Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 38 Wędrowny ptak

background image

BENTE PEDERSEN

WĘDROWNY PTAK

background image

1

- Można by pomyśleć, że się zakochałeś w tej łajbie! - powiedziała Olga, opierając się

o jedną z portowych szop. Spojrzała w kierunku statku, który kiedyś nazywał się „Raija”,

potem „Raisa”, a teraz znów „Raija”.

Michaił podążył wzrokiem za jej spojrzeniem.

Miał na sobie proste, połatane w wielu miejscach samodziałowe spodnie i szeroką,

błękitną koszulę. W pasie przewiązany był kolorowym szalem. Tylko buty: skórzane, grubo

smarowane tłuszczem zdradzały, że nie był zwykłym marynarzem. Olga wiedziała o tym, bo

sama o nie zadbała.

Michaił nie miał jeszcze szesnastu lat, ale został już pryncypałem. Armatorem.

- Niedługo popłyniemy na zachód - powiedział cicho chłopak. Nie udało mu się

cofnąć szybko spojrzenia, choć może powinien. Olga z pewnością znów uzna, że jest

dziecinny. Ale naprawdę kochał ten statek! Nic nie mógł na to poradzić. Miał być na nim

kapitanem!

To jego statek!

Te słowa śpiewały mu we krwi. Nie umiał jej tego wytłumaczyć. Nawet nie próbował

opisywać uczuć, jakie wywoływał w nim statek noszący imię jego matki.

To była jego pieśń.

Muzyka jego krwi. Tylko jego. Tym nie umiał się z nikim podzielić. Nawet z Olgą.

Dziewczyna zaśmiała się. Zabrzmiało to tak smutno, że Michaił spojrzał na nią. Jakże

chciałby cofnąć czas! Znów co prawda byłby chłopcem, ale to byłoby warte nawet tego.

Wiele rzeczy powinno było ominąć Olgę.

Olga... Szesnaście lat, ciemne loki związane tasiemką, brązowe oczy, którym nigdy

nic nie umknęło. Drobna twarz o zdecydowanym wyrazie. Ładna na swój sposób. Dumnie

wyprostowany kark. Podbródek zawsze uniesiony w górę. Wstrząsała głową i trzymała ją

prosto zupełnie jak Raija.

Olga nauczyła się tych gestów wtedy, gdy wszyscy oprócz jego matki ją opuścili.

W jej ruchach Michaił dostrzegł to samo dziecko, porzucone przez Olega i Tonie. Jego

matka stała się na jakiś czas matką i dla niej. Potem Tonią i Oleg wrócili i znów wzięli ją do

siebie. Zażądali miłości, której wcześniej się wyrzekli.

Te myśli były nowe dla Michaiła. Odkrywał nowe ścieżki. Nie mógł teraz iść ich

ś

ladem, ale zapamiętywał je i obiecywał sobie, że kiedyś je zgłębi.

background image

Olga miała w oczach otchłań. Zima zamroziła kąciki jej ust, luty pochylił jej ramiona.

On załatwił pieniądze na zabieg. Ona położyła się na zniszczonym stole w nędznej

lepiance.

Teraz wokół nich był maj. Późny maj. Lód schodził z Morza Białego.

Michaiłowi oczekiwanie ściskało gardło. Jego spojrzenie często podążało na zachód.

Nie miał czasu na nic więcej poza przygotowaniami. Deptał Olegowi po piętach, chcąc

nauczyć się jak najwięcej. Nie poświęcał ostatnio Oldze zbyt dużo czasu.

- Nie będę mogła mieć dzieci. Wiedziałeś o tym? - Brązowe oczy wpatrzyły się w

jego, żądając uczciwej odpowiedzi.

Michaił podążył wzrokiem za lecącą mewą. Zapragnął, by też mógł tak uciec.

- Tak.

- Mama powiedziała mi dopiero dzisiaj. Michaił uderzał piętami w beczkę, na której

siedział, wzbudzając w niej głuche echo.

- Mogłeś mi powiedzieć! - Oskarżenie w jej głosie było niczym ostrze noża. Już ona to

umiała. Tylko jego matka była w tym lepsza od Olgi. Kiedyś podsłuchał matkę, gdy

rozmawiała z kupcami. Potrafiła wytargować ceny, o jakich inni mogli tylko marzyć...

- Zabroniono mi - odparł Misza zgodnie z prawdą. Tym razem ona spuściła wzrok.

- Tak, pewnie nie mogłeś - westchnęła ledwie dosłyszalnie Olga.

Nadal ubierała się w intensywne kolory. Bluzkę miała czerwoną. Spódnicę

jaskrawoniebieską, że aż kłuła w oczy. Wąską talię ścisnęła brązowym paskiem tak mocno, że

powinna mieć kłopoty z oddychaniem. Miedziana klamra u paska stanowiła okaz niezłej ro-

boty rzemieślniczej.

Olga przyprawiała widza o szok. Była na swój sposób ładna, ale jej uroda uderzała

jakby nazbyt intensywnie, gwałtownie...

- Powiedziałam mamie, że nie wyjdę za Nikołaja! Miał ochotę jej przyklasnąć. Dobrze

było znów usłyszeć jej pełen sprzeciwu ton głosu. Brakowało mu go. Już sądził, że go nigdy

nie usłyszy. A przecież Olga nie była Olgą bez nagłych zmian humoru, bez błyskawic

bijących z oczu.

- Nie musisz.

- Mama mówiła, że niewielu chciałoby małżonki, tak, tego słowa użyła, małżonki,

która nie może mieć dzieci. A dopiero teraz mi o tym powiedziała. I nawet płakała!

- Nie musisz o tym nikomu mówić - stwierdził Michaił. Nigdy nie podobała mu się

propozycja Nikołaja, z którą wystąpił pewnej rozświetlonej zorzą polarną lutowej nocy.

background image

- Nikołaj nie dba o mnie bardziej niż o swoją fajkę! - Olga wstrząsnęła głową i

odwróciła się do chłopaka plecami. Stała, objąwszy się ramionami jak tarczą.

Michaił nie mógł nie przyznać, że Olga wyglądała w tym momencie wspaniale.

Niektórym kobietom było do twarzy z dumą. Olga do nich należała.

- On zawsze będzie czcił pamięć Jelizawiety. Zawsze będzie w niej zakochany. Ona

nie żyje, ale on jest ciągle tak samo zakochany. Sądzę, że ma wyrzuty sumienia, gdy patrzy na

twoją matkę.

- Na mamę? - spytał Michaił, oszołomiony. Olga odwróciła się i z pobłażliwym

uśmiechem pogładziła go czule po policzku. Już nie osłaniała się tarczą.

- Misza, mały Misza! Dostrzegasz tylko statki, prawda? Nie zauważyłeś, że Nikołaj

jest zadurzony w Raiji - Raisie? - Olga, zwłaszcza gdy była rozczulona, nadal używała

imienia, które nadała opiekunce w dzieciństwie.

- Mama jest ze dwa razy starsza od Nikołaja! Chyba zwariowałaś!

Dziewczyna zaśmiała się. Gestem dała mu do zrozumienia, że chce koło niego usiąść.

Michaił zeskoczył i podniósł ją na beczkę. Olga była tak szczupła w talii, że jego palce niemal

się zetknęły na jej plecach. Potem sam wskoczył na beczkę. Oparli się o ścianę szopy.

- Nikołaj ma tak bezbronny wyraz twarzy, gdy patrzy na twoją starą matkę -

uśmiechnęła się Olga. - Ma wyrzuty sumienia, jakby Jelizawieta stała tuż obok niego. Nikołaj

wcale nie uważa, że Raija - Raisa jest stara. A na pewno nie jest od niego dwa razy starsza!

Nie mogłaby być jego matką!

Michaił poczuł się głupio. Jego matka była ładna, nie mógł temu zaprzeczyć. Zawsze

uważał, że jego matka jest najpiękniejsza na świecie.

Ale trudno mu było spojrzeć na nią oczami mężczyzny, który mógł jej pożądać.

Trudno i za życia ojca, i teraz. Raija to jego matka!

Na matki nie sposób patrzeć inaczej.

- Czy uważasz, że to ważne mieć dzieci? Synów? To niesprawiedliwe, że ona zadaje

takie pytanie!

Michaił niemal zdrętwiał z zimna, mimo że słońce świeciło mocno jak na tę porę roku.

Przecież on dopiero zaczynał się zastanawiać, w jaki sposób się robi dzieci... A ona go

pyta, czy to ważne mieć dzieci! On jeszcze o tym nie myślał!

Często sam czuł się jak dziecko.

- Nie wiem - odparł szczerze.

background image

- Mama mówi, że wszyscy mężczyźni chcą mieć synów - stwierdziła Olga tonem

kobiecej mądrości. Była dorosła na inny sposób niż on. Doświadczyła czegoś, czego on sobie

nawet nie wyobrażał.

- Matki nie zawsze mają rację - obwieścił Michaił z przekonaniem. Mimo to czuł się

równie głupio jak przedtem. Ramię Olgi dotykało go miękko. Jego ręce były kanciaste.

Ostatnio urósł jeszcze bardziej, podczas gdy Olga pozostała niewysoka. To budziło w nim

ciepło. - Nikołaj zapewniał, że może poczekać - dodał, gdy cisza pomiędzy nimi stała się

przytłaczająca.

- Tak - odparła cicho, nie patrząc na niego.

- Nie musisz jeszcze odpowiadać - dorzucił. - Nie.

Cisza była niczym wielki, czarny ptak o ogromnych skrzydłach, które zasłaniały

słońce i chłodziły świat.

- Nie chcę wchodzić w tę okropna rodzinę! Pamiętasz jego matkę? Tę lodowatą babę?

Nawet nie chce mi się nazywać jej klępą, bo obrazę dla każdej szanującej się klepy

stanowiłoby porównanie z madam Norkiną.

- Może ona umrze, zanim ty się zdecydujesz?

- A może Nikołaj zmieni zdanie? - W głosie Olgi zabrzmiała nadzieja.

Zsunęła się z beczki i znów objęła się ramionami. Nagle Michaił uświadomił sobie, że

ona zawsze tak spała, gdy już - wtedy - zrozumiała, że Tonią i Oleg odeszli od niej. Nigdy

wcześniej tego nie skojarzył, dopiero teraz.

- Możesz już iść z powrotem do tej swojej ukochanej! - uśmiechnęła się Olga blado i

odeszła bez słowa pożegnania. Skraj jej spódnicy przelotnie muskał ziemię.

Michaił miał niejasne poczucie, że Olga próbowała mu powiedzieć coś, czego on nie

umiał pojąć.

Bo on nic nie rozumiał! Sprawiało to, że czul się zdezorientowany i zły. Wydawało

mu się, że Olga zawiodła się na nim.

Maj przeszedł w czerwiec. Michaił nie miał zbyt wiele czasu na myślenie o Oldze.

Zresztą o niczym, co nie miało związku z jego podróżą na zachód.

Już tak długo podróż wydawała się ułudą. Czymś, o czym się mówiło: „latem” i

„wkrótce”.

A teraz Michaił niemal tego dotykał. Plany były gotowe. Oleg miał płynąć z nim. Sam

siebie ze śmiechem mianował bosmanem. Powiedział, że jest kapitanem tylko na „Antonii”.

Michaił wiedział, że Oleg postanowił tak tylko po to, żeby mu pomóc. Był mu za to

wdzięczny. I tak czuł się mały i przerażony.

background image

Raija płynęła z nimi. Musiała, nawet gdyby miał ją ciągnąć za włosy. Chciał z nią

porozmawiać.

Wkrótce.

Michaił znów to odkładał. Raija pojechała do domu nad Dwiną. On do późnej nocy

pomagał przy załadunku. To, że był pryncypałem, nie zwalniało go z niczego. Ojciec też by

pomagał. Michaił czuł, że jako armator chce być podobny do ojca. Ale nie wiedział, czy chce

być do niego podobny jako mężczyzna.

Michaił spal w ich budynku w porcie. W lecie było to możliwe. Mimo że noce

potrafiły jeszcze schłodzić swym oddechem, mógł napalić w piecu tak, że siedział z

podciągniętymi rękawami. Gdyby miał jednak marznąć, zawsze mógł chwycić za jedną z

butelek likieru Olega. Zasoby te, o których Antonia nie wiedziała, albo udawała, że nie wie,

służyły do pomocy przy zawieraniu transakcji handlowych.

Raija uśmiechała się na myśl o tych butelkach i tajemnicy Olega. Michaił podejrzewał,

ż

e Antonia reagowała tak samo.

Po tym, jak w czasie tej zimy obserwował swoją matkę przy pracy, Michaił poznał ją z

nowych i obcych stron. Zrozumiał, że kobiety posiadają cechy, których nie okazują na co

dzień. Skoro nawet własna matka była w stanie go zaskoczyć, większość innych kobiet

stanowiła dla niego tajemnicę.

Nawet Olga.

Właśnie tajemnicza Olga weszła do jego kantorka, niosąc razowy chleb, soloną rybę i

masło, a w dzbanku kwas zrobiony przez Antonię.

- Mama była pewna, że umierasz z głodu - rzuciła lekkim tonem, odstawiając koszyk

na jego biurko. Biurko było jaśniejsze pośrodku, wzdłuż brzegów i na rogach. Najczęściej

używane szuflady też były jaśniejsze od pozostałych.

Olga usiadła na biurku. Miała na sobie wysokie, sznurowane buty, ponad którymi

bielała halka przykryta czarną spódnicą. Ściskał ją ten sam skórzany pas, co zwykle. Nad nim

błękitniała bluzka kolorem jesiennego nieba nad żółknącymi polami. Michaił szybko

otrząsnął z siebie tę wizję. W obecności Olgi niebezpiecznie było tracić wątek.

Zaczął jeść. Olga była najwyraźniej spragniona towarzystwa, bo nie ruszała się z

miejsca. Nie chciała jedzenia, ale chętnie popijała kwas z tego samego dzbanka, co Misza.

Nie chciało im się niepotrzebnie brudzić kubków. Akurat pod tym względem się zgadzali.

- Błagałabym, żeby z wami płynąć - rzuciła Olga, dyndając nogami - gdyby nie to, że

macie zabrać Walerija.

background image

A więc mogła już wymówić jego imię. Dużo czasu na to potrzebowała. Drogo musiała

zapłacić za znajomość z nim. I on nigdy nie miał się o niczym dowiedzieć. Olga wymusiła i

na ojcu, i na Michaile, że nic nie powiedzą.

- Przecież Nikołaj dowodzi „Antonią”. Tam znalazłoby się miejsce - rzucił Michaił

bez zastanowienia.

- Sądzisz, że mama by mi na to pozwoliła? - spytała Olga z uśmieszkiem. - Ja i

Nikołaj! Zgadza się, bym mu powiedziała „tak”, ale nie wysłałaby mnie razem z nim w

wielomiesięczną podróż w obce kraje! Dobrze mnie teraz pilnuje. Dba, bym nie znalazła się

sam na sam z mężczyzną. - Westchnęła. - Bóg jeden wie, co o mnie myśli.

Michaił jadł w milczeniu. Nie wspomniał, że teraz Olga była sam na sam z nim.

Wiedział, że Tonią nie zalicza go jeszcze do mężczyzn. Jego nie uznaje za zagrożenie. W

pewien sposób było to zawstydzające, jakby był niewinną owieczką...

Olga podeszła do pieca, dołożyła kilka szczap i usiadła na sofie, podwijając pod siebie

nogi. Wyglądała zarazem jak mała dziewczynka i jak dorosła Olga.

Michaił nadal jadł, mimo że był już syty.

- Uważasz, że jestem ładna, Misza? Chłopak zaczerwienił się, zaskoczony.

- Nooo - zawahał się - nie jesteś gorsza od innych... chyba - wykrztusił, chowając się

za dzbanek z kwasem. Czul, że jego dłonie są ogromne, a ramiona długie jak nigdy przedtem.

- O Boże, po co go pytam? - Olga przewróciła oczami i westchnęła tak, że i ściany by

jej współczuły.

- Jesteś... ładna na swój sposób, Olgo. Michaił trzymał oburącz dzbanek z kwasem.

Tonią pewnie obawiałaby się, czy go nie zgniecie.

Dziewczyna uśmiechnęła się, zrezygnowana.

- Znam cię, Misza, choć jest wiele rzeczy, których o tobie nie wiem. Jakie dziewczyny

ci się podobają?.

- Dziewczyny? Nie wiem...

- Nigdy nie byłeś zakochany?

- Nie... Chyba nie. W kim miałbym się zakochać? Czy to takie ważne?

- Chodź tu! - rozkazała, poklepując miejsce obok siebie na sofie. Michaił posłuchał.

Od dawna wiedział, że nie warto sprzeciwiać się Oldze. Nauczyła go tego, jeszcze zanim

postawił pierwsze kroki. - Noga mi zdrętwiała. Zdejmij mi but!

Michaił rozsznurował jeden i drugi, bo oba wylądowały na jego kolanach. Olga była

bez pończoch. Bose nogi podwinęła pod siebie i poprosiła o kwas.

- Nie chcę wyjść za Nikołaja.

background image

- Nikt cię nie zmusza.

- Lubisz mnie?

- Ale masz pytania! Lubię cię, choć jesteś męcząca - zaśmiał się Misza nerwowo. Ona

nie dołączyła się do żartu. Nie miał pojęcia, do czego zmierzała.

- Męczę cię teraz? - Olga weszła mu na kolana, zamykając go w rogu sofy. Usiadła

twarzą do niego, z kolanami po obu stronach jego nóg. Spódnica ledwo przykrywała jej nogi.

- Co u diabła...? Olga objęła go za szyję i oparła czoło o jego czoło.

- Męczę cię teraz? - powtórzyła pytanie. Jej oczy znalazły się tak blisko jego, że

Michaił nie mógł odczytać ich wyrazu. Była tak blisko... pachniała sobą, świeżo, ale i inaczej.

- Do cholery, Olga, co to znaczy?

- A jak myślisz? Uśmiechnęła się i zwilżyła usta. Wpółotwartymi wargami pocałowała

go. Przechyliła do tyłu, aż poczuł twardy kant oparcia sofy pod karkiem. Przytuliła się tak

mocno, że prawie nie mógł oddychać. Dopiero po chwili wpadł na to, że powinien to robić

przez nos.

Jej miękkie wargi... Łaskoczący go koniuszek języka bawił się wewnątrz jego ust.

Sprawił, że Misza poczuł mrowienie w wargach. Twarde piersi napierały na niego, uda

ś

ciskały jego nogi...

Michaił nic nie rozumiał.

To było przerażające. Dziwne. Nie chciał tego. Nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć,

czego ona chce. Nie chciał. Tego też nie.

Ale nie odsunął jej. Objął jej szczupłą talię. Dłońmi przesuwał po jej plecach, czując

ciepło jej ciała. Nie miała nic pod bluzką.

- Dotykaj mnie! - wyszeptała. - Zobacz, jaka jestem! Puściła go jedną ręką i znów

zaczęła całować.

Drażniła i pieściła. Wolną dłonią ujęła jego dłoń i skierowała ku dekoltowi. Rozpięła

kilka guzików i wprowadziła jego dłoń pod materiał.

Niezgrabnie ujął jej pełną pierś. Poczuł sutek niczym twardą bazię. Ścisnął - może

zbyt mocno...

Michaił całował Olgę z otwartymi oczami. Ona też. Patrzył w głąb jej dekoltu. Ona

patrzyła na jego dłoń.

Jej miękkie usta kierowały nim, palce pieściły kark.

Jego druga ręka powędrowała na jej spódnicę. Znalazła kolano i przesuwała się po

wewnętrznej stronie uda, pomiędzy jej gładką skórą a szorstkim materiałem jego spodni.

background image

Prosiła go o zdjęcie jej butów po to, by dostrzegł, że nic nie ma na nogach! Misza

zrozumiał to i znów się przestraszył. Ona go przerażała.

Ale Olga wiedziała, co robi.

Jego dłoń znalazła cel. Wtedy Olga uniosła się nieco i opadła na nią. Wzdychała w

uniesieniu wprost w jego usta, gdy jego niezgrabne palce starały się jej dogodzić. Zakręciło

mu się w głowie. Musiał zamknąć oczy i uwolnić usta od jej pocałunków. Znalazł jej szyję.

Wtedy zeszła z jego kolan i z szelestem materiału położyła się na sofie, podciągając

spódnicę nad kolana niemal tak wysoko, że zobaczył wszystko.

Przesunął się za nią, przykrywając ją sobą. Ostatnie guziki w jej bluzce odskoczyły z

trzaskiem. Jego dłoń odsunęła spódnicę, a dziewczyna rozchyliła uda. Szeroko otwartymi

oczami, niczym brązowymi studniami, wpatrywała się w niego. Mógł się niemal w nich

przejrzeć.

Jej dłonie rozpinały jego pas. Michaił bał się. Oślepł. Ogłuchł. I pewnie oszalał.

Ona była taka wilgotna...

Bał się.

Ale Olga nie zmuszała go. Dotknęła go przez spodnie, ale on sam wydostał to, co tam

miał. Sam wśliznął się w gniazdo, które dla niego przygotowała. I był ledwo w połowie drogi,

gdy zaszumiało mu w uszach.

Michaił opadł na nią z palącymi wstydem policzkami. Olga pewnie pomyśli, że z

niego dzieciak...

Ale on był dzieckiem...

Szaleństwo pozostawiło po sobie lęk. Michaił zapiął bluzkę Olgi. Zapiął spodnie i

zacisnął pas.

Pogłaskał ją po włosach.

- Jestem draniem - powiedział przez zaciśnięte usta, próbując ułożyć jej loki na

miejsce. - Nie jestem ani trochę lepszy od Walerija. Nawet nie w połowie.

- Chciałam tego! Od początku - stwierdziła Olga stanowczo. Usiadła blisko Michaiła,

bliżej niż on chciał. - Nie będzie z tego dziecka - dodała z cieniem goryczy w głosie. -

Chciałbyś mieć dzieci, Misza? - spytała cicho, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.

Wzrokiem prosiła o zaprzeczenie.

Ręce znów wydały mu się za długie. Jednym ramieniem objął Olgę i nie wiedział, co

ma począć z drugim. Ona położyła głowę na jego piersi.

- Podobało ci się, co zrobiliśmy razem?

- O rany, Olga, musimy o tym jeszcze mówić? Pokiwała głową.

background image

- Wiele o tym myślałam. Bałam się znów to zrobić. Przecież potem było tak brzydko.

Ale przedtem było dobrze... Wtedy chciałam tego. Z Walerijem. Ale pomyślałam, że powinno

móc być dobrze przez cały czas, nie tylko przed. I bałam się, że nie będzie. Ale nie sądziłam,

ż

e ty zrobiłbyś to brzydko. Chciałam przeżyć to z tobą. Jesteś na mnie zły?

Michaił westchnął.

- Tak, trochę. Nie, u diabła, nie! Nie wiem! Nigdy tak o tobie nie myślałem...

- A teraz będziesz? - Nie dawała mu spokoju pytaniami. - Będziesz o mnie myślał, gdy

popłyniesz na zachód? Będziesz za mną tęsknił? Za tym, żeby to jeszcze ze mną zrobić?

- Nie wiem, Olga, nie wiem! Nie naciskaj mnie! Może...

- Ja chcę, żebyś za mną tęsknił.

- Dlaczego? Jej śmiech brzmiał wyzywająco.

- Teraz cię przestraszę tak, Misza, żebym była pewna, że będziesz o mnie myślał w

podróży! - Olga nabrała oddechu i oświadczyła uroczyście: - Zamierzam wyjść za ciebie za

mąż.

- Zwariowałaś, dziewczyno? Olga pokręciła głową.

- Dobrze to przemyślałam. To świetne rozwiązanie. Zatrzymamy nasze statki.

Oczywiście to źle, że nie mogę mieć dzieci, ale zawsze możemy jakieś przygarnąć. Wiele jest

biednych rodzin, które nie mają za co się utrzymać. Znamy się dobrze. Wiemy o sobie

wszystko. Byłam dla ciebie tą pierwszą. I zamierzam być jedyną.

- Chyba zupełnie oszalałaś!

- No i może cię lubię - dodała z uśmiechem dziewczyna. - Obejmij mnie, Misza! Zaraz

muszę iść. Mama nie powinna zacząć o tobie źle myśleć.

Misza objął ją posłusznie, ciesząc się niepomiernie, że Olga wkrótce sobie pójdzie.

- Raija - Raisa też jedzie - mówiła dalej. - Tata nie chciał, lecz ona tylko prasnęła ręką

w stół i powiedziała, że to jej syn jest pryncypałem. Ależ ta twoja mama jest ładna!

Michaił westchnął. Niemal czuł się zawiedziony.

Wszyscy podejmowali decyzje za jego plecami. W jego imieniu. Dla niego. Olga. Jego

matka.

- No to nie będę musiał jej przekonywać - rzucił. - Chcę pokazać jej Norwegię.

Włosy Olgi łaskotały jego szyję. Czuł ją niczym rozżarzony węgiel na swoich

kolanach. Nie mógł zamknąć powiek, bo wtedy wspomnienia tego, co przed chwilą przeżył,

stawały żywe przed oczami. Czuł się na zmianę oszołomiony i zawstydzony.

background image

- Nie masz szansy, Misza! - Olga pocałowała jego szyję. Wzdrygnął się, jakby go

oparzyła. - Sądzę, że urodziłeś się dla mnie, wiesz? - Zaśmiała się cicho i mrugnęła okiem. -

Jesteś dokładnie dziewięć miesięcy młodszy ode mnie. Zrobiono cię dla mnie!

- Wolałbym sam wybrać sobie żonę - wykrztusił Misza. Nadal czuł, jakby miał zbyt

długie ręce.

- Oczywiście, że sam wybierzesz! Mnie!

background image

2

Już długo żeglowali. Wiatry im sprzyjały. Morze niosło ich na zachód wzdłuż

ubogiego wybrzeża północnej Norwegii.

Już rozpoznawali okolice.

Zatrzymywali się tak rzadko, jak mogli.

Nie popłynęli na zachód Morza Białego. Błogosławieństwo otrzymali w porcie w

Archangielsku. Przybył na nie mnich, którego Antonia znała z czasów, o których nikt już nie

wspominał. Nie przywitali się zbyt serdecznie. Oleg starał się zachować obojętność, ale nie

bardzo mu się udawało.

Walerij już nie chciał płynąć na zachód. Przysłał Raiji list, który przeczytała

wszystkim. W zawiły sposób Walerij prosił ją o wybaczenie czegoś, o czym nikt nie miał

pojęcia. Pisał, że chce pozostać na Wyspach Sołowieckich. Nie pragnął już niczego innego.

Znalazł spokój. Światło, o którego istnieniu wcześniej nie wiedział. Odnalazł siłę w wierze.

Chciał zostać mnichem.

Trudno było wyobrazić sobie Walerija jako mnicha. Olga śmiała się w głos. Nawet

Michaił z trudem wyobrażał sobie Walerija pobożnego i pokornego, w prostym habicie.

Tylko Raija przyznała, że to dobrze, że odnalazł własną drogę. Tylko ona nie wątpiła

w jego zapał.

Podróż od razu nabrała innego charakteru. Obecność Walerija rzuciłaby na nią cień.

Płynęli już kilka tygodni. Zdecydowani, prowadzeni doświadczeniem Olega. Z

Michaiłem jako najmłodszym pryncypałem. Oleg nie pamiętał, by kiedykolwiek słyszał o

młodszym.

Był niedoświadczony. Oleg rozumiał tych z załogi, którzy zrezygnowali z rejsu.

Rozumiał też tych, którzy zostali, narzekając.

Młody chłopak obarczony taką odpowiedzialnością... To dlatego Oleg popłynął jako

bosman. Według niektórych: jako prawdziwy kapitan.

Zrobił to dla Jewgienija. Jewgienij był jego najstarszym i najlepszym przyjacielem.

Zasłużył na to, by Oleg przez jakiś czas czuwał nad jego synem.

Michaił i tak był całkiem rozsądny, jak na chłopaka w tym wieku. Pływał już z ojcem.

Bawił się w porcie, od kiedy ledwo odrósł od ziemi. Więcej wiedział o statkach niż jego

rówieśnicy. Wyrósł wśród ludzi morza. Osłuchał się z językiem marynarzy, jeszcze zanim

sam zaczął mówić.

background image

Był urodzony na kapitana.

Ale wszyscy sądzili, że przejdzie przez wszystkie stopnie wtajemniczenia. Uważali, że

będzie starszy, kiedy obejmie dowodzenie statkiem.

A teraz miał szesnaście lat i całą flotę pod swoim dowództwem.

I nikt nie był w stanie odwieść go od tego rejsu. Oleg nawet próbował rozmawiać o

tym z Raiją, ale bez skutku. Była równie uparta jak syn.

Oleg domyślał się, dlaczego ona też chciała płynąć.

To nie był zwykły rejs po ryby wzdłuż wybrzeża północnej Norwegii.

Mieli ważniejsze powody.

Michaił musiał tu przypłynąć.

Raija też.

Oleg nie mógł ich powstrzymać. I nie chciał.

Raija miała prawo, by tam powrócić. By odnaleźć tych, których kiedyś zostawiła. By

zebrać okruchy własnego niegdysiejszego życia. Wszyscy mają prawo do swojej przeszłości.

A Jewgienij przecież nie żyje.

To już go nie dotyczy. Przeżył swoje życie tak, jak chciał. Zdobył jedyną kobietę,

którą pragnął. Uczynił ją szczęśliwą. Miał z nią syna.

Jeszcze nocą rozpoczęli wpływanie do tego fiordu. Trudno zresztą było określić porę.

Noce miały jedynie czerwonawą poświatę. Tarcza słoneczna zbliżała się do horyzontu, potem

jakby się odbijała i wracała na niebo, świecąc coraz jaśniej.

Teraz było późne przedpołudnie.

Długo podziwiali strome góry schodzące do morza. Tylko u ich podnóża widniał

wąski pasek zieleni, na którym osiedlili się ludzie. Widzieli ich łodzie na kamienistym

brzegu. Szopy i domki nieco wyżej.

Oleg odnalazł Raiję stojącą na dziobie statku. Nie miał wcześniej czasu, by z nią

porozmawiać.

Nadal była piękną kobietą. Zimą skończyła czterdzieści jeden lat Jej życie nie należało

do najłatwiejszych. Gdy się lepiej przypatrzyło, dało się dostrzec zmarszczki wokół oczu i

ust, na czole ślady po przeżytych troskach.

Ale jej włosy pozostały czarne. Oczy nadal iskrzyły się niczym węgiel.

Rozpuściła kok na karku, pozwalając, by wiatr bawił się jej długimi do pasa włosami.

Z daleka można ją było wziąć za dziewczynę. Oczywiście, z upływem łat jej ciało

nabrało obfitszych kształtów, ale po nagłej śmierci Jewgienija znów schudła. Bardzo przeżyła

jego stratę. Stała się jakby inna, coś obcego zagościło na jej twarzy.

background image

Dopiero teraz Oleg uświadomił sobie, co to było. Wcześniej nie umiał tego skojarzyć.

Teraz wiedział, kogo mu ona przypomina.

Kobietę, którą wzięli na pokład pewnej nocy właśnie na tym fiordzie dawno temu.

Oleg domyślił się, że ona też to pamiętała.

Wróciła jej pamięć.

- Byłaś tu wcześniej - powiedział cicho, stając obok Raiji.

- Wiem - odparła. Nie mógł dostrzec jej twarzy. Ciemne loki, żyjące własnym życiem,

ukrywały ją przed nim.

- Obiecałem Jewgienijowi, że nigdy ci o tym nie powiem.

Dopiero teraz Raija spojrzała na towarzysza. Spojrzenie było przepastnie czarne, ale

nie oskarżające. Raija założyła najbardziej niesforne loki za ucho.

- I uważam, że powinieneś dotrzymać tej obietnicy. To już nie ma znaczenia. -

Uśmiechnęła się do Olega tak, jak tylko ona potrafiła. Uśmiechem, który trafiał prosto do

serca. - Pamiętam to, co pamiętam. Nikt nie musi mi nic opowiadać.

Wpatrzyła się w głąb fiordu. Oleg też go sobie przypominał.

- Zawsze nienawidziłam tych gór - stwierdziła zdziwiona - a teraz czuję się tu

swojsko, jakbym wracała do domu. Czy to nie dziwne?

Oleg nie odpowiedział. Nie był w stanie. Nie mógł wydobyć głosu. Poczuł wyraźnie,

ż

e przyczynił się wobec niej do wielkiej niesprawiedliwości. Za późno było na przeprosiny.

Gdyby nawet je wypowiedział, ona spojrzałaby tylko na niego swymi ciemnymi oczami i

spytała: „Za co przepraszasz?”.

Nie potrafił tego zrobić.

Raija nigdy nie przypominała żadnej kobiety, którą znał. Oleg żałował, że Tonią nie

płynie z nimi. Tonią może by zrozumiała Raiję.

Ale Raija była jedyną kobietą na pokładzie. Nikogo nie dziwiło, gdy kapitan zabierał

ze sobą w rejs żonę, ale nigdy nie zdarzało się, by na statku płynęła więcej niż jedna kobieta.

Załoga by tego nie zniosła.

Nadal zagłębiali się w fiord Lyngen. Wspomnienia napływały ku Raiji szeroką falą.

Rozpoznawała szczyty gór. Przypominała sobie ich nazwy. Wiedziała, jak nazywają się

osady, koło których przepływali. Po obu stronach fiordu.

Opuścili kotwicę jak najbliżej lądu.

Raija dostrzegła domek na cyplu. Dobry Boże, jakiż on mały!

Ale pamiętała, jaki był zaciszny. Przebiegła wzrokiem po zielonej trawie dochodzącej

do ścian domu, po wydeptanej ścieżce prowadzącej do obory i na brzeg do szopy i łódki.

background image

Zobaczyła dym idący z komina. Słaba smużka unosiła się leniwie ku niebu.

Michaił podszedł do Raiji. Cały dzień stała na pokładzie. Widziała zbliżający się

cypel.

Najpierw tylko go sobie wyobrażała. Potem ujrzała na własne oczy.

Teraz już nic nie widziała, bo płakała. Poczuła dłoń syna na ramieniu.

- To tu - powiedziała Raija pewnym tonem. - Spuść łódkę na wodę, Misza! Jesteśmy

na miejscu.

- Wcześnie przypłynęli w tym roku - powiedział Reijo, śledząc wzrokiem żagle

kolorowego statku. Wydawał się płynącym kwiatem.

Już szesnasty rok obserwował rosyjskie statki.

Mattiego nie interesowały statki. Pochodził z głębi lądu i morze go nie pociągało.

Sedolf zerknął ponad ramieniem Reijo i stwierdził, że tego statku nie pamięta.

- Ale i tak trudno dopatrzyć się pomiędzy nimi różnicy - dodał. - Przemalowują je

chyba co roku. I nie można się zorientować w tych ich literach. Nawet jak znasz swoje, i tak

nie rozczytasz tego, co tam skrobią. Ich litery przypominają ślady wron na śniegu...

Mężczyźni poświęcili dzień na przygotowanie narzędzi do wyrębu. Ostrzyli siekiery,

wymieniali trzonki, gdzie było trzeba. Przygotowywali toporki i noże. Byli sami w domu,

podczas gdy Elise i Ida z dziećmi gospodarowały w domu Idy i Sedolfa. Lepiej, żeby dzieci

nie kręciły się pod nogami, gdy tyle niebezpiecznych narzędzi leżało wokół.

Mieli ścinać drzewa na nowy dom Mattiego i Elise. Miejsce, za które w swoim czasie

Ida i Sedolf podziękowali, Reijo oddał swojej wychowanicy i jej mężowi, bratu Raiji.

Mattiemu z trudem przyszło przyjęcie daru, wolałby budować swój dom na ziemi, którą kupił.

Ale nie mógł odmówić. Ten, kto nic nie posiada, nie może odmawiać. Będzie miał

dług wobec Reijo. Mógł trafić dużo gorzej.

Tam, na polanie, gdzie góry nie przytłaczały aż tak bardzo, zamierzał postawić swój

dom. Z widokiem na lasy i fiord, i na niebo. Lepszego i szerszego widoku nie mogli mieć w

Finlandii. Do rzeki było daleko, ale w pobliżu polany płynął strumyk. Reijo obiecał, że

pogłębią go i będą mieli studnię.

Reijo po stracie Heleny chciał być czymś ciągle zajęty. - Wydaje mi się, że spuszczają

łódkę - rzucił Sedolf. - Płyną tu. Pewnie po wodę. Dziwne, że tak blisko zakotwiczyli.

- Tak - potwierdził Reijo. Zerknął raz i drugi, ale nie chciał, by młodzi wzięli go za

starego głupca.

Już kilka lat temu pogodził się z rzeczywistością. Strata Heleny nie zmieniła tego.

background image

- Jest z nimi kobieta - zaśmiał się Matti, ale nagle jego twarz stężała, potem rozjaśniła

się. - No, u diabła! - rzucił i popędził na dwór.

Reijo popatrzył przez okno i zrozumiał, dlaczego Matti zniknął. W łódce było troje

ludzi. Potężny mężczyzna wiosłował. Drugi, szczupły, siedział za plecami kobiety.

Jej włosy powiewały na wietrze niczym skrzydła kruka.

Raija siedziała z twarzą zwróconą ku lądowi. Domek nie wydawał się większy, nawet

gdy się zbliżyli. Ściany już dawno nie były smołowane, zauważyła. Smużka dymu unosiła się

z komina i niknęła pod niebem.

Raija nie mogła uzmysłowić sobie, co czuła.

Może pewnego dnia wydobędzie to wspomnienie i nazwie swoje uczucia. Teraz nie

była w stanie.

Oczy patrzyły.

Uszy nasłuchiwały. Dźwięki były tak znane... Rytmiczne uderzenia wioseł o wodę.

Twarz Olega, jego oczy wpatrzone w nią intensywnie. Wydawał się rozumieć więcej z tego,

co ona przeżywała, niż ona sama.

Misza siedział za nią. On też patrzył na ląd. Raija cieszyła się, że nie widzą siebie

nawzajem. Nie chciała, by syn zajrzał w głąb jej duszy.

Powinna przypłynąć całkiem sama. Ale Misza stanowił część całości. Oleg też. Od

samego początku.

Dno łódki zaszurało o kamienie. Przybijali do lądu. Oleg odłożył wiosła i wyskoczył

do wody. Wciągnął łódkę na brzeg.

Raija stanęła niepewnie na kiwającym się podłożu. Czuła, że Michaił ją wspiera.

Uniosła spódnicę, gdy wychodziła z łódki. Zamoczyła buty, ale to się nie liczyło.

A więc znów tu stała. Jej stopy stały na ziemi, do której należała - i nie należała.

Postaci mężczyzn przed domem... Rozpoznała dwóch z nich. Trzeci trzymał się z tyłu.

Został na schodach domu, gdy dwaj pierwsi pobiegli na brzeg.

Antti też przypominał skałę, a Reijo był podobny do ojca. Kiedyś jego włosy były

niczym łan zboża w słoneczny dzień. Teraz, gęste i krótko przycięte, połyskiwały srebrem

księżyca. Oczy jak zielone klejnoty. Teraz wiedziała, do czego mogła je porównać. Jej usta

wymawiały słowa, których nie wypowiadała wcześniej pomiędzy ścianami z bali w Lyngen.

Reijo miał oczy jak szmaragdy. Może po upływie tych lat bez tak iskrzącego spojrzenia, ale

Raija była pewna, że nic się nie zmieniło.

Nie mogła uwierzyć, kogo jeszcze zobaczyła. Była przekonana, że Matti będzie chciał

wrócić do domu. Do Finlandii.

background image

Matti zawsze miał ojczyste lasy we krwi.

Matti podszedł dwa kroki przed Reijo. Miał szerokie barki, ale zbyt szczupłe. Ojciec

też był taki. Dziwne, jak bardzo synowie przypominali swych ojców. Patrzyła na nich i

widziała Erkkiego i Anttiego.

Jej stopy chciały poczuć coś innego niż tylko kamienie. Wiatr rozwiewał jej włosy.

Panowała cisza. Nikt nic nie mówił. Oleg i Misza nie poruszali się.

Także Matti i Reijo zatrzymali się.

Było tak cicho...

Raija ruszyła czas. Jej stopy przeszły po piasku, po soczystej trawie. Stanęły przed

tym, którego oczy tak przypominały jej oczy. Który uśmiechał się jej uśmiechem.

Pokręcili głowami w zadziwieniu. Ich uśmiech pokonał lata. Był poszukujący,

niedowierzający...

Rozpoznający.

- Siostro! - powiedział Matti, otwierając ramiona. Otoczyły ją mocnym uściskiem.

Jego mięśnie były twarde.

- Masz za długie włosy, mały Matti! - potargała mu je, śmiejąc się i ściskając go. Ich

ś

miech zbliżał ich do siebie. Pomagał pokonywać dzielący ich czas.

Matti nie chciał jej puścić, lecz nagle przypomniał sobie o Reijo. Cofnął ręce z ramion

Raiji i odszedł na bok. Nie zasłaniał już tego drugiego.

Raija poczuła dreszcz. Pozostał jej jeszcze kawałek drogi do przejścia. Zrozumiała

teraz, dlaczego Wasilij już od pierwszego wejrzenia wydał jej się tak znajomy. W jego oczach

rozpoznała oczy Reijo: zielone, przejrzyste, zamyślone, przenikające... Pełne tajemnicy, któ-

rej nigdy nie rozwiązała ani u Wasilija, ani u Reijo.

Pozwolił, by podeszła. Nie uczynił żadnego gestu, by jej dotknąć. Nie obejmował jej

inaczej niż tym swoim przenikliwym spojrzeniem.

- Wiele czasu upłynęło, Reijo - powiedziała. Już tak dawno nie mówiła po fińsku.

Tylko w myślach bawiła się słowami, które odnalazła nocą po śmierci Jewgienija.

- Tak, wiele.

- Wróciłam. Pokiwał głową.

- Widzę.

- To długa historia.

Reijo przeczesał palcami włosy. Raija poznała ten gest z dawnych czasów, widziała go

tysiące razy przedtem. Nagle tyle pamiętała.

background image

- Większość historii, których warto wysłuchać, jest długa - powiedział. - A gdzie

Jewgienij?

- Nie żyje - odparła Raija sztywno. - Umarł jesienią zeszłego roku. Tragicznie.

Reijo pokiwał głową.

- Nie mam do niego żalu - westchnął. - Skłamał. Wrócił i powiedział mi, że nie żyjesz.

Wiedziałaś o tym?

Raija pokręciła głową.

- Masz tylko syna?

- Miałam jeszcze córkę - Raija nie chciała ujawniać swego bólu. - Umarła. To część

mojej historii. Nie będę jej teraz opowiadać, ale pragnę, byś jej wysłuchał. Chociaż nie chcę

niszczyć ci życia...

Przez twarz Reijo przeleciał uśmiech, jednocześnie czuły i gorzki, zrezygnowany.

- Nigdy nikogo nie znalazłeś? - pytanie zabrzmiało niczym okrzyk, niczym prośba o

wybaczenie. - Może dobrze, że nigdy nie łączyła nas wielka namiętność, że nie było

pomiędzy nami wielkiego uczucia! Od jesieni wiele o tobie myślałam. Marzyłam, byś znalazł

kogoś, kogo pokochałbyś wielką miłością. Ty nie powinieneś być sam, Reijo!

- Ona nie żyje - rzucił Reijo. Cień bólu przemknął po jego twarzy. Dał świadectwo

wielkiej miłości. - To też długa historia, Raiju. Czy mamy czas, by wymienić się długimi

opowieściami? Czy tym razem statek zaczeka? Mam w sobie wiele bólu. Wolę bronić się

przed nowym cierpieniem. Za nic nie chcę dać się znów zranić.

- Nikogo nie zranię, jeśli przestąpię próg twojego domu?

Reijo pokręcił głową. Słońce operowało w srebrze jego włosów. Bruzdy zmarszczek

także świadczyły o jego przejściach. Jego słowa mogły je wytłumaczyć. Tak, jak jej słowa

miały wyjaśnić jej zmarszczki.

Odwróciła się do Olega i Miszy. Wywołała uśmiech na twarz. Wciągnęła i ich w swój

krąg. Pokazała im tę cześć jej życia.

- Mój młodszy brat - powiedziała z czułością w głosie. Byli do siebie tak podobni, że

nietrudno było się tego domyślić. - Matti. I Reijo. Był moim mężem, gdy stąd wyjeżdżałam. -

Nabrała głęboko powietrza. - Chyba wobec Boga i władz nadal jesteśmy małżeństwem. Nie

jestem Raisą Bykową, tylko Raiją Kesaniemi. Przykro mi, Misza... To mój syn, Michaił -

przeszła znów na fiński. - I mój najstarszy rosyjski przyjaciel, Oleg Jurków. On mówi po

norweska Misza tylko po rosyjsku.

