background image

Dornberg Michaela 

 
 

Lena ze Słonecznego 

Wzgórza 07 

 
 

Rozczarowanie

background image

W poprzednich tomach 
 
Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie 

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do 
innego  mężczyzny,  a  ojciec  właśnie  zmarł,  zostawiając  duży 
majątek.  Lena  ma  troje  rodzeństwa:  dwóch  braci,  Friedera  i 
Jórga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona 
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą 
hurtownię  win.  Jórg  z  żoną  Doris  otrzymali  w  spadku 
wyremontowany  zamek  Dorleac  we  Francji  wraz  z 
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w 
mieście.  Lenie  przypadła  w  udziale  posiadłość  Słoneczne 
Wzgórze  w  miejscowości  Fahrenbach,  na  pierwszy  rzut  oka 
najmniej  intratna  część  spadku.  Za  dwa  lata  rodzina  ma  się 
ponownie  zebrać,  żeby  poznać  decyzje  w  sprawie  reszty 
majątku. 

Ze  wszystkich  obdarowanych  tylko  Lena  pozostaje  wierna 

tradycji  i  nie  sprzedaje  swojego  majątku.  Nie  zamierza 
dokonywać  także  żadnych  poważnych  rewolucji.  Tak  jak 
ojciec  planuje  się  zajmować  dystrybucją  alkoholi  i  dbać  o 
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza 
się  do  posiadłości  i  rozpoczyna  prace  remontowe  -  w 
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat. 
Tymczasem  jej  rodzeństwo  podejmuje  kolejne  nieudane 
decyzje  finansowe.  Frieder  unowocześnia  hurtownię  i 
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne 
straty. Jórg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł 
na  agencję  eventową  pogrąża  go  finansowo.  Grit  sprzedaje 
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie. 

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą 

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony, 
którzy  zaczynają  zaniedbywać  także  swojego  syna,  Linusa. 
Chłopiec  próbuje  popełnić  samobójstwo.  Jego  ojciec  wydaje 

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od 
żony  kobietę  i  wiedzie  dostatnie  życie,  w  którym  nie  ma 
miejsca  dla  rodziny.  Doris,  stęskniona  za  domem  i 
wyniszczona  nałogiem  alkoholowym  odchodzi  od  Jórga,  by 
zacząć  szczęśliwy  związek  z  innym  mężczyzną.  Małżeństwo 
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i 
egzaltowanej  żony,  która  zupełnie  zaniedbuje  dom  i  dzieci, 
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona 
wreszcie  się  opamięta.  Grit  jednak  nie  ma  najmniejszego 
zamiaru  rezygnować  z  atrakcyjnego  kochanka  i  wracać  do 
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów 
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób 
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od 
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób zraża do siebie Frie-
dera, który stojąc  przed widmem bankructwa, liczy na  to, że 
ona odstąpi mu część odziedziczonych przez siebie gruntów. 

 

background image

Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę... 
 
Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest 

ślub  z  Thomasem,  miłością  jej  życia,  która  wbrew 
przeciwnościom  losu  znów  ich  odnalazła.  Jednak  mimo 
ciągłych  obietnic  i  zapewnień  deklarujący  wielkie  uczucie 
Thomas  wciąż  odkłada  kolejne  wizyty  na  Słonecznym 
Wzgórzu  i  nie  chce  rozmawiać  o  swojej  aktualnej  sytuacji 
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że 
w  Ameryce,  gdzie  mieszka  na  stałe,  pozostaje  jej  wierny. 
Swoje  życie  zamienia  w  czekanie  na  kolejny  telefon  od 
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu 
pomaga  jej  wytrwać  piękna  bransoletka  z  romantycznym 
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy 
jednak  ten  odwodzi  Lenę  od  pomysłu  odwiedzenia  go  w 
Ameryce,  dziewczyna  zaczyna  coraz  bardziej  wątpić  w  jego 
miłość. Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van 
Dahlena,  dziennikarza,  który  bez  pamięci  zakochuje  się  w 
ślicznej Lenie. Jego pocałunek wpędza ją w wyrzuty sumienia, 
ale nie zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas 
Lena  poświęca  na  ciężką  pracę,  która  pozwala  jej  w  końcu 
zaistnieć w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy 
i  podpisuje  kontrakty  z  kolejnymi  dystrybutorami.  Część 
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet 
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą 
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood. 
Stara  się  również  dbać  o  mieszkańców  posesji,  którzy 
otrzymali  od  zmarłego  gospodarza  prawo  dożywotniego 
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni 
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i 
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola 
zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks po-
maga  w  kwestii  kontraktów  z  dystrybutorami  alkoholi.  Lena 

background image

umie  się  odwdzięczyć.  Obiecała  sobie,  że  odnajdzie  córkę 
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia, 
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy 
trop. 

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili 

z  podróży  poślubnej.  Lena  ich  uwielbia  i  życzy  im  jak 
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich 
związek.  Wciąż  poszukuje  także  receptury  Fahrenbachówki, 
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem 
Aleks  informuje  Lenę  o  dziwacznym  odkryciu.  W  starej 
skrzyni 

znajduje 

kilka 

obrazów, 

które  wydają  się 

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie 
pochłonięta  problemami  rodzinnymi,  do  których  straciła  już 
dystans. Właśnie wylądowała w szpitalu... 

background image

Lena  walczyła  z  własnymi  słabościami.  Bardzo  chciała 

zatrzymać  Jana  i  powiedzieć  mu  kilka  miłych  słów  na 
pożegnanie. Tylko jakich? 

Skołowana wparowała do domu. Zatrzasnęła drzwi. W amoku 

złapała  telefon.  Próbowała  dodzwonić  się  do  Thomasa. 
Niestety,  nie  był  osiągalny  pod  żadnym  z  wybieranych 
numerów.  Ciągle  zgłaszała  się  automatyczna  sekretarka  albo 
poczta  głosowa.  Tak  bardzo  chciała  usłyszeć  jego  głos.  Jak 
zwykle była zdana tylko na siebie. Thomas wciąż nie odbierał. 
Sama musiała się uporać ze smutkami i z zagubieniem. 

Targały  nią  nerwy.  Była  rozbita.  Jan  ją  pocałował,  a  ona 

wcale nie protestowała. 

 

background image

Odwzajemniła jego namiętne pocałunki. Nie wzbraniała się. 
Co się z nią działo? Dlaczego dopuściła do tego, żeby sprawy 

zaszły tak daleko? 

Nie  znalazła  racjonalnego  wytłumaczenia  swojego 

zachowania. 

Ona  niczego  nie  sprowokowała,  a  Jan  niczego  na  niej  nie 

wymusił.  Oboje  dali  się  ponieść  magicznej  chwili.  Blask 
księżyca,  szum  wody  oraz  melodyjnie  gwiżdżący  wiatr 
pchnęły ich ku sobie. 

Jan  zakochał  się  w  niej,  więc  nic  dziwnego,  że  się  zatracił, 

odpłynął w uczuciową otchłań i nie stawiał oporów. 

Ale  ona?  Co  w  nią  wstąpiło?  Lubiła  Jana,  był  miłym  i 

zabawnym  facetem,  ale  kochała  Thomasa!  Co  ją  podkusiło, 
żeby się poddać tym gorącym pocałunkom? Dzięki Bogu, Jan 
jutro wyjeżdża. 

Rano zamierzała pojechać do Winkenheim, miejscowości, w 

której Nicola urodziła dziecko. Gdyby nawiązała z Janem tylko 

 

background image

niezobowiązujące  relacje,  mogłaby  go  prosić  o  pomoc. 

