background image

 

Lesley Dunn 

 

Miłosna terapia 

 

Przełożył Jakub Kowalski 

background image

Rozdział 1 

 
Pogodny zmierzch zaczął już ustępować 

miejsca 

ciemnej 

nocy, 

gdy 

jasno 

oświetlony  liniowiec  „Venutus"  wypłynął 
z  cichych  wód  zatoki  w  Southampton  i 
sunął  łagodnie  w  kierunku  bardziej 
niespokojnego  morza  na  kanale  La 
Manche. 

Jak  zwykle  zajęta,  pielęgniarka  Isabel 

Bainey, siedząca w recepcji znajdującej się 
pomiędzy  gabinetem  doktora  a  salą  dla 
obłożnie chorych, postanowiła zrobić sobie 
krótką  przerwę.  Odsunęła  roletę  przy 
bulaju, otwarła go i wpatrzyła się w ginące 
w  mroku  brzegi.  Potrzebowała  tej  chwili 
wytchnienia po ciężkim dniu pracy. 

Zamknęła  bulaj  i  przekręciła  mosiężny 

uchwyt 

zabezpieczając 

go 

przed 

otwarciem.  Westchnęła.  Westchnięcie  to 
spowodowane  było  nienawiścią,  którą 

background image

zostawiła  w  Stanach,  a  na  którą  nie  miała 
wpływu, częściowo natomiast radością, że 
udało jej się od tego uciec. Lecz nie miała 
teraz  czasu  na  rozdrapywanie  starych  ran. 
Statek zaczął się lekko kołysać, musi zająć 
się  ludźmi,  którzy  za  chwilę  zwalą  się  jej 
na  głowę  w  poszukiwaniu  tabletek 
przeciwko chorobie morskiej. 

–  Siostro,  chciałabym  się  widzieć  z 

doktorem, jeśli można. 

Głos  dorodnej  kobiety  o  pogodnej 

twarzy  oderwał  Isabel  od  rozmyślań  o 
przeszłości.  Rozejrzała  się  po  kabinie 
wyłożonej  jasnoniebieskimi  kafelkami,  z 
wbudowaną 

umywalką, 

szklanymi 

szafkami  na  lekarstwa  i  instrumenty, 
pokrytymi 

sztucznym 

tworzywem 

siedzeniami,  jakby  chciała  się  upewnić, 
gdzie  się  znajduje.  W  końcu  spojrzała  na 
pasażerkę i doszła do siebie. 

–  W  tej  chwili  jest  zajęty,  przyjmuje 

pacjenta. W czym mogłabym pani pomóc? 

background image

–  Nazywam  się  Stead.  Z  pokładu  A. 

Kiedy będzie wolny? 

Wzmianka,  że  zajmuje  kajutę  na 

pokładzie  A  miała  zapewne  zrobić  na 
Isabel  wrażenie.  Mieściły  się  tam 
wyłącznie  bardzo  drogie  apartamenty,  na 
które  rzadko  kto  mógł  sobie  pozwolić. 
Zwykle  pasażerowie  zajmowali  pokłady, 
które, w zależności od komfortu kajut i ich 
ceny, ponumerowano od B do E. 

–  Tego  nigdy  nie  można  przewidzieć, 

pani  Stead  –  odpowiedziała  ostrożnie, 
zdając  sobie  sprawę,  że  wiekowy  już 
doktor  Arnold  Forbes  –  „Doktorek  Arno" 
niemal  dla  każdego  –  potrafi  spędzić 
kwadrans 

nad 

najdrobniejszym 

przeziębieniem.  Osiągnął  on  ten  etap 
swojej  kariery,  że  nie  zostało  mu  już  zbyt 
wiele do zdobycia. A Isabel, choć znała go 
zaledwie  od  kilku  dni,  podejrzewała,  iż 
miała  się  ona  skończyć  smutno  i 
przedwcześnie  z  powodu  jakiejś  trapiącej 

background image

go, ale starannie ukrywanej choroby. 

– W czym mogłabym pani pomóc, pani 

Stead?  –  zapytała  ponownie,  zdając  sobie 
sprawę,  że  jest  to  tylko  kolejna  prośba  o 
poradę  na  chorobę  morską.  –  Wiem,  że 
pierwsze  dni  na  morzu,  a  zwłaszcza  na 
kanale La  Manche  i  w  Zatoce  Biskajskiej, 
mogą  się  dawać  we  znaki.  Doktor  Forbes 
zawsze  poleca  w  takich  wypadkach  te 
pastylki – podniosła małą buteleczkę. 

Kobieta  wzięła  je  ciesząc  się,  że  nie 

będzie 

zmuszona 

poddać 

się 

szczegółowemu badaniu. 

–  Dziękuję,  siostro.  Myślę,  że  to  mi 

wystarczy. 

Isabel  zapisała  na  kartce  nazwisko 

kobiety,  sprawdziła  numer  kajuty na liście 
pasażerów  i  wpisała  do  kartoteki  dodając 
nazwę leku. 

Zadźwięczał  dzwonek  telefonu.  Kiedy 

podnosiła  słuchawkę,  zmarszczyła  brwi. 
Wypłynęli w morze zaledwie trzy godziny 

background image

temu  i  za  wcześnie  było  jeszcze  na  jakieś 
wezwania z kajut. 

–  Izba  chorych.  Mówi  siostra  Bainey  – 

przedstawiła się krótko. 

–  Nazywam  się  Lady  Winnisford, 

zajmuję  kajutę  numer  9  na  pokładzie  A. 
Proszę,  aby  okrętowy  lekarz  przybył  do 
mnie jak najszybciej. 

–  Czy  może  mi  pani  podać  jakieś 

powody wezwania, abym mogła przekazać 
je doktorowi, Lady Winnisford? 

–  Na  ten  temat  będę  rozmawiać  z  nim 

osobiście. 

Isabel  Bainey  odznaczała  się  na  ogół 

łagodnym  usposobieniem.  Złożyły  się  na 
to  jej  wrodzone  cechy  charakteru  i 
profesjonalny  trening  w  szpitalu.  Tym 
razem  jednak  nachalne  domaganie  się 
usług  lekarza  i  jej  własnych  już  w 
pierwszych  godzinach  podróży  zaczynały 
ją  nieco  irytować.  Była  pewna,  że 
pasażerka nie odważyłaby się traktować w 

background image

ten sposób swego osobistego lekarza. 

– Przyjęłam zgłoszenie. Umieszczę pani 

nazwisko na liście zleceń, doktor odwiedzi 
panią podczas wieczornego obchodu. 

–  Czy  to  znaczy,  że  mam  czekać?  – 

zapytała 

Lady 

Winnisford 

ostrym, 

kłótliwym tonem. 

Isabel  spojrzała  na  wiszącą  przed  jej 

oczyma listę. Nie było na niej ani jednego 
ważnego  wezwania.  Większość  z  nich 
sprowadza  się  do  wysłuchiwania  przez 
doktora  litanii  skarg  na  wyimaginowane 
dolegliwości. Mimo, że był to jej pierwszy 
rejs,  Isabel  nauczyła  się  już,  czego  może 
się  spodziewać  od  doświadczonego 
okrętowego medyka. 

–  Niezbyt  długo,  jak  sądzę,  lady 

Winnisford.  Lecz  ponieważ  pani  sprawa 
nie wydaje się być pilna... 

– Kto dał pani prawo decydować, co jest 

pilne,  a  co  nie,  siostro!?  –  spytała 
rozdrażniona. 

background image

– Lady Winnisford, jeżeli powie mi pani 

cokolwiek  na  temat  swoich  dolegliwości, 
będę  przynajmniej  w  stanie  ocenić,  czy 
umieścić  panią  na  samym  czele  listy 
wezwań. 

– Mam nudności. 
–  Rozumiem,  Lady  Winnisford  – 

odparła  Isabel  starając  się,  aby  jej  głos 
zabrzmiał  jak  najbardziej  życzliwie.  – 
Doktor  Forbes  dysponuje  specjalnym 
lekarstwem na chorobę morską. Przyjdę za 
chwilę do pani, aby upewnić się, że to jest 
rzeczywista 

przyczyna 

pani 

złego 

samopoczucia. 

–  Czy  pani  jest  lekarzem?  –  padło 

impertynenckie pytanie. 

Isabel  nie  odpowiedziała  na  nie, 

stwierdziła tylko krótko: 

–  No  cóż,  nie  mogę  zrobić  nic  więcej 

oprócz  umieszczenia  pani  nazwiska  na 
liście wezwań dla doktora. Pan Forbes jest 
obecnie  na  konsultacji,  będzie  wolny  za 

background image

jakąś  godzinę,  później  ma  jeszcze  kilka 
innych wizyt. 

Po  drugiej  stronie  połączenie  zostało 

gwałtownie  przerwane.  Isabel  delikatnie 
odłożyła  słuchawkę  na  widełki.  Dopisała 
nazwisko  Lady  Winnisford  do  listy  i 
umieściła obok niego krótką informację: 

„Mdłości! Odmawia podania informacji, 

jest niecierpliwa i wymagająca. " 

Gdy podniosła wzrok, zobaczyła, że stoi 

przed  nią  kolejna  pacjentka.  Starsza 
kobieta  uśmiechała  się  ze  skruchą  i 
trzymała  poplamiony  krwią  bandaż 
zawinięty luźno wokół kciuka. 

–  To  moja  wina,  siostro.  Ktoś  – 

prawdopodobnie  moja  wnuczka  –  przysłał 
mi  na  pożegnanie  wspaniały  bukiet 
kwiatów.  Sama  pani  wie,  jak  irytujące 
bywa  czasami  odpakowywanie  ich  z  tych 
wszystkich 

plastikowych 

osłonek. 

Chciałam  sobie  pomóc  scyzorykiem  i 
zacięłam się. 

background image

Isabel  posadziła  kobietę  na  stojącym 

przy  zlewie  krześle,  odkręciła  kran  i 
ostrożnie  zdjęła  zakrwawiony  bandaż, 
którym  obwinięty  był  kciuk.  Przemyła 
delikatnie  ranę,  ciesząc  się,  że  tak 
naprawdę nie jest to nic groźnego i zwykły 
plaster rozwiąże sprawę. 

– Chcę się widzieć z doktorem – doszedł 

do niej głos. 

Isabel 

odwróciła 

się 

ujrzała 

zniecierpliwionego, 

opryskliwego 

mężczyznę. Był wysoki, miał włosy koloru 
piasku, 

najprawdopodobniej 

dobiegał 

trzydziestki. 

powodu 

niebywałej 

chudości  jego  drogi,  supermodny  strój 
wisiał na nim jak na wieszaku. 

Lecz miał niebywale dziwne oczy, które 

przykuły  jej  uwagę  tak,  że  zapomniała  o 
jego  wyglądzie.  Były  jasnoniebieskie, 
wzrok  zdawał  się  sięgać  gdzieś  w  dal, 
zupełnie  bez  wyrazu,  co  nadawało  temu 
mężczyźnie przerażający wygląd. 

background image

– Pan doktor właśnie przyjmuje pacjenta 

–  powiedziała  cicho  wracając  do 
krwawiącego  palca  starszej  kobiety.  – 
Jeżeli byłby pan łaskaw spocząć... 

– Moja matka jest chora. 
Tembr  głosu  i  niecierpliwość  były  bez 

wątpienia  kopią  tego,  co  parę  minut  temu 
usłyszała przez telefon. 

– Czy pana matką jest Lady Winnisford? 

–  spytała,  nie  podnosząc  wzroku  znad 
skaleczonego palca. 

– Oczywiście. 
–  W  takim  razie  bardzo  mi  przykro, 

panie Winnisford, ale doktor Forbes ma w 
tej  chwili  o  wiele  cięższy  przypadek  niż 
choroba  morska.  Wpisałam  nazwisko 
pańskiej  matki  na  listę  oczekujących. 
Doktor zajmie się nią, gdy tylko wróci. 

– Nie będziemy tak długo czekać. 
Isabel  delikatnie  założyła  plaster  na 

kciuk starszej kobiety i uśmiechnęła się do 
niej. 

background image

–  Z  pewnością  nie  będzie  pani  miała  z 

nim żadnych kłopotów. Czy mogłaby pani 
podać swoje nazwisko, muszę je wpisać do 
kartoteki? 

–  Jean  Doughty,  pokład  C.  Dziękuję, 

siostro.  –  Ruszyła  w  stronę  drzwi.  Zanim 
wyszła, zatrzymała się na chwilę i dodała: 
–  Choroba  morska  może  być  bardzo 
samolubną  dolegliwością  –  u  niektórych 
ludzi. 

Twarz  oczekującego  mężczyzny  stężała 

w  gniewie.  Zaniemówił  i  nie  był  w  stanie 
odpowiedzieć  na  ten  przytyk  pani 
Doughty. 

Isabel  odwróciła  się  do  młodego 

mężczyzny  i  po  raz  pierwszy  stanęli  ze 
sobą  twarzą  w  twarz.  Jego  usta  rozchyliły 
się  lekko,  a  głowa  wysunęła  się  nieco  do 
przodu,  kiedy  zaskoczony  gapił  się  na 
Isabel. Wiedziała, że ją podziwia. Zdarzało 
jej  się  to  już  nieraz  –  ale  nigdy  w  tak 
niesamowicie  bezpośredni  sposób.  Miała 

background image

dwadzieścia  cztery  lata  i  od  dawna 
zdawała  sobie  sprawę,  jak  działa  na 
mężczyzn. 

Lustro 

codziennie 

to 

potwierdzało.  W  jej  oczach  czaiły  się 
wesołe iskierki, które doskonale oddawały 
jej  charakter,  nikt  nigdy  nie  wątpił  w  jej 
inteligencję.  Twarz  Isabel  była  zwykle 
pogodna,  a gęste  kręcone  loki  i  sposób,  w 
jaki  się  poruszała,  oddawały  znakomicie 
jej żywą naturę. 

Isabel 

Bainey 

wiedziała 

o  tym 

wszystkim.  Sprawiało  jej  to  przyjemność, 
ale  nie  wprawiało  w  próżność.  Doskonale 
zdawała  sobie  sprawę,  że  zarówno  jej 
osobowość  jak  i  uroda  powodowały,  że 
mężczyźni  robili  wszystko,  by  znaleźć  się 
w jej towarzystwie. To wspaniałe uczucie, 
lecz  często  trudno  było  odróżnić,  czy  ma 
się  do  czynienia  z  dobrym,  czy  złym 
człowiekiem. 

Machnęła 

ręką,  by  przerwać  tę 

niezdrową  koncentrację  uwagi  na  swej 

background image

osobie. 

–  W  tej  chwili  jestem  wolna.  Czy 

życzyłby  pan  sobie,  bym  odwiedziła 
pańską  matkę?  Jeżeli  ta  przypadłość  jest 
zwykłą  chorobą  morską,  mogłabym 
zaoszczędzić  jej  czekania  na  doktora 
Forbesa – zaproponowała zimno. 

–  Nie  wydaje  mi  się,  by  był  to  dobry 

pomysł. – Odprężył się nieco. – Ale skoro 
nie  jest  pani  zajęta,  o  piękna,  może 
moglibyśmy napić się czegoś w barze? 

Isabel  z  trudnością  opanowała  chichot. 

W  jednej  chwili  porzucił  opryskliwy  ton, 
by stać się uwodzicielski. 

–  Bardzo  mi  przykro  –  powiedziała 

ozięble. – Pełnię dziś dyżur przez całą noc. 
I  nie  wolno  mi  pić  z  pasażerami.  – 
Uśmiechnęła się do niego kpiąco. – Założę 
się,  że  na  pokładzie  w  tej  chwili  znajduje 
się mnóstwo młodych dam, które marzą o 
męskim  towarzystwie.  Jak  dotąd  nie  było 
wiele okazji, by się poznać. Teraz nadszedł 

background image

właściwy 

czas. 

Proszę 

spróbować 

szczęścia z nimi. 

–  Nie  znajdę  tam  ani  jednej  kobiety, 

która  byłaby  godna  zawiązać  pani 
sznurowadło  –  zawołał  z  entuzjazmem, 
lecz  można  w  nim  było  wyczuć  nutkę 
nieszczerości. – Jak pani na imię? 

– Siostra Bainey. 
Nieprzyjazny  wyraz  zniknął  z  jego 

twarzy.  Otworzył  drzwi  i  zerknął  na 
przybitą do nich tabliczkę. 

–  Siostra  Isabel  Bainey,  Królewska 

Marynarka Handlowa  – przeczytał głośno. 
–  Isabel,  nazywam  się  Vidal  Winnisford. 
Vidal  to  tak  niezwykłe  imię,  że  z 
pewnością go nie zapomnisz. 

– Być może, panie Winnisford. A teraz, 

jeśli  pan  pozwoli,  muszę  sprawdzić,  czy 
doktor  Forbes  mnie  nie  potrzebuje.  Może 
pan  przekazać  swojej  matce,  że  zajrzy  on 
do niej, gdy tylko znajdzie wolną chwilę. 

Vidal  Winnisford  niechętnie  opuścił 

background image

poczekalnię,  lecz  Isabel  miała  niejasne 
uczucie,  że  rzeczywiście  nie  pozwoli  jej  o 
sobie zapomnieć. Lekko zadrżała myśląc o 
tej  perspektywie.  Nigdy  nie  stroniła  od 
męskiego  towarzystwa,  ale  przy  tym 
człowieku  czuła  nieprzyjemne  ciarki 
przechodzące  wzdłuż  kręgosłupa.  Będzie 
bezlitosny,  napastliwy  i  trudno  jej  będzie 
utrzymać  go  na  bezpieczną  odległość. 
Miała  nadzieję,  że  wkrótce  znajdzie  sobie 
jakąś inną ofiarę. 

Pacjent  przyjmowany  przez  doktora 

opuścił  gabinet  i  Isabel  weszła  do  środka. 
Ze  zdziwieniem  zauważyła,  że  doktorek 
Arno wygląda na bardzo zmęczonego. Był 
przysadzistym, 

miłym 

mężczyzną, 

łysiejącym,  rumianym  –  okazem  zdrowia. 
Lecz w jego oczach dostrzegła matowość i 
zrozumiała,  że  temu  człowiekowi  nie 
zostało wiele czasu. 

Usiadła  przy  nim  i  położyła  na  biurku 

listę  pacjentów  oczekujących  na  wizytę. 

background image

Już  wcześniej  jeden  z  oficerów  ostrzegał 
go  o  stanie  trzech  pierwszych  pasażerów 
na  liście:  dwóch  mężczyzn  i  kobiety  – 
starszej  już  i  bardzo  chorej.  Każde  z  nich 
szukało na morzu wytchnienia i świeżości 
morskiego  powietrza.  Nie  liczyli,  że  może 
ich  ono  uzdrowić,  lecz  przynajmniej 
przedłużyć życie o kilka miesięcy. 

–  Pan  Voster  i  pani Stetter  mają  szansę 

przeżyć  tę  podróż  i  może  pomoże  im  ona 
nieco  –  stwierdził  Forbes  po  zapoznaniu 
się  z  historiami  chorób,  które  miał  w 
kartotece.  –  Lecz  pan  Storey  może  nie 
mieć tego szczęścia – dodał sucho. 

Na 

liście  widniało  jeszcze 

sześć 

nazwisk; 

pierwsze 

pięć 

były 

zakwalifikowane 

przez 

Isabel 

jako 

„niezbyt  pilne".  Szóstą  osobą  była  Lady 
Winnisford. 

Doktor  Forbes  położył  na  nim  swój 

gruby palec. 

– 

Lady 

Winnisford. 

„Mdłości", 

background image

rozumiem, że to choroba morska? 

– Prawie na pewno, lecz należy do tego 

typu  ludzi,  którzy  przy  najmniejszej 
niedyspozycji żądają i oczekują konsylium 
profesorów 

medycyny 

Królewskiej 

Akademii.  Takie  przynajmniej  odniosłam 
wrażenie  po  krótkiej  rozmowie  przez 
telefon. 

Jeszcze  jej  osobiście  nie 

spotkałam. 

–  Jesteś  Amerykanką  i  wątpię,  byś 

wiedziała,  że  kiedy  formowano  obecny 
rząd,  John  Winnisford  miał  chrapkę  na 
fotel  ministra  spraw  wewnętrznych. 
Zamiast  tego  nadano  mu  tytuł  para  i 
mianowano  go  ministrem  do  spraw 
rekultywacji  gruntów  przy  Izbie  Lordów. 
Plotka  głosiła,  że  jego  żonie  bardziej 
zależało na tytule szlacheckim. – Wzruszył 
ramionami.  –  W  każdym  razie  lepiej 
będzie,  jeżeli  zajrzę  najpierw  do  niej. 
Założę  się,  że  jest  jedną  z  bardziej 
wpływowych  osób  na  pokładzie.  Kapitan 

background image

został  powiadomiony  o  jej  pozycji  i  nie 
życzyłby  sobie,  aby  imię  tego  statku  było 
szargane w wyższych sferach. Coś takiego 
nie spodobałoby się armatorowi! 

–  Poznałam  jej  syna,  Vidala  – 

stwierdziła  kwaśno  Isabel.  –  Nie  jest  z 
pewnością  mężczyzną  moich  marzeń.  I  z 
tego, co widzę, to nieodrodny synek swojej 
mamusi,  owinięty  wokół  jej  palca. 
Pompatyczny arystokrata, kiedy jest z dala 
od  niej,  a  w  jej  obecności  zastraszony 
chłopczyk. Przyszedł do mnie z żądaniem, 
aby natychmiast odwiedził pan jego matkę. 

–  Świetnie,  siostro  Bainey  –  przybrał 

żałobny  ton.  –  Niech  odtąd  Lady 
Winnisford znajduje się zawsze na samym 
szczycie  twojej  listy.  –  Uśmiechnął  się  do 
niej i wziął swoją torbę. – Ostatnio słychać 
było  propozycje,  że  powinienem  zostać 
odesłany na emeryturę – wyjaśnił. – Mam 
powody 

wierzyć, 

że 

kapitanowi 

Lawrence’owi nakazano, żeby przyjrzał się 

background image

tej  propozycji  ze  zrozumieniem.  W 
związku  z  tym  nie  mogę  sobie  pozwolić, 
by  jakakolwiek 

pasażerka  na  mnie 

narzekała. 

 

background image

Rozdział 2 

 
Podczas  nieobecności  doktora  Forbesa 

Isabel uprzątnęła jego biurko i udała się do 
sali  przeznaczonej  dla  obłożnie  chorych, 
by  sprawdzić,  czy  wszystko  jest  w 
porządku.  W  izbie  znajdowało  się  osiem 
łóżek  oddzielonych  kotarą,  cztery  po 
każdej  stronie.  Powiedziała  sanitariuszowi 
i  sanitariuszce,  że  idzie  do  swojej  kajuty, 
lecz  będzie  pod  telefonem,  gdyby  jej 
potrzebowano. 

Jej  kajuta  była  mała,  ale  bardzo 

wygodna. Duże, szerokie łóżko rozkładało 
się  nad  dwoma  szufladami.  Szafę 
wbudowano  w  ścianie  przy  wejściu,  a  u 
wezgłowia łóżka znajdowała się półka, na 
której  stała  nocna  lampka  i  telefon. 
Schludna 

umywalka 

przymocowana 

została  do  grodzi,  a  pod  oknem 
umieszczono biurko. 

background image

Isabel 

odprężyła 

się  siadając  na 

wygodnym  krześle,  zdjęła  buty  i  położyła 
nogi  na  łóżku.  Te  kilka  godzin,  odkąd 
wypłynęli  z  Southampton,  bardzo  ją 
wyczerpało.  Fatalne  samopoczucie  i 
dolegliwości 

większości 

pasażerów 

wywołane  były  przede  wszystkim  nowym 
środowiskiem  i  perspektywą  dostania 
ataku choroby morskiej. 

Isabel  uśmiechnęła  się  do  siebie,  gdy 

pomyślała,  że  wszystko  się  zmieni,  kiedy 
tylko  wypłyną  na  spokojniejsze  wody,  a 
pokład  zaleją  pierwsze  promienie  słońca. 
Rozkwitną  flirty  i  romanse,  rozpoczną  się 
tańce  i  sporty,  a  opalanie  się  i  narzekania 
na  pogodę  staną  się  głównym  sposobem 
spędzania  czasu  na  statku.  Przypomniała 
sobie,  że  musi  sprawdzić,  czy  dysponują 
wystarczającym  zapasem  maści  przeciw 
oparzeniom. 

Kiedy  przeliczała  w  pamięci,  jakie  leki 

mają  w  okrętowej  apteczce,  ktoś 

background image

gwałtownie zapukał do drzwi. W drzwiach 
pokoju  stanął  Vidal  Winnisford  niosąc  na 
tacy srebrny shaker i dwa kieliszki. 

–  Nie  chciała  przyjść  Afrodyta  do 

Parysa,  więc  Parys  musiał  zejść  do 
Afrodyty  na  pokład  C  –  powiedział 
drwiąco. 

–  Po  czym  Parys  skłoni  się  do  pięknej 

Heleny,  wywiezie  ją  do  Troi  –  a  potem 
nastąpi  Wojna  Trojańska.  Nie,  dziękuję. 
Proszę na mnie nie liczyć, Parysie. 

Jego  twarz  na  moment  stężała,  nie  w 

smak mu była jej odpowiedź. 

–  Intelektualistka  w  pielęgniarskim 

fartuchu – mruknął urażony. 

– A dlaczegóż by nie? – spytała zimno. 
Vidal  Winnisford  wszedł  nieproszony 

do środka i postawił tacę na biurku. 

–  Nie!  Proszę  nie  zamykać  drzwi!  – 

rozkazała natychmiast Isabel. – Nie wolno 
mi  zabawiać  pasażerów  w  kajucie  –  ani 
nigdzie  indziej,  jeżeli  mam  być  szczera. 

background image

Mogłabym stracić pracę. 

Drzwi 

pozostały 

otwarte, 

kiedy 

napełniał kieliszki mlecznym likworem. 

– Nie wolno mi pić na służbie – dodała. 

–  Jeżeli  ktoś  będzie  przechodził  pod 
drzwiami... 

– Pozwól więc, że je zamknę, a nikt się 

nie dowie. 

Wstał  z  krzesła  i  zamknął  drzwi. 

Uśmiechnął  się  konspiracyjnie  i  zasunął 
rygiel. 

–  Teraz  nikt  nie  dowie  się,  że  masz 

gościa  –  powiedział  zachwycony  swoją 
pomysłowością. 

Isabel  wstała  z  krzesła,  podeszła  do 

łóżka, ujęła słuchawkę telefonu  i położyła 
palec na tarczy. 

–  Dwadzieścia  siedem  –  to  numer  do 

oficera  dyżurnego  –  wyjaśniła  ozięble. 
Wykręciła  dwójkę  i  położyła  palec  na 
siódemce. – Czy mam go wezwać? 

Poczerwieniał i odsunął rygiel. 

background image

– Proszę otworzyć – rozkazała. 
Otworzył z wściekłością drzwi,  a Isabel 

odłożyła słuchawkę. 

– A teraz życzę panu dobrej nocy, panie 

Winnisford. Proszę ze sobą zabrać tacę. 

– Wydaje ci się, że kim jesteś? – spytał. 
–  Pracującą  kobietą,  zarabiającą  na 

życie,  która  nie  ma  zamiaru  być  trapiona 
przez próżnego pasażera. 

–  Kapitan  dowie  się  o  wszystkim!  – 

wykrzyknął. 

–  Proszę  mnie  nie  rozśmieszać,  panie 

Winnisford  –  zaśmiała  mu  się  w  twarz.  – 
Kapitan  z  pewnością  nie  pochwali  tego 
najścia  mnie  w  mojej  kabinie.  Proszę  już 
iść. 

Zadźwięczał  telefon,  Isabel  podniosła 

słuchawkę. 

–  Siostra  Bainey  –  powiedziała  i 

uśmiechnęła  się,  kiedy  ujrzała,  że  Vidal 
Winnisford  jak  niepyszny  wychodzi  na 
korytarz i zamyka za sobą drzwi. 

background image

–  Mówi  doktorek  Arno.  Czy  mogłabyś 

wziąć  tabletki,  które  zapisałem  Lady 
Winnisford?  Zanieś  je  do  jej  kajuty.  Przy 
okazji  będziesz  mogła  poznać  kobietę, 
której  przeznaczeniem  jest  bycie  naszą 
najwytrwalszą  i  najbardziej  wybuchową 
pacjentką  w  czasie  tej  podróży.  Musisz 
trzymać moją stronę. 

Isabel poszła do gabinetu doktora, gdzie 

ten  wręczył  jej  znajomą  buteleczkę.  Jej 
zawartość  stanowiły  tabletki  będące 
znakomitym  środkiem  przeciw  chorobie 
morskiej.  Doktor  spojrzał  na  Isabel 
łagodnie. 

–  Lady  Winnisford  cierpi  na  poważną 

dolegliwość. 

Miłosna  terapia  Nie  mogę  podać 

dokładnej  daty  wyzdrowienia,  lecz  będzie 
cierpieć wystarczająco długo, by wycisnąć 
morze  łez  z  oczu  swoich  przyjaciółek  – 
jeżeli takowe ma – dodał. Upewnij się, że 
na  etykietce  nie  ma  ani  słowa  o  chorobie 

background image

morskiej czy innych tego typu bzdurach. 

Lady  Winnisford  nie  dolegało  nic 

poważnego, 

jak 

stwierdziła 

Isabel 

wchodząc  do  jej  apartamentu.  Starsza 
kobieta  siedziała  na  łóżku  i  wyglądało  na 
to,  że  jest  bardziej  poirytowana  niż  chora. 
Vidal  zajmował  krzesło  przy  bulaju 
wychodzącym na pokład. 

– Sporo czasu zajęło pani dotarcie tutaj! 

– zaskrzeczała kobieta. 

Mimo 

tego 

jak 

potraktowali 

ją 

Winnisfordowie 

Isabel 

nie 

straciła 

zupełnie dobrego humoru. 

–  Miałam  jeszcze  innych  pacjentów, 

którymi  musiałam  się  zająć  –  skłamała.  – 
Przyjście do gabinetu  i wzięcie  buteleczki 
zabrałoby  panu  Winnisfordowi  dwie 
minuty. Dawkowanie jest na etykiecie. 

–  Mój  syn  nie  jest  służącym!  –  starsza 

kobieta niemalże wykrzyknęła słysząc taką 
propozycję–  Ani  ja,  Lady  Winnisford  – 
odcięła się Isabel. 

background image

–  Kapitan  usłyszy  o  tym  zachowaniu  – 

obiecała, z trudem łapiąc oddech. 

–  Pani  syn  zagroził  mi  tym  samym 

dziesięć  minut  temu,  Lady  Winnisford, 
kiedy  odmówiłam  zabawiania  go  w  mojej 
kajucie.  Wątpię,  czy  kapitan  obwini  mnie 
o  cokolwiek  w  obu  tych  przypadkach.  A 
tymczasem,  czy  byłby  pan  tak  uprzejmy, 
panie  Winnisford  i  podał  matce  szklankę 
wody? Ja dopilnuję, żeby zażyła lekarstwo, 
które  zapisał  doktor  Forbes.  Zaoszczędzi 
nam to wszystkim mnóstwo kłopotu, kiedy 
wypłyniemy  na  pełne  morze.  Kanał  jest  o 
tej porze dosyć niespokojny. 

Isabel zniosła incydent z Winnisfordami 

z  godnością,  kiedy  jednak  wróciła  do 
kabiny,  cała  się  trzęsła.  Zrzuciła  buty, 
zdjęła  czepek  i  padła  na  łóżko,  czując  się 
zbyt słabo, by myśleć nawet o utrzymaniu 
się na krześle. 

Dlaczego  zdecydowała  się  na  tę  pracę? 

Czyżby  miało  się  okazać,  że  spadła  z 

background image

deszczu pod rynnę? 

„Nie użalaj się nad sobą", zrugała się. 
Nie może być nic gorszego na ziemi niż 

nieszczęście,  jakie  spotkało  ją  w  jej 
rodzinnym  mieście  i  szpitalu,  w  którym 
pracowała. 

Odwróciła się na brzuch. Jej serce nadal 

wypełniał ból wspomnień jedynej w życiu 
miłości, która skończyła się tak tragicznie. 

Jimmy Pendleton prowadził samochód z 

taką  furią,  że  nie  mogło  się  to  skończyć 
inaczej.  Był  na  nią  wściekły  od  momentu, 
kiedy  zabrał  ją  spod  szpitala  w  owo 
piątkowe 

popołudnie. 

Zdecydowanie 

odmówiła  pojechania  z  nim  na  imprezę 
poza  miasto,  bo  oznaczałoby  to,  że  nie 
wróci  do  domu  przed  drugą  –  trzecią  w 
nocy, a była na dyżurze od ósmej rano. 

–  Dlaczego  nie  dasz  sobie  w  końcu 

spokoju  z  tym  pielęgniarstwem  i  nie 
znajdziesz  jakiejś  porządnej  roboty  –  od 
ósmej 

od 

czwartej 

–  z  wolnymi 

background image

weekendami? – spytał z miejsca Jimmy. 

– Bo jestem pielęgniarką – odcięła się. 
Ciągłe  kłótnie  o  jej  poświęcanie  się 

zawodowi 

nie 

przysłużyły 

się 

podtrzymaniu 

romansu, 

który 

tak 

cudownie  się  zaczął.  Jimmy  okazał  się 
człowiekiem żyjącym pełnią życia, zawsze 
otoczonym  mnóstwem  przyjaciół.  Isabel 
zdała  sobie  sprawę,  że  to  musi  się 
skończyć.  Z  pewnością  czekało  już  spore 
grono  młodych  kobiet  gotowych  zająć  jej 
miejsce. 

Gdy  uporczywie  odmawiała  pojechania 

z  nim  na  tę  imprezę,  układała  w  głowie 
słowa,  jakimi  powinna  skończyć  ich 
związek.  Będąc  zajęta  myślami  nie 
dostrzegła,  że  Jimmy  jedzie  szybciej  niż 
zwykle.  Nie  zwróciła  też  uwagi,  dokąd 
jadą.  Aż  do  momentu  gdy  samochód 
podskoczył tak gwałtownie, że o mało nie 
rozkwasiła  sobie  nosa  o  szybę.  Spojrzała 
na 

Jimmy’ego. 

Siedział 

wściekły 

background image

zaciskając  mocno  ręce  na  kierownicy, 
wpatrzony  przed  siebie.  Rozejrzała  się 
wokół i ujrzała, że jadą z dziką prędkością 
po  wąskiej  wiejskiej  drodze.  Wysokie 
drzewa  rosnące  na  poboczach  zasłaniały 
widok,  z  trudnością  dostrzegała  migające 
szybko farmy. 

– Zwolnij! – krzyknęła. 
Jego  jedyną  reakcją  była  jeszcze 

większa  nonszalancja.  O  milimetry  minął 
wyjeżdżający z farmy traktor, o mały włos 
nie wjechał do przydrożnego rowu i zmusił 
jakąś  kobietę,  która  stała  przy  drodze,  by 
odskoczyła i upadła w błoto. 

– Błagam! – wrzasnęła na niego Isabel. 
Położyła  mu  delikatnie  rękę  na 

ramieniu,  lecz  to  tylko  go  zmroziło. 
Wstrząsnął  ciałem,  by  strącić  jej  rękę, 
nieopatrznie  ruszył  przy  tym  kierownicą. 
Isabel wiedziała,  że  oznacza  to  katastrofę, 
której nie była w stanie zapobiec. 

Uderzyli  w  barierkę  –  na  moście, 

background image

złamali  ją,  samochód  przeleciał  parę 
metrów 

powietrzu 

i  spadł  do 

wyschniętego  koryta  rzeki.  Jimmy  nie 
zapiął  wcześniej  pasów  i  potężna  siła 
wyrzuciła go przez przednie okno. Nie żył 
już,  kiedy  zjawił  się  ambulans.  Isabel 
wyszła  z  tego  wypadku  obronną  ręką, 
miała na ciele zaledwie parę siniaków, lecz 
szoku, który przeżyła, nie da się opisać. 