Matti wyciągnął dłoń i uścisnął dłoń Olega i Miszy.

background image

- U diabła, Raija - uśmiechnął się zażenowany. - Nie bałaś się duchów, gdy wybierałaś

mu imię!

- Jewgienij je wybrał - odparła cicho. - To też część historii.

Reijo też się przywitał. Uśmiechnął się ciepło, niemal po ojcowsku, do Miszy.

- Podobny do ciebie, Raiju. Teraz nawet bardziej niż ostatnio. To twoje cechy

przebijają się we wszystkich twoich dzieciach. Różne twoje cechy w każdym z nich. Misza

jest bardzo podobny do Idy.

Raija zachwiała się, nagle zabrakło jej powietrza. Reijo schwycił ją, objął ramionami.

Spojrzeli sobie w oczy. Wcześniej się oceniali. Powstrzymali się. Próbowali przykładać ramię

i wyważać drzwi, za którymi stało to drugie.

Teraz już to nie było możliwe. Zamki pękły. Żadne z nich nie musiało szukać klucza,

który zardzewiał i zaginął.

Drzwi stanęły otwarte na oścież.

Ramiona Reijo wokół talii Raiji. Jej ramiona na jego karku. Oboje unieśli brwi - on

proste, a ona wygięte w łuk. Policzek otarł się o policzek. Skóra rozpoznała skórę.

- Jeden rok - powiedział Reijo głosem grubym ze wzruszenia. Odsunął lekko Raiję i

przyjrzał się jej, przekrzywiając głowę. Patrzył na jej twarz, próbował dostrzec minione lata. -

Nadal jesteś tak piękna, że mógłby minąć tylko jeden rok. - Uśmiechnął się. - Tęskniłem za

tobą, ty urwisie. Nie chciałem uwierzyć, że nie żyjesz. Nawet po rozmowie z Jewgienijem.

Nawet po tym, gdy się dowiedziałem, że dałaś mu syna. Tęskniłem za tobą, Raiju. O Boże,

jakże ja za tobą tęskniłem!

- A dzieci? - spytała Raija bez tchu, patrząc ponad ramieniem Reijo na mężczyznę

siedzącego na schodach domu. To nie był Knut. Jej starszy syn był blondynem, a ten miał

ciemne włosy.

- Knut i Maja są w Finlandii. - Reijo uśmiechnął się przelotnie i pogładził Raiję po

policzku. Gdy już odważył się jej dotknąć, było to dobre uczucie. Była prawdziwa pod

opuszkami jego palców. Nie znikała, nawet gdy zamykał oczy. Nie rozwiewała się w po-

wietrzu, nawet gdy jej nie dotykał. - Ailo też jest w Finlandii - dodał z bólem, który zawsze

towarzyszył wzmiankom o Ailo. - Ida i Elise są tu. Elise wyszła za twojego brata. Jak zawsze

mamy zawikłane relacje rodzinne!

Raija szeroko otwartymi oczami wpatrzyła się w Mattiego. Ten rozłożył ręce i

uśmiechnął się szeroko.

- Taka ładna wyrosła z niej dziewczyna! - powiedział tonem usprawiedliwienia. -

Wszystko odbyło się bardzo przyzwoicie!

background image

Reijo uśmiechnął się pod nosem i skinął głową w stronę domu:

- To mąż Idy, Sedolf. Świetny chłopak ze złej strony fiordu. - Pogładził Raiję po

włosach. - Nadal jak jedwab - stwierdził ze zdziwieniem. Odnalazł w nich siwe ślady, ale i tak

jej nie postarzały, tylko dodawały uroku. - Jesteś kobitą z piekła rodem, która nie brzydnie z

latami! Ty nie blakniesz. Jak, u licha, ty to robisz, co? - Westchnął. - Jeszcze kilka

dokumentów nie jest całkiem w porządku w naszej rodzinie. Nie tylko my namieszaliśmy. Ida

wyszła za Ailo.

Raija poczuła, jakby grunt usuwał jej się spod nóg. To brzmiało tak właściwie: jej

córka i syn Mikkala!

To stanowiło właściwe zakończenia bajki. Ale przecież na schodach domu Reijo

siedział ciemnowłosy mężczyzna, nie Ailo, a jednak mąż Idy.

- Powiedziałeś przecież, że Ailo jest w Finlandii?

- Ida ma dokumenty zaświadczające, że Ailo nie żyje - odrzekł Reijo. - Nasza córka

jest bardziej twoja niż moja. To jej historia. Sama niech ci opowie. Nazywa ją „Sagą o

mężczyźnie w masce”. Masz już wnuki, kochana. Jesteś babcią! To też długa historia.

Raija zadrżała. Wsparła się o Reijo, gdy odwróciła się do syna i Olega. W wielu

miejscach czuła się jak w domu. Tutaj też. Z dłonią Reijo ściskającą jej dłoń. Z jego

ramieniem wspierającym jej ramię. Stał w jej cieniu.

- Zostaję tu - rzuciła do Michaiła i Olega. - Płyńcie z powrotem na „Raiję”. Ja muszę

ich spotkać - sama.

- Ale to też moja rodzina! - powiedział Michaił, prostując kark. Raija rozpoznała w

tym swój ruch, choć zwykle widziała w synu więcej z cech Jewgienija.

- Tak, to też twoi krewni, mój Miszo. Spotkasz się z nimi. Ale teraz muszę być sama.

To moje życie. Kiedyś moje. Odrzuciłam je, wybrałam inne drogi niż te, które wiodły tutaj.

- To tata milczał! - Misza wreszcie wykrzyczał swój gniew. - On to przemilczał.

Kłamał!

Raija pokiwała głową.

- Tak, ja wiem. Wiem, dziecko. Ale przedtem ja dokonałam wyboru. Ja. Nie twój

ojciec. Nikt inny. I tego też nie żałuję. To długa historia, którą ci opowiem. Zanim poznasz

swoje rodzeństwo...

Michaił uważnie patrzył na matkę. Żałował, że nie rozumiał nic z tego, o czym oni

mówili po fińsku. Wreszcie pokiwał głową.

- Wrócę wieczorem - powiedział.

background image

- Dobrze. Raija puściła dłoń Reijo i pocałowała syna w oba policzki, zanim odszedł.

Oleg pogładził ją po głowie.

- Cieszę się, że ich odnalazłaś - rzucił szczerze.

- Ja też, Oleg. Raija patrzyła za nimi, jak płynęli w stronę statku.

Stała na brzegu i napawała się widokiem. Reijo stanął za nią i położył jej ręce na

ramionach. Jego oddech musnął jej ucho.

- Poślę Mattiego i Sedolfa po Idę. Mieszka na twojej ziemi. Teraz będziemy ścinać

nasz pierwszy las, Raiju. Twój i mój.

- Jesteś podobny do swojego ojca.

- Wiem - rzucił Reijo z uśmiechem. - On też cię bardzo kochał, Raiju.

background image

3

Dłonie Raiji wielokrotnie gładziły zniszczoną powierzchnię stołu. Z czułością,

szacunkiem, zupełnie jakby dotykała czegoś uświęconego...

Reijo po drugiej stronie stołu, z jedną dłonią przykrywającą drugą. Patrzył na nią.

Twarz miał poważną i spokojną.

- Jesteś zły? - spytała nagle. - Nienawidzisz mnie? Nienawidziłeś?

- Nie - odparł, opierając podbródek o rękę. - Nienawiść to strata czasu. Ja nie miałem

czasu. Czułem, że masz swoje powody, by zostać. - Zamilkł na dłuższą chwilę. - Ale

czekałem wiele lat. I nigdy nie uwierzyłem, że nie żyjesz. Pogodziłem się z tym, że cię nie

ma, ale nie, że nie żyjesz. Rozumiesz?

- Pamiętasz Kallego? - spytała Raija z powagą. - To mi się też przytrafiło. Wtedy...

Kalle chyba najbardziej chciał uciec od wszystkiego. Zawsze wybierał najłatwiejsze

rozwiązania. Nigdy nie wierzyłam, że możliwe jest po prostu stracić przeszłość. Nie

rozumiałam tego. Ale potem mnie to spotkało. Może dlatego, że potrzebowałam ucieczki. A

gdy Jewgienij umarł, wszystko do mnie powróciło. Nie umiem tego wytłumaczyć. Przedtem

czułam to jako skałę, lodowatą ciemność, która mnie zatrzymywała za każdym razem, gdy

próbowałam przez nią przejść. Ale skała po śmierci Jewgienija rozstąpiła się! Wszystkie sny i

fragmenty przeszłości, których nie rozumiałam, nagle stały się częścią całości. Byłam jak

naczynie, które znów się napełniło. Tak długo byłam pusta, Reijo...

- Co z Jewgienijem? On wiedział...

- Jewgienij milczał - odparła Raija zrezygnowanym tonem. - Oleg milczał. Antonia

milczała. Nie było więcej wtajemniczonych. Oni byli moimi najbliższymi. Ten zawód boli

najbardziej.

Raija nie wspomniała o Miszy. Na nim wymuszono milczenie. Rozumiała to.

Zobaczyła, jak on wyraźnie się odprężył, gdy zrozumiał, że pamięć jej wróciła. Spoczywała

na nim zbyt duża odpowiedzialność. - Nie ma zbyt wielu ludzi, którzy mnie nigdy nie

zawiedli - uśmiechnęła się Raija. Ostrożnie dotknęła palcem dłoni Reijo. - Ty tego nigdy nie

zrobiłeś. Wasilij też nie. Tylko wy. A ja zawiodłam wszystkich. Wszystkich.

- Wasilij?

- Jego też kochałam - odparła Raija. - Na swój sposób. On był ojcem mojej córeczki

Natalii. Nadal boli mnie wspomnienie o niej. Ona też jest częścią historii, którą chcę ci

opowiedzieć. Teraz tylko trochę, by uwolnić nieco bólu. Wasilija... Wasię... straciłam.

background image

Popełnił samobójstwo. Aż tak było to dla niego poważne. Cały Archangielsk traktował mnie

jak wdowę po nim, jakby nie było w tym ani trochę mojej winy. Natalia umarła. Jewgienij

umarł. Odprowadziłam moich najbliższych na cmentarz. Tam, na wschodzie, pozostał mi

tylko Misza.

- Tutaj masz wielu.

- Nie wiem - odparła. - Śnię Mikkala. To nie są zwykłe sny. On do mnie przychodzi

wtedy, gdy odpływam. Natalia go widziała w morzu.

Reijo wzdrygnął się, ale nic nie powiedział.

- Chciałabym być z nim pochowana - mówiła dalej Raija. - Umarłemu pewnie

wszystko jedno, ale często o tym myślę, że chcę spocząć razem z nim w grobie. Z Mikkalem.

- Ty też przychodziłaś do mnie w moich snach - odezwał się Reijo ochryple. -

Prosiłaś, bym zadbał, żebyś spoczęła w morzu.

Spojrzała na niego pytająco.

- Straciliśmy ciało Mikkala - wyjaśnił Reijo. - Straciliśmy łódkę z jego ciałem.

Zatonęła w morzu...

- Opowiedz mi! Reijo opowiedział o podróży na wschód wzdłuż wybrzeża Finnmarku.

Była to opowieść pełna bólu. Ravna im wybaczyła. Powiedziała, że morze to dobre miejsce

na grób. Wyznała, że staje nad grobem syna za każdym razem, gdy staje nad brzegiem morza.

- To wiele tłumaczy. - Raija zbladła. Dłonią obracała nerwowo jeden z guzików

bluzki, aż go urwała. Bluzkę miała jasnoniebieską, spódnicę o ton ciemniejszą. Reijo uważał,

ż

e wygląda w tych kolorach bezbarwnie. Powinna nosić intensywne kolory, w których sama

by promieniowała.

- Przecież nie mogłam tego wiedzieć... Jej słowa zawisły w powietrzu pomiędzy nimi.

Nie mogła tego wiedzieć. Ale wiedziała. Nie potrafili te go wytłumaczyć.

- Coś jest. Potem - dodała Raija pewnym tonem. - Jest druga strona. Naprawdę. Ja tam

wędrowałam.

Wracałam w mrozie, tak jak kiedyś. Ale teraz jest mi trudniej. Nie chcę wracać.

- Pamiętasz, że nie chciałem w to uwierzyć? - uśmiechnął się Reijo. Miał czterdzieści

dwa lata, ale wyglądał młodziej, zwłaszcza gdy się uśmiechał. Można było w twarzy

dorosłego odnaleźć młodzieńca. - Maja też to miała. Uratowała moje życie. Przyszłaś do niej

we śnie i dałaś jej ten... dar.

- Też to śniłam. - Raija wyciągnęła dłonie i dotknęła go chłodnymi palcami. Jego

dłonie były tak ciepłe! Ciepłe, szorstkie, dobre dłonie.

- Ida też coś ma - dodał Reijo. - Jakąś nadwrażliwość. Przeczucia.

background image

Raija milczała. Stół pomiędzy nimi tak naprawdę ich nie rozdzielał, a raczej spajał.

Gdy myślała o wspólnocie, przede wszystkim przechodził jej przez myśl stół, a nie łóżko.

Rodzina zgromadzona wokół stołu na posiłek - to był dla niej symbol wspólnoty.

Ten stół kiedyś był jej. Teraz tak myślała o innym stole.

- Dzieci? - To pytanie przyszło jej z wielkim trudem, ale już nie mogła czekać. Reijo

opowiadał tak ostrożnie...

- W skrócie? - spytał, ściskając jej dłonie. Reijo już jako chłopak był małomówny.

Jego oczy obserwowały. Mógł wiele przekazać uściskiem dłoni, uśmiechem, mrugnięciem

oka. Upływające lata rysowały zmarszczki, ale nie były w stanie zmienić człowieka. Raija

czuła wyraźnie, że Reijo nadal jest jej przyjacielem. Najlepszym, jakiego kiedykolwiek miała.

Najlepszym, jakiego ktokolwiek mógł mieć.

- Z Elise i Mattim było najmniej kłopotów. Starał się też o nią pewien Simon Bakken,

pamiętasz jego krewnych? Ale Elise wiedziała, kogo chce. A Matti okazał się porządnym

mężem. Pojechali zaraz po ślubie do Finlandii. Niedawno wrócili. Nie było im tam lekko.

Wrócili z czworgiem dzieci. Dwoje tam pochowali. - Reijo uśmiechnął się przelotnie i potarł

jej dłonie kciukiem. - Mają Eija - Marię, Reino, Mikaela i Inkeri Raiję.

- Babcia? - Raija pokręciła głową. - Nie czuję się aż tak stara...

- Masz więcej wnucząt, babciu! - zaśmiał się, drocząc się. Ale zamilkł, gdy dostrzegł

jej zagubione spojrzenie. - Mamy jedno wspólne, no i Mikkal, gdyby żył... Mały Mikkal.

Podobny do ciebie jak dwie krople wody. To synek Idy i Ailo. Urodziła bliźniaki.

Dziewczynka umarła w zeszłym roku. Ida ciężko to przeżyła. Nazywaliśmy ją małą Raiją.

Niezwykle podobna do Mikkala. Już jako noworodki miały ukształtowane twarze. Nie mogły

się nazywać inaczej! Musiały nosić wasze imiona. - Reijo westchnął. - Ida wyszła za Ailo. On

wyruszył na wschód, a wylądował w Finlandii. Maja tam była. Potrzebowała go. Pomiędzy

nimi istniała więź...

- Byli rodzeństwem... - rzuciła Raija.

- Tak, byli rodzeństwem - powtórzył Reijo. - Przeszli przez wiele cierpienia. Ailo

został poważnie poparzony. Ida ci opowie. Mówi, że on już nie ma twarzy, że to tylko maska.

On już nie wrócił. Maja napisała, że Ailo nie żyje. Ida i Sedolf zakochali się w sobie. Jej

córeczka umarła. I wtedy pojechali do Finlandii...

Reijo puścił dłonie Raiji. Musiał wstać i przejść po izbie. Dzień był jasny, ale trzymał

się z dała. Reijo dołożył do paleniska. Ściany z bali nie dopuszczały zbyt dużo ciepła z

zewnątrz.

background image

- Mówię o wszystkich naraz... Sedolf jest kuzynem Simona. Maja zaszła w ciążę z

Simonem. Pobrali się niechętnie. On wylądował w więzieniu i wrócił odmieniony.

Reijo usiadł obok Raiji i objął ją ramieniem. Pamiętał to uczucie z dawnych czasów,

znał jej barki, zaokrąglenie ramienia. Jego dłoń tak dobrze tam pasowała. To spotkanie

przywołało 'wszystkie wspomnienia.

- Maja sądziła, że ja potrafiłbym wypełnić jej pustkę. Były chwile, że i ja w to

wierzyłem. Byłem samotny. To jest coś więcej niż uczucie. To ból tak konkretny, że niemal

można go dotknąć. - Uśmiechnął się blado. - No i tu opowieść się plącze. To tak, jak gdy

używa się zbyt wiele kolorów przy tkaniu. Zlewają się w jedno, jak gęsto rosnące krzaki.

Knut powędrował do Finnmarku. Simon też. To było przed Idą i Ailo. Matti pojechał do

Finlandii z Elise. Ta opowieść to istny gąszcz!

- Dobrze opowiadasz.

- Pamiętasz dziewczynę z lochów Vardo? - spytał nagle Reijo. - Finka. Nieduża

blondynka, niczym się nie wyróżniająca. Ale miała w sobie coś dobrego. Nazywała się Anjo.

Ona cię pamięta.

Raija pokręciła głową.

- Mało stamtąd pamiętam. To nadal czarna plama. Opowiadałam o tym Mikkalowi, ale

to było dawno. Nie przypomnę sobie tego, nie chcę.

- Chłopcy się spotkali. Ailo był z Knutem. Poznali Anjo i młodego Fina, Heino. -

Reijo zamilkł na chwilę. - To był syn Petriego. Petri pojechał do Finnmarku szukać ciebie i

tam zmarł. Heino chciał odnaleźć ojca i ciebie. Nienawidził cię za to, że ojciec nie mógł o

tobie zapomnieć.

Raija zbladła. Pozostawiła wiele kręgów na wodzie. Mętnej wodzie...

- Odnaleźli złoto Kallego. Knut rozdzielił je wśród wszystkich. Ożenił się z Anjo. Ona

jest niemal w naszym wieku, ale jeśli któreś z naszych dzieci jest naprawdę szczęśliwe, to

właśnie Knut. Mają dwoje dzieci, Karla i Ailę. Trzy latka i niecały rok... Mieszkają u Mai.

Porzucili wszystko po tej stronie granicy. Simon umarł na północy. Knut wrócił do domu z

ż

oną, Ailo i Heino. Ailo i Ida byli dla siebie stworzeni. A Heino roztopił lodową powłokę

Mai. Nigdy wcześniej wiosna nie przyszła gwałtowniej... Pobrali się i pojechali na południe,

do Finlandii. Dobrze im się powodziło, aż Heino zginął w pożarze, zresztą to było bardziej

zawikłane. Maja wyszła niespodziewanie za mąż za fińskiego arystokratę. Jest teraz panią na

wyspie Hailuoto, niedaleko Oulu. Jest panią Marią Runefelt. William to dobry człowiek. Mają

syna - Williama Henrika Reijo.

- Więc ty też pozostawiłeś ślad - uśmiechnęła się Raija. - W sercach...

background image

Zażenowany Reijo udał, że nie słyszy.

- Ailo znalazł schronienie pod opiekuńczymi skrzydłami Mai. Ma żonę, Annę Kajsę.

To córka z nieprawego loża ojca Williama. Wiesz, biedni ludzie zawsze ulegali bogatym...

Knut, Anjo i dzieci też u niej są.

Spojrzał na Raiję. Niemal czuł jej ból. Było jej ciężko.

- Helena przybyła znikąd - powiedział Reijo ciepłym tonem. Mówienie o niej

sprawiało ból, ale zarazem dobrze było dać się pochłonąć wspomnieniom. Zanurzyć się w

czułości. Zanurzyć po szyję. Tak pragnął móc cofnąć czas! Wrócić, dotknąć tego, co było.

Ale Helena nie żyje. - To część mojej historii, Raiju. Była Finką. Młodsza od Idy. Ale z nią

nigdy nie czułem się staro. Miała w sobie tyle radości! Dobra, ciepła... Mam syna, Raiju. Ivar

Antti. Ma rok. Jakoś moje dzieci chowają się bez matek... Po tamtej stronie fiordu zeszła

lawina. Jumala jeden wie, dlaczego Helena wypłynęła łódką w taką mgłę. Mnie nie było w

domu. Wyrzuciło ją na ląd na naszym brzegu.

Reijo spojrzał poważnie na Raiję. Chciał być uczciwy aż do bólu. Wiedział, że jego

słowa mogą ją dotkliwie zranić.

- Gorzej było stracić ją niż ciebie, Raiju. Moja radość zależała od niej. Drzwi do

największego i najbardziej czułego uczucia są teraz zamknięte. Zaryglowane. Ona ma klucze.

Utonęły wraz z nią. To jej twarzy będę szukał po tamtej stronie, jeśli istnieje. Teraz będę

wierzył, że tak. Nic innego mnie tu nie trzyma. Wierzę, że ona tak po prostu nie zniknęła. Że

gdzieś jest, gdzieś indziej. Że kiedyś ją obejmę. No i Ivar. On mnie potrzebuje. Chcę widzieć,

jak dorasta. To mnie trzyma przy życiu. Daje sens dniom. Nie oczekuję więcej od życia. Ty

powróciłaś z przeszłości, Raiju.

Wiedziała. Zrozumiała, co jej przekazał. Wiedziała, jakie inne słowa mógł wybrać.

- Jestem brudna - stwierdziła. - Wszystko mnie swędzi. Rozgrzejesz dla mnie saunę,

Reijo?

Zaśmiał się i delikatnie pogłaskał palcami jej policzek. Nie była to już skóra

dziewczyny, ale nadal zachowała miękkość.

- Napalę tak, że pęknie - obiecał. - Niewiele się zmieniłaś, Raiju.

Zdążyli jeszcze podzielić się wieloma myślami, zanim sauna się rozgrzała. Raija z

podwiniętymi nogami siedziała na ławie w kuchni. Pamiętała te niezliczone razy, gdy tak

siadała, dzieląc śmiech i smutek. Razem z Reijo. Razem z Anttim.

Myślała o tych z jej dzieci, które też tak siadywały. Starała się je sobie wyobrazić, ale

mimo to były nadal nierzeczywiste. Okruchy czegoś, do czego nie miała prawa.

Nie było jej tu wtedy.

background image

Dla nich nie żyła.

- Czy dobrze zrobiłam, że wróciłam? - spytała nagle. - O Boże, Reijo, może ja tego

wcale nie przemyślałam? Uważasz, że nie powinnam? Czułam, że muszę. I chyba nie

myślałam o was...

- Ja się cieszę, że wróciłaś - przyznał Reijo szczerze i z powagą. - Mimo wszystko,

Raiju.

- Powinnam wziąć ze sobą coś na zmianę! - Raija rozłożyła ręce. - Ale gdy

zobaczyłam ten dom, o niczym już nie myślałam. Musiałam na ląd.

- Spaliłem ubrania Heleny - rzucił Reijo. - Były porządne, ale nie mógłbym znieść

widoku kogokolwiek innego w nich. Ty nie zostawiłaś po sobie tyle, by starczyło na ognisko.

Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Nagle stali się dla siebie kimś nowym. Raija

zawstydziła się jakby. Nie było to jak na nią zwyczajne. Kiedyś była swobodną i szalona jak

wiosenne wiatry, które bez pytania ogałacały ziemię z zimowej szaty.

- Mógłbym popłynąć po twoje rzeczy, ale możesz coś od nas pożyczyć. Jest ubranie,

które Ida dała Elise. Powinno na ciebie pasować. Nasza córka ma podobną figurę do twojej.

Nadal trzymasz się młodo, Raiju.

- Ty też niewiele się zmieniłeś, Reijo! - zaśmiała się Raija. - Znasz mnie aż nadto

dobrze. Widzisz, jak teraz się boję?

- Może pójdziesz sama? Pokręciła głową.

- Nie stanowimy dla siebie zagrożenia, Reijo. I po tym, co narozrabialiśmy, to nawet

nie będzie grzech...

Ujęli się za ręce i razem przeszli przez podwórze. Wyglądali na parę, która dzieliła

stół i łoże wystarczająco długo, by znać się na wskroś. Nawet szli tym samym rytmem.

No i przecież była to prawda.

- Nigdy nie widziałem twoich ran jako blizn. - Reijo potrząsnął głową, bliski łez.

Mikkal płakał nad nimi, a potem je pieścił. Jewgienij i Wasilij tak samo. Na niej samej

już nie robiły wrażenia. Stały się jej częścią. Znała je - białawe i poskręcane.

Teraz pamiętała nawet, w jaki sposób powstały. Wiedziała, które powstały po

poparzeniu, które po uderzeniach szpicrutą. Jej ciało zostało naznaczone. Ale jej dusza nigdy

się nie ugięła w lochach twierdzy Vardo.

Jej skóra nadal nosiła te ślady, ale nie dała się uznać za czarownicę. Wyszła z tego

dumnie wyprostowana. Może bardziej niż przedtem.

background image

- Anjo opowiadała nam, co ci robili - powiedział Reijo cicho. Jego spojrzenie nie

odrywało się od blizn. Znał ciało Raiji. Już go nie kusiło, choć kiedyś marzył o nim. Kochał je

- myślami, dłońmi, ustami, skórą - duszą i ciałem.

Jej nagość nie budziła w nim pożądania. Te blizny wywoływały w nim tylko czułość.

- Anjo opowiadała - powtórzył. - A ja pamiętałem rany, krew, twój ból. Podeszłe ropą

oparzenia. Ślady po pejczu, po nożu... A Anjo ubrała je w słowa.

- Tej części historii ci nie opowiem. Więcej razy nie mogę, Reijo. - Raija zmusiła się

do położenia na jednej z pólek. Nie na tej najwyższej, tam gorąco uderzało jak ściana. Nie

rozumiała, jak Reijo mógł tam wysiedzieć. Nie wyglądało na to, by ciężka para wodna jakoś

mu szkodziła. - Przecież miałam wrócić - powiedziała wreszcie. Spojrzała przelotnie na Reijo.

Jego ciało wydawało się nadal zwarte. Widać było, że dużo chodził bez koszuli tego lata. Na

plecach był ciemniejszy niż na brzuchu, a nogi miał białe. Mężczyźni właśnie tak wyglądali

po lecie. - Wtedy nie uciekałam na zawsze, Reijo. Miałam wrócić. Wiedziałam, że się jakoś

ułoży. Zawsze byliśmy sobie bliscy, zawsze byliśmy przyjaciółmi. Uważałam, że to równie

dobra podstawa jak namiętność. Ona wszystko w końcu pożera, jak ogień suchą trawę.

- Wiem, że tego chciałaś - odparł Reijo łagodnie. - Teraz wiem.

Włosy przykleiły mu się do czoła, pociemniałe. Raija dostrzegła, że mu się

przerzedziły, linia czoła podeszła wyżej.

- Nie miałaś nad tym władzy - dodał.

- Ja miałam wrócić - powiedziała Raija cicho. Para wodna dochodziła do sufitu. Raija

dostrzegała ślady po ociosywaniu belek siekierą. - Miałam być matką.

Reijo nie mógł dostrzec jej uśmiechu, ale słyszał go w jej glosie. Wiedział, że ona

najbardziej oskarżała siebie. Wiedział, że oskarża siebie o to, czego nie była winna.

- Całą zimę zajęło mi układanie fragmentów w całość. Czułam się, jakbym siedziała

nad dwunastoma potłuczonymi szklankami. I miałam jej poskładać... Całą zimę trwało, zanim

zrozumiałam i mogłam spojrzeć w przeszłość bez goryczy. I nie mogłam się tym z nikim

podzielić.

- Nie mamy wpływu na nasze życie - powiedział Reijo. - Nawet nie możemy wpływać

na najważniejsze zmiany, Raiju. Kiedyś wierzyłem, że los leży w moich rękach, że jest

niczym glina, którą mogę ugniatać, jak tylko chcę. Życie to nie glina. To zbiór ścieżek. Dla

jednych wielu, dla innych kilku. Dla nas kręcą się one w sposób niezwykły. Moja ścieżka

wiodła przez piękne tereny. Teraz stoję na polanie. Nigdy nie sądziłem, że tu dotrę. Myślę, że

tu kiedyś byłem, ale las się przecież zmienia, prawda? Wszystko rośnie, coś znika. Nic nie

jest dokładnie takie samo, jak dawniej. Ja też nie jestem ten sam. Patrzę z innej perspektywy.

background image

Patrzę oczami, które widziały wiele od ostatniego czasu. Jumala, chyba rozumiesz, co mam

na myśli?

- Może.

- Nie wyrzekłbym się czasu z Heleną. Reijo skurczył się w sobie po wypowiedzeniu

jej imienia. Ból zastygł w twarzy. Oczy pod jasnymi brwiami ściemniały.

- A może ta ścieżka była równie dobra jak inne? - rzuciła Raija, siadając i sięgając po

chochlę z wodą. Polała nią kamienie. Zasyczało, para uniosła się ciężko i położyła, gorąca, na

skórze. Zapiekła.

- Ona rozświetlała wszystko wokół siebie - powiedział Reijo. - Przybyła ze świata,

który w niczym nie przypominał naszego. Nie umiała szorować podłogi ani prać ubrań.

Przypaliła strasznie dużo garnków, zanim nauczyła się gotować. Płakała nad swoim

pierwszym chlebem. Jadłem go i sądziłem, że stracę na nim wszystkie zęby... Ale robiłem to

dla niej. Próbowała. Starała się. Była jednym z najbardziej upartych ludzi, których znałem w

ż

yciu. - Uśmiechnął się, odprężony. Spojrzał Raiji w oczy. - Może w tym przypominała

ciebie. Ale poza tym wcale. Była delikatna, ciepła i ustępliwa.

- No, ja na pewno nie jestem ustępliwa! - Raija zlizała pot z górnej wargi. Smakował

morzem. Niemal unosiła się na parze wodnej.

- Na pewno ciebie nie przypominała - Reijo wiedział, że Raija nie atakowała Heleny.

Słuchała. Dobrze było opowiedzieć o Helenie komuś, kto nic o niej nie wiedział.

Opowiadał więc. O tym, jak nastała w ich życiu. Jak z niego odeszła.

Tajemniczo.

Opowiadał jej o ranach, które nosił w sercu i duszy. Jak rozdrapywał te rany, zrywał

cienkie warstwy strupów, by utrzymywać pamięć o niej. Opowiadał Rraiji o bólu.

- Boję się, że nadejdzie dzień, gdy już nie poczuję bólu. Nie chcę go utracić. Nadal

chcę go czuć niczym szpony drapieżnego ptaka w moim sercu. Boję się, że o niej zapomnę.

Ona na to nie zasłużyła.

- Ból znika - powiedziała Raija bez ogródek. Wiedziała, że on nie chce tego słyszeć,

ale przedstawiła mu swój ból. W całej okazałości. Oboje niczego przed sobą nie ukrywali.

W parę wodną popłynęły nowe fragmenty tej połowy życia, którą spędzili osobno.

Obrazy. Szybkie szkice. Wybierali je bez zwracania uwagi na kolejność wydarzeń, zupełnie

jakby zrywali kwiaty na łące. Szli tam, dokąd prowadziły ich oczy, na skróty, w poprzek...

Taki bukiet zawsze będzie ładny. Wiązanka polnych kwiatów nie może być inna.

Chwile z ich życia nie przypominały może rumianków, dzwonków czy jaskrów, ale i

tak nie mogli wstydzić się swojego bukietu.

background image

- Jewgienij postawił wszystko na jedną kartę. - Reijo potrząsnął głową. Nie umiał

wczuć się w sytuację mężczyzny, który dał Raiji pełną garść kłamstw. Który trzymał się

konsekwentnie tych kłamstw aż do śmierci. Który z własnej woli dał się wplątać w lepką sieć,

którą sam rozwinął.

- Brak mi słów. Muszę przyznać, że trochę go podziwiam. To wymagało wielkiej

odwagi. To nie twoja wina, Raiju, że dla ciebie mężczyźni tracą głowę. Cieszę się, że Ida

trafiła na Sedolfa. Już zaczynała za bardzo przypominać ciebie, Mały Kruku...

Nie sądziła, że ktokolwiek jeszcze nazwie ją tym przydomkiem. Właściwe było,

gdyby to mówił Mikkal. To było jego pieszczotliwe imię dla niej. Od pierwszego dnia, gdy

stanęli twarzą w twarz. Ona, zapłakana ośmiolatka, i on, czternastolatek, który bez chwili

wahania wziął na siebie odpowiedzialność za nią. Który obiecał, że będzie zawsze o nią dbał.

Mały Kruk.

Może ona właśnie nim się stała?

- Czy dzieci mają do mnie żal? Zawiodłam ich bardziej niż ciebie. Matti i tak mnie

kocha, jesteśmy tej samej krwi. Ty wybaczasz. Liczyłam na to, bo ty jesteś takim

przyjacielem, który nigdy, przenigdy nie zawodzi.

- Mai tu nie ma, Raiju. Przykro mi to mówić, ale cieszę się, że jej nie spotkasz. Ze

względu na Maję. Teraz jest jej dobrze, jest szczęśliwa. Udało jej się wypchnąć ciebie ze

ś

wiadomości. Jej nie powinnaś ruszać, Raiju!

- Oto mój najgłębszy smutek...

- Maja powinna się dowiedzieć, że żyjesz. Ale nie - spotkać. Ja też kocham Maję.

Stała się moją ulubienicą, może bardziej niż Ida.

- Chcesz, bym odpłynęła, Reijo?

- A chciałaś zostać?

- Nie wiem - odparła Raija.

background image

4

- Dlaczego on tak gna? - Elise osłoniła oczy dłonią i patrzyła, jak Matti popędza konia

niczym szalony woźnica. Sedolf trzymał się mocno wozu obiema rękami. Obaj wyglądali na

zadowolonych figlarzy.

- Tata? Może coś z tatą? - Ida zerwała się, otrzepała spódnicę i poprawiła grzywkę.

Nadal starała się ładnie wyglądać, gdy nadchodził Sedolf. - Nie, oni się szczerzą -

odpowiedziała sama sobie, ściągając brwi, pomiędzy którymi utworzyła się podwójna

zmarszczka.

Elise dostrzegła ją i przypomniała sobie, u kogo ją widywała dawno temu... Wzruszył

ją ten widok.

Matti objął Elise i okręcił ją wokół w rytm jakiegoś tańca, aż spódnica jej zafurkotała.

Ucałował ją soczyście w oba policzki, puścił i szybko podniósł w górę Idę.

- Chyba całkiem już zwariowałeś! - prychnęła Ida. - Postaw mnie na ziemi, Matti!

- Co za dzień, gołąbeczki! - śmiał się Matti, spełniając prośbę siostrzenicy.

Sedolf stał oparty o wóz i uśmiechał się pogodnie. Nie spuszczał jednak czujnego

spojrzenia z żony.

- Co się stało? - Ida patrzyła to na jednego, to na drugiego. Nawet dzieci przestały się

bawić i zerkały na dorosłych.

Matti nabrał powietrza. To, co w nim wzbierało, znalazło ujście w słowach pędzących

niczym wodospad:

- Ona wróciła! Jumala, sam nie mogę w to uwierzyć! Ale ona wróciła! Raija jest na

cyplu!

- Kto? - spytała Ida, choć słowa Mattiego niemal namacalnie wisiały w powietrzu.

Jednak musiała spytać: - Kto?

- Twoja matka - odpowiedział Sedolf, podchodząc do Idy. Objął ją, pogłaskał, ustami

dotknął jej czoła. Jego spojrzenie miało siłę odbijającą jej własną, o której na chwilę

zapomniała. - Przypłynął rosyjski statek, moja Ido. Twoja matka jest na brzegu. Jesteś do niej

podobna, nietrudno ją poznać. A chłopak jest już niemal dorosły.

- A on? Jej Rusek? O Boże, co na to tata? Biedny tata! Dlaczegóż, u diabła, Helena

musiała umrzeć?

- Raija! - niemal śpiewał Matti. - Nasza Raija! - Kręcąc głową, usiadł na ziemi, by

zaraz się zerwać. - Raija, Elise! Nigdy wcześniej nie doświadczyłem, by ktoś powrócił z

background image

zaświatów. Nigdy w takie coś nie wierzyłem. Może też nie całkiem wierzyłem, że Raija nie

ż

yje, ale nie miałem nadziei na cud. To się nie zdarza. Ale to naprawdę ona! Raija!

Elise nic nie odpowiadała. Milczała, pełna niedowierzania. Próbowała pojąć coś, co

zakrawało na szaleństwo. Sen w środku dnia! Nieoczekiwany, nagły. Raija...

- A tata? - domagała się odpowiedzi Ida. - Boże jedyny, dlaczego ona to robi ojcu?

Czy już nie cierpiał wystarczająco z jej powodu? Chyba musi to rozumieć?

- Reijo otworzył dla niej ramiona - odparł Sedolf spokojnie. Na ustach miał uśmiech

pełen czułości.

- Nie bądź Mają! - poprosił Matti. Nie chciał, by jego radość przesłoniły jakieś cienie.

- Reijo ją objął.

- Dopiero co pochowaliśmy Helenę! - Ida wysunęła się z objęć Sedolfa i odgrodziła

się przed nim, splatając przed sobą ramiona. Odwróciła się do nich plecami.

Matti i Sedolf wymienili spojrzenia. Dopiero co widzieli takie same gesty, to samo

wstrząśnięcie głową...

- Reijo się ucieszył - wytłumaczył Matti, nie zwracając uwagi na mur, który wzniosła

Ida. Położył dłonie na jej ramionach, przyłożył policzek do jej włosów. - Posłuchaj swojego

starego, mądrego wujka - uśmiechnął się, próbując zmienić jej niespodziewany nastrój. - Re-

ijo jest pełen ciepła, mała. Stali o kilka kroków od siebie, aż wreszcie nie było pomiędzy nimi

dystansu.

- Nie wierzę ci - upierała się Ida, nadal dumnie wyprostowana.

- To nie było płomienne spotkanie - mówił Matti, gładząc ją po policzku. Ida

pozwalała mu na to, choć nie dawała się rozbroić. - Nie takie. Ale oni nadal żywią do siebie

uczucie. Inny rodzaj miłości...

Matti pamiętał Mikkala. Pamiętał Raiję i Mikkala razem. Jednak według niego nigdy

wcześniej Raija i Reijo nie wydawali się sobie bliżsi niż właśnie teraz. To nie był ogień

palący skórę, tylko coś delikatnego i wielkiego. Czułość. Bliskość. Coś większego niż

przyjaźń. Poczucie wspólnoty w przestrzeni, której nikt nie mógł ograniczyć. Właśnie taką

otwartą, wielką wspólnotę dzielili Raija i Reijo.

Nadal.

- Ty i Ailo także dzielicie ból - odezwał się opornie Sedolf. - To nie jest do tego

podobne, Ida. To, co dzielicie z Ailo, czy tego chcecie, czy nie, jest nowsze, bardziej bolesne,

a poza tym jesteście innymi ludźmi. Ona nie jest tobą, Ida. A Reijo to nie Ailo. To, co ty czu-

jesz, nie jest tym, co czują oni. Ty zostawiłaś dużo bólu w Finlandii. Jeśli tam wrócisz, nadal

background image

go znajdziesz. Ale Reijo i twoja matka spotkali się radośnie. Matti nie kłamie. Jest tak, jak on

mówi: to inny rodzaj miłości.

- Nie wierzę wam - upierała się Ida. Trzymała się tego jak skały. Gniew wzbierał w

niej jak wody przypływu. - Dlaczego ona wróciła? Czy nie mogłaby nie żyć? O Boże, nie to

miałam na myśli, tylko czy nie mogła tam pozostać?

- Ja chcę się z nią zobaczyć! - odezwała się Elise. - Czy mogę? Czy ona tego chce?

Muszę ją zobaczyć!

- Ona chce - Matti pokiwał głową. Nadal trzymał Idę za ramiona.

- Teraz - zażądała Elise.

- Ja nie chcę - rzuciła Ida. - Nie mogę. Zapadła cisza. Nikt się już Idzie nie

sprzeciwiał.

Nikt nie próbował przekonywać. Matti puścił ją. Jej chłód aż poczuł na swoich

dłoniach. Sedolf został z Idą. Cicho poprosił Mattiego i Elise, żeby pojechali. Niczego nie

obiecywał. Pozostał obok Idy, nie naruszając jej szańców obronnych.

Wóz zaskrzypiał, odjeżdżając. Jeszcze długo go słyszeli. Mikkal nie rozumiał,

dlaczego Matti, Elise i ich dzieci tak nagle zniknęli. Kolana Sedolfa wynagrodziły mu trochę

ten zawód.

- Dlaczego ja tak to odbieram? - Ida odwróciła się gwałtownie w stronę męża. -

Przecież nie jestem Mają! To nie jest nienawiść. Nie możesz sądzić, że jej nienawidzę. Ale po

prostu nie mogę... Nie mogę, Sedolf! Rozumiem, że tata się cieszy, a jednocześnie nie

rozumiem. Przecież tak niedawno umarła Helena...

- Ona nie jest rywalką Heleny - odparł Sedolf. - Nie byłaby nią, nawet gdyby Helena

ż

yła.

Ida westchnęła. Czuła się samotna, bezsilna. Nie pragnęła jego objęć. Musiała sama

poszukać rozwiązania.

- Chyba pójdę się przejść - powiedziała.

Raija wykręcała włosy. Stała, bosa, na podwórku, w cudzym ubraniu. Czuła, że to

obejście stało się dla niej w pewien sposób obce.

Reijo nie dopiął koszuli. Z sauny nadal unosił się słaby dym.

- Pamiętam, jak kiedyś tak stałaś - odezwał się, zaczesując włosy palcami. - To

przedziwne, ile takich drobiazgów powraca mi w pamięci, gdy ciebie widzę. One gdzieś tam

leżały i nawet mi się nie przypominały. Ale teraz wiele powraca. Twoje włosy na wietrze...

- Ja to nie tylko włosy!

background image

- Tak, wiem. Ale stanowią najwyraźniejszą część obrazu przedstawiającego ciebie.

Gdy próbowałem wyobrazić sobie twoją postać, nie potrafiłem nadążyć za upływem lat. Nie

mogłem cię postarzyć...

Reijo uśmiechnął się. Patrzył na Raiję badawczo. Światło nie było dla niej łaskawe,

ale to mu nie przeszkadzało.

- Teraz widzę, że mogłem wyobrazić sobie twoje zmarszczki, każdą z nich. Pamiętam,

jak się uśmiechałaś i w jaki sposób twój uśmiech mógł wyrzeźbić te linie koło oczu, koło ust.

Wiem, jak marszczyłaś brwi, by powstały te dwie kreski pomiędzy nimi. Widzę twoje lata.

Lata, kiedy ja żyłem tutaj. Czas przeszedł przez nasze twarze w innych butach. Pozostawił

inne ślady. To dziwne, Raiju. Minęło przecież tyle lat. A teraz wydaje mi się, że tak niedawno

wyjechałaś.

- Mam dwa życia - powiedziała Raija, wstrząsając głową. Reijo widział ten ruch u

wszystkich dzieci. Jedynie u Idy przyprawiło go to o najmocniejszy dreszcz. Ida nie mogła

pamiętać matki. Był to ruch, który otrzymała wraz z krwią, a nie podpatrzony. - Jedno, zanim

zapomniałam - mówiła dalej Raija - i drugie, od wypadku do śmierci Jewgienija.

- A teraz? - spytał Reijo.

- To przedłużenie jednego z nich - odparła z powagą. - Nie jestem pewna, którego. Ale

to ciąg dalszy. Ścieżki prowadzą dalej.

Reijo nie pytał, dokąd. Albo nie chciał, albo sam się domyślał.

Zbliżali się do siebie. Oboje to wyczuwali. Ich bliskość była nadwrażliwa. Nawet

słońce i wiatr jej szkodziły.

- Oto są! - Reijo uświadomił sobie, że poczuł ulgę. Niemal go to rozzłościło. Przecież

to była Raija! Pomimo Że dzielące ich lata chwilami wydawały się nie do przejścia, Raija

stała przed nim tak bliska, że wydawała się częścią niego samego. Świadomość tego

sprawiała mu niemal ból. Reijo wolał mieć na to inne słowo, ale nie umiał go znaleźć.

Jego radość była tak wielka, że aż bolesna.

