DAENERYS
Śniła o Daario, kiedy ją obudzono.
- Co się stało? - krzyknęła, gdy Irri potrząsnęła ją delikatnie za ramię. Na zewnątrz była czarna noc.
Coś się stało, wiedziała od razu.
- Czy to Daario? Co się stało? - w jej śnie byli mężem i żoną, zwykłymi ludźmi, którzy prowadzili
zwykłe życie w wysokim kamiennym domu z czerwonymi drzwiami. W jej śnie całował ją całą; jej
usta, jej kark, jej piersi.
- Nie,
khaleesi - wymruczała Irri. - To twój eunuch Szary Robak i łysy człowiek. Chcesz ich
widzieć?
- Tak - Dany uświadomiła sobie, że jej włosy są potargane, a pościel cała skotłowana. - Pomóż mi
się ubrać. I przynieś mi pucharek wina. Muszę oczyścić głowę. -
By utopić mój sen. Usłyszała
miękki odgłos płaczu.
- Kto płacze?
- Twoja niewolnica Missandei - Jhiqui trzymała w ręku cienką świecę.
- Moja służąca. Ja nie mam niewolników - Dany nie zrozumiała. - Dlaczego płacze?
- Po tym, który był jej bratem - powiedziała jej Irri.
Reszty dowiedziała się od Skahaza, Reznaka i Szarego Robaka, kiedy zostali doprowadzeni przed
jej oblicze. Dany wiedziała, że wieści są złe, zanim zostało wypowiedziane choć jedno słowo.
Jedno spojrzenie na brzydką twarz Łysej Pały wystarczyło.
- Synowie Harpii?
Skahaz przytaknął. Miał ponury wyraz twarzy.
- Ilu nie żyje?
Reznak załamał ręce. - D-dziewięciu, Wspaniałości. To była wstrętna robota, i nikczemna. Straszna
noc, straszna.
Dziewięciu. To słowo było niczym sztylet wbity w jej serce. Każdej nocy wojna cieni toczona była
od nowa u stóp schodkowych piramid Meereen. Każdego ranka słońce oświetlało nowe ciała, z
harpią namalowaną krwią na cegłach obok nich. Każdy wyzwoleniec, któremu wiodło się zbyt
dobrze, lub stał się zbyt znany, był naznaczony śmiercią.
Ale dziewięciu jednej nocy... To ją
przeraziło.
- Opowiedzcie mi - rozkazała.
Odpowiedział Szary Robak. - Twoi słudzy zostali zaskoczeni, kiedy szli po cegłach Meereen by
utrzymywać pokój Waszej Miłości. Wszyscy byli dobrze uzbrojeni we włócznie, tarcze i krótkie
miecze. Szli dwójkami i dwójkami umierali. Twoi słudzy Czarna Pięść i Cetherys zostali zabici
bełtami z kusz w Labiryncie Mazdhana. Twoi słudzy Mossador i Duran zostali zmiażdżeni przez
spadające kamienie pod murem przy rzece. Twoi słudzy Eladon Złotowłosy i Lojalna Włócznia
zostali otruci w winiarni, gdzie zwykli zatrzymywać się każdej nocy podczas patroli.
Mossador. Dany zacisnęła pięść. Missandei i jej brat zostali porwani ze swojego domu na Naath
przez piratów z Wysp Bazyliszkowych i sprzedani w niewolę w Astaporze. Ponieważ od małego
Missandei miała talent do języków, Dobrzy Panowie uczynili z niej skrybę. Mossador i Marselen
nie mieli tyle szczęścia. Zostali wykastrowani i zrobiono z nich Nieskalanych.
- Czy jacyś mordercy zostali schwytani? - spytała Szarego Robaka.
- Twoi słudzy aresztowali właściciela winiarni i jego córki. Tłumaczą się niewiedzą i błagają o
litość.
Tłumaczą się niewiedzą i błagają o litość, pomyślała Dany. - Przekażcie ich Łysej Pale.
Skahazie, rozdziel ich i przesłuchaj.
- Stanie się według rozkazu Waszej Cudowności. Mam ich przesłuchać łagodnie czy ostro?
- Łagodnie na początek. Wysłuchaj, co mają do powiedzenia i jakie nazwiska wymienią. Być może
nie brali w tym udziału - zawahała się. - Szlachetny Reznak powiedział: dziewięciu. Kto jeszcze?
- Trzech wyzwoleńców zamordowanych w swoich domach - powiedział Łysa Pała.
- Lichwiarz, szewc i harfistka Rylona Rhee. Odcięli jej palce zanim ją zabili.
Smocza Królowa drgnęła. Rylona Rhee grała na harfie słodko jak sama Dziewica. Kiedy była
niewolnicą w Yunkai, grała dla każdej wysoko urodzonej rodziny w mieście. W Meereen została
przywódczynią yunkijskich wyzwoleńców, ich głosem w radzie Dany.
- Nie ma innych aresztowanych oprócz tego winiarza?
- Żadnego, ta osoba ze smutkiem przyznaje. Prosimy o wybaczenie.
Litość, pomyślała Dany. Poznają, co to jest litość smoka. - Skahazie, zmieniłam zdanie.
Wypytaj tego człowieka ostro.
- Mógłbym - powiedział. - Albo mógłbym ostro przepytać córki, podczas gdy ojciec by na to
patrzył. To powinno wydobyć z niego jakieś nazwiska, jeśli to sprawi wam przyjemność.
- Rób, co chcesz, ale wydobądź coś z niego. - Jej furia była niczym ogień w brzuchu. - Nie chcę
więcej żadnych zabitych Nieskalanych. Szary Robaku, wycofaj swoich ludzi z powrotem do koszar.
