141
Rozdział
31
Wiedząc, że nie może wykonywać rytuału z pustym żołądkiem, Stefan upolował kilka
wiewiórek na podwórku pani Flowers, a potem wrócił do garażu. Meredith zaparkowała
antycznego Forda pani Flowers na podjeździe, więc było więcej miejsca na rytuał wygnania.
Stefan przechylił głowę na bok kiedy usłyszał jakiś piszczący dźwięk w ciemności i
zidentyfikował go jako malutką myszkę z szybko bijącym serduszkiem. Atmosfera nie była może
wygodna, ale dzięki przestrzeni pomieszczenia i jego cementowej podłodze było to idealne miejsce
na rzucanie zaklęcia.
- Podaj mi proszę miarkę- powiedział Alaric ze swojej rozciągniętej pozycji na środku
garażowej podłogi.- Ta linia musi mieć odpowiednią długość.- Pani Flowers wygrzebała karton
różnokolorowej kredy. Alaric miał otwartą książkę i dokładnie kopiował z nie okręgi, symbole,
parabole i elipsy na miękkim cemencie.
Stefan podał mu narzędzie i obserwował jak ostrożnie odmierza odległość od środkowego
okręgu do linii dziwnych run, znajdujących się przy krawędzi całego rysunku.- Ważne żeby
wszystko było dokładne- powiedział Alaric z zmarszczonym czołem i jeszcze raz sprawdził miarką.-
Najmniejszy błąd może spowodować, że przypadkiem uwolnimy to na Fell's Church.
- Ale czy to już nie jest wolne?- Zapytał Stefan.
- Nie- wyjaśnił Alaric.- Ten rytuał pozwoli upiorowi ukazać się w swojej cielesnej formie,
która jest o wiele bardziej niebezpieczna niż niematerialna forma jaką jest teraz.
- Więc lepiej zrób to dobrze- zgodził się ponuro Stefan.
- Jeśli wszystko pójdzie tak jak planujemy, to upiór zostanie uwięziony w centralnym kręgu-
powiedział Alaric wskazując palcem.
- My będziemy na najbardziej zewnętrznej krawędzi, tam, za runami. Tam powinniśmy być
bezpieczni- spojrzał w górę i beznamiętnie uśmiechnął się do Stefana.- Taką mam nadzieję.
Obawiam się, że jeszcze nigdy nie przyzywałem niczego w prawdziwym życiu, ale dużo o tym
czytałem.
Cudownie, pomyślał Stefan, ale odwzajemnił uśmiech Alarica bez komentarza. Facet robił
co mógł. Wszystko, co mogli zrobić, to mieć nadzieję, że to wystarczy by ocalić Elenę i pozostałych.
Meredith i pani Flowers weszły do garażu, trzymając po plastikowej torbie na zakupy. Celia
szła za nimi.
- Woda święcona- powiedziała Meredith wyjmując z torby spryskiwacz do kwiatów.
- Nie działa na wampiry- przypomniał jej Stefan.
- Nie przywołujemy wampira- odpowiedziała i odeszła, by spryskać zewnętrzną
przestrzeń diagramu. Uważała żeby nie zniszczyć kredowych linii.
Alaric wstał i ostrożnie zaczął wyskakiwać z wielkiego, wielokolorowego diagramu
trzymając książkę w jednej ręce.- Myślę, że jesteśmy gotowi- powiedział.
Pani Flowers popatrzyła na Stefana.- Potrzebujemy pozostałych- powiedziała.- Wszyscy
dotknięci mocami upiora muszą tu być.
- Pomogę ci ich znieść- zaproponował Alaric.
- Nie trzeba- powiedział mu Stefan i samotnie skierował się na górę. Stojąc przy łóżku w
różowo-kremowej sypialni, spojrzał na Elenę, Matt i Bonnie. Żadne z nich nie poruszyło się odkąd
umieścił tam Matta.
