmuje się łatwo. Bynajmniej. Tylko że 
ojciec Seth’a przyzwyczaił go do sobotnich wypraw do kina. Zwykle 
nieprzytomnie się razem wówczas obżerali. 
Edward zrozumiał coś, czego wcześniej nie dostrzegł. Bella musiała 
być dla swojego syna matką i ojcem jednocześnie. Wyobrażał sobie, 
ż

e nie zawsze przychodziło jej to z łatwością. 

- Przepraszam, Bello. To było nie w porządku z mojej strony. 

background image

Cisza trwała tak długo, że Edward się przestraszył. Może właśnie 
zniszczył szansę zbliżenia. Nie mógłby tego znieść. Nie mniej niż 
pragnął pójść z nią do łóżka chciał jej przyjaźni. 
- Mylisz się, miałeś rację. To ja przesadziłam. Bardzo bym chciała 
oduczyć Seth’a jedzenia byle czego. Ale gdybyś widział jego twarz, 
kiedy poszliśmy razem do kina pierwszy raz po śmierci Jacoba. Nie 
potrafiłam mu wtedy odmówić kupna cukierków. 
- Chodź do mnie, kochanie. 
Przytulił ją do siebie. Nigdy się tak naprawdę nie zastanawiał nad 
trudnościami, jakie niesie ze sobą wychowywanie dzieci. Sam nie był 
ojcem i wszystko, co z tym związane, było mu obce. Belli wyraźnie 
potrzebny był ktoś, w kim miałaby oparcie i kto służyłby jej pomocą 
przy podejmowaniu decyzji. Instynktownie wiedział, że na niego 
liczy. Nigdy nie pozwoliłaby sobie na związek, o którym z góry 
byłoby wiadomo, że będzie przelotny i niewiele znaczący dla 
którejkolwiek ze stron. 
Bella potarła twarzą o pierś Edwarda. Objął ją mocno i trzymał tak 
długo, aż wyrwała się z jego ramion. Spojrzała na niego z 
wdzięcznością. W jej oczach było coś jeszcze, coś, czego nie potrafił 
nazwać. Instynkt podpowiadał mu ucieczkę. Jak najdalej od tej 
kobiety, zanim będzie za późno. Zamiast tego musnął wargami jej 
włosy. 
- Przyjdę po was za dwadzieścia minut. Sprawdziliśmy już z Seth’em 
godzinę rozpoczęcia seansu. 
- Co by było, gdybym powiedziała „nie"? - zapytała przekornie. 
- Nie powiedziałaś. - Edward zmierzał w stronę wyjścia. – Idź się 
przebrać. Masz tylko dwadzieścia minut. Seth zapewnił mnie, że 
dopilnuje, byś była gotowa na czas. 
 
Nocne powietrze było bardzo chłodne. Bella miała na sobie bluzkę z 
krótkimi rękawami i drżała z zimna. Kusiło ją, żeby pójść po sweter, 
ale Edward przysunął się do niej i otoczył ją ramieniem. Czuła, jak 
udziela się jej ciepło jego ciała. 
- Lepiej? - zapytał cicho. 
Skinęła głową w milczeniu. Nie chciała przerywać ciszy. Wokół pełno 
było różnych dźwięków. Cykanie świerszczy, pomrukiwanie lelka i 
daleki odgłos ulicy tworzyły razem symfonie odgłosów. 

background image

Seth poszedł spać zaraz po dziewiątej. Jego matka i Edward przeszli z 
butelką wina na werandę. Bella zamierzała zaprosić sąsiada do siebie 
na Święto Dziękczynienia, ale nie wiedziała, jak zacząć. Najwyraźniej 
Edward nie miał nikogo bliskiego na Florydzie. Zastanawiała się, czy 
w ogóle ma jakąś rodzinę. Nigdy nie opowiadał o swojej przeszłości. 
Bardzo ją to dziwiło, bo nie znała żadnego Włocha, który by nie miał 
rodziny, i to dużej. 
Zadrżała znowu i Edward przytulił ją mocniej do siebie. 
- Chcesz wejść do środka, Bells? 
- Nie - wyszeptała. 
Lubiła, kiedy nazywał ją „Bells". Nikt tak się do niej nie zwracał. 
Była zbyt niezależna i uparta, by rodzina i przyjaciele mówili do niej 
inaczej niż po prostu „Bella". 
- W przyszłym tygodniu jest Święto Dziękczynienia. 
- Mhm - wymamrotał z twarzą wtuloną w jej włosy. 
- Masz jakieś plany? 
Wzięła go za rękę. Ich palce splotły się ciasno. 
- Nie. Lubię być w święta sam. 
- A co z twoją rodziną? 
Instynktownie czuła, że jest bardzo samotny. Tak mało o nim 
wiedziała. Tyle jeszcze było do zbadania. Tak wiele powodów, by się 
nie angażować w ten związek. Jednakże z drugiej strony to właśnie ją 
do niego przyciągało. Zamiast odpowiedzi otrzymała pocałunek. 
Zadrżała, ale tym razem nie z zimna. Zamierzała ponowić pytanie i 
zmusić go do odpowiedzi. Chciałaby, żeby czuł się z nią bezpiecznie 
nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Ale wyczuła w nim taką 
pustkę i samotność, że zrezygnowała. Odchyliła głowę, by ułatwić 
jego ustom dostęp do szyi. Poczuła, jak dłoń Edwarda wędruje w 
stronę jej piersi. Cienki, jedwabny materiał bluzki nie stanowił żadnej 
bariery. Jęknęła, kiedy ich usta się spotkały. To był wstęp. Wiedziała, 
do czego, i nie próbowała się okłamywać. Nie była jednak jeszcze 
gotowa. Jeśli pójdą ze sobą do łóżka, nie będzie mogła udawać, że nie 
kocha tego mężczyzny. 
Odsunęła się. Edward spojrzał na nią uważnie. 
- Wiem - powiedział miękko. - Wrócę do domu. 
Chciała poprosić go, żeby został, ale milczała. Zeszła po schodach z 
werandy. 
- Dobranoc, Ed. 

background image

- Pa, Bells. 
Przytulił ją i długo całował. 
- Nie chcę, żebyś szedł. 
Jej głos był chrapliwy od pożądania, a jednocześnie piskliwy z 
zażenowania. Brzmiał obco dla niej samej. Zarumieniła się i schowała 
twarz na piersi Edwarda. 
- Nie chcesz też, żebym został - odpowiedział. 
Wiedziała, że ma rację. Bardzo go lubiła, ale nie była gotowa na nic 
poza przyjaźnią. Och, Edward, pomyślała. Co się stanie, gdy 
namiętność wymknie się nam spod kontroli? To nastąpi już niedługo. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 
 
Edward wyszedł na werandę z kubkiem kawy w dłoni. Lubił 
obserwować Bellę wychodzącą z Seth’em rano do szkoły. Zauważył, 
ż

e dziś podjazd w domu Swanów jest już pusty. Poczuł 

rozczarowanie. 
Ostatniej nocy coś się zmieniło. Jakby uczucia, które zepchnął na 
najdalszy plan, wróciły i znowu nim owładnęły. Był przerażony ich 
siłą. Nie zachowywał się tak nawet wówczas, kiedy chodziło o Tanyę, 
której pragnął tak bardzo, że zapomniał przy niej o obowiązkach 
wobec rodziny. Bella była piekielnie niebezpieczna. Jeśli straci nad 
sobą kontrolę, zgubi ich oboje. 
Zauważył, że myśli o niej w najdziwniejszych porach i najmniej 
odpowiednich miejscach. Wczoraj na budowie o mało nie spadł przez 
ś

wietlik w dachu. Cała ekipa naśmiewała się z niego. Tak nie może 

dłużej być. Nie miał jednak pojęcia, jak przerwać tę torturę i nie 
urazić Belli. Nie da się jej po prostu uwieść. Wymagała czegoś więcej. 
I on także - kiedy był z nią. 
Po latach samotności, przerywanych jedynie krótkotrwałymi i nic nie 
znaczącymi związkami, spotkał kobietę, od której powinien trzymać 
się z daleka. I nie potrafił. Przy niej dostrzegł, jak puste było dotąd 
jego życie. Wywołała dawne wspomnienia i związane z nimi uczucia, 
które uważał za głęboko pogrzebane. 
Wstał, by wrócić do domu i przygotować się do pracy, kiedy nagle 
jego uwagę przyciągnął pakunek zawinięty w szary papier. Oparte o 
ś

cianę obok drzwi stało jakieś niewinnie wyglądające pudło. 

- Co to, u diabła, jest? - mruknął do siebie. 
Na werandę wpadła Tundra i zaczęła obwąchiwać paczkę. 
- Jak myślisz, co to może być? 
Pies zaszczekał przyjacielsko. Edward wywnioskował z tego, że 
zapach musi być mu znajomy. Postawił kubek z kawą na barierce i 
pochylił się nad tajemniczym pudłem. Rozluźnił sznurek. Podskórnie 
czuł, że paczka jest od Belli. 
Na podłogę upadł liścik. Pachniał kwiatowymi perfumami. Jej 
perfumami. Podniósł pastelowo-żółtą karteczkę. Dziwnie wyglądał ten 
jasny kolor na tle jego spracowanych rąk. Czasem zapominał o 
ś

ladach, jakie zostawia jego praca. Pismo było okrągłe i kobiece, ale 

znamionowało również siłę. Wyobraził sobie Bellę jak siedzi przy 

background image

stoliku w sypialni zajęta pisaniem listu, okryta tylko tą cieniutką 
podomką, którą miała na sobie w dniu, gdy się poznali. 
 
„Dżentelmen powinien być zawsze odpowiednio ubrany. Miłej 
zabawy w Święto Dziękczynienia". 
 
Edward zachichotał. Tundra porwała sznurek i zbiegła na trawnik. 
Patrzył za nią, zanim jego uwaga powróciła do przesyłki. Siedem 
koszul w różnych kolorach i z różnych tkanin. Wybrał bawełnianą 
koszulkę w kolorze khaki i poszedł wziąć prysznic. Musiał 
odpowiedzieć jakoś na taki podarunek. Tylko jak? Najlepiej wybierze 
coś z ubrania. Jakąś specjalną nocną koszulę. Nawet wiedział, gdzie ją 
zamówić. Bella lubiła mieć w domu ładne rzeczy, ale zauważył, że 
ubiera się raczej praktycznie. Ofiaruje jej taką rzecz, jakiej sama by 
sobie nie kupiła. Wyczuwał, że dla Belli sprawa koszul to nie tylko 
dowcip. Bardzo jej musiał przeszkadzać widok jego na wpół 
obnażonego ciała. Nie zamierzał biegać w upały zapięty po szyję, ale 
była już właściwie jesień, mógł nie obawiać się więc przegrzania i 
zacząć wkładać koszule. 
 
Kwadrans później siedział w swoim jaguarze i obserwował powrót 
Belli. Wyjechał na ulicę, zatrzymał się przy jej podjeździe i otworzył 
okno. 
- Cześć, Bells. 
Spojrzała na jego tors i uśmiechnęła się znacząco. 
- A, pan Cullen - powiedziała cicho, ale z zaczepną nutką w głosie. - 
Ładna koszula. 
- Dziękuję - odpowiedział, uśmiechając się szeroko. – Powiedziano 
mi, że dżentelmen powinien się zawsze odpowiednio ubierać. 
Rumieniec okrył policzki Belli. Edward uśmiechnął się jeszcze 
szerzej. Odpowiedziała mu tym samym. Nie mógł już czekać dłużej. 
Przyszedł czas, by umówić się z nią na prawdziwą randkę. 
- Edward, zapraszam cię na świąteczną kolację. 
Długo się jej przyglądał, zanim zaprzeczył ruchem głowy. Chciał 
zjeść z nią kolację - do licha, przecież właśnie zamierzał ją gdzieś 
zaprosić - ale nie w święta. Święta zawsze przypominały mu o tych, 
których stracił. Wiedział, jak spędzi Święto Dziękczynienia. Na 
pewno nie w otoczeniu szczęśliwych, kochających się ludzi. 

background image

- Myślałam, że może miałbyś ochotę poznać moją rodzinę. Zawsze 
przychodzą do mnie w Święto Dziękczynienia. A na Boże Narodzenie 
jeździmy do mojej mamy... 
Nerwowo przeskakiwała z tematu na temat. Edward wiedział, że 
bardzo ją uraził, odrzucając zaproszenie. 
- Przepraszam, Bello. Nie mogę. 
- Nie ma sprawy - skłamała. - Masz jakieś inne plany? 
- Taaa. 
Nie mógł jej przecież powiedzieć, że idzie do knajpy w centrum 
miasta i zamierza się upić. Że dopiero gdy pochłonie butelkę 
szkockiej, potrafi zapomnieć o tym, co się stało. O śmierci swoich 
rodziców. 
- Spotykasz się z rodziną? 
Jej niewinne pytania jeszcze bardziej komplikowały sytuację. Jak miał 
na nie odpowiadać? 
- Muszę jechać, bo się spóźnię. 
Zamknął okno i zapalił silnik. Musiał uciec przed Bellą. Pragnął uciec 
przed wspomnieniami o swoim domu i rodzinie. 
Miotał przekleństwa pod nosem. Nie zdejmował nogi z pedału gazu 
przez całą drogę na budowę. Miał nadzieję, że praca pozwoli mu 
oderwać myśli od tej kobiety. I wiedział jednocześnie, że szansa na to, 
by tak się stało, naprawdę jest znikoma. 
 
Dwa dni później Bella siedziała na podłodze obok restaurowanego 
łóżka. Było prawie gotowe. Kiedy nad nim pracowała, obraz Edwarda 
nie opuszczał jej ani na moment. Na ogół był to obraz Edwarda 
przebywającego razem z nią w tym łóżku. To jego wina. Co wieczór 
biegał po okolicy w tych swoich nieprzyzwoicie kusych spodenkach. 
Kiedy go w nich widziała, przypominała sobie ich pocałunki. 
Ostatniej nocy znowu miała sen o Edwardzie i jego łóżku. Jej 
podświadomość nie chciała zaakceptować faktu, że ją zignorował, że 
przerwał ten dopiero rodzący się związek i nie zamierzał jej uwieść. 
Zacisnęła palce na kolumience podtrzymującej baldachim nad 
łóżkiem. Mebel udał się jej nadzwyczajnie. Pogładziła dłonią płasko 
rzeźbione ozdoby. 
Nie myśleć o Edwardzie było trudniej, niż się spodziewała. Połknęła 
przynętę, a on nawet o tym nie wiedział. Z zamyślenia wyrwał ją 
nagle dzwonek do drzwi. Pobiegła otworzyć. 

background image

- Kto tam? - zapytała i wyjrzała przez wizjer. 
- Przesyłka dla pani Swan. 
Próbowała sobie przypomnieć, co ostatnio zamawiała. Pokwitowała 
odbiór paczki i szybko ją otworzyła. W sztywne pudełko zapakowano 
czerwoną satynową koszulkę nocną. 
- Rany Julek! 
Tylko Edward mógł jej przysłać coś takiego. Mężczyzna, który chciał 
ją uwieść. Człowiek, który miał dość tupetu, by przysłać peniuar, a 
potem zupełnie ją ignorować. 
Wyjęła koszulkę z opakowania i zalała się rumieńcem, kiedy 
zauważyła, że cały przód wykonano z przejrzystej czerwonej koronki. 
Patrzyła na koszulkę w oszołomieniu. Rosło w niej podniecenie. 
Nigdy nie odważyłaby się włożyć na siebie czegoś takiego. Po co jej 
to przysłał? Przypomniała sobie poranek, kiedy dała mu koszule. Był 
wtedy miły, delikatny, zachowywał się, jakby odnalazł coś, za czym 
tęsknił. Ale potem odszedł, zostawił ją. Zaczął postępować jak zwykły 
sąsiad. Zmienił się. a ona wiedziała, jaka jest tego przyczyna. Bał się, 
ż

e Bella szuka męża i on jest obiektem jej polowania. Strzepnęła 

koszulkę, szukając jakiegoś liściku. Miała nadzieję, że koszulka 
została wysłana po ich ostatniej rozmowie. Logicznie rzecz biorąc, 
było to jednak mało prawdopodobne. Edward musiał to zrobić 
wcześniej. Powoli wysunęła list z koperty. 
 
„Myślę, że dama powinna być w nocy odpowiednio ubrana". 
 
Czyżby w jej liściku było aż tyle arogancji? Spojrzała na piękną 
koszulkę i poczuła, że zaraz się rozpłacze. Nigdy nie dostała takiego 
prezentu. Od żadnego mężczyzny, nawet od Jacoba. On kupował jej 
miksery i odkurzacze. 
Podeszła do okna, zwabiona głośnym szczekaniem psa. Edward i 
Tundra właśnie ukazali się zza zakrętu. Zdziwił ją zbieg okoliczności. 
Edward prawdopodobnie nie znał terminu doręczenia przesyłki, a 
jednak trudno było uwierzyć w przypadkowość jego pojawienia się 
właśnie w tym momencie. 
Poczuła, że ogarnia ją złość. Chciała go poznać, spędzać z nim jak 
najwięcej czasu. Marzyła, by pójść z nim do łóżka. I nie mogła tego 
mieć, bo nie byli stworzeni dla siebie. Jej dotychczasowe życie i 
doświadczenia Edwarda oddalały ich od siebie. 

background image

Wyszła na werandę z mocnym postanowieniem przeprowadzenia 
rozmowy z Edwardem. Przede wszystkim musiała się jakoś 
dowiedzieć, dlaczego nie chciał przyjść do niej na obiad w Święto 
Dziękczynienia. „Inne plany" były tylko wymówką. Ona nie da się na 
to nabrać. Jeśli to dla niego jest krępujące, nie musi spotykać się z jej 
rodziną... 
- Edwardzie Cullen - zawołała głośno. 
- Tak, szanowna pani. 
- Chcę z tobą porozmawiać. 
Stanęła na szczycie schodów. Zastanawiała się, czy nie zejść niżej, ale 
nie chciała rozmawiać z nim, zadzierając głowę. Przeszedł przez ulicę 
i wszedł na werandę. Pachniał jak zawsze: męskością i potem. 
Spojrzał na jej ręce. w których trzymała prezent od niego. 
- Dziękuję - powiedziała. 
- Nie ma za co. Chciałem, by to było coś... – Wzruszył ramionami i 
odwrócił wzrok od koszulki. - Zresztą, to już nieważne. 
- Mimo to powiedz. 
Bella musiała zaspokoić swoją ciekawość, dowiedzieć się, po co 
przysłał jej ten uroczy drobiazg, jeśli nie zamierzał jej w nim oglądać. 
- Powód ci się nie spodoba. 
Nie odrywała od niego wzroku, czekając na odpowiedź. Tym razem 
mu nie daruje. Chciała rozumieć człowieka, w którym się zakochała. 
- Wiedziałem, że sama nigdy byś sobie czegoś takiego nie kupiła. - 
Dotknął czerwonej satyny. - I chciałem wyobrażać sobie ciebie śpiącą 
w czymś równie pięknym jak ty sama. 
- Ed - powiedziała szeptem. Była bliska łez. Czemu spotkała go tak 
późno? Dlaczego nie poznali się, zanim stała się tym, kim jest dzisiaj? 
Jej dusza bolała nad tym, że nigdy nie zakosztuje miłości z 
Edwardem. 
- Jesteś piękna, Bello. 
Musnął palcem jej policzek, a ona poddała się tej pieszczocie. Stali 
tak długo. W końcu przypomniało jej się, że chciała jeszcze o coś 
zapytać Edwarda. 
- Wyjaśnij mi, co takiego powiedziałam tamtego ranka? Wyraźnie cię 
czymś zdenerwowałam - powiedziała i po chwili dodała: - 
Zastanawiałam się setki razy nad każdym swoim słowem i nie wiem, 
o co ci chodziło. 

background image

Edward zaklął pod nosem i gwałtownie ją do siebie przyciągnął. 
Pogłaskał ją po plecach i pocałował w czubek głowy. 
- Nie chodzi o coś, co powiedziałaś. 
- Wytłumacz mi więc, o co. 
Usiadł na schodach i pociągnął za sobą Bellę. 
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym w Święto 
Dziękczynienia. 
- Boże, Edward! Tak mi przykro. - Rozumiała, jak się musiał czuć. 
Wiedziała, co znaczy śmierć kogoś bliskiego. - Tym bardziej nie 
powinieneś spędzać tego dnia w samotności. 
- Idę do Jimmy'ego. 
- Czy to jakiś znajomy? - zapytała. 
Nie znała jego przyjaciół. Nigdy nikogo u niego nie widziała. Może 
chodziło o kogoś z pracy? 
- Nie - powiedział, śmiejąc się głośno. - To świetna knajpa. 
- Nie znam jej. 
- Znajduje się w centrum, koło stacji Church Street. 
- To pub? 
Skinął głową i odwrócił wzrok. 
- Edward, alkohol nie jest rozwiązaniem - powiedziała surowo, chód 
trudno jej było myśleć rozsądnie w jego objęciach. 
Momentalnie wyparowały jej z głowy słowa przestrogi, jaka, 
zamierzała mu dać. Serce biło jej coraz szybciej. Przytuliła się do 
niego. Chciała ukoić go samą swoją obecnością. 
- Wiem, Bells. Ale lepsze to niż siedzenie w domu i rozdrapywanie 
ran. 
- To dlaczego nie przyjdziesz do mnie? Mój szwagier, jedyny 
mężczyzna w rodzinie, bardzo by się ucieszył z twojego towarzystwa. 
- Obawiam się, że to by jeszcze pogorszyło sytuację. 
Bella zesztywniała. Poczuła się urażona. 
- Nie jesteśmy jakimiś wilkołakami, Edward. Jasper chętnie 
porozmawiałby o piłce, jeśli miałbyś na to ochotę. Wiem przecież, że 
to lubisz. 
- Uspokój się, Bello. Wierzę, że masz wspaniałą rodzinę, ale nie chcę 
się zaprzyjaźnić z twoimi krewnymi. Nie pozwolę sobie zaangażować 
się w cokolwiek. Nigdy więcej! 
Bella zrozumiała, że on po prostu próbuje ochronić siebie, ją i Seth’a 
przed bólem utraty kogoś bliskiego. 

background image

- Dziękuję, że mi to wyjaśniłeś
Nic więcej nie powiedział. Ona również nie przerwała milczenia. 
Czuła jednak, że między nimi stało się coś ważnego. I wiedziała już, 
ż

e się nie podda, nie zrezygnuje z Edwarda. Widziała w nim materiał 

na wspaniałego, troskliwego towarzysza życia. 
 