Leżała  jeszcze  w  szpitalu,  kiedy 

dowiedziała  się,  że  niektórzy  ludzie 
właśnie ją obwiniają za tę tragedię. Siostra 
Jimmy’ego  stwierdziła,  że  to  Isabel 
musiała  namówić  go  do  takiej  szaleńczej 
jazdy  –  lub  przynajmniej  nie  zrobiła  nic, 
by  go  powstrzymać.  Na  nic  zdały  się 
zaprzeczenia,  pogłębiły  tylko  powszechne 
potępienie. 

Rodzina Jimmy’ego zemściła się na niej 

rozpuszczając w sąsiedztwie ohydne plotki 
na  jej  temat.  Isabel  zrozumiała,  że  miną 
miesiące,  zanim  sytuacja  powróci  do 

background image

normy.  Złożyła  wymówienie  w  pracy  i 
niemalże uciekła z miasta. 

Udała  się  do  San  Francisco  i  złożyła 

papiery 

agencji, 

zajmującej  się 

wyszukiwaniem  pracy  dla  pielęgniarek. 
Chciała dostać coś  jak najdalej  od starych 
śmieci.  Tam  właśnie  znalazła  ofertę  z 
„Venutusa". 

Siostra  Bainey  była  bardzo  zajęta  przez 

cały  czas,  kiedy  liniowiec  przemierzał 
niespokojne  wody  kanału  La  Manche,  a 
potem  wpłynął  w  sztormy  panujące  w 
Zatoce  Biskajskiej.  Nikt  nie  był  poważnie 
chory,  lecz  musiały  minąć  trzy  dni,  kiedy 
to  na  horyzoncie  pojawiło  się  wybrzeże 
Portugalii,  by  jadalnia  zaczęła  się  powoli 
wypełniać w czasie posiłków. 

Statek  zatrzymał  się  na  jeden  dzień  w 

Gibraltarze,  po  czym  ruszył  wzdłuż 
wybrzeża 

Hiszpanii 

do 

Barcelony. 

Nareszcie  byli  na  Morzu  Śródziemnym, 
fale  uspokoiły  się,  mieli  przed  sobą 

background image

słoneczne  dni  i  spokojne,  rozgwieżdżone 
noce. 

Okrętowy  basen  zapełnił  się 

pasażerami, co noc urządzano tańce, w sali 
gimnastycznej 

entuzjaści 

ćwiczeń 

fizycznych  prężyli  muskuły,  a  pokłady  po 
zmierzchu 

zapełniały 

się 

parami 

romansujących młodych ludzi. 

Nadszedł  nareszcie  czas,  kiedy  Isabel 

mogła  nieco  odpocząć.  Nie  było  mile 
widziane, by opalała się na pokładzie wraz 
z  pasażerami,  lecz  Isabel  odkryła,  że  o 
pewnych  porach  pokład  wyludnia  się 
całkowicie,  gdy  w  jadalni  czy  barze 
oferowano  większe  atrakcje.  Korzystała  z 
tych  godzin  razem  z  innymi  członkami 
załogi. 

Poznała  się  z  wieloma  osobami,  a 

szczególnie  zaprzyjaźniła  się  z  Lesleyem 
Howardem, drugim oficerem. Cień śmierci 
Jimmy’ego  Pendletona  zaczął  blednąc  w 
pamięci Isabel. Czuła się coraz lepiej i ten 
rejs  sprawiał  jej  dużą  radość.  Cóż  to  za 

background image

wspaniałe  uczucie,  być  członkiem  załogi 
potężnego  statku  prującego  błękitne  fale 
Morze Śródziemnego. 

Życie  nie  mogłoby  być  piękniejsze, 

gdyby nie Vidal Winnisford. Nie dawał jej 
spokoju.  Gardził  przyjętymi  zasadami, 
które nakazywały pasażerom trzymać się z 
dala  od  załogi.  Lekceważył  ciągłe 
przypomnienia  Isabel,  która  starała  się 
uświadomić  mu  ten  fakt.  Wprawiało  ją  to 
w  zakłopotanie  i  mogło  powodować 
niezadowolenie zwierzchników. 

Jej  oburzenie  sięgnęło  zenitu  pewnej 

nocy,  kiedy  Vidal  znalazł  ją  siedzącą  tuż 
przy 

szalupie 

ratunkowej 

razem 

Lesleyem  Howardem.  Vidal  nie  wycofał 
się,  co  gorsza  usiadł  obok  niej  i  wsunął 
rękę tak, że objął Isabel w talii. 

– Czy nie powinien pan być w tej chwili 

na wachcie? – spytał Lesleya takim tonem, 
jakby go odprawiał. 

Isabel starała się uwolnić z jego uścisku, 

background image

Lesley  nie  mógł  wdać  się  w  sprzeczkę  z 
pasażerem.  Miał  przed  sobą  błyskotliwą 
karierę – jeżeli nie będzie szukał kłopotów. 
A  skargi  wpływowych  pasażerów  mogły 
oznaczać tylko kłopoty. 

–  Siostra  Bainey  już  wkrótce  wróci  do 

swoich  obowiązków  –  odpowiedział 
wymijająco. 

– Proszę iść i przekazać doktorowi, żeby 

sam zajął się swoimi sprawami – rozkazał 
poirytowany Vidal. 

–  Myślę,  że  najlepiej  będzie,  gdy  pan 

sam  mu  to  powie,  panie  Winnisford  – 
odpowiedział grzecznie Lesley. 

– Zobaczymy się jutro, Lesley – wtrąciła 

się Isabel, zdecydowana nie mieszać go w 
te  sprawy.  Starała  się  wstać,  mimo,  że 
Vidal  nie  chciał  jej  puścić.  –  Zaraz 
schodzę do gabinetu. Dobranoc. 

Lesley  wstał,  zasalutował,  lecz  Isabel 

widziała,  że  walczy  z  sobą  starając  się 
utrzymać nerwy na wodzy. 

background image

–  Dobranoc,  Isabel.  Gdzieś  w  pobliżu 

kręci  się  strażnik,  gdybyś  czegoś 
potrzebowała – powiedział i nie zwracając 
uwagi  na  Vidala  Winnisforda  obrócił  się 
na pięcie i odmaszerował w mroczną noc. 

–  Impertynencki  dupek!  –  stwierdził 

wściekle Vidal. – Mam... 

– To ty zachowujesz się impertynencko 

– ucięła Isabel. – Lesley jest doskonałym i 
doświadczonym  oficerem.  Kimże  ty 
jesteś? 

Zepsutym 

maminsynkiem 

niezdolnym dowodzić nawet tratwą! 

Nadal nie chciał jej puścić. 
–  Dlaczego  nie  znajdziesz  sobie  jakiejś 

przyjaciółki wśród pasażerek? – spytała. 

–  Bo  tak  się  stało,  że  to  ty  jesteś 

najładniejszą kobietą na statku, Isabel. – A 
ja  nie  zadowalam  się  byle  czym.  Może 
zdecydujesz  się  zostać  moją  przyjaciółką 
na czas tej podróży? 

Zaśmiała  mu  się  w  twarz  i  wyrwała  z 

uścisku. Starał się ją znów pochwycić, lecz 

background image

wysunęła się z cienia, jaki rzucała szalupa. 

–  No,  spróbuj  –  ostrzegła  go  szybko.  – 

A zawołam strażnika. 

Cofnął się przezornie. 
– Nie uda ci się mnie zbyć, Isabel. Mam 

wpływy, wiesz przecież. 

Odwróciła się i odeszła. 
Następnego ranka doktor Forbes wezwał 

Isabel  do  gabinetu.  Na  jego  twarzy  błąkał 
się skwaszony uśmiech. 

–  Masz  się  zgłosić  do  kapitana  – 

powiedział.  –  Myślę,  że  wdepnęłaś  w 
kłopoty – dodał z nutką sympatii. 

–  Co  ja  takiego  zrobiłam?  –  spytała  z 

obawą.  Na  pewno  nie  zaniedbała  swoich 
obowiązków.  Doktorek  Arno  sam  by  jej 
wcześniej  o  tym  powiedział,  była  tego 
pewna.  –  Czyżby  chodziło  o  jakieś  skargi 
ze strony pasażerów? 

–  Nie  wiem,  Isabel  –  lecz  kapitan  był 

dosyć  groźny  przez  telefon.  Czy  naraziłaś 
się któremuś z nich? 

background image

–  Prawdopodobnie  –  westchnęła.  – 

Wczoraj  w  nocy  powiedziałam  Vidalowi 
Winnisfordowi,  co  o  nim  myślę.  – 
uśmiechnęła  się  gorzko.  –  Lecz  musiał 
mieć  tupet,  jeśli  powiedział  o  tym 
kapitanowi. Przecież to on mnie nachodził. 

–  Cóż,  powodzenia,  Isabel.  Nie  pozwól 

staruszkowi 

czekać.  Ma  na  głowie 

znacznie  poważniejsze  rzeczy  niż  ruganie 
okrętowej pielęgniarki. 

Kapitan 

Lawrence 

był 

bardzo 

uprzejmym  człowiekiem:  wyrozumiałym, 
lecz  doceniającym  wartość  życzliwości 
swoich  pasażerów.  Wiele  znakomicie 
prowadzonych  statków  i  ich  kapitanów 
ucierpiało  już  od  zjadliwych  języków  i 
pomówień.  Armatorzy  robili  pieniądze  na 
szczęśliwych  i  zadowolonych  pasażerach. 
Zażalenia i skargi oznaczały puste koje na 
następnych  rejsach,  a  co  za  tym  idzie, 
puste portfele. 

Właśnie to kapitan Lawrence powiedział 

background image

Isabel, kiedy stanęła przed jego biurkiem. 

– 

Najmniejsze 

uchybienie 

może 

spowodować  poważne  skargi  na  statek  i 
całą  załogę,  siostro  Bainey  –  stwierdził.  – 
Zwłaszcza  gdy  chodzi  o  wpływowych 
pasażerów. 

Mają 

ciekawy 

zwyczaj 

rozgłaszania  swoich  żalów  z  prędkością 
światła.  Kapitanom  statków  rzadko  daje 
się  możliwość  odpowiedzenia  na  te 
zarzuty. 

Wstał,  obszedł  biurko  i  oparł  się  o  blat 

patrząc  Isabel  prosto  w  oczy.  Jego  twarz 
pozostała  poważna,  lecz  Isabel  wydawało 
się,  że  w  kąciku  ust  kapitana  czaiły  się 
iskierki  uśmiechu,  kiedy  ciągnął  swą 
przemowę. 

–  Lady  Winnisford  skarżyła  mi  się,  że 

napastuje  pani  jej  syna,  że  jest  pani 
impertynencka... – zdziwiony uniósł brwi. 

–  Sir,  to  nieprawda,  że  w  jakikolwiek 

sposób 

narzucałam 

się 

panu 

Winnisfordowi.  Prawda  wygląda  tak,  że 

background image

właśnie  on  nie  daje  mi  spokoju  mimo 
moich  ciągłych  odmów.  Drugi  oficer 
widział wczoraj w nocy... 

Kapitan  podniósł  dłoń  nakazując  jej 

milczenie. 

–  Jestem  doskonale  poinformowany  o 

tym,  co  dzieje  się  na  pokładzie  mojego 
statku,  młoda  damo.  Jak  również  o 
plotkach,  jakie  krążą  wśród  pasażerów. 
Mówi się na przykład, że nie ustaje pani w 
wysiłkach, by uwieść pana Winnisforda. 

– 

To 

nieprawda! 

– 

zawołała 

rozgoryczona. 

Uśmiechnął się. 
– Zdaję sobie z tego sprawę. Sęk w tym, 

że  Lady  Winnisford  uważa,  iż  jej  syn 
powinien  utrzymać  pozycję  towarzyską  i 
poślubić  jakąś  majętną  i  utytułowaną 
pannę.  Taką  na  przykład  jak  panna  Lorna 
Stanard. 

Isabel 

nie 

mogła 

powstrzymać 

uśmiechu. Znała z widzenia Lornę Stanard 

background image

i  jej  matkę,  nie  miała  jednak  okazji 
rozmawiać  z  nimi.  Lorna  była  naprawdę 
uroczą  dziewczyną  w  wieku  około 
dwudziestu lat. Miała czarne włosy i oczy, 
i śniadą, latynoską cerę. 

– To dlaczego się nią nie zainteresuje? – 

zapytała z rozdrażnieniem. 

–  Być  może  panna  Stanard  zdaje  sobie 

sprawę, że pan Winnisford nie odziedziczy 
tytułu 

para. 

Jest 

jednak 

bardziej 

prawdopodobne,  że  nie  życzy  sobie  mieć 
takiej  teściowej  jak  Lady  Winnisford,  ani 
nie ma ochoty być żoną jej syna. 

Kapitan wstał i popatrzył na nią surowo. 
–  Obawiam  się  jednak,  że  to  co 

powiedziałem,  nie  jest  dostatecznym 
usprawiedliwieniem  skargi,  jaką  Lady 
Winnisford  złożyła  na  panią,  siostro 
Bainey. 

 

background image

Rozdział 3 

 
–  Ile  ma  pani  lat?  –  zapytał  kapitan 

Lawrence kiwając ze współczuciem głową. 

– Dwadzieścia cztery, sir. 
–  Mmm  –  westchnął  i  rozłożył 

zrezygnowany ręce. 

–  Młoda  i  piękna.  Może  się  to  pani 

podobać  lub  nie,  ale  z  pewnością  złamie 
pani  jeszcze  serce  niejednemu  młodemu 
mężczyźnie. W obecnych okolicznościach, 
na  statku  wycieczkowym,  coś  takiego 
niechybnie zwiastuje kłopoty. 

Ponownie potrząsną? głową. 
– Musi pani zrozumieć, że nawet ja nie 

jestem  w  stanie  obronić  pani  przed 
zapędami  niektórych  pasażerów.  Co 
więcej,  w  przypadku  jakichś  skarg  będę 
musiał stanąć po ich stronie – oczywiście o 
ile  sprawa  nie  przekroczy  pewnych 
dopuszczalnych 

granic. 

Niestety, 

background image

wycieczkowe  romanse  nie  zaliczają  się do 
tej kategorii. 

Ostrzeżenie było jasne. Kapitan nie miał 

już więcej nic do dodania. Isabel wyszła z 
kajuty  kierując  się  ku  pokładowi 
spacerowemu.  Miała  nadzieję,  że  w  izbie 
chorych  znajdzie  doktora  Arno  i  będzie 
mogła  podzielić  się  z  nim  tym,  co  ją 
spotkało. 

Mogła 

liczyć 

na 

jego 

współczucie, nie żywiła jednak nadziei, że 
może jej pomóc w jakiś inny sposób. 

Zatopiona  w  myślach  nie  zauważyła, 

kiedy  wpadła  na  wysokiego,  dobrze 
zbudowanego  mężczyznę.  Siła  uderzenia 
pozbawiła  ją  niemal  oddechu,  próbowała 
się  więc  jak  najszybciej  odsunąć. 
Mężczyzna  chwycił  ją  za  ramię  i  trzymał 
mocno.  Przez  chwilę  Isabel  poczuła  się 
dziwnie  bezpieczna.  Podniosła  głowę,  aby 
zobaczyć  twarz  górującego  nad  nią 
nieznajomego. 

– 

Bardzo 

pana 

przepraszam 

– 

background image

powiedziała  zdając  sobie  sprawę,  że  jej 
oczy  rozszerzają  się  z  zaskoczenia.  Nie 
znała tego mężczyzny, nie widziała go ani 
razu  w  trakcie  podróży.  Miał  szerokie 
ramiona i szczupłe, atletycznie zbudowane 
ciało. Jego twarz nie była zbyt piękna, ale 
rysy znamionowały silny charakter. Jak się 
domyślała,  nie  mógł  mieć  więcej  niż 
trzydzieści dwa lata, mimo że jego włosy, 
czarne  i  starannie  przycięte,  były  na 
skroniach nieco przyprószone siwizną. 

–  Nie  ma  za  co,  siostro  –  zaśmiał  się 

naturalnie.  –  Cała  przyjemność  po  mojej 
stronie. 

Uśmiechnęła  się  z  wdzięcznością  za 

odroczenie 

kary. 

Lecz 

ulga 

była 

przedwczesna. 

–  Powinna  się  trzymać  z  dala  od 

pokładów. Są one w końcu zarezerwowane 
dla pasażerów. 

Głos,  należący  bez  wątpienia  do  Lady 

Winnisford,  doszedł Isabel  ze  stojących  w 

background image

pobliżu 

krzeseł. 

Jedno 

spojrzenie 

wystarczyło,  by  stwierdzić,  że  uwaga  ta 
adresowana była do kobiety siedzącej obok 
Lady  Winnisford,  lecz  sposób,  w  jaki 
została  wypowiedziana,  świadczył,  że 
miała  ona  dojść  do  uszu  pasażera,  z 
którym Isabel się zderzyła. 

Skłoniła nisko głowę. 
–  Bardzo  przepraszam,  sir.  Proszę  mi 

wybaczyć. 

–  Chwileczkę,  siostro.  To  dosyć 

interesujący pogląd. – Jego głos był jasny i 
głośny, niósł się daleko po pokładzie. 

Głowy  uniosły  się  do  góry,  rozmowy 

zamarły. 

Isabel  rozpaczliwie  pragnęła  uciec  z 

miejsca, 

gdzie 

za 

chwilę 

najprawdopodobniej dojdzie do kłótni, lecz 
coś  ją  powstrzymało.  Spojrzała  na 
mężczyznę,  nagle  zdała  sobie  sprawę,  że 
jeden  rękaw  jego  niebieskiego  blezera 
tkwił w kieszeni. Ten człowiek miał tylko 

background image

prawą rękę. 

–  Lady  Winnisford,  prawda?  –  zwrócił 

się  do  narzekającej  kobiety.  –  Proszę  mi 
powiedzieć,  dlaczego  siostra  nie  powinna 
przebywać  na  pokładzie?  Czy  w  jakiś 
sposób obraziła panią? 

Zaśmiała się sztucznie. 
– Wydaje mi się, że nawet kapitan tego 

statku uważa się za służącego wobec tego, 
kto go zatrudnia – ciągnął. – Bez wątpienia 
Lord  Winnisford  uważa  się  za  służącego 
wobec  tych,  którzy  wyznaczyli  go  na 
stanowisko 

ministra 

do 

spraw 

rekultywacji.  W  rzeczy  samej,  wszyscy 
jesteśmy  w  jakimś  sensie  czyimiś 
służącymi. Niektórzy, oczywiście, są lepiej 
wyszkoleni niż inni. Ta pielęgniarka, którą 
wyrzuciłaby  pani  z  pokładu,  jest 
prawdopodobnie 

wiele 

lepiej 

wyszkolona niż większość z nas. 

Przez zebranych na pokładzie pasażerów 

przeszedł  pomruk.  Isabel  nie  mogła 

background image

stwierdzić,  czy  była  w  nim  dezaprobata 
wobec niej, czy starszej kobiety. 

– 

Zgłoszę 

kapitanowi 

pańską 

gburowatość! 

– 

zapiszczała 

Lady 

Winnisford. 

–  Proszę  to  zrobić,  Lady  Winnisford  – 

odparł pogodnie. – I proszę nie zapomnieć 
dodać  do  tego  opinii  znacznej  większości 
pani przyjaciół na tym statku. 

Odprowadził Isabel do windy  i  nacisnął 

guzik.  Uśmiechał  się  do  niej,  kiedy  stali 
tak, oczekując na przybycie windy. 

–  Cóż  takiego  uczyniła  pani  tej 

kobiecie?  –  spytał.  –  Widać,  że  chciałaby 
panią udusić gołymi rękoma. 

Isabel odrzuciła spadające na skroń loki. 
–  Zgłosiła  kapitanowi,  że  uwodzę  jej 

syna.  –  Czuła  się  dziwnie  odprężona  w 
jego  towarzystwie.  Pozwoliła  sobie  nawet 
na  uśmiech. 

– 

Mówiąc  szczerze, 

wczorajszej  nocy  rzeczywiście  byłam 
nieuprzejma  wobec  pana  Winnisforda. 

background image

Powiedziałam  mu,  żeby  mnie  zostawił  w 
spokoju  i  zagroziłam,  że  zawołam 
strażnika,  jeżeli  tego  nie  zrobi  –  zaśmiała 
się.  –  Nie  sądzę,  żeby  właśnie  o  tym 
doniósł  kapitanowi!  To  z  pewnością  jego 
matka  nakłoniła  go  do  wniesienia  skargi. 
Obawia  się,  że  zagnę  parol  na  jej 
ukochanego  synka  i  w  ten  sposób 
uniemożliwię  mu  znalezienie  sobie 
odpowiedniejszej 

panny 

młodej! 

– 

zaśmiała się ponownie. – Niepotrzebnie się 
mnie  boi.  Nie  mam  żadnych  zamiarów 
wobec  Vidala  Winnisforda  –  przyznała 
stanowczo. 

–  Zdarzyło  mi  się  raz  rozmawiać  z 

panem  Winnisfordem  i  nie  mam  żadnych 
wątpliwości,  że  tak  jest  naprawdę.  – 
Wysoki  nieznajomy  zawtórował  jej 
śmiechem.  Uniósł  w  zdumieniu  brwi.  – 
Sądząc  po  akcencie  pochodzi  pani  ze 
Stanów. 

– Tak – przytaknęła. – Z Kalifornii. To 

background image

mój pierwszy rejs. 

–  Witamy  na  pokładzie  –  uśmiechnął 

się. – Skoro nie jestem pani pacjentem, czy 
muszę  panią  nazywać  „siostrą"?  Czy  też 
zostanę potraktowany w ten sam sposób co 
Vidal Winnisford? 

– Isabel Bainey – przedstawiła się, kiedy 

wsiadali do windy. 

–  Rodney  Levaughan.  Dla  przyjaciół 

Rod. 

–  Nie  widziałam  pana  na  pokładzie, 

odkąd  wypłynęliśmy  z  Southampton  – 
zauważyła.  –  Musiał  się  pan  pewnie 
ukrywać przed ludźmi. 

–  W  rzeczy  samej  –  przyznał.  –  Byłem 

zajęty,  nazwijmy  to,  „roztrząsaniem 
duchowych problemów". Lecz teraz, kiedy 
spotkałem  ciebie,  może  wyjdę  ze  swojej 
skorupy. 

– Nie wolno mi zbytnio spoufalać się z 

pasażerami – ostrzegła go z żalem. 

–  Nawet  w  czasie  wolnym  od 

background image

obowiązków? 

– Tylko wyjątkowo – poprawiła się. 
Zaśmiał się. 
–  Uważając,  by  swoją  osobą  nie 

odciągnąć uwagi kawalerów do wzięcia od 
młodych – i nie tylko młodych – panien na 
wydaniu. Staroświecki pomysł, Isabel. 

–  Nie  na  tak  luksusowym  statku  jak 

„Venutus" – sprzeciwiła się. 

Zjechali na pokład C. 
–  Bardzo  mi  przykro,  że  na  pana 

wpadłam,  panie  Levaughan.  A  jeszcze 
bardziej  mi  przykro  –  dodała  uśmiechając 
się  lekko  –  że  wciągnęłam  pana  w  swoje 
utarczki z Lady Winnisford. 

–  Obie  te  rzeczy  wspominam  z 

przyjemnością – odwzajemnił jej uśmiech. 

Kiedy 

wróciła 

do  izby  przyjęć, 

stwierdziła,  że  doktor  Forbes  wciąż  siedzi 
w  swoim  gabinecie,  wyraźnie  nie  mogąc 
się  doczekać  na  relację  ze  spotkania  z 
kapitanem. 

background image

– Długo cię nie było, siostro – powitał ją 

wstając  z krzesła. W ręku  trzymał  cybuch 
fajki.  –  Wypatruję  oczy  przez  bulaj, 
oczekując,  że  lada  chwila  zobaczę,  jak 
dyndasz na linie. 

–  Powiedziano  mi,  że  muszę  robić 

wszystko  co  w  mojej  mocy,  by  nie  dawać 
pasażerom  powodów  do  skarg.  –  Opadła 
zmęczona  na  krzesło.  –  Kapitan  uwierzył 
w  moją  wersję  wydarzeń,  tak  mi  się  w 
każdym  razie  wydaje  –  lecz  stwierdził 
jasno,  że  jeżeli  dojdzie  do  czegoś 
poważniejszego,  będzie  musiał  oprzeć  się 
na słowie pasażerów. 

–  Inaczej  mówiąc:  nie  wyściubiaj  na 

zewnątrz swojej ładnej buzi! – uśmiechnął 
się  ciepło.  Spojrzał  jej  prosto  w  oczy.  –  I 
takie  stwierdzenie  zajęło  kapitanowi 
prawie  godzinę  jego  jakżeż  cennego 
czasu? – spytał sarkastycznie. 

–  Prawdę  mówiąc,  kiedy  wracałam, 

wpadłam  na  jednego  z  pasażerów  na 

background image

promenadzie.  Pana  Rodneya  Levaughana. 
Co  więcej,  w  tym  samym  czasie  jeszcze 
bardziej  podpadłam Lady Winnisford. Pan 
Levaughan  stanął  w  mojej  obronie.  Ujął 
się  za  mną  w  obecności  dużej  grupy 
pasażerów.  Wydaje  mi  się,  że  przekonał 
ich,  że  to  ja  miałam  rację.  Mam  nadzieję, 
że  tak  się  stało,  gdyż  Lady  Winnisford 
zagroziła,  że  pójdzie  na  skargę  do 
kapitana, tym razem na nas oboje. 

Wzięła z biurka doktora listę pasażerów 

i  zaczęła  ją  kartkować,  aż  w  końcu 
znalazła to, czego chciała. 

–  Levaughan,  pilot  RAF  w  stanie 

spoczynku,  porucznik,  KL.  Dowódca 
dywizjonu  –  przeczytała  na  głos.  – 
Rozumiem,  że  dowodził  dywizjonem  w 
Królewskich  Silach  Powietrznych.  Ale  co 
znaczy to KL? 

–  Krzyż  Lotniczy.  Odznaczony  za 

odwagę w czasie pokoju – wyjaśnił doktor 
Forbes. 

background image

–  Rzeczywiście,  doktorku.  Nie  ma 

jednego ramienia i odniosłam wrażenie, że 
stracił je stosunkowo niedawno. 

–  Może  z  tego  właśnie  powodu 

przeszedł w stan spoczynku. Niezdolny do 
służby. Czy to młody człowiek? 

–  Około  trzydziestki  –  strzeliła,  kiedy 

doktor  zaczął  przeglądać  jego  kartę 
choroby. 

–  Nie  ma  tu  żadnej  wzmianki  od  jego 

lekarza  ani  ze  szpital  RAF-u.  A  nie 
zgłoszono  mi,  by  potrzebował  opieki 
lekarskiej czy przynajmniej kontroli. Jakie 
wywarł na tobie wrażenie? 

–  Och,  jest  bardzo  atrakcyjny.  Młody, 

energiczny, 

wciąż 

uśmiechnięty, 

przyzwyczajony 

do 

rozkazywania 

ludziom.  Lecz  jest  w  nim  coś  smutnego; 
wyglądał na rozczarowanego i samotnego. 
Bardzo mi go żal. 

Doktorek 

Arno 

uderzył 

zaciśniętą 

pięścią o blat biurka. 

background image

–  Prosiłem  cię  o  opinię  jako 

pielęgniarkę,  a  nie  o  bajdurzenie 
zakochanej dziewczynki! 

Isabel  oblała  się  rumieńcem,  lecz  nie 

wzięła doktorowi za złe tego ataku. 

–  Proszę  się  nie  wygłupiać,  doktorku  – 

zaprotestowała  słabo.  –  Przecież  on  na 
pewno  jest  żonaty.  Żaden  mężczyzna  z 
jego  wyglądem  i  charakterem  nie 
uchowałby się tak długo... 

–  Bez  wplątania  się  w  sidła  jakiejś 

chytrej niewiasty? 

– Tego nie powiedziałam! 
Zastanawiała  się  nad  tym  problemem, 

kiedy  doktor  Arno  porzucił  papierkową 
robotę i zaczął ubijać tytoń w fajce. 

– Lecz jeśli jest żonaty, to dlaczego jego 

żona  nie  towarzyszy  mu  w  podróży  i  nie 
opiekuje się nim? 

Doktor parsknął kpiąco. 
–  Dlaczego  nie  pilnuje  pani  swoich 

własnych  interesów,  siostro  Bainey?  – 

background image

Zgarnął  leżące  przed  nim  papiery  i  rzucił 
w  jej  stronę.  –  Proszę,  weź  je  ode  mnie  i 
zrób  coś  z  nimi.  Mam  ważniejsze  rzeczy 
na  głowie  niż  siedzenie  tutaj  i 
wysłuchiwanie  twoich  planów  założenia 
biura matrymonialnego. 

Isabel  zrozumiała,  że  doktor  chce,  by 

opuściła  gabinet.  Nie  po  raz  pierwszy 
stanowczo  wypraszał  ją  od  siebie. 
Spojrzała  na  niego  smutno  i  wstała. 
Wiedziała,  że  za  chwilę  doktor  dostanie 
ataku przeszywającego bólu, że w kieszeni 
fartucha 

trzyma 

małą 

buteleczkę. 

Wiedziała  również,  że  nie  będzie  z  nią 
rozmawiał  na  ten  temat  –  oznaczało  to 
bowiem  rozmowę  o  czymś,  o  czym 
rozmawiać nie chciał – zresztą było już za 
późno na dyskusje. 

„Venutus"  rzucił  kotwicę  w  zatoce  u 

wrót  Barcelony.  Isabel  obudziła  się  o 
świcie.  Spojrzała  przez  bulaj  na  wysoki 
pomnik Krzysztofa Kolumba, wyglądający 

background image

z daleka jak sterczący palec. 

Umyła  się,  ubrała  fartuch  i  pośpieszyła 

do  izby  przyjęć.  Czekało  na  nią  dwóch 
pacjentów  z  otarciami  i  poparzeniami: 
marynarze,  którzy  wczoraj  znaleźli  się 
zbyt  blisko  ciężkich  lin  okrętowych.  Liny 
naprężyły się, oplotły ich i pociągnęły parę 
metrów  po  pokładzie.  Po  wczorajszych 
zastrzykach  leżeli  uśpieni  na  łóżkach. 
Spojrzała  na  nich  z  ulgą,  bandaże  były 
czyste,  a  sanitariusz  pełniący  służbę 
powiedział, że przez całą noc spali bardzo 
spokojnie.  Doktor  Forbes  miał  do  nich 
zaglądnąć  o  ósmej,  by  ich  ponownie 
przebadać.  Isabel  zdecydowała  więc,  że 
najpierw zje śniadanie. 

Mimo 

tak 

wczesnej 

pory 

wielu 

pasażerów  było  już  w  jadalni,  chcieli  oni 
dostać  się  na  pierwszą  łódź  odpływającą 
do  brzegu.  „Venutus"  miał  pozostać  w 
zatoce aż do następnego ranka. 

Isabel  była  jedyną  osobą  spośród 

background image

członków załogi. Pozostali oficerowie albo 
spali,  albo  pełnili  obowiązki  –  czuwali  na 
swoich  codziennych  stanowiskach  bądź 
przygotowywali 

trap 

szalupy 

do 

spuszczenia na wodę. 

Vidal  Winnisford  przysiadł  się  do  niej, 

kiedy,  nalewała  sobie  kawy.  Nie  zrobiła 
nic, by ukryć swoje zdenerwowanie. 

–  Wybierzmy  się  pierwszą  łódką  do 

miasta,  Isabel.  Weźmiemy  taksówkę  i 
pokażę 

ci 

Ramblas, 

jeden 

najpiękniejszych  bulwarów  w  Europie. 
Pośpieszmy się, zanim moja matka wstanie 
– zagadnął entuzjastycznie. 

– Nie bądź głupi, Vidal. I tak nie uda ci 

się  oszukać  swojej  matki.  Kiedy  tylko 
dowie  się,  że  popłynąłeś  na  brzeg, 
natychmiast  rozpocznie  śledztwo  –  i  po 
sprawie. Poza tym, i tak nie chcę płynąć z 
tobą  na  brzeg.  Wiesz  dobrze,  że  ze 
względu  na  kapitana  i  twoją  matkę  nie 
mogę zabierać ci czasu. 

background image

– Niech cię o to głowa nie boli. Minęła 

właśnie  siódma.  Jeżeli  urwiemy  się  stąd 
teraz,  nikt  nie  będzie  miał  o  niczym 
pojęcia – nalegał. 

–  Z  wyjątkiem  wszystkich  tych,  którzy 

popłyną łódką – przypomniała mu. 

Vidal zdawał się przygnębiony, lecz nie 

dano  mu  cienia  szansy,  by  mógł  dalej 
namawiać  Isabel.  Lesley  Howard,  drugi 
oficer, wszedł do jadalni i stanął przy nich. 

– Bardzo mi przykro, sir. Ten stolik jest 

zarezerwowany wyłącznie dla załogi. 

–  Rozmawiam  z  siostrą  Bainey.  Co  w 

tym złego? 

–  Wydaje  mi  się,  że  najlepiej  będzie, 

jeżeli  zwróci  się  pan  z  tym  pytaniem  do 
kapitana  –  lecz  jeśli  tak  pan  zrobi,  panie 
Winnisford,  proszę  zaznaczyć,  że  to  nie 
siostra Bainey pana napastowała. 

Twarz  Vidala  ściągnęła  się  w  gniewie. 

Isabel dostrzegła kapitana siedzącego przy 
swoim  własnym  stoliku po  drugiej  stronie 

background image

jadalni, 

przyglądającego 

się 

temu 

incydentowi z rosnącą irytacją. 

–  Kapitan  właśnie  się  pojawił  – 

ostrzegła  szeptem  Vidala.  –  Odejdź,  nim 
wpędzisz mnie w jeszcze większe kłopoty. 

Vidal  rzucił  spojrzenie  w  kierunku 

kapitana, wstał niechętnie od stołu i ruszył 
do wyjścia. 

–  Dziękuję  ci,  Lesley  –  powiedziała 

roztrzęsiona Isabel. – Ten człowiek będzie 
mnie  kosztował  sporo  nerwów.  Nie 
dostanę za ten rejs zbyt dobrych referencji. 
A  jeśli  Lady  Winnisford  zdecyduje  się 
zabrać  głos  w  mojej  sprawie  po  powrocie 
do Anglii, to już zupełnie leżę. 

 

background image

Rozdział 4 

 
Isabel towarzyszyła doktorowi w trakcie 

badania 

dwóch 

marynarzy 

izbie 

chorych.  Obaj  byli  przytomni.  Forbes  z 
satysfakcją stwierdził, że w ich ciałach nie 
tkwią  żadne  metalowe  wióry  i  opiłki, 
cofnął  się  i  pozwolił  Isabel  zmienić 
bandaże. 

– Jakieś wezwania? – spytał. 
–  Tylko  trzy,  doktorze  –  odrzekła.  – 

Przejedzenie – postawiła szybką diagnozę. 
– Ma pan listę na biurku. 

Przeszli  do  jego  gabinetu.  O  doktorku 

Arno  można  było  powiedzieć  wszystko  z 
wyjątkiem tego, że wygląda dobrze. Isabel 
wiedziała jednak, że nie powinna zaczynać 
rozmowy na ten temat. 

–  Co  byś  powiedziała  na  wypad  na 

brzeg?  –  spytał  zupełnie  zaskakując  ją  tą 
propozycją. 

background image

– Z przyjemnością – odparła ochoczo. – 

Ale mamy przecież tych dwóch rannych. 

– Czy sądzisz, że mógłbym ich zostawić 

pod  troskliwą  opieką  sanitariuszy?  –  w 
jego  głosie  wyczuła  kpinę.  –  Łódź 
odpływa  o  dziesiątej.  Pozwoli  ci  to 
przebrać  się  przed  podróżą.  Wróć  przed 
północą. 