Westchnął i najpierw wziął w ramiona Elenę. Po chwili podniósł też jej poduszkę i koc.
Przynajmniej mógł zapewnić jej jakąś wygodę.
142
Kilka minut później wszyscy trzej śpiący leżeli przy wejściu do garażu, na zewnątrz
diagramu, ich głowy były wsparte na poduszkach.
- Co teraz?- Zapytał Stefan.
- Teraz każdy musi wybrać sobie świeczkę- powiedziała pani Flowers, otwierając plastikową
torbę.- Wybierzcie taką, która waszym zdanie reprezentuje wasz kolor. Według książki, powinny
być samodzielnie zrobione i aromatyzowane, ale te będą musiały wystarczyć. Ja nie będę
wybierała dla siebie- powiedziała pani Flowers i podała torbę Stefanowi.- Upiór nie skupił swoich
mocy na mnie i nie pamiętam żebym była o kogoś zazdrosna od roku 1943.
- A co się stało w 1943?- zapytała zainteresowana Meredith.
- Przegrałam walkę o koronę miss Fell's Church z Sue Baker- odpowiedziała pani Flowers.
Kiedy Meredith zaczęła się w nią wpatrywać, podniosła ręce do góry.- Ja też kiedyś byłam
dzieckiem. Byłam zabójczo urocza, miałam loki jak Shirley Temple, a mam lubiła ubierać mnie w
drogie ciuchy i chwalić się mną.
Odsuwając na bok obraz pani Flowers w lokach shirley Temple, Stefan przejrzał zbiór
świeczek i wybrał ciemnoniebieską. W jakiś sposób wydawała mu się właściwa.- Potrzebujemy też
świec dla pozostałych- powiedział. Ostrożnie wybrała złotą dla Eleny i różową dla Bonnie.
- Masz zamiar wybrać je tylko na podstawie koloru ich włosów?- Zapytała Meredith.-
Typowy facet.
- Ale i tak wiesz, że te kolory do nich pasują- kłócił się Stefan.- Poza tym, włosy Bonnie są
czerwone, nie różowe.
Meredith potaknęła ponuro.- Chyba masz rację. Ale dla Matta biała.
- Naprawdę?- Zapytał Stefan. Nie wiedział jaką wybrałby dla Matta. Może taką w kolorach
amerykańskiej flagi, gdyby tylko taką mieli.
- Jest najczystszą osobą jaką znam- powiedziała miękko Meredith. Alaric podniósł
jedną brew w jej kierunku, a ona trąciła go łokciem.- Mam na myśli czystą w sensie duszy. Z
Mattem jest tak, że to co widzisz, to dostajesz. I jest dobry i ma wielkie serce.
- Chyba tak- powiedział Stefan i bez dalszego komentowania patrzył jak Meredith wybiera
dla siebie ciemną, brązową świecę.
Alaric pogrzebał torbie i wybrał ciemnozieloną, Celia wybrała jasną odmianę lawendy.
Pani Flowers zabrała torbę z pozostałym świecami i położyła ją na wysokiej półce w pobliżu
wejścia do garażu. Umieściła ją między workiem z ziemią i czymś co wyglądało na starą latarnię.
Wszyscy usiedli w półkolu na podłodze garażu, poza diagramem. Twarze mieli zwrócone w
kierunku pustego, wewnętrznego koła. Trzymali w rękach swoje niezapalone świece. Śpiący leżeli
za nimi, Meredith trzymała świecę Bonnie na kolanach razem ze swoją; Stefan wziął świecę Eleny,
a Alaric Matta.
- Teraz oznaczymy je naszą krwią- powiedział Alaric. Wszyscy spojrzeli na niego, a on
obronnie wzruszył ramionami.- Tak jest w książce.
Meredith wyjęła ze swojej torby mały, kieszonkowy nożyk. Przecięła sobie palec i szybko,
jak gdyby nigdy nic, zostawiła smugę krwi na swojej brązowej świeczce. Potem podała nóż
Alaricowi razem z małą buteleczką środku dezynfekującego. Wszyscy po kolei poszli jej
przykładem.