Pukanie do drzwi nic zaskoczyło Edwarda. Spodziewał się, że Bella 
będzie próbowała zwabić go do siebie. Nie potrafiła zapomnieć o nim, 
siedzącym samotnie w domu, ani też pozwolić jemu zapomnieć o niej. 
Ale kiedy otworzył drzwi, zamiast Belli zobaczył w progu Seth’a. 
Miał na sobie garnitur i wyraźnie nie był z tego powodu szczęśliwy. 
Przestępował z nogi na nogę. 
- Cześć, Seth. Co u ciebie słychać? - zapytał Edward, opierając się o 
framugę. 
- Mam powiedzieć, że goście wychodzą około szóstej. 
- Dobrze, dzięki. 
Ś

ciskanie w piersi ustąpiło. Bella wiedziała, jak dać mu znać, że nie 

jest sam. Była chyba najbardziej troskliwa, kobietą, jaką znał. 
- Mama pyta, czy nie przyszedłbyś na późną kolację. 
- Dzięki za wiadomość. 
- Nie ma sprawy. I tak nie mogłem już tam wytrzymać. Przyszli 
wszyscy moi kuzyni. 
- To źle? - zapytał zaintrygowany Edward. 
- To właściwie same kuzynki. Chcą się bawić w ślub. Ohyda. Już 
prędzej zjadłbym brokuły. 
Edward zdusił w sobie wybuch śmiechu, nie chcąc urazić chłopca. 
- Wiem, co masz na myśli. Moja siostra zmuszała mnie raz w 
tygodniu do zabawy w przyjęcie. 
- Raaany! To straszne! Dlaczego dziewczyny są takie głupie? 
Trudne pytanie, pomyślał Edward. 
- Zapewniam cię, że z tego wyrastają. 
- A może poszedłbyś tam ze mną od razu? Wujek Jasper wymknął się 
do gabinetu. Moglibyśmy do niego dołączyć. 
Edward był na siebie zły, ale nie potrafił odmówić Seth’owi. Jeden raz 
- co za różnica. I tak nie ma już właściwie odwrotu. Spędzą razem ten 
dzień, a potem się wycofa. 
- Dobrze. Poczekaj, a ja pójdę się przebrać. 

background image

Włożył jedną z koszul od Belli i dżinsy. Przyczesał włosy i zauważył, 
ż

e ręce mu się trzęsą. Rodziny - to było to, czego bał się najbardziej 

na świecie. Odłożył grzebień na łazienkową szafkę i spojrzał w lustro. 
- Człowieku, weź się w garść. 
Wsunął klucze do kieszeni i wyszedł do Seth’a. Obiecał sobie, że 
będzie się dobrze bawił. Nawet jeśli miałoby go to zabić. 
Seth był tego dnia wyjątkowo gadatliwy. 
- Edward? 
- Tak, Seth? 
- Mama kazała mi nie zmuszać cię do przyjścia do nas. Miałem to 
rozegrać dyplomatycznie. 
- I rozegrałeś. Nie martw się. Wszystko w porządku. 
Weszli do kuchni i Edward przeniósł się w przeszłość. Otoczyły go 
ś

wiąteczne zapachy pieczonego indyka i ciast. Kilka kobiet mówiło 

jedna przez drugą. Wszystko wydawało się dobrze znajome. Tyle 
tylko, że u niego w domu zamiast indyka podawano lasagnę. Przed 
oczami stanęły mu matka i siostra. Wspomnienia owładnęły nim z 
taką siłą, że zadrżał ze strachu. I wtedy zobaczył Bellę. 
Odstawiła garnek i podeszła do niego. Kiedy go objęła, uspokoił się. 
Czuł, że przy niej nic mu się nie stanie. Nie podobało mu się, że ta 
kobieta ma nad nim taką władzę, ale dzisiaj nie zamierzał się 
przeciwko temu buntować. 
- Wesołych Świąt, Ed - powiedziała cicho i pocałowała go. 
W kuchni rozległy się oklaski. Bella zarumieniła się, chwyciła go za 
rękę i pociągnęła na środek kuchni. 
- Słuchajcie, to jest... mój sąsiad z naprzeciwka, Edward Cullen. 
 
Dzień minął niespodziewanie szybko. Edward gawędził sporo z matką 
Belli, Renee. Zwrócił na nią uwagę już w kuchni, po której kręciła się 
z wrodzonym wdziękiem, rozsiewając delikatny zapach perfum 
Chanel. Starsza siostra Belli, Alice, przez jakieś dwadzieścia minut 
opowiadała mu o zalotach Jaspera. Młodsza siostra, Rosalie, 
rozśmieszała go do łez opowieściami o dzieciństwie Isabelli. Jednak 
jedyną kobietą, od której nie mógł oderwać wzroku, była Bella. Jej 
oczy błyszczały szczęściem. Szwagier Belli, Jasper, cieszył się z 
męskiego towarzystwa. Nie odstępował Edwarda ani na moment. 
Rozmawiali o piłce nożnej. 

background image

To było najwspanialsze Święto Dziękczynienia od dnia śmierci jego 
rodziców. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 
 
Po dniu wypełnionym wrażeniami Bella poczuła nieprzepartą chęć 
ucieczki. Seth i Edward siedzieli na kanapie i oglądali w telewizji 
mecz piłki nożnej. Odłożyła na bok tamborek z rozpoczętym haftem 
krzyżykowym i wyszła bez słowa na zewnątrz. Panowie pochłonięci 
byli meczem bez reszty. Nie miała serca pouczać ich w tym momencie 
o szkodliwości oglądania telewizji i niebezpieczeństwach gry w piłkę 
nożną, w szczególności uprawianej zawodowo. Docierały do niej 
wybuchy śmiechu i głośne okrzyki. Uśmiechnęła się do siebie. Jej syn 
był raczej introwertykiem, a jednak udało mu się znaleźć wspólny 
język z Edwardem Cullenem. Być może była to głównie zasługa 
Edwarda. To nie był już ten sam mężczyzna, który wyrwał swoją dłoń 
z rączki Seth’a w czasie meczu w Orenie. Miał w sobie ogromne 
pokłady troskliwości i czułości, którym jednak na ogół nie pozwalał 
się ujawnić. Jej syn i Edward stanowili zgrany duet. Jeszcze wczoraj 
założyłaby się o świątecznego indyka, że Edward się u niej nie 
pokaże. A jednak Seth poruszył w nim jakąś ukrytą strunę, na której 
ona nie umiałaby zagrać. Przypomniała sobie podarunek Edwarda. 
Spała w czerwonej koszulce ostatniej nocy i śniła o nim. Nie mogła 
pojąć, jak udało mu się zdobyć nad nią taką władzę. 
Podobnie zresztą działał na jej syna. Po ich wczorajszej rozmowie 
wydawało się jej to zupełnie nieprawdopodobne. Każdy mógł się 
zaprzyjaźnić z Seth’em, każdy, ale nie Edward. A tu proszę! 
- Bella? 
Przestraszyła się brzmienia głosu Edwarda. Niski, schrypnięty ton 
przywodził na myśl długie noce pełne niespiesznej miłości. 
Przypuszczała, że ów ton pogłębiłby się jeszcze bardziej, gdyby 
Edward zobaczył ją w tej czerwonej ponętnej koszulce. Na Boga, 
chyba diabeł ją opętał. 
- Bells? - odezwał się ponownie Edward. - Wszystko w porządku? 
- Tak. Po prostu wyszłam odetchnąć nocnym powietrzem. 
I doprowadziłam się przy okazji do szaleństwa, myśląc o tobie, dodała 
w duchu. 
Stał długo obok niej nie mówiąc ani słowa. Powietrze aż ciężkie było 
od piżmowego zapachu jego wody kolońskiej pomieszanej z wonią 
jaśminu. Bella chciała go dotknąć, objąć, dać mu tyle, ile mogła. Ta 
wizja była tak kusząca, że długo by się jej nie oparła. Odsunęła się 

background image

więc od Edwarda, usiadła na huśtawce i próbowała na niego nie 
patrzeć. 
Edward położył obie dłonie na barierce i opuścił głowę. Bella wstała i 
podeszła do niego. Nie mogła zostawić go samego... osamotnionego. 
Zwłaszcza dziś. Wyobrażała sobie, jak się musi czuć. Ona sama nie 
znosiła rocznicy śmierci Jacoba. Zwykle robiła się wtedy nie do 
wytrzymania. A miała przecież oparcie w rodzinie, która cierpliwie 
znosiła wszystkie jej humory. Byli jak bufor między nią a jej bólem. 
Chciała, by i Edward miał coś takiego. Nie mogła pozwolić mu 
cierpieć w samotności. 
- Jak tam Seth? - zapytała, by przerwać ciszę. 
- Śpi. – Edward położył dłoń na jej ramieniu i odwrócił ją do siebie. – 
Bello, muszę z tobą porozmawiać. 
Kiwnęła głową. Miała przeczucie, że to pożegnanie. Może pamięć o 
wszystkim, co stracił, pomogła mu podjąć wreszcie ostateczną 
decyzję. Wiedziała, że ten moment nastąpi. Spotkanie z jej rodziną 
dopełniło miary. Nie miała do niego pretensji. Jej matka i siostry 
przez całe popołudnie wciąż go o coś wypytywały. Przy nich śledztwo 
Seth’a to pestka. 
Spróbowała go uprzedzić. 
- Przepraszam za te pytania o rodziców. Prosiłam mamę, żeby nie 
poruszała tego tematu. Ale ona uważa, że o problemach należy 
mówić. Ja się już przyzwyczaiłam do... 
Przerwał potok słów, zamykając jej usta długim, delikatnym 
pocałunkiem. Przycisnął ją do piersi, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. 
Przesunął językiem po jej wargach, próbując je rozewrzeć. Otworzyła 
przed nim usta, poddając się fali pożądania. Smakował kawą i 
plackiem z dyni. Chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej. Był taki 
silny, że nagle wcześniejsze myśli o jego osamotnieniu i słabości 
wydały się jej śmieszne. Uświadomiła sobie, że on wcale nie 
potrzebował pomocy od niej. Sam sobie nieźle radził. 
Edward błądził wargami po jej policzku i szyi. Ugryzł ją 
pieszczotliwie w ucho i uniósł głowę. 
- Wcale mi nie przeszkadzały pytania twojej mamy. 
Bella musiała zebrać myśli. Jeśli nie w tym tkwił problem, to w czym? 
Poczuła ucisk w żołądku. Była tylko jedna odpowiedź. Chodziło o nią. 
- Czy Seth pozwolił ci w spokoju obejrzeć mecz? 
- Taaa. 

background image

- Edward, mówi się „tak". Czasem mi się wydaje, że mówisz gorzej 
niż Seth. 
- I to pewnie jest prawda. 
Uśmiechnął się do niej. Po raz pierwszy tego dnia twarz zajaśniała mu 
szczęściem. Wyjąwszy oczywiście ten moment, kiedy wszedł do 
kuchni. Ale nawet wtedy było w nim sporo głębokiego smutku. 
- Czy pomóc ci położyć Seth’a do łóżka? - zapytał. 
- Jeśli ci to nie sprawi kłopotu. Jest już taki duży. Nie mogę uwierzyć, 
ż

e moje dzieciątko tak szybko urosło. Pamiętam... - przerwała, 

uświadamiając sobie, że zmienia niepotrzebnie temat. - Nie musisz 
zostawać, jeśli nie chcesz. 
- Chcę. 
Na zawsze, miała nadzieję. Ale wiedziała, że tylko do rana. 
Powtarzała sobie, że to bez znaczenia. Serce jednak pękało jej z bólu. 
 
Seth spał jak niemowlę. Edward od lat miał kłopoty z zaśnięciem. 
Mało sypiał, a jeśli mu się udało, męczyły go koszmary. Zdążył się do 
tego przyzwyczaić. Teraz jednak coś innego nie pozwalało mu zasnąć 
- pożądanie. 
Bella schyliła się, by pocałować chłopca. Przed oczami Edwarda 
stanęła jego matka, poczuł ulotny zapach jej perfum, przypomniał 
sobie, jak odgarniała mu włosy z czoła i wygładzała kołdrę. Bardzo za 
nią tęsknił. 
Ś

więta znosił zwykle fatalnie z powodu powracających wspomnień. 

Dziś jednak było inaczej. Bella umiała stworzyć w swoim domu 
swobodną atmosferę. Łatwo zapomniał o zmorach przeszłości i po 
prostu cieszył się chwilą. Czuł się świetnie w otoczeniu członków 
rodziny Belli. Zbyt dobrze. 
Teraz, kiedy po raz pierwszy tego wieczoru był sam na sam z 
własnymi myślami, wspomnienia powoli wracały. Bella była zajęta 
układaniem do snu Seth’a. Edward czuł się, jakby przez cały dzień 
dźwigał na ramionach dwutonowy głaz. Seth potrzebował ojca. I to 
natychmiast. Edward zdusił w sobie jęk frustracji. Oboje, matka i syn, 
potrzebowali kogoś tak desperacko, że Edward poczuł się winny. 
Zabiera im czas potrzebny na znalezienie odpowiedniego mężczyzny. 
Porządnego faceta pracującego od dziewiątej do piątej, a nie jakiegoś 
wypalonego w środku budowlańca z przeszłością. 

background image

Wyszedł z pokoju chłopca. Rodzinny charakter sceny zrobił na nim 
bardzo silne wrażenie. Pragnął obiecać Belli, że postara się spełnić jej 
oczekiwania, jakiekolwiek by one były. Że spróbuje uzupełnić jej 
niekompletną rodzinę. Że będzie dbał o naprawianie dachu, koszenie 
trawnika i inne prace domowe. I pomoże jej wychować Seth’a na 
przyzwoitego człowieka. 
Zszedł na dół i usiadł na schodach. Chciał to powiedzieć, ale nie 
mógł. Nie był tym, kogo potrzebowała, i nie mógł ryzykować, że zrani 
ją i jej syna. 
- Edward, wszystko w porządku? 
Spojrzał na nią przez ramię i osłupiał na widok niezwykłej urody tej 
kobiety. Nie była to bynajmniej uroda klasyczna. Pewnie niektórzy 
uznaliby ją jedynie za ładną, ale dla Edwarda była wcieleniem ideału - 
troskliwa, silna, pełna miłości... 
Miłość go przerażała. Była jak jazda górską kolejką. Obiecał sobie, że 
nie będzie ryzykować. Bez względu na to, jak bardzo pragnął Belli. 
- W porządku, Bells. Zejdź na dół, to porozmawiamy. 
Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Wiedział, jak się musi 
czuć. Pewnie bała się tego, w co mógł przerodzić się ich dziwny 
związek. 
Do diabła, dlaczego życic musi być tak skomplikowane? Wszystko, o 
czym do niedawna marzył, to porządny dom z ogrodem, w którym 
Tundra miałaby gdzie pobiegać. Zamiast tego natknął się w 
sąsiedztwie na seksowną samotną matkę z małym chłopcem, który 
bardzo potrzebował męskiego wsparcia. A niech to... 
Przyglądał się, jak Bella schodzi na dół. Większość kobiet chodziła 
ociężale albo z pośpiechem, Bella umiała poruszać się jak dama. Przy 
niej czuł się nieokrzesanym kmiotkiem. Co ona, u diabła, w nim 
widzi? 
- Masz ochotę na kawę? 
- Nie, dziękuję. Usiądźmy tutaj - poprosił, wchodząc do ciemnego 
salonu. 
Bella usadowiła się obok niego na brzegu sofy. Rozparł się swobodnie 
i otoczył ją ramieniem. Przez chwilę się wahała, po czym oparła o 
niego. Próbował nie zwracać uwagi na to, jak dobrze do siebie pasują. 
- Na pewno nie dotknęły cię pytania mojej mamy? - zapytała. 
- Może byś już przestała się tym zamartwiać. 
- Nie potrafię. 

background image

- Rany, i co z tym zrobimy? 
- Zignorujemy - westchnęła. 
Położyła mu dłoń na policzku. Edward poczuł, że jest o włos od utraty 
kontroli nad sobą. Pocałował jej słodkie usta. Bella zarzuciła mu ręce 
na szyję, palce wplątała we włosy. Zdał sobie nagle sprawę z tego, jak 
wiele przez ostatnie lata stracił. Żadna kobieta nie mogła równać się z 
Isabellą Swan. 
Wędrował dłonią po jej wąskich plecach. Po raz kolejny uświadomił 
sobie, jaka jest drobna i delikatna. Tuliła się do niego, co uznał za 
dowód, że ona czerpie z ich wzajemnego kontaktu nie mniej 
przyjemności niż on. Wsunął ręce pod jej koszulkę. Miała jedwabiście 
gładką skórę. Było mu tak dobrze, że miał ochotę wyć do księżyca. Tę 
kobietę stworzono do miłości. Powoli oderwał usta i dłonie od jej 
ciała. Wiedział, że musi przerwać, i zdawał sobie jednocześnie 
sprawę, że żadne z nich tego nie chce. 
Ze zdziwieniem zauważył, że Bella z ufnością złożyła głowę na jego 
ramieniu. Po tym jak niemal stracił nad sobą kontrolę, powinna 
ratować się ucieczką. A ona siedziała nadal obok niego, jakby nagle 
pozbawiono ją instynktu samozachowawczego. Przysunęła się bliżej. 
Biodrami ocierała się o jego lędźwie, doprowadzając go do 
szaleństwa. Wyobrażał sobie, jak jej nogi owijają się wokół niego, 
otwierając mu drogę dalej. Byłaby gorąca i ciasna… 
- Bells, kochanie, lepiej wstań, bo za moment przestanę nad sobą 
panować. 
Posłusznie wykonała jego polecenie. Była wyraźnie zawiedziona. 
- Co zrobimy? - zapytała głosem wibrującym od emocji. 
- Może umówimy się na randkę? 
Chętnie by sam siebie kopnął. Co on wygaduje? Miał przecież uciekać 
jak najdalej od Belli i Seth’a. 
- Czemu nie - powiedziała miękko. - Z rozkoszą dokądś się z tobą 
wybiorę. 
- Tylko ty i ja - uściślił. 
- Chyba nie myślałeś, że wzięłabym Seth’a? 
- Rany, pewnie, że nie. 
 