Isabel  szybko  zmieniła  fartuch  na  coś 

odpowiedniejszego.  Zbiegła  na  dolny 
pokład,  a  potem  zeszła  po  trapie  do 
kołyszącej  się  na  falach,  czekającej  na 
pasażerów  łódki.  Rozejrzała  się  dokoła. 
Nie  było  wielu  chętnych,  by  płynąć  do 
Barcelony  o  tej  porze.  Większość  osób 
wybrała się na brzeg dużo wcześniej chcąc 
w pełni skorzystać z całego dnia uciech, z 
jakich słynęło miasto. 

Rodney  Levaughan  siedział  na  rufie, 

zbyt  zajęty  przyglądaniem  się  samolotom 
odrzutowym 

sunącym 

szybko 

po 

bezchmurnym  niebie,  by  ją  zauważyć. 

background image

Przeszła na rufę i usiadła blisko niego. 

– Czy zaspał pan dziś rano i dlatego nie 

zdążył na wcześniejszą łódź? – spytała. 

Odwrócił  się  szybko,  gdy  tylko  zdał 

sobie sprawę z jej obecności. 

– Nie, niezupełnie – odpowiedział. – Nie 

jestem  obecnie  zwierzęciem  stadnym.  – 
Westchnął. – Ale to przejdzie. 

–  Czyżbym  panu  przeszkadzała?  – 

spytała  nieśmiało.  –  Wcale  nie  miałam 
takiego zamiaru. 

–  Ależ  nie.  Ty  miałabyś  mi 

przeszkadzać, Isabel? 

Rozluźniła  się  i  spojrzała  w  niebo  w 

poszukiwaniu 

szybko 

znikających 

samolotów. 

– Czy latał pan kiedyś na czymś takim? 
Kaszlnął. 
– 

Sprawdzałaś 

mnie 

na 

liście 

pasażerów? 

Oblała się rumieńcem. 
– Nie chciałam być wścibska. 

background image

– Nie – ciągnął – nie latałem. Służyłem 

w  RAF-ie  jako  lekarz,  a  nie  pilot  –  choć 
uczyłem  się  pilotażu.  –  Poklepał  po 
pustym  rękawie.  –  Odbywałem  lot 
ćwiczebny  na  helikopterze,  kiedy  to  się 
stało. 

Dostaliśmy 

wezwanie. 

Potrzebowano doktora na jednej z platform 
wydobywczych na Morzu Północnym. 

Przerwał  na  chwilę,  kiedy  pilot  łódki 

odwiązał linę, łączącą ich z „Venutusem" i 
zaczęli pruć spokojne wody zatoki kierując 
się wprost do portu. 

–  Proszę  mówić  dalej  –  zachęciła  go 

łagodnie. 

Uśmiechnął  się  do  niej  –  Isabel 

wydawało  się,  że  przez  ułamek  sekundy 
dostrzegła  w  jego  wzroku  obawę  –  jakby 
wspomnienia owego wypadu wciąż niosły 
ze  sobą  poczucie  strachu.  Jej  serce  zabiło 
raźniej,  zaczynała  darzyć  tego  człowieka 
coraz  większą  sympatią.  Bardzo  chciała 
wiedzieć o nim coś więcej. 

background image

Lecz 

on 

ciągnął 

już  zwykłym, 

pozbawionym uczuć głosem. 

–  Podejrzewany  uraz  czaszki  po 

uderzeniu 

spadającym 

półtonowym 

wiertłem.  Tak  przekazano  w  raporcie. 
Kiedy  dolecieliśmy  do  platformy,  morze 
było  tak  niespokojne,  że  nie  mogliśmy 
wylądować.  Przeżyłem  wtedy  piekło  –  •• 
powiedział potrząsając głową na echo tych 
wspomnień. – Spuszczano mnie na długiej 
linie.  Nie  powinienem  był  się  decydować 
na  coś  takiego.  Wiatr  rzucał  maszyną  po 
całym  niebie.  Lecz  zdajesz  sobie  sprawę, 
jakie  są  konsekwencje,  kiedy  ktoś  z 
urazem  czaszki  rusza  głową  –  świadomie, 
lub gdy czyni to za niego morze. 

Skinęła ze zrozumieniem. 
–  Miałem  właśnie  wylądować  na 

platformie  i  odczepić  się  od  liny,  kiedy 
nagły  podmuch  poderwał  helikopter  do 
góry.  Wyleciałem  w  powietrze,  a  lina 
zaplątała  się  w  żuraw.  Darujmy  sobie 

background image

resztę.  W  każdym  razie,  po  tym 
wydarzeniu  okazałem  się  niezdolny  do 
dalszej  służby.  Byłem  chirurgiem  –  a  z 
jedną  ręką  nie  da  się  wykonać  żadnej, 
najdrobniejszej  nawet  operacji.  Spędziłem 
w szpitalnym łóżku długie, długie tygodnie 
– a teraz mam dochodzić do siebie. Po tym 
rejsie  poszukam  sobie  jakiejś  cichej 
okolicy  i  otworzę  praktykę  jako  lekarz 
domowy. 

Kiedy przybili do molo, starał się pomóc 

Isabel przy wydostaniu się z łodzi. Ujrzała 
na 

jego 

twarzy 

nagły 

wyraz 

zdenerwowania i bólu, gdy okazało się, że 
nie  jest  w  stanie  okazać  jej  choć  tyle 
kurtuazji. Wskoczyła na deski mola i przez 
chwilę  zastanawiała  się,  czy  też  powinna 
wyciągnąć rękę do Roda, by przyjść mu z 
pomocą. Jak zareagowałby na taki gest? 

Postawił  jedną  stopę  na  molo,  zachwiał 

się lekko, kiedy łódka podskoczyła na fali. 
Isabel  nie  wahała  się  ani  chwili  dłużej. 

background image

Wyciągnęła 

zdecydowanie 

rękę. 

Wystarczyło 

zaledwie 

delikatnie 

podparcie.  Rod  odzyskał  równowagę  i 
znalazł się bezpiecznie na brzegu. 

–  Dziękuję  –  powiedział.  –  Lecz  ta 

pomoc nie była konieczna. Muszę nauczyć 
się radzić sobie sam. 

–  Wiem  –  przyznała  cicho.  –  To  tylko 

kwestia 

czasu, 

a  nauczy  się  pan 

wszystkiego. 

Ale 

nie 

musi 

pan 

protestować,  jeśli  od  czasu  do  czasu  ktoś 
będzie usiłował panu pomóc. 

Uwolnił  rękę  z  jej  uścisku  i  ruszyli 

wolno  po  zalanym  słońcem  molo  w 
kierunku Plaża Puerta de la Paz. 

– Czy wybierasz się w jakieś konkretne 

miejsce? – spytał. 

–  Chciałabym  zobaczyć  Ramblas  – 

stwierdziła.  –  Wiele  słyszałem  o  tym 
miejscu, panie Levaughan. 

– Rod – poprawił ją delikatnie. 
– Przejdźmy się, to nie jest zbyt daleko 

background image

– zaproponowała. 

–  Rzeczywiście,  nie  jest.  Ale  jeżeli 

wstydzisz się... 

Zatrzymała  się  raptownie,  odwróciła  do 

niego i spojrzała mu w oczy. 

–  Posłuchaj,  Rod.  Nie  zaczynaj  mnie 

przepraszać  tylko  z  tego  powodu,  że  nie 
masz jednej ręki. 

– Nie będę – obiecał. – Lecz pozwól, że 

najpierw  zaproszę  cię  na  lunch.  Znam  tu 
jedną  restaurację  na  samym  szczycie 
pewnego  dużego  hotelu,  Isabel.  Rozciąga 
się  stamtąd  wspaniały  widok  na  całe 
miasto. Lecz moje maniery przy stole... 

–  Przyjmuję  zaproszenie  –  zgodziła  się 

od  razu  nie  pozwalając  mu  dokończyć 
zdania. 

Dostali  stolik  przy  ogromnym  oknie 

wysoko  na  szczycie  wspaniałego  hotelu 
przy  alei  generalissimusa  Franco.  Isabel  z 
niedowierzaniem  podziwiała  wspaniały 
widok,  jaki  rozciągał się u  stóp.  Zamówili 

background image

lunch, i zanim go podano, spędzali czas na 
miłej pogawędce, rozkoszując się cudowną 
panoramą  miasta.  Kiedy  skończyli  jeść, 
wyciągnęli  się  wygodnie  w  fotelach  i 
zamówili kawę. 

Popołudnie  spędzili  wałęsając  się  po 

zakątkach  Ramblas,  przyglądając  się 
ulicznym sprzedawcom pamiątek i tłumom 
turystów.  Wieczorem  Rod  nalegał,  by 
zjedli  razem  kolację  w  eleganckiej 
restauracji. Isabel dała się na nią namówić, 
a  potem  musieli  poganiać  kierowcę 
taksówki,  by  zdążyć  na  molo,  zanim  ich 
łódka nie odpłynie na „Venutusa". 

Isabel  było  bardzo  miło,  kiedy  mogła 

pomóc  Rodowi  złapać  równowagę,  gdy 
wsiadał  do  łodzi.  Chciała  mu  nawet 
powiedzieć,  że  będąc  z  nim  cały  dzień  w 
mieście  prawie  zapomniała,  że  nie  ma 
jednej  ręki,  lecz  nie  ośmieliła  się  uczynić 
tego przy tylu innych osobach. 

Łódka  była  zatłoczona  i  nie  znaleźli 

background image

dwóch  miejsc  obok  siebie.  Isabel  siadła 
więc na wolnym fotelu, a Rod stanął przy 
niej  z  nogami  szeroko  rozstawionymi, 
trzymając się mocno barierki. 

– Powiedziałaś mi, że nie wybierasz się 

na  brzeg,  kiedy  rano  zaprosiłem  cię  na 
wypad  do  miasta!  –  Isabel  nie  musiała  się 
nawet  odwracać,  by  rozpoznać,  do  kogo 
należy  ten  głos.  Do  jej  uszu  doszedł 
żałosny szept Vidala Winnisforda. 

–  Nic  takiego  nie  powiedziałam!  – 

odcięła  się  szybko.  –  Stwierdziłam,  że 
potrzebuję do tego zgody doktora Forbesa. 

–  A  potem  popłynęłaś  z  jednorękim 

facetem. 

–  Jeżeli  mam  być  szczera  –  nie. 

Spotkałam  porucznika  Levaughana  na  tej 
łodzi,  kiedy  płynęłam  na  brzeg.  I 
doskonale 

bawiłam 

się 

jego 

towarzystwie. 

Kątem oka dostrzegła, że Lorna Stanard 

przedarła  się  przez  tłum  pasażerów  i 

background image

stanęła  przy  Rodneyu.  Po  chwili 
rozmawiała już z nim z ożywieniem. Isabel 
poczuła  szpileczki  zazdrości  kłujące 
delikatnie jej serce. 

Odwróciła się do Vidala tylko po to, by 

stwierdzić,  że  jego  matka  zdążyła  już 
usiąść  między  nimi.  Lady  Winnisford 
siedziała sztywna i wyniosła, jakby własną 
piersią  chciała  bronić  syna  przed 
niepożądanym towarzystwem. 

Gdy  tylko  łódź  przybiła  do  trapu 

„Venutusa",  Isabel  pośpieszyła  do  Roda, 
by pomóc mu wydostać się na pokład, lecz 
jeden z marynarzy podał mu rękę, a Lorna 
ruszyła  za  nim  odcinając  go  od  Isabel. 
Wzięła  Roda  pod  ramię  i  powiodła  w 
kierunku okrętowej kawiarni. 

Dochodziła 

już 

dwunasta, 

Isabel 

pamiętała o obietnicy złożonej doktorkowi. 
I  tak  musiała  pójść  do  izby  chorych,  by 
sprawdzić, czy ktoś jej nie potrzebował w 
czasie  nieobecności  i  upewnić  się,  czy 

background image

ranni  marynarze  zostali  odpowiednio 
przygotowani do snu. 

Westchnęła i porzuciła wszelkie myśli o 

udaniu się w ślad za Rodneyem i Lorną do 
kawiarni.  Jej  obowiązki  miały  w  tym 
wypadku pierwszeństwo. 

Pośpieszyła  do  windy  i  zjechała  na 

pokład  C  do  izby  chorych.  Nie  dostrzegła 
światła w gabinecie doktora ani w recepcji, 
udała  się  więc  od  razu  na  salę,  w  której 
leżeli ranni marynarze. 

– Doktor Forbes był tu nie dłużej niż pół 

godziny  temu  –  wyjaśniła  sanitariuszka.  – 
Żadnych komplikacji. 

Isabel  przyjrzała  się  ofiarom  wypadku. 

Spali  spokojnie,  widać  było,  że  szybko 
wracają  do  zdrowia.  Sprawdziła  w  karcie 
choroby,  lecz  doktor  nie  wpisał  tam  nic 
ważnego,  nie  znalazła  też  żadnych 
instrukcji dla siebie. 

Przez 

parę 

minut  rozmawiała  z 

sanitariuszką,  opowiedziała  jej  o  swoim 

background image

pobycie  na  lądzie,  przemilczając,  że  była 
razem  z  Rodneyem,  po  czym  poszła  do 
gabinetu  doktora,  by  sprawdzić,  czy  nie 
zostawił  jej  jakichś  informacji  na  swoim 
biurku. 

Przekręciła  kontakt  i  od  razu  ujrzała 

doktorka  Arno  siedzącego  w  fotelu  i 
pogrążonego  w  głębokim  śnie.  Wyglądał 
na 

bardzo 

starego 

zmęczonego 

człowieka.  Co  prawda  był  ciągle  w 
średnim wieku, ale najlepsze lata miał już 
za  sobą  i  powinien  od  dawna  cieszyć  się 
spokojną emeryturą. 

Na biurku nie znalazła żadnych notatek. 

Położyła  rękę  na  ramieniu  doktora  i 
potrząsnęła nim delikatnie. 

– Nigdy nie pozwoliłabym sobie na ten 

wypad  do  Barcelony,  gdybym  wiedziała, 
że  pozostanie  pan  na  służbie  do  mojego 
powrotu  –  zaczęła  go  strofować,  kiedy 
zaspany otworzył oczy. 

Otrząsnął  się,  rozmasował  zesztywniały 

background image

kark, spojrzał na zegar wiszący na ścianie i 
potrząsnął przecząco głową. 

–  Czas  spać  –  nalegała,  wkładając  mu 

rękę pod ramię. 

–  Nie  pleć!  –  wykrzyknął,  lecz 

wiedziała,  że  nie  ma  do  niej  żalu.  – 
Czytałem książkę. Leży na podłodze. 

Podniosła ją i położyła na biurku. 
–  Już  pan  dzisiaj  wystarczająco  dużo 

przeczytał. Wygląda pan na zmęczonego. 

Isabel obawiała się, że doktor jest chory. 

Miał pomarszczoną, poszarzałą twarz, a w 
oczach nie było  już normalnych  dla niego 
ogników. 

–  Proszę,  doktorku Arno.  Pomogę  panu 

dojść do łóżka. 

Wolno  wstał  z  fotela.  Wciąż  trzymała 

mu  rękę  pod  pachą  i  wyczuła,  że  jest  bez 
sił.  Jego  kajuta  znajdowała  się  obok 
gabinetu,  pomogła  mu  tam  dojść.  Opadł 
bezwładnie  na  fotel,  wyraźnie  zbyt 
zmęczony,  by  się  rozebrać  i  położyć  do 

background image

łóżka. 

–  Nie  powinien  był  pan  zostać 

zaokrętowany na „Venutusa" – wyszeptała 
smutno,  ściągając  mu  buty.  –  Nie  jest  z 
panem najlepiej. 

–  Gdzież  więc  powinienem  być?  – 

spytał  opryskliwie.  –  Gdzie  indziej 
znalazłbym pracę, jeśli nie na tym statku? 
Nie  muszę  jeździć  nigdzie  samochodem. 
Poruszam się cały czas pod dachem, jeżdżę 
wszędzie  windami.  –  Podniósł  w  górę 
wskazujący  palec.  –  I  mam  do  pomocy 
przepiękną  pielęgniarkę.  Czegóż  więcej 
mógłbym chcieć? 

– Powinien pan się znaleźć na lądzie, w 

szpitalu  –  stwierdziła  przygnębiona.  –  Co 
się  stało,  doktorku?  Wie  pan  przecież,  że 
jestem  pielęgniarką  i  mogłabym  panu 
pomóc,  gdybym  tylko  wiedziała,  że  jest  z 
panem aż tak źle. 

Przez  chwilę  patrzył  na  nią  bezmyślnie, 

lecz  potem  w  jego  wzroku  pojawiły  się 

background image

iskierki gniewu. 

– Moja wątroba – beznadziejna sprawa, 

nic  się  nie  da  zrobić  –  przyznał 
nieoczekiwanie.  Uśmiechnął  się  nieśmiało 
do Isabel. – Co możesz na to poradzić? 

Westchnęła głośno. 
– Powinien się pan znaleźć w szpitalu – 

powtórzyła" zrezygnowana. 

–  Idź  już  –  rozkazał  zasępiony.  – 

Poczekam  tu,  aż  nadejdzie  mój  czas.  Na 
lądzie  nie  mam  nikogo,  żadnych 
przyjaciół,  rodziny,  domu.  Należę  do 
morza, do tego statku, a nie do posępnego 
domu 

opieki. 

Wolę 

skończyć 

przepięknej  toni  oceanu,  niż  w  jakiejś 
zatęchłej dziurze, dwa metry pod ziemią. 

Przez  następne  parę  dni  Isabel  prawie 

nie  widywała  Rodneya  Levaughana. 
Pochłonęły  ją  obowiązki,  starała  się 
również  zastępować  doktora  Forbesa, 
kiedy  to  tylko  było  możliwe.  Pamiętała 
dobrze o poleceniu kapitana i nie zadawała 

background image

się z pasażerami. Trzymała się także z dala 
od  górnych  pokładów  i  kajut,  o  ile  nie 
zmuszały jej do tego obowiązki. 

Zdawała  sobie  sprawę,  że  Rodney 

mógłby się z nią skontaktować, jeśli tylko 
by  zechciał.  Istniały  przecież  telefony 
zainstalowane  w  każdej  kajucie  na  statku. 
Miał  również  do  dyspozycji  niższe 
pokłady,  mógł  ją  spotkać,  kiedy  robiła 
obchód  i  zamienić  kilka  słów  nie 
wzbudzając  przy  tym  żadnych  podejrzeń. 
Lecz  wydawało  się,  że  stracił  już  nią 
zainteresowanie. 

Zamiast  tego  spędzał  mnóstwo  czasu  w 

towarzystwie  Lorny  Stanard.  Była  uroczą 
dziewczyną,  z  pewnością  atrakcyjną,  jej 
rodzice  zaliczali  się  do  towarzyskiej 
śmietanki.  Isabel  sama  się  nad  tym  nieraz 
zastanawiała  i  doszła  do  wniosku,  że 
gdyby  była  mężczyzną,  sama  zajęłaby  się 
tak młodą i piękną osobą. 

Vidal  Winnisford  starał  się  ją  wciąż 

background image

uwodzić,  lecz  Isabel  trzymała  go  na 
dystans bez względu  na to, czy w  pobliżu 
kręciła się Lady Winnisford, czy nie. Vidal 
był  tak  autokratycznym,  zdecydowanym 
człowiekiem,  że  Isabel  nie  mogła  wyjść  z 
podziwu, że aż do tego stopnia obawiał się 
swojej  matki.  Kiedy  zdarzało  się,  że 
znaleźli  się  razem  w  towarzystwie  Lady 
Winnisford,  patrzył  na  Isabel  tak,  jakby 
była  powietrzem.  Gdy  spotkali  się  sami, 
stawał  się  władczy  i  zaborczy  w  swoich 
żądaniach. 

Isabel  udawało  się  trzymać  go  na 

odległość.  Unikała  pustych  pokładów, 
gdzie  mógł  ją  molestować  i  nigdy  nie 
przechodziła  w,  pojedynkę  koło  jego 
kajuty.  Zdawała  sobie  jednak  sprawę,  że 
wreszcie  uda  mu  się  spotkać  ją  sam  na 
sam, i bardzo obawiała się tego spotkania. 
Prędzej czy później musiało do tego dojść. 

W końcu wpadła w pułapkę. Stało się to 

w  nocy,  kiedy  „Venutus"  zarzucił  kotwicę 

background image

na redzie w Neapolu. 

Po  zachodzie  słońca  miasto  jaśniało 

zorzą  światła.  Wieczór  był  wspaniały, 
wielu  pasażerów  natychmiast  udało  się 
łódką  na  brzeg.  Niestety,  zanim  do  tego 
doszło,  marynarz  opuszczający  trap 
przechylił się za bardzo i wypadł za burtę. 
Spadł  na  platformę  z  wysokości  prawie 
siedmiu metrów. 

Isabel  zjeżdżała  właśnie  z  pokładu 

spacerowego,  kiedy  dowiedziała  się  o 
wypadku.  Pośpieszyła  na  miejsce  zajścia. 
Z  niesmakiem  przyglądała  się  pasażerom 
tłoczącym  się  przy  burcie,  by  mieć  jak 
najlepszy  widok  na  leżącą  poniżej  ofiarę. 
Zbiegała na najniższy pokład, by dostać się 
do trapu. 

Nagle  na  jej  drodze  wyrósł  Vidal. 

Wyszedł właśnie z sali gimnastycznej i był 
wyraźnie 

zaskoczony 

tym 

niespodziewanym  spotkaniem.  Pierwszy 
doszedł do siebie i schwycił ją za rękę. 

background image

– Ale mam dzisiaj szczęście! – zawołał. 

– Wokół ani żywej duszy! 

–  Nawet  twojej  matki  –  dodała 

złośliwie.  –  Pozwól  mi  przejść.  Muszę 
pomóc doktorowi. Zdarzył się wypadek. 

–  Będzie  cię  to  kosztowało  całusa  – 

zażądał zuchwale. 

Isabel  nie  miała  czasu,  by  cokolwiek 

odpowiedzieć.  Na  twarzy  Vidala  pojawiły 
się  niepokojące  oznaki.  Widać  było,  że 
budzi się w nim pożądanie. Przyciągnął ją 
gwałtownie do siebie. Odrzuciła głowę do 
tyłu, by zawołać pomocy. Ujrzała Lesleya 
Howarda idącego w ich kierunku. 

–  Nie  mogliśmy  pani  złapać  przez 

telefon, 

siostro 

– 

powiedział 

beznamiętnym  głosem.  –  Przyszedłem  po 
panią.  Zajęło  mi  to  tyle  czasu,  bo  nie 
mogłem się przebić przez ten tłum na dole. 
Jest pani gotowa? 

Vidal cofnął się. W pierwszej chwili nie 

dostrzegł  Lesleya,  gdyż  ten  stał  za  jego 

background image

plecami.  Był  bardzo  poirytowany.  Kiedy 
usłyszał  głos  drugiego  oficera,  w  jego 
oczach pojawiły się gniewne błyski. 

–  Gotowa,  Lesley  –  odpowiedziała 

trzęsąc  się  cała.  –  Jeśli  oczywiście  pan 
Winnisford  raczy  ode  mnie  odstąpić  i 
pozwoli  mi  odejść.  Jeżeli  nie  –  zawołaj, 
proszę, strażnika i Lady Winnisford. 

Nie  wiedziała,  która  z  dwóch  gróźb 

podziałała  bardziej,  lecz  nie  dbała  o  to 
zupełnie.  Vidal  cofnął  się  jeszcze  parę 
kroków,  rozluźnił  się,  a  na  jego  twarzy 
pojawił się grymas uśmiechu. 

–  Nie  znasz  się  na  żartach?  –  starał  się 

być zabawny, lecz mu się to nie udało. Nie 
zdawał  sobie  nawet  sprawy,  jaki  jest  w 
tym momencie żałosny. 

– Ranny marynarz nie będzie uważał, że 

moje  spóźnienie  można  nazwać  żartem, 
panie  Winnisford  –  ani  żaden  z  jego 
kolegów,  jeżeli  przypadkowo  się  o  tym 
incydencie 

dowiedzą 

– 

dodała 

background image

ostrzegawczo. 

 

background image

Rozdział 5 

 
–  Doktor  chce  mieć  wolny  stół 

operacyjny  i  łóżko  dla  pacjenta,  Isabel  – 
oznajmił jej Lesley Howard, kiedy odeszli 
już od wściekłego Vidala Winnisforda. 

Eskortował ją do windy. 
–  Jeżeli  się  to  jeszcze  raz  powtórzy, 

zabiję  tego  faceta  –  zagroził,  otwierając 
przed nią drzwi. 

–  Nie  zrobisz  tego,  Lesley  –  zapewniła 

go  uśmiechając  się  promiennie.  –  To  nie 
będzie  konieczne.  Wydaje  mi  się,  że 
wystarczy 

wypowiedzieć 

magiczne 

zaklęcie:  „Lady  Winnisford",  a  Vidal 
weźmie  nogi  za  pas.  –  Uspokoiła  się  już 
zupełnie.  –  Dziękuję  ci,  Lesley  – 
powiedziała wchodząc do windy. – Ale nie 
chcę cię mieszać do swoich spraw. Potrafię 
sama zatroszczyć się o siebie. 

Parsknął,  kiedy  winda  zniknęła  z  pola 

background image

widzenia. Isabel zdążyła przygotować salę, 
zanim  zjawił  się  doktor  Forbes  z 
pacjentem 

niesionym 

przez 

kilku 

marynarzy. 

–  Proste  złamanie  nogi  –  oznajmił 

zdyszanym głosem. 

Dwadzieścia  minut  później  ranny 

marynarz  dołączył  do  swoich  kompanów 
leżących  na  sali  chorych.  Zanim  Isabel 
doprowadziła  wszystko  do  porządku  i 
mogła  odpocząć,  minęła  już  dziesiąta. 
Zdała 

sobie 

sprawę, 

że 

zupełnie 

zapomniała o kolacji. Mogła jednak liczyć 
na  jakiś  posiłek  w  jadalni.  Kiedy  się  tam 
znalazła,  stwierdziła,  że  prawie  wszyscy 
skończyli  już  jeść.  Kilku  ostatnich 
pasażerów  wstawało  od  stołów.  Gdy 
rozłożyła  serwetkę,  dostrzegła  Rodneya 
Levaughana,  siedzącego  samotnie  przy 
jednym ze stolików. 

Podniósł  zapraszająco  butelkę  wina,  a 

Isabel  skinęła  entuzjastycznie  głową. 

background image

Wstał, wziął butelkę i przysiadł się do niej. 
Napełnił  jej  kieliszek  po  sam  brzeg,  a 
potem  przyglądał  się,  jak  skosztowała  łyk 
napoju. 

– Przepyszne – stwierdziła zachwycona. 

– Czy Lorna Stanard znalazła sobie innego 
kompana na ten wieczór, czy też zmęczona 
odpoczywa w swojej kajucie? 

–  Przypadkowo  odpoczywa  w  swojej 

kajucie – pośpieszył z wyjaśnieniem. 

–  Przepraszam  –  odparła  wybuchając 

przy  tym  śmiechem.  –  Zaczynałam 
odnosić  wrażenie,  że  stała  się  twoim 
cieniem.  To  potworne  zaniedbanie  z  jej 
strony,  że  opuściła  cię  w  ten  sposób.  A 
może ją zdenerwowałeś? 

Wstał, 

spuszczone 

nisko 

ramiona 

świadczyły  o  tym,  że  jest  mu  przykro. 
Isabel  przestraszyła  się.  Rod  do  tej  pory 
starał się nie pokazywać po sobie żadnych 
uczuć. 

–  Kobiety  zbyt  wiele  ode  mnie 

background image

wymagają  –  poskarżył  się  zduszonym 
głosem.  –  Nie  są  w  stanie  zrozumieć,  że 
jednoręki  mężczyzna  nie  może  dać 
kobiecie odpowiedniej ochrony i zapewnić 
jej bezpieczeństwa. 

Palce  Isabel  zacisnęły  się  kurczowo  na 

nóżce  kieliszka.  Ten  nieoczekiwany 
wybuch trafił prosto w jej serce. Zgadła; że 
Rodney nie użalał się wcale nad sobą. Pod 
tymi  wyznaniami  kryło  się  coś  więcej: 
obawa,  że  teraz  nie  będzie  już  wart 
kobiety.  Że  nie  będzie  już  dla  żadnej 
prawdziwym  mężczyzną,  nie  będzie 
odpowiednim mężem. 

–  Czy  starasz  się  mi  coś  powiedzieć, 

Rod?  Czy  chcesz  powiedzieć,  że  jesteś 
teraz  mniej  atrakcyjny  dla  kobiet,  bo 
przytrafiło  ci  się  nieszczęście,  że  straciłeś 
rękę? – Isabel przerwała na moment. – To 
nie  będzie  miało  żadnego  znaczenia  dla 
kobiety,  która  szuka  miłości.  –  Spuściła 
oczy  i  zaczęła  bawić  się  kieliszkiem.  – 

background image

Takiej  na  przykład  jak  Lorna  Stanard.  Z 
tego  co  widzę,  jest  tobą  więcej  niż 
zainteresowana.  Jego  napięcie  zmalało. 
Odprężył się, lecz potrząsnął głową. 

–  Nie  da  się  łatwo  osiągnąć  równości, 

kiedy  możliwości  zarabiania  są  dla 
mężczyzny tak ograniczone. 

–  Słyszałeś  kiedyś  takie  słowo: 

„miłość"? – spytała miękko. 

Wydał się poruszony. 
–  Dziewczyna  nie  może  żyć  samą 

miłością,  a  zakochany  kaleka  –  dla  dobra 
ich obojga – trzyma swoją tajemnicę tylko 
dla siebie. 

Mówił  dalej,  lecz zdawało  się,  że  mówi 

raczej do siebie, a nie do Isabel. Tak jakby 
sam  przekonywał  się  co  do  słuszności 
swojego postępowania. Odniosła wrażenie, 
że  bardzo  chce  utwierdzić  się  w  tym,  co 
raz postanowił. 

–  „W  zdrowiu  i  chorobie",  Isabel,  to 

część  przyrzeczenia  małżeńskiego,  a  nie 

background image

„w  nieodpowiedzialności  i  próżności".  .  –   
–  Nagle  bardzo  się  zdenerwował.  –  Nie 
jestem  ani  cyrkowym  clownem,  ani 
obiektem miłosierdzia! 

Może  usiądziesz,  Rod.  Uspokój  się, 

proszę •- – powiedziała kojąco. Nawet dla 
niej  te  słowa  nie  brzmiały  jednak  zbyt 
przekonywająco. – W każdym razie ja nie 
zamierzam  cię  tak  traktować  –  nalegała. 
Zaśmiała  się  z  największą  swobodą,  na 
jaką  mogła  się  zdobyć.  –  A  poza  tym, 
będziesz  przecież  wspaniałym  lekarzem 
domowym.  Pewnego  dnia  osiądziesz 
gdzieś  i  będziesz  prowadził  doskonale 
prosperującą  praktykę.  A  czasy,  kiedy 
kobiety  broniło  się  z  mieczem  w  ręku  i 
waliło się kułakiem w stół wyzywając cały 
świat  na  pojedynek  w  obronie  jej  czci, 
minęły mniej więcej w średniowieczu. 

Opuściło  go  zgorzknienie,  postawił 

butelkę  na  stole,  tuż  przy  jej  łokciu. 
Następnie usiadł naprzeciw niej. 

background image

–  Tylko  na  moment,  Isabel  –  zastrzegł 

się ostrożnie. 

Wzięła  stojący  na  sąsiednim  stoliku 

czysty  kieliszek  i  napełniła  go  winem. 
Postawiła  przed  nim  nie  wypuszczając  go 
z rąk. 

–  Czy  to  niedopuszczalna  usługa?  – 

spytała uśmiechając się do niego. 

–  Oczywiście,  że  nie.  Mogę  to  zrobić 

sam.  –  Roześmiał  się  i  wziął  od  niej 
kieliszek. 

– Bardzo mało wiesz o kobiecej duszy – 

stwierdziła 

starając 

się 

zabrzmieć 

zabawnie.  –  Zakochana  dziewczyna  chce 
mieć  prawo  do  tego  typu  niewinnych 
usług. Nie oczekując niczego w zamian. 

–  A  on  ma  siedzieć  cicho  i  pozwolić 

sobie matkować – warknął. 

Lecz jego pogodna  natura dała  rychło  o 

sobie  znać  i  po  niedługim  czasie  siedzieli 
oboje 

rozchmurzeni, 

rozmawiając 

przyjacielsko.  Isabel  wyczuła  jednak,  że 

background image

Rod nie odczytał właściwie tego, co starała 
mu  się  przekazać.  Pociągnęła  łyk  wina  i 
spróbowała jeszcze raz. 

–  Dlaczego  nie  pozwolisz  dziewczynie 

decydować  za  siebie?  –  spytała.  –  Mogę 
cię  zapewnić,  że  jeślibyś  na  coś  takiego 
poszedł,  już  nigdy  nie  zdarzyłoby  ci  się 
siedzieć samotnie przy stoliku. 

Spojrzał  na  nią  kpiąco  znad  brzegu 

kieliszka,  po  czym  odwrócił  się  i  zerknął 
na  stolik,  przy  którym  przed  chwilą 
siedział. 

–  Nie  starasz  się  mnie  przekonać,  że 

powinienem 

oświadczyć  się  Lornie 

Stanard, prawda? 

Isabel  oblała  się  rumieńcem.  Przez 

chwilę nie wiedziała, co ma powiedzieć. 

– Przepraszam, Rod. Moje słowa są nie 

na  miejscu.  –  Zerwała  się  z  krzesła.  – 
Proszę,  przebacz  mi.  Muszę  jeszcze 
zajrzeć do pacjentów. 

Zmarszczył brwi. 

background image

– Przecież nie zdążyłaś jeszcze zamówić 

nic do jedzenia! 

Nie  zdawała  sobie  sprawy,  że  nie 

spojrzała  nawet  do  menu,  lecz  była  tak 
zdenerwowana,  że  nie  potrafiłaby  nawet 
utrzymać  go  w  ręku,  nie  mówiąc  już  o 
przeczytaniu. 

–  Stewardesa  przyniesie  mi  jakieś 

kanapki  do  kajuty  –  wyjaśniła  w 
pośpiechu. 

Isabel  zaszokowana  rzuciła  się  do 

wyjścia.  Właśnie  zdała  sobie  sprawę,  że 
jest  beznadziejnie  zakochana  w  Rodneyu 
Levaughanie. 

Doktorek  Arno  wyglądał  tego  dnia 

gorzej niż zazwyczaj, pomimo że starał się 
nadrabiać  miną.  Isabel  domyślała  się,  że 
choroba  zaczyna  powoli  brać  górę.  Lecz 
on  nie  chciał  się  do  tego  w  żadnym 
wypadku przyznać. Oburzyłby się na samą 
wzmiankę, że może powinien się położyć, 
czy  też  choćby  w  najmniejszym  stopniu 

background image

odstąpić jej swoje obowiązki. Coraz więcej 
jednak  wolnego  czasu  spędzał  śpiąc  w 
kajucie.  Isabel  robiła  co  mogła,  by  nie 
przerywać  mu  tych  chwil  wytchnienia,  i 
wykonywała  za  niego  pewne  czynności, 
bez zwracania na siebie uwagi. 

–  Jesteś  dobrą  dziewczyną,  Isabel  – 

wyznał jej pewnego dnia, kiedy siedzieli w 
jego  gabinecie.  –  Lecz  widzę,  że  ten  rejs 
nie za bardzo ci się podoba. – Uśmiechnął 
się  do  niej  wiedząc  widocznie  więcej,  niż 
podejrzewała.  –  Nie  możesz  po  prostu 
strząsnąć  z  siebie  takiego  gościa  jak 
Winnisford  –  a  Levaughan  jest  zbyt 
pochłonięty  sytuacją,  w  jakiej  się  znalazł, 
chodzi  mi  o  jego  kalectwo,  by  pozwolić 
jakiejkolwiek  dziewczynie  zbliżyć  się  do 
siebie. 

Neapol i Maltę zostawili daleko za sobą. 

„Venutus" pruł  fale  Morze  Śródziemnego, 
jego następnym portem miał być Pireus. 