- To więcej, niż się mogłam spodziewać - wykrztusiła Raija, wciąż obejmując

szczupłe ciało Elise. Ona też była jej dzieckiem. Pamięta jeszcze dziewczynkę o krągłych

ramionach i włosach jak łan zboża w lipcu. Zmieniła się, ale nadal pozostała Elise. Jej dziec-

ko. Jedyne, które wybrała.

Matti przytulał całą gromadkę dzieci o czujnych oczach. Patrzyły na mamę, która w

jednej chwili stała się niczym obca. Płakała na ramieniu tej nieznanej, ładnej pani, o której im

powiedziano, że jest ich ciocią i babcią. Nic nie rozumiały. Dobrze, że ramiona taty się nie

zmieniły. Mimo że mówił im te dziwne rzeczy, sam się nie zmienił. Targał im włosy tak samo

background image

jak zawsze i mówił, że ta pani nazywa się Raija i jest jego siostrą. I prawie mamą mamy.

Zupełnie, jakby mógł istnieć ktoś taki jak prawie mama...

- Prawdziwa ciocia i prawie babcia - tłumaczył Matti, ale to nie pomagało.

- Nie wiem, czy mogę w to wierzyć - powiedziała Raija. Jej słowa brzmiały dla dzieci

trochę dziwnie, ale wypowiadała je po fińsku. Coś w ich melodii było obce, ale to tylko

pomagało wyobrazić sobie ją jako kogoś, kto przybył z nieznanej im bajki.

- Tak jest dobrze. Tak dobrze! - musiała to powtórzyć, żeby jej uczucie stało się

realne. Przekonać sama siebie, że mówi prawdę. Po chwili dodała: - Nic dobrego nigdy nie

trwało dla mnie zbyt długo.

- Możesz wyciągnąć ręce - odezwał się Reijo.

Palce Raiji zaczęły chwytać powietrze. Dzieci Elise i Mattiego roześmiały się,

rzucając ukradkowe spojrzenia na tą dorosłą, niemal starą panią, która robiła takie głupie

rzeczy. Bawiła się w kota albo drapała powietrze. Przecież to niemożliwe!

- Nie wiem, czy ja mogę mieć cokolwiek w rękach - powiedziała Raija. Przeleciała

wzrokiem po dorosłych. Z trudem mogła patrzeć na dzieci. Przypominały jej ból z

przeszłości. Ból, od którego tak tanio się wykręciła.

Czy miała teraz zapłacić? Oczekiwano tego po niej?

To Matti wypowiedział przy wszystkich te słowa. Te, które Reijo litościwie tylko

wspomniał. Matti nie zrobił tego ze złej woli, nie po to, by ją zranić. Został tak wychowany,

by widzieć wszystko w klarownych liniach. Pamiętał, że sama Raija żądała tego od niego

pewnej zimy w środku Finlandii.

- Po tym całym czasie nie możesz tak po prostu odpłynąć. Bardziej czujesz się w

domu tam na wschodzie czy tu?

- Nie wiem - odparła po długiej chwili namysłu. - Teraz sama nie wiem, gdzie się

czuję jak w domu. Może nigdzie?

- Tu zawsze jest dla ciebie miejsce - powiedział Reijo, choć nie musiał. Raija

wiedziała, że on nadal ją wspiera, nawet w czas sztormów.

- Jeszcze żyją tacy, którzy mnie pamiętają. - Raija wielokroć o tym myślała, gotowa

niemal z tego powodu zrezygnować z podróży.

- No i co z tego? - spytał Matti bez zastanowienia.

- Reijo ożenił się z Heleną - odparła Raija cicho. - Urodził im się syn. Ja dla nich nie

ż

yłam, braciszku. Ale naprawdę żyłam, nadal żyję. Też wyszłam za mąż. Ani Reijo, ani ja nie

mogliśmy tego zrobić. Według prawa nadal jesteśmy małżeństwem. To wielki grzech. Ludzie

nie przeoczą tego. Nie tutaj. Nie, jeśli chodzi o mnie.

background image

- Nie mów tak - mruknął Reijo. Skrzywił twarz w uśmiechu. On też zdążył o tym

pomyśleć, ale nie widział tego tak czarno jak Raija. - Oni jeszcze mogą cię zaskoczyć, ci nasi

ludzie znad fiordu. Nie jest tu tak ciasno, jak myślisz. Są tacy, którzy potrafią patrzeć szeroko,

wspiąć się na szczyty gór. A nawet na płaskowyżu można znaleźć takich, którzy mają wąskie

horyzonty. Nie oceniaj ich zbyt surowo!

Raija nie odpowiedziała. Zresztą Reijo tego nie żądał.

Ich spojrzenia odczuwała na skórze. Nie umiała na nie odpowiedzieć. Słowa pozostały

niewypowiedziane, lecz wyraźne jak kręgi na wodzie.

- Będziemy ścinać drzewa na dom Mattiego - powtórzył Reijo to, co mówił w saunie. -

Potem będę wypalał dziegieć. Nie ustawię zbyt wielkiego mielerza. Nie wierzę, że obecność

kobiet przynosi temu nieszczęście. Już kiedyś pomagałaś przy tym, Raiju, córko Erkkiego.

Byłaś dokładna i porządna, gdy tak postanowiłaś.

- Nie lubię się ukrywać - odparła, mimo że nadal nie udzieliła ostatecznej odpowiedzi.

- Musisz dać szansę Idzie! - Elise nie mogła dłużej milczeć na ten temat.

- Statek będzie stał tak długo, jak ja będę chciała - oznajmiła Raija stanowczo.

Znów to uczucie rozpoznawania! Reijo stwierdził, że Raija coraz bardziej staje się

sobą z dawnych czasów. Wychodziła z zasłon oddalenia. Ukazała swoją władczość niczym

ostrze noża. Nie było to dla niego niczym nowym. Piętnastoletnia Raija była równie

zdecydowana. Jej ostry języczek niejeden raz wychłostał jego lub Kallego.

Nie można się aż tak zmienić.

- Ale ja nie chcę się ukrywać! I nie przyjechałam tu, by komukolwiek zaszkodzić.

Zrobił się z tego obosieczny miecz. Sądziłam, że potrafię wybrać...

- Cokolwiek wybierzesz - rzucił Reijo z mocą - nie będziesz musiała się ukrywać.

Musimy o tym porozmawiać. Ty i ja. Dotychczas tylko wspominaliśmy, moja mała Raiju.

Wymienili spojrzenia. Niczego nie postanowili. Nadal pozostawało im wiele do

opowiedzenia.

Dzień przeszedł w wieczór. Niebo założyło sukienkę o różowych brzegach,

przejrzyście niebieską na górze. Gdyby się podeszło wystarczająco blisko, można by zajrzeć

prosto do raju.

Statek leżał ciężko na wodach fiordu. Załamywał na sobie fale, tworząc nowe wzory

na lustrze, w którym odbijało się niebo. Małe fale przeszkadzały niebu uwierzyć, że i tam ono

sięga.

background image

Jedli, siedząc wokół stołu o zniszczonym blacie. Różne wiatry przyniosły ich do tego

domku na cyplu, ale byli tu na swoim miejscu. Łamali ciemny chleb i moczyli w zupie rybnej.

Mogli posmarować go masłem. W każdym kęsie spożywali dary Boże.

Ramię przy ramieniu. Dotykali się nawzajem, bo zrobiło się ciasno. Przywoływali

wspomnienia sprzed lat. Ale wtedy byli to inni ludzie. Inna wspólnota.

Panował spokój. Nawet cisza nie była wymuszona, lecz odprężająca. Spojrzenia na

twarze innych nie wymuszały tematów, których jeszcze nie mogli poruszać. Stanowili całość.

Przynajmniej w czasie tego posiłku. W czasie wieczoru. Dalej nie sięgali. Nie należało

wypłaszać czasu z jego gęstwiny. Nawet ptaszki czuły się najbezpieczniej w gnieździe

ukrytym przed ludzkimi oczami.

Ida nie była zła. Nie była zła na Raiję. Tym razem nie. Ale czuła „coś”.

Coś, co popędziło ją w góry przez brzozowy zagajnik i podmokłe łąki. Co podarło jej

spódnicę, zmoczyło nogi, na których brakowało już miejsca na nowe zadrapania.

Coś...

Spocona, zdyszana, zmoczona aż po uda, z podrapanymi do krwi dłońmi, wreszcie

usiadła.

Na kamieniu, który nie znał niczego poza widokiem, niebem i górą, poza mchem,

który pokrywał go delikatną wilgocią, śpiewem ptaków, chmurami, które albo płynęły po

niebie, albo ściskały chłodem. Może to nie tak mało?

Wszystko leżało pod nią. Statek ze wschodu także. Ten statek, na który jej ojciec

czekał przez połowę życia. Na który w końcu przestał czekać.

Dlaczego przyjechała właśnie teraz?

Za późno na bycie matką. Nikt nie nadrobi tylu lat.

Ida zapłakała. Siedziała, mając cały swój świat pod sobą, piękny, skąpany w

promieniach słońca.

Ona powinna przypłynąć w deszczu! We mgle! Przekraść się na ląd otulona mgłą, tak

jak uciekła pod osłoną nocy.

Wiatr wiejący łagodnie znad fiordu osuszył jej łzy. Nie ocierała ich.

Cisza śpiewała w jej uszach, szeptała melodie, które przemawiały do jej duszy. Ale nic

nie było w stanie uciszyć tego „czegoś”.

Przygniatało jej piersi. Było niczym hak, na który nadziała się jak ryba.

Trudne, ciężkie, niedobre...

Ludzie podpłynęli już, by pohandlować z Rosjanami. Łódki krążyły wokół statku.

To bolało.

background image

Z komina domku na cyplu unosił się dym. Szara smużka, która opowiadała o

zacisznym wnętrzu, w którym jej nie było.

To bolało.

Ida dostrzegała ludzi na pokładzie statku. Jej serce też biło mocniej, gdy rosyjskie

statki zawijały do fiordu. Najpierw dlatego, że przejęła tęsknotę ojca. Potem chciała zyskiwać

wrażenia z innego świata, choć nawet nie rozmawiała z załogą.

W końcu nadeszły marzenia o tym bracie, którego miała gdzieś tam, na wschodzie. O

tym, którego nie było jej dane poznać.

Ból. To bolało. Długo bolało. Myśli mogły też spowodować rany równie łatwo jak

cienkie rzemienie ciężkiego plecaka.

Była za daleko, by rozróżnić kogoś na pokładzie. Ludzi z osady poznawała po ich

łódkach. Czy umiałaby poznać jego? Czy ten brat jest na tyle podobny do nich, by go

poznała? Czy istniało coś takiego jak więź krwi, która łączyła ze sobą krewnych?

Ida nie wiedziała.

Tkwiło w niej tyle bólu. Tyle tego „czegoś”, czego nie chciała nazwać.

Była przemoczona, przepocona, włosy miała przyklejone do czoła. Wieczór dmuchnął

zimnym powietrzem tak, że zaczęła szczękać zębami. Łzy ogrzewały jej policzki tylko przez

chwilę.

Złość uderzyła w nią samą. Czy miała tu siedzieć jak naburmuszone dziecko? Płakać

aż do nocy? Zapiekły ją dłonie, gdy ocierała oczy i nos. Spódnicy nie pomogło już otrzepanie

z gałązek. Ubranie kleiło się do niej zimno.

Ale kark nadal umiała trzymać prosto. Plecy przypominały młodą sosnę, która

potrafiła oprzeć się każdemu wiatrowi.

Dumnie jak królowa zaczęła schodzić w dół. Uważnie stawiała kroki, nie gnała jak

wtedy, pod górę. Wszystko, co widziała w dole, było jej. Nie miała powodów, by od tego

uciekać. Nic nie mogło jej stamtąd wygnać.

To nadal siedziało w niej. Ciężkie, czarne. Nienazwany ból. Coś.

Ida wyszła z lasu ponad cyplem. Stanęła oblana różowozłotą, letnią poświatą

wieczoru. Wdychała rześkie powietrze przywracające zdrowy rozsądek. Kumagi były tak

mokre, że zdjęła je i przewiesiła przez ramię za kolorowe rzemyki. Odwlekała spotkanie.

Zbocze było nierówne i niezbyt wygodne, by chodzić po nim na bosaka. Dlatego szła, powoli

przebywając ten kawałek, który zwykle pokonywała biegiem.

background image

Ida trzymała myśli na uwięzi. Niemal ją oślepiały. Nie chciała patrzeć na ściany z bali,

które oddzielały ją od nich. To zawsze był jej dom rodzinny. Zawsze czuła się tu mile

widziana.

Tylko nie teraz.

Tym razem stała poza.

Weszła prosto na chłopaka, który szedł od strony morza. Ubrany porządnie, na

niebiesko. Był dużo wyższy od niej, o długich kończynach. Może trochę za szczupły, ale to

pewnie wina wieku. Z latami powinien nabrać mięśni.

Wszystkie jej myśli krążyły wokół wyglądu tego chłopaka. Ida stała bosa na trawie.

Wstrząsnęła głową, odgarniając grzywkę z oczu. Zobaczyła, że on powtarza jej gest i potem

dłonią zaczesuje swoje czarne, gęste włosy do tyłu. Na próżno, zaraz znów opadły mu na

czoło.

Był ciemnooki i ładny. Może nawet za ładny. Nos. Uśmiech. Mrok w spojrzeniu.

Oczywiście, że istniały więzy krwi! Oczywiście, że go poznała! Aż ją to przeraziło i

położyło się ciężarem na sercu.

Ale on był jej bratem. Nigdy nic złego jej nie zrobił. Nie prosił się na ten świat.

Ida pokonała dzielącą ich odległość. Objęła go ramionami, ufając, że on ją zrozumie.

Nie wiedziała, czy on rozumie ich język, zresztą nie była pewna, czy uda jej się wydobyć

głos. Ale musiała go objąć. I poczuła związek krwi, gdy on delikatnie pogładził ją po

włosach.

Ida zamknęła oczy i poczuła, że jej ból nie jest bezdenny.

Gdy cofnęła ramiona, skinęła głową w stronę drzwi. On pokiwał głową w odpowiedzi.

Dłoń Idy odnalazła dłoń Michaiła.

To był jej dom. Nie musiała pukać.

background image

5

Nie potrzebowali ich przedstawiać. Raija zrozumiała, że Reijo nie przesadzał - Ida

była do niej podobna. No i do Michaiła. Nie dałoby się zataić ich pokrewieństwa.

Jej dzieci.

Ramię przy ramieniu, w drzwiach. Ręka w rękę. Ida z mokrymi kumagami wiszącymi

w drugiej dłoni. Michaił w wysokich butach do konnej jazdy. To Antonia zaraziła ich

wszystkich swoimi zwyczajami.

Ida, niemal jak młoda Raija... Inne kolory, ale równie intensywne.

Raija zrozumiała, co Reijo miał na myśli, gdy mówił, że Ida najbardziej ze wszystkich

jest jej dzieckiem. I dlaczego cieszył się, że trafiła na Sedolfa. Jednak mimo wszystko Raija

ż

ałowała, że to nie Ailo.

To wydawało się takie słuszne. Niczym zadośćuczynienie za wszystko, za życie, jakie

przeżyli ona i Mikkal. Za wszystko, co odrzucili.

Raija podniosła się powoli. Jej dwudziestoletnia córka... To dziecko, którego

właściwie nigdy nie poznała. Nawet pamiętała uśmiech na jej okrągłej twarzyczce, rude

kosmyki włosów, iskrzące się zielono oczy. Pamięta, jak podobna była do Reijo wtedy,

maleńka i zależna od niej. Otoczona jej miłością i opieką.

Dawno temu.

To Ida najbardziej ze wszystkich jej dzieci została pozbawiona matki. Tu najbardziej

było widać zawód, jaki sprawiła. Gorycz... Raija wystarczająco dobrze znała Reijo, by

wierzyć jego słowom, że żadne z jej dzieci jej nie nienawidziło. Reijo umiał je od tego

odwieść.

Ida i Michaił. Tacy podobni. Z tak różnym dzieciństwem. Trzymający się w tak

naturalny sposób za ręce.

Reijo ujął dłoń Raiji. Podniósł się i pociągnął ją za sobą. Szedł pierwszy. Wspierali się

nawzajem.

- Oto nasza córka, Raiju - powiedział. Ciepło płynące z jego dłoni było tak dobre,

zapewniające bezpieczeństwo. Puścił ją tylko po to, by ją objąć ramieniem. - Jest równie

piękna jak matka - dodał i położył dłoń na ramieniu Idy, uśmiechając się do niej krzepiąco.

- I równie mądra jak jej ojciec, mam nadzieję... - Słowa Raiji brzmiały niepewnie.

Czuła, jakby spotykała siebie samą. Też była kiedyś tak dumna, butna, uparta.

background image

Nie przypuszczała, że któreś spotkanie będzie aż tak trudne. Ida nie pomagała jej.

Puściła tylko dłoń Michaiła. Wydawało się, jakby tych dwoje stało po przeciwnej stronie

barykady. Jej dzieci, które sama urodziła.

Nawet spojrzenie Miszy wydało jej się oskarżające. Zupełnie jakby on też ją oceniał.

- Ida, nie umiem przejść słowami nad tą przepaścią, ale muszę cię objąć. Pozwolisz

mi?

Ida pokiwała głową. Pozwoliła, by otoczyły ją ramiona tej kobiety, która była jej

matką. Poczuła jej zapach. Nie mogła nawet porównać go ze wspomnieniami, bo nawet jeśli

istniały, zostały zagłuszone przez wszystkie późniejsze.

Raija chciałaby ją trzymać w ramionach jeszcze długo, ale wszystko w Idzie wyrażało

sprzeciw. To Raija narzuciła jej tę bliskość, której ona nie chciała. Jeszcze nie. Nie taką.

Więc Raija się wycofała. Poczuła dłoń Reijo na ramieniu. Jego palce gładziły ją

uspokajająco. Jego wymowne gesty - równie stare jak ich przyjaźń. Takie, jaki był Reijo:

znany i dający poczucie bezpieczeństwa.

- Minęło tyle czasu - rzuciła Ida niepewnie. Nie tłumaczyła więcej. Nie wiedziała

zresztą, czy tego po niej oczekują. Nie chciała spełniać żadnych oczekiwań, szczególnie tych,

których mogła spodziewać się ze strony matki. Na Reijo nawet nie patrzyła. Nie mogła znieść

tego, że wziął stronę Raiji. Nie mogła patrzeć na to, co on okazywał Raiji. Ida nawet nie

chciała wiedzieć, co to jest.

- Już poznałaś Michaiła - wydobyła z siebie Raija. - Jesteście tacy podobni...

Może to nie był niebezpieczny temat?

- Jego poznałam, tak. - Ida potrafiła wyrazić wiele przy pomocy niewielu słów. - Jego

było miło spotkać. Dużo o nim myślałam, od kiedy dowiedziałam się, że istnieje. Będę miała

czas na poznanie go? Chyba nie mówi żadnym z języków, które znam, prawda?

- Statek pozostanie tu tak długo, jak Raija zechce - powtórzył Reijo słowa Raiji.

- Doprawdy? - Pytanie zawisło w ciszy. Miało wymowę, której Ida nie chciała mu dać.

Dziwny posmak w ustach...

- Dlaczego musiałaś tu przyjechać? - spytała. Może nie powinna, ale z przemilczanej

goryczy rosną tylko chwasty i dławią wszelkie dobro.

- Ida! - rzucił Reijo oburzony. Już dawno nie widziała u niego takiego spojrzenia.

- Ona ma prawo pytać - sprzeciwiła się Raija przygnębiona. Pobladła.

Zapadła cisza. W powietrzu wisiało ciężkie oskarżenie. Ida wiedziała, że skierowane

jest przeciwko niej. Oni byli źli na nią, a nie na Raiję!

background image

Jej matka pławiła się w ich współczuciu i zrozumieniu. Żadne z nich nie

wypowiedziało słowa: zawód...

Raija usiadła. Dłońmi gładziła stół. Czuła, jakby dotykała żyjącego przyjaciela.

Reijo stał przy Idzie, czujny, jakby miał zamiar zareagować, gdyby córce przyszło coś

szalonego do głowy. Aż tak nie był jej pewny. Aż tak mało ją rozumiał...

Michaił żałował, że nie może wtopić się w ścianę. Wyczuwał konflikt. Widział

napięcie w twarzach. Słyszał ostry ton głosu dziewczyny, która okazała się być jego siostrą.

Widział bezsilność Raiji. Chciał móc jej bronić, ale nie mógł. Przynajmniej wtedy, gdy stał za

plecami swojej siostry. Było to dla niego całkiem nowe i silne uczucie: czuć się związanym z

kimś takimi więzami.

Mieć rodzeństwo.

- Mam wytłumaczenie, dlaczego dopiero teraz przypłynęłam. Dlaczego teraz stało się

dla mnie ważne odnalezienie was.

Ida patrzyła uważnie na Raiję. Poznała ubranie. Widziała wcześniej smużkę dymu z

sauny. Widziała rozczochrane włosy ojca. Coś ścisnęło się jej w brzuchu.

Przecież Helena jeszcze nie tak długo leży w grobie! Jak on mógł? Co takiego

nadzwyczajnego jest w tej Raiji?

Oczywiście, jest ładna, ale nic takiego, co powalało na kolana. Nie widziała nic

szczególnego w jej rysach. I nie rozumiała, dlaczego twarz matki wydała jej się taka

zwyczajna i znajoma.

- Nie jest ci dobrze tam, w Rosji? - Ida skrzyżowała ramiona na piersi. Kumagi wisiały

niczym broń gdzieś koło jej kolan. - Jeżeli masz władzę nad statkiem, chyba nie możemy cię

ż

ałować. Wspięłaś się w hierarchii. My niczego nie możemy ci ofiarować. Nadal jesteśmy

biedni.

- Ida! - ojciec ponownie ją upomniał. - Ida, wystarczy. Już od dobrej chwili wystarczy.

- To was straciłam - powiedziała Raija, ściskając krawędź stołu. Czy ona też była taka

uparta i nieprzejednana w młodości? Tak, odpowiedziało coś w niej, tak... - Najważniejsze dla

mnie było odnalezienie was.

- My też cię straciliśmy - odparła Ida twardym tonem. - Pogodziliśmy się z tym, że cię

nie ma. Długie lata trwało, zanim się od ciebie uwolniliśmy. Pomyślałaś o tym?

- My się cieszymy, że cię znów widzimy, Raiju! - Reijo próbował łatać to, co Ida

rozerwała. Szybko znalazł łaty, pomyślała Ida. - My tak nie myślimy.

- Ida tak - odparła Raija. - I ma do tego całkowite prawo. Nasza córka jest dorosła.

Nigdy przy niej nie byłam. Ty musiałeś być dla niej i ojcem, i matką. I dla moich dzieci.

background image

Nigdy nie będę mogła podziękować ci odpowiednio za wszystko, co dla mnie uczyniłeś. I

nigdy nie będę mogła prosić o wybaczenie tego, co zrobiłam tobie i moim dzieciom. Nigdy.

Żą

dałabym zbyt wiele.

Zamilkła na chwilę, wodząc wzrokiem od Reijo przez Elise do Idy.

- Może Ida ma rację. Może powinnam była tam zostać. Mogę tylko powiedzieć, że

myślałam o sobie. Że nie potrafiłabym się czuć kompletna, nie mogłabym umrzeć, gdybym tu

nie przyjechała. Czułam, że muszę...

- Ja się cieszę, że przyjechałaś! - powiedział Reijo, kładąc nacisk na każde słowo. Jego

zielone oczy pociemniały z gniewu. Spojrzał ostro na córkę. - Nawet Helena by to zrozumiała

- dodał. Pojmował, z czego mogła się wziąć połowa goryczy Idy. - Nic nie działoby się

inaczej, gdyby Helena żyła.

- Może tylko nie rozpaliłbyś w saunie - odgryzła się Ida. Niczego nie zamierzała

owijać w bawełnę. Sam Reijo wychował ją tak, by była szczera. Co prawda zwykle wymagał,

by to nikogo nie raniło. To, co mogło sprawić przykrość, należało powiedzieć w inny sposób.

Ale poza tym był zwolennikiem nazywania rzeczy po imieniu.

- Nie muszę się przed tobą tłumaczyć, Ida! - Reijo zbliżał się niebezpiecznie do

granicy swego prawdziwego gniewu. - Mimo że dorosłaś, nadal jesteś moją córką i żądam od

ciebie szacunku!

Ida pochyliła głowę. Przełknęła ślinę. Wiedziała, że przesadziła. Pewnie by tego nie

powiedziała, gdyby Sedolf tu był. On umiał sprawić, że trzymała się w ryzach. Wydobywał z

niej najlepsze cechy. Poskramiał przebłyski charakteru szalonej dziewczyny, które nadal w

niej drzemały. Nie szkodziły, dopóki nie wpadała w złość.

- Nie powinnam tego powiedzieć - przyznała cichutko. - Przepraszam. Tych myśli nie

powinnam wypowiadać. Wybacz mi.

- W porządku - Reijo nie był pamiętliwy. To mu wystarczyło. Nie chciał tego

przeciągać i bardziej ją upokarzać. I on, i pozostali wiedzieli jasno, że Ida świadomie

skierowała przeprosiny tylko do niego. Raiji nie prosiła o wybaczenie.

Ale Reijo znał dobrze swoją córkę. Była ulepiona z tej samej gliny, co Raija. Różnica

polegała na tym, że Raija była starsza. Krawędzie, które nadal ostre u Idy, u Raiji się

wygładziły.

Idy nie dało się do niczego zmuszać, bo wtedy sprzeciwiała się ze zdwojoną siłą. A to

mogło okazać się bolesne dla wszystkich.

- Pójdę do domu - oznajmiła Ida. - Nic już więcej nie powiem. I nie oczekuję też

ż

adnej odpowiedzi.

background image

- Bardzo chcę z tobą porozmawiać - odezwała się Raija. Nadal siedziała, ale widać

było, że się odprężyła. Już nie ściskała krawędzi stołu. - Chcę odpowiedzieć na twoje pytania,

Ido. Masz do tego prawo.

- Może jutro. - Ida wstrząsnęła głową, rozczesując palcami swoje wilgotne, splątane

włosy.

Raiję aż zakłuło w sercu. Poczuła, jakby widziała siebie samą. To były jej ruchy!

Młoda Raija widoczna była we wszystkich ruchach Idy.

- Będziesz tu jutro? Raija pokiwała głową. Lata życia nauczyły ją ostrożności w

składaniu obietnic. Ale tej musi dotrzymać.

- Odwiozę cię, ty mała oso! - Matti zerwał się na nogi. Spojrzeniem poprosił Elise, by

pozostała. - Twój stary, połamany podagrą wujek podwiezie cię do domu. Ja wiem, że

dałabyś radę pójść sama. Ale jesteś teraz tak rozogniona, że mogłabyś użądlić sama siebie.

Lepiej więc, byś żądło wbiła we mnie. Moja gruba skóra zniesie wszystko.

Z cudem graniczyło, że Ida mu się nie sprzeciwiła. On był wujkiem Mattim i nadal

ceniła go wysoko. Poza tym czuła zmęczenie. Bolały ją nogi. Ciało wołało o spędzenie choć

godziny w gorącej saunie. Nie odmówiłaby, o, nie! Ale Sedolf chyba nie był aż tak domyślny.

Pewnie zaczynał się niepokoić. Powinna wrócić, zanim wyruszy na jej poszukiwanie.

Wypuściła Mattiego pierwszego. Pamiętała, by życzyć wszystkim dobrej nocy. Do

Michaiła nawet się uśmiechnęła, otrzymując w odpowiedzi od przyrodniego brata lustrzane

odbicie własnego uśmiechu.

Wywołało to w niej przedziwne emocje.

- Uważasz, że powinnam być dla niej milsza?

Ida objęła wzrokiem wieczorny krajobraz. Podobały jej się kolory, które słońce

malowało na jej górach.

- Powinnaś.

- Ty masz chociaż o niej wspomnienia, wujku Matti!

Ida siedziała na koźle obok Mattiego. Łokcie oparła na kolanach; nie musiała się

trzymać, bo jechali powoli.

- Ja jej nie pamiętam. Łatwiej było myśleć o niej łagodnie i miło, gdy nie miałam

ż

adnych prawdziwych wspomnień. Człowieka z marzeń można kształtować dokładnie tak, jak

się chce. Łatwiej było mieć mamę z marzeń niż tą, która siedzi przy stole obok taty.

- To był kiedyś też jej stół.

- Ja nie uważam, by ona jeszcze miała do niego prawo.

background image

Matti objął Idę ramieniem i przytulił. W rodzie Alatalo nie szczędzono sobie dotyku.

Matti obcował z tym od dzieciństwa. Dopiero po nagłej śmierci ojca i ponownym

zamążpójściu matki uściski zniknęły. Przez moment Matti zastanowił się, jak się wiedzie jego

matce. W drodze na północ nie zatrzymali się w Tornedalen. Przejechali przez dolinę, nie za-

trzymując się w żadnej zagrodzie, jak obcy.

Zastanawiał się, czy Kari jest do niego podobny.

- Sądzisz, że ona tu zostanie? - spytała Ida. Matti otrząsnął się ze swoich myśli.

- A jakże by mogła? - Matti odpowiedział jej pytaniem. Sam wiedział, co powiedział

Raiji, ale wiedział też, jak przedstawia się rzeczywistość. - Sama pomyśl, Ida! Ona nie jest

głupia, oboje mają głowy na karku. Jak mogłaby zostać? Dla wszystkich tutaj ona nie żyje.

Od razu by powstały o niej legendy. Ci, którzy ją pamiętają, nie są jeszcze tak starzy. Nie są-

dzisz chyba, że jej nie poznają? Sądzisz, że można znać twoją matkę, i po prostu ją

zapomnieć? Aż tak bardzo się nie zmieniła. Ja od razu ją poznałem, gdy kiedyś pojawiła się

koło kościoła w Tornedalen. Ona nie może zostać, to niemożliwe. Sama powiedziała, że nie

może niszczyć życia Reijo.

Ida westchnęła i oparła głowę o ramię wuja. Może schudł przez te lata szukania

szczęścia na południu Finlandii, ale ramię miał nadal silne.

I nadal był rozsądny.

- We mnie nie ma złości - tłumaczyła Ida. - Nie sądzę. Nie nienawidzę jej. Nawet nie

wiem, czy będę jej nie lubić. Ale nie chcę też jej lubić. Nie mam ochoty jej zrozumieć. Nie

chcę jej wysłuchać!

- Jesteś do niej podobna.

- Chyba mam oczy! - odcięła się Ida zirytowana.

- Nie mam na myśli wyglądu. Oczywiście, twarz i ciało macie podobne, choć

przypominasz też Reijo. Może bardziej w tym, czego nie widać, Idusiu. Ty masz naturę Raiji.

Ona nigdy nie wybaczyła mamie małżeństwa z Akim. Potrafiła być uprzejma i pokazywała

gładką twarz. Tobie może przychodzi to z większym trudem. Jesteś nieprzejednana. Dla cie-

bie każda rzecz jest albo dobra, albo zła. Ona pewnie też w głębi serca tak myślała. Ale

potrafiła udawać tak, by nie uznano jej za nieuprzejmą. Ale nie przesadzała. Ja dobrze

wiedziałem, co ona naprawdę uważa. Mama też. Według Raiji małżeństwo mamy z Akim to

był zawód. To, że przeszła z biedy do domu gospodarza. Ze u pasa zawiesiła ciężki pęk klu-

czy. Dla mnie były to ciężkie lata, ale już nie głodowałem. Dlatego rozumiem mamę. Ona nie

wyszła za mąż z miłości, tylko z rozsądku. I może zasłużyła na wybaczenie. Przez całe życie

ciężko pracowała. Za życia taty harowała. Wiele ich łączyło, ale bieda to wymazała. Ona

background image

zasłużyła na te klucze, na masło na chlebie, na mięso kilka razy w tygodniu. Ale dla Raiji i

tak był to zawód.

- Dlaczego mi to opowiadasz, Matti?

- Sądziłem, że powinnaś o tym wiedzieć.

- Ida myśli albo na czarno, albo na biało - tłumaczyła Elise. Starała się załagodzić

konflikt, bo zbyt wszystkich kochała, by przyjąć go do wiadomości. - Reijo nie wychował

nas, byśmy myśleli o tobie z goryczą.

- Wiem. - Raija usiadła, wygładzając dłońmi spódnicę. Materiał był gładki i znoszony.

- Poznaję to myślenie na czarno i biało, wiem, skąd ona je ma. Z latami pojawi się więcej

kolorów. Ida jest jeszcze młoda. Trudno jej z tym. - Uśmiechnęła się do Elise. - Tobie się

udało, kochana. Nie masz naszej krwi. Pochodzisz z łagodniejszego rodu.

- Tu nie chodzi tylko o ród - odezwał się Reijo. Czuł zawód. - Ale choćby o dobre

maniery.

- Ona jest dorosła!

- Chodzi mi o szacunek - mówił dalej Reijo. - Może nie wbijałem im tego do głów, ale

nauczyli się zasad. I nauczyli się szanować starszych, przodków. Ida powinna to wiedzieć!

- Ty też nie pochodzisz od Alatalo - powiedziała Raija łagodnie. - Jesteś z rodu

Kesaniemi. To też łagodniejszy ród.

- Za dużo usprawiedliwiasz. - Reijo nie chciał spojrzeć łaskawiej na Idę. Zawiódł się

na córce.

- Ja dopiero z latami zaczęłam dostrzegać więcej barw - tłumaczyła Raija.

Ivar wyszedł z grupki dzieci i potargał ojca za nogawkę. Uśmiechnął się, pokazując

kilka ząbków.

- Powinieneś już dawno być w łóżku, łobuzie uśmiechnął się do malca Reijo i wziął go

na ręce. Jego głos stał się łagodny niczym miód.

Oczy Raiji przesłoniła melancholia. Przypomniała sobie Reijo stojącego tak z Knutem.

Gdy odzyskała pamięć, wszystko trafiło na miejsce. Fragmenty wspomnień tworzyły nad nią

gwiaździste niebo. Gdziekolwiek by spojrzała, nachodziły ją nowe wspomnienia.

Elise zaczęła zaganiać oporne dzieci do łóżka.

Raija nalała miodu i poczęstowała Michaiła. Poprosiła, by coś zjadł, ale on tylko

odłamał kawałek razowego chleba. Jego oczy wędrowały wzdłuż ścian. Po raz pierwszy był w

norweskim domu. Ich szopy na Soroya nie liczyły się. To był prawdziwy dom.

To też był dom jego matki.

background image

Reijo przekazał Ivara w ramiona Elise. Mały nie protestował. Też był zmęczony.

Dzień przyniósł za wiele wrażeń jak dla rocznego człowieka.

- Muszę wrócić na statek - oznajmiła Raija po cichej rozmowie z Michaiłem. Niczego

mu nie tłumaczyła dokładnie, wypytała tylko o handel. - Nie powinniśmy kupować tu za dużo

ryby, bo może się zepsuć. A musimy też popłynąć na południe. Może.

- Ale tu potrzeba mąki. - Reijo uśmiechnął się lekko. - Nie mam ryby na wymianę, ale

mogę zapłacić.

- Nie będziesz mi za nic płacił, Reijo Kesaniemi! - Raija wstrząsnęła głową. - Ty

dostaniesz za darmo. I tak mój dług się nie zmniejszy.

- A wrócisz? Nie możesz znów zniknąć. Dziś w nocy statek nie podniesie kotwicy i

nie odpłynie... - Reijo otrząsnął się z bolesnych wspomnień.

- Pewnych rzeczy nie powtórzę, Reijo. A tym razem nie mam przed czym uciekać. I

nie wracam z przeszłości. Tego nie powtórzę. Przyjechałam. Te lata, które minęły, istnieją.

Wrócę na ląd jutro rano. Ty chyba nadal wcześnie wstajesz?

- Poranny połów nie czeka - uśmiechnął się Reijo. - Moje zwyczaje pozostały te same.

I to nie fiord zabrał mi Helenę. To coś innego, nad czym nie mam władzy. Ten kawałek

morza jest mój. Napawam się nim w spokoju co rano. Rozmawiam z niebem, morzem i

samym sobą. Zdarza się, że uzyskuję niezłe odpowiedzi, najczęściej od siebie. Morze i niebo

to małomówni kumple.

- Ja jeszcze nadal nie lubię morza. - Raija zapatrzyła się na widok z okna. Wody fiordu

Lyngen były o wiele mniejsze niż Morze Białe.

Tak się kiedyś bała wód fiordu. A teraz spędziła tygodnie na pokładzie statku.

Odzwyczaiła się od chodzenia po podłodze, która się nie kołysała.

Ale nadal nie lubiła morza.

- Morze nie jest dla kobiet - uśmiechnął się Reijo półgębkiem. Raija nie podjęła

wyzwania.

Rozległo się pukanie. Żadne z nich nie zauważyło, by ktokolwiek się zbliżał, jednak

do domku prowadziło wiele ścieżek.

Raija siedziała nieporuszona, patrząc pytająco w stronę Reijo. Wzrok Michaiła

wędrował pomiędzy nimi. Nadal z trudem rozumiał sytuację, wiele zgadywał.

- Do diabła! - mruknął Reijo. - Idź do alkowy!

- Do diabła! - odpowiedziała, wstrząsając głową. Uśmiechała się lekko, na twarzy nie

było śladu strachu. Oczy miotały czarne błyskawice. Siedziała tak samo jak Reijo, z nie po

background image

kobiecemu szeroko rozstawionymi nogami. - Czyżbyś nie wpuszczał gości do środka, Reijo

Kesaniemi? - spytała wyzywająco. Reijo ochrypłym głosem rzucił „proszę!”.

- Nie sądziłem, że będziesz w domu - rzucił przybysz. Był w wieku Reijo. Miał

jaśniejsze od niego włosy, przechodzące w siwe, czuprynę nadal gęstą. Szczupły, niewysoki.

Mieszkańcy ziemi nad fiordem nie bywali wysocy. Raija popatrzyła na niego przez zmrużone

powieki. Kogoś jej przypominał. Jego sposób chodzenia, ruchy, ręce...

Mężczyzna minął wzrokiem Reijo, zamykając za sobą drzwi. Szczęka mu opadła,

ukazując braki w uzębieniu. Dopiero gdy już zamknął usta, Raija skojarzyła, kogo on jej

przypominał. I kim jest. To kuzyn Kallego, Kristoffer! Kalle mógłby wyglądać jak on, gdyby

ż

ył.

- Raija? - spytał z niedowierzaniem Kristoffer. Zbladł, z głowy ściągnął czapkę, by

mieć co gnieść w dłoniach. Spojrzeniem szukał pomocy u Reijo, ale ten siedział, milcząc,

przy stole. Jeden kącik ust drgał mu w zapowiedzi uśmiechu.

- U diabła... nie, nie mogę przeklinać! Przecież niedługo umrę, więc nie powinienem.

Ty nie żyjesz! To nie jest Raija! To pewnie jej córka! - stwierdził z ulgą. - Właśnie! Córka

Raiji, ta, która pojechała do Finlandii. Słyszeliśmy, że wyszłaś za mąż niejeden raz... Maju,

no właśnie, Maja. Ale... - znów pytający wzrok powędrował ku Reijo, lecz i tym razem nie

uzyskał pomocy. - Boże! Też nie powinienem nadużywać Jego imienia... to niedobrze, moja

dusza nie zazna spokoju. Przecież ona miała te blizny. Boże, Reijo, u ciebie w domu są

duchy? Przecież ona nie żyje! Wszyscy wiemy, że nie żyje!

- Ja nie jestem duchem, Kristoffer - Raija wstała i podeszła do niego, choć ten cofnął

się do drzwi. Ujęła go za rękę, zanim uciekł. Uścisnęła go na dowód, że żyje. - Minęło wiele

czasu. Lata pozostawiły ślady także na tobie. Ale nadal tak przypominasz Kallego, że nie

mogłabym się pomylić.

- Raija? - wyszeptał. Patrzył na Reijo spojrzeniem, w którym mieszały się

niedowierzanie i strach.

- Nie jestem żadnym duchem - powtórzyła ze smutnym uśmiechem. - Ale nie wiem na

pewno, czy nadal jestem Raiją. Tam, na wschodzie, nazywam się Raisa Bykowa. Statek

zakotwiczony na fiordzie należy do mnie.

background image

6

- Nie sądziłem, że wieści rozejdą się aż tak szybko - powiedział Reijo przygnębionym

tonem, gdy biegnący Kristoffer był już tylko ciemnym kształtem na brzegu morza. - Nawet

nie powiedział, dlaczego przyszedł - zaśmiał się. - Niezłym byłaś duchem, Raiju. Myślisz, że

bardziej by zbladł, gdyby spotkał czarta?

Nie zdołali wytłumaczyć sytuacji, nawet niczego nie próbowali tłumaczyć temu, który

posiadał teraz ziemię Elvejordów.

- Co ludzie powiedzą? - wyszeptał do nich na odchodnym.

- Co ludzie powiedzą? - powtórzyła jego pytanie Raija smutnym tonem. Pogładziła

Reijo po policzku i po włosach. Włosy były inne w dotyku niż w młodości. Dziwne, nawet to

jej się przypomniało!

- Nie wiem - Reijo pokręcił głową. - Ale ty wiedziałaś, które drzwi prowadzą do

alkowy. Wolałaś zostać i pokazać się. To wymagało odwagi. I twojej, i mojej. Teraz mogę

tylko powiedzieć, że podziwiam twoją odwagę. Ale doprawdy nie wiem, czy ty jednak

zachowałaś rozsądek, Alatalo.

- Ściśle rzecz biorąc, jestem Kesaniemi. - Raija pobladła. - Nie mam już własnego

nazwiska, Reijo. Czy to był błąd?

- Już za późno, by coś zmienić, kochana. Kristoffer dawno już nie biegał tak szybko

od czasu, gdy zdzierał kumagi za Elen. To będzie niczym pożar na suchym pastwisku. Już

dawno nie mieli o czym gadać od czasu...

Zamilkł.

Od czasu śmierci Heleny. Od przybycia Mattiego i Elise. Wygląda na to, że to głównie

jego rodzina zagrzewa plotkarzy w osadzie do pracy.

Raija oparła policzek o jego ramię. Było jej ciężko na sercu. Chyba już taki jej los, by

parzyć sobie palce. Nie żyłaby, gdyby wciąż nie czuła jakiegoś bólu.

- Płyniemy na statek, Misza - rzuciła nagle. Poczuła, że musi się stąd wyrwać.

Potrzebowała samotności. Chciała pomyśleć o domu nad Dwiną, przywołać z pamięci jego

zapach, odgłosy. Jej dom. Chciała usłyszeć wokół siebie rosyjski, ten galopujący język, który

łaskotał jej podniebienie. - Przypłynę jutro rano, Reijo. Muszę. Może powinnam była zostać

rozpoznana. Może to mnie powstrzyma przed ucieczką...

- Tego nigdy nie wiemy - odparł Reijo równie poważnym tonem. - Ty zawsze miałaś

swoje powody, choć nie zawsze je rozumiałem. Nie możesz mnie już zawieść. Ale na pewno

background image

się ucieszę, gdy jutro rano zobaczę statek. Nie będę czuwał, żeby się upewnić. Na to już za

późno. Ale ucieszy mnie, jeśli dotrzymasz słowa, Mały Kruku.

- Znalazłaś to, czego szukałaś? - Oleg przyszedł do jej kajuty i zadawał pytania, które

trafiały w sedno. Michaił bał się ich zadać. Wciąż czekał, by ona sama opowiedziała.

Niewiele było do opowiadania.

- Znalazłam wiele osób, Oleg. Nie sądziłam, że spotkam Mattiego. Ożenił się z moją

wychowanką. Mają dzieci, wśród nich córkę, którą nazwali Inkeri Raija. Niedługo skończy

dwa latka. Jest tam też chłopczyk, Mikkal, mój wnuk. Zarazem wnuk tego, kogo kochałam

niezwykle mocno.

Raija nalała koniaku do szklanki Olega i sobie odrobinę na dno.

- Pamiętasz te strzały, gdy uciekałam? Dzień wcześniej, zanim weszłam na pokład.

Były skierowane do mnie. A on mnie osłonił. Tyle dla niego znaczyłam. A może byłoby

lepiej, gdyby trafiły mnie...

Raija westchnęła. Długo patrzyła na Michaiła. Ujrzenie go obok Idy było dla niej

wstrząsem. Wtedy uświadomiła sobie, że on jest podobny do niej samej. Zwykle w synu

doszukiwała się cech Jewgienija. Zawsze widziała w nim Jewgienija Bykowa.

Alatalo.

Michaił odziedziczył wiele cech rodu Alatalo.

- Miał na imię Mikkal. Słyszysz, jak podobne są wasze imiona? Ale to nie ja

wybrałam twoje dla ciebie. To twój ojciec. Bóg jeden wie, dlaczego.