Bella weszła do pokoju, niosąc gorącą czekoladę i miskę prażonej 
kukurydzy. 
- Miło, że zostałeś. 

background image

- Bardzo lubię prażoną kukurydzę. Nigdy nie odmawiam, gdy mnie 
nią częstują - odpowiedział zaczepnie. 
W tle cicho grał telewizor. Pokazywano „Bulwar Zachodzącego 
Słońca". 
- Niestety, jest z mikrofalówki. 
- Mnie to nie przeszkadza - wyszeptał Edward. 
Umiał przemienić zwyczajny, cichy wieczór w niezwykły czas, po 
którym pozostaną niezwykłe wspomnienia. I ona, i Seth długo będą 
pamiętać tegoroczne Święto Dziękczynienia. 
- Nigdy nie zwróciłem uwagi, jaki to świetny film. 
Położył swoje długie nogi na jej udach. Zanim zdążyła zaprotestować, 
chwycił ją za ręce i zmusił, by wyciągnęła się obok niego. 
- Nie kłam. Nie widziałeś tego filmu. 
- Taaa, nie jest to raczej kino akcji. 
Słuchała go, obserwując jego profil. Silna twarz o klasycznych rysach. 
Co mówił? Coś o kinie akcji. 
- Czyżbyś oglądał tylko filmy akcji? 
- Lubię też, gdy pojawia się na ekranie jakiś silny mężczyzna i kilka 
pięknych kobiet. 
Bella uniosła się na łokciu i spojrzała na niego z góry. 
- Edwardzie Cullen, co by na to powiedziała twoja matka? 
Błysk w oczach podpowiedział jej, że zareagowała dokładnie tak, jak 
się spodziewał. 
- Prawdopodobnie to samo, co ty. 
- Czyżbym była do niej podobna? - zapytała z napięciem, które i ją 
zaskoczyło. 
- Nie wyglądasz tak jak ona - odpowiedział z namysłem. - Chodzi mi 
o to, jak sobie radzisz z Seth’em. I o twoją troskliwość. Przypomina 
mi się mama. 
Westchnęła i przytuliła się do niego mocniej. 
- Słodki jesteś, Cullen - powiedziała cicho. 
- Do diabła, Bello. 
- Nie klnij. Oglądaj film. Ta scena będzie ci się podobała. 
Zmieniła pozycję na kanapie. Edward uniósł się i usiadł za nią. Jedną 
ręką objął ją w pasie, drugą podłożył jej pod głowę. Bella zupełnie 
zapomniała o filmie. Ważne było tylko to, że Edward był obok. Ciepło 
jego ciała przenikało ją jak pierwsze wiosenne promienie słońca po 
długiej zimie. 

background image

Wieczór był chłodny, ale nie zimny. Mimo to Edward rozniecił ogień 
w kominku. Zapach palącego się sosnowego drewna i trzaskających 
płomieni ukołysał Bellę do snu. 
Obudziła się przed świtem. Leżała obok uroczo chrapiącego Edwarda. 
Był idealny fizycznie, niemal bez skazy i... chrapał. Przyglądała się 
jego nie ogolonym policzkom, rozmyślając o ich wieczornej 
rozmowie. Czym to się skończy? Pójściem do łóżka? Wspólnym 
ż

yciem? 

Lewa ręka, na której spoczywała głowa Edwarda, zdrętwiała jej 
kompletnie. Ostrożnie ją uwolniła, budząc przy tym Edwarda. Przez 
chwilę patrzył na nią ze zdziwieniem. 
- Która godzina? - zapytał szorstkim, jeszcze niższym niż zwykle 
głosem. 
Wpił się wzrokiem w jej usta. Oblizała wargi zachęcająco. Schylił się 
nad nią, a po krótkim pocałunku wstał i wyciągnął do niej rękę. 
- Odprowadzisz mnie? 
Skinęła głową i dźwignęła się z sofy. 
- Wybierzesz się gdzieś ze mną w sobotę? - zapytał, stojąc w 
drzwiach. 
- Obiecałam pójść z Seth’em na ryby. Nie wiem, o której wrócimy. 
- Umiesz łowić? 
Skrzyżowała ręce na piersiach. 
- Nie. Ale mam nadzieję, że dam sobie radę. 
- Mógłbym ci pomóc - powiedział ze śmiechem. 
- Czyżbyś był ekspertem w łowieniu ryb? 
- Łapię więcej, niż wypuszczam. 
Szczwany lis. Spodziewał się pewnie, że obleje ją w tym momencie 
rumieniec wstydu. 
- Edwardzie Cullen, i co ja mam z tobą począć? 
- Co zechcesz. Przyjdę po was w sobotę o piątej rano. Ubierz się 
seksownie. 
Ś

miała się głośno, patrząc za nim. Zawsze musi mieć ostatnie słowo. 

Nagle dotarło do niej. co powiedział. Piąta rano! 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 
 
Kiedy opadła poranna mgła, na niebie ukazało się jasne słońce. 
Edward powstrzymał ziewanie i rozsiadł się wygodnie na swoim 
miejscu w łodzi. Seth był wyspany i bardzo przejęty wyciąganiem z 
wody okoni. Kołysali się lekko na promieniującym spokojem, niemal 
pustym jeziorze. W zasięgu wzroku mieli tylko jedną łódź. 
Edward lubił łowienie ryb i polowanie. Prawdopodobnie odzywały się 
w nim instynkty praprzodków, kiedy tropienie i zabijanie zwierzyny 
było męską powinnością. Seth’owi najwyraźniej też się ta radość 
udzielała. Patrząc na niego, Edward czuł ogarniające go wzruszenie. 
Chłopiec powoli zdobywał sobie miejsce w jego sercu. Bella była 
kiepskim rybakiem. Wciąż nie mogła poradzić sobie z założeniem 
przynęty na haczyk. Wyglądała ślicznie w dużych, ciemnych 
okularach i sportowym ubraniu, które jednak nie ukrywało jej 
kobiecych kształtów. 
- Może pomóc? - zapytał drwiąco Edward. 
- Nie. 
Była uparta. Nie chciała przyznać się do porażki. Edward nie wątpił, 
ż

e ona i Seth świetnie by sobie poradzili na rybach bez niego. Bella 

dałaby z siebie wszystko, by nic zawieść syna. 
- Weź moją sztuczną muchę. 
- Edward - powiedziała rzeczowym tonem, jakim zwracała się do 
Seth’a, gdy coś przeskrobał. - Jeśli nie mogę założyć na haczyk tego 
cholernego robaka, skąd wiesz, że poradzę sobie z muchą? 
Wybuchnął śmiechem. Wymienili z Seth’em porozumiewawcze 
spojrzenia. 
- Pokażę ci. Niewielu jest takich, którym udało się za pierwszym 
razem samemu założyć przynętę. 
- Dzięki za pocieszenie, ale nie jestem aż taka naiwna, żeby się dać na 
to nabrać. 
- Do cholery, kochanie. Wcale nie zalewam. 
Seth miał świetną zabawę, przysłuchując się rozmowie. 
- Nie przeklinaj - powiedziała z przyzwyczajenia. 
Edward spojrzał na nią z niedowierzaniem. Zbyt poważnie 
podchodziła do takiej błahostki jak łowienie ryb. Doszedł do wniosku, 
ż

e kobiety nie są stworzone do uprawiania sportów. Bella powinna 

background image

mieć więcej pewności siebie i wiary we własne możliwości. Edward 
postanowił pomóc jej to osiągnąć. 
- Seth? - zapytał z nadzieją, że zrozumieją się bez słów. 
- Taaa? 
- Mówi się „tak" - pouczyli go oboje jednocześnie. 
Bella spojrzała pytająco na Edwarda. W odpowiedzi wzruszył 
ramionami. Sam nie wiedział, dlaczego tak zareagował. Żeby ukryć 
zmieszanie, zwrócił się do Seth’a. 
- A ty założyłeś robaka za pierwszym razem? 
- Nie, tato mi pomógł. Mamo, chcesz, żebym ci pokazał? 
- Nie, dziękuję, słonko. 
Z gorzkim uśmiechem odłożyła wędkę, przytuliła syna i przekrzywiła 
mu kapelusz na głowie. Po chwili Seth wyswobodził się z jej objęć i 
wrócił na dziób. Fachowo założył przynętę i zarzucił wędkę. 
- Bello, poproś robaka, żeby sam wskoczył na haczyk ☺  - drażnił się 
z nią Edward. 
- Właśnie to robię - odparowała natychmiast. 
Jej pełen irytacji głos działał na niego jak porażenie prądem. Zanim 
ruszył w jej stronę, sprawdził, jak radzi sobie Seth. Potem stanął za 
nią i gapił się na linię jej pleców. Była silna, a jednocześnie krucha. 
Lubił widzieć w niej istotę słabszą, potrzebującą jego ochrony i 
opieki. Skrzywił się na samą myśl o tym, jak by zareagowała, gdyby 
zdradził się przed nią z tymi myślami. Pewnie wrzuciłaby go do 
wody. Słońce połyskiwało w jej włosach. Edwardowi te lśniące pasma 
wydały się jakimś zapomnianym, nagle odkrytym skarbem. Pragnął 
zanurzyć ręce w tę gęstwinę. Powstrzymał jednak świerzbiące dłonie i 
zajął się przynętą. 
- Trzymaj robaka delikatnie, jak kochanka. Powinien sam wejść na 
haczyk. Powoli... 
Prowadził jej dłoń. Po chwili zmienił pozycję i przyciągnął Bellę do 
siebie. Zachwiał się pod naporem fali pożądania. Bella spróbowała 
jeszcze raz, ale robak wciąż odmawiał współpracy. 
- Zrobię to - powiedziała przez zaciśnięte zęby. 
- Spokojnie, kochanie. Za bardzo się spieszysz - mówił, głaszcząc jej 
nadgarstek. 
Otoczył ją ramionami. Widział, że jest bardzo zdenerwowana. 
Traktowała kłopoty z przynętą jak osobistą porażkę. Opuścił głowę i 
musnął wargami jej kark. Przeszedł ją dreszcz. Ręce się jej trzęsły. 

background image

- Wcale mi nie pomagasz. 
Niski tembr głosu złagodził trochę opryskliwość uwagi. 
- Próbuję. 
Pragnął Belli aż do bólu. Cały był napięty od powstrzymywanego 
pożądania. Potrzebował jej do życia bardziej niż tlenu. 
- Cholera - wymamrotał pod nosem i poczuł, jak Bella sztywnieje. 
- Nie klnij - upomniała go. 
- Kobieto, ja przy tobie oszaleję. 
Skłoniła głowę i wyszeptała coś tak cicho, że nie zrozumiał ani słowa. 
Machnęła ręką w kierunku robaka i wbiła sobie haczyk w dłoń. Mała 
ranka prawie nie krwawiła, ale Edward wiedział, że musi sprawiać 
Belli ból. 
- Uparciuch z ciebie. 
Położył ręce na dłoniach Belli i pomógł jej założyć w końcu robaka. 
Zarzucił wędkę, oparł ją o burtę i uniósł zranioną dłoń Belli do ust. 
Delikatnie musnął rankę językiem. Zdusił w sobie przekleństwo, 
kiedy palcami dotknęła jego policzka. Siłą woli odsunął się od niej. 
Nie czas ani miejsce na taką grę! 
- Czemu? - zapytała zdziwiona Bella. 
Nie musiała wyjaśniać, o co pyta. Edward zadawał sobie to samo 
pytanie. Znowu odezwały się w nim pierwotne instynkty. Marzył, by 
zacisnąć ręce na tych ponętnych udach i przerzucić Bellę przez ramię. 
Zaniósłby ją na plecach do sypialni. Albo gdzie indziej. Byle było tam 
cicho i spokojnie. Do pioruna! Nie był jakimś wielkim, pozbawionym 
mózgu, muskularnym macho. Umiał zachowywać się z finezją godną 
dżentelmena. Dlaczego przy niej zmieniał się w jaskiniowca, 
kierującego się hormonami, a nie rozsądkiem? Co z niego za zwierzę, 
ż

e myśli tylko o tych rzeczach? Zwłaszcza że Bella nie robiła nic, by 

go sprowokować. W końcu to nie jej wina, że uosabia wszystkie jego 
sny i pragnienia. 
- Cholera - powiedział, odwracając się w stronę Seth’a. 
- Edward? 
Stanął, ale nie spojrzał na nią. Jeszcze sekunda dłużej, a nie wytrzyma 
i pocałuje ją. 
- Ja... dziękuję za pomoc. 
Zawsze uprzejma, bez względu na to, jak idiotycznie się zachowywał. 
Zawsze łagodna jak prawdziwa dama. A on jest tylko nieokrzesanym, 
włoskim budowlańcem. 

background image

- Do usług. 
Niebo zasnuły burzowe chmury. Edward nie chciał straszyć Belli i 
Seth’a, ale miał niedobre przeczucia. 
- Zwińcie wędki. Wracamy. 
- Coś złego się dzieje? - zapytała Bella. 
Bardzo Edwardowi ufała, ale mimo to chciała znać ewentualne 
zagrożenia. 
- Jeszcze nie, ale się ściemnia. 
Pokiwała głową ze zrozumieniem. 
- Seth, pospiesz się. 
Chłopiec zwinął żyłkę na kołowrotek i odłożył wędkę. Bella posadziła 
go na ławeczce z tyłu łodzi, sama usiadła obok. 
- Nałóżcie kamizelki ratunkowe - powiedział Edward. 
Włączył silnik. Chciał otworzyć przepustnicę i przedostać się szybko 
na drugie jezioro, ale woda była już lekko wzburzona. Łódź 
podskakiwała na falach. Spojrzał w niebo i spróbował ostrożnie 
zwiększyć prędkość 
- Co się dzieje? - spytała zza jego pleców Bella. 
- Boję się tej burzowej chmury. - Wskazał na horyzont. 
- Chyba powinniśmy jak najszybciej znaleźć się na brzegu. 
- Wiem. Idź i usiądź koło Seth’a. 
- Zdążymy? - Wyciągnęła rękę w stronę opuszczonej przystani w 
oddali. 
- Mam nadzieję. 
Nagle zerwał się wiatr i lunął deszcz. W jednej chwili byli 
przemoczeni do suchej nitki. Edward kierował łódź z maksymalną 
szybkością ku przystani. Nim dopłynęli, wokół rozszalała się straszna 
wichura. Bella zbladła ze strachu. Seth siedział, trzymając się jej 
kurczowo. Edward pomyślał, że zajmie czymś chłopca, by zapomniał 
o strachu. 
- Seth, potrzebuję pomocy. 
Chłopiec wyprostował się i odsunął od matki. 
- Co mam zrobić? 
- Kiedy tylko dopłyniemy do brzegu, musisz z mamą, szybko 
zacumować łódź. 
 
Po kilku minutach łódź była już zabezpieczona, a oni siedzieli w 
budce przy przystani. Było to niewielkie pomieszczenie, ale dawało 

background image

przynajmniej jaką taką ochronę przed szalejącym na zewnątrz 
ż

ywiołem. 

Edward przysunął się do Belli i otoczył ją ramieniem. 
- Nie bój się, kochanie. Nie pozwolę, by coś się wam przydarzyło. 
- Wiem. 
Stało się to, czego obiecał sobie unikać. Związał się emocjonalnie z tą 
małą rodziną i zaczął się o nią troszczyć. Do diabła, to nie tylko 
troska. To miłość. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 
 
Miłość. Nie wolno mu nawet o niej myśleć. Nie umie kochać. Śmierć 
rodziców zabiła w nim wszystko. A jeśli cokolwiek przetrwało, to 
reszta zniknęła z odejściem jego siostry, zaledwie kilka tygodni 
później. Czuł się winny, że tej feralnej nocy nie było go z rodzicami. I 
właśnie poczucie winy zabrało mu nadzieję, że kiedykolwiek będzie 
miał własną rodzinę. Ostatnie kilka lat tułał się samotnie po 
emocjonalnej pustyni. Bella zwabiła go obietnicą spokojnej przystani, 
do której mógłby wracać, by koić sterane ciało i duszę. Ale to nie 
może być miłość. Nie jest przecież aż taki słaby. Zniewoliła go 
obecność Belli i sztorm szalejący na zewnątrz. Gdyby był w domu, 
wskoczyłby za kierownicę swojego jaguara i popędził gdzieś daleko. 
Gnałby z szybkością., która wywiałaby mu z głowy wszystkie te 
uczucia i myśli. Uciekłby przed swoimi emocjami. 
Brakowało mu przestrzeni w małym, drewnianym pomieszczeniu. A 
Bella właśnie teraz położyła rękę na jego udzie. Jak zwykle, kiedy 
była blisko, poczuł, że ogarnia go pożądanie. Zsunął jej dłoń z uda. 
Przytuliła się do niego i oparła głowę na jego piersi. Drżała na całym 
ciele. Delikatny, kobiecy zapach przypominał mu o utraconym domu 
rodzinnym. Wtulił nos w jej włosy i wdychał głęboko ten zapach. 
Zaklął cicho pod nosem, wyzywając się od największych idiotów. 
Wstał gwałtownie. Bella spojrzała na niego pytająco. 
- Co? - zapytała krótko. 
Usiadł powrotem, nie chcąc wzbudzać jej niepokoju. 
- Edward? 
Usłyszał w jej głosie wahanie i strach. Jak na złość nie przychodziło 
mu do głowy nic uspokajającego. Burza nadal szalała. Wydawało się 
nawet, że przybiera na sile. 
- Wszystko będzie dobrze. 
No, pewnie. Tylko ciekawe, co z targającymi nim uczuciami. 
Wiedział, że seks z Bellą nic tu nie pomoże. Gdyby poszedł z nią do 
łóżka, straciłby wszystko, co jeszcze pozwalało mu się kontrolować. 
Nie mógł na to pozwolić. 
Zerwał się i ruszył w stronę łodzi. W połowie drogi stanął jak wryty. 
Był odpowiedzialny za tę kobietę i dziecko. Nie mógł ich tak po 
prostu zostawić. Obrócił się na pięcie i zobaczył tych dwoje 
przytulonych do siebie. Przyglądali mu się z niepokojem. 

background image

- Edward, wszystko w porządku? - zapylała znowu Bella, 
przekrzykując pioruny bijące raz za razem. 
- Tak, tylko mam mały napad klaustrofobii - kłamał bez zmrużenia 
okiem. - Zajmijmy się czymś. 
- Szkoda, że nie wziąłem Nintendo - powiedział Seth. 
Głos drżał mu ze strachu, ale pewnie nigdy by się do tego nie 
przyznał. Jak każdy mężczyzna, pomyślał Edward. 
- Ja też żałuję. 
Seth uśmiechnął się szeroko. Edward pomyślał, że nic nie jest w 
stanic odciągnąć go od tej rodziny. Musiał odwrócić jakoś ich uwagę 
od burzy. Tylko jak? 
Gdyby był z Bellą sam na sam nie mieliby problemu z wypełnieniem 
czasu. Ale obecność Seth’a wykluczała tę ewentualność. 
- Zagrajmy w pytania i odpowiedzi - podpowiedziała Bella. 
- Nie. 
- Czemu nie? 
- To nudne. 
Nie chciał odpowiadać na osobiste pytania. 
- Poza tym nie mam żadnych sekretów, z wyjątkiem mojego drugiego 
imienia. 
Wiedział, że Bella jest zżerana przez ciekawość. W ciągu ostatnich 
dni kilkakrotnie wracała do tego tematu. Wymyślała jakieś niezwykłe 
imiona w nadziei, że w końcu trafi. 
- Niech będzie imię - odparła Bella. 
- Peter? - zapytał Seth. 
- Nie, słonko. - Bella uprzedziła odpowiedź Edwarda. – Zaczyna się 
na literę „a". 
- Andy? 
- Nie. To włoskie imię. 
Seth był bardzo inteligentny. Edward przeczuwał, że kiedy matka i 
syn połączą swoje siły, wkrótce rozwiążą zagadkę. W końcu nie było 
tak wiele włoskich imion zaczynających się na „a". Postanowił więc 
utrudnić zadanie. 
- Po jednej próbie na osobę. 
- Nie znam zbyt wielu włoskich imion - powiedział Seth. 
- Czy to Albert? 
- Nie - zaprzeczył ruchem głowy. - Bella? 
- Antonio? 

background image

Parsknął śmiechem. 
- Trafiłam? 
- Nie, ale jesteś blisko. 
- Mogę spróbować jeszcze raz? - zapytał Seth. – Mama zgaduje już od 
dawna. 
- Skąd wiesz? - zdziwił się Edward. 
Spojrzał na Bellę i zobaczył, jak się czerwieni. Od dzieci można się 
dużo dowiedzieć. 
- Mama sprawdzała wczoraj imiona świętych w Biblii. 
- Bells, no wiesz, zaskoczyłaś mnie. 
- Tylko bez przesady. Sprawdzałam, co będzie czytane w kościele w 
przyszłym tygodniu. 
- I co, znalazłaś jakieś odpowiednie dla mnie imię w Piśmie Świętym? 
- Nic specjalnego. Bardziej pomogła mi włoska księga imion. 
Edward wybuchnął śmiechem. Bella i Seth mu zawtórowali. Pierwszy 
raz od czasu tego straszliwego wypadku samochodowego poczuł się 
częścią rodziny. 
- Co będziemy teraz robić? - zapytał Seth. 
- Nic - odpowiedział Edward, nasłuchując cichnącej burzy. - Wyjdę na 
zewnątrz i zobaczę, jak wygląda sytuacja. 
- Mogę iść z tobą? 
Tak naprawdę chciał być sam, by uspokoić rozszalałe emocje. Seth 
patrzył jednak na niego z taką nadzieją, że nie potrafił mu odmówić. 
Jeszcze dobrze pamiętał, jak to jest, gdy ma się idola. Nie mógł się 
natomiast przyzwyczaić, że to on odgrywa tę rolę. 
- Bello? 
- Idźcie, tylko bądźcie ostrożni. 
Bella ucałowała syna w czubek głowy i pchnęła go w stronę drzwi. 
Edward ruszył za nim, ale Bella chwyciła go za nadgarstek. Stanęła na 
palcach i pocałowała go w policzek. 
- Ty też bądź ostrożny. 
 