Od dziś będą strzegli wyłącznie murów, bram i mnie.
- Ta osoba słyszy. Ta osoba będzie posłuszna.
- Odtąd to Meereeńczycy będą utrzymywali spokój w Meereen - oświadczyła.
- Skahazie, stwórz nową straż, złożoną w równych częściach z twoich wygolonych i moich
wyzwoleńców.
- Jak rozkażesz. Ilu?
- Ilu potrzebujesz.
Reznak mo Reznak westchnął. - Wspaniałości, - rzekł, - skąd wziąć pieniądze, by płacić żołd tak
wielu ludziom?
- Z piramid - odpowiedziała mu. - Nazwij to podatkiem od krwi. Chcę dostać sto sztuk złota od
każdej piramidy, za każdego wyzwoleńca zamordowanego przez Synów Harpii.
- Sto? - jęknął Reznak. - Tak wiele... Boję się, że...
- Niech oni się boją. Obudzili smoka - Dany wstała. - Idźcie i zróbcie, co rozkazałam. Mam śmierć
do opłakania.
Kiedy wróciła do swoich komnat na szczycie piramidy, znalazła Missandei płaczącą cicho na
posłaniu, starającą się najlepiej jak mogła stłumić odgłos łkań.
- Chodź, śpij ze mną - powiedziała małej skrybie. - Świt nadejdzie dopiero za parę godzin.
- Wasza Miłość jest taka dobra dla tej osoby - Missandei wślizgnęła się pomiędzy poduszki. - Był
dobrym bratem.
Dany objęła ramieniem dziewczynkę. - Opowiedz mi o nim.
- Nauczył mnie wspinać się na drzewa, kiedy byłam mała. Potrafił łapać ryby rękami. Kiedyś
znalazłam go śpiącego w naszym ogrodzie, a sto motyli chodziło po nim. Wyglądał tak pięknie tego
ranka, ta osoba... to znaczy, kochałam go.
- On ciebie też kochał - Dany pogładziła włosy dziewczynki. - Xaro zaoferował mi flotę. Jeśli te
statki są mocne, to opuścimy to okropne miejsce. Obiecuję ci, że zabiorę cię do domu. Do Naath.
- Wolałabym zostać przy tobie. Na Naath bałabym się. A jeśli handlarze niewolników wrócą? Czuję
się bezpieczna, kiedy jestem przy tobie.
Bezpieczna. To słowo napełniło oczy Dany łzami.
- Chciałabym, byś była bezpieczna, naprawdę, ale... - Missandei była tylko dzieckiem. Z nią też
czuła się jak dziecko. - Nikt nie zapewnił mi bezpieczeństwa, kiedy byłam mała. Cóż, Ser Willem
potrafił, ale umarł, a Viserys... Chciałabym cię chronić, ale... to takie trudne. Być silną. Nie zawsze
wiem, co powinnam zrobić.
Muszę wiedzieć, to prawda. Jestem wszystkim, co mają. Jestem
królową... tą... tą...
- ...matką - szepnęła Missandei.
- Matką smoków - zadrżała Dany.
- Nie. Matką nas wszystkich - Missandei przytuliła się mocniej. - Wasza Miłość powinna spać.
Zaraz będzie świt, i posłuchanie
- Więc śpijmy obie i śnijmy o lepszych dniach. Zamknij oczy.
Kiedy Missandei zasnęła, Dany ucałowała jej powieki i pogłaskała ją.
Jednak całować było łatwiej niż spać. Dany zamknęła oczy i próbowała myśleć o domu, o Smoczej
Skale i Królewskiej Przystani, i o wszystkich innych miejscach, o których opowiadał jej Viserys, o
milszych miejscach niż to... ale jej myśli uparcie wracały do Zatoki Niewolniczej, niczym statki
pchane przeciwnym wiatrem. Kiedy Missandei mocno zasnęła, Dany wyślizgnęła się z jej ramion i
wyszła na przedporanne powietrze.
Kąpiel pomoże mi się uspokoić, powiedziała sobie, idąc boso
po trawie do sadzawki na tarasie.
Woda ziębiła jej skórę wywołując gęsią skórkę, lecz po chwili zdawała się cieplejsza. Dany unosiła
się na wodzie z zamkniętymi oczami, a małe rybki podskubywały jej ręce i nogi.
Gdybym była
rybą, mogłabym popłynąć do Westeros, pomyślała. Nie potrzebowałabym Xaro ani jego
statków.
Zastanawiała się, ilu ludzi zmieści się na trzynastu galerach. Wystarczyły trzy, by przewieźć ją z
Qarthu do Astaporu, ale to było zanim pozyskała osiem tysięcy Nieskalanych, tysiąc
zaprzysiężonych mieczy i ich konie i dziesiątki tysięcy wyzwoleńców.
I smoki, co ja z nimi
pocznę?
Smoki nigdy nie opuszczały jej myśli... one i Hazzea, dziewczynka, której nigdy nie poznała.
- Drogonie - wyszeptała miękko. - Gdzie jesteś? - Przez moment niemal widziała, jak porusza się
poprzez niebo, jak jego skrzydła połykają gwiazdy.
Cichy szelest otworzył jej oczy. Usiadła z cichym pluśnięciem.
- Missandei? - zawołała. - Irri? Jhiqui?
- Śpią - padła odpowiedź.
Kobieta stała pod drzewem persymony, okryta opadającą na trawę suknią z kapturem. Pod nim jej
twarz wyglądała ostro i połyskliwie.