–  Lorna  Stanard  przyssała  się  do  niego 

background image

jak  pijawka  –  stwierdziła  rozdrażniona.  – 
A on nie robi nic, żeby ją zniechęcić. 

Isabel  wiedziała,  że  jej  skarga  uchylała 

nieco  rąbka  tajemnicy,  w  jakiej  chowała 
swoje  uczucia  do  Roda  Levaughana,  lecz 
doktorek  Arno  stał  się  jej  powiernikiem  i 
ufała mu bezgranicznie. Jego choroba i jej 
chęć ulżenia mu  bardzo ich zbliżyła, choć 
Forbes  niejednokrotnie  łajał  ją  za 
okazywaną  mu  pomoc.  Poza  tym  na 
pokładzie  nie  było  nikogo,  przed  kim 
mogłaby  się  otworzyć  i  wyznać  to,  co 
czuła w głębi serca. 

–  Czy  jesteś  pewna,  że  Lorna  Stanard 

kocha Levaughana? – spytał doktor. 

–  A  czy  jakakolwiek  kobieta  zrobiłaby 

coś 

innego 

na 

jej 

miejscu? 

– 

odpowiedziała pytaniem na pytanie. 

– Wątpię – przyznał. – Levaughan różni 

się  od  reszty  pasażerów.  Nie  ma  żadnego 
tytułu  ani  żadnej  pozycji  w  towarzystwie. 
Z  tego  co  wiem,  jedynym  jego  źródłem 

background image

dochodów jest renta przyznana przez RAF. 

– Jest pan taki staroświecki, doktorku! – 

zawołała. 

–  Gdzieś  już  słyszałem  to  słowo  – 

odpowiedział  krzywiąc  się  lekko.  –  Takie 
jednak  są  również  w  większości  matki, 
które  wciąż  stają  na  głowie,  by  ich  córki 
znalazły kogoś, kto według nich będzie dla 
ich pociech odpowiednią partią. 

Zakołysał  się  na  krześle.  Statek  zaczął 

coraz silniej unosić się i opadać. Butelki z 
lekami  zaczęły  ze  sobą  „rozmawiać" 
stukając  o  szklane  półki  i  ścianki  w 
szafkach.  Przymocowane  do  podłogi 
meble  rozpoczęły  śpiewy,  trzeszczały  i 
skrzypiały  w  takt  falowań  okrętu.  Silny 
wiatr wył głośno za oknami. 

Doktor  spojrzał  przez  ramię  na  bulaj 

obmywany  przez  szalejące  fale.  Horyzont 
ruszał  się  w  górę  i  w  dół  jak  zwariowana 
huśtawka. 

Wygląda  na  to,  że  czeka  nas  przejście 

background image

przez  jeden  z  tych  krótkich,  okropnych 
sztormów, z których tak słynie to morze – 
stwierdził  ze  znawstwem.  –  Kto  w  taką 
pogodę chciałby zostać marynarzem? 

Statkiem  zaczęło  trząść,  jak  gdyby 

dostał  się  w  jakiś  potężny  wir,  po  czym 
nagle  poczuli, że przechylają się na prawą 
burtę.  Na  moment  wszystko  jakby  się 
zatrzymało  w  miejscu  i  statek  ponownie 
ruszył przed siebie. Sanitariusz wniósł dwa 
kubki zupy. 

Isabel 

zignorowała 

kwaśną  minę 

doktora,  pomieszała  łyżką  parujący  płyn  i 
włożyła mu kubek do ręki. 

– Zobaczę, jak  się  mają nasi pacjenci – 

oznajmiła.  –  Jeżeli  ten  sztorm  się  nie 
uciszy,  może  nam  się  jeszcze  przytrafić 
jakiś wypadek na sali. 

Trzej  marynarze  leżeli  spokojnie  w 

łóżkach,  przyzwyczajeni  do  warunków 
życia na morzu. Dwaj z oparzeniami będą 
mogli  wstać  jeszcze  tego  samego  dnia  i 

background image

Isabel  była  pewna,  że  nazajutrz  zostaną 
przeniesieni do swoich własnych kajut. 

– Szykuje nam się małe piekło, siostro – 

zagaił  marynarz  ze  złamaną  nogą.  – 
Pływałem na tej trasie ładnych parę razy i 
wiem,  na  co  się  zanosi.  Za  chwilę 
rozszaleje  się  sztorm,  ale  jutro  będzie  już 
po wszystkim. 

–  Dlatego  właśnie  przyszłam  się 

upewnić,  że  macie  dobrze  zamontowane 
poręcze  przy  łóżkach  –  stwierdziła.  –  Nie 
chciałabym, żeby któryś z was przez nasze 
niedopatrzenie  znalazł  się  nagle  na 
podłodze. 

Usłyszała dzwonek telefonu rozlegający 

się  w  gabinecie  doktora  Forbesa.  W  parę 
chwil  później  ujrzała  jego  głowę 
wychylającą  się  zza  kotary  rozdzielającej 
salę na dwie części. 

–  Mam  się  zgłosić  do  kapitana  na 

mostek – oznajmił. 

Kiedy  Isabel  wracała  do  gabinetu, 

background image

statkiem  zaczęło  coraz  silniej  kołysać. 
Domyśliła  się,  że  zdarzył  się  jakiś 
wypadek.  Rozejrzała  się  po  pokoju,  by 
sprawdzić,  czy  sprzęt  potrzebny  w  takich 
wypadkach znajduje się na swoim miejscu. 
Z satysfakcją stwierdziła, że wszystko jest 
w  najlepszym  porządku.  Wzięła  swój 
kubek z szybko stygnącą zupą i wróciła do 
recepcji. Usiadła za biurkiem i czekała. 

Po  chwili  usłyszała,  jak  doktor  Forbes 

zatrzaskuje  za  sobą  drzwi.  Od  razu 
odłożyła kubek, wstała i pośpieszyła mu na 
spotkanie. Rozsunęła zasłony i znalazła się 
z nim twarzą w twarz. 

Wyglądał na zmartwionego. Trzęsły mu 

się  ręce,  kiedy  ściągał  z  siebie 
nieprzemakalną  kurtkę  oraz  kalosze,  i 
wkładał je do szafki. 

–  Co  się  stało?  –  dopytywała  się 

niecierpliwie. 

–  Tankowiec,  który  jest  w  tej  chwili 

jakieś pięćdziesiąt mil od nas, ma kłopoty. 

background image

Jest  to  jeden  z  tych  supertankowców. 
Unieruchomił go wybuch silnika. Inżynier, 
który  go  naprawiał,  został  ciężko  ranny. 
Nie  mają  na  pokładzie  lekarza,  a  z 
unieruchomionym  silnikiem  statek  nie 
może  płynąć  do  portu,  gdzie  można  by 
temu rannemu udzielić pomocy. 

Isabel 

zaniemówiła 

na  chwilę  i 

ponownie  spojrzała  za  bulaj.  Było  już 
ciemno,  lecz  światła  statku  rozświetlały 
nieco  mrok,  w  którym  widać  było  tylko 
szalejącą kipiel. 

–  I  musi  pan  się  tam  dostać?  –  spytała, 

nagle  bardzo  o  niego  niespokojna.  –  Nie 
czuje się pan dobrze. 

–  To  musi  być  zrobione,  Isabel  – 

stwierdził  ostro.  %  Nagle  na  jego  twarzy 
pojawił się wyraz bólu. Opadł na krzesło i 
znieruchomiał. 

Isabel 

wiedziała, 

co 

to 

oznacza. 

Działając  szybko  wyciągnęła  z  kieszeni 
jego  fartucha  butelkę  z  lekarstwem, 

background image

wytrząsnęła dwie kapsułki, podała mu je i 
przygotowała  szklankę  wody.  Doktor  z 
trudem  połknął  lekarstwo  i  siedział  bez 
ruchu  na  krześle,  starając  się  nie  zawyć  z 
bólu,  walcząc  z  nim  do  chwili,  kiedy  lek 
zacznie działać. 

Położyła  rękę  na  jego  ramieniu  i 

zastanawiała  się,  co  powinna  zrobić  w  tej 
sytuacji. Przez dłuższą chwilą nie mogła w 
ogóle  pozbierać  myśli.  Doktorek  Arno 
pozostanie  niezdolny  do  tego,  by  się 
gdziekolwiek  udać  jeszcze  przez  długi 
czas. 

Kiedy 

minie 

ból, 

przyjdzie 

wyczerpanie,  po  którym  będzie  musiał 
odpocząć 

przynajmniej 

przez 

dwie 

godziny, zanim będzie w stanie coś zrobić 
Zadzwoniła  po  sanitariusza,  kazała  mu 
zanieść  doktora  do  jego  kajuty  i  położyć 
do  łóżka,  kiedy  tylko  odzyska  na  tyle  sił, 
że  będzie  mógł  się  poruszać.  Przykazała 
również,  aby  upewnił  się,  że  doktor  nie 
wstanie przez dwie godziny. 

background image

Spojrzała  w  lustro,  poprawiła  czepek  i 

narzuciła 

na 

ramiona 

żółto-zieloną 

pelerynę.  Ruszyła  pośpiesznie  do  windy  i 
wjechała  na  górny  pokład.  Nie  spotkała 
wielu  pasażerów.  Prawie  wszyscy  zaszyli 
się  w  swoich  kajutach,  by  przeżyć 
samotnie  ten  sztorm.  Przeszła  korytarzem 
wzdłuż 

najbardziej 

luksusowych 

apartamentów  i  dostała  się  do  drzwi 
wiodących  do  części  dla  oficerów. 
Pojechała  następną  windą,  minęła  pokoje, 
w  których  znajdowały  się  urządzenia 
nawigacyjne  oraz  stanowisko  radarów,  i 
weszła na mostek. 

Zobaczyła kapitana, który stał w czapce 

ze  złoceniami  i  przyglądał  się  ekranom 
monitorów.  Wzdrygnęła  się,  kiedy  ujrzała 
wskaźniki  i  uświadomiła  sobie  siłę 
sztormu. 

 

background image

Rozdział 6 

 
– 

Kapitanie 

– 

powiedziała 

zdenerwowana.  –  Doktor  Forbes  jest 
chory. 

Kapitan  Lawrence  obrócił  się  i  spojrzał 

na nią z konsternacją. 

–  Rozumiem,  że  twierdzi  pani,  siostro 

Bainey,  że  jest  niezdolny  do  pełnienia 
obowiązków? 

–  Przez  kilka  godzin  –  przyznała  po 

chwili 

wahania. 

Po  czym  zaczęła 

wyjaśniać:  –  Doktor  Forbes  cierpi  na 
poważną,  bardzo  bolesną  chorobę.  Ma 
kłopoty z wątrobą. Towarzyszą temu silne 
ataki  bólu.  Oczywiście,  one  miną,  lecz 
oznacza  to,  że  w  taką  pogodę  doktor  nie 
będzie w stanie popłynąć kruchą łódką do 
tego tankowca. 

Kapitan postał przez chwilę zatopiony w 

myślach,  po  czym  wezwał  drugiego 

background image

oficera,  który  znajdował  na  stanowisku 
obok sternika. 

– Jaką obecnie zajmujemy pozycję? 
–  Dopłynięcie  na  miejsce  zajmie  nam 

jakieś  pół  godziny,  sir  –  Lesley  spojrzał 
zatroskany  na  Isabel.  –  Wszystkie  inne 
okręty  znajdują  się  o  co  najmniej  trzy 
godziny 

drogi 

od 

unieruchomionego 

statku. 

Kapitan zerknął na Isabel zakłopotany. 
– Ostatnie wiadomości, jakie mieliśmy z 

tankowca  mówiły,  że  rany  tego  człowieka 
są  tak  poważne,  że  jakakolwiek  pomoc 
udzielona  przez  załogę  nie  na  wiele  się 
zda. A uszkodzenia silnika są na tyle duże, 
że  jego  reperacja  zajmie  parę  godzin, 
zanim  będą  mogli  w  ogóle  myśleć,  by 
popłynąć  do  najbliższego  portu  i  do 
szpitala.  –  Westchnął  ciężko.  –  Obawiam 
się,  że  ten  człowiek  nie  przeżyje  do  tego 
czasu. – Rzucił okiem na obmywane wodą 
okna  i  potrząsnął  z  powątpiewaniem 

background image

głową. – Jeżeli zwróciłbym się do pani, by 
popłynęła  pani  zamiast  doktora,  czy 
zgodziłaby się pani na to? Oczywiście nie 
mogę pani tego rozkazać. 

Isabel  oczekiwała  takiego  pytania  i 

przygotowała  się  na  nie.  Lecz  gdy  je 
usłyszała, 

przestraszyła 

się 

mimo 

wszystko. Wyprostowała się i podniosła w 
górę głowę. 

– Zgadzam się, sir. 
Spojrzał jej prosto w oczy. 
–  Dziękuję  –  powiedział  cicho.  –  Lecz 

jeśli  wyślę  tam  panią,  siostro  Bainey,  czy 
poradzi pani sobie z tym wszystkim? 

–  Tak,  panie  kapitanie  –  przynajmniej 

do  pewnego  stopnia  –  zadeklarowała  tak 
pewnie,  jak  mogła.  –  Potrafię  nieść 
pierwszą  pomoc  we  wszelkiego  rodzaju 
poparzeniach  –  oczywiście  mogą  się 
zdarzyć  powikłania,  z  którymi  nie  będę 
umiała  sobie  poradzić.  Pomimo  to 
uważam, że powinien mnie pan posłać, sir. 

background image

Moim  obowiązkiem  jest  tam  się  udać  – 
dodała 

przekonaniem. 

Następnie 

zaczerwieniła  się,  rozumiejąc,  że  zdobyła 
się  na  zbytnią  zuchwałość  doradzając 
kapitanowi.  Rozpogodziła  się,  kiedy  w 
kącikach  jego  ust  dostrzegła  iskierki 
rozbawienia.  –  Na  pokładzie  mamy 
pasażera,  który  jest  lekarzem,  panie 
kapitanie  –  ciągnęła.  –  Może  będzie  mógł 
mi udzielić, jakichś porad przez radio. 

–  Czy  on  nie  zgodziłby  się  więc 

popłynąć na tankowiec? – spytał kapitan z 
nadzieją w głosie. 

– Pan Levaughan nie ma lewej ręki, sir. 

A  stracił  ją  całkiem  niedawno  –  kiedy 
helikopter  opuszczał  go  na  platformę 
wiertniczą. Nie nauczył się jeszcze dobrze 
poruszać  i  utrzymywać  równowagę.  Taka 
wyprawa  byłaby  dla  niego  niewskazana. 
Lecz 

pewnością 

jest 

bardzo 

doświadczonym  lekarzem,  byłby  więc 
niesłychanie pomocny w tej sytuacji. 

background image

Kapitan nie tracił ani chwili. 
–  Siostro,  proszę  zjechać  na  dół, 

przebrać  się  i  przygotować  do  podróży. 
Musi  pani  znaleźć  odpowiedni  strój  – 
czeka  panią  wyprawa  w  malutkiej  łódce 
przez  rozszalałe  morze.  Proszę  wszystko, 
co  będzie  pani  potrzebne,  włożyć  do 
wodoszczelnej torby, włącznie z ubraniami 
na  zmianę,  bo  i  tak  przemoknie  pani  do 
suchej  nitki.  Za  dwadzieścia  minut 
zamelduje  się  pani  na  najniższym 
pokładzie  przy  szalupie  numer  jeden. 
Drugi oficer popłynie z panią. 

Kiedy  Isabel  ruszyła  do  wyjścia, 

usłyszała,  jak  kapitan  woła  jednego  z 
marynarzy. 

– Proszę odszukać doktora Levaughana. 

Pozdrowić  go  ode  mnie  i  przekazać,  że 
chciałbym  go  poprosić  o  przyjście  na 
mostek – w nie cierpiącej zwłoki sprawie. 

Walczyła 

właśnie  z  kaloszami  i 

nieprzemakalnym  ubraniem,  kiedy  do 

background image

gabinetu wszedł Rodney Levaughan. 

– Czy naprawdę masz zamiar wybrać się 

w  ten  sztorm  na  tankowiec,  Isabel?  – 
spytał. 

Było  to  pytanie  retoryczne  i  oboje 

zdawali  sobie  z  tego  sprawę.  Rodney 
wiedział  przecież,  że  jako  pielęgniarka  i 
jedyna  osoba  na  pokładzie  zdolna  nieść 
pomoc w takim wypadku, Isabel po prostu 
nie  ma  innego  wyjścia.  Również  ona 
wiedziała, że jej obowiązkiem jest płynąć z 
pomocą  rannemu.  Lecz  fakt,  że  Rodney 
tak bardzo się o nią martwił, mile połechtał 
jej serce. 

–  Muszę  –  odpowiedziała.  Statkiem 

zakołysało,  Isabel  pochwyciła  Roda,  nie 
pozwalając  mu  upaść.  –  Lecz  zapewniam 
cię, że wcale się do tego nie palę. 

Oparł  się  o  blat  biurka  i  zaczął 

wyjaśniać  Isabel,  jak  się  będą  ze  sobą 
porozumiewać,  kiedy  dostanie  się  już  do 
tankowca. 

background image

– Kapitan utrzymuje łączność radiową z 

ich oficerem dyżurnym. Oboje dostaniemy 
krótkofalówki. Jedna będzie zainstalowana 
w  izbie  przyjęć  na  tankowcu,  a  druga  w 
pokoju  łącznościowym  na  „Venutusie". 
Kiedy będziesz go opatrywać, możemy się 
przez cały czas porozumiewać ze sobą. 

Obawy  Isabel  nieco  się  rozwiały  pod 

wpływem 

ciepłych 

słów 

Roda 

– 

„porozumiewać  ze  sobą"  –  to  tak  jakby 
była  jego  zaufaną  przyjaciółką,  a  nie 
podległą mu pielęgniarką. 

–  Jestem  gotowa  –  powiedziała  w 

końcu. 

– Świetnie. Odprowadzę cię do szalupy. 
Sprawdziła,  czy  wszystko  wzięła  i 

podążyła za Rodneyem do windy. 

Sztorm  przybrał  na  sile,  kiedy  więc 

Isabel wyszła na otwarty pokład, z trudem 
mogła  się  poruszać.  Rzęsisty  deszcz 
powodował,  że  prawie  nic  nie  widziała,  a 
silny wiatr wpychał powietrze z powrotem 

background image

do ust. Lesley Howard był już na miejscu, 
wziął  ją  pod  rękę  i  pomógł  wsiąść  do 
łódki,  która  została  lekko  opuszczona  ze 
swojej normalnej pozycji. 

–  Tankowiec  znajduje  się  całkiem 

niedaleko  –  wyjaśnił.  Jego  wargi  prawie 
dotykały 

jej 

ucha, 

więc 

pomimo 

porywistego  wiatru  mogła  go  usłyszeć.  – 
Na  rufie  jest  zadaszenie  –  krzyknął,  kiedy 
Isabel wsiadła już do łodzi. Sam ruszył w 
kierunku steru. 

Spojrzała  na  Rodneya  Levaughana. 

Trzymał  się  kurczowo  filaru,  w  jego 
oczach ujrzała niemą bezradność. 

–  Uważaj  na  siebie,  Isabel!  –  krzyknął. 

Nie usłyszała słów, lecz mogła je odczytać 
z ruchu jego warg. 

Pomachała  mu  ręką,  a  potem  spojrzała 

na  tankowiec,  którego  zarys  majaczył  w 
ciemnościach  jakieś  trzysta  metrów  od 
„Venutusa",  i  od  którego  dzielił  ich 
bezmiar spienionych fal i ściany deszczu. 

background image

Czuła,  jak  motorowa  łódź  szybko 

opuszcza  się  w  dół  wyciągu  w  kierunku 
morskiej tafli. Isabel wstrzymała oddech w 
obawie,  że  zostaną  za  chwilę  pochłonięci 
przez  rozszalałą  toń.  Lesley  Howard 
zręcznie sterował łódką, kiedy już znaleźli 
się na powierzchni wody. Isabel zamarła z 
przerażenia, gdy zbliżyli się  do potężnego 
grzywacza  –  nagle  znaleźli  się  parę 
metrów  wyżej,  na  jego  szczycie  i  opadli 
gwałtownie  w  dół.  Zamknęła  oczy  nie 
chcąc  nawet  widzieć,  jak  oddalają  się  od 
macierzystego 

statku. 

Silnik 

łódki 

pracował  wytrwale,  Isabel  poczuła,  że 
sama  za  chwilę  dostanie  ataku  choroby 
morskiej.  Kiedy  myślała,  że  oszaleje  ze 
strachu,  Lesley  dotknął  delikatnie  jej 
ramienia.  Byli  na  miejscu.  Krzyknęła, 
sama  nie  wiedząc  dlaczego.  Po  krótkiej 
jeździe  w  górę  na  linie  znalazła  się  na 
pokładzie tankowca. Z ulgą postawiła nogi 
na czymś solidnym. 

background image

Z  trudnością  łapała  równowagę  na 

targanym  porywistym  wiatrem  pokładzie. 
Czyjeś  silne  ręce  schwyciły  ją  i  prawie 
zaniosły do jakiegoś pomieszczenia. Oficer 
zdarł  z  niej  nieprzemakalne  ubranie  i 
cisnął  w  kąt.  Cała  się  trzęsła.  Żaden, 
najbardziej  nawet  wodoszczelny  ubiór  nie 
mógł jej ochronić w czasie tej karkołomnej 
podróży  na  tankowiec.  Byłą  przemoczona 
do suchej nitki. 

Nie 

mówiąc 

ani 

słowa 

oficer 

poprowadził  ją  wąskim  przejściem  do 
windy,  a  potem  do  maciupkiej  izby 
chorych z dwoma łóżkami. 

Nie  zwracając  uwagi  na  mdłości 

spowodowane  chorobą  morską  Isabel 
zabrała  się  bezzwłocznie  do  pracy. 
Zrzuciła  buty,  woląc  pozostać  tylko  w 
rajstopach.  Nieprzytomny  pacjent  leżał  na 
jednym  z  łóżek,  koło  niego  krzątał  się 
oficer rozpaczliwie próbując usunąć z jego 
twarzy  czarną  ropę.  Isabel  spostrzegła  u 

background image

stóp  łóżka  niewielki  stolik,  na  którym 
rozłożył 

swój 

sprzęt 

radiooperator. 

Spokojnym  głosem  mówił  coś  do 
mikrofonu.  Podwinęła  rękawy  koszuli, 
podczas gdy operator przełożył kabel poza 
jej  plecami,  tak  aby  nie  utrudniać  ruchów 
w ciasnym pomieszczeniu. 

Ledwie  zdążyła  podejść  do  pacjenta, 

gdy usłyszała słowa dochodzące z głośnika 
ustawionego na stole: 

– Siostro Bainey? 
Spojrzała  na  mały  mikrofonik,  który 

miała 

przypięty 

do 

ubrania, 

odpowiedziała z wahaniem: 

– Mówi siostra Bainey. 
Odetchnęła  z  ulgą  słysząc  niemal 

natychmiastową odpowiedź. 

– Zgłasza się doktor Rodney Levaughan. 

Czy zbadała już pani pacjenta? 

–  Tylko  pobieżnie,  doktorze.  Puls  jest 

słaby  i  nieregularny  –  mówiła  ściągając 
jednocześnie, 

pomocą 

oficera, 

background image

wierzchnią 

odzież 

poważnie 

poparzonego inżyniera. – Proszę przynieść 
gorącej  wody  –  poleciła  i  zwróciła  się 
ponownie  do  doktora.  –  Tak  jak  pan 
przewidywał,  został  ochlapany  wrzącym 
olejem. 

– Słyszałem pani polecenie dostarczenia 

gorącej  wody  –  odpowiedział  szybko 
Rodney.  –  Będzie  pani  potrzebować  wiele 
litrów. Sugerowałbym gorącą kąpiel. O ile 
to  możliwe,  zdejmijcie  resztę  ubrania  i 
opatrzcie  nieuniknione  w  takim  wypadku 
obrażenia skóry. 

Isabel  pracowała  z  poświęceniem,  ale 

zdawała sobie sprawę, że nie jest w stanie 
wiele  pomóc  temu  człowiekowi.  Tylko 
natychmiastowa  hospitalizacja  dawała 
jakąś  szansę  na  jego  przeżycie.  Czuła,  że 
radiooperator  i  oficer  z  góry  uznali  jej 
wysiłki za skazane na niepowodzenie. Nie 
ustawała  jednak  –  tak  nakazywało  jej 
sumienie. 

background image

– Halo, siostro Bainey. 
Nie  przerywając  pracy  potwierdziła,  że 

go słyszy. 

–  Komunikaty  podają,  że  pogoda 

poprawia  się.  Helikopter  wystartuje  z 
Malty za mniej więcej pół godziny, ale nie 
będzie  w  stanie  wylądować  na  pokładzie 
przy  tak  silnym  wietrze.  Jeżeli  na  statku 
znajdują się odpowiednie nosze, w których 
pacjent 

może 

zostać 

bezpiecznie 

umieszczony, 

to 

możliwe 

będzie 

wciągnięcie go na pokład helikoptera przy 
pomocy liny. 

Isabel  spojrzała  na  oficera,  który 

skinieniem  głowy  potwierdził,  że  są 
wyposażeni w tego rodzaju sprzęt. 

– 

Dysponujemy 

takimi 

noszami, 

doktorze. 

–  To  dobrze.  „Venutus"  udaje  się  w 

takim  razie  w  dalszą  podróż  do  Pireusu. 
Nie  jesteśmy  już  w  stanie  nic  więcej 
zrobić,  ale  pozostanę  z  panią  w  kontakcie 

background image

radiowym,  dopóki  helikopter  nie  zabierze 
pacjenta. 

Isabel  kontynuowała  niezbędne  zabiegi 

aż  do  momentu,  gdy  Rodney  oznajmił,  że 
helikopter jest już w drodze. Musiała teraz 
przygotować pacjenta do ewakuacji. 

Korzystając  z  pomocy  oficera  i  dwóch 

marynarzy 

umieściła 

wciąż 

nieprzytomnego  inżyniera  w  noszach. 
Nagle  Isabel  podjęła  pewną  decyzję. 
Odwróciła się do radiooperatora i zapytała: 

–  Czy  będę  mogła  przez  chwilę 

porozmawiać  z  pilotem  śmigłowca,  gdy 
już będą na miejscu? 

Operator  nałożył  słuchawki  na  uszy, 

powiedział  coś  do  mikrofonu  i  przekazał 
go Isabel. 

–  Już  się  zbliżają.  Może  pani  mówić, 

siostro. 

Umieścił  swoje  słuchawki  na  głowie 

Isabel. 

–  Halo,  helikopter!  –  krzyknęła  do 

background image

mikrofonu.  –  Mówi  siostra  Bainey  z 
pokładu tankowca. 

–  Dzień  dobry,  siostro.  Słyszymy  panią 

dobrze. Znajdziemy się nad wami za jakieś 
piętnaście minut. 

Isabel zebrała całą swą odwagę. 
–  Muszę  lecieć  razem  z  pacjentem.  – 

powiedziała.  –  Jego  stan  jest  bardzo 
poważny. 

–  Proszę  się  najpierw  przyjrzeć 

podnoszeniu  noszy  –  odparł  pilot  z 
powątpiewaniem  w  głosie  –  Zmieni  pani 
zdanie,  gdy  zobaczy,  jak  się  kołyszą  nad 
morzem,  a  wiatr  szarpie  helikopterem.  I 
tak  nie  jest  pani  w  stanie  pomóc  swemu 
pacjentowi. 

– To jego jedyna szansa – upierała się. – 

Musi  być  natychmiast  umieszczony  w 
szpitalu  –  jeśli  będziemy  go  w  stanie  tam 
dostarczyć – dodała ostrożnie. 

Pilot  nic  nie  odpowiedział,  usłyszała 

natomiast  głos  Roda.  Mówił  głośno  i  ze 

background image

złością. 

–  Wszystko  słyszałem,  siostro  Bainey. 

Nie wolno pani opuścić pokładu tankowca. 
To rozkaz! 

•  Zignorowała  jego  słowa.  Marynarze 

pomogli  jej  ubrać  się  we  wciąż  mokre 
ubrania.  Wiedziała,  że  będzie  musiała 
wszystko zostawić. 

– Helikopter jest już nad nami, siostro – 

oznajmił  oficer.  –  Lepiej  wynieśmy  nosze 
na pokład. 

Rzeczywiście, 

wysoko 

ponad 

ich 

głowami zawisł helikopter, którego załoga 
spuściła  na  dół  cienką  linę  zakończoną 
hakiem. Hak uderzył silnie o pokład, wiatr 
rzucał nim na wszystkie strony. 

Oficer  i  załoga  tankowca  wiedzieli,  co 

mają  robić.  Połączyli  cztery  krótkie  linki 
przymocowane 

do 

noszy. 

Jeden 

marynarzy  bosakiem  pochwycił  zwisającą 
linę. Przyczepili ją do noszy. 

W chwilę później ranny inżynier znalazł 

background image

się dwadzieścia metrów nad nimi. 

Isabel  obserwowała  z  niepokojem,  jak 

lina  niebezpiecznie  bujała  się  na  wietrze, 
aż w końcu nosze znalazły się we wnętrzu 
maszyny. 

Westchnęła  z  ulgą  –  i 

przerażeniem. Teraz przyszła kolej na nią. 

 

background image

Rozdział 7 

 
Isabel 

wzięła 

mikrofon 

od 

radiooperatora i oznajmiła pilotowi: 

– Jestem gotowa. 
Obserwowała,  jak  targana  wiatrem  lina 

po raz drugi podąża powoli w dół. Jeszcze 
raz odezwała się do mikrofonu: 

–  Doktorze  Levaughan,  za  chwilę 

zostanę  zabrana  do  helikoptera.  Proszę 
powiedzieć  doktorowi  Forbesowi,  że 
postaram się skontaktować z nim z Malty. 
I... dziękuję za pomoc. 

Nie  dając  Rodneyowi  szansy  na 

odpowiedź  zwróciła  słuchawki  i  mikrofon 
radiooperatorowi. 

Dostrzegła,  że  ten 

odłącza 

je 

od 

radiostacji. 

Potem 

skoncentrowała  uwagę  na  długiej  linie 
rozwijającej się z helikoptera. 

Oficer tankowca objął ją ramieniem. 
– Jest pani bardzo odważną dziewczyną, 

background image

siostro  –  stwierdził  z  przekonaniem.  –  Iw 
imieniu  nas  wszystkich  chciałem  pani 
podziękować  za  to,  co  pani  zrobiła  i  robi 
dla Jerry’ego Slatera. Nie zapomnimy pani 
tego. 

W  chwilę  później  usłyszała  metaliczny 

dźwięk  haka  uderzającego  o  pokład. 
Marynarze schwycili linę i przypięli ją do 
specjalnych szelek, w które ubrano Isabel. 

Potem Isabel poczuła nagłe szarpnięcie i 

poszybowała  w  powietrze,  wysoko  ponad 
tankowiec. 

Nie  czuła  nic  z  wyjątkiem  bujania  w 

pustce,  i  strachu,  kiedy  lina  była  powoli 
wciągana do helikoptera. 

końcu 

dotarła 

na 

miejsce, 

zatrzaśnięto  drzwi  i  jeden  z  członków 
załogi odpiął Isabel, która od razu klęknęła 
przy rannym i sięgnęła po jego nadgarstek. 

Dwie  godziny  później  helikopter  osiadł 

łagodnie  na  trawniku  tuż  przed  gmachem 
nowoczesnego szpitala na Malcie. 

background image

Wyładowano nosze, Isabel towarzyszyła 

rannemu  aż  do  izby  przyjęć.  Z 
przygnębieniem obserwowała, jak inżynier 
Jerry Slater znika za dużymi drzwiami sali 
operacyjnej.  Cała  odwaga  opuściła  ją  w 
jednym  momencie.  Usiadła  na  najbliższej 
ławce  i  skryła  głowę  w  trzęsących  się 
rękach. 

–  Gorąca  kąpiel,  ciepłe  łóżko,  i  będzie 

się  pani  czuć jak nowo  narodzona –  czyjś 
miły głos wyszeptał jej do ucha. 

Isabel podniosła głowę nie rozumiejąc, o 

co chodzi. 

–  Nie  wiem,  czy  dam  radę,  siostro  – 

sprzeciwiła się słabo... 

Nastał poranek,  Isabel leżała w  ciepłym 

i  miękkim  łóżku  w  jednej  ze  szpitalnych 
sal.  Usłyszała  głosy  lekarza  i  pielęgniarki, 
z  którymi  rozmawiała  poprzedniego 
wieczora.  Usiadła  i  zmarszczyła  brwi 
widząc 

niezbyt 

gustowną 

szpitalną 

bieliznę, w którą ją ubrano. 

background image

–  Jak  się  ma  pacjent,  z  którym  wczoraj 

przyleciałam? – spytała. 

Doktor uśmiechnął się. 
–  Trzyma  się  nieźle.  Jedyne,  co  nam 

teraz  zostaje,  to  zobaczyć,  jak  się  pani 
czuje. Widzę, że wszystko w porządku. W 
pani 

imieniu 

skontaktowaliśmy 

się 

amerykańskim konsulem. 

–  Pani  rzeczy  zostały  wyprane, 

wysuszone  i  wyprasowane  –  oznajmiła 
pielęgniarka, uśmiechając się. 

Isabel  ubrała  się  i  zjadła  śniadanie.  Z 

konsulatu  podstawiono  samochód,  który 
zawiózł  ją  do  La  Valetty.  Czuła  się,  jak 
marynarz  z  rozbitego  statku:  nie  miała 
żadnych  pieniędzy,  dokumentów  ani 
ubrań.  Zastanawiała  się,  czy  w  ogóle  uda 
jej  się  dołączyć  do  statku  –  i  zobaczyć 
Roda Levaughana. 

Konsul przyjął ją, gdy tylko się zjawiła. 

Okazało  się,  że  został  w  pełni 
poinformowany  o  jej  przeżyciach  i 

background image

stwierdził,  że  dołoży  wszelkich  starań,  by 
umożliwić jej powrót na „Venutusa". 

– Z tego co wiem, pani statek zawija do 

Pireusu  jutro  po  południu.  Grecki  agent 
kompanii, 

która 

jest 

właścicielem 

„Venutusa",  wie  już  o  tym,  co  się  stało. 
Odbierze panią z lotniska i zaopiekuje się, 
aż  do  momentu,  kiedy  bezpiecznie 
znajdzie się pani z powrotem na pokładzie 
statku. 

Isabel 

obserwowała 

przez 

okno 

kapitanatu  Zatoki  Pireus,  jak  „Venutus" 
rzuca kotwicę w miejscu zarezerwowanym 
dla 

jednostek 

zagranicznych. 

Zaprowadzono  ją  do  statku,  a  ponieważ 
trap nie został jeszcze opuszczony, musiała 
skorzystać z drabinki sznurowej używanej 
zwykle  przez  celników.  Dwie  pary  rąk 
chwyciły  jej  ramiona,  gdy  tylko  zbliżyła 
się  do  poziomu  pokładu.  Jedna  z  nich 
należała  do  uśmiechniętego  drugiego 
oficera,  a  druga  do  marynarza.  Musieli  jej 

background image

pomóc,  ponieważ  o  mało  nie  wypuściła 
drabinki z rąk na widok tłumu pasażerów, 
który  zebrał  się,  by  obserwować  jej 
powrót.  Ku  swemu  zaskoczeniu  została 
powitana  bardzo  serdecznie.  Isabel  tak  to 
powitanie  zdumiało,  że  nie  była  w  stanie 
powiedzieć ani słowa. Dopiero gdy doktor 
Arno podszedł do niej i wziął ją za ramię, 
dała się zaprowadzić do własnej kajuty na 
pokładzie C. 