W sobotę po południu Bella zawiozła Seth’a do swojej mamy. 
Chłopiec był śpiący, ale cieszył się na spotkanie z ciocią Rosalie, 
młodsza, siostrą Belli, która właśnie przyjechała do domu na wakacje. 
Ż

egnając się w drzwiach, Rosalie poradziła Belli by była ostrożna. 

- Cullen nie wydaje się lekkomyślnym facetem, ale myślę, że 
powinnaś sama zadbać o zabezpieczenie. 

background image

Bella spojrzała na siostrę. Rosalie była czarną owcą w rodzinie. Miała 
dwadzieścia sześć lat, była niezamężna i nie zamierzała chyba zmienić 
tego stanu. 
- O czym ty mówisz? Edward nigdy by mnie nie skrzywdził. 
Rosalie westchnęła jak matka, usiłująca wytłumaczyć coś dziecku 
opóźnionemu w rozwoju. 
- O ciąży, Bello. Tylko mi nie mów, że nie pamiętasz, skąd wziął się 
Seth. Wiem. że nie bierzesz pigułki. Kup chociaż prezerwatywy. 
 
Te słowa kołatały się jej po głowie przez całą drogę do domu. Na 
pewno Edward o to zadba. A jeśli nie? Nie miała ochoty czekać potem 
w strachu, zastanawiając się, czy jest w ciąży, czy nie. Oboje mieli 
dość innych problemów. 
Odruchowo skręciła na parking przed supermarketem. Dopiero po 
jakichś pięciu minutach wysiadła z samochodu i weszła do środka. 
Postanowiła, że będzie się zachowywać spokojnie, a nie rozglądać na 
boki jakby była jakąś przestępczynią. W końcu nastolatki kupują te 
rzeczy nieustannie. Nawet dziewczyny. 
Minęła półki z kosmetykami i lekami, zatrzymała się przy narzędziach 
do czyszczenia basenów, gdzie spędziła kwadrans, po czym wróciła 
do sekcji z farmaceutykami. Starała się, nie zwracać na siebie uwagi. 
Ś

rodki antykoncepcyjne leżały przy samej kasie. Pomyślała, że to 

pewnie po to, by zniechęcić dzieci do ich kupowania. 
Szybko ogarnęła spojrzeniem całą półkę. Myślała, że po prostu 
chwyci jedno opakowanie i szybko opuści sklep. Okazało się jednak, 
ż

e nic przewidziała ogromnej różnorodności specyfików. Były tam 

ś

rodki zapobiegawcze dla mężczyzn i kobiet. Były żele, pianki i 

zwyczajne prezerwatywy. Nie starczało jej wyobraźni, by dojść, do 
czego służą niektóre z nich. Co powinna wybrać? Usłyszała jakiś ruch 
za plecami, szybko więc zgarnęła wszystkiego po trochu. Twarz jej 
płonęła. Chciałaby w spokoju przeczytać napisy na opakowaniach i 
dowiedzieć się, co tak naprawdę kupuje. Pomyślała jednak, że 
najlepiej będzie wydostać się jak najprędzej ze sklepu. Poczyta 
w domu. 
Podeszła do kasy i ułożyła na ladzie wszystkie pudełeczka. Kasjerka 
uporała się z nimi szybko, nie mrugnąwszy nawet okiem. Bella 
zaczęła się zastanawiać, czy jej obojętność świadczy o tym, że zwykle 
ludzie kupują po kilka różnych środków zapobiegawczych na raz. 

background image

 
Kolacja była wyszukana i elegancka, ale nieco męcząca. Bella z ulgą 
myślała o chwili odpoczynku u boku Edwarda w czasie jazdy 
powrotnej do domu. W restauracji bała się rozmawiać na osobiste 
tematy. 
Tego wieczoru pierwszy raz w życiu chciała być kimś innym niż 
Isabellą Marie Swan. Jakąś wyrafinowaną, wspaniałą kobietą, na jaką 
zasługiwał Edward, a nie samotną matką, ubierającą się jak 
prowincjonalna stara panna. Miała do siebie pretensję, że tak mało 
ć

wiczy, a tak dużo je. Mogła chociaż sięgnąć po kasetę z aerobikiem 

Jane Fondy, która od czasu narodzin Seth’a walała się po kątach jej 
domu. Westchnęła ciężko i wytarła spoconą dłoń w sukienkę. 
Wsiedli do samochodu i ruszyli w milczeniu. Noc była gwiaździsta 
przez otwarty dach wpadał do środka chłodny powiew wietrzyku. 
Edward prowadził pewnie i spokojnie. Nie spuszczał oczu z drogi, ale 
prawą dłonią błądził po udzie Belli. Poczuła silny dreszcz i 
powstrzymała jego rękę. Nie mogła pozwolić sobie na emocje o takiej 
skali, gdy jechali przez miasto. Pod wpływem spojrzenia Edwarda 
zadrżała ponownie. 
- Spokojnie, maleńka. Zaraz będziemy w domu. - Po chwili milczenia 
dodał: - Obiecałem ci wieczór pełen niespodzianek. Zamierzam 
dotrzymać przyrzeczenia. 
Był jakiś dziwny. Momentami Bella czuła się tak, jakby spotkała się z 
kimś nieznajomym. Miał na sobie elegancki garnitur i jedwabny 
krawat. W czasie kolacji zachowywał się jak stały bywalec 
wyszukanych restauracji. Znał się świetnie na winach, a francuskie 
nazwy potraw wymieniał z pewnością siebie godną paryżanina. No i 
muzyka. Edward zwykle słuchał country i podśpiewywał do wtóru 
melodii dobiegającej z radia. Dzisiaj włożył do odtwarzacza 
kompaktowego płytę z instrumentalnym jazzem, od którego rozbolała 
ją głowa. 
Przeczucie podpowiadało jej, że nie zależało mu na tym, by dobrze się 
tego wieczora bawić. Miał inny cel - uwieść ją. I robił to z zimną 
krwią. Była na niego wściekła. Pogodziła się z faktem, że on nie chce 
poważnego związku, ale nie pozwoli mu się traktować jak zdobycz na 
jedną noc. Oboje zasługiwali na coś więcej. 
- Lepiej wysadź mnie koło domu - poprosiła cicho. 
- Dlaczego? 

background image

- Chyba niezbyt dobrze się ze mną bawisz - powiedziała, chwytając za 
klamkę. 
- Zamierzam dobrze się z tobą bawić, maleńka - odparł, obrzucając ją 
płomiennym spojrzeniem. 
Ujął jej dłoń i uniósł ją do ust. Całował i ssał każdy z palców po kolei. 
Bella czuła, jak ogrania ją ciepła fala pożądania, ale postanowiła się 
nie poddawać. Nie będą nią rządziły hormony. 
- Dziękuję Edward, ale nic z tego nie będzie. Chcę być z mężczyzną, 
który lubi moje towarzystwo, tak jak ja lubię jego. 
- Lubię być z tobą. 
Schylił się, by ją pocałować. Po kilku sekundach Bella odsunęła się od 
niego. 
- Za bardzo skupiasz się na tym, by mnie uwieść. Wydawało mi się, że 
cię znam, ale najwyraźniej się pomyliłam. 
Milczał. Wiedziała, że czeka na jej wyjaśnienia. 
- Mężczyzna, którego znam, ubiera się wygodnie, a niekoniecznie 
modnie, i słucha muzyki country, a nie jakiegoś wymyślnego jazzu. 
- Myślałem, że lubisz jazz. 
- Nie o to chodzi. 
- A o co? 
- Mam wrażenie, jakby cię tu nie było. Jakbyś włożył swoje ciało jak 
kostium na urządzenie, które jest zaprogramowane na uwodzenie. 
Pragnę cię, Edward. Ale to nie wszystko. Jesteś dla mnie ważny. Nie 
potrafię być kobietą na jedną noc. Nie zrobię tego nawet dla ciebie. 
Otworzyła drzwi samochodu i spojrzała na Edwarda. Siedział w ciszy, 
zastanawiając się nad jej słowami. 
- Dziękuję za miłą kolację - wykrztusił w końcu. 
Odeszła, nie oglądając się za siebie. Przypomniała sobie o środkach 
antykoncepcyjnych, które miała w torebce. Czuła rozczarowanie. 
Prawie płakała. 
- Bells? 
Zatrzymała się. Pierwszy raz tego wieczoru nazwał ją inaczej niż 
„maleńka". 
- Zostań, proszę. 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 
 
Stała bez ruchu. Po raz pierwszy tego wieczoru Edward nie był 
pewien, czy naprawdę chce iść z tą kobietą do łóżka. Zastanawiał się 
nad czystością własnych intencji i uczciwością, w którą zwątpił po raz 
pierwszy w życiu. Spodziewał się, że zaciągnie ją do łóżka równie 
łatwo, jak wszystkie inne kobiety. Miał swoje niezawodne sposoby 
Casanovy. Ale na Bellę one najwyraźniej nie działały. Chciała odejść i 
on to szanował, ale nie mógł na to pozwolić. Nie teraz, kiedy znalazł 
się tak blisko czegoś, czego szukał przez całe życie... 
- Bells, przepraszam. Ja... 
Podeszła do niego. Czuł jej oddech. Odległość jednak pozostała i 
mogła okazać się trudna do przebycia. 
- Denerwujesz się, Edward? 
Nerwy? O różne rzeczy mógł siebie podejrzewać, ale nie o 
nerwowość. Wzruszył ramionami. 
- Nie wiem. Może. 
- Ja jestem zdenerwowana - przyznała z westchnieniem, ledwo 
powstrzymując łzy. - Przestraszona i niezdecydowana. Ale chcę... 
- Cicho, Bells - powiedział, słysząc, jak załamuje się jej glos. - To co, 
idziemy do środka? - zapytał po kilku minutach milczenia. 
Skinęła głową. Ruszyli, objęci. 
Edward doznał prawdziwej satysfakcji. Była w jego domu. Wciąż 
jednak bardzo spięta. Postanowił więc dać jej trochę czasu i wpierw 
odzyskać zaufanie. 
- Zaraz wracam - powiedział. 
Przeszedł przez przedpokój do kuchni i wyjął butelkę wina z lodówki. 
Wspomniał noc, kiedy pierwszy raz pocałował Bellę. Była wtedy 
pewna, że on zaraz zniknie z jej życia. On zresztą też sądził, że tak się 
stanie. Przypomniał sobie jej ciepłe, słodkie usta i miękki dotyk piersi. 
W odpowiedzi na te myśli jego ciało zesztywniało. Jęknął głośno i 
pomyślał, że nie wytrzyma już dłużej. Weźmie ją, kiedy tylko 
znajdzie się w salonie. 
- Edward? 
Bał się odwrócić i spojrzeć na nią. Nie chciał widzieć w jej oczach 
strachu i bólu. Ależ z niego brutal. Najpierw potraktował ją jak łatwą 
zdobycz na jedną noc, a potem zostawił samą w salonie. Aby kochać 
się z kobietą, nie wystarczy znajomość różnych pozycji i technik. 

background image

- Edward? 
Stała boso w drzwiach do przedpokoju. Miała piękne stopy. Przez 
moment myślał tylko o tym, by je obsypać pocałunkami. Wskazał na 
otwartą butelkę i dwa kieliszki. 
- Masz ochotę się napić? 
Nie miała. Chyba nadal bardzo się denerwowała. 
- Chodź - powiedział, prowadząc ją na piętro do sypialni. - Setki razy 
wyobrażałem sobie ciebie na tym łóżku. Chcę to zobaczyć. 
- Kiedy nad nim pracowałam, też myślałam o tobie – wyznała 
nieśmiało. 
Edward przypomniał sobie, że Bella nie przywykła do spania z 
mężczyzną, który nie jest jej mężem. Podejrzewał nawet, że w całym 
swoim życiu miała tylko jednego mężczyznę. Zdenerwował się 
jeszcze bardziej. Zasługiwała na dużo więcej, niż potrafił jej dać. 
Jednakże czekoladowe oczy wpatrywały się w niego z pożądaniem i 
nadzieją. Liczyła na niego. Musiał jej pomóc. Skrzywił się, 
zachowywał się, jakby seks był czarną robotą. Może dowcip poprawi 
trochę atmosferę. 
- Wolałbym, żebyś popracowała nade mną. 
- Boże, Ed, jak się cieszę, że jesteś znowu sobą – roześmiała się w 
głos. 
- Czemu? 
- Bo jesteś wtedy jakby bliżej. 
- Chcesz zbliżyć się do mnie? - zapytał poważnie. 
Bella znalazła się wreszcie w miejscu, do którego idealnie pasowała - 
w jego sypialni. Mimo wszystko nie potrafił jednak uwierzyć, że 
zostanie, że nie ucieknie od niego. Objął ją mocno. Obsypał 
pocałunkami twarz i nasadę nosa. Bella wsunęła dłonie pod 
marynarkę Edwarda i pieściła jego plecy. Jęknął namiętnie. Zsunęła 
ręce niżej. Paznokciem gładziła linię między plecami a pośladkami. 
- Dobrze? - zapytała odważnie. 
Muskała delikatnie jego plecy, potem tors i ramiona, aż dotarła do 
węzła krawata. 
- Co byś powiedział, gdybym to z ciebie zdjęła? 
- Jestem za, maleńka. 
Zesztywniała, ale nie odsunęła się od niego. 
- Nie nazywaj mnie „maleńka". 
Ugryzł ją delikatnie w dolną wargę. 

background image

- Dlaczego? 
- Bo tak mówisz do wszystkich kobiet. 
- Nieprawda. 
Gładził delikatnie jej ciało. Miała na sobie sukienką o ciekawym kroju 
z dobrze ukrytym zamkiem błyskawicznym. W końcu jednak udało 
mu się go znaleźć i wyłuskać ją z ubrania. Koronka, którą obszyta 
była halka, wydawała się gruba i szorstka w porównaniu z jedwabiście 
gładką skórą Belli. Edward przesunął kciukiem wzdłuż jej kręgosłupa, 
wywołując u Bells zmysłowy dreszcz. Przeczuwał, że będzie idealną 
kochanką. I tylko to się liczyło. 
Położył ją na łóżku i przylgnął wargami do jej ust. Pocałunek był 
długi i ognisty. Zapowiadał to, co miało nadejść później. Bella 
rozwiązała mu krawat i zaczęła rozpinać guziki koszuli. Jęczał głośno, 
czując palce błądzące coraz niżej po jego torsie. Zatrzymały się przy 
klamrze paska. Edward nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy Bellę 
zupełnie nagą. Zsunął z niej halkę. Miała idealne ciało. Nawet jej 
brzuch pozostał płaski i sprężysty, mimo że była matką. Sięgnął do jej 
pleców, by rozpiąć koronkowy stanik. Pogłaskał jasnoróżowe sutki. 
Czuł, jak twardnieją pod wpływem pieszczoty. Przesunął wokół nich 
językiem, po czym brał je po kolei w usta i ssał delikatnie. Bella 
uniosła wysoko biodra. Zaczął pieścić ją przez cienki materiał fig. 
Wiła się pod nim z rozkoszy. Wydawało mu się, że nie wytrzyma ani 
chwili dłużej. 
- Ed... 
Mocował się z paskiem przy spodniach, chcąc w końcu pozbyć się 
ubrania. 
- Och, Ed... - powiedziała, przytrzymując jego ręce. 
- O co chodzi? 
Chyba nie chce, żeby teraz przestał!? 
- Mam coś dla ciebie. 
- Ja też mam coś dla ciebie. - Uśmiechnął się figlarnie. - Tylko mnie 
puść. 
- Nie o tym mówię. - Bella zrobiła się czerwona jak burak. 
Edward musnął palcami jej piersi, patrząc, jak rumieniec spływa w dół 
jej szyi i dekoltu. 
- To gdzie ten prezent? 
- W torebce. 

background image

Przechylił się i podniósł jej torebkę z podłogi. Już się domyślał, o co 
chodziło. 
- To takie żenujące - powiedziała i wzięła od niego torebkę. Wydobyła 
ze środka paczkę prezerwatyw i jakieś kobiece środki zapobiegawcze, 
których Edward nie znał. 
- Nie wstydź się. Powinnaś być z siebie dumna. Wzięłaś sprawę w 
swoje ręce. Ale ja też o to zadbałem. – Otworzył szufladę nocnej 
szafki i wyjął foliowe opakowanie. - Twój prezent zostawimy na 
następny raz - wyszeptał. 
Pocałował ją, dając ujście całej czułości, jaka się w nim nagromadziła 
od początku ich znajomości. Jakby nie było jutra, jakby ta noc miała 
trwać bez końca. Pocałował Bellę tak, jak mężczyzna całuje tylko 
kobietę, którą kocha. 
Wstał i zdjął resztę ubrania z siebie i Belli. Położył się obok niej. 
Materac starego łóżka wydawał się sprzyjać kochankom. Edward 
napawał się bliskością ciała Belli i chciał przeciągnąć tę chwilę tak 
długo, jak to możliwe. Błądził dłonią po płaskim brzuchu Belli i 
masował delikatną skórę wokół pępka. Zachichotała i oddała mu 
pieszczotę. 
- Nie łaskocz mnie - powiedziała, gryząc go w ucho. 
Jego palce schodziły coraz niżej, wreszcie dotarły do najczulszego 
miejsca. Masował je aż poczuł, że Bella jest gotowa na jego przyjęcie. 
- Bells? - zapytał, by się upewnić, czy tego właśnie chce. 
- Tak, Ed. Proszę. 
Starał się poruszać wolno. Bella owinęła nogi wokół jego pasa 
dokładnie tak, jak to sobie wymarzył. Zagłębiał się w nią raz za 
razem, aż oboje znaleźli się na granicy zapomnienia. Usłyszał, jak 
Bella krzyczy jego imię. 
 