Nosi maskę, zorientowała się Dany, drewnianą maskę
wykończoną czerwonym lakierem.
- Quaithe? Czy ja śnię? Czyżbym zasnęła? - uszczypnęła się w ucho i poczuła ból.
- Śniłam o tobie na
Balerionie, kiedy płynęliśmy do Astaporu.
- Nie śnisz. Ani wtedy, ani teraz.
- Co tu robisz?
- Wzywałaś mnie.
- Nigdy. Jak ominęłaś straże?
- Przyszłam inna drogą. Twoje straże mnie nie widziały.
- Jeśli je zawołam, zabiją cię.
- Będą przysięgać, że mnie tu nie ma.
- A jesteś?
- Nie. Wysłuchaj mnie, Daenerys Targaryen. Palą się szklane świece. Wkrótce przybędzie blada
klacz. Po niej przyjdą inni. Wrona i kraken, lew i gryf, syn słońca i marionetkowy smok. Pamiętaj o
Nieśmiertelnych. Strzeż się perfumowanego seneszala.
- Reznaka? Dlaczego miałabym się go bać? - Dany wyszła z sadzawki. Woda spływała w dół jej
nóg, a gęsia skórka pokryła jej ramiona w chłodnym nocnym powietrzu.
- Jeśli chcesz mnie ostrzec, mów wprost. Czego chcesz ode mnie, Quaithe?Światło księżyca odbiło
się w oczach kobiety. - Wskazać ci drogę.
- Pamiętam ją. By dotrzeć na północ, mam iść na południe, na wschód, by dotrzeć na zachód,
cofnąć się, by iść naprzód. I by dotknąć światła, mam przejść przez cień - wycisnęła wodę ze
swoich srebrzystych włosów. - Mam dosyć tych zagadek. W Qarthu byłam żebraczką, ale tu jestem
królową. Rozkazuję ci...
-
Daenerys. Pamiętaj o Nieśmiertelnych. Pamiętaj, kim jesteś.
- Krwią smoka -
ale moje smoki ryczą w ciemnościach. - Pamiętam o Nieśmiertelnych. Dziecię
trojga, tak mnie nazwali. Obiecali mi trzy jazdy na trzech wierzchowcach, trzy ognie i trzy zdrady.
Jedną za krew, jedną za złoto, i jedną za...
- Wasza Miłość? - Missandei stała w drzwiach od sypialni królowej z latarnią w ręku. - Do kogo
mówisz?
Dany spojrzała ponownie na persymonę. Nie było tam żadnej kobiety. Żadnej sukni z kapturem,
żadnej lakierowanej maski, żadnej Quaithe.
Cień. Wspomnienie. Nikt. Była krwią smoka, ale ser Barristan ostrzegał ją, że w tej krwi jest
skaza.
Czyżbym oszalała? Jej ojca okrzyknięto szaleńcem.
- Modliłam się - powiedziała do naatheńskiej dziewczynki. - Niedługo będzie jasno. Najlepiej
zrobię, jak coś zjem przed posłuchaniem.
- Przyniosę coś na śniadanie.
Ponownie sama, Dany obeszła całą piramidę w nadziei znalezienia Quaithe, przeszła obok
spalonych drzew i wypalonej ziemi, gdzie jej ludzie usiłowali schwytać Drogona. Ale jedynym
dźwiękiem był wiatr w drzewach owocowych, a jedynymi stworzeniami w ogrodzie było kilka
bladych ciem.
Missandei wróciła z melonem i miską ugotowanych na twardo jajek, ale Dany nie miała apetytu.
Kiedy niebo pojaśniało, a gwiazdy gasły jedna po drugiej, Irri i Jhiqui pomogły założyć jej
tokar z
fioletowego jedwabiu obramowanego złotem.
- Xaro Xhoan Daxos zaoferował mi trzynaście galer - powiedziała im.
- Trzynastka to zły numer,
khaleesi - mruknęła Jhiqui po dotracku. - Wszyscy to wiedzą.
- Wszyscy to wiedzą - przytaknęła Irri.
- Trzydziestka byłaby lepsza - zgodziła się Daenerys. - A trzysta brzmiałoby jeszcze lepiej. Ale
trzynaście zabierze nas do Westeros.
Obie dotrackie dziewczyny wymieniły spojrzenia.
- Trująca woda jest przeklęta,
khaleesi - rzekła Irri. - Konie nie mogą jej pić.
- Wszyscy to wiedzą, - powiedziała Jhiqui.
- Nie musicie płynąć ze mną - oznajmiła im Dany. - Jesteście moimi służącymi, nie niewolnicami.
Możecie udać się tam, gdzie chcecie.
Kiedy Reznak i Skahaz wrócili, złapała się na tym, że patrzy się na nich pytająco, pomna trzech
zdrad.
Strzeż się perfumowanego seneszala. Podejrzliwie powąchała Reznaka mo Reznaka.
Nigdy
mu nie ufała, pomimo jego zapewnień o lojalności.
Mogę rozkazać, by Łysa Pała go aresztował
i
przesłuchał. Czy to zapobiegnie wypełnieniu się przepowiedni, jeśli zabije go zanim ten zdoła ją
zdradzić? Czy dopiero to umożliwi wejście zdrajcy na jego miejsce?
Przepowiednie są
zdradliwe,
upomniała siebie, a Reznak mógł być taki, za jakiego się podawał.
W purpurowej sali Dany zobaczyła, że na jej hebanowej ławce piętrzy się stos poduszek. Ich widok
przywołał uśmiech na jej wargi.
