MG 07 Podazajac za Ciemnoscia roz 1

background image

Laurell. K Hamilton

Podążając za Ciemnością

Tłumaczyła Rissaya

Beta: Averil

www.chomikuj.pl/Rissaya

background image

Merry Gentry nie jest przeciętnym prywatnym detektywem. W połowie człowiek,

w połowie istota magiczna, uwikłana w walkę, która jest zagrożeniem nie tylko dla jej życia, ale
także dla życia tych, których pożąda i którzy są jej drodzy. Jej egzystencja i jej prawa do objęcia
tronu faerie zależą od zdolności spłodzenia następcy tronu. Teraz po tak wielu nieudanych
zamachach, jej królewscy strażnicy zorientowali się, że jest w ciąży…

To powinna być chwila chwały, ale za tym odkryciem idą następne rewelacje: Merry nosi

w sobie dwójkę dzieci i wie, że każde z nich ma więcej niż jednego ojca… I oczywiście wciąż,
we własnym rodzie, ma wrogów, którzy chcą jej śmierci. Ale Merry walczy i dzierży
nieposkromioną magię. To jest jej świat, gdzie splata się magia ze śmiertelnością, gdzie folklor,
fantazja i erotyka niebezpiecznie ze sobą konkurują.

background image

Rozdział 1

Szpitale są miejscem, gdzie ludzie przybywają, żeby zostać ocalonymi, ale lekarze mogą

tylko połatać cię, złożyć cię w całość. Nie mogą cofnąć zniszczeń. Nie mogą sprawić, żebyś nie
obudziła się w niewłaściwym miejscu, lub zmienić prawdy w kłamstwo. Mili lekarze i miłe
kobiety z SART (Sexual Assault Response Team), Zespołu Reagowania ds. Napaści
Seksualnych, nie mogą zmienić tego, że rzeczywiście zostałam zgwałcona. Fakt, że nie
pamiętałam tego, ponieważ mój wujek użył zaklęcia, jak narkotyków przy gwałcie na randce,
nie zmieniał dowodów. Dowodów, które znaleźli w moim ciele, kiedy dokonali oględzin
i pobrali próbki.

Możesz myśleć, że bycie prawdziwą żywą księżniczką faerie sprawia, że twoje życie jest

jak z bajek o wróżkach, ale bajki zawsze kończą się dobrze. Kiedy historia jest w trakcie, zdarzają
się straszne rzeczy. Pamiętacie Roszpunkę?

1

.

Jej księciu wiedźma

wydrapała oczy, co go

oślepiło. Na końcu bajki łzy Roszpunki magicznie przywróciły mu wzrok, ale to był koniec
bajki. Kopciuszek była czymś niewiele lepszym od niewolnika. Śnieżka została prawie zabita
przez złą królową, cztery razy. Wszyscy pamiętają o zatrutym jabłku, ale zapominają
o łowczym, zaczarowanym gorsecie czy zatrutym grzebieniu. Większość bajek o wróżkach
opartych jest na starych opowieściach, a ich bohaterka w poszczególnych częściach jest godna
pożałowania, narażona na niebezpieczeństwa i koszmary.

Jestem Księżniczka Meredith NicEssus, następna w kolejności do dziedziczenia tronu

faerie i jestem w połowie opowieści. Zakończenie i-żyli-długo-i-szczęśliwie, jeżeli nawet
nadejdzie, wydaje się być bardzo odległe od dzisiejszej nocy.

Leżałam w szpitalnym łóżku, w miłym prywatnym pokoju, w bardzo miłym szpitalu.

Był to oddział położniczo-ginekologiczny, ponieważ byłam w ciąży, ale nie z dzieckiem mojego
szalonego wujka. Byłam w ciąży, jeszcze zanim mnie porwał. W ciąży z dziećmi mężczyzn,
których kochałam. Ryzykowali wszystko, żeby ocalić mnie z rąk Taranisa. Teraz byłam
bezpieczna. Miałam przy boku jednego z największych wojowników faerie, jakiego
kiedykolwiek widziano, Doyle’a, kiedyś Ciemność Królowej, a teraz moją. Stał obok okna,
wpatrując się w noc rozświetlaną przez światła dochodzące ze szpitalnego parkingu. Jego skóra
i włosy były dużo czarniejsze niż noc na zewnątrz. Ściągnął okulary słoneczne, za którymi
ukrywał się prawie zawsze, kiedy był na zewnątrz, ale jego oczy były prawie tak czarne jak
szkła, za którymi się ukrywał. Jedynym kolorem w przymglonym świetle pokoju był blask od
srebrnych kolczyków, które pięły się po eleganckiej linii jego szpiczastych uszu, jedynej oznace,
że nie był czystej krwi, nie był naprawdę z wysokiego rodu, ale był mieszanej krwi, jak ja.
Diament w płatku jego ucha połyskiwał w świetle, kiedy Doyle odwrócił głowę, jakby poczuł,
że wpatruję się w niego. Najpewniej tak właśnie było. Był zamachowcem królowej

przez tysiąc

lat, zanim się urodziłam.