Bella obudziła się kilka godzin później. Od razu wiedziała, gdzie i z 
kim jest. Wszędzie rozpoznałaby te silne ramiona. Przytuliła się 
mocniej do Edwarda. Czuła, jak bije mu serce. Nikt dotąd nie 
wydawał jej się tak bliski jak on. Bawiła się sztywnymi włosami 
porastającymi jego klatkę piersiową. Ciekawe, czy będzie długo spał? 
Zaczęły się jej znowu kleić oczy, kiedy nagle uderzyła ją myśl, że 
przecież powinna wrócić przed świtem do domu. Nie chciała, by 
któryś z sąsiadów zobaczył, jak przemyka na drugą stronę ulicy. 

background image

Bardziej niż sąsiadów obawiała się jednak opinii Edwarda. Co będzie, 
jeśli się okaże, że ta noc nie różniła się dla niego niczym od wielu 
innych? 
- Bells? 
Szarpana wątpliwościami, nieświadomie wbiła paznokcie w jego 
ciało. 
- Co się dzieje, kochanie? 
- Nic, ja... - Jeszcze niedawno wydawało się jej, że nie ma nic 
gorszego niż kupowanie prezerwatyw. - Nie wiem, co powinnam 
powiedzieć albo zrobić. Czy powinnam teraz wyjść, czy zostać? 
Cholera, podręczniki savoir-vivre'u nie przewidują takich sytuacji. 
- A co byś chciała zrobić? - zapytał ze śmiechem. 
Zastanawiała się nad dowcipną ripostą, ale doszła do wniosku, że 
Edward oczekuje od niej szczerej odpowiedzi. 
- Nie wiem - przyznała w końcu. 
Odwróciła wzrok. Edward wpatrywał się w nią, oczekując odpowiedzi 
z taką... żarłocznością. 
- Lubię być w twoich ramionach - dodała. 
- Więc zostań. Śpij do rana obok mnie. 
Edward, chce żeby została. Czuła ogarniającą ją błogą radość... 
- A co z sąsiadami? 
Obrócił się na bok. 
- Jak to, co z sąsiadami? Bello, jesteś dorosła! Nie powinno ich 
obchodzić, co robisz. 
- Edward, mówię poważnie. Nie chcę, żeby opowiadano przy Seth’ie 
dowcipy o jego opętanej seksem matce. Nie chcę, żeby ludzie 
mówili... 
Przykrył jej usta dłonią. Popatrzyła na niego i zamknęła oczy. To 
upokarzające. Pewnie on też tak o niej myślał. Przy pierwszej 
nadarzającej się okazji wskoczyła do łóżka faceta, który okazał jej 
odrobinę zainteresowania. Chciała umrzeć. Nie mogła spojrzeć mu w 
oczy. Nagle poczuła na swoich wargach jego ciepły oddech, a zaraz 
potem długi pocałunek. Poddała mu się bez oporów. 
- Nie jesteś rozpustna - wyszeptał, kiedy skończył ją całować. - I nie 
mówmy już o tym. 
- Dobrze. 
Nie była specjalnie namiętną kobietą. Tak naprawdę nigdy nie 
brakowało jej miłości fizycznej, raczej pieszczot i czułości. Czegoś, 

background image

czego nie mógł jej dać Seth. Czegoś, czego, jak przypuszczała, nie 
chciał jej dać Edward. 
- Nie chodzi o seks... Nie wiem, po prostu chciałam jeszcze czegoś. 
- Ja też - powiedział po chwili. 
Leżał obok niej z ręką pod głową i wpatrywał się w baldachim. 
- Bliskości z drugim człowiekiem? - zapytała. 
Westchnął ciężko i żałośnie. 
- Nie. 
Uniosła się na łokciu, owijając szczelnie prześcieradłem. 
- Więc czego? 
- Tęsknię do tego, by być częścią rodziny, mówić po włosku i obżerać 
się w czasie świąt. Tęsknię do gwaru i śmiechu. 
Bądź częścią mojej rodziny, pomyślała Bella. Nauczę cię, jak się 
ś

miać. Nie potrafiła jednak powiedzieć tego na głos. Ugryzła się w 

język, by nie zadawać mu dalszych pytań. 
- Bello, tylko nie myśl, że jestem brakującą częścią twojej rodziny. 
Nie pozwolę sobie na związek z nikim. 
Opadła na plecy, nie chcąc, by odczytał z jej twarzy rozczarowanie. 
Ostatniej nocy podjęła ryzyko. Ostry ból świadczył o tym, jak bardzo 
pomyliła się w ocenie sytuacji. I co teraz? Drugi raz tej nocy musiała 
walczyć ze łzami. Kiedy tylko przestała się czuć zakłopotana, od razu 
jej przypomniał, że poza łóżkiem nic ich nie łączy. Urażona duma dała 
jej siłę, by odpowiedzieć. 
- Wcale cię nie zapraszałam do mojej rodziny. 
- Owszem, zapraszałaś. Ale zasługujesz na więcej, niż może ci dać 
taki wypalony facet jak ja. Wiedzieliśmy o tym oboje, zanim 
poszliśmy do łóżka. 
- Edwardzie Cullen, nie oczekuję od ciebie oświadczyn. 
Miał rację. Wiedziała, że nie zamierza się wiązać. Ale co innego 
wiedzieć, a co innego to usłyszeć. Wstała z łóżka i po omacku szukała 
porozrzucanych części ubrania. Bolało ją, że Edward nie powiedział 
ani słowa, kiedy wychodziła, ale właściwie trudno było tego od niego 
oczekiwać. Chwyciła pończochy i torebkę, zostawiając środki 
antykoncepcyjne. On będzie miał więcej okazji, by je zużyć. 
- Do pioruna. Bells, wracaj. 
Podskakiwał na jednej nodze, próbując wciągnąć jak najszybciej 
spodenki. Dotarło do niego, że jeśli pozwoli jej teraz odejść, więcej jej 
nie zobaczy. Będzie go unikała jak ognia... 

background image

- Isabello Swan, ja nie żartuję. Zaczekaj. 
Zatrzymała się, ale nie obejrzała do tyłu. Jej wyprostowana postawa 
podpowiedziała mu, że niełatwo będzie ją udobruchać. Rzeczywiście 
miał wyjątkowo niewyparzony jęzor. Nie zastanawiał się, tylko prosto 
z mostu mówił, co myślał. Ale, na Boga, nie chciał przecież jej zranić. 
Podszedł do Belli i przyciągnął ją ramieniem do siebie. Słyszał jej 
urywany oddech. 
- Edward - powiedziała łamiącym się głosem. - Nie dotykaj mnie, 
proszę. 
Odsunął się posłusznie. Zadał jej tyle bólu... 
- Przepraszam, nie powinienem był… 
Odwróciła się w jego stronę. Czekoladowe oczy błyszczały od łez. 
- To nie twoja wina, Edward. Wiedziałam, na co się decyduję. I 
obrażasz mnie sugerując, że zmusiłam się do pójścia z tobą do łóżka. 
- Do licha. Bello przecież wiem... 
- Więc dlaczego nalegasz, żebyśmy rozmawiali o tym... związku? 
Flircie na jedną noc? 
- To nie tak. - Przyciągnął ją znowu do siebie. – Próbuję być uczciwy. 
Daleko mi do ideału. Myślałem, że dawno to zauważyłaś. Zasługujesz 
na coś lepszego. 
- Och, jesteś dla siebie zbyt surowy. 
- A ty za łatwo wybaczasz. Wiem, że nie jestem specjalnie dobrym 
wzorem dla Seth’a. Ale do diaska, kobieto, teraz cię stąd nie 
wypuszczę. 
Uniósł ją do góry, wrócił do sypialni i położył na antycznym łóżku, 
które należało bardziej do niej niż do niego. Instynktownie czuł, że to 
bynajmniej nie jest koniec. Wiedział również, że nie jest to 
rozwiązanie problemu, przed którym stanęli. Teraz jednak myślał 
tylko o jednym. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 
 
Niepokój nie pozwolił jej już zasnąć. Próbowała nie martwić się na 
zapas i maksymalnie wykorzystać czas spędzony z Edwardem. Ważny 
jest każdy dzień. Nie potrafiła jednak przestać zastanawiać się nad 
tym, jak przekonać Edwarda, że oboje zasługują na szczęśliwe życie 
razem. 
Umówiła się z matką, że odbierze Seth’a dopiero po szkole, miała 
więc sporo czasu. Spojrzała na zegarek i zdziwiła się, że jest już 
jedenasta. Przez zasłony sięgające do podłogi przeświecało słońce. 
Łóżko było jak bezludna wyspa z dala od cywilizacji. Bella leżała 
spokojnie, słuchając zgodnego bicia serc dwojga kochanków i 
rozkoszując się tą chwilą. Na podłodze walały się porozrzucane 
bezładnie części ubrania. Stanowiły jawny dowód na to, jak dalece 
ona i Edward stracili nad sobą wczoraj kontrolę. Bella zarumieniła się 
na to wspomnienie. Nigdy nie doświadczyła takiej pasji, kochając się 
z Jacobem. Czuła, jakby dopiero przy Edwardzie stała się kobietą. 
Przytuliła się do niego mocniej i zmartwiała, czując, jak rośnie jego 
podniecenie. Odsunęła się, ale zaraz wróciła do poprzedniej pozycji, 
tęskniąc za ciepłem męskiego ciała. Edward mamrotał coś, pogrążony 
w głębokim śnie. Przeciągnął się, odrzucając niżej prześcieradło. Nie 
zdając sobie zupełnie z tego sprawy. 
Bella przesunęła dłonią po jego owłosionym torsie. Zerwała się 
oszołomiona. Seks trochę ją przerażał i nigdy dotąd nie brała 
inicjatywy w swoje ręce. Edward zmienił wszystko. Przy nim nie 
chciała być tylko biernym obiektem zabiegów mężczyzny. Położyła 
się z powrotem obok niego i objęła go mocno. Był prawie zupełnie 
nagi. Leżała, patrząc na jego muskularny tors. Było w nim coś 
pierwotnego. Pomyślała, że lepiej pasowałby do życia w czasach 
prehistorycznych. Miał potrzebę zdobywania. Był bardziej 
wojownikiem niż cywilizowanym dżentelmenem. Zaskoczona, 
musiała przyznać, że jej to odpowiada. 
Trzeba wstawać. Teraz albo nigdy. Nie chcąc zostawić Edwarda 
zupełnie bez przykrycia, sięgnęła po leżący w nogach łóżka 
wypłowiały szal. Przy okazji ściągnęła również prześcieradło. Edward 
leżał przed nią zupełnie nagi. W dziennym świetle wyglądał inaczej. 
Wstrzymała dech i usiadła na brzegu materaca. Bez wątpienia 
Edwarda miał wspaniałe ciało. Ogarnęła ją ochota, by położyć się na 

background image

nim. By znowu się z nim kochać. Sprawić, by on ją pokochał. Ale 
wiedziała, że to byłoby nieuczciwe zagranie. Najbardziej na świecie 
chciała związku z Edwardem, ale nie mogła używać seksu jako 
elementu przetargowego. 
Owinęła się prześcieradłem i rozpoczęła poszukiwanie kolejnych 
części swojego ubrania. Za jej plecami skrzypnęły sprężyny łóżka. To 
Edward przetoczył się we śnie na brzuch. Dalej grzebała w stercie 
ubrań. Wyciągnęła koszulę Edwarda, jedną z tych, które mu 
podarowała. Wtuliła w nią twarz i wdychała podniecający zapach 
ukochanego mężczyzny, którym koszula była przesiąknięta. Zarzuciła 
ją na siebie, pozwalając prześcieradłu opaść na podłogę. Zapięła 
guziki Podeszła z powrotem do łóżka i spojrzała na Edwarda. 
Rzeczywiście ma zgrabną pupę. pomyślała z uśmiechem. Palce aż ją 
ś

wierzbiły, by go dotknąć. Pieszczotliwie przesunęła dłonią po jego 

plecach. Miał taką ciepłą, jędrną skórę... Poruszył się. Całą dłonią 
masowała jego sprężyste pośladki. Posuwała się coraz niżej, aż doszła 
do stóp. Nie ma prawa robić nic więcej. Przecież on, na Boga, śpi! 
Szybkim ruchem zarzuciła na niego prześcieradło. 
Uciekła z sypialni, jakby gonił ją sam diabeł. 
 
Promienie słoika tańczyły na ścianach. Edward po raz pierwszy od lat 
czuł się zadowolony z życia i to go przerażało. Bella nie 
przypuszczała nawet, jak bardzo go zmieniła. Po nocy spędzonej z nią 
nie był już tym samym człowiekiem. 
Przeciągnął się i ziewnął szeroko, po czym wstał i wciągnął na siebie 
wypłowiałe drelichowe spodenki. Znieruchomiał nagle na dźwięk 
zbliżających się kroków. Błysnęła mu myśl, by wskoczyć z powrotem 
do łóżka i zobaczyć, czy Bella do niego dołączy. 
Jej widok odebrał mu dech w piersiach. Była tak delikatna, słodka. 
Włosy swobodnie tańczyły wokół jej twarzy. Były jak żywe 
zwierzątka - miałby ochotę je ujarzmić. Koszula podkreślała kobiece 
kształty i nagle poczuł, że spodenki zaczynają go uwierać. Bella 
uśmiechnęła się nieśmiało. 
- Nastawiłam wodę na kawę - powiedziała, przerywając milczenie. 
Miała wciąż niski, zaspany głos. Patrzyła zawstydzona w jakiś punkt 
ponad ramieniem Edwarda. Wiedział, że przypomniała sobie swoje 
zuchwałe zachowanie sprzed kilku minut. 
Otworzył ramiona, a ona podeszła i przytuliła się do niego. 

background image

- Bells, maleńka, ja przy tobie oszaleję. Dlaczego zostawiłaś mnie 
samego? 
- Nie spałeś? - spytała łamiącym się z zażenowania głosem. 
Ukryła twarz na jego piersi. Wiedział, że oblała się rumieńcem. 
Uniósł jej podbródek i zmusił, by na niego spojrzała. 
- Czemu nie zostałaś? 
Milczała. Edward pocałował ją, a ona w odpowiedzi zarzuciła mu ręce 
na szyję. Wplątał jedną rękę w jej włosy, drugą błądził coraz niżej po 
plecach. Wsunął dłoń pod koszulę, którą miała na sobie, i ze 
zdziwieniem stwierdził, że jest zupełnie naga. Wcisnął nogę między 
jej uda i poczuł wilgotne ciepło. Obsypywał pocałunkami jej szyję i 
dekolt. Niżej czekały na niego nabrzmiałe piersi z twardymi sutkami. 
Dmuchał na nie delikatnie i ssał przez cienki materiał koszuli. Bella 
gwałtownie przyciągnęła Edwarda do siebie. Nie przerwał pieszczoty, 
choć prawie stracił równowagę, kiedy ciałem Belli szarpnął dreszcz 
rozkoszy. Jemu samemu wydawało się, że zaraz eksploduje. Musiał 
znaleźć się w niej, i to natychmiast. Zaczął przesuwać się w stronę 
łóżka. Ramieniem odsunął cienką zasłonkę. Bella jęknęła, kiedy rzucił 
ją na posłanie, i to przywołało go do rozsądku. 
Spokojnie, człowieku, powiedział sobie w duchu. Nic potrafił się przy 
niej kontrolować, a to mogło zniweczyć jego plany. 
- Och, przepraszam, maleńka. 
- Ed, pośpiesz się. 
Gdyby usłyszał te słowa w innej sytuacji, bardzo by go rozśmieszyły. 
Teraz jednak balansował na krawędzi. Zrzucił szybko spodenki i 
sięgnął po pudełko z prezerwatywami. Stało na nocnej szafce, tam, 
gdzie je zostawili. 
Tymczasem Bella zdjęła koszulę i czekała na niego z otwartymi 
ramionami, leżąc na poduszkach. Uświadomił sobie, że ją kocha. 
Położył się na niej. Ich usta i języki się spotkały. Wszedł w nią i 
zaczęli poruszać się zgodnym rytmem, aż doznali spełnienia. 
 
Kilka minut później Edward czuł, jak powoli zapada w objęcia 
Morfeusza. 
- Może Adriano? - zapytała Cass. 
- Cooo? 
- No, twoje drugie imię. 
- Nie. To Ant... - zaczął i ugryzł się w język. - Nie powiem. 

background image

Roześmiała się. Edward wiedział, że już nie zaśnie, ale wcale tego nie 
ż

ałował. Coś mu podpowiadało, że należy maksymalnie wykorzystać 

każdą spędzoną z Bellą chwilę. 
 
Bella siedziała przy oknie i patrzyła, jak po szybie spływają, smugi 
deszczu. Edward zasugerował, by przenieśli się do jej domu zaraz po 
lunchu, na wypadek gdyby Seth ich potrzebował. Wzruszyła ją ta 
troska Edwarda o jej syna. 
Pogoda przypominała aurę typową dla końca grudnia. Bella pomyślała 
o Bożym Narodzeniu. Nie pozwoli, by Edward spędził je samotnie. 
Ona i Seth zmuszą go do przyjścia do nich bez względu na to, czy mu 
się to podoba, czy nie. Czas już zresztą pomyśleć o przygotowaniach 
do świąt. 
Edward podszedł do niej od tyłu i otoczył ją ramieniem. Poddała się 
chętnie pieszczocie. Czuła się tak, jakby wróciła do domu. 
Westchnęła. Zachowywała się jak bohaterka kiepskiego melodramatu. 
- W tym tygodniu muszę kupić choinkę. 
- Może poszlibyśmy po nią zaraz? 
Ta propozycja znaczyła dla niej więcej niż wiązanka róż. 
- Na pewno masz na to ochotę? 
- Idź po kurtkę. 
- Musimy najpierw odebrać Seth’a. 
Popatrzył na nią z wyrzutem. 
- Przecież wiem. 
Wzruszyła ramionami i powstrzymała cisnący się jej na usta uśmiech. 
Wydawało mu się, że potrafi grać, a ona bez trudu czytała w nim jak 
w otwartej księdze. Wiedziała, że w ciągu ostatnich kilku tygodniu 
Seth bardzo się przywiązał do sąsiada, ale nie zdawała sobie sprawy, 
ż

e Edward odwzajemnia to uczucie. 

- Pojedziemy moim samochodem? - zapytała. 
- Może być. Ja prowadzę. 
- Czemu akurat ty? - zapytała, wkładając wyblakłą kurtkę. 
- No, bo... 
- Tak? 
Wiedziała, że chciał wygłosić jakąś głupią uwagę, jakoby mężczyźni 
byli lepszymi kierowcami. 
- Lubię prowadzić - odpowiedział dyplomatycznie. 

background image

Kiedy wychodzili na zewnątrz, zrobił coś, co zdarzyło mu się po raz 
pierwszy: otworzył przed nią drzwi. 
- Niech ci się nie wydaje, że wystarczy jeden rycerski gest, by 
wynagrodzić twoje wcześniejsze zachowanie. 
- Kochanie, mówiłem ci, że nie jestem dżentelmenem. 
Bella przyglądała się, jak otwiera drzwiczki samochodu od strony 
kierowcy, i pomyślała, że to nieprawda. Miał w sobie więcej z 
dżentelmena niż wszyscy znani jej mężczyźni. 
- Na pewno nie przeszkadza ci, że musimy pojechać po Seth’a? - 
zapytała, gdy ruszali z podjazdu. 
- Nic a nic. 
 
Seth wybiegł z domu matki Belli, kiedy tylko podjechali. Bella 
myślała, że się rozpłacze, kiedy mały synek rzucił się w jej objęcia. 
- Mamo, strasznie za tobą tęskniłem. 
- Ja też, słonko. 
Pocałowała go w czubek głowy. Seth spojrzał na Edwarda, potem 
znowu na nią z wyraźnym zaciekawieniem. Chciał wiedzieć, czy 
może przytulić się do Edwarda. Bella jednak nie była pewna reakcji 
Edwarda, na wszelki wypadek więc pokręciła przecząco głową. 
- Dzień dobry, Edward - powiedział Seth. 
- Cześć, stary. 
Na twarzy Edwarda odmalowało się coś, co mogło być 
rozczarowaniem. Bella pomyślała, że może jednak chciał przywitać 
się z Seth’em bardziej serdecznie. 
- Co robimy? - zapytał chłopiec. 
- Chyba już czas kupić choinkę. 
- Super! - wrzasnął mały. - Poczekajcie na mnie minutkę. 
Bella miała uczucie, że w duszy Edwarda cos pękło. Zniknęła bariera, 
którą budował przez ostatnie lata. Coś, co ukrywał głęboko, nagle 
znowu ujrzało światło dzienne. 

