Jeremy Belpois
Podziemny zamek
Tej nocy mija dokładnie dziesięć lat
od chwili, kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy, więc myślę,
że nadszedł już właściwy moment, aby o tym opowiedzieć.
Tłby ujawnić wszystkie niewiarygodne zdarzenia, których byliśmy świadkami.
Turni Ishiyama, Ulrich Stern, Odd <Della Kobbia
i ja, Jeremy Belpois. Ylo i oczywiście Jelita.
Nie ma dnia, żebym nie myślał o /łelicie.
Ta historia jest dla nich wszystkich, dla moich przyjaciół.
ale przede wszystkim jest dla ciebie.
Kto wie, czy jeszcze słuchasz...
Jeremy
1
MOTYL NA DNIE
MORZA
(MDRZE JAPDŃSK-2 1 GRU DNIA)
Mówi się, że jak w Pekinie motyl trzepoce skrzydłami, to w Nowym Jorku będzie
padać deszcz.
Może tak właśnie było również i tym razem, ale trudno powiedzieć. Tak to jest:
wszyscy widzą, że pada, ale nikt nie potrafi wskazać odpowiedzialnego za to
motyla...
We wtorek, 21 grudnia, o godzinie 14.36 statek KNT-17 zarzucił kotwicę na środku
Morza Japońskiego i oficer zameldował bazie naziemnej:
-
Zajęliśmy pozycję.
W bazie nasłuchiwała Yu ki ko Itou, ładna, dwudziestotrzyletnia Japonka. Yukiko
spokojnie,skontrolowała zza biurka otaczające ją monitory, przysunęła sobie
mikrofon do ust i powiedziała:
-
Tu baza, wszystko okej. Spuszczajcie Rovvy'ego, kiedy wam będzie pasowało.
♦ 7 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
KNT-17 to statek, który kontrolował kable telekomunikacyjne łączące Japonię ze
Stanami Zjednoczonymi. Był tylko jeden problem: kable znajdowały się na
głębokości ponad tysiąca metrów pod poziomem morza. I dlatego do akcji wkraczał
Rowy.
Mimo śmiesznego przezwiska był to bardzo wyspecjalizowany robot. ROV:
Remotely Operated Vehicle. Jedyny, który był w stanie spokojnie pracować pod
ogromnym ciśnieniem, jakie panuje w głębi oceanu.
Yukiko miała na swoim monitorze dwa obrazy. Widziała robota - coś w stylu wielkiej
żółtej puszki, która właśnie była spuszczana na fale za pomocą żurawia, a obok miała
obraz oficera pokładowego znajdującego się na statku.
-
Jak się masz, kotku? - zaskrzeczał jego głos w radioodbiorniku.
-
Do mnie mówisz? - parsknęła śmiechem Yukiko.
-
No coś ty! Rozmawiałem z Rowym.
Kolejny wybuch śmiechu.
-
Weź się do roboty albo cała Japonia zostanie bez Internetu!
Awaria podmorskiego kabla telefonicznego trwała już od
sześciu godzin. Sytuacja robiła się niepokojąca. Przez ten kabel przechodziła
większość rozmów telefonicznych i e-malli, które Japończycy wysyłali do Ameryki i
odwrotnie. Trzeba było działać szybko i precyzyjnie.
♦ 8 ♦
♦ MOTYL NA DNIE MDRZA ♦
Dzięki napędowi śrubowemu o dużej mocy Rowy płynął pod wodą jak strzała. Dotarł
do długiego, czarnego kabla, który leżał na piaszczystym dnie. Ocean był cichy i
ciemny. Na tej głębokości nie było nawet ryb. Gdyby ciemności nie rozjaśniała
podwodna kamera robota, wydawałoby się, że monitor Yukiko jest wyłączony.
Minęło kilka minut. Ciszę w słuchawkach przerwał głos oficera pokładowego.
-
Myślę, że znalazłem usterkę. To chyba nic poważnego.
Z wewnętrznej przegrody Rovvy'ego wysunęło się mechaniczne ramię, które
wydłużyło się i dotknęło powierzchni kabla.
W tej samej chwili urządzenia elektroniczne wokół Yukiko zaczęły wariować.
-
Stop! - zawołała instynktownie.
-
Co jest?
-
Miałam tu... coś podobnego do skoku napięcia. Nieumiem tego wytłumaczyć,
ale... wyglądało, jakby się kabel na moment zakorkował...
-
Yukiko? Mogłabyś powtórzyć?
-
Jak tylko ruszyłeś ten kabel, światło na moment w ogóle przestało płynąć.
-
Ale ja go ledwo dotknąłem! Poza tym to niemożliwe, żeby coś takiego się stało
z kablem światłowodowym!
Dziewczyna zignorowała tę uwagę i spojrzała szybko na monitor.
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
W każdym razie chyba już wszystko w porządku. Znowu jest łączność.
-
Chcesz, żebyśmy jednak dalej naprawiali?
-
Nie, nie, nie ma sensu. Misja zawieszona. Wciągnij Rovvy'ego i wracaj do
domu.
-
Świetnie, to spotkamy się dziś wieczorem.
Yukiko uśmiechnęła się i założyła sobie kosmyk włosów za ucho.
-
Czemu nie?
W czasie gdy w Japonii zaczynał znowu działać Internet, we Francji, w stołówce
szkoły Kadic, trzynastoletnia dziewczynka jadła śniadanie. Nazywała się Aelita
Stones, ale w ciągu swojego krótkiego życia nosiła już wiele różnych imion. Jak na
swój wiek była niewysoka, miała mały, zadarty nosek, wielkie oczy i rude włosy
przycięte na pazia. Nosiła wygodne ogrodniczki i w odróżnieniu od pozostałych
uczniów, którzy śmiali się i gadali jak najęci, miała raczej poważne spojrzenie.
W stołówce szkoły Kadic czuło się świąteczną atmosferę. Był przedostatni dzień
zajęć przed przerwą bożonarodzeniową i lekcje miały się znowu zacząć dopiero w
styczniu, prawie dwadzieścia dni później.
Dużo wolnego czasu, który można fajnie spędzić w domu z mamą i tatą.
♦ 10 ♦
♦ MOTYL NA DNIE MORZA ♦
Aelita jednak miała inne plany, nie tak przyjemne. Jej rodzice już nie żyli.
Dziewczynka miała wrażenie, jakby minęły wieki, odkąd została sama na świecie.
Od tego strasznego dnia, w którym jej ojciec...
-
Wszystko dobrze? - aż podskoczyła, gdy niespodziewanie zagadnął ją Jeremy.
Jeremy Belpois miał trzynaście lat, tyle co ona, przydługie jasne włosy i okrągłe
okulary na nosie. Jeremy był dla niej ważną osobą, ponieważ tego strasznego dnia, w
którym jej ojciec...
-
Aelita?
Dziewczynka zatrzymała rękę z rogalikiem w połowie drogi. Miała rozchylone usta i
spojrzenie zagubione w pustce.
-
Poraziły ją emocje - zauważył trzeci kumpel. Był to Odd Della Robbia, jak
zawsze uśmiechnięty, z rozwichrzonymi włosami i wyglądem rockmana. - Jeremy,
nasz szatański plan jest gotów? - zapytał, zwracając się do przyjaciela.
-Zapięty na ostatni guzik - przytaknął Jeremy. - Aelita i ja jedziemy do moich starych
na ferie. Moja mama już się cieszy, że będzie miała dziewczynkę, którą będzie mogła
rozpieszczać.
-
A ty się nie cieszysz?
-
Odwal się, Odd.
-
Nasz zakochany informatyk.
♦ 11 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy zaczerwienił się, ale rozmawiał dalej jakby nigdy nic, ze wzrokiem
utkwionym w talerzu.
-
Wrócimy do szkoły w niedzielę, dziewiątego. Dzień przed rozpoczęciem
lekcji.
-
Świetnie! Co powiedziałeś swoim starym?
-
Że będę nocował u Ulricha.
-
Ja też! I tak nigdy nie sprawdzają. A inni? Słyszałeś, co mówili?
-
Nie, ale omówiliśmy już wszystko. Nie powinno być problemów.
-
Hej, Aelita, jesteś tu z nami? - zapytał Odd, widząc, że przez cały ten czas
rudowłosej nie drgnął ani jeden mięsień. Rogalik tkwił nadal nieruchomo przed jej
buzią.
-
Aelita, jeśli to zgryw, to wcale nie jest śmieszny - powiedział Jeremy z
niepokojem.
Dziewczynka patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem, prawie nie mrugając.
-
Ty się nazywasz Jeremy, prawda?
Z niedowierzaniem wbił w nią wzrok, a potem zaśmiał się, speszony. Odd udał, że
bierze udział w zabawie:
-
Tak, on jest Jeremy, a ja jestem Odd. Jesteśmy twoimi najlepszymi
przyjaciółmi. Pamiętasz?
Miał to być żart, ale Aelita się nie zaśmiała.
-
Nie - odpowiedziała.
♦ 12 ♦
2
PUSTY DOM
(FRANCJA, MIASTD ŻELAZNEJ WIEŻY, 9 STYCZNIA)
Nowy Rok zaczął się od wyjątkowych mrozów.
Rankiem w niedzielę, 9 stycznia, pociąg przyjechał na stację z godzinnym
opóźnieniem. Na białym tle widać było dwa ciemne pasy szyn. Śnieg padał przez
całą noc i wyglądało na to, że jeszcze będzie padać.
Drzwi pociągu otworzyły się z sapnięciem. Jeremy pomógł Aelicie wynieść walizki.
- Cześć! - przywitał ich głos z peronu. - Ale się na was naczekałem.
Był to Ulrich Stern, wysoki i chudy chłopak okutany w czerwoną puchową kurtkę.
Na głowie miał wielką wełnianą czapę dla ochrony przed wiatrem. Spod czapki
wystawał ciemny kosmyk, który zawsze spadał mu na czoło.
Aelita i Jeremy ucieszyli się na jego widok.
♦ 13 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Siemasz! Jak tam ferie?
Ulrich wzruszył ramionami, więc Jeremy już o nic więcej nie pytał. Wiedział, że
przyjaciel przechodzi właśnie trudny okres i nie bardzo dogaduje się z rodzicami.
Ulrich bez wysiłku podniósł jedną z dwóch walizek.
-
Jak się masz, Aelita? Fajnie było u państwa Belpois?
-
Rodzice Jeremy'ego są bardzo mili - uśmiechnęła się dziewczynka. - A jego
matka świetnie gotuje!
-
Super - mruknął Ulrich. Potem popatrzył na nich w milczeniu, nie wiedząc, jak
powiedzieć o tym, co skłoniło go do przyjścia na stację. Na koniec walnął prosto z
mostu, tak jak lubił:
-
A lepiej ci z pamięcią?
Aelita mocniej otuliła się kurtką. Jej oddech zmieniał się w parę.
-
Powiedzmy, że spoko. Pamiętam, kim jesteś, a to już coś!
Ulrich uśmiechnął się sceptycznie.
Ruszyli przez oblodzone i śliskie ulice miasta. Śniegu napadało tyle, że wszystko
dookoła wyglądało jak jeden biały dywan.
-
Ale ziąb! W tym pustym domu zamarzniemy na kość - szczękał zębami
Jeremy.
-
Luzik - uspokoił go Ulrich. - Wczoraj Yumi zakradła się tam i włączyła
ogrzewanie. Będzie jak w bajce.
♦ 14 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
-
Odd już jest? - dopytywał się Jeremy, chuchając w zmarznięte dłonie.
-
Wrócił dziś rano. Pomaga Yumi porządkować dom.
-
Ekstra.
-
No tak - zgodził się Ulrich. - Nasz „szatański plan", jak to mówi Odd, się
sprawdza.
To Jeremy wpadł na pomysł, żeby bez wiedzy rodziców wrócić do szkoły dzień przed
rozpoczęciem lekcji. Zamierzali spędzić razem niedzielę, bez obawy, że ktoś będzie
się wtrącał w ich sprawy. On i Odd powiedzieli, że będą nocowali u Ulricha, Ulrich,
że będzie u Jeremy'ego, Yumi, że u Aelity. Jeremy wykorzystał nawet komputerowy
program dźwiękowy. Zadzwonił do wszystkich rodzin, podając się za każdym razem
za innego rodzica i potwierdzając wymówkę.
Istotnie, szatański plan.
Dzięki niemu zyskali czas i spokój, których potrzebowali, aby załatwić pewną
sprawę.
Ktoś oczyścił ze śniegu drewnianą tabliczkę na bramie i teraz można było z łatwością
odczytać napis PUSTELNIA. W znajdującym się za ogrodzeniem ogrodzie rozciągał
się taki sam księżycowy krajobraz jak w całym mieście. Na śniegu widać było
podwójny rząd śladów, które prowadziły aż do ganku.
Pustelnia była wysoką i wąską willą ze spadzistym dachem. Składała się z dwóch
pięter i sutereny. Przylegał do niej niski
♦ 15 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
garaż. Otaczały ją pokryte śniegiem świerki. Drzewa rosły gęściej za budynkiem, w
miejscu, gdzie niskie ogrodzenie oddzielało ogród od parku szkoły Kadic.
Aelita przystanęła, aby przyjrzeć się ciemnym szybom, białym kolumienkom na
ganku i drzewom.
-
Pamiętasz ten dom? - spytał ją Jeremy.
-Jak przez mgłę. Ale mam niejasne wrażenie... Czuję, że jest to miejsce, do którego
jestem bardzo przywiązana.
Jeremy przytaknął.
-
Jak na początek to obiecujące! Ale teraz wejdźmy do środka, bo zimno jak nie
wiem.
W środku Odd przyczepiał do sufitu kolorową girlandę. Skoro tylko usłyszał, że
drzwi się otwierają, ze zwinnością kota zeskoczył z drabiny, z całej siły klepnął
Ulricha w plecy i zaczął ściskać Aelitę, na co Jeremy patrzył z niejaką zazdrością.
-
Cześć! - powitała ich Yumi, wychodząc śpiesznie z kuchni. Jej migdałowe oczy
błyszczały, a na twarzy jak zwykle miała swój lekki, zagadkowy uśmiech.
Yumi Ishiyama, ostatnia z paczki, była najstarsza i najbardziej odpowiedzialna,
przynajmniej w teorii. Wysoka i szczupła, uwielbiała ubierać się na czarno, pod kolor
włosów. Jej rodzice byli Japończykami. Do Francji przeprowadzili się zaraz po jej
urodzeniu.
-
Jak ferie? - spytał ją Jeremy.
♦ 16 ♦
♦ PUSTY DM ♦
-
Nieźle. Udało mi się nawet pojeździć na nartach. A wy?
Rozmowę przerwał nagle łoskot wywracanych rzeczy. Zaraz potem pojawił się Kiwi,
pies Odda, który zaczął ganiać między przyjaciółmi i radośnie merdać ogonem.
Wśród żartów i uścisków wszyscy opowiedzieli sobie o feriach. Potem uznali, że
czas zabrać się do pracy. Ulrich wdrapał się na drabinę, aby zawiesić girlandę. Odd i
Jeremy, kucharze grupy, przenieśli się do kuchni. Mama przygotowała dla Yumi
blachę zapiekanego makaronu, a oprócz tego dziewczynka zrobiła zakupy, kupiła
popcorn, napoje, wstępnie obgotowane mięso na pieczeń i siatkę ziemniaków.
-
Uważaj i nie obetnij sobie palca - powiedział Jeremy do Odda, który z
obieraczką w ręku sadowił się na krześle.
Przyjacieł zignorował tę uwagę.
-
Gadaj, jak się czuje Aelita? - zapytał, jakby to leżało mu najbardziej na sercu.
-
Dobrze - odpowiedział Jeremy, wzruszając ramionami. - Pamięć wróciła jej już
prawie całkiem. Przypomina sobie nas i sporo wydarzeń z ostatnich lat...
Zamyślił się na chwilę, po czym dodał:
-
...oprócz Lyoko.
-
Co to znaczy „oprócz Lyoko"?
-
Znaczy, że całkowicie wymazała z pamięci wszystko, co wiąże się z Lyoko -
westchnął Jeremy.
♦ 17 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
I Xanę też?
-
I Xanę też.
Odd skończył obierać ziemniaka i wziął następnego.
-
Myślisz, że ta amnezja jest z winy Xany?
-
Niemożliwe - odparł Jeremy poważnie. - Xana nie żyje.
-
Super była wyżerka! - wykrzyknął Ulrich, wstając od stołu.
-
Zgadnij, kto będzie mył talerze? - mrugnął porozumiewawczo Odd.
-
Wykluczone! To robota dla bab!
Yumi szturchnęła go łokciem w brzuch.
-
Zamierzałyśmy z Aelitą ci pomóc - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. -
Ale skoro twierdzisz, że to robota dla bab, zostawimy ci tę przyjemność.
Ulrich burczał coś z niezadowoleniem, a reszta się z niego zaśmiewała.
Nagle Jeremy wstał od stołu, zniknął na chwilę w pokoju obok i wrócił, trzymając
jakąś torebkę.
-
Naczynia nie zając. Co powiecie na spacerek? - zaproponował z entuzjazmem.
-
Nie widzisz, jaka jest pogoda, Einstein? - zaprotestował Odd, pokazując na
okno. - Przynajmniej tysiąc stopni poniżej zera. I założę się, że zaraz zacznie padać
śnieg.
♦ 18 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
I Xanęteż?
-
I Xanę też.
Odd skończył obierać ziemniaka i wziął następnego.
-
Myślisz, że ta amnezja jest z winy Xany?
-
Niemożliwe - odparł Jeremy poważnie. - Xana nie żyje.
-
Super była wyżerka! - wykrzyknął Ulrich, wstając od stołu.
-
Zgadnij, kto będzie mył talerze? - mrugnął porozumiewawczo Odd.
-
Wykluczone! To robota dla bab!
Yumi szturchnęła go łokciem w brzuch.
-
Zamierzałyśmy z Aelitą ci pomóc - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem. -
Ale skoro twierdzisz, że to robota dla bab, zostawimy ci tę przyjemność.
Ulrich burczał coś z niezadowoleniem, a reszta się z niego zaśmiewała.
Nagle Jeremy wstał od stołu, zniknął na chwilę w pokoju obok i wrócił, trzymając
jakąś torebkę.
-
Naczynia nie zając. Co powiecie na spacerek? - zaproponował z entuzjazmem.
-
Nie widzisz, jaka jest pogoda, Einstein? - zaprotestował Odd, pokazując na
okno. - Przynajmniej tysiąc stopni poniżej zera. I założę się, że zaraz zacznie padać
śnieg.
♦ 18 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
-
Kiedy jest tysiąc stopni poniżej zera, śnieg nie pada- sprostował „Einstein".
Odd prychnął i przewrócił oczami. - W każdym razie nie możemy iść bardzo daleko.
Do parku Kadic będzie w sam raz.
Yumi przyglądała mu się z poważną miną.
-
Co cl chodzi po głowie? - zapytała.
Jeremy otworzył torebkę I wyciągnął z niej małą kamerę cyfrową.
-
Chciałbym zrobić wideopamiętnlk - wyjaśnił. - Pomyślałem, że byłoby
zabawnie, gdybyśmy opowiedzieli przed kamerą, co nam się przydarzyło. Kto wie,
może kiedyś nam się przyda.
-
Świetny pomysł - przytaknęła Yumi z przekonaniem.
-
A ja zgadzam się z Oddem - przyznał Ulrich. - Po co tyle kłopotu?
Yumi drugi raz szturchnęła go łokciem, tym razem mocniej i bardziej precyzyjnie.
Stęknął.
-
To co, ruszamy? - zachęcił ich Jeremy. Nikt więcej już nie protestował.
Założyli kurtki i szaliki i odważnie wyszli na zewnątrz. Niebo było szarofioletowe.
Zanosiło się, że będzie padał śnieg. Jeremy poszedł za dom, torując drogę. Odd i
Aelita podążyli tuż za nim.
Ulrich z Yumi zostali z tyłu.
-
Te szturchańce nie były wcale miłe - mruknął chłopak, obrażony.
♦ 19 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
A to nie ty jesteś tu mistrzem sztuk walki? - zakpiła. - Nie mów, że nie
kapujesz, czemu Jeremy nam zaproponował tę hecę z wideopamiętnikiem.
-
Noo... - zawahał się. - Prawdę mówiąc, to nie.
-
Dla Aelity, matołku! Jak będziemy opowiadać o Lyoko od samego początku,
może wróci jej pamięć.
Ulrich, nie do końca przekonany, mocniej naciągnął sobie wełnianą czapkę na czoło.
Wszyscy wyszli tylną furtką z Pustelni i ruszyli przez park. Śnieg sięgał tam prawie
do kolan i panowała cisza. Kiwi w podskokach biegał tam i siam.
Przystanęli, gdy dostrzegli spadziste dachy budynków Ka-dic, czarne na tle
zimowego nieba. Byli na małej polance. Jeremy i Odd zaczęli kopać rękami w
śniegu.
-
Patrz - szepnął Ulrich do Yumi. - Odd nie wytrzyma dłużej niż pięć sekund...
cztery... trzy...
Gdy doszedł do „jeden", Odd nabrał w dłonie świeżego śniegu, zrobił dużą kulkę i
rzucił ją w nich z całej siły.
Ulrich schylił się i śnieżka trafiła Yumi prosto w twarz.
-
He, he! - zaśmiał się Ulrich, klepiąc ją po plecach. - A nie mówiłem?
-Zapłacisz mi za to, Odd! - wrzasnęła Yumi, zanurzając ręce w śniegu.
Rozgorzała bitwa.
♦ 20 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
-
Dosyć, dosyć, poddaję się! - wysapała Aelita kilka minut później.
Potem zwaliła się na śnieg obok Jeremy'ego, który już wcześniej się poddał.
Walcząc na śnieżki, oczyścili duży kawałek polanki i odsłonili zielone kępki trawy
oraz wielką, zardzewiałą żelazną pokrywę od studzienki kanalizacyjnej.
Dziwne, że ta najzwyklejsza okrągła płyta nie znajdowała się na ulicy, ale w samym
środku parku.
-Ulrich! - zawołał Jeremy, trzymając kamerę. - Zacznij opowiadać, dobra?
-
Ja? - wzdrygnął się Ulrich.
-
W końcu pierwszy zszedłeś ze mną...
-
No przestań, nie rób takiej miny, Ulrich - nalegała Yumi.
-
Jeśli ty zaczniesz, obiecuję, że pomogę ci ze zmywaniem. Zgoda?
-
Dobra, w takim razie... - odchrząknął i ustąpił.
Wszyscy dobrze wiedzieli, dlaczego Jeremy zatrzymał się
koło tego włazu, nie musieli o tym rozmawiać. To właśnie tu wszystko się zaczęło...
Dla Ulricha Jeremy zawsze był tylko klasowym kujonem. Od kiedy zaczęli chodzić
do szkoły Kadic, zdarzało im się tylko burknąć do siebie „tak", „nie" i w przelocie
„cześć". Ulrich poznał się na Jeremym o wiele później.
. 21 •
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Szkoła Kadic składała się z kilku połączonych ze sobą budynków. Dwie szerokie
aleje prowadziły od głównej bramy aż do pomieszczeń administracji. Mieściły się
one w głównym budynku, od którego odchodziły boczne skrzydła, oddzielone od
siebie dziedzińcami. W pierwszym skrzydle były klasy. W drugim niskim skrzydle,
oddzielonym od pierwszego centralnym dziedzińcem, znajdowały się stołówki. W
ostatnim skrzydle mieścił się internat. Na największym dziedzińcu, tym między
stołówkami a internatem, było szkolne boisko.
Tego dnia Ulrich stał koło jednego z automatów do kawy rozstawionych wokół
boiska. Razem z nim był Odd, jego nowy kolega z pokoju, który cały czas gadał i
gestykulował, podczas gdy on popijał spokojnie napój z puszki. W pewnej chwili do
automatu podszedł Jeremy, włożył monetę i nacisnął przycisk. Prąd kopnął go tak
silnie, że kujon poleciał na ziemię jak worek kartofli.
Po chwili wahania Ulrich pospieszył mu z pomocą i odprowadził go do pielęgniarki.
Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Ulrich pożegnał go i oddalił się w
zamyśleniu.
Kilka dni potem Ulrich usłyszał łomot i krzyki dochodzące z pokoju Jeremy'ego.
Pobiegł tam i zastał kolegę zajętego walką z czymś w rodzaju puszek na kółkach -
najwyraźniej coś poszło nie tak w czasie doświadczeń naukowych.
- Pomóż mi! Wyłącz to!
♦ 22 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
Ulrich wyciągnął wtyczkę i wszystko wróciło do normy.
-
Dzięki.
-
Spoko. Zaczynam się przyzwyczajać, że trzeba wyciągać cię z kłopotów.
Jeremy Belpois spojrzał na niego poważnie zza zaparowanych okularów i po chwili
ciszy oświadczył:
-
To coś zupełnie Innego.
-
Że co?
-
Nie mogę ci tutaj tego wyjaśnić.
-
To gdzie?
-
Na zewnątrz. W parku. Ale nie od razu, jutro.
Ulrich przyglądał mu się z niedowierzaniem przez kilka sekund, ale się zgodził.
Nazajutrz słońce przebłyskiwało między liśćmi, rzucając zielonkawe światło. Cień
dawał wytchnienie od tego upalnego, wiosennego dnia. Ulrich ze zdziwieniem
obserwował swojego nowego kolegę, który skakał od krzaka do krzaka jak spłoszony
królik.
-
Jesteś pewien, że to odpowiednie miejsce?
Jeremy popatrzył na niego wilkiem.
-
Nikt ci nie kazał przychodzić.
-
Robię to dla ciebie. Boję się zostawić cię samego. Masz talent do pakowania
się w kłopoty.
Ten śmieszny okularnik, zawsze tak tajemniczy i samotny, wzbudził ciekawość
Ulricha.
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
To tu! - wykrzyknął wreszcie Jeremy. - Jest!
Wystający z trawy właz wydawał się tu zdecydowanie nie
na miejscu.
-
Pomóż mi - poprosił Jeremy.
Chłopcy zdołali wspólnie podnieść ciężką żelazną płytę. Ciąg zardzewiałych
uchwytów schodził w dół pionowego kanału. Z dołu dolatywał nieprzyjemny zapach.
-
I ja mam niby zejść tam na dół?
-
Nie pękaj - uciął Jeremy, spuszczając się do dziury jako pierwszy.
Ulrich zawahał się, ale zaczął schodzić za nim. Coraz niżej i niżej. Po ciemku.
Nagle jego stopa, zamiast na kolejny szczebelek, trafiła na próżnię. Chłopiec
zachwiał się i znieruchomiał, zwisając z uchwytu jak kiełbasa z haka w sklepie
mięsnym.
-
No co jest? Lęk wysokości? - dobiegł z dołu głos Jeremy'ego.
-
Schodki się skończyły. Skacz.
-
Co to ma znaczyć skacz?!
-
No dawaj, to najwyżej półtora metra, nie więcej.
Ściśnięty w cementowej rurze Ulrich zaczął się zastanawiać, kto go do tego zmusił.
Jeremy wyglądał na spokojnego człowieka... ale najwyraźniej miał coś nie tak z
głową. Musiał być trochę stuknięty, jak wszyscy geniusze.
-
Ulrich, ruszaj się!
♦ 24 ♦
♦ PUSTY DDM ♦
Skoczył, przetoczył się przez bark i natychmiast podniósł się na nogi, zdziwiony, że
jest jeszcze cały. Rozejrzał się dookoła i zobaczył, że znajdują się w przestronnym i
źle oświetlonym tunelu, którego nie było widać z góry. Zauważył również, że ma
mokre spodnie. Dnem tunelu płynęło coś w rodzaju szarawej rzeczki i... Jejku, w
życiu nie czuł podobnego smrodu!
Tunel wypełniał okropny, duszący fetor.
-
Tu się... łee... nie da oddychać - dławił się Ulrich.
-
To są ścieki - wyjaśnił spokojnie Jeremy. - Jesteśmy w kanałach, stary.
-
Idealne miejsce... łee... na miłą wycieczkę!
-
No to czego stoisz, jakby cię zamurowało! Im szybciej się ruszymy, tym
szybciej stąd wyjdziemy.
Ulrich nie dał sobie tego powtarzać dwa razy.
Chłopcy ruszyli po czymś w rodzaju chodnika, który ciągnął się wzdłuż ohydnego
ścieku. Ich cienie układały się na ścianach w potworne figury. Ciszę przerywały tylko
ich kroki i jakieś zatrwożone piski.
-
Szczury? - spytał Ulrich.
-
Słuchaj, jaka część zdania: „Jesteśmy w kanałach" nie jest dla ciebie jasna?
Oczywiście, że szczury. I jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, te czarne rzeczy, które
pływają tam w dole, to są...
-
Okej! Okej! Kapuję! - przerwał mu Ulrich z niecierpliwym gestem.
♦ 25 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Po kilku krokach tunel nagle zakończył się kratą, która zamykała przejście. Nowy
ciąg przymocowanych do ściany żelaznych uchwytów prowadził do góry.,
-
Wracamy na powierzchnię.
Ulrich westchnął. Był pewien, że ciuchy przeszły mu na zawsze zapachem kanału.
Wspięli się w górę, gdzie znajdowała się druga metalowa klapa. Kiedy ją odsunęli,
światło słoneczne prawie ich oślepiło.
Ulrich wylazł na zewnątrz.
I zaniemówił.
Wydostali się na powierzchnię filaru mostu prowadzącego do starej fabryki -
gigantycznego budynku, który w całości zajmował samotną, rozprażoną od słońca
wysepkę. Pod nimi szumiała spokojnie rzeka, która przepływała niedaleko od Kadic.
Za plecami Ulricha ulicę, którą kiedyś jeździły do fabryki ciężarówki, blokowała
wielka brama z drutem kolczastym u góry.
Asfalt był popękany, a z jezdni tu i ówdzie wyrastały kępki trawy.
Most też nie był w dobrym stanie. Metalowe filary groziły zawaleniem, przeżarła je
rdza. Ale panorama była naprawdę niesamowita. Z mostu widać było w oddali
opuszczone baraki, wierzchołki drzew i budynki Kadic.
-
Ładnie, co? - uśmiechnął się Jeremy.
-
Tak. Ciekawe, dlaczego już nikogo tu nie ma.
♦ 26 ♦
♦ PUSTY DOM ♦
-
Trochę badałem tę sprawę i... nic nie znalazłem. Fabryka została zamknięta,
gdy byliśmy mali. Z jakiegoś powodu właściciel, zamiast ją sprzedać, wolał ją
zostawić, żeby sobie w spokoju pleśniała. Potem za miastem powstał nowy obszar
przemysłowy i cała ta dzielnica popadła w ruinę - Jeremy przerwał i zapatrzył się na
wyspę. - Wcześniej czy później ktoś to kupi i zbuduje parkingi. Albo biura. Albo
może hotel - dokończył.
Nieczynna fabryka wyglądała ponuro. Ulrichowi przyszło do głowy, jak wykorzystać
cały ten teren: zbudować siłownie, rampy do skateboardu, jakieś fajne lokale i
wypasiony park rozrywki.
-
Chodźmy- Jeremy potrząsnął go za ramię, a potem wszedł na most.
-
Dokąd?
-
No jak to dokąd? Do fabryki.
3
ERIK MC KINSKY
(STANY ZJEDNOCZONE, KALI FDRNIA, 9 STYCZNIA)
rf
- Będziesz dziś po południu na meczu baseballowym?
-
Tak... to znaczy, nie wiem... Może będę zajęty.
-
Dalej tą grupą muzyczną?
-
To nie jest grupa. To zespół stulecia.
-
Skoro tak uważasz.
Chłopcy rozmawiali, siedząc na skraju boiska. Pierwszy z nich nazywał się Mark
Holeman. Był to jedenastoletni dryblas, który nosił czapeczkę i szalik Massachusetts
Rippety Indians, szkolnej drużyny baseballowej. Drugi zaś nazywał się Erik Mc
Kinsky, był w tym samym wieku i nosił odblaskową puchówkę z logo Ceb Digital,
tego właśnie zespołu stulecia. Na plecach miał zdjęcie Gardenii, jego wokalistki,
która siedziała okrakiem na gitarze jak czarownica na miotle.
♦ 29 ♦
♦ PD DZIEMNY ZAMEK ♦
Na wprost chłopców znajdowało się puste boisko Rippety Indians. Za ich plecami
wznosił się nowoczesny i trochę smutny gmach szkoły Rippety. Był to wielki,
różowy sześcian z dużymi przeszklonymi oknami, rozmieszczonymi na fasadzie
jakoś tak przypadkowo.
Mark wyrwał z ziemi kępkę żółtawej trawy i westchnął.
-
Słuchaj. Ceb Digital są fajni, a Gardenia jest bombowa, ale...
-
Fajni? Bombowa? Ona jest boska! I dziś po południu jest wielki koncert...
-
Erik, otwórz oczy! Już nie potrafisz myśleć o niczym innym. Zamykasz się w
pokoju i słuchasz ich płyt. Potem włączasz Internet i oglądasz tylko ich stronę,
następnie siadasz przed telewizorem i oglądasz ich ostatni wideoklip...
-
No i co z tego? - zapytał poirytowany Erik i ukradkiem wyciągnął słuchawkę z
ucha. Już może trzynasty raz z rzędu słuchał Luv Luv Punka, ostatniego singla
zespołu. Byli naprawdę odjazdowi.
-
Do licha! Życie to nie tylko Ceb Digital.
-
No tak, lepiej jest oglądać Indians, jak dostają baty jak... jak nie wiem kto.
Powinni przynajmniej pozwolić ci pograć.
Był to cios poniżej pasa i Erik pożałował go natychmiast. Mark marzył o tym, żeby
grać w drużynie szkolnej. Od dwóch lat nie opuszczał ani jednego treningu i starał się
na wszelkie
♦ 30 ♦
♦ ERIK MC KINSKY ♦
sposoby przekonać trenera, żeby pozwolił mu dołączyć do drużyny. Jednak starał się
na próżno. Mark naprawdę nie miał talentu do baseballu.
-
Ja przynajmniej spędzam czas na powietrzu!
-
Ale jest zima! I na dodatek zimno jak w psiarni.
To była prawda. Wstali i pobiegli, żeby wziąć rowery, które zostawili koło
otaczającej boisko metalowej siatki.
Erik przejechał z piskiem opon przez oblodzoną alejkę i zatrzymał rower koło
pogiętej skrzynki na listy, na której było napisane: MC KINSKY.
-
Mamo, wróciłem! - krzyknął, otwierając drzwi na oścież. Potem rzucił plecak i
zdjął puchową kurtkę. Kątem oka zobaczył matkę leżącą na niebieskim materacu w
salonie.
-
Cześć... skarbie... - wysapała. - Robię... właśnie... gimnastykę...
Matka Erika była maniaczką aerobiku. Ranki miała zajęte przez ćwiczenia na
rozgrzewkę, a popołudnia spędzała w siłowni.
-
Idę na górę do pokoju!
-
Skończę... rozciąganie... i przyjdę... cię przywitać...
Na ekranie monitora wyświetlił się napis MUSIC-OH. A potem JESTEŚ
POŁĄCZONY
Z głośników płynęło na cały regulator Luv Luv Punka, a fiołkowe oczy Gardenii
zdawały się śledzić Erika z głębi pulpitu.
♦ 31 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
W skrzynce były dwadzieścia dwa nieprzeczytane e-maile - oficjalny newsletter Ceb
Digital; facet, który chciał kupić bilety na koncert, „cena nie gra roli", nowe
wiadomości z forum Music-Oh. Chłopiec zajął się nimi ze spokojem.
Jakaś Lisette93 pisała:
Siemaaa Erik!!! Fajowo, ze mi odpowiedziałeś i ze zarejestrowałam sie na forum i
jestem teraz fui wypas fanka!
Erik już miał skasować ten e-mail, gdy zainteresowała go dalsza część:
Zeby podziękować pokaże ci 1 sekret: zdjecie Gardenii jak pracowała jako kelnerka
zanim została prawdziwa gwiazda za sprawa swego cudownego głosu!!!
Tylko mnie nie pytaj jak spotkałam te laskę...
Erika przeszył dreszcz. Wszyscy prawdziwi fani Ceb Digital wiedzieli, że Gardenia,
zanim razem z gitarzystą Frenem założyła zespół, pracowała jako kelnerka w
restauracji Skate Willy w Bostonie. I wszyscy wiedzieli, że gdy tylko zespół odniósł
sukces, ich menedżer sprzątnął wszystkie zdjęcia, podpisane papierowe serwetki,
bluzki noszone w tym okresie przez Gardenię. Nie zachowało się ani jedno zdjęcie
Gardenii w stroju Willy-GIrl, a gdyby znalazło się jakieś, to, no cóż... byłoby
bezcenne.
W e-mailu Llssette93 nie było załączników, tylko link. Erik już zamierzał kliknąć na
niego drżącą ręką.
♦ 32 ♦
♦ ERIK MC KINSKY ♦
I właśnie w tym momencie do pokoju, wionąc zapachem brzoskwiniowych perfum,
wpadła jego matka.
-
Tuś mi, kotku! - zawołała. - Chodź na dół, przygotowałam ci małe co nieco.
Erik nadal gapił się w ekran.
-
Idę. Chwila.
Matka z czułością zmierzwiła mu włosy.
-
Ciągle przed komputerem! To niezdrowe. Zejdźmy, już dziesiąta, a ty jeszcze
nic nie jadłeś.
Jej ton nie dopuszczał sprzeciwu. Erik zrozumiał, że będzie musiał przełożyć na
potem spotkanie z Gardenią.
W tym momencie wewnątrz komputera chłopca inna istota zrezygnowała z czekania.
Cyfrowe stworzenie pływało w nieskończonej nicości, gdzie nie było ani imion, ani
wspomnień. Czekało, jak zamknięta w kokonie larwa, na odpowiedni moment, by się
uwolnić i stać się dorosłym osobnikiem. Potem ciemności rozciął promień światła.
Mechaniczne szczypce zbliżyły się powoli, uciskane przez wiele metrów
sześciennych wody. Musnęły ją.
Wtedy się obudziła.
Ale nie wiedziała, dlaczego. Ani co powinna zrobić.
Czuła tylko silną potrzebę odzyskania własnych wspomnień.
♦ 33 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Była pewna, że gdzieś są, ale gdzie? Musi je znaleźć - dzięki nim zrozumie, co ma
robić.
Coś ukrytego w komputerze Erika wiedziało, że ta pamięć czeka zamknięta w
niewidzialnym sejfie.
Potrzebowało klucza, żeby go otworzyć. Potrzebowało oka, którym mogłoby patrzeć
przez dziurkę od klucza.
O, tak. Oko.
Musi znaleźć swoje oko.
Oko Xany.
Erik musiał wypić obrzydliwy koktajl marchewkowy i wysłuchać tego samego co
zawsze, czyli kazania matki:
- Całe wakacje siedziałeś zamknięty w pokoju i słuchałeś muzyki! Mogłeś chociaż
wyjść z tym twoim przyjacielem, Markiem, i trochę się poruszać...
Erik udawał, że słucha, ale czuł, jak rośnie w nim niepokój. Nie mógł zapomnieć o
tym e-mailu.
Skoro tylko matka wróciła do gimnastyki, chłopiec pobiegł do pokoju i zamknął
drzwi na klucz. Chciał mieć pewność, że nikt nie będzie mu przeszkadzał.
Tylko mnie nie pytaj jak spotkałam te laskę...
Podekscytowany Erik wstrzymał oddech. Potem podniecenie zmieniło się w strach.
Tym razem Ceb Digital nie mieli z tym nic wspólnego. Był to paraliżujący strach,
taki jaki się
♦ 34 ♦
♦ ERIK MC KINSKY ♦
odczuwa, kiedy się myśli, że tuż za zamkniętymi drzwiami jest coś okropnego. Ręka
na myszce zadrżała. Klik.
Na ekranie komputera nie pojawiła się Gardenia o wielkich fiołkowych oczach.
Prawdę powiedziawszy, nie było nawet zdjęcia. Był za to rysunek.
Koło pośrodku i dwa koncentryczne pierścienie dookoła. Cienka kreska u góry i trzy
nieco grubsze kreski u dołu przecinały drugi, zewnętrzny pierścień.
- Zwykła ścierna... - wymamrotał zawiedziony Erik.
Potem jednak zaczął się przyglądać rysunkowi. Co to takiego właściwie? Tarcza
strzelnicza? Logo?
Erik nie mógł oderwać oczu od ekranu.
Nie wiedział dlaczego, ale ten rysunek przypominał mu pewną konkretną rzecz. Oko.
Kliknął na nie.
4
PODZIEMNY ZAMEK
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻY, NIECO WCZEŚNIEJ)
W rzeczywistości wszystko zaczęło się nieco wcześniej, jeszcze zanim Ulrich zszedł
za Jeremym do kanałów. W momencie, gdy się naprawdę zaczęło, Jeremy był sam.
Pani Hertz co semestr ogłaszała konkurs klasowy na najbardziej oryginalny
eksperyment naukowy i Jeremy zawsze wygrywał. Tamtym razem zdecydował, że
skonstruuje miniaturowego robota. Brakowało mu kilku części, aby ukończyć
prototyp, a w szkole nie znalazł nic, co by mogło mu się przydać do dalszej pracy.
Potem przypomniał sobie o znajdującej się niedaleko od szkoły opuszczonej fabryce.
Pomyślał, że może tam znajdzie coś przydatnego. Poza tym niedawno odkrył tajne
podziemne przejście, które prowadziło z parku Kadic właśnie do starej fabryki...
d
♦ 37 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Metalowa klapa włazu była na zewnątrz całkiem zardzewiała. Ale kiedy ją podniósł,
na odwrocie ukazał się dziwny symbol i tajemniczy napis: Green Phoenix- Zielony
Feniks. Ten sam symbol był wyryty u stóp metalowej drabinki, która prowadziła do
kanałów. Znajdował się też w pionowych szybach, jakby miał wskazywać drogę.
A potem... przy wejściu do starej fabryki, która stała na wyspie na środku rzeki,
znowu ten nieco zatarty już symbol.
Zielony Feniks.
Do zrujnowanej fabryki prowadził skąpany w słońcu most. Od głównej bramy
dochodziło się do wąskiej galerii, która wisiała kilka metrów nad ziemią. Hala była
ogromna i opustoszała. Wzdłuż ścian biegły kładki i korytarze. Dźwigi i inne
nieużywane urządzenia były podtrzymywane przez stalowe belki.
Okna o dużych zakratowanych szybach wychodziły na rzekę.
Zostały w nich tylko nieliczne brudne szyby.
Nikt tu nie zaglądał od wielu lat.
Jeremy postanowił poszperać na parterze. Ostatni robotnicy zostawili wszystko w
nieładzie: rury i opony od ciężarówek, urządzenia elektroniczne, belki, części
mechaniczne. Była to prawdziwa kopalnia skarbów. Tu mógł znaleźć części do
swojego robota. Szkoda, że z drabiny, która kiedyś pozwalała zejść na parter, zostało
tylko kilka zwisających w powietrzu szczebelków.
♦ 38 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy spostrzegł dwa grube kable przyczepione do sufitu za pomocą solidnych
haków. Kable zwisały blisko galerii i sięgały aż do ziemi.
„Powinny wytrzymać mój ciężar...", pomyślał.
Złapał jeden i pociągnął go z całej siły. Żadnego podejrzanego dźwięku. Wydawał się
mocny.
- Jaba-daba-duuu! - krzyknął, spuszczając się w dół po kablu. Kilka sekund potem
przekoziołkował po zakurzonej posadzce. Piekły go obtarte dłonie.
Ale udało się.
Zaczął kręcić się po opuszczonej hali, szukając czegoś ciekawego. Nagle, trochę
przez przypadek, zauważył windę. Był to prosty metalowy kontener, uruchamiany
przez dźwignię, która zwisała na sznurku ze skrzyni sterowania. Tylko jeden
czerwony przycisk, aby zjechać w dół.
„Ciekawostka, dokąd jedzie", pomyślał Jeremy, stojąc na metalowej podłodze i
wcisnął przycisk.
Tak naprawdę to nie wierzył, że winda ruszy - a tu krata ochronna jednak opuściła
sję, a stary silnik zaczął pracować.
Jeremy zaczął myśleć, że popełnił błąd.
Po mniej więcej minucie jazdy w ciemności winda zatrzymała się i krata znów się
podniosła. Fotokomórka uruchomiła mechanizm i automatyczne drzwi otworzyły się
z sykiem.
39
♦ -iv ♦
C
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy spostrzegł dwa grube kable przyczepione do sufitu za pomocą solidnych
haków. Kable zwisały blisko galerii i sięgały aż do ziemi.
„Powinny wytrzymać mój ciężar...", pomyślał.
Złapał jeden i pociągnął go z całej siły. Żadnego podejrzanego dźwięku. Wydawał się
mocny.
- Jaba-daba-duuu! - krzyknął, spuszczając się w dół po kablu. Kilka sekund potem
przekoziołkował po zakurzonej posadzce. Piekły go obtarte dłonie.
Ale udało się.
Zaczął kręcić się po opuszczonej hali, szukając czegoś ciekawego. Nagle, trochę
przez przypadek, zauważył windę. Był to prosty metalowy kontener, uruchamiany
przez dźwignię, która zwisała na sznurku ze skrzyni sterowania. Tylko jeden
czerwony przycisk, aby zjechać w dół.