1

Rapuntzel (niem.), bohaterka baśni braci Grimm, po polsku Roszpunka, księżniczka uwięziona w wysokiej wieży, do której

książę dostawał się, wdrapując za pomocą jej długich do ziemi złotych włosów. Rozwścieczona wiedźma zrzuca księcia z
wieży na dół, a on traci wzrok spadając na ciernie. W finale baśni książę odzyskuje wzrok, gdy na jego oczy spadają łzy
Roszpunki . Wersja z wydrapywaniem księciu oczu przez wiedźmę jest w Polsce raczej nieznana.

background image

Jego sięgające kostek włosy poruszyły się jak peleryna, kiedy podszedł w moją stronę.

Miał na sobie pożyczony, zielony, szpitalny fartuch. Przebrał się w niego z koca, który dostał
w ambulansie, który nas tu przywiózł. Doyle wszedł na złoty dwór, żeby mnie uratować,
w formie wielkiego, czarnego psa. Kiedy zmieniał formę, tracił wszystko, ubrania, broń, ale co
dziwne- nie kolczyki. Kolczyki w uchu i sutku przetrwały powrót do ludzkiej formy, może
dlatego, że były jego integralną częścią.

Podszedł, stanął obok łóżka i wziął mnie za rękę, tę, do której nie miałam podpiętej

kroplówki, za pomocą której nawadniano mnie, pomagając mi wyjść z szoku, w którym się
znajdowałam przybywając do szpitala. Gdybym nie oczekiwała dziecka, najpewniej daliby mi
więcej leków. Szkoda, bo nie miałabym nic przeciwko silniejszym lekom, przeciwko czemuś co
sprawiłoby, że zapomniałabym. Nie tylko to, co zrobił mój wujek, Taranis, ale również
o utracie Mroza.

Chwyciłam rękę Doyle’a, moja dłoń była taka mała w jego wielkiej, ciemnej ręce. Ale

powinien tu być ktoś jeszcze obok niego, obok mnie. Mróz, nasz Zabójczy Mróz odszedł. Nie
umarł, nie dokładnie, ale dla nas był stracony. Doyle mógł zmieniać postać do kilku form
i powrócić do swojej prawdziwej postaci. Mróz nie miał zdolności zmiany kształtu, ale kiedy
nieokiełznana magia wypełniła posiadłość, w której mieszkaliśmy w Los Angeles, to go
zmieniło. Stał się białym jeleniem i pobiegł do drzwi, które pojawiły się w tej części faerie,
która wcześniej nie istniała, zanim nie nadeszła magia.

Ziemie faerie powiększały się, zamiast się kurczyć, po raz pierwszy od wieków. Ja,

arystokratka z królewskiego dworu, oczekiwałam dzieci, bliźniąt. Byłam ostatnim dzieckiem
w faerie, jakie urodziło się arystokracji. Wymieraliśmy jako naród, ale może tak się nie stanie.
Może odzyskamy naszą moc, ale jaki ja miałam pożytek z mocy? Jaki miałam pożytek
z powrotu faerie i nieokiełznanej magii? Jaki miałam pożytek ze wszystkiego, skoro Mróz był
zwierzęciem, ze zwierzęcym umysłem.

Myśl, że noszę w sobie jego dziecko, a on o tym nie wie, ani nie rozumie tego, sprawiła,

że ścisnęło mnie w piersi. Ścisnęłam rękę Doyle’a, ale nie patrzyłam mu w oczy. Nie byłam
pewna, co w nich zobaczy. Nie byłam już pewna swoich uczuć. Kochałam Doyle’a. Kochałam,
ale kochałam również Mroza. Myśl, że obaj będą ojcami, była radosna.

Odezwał się swoim gęstym głosem, tak gęstym, jakby melasa, czy coś innego, gęstego

i słodkiego, mogło stać się słowami, ale to co powiedział nie było słodkie.

- Zabiję Taranisa dla ciebie

Potrząsnęłam głową.

- Nie, nie zabijesz.

Właśnie tak myślałam, ponieważ wiedziałam, że Doyle zrobiłby to, co mówił. Gdybym

poprosiła, spróbowałby zabić Taranisa i może by mu się udało. Ale nie mogłam dopuścić, żeby
mój kochanek i przyszły król dokonał zamachu na Króla Światła i Iluzji, króla wrogiego dworu.
Nie prowadziliśmy wojny, a nawet na Dworze Seelie ci, którzy uważali, że Taranis był szalony

background image

czy zły, nie mogli pogodzić się z zamachem. Z pojedynkiem być może, ale nie z zamachem.
Doyle miał prawo wyzwać króla na pojedynek. O tym również pomyślałam. Częściowo
spodobał mi się ten pomysł, ale widziałam, co zrobił Taranis swoją ręką mocy. Jego ręka
światła mogła palić ciało i prawie już zabił Doyle’a wcześniej.