 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 
 
Plac z choinkami wypełniał przedświąteczny zgiełk. Wokół drzewek 
kłębił się rozentuzjazmowany tłum. Z głośników płynęły kolędy. 
- Ta mi się podoba - powiedział Seth. 
Edward popatrzył na drapaka, którego wskazał mały, i zagryzł wargi, 
by nic wybuchnąć śmiechem. Chciał poprzeć decyzję Seth’a, 
pamiętał, jakie to ważne dla chłopca w tym wieku, ale nie wiedział, co 
ma powiedzieć. 
- Jak myślisz, Bello? - zapytał. 
- Chyba trochę za... duża. 
Edward wzruszył ramionami w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie 
i dodał: 
- Będzie dotykać sufitu. 
Miał nadzieję, że tego właśnie od niego oczekiwała. Nie umiał 
załatwiać takich spraw jak prawdziwy ojciec. 
Seth przestępował z nogi na nogę. 
- Och, mamo, przecież możemy ją skrócić. 
Jak ona potrafiła oprzeć się prośbie chłopca, dziwił się Edward. 
Gdyby Seth był jego synem. rozpuściłby go zbytnim pobłażaniem. 
Bella położyła rękę na ramionkach dziecka. 
- Nie, nie możemy. Pamiętasz, co było w zeszłym roku? 
Wybuchnęli śmiechem. Edward nie mógł znieść ogromu miłości, jaką 
darzyli się matka i syn. Jednocześnie rosła w nim... zazdrość? Patrząc 
na nich, czuł się osamotniony i odseparowany od życia. Musiał sobie 
przypominać, że przecież jest szczęśliwy. 
- Chodźcie dalej. Mam inną choinkę na oku – powiedziała Bella. 
Wyciągnęła ze sterty drzewek średniej wielkości sosnę. Doskonały 
wybór, pomyślał Edward. Zmieści się w salonie bez potrzeby 
przycinania. Nie było się nad czym zastanawiać. 
- Może być, mamo. - Seth uważnie obejrzał choinkę. 
Edward nie mógł uwierzyć, że właśnie wybiera i kupuje świąteczne 
drzewko. Przypomniał sobie wspólne wyprawy z ojcem. W jego 
rodzinie zdobycie choinki zawsze należało do mężczyzn. 
- Edward, co o tym myślisz? - zapytała Bella. - Podoba ci się ? 
Nie mógł znieść widoku jej pełnej ufności twarzy. Chciał porwać ją w 
ramiona. Zapewnić jej i jej synowi wszystko, czego mogliby 
potrzebować. 

background image

- Jest wspaniała. Nigdy nie widziałem piękniejszej. No, z wyjątkiem 
tej, którą wybrał Seth. 
- Przestań, Edward. Ta jest lepsza. Chodźmy zapłacić. – Chłopiec 
wziął Edwarda za rękę. - A ty, mamo, pilnuj drzewka. 
Edward zachichotał. Jak na takiego malca, Seth potrafił rozstawiać 
innych po kątach. 
Kiedy dotarli do kasy, Edwarda znowu ogarnęły wspomnienia. 
Targował się ocenę, jak kiedyś jego ojciec. Seth popędził do matki, by 
poinformować ją jak najszybciej, że sprawa załatwiona. 
- Ładnego ma pan dzieciaka - powiedział sprzedawca do Edwarda. 
W pierwszym odruchu Edward chciał skorygować pomyłkę. Jednak 
milczał. Popatrzył za Seth’em znikającym właśnie za rogiem i 
odwrócił się w stronę swego rozmówcy. 
- To prawda. 
Bella uśmiechnęła się do niego z daleka. Edward odpowiedział jej tym 
samym i zmierzwił włosy na głowie Seth’a. Wziął choinkę pod pachę 
i wszyscy poszli w stronę samochodu. Seth pomógł mu zabezpieczyć 
drzewko mocnym sznurkiem. 
- Wsiadajcie, chłopcy. Kiedy przyjedziemy do domu dostaniecie po 
filiżance gorącej czekolady - obiecała Bella. 
Prowadząc samochód, Edward rozmyślał nad swoją przemianą. 
Pomysł, by być dla Seth’a ojcem, coraz bardziej mu się podobał. I to 
go przerażało. 
Dobry humor Edwarda okazał się zaraźliwy. Wszyscy troje 
przekomarzali się ze sobą. śmiali głośno, śpiewali na całe gardło 
kolędy. Bella szukała choinkowych lampek w pudełkach ze 
ś

wiątecznymi ozdobami. Znalazła je w ostatnim, na samym dnie. 

Sznury były mocno splątane. 
- No nareszcie. Są. 
Edward spojrzał na to, co trzymała w dłoni. 
- Coś ty, do cholery, z nimi zrobiła? 
- Edward! - powiedziała ostro. Myślała, że się już oduczył 
przeklinania. 
- Bello! - odpowiedział jej grymasem. - Rozwieś te lampki, a ja 
spróbuję je naprawić. 
- Mama nie jest zbyt zręczna - wtrącił się Seth. 
- To prawda. 

background image

Uśmiechnęli się do siebie. Edward przypomniał sobie ten dzień, kiedy 
Bella pomagała mu w naprawie dachu. Doskonale wiedział, że do prac 
typowo męskich ma dwie lewe ręce. 
- Ale nie powinieneś obrzucać jej przekleństwami. 
Bella zagryzła wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. Edward pogłaskał 
Seth’a po głowic. 
- Masz rację, synu. Bello, przyjmij moje przeprosiny. 
Edward Cullen ją przeprasza! Teraz Bella nie mogła już powstrzymać 
się od uśmiechu. Z miny Edwarda wywnioskowała, że pała żądzą 
zemsty. Puściła do niego oko. Niech nie myśli, że ona się go boi. 
- Naprawcie lampki, a ja pójdę do kuchni i zajmę się ciasteczkami. 
- Kuchnia to właściwe miejsce dla kobiety. 
Słowa Edwarda skierowane do jej syna dotarły do niej, kiedy była już 
za progiem salonu. Wiedziała, że powiedział to specjalnie, by ją 
rozzłościć, postanowiła więc puścić ten komentarz mimo uszu. 
Odegram się później, kiedy będziemy sami, pomyślała. 
Wyjęła z lodówki ciasto, rozwałkowała je, wykroiła ciastka i ułożyła 
ostrożnie na blasze. Nagle opanowało ją wrażenie, że ktoś się jej 
przygląda. Obejrzała się i zobaczyła Edwarda stojącego w drzwiach. 
- Gdzie Seth? - zapytała. 
- Poprosiłem go, by wyprowadził Tundrę. Masz coś przeciwko temu? 
- Nie, czemu? 
- Czy ja wiem? Do diabła. Bello, nie powinnaś zostawiać go ze mną. 
Skąd wiesz, jaki mam na niego wpływ? Wciąż przeklinam. 
- W rozmowie z nim? 
- Pewnie, że nie. Ale sama wiesz, jaki jestem. 
Fakt, że martwił się swoim słownictwem, był dla niej najlepszą 
rekomendacją. 
- Nie martw się. Seth wie, że za przeklinanie czeka go kara. 
- Ukarzesz go za coś, czego nauczył się ode mnie? – zapytał Edward z 
niedowierzaniem. 
- Nie bój się, za to nie grozi mu lanie. Po prostu nie dostanie deseru. 
- Żartujesz? 
- Sama czasem używam brzydkich słów. Musieliśmy wymyślić coś, 
co byłoby karą i dla niego, i dla mnie. 
- Świetny pomysł, Bello. 
- Dzięki. Usiądź i spróbuj ciastek. 

background image

- Nie. Będę się stosował do zasad obowiązujących w tym domu, 
dobrze? 
- Proszę bardzo, tylko czemu nie chcesz zjeść ciastka? 
- Używam brzydkich słów, odkąd skończyłem czternaście lat. 
Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. 
- Och, Ed... 
- Przestań tak na mnie patrzeć - powiedział zrzędliwym tonem. 
Podszedł do niej i zamknął ją w ciasnym uścisku. 
- Jak patrzeć? 
- Tak, że chcę wziąć cię na kolana i obsypać pocałunkami. 
Przesunęła zachęcająco językiem po wargach. Przyciągnął ją do 
siebie, na twarzy czuła jego ciepły oddech. Edward pochylił się i 
zaczął ją całować, a ona gładziła leciutko jego ramiona, szyję i głowę. 
Na dźwięk trzaskających drzwi wejściowych jak oparzona odskoczyła 
od Edwarda. Splotła ręce na piersi i kilka razy odetchnęła głęboko. 
- Rany - powiedział, przeczesując ręką kędzierzawe włosy. - Kobieto 
wodzisz mnie na pokuszenie. 
- Nie trzeba było zapuszczać się na mój teren – odparła zaczepnie. 
- Co masz na myśli? 
- Trzymaj się z dala od kuchni, jeśli nie jesteś w stanie znieść 
wysokiej temperatury. 
Edward roześmiał się głośno. Ona również była rozbawiona. Do 
kuchni wszedł Seth i rzucił się w stronę stygnących ciastek. 
- Seth, umyj ręce - powiedziała Bella. 
- Och, mamo! 
- Och, synu! 
Seth szybko opłukał ręce i wrócił do kuchni. 
- Co dziś na obiad? 
Bella jęknęła na myśl, że musi jeszcze ugotować obiad. 
- Co byś powiedział na pizzę? - zapytał Edward. 
- Suuper! - wrzasnął Seth. 
Bella nie oponowała. Poza wszystkim innym nie chciała by z 
Edwardem w domu. Nie ufała sobie. 
 
Wieczory były już teraz tak chłodne, że nawet Edward włożył sweter. 
Siedzieli obok siebie na werandzie, rozkoszując się ciszą i własną 
bliskością. Bella zawsze sobie wyobrażała, że tak powinno wyglądać 

background image

ż

ycie małżeńskie, ale Jacob nie miał czasu na przesiadywanie z nią 

przed domem. 
Ulica rozświetlona była ciepłym blaskiem latarni w formie 
przeróżnych Mikołajów w saniach z reniferami, którymi ozdobiono 
okoliczne domy. Bella czuła, że ogarnia ją spokój, jakiego nie zaznała 
od lat. 
- Edward, potrzebuję twojej rady. 
- Mów. 
Zajęty był właśnie przeciskaniem dłoni między jej swetrem a bluzką, 
którą miała pod spodem. Piersi nabrzmiały jej w oczekiwaniu na ten 
dotyk. 
- Przestań - chwyciła go za rękę. - Mówię poważnie. 
Westchnął teatralnie. 
- Dobra. Słucham. 
- Zdecydowałam, że zapiszę Seth’a od stycznia na lekcje karate. 
Właściwie to wykupiłam mu je jako prezent. 
- No i? - zapytał. 
- Nie jestem pewna czy to słuszna decyzja. Wspomniałeś kiedyś o 
sztukach walki i pomyślałam... 
Coś jej mówiło, że podjęła tę decyzję nie tylko pod wpływem 
Edwarda, ale i dla niego. 
- Nie wiem, Bello. Wierzę, że uprawianie sportu ma zbawienny 
wpływ na młodego człowieka, ale trudno przewidzieć, czy pomoże 
Seth’owi. Wschodnie techniki walki rozwijają na pewno 
samodyscyplinę. Gwarantuję ci, że będzie posłuszny, kiedy 
następnym razem każesz mu zostać w domu. 
- Ale czy to właściwa decyzja? 
- Nie pytaj mnie, Bello. Nie jestem jego ojcem. Nie mam 
doświadczenia. Nie umiem ci pomóc. 
Wstała i podeszła do barierki. Każda ich rozmowa czy kłótnia 
kończyła się w ten sam sposób. 
- Edwardzie Cullen, oszaleję przez ciebie. 
- Wiem. - Podszedł do niej i przytulił mocno do siebie. - Wiem, 
maleńka. Ale nie chciałbym ci źle doradzić. Naprawdę nie mam o tym 
zielonego pojęcia. 
- Dobrze. Nie zamierzałam przypierać cię do muru. 
- Skończyliśmy już rozmowę? - zapytał. 
Bawił się guzikiem jej swetra. Wiedziała, co mu chodzi po głowie. 

background image

- Tak. 
Rozpiął sweter i zaczął pieścić jej skórę przez cienki materiał koszuli. 
Pod dotykiem jego palców momentalnie twardniały jej sutki. Lekko 
ugryzł ją w szyję. Marzyła tylko o tym, by zedrzeć z siebie ubranie i 
rzucić się w jego objęcia. 
- A Seth? 
- Chyba musimy odłożyć to na inną noc - powiedział wyraźnie 
zawiedziony. 
Zapiął z powrotem jej sweter. Usiedli. 
- Włożę dziś moją frywolną koszulkę nocną. Dla ciebie - odezwała się 
po kilku minutach. 
- Jedźmy gdzieś razem na weekend - zaproponował Edward. 
Spojrzała mu w oczy. 
- Podejrzewam, że nie zamierzasz powiedzieć „tak". 
Wcale nie wyglądał na zrezygnowanego albo rozczarowanego. Chyba 
wiedział, że ona nie może ot, tak sobie wyjechać, zostawiając syna u 
babci. 
- Dołożę coś na przynętę - powiedział, całując jej brew. - Weźmy 
Seth’a i jedźmy do Busch Gardens w Tampie. 
- Wybierzmy się raczej w jakieś ciekawe miejsce w okolicy. 
- W okolicy? Dokąd? Do Disneylandu? Naprawdę chcesz przebijać się 
przez te tłumy? 
- Wiem tylko, że nic chcę wyjechać zbyt daleko przed samymi 
ś

więtami. Muszę zrobić jeszcze milion rzeczy. 

- Dobrze, więc pojedziemy po świętach. 
Zgodziła się. Siedzieli dalej w milczeniu, aż ziąb zmusił ich do 
odwrotu. Edward pocałował ją i poszedł do siebie. 
Bella wiedziała, co przede wszystkim zrobi przed świętami. 
Oświadczy się Edwardowi Cullenowi. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 
 
Edward rozkoszował się powiewem zimnego powietrza na twarzy. 
Odbywał właśnie swój zwykły trening po okolicy. Tundra zataczała 
wokół niego koła - raz była przed nim, raz daleko w tyle. Próbował 
nie zwracać uwagi na pytania kłębiące się w jego głowie. Dotyczyły 
ż

ycia, miłości, Belli... Ciągnęło go do niej i jej rodziny jak alkoholika 

do sklepu monopolowego. A miał się przecież nie angażować. 
Zbliżające się święta bynajmniej nie polepszały sytuacji. Może dobrze 
byłoby odsunąć się od Belli i Seth’a. Przynajmniej na jakiś czas. 
Codziennie sobie powtarzał, że nie robi im krzywdy. A jednak się bał. 
Doświadczenia z przeszłości nauczyły go, że zbytnia zażyłość rodzi 
kłopoty i ból. 
Zwolnił, skręcając w swoją ulicę. Odruchowo spojrzał na dom Belli. 
Zaklął pod nosem. Ta idiotka wlazła bez asekuracji na drabinę i 
wiesza na dachu bożonarodzeniowe lampki. Czemu, do diabła, nie 
poprosiła go o pomoc? Taka z niej Zosia Samosia? Rozumiał, że przez 
lata wszystko robiła sama, ale już najwyższy czas, by nauczyła się 
korzystać z pomocy innych. 
Głośne szczekanie Tundry zdradziło jego obecność. Bella przylgnęła 
do drabiny i obejrzała się. Uśmiechnęła się tak promiennie, że Edward 
zapomniał o wszystkich wątpliwościach i obawach. Patrzył, jak Bella 
schodzi z drabiny, kołysząc biodrami. Jej zgrabną pupę ciasno opinały 
dżinsy. Edward objął ją w pasie i ściągnął w dół, a ona odwróciła się i 
pocałowała go namiętnie. 
Rozluźnił uścisk. 
- Co ty wyprawiasz? - zapytał, wskazując w górę. 
W odpowiedzi wzruszyła ramionami. 
Wszystko w niej kochał. Nawet to wzruszenie ramionami. W jego 
poprzednich romansach liczyła się tylko żądza. Przelotne związki bez 
znaczenia wypełnione były seksem. Nie pamiętał nawet imion 
tamtych kobiet. A ona była jak zaginiona druga połówka jego duszy. 
Ta, której już dawno urządził symboliczny pogrzeb. Udało się jej 
przeniknąć przez bariery, które postawił, i zmusić, by ją pokochał. 
Choć uczciwość nakazywała mu przyznać, że Bella do niczego go nie 
zmuszała. 
- Może ci pomóc z tymi lampkami? - zapytał. Przed oczami stanął mu 
obraz taty tłumaczącego matce, iż nie wszystko musi robić sama, że 

background image

wystarczy poprosić o pomoc. Pamiętał, jak tata uczył go, że 
mężczyźni powinni opiekować się kobietami, kochać je i bronić ich. 
Nie zapomnij o tym, synu, powtarzał. 
Wciąż słyszał te słowa. Podobieństw między związkiem jego 
rodziców a relacją jego i Belli było dużo więcej. I ją mógłby 
skrzywdzić, tak jak skrzywdził rodziców. 
Poczuł ucisk w gardle. Dobrze wiedział, że nie powinien był się z 
nikim wiązać. Czy nie wyciągnął żadnych wniosków ze śmierci 
rodziców? Ogarnął go zabobonny lęk, odziedziczony po matce: może 
wspomnienie rozmowy z ojcem to znak? Lepiej się teraz wycofać, 
zanim komuś stanie się krzywda. Poczuł, jak świat wali mu się na 
głowę. Opanowała go paniczna chęć ucieczki. 
Zanim Bella zdążyła odpowiedzieć na jego pytanie, zadzwonił telefon. 
- Wejdziesz? 
Nie, pomyślał, nie wejdę. Nie potrafił jednak tego z siebie wydusić. 
- Pewnie. 
Weszli razem do tego przytulnego domu. Bella odebrała telefon, a 
Edward włączył ekspres do kawy. Przez cały czas powtarzał sobie w 
myślach, że jest kawalerem i chodzi własnymi ścieżkami. Nie 
interesuje go małżeństwo i nie zmieni tego żadna kobieta o 
czekoladowych oczach. 
- Edward? 
- Co? 
- Seth znowu się pobił z kolegami. Nie może znaleźć sobie miejsca w 
nowej klasie. - Zmarszczyła czoło. Nie próbowała ukrywać troski i 
zdenerwowania. - Muszę pojechać po niego do szkoły. Zawieszono go 
w prawach ucznia. 
Odsunęła się od niego. Edward wyłączył ekspres i poszedł za nią do 
przedpokoju. Zniknęła gdzieś jego wola ucieczki. Przecież nie mógł 
teraz zostawić Belli samej. 
- Dlaczego go zawieszono? - zapytał, podając jej kurtkę. 
- Sprowokował bójkę. 
Edward szedł za nią, zastanawiając się, co powinien zrobić. Nie był 
pewien, czy chce z nią jechać. W końcu zdecydował, że w tym stanie i 
tak nie powinna sama prowadzić. 
- Pojadę z tobą. 

background image

W jej oczach błysnęła wdzięczność. Wyciągnęła do niego dłoń z 
kluczykami, ale nagle przypomniała sobie ich umowę: krótki związek 
bez zobowiązań. 
- Nie ma sprawy - powiedział, biorąc od niej kluczyki. - Chcę jechać. 
- Dzięki - rzuciła, okrążając samochód i zajmując w środku miejsce 
pasażera. 
Siedziała spięta, podczas jazdy wyglądała przez okno. Edward 
próbował nawiązać rozmowę, ale bezskutecznie. 
- Bello, jestem pewien, że z nim wszystko w porządku. 
- Skąd możesz o tym wiedzieć? 
- Uczyłem go samoobrony. 
Milczała tak długo, że się zdenerwował. Powinien był zapytać ją 
najpierw o zgodę. Opierał się tylko na zapewnieniach Seth’a, że nie 
będzie miała nic przeciwko lekcjom. 
- Pokazałem mu tylko kilka podstawowych ruchów. Nie można przy 
ich użyciu zrobić komuś krzywdy. To samoobrona. 
- Gdzie ja wtedy byłam? - zapytała. 
- Pojechałaś do miasta po otomanę pani Cope. 
- I co? Pojętny uczeń z mojego syna? 
- Tak. 
Zapadła długa cisza, w czasie której Edward czynił sobie w duchu 
wyrzuty. Gdyby nie uczył Seth’a samoobrony, chłopiec 
prawdopodobnie nie wdałby się w bójkę i nie siedział teraz na 
dywaniku u dyrektora. 
- Wspomniałaś o karate. Chciałem, żeby spróbował, czym to pachnie. 
Mogłabyś przecież wyrzucić pieniądze w błoto. 
Jakoś blado wypadały teraz wszystkie jego argumenty. Nie zachęcał 
chłopca do bójek, ale z drugiej strony nietrudno było przewidzieć, jak 
Seth wykorzysta nowo zdobytą wiedzę. 
 