Służyłby jej radą. Zdradziłby kilka technik dziennikarskich, jak 
efektywnie poszukiwać informacji. 

Lena  zaparzyła  melisę  i  przeszła  z  kubkiem  do  dawnego 

pokoju ojca. 

Kiedy  o  czymś  rozmyślała,  zaszywała  się  w  tym  pokoiku. 

Siadała w wygodnym fotelu. Podpatrzyła to u ojca. Teraz go 
naśladowała. 

Wpatrywała się w żółtozłotą herbatę uspokajającą. 
Jak w ogóle mogło dojść do tego pocałunku z Janem? 
Najgorsze,  że  jej  się  to  spodobało.  Czerpała  przyjemność  z 

tego, że obsypał ją pocałunkami. Ba, nawet sama z rozkoszą go 
pocałowała. 

Odstawiła  kubek  na  szafkę  i  zaczęła  nerwowo  przekręcać 

bransoletkę od Tiffany'ego. 

Thomas ją kochał, co do tego nie miała żadnych wątpliwości. 

A ona bardzo kochała Thomasa. 

background image

Mimo to urok Jana rozpalił jej zmysły. Zmiękczył jej serce. 

Dlaczego?! 

Rozpłakała się. Trzęsła się jak galareta.   
Spojrzała na zegarek. Wybiła druga. 
Zatem u Thomasa dochodziła dwudziesta. Uznała, że jeszcze 

raz spróbuje się do niego dodzwonić. Może wrócił do domu, 
żeby coś przekąsić. 

Wstała i przyniosła bezprzewodowy telefon. 
Wykręciła numer na komórkę. Udało się! Odebrał! 
- Lenko, stało się coś? - zapytał zmartwionym głosem. 
-  Stęskniłam  się  za  tobą  i  chciałam  usłyszeć  twój  głos. 

Milczysz od paru dni. Nie odzywasz się do mnie. 

Po  odgłosach  w  tle  domyśliła  się,  że  nie  był  w  domu,  lecz 

prawdopodobnie w jakiejś restauracji. 

-  Kochanie,  mówiłem  ci  przecież,  że  będę  w  podróży 

służbowej. Codziennie w innym 

 

background image

mieście.  Niedawno  wróciłem,  ale  nie  dotarłem  jeszcze  do 

domu. Ciągle mam coś do załatwienia. Koledzy po fachu, też 
biznesmeni, zaprosili mnie na kolację. Nie bardzo mogę teraz 
rozmawiać. 

Zawiedziona przełknęła ślinę. 
- Zatem ci już nie przeszkadzam! Przepraszam! 
-  Kotku,  nie  przeszkadzasz  mi  i  nie  musisz  przepraszać. 

Proszę,  zrozum,  nie  wypada,  żebym  w  trakcie  kolacji 
biznesowej odchodził od stołu. 

- Rozumiem! Porozmawiamy innym razem. 
- Zadzwonię do ciebie jutro z samego rana. 
- Jutro cały dzień jestem poza domem. 
- No to wieczorem. Ustalimy jakąś konkretną godzinę? 
- Nie, bo nie wiem, o której wrócę. Próbuj. Za którymś razem 

się uda. Dobra, nie zawracaj sobie tym głowy. Leć do kumpli. 

 

background image

- Leno, co się dzieje? Mam wrażenie, że coś cię dręczy. 
- E tam, po prostu brakuje mi ciebie... 
-  Kochanie,  mnie  także  ciebie  brakuje.  Uzbrój  się  w 

cierpliwość. Wszystko będzie dobrze. Kocham cię. 

- Do jutra - wyjąkała. 
Nie mogła wydusić z siebie „ja też cię kocham", co zwykle 

czyniła  rozanielonym  głosem.  W  sumie  cieszyła  się,  że 
zakończyli tę jałową rozmowę. 

Była  zła  na  siebie.  Wyrzucała  sobie,  że  niepotrzebnie  do 

niego zadzwoniła. Zamiast ukoić skołatane nerwy, była teraz 
zupełnie  rozdrażniona.  Osiągnęła  apogeum  wściekłości. 
Uświadomiła  sobie,  że  dzieliły  ich  nie  tylko  tysiące 
kilometrów,  lecz  również  różne  poglądy  oraz  wyobrażenia  o 
związku,  partnerstwie...  Trudno  w  ich  przypadku  mówić  o 
jakiejkolwiek bliskości. 

Czy oczekiwała zbyt wiele? 
Była za mało cierpliwa? 
 

background image

Tęskniła za wspólnym życiem. 
A za czym tęsknił Thomas? 
Nie wiedziała. Uzmysłowiła sobie, że tak naprawdę on jako 

człowiek  stanowił  dla  niej  zagadkę.  Niby  byli  parą,  ale  nie 
znała jego potrzeb i zamiłowań. Wcześniej nie przywiązywała 
do tego większej wagi. Bujała w obłokach niesiona skrzydłami 
miłości.  Wydawało  jej  się,  że  to  normalne.  Dotychczas  z 
Thomasem  było  jak  w  bajce,  a  po  przygodzie  i  szczerych 
rozmowach z Janem, dotarło do niej, że bajki są jedynie fikcją. 

Miała mętlik w głowie. Pogubiła się. 
Cisnęło  jej  się  na  usta  przekleństwo,  ale  się  powstrzymała. 

Zbiegła na dół po ścierkę, żeby wytrzeć rozlaną herbatę. 

Położyła się  do łóżka  o trzeciej. Nie  mogła zasnąć. Dostała 

drgawek.  Przekręcała  się  z  boku  na  bok.  Starała  się 
uporządkować swoje myśli. 

Zasnęła ze zmęczenia. Miała niespokojny sen. 
 

background image

Wystąpili w nim Jan i Thomas. Jan usiłował wciągnąć ją do 

autobusu.  Zapierała  się  rękoma  i  nogami.  Nadaremnie.  A 
potem stała przed ołtarzem w małej kapliczce obok Thomasa. 

Nie było w niej księdza ani gości. Tylko oni dwoje. Miała na 

sobie  białą  suknię  z  welonem,  ale  nie  trzymała  żadnych 
kwiatów, a kościół nie był przystrojony. 

Głośny huk rozproszył ich uwagę. Gdy po chwili rozejrzała 

się pospiesznie dookoła i odwróciła do Thomasa, okazało się, 
że zniknął. Tak nagle, jakby nigdy przy niej nie był. 

Raptem  obudziła  się  roztrzęsiona.  Szlochała  wniebogłosy. 

Przesunęła na bok wilgotne od łez poduszki. 

Skupiła się na ostatniej scenie ze snu. Starała się dokładnie ją 

odtworzyć. 

Co oznaczał ten sen? 
Że nigdy nie wyjdzie za Thomasa? 
Zerknęła na zegarek. 
 

background image

Piąta rano! 
 
Czuła się słabo. Zwlokła się z łóżka i poczłapała do łazienki. 

Pod prysznicem oblała się strumieniem gorącej wody. W ten 
sposób  się  relaksowała.  Namydliła  ciało,  na  chwilę 
zapominając o Thomasie i Janie. 

background image

Wyszła  z  domu  o  szóstej.  Zostawiła  Nicoli  karteczkę  z 

informacją,  że  wybywa  na  cały  dzień.  Nie  napisała  jednak 
dlaczego. 