Porzuciłam jakąkolwiek myśl o zemście z ręki Doyle’a, kiedy zdałam sobie sprawę, że

mogłabym również jego utracić.

- Jestem kapitanem twojej straży i mogę pomścić równocześnie twój i mój honor.

- Masz na myśli pojedynek – powiedziałam.

- Tak. Nie zasługuje na szansę, żeby się bronić, ale jeżeli dokonam na niego zamachu, to

będzie oznaczało wojnę pomiędzy dworami, a na to nie możemy sobie pozwolić.

- Nie – odrzekłam. – Nie możemy.

Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Wolną ręką dotknął mojej twarzy.

- Twoje oczy lśnią w ciemności swoim własnym światłem, Meredith. Zielone i złote

okręgi światła na twojej twarzy. Uczucia cię zdradzają.

- Tak, chcę jego śmierci, ale nie za cenę zniszczenia całego faerie. Nie chcę, żeby

z powodu mojego honoru wyrzucono nas ze Stanów Zjednoczonych. Układ, który pozwolił
naszym ludziom na przybycie tutaj trzysta lat temu, ustanowił tylko dwie rzeczy, za które
możemy być wyrzuceni. Dwory nie mogą prowadzić wojny na amerykańskiej ziemi i nie
pozwolimy ludziom czcić się jako bóstwa.

- Byłem jednym z tych, którzy podpisywali ten układ, Meredith. Wiem, co mówi.

Uśmiechnęłam się do niego. Wydawało się to dziwne, że nadal mogłam się uśmiechać.

Ta myśl sprawiła, że mój uśmiech opadł trochę, ale wydaje mi się, że to i tak był dobry znak.

- Pamiętasz Magna Carta.

- To sprawa ludzi i miała z nami mało wspólnego.

Ścisnęłam jego dłoń.

- Wskazałam ci sedno, Doyle.

Uśmiechnął się i skinął głową.

- Moje emocje sprawiają, że wolno myślę.

- Ja również – odrzekłam.

Drzwi za nim otwarły się. Na korytarzu stało dwóch mężczyzn, jeden wysoki i jeden

niski. Sholto, Król sluaghów, Pan Tego Co Pomiędzy był wysoki jak Doyle, miał długie, proste
włosy w kolorze białoblond, które opadały mu do kostek, a jego skóra, podobnie jak moja, była

background image

jasna jak blask księżyca. Oczy Sholto były w trzech odcieniach żółtego i złota, jakby jesiennych
liści z trzech różnych drzew, które przetopiły się na kolor jego oczu obramowanych złotem.
U sidhe zawsze najpiękniejsze były oczy. Miał najurodziwszą twarz ze wszystkich, na każdym
dworze faerie, poza moim utraconym Mrozem. Ciało ukryte było pod koszulką i dżinsami,
które nosił jako część swojego przebrania, kiedy przybył mnie uratować. Jego ciało wydawało
się być równie urocze jak twarz, ale wiedziałam, że akurat to było tylko iluzją. Zaczynając od
żeber, aż do brzucha, Sholto miał ekstra dodatki, macki, ponieważ chociaż jego matka była
arystokratką z wysokiego rodu, jego ojciec był jednym z nocnych myśliwców, częścią sluagh,
ostatniej dzikiej sfory. No dobrze, ostatnia dzika sfora, aż do czasu powrotu nieokiełznanej
magii. Teraz istoty z legend powróciły i sama Bogini wie, co było rzeczywiste i co nadal
wracało.

Jeżeli nie miał płaszcza czy marynarki na tyle grubej, żeby ukryć te ekstra dodatki,

używał magii, osłony, żeby je ukryć. Nie było powodu, żeby straszyć pielęgniarki. Przez całe
życie ukrywał swoją inność, a to sprawiło, że był tak dobry w iluzji, że zaryzykował przybycie
mi z odsieczą. Nie jest lekko wyruszyć przeciwko Królowi Światła i Iluzji z iluzją jako jedyną
osłoną.

Sholto uśmiechnął się do mnie i był to uśmiech, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam

na jego twarzy, aż do tej pory, kiedy przy ambulansie trzymał mnie za rękę, mówiąc mi, że wie,
że będzie ojcem. Wieści wydawały się zmiękczyć jakąś twardość, która zawsze była widoczna na
jego przystojnym ciele. Wydawał się być nowym mężczyzną, kiedy szedł w naszą stronę.