„Ciekawostka, dokąd jedzie", pomyślał Jeremy, stojąc na metalowej podłodze i
wcisnął przycisk.
Tak naprawdę to nie wierzył, że winda ruszy - a tu krata ochronna jednak opuściła
się, a stary silnik zaczął pracować.
Jeremy zaczął myśleć, że popełnił błąd.
Po mniej więcej minucie jazdy w ciemności winda zatrzymała się i krata znów się
podniosła. Fotokomórka uruchomiła mechanizm i automatyczne drzwi otworzyły się
z sykiem.
♦ 39 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy znalazł się w wielkiej sali. Było tu jak w zamku - starym, zniszczonym i
tajemniczym. Ściany świeciły chłodnym, zielonkawym światłem. Z sufitu zwisało
potężne urządzenie składające się z rur i kabli elektrycznych. Prowadziły one do
wiszącego pośrodku wielkiego koła. Na podłodze, na podwyższeniu, znajdowało się
drugie koło przypominające platformę te-leportacyjną z filmów
fantastycznonaukowych albo wyrzutnie, z których wylatują pociski w kreskówkach.
Tylko że to nie było w kreskówce. To było w realu.
I było przed nim.
Jeremy nie wierzył własnym oczom. Z sufitu zwisało mechaniczne ramię, które
służyło do sterowania wieloma zgaszonymi ekranami i klawiaturą. Przed ekranami
znajdował się wygodny fotel z rzędem przycisków na poręczach. Stanowisko
dowodzenia. Konsole do sterowania statkiem kosmicznym,
Jeremy zapomniał na chwilę o celu swej wizyty i o swoim doświadczeniu
naukowym. Głowa mu pękała od natłoku pytań: kto zbudował coś podobnego w
podziemiach starej fabryki? Ludzie? A może kosmici? I wreszcie - po co, dlaczego?
Podszedł do stanowiska. Szybki rzut oka wystarczył, aby rozwiać pierwszą
wątpliwość. Przed ekranami stała normalna klawiatura typu amerykańskiego,
najczęściej używana przez programistów. A zatem to miejsce zostało zbudowane
przez ludzi. Kosmici nie mogli znać ziemskiego alfabetu.
♦ 40 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Ale gdzie się właściwie znajduje? W bazie wojskowej? Na opuszczonym planie z
filmu fantastycznonaukowego?
Nagle Jeremy przypomniał sobie o drucie kolczastym przed mostem i o groźnie
brzmiących tabliczkach rozsianych po całej fabryce: NIEBEZPIECZEŃSTWO,
WŁASNOŚĆ PRYWATNA, WYSOKIE NAPIĘCIE...
Rozejrzał się dookoła i pomyślał, że w pomieszczeniu mogą znajdować się ukryte
kamery. Jego obecność mogła zostać zarejestrowana. Gdzieś może włączył się już
alarm. Zaraz po niego przyjdą.
Ktoś go porwie i nikt go już nie zobaczy.
Chociaż się wysilał, nie potrafił sobie wyobrazić, kto to miałby być.
- Jeśli mam mało czasu - powiedział na głos, aby dodać sobie odwagi - to
przynajmniej wykorzystam go, żeby zobaczyć, co to takiego.
Usiadł w fotelu...
...i odkrył, że nic to nie dało - przyciski nadal były wyłączone, tak samo jak monitor i
klawiatura.
4
Musi zatem znaleźć główny wyłącznik.
Jeremy przeszukał uważnie całą salę. Sprawdził wielki komputer, który zwisał z
sufitu, ściany, światła... przetrząsnął wszystko, ale bez skutku.
Wsiadł ponownie do windy-kontenera, którą przyjechał.
♦ 41 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Ale gdzie się właściwie znajduje? W bazie wojskowej? Na opuszczonym planie z
filmu fantastycznonaukowego?
Nagle Jeremy przypomniał sobie o drucie kolczastym przed mostem i o groźnie
brzmiących tabliczkach rozsianych po całej fabryce: NIEBEZPIECZEŃSTWO,
WŁASNOŚĆ PRYWATNA, WYSOKIE NAPIĘCIE...
Rozejrzał się dookoła i pomyślał, że w pomieszczeniu mogą znajdować się ukryte
kamery. Jego obecność mogła zostać zarejestrowana. Gdzieś może włączył się już
alarm. Zaraz po niego przyjdą.
Ktoś go porwie i nikt go już nie zobaczy.
Chociaż się wysilał, nie potrafił sobie wyobrazić, kto to miałby być.
- Jeśli mam mało czasu - powiedział na głos, aby dodać sobie odwagi - to
przynajmniej wykorzystam go, żeby zobaczyć, co to takiego.
Usiadł w fotelu...
...i odkrył, że nic to nie dało - przyciski nadal były wyłączone, tak samo jak monitor i
klawiatura.
Musi zatem znaleźć główny wyłącznik.
Jeremy przeszukał uważnie całą salę. Sprawdził wielki komputer, który zwisał z
sufitu, ściany, światła... przetrząsnął wszystko, ale bez skutku.
Wsiadł ponownie do windy-kontenera, którą przyjechał.
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
„A teraz, jak przypuszczam, wrócę tym na górę".
Nacisnął wielki czerwony przycisk, żeby sprawdzić swoją teorię, i zaraz znalazł się
na parterze fabryki. Nacisnął go ponownie i znowu zjechał do laboratorium
komputerowego.
Stracił pięć minut, ale postąpił zgodnie z maksymą pani Hertz: droga naukowca
składa się z eksperymentów, nie można nigdy brać niczego za pewnik.
Zatrzymał się na chwilę, żeby się zastanowić. Jeśli jedyną drogą ewakuacyjną była
winda, to główny wyłącznik musi się znajdować w tej sali. Chociaż go szukał, nie
mógł go znaleźć, a rzeczy tego rodzaju zawsze są raczej widoczne. Zatem z którejś
strony musiało się znajdować drugie wyjście.
Ukryte.
Jeremy usadowił się wygodnie na fotelu od komputera, odprężył się, zamknął oczy.
Czuł się jak na klasówce.
Zaczął się kręcić, wciąż siedząc w obrotowym fotelu. Otwierał i zamykał gwałtownie
oczy, aby zapamiętać ujęcia pomieszczenia z różnych punktów widzenia. Zgaszone
ekrany konsoli i klawiatura. Ogromna konstrukcja mechaniczna zawieszona u sufitu.
Zielona ściana. Drzwi windy.
Jeremy zatrzymał się. Otworzył oczy, zaczął znów patrzeć na drzwi: były
zdecydowanie zbyt nowoczesne w stosunku do zniszczonej blaszanej windy, która
znajdowała się za nimi.
♦ ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
„To jest wyjście bezpieczeństwa", powiedział sobie Jeremy. „I broni dostępu do
czegoś ważnego".
W laboratorium komputerowym wszystko było wyłączone. Mimo to drzwi otwierały
się i zamykały bez problemu. I winda wjeżdżała i zjeżdżała.
„Co to wszystko może znaczyć?".
Jeremy podszedł bliżej, starając się nie uruchomić mechanizmu fotokomórki.
Powierzchnia drzwi była gładka i wyglądała solidnie.
Potem chłopiec zauważył coś, czego nie spostrzegł wcześniej - metalową płytkę po
prawej stronie drzwi. Była ona tego samego koloru co one, ale z innego materiału.
Jeremy dotknął jej. Nic się nie zdarzyło. Najwidoczniej wszystkie jej funkcje były
nieaktywne, poza instalacją automatycznego otwierania i zamykania.
Okej, szedł fałszywym tropem, ale nie trzeba tracić ducha. Był pewien, że gdzieś
znajduje się inne pomieszczenie. I że musi istnieć sposób, aby się tam dostać.
Zaczął lustrować ściany i uderzał mur na różnej wysokości. Krok po kroku. Obszedł
całe pomieszczenie - bez rezultatu. Potem kucnął na podłodze i zaczął ją ostukiwać,
aż go rozbolały knykcie.
Puk, puk, puk.
Nie znajdzie niczego w ten sposób, a już robi się późno.
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Puk, puk.
Wychodzenie poza teren szkoły jest surowo zabronione i...
Puk, puk, brzdęk, puk. Jeremy się zatrzymał. Odczołgał się na kolanach do tyłu. Puk.
Brzdęk.
No proszę.
Brzdęk.
Szukał palcami brzegu prawie niewidocznej metalowej płyty tak długo, aż paznokcie
trafiły na wystający brzeg. Wyciągnął z kieszeni swój szwajcarski scyzoryk i wetknął
koniec do małego rowka. Spróbował podważyć płytę. Poruszyła się. Włożył ostrze
jeszcze głębiej i ponownie podjął próbę, potem włożył palce do niewielkiej wolnej
przestrzeni, która powstała, pociągnął silnie obiema rękami.
I podniósł klapę.
Niżej był pionowy szyb, ciemna dziura.
I żelazne uchwyty, po których można było zejść.
Jeremy zszedł w dół i dotarł do okrągłej sali o ścianach pomalowanych na ciepły
żółtopomarańczowy kolor. Oglądał je długo. Nie miał pojęcia, czym mogły być
dziwne urządzenia, które się tu znajdowały, ale z pewnością wyłącznika nie było
także w tym pomieszczeniu.
Przed nim wznosiły się trzy wysokie kolumny. Były one ustawione tak, że tworzyły
idealny trójkąt. Łączyły się z su-
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
fitem za pomocą kabli, rur i dziwnej maszynerii. Na każdej kolumnie znajdowały się
przesuwne drzwi zwrócone w stronę środka pomieszczenia. I wszystkie były
zapieczętowane. Jeremy natychmiast zrozumiał, że tajemnicze kolumny są w jakiś
sposób sterowane przez centralny komputer ze stanowiska u góry.
Ale... do czego one służą? Czy to wyrzutnie? I co mogą wystrzeliwać?
Kolumny najbardziej przypominały supernowoczesne kabiny prysznicowe.
Jeremy postanowił wrócić i skupić się na poszukiwaniu głównego wyłącznika. Mógł
jedynie spróbować zejść jeszcze niżej.
Z westchnieniem wcisnął się znowu w szyb i zaczął schodzić. Adidasy ześlizgiwały
się z występów. Zaczynało mu brakować tchu w piersiach.
W końcu stopami dotknął podłoża.
Wokół panowały ciemności.
Wyjął z kieszeni komórkę i użył wyświetlacza jako latarki. Kilka kroków przed sobą
dostrzegł drzwiczki.
Były kwadratowe i solidne. Podwójne zawiasy uniemożliwiłyby wyważenie ich
nawet przy użyciu łomu.
Jeremy uderzył w drzwiczki pięścią. Głuchy oddźwięk powiedział mu, że nie
poradziłby sobie z nimi nawet palnik wodorotlenowy.
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Na prawo od drzwiczek znajdowało się białe plastikowe pudło z wyświetlaczem
jednoliniowym i klawiaturą alfanumeryczną. Wyświetlacz był pokryty grubą warstwą
kurzu, więc Jeremy przetarł go palcem.
Potem nacisnął na chybił trafił jeden klawisz.
D3L3ND4, odpowiedział mu ekran.
Jeremy usiadł na ziemi, wdychając głęboko suche powietrze z podziemnego
przejścia. Być może ten dziwny kod ma coś wspólnego z alfabetem wojskowym
stosowanym przez wojsko amerykańskie. Alfa, Bravo, Charlie, Delta... Ale w takim
razie po co te liczby?
Albo może to jest rodzaj równania, którego wynikiem jest hasło. Spróbował nacisnąć
inny klawisz na chybił trafił, ale na ekranie pojawił się napis BŁĄD!!!!, a potem
znowu D3L3ND4.
Ze złości chłopiec uderzył pięścią w cementową ścianę. Potem spróbował innej
kombinacji.
BŁĄD!!!!
D3L3ND4
Jeremy postarał się skupić. Tajemniczy napis składał się z siedmiu znaków, a
wiadomość o błędzie zawierała ich osiem. Zatem hasło mogło składać się z ośmiu
znaków. Podniósł się zmartwiony: oznaczało to ponad dwa miliardy możliwych
kombinacji!
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Mógłby stworzyć program crackujący, który sprawdziłby kolejno wszystkie
kombinacje, aż znajdzie tę właściwą. Ale gdzie go podłączyć?
Na pudle nie było widać ani wtyczek, ani wejść, do których można by wpiąć kabelki.
Prawdopodobnie zresztą drzwiczki miały zabezpieczenie przed tego typu próbami
włamania.
Wydawało się, że to się nie uda.
Jeremy opuścił fabrykę tuż przed zmrokiem.
Wrócił do internatu i zaczął myśleć o napisie. Szukał w wyszukiwarce Google i
czytał książki z dziedziny zaawansowanych technik kryptograficznych, czystej
matematyki, teorii tajnych wiadomości. Szukał nazwy „Green Phoenix" na
wszystkich istniejących stronach. Albo przynajmniej miał wrażenie, że to zrobił.
Spróbował pomieszać znaki, ustawić je w kolumnę, dodać i odjąć.
I nic. Spróbował odnaleźć Informacje o fabryce, o dawnych właścicielach, o tym,
dlaczego zamknęli całe przedsiębiorstwo... ale również niczego nie znalazł.
Spędził na tym cały dzień. Spędził na tym drugi dzień.
Potem trzeci.
W końcu los podsunął mu rozwiązanie.
Jeremy biegł właśnie do gabinetu pani Hertz, aby pożyczyć kilka książek, kiedy
zobaczył dyrektora Delmasa, który wycho-
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
dzit ze swego gabinetu w towarzystwie wysokiego i chudego faceta w średnim
wieku. Nieznajomy miał długie białe włosy, które spływały w nieładzie, i gęstą
brodę. Wyglądał jak skrzyżowanie neandertalczyka ze Świętym Mikołajem.
-
Dzięki, Paul - mówił dyrektor. - Ta zagadka nie dawała mi spać od kilku
tygodni!
-
Miałem po prostu szczęście - skromnie wymawiał się tamten,
-
Bzdura! - upierał się dyrektor. - Nie ma zagadki, której byś nie rozwiązał. Nie
bez powodu jesteś dyrektorem Klubu Łamigłówek.
Jeremy'emu coś błysnęło w głowie: być może ten dziwny człowiek zdoła mu
pomóc...
Spłaszczył się za jedną z kolumn w korytarzu, poczekał, aż dyrektor i tajemniczy
osobnik go miną, i zaczął iść za nimi. Dyrektor Delmas pożegnał przyjaciela w
drzwiach, a ten podążył samotnie przez park.
To była odpowiednia okazja.
Jeremy błyskawicznie dopędził mężczyznę.
-
Przepraszam... - zagadnął nieśmiało.
-
Tak, młodzieńcze?
Miał bardzo jasne oczy i miły głos.
-
No, ja... - co mógł mu powiedzieć? Że podsłuchał jego rozmowę z dyrektorem?
Że przypadkowo znalazł superkomputer
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
wojskowy i żeby go odpalić, musi otworzyć tajemne drzwiczki w podziemiach
opuszczonej fabryki?
-
Mówże! Co się stało?
-
Mam zagadkę, której nie mogę rozwiązać.
Mężczyzna w zamyśleniu podrapał się po czole.
-
I chciałbyś pomocy? - mruknął jakby do siebie. - W rzeczywistości nie jest
ważne rozwiązanie, ale to, w jaki sposób się do niego dochodzi. Jeśli ja rozwiążę
zagadkę, stracisz całą zabawę.
-
Dyrektor Delmas przecież też... - zaczął Jeremy i ugryzł się w język.
Nieznajomy wybuchnął głośnym śmiechem.
-
Podsłuchiwałeś nas, co? Dobrze. Poszukajmy ławki, usiądźmy sobie wygodnie
i zastanówmy się spokojnie, jak rozwiązać twoją łamigłówkę.
Kiedy usiedli, Jeremy nabazgrał w pośpiechu D3L3ND4 na kartce papieru i podsunął
ją panu Paulowi, który przyjrzał się jej z uwagą.
Kilka sekund później mruknął:
-
Osiem znaków.
-Tak! - wykrzyknął Jeremy z niedowierzaniem, przypominając sobie ekran z fabryki.
- W jaki sposób można na to wpaść?
-
Chyba jesteś za młody na takie rzeczy... Ale z drugiej
♦ 49 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
strony, wy, młodzi, jesteście bez porównania lepsi, jeśli chodzi o komputer, od nas
starych. Słyszałeś kiedyś o języku leet?
Jeremy przytaknął. Ściśle rzecz biorąc, leet nie był prawdziwym językiem, tylko
sztuczką programistów stosowaną po to, aby zapamiętać najtrudniejsze hasła. Polegał
on na zastępowaniu niektórych liter cyframi albo innymi symbolami, które
przypominałyby oryginał. Tak więc, na przykład, AMO-RE zmieniało się w 4MOR3
a VITTORIA zmieniała się w VIT-TOR14.
W rzeczywistości Jeremy już brał pod uwagę taką możliwość. Ale D3L3ND4 po
przetłumaczeniu za pomocą leet zmieniało się w słowo DELENDA.
-
Myślałem o tym - wyjaśnił Jeremy. - Ale odrzuciłem pomysł, bo to słowo nic
nie znaczy.
-
„Delenda"? - zapytał pan Paul z uśmiechem. - Przykro mi, że muszę
zaprzeczyć, ale nie masz racji. Jest to słowo łacińskie, które znaczy mniej więcej „to,
co trzeba zniszczyć". A wiesz, z jakiego powodu to słowo jest tak słynne, że
niektórzy jeszcze dzisiaj je znają?
-
Nie - przyznał się Jeremy. Jego mocną stroną były nauki ścisłe, a nie języki
klasyczne.
-
W starożytnym Rzymie pewien polityk o imieniu Katon, aby przekonać swoich
kolegów do wypowiedzenia wojny wrogiej Kartaginie, każdą, ale to każdą swoją
mowę w senacie koń-
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
strony, wy, młodzi, jesteście bez porównania lepsi, jeśli chodzi o komputer, od nas
starych. Słyszałeś kiedyś o języku leet?
Jeremy przytaknął. Ściśle rzecz biorąc, leet nie był prawdziwym językiem, tylko
sztuczką programistów stosowaną po to, aby zapamiętać najtrudniejsze hasła. Polegał
on na zastępowaniu niektórych liter cyframi albo innymi symbolami, które
przypominałyby oryginał. Tak więc, na przykład, AMO-RE zmieniało się w 4MOR3
a VITTORIA zmieniała się w V1T-TOR14.
W rzeczywistości Jeremy już brał pod uwagę taką możliwość. Ale D3L3ND4 po
przetłumaczeniu za pomocą leet zmieniało się w słowo DELENDA.
-
Myślałem o tym - wyjaśnił Jeremy. - Ale odrzuciłem pomysł, bo to słowo nic
nie znaczy.
-
„Delenda"? - zapytał pan Paul z uśmiechem. - Przykro mi, że muszę
zaprzeczyć, ale nie masz racji. Jest to słowo łacińskie, które znaczy mniej więcej „to,
co trzeba zniszczyć". A wiesz, z jakiego powodu to słowo jest tak słynne, że
niektórzy jeszcze dzisiaj je znają?
-
Nie - przyznał się Jeremy. Jego mocną stroną były nauki ścisłe, a nie języki
klasyczne.
-
W starożytnym Rzymie pewien polityk o imieniu Katon, aby przekonać swoich
kolegów do wypowiedzenia wojny wrogiej Kartaginie, każdą, ale to każdą swoją
mowę w senacie koń-
♦ 50 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
czył zdaniem: „Carthago delenda est", czyli „Kartagina musi zostać zniszczona".
-
„Carthago" ma osiem liter... - wymamrotał Jeremy z rozpromienioną miną.
Wziął od pana Paula długopis i kartkę i nabazgrał na niej C4RTH4G0.
-
Gratulacje, mój młody przyjacielu.
To było rozwiązanie.
Jeremy włożył do plecaka latarkę elektryczną i laptop, sprawdził, czy na korytarzu
jest pusto i wyślizgnął się z pokoju. Potem przemyślał to raz jeszcze i zawrócił.
Wyciągnął spod łóżka swoją starą hulajnogę - w ten sposób będzie mógł przebyć
kanały o wiele szybciej.
Przeszedł przez park Kadic i spuścił się do studzienki.
Kiedy winda starej fabryki dowiozła go na pierwszy poziom pod ziemią, obejrzał
chwilę w milczeniu fotel sterowania, który stał przed zgaszonymi ekranami.
-
Zaraz się dowiem, czy rozwiązanie jest poprawne - powiedział na głos.
Potem spuścił się w dół szybu. Zapaloną latarkę zawiesił sobie na szyi na sznurku.
Kiedy dotarł na dół, miał tak spocone dłonie, że palce mu się ześlizgiwały ze
szczebelków. Wytarł sobie czoło podkoszulkiem i skierował słabą wiązkę światła la-
♦ 51 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
tarki na drzwiczki. Na wyświetlaczu urządzenia do otwierania widać było jeszcze ten
sam napis.
D3L3ND4
Chłopiec wziął głęboki oddech, a następnie zaczął wystukiwać rozwiązanie. Skoro
tylko przycisnął klawisz ze znakiem zero w słowie C4RTH4G0, na ekranie pojawiło
się nowe słowo...
DOSTĘP!
...i zamek otworzył się z suchym trzaskiem.
Jeremy spodziewał się znaleźć salę, w której aż do sufitu będą stały dziesiątki
ciemnych szafek i ściany spokojnie szumiących komputerów. Zobaczył natomiast
wielki cylinder pokryty dziwnymi ciemnymi napisami. Nie wyglądał jak komputer.
Przypominał raczej nowoczesną rzeźbę. Była to technologia, z jaką Jeremy nigdy
wcześniej się nie zetknął.
- Ciekawe, czy zadziała - powiedział i jego głos odbił się echem w pustej sali.
Był tylko jeden sposób, aby to sprawdzić. Jeremy podszedł do wyłącznika u
podstawy cylindra. Była to prosta dźwignia, którą należało popchnąć do dołu.
Po chwili wahania Jeremy opuścił dźwignię.
Strzeliła z niej błękitnawa iskierka.
Jeremy wrócił do laboratorium, aby sprawdzić, czy coś się zdarzyło.
Odetchnął głęboko i usiadł na fotelu.
♦ 52 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jego ciężar uruchomił czujnik i ekrany natychmiast się zaświeciły. Z okrągłej rampy
na podłodze, którą chłopiec wziął za platformę do teleportacji, wznosił się stożek
zielonego światła. Przypominało to rodzaj rzutnika.
Na monitorach zaczęły wyświetlać się rzędy znaków. Jeremy nigdy nie widział tego
języka programowania.
Z zachwytem zaczął badać fantastyczny komputer. W czasie gdy stukał palcami po
klawiaturze, promień z rzutnika utworzył kulę, która unosiła się w powietrzu. Była
podzielona na cztery części. W środku błyszczał intensywnie biały rdzeń.
- Mapa - wyszeptał podniecony chłopiec.
Wielka mapa świata podzielona na cztery sektory.
Jeremy był już prawie pewien, że znajduje się wewnątrz bazy wojskowej. Tylko że ta
unosząca się w powietrzu kula nie wyglądała na Ziemię. Nie rozpoznał żadnego z
kontynentów. Postukał trochę w klawisze. Na czterech sektorach pojawiła się seria
nazw:
LYOKO LAS.
LYOKO LODOWIEC.
LYOKO PUSTYNIA.
LYOKO GÓRY.
„Lyoko"? Jeremy zwiększył zoom i obraz podzielił się na oddzielne części. Łączył je
centralny rdzeń, który nie miał nazwy.
♦ 53 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Rdzeń był biały. Cztery sektory miały różne kolory.
LAS.
LODOWIEC.
PUSTYNIA.
GÓRY.
Jeremy pocił się z podniecenia, okulary ześlizgiwały mu się na czubek nosa, a
szkiełka zaczynały pokrywać się parą. Palce mu drżały, gdy wystukiwał polecenia,
których nie mógł nawet do końca zrozumieć.
ZOOM. WEJDŹ. RDZEŃ. WEJDŹ.
PODAJ HASŁO. ODMOWA DOSTĘPU.
Koniec. Nie mógł się dalej ruszyć. Widać było nadal cztery sektory i biały rdzeń.
Wyglądały na niedostępne i nie było żadnej innej wskazówki.
PODAJ HASŁO. COFNIJ. LYOKO LAS. WEJDŹ. PODAJ HASŁO.
ODMOWA DOSTĘPU. WYMAGANE POŁĄCZENIE.
- „Połączenie" - wycedził Jeremy przez zaciśnięte zęby. - Z czym ty się masz łączyć?
♦ 54 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Kolejne tajemnicze napisy na ekranie.
SKANOWANIE AKTYWNE.
TRWA POSZUKIWANIE ISTOT LUDZKICH...
POSZUKIWANIE ZAKOŃCZONE. ISTOTA LUDZKA ZNALEZIONA.
WIEŻA 3. LYOKO LAS. POŁĄCZYĆ?
Jeremy nic nie rozumiał. Teraz rzutnik pokazywał tylko część sektora lasu. W rogu
tej części migotał czerwony punkt...
POŁĄCZYĆ?
Ale co to, do licha, znaczy? Czerwony punkt jest istotą ludzką?
„Uspokój się!", rozkazał sobie Jeremy, biorąc głęboki oddech.
Gigantyczny superkomputer, który stał w samym sercu opuszczonej fabryki, skrywał
w sobie bardzo zaawansowaną grę komputerową. Wyglądała na jedną z tych, w
których biorą udział osoby z całego świata, łącząc się przez Internet. Być może
„istota ludzka" w sektorze lasu oznaczała właśnie... innego gracza.
W Wieży 3. W Lyoko.
Cokolwiek to znaczy.
Jeremy siedział nieruchomo. Jeśli naprawdę odpalił grę komputerową, to dlaczego
została ona wcześniej wyłączona?
♦ 55 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Kolejne tajemnicze napisy na ekranie.
SKANOWANIE AKTYWNE.
TRWA POSZUKIWANIE ISTOT LUDZKICH...
POSZUKIWANIE ZAKOŃCZONE. ISTOTA LUDZKA ZNALEZIONA.
WIEŻA 3. LYOKO LAS. POŁĄCZYĆ?
Jeremy nic nie rozumiał. Teraz rzutnik pokazywał tylko część sektora lasu. W rogu
tej części migotał czerwony punkt...
POŁĄCZYĆ?
Ale co to, do licha, znaczy? Czerwony punkt jest istotą ludzką?
„Uspokój się!", rozkazał sobie Jeremy, biorąc głęboki oddech.
Gigantyczny superkomputer, który stał w samym sercu opuszczonej fabryki, skrywał
w sobie bardzo zaawansowaną grę komputerową. Wyglądała na jedną z tych, w
których biorą udział osoby z całego świata, łącząc się przez Internet. Być może
„istota ludzka" w sektorze lasu oznaczała właśnie... innego gracza.
W Wieży 3. W Lyoko.
Cokolwiek to znaczy.
Jeremy siedział nieruchomo. Jeśli naprawdę odpalił grę komputerową, to dlaczego
została ona wcześniej wyłączona?
55
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Kolejne tajemnicze napisy na ekranie.
SKANOWANIE AKTYWNE.
TRWA POSZUKIWANIE ISTOT LUDZKICH...
POSZUKIWANIE ZAKOŃCZONE. ISTOTA LUDZKA ZNALEZIONA.
WIEŻA 3. LYOKO LAS. POŁĄCZYĆ?
Jeremy nic nie rozumiał. Teraz rzutnik pokazywał tylko część sektora lasu. W rogu
tej części migotał czerwony punkt...
POŁĄCZYĆ?
Ale co to, do licha, znaczy? Czerwony punkt jest istotą ludzką?
„Uspokój się!", rozkazał sobie Jeremy, biorąc głęboki oddech.
Gigantyczny superkomputer, który stał w samym sercu opuszczonej fabryki, skrywał
w sobie bardzo zaawansowaną grę komputerową. Wyglądała na jedną z tych, w
których biorą udział osoby z całego świata, łącząc się przez Internet. Być może
„istota ludzka" w sektorze lasu oznaczała właśnie... innego gracza.
W Wieży 3. W Lyoko.
Cokolwiek to znaczy.
Jeremy siedział nieruchomo. Jeśli naprawdę odpalił grę komputerową, to dlaczego
została ona wcześniej wyłączona?
♦ 55 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
I dlaczego znajdowała się w takim miejscu? W starej fabryce. O wiele starszej od
technologii, którą skrywała.
Zaczął się bać. Bardzo łatwo byłoby nacisnąć enter. Zupełnie tak, jakby ktoś chciał,
żeby Jeremy to zrobił. Ale kto?
-
To nie jest gra - wyszeptał chłopiec, zaciskając zęby. - Być może jest to
wirtualna rzeczywistość. Ale nie służy do grania. W tym wypadku więc czerwony
punkt, „istota ludzka", może oznaczać każdą rzecz. Nawet coś niebezpiecznego.
Powinien wyłączyć to wszystko. Pójść sobie. Zapomnieć. Skończyć eksperyment na
konkurs.
Ale Jeremy czuł, że nie może. Siedział przed fantastycznym komputerem. I musiał
odkryć, do czego on służy.
Musiał dowiedzieć się czegoś więcej.
NACIŚNIJ S, ABY POŁĄCZYĆ SIĘ Z ISTOTĄ.
-
No, dobra - Jeremy powiedział to na głos, aby dodać sobie odwagi. - Łączymy
się z nią. Jazda.
Jego palec nacisnął klawisz S. Ekran zrobił się nagle ciemny, potem coś się ruszyło.
Przestraszony Jeremy zamknął na chwilę oczy. Kiedy je z powrotem otworzył,
zobaczył przed sobą twarz dziewczynki. Miała intensywnie różowe, przycięte na
pazia włosy, a na czole długą grzywkę. Po bokach twarzy wyrastała jej para
spiczastych uszu, takich jak
♦ 56 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
I dlaczego znajdowała się w takim miejscu? W starej fabryce. O wiele starszej od
technologii, którą skrywała.
Zaczął się bać. Bardzo łatwo byłoby nacisnąć enter. Zupełnie tak, jakby ktoś chciał,
żeby Jeremy to zrobił. Ale kto?
-
To nie jest gra - wyszeptał chłopiec, zaciskając zęby. - Być może jest to
wirtualna rzeczywistość. Ale nie służy do grania. W tym wypadku więc czerwony
punkt, „istota ludzka", może oznaczać każdą rzecz. Nawet coś niebezpiecznego.
Powinien wyłączyć to wszystko. Pójść sobie. Zapomnieć. Skończyć eksperyment na
konkurs.
Ale Jeremy czuł, że nie może. Siedział przed fantastycznym komputerem. I musiał
odkryć, do czego on służy.
Musiał dowiedzieć się czegoś więcej.
NACIŚNIJ S, ABY POŁĄCZYĆ SIĘ Z ISTOTĄ.
-
No, dobra - Jeremy powiedział to na głos, aby dodać sobie odwagi. - Łączymy
się z nią. Jazda.
Jego palec nacisnął klawisz S. Ekran zrobił się nagle ciemny, potem coś się ruszyło.
Przestraszony Jeremy zamknął na chwilę oczy. Kiedy je z powrotem otworzył,
zobaczył przed sobą twarz dziewczynki. Miała intensywnie różowe, przycięte na
pazia włosy, a na czole długą grzywkę. Po bokach twarzy wyrastała jej para
spiczastych uszu, takich jak
♦ ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
u elfa. Jej delikatne rysy podkreślał egzotyczny makijaż. Na policzkach miała dwie
pionowe kreski w tym samym kolorze co powieki. Słychać było jej spokojny oddech,
typowy dla osób pogrążonych w głębokim śnie. Dochodził on z jej przymkniętych
ust.
-
Śliczna - powiedział do siebie Jeremy półgłosem.
Nagle młoda elfka otworzyła oczy. Były zielone, wielkie
i błyszczące.
Rozejrzała się dookoła, zdezorientowana. Za plecami miała czarną ścianę, na której
rozsiane były pozbawione sensu liczby i symbole.
-
Gdzie ja jestem? - spytała. Zdawała się patrzeć wprost na chłopca. - Kim ty
jesteś?
Jeremy aż zeskoczył z fotela.
-
Do mnie mówisz? Ty mnie widzisz?!
Przy stanowisku musiały być kamera internetowa, mikrofon i głośniczki, których nie
zauważył.
Przede wszystkim jednak, dziwna rzecz - starał się, ale nie był w stanie jasno myśleć.
-
Ty nie powinnaś... to znaczy... Właściwie... kim ty jesteś? - wybełkotał
speszony.
-
Nie wiem. A ty kim jesteś? - powtórzyła za nim elfka.
-
Ja jestem... jestem chłopcem.
-
No to ja jestem dziewczynką. Tak sądzę.
Jeremy nie wierzył własnym oczom.
♦ ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Możesz mi powiedzieć, dlaczego... jestem tutaj? - spytała elfka.
Jeremy nie wiedział, co odpowiedzieć.
-
A niczego nie pamiętasz?
Dziewczynka przetarła sobie oczy i znów zaczęła rozglądać się dookoła. Zmartwiona
potrząsnęła głową.
-
Co robiłaś przed chwilą? - próbował nalegać Jeremy.
-
Spałam.
-
Spałaś? Od jak dawna?
-
Nie umiem powiedzieć - odpowiedziała dziewczynka, coraz bardziej speszona.
Po chwili niezręcznej ciszy chłopiec postanowił się przedstawić:
-
Mam na imię Jer... Jeremy.
-
Jeremy. Ładne imię. Podoba mi się.
Po raz pierwszy dziewczynka lekko się uśmiechnęła. Potem znów się zasmuciła.
-
Ja nie pamiętam nawet, czy mam jakieś imię.
-
Zróbmy tak - zaproponował Jeremy po chwili zastanowienia. - Jeśli nie znasz
swojego imienia, ja wymyślę dla ciebie jakieś. Co powiesz na... czekaj... Maya?
Dziewczynka zamrugała oczami w sposób, któremu Jeremy nie mógł się oprzeć.
-
Maya... - powtórzyła. - Ładnie! Maya i Jeremy. Jesteśmy
♦ ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
już od teraz przyjaciółmi?
Jeremy pomyślał, że wszystko to jest strasznie dziwne. Ale bez wahania
odpowiedział:
- Oczywiście. Jesteśmy przyjaciółmi.
5
SEN MAI
Kiedy Jeremy zaprowadził Ulricha do fabryki, zszedł z nim aż do sali z kolumnami,
która znajdowała się na drugim poziomie pod ziemią.
-
A co to za cosie? - zapytał Ulrich, pokazując palcem te kolumny.
-
Nie mam pojęcia.
Zbliżyli się do pierwszych metalowych drzwi, które przesunęły się z brzękiem.
Wewnątrz kolumny była oświetlona kabina.
Ulrich wsadził tam głowę, aby się rozejrzeć.
-
Nie wchodź! - ostrzegł go Jeremy, który trzymał się z tyłu.
-
Dlaczego?
Jeremy westchnął.
♦ 61 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Obawiam się, że to może być niebezpieczne. Rozmawiałem o tym z Mayą.
-
Tą twoją przyjaciółką, która bawi się w „Śpiącą Królewnę w komputerze"?
Skąd ona się łączy?
-
W tym sęk. Nie wiem. I wydaje mi się, że nawet ona tego nie wie.
Ulrich podrapał się w głowę.
-
Mówiłeś mi, że widziałeś ją w środku lasu, prawda?
-
Tak. To jest sektor wirtualnego świata, który wygląda tak, jakby go
zaprojektowano w najdrobniejszych szczegółach.
-
A ona jak cię widzi?
-
Widzi mnie tu. W fabryce.
-
Ona widzi świat realny, a ty świat wirtualny.
-
No właśnie.
-
A jak się słyszycie?
-Jej głos dochodzi z głośników. A mój? Nie wiem. Ona mówi, że słyszy go wszędzie
dookoła siebie.
-
Noo, farciarzu!
-
E tam. No więc wygląda na to, że stąd można kontrolować ten cały wielki
świat wirtualny... w którym jest także ona.
-
Zatem twoja przyjaciółka należy do świata wirtualnego?
-
Nie jestem pewny.
-
Dlaczego?
Jeremy chwilę się zastanawiał.
♦ 62 ♦
♦ SEN MAI ♦
-
Trudno wyjaśnić - przyznał w końcu. - Gdy rozmawiałem z nią po raz
pierwszy, od razu pomyślałem, że mam przed sobą istotę wirtualną, coś w rodzaju
zaawansowanej sztucznej inteligencji. Nie była w stanie odpowiedzieć na pytania,
które w naszym świecie są podstawowe, tak jakby nic nie wiedziała. Nie znała nawet
swojego imienia. A jednak we wszystkim tym, w jej zachowaniu, w jej głosie... było
coś... nieokreślonego i bardzo... ludzkiego. Dlatego nabrałem przekonania, że jest to
prawdziwa dziewczynka. Z krwi i kości.
-
Szkoda tylko, Jeremy, że ona tkwi w komputerze pełnym wirtualnej
rzeczywistości! Coś ty, nie może być prawdziwa! Jak ci przyszedł do głowy taki
bezsensowny pomysł?
-
Poddałem ją testowi Turinga.
-
Czemu ją poddałeś? - wytrzeszczył oczy Ulrich.
Wobec tak bezgranicznej ignorancji Jeremy tylko westchnął z rezygnacją.
-
Turing był matematykiem - zaczął wyjaśniać. - Jednym z wynalazców
informatyki. Wymyślił między innymi test, aby określić, czy dana istota jest
człowiekiem, czy tylko maszyną.
-
Chyba widziałem coś w tym stylu w jednym starym filmie z Harrisonem
Fordem. Był tam robot, który nie wiedział, że jest robotem... - skomentował Ulrich,
drapiąc się po głowie.
-
Poddałem ją temu testowi - przerwał mu Jeremy. - Otrzymałem wynik
pozytywny. Więc się zastanawiam: jeśli Maya jest
63
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
realną osobą, która znajduje się wewnątrz superkomputera, to jak do licha się tam
dostała? - mówiąc to ostatnie zdanie, oparł się o przesuwne, podświetlane drzwi,
które otworzyły się z szelestem.
-
Sekundę! - zawołał Ulrich na ten widok. - Coś mi mówi, że znasz już
odpowiedź...
-
Owszem. Te kolumny mogą mieć z tym coś wspólnego.
Drzwi kabiny otworzyły się ponownie. Trzy kolumny przybrały teraz nowy,
niepokojący wygląd. Jeremy wskazał przyjacielowi kable i urządzenia, które
odchodziły z ich szczytu i znikały w suficie.
-
Wiem, że to bez sensu, Ulrich... ale sądzę, że jest to rodzaj skanerów. Coś w
stylu fotokopiarek biotrójwymiarowych.
-
Ciekawostka - skomentował ironicznie Ulrich. - A po naszemu?
-
W praktyce - tłumaczył cierpliwie Jeremy - te trzy kolumny służą do
teleportowania się do świata wirtualnego, w którym żyje Maya.
-
Science flction - parsknął Ulrich.
-
Tak samo myślałem.
-
Chcesz powiedzieć, że dostała się tu do środka i znalazła się... z drugiej strony?
-
Dokładnie to chcę powiedzieć - przytaknął poważnie Jeremy.
♦ 64 ♦
♦ SEN MAI ♦
-
A mogę cię spytać, jak na to wpadłeś?
-
Sam nic z tego nie rozumiem. Ale tu u dołu, widzisz, na kolumnie jest napis...
-
Skaner. Kabina do wirtualizacji. Uwaga. Kurczę.
-
Kurczę? Tego tam chyba nie było.
-
Wiem, chciałem tylko... Och, nieważne!
-
Słuchaj, Ulrich. Test Turinga nie jest na sto procent wiarygodny i Maya może
być zaawansowanym programem sztucznej inteligencji, który pod każdym względem
naśladuje ludzką osobowość. Ale jeśli tak nie jest, musimy znaleźć sposób, aby ją
uwolnić.
-
Pytałeś ją, czy przypomina sobie te... kabiny do wirtualizacji?
-
Nie przypomina sobie skanerów i nie wie, od jak dawna jest w środku. Mówi,
że spała.
Nagle Ulricha przeszedł dreszcz. Zwiedzanie starej fabryki razem z przyjacielem
było zabawne. Ale teraz poczuł, że pcha się w coś niebezpiecznego. Coś bardzo
niebezpiecznego.
-
No więc co chcesz zrobić? - zapytał w końcu.
Jeremy poprawił sobie okulary na nosie.
-
To chyba oczywiste? Chcę sprawdzić, czy moja teoria jest słuszna i czy te
urządzenia naprawdę działają tak, jak myślę. I w ten sposób dochodzimy do tego, po
co tu jesteś.
-
Potrzebujesz świnki morskiej.
♦ 65 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Bezbłędne wnioskowanie.
Ulrich uśmiechnął się, bo w jego głowie powoli kiełkował pomysł.
-
Daj spokój, stary. Ani myślę wchodzić do środka! Nawet jeśli podoba mi się
pomysł ze świnką morską... - Ulrich z dziwnym uśmieszkiem spojrzał Jeremy'emu
prosto w oczy. - Znasz takiego jednego, co się nazywa Odd Della Robbia?
-
Twój kumpel z pokoju? Ten, co tak leci na dziewczyny?
-
Ten. Co o nim myślisz?
-
Hm. Wydaje się dziwny.
-
Nie widziałeś jeszcze jego psa...
Koło wejścia do internatu Kadic wisiał długi regulamin, którego uczniowie mieli
obowiązek przestrzegać.
Rzeczy w stylu: PO KOLACJI NIE WOLNO WYCHODZIĆ Z INTERNATU BEZ
OPIEKI NAUCZYCIELA. Albo: PO GODZ. 22.00 TRZEBA ZACHOWYWAĆ
CISZĘ, ABY NIE PRZESZKADZAĆ INNYM UCZNIOM. Mniej więcej w połowie
kartki widniał czerwony napis, wykonany dwa razy większymi literami, żeby nikt go
przypadkiem nie przeoczył: W SZKOLE KADIC NIE WOLNO TRZYMAĆ
ZWIERZĄT DOMOWYCH, ŁĄCZNIE ZE ZŁOTYMI RYBKAMI I MAŁYMI
ZWIERZĘTAMI W KLATCE (CHOMIKAMI, KANARKAMI ITP). UCZNIOWI,
KTÓRY ZŁAMIE TĘ ZASADĘ, GROZI ZAWIESZENIE OD JEDNEGO DO
TRZECH DNI, A W CIĘŻSZYCH
♦ 66 ♦
♦ SEN MAI ♦
PRZYPADKACH WYDALENIE ZE SZKOŁY. ZWIERZĘ ULEGNIE
KONFISKACIE.
Ulrich nie miał zwierząt.
Za to Odd Della Robbia - i owszem. Przeszmuglował do szkoły Kiwiego,
obrzydliwego, wyłysiałego szczeniaka ze spiczastymi uszami i rozdziawionym
pyskiem. Wprowadziwszy się do ich wspólnego pokoju, Odd stosował najbardziej
absurdalne sposoby, aby go ukryć: wpychał go do szafy lub pod łóżko, wynosił w
plecaku na dwór dla załatwienia potrzeby. Po pierwszych dwóch dniach Ulrich uznał,
że Kiwi jest najbardziej wstrętnym kundlem świata. W nocy skamlał, bo czuł się
samotny. Jeśli świecił księżyc, wył, dobrze chociaż, że cicho. W ciągu dnia uwielbiał
chować się w szufladach, gdzie gryzł i obśliniał ubrania.
Ulrich znalazł swój strój do taekwondo w strzępach. Jego adidasy zostały dosłownie
pożarte. Kiedy pokazał je Oddowi, ten tylko wzruszył ramionami: Kiwi zawsze lubił
śmierdzące rzeczy.
Owego wieczoru Ulrich wrócił ze starej fabryki i jakby nigdy nic wszedł do pokoju.
Poczeka, aż zrobi się głęboka noc, a potem... jeśli Jeremy potrzebuje świnki morskiej,
to on mu ją dostarczy!
Położył się do łóżka całkowicie ubrany i udawał, że śpi. Wreszcie usłyszał, że w
łóżku obok oddech Odda staje się cięż-
♦ 67 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
ki i regularny. Kiwi zwinął się w kłębek na butach swojego pana i skamlał cicho.
Ulrich spojrzał na zegarek: minęła północ. Umówił się z Je-remym, że spotkają się
przy włazie koło pierwszej. O tej porze również Jim Morales, nauczyciel WF-u, który
pilnował uczniów, zwykle już głośno chrapał. Ulrich odczekał jeszcze kilka sekund...
Droga wolna!
Chłopiec podniósł kołdrę, starając się nie hałasować.
-
A teraz czas na nas, wredna bestio! - wyszeptał. Złapał Kiwiego, przycisnął go
do siebie, aby nie szczekał, i wyślizgnął się z pokoju.
Promień światła zza drzwi, które się otwierały. Lekkie puk drzwi, które się zamykały.
Odd Della Robbia otworzył oczy z nieprzyjemnym wrażeniem, że coś jest nie tak.
Moment... Nie słychać chrapania Kiwiego. Odd usiadł zaniepokojony. Łóżko Ulricha
- puste. Kiwiego ani śladu.
-
Piesku?... - zawołał.
Nic.
Spróbował zagwizdać. Znów nic.
Odd błyskawicznie włożył kurtkę na piżamę i wybiegł z pokoju. Od strony schodów
dobiegał odgłos lekkich kroków.