Nie była w najlepszym nastroju i niekoniecznie miała siłę na 

wywiązanie  się  z  zadania,  które  zaplanowała  na  ten  dzień, 
mimo że z dwojga złego wolała to niż żmudną pracę w biurze. 
Ponadto chciała uniknąć spotkania z Janem. On wyjeżdża stąd 
na zawsze dziś albo jutro rano i prawdopodobnie już nigdy się 
z nim nie zobaczy. Jego ciotka nie mieszkała w Bad Helmbach. 
Zatrzymała się tam tymczasowo. 

Lena będzie mogła odnaleźć spokój duszy, jeśli Jan opuści to 

miejsce. Wówczas nie 

 

background image

natkną się na siebie przypadkiem i do niczego więcej między 

nimi nie dojdzie. Znajomość z takim mężczyzną jak on była dla 
niej  niebezpieczna.  Przy  nim  traciła  kontrolę  nad  swoimi 
uczuciami. On rozbudzał jej zmysły. 

Kiedy  wjechała  na  autostradę,  zdziwiła  się,  że  panował  tak 

wielki ruch. Mnóstwo ludzi ze wsi dojeżdżało tędy do pracy do 
okolicznych miasteczek. 

Pozostała  na  prawym  pasie.  Wcale  jej  się  nie  spieszyło. 

Przecież  urzędy  i  tak  otwierają  dopiero  od  dziewiątej.  Nie 
zamierzała  wystawać  bezczynnie  pod  drzwiami  ratusza  w 
Winkenheim. 

Nie  bardzo  wiedziała,  od  czego  rozpocząć  swoje 

poszukiwania  i  jaką  obrać  strategię.  W  urzędzie  do  spraw 
młodzieży,  który  również  jest  odpowiedzialny  za  adopcję, 
miała  marne  szanse  na  dowiedzenie  się  czegokolwiek. 
Urzędnicy  muszą  przestrzegać  ustawy  o  ochronie  danych 
osobowych. 

 

background image

Nicola niechętnie wypowiadała się o cór- . ce. Ten temat był 

dla  niej zbyt  bolesny. Lena zaś nie chciała  rozdrapywać  ran, 
przywoływać gorzkich wspomnień, dlatego nie dopytywała o 
szczegóły oddania córki w obce ręce. 

Przeważnie Lena miała niezawodną intuicję. Zawsze na niej 

polegała i tym razem też chciała się na nią zdać. Ach, gdyby nie 
była taka zmęczona... 

Próbowała się ożywić przy muzyce. 
Skręciła do jakiegoś zajazdu, małego, nieprzystrojonego baru 

samoobsługowego  z  niezbyt  kuszącym  menu.  Nie 
przeszkadzało  jej  to.  Nie  wstąpiła  tu  na  jedzenie,  lecz  na 
filiżankę mocnej kawy. 

Zajazd świecił pustkami. Zapełniła go garstka stałych gości i 

kliku  mężczyzn  siedzących  przy  drewnianych  stolikach. 
Prawdopodobnie byli to kierowcy tirów. Zrobili sobie przerwę. 
Wyglądali na zmęczonych, ale co chwila puszczali oczko do 
Leny. 

 

background image

„Mężczyźni!", pomyślała Lena i zaśmiała się w duchu. 
Zamówiła kawę i usiadła przy stoliku w rogu, gdzie nie było 

jej widać. 

Parę łyków postawiło ją na nogi. Dopływ kofeiny podziałał na 

nią pobudzająco. Szybkim krokiem opuściła zajazd. 

Kiedy wyciągnęła kluczyki do samochodu, zorientowała się, 

że  zostawiła  w  domu  komórkę.  Odcięła  się  tym  samym  od 
świata. Nikt nie mógł się z nią połączyć. Wrzasnęła ze złości, 
po czym doszła do wniosku, że właściwie nikt przy zdrowych 
zmysłach  nie  będzie  jej  powiadamiał  o  ważnych  sprawach 
przez  komórkę.  Poza  tym  nie  musiała  się  obawiać,  że  Jan 
będzie  ją  nękał.  Wprawdzie  nie  podała  mu  swojego  numeru, 
ale dla niego to żaden problem go zdobyć. 

Ni z tego, ni z owego przypomniał jej się sen z Thomasem. 

Wzdrygnęła się. 

Gwałtownym  ruchem  wcisnęła  przycisk  włączający  radio. 

Przeskakiwała nerwowo 

 

background image

po wszystkich możliwych stacjach, aż w końcu wyciągnęła ze 

schowka  płytę  CD.  Zerknęła  na  okładkę.  Johann  Sebastian 
Bach. „Wariacje Goldbergowskie" grane przez Glenna Goulda. 

Rewelacyjny album, ale niekoniecznie na tę chwilę. Nie miała 

nastroju  na  klasykę.  Sama  nie  wiedziała,  czego  chce.  Była 
rozgoryczona?  Musiała  się  uspokoić,  a  muzyka  poważna 
idealnie  do  tego  się  nadawała.  Lubiła  Bacha,  jego 
równomierność,  płynność  i  estetykę.  A  Glenna  Goulda 
uważała  za  najlepszego  wykonawcę  utworów  Bacha.  Po 
krótkim namyśle wsunęła tę płytę do odtwarzacza. Odprężyła 
się już przy pierwszych dźwiękach płynących z głośników. 

Gdy  wybrzmiał  ostatni  utwór,  puściła  płytę  od  początku. 

Jechała zrelaksowana przed siebie, zapominając o otaczającej 
ją  rzeczywistości.  Nie  zważała  na  ciężarówki  trąbiące  na  nią 
podczas wyprzedzania. Ocknęła się, kiedy dostrzegła z oddali 
tabliczkę 

 

background image

informującą, że przy następnym zjeździe powinna zjechać z 

autostrady. Wtedy coś zakłuło ją w sercu. 

W którą stronę uderzyć? Jaka taktyka byłaby najlepsza? 
Nutka  nerwowości  wytrąciła  ją  z  równowagi.  Uderzyła 

pięścią  o  kierownicę  i  wyłączyła  radio.  Omal  nie  przegapiła 
zjazdu. Skręciła z piskiem opon. 

Kierowca  jadący  za  nią  uchylił  okno  i  obrzucił  ją  kilkoma 

obelgami,  mimo  że  nie  stworzyła  żadnej  niebezpiecznej 
sytuacji. Chyba jakiś furiat, który na niej się wyżył, a co z kolei 
ją wyprowadziło z równowagi. 

Lena złapała głęboki oddech. 
Teraz  musiała  znaleźć  ratusz.  Zwykle  tego  typu  urzędy 

znajdowały się w centrum miasta. 

Winkenheim  było  małym  miastem  i  według  opinii  Leny 

niezbyt atrakcyjnym. 

Być  może  pochopnie  wydała  swoją  ocenę.  Nie  widziała 

całego miasteczka. No, ale nie 

 

background image

przyjechała tu na zwiedzanie, lecz ze specjalną misją. 
Ratusz był usytuowany między drogą przelotową a  skrajem 

niewielkiego  parku.  Mieścił  się  w  prostym  budynku  z 
piaskowca.  Pierwotnie  żółty  kolor  ścian  w  miarę  upływu  lat 
wyblakł niemal całkowicie. Pokryły go kurz i sadza z kominów 
pobliskich domów. 

Lena  zaparkowała  przed  ratuszem.  Ku  swojemu  zdumieniu 

musiała  uiścić  opłatę  parkingową.  Nawet  w  Winkenheim 
wyłudzali pieniądze od swoich mieszkańców. Absurd, żeby w 
takim małym miasteczku zdzierano z ludzi za parkowanie. I to 
przed urzędem państwowym. 