– Od tej chwili nie padnie już ani słowo 

na  temat  zakazu  przebywania  moich 
pielęgniarek  na  pokładzie  pasażerskim  – 
obwieścił  doktor  z  triumfalną  miną. 
Ponieważ  dostrzegł  zdumiony  wyraz  oczu 
Isabel  dodał:  –  Kapitan  otrzymał  przez 
radio  wiadomość  z  tankowca.  Dowiedział 
się  z  niej,  w  jaki  sposób  uratowałaś  życie 
inżyniera  Slatera.  Powiedziano  mu  nawet, 
jak  dostałaś  się  podczas  sztormu  do 
helikoptera.  Kapitan  Lawrence  przypiął 
kopię  tej  wiadomości  na  tablicy  z 

background image

ogłoszeniami  dla  pasażerów.  Zaczął 
szukać czegoś w kieszeni. 

–  Właśnie  sobie  przypomniałem.  Mam 

również wiadomość od kapitana tankowca, 
adresowaną  osobiście  do  ciebie.  O,  jest 
tutaj. 

Isabel otwarła kopertę drżącymi rękami. 

Ciągle  nie  mogła  jeszcze  zrozumieć, 
dlaczego  robią  wokół  niej  tyle  hałasu. 
Zaczęła czytać: 

„Kapitan  i  załoga  tankowca  »Melville« 

są pani bardzo wdzięczni. Jesteśmy teraz w 
drodze  do  Syrakuz.  Mamy  wiadomość,  że 
»Venutus«  zjawi  się  tu  również  za  dwa 
dni.  Serdecznie  zapraszamy  na  kolację, 
podczas  której  otrzyma  pani  z  powrotem 
swój  sprzęt.  Proszę  zabrać  ze  sobą  swego 
»radiowego« 

doktora. 

Tom 

James, 

kapitan". 

Isabel  zaśmiała  się  zakłopotana,  ale 

jednocześnie zadowolona. 

–  Chyba  nie  udało  mi  się  do  tej  pory 

background image

poznać  kapitana  tankowca.  Nie  znałam 
nawet  nazwy  statku.  Nie  bardzo  wiem, 
dlaczego nadają taką wagę tej sprawie, ale 
chciałabym  móc  złożyć  gdzieś  swoje 
zapasowe ubrania i torebkę. 

– Przebierz się i zejdź na kolację, Isabel 

–  polecił  doktor.  –  Musiałem  za  ciebie 
odwalać  całą  robotę  w  czasie,  gdy  ty 
bawiłaś  się  na  prywatnym  rejsie!  –  dodał 
uśmiechając się ciepło. 

–  Jak  się  pan  czuje,  doktorze  Arno? 

Właściwie  powinnam  była  o  to  spytać  na 
samym początku, ale zapomniałam w  tym 
całym zamieszaniu. Bardzo przepraszam! 

–  Czuję  się  tak,  jak  można  się  było 

spodziewać  –  mruknął,  ale  w  jego  oczach 
zapaliły  się  figlarnie  ogniki.  –  Kapitan 
polecił  Levaughanowi,  aby  mnie  zbadał. 
On  będzie  kiedyś  świetnym  internistą  – 
gdy wreszcie pogodzi się ze stratą ręki. 

Uśmiechnął  się  ironicznie  i  ruszył  do 

drzwi. 

background image

–  Od  razu  domyślił  się  przyczyny 

moich...  eee,  kłopotów,  ale  nawet  on  nie 
mógł mi zbyt wiele zaproponować. Oprócz 
tego  zmarnował  o  wiele  za  dużo  czasu 
zadając głupie pytania na twój temat... 

– Ale przecież ja nie jestem chora! 
–  Gdy  się  dowiedzieliśmy,  że  dotarłaś 

bezpiecznie  na  Maltę,  twoje  zdrowie 
przestało  być  głównym  tematem  jego 
zainteresowania – rzucił prowokacyjnie. 

Przybycie  Isabel  do  jadalni  stało  się 

ważnym  wydarzeniem.  Powitana  została 
ogólnym  aplauzem,  pasażerowie  przy 
sąsiednich  stolikach  zaczęli  składać  jej 
gratulacje. 

Aby  ukryć  zawstydzenie, 

schowała twarz za kartą dań. 

Lesley  Howard,  siedzący  obok,  ujął  jej 

dłoń. 

– Wydaje się, że niezbyt ci przypadły do 

gustu  te  zachwyty  nad  twoją  osobą  – 
zauważył. 

– To bardzo miło, że tak sądzisz, Lesley 

background image

–  to  miło  z  waszej  strony  –  lecz  przecież 
jestem pielęgniarką i nie zrobiłam w końcu 
nic  innego,  niż  zrobiłaby  każda  inna 
pielęgniarka  na  moim  miejscu.  Mam 
nadzieję,  że  wszyscy  zapomnimy  o  tej 
całej  sprawie  –  w  przeciwnym  razie  nie 
ośmielę  się  już  nigdy  więcej  wyjść  ze 
swojej kajuty. 

Kilka  minut  później  Isabel  opuściła 

jadalnię  i  udała  się  do  izby  przyjęć. 
Porozmawiała 

przez  jakiś  czas 

doktorkiem  Arno,  po  czym  usiadła  za 
biurkiem  i  zajęła  się  zaległą  papierkową 
robotą. 

Nieoczekiwanie 

Vidal 

Winnisford 

zajrzał  do  gabinetu,  a  kiedy  zorientował 
się, że jest sama, wślizgnął się do środka i 
rozsiadł  wygodnie  na  jednym  z  krzeseł 
przeznaczonych dla pacjentów. 

– Gratuluję – powiedział. W jego głosie 

można  było  wyczuć  nutę  sarkazmu.  – 
Jeżeli nawet nie udało ci się przekonać do 

background image

siebie  mojej  matki,  to  jeżeli  chodzi  o 
pozostałych, trafiłaś w dziesiątkę. 

–  O  co  ci  chodzi,  Vidal?  –  spytała 

niecierpliwie.  –  Nie,  nie  mów  mi.  Mam 
przed  sobą  mnóstwo  roboty,  a  muszę  ją 
skończyć jeszcze dziś wieczór. 

–  Czym  się  tak  martwisz,  Isabel,  moja 

miłości?  Jako  bohaterka  tego  rejsu  i 
gwiazda  tego  statku,  nie  musisz  się 
przejmować  zleceniami  tego  starucha. 
Niech on sam zajmuje się takimi bzdurami. 

–  To  nie  doktor  Forbes  urządzi  mi 

awanturę,  jeżeli  nakryje  mnie  na 
flirtowaniu  z  tobą,  lecz  Lady  Winnisford. 
Nie  poskąpi  swych  sił  i  wpływów,  jeżeli 
dowie  się,  że  marnujesz  tutaj  swój  cenny 
czas. 

Trochę  go  to  zaniepokoiło,  lecz  nie 

uczynił  najmniejszego  ruchu,  by  opuścić 
pomieszczenie. 

– Wcale nie marnuję tutaj swego czasu, 

droga  Isabel  –  upierał  się.  –  Nie  muszę 

background image

robić wszystkiego, co każe mi matka. 

–  Oczywiście,  że  nie.  Lecz  mogę  się 

tylko 

domyślać, 

co 

uczyni 

Lord 

Winnisford, 

kiedy  o  tym  usłyszy. 

Najprawdopodobniej 

obetnie 

ci 

kieszonkowe  –  a  jakoś  nie  mogę  sobie 
wyobrazić 

ciebie 

stającego 

przed 

perspektywą  konieczności  poszukania 
sobie pracy. 

– Wcale nie starasz się mi pomóc! 
– A powinnam? – Machnęła ręką, by nie 

pozwolić  mu  nawet  odpowiedzieć.  –  Tak 
jak  ci  powiedziałam,  Vidal,  mam  jeszcze 
sporo  pracy,  i  chciałabym  się  z  nią  jak 
najszybciej uporać. 

Wyglądał, 

jakby  miał  za  chwilę 

wybuchnąć gniewem. 

Isabel  zdecydowała  się  odeprzeć  jego 

atak,  lecz  dzwonek  telefonu  przerwał 
chwilę  napięcia.  Podniosła  natychmiast 
słuchawkę. 

– 

Siostra 

Bainey, 

słucham 

– 

background image

przedstawiła  się,  ciesząc  się  z  takiego 
obrotu sprawy. 

–  Mówi  Rod  Levaughan.  Czy  miałabyś 

coś  przeciwko  temu,  żebym  cię  teraz 
odwiedził? 

Serce  Isabel  zabiło  żywiej.  Rodney 

chciał się z nią zobaczyć! 

Rod ciągnął dalej: 
–  Muszę  napisać  raport  dla  kapitana 

tankowca,  w  związku  z  tym  wypadkiem. 
Chciałby go wysłać na ląd tak szybko, jak 
to możliwe. 

O  mało  się  nie  popłakała  z  zawodu.  A 

więc  dzwonił  w  związku  ze  sprawami 
zawodowymi, a nie prywatnie. 

–  Oczywiście,  jestem  teraz  wolna, 

doktorze  –  odpowiedziała  sucho.  –  Pan 
Winnisford właśnie wychodzi. 

– W takim razie, za chwilę się zjawię. 
Isabel  patrzyła  zimno  na  Vidala,  aż  ten 

w  końcu  zrozumiał  i  wyszedł,  obiecując 
Isabel,  że  nie  da  jej  spokoju,  i  będzie  ją 

background image

nadal  nachodził.  Zaraz  po  jego  wyjściu 
pojawił się Rodney. 

Isabel  lekko  drżącą  ręką  wskazała  mu 

krzesło. 

–  Vidal  Winnisford  jak  zwykle  był 

namolny  –  wyjaśniła.  –  Chciałam  ci 
podziękować  za  pomoc,  jakiej  udzieliłeś 
mi przez radio. Do tej pory nie miałam ku 
temu okazji. 

–  Nie  posłuchałaś  mojego  rozkazu 

pozostania na tankowcu, Isabel, prawda? 

Czy  była  to  przyjacielska  wymówka, 

czy oficjalna nagana? 

–  Wiesz,  że  w  takich  okolicznościach 

nie  mogłam  usłuchać  twojego  rozkazu  – 
powiedziała niespokojnie. 

Pochylił się do przodu. 
–  A  czy  w  innych  okolicznościach 

zrobiłabyś to, o co bym cię poprosił? 

– Oczywiście, Rod. Wiesz, że ja... 
Ugryzła  się  w  język.  Czy  zadał  jej 

osobiste pytanie,  czy też „okoliczności", o 

background image

jakie  mu  chodziło,  odnosiły  się  do  spraw 
czysto zawodowych? 

– Czy koniecznie musisz napisać raport 

o  tym  wypadku?  –  spytała  szybko,  by 
ukryć swoje zmieszanie. 

Uśmiechnął się do niej. 
–  Poza  normalnym  wpisem  do  księgi 

pokładowej,  kapitan  zapewne  wystąpi  o 
przyznanie ci odznaczenia. 

 

background image

Rozdział 8 

 
– O, nie – zaprotestowała natychmiast. – 

To  zbyt  wiele.  Wszystko  znajdzie  się  w 
gazetach i... 

– Już się znalazło – oznajmił spokojnie. 

– W każdym razie dziennikarze wyszperali 
opis  twoich  wyczynów  i  zostały  one 
przetelegrafowane  z  Pireusu  i  Malty  do 
Londynu.  Rano  będziesz  już  o  tym  mogła 
przeczytać  w  brytyjskich  gazetach,  a 
założę się, że i w amerykańskich. 

Isabel  wypuściła  z  ręki  pióro,  które 

głośno  opadło  na  podłogę.  Ledwo  co 
doszła do siebie po nagonce, jaką rozpętała 
na  nią  prasa  po  śmierci  Jimmy’ego 
Pendletona.  Najnowsze  doniesienia  o  jej 
wyczynach,  choć  z  pewnością  zupełnie 
nieporównywalne  z  poprzednimi,  mogły 
spowodować,  że  prasa  zainteresuje  się  jej 
przeszłością  i  wyciągnie  na  światło 

background image

dzienne oskarżenia, przed którymi musiała 
się nie tak dawno bronić. 

–  Nie  masz  się  o  co  martwić,  Isabel  – 

pocieszył  ją.  –  Stany  są  odległe  od  tego 
miejsca  o  tysiące  mil,  ludzie  wkrótce 
zapomną  o  całej  tej  sprawie.  Trudno  mi 
uwierzyć,  że  ktoś  może  być  aż  tak 
skromny. 

Rozluźniła się nieco. 
– No  cóż,  ja jestem  i  nie  mam  zamiaru 

zejść  na  brzeg  w  żadnym  z  portów,  do 
jakich  będziemy  zawijać.  W  przeciwnym 
razie dziennikarze będą się starali zadawać 
mi  setki  pytań,  byle  tylko  utrzymać  tę 
historię na pierwszych stronach gazet. – W 
tym  momencie  przypomniała  sobie  o 
radiogramie,  która  miała  w  kieszeni 
fartucha. – Może z wyjątkiem Syrakuz. 

–  Syrakuz?  A  cóż  takiego  atrakcyjnego 

ma do zaoferowania Sycylia? 

Wręczyła mu skrawek papieru. Wziął go 

ze  zdziwieniem  i  z  trudnością  odczytał 

background image

zawartą  na  nim  wiadomość.  Uśmiechnął 
się i spojrzał na nią pytająco. 

– Powinno to być bardzo miłe przyjęcie 

– stwierdził. – Nie możesz go przegapić. 

–  Chciałabym  przynajmniej  odzyskać 

moją  torbę  i  ubrania,  które  zostawiłam  na 
tankowcu – uśmiechnęła się niepewnie. 

Rodney położył radiotelegram na biurku 

postukał 

weń 

długim 

palcem 

wskazującym. 

– Czy, tak jak tu sugerują, masz zamiar 

zabrać mnie ze sobą? 

– A czy zechciałbyś mi towarzyszyć? 
Podniósł rękę jak do przysięgi. 
– 

Nie 

będę 

pewnością 

pełnowartościowym  strażnikiem  w  drodze 
na tankowiec, lecz jeśli podejmiesz ryzyko 
ucieczki 

przed 

bandą 

miejscowych 

pismaków,  z przyjemnością  stanę  u  twego 
boku. 

Zmarszczyła brwi ze złością. 
– Nie prosiłam cię o to, Rod. Spytałam, 

background image

czy zechciałbyś pójść ze mną. 

–  Chciałbym  pójść  z  tobą  na  koniec 

świata,  Bel.  Lecz  nie  zawsze  udaje  mi  się 
zdobyć rzeczy, na których ci w tym życiu 
zależy  –  a  „chcenie"  czegoś  może,  w 
pewnych  okolicznościach,  okazać  się 
bardzo samolubnym kaprysem. 

–  Jak  możesz  być  tak  dziecinny!  – 

odcięła się gwałtownie. 

Spąsowiał,  jego  oczy  przez  chwilę 

płonęły urazą. Lecz powoli na jego twarzy 
zaczął pojawiać się uśmiech. 

–  Czy  jakiś  mężczyzna  już  cię  kiedyś 

całował? – spytał. 

Isabel urażona odrzuciła głowę w tył. 
–  O  co  ci  chodzi?  –  spytała  nie  mogąc 

złapać oddechu. 

Nie  odpowiedział  jej  od  razu,  lecz 

zdecydowanym  ruchem  ujął  jej  policzek. 
Zbliżył  swe  wargi  do  jej  ust  i  złożył  na 
nich  gorący,  miękki  pocałunek.  Isabel 
poczuła,  że  zaczyna  jej  żywiej  bić  serce. 

background image

Pocałunek  trwał  dłuższą  chwilę,  aż  w 
końcu Isabel oderwała gwałtownie usta. 

–  Rod?  –  spytała.  Jej  piękne  brwi 

wygięły się w łuk. – Czy coś się stało? – Z 
zażenowaniem  wpatrywała  się  w  jego 
przystojną twarz. 

Jego oczy zwęziły się. Był zagniewany. 
–  Czy  kiedykolwiek  sprawiło  ci 

przyjemność, kiedy mężczyzna wziął cię w 
ramiona? – spytał prowokująco. 

–  Oczywiście  –  Isabel  wiedziała,  jakie 

będzie jego następne pytanie  i  oczekiwała 
na nie z niepokojem. 

Złośliwy  uśmiech  pojawił  się  na  jego 

twarzy, gdy pochylił się nad nią. 

– A więc wiesz, jak byś się czuła, gdyby 

pocałował  cię  –  trzymając  jedną  rękę  na 
plecach. 

Uderzyła pięściami z całej siły w biurko. 
– Czy to wszystko, czym dla ciebie jest 

miłość?  –  spytała  z  wściekłością.  – 
Objęciem i pocałunkiem? 

background image

– Nie, Bel, nie masz racji. Ale to ważna 

część uczucia nazywanego zakochaniem, i 
żadna  dziewczyna  nie  powinna  być 
pozbawiona 

tego 

doświadczenia 

– 

stwierdził  z  goryczą  w  głosie.  –  Czy 
zgodzisz się ze mną? 

Bezmyślnie  przełożyła  plik  kartek  z 

jednego miejsca w drugie. 

–  Czy  moglibyśmy  dokończyć  raport, 

który  masz  przygotować  dla  kapitana? 
Zostało  mi  jeszcze  mnóstwo  papierkowej 
roboty, którą muszę skończyć dziś wieczór 
–  i  nie  mam  czasu  ani  nastroju,  aby 
dyskutować 

bzdurach. 

Rodney 

wyciągnął z kieszeni długopis. 

–  Jak  sobie  pani  życzy,  siostro  Bainey. 

Znam  przebieg  wydarzeń  aż  do  momentu, 
gdy  opuściłaś  pokład  tankowca  i 
przesiadłaś  się  do  helikoptera.  Czy 
możemy zacząć od tego momentu? 

Podniecenie,  które  wywołała  wśród 

pasażerów  i  załogi  brawurowa  akcja 

background image

Isabel,  nie  miało  trwać  długo.  Zastąpił  je 
smutek  spowodowany  postępami  choroby 
u  doktora  Arno.  Czuł  się  tak  źle,  że 
zaprzestał 

wykonywania 

swych 

obowiązków  zawodowych.  Sam  doktor 
miał  jednak  nadzieję,  że  uda  mu  się 
powrócić  któregoś  dnia  do  pracy.  Nie 
wiadomo, 

jaki 

sposób 

wszyscy 

dowiedzieli 

się  o  jego  śmiertelnej 

chorobie,  współczucie  dla  niego  było 
powszechne. 

Isabel  opiekowała  się  nim  najlepiej,  jak 

mogła,  pomimo  swego  przekonania,  że  w 
niczym  tak  naprawdę  nie  może  mu  już 
pomóc. 

Z  powodu  nie  najlepszego  nastroju 

postanowiła  zrezygnować  z  kolacji  na 
tankowcu,  ale  Rodney  nalegał,  by  jednak 
poszła. 

–  To  ci  dobrze  zrobi,  Isabel  – 

przekonywał. 

– Ktoś musi pozostać na służbie, a teraz, 

background image

gdy  doktor  Arno  źle  się  czuje,  nie  ma 
nikogo,  kto  mógłby  mnie  zastąpić  – 
zauważyła Isabel. 

–  Ja  przejmę  twoje  obowiązki  – 

zaproponował Rodney. – Nie zanosi się na 
jakieś  problemy,  uważam  więc,  że 
powinnaś  skorzystać  z  tej  możliwości  i 
wyrwać  się  na  chwilę.  Nie  możesz 
pracować  dwadzieścia  cztery  godziny  na 
dobę siedem dni w tygodniu tylko dlatego, 
że okrętowy lekarz jest chory. 

–  Ale  to  zaproszenie  dotyczy  również 

ciebie – przypomniała Isabel. 

–  Tak  się  składa,  że  nie  możemy  iść 

oboje,  a  to  przecież  ty  jesteś  honorowym 
gościem. 

Kolacja  okazała  się  bardzo  przyjemna  i 

radosna,  zwłaszcza,  że  stan  zdrowia 
inżyniera  Slatera  poprawiał  się.  Isabel 
musiała  włożyć  sporo  wysiłku  w 
przekonanie  gospodarzy,  iż  bawi  się 
wyśmienicie,  w  rzeczywistości  jednak 

background image

ciągle  powracała  myślami  do  Rodneya  i 
przyczyny,  dla  której  nie  mogła  go  zabrać 
ze sobą. 

Została 

udekorowana 

odznaką 

symbolem 

statku. 

Był 

to 

wyraz 

wdzięczności  załogi  za  poświęcenie,  jakie 
okazała jednemu  z ich  kolegów. Przyjęcie 
zakończyło  się  o  północy,  gdy  Isabel 
oświadczyła, że czuje się jak na wagarach i 
musi  jeszcze  przed  nocą  upewnić  się,  że 
wszyscy pasażerowie bez szwanku wrócili 
z lądowej wycieczki. 

Następnego  ranka  zamierzała  właśnie 

zadzwonić do Rodneya i podziękować mu 
za  zastępstwo,  gdy  telefon  na  jej  biurku 
odezwał się natarczywie. 

–  Siostro,  mówi  mostek  kapitański. 

Proszę  natychmiast  zameldować  się  u 
kapitana. 

Ruszyła  szybkim  krokiem  ku  mostkowi 

zastanawiając  się,  co  mogło  spowodować 
to  nagłe  wezwanie.  Kapitan  siedział  na 

background image

wysokim  krześle  obserwując  morze  przez 
jedną z szerokich, szklanych tafli. 

–  Siostra  Bainey  –  zameldowała 

formalnie swoje przybycie. 

Kapitan  obrócił  się  i  spojrzał  wprost  na 

nią. 

– 

Czy 

sprawdziła 

pani 

dzisiaj 

samopoczucie Lady Winnisford, siostro? – 
spytał szorstko. 

–  Nie,  kapitanie.  Nie  pojawiła  się  w 

izbie  przyjęć  ani  nie  prosiła  o  wizytę  w 
swojej kajucie. 

–  Kapitanie,  moja  mama  nie  potrzebuje 

pielęgniarki. Chodzi jej o lekarza. 

Isabel dopiero teraz zauważyła stojącego 

obok niej Yidala Winnisforda. 

Wzrok kapitana przesunął się z niego na 

Isabel i z powrotem. – Byłbym wdzięczny, 
gdyby  zajrzała  pani  teraz  do  Lady 
Winnisford  i  powiadomiła  mnie  o  naturze 
jej  dolegliwości  oraz  sposobach,  w  jakich 
zamierza sobie pani z nimi poradzić. 

background image

–  Moja  matka  nie  pozwoli  zbadać  się 

zwykłej pielęgniarce. Ma przeraźliwe bóle. 
Musi 

pan 

polecić 

doktorowi 

Levaughanowi,  aby  natychmiast  się  nią 
zajął. 

oczach 

kapitana 

pojawił 

się 

niebezpieczny błysk. 

–  Nie  mam  prawa  wydawać  rozkazów 

pasażerom  oprócz  zupełnie  wyjątkowych 
sytuacji, panie Winnisford. Jak do tej pory 
nie  dotarły  do  mnie  informacje  mogące 
świadczyć, że stan zdrowia pańskiej matki 
jest  poważny.  A  teraz  zechce  pan  opuścić 
mostek.  Siostra  Bainey  będzie  panu 
towarzyszyć  w  drodze  do  kabiny  Lady 
Winnisford. 

Vidal  zaprowadził  Isabel  do  matki,  ale 

na  czas  badania  miał  pozostać  za 
drzwiami. 

–  Nie  mogę  zbadać  pańskiej  matki  w 

pana  obecności  –  stwierdziła  z  irytacją 
Isabel. 

background image

–  Chcę  się  widzieć  z  lekarzem!  – 

krzyknęła kobieta ostrym i nieprzyjemnym 
tonem. 

–  Proszę  mi  pozwolić  się  obejrzeć  – 

nalegała  Isabel  ujmując  w  przegubie  rękę 
pani Winnisford. 

Staruszka  wyrwała  rękę  i  spróbowała 

usiąść  na  łóżku,  nagły  atak  bólu 
spowodował  jednak,  że  zgięła  się  wpół  i 
krzyknęła. 

Isabel 

zignorowała 

całe 

to 

przedstawienie,  zmierzyła  puls  i  ciśnienie 
krwi.  Podniosła  słuchawkę  telefonu  i 
poprosiła  sanitariuszkę  o  przyniesienie 
środka  wymiotnego.  Zaordynowała  Lady 
Winnisford  starannie  odmierzoną  dawkę 
lekarstwa,  zanim  ta zdążyła zaprotestować 
choćby jednym słowem. 

–  Proszę  zostać  z  pacjentką  –  poleciła 

sanitariuszce  –  a  ja  zamienię  parę  słów  z 
jej synem. 

Zaniepokojony 

Vidal 

krążył 

pod 

background image

drzwiami kajuty. 

–  Co  pańska  matka  robiła  wczoraj 

wieczór?  –  zapytała  Isabel  nie  zwracając 
uwagi na pytania, którymi ją zasypał. 

–  Poszliśmy  do  nocnego  lokalu  – 

wyjaśnił  z  irytacją.  –  Jeden  z  rybaków 
gorąco go nam polecał. 

– Czy zjedliście tam kolację? 
Vidal skinął potakująco głową. 
Isabel była nieco zaniepokojona. Jeszcze 

raz  bardzo  starannie  zbadała  pacjentkę  i 
pobiegła na mostek. 

– Zatrucie pokarmowe – poinformowała 

kapitana. 

– Na moim statku? – spytał krótko. 
– Nie. Lady Winnisford zjadła posiłek w 

nadbrzeżnym  klubie  nocnym  podczas 
pobytu  w  Syrakuzach.  Jestem  przekonana, 
że  sprawa  nie  jest  zbyt  poważna,  chociaż 
objawy mogą sugerować, że dość bolesna. 
Myślę,  że  byłoby  rozsądne  skonsultować 
się z lekarzem, jeśli to możliwe. 

background image

Isabel spostrzegła, że kącik ust kapitana 

zadrgał  nerwowo.  Uświadomiła  sobie,  że 
już po raz drugi zdarza się jej go pouczać. 
Speszyła  się  nieco,  ale  kapitan  wysłał  już 
gońca 

mającego 

odszukać 

doktora 

Levaughana. 

Rodney  pojawił  się  na  mostku  tak 

szybko, że Isabel odniosła wrażenie, jakby 
oczekiwał  w  pobliżu  na  to  wezwanie. 
Kapitan  poprosił,  aby  zapoznała  go  z 
wynikami swoich obserwacji. 

– Wygląda na to, że mamy do czynienia 

lekkim 

zatruciem, 

kapitanie 

– 

podsumował  Rodney  po  wysłuchaniu 
sprawozdania  Isabel.  –  Pozwolę  sobie 
jednak 

obejrzeć 

osobiście 

Lady 

Winnisford,  tak  na  wszelki  wypadek. 
Siostro, proszę iść ze mną. 

(Idy zakończył badanie, odwrócił się do 

Isabel  i  z  zawodową  uprzejmością 
poinstruował  ją,  jakie  zastrzyki  należy 
zrobić pacjentce. 

background image

–  Proszę,  aby  siostra  zaglądała  tu  co 

godzinę  przez  cały  dzień,  aby  stwierdzić, 
czy  objawy  zatrucia  ciągle  się  jeszcze 
utrzymują.  Proszę  mnie  powiadomić  w 
wypadku jakichś wątpliwości. 

Wypisał  recepty  i  podał  instrukcję 

dalszego  dawkowania  leków.  W  przejściu 
na  zewnątrz  kabiny  spotkali  Vidala. 
Wyglądał  bardzo  nieprzyjaźnie  i  był 
wyraźnie rozdrażniony. 

–  Nie  śpieszyłeś  się  zbytnio,  by  tu 

przyjść, Levaughan – zaczepił ich. – Jeżeli 
zjawiłbyś  się  wtedy,  kiedy  posłałem  po 
ciebie po raz pierwszy...   

– Nie posyłaj po mnie, Winnisford. Nie 

rób tego, jeżeli masz choć gram oleju w tej 
durnej  głowie.  Nie  jestem  członkiem 
załogi  i  nie  mam  zamiaru  spędzać  czasu 
przeznaczonego 

na 

moją 

własną 

rekonwalescencję  na  fochach  głupawych 
pasażerów. Jeżeli od razu zadzwoniłbyś po 
siostrę Bainey, oszczędziłbyś swojej matce 

background image

całej  godziny  bezsensownych  cierpień. 
Mogę cię tylko zapewnić, ze ja zapisałbym 
dokładnie  tę  samą  kurację,  o  której  ona 
pomyślała. 

Na  szczęście  Vidal  był  tak  porażony 

lekcją, którą otrzymał, że nie zdołał nawet 
otworzyć  ust,  zanim  Isabel  i  Rodney  nie 
zniknęli mu z oczu. 

–  Przepraszam,  że  poprosiłam  cię,  byś 

rzucił  okiem  na  Lady  Winnisford  – 
stwierdziła,  kiedy  wolno  szli  w  kierunku 
pokładu  spacerowego.  –  Lecz  zatrucie 
pokarmowe  bywa  zbyt  zdradliwe,  by 
leczyć je bez konsultacji z lekarzem, jeżeli 
można  na  taką  liczyć.  Przyznaję  się,  iż 
wykorzystałam  fakt,  że  znajdujesz  się  na 
pokładzie, lecz bałam się, że może mi coś 
umknąć. 

–  Postąpiłaś  słusznie,  Isabel  –  i  cieszę 

się, że tak właśnie zrobiłaś. – Uśmiechnął 
się.  –  Mam  w  takich  wypadkach  ustaloną 
stawkę  –  herbata  w  kawiarni  nalana 

background image

własnoręcznie przez ciebie. 

Jej  serce  zabiło  mocniej,  roześmiała  się 

perliście. 

– I, bez wątpienia, dodasz sobie jeszcze 

do  rachunku  napiwek,  który  będzie 
przewidywał  trzymanie  cię  za  rękę,  kiedy 
będziesz pił herbatę! 

–  Po  herbacie  –  poprawił  ją,  kiedy 

zdążali w kierunku kawiarni. 

 

background image

Rozdział 9 

 
Jednakże tego dnia nie dane było Isabel 

zasmakować  herbaty.  Kiedy  weszli  z 
Rodneyem do kawiarni, steward podszedł i 
zwrócił się do niej: 

–  Czy  odbierze  pani  telefon  z  izby 

chorych?  –  spytał  cicho.  Z  tego  co  wiem, 
to jakaś pilna sprawa. 

–  Lady  Winnisford  jest  niemożliwa!  – 

stwierdziła zgadując, o co chodzi. – Lepiej 
jednak będzie, jeśli sprawdzę, o co chodzi. 

Telefon  w  kawiarni  był  niestety  zajęty, 

Isabel  popędziła  więc  czym  prędzej  do 
izby  chorych,  gdzie  pani  Tanney  czekała 
już na nią z niecierpliwością. 

–  Czego  życzy  sobie  Lady  Winnisford, 

pani Tanney? – spytała rozdrażniona. 

–  To  nie  chodzi  o  Lady  Winnisford, 

siostro.  W  gabinecie  czeka  na  panią  jakiś 
marynarz.  Nie  sądzę,  by  mu  coś  dolegało, 

background image

lecz  on  upiera  się  przy  tym,  żeby  się  z 
panią zobaczyć. To chyba jakiś wariat! 

Isabel  weszła  do  środka.  Ujrzała  przed 

sobą marynarza w średnim wieku, potężnie 
zbudowanego,  lecz  jednocześnie  dziwnie 
zwiotczałego. 

–  Proszę  usiąść  –  powiedziała  cicho, 

stając przy nim i z niepokojem obserwując 
jego  twarz  w  poszukiwaniu  jakichś 
objawów 

choroby. 

– 

Proszę 

mi 

powiedzieć, jak się pan nazywa – poprosiła 
wyciągając  z  szuflady  kartę  choroby  i 
dobywając długopis z kieszeni fartucha. 

–  George  Selton,  panienko  –  odrzekł 

siadając  ostrożnie  na  brzegu  krzesła.  – 
Chodzi mi o sny. 

– Sny? 
– Tak, sny, jakie mnie trapią. 
Isabel  rozmawiała  z  nim  przez  długi 

czas,  stopniowo  zdając  sobie  sprawę,  w 
czym  tkwi  problem.  Ten  przypadek  z  całą 
pewnością  należał  do  psychiatry,  a  nie  do 

background image

pielęgniarki. 

Mężczyzna  był  potężnie  zbudowany, 

lecz  nie  okazywał  żadnych  objawów 
agresji,  po  prostu  musiał  się  przed  kimś 
wygadać.  Z  tego  co  mówił,  Isabel 
wywnioskowała,  że  miał  w  domu,  w 
Anglii, 

poważne  problemy.  Kłopoty 

rodzinne, jakie mu się zdarzyły, wymagały 
raczej,  by  pozostał  w  kraju.  Nie  mogła 
zrozumieć,  jak  udało  mu  się  uniknąć 
surowej 

kontroli 

lekarskiej, 

której 

poddawani  są  marynarze,  zanim  pozwoli 
im się podjąć pracę na statku. 

W  końcu  Isabel  dała  mu  lekki  środek 

uspokajający i odesłała do kabiny. 

–  Przyjdę  za  godzinę,  żeby  zobaczyć, 

jak  się  pan  czuje  –  obiecała,  mając 
nadzieję, że przez ten czas lek uspokoi go 
na  tyle,  że  będzie  mogła  uzyskać  jasny 
obraz jego stanu psychicznego. Pozwoli jej 
to  również  porozmawiać  z  Rodneyem  na 
ten temat i uzyskać jakieś wskazówki. 

background image

Kolejni  dwaj  pacjenci  opóźnili  jej 

wyjście o parę minut, po czym do gabinetu 
wkroczył  Vidal  Winnisford  i,  bez 
zaproszenia, rozłożył się na krześle. 

– Już za chwilę będę mogła udać się do 

Lady Winnisford i sprawdzić, jak się czuje 
– powiedziała uprzejmie. 

–  Wcale  się  o  nią  nie  martwię  – 

stwierdził  beznamiętnie.  –  Każe  mi  latać 
za swoimi sprawami, czuję się jak chłopiec 
na posyłki. Wyglądam przy tym jak idiota. 

–  To  nie  rób  wszystkiego,  żeby  ludzie 

cię za takiego uważali – odparła szybko. 

Położył łokcie na blacie biurka i opuścił 

głowę  na  dłonie.  Gapił  się  na  Isabel  z 
bliskiej odległości. 

–  Kocham  cię,  Isabel.  Chcę  się  z  tobą 

ożenić.  –  Jego  głos  był  wysoki,  niemalże 
patetyczny. 

Isabel o mało co nie dostała czkawki. 
–  Nie  bądź  głupi,  Vidal.  Nie  mam 

pieniędzy, by cię utrzymywać i zaspokajać 

background image

twoje  zachcianki.  Wiesz  dobrze,  że  nawet 
cię nie lubię. 

Nie była w stanie powstrzymać się przed 

tą  ostatnią  uwagą.  Vidal  i  jego  matka 
zaleźli  jej  za  skórę  od  pierwszego 
spotkania  na  pokładzie  statku.  Parę  razy 
udało mu się porządnie wystraszyć Isabel, 

na 

dodatek 

razem 

matką 

niejednokrotnie składał już na nią skargi u 
kapitana. 

Spięła  się,  nie  wiedząc,  czego  może  się 

teraz po nim spodziewać, lecz na szczęście 
do  gabinetu  wszedł  kolejny  pacjent 
powstrzymując  Vidala  przed  wybuchem 
złości  i  zmuszając  do  wycofania.  Kiedy 
wychodził,  miał  twarz  dziecka,  któremu 
zabrano  zabawkę,  i  które  postanowiło  się 
za to zemścić. 

Isabel  spojrzała  na  wiszący  zegar. 

Minęła właśnie godzina, kiedy widziała po 
raz  ostatni  Lady  Winnisford,  a  Rodney 
kazał jej odwiedzać tę kobietę co godzinę. 

background image

Przyjrzała  się  kolejnemu  pacjentowi, 
którym  okazał  się  marynarz.  Stwierdziła, 
że nie wymaga on natychmiastowej opieki. 

– Czy to pilne? – spytała szybko. 
–  Niezupełnie  –  mruknął  po  chwili 

wahania.  –  W  każdym  razie,  żaden  nagły 
wypadek. 