I ten dźwięk... to był Kiwi, który poszczekiwał, ale w jakiś taki dziwny, stłumiony
sposób!
-Ej, ty! Co...
♦ 68 ♦
♦ SEN MAI ♦
Drzwi wejściowe do internatu były otwarte i Odd, nie zwalniając, wybiegł na
zewnątrz. Owiało go przejmująco chłodne, nocne powietrze.
Zobaczył sylwetkę Ulricha, ledwie widoczną pomiędzy drzewami w parku. Dlaczego
Ulrich wziął jego psa? Przyszło mu do głowy wiele niepokojących hipotez. Jego
nowy kolega z pokoju jest mrukiem, zgoda, ale w gruncie rzeczy wygląda na
równego gościa. Z pewnością nie skrzywdzi Kiwiego. Nawet jeśli wściekł się o te
pożarte buty!
Odd zatrzymał się między drzewami i złapał oddech.
Wokół niego cicho falowała trawa. Rozejrzał się dookoła, szukając kolegi z pokoju,
który się jakby zdematerializował.
Potem zauważył na ziemi uchylony właz. Podszedł bliżej i aż
*
się cofnął: w głębi było szambo. Chłopiec pochylił się, wsuwając głowę do włazu, ale
natychmiast się wycofał, zniesmaczo-ny fetorem, który dobywał się z instalacji
kanalizacyjnej.
Jednakże z głębi dobiegał cichnący odgłos kroków - Ulrich zszedł na dół. A jeśli
zrobił to Ulrich, on też sobie poradzi.
Zatkawszy nos, rzecz jasna.
-
Ale śliczny! - wykrzyknęła Maya z komputera, gdy Ulrich pokazał jej
Kiwiego.
-
Jak ty... jak ty to robisz, że nas widzisz? - zapytał ją zaciekawiony chłopiec.
♦ 69 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Przede mną w powietrzu pojawiło się okno - uśmiechnęła się dziewczynka. - I
wy jesteście tam w środku.
-
Jejku! Ale jazda! - wykrzyknął Ulrich, oglądając ją na ekranie w laboratorium.
- To jest coś w rodzaju wideokonferencji.
Jeremy poprawił go tonem profesjonalisty:
-
Powiedziałbym raczej, że jest to zaawansowany interfejs, łączący użytkownika
ze światem wirtualnym. Wykorzystuje on kamery internetowe, mikrofony i licho wie,
co jeszcze. W każdym razie... Mayu, niedługo będziesz mogła poznać Kiwiego
osobiście. Znalazłem w komputerze program do wirtualizacji, który tego dokona.
Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewny, że wszystko pójdzie dobrze.
Najpierw wyślemy do ciebie psa, potem spróbujemy zrobić jego transfer z powrotem.
Kiedy sprawdzimy, że jest cały i zdrowy, my też możemy spróbować przyjść... albo
uwolnić ciebie...
-
Tylko się nie zagalopuj - szepnął Ulrich. - Jedna rzecz na raz. Zacznijmy
transfer zwierzaka.
W oczach dziewczynki błysnął dziwny ognik.
-
Jesteś pewien, że wiesz, co robisz, Jeremy?
-Tak. To znaczy, nie... ale nie martw się - próbował ją uspokoić. - To jest tylko
pierwsza próba i być może trzeba będzie trochę czasu. Ten superkomputer jest
cholernie skomplikowany.
♦ 70 ♦
♦ SEN MAI ♦
-
I być może, niestety, w czasie eksperymentu stracimy Ki-wiego na zawsze... -
Ulrich uśmiechnął się złośliwie.
Jeremy zgromił go wzrokiem.
-
Zejdź na dół. Włóż Kiwiego do jednego ze skanerów, zamknij drzwi i wracaj.
Zaczekam na ciebie i włączę odliczanie, dopiero jak przyjdziesz.
Kiedy Ulrich złaził w dół po szczebelkach, piesek, uradowany, że coś się dzieje,
oblizał mu całą twarz.
-
Fuj! Wreszcie się ciebie pozbędę, wstrętny zwierzaku.
Pięć minut później Ulrich był już z powrotem.
-
Gotowe!
-
Super. Maya, szykuj się. Musisz mi cały czas mówić, co się dzieje w twoim
świecie. Uwaga, włączam odliczanie: pięćdziesiąt... czterdzieści dziewięć...
-
Co tam się dzieje? - zapytał nagle Ulrich.
-Co?
-
Słyszałem hałas. Jakby ktoś jechał windą.
-
Idź sprawdzić.
Ulrich przyjrzał się odliczaniu, które przebiegało nieubłaganie.
-
Zaraz - wymamrotał.
Kiedy Odd trafił do sali ze skanerami, był prawie pewien, że znajduje się w środku
snu. Albo raczej koszmaru.
♦ 71 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Krótko mówiąc, w jakimś absolutnie nierealnym miejscu.
Pokonał kanały i żelazny most, przeszedł przez opuszczoną fabrykę i zjechał
rozklekotaną windą. Ale dopiero ta jasna sala z supernowoczesnymi kabinami
prysznicowymi była naprawdę dziwna.
-
Ale odjazd... - wymamrotał, wytrzeszczając oczy.
W odpowiedzi usłyszał cichy, jakby przytłumiony skowyt.
-
Kiwi! - zawołał Odd. - Gdzieś ty się schował? Chodź tu, piesiu!
Szczeniak zaczął szczekać jak opętany i drapać od środka jedną z dziwnych kolumn.
Odd podbiegł do niej i dotknął ściany, która się otworzyła, przesuwając się na bok.
-
Trzy... dwa...
Kiwi wyskoczył na zewnątrz jak pocisk i walnął Odda w sam środek brzucha, omal
go nie przewracając.
-
Uff, mały... - jęknął chłopiec, opierając się o drzwi kabiny, aby nie upaść. Błąd.
Kiwi rzucił mu się pod nogi, podciął go, ściana znowu się odsunęła, Odd zaczął
machać rękami w poszukiwaniu oparcia, którego zabrakło, i runął do środka
kolumny. Drzwi z trzaskiem zamknęły się za jego plecami.
-
Jeden... zero! Wirtualizacja!
♦ 72 ♦
♦ SEN MAI ♦
Światło wewnątrz zmieniło się nagle w oślepiający blask. Odd poczuł, że się unosi,
popychany silnymi podmuchami powietrza, które wichrzą mu włosy na głowie.
Zamknął oczy. Skóra go piekła, włoski na rękach się najeżyły i...
...spadł na ziemię jak kot, podpierając się nogami i rękami, żeby złagodzić uderzenie.
Odjazd!
„Rany, gdzie ja jestem?".
Wszystko dookoła miało nierzeczywiste kolory i kształty, typowe dla grafiki 3D z
gier komputerowych. Były tam niebotyczne drzewa. Było światło, mimo że nie
widział słońca. Kolor podłoża przechodził od ciemnego brązu w piaskowy.
Brakowało horyzontu. Krajobraz był sterylny i opustoszały.
Odd przełknął ślinę.
Do licha! Tak jakby znalazł się wewnątrz gry komputerowej.
Wrażenia wzrokowe byty tak silne i zarazem tak dziwne, że Odd odruchowo zakrył
sobie oczy rękami.
I natychmiast je zabrał, przestraszony. To nie były jego ręce!
Przyjrzał się sobie uważniej. Nie był już ubrany w piżamę i kurtkę - miał na sobie
fioletowy skafander. Na rękach miał coś jakby rękawiczki, które na czubkach palców
kończyły się pazurami. Jego ciało także nie było już realne. U dołu pleców wyrastał
mu ogon. Najbardziej niewiarygodne było to, że go
♦ 73 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
czuł. Czuł także swoje miękkie futerko, które chłonęło powietrze i robiło się
puszyste.
Skonsternowany, dotknął twarzy. Została normalna, ale włosy na głowie najeżyły mu
się jak u punka, a nad czołem wyrosło dwoje miękkich, włochatych uszu.
-
Hej, stałem się czymś w stylu.'., superkota!
-
Odd? - wyrwał go z tych rozmyślań jakiś głos.
Chłopiec odwrócił się, próbując zobaczyć, kto to mówi, ale
nie zobaczył nikogo. Głos zdawał się dochodzić bezpośrednio z wnętrza jego ucha,
jakby ktoś włożył w nie słuchawkę.
-
O kurczę! - wykrzyknął głos, najwyraźniej wzburzony. - Odd, co ty tam
robisz?!
Odd ze zdziwieniem rozpoznał głos Jeremy'ego Belpoisa, klasowego megakujona.
-
Jeremy...? To ty?
-
Tak! To ja!
-
Gdzie... jak mnie słyszysz?
-
Licho wie. Ale twój głos dochodzi głośno i wyraźnie, i widzę cię na
monitorach.
-
Odd? - włączył się drugi głos, bardziej znajomy.
-
Ulrich! Powiesz mi łaskawie, w co mnie, do cholery, wpakowałeś?
-
Sam chciałbym wiedzieć, co robisz tam ty zamiast twojego zapchlonego
kundla - głos Ulricha brzmiał niepewnie.
♦ 74 ♦
_
♦ SEN MAI ♦
- Ale hej, moment, chłopaki, coś przegapiłem? Czy ktoś zechce mi wyjaśnić, co to za
miejsce? Dlaczego mam wrażenie, że nie jest to miejsce... normalne?
Potem głos Jeremy'ego potwierdził jego najdziwniejsze przypuszczenia:
-
Bo faktycznie tak jest, Odd. Znajdujesz się w świecie wirtualnym,
kontrolowanym przez superkomputer... hm... kwantowy.
-
Co?! To żart, prawda?
-
Nie. Kabina, do której wszedłeś, a w której miał się znaleźć Kiwi, to skaner do
wirtualizacji biotrój...
-
Ej, ej, ej! - wybuchnął Odd, który zaczynał się niecierpliwić. - Sorki, że ci
przerwę, stary, ale jak mi wyjaśnisz, dlaczego mam... to?
-
Kurczę! - wtrącił się ożywiony Ulrich. - Ale to coś to jest ogon\
-
Mhm... no... - wybełkotał Jeremy. - Prawdopodobnie obraz, który się
materializuje w świecie cyfrowym, nie odpowiada rzeczywistemu obrazowi, ale
krzyżuje się z twoimi marzeniami i... Och, do cholery, nie wiem! - jęknął. - Być może
po prostu marzyłeś, aby stać się kotem, i komputer zamienił te podświadome
pragnienia na cyfrowe wcielenie.
-
Kotem...? - powtórzył Odd, rozglądając się dookoła. - No dobra. A teraz gdzie
jestem?
Cisza
♦ 75 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
W Lyoko.
-
W Lyoko?
-
Dokładniej mówiąc... na Pustyni Lyoko.
-
Nie ma tu nikogo innego oprócz mnie?
-
Jest dziewczynka. Maya.
-
Ładna?
-
Nie w twoim typie. Ma uszy jak u elfa.
-
A oprócz mnie i dziewczynki z uszami jak u elfa nie ma tu czasem dziwnych
stworów, które wyglądają jak opancerzone grzyby i przemieszczają się stadem...?
-
Hm, nie, nie sądzę.
-
Więc one też musiały znaleźć się w Lyoko przez przypadek. I właśnie tu idą!
W starej fabryce Jeremy z furią walił w klawisze, zmieniając ujęcie, z którego
oglądał Odda.
-
Ooo! To one - wykrzyknął Ulrich, bardziej zafascynowany niż przestraszony.
Poruszały się po lesie zwartą grupą, podskakując na ohydnych owadzich nóżkach.
Wyglądały jak pokryte brodawkami karaluchy.
Jak tylko zlokalizowały Odda, zaczęły w niego strzelać promieniami laserowymi.
Chłopiec na mgnienie oka zamarł w bezruchu, sparaliżowany strachem. A potem
instynktownie odskoczył do tyłu.
♦ 76 ♦
_
♦ SEN MAI ♦
Co to był za skok! Odd wzbił się w powietrze jak strzała, fiknął koziołka w locie,
bezbłędnie wylądował na gałęzi i stamtąd skoczył naprzód. Jeszcze nigdy w życiu nie
czuł się tak zwinny. Poruszał się w tej dziwnej atmosferze bez najmniejszego
wysiłku.
-
Widzieliście, jaki czad? Jestem szybki jak błyskawica! - triumfował. - Hej,
jesteście jeszcze tam na zewnątrz?
-
Tak! - odpowiedział głos Jeremy'ego.
-
Jak zrobiłeś ten skok? - zapytał Ulrich nieufnie i z cieniem zazdrości.
-
To proste. Patrz!
Odd dał kolejnego susa. Ale w czasie lotu coś go uderzyło w plecy.
-
Aj! Co to.było?
-
Laser!
Gra była komputerowa, ale ból bardzo realny. Plecy piekły. Piekły naprawdę.
-
Odd! - ostrzegł go Jeremy. - Trafiły cię!
-
Dzięki za info! Boli jak zaraza!
-
Na monitorze pojawił się licznik, komputer mówi, że straciłeś trzydzieści...
czegoś.
-
Czegoś w stylu punktów życia - dodał Ulrich.
-
Chłopaki, naprawdę jestem w grze komputerowej! I ile mam tych punktów
życia?
-
Zostało ci jeszcze siedemdziesiąt, a potem...
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Potem...?
-
Game over.
-
A wtedy... co się ze mną stanie?
-
Nie mam pojęcia.
Odd instynktownie przyspieszyłbieg.
-
Jee, ale jazda! To co teraz mam robić? - zawołał, wskakując między drzewa.
Głos Jeremy'ego nie kazał na siebie czekać.
-
Powinieneś zobaczyć przed sobą białą wieżę.
-Widzę!
-
Dobra. To jest Wieża 3. Jest na samej granicy sektora lasu.
-
No i?
-
To jest miejsce, gdzie znajduje się Maya. Dobiegnij do niej i będziesz
bezpieczny.
Odd obejrzał się przez ramię. Karaluchy zbliżały się coraz bardziej. Pustynia powoli
przechodziła w równinę porośniętą krzakami, którymi szarpał wirtualny wiatr.
-
Nie idź tam! - ostrzegł go nagle nieznajomy głos. Dobiegał z przodu. - Wieża
już nie jest bezpieczna!
Łup\ Strzał z lasera. Odd zrobił unik i zahamował, żeby się rozejrzeć. Kilka kroków
przed sobą zobaczył niewysoką dziewczynkę o spiczastych uszach i obciętych na
pazia różowych włosach. Chowała się między krzewami.
♦ 78 ♦
♦ SEN MAI ♦
-
Maya?
-
Tak. Za mną, szybko!
Odd zmienił kierunek i podążył za nią, nie zadając dalszych pytań.
Kolejny pocisk laserowy świsnął tuż obok niego i rozbił skałę na milion kawałków.
-
Jeremy! Oni nie żartują! Nie przyszedł ci tymczasem do głowy genialny
pomysł, jak nas stąd wyciągnąć? - wrzasnął Odd.
-
Nie! Nic nie rozumiem z tego, co widzę na monitorze! Ale jest druga wieża...
niedaleko od was.
-
Z której strony?
-
Idźcie prosto! Powiem wam, kiedy skręcić. Komputer teraz... wyświetla mi
mapę sektora, w którym się znajdujecie.
♦
-
Ajjj! Dostałem! - poskarżył się Odd, tocząc się po ziemi w chmurze pyłu. -
Boli!
Maya pomogła mu wstać.
-
W którą stronę, Jeremy? - zapytała z trwogą.
-
Prosto! Wieża zaczęła się błyskać! Na niebiesko...
-
Dobra, idziemy! - zawołał Odd, machając kocim ogonem.
Potem usłyszał głos Ulricha:
-
Jeremy, ja nie mogę tak stać tu jak głupi i tylko patrzeć. Zejdę do skanerów.
Ulrich dotarł do pomieszczenia z kolumnami. Serce mu waliło. Czuł strach i okropne
wyrzuty sumienia. W tym paskudnym po-
♦ 79 ♦
♦ SEN MAI ♦
-
Maya?
-
Tak. Za mną, szybko!
Odd zmienił kierunek i podążył za nią, nie zadając dalszych pytań.
Kolejny pocisk laserowy świsnął tuż obok niego i rozbił skałę na milion kawałków.
-
Jeremy! Oni nie żartują! Nie przyszedł ci tymczasem do głowy genialny
pomysł, jak nas stąd wyciągnąć? - wrzasnął Odd.
-
Nie! Nic nie rozumiem z tego, co widzę na monitorze! Ale jest druga wieża...
niedaleko od was.
-
Z której strony?
-
Idźcie prosto! Powiem wam, kiedy skręcić. Komputer teraz... wyświetla mi
mapę sektora, w którym się znajdujecie.
-
Ajjj! Dostałem! - poskarżył się Odd, tocząc się po ziemi w chmurze pyłu. -
Boli!
Maya pomogła mu wstać.
-
W którą stronę, Jeremy? - zapytała z trwogą.
-
Prosto! Wieża zaczęła się błyskać! Na niebiesko...
-
Dobra, idziemy! - zawołał Odd, machając kocim ogonem.
Potem usłyszał głos Ulricha:
-
Jeremy, ja nie mogę tak stać tu jak głupi i tylko patrzeć. Zejdę do skanerów.
Ulrich dotarł do pomieszczenia z kolumnami. Serce mu waliło. Czuł strach i okropne
wyrzuty sumienia. W tym paskudnym po-
♦ 79 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
łożeniu Odd znalazł się z jego winy i on, Ulrich, powinien jak najszybciej coś zrobić.
Nie bał się wcale spotkania z tym czymś w rodzaju karaluchów. Od piątego roku
życia ćwiczył sztuki walki.
-
Spadaj, zwierzaku! - wyminął Kiwiego, który biegał po ca-łym pomieszczeniu
i szczekał.
Skaner, do którego wszedł Odd, nie chciał się otworzyć. Ulrich wskoczył do drugiego
skanera. Poczekał. Nacisnął kilka guzików, które znajdowały się wewnątrz.
-
Słyszysz mnie, Jeremy? - zapytał.
-
Całkiem dobrze - potwierdził przyjaciel z głośnika.
-
Jestem gotowy.
-
Trzymaj się mocno... Wirtualizacja!
Ostre światło poraziło Ulricha. Coś podobnego do trąby powietrznej pociągnęło go
do góry... W ciągu kilku sekund wylądował po drugiej stronie.
W Lyoko.
Być tam znaczyło coś całkiem innego, niż przyglądać się wydarzeniom zza ekranu w
laboratorium. Jego oczy z trudem adaptowały się do tego płaskiego i pustego
cyfrowego świata. Liście na drzewach poruszały się pod wpływem niewidzialnego
wiatru, ale robiły to wszystkie naraz, mechanicznie. Pod jego stopami trawa uginała
się z opóźnieniem rzędu ułamka sekundy.
Nie była prawdziwa.
♦ 80 ♦
♦ SEN MAI ♦
Ulrich przez chwilę stał nieruchomo, zdezorientowany. Odczuwał wszystko jakoś
inaczej, chociaż nie umiałby wyjaśnić, na czym ta inność polega. Było to trochę tak,
jakby znalazł się pod wodą, która opóźniała ruchy.
On również się zmienił. Miał na sobie samurajskie kimono, a na nogach japonki na
koturnach i długie białe skarpety. U pasa dyndała mu katana, tradycyjny miecz
japoński.
-
Ale wypas! - wykrzyknął, próbując ostrza.
-
Ulrich?
-
Twoja teoria się sprawdza, Jeremy! Ten, kto tu trafia, przybiera wygląd, który
odpowiada jego prawdziwej naturze.
Natura Ulricha, jak widać, była naturą samuraja.
Usiłował się zorientować w tym gąszczu wysokich drzew.
-
Gdzie jest reszta?
Nie potrzebował odpowiedzi: po jego lewej stronie powietrze przeszył ostry krzyk.
-
Maya! - Odd i Ulrich usłyszeli w uszach wrzask Jeremy'ego.
-
Trafili Mayę! Komputer nie pokazuje żadnego punktu życia! Nie wiem, co to
znaczy, ale uważajcie!
„Sorry, Jeremy, to znaczy, że ona nie jest prawdziwa", pomyślał Ulrich. Ale nie
powiedział tego głośno.
Dobiegł do nich w kilku susach. Elfka pędziła, co sił w nogach, a Odd skakał z gałęzi
na gałąź I starał się ściągnąć na siebie ogień wroga.
♦ 81 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Ulrich natomiast zachował się zupełnie inaczej: dobył miecz z pochwy i ugodził nim
pierwszego karalucha. Uniknął promienia lasera i uderzył robota, aż katana
zawibrowała na jego owadzim pancerzu. Jakby uderzył w kowadło.
Ulrich przetoczył się po ziemi, podniósł się na nogi i sprawdził, czy miecz się nie
złamał. Potem zatoczył nim młyńca przed sobą.
-
Chodź tu, no, śmiało...
Potwór nie miał ani oczu, ani ust. Składał się tylko z pancerza z ciemnymi czułkami.
Ulrich uchylił się przed natarciem czułek. Uderzył mieczem - zaiskrzyło.
Czuł się nieswojo, gdy tak skakał i biegał w wirtualnym świecie. Wszystko to było
takie... nierealne! Nie miał jednak czasu o tym myśleć.
Zauważył, że w samym środku pancerza karaluchy mają dziwny znak - podwójny
czarny pierścień.
Coś w stylu tarczy strzelniczej.
Albo oka.
Ulrich podskoczył do góry, fiknął koziołka i wylądował na potworze. Bez wahania
wbił katanę w sam środek symbolu. Karaluch rozprysnął się na sto błyszczących
kawałków.
-
O jednego mniej! - wykrzyknął triumfalnie Ulrich.
-
Hej, to niesprawiedliwe! - zaprotestował Odd, który sie-
♦ 82 ♦
♦ SEN MAI ♦
dział nad nim na gałęzi. - Dlaczego ty masz miecz, a ja tylko głupi ogon?
Ale przy tym, gestykulując, machnął niechcący ręką do tyłu. Z jego nadgarstka
wyfrunęła strzała, która wbiła się w pień kilka metrów dalej.
-
Ale odjazd! Laserowe strzały! - krzyknął. - Moje ręce wystrzeliwują laserowe
strzalyl
Potem zeskoczył na ziemię koło przyjaciela. Karaluchy zacieśniły krąg wokół dwóch
chłopców, którzy stanęli do siebie plecami: we dwóch przeciw ósemce.
-
Widzisz to kółko, które mają na pancerzach? - spytał Ulrich.
-
Widzę.
-
Jeśli trafisz tam, rozpadną się.
-
A co, jeśli my się rozpadniemy?
Dwaj kumple z pokoju popatrzyli na siebie. Sytuacja była tak absurdalna, że
właściwie nie odczuwali strachu.
-
Słuchaj, Odd, chciałem cię przeprosić za porwanie Kiwiego...
-
I za wpakowanie mnie do wirtualnego świata, gdzie wyglądam jak kot, a ty jak
kelner z japońskiej restauracji, i gdzie są karaluchy, które chcą nas zabić, zanim
zdołamy się schować w błyskającej wieży?
-
No tak, za to też.
♦ 83 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Nie musisz- Odd uśmiechnąłsięod uchado ucha.- Jasię tu świetnie bawię!
Rzucił się na najbliższego potwora, wycelował rękę i wrzasnął:
-
Strzała z lasera!
Maya biegła resztką sił. Wzrok utkwiła w białej wieży, która znajdowała się z przodu
i była częściowo zasłonięta drzewami. Przypominała ogromną świecę o gładkiej
powierzchni, ale emitowała złowieszcze niebieskawe światło.
Im bardziej Maya się do niej zbliżała, tym silniejsze miała wrażenie, że w powietrzu
rozchodzi się zła energia.
Nie po raz pierwszy wyczuwała tę dziwną wibrację.
Wrócił jej fragment wspomnień - wibracja była rodzajem sygnału ostrzegawczego:
„potwór!". Teraz już wiedziała, że jest w tej wibracji coś strasznego. W biegu
nieoczekiwanie zaczęła sobie przypominać. Przypominać, dlaczego. I kto.
-
Jeremy! - krzyknęła. - Przypomniała mi się ważna rzecz!
-
Mów.
-
To on wezwał potwory!
-
Co za on?
-
Xana!
-
Xana?
-
To władca tego świata. Xana kontroluje Lyoko. On mnie nienawidzi!
Nienawidzi nas wszystkich!
♦ 84 ♦
Khp
___Mir; . irnivr-niJliTTr.Tiira—tt~T
♦ SEN MAI ♦
-
Nienawidzi nas? Dlaczego?
-
Nie pamiętam... wiem tylko, że jest szalony! A potwory są na jego usługach.
Słyszysz ten dźwięk?
-
Jaki dźwięk?
-
To nawoływanie! Dochodzi z wieży. Wieża błyska się, ponieważ jest
zainfekowana wirusem! To Xana ją zainfekował!
„Jakim wirusem", pomyślał Jeremy z dreszczem.
-
A dlaczego miałby nas atakować?
-
Co to za pytanie? Dlaczego pocisk niszczy wszystko, co napotka na swojej
drodze? - Maya odzyskała kolejny fragment wspomnień. - Nie chce, żebym weszła
do wieży!
-
Dlaczego? - pytał dalej Jeremy.
-
Dlatego, że ja... - mówiła Maya prawiewtransie.- Ja mogę go przepędzić.
Mogę... zdezaktywować wieżę.
Jeremy nic nie powiedział, wstrząśnięty tą nowiną.
-
Musi być tam symbol... - ciągnęła Maya po chwili ciszy. - Oko... Tak! Oko
Xany! Musisz powiedzieć chłopakom, żeby w nie celowali! To jego znak na
potworach, ale też jego słaby punkt...
-
Nie martw się, już to odkryli - uśmiechnął się Jeremy.
Dobiegając do podstawy błyskającej wieży, Maya usłyszała
brzęczenie. Znieruchomiała. Na wprost niej pojawił się ogromny krab. Był wysoki na
co najmniej dwa metry, miał obrzydliwe odnóża i napuchnięty, ciemny łeb.
85
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Dziewczynka rzuciła się na ziemię, a promień wystrzelony z jego szczypców wyrył
ciemną szramę na pniu za jej plecami.
Maya zerwała się i śmiertelnie przerażona zaczęła biec.
-
Idzie za mną! Jeremy! - krzyknęła zrozpaczona.
Chłopiec sprawdził na monitorze. Trzy, cztery, pięć punkcików pojawiło się nagle na
mapie. - Jest ich więcej, depczą ci po piętach. Nie zatrzymuj się!
„Nie mogę się zatrzymać. Tylko ja mogę zwalczyć infekcję. Ja znam sposób, aby go
zatrzymać. A on się boi. Mnie".
Kolejne straszliwe brzęczenie. Ziemia u stóp Mai podniosła się, a ona potoczyła się
na bok. Potem znów ruszyła. Ale zbyt wolno.
Gigantyczny krab był tuż-tuż. Potem zauważyła ruch I dwie postacie wylądowały za
nią. Odd i Ulrich.
-
Wiej! - krzyknął do niej Ulrich.
-
Lepiej zajmij się mną, przerośnięty skorupiaku! - krzyknął Odd.
Krab wziął go za słowo.
Łup!
Odd oberwał na całego i rozpłynął się w nicość. Jakby nigdy nie istniał. Na ten widok
oszołomiony Ulrich upadł na kolana.
-
Jeremy... On... nie żyje?
Cisza.
A potem mocny i jasny głos Jeremy'ego:
♦ 86 ♦
♦ SEN MAI ♦
-
Właśnie wyszedł z kolumny skanera. Nie jest może w formie, ale... żyje!
-
A więc żadne game over!
Krab uniósł szczypce i uderzył nimi o ziemię. Utworzyła się rozpadlina.
-
Nie dla nas, jak sądzę. Ale Maya nie ma punktów życia!
Ulrich popatrzył na dziewczynkę o spiczastych uszach, która dalej biegła w stronę
błyskającej wieży.
-
Zatem nie powinny jej trafić...
-
Ona jest inna, Ulrich.
-
Co ma zrobić w wieży?
-
Nie wiem.
„Ona może zwalczyć infekcję", pomyślał. Ale został, aby popatrzyć.
Uszata dziewczynka starała się nie myśleć o zgrai potworów, które deptały jej po
piętach. Starała się nie słuchać, jak katana Ulricha ociera się o ich pancerze. Bolały ją
nogi, a do oczu napływały łzy, ale biegła dalej, pod górę, w stronę błyskającej wieży.
Łzy?
Program komputerowy nie płacze ze strachu. Program kom-
puterowy nie ucieka, aby ratować swoje życie. Nie kieruje się
instynktem.
♦ 87 ♦
♦ SEN MAI ♦
-
Właśnie wyszedł z kolumny skanera. Nie jest może w formie, ale... żyje!
-
A więc żadne game over!
Krab uniósł szczypce i uderzył nimi o ziemię. Utworzyła się rozpadlina.
-
Nie dla nas, jak sądzę. Ale Maya nie ma punktów życia!
Ulrich popatrzył na dziewczynkę o spiczastych uszach, która dalej biegła w stronę
błyskającej wieży.
-
Zatem nie powinny jej trafić...
-
Ona jest inna, Ulrich.
-
Co ma zrobić w wieży?
-
Nie wiem.
„Ona może zwalczyć infekcję", pomyślał. Ale został, aby popatrzyć.
Uszata dziewczynka starała się nie myśleć o zgrai potworów, które deptały jej po
piętach. Starała się nie słuchać, jak katana Ulricha ociera się o ich pancerze. Bolały ją
nogi, a do oczu napływały łzy, ale biegła dalej, pod górę, w stronę błyskającej wieży.
Łzy?
Program komputerowy nie płacze ze strachu. Program kom-
puterowy nie ucieka, aby ratować swoje życie. Nie kieruje się
instynktem.
♦ ♦
♦ SEN MAI ♦
-
Właśnie wyszedł z kolumny skanera. Nie jest może w formie, ale... żyje!
-
A więc żadne game over!
Krab uniósł szczypce I uderzył nimi o ziemię. Utworzyła się rozpadlina.
-
Nie dla nas, jak sądzę. Ale Maya nie ma punktów życia!
Ulrich popatrzył na dziewczynkę o spiczastych uszach, która dalej biegła w stronę
błyskającej wieży.
-
Zatem nie powinny jej trafić...
-
Ona jest inna, Ulrich.
-
Co ma zrobić w wieży?
-
Nie wiem.
„Ona może zwalczyć infekcję", pomyślał. Ale został, aby popatrzyć.
Uszata dziewczynka starała się nie myśleć o zgrai potworów, które deptały jej po
piętach. Starała się nie słuchać, jak katana Ulricha ociera się o ich pancerze. Bolały ją
nogi, a do oczu napływały łzy, ale biegła dalej, pod górę, w stronę błyskającej wieży.
Łzy?
Program komputerowy nie płacze ze strachu. Program kom-
puterowy nie ucieka, aby ratować swoje życie. Nie kieruje się
instynktem.
♦ 87 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Teraz wieża znalazła się kilka kroków przed nią. Bardzo blisko.
Mogła jej już dotknąć. Zamiast tego z rozpędu wskoczyła do środka.
Przeszła przez białe ściany jak przez dym. Była wewnątrz. Wewnątrz wieży.
Panowała tam cisza. Jakby zaciekła bitwa, która toczyła się na zewnątrz, nigdy nie
miała miejsca.
Ściany wieży były nieoświetlone. Widniały na nich dziwne, białe symbole. Na środku
podłogi znajdował się ten sam symbol - dwa koncentryczne pierścienie, trzy
kreseczki.
Oko Xany.
Świeciło się ono złym, zimnym, niebieskawym światłem.
-
Jeremy? - zawołała dziewczynka.
-
Spokojnie. Ulrich i potwory zostali na zewnątrz. Wygląda na to, że nie mogą
wejść do środka.
-
Tak, ale ja... jak dałam radę?
-
Przeszłaś przez... - Jeremy odkaszlnął. - Z informatycznego punktu widzenia
można powiedzieć, że firewall wieży cię rozpoznał i...
-
Kończ już, mądralo! - przerwał Odd, który tymczasem wrócił do laboratorium.
Dziewczynka o spiczastych uszach rozejrzała się dookoła. Nie wiedziała, co zrobić.
Zbliżyła się do oka, które wibrowało na podłodze.
♦ 88 ♦
♦ SEN MAI ♦
Gdy tylko go dotknęła, niewidzialna siła uniosła ją delikatnie do góry, w stronę
sufitu.
Zatrzymała się przed zwykłym, prawie przezroczystym prostokątem, który unosił się
w powietrzu kilka centymetrów przed nią.
Był to monitor.
Maya dotknęła go dłonią.
Na monitorze pojawił się wyraz.
Zamknęła oczy i nagle zaczęła gwałtownie poruszać rękoma, pisząc w powietrzu,
jakby kierowała nią nieznana siła i jakby chodziło o gest powtarzany już miliony
razy.
Otworzyła ż powrotem oczy i przeczytała to, co napisała.
KOD LYOKO
Wytworzył się rodzaj wiru. Tak, jakby znikała energia. - Wieża zdezaktywowana -
rozległ się wokół niej metalicz-
ny, dziwny głos.
Potem wieża się ożywiła i symbole na ścianach zmieniły się w kaskadę liter i cyfr.
- Zrobione! - krzyknęła radośnie dziewczynka.
AELITA
♦ 89 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Głos Jeremy'ego drżał z emocji:
-
Potwory zniknęły!
W wieży dziewczynka uśmiechnęła się szeroko.
-
Wiem, Jeremy! To właśnie to trzeba było zrobić!
-
Ale co to znaczy: „Kod Lyoko"?
-
To jest sposób zwalczania infekcji! Teraz przypominam sobie także inne
rzeczy...
-
Jakie?
-
Xana nie jest władcą tego świata. To ja nim jestem! -Ty...?
-
Wyobrażasz sobie? I wcale nie mam na imię Maya. Nazywam się... Aelita.
6
NIE JESTEM ISTOTA
LUDZKA
W
Czas. Potrzebowali czasu.
Czasu, aby zrozumieć, kim albo czym jest Xana. I kim albo czym jest Aelita.
Chłopcy wrócili do swojego codziennego życia i do normalnych zająć szkolnych:
lekcji, zadań, głupich zbiórek dzieciaków, których teraz już systematycznie unikali...
Ale gdy tylko mogli, spotykali się, aby w wielkim sekrecie rozmawiać o Aellcie, Xa-
nie i o wszystkim, co dotyczyło Lyoko, dziwnego wirtualnego świata, który powoli
poznawali.
Jeremy próbował znaleźć wyjaśnienie. Mówił, że Xana jest czymś w rodzaju
oszalałego wirusa, a Aelita jego antywirusem. Ale to nie wystarczało, aby zrozumieć
wszystko.
Prawdę powiedziawszy, to nie wystarczało, aby cokolwiek zrozumieć.
♦ 91 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Czym były wieże w Lyoko? Dlaczego w czterech sektorach tego wirtualnego świata
było ich aż tak dużo? A te dziwne elektroniczne zjawiska, które zaczęły się pojawiać,
odkąd superkomputer został włączony? Światła, które wybuchały, sprzęt stereo i
drukarki, które się same .włączały, telewizory, które emitowały niebieskawe światło,
a potem wyłączały się na dobre. Czy był jakiś związek między tymi wydarzeniami a
Lyoko, czy też wszyscy trzej powoli dostawali paranoi?
Czas.
Potrzebowali czasu.
I może, z czasem...
Jeremy, odrywając się od tych myśli, podniósł głowę znad konsoli superkomputera.
Miał podkrążone oczy.
-
A ona kim jest? - zapytał Ulricha z wyrzutem i wskazał na stojącą koło niego
dziewczynkę, która ze zdziwieniem rozglądała się dookoła. W rzeczywistości znał ją,
przynajmniej z widzenia. Wiedział, że nazywa się Yumi Ishiyama. I że jest od nich o
rok starsza.
Jego przyjaciel schylił głowę i lekko się zaczerwienił.
-
Ona, no cóż... przyszła za mną. Znalazłem ją, gdy szperała na dole...
-
W sali ze skanerami - uzupełniła dziewczynka.
Ulrich był bardzo zakłopotany, a Yumi, oględnie mówiąc, nastawiona bojowo.
92
♦ NIE JESTEM ISTOTĄ LUDZKĄ ♦
Jeremy wymamrotał z irytacją:
-
I tak opowiedziałeś jej wszystko, co?
-
Nic jej nie powiedziałem!
-
A więc jak się tu znalazła?
-
Od kiedy to chłopaki umieją utrzymać coś w tajemnicy? - przewróciła oczami
Yumi. - Dobra, ja też chcę wejść do tego świata Lyoko!
-
Daj spokój.
-
Myślicie, że pękam?
-
To nie jest rzecz dla bab... - burknął z rezygnacją Jeremy.
Yumi wskazała na ekrany.
-
Czyżby? Ulrich powiedział mi, że tam w środku jest dziewczynka!
Jeremy spojrzał na przyjaciela z rezygnacją.
-
No, może coś jej opowiedziałem, Jeremy, ale...
-
Na pewno ma już dość zadawania się z takimi trzema łobuzami jak wy! -
ciągnęła Yumi. - Podejrzewam, że odczuwa potrzebę zwierzenia się innej
dziewczynie.
Jeremy zdawał się rozważać tę myśl.
-
Nie słuchaj jej, Jeremy! - włączył się Ulrich. - To nie jest dziewczyna. Yumi
zna sztuki walki i bije się jak chłopak. Nawet lepiej. Jeśli ja jestem samurajem, ona
stanie za dwóch.
Yumi spiorunowała go wzrokiem. Ale Jeremy już nie słuchał. Zastanawiał się, czy
zjawienie się Yumi nie jest czasem pomyślną
♦ 93 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
okazją, a nie przykrą wpadką. Może Yumi miała rację. Może wirtualnej dziewczynce
łatwiej byłoby rozmawiać z drugą dziewczynką. Być może. Mimo że on i Aelita
naprawdę dobrze się dogadywali.
W końcu kiwnął głową.
-
Jeśli naprawdę tak ci na tym, zależy, przygotowujcie się - powiedział nagląco.
Skaner zamknął się wokół Yumi. Potem pojawiło się światło. Ciepłe powietrze
owionęło ją i uniosło jej włosy do góry. Yumi zmaterializowała się w Lyoko ubrana w
tradycyjne kimono przepasane szarfą, która była zawiązana na plecach w sztywną
kokardę. Włosy miała upięte szpilami, a twarz upudrowa-ną na biało. W ręku
trzymała dwa wachlarze o krawędziach ostrych jak brzytwy.
Yumi i Ulrich pojawili się w sektorze pustyni. Płaskie wydmy i trochę skał -
opustoszały i smutny krajobraz.
Yumi kręciło się w głowie. Była trochę zdezorientowana.
-
Jak się czujesz? - spytał ją Ulrich tonem pełnym zrozumienia.
-
Dobrze. Chyba.
-
Na początku trochę trudno się tu poruszać. Do twarzy ci w tym japońskim
wdzianku. Jesteś ekstra!
Yumi nie odpowiedziała. Zrobiła kilka kroków, czując, że szumi jej w głowie. „To
dlatego, że to nie jest realne", po-
♦ 94 ♦
♦ NIE JESTEM ISTOTĄ LUDZKĄ ♦
myślała. „Dlatego czuję się taka zagubiona. I dlatego nie rozpoznaję żadnego z
elementów środowiska, w którym się zwykle poruszam".
-
Nie martw się - uśmiechnął się do niej Ulrich. - Twoje oczy i twoje ciało muszą
się dopiero przyzwyczaić do Lyoko. Daj sobie chwilę.
Yumi spojrzała na białą wieżę, którą było widać w oddali. Nie rozumiała, do czego
służy ta budowla. Podstawa wieży była ciemna, zakotwiczona w ziemi za pomocą
grubych korzeni, a dalej wznosił się śnieżnobiały cylinder, który niknął u góry.
-
Ładna, prawda? - spytał jakiś głos tuż obok niej.
Yumi się odwróciła. To była Aelita.
Nie wiadomo dlaczego, ale wyobrażała ją sobie inaczej. Myślała, że jest wyższa.
Bardziej... dorosła. A znalazła się twarzą w twarz z wystraszoną dziewczynką.
-
Piękna i... tajemnicza - odpowiedziała, ponownie spoglądając na wieżę.
-
A my nie możemy tam wejść. Tylko ona może - rzekł Ulrich, wskazując na
Aelitę.
Yumi skinęła głową.
-
Ulrich mówi, że jesteś... strażniczką tego wszystkiego.
-
W pewnym sensie tak.
-
Powiedział mi też, że tu są jakieś potwory, które cię prześladują.
♦ 95 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
I które prześladują też was, jeśli jesteście ze mną.
-
Dlaczego?
-
Nie wiem. Tak samo jak nie wiem, dlaczego te wieże...
Aelita nie zdołała skończyć zdania.
Cały horyzont ogarnęły silne wibracje, podobne do czegoś w rodzaju cyfrowego
trzęsienia ziemi, które zakołysało dziećmi. Po chwili wieża w oddali, wcześniej
śnieżnobiała, wyemitowała niebieskawą poświatę, a potem zaczęła rozpraszać
niepokojącą krwistoczerwoną mgłę. W powietrzu rozległo się ostre, przenikliwe
zawodzenie, podobne do skrobania tysiąca kawałków kredy o powierzchnię
ogromnej tablicy.
-
Zwiewajcie stamtąd, natychmiast! - usłyszeli krzyk Jeremy'ego.
-
Co się dzieje? - zapytała przestraszona Yumi.
Elfka wzięła ją za rękę i zaprowadziła pod osłonę skały, która znajdowała się za ich
plecami.
-
Zostań tu i nie ruszaj się - poradziła jej. - Jeśli masz szczęście, on cię nie
zauważy.
-
Ale co się dzieje? Kto mnie nie zauważy?
-
Xana. Istota, która mnie prześladuje.
Wieża zaczęła wysyłać złowrogie przerywane błyski. Aelita przyglądała się jej z
niepokojem.
-
Już mnie znalazł- dodała głosem pełnym napięcia. - Zwołuje potwory, aby...
♦ 96 ♦
♦ NIE JESTEM ISTOTĄ LUDZKĄ ♦
Znowu nie zdołała skończyć zdania.
Znienacka z piasku przed nimi wynurzył się szkieletowały potwór - tarantula!
Podniósł się i pochwycił Aelitę.
Yumi potoczyła się na piasek.
-
Aelitaaa! - krzyknął ze strachem Jeremy.
Ale zamiast ugodzić dziewczynkę, tarantula podniosła ją i ustawiła na wprost swojej
pokrytej szczeciną paszczy. Chwilę później obrzydliwa ssawka zaczęła przyciskać
Aelitę do tułowia potwora.
-
NIE! - zawołał Jeremy.
Aelita oniemiała. Ssawka naciskała ją tak silnie, jakby chciała ją przebić na wylot.
Oko Xany narysowane na ciele pająka było tak blisko, że mogła go dotknąć.
Potwór ją obwąchiwał.
Powietrze przeszył metaliczny świst.
Wachlarz Yumi rozciął na pół paszczę tarantuli i w strudze światła wyleciał z oka
Xany.
Potwór rozpadł się, a Aelita upadła na piasek.
Ktoś pomógł jej się podnieść. To był Ulrich.
-
Sorki, ale zajęło nam to chwilę - powiedział z uśmiechem.
Na wieży za plecami Aelity wibrowały niepokojące odblaski.
-
Muszę... pójść ją zdezaktywować - powiedziała machinalnie dziewczynka.
♦ 97 ♦
♦ NIE JESTEM ISTTĄ LUDZKĄ ♦
Znowu nie zdołała skończyć zdania.
Znienacka z piasku przed nimi wynurzył się szkieletowały potwór - tarantula!
Podniósł się i pochwycił Aelitę.
Yumi potoczyła się na piasek.
-
Aelitaaa! - krzyknął ze strachem Jeremy.
Ale zamiast ugodzić dziewczynkę, tarantula podniosła ją i ustawiła na wprost swojej
pokrytej szczeciną paszczy. Chwilę później obrzydliwa ssawka zaczęła przyciskać
Aelitę do tułowia potwora.
-
NIE! - zawołał Jeremy.
Aelita oniemiała. Ssawka naciskała jątak silnie, jakby chciała ją przebić na wylot.
Oko Xany narysowane na ciele pająka było tak blisko, że mogła go dotknąć.
Potwór ją obwąchiwał.
Powietrze przeszył metaliczny świst.
Wachlarz Yumi rozciął na pół paszczę tarantuli i w strudze światła wyleciał z oka
Xany.
Potwór rozpadł się, a Aelita upadła na piasek.
Ktoś pomógł jej się podnieść. To był Ulrich.
-
Sorki, ale zajęło nam to chwilę - powiedział z uśmiechem.
Na wieży za plecami Aelity wibrowały niepokojące odblaski.
-
Muszę... pójść ją zdezaktywować - powiedziała machinalnie dziewczynka.
♦ 97 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Eskortowali ją aż do stóp wieży, potem Aelita przeniknęła przez ścianę i poszybowała
na górną platformę.
Położyła rękę na przezroczystym ekranie. Została rozpoznana.
AELITA
KOD LYOKO
Symbole na ścianach wieży zaczęły spadać gwałtownie w dół. Xana znowu został
usunięty.
-
Przemieszcza się za pomocą wież? - spytała Yumi, gdy czekali na zewnątrz.
Pustynny wiatr przemiatał piasek we wszystkich kierunkach.