Rhys nie uśmiechał się. Ze swoimi 5 stopami 6 calami

2

był najniższym pełnej krwi sidhe,

jakiego kiedykolwiek spotkałam. Skórę miał jasną jak blask księżyca, jak Sholto, jak ja, jak Mróz.
Rhys usunął fałszywą brodę i wąsy, jakie nosił wewnątrz kopca faerie. Pracował razem ze mną,
jako detektyw w Los Angeles i uwielbiał przebrania. Był w tym dobry, może nawet lepszy niż
w iluzji. Ale władał iluzją na tyle, żeby ukryć fakt, że ma tylko jedno oko. Ocalałe oko było
trzema okręgami błękitu, tak piękne jak żadne inne na dworze, ale w miejscu, gdzie znajdowało
się wcześniej lewe, były tylko białe blizny. W miejscach publicznych Rhys zazwyczaj nosił
opaskę, ale dzisiejszej nocy jego twarz była nieosłonięta i podobało mi się to. Dzisiejszej nocy
chciałam widzieć twarze moich mężczyzn, chciałam, żeby nic ich nie zasłaniało.

Doyle przesunął się na tyle, żeby Sholto mógł pocałować mnie w policzek. Sholto nie

był jednym z moich stałych kochanków. W rzeczywistości byliśmy ze sobą tylko raz, ale jak
mówi stare porzekadło, jeden raz wystarczy. Jedno z dzieci, które nosiłam, było w części jego.
Odnosiliśmy się do siebie z pewną rezerwą, ponieważ wspólne dziecko było efektem naszego
jedynego wspólnego razu. Była to wprawdzie randka z piekła rodem, ale nadal nie znaliśmy się
zbyt dobrze.

Rhys podszedł i stanął w stopach łóżka. Jego kręcone, białe włosy, które opadały mu do

pasa, były związane z tyłu w koński ogon, który nosił, żeby pasował do dżinsów i koszulki.
Jego twarz była bardzo poważna. To było niepodobne do niego. Kiedyś był Cromm Cruach,

2

Ok. 167 cm

background image

a jeszcze wcześniej był bogiem śmierci. Nie powiedział mi którym, ale miałam wystarczająco
wskazówek, żeby zgadywać. Powiedział mi, że bóstwo Cromm Cruacha było wystarczające, by
nie potrzebował innych tytułów.

- Kto wyzwie go na pojedynek? – zapytał Rhys.

- Meredith powiedziała mi, żebym tego nie robił – odrzekł Doyle.

- No dobrze – stwierdził Rhys. – Ja to zrobię.

- Nie – odrzekłam. – Myślałam, że boisz się Taranisa.

- Bałem się i może nadal się boję, ale nie możemy tego puścić płazem, Meredith, nie

możemy.

- Dlaczego? Ponieważ uraził waszą dumę?

Spojrzał na mnie.

- Powinnaś bardziej w nas wierzyć.

- Więc ja go wyzwę – odezwał się Sholto.

- Nie – powiedziałam. – Nikt nie wyzwie go na pojedynek, ani nie zabije go w żaden

inny sposób.

Trzej mężczyźni spojrzeli na mnie. Doyle i Rhys znali mnie wystarczająco, żeby

domyślać się i wiedzieć, że mam plan. Sholto nie znał mnie jeszcze na tyle. Był po prostu zły.

- Nie możemy zostawić tak tej obrazy, Księżniczko. Musi zapłacić.

- Zgadzam się – odrzekłam – ale skoro sprowadził ludzkich prawników, kiedy oskarżył

Rhysa, Galena i Abeloeca za zaatakowanie jednej z jego arystokratek, użyjemy ludzkiego prawa.
Mamy jego DNA i oskarżymy go o zgwałcenie mnie.

- I co – powiedział Sholto - zaryzykuje wiezienie? Nawet jeżeli pozwoli się wsadzić do

ludzkiego więzienia, to nie będzie wystarczająca kara za to, co ci zrobił.

- Nie, nie będzie. Ale to najlepsze, co możemy zrobić zgodnie z prawem.

- Ludzkim prawem – odrzekł Sholto.

- Tak, ludzkim prawem – przyznałam.

- Zgodnie z naszym prawem możemy wyzwać go na pojedynek i zabić.

- To brzmi super jak dla mnie – wtrącił Rhys.

- To mnie zgwałcono. I to ja będę królową, jeżeli uda nam się powstrzymać naszych

wrogów od zabicia mnie. I mówię, że Taranis będzie ukarany – mój głos stał się na końcu
trochę piskliwy, więc musiałam wstrzymać się na chwilę i odetchnąć raz czy dwa.

background image

Twarz Doyle’a nic nie zdradzała.

- Coś wymyśliłaś, Moja Księżniczko. Już planujesz jak to może pomóc twojej sprawie.

- Pomóc naszemu dworowi. Przez wieki Dwór Unseelie, nasz dwór, był przedstawiany

jako ciemny w świecie ludzkim. Jeżeli w publicznym procesie oskarżymy króla Dworu Seelie
o gwałt, w końcu uzmysłowimy ludziom, że nie jesteśmy wszyscy łajdakami – powiedziałam.