- To jest naprawdę niehigieniczne- powiedziała Celia krzywiąc się, ale podołała zadaniu.
Stefan był bardzo świadomy zapachu ludzkiej krwi w tak małym, zamkniętym
pomieszczeniu. Mimo, że dopiero co jadł, jego kły zaswędziały w automatycznej odpowiedzi.
Meredith podniosłą świece i podeszła do ich śpiących przyjaciół. Po kolei podnosiła ich
ręce, by zrobić małe nacięcia i ich krwią wytrzeć świece. Żadne z nich nawet nie drgnęło. Kiedy już
skończyła, wróciła ze świecami na swoje miejsce.
143
Alaric zaczął czytać po łacinie pierwsze słowa zaklęcia. Po kilku zdaniach zawahał się nad
słowem i Stefan po cichu wziął od niego książkę. Z łatwością zaczął czytać od miejsca, w którym
skończył Alaric. Słowa wypływały z jego ust, poczuwszy smak łaciny przypomniały mu się godziny
spędzone z nauczycielem w dzieciństwie setki lat temu. Przypomniał mu się okres kiedy mieszkał w
klasztorze Anglii podczas swojego wczesnego etapu walki z wampiryzmem.
Kiedy nadeszła odpowiednia pora, pstryknął palcami i za pomocą Mocy, zapalił swoją
świecę. Podał ją Meredith, która wylała trochę stopionego wosku na podłogę na krańcu diagramu.
Następnie przykleiła tam świecę. Po kolei, w odpowiednich punktach rytuału, on zapalał świece, a
ona je przyklejała. W końcu stworzyli wielokolorowy rząd odważnie świecących świec
oddzielających ich od zewnętrznych kredowych linii.
Stefan czytał dalej. Nagle kartki książki zaczęły się ruszać. Zimny, nienaturalny wiatr
powstał w zamkniętym garażu, a płomienie świec zamigotały dziko i zgasły. Dwie z nich,
przewróciły się.
Długie włosy Meredith zakryły jej twarz.
- To nie powinno się dziać- krzyknął Alaric.
Ale Stefan zmrużył oczy i czytał dalej.
Kompletny mrok i nieprzyjemne uczucie spadania trwało tylko przez chwilę, a potem Elena
wylądowała na obu stopach i zatoczyła się do przodu ściskając ręce Matta i Bonnie.
Znajdowali się w ośmiokątnym pokoju z wieloma drzwiami. Na środku pokoju stał jedyny
mebel. Za samotnym biurkiem siedział opalony, piękny, niesamowicie muskularny wampir z gołą
piersią. Długie, brązowe włosy spadały mu za ramiona.
Nagle Elena wiedziała gdzie była.
- Jesteśmy tu- wydyszała- Dom Bram!
Sage skoczył na nogi po drugiej stronie biurka, jego twarz była prawie komicznie
zaskoczona.- Elena?- Wyartykuował.- Bonnie? Matt? Co się dzieje? Qu'est-ce qui arrive?
Normalnie Elenie ulżyłoby, że widzi Sage'a, który zawsze był uprzejmy i pomocny, ale
musiała dostać się do Damona. Wiedziała, gdzie musi być. Prawie słyszała jak ją woła.
Przeszła przez pusty pokój prawie nie spojrzawszy na zaniepokojonego strażnika bram.
Ciągnęła za sobą Matta i Bonnie.
- Przepraszam, Sage- powiedziała kiedy doszła do odpowiednich drzwi.- Musimy znaleźć
Damona.
- Damona?- Powiedział.- Znowu tu wrócił?- A potem przeszli przez drzwi ignorując
krzyczącego Sage'a:- Stójcie! Arretez-vous!