-
Coś w tym rodzaju - odpowiedział Ulrich. - I chce Aelity.
-
Kiedy wróci?
-
On zawsze wraca... - szepnęła elfka, wyłaniając się z białej ściany wieży.
Zatoczyła się przed nimi i wyczerpana osunęła na Yumi.
Yumi podtrzymała ją i pogłaskała po włosach.
-
Wyglądasz na bardzo zmęczoną.
-
Już ml przechodzi...
-
Nie możemy jej stąd wyciągnąć? - Yumi spojrzała zmartwiona na Ulricha.
♦ 98 ♦
♦ NIE JESTEM ISTTĄ LUDZKĄ ♦
-
Nie wiemy, jak to zrobić.
-
Jeremy?
-
Ulrich ma rację. Kiedy znajdujecie się w Lyoko, macie do dyspozycji
określoną liczbę punktów życia. Za każdym razem, gdy potwory was trafią,
zmniejsza się wam liczba tych punktów. Kiedy dojdzie do zera, kończycie grę. Ale w
jej przypadku jest inaczej...
Na te słowa Aelita podniosła wzrok. Miała łzy w oczach.
-
No tak, w moim przypadku jest inaczej. Ja jestem inna. Wy tylko gracie w
wirtualną rzeczywistość, ja zaś żyję w Lyoko i to jest moja rzeczywistość!
-
Aelita, to nie tak...
-
Nie jestem istotą ludzką! Jestem programem komputerowym!
-
Mylisz się! - Jeremy energicznie potrząsnął głową. - Programem
komputerowym jest Xana. Ty nie! Ty nie jesteś taka jak on.
-
Jestem dokładnie taka jak on.
-
Trzęsiesz się - powiedziała Yumi, przytulając ją mocno, jak starsza siostra.
Aelita spojrzała na nią.
-
Trzęsiesz się ze strachu - ciągnęła Yumi, uśmiechając się. -Az tego, co wiem,
programy komputerowe się nie boją.
♦ 99 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Uwięziona w cyfrowym świecie Lyoko dziewczynka o elfich uszach nie znała
senności, głodu ani pragnienia. I w ogóle się nie starzała.
Jeremy natomiast od wielu dni odczuwał nieustanny ból głowy. Prawie cały czas
spędzał przed komputerem. Programował, analizował i próbował zrozumieć. Ale
przede wszystkim rozmawiał z Aelitą.
-
No, Aelito - szepnął do ciemnej kamery. - Teraz wstań i skoncentruj się.
-
Która tam u ciebie godzina?
Jeremy spojrzał na zegarek swojego laptopa: wpół do czwartej w nocy.
-
Jeszcze wcześnie - skłamał.
Siedział zamknięty w swoim pokoju w internacie od... nie wiedział nawet, od jak
dawna. Stamtąd łączył się zdalnie z komputerem w fabryce. Rzecz niezbyt trudna dla
takiego geniusza informatycznego jak on.
Od dnia, w którym Yumi dołączyła do ich paczki, Jeremy żył zabarykadowany w
pokoju. Prawie nie wychodził, nawet na kolację. Odd i Ulrich przynosili mu coś ze
stołówki.
I radzili mu, aby odpoczął, ale ich nie słuchał.
-
Spróbujemy raz jeszcze.
-
Nie jestem pewna, czy chcę to zrobić, Jeremy.
-
Musimy. Nie znam innego sposobu.
♦ 100
♦ NIE JESTEM ISTOTĄ LUDZKĄ ♦
-
Jak chcesz. Ale popełniasz błąd.
-
Nie popełniam.
Jeremy popatrzył na monitor. Aelita chodziła po świecących koncentrycznych
pierścieniach, które tworzyły podłogę Wieży 3.
Potem zacisnął kciuki i odpalił program.
Był to algorytm, który porównywał cyfrowe dane Aelity z Lyoko z danymi
znajdującymi się na serwerze w starej fabryce. Wszyscy, którzy weszli do Lyoko,
zostali rozłożeni na dane wirtualne i zapamiętani w pamięci superkomputera. Dane te
były niezbędne, aby zrobić transfer w odwrotną stronę.
Ale z jakiegoś powodu dane Aelity nie odpowiadały sobie.
Znajdująca się w Wieży 3 dziewczynka została uniesiona w powietrze, z głową
odchyloną do tyłu i rękami wzdłuż ciała. Potem zaczęła stawać się przezroczysta, aż
nie pozostało z niej nic poza trójwymiarowym szkicem.
Teraz dziewczynka nie mogła już słyszeć Jeremy'ego. Chłopiec skupił się nad
monitorem. Kolumna cyfr wirowała z dużą prędkością wokół rysunku Aelity.
Dwadzieścia procent. Trzydzieści. Czterdzieści. Gdy licznik przekroczył
sześćdziesiąt, Jeremy wstrzymał oddech.
Komputer doszedł do dziewięćdziesięciu i zaczął zwalniać. Na górnej wardze
chłopca perlił się pot. Dziewięćdziesiąt trzy. Dziewięćdziesiąt cztery. Komputer
doszedł do dziewięćdziesięciu dziewięciu i w tym miejscu się zatrzymał.
♦ 101 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
BRAK ZGODNOŚCI
-
Ale dlaczego?? - wściekł się Jeremy i walnął pięścią w stół. Nacisnął kilka
klawiszy i wewnątrz wieży Aelita zaczęła odzyskiwać swoją zwyczajną formę, aż
znów stanęła na ziemi.
-
Jak poszło tym razem? - spytała, gdy tylko doszła do siebie.
-
Jeszcze się nie udało. Twoje ciało może się ponownie zmaterializować, a to
znaczy, że weszłaś tam przez te same skanery w fabryce... ale z jakiegoś powodu nie
możesz stamtąd wyjść. Masz problem z głową.
-
No wiesz! Co to ma znaczyć?
-
Że dane wejściowe nie zgadzają się z danymi wyjściowymi. Że coś w twojej
głowie... się zmieniło.
-
Może to się wiąże z moją utratą pamięci. Może mam mniej danych niż
wcześniej.
Jeremy obserwował cyfry, które pojawiały się na jego monitorze.
-
Albo może masz ich więcej.
Aelita spojrzała na niego zaciekawiona.
-
Możesz mi podesłać dane, które masz na swoim komputerze? Ja też je
sprawdzę.
-
Chyba tak.
♦ 102 ♦
♦ NIE JESTEM ISTDTĄ LUDZKĄ ♦
W białej wieży, która służyła jej za schronienie, pojawił się wiszący w powietrzu
ekran i w ciągu chwili zapełnił się liczbami. Dziewczynka czytała je z uwagą.
-
Te liczby są jak... wspomnienia. Morze wspomnień - wymamrotała na koniec.
Jeremy zamyślił się na moment, potem przytaknął. Pamięć Aelity zawsze była
delikatna i krucha. Do tej pory nie wziął pod uwagę hipotezy, że mogło to wynikać z
nadmiaru informacji, a nie odwrotnie.
-
To śmieszne - dodała dziewczynka.
-Co?
-
Mam głowę pełną wspomnień... których nie pamiętam!
-
Tak, jakby nie należały do ciebie - mruknął Jeremy, pogrążony w myślach. -
Tak, jakby ci ktoś je dodał... z zewnątrz.
-
Ale kto mógłby zrobić coś takiego? I dlaczego?
-
Nie wiem.
-
Może są to instrukcje, które pozwalają mi poruszać się w Lyoko. A na
zewnątrz, w realnym świecie, nie są mi potrzebne.
-
Może.
„Albo właśnie z ich powodu Xana poluje na ciebie", pomyślał Jeremy, ale nie
powiedział tego głośno. „I dlatego cię nie zabija. Być może chce tych wspomnień.
Potrzebuje ich".
-
Jeremy?
♦ 103*
i;
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Co?
-
Nie mógłbyś sprowadzić mnie z powrotem, usuwając te dodatkowe
wspomnienia?
Jeremy westchnął.
-
To może cię boleć.
-
Ale spróbować można.
-
Ryzykuję, że zniszczę na zawsze twoją pamięć...
-
Ale wszystko poza tym zadziała, nie sądzisz?
-
Jak mam ci odpowiedzieć?
-
Ja myślę, że „tak".
-
To bardzo niebezpieczne.
-
Usuń je, Jeremy.
-
A jeśli i tak nie zadziała? Jeśli stwierdzimy, że usunęliśmy ci pamięć na
próżno?
-
Będzie to znaczyło, że się pomyliłeś. I że ja nigdy nie byłam... taka jak wy.
W dniu, w którym próbowali zmaterializować Aelitę, Yumi zwirtualizowała się w
Lyoko obok niej, a Odd i Ulrich oczekiwali jej w sali ze skanerami. Pomyśleli o
wszystkim: Odd opowiedział dyrektorowi, że jego kuzynka przeniesie się do Ka-dic.
Ulrich sfałszował dokumenty potrzebne do zapisania się do szkoły, a Jeremy
wreszcie użył swojego programu do zniekształcania głosu, udając ojca Aelity.
Jeremy siedział nad klawiaturą w laboratorium z palcem za-
104
BB8WK8HBBBB533
♦ NIE JESTEM ISTDTĄ LUDZKĄ ♦
wieszonym nad przyciskiem DELETE. Monitor był pełen dodatkowych wspomnień
dziewczynki.
-
Zrób to, Jeremy! - Aelita była bardzo spięta, chociaż starała się wyglądać na
pewną siebie.
Yumi uścisnęła jej dłoń.
-
Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Poza tym, że będziesz musiała chodzić
do klasy z tymi trzema chuliganami.
-
A ty? - spytała Aelita.
-
Ja jestem rok wyżej. Ale będziemy się widywać w stołówce i na przerwach.
-
Będzie fajnie.
-
Będzie bardzo fajnie, zobaczysz. Na pewno lepiej niż tu. No i przynajmniej
tam nie ma potworów, z którymi trzeba walczyć, ani złych programów, które na
ciebie polują... - Yumi zatrzymała się nagle, patrząc na nią zaniepokojona. - Co ci się
stało?
Aelita dotknęła ręką czoła.
-
Nic. Coś mnie mocno ukłuło w głowie.
-
Zrobione - wtrącił się Jeremy. - Wykasowałem... wszystko, można powiedzieć.
Teraz zobaczymy, jak cię tu ściągnąć z powrotem. Gotowa?
Aelita głęboko odetchnęła. Potem zamknęła oczy.
-Tak.
-
Okej. Idź do wieży. Tak. Zatrzymaj się.
♦ 105 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy po raz ostatni sprawdził, czy wszystko działa jak należy. Dobra, gotowe.
-
Materializacja! - wykrzyknął i wcisnął przycisk.
Chwilę potem w Lyoko Aelita została uniesiona w powietrze i powoli zaczęła się
dewirtualizować. Pięć procent.
-Trzymajcie kciuki... Miejmy nadzieję, że tym razem się uda - szepnął Jeremy, który
nie był w stanie opanować napięcia.
Komputer dalej przetwarzał dane, z każdego kawałka wirtualnej Aellty odtwarzając
po kawałku Aelitę z krwi i kości, zgodnie z tym, co zapamiętały skanery.
Trzydzieści procent. Czterdzieści. Sześćdziesiąt. Osiemdziesiąt.
Kiedy komputer doszedł do dziewięćdziesięciu, zaczął zwalniać. Dla bezpieczeństwa
Jeremy odpalił program, nad którym pracował całą noc.
-
Program Maska Wspomnień aktywny!
Dziewięćdziesiąt osiem. Dziewięćdziesiąt dziewięć. Ekran
zamigotał na czerwono.
Dziewięćdziesiąt dziewięć przecinek dziewięćdziesiąt dziewięć.
-
Dalej, dalej, dalej...
STO!
Jeremy opadł na oparcie fotela. Udało się!
♦ 106 ♦
♦ NIE JESTEM ISTOTĄ LUDZKĄ ♦
Niżej, w sali ze skanerami, otworzyły się przesuwne drzwi jednej z kolumn i
dziewczynka wypadła na zewnątrz.
Miała włosy rude, a nie różowe, i uszy nieco odstające, ale na pewno nie elfie. Jej
ubranie było trochę niemodne.
-
Aelita? - spytał Odd niepewnie.
Dziewczynka oparła się o ścianę, żeby nie upaść. Zrobiła gest, jakby się chciała
rozejrzeć, chociaż miała zamknięte oczy. Potem powoli je otworzyła i z
niedowierzaniem przyjrzała się swoim dłoniom. W końcu podniosła głowę i
zobaczyła Odda i Ulricha, którzy wpatrywali się w nią bez słowa.
-
Chłopaki... to wy? Jesteście... inni niż sobie was wyobrażałam.
-
Chcesz powiedzieć, że myślałaś, że tu też mam ogon? - zakpił Odd. - No, jeśli
myślisz, że będę ci się ocierał o nogi i mruczał, to grubo się mylisz!
Na chwilę zapadła cisza. Potem wszyscy troje wybuchnęli gromkim śmiechem. W
końcu Ulrich, starając się zachować powagę, oznajmił uroczyście:
-
Witaj w świecie realnym, Aelito!
-
Wszystko okej? - spytał Jeremy z głośników.
-
Poszło jak po maśle, prowadzimy ją na górę.
-
Dobra, ja w tym czasie zmaterializuję Yumi.
Głos Jeremy'ego był poważny i profesjonalny, ale można było wyczuć, że chłopak
nie może już usiedzieć w miejscu.
♦ 107 ♦
i 1
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Kiedy otworzyły się drzwi laboratorium, Jeremy zerwał się z fotela, stanął z rękami
za plecami i patrzył na nich, uśmiechając się z zakłopotaniem.
Odd i Ulrich stali po bokach Aelity. Jeremy zdjął okulary i oczyścił je brzegiem
koszuli. Był'zbyt zawstydzony, aby podnieść wzrok.
-
No hej, czemu jej nie uściskasz, mistrzu? - zachęcił go Ulrich.
-
No bo, eee...
Ale Aelita już biegła, by rzucić się na szyję swojemu wybawcy.
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Kiedy otworzyły się drzwi laboratorium, Jeremy zerwał się z fotela, stanął z rękami
za plecami i patrzył na nich, uśmiechając się z zakłopotaniem.
Odd i Ulrich stali po bokach Aelity. Jeremy zdjął okulary i oczyścił je brzegiem
koszuli. Był zbyt zawstydzony, aby podnieść wzrok.
-
No hej, czemu jej nie uściskasz, mistrzu? - zachęcił go Ulrich.
-
No bo, eee...
Ale Aelita już biegła, by rzucić się na szyję swojemu wybawcy.
7
JOHN F. BULLENBERG
(ZATOKA MEKSYKAŃSKA, 9 STYCZNIA)
Motocykl - hayabusa z turbodoładowaniem, rozwijająca prędkość do ponad trzystu
kilometrów na godzinę - z piskiem opon przejechał przed hangarem i zahamował
gwałtownie, zostawiając na asfalcie długą czarną smugę.
Nieustraszonym motocyklistą był dwudziestotrzyletni chłopak, który miał na sobie
postrzępione dżinsy, czarną skórzaną kurtkę i mały plecak.
Opuścił podpórkę i zdjął kask.
-
Hej, Fernando! - zawołał, rzucając kluczyki od motoru mechanikowi w
niebieskim kombinezonie, który wychodził z hangaru.
-
John! Znowu wyjeżdżasz? - odpowiedział tamten z silnym hiszpańskim
akcentem i złapał kluczyki w locie.
-
Koniec wakacji, niestety! Możesz mi zaparkować motor?
♦ 109 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Jestem spóźniony.
-
Nie ma sprawy.
Prywatny odrzutowiec, Gulfstream G550, kosztował prawie sześćdziesiąt milionów
dolarów. Na jasnoniebieskim tle widać było wyraźnie wielobarwne logo Music-Oh,
wielkiego portalu muzycznego.
Stewardesa zerkała ukradkiem przez otwarte drzwi na Johna F. Bullenberga, który
majestatycznym krokiem skierował się w stronę schodów.
-
Witamy na pokładzie, panie Bullenberg!
-
Mów mi John, zdaje się, że jesteśmy w tym samym wieku.
Dziewczyna pachniała kwiatami.
-
Jestem od pana starsza o rok, panie... John - odpowiedziała, czerwieniąc się.
Uśmiechnął się do niej. Wchodząc, obrócił się w stronę kabiny pilotów: Tony i Matt
oczekiwali go z filiżanką kawy. Na rękawach koszul mieli baretki z logo Music-Oh.
Takie samo logo znajdowało się także na mundurze stewardesy.
-
Cześć, chłopaki.
-
Jesteśmy gotowi - powiedział Tony. - Mógłbyś przejąć stery na czas startu?
Ktoś musi zmienić tego staruszka obok mnie.
-
Ej! - prychnął Matt. - To ty tu jesteś staruszkiem, który powinien odpocząć.
♦ 110 ♦
:::: "f J.-lililStó!
♦ JOHN F. BULLENBERG ♦
John niedawno zrobił licencję pilota, a Tony i Matt wiedzieli, że uwielbia sterować
odrzutowcem. Ale tym razem chłopak potrząsnął głową.
-
Może przy lądowaniu. Muszę wrócić do pracy...
Kabinę pasażerską stanowił elegancki salonik z mahoniowymi meblami i fotelami z
jasnej skóry. John usadowił się wygodnie na najbliższym fotelu i wyciągnął z plecaka
laptopa.
-
Napijesz się czegoś? - zapytała go stewardesa. John nigdy wcześniej jej nie
widział. Musiała być nowa.
-
Nie, dzięki.
Aż do dwudziestego roku życia John F. Bullenberg był zwyczajnym chłopakiem:
studentem Uniwersytetu Kalifornijskiego bez grosza przy duszy, który ciągle zalegał
z opłatami za czynsz i był do tyłu z egzaminami. Pewnego dnia przyszedł mu do
głowy pomysł na program komputerowy, który pozwalał się kontaktować
miłośnikom muzyki z całego świata.
Pierwszą wersję Music-Oh zaprogramował w środku nocy, pod koniec zmiany w
restauracji fast food, gdzie pracował. Odtąd sprawy nabrały przyspieszenia: szybkie
motocykle, prywatny odrzutowiec, wille na całym świecie.
Teraz leciał do Kalifornii. Wracał z Kostaryki, gdzie wspólnie z przyjaciółmi spędził
Boże Narodzenie.
♦ 111 ♦
> 7
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
John Bullenberg żyt jak w bajce.
-
Lądujemy za pięć minut! - zameldował Tony przez głośnik. - Tymczasem mam
Margie na linii.
Margie była osobistą asystentką Johna. Spodziewał się, że wcześniej czy później
zostanie również jego dziewczyną, ale do tej pory nie udało mu się jej poderwać.
Odrzuciła jego zaproszenie na obiad bożonarodzeniowy.
Młodzieniec szybko zdjął słuchawkę zamocowaną na podło-kietniku jego fotela.
-
Halo!
-
Już wylądowaliście?
-
Jeszcze nie. Jakieś problemy?
Margie była drobną dziewczyną o czarnych oczach, śliczną i zawsze roześmianą.
Tym razem jednak jej głos był poważny i pełen niepokoju.
-
Słuchaj, John. Wygląda na to, że Music-Oh został zainfekowany przez wirusa.
Nie była to nowość: w poprzednim roku było co najmniej sto ataków, a John miał na
usługach elitę programistów, którzy zajmowali się tego rodzaju problemami. Ale tym
razem Margie postanowiła porozmawiać z nim osobiście.
To go zaniepokoiło.
-
Poważnie?
112
♦ JDHN F. BULLENBERG ♦
-
Do tej pory zainfekował kilka komputerów. Dziewięć czy dziesięć. Ale nie w
tym rzecz. Słuchaj... nigdy nie widziałam czegoś takiego.
Dziesięć komputerów? Muslc-Oh miał społeczność obejmującą prawie pięćset
milionów zarejestrowanych użytkowników. Dlaczego Margie zawraca mu głowę z
powodu takiego głupstwa?
-
Zrobiłaś zrzuty ekranów? Jaki jest teraz stopień zainfekowania?
-
Powiedzmy tak: to może być największa katastrofa informatyczna od czasów
robaka milenijnego.
John nie wierzył własnym uszom. Pomyślał, że Margie go nabiera. Ale dziewczyna
nie robiła żartów. A co dopiero tego rodzaju żartów.
-
Okej. Wyślij mi e-mall, przeczytam go od razu. Rozmawiałaś już z Francisem?
-Jeszcze nie, on też jest na wakacjach. Miałam nadzieję, że ty do niego zadzwonisz.
-
Pewnie. Czekam na twój e-mail. Brakowało mi ciebie - dodał John pośpiesznie
i zakończył rozmowę.
Z okien G550 mógł zobaczyć hangar, który zaczynał się oddalać, gdy samolot
wykonywał manewry na pasie startowym.
E-mail Margie dotarł, gdy samolot był już w powietrzu. Wiadomość składała się
tylko z dwóch linijek.
♦ 113 ♦
i __ 3
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Pospiesz się, mówiła pierwsza.
Druga zawierała link do strony Music-Oh.
John kliknął na niego i na ekranie jego laptopa pojawił się obraz. Dwa koncentryczne
pierścienie, trzy kreseczki u dołu i jedna u góry, coś w stylu tarczy strzelniczej.
„Albo ... oka", pomyślał.
-
Przygotowałam ci mrożoną herbatę - powiedziała stewardesa.
John nie odpowiedział. Otworzył program do debugowania, z którego mógł
kontrolować kod programu Music-Oh. Przeanalizował kod źródłowy strony,
popracował nad nim i zmodyfikował go.
-
Zobaczymy, czy teraz zadziała - wymamrotał przez zaciśnięte zęby.
Nacisnął przycisk KOMPILUJ. Kilka sekund oczekiwania. Potem ze zdziwieniem
popatrzył na swój kod, który zaczął się ruszać. Znaki, które skakały w górę i w dół.
Układały się w pewien rysunek.
Dwa koncentryczne pierścienie. Cztery kreseczki.
Znowu to dziwne oko.
John zaklął, uderzając pięścią w miękką, białą skórę fotela. Spróbował zdebugować
program, ale ten się zablokował.
-
Wszystko dobrze? - zapytała opiekuńczo dziewczyna.
John westchnął.
♦ 114 ♦
♦ JDHN F. BULLENBERG ♦
- Raczej nie. Wcale nie.
Wyciągnął z kieszeni kurtki telefon komórkowy i zrobił kilka zdjęć monitorowi.
Wystał je MMS-em do swojego przyjaciela Francisa.
„Zobacz, co to jest".
Potem wyłączył komputer.
I ponownie zaklął.
MMS Johna został przesłany z jego telefonu do stacji przekaźnikowej, a stamtąd do
następnej, a potem znów do następnej.
W czasie tej podróży dołączony do wiadomości mały cyfrowy fragment zmienił
nagle kierunek. Był to tylko krótki łańcuch kodu, bez imienia i bez pamięci, ale w
pewnym sensie żywy. Program zdołał zagnieździć się w komputerze spółki
telefonicznej i stamtąd przywołał inne fragmenty kodu bez imienia. Czekały na
niego.
Jego cyfrowe komórki zajmowały z powrotem swoje miejsce i zaczynały działać.
Próbowały dostać się do tej skarbnicy pamięci, która była jeszcze zamknięta na klucz
w sejfie.
Nie umarłem, pomyślał stwór, nadal szukając swoich fragmentów.
Serwer spółki telefonicznej padł, gdy cyfrowy stwór przemieszczał się wzdłuż linii
elektronicznych.
Nie umarłem.
♦ 115 ♦
♦ JHN F. BULLENBERG ♦
- Raczej nie. Wcale nie.
Wyciągnął z kieszeni kurtki telefon komórkowy i zrobił kilka zdjęć monitorowi.
Wysłał je MMS-em do swojego przyjaciela Francisa.
„Zobacz, co to jest".
Potem wyłączył komputer.
I ponownie zaklął.
MMS Johna został przesłany z jego telefonu do stacji przekaźnikowej, a stamtąd do
następnej, a potem znów do następnej.
W czasie tej podróży dołączony do wiadomości mały cyfrowy fragment zmienił
nagle kierunek. Był to tylko krótki łańcuch kodu, bez imienia i bez pamięci, ale w
pewnym sensie żywy. Program zdołał zagnieździć się w komputerze spółki
telefonicznej i stamtąd przywołał inne fragmenty kodu bez imienia. Czekały na
niego.
Jego cyfrowe komórki zajmowały z powrotem swoje miejsce i zaczynały działać.
Próbowały dostać się do tej skarbnicy pamięci, która była jeszcze zamknięta na klucz
w sejfie.
Nie umarłem, pomyślał stwór, nadal szukając swoich fragmentów.
Serwer spółki telefonicznej padł, gdy cyfrowy stwór przemieszczał się wzdłuż linii
elektronicznych.
Nie umarłem.
♦ 115 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
0 tak. Teraz sobie przypominam.
Wracam.
Kilka sekund później, w domu położonym gdzieś w Maine, zadzwoniła komórka
programisty imieniem Francis.
Mężczyzna wziął telefon i przeczytał wiadomość.
Zobacz, co to jest.
Były także dwa załączniki: zwyczajne strony startowe Music--Oh, które widział
miliony razy.
Myśląc, że to jakiś dowcip, odpisał: To jest najpiękniejsza strona na świecie.
Jego telefon zadzwonił:
-
Francis? Co to za żarty?
-
Co masz na myśli?
-
Wysłałem ci dwa zdjęcia tego dziwnego wirusa. To coś w stylu... czegoś z
dwoma pierścieniami i...
-John, o czym ty, u licha, mówisz? Na zdjęciach, które mi wysłałeś, nie widać
żadnego wirusa. Wręcz przeciwnie, nie widać absolutnie nic poza zwykłą stroną
główną Music-Oh!
John kazał przesłać je sobie z powrotem, żeby uwierzyć. Strona zaczęła ponownie
działać.
Wirus znikł, nie pozostawiając śladu.
Rozpłynął się bez śladu.
8
CZEKOLADA, KSIĄŻKI
I TAJNE PRZEJŚCIA
- Apsik! - kichnął Odd.
-
Apsik! - zawtórowała mu Yumi.
-To chyba nie był najlepszy pomysł, żeby przyjść rozmawiać tu, na dworze, w taki
mróz - zaśmiał się Jeremy.
-
Możemy skończyć pogaduszki w Pustelni - zgodził się Ulrich. - Ja nie czuję
już nóg, chyba je odmroziłem. Wracamy do ciepełka? Co wy na to?
-
Jak rozkażesz, szefie! - krzyknął Odd i zanim ktokolwiek zdążył go
powstrzymać, trafił Jeremy'ego w głowę śnieżką.
Ten jak długi runął na ziemię.
Yumi zamknęła się w łazience, aby wziąć ciepły prysznic. Ulrich i Odd przykryli się
grubą warstwą koców i usadowili w salonie, aby oglądać horror. Kiwi zwinął się w
kłębek na ko-
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻ> 9 STYCZNIA)
♦ 117 ♦
8
CZEKOLADA, KSIĄŻKI I TAJNE PRZEJŚCIA
- Apsik! - kichnął Odd.
-
Apsik! - zawtórowała mu Yumi.
-To chyba nie był najlepszy pomysł, żeby przyjść rozmawiać tu, na dworze, w taki
mróz - zaśmiał się Jeremy.
-
Możemy skończyć pogaduszki w Pustelni - zgodził się Ulrich. - Ja nie czuję
już nóg, chyba je odmroziłem. Wracamy do ciepełka? Co wy na to?
-
Jak rozkażesz, szefie! - krzyknął Odd i zanim ktokolwiek zdążył go
powstrzymać, trafił Jeremy'ego w głowę śnieżką.
Ten jak długi runął na ziemię.
Yumi zamknęła się w łazience, aby wziąć ciepły prysznic. Ulrich i Odd przykryli się
grubą warstwą koców i usadowili w salonie, aby oglądać horror. Kiwi zwinął się w
kłębek na ko-
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻy 9 STYCZNIA)
♦ 117 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
lanach Ulricha, który bezskutecznie próbował go zrzucić.
-
Chi, chi! - chichotał Odd. - Jakie to śmieszne!
-
Co cię tak bawi? - pytał zirytowany Ulrich. - Ten potwór urwał jej głowę!
-
Właśnie! To jest przesada! Czekaj, popatrz, teraz zabije także i jego. Och, jak
rany... He, he, he!
Aelita przyglądała się tej scenie-z kuchni.
-
Odd jest naprawdę niewiarygodny - skomentowała rozbawiona.
-
W sensie, że nie ma drugiego takiego wariata? - Jeremy z uśmiechem wziął z
półki garnuszek i postawił go na płycie elektrycznej, uważając, aby się nie poparzyć.
Potem zaczął wsypywać czekoladę w proszku i wlewać mleko.
Aelita usiadła obok.
-
Gorąca czekolada, tego właśnie nam teraz trzeba!
Jeremy, patrząc spod oka, zauważył zadowoloną minę przyjaciółki.
-
Jak się czujesz?
-
Hm. Nie wiem. Najpierw, gdy opowiadaliście, wydawało mi się, że coś sobie
przypominam. Urywki. Jakby migawki. Ale miałam dziwne wrażenie, że to nie
zdarzyło się naprawdę, tak jakby mi się tylko śniło...
Aelita oparła lekko głowę na ramieniu Jeremy'ego.
-
Mogę cię o coś zapytać? - powiedziała szeptem.
♦ 118 ♦
♦ CZEKOLADA, KSIĄŻKI I TAJNE PRZEJŚCIA ♦
-
Pewnie.
-
Dlaczego, gdy mnie uwolniliście z superkomputera, nie wyłączyliście go raz na
zawsze?
Czekolada w proszku powoli rozpuszczała się w mleku.
-
Naprawdę próbowaliśmy.
-
Ale coś poszło nie tak?
-
No. Xana pokazał, że chce przeżyć za wszelką cenę. Aby uniemożliwić
wyłączenie go, posłużył się tobą...
-
Mną?
Jeremy spojrzał jej w oczy, przyjrzał się jej drobnej twarzy. W jego myślach nadal
miała elfie uszy.
-
Tylko ty możesz go zwalczać, Aelito. Ty jedna umiesz kontrolować wieże i
udaremniać jego ataki.
-
No tak, wieże... Ale dlaczego są tak ważne? Jak działają?
-
O, to odkryliśmy dużo później - Jeremy zamieszał czekoladę. Błądził wokół
pustym wzrokiem. - Wieże są... portalami. To jest klucz do całej tej historii. Stanowią
połączenie między
światem Lyoko a... na przykład tym - Jeremy położył rękę
na mikrofalówce. Aelita uniosła brew.
-
Czy w mikrofalówce jest wieża?
-
Ej, pamiętaj, to poważna sprawa. W Lyoko są wieże prawie do każdego
urządzenia elektrycznego istniejącego w świecie realnym. I jeśli ktoś zaatakuje jedną
wieżę tam...
♦ 119 ♦
j
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
...w rzeczywistości zmienia także coś tutaj. Kapuję.
-
Ano właśnie. Xana, przynajmniej w teorii, jest w stanie oddziaływać na nasze
urządzenia elektryczne. Na każdą rzecz, która posiada ładunek elektryczny. Łącznie
z... - Jeremy puknął się palcem w czoło - ...mózgiem, który działa dzięki mikro-
wyładowaniom elektrycznym. Z pewnymi wyjątkami, oczywiście, bo na przykład
Odd jest bezpieczny.
Dziewczynka zaśmiała się, ale wcale nie czuła się uspokojona.
Yumi wyszła spod prysznica z głową owiniętą ręcznikiem. Odd i Ulrich byli jeszcze
pod kocami i oglądali „najbardziej zabawną" końcową scenę filmu.
-
A gdzie reszta? - zapytała.
-
Szom tam na pogaduszkach - zameldował Odd z pełną buzią. - Czaszteczko?
-
Obiad był przecież dopiero godzinę temu!
Odd wzruszył ramionami i dalej chrupał ze smakiem pół ciasteczka. Drugą połowę
rzucił Klwiemu.
-
Jesteśmy! - przerwał im Jeremy, wychodząc wraz z Aelitą z kuchni. W rękach
miał tacę z parującą wyśmienitą czekoladą. Oboje dołączyli do siedzących na
tapczanie.
Kiwi zaskomlał cichutko, gdy poczuł ten zapach.
-
No więc! - zawołał Odd, rozdając wszystkim kubki z czekoladą. - Czas na
toast. Za nas... i za ostatni dzień naszych ferii!
♦ 120
♦ CZEKOLADA, KSIĄŻKI I TAJNE PRZEJŚCIA ♦
-
Na zdrowie!
-
Pyszna! - zauważył Ulrich, przeżuwając z zadowoleniem. - Zostawiłeś grudki,
tak jak lubię...
Jeremy spojrzał na niego znad okularów.
-
Jakie grudki? Naprawdę dobrze wymieszałem.
-A jednak... - Ulrich miał wypchane policzki i przeżuwał pracowicie. Potem nagle
przestał. Wytrzeszczył oczy, które zrobiły się czerwone. Twarz mu posiniała. I
wreszcie gwałtownie wypluł czekoladę, brudząc koce i podłogę.
-
Wody! - wrzasnął, zrywając się na nogi. - Dajcie mi wody! Odd, zabiję cię!
Odd pękał ze śmiechu.
-
Grudki superostrej papryki! Chi, chi! Postarałem się, żeby czekolada naszego
Ulricha była naprawdę niezapomniana.
Skonsternowani Yumi, Jeremy i Aelita wymienili spojrzenia, ale nie wytrzymali i
wybuchnęli gromkim, chóralnym śmiechem.
Ulrich wrócił z kuchni z załzawionymi oczyma.
-
Fuj! Co za głupi żart. •
-
No, panie Stern, nie rób pan takiej miny. Papryka jest dobra na serce. Zrobiłem
to dla twojego zdrowia.
-
Zemszczę się na tobie, Odd! Zobaczysz!
Rozbawiona Yumi położyła mu ręce na ramionach.
-
No co ty! Raczej zróbmy coś wszyscy razem, dobra?
♦ 121 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Jestem za! - przyłączył się Odd, szczęśliwy, że uniknie zasłużonej kary. - Co
proponujesz?
-
Chodźmy poszperać na strychu - zaproponowała Yumi. Oczy jej błyszczały.
Ostatnie piętro Pustelni było oddzielone od reszty domu. Mieścił się tam wielki
gabinet. Ale nie było w nim żadnych komputerów. Znajdował się tam tylko stół
zawalony papierami i trzy tablice pokryte trochę już nieczytelnymi wzorami
matematycznymi. W kącie stał mały kredens, ekspres do kawy i kuchenka
elektryczna, a obok niej brudna, wyszczerbiona filiżanka.
Poza tym znajdowały się tam książki. Setki książek, upchniętych w grożących
zawaleniem regałach albo ułożonych w stosy na podłodze. Były tam różne książki,
wielkie i małe, niektóre zamknięte, a inne otwarte. W zapieczętowanych kartonowych
pudłach leżały całe roczniki pism.
Strych oświetlały trzy okna. Pierwsze wychodziło na alejkę wejściową prowadzącą
do Pustelni i na ulicę. Z drugiego okna, po przeciwnej stronie, widać było przykryty
śniegiem park, a w tle zabudowania Kadic. Wreszcie z trzeciego okna, największego,
roztaczał się widok na dawną dzielnicę przemysłową z mostem i wysepką, na której
stała opuszczona fabryka.
Pustelnia. Kadic. Fabryka.
♦ 122 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Jestem za! - przyłączył się Odd, szczęśliwy, że uniknie zasłużonej kary. - Co
proponujesz?
-
Chodźmy poszperać na strychu - zaproponowała Yumi. Oczy jej błyszczały.
Ostatnie piętro Pustelni było oddzielone od reszty domu. Mieścił się tam wielki
gabinet. Ale nie było w nim żadnych komputerów. Znajdował się tam tylko stół
zawalony papierami i trzy tablice pokryte trochę już nieczytelnymi wzorami
matematycznymi. W kącie stał mały kredens, ekspres do kawy i kuchenka
elektryczna, a obok niej brudna, wyszczerbiona filiżanka.
Poza tym znajdowały się tam książki. Setki książek, upchniętych w grożących
zawaleniem regałach albo ułożonych w stosy na podłodze. Były tam różne książki,
wielkie i małe, niektóre zamknięte, a inne otwarte. W zapieczętowanych kartonowych
pudłach leżały całe roczniki pism.
Strych oświetlały trzy okna. Pierwsze wychodziło na alejkę wejściową prowadzącą
do Pustelni i na ulicę. Z drugiego okna, po przeciwnej stronie, widać było przykryty
śniegiem park, a w tle zabudowania Kadic. Wreszcie z trzeciego okna, największego,
roztaczał się widok na dawną dzielnicę przemysłową z mostem i wysepką, na której
stała opuszczona fabryka.
Pustelnia. Kadic. Fabryka.
♦ 122 ♦
♦ CZEKOLADA, KSIĄŻKI I TAJNE PRZEJŚCIA ♦
Trzy miejsca, niby oddalone od siebie, ale połączone ze sobą siecią tajnych
podziemnych chodników.
Jeremy pierwszy podszedł do biblioteczki i przeciągnął palcami po zakurzonych
grzbietach okładek.
-
Widzisz, zatrzymaliśmy wszystko! - z pewną satysfakcją powiedział do Aelity.
- Od podstaw matematyki do zaawansowanej teorii maszyn liczących - wziął opasły
tom i zaczął go kartkować. - O tak, to jest prawdziwy skarb!
Odd zaczął kichać jak szalony.
-
Apsik! Mówiąc szczerze, wolałbym coś bardziej tradycyjnego. Apsik! Na
przykład, nie wiem, szkatułę pełną złotych dukatów...
-
Bo się nie znasz - odparł, śmiejąc się, Ulrich.
Yumi zaczęła szperać wśród kartek rozrzuconych na biurku.
-
Notatki. Bazgroły. Nawet lista zakupów.
Kiwi zanurzył pysk w przewróconym koszu na śmieci, a potem cały wsunął się
niezdarnie do środka.
-
Chyba nic nie kapuję. Co miałeś na myśli, mówiąc, że „zatrzymaliście
wszystko"? - zapytała zmieszana Aelita, gładząc kilka starych przedmiotów. -
Wszystko... co?
-
Ups, może nie powiedzieliśmy ci jeszcze... - odpowiedział Odd w zamyśleniu.
-
Czego nie powiedzieliście?
-
Czekaliśmy tylko na odpowiedni moment - wtrącił się Jeremy.
♦ 123 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
No bo koniec końców...
-
Czy można wiedzieć, o czym wy, do licha, mówicie? - naciskała Aelita.
-
To bardzo proste. To był kiedyś twój dom - powiedział Jeremy i podszedł do
niej.
-
Mój dom?
-
Właśnie.
-
Chcesz powiedzieć, że ja tu mieszkałam?
-
Tak. Razem z twoim ojcem. Twórcą Lyoko.
Aelita poczuła, że uginają się pod nią nogi.
-
Mój ojciec... stworzył Lyoko?
-
Tak. Twój ojciec nazywał się Franz Hopper. Profesor Hopper. Uczył w Kadic.
-
Chwila, moment - Aelita potrząsnęła głową, nie mogąc zebrać myśli. -
Naprawdę mój ojciec wymyślił Lyoko?
-
No. Gdy chodziłaś do szkoły - ciągnął Jeremy. - Wydawało się, że wszystko
idzie jak z płatka, dopóki... - przerwał gwałtownie, patrząc na nią z powagą. - Czy
coś ci mówi data 6 czerwca?
-
Nie - Aelita potrząsnęła głową. - A powinna?
-
To dzień, w którym uciekłaś razem z twoim ojcem. Dzień, w którym weszłaś
do skanerów w starej fabryce.
-
My... uciekliśmy?
-
Nie pytaj nas, dlaczego. Nie wiemy.
-
I kiedy zdarzyło się to wszystko?
♦ 124 ♦
♦ CZEKOLADA, KSIĄŻKI I TAJNE PRZEJŚCIA ♦
-
Dziesięć lat temu.
Aelita schowała głowę w ramiona. W oczach miała lęk.
-
Dziesięć lat temu? Ale... jeśli naprawdę byłam uczennicą w tej szkole... ile
miałam wtedy lat?
-
Mniej więcej dwanaście.
-
To niemożliwe! Jeśli tak jest, to teraz powinnam mieć ponad dwadzieścia lat!
Jeremy nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak bardzo jest to dla niej bolesne i
wstrząsające. Ale wcześniej czy później nadszedłby ten moment i Jeremy dobrze o
tym wiedział. Aelita musiała sobie przypomnieć. A z pamięcią nieuchronnie musiał
wrócić ból.
Zmusił się do uśmiechu.
-
Ale nie masz ich. Wiem, że może wydać ci się to absurdalne, ale się nie
postarzałaś. Gdy byłaś w Lyoko i komputer był wyłączony, czas się dla ciebie
zatrzymał.
Aelita wyglądała na oszołomioną. Zmarszczyła czoło, twarz miała skupioną.
Próbowała uporządkować te wszystkie nowe informacje.
-
W takim razie kto... wyłączył superkomputer? - wykrztusiła.
-
Tego także nie wiemy - potrząsnął głową Jeremy. - Może twój ojciec. Albo ten,
kto go ścigał. Może ktoś pomyślał, że to zbyt niebezpieczne, gdy jest włączony.
♦ 125 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Ja... mieszkałam tu ztatą- powtórzyła Aelita, jakby chcąc się upewnić. Potem w
głębi oczu rozbłysnął jej ognik. -A... moja matka? Musiałam mieć także i mamę...
nie?
-
Przykro mi... Nic o niej nie wiemy - tym razem odpowiedziała Yumi,
opanowując się, aby nie wybuchnąć płaczem.
Aelita spojrzała na nią bez słowa. Wszystko to było takie absurdalne i takie pełne
pytań bez odpowiedzi. Nie była w stanie nawet myśleć, chociaż się starała. Czuła się
pusta i bezsilna.
Nieświadomie wyjęła z pyska Kiwiego notes, który psiak wygrzebał w koszu.
Okładka z czarnej skóry była ściągnięta gumką. Otworzyła go mechanicznie i
przekartkowała: wszystkie strony były białe. „Pusty. Tak samo jak moja głowa".
Włożyła sobie notes do tylnej kieszeni dżinsów i usiadła na podłodze. Chciała
zamknąć oczy, obudzić się po miesiącu i nie pamiętać niczego z całej tej historii.
-
Hej, słuchajcie! - głos Odda przerwał nagle pełną napięcia ciszę. - Robimy się
zbyt nerwowi na tym strychu. I nasz szczególny dzień zamienia się w stypę. Co wy
na to, żeby zabawić się w coś?
-
Co masz na myśli? - zapytała nieufnie Yumi.
-
Co powiecie na zabawę w chowanego?
Nikt nie wyraził entuzjazmu.
Zasmucony Odd rozejrzał się dookoła i westchnął:
♦ 126 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-Ja... mieszkałam tu z tatą- powtórzyła Aelita, jakby chcąc się upewnić. Potem w
głębi oczu rozbłysnął jej ognik. -A... moja matka? Musiałam mieć także i mamę...
nie?
-
Przykro mi... Nic o niej nie wiemy - tym razem odpowiedziała Yumi,
opanowując się, aby nie wybuchnąć płaczem.
Aelita spojrzała na nią bez słowa. Wszystko to było takie absurdalne i takie pełne
pytań bez odpowiedzi. Nie była w stanie nawet myśleć, chociaż się starała. Czuła się
pusta i bezsilna.
Nieświadomie wyjęła z pyska Kiwiego notes, który psiak wygrzebał w koszu.
Okładka z czarnej skóry była ściągnięta gumką. Otworzyła go mechanicznie i
przekartkowała: wszystkie strony były białe. „Pusty. Tak samo jak moja głowa".
Włożyła sobie notes do tylnej kieszeni dżinsów i usiadła na podłodze. Chciała
zamknąć oczy, obudzić się po miesiącu i nie pamiętać niczego z całej tej historii.
-
Hej, słuchajcie! - głos Odda przerwał nagle pełną napięcia ciszę. - Robimy się
zbyt nerwowi na tym strychu. I nasz szczególny dzień zamienia się w stypę. Co wy
na to, żeby zabawić się w coś?
-
Co masz na myśli? - zapytała nieufnie Yumi.
-
Co powiecie na zabawę w chowanego?
Nikt nie wyraził entuzjazmu.
Zasmucony Odd rozejrzał się dookoła i westchnął:
♦ 126 ♦
♦ CZEKOLADA, KSIĄŻKI I TAJNE PRZEJŚCIA ♦
-
Zgoda, kapuję. Ja będę odliczał jako pierwszy. Ale nie szukajcie zbyt trudnych
kryjówek!
Potem wyszedł za drzwi gabinetu, zostawiając je otwarte, zasłonił sobie rękoma oczy
i zaczął liczyć na głos: jeden, dwa, trzy, cztery...
Jeremy uznał, że pomysł Odda nie jest aż taki zły.
Złapał Aelitę za rękę i szepnął jej:
-
W tę stronę.
LATARKA ELEKTRYCZNA
Niezbędna w podziemiach opuszczonej fabryki.
MYSZKA SUPERKOMPUTERA
To jest jedyna myszka od superkomputera. Zabrałem ją, kiedy postanowiliśmy
go wyłączyć.
KAMERA CYFROWA
Za pomocą tej kamery chcieliśmy odtworzyć twoje wspomnienia, Aelito.