- Mówisz jak królowa – stwierdził Doyle.

- Jak polityk – dodał Sholto, ale to nie był komplement.

Rzuciłam mu spojrzenie, na które zasługiwał.

- Ty również jesteś królem, królem ludu twojego ojca. Czy zniszczyłbyś całe własne

królestwo dla zemsty?

Odwrócił spojrzenie, ale wyraz jego twarzy pokazywał złość. Ale jak bardzo by się nie

dąsał, Sholto nie dorównywał w tym Mrozowi. To on był moim humorzastym chłopcem.

Rhys podszedł do mnie. Dotknął mojej ręki, tej, do której podpięta była kroplówka.

- Dla ciebie mógłbym stawić czoło królowi, Merry. Wiesz o tym.

Położyłam moją wolną rękę na jego dłoni, spojrzałam w to jedno niebieskie oko.

- Nie chcę już nikogo więcej stracić, Rhys. Nigdy więcej.

- Mróz nie umarł – odrzekł Rhys.

- Jest białym jeleniem, Rhys. Ktoś powiedział mi, że może tylko utrzyma tę formę przez

sto lat. Ja mam trzydzieści trzy i jestem śmiertelna. Nie doczekam stu trzydziestu trzech lat.
Może powróci jako Zabójczy Mróz, ale to dla mnie będzie za późno – moje oczy paliły,
ścisnęło mnie w gardle, a głos zadrżał. – Nigdy nie będzie trzymał swojego dziecka. Nigdy nie
będzie dla niego ojcem. Jego dziecko dorośnie, zanim ręce Mroza go

dotkną, a ludzkie usta

przemówią słowami miłości i troski ojcowskiej – oparłam się o poduszkę i pozwoliłam
popłynąć łzom. Trzymałam rękę Rhysa i zapłakałam.

Doyle podszedł i stanął obok Rhysa, położył swoją dłoń na mojej twarzy.

- Gdyby wiedział, że to jego będziesz bardziej opłakiwać, bardziej by z tym walczył.

Zamrugałam odganiając łzy, spojrzałam na jego ciemną twarz.

- Co masz na myśli?

- Obaj mieliśmy sen, Meredith. Wiedzieliśmy, że jeden z nas będzie poświęcony

w ofierze za odrodzenie się mocy faerie. Ten sam sen, tej samej nocy i wiedzieliśmy.

- Nie powiedzieliście mi, żaden z was – stwierdziłam i w moim głosie było słychać

wyrzut. Miałam nadzieję, że wyraźniej niż łzy.

background image

- A co byś zrobiła? Kiedy sami Bogowie wybierają, nikt nie może tego zmienić. Ale to

musi był dobrowolna ofiara, sen jasno to tłumaczył. Gdyby Mróz wiedział, że to jego serce jest
ci droższe, pewnie walczyłby z tym i to ja odszedłbym zamiast niego.

Potrząsnęłam głową odsuwając ją od jego ręki.

- Czy ty nie rozumiesz? Gdybyś to ty został zmieniony w inną postać i stracony dla

mnie, opłakiwałabym cię równie mocno.

Rhys ścisnął moja rękę.

- Doyle i Mróz nie rozumieli, że wygrywają razem, równorzędnie.

Wyszarpnęłam rękę z jego dłoni, spojrzałam na niego szczęśliwa, że jestem zła,

ponieważ to było najlepsze uczucie z tych wszystkich, które mnie przepełniały.

- Jesteście głupcami, wy wszyscy. Czy wy nie rozumiecie, że opłakiwałabym was

wszystkich? Nie ma nikogo w moim wewnętrznym kręgu, kogo chciałabym utracić czy narazić!
Czy wy tego nie rozumiecie? – Wykrzyczałam i poczułam się dużo lepiej, niż kiedy płakałam.

Drzwi do pokoju znów się otwarły. Pojawiła się pielęgniarka idąca za biało ubraną

lekarką, którą widziałam już wcześniej. Dr Mason była ginekologiem położnikiem, jednym
z najlepszych w stanie, może nawet w całym kraju. Wytłumaczył mi to dokładnie prawnik,
którego przysłała moja ciotka. To, że królowa przysłała śmiertelnika, a nie kogoś z naszego
dworu, było interesujące. Żadne z nas nie wiedziało, co to może oznaczać, ale czułam, że
traktuje mnie tak, jak traktowałaby siebie, gdyby nasze sytuacje odwróciły się. Miała skłonności
do zabijania posłańców. Zawsze możesz znaleźć następnego ludzkiego prawnika,
a nieśmiertelni w faerie są rzadsi, więc przysłała do mnie kogoś, kogo może zastąpić. Ale
prawnik wyjaśnił dokładnie, jak królowa odnosi się do mojej ciąży i że zrobi wszystko, co tylko
możliwe, żeby zapewnić mojej ciąży bezpieczeństwo. Co włączało płacenie dr Mason.