Przełknęła łyczek koniaku, krzywiąc się. Poczuła, jak grzeje jej usta, przełyk...

- Był moją pierwszą miłością. Może tego nie zrozumiesz, Misza, nie wiem. Nie

umiem ci przekazać, ile on dla mnie znaczył. Mój ojciec pewnego zimowego dnia

wyprowadził mnie z domu. Pochodzę z biedoty, rodzice nie mogli mnie dłużej utrzymywać.

Mróz ściął zboże tej jesieni, i poprzedniej. Wysłali mnie na północ, do nadmorskiego kraju,

powierzając opiece lapońskiej rodziny. Miałam osiem lat i rozumiałam, że już ich więcej nie

zobaczę. Ani mamy, ani taty, ani braciszka, który nie miał jeszcze roku, leżał w kołysce i

patrzył na mnie najbardziej brązowymi oczkami w Tornedalen. Płakałam, gdy patrzyłam na

oddalającego się ojca. Zima się kończyła, padał śnieg z deszczem. Wypłakiwałam oczy na

tym deszczu i wietrze. Otulona byłam brązowym szalem mojej mamy, kumagi miałam mokre.

Wtedy podszedł on i przytulił mnie. Miałam osiem lat. Zapłakana dziewczynka o szarpanych

wiatrem czarnych włosach. On miał czternaście lat. Powiedział, że zawsze się będzie mną

opiekował. Odważył się mnie przytulić. Nazwał Małym Krukiem. On też miał czarne włosy.

Twarz kanciastą, ale ładną. Niezwykłe oczy: brązowo - bursztynowe. Nigdy wcześniej takich

background image

nie widziałam, dopiero u Mai. Jego rodzice mieli zabrać mnie do Norwegii i znaleźć rodzinę,

która by mnie przygarnęła.

Raija zamrugała powiekami. Nie chciała pozwolić na łzy. Półmrok kajuty ukrywał

przed nią twarze Olega i Miszy. Zresztą nie chciała spojrzeć im w oczy. Nie chciała zobaczyć,

jakie wrażenie robi na nich historia jej życia. Może nie była najpiękniejsza, ale była jej.

Własna.

- Zostałam u Ravny i Pehra jako młodsza siostra Mikkala. Byłam za młoda na

cokolwiek innego. Za mała, by pojmować coś z uczuć. Ale Mikkal rozumiał, był sześć lat

starszy. Miał gorącą krew. Jego ojciec odesłał mnie, gdy miałam trzynaście lat. Zamieszkałam

tu, nad fiordem Lyngen. W Skibotn. Gdy miałam piętnaście lat, zaszłam w ciążę z Mikkalem.

I wyszłam za przyjaciela Reijo, Kallego. Karl był Norwegiem. Moja opiekunka też. Może już

wtedy powinnam wyjść za Reijo, nie wiem. Ale on był Finem, i nie wypadało. Urodziła się

Maja. Mikkal też się ożenił i urodził mu się syn, Ailo. Później się spotkaliśmy.

Oleg napełnił szklanki do połowy. Wyjął też szklankę dla Michaiła.

- Chłopak jest już wystarczająco dorosły, Raiju - Raiso. A do twojej historii potrzeba

czegoś mocniejszego...

Pokiwała głową. Przełknęła łyk trunku. Zastanawiała się, ile z tej historii Oleg już

znał. Co przekazał mu Jewgienij. Co opowiedział Miszy. Jej pozostało tylko opisanie im

wszystkiego, co wreszcie poskładała w całość.

- Karl zaginął na morzu. Ja wzięłam do siebie Elise. Jej ojciec był na tej samej łodzi,

co Kalle, a matka z rozpaczy odebrała sobie życie. Knut urodził się zimą. Reijo musiał

odebrać poród, a był strasznie pijany. Nigdy nie widziałam, by ktoś równie szybko wy-

trzeźwiał! Reijo wprowadził się do mnie. Niedługo potem wyruszyliśmy na północ. Zimą.

Było bardzo ciężko. Pojawił się Karl, który jednak przeżył. Mówił coś o złocie i przed

ś

miercią dał mi mapę. Wyszłam za Reijo. Ale przez cały czas Mikkal istniał. Ofiarował mi

swoje życie. Jego żona postradała rozum i wspólnota osądziła, że jest wolny. Ale ja nie

mogłam z nim być. - Pokręciła głową. - Przypłynął rosyjski statek. Jednego z załogi

postrzelono, ja wycięłam mu kulę. To był twój wujek, Misza. Aleksiej. Chyba nigdy nie

widziałam piękniejszego mężczyzny - Jej uśmiech sprawił, że cienie zatańczyły. Szklanki

posyłały iskry, które chwytały od lampy. Poziom złocistego koniaku w naczyniu Raiji nie

zmniejszał się.

- Następnego lata twój ojciec podpalił mój sklep.

Nasze pierwsze spotkanie było awanturą, krzyczałam na niego, wściekła... Potem

odszedł Reijo. Ida urodziła się zimą, w Wigilię. Ruda. Nigdy nie miałam dziecka, które by tak

background image

wrzeszczało, jak ona. Popłynęłam na wschód z twoim ojcem i Aleksiejem. Miałam wyjść za

twojego wuja. Pewnego razu pomiędzy nimi powstała bójka. Aleksiej upadł, uderzył się w

głowę i umarł. Twój ojciec już wtedy poprosił mnie o rękę, ale ja zeszłam na ląd na

wschodzie Finnmarku. Przezimowałam w lepiance razem z dziećmi. Bóg jeden wie, jak to

przeżyliśmy. Wiosną najęłam się jako kucharka dla fińskich rybaków. Oskarżono mnie o

czary i wtrącono do lochu w Vardo. Blizny na moim ciele pochodzą stamtąd. Wreszcie

wrzucono mnie do wody, by udowodnić, że jestem czarownicą. Gdy wypłynęłam, czekali na

mnie Reijo, Petri i Santeri. No i Mikkal. Zorganizowali mi ucieczkę. Ścigano mnie i nie

miałam wyboru. Uciekłam z Mikkalem i jego synem na płaskowyż. Reijo zajął się moimi

dziećmi. My powędrowaliśmy do Finlandii i odnalazłam moją matkę i brata. Ojciec dawno

nie żył. Spędziliśmy razem całą zimę: ja, Mikkal, Ailo i Matti. Dobrze nam było, ale

musiałam wrócić. Przybyliśmy na czas jesiennego jarmarku. Postanowiłam, że zostanę w

domku na cyplu. Mikkal wiedział o tym. Nie mogliśmy razem żyć tak, by kogoś nie ranić.

Zawsze był ktoś, kto nas potrzebował bardziej niż my siebie nawzajem. Zawsze

poświęcaliśmy tę drugą osobę. Miałam zostać z Reijo. Byłam mu to winna. I moim dzieciom.

Nie zdążyłam długo z nimi być. Zdołałam tylko je zawieść, nic innego.

Raija przełknęła jednym haustem zawartość szklanki. Skrzywiła się. Trunek był

mocny, grzał w brzuchu. Ale znieczulił język tak, by mogła opowiedzieć o tym, co bolało.

- Ten mężczyzna z twierdzy Vardo musiał być szalony. Ten, który mnie torturował.

Ś

ledził mnie, od kiedy zniknęłam. Odnalazł mnie wśród jarmarcznych bud. Chciał mnie

zastrzelić. Mikkal zasłonił mnie sobą. Umarł na moich rękach, z ustami przy moich ustach.

Ofiarował za mnie swoje życie. A ja znów uciekłam. Reijo zawiózł mnie na rosyjski statek

czekający na wodach fiordu. Mniej więcej tu, gdzie zakotwiczyliśmy. Bosmanem był Oleg

Jurków, a kapitanem pewien Jewgienij Byków. Miałam zostać rok i potem wrócić.

- Ja opowiedziałem Miszy o tej podróży na wschód - rzekł Oleg. - Opowiedziałem, jak

to, co się zdarzyło, mogło się zdarzyć. O jego ojcu. O tobie. O tym, jak uratowałaś mu życie.

O dziecku, które straciłaś.

- Tata też mi trochę opowiedział - rzucił Michaił ochryple. Nie czuł się dorosły. Nawet

nie teraz, ze szklanką koniaku w dłoniach i ogniem w żołądku. - Wybierał, co mi powiedzieć.

Przekazał to na swój sposób. Sprawił, że przyrzekłem milczenie. Ale po tym, jak tu byliśmy,

obiecałem sobie, że cię tu kiedyś przywiozę. Uważałem, że masz do tego prawo. Jestem na

niego zły!

Michaił pochylił głowę i ujrzał odbicie swojej twarzy w powierzchni koniaku.

Zakołysał szklanką, by nie patrzeć sobie w oczy.

background image

- Nie powinieneś być zły na Jewgienija. Ja mu wybaczyłam - powiedziała Raija. - On

nie mógł żyć inaczej. Za bardzo mnie kochał. My byliśmy dla niego wszystkim.

- Byłaś z tatą. Z Wasilijem. Wujkiem Aleksiejem... - Michaił nie chciał spojrzeć na

matkę. Utkwił wzrok w szafce ze szklankami, ponad głową Raiji. - Wyszłaś za mąż za

Kallego. Potem za Reijo. No i jeszcze ten... Mikkal.

- Było ich więcej - ucięła Raija głosem ostrym niczym świeżo naostrzony nóż. - Nie

tak wielu więcej, ale kilku wam nie wymieniłam. Jesteś moim synem, ale nie masz prawa

znać wszystkich stron mojego życia. Coś zachowuję dla siebie. Wyliczyłam tych, którzy po-

zostawili jakieś ślady. Może nigdy mnie nie zrozumiesz. Jesteś mężczyzną i nigdy całkowicie

nie zrozumiesz kobiety. Ale jesteś moim synem. Coś ze mnie jest też i w tobie, czy tego

chcesz, czy nie. Nie jestem jak inne matki. Zawsze najbardziej byłam sobą, a mniej matką.

Mniej żoną. Najbardziej byłam Raiją.

- Więc jego kochałaś najbardziej? Tego Mikkala?

Raija poszukała wzrokiem oczu syna. Teraz widziała w nim Jewgienija. Dziwne, jak

to może się zmienić. Gdy stali obok siebie z Idą, wyraźnie widziała ich podobieństwo do

siebie, cechy rodu Alatalo.

- Kochałam ich wszystkich - powiedziała. - Wypełniali różne przestrzenie mojego

serca. W każdym z nich coś było. Żaden nie był podobny do drugiego.

- Wasia był podobny do Reijo! - Michaił dostrzegł to, co i ona zauważyła.

- Może tak - zgodziła się. Jej syn miał bystre spojrzenie. Dobrze było wiedzieć coś

takiego. Raija ceniła tę cechę, mogła pomóc mu w życiu. Niebezpiecznie jest być ślepym.

- Czy najbardziej kochałaś Mikkala?

- Zasługiwaliśmy na siebie - Raija unikała bezpośredniej odpowiedzi na jego pytanie. -

Może byliśmy sobie przeznaczeni i zostaliśmy ukarani za to, że uciekaliśmy od swego losu.

Już nie wiem. Wielu rzeczy nie rozumiem, mój Miszo. Im bardziej się starzeję, tym mniej

rozumiem. Gdy miałam piętnaście lat, uważałam, że wiem, co jest dla mnie najlepsze. Dla

Mikkala. Dla nas wszystkich. Ale z tego wszystkiego powstało najwięcej bólu. Skrzywdziłam

każdego, do kogo się zbliżyłam. Nigdy nie rozświetliłam mu życia, a raczej go oparzyłam.

Ale chciałam dobrze! I żadnemu z nich nie kłamałam. Nigdy nie wyznałam miłości, gdy jej

nie czułam. Zawsze byłam ostrożna, jeśli chodziło o to słowo. Nawet twojemu ojcu nie

skłamałam. On nigdy nie zrozumiał, co czułam do Wasi, ale mi wybaczył. Może dlatego, że

czuł, że jest wobec mnie winny, nie wiem. Ale ja nie kłamałam.

- Ja tego nie rozumiem - przyznał Michaił szczerze. Już nie myślał o kłamstwie ojca,

jakoś się z tym pogodził. Obiecał tylko sobie, że nigdy tak nie postąpi. Kłamstwo pociągało

background image

za sobą jedynie zło. - Nie rozumiem tego z mężczyznami. Jak to było możliwe? Przecież nie

jesteś... łatwa.

- Nie jestem rozwiązła? - Raija użyła mocnego słowa, aż syn się zaczerwienił. - Nie,

nie jestem - odpowiedziała sobie sama. - Nie umiem tego wytłumaczyć. Mogę tylko

powtórzyć, co już mówiłam. Zawsze najbardziej byłam Raiją.

- Przecież nie mogłaś kochać ich wszystkich?

- Jesteś taki młody, Misza! - westchnął Oleg. - Tak strasznie młody! Żebyś wiedział,

ile spojrzeń może pochwycić twoje! Ile kobiet chciałbyś objąć. Za iloma będziesz tęsknić.

Większości nie dostaniesz, niektóre dostaniesz w marzeniach. A niektóre w rzeczywistości. O

niektórych zapomnisz. Ale nadal jesteś młody...

- Istnieje wiele rodzajów miłości - stwierdziła Raija cicho. - Jest wiele sposobów

kochania drugiego człowieka. Ja kochałam wielu mężczyzn. Może zbyt wielu, ktoś mógłby

powiedzieć. Raz wróżyła mi ciotka Mikkala, albo ciotka jego ojca, już nie pamiętam

dokładnie. Była stara i mówili, że jest szalona. Może była szamanką. Powiedziała, że w moim

ż

yciu będzie więcej mężczyzn niż dzieci. - Raija zaśmiała się i dodała żartobliwie: - Dzieci

też nazbierałam niezłą gromadkę, mimo wszystko. Ale mężczyzn było więcej. Jej wróżba

sprawdziła się. Powiedziała, że nigdy nie osiągnę szczęścia. Widziała dla mnie ból.

Powiedziała, że poświęcę dziecko. Gdyby wiedziała, ile ich było! I widziała Reijo jako

przyjaciela - na zawsze. Wtedy sądziłam, że mówi o Mikkalu. - Raija nabrała oddechu. -

Pamiętasz mężczyznę, którego Natalia widziała w morzu? Pamiętasz, jak mi pomógł?

Michaił pokiwał głową. Były takie obszary w życiu matki, które akceptował bez

rozumienia. Wiele go niepokoiło. Ale Natalia widziała jakiegoś mężczyznę i potrafiła go

opisać. Teraz przypomniał sobie, że dopiero co usłyszał podobny opis. Chwilę potrwało, za-

nim zrozumiał, kogo kiedyś opisywała jego siostrzyczka.

- Ja tego też nie pojmuję - przyznała Raija, blada. - Ale Natalia widziała Mikkala. Ja

też go widziałam. Był młody... Czekał na mnie. Przygotował wszystko. Już wiele razy czułam

pokusę odejścia razem z zorzą polarną.

- Z zorzą polarną? - Michaił poczuł mdłości. Nie chciał myśleć. Nie chciał wiedzieć

tego, do czego go zmuszała. Coś, co było czymś jednym, okazywało się czymś zupełnie

innym. Nie wierzył w to, co ona prawie powiedziała. A może wtedy, kiedyś, naprawdę

uderzyła się w głowę za mocno?

Michaił i w to nie chciał wierzyć. Nie sądził, by jego matka była szalona.

Ale różniła się od innych matek.

Sama to powiedziała. Zawsze najbardziej była Raiją.

background image

Nie wiedział tylko, czy właśnie taką matkę chciał mieć.

Chciał mieć po prostu mamę! Nadal jej potrzebował. Nie był gotów dorosnąć, nie tak

szybko.

- Mikkal czeka na mnie w Saivo - powiedziała, jakby mówiła o jakimś kraju, do

którego się podróżuje.

Michaił wiedział lepiej. To była obca nazwa wzięta z języka, który był dla niego obcy.

Języka z przeszłości należącej do Mikkala.

Michaił źle się czuł, wymawiając imię Mikkala nawet w myślach. Brzmiało podobnie

do jego własnego, choć z akcentem na innej sylabie. Jego imię było niczym krok w dzikim

tańcu, a tego mężczyzny - podmuchem wiatru na płaskowyżu północy.

Dźwięk był podobny. I jego ojciec sam je dla niego wybrał. Michaił zawsze miał je

nosić ze sobą jak pamiątkę straconego życia Raiji. Życia, które mogła przeżyć.

- Nie chcę o tym słuchać! - rzucił. Przełknął resztkę koniaku i zakaszlał. Chciał wlać

go w siebie jak dorosły, ale nim nie był. Nie chciał być! Nie chciał rozumieć... - Pragnę ich

poznać - powiedział szybko. Słowa toczyły się niczym lawina. - Poznać moje rodzeństwo. No

i twoje wnuki, babuszko! - Uśmiechnął się szeroko. Dziwnie było nazywać tak własną matkę.

Wcale nie wyglądała na babcię. - Lubię Reijo. Chcę ich poznać. Też mam do tego prawo. Są

moją rodziną!

- Poznasz ich - obiecała Raija. - Cała osada teraz wie, że tu jestem. Ze żyję. Nie mam

pojęcia, dlaczego chciałam się ujawnić. Ale już to wiedzą. Nie wiem, czy nie utrudniłam

sprawy... Ale na pewno ich spotkasz, Misza. To twoi krewni.

- Jesteś szczęśliwa? - spytał Oleg. Już wcześniej zadawali sobie osobiste pytania, nie

uchylali się nawet przed zadawaniem drugiemu rany.

- Bardziej kompletna. Jestem zbyt oszołomiona, by czuć szczęście. To tu jest moje, i

zarazem nie moje. Byłoby inaczej, gdyby żył Mikkal. Wtedy bym została. Musiałabym

zostać. Ale Mikkal nie żyje. Jest w Saivo, dokąd nie idzie się za życia. I gdy już się przyjdzie,

nigdy się nie wraca. Są chwile, gdy chcę już tam trafić...

- Gdybyś miała dostać to, na co zasłużyłaś - Oleg zaśmiał się rubasznie - powinnaś

spędzić wieki w piekle z tym, kogo tu najmniej lubiłaś...

Raija nie przejęła się jego słowami. On zresztą nie chciał jej zranić.

- Rozumiesz, Misza - powiedziała zmęczonym głosem - że życie w Rosji było dla

mnie aż za dobre? Nie powinieneś być zły na ojca! On chciał dla mnie jak najlepiej. Ale gdy

już sobie przypomniałam... musiałam wrócić. - Zaśmiała się ponuro. - Mój ojciec prosił, bym

mu wybaczyła, gdy ode mnie odchodził. Wtedy nie płakał, ale potem widziałam po jego ple-

background image

cach, że płakał. Prosił o wybaczenie i mówił, że kiedyś go zrozumiem. Wiele lat trwało,

zanim zrozumiałam. Długo sprawiało mi to ból. A teraz ja muszę wielu prosić o wybaczenie.

Nawet ciebie, Misza.

- Dlaczego? - Chłopak nie mógł odstawić szklanki na stół. Była niczym jego kotwica.

Musiał czuć jej chłód i ciężar, inaczej odpłynąłby gdzieś od wszystkiego, co niby było znane.

Nie czułby dna.

- Dlatego, że nie pochwalasz życia, o jakim ci opowiedziałam. - Raija siedziała

niczym cień w swoim krześle. Szklankę odstawiła na stół. W cięciach szkła odbijało się

ś

wiatło lampy. - Dla ciebie nie będę nikim innym, mimo że teraz wiesz wszystko. Ja to

wszystko przeżyłam, zanim zostałam twoją mamą. I jeśli jestem taka, jak o mnie myślisz, mój

chłopcze, to już wtedy nią byłam. Byłam nią przez całe twoje życie. Znasz moje życie tam, w

domu. Nie sądź mnie. Żyłam tak, jak musiałam, zawsze do ostatecznych granic. Zawsze jako

Raija. Nawet wtedy, gdy nie byłam pewna, kim jestem, moje serce podpowiadało mi, co

robić.

- Nie mam nic do wybaczenia - odparł Misza ochrypłym głosem. Nie rozumiał, jak

matka mogła wyczuć jego myśli. Przecież w końcu czytać w myślach nie umiała! A on ledwo

zdążył cokolwiek pomyśleć!

- Kiedyś może zrozumiesz - Raija chciała nieco złagodzić słowa. I tak chłopak będzie

miał ciężką noc. Ale musiała tak postąpić. - Maja, twoja najstarsza siostra, urodziła się w

tysiąc siedemset dwudziestym szóstym. Wiosną. Ochrzciłam ją Maria, ale nazywałam Mają, i

tak już zostało. Jest córką Mikkala. Reijo mówi, że ona ma do mnie największy żal. Mieszka

w Finlandii, nie spotkasz jej. Knut urodził się w tysiąc siedemset dwudziestym siódmym,

podczas jesiennego jarmarku. Syn Kallego, bardzo do niego podobny. Też mieszka na

południu Finlandii, u Mai. Elise jest moją przybraną córką, to ta blondynka, którą widziałeś,

urodzona w dwudziestym trzecim. Wyszła za mojego braciszka, Mattiego. Matti jest o siedem

lat ode mnie młodszy. Nasze losy się plączą... No i Ida, do której jesteś tak podobny, urodziła

się w dwudziestym dziewiątym. Wszyscy założyli rodziny. Mają dzieci. Ida wyszła za syna

Mikkala. Reijo nie chciał opowiedzieć mi o nich wszystkiego, mówił, że to Ida musi. Mieli

dwoje dzieci, Mikkala i małą Raiję. Dziewczynka umarła. Tyle jest bólu, gdziekolwiek się

spojrzy... Czworo z moich wnucząt nie żyje. Ośmioro żyje. Trudno mi to wszystko ogarnąć.

Reijo ma rocznego synka. Ponownie się ożenił; wierzył, że nie żyję. Jego żona utonęła w

fiordzie. Niedawno ją pochował. Tyle jest bólu, mój Miszo, tyle bólu... Można zacząć wierzyć

w klątwy...

background image

- Już trochę pohandlowaliśmy - Oleg przerwał trudne tematy. - Nie musimy płynąć

dużo dalej, Bykowa. Jeżeli chcesz, możemy tu zostać przez tydzień. Będziesz miała czas.

- Teraz cała osada wie, że tu jestem - powtórzyła Raija. - Ujawniłam się. Dlaczego to

zrobiłam? Dla wszystkich byłoby lepiej, gdybym pozostała niewidoczna. Łatwiej byłoby

zostać. Łatwiej odjechać. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam...

- Porozmawiamy o tym jutro - Oleg nie chciał, by Raiję znów porwały wspomnienia.

Nie chciał, by znów odpłynęła w swoją podróż. Niczego bardziej się nie bał, zwłaszcza teraz.

Widział to wiele razy, lecz nadal się bał. - Teraz jesteś tutaj. Wróciłaś. Oni nie uciekną.

Możesz spać spokojnie, Raiju - Raiso. Misza i ja zadbamy, by na łajbie wszystko było w

porządku. Może pozwolimy marynarzom jutro wyjść na ląd? Długo już pływali, zasłużyli

sobie na to.

- Nie chcę żadnych awantur z tymi, którzy tu mieszkają! - rzuciła ostro i

zdecydowanie Raija.

- Nasi ludzie nie robią awantur - zapewnił Oleg równie stanowczo.

- Mogłabyś tu zostać, a my popłyniemy kawałek na południe i zabierzemy cię w

drodze powrotnej - zaproponował jeszcze inne rozwiązanie Misza.

- Muszę się przespać - odrzekła tylko Raija. Była skonana. Nadal nie wiedziała, czego

chce. Domek na cyplu był jej celem. Dalej nie wybiegała myślami. Nie odważyła się. A teraz

musiała. Gdy nadejdzie ranek, będzie musiała wiedzieć.

background image

7

Lato mogło być takie piękne nad fiordem Lyngen. Jykea. Ivguvuotna. Bez względu na

nazwę, jaką mu nadano w każdym z używanych nad nim języków.

Jest łagodne. Ciepło może leżeć warstwami otoczone górami na północnym zachodzie,

wschodzie i południu. Słońce toczy się swoją trasą przez dzień i noc. Chowa się tylko za

ostrymi szczytami gór Lyngsalpene, po czym wraca, czerwone, na niebo, niemal dotykając

promieniami cichych wód fiordu. Świeci całą dobę, niezmordowane. Błogosławi ziemię

niezliczonymi promieniami, życiodajną pieszczotą.

Raija wcześnie stanęła na pokładzie. Wody fiordu były niebieskie, o ton ciemniejsze

niż niebo. Bezchmurne niebo. Dopiero gdzieś nad Finlandią widniały przezroczyste smugi

chmur, jakby ktoś próbował coś wymazać, ale mu się nie udało.

Las był tak zielony, że aż kłuł w oczy. Łąki, które dostrzegała, świeżo skoszone.

Leżały jasne i nagie, otoczone brzozami i ciemnozielonymi sosnami. Najlepiej na piaszczystej

glebie rosły tu sosny. Raija stała, chłonąc ten widok, i czuła całą sobą, że to jej ziemia. Jej.

Reijo też wcześnie wstał, widziała dym wydobywający się z komina. Dobrze

wiedziała, jak się rozpala ogień na tamtym palenisku. Znała jego narowy.

Serce jej się ścisnęło.

Było już za późno.

Przez wiele lat powinna tam być. Wstawać pierwsza i rozpalać na palenisku. Przez

wiele lat powinna patrzeć na fiord.

Cofnęła się, gdy zobaczyła, że Reijo wychodzi. Nie chciała, by ją dostrzegł. Poranki

należały do niego. Nie chciała mu odebrać tej chwili i stać się częścią czegoś, do czego nie

miała prawa. Obserwowała, jak wyciąga łódkę, wchodzi do niej i na stojąco odpycha się

wiosłem od dna. Szybko robiło się głęboko i wkrótce Reijo usiadł.

Przepełniła ją czułość. Stała, trzymając się tak mocno lin, że aż kostki jej zbielały.

Jego ciało było takie samo. Starsze - ale takie samo. Dobrze wiedziała, w jaki sposób

Reijo pochyla się nad wiosłami, gdy wprawia je w ruch. Widywała pracę jego mięśni. Tyle o

nim wiedziała. Tak dobrze znała.

Słońce oszukało jej wzrok i sprawiło wrażenie, że włosy Reijo są złociste. Mogłaby

sądzić, że on jest równie młody jak wtedy, gdy go opuściła, i że teraz właśnie jest chwila, gdy

wraca.

Ale wiedziała, że są srebrne.

background image

Już za późno dla nich dwojga. Już na tyle weszli w zmierzch, że oświetlał ich jedynie

księżyc. A światło księżyca nie niesie ze sobą życia. Jest tylko odbiciem dnia.

Było za późno.

Raija stała, zastanawiając się, dlaczego Reijo aż tak długo żył samotnie. Ich uczucie

wygasło, zanim trafiła do Vardo, zanim urodziła się Ida. Zanim wyruszył w drogę, gdy ich

dom mu nie wystarczył, nie mieścił jego tęsknot.

Ona też czasem za tym tęskniła. Też chciała żyć, mając niebo za jedyny dach.

Reijo był przystojny. Miał w sobie coś, co podobało się kobietom. Dawał poczucie

bezpieczeństwa. Był niczym opoka, choć nie wyróżniał się wzrostem. Siła pochodziła nie

tylko z jego ciała. Był zarazem mocny i łagodny. Czuły.

Raija rozumiała, dlaczego Wasilij tak łatwo zdobył jej zaufanie. Wszedł w jej życie

niczym nóż w miękkie masło. Wasia i Reijo na pewno by się polubili.

Dlaczego Reijo tak długo czekał? Dlaczego tak dużo czasu upłynęło, zanim znalazł

kobietę?

Wytłumaczenie stanowiły jej dzieci. Było ich wiele i trzymały go mocno przy ziemi.

Nawet gdy opuściły gniazdo, nadal pozostawały z nim związane, co niewiele kobiet by

zaakceptowało.

No i wciąż był Finem...

Antti, jego ojciec, też nie ożenił się powtórnie. A może po prostu mężczyźni z rodu

Kesaniemi są wybredni? Powinna to wiedzieć, przecież ich znała.

Ale mogła tylko zgadywać, przepełniona czułością. Śledziła go wzrokiem i

obserwowała, jak szuka swoich miejsc do łowienia, jak zarzuca sznur z haczykami. Widziała

jego szerokie plecy. Łowił ryby, siedząc twarzą do słońca. Może udawał, że wszystko jest tak

jak zwykle.

Może udawał, że jej wcale tu nie ma.

Raija mogła tylko zgadywać, patrząc na niego. Dochodziły do niej poranne odgłosy

pracy na statku, tak obce dla Reijo. Stała z nogami w obu światach.

Nigdzie nie należała.

Minęło tyle czasu.

Zrobiło się za późno.

Ale był przystojny. Jej przyjaciel. Srebro księżyca i skała. Szmaragdowe spojrzenie.

Kiedyś utka jego obraz. Z iskrząco zielonym kolorem, jeśli tylko znajdzie roślinę, która

użyczy takiego barwnika wełnie. Z pasmami brązowego i niebieskiego, jak bejcowana łódka i

background image

wody fiordu. Utka jego ramiona, dłonie trzymające wiosła. Utka jego uśmiech, oczy i gęste

włosy. Przedstawi go jako górę o ciepłej skórze. Kiedyś...

Reijo przepełniał ją tak ogromną czułością...

Ale było o wiele za późno.

Michaił przywiózł ją na ląd, gdy już wiedziała, że nie zakłóci porządku porannych

obowiązków. Widziała, jak jakiś czas temu Reijo dobił do brzegu z połowem.

Raija miała nadzieję, że złowił młode dorsze z czarnymi grzbietami, a nie te zwykłe.

Nic na świecie nie smakowało bardziej niż świeżo złowione dorszyki ugotowane w morskiej

wodzie do momentu, gdy skóra na nich się marszczy, a mięso twardnieje.

Miała na sobie własne ubranie. Pożyczone niosła pod pachą. Zamierzała przeprosić, że

nie mogła go uprać.

Dobrze było chodzić w butach do konnej jazdy. Zastanawiała się, czy znów

przywykłaby do kumagów.

Bluzka jej miała hafty wokół szyi i mankietów. Wzory, których nie znano tu nad

fiordem, a które wydawały jej się podobne do haftów cynową nitką ze skórzanych kaftanów z

osady lapońskiej Mikkala.

Odjechała z Tornedalen w brązowym szalu okręconym wokół głowy i zawiązanym za

plecami. Ona była mała, a szal duży.

Teraz okryta była innym szalem. Też wełniany, ale o innych kolorach. Był niebieski z

dodatkiem

najzimniejszego

ż

ółtego,

jakiego

potrafiła

uzyskać.

Z

dodatkiem

krwistoczerwonego. Szal był obszerny i dobrze grzał. Zimowymi nocami stała i marzła pod

niebem nad Morzem Białym, patrząc aż do bólu oczu na zorzę polarną. Latem ta zorza grzała

jej ramiona.

- Wcześnie wstałaś - przywitał ją Reijo. Był świeżo ogolony. Raija musiała się

powstrzymać, by nie pogłaskać go po twarzy. Jej palce chciały go dotykać.

- Nie sądziłam, że mnie dostrzeżesz - uśmiechnęła się w odpowiedzi. Dobrze się czuła,

rozmawiając z nim. Stał na schodach w samej koszuli. Był boso, spodnie miał podwinięte do

kolan. Spodnie były połatane widocznymi łatami. Helena pewnie umiała haftować, ale jej

wychowanie nie obejmowało łatania spodni z samodziału.

Raija od razu pożałowała, że coś takiego przyszło jej do głowy.

Nie miała żadnego • prawa do sądzenia. Helena uszczęśliwiła Reijo, inaczej by jej nie

wybrał. Ona sama bynajmniej nie była panią, a też nie umiała łatać. Ledwo szyła. Dobrze się

złożyło, że przy Jewgieniju niczego jej nie brakowało.

background image

- Widzę to, co chcę zobaczyć - odpowiedział. - Jako dziewczyna nie byłaś taka

dyskretna. To wzruszające. Zmieniłaś się, Raiju!

Pogładził ją po policzku. Spojrzeniem musnął jej czerwoną bluzkę wyszywaną w

maki. Wydawały się całą łąką. Ale Reijo ich nie znał.

- Co zrobiłaby piętnastoletnia Raija? - spytał z uśmiechem.

- Piętnastoletnia Raija wdrapałaby się przez burtę i błagała, bym ją ze sobą zabrała...

Reijo usiadł na najwyższym stopniu schodów. Raija usiadła obok niego. Wiele razy

tak siadywali. Z nim przyjaźniła się najdłużej. To ważne.

- Misza włóczy się po brzegu - powiedziała i zaśmiała się sama z siebie. - Jakie to

dziwne, że znajduję takie słowa! Tak dawno ich używałam. Nie wiedziałam, że znam inny

język niż rosyjski. Pamiętałam kilka słów po fińsku, ale nie miałam pojęcia, co znaczą. Nikt

wokół mnie ich nie rozumiał.

- Jakie to słowa? - spytał zaciekawiony Reijo. Raija zachichotała.

- Głównie przekleństwa. Dziwne, że właśnie one zdołały pierwsze przeniknąć przez

ten mur zapomnienia!

- Były najmniej niebezpieczne - stwierdził Reijo. - Nic dla ciebie nie znaczyły.

Używałaś ich tylko po to, by zrobić wrażenie i podkreślić, że jesteś inna. Po nic innego.

- Dlaczego ty tyle wiesz?

- Dobrze cię znałem, przyjaciółko. Chyba równie dobrze, jak ty siebie. A czasem

lepiej. Wraz z tobą straciłem wiele z twojego życia. Mimo to czuję, że nadal cię znam. Ale

mnie zaskakujesz. Kiedyś tak nie było. Zawsze mogłem przewidzieć twoje reakcje.

Ponad nimi zaskrzeczała mewa, bijąc białymi skrzydłami na tle błękitnego nieba. Jej

błyszczące oczka dostrzegały wszystko, a żółty dziób gotów był do natychmiastowego

połknięcia najmniejszego kawałka czegoś nadającego się do jedzenia.

- Elise już oprawiła ryby - westchnął Reijo, spoglądając na swoje dłonie. - Czuję się

zbędny. Ale ona chce wszystko robić, chce zapracować na to, że tu mieszkają. A przecież

miejsca jest dosyć, jesteśmy sami z Ivarem. Dobrze ich tu mieć. Ale Elise i Matti bardzo chcą

za siebie płacić.

- Wczoraj w nocy opowiedziałam Michaiłowi, kim była jego matka - rzuciła Raija.

Zsunęła szal z ramion. Dzień robił się cieplejszy.

- I jak to przyjął?

- Pyta, dlaczego miałam tylu mężczyzn... - zaśmiała się smutno Raija. Włosy

rozpuściła. Nigdy nie lubiła ich wiązać. Teraz powinna nosić przyzwoity kok nad karkiem.

background image

Wdowieństwo zobowiązywało. Ale ona nigdy nie robiła tego, czego po niej oczekiwano. Nie

dawała rady. Zawsze była Raiją.

Tylko Raiją. Na dobre i na złe.

Reijo objął ją ramieniem. Wiele razy tak siedzieli, śmiejąc się, płacząc, rozmawiając

aż do głębi duszy.

- Lubię tego chłopaka - powiedział Reijo szczerze. - Polubiłem go od pierwszego razu,

gdy go ujrzałem. - Zaśmiał się. - Ponieważ nie miałem najmniejszej wątpliwości, czyim jest

synem, sprawa była przesądzona. Nie mogłem go nie polubić. Zresztą Jewgienija też lubiłem.

- Dlaczego? - chciała wiedzieć Raija.

Dzika kaczka załopotała skrzydłami niedaleko kamieni na brzegu. Stadko piskląt

pływające po wodzie zaniepokoiło się. Wysoki syn Raiji przeszedł pomiędzy szopami. Był

obcy w świecie wybrzeża. Ptaki o tym wiedziały.

- Jewgienij kochał - odpowiedział Reijo z policzkiem opartym o jej czoło. Nie było nic

złego w tym, że tak siedzieli. Znali się już od tak dawna: ona miała trzynaście, a on

czternaście lat. Oddzielała ich zawsze tylko skóra. Nawet wtedy, gdy byli tylko przyjaciółmi,

a nie kochankami, oddzielała ich tylko skóra.

Trudno o taką przyjaźń.

- Jewgienij był mężczyzną. Wierzył w coś i trzymał się tego. Uważał, że dał ci życie,

na jakie zasługiwałaś, że dał ci szczęście. Wierzył, że kłamstwo wytrzyma. Rozumiesz?

Niezależnie od tego, co zrobił, on cię kochał. Ofiarował ci wszystko. Wtedy tego nie

wiedziałem, lecz go polubiłem. Był człowiekiem, którego chciałbym mieć za przyjaciela. No i

wasz syn... gdy go ujrzałem, wiedziałem, że chciałbym mieć takiego syna. Żałuję, że nie

znamy wspólnego języka, bo chciałbym poznać twojego syna, Raiju. Wydaje się być

ś

wietnym chłopakiem!

- Masz własnego syna, Reijo - odparła Raija czule.

- Ivar może też będzie świetnym chłopakiem. - Głos Reijo od razu zyskał na cieple,

gdy o nim wspomniał. - Jest późnym błogosławieństwem mojego życia. Na pewno nie

zasłużył, by tak wcześnie zostać pozbawionym matki.

- Ja zawiodłam wszystkich. - Raija patrzyła daleko na fiord. Pamiętała, jakie polecenia

wydała dziś rano przy stole. Wiedziała, że Michaił myśli o nich właśnie teraz. - Misza może

miał prawo pytać, dlaczego było tylu mężczyzn. Nie opowiedziałam mu o Krwawym Ole.

Tego nie jestem w stanie opowiedzieć.

- Winny ci jestem moje życie - Reijo uścisnął ją za ramiona. - Wykupiłaś moje życie,

Raiju Alatalo, córko Erkkiego.

background image

- Mam dokumenty świadczące, że jestem Raisą Bykową - odparła, jakby pragnąc

ocalić kawałek siebie.

- Może one nam pomogą - zastanowił się Reijo. - Ja mam dokumenty mówiące o tym,

ż

e jesteś moją żoną. Ale wtedy nazywałaś się Raija Elvejord, córka Erkkiego, wdowa po

Karlu Elvejord.

- Czy to tylko ja? - spytała Raija. - Czy to tylko ja, Reijo? Mówiłam Miszy, że żyłam

tak, jak musiałam. W jedyny sposób, jaki mi odpowiada. Czy to takie proste?

- A jakie miałoby być?

- Ty nie lubisz takich słów - powiedziała Raija niemal zażenowana. - Klątwa...

Reijo patrzył na nią przed dłuższą chwilę. Uśmiechnął się, ściągnął brwi, potargał jej

grzywkę i przytulił. Chciał otrząsnąć ją z tej myśli.

- Ta powaga do ciebie nie pasuje! Nie było z tobą aż tak źle, moja mała. Miałaś też

szczęście w życiu. I tu, i tam na wschodzie.

- Ale było też wiele bólu - odparła Raija cicho. - Tak okropnie dużo bólu. A

marzenia... nigdy się nie spełniły. To szczęście, na które czekałam, nigdy do mnie nie trafiło!

- powiedziała z goryczą. Raija oczekiwała więcej po życiu. Czuła, że było jej to obiecane.

- Moja Raiju! - Zielone oczy Reijo spojrzały w głąb jej duszy. Znów ją rozumiał.

Podążył zawiłymi ścieżkami jej myśli. - Pamiętasz tych, z którymi wyrastaliśmy, prawda?

Byli mniej więcej w naszym wieku.

Nie było nas wiele: ty i ja, Kalle, Sandra, Ludvig, Lisa, Ole Hans. Pamiętasz ich,

prawda?

Pokiwała głową. Z nimi się nie przyjaźniła, ale znała. Trzymała się razem z Reijo i

Kallem. Ale i tak ona i Reijo wyróżniali się jako Finowie. Nieważne, jak długo mieszkali nad

fiordem, nigdy nie byli tacy jak reszta. Nie wszyscy z tych, którzy tu żyli, byli równie

norwescy. Jednak urodzili się tutaj. Mówili po lapońsku, ale nie hodowali reniferów. Nie

wędrowali. I wielu z nich nosiło skórzane kaftany.

Raija pamiętała ich. Byli mniej więcej rówieśnikami. Nawet pamiętała ich twarze.

- Sandra wyszła za Kristoffera z Karnes. On już wtedy miał dzieci w naszym wieku.

Przed Sandrą wyniszczył trzy żony. Ona jeszcze żyje. Pamiętasz, że była ładna? Nie tak jak

ty, ale ładna. A Kristoffer był jak zużyty kumag. Nadal żyje, choć jest niedołężnym, śliniącym

się, gadającym od rzeczy starcem. Tak, wiedział, co robi, gdy brał sobie młodą żonę! Dzieci

uciekły z domu, ale Sandra musi zostać. Pracuje w polu, łowi ryby, sprzedaje swetry. Zawsze

ma robótkę w rękach. Kristoffer trzy razy w ciągu zeszłego roku próbował podpalić dom. On

już nie wie, co robi, cofnął się do czasów dzieciństwa. A Sandra pewnie też miała marzenia,

background image

Raiju. - Reijo nabrał oddechu. - Ludvig wziął sobie za żonę dziewczynę znad fiordu Ulls. Ma-

ją szesnaścioro dzieci. Troje z nich umarło. Muszą się mocno starać, by wyżywić wszystkie.

Rzadko aż tyle przeżywa. Żona jest pracowita, a Ludvig prawie nie śpi. Gdyby nie sprzedawał

skór, nie daliby rady. Lisa Perssenów najęła się jako służąca w Malselv. Wróciła do domu z

bękartem. Mówiono, że to dzieło gospodarza domu, ale Lisa nie pisnęła słowa. Ona pewnie

też miała marzenia. A teraz dba o starych rodziców. Syn urósł i wyjechał stąd, pewnie nie

miał najlepszych wspomnień. Ole Hans gospodarował tak nieumiejętnie, że gospodarstwo

poszło za długi. On, żona i dziewięcioro dzieci zostali bez dachu nad głową. Żona służy u

ludzi, dzieci rozdano, żadnego tu nie ma. Ole Hans żyje wódką, którą udaje mu się wymienić.

Nie sądzisz, że on też miał marzenia? A może też mówi o klątwie? Mogę ci opowiedzieć o

takich samych klątwach za każdymi drzwiami wzdłuż naszego fiordu. Myślisz, że oni są

szczęśliwi?

- Wiesz dobrze, o co mi chodzi - zaprotestowała Raija słabo. Siedziała z pochyloną

głową. Próbowała sobie ich wyobrazić. Nie umiała. Poczuła się skarcona. Nie spodziewała się

tego po Reijo. I nie była pewna, czy jej się to podoba. Czuła, jakby on ją zawiódł. Jakby nie

był tym, kogo się spodziewała spotkać. A przecież nie mógł się aż tak zmienić od wczoraj.

Czyżby podjęła złą decyzję?

- Ty zawsze wierzyłaś w miłość - uśmiechnął się Reijo ciepło. - Jesteś dorosła i tyle

przeżyłaś. Tyle bólu. Kochałaś i byłaś kochana, i mimo to wierzysz w to jedyne, wielkie

uczucie?

Raija uciekła od jego głosu i ramion. Od jego ciepła. Od rozsądku i tego, co ściągało

ją na ziemię. Reijo zawsze twardo stąpał po ziemi. On zawsze sprowadzał na ziemię jej

marzenia, jedno po drugim. Ściągał je tak nisko, że już nie widziała w nich niczego

nadzwyczajnego.

Z ramionami skrzyżowanymi na piersiach odeszła na skraj zbocza. Dziwiła się,

dlaczego nikt nie wychodzi, przecież o tej porze raczej nie śpią. Dzieci na pewno nie. Było

tak ciepło, że mogłyby biegać na bosaka po trawie. Nie widziała też żadnych cieni za oknem.

Tylko światło słońca się w nim odbijało. Pamiętała, że jeśli patrzyło się pod odpowiednim

kątem i z głową odpowiednio przekrzywioną, na szybie widać było delikatne kręgi, które

sprawiały, że świat na zewnątrz wydawał się trochę nierzeczywisty. Z zewnątrz szyba

wyglądała jak powierzchnia wody zmącona przez wrzucony do niej kamień.

Misza usiadł na brzegu. Raija wyczuwała, że podoba mu się widok. Nie miał tego

nieprzyjemnego uczucia co ona, gdy patrzyła na góry i morze.

background image

Dla Miszy morze było życiem. A góry pewnie czymś najwspanialszym, co widział.