KASETA VH S
Dokumentalne nagranie, które zostawił profesor Franz Hopper, aby wyjaśnić sekrety
Lyoko.
CZEKOLADA ROZPUSZCZALNA
Słodka pomoc
w walce z zimnem.
KLAMERKA DO BIELIZNY
Podstawa przy przechodzeniu przez kanały. Nie wolno o niej zapomnieć!!!
SZWAJCARSKI SCYZORYK
Mój niezastąpiony scyzoryk, wierny towarzysz w każdej przygodzie!
BILET NA POCIĄG
Podróż, która pozwoliła nam odkryć nowe sekrety Pustelni
FILM GROZY
Ulubiony film Odda. Co on w nim widzi zabawnego...?
Sztuczka programistów, stosowana, żeby zapamiętać najtrudniejsze hasła. Służy do
zastępowania liter i cyfr.
NOTES
Znaleźliśmy go na strychu w Pustelni. Należał do profesora Hoppera.
Pozory mylą!
Nowy singiel „zespołu stulecia". Tło dźwiękowe tej historii.
WORKI Z WAPNEM
Worki z wapnem, które znaleźliśmy w piwnicy Pustelni. Zaprowadziły nas
do braci Broulet.
OBWODY
W fabryce było pełno nieczytelnych schematów. Może odnosiły się do
superkomputera?
POTWORY Z LYOKO
Zza konsoli nabazgrałem stworzenia
mieszkające w Lyoko.
WIZYTÓWKA
Wizytówka profesora Hoppera. Niewiele więcej się o nim dowiedzieliśmy.
CZARNY KOT
Nie myślałem, że Odd jest znawcą »powiadań grozy. Ta książka chyba jest super.
Muszę ją przeczytać.
ZELAZNY MOST
Most przed starą fabryką. Na pewno go pamiętasz, Aelito.
4
»STUDZIENKA KANALIZACYJNA
Po długiej wędrówce w smrodzie, wreszcie świeże powietrze... ale to nie koniec
niespodzianek.
WILLA PUSTELNIA
Punkt wyjściowy naszego dochodzenia. >tary dom profesora Hoppera jest labiryntem
tajemnych przejść.
MEDALION
I twój medalion, Aelito.
Twój ojciec i twoja matka, Anthea,
mieli takie same. Szukaj matki...
9
EVA SKINNER
(STANY ZJEDNOCZONE, KALIFORNIA, 9 STYCZNIA)
Gimnazjum im. Meredith Logan z góry przypominało raczej luksusowy hotel niż
szkołę. Był to sześciopiętrowy budynek w kształcie podkowy obejmującej wielki
dziedziniec główny. Znajdowały się tam park, pole golfowe i sztucznie spiętrzona
rzeka, na której uczniowie mogli ćwiczyć się w wioślarstwie.
Szkoła Meredith, bo tak nazywano gimnazjum, znajdowała się pomiędzy miastem
Berkeley a Briones Regional Park w Kalifornii. Była uważana za jedną z najlepszych
szkół w Stanach Zjednoczonych, i to nie tylko z powodu doskonałej kadry
pedagogicznej, lecz także umiejętności organizowania różnego rodzaju imprez, od
koncertów po zawody sportowe.
W niedzielę, 9 stycznia, w całej szkole panował zgiełk. Od świtu dziedziniec był
zastawiony tirami i przyczepami kem-
♦ 129 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
pingowymi, a teraz robotnicy wyładowywali i montowali części, podłączali
przewody. Mniej więcej w południe pojawili się także uczniowie, którzy wrócili o
dzień wcześniej z ferii.
Jak na tę porę roku był to niezwykle upalny dzień - ponad dwadzieścia stopni.
Młodzież ubrana w T-shirty tłoczyła się pod banerami z napisem: CEB DIGITAL,
KONCERT NA ŻYWO!
Trzy uczennice trzymające pojemniki na lunch stanęły pod starą sosną zwaną Old
Joe, która rosła na małym wzgórku koło szkoły. Stamtąd miały świetny widok na cały
dziedziniec.
-
Niesamowite, prawda? - powiedziała Susy, ulegając podniecającej atmosferze.
- Naprawdę warto było wrócić do szkoły dzień wcześniej!
-
Nie mogę się doczekać! - zawtórowała jej Jennifer. - Już widać scenę. O
kurczę, jest OGROMNA!
Trzecia dziewczynka, Eva Skinner, miała krótko przycięte blond włosy, które
podkreślały doskonałą linię jej noska.
Eva spojrzała na koleżanki i zamrugała lazurowymi oczami, których zalotne
spojrzenie już niejednemu uczniowi Meredith zawróciło w głowie.
-
Jest wielka, ale w Los Angeles była przynajmniej dwa razy taka -
skomentowała zimno.
Z nich wszystkich tylko ona miała szczęście uczestniczyć w wydarzeniu stulecia:
koncercie Ceb Digital w Los Angeles, na który przyszło prawie sto tysięcy osób. Z
tego powodu zo-
♦ 130 ♦
♦ EVA SKINNER ♦
stała wybrana na przewodniczącą szkolnego fanklubu i teraz mogła sobie pozwolić
na ocenę pracy robotników.
-
Mój stary obiecał, że mnie zawiezie na tamten koncert - westchnęła Susy - ale
coś mu wypadło w ostatniej chwili.
-
Tak, ale żeby cię przeprosić, na Boże Narodzenie podarował ci kucyka -
zwróciła jej uwagę Jennifer.
-
Konie, co za obrzydlistwo. Śmierdzą.
-
W każdym razie ta scena nie jest taka duża - zawyrokowała Eva, aby wrócić do
ulubionego tematu. - Reflektory też są małe. A poza tym w Los Angeles koncert był
wieczorem, a nie po południu. Wyobrażacie sobie? W ciemnościach postać Gardenii
na telebimach sięgała do samego nieba...
-
Powinnam była tam być! - żałowała Susy. Potem poszperała w torebce i
wyciągnęła cyfrowy aparat fotograficzny, który wujek i ciocia podarowali jej na
urodziny. - Pójdziemy zrobić trochę zdjęć? Będziemy mogły umieścić je na forum
Music--Oh.
-
Zostały tylko trzy godziny do koncertu, a ja muszę jeszcze wziąć prysznic,
uczesać się, umalować i wybrać ubranie - na-dąsała się Eva. - Nie mam czasu na...
-
Ale ty jesteś przewodniczącą - przypomniała Jennifer ze złośliwym
uśmieszkiem. - Masz pewne obowiązki.
Eva zatrzymała się przy ławce przed wejściem do szkoły, aby wziąć listę z
nazwiskami wszystkich, którzy chcieli
♦ 131
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
zdjęcie z autografem Gardenii albo innego członka zespołu. Potem Susy poprosiła ją,
żeby doradziła jej, co ma na siebie włożyć. Na koniec Jennifer błagała ją, żeby
pomogła jej z fryzurą.
-
A kiedy ja się przygotuję?
-
Ty i tak jesteś piękna. Proszę, przecież wiesz, że to coś wyjątkowego!
Eva wysuszyła jej włosy, ułożyła i pofarbowała jedno pasemko na różowo.
-Zupełnie jak fryzura Gardenii - stwierdziła z zadowoleniem Jennifer, przeglądając
się w lustrze.
Eva darowała sobie uwagę, że z tym różowym pasemkiem na piaskowych włosach
przyjaciółka wygląda mało inteligentnie. Była gotowa pomalować jej twarz na
zielono, żeby tylko móc już wrócić do swojego pokoju.
Kiedy wreszcie wyszła z pokoju Jennifer, znalazła się twarzą w twarz z nadbiegającą
z korytarza Susy.
-
Co znowu? - spytała Eva. Tym razem była naprawdę rozzłoszczona.
Susy wręczyła jej CD.
-
To są zdjęcia - wysapała.
-
Czy nie mogłabym wywiesić Ich na stronie po koncercie? Została już tylko
godzina!
-
Żartujesz, prawda? Dzięki temu, że Ceb Digital są w Me-
132
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
zdjęcie z autografem Gardenii albo innego członka zespołu. Potem Susy poprosiła ją,
żeby doradziła jej, co ma na siebie włożyć. Na koniec Jennifer błagała ją, żeby
pomogła jej z fryzurą.
-
A kiedy ja się przygotuję?
-
Ty i tak jesteś piękna. Proszę, przecież wiesz, że to coś wyjątkowego!
Eva wysuszyła jej włosy, ułożyła i pofarbowała jedno pasemko na różowo.
-
Zupełnie jak fryzura Gardenii - stwierdziła z zadowoleniem Jennifer,
przeglądając się w lustrze.
Eva darowała sobie uwagę, że z tym różowym pasemkiem na piaskowych włosach
przyjaciółka wygląda mało inteligentnie. Była gotowa pomalować jej twarz na
zielono, żeby tylko móc już wrócić do swojego pokoju.
Kiedy wreszcie wyszła z pokoju Jennifer, znalazła się twarzą w twarz z nadbiegającą
z korytarza Susy.
-
Co znowu? - spytała Eva. Tym razem była naprawdę rozzłoszczona.
Susy wręczyła jej CD.
-
To są zdjęcia - wysapała.
-
Czy nie mogłabym wywiesić ich na stronie po koncercie? Została już tylko
godzina!
-
Żartujesz, prawda? Dzięki temu, że Ceb Digital są w Me-
♦ 132 ♦
♦ EVA SKINNER ♦
redith, nawiążemy miliony kontaktów. Nie chcesz zostawić wszystkich fanów z
niczym!
- W porządku. Daj mi to.
Eva wpadła do pokoju jak furia, rozebrała się i weszła pod prysznic. Zamiast długiej,
relaksującej kąpieli musiała zadowolić się krótkim prysznicem. Potem włożyła
szlafrok, owinęła mokre włosy czystym ręcznikiem i chlapiąc na podłogę, pobiegła
do komputera.
Ładowanie zdjęć będzie niewdzięczną pracą. W dniach koncertów strona Music-Oh
działała porażająco wolno.
Komputer się uruchamiał, a Eva lakierowała sobie paznokcie. Potem pomachała
rękoma, aby je wysuszyć.
W tym czasie stopą nacisnęła przycisk otwierający czytnik DVD.
Na szczęście, jako przewodniczącej fanklubu, zarezerwowano jej miejsce w
pierwszym rzędzie i nie musiała przychodzić wcześniej, żeby tłoczyć się przy
barierkach jak zwykli śmiertelnicy.
Ale i tak to będzie wyścig z czasem.
Wzięła myszkę i kliknęła na ikonę Music-Oh.
Na ekranie pokazało się logo Ceb Digital - róża z łodygą zakończoną gitarą
elektryczną. Eva rzuciła na nie roztargnione spojrzenie.
♦ 133 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Obraz zadrżał i zafalował, korona kwiatu powiększyła się, a różowy kolor
pociemniał. Na miejscu logo pojawił się dziwny rysunek. Dwa czarne koncentryczne
pierścienie. Cztery kreski pionowe, u góry i u dołu.
Zdziwiona dziewczynka zamrugała powiekami.
Z myszki strzeliła niebieskawa iskra.
Potem Eva już nic nie pamiętała.
10
SEKRETY
PUSTELNI
(FRANCJA, MIAST" ŻELAZNEJ WIEŻ 9 STYCZNIA)
Jeremy poprowadził Aelitę w stronę biurka i wskazał jej klapę w podłodze. Była to
zwykła drewniana deska, tylko jaśniejsza od reszty parkietu. Odsunęli ją wspólnie i
zaczęli kichać od unoszącego się kurzu. Pomiędzy grubymi cementowymi
-Niesamowite! - wykrzyknęła Aelita. -To mi wygląda na tajne przejście.
-
To jest tajne przejście, schodzi się nim prosto do podziemi - uśmiechnął się
Jeremy. - Pomyśl, stąd odchodzi korytarz, który prowadzi aż do opuszczonej fabryki!
Sądzimy, że twój ojciec wykorzystywał je, żeby niepostrzeżenie chodzić do swojego
laboratorium. Możliwe nawet, że dziesięć lat temu uciekliście właśnie tędy.
-
Mówisz tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie...
ścianami zobaczyli wąskie kręcone schody.
♦ 135 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
- Aelita wzięła go za ramię i obróciła w swoją stronę. - Proszę cię, Jeremy - szepnęła,
patrząc mu prosto w oczy. - Musisz opowiedzieć mi wszystko, co wiesz. Teraz!
-
Jak chcesz, ale tylko pod warunkiem że nie damy się od razu odnaleźć -
zażartował. Widząc jednak surowy wyraz twarzy Aelity, natychmiast spoważniał. -
Odkryliśmy, że twój ojciec był typem człowieka raczej... dyskretnego. Wyposażył
dom w drogi ewakuacyjne i ukryte przejścia.
-
Ale po co te wszystkie tajemnice?
-
Sądzimy, że wiązało się to ze szczególną naturą badań twojego ojca. A może
jakąś rolę w tym odgrywają także ci, dla których prowadził te badania...
-
Co to znaczy? Dla kogo pracował mój ojciec? - poczuła, jak po plecach
przebiega jej dreszcz.
Jeremy potrząsnął głową.
-
Nie jesteśmy pewni. Na razie mamy tylko nazwę: Green Phoenix. Zielony
Feniks.
-
Czyli?
-
Poruszamy się po omacku.
Zapadło milczenie, które wydawało się trwać całe wieki. Aelita bez ruchu
wpatrywała się w ginące w ciemnościach schody.
-
A ty znasz wszystkie te przejścia? - zapytała nagle, tak jakby obudziła się z
długiego snu.
♦ 136 ♦
♦ SEKRETY PUSTELNI ♦
-
Nie, niestety. Plany budowy Pustelni uległy zniszczeniu. Ale za to przy każdej
wyprawie badawczej odkrywamy jakieś nowe przejście. Dlatego zabawa w
chowanego tutaj jest tak wciągająca!
Chłopiec uśmiechnął się, a potem porozumiewawczo puścił do niej oko.
Aelita odwzajemniła uśmiech i postawiła stopę na pierwszym schodku. Po chwili
zastanowienia ponownie odwróciła się do Jeremy'ego.
-
Żadnych tajemnic między nami, nigdy. Zgoda?
Jeremy popatrzył na nią poważnie i przytaknął.
-
Słowo. Teraz jednak zejdźmy, zanim Odd nas odkryje.
Podziemia Pustelni były czymś więcej niż zwykłą piwnicą. Przypominały magazyn.
Jeremy i Aelita wyszli z tajnego przejścia i zamknęli za sobą drzwi. Dzięki
cementowej płycie, która je pokrywała, były one całkiem niewidoczne.
Na wprost nich mieściła się chłodnia - pomieszczenie zamknięte pancernymi
drzwiami. Po prawej stronie znajdowała się spiżarnia pełna metalowych szaf, w
których stały jeszcze konserwy.
Zaczęli błądzić po korytarzach oświetlonych tylko przez matowe okienka na
wysokości sufitu. Znaleźli schowki zawalone
♦ 137 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
miotłami i środkami czyszczącymi, a potem weszli do ogromnej, pustej sali, w której
był tylko wieszak do suszenia bielizny i stara pralka.
Jeremy wiedział, że Aelicie musi być ciężko, i czuł się winny, że nie jest w stanie
szczerze współczuć przyjaciółce. Dawno już nie czuł się tak szczęśliwy. Był na
feriach razem ze swoimi przyjaciółmi. A gra w chowanego dostarczyła mu
doskonałego pretekstu, aby pobyć trochę sam na sam z Aeli-tą. Być może
zachowywał się niewłaściwie, ale nic nie mógł na to poradzić.
Ostatecznie Aelita także zdawała się traktować tę wycieczkę po podziemiach jako
rozrywkę.
-
A z tej strony? - spytała zaciekawiona, gdy doszli do wylotu ciemnego
korytarza.
-
Schodzi się do innych przejść, których jeszcze nie zbadaliśmy w całości.
Spacer nimi zajmuje dobre dwadzieścia minut. A potem... kto wie?
Aelita miała wrażenie, że już tu była, chociaż nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy.
Otrząsnęła się i spojrzała w przeciwną stronę.
-
A to? - zapytała.
Było to małe, kwadratowe pomieszczenie o bokach długości zaledwie paru metrów.
Wyglądało na magazyn. Znajdowały się tam skrzynki pełne połamanych kafelków,
kubeł zabrudzo-
♦ 138 ♦
♦ SEKRETY PUSTELNI ♦
ny zaprawą i stara kielnia, a w kącie leżały zakurzone worki z wapnem.
-
Poczekaj chwilę - powiedziała Aelita. - Mówiłeś, że nie znalazłeś nigdy planu
budowy willi, prawda?
-
Prawda.
-
Ale ktoś przecież ją zbudował. Mam na myśli murarzy. Może oni mogliby nam
coś powiedzieć.
-
Hm - Jeremy spojrzał na nią z podziwem. - Masz rację. Nie pomyślałem o tym
- przykucnął, aby zbadać worki. - Tu u góry jest napis, którego nie można odczytać.
Całkiem zatarty. Pomóż mi przesunąć te worki, może te z tyłu są w lepszym stanie.
Worki sporo ważyły, ale we dwójkę zdołali przesunąć ich pierwszy rząd o kilka
centymetrów dalej.
Aelita wcisnęła się między worki i schyliła się, aby przeczytać.
-
Bingo! Bracia Brouiet, rue de Tivoli 117.
-
Z drugiej strony miasta - zauważył Jeremy.
-
To znaczy, że mój ojciec zwrócił się do firmy z odległej dzielnicy. Może ona
jeszcze działa? Chodźmy tam od razu.
-
Ej, powoli! - wykrzyknął Jeremy. - Poczekajmy przynajmniej do końca gry,
co?
-
Ale pomyśl! - nalegała Aelita. - Czy śledztwo nie jest bardziej wciągające od
zabawy w chowanego?
♦ 139 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Yumi i Ulrich poszli do ogrodu. Buty zapadały się im głęboko w śniegu.
Po kilku krokach Ulrich miał już mokre skarpetki i zaczął kichać.
-
Wyjście na dwór to nie był najlepszy pomysł. Zostawiamy mnóstwo śladów,
Odd znajdzie nas w sekundę! Trzeba było zostać w środku, w ciepełku.
-
Zamknij się! - wybuchnęła Yumi. - Czy nie możesz przestać narzekać i zamiast
tego rozkoszować się świeżym powietrzem? Nie sądzisz, że to romantyczne?
Ulrich się zatrzymał.
-
Ro... mantyczne?- wybełkotał zmieszany.
Czuł się, jakby Yumi zadała mu jeden ze swych bolesnych ciosów kung-fu.
-
Chodźmy, no śmiało! - zachęciła go przyjaciółka. Wzięła go za rękę i
poprowadziła w stronę oblodzonej alejki wejściowej. Ręka Yumi była rozpalona, a
Ulrich mimo mrozu miał spoconą szyję. Czarne włosy dziewczynki błyszczały w
promieniach zimowego słońca.
Yumi zatrzymała się nagle.
-
Tfu, co za zbieg okoliczności. Patrz, kto idzie - szepnęła.
Ulrich obrócił się instynktownie w stronę, w którą spoglądała, i skamieniał. W
sekundę później objął Yumi i rzucił się z nią na ziemię. Zanurkowali w głębokim
śniegu.
♦ 140 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Yumi i Ulrich poszli do ogrodu. Buty zapadały się im głęboko w śniegu.
Po kilku krokach Ulrich miał już mokre skarpetki i zaczął kichać.
-
Wyjście na dwór to nie był najlepszy pomysł. Zostawiamy mnóstwo śladów,
Odd znajdzie nas w sekundę! Trzeba było zostać w środku, w ciepełku.
-
Zamknij się! - wybuchnęła Yumi. - Czy nie możesz przestać narzekać i zamiast
tego rozkoszować się świeżym powietrzem? Nie sądzisz, że to romantyczne?
Ulrich się zatrzymał.
-
Ro... mantyczne? - wybełkotał zmieszany.
Czuł się, jakby Yumi zadała mu jeden ze swych bolesnych ciosów kung-fu.
-
Chodźmy, no śmiało! - zachęciła go przyjaciółka. Wzięła go za rękę i
poprowadziła w stronę oblodzonej alejki wejściowej. Ręka Yumi była rozpalona, a
Ulrich mimo mrozu miał spoconą szyję. Czarne włosy dziewczynki błyszczały w
promieniach zimowego słońca.
Yumi zatrzymała się nagle.
-
Tfu, co za zbieg okoliczności. Patrz, kto idzie - szepnęła.
Ulrich obrócił się instynktownie w stronę, w którą spoglądała, i skamieniał. W
sekundę później objął Yumi i rzucił się z nią na ziemię. Zanurkowali w głębokim
śniegu.
♦ 140 ♦
♦ SEKRETY PUSTELNI ♦
Przed bramą przechodził ich kolega ze szkoły, William Dun-bar. Miał na sobie
elegancką, zapiętą pod szyję kurtkę i szarą wełnianą czapkę, która zakrywała mu
trochę przydługie czarne włosy. Z uszu wystawały mu słuchawki od odtwarzacza
MP3. Pogwizdywał sobie jakiś kawałek.
-
Co ci strzeliło do głowy? - krzyknęła na wpół przyduszona Yumi. - Chcesz
mnie zabić?
-
Cicho bądź! - szepnął Ulrich, kładąc jej dłoń na ustach. Odwrócił się
zaniepokojony, aby sprawdzić, czy William niczego nie spostrzegł. Ale chłopiec
oddalił się spokojnym krokiem.
To, że zatkał jej usta, dosłownie rozwścieczyło Yumi. Bez zastanowienia zastosowała
chwyt dżudo, przerzuciła Ulricha przez bark i wstała. Jego zwykle blada twarz stała
się czerwona jak burak. On też patrzył na nią z gniewem.
-
Słuchaj no, Stern! - syknęła. - Nie chciałeś, żeby William nas zauważył, co?
Nie chciałeś, żeby się ze mną przywitał?
-
Daj spokój, dobra?
-
Nie będziesz mi mówił, kiedy mam dać spokój, a kiedy nie! Nie masz żadnego
prawa! Żadnego!
Dziewczynka obróciła się na pięcie i skierowała wielkimi krokami w stronę domu.
Przemoczony Ulrich został na śniegu, zastanawiając się, w którym momencie
popełnił błąd.
♦ 141 ♦
ń
11
EVA SKINNER
(STANY ZJEDNOCZONE, KALIFORNIA, 9 STYCZNIA)
Czuł się dobrze. Czuł się żywy.
I chociaż stracił cenny czas na szukanie odpowiedniej osoby, było warto... Ona była
doskonała. Nie to, co ten chłopaczek z Massachusetts. Ani ten młodzieniec z
prywatnego samolotu.
Eva.
Ona mu pasowała.
To ona była tą wybraną.
Facet z ochrony miał dwa metry wysokości i potężną klatę. Ubrany był w ciemną
koszulkę. Zmierzył dziewczynkę złym wzrokiem. Potem zauważył plakietkę z
napisem FANKLUB i dał jej znak, żeby weszła.
- Tędy - rzucił szorstko.
♦ 143 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Eva Skinner weszła za metalową barierkę, a za nią Susy, Jennifer i pięć innych
dziewczynek z komitetu naczelnego klubu. Zaraz miało się zacząć.
Po ich prawej stronie uczniowie ze szkoły im. Meredith Lo-gan napierali na barierki.
Po lewej stronie była scena, oddzielona od widzów tylko niską zaporą i wąskim
pasem trawnika.
Sam sprzęt muzyczny zajmował większą część przestrzeni. Stało tam pięć wielkich
bębnów i nieokreślona liczba werbli, talerzy, małych bębnów i bębenków. Były tam
bongo i plemienne bębny do wolnych piosenek, a także wielki stojak, na którym już
umieszczono wszystkie gitary, których Freno będzie używał w czasie koncertu.
Komputery do efektów specjalnych znajdowały się obok klawiszy Bumby,
zamocowanych na sprężynie, aby mógł się on poruszać w rytm muzyki. Na środku
sceny stały mikrofony Gardenii i bas Mistika.
-
Ale czad - wymamrotała Susy z szeroko otwartymi oczami.
-
Ale odjazd - naśladowała ją Jennifer.
Eva natomiast nic nie powiedziała. Przyglądała się technikom, którzy kończyli
podłączać ostatnie kable. Na wielkim telebimie wyświetlane były w kółko nagrania
wideo z tournee dookoła świata.
Dziewczynki zajmowały fantastyczne pozycje: to one pierw-
♦ 144 ♦
♦ EVA SKINNER ♦
sze zobaczą Gardenię, kiedy wejdzie na scenę i zawoła: „Cieszcie się życiem,
ludzie!". A potem: „Jesteśmy Ceb Digital!".
Nagle wszystkie światła się zapaliły, a stłoczona przy barierkach młodzież zaczęła
głośno skandować: Ceb-Dig! Ceb-Dig! Ceb-Dig!
Wszyscy bardzo się rozczarowali, gdy zobaczyli, że na scenę wchodzi nie Gardenia,
ale nauczycielka, pani Hanna Jef-frey Logan, dyrektorka szkoły i prapraprawnuczka
założycielki szkoły, Meredith Logan.
Zapadła cisza i pani Logan rozpoczęła przemowę:
-
To wydarzenie, które tak was emocjonuje, w rzeczywistości ma wielkie
znaczenie edukacyjne... Muzyka odgrywa niezwykłą rolę w kształceniu młodych
umysłów... Koncert, który znajdzie oddźwięk w całym narodzie...
Po pięciu minutach tego ględzenia młodzież nie wytrzymała. Skandowanie odezwało
się znowu, głośniejsze niż wcześniej. Słychać było też odosobnione okrzyki:
-
Starczy tej gadki! Chcemy Gardenii!
Imię Gardenii było podawane z ust do ust, aż zmieniło się
■
w ogłuszający ryk. Na koniec dyrektorka wzruszyła ramionami i zakończyła:
-
Jestem przekonana, że zrozumieliście. Bawcie się w spokoju i nie zróbcie sobie
krzywdy. Oddaję głos słynnym Ceb Nominał...
♦ 14 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
CEB DIGITAL*. - wrzasnął tłum tak głośno, że rozwiały się jej włosy.
-
Tak, tak, zgoda, jak uważacie. Miłego popołudnia.
Odwróciła się pospiesznie i na scenie zgasły światła.
-
Oto oni - szepnęła Eva, drżąc. - Zaczynają.
Don, don, don, don...
Rozległ się dźwięk basu. Mistik powtarzał ciągle tę samą nutę. Entuzjazm młodzieży
sięgał szczytów. Goryle z ochrony musieli opierać się o barierki, żeby nie runęły.
Gitara Frena zaczęła solówkę. Scena była jeszcze pusta.
Potem dźwięczny kobiecy głos wyskandował:
-
Cieszcie się...
-
ŻYCIEM, LUDZIE! - odpowiedziała chóralnie publiczność.
-
Tak, właśnie tak! - to był prawie szept, ale zawierał w sobie niezwykłą, choć
jeszcze przytłumioną energię. - Dzisiaj, w Gimnazjum im. Meredith Logan w
BERKELEY, w KALIFORNII! - głos podniósł się na moment, ale szybko wrócił do
szeptu. - Poprzedziła nas wasza niezwykle czarująca dyrektorka... Jak wy z nią
wytrzymujecie? Całe szczęście, że już nie chodzimy do szkoły.
Krzyki, śmiechy.
-
Jesteśmy tu dla was. Żeby was rozerwać. My jesteśmy...
-
CEB DIGITAL!
Zapaliły się światła i muzycy wbiegli na scenę.
♦ ♦
♦ EVA SKINNER ♦
Potem nastąpiła eksplozja muzyki, podskoki, okrzyki i Eva nie kojarzyła już nic poza
tym, że jest doskonale szczęśliwa.
Przez godzinę i dwadzieścia minut krzyczała aż do zdarcia gardła. Kiedy Freno
zaczął solówkę na gitarze altowej, adrenalina ścisnęła jej gardło tak mocno, że
poczuła się tak, jakby miała zemdleć.
-
Panie i panowie - oznajmiła ze sceny Gardenia. - Mamy zaszczyt
zaprezentować wam teraz nasz ostatni singiel. Nazywa się...
-
LUV LUV PUNKA! - wyręczyła ją publiczność.
Gitara zaczęła grać głośniej, a inne instrumenty dołączały kolejno. Na ciemnej scenie
świecił się telebim. Jakiś chłopak budził się w zabałaganionym pokoju, jadł
śniadanie...
-
Life is sometimes weird-a, boring-a, laid-a, that's my shout 'coz I...
-
LUV LUV PUNKA!
Gardenia była przebrana za sprzątaczkę. Szła po ulicy, widziała chłopca, który
uciekał, brała go za rękę. Freno grał na gitarze, leżąc na skrzynkach w zaułku, padał
deszcz. Zoom na schody przeciwpożarowe budynku i oto Bumba przy klawiszach.
-
...so wanna say that /...
-
LUV LUV PUNKA!
♦ 147 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Gardenia podniosła z ziemi różę, a ta ożyła. Jej łodyga wydłużyła się aż do ziemi,
wypuściła korzenie, stała się potężną rośliną, która uniosła Gardenię i chłopaka ku
niebu. Korona róży otwierała się i mieniła różnymi kolorami. Potem na chwilę płatki
zmieniły kształt.
Utworzyły dwa koncentryczne pierścienie w kształcie oka.
4
Eva już takie widziała.
Obraz błysnął tak szybko, że nikt z publiczności go nie zarejestrował. Ale zdążył
odcisnąć się w mózgu Evy Skinner.
Wszystko wokół niej stało się czarne.
12
TAJEMNICA
BUDOWNICZYCH
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻY, 9 STYCZNIA)
Zabawa w chowanego zakończyła się fiaskiem.
Gdy tylko Odd zabrał się do szukania, Jeremy i Aelita pojawili się na strychu i
krzyknęli, żeby się zatrzymał. Potem cała trójka zeszła, aby poszukać Ulricha i Yumi.
Znaleźli ich siedzących w milczeniu na tapczanie w salonie. Musiało między nimi
coś zajść, ponieważ dziewczynka wyglądała na rozwścieczoną, a Ulrich obserwował
ją nieśmiało.
-
Aelita wpadła na pomysł - oznajmił Jeremy. - W piwnicy zostało trochę
worków z wapnem zakupionych przez firmę budowlaną
-
No i? - burknął Ulrich.
-
Chcieliśmy pójść pod adres podany na workach i zapytać, czy ktoś z nich
pracował w Pustelni.
-
W niedzielę? - włączyła się Yumi.
♦ 149 ♦
12
TAJEMNICA
BUDOWNICZYCH
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻY, 9 STYCZNIA)
Zabawa w chowanego zakończyła się fiaskiem.
Gdy tylko Odd zabrał się do szukania, Jeremy i Aelita pojawili się na strychu i
krzyknęli, żeby się zatrzymał. Potem cała trójka zeszła, aby poszukać Ulricha i Yumi.
Znaleźli ich siedzących w milczeniu na tapczanie w salonie. Musiało między nimi
coś zajść, ponieważ dziewczynka wyglądała na rozwścieczoną, a Ulrich obserwował
ją nieśmiało.
-
Aelita wpadła na pomysł - oznajmił Jeremy. - W piwnicy zostało trochę
worków z wapnem zakupionych przez firmę budowlaną
-
No i? - burknął Ulrich.
-
Chcieliśmy pójść pod adres podany na workach i zapytać, czy ktoś z nich
pracował w Pustelni.
-
W niedzielę? - włączyła się Yumi.
♦ ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Dzisiaj możemy robić to, co chcemy. Jutro zaczyna się szkoła.
-
Wiesz, ile lat mogą mieć te worki z wapnem, Einstein? Co najmniej dziesięć.
-
Ale to jest jakiś pomysł.
Ulrich przetarł ręcznikiem mokre włosy.
-
A czemu to takie ważne?
-
Jeremy opowiedział mi o tajnych przejściach - wyjaśniła Aelita. - Może
znajdzie się jakiś robotnik, który tam pracował. Może miałby dla nas jakieś
informacje. Może ktoś pamięta mojego ojca...
Wpatrywali się w nią w milczeniu.
Yumi powiedziała za wszystkich:
-
W sumie, co nam szkodzi spróbować.
-
Ale chyba nie pójdziemy tam wszyscy razem - zaoponował Odd. - Ktoś musi
tu zostać i przygotować podwieczorek!
-
Nie wierzę. Ty po prostu jesteś wiecznie głodny! - wykrzyknął Jeremy.
-
Odd ma rację. Nie ma potrzeby, żebyśmy szli wszyscy. Ja na przykład
chciałabym tu zostać, żeby sobie coś wyjaśnić z... - Yumi wskazała głową w kierunku
Ulricha.
-
Zabierzcie ze mnie tego kundla! - w ciszy, która zapadła, rozległ się syk
Ulricha. - Albo go uduszę ręcznikiem!
♦ 150 ♦
♦ TAJEMNICA BUDOWNICZYCH ♦
Śnieg padał powoli i osiadał na ubraniach przechodniów.
Odd kichnął.
-
Nie rozumiem, dlaczego w końcu wypadło na mnie i na ciebie!
-
Nie mów, że nie kapujesz - uśmiechnął się Jeremy. - Ulrich i Yumi chcą się
pogodzić, ale za nic nie zostaną sami w Pustelni. Dlatego Aelita została.
-
Ale mogłem zostać ja! Pogodziłbym ich w nanosekundę!
-
Ty? Ty byś ich tak godził, że od razu by przeszli do sparingu kung-fu -
skwitował Jeremy ze śmiechem.
Nie miał pojęcia, co zaszło między tamtą dwójką, ale mógł się założyć, że wiąże się
to jakoś z Williamem Dunbarem. Kiedy Ulrich i Yumi się kłócili, zawsze tak było.
Szare niebo powoli pociemniało i zapadł zmrok.
-
Czego dokładnie szukamy? - zapytał Odd po chwili.
-
RuedeTivoli numer117- przypomniał mu Jeremy.- Toad-res firmy budowlanej,
która nazywa się Bracia Broulet. Jeśli naprawdę pracowali przy budowie Pustelni i
pamiętają jeszcze pana Hoppera, to mogą nam dostarczyć mnóstwo informacji.
-
Ile czasu minęło, odkąd mogli pracować przy willi?
-
Co najmniej jedenaście lat. Może trochę więcej.
-
Coś mi się zdaje, że narażamy się niepotrzebnie na zapalenie płuc -
skomentował Odd.
Dwaj chłopcy przecięli na ukos kwadratowy, wyłożony ciem-
♦ 151 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
nymi płytkami place de la Révolution. Sklepiki dookoła niego jarzyły się od
bożonarodzeniowych lampek. Weszli na rue de Provence. Minęli kilka osób w
nieprzemakalnych kurtkach, czekających na autobus.
-
Rue de Tivoli to powinna być druga albo trzecia przecznica na lewo.
-
Jesteśmy dopiero przy numerze 2! - Odd wskazał tabliczkę z numerem
pierwszej kamienicy. - Czeka nas dużo łażenia.
Była to anonimowa ulica z biurami. W miarę jak posuwali się wzdłuż niej, eleganckie
kamienice ustępowały miejsca uboższym, zaniedbanym budynkom i smutnym,
opuszczonym magazynom.
Szło się bardzo ciężko, bo wiatr sypał im śniegiem w oczy. Chodniki zmieniły się w
tafle lodu i chłopcy poruszali się środkiem ulicy, na której była błotnista breja, gdyż
jakiś pług śnieżny rozsypał sól.
Cel ich wędrówki stanowiła stara, odrapana kamienica, chyba najbardziej zaniedbana
na całej ulicy. Fasada w czasach świetności musiała być koloru oliwkowego, ale teraz
była już prawie szara. Drzwi składały się ze zwykłych mosiężnych ram, w których
tkwiły ciemne, obrzydliwe szyby. Na domofonie było dwanaście przycisków, ale ani
jednego nazwiska.
-
Słuchaj, Einstein - powiedział Odd. - Tu nikt nie mieszka od przynajmniej stu
lat.
♦ 152 ♦
♦ TAJEMNICA BUDOWNICZYCH ♦
-
Spróbujemy zadzwonić na chybił trafił. Czy wolisz od razu wrócić?
Popatrzyli w stronę rue de Provence. Westchnęli. Potem nacisnęli wszystkie guziki
naraz i nasłuchiwali.
-
Kto wie, czy to działa - wymamrotał Jeremy, ponownie na chybił trafił
naciskając jakiś przycisk, i to z całej siły.
Nagle zza szybek dał się słyszeć słaby głos:
-
Idę, idę! Po co ten pośpiech. W końcu dziś jest wolne, nie wiecie?
Klucz przekręcił się w zamku i drzwi się zakołysały, ale nie otworzyły. Odd złapał
klamkę, szarpnął w swoją stronę i w ramiona wpadła mu staruszka.
Była bardzo wątła i niska. Wyglądała trochę jak mała dziewczynka. Miała skórę
naciągniętą na policzkach, prawie przezroczystą. Patrzyła zmęczonym i łagodnym
wzrokiem.
-
Ojej! - wykrzyknęła, uwalniając się delikatnie z objęć Odda. - Naprawdę wam
się śpieszy!
-Tak, proszę pani... - odpowiedział Jeremy, trochę zakłopotany. - Szukaliśmy kogoś z
firmy Bracia Brouiet. Czy to dobry adres?
Staruszka się uśmiechnęła.
-
Nie jesteś za młody, żeby zajmować się budownictwem? Tak, to dobry adres.
Wejdźcie. Na zewnątrz jest za zimno, żeby rozmawiać.
♦ 153 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
A pan Broulet jest tu?
Nie odpowiedziała. Zaprosiła ich tylko do środka.
-
Dopiero co zrobiłam herbatę.
Jeremy i Odd szybko wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Pomysł z herbatą nie
był zły. ,
Panna Marie Lemoine zajmowała mieszkanie na parterze kamienicy. Znajdowało się
w nim trochę starych mebli, prehistoryczny czarno-biały telewizor i ogromne radio,
które ciut trzeszczało.
Dostali herbatę w filiżankach z różnych kompletów i talerz ciastek o podejrzanym
wyglądzie. Odd włożył do ust jedno z nich i zmusił się, aby przeżuć. Jeremy
zobaczył, że przyjacielowi oczy wychodzą na wierzch. Postanowił jednak ich nie
próbować.
-
Może nie są najświeższe - przyznała staruszka. - Od dawna nie przyjmuję
gości.
Jeremy uznał, że nadszedł właściwy moment, aby wyjaśnić cel ich wizyty.
-
Tak jak wspomniałem wcześniej, panno Lemoine, szukamy pana Brouleta.
-
Z firmy Bracia Broulet - uzupełniła. - Nie mieszka tu już od bardzo dawna.
-
Pamięta go pani choć trochę?
♦ 154 ♦
♦ TAJEMNICA BUDOWNICZYCH ♦
Marie wpatrzyła się w Jeremy'ego z surowym wyrazem twarzy.
-
Dla twojej informacji, młodzieńcze, byłam dozorczynią w tym domu przez
prawie dwadzieścia lat i mam doskonałą pamięć. Miałabym nie pamiętać Philippe'a,
Jean-Jacques'a i Jean-Pierre'a Brouletów? Mieli biuro na pierwszym piętrze przez
dziesięć lat, zanim... Jeszcze ciasteczko?
Staruszka z niespodziewaną zręcznością podniosła ciastko z talerza i wrzuciła je
prosto do ust Odda, który spurpurowiał i zaczął gwałtownie kasłać.
-A więc jak mówiłam, byli tu przez dobrych dziesięć lat, zanim Jean-Jacques i Jean-
Pierre zmarli - ciągnęła Marie Le-moine. - Wypadek przy pracy, niestety. Corinne,
dziewczyna, która pomagała im przy księgowości, powiedziała mi, że pracowali we
dwóch na rusztowaniu. Nie mieli wielu robotników, to była mała firma. No i
rusztowanie runęło. Philippe, najmłodszy, to był wieczny wesołek i lekkoduch. W
ciągu sześciu miesięcy sprzedał firmę i wynajął biuro panu Gastonowi, który z
pewnością nie był dżentelmenem, że tak powiem. Wyobraźcie sobie, że pewnego
razu...
-
A Philippe? Co się z nim stało? - wtrącił się Jeremy.
Marie wyglądała na zirytowaną, że jej przerwano.
-
Wyjechał do jakiegoś miasta na południu. Powiedział, że dłużej tu nie
wytrzyma.
♦ 155 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
W którym roku to było?
Marie popijała spokojnie swoją herbatę i cieszyła się, że chłopcy słuchają jej z
uwagą. Zachowywała się tak, jakby chciała utrzymać ich w napięciu.
-
Dziwni z was chłopcy. Przychodzicie tu w niedzielę po południu, żeby
wypytywać o rzeczy, które zdarzyły się przeszło dziesięć lat temu! W każdym razie
było to w... pomyślmy... kiedy Philippe się przeprowadził?
Odwróciła się w stronę Odda.
-
Ty chociaż jesteś uśmiechnięty i widać, że lubisz zjeść. Na pewno nie chcesz
jeszcze ciasteczka?
Odd znieruchomiał i zacisnął usta. Bał się, że jeszcze jedno ciastko mogłoby
wylądować mu w gardle.
Jeremy postanowił pomóc przyjacielowi.
-
Panno Lemoine - powiedział najbardziej grzecznym tonem, na jaki mógł się
zdobyć. - Przepraszam, że o to pytam, ale czy przypadkiem pan Philippe nie zostawił
pani czegoś, co pomogłoby go znaleźć? Dajmy na to numeru telefonu?
-
Oczywiście! Telefon i adres, w związku z płatnościami i innymi sprawami do
załatwienia. Prowadzenie firmy jest skomplikowane, mnóstwo biurokracji. Trzeba
wyrównać rachunki z dostawcami, zakończyć umowy...
-
I ma pani jeszcze ten adres?
-
Dlaczego to was ciekawi?
♦ 156 ♦
♦ TAJEMNICA BUDOWNICZYCH ♦
Jeremy przygryzł wargę. Próbował szybko wymyślić przekonującą wymówkę.
-
Mój przyjaciel - wskazał Odda - jest wnukiem pana Brou-leta I nigdy nie
widział swojego dziadka.
Na te słowa staruszka podniosła się z krzesła i wycisnęła na policzkach Odda dwa
szorstkie pocałunki.
-
Wnuczek Phillppe'a! Nie wiedziałam, że miał syna albo córkę... No tak, masz
jego oczy! Jak to możliwe, że nie widziałeś nigdy swojego kochanego dziadka,
synku?
Jeremy kontynuował improwizację.
-
Jest... no... jest to bardzo smutna historia, proszę pani! Córka Philippe'a, mama
mojego przyjaciela, musiała przenieść się do Paryża i w wyniku wypadku straciła
pamięć. Opowiadała mi, że dawno temu...
-
Opowiadała? Mimo że straciła pamięć?
Jeremy się plątał. Odd spróbował go wyciągnąć z tarapatów.
-
Czy mogę prosić o drugą herbatę, proszę pani? - zapytał z niewinną miną. -
Dziękuję. Pani jest taka miła! - dodał natychmiast. - Od zawsze o tym marzyłem, wie
pani. Mam na myśli: o tym, żeby odnaleźć rodzinę...
Marie Lemoine uśmiechnęła się i zapomniała o wszelkich wątpliwościach.
-
Pewnie, pewnie. Moje biedactwo. Zaraz idę poszukać
♦ 157 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
ci adresu twojego dziadzia. Tam w salonie mam archiwum wszystkich numerów
kamienicy i gdzieś...
Staruszka poczłapała do drugiego pokoju i wróciła po kilku minutach z
wymiętoszonym bilecikiem w ręku.
-
To tu! Nie mieszka już w naszym mieście, ale możecie go znaleźć w...
Wręczyła karteczkę Oddowi.
Kiedy z powrotem znaleźli się na dworze, Jeremy spojrzał z rozbawieniem na Odda.
-
Powiedz prawdę, te ciastka naprawdę były takie paskudne?
f
-
Nawet sobie nie wyobrażasz.
Jeremy wybuchnął szczerym śmiechem.
13
EVA SKINNER
(STANY ZJEDNOCZONE, KALIFORNIA, 9 STYCZNIA)
m
- Lepiej się czujesz? - zapytał miły kobiecy głos. - Otwórz oczy.
-
Napędziłaś nam stracha - dołączył się dziewczęcy głos. Eva Skinner
znajdowała się w szkolnym gabinecie lekarskim
i widziała przed sobą zatroskane twarze doktor Johan i swojej przyjaciółki Susy.
Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale nie zdołała. Coś sterowało nią od środka jak
pacynką. Coś przejęło kontrolę nad jej mózgiem. Xana wydawał polecenia, jedno za
drugim: otwórz usta, poruszaj językiem, mów. Było to bardzo skomplikowane.
-
Źle się poczułaś na koncercie - szepnęła łagodnie doktor Johan.
„Źle?", pomyślał Xana. Nigdy nie czuł się tak dobrze. Czuł
♦ 159 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
się wręcz świetnie. Musiał się tylko przyzwyczaić do tego ciała. I odpocząć po
długiej podróży. Był przecież fragmentem łańcucha znaków na dnie cyfrowego
morza, wirusem w sieci informatycznej, MMS-em, a wreszcie filmem wideo na
koncercie. Wszystko po to, aby znaleźć odpowiednią osobę.
Evę Skinner.
-
W każdym razie to nic poważnego. Niedługo przyjadą po ciebie twoi rodzice i
zabiorą cię do domu.