Robota ser Barristana, domyśliła się. Stary rycerz był dobrym
człowiekiem, ale czasem zbyt dosłownym.
To był tylko żart, ser, pomyślała, ale usiadła na jednej
z poduszek.
Tego ranka było mniej petentów niż zwykle. W końcu trochę miłosierdzia. Lord Ghael był
pierwszy. Wysłannik Astaporu wyglądał nawet paskudniej niż zwykle, kiedy składał przed nią
pokłon.
- Wasza Świetlistość – oświadczył. - Mam straszne wieści. Armie Yunkai opadły Astapor. Oblężyły
nasze piękne, wolne miasto. Wszystko, co Wielki Cleon mógł zrobić, to wysłać wiadomość. Musisz
nam pomóc! Błagam cię, przybądź na południe z całą twoją siłą!
- Moja siła jest potrzebna tutaj. Ostrzegałam twojego króla, że ta wojna to szaleństwo z jego strony.
Zbiera, co zasiał.
- Wielki Cleon chciał tylko dokończyć pracę, którą zaczęła Wasza Wspaniałość i ostatecznie
pokonać nikczemnych handlarzy niewolników z Yunkai - wycedził Ghael przez swoje zgniłe zęby. -
Wiem, że Matka Smoków nie opuści nas w tej godzinie próby. Jeśli nie możesz przybyć osobiście,
daj nam Nieskalanych, by bronili murów naszego miasta.
Bez Nieskalanych nie utrzymam Meereen, pomyślała Dany, ale nie odważyła się powiedzieć
tego w obecności całego dworu.
- Wyćwiczyliśmy trzy kompanie wyzwoleńców. Niektórzy byli niewolnikami w Astaporze. Być
może będziemy mogli wysłać jedną z nich na pomoc królowi Cleonowi. Muszę to przemyśleć i
skonsultować to z moją radą i dowódcami.
- Nie ma czasu. Musisz przybyć natychmiast, wraz ze smokami.
Moje smoki raczej spalą twoje miasto niż je ocalą.
- Nie mogę tego zrobić.
- Więc wszyscy jesteśmy martwi - Ghael z dzikim spojrzeniem poderwał się na nogi.
- Obdarowałaś nas śmiercią, nie wolnością - splunął jej w twarz.
Silny Belwas chwycił go za ramię i cisnął nim o marmur podłogi tak mocno, że Dany usłyszała
trzask pękających zębów. Skahaz zrobiłby mu coś o wiele gorszego, gdyby go nie powstrzymała.
- Wystarczy, - powiedziała, wycierając policzek rąbkiem
tokaru. - Nikt jeszcze nie umarł od śliny.
Zabrać go.
Powlekli go za nogi, zostawiając za sobą kilka połamanych zębów i ślad krwi. Dany patrzyła
drętwo.
Wyzwoliłam ich. Zerwałam z nich kajdany i ustanowiłam radę, by nimi rządziła,
uzdrowiciela, uczonego i kapłana.
Najchętniej odesłałaby wszystkich petentów, ale nie mogła tego zrobić.
Jestem ich królową.
Szukają u mnie sprawiedliwości. Pozostała więc na swoim hebanowym tronie, wkrótce jednak
zaczęła walczyć z przemożną chęcią ziewania, kiedy Reznak mo Reznak paplał o gildiach
rzemieślniczych.
Wyglądało na to, że kamieniarze byli na nią źli. Tak jak i murarze. Niektórzy byli niewolnicy kuli
kamień i kładli cegły, kradnąc pracę zarówno czeladnikom, jak i mistrzom gildii.
- Wyzwoleńcy pracują zbyt tanio, Wspaniałości - powiedział Reznak. - Niektórzy zwą siebie
czeladnikami lub nawet mistrzami, tytułami, do których prawo mają tylko rzemieślnicy należący do
gildii. Kamieniarze i murarze zwracają się z pokorną prośbą do Waszej Wspaniałości, byś
zachowała ich starożytne prawa i obyczaje.
Dany zmarszczyła brwi. - Wyzwoleńcy pracują tanio, gdyż są głodni - wskazała.
- Jeśli zabronię im kuć kamień lub kłaść cegły, to kramarze, tkacze czy złotnicy zaraz pojawią się u
moich drzwi, prosząc mnie, bym także z ich zawodów wykluczyła byłych niewolników -
zastanowiła się przez moment. - Niech zostanie zapisane, że odtąd tylko członkowie gildii mają
prawo do nazywania siebie czeladnikami czy mistrzami... i że gildie mają przyjmować w swoje
szeregi wszystkich wyzwoleńców, którzy potrafią dowieść swoich umiejętności.
- Tak zostanie ogłoszone - Reznak rozejrzał się po sali. - Czy Wasza Cudowność raczy wysłuchać
prośby szlachetnego Hizdahra zo Loraqa?
Czy on nigdy nie przyjmie porażki do wiadomości? - Niech wystąpi.
Hizdahr nie założył dziś
tokaru. Zamiast tego włożył prostą szaroniebieska szatę. Był też
ostrzyżony.
Zgolił brodę i ściął włosy, zauważyła. Nie ogolił się na łyso, niezupełnie, ale w końcu
zniknęły te absurdalne skrzydła.
- Twój balwierz dobrze ci usłużył, Hizdahrze - powiedziała. - Mam nadzieję, że przyszedłeś
pokazać mi jego pracę, a nie by dręczyć mnie jak zwykle sprawą aren.
Złożył głęboki ukłon. - Wasza Miłość, obawiam się, że muszę.
- Odmówiłam ci sześciokrotnie.