Zaparkowali na małym przyszkolnym parkingu. Edward miał zamiar 
już wysiadać, kiedy poczuł palce zaciskające się na jego ramieniu. 
Spojrzał na Bellę i zobaczył, że płacze. 
- Edward, dziękuję ci. Wiem, że nie chcesz się z nikim wiązać. Że 
właśnie tego próbowałeś za wszelką cenę uniknąć. Ale fakt, że 
nauczyłeś mojego syna, jak powinien się bronić, ma dla mnie 
ogromne znaczenie. 

background image

Pochyliła się w stronę Edwarda i pocałowała go lekko. Osuszył łzy na 
jej twarzy, odgarnął kosmyk włosów z czoła. Wiedział, że jego los jest 
przesądzony. 
- Chcesz, żebym poszedł z tobą? 
- Tak, proszę - powiedziała. - Mam nadzieję, że nie zawstydzę Seth’a 
swoimi łzami. 
Weszli do budynku. Bella uśmiechnęła się do Edwarda z 
wdzięcznością. Miał nadzieję, że już nigdy nie zobaczy w jej oczach 
bólu ani rozczarowania. 
 
Seth siedział na tylnym siedzeniu samochodu i wyglądał przez okno. 
Bella walczyła z ochotą, by wziąć syna w ramiona i mocno go 
przytulić. Wiedziała jednak, że jeśli się złamie, Seth nigdy nie 
wyciągnie wniosków z tego, co się stało. Patrząc na jego posępną 
minę, pomyślała, że zachowuje się jak nastolatek, którym już niedługo 
będzie. Westchnęła i spojrzała na Edwarda. Wzruszył bezradnie 
ramionami. Bella nie wiedziała, co począć. Między nią a jej synem 
wyrósł mur i nie miała pojęcia, jak go pokonać. 
Spojrzała do tyłu. Seth wyglądał strasznie. Cały podrapany, prawe oko 
podpuchnięte, zaschnięta krew nad górną wargą. Podała mu paczkę 
chusteczek higienicznych. W milczeniu wytarł wargę. Edward 
zatrzymał się na światłach. 
- Seth, czy to ty zacząłeś bójkę? - zapytała cicho Bella. 
Przez chwilę wpatrywał się we własne stopy, po czym znowu spojrzał 
za okno. 
- Odpowiedz matce, Seth - powiedział Edward. 
Bella była zaskoczona. W szkole Edward był dla niej dużym 
wsparciem, ale nie odezwał się ani słowem. 
- Niedokładnie. 
- A co, w takim razie, dokładnie się stało? 
Bella próbowała zachować spokój, ale myśl o bójce z udziałem jej 
synka... 
- Quil nazwał mnie chuderlakiem. Ja go nazwałem tłustym niezdarą. 
On mnie walnął, ja mu oddałem. 
- Wiesz, co myślę o bójkach... 
- Do cholery, mamo. Przynajmniej wiedziałem tym razem, jak 
walczyć. Ostatnio Quil sprał mnie na kwaśne jabłko. Wszyscy inni 
stali i się gapili. 

background image

- Nie przeklinaj - powiedziała cicho. 
Zrozumiała, że jeśli Seth nie nauczy się bronić, nigdy nie będzie 
mężczyzną. Edward nie zdawał sobie sprawy, jak cenną rzecz jej 
ofiarował. 
- Dobrze, to rozumiem. Ale obiecaj mi, że od dzisiaj nie dasz się łatwo 
sprowokować. 
- Obiecuję. 
Wjechali właśnie na podjazd przed domem i Edward wyłączył silnik. 
Zapadła cisza, której żadne z nich nie chciało przerwać. W końcu 
Bella kazała Seth’owi iść do swojego pokoju. 
- Ed? - odezwał się Seth, wysiadając z samochodu. 
- Taaa, chłopie? 
- Dzięki - powiedział i rzucił się biegiem w stronę domu. 
Edward uśmiechnął się pod nosem. 
- Pójdziemy gdzieś na kolację? - zapytał. 
- Jeśli znajdę kogoś, kto zostanie z Sethem. 
- Mógłby jechać z nami. 
- Nie, nie mógłby. Powinien zostać w domu i zastanowić się nad tym, 
co się dzisiaj stało. 
Edward zrobił minę, jakby chciał zaoponować, ale nic nie powiedział. 
Ruszył w stronę swojego domu. 
- Daj znać, jak coś postanowisz. 
- Edward, jeszcze raz dziękuję. 
Kiwnął głową i odszedł. Chyba nie był zadowolony z roli, jaką 
odegrał w dzisiejszym zajściu. Bella cieszyła się, że w ogóle odegrał 
jakąkolwiek rolę. Miała nadzieję, że nie odrzuci propozycji 
poważniejszego związku. Weszła do domu, snując plany na wieczór. 
 
Bella zadzwoniła do Edwarda i zaprosiła go na kolacje, jak tylko 
zawiozła Seth’a do Quila Atei. Była zaprzyjaźniona z matką Quila. 
Ustaliły, że ich synowie powinni spędzać razem więcej czasu. Seth 
miał przenocować u Quila, a jutro w ciągu dnia chłopcami miała zająć 
się Bella. 
W drodze powrotnej wstąpiła do sklepu po butelkę szampana. W 
domu włożyła szybko czerwoną koszulkę i zapaliła świece we 
wszystkich pomieszczeniach na dole. Nastawiła swoją ulubioną płytę. 
Kiedy zabrzęczał dzwonek, zatrzymała się na moment przed lustrem. 
Zastanowiła się, czy powinna otwierać drzwi w takim stroju. Co 

background image

będzie, jeśli to któryś sąsiad przyszedł pożyczyć mąki? Zarzuciła na 
ramiona kurtkę. 
- Kto tam? 
- To ja, maleńka. 
Głos Edwarda działał na nią elektryzująco. Serce zaczęło dudnić jej w 
piersi. 
Edward miał na sobie obcisłe dżinsy i koszulkę w kolorze morskiej 
wody, jedną z tych, które mu podarowała. Przesunęła się i zdjęła 
kurtkę. Kiedy ją wieszała na kołku, za plecami usłyszała przeciągły 
gwizd. 
- Do licha, Bells, ależ jesteś seksowna. 
- To ta koszulka... 
- Nie - powiedział stanowczo. - To ty. 
Spłoniła się. Poprowadziła go do salonu, gdzie już czekał szampan i 
zakąski. Edward usiadł na kanapie i przyciągnął ją do siebie. Miała 
nadzieję, że to będzie spokojny wieczór. Najpierw oświadczyny, 
potem łóżko. Nie doceniła jednak działania czerwonego strzępka 
tkaniny, który miała na sobie. 
- Jesteśmy kochankami. Nie powinnaś się wstydzić. 
- Nie wstydzę się. Po prostu chciałam z tobą porozmawiać. Kiedy 
mnie dotykasz, nie mogę zebrać myśli. 
- Porozmawiamy później, maleńka. - Zadrżała pod wpływem jego 
dotyku. - Dużo później. 
 
- Do licha, niezła jesteś - powiedział Edward, kiedy zmęczeni miłością 
leżeli potem obok siebie. 
- Och, Ed. 
Nie potrafiła wykrztusić z siebie nic sensownego. Serce powoli 
odzyskiwało normalny rytm. Może wróci jej zdolność myślenia. 
- Nie chciałbyś, żebyśmy zawsze byli razem? 
Spojrzał na nią spokojnie. W jego szmaragdowych oczach dostrzegła 
przywiązanie i tkliwość. 
- Taaa, maleńka, chciałbym. 
- Więc się ze mną ożeń, Ed - poprosiła cicho. 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY 
 
W pierwszej chwili Edward pomyślał, że się przesłyszał. Ale 
wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że Bella to rzeczywiście 
powiedziała. Z wrażenia wstrzymał oddech, próbując zwalczyć 
narastającą panikę. Małżeństwo. Nie ma mowy, pomyślał, ale nie 
zdołał wykrztusić tego z siebie. 
Bella była pewna swoich słów. Chciała za niego wyjść. Wyraźnie 
zresztą liczyła na to, że i on tego zechce. Wierzyła, że właśnie on jest 
tym wyśnionym, wymarzonym. Że uzupełni brakujące ogniwo w jej 
rodzinie. 
Zastanawiał się, w jaki sposób uświadomić jej, że jest w błędzie, nic 
urażając przy tym jej uczuć bardziej, niż to konieczne. Jak 
wytłumaczyć, że nie chce się wiązać, bo mu na niej zależy, i to aż za 
bardzo. Zdawał sobie jednak sprawą, że ona tego nie zrozumie. 
Właściwie Edward sam tego nie pojmował. 
- Po co niszczyć coś tak pięknego? - zapytał i zaraz pożałował, że to 
zrobił. 
Bał się małżeństwa głównie dlatego, że wiedział, iż któregoś dnia 
może stać się znowu tym zapatrzonym w siebie potworem, który 
niechcący zabił rodziców i siostrę. Nie chciał skrzywdzić Belli. Był jej 
kochankiem. Pewnych rzeczy nie miała prawa od niego wymagać. 
Mógł jej pomagać w wychowywaniu Seth’a, proszę bardzo, ale nie 
zamierzał brać na siebie pełnej odpowiedzialności za chłopca. A już 
na pewno nie planował mieć własnych dzieci. I niech nie oczekuje od 
niego wyznania miłości. Takie słowa nigdy nic przejdą mu przez 
gardło. 
Bella wstała i obciągnęła koszulkę. Skrzyżowała ręce na piersiach. 
Edward zapiął spodnie i wyszedł na chwilę do łazienki. Kiedy wrócił, 
Bella miała na sobie trencz. Czy dlatego, że zaczęła się go krępować? 
Widok jej ciała zasłoniętego przed nim zabolał Edwarda bardziej, niż 
mógł się tego spodziewać. Chowała nie tylko ciało. Kryła przed nim 
serce. 
Zdmuchnęła wszystkie świece, wyłączyła romantyczną muzykę. 
Zranił ją, do licha, i nie da się tego odwrócić. 
- Cholera, Bello, musiałaś o tym dzisiaj wspomnieć. Przecież wiesz, 
jaki jest mój stosunek do małżeństwa. 
- Myślałam, że zmieniłeś zdanie. 

background image

Edward czuł się jak najgorszy łajdak. Miała taką żałosną minę. 
Wyglądała, jakby za moment miała się rozpłakać. Nie mógł jednak 
wymazać przeszłości. 
- Nie mogę - powiedział cicho. - Jeśli zostaniesz moją żoną, Bello i 
coś ci się stanie... 
Przerwał. Bella podeszła do niego i przytuliła się. Pasowali do siebie 
idealnie. Ale małżeństwo to była ostatnia rzecz, jakiej chciał. Z Bellą 
czy z jakąkolwiek inną kobietą. Ona nie zdawała sobie sprawy, że 
Edward niesie ze sobą zniszczenie. 
- Nic się nie może stać. 
Powiedziała to z naiwnością kogoś, kto wierzy w szczęśliwe 
zakończenia. Edward dawno już stracił tę ufność. 
- Bello, to nie zabawa. Jestem odpowiedzialny za śmierć moich 
rodziców i siostry. Nie zniósłbym, gdyby coś podobnego przytrafiło 
się tobie i Seth’owi. 
Patrzył w jej pełne łez oczy. Pomyślał, że już to zrobił. Stało się - 
zranił ją. 
- Nie odpowiadasz za śmierć rodziców - powiedziała drżącym głosem. 
- Owszem, tak. 
- Zamordowałeś ich? - zapytała z brutalną szczerością. 
- Na Boga, nie! 
Czekała w milczeniu na dalsze wyjaśnienia. Składając mu propozycję 
małżeństwa, obnażyła się przed nim. Teraz tego samego wymagała od 
niego - prawdy. 
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Ojciec miał coraz 
słabszy wzrok, ale nie chciał nosić okularów. Nie pozwalaliśmy mu 
prowadzić w nocy. Tego wieczoru Leah miała recital, a ja za późno po 
nich przyjechałem. Szczerze mówiąc, zapomniałem o tym, że miałem 
po nich pojechać. Więc ojciec usiadł za kierownicą. Wyjechali 
spóźnieni, śpieszyli się. Nie wiem dokładnie, co się stało. Drogi były 
mokre i śliskie... 
Wzruszenie ścisnęło mu gardło. Poczuł, jak Bells zarzuca mu ramiona 
na szyję i przytula mocno. Jakby chciała mu powiedzieć, żeby się nie 
martwił, że wszystko będzie dobrze. 
- Drogi byłyby śliskie, nawet gdybyś ty prowadził. 
- To nie śliska droga ich zabiła - odpowiedział. 
- Nie rozumiem. 

background image

- Spóźniłem się, bo byłem z kobietą. Zapomniałem o obowiązkach 
względem rodziny, by zaspokoić swoje żądze. 
Odsunął ją od siebie. Nie był dość dobry dla tej niewinnej istoty. Nie 
nadawał się na wzorzec dla Seth’a i ojca jej przyszłych dzieci. Ale, do 
licha, właśnie tego potrzebował - mieć ją u swego boku, widzieć, jak 
wychowuje ich potomka. 
- Teraz to by się już nie zdarzyło. 
- Niestety, obawiam się, że się mylisz. Tracę nad sobą kontrolę, kiedy 
tylko ty się pojawiasz. Przysięgam, że jeśli coś miałoby ci się stać... 
To zbyt duże ryzyko. 
Podeszła do okna. 
- Ja już tak nie mogę żyć. Kocham cię, ale romans jest zaprzeczeniem 
wszystkiego, w co całe życie wierzyłam. 
Ledwie powstrzymał się od wzięcia jej w ramiona. Kocha go, 
pomyślał. Jego rodzice i siostra też go kochali, ale to ich nie uchroniło 
od śmierci w bezsensownym wypadku, któremu on mógł zapobiec. To 
zbyt duże ryzyko - kłaść na jednej szali życie Belli i Seth’a, a na 
drugiej coś, co pewnie i tak wcześniej czy później wypali się w 
codziennym, wspólnym życiu. Mógł mieć tylko nadzieję, że rany. 
jakie jej zadał, szybko się zagoją. Podszedł do niej i położył dłoń na 
jej ramieniu. 
- Więc dlaczego poszłaś ze mną do łóżka? - spytał ostrożnie. 
- Myślałam, że... Nie wiem. Czasem takie rzeczy się udają. 
- To diabelnie dziecinne podejście do życia, Bello. Nie istnieje coś 
takiego jak szczęśliwe zakończenie. Sama to powinnaś wiedzieć. 
- Masz rację - westchnęła i odwróciła wzrok. 
- Do diabła, kobieto, musisz mi powiedzieć. czy zgadzasz się, by było 
między nami tak jak dotąd, albo w tej chwili odchodzę. 
- Na zawsze? 
- Nie mogę tego dłużej ciągnąć. Ranię cię, a to boli i mnie. - Po 
krótkiej pauzie kontynuował: - Chciałbym się zmienić, ale nie 
potrafię. Przykro mi. 
- To nie twoja wina. Sama wiedziałam, że to może nie wypalić. Ale 
musiałam spróbować. 
Nagle głos się jej załamał, po twarzy popłynęły gorące łzy. Edward 
czuł, jak i jego serce krwawi. Objął ją. 
- Do diabła. Bello, zrobiłbym wszystko, by ci to wynagrodzić. 

background image

Nic nie odpowiedziała. Stała tuląc się do niego i cichutko płakała. 
Kiedy zaczęła się uspokajać, pocałował ją w czubek głowy i odsunął 
się od niej. Musiał ją opuścić. Sprzedać ten cholerny dom, do którego 
dopiero co się wprowadził. Zniknąć z jej życia, by mogła znaleźć 
odpowiedniego dla siebie faceta. 
- Żegnaj, Bello. 
Wyszedł w ciemną noc. Życie nie głaszcze po głowie. 
 
Bella przyglądała się fotografii, którą kazała powiększyć i oprawić. To 
miał być prezent dla Edwarda. Zdjęcie przedstawiało ich troje podczas 
Ś

więta Dziękczynienia. Edward śmiał się na nim wyraźnie 

zadowolony z życia. 
Czuła, jak narasta w niej gniew. Nie wściekłość, ale długotrwała 
uraza. Zresztą spodziewała się tego. Wiedziała, że kiedy zniknie 
wstyd i zażenowanie, będzie zła Nie mogła mieć pretensji do 
Edwarda. W końcu ostrzegał ja, na początku. Sama jest sobie winna. 
Związała z nim wszystkie swoje nadzieje na przyszłość. 
- Proszę pani? 
Podniosła wzrok na sprzedawcę. Stała tak już dłuższą chwilę w 
milczeniu. 
- Ile płacę? 
Uregulowała należność i rozejrzała się za Seth’em i Quilem, którzy 
kręcili się gdzieś po sklepie. Chłopcy bawili się razem zadziwiająco 
zgodnie. Pierwszego dnia nie odzywali się do siebie, ale w końcu lody 
zostały przełamane. Znalazła ich i wyprowadziła ze sklepu. Szła 
objuczona papierowymi torbami, niemal niczego nie widząc. Wpadła 
na kogoś. Ten ktoś ją podtrzymał. Spojrzała na swego wybawcę i 
zobaczyła urodziwą twarz Edwarda Cullena. 
Na chwilę zapomniała o tym, gdzie jest i co robi. Oboje stali bez 
ruchu. Bella czuła, jak jej ciało reaguje na jego bliskość. Odsunęła się 
gwałtownie. 
- Przepraszam - wymamrotała. 
Chciała uciec, zanim Seth zauważy, kogo spotkała. 
- Cześć, Edward. 
Chłopiec tęsknił za sąsiadem. A teraz w dodatku mógł pochwalić się 
swoim idolem przed nowym przyjacielem. 
- Cześć, stary. 

background image

Seth spojrzał pytająco na matkę. Skinęła głową. Nie chciała być 
niegrzeczna Przysłuchiwała się ich rozmowie, ale koncentrowała się 
na barwie głosów, nie na słowach. Spotkanie z Edwardem kosztowało 
ją więcej, niż się spodziewała. Czuła się tak, jakby w jej ciało wbijano 
tępe noże. 
- Seth, musimy iść. Mamy dziś dużo spraw do załatwienia. 
Nie mogła znieść błagalnego wyrazu twarzy syna. Jakby była złą 
macochą, a on Kopciuszkiem. 
Ruszyła dalej, ale z rąk wysunęła się jej jedna z toreb. Co za dzień, 
wszystko idzie źle. Schyliła się po rozsypane zakupy i zderzyła 
czołem z Edwardem. Zabolało tak, że z jej oczu popłynęły łzy. 
- Coś ci się stało? – zapytał Edward miękko kładąc dłoń na jej 
ramieniu. 
- Chyba nie. 
Co innego złościć się na niego z daleka, a co innego mieć go obok 
siebie, czuć jego uspokajający dotyk. Chciałaby poddać się temu 
dotknięciu. Ukoiłby obolałą głowę... i serce. 
Pomógł jej wstać i pozbierał zakupy. 
- Co to? - zapytał. 
- Nic - odpowiedziała Bella, rumieniąc się. 
- Mamo, to chyba prezent gwiazdkowy dla Edwarda – zdradził ją 
Seth. 
- Seth! - powiedziała ostro. 
Chłopiec spojrzał na nią i wycofał się. 
- Pójdę obejrzeć komiksy. 
Nie zapytał o pozwolenie. Wiedziała, że to rewanż za wybuch gniewu, 
który na nim wyładowała. Quil poszedł za Seth’em. Bella wyciągnęła 
rękę po brązową papierową torbę, ale Edward najwyraźniej nie 
zamierzał jej oddać. 
- Proszę, Edward. 
- Co to jest, Bello? Co mi kupiłaś w prezencie? 
- To już nieaktualne. Możesz mi to oddać? 
- Jeśli nieaktualne, dlaczego nie mogę tego zobaczyć? 
Widać było, że nie podda się łatwo. Bella wzruszyła ramionami. 
Edward otworzył pudełko i zawahał się. 
- No, już - powiedziała - nie dasz mi spokoju, dopóki nie zobaczysz, 
co jest w środku. 

background image

Wyjął ramkę owiniętą w papier. Bella patrzyła w ziemię. Uniosła 
głowę, słysząc jego urywany oddech. 
- Dziękuję ci, Bello. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. 
W oczach miał tyle bólu. że nie mogła tego znieść. Bez wątpienia 
zależało mu na niej. Ale jeśli nie zamierzał się z nią wiązać, niechby 
ją zostawił w spokoju. 
- Cieszę się, że ci się podoba. Przepraszam, ale muszę iść. Mam 
zakupy... 
- Bello, nie rób tego. 
Znieruchomiała. 
- Czego mam nie robić, Edward? To ty powiedziałeś „koniec", 
pamiętasz? 
Zaklął pod nosem, ale tak, że go usłyszała. 
- Cholera, przestań kląć przez cały czas! - krzyknęła. 
Odwróciła się i odeszła w stronę sklepu. Chłopcy dołączyli do niej po 
chwili. Kiedy skończyli robić zakupy, po Edwardzie nie zostało ani 
ś

ladu. Bella powinna być zadowolona, że nie musi go więcej oglądać, 

ale widziała, że już zawsze będzie za nim tęsknić. To było gorsze niż 
ś

mierć Jacoba. Edward żył, mieszka blisko i wciąż miała nadzieję. 