– Świetnie. Proszę w takim razie usiąść i 

poczekać.  Muszę  odwiedzić  chorą  w  jej 
kajucie.  Nie  będzie  mnie  najwyżej  pięć 
minut. 

Zabrało  jej  jednak  kwadrans.  Lady 

Winnisford  czuła  się  już  znacznie  lepiej, 
ból ustał niemal całkowicie. 

–  Wydawało  mi  się,  że  doktor 

Levaughan  będzie  na  tyle  uprzejmy  i 
znajdzie 

czas, 

by  odwiedzić  mnie 

osobiście!  –  poskarżyła  się  obrażonym 
głosem. 

–  Doktor  Levaughan  jest  na  tym  statku 

tylko  pasażerem  i  oddał  pani  wielką 
przysługę – na  prośbę  kapitana – w  ogóle 

background image

przychodząc  do  pani  –  wyjaśniła  Isabel 
starając  się  pilnować  języka.  –  Jestem 
doskonale przygotowana, by zająć się pani 
dolegliwością, Lady Winnisford. 

Stara  kobieta  zrzędziła  dalej,  kiedy 

Isabel  mierzyła  jej  puls  i  ciśnienie. 
Dopiero  za  trzecim  razem  udało  się  jej 
zmierzyć 

temperaturę, 

gdyż 

Lady 

Winnisford nie dawała sobie wytłumaczyć, 
że powinna zamilknąć na nieco dłużej niż 
kilka sekund. 

Następnie  Isabel  musiała  poprawić  jej 

łóżko  i  po długich naleganiach  posprzątać 
trochę w kajucie. 

W  końcu  udało  jej  się  wyrwać  i  wrócić 

do  izby  chorych,  by  dowiedzieć  się,  że 
marynarz,  któremu  kazała  czekać,  zaczął 
się bardzo niecierpliwić. 

–  Bardzo  mi  przykro  z  powodu 

opóźnienia  –  przeprosiła  z  trudem  łapiąc 
oddech i siadając na krześle za biurkiem. – 
W czym mogę panu pomóc? 

background image

–  Nie  przychodzę  tu  w  swojej  sprawie, 

siostro. Chodzi mi o George’a Seltona. 

Isabel  przyjrzała  mu  się  bacznie,  kiedy 

wypowiedział  nazwisko  człowieka,  który 
odwiedził  ją  nie  tak  dawno.  W  końcu 
obiecała przecież Seltonowi, że go wkrótce 
odwiedzi. 

–  Co  z  nim?  –  spytała  poważnie 

zaniepokojona  zatroskaniem  na  twarzy 
swojego gościa. 

–  Jestem  Rutter,  kumpel  George’a.  Czy 

on był tu może u pani, siostro? 

– Tak, odbyłam z nim dłuższą rozmowę, 

na 

koniec 

dałam  mu  tabletki  na 

uspokojenie.  Mam  go  odwiedzić  w 
kajucie,  gdy  tylko  znajdę  chwilkę  czasu, 
żeby się stąd wyrwać. 

Westchnął z wyraźną ulgą. 
– Cieszę się, siostro. Powiedziałem mu, 

żeby  skontaktował  się  z  panią  albo  z 
lekarzem.  Ten  biedny  chłopak  zaczyna 
dostawać kota. 

background image

– Dlaczego pan tak uważa? 
Mężczyzna wzruszył ramionami. 
– Jego żona bez przerwy grozi mu, że od 

niego  odejdzie.  A  ten  pisuje  do  niej 
płomienne  listy.  Raz  pisze,  że  mają  go 
zrobić  kapitanem,  za  chwilę,  że  jest  na 
tropie  jakiegoś  skarbu  –  takie  rzeczy.  To 
nic niebezpiecznego dla innych – uspokoił 
ją pospiesznie. Wstrząsnął się niespokojnie 
i ciągnął: – Dostał list, kiedy zawinęliśmy 
do  Pireusu,  od  córki.  Żona  opuściła  go  na 
dobre. 

– I ta wiadomość tak nim wstrząsnęła – 

podpowiedziała. 

–  Twierdzi,  że  popłynie  wpław  do 

Anglii, jeżeli statek nie będzie posuwał się 
szybciej do przodu. 

Isabel 

wzięła 

głęboki 

oddech. 

Popatrzyła na wiszący zegar. 

–  Proszę  to  zostawić  mnie,  marynarzu. 

Zobaczę, czy uda mi się przekonać doktora 
Levaughana,  żeby  się  nim  zajął.  I  bardzo 

background image

dziękuję za ostrzeżenie. 

Kiedy  została  sama  w  gabinecie, 

wykręciła  numer  kabiny  Rodneya,  lecz 
nikt  nie  podniósł  słuchawki.  Spróbowała 
jeszcze  w  paru  miejscach,  z  podobnym 
rezultatem.  Doszła  więc  do  wniosku,  że 
musi  być  na  kolacji.  Przez  chwilę 
zastanawiała  się,  co  powinna  zrobić. 
Niespodziewanie  rozległ  się  dzwonek 
telefonu.  Jedna  ze  starszych  pasażerek 
pośliznęła  się  na  świeżo  wypastowanej 
podłodze i uderzyła głową o kant szafy. 

Selton 

nie 

wykazywał 

żadnych 

poważniejszych  objawów  niż  lekkie 
zdenerwowanie,  kiedy  Isabel  z  nim 
rozmawiała.  Postanowiła  więc,  że  będzie 
mógł  jeszcze  poczekać,  zanim  nie  zajmie 
się  jego  przypadkiem.  To  co  spotkało 
starszą kobietę, wydawało się ważniejsze. 

Pasażerka  nie  ucierpiała  specjalnie 

podczas  całego  zdarzenia,  ot  siniak  na 
plecach  i  lekkie  skaleczenie  na  głowie, 

background image

lecz musiało minąć sporo czasu, nim Isabel 
udało się ją położyć do łóżka i uspokoić po 
szoku,  jakiego  doznała.  Wtedy  nadeszła 
pora  odwiedzić  po  raz  kolejny  Lady 
Winnisford. 

Isabel  westchnęła  zdenerwowana  i 

pośpieszyła  na  pokład  A,  żeby  zająć  się 
zrzędliwą  pacjentką.  Ukończyła  badanie 
najszybciej  jak  mogła  i  wróciła  do 
gabinetu  doktora,  by  rozważyć  przypadek 
marynarza  Seltona,  zastanawiając  się,  czy 
wypada  jej  wywołać  Rodneya  z  jadalni, 
czy  też  powinna  pozwolić  mu  dokończyć 
posiłek. 

Pomyślała sobie, iż gdyby chodziło tu o 

doktorka  Arno.  nie  miałaby  żadnych 
wątpliwości.  Mogłaby  przecież  od  razu 
przekazać mu sprawę, w momencie, kiedy 
zorientowała  się,  że  marynarz  cierpi  na 
zaburzenia umysłowe. 

Lecz  doktorek  był  nieosiągalny  –  a 

Rodney 

przebywał 

końcu 

na 

background image

„Venutusie"  jako  pasażer,  i  sam  wymagał 
jeszcze 

opieki. 

Nie  ponosił  żadnej 

odpowiedzialności  za  usługi  medyczne 
świadczone na statku. 

Isabel  podeszła  do  bulaja,  niepewna  jak 

powinna sobie poradzić z tym problemem, 
pchnęła  szybkę  i  wpatrzyła  się  w 
bezkresne, niespokojne morze. 

Kiedy  zdecydowała,  że  nie  powinna 

odkładać 

konsultacji 

doktorem 

Levaughanem, usłyszała odległy stłumiony 
krzyk,  coś  co  brzmiało  jak  „Człowiek  za 
burtą!".  Isabel  nie  miała  tak  naprawdę 
pewności,  co  to  było,  czy  mylił  ją  słuch, 
czy  też  usłyszała  tylko  zwykły  krzyk 
mewy.  Jednak  w  chwilę  później  poczuła, 
jak  statkiem  gwałtownie  zatrzęsło,  silniki 
zaczęły  obracać  się  w  przeciwnym 
kierunku,  statek  zwalniał,  a  na  pokładach 
rozległo się szalone bicie w dzwony. 

Isabel  powinna  się  w  tym  momencie 

znajdować na pokładzie, w pobliżu szalup 

background image

ratunkowych.  Jeżeli  ktoś  wypadł  za  burtę, 
nie  pozwolą  jej  uczestniczyć  w  akcji 
ratowniczej,  lecz  musi  być  przygotowana 
do udzielenia pierwszej pomocy, gdy tylko 
powrócą ratownicy. 

Pokłady 

zapełniły  się  pasażerami, 

podczas gdy Isabel zbiegła na najniższy – 
gdzie  znajdowały  się  szalupy  –  z  torbą 
pierwszej  pomocy  przewieszoną  przez 
ramię.  Zauważyła,  że  załoga  oczyściła 
część  pokładu  i  nie  pozwala  nikomu 
zbliżać się do burty, z której spuszczano na 
wodę szalupę ratunkową. 

Stanęła  na  stanowisku  i  dostrzegła,  że 

Rodney również się pojawił. 

–  Czy  ktoś  wypadł  za  burtę?  –  spytała 

przerażona. 

–  Wyskoczył  za  burtę  –  poprawił  ją 

cicho. 

Wychyliła  się  przez  reling  i  ujrzała 

szalupę ratunkową unoszącą się na falach, 
lecz nigdzie nie mogła dostrzec człowieka, 

background image

który wskoczył do morza. 

Odwróciła się do Rodneya, żeby pokazał 

jej,  gdzie  się  ów  człowiek  znajduje,  lecz 
Rod uprzedził jej pytanie, zanim zdołała je 
wyartykułować. 

– Jeszcze go  nie  znaleźli. Widziano  go, 

jak wyskakiwał za lewą burtę. Drugi oficer 
rzucił mu koło ratunkowe i wszczął alarm, 
kiedy zobaczył, co ten człowiek robi. Przy 
tym  świetle  bardzo  trudno  będzie  znaleźć 
cokolwiek 

–  dodał,  gdy  reflektor 

umieszczony  przy  mostku  starał  się 
przebić  przez  szary  mrok  zapadającego 
zmierzchu. 

– Kto to jest? – spytała zasmucona. 
Rodney bezradnie wzruszył ramionami. 
–  Pewnie  jakiś  marynarz.  Ale  nikt  nie 

jest tego pewien. 

Ujrzała  w  pobliżu  Ruttera,  który  kręcił 

się  niespokojnie  przy  burcie  –  i  od  razu 
zrozumiała, 

kim 

jest 

nieszczęśliwy 

skoczek. 

background image

– Och, nie! – zawołała przerażona. 
Rodney spojrzał na nią uważnie. 
–  Czy  wiesz,  kim  on  jest?  –  zapytał 

szybko. 

– Tak mi się wydaje – przyznała drżąc. 

Wiedziała, że człowiekiem w wodzie musi 
być George Selton. Zbyt długo zwlekała z 
przyjściem  z  pomocą  temu  ogarniętemu 
urojeniami pacjentowi. 

W  świetle  reflektora  ujrzała,  że  szalupa 

ratunkowa  zatacza  coraz  większe  kręgi  w 
poszukiwaniu zaginionego marynarza. 

–  Jak  dotąd  nie  ma  po  nim  ani  śladu  – 

powiedział Rodney, gdy Isabel stała drżąca 
u jego boku. – Kim on jest? 

– Jestem prawie pewna, że to marynarz 

George Selton. 

Ujrzał,  że  cała  drży,  otoczył  ją  więc 

uspokajająco ramieniem. 

– Skąd o tym wiesz? – zapytał. 
Isabel wzięła głęboki oddech starając się 

zapanować nad sobą, zanim odpowiedziała 

background image

na pytanie Roda. 

–  Przyszedł  do  mnie  do  gabinetu 

godzinę temu – dwie godziny – poprawiła 
się. – Okazało się, że cierpi na zaburzenia 
psychiczne,  ale  stosunkowo  niegroźne  –  a 
w  każdym  razie  nie  było  mowy  o 
samobójstwie.  Coś  takiego  nigdy  nie 
przyszłoby mi do głowy. Odesłałam go do 
kajuty  z  lekkim  środkiem  uspokajającym, 
mając nadzieję, że uspokoi go to do czasu, 
kiedy  będę  mogła  ponownie  z  nim 
porozmawiać.  Powiedziałam  mu,  że 
odwiedzę  go  za  godzinę.  –  Zadrżała.  – 
Wtedy  zwaliły  się  na  mnie  różne  inne 
sprawy: ustalona wcześniej wizyta u Lady 
Winnisford,  pacjenci  w  izbie  chorych, 
jakaś starsza pasażerka upadła w kajucie – 
no 

Vidal 

Winnisford 

–  dodała 

lakonicznie. 

–  Vidal  Winnisford!  Czegóż  on  znowu 

chciał? – Rodney był oburzony. 

Nawet  w  takiej  rozpaczy  Isabel  zdała 

background image

sobie sprawę, że to pytanie i jego ton były 
w tych okolicznościach nie na miejscu. 

–  Powiedzieć  mi,  że  mnie  kocha  i 

oświadczyć  mi  się  –  odrzekła  zbyt 
przygnębiona, by kłamać. 

Isabel 

jęknęła, 

kiedy 

jego 

palce 

zacisnęły  się  mocno  na  jej  ramieniu. 
Rodney natychmiast uwolnił ją z uścisku – 
Sądzę,  że  lepiej  będzie,  jeśli  odłożymy  tę 
rozmowę  do  momentu,  kiedy  znajdziemy 
się sami – wyszeptał wściekle w jej ucho. 

Isabel  obserwowała  zrozpaczona,  jak 

szalupa 

przeczesuje 

morze 

poszukiwaniu  George’a  Seltona.  Minęło 
sporo  czasu,  zanim  na  łodzi  zaczął  się 
nagły  ruch  wśród  członków  ekipy 
ratunkowej i szalupa została skierowana w 
kierunku  jakiegoś  małego  punktu  na 
wodzie,  ledwo  widocznego  z  pokładu 
„Venutusa”. 

Dwie minuty później Isabel dojrzała, jak 

marynarze  wyciągają  z  wody  Seltona  i 

background image

ruszają  prosto  w  kierunku  statku. 
Podniesiono  go  szybko  na  wyciągu  i 
złożono  na  przygotowanych  zawczasu 
noszach. 

Rodney  oglądnął  ciało,  bo  tak  jedynie 

dało  się  w  tym  momencie  nazwać  to,  co 
zostało  z  George’a  Seltona,  któremu  nie 
mogła 

już 

pomóc 

żadna 

próba 

wskrzeszenia. 

Rod  towarzyszył  Isabel  w  czasie  jej 

wizyty 

Lady 

Winnisford. 

Był 

zadowolony,  że  starsza  kobieta  czuje  się 
znacznie  lepiej.  Skarżyła  się  jedynie  na 
ogólne  osłabienie,  co  jednak  jest 
normalnym 

następstwem 

przebytego 

zatrucia. 

–  Dostanie  pani  środek,  który  pomoże 

pani  zasnąć  –  powiedział  jej.  –  Siostra 
Bainey  zajrzy  do  pani  jutro  rano,  lecz  nie 
przewiduję,  żebym  ja  miał  być  pani 
jeszcze potrzebny. 

–  Czy  nie  sądzi  pan,  że  byłoby  lepiej, 

background image

gdyby  pan  zbadał  mnie  osobiście?  –  Lady 
Winnisford  nie dawała za wygraną. Isabel 
czuła,  że  gdyby  nie  osłabienie  chorobą, 
stara  kobieta  byłaby  o  wiele  bardziej 
agresywna. 

–  Absolutnie  nie,  Lady  Winnisford. 

Siostra  Bainey  zna  swój  fach.  Powiadomi 
mnie, 

gdyby 

miała 

najmniejsze 

wątpliwości. 

–  Doktorze  Levaughan,  mam  bardzo 

duże wpływy. Jedno moje słowo... 

–  Nie  za  bardzo  rozumiem,  czy  ma  to 

być  groźba,  czy  też  obietnica,  Lady 
Winnisford  –  uciął  stanowczo.  –  Lecz 
jedno moje słowo i wyląduje pani gdzieś w 
szpitalu  w  północnej  Afryce,  gdy  tylko 
zawiniemy do Algieru. 

– Ma pan obowiązek... 
Isabel  położyła  rękę  na  ramieniu  Lady 

Winnisford. 

– Doktor Levaughan nie ma wobec pani 

żadnych  obowiązków,  Lady  Winnisford  – 

background image

powiedziała 

starając 

się 

brzmieć 

pojednawczo. 

–  Jest  takim  samym 

pasażerem  na  statku  jak  i  pani.  Rano 
przyjdę tu sprawdzić, jak się pani czuje, do 
tego czasu proszę nie wstawać z łóżka. 

Rodney  udał  się  z  Isabel  do  gabinetu  w 

izbie  chorych.  Isabel  zamieniła  się  w 
kłębek nerwów. Od lunchu nie miała nic w 
ustach,  a  minęło  już  wpół  do  jedenastej. 
Musiała  sprawdzić,  czy  nie  było  jakichś 
wezwań  od  pasażerów,  i  upewnić  się,  czy 
któryś  z  sanitariuszy  pozostanie  na  noc  w 
recepcji. 

Przez  cały  czas  wyrzucała  sobie,  że  nie 

znalazła  wolnej  chwili,  by  przyjść  z 
pomocą  naprawdę  potrzebującemu  jej 
marynarzowi  –  co  spowodowało  jego 
śmierć w morskich falach. 

– Trzęsą ci się ręce, siostro – stwierdził 

Rodney,  kiedy  usiłowała  uporządkować 
papiery  na  biurku.  –  Kiedy  jadłaś  po  raz 
ostatni? – spytał przytomnie. 

background image

– W czasie lunchu. Nie jestem pewna – 

nie  jestem  głodna  –  odpowiedziała 
zniecierpliwiona. 

Podniósł słuchawkę telefonu,  zadzwonił 

do  stewarda  i  poprosił,  żeby  natychmiast 
przysłano  do  izby  chorych  jakiś  zimny 
posiłek. 

Nie  zgodził  się  rozmawiać  z  Isabel  na 

jakikolwiek  temat,  dopóki  nie  postawiono 
przed  nią  tacy  z  jedzeniem,  i  nie  wyraził 
żadnego zainteresowania tym, co do niego 
mówiła, dopóki nie zaczęła jeść. 

Potem odezwał się do niej łagodnie. 
–  Proszę,  powiedz  mi  wszystko,  co 

wiesz na temat George’a Seltona. 

Chciała  odłożyć  nóż  i  widelec,  ale  Rod 

nie pozwolił jej na to. 

–  Masz  rzadką  okazję,  gdy  możesz 

mówić  z  pełnymi  ustami.  A  może  wolisz, 
żebym  zadał  to  pytanie  podczas  śledztwa 
w sprawie śmierci tego mężczyzny? 

Isabel  o  mało  nie  krzyknęła  ze  złości  i 

background image

frustracji.  Nie  przyszło  jej  do  głowy,  że 
może stanąć przed sądem. 

–  Właściwie  niewiele  wiem  na  jego 

temat, Rod – doktorze. 

Zarumieniła  się.  By  ukryć  drżenie  rąk, 

wzięła w palce udko kurczaka i zaczęła je 
obgryzać. 

–  Zadzwonił  i  poprosił  o  spotkanie  – 

zerknęła na tablicę zgłoszeń – gdzieś około 
siódmej.  Rozmawiałam  z  nim  przez 
chwilę.  Nie  wydał  mi  się  pobudzony  ani 
agresywny, ale jego myśli były tak bardzo 
skoncentrowane 

na 

problemach 

rodzinnych, tak że nie do końca orientował 
się w tym, co się wokół niego dzieje. 

Rodney Levaughan skinął głową. 
– Proszę kontynuować, siostro. 
„Czułabym  się  o  wiele  lepiej,  gdyby 

powiedział  do  mnie  »Bel«",  przyznała  w 
duchu. 

– 

Dałam 

mu 

łagodny 

środek 

uspokajający  i  odesłałam  do  kajuty. 

background image

Przyrzekłam,  że  zaglądnę  do  niego 
później. Miałam innych pacjentów i... 

–  I  pewną  osobistą  sprawę  do 

załatwienia – dodał zimno. 

Upuściła  udko  kurczaka  na  talerz  i 

odepchnęła od siebie tacę. 

–  Próbowałam  się  z  tobą  skontaktować 

telefonicznie,  ale  ponieważ  nie  podnosiłeś 
słuchawki,  doszłam  do  wniosku,  że  jesz 
kolację.  Musiałam  zajrzeć  do  Lady 
Winnisford, a także opatrzeć pewną starszą 
panią,  która  upadła  i  skaleczyła  się  w 
głowę.  Marynarz  Rutter  wpadł  do  mnie  i 
przekazał  mi,  że  wysłał  George’a  Seltona 
do  izby  przyjęć.  Według  jego  słów  Selton 
„zaczął dostawać kota". Opuściła go żona, 
a on groził, że popłynie wpław do Anglii, 
jeśli  statek  natychmiast  nie  ruszy  szybciej 
naprzód. 

–  I  nawet  wtedy  do  mnie  nie 

zadzwoniłaś? 

–  Właśnie  stwierdziłam,  że  muszę  to 

background image

zrobić,  gdy  usłyszałam  okrzyk  „Człowiek 
za burtą!". 

–  Ile  czasu  minęło,  od  kiedy  obiecałaś 

odwiedzić tego marynarza w kajucie? 

–  Co  najmniej  dwie  godziny,  ponieważ 

miałam w tym czasie inne wezwania. 

–  Włączając  w  to  również  romantyczne 

spotkanie  z  Vidalem  Winnisfordem  – 
mruknął oskarżająco. 

Isabel podniosła się z krzesła. 
– Chyba lepiej zrobię, udając się od razu 

do kapitana – stwierdziła wyniośle. – Jeśli 
mam  być  przepytywana  i  oskarżana  o 
zaniedbanie,  jestem  w  stanie  znieść  to 
tylko raz. Pan wybaczy. 

Rod  nie  pozwolił  jej  po  prostu  odejść. 

Złapał ją za ramię i gwałtownie przycisnął 
do piersi. 

–  Przepraszam,  Isabel.  Zachowuję  się 

jak  idiota,  ale  nie  potrafię  udawać,  że  nie 
obchodzi mnie to, co się stało między tobą 
a Winnisfordem. 

background image

Dla  Isabel  stało  się  jasne,  że  Rodney 

Levaughan 

jest 

wiele 

bardziej 

zainteresowany  jej  życiem  uczuciowym 
niż obowiązkami zawodowymi. Rozpacz i 
odrzucenie ustąpiło w jej sercu miejsca na 
nowo  rodzącej  się  nadziei.  Podniosła 
głowę  i  spojrzała  Rodneyowi  prosto  w 
oczy. 

–  Nic  między  nami  nie  zaszło,  Rod. 

Vidal  powiedział,  że  jest  we  mnie 
zakochany i chce się ze mną ożenić – i to 
wszystko. 

–  Nie  miał  prawa  tak  postąpić!  –  Rod 

objął 

ją 

jeszcze 

mocniej. 

Isabel 

uśmiechnęła się z przekorą. 

–  Oczywiście,  że  miał  prawo.  Każdy 

mężczyzna może powiedzieć dziewczynie, 
że ją kocha, jeśli to prawda – i poprosić ją 
o rękę. Decyzja należy do niej. 

Rod wypuścił ją z objęć i spytał starając 

się zachować spokój. 

– No więc co mu odpowiedziałaś? 

background image

Spostrzegła,  że  na  jego  twarzy  nie  ma 

ani  śladu  uśmiechu.  W  napięciu  czekał  na 
jej odpowiedź. 

– Powiedziałam „nie". 
Odprężył się minimalnie. 
–  Czy  powiedziałaś  to,  ponieważ 

kochasz kogoś innego? 

Celowo  zadał  takie  pytanie,  Isabel 

dobrze o tym wiedziała. Czuła, że Rodney 
oczekuje 

pozytywnej 

odpowiedzi, 

tymczasem  jedyna  odpowiedź,  jakiej 
mogła udzielić, brzmiała: „Tak się składa, 
że  go  nie  kocham".  Rod  potrząsnął  nią 
niecierpliwie. 

–  Ponieważ  kochasz  kogoś  innego?  – 

powtórzył jeszcze raz. 

Isabel wiedziała, jakich słów oczekiwał. 

Wiedziała  również,  co  powinna  mu 
odpowiedzieć,  ale  nie  miała  wątpliwości, 
że  w  momencie,  gdy  wyjawi  mu  swe 
prawdziwe uczucia, ponownie się od siebie 
oddalą.  Rod  już  chyba  nigdy  nie  uwierzy, 

background image

że  brak  ręki  nie  jest  przeszkodą  w  jego 
związkach z kobietami. 

Potrząsnęła  głową  uśmiechając  się  doń 

ze smutkiem. 

– Chyba nie masz prawa oczekiwać ode 

mnie  odpowiedzi  na  swoje  pytanie  – 
odparła wyzywająco. 

Rod nie podjął rękawicy. 
–  Po  prostu  byłem  ciekaw  – 

usprawiedliwiał  się  przygnębiony.  – 
Powiedz  mi  coś  więcej  o  tym  George’u 
Seltonie – zmienił szybko temat. 

Najdokładniej 

jak  tylko  potrafiła, 

powtórzyła mu swoją rozmowę z Seltonem 
i  jego  przyjacielem,  Rutterem.  Rodney 
słuchał jej z uwagą. 

–  A  więc  oprócz  tego.  że  groził 

popłynięciem  wpław  do  Anglii,  co  można 
było uznać za głupią odzywkę, ani słowem 
nie 

wspomniał 

zamiarach 

samobójczych? 

– Nie. 

background image

–  I  nie  wykazywał  żadnych  objawów 

agresji? 

– Żadnych. 
A  jednak  zginął  człowiek  i  musiało 

zostać przeprowadzone oficjalne śledztwo. 

\ 
 

background image

Rozdział 10 

 
Był to trudny okres dla wszystkich osób 

związanych  z  tą  sprawą,  szczególnie  dla 
Isabel. 

Ostatecznie 

jednak 

kapitan 

stwierdził,  że  śmierć  marynarza  nastąpiła 

wyniku 

nieszczęśliwego 

splotu 

okoliczności.  Jedną  z  przyczyn  tragedii 
było  niestwierdzenie  u  Seltona  przez 
komisję  w  Southampton  jakichkolwiek 
niepokojących  objawów.  Dodatkową  nie 
sprzyjającą  okolicznością  była  choroba 
doktora  Forbesa,  ponieważ  w  zwykłych 
warunkach  pielęgniarka  zwróciłaby  jego 
uwagę  na  stan  psychiczny  marynarza  na 
tyle  wcześnie,  że  możliwe  byłoby 
zapobieżenie jego śmierci. 

Na  tym  mogła  się  zakończyć  cała 

sprawa – gdyby nie nadmierna gadatliwość 
Ruttera. Mimo że pasażerowie i załoga we 
właściwy 

sposób 

odbierali 

jego 

background image

przechwałki,  jakoby  tylko  on  zrobił 
cokolwiek dla ratowania życia przyjaciela, 
Lady Winnisford miała inne zdanie na ten 
temat.  Natychmiast  dostrzegła  sposobność 
do  skrytykowania  kapitana,  okrętowej 
służby  zdrowia  i  szybkości,  z  jaką 
przeprowadzono akcję ratunkową. 

Trafiła  jednak  na  równego  sobie 

przeciwnika,  gdy  ze  wszystkich  sił  starała 
się  przekonać  rozmówców,  że  Seltona 
dałoby  się  uratować,  gdyby  tylko 
oficerowie 

załoga 

odpowiednio 

wypełniali 

swe  obowiązki.  Kapitan 

Lawrence  był  człowiekiem,  który  wolał 
fakty  od  pomówień  i  nalegał  na 
przedstawienie  dowodów  winy.  Dwa  dni 
później 

zwołał 

wszystkich 

zainteresowanych 

poprosił 

Lady 

Winnisford 

powtórzenie 

swych 

zarzutów,  które  zostały  zanotowane  przez 
wyznaczoną  osobę.  Kapitan  zachował 
nieprzenikniony  wyraz  twarzy  siedząc 

background image

naprzeciwko 

Lady 

Winnisford 

towarzystwie  drugiego  oficera,  oficera 
odpowiedzialnego  za  łodzie  ratunkowe,  i 
siostry  Bainey.  Isabel  ze  zdziwieniem 
stwierdziła, że nie zaproszono Rodneya. 

–  Ile  czasu  upłynęło  między  skokiem 

Seltona  za  burtę  a  ogłoszeniem  alarmu?  – 
spytał kapitan drugiego oficera. 

–  Skoczył  na  moich  oczach,  panie 

kapitanie.  Alarm  został  ogłoszony,  zanim 
jeszcze zdążył wpaść do wody. 

–  Czy  jest  to  wystarczająca  odpowiedź 

na pani pierwszy zarzut, Lady Winnisford? 
– spytał chłodno kapitan. 

– Nie widziałam, żeby wyskakiwał! 
– Wystarczy! 
Kapitan  zwrócił  się  teraz  do  oficera 

obsługującego łodzie ratunkowe. 

–  Ile  czasu  zajęło  panu  opuszczenie 

szalupy po ogłoszeniu alarmu? 

– Wisiały na wyciągach, zaledwie kilka 

stóp  od  poziomu  morza.  Szalupy  znalazły 

background image

się  w  wodzie  natychmiast,  gdy  tylko  było 
to  możliwe  –  po  zatrzymaniu  statku.  Nie 
ma mowy o żadnym opóźnieniu. 

– Siostro Bainey, kiedy znalazła się pani 

na swoim stanowisku? 

–  Zanim  opuszczono  łódź  ratunkową, 

sir. 

Ponownie  odwrócił  się  i  spojrzał  ostro 

na Lady Winnisford. 

–  Cóż,  Lady  Winnisford  –  gdzie 

nastąpiło opóźnienie? 

–  Należy  zbadać  tę  sprawę  bardziej 

szczegółowo odrzekła natarczywie. 

– 

Bardzo 

szczegółowo, 

Lady 

Winnisford – naciskał kapitan. – Nie mogę 
pozwolić,  by  wobec  któregokolwiek 
członka  mojej  załogi  wysuwano  nie 
sprawdzone  zarzuty.  Cóż  takiego  pani 
ujrzała,  co  dało  pani  podstawę  do 
oskarżenia, jeśli mógłbym wiedzieć? 

Isabel chrząknęła cicho i stwierdziła: 
– Lady Winnisford przebywała w swojej 

background image

kajucie  na  kilka  godzin  przed  tragedią  – 
wyjaśniła.  –  Nie  opuszczała  jej  aż  do 
następnego  ranka.  W  chwili  kiedy  to  się 
stało, leżała chora w łóżku. 

–  Mam  bulaj!  –  stara  kobieta 

wykrzyknęła wściekle. – I dwoje oczu. 

–  Bulaj  w  kabinie  Lady  Winnisford 

wychodzi na prawą burtę na pokładzie A – 
powiedziała Isabel. 

Lesley Howard podjął temat. 
–  Selton  wyskoczył  z  lewej  burty,  sir. 

Obchodziłem właśnie statek, gdyż miałem 
wachtę  aż  do  momentu,  kiedy  przejął  pan 
ją ode mnie, sir. Na poszukiwanie Seltona 
spuszczono  szalupę  z  lewej  burty,  co 
zostało 

wcześniej 

skonsultowane 

mostkiem.  Ujrzenie  tego,  co  dzieje  się  na 
wodzie, przez bulaj z pokładu A, lub też z 
kabin  znajdujących  się  na  prawej,  jest 
niemożliwe, sir. 

–  Innymi  słowy,  Lady  Winnisford,  nie 

widziała  pani  nic  z  tego,  co  zaszło  – 

background image

stwierdził  kapitan.  –  Jeżeli  jeszcze  raz 
usłyszę  o  tej  sprawie,  będę  się  czuł 
upoważniony,  aby  poradzić  mojemu 
oficerowi i pielęgniarce, by po zawinięciu 
do Southampton zwrócili się w tej sprawie 
do  adwokata.  Powinienem  panią  ostrzec, 
że  rzucanie  oszczerstw  jest  bardzo 
kosztownym sposobem spędzania czasu. 

– Cała załoga jest hańbą dla tego statku! 

– wykrzyknęła Lady Winnisford nie licząc 
się  w  ogóle  ze  słowami.  –  Lekarz  jest 
chory,  a  doktor  z  RAF-u  odmawia 
wszelkiej pomocy... 

–  Doktor  Levaughan  znalazł  się  przy 

szalupie,  gdy  tylko  ta  dobiła  do  statku  – 
ucięła  Isabel.  –  Pozostał  tam,  dopóki 
Selton  nie  został  wciągnięty  na  pokład. 
Zbadał  go  i  stwierdził,  że  ten  człowiek 
zmarł 

wskutek 

utonięcia. 

Później 

towarzyszył  mi  w  czasie  mojej  rutynowej 
wizyty  u  Lady  Winnisford  w  jej  kajucie. 
Dał  jej  środek  nasenny  i  zapewnił,  że  do 

background image

rana wszelki ból powinien minąć. Kazał mi 
odwiedzić  ją  następnego  ranka,  bym  się 
mogła  przekonać,  czy  tak  się  stało.  Kiedy 
to  zrobiłam,  zastałam  Lady  Winnisford  w 
dobrym zdrowiu. 

– Opuścił mnie, by oddać się pod czułą 

opiekę  tej  młodej  kobiety!  –  wykrzyknęła 
wskazując palcem na Isabel. 

Kapitan  Lawrence  wstał  zza  biurka  i 

gestem nakazał ciszę. 

–  Doktor  Levaughan  zgodził  się 

zaopiekować  panią  wyłącznie  na  moją 
osobistą 

prośbę, 

Lady 

Winnisford. 

Zwróciłem się do niego o to tylko dlatego, 
że  tak  poradziła  mi  siostra  Bainey. 
Powinna  być  mu  pani  bardzo  wdzięczna. 
Nie  zaprosiłem  go  na  nasze  obecne 
spotkanie,  gdyż  jest  on  pasażerem,  a  nie 
członkiem  mojej  załogi.  Nie  ma  żadnych 
obowiązków – ani wobec mnie, ani wobec 
nikogo  innego  na  tym  statku.  Powinienem 
również  dodać,  nie  można  mu  zabronić 

background image

tego,  by  po  powrocie  do  Southampton 
podzielił  się  z  prasą  tymi  zawistnymi  i 
niestosownymi  oskarżeniami,  jakimi  go 
pani  obrzuciła.  Może  się  pani  przekonać, 
że Lord Winnisford i jego koledzy z rządu 
Jej  Królewskiej  Mości  dokładnie  przyjrzą 
się  temu,  co  ma  do  powiedzenia  doktor 
Levaughan. 

Lady 

Winnisford 

opuściła 

pokład 

„Venutusa"  w  godzinę  po  dopłynięciu  do 
portu  w  Algierze.  Nieoczekiwanie  Vidal 
odmówił  pójścia  w  jej  ślady.  Doktorek 
Arno 

został 

zabrany 

na 

brzeg, 

przewieziono 

go 

ambulansem 

do 

miejscowego  szpitala.  Isabel  nie  miała 
złudzeń: doktorek już nigdy nie ujrzy swej 
ojczyzny. 

Kapitan rozesłał radiogramy, gdzie tylko 

mógł,  w  poszukiwaniu  lekarza  na 
wakujące  stanowisko,  lecz  pozostały  one 
zupełnie  bez  odzewu.  W  końcu  Rodney 
Levaughan  zaoferował  swe  usługi  do 

background image

chwili,  kiedy  przypłyną  z  powrotem  do 
Southampton. 

–  Da  mi  to  pewne  doświadczenie  w 

leczeniu pacjentów przy użyciu jednej ręki 
–  wyjaśnił  Isabel,  kiedy  spotkali  się  przy 
najbliższej  okazji.  Nastąpiło  to  w 
gabinecie lekarskim. 

– Jak do tej pory radziłeś sobie świetnie 

–  pogratulowała  mu  po  pierwszym  dniu 
spędzonym na przyjmowaniu pacjentów. 