- Wasza Świetlistość ma siedmiu bogów, więc być może spojrzy łaskawiej na moją siódmą prośbę.
Dzisiaj nie przyszedłem sam. Czy wysłuchasz moich przyjaciół? Ich też jest siedmiu.
Przedstawiał ich jedno po drugim. - To jest Khrazz. To Barsena Kruczowłosa, zawsze dzielna. To
Camarron Spolegliwy i Goghor Gigant. To jest Cętkowany Kot, a to Nieustraszony Ithoke. I na
koniec Belaquo Łamignat. Przyszli, by dodać swoje głosy do mojego, i prosić Waszą Miłość, byś
ponownie otworzyła nasze areny walki.
Dany znała jego siedmioro towarzyszy z imienia, jeśli nie z widzenia. Zanim zamknęła areny,
wszyscy należeli do najsławniejszych pośród walczących niewolników w Meereen. Nie mogła ich
odprawić bez wysłuchania.
Królowa musi słuchać swego ludu. To walczący niewolnicy,
uwolnieni z kajdan przez jej szczury kanałowe, wywołali powstanie, które oddało miasto w jej ręce.
Miała u nich dług krwi.
- Wysłucham was - zezwoliła.
Jedno po drugim, każde z nich prosiło o otwarcie aren.
- Dlaczego? - spytała ich, kiedy Ithoke skończył. - Nie jesteście już dłużej niewolnikami, skazanymi
na śmierć przez kaprys swojego pana. Wyzwoliłam was. Dlaczego więc chcecie zakończyć życie na
szkarłatnych piaskach?
- Trenuję odkąd skończyłem trzy lata, - odrzekł Goghor Gigant. - Zabijam, odkąd skończyłem
sześć. Matka Smoków mówi, że jestem wolny. Dlaczego nie do tego, by walczyć?
- Jeśli chcesz walczyć, walcz dla mnie - zachęcała Dany. - Przyłącz swój miecz do Ludzi Matki lub
Wolnych Braci czy Wiernych Tarcz. Naucz innych moich wyzwoleńców, jak walczyć.
Goghor potrząsnął głową. - Przedtem walczyłem dla pana. Ty mówisz, by walczyć dla ciebie. Ja
mówię, że walczę dla siebie - wielki mężczyzna huknął się w pierś pięścią wielką jak szynka. - Dla
złota. Dla chwały.
- Goghor mówi za nas wszystkich - powiedział Cętkowany Kot, który nosił leopardzią skórę
przewieszona przez ramię. - Kiedy ostatnim razem mnie sprzedano, cena za mnie wynosiła trzysta
tysięcy honorów. Kiedy byłem niewolnikiem, spałem na futrach i ogryzałem czerwone mięso z
kości. Dziś jestem wolny, śpię na słomie i jem soloną rybę, pod warunkiem, że ją zdobędę.
- Hizdahr przysiągł, że zwycięzcy otrzymają połowę pieniędzy zebranych przy bramach -
powiedział Khrazz. - Połowę, przysiągł to, a Hizdahr to człowiek honoru.
Nie, to spryciarz, pomyślała Daenerys, czując się schwytana w pułapkę. - A przegrani? Co oni
otrzymają? -
- Ich imiona zostaną wyryte na Wrotach Przeznaczenia pomiędzy innymi dzielnymi poległymi -
oświadczyła Barsena. Jak mówiono, od ośmiu lat zabijała każdą kobietę wystawioną przeciwko
niej. - Wszyscy mężczyźni muszą umrzeć i kobiety też... ale nie każdy będzie pamiętany.
Będą pamiętać mnie, pomyślała Dany. Matkę Smoków, która przyniosła im wojnę i
nieszczęścia.
Jeśli tego naprawdę życzył sobie jej lud, nawet ofiary aren, jakie miała prawo, by im odmówić?
To
jest ich miasto, upomniała siebie. Niedługo ich opuszczę, jeśli statki Xara są mocne.
- Rozważę wasze słowa, - rzekła. - Dziękuję wam za wasze rady - wstała. - Jestem zmęczona.
Dokończymy jutro.
-
Wszyscy klękajcie przed Daenerys Zrodzoną z Burzy, Niespaloną, Królową Meereen,
KrólowąAndalów, Rhoynarów i Pierwszych Ludzi, Khaleesi Wielkiego Morza Traw,
Zrywającą Łańcuchy i Matką Smoków - wezwała Missandei.
- Wyślij wiadomość do wszystkich moich kapitanów i dowódców - Dany poinstruowała Reznaka
zanim wróciła do swoich komnat. - Mają się zebrać za godzinę w zbrojowni.
- Ser Barristan też?
Selmy był Zatoce Niewolniczej z Groleo, gdzie nadzorował inspekcję statków, które Xaro Xhoan
Daxos jej zaproponował.
- Nie – odparła. - Ale dopilnuj, by pozostali tam byli.
Spotkała się z nimi przy długim stole w zbrojowni, pośród stojaków na włócznie, pęków bełtów do
kusz i ścian obwieszonych trofeami z zapomnianych bitew. Zebrali się Skahaz Łysa Pała, Szary
Robak i jego zastępcy Callando i Bohater, Moragy od Ludzi Matki, Mollono Yos Dob od Wiernych
Tarcz, Symon Pręgowany Grzbiet od Wolnych Braci. Pomarszczony
jaqqa rhan zwany Rommo,
zezowaty i krzywonogi, miał mówić w imieniu jej Dothraków.