Drzwi zamknęły się za nimi i znaleźli się w krajobrazie pełnym popiołu. Nic tutaj nie rosło i
nie było żadnych ścieżek. Ostry wiatr zwiewał czarny popiół na wzgórza i doliny. Patrzyli jak mocny
powiew omiótł górę jednej kupki i stworzył kolejną. Pod lekkim popiołem widzieli bagna mokrego,
błotnego popiołu. Obok znajdował się staw aż dławiący się od niego. Nic poza popiołem i błotem,
czasem zdarzały się też kawałki czarnego drewna.
Ponad nimi znajdowało się zachmurzone niebo, na którym wisiało ogromna planeta i dwa,
wielkie księżyce: jeden był biały z niebieską poświatą, a drugi srebrny.
- Gdzie jesteśmy?- Zapytał Matt wpatrując się w niebo.
- Kiedyś to był świat- księżyc, który technicznie był osłaniany przez ogromne drzewo-
powiedziała mu Elena idąc ostrożnie naprzód.- Dopóki go nie zniszczyłam. Tutaj umarł Damon.
Bardziej czuła niż widziała, że Matt i Bonnie wymieniają między sobą spojrzenie.
144
- Ale potem, emm, potem wrócił, prawda? Widziałaś się z nim którejś nocy w Fell's Church,
prawda?- Powiedział niepewnie Matt.- Dlaczego jesteśmy tutaj teraz?
- Wiem, że Damon jest blisko- powiedziała niecierpliwie Elena.- Czuję go. Wrócił tutaj.
Może właśnie tutaj zaczął szukać upiora.
Szli dalej. Szybko zaczęli bardziej brodzić niż iść przez czarny popiół, który przylepiał się do
ich nóg i tworzył obrzydliwe grudy. Błoto pod popiołem przyczepiało się do ich butów powodując
powstawanie z każdym krokiem mokrego, ssącego dźwięku.
Byli prawie na miejscu. Czuła to. Elena przyspieszyła, a pozostali, nadal ją trzymający, także
musieli nabrać tempa żeby ją dogonić. Popiół był grubszy i głębszy, bo zbliżali się do miejsca gdzie
był pień, centrum tego świata. Elena pamiętała jak eksplodował, wystrzelił w niebo niczym rakieta i
zaczął się rozsypywać. Ciało Damona leżało pod nim i było kompletnie zakopane pod spadającym
popiołem.
Elena zatrzymała się. Zauważyła grubą, dryfującą kupkę popiołu, która była tak wysoka, że
sięgała jej przynajmniej do talii. Pomyślała, że widzi miejsce, w którym Damon się obudził- popiół
był poruszony i tworzył się w nim tunel, tak jakby ktoś stworzył tunel od środka. Ale nie było tu
nikogo poza nimi. Zimny wiatr uniósł kupkę popiołu w powietrze i Bonnie kaszlnęła. Elena stojąc
po kolana w zimnym, lepkim popiele, puściła rękę Bonnie i objęła się ramionami.
- Nie ma go tu- powiedziała słabo.- Byłam pewna, że tu będzie.
- Więc musi być w innym miejscu- powiedział logicznie Matt.- Jestem pewien, że walczy z
upiorem, tak jak mówiłaś. Mroczny Wymiar to duże miejsce.
Bonnie zadrżała i zbliżyła się do Matta. Jej wielkie, brązowe oczy były teraz pełne patosu,
jak u głodnego szczeniaczka.- Czy możemy teraz wrócić do domu? Proszę? Sage może nas znowu
odesłać, prawda?
- Ja po prostu nie rozumiem- powiedziała Elena, wpatrując się w puste miejsce, gdzie kiedyś
był olbrzymi pień drzewa.- Wiedziałam, że on tu będzie. Mogłam prawie usłyszeć jak mnie woła.
Właśnie wtedy ciszę przerwał niski, muzyczny śmiech. Był to piękny dźwięk, ale było w nim
coś chłodnego i obcego, coś co sprawiło, że Elena zadygotała.
