Clark Lucy Niezwykly ojciec

background image

Lucy Clark

Niezwykły ojciec

S

S

C

C

A

A

N

N

d

d

a

a

l

l

o

o

u

u

s

s


background image

Rozdział 1


– No, gotowe –

oznajmiła Amelia, wstając i zamykając teczkę z dokumentami,

które skończyła właśnie uaktualniać. – Teraz zrobię sobie przerwę na lunch – dodała,

spoglądając na pielęgniarkę oddziału ratownictwa medycznego, Rosie Jefferson.

– Smacznego –

powiedziała Rosie, kiwając głową. – Gdzie jest Tina?

– Chyba w gabinecie zabiegowym.

W porządku. Widzimy się za pół godziny, jeśli nie wcześniej – zażartowała

Rosie, a Amelia głęboko westchnęła.

Żadnych nagłych przypadków przez najbliższą godzinę... albo dwie.

Czy wtedy kończysz dyżur?

Mniej więcej. – Amelia uśmiechnęła się, wyszła z pokoju i ruszyła w stronę

stołówki. Była zadowolona, że pamięta drogę i nie błądzi tak jak poprzednio.

W stołówce było tłoczno. Glenelg General nie był tak duży jak inne szpitale, w

których dotychczas pra

cowała. A zdecydowanie mniejszy niż ten w Anglii, w którym

odbyła znaczną część stażu specjalizacyjnego. Wielką jego zaletą było ładne położenie.
Znajdo

wał się blisko plaży oraz mieszkania, które wynajęła na okres swojego

trzymiesięcznego pobytu w Adelajdzie.

Stanęła w kolejce do bufetu, wzięła jogurt i zaczęła się zastanawiać, na co jeszcze

miałaby ochotę. W końcu zdecydowała się na bułkę z lekkostrawną sałatką.

Wracając na oddział ratownictwa medycznego, usłyszała jakiś dziwny hałas.

Zatrzymała się i zaczęła uważnie nasłuchiwać. Miała wrażenie, że ktoś płacze. Skręciła

w wąski boczny korytarz i ruszyła w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Po chwili

ujrzała małą, mniej więcej trzyletnią dziewczynkę, która siedziała na podłodze pod

ścianą, obejmując rękami kolana, i patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. Jej

przerażoną twarzyczkę okalały pukle gęstych jasnych włosów.

Dzień dobry, kochanie – powiedziała Amelia łagodnym tonem. – Czy nic ci nie

jest? –

Podeszła do dziewczynki i przykucnęła. – Co się stało? Czy coś cię boli?

Widząc, że dolna warga dziewczynki zaczyna drgać, poczuła bolesny skurcz

serca.

Och nie płacz, maleńka. Wszystko będzie dobrze. Jestem lekarzem i mogę ci

pomóc.

– Lekarzem?

Tak. Czy coś cię boli?

– Nie.

background image

Więc może się zgubiłaś?

Dziewczynka kiwnęła potakująco głową.

Moje biedactwo. Pewnie jesteś przerażona. Czy chcesz, żebym pomogła ci

znaleźć twoją mamusię?

– Tatusia.

Zgubiłaś tatusia?

– Tak –

wyszeptała. Jej dolna warga znów zaczęła drgać, a po policzkach

popłynęły łzy.

Wszystko będzie dobrze – zapewniła ją Amelia. – Może poszukamy go razem? –

spytała, wyciągając do niej rękę. (

Dziewczynka kiwnęła głową i wsunęła rączkę w jej dłoń.

Mam na imię Amelia.

– Mil.. ja.

A ty? Jak się nazywasz?

– Lan... da.

Ojej, co za piękne imię. W sam raz dla takiej ślicznej dziewczynki jak ty. Chodź,

poszukamy tatusia. Czy on jest chory?

– Nie.

I nie leży w łóżku?

– Nie.

A może się skaleczył?

Tak. W rękę.

Och, biedny tatuś – powiedziała Amelia, prowadząc małą w kierunku oddziału

ratownictwa.

W pewnym momencie jakiś mężczyzna wybiegł z klatki schodowej i zaczął

gorączkowo rozglądać się po korytarzu. Miał na sobie wytarte dżinsy, poplamione farbą

robocze wysokie buty i sportową kraciastą koszulę, spod której wystawał szary T-shirt.

Jego ręka była niedbale owinięta przybrudzonym bandażem.

Nieznajomy spojrzał w ich kierunku. Kiedy Amelia dostrzegła na jego twarzy

wyraz ulgi, od razu

domyśliła się, że jest on ojcem Landy. Dziewczynka natychmiast

wyrwała rączkę z dłoni Amelii i pobiegła w jego stronę.

– Tatusiu! –

zawołała piskliwie, a on chwycił ją w ramiona, uniósł do góry i

uścisnął.

Gdzie byłaś? Tatuś bardzo się o ciebie martwił – wyszeptał, a potem przesunął

małą na biodro, przytrzymał zabandażowaną ręką i podszedł do Amelii.

Dziękuję. Jestem pani bardzo wdzięczny – powiedział z uśmiechem, który w

background image

znacznym stopniu złagodził rysy jego twarzy.

Nieznajomy miał brązowe oczy, gęste ciemne włosy, idealnie prosty nos i wyraźnie

zarysowaną szczękę. Te cechy oraz jego szerokie ramiona nadawały mu wygląd

człowieka bardzo pewnego siebie. Takiego, który nie dba o to, co myślą o nim inni
ludzie.

Patrząc na niego, Amelia poczuła dziwny ucisk w dołku, czego nie doświadczyła

nigdy przedtem. Miała wrażenie, że niebawem wydarzy się coś niezwykłego. Wydało

jej się to absurdalne, ponieważ ten mężczyzna nie tylko był pacjentem, lecz zapewne

miał też żonę i gromadkę małych jasnowłosych córeczek.

Dziękuję – powtórzył, podając jej rękę. – Ona uciekła swojej opiekunce. –

Spojrzał na córkę. – Pani D. bardzo się o ciebie martwi, kotku. Szukała cię wszędzie.

Landa wtuliła buzię w jego szyję, a on przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej.

Myślę, że mała była okropnie przerażona – powiedziała Amelia. – No ale na

szczęście wszystko dobrze się skończyło. Sądzę, że teraz będzie się bardzo pilnować.

Mam taką nadzieję – mruknął malarz, łaskocząc córeczkę po brzuszku.

Landa uniosła głowę i cicho zachichotała. Amelia patrzyła na nią z coraz większą

zazdrością.

No cóż... muszę wracać do pracy. Malarz kiwnął głową ze zrozumieniem.

Przepraszam, że zabrałem pani tyle czasu. Amelia skwitowała jego słowa

machnięciem ręki.

– Nic nie szkodzi –

odparła, a potem spojrzała na Landę i dodała: – Musisz

pilnować tatusia.

– Tak. –

Dziewczynka kiwnęła głową z takim entuzjazmem, że jej włosy

gwałtownie podskoczyły. – Do widzenia, Mil... ja.

– Do widzenia, kochanie –

powiedziała Amelia, delikatnie ściskając jej drobną

rączkę.

Chciałabym mieć takie dziecko jak Landa. Jej rodzice są prawdziwymi

szczęściarzami, pomyślała z westchnieniem, wchodząc do pokoju dla personelu i

włączając telewizor.

– . Cudownie. Film o lekarzach –

mruknęła niechętnie, ale mimo wszystko usiadła

przed odbiornikiem.

Dwa

dzieścia minut później miała już powyżej uszu patrzenia na mocno

wymalowaną pacjentkę w bardzo wydekoltowanej szpitalnej koszuli i pantoflach na

wysokich obcasach, która trzepotała rzęsami na widok niezwykle przystojnego

młodego lekarza, będąc przekonana, że tylko on może uratować jej życie.

– Och, do diabla! –

Rozejrzała się wokół siebie, szukając czegoś, czym mogłaby

background image

rzucić w telewizor, ale niestety, nie znalazła niczego odpowiedniego.

W tym momencie otworzyły się drzwi i do pokoju weszła jej przyjaciółka, Tina.

Czyżbyś znów oglądała ten tandetny serial o lekarzach? – spytała ze śmiechem,

nalewając sobie kawę.

Oczywiście. Chcę wzbogacić mój dzień o jakiś miły akcent.

I to właśnie jest ten miły akcent? Moja droga, chyba masz bardzo nudne życie.

– Wiem o tym.
Nagle odezwały się ich pagery. Spojrzały na wyświetlacze i odkryły, że są

wzywane w to samo miejsce.

Oto coś, co pomoże ci przezwyciężyć nudę – mruknęła niechętnie Tina. –

Dlaczego wzywają nas obie równocześnie?

Pracowały od wczesnego wieczoru poprzedniego dnia, ponieważ było dużo

nagłych przypadków, a teraz dochodziła trzecia w piątek po południu, więc marzyły

tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu.

Wezmę to na siebie – zaproponowała Amelia. – Ty masz właśnie przerwę.

Dam ci znać, jeśli będziesz potrzebna. – Wstała i podeszła do telewizora.

Nie wyłączaj go – poprosiła Tina, siadając w fotelu, który przed chwilą zwolniła

Amelia. –

Muszę się trochę pośmiać. W dodatku ci aktorzy są superprzystojni.

Amelia wzr

uszyła ramionami.

– Chyba tak –

mruknęła, myjąc swój kubek oraz łyżeczkę.

Och, nie udawaj. Nie wmówisz mi, że ci się nie podobają.

Amelia uśmiechnęła się i jeszcze raz zerknęła na ekran telewizora.

Może.

Z niewiadomych powodów przypomniał jej się malarz, którego spotkała przed

półgodziną. Był zabójczo przystojny i zrobił na niej wielkie wrażenie. Mogła wyznać

to tylko Tinie, z którą przyjaźniła się od wielu lat.

Poznały się, kiedy Tina odbywała praktykę w Anglii na oddziale ratownictwa. I to

właśnie ona załatwiła Amelii trzymiesięczny staż w Glenelg General Hospital w

Adelajdzie. Po jego zakończeniu zamierzała wrócić do Anglii, zdać końcowe
egzaminy

i uzyskać tytuł specjalisty w dziedzinie ratownictwa medycznego.

Cieszyła ją taka perspektywa i nie chciała, by cokolwiek jej w tym przeszkodziło.

A zwłaszcza jakiś niezwykle atrakcyjny mężczyzna. Aktorzy grający w telewizyjnych

serialach nie stanowili zagrożenia dla jej uporządkowanego życia. Wszyscy byli jedynie

wytworami wyobraźni scenarzystów, a zespoły garderobianych oraz charakteryzatorów

dbały o to, żeby wyglądali na zabójczo przystojnych. Dopóki nie poznała ojca Landy,

nieraz zastanawiała się, czy w realnym świecie istnieją tacy faceci. Mężczyźni, którzy

background image

chętnie spędzaliby czas na łonie rodziny.

Ten sek

sowny malarz z pewnością był właśnie taki. Cieszyła się, że spotkanie z

nim zmieniło jej pogląd na ten temat.

Czy wciąż jest na naszym oddziale? Czy Tina zajęła się jego ręką? – spytała się w

duchu, postana

wiając nie podejmować tego tematu i jak najszybciej wyrzucić go z

pamięci.

Do zobaczenia później, Tina. Och, zapomniałabym... czy nasze jutrzejsze

spotkanie jest nadal aktualne?

Oczywiście. Jeśli zaczniemy o dziesiątej, zdążymy pójść na zakupy, a potem

zjeść lunch.

Nie mogę się doczekać – odparła z uśmiechem Amelia, opuszczając pokój i

podchodząc do punktu pielęgniarek na oddziale ratownictwa. – Cześć, Rosie, już

jestem. Co się dzieje?

– Zaraz przyjedzie karetka. Po lekcjach znaleziono w klasie dwoje

nieprzytomnych nastolatków.

– Narkotyki?
– Nie. Alkohol. Wódka.
Amelia westchnęła i potrząsnęła głową.
– Wiek?

Mają po szesnaście lat – odparła Rosie, zaglądając do notatek.

W porządku. Trzeba przygotować wszystko do płukania ich żołądków.

Oczywiście. Aha, chciałam cię widzieć jeszcze z innego powodu.

– Jakiego? –

spytała Amelia, wzdychając.

Obawiała się, że Rosie nie ma dla niej najlepszych wiadomości, że będzie musiała

zostać w szpitalu jeszcze dłużej, a ona marzyła tylko o jednym – by pomóc tym

dzieciakom, a potem jak najprędzej wrócić do domu.

Podobno nie poznałaś jeszcze Harrisona – powiedziała Rosie scenicznym

szeptem.

Chodzi ci o ordynatora naszego oddziału? Nie, nie widziałam go na oczy. Kiedy

zaczęłam tu pracować w zeszłym tygodniu, on musiał akurat wyjechać.

Tak, ale już wrócił.

– Co? Kiedy? Gdzie jest? –

spytała Amelia, rozglądając się wokół siebie. Nagle

dostrzegła seksownego malarza i poczuła mrowienie w całym ciele. Nadal był na

oddziale i wciąż miał na ręce swój niedbały opatrunek. Rozmawiał z pielęgniarką,
która prom

iennie się do niego uśmiechała.

– To on –

wyszeptała Rosie. – Ten z zabandażowaną ręką.

background image

Naprawdę? – wyjąkała Amelia, unosząc brwi ze zdumienia.

A więc ten seksowny malarz jest w rzeczywistości lekarzem, a w dodatku moim

szefem, pomyślała z niedowierzaniem.

– Tak.
W tym momencie mężczyzna odwrócił się i spojrzał w jej stronę. Amelia poczuła,

że zaczyna wewnętrznie płonąć. Nie mogła oderwać od niego wzroku, a on na jej

widok skończył rozmawiać z pielęgniarką i podszedł do niej zdecydowanym
krokiem.

– Doktor

Watson, jak sądzę – powiedział z lekkim uśmiechem. – A więc znów się

spotykamy.

Hm, jak widać...

Nazywam się Harrison Stapleton i jestem ordynatorem tego oddziału.

– Milo mi –

wymamrotała. – Uhm, a gdzie jest pańska córka? Mam nadzieję, że

ktoś się nią zajmuje.

Tak. Opiekunka zabrała ją do domu, twierdząc, że obie muszą się położyć i

odpocząć. – Potrząsnął głową. – Biedna pani D. Wzięła Yolandę do naszej stołówki

na posiłek. Kiedy stała w kolejce do kasy, nagle stwierdziła, że Yolanda zniknęła.

– Czy

ona często się gubi?

Niestety, tak. A jak pani sądzi, skąd mam te – siwe włosy? – spytał, wskazując

swoje skronie, a ona

lekko się uśmiechnęła.

Podobały jej się jego przyprószone siwizną włosy, które nadawały mu

dystyngowany wygląd.

– Pewnie przysparza

panu wielu kłopotów.

To prawda, ale próbujemy opanować sytuację. Problem polega na tym, że ona

gubi się nieświadomie.

Ta informacja wzbudziła zainteresowanie Amelii. Z tonu jego głosu

wywnioskowała, że z Yolandą coś jest nie w porządku. Na twarzy dziewczynki nie

było widać objawów jakiejś choroby, ale to nie znaczyło, że w jej umyśle nie dzieje

się coś złego.

Tak czy owak, cieszę się, że jest bezpieczna – powiedziała, uświadamiając

sobie, że nie powinna wtrącać się w jego prywatne sprawy.

Ja również. Miałem wrażenie, że w ciągu pięciu minut postarzałem się o jakieś

pięćdziesiąt lat.

I tak pan wyglądał.

Harrison wybuchnął głośnym śmiechem.

Dziękuję za komplement, doktor Watson. Ale zmieniając temat, przepraszam,

background image

że nie było mnie tu w ubiegłym tygodniu, kiedy pani zaczynała pracę.

Nic nie szkodzi. Jakoś dałam sobie radę. Poza tym powiedziano mi, że wyjechał

pan na sympozjum naukowe.

Tak, ale prawdę mówiąc, wolałbym być tutaj.

Czyżby nie spędził pan tam miło czasu? Słyszałam, że to sympozjum odbywało

się na Gold Coast, gdzie jest przecież bardzo ładnie.

To prawda. Ale ja po prostu nie potrafię siedzieć bezczynnie i słuchać

prelegentów, mając świadomość, że w tym czasie mógłbym doskonale bawić się poza

salą konferencyjną.

Ale wtedy nazywałoby się to wakacjami, a nie sympozjum naukowym.

Harrison ponownie wybuchnął śmiechem.

Słuszna uwaga.

A jak pańska ręka? Czy zranił się pan, będąc na wyjeździe?

Nie. Skaleczyłem się dziś rano, kiedy otwierałem puszkę z farbą. To nic

poważnego.

Naprawdę? Czy nie trzeba jej na nowo zabandażować?

Harrison zmarszczył brwi i spojrzał na opatrunek.

Uważam, że wygląda całkiem dobrze. Fachowa robota. Wykonała ją urocza

młodziutka pielęgniarka.

Bez wątpienia – mruknęła Amelia z rozdrażnieniem.

Harrison uważnie się jej przyjrzał. Nie miała klasycznej urody, ale w jej niebieskich

oczach dostrzegł lśniące ogniki, które bardzo go zaintrygowały. Jej kasztanowe włosy

były na tyle krótko ostrzyżone, że z pewnością nie wymagały rano wielu zabiegów.

Miała na sobie schludny strój służbowy. Mierzyła co najmniej metr sześćdziesiąt pięć i

była zbudowana bardzo proporcjonalnie. W jej uszach błyszczały niewielkie złote

kolczyki, a z szyi zwisał stetoskop.

Myślę, że powinniśmy się przygotować – oznajmił w końcu.

– Do czego? –

Amelia uniosła pytająco brwi, nie bardzo wiedząc, o co mu

chodzi.

– Lada moment ambulans przywiezie dwoje na

stolatków, którzy nadużyli

alkoholu. Czy to coś pani mówi?

Owszem, doktorze Stapleton. Dziękuję, że mi pan przypomniał. Pójdę się

przygotować. A pan zapewne musi zająć się córką albo nadrobić zaległości w
papierkowej robocie.

Papierkowa robota może zaczekać do poniedziałku. Idę z panią.

– A jak zamierza pan nam pomóc? –

spytała, spoglądając wymownie na jego

background image

zabandażowaną rękę.

No cóż, przy takim nastawieniu chyba w ogóle nie zaofiaruję mojej pomocy –

odrzekł z żartobliwą nutką w głosie. – Natomiast mogę po prostu poobserwować panią

w akcji i przekonać się, czy istotnie jest pani tak dobrą lekarką, jak twierdzi Tina.

Cóż za wspaniały pomysł! – odparła oschłym tonem, a potem odwróciła się na

pięcie i ruszyła w stronę gabinetu zabiegowego.

Po chwili zdała sobie sprawę, że doktor Stapleton idzie za nią. Dlaczego nie

zostawi mnie w spokoju? –

zastanawiała się w duchu. Nie mam ochoty na żadne testy.

Tym bardziej, że od wielu godzin tkwię w szpitalu. Westchnęła, próbując się

zmobilizować.

Długi dyżur, co?

Owszem, i zanosi się na to, że potrwa jeszcze dłużej.

Niektórzy powiedzieliby, że robienie uszczypliwych uwag nie jest najlepszym

sposobem wywiera

nia dobrego wrażenia na swoim nowym szefie.

A inni powiedzieliby, że szef sprawdzający swojego nowego pracownika, który

jest na dyżurze od wielu godzin, nie zaskarbi sobie jego sympatii.

Zwłaszcza że ten podwładny zaopiekował się jego córką, a potem przekazał mu

ją całą i zdrową – odparowała, zmuszając się do uśmiechu.

Pani uśmiech jest słodki, ale słowa niezwykle... hm, wymowne – powiedział z

błyskiem w oczach, który ją zauroczył.

Zaczęła się zastanawiać, czy inne kobiety reagują na niego tak samo jak ona.

Wiedziała o nim tylko tyle, że jest wdowcem, a jego żona zmarła kilka lat temu. Poza

tym Tina powiedziała jej jeszcze, że jest uczciwym i sprawiedliwym przełożonym.

Chodźmy się przygotować, doktor Watson.

– Ja nie jestem uszczy

pliwa, tylko mam ostry język. A to nie to samo.

Między tymi pojęciami istnieje cienka granica, Amelio Jane.

– Po prostu Amelia.

Dlaczego? Moim zdaniem to podwójne imię bardzo do ciebie pasuje, Amelio

Jane.

Ale jest trochę za długie.

No dobrze... W miłej swobodnej atmosferze będę zwracać się do ciebie Amelio

Jane. Natomiast

w czasie wytężonej pracy chyba po prostu będę wrzeszczał: Watson!,

a wtedy natychmiast do mnie przybiegniesz.

Tym razem Amelia nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła głośnym

śmiechem.

background image

Harrison był zadowolony, że oparł się o ścianę, ponieważ czarujący uśmiech

Amelii omal nie zwalił go z nóg. Zastanawiał się, jak to się stało, że dopiero teraz

zauważył jej oryginalną urodę. Kiedy uśmiechała się do niego, przeszywał go dreszcz
rozkoszy. Wyda

wało mu się to bardzo dziwne, ponieważ w jego życiu nie było miejsca

na nic poza pracą i ukochaną córeczką. A jednak Amelia Jane Watson, młoda Angielka

mówiąca z urzekającym akcentem, z każdą mijającą sekundą intrygowała go coraz
bardziej.

Dziwię się, że dyskutujemy o moim imieniu – powiedziała Amelia,

podchodząc do umywalki i po raz drugi szorując ręce. Wycie syreny karetki coraz

bardziej się nasilało. – Przecież to tylko imię. Mam rację, Harry?

Mów do mnie Harrison, jeśli drogie jest ci życie i praca, doktor Watson.

– Nie lubisz tego zdrobnienia, co?
– Nieszczególnie.
– Ono do ciebie nie pasuje, a Harrison tak.

Dziękuję. Z kolei ja sądzę, że Amelia Jane lepiej pasuje do ciebie niż Amelia. Jest

bardziej... hm, angielskie – stwie

rdził, a ona poczuła, że coraz bardziej ulega jego

urokowi.

Jak na ordynatora wydajesz się niezwykle niefrasobliwy.

I taki właśnie jestem – odrzekł.

Spojrzał jej w oczy i ku swojemu zaskoczeniu poczuł, że jej pożąda. Nigdy dotąd

żadna kobieta nie wydała mu się tak bardzo pociągająca jak ona. Amelia Jane miała w

sobie coś... może był to kojący ton jej głosu lub subtelny zapach perfum, albo po
prostu

to, że nie sprawiała wrażenia osoby, która czułaby przesadny respekt wobec

swojego nowego szefa. Na pewno

była kobietą interesującą i oryginalną.

Usłyszeli bardzo głośne wycie syreny, które po chwili ucichło. To oznaczało, że

karetka zajechała pod szpital. Kiedy Amelia wkładała fartuch ochronny, drzwi

otworzyły się i do sali weszli ratownicy, pchając przed sobą wózki z pacjentami.
Odwróciw

szy głowę, zobaczyła, że Harrison stoi przy umywalce i szoruje dłonie.

Nigdzie nie dostrzegła jego przybrudzonego bandaża.

– Co ty wyprawiasz? Uszkodzisz sobie... –

Urwała, stwierdzając z zaskoczeniem,

że na jego ręce nie ma nawet śladu zadraśnięcia. – Cudowne uzdrowienie? No tak,

wcale się nie zraniłeś, prawda?

– Drogi Watsonie, pojmujesz wszystko w mig.

Dziękuję, Sherlocku. Więc dlaczego miałeś tę rękę zabandażowaną?

Bo się w nią skaleczyłem. To nie było nic poważnego, ale moja córka uparła się, że

zagra rolę lekarza i ją zabandażowała.

background image

Urocza młodziutka pielęgniarka, powtórzyła w duchu Amelia, teraz rozumiejąc, co

miał na myśli.

– Yolanda jest niezwykle uparta jak na trzy lata –

ciągnął z uśmiechem.

Robi wrażenie osóbki, która ma bardzo silną wolę. Nie pozostaje mi nic innego, jak

życzyć ci szczęścia.

Harrison jęknął i wzniósł oczy do nieba.

Zdaje się, że będzie mi ono potrzebne. – Wytarł ręce, włożył kitel i spojrzał

pytająco na Amelię, czekając na jej polecenia.

– Co mamy? –

spytała ratowników.

Dwoje szesnastolatków. Meg i Tad. Sprzątaczka znalazła ich po lekcjach w

klasie. Byli pijani do

nieprzytomności. Obok nich leżały dwie półlitrowe butelki po

wódce.

Niezłe przyjęcie – mruknęła Amelia, wciągając rękawiczki. – Harrison, ty zajmij

się chłopcem – poleciła. – Meg? Meg? Czy mnie słyszysz? Jestem doktor Watson.
Meg? –

Poklepała dziewczynę lekko po policzku, a ona wybełkotała coś

niezrozumiale.

Źrenice są rozszerzone – poinformowała pielęgniarka. – Ciśnienie krwi spada.

– Dlaczego to zrobili? –

spytał Harrison, a widząc, że Tad nagle pozieleniał,

krzyknął: – Wiadro!

W ostatniej chwili zdążył się cofnąć, zanim Tad sam sobie zrobił płukanie

żołądka.

Drogi oddechowe Meg są drożne – stwierdziła Amelia. – Teraz płukanie.

Przewróćmy ją na lewy bok. – Wprowadziła przez jej usta sondę żołądkową.

– Zaczynamy ssanie. –

Spojrzała na Harrisona i spytała: – Jak Tad?

Wykonuje dobrą robotę, wymiotując to, co połknął.

Dobrze. Podaj mu węgiel aktywowany i odpowiednią do wagi dawkę sorbitolu.

To powinno przy

spieszyć opróżnianie jelit. Czy ich rodzice są już tutaj?

– Chyba tak –

odrzekła pielęgniarka.

W porządku. Porozmawiam z nimi, kiedy tylko skończymy. – Spojrzała na Meg i

westchnęła, zastanawiając się, dlaczego ta nastolatka uważa picie alkoholu za dobrą

zabawę.

Kiedy stan młodych pacjentów już się ustabilizował, Amelia poszła porozmawiać

z ich rodzicami,

którzy z jednej strony byli zakłopotani i zaniepokojeni postępkiem

swoich dzieci, a z drugiej okropnie na nie w

ściekli.

Tad i Meg muszą zostać w szpitalu przynajmniej na tę noc, ponieważ trzeba

ich monitorować. Chcemy też, żeby spotkali się z naszym psychologiem i

background image

porozmawiali z nim o tym, co zrobili.

Moja córka jest porządną dziewczyną! – wybuchnął ojciec Meg, a potem zaczął

wymachiwać palcem przed nosem ojca Tada i krzyczeć: – To wszystko jego wina. To

jego syn zdeprawował moje słodkie maleństwo.

Między rodzicami młodych pacjentów doszło do ostrej wymiany zdań, ale Amelii

w końcu udało się ich uspokoić. Przez cały czas miała świadomość, że Harrison

uważnie ją obserwuje.

Kiedy nastolatków przewieziono na oddział, usiadła przy biurku, by wypisać kartę

choroby Meg. Har

rison zajął miejsce obok niej i również zabrał się do sporządzania

notatek.

– Jak wyp

adłam, doktorze Stapleton? Czy zdałam egzamin?

Harrison kiwnął głową z namysłem.

Muszę przyznać, że byłaś dość dobra, doktor Watson.

Dość dobra? – powtórzyła. – Gdybym znała cię lepiej, wiedziałabym, czy w

twoich ustach jest to pochwala, czy nie.

Harri

son nadal robił notatki i nawet na nią nie spojrzał.

Pochwała – mruknął.

Och, cóż za wspaniałomyślność. – Choć w jej głosie zabrzmiała nutka

sarkazmu, była zadowolona z jego oceny. – Jeśli skończyłeś już wypełniać kartę

choroby Tada, to zaniosę obie na oddział.

Próbujesz się mnie pozbyć, Amelio Jane?

Wzruszyła ramionami. Po raz kolejny poczuła bijące od niego ciepło i była

rozdrażniona tym, że jego bliskość tak na nią działa.

Po prostu pomyślałam, że chciałbyś spędzić resztę dnia z córką.

A jeśli jeszcze nie skończyłem cię egzaminować?

No cóż, chyba będziesz musiał przełożyć to na inny dzień, ponieważ wybieram

się do domu – oznajmiła, biorąc obie karty choroby. – Do zobaczenia w poniedziałek,
doktorze Stapleton.

Jeśli nie wcześniej, doktor Watson.

Idąc korytarzem, Amelia starała się zachować poważny wyraz twarzy. Musiała

przyznać, że Harrison jest miły, przystojny i zabawny. W obecnej chwili nie była w

stanie znaleźć w nim niczego, co mogłoby ją do niego zniechęcić. Chciała, by ich
stosunki ograni

czały się do pracy, by nie łączyło ich nic więcej. Ale, choć dopiero się

poznali, Harrison Stapleton wywarł na niej niezatarte wrażenie.

Weszła do szatni, wzięła szybki prysznic, przebrała się w prywatne ubranie i

wyszczotkowała włosy. Teraz mogła już wrócić do swojego apartamentu nad morzem

background image

iw spokoju odpocząć po ciężkim dyżurze. Na szczęście budynek, w którym mieszkała,

był położony niedaleko szpitala, więc nie potrzebowała samochodu. Jeśli pracowała

do późna, zamawiała taksówkę. W dodatku wystarczyło przejść przez ulicę, by

znaleźć się na plaży. A od centrum handlowego dzieliła ją tylko jedna przecznica.

Wzięła torebkę, poinformowała Tinę, że opuszcza szpital, i ruszyła w kierunku

drzwi frontowych. Kie

dy wyszła ze szpitala, ze zdumieniem zauważyła Harrisona,

który stał oparty o ścianę budynku. Gdy ją zobaczył, natychmiast wyprostował się i do
niej pod

szedł.