Zafascynowały go. Jego oczy błądziły po szczytach.

Raija rozumiała go. Można było się zachwycić tym krajobrazem. Ale chciałaby zabrać

syna w głąb wąskiej doliny, wyżej, tam gdzie się rozszerzała i stawała płaskowyżem. Wtedy

może by zrozumiał, jak tam jest wspaniale. Zrozumiałby, czego jej oczy zawsze szukały,

gdzie się czuła szczęśliwa. Może wtedy zrozumiałby, dlaczego tak jej było dobrze nad

Morzem Białym.

Ona potrzebowała przestrzeni dla swoich myśli. Musiała mieć szeroki widok na

horyzont, ku któremu mogły szybować jej marzenia.

- Co powiedzą ludzie, Reijo? - spytała. Usłyszała, że podszedł do niej, widziała go

kątem oka. Zresztą zawsze wyczuwała jego bliskość.

Może nie tak silnie jak Mikkala. Ich związek był szczególnie mocny. Nie można go

porównać z niczym innym. Zostali ze sobą związani na zawsze tego szarego przedpołudnia w

Tornedalen w tysiąc siedemset osiemnastym roku.

Stała na cyplu i patrzyła na fiord Lyngen. Może nie zasłużyła, by powrócić...

Raija uświadomiła sobie, że tylko trzech mężczyzn pozostawiło trwałe ślady w jej

duszy. Trzech, z którymi czuła się naprawdę związana. Których kochała w taki sposób, że

zawsze będą dla niej żywi.

Reijo. Wasilij.

Mikkal.

Mikkal najbardziej ze wszystkich.

Wszyscy byli kimś więcej niż kochankami. Przyjaciółmi. Znała ich tak dobrze, aż do

bólu. I nie lubiła wszystkich ich cech. Ale nie chciała ich zmieniać.

Marzyła o miłości. Marzyła, by tak kochać jednego, by wykluczało to kogokolwiek

innego.

Nigdy tak się nie stało.

Ale Reijo oczywiście się nie mylił. Jej życie to nie tylko łzy. Mimo wszystko miała

być za co wdzięczna losowi. Tutaj wielu ciężko walczyło o codzienny chleb. Nie było łatwo

się najeść, choć fiord leżał u ich stóp. Nic tu nie przychodziło łatwo, no, może z wyjątkiem

płodzenia dzieci...

Raija pamiętała smak chleba pieczonego z mielonej kory. Pamiętała, jak ciężko leżał

w brzuchu i jak nadal czuła głód pomimo tego ciężaru. Pamiętała mdłości, rwanie w jelitach...

Z trudem odgrzebywała te wspomnienia. To działo się tak dawno!

background image

- Wezmę na siebie część odpowiedzialności - powiedziała cicho, nie patrząc na Reijo.

Spoglądała na drobne fale i wiedziała, jak wyglądają te duże, wielkości domu... - Będziesz

miał kłopoty. Szkoda, że nie schowałam się w alkowie. Ale ta moja cholerna duma! Muszę

być uparta. Muszę stawiać czoło wyzwaniom. I zapominam, jak często parzyłam palce,

bawiąc się z ogniem. - Zaczerpnęła oddechu. - Ale tym razem nie ucieknę. Spróbuję

wytłumaczyć, przedstawić moją wersję. Pewnie kościół nas potępi, da nam pokutę. Ale

przecież nie każą wykopać twojej żony, prawda? Tak się nie robi? Może żyła w grzechu, ale

nieświadomie!

- Nie, tak się nie robi - odparł Reijo ochryple. Nie był pewien. Pogłoski rozejdą się

szeroko...

- Wzięłam ze sobą moje rzeczy - Raija wreszcie spojrzała na towarzysza. - Misza i

Oleg popłyną aż do Tromso. Mamy tam klientów. To potrwa kilka tygodni.

- A ty?

- Zostanę tu - stwierdziła Raija stanowczo.

background image

8

Michaił zjadł śniadanie z rodziną na cyplu. Z rodziną matki. Jego rodziną.

Bawił się z dziećmi. Zawsze miał do nich podejście.

Te przypominały mu o Natalii. Nigdy jej nie zapomni, mimo że nie mówił o niej

często. To zbyt bolało. Siostrzyczka stanowiła część jego życia. Zawsze nią będzie, nawet

jeśli nie ma jej na tym świecie.

Wiedział, że matka go nie odepchnęła, ale jej decyzja bolała.

- Dasz sobie radę, mamo? - pytał już któryś raz. Dziwnie to brzmiało i wiedział,

dlaczego. Zwykle Raija zadawała mu to pytanie. To ona opiekowała się nim, bała się o niego.

A teraz on niepokoił się o nią. - Jesteś pewna, że dasz radę?

Raija uścisnęła go za ramię. Już nie dosięgała wyżej, nie mogła potargać mu włosów.

Jej chłopak wyrósł na wysokiego.

- Nie jestem u obcych - powiedziała. - Jestem u swoich, Misza. No i twoich. To

miejsce było kiedyś moim domem. Oczywiście, że dam sobie radę. Jak zawsze. Nie

wiedziałeś?

Zaśmiała się żartobliwie. Ale nie dodała mu pewności.

Bolało go, że matka nie chce, by z nią został. Misza czuł to jak głuchy ból w piersi.

Pamiętał, że kiedyś już przeżywał coś podobnego.

Wtedy powodem był Wasilij.

Wiedział, że inny mężczyzna mógł matkę zabrać rodzinie.

Michaił był wtedy zły, choć najbardziej w imieniu ojca. Mimo wszystko Wasilij nigdy

nie zagrażał pozycji Miszy u Raiji.

Teraz to coś innego.

To nie żaden mężczyzna chciał go usunąć w cień.

To inni, którzy stali jej tak samo blisko jak on. Ona miała tu inne dzieci.

I Raija nie chciała, by tu przebywał, gdy będzie wracała dawnymi ścieżkami. To

bolało.

- Michaił, ja potrzebuję czasu - powiedziała Raija. Objęła go. Była tak nieduża, a

miała tak wiele siły. Nie wyglądała na to. - Muszę ich poznać na nowo. Chcę się dowiedzieć,

kim są, zanim będę mogła pośredniczyć pomiędzy tobą a nimi. Rozumiesz, Misza?

Nie rozumiał, ale i tak pokiwał głową, aż zatańczyła jego gęsta, czarna grzywka.

background image

- Kocham cię tak samo mocno, mimo że nie chcę, byś tu został - uśmiechnęła się

Raija, znużona.

Czuła się, jakby przeniosła się w czasie. Jej ojciec też ją prosił, by zrozumiała. Patrzył

na nią ciemnymi oczami Alatalo w tamten szary dzień i powiedział, że kiedyś, gdy będzie

dorosła, zrozumie.

Minęło wiele lat, zanim tak się stało. Długo dźwigała brzemię goryczy, zanim mogła

powiedzieć, że on mówił wtedy prawdę.

Teraz powtarzała słowa Erkkiego Alatalo swojemu najmłodszemu synowi.

- Te ścieżki muszę przejść sama - powtórzyła swojemu ulubieńcowi. - Nie mogę cię ze

sobą wziąć, Misza, mimo że bym chciała. Pogodził się z tym.

- Jesteś naprawdę pewna, że sobie poradzisz, mamo? - musiał jednak jeszcze spytać.

Może brzmiało to dziecinnie, może ona uważa teraz, że jeszcze nie jest mężczyzną. Ale

musiał spytać. Musiał się upewnić, że ona naprawdę tego chce. Nie podobała mu się decyzja

matki, ale czuł, że jej od niej nie odwiedzie. Jego matka była uparta.

Nie można zawrócić przypływu.

- Nie mamy czasu - uśmiechnęła się Raija. - Jesteś pryncypałem, Michaile

Jewgienijewiczu Byków! Masz zadania. - Uśmiechnęła się czule. - Dam sobie radę, synku.

Wzrusza mnie twoja troska. Mój czas jeszcze nie nadszedł, zapewniam cię!

Michaił wierzył jej. Mówiła to z taką pewnością. Nigdy by tego przed nikim nie

przyznał, ale wierzył święcie, że ona będzie znała swoją godzinę śmierci. To było

przerażające, ale matka miała zdolności, których nie umiał wytłumaczyć. Takie, nad którymi

lepiej się nie zastanawiać. Uznawał je, bo bywał świadkiem ich działania. Zwłaszcza w

przypadku Natalii.

Było w niej coś wyjątkowego. Czasami zastanawiał się, czy siostrzyczka nie jest

aniołem.

Czasami czuł wdzięczność wobec losu, że Natalia umarła. Może nie za sposób, w jaki

to się stało, ale że umarła jako dziecko. Nosiła ciężkie brzemię dziedzictwa. Za ciężkie.

Niekiedy Misza bał się, że i on może coś takiego w sobie nosić. W mniejszym stopniu,

ale jednak coś.

Bał się odkryć w sobie nowe strony. Nowe zdolności, których nie chciał.

Nie wiedział, czy można się od nich uwolnić. Za bardzo był podobny do matki...

Michaił zapragnął, by nie musiał przekazać tego dalej. To był rodzaj przekleństwa,

coś, od czego nie można uciec. Dziedziczone z krwią.

Olga.

background image

Gdyby wybrał Olgę, nie przekazałby tego nikomu.

Dużo o niej myślał. Myślał o tej chwili, którą mu ofiarowała. O słowach, które

powiedziała. O doświadczeniu, które mu dała: dobrym, delikatnym i ładnym. Mimo to

Michaił czuł się niepewnie, gdy o tym myślał. Nie sądził, by się sprawdził jako mężczyzna.

Olga była taka zdecydowana. Uparta i niezmordowana, gdy już obrała sobie jakiś cel.

Teraz wybrała go nie tylko dla siebie, ale i dla niego. To go zniechęcało.

On nie był tak pewien jak Olga.

Podobała mu się. Myśl o niej przepełniała go gorącem. Policzki zaczynały palić. Ciało

przestawało go słuchać.

Jednak nie był przekonany, czy może złożyć swoje życie w jej dłonie.

Michaił nie lubił, gdy inni decydowali za niego.

Nie może myśleć o Oldze!

Jednak była najlepszym wyborem, gdyby chciał powstrzymać złe dziedzictwo.

Jego matka nie powinna wiedzieć, o czym on teraz myśli. Tego był pewien.

- Wszystko będzie dobrze - zapewniła go Raija. - To tylko kilka tygodni, Misza. Dasz

sobie radę. Musisz pełnić obowiązki kapitana bez matki u boku. Zyskasz większy szacunek

załogi. A Oleg będzie cię wspierał. Możesz go o wszystko pytać.

Michaił wiedział o tym. Powtórzył jeszcze, że wróci za parę tygodni, uściskał ją i

wszedł do łódki.

Raija stała i patrzyła za nim, na jego równe, silne pociągnięcia wioseł. Na jego twarz.

Wyglądał tak młodo, a jednak wkrótce miał stać się mężczyzną.

Stała i patrzyła, jak przygotowują statek do odpłynięcia. Stała, a serce ciążyło

kamieniem w jej piersi. Czuła zbliżający się płacz, ale nie zapłakała.

To był jej pierwszy raz.

Michaił był jej najmłodszym dzieckiem, ale ona nigdy wcześniej nie przeżyła

odchodzenia dziecka. To miało boleć. Miała tego świadomość.

Rozstania są bolesne.

A przecież stanowią naturalną kolej rzeczy...

Dzieci dorastają, przecinają więzy łączące je z rodzicami. Tworzą własne życie.

Kiedyś następował moment zerwania więzi. To musiało boleć. Musiało zawierać

tęsknotę.

Może za bardzo się do niego przywiązała... Ale był tak wspaniałym chłopcem! Jej

ulubieńcem, choć nigdy nie maminsynkiem. Należał bardziej do niej niż do Jewgienija, nawet

background image

zewnętrznie bardziej podobny do niej. Z Jewgienijem dzielił tylko miłość do morza. Ojciec

uniknął tego bólu, który teraz przeżywała...

- Nie będziesz tu marzła! - stwierdził Reijo.

Raija nie spojrzała na niego, ale wyczuła jego ciepło i poczucie bezpieczeństwa, jakie

roztaczał.

Zatrzymał się obok niej. Patrzył na nią długo, zanim narzucił szal na jej ramiona.

Zrobiło się chłodno, wiatr tańczył w kierunku fiordu.

- Nie musisz stać tu i patrzeć, jak odpływają, moja Raiju!

Wiedziała to, ale nie mogła zmusić się do odejścia. Stała wśród kamieni i wodorostów

zniszczonych przypływami i odpływami. Stała z ramionami skrzyżowanymi na piersiach, nie

spuszczając wzroku ze statku, który stanowił źródło utrzymywania dla niej, Michaiła, Olega...

Wiedziała, że oni nie mają czasu, by na nią patrzeć. Zdawała sobie sprawę z tego, że

Michaił jest teraz zajęty. Nie był kapitanem tylko z tytułu. Miał swoje zadania. Raija

wiedziała, co dzieje się na pokładzie w chwili podniesienia kotwicy.

Ale chciała choćby w ten sposób być z nimi. Nie mogła pójść do domu i stamtąd

patrzeć na nich. To nie byłoby to samo.

Po dwóch godzinach statek zaczął wypływać z fiordu. Do ostatniej chwili trwał

jeszcze handel. Ludzie nie wiedzieli, że mieli szansę zrobienia lepszego interesu niż gdzie

indziej.

Raija o to zadbała.

Nie musieli płacić rybą złowioną przez cały sezon za worek mąki. Łatwiej im było

dokonać korzystnej wymiany.

Wreszcie żagle napełniły się wiatrem i statek skierował się ciężko na północ, ku ujściu

fiordu Lyngen. Kolorowy statek kołyszący się na falach. Wróci dopiero za kilkanaście dni.

Raija machała ręką, choć nikt nie odpowiadał. I tak machała. Nie mogła przestać,

dopóki żagle nie stały się tylko plamami na horyzoncie.

Wtedy Reijo położył jej ręce na ramionach i wyszeptał do ucha:

- No, teraz idziesz do domu, Raiju. Dość się namarzłaś. Porozmawiamy sobie, ty i ja.

Coś wymyśliłem, zobaczysz!

Elise działała w domu. Dbała o czystość, zamiatała i sprzątała. Wypełniała go

zapachem jedzenia. Dzieci miały czyste ubranka i zawsze coś do zabawy w dłoniach, czy to

kłębek wełny, czy kawałek patyka. Nuciła im piosenki. Wyklaskiwała rymowanki. Pilnowała,

by nie oszukiwały, choć przymykała oczy na drobne nieporozumienia.

background image

Dobrze im zrobi dawanie sobie rady na własną rękę! Ona sama wyrosła w gromadce,

która czasami się kłóciła, no i wszyscy wyszli na ludzi.

Elise była bardzo opiekuńcza. Jak tylko Reijo i Raija weszli, przysunęła zydel do

paleniska i usadziła na nim Raiję.

- Na pewno przemarzłaś na kość, stojąc tam godzinami! - skarciła ją i zaraz

zachichotała. - Trochę dziwnie cię upominać, mamo Raiju, ale skoro jesteś tak nierozsądna,

sama będziesz za to odpowiadać!

Raija tylko się uśmiechnęła i posłusznie przyjęła miskę z zupą rybną zagęszczoną

kaszą. Chętnie zjadła gorącą potrawę.

Reijo mrugnął do niej. Trzymał Ivara na kolanach i w sposób mistrzowski godził

zabawianie syna i zjedzenie dwóch misek zupy.

- Elise nie oszczędza na kaszy - uśmiechnął się szelmowsko, skubiąc Elise za

warkocz.

- Już tak dawno nie musiałam oszczędzać! - broniła się. - Lubię gotować! Czy to źle?

Reijo pokręcił głową i poprosił o jeszcze jedną miskę zupy. Śmiech Elise powiedział

mu, że wybaczyła.

U pogodnej i wesołej Elise nietrudno było o śmiech. Reijo zaczął dostrzegać w niej tę

dawną Elise, młodą dziewczynę o krągłych kształtach, rozmawiającą z nim aż do nocy. Ona

na ławie pod oknem, on po drugiej stronie stołu. Jej młodzieńcze myśli...

Dzieci po kolei dzieliły się z nim zwierzeniami z ławy pod oknem. Reijo żałował, że

nie może odstąpić Raiji wspomnień któregoś z wieczorów.

Elise zaczynała przypominać dziewczynę, jaką pamiętał. Z okrągłymi, rumianymi

policzkami.

Znów młoda być nie mogła, ale według Reijo powinna jeszcze trochę się zaokrąglić,

wygładzić zmarszczki, wypełnić bluzkę obfitszym biustem.

Oczywiście nie przejmował się, że nie oszczędza na kaszy. Cieszył się, że lubi

gotować.

Ja nie zbiednieję, pomyślał. W domku z bejcowanych belek na cyplu starczyło dla

nich miejsca zarówno w pomieszczeniach, jak i w sercu. I na pewno nikt nie będzie tu

głodował, jakem Reijo Kesaniemi!

Przyda się trochę więcej ciała zarówno Mattiemu, Elise, jak i dzieciom. Powinien

częściej łowić tłuste dorsze o czarnych grzbietach i gotować je wraz z wątróbką. Wtedy

wszyscy szybciej nabiorą ciała!

background image

- Jak dobrze, że tu jesteś, Raiju! - rzuciła Elise z głębi serca. - Ale dwa tygodnie to

strasznie mało czasu! Nie zdążysz nadgonić takiego kawału życia! Przepraszam! -

uśmiechnęła się przelotnie i zerwała na nogi. - Nie miałam na myśli niczego złego. Matti

mówi, że ja gadam, zanim pomyślę. Ale to nieprawda. Tylko jakby chcę przekazać wszystkie

moje myśli na raz!

- Nic nie szkodzi. - Raiję wzruszyła jej troska i okazane ciepło. - Jesteś szczera, Elise.

Nie zaszkodziło ci wychowanie się wśród tylu Alatalo. My komplikujemy nasze relacje.

Czasami nie jesteśmy mili. Ale ty nie potrafiłabyś nikogo zranić swoimi słowami. Masz

gorące serce. Twoi rodzice byli dobrymi ludźmi. Nie niesiesz trudnego dziedzictwa.

- Niby nie - uśmiechnęła się Elise szeroko - ale w końcu wybrałam sobie jednego z

rodu Alatalo! Więc może trochę mi zaszkodziło... - Po chwili dodała żarliwie: - I jestem z

tego dumna, Raiju! Jestem dumna z Mattiego. Dumna, że to on jest ojcem naszych dzieci. Że

one stały się częścią rodu Alatalo! Ani ty, ani ja nie mamy się czego wstydzić. Jestem dumna,

ż

e weszłam w tę rodzinę!

- Jesteś za dobra dla nas - wyznała Raija. - Mój brat nie wie, jakie to szczęście, że

zostałaś jego żoną!

- Czy Matti pojechał? - wtrącił Reijo. Elise pokiwała głową.

- Spakowałam już was - powiedziała i podzieliła się jeszcze jedną myślą: -

Porozmawiam z Idą. Ona jest tak przepełniona uczuciami, emocjami. Ale w głębi duszy jest

rozsądna. Stanowi taką dziwną mieszankę. - Błękitne oczy Elise rozświetliły ogniki. - Może

to nic dziwnego. Często zapominam, kto jest czyim dzieckiem w naszej gromadce! Wydaje

mi się nawet, że ja jestem podobna do Reijo! Chociaż on jest tylko moim przybranym ojcem!

- Mimo to otrzymałaś bardzo dużo od Reijo - rzuciła Raija.

- W każdym razie - mówiła dalej Elise - Ida tak naprawdę jest równie rozsądna jak

Reijo!

- To dobra cecha rodu Kesaniemi - Raija zrobiła minę do Reijo. - Za to uczucia

odziedziczyła po mnie. Niczego innego nie można więc oczekiwać.

- Ida wydawała się bardziej dorosła, gdy była dzieckiem - stwierdziła Elise.

Przypomniała sobie letnie, jasne noce w ich alkowie. Ona i Maja naciągały sobie na

głowę przykrycie, nurkowały w ciemność i chichocząc, dzieliły ze sobą tajemnice. Tak

niewiele wiedziały! Tylu spraw nie ważyły się poruszać!

No i Ida. Wciskała swoje zimne stopy pod ich przykrycie i wkradała się do nich.

Zadawała pytania, na które nie umiały odpowiedzieć. Żądała podzielenia się

doświadczeniami, których nie miały, ale do czego za nic w świecie nie chciały się przyznać.

background image

Chyba i tak Ida to wiedziała. Ona miała coś mądrego i wszystkowiedzącego w swoich

zielonych, przejrzystych oczach.

Naprawdę była bardzo dorosła jako dziecko.

Za to teraz wielu rzeczy nie wiedziała.

- Idę od razu zalewają emocje - tłumaczyła Elise. - Kipią. A dopiero potem ona myśli.

I jeśli dochodzi do wniosku, że się pomyliła, pierwsza wyciąga rękę i przeprasza.

- Tego na pewno nie odziedziczyła po Alatalo! - stwierdziła Raija stanowczo. - My

trzymamy się aż do końca nawet błędnych przekonań... - Uśmiechnęła się i nabrała oddechu. -

Dajmy Idzie czas, którego potrzebuje. Ja nie przyjechałam tu, by cokolwiek utrudniać jej ani

komukolwiek z was.

Miała dwa tygodnie. Nie powiedziała im, dlaczego się zjawiła. Nie powiedziała, co

chciała osiągnąć. Już nawet sama tego nie wiedziała. Wiele spraw zmieniło się tak szybko, nie

tylko przez te lata.

- Dlaczego nas spakowałaś? - przypomniała sobie Raija słowa Elise. Nie widziała już

swojej torby podróżnej tam, gdzie ją zostawiła. Stała koło drzwi, przekazując sygnał, że jej

właścicielka zostaje.

Na jakiś czas.

Zostawiła też sporo rzeczy na statku jako znak dla Michaiła, że zamierza wrócić.

- Podjąłem postanowienie za nas oboje - powiedział Reijo, podrzucając Ivara aż pod

sufit. Chłopczyk śmiał się, zachwycony. Miał śmiech ojca. Oba głosy zlały się ze sobą,

wypełniając serce Raiji ciepłym uczuciem. Malec nie miał podobnych rysów twarzy do Reijo.

Raija próbowała odnaleźć w nim tę nieznaną jej Helenę, ale nie umiała. Miała nadzieję, że

będzie umiała ją sobie wyobrazić dzięki opowieści Reijo.

Chciała tego.

Chciała poznać tę młodą kobietę, którą on kochał tak mocno i która dala mu tak wiele.

- Pozwoliłem sobie podjąć postanowienie za nas oboje, Raiju, i mam nadzieję, że nie

ukarzesz mojej zuchwałości swoim słynnym alatalowskim milczeniem!

Popatrzyli na siebie i wybuchnęli śmiechem.

- Pamiętasz, jak się do mnie nie odzywałaś całymi dniami, gdy byłaś na mnie zła? -

spytał Reijo. - Odpowiadałaś mi najkrócej, jak umiałaś, albo przekazywałaś polecenia

poprzez Elise.

- Pamiętam to! Teraz sobie przypominam! Uważałam, że to było straszne, bo tak was

oboje kochałam! - Przerwała sobie sama: - Ech, słyszycie, jak ja mówię? Chyba nigdy nie

wrócę do norweskiego!

background image

Norweski był językiem ojczystym Elise, ale z Mattim rozmawiała tylko po fińsku. On

nie miał zdolności do języków, choć rozumiał i norweski, i lapoński. Z dziećmi mówili po

fińsku. Ale Elise usłyszała nagłe, że nadal mówi dialektem z południa Finlandii! A przecież

tak dawno stamtąd wyjechali!

- Chyba będzie tu niezły ścisk - powiedział Reijo z powagą. - Jesteś największą

sensacją od czasu śmierci Heleny. Przysiągłbym, że teraz mówią o tobie wszędzie. Plotki już

wspinają się w góry i przechodzą do Manndalen.

Zaśmiał się i zakołysał Ivara na kolanie. Chłopiec trzymał się mocno palców taty

małymi, pulchnymi łapkami. Reijo kołysał syna cierpliwie.

- Nie radziłem się ciebie, Raiju, ale raczej zgodzisz się ze mną. To ułatwi sprawę. -

Nabrał powietrza. - Tutaj chodzi o wiele osób. O Elise, Mattiego i dzieciaki. O Idę, Sedolfa i

małego Mikkala. O tego tu Ivara. O naszych w Finlandii. Ale przede wszystkim, Raiju, chodzi

o ciebie i mnie. Musimy sobie wiele opowiedzieć i wytłumaczyć. Wiele węzłów musimy

rozwiązać. Będziesz miała na to czas. Ale przede wszystkim myślałem, że powinniśmy

spędzić trochę czasu sami. - Twarz Reijo rozjaśniła się. - Załatwiłem nam odroczenie tego

piekła, które nas tu czeka. Zabieram cię w góry!

- W góry? Reijo pokiwał głową.

- Słuch ci nie szwankuje, babciu! Słyszysz równie dobrze jak dziewczyna! Ty i ja

idziemy w góry!

- Chyba nie spakowałam dosyć ubrań - wtrąciła Elise - ale uważałam, że ważniejsze

jest, byście zabrali jedzenie. Będziecie to wszystko nieść na plecach.

- Na pewno zadbałaś najlepiej, jak to jest możliwe - odparł Reijo, patrząc wciąż na

Raiję. - Matti albo Sedolf zawiozą nas wozem jak najwyżej. Potem pójdziemy na własnych

nogach.

Zerknął na jej wypucowane buty do konnej jazdy.

- Myślę, że powinnaś zmienić buty. Do takiej wędrówki najlepiej nadają się kumagi.

Od tych wspaniałości dostaniesz tylko odcisków. Wyglądasz w nich zresztą jak poborca

podatkowy!

Raija udała, że nie słyszy.

- W górach musi być teraz ładnie - powiedziała. - Wszystko niebieskie. Niebo,

jeziora...

Rozmarzyła się. Przypominała sobie pory roku na płaskowyżu. Pamiętała, jak się

zmieniają: czasem gwałtownie, a czasem łagodnie, powoli, jakby sama natura napawała się

tymi zmianami. - Zieleń jest tak zielona, zanim straci kolor! Jakby iskrzyła po raz ostatni,

background image

zanim nadejdzie zimno. Niektóre liście już są żółte, choć to jeszcze nie pora. Wszystko jest

stonowane. No i ta niebieskość. Przejrzyste powietrze. Zieleń. Plamy żółtego...

- ...i czerwonego, które nie dbają o twoje stonowane kolory! - żartował Reijo z

błyskiem w oczach. Rozumiał jej uczucia. Sam odczuwał to piękno, które malowała. Sam je

widział i wielbił tak jak ona. Nie miał żadnej ulubionej pory roku, dla niego wszystkie miały

w sobie coś. Były równie ważne. Gdyby którejś zabrakło, pozostałe by się zmieniły.

Reijo nie umiał sobie tego wyobrazić, ale był pewien, że żadna pora roku nie

istniałaby bez innych. Trudno byłoby mu przekazać te myśli słowami, ale Raija pewnie by go

zrozumiała. Umiała spojrzeć szeroko.

- Twój kwiat też teraz krzyczy - dodał. - Twój jaskier lodowy, Raiju. Pamiętam, jak

zawsze podobał ci się ten niepozorny kwiatek. Ja też widziałem go wiele razy na płaskowyżu,

kwitnący tuż obok ostatnich łach śniegu. On potrafi rosnąć wręcz na kamieniu, na lodzie.

Biały, pulchny i pełen woli życia. - Glos mu niemal odmówił posłuszeństwa. Musiał odwrócić

spojrzenie. Ogarnęło go tyle wspomnień. Tyle, którymi jeszcze nie mógł podzielić się z Raiją.

- Kucałem koło niego. Gładziłem jego płatki tak, jak ludzie gładzą kociaki. Rozmawiałem z

nim. Tak wysoko w górach nikt nie zwraca uwagi, z kim się gada. Myślałem sobie - twój

kwiat, Raiju. Lubisz go ty i renifery. Jest biały przez całe lato, dopiero gdy idzie jesień, staje

się czerwony, niemal fioletowy. Zupełnie jakby krzyczał. Wtedy jest widoczny na śniegu.

Zabiera trochę ciepła dla siebie. Kusi ostatnie promienie słońca swoim czerwonym kolorem.

- Naprawdę tak myślałeś? - spytała Raija z niedowierzaniem, wpatrując się w niego z

uwagą.

- Czemu nie? Raija nie umiała wytłumaczyć, dlaczego ją to tak zdziwiło. Reijo był

mężczyzną z pokładami czułości. Wiedziała o tym. Był tak silny, że mógł pozwolić sobie na

delikatność.

Ale jego wyznanie poruszyło coś w głębi jej duszy.

- A co z twoim synkiem? - spytała. - Zabierzesz go ze sobą?

Raiji przypomniała się jej ucieczka z Vardo. Mikkal i Ailo. To właśnie syn Mikkala

uczynił z ucieczki coś normalnego. To on dbał o to, by ich dni codzienne przeplatały święta.

Gdyby ona i Mikkal byli sami, zniszczyliby siebie nawzajem. Może ich wspólna

podróż trwałaby krócej niż ten rok.

Ailo stanowił jasny punkt tamtego roku.

Mikkal chyba ją zawiódł. Teraz mogła to przyznać. Przyznanie się już nie bolało. Nie

musiała kłamać.

Nie kochała go mniej z tego powodu. Ale on ją zawiódł.

background image

- Młody Kesaniemi zatęskni za tatą dziś wieczorem - odparł Reijo. - Ale jutro rano

będzie zadowolony z opieki Elise. Ida też o niego zadba, zaleje go czułością. Nie będzie źle

małemu Ivarowi Anttiemu, mimo że ojciec ucieknie w góry na kilka dni. Chyba to tata będzie

za nim tęsknił!

Reijo potarł czubek nosa o nosek małego. Raija przypomniała sobie, jak robił tak z

Mają, z Knutem...

- Tu chodzi o nas, Raiju. Musimy sobie wiele wytłumaczyć. Zmierzymy się z tym

wszystkim razem, ale najpierw musimy uniknąć wszelkich niespodzianek. Musimy

opowiedzieć sobie nasze życie. Będziemy przed sobą bardziej nadzy niż wczoraj w saunie,

kochana.

Raija pokiwała głową. Mądrze to wymyślił. No bo był mądry!

- Masz dla mnie kumagi? - spytała. - Oczywiście, że idę z tobą w góry!

background image

9

- Obawiam się, że jest coś, czego nie uda nam się uniknąć - powiedział Reijo,

podsadzając Raiję nawóz.

Matti wrócił niedawno. Nazajutrz mieli z Sedolfem rozpocząć ścinkę drzew na dom.

Nie opowiadał wiele o Idzie, wzruszył tylko ramionami i rzucił, że była małomówna.

Raija domyślała się, co Reijo miał na myśli. Sama się tego bała. Siedziała na wozie w

swojej czerwonej, haftowanej bluzce, okryta niebieskim szalem, z czerwoną wstążką we

włosach.

Zwykle niczego się nie bała, ale tego - tak.

- Moglibyśmy ukryć cię na wozie i jechać, jak gdyby nigdy nic - mówił dalej Reijo,

ś

ciskając jej dłonie, - Ale ani ty, ani ja nie jesteśmy tacy, prawda, Mały Kruku?

- Ale ty będziesz mówił - odparła. Reijo pokiwał głową i wspiął się na wóz obok niej.

Matti powoził sam na koźle. Reijo siedział ramię w ramię z Raiją, ale jej nie

obejmował ani nie trzymał za rękę.

Pomachał do tych, którzy patrzyli na nich z okna domku. Zostawili cypel za sobą.

- Zatrzymaj się tutaj - rzucił do Mattiego, gdy dojechali nad brzeg morza. Zeskoczył z

w o z u i podał rękę Raiji. - Chodź! Nic złego się nie stanie. Trochę się u nas zmieniło od

czasów, gdy tu byłaś, Raiju. Nie jest tak, jak się obawiasz. Nie jesteśmy tacy źli, my znad

fiordu.

Raija nie była całkiem pewna, czy mu wierzy, ale to on tu mieszkał przez te lata. To

on się najbardziej narażał. Przecież nadal będzie tu mieszkał.

Ona miała wrócić. Znów mogła uciec.

To była tylko wizyta.

Przy łodziach zgromadziło się kilkunastu mężczyzn. Nie mieli teraz nic do roboty, gdy

już rosyjski statek odpłynął.

Oczywiście, mieli o czym mówić!

Większość sądziła, że Raija odpłynęła.

Niektórzy uważali, że Kristoffer musiał być pijany i nie wiedział, o czym mówi. To,

co opowiadał, było zbyt nieprawdopodobne. Uśmiechali się pod wąsem. Jeśli już opowiada

się żart, powinien być choć trochę realny.

Ktoś widział jakąś kobietę stojącą na brzegu przy szopie Reijo, gdy statek odpływał,

ale z daleka.

background image

A tu nadchodzi Reijo, obejmując ją ramieniem! Czuli się, jakby zobaczyli ducha.

- Przyprowadziłem tę, o której pewnie mówicie - powiedział Reijo, zatrzymując się

pośród nich. Mężczyźni byli ich rówieśnikami, w takim wieku, by ją pamiętać.

Nie mogli oderwać od niej oczu. To zresztą zawsze było trudne z powodu jej urody.

- Sądziliśmy, że Kristoffer zmyśla! - odezwał się w końcu jeden z nich. - To się nie

trzymało kupy!

Raija spojrzała na nich, wytrzymując ich wzrok. W archangielskim porcie musiała

znosić bardziej lepkie spojrzenia.

Może Reijo jednak miał rację?

- U diabła, nie spodziewaliśmy się jej jeszcze zobaczyć! - zaśmiał się ktoś nerwowo.

- Nie możesz narzekać na brak kobiet, Kesaniemi! Same przychodzą! - rzucił inny.

- Ech, zamknij się! - ktoś go uciszył.

- Nie mogę was prosić, byście o tym nic nie mówili - powiedział Reijo. - Nie mogę

was zmusić do milczenia. Ale wierzcie mi, wszystko ma swoje uzasadnienie. Nie ja o tym

powinienem mówić. To jej historia.

Spojrzał na Raiję.

- Tak, winnam wam ją - przyznała cicho, a oni aż wstrzymali oddech, by dobrze

usłyszeć jej głos. Wszędzie by go rozpoznali. - Ale Reijo najbardziej. Potrzebuję czasu, by z

nim porozmawiać.

- Idziemy razem w góry - dodał Reijo.

- By... rozmawiać? - rzucił znacząco jeden, wypluwając przeżuwaną trawę.

Reijo uśmiechnął się. To były ich żarty. Nie zamierzali ranić.

- Potrzebuję kilku dni - mówił dalej. - Potem mogę spotkać się z wójtem, księdzem

czy diabłem, kto tam będzie chciał.

Zamilkł i popatrzył na nich po kolei. Chciał, by go zrozumieli.

- Poproszę was o coś. I nie oczekuję, że teraz odpowiecie. Gdy wrócimy, i tak dowiem

się, co się działo.

Zebrani pokiwali głowami. Raija nagle poczuła coś, czego wcześniej nie znała.

Uznanie. Nie dla siebie, na tyle nie była próżna. Była dumna, że owym uznaniem darzono

Reijo.

A więc stał się dla nich kimś więcej niż tylko Kwenem z cypla!

- Na wschodzie nazywają ją Raisa - mówił dalej Reijo, nadal obejmując ją ramieniem.

- Statek, który właśnie odpłynął, to jej statek. Pewnie zauważyliście, że mąka w tym roku była

taka tania? Za to możecie podziękować Raisie Bykowej!

background image

Raija nie odezwała się, zanim Matti nie pogonił konia i nie oddalili się od mężczyzn

na brzegu.

- Przez chwilę się bałam - wyznała. - Oni nie mogliby mnie skrzywdzić, ale się bałam.

Zamilkła. Zastanawiała się, spoglądając na Reijo. Próbowała zgadnąć, o czym myśli,

ale nie umiała. Przedtem tak. Odbierała to jako znak wzajemnej bliskości, tego, jak dobrze się

znają, jaka przyjaźń ich łączyła.

Teraz zrozumiała, że to było dlatego, że żyli tak blisko i że ich świat był tak mały.

Wtedy łatwo zgadnąć, o czym myśli ta druga osoba.

- Poczułaś jeszcze coś? - spytał Reijo, splatając luźno dłonie na kolanach.

- Sympatię - odrzekła Raija bez zastanowienia. - Jesteś teraz jednym z nich, Reijo.

Długo to trwało, ale cieszę się, że nie ma pomiędzy wami barier.

- Tak łatwo nie jest! - zaśmiał się, ale spoważniał. - To ciepło skierowali także ku

tobie, Raiju. Może tego nie wiesz, ale nadal mieszkałaś pomiędzy nami. Byłaś inna, niczym

rzadki kwiat. Zawsze dziwi jego obecność, ale coś w nim jest. A gdy znika, zawsze się go

pamięta. Staje się częścią tej natury, do której wcześniej nie należał. Tak też było z tobą.

Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Nie mogła jeszcze mówić mu o pieśniach

ś

piewanych w karczmach Archangielska, o historiach opowiadanych wokół Morza Białego i

wzdłuż rzek płynących na południe. Nie mogła opowiedzieć Reijo o Carycy. Jeszcze nie.

- Stałaś się naszym rzadkim kwiatem - uśmiechnął się Reijo. - Naszym obcym

ptakiem. Nieznanym i obcym, tak. Ale jednak naszym. Rozumiesz?

- Co się teraz stanie? - spytała. Zastanawiała się, co on wymyślił, dlaczego zatrzymał

się przy mężczyznach, dlaczego ją ze sobą zabrał, wręcz im pokazał. To nie było ot, tak sobie.

Na tyle znała Reijo.

- Nie wiem - odparł Reijo szczerze. - Mam pewną nadzieję. Ale niektórych rzeczy nie

można mówić zbyt wyraźnie. Nikt nie lubi, gdy się za niego myśli. Mam nadzieję, że to, co

wyczułaś, przejdzie na innych. Nie dowiemy się niczego przed powrotem. Jeśli nic z tego, na

co liczę, się nie zdarzy, mamy inne możliwości. Twój stary mąż nigdy nie traci rezonu. -

Zaśmiał się. - Chyba naprawdę jestem twoim mężem! Drogi Boże, jakże to życie się z nami

obeszło, Raiju!

Droga dla wozów skończyła się. Musieli zejść. Reijo zdjął plecaki i pomógł Raiji

założyć jej na plecy. Zrobiony był z miękkiej skóry, takimi ściegami, które można było

podziwiać jak dzieła sztuki. Jon przyniósł jeden dla Reijo. Ida też taki dostała. Matti go

przywiózł ze sobą.

Ida nie przesyłała pozdrowień, ale pożyczyła Raiji swój plecak.

background image

To ogrzało serce Raiji. Gest ten zawierał w sobie źdźbło nadziei.

- Uważajcie na siebie! - Matti czuł, że powinien im to powiedzieć.

Reijo zaśmiał się, a Raija przewróciła oczami.

- Ja znam te trasy, kolego! - odparł Reijo. - Mógłbym wrócić bezpiecznie z większości

miejsc niemal na ślepo. A Raija ma góry we krwi. Będzie niczym dziewczyna, gdy tylko

poczuje pod kumagami mchy i porosty, gdy zaczepi spódnicą o wrzosy. Poprowadzę ją przez

najgęstsze chaszcze karłowatej brzozy, które znajdę, by znów poczuła się jak w domu!

- Tak, dacie sobie radę - zaśmiał się Matti. - Raija jest jak kot, teraz wiem. A diabeł

dba o swoich, więc o ciebie, Reijo, też nie muszę się martwić!

- Pilnujcie porządku w domu - rzucił Reijo, podając Raiji dłoń.

Pomógł jej wspiąć się na pierwszą stromiznę. Matti nie patrzył za nimi. Zawrócił

konia i wóz i pojechał w stronę fiordu. Nie oglądał się za siebie. To była sprawa pomiędzy

Raiją a Reijo.

Teren na początku drogi okazał się trudny. Stwórca musiał być wtedy szczególnie

kapryśny. Skały oddzielały kępy wrzosów i mchu, po których niepewnie się stąpało.

Teren wznosił się w górę. Stromo. Nie było żadnej ścieżki, kierowali się od kępy

mchów do następnej. Wspinali się tam, gdzie to było możliwe. Obchodzili zbocza tam, gdzie

niemożliwe.

Nie rozmawiali wiele ze sobą w czasie pierwszego wejścia. Podawali sobie nawzajem

pomocną dłoń, gdy zachodziła taka potrzeba, uważali na siebie.

Nie po raz pierwszy szli razem w góry.

Gdy już nad ich głowami pojawiło się więcej nieba, napięte rysy ich twarzy zaczęły

się rozluźniać.

Oddychali swobodniej.

Pospieszyli dalej, wyżej. Chcieli się poczuć jeszcze bardziej wolni. Biegli tam, gdzie

to było możliwe. Śmiali się z siebie. Starali utrzymać się na nogach, mimo że teren pod ich

stopami usiłował ich schwytać.

I wreszcie roztoczył się przed nimi widok. Patrzyli dalej niż na drugą stronę rzeki. W

dole widzieli, jak płynie leniwie, zakręcając tu i ówdzie. Popatrzyli w górę. Wiedzieli, że

czeka ich jeszcze kawałek wspinaczki, zanim zobaczą widok znacznie szerszy.

Kraina otworzy się przed nimi dopiero za chwilę.

To tam się kierowali. Jeszcze od celu dzieliło ich kilka godzin marszu. Ale mieli czas,

mnóstwo czasu. Nie musieli się nigdzie spieszyć.

background image

Usiedli na kamieniu wystarczająco dużym, by oboje mieli miejsce. Odsapnęli,

ocierając pot. Zdjęli plecaki i rozprostowali ramiona. Pokazali sobie nawzajem swoje górskie

twarze. Mieli specjalny rodzaj wolności w oczach, w uśmiechu, w ruchach.

- Jednak zapomniałam, jak może być tu ładnie - powiedziała Raija. - Pamiętałam tylko

niebieskość, a nie jak wspaniale może tu być. Pamiętałam rzekę, ale nie to, jaka potrafi być

biała. Pamiętałam tylko, jak dusiła mnie dolina. Jaka się czułam mała, jakby góry stały nade

mną i mnie pilnowały. Zawsze widziałam w nich tysiące oczu. - Popatrzyła w dół, a potem z

tęsknotą w górę. - Ale zapomniałam, jak dobrze było pójść w górę, wydostać się ponad

wszystko. Ponad ludzkie spojrzenia. Gdy wchodzę w górę, opuszczają mnie wszelkie cienie.

To dobrze. To takie cudowne uczucie!

Przycisnęła dłonie do piersi.

Rei jo rozumiał ją, choć sam pewnie by tego nie wyraził. Raija zawsze umiała się

wysłowić, choć potrafiła i jego pochwalić.

- No i co, dobrze wymyśliłem? Raija pokiwała głową z przekonaniem.

- W Rosji jest inaczej?

- Tak. Raija nie wiedziała, jak mogła mu to wytłumaczyć.

Tam wszystko było wielkie, szerokie, jakby powiększona wersja wszystkiego, co

znała.

Tutaj była różnorodność. Tam bardziej do siebie podobne, jakby w zgodzie ze sobą

nawzajem.

- Nie umiem ci tego teraz wytłumaczyć! - powiedziała w końcu. - Później. Muszę

znaleźć właściwe słowa. Tak długo tam mieszkałam, że jest to dla mnie oczywiste, nie

musiałam nikomu tego opisywać. Rozumiesz?

Rozumiał. Podniósł jej plecak. Ruszyli w dalszą drogę.

Dalej.

Wyżej.

Jeszcze nie u celu, lecz bliżej.

Często odpoczywali, siedząc w niemal nabożnym skupieniu pomiędzy niebem a

ziemią, będąc tu i tam w tym samym momencie. Nie rozmawiali wiele. Odkładali to na

później.

Teraz był czas na przeżywanie, patrzenie, chowanie wrażeń w sercu. Chłonięcie

wszystkimi zmysłami.

Siedzieli ramię przy ramieniu. Stali blisko. Nie dotykali się, lecz i tak dzielili

wszystko, co widzieli.

background image

Oboje słyszeli krzyk siewki, samotnego ptaszka z płaskowyżów.

Oboje widzieli myszołowa szybującego ponad ich głowami wysoko na niebie. On

pewnie też ich widział: dwoje ludzi zagubionych pośród nieskończoności krajobrazu późnego

lata.

Oboje czuli łagodny wiatr z południowego wschodu, wiejącego od świerkowych

borów i jezior Finlandii, od pól, które pewnie stały ciężkie od dojrzałego zboża.

