W każdej roli nam się podobała
Nasz Dziennik, 2011-03-15
Irena Kwiatkowska, jedna z najwybitniejszych
polskich aktorek w historii, została wczoraj
pochowana na cmentarzu Powązkowskim. Żałobna
Msza Święta została odprawiona w kościele
Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu.
Właśnie tutaj aktorka, jak przypomniał ks.
Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk
twórczych, "miała swoje stałe miejsce", bo "była
człowiekiem modlitwy". Zapamiętaliśmy Irenę
Kwiatkowską również jako oddaną słuchaczkę Radia Maryja i czytelniczkę "Naszego
Dziennika".
- Pamiętam ją jeszcze z najmłodszych lat, ze słuchowisk, gdy byłem dzieckiem. Czytała
wówczas w radiu różne opowieści. Bardzo mi się to podobało - wspomina prof. Jerzy Olędzki
z Uniwersytetu Warszawskiego, kierownik Zakładu Teorii Komunikacji Społecznej w
Instytucie Dziennikarstwa. Jak sam zaznacza, trudno wymienić jakiekolwiek słabe strony jej
twórczości. - Tak jak powiedziano podczas Mszy Świętej: aktorka najwyższej klasy -
podkreśla profesor.
- Z wdzięcznością wspominam panią Irenę Kwiatkowską. To była postać, która niosła radość
wielu pokoleniom. Trudno zapomnieć, że tyle lat mogła nam tę radość dawać - swoim
humorem, talentem, niesamowitym przesłaniem, jakie niosła poprzez swoją wiarę w Boga.
Dawała przykład, jak należałoby żyć. Była wielkim darem dla Polski i Polaków - mówi pani
Maria, jedna z niezliczonych wielbicielek nadzwyczajnego talentu aktorki.
Podobnie jak pani Maria również i inni uczestnicy pogrzebu nie wyobrażają sobie, żeby
mogło ich podczas tej uroczystości zabraknąć. - Wspaniała kobieta, wspaniały człowiek,
wspaniała aktorka. Wspominam ją jako osobę radosną, pełną życia - mówi pani Ewa. Trudno
jej wręcz wskazać najlepszą rolę Kwiatkowskiej. - Wszystkie były dobre - podkreśla.
Podobnego zdania są inni, którzy przybyli pożegnać niezapomnianą aktorkę. - Przyjechałam z
Cieszyna i udało mi się zdążyć na Mszę Świętą. Pamiętam ją od czasów młodości. W każdej
roli mi się podobała, a każda miała swoją specyfikę - wskazuje pani Irena.
Przedstawiciele środowisk twórczych darzą zmarłą wielką estymą. - Poza tym że była
wspaniałą aktorką teatralną i kabaretową, była artystką, która brała udział w Teatrze
Polskiego Radia. Odtwarzała mnóstwo różnych ról. Smutny to dzień, ale widocznie tak
musiało być - ubolewa Stanisława Grotowska, wieloletnia reżyser "Matysiaków",
najstarszego słuchowiska emitowanego w Polskim Radiu. Udział w nim brała także Irena
Kwiatkowska. Chętnie występowała też w wielu dziecięcych słuchowiskach. - Wspaniale
odtwarzała te role. Była naprawdę fantastyczną osobą, punktualną, niesłychanie sumienną i
dokładną - wspomina Grotowska. Z kolei aktorka Teresa Lipowicz, zapytana przez "Nasz
Dziennik" o szczególnie ważne okresy w twórczości Kwiatkowskiej, kwituje, że to całe jej
życie. - Naprawdę nie ma jednego wyjątkowego momentu - podkreśla Lipowicz.
Pogrzeb miał wyjątkowo uroczystą oprawę. Członkowie rodziny zmarłej, przyjaciele, aktorzy
i wielbiciele aktorki wypełnili szczelnie bazylikę Świętego Krzyża na Krakowskim
Przedmieściu. Trumnie asystowała Kompania Honorowa Wojska Polskiego.
Na początku Mszy Świętej odczytano list ks. kard. Kazimierza Nycza, metropolity
warszawskiego, który zapewniał "o duchowej łączności z najbliższą rodziną zmarłej".
"Świętej pamięci Irena Kwiatkowska była wybitną aktorką, teatralną, kabaretową, filmową,
telewizyjną. Mistrzynią rozrywki najwyższych lotów. Całe pokolenia wychowywały się na
mistrzowskich kreacjach. Gdziekolwiek się pojawiała, witały ją wyrazy wielkiej miłości" -
napisał kardynał.