–  Jeden  skaleczony  palec,  trzech 

pacjentów 

objawami 

przejedzenia, 

skręcony  bark  i  dwóch  pacjentów,  którzy 
nie  mieli  nic  ważniejszego  do  roboty  niż 
zmarnować  trochę  czasu  okrętowemu 
lekarzowi – zaśmiał się pogardliwie. 

–  Nie  mówiłam  o  twoich  pacjentach, 

Rod.  Mówiłam  o  tobie.  Wydaje  się,  że 
wracasz  do  formy  –  nie  zauważyłam  na 
przykład, 

żebyś 

miał 

kłopoty 

utrzymaniem równowagi, co nie należy do 
najłatwiejszych 

rzeczy 

na 

wciąż 

background image

kiwającym się pokładzie. 

Wstał,  zgiął  się  i  dotknął  palcami 

czubka  buta  nie  zachwiawszy  się  ani 
odrobinę. Następnie wyprostował się, jego 
stopy nawet nie drgnęły. 

– Prawdziwy atleta – rozpromienił się. – 

Swoją  drogą,  napisałem  do  medycznej 
agencji  w  Londynie,  prosząc  ich,  aby 
znaleźli  mi  jakąś  pracę,  gdzieś  na 
prowincji. 

–  Mam  ogromną  nadzieję,  że  znajdą 

dokładnie  to,  o  czym  myślisz,  Rod.  Lecz 
mogą  się  pojawić  problemy  –  dodała 
trapiona  wątpliwościami.  –  Na  przykład 
prowadzenie 

samochodu 

po 

polnych 

drogach, omijanie ciężarówek. 

– Czy masz prawo jazdy, Bel? 
To  pytanie  sprawiło,  że  serce  Isabel 

zaczęło  mocniej  bić,  jej  umysł  rozważał 
wszelkie możliwości. 

– Tak – powiedziała cicho. 
Uśmiechnął się do niej. 

background image

– Być może więc, uda mi się przekonać 

cię,  byś  pośpieszyła  mi  z  pomocną  dłonią 
– i to w dosłownym tego słowa znaczeniu 
–  aż  do  chwili,  kiedy  nabiorę  wprawy  w 
prowadzeniu  samochodu  i  okrzepnę  nieco 
w tych nowych warunkach. Co ty na to? – 
Rod  stukał  nerwowo  w  blat  biurka 
wpatrując się ciepło w Isabel. Nie ulegało 
wątpliwości, że bardzo mu się podoba. 

–  Czy  naprawdę  proponujesz  mi  pracę? 

–  spytała.  Jej  serce  prawie  zatrzymało  się 
w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie istniało 
na  świecie  nic,  czego  pragnęłaby  bardziej 
niż być z nim. 

Potrząsnął ze smutkiem głową. 
–  Z  początku  nie  stać  by  mnie  było  na 

płacenie ci pensji. W każdym razie jeszcze 
przez  długi  czas,  dopóki  nie  wyrobiłbym 
sobie odpowiedniej pozycji. A to mogłoby 
naprawdę zabrać  mi sporo  czasu, pacjenci 
mogliby 

się 

obawiać 

jednorękiego 

szarlatana. 

background image

– Nie jesteś szarlatanem! 
–  Będę  cię  trzymał  za  słowo  – 

powiedział i ponownie potrząsnął głową. – 
Będę  musiał  wyżyć  z  renty,  jaką  przyznał 
mi RAF – w każdym razie przez pierwsze 
dwa  lata,  no,  może  rok.  –  Uśmiechnął  się 
smutno.  –  Mógłbym  korzystać  z  twojej 
pomocy, 

Bel, 

lecz 

przecież  żaden 

sprzedawca  nie  będzie  czekał,  aż  będzie 
mnie stać, by mu zapłacić, a z tego co będę 
musiał 

zapłacić 

tobie, 

wysoko 

wykwalifikowanej pielęgniarce... 

–  Niektóre  pielęgniarki  nie  są  takie 

drogie,  Rod, jeżeli  tylko wkładają serce w 
to, co robią. 

–  Istnieją  jednak  związki  zawodowe  i 

minimalne stawki płac. Nie pozwalaj mi na 
snucie takich marzeń, Bel. Przez jakiś czas 
będę sobie musiał radzić sam. 

Isabel podeszła do zasłony oddzielającej 

gabinet  od  recepcji.  Wyjrzała  i  cofając  się 
nie pozwoliła zasłonie opaść do końca. 

background image

– Żona jest znacznie tańsza – stwierdziła 

enigmatycznie. 

–  Należy  jej  tylko 

zapewnić  dach  nad  głową  i  coś  do 
jedzenia.  Ponosząc  tak  małe  koszty 
możesz  korzystać  z  jej  umiejętności 
zawodowych – i na dodatek codziennie po 
powrocie  do  domu  będą  na  ciebie  czekać 
ciepłe kapcie. 

Usiadła 

ponownie 

za 

biurkiem 

zaskoczona 

własną 

śmiałością. 

Powiedziała więcej, niż miała prawo – a na 
dodatek  czuła  się  rozczarowana,  gdyż  nie 
zareagował na jej aluzję. 

W drodze do Tangeru Isabel zdała sobie 

sprawę, że Vidal Winnisford podąża za nią 
wszędzie krok  w  krok.  Przez  ostatnie  trzy 
dni  mieli  z  Rodneyem  mnóstwo  pracy  z 
powodu  nawału  drobnych  dolegliwości  – 
większość  z nich  stanowiła  dla  pasażerów 
pretekst  i  sposobność  do  zaznajomienia  z 
nowym lekarzem okrętowym. 

Tego  wieczoru  Rodney  został  dłużej  w 

background image

swoim  gabinecie  przeglądając  oferty 
nadesłane 

londyńskiej 

agencji 

medycznej.  Odebrał  je  zaledwie  wczoraj 
podczas  postoju  w  Maladze.  Nie  poprosił 
Isabel,  aby  dotrzymała  mu  towarzystwa,  a 
prawdę mówiąc Isabel obawiała się, czy w 
ogóle powiadomi ją o podjęciu decyzji. 

Wałęsając  się  bez  celu  dotarła  na 

pokład.  Zapadał  już  zmrok,  tylko  kilka 
światełek 

rozpraszało 

ciemność. 

Większość pasażerów jadła jeszcze kolację 
lub 

zajmowała 

stoliki 

na 

jasno 

oświetlonym  pokładzie  spacerowym.  Na 
dzisiejszy  wieczór  przewidziano  tańce, 
orkiestra stroiła właśnie instrumenty. 

Isabel  przechyliła  się  przez  reling 

przyglądając  się  wzburzonej  wodzie. 
Nagle poczuła, że ktoś stoi obok niej. 

–  Czy  udało  ci  się  uwolnić  od 

towarzystwa  naszego  nowego  lekarza 
okrętowego?  –  Głos  ten  bez  wątpienia 
należał  do  Yidala  Winnisforda.  –  Wydaje 

background image

się, że bardzo absorbował cię swoją osobą, 
odkąd opuściliśmy Algier. Jak ci się udało 
uciec dziś wieczór? 

–  Uciec,  Vidal?  Nie  musiałam  uciekać. 

Po  prostu  tak  się  złożyło,  że  byliśmy 
ostatnio  bardzo  zajęci  w  izbie  chorych, 
lecz nareszcie nieco się uspokoiło. Doktor 
Levaughan 

przegląda 

jakieś 

karty 

chorobowe, 

postanowiłam 

więc 

zaczerpnąć  nieco  świeżego  powietrza  – 
skłamała  gładko.  –  Nie  uwierzyłbyś,  jak 
niewiele  udało  mi  się  zobaczyć  podczas 
naszej  podróży  po  basenie  Morza 
Śródziemnego. 

–  Nigdy  nie  schodzisz  na  brzeg  – 

przypomniał  jej.  –  Czy  lekarz  na  tym 
statku nie może cię zwolnić na parę godzin 
dając 

możliwość 

zwiedzenia 

czegokolwiek? 

–  Doktorek  Arno  był  chory.  Przez 

dłuższy czas pracowałam sama. 

–  Lecz  teraz  to  się  zmieniło.  Co  byś 

background image

powiedziała  na  wypad  na  brzeg,  kiedy 
dopłyniemy do Tangeru? Mogę ci pokazać 
parę  ciekawych  miejsc.  Już  tam  kiedyś 
byłem. 

– Dziękuję, Vidal, ale doktor Levaughan 

może zechcieć sam zejść na ląd. Powinien 
skorzystać  z  okazji,  w  końcu  on  sam 
wymaga 

jeszcze 

rekonwalescencji 

– 

dlatego  przecież  zdecydował  się  na  ten 
rejs.  Tylko  jedno  z  nas  może  opuścić 
statek.  Ktoś  musi  zostać  na  pokładzie  na 
wypadek, gdyby się coś stało. 

–  Jeżeli  on  zdecyduje  się  popłynąć  na 

brzeg,  ja  zostanę  z  tobą,  Isabel  – 
powiedział znacząco. 

– I co zrobisz, Vidal? 
–  A  czego  się  po  mnie  spodziewasz? 

Kocham cię, wiesz o tym. Westchnęła. 

–  Nie  zaczynajmy  wszystkiego  od 

początku. 

Otoczył ją ramieniem, lecz strząsnęła je 

natychmiast. 

background image

–  Proszę  cię,  nie  –  zaoponowała.  – 

Doskonale zdajesz sobie sprawę, że cię nie 
kocham.  Dlaczego  nie  spróbujesz  z  Lorną 
Stanard?  Powodzi  jej  się  fatalnie,  odkąd 
doktor  Levaughan  przyjął  posadę  lekarza 
okrętowego. 

–  Dobry  wieczór  –  usłyszeli  spokojny 

głos. 

–  Cześć,  Lesley  –  z  ulgą  pozdrowiła 

drugiego 

oficera. 

–  Zapraszam  na 

pogawędkę. Pan Winnisford właśnie szedł 
do  panny  Stanard,  by  zaprosić  ją  dziś  na 
tańce – a może i na wyprawę na ląd, kiedy 
zawiniemy w końcu do Tangeru. 

– Widziałem, jak wychodziła z jadalni w 

towarzystwie  swojej  matki.  Wokół  nie 
było żadnych mężczyzn – dodał. 

Vidal  zniknął z  widocznym  gniewem  w 

oczach. Lesley zaśmiał się cicho. 

–  Członkowie  załogi,  a  zwłaszcza 

oficerowie,  nie  powinni  naśmiewać  się  z 
pasażerów – stwierdził. – Czy znowu ci się 

background image

naprzykrzał? 

–  Nawet  nie, Lesley.  Usiłował  nakłonić 

mnie, bym popłynęła z nim na brzeg, kiedy 
znajdziemy się w Tangerze, jeżeli udałoby 
mi się wyrwać. Jeżeli nie, był gotów zostać 
ze mną na statku. 

– I co mu odpowiedziałaś? 
–  Och,  zjawiłeś  się  w  chwili,  kiedy 

miałam  mu  właśnie  przypomnieć,  iż  to  z 
jego powodu kapitan ostrzegł mnie, że nie 
powinnam  się  zadawać  z  pasażerami. 
Miałam  mu  również  wyliczyć  wdzięki 
Lorny  Stanard.  –  Oparła  się  plecami  o 
reling i wpatrzyła w pokryte feerią świateł 
pokłady.  –  Cóż  za  rozkoszny  widok  – 
stwierdziła  –  lecz  z  ulgą  powitam  chwilę, 
kiedy  znajdziemy  się  z  powrotem  w 
Anglii. 

– Czy masz już coś upatrzonego? 
–  Chciałabym  znaleźć  sobie  stałą  pracę 

–  wyjaśniła  cicho.  –  Zaokrętowałam  się 
tylko  na  ten  jeden  rejs  i  nie  mam  zamiaru 

background image

płynąć po raz drugi. 

– Och – westchnął rozczarowany. – Czy 

po powrocie będę się mógł jeszcze kiedyś 
z tobą zobaczyć? 

–  Nie  sądzę,  Lesley.  Chciałabym 

znaleźć  sobie  coś  do  roboty  w  jakimś 
małym 

miasteczku, 

daleko 

od 

Southampton. 

Nie  wyjaśniła  mu,  że  postanowiła 

dowiedzieć  się,  gdzie  Rod  będzie  miał 
praktykę  i  znaleźć  sobie  gdzieś  w  okolicy 
odpowiednią 

pracę. 

Może 

jako 

pielęgniarka w pobliskim szpitalu, może w 
domu  opieki.  Gdziekolwiek,  gdzie  będzie 
mogła mu w wolnym czasie pomagać. 

–  Miałem  szczerą  nadzieję...  –  zaczął 

Lesley. – Jeżeli udałoby mi się spotkać się 
z  tobą  pomiędzy  rejsami,  lepiej  cię 
poznać... 

Przerwała  mu  natychmiast,  jak  tylko 

mogła najdelikatniej. 

–  Nie  kończ,  Lesley.  Wiem,  o  co  ci 

background image

chodzi, i jestem dumna, że ktoś taki jak ty 
twierdzi, że chce mnie poznać lepiej. Lecz 
nic z tego nie będzie. 

–  Jest  ktoś  inny,  ktoś,  kogo  zapewne 

zostawiłaś w Stanach? 

–  Nie  –  odpowiedziała  cicho,  prawda 

tego zdania zabolała ją głęboko. – Nie, nie 
mam tam nikogo. 

 

background image

Rozdział 11 

 
Tanger był ostatnim portem,  do którego 

zawinęli  przed  długą  podróżą  na  północ 
wzdłuż  zachodniego  wybrzeża  Hiszpanii, 
poprzez  Zatokę  Biskajską  i  kanał  La 
Manche.  Wkrótce  miała  się  pojawić  na 
horyzoncie  wyspa  Wrigth,  potem  czekała 
ich  krótka  droga  do  Solent  i  „Venutus" 
spokojnie 

wpłynie 

do 

doku 

Southampton. 

Rejs  dobiegnie  końca,  pasażerowie 

rozjadą  się  po  całej  Anglii,  a  załoga 
zostanie zwolniona. 

Isabel stała oparta o reling wpatrując się 

nie widzącymi oczyma w światła Tangeru, 
jej myśli były tysiąc dwieście mil i siedem 
dni stąd, w porcie w Southampton. 

– Z niecierpliwością oczekujesz powrotu 

do  Anglii?  –  spytał  Rodney  Levaughan, 
jakby  doskonale  wiedział,  o  czym  w  tym 

background image

momencie myśli Isabel. 

Westchnęła 

lekko,  kiedy  wróciła 

myślami  do  teraźniejszości.  Przez  chwilę 
zastanawiała  się,  nie  będąc  pewną,  jak 
odpowiedzieć na to pytanie. 

– Ta podróż po Morzu Śródziemnym na 

luksusowym  liniowcu  była  naprawdę 
niezwykłym 

doświadczeniem 

– 

powiedziała  w  końcu.  –  Nigdy  nie 
zapomnę tego, co zobaczyłam, cudownego 
słońca  i  wspaniałego,  błękitnego  nieba, 
egzotycznych posiłków i świetnej zabawy, 
jaką była ta podróż. 

Westchnęła 

ponownie, 

lecz 

nie 

zwierzyła  mu  się,  że  w  czasie  tego  rejsu 
odkryła, iż miłość jest o wiele więcej warta 
niż wszelkie inne radości i cierpienia, jakie 
ze sobą niesie. 

Isabel  była  w  radosnym  nastroju 

również  dlatego,  że  dostrzegła  w  swojej 
przyszłości  coś,  na  co  czekała.  Rod 
powiedział  jej  o  starej,  pokrytej  słomą 

background image

chałupie  pod  Cotswold,  którą  miał  zamiar 
uczynić swoim domem. Tam chciał osiąść 
i rozpocząć praktykę lekarską. 

Nie  poprosił  jej,  by  dołączyła  do  niego, 

lecz  Isabel  zdawała  sobie  sprawę,  że  jego 
milczenie  nie  zostało  spowodowane  tym, 
iż  nagle  przestał  odwzajemniać  gorące 
uczucie,  którym  go  obdarzyła.  Wiedziała, 
że  nadal  ogarnięty  jest  bezsensowną  ideą, 
że  ma  zbyt  mało  do  ofiarowania  swojej 
ewentualnej  żonie.  Twierdził,  że  jego 
kalectwo  utrudni  mu  osiągnięcie  sukcesu, 
a  wydawało  mu  się,  że  panna  młoda 
właśnie tego będzie od niego oczekiwać. 

–  Czy,  kiedy  się  już  zadomowię, 

odwiedzisz  mnie,  jeśli  będziesz  akurat 
gdzieś  w  okolicy?  –  spytał  ją  tego  dnia, 
gdy  podjął  decyzję,  którą  z  nadesłanych 
przez 

agencję 

propozycji 

powinien 

wybrać. 

– 

Oczywiście, 

Rod 

– 

obiecała 

rozpromieniona.  Jak  bardzo  chciałaby  w 

background image

tej chwili dodać: „Czy nie pozwoliłbyś mi 
od  razu  jechać  ze  sobą?  Pomogłabym  ci 
rozpakować  walizki,  poukładać  lekarstwa 
na  półkach,  przekonać  się,  że  miejsce, 
które  wybrałeś,  może  być  równie  dobrze 
biurem  i  domem.  "  Lecz  nie  odezwała  się 
ani  słowem,  zdając  sobie  sprawę,  że  z 
pewnością  odmówiłby,  słysząc  taką 
propozycję. 

Wskazał  na  trap  łączący  statek  z 

nabrzeżem. 

–  Może  byś  zeszła  na  ląd,  Isabel?  To 

ostatnia  szansa,  by  zwiedzić  jakieś 
zagraniczne  miasto.  Nie  wiadomo,  kiedy 
może ci się trafić następna. 

Nie  chciała  opuszczać  pokładu  bez 

niego.  Wiedziała  przecież,  że  musi 
pozostać na statku. Samotne włóczenie się 
po  obcym  mieście  wcale  jej  się  nie 
uśmiechało. 

towarzystwo 

Vidala 

Winnisforda,  jeśli  skorzystałaby  z  jego 
zaproszenia,  wydawało  się  czymś  jeszcze 

background image

gorszym. 

–  Lesley  Howard  z  przyjemnością  się 

tobą  zaopiekuje  –  zaproponował  zręcznie 
Rod. – On cię kocha – dodał szorstko. 

– Co oznacza tylko jedno: nie mogę się 

z  nim  udać  na  tę  wycieczkę.  Nie  kocham 
go  i  byłoby  z  mojej  strony  nie  fair, 
gdybym 

mu  w  jakikolwiek  sposób 

sugerowała, że może na coś liczyć. 

Zaśmiał się zadowolony. 
– W takim razie chodźmy do kawiarni i 

napijmy się czegoś. O tej porze to miejsce 
będzie zupełnie puste. 

Rzeczywiście, 

zastali 

tam 

jedynie 

stewarda;  prawie  wszyscy  pasażerowie 
wybrali się na brzeg, by podziwiać widoki 
miasta przemytników. 

Ogromna, luksusowa kawiarnia zdawała 

się  zbyt  jasna  –  jak  pusta  sala  teatralna 
oczekująca  na  pojawienie  się  pierwszych 
widzów. 

Isabel  zauważyła,  nie  bez  smutku,  że 

background image

Rodney  z  łatwością  usiadł  na  krześle, 
znakomicie  utrzymując  równowagę,  a 
kiedy na stole pojawiła się kawa, zręcznie 
napełnił  filiżankę  Isabel  i  jedną  ręką 
otworzył paczkę krakersów. 

Mijały  dni,  a  Rodney  stawał  się  coraz 

bardziej  samodzielny  i  już  coraz  rzadziej 
musiał się uciekać do pomocy Isabel przy 
jakichś  drobnych  czynnościach,  takich  jak 
poprawienie  krawata,  ściągnięcie  nakrętki 
z długopisu i wiele innych, jakże istotnych 
w codziennym życiu, z którymi tak fatalnie 
radził sobie na początku tego rejsu. Isabel 
zauważyła  również,  że  w  kilka  dni  po 
przejęciu obowiązków lekarza okrętowego 
przekonał  się,  iż  potrafi  sobie  radzić  ze 
wszystkim. Co prawda początkowo bardzo 
przygnębiał  go  fakt,  że  nie  będzie  już 
chirurgiem, lecz jako internista radził sobie 
znakomicie. 

W  zamyśleniu  mieszał  łyżeczką  kawę. 

Wziął głęboki oddech. 

background image

–  Uspokoję  się  tak  naprawdę,  dopiero 

kiedy  dopłyniemy  do  Southampton  – 
stwierdził.  Isabel  nie  wyczuła  w  jego 
głosie żadnego entuzjazmu. 

–  To  się  rozumie  samo  przez  się.  Ja 

również oczekiwałabym z niecierpliwością 
na  przyjazd  do  Anglii,  jeżeli  czekałby  na 
mnie  nowy,  wspaniały  dom  i  kariera  – 
oznajmiła lekko rozdrażniona. 

–  Lecz  przecież  możesz  to  wszystko 

mieć,  Isabel  –  zaprotestował.  –  Możesz 
znaleźć pracę w  swoim fachu, gdzie tylko 
będziesz  chciała.  W  Wielkiej  Brytanii  nie 
będzie  z  tym  problemu.  Na kogoś  takiego 
jak  ty  czekają  niezliczone  możliwości  – 
naciskał. 

Z  niesmakiem  pociągnęła  łyk  kawy. 

Kiedy  myślała  o  przyszłości,  wyobrażała 
ją  sobie  zupełnie  inaczej.  „Dom"  znaczył 
dla  niej  coś  więcej  niż  pokój  w  hotelu 
pielęgniarskim, 

gdzieś 

przy 

jakimś 

ogromnym 

szpitalu, 

lub 

wynajęte 

background image

mieszkanie  na  przedmieściach  wielkiego 
miasta.  Nie  miała  zamiaru  poświęcać  się 
całe życie, chciała nieść pomoc ludziom – 
lecz  tylko  pomagając  Rodneyowi,  dzieląc 
z nim swe troski i radości! 

Lecz  Rodney  nie  dał  jej  czasu  na 

przedstawienie  tej  opinii.  Niemal  rzucił 
łyżeczkę na talerz i odchylił się do tyłu. 

– Nie chodzi tu tylko o to, że osiądę pod 

Cotswold,  Bel.  Mówię  również  o  tym,  że 
pewne więzy  powinny  zostać  zerwane  tak 
szybko, jak to możliwe. 

Uniósł  wzrok  i  popatrzył  jej  prosto  w 

oczy. 

–  Kocham  cię  tak  bardzo,  że  sam  nie 

wiem, jak miałbym tę miłość wyrazić. 

Wyprostowała  się,  czuła  się,  jakby 

anielskie  chóry  śpiewały  w  jej  głowie 
pieśni  weselne.  Nie  powiedział  jej  nic, 
czego  by  przedtem  nie  wiedziała,  lecz 
nareszcie wyraził to słowami. 

– Drogi Rod, musisz wiedzieć, że i ja cię 

background image

bardzo, 

bardzo, 

bardzo 

kocham. 

– 

Wyciągnęła  rękę  przez  stół  i  uścisnęła 
mocno  jego  dłoń.  W  jej  oczach  widoczne 
było całe uczucie, jakim go darzyła. 

–  Miałem  taką  nadzieję,  Bel.  I  bardzo 

się  tego  obawiałem.  –  Poruszył  się 
niespokojnie na krześle. – Starałem się nie 
dostrzegać tego, nie pozwolić ci zbudować 
zamku  na  piasku  –  gdzie  nie  byłoby 
solidnej 

podstawy 

dla 

naszego 

małżeństwa, dla naszej przyszłości. 

–  Rodney,  posłuchaj  mnie,  proszę  – 

zawołała błagalnym tonem. 

Lecz on jej nie słuchał. 
– Dlatego właśnie tak marzę już o końcu 

tej podróży – stwierdził poważnie. – Żeby 
wszystko  skończyło  się,  zanim  sprawy 
zajdą tak daleko, że nasze rozstanie sprawi 
ci  ból.  To  znaczy  byśmy  rozeszli  się,  nim 
pociągnę  cię  za  sobą  do  jakiejś 
zapomnianej  przez  Boga  dziury  i  każę  ci 
się  poświęcać,  nim  w  końcu  –  po  wielu 

background image

latach  –  uda  mi  się  dojść  do  czegoś  w 
życiu.  –  Wyrwał  dłoń  z  jej  uścisku  i 
popatrzył na nią zimno. 

Isabel, pokonana, osunęła się na oparcie 

krzesła. Siłą woli powstrzymała się, by nie 
wybuchnąć  płaczem.  Nauczyła  się  już 
wcześniej,  że  Rodney  Levaughan  jest 
nieczuły  na  czyjekolwiek  prośby.  Podjął 
decyzję,  że  pomimo  swej  ułomności  musi 
poradzić  sobie  sam  –  i  będzie  przy  niej 
obstawał,  dopóki,  co  wydaje  się  mało 
prawdopodobne,  nie  zdarzy  się  coś,  co  w 
końcu przekona go, że nie miał racji. 

– Może za rok, czy dwa... ? – podsunęła 

mu,  sama  nie  wierząc  w  to,  co  mówi.  – 
Może moglibyśmy się spotkać? 

Zaśmiał się zgryźliwie. 
–  Kobieta  taka  jak  ty,  Isabel,  nie  musi 

czekać na żadnego mężczyznę. Jesteś na to 
za ładna, zbyt atrakcyjna. 

Jego  pochwała  nic  dla  Isabel  nie 

znaczyła, jeżeli nie chciał jej samej. 

background image

Wydawało się, że trochę złagodniał. 
– Czy napiszesz kiedyś do mnie? – jego 

głos był prawie łagodny. 

Potrząsnęła 

głową. 

Nie 

chciała 

przyjaźnić się z nim korespondencyjnie. W 
tym  momencie  pragnęła  wycofać  się  ze 
wszystkich  swoich  poprzednich  planów, 
jakie  miała  wobec  Rodneya.  Nie  będzie 
starać  się  znaleźć  pracy  blisko  niego,  nie 
będzie odwiedzać go regularnie, nie będzie 
mu  ze  wszystkich  sił  pomagać!  Coś 
takiego  odciągałoby  tylko  jego  uwagę  od 
pacjentów – a także – złamałoby jej serce. 

Gdyby  tylko  wiedziała,  że  jej  nie 

kocha... 

–  Nie,  Rod  –  postanowiła.  –  Nie 

napiszę.  Nie  służyłoby  to  niczemu,  a 
mogłoby  tylko  sprawić  jeszcze  więcej 
bólu. 

Zerwała 

się  od  stolika.  Musiała 

wypłakać  tę  miłość,  która  pozostanie 
wiecznie  w  sferze  marzeń.  Wspomnienie 

background image

namiętnego  pocałunku  Roda  wróciło  ze 
zdwojoną  siłą.  Isabel  zadrżała.  Kiedy 
jednak odwróciła się z powrotem do Roda, 
jej twarz była wyprana z uczuć. 

–  Dobranoc,  Rod  –  powiedziała 

ochrypłym  głosem  i  pobiegła  do  swojej 
kajuty. 

„Venutus" wypłynął z Tangeru wcześnie 

rano,  gdy  na  zewnątrz  panował  jeszcze 
półmrok. Isabel obudziło kołysanie statku, 
kiedy  znaleźli  się  na  otwartych  wodach 
Atlantyku. Z głębin maszynowni dochodził 
narastający miarowy szum silników. 

Spędziła  większą  część  nocy  szlochając 

w  poduszkę  w  swojej  koi.  Wstała,  wzięła 
prysznic,  i  ubrała  się  chcąc  wyjść  na 
pokład.  Miała  nadzieję,  że  poranna  bryza 
odświeży  ją  na  tyle,  że  będzie  w  stanie 
pokazać się pasażerom. 

Kiedy włożyła czepek, w kajucie rozległ 

się 

dzwonek 

telefonu. 

Podniosła 

słuchawkę. „To pewnie któryś z chorych w 

background image

izbie przyjęć", pomyślała. 

– Siostro, przepraszam, że budzę panią o 

tak wczesnej porze, ale... 

Był to głos młodej kobiety, który wydał 

się Isabel znajomy. 

– Czy może panna Stanard? – spytała. 
–  Tak.  Zdarzył  się  wypadek,  nic 

groźnego. Lecz nie wydaje mi się, żeby to 
mogło  czekać  do  rana.  Krwawienie  z 
nosa... 

Isabel wyczuła w jej głosie jednocześnie 

niepewność i irytację. 

–  Mogę  być  w  izbie  przyjęć  za  dwie 

minuty – odpowiedziała. – Jestem od paru 
chwil na nogach. 

– To nie takie proste – nie mam na myśli 

wypadku,  lecz  okoliczności,  w  jakich  do 
niego  doszło  –  sprzeciwiła  się  Lorna. 
Wydawała  się  zmartwiona,  ale  nie 
przestraszona. – Urządziliśmy w parę osób 
imprezę  w  małej  sali  bankietowej.  Ktoś 
mógłby mieć kłopoty, gdyby... – zawahała 

background image

się.  –  Czy  mogłaby  pani  przyjść  do  nas, 
siostro? 

Bylibyśmy  pani  niezwykle 

wdzięczni. 

Prośba  brzmiąca  w  głosie  Lorny,  a 

jednocześnie 

zdenerwowanie, 

zaintrygowały  Isabel,  a  wzmianka  o 
kłopotach mogła znaczyć tylko, że impreza 
wymknęła im się spod kontroli. 

Isabel wiedziała, że regulamin okrętowy 

zalecał,  by  wszelkie  wezwania  personelu 
medycznego 

były  odnotowywane  w 

specjalnym  dzienniku,  którego  kopię 
wręczała  kapitanowi.  Kapitan  następnie 
zapisywał  wszystko  w  książce  okrętowej, 
aby  później  móc  osądzić  celowość 
wezwań. 

– Dobrze, już idę – zgodziła się. – Lecz 

nie  mogę  obiecać,  że  nie  wspomnę  o  tym 
kapitanowi, 

jeżeli  wymagana  będzie 

pomoc medyczna – dodała ostrożnie. 

–  Proszę  zaczekać  siostro,  sprawdzę 

jeszcze raz. 

background image

Isabel 

słyszała 

szept 

stłumionej 

rozmowy.  Głosy  od  czasu  do  czasu 
przybierały  na  sile,  lecz  nie  można  było 
rozróżnić poszczególnych słów. 

–  Tu  Lorna  Stanard  –  powiedziała 

dziewczyna  przykładając  słuchawkę  do 
ucha.  –  Zaprowadzę  go  na  dół,  do  izby 
przyjęć. Rozumiem, że są tam sanitariusze 

nie 

ma 

najmniejszej  nadziei 

na 

zatuszowanie całej sprawy? 

– Obawiam się, że nie. Czy nie mogłaby 

pani  opowiedzieć  mi  przez  telefon,  co  się 
stało? Może byłabym w stanie pomóc. 

Usłyszała,  jak  dziewczyna  wzdycha,  z 

trudem  powstrzymując  się  od  parsknięcia 
śmiechem. 

–  Chodzi  o  to,  że  Vidal  Winnisford  ma 

rozkwaszony 

nos. 

Zatamowałam 

krwawienie, lecz wydaje mi się, że nie jest 
z nim najlepiej, chyba złamał sobie kość. 

Isabel  chciała  natychmiast  zażądać,  by 

sprowadzić Vidala do izby przyjęć. Nic jej 

background image

nie  obchodziło,  ile  to  potem  spowoduje 
kłopotów.  Miała  już  na  końcu  języka 
odmowę  przyjścia  do  sali  bankietowej, 
lecz w ostatniej chwili zdała sobie sprawę, 
że  poszkodowana  mogła  być  również 
osoba,  która  przyłożyła  Vidalowi,  a  Isabel 
w  żadnym  wypadku  nie  mogła  odmówić 
przyjścia z pomocą temu zuchowi! 

– Dobrze, już tam idę – odpowiedziała. 
Isabel  wzięła  ze  sobą  apteczkę,  która 

zawsze  spoczywała  na  dnie  jednej  z  jej 
szuflad.  Po  drodze  na  pokład  spacerowy 
nie  spotkała  nikogo.  Światła  wypadały 
tylko z bulajów mniejszej sali bankietowej, 
w  której  dość  często  odbywały  się  małe 
przyjęcia – oczywiście nigdy o tak późnej 
porze. 

W  środku  ujrzała  z  tuzin  pasażerów. 

Isabel rozpoznała większość z nich, byli to 
pogodni, 

hałaśliwi, 

lecz 

raczej 

nieszkodliwi  młodzi  ludzie.  Wyglądali  na 
wymęczonych 

nocną 

hulanką, 

background image

skwaszonych, a nawet zdenerwowanych. 

Vidal  siedział  na  krześle  z  głową 

odrzuconą  do  tyłu.  Lorna  siedziała  przy 
nim  i  trzymała  na  jego  twarzy  mokry 
ręcznik. 

Powitała 

Isabel 

przepraszającym 

uśmiechem. 

i  –  Zasłużył  sobie  na  to  –  wyjaśniła 

zwięźle unosząc w górę ręcznik, by Isabel 
mogła  przyjrzeć  się  obrażeniu.  –  Lecz 
byłabym wdzięczna, gdyby mogła go pani 
doprowadzić do stanu, w którym można by 
go  było  pokazać  ludziom.  Biorę  za  niego 
całkowitą  odpowiedzialność.  Przypilnuję, 
by  siedział  w  swojej  kajucie  i  trzymał 
buzię na kłódkę. 

–  Poproszę  trochę  wody  –  rozkazała  z 

miejsca Isabel. 

Isabel  zrozumiała,  że  Lorna  Stanard 

przewodziła  temu  przyjęciu.  Wydawała 
polecenia,  komenderowała  wszystkimi. 
Widać  było,  że  robi  to  w  interesie  Vidala 

background image

Winnisforda. 

Kiedy  Isabel  zdała  sobie  z  tego sprawę, 

uśmiechnęła  się  lekko  do  siebie.  Wytarła 
krew  z  twarzy  Vidala  i  zbadała  jego  nos. 
Nigdy  nie  podejrzewała,  że  Lorna 
przeniesie 

swoje 

zainteresowania 

Rodneya  Levaughana  na  syna  Lorda 
Winnisforda. 

Życzyła  jej  powodzenia,  sprawdzając, 

czy 

przegroda 

nosowa 

obiektu 

zainteresowania Lorny nie jest naruszona. 

Agonalny 

ryk 

utwierdził 

ją 

przekonaniu,  że  niestety  kość  została 
złamana.  Przez  chwilę  starała  się 
przebadać  Vidala  nie  zadając  mu  więcej 
bólu, po czym potrząsnęła głową. 

Lorna dostrzegłszy ten gest i zatroskaną 

twarz Isabel pośpieszyła z wyjaśnieniami. 

–  Proszę  posłuchać,  siostro.  Vidal 

zachowywał  się  trochę  niepoprawnie. 
Dostawiał się do Jane. Drugi oficer, Lesley 
Howard miał właśnie obchód, kiedy ujrzał 

background image

ich  w  kącie  na  pokładzie.  Wynikła 
sprzeczka  i  uderzył  Vidala  w  nos.  – 
Uśmiechnęła  się.  –  Vidal  sam  się  o  to 
prosił, jestem tego pewna, lecz wydaje mi 
się,  że  pan  Howard  powinien  był  wezwać 
strażnika, a nie brać sprawy w swoje ręce. 
Z  tego  powodu  straci pewnie  pracę, jeżeli 
kapitan  dowie  się  o  tym  zdarzeniu. 
Absolutnie nie życzylibyśmy sobie tego. – 
Odwróciła się do Vidala i połechtała go w 
ucho. – Prawda, kochanie? 

Vidal obrócił głowę, lecz w jego oczach 

wyczytać można było urazę. 

–  Obawiam  się,  panno  Stanard,  że  ma 

złamany  nos  –  stwierdziła  cicho  Isabel.  – 
Powinien  go  zobaczyć  lekarz  –  i  to  w  tej 
chwili. 