Ich myśli szły przeróżnymi ścieżkami. Płynęły swobodnie, niosąc często wzruszenia.

Zwłaszcza te, które poleciały na południowy wschód i z powrotem. Wspomnienia stamtąd

miały rozmaite odcienie. Strupy pokrywające rany ich duszy stawały się grube, lecz prędzej

pękały, niż pozwalały na powstanie nowej skóry.

Szli z wiatrem głaszczącym ich karki. Wspinali się na zbocza, by po drugiej stronie

zejść w dół. Z trudem łapali równowagę na gołoborzach sypkich kamieni. Zatrzymywali się

czasem, podziwiając, jak porosty tworzyły obrazy na tych kamieniach: wspaniałe obrazy w

kolorach czarnym, jasnozielonym i białym.

Natura lubiła zabawę.

Szli, choć nastała noc. Była jasna, mimo że słońce już dobrą chwilę temu schowało się

za górami na północnym wschodzie. Wieczorem niebo przybierało inny odcień niebieskiego,

jakby ten jaskrawy kolor dnia bladł, stawał się pastelowy, łatany chmurkami.

Ten, kto miał czas, by obserwować wieczorne niebo, nigdy nie mógł się stać

pesymistą. Miał tam tysiące obrazów, tysiące historii. Ktoś, kto zachował w sobie dziecięcą

wrażliwość, nieskażoną powagą dorosłości i dnia codziennego.

Wspinali się na wzgórza i stawali na szczycie, pijąc chciwie nocne powietrze niczym

najczystszą wodę. Potem zbiegali na drugą stronę. Kraina, po której szli, unosiła się

potężnymi fałami.

Tygodnie spędzone na pokładzie sprawiły, że Raija coraz bardziej odczuwała

zmęczenie.

Reijo szedł bez wysiłku. Podziwiała go. Przypominała sobie jego miękkie, kocie

ruchy. Wydawało się, że wchodzenie nic go nie kosztuje. Tam, gdzie Raija walczyła o

oddech, on stał i spokojnie czekał, aż ona dojdzie do siebie. Wtedy zaczynała iść wcześniej,

niż naprawdę mogła, by Reijo nie pomyślał, że straciła swoją dawną formę.

Dlatego ucieszyła się, gdy Reijo z uśmiechem wskazał dłonią i powiedział, że wkrótce

będą na miejscu.

- Pomyślałem, że tu będzie miło się zatrzymać. Tylko po tej stronie, czy po tamtej?

background image

Raija spojrzała w tym kierunku. Nie znała tej okolicy. Po ich stronie zbocza były

kamienie i czasem krzewy. Na tej wysokości, na której byli, mało co rosło powyżej kolan, ale

tu ledwo sięgało ponad kostki. Po dnie doliny wiła się rzeczka wypływająca z małego jeziora.

Po tamtej stronie rosła trawa. Wiedziała, że to oznacza wilgoć, ale rosły tam także

karłowate brzozy. Może znajdą coś na ognisko.

Podłoże wszędzie było z kamieni, ale po tamtej stronie wszystko wyglądało bardziej

urodzajnie, miło i zachęcała bardziej otwarta przestrzeń.

- Po tamtej - postanowiła, wzdychając w duchu. A więc jeszcze nie dotarli do celu. No

ale przynajmniej nie musieli się już wspinać. Zeszli w dół nad rzeczkę w miejscu, gdzie mogli

przejść po kamieniach i woda nie płynęła zbyt gwałtownie.

- Dobrze byłoby mieć łódkę - powiedziała Raija, zawsze gotowa do marzeń.

- Chciałbym widzieć, jak ciągniesz ze sobą tu łódkę - rzucił Reijo sucho. - Mogłabyś

zacząć zimą, a cieszyć się nią następnego lata, jeśli pogoda do tego czasu by jej nie

zniszczyła. Ale sama myśl jest zabawna, przyznaję.

Przeszli przez rzeczkę. Jak dzieci ze śmiechem przeskakiwali po kamieniach. Wybrali

każde swoją drogę i ścigali się ze sobą. Dobrze było tak się odprężyć, stracić nieco powagi

osób dorosłych.

- Będziemy spać pod gołym niebem - obwieścił Reijo. - Wiem, że byłoby przyjemniej

mieć namiot, ale dopóki nie pada, damy sobie radę. Za dużo mielibyśmy do niesienia.

Raija pokiwała głową. Spociła się tak, że aż drżała. Pot chłodził jej ciało. Elise

nakłoniła ją, by pod bluzkę włożyła jeszcze wełnianą koszulkę. Teraz była jej za to

wdzięczna. Z melancholią wspomniała, ile razy to ona upominała Elise, by się właściwie

ubrała.

Teraz nie wpadłaby na to. Lato, pamiętała, zwykle było ciepłe.

- Mamy szopę na polowania przy jeziorze bardziej na południowy wschód - rzucił

Reijo. - Ale leży na bardziej uczęszczanych traktach, dlatego tam nie chciałem iść. Nie wiem,

czy umiałbym teraz cokolwiek wytłumaczyć.

- Tak jest dobrze - odparła Raija, zakładając sweter, który miała zawiązany w pasie.

Był z grubej wełny i ogrzał ją aż do kości.

Zaczęli szukać drewna na opał. Znaleźli sporo świeżych gałązek, ale mało suchych i

grubszych. Czasem wypłaszali ptaszki. Raija zatrzymywała się z szacunkiem za każdym

razem, gdy para niedużych skrzydełek podrywała się z traw pod jej stopami. Jej oczy śledziły

to małe życie, ukryte pomiędzy gałązkami karłowatej brzozy. Pokryte było piórkami w

background image

kolorach, które albo ukrywały, albo przyciągały uwagę. Nie istniało nic pośredniego. Ptaszki

były albo kwiatami na niebie, albo wyszukanymi zestawami maskujących kolorów.

Znosili naręcza gałązek i korzeni do miejsca, które Reijo wybrał na ognisko. Raija

oceniła, że było dobre: blisko jeziora, osłonięte kamieniami od strony wiatru, który zresztą w

każdej chwili mógł się zmienić.

Reijo rozpalił ogień. Noc od razu wydała się łagodniejsza. Przysunęli się do ogniska,

zdjęli kumagi i umieścili jak najbliżej ciepła, by wyschły.

Reijo wyciągnął ze swego plecaka parę białych, grubych, wełnianych skarpet. Raija

zastanawiała się, co tam dodatkowo zmieścił z rzeczy, które jeszcze mogły im się przydać.

Najwyraźniej on niósł o wiele więcej niż ona. Choćby skóry.

Raija nie lubiła, gdy ktoś się dla niej poświęcał. Zawsze było jej trudno przyjmować

coś od kogoś.

- Skarpety na Lofoty, Raiju! - Reijo ujął jej nogę i naciągnął na nią skarpetę.

Wystawiła drugą. - Teraz ciepło?

Pokiwała głową. Skarpety sięgały jej niemal do kolan. Robiło je się zawsze z grubej

wełny, co najmniej dwa razy za duże, potem prało w gorącej wodzie i filcowało, by stały się

grubsze niż zwykłe. Mężczyźni łowiący ryby na Lofotach nie mogli marznąć w nogi.

- Kto ci je zrobił? - spytała, bo nie mogła sobie wyobrazić, by któraś z jej córek była

tak zdolna.

- Ida - zaśmiał się Reijo. - To nie miały być skarpety na Lofoty, ale Ida właśnie tak

robi na drutach:

wszystko za duże. Ale te dało się uratować. Ty nigdy nie byłaś w tym dobra - śmiał się

dalej - Twoje córki też nie są. - Zamilkł na chwilę i spoważniał. - Ale Ailo jest złotnikiem.

- Mikkal zawsze umiał coś robić - odparła. Wspominanie go nie bolało. - Rzeźbił

ptaki...

- Ailo też tworzy figurki ptaków, ale nie rzeźbi. Wytapia w złocie i srebrze. Wyglądają

prawie jak ptaszki Mikkala. Mają tylko inaczej wychylone skrzydła. Pewnie je sobie

przywołuje z pamięci, a przecież był wtedy dzieckiem, gdy je widział.

Reijo zaczął rysować na ziemi kształty skrzydeł.

- To ptak Mikkala. Raija rozpoznała go. Reijo obok narysował drugie skrzydło, niemal

identyczne.

- To jest ostrzejsze, inaczej wykrojone. Reijo starł rysunki dłonią i uśmiechnął się

szeroko.

background image

- Ailo przedstawia innego ptaka, choć pewnie o tym nie wie. Zbyt długo mieszka nad

morzem. Ta, dla której go robił, mieszka nad morzem. Ailo wytapia mewę. Mikkal rzeźbił w

kości, dlatego jego ptak też był biały, ale to nie mewa.

- Mikkal rzeźbił kruka - powiedziała Raija cicho i nawet zerknęła w górę, jakby

spodziewając się widoku jego czarnych skrzydeł. O wiele szerszych niż skrzydła mewy.

- Helena umiała haftować - uśmiechnął się Reijo. - Stawiać drobne ściegi na

delikatnym materiale. U nas nie znalazła takich materiałów ani tak cienkich igieł. Zresztą, na

cóż nam takie materiały? My musimy bronić się przed zimnem. Nie żyjemy tu dla ozdoby. U

ciebie na wschodzie też nie?

- Niektórzy tam żyją dla ozdoby - odparła. - A wielu, wielu z ledwością udaje się

obronić przed zimnem. Wszędzie jest tyle trudu. Wcześniej tego nie wiedziałam. - Wpatrzyła

się w ogień i ciaśniej okryła szalem. - Tej zimy dużo myślałam o moim dzieciństwie. Po tym,

jak znów je sobie przypomniałam, ciężko mi się zrobiło na duszy. I nikt nie mógł mi pomóc

wypełnić luk. Zupełnie jak kamyki leżące obok drogi. Nie wiem, czy należą do mnie. Matti

nic nie pamięta z tamtego czasu. On ma swoje dzieciństwo, ja moje. Wspólnych mamy tylko

rodziców. Wydaje się to tak mało, Reijo...

Zamilkła.

Wokół nich natura i noc rozmawiały cicho ze sobą. Wiatr coraz częściej zawiewał ze

wschodu, gotów wkrótce stłumić słaby płomień ich ogniska.

- Sądzę, że i ja, i Matti nie przeżylibyśmy, gdyby oni mnie nie odesłali.

- Musisz tak sądzić? - zastanawiał się Reijo, któremu wiek nie stępił ostrości sądów. Z

plecaka wyjął suszone mięso. Odkrawał cienkie kawałki, które stawiały opór przy gryzieniu.

- Może tak wolę - przyznała Raija. - Nie mam nic do zarzucenia życiu, które

przeżyłam. No, może z pewnymi wyjątkami. Może tam nie byłoby inaczej. Ale nie mogę

znieść myśli, że moje odejście nic nie zmieniło. Nie umiem przyjąć, że przeżylibyśmy nawet,

gdybym została. Nie było nam łatwo, to wiem. Puchliśmy z głodu, pamiętam. Tata wcześnie

zmarł. Ale może... - Westchnęła. - Wiem, że była tam ciężka harówka. Ale wszędzie tak jest!

- Nigdy nie dowiesz się, jak mogłoby być - stwierdził Reijo. - Matti nie może ci

odpowiedzieć. Ojciec też nie. Twoja matka żyje, ale pewnie nie chciałaby usłyszeć tego

pytania. Teraz nie jest pora na dalekie podróże. Powinnaś przyjechać w październiku i na

dłużej niż dwa tygodnie. Ale to nie byłaby łatwa wyprawa.

- Wiem. Ale tamta sprawa nie daje mi spokoju. Wciąż o tym myślę. Może łatwiej

wrócić do własnego dzieciństwa i czuć, że to mnie sprawiono zawód.

background image

- Ida się opamięta - Reijo podchwycił jej myśl. - To nie był zawód, sama wiesz. Nawet

ja, który znam tylko fragmenty historii, rozumiem, że nie zostałaś ze złej woli. Wróciłabyś,

gdybyś mogła. Teraz wróciłaś.

- Trochę późno - odparła, wyciągając przed siebie nogi. Zdrętwiały od siedzenia po

turecku.

Jak dawno nie była na płaskowyżu!

Ż

uła mięso. Miało smak przeszłości. Wiedziała, że Reijo je solił i wędził w saunie.

Rozpoznawała aromat jałowca. Soli dodawał Reijo akurat taką ilość, by piekła język po

zjedzeniu większej porcji mięsa.

Tak właśnie wędził Antti. A on soli dawał tyle, ile matka Ravna.

- Nie będziemy teraz rozmawiać o Idzie - postanowił Reijo. - A może jesteś zmęczona

i chcesz spać?

Pokręciła głową. Zmęczenie już jej minęło, a mieli tak mało czasu!

- Opowiedz mi o swoich pierwszych latach. Potem ja o moich. Wtedy nadążymy za

sobą i będziemy mieli rozeznanie.

Raija przysunęła się do niego bliżej. Zdradzieckie podmuchy wiatru doszły za ich

kamienie. Już nie było zacisznie, ale Reijo dawał nieco ochrony.

- Wziąłeś jeszcze chleb? - spytała.

- Ależ się stałaś wymagająca w tej Rosji! - zażartował Reijo, ale wyciągnął z plecaka

okrągły, razowy chleb pieczony na sposób fiński, z otworem pośrodku, i ułamał dla niej

kawałek. - Ale karmić cię nie będę - zastrzegł, obejmując ją i dzieląc swoje ciepło.

Raija jadła. Myślała i opowiadała. Czasem Reijo zadawał jej jakieś pytanie. Czasem

oboje milczeli. Czasem śmiali się.

Raija opowiadała całą sobą i to ją rozgrzewało. Pomagała sobie gestami dłoni, by

pokazać, co ma na myśli, by wytłumaczyć i podkreślić. Jej głos żył i zmieniał się. Malowała

postaci ludzkie tak żywo, że Reijo czuł, jakby je znał. Mógł je rozróżniać na podstawie barwy

głosu, jakiej Raija im użyczała. Był pewien, że robiła to właściwie.

Potem opowiadał Reijo. Cicho i inaczej niż Raija. Ale ona posiadała dar wyobraźni,

który pozwolił jej ubarwić jego spokojny opis. Wzmacniała jego słowa tam, gdzie była

pewna, że on nie dopowiada.

Razem podążali ścieżkami przeszłości.

Fragmentami, inaczej nie było to możliwe. Ale rozumieli więcej.

Nie tylko tego drugiego. Także siebie samego, swoje decyzje.

background image

To była jasna, rześka noc. Ale nie marzli, mimo że nad ich słowami unosiła się biała

para.

background image

10

Obudziło ją słońce. Słońce i rybołówka. Mewa rzuciła się w powietrze i zakręciła

gwałtownie ponad ich głowami. Jej czarny kapturek widziała tak blisko, a zaraz potem już

wysoko. Rozpoznawała ją po kształcie skrzydeł i ostrym, przenikliwym krzyku.

Słońce przebłyskiwało zza cienkiej zasłony chmur, które wiatr pewnie zaraz rozgoni.

Dzień miał jeszcze różową poświatę. Kolory nocy blakły wraz z postępem poranka.

Woda jeziorka czasami lekko się marszczyła. Raija dostrzegała kręgi pozostawiane przez

ż

erujące ryby. Miała nadzieję, że Reijo w swym przepastnym plecaku ma też linkę i haczyk.

Ale nie obudziła go, by spytać o to.

Ostrożnie przeciągnęła się, choć było to niemal niemożliwe. Leżała bardzo blisko

przyjaciela. Okryli się jedną ze skór, którą on niósł. Ziemia była bardzo wilgotna. Nie znaleźli

nic do podłożenia pod spód i musieli użyć drugiej ze skór, dlatego do przykrycia pozostała im

tylko jedna.

Mimo wszystko Raija pomyślała, że Elise mogła im spakować nieco mniej jedzenia,

za to choć jeszcze jeden sweter albo mały pled...

Ognisko paliło się długo. Dołożyli resztę opalu, gdy się kładli spać. Ptaki już dawno

ś

wiergotały, gotowe na nowy dzień. Ich śpiew ukołysał ich do snu.

Niebo było czyste w nocy, ale nie zmarzła. Może dlatego, że ucichł wiatr.

Wody jeziorka były spokojne niczym tafla lustra. Po jej powierzchni ślizgały się

owady. Czasem od spodu atakowała je ryba, pozostawiając plusk i kręgi na wodzie.

Było pięknie.

Reijo stał się znów tak bliski.

Wczoraj zjedli jeszcze więcej chleba i mięsa. Ogrzewali żeberka nad ogniskiem,

parząc palce. Śmiali się i wspominali, pijąc miód z kubka, który Reijo też niósł w plecaku.

Raija nie rozumiała, ile jego plecak mógł pomieścić. Domyślała się, że on musiał go

sam spakować, nie Elise. To było w stylu Kesaniemi!

Ona opowiadała.

On opowiadał.

Przeszli z grubsza przez wszystko. Ich własne historie. Dzieci.

Powiedział, że to od Idy powinna się dowiedzieć o Ailo, jednak musiał jej coś

naszkicować.

background image

Raija próbował odmalować mu życie nad Morzem Białym, pokazać tę Rosję, którą

znała, lubiła, nie lubiła, kochała.

Tę Rosję, za którą już zaczynała tęsknić.

Było to zadanie niemal niemożliwe jak na tak krótką noc.

Zbliżyli się do siebie, bo marzli. Zasnęli właściwie z wyczerpania.

Ś

cieżki szesnastu lat pokonane w jakże krótką noc! Przeznaczoną tylko na to, ale jakże

krótką.

Nadal miała pytania, które chciała mu zadać. Takie, na które musiała uzyskać

odpowiedź. Reijo też umiał zatrzymać się przed dotknięciem jej czułych punktów. Mądrze i

czujnie się wycofał.

Ale ona musiała spytać. Reijo też wreszcie spyta. A wobec niego będzie szczera.

Udało jej się znaleźć pozycję, która nie była niewygodna. Napawała się promieniami

słońca. Pełnia lata już minęła, ale słońce nadał grzało. Zresztą nie był to już wczesny ranek...

Czekał ich piękny dzień.

Nadal lubiła patrzeć na tarczę słońca, gdy otwierała oczy. Jako dziecko bawiła się w

myślach z promieniami słońca.

Promienie słońca w Tornedalen. Te same w Varanger. Te same w Skibom.

Reijo miał długie rzęsy. Były tak jasne, że normalnie ich się nie zauważało. Teraz

Raija widziała je dokładnie. Skóra Reijo postarzała się.

To wszystko, czego nie dostrzegła od razu, z odległości, widziała teraz.

Wyglądał ładnie we śnie.

Wielu ludzi tak wygląda. Wtedy niczego nie ukrywają, nie udają. Raija chciałaby

kiedyś zobaczyć, jak sama wygląda, gdy śpi. Może wtedy by lepiej zrozumiała siebie.

Dlaczego wolność jest dla niej taka ważna.

Zrozumiała to właśnie wczorajszej nocy, gdy opowiadała Reijo swoje życie. Wtedy to

do niej dotarło. Oczywiście, zawsze szukała też kogoś.

Nie mogła żyć w samotności.

Ale równie intensywnie chroniła swoją wolność.

Tę, która nie nazywała się mama ani żona, ani przyjaciółka.

Tę, która nosiła imię Raija.

Która była nią.

Nie wiedziała jeszcze, dlaczego taka była. Ale może jeszcze to zrozumie. Jeżeli nie

dzisiaj, to wkrótce.

background image

Nie tęskniła za Michaiłem. Nie bała się o niego jako matka. Nie zastanawiała się, czy

podołał zadaniu.

Nawet o nim nie pomyślała, od kiedy ruszyła w góry.

Nie śniła też o Mikkalu. Chociaż godzinami mówiła o nim z Reijo, on nie przyszedł

do niej we śnie.

W ogóle to coś śniła. Tyle wiedziała. Ale nie pamiętała, o czym. Sen uleciał wraz ze

słońcem niczym poranna mgła.

Tak długo spała.

Reijo był taki ładny we śnie...

Powinna wstać i rozpalić ogień, ale nie chciała obudzić towarzysza. Jednym

ramieniem nadal ją obejmował. Raija pomyślała z niepokojem, że pewnie mu dawno

zdrętwiało. Nie rozumiała, jak on mógł tak dobrze spać w tej pozycji.

Na jego twarzy widziała więcej zmarszczek. Rozumiała, jak powstawały. Linie wokół

ust, między oczami. Ale śmiał się na tyle często, że miał też miłe zmarszczki koło oczu. Takie

lubiła.

Raija rozumiała, dlaczego Helena mogła się w nim zakochać mimo swojego wieku i

pochodzenia.

Właśnie może dlatego Reijo wydał się jej najbezpieczniejszą przystanią. W jego

spojrzeniu było tyle zrozumienia! Jego uśmiech odmładzał go o dwadzieścia lat. Reijo był

mądry. Miał ręce, które potrafiły być delikatne, ale którymi mógł ścisnąć, gdy potrzeba.

Zagubione ptaki potrzebują takiej przystani. Odpoczynku, bezpieczeństwa i zarazem

ciepła.

Czułości. Delikatności. I siły.

Nawet gdy spał, był tym wszystkim naraz.

A zmarszczki świadczyły o śmiechu i poczuciu humoru. O uśmiechu zawsze w

pogotowiu.

Dobrze było wrócić, choć na chwilę, i znów poczuć tę przyjaźń.

- Wiercisz się jak robak na wiosennym słońcu! - Reijo otworzył oczy.

Raija niemal podskoczyła. Nie zauważyła, by się budził. Oddech miał wciąż taki sam,

powolny. Twarz mu nawet nie drgnęła. A więc ją oszukał! Leżał i wiedział, że ona na niego

patrzy, a udawał sen!

- Jak tam? - spytał, siadając. Miał rozczochrane włosy, a zarost zaczynał przebijać się

przez ogoloną wczoraj skórę.

background image

Raiji udało się usiąść, ale nie mogła skłamać i powiedzieć, że czuje się świetnie. Reijo

zaśmiał się.

- A byłaś kiedyś niczym młody renifer: pędziłaś jak szalona, gdy tylko poczułaś

zapach płaskowyżu. Starość nie radość, co?

Zaśmiali się razem. Było im dobrze. Przyjemnie było poruszyć się i poczuć ślady

wczorajszej wędrówki w mięśniach i kościach.

To było dobre zmęczenie.

- Chcesz iść dalej czy pokręcić się po okolicy? - spytał Reijo, rozpalając ogień. - Jest

tu pełno potoczków - mówił dalej. - A może tak połowić ryby? Co powiesz na pstrąga

pieczonego w żarze? Pamiętasz coś takiego, Raiju? Chyba nie jesteś tak stara, że za-

pomniałaś?

Pamiętała. Pamiętała głównie takie nieistotne szczegóły. A może właśnie istotne? To z

takich drobiazgów składa się życie. Jakiś smak, zapach... Wspomnienie pewnego wiatru.

Kwiat, przy którym się zatrzymało. Życie byłoby puste bez takich chwil.

- Nie mogłabym iść daleko, nawet gdybym chciała - uśmiechnęła się Raija.

Przeciągnęła się, robiąc miny. Reijo zaśmiał się. Sam był irytująco rześki. Wyspany, sprawny

- i zadowolony.

- Zaoszczędźmy miód - powiedział. - Wystarczy nam górskie powietrze, nie uważasz?

Dobrze byłoby mieć jednak namiot...

- Nawet ty go nie wyczarujesz! - odgoniła Raija jego wizję. Sam dobrze wiedział, że

to niemożliwe.

Zjedli śniadanie. Raija podwinęła rękawy bluzki. Włosy związała tasiemką w luźny

koński ogon, jak lubiła. W tej fryzurze było jej do twarzy. Wraz z upływem lat zaczęła na

takie sprawy zwracać uwagę. W młodości wystarczał sam uśmiech.

Wspaniale było znów wsunąć stopy w kumagi. Wyściełająca je trawa była miękka,

choć nie tak, jak zimą. Raija pamiętała, że nosząc kumagi, nigdy nie zmarzła w stopy.

Ale nie mogła ich nosić w Archangielsku.

Reijo miał ze sobą haczyki. Wystrugał patyki, do których chciał przywiązać linkę.

Zrobił wędkę też dla Raiji. Aż coś w niej kipiało z radości, że idą na ryby.

Ostatnim razem szli tak chyba sto lat temu!

Przywodziło to wspomnienia wspólnej wczesnej młodości. Nie tak bardzo różowe dla

Raiji. Za bardzo tęskniła za Mikkalem. Za bardzo narzekała na nią Kristina. Raija dla swej

przybranej matki nigdy nie była wystarczająco mądra, zdolna czy gospodarna.

background image

Była za to zbyt ciemnowłosa, ciemnooka, drobna, zbyt uparta i łatwo wpadająca w

gniew. Sprzeciwiała się dorosłym. Udawała, że zjadła wszystkie rozumy. Mówiła za dużo i

myślała za dużo.

Była zbyt fińska. Kristina zawsze wynajdowała u niej wady. A wszystko, co Raija

ceniła, ona chciała zmienić.

Była Finką. Nie mogła zapomnieć o swoim pochodzeniu. Poznała też życie

Lapończyków. Stało się jej częścią.

Uparcie nie dawała się tego pozbawić. Ale nie mogła tego zmienić, nie zmieniając

siebie.

Raija teraz to zrozumiała. To też stanowiło część jej wolności. Tej, którą nazywała

Raiją.

- Za dużo wspomnień? - spytał Reijo. Stał, mając słońce za sobą. Jego sylwetka była

ciemna, a promienie słońca jakby wychodziły z jego głowy. Zrobił krok w bok i światło

oślepiło Raiję.

- Za dużo. I bolą. Zaczęła iść. Widziała, co ma pod nogami, ale nie wiedziała, dokąd

idzie.

Zostawiła za sobą jeziorko. Reijo szedł za nią. Nie pozwalał, by się zgubiła. Nie

zostawił jej samej.

Nadal jeszcze błądziła po omacku w swojej przeszłości. Nadal chciała rozmawiać.

Rozmawiać, pytać... Dzielić.

Byli ludzie, którzy bali się dzielić - niezależnie, czy czymś dobrym, czy trudnym. Tak,

jak bali się przyjmować coś od kogoś, nie będąc pewnym, czy będą mogli się odpłacić.

Raija dzieliła się, bo musiała, bo nie umiała inaczej.

Mieszała się w cudze sprawy, bo musiała. Przejmowała się innymi, bo musiała.

Taką miała naturę.

I jeśli ktoś był jej bliski, oczekiwała, że będzie mogła podzielić z nim swój ból. Że

ofiaruje jej swój czas tak, jak ona mogła jemu.

To byli ludzie, za których chętnie oddałaby życie. Nie było ich wielu. Kilkoro w Rosji.

Tylko Reijo wyszedł z zapomnienia. Ale on nie zawiódł.

- Sądziłam, że to potrwa kilka dni - powiedziała. Miała nadzieję, że Reijo ją słyszy.

Nie szła szybko i niemal słyszała jego oddech. - Statek miał czekać kilka dni. Ja miałam

przypłynąć na ląd. Porozmawiać. Chciałam przyjść i znów zniknąć. Powiedzieć tylko, że żyję.

Ż

e mam swoje życie. Chciałam się upewnić, że wam się dobrze wiedzie. Że moja rodzina nie

cierpi niedostatku. - Zatrzymała się i oddała Reijo swoją wędkę. Chyba nie mogła już łowić

background image

ryb. - Miałam nadzieję, że nie będę musiała sprzedawać wam mąki. Bałam się, że to może

was upokorzy. Wyobrażasz sobie? Dorosła osoba, która boi się czegoś takiego? Ale chyba

bałam się spotkać twoją rodzinę. Wyobrażałam sobie, że się nie ucieszą. I nigdy, przenigdy

nie chciałam ujawnić się w wiosce. Oni nigdy nie mieli się dowiedzieć. Wtedy bym odpłynęła

do domu. Do Archangielska. Z czystym sumieniem. I żyłabym sobie, dopóki Mikkal nie

zabrałby mnie do Saivo.

- Często dzieje się inaczej, niż myślimy. Reijo wrócił nad jeziorko. Odwrócił się od

niej, ale mimo to był razem z nią. Chyba ją rozumiał. Rozumiał, że tego nie dało się

powiedzieć twarzą w twarz.

Zarzucił wędkę. Jako przynętę założył kawałek suszonego mięsa. Tutaj nie znalazłby

ż

ywej przynęty. Raiję to cieszyło. Nigdy nie mogła znieść widoku wijącego się na haczyku

robaka, przebitego na wskroś, lecz jeszcze pełnego życia.

- Chcę zobaczyć jej grób - stwierdziła Raija. Splotła dłonie, aż zbielały jej kostki. Nie

była to prośba. - Grób Heleny. Chcę go zobaczyć, Reijo. Pozwolisz mi na to?

- On jest po drugiej stronie fiordu - odpowiedział nagle ochrypłym głosem. Ramiona

mu stężały.

- Nie masz nic przeciwko? - Nie.

- U diabła, Reijo, chcę, żebyś był wobec mnie uczciwy! Jeśli ci to nie odpowiada,

lepiej mi to powiedz!

Reijo odwrócił się do niej, wyciągając linkę z wody. W spojrzeniu miał smutek, ale

nie kłamał.

- Nie mam nic przeciwko temu. W pewien sposób by mnie to ucieszyło. Ale jej grób

leży po tej złej stronie fiordu. Tam siedzi cała zwierzchność. Nie wiem, jaka będzie sytuacja,

gdy wrócimy, Raiju. Po prostu nie wiem. Może i tak będziemy musieli tam razem pojechać...

- Westchnął. - Ale zrobię, co będę mógł, byś go zobaczyła. Helena pewnie by to pochwaliła.

Raija nie pomyślała o tym. Zawsze była jakaś zwierzchność, którą należało brać pod

uwagę. Zawsze ktoś miał prawo do pilnowania maluczkich.

- Jak jest poważne - zastanawiała się - to wielożeństwo?

Reijo nie mógł się nie roześmiać.

- Tak poważne, że ksiądz przemówiłby nam do sumienia. Że wypominałby nas z

ambony jeszcze przez wiele lat. Tak poważne, że sporo by nas kosztowało oczyszczenie się z

winy. Nie wiem, czy za takie coś posyłają do więzienia. Nigdy się nad tym nie zasta-

nawiałem. Ja dopiero po dobrych kilku latach zacząłem zauważać inne kobiety. Wtedy

background image

wszyscy wierzyli, że nie żyjesz. Nie wiem, jak oni to ocenią, Raiju. I nie mam ochoty o tym

teraz myśleć. A ty?

Usiadła i patrzyła, jak on łowi ryby. Nie musiała nic mówić.

Nic nie złowił.

Położyła się na wznak i czuła ciepły dotyk promieni słońca. Podłoże nie było tu

wilgotne. Cienka warstwa ziemi nie trzymała długo wody, ponieważ głównie stanowiła

splątaną sieć korzeni małych roślin.

Wokół niej toczyło się życie. Brzęczały owady. Meszki gryzły, ale dawały się

odgonić. Nie chciała ich zabijać.

Ptaki śpiewały. Słyszała trzepot ich skrzydeł. Przyzwyczaiły się do ludzi. Reijo stał

przy jeziorku i tylko zarzucał i wciągał linkę. Zarzucał i wciągał. Nie stanowił dla nich

zagrożenia.

A ona leżała nieporuszona wśród krzewinek i kamieni. Jej skóra piła słońce. Raija

ż

ałowała, że nie może schować takiej chwili i przechować na długie, ciemne, zimowe

wieczory. Wydobyć ją wtedy i znów poczuć ciepło słońca na policzkach i ramionach.

Powinna jak dziecko rozebrać się i biegać na golasa w słońcu! Gromadzić zapasy

energii na zimową porę ciemności. Może spróbować...

Musiała zasnąć. Gdy się ocknęła, słońce oświetlało ją z innej strony. Okryta była

szalem. Wzrok jej padł prosto na pęk ryb zawieszonych tak sprytnie, że ich ogony niemal

dotykały jej twarzy.

Tym razem nie śmiała się razem z Reijo. Nie od razu. Nieważne, że zesztywniała -

zerwała się szybko i wyłożyła mu dosadnie, co o tym myśli. Ze takiej dziecinady nie

powinien wymyślać on, dziadek! Że nie spodziewała się po nim czegoś takiego.

Na szczęście spódnica nie zaczepiła się o nic, gdy zaczęła uciekać od jego śmiechu.

W górę, w górę, wbrew temu, co sygnalizowało jej ciało. Nogi ją bolały. Plecy bolały.

Wszystko bolało, lecz Raija zacisnęła zęby. Była na niego wściekła!

Ż

e też takie głupstwa się go trzymały na stare lata!

Przystanęła dopiero wysoko. Było tam dużo chłodniej. Ujrzała małe jeziorko leżące w

kotlince, osłonięte przed wiatrami wiejącymi na szczycie. Obok niego dostrzegła łachę

starego śniegu! Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Podeszła do szarawego placka i do-

tknęła go. Palce jej zmarzły, lecz wpadła na pewien pomysł. Uformowała kulę.

Ż

e też Reijo był tak daleko! Kiedyś dobrze rzucała, najlepiej ze wszystkich

dziewczyn, prostym zamachem.

background image

Raija usiadła na kamieniu obok łachy śniegu i lepiła śnieżkę za śnieżką. Ugniatała je

tak solidnie, że uderzenie mogło być bolesne. Ale bawiło ją to.

Przesunęła się nieco wyżej, by dojść do najpóźniejszej warstwy śniegu, która jeszcze

pozwalała się formować. Pod nią śnieg nie dawał zrobić ze sobą nic rozsądnego.

Rozsądnego!

Raija zaśmiała się ze swojej myśli - i ujrzała kwiat. To był cud. Czuła się, jakby

stanęła w katedrze świętego Michała w Archangielsku, nawet jako niewierząca.

Katedra zachwycała ją za każdym razem do tego stopnia, że była potem na siebie zła.

Przecież zbudowali ją ludzie! Nie popi! I nie z pieniędzy, które oni zdobyli w pocie czoła.

Ten cud nie wzbudzał w niej złości. Na niemal nagim kamieniu wyrosła kępka

niepozornych kwiatów. Żaden z nich nie był dłuższy niż palec Raiji, a miała przecież i tak

drobne dłonie.

Pręciki były kosmate i żółte. Płatki otaczały je postrzępioną koroną. Miały kolor

czerwonofioletowy, tylko niektóre z najmniejszych kwiatów były nadal białe.

Mikkal nazwał go jej kwiatem. Jej i reniferów. Jaskier lodowy.

Już całe wieki temu je widziała i dotykała, pewnie podczas ucieczki z Mikkalem i Ailo

do Finlandii.

Ailo jest teraz dorosły. To niepojęte, jak czas ucieka!

Raija niemal płakała, gdy delikatnie gładziła kwiaty opuszkami palców. Starała się

zapamiętać tę chwilę.

- Znalazłaś je? - Cień Reijo padł na kwiaty. Jego głos brzmiał tak łagodnie, że Raija

nie umiała się już na niego złościć. Już nie mogła. - Ładne - dodał, kucając koło niej. Mikkal

też często tak robił.

Dziwne, jak takie rzeczy się przypominają! Wspomnienia, o które nie prosiła. Raija

nie wiedziała, czy ich chciała, pomimo że już stały się częścią jej gobelinu. Łatwiej było się

obejść bez czegoś, czego smaku się nie znało.

- Szkoda, że nie mamy nic, w co moglibyśmy go włożyć i zasuszyć - powiedział

Reijo. - Wtedy miałabyś go zawsze ze sobą.

- Nie chcę martwego kwiatu! - Raija podniosła głos.

Czyżby on tego nie rozumiał? - To jest mój kwiat tylko wtedy, gdy tu rośnie -

tłumaczyła. Uśmiechnęła się, jakby przepraszając jaskier. - On rośnie tam, gdzie jest za mało

ziemi, za zimno, zbyt wietrznie... tam gdzie nie powinien rosnąć! Nie powinien, a jednak ro-

ś

nie. Z czystego uporu! Rośnie i gra na nosie wiatrowi i zimnu. Daje sobie radę. Dlatego

background image

właśnie go lubię. Mojego kwiatu nie powinno się zrywać. On powinien żyć na wolności. Do

niej jest stworzony, a nie na klomb. To mój kwiat, Reijo, mój kwiat...

Rei jo uśmiechnął się, ale powiedział poważnym tonem:

- Nawet kwiaty, które lubisz, są takie jak ty: przekorna kobieta żyjąca z czystego

uporu!

Wtedy przydały jej się śnieżki. Raija sięgnęła za siebie, osłonięta spódnicą. Zerwała

się na nogi i uciekając dalej od Reijo, rzuciła. Trafiła, zwłaszcza że Reijo nie spodziewał się

ataku.

Lodowaty pocisk ugodził go w ramię, pozostawiając mokry ślad.

Raija ze śmiechu aż się zgięła wpół.

- Powiedziałeś: przekorna i uparta? Dodaj jeszcze, że świetnie celująca!

W Reijo też nadal mieszkał chłopak. On nie zapomniał, jak trafia się śnieżkami w

okryte spódnicą pupy dziewcząt!

Raija zebrała niemal wszystkie przygotowane śnieżki. Reijo musiał lepić swoje i nie

miał więcej niż dwie na raz.

Ale trafiał równie dobrze jak ona. I szybko lepił nowe.

Po chwili oboje byli spoceni i mokrzy. I dobrze czuli te miejsca, w które oberwali. Ale

ś

miali się. Poddali się jednocześnie.

- Może jednak nie jesteś strasznie uparta - stwierdził Reijo. - A cela masz dobrego... -

Złapał się za krzyż. - Jeszcze chwila, a znosiłabyś mnie na dół, kobieto! Nadrabiałaś

twardością kul.

- Wybaczam ci ryby - orzekła Raija, rozglądając się w poszukiwaniu tasiemki, którą

miała związane włosy. Nigdzie jej nie widziała. Biegali jak dzieci, rozdeptując łachę śniegu.

Jednak jaskry nadal stały. Równie uparcie cieszyły się życiem, chłonąc ciepło słońca.

Lato było krótkie, ale i tak udawało się żyć jak w raju. Późnym latem było jeszcze wiele czasu

do zimy.

- Powinnaś, jeśli zamierzasz je zjeść. Bo jeśli chcesz się jeszcze kłócić, zostaną z nich

zwęglone szczątki. - Reijo zaczął schodzić ku jeziorku. Rzucił przez ramię: - Już i tak pewnie

są spalone z jednej strony. Nie miałem w co ich zawinąć. Ale zęby nadal mam dobre. Jak tam

u ciebie?

Raija zaklęła po rosyjsku, choć on i tak zrozumiał. Wyszczerzył do niej te swoje dobre

zęby. Raija też była zadowolona ze swoich, więc mu je pokazała w grymasie, rzucając za nim

garścią śniegu. Odszedł już jednak zbyt daleko.

background image

Raija dotknęła po raz ostatni swojego kwiatu, uspokojona. Znalazła też tasiemkę.

Dopiero gdy związała włosy, zeszła do Reijo.

- Te są już dobre - powiedział Reijo. Wyciągnął z żaru dwie mniejsze ryby, dwie

większe zostawiając na później. Jak przewidział, były przypalone po jednej stronie. - Nie

będziemy ich piec po drugiej stronie - stwierdził, zabierając się za jedzenie.

Smakowało świetnie, przyznała Raija. Świeżo złowiony pstrąg o różowym mięsie, o

lekko przypalonej skórze, ze szczyptą soli... Niczego więcej nie było trzeba.

Jedzenie ją rozleniwiło. Już nie czuła się jak piętnastolatka, a raczej bliżej własnego

wieku.

Nieznany jej ptak zanurkował w wodzie w pogoni za rybą. Za każdym razem z

zapartym tchem czekała na rezultat polowania i czuła zawód, gdy pojawiał się z pustym

dziobem.

A gdy trzymał w nim rybę, żałowała jej.

- Trudno cię zadowolić - stwierdził Reijo. Rozwiesił koszulę na krzaku. Bluzka Raiji

też była mokra, ale cienka, więc szybko schła.

- Nie trudniej niż kiedyś. Zaśmiał się.

- Mam na ten temat swoje zdanie! Co cię czeka w Archangielsku? - zmienił temat.

- Praca Jewgienija, dopóki nie przejmie tego Michaił. - Raija siedziała na skórze

renifera i czuła się świetnie. Właściwie nie chciało jej się rozmawiać o Archangielsku, lecz

wiedziała, że to jej nie ominie. - Dom. Nie jest duży, lecz to mój dom.

- Większy niż domek na cyplu?

- Większy - przyznała niechętnie. - Ale i tak mały! Jego śmiech otoczył ją i rozbroił.

Zaśmiała się wraz z nim.

- Oleg i Tonią. Ich córka Olga.

- Nie masz tam nikogo innego? - spytał Reijo. - Nikogo, kogo możesz nazwać

przyjacielem?

Raija wzruszyła ramionami.

- Miałam Wasilija. Ale on nie żyje. Mówiłam ci.

- Nie miałem na myśli twoich mężczyzn, tylko o ludzi bliskich tobie!

- Znam wielu - odpowiedziała sztywno. - Wielu mnie lubi. Z wieloma lubię

rozmawiać.

- A do kogo idziesz, gdy chcesz się wypłakać? - naciskał Reijo. - Kto cię wspiera? Kto

poza Olegiem, jego żoną, córką i Michaiłem?

background image

- Nie wiem - odparła Raija szczerze. Oni byli jej przyjaciółmi, bliskimi jak krewni.

Jedynymi, do których odważyła się przywiązać. Zawsze była pod tym względem ostrożna.

Mimo to była pewna, że nie cierpiałaby biedy w Archangielsku. Nie głodowałaby,

gdyby nie miała jedzenia. Była pewna, że ktoś zawsze by jej pomógł, gdyby zachorowała.

Reijo nie mógł tego wiedzieć. Jeszcze nie opowiedziała mu legend. Nie chciała się

popisywać, przed Reijo nie musiała.

Ale teraz czuła, że musi mu objawić i tę stronę swojej historii.

To też stanowiło prawdę.

Było tą częścią jej życia, której ona nie stworzyła, ale która istniała.

Ż

yła własnym życiem.

- Opowiadałeś dzieciom bajki? - spytała, nie patrząc na Reijo. Zdziwiony odrzekł, że

tak.

- O stallo i ptakach, i kwiatach. O sprytnych dziewczynach i głupich chłopakach. O

łabędziach i okropnych rosyjskich piratach, którzy rabują nasze kościoły.

- W Archangielsku też opowiadają bajki - rzuciła Raija niemal zażenowana. Znała

Reijo wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że domyśli się, kto jest ich bohaterką. Ale nie czuła

się zbyt dobrze w tej roli. - W porcie, w szopach zwanych domami - rozpoczęła lekko

drżącym głosem - opowiadają dzieciom o kobiecie ubranej w czarną pelerynę, która

przychodzi z jedzeniem ukrytym w fałdach okrycia. Opowiadają, że jej dłonie grzeją i że

potrafią powstrzymywać krwotoki i przytrzymywać życie, które ucieka. Nazywają ją Carycą,

chociaż prawdziwa caryca odebrałaby to jako zniewagę.

- Ta bajka nie może być stara - zauważył Reijo. Raija napotkała jego wzrok i pokręciła

głową.

- Piętnaście, może szesnaście lat - powiedziała.

- Rozumiem, że możesz się czuć tam bezpieczna - powiedział Reijo cicho, dokładając

gałęzi do ognia. - Ale zastanawiam się, czy to ci wystarczy, Mały Kruku.

background image

11

Reijo poruszył najbardziej bolesny punkt. Nie mogła już patrzeć mu w oczy.

Tak ważne było dla niej utrzymywanie, że tam na wschodzie działo się wspaniale. Ze

jest jej dobrze. Ze ma to, czego potrzebuje, a nawet więcej!

Nie kłamała, gdy tak twierdziła. Niczego jej nie brakowało. Ale zapomniała, komu to

mówiła.

Reijo zadał je teraz pytanie, którego nie zadał w nocy.

Odsłaniał jej samotność.

- To wszystko, co mam, Reijo.

- Mogę usiąść obok ciebie? Tak jakby musiał o to pytać! Raija pokiwała głową i

zrobiła mu miejsce. Reijo dołożył więcej opału, zanim usiadł.

- To mnie smuci bardziej niż wszystko inne, co mi opowiedziałaś - stwierdził

poważnie. - Z wyjątkiem tego, że straciłaś swoją córeczkę. Miałem nadzieję, że jest inaczej.