Lena sięgnęła do torebki po portmonetkę. Nie znalazła jednak 

odpowiedniej ilości monet. 

Musiała iść do banku albo jakiegoś sklepu, żeby rozmienili jej 

pięć euro. Miała nadzieję, że w banku szybciej się uda. Sklepi- 

 

background image

karze dąsali się na ludzi, którzy przychodzili do nich w innym 

celu niż zakupy. 

- Niech się pani nie przejmuje tymi parkometrami - zagadnęła 

ją  znienacka  jakaś  kobieta.  -  One  niczego  nie  rejestrują.  Są 
atrapą  mającą  odstraszać  tych,  którzy  godzinami  blokują 
dostęp do parkingu. 

- A jeśli jednak działają? Nie chcę dostać mandatu. 
Kobieta roześmiała się. 
-  Rozbawiła  mnie  pani.  Proszę  mi  zaufać.  -  Pochyliła  się 

lekko.  -  Zdradziłam  pani  ten  sekret,  bo  nie  jest  pani  stąd. 
Widziałam  rejestrację.  Pracuję  dla  władz  miasta  i  wiem,  o 
czym mówię. 

Lena westchnęła. 
-  Dziękuję  bardzo.  A  może  pracuje  pani  przypadkiem  w 

urzędzie do spraw młodzieży? 

Kobieta potrząsnęła głową. 
- Nie, w urzędzie do spraw budownictwa. Kogo pani szuka? 
 

background image

-  Nikogo  konkretnego.  Chciałabym  zamienić  kilka  słów  z 

kimś, kto zajmuje się adopcjami. 

- Hm, proszę się zgłosić do pani Lewandowski. Ma biuro na 

pierwszym piętrze. Chyba pokój sto trzy. 

-  Dziękuję!  Ta  pani  jest  miła?  Kobieta  popatrzyła  na  nią  z 

irytacją. 

- Nie rozumiem... 
Lena zorientowała się, że zadała idiotyczne pytanie. 
- Ach, bo pani jest niezwykle uprzejma i chciałabym natrafić 

na kogoś równie życzliwego - wyjaśniła. 

-  Aha  -  mruknęła  rozweselonym  głosem  kobieta.  Chyba 

ucieszyła  się  z  pochwały.  -  Nie  znam  zbytnio  pani 
Lewandowski. Ona pracuje w innym resorcie. Wydaje mi się 
jednak,  że  ma  przyjazne  usposobienie.  Proszę  spróbować. 
Chce pani adoptować dziecko? 

- Nie. Potrzebuję jedynie kilku ważnych informacji. 
 

background image

-  Moja  koleżanka  z  przyjemnością  ich  pani  udzieli. 

Powodzenia i miłego dnia! 

- Wzajemnie... i jeszcze raz dziękuję za wskazówki. 
- Nie ma o czym mówić. 
Lena  wspinała  się  mozolnie  po  schodach  prowadzących  do 

ratusza. Przystanęła na minutę na piętrze, po czym skierowała 
się w lewo. 

Intuicja  jej  nie  zawiodła.  Tam  znalazła  pokój  sto  trzy  oraz 

urzędującą w nim panią Lewandowski. 

Zapukała i od razu została poproszona do środka. 
Za  biurkiem,  na  którym  leżał  stos  akt,  siedziała  kobieta  w 

średnim wieku spoglądająca na nią spod okularów. 

-  Droga  pani  Fahrenbach,  chwała  pani  za  chęć  pomocy 

przyjaciółce.  Wspaniałomyślny  gest.  Ale  jak  pani  to  sobie 
wyobraża?  Nie  wolno  nam  udostępniać  czyichś  danych 
osobowych. One są poufne. Zresztą ja nie 

 

background image

kierowałam  tą  sprawą.  Z  pewnością  w  tej  adopcji 

pośredniczyła moja emerytowana koleżanka... 

- Mój tata z nią rozmawiał. Niestety zmarł i nie wiem, co on i 

pani... - przerwała z nadzieją, że pani Lewandowski wypowie 
jej imię. 

- Żeby było jasne, pani tata nic nie wskórał u pani Schaffer, a 

pani nie uda się ta sztuka ze mną. 

Lena  uśmiechnęła  się  szelmowsko.  Podstępem  zdobyła  to 

nazwisko. Skoro ta kobieta już nie pracowała... 

Nie! Stop! 
Za daleko wybiegała myślami! 
- Przepraszam. Wydawało mi się, że zmieniły się przepisy. 
Pani Lewandowski zrobiła srogą minę. 
-  Nie  w  tym  względzie.  Te  regulacje  oraz  zarządzenia  są 

stałym  zapisem  w  naszej  ustawie  i  na  razie  nasze  prawo  nie 
przewiduje żadnych nowelizacji mających na celu 

 

background image

wprowadzenie łagodniejszych przepisów. I bardzo dobrze! W 

przeciwnym  razie  zapanowałby  chaos.  Zdaje  sobie  pani 
sprawę,  ile  tragedii  ludzkich  by  się  rozegrało?  Te  przepisy 
chronią  rodziców  adopcyjnych,  rodziców  biologicznych,  a 
przede wszystkim dzieci, które są oddawane do adopcji. Lena 
wstała. 

-  Proszę  mi  wybaczyć,  że  zabrałam  pani  cenny  czas.  Ale 

gdyby się pani. 

- Gdybym się ugięła, złamałabym prawo i przepisy. Poza tym 

powtórzę kolejny raz, ja nie prowadziłam tej sprawy. A nawet 
gdybym... 

Lena pokiwała głową. 
- Wiem, przepisy. 
-  Właśnie.  Wreszcie  pani  zrozumiała.  To  naprawdę  nie  jest 

moja zła wola... 

Lena jej wierzyła. Przeprosiła za zamieszanie i się pożegnała. 
Najważniejsze,  że  dowiedziała  się,  jak  nazywa  się  osoba 

bezpośrednio uczestnicząca 

 

background image

w tej adopcji. Teraz musiała tylko zdobyć adres pani Schaffer. 

Miała nadzieję, że nie wyprowadziła się z Winkenheim. 

Łatwiej by jej było podejmować dalsze działania, gdyby nie 

zapomniała komórki. A tak musiała pójść na pocztę, skorzystać 
z książki telefonicznej i modlić się, żeby nie było za wielu osób 
o nazwisku Schaffer. 

Stanęła  zdezorientowana  na  środku  dużej  sali.  W  końcu 

podeszła  do  portierki  i  zapukała  w  szybę.  Starszy  pan, 
pogrążony w lekturze jakiejś gazety, uniósł nieznacznie głowę 
i uchylił drzwiczki. 

- Tak, słucham... 
Lena zatrzepotała rzęsami. 
-  Hm,  zrobiłam  straszną  głupotę.  Zagadałam  się  z  panią 

Lewandowski  i  z  tego  wszystkiego  zapomniałam  zanotować 
adres  pani  Schaffer.  Pani  Lewandowski  obsługuje  teraz 
interesanta  i  nie  chcę  jej  przeszkadzać.  Może  pan  byłby  w 
stanie mi pomóc? 

Mężczyzna uśmiechnął się. 
 

background image

- Znam poczciwą Nicolę dłużej niż pani Lewandowski. 
„Nicolę?! Czy to przypadek?!" pomyślała. 
- Poda mi pan jej adres? 
-  Łubinowa.  Ale  nie  wiem,  jaki  jest  numer  domu. 