Mały 

odłamek  kości  mógł 

spowodować 

poważne 

obrażenie. 

Naprawdę bardzo mi przykro. 

Lesley  Howard  opuścił  głowę  w 

ramiona. 

– 

Wy 

dwaj 

zaniesiecie 

pana 

background image

Winnisforda  do  izby  chorych.  Siostra 
Bainey  zawiadomi  doktora,  a  ja  w  tym 
czasie  powiem  o  wszystkim  oficerowi 
dyżurnemu na mostku. 

–  Proszę  się  wstrzymać!  –  ucięła 

autorytatywnie  Lorna Stanard. –  Mieliśmy 
małe  przyjęcie,  Vidal  wychodził  właśnie 
na  zewnątrz  i  wpadł  nieszczęśliwie  na 
drugiego  oficera.  –  Odwróciła  się  do 
Vidala,  który  wciąż  leżał  na  krześle.  – 
Mimo,  że  tak  bardzo  cię  kocham  –  drogi 
Vidalu – jeżeli powiesz cokolwiek innego, 
to  ja...  –  Nie  musiała  nawet  kończyć  tej 
groźby.  Determinacja  na  jej  twarzy 
wystarczyła, by przekonać rannego Vidala, 
że  byłoby  niemądre  składać  skargę  na 
drugiego oficera. 

Lorna  towarzyszyła  Vidalowi  do  izby 

chorych,  skąd  Isabel  zatelefonowała  po 
doktora. 

–  O  co  chodzi?  –  spytał  Rodney,  który 

pojawił się po chwili ubrany w szlafrok. 

background image

–  Mój  narzeczony  wpadł  na  drzwi  – 

niespodziewanie stwierdziła Lorna. 

Rodney 

uśmiechnął 

się 

niedowierzaniem. 

– Wiele razy słyszałem już tę bajeczkę. 
–  Pan  Winnisford  obstaje  przy  swojej 

wersji wydarzeń – upomniała go Isabel. 

–  Nie  ma  wyboru,  jeśli  nie  chce  wpaść 

na kolejne drzwi – dodała spokojnie Lorna. 

–  To  nie  będzie  konieczne  –  zapewniła 

ją  Isabel.  –  Proszę  nam  pozwolić  na 
zajęcie  się  nim  i  upewnić  się,  że  państwa 
przyjaciele zachowają milczenie. 

Opatrywanie  Vidala  okazało  się  długim 

i  bolesnym  procesem.  Konieczne  było 
zrobienie 

zdjęcia 

rentgenowskiego. 

Wszystko to zajęłoby o wiele więcej czasu, 
gdyby  nie  wydatna  pomoc  Isabel  przy 
operacji,  którą  Rod  musiał  przeprowadzić 
używając 

jednej 

ręki. 

Cały 

czas 

zaopatrywano ich w świeżą kawę, ale i tak 
pod koniec zabiegu  byli bardzo zmęczeni. 

background image

Gdy  pacjent  znalazł  się  już  na  łóżku  w 
izbie  chorych,  osunęli  się  na  krzesła 
stojące  w  gabinecie  i  przez  chwilę 
odpoczywali  w  milczeniu.  Nagle  Isabel 
podniosła wzrok i spojrzała na zegar. 

– Czy wiesz, że jest już prawie wpół do 

siódmej? – zapytała. 

Skinął  głową  i  sięgnął  po  dzbanek  z 

kawą. 

–  Pusty!  –  mruknął  odsuwając  go  ze 

znużeniem. 

–  Chcesz,  żebym  poprosiła  o  świeżą 

kawę? 

–  Nie,  dziękuję.  I  tak  za  pół  godziny 

zaczną  podawać  śniadanie.  Powinniśmy 
coś  zjeść.  Idź  się  teraz  odświeżyć, 
zadzwonię do ciebie za dwadzieścia minut. 
Nie poradziłbym sobie bez twojej pomocy 
– stwierdził przygnębiony podnosząc się z 
krzesła.  –  Nie  można  wykonywać  tego 
zawodu bez jednej ręki. 

–  Masz rację, Rod. W swoim  gabinecie 

background image

w  Cotswold  doszedłbyś  prawdopodobnie 
do  tego  samego  wniosku  –  zauważyła 
delikatnie. 

Uśmiechnął się zmęczony. 
–  Zawsze  mógłbym  zadzwonić  po 

karetkę,  która  w  ciągu  paru  minut 
dostarczyłaby pacjenta do szpitala. 

Potrząsnęła głową. 
–  Ty  chyba,  słonko,  nigdy  nie  byłeś 

wiejskim  lekarzem.  Od  szpitala  może  cię 
dzielić  wiele  mil,  a  pacjent  nie  zawsze 
może  czekać  tak  długo.  Będziesz  musiał 
przywyknąć 

do 

udzielania 

natychmiastowej pomocy w takich małych 
miasteczkach. 

Patrzył  na  nią  uważnie  przez  długą 

chwilę  i  nagle  na  jego  twarzy  pojawił  się 
wyraz zmieszania. 

– Czy sugerujesz, że powinienem raczej 

szukać  pracy  w  jakimś  lekarskim  zespole 
praktykującym w  mieście? Nie sądzę, aby 
mi to odpowiadało. Za każdym razem, gdy 

background image

byłbym  zmuszony  poprosić  ich  o  pomoc, 
miałbym 

uczucie, 

że 

nadmiernie 

wykorzystuję ich uczynność. 

Isabel  wstała,  podeszła  bliżej  i  położyła 

mu dłoń na ramieniu. 

–  To  nonsens,  kochanie.  W  każdym 

razie  musisz  się  pogodzić  ze  swoim 
kalectwem i nauczyć cieszyć się tym, co ci 
ofiaruje los. 

–  Na  przykład  małżeństwem  z  wysoko 

wykwalifikowaną  pielęgniarką?  –  zapytał 
z goryczą w głosie. – A jakiż ona mogłaby 
mieć w tym interes? 

–  Małżeństwo  nie  jest  interesem, 

przynajmniej  w  obecnych  czasach.  To 
związek serc. 

Odsunął się zirytowany. 
– Nie  kuś  mnie,  Bel.  Miałbym  złamane 

serce,  gdybym  kiedyś  odkrył,  że  żałujesz 
swojej decyzji. 

– Twoje  serce,  Rodneyu  Levaughan? A 

co z moim? Czy obchodzi cię fakt, że moje 

background image

serce  będzie  złamane,  gdy  opuścisz  mnie 
w Southampton? 

Zrobił krok do przodu tak, że jego twarz 

znalazła  się  bardzo  blisko  twarzy  Isabel  – 
prowokująco blisko. 

–  Zawrę  z  tobą  umowę,  Isabel.  Jeśli 

stanę  na  własnych  nogach,  jeśli  w  ciągu 
dwóch  lat  będę  w  stanie  zapewnić  żonie 
odpowiednie  warunki  życia,  poproszę  cię, 
abyś za mnie wyszła. Jeśli mi się nie uda... 

–  Nie!  –  jej  odpowiedź  była 

zdecydowana  i  nieodwołalna.  –  Nie 
zamierzam  czekać!  Musimy  razem  dzielić 
każdą  minutę  twej  walki  o  sukces,  razem 
będziemy  próbować  stworzyć  wspólny 
dom.  Chcę  uczestniczyć  we  wszystkich 
twoich  sukcesach  i  porażkach  –  razem  z 
tobą – moim mężem. 

Uniósł dłoń w geście zniechęcenia. 
–  Moje  jedno  ramię  w  porównaniu  z 

twoimi  dwoma!  Według  mnie  to 
jednostronne partnerstwo! 

background image

 

background image

Rozdział 12 

 
W  drodze  powrotnej  pogoda  znacznie 

się  pogorszyła.  Gdy  mijali  wybrzeża 
Hiszpanii towarzyszył im nieustannie silny 
wiatr, który niemal zamienił się w sztorm, 
w  dniu  kiedy  dotarli  do  cieszącej  się  złą 
sławą Zatoki Biskajskiej. 

Okrętowa  służba  zdrowia  znów  miała 

pełne  ręce  roboty,  choroba  morska 
dokuczała wielu pasażerom. 

Rodney Levaughan z pomocą Isabel był 

w  stanie  doprowadzić  do  pierwotnego 
kształtu nos Vidala Winnisforda. Pomimo, 
że młody mężczyzna został już zwolniony 

izby 

chorych, 

Lorna 

Stanard 

przyprowadzała  go  codziennie,  aby 
upewnić  się,  że  proces  gojenia  przebiega 
prawidłowo. 

Któregoś  dnia  Lorna  wdała  się  w 

pogawędkę z Isabel. 

background image

–  Ostrzegłam  Vidala,  że  gdyby 

próbował  jeszcze  jakichś  sztuczek  z 
którąkolwiek  z  dziewczyn  na  tym  statku, 
to  tym  razem czeka go bliskie spotkanie z 
pokładem,  a  nie  „drzwiami"  –  stwierdziła 
uśmiechając się złośliwie. 

–  Czy  zamierzasz  za  niego  wyjść?  – 

spytała Isabel. 

–  To  chyba  najlepsze,  co  mogę  zrobić. 

Matka się go wyparła, jego szanowny tatuś 
odciął chyba dopływ gotówki – a on mnie 
potrzebuje. Będzie nam dobrze ze sobą. 

Spojrzała 

kierunku 

zasłonki 

oddzielającej je od gabinetu lekarskiego. 

–  A  ty,  Isabel  –  zamierzasz  wyjść  za 

tego przystojnego doktora? 

Isabel potrząsnęła przecząco głową. 
–  Zadręcza  się  stratą  lewego  ramienia. 

Jest  zbyt  dumny,  by  przyjąć  pomoc  i  za 
bardzo się przejmuje, jak go będą odbierać 
inni. 

– Chodzi ci konkretnie o żonę? – bystro 

background image

zauważyła  Lorna.  –  Czemu  po  prostu  nie 
stukniesz  go  młotkiem  w  głowę  i  nie 
zaciągniesz  przed  ołtarz  –  choćby  i  na 
wózku  inwalidzkim  –  zanim  dojdzie  do 
siebie?  Rozwiążesz  raz  na  zawsze  wasze 
problemy. 

Była to mądra, acz niewykonalna rada. 
–  Oj!  –  wykrzyknęła  Lorna,  gdy  statek 

zakołysał  się  na  jakiejś  większej  fali.  – 
Chyba lepiej zaprowadzę Vidala do kajuty, 
dopóki  da  się  jeszcze  chodzić  po 
pokładzie. 

Rzeczywiście  niedługo  trzeba  się  było 

przypinać  linką  do  religu, jeśli  chciało  się 
uniknąć  spłukania  do  morza.  Kołysanie 
sprawiło  również,  że  pojawiający  się 
pasażerowie 

zgłaszali 

coraz 

więcej 

przypadków skaleczeń i uszkodzeń ciała. 

Isabel 

dokonywała 

cudów 

przytrzymując  się  jedną  ręką,  aby  nie 
stracić równowagi, a drugą opatrując coraz 
to  nowe  ofiary.  Zaskoczona  była,  jak 

background image

świetnie radzi sobie z kołysaniem Rodney, 
zaklinowując  się  między  meblami,  co 
pozwalało mu na swobodne wykorzystanie 
jedynej ręki. 

– Bardzo dobrze sobie radzisz, jak na te 

warunki  –  pogratulowała  mu  w  krótkiej 
przerwie 

między 

kolejnymi 

falami 

pacjentów. 

–  Trochę  mi  to  przypomina  uczenie  się 

jazdy  na  rowerze  –  odparł  z przejęciem.  – 
Gdy  już  raz  uda  ci  się  w  jakiś  sposób 
złapać równowagę, nigdy więcej nie masz 
z tym problemu. 

–  No  cóż,  w  każdym  razie  bądź 

ostrożny.  Prowadzenie  roweru  jedną  ręką 
nie zawsze jest rozsądne. 

Jej ostrzeżenie okazało się  chybione. W 

ciągu  kilku  godzin  Isabel  stała  się  ofiarą 
własnej filozofii. 

Od  marynarza,  któremu  opatrywali 

stłuczony  łokieć,  dowiedzieli  się,  że 
prawdopodobnie  po  wpłynięciu  do  kanału 

background image

La 

Manche 

pogoda 

się 

poprawi. 

Następnego  dnia  podróż  miała  dobiec 
końca. 

Chwilę  później  Isabel  poszła  odwiedzić 

kilku  pasażerów,  którym  z  jakichś 
powodów zalecono pozostanie w kajutach. 
Nie  były  to  specjalnie  ciężkie  przypadki 
wymagające 

starannej 

opieki, 

ale 

wiedziała,  że  widok  jej  białego  fartucha 
wpłynie  uspokajająco  na  tych,  których 
niepokoiła  zła  pogoda,  lub  którzy  nie 
najlepiej się czuli. 

Pierwsze 

wizyty 

złożyła 

chorym 

członkom  załogi.  Była  przez  nich  zawsze 
mile  widziana,  i  nie  miała  z  nimi  zbyt 
wiele  kłopotu.  Nie  marudzili  i  okazywali 
wdzięczność za pomoc, jakiej im udzielała. 
Wkrótce  Isabel  skierowała  swe  kroki  ku 
przedziałom 

zajmowanym 

przez 

pasażerów. 

Najpierw  zapukała  do  drzwi  kajuty 

zajmowanej 

przez 

emerytowanego 

background image

generała.  Nie  zdecydował  się  on  na 
opuszczenie  łóżka,  gdyż  chodzenie  po 
rozchwianym pokładzie sprawiało mu zbyt 
duże trudności, i z pewnością nie było zbyt 
bezpieczne  dla  człowieka  w  jego  wieku. 
Pogawędziła  z  nim  przez  parę  minut  i 
udała się do następnej pacjentki. 

Pani  Endercombe  była  kolejną  starszą 

pasażerką,  która  pozostała  w  swojej 
kajucie.  Isabel  nie  zabawiła  u  niej  długo. 
Zmierzyła  jej  tylko  temperaturę.  Kiedy 
zabierała  się  do  wyjścia,  usłyszała 
dochodzący  z  przejścia  znajomy  donośny 
głos z głośnika. 

–  Siostra  Bainey  proszona  natychmiast 

do luku bagażowego. 

Kiedy  Isabel  podążała  w  kierunku 

windy  z  apteczką  pod  pachą,  ogłoszenie 
zostało  powtórzone.  Gdy  zjeżdżała  w  dół 
ogromnego  statku,  nie  wątpiła,  że  musiał 
się  zdarzyć  jakiś  wypadek.  Bagaże 
pasażerów  były  przygotowywane  do 

background image

wyładunku,  który  miał  nastąpić  nazajutrz, 
najprawdopodobniej urwała się któraś z lin 
i ktoś został ranny. 

Luk 

bagażowy 

był 

olbrzymim 

prostopadłościennym  pomieszczeniem  bez 
okien i sięgał aż do dna statku. Oświetlało 
go 

kilka 

zwisających 

sufitu 

przyćmionych żarówek. 

Przy 

wejściu 

oczekiwał  na  nią 

zmartwiony  marynarz.  Ujrzała,  że  sam 
środek  pomieszczenia  zajmuje  ogromny 
stos  walizek,  toreb,  kufrów,  siatek  i  całej 
masy  przeróżnych  bagaży,  który  przy 
przechyłach  statku  kiwał  się  i  skrzypiał, 
jakby miał za chwilę runąć. 

– »To« stało się, kiedy wpływaliśmy na 

wody kanału, siostro. Bagaże nagle zwaliły 
się  na  ten  okropny  stos  –  wyjaśnił  Isabel 
strapionym głosem. 

Zauważyła,  że  rozmawia  z  Rutterem, 

który  w  migotliwym  blasku  żarówek 
wyglądał bardzo  blado.  Pomyślała,  że  jest 

background image

to  nie  tylko  efekt  gry  światła  –  marynarz 
był śmiertelnie przerażony. 

–  Razem  z  Albertem  Foukesem 

segregowaliśmy bagaże, żeby przygotować 
je  do  wyciągnięcia  na  brzeg,  gdy  tylko 
zawiniemy  do  Southampton.  Właśnie 
wtedy  zdarzył  się  wypadek  –  wyjaśnił 
zdenerwowany. 

–  Mnie  udało  się 

uskoczyć, ale Foukes dostał się w pułapkę, 
kiedy  ta  cała  ściana  bagaży  zwaliła  się  na 
niego.  Na  miejscu  jest  już  doktor,  wraz  z 
drugim oficerem i bagażowymi. 

–  Proszę  mnie  do  nich  zaprowadzić  – 

rozkazała. 

Rutter 

powiódł 

ją 

na 

miejsce, 

przyświecając  sobie  przy  tym  latarką. 
Musieli  przedzierać  się  ostrożnie  przez 
niestabilne  stosy  bagażu,  często  idąc  na 
czworakach, aż do momentu, kiedy dotarli 
do  czegoś,  co  w  pierwszej  chwili 
wydawało  się  rozpadliną,  z  której 
wypadała  smuga  światła.  Był  to  jakby 

background image

wysoki  kanion  utworzony  przez  ściśnięte 
walizki. 

Pomocne ręce ściągnęły ją na dół. Isabel 

jęknęła cicho ze strachu, gdy zobaczyła, że 
ma  nad  głową  stos  wszelkiej  maści  i 
rozmiaru waliz i skrzyń, które ocierały się 
o siebie pod wpływem ruchu statku grożąc 
runięciem.  Wydawało  się,  że  może  to 
nastąpić  w  każdej  chwili.  Wszyscy 
znajdujący  się  w  środku  ludzie  mogli 
zostać żywcem pogrzebani. 

Isabel  w  mgnieniu  oka  uświadomiła 

sobie, 

jak 

szaloną 

walkę 

podjęli 

marynarze, 

by 

uratować 

swego 

towarzysza.  Część  z  nich  podpierała 
chyboczące się zwały bagażu drewnianymi 
drągami.  Z  trudem  rozpoznała  Lesleya 
Howarda,  który  umorusany  klęczał  na 
podłodze 

przy 

wlocie 

do 

tunelu 

utworzonego w masie bagażu. 

–  Doktor  już  tam  jest  –  wyjaśnił  jej, 

kiedy tylko klęknęła obok niego. – Jeden z 

background image

naszych  ludzi  został  przywalony.  Nie 
możemy  go  stamtąd  wyciągnąć.  Jest 
przytomny, lecz w nie najlepszym stanie. 

Isabel  odsunęła  go  delikatnie  od  wylotu 

i  zaglądnęła  do  środka.  Tunel  mierzył 
mniej  niż metr  szerokości i wysokości. W 
pewnej  odległości  przed  sobą  ujrzała 
światło  latarki.  Zgadła,  że  musi  to  być 
Rodney. 

Włożyła głowę w otwór i zawołała: 
– Czy mogę panu pomóc, doktorze? Tu 

siostra Bainey. 

– Zaczekaj, aż stąd wyjdę – odkrzyknął 

Rod. 

Jego 

głos 

brzmiał 

dziwnie, 

przytłumiony  masą  bagażu.  –  Poproś 
Lesleya,  żeby  mnie  złapał  za  stopy  i 
wyciągnął – zawołał ponownie. 

Zadanie  było  wyjątkowo  trudne  z 

powodu  bardzo  ograniczonej  przestrzeni. 
Lecz zmyślny oficer zanurkował w otwór, 
pchając przed sobą zwój liny. 

Po  chwili  pojawił  się  ponownie. 

background image

Najpierw  pokazały  się  jego  stopy,  rzucił 
koniec liny swoim ludziom. 

–  Ciągnijcie  –  rozkazał.  –  Tylko 

delikatnie.  Przywiązałem  ją  do  kostek 
doktora. 

Trzy  spokojne  pociągnięcia  i  doktor 

Levaughan wydostał się z tunelu jak korek 
z butelki. 

Rodney  usiadł,  rozwiązał linę  krępującą 

mu  nogi  i  opadł  na  stertę  bagażu. 
Zmarszczył  brwi  i  popatrzył  zmartwiony 
na Isabel. 

–  Przywaliło  mu  nogi.  Powinno  się  go 

uśpić, albo przynajmniej znieczulić, zanim 
załoga podejmie próbę ściągnięcia z niego 
tego  paskudztwa.  Jest  przytomny,  lecz 
może nie przeżyć następnego urazu. 

Na  twarzy  Rodneya  pojawił  się  przez 

chwilę  wyraz  upokorzenia.  Kiedy  jednak 
w końcu odezwał się, jego głos był twardy 
jak stal. 

–  Żeby  się  tam  dostać,  musisz  się 

background image

położyć na brzuchu – wyjaśnił. – Ja jestem 
za  duży  i  potrzebowałbym  dwóch  rąk, 
żeby się podczołgać... – Ujął jej dłoń. – To 
wszystko może za chwilę runąć. Jeżeli tak 
się stanie, ranny zostanie przygnieciony i... 
– nie skończył. 

Isabel zrozumiała, że Rodney ostrzega ją 

przed niebezpieczeństwem, jakie grozi jej, 
jeśli  zdecyduje  się  wejść  do  tunelu,  lecz 
nie wahała się ani przez moment. 

– Co mam robić? – spytała. 
Isabel 

zdawało 

się,  że  Rodney 

pogruchocze  jej  rękę,  kiedy  ścisnął  ją,  by 
wyrazić jej swoje uczucia, obawę i uznanie 
– wiedziała, że tym gestem chciał pokazać, 
jak bardzo ją kocha. 

Przylepił jej strzykawkę do nadgarstka. 
–  Będziesz  potrzebowała  obu  rąk,  żeby 

się posuwać naprzód – wyjaśnił szybko. – 
I nie będziesz w stanie się obrócić, żeby ci 
cokolwiek podano. Zostawiłem na miejscu 
latarkę.  Jest  zapalona,  będziesz  miała 

background image

wystarczająco dużo światła, żeby widzieć, 
co robisz. 

Gdy  szykowała  się  do  wpełznięcia  do 

tunelu,  poczuła,  że  Lesley  Howard 
zawiązuje  pętle  wokół  jej  kostek.  Kiedy 
dokona  tego  prostego,  lecz  przecież 
niebezpiecznego  czynu,  będzie  musiała 
być  wyciągnięta  tak  jak  Rodney  – 
zakładając,  że  w  tym  czasie  sterta  bagażu 
nie przywali jej i rannego marynarza. 

Isabel  tak  skoncentrowała  się  na 

czołganiu  się  przez  wąską  gardziel,  że 
niemal nie zdawała sobie nawet sprawy, że 
ostre krawędzie walizek i metalowe rączki 
toreb targają jej fartuch. W tym momencie 
była 

wdzięczna 

armatorowi, 

który 

zarządził,  by  w  skład  jej  uniformu 
pielęgniarskiego 

wchodziły 

również 

spodnie. 

Gdyby 

nie 

to, 

najprawdopodobniej 

obtarłaby 

sobie 

kolana  do  krwi  na  szorstkiej  podłodze. 
Błogosławiła  także  marynarza,  który 

background image

pożyczył jej swój hełm chroniący ją teraz. 
Syczała  z  bólu,  kiedy  uderzała  się  w 
łokieć,  lub  jej  włosy  wplątały  się  w 
wikliny  walizek.  Z  trudem  posuwała  się 
naprzód, z twarzą niemalże przyklejoną do 
podłogi. Zatrzymała się na chwilę i nogami 
ściągnęła buty, by móc się lepiej odpychać 
palcami stóp. 

Nagle  okazało  się,  że  znalazła  się  w 

nieco  szerszym  miejscu.  Ujrzała  zapaloną 
latarkę,  oświetloną  jej  światłem  czuprynę 
rudych  włosów  i  tułów  uwięzionego 
marynarza. 

–  Jak  się  czujesz?  –  spytała  z  trudem 

łapiąc oddech. 

Usłyszała,  jak  stęknął  i  odezwał  się 

osłabionym głosem. 

– Już sam nie wiem, co jest gorsze – ból 

w  nogach,  czy  też  świadomość,  że  ta  cała 
fura  może  mnie  przygnieść  w  każdej 
chwili... Czy to siostra? 

–  Tak  –  odpowiedziała  podciągając  się 

background image

trochę  do  przodu,  żeby  móc  się  dostać  do 
marynarza. 

Zarechotał. 
*  –  Po  tym  jak  przeszła  pani  ten 

odcinek,  powinna  pani  dać  się  zbadać 
doktorowi. 

–  Dam  ci  zastrzyk  –  wyjaśniła.  –  Twoi 

kumple  czekają  już  na  to,  by  ściągnąć  z 
ciebie tę kupę bagażu. 

Zerwała  plaster  z  nadgarstka,  napełniła 

strzykawkę i założyła igłę. Będzie musiała 
później zdezynfekować skórę marynarza. 

– Odpręż się – powiedziała. – Ja się stąd 

zbieram,  żeby  przyszykować  dla  ciebie 
przytulne  łóżeczko  w  izbie  chorych.  Nie 
będziesz od tej chwili nic pamiętał, dopóki 
się w nim nie obudzisz. 

Kiedy 

ciało 

marynarza 

zaczęło 

wiotczeć,  Isabel  zrozumiała,  że  narkotyk 
zaczął działać. Nadszedł czas, by zająć się 
własnym bezpieczeństwem. 

–  Wyciągnijcie  mnie!  –  krzyknęła  tak 

background image

głośno, jak to było możliwe w zapylonym 
powietrzu. 

Poczuła,  jak  lina  zaciska  się  na  jej 

kostkach.  Została  powoli  wyciągnięta  z 
tunelu. Droga powrotna okazała się bardzo 
bolesna. 

Isabel  była  szczęśliwa,  że  wreszcie 

udało  jej  się  uwolnić  ze  zdradzieckiego 
tunelu, wciąż jednak miała świadomość, że 
znajdują  się  pośród  zwałów  walizek  w 
każdej chwili grożących zawaleniem. 

– Zostanę tutaj, Isabel – powiedział Rod, 

kiedy  nieco  się  uspokoiła.  –  Teraz 
wszystko zależy od Lesleya i jego ludzi – 
miejmy  nadzieję,  że  przy  usuwaniu  tej 
sterty  bagażu  nie  zranią  Foukesa  jeszcze 
bardziej. 

Isabel wstała trzęsąc się. Kiedy spojrzała 

na  potargany  fartuch  i  wybrudzone  ręce, 
domyśliła  się,  że  jej  twarz  i  włosy  muszą 
wyglądać podobnie.   

–  Idź  do  kajuty  i  weź  prysznic  – 

background image

rozkazał  cicho  Rodney.  –  Masz  jeszcze 
sporo  czasu.  Minie  jakieś  pół  godziny, 
zanim  załodze  uda  się  wyciągnąć  całą  tę 
stertę na pokład. 

,  Isabel  odprężyła  się  pod  prysznicem, 

przebrała  w  zapasowe  ubranie  i  pojawiła 
się  w  izbie  chorych  po  ustalonej 
półgodzinie.  Kiedy  weszła  do  recepcji, 
zobaczyła  nosze,  na  których  wniesiono 
rannego marynarza. Leżał nieruchomo, nie 
odzyskawszy dotąd przytomności. 

–  Na  stół  –  usłyszała  zachrypły  głos 

Rodneya. Przeraziła się. Podeszła do niego 
i zapytała zdenerwowana: 

– Czy naprawdę masz zamiar operować 

tego  człowieka,  w  czasie  gdy  okrętem 
rzuca  na  prawo  i  lewo,  Rod?  –  Nie 
wspomniała,  że  operowanie  jedną  ręką 
nawet  na  stałym  lądzie  byłoby  nie  lada 
problemem. 

–  Muszę  to  zrobić  –  zdecydował.  – 

Jedna 

noga 

została  strzaskana  pod 

background image

kolanem.  Postaram  się  ją  uratować,  jeżeli 
mi się uda. 

Ta  batalia  zajęła  im  trzy  przeraźliwie 

długie,  wyczerpujące  godziny.  Po  tym 
czasie  Rodney  mógł  stwierdzić,  że  udało 
mu  się  choć  w  części  uratować 
zmiażdżoną  kończynę.  Reszta  zależeć 
będzie  od  lekarzy  na  lądzie.  Isabel 
towarzyszyła 

mu 

podczas 

operacji, 

podtrzymując go, kiedy statkiem kołysało, 
i pomagając, jak tylko mogła. 

W  końcu  sanitariusze  zawieźli  pacjenta 

do sali i położyli na łóżku. 

– 

Dokonałeś 

niemożliwego 

– 

powiedziała  Isabel  dumna  z  osiągnięcia 
Rodneya. 

–  Nie  udałoby  mi  się  to  bez  twojej 

pomocy,  kochanie  –  i  jestem  pewien,  że 
dobrze o tym wiesz. 

Zapadła długa cisza. 
–  Czy  byłoby  możliwe  dokonanie 

podobnych  rzeczy  w  Cotswold?  –  spytała 

background image

ledwo słyszalnym głosem. 

Westchnął ciężko. 
– Moja droga Bel, gdyby stać mnie było 

na zatrudnienie cię jako mojej pielęgniarki, 
zaproponowałbym  ci  tę  posadę.  Nie  tylko 
dlatego,  że  jesteś  pielęgniarką,  którą 
chciałbym mieć u swego boku. Chciałbym, 
żebyś była tam ze – mną jako – moja żona. 

Isabel zaśmiała się nerwowo. 
–  Czy  mam  rozumieć,  że  chcesz  się  ze 

mną  ożenić?  Czy  mam  to  traktować  jako 
oświadczyny? 

Potrząsnął przecząco głową. 
–  Pozwól  mi  wyjaśnić  tę  sprawę, 

kochanie.  Isabel,  kocham  cię,  bardzo, 
bardzo,  bardzo  –  lecz  nie  pozwoliłbym 
sobie  na  zawiązywanie  ci  rąk,  na 
przywiązywanie cię do jednorękiego męża. 
Poza  tym,  że  działałbym  przeciwko  tobie, 
czułbym  się  niepotrzebny,  zależny  od 
ciebie.  A  małżeństwo  musi  się  opierać  na 
partnerstwie. 

background image

Isabel  nie  spierała  się  z  nim  dalej.  Była 

wykończona  i  nie  miała  żadnych 
argumentów,  żeby  się  przeciwstawić 
Rodneyowi. 

Wstała  z  łóżka,  podniosła  pojemnik  ze 

zużytymi  narzędziami,  by  zanieść  je  do 
sterylizatora. 

Wolną 

ręką 

odsunęła 

zasłonę. 

Niespodziewanie 

statkiem 

zakołysała  seria  wstrząsów  i  w  tej  samej 
chwili ktoś, kto usiłował dostać się do izby 
przyjęć,  został  zbity  z  nóg  i  rzucony  na 
drzwi, które uderzyły Isabel w plecy. 

Poczuła, że pada na metalową szafkę nie 

mając  wolnej  ręki,  by  móc  się  osłonić. 
Taca z narzędziami z hukiem poleciała na 
ziemię,  a  kość  w  lewym  ramieniu  Isabel 
chrupnęła głośno. 

„Venutus"  dostojnie  sunął  w  kierunku 

widocznego  już  nadbrzeża  portu  w 
Southampton.  Pasażerowie  tłoczyli  się  na 
pokładzie chcąc jak najszybciej znaleźć się 
na  brzegu.  Doktor  Levaughan  i  siostra 

background image

Bainey nie mieli czasu, aby uczestniczyć w 
radości  z  okazji  powrotu  do  domu.  W 
gabinecie lekarskim kompletowali ostatnie 
papiery  dokumentujące  ich  pracę.  Rodney 
pisał coś jedną ręką, podczas gdy Isabel, z 
ramieniem 

na 

temblaku, 

przeglądała 

historie chorób. 

–  Gdy  wsadzimy  wreszcie  Foukesa  do 

karetki,  nie  zostanie  nam  już  ani  jeden 
pacjent. 

Możemy 

się 

pochwalić 

zwierzchnikom 

czystym 

kontem 

– 

stwierdził 

Levaughan 

zawodową 

satysfakcją. 

–  Wtedy  każde  z  nas  będzie  mogło 

ruszyć  własną  drogą  –  mruknęła  Isabel. 
Cisnęło  się  jej  na  usta  pytanie,  czy 
spotkają się jeszcze kiedyś, jeżeli wciąż ją 
kocha – jeżeli nie dało się w żaden sposób 
zmienić jego decyzji... 

Mała szufladka z dokumentami wypadła 

jej  z  ręki.  Schyliła  się,  aby  ją  podnieść, 
dokładnie  w  tym  samym  momencie  co 

background image

Rodney. 

– Ostrożnie! – powiedział. – Uważaj na 

swój gips. 

Wyprostowała  się  i  spojrzała  nań 

urażona kpiną wyczuwalną w jego głosie. 

– Nie rób sobie kłopotu – stwierdziła. – 

To,  że  mam  tylko jedną sprawną rękę, nie 
znaczy, że muszę być od ciebie zależna. 

Rod wyciągnął ramię, objął ją w pasie i 

zaśmiał się kpiąco. 

–  Czy  zdajesz  sobie  sprawę,  kochanie, 

że nawet jeśli mam tylko jedną rękę, którą 
mogę  cię  przytulić,  to  teraz  ty  również 
możesz się bronić używając tylko jednego 
ramienia? 

– Wiesz  dobrze,  że nigdy bym  tego nie 

zrobiła,  nawet  gdybym  miała  dwadzieścia 
rąk. 

–  Nie  masz  domu,  do  którego  możesz 

wrócić,  złamałaś  sobie  rękę  –  chyba 
zacznę  sądzić,  że  to  ty  wymagasz  opieki, 
moja słodka Bel. 

background image

– 

Nie 

potrzebuję 

pomocy 

ani 

współczucia – upierała się. 

–  W  takim  razie  jest  nas  już  dwoje  – 

stwierdził enigmatycznie. Przygarnął ją do 
swej szerokiej piersi i pocałował łagodnie, 
lecz  namiętnie.  Isabel  poddała  się  bez 
chwili wahania. 

Wypuścił ją z uścisku i podniósł jednym 

palcem  jej  podbródek  tak,  że  musiała 
patrzeć mu prosto w oczy. Nie skorzystała 
z nadarzającej się okazji i nie odsunęła się. 

–  Być  może  to  co  powiem,  zabrzmi 

okrutnie, ale twoja złamana ręka pozwoliła 
mi  się  znowu  poczuć  prawdziwym 
mężczyzną. Teraz ty mnie potrzebujesz! 

–  Zawsze  cię  potrzebowałam  –  od 

momentu  naszego  pierwszego  spotkania  – 
zapewniła go żarliwie. 

– A więc, kochanie, jeśli potrzymasz mi 

teczkę  tak,  żebym  mógł  ją  otworzyć  – 
mam w niej rozkłady jazdy – moglibyśmy 
sprawdzić  pociągi  do  Cotswold  i  od  jutra 

background image

zacząć  się  rozgaszczać  w  naszym  nowym 
świecie. 

Isabel uśmiechnęła się radośnie biorąc z 

jego rąk skórzaną walizeczkę. 

Nareszcie  zmusiła  go,  by  zaakceptował 

fakt,  że  wzajemna  pomoc,  niezależnie  od 
powodów,  jest  najważniejszą  rzeczą,  jaką 
powinno  sobie  dawać  dwoje  kochających 
się ludzi. 

–  Wygląda  na  to,  że  mamy  szczęście  – 

uśmiechnął  się  Rod  przytulając  do  siebie 
Isabel.  –  Złapiemy  pociąg  jeszcze  dziś 
wieczór. 

–  Fantastycznie!  –  Jej  oczy  zabłysły 

radośnie,  gdy  musnęła  ustami  jego 
policzek. 

– Ach! – Rod spojrzał na jej rozjaśnioną 

twarz.  –  Siostro  Bainey,  przecież  potrafi 
robić  to  pani  lepiej  –  kontynuował 
łobuzersko, zanim jego wargi nie spoczęły 
delikatnie na jej ustach. 

–  Jak  pan  sobie  życzy,  doktorze  – 

background image

mruknęła  niewyraźnie  poddając  się  jego 
gorącemu  pocałunkowi.  Poczuła,  że 
ogarnia ją pożądanie.