Dany zajęła miejsce na wysokim krześle u szczytu stołu, pod dwoma skrzyżowanymi lancami i
zwiniętym batogiem. Reznak mo Reznak krążył u jej łokcia, a Silny Belwas stanął za nią. Ale
brakowało Brązowego Bena Plumma i jej trzech dzielnych jeźdźców krwi, i Barristana Selmy'ego, i
Daaria.
To nie pomoże. Wojna nie będzie czekać. - Yunkaiczycy najechali Astapor - ogłosiła. -
Król Cleon prosi o pomoc.
- Czy jest twoim życzeniem uratować Króla Rzeźnika? - spytał Symon Pręgowany Grzbiet, którego
plecy i ramiona były poorane bliznami od chłost, jakie znosił, gdy był niewolnikiem w Astaporze.
Nie, pomyślała Dany. Dałam im radę, by nimi rządziła. Uzdrowiciela, uczonego i kapłana.
- Jeśli będziemy mogli - odparła. - Jeśli Astapor upadnie, nic nie powstrzyma Yunkai przed
zwróceniem się na północ przeciw Meereen.
Usiadła, by ich wysłuchać. Ciągle słuchała, kiedy ranek ustąpił miejsca popołudniu, a cienie
włóczni poczęły skradać się po podłodze z różnokolorowych cegieł. Reznak był przeciwny
wysłaniu jakiejkolwiek odsieczy obawiając się, że to osłabi jej kontrolę nad Meereen. Moragy
zaproponował, by sami zaatakowali Yunkai, kiedy Yunkaiczycy będą zajęci pod Astaporem; Żółte
Miasto było bliżej niż Czerwone, tłumaczył, i nie będzie mocno bronione. Symon Pręgowany
Grzbiet powiedział, że mógłby zerwać oblężenie ze swoimi Wolnymi Braćmi, jeśli dostanie
kawalerię, by ta walczyła wraz nimi i osłaniała jego marsz - Brązowego Bena i Drugich Synów, być
może, lub Daaria i jego Wrony Burzy. Moragy był mniej pewien swoich Ludzi Matki. Uważał, że
zrobią swoje w bitewnym szyku, lecz nie sądził, by mieli wystarczające doświadczenie i bez
wsparcia Nieskalanych samotnie stawili czoło yunkijskim najemnikom. Szary Robak powiedział
tylko, że Nieskalani będą posłuszni, cokolwiek zostanie postanowione.
Kiedy jej kapitanowie się spierali, Dany złapała się na tym, że pragnie, by ser Jorah Mormont nie
zmusił jej do wygnania go.
Wiedziałby, co robić, pomyślała. Donosił na mnie, ale dawał mi
dobre rady, mój stary gburowaty niedźwiedź. Myśl o nim zasmuciła ją, jak i jego zdrada.
- Znam pewny sposób, by zakończyć to oblężenie - powiedział Mollono Yos Dob. Pulchny
dowódca Wiernych Tarcz z poplamionymi atramentem dłońmi i wielkim brzuchem wyglądał
bardziej na skrybę niż żołnierza, ale był równie inteligentny jak pozostali. - Jako niewolnik w
Yunkai pomagałem mojemu szlachetnemu panu targować się z wolnymi kompaniami i znam
wysokość ich żołdów. Znam tych najemników i wiem, że Mądrzy Panowie nie płacą im na tyle
dużo, by stanęli przeciw smokom.
Dany zmarszczyła brwi. Wiedziała, że do tego dojdzie. - Moje smoki są zbyt młode. Żaden z nich
nie jest na tyle duży, by udźwignąć w bitwie ciężar człowieka. - Nie chciała mówić o Hazzei lub o
lochu pod nimi, czy Drogonie dorastającym dziko za rzeką.
- Wystarczy widok jednego z nich, by nasi wrogowie przemyśleli swą lojalność - powiedział
Mollono Yos Dob. - Jeśli Wasza Miłość pojedzie do Astaporu, a twoje smoki podążą za tobą...
Czy podążą? zastanowiła się Daenerys. Czy zrównają moje miasto z ziemią, kiedy tylko
uwolnię je z łańcuchów? Bogowie robią ludziom okrutne żarty. Dlaczegóżby inaczej
Matka Smoków i Łamaczka Kajdan potrzebuje żelaza, by chronić się przed swoimi
dziećmi?
Próbowała wymyślić jakieś gładkie kłamstwo, które przekonałoby Mollono, kiedy ser Barristan i
admirał Groleo weszli do zbrojowni. Twarz starego rycerza była jak zwykle poważna, ale nie
marynarza.
Groleo był najnieszczęśliwszym z ludzi od kiedy Dany rozebrała jego ukochaną kogę, by zbudować
machiny oblężnicze, które zdobyły dla niej Meereen. Starała się pocieszyć go nadając mu tytuł
lorda admirała, ale oboje dobrze wiedzieli, że to pusty zaszczyt; meereeńska flota odpłynęła do
Yunkai, kiedy zastępy Dany zbliżyły się do miasta, tak więc stary Pentoshijczyk był admirałem bez
floty. Teraz uśmiechał się przez swoją postrzępioną, naznaczona pasmami soli brodę w sposób,
który królowa ledwie pamiętała.
- Tak więc statki są mocne? - spytała z nadzieją.
- Wystarczająco mocne, Wasza Miłość. To stare statki, co prawda, ale prawie wszystkie są dobrze
utrzymane. Kadłub
Czysto Urodzonej Księżniczki jest nadjedzony przez czerwie. Będąc na niej
nie chciałbym tracić lądu z oczu.