Och, Amelia Jane. Tutaj jesteś. A już myślałem, że cię przegapiłem.

Czy coś się stało?

Nie. Ja... hm, po prostu chciałem raz jeszcze podziękować ci za opiekę nad moją

córeczką. Yolanda jest dla mnie wszystkim i szalałem z niepokoju, kiedy pani D.

powiedziała mi, że zniknęła. Więc... hm, dziękuję.

Nie ma za co. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. – Wyjęła z

torebki okulary słoneczne, nadal próbując przyzwyczaić się do tego, że w Australii

marzec to końcowy miesiąc lata, a nie zimy. – Czy coś jeszcze?

– Masz samochód? –

spytał.

Nie. Mieszkam niedaleko stąd.

Ja również. Na jakiej ulicy?

– Esplanade.

Naprawdę? Pod którym numerem? Amelia zastanawiała się przez chwilę.

Uhm... trzysta siedemdziesiątym piątym. Harrison potrząsnął głową z

niedowierzaniem.

To o dwa budynki dalej niż ja. Odprowadzę cię. Amelia spojrzała na niego

zaskoczona.

Nie trzeba. Dam sobie radę.

– Idziemy w tym samym kierunku, Amelio Jane.

Jak by to wyglądało, gdybyśmy

szli, udając, że się nie znamy...

background image

Rozdział 2


Chyba masz rację – przyznała Amelia.

– Zatem idziemy?

Oczywiście – powiedziała, wkładając okulary.

Przez chwilę szli w milczeniu, a ona nerwowo szukała jakiegoś odpowiedniego

tematu rozmowy, ale

wpadła tylko na jeden pomysł.

Tutejsza pogoda jest o wiele ładniejsza niż w Anglii.

Harrison kiwnął potakująco głową.

Tina mówiła, że pochodzisz z Krainy Jezior.

Zgadza się. Mieszkałam z rodzicami w Barrow.

To piękna okolica.

Byłeś tam?

Tak, w podróży poślubnej. Zwiedziliśmy z Ingą wszystko, co było do obejrzenia

odrzekł. – Jestem wdowcem – dodał pospiesznie na wypadek, gdyby o tym nie

wiedziała.

Słyszałam – mruknęła, nie mogąc zrozumieć, dlaczego poczuła się nieswojo, kiedy

wspomniał o swojej zmarłej żonie. – Czy wam się tam podobało?

Mnie tak, ale Inga nie była zachwycona. Zdecydowanie bardziej przypadł jej do

gustu Londyn.

– Och, a ja za nim nie przepadam.

Czy uważasz, że panuje tam zbyt wielki ruch i zgiełk?

– Owszem.

Ja też tak sądzę.

Jadący ścieżką młodzi rowerzyści przemknęli tak blisko nich, że Harrison musiał

uskoczyć w bok i niechcący wpadł na Amelię. Chwycił ją za ramiona i mocno

przytrzymał, chroniąc przed upadkiem.

– Przepraszam –

mruknął, odzyskując równowagę i gwałtownie się od niej

odsuwając. – Czy nic ci nie jest?

– Nie –

wyszeptała, potrząsając głową. Nie mogła powstrzymać reakcji swego ciała

na jego dotyk. Mia

ła wrażenie, że nie słucha ono wydawanych przez mózg poleceń.

Całe szczęście. Dzieciaki nigdy nie patrzą, gdzie jadą. Tylko jeden budynek

dzieli nas od twoje

go domu. Czy sądzisz, że uda nam się dotrzeć tam bezpiecznie?

To może być ryzykowne, ale chyba powinniśmy spróbować – odparła, a on się

zaśmiał.

background image

– Doskonale! –

zawołał, a potem ruszyli w dalszą drogę.

Mijając sklepy, Amelia spoglądała na wystawy. Zatrzymała się, widząc wyroby

czekoladowe w kształcie wielkanocnych zajączków i pisanek. Harrison podążył za jej

wzrokiem i głośno westchnął.

Czyżbyś nie przepadał za Wielkanocą?

Lubię ją, ale nie jestem zachwycony, kiedy mała wierci mi dziurę w brzuchu,

domagając się czekoladek – wyjaśnił.

Chodzi o Yolandę? Kiwnął potakująco głową.

To zdumiewające. Kobiety zdają się genetycznie – uwielbiać czekoladę, a moja

córka potwierdza tę regułę. Doszło nawet do tego, że zmusza mnie do oglądania

najnowszych katalogów wielkanocnych i pokazuje, co mam jej kupić.

Jest dziewczynką, która doskonale wie, czego chce.

W końcu to moja córka – powiedział z uśmiechem ojca uwielbiającego swoje

dziecko. – A ty?

Co ja? Chodzi ci o to, czy przeglądałam z moim ojcem wielkanocne katalogi?

Zgadłaś. – Był zadowolony, że mają podobne poczucie humoru. – Ale szczerze

mówiąc, miałem na myśli to, czy byłaś dziewczynką, która wie, czego chce?

Amelia zastanawiała się przez dłuższą chwilę.

Hm... chyba raczej tak. Oczywiście, nie zawsze stawiałam na swoim, ale w

przypadku wielkanocnych

słodkości nigdy nie miałam większych problemów.

. –

Naprawdę?

– Owszem. Po prostu nie jeste

m zbyt wielką amatorką czekolady.

Mówisz poważnie? – Ze zdumieniem uniósł wysoko brwi. – Naprawdę nie lubisz

czekolady?

Amelia wzruszyła ramionami.

Nad słodycze przedkładam pikantne jedzenie.

– Ciekawe –

mruknął z zadumą.

Co? Czyżbyś nigdy nie spotkał kobiety, która nie przepada za czekoladą?

Ciętych kwiatów też nie lubię.

Teraz zaczęłaś mnie przerażać. I to właśnie w chwili, kiedy wydało mi się, że

nareszcie rozgryz

łem tajemnicę płci pięknej.

Amelia nie mogła stłumić śmiechu. Harrison okazał się bardzo miłym,

dowcipnym i pełnym uroku mężczyzną. Wiedziała, że musi być silna, aby zapanować
nad odruchami.

Kiedy stanęli przed jego domem, Amelia z podziwem spojrzała na ładny piętrowy

budynek, które

go frontowe okna wychodziły na ocean.

background image

Ładnie tu – wyszeptała.

Harrison nonszalancko wzruszył ramionami.

Nie widzę w tym nic szczególnego... no, poza tym, że tu mieszkam.

Amelia wybuchnęła śmiechem.
– A ty lubisz to miejsce? –

spytał, wskazując pobliski budynek, w którym

znajdował się jej apartament.

– Owsz

em, lubię. Mieszkanie jest wygodne, w pełni umeblowane i niezbyt drogie.

No a przede wszystkim blisko morza. –

Westchnęła i spojrzała na lśniący złoty piasek i

ciemnoniebieski ocean. – Moim zda

niem w Australii są najpiękniejsze plaże.

Nie zaprzeczę. Myślę, że tutejszy piasek jest nieco bardziej... hm, złoty niż w

Brighton.

Amelia kiwnęła głową.

Masz rację. I bardzo przyjemnie się po nim spaceruje...

W tym momencie powietrze przeszył przenikliwy pisk. Oboje gwałtownie się

odwrócili i ujrzeli Yolan

dę, która z szeroko otwartymi ramionami biegła w ich

kierunku.

Harrison natychmiast pochylił się, chwycił ją i podniósł, a ona objęła go mocno

za szyję.

Tatuś! Tatuś! – krzyczała radośnie.

Trzymając ją w ramionach, spojrzał w stronę drzwi frontowych, w których stała

jakaś kobieta.

– Witam, pani D. –

zawołał i pomachał do niej.

Wróciłeś wcześniej niż się spodziewałyśmy – odparła pani Deveraux z silnym

angielskim akcentem. –

Niedawno skończyłyśmy odpoczywać i upiekłyśmy

ciasteczka.

One są bardzo mniam mniam, tatusiu – zapewniła go Yolanda.

Lepiej już pójdę – powiedziała Amelia, nie chcąc zakłócać czułej sceny

powitania. – Do zobaczenia w pracy.

– Uh... –

Harrison przesunął córkę na swoje biodro, nadal mocno ją obejmując, a

ona zaczęła całować go w policzek. – Może wstąpisz?

Nie chciałabym sprawiać kłopotu.

Och, nie ma o czym mówić – oznajmiła pani D. , gestem ręki zapraszając ją do

środka. – Przynajmniej tyle możemy zrobić w rewanżu za to, że nam pani pomogła

odnaleźć Yolandę. Zaraz włączę czajnik, a potem wszyscy usiądziemy, wypijemy

herbatę i zjemy ciasteczka.

To nie potrwa dłużej niż pół godziny – zapewnił ją Harrison.

background image

Amelia wahała się, nie bardzo wiedząc, czy powinna przyjąć zaproszenie, choć

propozycja podwieczorku w towarzystwie Harrisona, jeg

o córki i pani D. była

bardzo kusząca.

No chodź, nie daj się prosić. Pani D. ma rację. Uznaj to za formę

podziękowania. W końcu to ty odnalazłaś Yolandę – powiedział Harrison, ruchem

głowy wskazując swój dom.

Kiedy weszli do środka, Amelia z podziwem patrzyła na wystrój wnętrza.

Zmierzając do położonej na tyłach domu kuchni minęli pusty pokój, w którym

dostrzegła rozłożone na podłodze brezentowe płachty, rozstawioną drabinę i puszki z

farbą.

Zabrałeś się za remont?

Harrison uśmiechnął się i spojrzał znacząco na swoje poplamione farbą spodnie.

To mnie odpręża.

Harrison odnowił prawie cały dom – oznajmiła pani D. – Proszę usiąść, moja

droga –

dodała, wskazując Amelii kuchenny taboret. – Nazywam się Deveraux, ale

on mówi do mnie pani D.

– Wybaczcie mi brak dobrych manier – powie

dział Harrison, sadzając Yolandę w

dziecięcym foteliku. – Pani D. , to jest Amelia Jane, która robi specjalizację na
naszym oddziale, a pochodzi z pani rodzinnego kraju...

Bardzo mi miło – odparła pani D. , a potem spytała: – Jaką herbatę pani pije,

moja droga?

Bez mleka i bez cukru, dziękuję.

Pani D. była serdeczną przyjaciółką mojej matki i zajmuje pokój z tyłu domu.

Uparcie twierdzi, że jest jej tam wygodnie i nie pozwala mi ani go przemeblować, ani

pomalować ścian.

Święta prawda – mruknęła pani D. , wyjmując z kredensu porcelanowe

filiżanki.

Pamiętasz Yolandę, prawda? – ciągnął Harrison, całując córkę w czoło.

Jakże mogłabym zapomnieć?

A ty, czy pamiętasz Amelię Jane ze szpitala? – spytał.

– Mil... ja – wyszepta

ła dziewczynka.

Miło cię znów widzieć – powiedziała Amelia z uśmiechem, odsuwając od

siebie myśli o tym, że sama nigdy nie będzie miała tak pięknego dziecka. Wciąż

starała się pogodzić z bolesną prawdą, ale ilekroć widziała szczęśliwą rodzinę, z trudem
powstrzy

mywała łzy rozpaczy.

Herbata i ciasteczka były wyśmienite. Kiedy Amelia pochwaliła podwieczorek,

background image

Yolanda natych

miast zrobiła zadowoloną minę.

Ja je upiekłam. Mieszałam mąkę i ciu...

– Cukier –

podpowiedziała jej pani D.

– Ciukier –

powtórzyła Yolanda, zsuwając się z fotelika. – Chodź zobaczyć

moje laleczki –

dodała, a potem wzięła ją za rękę i zaciągnęła do swojej sypialni,

której ściany pomalowane były na kolor biało-różowy z kwiecistym szlaczkiem pod
sufitem.

Naprzeciwko szafy i różowo-bialego regału stało również różowo-białe łóżko, a na

nim leżała dziecięca apteczka. Natomiast na podłodze rozrzucone były liczne zabawki.

Mój tatuś to zrobił – ciągnęła dziewczynka z dumą w głosie, wypuszczając z

rączki dłoń Amelii i podbiegając do pięknego domku dla lalek.

Amelia spojrzała na Harrisona, który stał oparty o framugę drzwi, ale on tylko

wzruszył ramionami.

Mój tatuś zrobił te półki – zawołała Yolanda, podbiegając do regału. – I to

łóżko. – Podbiegła do łóżka. – I ten domek dla lalek! – Położyła się na podłodze

obok domku i otworzyła małe drzwi.

Twój tatuś to prawdziwy stolarz. – Amelia zerknęła na Harrisona, a on lekko się

uśmiechnął. Usiadła na podłodze i zajrzała do wnętrza domku.

Jest różowo-biały – oznajmiła Yolanda z dumą.

– Chyba lubisz te kolory, prawda? –

spytała Amelia, doskonale znając odpowiedź, a

dziewczynka ener

gicznie kiwnęła głową.

Jakim cudem na to wpadłaś? – zażartował Harrison, podchodząc do nich i

siadając na podłodze obok córki. – Jestem pewny, że kiedy zmieni zdanie, będę

musiał wszystko pomalować na nowo.

Może do tego nie dojdzie. Moim ulubionym kolorem jest i zawsze była czerwień.

Nigdy nie zmieni

łam upodobań i nie zamierzam tego robić.

Jej ulubiony kolor to czerwień, nie przepada za czekoladkami ani ciętymi

kwiatami, przedkłada ostre potrawy nad słodycze i pije herbatę bez mleka i bez cukru

wyliczył Harrison, zdając sobie sprawę, że Amelia jest też jedyną jego podwładną,

do której

Yolanda poczuła wyraźną sympatię.

Robisz listę? – spytała Amelia, zastanawiając się, czy są to z jego strony zarzuty,

czy pochlebstwa.

Muszę wiedzieć, kto jest grzeczny, a kto nieposłuszny.

Amelia wybuchnęła śmiechem.

Przecież zbliża się Wielkanoc, a nie Boże Narodzenie.

Lubię być przygotowany.

background image

– Wielkanoc! Wielkanoc! –

zawołała piskliwie Yolanda.

Nie tak głośno, koteczku. Proszę – uciszył ją ojciec.

– Wielkanoc. Wielkanoc. Czekoladki. Czekoladki.

Dziewczynka wstała i zaczęła podskakiwać, klaszcząc w dłonie.

Teraz chyba rozumiesz, o co mi chodziło? Moja córeczka ma prawdziwą obsesję

na punkcie świąt wielkanocnych.

Amelia zauważyła, że Yolanda nadal nosi pieluszkę i nie mówi tak płynnie jak inne

dzieci w jej wieku.

Może pobawisz się lalkami, kotku – zaproponował.

Yolanda natychmiast położyła się na podłodze, chwyciła dwie lalki i jedną podała

ojcu, a drugą Amelii.

Ta jest dla ciebie, tatusiu, to chłopiec. A ta dla ciebie, Mil. , ja, to dziewczynka.

Och, dziękuję – powiedziała Amelia, biorąc od niej długowłosą blondynkę.

Nie licz na to, że tak łatwo uda ci się stąd wyrwać, Amelio Jane. –

Odchrząknął i wyciągnął rękę z lalką w stronę Yolandy. – Cześć, moja mała. Czy

jesteś już gotowa na przyjęcie? Ojej, jaką masz piękną sukienkę.

Czy na tym przyjęciu będą czekoladki? – spytała lalka głosem Yolandy.

Oczywiście. Mnóstwo czekoladek – odparł Harrison, a lalka Yolandy zaczęła

wesoło podskakiwać.

Widząc miły, ciepły stosunek ojca do córki, Amelia poczuła, że do oczu napływają

jej łzy. Przygryzła wargę i wzięła kilka głębokich oddechów, próbując zapanować nad

sobą. To niesprawiedliwe, że nigdy tego nie zaznam, pomyślała ze smutkiem.

Co się dzieje? – spytał z niepokojem Harrison, uważnie się jej przyglądając.

– Nic takiego –

odparła, potrząsając głową i zmuszając się do uśmiechu. Potem

oddała lalkę Yolandzie i powiedziała: – To bardzo ładna lalka. Cieszę się, że o nią
dbasz.

Bardzo ładna lalka – powtórzyła dziewczynka.

Muszę iść – oznajmiła Amelia, wstając z podłogi.

Już teraz?

Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, a poza tym jestem po bardzo długim

dyżurze. – Spojrzała na Yolandę. – Do widzenia, kochanie.

– Pa!

Tatuś zaraz wróci, koteczku.

– Dobrze.
Poszli do kuchni. Amelia wzięła swoją torebkę i podziękowała pani D. za

poczęstunek.

background image

Bardzo smakowały mi ciasteczka, a herbata była wyśmienita. Jeszcze raz

dziękuję.

Naprawdę nie ma za co, moja droga. Proszę niebawem znów do nas wpaść.

Ruszyli korytarzem w stronę wyjścia.

Dziękuję. To miło z twojej strony, że mnie zaprosiłeś – powiedziała Amelia.

Odprowadzę cię pod dom.

Naprawdę nie trzeba – zaczęła, ale on zatrzasnął już za sobą drzwi i poprowadził

ją ścieżką.

To żaden kłopot. Czy na pewno nic ci nie jest? – spytał, kiedy mijali budynek

dzielący ich domy.

Amelia potarła dłonią skroń i cicho westchnęła. Nie chciała rozmawiać na ten

temat. Nie teraz i nie z Harrisonem.

– Nic. Ja... Ona jest taka cudowna... Poza tym,

muszę jeszcze coś załatwić.

Niestety, nie wierzę ci.

Że muszę coś załatwić? A dlaczego miałabym kłamać?

Jest coś, o czym mi nie mówisz.

Jest wiele rzeczy, o których ci nie mówię. Harrison, poznaliśmy się zaledwie kilka

godzin temu. Nie

często otwieram się przed ludźmi. Taka już jestem.

Więc jednak coś cię martwi.

Wiele rzeczy mnie martwi. Ale jestem pewna, że to samo można powiedzieć o

tobie, pani D. czy kimkolwiek innym. Nie znaczy to jednak, że chcę rozmawiać o

wszystkich dręczących mnie sprawach.

– Zgoda –

przytaknął, postanawiając dłużej nie nalegać. – No i już jesteśmy na

miejscu. Odpocznij

po ciężkim dniu, doktor Watson. Do zobaczenia w pracy.


Następny tydzień mijał Amelii bardzo szybko. Rzadko widywała Harrisona,

ponieważ pracowali na różnych zmianach. Dopiero w czwartek, kiedy miała dzienny

dyżur, spotkali się w stołówce.

– Czy to miejsce jest wolne? –

spytał, a ona uniosła wzrok znad książki, którą

właśnie czytała, i uśmiechnęła się do niego.

Cześć. Uhm... tak. Siadaj, proszę – powiedziała, ciesząc się w duszy z tego

niespodziewanego spotkania.

Czy to ciekawa książka?

Owszem, czytam ją już po raz drugi – odparła, wzruszając ramionami. – Co

słychać?

Wszystko dobrze. Podobno wczoraj jadłaś podwieczorek z moją córką.

background image

Tak. Kiedy spacerowałam po plaży, spotkałam panią D. i Yolandę, a one

zaprosiły mnie do siebie. Chyba nie masz nic przeciwko temu.

Oczywiście, że nie. Yolanda była szczęśliwa, że mogła z kimś pobawić się

lalkami. Powiedziała mi, że twoje lalki poszły na przyjęcie, na którym było mnóstwo
czekoladek.

– Istotnie –

przytaknęła z uśmiechem.

– To dobrze. –

Kiwnął głową i rozpakował swoją kanapkę. – Powiedz mi, Amelio

Jane, co robiłaś przez kilka ostatnich dni, poza pracą, spacerami po plaży i
podwieczorkami.

Hm, niech się zastanowię. Pracowałam, spacerowałam po plaży i jadłam

podwieczorki.

Tak właśnie przypuszczałem – odrzekł, a ona się roześmiała. Dostrzegł w jej

oczach wesołe iskierki, które bardzo mu się podobały. Zaczęli rozmawiać o pacjentach i

różnych sprawach związanych ze szpitalem.

Nagle zabrzęczał jej pager, więc cicho westchnęła i wstała.

Przykro mi, że nie mogę dotrzymać ci towarzystwa do końca lunchu.

Harrison wzruszył ramionami.

Lepiej idź. Jeśli każesz Rosie czekać, nie zaznasz chwili spokoju.

Kto kieruje tym oddziałem?

– Hm... ja?

Przynajmniej tak ci się wydaje. Do zobaczenia później, Harrison.

Kiedy wyszła ze stołówki, była zdumiona, że czuje się tak szczęśliwa. Po raz

kolejny stwierdziła, że Harrison jest niezwykle miły i czarujący i że bardzo lubi z

nim rozmawiać.

Po drodze na oddział ratownictwa wpadła na Tinę, która spojrzała na nią z

szerokim uśmiechem.

Widziałam, że rozmawiasz z Harrisonem – oznajmiła wymownym tonem.

Hm. On po prostu usiadł przy moim stoliku, żeby zjeść lunch – powiedziała

Amelia, chowając książkę do kieszeni fartucha.

Czyżby odbyły się jeszcze jakieś podwieczorki? – spytała Tina.

Prawdę mówiąc, wczoraj, ale tylko w towarzystwie jego córki i jej opiekunki.

– Och, jaka szkoda!

Niezupełnie. – Amelia zniżyła głos do szeptu i dodała: – Wiesz, jak jest mi

trudno z ludźmi. Sporo czasu musi upłynąć, zanim jestem w stanie swobodnie z nimi

rozmawiać.

– To pewnie ni

ełatwe, skoro co trzy miesiące zmieniasz miejsce pracy –

background image

powiedziała Tina z wyraźnym sarkazmem. – Dlaczego, u licha, zdecydowałaś się na

to, żeby w ciągu rocznego pobytu za granicą robić specjalizację w czterech różnych
szpitalach?

Bo chciałam jak najlepiej poznać Australię. Przecież dobrze o tym wiesz.

Owszem, ale wiem również, że to nie jest prawdziwy powód. Tak czy owak,

muszę przyznać, że w towarzystwie Harrisona wydajesz się bardzo odprężona.

Amelia westchnęła i ze smutkiem pokiwała głową.

I na tym właśnie polega mój problem.

Dlaczego? Przecież on jest przystojnym i bardzo zabawnym wdowcem.

Ale ma córkę.

W twoim przypadku może to być okoliczność korzystna, bo mając własne

dziecko, nie przejąłby się tak bardzo tym, że ty mu go nie dasz.

Amelia zatrzymała się i spojrzała na przyjaciółkę. Nie była zaskoczona jej

szczerością.

Nie mogę się angażować. Wyjeżdżam stąd pod koniec czerwca i mam plany

związane z Anglią.

Takie, żeby nie zagrzać miejsca w jednym szpitalu przez dłuższy okres?

Ame

lia ruszyła przed siebie szybkim krokiem. Na jej twarzy malowało się

wyraźne rozdrażnienie.

Takie, żeby doświadczyć rozmaitych sytuacji na całym świecie – odparowała.

Nie widzę niczego złego w podróżach... dopóki mam takie możliwości.

Podróże? Nie. To jest raczej ucieczka.

– Wcale nie uciekam.

Masz rację, bo niemożliwe jest uciekanie przed samym sobą.

Amelia poczuła irytację.

Wiesz co, Tina? Idź do domu i połóż się spać. Ja muszę wracać do pracy.

W porządku. Aha, zauważyłam, że w sobotę masz wolne. Czy chcesz umówić

się na kawę? Ja zaczynam dyżur dopiero o jedenastej.

– Jasne.

Będziemy mogły pogadać sobie więcej... wiesz, o kim.

– Do widzenia, Tina –

odburknęła Amelia, a potem – pomachała do niej i ruszyła w

kierunku punktu pielęgniarek.


Spotkały się w sobotę rano. Znalazły trochę czasu, by zrobić sprawunki, zanim

Tina zacznie dyżur. Amelia kupiła buty, dwie spódnice, trzy bluzki i żakiet.

Czyżbyś miała w planie jakieś randki? – zażartowała Tina.

background image

Nie. Po prostu tutaj ubrania są o wiele tańsze niż w Anglii.

Och, wspaniały pretekst.

Mówię prawdę.

Posłuchaj, dlaczego nie przyznasz, że lubisz Harrisona Stapletona?

– Po co?

Bo wtedy mogłabyś przedsięwziąć jakieś kroki w tej sprawie.

– Albo nie.

To wspaniały facet. Wszyscy bardzo go lubią i szanują. Osobiście uważam, że

byłoby cudownie, gdybyście zaczęli się spotykać. Idealnie do siebie pasujecie.

Amelia otworzyła usta, chcąc zakwestionować jej punkt widzenia, ale doszła do

wniosku, że szkoda zachodu, bo przyjaciółka na pewno nie zmieni zdania.

Sama widzisz. Nie możesz nawet zaprzeczyć.

Amelia westchnęła z rezygnacją.

No dobrze, lubię go. W porządku? Czy teraz jesteś zadowolona?

Powinnaś skorzystać z okazji.

Tina. Mówiłam ci, że nie mam...

Oszczędź mi tego, Amelio. Już to słyszałam. – Zerknęła na zegarek i

krzyknęła: – Ojej, muszę lecieć! Do zobaczenia.

Amelia pomachała jej na pożegnanie. Postanowiła wypić jeszcze jedną filiżankę

kawy, zanim zacznie

szukać nowych kolczyków.

Kiedy siedzia

ła przy stoliku, nagle ku swemu zdumieniu ujrzała Harrisona.

Wychodził właśnie ze sklepu położonego naprzeciwko kawiarni, niosąc Yolandę na

ramionach. Pani Deveraux podążała za nimi z torbami pełnymi zakupów. Harrison o coś

ją spytał, a ona rozejrzała się wkoło i wskazała bar kawowy, w którym właśnie siedziała

Amelia. Harrison od razu ją dostrzegł i machając do niej, ruszył w jej kierunku.

– Amelia Jane –

powiedział, kiedy do niej podeszli. – A to niespodzianka! Ty

tutaj?

– Owszem –

odparła, witając się z panią D. i Yolandą, a potem wskazała krzesła

przy swoim stoliku

i spytała: – Czy usiądziecie?

Doskonały pomysł. – Harrison zdjął Yolandę z ramion. – Najwyższy czas

czegoś się napić, nie sądzisz? – Pocałował córeczkę w policzek i posadził ją sobie na
kolanach. –

Pani D. z pewnością skorzysta z chwili przerwy w zakupach i trochę

odpocznie.

Oczywiście – odparła, stawiając torby na podłodze. – Pora na herbatę.

A. J. ? Czy masz na coś ochotę? – spytał Harrison, kiedy podeszła do nich

kelnerka.

background image

Nie, dziękuję – odparła, zdziwiona, że użył inicjałów jej podwójnego imienia.

Kiedy Harrison złożył zamówienie i kelnerka zniknęła, pochylił się w stronę

Amelii.

Czy nie masz nic przeciwko temu, żebym tak się do ciebie zwracał?

Hm... oczywiście, że nie. Po prostu mnie zaskoczyłeś. Prawdę mówiąc, poza

moimi rodzicami

nikt do tej pory tak do mnie nie mówił.

– AJ. bardzo do ciebie pasuje.
– Herbata! Herbata! –

zawołała Yolanda, ześlizgując się z kolan ojca, a potem

zaczęła grzebać w dużej torbie z zakupami.

– Jest tutaj, kochanie –

powiedziała pani D. , wyciągając pudełko i kładąc je na

stole.

Dziewczynka wdrapała się z powrotem na kolana ojca i zaczęła ustawiać na

plastikowych spodkach

małe filiżanki, a następnie uniosła dzbanek i udała, że nalewa

do nich herbatę. W tym momencie zadzwonił telefon komórkowy pani Deveraux, która
spojrzaw

szy na wyświetlacz, z westchnieniem go włączyła.

– Przepraszam –

powiedziała, a potem wstała i odeszła na bok.

Harrison spojrzał na Amelię, a później na córkę.

Yolando, czy pamiętasz Amelię Jane? Bawiła się z tobą lalkami.

Yolanda kiwnęła głową.

Czy możesz się z nią przywitać?

Cześć, Mil... ja – wyszeptała, a Amelia ponownie odniosła wrażenie, że

dziewczynce coś dolega. Yolanda podała jej filiżankę i spodek, a ona udała, że wypija

łyk herbaty. – Uważaj. Gorąca.

– Dobrze –

odparła Amelia. Zerknęła na Harrisona i stwierdziła, że uważnie ją

obserwuje. Oddała filiżankę dziewczynce. – Dziękuję za herbatę. Była pyszna.

– Ona bardzo lubi podwieczorki – oznajmi

ł Harrison, nadal bacznie przyglądając

się Amelii.

Która mała dziewczynka ich nie lubi?

– A ty?

Wręcz uwielbiam. W dzieciństwie robiłam dokładnie to co ona, zmuszając

wszystkich do picia wyimaginowanej herbaty.

Czy jesteś jedynaczką?

– Tak –

odparła krótko, nie zamierzając kontynuować tego tematu.

Harrison najwyraźniej zrozumiał, że ona nie chce mówić o swojej rodzinie.

Przynajmniej nie tym razem.

Więc... jak ci minął tydzień? – spytał.

background image

Miałam dużo pracy. Ale na pewno o tym wiesz.

Czytałem sprawozdania. Czy zadomowiłaś się już w nowym mieszkaniu?

Niczego nie potrzebujesz?

Nie, dziękuję. Wszystko jest w porządku – odrzekła, dochodząc do wniosku, że

mogłaby przez cały dzień siedzieć naprzeciwko niego i patrzeć mu w oczy. – Muszę

już iść. – Kiedy zaczęła zbierać swoje pakunki, wróciła pani D. , a kelnerka przyniosła
zamówione napoje.

Zostań – poprosił Harrison, zanim zdążyła wstać.

Spojrzała na niego, zastanawiając się, dlaczego Harrison nie chce, by odeszła.