Dużo rozmyślałem o tobie i o tej sprawie. Jewgienij mówił mi, że masz przyjaciół. To mnie

pocieszyło na jakiś czas, dopóki nie zacząłem się zastanawiać, czy mogłaś się tak szybko

zmienić. Czy tamtejsi ludzie tak bardzo się różnią od nas. - Pokręcił głową. - Wszędzie będzie

tak samo.

Raija poczuła, że wcale nie chciałaby się zmienić.

- Ja potrzebuję samotności! - broniła się. To była prawda, której niektórzy nie mogli

zrozumieć.

- Ale potrzebujesz też ludzi. Innych niż ci, którzy podziwiają cię z daleka. Którzy się

ciebie troszkę obawiają, choć przychodzisz z jedzeniem pod peleryną, zatrzymujesz krwotoki

i przykładasz okłady z ziół. Jeśli stracisz Michaiła, nie będziesz miała tam nikogo swojego.

Ta myśl nie daje mi spokoju!

- To moja sprawa!

Gwałtownym ruchem odwróciła twarz i popatrzyła w dal. Próbowała ścigać wzrokiem

jakiegoś ptaka, ale nie mogła, nie zawadzając wzrokiem o Reijo.

Nie była już dzieckiem!

Reijo patrzył na nią wyczekująco. Badał jej twarz równie dokładnie, jak Raija wtedy,

gdy on spał. Ona była lepiej wychowana!

Gniew Raiji falował niczym sztorm, lecz rozbijał się o brzeg, nie pozostawiając

ś

ladów.

background image

Palec ostrożnie dotknął linii twarzy Raiji. Brzegu szczęki, nosa, brwi, nasady włosów.

Ust.

Reijo z zamkniętymi oczami przesuwał palcem po twarzy Raiji, jakby ją rozpoznając.

To dawało radość.

Radość z dotknięcia drugiego człowieka.

Skóra do skóry.

Niczego nie żądał. Dotykał jej, rozpoznawał z zamkniętymi oczami. Ale gdy je

otworzył, stracił pewność.

W spojrzeniu Raiji czaił się strach, który nie pasował do tej Raiji, którą znał.

Tamta miała w sobie więcej entuzjazmu dla życia. Nie chowała tego diablika, który

mieszkał na dnie jej brązowoczarnych oczu. Teraz zakrywała je zasłona.

Sama powiedziała, że nadal najbardziej jest Raiją. Reijo rozpoznał ją pod opuszkami

palców. Ale gdy otworzył oczy, ujrzał jeszcze kogoś.

Kobietę, której nie znał.

Raisę.

Ważne było wywołać wspomnienia, które skusiłyby dawną Raiję do odsłonięcia się.

Pogładził jej miękkie usta. Suche usta. Dawna Raija zwilżyłaby je koniuszkiem

języka, gryząc go przy tym w palec.

- Pamiętam, że byłem tu kiedyś z ojcem - powiedział. - Spaliśmy na drugim brzegu.

Taty nie odstraszał cień. Powiedział, że tu będzie zbyt mokro.

Uśmiechnął się. Wysunął kosmyk włosów z jej końskiego ogona i zwinął w palcach.

Szukał czegoś znanego w spojrzeniu, które napotkał.

- To była jesień, gdy miałaś piętnaście lat. Wiedziałem już o Mikkalu. To bolało,

pamiętam. Kallego umiałem znieść. W młodzieńczej naiwności wierzyłem, że Kristina

pozwoli mi wziąć cię za żonę. Kalle nie był dla mnie rywalem. Blady i chudy. Ty o wiele

częściej drażniłaś się ze mną niż z nim. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale pewnie tego nie

pamiętasz. Może nie robiłaś tego specjalnie. Potem nauczyłem się wiele o dziewczętach, gdy

już przestałem być żółtodziobem. A ty byłaś chyba najtrudniejszą dziewczyną, jaką znałem.

- Sam wiesz, jak się wtedy działo! - powiedziała cicho Raija. Nie chciała iść za nim

ś

cieżkami tych wspomnień, ale skusił ją słowami. Jego palce niemal bezwiednie bawiły się

kosmykiem jej włosów.

- Przeszedłem w tym miejscu przez rzeczkę - mówił dalej Reijo. - Był środek dnia.

Ciepło. Tak ciepło, że się spociłem. A może to jednak było wcześniej niż jesienią? A może to

była ciepła jesień? Trawa tutaj była sucha, dawno nie padało. A więc mogliśmy tu spać, tylko

background image

ojcu nie chciało się przejść. Zrozumiałem to wtedy. Zrozumiałem, że ojciec nie jest

wszechwiedzący. Tata umiał wszystko. Ale wtedy jakby się zmniejszył w moich oczach.

Nigdy mu tego nie powiedziałem.

- Twój ojciec był wspaniały!

Nikt nie może niszczyć obrazu Anttiego Kesaniemi, jaki nosiła w duszy! On stał się

dla niej drugim ojcem. Nie było nikogo, kto mógł się nim stać, poza tym jedynym w

Tornedalen, mimo przeżyć tamtego zimowego dnia.

Ale Antti Kesaniemi zbliżył się najbardziej do pozycji Erkkiego w sercu Raiji. Dla

niej on był nadal spokrewniony z Panem Bogiem!

- Siedziałem tam, wyrywając garści trawy - mówił dalej Reijo, nie zwracając uwagi na

jej protest i pochwały pod adresem ojca. - Przeklinałem i jednocześnie nadal lubiłem Mikkala.

Ż

yczyłem mu śmierci. Kallemu też, za jednym zamachem. Mimo że był zbyt bezbarwny jak

na twojego męża, według mnie. - Reijo wyplątał palce z kosmyka jej włosów. - Trudniej teraz

opowiadać ci o swoich marzeniach, Raiju. Kiedyś tak robiliśmy. Helena była mi równie

bliska. Ale nikogo innego nie obdarzyłem takim zaufaniem i czułością jak ciebie.

- O czym marzył wtedy szesnastoletni Kesaniemi? - przerwała mu Raija. - Czy o mnie,

skoro tak trudno ci o tym opowiedzieć?

Reijo ze śmiechem objął ją ramionami i przytulił.

Ze zdziwieniem zauważył, że ona też odważyła się otoczyć go ramionami.

Może słońce zabłysło w kąciku jej oka, a może to Raija pozwoliła wymknąć się

czemuś z głębi swego serca... Reijo nie wiedział, ale czuł, że wreszcie zaczęła przypominać

dawną siebie.

Jego usta dotknęły jej ust. Już nie były suche. Czyżby zwilżyła je, a on tego nie

zauważył? Już chciał o to spytać, zawahał się, ale jednak zadał to pytanie:

- Kiedy zwilżyłaś usta? Nie zauważyłem tego! Raija zaśmiała się z całego serca.

Zrozumiała, że przypominają mu się drobiazgi zwykle umykające uwagi.

- Czy już nie mogę mieć przed tobą tajemnic? - spytała. - Nikt nie może aż tak dobrze

znać drugiego człowieka. Ja tak sądzę i nie przekonasz mnie, że jest inaczej! Choćbyś nie

wiem ile próbował!

- Były miękkie - powiedział, patrząc wciąż na jej usta. - Zawsze mówiliśmy, że masz

takie nadąsane usta. Ale zawsze o nich marzyliśmy.

Przyciągnął ją, trzymając jedną ręką na jej karku, a drugą unosząc jej podbródek.

Raija też obejmowała go mocno za nagie ramiona.

background image

Pocałunek smakował rybą, węglem, słodyczą - mieszanką tego wszystkiego.

Młodością.

Raija patrzyła prosto w słońce. Gdy przymykała oczy, widziała tańczące kule w

mroku. Ale nie chciała zamykać oczu!

Nie chciała!

Chciała pamiętać, jak bardzo niebieskie było niebo! Jakie kształty miały chmury!

Zarys wzniesienia po drugiej stronie jeziora. Śpiew ptaków. Krzyk mew.

Wołanie siewki gdzieś daleko, daleko. Dla niej oznaczało przesłanie samotności.

Chciała wszystko zapamiętać.

Chciała wszystko odczuć.

Reijo nadal ją obejmował, ale odpoczywali. Pocałunek uleciał z ich warg i poszybował

na lekkich skrzydłach gdzieś pod niebo.

Raija też go obejmowała. Nie rozumiała, w jaki sposób do tego doszli.

Siedzieli przecież nadzy w saunie, nie czując do siebie nawet odrobiny pożądania.

Patrzyli na siebie bez tego rodzaju emocji.

Jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Było ciepłe. Jego koszula łopotała na wietrze,

machając ku nim jednym rękawem.

Jego policzek oparty o jej włosy. Obejmował ją ramionami, splótłszy palce.

Wzajemnie się zamknęli w kręgu ramion i ciał.

- Młody Kesaniemi marzył o tobie - powiedział cicho. - Chciałem zabrać cię tu. Tylko

ty i ja. Spalibyśmy pod gołym niebem, miało być ciepło i słońce i chciałem się z tobą kochać

właśnie na tej trawie. Chciałem robić z tobą to, co Mikkal, ale lepiej. Miałaś zrozumieć, że to

ja jestem tym jedynym. Czy takie chłopięce marzenie było dziwne?

- Wtedy nie byłeś taki mądry jak teraz.

- Ale to nie dlatego tu przybyliśmy - zapewnił ją Reijo. - Musiałem to nosić gdzieś

głębiej w pamięci. Wybrałem to miejsce nieświadomie. Dzisiaj podczas jedzenia stanęło mi

jak żywe przed oczami. Pamiętam obrazy, które miałem wtedy w głowie. Obrazy nas

samych... Chyba siedziałem tu długo, wyobrażając sobie intensywnie kąpiel w lodowatym

potoku, by ojciec nie mógł zgadnąć, o jakich to grzesznych sprawach myślałem!

Raija zaśmiała się. To była dawna, nieszkodliwa historia. Piękne wspomnienie.

Nieistotne.

- Staruszek pewnie miał o mnie wysokie mniemanie - rzucił Rei jo. - Ciekawe, jak

długo potrwa, zanim ty odkryjesz moje grzeszne chucie.

background image

Nie chciała się śmiać. Ale nie mogła powstrzymać chichotu, gdy rzuciła spojrzenie na

lędźwia Reijo. Chichotała jak ta dziewczyna, o której snuł pełne pożądania marzenia.

- Lodowaty potok, Reijo - wyszeptała mu do ucha gorącym oddechem.

- Mówisz poważnie? - zdziwił się. - A co byś powiedziała na zaspokojenie grzesznych

chuci w sposób bardziej naturalny?

Jego oczy były bardziej zielone niż kiedykolwiek oczy Wasilija. Nie były takie same.

On nie był Wasią. Nie był odpowiedzią na jej niemy krzyk.

Raija wstała, uwalniając się z jego objęć. Nie powstrzymywał jej. Jego ramiona nie

stanowiły więzienia.

Podeszła do zielonej trawy, tam gdzie była najbardziej soczysta. Przykucnęła i

dotknęła podłoża.

- Nie masz przypadkiem podagry? - spytała z uśmiechem. - Tacy staruszkowie jak ty

cierpią na różne schorzenia, o ile wiem! Byłoby lepiej, gdybyś ich nie miał...

Stanęła w słońcu i zaczęła rozpinać spódnicę. Odłożyła ja na suche miejsce, dołożyła

halkę. Ściągnęła bluzkę przez głowę. Wyzwoliła z wełnianej podkoszulki. Usiadła na trawie i

rozsznurowała kumagi.

- No, gdzie się podział tamten chłopak? - spytała wyzywająco, opierając się na

ramieniu. Niczego nie ukrywała. Zresztą on już wszystko widział. - Czy go szok zwalił z nóg?

- Ja ci, u diabła, pokażę szok! - zawołał dawny chłopak, walcząc z paskiem do spodni.

Potem jeden z rzemyków kumagów tak się splątał, że musiał go rozciąć. Ale udało mu się

uwolnić z ubrań bez uszczerbku na zdrowiu.

Ciało miał brązowo - blade i ciepłe. Raija pamiętała je z sauny pierwszego dnia.

Potem o nim nie myślała. Wtedy patrzyła z podziwem, ale bez żadnych podtekstów.

Teraz sama się zdziwiła, nie rozumiała siebie. Ale to przyszło z wnętrza. Miało radość

i śmiech. Niebo było im dachem, słońce ogrzewało, a trawa była najbardziej miękkim łożem,

jakiego mogła sobie życzyć, choć niezbyt zdrowym dla kości.

Reijo nigdy nie był zachłanny w miłości. Ale to spotkanie wcale nie przypominało

delikatnych i łagodnych marzeń szesnastolatka.

Reijo pieścił jej kostki u nóg, wewnętrzną stronę ud aż do łona. Otworzyła się przed

nim. Usłuchał, gdy przycisnęła go do swego ciepła. Wreszcie Raija siłą oderwała go za włosy,

żą

dając czegoś jeszcze. Wtedy utonął w jej cieple. Obejmował ją z całej siły. Sam nie

wiedział, czy to on prowadzi, czy to ona powoduje, by spełniał jej pragnienia.

Kotłowali się po zielonej trawie. Nadzy, rozgrzani, spoceni. Niechętnie się poddający.

Oboje przyzwyczajeni do prowadzenia.

background image

Trudno im było się podporządkować. Ale znaleźli wspólny rytm, taki, który sprawiał

obojgu radość, którym żadne z nich nie sterowało.

Ich zabawa była wolnością.

Pocałunki nie zawierały obietnic. Opowiadały drugiemu, co czują, kiedy jest

wspaniale. Wydawali dźwięki, które nie były słowami, tylko świadectwami rozkoszy.

Krzyczeli głosem siewki, ale ich krzyk nie brzmiał samotnością.

Nawet się nie pieścili. Byli samą płcią, ustami i skórą. Ich ręce tylko trzymały mocno

tego drugiego.

Zjednoczeni.

Krzyczeli dwugłosem ku niebu, słońcu, ziemi i wodzie. Ku temu wszystkiemu, co

dawało życie i było niezbędne do życia.

Spoceni, leżeli na wilgotnym zboczu. Pachnieli ziemią i miłością. Swoimi sokami.

Ogniskiem. Słońcem.

Zapachy i smaki.

Pocałunki, które zarówno pachniały, jak i smakowały.

Całe ich ciała przenikało leniwe nasycenie. Nadal czuli ramiona i dłonie, którymi się

dotykali.

Ale teraz dotykali się tylko opuszkami palców. Leżeli i oddychali coraz spokojniej.

Leżeli, nasyceni.

Byli blisko.

Nie było im trudno napotkać swoje spojrzenia. Przekręcili głowy, by na siebie

popatrzeć.

Uśmiechnęli się.

Uśmiechnęli ustami i oczami.

- To nie było podobne do niczego, co przeżyliśmy wcześniej - rzucił Reijo. - Nie

wiem, dlaczego. Może nie jestem taki stary, jaki myślę?

- Masz czterdzieści dwa lata, Reijo Kesaniemi! Nie odmładzaj się! Ja, na szczęście,

mam tylko czterdzieści jeden. Ja mogę zwalić winę na młodzieńczą głupotę. Ty musisz

wymyślić coś innego.

- Zmieniłaś się - Reijo pieścił ją wzrokiem. - Zmieniłaś się, Raiju. Myślałem, że cię

znam. Miałem wspomnienia o nas z czasów, gdy znałem każdą twoją myśl, zanim ją

pomyślałaś. Znałem cię. Kochałem przez jakiś czas. I oczekiwałem, że będziesz taka sama. I

szukałem w tobie takiej Raiji.

background image

- Długo tam żyłam - odpowiedziała cicho, nie spuszczając z niego spojrzenia. - To jest

inny świat, Reijo. Tornedalen jednak przypominało Skibom. Życie w jurcie nie było aż tak

odmienne. Ale tam na wschodzie jest inny świat. W każdym razie tam, gdzie mieszkałam.

- Dobrze trafiłaś - stwierdził pewnym tonem.

- Tak, dobrze. Ale ja także żyłam, nie tylko dostawałam. Stałam się... nie inną Raiją.

Aż tak nie możesz się mylić, Reijo. Nie jestem inna Raiją, tylko jeszcze bardziej Raiją!

Trudno było to pojąć. Zaczęli też marznąć. Słońce starało się, jak mogło, ale spocona

skóra szybko wychładzała się na górskim powietrzu.

Reijo wstał, zawahał się przez chwilę, ale rzucił wyzywające spojrzenie na Raiję i

wszedł do wody. Zadrżał lekko, ale zaśmiał się. Brodził, aż woda sięgnęła mu do kolan.

Wtedy spytał towarzyszkę, czy do niego dołączy.

Raija wbiegła do wody i nie zatrzymała się, dopóki nie zakryła jej ramion. Reijo

dogonił ją i rzucił się jak kłoda, rozbryzgując wodę. Raija nie pozostała mu dłużna i ochlapała

go obficie.

Ona też pierwsza się opamiętała i wycofała na brzeg. Marzła jeszcze bardziej niż

przedtem, ale przynajmniej czuła się czysta.

Reijo objął ją mocno, sam drżąc. Dawał ciepło. Powietrze stało się chłodniejsze,

słońce zaczynało się chować za wzniesieniem. Posyłało im ostatni uśmiech przed

pożegnaniem. Widać nie chciało już być świadkiem ich igraszek.

- Właź pod skóry! - zakomenderował. - Nie możemy założyć teraz ubrań, kobieto!

Osuszymy się pod skórami i nie zamarzniemy. Dołożę do ognia.

- Nie przypal tylko swojej męskiej dumy! - zachichotała Raija i szybko odwróciła się,

by jego miażdżące spojrzenie dosięgło tylko jej pleców. Weszła pod skórę i skuliła się,

czekając na Reijo. Nie zazdrościła mu, że klęczy teraz i dmucha na iskry. Żar wygasł, gdy oni

wywoływali wspomnienia młodości.

Na chwilę zrobiło się zimniej, gdy przyszedł. Nie wystarczało im przykrycia i chłodne

powietrze docierało do różnych części ciała.

Ale wkrótce skóra ogrzała skórę. Obejmowali się ciasno i nie chcieli się przyznać, że

już się rozgrzali.

Nie było im tego dosyć.

Leżeli z zamkniętymi oczami, wyczuwając siebie nawzajem. Dłonie gładziły,

rozpoznając się na nowo.

Nie przyznawali się do tego, co się działo. O tym nie marzyli.

To po prostu się działo.

background image

Było nowe i rzeczywiste. Delikatne i piękne.

Ich własne.

Na trawie przy jeziorze •walczyli ze sobą, nie chcąc dać sobą kierować. Walka ich

zjednoczyła.

Teraz leżeli z zamkniętymi oczami i chcieli dawać - dawać, aż do kresu. Tworzyć coś

wspólnie.

Pocałunki były lekkie, tak samo dotykanie i głaskanie. Drażniące usta, które

wymagały. Które chciały poznać smak tych drugich ust. Mocniej.

Oni musieli leżeć mocno objęci. Nie chcieli się widzieć. Nie chcieli napotkać

spojrzenia tego drugiego.

Tworzyli reguły bez porozumiewania się słowami.

Wymyślali je.

Rozumieli je.

Uznawali je i czuli, jak ta druga osoba wprowadza je w życie. Rozszerzali, gdy ich nie

rozumiała.

Wszystko było delikatne i czule.

Sucha, ciepła skóra dotykająca drugiej suchej, ciepłej skóry. Skóra renifera pod nimi i

nad nimi. Łaskotanie włosia. Zapach zwierzęcia. Ich własny zapach.

Mokre włosy dotykające drugiego czoła.

Zęby gryzące lekko.

Czubek języka szukający, smakujący...

Skóra, która płonęła żarem. Obejmujące ramiona. Uda, obejmujące i zamykające.

Spotkanie dwóch ciał, już nasyconych, ale które wciąż nie potrafią oprzeć się pokusie.

- Ale tym razem się nie kąpię!

Raija leżała na Reijo i patrzyła na jego twarz. Zlizała jego pot z górnej wargi, z czoła.

Smakowało solą i nim.

- Nie musisz, jeśli i ja nie muszę - odparł Reijo, z trudem unosząc głowę. - To było

wspaniałe. Ale nie rozumiem, skąd to nam się wzięło.

- Dzięki!

Raija jednak rozumiała, co on miał na myśli. On powiedział to z głębi serca.

Raija też nie rozumiała, skąd to się wzięło. Z czego powstało. Przecież nie to jej

przyszło do głowy, gdy pierwszy raz po powrocie ujrzała Reijo.

Nie rozumiała tego.

Ale on miał rację: to było wspaniałe.

background image

Przecież nie dlatego potrzebowali dla siebie czasu. Nie po to poszli w góry, mimo że

właśnie tego typu aluzje słyszeli od mężczyzn nad brzegiem morza.

- Ubiorę się - Raija musiała powtórzyć to kilka razy, zanim Reijo ocknął się i uwolnił

ze swych ramion. Sam nadal leżał z ręką pod karkiem i obserwował, jak się ubiera. - Możesz

pójść po więcej opału - powiedział, gdy Raija wiązała kumagi.

Zamknął oczy i w sekundę później już spał.

Raija dołożyła do ognia. Spodnie Reijo umieściła na kumagach. Związała jeszcze

rzemyk, który w zapale przeciął.

Gdy zaczęła marznąć, weszła pod skórę renifera i skuliła się obok Reijo najbliżej jak

mogła. I zasnęła.

Powietrze było łagodne, jak zawsze tam. Bez najmniejszego podmuchu wiatru. Słońce

pozdrawiało ją łagodnie.

Pod stopami wyczuwała miękką trawę. Dziwiło ją, dlaczego ma na sobie kumagi,

przecież o tyle przyjemniej byłoby chodzić boso po tej soczystej trawie.

Często chodziła boso.

Mikkal.

Szukała go.

Zmęczyła się szukaniem. Tak zmęczyła, że musiała usiąść. Dobrze było odpocząć w

trawie. Położyła się, chciała popatrzeć na niebo. Odpocząć.

Było tak miękko...

Ale sen nie przychodził. Słońce grzało skórę i nie pozwalało zasnąć. Trawy łaskotały,

nie dawały spokoju.

Gdzie on był?

Gdzie był Mikkal?

Nigdzie nie widziała smug dymu. Nie dostrzegała jurt. Nie widziała obozowiska z

odgłosami rozmów i śmiechu tych, za którymi tęskniła.

Nie mogła odnaleźć jurty, którą jej pokazał. Tę, o której powiedział, że postawił dla

nich.

Dla niej.

Czyżby się zgubiła?

Czy to było gdzie indziej?

Dlaczego nie odnalazła Mikkala? Gdzie on jest? Czy już na nią nie czeka?

Zerwała się na nogi. Pobiegła. Wołała go. Wołała aż do ochrypnięcia. Jednak nikt nie

odpowiadał.

background image

Mikkala nie było.

A przecież powiedział, że będzie na nią czekał. Obiecał jej to...

- Boże, Raiju! Obudź się! Spójrz na mnie! To nie był glos Mikkala, ale Raija

usłuchała. Popatrzyła.

Poznała Reijo.

- Skąd się tu wziąłeś? - spytała, patrząc szeroko otwartymi oczami. - Ja szukam

Mikkala. Widziałeś go? Miał na mnie czekać, ale nie ma go tu. Poszedł gdzieś. Chowa się

przede mną. Muszę go znaleźć! Muszę! Muszę znaleźć Mikkala!

Chciała się wyrwać, ale uścisk Reijo był zbyt mocny.

- Spójrz na mnie, u diabła! Raiju! Słyszysz mnie? Pokiwała głową. Nie musiał do niej

krzyczeć. Słyszała go dobrze. Omiotła go wzrokiem.

- Nie marzniesz? - spytała. Marzł. Była noc i Reijo szczękał zębami. Ale bał się ją

puścić. Nie miał pojęcia, co mogłaby wtedy zrobić.

Ona nadal śniła. Bał się tego i jeszcze czegoś, czego nie chciał nazwać.

Czegoś nieprzyjemnego.

- Nie śpisz, Raiju! Słyszysz mnie? Powiedz coś! Rozumiesz, co mówię?

- Nie krzycz! Ja muszę odnaleźć Mikkala. Puść mnie, Reijo! Muszę odnaleźć Mikkala!

Uchwycił się tej możliwości.

- Ubiorę się i pomogę ci szukać. Poczekaj na mnie, dobrze?

Pokiwała głową. Patrzyła na niego, zdziwiona, gdy wychodził spod okrycia skóry

renifera. Zdeprymowało go to. Ona wydawała się teraz bardziej obca niż kobieta o imieniu

Raisa.

Spakował ich plecaki. Zaczął gasić ognisko. Zwinął skóry i przyczepił do swojego

plecaka.

Raija cały czas śledziła go wzrokiem. Tym spojrzeniem, które miewała w takich

chwilach.

Zastanawiał się, czy też tak się zachowywała w Rosji. Czy miała na jawie to

spojrzenie.

- Spieszę się, jak mogę - powiedział. Ciekaw był, jak ona go teraz widzi. Czy takiego

jak teraz, czy wziętego z przeszłości. A może zupełnie inaczej niż naprawdę.

Mógł sobie wszystko wyobrazić, co dotyczyło ucieczki Raiji od rzeczywistości.

Nie nazywał tego inaczej.

Reijo czuł, że Raija się niecierpliwi. Ruszyła, zanim skończył.

background image

Nie mógł temu przeszkodzić. Nigdy by nie odszedł od niezagaszonego ogniska. Na

szczęście Raija poszła wzdłuż rzeki w głąb doliny. I tak mieli tamtędy iść.

Ale nie tak nagle.

Musiał nieść też jej plecak, który nie był szczególnie ciężki, ale stanowił dodatkowe

obciążenie. A Raija niemal biegła.

A jeśli jej nie dogoni?

- Mikkal! - rozległ się jej głos, żałosny i przenikliwy jak głos siewki. - Mikkal!

Reijo szedł za jej głosem. Dostrzegał jej spódnicę, niebieski szal z zorzą polarną.

- Mikkal, nie odchodź! Miałeś na mnie czekać! Reijo przeszedł dreszcz. Przecież

Mikkal umarł szesnaście lat temu... Niemiło było słuchać, jak ona go woła. Mimo że Raija

niejako sama wróciła z krainy umarłych, Reijo wiedział, że Mikkal na pewno tego nie

dokona.

Mikkal ponad wszelką wątpliwość nie żył.

Raija zaczęła się męczyć. Częściej szła, niż biegła. I nie prostą drogą, ale zygzakami,

co dawało Reijo szansę dogonienia jej.

- Mikkal! Mikkal!

Noc zbladła. Nic nie odpowiadało na wołanie.

Raija wystraszyła niejednego ptaszka, ale nie zauważyła tego. Nie słyszała ich

ostrzegawczych sygnałów o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

Czy mógł coś zrobić inaczej? Reijo nie znajdował odpowiedzi. Zasnął. Ona też

zasnęła.

Przepełniał go spokój. Wszystko w nim było spokojne i nasycone. Ledwo zauważył,

gdy weszła pod skórę koło niego.

A potem przeszyła powietrze nocy swoimi krzykami. Wołaniem Mikkala.

Teraz znów zawołała:

- Mikkal! Już prawie ją dogonił. Biegł, gdy jeszcze mógł. Nie miał pojęcia, skąd ona

brała wytrzymałość. Zadziwiająco długo trzymała go na dystans.

Reijo bał się, co się może stać, gdy Raija w końcu straci siły. A z drugiej strony

obawiał się, że ona będzie biegła dłużej, niż on wytrzyma.

Może się tu zgubić.

- Mikkal! Krzyk był taki, że Reijo tylko czekał, by niebo pękło.

Wreszcie chyba anioły się nad nią ulitują! Reijo nie zdziwiłby się, gdyby ujrzał

Mikkala idącego jej na spotkanie.

W jej krzyku było tyle bezdennej rozpaczy!

background image

Reijo czuł się za nią odpowiedzialny. Przecież za kilka tygodni Raija ma wrócić do

Rosji! Do tego czasu on się nią opiekował. Nic się nie może jej stać!

Reijo zaczął biec, aż pociemniało mu w oczach. Zobaczył, jak Raija pada na kolana i

kryje twarz w dłoniach. Rzucił wtedy wszystko, co niósł, i ruszył ku niej.

Raija płakała. Spojrzała na niego i zarzuciła mu ręce na szyję. Płakała, wstrząsana

szlochem.

Reijo gładził ją i pocieszał. Popatrzył w niebo i przesłał tam nieme podziękowanie.

Ona wróciła.

background image

12

Nie poszli nigdzie dalej tej nocy. I nie spali. Siedzieli przy ognisku, otuleni skórami

renifera. Obejmowali się. Nie mówili zbyt wiele, tyle tylko by odgonić mary plączące się w

myślach.

Gdy nastał poranek, zgasili ogień i zatarli ślady postoju.

Wędrowali wzdłuż rzeki do następnego jeziorka. W pewnym miejscu musieli przejść

na drugą stronę. Woda sięgała, im po uda.

Raija zmoczyła spódnicę, bo nie podwinęła jej wystarczająco wysoko. Kumagi miała

przemoczone, gdyż nie odważyli się pójść boso. Nie znali dna. Reijo bez wstydu zdjął

spodnie.

- I tak już widziałaś, co jest do oglądania - powiedział. - Nikogo innego tu nie ma.

Gorzej mieć potem mokre spodnie.

Marsz ich rozgrzał. Zmoczona spódnica klapała o nogi Raiji.

Dobrze było rozmawiać o zwyczajnych sprawach. Tych innych nie odważali się

poruszyć.

- Nie wrócimy przed wieczorem? - spytała z nadzieją.

- Możemy najwyżej dojść do miejsca, gdzie Matti i Sedolf ścinają drzewa - odparł

Reijo.

- Tak?

- Oni mają namiot, moglibyśmy tam się przespać. Już się robi chłodno pod gołym

niebem. A wydaje mi się, że się chmurzy.

Popatrzył w niebo. Po południowo - wschodniej stronie zbierały się chmury. Było tam

płasko, nieliczne wzniesienia nie powstrzymywały wiatrów.

Poszli dalej. Łatwiej się teraz szło, podłoże okazało się mniej kamieniste.

- Co się ze mną dzieje? - spytała nagle Raija, nie zatrzymując się. - Może ja nie

miałam tu wracać? Boję się, Reijo!

On też czuł strach. Ten sam, co wiele lat temu na pustkowiu na płaskowyżu. Wtedy,

gdy zimą szli na północ z zamiarem stworzenia dla siebie przyszłości.

Raija dotknęła tam czegoś niebezpiecznego. Wtedy to wszystko się zaczęło. Reijo

pamiętał, jak. Pamiętał dzień i jaka wtedy była pogoda.

Ale najlepiej pamiętał swój strach.

Reijo szedł obok Raiji. Blisko. Nie patrzyli na siebie, ale dostrzegali się kątem oka.

background image

- Nigdy wcześniej tak nie było - rzuciła szybko. - Przecież z tobą rozmawiałam!

Reijo nie mógł zaprzeczyć. Jego lęk krążył wokół tego, co ona poruszyła.

- Nigdy nie wracałam na jawę w trakcie tego... - Raija szukała słów. Wiedziała, co

chce powiedzieć, ale to było niebezpieczne. Przerażało ją nawet w myślach. - Nigdy nie

byłam po obu stronach w tym samym czasie - powiedziała wreszcie, idąc szybko, jakby

uciekała od własnych słów. Bała się, co odpowie Reijo. Bała się, że rozwieje jej wątpliwości,

ż

e powie, że to nic takiego.

Ale on tego nie zrobił.

- Nigdy wcześniej cię takiej nie widziałem - stwierdził z powagą, dotrzymując jej

kroku. - Nigdy wcześniej nie miałaś takich oczu, Raiju. Nie poznawałem cię.

Wtedy zatrzymała się. Zdjęła plecak i usiadła prosto na ziemi. Nie patrząc na Reijo,

zaczęła rozsznurowywać kumagi. Wytrząsnęła z nich trawę.

- Czy to początek końca? - spytała.

Reijo przeszedł dreszcz. Usiadł koło niej i wyciągnął suszone mięso z plecaka. Zaczął

kroić plastry. Jak długo miał zajęte ręce, nie dosięgała go rozpacz.

To było coś niesamowitego. Szczerze mówiąc, nie wiedział, czy ktokolwiek mógł

udzielić mu jakiejś rady, zrozumieć i powiedzieć, co to jest.

- A jak bywa zwykle? - spytał ochrypłym głosem. Miał ochotę się roześmiać. -

Zwykle! - powtórzył. Jakby to coś było czymś zwykłym!

- Przybywam tam, gdy znikam tu - powiedziała Raija przygnębiona. - Tonią nazywa to

moją podróżą. Chyba lepiej nie można tego nazwać. Ja nie wiem, co to jest, Reijo! Nigdy tego

nie rozumiałam! Potrafię zdziałać różne rzeczy, nad którymi nie panuję. Musiałam nauczyć

się z tym żyć.

Zamilkła na dłuższą chwilę. Była ślepa i głucha na wszystko, co ją otaczało. Miała

tylko świadomość bliskości Reijo. Uchwyciła się jej jak tonący.

- Nigdy nie opowiedziałam ci o Jumali - rzuciła.

- Wzrastałem z Jumala w Biblii ojca co niedziela - odparł Reijo sucho. - Chyba i tak

wymawiam jego imię zbyt często. „Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno”.

Ja chyba jestem bardziej wierzący niż ty, Raiju. Ale nie żyję tak, jak powinienem, nie musisz

mi tego wypominać.

- Nie mówię o naszym fińskim Jumala - odparła Raija. - Jumala to bogini ze złota.

Ona istnieje. Szłam za nią przez tysiące lat, żyłam, umierałam i szłam za nią przez lata. Potem

skrzyżowały się z nią drogi Antonii. Ona ją widziała, dotykała. Jumala była dokładnie taka,

jaką ją widziałam. Jej historia taka, jaką przeżyłam.

background image

Raija opowiedziała mu ją cichym głosem. Rei jo żuł mięso, ale zapomniał kroić nowe

plastry. Wciągnęła go ta niewiarygodna opowieść.

- Co na to Jewgienij? Raija zadrżała i roztarta ramiona. Ochłodziło się.

A ta historia zawsze przejmowała ją mrozem.

- Jewgienij zawsze obawiał się tej mojej strony - odpowiedziała po chwili milczenia. -

Nie rozumiał tego. I nie chciał rozumieć. Wolał udawać, że to nie istnieje. Nie szkodziło to

mi, dopóki umiałam sobie z tym poradzić. Ale on nawet nie chciał o tym rozmawiać. Chyba

się bał. Ciężko zniósł fakt, że uratowałam mu wtedy życie. To dziwne, prawda? Ale on by

zmarł, gdyby nie ja...

- Wzięłaś to stąd. To było twoje. Reijo łatwiej rozumiał Jewgienija. Jego działania

opierały się na jednym: kochał Raiję. Chciał ją mieć na zawsze. Miała być częścią jego

przyszłości, matką jego dzieci.

- To nie tylko to - Raija drążyła temat. - Jewgienij tego nie obejmował, nie panował

nad tym. A chciał rozumieć, taki był. On musiał rozumieć i wiedzieć na pewno. Na wszystko

inne zamykał oczy. On się bał. Najbardziej tego, że poprzez moje podróże mogłabym sobie

wszystko przypomnieć... - Uśmiechnęła się słabo. - I gdyby nie... to, może nadal żyłabym za

moją skałą. Z przeszłością zaklętą w zimną, ciemną skałę.

Reijo nie znalazł słów odpowiedzi.

- Dlatego tak się bałam, gdy odkryłam, że Natalia to odziedziczyła...

Ciężko jej było o tym opowiadać, ale miała tylko Reijo.

Michaił coś wiedział.

Antonia też.

Ale Raija nie chciała wciągać żadnego z nich w głębię ciemności. Tam, dokąd sama

bała się udać myślami.

- Natalia miała wizje. Widziała Mikkala, który wychodził z morza. Rozmawiała z nim.

On dla niej istniał. Natalia żyła razem z nami, ale jednocześnie w innej rzeczywistości. Dla

niej nie stanowiło to różnicy. Siedziała, bawiąc się i rozmawiając z tymi, którzy byli obok

niej, i jednocześnie nie byli. Opowiadała o tym, co się zdarzyło, i co się miało zdarzyć. To

wszystko istniało wokół niej, bez żadnych granic. Ona nie wchodziła w to, po prostu w tym

była. Gdy to zrozumiałam, strasznie się przeraziłam. Ona była moim dzieckiem. I to ja jej to

przekazałam, to złe dziedzictwo. Wasia był zwyczajny, jak ty, jak inni. - Raija przytuliła się

do Reijo, szukając jego ciepła. - Cieszę się, że Wasia tego nie doświadczył. Tak bardzo

pragnął dziecka. Kochałby Natalię nad życie. Ale cieszę się, że tego nie przeżył, że nie

zobaczył, co ode mnie dostała. W pewien sposób dobrze, że Natalia nie musiała z tym długo

background image

ż

yć. Jako dziecko bawiło ją to. Nie rozumiała, że jest niezwykła. Nie zdawała sobie sprawy,

ż

e inni nie widzą tego, co ona. Nie miała pojęcia, jaki ból mogłoby jej to sprawić, uczynić ją

nieszczęśliwą.

Zamilkła. Nie chciała wyobrażać sobie, co mogłoby się zdarzyć.

Natalia nie żyła.

Reijo zaproponował Raiji plaster mięsa, ale odmówiła. Nie była ani głodna, ani

spragniona. Nie zniosłaby jakiegokolwiek smaku w ustach.

- Zwykle - zaczęła odpowiadać na jego pierwsze pytanie - zwykle mam granice.

Wiem, że tam jestem we śnie. Po prostu wiem, że tam jestem. Jest zielono i pięknie. Jest lato i

niebo ma najpiękniejszy niebieski odcień, jaki możesz sobie wyobrazić. Pasą się tam tłuste

renifery. Nie uciekają, gdy podchodzisz. Nie boją się nikogo. Ich futro jest gładkie i lśniące.

Widzę smugi dymu. Wiem, że dojdę do osady, jeśli pójdę w ich kierunku. Jeziora są czyste,

potoki przejrzyste. Mogę biegać na wietrze, tańczyć. Tam przepełnia mnie radość. No i

spotykam go. - Zaczerpnęła powietrza. - Najpierw go nie widziałam. Na początku go tam nie

było. Ale wreszcie go ujrzałam, wcześniej jakby nie byłam gotowa. To takie dziwne, Reijo!

- Nie umiem ci nic odpowiedzieć. Jeszcze nie - odparł Reijo na jej pytające spojrzenie.

- Nie wiem, co o tym sądzę. Ale wierzę ci. To na pewno. Ale mnie to też przeraża. Byłbym

głupi, gdybym tego nie przyznał.

Jej uśmiech był niczym kwiat otwierający na chwilę swoje płatki.

- Mikkal mówił, że na mnie czeka. Że ma dla nas jurtę. Widziałam też innych. Nie

pamiętałam ich imion, ale znałam ich. Nie dotykali mnie, trzymali się z dala, ale czułam, że

byłam im bliska. Czułam, że mnie znają. Uczucia tam są tak wyraźne, nikt niczego nie

ukrywa. Wszystko tam jest właściwe. I jest tam Mikkal. Ma młodą twarz, jest silny. I czeka

na mnie. Moja skóra jest tam gładka, to takie dziwne...

Rzeka płynęła obok nich, tocząc białą pianę. Jej szum wypełniał im uszy. Niebo

wisiało nad nimi szare, ale nadal wysokie. Chmury były puste. Płynęły z wiatrem w stronę

morza, kładąc się niczym dach nad doliną, zamykając ją sobą.

- Coraz gorzej jest wracać - westchnęła Raija. Reijo z trudem przełknął ślinę. Już

wcześniej o tym wspomniała. Teraz powtórzyła z pełną powagą.

Oparła się policzkiem o kolana. Otoczyła je ramionami. Spojrzała na niego

wyczekująco. Chciała dojrzeć jego reakcję na swoje słowa.

- Pragnę tam pozostać - powiedziała jeszcze wyraźniej na wypadek, gdyby nie

zrozumiał lub nie chciał zrozumieć. Wyraźniej już nie mogła.

background image

- Wiesz, co to oznacza? - spytał. Kroił więcej mięsa, niż miał na nie ochotę. Musiał

czymś zająć dłonie. Mimo to czuł niebezpieczeństwo. O czymś takim lepiej było nie

rozmawiać.

Raija pokiwała głową.

Teraz wiedziała, kim były te znajome osoby po tamtej stronie. Wiedziała, że nigdzie

indziej nie mogłaby ich spotkać, tylko •właśnie tam.

Wiedziała, co to oznacza. Ciężko było o tym myśleć.

Ale był tam Mikkal. Mikkal na nią czekał.

Tylko to się liczyło. Tylko w tym chciała uczestniczyć. Nie odważyła się pomyśleć:

ż

yć. To było coś innego.

- On mnie dotykał. Obejmował mnie - mówiła. - Czułam, że to coś zmienia. Że nie

powinien był tego zrobić. Ze przekroczył pewien próg. Ale nie chciałam, by przestał.

Chciałam trzymać go mocno. Pragnęłam, by to trwało... Sądzisz, że ja oszalałam, Reijo?

- Nie, nie sądzę. Większość ludzi nie umiałaby tego znieść. Ty umiesz. Jesteś silna,

Raiju. Wielu oszalałoby po takich... podróżach. Po takich odwiedzinach. Po zobaczeniu tego,

czego nikt nie powinien oglądać. - Ujął jej dłoń. - Mogłabyś zostać? Tak po prostu? Wybrać

to, gdy tam jesteś?

- Raczej tak - odparła Raija bez zastanowienia. Wcześniej już o tym myślała. - On też

mógłby mnie zatrzymać, ale nie robi tego. Wiem, że mógłby. Ale czuję, że to ja decyduję.

Postanawiam, że wracam tu. Że jego czas jeszcze nie nadszedł.

- Ja nie boję się umrzeć - stwierdził Reijo. - Ale boję się nie żyć. Rozumiesz różnicę?

Ty się nie boisz?

- Gdy jestem tam, nie. Ale tutaj umieram ze strachu. Teraz też. Najbardziej dlatego, że

go tam nie było. Dlatego, że przebywałam w obu miejscach naraz. Co złego zrobiłam? Czy to

przez nas, Reijo?

Reijo ucałował jej czoło, włosy. Objął ją mocno. Sam marzł. Wmawiał sobie, że się

tak ochłodziło. Ale to nie powietrze było powodem wewnętrznego mrozu, który czuł.

- Nie mieszaj nas do tego, Raiju! Ja wierzę w to, co mówisz. Wierzę, że możesz się

tam przenosić. Wierzę, że Mikkal tam na ciebie czeka. - To było trudne. Musiał głęboko

odetchnąć, chwilę pomyśleć. - Ale wiem także, że Mikkal nie żyje. Ja sam płynąłem z jego

ciałem na północ. Utonęło w morzu. On umarł jako dorosły mężczyzna. I wiem też, że ty

ż

yjesz, moja kochana! Obejmuję cię i czuję, jak jesteś ciepła. Jesteś z krwi i kości, jest w

tobie życie. Wiem, że nie powinnaś obcować z... tą drugą stroną. Nie umiem tego nazwać. Ty

tak. Ja ci wierzę. Nie zmyślałabyś tego wszystkiego. - Westchnął. Właściwie to byłoby prost-

background image

sze. Ale Raija nigdy nic nie zmyślała! - To, co robisz, to część życia. Nikogo nie musisz za to

przepraszać. Nikt nie może wymagać, byś uznała to za niebyłe. Nikt nie może wymagać,

ż

ebyś przestała żyć jak Raija. Nikt nie może wymagać, żebyś się zmieniła tylko po to, by ich

zadowolić. Ani po tej stronie, ani po tej drugiej. Jeśli Mikkal zrobił to specjalnie, zadał ci taki

ból tylko po to, to niczego nie jesteś mu winna. Nie możesz być wierna komuś, kto nie żyje,

Raiju!

Ona to wiedziała.

To dlatego tak się bała.

Dlatego czuła lodową obręcz wokół siebie. Poczuła, jakby granice zaczynały się

zacierać. Powinna mieć tego świadomość, gdy przechodziła na tamtą stronę. Powinna

wiedzieć, gdzie jest.

Powinna umieć wybrać.

A nie wiedziała.

Z szeroko otwartymi oczami szukała Mikkala. Wołała go.

Tutaj.

- Czy to początek końca? - spytała znów. - Przyjechałam tu. Spotkałam się z wami.

Wiem, że dałam wam coś w rodzaju spokoju, przynajmniej niektórym. Muszę porozmawiać z

Idą, muszę się do niej zbliżyć. To dla nas ważne. I dlatego się boję, że jedyna rzecz, która

mnie tu trzyma, to odrzucenie przez moją córkę. Może bym nie wróciła, gdyby ona tego nie

zrobiła? Może nie ma tu dla mnie nic więcej do roboty? Czy to tak jest?