Doktor skrzywiła się do mężczyzn.

- Mówiłam, żeby jej nie martwić, panowie, i właśnie to miałam na myśli.

Pielęgniarka, masywna kobieta z brązowymi włosami zebranymi z tyłu w kucyk,

sprawdzała monitory i krzątała się obok mnie, kiedy lekarka beształa mężczyzn.

Lekarka nosiła szeroką, czarną opaskę, która przy jej żółtych włosach wyglądała bardzo

surowo. To pozwalało mi się domyślić, że ten kolor nie był jej naturalnym odcieniem. Nie była
dużo wyższa ode mnie, ale nie wydawała się niska, kiedy przeszła dookoła mojego łóżka, żeby
stanąć przed mężczyznami. Stała patrząc z niezadowoleniem na Rhysa i Doyle’a stojących przy
łóżku, a także na Sholto, który był nadal w kącie niedaleko krzesła.

- Jeżeli nadal będziecie denerwować moją pacjentkę, będziecie musieli opuścić pokój.

- Nie możemy zostawić jej samej, pani doktor – odezwał się Doyle swoim głębokim

głosem.

background image

– Pamiętam, co pan mówił, ale pan chyba zapomniał, co ja powiedziałam. Czyż nie

mówiłam, że potrzebuje odpoczynku i nie można jej martwić?

Tę „rozmowę” musieli odbyć poza pokojem, ponieważ jej nie słyszałam.

- Czy coś jest nie tak z dziećmi? – Zapytałam i teraz było słychać strach w moim głosie.

Czy może raczej złość.

- Nie, Księżniczko Meredith, dzieci są dość – tu nastąpiło małe wahanie – zdrowe.

- Ukrywacie coś przede mną – odrzekłam.

Lekarka i pielęgniarka wymieniły spojrzenia. To nie był uspokajający widok. Doktor

Mason podeszła do brzegu łóżka, przeciwnego niż to, przy którym stali mężczyźni.

- Martwię się po prostu o panią, jak o każdą pacjentkę, która jest w ciąży mnogiej.

- Jestem w ciąży, ale nie jestem kaleką, dr Mason – mój puls przyspieszył i urządzenia to

pokazały. Rozumiałam, że byłam podpięta do większej ilości urządzeń niż normalnie. Gdyby
cokolwiek z tą ciążą poszło źle, byłoby to problemem dla szpitala. Byłam osobą publiczną
i martwili się. Poza tym byłam w szoku, kiedy mnie przywieźli, z niskim ciśnieniem, niskim
poziomem wszystkiego, skórą zimną w dotyku. Chcieli upewnić się, że moje serce bije
regularnie i nie spadnie mi znów ciśnienie. Teraz te urządzenia zdradziły mój nastrój.

- Proszę porozmawiać ze mną, pani doktor, ponieważ to wahanie mnie przeraża.

Spojrzała na Doyle’a, a on lekko skinął głową. Wcale mi się to nie spodobało.

- Powiedziała mu pani pierwszemu? – zapytałam.

- Nie odpuści pani, nieprawdaż? – odrzekła.

- Nie – powiedziałam.

- Więc może zrobimy jeszcze raz badanie ultrasonografem, dziś wieczór.

- Nigdy wcześniej nie byłam w ciąży, ale wiem od przyjaciół w L.A., że USG nie robi się

zazwyczaj w tak wczesnej ciąży. A wy zrobiliście je już trzy razy. Coś jest nie tak z dziećmi,
nieprawdaż?

- Przysięgam pani, że z bliźniakami wszystko w porządku. Na tyle, na ile widziałam

z ultrasonografu i mogę stwierdzić z wyników badania krwi, jest pani zdrowa, w początkowym
okresie normalnej ciąży. Wieloraczki zawsze sprawiają, że ciąża jest większym wyzwaniem dla
matki i lekarza – uśmiechnęła się w końcu. – Ale wszystko wygląda wspaniale. Przysięgam.

- Proszę być ostrożną z przysięganiem mi, pani doktor. Jestem księżniczką dworu faerie,

a przysięganie jest bardzo bliskie daniu słowa. Nie chciałaby pani wiedzieć, co może się stać,
jeżeli stanie się pani krzywoprzysięzcą względem mnie.

background image

- Czy to pogróżka? - Powiedziała prostując się na swoją całą wysokość i chwytając

obiema rękami stetoskop zwisający jej z ramion.

- Nie, pani doktor, ostrzeżenie. Wokół mnie jest magia, czasami nawet w świecie

śmiertelników. Chcę po prostu powiedzieć pani i wszystkim ludziom, którzy będą się mną
opiekować, żeby uważali i zrozumieli, że słowa, które być może wypowiedzą odruchowo, mogą
mieć różne konsekwencje, kiedy są niedaleko mnie.

- Chodzi pani o to, że jeżeli powiem „życzę sobie” to będzie wzięte na serio?