Muszę jeszcze zrobić zakupy.

– Zakupy! –

zawołała Yolanda.

Ona uwielbia włóczyć się po sklepach – wyjaśnił Harrison.

– A ty?

Nie znoszę. Zwłaszcza w soboty, kiedy panuje tu taki okropny ruch.

Masz rację. Mimo wszystko muszę iść. Miło było znów was spotkać.

– Trudno –

mruknął Harrison, wstając. – Wobec tego do zobaczenia w pracy.

Wyszła z kawiarni i ruszyła w kierunku ruchomych schodów. Była na wysokości

pierwszego piętra centrum handlowego, kiedy powietrze przeszył rozdzierający krzyk.

Gwałtownie odwróciła głowę i zobaczyła, jak ciężarna kobieta traci równowagę na

schodach jadących w dół i wpada na mężczyznę, któremu jakimś cudem udaje się nie

upaść.

Amelia zaczęła przeciskać się między ludźmi.

Proszę mnie przepuścić! Jestem lekarzem! – krzyczała na cały głos.

W końcu podbiegła do leżącej na podłodze u stóp schodów kobiety i przyklękła

obok niej. W tym mo

mencie niespodziewanie zbliżył się do nich Harrison.

To ty. Dzięki Bogu – wyszeptała z wyraźną ulgą.

background image

Rozdział 3


Harrison szybko zorientował się w sytuacji.

Czy pan jest jej mężem? – spytał krzepkiego mężczyznę, który klęczał obok

poszkodowanej kobiety.

Nie. Ona na mnie wpadła.

Ten pan ją złapał – wtrąciła Amelia.

Rozumiem. Proszę nacisnąć guzik zatrzymujący schody i poprosić ludzi, żeby nie

blokowali pr

zejścia, a potem skontaktować się z ochroną centrum. Będzie nam

potrzebny ambulans.

– Czy pan jest lekarzem? –

spytał mężczyzna, kiedy Harrison przykucnął obok

rannej i położył dłoń na jej brzuchu.

Oboje jesteśmy lekarzami – odrzekł Harrison. – Niech pan zrobi, o co proszę.

Czy pani mnie słyszy? – spytała Amelia, mierząc tętno kobiecie, która była

oszołomiona, lecz przytomna. Dostrzegła dużą, obficie krwawiącą ranę na jej

ramieniu. Ucisnęła ją jedną dłonią, a drugą badała głowę poszkodowanej. – Jak ma
p

ani na imię? – Kobieta milczała. – Jak się pani nazywa?

– Mamusiu! Mamusiu? –

zawołał mały chłopiec, który siedział u jej stóp i głośno

płakał.

Jak ci na imię, kolego? – spytał Harrison, nadal sprawdzając, czy pacjentka nie

ma jakichś złamań.

– Ja nazywa

m się Harrison, a ona AJ. Jesteśmy lekarzami i chcemy pomóc twojej

mamie, rozumiesz?

Amelia uniosła powieki rannej kobiety i z ulgą stwierdziła, że jej źrenice reagują

na światło bijące z witryn sklepów. Nagle zauważyła, że pacjentka zaczyna bardzo

szybko oddychać. Obmacując jej głowę, wyczuła we włosach dwa wilgotne lepkie
miejsca.

Zaczęły się skurcze – oznajmił Harrison. – Taki upadek może znacznie...

Przyspieszyć poród – dokończyła Amelia.

Wyczułam dwie otwarte rany na głowie. Obie krwawią, ale nie są groźne. Czy

pani mnie słyszy?

spytała ponownie, a kobieta cicho jęknęła. – W porządku.

– Mamusiu? –

zawołał chłopiec, a potem wstał i zaczął przeciskać się obok

Harrisona, chcąc być bliżej matki.

Bardzo proszę, kolego – powiedział Harrison, cofając się, żeby zrobić mu

background image

miejsce. –

Czy możesz mi pomóc i potrzymać mamę za rękę? Mów do niej, bo na

pewno lubi słyszeć twój głos.

– Moja mamusia?

Tak. Razem pomożemy twojej mamie – zapewniła go Amelia. – Tylko trzymaj

ją mocno za rękę. Jak masz na imię?

– Ethan –

wymamrotała kobieta.

– Mamusiu! –

zawołał malec, szeroko otwierając swoje niebieskie oczy.

Biedactwo, pomyślała Amelia ze współczuciem. Ma nie więcej niż trzy lata.

Mamusiu! Wstawaj! Wstań! – krzyczał chłopiec, a po jego policzkach

popłynęły łzy.

Ethan jest cały i zdrów – zapewnił ją Harrison.

Jak pani się nazywa? – spytała Amelia.

– Liv Davis –

wyszeptała kobieta.

Ja mam na imię Amelia, a on Harrison. Oboje jesteśmy lekarzami.

– Dziecko?

W porządku, ale zaczyna się niecierpliwić – odrzekł Harrison łagodnym tonem.

Odniosła pani kilka obrażeń, Liv. Sądząc po miejscowym obrzęku, prawdopodobnie

złamała pani piszczel. Ma pani rany na nogach, rękach i na głowie, ale może pani

mówić o wielkim szczęściu.

– Ethan?

Jest trochę wystraszony, ale czuje się dobrze.

W tym momencie zjawili się pracownicy ochrony centrum handlowego z

podręczną apteczką oraz noszami.

– Wspaniale –

powiedział Harrison, a Amelia otworzyła apteczkę, wyjęła z niej

sterylny opatrunek i pr

zycisnęła go do głowy Liv. W następnej kolejności zamierzała

opatrzyć jej ramię, które wymagało założenia szwów, ale w tej chwili musieli
skoncen

trować się na ważniejszych sprawach.

Co się dzieje, Harrison? – spytała pani Deveraux, wyłaniając się z tłumu

gapiów.

Och, pani D. Dobrze, że was widzę. To jest Ethan – oznajmił, wskazując

chłopca. – Czekamy na karetkę, a na razie musimy przenieść jego mamę do jakiegoś

ustronnego pomieszczenia. Może przez ten czas zaopiekujecie się nim, dobrze?

Oczywiście – odparła pani D.

Tatuś! – zawołała Yolanda, podbiegając do niego. – Czy robisz dziecko? –

spytała, pokazując palcem brzuch kobiety.

– Raczej odbieram –

poprawił ją odruchowo. – Podejdź do Ethana i przywitaj się

background image

z nim.

Cześć. Mam trzy lata. – Uniosła w górę trzy palce. – Jestem dużą dziewczynką

dodała z dumą.

Ja też mam trzy. – Ethan wypiął pierś, spoglądając na nią z wyższością.

Amelia skończyła bandażować głowę rannej kobiety.

Chyba trzeba podać jej jakiś środek przeciwbólowy, zanim położą ją na

noszach.

Liv? Czy jest pani na coś uczulona? – spytał Harrison.

– Nic mi o tym nie wiadomo.

Czy miała pani jakieś problemy przy porodzie Ethana?

To był poród pośladkowy.

Harrison położył dłoń na jej brzuchu, chcąc wyczuć pozycję dziecka.

Na szczęście tym razem się na to nie zanosi.

Pacjentka nagle jęknęła, napięła mięśnie i zaczęła przeć.

Musimy natychmiast ją stąd zabrać! – krzyknął Harrison, gestem ręki

przywołując pracowników ochrony. – Czy przechodziliście kurs pierwszej pomocy?

Oczywiście.

To dobrze. Muszę mieć coś, czym mógłbym unieruchomić jej nogę. I to

natychmiast. Amelia, –

podaj mi bandaże. Przysuńcie nosze bliżej. Pani D. , proszę

czymś zająć Ethana, żeby nie plątał się nam pod nogami.

Bolą mnie plecy. Mój brzuch! Dziecko! – jęczała Liv.

Świetnie sobie pani radzi. Jesteśmy tu, żeby się panią zająć. Zanim zdąży się

pani zorientować, będziemy już w szpitalu. Niestety, nie możemy podać pani środka

przeciwbólowego, dopóki któreś z nas nie przeprowadzi badania wewnętrznego.
Poród mo

że się zacząć lada chwila – rzekła Amelia, przecierając chusteczką

higieniczną oczy kobiety.

– Ethan?
– Jest tu obok –

zapewnił ją Harrison. – Rozmawia z moją trzyletnią córeczką.

Kiedy wrócił ochroniarz, Harrison unieruchomił lewe podudzie Liv. W tym

cza

sie Amelia zrobiła z kilku bandaży prowizoryczny kołnierz usztywniający, żeby

w trakcie transportu zabezpieczyć jej szyję.

W porządku. A. J. , ty wsuniesz ręce pod jej głowę i ramiona. Pan... – gestem

ręki przywołał ochroniarza – pan pod nogi, a ja pod plecy. Przysuńcie nosze jeszcze

bliżej. Niech ktoś każe zrobić nam przejście, żebyśmy mogli zanieść ją do pokoju. Nie

możemy przeciskać się między gapiami. Pani D. ?

Dzieci są ze mną – zawołała pani Deveraux. – Aha, wezmę też torby pani

background image

Amelii.

Dziękuję, pani D.

Zanieśli Liv do niewielkiego pokoju, w którym były krzesła, łóżko i umywalka.

Zostawili ją jednak na noszach, nie chcąc niepotrzebnie jej ruszać.

Liv poprosiła, by zawiadomić jej matkę, więc ochroniarz natychmiast pobiegł do

telefonu. Kiedy spyta

li ją o ojca nienarodzonego jeszcze dziecka, odparła, że on już

się nie liczy.

– Liv? –

zaczęła Amelia, wciągając rękawice. – Teraz sprawdzę rozwarcie. Czy

jest pani gotowa?

– Tak.
Pomogli jej się rozebrać, a potem Harrison przykrył ją kocem, który znalazł w

szafce pod umywalką.

Czy odebrałaś dużo porodów, AJ. ? – spytał.

Kilka, ale od jakiegoś czasu nie miałam okazji...

To jest jak jazda na rowerze. Tego nigdy się nie zapomina. No to do dzieła.

– Tak jest, szefie.
Harrison spojrzał jej w oczy. Za każdym razem, kiedy spotykał ją w szpitalu,

dochodził do wniosku, że jest ona naprawdę piękną kobietą. Dotyczyło to zarówno jej

urody, jak i duszy. Chciał też dowiedzieć się, co zasmuciło ją tego popołudnia, gdy była

u niego na podwieczorku. Dzisiaj dostrzegł na jej twarzy ten sam wyraz bólu, kiedy

Liv ścisnęła rączkę Ethana, chcąc dodać mu otuchy. To podsunęło mu pewne
podejrzenie.

Czyżby w przeszłości straciła dziecko? – zastanawiał się w duchu, postanawiając

dociec prawdy.

Liv, czy przed przyjściem do centrum bolały panią plecy lub brzuch? – spytała

Amelia, zaczynając badanie.

Trochę. Ostatniej nocy bardzo źle spałam, ale w końcu można było się tego

spodziewać.

Czy na ruchomych schodach straciła pani równowagę, czy może ktoś panią

popchnął?

– Ja... hm,

chyba straciłam równowagę.

Czy potrafi pani odtworzyć całe zajście? Liv zamknęła oczy.

– Tak –

odparła po chwili namysłu.

To dobry znak. Nie doszło więc do zaniku pamięci. Czy zauważyła pani, że

odeszły pani wody?

– Co takiego? Nie –

odrzekła Liv, a potem gwałtownie wciągnęła powietrze. –

background image

Dziś rano, kiedy brałam prysznic, odniosłam dziwne wrażenie... ale sądziłam, że po

prostu pęcherz nie trzyma...

Czy potem czuła się pani bardziej ociężała?

Jak teraz o tym pomyślę, to istotnie tak było.

W porządku, wody zdecydowanie odeszły, bo nastąpiło pełne rozwarcie –

oznajmiła Amelia. – Dziecko jest już w drodze.

Och! Czy ono... Wszystko jest w porządku, prawda? – spytała Liv ze łzami w

oczach, chwytając Harrisona za rękę.

Poród pośladkowy jest wykluczony, jeśli o to pani chodzi – zapewniła ją

Amelia. –

Widzę już główkę. Czy poprzednim razem poród trwał długo?

Owszem, i zakończył się cesarskim cięciem.

Następne dziecko zazwyczaj przychodzi na świat znacznie szybciej.

– Kiedy mija termin porodu? –

spytał Harrison.

– Za dwa tygodnie.

To maleństwo najwyraźniej nie może się już doczekać.

– Strasznie mocno kopie –

wycedziła przez zęby Liv, kiedy nastąpiły kolejne

skurcze.

Tak, dobrze. Proszę oddychać. Świetnie! Wspaniale pani sobie radzi, Liv.

Główka jest tuż-tuż!

oznajmiła Amelia z uśmiechem, a potem spojrzała na Harrisona i spytała: –

Czy mógłbyś dowiedzieć się, kiedy przyjedzie karetka? Harrison kiwnął głową i

wyszedł.

Będzie za jakieś pięć minut – oznajmił po chwili.

Dobrze. W porządku, Liv. Przy następnym skurczu musi pani naprawdę mocno

przeć. Zdaję sobie sprawę, że to trudne i nieprzyjemne, ale konieczne.

Boli mnie głowa.

– Nic dziwnego –

odparł Harrison łagodnym tonem. – Niedługo będzie pani

mogła odpocząć.

Wyciągnął z szafki pod umywalką jeszcze jeden koc i rozłożył go na krześle. Z

podręcznej apteczki wyjął nożyczki i tasiemkę, którą pociął na kawałki odpowiedniej

długości do zawiązania pępowiny.

Doktorze, proszę podać mi rękę! Muszę ją ściskać – wyszeptała Liv, a Harrison

natychmiast do niej

podszedł.

Amelia była pod wrażeniem jego zachowania. Odnosił się do pacjentki z sympatią,

troską i zrozumieniem. Miał do niej wspaniałe pokrzepiające podejście, dzięki czemu

potrafiła zachować spokój. Zagadywał ją i dodawał jej otuchy.

background image

Liv znó

w zaczęła przeć.

W porządku. Dobrze. Jeszcze raz i główka będzie na zewnątrz – zachęcała ją

Amelia. –

Oddychać! Proszę oddychać! Jest! Wspaniale! Jeszcze trochę! Tak!

Świetnie!

Po chwili noworodek leżał już na rękach Amelii, która otuliła go kocem.
– Ma

pani chłopca, Liv – oznajmił Harrison, pokazując jej synka, a ona uniosła

drżącą rękę i pogłaskała palcem jego policzek.

– Jest cudowny –

powiedziała Amelia z uśmiechem.

W tym momencie do pokoju weszli ratownicy

i zajęli się Liv oraz jej nowo

narodzonym synkiem.

Muszę się przebrać, Harrison – oznajmiła Amelia, pokazując plamy na ubraniu. –

Dobrze się składa, że wcześniej zrobiłam zakupy.

– Istotnie –

przyznał, chwytając ją za rękę. – Świetna robota, AJ. – Spojrzał na

nią w taki sposób, że jej serce zaczęło bić w przyspieszonym tempie.

– Ja... uhm –

wymamrotała, uwalniając dłoń z jego uścisku i gwałtownie się

cofając. – Muszę się przebrać – powtórzyła, a potem odwróciła się i wyszła z pokoju.

Kiedy pani D. ją zobaczyła, natychmiast podała jej torby z zakupami.

Sądzę, że mogą się pani przydać – powiedziała, a Amelia podziękowała jej i

poszła do najbliższej damskiej toalety. Pospiesznie zmieniła ubranie, stanęła przed

lustrem i spojrzała na swoje odbicie.

– To nic takiego –

mruknęła pod nosem. – Między wami nie dzieje się nic

szczególnego. Po prostu zapomnij o nim. On jest twoim szefem i na tym koniec.

Opłukała twarz chłodną wodą i wytarła papierowym ręcznikiem, a później palcami

przeczesała włosy. Zebrała swoje rzeczy i wyszła na korytarz. Położyła torby pod

ścianą i dogoniła Liv, którą ratownicy wieźli na noszach.

Jak się pani czuje? – spytała.

– Jestem wyczerpana –

odparła Liv z uśmiechem.

To zrozumiałe. Czy pani matka już przyjechała?

Tak, przed chwilą – powiedział Harrison, wychodząc z pokoju, w którym

odebrali dziecko. Towa

rzyszyła mu matka Liv, tuląc w ramionach nowo narodzonego

wnuka.

Ale państwo oboje pojedziecie do szpitala, prawda? – spytała Liv, patrząc

błagalnym wzrokiem na Amelię i Harrisona.

Oczywiście – zapewniła ją Amelia.

– Do zobaczenia na miejscu –

dodał Harrison, kiedy ratownicy ruszyli z noszami

w stronę ambulansu, a Ethan oraz jego babcia z noworodkiem na rękach podążyli za

background image

nimi.

Amelia doszła do wniosku, że jej rola dobiegła końca i pospiesznie chwyciła

swoje torby.

– Pani D. –

zaczął Harrison. – Proszę zabrać Yolandę do domu. Ja pojadę z AJ.

do szpitala. To nie

powinno potrwać zbyt długo.

Oczywiście – odparła pani D.

Tatuś też do domu! – zawołała Yolanda.

Harrisson pochylił się i pogłaskał ją po włosach.
– Tatu

ś musi pojechać do szpitala. Tylko na krótko i zaraz...

– Nie! –

Yolanda tupnęła nogą. – Nie. Mój tatuś.

Chyba nie spodobało jej się, że wziąłeś na ręce tamto dziecko – wyjaśniła pani

D. półgłosem.

Nie będę tam długo, koteczku.

– Nie, tatusiu! –

zawołała ze łzami w oczach, rzucając mu się na szyję, a on

mocno ją przytulił.

Ona jest zmęczona – stwierdziła pani D. – Chodź, Yolando. Tatuś niedługo

wróci. Byłaś bardzo – grzeczna, więc w domu czeka cię coś przyjemnego. Będziesz

mogła obejrzeć w telewizji swój ulubiony program, tańczyć, śpiewać i dobrze się

bawić.

Chcę tatusia – nalegała z uporem dziewczynka.

– Wracaj z nimi do domu –

zaproponowała Amelia, widząc wahanie Harrisona. –

Zajmę się Liv.

Ale powiedziałem jej, że...

Ona też ma trzyletnie dziecko, więc na pewno to zrozumie. Spędź resztę dnia z

rodziną.

Dziękuję, Amelio.

Nie ma za co. Jeśli chcesz, to wracając ze szpitala, mogę ci podrzucić aktualne

dokumenty.

Nie trzeba. Mogą zaczekać do poniedziałku.

Amelia była nieco zawiedziona jego reakcją, ale nie dała tego po sobie poznać.

Oczywiście. Życzę miłego popołudnia.

Ja tobie również. Nie siedź zbyt długo w szpitalu. Do widzenia, AJ. – rzekł i

odszedł.

Amelia odniosła wrażenie, że pożegnał ją na zawsze.

background image

Rozdz

iał 4


Tej nocy Amelia nie spala zbyt dobrze. Ciągle zastanawiała się, czy nie popełniła

jakiejś gafy w stosunku do Harrisona. Choć polubiła tego mężczyznę i jego śliczną

córeczkę, doskonale wiedziała, że wzajemne zauroczenie do niczego nie doprowadzi.
Wci

ąż nie mogła zapomnieć wczorajszego pożegnania, a nie chciała, żeby myśli o nim

nieustannie za

przątały jej umysł.

W niedzielę miała dzienny dyżur. Przyszła do szpitala wcześnie rano,

przygotowana na wszystko,

co zgotuje jej los. Zepchnęła chwilowo Harrisona i jego

córkę na dalszy plan. W końcu czerwca ma wyjechać z Australii i wrócić do Anglii,

musi więc skupić się na pracy, by osiągnąć wyznaczony cel.

Kiedy w przerwie między pacjentami podeszła do stanowiska pielęgniarek, Rosie

dostała właśnie wiadomość z ambulansu, który był już w drodze do szpitala.

Och, mój Boże! – jęknęła Rosie, odkładając słuchawkę.

Co się stało? – spytała Amelia.

Karetka wiezie do nas opiekunkę Yolandy. Podobno upadła i nie była w stanie

się ruszyć. Podejrzewają złamanie stawu biodrowego.

– Pani Deveraux? Och, biedaczka.

Jeśli trafi do nas członek rodziny lub krewny – któregoś z pracowników

oddziału, zazwyczaj wzywamy szefa – oznajmiła Rosie, wstając.

– To znaczy Harrisona –

mruknęła Amelia, ruszając w kierunku gabinetu

zabiegowego. – Kiedy karet

ka może tu być?

Za jakieś pięć minut.

W porządku. Gdzie jest ten skomplikowany nowy cyfrowy aparat

rentgenowski?

Ja się tym zajmę – oznajmiła Rosie.

Wezwij ortopedę i anestezjologa. Jeśli to istotnie złamanie, może trzeba będzie

wymienić całe biodro, a wtedy Harrison zażąda, żeby jak najszybciej ją zoperować.

Wszystko załatwię;

Niech przygotują całą dokumentację pani Deveraux. Musimy wiedzieć, jaką ma

grupę krwi i na co jest uczulona – dodała Amelia, wchodząc do gabinetu.

Zaczęła się zastanawiać, jak doszło do tego upadku. Czy Yolanda była jego

świadkiem? Czy bardzo się tym przejęła? Czy Harrison był wtedy w domu, czy też

poszedł pobiegać po plaży?

Kiedy usłyszała syrenę zbliżającej się karetki, wyszła przed budynek. Nie była

background image

zaskoczona widokiem

Harrisona, który otworzył drzwi i wyskoczył z karetki, gdy

tylko zatrzymała się przed szpitalem.

Chodź, koteczku – powiedział, wyciągając ręce do córki.

– Nie! –

zawołała piskliwie Yolanda.

Cześć! – Amelia zajrzała do wnętrza karetki i zauważyła, że dziewczynka

mocno tuli się do pani D. – Och, Yolanda! Czyżbyś przyjechała odwiedzić mnie w
pracy? –

spytała z wyrazem radości na twarzy, a mała zerknęła na nią z

zaskoczeniem.

Amelia dostrzegła jej mokre od łez policzki i zdała sobie sprawę, że Harrison miał

zapewne bardzo ciężki poranek. Pani D. również starała się nakłonić Yolandę do
opuszczenia karetki.

Jeśli pójdziesz ze mną, sanitariusze będą mogli zająć się twoją opiekunką. Potem

pozwolę ci zbadać jej serce moim stetoskopem, bo jesteś świetnym lekarzem. Co ty na
to, kochanie?

– Jestem lekarzem –

powiedziała Yolanda, odsuwając się nieco od pani D.

Wspaniałym lekarzem – poprawił ją Harrison, ponownie wyciągając do niej

ręce.

Choć ratownicy zaczęli się już niecierpliwić, on doskonale wiedział, że nie wolno

mu nic robić na siłę, ponieważ Yolanda może dostać napadu złości. A tego za wszelką

cenę chciał uniknąć.

To prawda. Pamiętam, jak ładnie zabandażowałaś tatusiowi rękę – przyznała

Amelia, a Harrison

miał ochotę uściskać ją z wdzięczności. – Popatrz, kochanie –

dodała, pokazując jej stetoskop. – Chodź do mnie. Pozwolę ci go potrzymać, a w tym
czasie

pani D. pojedzie do szpitala na specjalnym łóżku...

Ja też chcę pojechać.

Amelia spojrzała na stojącego przy drzwiach sanitariusza, który z zaciekawieniem

przyglądał się całej scenie.

– Czy dysponuje pan wolnym wózkiem, który mo

głabym na chwilę pożyczyć? –

zapytała.

– Jasne –

odparł.

– Ojej! –

zawołała pani D. – Wolałabym jechać na – twoim wózku, a nie na łóżku.

Masz wielkie szc

zęście, Yolando.

Dziewczynka natychmiast podbiegła do ojca, który wziął ją na ręce i posadził na

wózku. Amelia

podała jej stetoskop, a ona chwyciła go, włożyła do uszu i zaczęła

słuchać bicia swojego serca jak prawdziwy zawodowiec.

Najwyraźniej robiła to już wcześniej – stwierdziła Amelia, uśmiechając się do

background image

Harrisona.

Dziękuję.

– Nie ma za co –

odparła, pchając wózek w stronę wejścia do szpitala.

Zejdźcie z drogi! – wołała po drodze Yolanda.

Amelia postawiła wózek obok drzwi gabinetu zabiegowego.

Chodź, Yolanda. Zobaczymy, jak czuje się pani D. – powiedziała, ujmując jej

rękę i wprowadzając do pokoju. – Widzisz? Wszystko w porządku.

Chcę słuchać – oznajmiła Yolanda, wskazując stetoskop.

Wobec tego najpierw sprawdź, jak bije moje serce, dobrze? – zaproponowała

Amelia, przykucając obok niej.

Pokaż język, Mil... ja! – rozkazała Yolanda, a Amelia posłusznie wykonała jej

polecenie. – Powiedz: „a”. Dobrze. Teraz pani D.

Zgoda, ale muszę cię podnieść.

Yolanda natychmiast wyciągnęła ramiona, a Amelia wzięła ją na ręce i delikatnie

pocałowała w policzek.

Och, ten język niedobry. Potrzebna operacja – oznajmiła Yolanda, osłuchując

serce pani D.

Ona jest całkiem niezła – stwierdziła Rosie, chichocząc.

A czego się spodziewałaś? W końcu jest nieodrodną córką swojego ojca –

oświadczył z dumą Harrison. – Żałuję, że nie jestem w stanie postawić diagnozy na

podstawie oględzin języka pacjenta.

Wszystkim nam oszczędziłoby to dużo czasu – przyznała Amelia. – Doktor

Yolando, czy uważa pani, że trzeba zrobić prześwietlenie?

Tak. Prześwietlenie od razu – odparła dziewczynka po chwili namysłu. – Teraz

muszę pisać – dodała, wyślizgując się z objęć Amelii i oddając jej stetoskop.

Dobrze, pójdziemy do pielęgniarek i wszystko zapiszemy – powiedziała Amelia,

a Harrison kiwnął głową, mrugając do niej porozumiewawczo.

Amelia zaprowadziła Yolandę do stanowiska pielęgniarek i posadziła obok siebie

przy stole. Dała jej kartkę oraz długopis. Dziewczynka zaczęła coś gryzmolić, przez

cały czas mamrocząc. Amelia zrozumiała jedynie dwa słowa: „język” i „operacja”.

Kiedy Harrison przyszedł po córkę, ona nadal była pochłonięta rysowaniem

różnych zawijasów.

Czy ty również mamroczesz, robiąc notatki? – spytała go Amelia z uśmiechem.

Możliwe – odparł z zakłopotaniem, wzruszając ramionami. – Mamy już zdjęcia

rentgenowskie.

Co o nich sądzisz?

background image

Chodź i oceń sama. Yolanda? Czy ty też chcesz je zobaczyć? – spytał, a ona

natychmiast przerwała swoją „pracę” i chętnie do niego podeszła. Potem wszyscy troje

udali się z powrotem do gabinetu zabiegowego.

Nie wydajesz się przesadnie zmartwiony, więc chyba wyniki są zadowalające –

oznajmiła Amelia.

Lepsze, niż się spodziewałem.

Amelia spojrzała na zdjęcia i pokiwała głową.

Doskonale! Panewka jest nienaruszona, a główka kości udowej wygląda dobrze.

Pani D. , można powiedzieć, że złamała pani szyjkę kości udowej we właściwym

miejscu. Gdyby było to trochę wyżej, czekałaby panią wymiana całego biodra.

– To samo mówi Harrison.

Ja też – wtrąciła Yolanda.

Jesteś najlepszym małym doktorem – stwierdził jej ojciec, całując ją w policzek.

Dużym doktorem – poprawiła go dziewczynka.

Tak, oczywiście. Przepraszam.

W tym momencie zjawił się chirurg ortopeda.

Złamanie można łatwo zespolić za pomocą kilku śrub, a jeśli będzie trzeba,

zastosujemy metalową płytkę. Taka operacja powinna potrwać jakieś czterdzieści pięć
minut –

powiedział.

O której moglibyście zacząć? – spytał Harrison.

Myślę, że około trzeciej po południu.

– Wspaniale. –

Harrison pożegnał się z ortopedą oraz anestezjologiem i zostawił

panią D. pod ich opieką.

Czy wybieracie się teraz do domu? – spytała Amelia, kiedy wrócili do

stanowiska pielęgniarek.

Nie. Chyba pokręcimy się gdzieś w pobliżu.

Ale przecież do operacji jest jeszcze bardzo dużo czasu. Czy Yolanda się nie

znudzi?

– Nie. Ona jest przyzwyczajona do szpitala. Poza

tym na pewno zechce pójść do

zoo.

Amelia zmarszczyła brwi.

Myślałam, że zamierzacie zostać...

Na dźwięk słowa „zoo” Yolanda zaczęła podskakiwać z radości, klaszcząc w

dłonie.

– Zoo! Zoo! –

wołała.

Chyba czegoś nie rozumiem. Zoo jest w mieście, prawda?

background image

Chodź, pokażemy AJ. zoo, dobrze? – powiedział Harrison, biorąc córkę za rękę,

a ona bez chwili namysłu kiwnęła głową i chwyciła dłoń Amelii. – No to ruszamy.

Poszli korytarzem w kierunku wind.

Ja zrobię – zawołała Yolanda, podbiegając do przycisków. Kiedy wsiedli do

kabiny, nacisnęła guzik trzeciego piętra.

Czyżby w szpitalu było zoo? Przecież to niezgodne z przepisami.

Ona tak nazywa oddział dziecięcy, ponieważ w pokoju zabaw jest pełno

pluszowych zwierzaków. –

Mówiąc to, połaskotał córeczkę po brzuszku.

Och. Nie miałam jeszcze okazji odwiedzić pediatrii.

Dlatego właśnie tam cię prowadzimy.

Kiedy winda zatrzymała się na trzecim piętrze, Yolanda natychmiast z niej

wyskoczyła i pobiegła korytarzem. Harrison pospieszył za nią, doskonale wiedząc,

dokąd córka zmierza.