- Boisz się? Raija pokiwała głową.

- Czyli że jest coś więcej. Reijo nie był tego całkiem pewny, ale włożył w te słowa

wiele stanowczości. Nie wiedział, czy ją przekona, czy nie. Raija słuchała.

- Nie możesz wrócić z tym do Rosji! - Reijo pogłaskał ją po policzku. - Tam nikt tego

nie rozumie.

- Tonią - zaprotestowała Raija słabo. Nie mogła przyznać się przed Reijo, że miał

rację. Nawet Antonia nie rozumiała mroku jej podróży. Nie rozumiała bólu. Nie zdawała

sobie sprawy, jak blisko krawędzi Raija balansowała.

Reijo to rozumiał.

- To może już nie będzie jak teraz - pocieszyła go. - Może jestem już blisko.

- Nie sądzę, żeby to miało coś wspólnego z miejscem, gdzie jesteś - zbijał jej

argumenty Reijo. - To za tobą idzie, Mały Kruku!

Wyplątał gałązkę z jej włosów. Przeczesał je palcami, przesiał jej czarne sploty.

Czarne, gdzieniegdzie z dodatkiem jaśniejszego... Śladem mijających lat.

background image

- Za tobą, Raiju. Czy umiałabyś żyć z tym samotnie? Czy potrafisz to unieść?

Reijo czuł się zmęczony i obolały. Współczuł jej z całego serca. Chciałby pomóc jej

nieść jej brzemię, ulżyć w jej samotności.

- Dotychczas tak robiłam.

- A dalej?

- Coraz częściej chcę tam zostać - powtórzyła. Nie chciała nazwać tego innymi

słowami. Czuła, jakby wypełniały jej usta, stając się czymś, czego nie umiała ani przełknąć,

ani wypluć. - Chcę zostać. Tam jest taki spokój. A ja jestem taka zmęczona, Reijo. Nie pragnę

niczego innego poza spokojem. Poza spokojnym życiem, bez zmian z nocy na dzień. Zbyt

często moje życie wahało się między niebem a piekłem. Już tego nie wytrzymuję. Chcę żyć w

spokoju...

- Żyć? - Reijo uchwycił się tego słowa. - Żyć, Raiju?

- Być - poprawiła niechętnie. Nie wierzył jej.

- Przedstawię ci coś, czemu możesz się przyjrzeć - powiedział bez zastanowienia. Nie

zdecydował o tym, ale brał taką możliwość pod uwagę. Nie był przekonany co do

powodzenia, ale nie mógł nie spróbować. - Życie, Raiju. Ludzie, których znasz, którzy cię

kochają. Którzy wymagają czegoś od ciebie. Którzy robią coś dla ciebie. Dzieci, które cię

potrzebują. Dorośli, którzy pytają cię o radę nie dlatego, że się ciebie boją czy czują, że są

wobec ciebie dłużni, ale dlatego, że jesteś jedną z nich. Dom, który nie wymaga dużo

zachodu. Jedzenie na stole, nie w nadmiarze, ale wystarczające. Ubranie. Nie hafty na

cienkim materiale, ale proste bawełny i wełny. Rozgrzewana co tydzień sauna. Płaskowyże do

wędrówek. Lasy, w których można się ukryć. Wody fiordu jako spiżarnia. Góry, które nie

chcą cię skrzywdzić, tylko cię obejmują. Nie dławią, ale bronią. Obejmują cię dlatego, że

jesteś ich częścią, a nie osobą, której można się bać. Nie taką, o której opowiada się historie.

Ciche życie wśród ścian z bali. Ludzie, którzy cię kochają. Spokój. Mężczyzna, który umie

milczeć. Małe dziecko, które ma swoje wymagania, ale nic poza tym. Więcej ludzi nie będzie.

Możesz to sobie wyobrazić, Raiju? Czy umiałabyś żyć takim życiem? Nie będzie to

niebo, ale

mogę ci obiecać, że na pewno nie piekło. Życie płynące równym strumieniem. Bez sztormów.

Bez gwałtownych zmian. Spokojnie...

- Ale bym żyła? Jesteś taki dobry, Reijo! Czy przemyślałeś to sobie?

- Nie. Roześmiali się oboje. Mrok odsuwał się, gdy byli razem. Patrzyli w tym samym

kierunku. Potrafili rozmawiać o trudnych sprawach. Umieli razem milczeć, ale nie o ważnych

problemach.

background image

- Życie Michaiła to statki. Cała jego przyszłość to Archangielsk. Michaił jest

Rosjaninem. Mojego syna nie będę przesadzała!

- Nie pytałem twojego syna - odparł poważnie Reijo. Zamyślił się na chwilę. -

Pamiętasz, ile miałaś lat, gdy stałaś się samodzielna? Piętnaście. Miałaś piętnaście lat i byłaś

w ciąży. Ja miałem szesnaście, gdy przetańczyłem całą noc z panną młodą. Pamiętam, że

czułem się dorosły. Umiałem wiele i dawałem sobie radę. Nic nie straciłem dlatego, że

wcześnie musiałem sobie dawać radę. Nigdy na tym nie straciłem, że musiałem być

odpowiedzialny.

- Pytasz, czy jestem w stanie zawieść jedyne dziecko, którego nie zawiodłam?

- Mówię, że to dziecko nie jest już dzieckiem. On jest dorosły. I tak wkrótce stanąłby

na własne nogi. Założyłby rodzinę. Zbudował dom. On ma statki. Będzie zawsze zajęty,

Raiju. I nie zawsze będzie dla ciebie miejsce w jego życiu. Zapragnie wokół siebie powietrza

i przestrzeni, jak my wszyscy kiedyś. I to nie dlatego, że nie byliśmy przywiązani do

rodziców, ale dlatego, że chcieliśmy stworzyć coś własnego, niezależnego.

Raija sama czuła, że zbyt kurczowo trzyma się Michaiła. Żyła poprzez niego.

Był dla niej tak ważny...

Raija była ważna dla niego. Ale czuła też, że zniszczyłaby coś z siebie, gdyby chciała

zatrzymać go w domu, zobaczyć, jak staje się dorosły, żyć jego życiem.

- Sądzisz, że jako jedyny wybór masz tę drugą stronę! - Reijo drążył bezlitośnie,

zrywał zasłony, za którymi chciała ukryć prawdę. - Sama wiesz, że Michaił wkrótce rozwinie

skrzydła i odfrunie od ciebie. Domyślasz się, że już tego próbuje. Wiesz, w jakim kierunku.

Sama wiesz, że wkrótce się ciebie puści. A ty przygotowujesz się na spotkanie z innym

ś

wiatem. Boisz się zostać sama w Rosji. Może i masz dużo. Ale mnie się wydaje, że wiele ci

brakuje. Mówisz, że możesz wybrać inaczej. Może, ja nie wiem. Tylko ty to wiesz. Jeśli nie

wybrać ludzi, to inny sposób życia. Słuchałem ciebie i wiem, że to, co opowiedziałaś, nie

wypełni ci wystarczająco życia, by dać ci radość. Szczęście. Dlatego mówię ci, że mam dla

ciebie wybór. Możesz wybrać domek na cyplu, Raiju. Nas. Mnie.

- Jak?

- Zapłacimy za to, jak pokierowaliśmy naszym życiem. Nie chce mi się wierzyć, by

wtrącili nas, starych, do więzienia. Prędzej skarżą nas na odosobnienie w naszym domu na

cyplu. Ludzie powoli zapomną. Albo możemy wziąć ślub na nowo. Mamy nowego księdza.

Ja jestem wdowcem. Ty jesteś Rosjanką Raisą Bykową. Zdarzało się już wcześniej, że ludzie

brali ślub z nagłej miłości.

background image

- Ludzie się dowiedzą - zaprotestowała Raija. Nie wierzyła w powodzenie jego

rozwiązań. - Już mówią.

- Mówią - zgodził się Reijo. - Ale to nie ma większego znaczenia. Zależy, kto mówi i

kto słucha. Istnieje wiele tajemnic, które stały się własnością publiczną i nie zaszkodziły

temu, kogo dotyczyły. Sądzę, że masz dużo możliwości wyboru, Raiju.

- Muszę to przemyśleć. - Raija nie chciała go zranić, odmawiając od razu.

Najgorsze, że mogłoby się stać właśnie tak, jak jej to przedstawił.

Mogłoby być dobrze...

O takim życiu marzyła. Spokojnym i bez większych zmartwień. Pomiędzy ludźmi.

Ż

yciu dla kogoś. Z możliwością ucieczki do samotności, gdyby chciała. Rozpostarciem

skrzydeł, gdyby chciała latać.

Mogłoby być dobrze...

- Muszę mieć miejsce na moje krosna - uśmiechnęła się przekornie. W wyobraźni

ujrzała swoje wielkie krosna z domu nad Dwiną. Zwoje wełny, które trzymała w skrzyniach.

- Mam miejsce - odparł Reijo. - Pokoje opustoszeją, gdy Elise i Matti się wyprowadzą.

Zostanę tylko ja i Ivar Antti. Nie damy rady ich zapełnić. I nie jestem jeszcze tak niedołężny,

by potrzebować kogoś do pomocy. Nie zamierzałem szukać żadnej kobiety. Skończyłem z

tym. Kochanie kogoś przysparza także bólu. Nie sądziłem, bym spotkał jeszcze kogoś, z kim

chciałbym dzielić życie. Stałem się wybredny na stare lata.

- Myślałby kto... - mruknęła, lecz nie mogła powstrzymać śmiechu. Poczuła, jakby los

z nią igrał, bezlitośnie zamieniając kolory nici, które ona tak starannie przygotowała i

zaplanowała do swego gobelinu.

- Wiem, czego mogę się po tobie spodziewać - uśmiechnął się Reijo. - Nie chcę, byś

teraz odpowiadała. Sama postanowisz. Jeśli odpłyniesz, zrozumiem, że to ostateczna

odmowa, że nie chciałaś powiedzieć mi tego w oczy, by nie zranić moich uczuć.

Przygotowali się do dalszego marszu. Niebo poszarzało, chmury zgęstniały, ale nie

wyglądały na deszczowe. Pewnie wypadały się gdzieś na pustkowiach.

- Chciałabym pojechać do Finlandii - powiedziała Raija po dłuższej chwili marszu w

milczeniu. - Może nie powinnam, ale chciałabym zobaczyć Maję. Knuta, Ailo. Nie wystarczą

pozdrowienia, nie po tym czasie. Nie po tym wszystkim, co się działo. Wiem, że to

niemożliwe, ale mimo to chciałabym tego. W moim sercu będą puste miejsca.

Reijo rozumiał, co się w niej dzieje. Co w sobie budowała. Dlaczego. Bez względu na

to, co on mówił, Raija czuła, że musi się usprawiedliwiać wobec tego, który nie mógł niczego

od niej żądać. Tego po drugiej stronie.

background image

Nie był to czas, by ją naciskać. Nie mógł jej zmuszać, mimo że czuł, że jego

propozycja będzie dla niej najlepsza.

Bolało go, gdy wyobrażał sobie ją na miejscu w Rosji. Źle by się czuł ze

ś

wiadomością, że ona tam jest. Ze tęskni. Że żyje pozbawiona tylu rzeczy.

Szli w milczeniu, pogrążeni w myślach. Mimo że nie dzielili się nimi, nie czuli się

samotni.

Zrobiło się bardziej stromo. Opadła mgła, otulając ich gęstą zasłoną i obdarzając

wilgotną pieszczotą.

Reijo i tak wiedział, gdzie są, znał te okolice. Zapewnił Raiję, że się nie zgubią. Może

po nieco dłuższym czasie, ale dotrą wieczorem do namiotu chłopaków. Trochę będą musieli

się wspinać, ale nie poważnie. Nawet kobieta w spódnicy da sobie tu radę, no i starszawy

mężczyzna też. Ale to tylko spacer wzdłuż rzeki.

Przyjęła jego słowa. On wiedział najlepiej, znał teren. Raija nie bała się ani skał, ani

mgły. Nadal widzieli, co mają przed sobą. Przyroda nie schowała się całkiem przed nimi.

Rzekę zresztą było dobrze słychać.

Raija przemoczyła kumagi. Jeden rzemyk się jej rozluźnił, rano nie chciało jej się go

porządnie zacisnąć.

Rozwiązywał się coraz bardziej. Nie mogła go poprawić, bo akurat musiała trzymać

się oburącz skały.

Nie chciała mówić o tym Reijo, bo ten schodził szybko jak kozica. Wołał do niej,

czego może się złapać, na czym stanąć. Brakowało jej czasu na zastanowienie.

Już wiele lat nie poruszała się w takim terenie. W Rosji wszystko było płaskie i

rozległe.

O ile mogła dostrzec, miała już niedaleko. Pod sobą widziała gęste zarośla.

Ufała, że Reijo nigdy nie zmusiłby jej do przejścia tej drogi, gdyby nie był pewien, że

jest bezpieczna. Inaczej nie schodziliby po stromym zboczu we mgle!

Znalazła ścieżkę, o której wspomniał Reijo. Szła krok za krokiem. Rzemyk wisiał

luźno, ale nie przeszkadzał jej, jeśli o nim nie myślała. Wolałaby tylko go nie zgubić.

- Już niedaleko! - Reijo wołał do niej z ziemi. Raiji ulżyło na sercu. - Na prawo!

Widzisz? Idź blisko skały, ale nie puszczaj trawy!

Zrobiła, jak powiedział. Rzemyk zaczepił się o korzeń, obok którego przesunęła nogę,

i przytrzymał ją, zanim znalazła coś, czego mogłaby się uchwycić...

Spadła.

background image

Krzewy w stóp Reijo przejęły nieco impetu upadku, ale Raija spadła tak nagle, że

Reijo nie zdążył jej złapać. Zanim się zorientował, ręce zagarnęły tylko powietrze.

Ś

cieżka szła wzdłuż półki skalnej. Do rzeki było niedaleko. Raija spadła z półki i

potoczyła się w dół.

Reijo słyszał jej krzyki, gdy zaczął biec ścieżką. I tak by nie pomogło, gdyby biegł po

stromym.

Zanim zdążył do niej dotrzeć, zapadła cisza.

background image

13

Spadła aż na sam dół. Plecak leżał pod jej głową i karkiem. Cud boski sprawił, że

przyjął na siebie ostatnie uderzenie.

Reijo dobrze wiedział, że Raija mogła sobie złamać kark.

Miała na sobie ślady potłuczeń i otarcia. Krew płynęła z policzka. Reijo bardziej się

bał takich krwotoków, których nie mógł widzieć.

Stał bezsilnie kilka minut. Popatrzył w górę na skałę. Była wysoka na dziesięciu -

dwunastu ludzi. Miała tu i ówdzie występy. Raija mogła się o nie poobijać, ale przynajmniej

zwolniły tempo upadku.

Oddychała. Reijo wiedział, że mogłaby już nie oddychać, gdyby spadła prosto w dół.

Nie wiedział, czy ma za to dziękować. Nie wiedział zresztą, komu.

- Prawie ją miałeś - rzucił w powietrze. - Mam nadzieję, że jej teraz nie zatrzymasz.

Ona jeszcze ma tu coś do załatwienia. Tobie się nie spieszy. Nic ci się nie stanie, jeśli sobie

trochę poczekasz. Wieczność jest długa. Ona do ciebie przyjdzie. Wtedy, gdy nastanie jej

czas. Wtedy będziesz ją miał na zawsze. Ale teraz jeszcze za wcześnie.

Reijo przerwał sam sobie:

- U diabła, stoję tu jak stary wariat i gadam sam do siebie. Albo do kogoś, kto dawno

nie żyje!

Ostrożnie próbował wyjąć plecak spod głowy Raiji, ale zaniechał tego. Uznał, że

ochrania jej kark.

Nie wyglądało, by coś sobie złamała.

Wolałby chyba, by umarła, niż straciła władzę w nogach. Jej wszystkie marzenia i

tęsknoty związane były z możliwością poruszania się.

Reijo podniósł Raiję i zarzucił sobie na kark. Trzymał za ręce i kostki u nóg.

Musiał zachować wielką ostrożność. Posuwał się z trudem, a miał przed sobą długą

drogę.

Liczył, że dotrą do miejsca wyrębu przed wieczorem. Teraz musiał zdążyć.

Przynajmniej - spróbować.

Matti i Sedolf zakończyli pracę na dziś. Ich dni rozpoczynały się wcześnie i trwały

długo. Żaden z nich nie bał się pracy, zwłaszcza gdy wykonywali ją dla swego dobra.

Matti nie mógł się doczekać, kiedy zamieszka u siebie. Nie był pewny, czy zdążą

przed zimą. Już wcześniej pomagał przy stawianiu domów. Wprawni pracownicy byli w

background image

stanie ustawić kilka bali w ciągu dnia. Trzeba było je dobrze wpasowywać tak, by nie pozo-

stały zbyt duże szpary. Nie powinno się wpychać pomiędzy bale zbyt wiele mchu.

Mieli mało czasu.

Drewno nie wyschło jeszcze porządnie, ale mimo to postanowił zaryzykować.

W domku na cyplu nie było im źle, mieszkali u swoich. Ale Matti żył myślą o

własnych czterech ścianach. O drzwiach, które Elise zamknie wieczorem kluczem wiszącym

w pęku u jej pasa.

- Wymarzną się w tych górach - stwierdził Sedolf, wskazując głową na mgłę. Spłynęła

po południu i zawisła na czubkach drzew.

Siedzieli przy ognisku, przeciągając nieco wieczór. Dobrze było odpocząć, oddychając

ś

wieżym powietrzem. W namiocie tylko spali. Namiot był prostszą odmianą lapońskiej jurty.

Składał się z długich gałęzi ustawionych w szpic i okrytych skórami i wełnianymi pledami.

Na ziemi rozłożyli skóry i kolejne pledy. Nie mieli miejsca na palenisko. Bywało im zimno,

ale wtedy raczej wstawali wcześniej i rozpoczynali pracę. Gdy się kładli, nigdy nie panowało

aż takie zimno, by nie mogli zasnąć.

- Pewnie się rozgrzewają - odparł Matti ze śmiechem i dwuznacznym spojrzeniem. -

Ty pewnie też zauważyłeś gorącą krew rodu Alatalo u Idy, prawda?

Sedolf nie mógł zaprzeczyć.

- Naprawdę myślisz, że oni...?

- No cóż - zastanowił się Matti, gryząc gałązkę. Zapomniał wziąć z domu tytoniu do

ż

ucia i czasem mu tego brakowało. Radził sobie, jak umiał. - Moja siostra jakoś nie

odmówiła. A ma słabość do Reijo. A on na tyle jest mężczyzną, że wie, jak dobrze jest w

kobiecych ramionach. Coś jest pomiędzy nimi, są sobie tak bliscy. Chociaż nie tak samo jak

kiedyś Raija i Mikkal. Jak ty i Ida. Ja i Elise. Ale coś istnieje, rozumiesz? Ja mam swoje

zdanie o tej ich wyprawie. Sądzę, że Reijo jest bardziej przebiegły, niż sobie wyobrażamy.

Zaśmiali się, zostawiając ten temat. Mieli suszone mięso i chleb. Kwaśne mleko,

masło i ser, które trzymali w chłodzie w jamie wykopanej w torfie. Mieli też piwo uwarzone

przez Idę i przesłane z upomnieniem, by nie wypili wszystkiego od razu. Niczego im nie

brakowało.

- Czy to łoś? - Matti usiadł gwałtownie i wpatrzył się w cienie lasu.

- Nie wypiłeś aby za dużo? - spytał Sedolf. Uraczyli się z dzbanka po dniu dobrej

pracy, to prawda. - A może to niedźwiedź? - dodał z roztargnieniem, bardziej zajęty chmarą

meszek krążących mu nad głową. Odganiał je dmuchnięciem i z rozbawieniem obserwował,

jak po chwili walczą o utracone pozycje.

background image

- Boże jedyny! - zawołał Matti. Ton jego głosu na dobre oderwał Sedolfa od jego

zajęcia.

Reijo z trudem wyszedł z zagajnika brzozowego. Raija leżała bez życia na jego

barkach.

Zatrzymał się, gdy ich dostrzegł, i zachwiał się. Dobiegli do niego. Sedolf przejął

Raiję, zaniósł ją do namiotu i położył, nie zdejmując z niej plecaka. Zbliżył dłoń do jej ust i

sprawdził, że oddycha.

- Żyje? - spytał Reijo mrocznym głosem. Nie usiadł.

- Co się stało? - spytał Matti.

- Gdzie macie konia? - spytał Reijo, nie odpowiadając na jego pytanie.

- Ida nas tu przywiozła - odparł Sedolf. - Przyjedzie pojutrze. Tak zdecydowaliśmy, by

nie zajmować się jeszcze koniem.

- Dobry Boże! - stęknął Reijo. Wszedł na czworaka do namiotu i usiadł obok Raiji.

Pogłaskał ją po policzku. - Spadła niemal na gołą skałę. Myślałem, że nie żyje. - Pogładził

pieszczotliwie skórę plecaka. - To on ocalił jej kark. Gdyby wylądowała inaczej, i tak nie

byłoby istotne, że Ida przyjedzie dopiero pojutrze. Nie wiem, jak źle z nią jest, ale nie ocknęła

się jeszcze.

Sedolf zaczął wciągać sweter.

- Idę po wóz - rzucił. - Będzie szybciej niż pojutrze. Dojdę na dół jeszcze za nocy.

Wtedy Ida przyjedzie wozem, a ja pójdę spać. Jesteście jej najbliżsi, będziecie z nią. Mam

nadzieję, że zdążę.

Nie odwodzili go od tego pomysłu. Nic innego nie mogli zrobić.

- Czy ona umrze? - spytała nie po raz pierwszy Ida.

Sedolf siedział i niemal drzemał, obejmując Mikkala. Nie mieli czasu, by odwozić

chłopca do Elise na cypel.

Zaprzągł tylko konia i załadował koce i mikstury, które Ida dostała od Anjo. Nie był

jednak pewien, czy Ida wiedziała, jak ich użyć.

Był bardzo wczesny ranek. Nawet Reijo by jeszcze nie wypłynął na poranny połów.

- Umrze?

- Nie wiem - odparł Sedolf tak samo, jak wcześniej.

- Czy ona wygląda, jakby miała umrzeć? - nie poddawała się Ida.

- Oddychała, ale nieprzytomna. Krwawiła i była potłuczona. Zresztą nie wiem, Ida.

Reijo też nie wiedział. Skąd, u diabła, mam wiedzieć? Przecież od razu ruszyłem na dół!

background image

- Nie musisz przeklinać! - odgryzła się Ida. - Po co tata zmuszał ją do wspinaczki? -

spytała samą siebie. Sedolf musiał się uśmiechnąć. Ida była jedyna w swoim rodzaju.

- Dlaczego ja zachowywałam się jak głupia? Jak rozpuszczony bachor?

- Może taka jesteś? - odparł Sedolf bez zastanowienia. Z trudem nadążał za jej

słowami. Nie chciał też budzić Mikkala. Chłopczyk zasnął od razu, gdy go położyli na wozie,

mimo że zdziwił się, gdy go wynieśli z łóżeczka. Mały tyle podróżował w swoim życiu, że

wiele rzeczy akceptował. Sedolf poczuł przypływ czułości do malca. - Ona spadła nie dlatego,

ż

e się tak zachowywałaś - musiał jednak dodać. Ida zawsze ubarwiała rzeczywistość, dodając

sobie znaczenia i oceniając los tak, jak jej pasowało. - Nawet cię tam nie było! - dodał, gdy

Ida nie odpowiadała. - Twój ojciec nie dlatego wziął ją w góry, że ty byłaś nieprzejednana.

- A dlaczego?

- Boże, Ida! Ani ty, ani ja nie mamy z tym nic wspólnego! Tylko ich dwoje! Oni są

twoimi rodzicami, ale nie muszą się przed tobą tłumaczyć ze swoich poczynań.

Zamilkła. Sedolf widział, że ona płacze, ale to był jeden z tych razów, gdy lepiej było

jej nie przytulać.

Musiała być z tym sama.

Sedolf zresztą poczuł się tak wyczerpany, że zasnął.

- Czy ona umiera? - Ida rzuciła się na ojca. Płakała i była jednocześnie zła. - Dlaczego

ją tam ciągnąłeś? Przecież ona nie chodziła po górach, od kiedy żyje w Rosji! Wszyscy

mówią, że tam jest gładko jak na pupie dziecka! Czy nie myślałeś?

Uderzyła go pięścią w klatkę piersiową, waliła niczym w bęben. Reijo pozwolił jej na

to. Gdy uderzenia ustały, objął ją i otarł jej łzy kciukami.

- Obmyliśmy jej rany - powiedział spokojnie. - Opatrzyliśmy. Zużyliśmy na to jej

halkę. Raija na pewno się potłukła, ale niczego nie złamała. To zakrawa na cud. - Zaczerpnął

powietrza. Sam nie spał zbyt wiele, pozwalał sobie tylko na krótkie drzemki. Nic nie jadł, nie

miał na nic ochoty. - Gdyby odniosła jakieś wewnętrzne obrażenia, krwawiłaby. Ale nic się

nie dzieje. Tylko śpi.

- Śpi? - Ida zadrżała.

- Śpi - potwierdził Reijo zmęczony. - Podróżuje. Nazwij to, jak chcesz, moja Ido.

- Zimnym snem? Pokiwał głową.

- Na to nic nie możemy poradzić. Staramy się, by jej było ciepło. Siedziałem koło niej,

trzymałem za rękę. Ale chyba ze mnie kiepska kotwica, Ida. Chyba już jest za późno. Nic nie

może jej pomóc: żadne zioła czy lekarz. Nic nie pomoże puszczanie krwi czy modlitwy. Coś

innego ma nad nią teraz władzę.

background image

- Nie mogę tak czekać! - Ida nigdy nie odznaczała się cierpliwością. Wszystko

musiało się dziać natychmiast. Sięgnęłaby po cuda. - Czy Maja mogłaby jej pomóc?

- Nie wiem. Ida przebiegła obok niego, weszła na kolanach do namiotu i zatrzymała

się przy matce. Przyłożyła dłonie do jej policzków, ogrzewając je.

Były takie zimne!

- Dajcie tu koce! - zawołała Ida, wysuwając głowę z namiotu.

Reijo posłuchał. Sedolf i mały Mikkal nadal spali na wozie.

Obłożyli kocami skóry okrywające Raiję. Wiedzieli jedno: że ma jej być ciepło.

Jednak ona nadal była zimna, gdy po dłuższej chwili sprawdzili.

Posunęli się, robiąc miejsce jeszcze dla Mattiego.

Najwcześniejsze ptaki odzywały się już w koronach drzew. Nie wiadomo było, czy

słońcu uda się przedrzeć przez mgłę. Próbowało, ale mgła nadal była gęsta jak mleko.

- Rozmawialiśmy o tym - powiedział w końcu Reijo. Nie czuł, by zawodził zaufanie

Raiji. Musiał się tym z kimś podzielić. A Ida i Matti byli jej jeszcze bliżsi. Ta sama krew. -

Ona podróżuje pomiędzy tym a rzeczywistością. Nie zawsze odróżnia te stany. Sama się lęka

tego czegoś. Lęka się, że to straci albo że oszaleje. Ale naprawdę to coś staje się dla niej naj-

ważniejsze z tego, co ma. Michaił niedługo dorośnie. A w Archangielsku nie pozostawiła zbyt

wiele. Dobrze jej tam, ale wiele jej brakuje. - Reijo zaschło w ustach. - To nie jest łatwe -

mówił dalej. - Ja tego też nie rozumiem. Ona przechodzi do świata, gdzie panuje spokój.

Gdzie czeka na nią Mikkal. Rozmawia z nią. Dotychczas za każdym razem wracała. Ale

mówi, że coraz niechętniej. Wolałaby zostać tam z Mikkalem.

- O Boże, tato! - zawołała Ida. - Wierzysz w to?

- Przecież sami to widzimy, prawda?

Ida nie odpowiedziała.

- Dziś w nocy coś się wydarzyło - mówił dalej Reijo. - Ona znów śniła. Przeszła na

tamtą stronę. Ale gdy się ocknęła, nadal tam była. Rozmawiała ze mną, poznała mnie. Ale nie

wiedziała, gdzie jesteśmy. Szukała Mikkala. Biegła godzinami, wołając go, zanim wróciła

naprawdę. Z trudem za nią nadążałem.

W namiocie zapadła cisza.

- Ja nie wiem, czy ona zechce wrócić - powiedział Reijo smutnym tonem. - Skoro już

tam jest...

Ida wyszła.

Reijo został, trzymając dłoń Raiji w swojej. Czasami zasypiał. Za każdym razem, gdy

się budził, dłoń Raiji była równie zimna.

background image

Reijo się bał.

To się zdarzało wcześniej, nie było mu nieznane. A Raija może już wystarczająco

długo żyła? Zdążyła pozostawić po sobie ślady.

Jeśli nie powróci, może to będzie miało sens. Ale będzie za nią tęsknił. Bardziej niż

wtedy, gdy zniknęła piętnaście lat temu.

Tym razem czekał. Widziała go. Stał nieporuszony i czekał. Patrzył w jej kierunku.

Wiedział, że przyjdzie.

Co mogła zrobić innego, niż pobiec ku niemu? To z nim było jej najlepiej!

Raija nie miała jednego rzemyka u kumagów, ale mimo to biegła. Frunęła! Prosto w

jego objęcia.

- Wiedziałeś, że przyjdę? - spytała, zdyszana, gładząc go po włosach.

- Wołałem ciebie - odparł. - Ale potem żałowałem.

- Żałowałeś? - Musiała się mu przyjrzeć. Powaga jego głosu zdziwiła ją. Oczy mu

pociemniały, straciły swój bursztynowy odcień. - Ja cię szukałam, Mikkal. Nie słyszałeś

mojego wołania? Myślałam, że mnie porzuciłeś! Sądziłam, że już na mnie nie czekasz! A

obiecałeś! Obiecałeś, że będziesz na mnie czekał. Dawno temu obiecałeś, że zawsze będziesz

się mną opiekował. Zawsze.

- Opiekuję się tobą - powiedział łagodnie. Odsunął ją na odległość ramienia i

popatrzył z czułością. Uśmiechnął się swoim uśmiechem z młodości. Tym, który miał, zanim

spotkały go wszystkie zawody, zanim poznał smak goryczy, zanim zrozumiał, że poświęcił

zbyt wiele.

- I czekam na ciebie, Mały Kruku. Powiedz mu, żeby cię tak nie nazywał. Ty jesteś

moim Małym Krukiem. Czekam na ciebie.

Pokazał jej tereny, które przypominały do złudzenia te, po których biegali jako dzieci.

Ale nie te same.

Stali obok siebie. Było lato. Zawsze było tam lato, gdy przychodziła.

Raija nie chciała pytać, czy mają też tę błękitną jesień, którą kochała. Sama zobaczy.

Mikkal pogładził jej twarz obiema dłońmi, delikatnie, pieszcząc każdy skrawek skóry.

Ona nie mogła go dotknąć. Cofnął się, gdy podniosła ręce.

- Ja czekam - zapewnił. - Nadal czekam. Czuję się samotny, lecz czas inaczej tu mija.

Raija nic nie odpowiedziała. Nie byłaby uczciwa, gdyby stwierdziła, że nie chce

wracać. On to czuł.

- Nie przyjdziesz tu przez jakiś czas - rzekł. - Oprę się pokusie i nie będę cię wołał.

Nie przyjdę do ciebie. Nie będziesz o tym myślała. Nie będziesz myślała o mnie. Podróże

background image

tutaj już ci nie służą. Nie chcę, by ci się coś stało. Osiągniesz spokój, Mały Kruku. Ale gdy

twój czas nadejdzie, przyjdę po ciebie. Moja jurta na ciebie czeka. Ja też.

- Auu! Wszystko mnie boli!

- Raija? - Głos Reijo gruby ze wzruszenia. Dłoń ściskająca jej dłoń. Palce były chyba

jedyną częścią ciała, która jej nie bolała.

- Mama? - Głos tak podobny do jej głosu. Chłodna dłoń na czole. - Jezu, jak dobrze,

ż

e wróciła! Już będę święta do końca życia!

- I tak nie wytrzymasz, Ida! - Głos Mattiego pełen był udawanej słodyczy.

Raija otworzyła oczy. Nawet to bolało. Wszystko ją bolało. Nad sobą ujrzała trzy

twarze. Z niedaleka dobiegał ją odgłos uderzeń siekierą i chłopięcy głosik, mówiący coś

mieszanką fińskiego i norweskiego. Odpowiadał mu po norwesku męski głos. Rozpoznała

głos męża Idy.

- Ten cholerny rzemyk! - przypomniała sobie Raija.

- No, w głowie ma wszystko na miejscu - stwierdził Matti. - Możesz poruszyć rękami i

nogami? Boli cię coś?

Raija chciała się zaśmiać, ale zbyt ją bolało.

- Spytaj mnie jutro! Przecież tam nie było tak stromo...

- Poleciałaś przez następne zbocze - rzucił Reijo. W jego oczach coś błyszczało. Po

prostu płakał i nie robił nic, by to ukryć. - Myślałem, że się zabiłaś, Raiju! Byłem pewien, że

tym razem stamtąd nie wrócisz. Sądziłem, że on już cię zabrał do domu.

Raija zamknęła oczy. Nadal czuła dłonie Mikkala na twarzy. Tęskniła za nimi.

- „Więcej tam nie pójdę. Dopiero wtedy, gdy tam pozostanę na zawsze.

Nie tłumaczyła więcej.

- Cieszę się, że wróciłaś. - Ida klęczała obok ojca. Raija dostrzegła ich podobieństwo,

a zarazem podobieństwo do siebie. - To wszystko źle wyszło - mówiła dalej Ida. -

Przepraszam za to. Teraz mam nadzieję, że się poznamy. Że wybaczysz swojej głupiej córce.

Już tyle czasu zmarnowałam! Gdybyś umarła, nigdy bym sobie tego nie darowała! Napiszę do

Mai i opowiem jej wszystko! O mnie też. Może ona też zmieni zdanie. Napiszę i wyślę list po

listopadowym jarmarku przez kupców. Musisz trochę u nas pomieszkać! Przecież kiedyś to

był twój dom!

- Zupełnie jakbym słyszał ciebie, gdy byłaś w jej wieku - zaśmiał się Reijo. - A może

nawet brzmi to gorzej, o ile to możliwe. Ale chyba będą z niej ludzie.

Objął Idę ramieniem, promieniejąc ojcowską dumą.

background image

- Poznamy się - obiecała Raija. Popatrzyła w oczy Reijo. - I może nie będziemy miały

za mało czasu. Twój ojciec prosił mnie, bym przemyślała coś, co kusi mnie coraz bardziej.

Zaproponował mi coś, czemu trudno odmówić.

- Czy to oznacza „tak”? - zdumiał się Reijo.

- Nie mogę pokiwać głową! - zaśmiała się Raija, choć uśmiech też ją bolał. - Ale

pragnę tego spokojnego życia, które mi obiecałeś. Domku na cyplu. Was. Ciebie.

- Dam temu radę - obiecał Reijo - nawet jeśli miałbym pójść za ciebie do więzienia.

Chyba tego jeszcze nikt dla ciebie nie zrobił?

- Tylko ty.

- Co...? - chciała spytać Ida. Patrzyła od matki do ojca. Zaczynała coś rozumieć, ale

nie była pewna. To wydawało się zbyt pospieszne. Pomyślała o Helenie. Ale uśmiechnęła się

do nich i poczuła, jak radość rozchodzi się po jej duszy.

- Miałem rację, gdy przepowiadałem działanie krwi rodu Alatalo - mruknął Matti. -

Piekielnie gorąca...

- Twoja matka zgodziła się tu zostać - wytłumaczył Reijo Idzie. - Oboje nie mamy

teraz zbyt wiele oprócz siebie. Ci, z którymi dzieliliśmy dzieciństwo i młodość, odeszli. Tylko

ja i ona ich pamiętamy. Możemy sobie siedzieć na cyplu i wspominać. Możemy uczynić

swoje dni jaśniejszymi. Kochamy się. Raija jest moim najstarszym przyjacielem, a ja jej.

Mam nadzieję, że nie widzisz w tym nic złego.

- Weźmiecie na nowo ślub? - Ida wpatrzyła się w niego z niedowierzaniem.

- Nie wiem, jak się do tego zabierzemy - przyznał Reijo. - Ale na pewno jakoś to się

musi udać.

- Zapomniałeś działania tej krwi! - Matti poklepał Reijo po ramieniu i mrugnął

znacząco do Raiji, zanim wycofał się z namiotu. - Wiem na pewno, że jest wrząca. Nieważne,

jakie usprawiedliwienia starasz się nam przedstawić. Zresztą krew Kesaniemich też nie jest

spokojna!

Strupy spadły i siniaki zbladły. Dopiero wtedy Raija zgodziła się na podróż na drugą

stronę fiordu.

- Nikt nie powinien myśleć, że zbiłeś mnie, by mnie dostać! - stwierdziła Raija bardzo

stanowczo.

I zaczekali.

W budowie domu doszli już do okien. Mężczyźni liczyli, że uda im się przed

pierwszym śniegiem położyć dach. Już nacięli darni. Kobiety zebrały dużo mchu.

background image

Przechowywały go w workach po rosyjskiej mące. Niektóre kobiety szyły z tych worków

spodnie. Tylko Ida nie chciała ubrać w coś takiego Sedolfa.

Teraz kobiety obierały brzozową korę, która miała leżeć pod pierwszą warstwą darni:

tą kładzioną trawą do dołu. Druga warstwa miała mieć trawę na wierzchu.

Wszyscy przykładali się do roboty. Dzieci pracowały i bawiły się na zmianę.

Statek zawinął do fiordu.

Raija nie przypuszczała, że będzie aż tak płakała, że już zacznie za nim tęsknić...

Michaił nie był zaskoczony.

Został trzy dni. Pomógł trochę przy budowie domu Mattiego. Przenocował u Idy i

Sedolfa. Siedzieli wszyscy wokół stołu, tworząc wielką rodzinę. Raija i Oleg tłumaczyli tak

szybko, że Misza nadążał za rozmowami.

Michaił stał się częścią rodziny. Miał teraz rodzeństwo.

- Będzie ci tu lepiej - powiedział, gdy Raija próbowała mu tłumaczyć swoją decyzję. -

Stąd pochodzisz. Kochają cię. Tu jest twój dom!

- Ty będziesz tak daleko, Misza! Wtedy on też zapłakał. Objęli się. Matka i syn płakali

i rozmawiali przez całą noc.

- Wrócę przyszłym latem - powiedział z uśmiechem, odpływając na statek. -

Przywiozę twoje krosna, mamo. I skrzynię z Wielikiego Ustiuga. I ikonę.

- Bylebyś sam przyjechał, Misza! Uśmiechnął się.

- Wezmę też Olgę, mamo. Chyba się z nią ożenię. Spokojnie, mamo! Nie od razu!

To też działo się już dawno. Raija stała wtedy na brzegu, dopóki statek nie zniknął jej

z oczu.

Podjęła postanowienie.

Teraz stała na drugim brzegu fiordu i nie czuła się najlepiej. Była ubrana na czarno.

Reijo miał na sobie odświętne spodnie, białą koszulę, kamizelkę i kurtkę. Odmówił tylko

włożenia kapelusza.

Kristoffer nie czuł się bardziej pewnie w swoim niedzielnym stroju. Byli

zdenerwowani, jakby szli w konkury. Raija musiał zagrozić im, że wskoczy do wody, gdy na

ś

rodku fiordu zażyczyli sobie łyka wódki dla kurażu.

Tego jeszcze brakowało, żeby śmierdzieli alkoholem przy rozmowie z księdzem!

Wolałaby wtedy odpłynąć do Archangielska!

- Jesteś pewien, że potrafisz spojrzeć w oczy księdzu i przekonująco skłamać?

- Łyczek wódki na pewno by pomógł - zaczął Kristoffer ostrożnie, ale po spojrzeniu

Raiji dodał: - Oczywiście, że bez niego też dam radę.

background image

- Im szybciej przez to przejdziemy, tym prędzej się napijesz!

Reijo pocił się w swoim stroju. Nic dziwnego, powietrze było jeszcze ciepłe, a on nie

zakładał grubej niedzielnej kurtki na co dzień.

- To jest kobieta, z którą chcesz się ożenić, Reijo Kesaniemi?

Ksiądz, mrużąc oczy, przypatrzył się Raiji. Ujrzał niewysoką kobietę o nietutejszych

rysach twarzy.

- Tak, to ona - odparł Reijo. Nadal się pocił, ale stał pewnie jak kawaler oświadczający

się ojcu o rękę jego córki.

- Rosjanka, tak? Trochę czasu zabrało przetłumaczenie jej dokumentów - wyjaśnił

ksiądz. - Musiały zostać odesłane aż do Tromso, gdzie niektórzy kupcy opanowali cyrylicę.

To zupełnie inny alfabet od naszego.

Reijo pokiwał głową.

- Chodzą plotki, że ta Raisa Bykowa, do której zapałałeś uczuciem, bardzo

przypomina twoją zaginioną pierwszą żonę?

Pytanie unosiło się przez chwilę w powietrzu. Reijo wiedział, że nie może przesadzić.

Nie sądził jednak, żeby ktokolwiek przyszedł z tym aż do księdza.

Ludzie z osady zachowali się tak, jak na to liczył. Wyłożył przynętę, a oni mieli czas,

by wszystko omówić.

Lata, które minęły od zaginięcia Raiji, wymazały to, co ją od nich dzieliło.

Wspomnienia stały się milsze, łagodniejsze.

Niektórzy nie mieli najczystszego sumienia, ale Reijo machał na to ręką. Ich sprawa.

Do ich domku na cyplu przyszła grupka ludzi. Zrobiło na nich wrażenie, że Raija

niemal się zabiła tam w górach. Może to trochę pomogło. Nie ma tego złego...

W każdym razie z powagą stwierdzili, że rozumieją, że chce zostać.

Ż

yczyli jej wszystkiego dobrego. Była jedną z nich.

Będą milczeć o jej przeszłości.

Jeśli Reijo chce, by wszyscy wierzyli, że ona jest Raisą Bykową z Rosji, to niech tak

będzie. To przecież prawie nie kłamstwo.

Reijo stał przed księdzem i miał tylko nadzieję, że ludzie milczeli, jak obiecali.

- Może ją przypomina - Reijo spojrzał na Raiję. - To było tak dawno temu. Ksiądz

rozumie na pewno, że wspomnienia z czasem bledną. Nawet ja nie umiem sobie przypomnieć

rysów tamtej kobiety. Była bardzo ładna, miała czarne włosy i ciemne oczy. Raisa też jest

ciemnowłosa. To pewnie nie przypadek, że im człowiek starszy, tym bardziej szuka kogoś

przywołującego wspomnienia młodości. Chciałbym dać na zapowiedzi. Wiem, że to wcześnie

background image

po śmierci mojej drugiej żony, ale mam zaledwie rocznego syna. Nie staję się młodszy.

Dobrze będzie mieć w domu kobietę.

Ksiądz przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Przekonująco mówił ten Fin z drugiej

strony fiordu. Nawet zrobił na nim wrażenie.

Kobieta była ładna. Umiał sobie wyobrazić, że w grę wchodziły uczucia. O czymś

innym wolał nie myśleć.

- Ogłoszę zapowiedzi na najbliższym nabożeństwie - powiedział, szeleszcząc

papierami. - Oczekuję, że będziecie wtedy w kościele. To dotyczy twojego świadka i całej

rodziny, Reijo Kesaniemi! Udzielę wam ślubu w czasie jesiennego jarmarku. Wtedy tu będę.

Reijo podziękował i zapłacił.

Kawałek drogi dalej Kristoffer wreszcie dostał swego łyka wódki. Mężczyzna był

blady i przysięgał, że już nigdy więcej nie skłamie.

- Pomyśleć tylko, stałem tam i przysięgałem, że ona nie jest Raiją! - Ta myśl nadal

sprawiała, że przechodziły go dreszcze. - Ksiądz podejrzewał, że nie mógłbym nie poznać tej,

która wyszła za mojego siostrzeńca! Ja powiedziałem mu to prosto w oczy!

- Byłeś przekonywający, Kristoffer! - Reijo wręczył mu całą butelkę wódki. -

Poczekaj na nas w łódce! Chyba nie wypada, byś pił tuż za plebanią.

Raija uśmiechnęła się i ujęła Reijo pod rękę.

- Pokażesz mi teraz grób Heleny?

- Właśnie chciałem cię tam zaprowadzić - odparł Reijo. Popatrzył na Raiję dłuższą

chwilę. - Cieszę się, że zostałaś.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron