Obywatelu, płacz i płać
Ewa Siedlecka 2012-03-01, ostatnia aktualizacja 2012-02-29 17:36:32.0
Żeby zapoznać się z orzecznictwem sądów, w tym Sądu Najwyższego, trzeba zapłacić. To samo dotyczy wielu
interpretacji podatkowych, a także badań naukowych. Czy powinniśmy płacić za prawo zapoznania się z tym, co
powstaje za nasze pieniądze?
Wymiar sprawiedliwości opłacany jest z podatków. Skoro sądy orzekają za nasze pieniądze, to powinniśmy mieć
darmowy dostęp do orzecznictwa (po usunięciu danych osobowych). Tym bardziej że jego znajomość może być dla nas
wskazówką, np. czy warto iść z jakąś sprawą do sądu.
Sąd nie z wyboru
Bezpłatny dostęp mamy tylko do orzecznictwa sądów administracyjnych i Trybunału Konstytucyjnego - na ich stronach
internetowych. Sąd Najwyższy na swojej stronie publikuje tylko wybrane wyroki lub samą ich sentencję. Sądy
powszechne wyroki publikują wyjątkowo.
Publikują je za to prywatne firmy - w internecie i na papierze. Więc podatnik musi za dostęp do nich zapłacić.
W internecie orzecznictwo zdominowały wydawnictwa Wolters Kluwers (system Lex) i LexisNexis (Lex Polonica).
Dostarczają produkt bardzo przetworzony, bo do treści ustaw dołączają wybrane orzeczenia sądowe i komentarze
prawników. Serwis jest stale aktualizowany. Nic więc dziwnego, że trzeba za niego płacić - ok. 6 tys. rocznie.
Problem w tym, że jakby ktoś chciał darmowego wglądu w same orzeczenia sądów - nie dostanie, bo takiego serwisu
nie ma. SN upublicznia za darmo tylko niektóre orzeczenia, chociaż ma obowiązek "publikowania zbioru orzeczeń".
Jak wyjaśnił nam SN, ten obowiązek nie oznacza, że taki publikowany zbiór ma zawierać wszystkie orzeczenia. W
istocie to tylko ułamek orzecznictwa. Np. w 2010 r. SN opublikował 475 orzeczeń, a wydał 9500.
Fundacja ePaństwo chciała stworzyć darmową bazę orzeczeń SN. W czerwcu 2011 r. zwróciła się do sądu na
podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej o udostępnienie wszystkich orzeczeń wydanych po 1 stycznia
2000 r.
- Pierwszy prezes SN odmówił, twierdząc, iż są aktami spraw, a dostęp do akt mają tylko strony. W dodatku stwierdził,
że art. 61 konstytucji, dający prawo do uzyskiwania informacji, w tym do dokumentów, dotyczy tylko organów władzy
pochodzących z wyborów powszechnych, a SN z wyborów nie pochodzi - mówi Daniel Macyszyn z ePaństwa.
Fundacja odwołała się do sądu administracyjnego.
Na jakiej zasadzie zbiory orzeczeń SN są wydawane przez prywatne firmy i znajdują się w odpłatnych internetowych
serwisach: Lex, LexPolonica czy Legalis? SN odpowiedział "Gazecie", że na podstawie wniosków o udostępnienie
wyroków jako informacji publicznej. A więc są czy nie są informacją publiczną?
SN zaczął jednak przysyłać ePaństwu bieżące orzecznictwo.
Płać podatki i za interpretacje
"Chcesz znać więcej interpretacji Krajowej Informacji Podatkowej i ekspertów Ministerstwa Finansów? Chcesz mieć
pewność, że Twoje rozliczenia podatkowe są zawsze poprawne? Uważasz, że najpewniejsze informacje są właśnie u
źródła? Czytaj Biuletyn Skarbowy Ministerstwa Finansów!" - reklamuje Biuletyn wydawnictwo INFOR. Za półroczną
prenumeratę wersji elektronicznej (trzy numery) jedyne 75,20 zł.
Do 2009 r. Biuletyn wisiał w internecie bezpłatnie, w formacie pdf. Wydawnictwo INFOR miało z ministerstwem umowę,
według której zarabiało na drukowanej i dystrybuowanej własnym kosztem wersji papierowej.