Eva spróbowała na nowo coś powiedzieć. Nie zdołała. Był to straszliwy wysiłek.
-
Zostawmy ją samą - powiedziała pani doktor do Susy. - Musi wypocząć.
Dziewczynka spojrzała na Evę z wyrzutem.
-
Pamiętaj, masz wyzdrowieć. Przez ciebie straciłam przecież końcówkę
koncertu.
Eva znalazła się sama w pokoju. Dla Xany był to dobry moment, aby zaznajomić się
ze swoim nowym ciałem. Musiał nauczyć się ruszać i mówić.
Potrafił już kontrolować oczy. W prawo, w lewo, do góry, do dołu. Spojrzał na
wezgłowie łóżka, potem na długi sufit ze świetlówką pośrodku, na okno, na drzwi.
Teraz musiał pomyśleć o reszcie ciała.
Skoncentrował się i spróbował ruszyć palcem wskazującym prawej ręki. Nic z tego.
♦ 160 ♦
♦ EVA SKINNER ♦
„Rusz... tym... palcem... No, rusz tym palcem. Proszę cię... Do licha!".
Złość. Prawa pięść nagle się zacisnęła. A więc na tym polega sztuczka: zrobić coś, nie
zastanawiając się, jak.
Eva otworzyła usta.
- Eeeeeeeej - to było jej pierwsze słowo.
Bezładny i przytłumiony jęk, ale był to już początek.
Potem poruszyła wszystkimi palcami nóg i rąk. Kiedy udało jej się unieść koc,
zrozumiała, że jest na dobrej drodze.
Wstała i od razu upadła twarzą na podłogę. Ból wstrząsnął jej ciałem, jakby ktoś ją
chlasnął batem. Głupi, słabi ludzie. Jakoś zdołała się podnieść na czworaki. Wstała,
znowu upadła, ale tym razem ręce były przygotowane, aby złagodzić uderzenie.
Znowu na nogi. Dwa kroki i upadek. I znowu.
Pół godziny później potrafiła przejść cały pokój.
Doszła do okna i otworzyła je na oścież. Gabinet lekarski był na trzecim piętrze i
wychodził na niezbyt ruchliwą ulicę, po której właśnie przejeżdżała stara ciężarówka,
zostawiając za sobą czarny dym z rury wydechowej. W głębi ulicy ubrana na różowo
pani biegła z niedużym psem na smyczy.
Eva zastanawiała się przez chwilę, czy wyskoczyć na dół przez okno. Zdecydowała,
że nie skoczy, aby nie ryzykować połamania kości. Nie mogła sobie na to pozwolić.
♦ 161 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Pół metra od okna biegła rynna. Wspięcie się na nią nie mogło być trudne.
Weszła na parapet i zawisła na rynnie, która wydała metaliczny jęk. Eva była w
szpitalnej koszuli i na bosaka. Zaczęła zwinnie schodzić w dół, skupiona na ruchach,
które trzeba było wykonać: ręka, noga, ręka, noga. Gdy zeszła prawie na sam dół,
puściła się i upadła plecami na asfalt. Kolejne bolesne uderzenie. Jak bardzo
wrażliwe jest to ciało?
-
Zrobiłaś sobie krzywdę, kochanie? - wołała pani z pieskiem, biegnąc jej na
pomoc. Miała blond włosy zebrane w kucyk i okulary przeciwsłoneczne, które
zakrywały jej prawie całą twarz. Z uszu wystawały jej dwie białe słuchawki. - Źle się
czujesz?
Wyjęła sobie z ucha jedną słuchawkę.
-
Dlaczego nie jesteś ubrana? Nie masz nawet butów! Poczekaj, zawołam
kogoś...
Ludzie często zmieniali ubrania i prawdopodobnie strój, jaki miała na sobie Eva, był
nieodpowiedni. Xana zastanowił się, co robić. Eva podniosła się i podeszła do
kobiety.
Mniej więcej dziesięć minut później Eva szła sobie spokojnie, ubrana w za duży
różowy dres. Podwinęła rękawy, a także nogawki, żeby się nie potknąć.
Niedaleko, na rogu ulicy, szczekał rozpaczliwie piesek.
14
NIEPLANOWANA
r ■
PODROŻ
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻY, 9 STYCZNIA)
W salonie w Pustelni znów zapanował spokój.
Yumi i Aelita rozmawiały wesoło. Ulrich siedział na tapczanie i od czasu do czasu
rzucał Kiwiemu popcorn, a psiak łapał go w locie.
Jeremy podniósł słuchawkę telefonu i dał znak pozostałym, żeby byli cicho.
Wybrał numer i poczekał.
-
Halo? - głęboki głos odezwał się po trzecim dzwonku.
-
Halo, dzień dobry. Szukam pana Philippe'a Brouleta.
-
Kto go szuka?
-
Nazywam się Jeremy. Jeremy Belpois. Chodzi o rzecz sprzed wielu lat.
Jestem... jego znajomym.
-
Już go daję. Proszę mówić głośno, bo jest trochę przygłuchy. Inny męski głos,
tym razem trochę nieprzyjazny, wydyszał
do słuchawki:
♦ 163 ♦
_
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Kto mówi?
-
Witam, ja...
-
Co? Nic nie rozumiem. Przepraszam, kto mówi?
-
HALO. DZIEŃ DOBRY.
-
O tak, teraz słyszę pana dobrze. Niech pan mówi.
-
JESTEM JEREMY BELPOIS. DZWONIĘ DO PANA Z MIASTA ŻELAZNEJ
WIEŻY
-
Ach tak. Ale niech pan tak nie krzyczy, u licha! Pamiętam dobrze pańskie
miasto, mieszkaliśmy tam przez wiele lat, ja i moi bracia. Ile to czasu minęło!
Nazywali nas „trzej Brouletowie", chi, chi! - pan Philippe gubił się w natłoku
wspomnień.
-
SZUKAM INFORMACJI O PROFESORZE ZE SZKOŁY KADIC, PANU
HOPPERZE.
-
Kim?
-
HOP-PER. FRANZ HOP PER.
Nagle głos starca stał się zimny i opryskliwy.
-
Ja nic nie wiem.
-ALE MUSIAŁ PAN PRACOWAĆ W JEGO DOMU. W PUSTELNI...
-
Nigdy o nim nie słyszałem - odparł Broulet. - Przykro mi.
I odłożył słuchawkę.
-
Sympatyczny - skomentował Jeremy, patrząc na przyjaciół. - Ale wie pan co,
panie Broulet? Jeśli nie chce pan rozmawiać przez telefon, to porozmawiamy u pana
w domu.
♦ 164 ♦
♦ NIEPLANOWANA PODRÓŻ ♦
-
Że co? Dokąd chcesz pojechać? - zapytał osłupiały Ulrich.
Jeremy wymienił nazwę nadmorskiego miasteczka, w którym mieszkał pan Broulet.
-
Teraz jest wpół do szóstej - dodał. - Jeśli złapiemy najbliższy pociąg,
dojedziemy tam koło dziewiątej. Wrócimy ostatnim pociągiem, o północy, i o trzeciej
nad ranem znowu tu będziemy. Prześpimy się pięć godzin i jutro pójdziemy do
szkoły wypoczęci.
-Ty jesteś całkiem stuknięty, Einstein! - odparł Ulrich. - Chcesz przejechać pół
Francji tylko dlatego, że jakiś staruszek rzucił słuchawkę?
-
Nie kapujesz - odpowiedział Jeremy. - On coś wie! Gdy tylko usłyszał imię
ojca Aelity, uciął rozmowę!
-
Może pan Hopper mu nie zapłacił! - zasugerował Odd. Nikt się nie zaśmiał.
-
Jeśli on naprawdę pracował w Pustelni, może nam dostarczyć mnóstwo
użytecznych informacji na temat domu.
Yumi siedziała na tapczanie ze szklanką soku w ręku. Postawiła ją na ziemi.
-
Powiedziałeś, Jeremy, że zastanawiasz się, czy pracował w Pustelni. Wszystko,
co wiemy, to jego nazwisko na jakimś worku z cementem w piwnicy. Tak czy inaczej
to daleka podróż. Możemy chyba przełożyć ją na później.
♦ 165 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
A ja myślę, że to superpomysł! - zaprotestował Odd. - Zaczynałem się już
nudzić.
Na koniec odezwał się Ulrich.
-
Sądzę, że Aelita powinna zdecydować. W końcu rozmawiamy o jej domu.
Dziewczynka, która aż do tej chwili trzymała się na uboczu, wstała.
-
Jeśli Jeremy mówi poważnie, pojadę porozmawiać z panem Brouletem. Wiem,
że może trudno będzie wam to zrozumieć, ale... mojego taty już nie ma. I ten dom ze
swoimi tajemnymi przejściami i całą resztą jest jedyną rzeczą, która mnie z nim
wiąże. Jeśli jest ktoś, kto może powiedzieć mi coś więcej o Pustelni i pomóc mi
wszystko sobie przypomnieć, jestem gotowa pójść na koniec świata, żeby go spotkać.
-
A ja idę z tobą - powiedział Jeremy stanowczo.
-
Nie zgrywaj bohatera - Odd wymierzył mu przyjacielskiego kuksańca. - Jeśli
jedzie Aelita, jedziemy wszyscy.
Dotarli na stację minutę przed odjazdem pociągu. Na szczęście nie musieli kupować
biletów: Jeremy zadbał, żeby kupić je przez Internet.
-
Jeszcze my! - krzyknął Odd do ubranego w ciemną kurtkę konduktora, który
upewniał się, czy nikt nie został na peronie.
Ulrich wsiadł, wpychając do środka Aelitę, i drzwi pociągu się zamknęły.
♦ 166 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
A ja myślę, że to superpomysł! - zaprotestował Odd. - Zaczynałem się już
nudzić.
Na koniec odezwał się Ulrich.
-
Sądzę, że Aelita powinna zdecydować. W końcu rozmawiamy o jej domu.
Dziewczynka, która aż do tej chwili trzymała się na uboczu, wstała.
-
Jeśli Jeremy mówi poważnie, pojadę porozmawiać z panem Brouletem. Wiem,
że może trudno będzie wam to zrozumieć, ale... mojego taty już nie ma. I ten dom ze
swoimi tajemnymi przejściami i całą resztą jest jedyną rzeczą, która mnie z nim
wiąże. Jeśli jest ktoś, kto może powiedzieć mi coś więcej o Pustelni i pomóc mi
wszystko sobie przypomnieć, jestem gotowa pójść na koniec świata, żeby go spotkać.
-
A ja idę z tobą - powiedział Jeremy stanowczo.
-
Nie zgrywaj bohatera - Odd wymierzył mu przyjacielskiego kuksańca. - Jeśli
jedzie Aelita, jedziemy wszyscy.
Dotarli na stację minutę przed odjazdem pociągu. Na szczęście nie musieli kupować
biletów: Jeremy zadbał, żeby kupić je przez Internet.
-
Jeszcze my! - krzyknął Odd do ubranego w ciemną kurtkę konduktora, który
upewniał się, czy nikt nie został na peronie.
Ulrich wsiadł, wpychając do środka Aelitę, i drzwi pociągu się zamknęły.
♦ 166 ♦
♦ NIEPLANOWANA PODRÓŻ ♦
-
Rany, co za luksusy! - wykrzyknął Odd. - Nigdy wcześniej nie jechałem TGV!
-
Zasługa szkolnej karty kredytowej - uśmiechnął się Jeremy.
-Co!?
-
Bilet na TGV sporo kosztuje, a ja nie miałem wystarczająco dużo pieniędzy,
żeby kupić dla wszystkich - wyjaśnił Jeremy. - Dlatego podłączyłem się do
komputera w Kadic i pobrałem dane karty kredytowej, której dyrektor Delmas używa
do zakupów szkolnych.
-
Zwariowałeś? - wzięła się za głowę Aelita. - Dyrektor to zauważy!
-
Nie. Umieściłem płatność w sekcji Nieprzewidziane wydatki mojej córki Sissi.
Ulrich zmierzył go surowym spojrzeniem.
-
Jeremy, to się nazywa kradzież.
-
Ja tylko pożyczyłem tę kasę. Zamierzam ją oddać co do ostatniego centa.
Odd zachichotał, trzymając się pod boki.
-
Nasz geniusz zawsze taki poważny, a tu odkrywamy, że proszę, haker z niego!
Aelita się nie śmiała.
-
Nie podoba mi się to - skomentowała chłodno.
-
Okej, może źle zrobiłem - przyznał Jeremy. - Ale nikt nie zauważy, a jutro
poproszę rodziców, żeby mi przesłali pieniądze. Zgoda?
167 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Nie. Każdy z nas zapłaci swoją część.
Usadowili się na swoich miejscach. W przedziale były cztery fotele oddzielone od
siebie stolikiem pośrodku. Piąty fotel znajdował się od strony wąskiego korytarza. W
taką psią pogodę wagon był pusty.
Pociąg przyspieszył bieg, minął przedmieścia. Ciszę przerywał tylko szum
klimatyzacji, która dmuchała ciepłym powietrzem. Za oknami pojawiły się przykryte
śniegiem pola i chaty o spadzistych dachach. Niebo zwieszało się nisko, zwiastując
kolejną śnieżycę.
-
Jedziemy przynajmniej w cieplejszą stronę - zauważył Ulrich.
-
A do tego mamy trzy godziny na relaks! Świetna okazja, żeby się zdrzemnąć! -
zakończył Odd i natychmiast wyciągnął się na siedzeniu, a pod głowę zamiast
poduszki podłożył sobie ciepłą kurtkę.
Głośnik wyskrzeczał nazwę Saint-Charles, które było ich stacją docelową.
Pociąg wjechał powoli na stację. Była to ogromna konstrukcja ze spadzistym
dachem, wykonana ze szkła i stali.
Odd zerknął na notatki, które miał w kieszeni.
-
Czy miejsce, gdzie musimy pójść, jest daleko?
-
Place de Lenche. Nie tak daleko, ze dwa kilometry.
♦ 168 ♦
♦ NIEPLANOWANA PDRÓŻ ♦
\
Ulica przy stacji wznosiła się ku górze. Na szczycie pagórka widać było strzelistą
dzwonnicę i wielką kopułę kościoła Notre Dame de la Gare. Yumi miała rację. W
Prowansji było znacznie cieplej niż w ich mieście, mimo że znad morza wiał silny,
wilgotny wiatr.
-
Tędy, w stronę Le Panier - zdecydował Jeremy, patrząc na mapę, którą przed
wyjazdem wydrukował z Internetu. - Czyli jednego z miejsc o najgorszej reputacji w
mieście.
-
Poważnie? - zapytał podniecony tą wiadomością Odd.
Jeremy się zaśmiał.
-
Nie! Tak było dawno temu. Ale teraz jest to już tylko atrakcja turystyczna.
Latem ta dzielnica musiała wyglądać naprawdę ładnie. Stały tam kolorowe
kamienice, jedna obok drugiej. Zaułki były tak wąskie, że nie można było przejść z
otwartymi ramionami. Ale tego wieczoru uliczki były puste i ciemne. Dzieci ciągle
odwracały się do tyłu ze strachu, że ktoś idzie za nimi.
Stanęli na wprost Montee des Accoules - szerokich, stromych schodów wciśniętych
między domy.
-
Piękne - zauważyła z podziwem Aelita.
-
Tak, ale zamiast nich można było, do licha, zamontować porządne schody
ruchome! - poskarżył się Odd, sapiąc, gdy się wspinali do góry.
-
Dalej, dalej - nabijał się z niego Ulrich. - Podobno jesteś zwinny jak kot!
♦ 169 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Ukończyli wspinaczkę i dotarli do place de Lenche. Stanęli na wprost Notre Dame de
la Gare. Kościół zajmował cały wierzchołek wzgórza. Na dole migotało morze.
Nawet z tej odległości można było dojrzeć spienione fale.
-
Jesteśmy - oznajmił Jeremy, wskazując boczną uliczkę.
Doszli do wysokiej pomarańczowej kamienicy z zielonymi
balkonami. Na drzwiach była mosiężna tabliczka:
FRANÇOIS I LAURETTE BROULET.
I niżej: PHILIPPE BROULET.
François miał koło trzydziestki i wygoloną głowę, która błyszczała w świetle lampy.
-
Czego chcecie?
Jeremy rozpoznał głęboki głos, który słyszał przez telefon po południu. Zebrał się na
odwagę i oznajmił:
-
Chcielibyśmy porozmawiać z panem Philippe'em, jeśli jest w domu.
Dzwoniłem dzisiaj.
Mężczyzna nawet nie drgnął. Jego zwaliste ciało przesłaniało prawie całe drzwi.
-
To dla nas bardzo ważne - nalegał Jeremy. - Przejechaliśmy kawał Francji,
żeby się z nim zobaczyć.
-
A co mnie to obchodzi?
Aelita zamierzała się włączyć, kiedy zza pleców mężczyzny dobiegł kobiecy głos:
♦ 170 ♦
♦ NIEPLANOWANA PODRÓŻ ♦
-
Kto to, kochanie?
-
Piątka dzieciaków.
-
Wpuść ich, dobrze? Na dworze jest zimno. Zapytaj, czy jedli kolację.
Mężczyzna prychnął, a potem zlustrował ich od stóp do głów.
-
Jedliście kolację? - zapytał szorstko.
-
Prawdę powiedziawszy, nie - wyznał Odd, który jak zwykle był głodny.
-
A więc przygotuję kanapki - odpowiedziała z wnętrza opiekuńcza kobieta.
François odsunął się od drzwi, by ich przepuścić.
Weszli do małej, ale przytulnej jadalni. Stół był nakryty, a smakowity zapach pieczeni
pobudzał apetyt. Kiedy Laurette przyniosła tacę kanapek, piątka młodych gości
dosłownie się na nie rzuciła.
-
Pyszne, proszę pani, wielkie dzięki! - mruknął Odd, dławiąc się plasterkiem
szynki.
Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie.
-
Nie ma za co, nie ma za co!
Potem usiadła przy stole, przyglądając się z przyjemnością, jak dzieci jedzą.
-
Powiedzcie mi, co wy tu robicie o tej porze? Jesteście sami czy z kimś?
♦ 171 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Yumi pomyślała, że lepiej będzie skłamać, aby nie wzbudzać zbyt wielu podejrzeń.
-
Z naszym nauczycielem - ucięła. - Dzisiaj jest ostatni dzień ferii i chcieliśmy
go wykorzystać, aby porozmawiać z panem Philippe'em. To bardzo ważne: Mamy
nadzieję, że pomoże nam kogoś znaleźć.
-
Krewnego Aelity- dodał Jeremy, wskazując na przyjaciółkę. - Czy mogłaby
pani go zawołać?
-
Tu jestem - odpowiedział głos za ich plecami.
Philippe Broulet był mężczyzną około sześćdziesiątki, tak
samo zwalistym jak jego syn, tylko już bez takich muskułów. Miał wielkie i
stwardniałe ręce robotnika.
-
Tato, te dzieciaki szukają ciebie - oznajmił François.
-
Te same, które dzwoniły dzisiaj, jak przypuszczam. Hopper i spółka.
Pan Philippe usiadł i oparł łokcie na stole.
-
Podejrzewałem, że łatwo się od was nie uwolnię - westchnął.
-
Bo to jest naprawdę ważne, niech mi pan wierzy, panie Broulet.
Philippe obserwował długo dzieci, potem zatrzymał wzrok na Aelicie.
-
Pamiętam, że profesor Hopper miał córkę. Była do ciebie podobna jak dwie
krople wody, moja mała. Mimo że dzisiaj powinna mieć... o, przynajmniej dwa razy
tyle lat co ty.
♦ 172 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Yumi pomyślała, że lepiej będzie skłamać, aby nie wzbudzać zbyt wielu podejrzeń.
-
Z naszym nauczycielem - ucięła. - Dzisiaj jest ostatni dzień ferii i chcieliśmy
go wykorzystać, aby porozmawiać z panem Philippe'em. To bardzo ważne. Mamy
nadzieję, że pomoże nam kogoś znaleźć.
-
Krewnego Aelity - dodał Jeremy, wskazując na przyjaciółkę. - Czy mogłaby
pani go zawołać?
-
Tu jestem - odpowiedział głos za ich plecami.
Philippe Broulet był mężczyzną około sześćdziesiątki, tak
samo zwalistym jak jego syn, tylko już bez takich muskułów. Miał wielkie i
stwardniałe ręce robotnika.
-
Tato, te dzieciaki szukają ciebie - oznajmił François.
-Te same, które dzwoniły dzisiaj, jak przypuszczam. Hopper i spółka.
Pan Philippe usiadł i oparł łokcie na stole.
-
Podejrzewałem, że łatwo się od was nie uwolnię - westchnął.
-
Bo to jest naprawdę ważne, niech mi pan wierzy, panie Broulet.
Philippe obserwował długo dzieci, potem zatrzymał wzrok na Aelicie.
-
Pamiętam, że profesor Hopper miał córkę. Była do ciebie podobna jak dwie
krople wody, moja mała. Mimo że dzisiaj powinna mieć... o, przynajmniej dwa razy
tyle lat co ty.
♦ 172 ♦
♦ NIEPLANOWANA PODRÓŻ ♦
-
No i faktycznie Aelita jest siostrzenicą profesora - wtrącił się szybko Jeremy. -
Córką... siostry!
Pozostali spojrzeli na niego w napięciu, ale nic nie powiedzieli. Kiedy Jeremy
zaczynał zmyślać, nie było łatwo przewidzieć, jak daleko może się zagalopować.
-
Tak, możliwe - mruknął mężczyzna. - Te same oczy, te same włosy. François,
przynieś mi coś do picia. Może nalewkę.
-
Dlaczego odłożył pan dzisiaj słuchawkę, skoro tylko wymieniłem nazwisko
Hoppera? - zapytał Jeremy znienacka.
-
Dlatego że ... No cóż, minęło już sporo czasu.
Philippe wziął kieliszek z rąk syna, skosztował nalewki i zaczął opowiadać:
-
Nie pamiętam dokładnie roku. Ja i moi bracia pracowaliśmy wtedy w naszej
firmie, na północy. Interes szedł marnie. Pewnego dnia skontaktował się z nami taki
jeden w sprawie przebudowy fabryki.
-
Fabryki na wyspie? - zapytała Yumi.
Philippe przytaknął.
-
Praca była dobrze płatna... zbyt dobrze, powiedziałbym. W zamian ten gość
nakazał nam wykonywać ją w absolutnej tajemnicy. Był w to zamieszany rząd,
rozumiecie, albo przynajmniej nam tak powiedział. Nie wyjawił nam nigdy swojego
nazwiska, a spółka, która płaciła rachunki, nie istniała - sprawdziłem w izbie
handlowej. Jednak pieniądze docie-
♦ 173 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
raty na czas i w dużej ilości, dlatego nie byliśmy w stanie odmówić.
Mężczyzna pociągnął łyczek swojej nalewki. Zdawał się pa-
trzeć w jakiś punkt w oddali. Potem ciągnął dalej:
-
Wieźli nas do pracy z opaskami na oczach, w ciężarówkach o ciemnych
szybach, jak w filmie! A gdy znaleźliśmy się w środku, nie wolno nam było
wychodzić z pomieszczenia, które nam przydzielili. Żaden z nas nigdy się nie
dowiedział, jak została zaprojektowana ta fabryka ani nad czym dokładnie
pracowaliśmy. Pamiętam, że była tam winda i pomieszczenia przygotowane pod...
jakieś diabelstwo elektroniczne, jak sądzę. W każdym razie...
Kolejna pauza.
-
... następnego roku ten sam mężczyzna wezwał nas i przedstawił nam Franza
Hoppera. Facet był poważny, ale sympatyczny. Miał tę córeczkę, która... do licha,
wydaje mi się właśnie, że ona też miała na imię Aelita...
W pokoju zapadła martwa cisza. Ale Aelita szybko ją przerwała:
-
Chciał pan powiedzieć Eloital Moja kuzynka.
-
Eloita...? Tak, możliwe. W każdym razie Hopper przeniósł się do tamtego
miasta, żeby pracować w pobliskiej szkole, czymś w rodzaju gimnazjum, i chciał,
żebyśmy dla niego przebudowali starą willę, której nadał taką dziwaczną nazwę.
-
Pustelnia?
♦ 174 ♦
♦ NIEPLANOWANA PODRÓŻ ♦
-
Brawo. Zwykłe warunki: kupa forsy, buzia na kłódkę. Skończyliśmy pracę,
Hopper był zadowolony i na koniec ten tajemniczy gość nam zapłacił. To wszystko.
-
Ale jak to? - zaprotestował Odd.
-
Panie Philippe, niech pan będzie z nami szczery - nalegał Ulrich, uśmiechając
się porozumiewawczo. - Nie chodziło o zwykły remont, prawda? Widzieliśmy tajne
przejście, które łączy Pustelnię z fabryką...
Poirytowany mężczyzna wzruszył ramionami.
-
Obiecałem nigdy o tym nie wspominać.
-
Ale to ważne!
-
Obiecałem. Rząd był w to zamieszany. A jeśli nie rząd, to w każdym razie ktoś
niebezpieczny. Nie chciałem mieć wtedy kłopotów, a co dopiero teraz.
Aelita wstała, podchodząc do kuchennych mebli.
-
Ale teraz mój... wujek nie żyje. A nic mi po nim nie zostało - powiedziała
słabiutkim głosem.
-
A co ja mogę na to poradzić?
-
Ja uważam - wtrącił Jeremy. - To znaczy, my uważamy, że może nam pan
pomóc dowiedzieć się czegoś o profesorze.
Wróciła Laurette, która poszła do kuchni wraz z mężem, aby posprzątać i umyć
talerze.
-
Śmiało, tato! - uśmiechnęła się. - Powiedz im. To tylko dzieci, co ci mogą
zrobić?
♦ 175 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Pan Broulet westchnął i skapitulował.
-
No dobra. Masz rację, Laurette. Ale w zamian poproszę o jeszcze trochę
nalewki.
Potem znów zwrócił się do dzieci i podjął wątek:
-
Jest jeszcze tylko jedna rzecz, którą mogę wam powiedzieć, nie łamiąc
zobowiązań. Hopper wrócił do mnie po jakimś czasie i tym razem nie było z nim
tego gościa bez nazwiska. Minęło już prawie dziesięć lat, ale pamiętam to dobrze.
Hopper poprosił mnie o osobistą przysługę: miałem wrócić do Pustelni i wymurować
małe pomieszczenie w domu tak, aby było niewidoczne dla postronnych.
Powiedziałem mu, że to nie ma sensu, ponieważ ktoś zawsze może sprawdzić na
mapie katastralnej. Odpowiedział mi, że on się już tym zajmie. Wydawał się raczej
przestraszony. Obiecał, że mi zapłaci. Pewnie, że nie zapłacił tak dobrze, jak tamten
drugi, ale suma była przyzwoita. I zgodziłem się.
-
Zbudował pan tajny pokój w Pustelni? - powtórzył z niedowierzaniem Jeremy.
-
Ale dowcip! - szepnął Odd.
-
Dlaczego? Do czego był mu potrzebny? - zapytała sceptycznie Yumi.
Philippe Broulet zamrugał, jakby chciał sobie coś przypomnieć.
-
Ostatni raz widziałem Franza Hoppera latem. Zauważyłem, że jest
wychudzony i wyniszczony, pewnie pracą. Zawsze podej-
♦ 176 ♦
♦ NIEPLANOWANA PODROŻ ♦
rzewałem, że to ktoś więcej niż zwykły profesor, za którego się podawał. Poszedłem
do niego, aby odebrać zapłatę i parę narzędzi, które zostawiłem w willi. Poprosił
mnie, żebym natychmiast sobie poszedł, bardzo się śpieszył. Zanim go jednak
pożegnałem, ja również zadałem mu to samo pytanie co wy: „Panie profesorze",
spytałem, „powie mi pan, do czego jest panu potrzebny tajemny pokój, do którego
nikt nie może wejść?". On uśmiechnął się tajemniczo i odpowiedział tylko: „Żeby ją
zabezpieczyć. A poza tym zostawiłem mapę właściwej osobie".
Wszyscy się zwrócili instynktownie w stronę Aelity.
-
A teraz to już naprawdę koniec mojej historii.
Nikt nie chciał się zatrzymywać w tym mieście. Dopiero co zrobili superodkrycie: w
Pustelni jest tajny pokój!
I mapa zostawiona dla właściwej osoby.
Prawdopodobnie jest to ta sama osoba, która nie pamięta, gdzie może być mapa.
-
Na stację? - zaproponował Jeremy, gdy tylko wyszli z domu Brouletów.
Ulrich od razu kiwnął głową.
-
Prowadź.
Pobiegli więc z powrotem pustą ulicą. Aelita szła kilka kroków za nimi. Chciała
pobyć trochę sama, żeby inni jej nie przeszkadzali.
177
L
_
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Dotarli do stacji Saint-Charles na kilka minut przed jedenastą.
-Gazu! - zawołał nagle Jeremy. - Jeśli złapiemy pociąg, który teraz odjeżdża,
będziemy w domu o drugiej zamiast o trzeciej. Będziemy mieć godzinę więcej na
szukanie pokoju!
Pociąg TGV stał już pod jasno oświetlonym zadaszeniem stacji. Silniki były
włączone i głos ż głośnika zachęcał pasażerów do wsiadania.
Dzieci popędziły ile sił w nogach w stronę długiego, srebrzystego wagonu/składu,
wskoczyły do środka, drzwi się zamknęły i pociąg ruszył.
-
Już drugi raz załatwiliśmy wszystko ekspresowo - powiedział z dumą Odd.
-
Ups! - mruknął Jeremy. - Mały problem.
-
Co?
-
Nie zmieniliśmy rezerwacji. Mamy bilety na pociąg o północy, a nie na ten.
-
Boisz się, że każą nam zapłacić karę? - zapytał Ulrich.
-
Nie, ale nie mamy zarezerwowanych miejsc.
Yumi stanęła pośrodku wagonu i rozejrzała się - nikogo.
-
Tej nocy chyba tylko my wsiedliśmy do tego pociągu. Usiądźmy tutaj. Jeśli
ktoś przyjdzie, to się przesiądziemy.
15
EVA SKINNER
(STANY ZJEDNOCZDNE, KALIFORNIA, 9 STYCZNIA)
Była prawie północ ostatniego dnia ferii. „Ferie".
Słowo to przemknęło przez głowę Evy jak nieprzyjemne swędzenie.
Była to myśl tej innej Evy, która była uwięziona na peryferiach swojego mózgu.
Nowa Eva przyjechała autobusem do Downtown Berkeley, centrum miasta. Milczała
przez całą drogę, słuchając rozmów innych pasażerów: ludzi, którzy wracali z pracy,
kobiet z torbami pełnymi zakupów, młodzieży z plecakami.
Kiedy większość osób wysiadła, Eva zrobiła to samo. Szła powoli i słuchała.
Odkryła, że w Downtown Berkeley znajdowała się stacja BART-u, najważniejszego
przewoźnika w okolicy. Pewna pani powiedziała, że BART jeździ aż do San
Francisco.
♦ 179 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Kto wie, czy z San Francisco nie jest bliżej do Francji.
Tłum stopniowo się zmniejszał. Na to właśnie czekała Eva. Nadszedł moment, kiedy
ludzie zaczęli mówić, że „robi się późno". Na szerokich ulicach między kanciastymi
budynkami zostało niewiele osób. Musiała się kogoś zapytać.
Wstała z ławki, na której siedziała nieruchomo przez ostatnie dwie godziny, i wróciła
w stronę stacji BART-u.
Zauważyła mężczyznę w czarnym mundurze, z pałką u pasa. Nieco wcześniej jakaś
pani zatrzymała tak samo ubranego faceta, żeby poprosić go o informację, i nazwała
go „panem policjantem".
Zatem o informacje należało prosić mężczyzn w mundurach.
-
Przepraszam... panie policjancie - powtórzyła słowa, których użyła tamta pani.
-
Słucham, dziewczynko - odpowiedział z uśmiechem. Był wysoki i miał wielki
brzuch, od którego prawie pękał mundur. Na głowie miał tylko kępkę siwych
włosów, a za to gęste wąsy.
-
Przepraszam... - powtórzyła mechanicznie Eva. - Informacji.
-
Co mówisz? - zmieszany policjant podrapał się w głowę. - Potrzebujesz
informacji?
Eva skinęła głową: nie szło wcale tak źle. Spróbowała się uśmiechnąć.
-
Gdzie... Francja.
♦ 180 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Kto wie, czy z San Francisco nie jest bliżej do Francji.
Tłum stopniowo się zmniejszał. Na to właśnie czekała Eva. Nadszedł moment, kiedy
ludzie zaczęli mówić, że „robi się późno". Na szerokich ulicach między kanciastymi
budynkami zostało niewiele osób. Musiała się kogoś zapytać.
Wstała z ławki, na której siedziała nieruchomo przez ostatnie dwie godziny, i wróciła
w stronę stacji BART-u.
Zauważyła mężczyznę w czarnym mundurze, z pałką u pasa. Nieco wcześniej jakaś
pani zatrzymała tak samo ubranego faceta, żeby poprosić go o informację, i nazwała
go „panem policjantem".
Zatem o informacje należało prosić mężczyzn w mundurach.
-
Przepraszam... panie policjancie - powtórzyła słowa, których użyła tamta pani.
-
Słucham, dziewczynko - odpowiedział z uśmiechem. Był wysoki i miał wielki
brzuch, od którego prawie pękał mundur. Na głowie miał tylko kępkę siwych
włosów, a za to gęste wąsy.
-
Przepraszam... - powtórzyła mechanicznie Eva. - Informacji.
-
Co mówisz? - zmieszany policjant podrapał się w głowę. - Potrzebujesz
informacji?
Eva skinęła głową: nie szło wcale tak źle. Spróbowała się uśmiechnąć.
-
Gdzie... Francja.
W-
♦ EVA SKINNER ♦
-
Hotel Francja? Nie znam takiego. Twoi rodzice są tam?
Nie. Tym razem nie zrozumiał. Powtórzyła:
-
Gdzie... Francja. Francja... Francuz.
Gliniarz wytrzeszczył oczy.
-
Francja w Europie? - zaśmiał się. - I chciałabyś tam dojechać BART-em? Che,
che, to jest linia metra, mała. Musisz pojechać do San Francisco i tam złapać samolot.
Lotnisko, kapujesz? Lecieć. Francja jest po drugiej stronie świata.
Eva skinęła głową. Rozumiała, co to znaczy „lotnisko", i wiedziała, czym są
samoloty. Ale nie znała pojęcia „po drugiej stronie świata".
-
Lotnisko! - powtórzyła, popisując się kolejnym uśmiechem i wskazując stację.
Zaniepokojony policjant potrząsnął głową.
-
Nie masz rodziców, prawda?
-
Nie - odpowiedziała Eva. Nie była zmartwiona. Nie miała zielonego pojęcia, o
czym mówił ten mężczyzna.
-
Jak się nazywasz?
-
Eva.
-
Eva, a dalej?
-
Eva Skinner.
-
I jesteś zupełnie sama, Evo Skinner? - policjant westchnął z rezygnacją,
uśmiechnął się do niej i wziął ją za rękę. - Zróbmy tak. Odwiozę cię na lotnisko w
San Francisco, a ty mi poka-
♦ 181 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
żesz, gdzie są twoi rodzice. Okej, mała?
Pokazał jej swój czarny samochód z białymi drzwiami. Na dachu tkwił długi,
niebieski kogut, w tej chwili zgaszony.
-
Dzięki - odpowiedziała mechanicznie.
I wsiadła do środka.
W czasie jazdy patrzyła uważnie, jak się kieruje tym dziwnym pojazdem. Wydawało
się to łatwe: wystarczyło wrzucić bieg, potem przyspieszało się jednym z pedałów, a
drugim zwalniało. Auto jechało szybko wśród dziesiątek innych. Mijali niskie
budynki. Światło na dachu migało na niebiesko w regularnych odstępach.
Funkcjonariusz wziął w lewą rękę jakieś dziwne coś i powiedział do niego:
-
Robertson do centrali. Mam tu niejaką Evę Skinner, dziewczynkę lat
dwanaście, może trzynaście. Wydaje się trochę dziwna, była sama na stacji
Downtown Berkeley. Wiozę ją do centrali.
-
Lotnisko! - zaprotestowała Eva, szturchając go w ramię.
-
Spokojnie, mała, potem cię tam zawiozę - uśmiechnął się do niej policjant. -
Ale najpierw zrobimy małe przesłuchanko, co ty na to?
Głos z pudełka zaskrzeczał:
-
Wezwać tych z pogotowia opiekuńczego?
♦ 182 ♦
♦ EVA SKINNER ♦
-
Super. Załatwimy to szybko.
Eva zmarszczyła brwi. Sprawy nie układały się po jej myśli. Musiała dotrzeć do
Francji, straciła już zbyt wiele czasu.
-
Stój.
-
Co? - spytał funkcjonariusz, przechylając się w jej stronę.
-
Stój. Tu. Wysiadam.
-
Wykluczone. Teraz jedziemy do centrali, gdzie jedna pani zada ci kilka pytań i
zaopiekuje się tobą...
„Oszust", pomyślała Eva. Ten sposób mówienia brzmi fałszywie.
-
Stój! - krzyknęła.
-
Hej, mała! Uspokój się natychmiast - zaprotestował policjant.
Eva dotknęła jego ramienia.
Samochód gwałtownie zahamował.
Funkcjonariusz w mgnieniu oka stracił przytomność. Teraz leżał skulony na tylnym
siedzeniu auta. Eva usadowiła się za kierownicą i wzięła w ręce pudełko.
-
Robertson do centrali - zgłosiła się. Mówiła głosem funkcjonariusza. Ciepłym i
trochę zachrypniętym. Dorosłym.
-
Tu centrala. Masz jeszcze jakieś problemy z tą dziewczynką?
♦ 183 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Eva odwróciła się i spojrzała na nieprzytomnego policjanta za nią.
-
Nie - odpowiedziała, szczerząc w uśmiechu białe ząbki. - Wszystko w
porządku. Fałszywy alarm. Gdzie... lotnisko?
-
Robertson, żarty sobie stroisz? Musisz przejechać przez Bay Bridge, dojechać
do San Francisco i jechać za oznakowaniami. Ale teraz przywieź tę dziewczynkę do
centrali. A potem idź się przespać. Coś mi się zdaje, że masz dosyć na dzisiaj.
Oznakowania. Były zatem oznakowania.
Musiała jechać za nimi. Może się szybko przesuwały.
Super. Skończyła rozmowę. Potem wcisnęła pedał gazu, podśpiewując sobie jakąś
piosenkę.
16
KLDPDTY Z POLICJA
(ŚRODKOWA FRANCJA, 1 □ STYCZNIA)
ń
- Bilety proszę.
Konduktor był wysokim i surowym mężczyzną. Miał wystające kości policzkowe,
błyszczącą skórę i wysuniętą do przodu szyję. Do perfekcyjnie wyprasowanego
munduru był przyczepiony identyfikator: Jules Tatillon.
Jeremy wyciągnął z kieszeni palmtopa i przeczytał mężczyźnie kod rezerwacji, a
potem wyjaśnił:
-
Zarezerwowaliśmy miejscówki na następny pociąg, ale przyszliśmy na stację
trochę wcześniej i postanowiliśmy wsiąść do tego. Czy można zamienić?
-
Pewnie.
Pan Tatillon spojrzał na jego palmtopa. Nagle podniósł głowę i zapytał:
-
Jesteście niepełnoletni, o ile się nie mylę?
♦ 185 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Zimno. Bezosobowo.
Jeremy z wahaniem kiwnął głową.
-
Bo widzicie - ciągnął konduktor - to bardzo dziwne. Bilety zostały
zarezerwowane na nazwisko pana Jeana-Pierre'a Del masa. Czy to ktoś z was?
-
Hm, no nie, widzi pan... - spróbował wyjaśnić Jeremy.
Ale konduktor mu przerwał.
-
Domyślałem się tego. Zapłacił kartą kredytową, a wy jesteście za młodzi, żeby
ją posiadać. Kto jest z wami?
-
Nikt - włączył się oburzony Odd. - Jesteśmy wystarczająco duzi, żeby
podróżować sami!
-
To wam się tylko tak wydaje.
-
Ale poprzedni konduktor nie robił nam problemów.
Pan Tatillon westchnął.
-
Niestety, niektórzy z moich kolegów nie przestrzegają regulaminu. Mogę się
chociaż dowiedzieć, kim jest pan Delmas, który kupił wam bilety?
-
To dyrektor naszej szkoły.
-
A dlaczegóż to władze szkolne pozwalają nieletnim na podróżowanie po nocy
bez opieki, kiedy, o ile się nie mylę, za kilka godzin musicie być w szkole?
-
Mamy misję specjalną - spróbował go spławić Jeremy. - Na rzecz naszej
szkoły.
Na twarzy pana Tatillona pojawił się grymas rozbawienia,
♦ 186 ♦
♦ KŁOPOTY Z POLICJĄ ♦
ale w jego wymuszonym uśmiechu nie było radości.
-
Taak, wyobrażam sobie - powiedział drwiąco i zaczął coś notować w swoim
wielkim notesie.
-
Co pan chce zrobić?
-
Skontaktować się z najbliższą stacją, naturalnie. Będziemy tam za dwanaście
minut. Tam zajmie się wami policja kolejowa, która wezwie waszych rodziców i
dyrektora i spróbują to wyjaśnić.
-
Ale nie może pan tego zrobić... - błagał Odd słabym głosem.
-
Właśnie, że mogę, moi państwo. I gdybym był na waszym miejscu, modliłbym
się, żeby wasi rodzice nie wiedzieli o tej sprawie i żeby się okazało, że sami to
wymyśliliście. Bo w przeciwnym razie, o ile się nie mylę, mogą zostać oskarżeni o
nie-dopilnowanie nieletnich.
To powiedziawszy, pan Tatillon stuknął obcasami i ruszył wzdłuż wagonu.
-
A dokąd pan idzie? - zapytała go osłupiała Yumi.
-
Skończyć mój obchód - odpowiedział spokojnie konduktor. - Ale nie martwcie
się, gdy będzie stacja, odprowadzę was osobiście.
-
O raju, matka zawsze mi mówiła, że skończę w kiciu! - jęknął żałośnie Odd,
kiedy straszny konduktor zniknął w następnym wagonie.
♦ 187 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Jeremy, to twoja wina! Nie powinieneś był brać danych karty kredytowej!
-
Ten człowiek to wariat!
-
Ale od razu „niedopilnowanie nieletnich"? No bez przesady!
-
Ja za to odpowiadam... - przepraszał Jeremy.
-To nie jest kwestia odpowiedzialności... Policja! Kapujesz? Policja!
-
Ciupa - powtórzył wystraszony Odd.
-
Jaka ciupa! Odd, weź przestań. Jesteśmy nieletni. Najwyżej dyrektor nas
zawiesi.
-
Zawiesi? A kto mu powie...
-
DOŚĆ! - wrzasnęła Aelita.
Chłopcy zamilkli natychmiast i wpatrzyli się w nią.
-
Nie ma sensu się kłócić - potrząsnęła włosami. - Pomyślmy raczej, co zrobić.
-
Możemy zwiać.
-
Z pociągu? Skoczymy przy trzystu na godzinę?
-
Jeśli każą nam wysiąść, możemy odmówić udzielania odpowiedzi.
-
A wtedy naprawdę nas aresztują!
Sedno problemu stanowiła Aelita. Jeremy z przyjaciółmi stworzył dla niej fałszywą
tożsamość. Gdyby policja przeprowadziła dochodzenie, wszystko mogłoby się
wydać. Te dwanaście minut bardzo im się dłużyło.
♦ 188
♦ KŁ.DPDTY Z PDLICJĄ ♦
Potem pociąg wjechał na supernowoczesną stację Saint--Exupśry. Była to
gigantyczna konstrukcja z czymś w stylu skrzydeł pośrodku. Miała faliste kształty, a
wykonana była ze szkła i stali. Od wewnątrz oświetlały ją silne reflektory.
Ktoś zakasłał za ich plecami: pan Tatillon.
-
Dzieciaki, wysiadka.
Na peron zajechał mały elektryczny samochodzik, taki, jakich się używa na polach
golfowych. Na biało-niebieskiej masce meleksa był napis POLICJA. W środku
siedział młody, wyraźnie zmęczony funkcjonariusz w mundurze. Miał krótkie blond
włosy i nosisko, które zajmowało trzy czwarte twarzy.
-
Jestem Roger Crane - przedstawił się.
-
A to te dzieciaki - przywitał go pan Tatillon. Potem ściszył głos:
-
Nie zdziwiłbym się, panie władzo, gdyby tę kartę kredytową ukradli. I kto wie,
co jeszcze zmalowali! Źle im z oczu patrzy.
-
Niech pan pamięta, że.pana słuchamy! - wtrącił się obrażony Jeremy.
Pan Tatillon ciągnął nieubłaganie:
-
A jeśli chodzi o tego tam - wskazał Odda - to on zaczął protestować, że nie
wolno mi wzywać policji, i bałem się, że mnie zaatakuje.
♦ 189 ♦
♦ KŁPTY Z PLICJĄ ♦
Potem pociąg wjechał na supernowoczesną stacją Saint--Exupśry. Była to
gigantyczna konstrukcja z czymś w stylu skrzydeł pośrodku. Miała faliste kształty, a
wykonana była ze szkła i stali. Od wewnątrz oświetlały ją silne reflektory.
Ktoś zakasłał za ich plecami: pan Tatillon.
-
Dzieciaki, wysiadka.