Mała na pewno zna tu każdy zakamarek.

Jak mówiłem, jest przyzwyczajona do tego szpitala. Często bywała na tym

oddziale.

Och. Czyżby chorowała?

– Nie –

odrzekł po chwili namysłu. – Jednak miała tu regularne spotkania... – Nie

dokończył, bo Yolanda już stała przed bramką „zoo”, czekając na moment, w którym

wpuści ją do środka.

Pójdę uprzedzić pielęgniarkę, że Yolanda jest tutaj – powiedział i zniknął za

drzwiami.

Gdy wrócił, od razu podszedł do córki.

Wszystko w porządku, koteczku. Zostaniesz tu, dopóki tatuś po ciebie nie

przyjdzie.

– Dobrze.

Co ona zrobi, jeśli będzie potrzebowała cię wcześniej? – spytała Amelia.

Co zrobisz, jeśli będziesz potrzebowała tatusia?

Pójdę do dozorczyni, a ona pójdzie po tatusia – odparła Yolanda.

Przypuszczam, że dozorczynią jest siostra oddziałowa.

Zgadza się, doktor Watson.

Kiedy wrócili na oddział ratownictwa, Harrison natychmiast poszedł sprawdzić, jak

czuje się pani D. Natomiast Amelia wzięła od Rosie karty swoich pacjentów i udała się do

izby przyjęć. Po dwóch godzinach, gdy robiła notatki, przyjechał następny ambulans.

Sanitariusze wwieźli na wózku pacjentkę, która obrzucała wyzwiskami cały

personel. Amelia, uprze

dzona o tym przypadku, od razu ruszyła w ich stronę.

background image

– June? –

zaczęła, spoglądając na jej duży brzuch.

Proszę się uspokoić.

Ciężarna nie przestawała przeklinać, . a jej nieświeży oddech przesiąknięty był

odorem alkoholu.

– Zostawcie mnie!

Nic nie muszę robić. Chcę wracać do domu. Nie możecie mnie

tu zatrzymać – krzyczała, chwytając się za serce.

Muszę panią osłuchać, June – powiedziała Amelia, wkładając do uszu słuchawki

stetoskopu.

Odejdź! Zjeżdżaj...

Co tu się dzieje? – spytał Harrison tak głośno, że Amelia nerwowo podskoczyła. –

Zakłóca pani spokój na oddziale. Proszę pozwolić doktor Watson zrobić niezbędne
badania.

Jego podniesiony głos wyraźnie przestraszył pacjentkę, więc Amelia wykorzystała

sytuację i osłuchała jej serce.

Tachykardia. Trzeba zrobić badanie krwi i sprawdzić poziom alkoholu. Palce u

rąk są spuchnięte. Kostki również. Należy pobrać próbkę moczu i natychmiast

wezwać położną. Możliwy stan przedrzucawkowy.

Wy... Nie możecie... jazda stąd... !

– To wszystko z powodu alkoholu –

uznał Harrison. – Nie wolno dawać pacjentce

niczego, dopóki

nie obejrzy jej położna. Proszę wezwać psychologa. – Spojrzał na

June. –

Myślę, że przyda się pani lekcja na temat szkodliwego wpływu alkoholu na

pani nienarodzone dziecko.

June

splunęła na niego, ale chybiła.

Cóż za czarujące maniery! Powinna pani zdawać sobie sprawę, że pani stan jest

poważny. Zarówno pani, jak i dziecko możecie umrzeć z powodu przedawkowania

alkoholu, który pani w siebie wlała. Jeśli pani dziecku uda się przeżyć, będzie narażone

na trwałe kalectwo. Mogą wystąpić zniekształcenia twarzy, zaburzenia rozwoju

fizycznego oraz upośledzenie umysłowe. A wszystko przez to, że przez całą ciążę pani
przy

jemnie spędzała czas, upijając się do nieprzytomności.

Mówił to tak oskarżycielskim tonem, jakby zarzucał pacjentce nie tylko

bezmyślność, lecz również nieodpowiedzialność. Kiedy pielęgniarki zaczęły robić jej

badania, Amelia chwyciła go za ramię i pociągnęła w stronę drzwi.

Niedługo wrócę – zawołała, wychodząc z gabinetu i wprowadzając Harrisona do

pokoju dla personelu. – Czy nic ci nie jest? –

spytała, zamykając drzwi.

Takie przypadki doprowadzają mnie do szału – odparł po namyśle.

Nie da się tego ukryć.

background image

Ona nie ma pojęcia, jaką krzywdę wyrządza temu dziecku.

– Prz

yprowadziłam cię tutaj, bo musisz ochłonąć. Jeśli chcesz porozmawiać,

wyrzucić z siebie to, co leży ci na sercu, zamieniam się w słuch.

Zaczął chodzić nerwowo po pokoju, potrząsając głową.
– To sprawa osobista, prawda? –

spytała w końcu, a on zatrzymał się i spojrzał na

nią zaskoczony. – Chodzi o Yolandę?

Tak. O nią.

– O to, co jej dolega?
Harrison głęboko westchnął.

Najpierw skrócona wersja. Kiedy Yolanda się urodziła, miała objawy głodu

alkoholowego. Po roku

rozpoznano u niej płodowy zespół poalkoholowy. Ma

zaburzenia układu nerwowego i wady rozwojowe, powstałe na skutek alkoholizmu jej
matki.

background image

Rozdział 5


– Och! –

Amelia była wstrząśnięta tą wiadomością.

Wiesz, o czym mówię, prawda? Amelia kiwnęła potakująco głową.

Oczywiście, ale nigdy się z tym nie zetknęłam.

Niestety, ta choroba staje się coraz bardziej powszechna. Spójrz na June. Ona

nawet nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę wyrządza swojemu dziecku...

W tym momencie odezwał się pager Amelii.
– To z ortopedii. Pewnie w sprawie pani D. –

powiedziała, podchodząc do telefonu

i wykręcając odpowiedni numer.

Czy Harrison jest z tobą, Amelio? – spytał chirurg.

– Tak.

Nie bardzo wiedzieliśmy, jak się z nim skontaktować, ale pielęgniarka

skierowała nas do ciebie.

– Harrison, to do ciebie –

oznajmiła, podając mu słuchawkę.

Zaraz tam będę – oświadczył Harrison, uważnie wysłuchawszy kolegi.

Jakieś kłopoty? – spytała Amelia, kiedy ruszył w kierunku drzwi.

Zabierają ją na operację wcześniej, a ja chciałbym się z nią przedtem zobaczyć.

Rozumiem. Daj mi znać, co się dzieje.

– Dobrze. –

Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią. – Dziękuję, że mnie

wysłuchałaś, AJ.

– Nie ma za co –

odparła z uśmiechem.

– Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy –

powiedział półgłosem i

odszedł.

Amelia stała przez chwilę nieruchomo, próbując zebrać myśli, a potem wróciła do

swoich zajęć. Miała wrażenie, że od tego momentu dzień zaczyna się wlec w

nieskończoność.

Operacja pani Deveraux przebiegła pomyślnie. Choć Amelia skończyła już swój

dyżur, nie wyszła ze szpitala, dopóki nie przewieziono pacjentki do sali
pooperacyjnej.

Jeszcze tutaj jesteś? – spytał Harrison na jej widok.

Czy Yolanda nadal bawi się w zoo?

Harrison kiwnął potakująco głową.

Właśnie dzwoniła do mnie pielęgniarka oddziałowa...

Chciałeś powiedzieć dozorczyni – poprawiła go, a on szeroko się uśmiechnął.

background image

Jak czuje się pani D. ?

Dobrze. Operacja nie była zbyt skomplikowana, a ona ma zostać w szpitalu tylko

pięć dni.

To lepiej, niż się spodziewałeś, prawda?

Tak. Kiedy usłyszałem jej krzyk, natychmiast pobiegłem do kuchni. –

Potrząsnął głową. – Pani D. leżała na podłodze w takiej pozycji, że nie miałem

wątpliwości. Byłem pewny, że nie obejdzie się bez wymiany całego stawu

biodrowego. Potem przyszła Yolanda, spojrzała na panią D. i wybuchnęła płaczem.

– No ale teraz wszystko idzie ku lepszemu.

Masz rację. Pójdę po Yolandę. Czy wybierasz się do domu?

– Owszem.

Czy możemy ci towarzyszyć?

Amelia uśmiechnęła się, czując mrowienie w plecach.

Będzie mi bardzo miło.

Wobec tego spotkajmy się za dziesięć minut przy głównym wejściu.

– Dobrze.

Ruszyli brzegiem morza. Yolanda pobiegła przodem. Od czasu do czasu

zatrzymywała się, podnosiła leżącą na piasku muszelkę i chowała ją do kieszeni.

Skąd ona ma tyle energii? Ja jestem zmęczona od samego patrzenia na nią –

zażartowała Amelia, a Harrison wybuchnął śmiechem.

Zdrowo się odżywia, sypia po kilka godzin w ciągu dnia, ale nie bez przerwy.

Raz dwie godziny,

raz pięć. Poza tym nie ma żadnych trosk. Jest wolna jak ptak.

Amelia westchnęła.

To brzmi cudownie, nie sądzisz?

My też kiedyś tak żyliśmy. Mieliśmy beztroskie dzieciństwo – mruknął z

zadumą, kiwając głową. – A Yolandzie część tej beztroski odebrano już w chwili
narodzin.

Masz na myśli jej chorobę?

Tak. Wcześniej przedstawiłem ci to w skrócie. Czy jesteś gotowa na pełną wersję

z przypisami i od

ręcznymi wykresami na piasku?

Widzę, że podchodzisz do tego z humorem, Harrison.

Teraz już tak. Ale to były dla mnie dwa długie, trudne lata, AJ. Nie potrafię

pojąć, dlaczego niektóre kobiety piją w czasie ciąży. To tak jak prowadzenie

samochodu bez zapiętych pasów. Zdrowy rozsądek zabrania pić, bo alkohol ma

zgubny wpływ na dziecko, ale one mimo wszystko to robią.

background image

– Tak jak June. –

Amelia kiwnęła głową ze zrozumieniem.

Widząc ją, poczułem się tak bezsilny jak wtedy, gdy zdiagnozowano tę chorobę u

Yolandy. Inga pra

wdopodobnie nadużywała alkoholu przez cały okres trwania ciąży.

Nie przestała pić nawet wtedy, kiedy w końcu to odkryłem.

Amelia szła w milczeniu. Czekała na jego zwierzenia, wiedząc, że jest to dla niego

niezwykle ważne.

Zaszła w ciążę niemal natychmiast po naszym ślubie. Przez pierwszy rok nie

było nam łatwo, ale jakoś dawaliśmy sobie radę. Sześć miesięcy po narodzinach

Yolandy, Inga miała już dosyć macierzyństwa. Zażądała rozwodu, a ja chętnie się

zgodziłem. Potem wyprowadziła się do hotelu.

A ty zostałeś samotnym ojcem.

Owszem. Inga była alkoholiczką, ale nie przyjmowała tego do wiadomości.

Przypuszczam, że zupełnie inaczej wyobrażała sobie życie żony lekarza.

Masz na myśli pieniądze, prestiż, duży wygodny dom i luksusowe samochody?

Tak, i nie tylko. Zamiast tego większość czasu spędzała w samotności, boja ciągle

byłem w szpitalu. Nie znosiła, kiedy w moje wolne dni dzwonił telefon, – a jeśli

zgadzałem się zastąpić kolegę czy zamienić z kimś na dyżury, wpadała we

wściekłość.

Wygląda na to, że nie układało wam się najlepiej.

Z czasem butelka stała się jej nieodłączną towarzyszką. Obracała się w gronie...

hm, dość specyficznych „koleżków”. Ale taki tryb życia zaczęła prowadzić dopiero po
narodzinach Yolandy.

Twoja córeczka jest wspaniała, Harrison. Powinieneś być z niej dumny.

Dziękuję, AJ. Jestem dumny. Ale abstrahując od tego, czy jest wspaniała, czy

nie, biedactwo wiele wycierpiało z winy swoich rodziców, którzy nie zrobili dla niej

wystarczająco dużo wtedy, kiedy tego naprawdę potrzebowała.

Czy próbowałeś w jakiś sposób powstrzymać żonę od picia?

Tak, kiedy odkryłem, że jest uzależniona... ale nic nie skutkowało. Wmawiała

mi, że zerwała z nałogiem, ale kłamała. Poza tym rzadko bywałem wtedy w domu.

W końcu jesteś lekarzem, Harrison. Musisz wypełniać obowiązki.

Zycie i dobro mojej córeczki powinny być najważniejsze. Przebyłem długą,

trudną drogę, zanim przyznałem... pogodziłem się z tym, że Yolanda jest upośledzona,

a ja po części ponoszę za to odpowiedzialność.

Co działo się po zdiagnozowaniu jej choroby?

Zacząłem szukać ratunku. Udało mi się znaleźć znakomitą specjalistkę. Pomogła

mi uświadomić sobie, że Yolanda może robić pewne rzeczy inaczej niż – inne dzieci,

background image

ale jest moją córką. Wtedy zdałem sobie sprawę, że rodzice potrzebują odpowiedniego
przy

gotowania. Kiedy przywykną do zachowań swojego dziecka i zrozumieją jego

przyczyny, życie stanie się dla wszystkich znacznie łatwiejsze.

Mówiłeś, że ona często się gubi.

Tak. Czasami mam ochotę założyć jej na szyję łańcuch z dzwonkami, żeby przez

cały czas wiedzieć, gdzie jest.

Amelia zaśmiała się cicho.

Myślę, że wielu rodziców ma takie same odczucia.

Pewnie tak, ale za każdym razem, kiedy nie mogę jej znaleźć, zamiera mi serce

z przerażenia.

Dobrze, że tak wcześnie rozpoznano tę chorobę.

Jak sama pewnie zauważyłaś, Yolanda nie jest upośledzona fizycznie, nie ma

zniekszta

łconej twarzy i nie jest opóźniona w rozwoju. Ma pewne zaburzenia układu

nerwowego, ograniczoną sprawność ruchową i słabą koordynację wzrok-ręce.

Ale mimo wszystko piecze ciasteczka z panią D.

To część jej terapii – wyjaśnił z uśmiechem.

– A przy okazji dobra zabawa.

Istotnie. Ma też luki w pamięci, ale ostatnio zdarzają się one coraz rzadziej, a to

dobry znak. Na

przykład doskonale zapamiętała ciebie.

– Mnie?

Tak. Musiałaś wzbudzić w niej zachwyt, ponieważ nieustannie pyta, kiedy wróci

Mil... ja i pobawi

się z nią lalkami.

– No, no! To mi pochlebia.

Cieszę się, AJ. Prawdę mówiąc, zrobiłaś na niej – spore wrażenie – powiedział z

nutką niepokoju w głosie, a sens jego słów dopiero po chwili dotarł do jej

świadomości.

– Och. To chyba niezbyt dobrze.

Uważam, że trzeba być z nią szczerym i wytłumaczyć jej, że nie zawsze

będziesz w pobliżu.

Całkowicie się z tobą zgadzam – oznajmiła Amelia, spoglądając z miłością na

Yolandę, która podniosła kolejną muszelkę, a potem ruszyła biegiem w ich kierunku,
by p

ochwalić się znalezionymi skarbami.

Uświadomiła sobie, że jest bardzo do niej przywiązana. Ale w końcu jakże

mogłoby być inaczej? Yolandę kochali wszyscy. A jeśli chodzi ojej ojca...

Amelia usiłowała odepchnąć od siebie myśli o Harrisonie. Zdawała sobie

sp

rawę, że ich dwoje może łączyć jedynie przyjaźń, nawet jeśli w głębi duszy chciała

background image

czegoś więcej. To, że w tak młodym wieku przeszła endometriozę, bynajmniej, nie

ułatwiało jej kontaktów z mężczyznami.

Bardzo ładne – pochwalił córkę Harrison. – Znajdź jeszcze trzy muszelki, a

potem pójdziemy już do domu.

Jak dacie sobie radę bez pani Deveraux? – spytała Amelia, kiedy Yolanda

ponownie się oddaliła.

No cóż, jestem niezłym kucharzem, a ze sprzątaniem jakoś się uporam.

Amelia roześmiała się, lekko klepiąc go po ramieniu.

Nie o to mi chodziło.

– Yolanda? –

Potrząsnął głową. – Próbowałem znaleźć jakieś racjonalne

rozwiązanie. W szpitalu – mamy oddział dzienny, ale nie jestem pewny, czy

przyjmą ją bez uprzedzenia.

Czy będzie się tam dobrze czuła?

– Chodzi ci o opiekunki czy o innych podopiecznych?
– O jedno i drugie, ale raczej o podopiecznych.

Yolanda nie wygląda na

upośledzoną dziewczynkę, więc dzieci mogą być zaskoczone, jeśli zareaguje na coś

inaczej niż one.

To kwestia niespełna tygodnia. Poza tym mogę wziąć sobie wolne dni.

Z urlopu? Przecież dopiero co wróciłeś z sympozjum.

Wiem. Mam też spore zaległości w papierkowej robocie, ale sądzę, że mógłbym

nadgonić je w domu.

Amelia milczała przez chwilę, zastanawiając się, czy powinna powiedzieć to, co

miała już na końcu języka. Po chwili zdobyła się na odwagę i odchrząknęła.

Myślę, że... hm... mogłabym pomóc.

Harrison gwałtownie się odwrócił i spojrzał na nią z zaskoczeniem.
– Co takiego?

Mieszkam blisko. Yolanda mnie lubi. Mógłbyś przesunąć moje dyżury na

popołudnia. Wtedy spędzałabym z nią poranki, a potem zabierałabym ją do szpitala.

Harrison przez chwilę rozważał jej propozycję.

Zaczynałabyś pracę o trzeciej, a ja mógłbym kończyć najwcześniej około wpół

do piątej – rzekł z zadumą, starając się uporządkować myśli i ułożyć wstępny plan.

– A zoo?

Biorę to pod uwagę. Yolanda ma sesje terapeutyczne trzy razy w tygodniu. Ale

piątek odpada, bo to jest dzień wolny od pracy w związku z Wielkanocą. Zatem

zostają dwie sesje.

O której one się odbywają?

background image

Rano, o dziesiątej trzydzieści, ale postaram się przesunąć je na trzecią po

południu, czyli na początek twojej zmiany. Wtedy po sesji mogłaby pobawić się na

oddziale dziecięcym, czekając, aż ja skończę dyżur. – Kiwnął głową. – Tak, to układa

się w jakąś logiczną całość, AJ.

– W jakie dni ma te sesje?

W tym tygodniu jest umówiona na poniedziałek i środę.

– Dobrze. Zgodnie z harmonogramem moich dy

żurów, wtorek mam wolny...

Wobec tego ja wezmę sobie wolny czwartek.

Zostaje więc tylko piątek, ale pani D. powinna już wyjść ze szpitala.

Ale nawet wtedy będę potrzebował pomocy. Amelia wzruszyła ramionami.

Możesz na mnie liczyć.

Harrison zatrzymał się i spojrzał na nią.
– To bardzo szlachetnie z twojej strony, AJ.

Amelia ponownie wzruszyła

ramionami.

Nie przesadzaj. W końcu po to są sąsiedzi.

Jestem niezwykle wymagający, jeśli chodzi o opiekunki mojej córeczki, ale jej

sympatia i zaufanie

do ciebie mówią same za siebie.

Kiedy pani D. wyzdrowieje, będę rzadziej widywać Yolandę i spędzać z nią

znacznie mniej czasu, –

żeby powoli odzwyczajała się ode mnie. Bo inaczej, gdy w

końcu czerwca stąd wyjadę, małej będzie... – Głos jej się załamał i cicho westchnęła.

Przykro, że ją opuściłaś – dokończył Harrison. – Nie tylko ona poczuje się

osamotniona. – C

hwycił ją za rękę i lekko uścisnął. – Dziękuję za propozycję

pomocy.

Zamierzasz ją przyjąć, prawda? W końcu jest to chyba najlepsze rozwiązanie.

Harrison kiwnął potakująco głową, wypuszczając jej rękę.

Tak, zamierzam przyjąć twoją propozycję.

– Dobrze.

W takim razie już sobie pójdę – mruknęła, wskazując kciukiem dom, w

którym mieszka.

Ja również. Na której zmianie pracujesz jutro?

Na nocnej, ale Tina ma dyżur po południu, więc się z nią zamienię. Zostanie

nam tylko środa, bo wtedy powinnam pracować rano.

Zajmę się tym jutro – powiedział, kiwając głową.

Dziękuję. – Ruszyła w kierunku swojego domu, żegnając się po drodze z

Yolandą, która wręczyła jej muszelkę.

Amelia przyjęła drobny upominek, wiedząc, że będzie on dla niej cenną pamiątką.

Kiedy znalazła się w mieszkaniu, natychmiast podeszła do telefonu i wykręciła

background image

numer Tiny. Po czwartym sygnale włączyła się automatyczna sekretarka, co Amelia
skwi

towała niechętnym mruknięciem.

– Jestem, jestem! –

zawołała Tina. – Kto wydaje te groźne pomruki?

– Ja –

odparła Amelia.

– Och, witaj. Jak ci leci?

Kiepsko. Nigdy nie zgadniesz, co zrobiłam.

Czy w związku z tym powinnam usiąść wygodnie?

– Tak –

odparła, a potem opowiedziała jej o wszystkim. – W końcu zaproponowałam

mu, że zaopiekuję się jego córką!

Tina się zaśmiała.

Co cię tak rozbawiło? – spytała Amelia.

Uwielbiam obserwować, jak chwytasz się najróżniejszych sposobów, żeby

zachować dystans do ludzi. Żeby nie brać udziału w ich życiu. A teraz... zanim zdałaś

sobie z tego sprawę, znalazłaś się w samym środku związku.

Związku?

Owszem, moja droga. A może powinnam nazywać cię AJ. ? – spytała Tina z

lekką ironią. – Ty i Harrison. Widziałam, jak na siebie patrzycie.

Ale ja ledwo znam tego mężczyznę.

Poznasz go znacznie lepiej po upływie najbliższego tygodnia.

Może powinnam odwołać moją propozycję. Masz rację. Istotnie wymyślam

różne sposoby, żeby przypadkiem nie zaangażować się w jakiś związek. Życie

rodzinne nie jest mi pisane, choć pragnę mieć męża i gromadkę dzieci... Ale niestety,
n

ie mogę. To niesprawiedliwe – powiedziała ze łzami w oczach.

Masz słuszność. – Tina odchrząknęła. – Ale pomyśl o tym inaczej... Nie możesz

mieć potomstwa, więc nawet jeśli znajdziesz wspaniałego mężczyznę i wyjdziesz za

niego za mąż, nigdy nie spełnią się twoje marzenia o szczęśliwym domu pełnym
dzieci.

– Do czego zmierzasz?

Po prostu teraz masz okazję...

– Nie rozumiem.

Masz okazję zakosztować życia rodzinnego. Przez kilka najbliższych dni

będziesz opiekować się Yolandą jak matka. Wiesz, że to nie potrwa długo. Kiedy pani

D. odzyska siły, ty na pewno z powrotem zamkniesz się w swojej skorupie. Dlaczego

więc nie wykorzystasz tej szansy, Amelio?

– To okrutne.
– W stosunku do kogo?

background image

Do mnie. Bo zakosztowałabym czegoś, czego nigdy nie będę miała.

Ale również przeżyłabyś jeden czy może nawet dwa cudownie boskie tygodnie.

Zwłaszcza że taki układ na pewno bardzo zbliżyłby was do siebie. Mam na myśli
ciebie i Harrisona.

Przestań! – zawołała Amelia, wzdychając. – Chyba jest już za późno, żeby się

wycofać.

Tym bardziej że zgodziłam się zamienić z tobą na dyżury.

Czy uważasz, że powinnam to zrobić?

Oczywiście.


Następnego dnia o siódmej trzydzieści rano Amelia Jane stała już na progu domu

swojego szefa.

Harrison otworzył drzwi i wprowadził ją do przedpokoju.

Przepraszam, ale nie zrobiłem wszystkiego, co powinienem – zaczął. – Nie

byłem w stanie zmusić Yolandy do zjedzenia śniadania.

Amelia kiwnęła głową i podążyła za nim do kuchni. Yolanda siedziała w foteliku, a

przed nią na stole stały szklanki z mlekiem, sokiem oraz wodą, miska płatków

śniadaniowych, talerz z grzankami i kieliszek z ugotowanym jajkiem.

Ona ciągle zmienia zdanie. Po wielu namowach udało mi się nakłonić ją do

zjedzenia łyżki płatków, ale nie chce nic wypić.

– Rozumiem –

powiedziała Amelia, z trudem tłumiąc wybuch śmiechu. – Nie

martw się, Harrison. Jedź do pracy, a ja spróbuję przemówić jej do rozsądku.

Yolanda, żadnych ciasteczek, dopóki nie zjesz śniadania! – zawołał. – Tatuś musi

jechać do szpitala.

Landa też – powiedziała dziewczynka, próbując zsunąć się z fotelika, ale

Harrison ją powstrzymał.

Nie, kotku. Tatuś musi iść do nudnej pracy, a ty zostaniesz tutaj i pobawisz się

lalkami z Amelią. Jesteś szczęśliwą kaczuszką.

Yolanda zastanawiała się przez chwilę.
– T

ak. Szczęśliwą kaczuszką.

No dobrze. A teraz pocałuj tatusia i wypij sok. – Yolanda pocałowała go, ale

soku nie tknęła. – Nie mam szansy z nią wygrać.

Amelia roześmiała się, a on zaczął wkładać dokumenty do teczki.

Co słychać u pani D. ? – zapytała.

Wszystko dobrze. Zajrzę do niej. Jeśli coś się zmieni, zadzwonię do ciebie, ale

sądzę, że szybko odzyskuje zdrowie. – Rozejrzał się wokół siebie. – Gdzie podziały

się kluczyki od samochodu?

background image

– Czy chodzi o te? –

spytała Amelia, machając kluczykami, które wzięła z

kuchennego blatu.

Tak. Amelio, jesteś cudowna. – Chwycił kluczyki i ruszył w stronę wyjścia. –

W razie potrzeby dzwoń do mnie. Zamknij drzwi na klucz, bo mała potrafi wyśliznąć

się z domu tak bezszelestnie jak węgorz.

Załatwione. Idź już. – Patrzyła na niego, zdając sobie sprawę, że właśnie

odegrali typową scenkę rodzinną... z wyjątkiem jej zakończenia. Przed wyjściem do

pracy mąż powinien pocałować żonę na pożegnanie. Na myśl o tym pocałunku

przeszył ją dziwny dreszcz.

Kiedy jego samochód zniknął za zakrętem, Amelia zamknęła drzwi na klucz i

wróciła do kuchni. Yolanda nadal siedziała w swoim foteliku, który teraz był cały
usmarowany jedzeniem i pochlapany napojami,

spływającymi dużymi kroplami na

podłogę.

– Typowa scenka rodzinna –

mruknęła do siebie i zabrała się do sprzątania.

Kiedy po lunchu Yolanda zasnęła na kanapie w salonie, Amelia podniosła

słuchawkę i wykręciła numer służbowy Harrisona.

Cześć. To ja – oznajmiła.

Witaj. Właśnie miałem do was dzwonić.

Tak myślałam, bo od twojego ostatniego telefonu minęła już niemal godzina.

Nie niepokoję was chyba zbyt często?

Cogodzinne kontrole można by uznać za przesadnie intensywne, ale w końcu to

dopiero pierwszy

dzień... Jeśli jutro nic się nie zmieni, możesz usłyszeć zupełnie inną

odpowiedź.

Harrison wybuchnął śmiechem.

Wybacz nadopiekuńczemu ojcu.

Dobrze. Tak czy owak chciałam cię poinformować, że udało mi się położyć ją

spać, więc przez jakiś czas nie dzwoń, żeby jej nie obudzić.

Gratuluję.

Do zobaczenia około trzeciej.

Cieszę się na to spotkanie. Już nie mogę się doczekać – odrzekł i odłożył

słuchawkę.

Amelia usiadła wygodnie obok Yolandy i położyła dłoń na jej głowie. Poranek był

dość męczący, choć spędziły go bardzo przyjemnie. Tańczyły przed telewizorem,

bawiły się lalkami i urządziły dla nich podwieczorek. Amelia była zadowolona, że
nazajutrz ma

wolny dzień i będzie mogła odpocząć.

Tuż po wpół do trzeciej spakowały rzeczy Yolandy, wstąpiły do mieszkania

background image

Amelii, by mogła przebrać się do pracy, a następnie ruszyły plażą w kierunku szpitala.

Po drodze dziewczynka zebrała dwie pełne kieszenie muszelek. Kiedy dotarły na
miejsce,

zatrzymały się i zanim weszły do gabinetu Harrisona, Amelia strzepnęła

piasek z ubrania Yolandy.

Oto twoja pociecha. Cała i zdrowa.

Harrison przytulił córkę, a potem spojrzał na Amelię.

Czego nie można powiedzieć o tobie. Wyglądasz na wykończoną, doktor

Watson.

I tak właśnie się czuję. Nie wiem, jak pani D. daje sobie radę.

– Och, to proste, mój drogi Watsonie. Ona nie ma

dyżuru w szpitalu po

całodziennym uganianiu się za ruchliwą trzylatką.

To prawda. Byłam do tego stopnia wyczerpana, że kiedy ona spała, sama

zdrzemnęłam się jakieś pół godziny.

Tak właśnie postępują rozsądni rodzice. A teraz przeproszę cię i zaprowadzę ją

do terapeutki.


Wtorek poto

czył się podobnie. Z tą tylko różnicą, że Amelia, bogatsza o pewne

doświadczenia, potrafiła sprawniej pokierować biegiem wydarzeń. Zdążyła nawet

przygotować kolację dla Harrisona, który wrócił ze szpitala nieco później niż zwykle.