W homilii ks. Wiesław Niewęgłowski zwrócił uwagę nie tylko na liczne zalety i talent
aktorski Kwiatkowskiej, ale zwłaszcza na jej szczerą i żywą pobożność. - Była człowiekiem
modlitwy. Ten kościół widział ją często na kolanach, miała w nim swoje stałe miejsce.
Mówiła swoje znamienne słowa: ja Pana Boga o nic nie proszę, zawsze Mu dziękuję. Kiedy
wyjeżdżała do któregoś z miast, aby tam zaprezentować swoją sztukę, prosiła o dwie rzeczy:
żeby w hotelu była winda i żeby było blisko do kościoła - powiedział ks. Niewęgłowski.
Wierna Radiu Maryja, wiele razy mówiła, ile dla niej znaczy.
Minister kultury Bogdan Zdrojewski przypomniał pokrótce dorobek aktorski Kwiatkowskiej.
- Nie było wielkiego kabaretu w ostatnich 6-7 dekadach bez jej obecności. Ponad 60 ról
teatralnych po wojnie i 20 do jej czasu. Ponad 20 ról filmowych - każda istotna, ważna i
pozostająca w naszej pamięci. Znana ze skromności, a przede wszystkim ciepła. Dziś świeci
jej słońce, tak jak świeciła nam swoją wrażliwością i skromnością - spuentował Zdrojewski.
Trumnę z doczesnymi szczątkami aktorki przewieziono na cmentarz Powązkowski. Tam
Irena Kwiatkowska spoczęła obok męża Bolesława Kielskiego. - Irena Kwiatkowska odeszła
do nieba poetów, bo też była ona poetką sceny i estrady. Całą swoją twórczością stwarzała
własny, niepowtarzalny świat. Kreowała postaci na wskroś realne i nadrealne zarazem. Każda
z jej ról była w gruncie rzeczy metaforą - mówił na cmentarzu aktor Stanisław Brejdygant,
reprezentujący Związek Artystów Scen Polskich.
Aktorka zmarła 3 marca w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. Miała
98 lat.
Jacek Dytkowski
*********************
Na brawach schodziła ze sceny
Z Mieczysławem Hryniewiczem, aktorem, rozmawia Paweł Tunia
Jak zapamiętał Pan Irenę Kwiatkowską?
- Wielki człowiek pracy. Nie wiem, jakie miała życie, zastanawiam się, czy szczęśliwe... Czy
taka osoba, która niesie tyle radości innym, sama ma udane życie? Mam nadzieję, że miała
fantastyczne życie i dobrą śmierć.
Często współpracował Pan z nią zawodowo?
- Tylko w serialu "Zmiennicy" i chyba jeszcze raz, ale nie pamiętam, przy jakiej okazji. To
jest dla mnie wielki zaszczyt, że mogłem z nią zamienić kilka słów, porozmawiać. Zawsze
mnie bawiła, mówiąc, że jest leniwa i dlatego szybko uczy się tekstu, żeby mieć to już z
głowy, a potem trzeba to tylko zagrać.
Czego można się było nauczyć od tej aktorki?
- Wiedziała, jak skończyć scenę, aby zejść na brawach ze sceny - tego jej zazdroszczę. Ona to
wiedziała, i to nie po zakończeniu przedstawienia, tylko po pierwszym czy drugim akcie.
Słyszałem też, że lubiła się dzielić z innymi, i to jest zacne.
Dziękuję za rozmowę.
*********************
Wirtuoz sceny teatralnej
Olgierd Łukaszewicz, aktor Teatru Polskiego w Warszawie:
Irena Kwiatkowska w pracy była wirtuozem, a zarazem zwykłym człowiekiem. Wszyscy
uczyliśmy się tego od niej. Była bardzo otwarta na młodszych ludzi, bo przecież wszyscy
byliśmy od niej młodsi. Niezwykle skromna - w Skolimowie chciała być osobą anonimową,
co oczywiście nie było możliwe. W teatrze, za kulisami, podkreślała, że rzeczywiście jest
ciężko pracującą kobietą - drzwi pomiędzy jej garderobą a sceną były zawsze otwarte. Dzięki
temu w każdym momencie mogła widzieć, co dzieje się na scenie i w każdej chwili być
gotowa do wejścia w tę rzeczywistość. Swoje role dopracowywała w najdrobniejszych
szczegółach - ważny był każdy gest, każdy ruch, każda intonacja i każda pauza. Irena
Kwiatkowska budowała strukturę swojego występu pod kątem spodziewanych reakcji
widowni, co było zachowaniem już prawie w ogóle niespotykanym.