Narraqqa powinna dostać nowy ster i olinowanie, a Związana
Jaszczurka ma paskudnie zużyte wiosła, ale się nadadzą. Wioślarzami są niewolnicy przykuci do
swoich wioseł, ale jeśli ich uwolnimy i zaoferujemy uczciwą płacę wioślarza, nie wątpię, że zostaną
z nami. Wiosłowanie to wszystko, co znają. A każdego, kto będzie wolał odejść, można łatwo
zastąpić kimś z moich załóg - jego uśmiech rozszerzył się. - Więc mówię, weź je. I mówię, zabierz
nas do domu.
Dom, pomyślała Dany. Mogła zostawić Meereen Synom Harpii i Astapor Yunkaiczykom. Odpłyń
do domu i nie oglądaj się za siebie. Zdobyła Meereen dla siebie, ale nigdy nie należało do niej.
Dla Ghiscaryjczyków zawsze będzie dziwaczną obcą, która zmiażdżyła ich bramy, wbiła ich ojców
na wyszczerbione piki i skradła ich majątki.
W Westeros będę zaginionym dzieckiem, które
wraca, by uradować serce ojca. Mój lud będzie się cieszyć, kiedy będę przejeżdżać, a
wszyscy dobrzy ludzie będą mnie kochać.
Reznak mo Reznak począł żałośnie lamentować. - Więc to prawda. Chcesz nas opuścić - załamał
ręce. - Yunkaiczycy przywrócą Wielkich Panów natychmiast po twoim odjeździe, a ci, którzy
służyli tak wiernie twojej sprawie, zostaną ścięci, nasze słodkie żony i dziewicze córki zostaną
zgwałcone i sprzedane w niewolę.
- Nie moje - zawarczał Skahaz Łysa Pała. - Pierwej je zabiję moją własną ręką. - uderzył po
rękojeści miecza.
Dany poczuła, jakby uderzył ją w twarz. - Jeśli się boisz tego, co się stanie, kiedy odejdę, odpłyń ze
mną do Westeros.
- Jak? - spytał Symon Pręgowany Grzbiet. - Trzynaście statków... to nie wystarczy. I setki może być
za mało.
- Drewniane konie nie są dobre - zaprotestował Rommo, stary
jaqqa rhan. - Dothrakowie pojadą
wierzchem.
- Te osoby mogą pomaszerować lądem wzdłuż wybrzeża - zaproponował Szary Robak. - Statki
mogłyby dotrzymać kroku i zaopatrywać kolumnę.
- To może się udać, póki nie osiągniecie ruin Bhorash - powiedział Łysa Pała. - Potem wasze statki
będą musiały skręcić na południe obok Tolos i Wyspy Cedrowej i pożeglować wokół Valyrii,
podczas gdy piesi będą maszerowali na Mantarys starą smoczą drogą. Oba szlaki są straszne. Wielu
zginie.
- Bardzo wielu - zgodził się Mollono ze smutkiem w głosie. - Mieszkańcy Mantarys są
czarnoksiężnikami i kanibalami.
- Ci, których zostawicie w Meereen, będą im zazdrościć lekkiej śmierci - lamentował Reznak. -
Zrobią z nas niewolników lub wtrącą do lochu. Wszystko będzie jak było, lub gorzej.
Tego pragnie Qarth, uświadomiła sobie Dany.
- Gdzie wasza odwaga? - ser Barristan wystąpił naprzód. - Jej miłość wyzwoliła was z waszych
kajdan. Teraz do was należy obowiązek, by naostrzyć miecze i bronić swojej wolności, gdy ona
odejdzie.
- Odważne słowa ze strony kogoś, kto chce odpłynąć ku zachodzącemu słońcu - opryskliwie ku
niemu zwrócił się Symon Pręgowany Grzbiet. - Chcesz byśmy walczyli? Zostaw nam
Nieskalanych. Zostaw nam zaprzysiężone miecze.
- Zabierz zaprzysiężonych - nalegał Mollono. - Zostaw smoki
- Dosyć - powiedziała Daenerys. Słowo przyszło jej z trudem...
- Wasza Miłość...
- Wspaniałości...
- Wasza Cudowność...
-
Dosyć, powiedziałam - Dany uderzyła w stół. Marzenia o domu i miłości zaślepiły ją. Dziecinne
marzenia. Jestem krwią smoka. Nie opuści Meereen, by spotkał go los Astaporu. W tym
mieście też są rzeźnicy.
- Nie mogę przyjąć tej floty, choć bardzo bym chciała. Westeros musi poczekać.
Ser Barristan opadł na kolano przed nią. - Błagam cię, moja królowo, nie odmawiaj podarunku.
Westeros cię potrzebuje. Ludzie będą tysiącami zaciągać się pod twe chorągwie, wielcy lordowie i
szlachetni rycerze.
Nadchodzi, będą wołać jeden do drugiego radosnymi głosami. Siostra księcia
Rhaegara wreszcie powraca do domu.
- Siostra księcia Rhaegara - to wywołało u Dany uśmiech. - Jeśli tak mnie kochają, to będą na mnie
czekać. Odwagi. Siedem Królestw ciągle tam będzie, kiedy będziemy gotowi.
Groleo był zdruzgotany. - Wspaniałości, musimy przyjąć te statki. To... to dar od bogów...
- Raczej dar od Xaro Xhoana Daxosa. Nie jest moim bogiem. -
Ani, jak myślę, przyjacielem.
Wstała chwytając
tokar. - Reznaku, poślij po Xaro. Obiecałam mu odpowiedź.
Przyjęła kupieckiego księcia sama w sali kolumnowej, siedząc na swojej hebanowej ławce.