Czternaście...  a  nie,  ona  mieszka  po  drugiej  stronie,  więc 
trzynaście.  Tam  nie  ma  dużo  domków.  Z  łatwością  ją  pani 
odnajdzie. Jest znana w tych okolicach. 

-  Jak  dojadę  do  ulicy  Łubinowej?  Dość  jasno  objaśnił  jej 

drogę. 

-  Gdyby  pani  zabłądziła,  proszę  pytać  przechodniów  o 

dzielnicę  kwiatową.  Tam  wszystkie  ulice  noszą  nazwy 
kwiatów. 

-  Stokrotne  dzięki.  Bardzo  mi  pan  pomógł.  Wsiadła  do 

samochodu podekscytowana. 

Miała  przeczucie,  że  była  bliska  rozwiązania  tej  zagadki. 

Wewnętrzny głos jej podpowiadał, że odnajdzie córkę Nicoli. 
Wielką  szansę  upatrywała  w  tym,  że  pani  Schaffer  nie 
obowiązywała  już  tajemnica  służbowa,  bo  przecież  była  na 
emeryturze. 

 

background image

Portier  miał  rację.  W  tej  dzielnicy  wszystkie  ulice  nosiły 

nazwy  kwiatów:  Astrowa,  Tulipanowa,  Hortensjowa...  W 
związku  z  tym  mieszkańcy  tutejszych  działek  czuli  się 
zobowiązani do pielęgnacji swoich ogródków. 

Lena odniosła wrażenie, że sąsiedzi prześcigali się w tym, kto 

piękniej  zaprojektuje,  ukształtuje  i  zaaranżuje  kompozycję  z 
kwiatów. 

Wysiadła  z  samochodu  i  podeszła  pod  dom  z  numerem 

trzynaście.  Ale  na  skrzynce  na  listy  widniało  nazwisko 
Ebeling. A więc to dom po drugiej stronie. Numer czternaście. 
Portier nie był pewien. Na szyldzie było napisane Homann. 

 

background image

Stanęła jak wryta. Zastanawiała się, co zrobić z tym fantem. 

Znalazła  się  w  kropce.  Nieoczekiwanie  zagadnął  ją  jakiś 
mężczyzna. Najprawdopodobniej obserwował ją od dłuższego 
czasu. 

- Szuka pani kogoś?! - krzyknął, wychodząc z ogródka. 
W rękach miał grabie. 
- Tak. Pani Schaffer. 
Popatrzył na nią z zaciekawieniem. 
- Czego pani chce od Nicoli? 
Lenie nie spodobał się jego niemiły ton. 
- To prywatna sprawa - odparła dyplomatycznie, żeby go nie 

zdenerwować. 

Nie spuszczał z niej wzroku. Widocznie w tej okolicy rzadko 

pojawiali się obcy ludzie. 

-  Nicola  mieszka  tam!  -  powiedział  i  wskazał  brudnymi 

dłońmi domek naprzeciwko. - Numer 19. Ale nie zastanie jej 
pani. Wyjechała na urlop. Wróci dopiero za trzy tygodnie. 

 

background image

Lena nie kryła rozczarowania. Była tak blisko celu, a zarazem 

tak daleko. 

Gdyby wcześniej tu przyjechała i powęszyła w Winkenheim... 
Ech, gdyby... 
Nie ma co lamentować. Zrzędzenie nic nie da. 
- Czy przekazać coś Nicoli? - spytał mężczyzna. 
- Nie, dziękuję. 
- To dla mnie żaden kłopot - naciskał. 
-  Jest  pan  bardzo  uprzejmy,  ale  nie  ma  takiej  potrzeby.  Do 

widzenia! 

Odwróciła  się  i  poszła  do  samochodu.  Niepocieszony 

mężczyzna odprowadził ją wzrokiem. Z chęcią uciąłby sobie z 
nią dłuższą pogawędkę. Ona zaś chciała przyjrzeć się uważniej 
domowi  pani  Schaffer,  przynajmniej  z  zewnątrz.  Jednak 
speszył ją ów nieznajomy mężczyzna. 

Nastało południe. Wahała się, czy wracać, czy skierować się 

do centrum. 

 

background image

Zdecydowała się na tę drugą opcję. 
Postanowiła  podążyć  śladami  Nicoli,  poszperać  w  jej 

przeszłości. Kiedyś tu mieszkała. Była na tyle nieszczęśliwa i 
bezradna, że musiała oddać swoje nowo narodzone dziecko do 
adopcji. 

Pracowała wówczas w najlepszej restauracji i niefortunnie się 

zakochała w synu właściciela. Połączyło ich płomienne uczu-
cie. Żyli w związku. Potem on odszedł od niej. Wystawił ją do 
wiatru. 

Lena chciała odnaleźć tę knajpkę i zjeść tam obiad. 
Już pierwszy zaczepiony przez nią przechodzeń wskazał jej 

drogę. 

- W grę wchodzi tylko „Dwór Cesarza". Łatwo tam trafić. To 

najbardziej okazały budynek na placu rynkowym. Zaraz pani 
powiem,  jak  tam  dojść.  Ale  ostrzegam,  jedzenie  mają  bardzo 
drogie, a wcale nie takie dobre. Cena nijak ma się do jakości 
usług. Kiedyś, dawno temu, mieli renomę. 

 

background image

Lena  podziękowała  i  pojechała  na  plac  rynkowy. 

Rzeczywiście, nie sposób było przeoczyć ten budynek. 

W restauracji prawie nikogo nie było. A ci, którzy coś jedli, 

nie wyglądali na miejscowych, lecz na przedsiębiorców, którzy 
byli tu przejazdem. 

Miła kelnerka wręczyła Lenie kartę dań. Ona natomiast kątem 

oka przyglądała się mężczyźnie ubranemu w ciemny garnitur, 
który  usiadł  przy  jednym  ze  stolików  i  podał  dokumenty 
swojemu  kompanowi.  Domyśliła  się,  że  on  był tym  draniem, 
który bezdusznie skrzywdził Nicolę. 

Zagotowała  się  ze  złości.  Najchętniej  wykrzyczałaby  mu  w 

twarz, co o nim myśli. 

-  Czy  już  mogę  przyjąć  zamówienie?  -  spytała  znienacka 

kelnerka. 

Lena podrapała się po czole. 
Straciła apetyt. 
Nie mogła tu zostać. Nie mogłaby nic przełknąć. 
 

background image

Poderwała się. 
- Przepraszam, ale nie zdążę, bo... termin... - wyjąkała. 
- Oj, szkoda - odparła kelnerka. - Chciałam przedstawić pani 

jeszcze naszą ofertę specjalną. Dania z kurek. 

- Żałuję, ale... 
Pospiesznie  przeszła  przez  całą  restaurację,  po  czym  nagle 

zatrzymała się przy wyjściu. 

A jeżeli się pomyliła? 
Jeśli Nicola w ogóle tutaj nie pracowała? 
Musiała się tego dowiedzieć. 
Nagle zawróciła i podeszła do stolika obu panów. 
- Przepraszam - powiedziała i wbiła wzrok w hipotetycznego 

kochanka Nicoli. - Chciałabym pana serdecznie pozdrowić od 
Nicoli Schaffer. 

Mężczyzna  na  zmianę  robił  się  to  czerwony,  to  blady. 

Odruchowo chwycił za kołnierz koszuli i wybałuszył oczy. 