Coś tu pięknie pachnie – stwierdził, wchodząc do kuchni z Yolandą na rękach.

Nie jestem mistrzynią, ale jakoś sobie radzę – odparła, wyjmując zapiekankę z

piekarnika.

Harrison uśmiechnął się i postawił córkę na podłodze.

Czy dzisiaj miałaś lepszy dzień? – spytał, biorąc widelec i zamierzając

spróbować potrawę.

Hej, chwileczkę. Zaczekaj, aż dostaniesz talerz.

Ojej, ale ja umieram z głodu.

W lodówce jest sałata, więc ją podaj. Przygotowałam też przysmak Yolandy. –

Otworzyła kuchenkę mikrofalową i wyjęła z niej niewielką miskę owsianki.

– To jest przysmak mojej córki? –

zawołał ze zdumieniem.

Dzisiaj, owszem. Na lunch zjadła trzy porcje i zażądała, żebym przygotowała

jej to pyszne danie

na kolację.

– Nieco monotonne, ale zdrowe. Dobra robota, Watsonie.

Dziękuję, Stapleton. – Wyjęła z szafki talerz i zaczęła nakładać zapiekankę.

Zaraz! A ty nie będziesz jadła?

– Hm... nie.

background image

Dlaczego? Przecież wystarczy dla wszystkich. Poza tym to absurdalne, żebyś po

powrocie do domu

zabierała się za gotowanie. Zostaniesz i zjemy razem.

Amelia wzruszyła ramionami, wiedząc, że spieranie się z nim nie ma sensu i

wyjęła z szafki drugi talerz. Harrison posadził Yolandę przy stole i z radością patrzył,

jak jego córeczka zajada owsiankę.

Po kolacji odprowadził Amelię do drzwi, położył Yolandę spać i wrócił do kuchni,

by posprzątać po posiłku. Opłukał talerze i włożył je do zmywarki, a potem zabrał

się do papierkowej roboty. Po pięciu minutach podszedł do telewizora i go włączył.
Dwie

minuty później wyłączył go i zaczął nerwowo chodzić po pokoju, zastanawiając

się, co nie daje mu spokoju. W końcu zdał sobie sprawę, że przez cały czas jego myśli

zaprząta Amelia. Kiedy wszedł do kuchni i poczuł zapach jej perfum, uświadomił sobie

nagle, że ma ochotę ją pocałować.

background image

Rozdział 6


W środę wszystko przebiegało tak jak w poniedziałek. Z jednym tylko wyjątkiem.

Amelia odczuła nieodpartą chęć pocałowania Harrisona zarówno na powitanie, jak i na

pożegnanie. Była zadowolona, kiedy nastał czwartek, bo tego dnia Harrison miał zostać
w domu

i zająć się córeczką. W szpitalu odwiedziła panią Deveraux i ucieszyła się,

widząc ją w dobrym zdrowiu.

Mogę wrócić do domu już jutro – oznajmiła pani D. na jej widok.

To wspaniała wiadomość.

Tak. Bardzo dziękuję, kochanie, że pomogłaś Harrisonowi w opiece nad

Yolandą.

Cała przyjemność po mojej stronie. – odparła szczerze Amelia.

Po dyżurze wróciła do domu. Była zadowolona, że może odpocząć. Z drugiej jednak

strony przygnębiała ją świadomość, że tego dnia nie zobaczy już Harrisona ani

Yolandy. Bardzo lubiła spędzać z nimi czas.

Kiedy wzięła prysznic i włożyła różowy dres, usłyszała pukanie do drzwi. Gdy je

otworzyła, stwierdziła ze zdumieniem, że na progu stoi Harrison, trzymając za rękę

swoją córeczkę.

Przynieśliśmy kolację – oznajmiła Yolanda z dumą, wchodząc do mieszkania

Amelii jak do własnego domu.

Pomyśleliśmy, że przynajmniej tak możemy ci podziękować – rzekł Harrison,

kiedy weszli do pokoju.

Ojej! To jest różowe! – zawołała Yolanda, podbiegając do Amelii i gładząc

rękawy jej dresu.

Na ten widok Harrison poczuł ukłucie zazdrości.

Wiedziałam, że ci się spodoba – stwierdziła Amelia z uśmiechem. – A zatem...

zabierzmy się do jedzenia, póki wszystko jest jeszcze gorące. Wyjmę talerze.

Yolando, pomóż mi nakryć do stołu, dobrze?

Dziewczynka nie odstępowała jej na krok, a Harrison nie mógł oderwać od nich

oczu. Yolanda miała na sobie różowo-białą piżamę i była bardzo podobna do Amelii...
tylko znacznie mniejsza.

Zrobiliśmy taki wielki obraz dla pani D. – oznajmiła Yolanda, rozpościerając

szeroko ramiona.

– Powitalny plakat –

wyjaśnił Harrison. – Zajęło nam to prawie cały dzień.

Wierzę.

background image

Po kolacji przez chwilę rozmawiali o sprawach związanych ze szpitalem. Kiedy

Yolanda zaczęła ziewać, Amelia powiedziała Harrisonowi, by zabrał ją już do domu,

a on posłuchał jej rady i niezbyt chętnie wziął córkę na ręce. Nie miał ochoty
wy

chodzić. Chciał zostać i spędzić z Amelią więcej czasu. Wiedział, że skoro pani D.

ma wrócić następnego dnia, będzie widywał Amelię znacznie rzadziej niż dotąd.

Posłuchaj, AJ. – zaczął, kiedy zamierzała otworzyć im drzwi. – Co robisz w

sobotę rano?

W Wielką Sobotę?

– Tak.

Uhm... prawdę mówiąc, nie mam żadnych planów. A dlaczego pytasz?

Czy miałabyś ochotę wyskoczyć na śniadanie?

Śniadanie?

Owszem. Pani D. i Yolanda też będą w nim uczestniczyć, więc mogę cię

zapewnić, że absolutnie nic ci nie grozi.

A dokąd się wybieracie?

Zamierzamy zjeść je na plaży. To coś w rodzaju tradycji. Będziesz musiała

jedynie wyjść z domu, pójść ścieżką i przejść przez ulicę. – Wskazał ręką plażę. – A

my będziemy już tam na ciebie czekać z miską płatków śniadaniowych.

Naprawdę? Płatki śniadaniowe? A dlaczego na plaży?

Sam nie wiem. Zrobiliśmy tak w pierwszą Wielką Sobotę po narodzinach Yolandy

i stało się to jakby zwyczajem. No więc jak? Przyjdziesz?

Czy będą jakieś wielkanocne jajka?

Sądziłem, że nie lubisz czekolady.

Nie mówiłam, że nie lubię. Powiedziałam tylko, że nad słodycze przedkładam

pikantne jedzenie.

Rozumiem. A odpowiedź na twoje pytanie brzmi: nie. Nie będzie jajek. One

pojawią się dopiero w niedzielę. Zatem do zobaczenia w sobotę o ósmej trzydzieści.

Czy mam coś przynieść?

Nie... to znaczy weź ze sobą strój kąpielowy. Może przed jedzeniem wskoczymy na

chwilę do wody.

– Dobrze.

Słodkich snów, Amelio Jane – rzekł półgłosem, a potem otworzył drzwi i

wyszedł.

Zaniósł swoją śpiącą córkę do jej pokoju i ostrożnie położył ją na różowo-białym

łóżku. Wiedział, że za kilka godzin przyjdzie do niego. Zrobił sobie drinka, usiadł na

krześle i zaczął myśleć o Amelii. Powiedziała mu, że nie lubi ciętych kwiatów. Nie

background image

mógł też dać jej czekoladek. A bardzo chciał coś jej podarować i podziękować w ten
sposób za wszystko, co

w ostatnim tygodniu zrobiła dla niego i Yolandy. Jednak

pragnął, by był to jakiś prezent osobisty, który mogłaby zabrać ze sobą do Anglii. Coś,
co przypomi

nałoby jej pobyt w Australii... no i jego.


W Wielki Piątek personel oddziału ratownictwa miał jak zwykle ręce pełne roboty.

Amelia musiała uporać się z trzema pijakami, parą nastolatków, którzy przedawkowali

narkotyki i trzeba było zrobić im płukanie żołądków, kobietą, która złamała rękę,

spadając ze schodów, i młodym mężczyzną skarżącym się na palpitacje serca. Mimo

nadmiaru wyczerpujących obowiązków przez cały czas myślała o Harrisonie.

Sobotni poranek był pogodny i ciepły. Amelia starała się stłumić podniecenie,

które ogarniało ją za każdym razem, kiedy pomyślała o spotkaniu z Harrisonem. Choć

nie widziała go zaledwie przez jeden dzień, już za nim tęskniła.

Czy kiedykolwiek b

ędę potrafiła usunąć się z jego życia? Z życia Yolandy? –

spytała się w duchu.

Potrząsnęła głową, nie chcąc nawet o tym myśleć. Kiedy zamknęła za sobą drzwi

mieszkania i wyszła przed dom, ze zdumieniem dostrzegła liczne zaparkowane w

pobliżu samochody oraz tłumy ludzi zmierzających na plażę.

Idąc ulicą, zauważyła panią Deveraux, która wychodziła właśnie z domu, trzymając w

jednej ręce wielką miskę, a w drugiej laskę. Zawołała do niej, a ona odwróciła się i

powitała ją serdecznym uśmiechem.

Proszę mi to dać – powiedziała Amelia, biorąc od niej miskę.

Dziękuję, kochanie. Miło znów cię widzieć.

Mnie również. Jak się pani czuje? Mam nadzieję, że się pani nie przemęcza.

Harrison nie pozwoliłby mi na to – odparła. – On jest tam z Yolandą – dodała,

wyciągając rękę w kierunku plaży. Amelia odwróciła głowę i zobaczyła Harrisona

ścigającego się z córeczką. – On uważa, że mała musi najpierw trochę pobiegać.
Miej

my nadzieję, że dzięki temu nabierze apetytu.

Przeszły przez jezdnię, a potem pokonały wydmy i w końcu znalazły się na plaży.

Amelia stwierdziła z zaskoczeniem, że stał już tam stół otoczony krzesłami, a obok

wbity był parasol, który miał ich chronić przed promieniami słońca. Ten obrazek wydał

jej się niezwykle malowniczy. Postawiła na stole wielką miskę sałatki owocowej, a

potem spojrzała w stronę Harrisona, który miał na sobie jedynie sięgające do kolan

szorty. Jego umięśniony tors oraz szczupłe nogi były opalone na ładny brązowy

kolor. Włosy rozwiewał mu lekki wiatr, a czarujący uśmiech dopełniał obrazu zabójczo

przystojnego mężczyzny. Na ten widok tęsknie westchnęła.

background image

Zauważywszy ją, Harrison natychmiast do niej przyjaźnie pomachał, a potem

podniósł Yolandę, która zaczęła piszczeć z zachwytu i radośnie chichotać.

– Hej, A. J. ! –

zawołał, ruszając w jej kierunku. – Cieszę się, że jesteś. –

Podszedł do niej i lekko uścisnął jej dłoń. – Naprawdę miło mi, że zdecydowałaś się

dotrzymać nam towarzystwa.

Mnie również.

– Tatusiu! –

zawołała Yolanda za śmiechem. – Nie złapiesz mnie!

Wzywają mnie obowiązki – oznajmił Harrison, wzruszając ramionami. –

Usiądź, proszę – dodał, a potem odwrócił się i zaczął gonić córkę.

Amelia patrzyła na nich ze wzruszeniem.
Kiedy wrócili, wszyscy czworo ochoczo zasiedli

do uczty składającej się z

płatków zbożowych, grzanek, jogurtu, sałatki owocowej, francuskich rogalików i

bułeczek. Yolanda sporo zjadła, więc jej ojciec był bardzo z niej zadowolony.

Amelia nie pamiętała już, kiedy spędziła równie uroczy poranek na plaży.

Po śniadaniu Yolanda wzięła wiaderko oraz łopatkę i zaczęła budować zamek z

piasku.

– Tatusiu! –

zawołała po chwili. – Chodź mi pomóc.

– O co chodzi? –

spytał Harrison, podchodząc do niej.

Yolanda stała z rękami opartymi na biodrach i uważnie przyglądała się swemu

dziełu.

On musi być większy, tatusiu. Dużo, dużo większy – wyjaśniła, zataczając

ramionami duże koło nad swoją głową, by pokazać mu, jakich rozmiarów powinna

być budowla.

Chyba przydałby się nam jeszcze ktoś do pomocy, nie sądzisz? – spytał Harrison,

gestem wskazując Amelię.

– Tak –

zawołała dziewczynka z entuzjazmem, a potem podbiegła do Amelii i

chwyciła ją za rękę.

Weź to – poleciła, kładąc jej na kolanach wiaderko.

Dziękuję – odparła Amelia i pozwoliła zaprowadzić się na „plac budowy”. Po

chwili siedziała już na piasku i pracowicie pomagała powiększyć zamek. – Co

myślisz o tym, żeby ozdobić go muszelkami? – spytała, a Yolanda natychmiast

przytaknęła, po czym ujęła jej dłoń i pociągnęła w stronę brzegu morza.

Kiedy wróciły, udekorowały zamek, a Amelia nadała mu tak piękny kształt, jakby

była to prawdziwa rzeźba z wody i piasku.

Trzeba więcej muszelek – stwierdziła Yolanda.

Chodź, Mil... ja – dodała, ponownie chwytając ją za rękę.

background image

Pozwól jej trochę odpocząć, dobrze, córeczko? Poza tym wiesz, dlaczego

muszelki, które ty znaj

dujesz, zawsze są najładniejsze? Bo ty jesteś najładniejsza.

Jego słowa najwyraźniej trafiły jej do przekonania, bo kiwnęła głową i pobiegła

na brzeg oceanu.

Muszę przyznać, że ten zamek jest bardzo piękną rzeźbą – zauważył Harrison. –

To prawdziwe dzieło sztuki, AJ.

Amelia uśmiechnęła się, wzruszając ramionami.

Dawniej, kiedy byłam młodsza, trochę rzeźbiłam. Poza tym tutejszy piasek jest

bardzo drobny,

delikatny i łatwy do modelowania.

Teraz już się tym nie zajmujesz?

– Nie mam na to czasu.

Nie przesadzaj. Wyznaj prawdę. Nie zapominaj, że wiem coś na temat twojego

zawodu. Uważam, że lekarz zawsze jest w stanie wygospodarować kilka wolnych
godzin.

Amelia zanurzyła dłonie w wiaderku z wodą i wygładziła palcami wieżyczki

zamku.

Przestałam rzeźbić i jakoś za tym nie tęsknię.

Dlaczego przestałaś?

Bo... mhm, zachorowałam.

Harrison gwałtownie się wyprostował i spojrzał na nią z niepokojem.

Czy teraz dobrze się czujesz? Czy wszystko jest w porządku?

Amelię wzruszyła jego troska.

To było dość dawno temu. Ale tak, czuję się... dobrze.

Czy mogłabyś opowiedzieć mi, co się wtedy stało? – spytał, a potem zerknął w

stronę Yolandy, która zaczęła się od nich oddalać. – Pomyśl o tym – dodał i pobiegł
po cór

kę.

Kiedy wrócili, Yolanda przez jakiś czas absorbowała ich swoją osobą, każąc im

dekorować zamek. W końcu oświadczyła, że arcydzieło jest gotowe. Wtedy pani D. ,

która obserwowała ich poczynania, siedząc w cieniu parasola, wyjęła z torby aparat
fotografic

zny i zrobiła im kilka zdjęć na tle artystycznej budowli.

To po prostu niewiarygodne. Jesteś niezwykle utalentowana, Amelio –

stwierdziła, a później dodała: – Może poszlibyście na spacer? Zabiorę już Yolandę do

domu, a mojej nodze też przyda się odpoczynek.

– Dobrze –

zgodził się Harrison bez namysłu. Był zadowolony, że spędzi z

Amelią trochę czasu sam na sam.

Pomachali do Yolandy i ruszyli wolnym krokiem

wzdłuż brzegu. Amelia

background image

zastanawiała się, czy Harrison weźmie ją za rękę. Kilka minut później jej ciekawość

została zaspokojona. Kiedy potknęła się na pofałdowanym piasku, on natychmiast

chwycił jej dłoń, chcąc uchronić ją przed upadkiem.

Czy nie masz nic przeciwko temu, że trzymam cię za rękę? – spytał z lekkim

uśmiechem.

Od dawna nikt tego nie robił.

– To godne ubolewania, Amelio Jane.

Być może – odparła, wzdychając.

Szli w milczeniu w stronę mniej zatłoczonej i bardziej zacisznej części plaży, nie

chcąc lawirować wśród ludzi.

Miałem ci powiedzieć, że w końcu przyszły z Brisbane twoje dokumenty.

– Nareszcie.

Zainteresował mnie fakt, że podzieliłaś swój roczny pobyt w Australii na cztery

trzymiesięczne staże specjalizacyjne. Przyznam, że trochę mnie to zaskoczyło.

Amelia wzruszyła ramionami.

Chciałam odwiedzić jak najwięcej miejsc w Australii.

Zatem byłaś w Perth, Melbourne i Brisbane, a teraz jesteś w Adelajdzie.

Zgadza się, AJ. ?

– Owszem.

W ciągu trzech miesięcy trudno znaleźć sobie wielu przyjaciół – powiedział, a

kiedy nagle rozluźniła – uścisk dłoni, zdał sobie sprawę, że trafił w jej czuły punkt.

Nie szukam przyjaciół, Harrison. Chcę skończyć staż i zrobić specjalizację.

W tych papierach nie ma ani słowa o twojej chorobie.

Stan mojego zdrowia nie wpłynie na wykonywanie przeze mnie obowiązków,

jeśli to cię niepokoi – odparła dość oschłym tonem.

Dobrze wiesz, że nie w tym rzecz – odparował.

Dlaczego przestałaś rzeźbić? Na co chorowałaś? Czy teraz lepiej się już

czujesz? –

Potrząsnął głową.

Nie zamierzam zasypywać cię pytaniami. Tak niewiele o tobie wiem, a

chciałbym poznać cię znacznie lepiej.

W jakim celu, Harrison? Przecież niedługo stąd wyjadę.

– W jakim celu? –

powtórzył. – A w takim, że bardzo cię polubiłem.

– Och –

mruknęła, nie wiedząc, jak powinna zareagować na jego wyznanie.

Miejsce rozdrażnienia zajęło teraz jakieś dziwnie ciepłe uczucie w stosunku do
Harrisona.

Pragnęła, by nigdy jej ono nie opuściło. Dotychczas żaden mężczyzna nie działał

background image

na nią w taki sposób jak on.

Proszę cię, AJ. , rozmawiaj ze mną. – Zatrzymał się i stanął naprzeciwko niej. –

Rozumiem, że nie jest to łatwe, ale jeśli ma nas coś łączyć, muszę wiedzieć o tobie
wszystko.

Coś... ale nie przyjaźń?

Chyba oboje doskonale zdajemy sobie sprawę, – że przyjaźń jest tylko cząstką

tego, co do siebie czujemy. Nie umniejszam bynajmniej jej znaczenia... pra

wdę

mówiąc, po jednym nieudanym związku doszedłem do wniosku, że więź duchowa jest

znacznie ważniejsza niż cielesna. – Ujął jej dłonie. – Ale prawdziwa przyjaźń

wymaga od obu stron otwartości, zaufania i szczerości.

Słysząc jego słowa, Amelia miała ochotę uciec na koniec świata. Wiedziała, że nie

może się z nim związać. Oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Musiała

jednak przyznać, że to, co powiedział, było prawdą. Istotnie czuli do siebie coś więcej

niż tylko przyjaźń, ale czy postąpiliby rozsądnie, zacieśniając ten związek?

Zgadzam się z tobą, ale...

– Ale?

Wyjeżdżam pod koniec czerwca. Uważam, że bliższy związek między nami nie

byłby rozsądnym posunięciem.

A jeśli jest już na to za późno?

– A jest? –

wymamrotała, czując, że cała drży.

Bardzo cię lubię, AJ. Czy widzisz coś złego w tym, że chcę cię lepiej poznać?

Czy nie jesteś w stanie zaufać mi na tyle, żeby powiedzieć, na co chorowałaś?

Amelia westchnęła i zamknęła na chwilę oczy, zastanawiając się, czy przypadkiem

nie robi z igły wideł. Bardzo nie lubiła mówić o swojej przeszłości byle komu, ale w

końcu Harrison znaczy dla niej znacznie więcej niż ktoś, kogo zna tylko przelotnie.

Uniosła powieki i spojrzała w jego oczy.

Mam endometriozę.

Harrison zatrzymał się, czekając na jej dalsze wyjaśnienia, ale ona milczała.
– Rozumiem –

mruknął w końcu, z zadumą kiwając głową. – Czy w twoim

przypadku jest to przypad

łość dziedziczna?

– Tak –

odparła, siadając na piasku i wpatrując się w morze. – Jestem jedynaczką.

Kiedy się urodziłam, moi rodzice mieli już po czterdzieści kilka łat. Matka chorowała

na endometriozę, ale w tamtych czasach lekarze uważali, że kobiety wyolbrzymiają
bóle men

struacyjne. Mama jednak okropnie cierpiała. W końcu znalazła lekarza, który

zechciał ją wysłuchać. Po dwudziestu latach małżeństwa i licznych operacjach udało

jej się zajść w ciążę. Choć od tego momentu aż do rozwiązania była przykuta do łóżka,

background image

urodziłam się przed terminem. – Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je ramionami.

Harrison milczał wyczekująco.

Już jako nastolatka zaczęłam przyjmować leki, ale mimo wszystko wpadałam

czasami w depresję. Gdy miałam osiemnaście lat, poddano mnie laparotomii...

Początkowo zamierzali tylko wypalić cysty, usunąć zrosty i fragmenty śluzówki
macicy, ale kiedy mnie otworzyli, s

twierdzili, że jest znacznie gorzej, niż

przypuszczali. Gdy się obudziłam, powiedziano mi, że nie mam jednego jajnika i
jajowodu.

Oczywiście wiedziałam, czym ryzykuję, poddając się tej operacji. Mój

chirurg wszystko mi wytłumaczył, ale mimo to nie spodziewałam się, że do tego
dojdzie.

– AJ. –

wyszeptał z takim uczuciem, że w jej oczach zakręciły się łzy

wzruszenia. Kiedy objął ją – i przyciągnął do siebie, poddała się bez żadnego
oporu.

Przez pięć minut siedzieli w milczeniu, a Amelia czuła się bardzo bezpieczna w

jego ramionach.

Więc nie ma szansy, żebyś zaszła w ciążę? – spytał łagodnym tonem, a ona

wzruszyła tylko ramionami. – Dlatego trudno ci przebywać w pobliżu małych dzieci?

Niemowląt?

One są takie cudowne. Zwłaszcza Yolanda. Mimo wszystkich problemów bardzo

ją kochasz... co rzuca się w oczy, kiedy tylko jesteście razem.

Poza nią nie widzę świata.

No właśnie. Dziecko to prawdziwy skarb. Ludzie, którzy zostają rodzicami,

powinni wiedzieć, że spotkało ich wielkie szczęście. Niestety, niektórym nigdy nie

będzie to dane...

Dziękuję, że mi o wszystkim powiedziałaś.

Muszę przyznać, że nie było to dla mnie łatwe.

Nieczęsto otwierasz się przed ludźmi, prawda, Amelio Jane? – spytał łagodnie.

Nie. Zwłaszcza, kiedy mam mówić o mojej chorobie.

No to zrobiliśmy krok we właściwym kierunku oznajmił zdecydowanym tonem.

Naprawdę?

Owszem. Rozmawiamy ze sobą szczerze, a to dobry znak.

– Chyba tak.

Chyba? Powiedz raczej, że to wspaniale! Bo to oznacza, że jesteśmy gotowi

zrobić następny krok!

– Na

stępny krok? Jaki?

No, żeby lepiej się poznać – wyjaśnił z uśmiechem, zdejmując jej z głowy

background image

kapelusz. –

Jesteś piękna, Amelio Jane – wyszeptał czule, gładząc palcami jej policzek.

Potem uniósł jej podbródek i delikatnie pocałował ją w usta, wzbudzając w niej uczucie

pożądania.

Kiedy po raz kolejny dotknął jej warg, przylgnęła do niego całym ciałem, chcąc

dać mu do zrozumienia, że pragnie tego równie silnie jak on. Harrison poczuł się jak

nie umiejący zapanować nad sobą nastolatek, który nie jest w stanie pohamować swych

odruchów. Nie pamiętał już, kiedy przeżywał coś podobnego. Przyciągnął Amelię

jeszcze bliżej, chcąc poczuć bijące od niej ciepło, i zaczął namiętnie ją całować. Kiedy

przesunęła dłonią po jego nagiej klatce piersiowej, cicho jęknął z rozkoszy.

Nic nie miało teraz dla nich znaczenia. Absolutnie nic. Liczyli się tylko oni.

Pragnienie. Pożądanie. Namiętność, która nieustannie się nasilała. Zapomnieć o

przeszłości i przyszłości. Istniała tylko teraźniejszość. Żyli jedynie chwilą obecną. W

końcu musieli nabrać powietrza, ale Harrison nie dał za wygraną. Wykorzystał ten

moment i delikatnie musnął wargami jej szyję.

– Ojej!
Harrison wybuchnął śmiechem.

Amelio Jane, jesteś wyjątkowa. Czy wiesz o tym?

– Hmm...

Widzę, że nie lubisz komplementów. Uwierz mi jednak na słowo, kiedy mówię, że

jesteś nieodparcie pociągająca.

Chciałabym w to wierzyć, ale...

– Ale co?

Ale to by znaczyło, że potrafię się otworzyć.

I do tego właśnie zmierzam, bo...

Przerwał mu głośny krzyk jakiegoś chłopca, który wyskoczył z wody i

rozpaczliwie machając rękami, biegł w kierunku stanowiska ratowników.

Rekin! Widziałem rekina! On kogoś zaatakował!

background image

Rozdział 7


Amelia zesztywniała w objęciach Harrisona. Kiedy na nią spojrzał, była

śmiertelnie blada.

– A. J. ?
Ni

e odpowiedziała, więc lekko nią potrząsnął.

– Amelia?
Kiedy gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę, dostrzegł malujący się w jej

oczach paniczny strach.

Zaczęła drżeć na całym ciele, a jej oddech stał się

nieregularny.

Co ci jest, AJ. ?

Nie cierpię rekinów – wyjąkała. – Jestem Angielką. U nas ataki rekinów nie

zdarzają się zbyt często.

Nic ci nie będzie – powiedział, pomagając jej wstać. – Dasz sobie radę. To taki

sam przypadek jak inne.

Amelia rozejrzała się wokół siebie. W końcu dotarło do niej, że muszą zacząć

działać. Oboje byli wykwalifikowanymi lekarzami oddziału ratownictwa. Skoro

znaleźli się na miejscu wypadku, powinni bezzwłocznie ruszyć do akcji.

A. J. , tam będzie pełno krwi. Nastaw się na widok poważnych ran szarpanych. W

przypadku ataku

rekina często dochodzi do amputacji... – Chwycił ją za rękę i

pociągnął za sobą. – Niejednokrotnie miałaś już do czynienia z tego rodzaju

obrażeniami, więc tym razem też dasz sobie radę.

Grupa ratowników wybiegła z pawilonu klubowego, zabierając ze sobą łódź. Ludzie

kręcili się po całej plaży, wyskakiwali z wody, gorączkowo szukali swoich dzieci,

wykrzykując ich imiona. Harrison podziękował w duchu pani D. za to, że zabrała

Yolandę do domu.

Dyżurny ratownik usiłował uspokoić przerażonych plażowiczów, którzy

zasypywali go pytaniami.

Niektórzy ludzie pozbierali już swoje rzeczy i pobiegli w

kierunku zaparkowanych w pobliżu samochodów. Inni stali nad wodą i patrzyli w

stronę surfingowców, którzy starali się pomóc osobom mającym trudności z dotarciem
do brze

gu. Dzielni sportowcy trzymali się blisko siebie, przestrzegając zasady: nigdy

nie uprawiaj surfingu samotnie.

Chodź, AJ. Musimy im pomóc – powiedział Harrison, a ona przytaknęła

ruchem głowy.

Oboje patrzyli w stronę morza, uważnie obserwując wysokie fale. Surfingowcy

background image

zbliżali się do brzegu.

Pierwsze minuty będą miały decydujące znaczenie – mruknął Harrison.

Co mam robić? – spytała Amelia opanowanym głosem, oddychając już równo i

spokojnie.

Idź do mojego mieszkania i poproś panią D. , żeby dała ci torbę lekarską. Ona

wie, gdzie ją znaleźć.

Czy mam wezwać karetkę?

Na pewno już to zrobiono – odrzekł Harrison, a potem odwrócił się i ruszył w

kierunku ratowników przygotowujących miejsce dla rannego, którego koledzy

wyciągnęli już z wody i kładli na prowizorycznych – noszach utworzonych z desek
surfingowych. – Jestem lekarzem –

oznajmił, a na twarzy ratownika pojawił się wyraz

ulgi.

Wspaniale. Aha, mam na imię Jonah. Mhm... położymy go tutaj – powiedział,

wskazując miejsce po swojej lewej stronie, gdzie leżały już koce i podręczna
apteczka.

Dobrze. Niech ci ludzie się cofną. Muszę mieć trochę swobody.

Jonah odwrócił się do kolegi i przekazał mu instrukcje.

Mam nadzieję, że wezwaliście ambulans? – spytał Harrison.

Oczywiście.

Koleżanka z ratownictwa poszła do mojego domu po torbę lekarską... mieszkam

po drugiej stronie drogi –

oznajmił Harrison, sprawdzając zawartość podręcznej

apteczki. –

Kiedy wróci, macie ją przepuścić bez zadawania zbędnych pytań. Będzie

niosła czarną torbę lekarską, więc chyba ją rozpoznacie.

To znaczy... uhm... wie pan, czego się spodziewać, tak? – wyjąkał Jonah.