Uśmiechnęłam się.

- Istoty magiczne tak naprawdę nie spełniają życzeń, pani doktor, a na pewno nie istoty

w tym pokoju.

Spojrzała troszkę zakłopotana.

- Nie miałam na myśli…

- Wszystko w porządku – odrzekłam - ale kiedyś danie słowa i niedotrzymanie go

oznaczało, że będzie się ściganym przez dziką sforę, mogło też oznaczać pecha, który będzie
podążał za tą osobą. Nie wiem, jak wiele magii towarzyszy mi z faerie, ale nie chcę, żeby
ktokolwiek został przez przypadek ranny.

- Słyszałam o stracie pani… kochanka. Wyrazy współczucia, chociaż szczerze mówiąc

nie zrozumiałam wiele z tego, co mi o tym mówiono.

- My sami nie do końca rozumiemy, co się stało – odrzekł Doyle. – Nieokiełznana

magia nie bez przyczyny nazywana jest nieokiełznaną.

Skinęła głową, jakby rozumiała, ale wydawało mi się, że raczej miała zamiar wyjść.

- Pani doktor – odezwałam się. – Chce pani zrobić jeszcze jedno badanie USG?

Odwróciła się z uśmiechem.

- Czy mogę spróbować wyjść bez odpowiadania na to pytanie?

- Pewnie by pani mogła, ale to zrazi mnie do pani. Za to, że rozmawiała pani z Doylem

zanim porozmawiała pani ze mną, już ma pani u mnie minus.

- Odpoczywała pani w spokoju, a pani ciotka chciała, żebym porozmawiała z Kapitanem

Doylem.

- A to ona płaci rachunki – stwierdziłam.

Pani doktor wyglądała na zmieszaną i trochę rozzłoszczoną.

- Jest również królową i szczerze mówiąc nie jestem jeszcze pewna, jak reagować na jej

życzenia.

background image

Uśmiechnęłam się, nawet jeżeli był to gorzki uśmiech.

- Jeżeli to co powiedziała, brzmiało jak życzenie, pani doktor, to oznacza, że była dla

pani bardzo miła. Jest królową i absolutnym władcą na swoim dworze. Władcy absolutni nie
przedstawiają życzeń.

Pani doktor znów chwyciła oba końce stetoskopu. Nerwowy odruch, założyłam.

- No cóż, może tak jest, ale chciała, żebym przedyskutowała sprawy z najważniejszym –

zawahała się – mężczyzną w pani życiu.

Spojrzałam na Doyle’a, który stał nieruchomy obok mojego łóżka.

- Królowa Andais wybrała Doyle’a jako najważniejszego?

- Zapytała, kto jest ojcem dzieci, a ja oczywiście nie mogłam jeszcze odpowiedzieć na to

pytanie. Powiedziałam jej, że punkcja owodni byłaby dla pani teraz ryzykowna. Ale Kapitan
Doyle wydawał się bardzo pewien, że jest jednym z ojców.

Skinęłam głową.

- On, tak jak i Rhys i Lord Sholto.

Zamrugała.

- Księżniczko Meredith, ma pani bliźnięta, nie trojaczki.

Spojrzałam na nią.

- Wiem, którzy mężczyźni są ojcami moim dzieci.

- Ale…

- Pani doktor, to nie jest tak, jak pani myśli – odezwał się Doyle. – Proszę mi zaufać,

każde z bliźniąt ma kilku genetycznych ojców, nie tylko mnie.

- Jak może pan być pewien czegoś tak niemożliwego?

- Miałem wizję od Bogini.

Otworzyła usta, jakby chciała się kłócić, ale zamknęła je.

Przeszła na drugą stronę pokoju, gdzie był pozostawiony ultrasonograf po tym, jak

ostatnio go wykorzystywano. Nałożyła rękawiczki, tak jak pielęgniarka. Wzięły tubkę żelu,
o którym przekonałam się już, że był naprawdę, naprawdę zimny.

Dr Mason nie pytała się tym razem, czy chcę, żeby którykolwiek z mężczyzn opuścił

pokój. Zajęło jej chwilę, żeby zorientować się, że uważam, że wszyscy ci mężczyźni mają prawo
być w tym pokoju. Jedyny, którego nie było z nami, to Galen. Doyle posłał go po sprawunki.
Na wpół spałam, kiedy słyszałam ich rozmowę, cichą, a potem Galen wyszedł. Nie
zastanawiałam się gdzie i dlaczego. Ufałam Doyle‘owi.

background image

Uniosły moją koszulę, wyciskając niebieskawy żel, znów bardzo zimny, na mój brzuch,

potem pani doktor chwyciła grubą rączkę i zaczęła przesuwać nią po moim brzuchu. Patrzyłam
na monitor i zamglony obraz. Widziałam wizerunek na tyle wyraźnie, że mogłam dostrzec dwa
punkty, dwa kształty, które były zbyt małe, nawet nie wyglądały jeszcze rzeczywiście. Jedyną
rzeczą, która pozwoliła mi uwierzyć, że tam były, to ich szybko migoczące serduszka na
obrazie.