 

background image

Trafiła w dziesiątkę! Kolejny raz intuicja jej nie zawiodła. 
Zatem siedział przed nią mężczyzna, który zostawił Nicolę. 
- Nicola... - westchnął. 
Lena popatrzyła na niego z pogardą. 
- Tak, Nicola... Mam nadzieję, że odpokutuje pan za to, co jej 

pan  zrobił.  Nigdy  nikomu  nie  życzyłam  źle,  ale  panu  życzę 
wszystkiego najgorszego! - wrzasnęła i wybiegła z restauracji. 

Nie miała pojęcia, czy poruszyły go jej słowa, ale na pewno 

napędziła mu niezłego stracha. Kiedy szła przez plac rynkowy, 
miała nogi jak z waty. 

Na szczęście w oddali wypatrzyła mały bar. Na pierwszy rzut 

oka przyzwoity, no i wypełniony gośćmi po brzegi. 

Zajęła wolne miejsce przy oknie. Zamówiła danie dnia. Była 

zaskoczona,  kiedy  zaserwowano  jej  polędwicę  wołową  z 
kapustą włoską i pieczonymi ziemniakami. Było 

 

background image

pyszne  i  kosztowało  jedynie  sześć  euro.  Potem  napiła  się 

espresso. Od razu poczuła się lepiej. 

Co za dzień! 
W najśmielszych snach nie przypuszczała, że w Winkenheim 

natknie się na niewiernego narzeczonego Nicoli. 

W  drodze  do  samochodu  odkryła  sklep  z  alkoholami.  Jej 

uwagę  przykuła  gustowna  wystawa.  Weszła  do  środka,  żeby 
się rozejrzeć. Ku swojej uciesze zobaczyła na półce produkty 
Brodersena  i  Horlitza.  Albo  właściciel  był  jej  klientem 
obsłużonym  przez  Daniela,  albo  wysprzedawali  stare  zapasy 
hurtowni win Fahrenbach. 

Powinna wyjawić sprzedawcy, że odpowiada za dystrybucję 

tych trunków? 

Nagle  ją  zatkało.  Nie  mogła  uwierzyć  własnym  oczom. 

Uszczypnęła się dla pewności, że nie śni. Podeszła do regału i 
drżącymi dłońmi zdjęła jedną butelkę. 

To nie może być prawda! 
 

background image

Jakim cudem?! 
Trzymała w ręku Fahrenbachówkę. Podbiegła do sprzedawcy. 
- Ta, znaczy... 
Nie mogła nawet sklecić zdania. Sprzedawca się uśmiechnął. 
-  Świetny  wybór.  Fahrenbachówka  jest  rarytasem,  czymś 

szczególnym,  a  teraz  także  unikatem.  Niestety,  już  jej  nie 
produkują.  Zachowała  się  ta  jedyna  butelka,  ponieważ  ktoś 
przez pomyłkę zapakował ją do innego pudełka. Przypadkiem 
wyszperaliśmy ją dwa dni temu. 

i - Chciałabym ją kupić. Sprzedawca wziął od niej butelkę. 
- Proszę rozkoszować się każdą kropelką Fahrenbachówki, bo 

tak jak mówiłem, nikt już jej nie robi, a współczesne alkohole 
marnie  przy  niej  wypadają.  Niepojęte.  Ten  trunek  cieszył  się 
ogromną  popularnością  wśród  smakoszy  i  kolekcjonerów. 
Rozchodził się jak świeże bułeczki. Miał smak 

 

background image

i klasę. Nie wyrzuca się ze swojego asortymentu czegoś, co 

zostało stworzone na bazie tradycji. Ale cóż, właściciel firmy 
zmarł,  a  syn  doprowadził  jego  dzieło  życia  do  ruiny. 
Fahrenbach  to  wielkie  nazwisko,  ale  jeśli  tak  dalej  pójdzie, 
utraci blask. Ale co mnie to obchodzi. Zapakować tę butelkę na 
prezent? 

- Nie, dziękuję. Ile płacę? 
Idąc do samochodu, trzymała butelkę tak, jakby ściskała jakiś 

skarb. 

Była  wstrząśnięta.  Nawet  na  prowincji  plotkowano  o 

Friederze.  Ze  wstydu  nie  ujawniła  swojego  nazwiska. 
Niepojęte,  że  Fahrenbachowie  kupowali  własne  produkty, 
ponieważ wstrzymali ich produkcję. 

Oczywiście  ona  chciała  kontynuować  rodzinną  tradycję  - 

produkować  i  rozprowadzać  własny  alkohol.  Tata  zapisał  jej 
dwie nowoczesne destylarnie, ale niestety nie zostawił recepty 
na Fahrenbachówkę. 

Dlaczego  pod  koniec  swojego  życia  produkował  ją 

potajemnie? I dlaczego jej bracia 

 

background image

namawiali go do wycofania jej z oferty hurtowni win? 
Czyżby ojciec w chwili złości zniszczył recepturę, obawiając 

się, że mogłaby trafić w niepowołane ręce? 

Położyła butelkę na miejscu dla pasażera i ruszyła w stronę 

Słonecznego  Wzgórza.  Chciała  jak  najszybciej  wrócić  do 
domu. 

background image

Inaczej  wyobrażała  sobie  drogę  powrotną.  Gdyby 

przewidziała,  że  przez  jakiś  wypadek  utknie  w  godzinnym 
korku,  nie  mogąc  przesunąć  się  ani  o  centymetr,  zostałaby 
jeszcze trochę w Winkenheim. 

Nienawidziła  korków.  Nudziło  ją  bezczynne  siedzenie  za 

kierownicą.  Dziwiła  się  ludziom,  którzy  to  uwielbiali,  bo 
wtedy mogli zawierać nowe znajomości. Nonsens. 

Kiedy  ulica  została  odblokowana,  Lena  miała  skołatane 

nerwy. Wycieńczona dojechała do domu. Cieszyła się, że nie 
natknęła  się  na  nikogo  na  podwórzu.  Chciała  pobyć  sama. 
Odprężyć się podczas relaksującej kąpieli. 

W korytarzu unosił się upajający aromat świeżych róż. 
 

background image

Zaintrygowana przekroczyła próg salonu i aż podskoczyła z 

radości. 

Na  środku  stołu  stał  przepiękny  bukiet  białych  róż. 

Wystawała z niego jedna czerwona różyczka. 

Pobiegła  do  stołu  i  energicznie  sięgnęła  po  kopertę  z 

charakterystycznym zamaszystym napisem LENA. , 

Kochana Leno, 
Szkoda, że nie miałem okazji pożegnać się z Tobą osobiście i 

jeszcze raz porozmawiać w cztery oczy. 

Nie  wycofuję  się  z  tego,  co  Ci  wcześniej  powiedziałem. 

Podtrzymuję deklarację. Piekielnie się w Tobie zakochałem. I 
to nie jest chwilowa fanaberia. Friedrich Hölderlin napisał w 
Hyperionie; „Moje wnętrze buntuje się, kiedy tylko pomyślę, że 
moglibyśmy siebie stracić. Przemierzę najodleglejsze gwiazdy i 
planety, przeistoczę się w każdą postać, a wszystko po to, żeby 
móc cię znowu spot- 

 

background image

kac.  Kochana  Leno,  ja  identyfikuję  się  z  tym  zdaniem. 

Uważam, że podobieństwa się przyciągają. 

I mam nadzieję, że kiedyś się zejdziemy i będziemy stąpać po 

tej samej ścieżce życia. Jan 

PS  Specjalnie  dla  Ciebie  wybrałem  bukiet  białych  kwiatów, 

ponieważ  wiem,  że  lubisz  ten  kolor.  A  czerwona  róża  jest 
symbolem mojej miłości. 