. Jeśli interesują pana moje kwalifikacje, to jestem ordynatorem oddziału

ratownictwa szpitala Glenelg General. To powinno panu wystarczyć – powiedział

Harrison, unosząc głowę i widząc zbliżającą się do nich Amelię.

Kiedy zerknął w stronę oceanu, zauważył, że surfingowcy wraz z ratownikami

niosą rannego w ich kierunku.

Proszę natychmiast się cofnąć i zrobić miejsce – rozkazał Jonah.

W tym momencie

podeszła do nich Amelia. Otworzyła torbę lekarską Harrisona i

zaczęła przeglądać jej zawartość.

Masz sól fizjologiczną... w porządku.

– Co u Yolandy? –

spytał Harrison.

Ogląda telewizję.

– To dobrze.

background image

Kiedy położono rannego przed nimi, Amelia zmarszczyła brwi. Ku jej zaskoczeniu

żył i był przytomny. Sądziła, że jego stan będzie krytyczny, a on przez cały czas

gawędził z ożywieniem, jakby atak rekina był dla niego czymś powszednim.

Ach, ci Australijczycy! –

pomyślała. Chyba nigdy ich nie zrozumiem.

– Jak

ci na imię? – spytał Harrison surfingowca, sięgając po nożyczki i

rozcinając jego piankowy kombinezon.

– Troy.
– Ile masz lat, Troy?

Dwadzieścia.

– Od jak dawna uprawiasz surfing?

Od dziesięciu lat.

Czy jesteś na coś uczulony?

– Nie.

W porządku.

Podczas rozmowy Harrison pobieżnie obejrzał jego obrażenia. Prawa stopa Troya

silnie krwawiła, więc Amelia pospiesznie założyła sterylny opatrunek i przez chwilę

mocno przyciskała go do rany. W pewnym momencie poczuła, że coś nie jest w

porządku. Kiedy uniosła tampon, zauważyła, że Troy stracił czwarty i piąty palec u
nogi.

Weź głęboki oddech – powiedział Harrison, a Troy skwapliwie wykonał jego

polecenie. – Rany szarpane na prawym ramieniu i prawej nodze –

oznajmił

spokojnym, lecz rzeczowym tonem, a nast

ępnie zaczął badać jego głowę. – Czy

miałeś jakieś guzy?

– Nie.
– Patrz tutaj –

polecił, unosząc palec i przesuwając go przed oczami Troya.

Brak czwartej i piątej kości śródstopia. Duża utrata krwi – stwierdziła Amelia.

Harrison kiwnął głową, a potem wezwał do siebie jednego z ratowników.

Proszę przykryć go kocem. Nie wolno dopuścić do wyziębienia ciała. Znajdźcie

coś, na czym można by oprzeć jego nogę. Musi mieć ją lekko uniesioną – polecił,

wyjmując z apteczki kilka gazików i przyciskając je do krwawiącego miejsca. –
Jonah! – za

wołał. – Zastąp mnie i przytrzymaj to, dobrze?

Czy nic mu nie będzie, doktorze? – spytał kolega Troya.

– Wyjdzie z tego –

odrzekł Harrison, badając źrenice oczu rannego. – Są równe i

reagują na światło. Tętno coraz słabiej wyczuwalne. Troy, weź głęboki wdech –

powiedział, przyciskając palce do jego nadgarstka. – Jeszcze raz. No, teraz lepiej.

Staraj się tak oddychać. Nie za szybko. Nie chcemy, żebyś dostał zawrotów głowy. –

background image

Spojrzał na jego przyjaciela i dodał: – Pilnuj, żeby przez cały czas oddychał

równomiernie i głęboko. – Odwrócił się do Amelii. – A. J.?

– Krwotok zatamowany –

odparła, bandażując stopę Troya. – Teraz podłączę

kroplówkę.

– Dobrze. –

Harrison dokładniej przyjrzał się ranom szarpanym na ramieniu i

udzie Troya. –

Usiłował wyrwać ci spory kawał nogi, kolego.

– Mhm.

Prawdę mówiąc, niewiele brakowało, a uszkodziłby ci tętnicę udową. Miałeś

szczęście! – stwierdził Harrison, ponownie mierząc mu tętno. – Tylko tak dalej.

Lubimy słyszeć równe oddechy naszych pacjentów, prawda, AJ.?

Oczywiście – przytaknęła. – Proszę to potrzymać – zwróciła się do ratownika,

podając mu butelkę z solą fizjologiczną. – A ja podłączę kroplówkę.

Niech ktoś dowie się, kiedy przyjedzie ambulans – polecił Harrison, a potem

ponownie zajął się ranami Troya. – Trzeba będzie je zszyć – oznajmił, zakładając mu

opaskę uciskową. – A. J. , obejrzyj go, proszę.

Amelia sięgnęła po lekarską latarkę i zbadała oczy Troya, a następnie zmierzyła

mu tętno, które nadal było słabo wyczuwalne. Jego twarz lekko się zarumieniła, a

wargi i paznokcie, które miały dotąd niebieskawy odcień, odzyskały bardziej zdrowy

różowy kolor.

Czy masz zawroty głowy? Mdłości? – spytała, nadal obejmując palcami jego

nadgarstek.

– Nie.

Przyjechała karetka! – zawołał jeden z gapiów, a po chwili zjawili się ratownicy z

noszami i sprzętem medycznym.

– Amelia? –

powiedziała ze zdumieniem Giną Douglas, a potem spojrzała na

Harrisona i dodała: – Witaj.

Cześć, Giną, cześć, Ben ~ odrzekł Harrison. – Cieszę się, że was widzę. Rekin

za

atakował dwudziestoletniego mężczyznę, który odniósł poważne obrażenia. Liczne

rany szarpane na prawym ramieniu

i prawej nodze. Stracił czwartą i piątą kość

śródstopia. Nie doznał urazów głowy. Źrenice równe i reagują na światło. Tętno dość

słabo wyczuwalne, chwilami przyspieszone. Podaliśmy mu sól fizjologiczną, ale dotąd

nie dostał żadnych środków przeciwbólowych.

A co byś mu zaaplikował?

Troy, czy jesteś uczulony na morfinę?

Nie. Brałem ją już wcześniej i nic mi nie było.

Co ci wtedy dolegało?

background image

Och... usunięto mi wyrostek robaczkowy. Miałem wówczas siedemnaście lat.

Czy obecnie przyjmujesz jakieś leki?

Nie. Ojej... wczoraj wieczorem trochę wypiłem...

Nie ci nie będzie – pocieszył go Harrison, robiąc mu zastrzyk z morfiny.

Potem sanitariusze

położyli Troya na noszach i zanieśli do ambulansu. Ratownik

Jonah przez cały czas im towarzyszył, trzymając w rękach butelkę z solą

fizjologiczną.

Dobrze się czujesz, Amelio? – spytał Harrison, biorąc ją za rękę.

Oczywiście. Tak jak mówiłeś, jakoś dałam sobie radę.

Harrison uśmiechnął się, a potem przyciągnął ją do siebie, otoczył ramieniem i

pocałował w czubek głowy. W tym momencie Giną wyskoczyła z ambulansu i z

aprobatą spojrzała w ich kierunku.

Dziękuję, Giną! – zawołała Amelia. – Napiszę sprawozdanie z tego wypadku

dziś po południu, kiedy tylko przyjdę do szpitala.

Jasne. Zostawię papiery w twojej przegródce – oznajmiła ciemnowłosa

ratowniczka, siadając obok kierowcy, który włączył światła i na sygnale ruszył.

Chodź, musisz odpocząć przed pracą – powiedział Harrison, nadal tuląc ją do

siebie.

Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to chciałabym pożegnać się z Yolandą –

oznajmiła, gestem ręki wskazując jego dom.

Ależ naturalnie.

Yolandą tańczyła przy swojej ulubionej muzyce, ale kiedy zobaczyła Amelię,

natychmiast podbiegła do niej i zarzuciła jej na szyję swoje pulchne rączki.

Mil. , ja. Chodź i tańcz.

Czy nie mogłabym popatrzeć, jak ty tańczysz? – spytała Amelia, a dziewczynka

nie dała się prosić i w rytm muzyki zaczęła wirować po całym pokoju, naśladując
ruchy aktorów w telewizji. –

Jesteś naprawdę świetną tancerką – pochwaliła ją pod

koniec trzeciej melodii.

Kiedy wychodziła, Yolandą pomachała do niej na pożegnanie.

Odprowadzę Amelię do domu – zawołał Harrison do pani D. , która siedziała w

fotelu i czytała książkę.

W porządku, mój drogi.

Ruszyli ścieżką, trzymając się za ręce. Harrison uważał Amelię za niezwykłą

kobietę. Nie mógł wprost uwierzyć, że w końcu coś mu o sobie opowiedziała.

Zawsze miał nadzieję, że kiedyś spotka kobietę, która zostanie jego przyjaciółką. Że
z cza

sem ten związek się zacieśni. Że ponownie się ożeni, dając córeczce zarówno

background image

kochającą matkę, jak i rodzeństwo do wspólnych zabaw, ale...

Czy kiedykolwiek powiedziałaś jakiemuś mężczyźnie o swojej operacji? O tym,

co musisz znosić na co dzień? – spytał, wiedząc, że endometrioza jest bardzo bolesną

chorobą.

– Tak. Jeden raz. Dawno temu.

Niech zgadnę. Kiedy powiedziałaś mu o tej operacji, on natychmiast cię

porzucił?

Właśnie.

I od tej chwili straciłaś zaufanie do ludzi.

– Owszem.

Doskonale cię rozumiem. Naprawdę. I czuję się zaszczycony, że zaufałaś właśnie

mnie. Wiem, że nie jest to łatwe, zwłaszcza po zawodzie, jaki przeżyło się wcześniej.

Masz na myśli swoją żonę?

Byłą żonę. To znaczy, zgodnie z literą prawa do końca byliśmy małżeństwem, ale

gdyby Inga żyła, na pewno doszłoby do rozwodu. To byłoby jedyne rozsądne

rozwiązanie, zarówno dla Yolandy, jak i dla mnie. – Spojrzał na splecione palce ich

dłoni. – Dwa tygodnie po jej wyprowadzce zadzwonili do mnie z policji, prosząc o

spotkanie w szpitalu. Musiałem zidentyfikować jej zwłoki.

– Och, Harrison –

wyszeptała ze współczuciem.

Poziom alkoholu w jej krwi znacznie przewyższał dozwoloną normę, a ona

prowadziła samochód;

Amelia

wpatrywała się w niego, nie mogąc wyobrazić sobie tej makabrycznej

sceny.

To był dla nas ciężki okres. Yolanda też nie czuła się dobrze.

Ale jakoś się z tym uporałeś. To dowodzi, że w głębi duszy jesteś bardzo silny.

Wiem, jak ważna jest dla ciebie Yolanda. To widać już na pierwszy rzut oka. Jesteś

cudownym ojcem i nie mam wątpliwości, że wychowasz córkę na samowystarczalną,

niezależną i zaradną osobę. Chyba żaden ojciec ani matka nie może żądać więcej...

Harrison westchnął głęboko.

Niekiedy zadaję sobie pytanie, co ja najlepszego robię. Mimo zabiegów

leczniczych, intensywnych

ćwiczeń oraz ciągłego nadzoru bywają dni, kiedy Yolanda

siedzi bez ruchu i wpatruje się w ścianę, ponieważ nie może dać sobie rady z

otaczającym ją światem. To wszystko przerasta jej możliwości. Co będzie, jeśli z tego

nie wyrośnie? Co będzie, jeśli nie uda mi się przygotować jej do życia?

Ależ, Harrison, z tego, co widziałam, wykonujesz niezwykłą robotę. Nie

zostawiasz małej na oddziale dziennym, lecz zajmuje się nią zaufana osoba, którą oboje

background image

kochacie. Yolanda jest cudownym dziec

kiem. To, że postawiono diagnozę tak

wcześnie, działa na waszą korzyść, a podjęta terapia przynosi wspaniałe rezultaty. A

wszystko dzięki temu, że od razu wiedziałeś, na co należy zwracać uwagę...

– Al

e ty mimo to natychmiast zauważyłaś, że coś jej dolega.

Owszem, ale ja jestem lekarzem, a to zupełnie inna sprawa. Poza tym przecież

nie starasz się ukryć upośledzenia Yolandy. Usiłujesz jedynie dawać jej wszystko,
czego potrzebuje. To znaczy dajesz jej –

narzędzia, żeby mogła maksymalnie

korzystać z życia i wyrosnąć na niezależną kobietę.

Tak uważasz?

Amelia nie mogła pojąć, dlaczego aż tak bardzo brak mu wiary w siebie. Zawsze

wydawał jej się mężczyzną silnym i umiejącym zapanować nad każdą sytuacją.

Oczywiście. Jesteś wspaniałym ojcem, Harrison. Nie powinieneś mieć co do

tego cienia wątpliwości.

Harrison przez chwilę rozważał jej słowa w milczeniu.

Jesteś dla mnie niezwykle dobra, Amelio Jane. Czy zdajesz sobie z tego sprawę?

Naprawdę, bardzo lubię twoje towarzystwo i sam już nie wiem, jak ci dziękować za

wszystko, co zrobiłaś dla Yolandy w ciągu tego tygodnia.

Amelia poczuła, że robi jej się ciepło na sercu.

Sprawiło mi to wielką przyjemność. Lubię spędzać z nią czas.

Nie chciałbym się narzucać, ale upłyną jeszcze co najmniej dwa tygodnie, zanim

pani D. w pełni odzyska zdrowie i, że tak powiem, stanie na nogach. Czy mogłabyś

nadal do nas zaglądać i sprawdzać, czy wszystko jest w porządku? Oczywiście, w wolne
dni...

Naturalnie. Powiedziałam, że chętnie pomogę i nie zamierzam zmieniać zdania

oznajmiła, uświadamiając sobie, że nie potrafiłaby odmówić temu mężczyźnie.

– To wiele dla mnie znaczy, AJ. Zatem do zoba

czenia później.

Słucham? – Stali teraz przed drzwiami jej mieszkania, a ona odwróciła się i

spojrzała na Harrisona, czując zamęt w głowie. – Przecież mam dyżur.

Wiem. Kończysz około północy, prawda?

– No... tak.

Zatem przyjdę po ciebie do szpitala i odprowadzę cię do domu. Chcę mieć

pewność, że jesteś bezpieczna.

Zamierzałam wziąć taksówkę.

Zapowiadają cudowny wieczór.

Harrison, czegoś tu nie rozumiem.

Powiedziałaś, że chętnie pomożesz, kiedy nie będziesz pracować.

background image

– No tak.

A wtedy skończysz już zmianę.

A ty będziesz potrzebował pomocy?

Tak, bo chcę odprowadzić cię do domu. A jak miałbym to zrobić bez ciebie?

Amelia zamknęła na chwilę oczy.

Mam kompletny zamęt w głowie.

Harrison uniósł brwi i lekko się uśmiechnął.
– To dobrze –

mruknął, a potem pochylił się, musnął wargami jej usta i odszedł.

Amelia wyjęła klucz z kieszeni spódnicy i otworzyła drzwi, wciąż nie mogąc

ochłonąć po tym przelotnym pocałunku.

Mam zupełny chaos w głowie – jęknęła, wchodząc do mieszkania.

background image

Rozdział 8


Kiedy tego dnia po południu dotarła do szpitala, odsunęła na bok wszelkie myśli

dotyczące Harrisona i była gotowa skupić się wyłącznie na pracy. Idąc korytarzem,

zdała sobie sprawę, że wszyscy uśmiechają się do niej inaczej niż zwykle.

Otworzyła drzwi do szatni i stanęła twarzą w twarz z Tiną.

No więc? Powiedz mi, Amelia. W szpitalu aż huczy od plotek, że ty i Harrison

jesteście parą. W zeszłym tygodniu w ogóle cię nie widziałam, bo wzięłaś sobie wolne,

żeby bawić się z nim w szczęśliwą rodzinkę. Nie mogę więc powiedzieć, żebym była

zaskoczona, ale tak czy owak... przekaż mi najświeższe wiadomości.

No cóż... – zaczęła Amelia. – Można powiedzieć, że znaleźliśmy wspólny

język. – Odwróciła się i zamknęła drzwi swojej szafki.

Ojej, to fajnie. Cieszysz się, prawda?

Jak mogę się cieszyć? Zostało mi dziesięć tygodni pobytu w tym kraju.

Ale przecież powiedziałaś, że znaleźliście wspólny język. – Urwała, a potem

zawołała: – Och, teraz rozumiem...

Amelia westchnęła i odwróciła się do Tiny plecami.

On cię pocałował, prawda? Nie ukryjesz tego przede mną. Masz to wypisane na

twarzy.

Naprawdę? – Amelia spojrzała w lustro.

Powiedziałam to w przenośni – zawołała Tina, wybuchając śmiechem. – O rany!

Widzę, że pobyt na łonie szczęśliwej rodziny bardzo ci służy.

Nic na to nie poradzę, że lubię spędzać czas z nim... i z Yolandą.

Więc nie trać ani chwili. Macie zaledwie dziesięć tygodni.

Nie wiem, czy powinnam się angażować, skoro mam wkrótce wyjechać.

Och, Amelio! Jak często przytrafiały ci się podobne historie? Prawie nigdy!

Skoro czujesz coś do Harrisona, to masz prawo wdać się z nim w romans i zobaczyć,
co z tego wyniknie.

Muszę stąd wyjechać.

Ale dlaczego nie miałabyś przekonać się, jak wam...

– Z powodu Yolandy.
– Och, daj spokój. To kiepska wymówka. Po pros

tu jesteś przerażona. Piekielnie

boisz się, że on odepchnie cię, tak jak zrobił to przed laty ten kretyn.

Nigdy nie urodzę dziecka, Tina. Czy nie uważasz, że to mogłoby mieć dla

niego znaczenie?

background image

– Nie wiem. Spytaj Harrisona.

Nie mogę.

– Dlaczego?

Bo mnie odtrąci. To oczywiste, że on pragnie mieć więcej dzieci i doskonale go

rozumiem. Jest

niezwykłym ojcem. Zasługuje na kobietę, która może dać mu to, o

czym marzy.

A jeśli tą kobietą jesteś właśnie ty? Co będzie, jeśli go odrzucisz? Czy

pomyślałaś o tym choć przez moment?

Amelia milczała przez dłuższą chwilę, rozważając w myślach jej słowa.

Nie. Nie myślałam o tym w ten sposób. – Westchnęła. – Muszę iść.

Amelia skupiła się na pracy. Po wizycie pierwszego pacjenta poszła do Troya,

który leżał na ortopedii.

Cześć! – powitał ją, kiedy podeszła do jego łóżka. – Dziękuję, że przyszła pani

mnie odwiedzić.

Jestem zaskoczona, że nie masz gości, Troy.

Moi rodzice poszli przed chwilą kupić coś do jedzenia. Teraz, kiedy zobaczyli,

że nic mi nie jest, mama trochę się uspokoiła.

Bardzo się cieszę. Jesteś prawdziwym szczęściarzem, Troy – powiedziała

łagodnym tonem, a on skwitował jej słowa uśmiechem.

Szczęście nie ma z tym nic wspólnego. Ten rekin nie chciał zrobić mi nic

złego.

Dlaczego tak mówisz? Przecież on mógł cię zabić!

Ale tego nie zrobił. I powiem pani dlaczego.

Słucham.

Bo nie surfowałem sam. Byli ze mną kumple, którzy wyciągnęli mnie na brzeg,

zanim zdałem sobie sprawę, co się dzieje. Przezorni surfingowcy wiedzą, co robić i

czego można się spodziewać. Mieliśmy przy sobie czujniki do wykrywania rekinów.
Nie jes

teśmy głupi, ale w końcu zdarzają się różne wypadki.

Jak możesz tak spokojnie o tym mówić?

Pani też była spokojna, kiedy opatrywała pani moje rany. Jest pani lekarzem,

przygotowanym do tego rodzaju pracy. A ja jestem zawodowym surfingowcem, który
cały wolny czas spędza na plaży – odrzekł z uśmiechem.

Czy zamierzasz nadal uprawiać ten sport?

Oczywiście, Amelia oniemiała z wrażenia i patrzyła na niego z otwartymi ze

zdumienia ustami.

– Mam to we krwi.

Przypuszczam, że wydaje się to pani lekkomyślne i

background image

nierozważne, ale nie rzuciłaby pani medycyny, gdyby podupadła pani na zdrowiu.

Pozbierałaby się pani i wróciła do swojego zawodu... do tego, co robi pani najlepiej.

Ma rację, przyznała w duchu Amelia. Właśnie tak postąpiłam, kiedy stan mojego

zdrowia przekreślił wszelkie plany na przyszłość.

To bardzo słuszna uwaga, Troy – powiedziała, uśmiechając się do niego. –

Wracaj do zdrowia.

– Dobrze.
Kiwnęła głową i ruszyła w stronę wyjścia.
– Och, pani doktor... jeszcze jedno...
Amelia przystanęła i odwróciła się do niego.

Dziękuję za... och, wie pani... za doprowadzenie mnie do porządku – wyjąkał ze

łzami w oczach.

Widząc to, Amelia zdała sobie nagle sprawę, że ten wypadek wstrząsnął nim

bar

dziej, niż to okazywał. Kiwnęła głową, a potem serdecznie się do niego

uśmiechnęła i poszła z powrotem na oddział ratownictwa.

Upłynęło kilka godzin. Tina nie wspomniała już ani słowem o Harrisonie, a

Amelia była jej za to bardzo wdzięczna. Na oddziale panował wyjątkowy – jak na
sobotni wieczór –

spokój, więc miała mnóstwo czasu na rozmyślania, choć wcale tego

nie chciała. Podczas przerwy na kolację poszła do pokoju dla personelu. Ze zmęczenia

głowa opadła jej na stół. Harrison nieustannie zaprzątał myśli Amelii i coraz trudniej

było jej skupić się na pracy. Ciągle zastanawiała się nad tym, jak powinna postąpić
wobec niego.

Nie bardzo wiedziała, co ma dalej robić.

– Dobrze ci, co? –

powiedział Harrison, niespodziewanie wchodząc do pokoju, a

ona na dźwięk jego niskiego, głębokiego głosu gwałtownie się wyprostowała.

– Co... ty tutaj robisz, Harrison? –

spytała, spoglądając na niego szeroko otwartymi

oczami. Powoli

dopiła herbatę, stwierdzając, że ten mężczyzna wygląda równie

dobrze w dżinsach oraz podkoszulku, które teraz miał na sobie, jak i w eleganckim
ubraniu

czy kąpielówkach. Nagle zdała sobie sprawę, że choć widziała go tego ranka,

przez cały dzień okropnie za nim tęskniła. – Czy Yolanda dobrze się czuje?

– Tak.

Więc co tu robisz? Chodzi o panią D. ?

– N

ie. Yolanda i pani D. są w świetnej formie. Wezwała mnie Tina.

– W jakiej sprawie?

Chodzi o jakiś poważny nagły przypadek. – Podszedł do stołu i usiadł obok niej. –

Nic o tym nie wiesz?

Od półgodziny mam przerwę – wyjaśniła, odsuwając się nieco od niego.

background image

Harrison kiwnął głową i pochylił się w jej stronę, ale ona odruchowo odskoczyła.

Przecież cię nie ugryzę – powiedział łagodnym tonem. – No, chyba że mnie o to

poprosisz.

– Harrison! –

upomniała go, ale jego niezbyt wyszukany żart odniósł skutek.

Patrz

ąc w jego oczy, poczuła suchość w ustach. Przyglądając się jego wargom,

zapragnęła, by znów ją pocałował. Ponownie spojrzała mu w oczy i zdała sobie

sprawę, że on doskonale wie, o czym ona myśli.

Harrison wziął głęboki oddech, przez chwilę go wstrzymywał, a potem wypuścił

powietrze.

Może pójdziemy dowiedzieć się, co Tina ma nam do powiedzenia? –

zaproponował, wyciągając do niej rękę, a ona mimo wszystko nie była w stanie

przepuścić tej okazji.

Pragnęła go dotknąć, a kiedy poczuła ciepło jego dłoni, jej serce znów zaczęło bić

w przyspieszonym tempie.

Chodźmy, doktor Watson – powiedział, chwytając ją za rękę i kierując się w

stronę stanowiska pielęgniarek na oddziale ratownictwa. Mijani przez nich członkowie

personelu uśmiechali się życzliwie na ich widok, a jeden z portierów przyjaźnie

poklepał Harrisona po plecach.

Tak trzymać, szefie! – powiedział, szczerząc zęby.

Kiedy dotarli do recepcji, zastali w niej Tinę, która odkładała właśnie słuchawkę.

Widzę, że Harrison już cię znalazł – zawołała z wyraźną radością. – To

świetnie. Zaraz zaczynamy odprawę.

Wciąż trzymając się za ręce, weszli do pokoju, w którym zgromadziło się już

kilkunastu członków personelu. Była wśród nich Rosie, która powitała ich serdecznym

okrzykiem, a potem podeszła do Amelii.

– Wy

gląda na to, że zostałaś dziewczyną naszego szefa – szepnęła jej do ucha.

Amelia nie wiedziała, jak się zachować. Czuła, że ma zaczerwienione policzki. Na

szczęście w tym momencie weszła Tina i wszyscy zamienili się w słuch.

– Stajemy w obliczu kryzysowej sytuacji – oznaj

miła donośnym głosem. –

Podczas koncertu rocko

wego, który odbywał się nad morzem, słuchacze dostali

zbiorowego amoku i doszło do ogólnej bijatyki. Wysiano tam co najmniej osiem
karetek pogotowia.

Będziemy mieli do czynienia ze złamaniami, obrażeniami ciała,

oparzeniami i Bóg wie czym jeszcze.

Nie wspominając już o tym, że niektórzy

spośród poszkodowanych są pijani lub odurzeni na skutek nadużycia narkotyków.

Sobotnie wieczory sprzyjają bijatykom – wtrąciła jedna z pielęgniarek,

wywołując wybuch śmiechu zebranych.

background image

Zachowajcie powagę i skupcie się na tym, co nas czeka – zarządził spokojnym,

ale stanowczym tonem Harrison. –

Z informacji, które przekazała mi Tina, wynika, że

będziemy zawaleni robotą. Przyjmujcie pacjentów kolejno, w miarę ich pojawiania

się na oddziale. Tych, których stan nie jest krytyczny, należy opatrzyć i wysłać do

domu. Będą mogli wrócić jutro lub skontaktować się w poniedziałek ze swoimi

lekarzami rodzinnymi. Amelio, ty i ja będziemy urzędowali w sali zabiegowej numer
jeden. Tina,

zbierz zespół i zajmij salę numer dwa. – W tym – momencie rozległa

się syrena i wszyscy zastygli na chwilę w bezruchu, jakby czekając na jego komendę. –

No dobrze, bierzmy się do pracy.

W ciągu najbliższych trzech godzin Amelia była tak zajęta, że nie mogła nawet

pomyśleć ani o Harrisonie, ani o niczym innym. W sali zabiegowej pojawiali się

kolejno ranni pacjenci. Na szczęście oboje z Harrisonem byli już na tyle zgrani, że

rozumieli się bez słów. Pracowali w milczeniu, tylko od czasu do czasu rzucając jakąś

uwagę.

Choć część poszkodowanych kierowano do innych szpitali, po północy ich

napływ zmniejszył się tylko w niewielkim stopniu. W szpitalu pojawiła się też policja,

bo w poczekalni wybuchła bójka między oczekującymi na swoją kolej młodymi

ludźmi.

Jak długo to jeszcze potrwa? – spytała Amelia, zdejmując rękawiczki po

opatrzeniu kolejnego pacjenta.

Wydaje mi się, że karetki nie kursują już tak często jak przedtem – odparł

Harrison. –

To by oznaczało, że liczba poszkodowanych będzie się zmniejszać.

Ale minęła jeszcze godzina, zanim poczekalnia opustoszała, a oni mogli sobie

pozwolić na chwilę odpoczynku.

Zabieram torebkę i idę do domu – jęknęła Amelia, tłumiąc ziewnięcie.

Lepiej usiądź na chwilę i napij się kawy – zaproponowała Tina.

Nie mogę – mruknęła, rozglądając się wokół siebie. – Jeśli to zrobię, już nie

wstanę o własnych siłach.

Nie widziałam go od dłuższej chwili – oznajmiła Tina.

– Kogo?

Harrisona. Nie widziałam go, ale myślę, że nadal jest na terenie szpitala.

To dobrze, bo mam nadzieję, że odprowadzi mnie do domu. Albo wezwie

taksówkę.

– Nic z tego –

roześmiała się Tina. – Jest bardzo zmęczony, ale z pewnością będzie

chciał iść piechotą, bo wtedy spędzi w twoim towarzystwie więcej czasu. On chyba

naprawdę jest w tobie śmiertelnie zakochany.

background image

– Nie mów tak! –

jęknęła Amelia.

– O czym rozmawiacie? –

spytał Harrison, który stanął właśnie w drzwiach

pokoju.

– O... niczym –

wykrztusiła Amelia, czerwieniąc się z zażenowania.

Mam tu jeszcze jedną pacjentkę – zawołała Rosie, machając kartą choroby. –

Kto się nią zajmie?

– Ja –

odparła Amelia, z trudem wstając z krzesła. – Im prędzej się do tego

zabiorę, tym wcześniej skończę.

Dziękuję ci. Ta biedna kobieta siedzi tam już od dwóch godzin.

Przykro mi, że musiała pani tak długo czekać, pani Franklin – powiedziała

Amelia, wchodząc do sali zabiegowej.

– Nic nie szkodzi –

odparła kobieta. – Wiem, że mieliście pełne ręce roboty.

Zrobiono mi tymczasem

zdjęcia rentgenowskie.

Zaraz je przyniosę – oznajmiła Amelia, wychodząc z pokoju i kierując się w

stronę stanowiska pielęgniarek.

– Czego szukasz? –

spytał Harrison, który przekładał jakieś leżące na stole

dokumenty.