- Widzicie, wyglądają całkowicie idealnie.

- Więc po co te dodatkowe badania? – zapytałam.

- Szczerze?

- Proszę.

- Ponieważ pani jest Księżniczką Meredith NicEssus, a ja chronię swój tyłek –

uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam uśmiech.

- To szczerze jak na lekarza – odrzekłam.

- Staram się – powiedziała.

Pielęgniarka zaczęła oczyszczać mój brzuch szmatką, potem oczyściła końcówkę

ultrasonografu, podczas gdy obie z lekarką wpatrywałyśmy się w siebie nawzajem.

- Reporterzy dręczą mnie i mój personel z prośbami o szczegóły. Nie tylko królowa

będzie mnie dokładnie obserwować.

Znów chwyciła swój stetoskop.

- Przykro mi, że moja pozycja utrudnia działanie pani i pani personelowi.

- Proszę być przykładną pacjentką, a porozmawiamy rano, Księżniczko. A teraz czy pani

prześpi się, lub przynajmniej odpocznie?

- Postaram się.

Prawie uśmiechnęła się, ale jej oczy nadal miały uważny wyraz, jakby nie wiedziała, czy

mi wierzyć.

- Wydaje mi się, że to najlepsze na co mogę liczyć, ale… - odwróciła się w stronę

mężczyzn – …nie martwcie jej – pogroziła im palcem.

- Jest księżniczką – odezwał się Sholto z kąta – i naszą przyszłą królową. Jeżeli domaga

się rozmawiać na niemiłe tematy, cóż możemy zrobić?

Skinęła głową, znów ściskając stetoskop.

- Rozmawiałam z Królową Andais, więc rozumiem wasz problem. Postarajcie się, żeby

odpoczęła, zapewnijcie jej spokój. Miała dzisiaj wiele wrażeń, wolałabym, żeby odpoczęła.

background image

- Zrobimy, co tylko będziemy w stanie – odrzekł Doyle.

Uśmiechnęła się, ale jej oczy pozostały zmartwione.

- Liczę na to. Proszę odpoczywać – wskazała na mnie palcem, jakby to był jakiś rodzaj

magii, który mógłby mnie do tego skłonić. Potem podeszła do drzwi, a pielęgniarka podążała
za nią.

- Gdzie wysłałeś Galena? – zapytałam.

- Żeby sprowadził kogoś, kto wydaje mi się, że nam pomoże.

- Kogo i skąd? Nie odesłałeś go samego do faerie?

- Nie – Doyle objął rękami moją twarz. – Nie narażałbym naszego zielonego rycerza.

Jest jednym z ojców i będzie królem.

- Jak to będzie działać? – zapytał Rhys.

- Tak – dodał Sholto – jak wszyscy możemy być królami?

- Myślę, że odpowiedzią jest to, że Merry będzie królową – stwierdził Doyle.

- To nie jest odpowiedź – powiedział Sholto.

- To jest jedyna odpowiedź, którą mamy teraz – odrzekł Doyle, spojrzałam w jego oczy

i zobaczyłam kolorowe światełka. W kolorach, jakich nie było w tym pokoju.

- Próbujesz mnie zauroczyć – odezwałam się.

- Musisz odpocząć, dla dobra dzieci, które nosisz. Pozwól mi sobie pomóc.

- Chcesz mnie zauroczyć i chcesz, żebym ci na to pozwoliła– odrzekłam cicho.

- Tak – powiedział.

- Nie.

Pochylił się w moją stronę, kolory w jego oczach wydawały się coraz jaśniejsze, jak

tęczowe gwiazdy.

- Ufasz mi, Meredith?

- Tak.

- Więc pozwól mi sobie pomóc. Przysięgam, że obudzisz się odświeżona, a wszystkie

problemy będą nadal czekały, żebyś podjęła decyzję.

- Nie podejmiecie żadnych ważnych decyzji beze mnie? Obiecujesz?

background image

- Obiecuję – powiedział i pocałował mnie. Pocałował mnie i nagle wszystko co

widziałam to kolor i ciemność. To było tak, jakby stać w letnią noc otoczona przez świetliki,
poza tym, że świetliki był czerwone, zielone, żółte i … zasnęłam.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hamilton Laurell Meredith Gentry 07 Podążając za ciemnością
A Śmigielski = Podążaj Za Marzeniami (Full 34 str)
Podazaj za marzeniami
Podazaj za marzeniami
podazaj za marzeniami(1)
podazaj za marzeniami
Podazaj za marzeniami ~neoaly~
Lab MG 07
Podążaj za marzeniami
podazaj za marzeniami
Podazaj za marzeniami

więcej podobnych podstron