Nigdy nie miałem zaszczytu wystąpić u boku pani Ireny. Rozmowy, które z nią odbywałem,
były krótkie, ale zawsze bardzo miłe. Kiedy zostałem szefem ZASP, pani Irena złożyła mi
gratulacje, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Zdziwiłem się, że mnie w ogóle
rozpoznaje. Często starsza generacja aktorów bardziej interesuje się swoimi rówieśnikami niż
młodszymi ludźmi. Pani Irena absolutnie nie była osobą "przedpotopową", swoim życiem
pokazywała, że można być według metryki zakorzenionym w innych czasach, a jednocześnie
być kimś bardzo współczesnym. W Skolimowie czuła się dobrze, myślę, że znała ten dom już
jako początkująca aktorka. Cieszę się, że przebywając tam, mogła odczuwać więź z naszym
aktorskim środowiskiem.
not. AŻ
*********************
"A ja tylko dziękuję"
Zofia Perczyńska, aktorka, mieszkanka Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w
Skolimowie:
Panią Irenę Kwiatkowską poznałam w Skolimowie. Od wielu, wielu lat przyjeżdżała tu, kiedy
tylko miała wolny czas - na przykład między jednym spektaklem a drugim. Kilka lat temu
zaprzestała już występów i zamieszkała tutaj na stałe. Pani Irena wystąpiła w Skolimowie w
filmie, który kręcił tu Jacek Bławut w 2007 r. pod tytułem "Jeszcze nie wieczór". Zagrała tam
samą siebie. Roli wymagającej nauczenia się tekstu już nie chciała podjąć - twierdziła, że nie
będzie w stanie się nauczyć żadnych nowych kwestii. W filmie była po prostu sobą i jest w
nim postacią bardzo widoczną.
Spacerowała do ostatnich swoich dni. Lubiła świeże powietrze, bardzo podobał jej się nasz
park. W Skolimowie odwiedzała panią Irenę jej bratanica, która bardzo się nią opiekowała.
Przyjeżdżał do niej także jej kuzyn, Tadeusz Aleksandrowicz, z którym pani Irena
spacerowała po parku pod rękę. Twierdziła, że nic ją w ogóle nie boli, była okazem zdrowia.
W styczniu zachorowała niestety na zapalenie płuc, ponad miesiąc spędziła w szpitalu.
Badający ją lekarze powiedzieli, że jest to fenomen, że osoba w tym wieku ma lepsze wyniki
analiz niż młody człowiek. Kiedy pani Irena wróciła do nas ze szpitala - bez bólu, bez
cierpień, z uśmiechem na ustach - spokojnie odeszła. Stało się to w czasie śniadania, przy
pani Irenie była wtedy pielęgniarka. A jeszcze w sylwestra była razem z nami i piła
szampana!
Pani Irena do końca swojego życia była żywotna. O jej wspaniałym aktorstwie chyba nie
trzeba mówić, bo wszyscy doskonale wiedzą, jak świetną, jak niepowtarzalną była aktorką.
Nieraz z panią Ireną spacerowałam, nieraz zapraszałam ją do siebie na taras, żeby posiedziała
sobie trochę na fotelu na słońcu. Lubiła słodycze i lody. Jeszcze rok czy półtora roku temu ks.
Kazimierz Orzechowski zabierał ją nieraz samochodem do Konstancina na lody.
Lubiła otaczać się towarzystwem, spacerować i brylować. Pod koniec życia najwięcej czasu
poświęcała jednak na modlitwę. Jeszcze jesienią była przywożona na wózku do kaplicy na
Mszę Świętą. To było dla niej ważne. Na co dzień była osobą bardzo pogodną - zawsze
towarzyszył jej uśmiech i modlitwa. Opowiadała, że kiedyś w jakimś wywiadzie rozmawiała
z pewnym aktorem. Zapytała go: "Czy ty się modlisz?". Odpowiedział: "No, tak". "A jak się
modlisz?". "Proszę Pana Boga o zdrowie, o pomyślność...". Pani Irena odpowiedziała na to:
"A ja tylko dziękuję".
not. AŻ