Zdjęć pani Franklin.

Są tutaj. Czy to twoja ostatnia pacjentka?

Mam nadzieję – odparła, tłumiąc ziewanie. – Marzę już tylko o tym, żeby jak

najszybciej znaleźć się w domu.

Czy nadal nie masz nic przeciwko temu, żebym cię odprowadził?

Oczywiście. Świeże powietrze dobrze nam zrobi.

To świetnie. W takim razie przekażę Tinie wszystkie inne sprawy i będę na

ciebie czekał.

Amelia uśmiechnęła się z wdzięcznością i wróciła do pacjentki. Umieściła zdjęcia

na negatoskopie i za

częła je uważnie oglądać.

Ręka jest niewątpliwie złamana – oznajmiła po chwili. – Widzę też dwa drobne

pęknięcia kości. Z wywiadu wynika, że pani upadla i ktoś nadepnął pani na ramię.

Zgadza się. To był naprawdę udany koncert – odparła kobieta z ironicznym

uśmiechem.

Czy rozmawiała pani z policją?

Tak. To mi nic nie pomoże, ale przynajmniej będę miała czyste sumienie.

No dobrze. Założymy pani gips. Trzeba go będzie nosić przez sześć tygodni.

Po upływie tego terminu proszę zapisać się na wizytę do jednego z naszych

szpitalnych ortopedów. Dyżurna pielęgniarka przekaże pani wszystkie niezbędne

background image

informacje.

– B

ardzo pani dziękuję.

Amelia wróciła do stanowiska pielęgniarek i dokonała niezbędnych adnotacji w

karcie choroby pani

Franklin. Potem wypisała dla niej skierowanie do gipsowni.

Czy jesteś już gotowa? – spytał Harrison.

Muszę tylko przynieść moją torebkę. Pobiegła do szatni i po chwili wróciła.

Szybko się z tym uwinęłaś – mruknęła z uśmiechem Tina. – Widzę, że marzysz o

tym, żeby stąd jak najprędzej wyjść.

Żebyś wiedziała.

W takim razie znikajcie stąd oboje, a ja zajmę się wszystkim innym.

Życzę dobrej nocy – powiedział Harrison, kiedy wychodzili z oddziału.

Gdy tylko znaleźli się na dworze, mocno ją objął, a ona od razu poczuła się lepiej.

Ale odezwał się do niej dopiero wtedy, kiedy minęli bramę szpitala i wyszli na ulicę.

– Dlaczego nic nie mówisz? –

spytał.

Hmm... Sama nie wiem, co mam powiedzieć.

Przykro mi, jeśli czujesz się skrępowana tym, że wszyscy tak uważnie cię

obserwują.

Oni najwyraźniej bardzo dobrze ci życzą.

Harrison wzruszył ramionami.

Znamy się od dawna. Spora część personelu pamięta mnie z czasów, w których

byłem jeszcze studentem medycyny i stawiałem pierwsze kroki w zawodzie. Było to

na długo przedtem, zanim poznałem Ingę i zostałem ojcem. Ale zapomnijmy o
szpitalu.

Cieszmy się tym, że wędrujemy we dwoje pod rozgwieżdżonym niebem.

Amelia stwierdziła ze zdziwieniem, że istotnie czuje się bardzo szczęśliwa. Ale

miała jeszcze do niego kilka pytań.

Jak mam reagować na to, że wszyscy uważają mnie za twoją dziewczynę?

Harrison zerknął na nią z uśmiechem. Potem rozejrzał się na prawo i lewo, by

sprawdzić, czy mogą bezpiecznie przejść na drugą stronę, i ruszył naprzód, pociągając

ją za sobą.

A czy nią nie jesteś? – spytał cicho.

Sama nie wiem. Pomagałam ci w opiece nad Yolandą, a ty pocałowałeś mnie

dziś po raz pierwszy, ale...

– Wczoraj –

poprawił ją odruchowo, a ona potakująco kiwnęła głową.

Tak, to było wczoraj. Trzymałeś mnie też za rękę na odprawie, więc cały

szpital uważa mnie za twoją ostatnią zdobycz.

Ostatnią? – spytał urażonym tonem. – Moja ostatnia zdobycz została moją

background image

żoną.

I o to właśnie mi chodzi.

– Co to znaczy?

Harrison, nie możemy sobie pozwolić na poważne zaangażowanie. Nie chcę się

powtarzać jak zacięta płyta, ale ja mam w Anglii swoje własne życie.

Zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony z jej odpowiedzi, i objął ją jeszcze

mocniej.

– Wiem o tym.

Więc musisz sobie zdawać sprawę, że nasza znajomość... nasz związek... –

wzruszyła ramionami – nie ma przyszłości.

– Dlaczego?

Dlatego, że mieszkamy w różnych krajach. Na różnych kontynentach.

– To prawda... –

mruknął niechętnie, zastanawiając się, czy jest to jedyna

przyczyna, dla której Ame

lia zachowuje wobec niego taki dystans. Wyznała mu, że

cierpi na endometriozę, ale on podejrzewał, że na jej postawę wpływają jakieś inne
motywy.

– A poza tym musi

my wziąć pod uwagę dobro Yolandy. I to jest dodatkowy

powód, dla którego nie

powinniśmy się widywać.

Ale mimo wszystko pozwalasz mi się obejmować i spacerujesz ze mną po ulicach o

drugiej nad ranem.

Ja nie powiedziałam, że cię nie lubię. Lubię cię... może nawet za bardzo.

Więc dlaczego nie możemy uznać tej sytuacji za punkt wyjścia i nie pozwolimy

jej się rozwijać?

Dlatego, że muszę stąd wyjechać, wrócić na moją półkulę, przygotować się do

końcowych egzaminów, a jeśli je zdam, przyjąć lub odrzucić proponowaną mi posadę.

A więc zaproponowano ci stałą pracę? – spytał ze zdumieniem. – W Anglii?

Nie wiem, dlaczego jesteś taki zaskoczony.

Nie jestem. Uważam cię za znakomitego lekarza. Po prostu nie zdawałem sobie

sprawy, że otrzymałaś taką ofertę.

To tylko dowodzi, jak mało o sobie wiemy, Harrison.

I właśnie dlatego powinniśmy bliżej się poznać. – Minęli właśnie jego dom i szli

dalej w kierunku jej mieszkania. –

Posłuchaj, połączyła nas ze sobą jakaś niezwykła

więź. Nie mogę przestać o tobie myśleć.

Choć znamy się od niedawna, jesteś dla mnie bardzo ważna. Kiedy cię przy

mnie nie ma, myślę tylko o tym, że chciałbym być z tobą, trzymać cię za rękę,

obejmować, całować... Moje uczucia są tak silne, że nie potrafię nad nimi zapanować,

background image

c

hoć wydaje mi się to trochę przerażające. Nie wiem, dokąd to doprowadzi i co może

się wydarzyć. Ale wiem, że nie przeżywałem czegoś takiego nigdy dotąd.

Nawet w towarzystwie twojej żony?

– Nie –

odparł bez chwili wahania. – Ona nigdy nie sprawiła, że czułem się tak,

jakbym potrafił latać, jakbym mógł samotnie pokonać cały świat. A ty wyzwalasz we
mnie moje najlepsze cechy. Nigdy nie

zrobiłbym ci krzywdy, AJ. Jesteś dla mnie

kimś wyjątkowym.

Tak myślisz?

– Jestem tego pewny. –

Zatrzymali się pod jej drzwiami, więc sięgnęła po klucze

do mieszkania. –

Czy zobaczymy się dziś w ciągu dnia?

Muszę się trochę przespać, a potem iść do pracy. Może jutro?

Czyli w poniedziałek?

Tak. Przez najbliższe dwa dni pracuję na dziennej zmianie, a w środę i czwartek

mam wolne.

Więc może przyjdziesz do mnie jutro na kolację?

– Harrison. :.

Daj spokój, A. J. , przecież chodzi tylko o kolację. Yolanda i pani D też będą.

Wiem, że chętnie się z nimi zobaczysz.

– No dobrze –

zgodziła się, choć wiedziała, że popełnia błąd. – A teraz idź już do

domu.

Harrison kiwnął głową i musnął wargami jej usta.

Śpij dobrze.

Wesołego Alleluja.

Odchylił się gwałtownie i spojrzał na nią ze zdumieniem.

Czyżby jutro była Wielkanoc? Zapomniałem ukryć czekoladowe jajka!

A więc je kupiłeś?

Zrobiła to za mnie pani D. Muszę pędzić do domu i pochować je. zanim

Yolanda wstanie! Mam

nadzieję, że tej nocy się nie budziła.

Przecież pani D. natychmiast by cię wezwała.

To prawda, a ponieważ nie dzwoniła, zakładam, że wszystko jest w porządku.

Zatelefonuję do ciebie później!

Odszedł pospiesznie, a ona stała przez chwilę nieruchomo, usiłując zebrać myśli.

Wiedziała już, że jest w nim zakochana, ale nie miała pojęcia, jak się w tej sytuacji

zachować.

background image

Rozdział 9


Kiedy w tę wielkanocną niedzielę udało jej się w końcu zasnąć, miała bardzo

piękne sny. Widziała w nich siebie, Harrisona i Yolandę. Tworzyli wspólnie

szczęśliwą rodzinę, ale tym razem odniosła wrażenie, że dzieje się to na jawie. Że jest

żoną Harrisona, a Yolanda mówi do niej „mamo” i wszystko układa się tak, jak sobie

wymarzyła.

Kiedy się obudziła, było już wczesne popołudnie. Uświadomiła sobie z radością,

że nie musi iść do pracy ani spotykać się z Harrisonem. Kiedy zdała sobie sprawę, że

jest w nim zakochana, poczuła się wstrząśnięta i przerażona. Na samą myśl o tym
za

czynała nerwowo dygotać.

Nie podejrzewała siebie samej o zdolność do tak silnych uczuć. Kochała

oczywiście Yolandę, która była uroczym dzieckiem, lubiła i szanowała panią

Deveraux, ale nigdy nie przypuszczała, że może się zakochać w swoim szefie.

Harrison potrafił przełamać w jakiś sposób wszystkie bariery, które zbudowała

wokół siebie na przestrzeni kilku minionych lat. Dotarł do jej serca i zajął w nim

bardzo ważne miejsce.

– Kocham Harrisona! –

powiedziała na głos, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

Ta świadomość wzbudziła w niej wielką radość, a równocześnie przywróciła jej

jasność myśli. Wiedziała, jak ma postąpić.

Doszła do wniosku, że dla dobra wszystkich zainteresowanych musi jak

najszybciej zdystansować się od rodziny Stapletonów.

Wzięła prysznic i zjadła śniadanie, a potem postanowiła wybrać się na spacer.

Chcąc uniknąć spotkania z Harrisonem i jego córką, ruszyła w kierunku Brighton.

Harrison powiedział jej kiedyś, że jest tam piękna plaża, więc...

Harrison..

. Wszystkie jej myśli nieustannie wracały do niego.

Kiedy otworzyła drzwi mieszkania, dostrzegła ze zdumieniem leżącą na słomiance

ozdobnie opakowa

ną paczkę. Po chwili wahania wniosła ją do środka, otworzyła

przyczepioną do niej kopertę z jej nazwiskiem i przeczytała wypisane na kartce słowa:
„Weso

łych Świąt i dziękujemy bardzo za twoją bezcenną pomoc”. Życzenia

podpisane były przez Harrisona, panią Deveraux i Yolandę. Widząc narysowane przez

dziewczynkę trzy krzyżyki symbolizujące pocałunki, Amelia uśmiechnęła się ze
wzruszeniem.

Jakże mogę zerwać kontakty z tak uroczym dzieckiem? – spytała się w duchu.

Wiedziała dobrze, że byłoby to bardziej bolesne dla niej niż dla Yolandy, ponieważ

background image

uczyniłaby to wbrew swoim przekonaniom. Marzyła o tym, by stać się częścią życia

tej dziewczynki, patrzeć, jak dorasta, obserwować zachodzące w niej zmiany... Ale

właśnie dlatego musi zniknąć z jej świata.

Odłożyła list i drżącymi rękami zaczęła rozpakowywać paczkę. Kiedy ujrzała

oprawioną fotografię przedstawiającą zbudowany przez nich na plaży zamek, jej serce

zabiło jeszcze szybciej. Powiesiła zdjęcie w swojej sypialni, żeby oglądać je codziennie

tuż przed zaśnięciem.

Harrison znów trafił do mojego serca, utrudniając mi jeszcze bardziej to, co

muszę zrobić, pomyślała z irytacją. Wiedziała, że zabierze tę fotografię do Anglii i że

będzie jej ona zawsze przypominała o tym cudownym poranku. O śniadaniu, które
zjedli na pla

ży... i o pierwszym pocałunku Harrisona.

Zamknęła oczy, usiłując stłumić ból serca. Dlaczego to wszystko jest takie trudne?

pomyślała z rozpaczą.

Dlatego, że jesteś skończoną idiotką i zakochałaś się w tym mężczyźnie! –

wyjaśniła sama sobie.

Potem szybko wyszła z domu, żeby pobiegać po plaży i zapanować nad swoimi

uczuciami.

Tej nocy przewracała się nerwowo na łóżku, nie mogąc zasnąć, a nazajutrz poszła

do pracy, zadowo

lona z tego, że Harrison postanowił spędzić drugi dzień świąt ze

swoją rodziną. Przyjmując pacjentów i rozmawiając z członkami personelu, myślała
jednak

z przerażeniem o czekającej ją tego wieczoru wspólnej kolacji.

Oczywiście bardzo chciała się z nim zobaczyć. Pragnęła, by ponownie ją objął i

pocałował, by powiedział, że jest piękna... Ale zdawała sobie sprawę, że nie powinna

się z nim spotykać, gdyż nie ma prawa utrzymywać go w przekonaniu, że ich związek

może mieć przed sobą jakąkolwiek przyszłość.

Trzykrotnie podchodziła do telefonu i zaczynała wystukiwać jego numer, a potem

odkładała słuchawkę.

Uznała w końcu, że Harrison zasługuje na to, by powiadomiła go o swoim

postanowieniu osobiście. Bała się tylko, że kiedy spojrzy mu w oczy, jej silna wola

stopnieje jak wosk, a ona nie będzie w stanie wykrztusić ani słowa.

W drodze ze szpitala do domu kupiła butelkę wina do kolacji oraz zestaw

rysunkowy dla Yolan

dy. Składał się on z różowo-białego bloku i kompletu kolorowych

kredek. Płacąc za nową książkę jednego z ulubionych autorów pani D. , zdała sobie

nagle sprawę, że nie ma żadnego prezentu dla Harrisona. Doszła jednak do wniosku,

że nie powinna obsypywać go podarunkami w przeddzień zerwania ich związku,

który w gruncie rzeczy jeszcze nie nabrał trwałego charakteru.

background image

Po powrocie do domu przebrała się na wieczór. Włożyła niebieską bluzkę,

pasujący do niej żakiet i luźne czarne spodnie. Zgromadziła wszystkie prezenty i

wzięła ze sobą aparat fotograficzny, żeby utrwalić ten ostatni wspólny wieczór. Kiedy
nacis

nęła dzwonek do drzwi mieszkania Harrisona i usłyszała jego kroki, odetchnęła

głęboko kilka razy, by trochę się uspokoić.

– Witaj, AJ. –

powiedział, przyglądając jej się badawczo. – Wyglądasz

wspaniale.

Dziękuję – mruknęła, starając się zachować obojętny ton głosu. Potem, nie

wiedząc, jak się zachować, wręczyła mu butelkę wina.

To miło z twojej strony – powiedział Harrison. Miał ochotę ją pocałować, ale w

j

ej postawie było coś, co go od tego powstrzymało. – Wejdź do pokoju. Yolanda nie

może się ciebie doczekać.

W tym momencie usłyszeli drobne kroki nadbiegającej dziewczynki, która po

chwili czule objęła nogi Amelii.

Tatuś był dziś dla mnie bardzo dobry! – oznajmiła z dumą. – Uczył mnie

tańczyć i rysować, a potem bawił się ze mną lalkami!

Wygląda na to, że mieliście pełne ręce roboty – mruknęła Amelia, idąc w

kierunku kuchni.

– Czy to jest dla mnie? –

spytała Yolanda, dostrzegając w jej rękach ozdobnie

zapakowany prezent.

A jak myślisz?

On jest różowy! – z zachwytem zawołała dziewczynka.

Usiądź przy stole i zobacz, co jest w środku.

Yolanda wspięła się na krzesło, a Amelia wręczyła jej prezent. Po chwili papier był

już rozerwany, zaś całe mieszkanie wypełniały okrzyki radości.

Amelia zerknęła na Harrisona i dostrzegła na jego twarzy życzliwy uśmiech.

Co się mówi? – spytał córkę.

Dziękuję, Mil... ja – odparła natychmiast Yolanda.

– Zabierz ten prezent do swojego pokoju i spróbuj

coś narysować, a tatuś dokończy

przygotowywanie kolacji.

– Dobrze. –

Dziewczynka zsunęła się z krzesła i wybiegła z kuchni. Zostali

sami.

Amelia natychmiast wyczuła zmianę atmosfery. Harrison położył dłoń na jej

ramieniu, a ona, za

skoczona tą drobną pieszczotą, odwróciła głowę i spojrzała na

niego z czułością. On jednak dostrzegł w jej wzroku niepewność i zdał sobie sprawę,

że od chwili, w której pocałował ją na pożegnanie poprzedniego ranka, zaszła w ich

background image

stosunkach jakaś zmiana.

Czy wszystko w porządku? – spytał, cofając rękę i podchodząc do kuchenki,

na której gotowała się kolacja.

– T... tak.

Miałaś ciężki dzień?

– Nie bardzo –

odparła, zadowolona, że Harrison przeszedł na bardziej neutralny

temat. –

Mieliśmy sporo pacjentów skarżących się na bóle żołądka z powodu

przejedzenia lub zatrucia. Przywieźli też jakieś dziecko, które dostało w prezencie

kostium supermana, więc zaczęło wspinać się na drzewa, a potem spadło i rozbiło

sobie głowę.

Usiadła na stołku i obserwowała z uznaniem jego poczynania w roli kucharza.

Poczuła radość na myśl o tym, że zakochała się w mężczyźnie, który wszystko robi
dobrze.

Twoja potrawa pięknie pachnie.

To węgierski gulasz. Oprócz niego zamierzam podać puree z ziemniaków,

gotowaną kukurydzę i zielony groszek.

A ja spodziewałam się czekoladowej zupy i czekoladowego tortu na deser.

Myślę, że po wczorajszym dniu wszyscy mamy na jakiś czas dosyć czekolady.

Jak sobie poradziłeś z Yolandą?

Udało mi się ograniczyć jej konsumpcję czekoladowych jajek do jednego na

godzinę.

– Czy mier

zyłeś jej poziom cukru?

– Tak. Nie jest najgorszy. –

Harrison spojrzał na nią badawczo. – Wczoraj po

południu wpadliśmy do – ciebie, bo chciała ci pokazać swój koszyk ze święconym,

ale nie było cię w domu.

Żałuję, że go nie zobaczyłam.

Czyżby wezwano cię nagle do szpitala?

– Nie. –

Wyczuła, że zamierza ją spytać, gdzie była, więc szybko zmieniła temat. –

Gdzie jest pani D. ?

Odpoczywa. Ale z pewnością zjawi się lada chwila.

Mam nadzieję, że czuje się dobrze.

Lepiej niż dobrze. Jak na osobę w jej wieku, wraca do pełni sił zadziwiająco

szybko.

Słyszałam to – oznajmiła pani Deveraux, która właśnie wchodziła do kuchni. –

Cóż za bezczelny smarkacz – dodała, grożąc mu laską.

Smarkacz? Przecież jestem od dawna dorosły! – zawołał ze śmiechem

background image

Harrison.

Kiedy cię poznałam, byłeś młodszy niż Yolanda, więc dla mnie zawsze będziesz

smarkaczem – oznaj

miła starsza pani, siadając na kuchennym stołku.

Mam dla pani mały prezent – oznajmiła Amelia, wręczając jej pakunek.

Pani Deveraux delikatnie od

winęła ozdobny papier i krzyknęła z zachwytu na

widok książki.

Och, Amelio, sprawiłaś mi wielką przyjemność! Nie wiem, czy dotrwam do końca

kolacji. Mam ocho

tę zamknąć się w moim pokoju i natychmiast ją przeczytać.

Ale najpierw musimy coś zjeść – oznajmił Harrison, mając nadzieję, że pani D.

dotrzyma obietnicy

i opuści ich zaraz po posiłku. Liczył też na to, że uda mu się

położyć Yolandę do łóżka i spędzić jakiś czas sam na sam z Amelią. – Wszystko jest

już gotowe.

W takim razie nakryję do stołu – powiedziała pani D. , ale Amelia postanowiła

ją wyręczyć i sama zabrała się do ustawiania talerzy, a potem zawołała Yolandę.

Kiedy siadali do stołu, pani Deveraux kazała jej zająć miejsce naprzeciw

Harrisona, a ona poczuła się tak, jakby była członkiem szczęśliwej rodziny. Choć

gulasz był wyborny, oderwała się od niego na moment, by wyciągnąć aparat i utrwalić

tę chwilę szczęścia. Miała nadzieję, że gdy będzie oglądać po latach te zdjęcia,

przypomni sobie ostatnie chwile spędzone w towarzystwie ukochanego mężczyzny.

Gdy zachwycona Yolanda usiadła na kolanach Harrisona i spojrzała z uśmiechem w

obiektyw, Ame

lia poczuła bolesny ucisk w gardle i zdała sobie sprawę, że rozstanie z tą

dziewczynką i jej ojcem będzie o wiele trudniejsze, niż myślała.

Po kolacji,

chcąc choć na chwilę oderwać się od Harrisona, poszła z Yolandą do

łazienki, by towarzyszyć jej podczas kąpieli. Przez chwilę bawiła się z nią gumowymi

zwierzątkami, a potem wytarła ją i odprowadziła do jej sypialni. Po drodze spotkała na

korytarzu panią D.

– Dobranoc, moja droga –

powiedziała z uśmiechem starsza dama. – Idę czytać

swoją książkę.

Mam nadzieję, że się pani spodoba.

Kiedy dziewczynka włożyła różową piżamę i grzecznie schowała się pod kołdrę,

Amelia prze

czytała jej kilka bajek. Yolanda słuchała ich, ale wkrótce ziewnęła

szeroko i uścisnęła jej rękę.

Kocham, cię, Mil... ja – mruknęła sennym głosem, zamykając oczy.

Ja też cię kocham – wyszeptała ze wzruszeniem Amelia, czując, że z jej oczu

spływają łzy wzruszenia. Nie miała najmniejszej ochoty rozstawać się z tym

dzieckiem, ale wiedziała, że jest to nieuniknione.

background image

Kiedy śpi, wygląda jak aniołek – rzekł półgłosem Harrison, stając w drzwiach

pokoju.

Ona zawsze jest aniołkiem.

Więc dlaczego płaczesz?

Wyciągnął do niej rękę, a ona po krótkim wahaniu podała mu swoją, obiecując

sobie, że pozwala mu się dotknąć po raz ostatni. Ale kiedy potem usiłowała uwolnić

dłoń, chwycił ją mocniej i poprowadził w kierunku salonu.

Paliły się tu tylko boczne lampy, a ze stereofonicznej aparatury płynęła cicho

łagodna muzyka. W tej romantycznej atmosferze trudno jej było zachować silną wolę.

Wiedziała, że powinna jak najszybciej się pożegnać, ale usiadła obok niego na
kanapie.

– O co chodzi, A. J. ? –

spytał, nadal trzymając ją za rękę. – Co się stało?

– Och, Harrison... –

Czując głośne bicie serca, wyrwała dłoń z jego uścisku i

szybko wstała.

Harrison poszedł za jej przykładem, jakby podejrzewając, że wybiegnie z pokoju,

ale ona bezradnie

splotła ręce i rozejrzała się po saloniku.

Nie mogę się na to zgodzić...

Chwycił ją za ramiona i odwrócił przodem do siebie.

Na co? Co masz na myśli?

Na to! Nie mogę być... twoją dziewczyną.

Dlaczego? Przecież nie ma w tym nic złego. – Próbował ją do siebie

przyciągnąć, ale czując jej – opór, opuścił ręce. – Czy nie pamiętasz, że zawarliśmy

umowę? Postanowiliśmy zobaczyć, do czego doprowadzi nasza wzajemna fascynacja.

Nie. To ty tak postanowiłeś. Ja byłam temu przeciwna.

Powiedziałaś, że wyjeżdżasz pod koniec czerwca. I oboje o tym wiemy.

Więc dlaczego nadal mi się narzucasz? To grozi katastrofą, a ja nie mogę jej na

nią narażać!

– Kogo? Yolandy?

Tak. Muszę powoli ograniczać kontakty z tym dzieckiem. To jedyne wyjście.

Pani D. radzi sobie

bardzo dobrze. Sam mówiłeś, że jej rekonwalescencja przebiega

lepiej, niż się spodziewałeś. Wiem, że potrzebujesz pomocy. Mogę spędzać z Yolandą
co

dziennie kilka godzin, ale w ciągu najbliższych tygodni będę stopniowo skracać

nasze spotkania. To naj

lepsze wyjście z tej sytuacji.

– Dla kogo najlepsze? Dla niej czy dla ciebie? Bo

z pewnością nie dla mnie. Ale

najwyraźniej ty nie przywiązujesz do tego żadnej wagi. – Podszedł do niej bliżej, a

ona poczuła bijące od niego ciepło i z trudem powstrzymała się od zarzucenia mu rąk

background image

na

szyję. – Kiedy porozmawiamy o tym, co nas łączy, Amelio? Niezależnie od tego,

czy będziesz mieszkała tutaj, w Anglii czy w Timbuktu, moje uczucia wobec ciebie

pozostaną prawdziwe. Nie pozwolę ci ich zdeptać i nie uwierzę, że jestem ci zupełnie

obojętny.

– Nigdy te

go nie mówiłam – wykrztusiła drżącym głosem.

Więc dlaczego nie spojrzysz prawdzie w oczy? Dlaczego nie chcesz przyznać,

że coś nas łączy?

Dlaczego nie masz do mnie dość zaufania, żeby mi powiedzieć, na czym polega

problem?

Bo nie chcę być narażona na cierpienie! – krzyknęła pod wpływem nagłego

odruchu, a on wyczuł w jej słowach prawdziwy ból i zaczął się zastanawiać, co jest

jego przyczyną. Zdał sobie nagle sprawę, że za jej decyzją o zerwaniu kryją się

jakieś istotne przyczyny, ale nie potrafił ich zidentyfikować. Był jednak przekonany,

że kiedy Amelia ujawni mu wszystkie przeszkody stojące na drodze do ich związku,

będzie w stanie je pokonać.

Ja z pewnością nie chcę cię na nie narażać, Amelio. I nie rozumiem, o co ci

chodzi.

Nie mogła mu tego wyjaśnić. Nie potrafiła zdobyć się na wyznanie prawdy. Nie

wiedziałaby nawet, w jakie ją ubrać słowa.

Proszę cię, Harrison... Pozwól mi odejść...

Nie mogę. – Jakby chcąc tego dowieść, pochylił się i przycisnął wargi do jej ust,

a ona przywarła do niego całym ciałem. Poczuł jej podniecenie i zdał sobie sprawę,

że przyczyną, dla której chce zerwać ich związek, nie jest obojętność. Przecież ona

też musi o tym wiedzieć. Więc dlaczego ciągle powtarza, że nie może się z nim

związać?

Przerwał pocałunek i postąpił krok do tyłu, nie wypuszczając jej z objęć.

Zmieniłaś całe moje życie, Amelio Jane. Zmieniłaś też życie Yolandy. Ona cię

podziwia i kocha.

– Wiem o tym i odwzajemniam jej uczucia.

Więc dlaczego? Dlaczego chcesz zniknąć z jej świata? Dajesz jej to, czego nie

dostała od własnej matki. Ona cię potrzebuje, AJ. I ja też.

Amelia stłumiła szloch, wysunęła się z jego objęć i zrobiła trzy kroki do tyłu.

– Nie powstrzymuj mnie od zrobienia tego, co jest konieczne –

wykrztusiła przez

łzy.

Muszę cię powstrzymywać od popełnienia błędu. Będę o ciebie walczył. I

przekonam cię, że warto walczyć o to, co nas łączy. Ale najpierw musisz mi

background image

powiedzieć, na czym polega problem. Musisz mi zaufać.

Amelia zagryzła wargi. Oddychała z trudem i miała wrażenie, że jej płuca pękną za

chwilę z powodu niedoboru tlenu. Wiedziała, że Harrison ma prawo żądać, by

wyznała mu prawdę. Ale gdyby ją poznał, nie chciałby mieć z nią nic wspólnego. A ona

umarłaby z bólu.

Czy to ma coś wspólnego z twoją endometriozą? – spytał nagle, a gdy

wciągnęła głęboko powietrze, poczuł, że jest na właściwym tropie i zaczął gorączkowo

rozważać wszystkie aspekty sytuacji.

Czy boisz się, że nawroty twojego złego samopoczucia mogą mieć niekorzystny

wpływ na nasz związek?

Przyglądał się badawczo jej twarzy, usiłując odczytać z niej odpowiedź. Był coraz

bardziej przeko

nany, że udało mu się rozszyfrować jej zagadkę.

Usunięto ci jajnik i jajowód. Czy to znaczy... ?

Dostrzegł w oczach Amelii lęk i uświadomił sobie, że odkrył jej tajemnicę. – To

może znaczyć, że nigdy nie zostaniesz matką... – mruknął cicho, czując zalewającą go

falę współczucia. – Masz wspaniały stosunek do Yolandy, ale obawiasz się, że nie

będziesz mogła mieć własnych dzieci, prawda?

Po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Harrison chciał podejść bliżej i czule ją objąć, ale

ona natychmiast się cofnęła.