Czytając post scriptum marzyła, żeby to Thomas napisał jej 

takie słowa, a nie Jan. 

Była  zmieszana.  Miała  przyspieszony  puls.  Ciężko 

oddychała.  Roztrzęsiona  wyrwała  z  bukietu  czerwoną  różę. 
Chciała ją wyrzucić, ale się powstrzymała. Kwiaty niczemu nie 
zawiniły. Zaniesie je później Nicoli. 

Znowu  przeczytała  list,  a  potem  porwała  go  i  wyrzuciła  do 

kosza. To samo zrobiła z dołączoną do niego wizytówką. 

 

background image

Skąd wiedział o białych kwiatach? Przecież nie rozmawiali o 

tym. Koniec! Basta! 

Musi o nim zapomnieć. 
Kochała Thomasa i tylko jego chciała! Nikogo więcej! 
Zabrzęczał  jej  telefon,  ale  nie  odebrała.  Zignorowała  także 

piszczący dźwięk odebranej wiadomości. 

Miała wszystkiego po dziurki w nosie. 
Nie  chciała  nikogo  słyszeć.  Ewentualnie  mogłaby 

porozmawiać  z  Nicolą,  Aleksem  albo  Danielem,  ale  nie  o 
przygodzie w Winkenheim. 

Zanim poszła do swojego pokoju, otworzyła w kuchni butelkę 

Fahrenbachówki  i  nalała  sobie  lampkę  rodzinnego  trunku. 
Usiadła  przy  stole  i  rozkoszowała  się  jego  unikatowym 
smakiem.  Wyśmienita  mieszanka  ponad  stu  ziół,  przypraw  i 
owoców. Pychota! Niestety, ani Lena, ani jej bracia 

 

background image

nie mieli pojęcia, jak przygotować słynną Fahrenbachówkę. 

Tej ostatniej butelki będzie strzegła jak skarbu. 

Weszła na piętro i stanęła na chwilę w bezruchu, spoglądając 

na kosz. 

Nie, mimo że list był pięknie sformułowany, szczególnie ten 

cytat  z  „Hyperiona",  nie  wyciągnie  go  teraz.  A  jeśli  będzie 
chciała  przeczytać  te  słowa  jeszcze  raz,  kupi  książkę  albo 
wypożyczy ją z biblioteki. 

Nalała  do  wanny  olejek  lawendowy,  a  potem  wygodnie 

ułożyła się w wodzie. 

background image

Przestraszyła  się,  kiedy  następnego  ranka  odsłuchała 

wiadomości na komórce i automatycznej sekretarce. 

Jej bratanek Linus dzwonił do niej co najmniej dwadzieścia 

razy.  Wysłał  jej  mnóstwo  SMS-ów.  Zinterpretowała  je  jako 
wołanie o pomoc. 

Była  zła  na  siebie,  bo  najpierw  zapomniała  wziąć  ze  sobą 

komórkę,  a  po  powrocie  do  domu  nie  odsłuchała  poczty 
głosowej i nie przejrzała skrzynki. 

Próbowała do niego oddzwonić. Bez rezultatu. Domyśliła się, 

że  powinien  być  na  lekcji,  ale  mimo  to  zadzwoniła  do 
internatu. 

Po głosie sekretarki zorientowała się, że coś było nie tak. 
 

background image

-  Proszę,  niech  mi  pani  powie,  co  się  dzieje  z  Linusem. 

Zrozpaczony próbował się ze mną skontaktować. Jestem jego 
ciocią. Pani mnie zna. 

- Przykro mi, ale poza rodzicami nie mogę nikomu udzielać 

takich informacji. 

-  Jego  tata  jest  moim  bratem.  Linus  dobijał  się  do  mnie 

przynajmniej dwadzieścia razy. Na moje nieszczęście nie było 
mnie w domu i zapomniałam komórki. Proszę mi powiedzieć, 
co się stało. Jestem osobą, której ufa. 

- Przykro mi. 
-  Proszę!  -  błagała  sekretarkę.  -  Bo  wsiądę  w  samochód  i 

przyjadę do was! 

- Pani bratanek ma zakaz przyjmowania gości. 
- Zakaz? Dlaczego? Sekretarka zwlekała chwileczkę. 
- Proszę... 
-  No  dobrze,  powiem  pani.  Linus  Fahrenbach  usiłował 

popełnić samobójstwo. 

 

background image

Dzięki Bogu odnaleźliśmy go w porę. Jego stan jest bardzo 

poważny. 

Lenę zamurowało. Biedny dzieciak! 
Dlaczego porwał się na swoje życie? Boże, co on przeżywał? 
Fakt, był nieszczęśliwy w internacie, ale zdawało się jej, że 

pogodził się ze swoją sytuacją. 

- Co nim tak wstrząsnęło? - spytała Lena. 
-  I  tak  za  dużo  pani  powiedziałam.  Proszę  zapytać  swojego 

brata. On jest lepiej poinformowany. 

Lenie  zdrętwiały  nogi.  Stała  bez  ruchu.  Linus  miał  dopiero 

czternaście lat! W tym wieku nikt nie zabija się z własnej woli. 
Załamał się? 

Przez  zamartwianie  się  o  Linusa  wyleciało  jej  z  głowy,  że 

Frieder się do niej nie odzywał. 

Rozdygotana  wykręciła  numer  do  jego  biura.  Oczywiście 

próbował ją zbyć, ale nie odpuściła. 

 

background image

- Dzień dobry, Frieder, ja... Nie dał jej dokończyć. 
- Śmiesz do mnie wydzwaniać? Czego chcesz? 
- Frieder. 
- Bezczelna jesteś! Zgrywasz świętoszkę, a w rzeczywistości 

jesteś wredną, zakłamaną zołzą. 

Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak na nią naskoczył. 
- Frieder... 
- Przestań skrzeczeć, Frieder... Frieder! 
- Dlaczego się mnie czepiasz? O co ci chodzi poza tym, że nie 

chcę ci odstąpić działki przy jeziorze? 

- Nie wiesz? Wyrolowałaś mnie z kontraktem na Finnemore 

Eleven. 

Postradał zmysły? 
-  Frieder,  nie  miałeś  najmniejszych  szans  w  tym  konkursie. 

Marjorie  Ferguson  nigdy  nie  zaakceptowałaby  ciebie  jako 
partnera do interesów. Mnie udała się ta sztuka dzięki 

 

background image

pośrednictwu  pana  Brodersena.  Nie  miałam  pojęcia,  że 

szukają nowych dystrybutorów. 

-  No  jasne.  Kochana,  grzeczna  Lena,  która  chce  dla 

wszystkich jak najlepiej... Gdybyś nie wyciskała przed ojcem 
swoich  rzewnych  łezek,  nie  odgrywała  roli  wiecznie 
poszkodowanej i nie wzięła go na litość, nigdy nie ściągnąłby 
cię  na  Słoneczne  Wzgórze  i  nie  przepisałby  ci  rodzinnej 
posiadłości.  Hurtownia  win  Fahrenbach  jest  firmą 
sztandarową. 

-  Była,  Frieder,  była.  Ty  ją  stopniowo  rujnujesz.  Nigdy  nie 

zrobiłam  niczego,  co  by  ci  zaszkodziło.  Nie  przejęłabym 
dystrybucji  Finnemore  Eleven,  gdybyś  miał  jakąkolwiek 
szansę na zawarcie tego kontraktu. Ale jej nie miałeś. A chyba 
lepiej,  że  wszystko  zostało  w  naszej  rodzinie.  Poza  tym 
potrzebuję dochodów, żeby móc utrzymać swoją posiadłość. 