 
Był przedświąteczny piątek. Edward trochę żałował swojej decyzji, 
ale nie zamierzał niczego robie, by odzyskać Bellę. Co innego, gdyby 
tylko on narażony był na niebezpieczeństwo, ale tu chodziło o Bells i 
Seth’a. Wiedział, że im dłużej będzie trwał ich związek, tym więcej 
bólu im zada. 
Bella ucieleśniała wszystko, o czym marzył każdy mężczyzna. Ale on 
bynajmniej nie był „dobrą partią". Przeklinał, pił, nic nie wiedział o 
dzieciach. 
Siedział właśnie na werandzie, sącząc kawę, kiedy na ulicę wtoczyło 
się stare volvo. Wyjął z kieszeni mały pakunek. Szybkim ruchem 
wylał resztkę kawy w krzaki rosnące przy werandzie i ruszył na drugą 
stronę ulicy. Zauważył, że Bella zdenerwowała się na jego widok. 
- Bello - zawołał za nią, kiedy była już na schodach werandy. 
Odwróciła się i obrzuciła Edwarda lodowatym spojrzeniem.mWciąż 
była na niego zła. 
- Tak? - zapytała sucho. 
Przybrała obronną pozycję, jakby spodziewała się bolesnego ataku. To 
jego wina. Przez niego bała się najmniejszego gestu. 

background image

- To dla ciebie - powiedział, podając jej pakunek. 
Wahała się, ale w końcu przyjęła podarunek. Miała takie małe dłonie. 
Nigdy tego nie zauważył. Pamiętał natomiast ich dotyk na swojej 
skórze. Zaklął cicho, a ona rzuciła mu piorunujące spojrzenie. 
Musnęła palcami grzbiet jego dłoni. Poczuł żar pożądania. Wyrwał 
dłoń w tym samym momencie, w którym ona od niego odskoczyła. 
Pakunek upadł na ziemię. Bella patrzyła na Edwarda i lód w jej 
oczach powoli topniał. Edward jęknął, widząc, jak w jego miejsce 
pojawia się ból. Nigdy nie chciał jej skrzywdzić... ani pokochać. 
- Bells - powiedział, próbując otoczyć ją ramionami. 
Cofnęła się gwałtownie i uderzyła głową w świąteczny stroik wiszący 
nad werandą. Oparła ręce na biodrach. 
- Proszę, nie. 
Edward podniósł pakunek i wręczył jej go, pilnując, by nie zbliżyć się 
do niej za bardzo. Nie chciał przysparzać jej więcej bólu. Odwrócił 
się, by odejść, ale zatrzymał się, czując delikatny dotyk na ramieniu. 
- Dzięki, Edward. 
- Nie ma sprawy, maleńka. 
Zadzwonił telefon i Bella ruszyła w jego stronę. 
- To na razie, Bello. 
Odszedł, nie oglądając się za siebie. Jeśli jeszcze raz spojrzy jej w 
oczy, to się złamie i zaproponuje jej małżeństwo. Nie dlatego, że on 
tego chce, ale po to, by ukoić jej cierpienie. 
 
Kilka minut później Bella wybiegła z domu. Edward właśnie wybierał 
się na poranny jogging z Tundrą. Widział, jak Bella gwałtownym 
ruchem otwiera drzwi do samochodu, siada za kierownicą i rusza na 
pełnym gazie. Zastanawiał się, co się takiego wydarzyło. 
 
Wrócił z treningu po dwudziestu minutach. Szedł wziąć prysznic, gdy 
zadzwonił telefon. 
- Edward, tu Renee, matka Belli. 
- Tak, Renee? - zapytał, czując rosnący ucisk w gardle. 
- Bella miała wypadek. Czy mógłbyś odebrać Seth’a ze szkoły? 
Poczuł się słabo i usiadł na łóżku. Bella jest ranna! Renee mówiła z 
prędkością karabinu maszynowego, a do niego niewiele docierało. 
Przebite płuco, połamane żebra. Niech to... 
- Gdzie ona jest? 

background image

- W szpitalu miejskim w Orlando. 
- Odbiorę Seth’a i zaraz tam będę. 
Odwiesił słuchawkę, wsunął stopy w sandały i wybiegł. Boże, nie 
pozwól jej umrzeć! 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 
 
Edward  siedział w szpitalnej poczekalni i wpatrywał się nie 
widzącym wzrokiem w tanią odbitkę graficzną wiszącą na ścianie. 
Okłamał dyrektora szkoły Seth’a twierdząc, że jest ojczymem 
chłopca. Nie zastanawiał się specjalnie nad tym, co mówi. Miał te 
słowa na końcu języka. Uwierzono mu bez problemu, bo przecież już 
raz był widziany w szkole razem z Bellą. Szkolne władze nie 
sprawdziły nawet jego tożsamości. Zamierzał wyciągnąć z tego 
później konsekwencje. 
- Ed? - przerwał jego zamyślenie Seth. 
- Tak? 
Przez całą drogę do szpitala chłopiec zachowywał się bardzo 
spokojnie. Jego matka wciąż była na sali zabiegowej, a babka 
próbowała wycisnąć z lekarzy jakieś informacje. 
- Mama nie umrze, prawda? 
- Nie wiem. Twoja babcia próbuje się tego dowiedzieć. 
- Ale ty też nie chcesz, żeby ona odeszła, tak? Bardzo za tobą tęskniła. 
- Seth spuścił wzrok. - Ja też. 
Edward znieruchomiał. Chłopiec zdążył się do niego przywiązać. 
Przypomniał sobie ich wspólne kopanie piłki, rzucanie do kosza, 
wyprawę na ryby. Wcale nie chciał stać się częścią życia jego i Belli, 
jednak nie udało mu się temu zapobiec. Uświadomił sobie, że 
kilkanaście dni temu odrzucił swoją życiową szansę. Szansę 
znalezienia czegoś, czego mu tak bardzo brakowało. Szczęścia. 
Seth wsunął swoją małą rękę w dłoń Edwarda. Mężczyzna chciał 
obiecać chłopcu, że będzie chronił Bellę, dbał o nią, że wybawi ją z 
kłopotów. Za dobrze jednak znał życie. Rzeczywistość nie daje 
ż

adnych gwarancji. Niczego nie można być pewnym. Zresztą słowa i 

tak w niczym nie pomogą. Edward przytulił chłopca do siebie. Nie 
zdziwiły go łzy w oczach Seth’a, zaskoczyła natomiast własna 
reakcja. Nie spodziewał się, że zrobi to na nim tak silne wrażenie. 
- Nie zostawisz mnie, Ed? - zapytał nieśmiało Seth. 
Nawet się nie zawahał przed odpowiedzią. Nie ma sensu dalej uciekać 
przed tym, co oczywiste. 
- Nie, stary, pewnie, że nie. 
Seth odsunął się, wytarł nos i powiedział poważnie: 
- Kocham cię, Ed. 

background image

Edward zrozumiał, że tego właśnie potrzebował. Syna i żony. 
Rodziny. 
- Ja też cię kocham, Seth. 
Chłopiec przytulił się do niego. 
- Niech to się już szybko skończy, żebym mógł powiedzieć mamie. 
Myślę, że byłoby najlepiej, gdybyś zamieszkał z nami. 
- Sam nie wiem. Musimy to przedyskutować z twoją mamą. 
 
Kilka minut później przyszła Renee. Seth schylił głowę i szybko otarł 
łzy. 
- Coś nowego? - zapytał, próbując odciągnąć jej uwagę od chłopca. 
- Stan się ustabilizował. Za pół godziny przewiozą ją na salę. 
Prosiłam, żeby zawiadomili nas, gdyby coś się działo. 
- Dziękuję, Renee. 
- Seth, może pójdziemy kupić słodycze? 
Chłopiec podał jej rękę i wyszli. 
Edward chodził tam i z powrotem po pustym i cichym korytarzu. Z 
daleka docierało do niego szemranie głosów pielęgniarek. 
Przypomniał sobie tę długą noc, którą spędził w szpitalu po wypadku 
rodziców. Wróciło poczucie winy. Nie potrafił zapomnieć o tym, że to 
on powinien był znaleźć się za kierownicą. Ale nie można zmienić 
przeszłości. Natomiast przyszłość tak. 
Po śmierci siostry przestał się modlić. Wiara nie dawała mu już 
ż

adnego oparcia. Teraz nogi same poniosły go do szpitalnej kaplicy. 

 
Bella nie wiedziała, gdzie się znajduje. Nie znała tego przerażająco 
cichego, obcego pokoju. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to musi 
być szpital. Ale czemu? Co się stało? Ostatnie, co pamiętała, to 
prezent od Edwarda. 
Przeciągnęła się na niewygodnym łóżku i jęknęła z bólu. Opadła na 
poduszki z mocnym postanowieniem, by się nie ruszać. Co się, u 
licha, zdarzyło? Pamięć powróciła w błysku chwili. Pośpiesznie 
wyjechała z domu. Straciła panowanie nad kierownicą, wpadła w 
poślizg i zderzyła się z czymś. Przypomniała sobie też długą jazdę 
karetką. I samotność. Myślała wtedy, że jej życie będzie już zawsze 
tak wyglądało. Życie w samotności, bez Edwarda. 
Bardzo za nim tęskniła. I wcale nie pomagała świadomość, że jedynie 
groźba małżeństwa trzyma go od niej z daleka. Intuicyjnie wiedziała, 

background image

ż

e jest tylko jedno rozwiązanie. Musiała zdecydować, co jest dla niej 

ważniejsze: to, co powiedzą ludzie, znajomi z kościoła, czy to, co 
pomyśli i zrobi Edward. 
Czy on ją kocha? Wiedziała, że mu na niej zależy. Podejrzewała, że za 
nią tęskni. Ciekawe, czy dla niego tęsknota również oznaczała 
fizyczne cierpienie? Sama pragnęła małżeństwa prawdopodobnie 
dlatego, że oznaczało związek na zawsze. Tylko że obrączki nie 
gwarantowały szczęścia. Starała się nie pamiętać złych chwil w 
swoim życiu z Jacobem, ale przecież nie było ono idealne. Z 
Edwardem byłoby inaczej. Nikt nie mógłby dać jej więcej szczęścia. 
Spotkanie twarzą w twarz ze śmiercią sprawiło, że dotychczasowe 
problemy wydały się jej błahe. Zdecydowała, że woli żyć z Edwardem 
na kocią łapę, niż nie być z nim wcale. Życie jest zbyt krótkie i cenne, 
by je marnować. Kiedy tylko zdoła, skontaktuje się z Edwardem 
Cullenem i wyjaśni mu wszystko. Jeśli małżeństwo nie wchodzi w grę 
- trudno, ale nie powinni się rozstawać. Są dla siebie stworzeni. 
- Isabella? 
- Wejdź, mamo. 
Renee obeszła łóżko, uważnie przyglądając się córce. 
- Czy coś cię boli? 
- Teraz wszystko, ale to przejdzie. Co się stało? 
- Jakaś awaria silnika. Straciłaś panowanie nad samochodem, tak w 
każdym razie twierdzą policjanci. Pewnie się tu za jakiś czas zjawią, 
ż

eby spisać protokół. 

- Jak Seth? - Bella martwiła się, że jej synek siedzi sam w domu i 
zastanawia się, gdzie też się ona podziała. 
- Przestraszony, ale się trzyma. Ten twój facet jest z nim i nie pozwala 
mu się załamać. Najlepiej byłoby, gdyby chłopiec mógł cię zobaczyć, 
ale lekarz zabronił. 
- Jaki mój facet? - zapytała, nie mogąc uwierzyć, że Edward 
przyjechał do szpitala. Nie cierpiał szpitali. A poza tym skąd miałby 
wiedzieć, że ona tutaj jest? 
- Nie wygłupiaj się, Isabello. Wiesz, że mówię o Edwardzie Cullenie. 
Zadzwoniłam do niego i poprosiłam, żeby odebrał Seth’a i przyjechał 
tutaj. Siedzą teraz w poczekalni. 
Nadal się dziwiła. Uznała, że Edward to po prostu dobry sąsiad, który 
stara się pomóc w trudnych chwilach. Ale i tak była szczęśliwa. 
- Czegoś ci potrzeba? - zapytała Renee. 

background image

- Chciałabym zobaczyć się z Seth’em i Edwardem. 
- Przyślę ci Edwarda. 
Renee wyszła z równym wdziękiem, z jakim weszła. Bella zawsze 
podziwiała grację matki, próbowała nawet ją naśladować, ale to 
przekraczało jej możliwości. Uporządkowała potargane włosy. 
Drzwi się otworzyły i do środka wmaszerował Seth, a za nim Edward. 
Chłopiec przestraszył się, widząc ją leżącą w łóżku. Uśmiechnęła się 
do niego uspokajająco. 
- Cześć. 
Sięgnęła po szklankę wody i przepłukała wysuszone gardło. 
- Seth, skąd się tu wziąłeś? 
- Edward mnie przywiózł. Mamo, jak się czujesz? 
- Trochę zmęczona, ale poza tym nieźle. 
Gestem kazała chłopcu podejść do łóżka i uścisnęła go. 
- Myślałem, że może chcesz mnie zostawić, tak jak tato. 
- Nie, kochanie, nie zrobię tego. 
Edward opierał się o ścianę koło drzwi. Wyglądał ponuro. Bella 
podejrzewała, że szpitalne widoki i dźwięki wywołują w nim bolesne 
wspomnienia. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek dobrowolnie 
odwiedzi to miejsce. 
Edward uniósł brwi, widząc skierowane na niego spojrzenie Belli. 
Zarumieniła się, przyłapana na gorącym uczynku. Ten mężczyzna po 
prostu ją fascynował. 
- Lepiej zabiorę Seth’a na dół, zanim go ktoś tutaj zauważy. 
Bella patrzyła zaskoczona, jak chłopiec bierze Edwarda za rękę. Coś 
się między nimi wydarzyło. Byli już w drzwiach. 
- Edward, wrócisz? 
- Taaa - powiedział spokojnie i wyszedł za Seth’em. 
 
Wrócił schodami, a nie windą. Potrzebował czasu, by odzyskać 
kontrolę nad sobą. Widok drobnego ciała Belli na szpitalnym łóżku 
przypominał mu siostrę. Leah żyła jeszcze przez dwa tygodnie po 
wypadku. Oczywiście, leżała na intensywnej terapii, a nie na zwykłym 
oddziale jak Bella. 
Zatrzymał się pod drzwiami. Nigdy nie był tak zdenerwowany. Wytarł 
spocone dłonie w spodenki do biegania. Kiedy usłyszał, co się stało, 
nie w głowie mu było przebieranie. 

background image

Zanim zdecydował się wejść, drzwi otworzyły się same, a ze środka 
wyszła pielęgniarka. 
- A, dzień dobry. Niech pan wejdzie. 
Drzwi zamknęły się za nim cicho. Bella skąpana była w złocistych 
promieniach słońca wpadających przez uchylone teraz żaluzje. 
Spojrzała na niego i Edward zamarł. Stracił całą nadzieję. Patrzyła na 
niego jak na obcego. Nawet gorzej - obcy budziłby przynajmniej 
ciekawość. Spóźnił się. Za długo zwlekał. 
- Chciałam z tobą porozmawiać. 
Podszedł bliżej, zdecydowany walczyć. Nie pozwoli jej tak po prostu 
zrezygnować z ich związku. Stanął nad nią, szykując argumenty. 
Przez kilka minut milczała, chowając ręce pod kołdrą. Była trochę 
rozczochrana, bez makijażu, ale dla niego nigdy nie wyglądała 
piękniej. Tyle było w niej życia... 
- Przez ostatnie kilka godzin dużo myślałam. Zdecydowałam, że... 
- Bello, muszę ci coś najpierw powiedzieć. Wiem, że zachowałem się 
jak ostatni drań, jak głupi osioł, jak tępy wół... 
- Edward... 
- Nie przerywaj mi. - Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Wziął 
głęboki oddech i wrócił do jej łóżka. - Boże, nie wiem, jak to 
powiedzieć. Nigdy do żadnej kobiety nie czułem tego, co do ciebie. 
Na początku mnie to irytowało, potem myślałem, że to tylko żądza, 
ale... cholera, Bells... 
- Nie przeklinaj - powiedziała cicho. 
Spojrzał głęboko w jej czekoladowe oczy i zobaczył w nich wszystko, 
za czym tak tęsknił. 
- Co mi próbujesz przekazać? - zapytała po chwili. 
- Okłamałem dyrektora szkoły. 
- Co mu powiedziałeś? 
- Że jestem ojczymem Seth’a. I to zabrzmiało tak dobrze, tak... 
wiesz... prawdziwie. 
Nie chciał, by myślała, że pragnie się z nią ożenić tylko ze względu na 
chłopca. Chciał, by została jego żoną, bo nie mógł bez niej żyć. 
- Wyjdź za mnie - dodał szybko. 
Uff, w końcu to powiedział. Ręce mu się trzęsły, więc wcisnął je do 
kieszeni. Starał się robić niedbałą minę, ale opuściła go zwykła 
pewność siebie. Nigdy dotąd się nie oświadczał. 
- Edward, myślałam, że nie chcesz się żenić. Czemu zmieniłeś zdanie? 

background image

Nie, tego jej nie powie w żadnym razie. 
- Po prostu potrzebowałem trochę czasu. 
- Czy moja matka coś ci powiedziała? Albo Seth? 
- Kocham cię - wykrztusił - i dlatego chcę się z tobą ożenić. 
Bella wyciągnęła do niego rękę. 
- Niezbyt ze mnie dobra partia. Zrozumiem, jeśli odmówisz - dodał 
szybko. 
- Edwardzie Cullen, nie opowiadaj głupot. 
- Maleńka, mówię zupełnie poważnie. 
- Edward, bardzo się cieszę, że wróciłeś 
Na twarzy Belli malowała się nadzieja, pożądanie i miłość. Edward 
nie wiedział, że można się tak cieszyć. 
- Wiesz, że ja też cię kocham i wyjdę za ciebie, jeśli jesteś pewien, że 
tego właśnie chcesz. Obiecaj mi tylko, że nie zmienisz później zdania. 
Nie możesz mnie znowu zostawić. 
Edward wziął ją w ramiona. Rozkoszował się uczuciem bliskości. 
Gładził ją po plecach, obsypywał twarz pocałunkami. Uniósł jej 
podbródek i spojrzał prosto w oczy. 
- Do licha, Bello, nie zmienię zdania. Nie chcę zmarnować tych 
pięćdziesięciu lat, które zamierzam jeszcze przeżyć. A będą 
zmarnowane, jeśli spędzę je bez ciebie. 
Milczała przez chwilę. 
- Nie musisz się ze mną żenić. Możemy razem zamieszkać... 
- Nie. Powiedz, że za mnie wyjdziesz. 
- Zgoda - odparła szybko - ale pod jednym warunkiem. 
- Jakim? 
- Chcę znać twoje drugie imię. 
Roześmiał się głośno. 
- Powiem ci w czasie nocy poślubnej. 
- Figa z makiem, Cullen, teraz albo nigdy. 
- Anthony

1

 - wyszeptał jej prosto do ucha. 

- Piękne imię. Nikomu go nie zdradzę. 
Zapatrzył się w jej błyszczące oczy. Już nie mógł doczekać się chwili, 
kiedy on, Bella i Seth będą jedną rodziną. I powiększą Ją. 
- Chyba powinienem ci się przyznać, że Seth już wcześniej 
zaproponował mi, bym z wami zamieszkał. 

                                                 

1

 W oryginale imię było na „g” i brzmiało Genaro 

background image

- Naprawdę? I co mu odpowiedziałeś? 
- Że musimy to skonsultować z tobą. 
- Pójdziesz teraz po niego? Chcę mu o wszystkim powiedzieć. 
- Do cholery, maleńka. Dla ciebie wszystko. 
- Zobaczysz, któregoś dnia oduczę cię przeklinania. 
- Nie będzie to łatwe, kochanie. 
Edward wyszedł z uczuciem ciepła rozlewającego się w piersi. 
Skończyły się lata samotności. Teraz ma rodzinę. Swoją własną. 
 
…*** KONIEC ***…