Na peron zajechał mały elektryczny samochodzik, taki, jakich się używa na polach
golfowych. Na biało-niebieskiej masce meleksa był napis POLICJA. W środku
siedział młody, wyraźnie zmęczony funkcjonariusz w mundurze. Miał krótkie blond
włosy i nosisko, które zajmowało trzy czwarte twarzy.
-
Jestem Roger Crane - przedstawił się.
-
A to te dzieciaki - przywitał go pan Tatillon. Potem ściszył głos:
-
Nie zdziwiłbym się, panie władzo, gdyby tę kartę kredytową ukradli. I kto wie,
co jeszcze zmalowali! Źle im z oczu patrzy.
-
Niech pan pamięta, że.pana słuchamy! - wtrącił się obrażony Jeremy.
Pan Tatillon ciągnął nieubłaganie:
-
A jeśli chodzi o tego tam - wskazał Odda - to on zaczął protestować, że nie
wolno mi wzywać policji, i bałem się, że mnie zaatakuje.
♦ 189 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Dzieci popatrzyły na siebie z niedowierzaniem. Że też musiały trafić na szurniętego
konduktora!
-
Proszę pana, przecież to wariat! - wybuchnęła Yumi.
Pan Tatillon podniósł brew.
-
Sam pan widzi.
-
Proszę się nie martwić - uspokoił go funkcjonariusz. - Teraz ja się nimi zajmę.
Niech pan odjeżdża.
-Za minutę i dwadzieścia sekund - uściślił pan Tatillon, zerkając na zegarek. - Nie
mogę przecież pozwolić, żeby pociąg odjechał za wcześnie.
Dzieci, ściśnięte na tylnym siedzeniu, patrzyły, jak policyjny meleks mija stację w
Lyonie. Chociaż był środek nocy, głośniki bez przerwy skrzeczały, zapowiadając
przyjeżdżające i odjeżdżające pociągi. Na peronach kotłowały się tłumy ludzi z
walizkami i zwiniętymi pod pachą gazetami. W barze biznesmeni pili kawę, jakby to
był biały dzień.
Policjant zaparkował przed wielkimi przesuwnymi drzwiami, nad którymi wisiało
godło policji, i kazał im wejść. Poprowadził ich do pustego pokoiku, w którym
znajdowała się tylko para krzeseł opartych o ścianę. Potem wyszedł i zamknął drzwi
na klucz.
-
I co teraz robimy? - zapytał Jeremy.
-
Czekamy - burknął Ulrich.
♦ 190 ♦
♦ KŁDTY Z POLICJĄ ♦
Nie mieli innej możliwości. Pokój był zamknięty i bez okien. Dwie małe kratki
wentylacyjne na wysokości sufitu zapewniały przepływ powietrza. Były one tak
małe, że trudno byłoby przecisnąć przez nie nawet rękę.
Odd zasnął na krześle z głową opartą o ścianę. Aelita zwinęła się w kłębek na ziemi i
ukryła twarz między kolanami.
Czekali.
Około wpół do drugiej w nocy drzwi zaskrzypiały i funkcjonariusz Crane wetknął
głowę do środka.
-
Zapraszam.
Dzieci zostały wprowadzone do innego pokoju. Znajdowały się w nim tylko
zawalone szpargałami biurko i krzesło, na którym usiadł funkcjonariusz.
Mężczyzna wziął długopis, biały formularz i powiedział:
-
Teraz chcę usłyszeć po kolei wasze nazwiska.
Piątka milczała ze zwieszonymi głowami.
Policjant uśmiechnął się.
-
Przedstawię wam moją wersję wydarzeń - powiedział tonem starszego brata. -
Pomyśleliście, że ostatniego dnia ferii byłoby fajnie zrobić sobie wycieczkę.
Naściemnialiście rodzicom, że ty - wskazał na Ulricha - śpisz w jego domu - wskazał
na Jeremy'ego - a on w twoim. Złapaliście superszybki TGV, ale wpadliście na tego
nudziarza Tatillona i wylądowaliście tutaj. Jeśli podacie mi wasze nazwiska,
dostaniecie porządny
♦ 191 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
ochrzan i wszyscy pójdziemy spać. Jeśli zaś będziecie uparcie milczeć, będę
zmuszony znowu was zamknąć, wezwać pracownika socjalnego, sprawa przejdzie
przez wiele instancji, a wam grozi, że traficie przed sąd dla nieletnich. Na koniec i
tak podacie swoje nazwiska. A wasi rodzice wściekną się znacznie bardziej,
zapewniam was.
-
Jeremy Belpois - zaczął Jeremy, trzymając nadal zwieszoną głowę.
-
Ulrich Stern.
-
Yumi Ishiyama.
-
Aelita... Stones.
-
Odd Della Robbia.
Roger Crane wyglądał na zadowolonego.
-
Brawo. Dobra decyzja. A teraz opowiedzcie mi dokładnie, co kombinowaliście.
Przede wszystkim o karcie kredytowej na nazwisko Jeana-Pierre'a Delmasa.
Wysłuchawszy opowiadania, policjant milczał przez chwilę. Kiedy się odezwał, w
jego głosie nie było ani cienia wyrzutu. Ale i tak jego słowa cięły do żywego.
-
Wiesz, jak się nazywa to, co zrobiłeś?
Jeremy coś wymamrotał.
-
Nie dosłyszałem?
-
Kradzież.
♦ 192 ♦
♦ KŁDPOTY Z POLICJĄ, ♦
-
Dokładnie. I myślisz, że ładnie się zachowałeś?
-
Nie, proszę pana. To był błąd. Bardzo mi przykro.
-
Mam nadzieję - odparł funkcjonariusz.
Przeciągnął się i położył nogi na biurku. Góra szpargałów wylądowała na ziemi, ale
młody człowiek się tym nie przejął. Ktoś zapukał do drzwi biura i do pokoju wszedł
drugi mężczyzna, bardzo podobny do policjanta, tylko o kilka lat młodszy i z długimi
blond włosami schowanymi pod śmieszną, zieloną czapką z daszkiem. Jego twarz
miała poczciwy wyraz.
-
Czołem, Roger - przywitał się.
-
Hej, René.
-
Masz jeszcze dużo roboty? - przybysz spojrzał na dzieci.
-
Raczej nie. Co jest?
-
Melduję, że wyjeżdżam. Jeśli rano chcesz odwiedzić mamę...
Roger Crane zerknął na zegarek.
-
Faktycznie, już późno.
Zabębnił ołówkiem po biurku. Potem znowu zaczął patrzeć w zamyśleniu na piątkę
dzieci.
-
Jeszcze jedno nie jest dla mnie jasne. Można wiedzieć, dlaczego wybraliście
się w tak daleką podróż pociągiem? I na dodatek w środku nocy!
-
To moja wina - Aelita wysunęła się naprzód. I opowiedziała wszystko: o tym,
że jej ojciec nie żyje, że znaleźli worek
♦ 193 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
z wapnem, że poszli do firmy budowlanej i pojechali do tamtego miasta po
informacje. Pominęła tylko wszystkie wątki dotyczące Lyoko i tajemnego pokoju.
Roger i René Crane byli pod wrażeniem.
Policjant wcale w to wszystko nie uwierzył, ale postanowił udawać, że bierze ich
opowieść za prawdziwą. Wziął formularz, na którym do tej pory gryzmolił, i
powiedział:
-
Widzicie, dzieciaki, teraz mógłbym zadzwonić do waszych rodziców i obudzić
ich w środku nocy. Wystraszą się, wściekną, będą się zastanawiali, gdzie zrobili błąd,
wychowując was. I w ten sposób ciężar waszej winy spadnie na nich. Nie jest to
najlepsze wyjście, nie sądzicie? Wy zaś porządnie najedliście się strachu,
zobaczyliście, co znaczy wylądować na posterunku policji, i mam nadzieję, że nie
będziecie mieli ochoty powtarzać tego doświadczenia.
-
Najmniejszej - potwierdził Odd, kiwając energicznie głową.
-
Jesteście dziećmi - zawyrokował René Crane. - A dzieci urządzają dziecinady.
My też tak robiliśmy, gdy byliśmy w waszym wieku.
Roger spojrzał na brata z wyrzutem, ale oczy mu się zaśmiały.
-
Tak więc pomyślałem o czymś innym.
-
To znaczy?
-
Że tym razem was puszczę, żeby wasi biedni rodzice nie dostali zawału. Za
dwa dni zadzwonię do dyrektora waszej
♦ 194 ♦
♦ KŁ-OPDTY Z POLICJĄ ♦
szkoły, powiem mu, że chodzą słuchy o różnych oszustach, którzy się kręcą na
wolności, i poproszę go, aby sprawdził swoją kartę kredytową. Jeśli w międzyczasie
pieniądze wrócą na jego konto, nie będzie żadnej kradzieży i będę zadowolony. W
przeciwnym razie...
Zerknął na Jeremy'ego i dodał:
-
Jeśli wasz przyjaciel tak świetnie sobie radzi z komputerem, że umie ściągnąć
pieniądze z konta szkolnego, nie dając się złapać, to jestem pewien, że będzie umiał
zwrócić je na miejsce.
-
Zrobię to jutro rano, proszę pana.
-
Bardzo dobrze. A więc zmywajcie się stąd. Nie chcę was już widzieć. Sio!
Dzieci stały nieruchomo na środku pokoju.
-
Powiedziałem s/o!
Ulrich zabrał głos w imieniu ich wszystkich:
-
Eeee, jest tylko mały problem, proszę pana. Jak mamy teraz wrócić do domu?
-
No tak - przyznał Crane. - Uciekł wam ostatni pociąg. Na piechotę będzie
trudnoi..
Zabębnił palcami po biurku. Potem spojrzał na brata, który dalej czekał.
-
Co ty na to?
-
Miejsce jest.
♦ 195 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Latarnie na parkingu kolejowym oświetlały śnieg na żółto-pomarańczowy kolor.
Roger Crane podstemplował kartę i przebrał się. Teraz miał na sobie sztruksowe
spodnie i grubą kurtkę. Nadal jednak zachował surową minę policjanta i Jeremy
zrozumiał, co to znaczy „mieć twarz jak glina".
-
...bry wieczór, panie władzo - powitał go taksówkarz, który stał z plecami
opartymi o drzwi samochodu i palił papierosa.
-
Cześć, Tom.
-
Co to za dzieciaki? Aresztowałeś je? Wcześnie zaczynają, co? - zarechotał.
-
To niebezpieczni kryminaliści, fakt. Jadę ich trochę wymrozić.
-
He, he! W taką noc jak ta nie ma potrzeby!
Roger Crane szedł przodem, a tuż za nim piątka dzieci. Światła wielkiej ciężarówki
rozświetlały ciemności. Zatrzymała się niedaleko od nich. Był to duży samochód
brudnobiałego koloru. Po bokach miał napis, który ozdobnym krojem czcionki głosił:
DETEKTYW.
-
Ależ to gazeta z naszego miasta! - powiedziała Yumi, rozpoznając tytuł.
Crane kiwnął głową.
-
Tak, ale tutaj ją drukują. A mój brat jest jednym z kierowców ciężarówek,
którzy dostarczają ją do kiosków. To jest wasza podwózka.
♦ 196 ♦
♦ KDTY Z POLICJĄ ♦
-
Wypas!
-
Przyjedziemy do miasta około piątej.
-
Przyjedziemy? - zapytał Ulrich.
Funkcjonariusz Crane ziewnął.
-
Ja też jadę. Obiecałem mamie, że do niej wpadnę.
René zeskoczył z kabiny ciężarówki.
-
Wy, dzieciaki, musicie siąść sobie z tyłu na gazetach. W kabinie jest miejsce
tylko dla jednego z was.
Otworzył drzwi z tyłu i ukazały się stosy świeżo wydrukowanych gazet. Napis
DETEKTYW, wydrukowany wielką czerwoną czcionką na każdym egzemplarzu,
jeszcze nie wysechł. Na pierwszej stronie widniała śmieszna karykatura lokalnego
polityka.
-
Będziecie mieć co czytać w czasie jazdy - uśmiechnął się René. - Chociaż
trochę tu ciemno. I obawiam się, że zimno. Ale jeśli będziecie opowiadać sobie
kawały, czas minie szybciej. A więc kto z was usiądzie z przodu ze mną i Rogerem?
Może któraś z dziewczyn?
Oczy Aelity błysnęły.
-
Nie, dzięki, ja chcę posłuchać kawałów - odpowiedziała pospiesznie.
-
Dobra! - zgodził się René. - Kawały to najfajniejsza rzecz na świecie. To może
ty? Kapuję, że towarzystwo mojego brata nie jest zbyt fajne, ale ja jestem spoko. I w
kabinie jest cieplej.
-
Chętnie, dzięki! - zaśmiała się Yumi.
♦ 197 ♦
♦ KŁDPTY Z POLICJĄ ♦
-
Wypas!
-
Przyjedziemy do miasta około piątej.
-
Przyjedziemy? - zapytał Ulrich.
Funkcjonariusz Crane ziewnął.
-
Ja też jadę. Obiecałem mamie, że do niej wpadnę.
René zeskoczył z kabiny ciężarówki.
-
Wy, dzieciaki, musicie siąść sobie z tyłu na gazetach. W kabinie jest miejsce
tylko dla jednego z was.
Otworzył drzwi z tyłu i ukazały się stosy świeżo wydrukowanych gazet. Napis
DETEKTYW, wydrukowany wielką czerwoną czcionką na każdym egzemplarzu,
jeszcze nie wysechł. Na pierwszej stronie widniała śmieszna karykatura lokalnego
polityka.
-
Będziecie mieć co czytać w czasie jazdy - uśmiechnął się René. - Chociaż
trochę tu ciemno. I obawiam się, że zimno. Ale jeśli będziecie opowiadać sobie
kawały, czas minie szybciej. A więc kto z was usiądzie z przodu ze mną i Rogerem?
Może któraś z dziewczyn?
Oczy Aelity błysnęły.
-
Nie, dzięki, ja chcę posłuchać kawałów - odpowiedziała pospiesznie.
-
Dobra! - zgodził się René. - Kawały to najfajniejsza rzecz na świecie. To może
ty? Kapuję, że towarzystwo mojego brata nie jest zbyt fajne, ale ja jestem spoko. I w
kabinie jest cieplej.
-
Chętnie, dzięki! - zaśmiała się Yumi.
♦ 197 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Wskakuj. Pasażerowie na gapę na gazetach, a koleżanka z przodu. Jedziemy.
W czasie podróży Roger opowiedział bratu całą historię z nadgorliwym
konduktorem. Yumi, ściśnięta między dwoma braćmi w kabinie ciężarówki, miała
ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Wycieraczki ruszały się gwałtownie,
zmiatając płatki śniegu z przedniej szyby. Wjechali na autostradę.
-
Zdradzę ci sekret - szepnął Roger porozumiewawczo. - Mój brat jest znanym
autorem thrillerów!
-
Serio? - Yumi była naprawdę zaciekawiona.
Zawstydzony René potrząsnął głową.
-
Powiedzmy, że pracuję nad tym. W każdym razie, jeśli cię to interesuje, w
mojej następnej książce mordercą jest drukarz, jeden z tych, co drukują gazety.
-
Nabijasz się ze mnie? - zapytała nieufnie Yumi.
-
Jakże bym śmiał! Opowiem ci pierwszą scenę: piękna dziewczyna poznaje w
barze tego faceta, drukarza. On pokazuje jej, gdzie pracuje. Są tam ogromne
maszyny, wiesz? Dostają z komputera artykuły i wszystkie dane, a potem się
włączają. Wielkie wałki zaczynają się kręcić z potworną siłą. W pewnej chwili
dziewczyna mówi do drukarza, że chciałaby się znaleźć na pierwszej stronie gazety.
On ją popycha i ona naprawdę trafia na pierwszą stronę. Kapujesz?
♦ 198 ♦
♦ KŁ.DPDTY Z POLICJĄ ♦
-
Brrrr - wzdrygnęła się Yumi.
-
Koleżanka chyba ma już dość wrażeń na dzisiaj, René - powiedział z
uśmiechem Roger. - Słuchaj, znalazłem informacje, o które mnie prosiłeś.
-
Ekstra. Wal.
-
Jest cała dziedzina nauki poświęcona atramentom sympatycznym. Od
klasycznego soku z cytryny po złożone związki chemiczne. W każdym razie w
archiwum policyjnym znalazłem coś bardzo interesującego, właśnie to, co przyda ci
się do ostatniej sceny...
-
Super! - wykrzyknął René.
-
Czy słyszałeś kiedyś o żelazocyjanku potasu?
René włożył do ust gumę do żucia i podsunął paczkę Yumi.
-
Nie, mów.
-
Robisz ośmioprocentowy roztwór żelazocyjanku, moczysz w nim pióro i
piszesz po zwykłej białej kartce. Pismo jest zupełnie niewidoczne, ale wystarczy
posmarować kartkę roztworem azotanu żelaza i ...pa! Pojawiają się kolejno
jasnoniebieskie litery.
-
Jesteś genialny, bracie.
-
Chyba taki atrament był w modzie kilka lat temu. Łatwo go zrobić, a azotan
żelaza można kupić.
Yumi kiwała się głowa. Ciepło w szoferce, rozmowa o czymś skomplikowanym. A do
tego środek nocy. Dziewczynka nie zauważyła nawet, jak zamknęła oczy i zapadła w
niespokojny sen.
♦ 199 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Na początku myśleli, że podróż w naczepie ciężarówki będzie romantyczna. Po
dwóch minutach nadal było jeszcze romantycznie, ale już ciut niewygodnie. Po
dziesięciu minutach zrozumieli, że będzie to droga przez mękę.
Stosy gazet zajmowały prawie całą przestrzeń i choć izolowały trochę od zewnątrz, to
zimno i tak dostawało się przez zamknięte drzwi. Ponadto świeży tusz plamił ręce i
ubrania. Miał tak strasznie silny zapach, że prawie się dusili. Odd odcisnął sobie
napis DETEKTYW na kurtce i na spodniach.
Nie było siedzeń. Na każdej dziurze w jezdni dziećmi rzucało na wszystkie strony.
-
Co za cholerna jazda - skarżył się Odd po raz tysięczny. - A ja miałem ochotę
uciąć sobie drzemkę.
Ulrich był prawie niewidoczny w ciemnościach.
-
Ciesz się, że poszło tak dobrze.
-
No - zgodziła się Aelita. - Na szczęście przyszedł brat pana Crane'a.
-
Sorki - przepraszał Jeremy, także po raz tysięczny.
Dziura. Dzieci straciły równowagę i zwaliły stos gazet sięgający aż do blaszanego
daszku. Po kilku minutach usadowiły się znowu.
-
Mam nadzieję, że nikt nigdy się o tym nie dowie - westchnął Ulrich.
-
O, ja na pewno nie powiem.
♦ 200 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Na początku myśleli, że podróż w naczepie ciężarówki będzie romantyczna. Po
dwóch minutach nadal było jeszcze romantycznie, ale już ciut niewygodnie. Po
dziesięciu minutach zrozumieli, że będzie to droga przez mękę.
Stosy gazet zajmowały prawie całą przestrzeń i choć izolowały trochę od zewnątrz, to
zimno i tak dostawało się przez za-
t
mknięte drzwi. Ponadto świeży tusz plamił ręce i ubrania. Miał tak strasznie silny
zapach, że prawie się dusili. Odd odcisnął sobie napis DETEKTYW na kurtce I na
spodniach.
Nie było siedzeń. Na każdej dziurze w jezdni dziećmi rzucało na wszystkie strony.
-
Co za cholerna jazda - skarżył się Odd po raz tysięczny. - A ja miałem ochotę
uciąć sobie drzemkę.
Ulrich był prawie niewidoczny w ciemnościach.
-
Ciesz się, że poszło tak dobrze.
-
No - zgodziła się Aelita. - Na szczęście przyszedł brat pana Crane'a.
-
Sorki - przepraszał Jeremy, także po raz tysięczny.
Dziura. Dzieci straciły równowagę i zwaliły stos gazet sięgający aż do blaszanego
daszku. Po kilku minutach usadowiły się znowu.
-
Mam nadzieję, że nikt nigdy się o tym nie dowie - westchnął Ulrich.
-
O, ja na pewno nie powiem.
♦ 200*
♦ KŁOPOTY Z POLICJĄ ♦
-
Nasza wielka wyprawa zostanie w tajemnicy, przysięgam!
-
Ja też.
-
Słuchajcie, naprawdę nie da się spać - odezwał się Odd po chwili. -
Wykorzystajmy ten czas i skończmy nasz wideopa-miętnik.
-
Miałam nadzieję, że ktoś to powie... - przyznała Aelita. - Czuję, jakbym jeszcze
coś powinna wiedzieć.
Jeremy powalczył z kurtką i wyciągnął z niej kamerę. Włączył ją i niebieski
wyświetlacz zaświecił się w ciemności. Chłopiec potrząsnął głową.
-
Nic nie widać. Nie ma podczerwieni!
-
Nie ma sprawy - pocieszył go Ulrich. - Wystarczy audio. I tak musimy jakoś
zabić czas.
-
Jeśli coś musicie, to opowiedzieć mi wszystko, ze szczegółami - poprawiła go
Aelita. - A więc co było po tym, jak mnie zmaterializowaliście w realu?
17
BÓL GłoWY
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻY, TROCHĘ WCZEŚNIEJ)
Niedługo po tym, jak skanery zmaterializowały ją w świecie realnym, pojawiły się
bardzo silne bóle głowy. Łapały Aelitę nagle i tak mocno, że dosłownie nie mogła
oddychać.
Przyczyna tych migren była zupełnie niezrozumiała, ale jednocześnie bardzo prosta.
Aelita była w jakiś sposób związana z wirtualnym światem Lyoko. Nosiła jego ślad -
obolałą pamięć.
Zauważyli ten niewytłumaczalny związek w momencie, gdy próbowali wyłączyć
superkomputer. Aelita upadła nieprzytomna na ziemię.
Wyglądała jak nieżywa.
- Odpal go! Odpal komputer, Jeremy! - wrzasnęli wszyscy pozostali w ciemnych
podziemiach starej fabryki.
♦ 203 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Jeremy przesunął wtedy dźwignię do dołu. I zrozumiał prostą prawdę: nie można
było wyłączyć superkomputera. Bo to znaczyło wyłączyć także Aelitę.
Długo się nad tym zastanawiał. Na koniec doszedł do wniosku, że problem wiąże się
z obszarami pamięci dziewczynki, które były poddawane manipulacjom, a które
Jeremy wykasował, żeby uwolnić ją z Lyoko. Problem dla niego zbyt
skomplikowany.
No i był Xana. Jeremy, chociaż nie wiedział jeszcze dokładnie, kim albo czym jest ta
groźna i szalona istota, zaczął podejrzewać, że więź między Aelitą a Lyoko zależy w
jakiś sposób od istnienia Xany.
Ale nadal było dużo tajemnic i pytań bez odpowiedzi. I była ta okrutna, pulsująca
nienawiścią istota, która nie pozwalała im spokojnie spać.
Aż do tamtego wieczoru.
Wieczoru, który wszystko zmienił.
Kursor na ekranie komputera Jeremy'ego drgnął nagle. Zaczęły wyskakiwać litery,
jedna za drugą, aż utworzyły słowo. Potem zdanie.
WRESZCIE CIĘ ZNALAZŁEM.
♦ 204 ♦
♦ BÓL GŁOWY ♦
Chłopiec patrzył zdziwiony na okienko czatu, które pojawiło się na jego monitorze.
Przez chwilę nie wiedział, co robić, ale ciekawość wzięła górę. Palce zaczęły
nerwowo biegać po klawiaturze.
Kim jesteś?
JESTEM FRANZ HOPPER.
Jeremy aż podskoczył. „To niemożliwe...". Po plecach przebiegł mu dreszcz strachu.
A jeśli to Xana się z nim kontaktuje? Sztuczna inteligencja nienawidziła wszystkiego,
co wiązało się z Aelitą i jej ojcem, twórcą Xany. Jeremy trzymał palce zawieszone
nad klawiaturą.
NIE JESTEM XANĄ. MOGĘ TO UDOWODNIĆ. ZAPYTAJ MNIE, O CO
CHCESZ. PODDAJ MNIE TESTOWI TURINGA.
Przerażony Jeremy przyjrzał się nowemu napisowi. Ktokolwiek pisał do niego, czytał
mu w myślach...
Nie wiedział, jak zareagować. Ani czy reagować.
Postarał się pomyśleć. Co wiedział o Xanie? Że jest sztucznym tworem ze sztucznego
świata. Że może przejąć kontrolę nad aktywującymi wieżami połączonymi z
urządzeniami elektronicznymi ze świata realnego. A zatem że może się chyba
przemieszczać w Internecie.
• 205*
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Dlaczego nie? Być może Xana miał dostęp do danych bankowych z całego świata.
Mógł korzystać z każdego testu naukowego, opracowywać strategie i robić obliczenia
z prędkością światła...
Być może.
Albo, także być może, Jeremy powinien po prostu zamknąć okno dialogowe,
wyłączyć komputer i pójść spać.
POSŁUCHAJ MNIE. WIESZ, JAKI JEST SZCZYT GŁUPOTY?
ZAPALIĆ JEDNĄ ZAPAŁKĘ, A POTEM DRUGĄ, ABY ZOBACZYĆ, CZYTA
PIERWSZA SIĘ PALI.
MYŚLISZ, ŻE XANA OPOWIEDZIAŁBY Cl KAWAŁ? COŚ TY, ON NIE MA
POCZUCIA HUMORU!
Jeremy uśmiechnął się.
Ty też nie masz. To kiepski kawał.
MUSZĘ Cl PRZYZNAĆ RACJĘ.
Dlaczego się ze mną kontaktujesz?
MUSIMY GO WYKASOWAĆ.
♦ 206
♦ BÓL GŁOWY ♦
Kogo wykasować?
XANĘ.
Jeremy potrząsnął głową, coraz mniej rozumiejąc.
Ale kim jest XANA?
Tym razem musiał czekać kilka sekund na odpowiedź.
WROGIEM.
Spaghetti z sosem bolognese było najgorszym daniem, jakie podawano w stołówce
Kadic. Kucharka w zasadzie umiała gotować całkiem nieźle, ale makaron nie był jej
mocną stroną. Spaghetti skleiło się w miękką żółtawą bryłę, a sos spływał na dno
talerza, gdzie tworzył czerwoną kałużę o nieokreślonym smaku.
Mimo to Odd z radością pochłonął swoją porcję i przywłaszczył sobie porcje Yumi i
Aelity.
-
Zachowujesz się jak prosiak - stwierdził Ulrich.
-
Zawsze tak mówicie: „Odd, jesteś wstrętny, Odd, słu-żysz nam za śmietnik"...
A ja po prostu nie lubię wyrzucać jedzenia.
-
Czy ktoś z was widział Jeremy'ego? - zapytała Yumi, żeby zmienić temat.
-
Nie. Dzisiaj nie przyszedł na lekcje.
♦ 207 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Zajrzałam do niego rano - dodała Aelita. - Pracuje na komputerze.
Odd wessał łapczywie gruby zwój makaronu i potrząsnął głową.
-
Ten chłopak zachoruje, jeśli będzie dalej tak pracował.
W tym momencie przy stole pojawił się William Dunbar z tacą w ręku.
-
Mogę się przysiąść?
-
Przykro mi, ale raczej nie - Ulrich nie raczył nawet podnieść oczu znad talerza.
-
Co? Znowu rozmawiacie o sekretach waszego zamkniętego klubu?
-
Dokładnie tak.
William miał już cisnąć w niego tacą, ale się powstrzymał.
-
Jak sobie chcecie! Zresztą jakoś straciłem apetyt.
W tej właśnie chwili zaczął dzwonić telefon Aelity.
-
Co mówisz? Co? Mój ojciec? Jeremy... to wcale nie jest śmieszne!
Ale to nie był żart.
Aelita, Ulrich, Yumi i Odd weszli wtedy do Lyoko po raz ostatni. Elfka, samuraj,
Japonka i superkot z długim, fioletowym ogonem. Powrót do świata wirtualnego był
dla Aelity jak zimny prysznic. I nie tylko dla niej.
♦ 208
♦ BÓL GŁOWY ♦
Znajdowali się w sektorze lodowca. W głębi równiny błyszczącej jak łąka diamentów
wznosiła się góra. Miała lodowe wierzchołki połączone niebezpiecznymi przejściami
z kryształu. Z najwyższego szczytu spadał w dół srebrny wodospad, tworząc u dołu
błyszczące jeziorko.
Jeszcze silniej niż zwykle odczuwali emocje związane z pobytem w sztucznym
świecie. Na białej powierzchni lodowca nie było widać ich cieni i dzieci miały
wrażenie, jakby unosiły się kilka centymetrów nad ziemią.
-
Gdzie jest mój ojciec? - spytała Aelita, rozglądając się dookoła.
-
Schowany koło wodospadu - odpowiedział Jeremy. - Ale nie myśl, że łatwo go
rozpoznasz. Ostrzegł mnie, że nie będzie miał postaci ludzkiej.
-
Coś mi tu śmierdzi pułapką - syknął Ulrich. - Mam przeczucie, że za tym stoi
Xana.
-
I właśnie dlatego my też tu jesteśmy - wyjaśniła Yumi. - Aelita nic nie
ryzykuje, jeśli z nią jesteśmy.
Jeremy, który siedział w laboratorium starej fabryki, przygryzł wargę. W głębi serca
miał nadzieję, że Yumi ma rację. Ale tak naprawdę to Aelita ryzykowała najwięcej z
nich wszystkich, jak zawsze. Zwłaszcza że nadal nie miała żadnych punktów życia.
Nawet po remateriallzacji.
Nic jednak nie powiedział.
♦ 209 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Szli w stronę wodospadu, który wpadał do srebrnego jeziora. Wokół tworzyła się
lekka mgiełka. Nad gładkim jeziorem zwisał lodowy most, który znikał za słupem
wody.
Odd poszedł pierwszy. Z góry spływały tony wody, ale nie było słychać żadnego
hałasu. Na lodowcu panowała cisza.
-
Co jest za wodospadem, Jeremy?
-
Piąty sektor. Rdzeń Lyoko.
-
Ten bez nazwy?
-
Ten bez nazwy.
-
A co jest w... rdzeniu Lyoko?
-
Nie mam zielonego pojęcia.
-
Chodźmy. I uważajmy.
Gdy doszli mniej więcej do połowy mostu, Aelita nagle się zatrzymała.
-
Zostańcie tu. Dalej muszę pójść sama.
-
Zwariowałaś?
Aelita potrząsnęła głową.
-
Mój ojciec tam jest.
-
Tego nie wiemy na sto procent - stwierdził Ulrich.
-
Ale ja czuję, że to on. A jeśli tak jest... może lepiej, żebyśmy sami
porozmawiali.
-
Ma rację, chłopaki - przytaknęła Yumi. - To jej życie. I jej wielka chwila.
Aelita uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością. Potem od-
♦ 210 ♦
♦ BÓL GŁWY ♦
wróciła się i zaczęła iść sama po moście, krok za krokiem. Reszta przyglądała się
temu, zaciskając pięści.
Nie poczuła mokrych bryzgów, chociaż znalazła się dokładnie pod wodospadem.
Krople spadały jej na skórę, a zaraz potem spływały, nie mocząc jej.
Były tylko iluzją.
Za wodospadem kryła się grota o niskim sklepieniu i podłożu zanurzonym w wodzie.
Most tworzył wielki łuk nad srebrnymi wodami.
I tam właśnie, w najwyższym punkcie, w połowie wysokości nad powierzchnią
jeziora, wisiała w powietrzu świetlista kula. Aelita zapatrzyła się na nią z zachwytem.
Kula wyglądała jak żywa. Wewnątrz niej kręgi świetlne wirowały i migotały
wszystkimi barwami tęczy.
-
Aelito!
Kula wypowiedziała jej imię! Dziewczynka, nie mogąc powstrzymać emocji,
pobiegła aż na koniec mostu i wyciągnęła rękę, żeby jej dotknąć. Nie mogła jednak
dosięgnąć. Brakowało tylko kilku centymetrów.
-
Ależ urosłaś, mój mały uszatku. Jestem z ciebie bardzo dumny.
-
Tato... - po twarzy elfki ciekły wirtualne łzy, zimne i bez smaku.
-
Chciałbym mieć więcej czasu, skarbie - dobiegał z kuli
♦ 211 ♦
♦ BÓL GŁOWY ♦
wróciła się i zaczęła iść sama po moście, krok za krokiem. Reszta przyglądała się
temu, zaciskając pięści.
Nie poczuła mokrych bryzgów, chociaż znalazła się dokładnie pod wodospadem.
Krople spadały jej na skórę, a zaraz potem spływały, nie mocząc jej.
Byty tylko iluzją.
Za wodospadem kryła się grota o niskim sklepieniu i podłożu zanurzonym w wodzie.
Most tworzył wielki łuk nad srebrnymi wodami.
I tam właśnie, w najwyższym punkcie, w połowie wysokości nad powierzchnią
jeziora, wisiała w powietrzu świetlista kula. Aelita zapatrzyła się na nią z zachwytem.
Kula wyglądała jak żywa. Wewnątrz niej kręgi świetlne wirowały i migotały
wszystkimi barwami tęczy.
-
Aelito!
Kula wypowiedziała jej imię! Dziewczynka, nie mogąc powstrzymać emocji,
pobiegła aż na koniec mostu i wyciągnęła rękę, żeby jej dotknąć. Nie mogła jednak
dosięgnąć. Brakowało tylko kilku centymetrów.'
-
Ależ urosłaś, mój mały uszatku. Jestem z ciebie bardzo dumny.
-
Tato... - po twarzy elfki ciekły wirtualne łzy, zimne i bez smaku.
-Chciałbym mieć więcej czasu, skarbie - dobiegał z kuli
♦ 211 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
głos jej ojca. - Czasu, żeby ci wyjaśnić. Czasu dla nas. Ale go nie mam. On się zbliża.
-
Xana...?
-
Zagraża nam wszystkim. Musimy go skasować.
Dziewczynka przytaknęła.
-
We dwoje na pewno to zrobimy, tato!
-
Tak. Ale nie będzie to łatwe. Zrobi wszystko, żeby nas powstrzymać.
-
Tatusiu... strasznie za tobą tęskniłam.
-
Ja za tobą też, córeczko. Nawet nie wiesz, jak. Od chwili, gdy byłem zmuszony
cię opuścić, cały czas tęskniłem. Przez te wszystkie lata nie robiłem nic innego, tylko
myślałem o tobie i o Anthei, twojej mamie. O naszej rodzinie.
Wśród tego nierealnego, sterylnego krajobrazu Aelita czuła bardzo prawdziwe
ściskanie w gardle.
Przed nią była nie tylko kula, lecz także i głos... ciepły, drżący głos ojca. Który
właśnie wymówił imię jej matki.
Jedna połowa jej serca chciała krzyczeć: „Tatusiu, chodź tu i przytul mnie! Co nas
obchodzi Xana i cała reszta. Potrzebuję ciebie!".
Ale druga połowa chciała wiedzieć.
-
Tato? Gdzie jest mama? - zapytała słabym głosem.
-
Nie wiem, córeczko. Ale żyje i ty musisz jej poszukać. Zostawiłem dla ciebie
w Pustelni jedną rzecz. Została dobrze
♦ 212 ♦
♦ BÓL GŁWY ♦
schowana, ale jestem pewien, że ją znajdziesz.
-
Dlaczego nie możemy zrobić tego razem, tato?
-
Bo ja już nie wiem, gdzie ona się znajduje. Musiałem pozbyć się moich
własnych wspomnień, żeby on ich nie dostał...
Nagle kula podskoczyła, zaczęła kręcić się wokół własnej osi, a wewnątrz niej
przepływały prądy o zdecydowanie większym natężeniu.
-
Xana! - szepnął ojciec. - Zauważył nas.
Jeremy siedział nieruchomo przed monitorem w laboratorium. Palce miał oparte na
klawiaturze. W sali wokół niego panowała prawie całkowita ciemność, świeciły się
tylko diody i migotały napisy. Naprawdę nie chciał słuchać tej rozmowy. Ale na
monitorze widział wszystko, co działo się w Lyoko, a głośniki superkomputera
transmitowały każde słowo i każde westchnienie.
Byt tak zamyślony, że nie zauważył cienia, który zbliżał się ukradkiem do jego
stanowiska.
Nie zauważył zaciśniętej pięści, która wzniosła się za jego plecami.
Potężny cios w głowę. •
Jeremy spadł z krzesła na ziemię, nieprzytomny.
William Dunbar, szkolny kolega, o którego Ulrich był tak zazdrosny, z zadowoleniem
spojrzał na Jeremy'ego i uśmiechnął się.
♦ 213 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Powietrze wokół zlodowaciałego jeziorka nagle napełniło się elektrycznością. Zza
lodowego występu wyłoniły się setki potworów Xany, przypominających rój
wściekłych owadów.
Yumi zauważyła je pierwsza.
-
Tam! - krzyknęła.
-
Mówiłem, że to pułapka! - zawołał Ulrich.
W mgnieniu oka grupka znalazła się pod laserowym ostrzałem. Yumi rzuciła swoimi
wachlarzami, ale wrogowie byli zbyt liczni.
Została trafiona dziesięć razy i natychmiast rozpadła się na niebieskawy pył.
Wynurzyła się, dysząc ciężko, z kolumny skanera.
-
Jeremy? - zapytała, z trudem łapiąc oddech.
Z głośników w sali do wirtualizacji nie nadeszła żadna odpowiedź.
Yumi weszła na pierwsze piętro i zawołała go znowu.
-
Jeremy...?
Przyjaciel leżał na ziemi, a obok niego pogięte okulary. Przy stanowisku dowodzenia
siedział William Dunbar, a jego palce biegały po klawiaturze.
-
Co ty tu robisz? - krzyknęła przerażona Yumi. - Jak to zrobiłeś, że...?
♦ 214 ♦
♦ BÓL GŁDWY ♦
William bardzo powoli obrócił się w jej stronę.
-
Cześć, skarbie - zaskrzeczał. Jego ładne, ciemne oczy zniknęły. Na ich miejscu
paliły się dwa niebieskie światełka.
Oczy Xany.
-
O, nie, William... nie!
Yumi nie miała czasu pomyśleć, jak to się mogło stać. Z gardła chłopca wydobył się
ryk, który nie miał w sobie nic ludzkiego. Zanim zdążyła zareagować, William wstał
z fotela i podniósł ją, łapiąc za bluzkę. Yumi przeleciała przez pokój. Uderzyła
plecami o ścianę. Uderzenie było tak silne, że pozbawiło ją oddechu.
Po chwili podniosła się, obolała. Obróciła się w stronę drzwi windy i rzuciła się do
nich najszybciej, jak mogła.
-
Jeremy! - krzyknęła.
Leżący na ziemi chłopiec poruszył ręką, macając podłogę w poszukiwaniu okularów.
Yumi nie zatrzymała się.
Nie miała pojęcia, co robić. Ale wiedziała, że trzeba wywabić Williama z tego
pokoju.
Odd i Ulrich, znajdujący się w sektorze lodowca w Lyoko, patrzyli ze zdziwieniem,
jak potwory wycofywały się za góry, zza których kilka minut wcześniej przybyły.
-
Cha, cha! - ucieszył się Odd. - Patrz, przepędziliśmy je!
♦ 215 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Nie sądzę, żeby zmywały się dzięki nam. Miały nad nami sporą przewagę
liczebną.
-
No więc?
-
Wygląda to na odwrót strategiczny. Albo...
Nagle zbocze góry zaczęło się kołysać.
Potem wstrząsy rozszerzyły się na ziemię i tuż koło nich w lodowcu utworzyła się
głęboka szczelina. Strumień wody z wodospadu na kilka sekund się zwiększył, potem
zmniejszył, a na koniec zmienił w strużkę kapiącej wody.
Świat Lyoko zaczął drgać przed ich oczyma. Dużo silniej niż zwykle odczuli zawroty
głowy wywołane przez wirtualne środowisko.
-
Myślisz, że Aelita potrzebuje pomocy? - spytał Odd.
-
Nie wiem. My na pewno.
-
Czemu?
-
Patrz tam! - pokazał Ulrich.
Zza lodowych szczytów wyłonił się gigantyczny stwór.
Był tak wysoki, że mógł jednym krokiem przejść nad całą górą. Wielka biała maska,
z jednym okiem tworzyła głowę. Z czaszki wyrastały czarne czułki, podobne do
zwariowanych dredów. Kolos miał postać ludzką, ale był o wiele potężniejszy.
Uderzył pięścią w górę i wielki fragment lodowca na wierzchołku odczepił się i runął
do jeziora. Szczelina jeszcze się powiększyła.
♦ 216
♦ BÓL GŁOWY ♦
-
0, cholera... - wymamrotał Odd, czując, że uginają mu się kolana.
-
Odd! Ulrich! - usłyszeli głos Aelity.
Dziewczynka biegła po lodowym moście, a kilka metrów za nią frunęła świetlista
kula. Dobiegła do nich w kilka sekund.
-
To mój ojciec! - wyjaśniła, wskazując kulę.
-
O, dzień dobry, panie Hopper - przywitał się grzecznie Odd, chociaż pierwszy
raz w życiu zdarzyło mu się rozmawiać z czymś w rodzaju... lampy. - Czy mógłby
pan nam pomóc z tym potworem?
-
Chyba mógłbym - odpowiedziała kula, wprawiając chłopców w osłupienie. -
Ale musimy to zrobić razem.
-Jak?
i
-
Miałem nadzieję, że Jeremy wam to powiedział.
-
No... nie był zbyt rozmowny ostatnio.
Kolos skoczył do przodu.
Uderzenia jego ogromnych stóp o ziemię niszczyły wszystko. Szczelina zmieniła się
w przepaść, która rozciągała się między nogami giganta. Podniósł ręce ku niebu.
Chwilę potem walnął pięściami w ziemię. Uniosła się fala srebrzystej wody, która
zniknęła, zmieniając się w gęstą parę.
-
Za mną! - zawołała kula. - Róbcie wszystko, żeby nie zdematerializowało
Aelity!
♦ 217 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
-Ty idź, Odd! - Ulrich zawinął młyńca kataną. Błysnęło ostrze. - Spróbuję odwrócić
jego uwagę.
- Niech pan idzie pierwszy, panie Hopper! - krzyknął Odd do kuli. - Biegniemy za
panem!
Kolos znowu uderzył pięścią i tym razem przepaść doszła do jeziora, które zadrgało,
jakby na znak protestu. Srebrna woda zaczęła się wylewać, znikając w cyfrowych
otchłaniach tego, co zostało ze świata Lyoko.
Kula dała nurka do przepaści, a za nią Odd i Aelita.
Wylądowali dokładnie na ustawionej pod kątem prostym platformie z gładkiej skały,
która wisiała nad bezdenną rozpadliną.
Na komputerze w starej, opuszczonej fabryce, pod piątym sektorem - rdzeniem, który
do tej chwili był biały - pojawiła się nazwa.
KARTAGINA
Była to nazwa miasta bez wymiarów, zbudowanego z niezliczonych, bardzo
precyzyjnie rozmieszczonych niebieskich bloków o regularnej, gładkiej powierzchni.
Po cyfrowym niebie latały we wszystkich kierunkach setki potworów. Szybowały,
wykorzystując wielkie płetwy w formie skrzydeł. Miały długie paszcze z parą
małych, ruchomych rogów i płaskie, szerokie, białe ciało. Były podobne do mant.
Gdy tylko zauważyły intruzów, wydały ostry okrzyk i zaczęły
♦ 218 ♦
♦ BOL GŁOWY ♦
zlatywać się w ich stronę, strzelając w nich mnóstwem laserowych strzał.
Odd, Aelita i kula uciekali pod krzyżowym ogniem. Znajdujące się poniżej miasto z
niebieskich bloków rozpadało się i składało w nieskończoność. Znaleźli drugą
platformę, a potem trzecią, i biegli do utraty tchu aż do chwili, gdy ostatnia platforma
skończyła się nad zupełną pustką.
Tak, jakby dobiegli jednocześnie do centrum i do końca wszystkiego.
Przed nimi zmaterializował się pozbawiony obudowy, falujący ekran.
-Aelito, teraz twoja kolej! Musisz zainstalować program! - rozkazała kula, która
wisiała tuż za jej plecami.
-
Jaki program?
-
Jeremy wie.
-
Jeremy! Podeślij mi dane! Jeremy!!! - wrzasnęła, podnosząc oczy do góry.
Ale nie było żadnej odpowiedzi.
Odd zwinnie skakał do przodu i do tyłu, nadstawiał nadgarstki, wystrzeliwał swoje
laserowe strzały, rozpaczliwie próbując bronić dziewczynki. Na szczęście potwory
nie interesowały się dwójką dzieci, lecz koncentrowały swoje wysiłki na kuli, która
unosiła się nieruchomo w powietrzu.
Kula powoli zwiększała swoją objętość.
♦ 219*
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
-
Jeremy! - krzyknęła zrozpaczona Aelita. - Potrzebuję programu! TERAZ!
-
Już... jestem - wymamrotał Jeremy głosem osoby powracającej z zaświatów.
-
Gdzie się podziewałeś, do licha?
-
Były... problemy. William...
-
Nie czas na pogaduszki! - krzyknął Odd. - Jeremy, pode-ślij nam ten cholerny
program! A pan, panie Hopper, musi stąd uciekać, jest pan zbyt łatwym celem!