Amelio, przestań. Nie uciekaj ode mnie. Usiądźmy i spróbujmy o tym

porozmawiać. – Wyciągnął rękę, ale ona zrobiła kolejny unik i odsunęła się od niego
jeszcze dalej. – –

Nie mogę – wykrztusiła przez łzy, potrząsając głową. – Nie mogę,

Harrison. Nie mogę tak postąpić ani wobec Yolandy, ani wobec ciebie.

Otworzyła drzwi i przekroczyła próg, a potem raz jeszcze odwróciła się i spojrzała

mu w oczy.

Nie mamy o czym rozmawiać, Harrison. – Ze smutkiem potrząsnęła głową. –

Wszystko jest skończone.

background image

Rozdział 10


Usłyszawszy pukanie do drzwi, Harrison odłożył pióro i odetchnął z ulgą,

zadowolony, że jego pracownica zareagowała wreszcie na sygnał, który nagrał na jej
pager.

Proszę! – zawołał głośno, a chwilę później do gabinetu wkroczyła Tina.

Wzywałeś mnie, szefie?

Tak. Usiądź.

– O co chodzi?

O Amelię.

– Och... –

Tina chciała zerwać się z krzesła, ale powstrzymał ją ruchem ręki.

– Poczekaj –

powiedział błagalnym tonem. – Porozmawiaj ze mną. Powiedz mi,

co się dzieje.

Musisz o to spytać Amelię. Ja jestem Szwajcarią.

Więc dlaczego zamieniałaś się z nią dyżurami?

Szwajcaria może pomagać potrzebującym, zachowując neutralność.

To znaczy, że mnie również powinnaś pomóc. Nie możesz nikomu okazywać

szczególnych względów.

Tina zmarszczyła brwi.

Masz słuszność – odparła po chwili namysłu, uśmiechając się do niego z

sympatią. – Okej, szefie, powiedz mi, czego potrzebujesz.

Potrzebuję informacji. Chcę, żebyś mi powiedziała, dlaczego Amelia nie reaguje

na moje telefony, dlaczego nigdy nie mogę zastać jej w domu, dlaczego ciągle zamienia

się dyżurami. Za każdym razem, kiedy próbuję się z nią skontaktować, ponoszę

klęskę.

Przecież widziałeś się z nią wczoraj. Pamiętam dokładnie, że wspólnie

badaliście jakiegoś pacjenta, który był tak blady, że wydawał się niemal zielony.

Harrison skrzywił się z niesmakiem, przypominając sobie dalszy bieg wydarzeń.

Odzyskał normalny kolor, kiedy opróżnił zawartość żołądka na moje spodnie –

mruknął, wstając z miejsca i przesuwając dłonią po włosach. – Zanim zdążyłem się

przebrać i wrócić na odział, AJ. zniknęła.

Po prostu jej dyżur dobiegł końca – oznajmiła Tina, wzruszając ramionami.

Miej dla mnie odrobinę litości, Tina. Dlaczego ona nie chce ze mną

rozmawiać?

A jak myślisz?

background image

Myślę, że jest wściekła, ponieważ odkryłem jej tajemnicę. A może dlatego, że za

bardzo usiłowałem się do niej zbliżyć. Gdyby mogła zakończyć swój staż

specjalizacyjny już dziś, wsiadłaby w pierwszy samolot do Londynu, nie przejmując

się ani mną, ani moją córką.

Wydawało mi się, że jej stosunki z Yolandą są bardzo przyjazne.

Tak było, ale ona usunęła się potem stopniowo z mojego życia. Yolanda ciągle o

nią pyta, marzy o tym, żeby ją jak najczęściej widywać. Dałem Amelii na – jakiś czas

swobodę ruchów, bo miałem wrażenie, że potrzebuje spokoju. Byłem przekonany, że
kiedy

przemyśli całą sytuację, zechce ze mną przynajmniej życzliwie porozmawiać.

Ale ona unika mnie jak zara

zy, a ja uważam, że posuwa się za daleko. Nie wiem nawet,

na której zmianie pracuje, a przecież to ja układam harmonogramy dyżurów!

Nie ja jestem osobą, z którą powinieneś na ten temat porozmawiać – oznajmiła,

uważnie mu się przyglądając.

Wiem o tym, ale ona zrobiła się nieuchwytna – odparł, zastanawiając się, czy

Tina dostrzega w nim

człowieka, który znajduje się na krawędzi załamania, bo nie

może spędzić dwóch sekund sam na sam z ukochaną kobietą.

Czy podchodzisz do tej sprawy poważnie? – spytała w końcu.

Bardzo poważnie.

O której kończysz dziś pracę?

O piątej, a może nawet czwartej trzydzieści. Yolanda ma sesję terapeutyczną.

Amelia pracuje na popołudniowej zmianie.

– Czyli zgodnie z planem –

oznajmił, zerkając na grafik.

Owszem. Ona jest przekonana, że cię tu nie będzie, bo pojedziesz z Yolandą.

Zna twój rozkład zajęć, Harrison, więc bez trudu może cię unikać.

Więc będzie tu zaraz po piątej.

Czy możesz zostać w szpitalu do tej pory?

– Nic mnie od tego nie powstrzyma. –

Kiwnął głową. – Dziękuję ci, Szwajcario.

– Nie ma za co, szefie –

odparła z uśmiechem.

Od dawna uważam, że jesteście dla siebie stworzeni, i wielokrotnie jej to

powtarzałam.

To dobrze. Cieszę się, że mam sojusznika.

Ale nie wspominaj o mnie, wygłaszając apel o pojednanie.

Obiecuję ci, że tego nie zrobię.

Kiedy Ti

na wyszła, poczuł się tak, jakby z jego barków spadł ogromny ciężar. A

więc Amelia będzie w szpitalu po piątej... Podniósł słuchawkę i zadzwonił do

terapeuty Yolandy, by przesunąć wizytę o godzinę. Następnie zatelefonował do pani

background image

D. i poinfor

mował ją o zmianie planów.

Potem rozsiadł się w fotelu i zatonął w myślach. Postanowił przekonać Amelię

Watson, że jest dla niej wymarzonym partnerem. Kochał ją tak bardzo, że gotów był

odeprzeć wszystkie jej obiekcje. Unaocznić jej, że są dla siebie stworzeni. Otworzyć

przed nią serce.

Nie wiedział dokładnie, kiedy zakochał się w swojej angielskiej koleżance po

fachu. Ale wiedział, że jest jego wielką miłością. Że uwielbia ją Yolanda, a pani D.

jest o niej jak najlepszego zdania. Był przekonany, że mogą stworzyć szczęśliwą

rodzinę.


Amelia weszła znużonym krokiem do przebieralni i otworzyła szafkę. Była

wyczerpana dwoma tygodniami nieprzespanych nocy. Przez cały czas starała się

myśleć tylko o swoich obowiązkach. Przychodziła do szpitala, pracowała tak ciężko, że

padała z nóg, a potem wracała do domu i kładła się do łóżka.

Zawsze jednak budziła się w środku nocy i do rana przeżywała mękę bezsenności,

dygocząc z lęku oraz poczucia samotności. Często też wymawiała przez sen imię
Harrisona.

Zamknęła na chwilę oczy, przytłoczona myślą o tym, jak bardzo za nim tęskni.

Była przekonana o słuszności własnego postępowania, ale wiedziała, że pęka jej

serce. Ten, kto powiedział, że rozłąka wzmaga siłę uczuć, miał słuszność. Od chwili
roz

stania z Harrisonem kochała go coraz bardziej.

Wiedziała, że on chce się z nią skontaktować, więc usiłowała go unikać, ale robiła to

wbrew sobie. Jedy

nymi jasnymi punktami jej życia były chwile spędzane z Yolandą.

Pani Deveraux próbowała ją nakłonić do szczerej rozmowy, ale ona nie pozwoliła

się zawrócić z obranej drogi. Przyjechała do Australii, by zrobić specjalizację, a nie po

to, żeby się zakochać. Musi jakoś przeżyć te ostatnie tygodnie. Rezygnacja byłaby

równoznaczna ze zmarnowaniem kilku lat ciężkiej pracy.

Cześć! – zawołała Tina, a Amelia wzdrygnęła się nerwowo, słysząc jej głos. – O

Boże. Wyglądasz okropnie. – Położyła dłoń na jej czole. – Nie masz gorączki, więc

chyba nie zaatakował cię ten wirus, który ostatnio dziesiątkuje nasz personel.

– Nic mi nie jest, Tina.
– Akurat.
Amelia zamknęła szafkę, powiesiła na szyi stetoskop i przypięła do kitla

identyfikator.

Naprawdę nic mi nie jest.

Nie próbuj mnie okłamywać, Amelio. Nie zamierzam prawić ci morałów ani cię

background image

pouczać, ale zaczynam się niepokoić. Wyglądasz tak, jakby coś cię bolało.

– Bo tak jest, ale nie chodzi bynajmniej o problemy sercowe –

dodała pospiesznie.

– Kilka dni temu

zapomniałam zażyć leki i teraz za to płacę.

Czy mam tu natychmiast wezwać ordynatora ginekologii?

Nie, wszystko jest w porządku. Czuję się o wiele lepiej niż wczoraj. Kiedy

wróciłam do domu, miałam bardzo silne bóle.

– Hm... –

mruknęła Tina z niedowierzaniem.

– Co znaczy to „hm”? –

spytała Amelia, marszcząc brwi.

Nic. Obiecałam, że nie będę zaczynać z tobą rozmów na temat Harrisona.

Już to zrobiłaś.. – Amelia skrzyżowała ręce na piersiach. – Więc mów dalej.

Chciałam tylko powiedzieć, że właśnie wczoraj się z nim widziałaś.

I myślisz, że moje bóle były skutkiem tego spotkania?

– Owszem.

To były bóle brzucha, a nie serca.

– Wszystko jedno –

mruknęła Tina, wzruszając ramionami. – Posłuchaj, czy nie

możesz się z nim spotkać choćby na pięć minut? Albo dziesięć. Przecież on chce

tylko z tobą porozmawiać.

– Nie wracajmy do tego tematu –

powiedziała Amelia, potrząsając głową.

On też cierpi, Amelio, choć nie dokucza mu endometrioza... a przynajmniej taką

mam nadzieję.

Amelia nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nigdy nie potrafiła się złościć na Tinę

dłużej niż przez kilka sekund.

On za tobą tęskni – oznajmiła poważnym tonem przyjaciółka.

– Wiem o tym.

Więc dlaczego czegoś nie zrobisz? Jesteście dla siebie stworzeni! Nie odrzucaj

uczucia, które może być dla ciebie spełnieniem marzeń o szczęściu.

Amelia doszła do wniosku, że nie ma dość sił, by dyskutować z Tiną o swoich

marzeniach, więc kiwnęła głową.

– Prz

yjmuję do wiadomości twoje uwagi, ale teraz muszę iść do pracy.

Dziesięć minut później przelewała już do probówki pobraną przed chwilą próbkę

krwi.

Chcę jak najszybciej poznać wynik badania, więc sama pójdę z nią do

laboratorium –

powiedziała dyżurnej pielęgniarce. – Nic się tu teraz nie dzieje, ale

proszę mnie wezwać pagerem, gdybym była potrzebna.

Zaniosła probówkę na oddział patologii i wracała pustymi korytarzami do swojego

gabinetu. Wchodzi

ła właśnie na schody wiodące na oddział ratownictwa, kiedy z

background image

przeciwnej strony nadbiegł jakiś mężczyzna. Przywarła do ściany, żeby go

przepuścić, i nagle zatrzymała się gwałtownie.

– Harrison!

Ach, to ty. Cieszę się, że jeszcze tu jesteś. – Przymknął na chwilę oczy, a ona

dostrzegła na jego twarzy lęk i ból.

Co się stało? – spytała z przerażeniem. – Czy chodzi o Yolandę?

Kiwnął głową, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą w kierunku schodów.

Znowu się zgubiła.

– Och, to straszne! –

Znaleźli się na korytarzu, na którym przed chwilą była. – Tu

jej nie ma

. Właśnie stamtąd przyszłam. – Zatrzymała się gwałtownie, ale on nie

wypuścił jej dłoni. Poczuła, że jest dla niego źródłem siły i mimo wszystko sprawiło
jej to przyje

mność. – Poczekaj. Musimy się rozdzielić. Gdzie widziano ją po raz

ostatni?

Była u terapeutki.

– O tej porze?

Zmieniłem godzinę sesji – odparł, usiłując opanować ogarniające go poczucie

winy. Przełożył terapię Yolandy na późniejszą porę, by mieć szansę na spotkanie z

Amelią, ale teraz nie chciał o tym myśleć. – Kiedy po nią przyszedłem, terapeutka

wychodziła właśnie na korytarz, żeby jej poszukać. Przysięgała mi, że spuściła ją z

oczu tylko na chwilę.

To wystarczyło. Yolanda jest bardzo szybka.

– I uparta.

Czy przeszukałeś wszystkie zakamarki w pobliżu gabinetu terapeutki?

– Tak.

Myślałem, że mogła pójść na ratownictwo, ale tam jej nie ma.

Może schowała się w którejś z wind? Wiesz sam, jak bardzo lubi naciskać

guziki.

Wiem. Myślałem już o tym.

W takim razie zajrzyj do wszystkich wind, a ja przeszukam cały teren między

oddziałem ratownictwa a trzecim piętrem. Kiedy znalazłam ją ostatnim razem, płakała

w jakimś ciemnym kącie, więc musimy zajrzeć w każdy zakamarek.

Terapeutka też jej szuka. Nie zdziw się, jeśli na nią wpadniesz.

– Dobrze. –

Amelia ścisnęła lekko jego dłoń, chcąc dodać mu otuchy, a potem

oznajmiła: – Na pewno ją znajdziemy.

Rozstali się, by kontynuować poszukiwania. Amelia była śmiertelnie przerażona.

Modliła się w duchu, żeby dziecko wyszło z tej przygody bez szwanku. Yolanda była

tak samowolna i uparta, że robiła wszystko, co przyszło jej do głowy. Ale kiedy zdawała

background image

sobie

sprawę, że się zgubiła, wpadała w panikę i zaczynała płakać.

– Yolanda! –

zawołała cicho, ale odpowiedział jej tylko własny głos odbity echem

od ścian korytarza.

Ruszyła w kierunku oddziałów mieszczących się na trzecim piętrze. Naciskała

klamki wszystkich

drzwi, ale pokoje były zamknięte na klucz, więc dziewczynka nie

mogła się w nich ukryć.

Usłyszała okrzyk: „Yolanda!”, a chwilę później ujrzała jakąś drobną kobietę w

białym kitlu, więc domyśliła się, że ma przed sobą terapeutkę.

– No i co? –

spytała.

Ani śladu. Nigdzie jej nie ma. Pani też jej szuka?

Amelia westchnęła i kiwnęła potakująco głową.

Czy może mi pani powiedzieć, co się stało tuż przed jej zniknięciem? Czy ona

coś mówiła? Jak się zachowywała? Może chciała pójść do toalety?

Nie. Sama ją tam zaprowadziłam kilka minut wcześniej. Układałyśmy

łamigłówkę, a ja siedziałam jak zawsze obok niej. Zadzwonił telefon, więc wstałam,

żeby go odebrać. Przysięgam, że odwróciłam się – do niej plecami tylko na minutę.

Kiedy spojrzałam w jej kierunku, ona już zniknęła! Wyparowała jak kamfora!

Początkowo myślałam, że się przede mną schowała, więc zajrzałam do szaf i pod
biurka, ale

nigdzie jej nie znalazłam.

Jak długo to trwało?

– Co?

Jak długo szukała jej pani w tym gabinecie?

Chyba przez jakąś minutę.

Trzyletnie dziecko może w ciągu minuty przebyć sporą odległość!

– Kim pani jest? –

spytała terapeutka. – Nie znamy się, prawda?

Doktor Watson. Pracuję na oddziale ratownictwa medycznego. Czy ona coś

mówiła, zanim zadzwonił ten telefon?

Chwileczkę... Tak, mamrotała jakieś słowo, które brzmiało jak Mil. , ja? Nie

mam pojęcia, o co jej chodziło.

Amelia poczuła, że z jej twarzy odpływa krew.

Czy pani dobrze się czuje, doktor Watson? Zrobiła się pani nagle strasznie

blada.

Ona szukała mnie. Mam na imię Amelia.

– Och...

Domyślam się, że chciała pójść na oddział ratownictwa, ale przeszukałam

wszystkie prowadzące stamtąd korytarze i nigdzie jej nie znalazłam. Tutaj też jej nie

background image

ma. Sama nie

wiem, co robić. Czy ktoś zajrzał na oddział dziecięcy?

Wydaje mi się, że Harrison zadzwonił do dyżurnej pielęgniarki i poprosił ją, żeby

dała mu znać, jeśli gdzieś zobaczy Yolandę.

Pójdę to sprawdzić. A pani niech jej szuka na oddziałach sąsiadujących z

ratownictwem.

Amelia pobiegła na górę. Yolanda uwielbiała zabawki, w które wyposażony był

oddział dziecięcy, więc mogła skierować się w tamtą stronę i zapomnieć o całym

świecie.

W sali rekreacyjnej bawiła się czwórka maluchów, ale nie dostrzegła wśród nich

Yolandy. Ruszyła więc w kierunku drzwi, ale nagle ujrzała wystającą spod stosu

pluszowych zwierzątek drobną różową nóżkę jakiegoś dziecka, które najwyraźniej

leżało na podłodze.

– Yolanda?
– Mil... ja! –

wyjąkała dziewczynka ze łzami w oczach.

Yola

nda zerwała się z podłogi, podbiegła do Amelii i zarzuciła jej ręce na szyję.

Och, kochanie, gdzie ty byłaś? Wszyscy umieraliśmy ze strachu!

Szukałam Mil... ja, ale ona sobie gdzieś poszła. – Z oczu dziewczynki znów

popłynęły łzy.

Co to za hałasy? – spytała siostra oddziałowa, stając w drzwiach. Kiedy ujrzała

Yolandę w ramionach Amelii, uśmiechnęła się z wyraźną ulgą. – O mój Boże, więc pani

ją znalazła. Pójdę zadzwonić do Harrisona.

Dziękuję – wykrztusiła z trudem Amelia.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo przeżyła zaginięcie dziewczynki.

Czując zawrót głowy, osunęła się na najbliższe krzesło, sadzając Yolandę na
kolanach.

Oboje z tatusiem byliśmy bardzo niespokojni. Nie mogliśmy cię znaleźć,

kochanie.

To ja nie mogłam znaleźć ciebie.

Ale już mnie znalazłaś, więc wszystko dobrze się skończyło – powiedziała

Amelia, całując ją w policzek.

Ale już więcej nie odejdziesz?

Nie, nie odejdę.

– Och, moja kochana! –

zawołał Harrison, stając w progu. – Twój tatuś bardzo się

o ciebie niepoko

ił.

Yolanda natychmiast zsunęła się z kolan Amelii i podbiegła do ojca.

Mil. , ja też była niespokojna.

background image

Z pewnością. – Harrison podniósł dziecko z podłogi i przycisnął je do piersi. –

Słyszałem, co przed chwilą powiedziałaś, Amelio. Mam nadzieję, że to prawda. Nie

pozwolę na to, żebyś okłamywała moją córeczkę. Co miałaś na myśli, obiecując, że od
niej nie odejdziesz?

Amelia spojrzała mu w oczy i milczała przez chwilę, a potem kiwnęła głową.

Nie mogę jej zostawić.

Czy to znaczy, że tu zostaniesz? Staniesz się częścią jej życia.

Będę częścią jej życia do końca mojego pobytu w Australii – odparła Amelia,

wzruszając bezradnie ramionami. – Potem jakoś jej wytłumaczymy, że muszę jechać
do Anglii.

A co będzie później? Kiedy zdasz swoje egzaminy?

Amelia ponownie wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, Harrison.

Idę się bawić w zoo – oznajmiła Yolanda, po czym ruszyła w kierunku

pluszowych zwierzątek.

Czy... wszyscy inni też zachowają się tak dyskretnie? – spytała Amelia, czując na

sobie pełen żaru wzrok Harrisona.

Mam nadziej ę. Ponieważ... – przerwał i rozłożył ramiona. – Ponieważ chcę cię

przytulić, A. J.

Westchnęła, postąpiła krok do przodu i mocno go objęła. Po przeżytym niedawno

napięciu oboje potrzebowali swojej bliskości. Słysząc mocne bicie jego serca, poczuła

się naprawdę szczęśliwa.

Kocham cię, Amelio Jane – wyszeptał. – Yolanda mnie uprzedziła, ale to ja

chciałem cię poprosić, żebyś tu została i stała się częścią mojego życia. Nie pozwolę ci

odejść.

Amelia spojrzała mu w oczy i utwierdziła się w przekonaniu, że jego słowa

wyrażają prawdziwe uczucie.

Muszę wrócić do Anglii. – Usiłowała oswobodzić się z jego uścisku, ale on objął

ją jeszcze mocniej. – Zdać te egzaminy.

Wiem o tym. Amelio Jane, chcę, żebyś została moją żoną. Zamierzałem ci to

zaproponować już wcześniej i właśnie dlatego tu przyjechałem razem z Yolandą.

Sprawy ułożyły się inaczej, niż planowałem, ale...

– Och... –

Obezwładniona siłą własnego uczucia, zastygła na chwilę w bezruchu,

a potem zaczęła drżeć. Dlaczego on chce ją poślubić, skoro ona nie może dać mu
tego, czego on pragnie. – Ale...

Ale nie możesz mieć dzieci? Ja już się z tym pogodziłem.

background image

– Harrison, ty nie rozu...

Wszystko rozumiem. Kocham cię. Im prędzej – w to uwierzysz, tym prędzej

będziemy mogli ułożyć sobie wspólne życie. Zdaję sobie sprawę, że cierpiałaś przez

wiele lat z powodu choroby, nad którą nie miałaś żadnej kontroli. Ale to nie jest koniec

świata. Ja cię potrzebuję, Amelio. Te ostatnie tygodnie rozłąki były dla mnie
koszmarem. Dopóki

cię nie poznałem, żyłem w próżni. Tyją wypełniłaś, ty sprawiłaś, że

stałem się innym, lepszym człowiekiem. Mamy Yolandę i to nam wystarczy. A jeśli

zechcesz, możemy adoptować jakieś dziecko. Wszystko zależy od ciebie. Zrozum, że

jesteś dla mnie ważniejsza niż wszystkie dzieci świata.

Chcę ci wierzyć... – szepnęła. – I wiem, że mówisz szczerze. Ale co będzie, jeśli

zmienisz zdanie?

I przestanę cię kochać? Nigdy.

– Chodzi mi o twoje zdanie na temat dzieci.

To również nie wchodzi w rachubę.

– Dlaczego?

To bardzo proste, drogi Watsonie. Jesteś dla mnie całym światem. Ty i

Yolanda. Bez ciebie nie potrafię oddychać. Nie potrafię spać ani normalnie

funkcjonować. Pragnę cię bardziej niż jakiegokolwiek dziecka. Byłem już raz żonaty,

ale to, co nas łączy... różni się zasadniczo od wszystkiego, co dotychczas przeżyłem.

Przy tobie jestem szczęśliwy. Brak mi tylko jednej rzeczy.

– Czego? –

spytała z niepokojem.

Chciałbym usłyszeć, że ty też mnie kochasz.

Amelia poczuła się tak, jakby z jej serca spadł ogromny ciężar. Nie mogła

uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że uwielbiany przez nią mężczyzna

całkowicie ją akceptuje i chce z nią spędzić resztę życia. To był jakiś cud. Jej cud.

Spojrzała w jego piwne oczy i na jej ustach pojawił się czuły uśmiech.
– T

ak, Harrison. Kocham cię. Kocham cię tak bardzo, że moje serce pęka z

nadmiaru uczucia. Te

ostatnie tygodnie również i dla mnie były koszmarem. Ale co z

moim wyjazdem do Anglii? Będziemy musieli się rozstać, bo...

Nic z tego. Czeka nas w najbliższych tygodniach mnóstwo pracy.

– Dlaczego?

Dlatego, że Yolanda i ja pojedziemy z tobą do Anglii. Zamieszkamy razem z

tobą i pomożemy ci w nauce, żebyś wspaniale zdała wszystkie egzaminy. A potem

spakujemy twoje rzeczy i zabierzemy cię tam, gdzie jest twoje miejsce. Do Australii.

Co ty powiesz? A dlaczego nikt nie zechciał nawet spytać mnie o zdanie?

Po raz pierwszy w ciągu tej rozmowy Harrison poczuł wątpliwości. Nie był

background image

pewny, czy nie posunął się zbyt daleko.

– Pytam o nie teraz –

odparł. – Czy uważasz, że to dobry pomysł?

Amelia zerknęła na Yolandę, a potem znów spojrzała w oczy ukochanego

mężczyzny. Wiedziała już, czego chce. I nie miała żadnych wątpliwości.

Jestem nim zachwycona. Ale co będzie, kiedy wrócimy do Australii? Co ja

będę tu robić?

– Pr

acować w tym szpitalu.

Czyżbyś proponował mi posadę?

Oczywiście. Jesteś świetnym lekarzem.

No dobrze. Przyjmuję twoją ofertę. Ale jeśli chodzi o małżeństwo, to moim

zdaniem decyzja nie –

należy wyłącznie do mnie. – Ruszyła w kierunku Yolandy, a

Harri

son poszedł za nią i wziął dziewczynkę na ręce.

Czy chciałabyś, żeby Amelia zamieszkała z nami i została twoją mamą?

Moją mamą? – Dziewczynka wytrzeszczyła oczy, a potem uśmiechnęła się

radośnie. – Tak! Tak, tak, tak! Ona będzie moją mamą, ty będziesz tatą, pani D.

będzie moją babcią, a ja będę waszą kochaną dziewczynką!

Wspaniały plan – oznajmił Harrison. – Co ty na to, Amelio Jane?

Ja również mówię „tak”.

Harrison pochylił się, by ją pocałować.

Będziemy rodziną! – zawołała radośnie Yolanda, a oni roześmiali się pogodnie,

wiedząc, że dziecko ma stuprocentową rację.

background image

EPILOG


Yolando, czy możesz wziąć ode mnie tę torbę? – spytała Amelia.

Oczywiście, mamo – odparła dziewczynka. – Przecież mam już sześć lat.

– Wiem o tym, kochanie. –

Amelia chwyciła ją za rękę i zamknęła drzwi ich domu,

a potem przeszły na drugą stronę ulicy. Gdy tylko dotarły do plaży, Yolanda pobiegła

w kierunku miejsca, w którym siedział w wodzie jej ojciec, trzymając na kolanach

ośmiomiesięcznego chłopczyka.

Ameli

a podeszła do pani D. , która była zatopiona w lekturze jakiejś książki.

Chyba możemy już zaczynać śniadanie.

Musisz najpierw wyciągnąć ich z morza – oznajmiła pani D. – Ten mały Scott

jest zdecydowa

nym miłośnikiem wody.

Amelia zerknęła w kierunku swojego synka. Adopcja była procesem dość

skomplikowanym, ale

kiedy już mieli wszystko za sobą, Scott okazał się cudownym i

czarującym dzieckiem.

Stan Yolandy uległ niewiarygodnej poprawie, gdy tylko zyskała nową matkę. Pani

D. , która odbyła sześciomiesięczną podróż po Europie, pospiesznie wróciła do

Australii, gdy tylko usłyszała o pojawieniu się małego Scotta, i była od tej pory jego
najczul

szą opiekunką.

Możesz się do nich przyłączyć, Amelio – powiedziała. – Śniadanie poczeka.

Doskonały pomysł. – Amelia zdjęła sarong, pod którym miała dwuczęściowy

kostium kąpielowy. Blizna po operacji była już prawie niewidoczna, a ona sama czuła

się lepiej niż kiedykolwiek dotąd. Odnosiła nawet chwilami wrażenie, że jest

księżniczką z bajki, mieszkającą w pałacu ze swym ukochanym księciem.

– Mamo, zbudujmy jeszcze jeden zamek z piasku! –

zawołała Yolanda. – Musimy

trenować przed następnym konkursem. W zeszłym roku dostaliśmy przecież pierwszą

nagrodę.

– To prawda. –

Pogłaskała dziewczynkę po głowie, a potem usiadła w płytkiej

ciepłej wodzie obok Harrisona, który podał jej chłopczyka.

Idź do mamy, Scott – powiedział czułym tonem. – Ależ on lubi wodę!

– Prawie tak samo jak jego ojciec.
Harrison pochylił się i musnął wargami jej policzek.

Chyba nigdy nie znudzi mi się twoje towarzystwo, Amelio Jane. Bardzo cię

kocham i jestem ogrom

nie szczęśliwy.

– No, no! –

zawołała Yolanda, pokazując im język. – Kiedy dorosnę, nigdy nie

background image

pozwolę się całować żadnym chłopcom! A teraz przynieś mi jeszcze trochę wody,
tatusiu –

dodała, podając mu wiaderko. – Bardzo cię proszę.

Harrison jeszcze raz pocałował swoją żonę, a potem wstał, by spełnić prośbę

córki. Kiedy wrócił, usiedli wszyscy wokół stołu.

Co dziś budujemy? – spytał.

Szczęśliwą przyszłość – odparła Yolanda, – Tak się będzie nazywał mój zamek.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
418 Clark Lucy Niezwykły ojciec
Clark Lucy Niezwykly ojciec
Clark Lucy Niezwykły ojciec 2
Clark Lucy Stworzeni dla siebie
240 Clark Lucy Lek na całe zło
257 Clark Lucy Idealna para
257 Clark Lucy Idealna para
Clark Lucy Na fali szczęścia
Clark Lucy Na fali szczescia
354 Clark Lucy Tajna misja
170 Clark Lucy Lekarka z małego miasteczka
170 Clark Lucy Lekarka z malego miasteczka
311 Clark Lucy Zostań moim mężem
Clark Lucy Idealna para
Clark Lucy Własny dom
Clark Lucy Zostan moim mezem

więcej podobnych podstron