- Eleno- szepnęła Bonnie z szeroko otwartymi oczami.- Właśnie ten głos słyszałam zanim
ogarnęła mnie mgła.
Obrócili się.
Za nimi stała kobieta. No powiedzmy, że coś o kształcie kobiety, dodała szybko Elena. To
nie była kobieta. I tak jak jej śmiech, ta istota o kobiecych kształtach była piękna, ale przerażająca.
Ona- to- było ogromne, wyższe niż półtora człowieka, ale miało idealne proporcje. Wyglądało jakby
było zrobione z lodu, mgły w kolorach zieleni i niebieskiego. Miało przezroczyste oczy o delikatnym
jasnozielonym zabarwieniu. Kiedy tak patrzyli, mocne, lodowate biodra i nogi uniosły się, a potem
zamazały, zmieniając się w wir mgły.
Długa fala niebiesko- zielonych włosów falowała za postacią. Uśmiechnęło się do Eleny i
ukazało swoje ostre zęby świecące niczym srebrne sople lodu. Coś znajdowało się w jej klatce
piersiowej, ale nie był to lód tylko coś twardego, okrągłego i w kolorze ciemnej, ciemnej czerwieni.
Elena zauważyła to wszystko na chwilę przed tym jak jej pełną uwagę zwróciło coś, co
zwisało z jednej wyciągniętej ręki lodowej kobiety.
- Damon wydyszała.
Lodowa kobieta trzymała rękę wokół jego szyi, ignorując jego szarpaninę w powietrzu.
Trzymała go z taką lekkością, że wyglądał jak zabawka. Ubrany w czerń wampir zamachnął
się nogą kopią lodową kobietę w bok, ale jego noga najzwyczajniej przeszła przez mgłę.
- Elena- powiedział Damon zdławionym, cienkim głosem.
Lodowa kobieta- upiór- przekrzywiło głowę w jedną stronę i spojrzała na Damona. Potem
ścisnęła jego szyję trochę mocniej.
145
- Nie muszę oddychać, ty... upiorna idiotko- wydyszał.
Uśmiech upiora powiększył się i usłyszeli słodki, chłodny głos brzmiący jak uderzające o
siebie kryształki.- Ale twoja głowa może odpaść, prawda? To też zadziała.- Potrząsnęło nim trochę,
a potem przeniosło swój uśmiech na Elenę, Bonnie i Matta. Elena instynktownie cofnęła się do tyłu
kiedy lodowato- zimne oczy spojrzały na nią.
- Witaj- powiedział do niej upiór przyjemnym tonem, jak gdyby znali się od lat.- Ty i twoi
przyjaciele jesteście tacy orzeźwiający, moje małe zazdrośniki. Każdy z was ma swój specjalny smak
zazdrości. Macie wiele problemów, prawda? Nie czułam się tak silna i dobrze odżywiona od
milleniów.- Jej twarz stała się zamyślona i zaczęła delikatnie potrząsać Damonem w górę i w dół.
Teraz wydawał z siebie odgłos zakrztuszenia, a łzy bólu spływały mu po policzkach.
- Ale naprawdę powinniście zostać tam, gdzie was umieściłam- kontynuował upiór nieco
zimniejszym głosem i potrząsnął silnie Damonem. On zaczął sapać i pociągnął za wielką rękę
upiora. Czy to w ogóle było prawdą, że nie musiał oddychać? Elena nie wiedziała. Damon mógłby
skłamać jeśli miał powód, ale też nie musiał mieć powodu- może chciał tylko zdenerwować
swojego przeciwnika.
- Przestań!- Krzyknęła Elena.
Upiór zaśmiał się ponownie, najwyraźniej rozbawiony.- No to chodź i zmuś mnie, malutka.-
Jego uchwyt zacisnął się ciaśniej wokół szyi Damona, ten zadrżał. Potem jego oczy poleciały do
góry tak, że Elena widziała tylko białka jego oczu naznaczone czerwonymi żyłkami. A potem stał się
bezwładny.