-Zajmijcie się programem! - rozkazała kula. - Nie przejmujcie się mną! Program!
Aelita dotknęła dłońmi ekranu i w kilka sekund załadowała do pamięci Lyoko
przesłany przez Jeremy'ego program.
-
Zrobione! - oznajmiła, zrywając łączność. Ale coś szło nie tak. Dziewczynka
popatrzyła na falujący ekran. - Załadowałam program do systemu, Jeremy, ale się nie
odpala! Wyskakuje mi błąd!
-
To nie błąd - uściślił chłopiec. - Superkomputer nie ma wystarczająco dużo
mocy, żeby aktywować program.
-
To wyjaśnij mi, po co było go instalować? - wrzasnął Odd, który dalej zaciekle
walczył z mantami. Był wykończony, tak samo jak reszta. Walczyli przecież z
nieujarzmioną i prawdopodobnie nieskończoną potęgą. - Skąd teraz weźmiemy moc?
♦ 220
♦ BÓL GŁOWY ♦
-
Ze mnie - powiedziała kula. - Zawieram w sobie całą moc, która jest wam
potrzebna.
Yumi znajdowała się na pierwszym piętrze starej fabryki, tam, gdzie metalowa
galeryjka prowadziła do bramy wejściowej i do żelaznego mostu.
Sytuacja była niewesoła. William zachowywał się jak szalony. I stał się potwornie
silny.
Biegnąc po galeryjce, Yumi czuła, że ze strachu serce podchodzi jej do gardła. Tu, w
świecie realnym, nie miała punktów życia ani ostrych jak brzytwa wachlarzy. Bolały
ją plecy. Jeszcze jedno takie uderzenie i na pewno straci przytomność.
Nie mogła stawić czoła Williamowi, ale mogła próbować utrzymać go z dala od
laboratorium.
I przy tym przeżyć.
Wślizgnęła się między zardzewiałe przegrody. Uważała na każdy podejrzany ruch
czy hałas.
Ale najwyraźniej niewystarczająco.
William wyłonił się zza niej jak widmo i złapał ją za szyję.
Yumi próbowała się wyrwać. Jej tenisówki ślizgały się po cemencie i nie znajdowały
punktu oparcia. Szamotała się.
-
Pomocy - szepnęła słabo.
William przyciągnął ją do siebie, trzymając za gardło. Zamierzał cisnąć nią o jedną z
ceglanych ścian fabryki. Potem
♦ 221 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
zmienił zdanie. Na twarzy pojawił mu się grymas.
Symbol Xany błyszczący w jego oczach drgał pod wpływem jakichś zakłóceń.
Yumi poczuła, że unosi się w powietrze, jej stopy już nie dotykały podłogi. William
kołysał nią nad próżnią za metalową barierą galeryjki...
...żeby zrzucić ją w dół.
Upadek z przynajmniej pięciu metrów.
Odd nauczył się, że wszystko ma swoje granice. Mógł samotnie walczyć z trzema,
może czterema potworami. Nie z setką.
Chłopiec wskoczył na grzbiet manty, złapał ją za rogi i kierował nią tak, żeby
poleciała do góry, gdzie tysiące innych potworów tłoczyło się wokół pana Hoppera.
Rozzłoszczona manta próbowała go zrzucić, ale Odd wbił w nią pięty i nie zwolnił
uścisku.
- Przeklęte bestie! - wrzeszczał.
Zmusił ją do wzbicia się w górę, zabił drugiego i trzeciego potwora. Wtedy zobaczył
błysk lasera.
Łup!
Dostał dokładnie pomiędzy oczy.
Przesuwne drzwi odsunęły się na bok i Odd znalazł się w sali ze skanerami.
♦ 222
♦ BÓL GŁ.OWY ♦
-
Yumi? Jeremy? - wysapał.
-
Odd, wróciłeś? - głos Jeremy'ego brzmiał tak, jakby przyjaciel był przerażony.
- Leć piętro wyżej! Tam jest Yumi, a z nią William Dunbar.
-
A ten co tu robi?
-
To nie jest prawdziwy William! To Xana! Chce ją zabić!
-
O, cholera...
Odd zerwał się, nie mówiąc nic więcej. Serce biło mu jak szalone, ale nie zwracał na
to uwagi. Dobiegł chwiejnym krokiem do windy, ściągnął ją, nacisnął czerwony
guzik oznaczający parter fabryki.
Wjechał na górę.
Próbował zgadnąć, gdzie ma iść. Rozejrzał się, zdezorientowany. Pachniało kurzem.
Odgłos uderzenia. Cichy okrzyk. Kątem oka dojrzał ruch. Na galeryjce stał William.
Trzymał coś zawieszonego nad przepaścią... Ej, chwila! To jest Yumi!
-
NIEEE! - krzyknął instynktownie Odd.
William go zobaczył. Posłał mu sadystyczny uśmiech i zwolnił uścisk.
Odd bez zastanowienia rzucił się ku spadającej dziewczynie.
Na skraju zamarzniętego jeziora, które właśnie rozpadło się na tysiące fragmentów
kodu, Ulrich wciąż zmagał się z kolo-
♦ 223*
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
sem. Albo raczej uciekał co sił w nogach, a potwór deptał mu po piętach. Strategia
już się nie sprawdzała, trzeba było szybko wymyślić coś innego. Postanowił schować
się między otaczającymi go bryłami lodu i przeczekać.
Nagle tuż za sobą usłyszał ciężki chód kolosa. Skoczył zwinnie do przodu i z całej
siły wbił miecz w zewnętrzną stronę jego stopy. Użył klingi jako oparcia, żeby
podciągnąć się do góry. Gigant nie przejął się tym zbytnio - szedł dalej i rozbijał na
kawałki to, co zostało ze srebrnego jeziora.
Ulrich wytężał wszystkie siły, aby wspiąć się na rękojeść miecza.
Wyciągnął ostrze ze stopy giganta i skoczył znowu. Wbił miecz w sam środek jego
uda. Wspiął się wyżej. Kontynuował wspinaczkę aż do pasa kolosa. Tu było trudniej -
potwór miał wielką, wystającą klatkę piersiową. Nie dawało się na nią wspiąć.
Zaczekał, aż gigant ruszy ramieniem, i wyliczył skok tak, aby wylądować na jego
gigantycznej ręce. Wbił miecz w jedną z ogromnych opuszek palca. W tym
momencie potwór, który do tej pory nawet go nie zauważał, zareagował. Ręka
machnęła gwałtownie i chłopiec musiał skulić się w zagłębieniu między palcem
wskazującym a palcem środkowym, żeby uniknąć zmiażdżenia.
Zdał sobie sprawę, że nie poradzi sobie bez pomocy.
- Jeremy - błagał. - Słyszysz mnie? Jeremy!
♦ 224 ♦
♦ BÓL GLDWY ♦
-
Jestem! - Ulrich usłyszał głos Jeremy'ego, a potem kolos zaczął go miażdżyć.
Bolało. Naprawdę bolało!
-
Jeremy! Zrób coś!
-
Nic nie mogę zrobić! Chyba że... Umiesz jeździć na motorze?
-JEREMY!
Obok chłopca na wielkiej ręce potwora pojawił się mały cyfrowy motor. Potwór
zwolnił uścisk na tyle, że Ulrich zdołał wyślizgnąć się z jego palców. Wskoczył na
motor, przekręcił manetki i dodał gazu. Zjechał wzdłuż kciuka i zanurkował za
paznokciem. Potem zaczął wspinaczkę. Przedramię. Łokieć, ciemna jama koloru
spalonego żelaza. Krzywizna bicepsu.
Teraz kolos zachowywał się jak ktoś, kto próbuje uwolnić się od muchy. Ale zamiast
zwolnić, Ulrich jeszcze przyspieszył. Plecy. Szyja. Położył się na motorze i wystrzelił
jak sprężyna w stronę białej maski, która była twarzą potwora...
...która w tym momencie właśnie się pochyliła i pokazała mu swoje jedyne oko:
symbol Xany.
Ulrich jeszcze w powietrzu dobył miecza.
I z całej siły wbił sztych.katany w czarny środek okropnego symbolu.
Dotąd dla giganta miecz Ulricha był jak szpilka. Teraz jednak poczuł cios. Zachwiał
się. Ulrich zacisnął zęby i starał się trzy-
♦ 225*
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
mać z całych sił. Podciągnął się do góry i oparł stopy o gładką powierzchnię maski.
Potem jeszcze głębiej wbił katanę.
Kolos skoczył gwałtownie w bok i Ulrich znalazł się w powietrzu, głową do dołu i
bez miecza. Zwinął się w kulkę, fiknął koziołka i uderzył stopami o ziemię.
Wylądował na stojąco, ale wstrząs był bardzo silny, zęby Ulricha uderzyły o siebie i
przez moment chłopak myślał, że je sobie połamał.
Wszystko jednak miał całe. Zęby też.
Nie miał czasu, żeby się zdziwić. Potwór, dygocząc z furii, runął prosto na niego. I
zdezintegrował go.
-
Panie Hopper! - zawołał Jeremy ze swego stanowiska. - Potrzebujemy pańskiej
mocy, natychmiast.
-
Jestem gotowy, Jeremy - oznajmiła kula. - Zabierz stąd resztę drużyny.
-Tato... co to znaczy? - pytała Aelita. - O jakiej mocy wy mówicie?
Dziewczynka znajdowała się jeszcze na platformie, otoczona przez manty. Wysilała
się, żeby utrzymać je z daleka. Z rąk wystrzeliwała energetyczne kule, które
oświetlały przestrzeń na różowo.
Nie było nikogo poza nią i kulą.
-
Mamy mato czasu, mój mały uszatku - powiedział czule
♦ 226
♦ BÓL GŁOWY ♦
ojciec. - Dotknij mnie i daj mi dostęp do programu.
Kula podpłynęła w stronę ekranu, nie przejmując się potworami ani ich laserami. Jej
powierzchnia pociemniała mocniej, a przepływające w niej prądy stały się jeszcze
bardziej niespokojne i szybkie.
-
Nie! - zaprotestowała Aelita. - Najpierw musisz mi powiedzieć, co się z tobą
stanie!
-
Aelito, PRZESTAŃ! Nie bądź głuptaskiem! Dotknij mnie! Dziewczynka
opuściła ręce i cofnęła się. Manty wypuszczały
w stronę kuli chmurę strzał. Światło wewnątrz niej ciemniało, aż wreszcie kula stała
się czarna jak noc.
-
Panie Hopper! Aelita! Program traci moc! Zostało jeszcze czterdzieści procent
- odliczał zaniepokojony Jeremy. - Trzydzieści... dwadzieścia...
Aelita zbliżyła się do ojca.
-
Nie rób tego, tatusiu... - wymamrotała z płaczem. Manta strzeliła znowu,
dziewczynka zafalowała i prawie się
zdezintegrowała. Całym ciałem oparła się o kulę. Objęła ojca. Przez chwilę poczuła,
że ma w ramionach osobę z krwi i kości...
-
Aelita! - krzyknął Jeremy. - Panie Hopper... Kula rozpuściła się. Bez
wybuchów, bez hałasu. Tak, jakby nigdy nie istniała.
Fala mocy zalała całą Kartaginę. Stamtąd przeniosła się do innych sektorów Lyoko.
Rozchodziła się na wszystkie stro-
♦ 227
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
ny jak wezbrane morze. Zalała bloki, cyfrowe drzewa, skały na pustyni i zamarznięte
jeziora. Było to morze, które wypędzało Xanę. Z białej fali zmieniło się ono w
kłębowisko czułków, które szukały jego nowych fragmentów i nowych kryjówek.
Gdy tylko potwory z Lyoko zetknęły się z falą albo czułkami mocy, pękały jak
kolorowe bańki.
Ale to nie one się liczyły. Były przecież tylko pionkami.
Na koniec morze znalazło Xanę, który wrzasnął z gniewu i strachu. Kawałek po
kawałku jego cyfrowe ciało ulegało zniszczeniu.
Również znajdujący się w starej fabryce William krzyknął z bólu i zgiął się wpół.
Głowa wygięła mu się w tył, a z otwartych ust zaczął buchać gęsty, czarny jak smoła
dym, który zwijał się w szerokie spirale, a potem zniknął.
William Dunbar zemdlał.
Kilka metrów niżej Odd leżał na betonie i trzymał Yumi w ramionach. Uratował ją w
ostatniej chwili. Gdy William rzucił dziewczynkę w dół, Odd użył własnego ciała
jako poduszki, aby zapewnić jej miękkie lądowanie.
-
Dobrze się czujesz? - zapytał.
-
Tak, a ty?
-
Pomijając kilka siniaków! - parsknął wesoło Odd. - Powinnaś przejść na dietę.
♦ 228 ♦
♦ BÓL GŁOWY ♦
Odd, Yumi, Ulrich i Jeremy stali w milczeniu w sali ze skanerami. Czekali, aż
kolumna się otworzy, żeby wypuścić Aelitę. Jeremy'emu łomotało serce, oczy miał
wilgotne. No i wreszcie, oto ona.
Chwiejnym krokiem wyszła ze skanera. Spojrzała na nich kolejno, a potem podeszła
do Jeremy'ego. Po twarzy ciekły jej łzy. - Nie żyje, prawda? Mój ojciec... Nikt nie
odpowiedział.
Przyjaciele zbliżyli się do niej i objęli ją w milczeniu.
18
TAJNY POKÓJ
(FRANCJA, MIASTO ŻELAZNEJ WIEŻY, 1 □ STYCZNIA)
n
Jeremy przerwał opowieść, żeby objąć Aelitę, która siedziała na stosie gazet z tyłu
ciężarówki i cicho płakała.
-
Trzymaj się - szepnął. - Nie płacz. Nie płacz, proszę. Aelita wyjęła z kieszeni
chusteczkę, wydmuchała nos i wytarła mokre oczy.
-
Dzięki - wymamrotała. - Jesteście kochani.
Milczeli przez chwilę, słuchając głuchego dudnienia ciężarówki.
-
Czy jeszcze coś powinnam pamiętać? - spytała Aelita.
-
Tylko jedną rzecz - zaczął Jeremy. - Kilka tygodni temu...
-
Wróciliśmy do laboratorium - powiedział Odd.
-
Rozmawialiśmy o tym wszyscy i pomyśleliśmy o tajemnicy, która nas
połączyła - dodał Ulrich.
♦ 231 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
Ale też o tym, jak było niebezpiecznie. Xana, który chciał nas zabić, potem
William, potem twój ojciec...
-
Załapaliśmy, że to, co braliśmy za supermegagrę komputerową, wcale nią nie
było...
-
Bo ona miała coś wspólnego ze światem realnym.
-
Tak więc postanowiliśmy wyłączyć superkomputer.
-
To zrobiłaś ty, Aelito.
-
Twój ojciec powiedział, że tylko ty możesz to zrobić. Pode-szłaś sama do
głównego wyłącznika, a my staliśmy za twoimi plecami...
-
Powiedziałaś: „Mój ojciec by tego chciał" i opuściłaś dźwignię.
-
Potem wszyscy poszliśmy do mojego pokoju - zakończył Jeremy. -
Rozebraliśmy mojego laptopa, z którego łączyłem się z komputerem w fabryce...
-
Zamknęliśmy go w szafie.
-
Tak było trzeba.
-
Dość już potworów.
-
I dość informatyki. Chyba że trzeba kupić bilety na pociąg... - Jeremy podrapał
się po głowie.
-
Z tym też uważaj - poradził mu Odd. - Patrz, ile kłopotów mogliśmy sobie
narobić!
Chociaż ból związany z ich wspomnieniami był jeszcze świeży, ta uwaga podziałała
na wszystkich.
♦ 232
♦ TAJNY POKÓJ ♦
Powoli, prawie ze wstydem, zaczęli się śmiać - najpierw cicho, a potem coraz
głośniej, bo zrozumieli, że ten śmiech jest jedną z najpiękniejszych rzeczy w ich
przyjaźni.
Ktoś zapukał do drzwi ciężarówki.
-
Hej, wy! Wszystko dobrze?
Był to René Crane. Usłyszeli, jak walczy z zamkiem, i nagle drzwi się otworzyły.
Na zewnątrz panowała ciemność. Kurtka mężczyzny była zaśnieżona, a za jego
plecami wirowały białe płatki.
Jeremy wychylił się z ciężarówki jako pierwszy i zobaczył, że na ulicach jest jeszcze
więcej śniegu, co najmniej ze trzydzieści centymetrów.
-
Jesteśmy na miejscu? - zapytał.
-
Wy tak - odpowiedział René. - Ja i mój brat mamy jeszcze kawałek. W tę psią
pogodę nie tak łatwo jechać.
-
W takim razie szerokiej drogi!
Po chwili z szoferki wyszła Yumi. Dziewczynka miała oczy napuchnięte od snu, a
buzię owiniętą szalikiem.
-
Oto ta, która smacznie spała! - powiedział Ulrich, czule gładząc jej włosy.
Ciężarówka zaparkowała na wprost głównego wejścia na teren Kadic. Wielka czarna
brama wznosiła się między dwoma słupami z czerwonej cegły. Alejka, która
przechodziła przez
♦ 233 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
park i prowadziła do majestatycznych budynków szkoły, była zasypana śniegiem.
-
Poradzicie już sobie? - zapytał funkcjonariusz Crane.
-
Mamy bardzo blisko do domu,-dzięki - zapewnił Jeremy. - Mniej niż dziesięć
minut piechotą.
-
Na ulicy pustki, nie ma strachu, że ktoś was zauważy - zakończył policjant. -
Zmykajcie. I nie wpakujcie mi się znowu w jakieś kłopoty.
-
Nie, proszę pana.
-
I pamiętajcie, że we wtorek zadzwonię do waszego dyrektora i dowiem się, czy
zwróciliście pieniądze pobrane z karty kredytowej.
-
Tak, proszę pana.
Na koniec Roger Crane się uśmiechnął.
-
Powodzenia, dzieciaki. Jeśli wybierzecie się kiedyś znowu w podróż,
wpadnijcie do mnie.
-
Dobra, ale nie do aresztu! - rzucił szybko Odd.
Wszyscy się zaśmiali. Stali wokół ciężarówki w samym środku zawiei śnieżnej.
Śnieg zasypywał wszystko: szkołę, dzielnicę przemysłową, rzekę, żelazny most i
dachy opuszczonej fabryki.
Fabryki, która skrywała w swym wnętrzu tajemniczy podziemny zamek.
Dzieci szły do Pustelni, zataczając się pod silnymi podmu-
♦ 234
♦ TAJNY POKÓJ ♦
chami zimnego i ostrego wiatru. W pewnej chwili Odd oparł się o skrzynkę na listy i
westchnął.
-
Nie dam już rady. Jestem głodny, jest mi zimno i zasypiam na stojąco.
-
Jest już blisko, Odd! Pięć minut i jesteśmy w domu.
-
Nie mogę się doczekać, żeby wleźć pod kołdrę...
Jeremy potrząsnął głową.
-
Żadnej kołdry. Jest dopiero wpół do szóstej, do lekcji mamy trzy godziny.
-
No i?
-
Zapomnieliście już o panu Broulecie? I o zamurowanym pokoju?
-
Nie chcecie chyba szukać go... teraz\
-
Czuję, że to ta noc, Odd - przerwała Aelita. - Ostatnia noc naszych ferii.
W końcu doszli do Pustelni i czekali, marznąc, pod gankiem, aż Aelita otworzy
drzwi.
W willi było jeszcze w miarę ciepło, mimo że wyłączyli ogrzewanie, kiedy
wychodzili złapać pociąg.
-
Jasne, że nie ma co gadać o spaniu - narzekał Odd. - Inaczej rano obudzimy się
jako sopelki. Ale coś zjeść chyba można? Ktoś ma ochotę na małą przekąskę?
Wszyscy mieli.
Ulrich włączył piec centralnego ogrzewania i ustawił go
♦ 235 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
na maksimum. Potem cata piątka poszła do kuchni. Został jeszcze chleb z obiadu,
trochę omletu, sery i czekolada, masło orzechowe. Wzięli się ochoczo do roboty i w
kilka minut potem wszyscy zgodnie ruszali szczękami..
-
Jeśli chodzi o zamurowany pokój - powiedział na koniec Jeremy - to
pomyślałem sobie, że musimy się podzielić. Odd, Yumi i Ulrich, wy ostukacie
wszystkie ściany, żeby sprawdzić, czy gdzieś się nie odezwie pustka. Ja i Aelita
przeszukamy na nowo strych. Jeśli pan Hopper naprawdę zostawił tę mapę, to tylko
Aelita może ją znaleźć.
-
Okej - przytaknął Ulrich. - Kto coś znajdzie, zawiadamia resztę.
Podczas gdy pozostali obszukiwali ściany kawałek po kawałku, Jeremy zajął się
biblioteczką na strychu. Zdjął książki z najwyższej półki i położył je na podłodze, a
potem zaczął je uważnie kartkować.
Aelita krążyła po pokoju. Nagle wskazała na zniszczoną skórzaną walizkę, która
leżała na jednym z regałów, i powiedziała ironicznie:
-
Naprawdę jest tu wszystkiego po trochu. Nawet zestaw małego chemika, który
ma przynajmniej dwadzieścia lat!
Usiadła na podłodze obok przyjaciela i zaczęła razem z nim przeglądać książki.
♦ 236
♦ TAJNY POKÓJ ♦
-
Jeremy, jaki był mój ojciec? - zapytała w pewnym momencie.
-
Nie znałem go przecież osobiście.
-
Ale pisał do ciebie.
-
Owszem.
-
I pracowaliście razem.
-
Przez krótki czas, nad programem, który zniszczył Xanę. Nigdy bym nie dał
rady bez niego - Jeremy się zawahał. - Był największym geniuszem, jakiego można
sobie wyobrazić. I naprawdę bardzo cię kochał.
Kontynuowali pracę w milczeniu, skończyli badać książki i zaczęli przeglądać pisma.
Nie znaleźli jeszcze nic przydatnego: żadnej notatki na marginesie, żadnego znaku,
żadnego bileciku włożonego między okładkę a obwolutę.
Zupełnie nic.
Z dołu schodów dobiegł głos Ulricha.
-
Jesteście tam? Skończyliśmy już! Rezultaty zerowe, niestety.
-Tak samo tutaj! Chodźcie nam pomóc! - zaproponował Jeremy.
Weszli na strych. Wszyscy mieli zmęczone twarze, ale pracowali dalej i nikt nie
narzekał.
-
Nic - westchnął w końcu Odd.
♦ 237*
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
-
A ta kupa pism tam w głębi?
-
Już ją przejrzeliśmy.
Profesor wykonał świetną robotę. Jeśli faktycznie zostawił wskazówki, jak znaleźć
zamurowany pokój, to doskonale je ukrył.
-
Podejrzewamy, że istnieje jakaś mapa - zastanawiał się Ulrich. - Ale jeśliby
nawet istniała, profesor Hopper mógł ją ukryć wszędzie. W ścianie, którą potem
kazał ponownie pomalować, albo w meblu z podwójnym dnem...
-
Nie wiem czemu - wtrąciła się Aelita - ale jestem pewna, że to w książce. I jeśli
miałabym powiedzieć, w jakiej, wybrałabym tę!
W rękach trzymała Opowiadania Edgara Allana Poe.
-
A dlaczego?
-
Bo jest w niej coś znajomego. Może ojciec czytał mi te bajki, gdy byłam mała?
Odd, który był fanem takiej literatury, odpowiedział:
-
Nie wierzę! Poe pisał powieści grozy, niezbyt odpowiednie dla małej
dziewczynki. Ale czekaj, tam było coś a propos tajemnic...
-Co?
Odd wziął książkę z rąk Aelity i zaczął ją gwałtownie kartkować. Spojrzał na spis
treści, a potem otworzył na odpowiedniej stronie.
♦ 238 ♦
♦ TAJNY POKÓJ ♦
-
Dobrze pamiętałem!
-
Możesz nam to wytłumaczyć? - sapnął zniecierpliwiony Ulrich.
-
To jest to słynne opowiadanie, Skradziony list, w którym bohater musi
odnaleźć cenny list schowany w wielkim domu.
-
Coś mi to przypomina.
-
No: nas.
-
I udaje mu się chociaż?
-Tak, na koniec go znajduje... -zaśmiał się Odd.
-
W skrzynce na listy! Kapujecie? Policja szuka tego listu od wielu dni, ale
jedyne miejsce, gdzie nikt nie zajrzał, jest najbardziej oczywiste!
-
Sądzę, że to bzdura - powiedział sceptycznie Ulrich. Odd zamknął książkę,
zbiegł pędem piętro niżej, wyszedł do ogrodu, zajrzał szybko do skrzynki na listy i
wrócił na strych.
-
Okej. Fałszywy trop - oznajmił rozczarowany. - Tam też nic nie ma.
Ulrich wzniósł oczy do nieba.
-
Nie mów! - powiedział ironicznie i dalej myślał na głos.
-
Może narysował ją na kartce albo może w jednym ze swoich...
-
Notesów! - dokończyła za niego Aelita. - Takich jak ten. Wyciągnęła z kieszeni
dżinsów notes, który wyjęła Kiwiemu
♦ 239 ♦
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
z pyska poprzedniego popołudnia, gdy po raz pierwszy szperali na strychu.
Wszystkie kartki były białe.
-
Pusty - zauważył z rozczarowaniem Odd.
-
Może profesor coś w nim napisał atramentem sympatycznym.
-
Nooo, na przykład sokiem z cytryny...
Na te słowa oczy Yumi zabłysły.
-
Ej, czekajcie! - krzyknęła. - Sok z cytryny nie jest jedynym łatwym do
zrobienia atramentem sympatycznym. Pan Hopper był także profesorem od
przedmiotów ścisłych, a więc znał się na chemii! Nie zdziwiłabym się, gdyby użył
żelazocyjanku potasu. Jeśli tak jest, wystarczy nam tylko azotan żelaza, żeby
odsłonić sekretny zapis.
Wszyscy popatrzyli na nią zdziwieni. Yumi nigdy nie była mocna z chemii.
Skórzana walizka wciąż leżała otwarta na podłodze. Wewnątrz tkwiły probówki z
kolorowymi związkami chemicznymi i aparaty destylacyjne. Była też mała instrukcja
obsługi.
-
Te rzeczy są już trochę przeterminowane - zauważył Jeremy.
-
Miejmy nadzieję, że i tak zadziałają.
Aelita wybrała probówkę, otworzyła ją i chciała wylać zawartość na pierwszą stronę
notesu.
♦ 240 ♦
♦ TAJNY POKÓJ ♦
Do wnętrza probówki musiała jednak dostać się wilgoć, bo na kartkę spadł azotan
żelaza w postaci bryły.
Aelita zaczęła kruszyć ją w palcach, delikatnie pocierając papier żółtymi
kryształkami. I nagle zobaczyła niebieskie litery, napisane w pośpiechu wiele lat
wcześniej.
Moja maleńka Aellto, mam nadzieję, że to ty czytasz te słowa...
Aelita rozpoznała pismo ojca. Poczuła tęsknotę. Podniosła dłoń do ust,
znieruchomiała i obserwowała, jak ożywają napisane dla niej słowa.
Zejdź do piwnicy Pustelni i dojdź do chłodni. Kiedy ją już zobaczysz...
Drżąc z przejęcia, Aelita zaczęła smarować kolejne strony azotanem żelaza. Pojawiła
się mapa Pustelni razem ze wskazówkami, jak dojść do zamurowanego pokoju za
chłodnią.
-
Byłem pewien, że to właśnie tam! - zażartował Odd.
Profesor zapisał tylko cztery strony.
Na końcu czwartej pojawiło się krótkie zdanie: Kocham Cię.
I podpis: Tata.
Następne strony były już czyste.
Odd zerwał się na nogi.
-
Kto ostatni w piwnicy, zmywa talerze! - wrzasnął i rzucił się w dół po
schodach.
Chłodnia nie miała okien. Było to zwykłe prostokątne pomieszczenie o grubych
ścianach, w którym znajdowały się dwa
♦ 241
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
rzędy niskich półek. Wyloty w suficie służyły do chłodzenia powietrza. Na ścianach
sterczały wielkie haki na wędliny, teraz pokryte pajęczynami.
Aelita otworzyła znowu notes ojca i czytała wskazówki, które jej zostawił:
-
„Ustaw się plecami do drzwi i znajdź trzeci hak na lewej ścianie, licząc od
wnętrza chłodni".
-
To tamten! - pokazał Ulrich.
-
„Pociągnij go do siebie".
Ulrich wspiął się na półki i uczepił się haka.
Usłyszeli głośne brzęk i hak z trzaskiem obniżył się o kilka centymetrów.
-
„Znajdź czwartą półkę na dole po prawej i podnieś ją".
Odd popchnął metalowy wspornik w stronę ściany. Coś
chrupnęło.
-
„Zamknij drzwi pomieszczenia. Otwórz je znowu i zamknij".
-
Zrobione - oznajmił Jeremy.
-
„Na koniec pociągnij znowu za hak".
Tym razem oprócz trzasku usłyszeli zgrzyt i na ścianie w głębi otworzyły się drzwi
tak niskie i wąskie, że można było przez nie przejść tylko na czworakach.
Z drugiej strony przejścia, w pokoju, który był zamknięty przez dziesięć lat, zapaliło
się światło.
♦ 242
♦ TAJNY POKÓJ ♦
Dzieci weszły kolejno: najpierw Aelita, potem Jeremy, Odd, Ulrich i wreszcie Yumi.
Znaleźli się w zwykłym pokoju o białych ścianach, które wyglądały, jakby je dopiero
co otynkowano. Ze środka sufitu zwisał kabel elektryczny zakończony lampką, która
słabo migotała. Stał tam wygodny tapczan z ciemnej skóry, a na wprost niego mała
szafka z telewizorem i odtwarzaczem wideo. Byty to stare modele. Kineskop
telewizora prawie dotykał ściany, a ekran był wypukły.
-
Ale odjazd! - krzyknął Odd. - To coś jest jeszcze na kasety! Zabytek!
Jeremy uśmiechnął się.
-Ten pokój został zamknięty, zanim wynaleziono czytniki DVD.
-
Nie kapuję tylko, po co profesor robił sobie tyle kłopotów i wzywał firmę
budowlaną, żeby schować tapczan i telewizor - skomentował Ulrich.
-
Może żona nie pozwalała oglądać mu meczów piłki nożnej?
Zignorowali uwagę Odda. Pamiętali, jak samotna jest Aelita.
Usadowili się na tapczanie, Ulrich i Odd na poręczach, bo brakowało miejsca. Potem
Jeremy zaczął walczyć z odtwarzaczem wideo.
-
W środku jest kaseta. Dajcie mi chwilę.
♦ 243 ♦
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Nagle włączył się telewizor. Najpierw pokazał się zwykły szary obraz oznaczający
brak sygnału. Potem odtwarzacz uruchomił się ze zgrzytem i ekran zrobił się czarny.
Jeremy podkręcił dźwięk i usiadł na tapczanie z pozostałymi.
-
Cokolwiek to jest, zaczyna się.
Z głośników starego telewizora popłynęły słodkie dźwięki fortepianu. Stare, pożółkłe
zdjęcia ukazywały się powoli w rytm muzyki. Aelita w wieku dwóch lub trzech lat,
drepcząca po ogrodzie koło domku w górach. Domek miał czarny dach. Na trawniku
stał rowerek o trzech kółkach. Aelita w objęciach pięknej pani o niebieskich oczach i
rozpuszczonych, rudych włosach, takich samych jak włosy dziecka. Pani miała na
sobie krótką, twarzową sukienkę w kwiatki.
-
Mama - wyszeptała dziewczynka zdławionym z emocji głosem.
Obrazy wyświetlały się dalej.
Jeszcze raz matka Aelity, teraz w eleganckiej sukni wieczorowej i na wysokich
obcasach. Na szyi miała sznur pereł, które błyszczały na jej jasnej skórze. Znowu
ona, w objęciach profesora Hoppera, obydwoje w fartuchach laboratoryjnych.
Uśmiechnięty profesor Hopper z twarzą częściowo zakrytą gęstą, czarną brodą.
♦ 244
♦ TAJNY POKÓJ ♦
A potem, bez uprzedzenia, z głośników dobiegł dźwięczny głos profesora, który
nałożył się na muzykę. W tym czasie na ekranie ukazywały się nowe zdjęcia: Aelita
przy fortepianie, Aelita ze swoją ulubioną maskotką, uśmiechnięty pan Hopper przy
grillu.
-
Moja maleńka Aelito! Mam nadzieję, że to ty oglądasz ten film. Ukryłem go
starannie. Wiedziałem, że twoje zamiłowanie do sztuczek chemicznych i
niezapisanych notesów zaprowadzi cię tutaj. Mam nadzieję, że znam cię na tyle, żeby
się nie mylić.
Skończyły się zdjęcia, a na ich miejsce ukazał się profesor. Siedział na tym samym
tapczanie, co teraz dzieci. Miał na sobie koszulę w kratę. Był wyprostowany, ręce
trzymał skrzyżowane na brzuchu. Jego powieki, widoczne za grubymi szkłami
okularów, były opuchnięte ze zmęczenia.
-
Jeśli oglądasz ten film, to znaczy, że nie poszło mi dobrze. Złożyłem sobie
przysięgę, że jeśli wrócę do Pustelni, gdy się skończy ta przygoda, sam wejdę do tego
pokoju i spalę tę kasetę. Jeśli tak się nie stało, to znaczy, że mnie już nie ma. Przykro
mi. Będę za tobą tęsknił, mój mały uszatku. A zdjęcia na początku tego filmu to
prezent ode mnie, żebyś nie czuła się samotna.
Jeremy odwrócił się w stronę Aelity: patrzyła w ekran jak zahipnotyzowana.
♦ 245*
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
- Tymczasem myślę, że jestem ci winny wyjaśnienie. Kiedy się urodziłaś, nosiłem
jeszcze moje prawdziwe nazwisko - nie Franz Hopper, tylko Waldo Schaeffer. W tym
czasie ja i Anthea, moja żona, a twoja matka, pracowaliśmy w Szwajcarii nad ściśle
tajnym projektem, który miał kryptonim „Kartagina". W momencie, gdy nasze
badania były już bardzo zaawansowane, zrozumieliśmy, że zostaną one
wykorzystane, by kontrolować ludzkość. Dlatego postanowiliśmy się ukryć. Ale nie
udało się nam. Twoja matka została porwana. Nie wiem, gdzie ją trzymają, ale jestem
pewien, że jeszcze żyje. Mam nadzieję, że czuje się dobrze. Ileż ja się jej
naszukałem! Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby ją odnaleźć. Ale musiałem
też chronić ciebie.
Ukryłem się w tym mieście i zacząłem uczyć w Kadic, posługując się fałszywym
nazwiskiem. Tutaj stworzyłem Lyoko, wykorzystując te same programy, które
opracowałem razem z twoją matką przy projekcie Kartagina. Chciałem, żeby Lyoko
chroniło nas przed użyciem Kartaginy do złych celów. Ale po pewnym czasie oni
znaleźli mnie jednak także i tutaj. A kiedy przyjechali, musiałem się przygotować do
nowej ucieczki. Próbowali cię złapać i zranili cię. Bardzo poważnie zranili. Kula
rozorała ci głowę. Mogłaś umrzeć.
Aelita powoli podniosła drżącą rękę. Pod włosami miała szeroką bliznę.
♦ 246 ♦
♦ TAJNY PKÓJ ♦
-
Był tylko jeden sposób, żeby cię wyleczyć. A jeśli teraz mnie słuchasz, wiesz
już, jaki. Kiedy wyłączę przycisk nagrywania, wezmę cię ze sobą do Lyoko. W
bezpieczne miejsce. Żeby cię wyleczyć. Bardzo się boję, Aelito. Xana...
Zakłócenia przerwały resztę zdania i obraz na ekranie chwiał się chwilę.
-
...Jeśli teraz mnie słuchasz, prawdopodobnie nie poszło mi tak, jak powinno. A
więc musisz zniszczyć superkomputer i wszystko, co się znajduje w starej fabryce.
-
My też na to wpadliśmy... - mruknął Odd.
-
Musisz go zniszczyć, żeby nikt nie mógł go znaleźć i wykorzystać. To nie
wynalazki stanowią problem, tylko ludzie. Ludzie są niebezpieczni, Aelito. Ludzie są
źli.
Profesor Hopper na ekranie wytarł chustką oczy. Głos mu drżał ze wzruszenia i
gniewu. Potem ciągnął dalej:
-
A teraz druga rzecz, o którą muszę cię prosić: otwórz szafkę pod telewizorem.
Znajdziesz w niej drewnianą skrzyneczkę. W niej jest medalion na łańcuszku. To jest
prezent, który dała mi twoja matka, a ja dałem jej identyczny. Zachowaj go jako
najcenniejszą rzecz, jaką masz. I znajdź swoją matkę, Aelito. Wiem, że to trudne i
niebezpieczne zadanie, córeczko, ale jesteś dzielna i znajdzie się ktoś, kto ci pomoże,
tak jak mnie pomógł. Właśnie dlatego możesz poprosić o pomoc...
♦ 247 ♦
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Zakłócenia zagłuszyły słowo, film przeskoczył o kilka sekund do przodu.
-
...ern. Zwróć się do nich, jeśli będziesz w potrzebie. A kiedy znów obejmiesz
mamę, ucałuj ją ode mnie.
Film przeskoczył dalej z powodu nowego zakłócenia. Taśma musiała się uszkodzić w
ciągu tylu lat.
Jeremy spróbował powalczyć z odtwarzaczem, ale bez rezultatu.
-
Nic się nie da zrobić - westchnął ze smutkiem. - I tak to jest już koniec. Nie ma
nic więcej.
Aelita wstała w ciszy, podeszła do Jeremy'ego i odsunęła go lekko. Potem otworzyła
ciemne drzwiczki szafki. Tak jak powiedział jej ojciec, w środku była drewniana
skrzyneczka, niewiele większa od jej dłoni. Otworzyła ją i wyjęła cienki złoty
łańcuszek, na którym wisiał medalion wielkości dużej monety, tak błyszczący, że
Aelita mogła się w nim przejrzeć.
Na powierzchni medalionu wyryto dwie litery, W i A, a poniżej rysunek węzła
marynarskiego.
-
Waldo i Anthea - szepnęła dziewczynka, która teraz znała już prawdziwe imię
swojego ojca.
-
Związani ze sobą - dodał Jeremy.
-
Tak. Razem na zawsze.
19
EVA SKINNER
(STANY ZJEDNOCZONE, KALIFORNIA, 1 □ STYCZNIA)
M
Pierwszy samolot do Francji startował o szóstej rano i głośniki zapraszały pasażerów,
żeby szli w stronę bramek do wejścia do samolotu.
Eva Skinner szła przez długie korytarze, ciągnąc za sobą sztywną walizkę na
kółkach, która służyła jej za podręczny bagaż. Zmieniła strój i teraz miała na sobie
obcisłe dżinsy i kolorową bluzkę.
Uśmiechała się.
Myślała, że ludzie są naprawdę skomplikowani. Żeby polecieć z Ameryki do Francji,
trzeba było kupić bilet, potrzebowała też wizy i specjalnego pozwolenia, bo była
„niepełnoletnia" i „nie pod opieką osoby dorosłej". Musiała zdobyć bagaże. Ubrania.
A jak już dotrze do Francji, będzie musiała jeszcze dojechać do miasta, w którym
znajdowało się gimnazjum.
♦ 249*
♦ PODZIEMNY ZAMEK ♦
Nieźle. Wolny czas w samolocie wykorzysta, żeby połączyć się z Internetem i
przygotować swój przyjazd: jutro dyrektor będzie na nią czekał z otwartymi
ramionami. Nowa uczennica ze Stanów Zjednoczonych, która jest na wymianie
szkolnej.
Eva minęła ogromne sklepy wolnocłowe. Popatrzyła na monitory, szukając swojej
bramki. Numer 27. Musiała iść za oznakowaniami i pospieszyć się, ludzie zaczęli już
wsiadać do samolotu.
Stewardesa uśmiechnęła się do niej. Była to miła dziewczyna w śmiesznym berecie
pod kolor stonowanego kostiumu linii lotniczych.
-
Nazwisko?
-
Eva Skinner.
-
Chwileczkę - wystukała coś na komputerze i uśmiechnęła się znowu. -
Rezerwacja w pierwszej klasie. Bez opieki osoby dorosłej. Dobrze. Mogę zobaczyć
dokumenty i zgodę twoich rodziców?
Eva podała kobiecie ulotkę z sieci fast foodu, którą trochę wcześniej znalazła na
ziemi: cheeseburger w promocji za jedynego dolara i dwadzieścia pięć centów,
upominek, menu dla dzieci.
Wręczając stewardesie ulotkę, Eva musnęła jej długie, zadbane palce.
♦ 250 ♦
♦ EVA SKINNER ♦
Kobieta otworzyła ulotkę, na której znajdowało się wielkie, kolorowe zdjęcie
kanapki.
-
Wszystko w porządku. Moja koleżanka na pokładzie pokaże ci miejsce.
Eva skinęła głową i razem z innymi pasażerami udała się do długiego metalowego
rękawa, którym przeszła do samolotu.
Pierwsza klasa była prawie pusta.
Niedaleko Evy, po drugiej stronie korytarzyka, siedziało dwoje innych pasażerów -
pani w czarnej sukni, skupiona nad swoim laptopem, oraz mężczyzna w średnim
wieku, który zasnął jeszcze przed startem, a teraz ślinił się na swój krawat za pięćset
dolarów.
-
Wszystko w porządku, panno Skinner? - zapytała inna uśmiechnięta
stewardesa, która miała taki sam kostium jak poprzedniczka. - Można rozpiąć pasy,
wystartowaliśmy. Czy podać coś do picia?
-
To samo co temu panu - odpowiedziała Eva, wskazując na drzemiącego
mężczyznę.
-
Koniak? Oj, chyba jednak nie. Może lepiej sok owocowy?
-
Tak. Proszę.
Stewardesa, kołysząc biodrami, szła wzdłuż korytarza. Wyglądała na uradowaną, że
jest użyteczna. Za tę użyteczność jej przecież płacili.
♦ 251 ♦
1
♦ PDDZIEMNY ZAMEK ♦
Fotele w pierwszej klasie były wielkie i wygodne. Może teraz zasnąć? Nie trzeba się
będzie martwić, co kazać robić ciału Evy Skinner. Xana będzie mógł spokojnie
pomyśleć.
A miał niemało do przemyślenia: na przykład jak zaprzyjaźnić się z dziećmi i zdobyć
ich zaufanie. A przede wszystkim - jak je zabić.
20
r
PIERWSZY DZIEŃ SZKOŁY
(FRANCJA, MIAST ŻELAZNEJ WIEŻY 1 □ STYCZNIA)
Yumi, Jeremy, Odd, Aelita i Ulrich przybyli przed bramę wejściową Kadic spóźnieni
dziesięć minut.
Na koniec, po wyjściu z tajnego pokoju, zasnęli. Ale godzinę później zadzwonił
budzik. I już tu są, zadyszani i z oczami piekącymi po nieprzespanej nocy.
-
Zaczynamy więc! - oznajmił uroczyście Odd.
-
My mamy dwie godziny chemii - oznajmił Jeremy, patrząc na zegarek.
-
Ja historię - dodała Yumi. - I powinnam się ruszyć, psor-ka już pewnie weszła
do klasy.
-Zwariowaliście! - oburzył się Odd. - Miałem na myśli... zaczynamy z Pustelnią i
Lyoko?
-
Jasne - przytaknął Jeremy. - Będziemy szukać matki Aelity. Ale superkomputer
zostawimy wyłączony.
♦ 253*
♦ PDZIEMNY ZAMEK ♦
Aelita miała na szyi medalion ojca.
-
Ale przynajmniej mamy na to wszystko masę czasu, co nie? - uśmiechnął się
Ulrich.
Yumi przełożyła plecak z książkami na drugie ramię.
-
Za to historzyca nie lubi czekać. Muszę spadać.
-
To do zobaczenia na obiedzie w stołówce.
-
Dobra. No to udanego pierwszego dnia i całej reszty semestru - odpowiedziała,
wchodząc przez bramę jako pierwsza.
Był 10 stycznia i wreszcie przestał padać śnieg.
Słabe światło słoneczne oświetlało posypane solą ulice. W alei wjazdowej Kadic było
wiele śladów sportowych butów.
Piątka dzieci, którym strasznie chciało się spać, pobiegła oblodzoną ścieżką. Mimo
wszystko byli szczęśliwi, że są wciąż razem.
Na wprost nich stał główny budynek gimnazjum. Wygląd miał surowy, ale ani trochę
groźny - zimowe słońce odbijało się w szybach okien, a wielkie drzwi były otwarte.
Jednym susem przyjaciele wbiegli na schody.
♦ 254*
SPIS TREŚCI
1.
Motyl na dnie morza
7
2.
Pusty dom 13
3.
Erik Mc Kinsky
29
4.
Podziemny Zamek 37
5.
Sen Mai
61
6.
Nie jestem istotą ludzką 91
7.
John F. Bullenberg 109
8.
Czekolada, książki i tajne przejścia 117
9.
Eva Skinner 129
10.
Sekrety Pustelni 135
11.
Eva Skinner 143
12.
Tajemnica budowniczych
149
13.
Eva Skinner 159
14.
Nieplanowana podróż 163
15.
Eva Skinner 179
16.
Kłopoty z policją 185
17.
Ból głowy 203
18.
Tajny pokój 231
19.
Eva Skinner 249
20.
Pierwszy dzień szkoły 253