Towarzyszyło mu czterech qartheeńskich marynarzy, niosących na ramionach zrolowany gobelin. -
Przyniosłem kolejny dar dla królowej mego serc, - oznajmił radośnie wchodząc. - Było w skarbcu
mojej rodziny od czasu Zagłady, która pochłonęła Valyrię.
Marynarze rozwinęli gobelin na podłodze. Był stary, zakurzony, pociemniały... i ogromny. Dany
musiała przysunąć się do boku Xara zanim wzór stał się widoczny.
- Mapa? - spytała. - Jest piękna.
Pokrywała połowę podłogi. Zastanawiała się, gdzie znajdzie tak wielką ścianę, by go zawiesić.
Morza były niebieskie, lądy zielone, góry czarne i brązowe. Miasta zaznaczono jako gwiazdy
haftowane złotą lub srebrną nicią. Qarth był pośrodku mapy, w równej odległości od Valyrii i
Asshai.
Nie ma Dymiącego Morza, zauważyła. Valyria nie jest jeszcze wyspą.
Xaro objął ja ramieniem. - Tu widzisz Astapor, tu Yunkai i Meereen. - Wskazał na trzy srebrne
gwiazdy obok błękitu Zatoki Niewolniczej. - Westeros jest... gdzieś tam - zrobił ręką nieokreślony
gest w kierunku odległego końca sali. - Spójrz, gdzie rzuciły cię wiatry. Skręciłaś na północ,
podczas gdy powinnaś udać się na południowy zachód, poprzez Morze Letnie.
I całkowicie zniknąć z twojego świata, mój panie? - Widzę.
- To nie ma znaczenia - oświadczył wielkodusznie Xaro. - Ze statkami, które ci dałem, wkrótce
wrócisz tam, gdzie należysz. Przyjmij je z radosnym sercem i skieruj swoje wiosła na
zachód.
Gdybym tylko mogła. - Mój panie, przyjęłabym chętnie te statki, ale nie mogę dać ci
obietnicy, o którą prosisz - ujęła jego dłoń pomiędzy swoje. - Daj mi te galery i ich załogi, a
przysięgam ci, że Qarth będzie miał przyjaciela w Meereen póki gwiazdy nie spadną. Albo pożycz
mi je, jeśli wolisz. Pozwól mi rozwinąć przy ich pomocy handel, a będziesz miał duży udział w
zyskach.
Xaro Xhoan Daxos wysłuchał jej w milczeniu. - Widzę, że mimo wszystko jesteś dzieckiem -
powiedział, kiedy skończyła. - Małą dziewczynką bawiącą się w królową - łzy pociekły mu z oczu,
spływając po obu stronach nosa, obok szmaragdów, ametystów i czarnych diamentów. -
Powiedziałem Trzynastu, że zważysz na moją mądrość. Zmartwiło mnie, że się myliłem... ale twój
smutek będzie silniejszy. Nie rozumiesz, jaką szkodę wyrządziłaś światu swoimi smokami i
marzeniami, a znasz mniej niż połowę wrogów, których sobie stworzyłaś.
Znam jednego, który teraz stoi przede mną, roniąc fałszywe łzy. Zrozumienie tego
zasmuciło ją.
- Kiedy przybyłem do Sali Tysiąca Tronów, by błagać Wysoko Urodzonych o twoje życie,
argumentowałem, że nie jesteś nikim innym jak dzieckiem - ciągnął Xaro. - Egon Emeros
Wytworny wstał, by mi odpowiedzieć. Ona jest
głupim dzieckiem, rzekł, szalonym,
niezważającym
na nic i zbyt niebezpiecznym, by żyć. Udowodniłaś, że miał rację. Kiedy twoje smoki były małe,
były nieszkodliwą ciekawostką, trzema uskrzydlonymi jaszczurkami z legend. Dorastając, stały się
śmiercią i zniszczeniem, płonącym mieczem nad światem. Nie można pozwolić, by urosły na tyle
duże, by się mnożyć. I ty również - otarł łzy wierzchem bladej dłoni. - Powinienem zabić cię w
Qarthu.
To ją rozwścieczyło. - Byłam gościem pod twoim dachem, jadłam twoje mięso i miód - powiedziała
szarpnięciem uwalniając się od niego. - Przez pamięć wszystkiego, co dla mnie zrobiłeś, wybaczę ci
tym razem te słowa... ale nigdy więcej nie próbuj mi grozić.
- Xaro Xhoan Daxos nie grozi - odpowiedział zimno. - On przyrzeka.
- Tak jak ja. I przyrzekam ci, że jeśli nie znikniesz z Meereen zanim słońce wstanie, przekonamy
się, czy łzy kłamcy wzruszą Viseriona i Rhaegala. Wyjdź stąd, Xaro. Szybko.
Wyszedł, ale zostawił swój świat. Dany usiadła na ławce, by znów popatrzeć przez niebieskie
jedwabne morze w kierunku odległego Westeros.
Któregoś dnia., przyrzekła sobie.
Następnego ranka galeas Xara zniknął, ale podarunek, który jej przywiózł, zostawił w Zatoce
Niewolniczej. Długie czerwone proporce powiewały na masztach trzynastu qartheńskich galer,
łopocąc na wietrze. A kiedy Daenerys zajęła miejsce na swoim prostym, hebanowym tronie,
oczekiwał na nią posłaniec ze statków. Nie wypowiedział ani słowa, ale położył u jej stóp czarna
satynową poduszkę, na której spoczywała pojedyncza krwawa rękawica.
- Co to znaczy? - spytał Skahaz Łysa Pała. - Krwawa rękawica...
-... oznacza wojnę - odpowiedziała królowa.