Wilk był więc syty: ministerstwo bez wydawania dodatkowych pieniędzy informowało społeczeństwo o tym, jak należy
rozumieć prawo podatkowe, i owca cała: INFOR inwestował i zarabiał.
Od 2009 r. także wersja internetowa jest odpłatna. Dlaczego? Katarzyna Kiełbiowska z Fundacji Rozwoju
Społeczeństwa Obywatelskiego zażądała od ministerstwa udostępnienia informacji zawartych w Biuletynie. I
dowiedziała się, że nie podlegają one ustawie o dostępie do informacji publicznej, bo chroni je prawo autorskie.
To ciekawe, bo do Biuletynu piszą wyłącznie urzędnicy ministerstwa, administracji skarbowej i celnej. Piszą o oficjalnej
interpretacji prawa podatkowego, a więc o tym, co wykonują w ramach obowiązków opłacanych z naszych pieniędzy.
Zapytaliśmy ministerstwo, czy do Biuletynu piszą w ramach tych obowiązków. Odpowiedziało, że nie. Kto im płaci?
INFOR. Ale INFOR nie ma umowy z urzędnikami autorami, tylko z ministerstwem, bo: "wydawcą Biuletynu jest
Ministerstwo Finansów, stąd nie ma potrzeby zawierania przez autorów artykułów umów ze spółką INFOR."
A więc ministerstwo jest wydawcą Biuletynu i wskazuje urzędników, którzy mają w nim publikować. I - jak to wydawca -
decyduje o treści artykułów, które piszą. Treści te zaś dotyczą ustawowych kompetencji ministerstwa i jego urzędników.
Mimo to wydawca nie ma praw autorskich do Biuletynu. A podatnicy nie mają do niego bezpłatnego wglądu. Wgląd mają
tylko do wybranych interpretacji podatkowych, które ministerstwo wiesza na swojej stronie.
Trzy miliony za dane pogodowe
Nie tylko wgląd w orzecznictwo sądów i interpretacje podatkowe trzeba sobie kupić. Także badania naukowe i
eksperckie opracowania robione za publiczne pieniądze.
Niedostępne są choćby owoce działalności Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości - placówki naukowej działającej na rzecz
Ministerstwa Sprawiedliwości i finansowanej ze środków publicznych. 289 raportów IWS jest w ogóle niedostępnych.
Kilkadziesiąt innych publikacji - m.in. badających poziom i dynamikę przestępczości czy skuteczność rozmaitych
rozwiązań prawnych - na stronie Instytutu dostępnych jest tylko w formie spisu treści i oferty handlowej.
Zapewne chroni je prawo autorskie. Ale przecież już raz za nie zapłaciliśmy: podatkami.
Strona 1 z 2
Obywatelu, płacz i płać
2012-03-01
http://wyborcza.pl/2029020,75478,11259620.html?sms_code=
Za dane z trzech stacji meteorologicznych za okres ostatnich 20 lat Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej
(finansowany z pieniędzy publicznych) zażądał od Szymona Osowskiego ze Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup
Obywatelskich 3 mln zł. Osowski chciał pomóc klimatologowi, który danych potrzebował do badań naukowych. Okazuje
się, że IMiGW udostępnia dane tylko uczelniom i tylko takim, z którymi podpisał porozumienie.
Warunki finansowe tego porozumienia nie są znane - jak stwierdził IMiGW, chroni je "tajemnica przedsiębiorcy". Kto tu
jest przedsiębiorcą? Klimatologa wyrzucono z pracy, bo bez danych nie mógł kontynuować projektu badawczego, a jego
uczelnia nie zawarła z IMiGW umowy o ich przekazywaniu.
Nie są dostępne "surowe" (ale zanonimizowane) dane Głównego Urzędu Statystycznego, lecz jedynie ich opracowania.
A więc naukowcy spoza GUS nie mogą dokonywać własnych badań na tych danych. Bo przecież z tych samych danych
można wyciągać rozmaite wnioski.
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
Strona 2 z 2
Obywatelu, płacz i płać
2012-03-01
http://wyborcza.pl/2029020,75478,11259620.html?sms_code=