- Głupia jesteś. Sprzedaj część ziem i będziesz milionerką. 
 

background image

-  Nic  nie  sprzedam.  Fahrenbachowie  od  pięciu  pokoleń 

znajdują  się  w  posiadaniu  tych  terenów  i  zamierzam 
pielęgnować tę tradycję. Ale nie zadzwoniłam do ciebie po to, 
żeby się z tobą kłócić. Powiedz mi proszę, jak się miewa Linus. 

- Co cię to obchodzi? 
- Jestem jego ciocią i martwię się o niego. Wczoraj usiłował 

się  ze  mną  skontaktować.  Niestety,  nie  było  mnie  w  domu. 
Przed paroma minutami dowiedziałam się... 

Znowu nie dał jej dokończyć. 
- Posłuchaj, Linus jest moim synem. Nie wtrącaj się do nas. 

Nie  rób  mu  sieczki  w  głowie.  Trzymaj  się  od  nas  z  daleka i 
martw się o siebie. Zrozumiano? 

- Frieder, Linus i ja doskonale się dogadujemy. On przeżywa 

kryzys i potrzebuje wsparcia. 

-  I  ty  mu  go  dasz?  Naturalnie,  Lena,  dobrotliwa  duszyczka, 

wspaniałomyślny anioł... Mój syn potrzebuje ostrej ręki. 

 

background image

Za dobrze mu się powodziło. Miał wszystko i nie potrafił tego 

docenić.  Sam  zdecyduję,  co  dalej.  Zakazuje  ci  się  do  niego 
odzywać. Daj mi pracować. Chyba, że masz mi jeszcze coś do 
powiedzenia? 

-  Tak,  Frieder.  Proszę,  pogódźmy  się.  Zakopmy  topór 

wojenny. Przecież jesteśmy rodzeństwem... 

- Powiem tylko jedno: działka przy jeziorze. Jeśli ją odstąpisz, 

znów będę twoim kochanym braciszkiem, a ty moją kochaną 
siostrzyczką. Idziesz na taki układ? 

-  Nie.  Nie  mogę,  ponieważ  nie  dopuszczę,  żeby  ktoś 

zabudował  nasze  jezioro.  Ono  powinno  zachować  swoje 
naturalne piękno. Tatuś by do tego nie chciał... 

- Tata nie żyje. Głosił staromodne poglądy, nieprzystające do 

dzisiejszych  czasów.  Ta  czcza  paplanina  o  tradycji  jest  nie-
modna. Puknij się w głowę. Sprzedaj wreszcie część gruntów, 
dopóki jest na nie popyt. Treścią twojego życia nie może stać 

 

background image

się durne przyglądanie, jak krowy przeżuwają trawę. 
- Mnie taka treść odpowiada. 
- Rób, co chcesz. Zgłoś się do mnie, jeśli zmienisz zdanie. W 

końcu  też  nazywam  się  Fahrenbach.  Aha, i  pamiętaj,  odczep 
się od mojego syna. 

Rozłączył się. Lena tłumiła łzy. 
Frieder  był  samolubnym,  interesownym  i  na  dodatek 

chciwym  łotrem!  Odkąd  odziedziczył  hurtownię  win, 
przemienił się w bezwzględnego impertynenta. 

Nie  ulegnie  jego  szantażom.  Nie  może  jej  zabronić 

utrzymywania kontaktów z Linusem. Odczeka dwa lub trzy dni 
i  pojedzie  do  bratanka.  A  na  razie  codziennie  będzie  się 
dowiadywać u sekretarki, jak on się czuje. 

Jej  wzrok  powędrował  w  stronę  róż  wydzielających  piękną 

woń. 

Gdyby nie było Thomasa, z pewnością podarowałaby swoje 

serce Janowi. Słusznie 

 

background image

postąpiła,  drąc  zarówno  list,  jak  i  wizytówkę.  Wolała  nie 

kusić  losu.  Dla  ostrożności  opróżniła  kosz.  Kto  wie,  może 
zaczęłaby w nim czegoś szukać... 

„Podobieństwa się przyciągają", wspominała słowa Jana. 
Thomas  i  ona  byli  do  siebie  podobni,  a  ich  związek  się  nie 

rozwijał. Dlaczego kazał jej czekać? Dlaczego nie docierało do 
niego,  że  bardzo  go  potrzebowała  i  bardzo  za  nim  tęskniła? 
Wprawdzie zarzekał się, że i on tęskni, ale gdyby rzeczywiście 
tak było, wsiadłby do pierwszego samolotu... Hm, wtedy taki 
mężczyzna jak Jan nie miałby u niej najmniejszych szans. Nie 
zawróciłby jej w głowie i nie doszłoby do pocałunku. 

Przekręciła  swoją  bransoletkę  i  wpatrywała  się  w 

wygrawerowany  napis  LOVE  FOREVER.  Wierzyła  w  moc 
tych słów. 

Może powinna posłuchać rady Sylvii i odwiedzić Thomasa w 

Ameryce? 

 

background image

W  firmie  poradziliby  sobie  bez  niej.  Dokończyłaby 

rozpoczęte  kampanie  i  ruszyła  na  podbój  Ameryki. 
Zobaczyłaby się z Thomasem, poczuła jego bliskość... 

Z zamyślenia wytrącił ją dźwięk brzęczącego telefonu. 
Kto dzwonił? 
Frieder, żeby przeprosić? Nie, jego nie stać na taki gest. 
Sylvia? i 
Nie, nie o tej porze. 
Podniosła słuchawkę. To był Daniel. 
Lena odetchnęła z ulgą. 
- Dzień dobry, Leno. Ubrałaś się już? 

 

- Jasne, przecież jestem rannym ptaszkiem. Od dawna jestem 

na nogach. 

Najchętniej  zwierzyłaby  się  mu  z  dramatów  i 

nieprzyjemności,  których  doznała,  ale  nie  chciała  pogarszać 
swojego nastroju. 

-  No  to  super.  Przyjdź  szybko  do  biura.  Mam  ci  coś  do 

powiedzenia. Na pewno się ucieszysz. 

 

background image

- Co się stało? - spytała zaciekawiona. 
- Cud. 
- Cud? No mów, o co chodzi. 
-  Zbieraj  się  i  przyłaź  do  biura.  Nie  marudź.  Padniesz  z 

radości! 

- Jakieś zlecenie? -Hm... 
- Duże zlecenie? -Hm... 
- Daniel, ty brutalu, co się stało?! 
-  Rzucę  tylko  hasło:  Finnemore  Eleven.  Nic  więcej  nie 

powiem. Przyjdź do biura. Zaparzę ci porządną kawę. Będziesz 
jej potrzebowała. Do zobaczenia. 

Odłożył słuchawkę. Lena zmieniła buty i wyszła z domu. 
Zżerała ją ciekawość, więc zaczęła biec. 
Aleks szedł właśnie do szopy, żeby dokończyć swoją pracę. 

Przygotowywał kolejny domek wypoczynkowy dla gości. 

-  Dzień  dobry,  Aleks!  -  krzyknęła  i  dodała:  -  Nie 

zapomniałam o obrazach. 

 

background image

Uśmiechnął się. 
-  To  fajnie.  Kto  wie,  może  są  warte  fortunę  i  tym  samym 

rozwiążą się twoje problemy finansowe. 

- Ach, Aleks, dobrze by było. Ale to chyba pobożne życzenie. 

Zaraz do ciebie zajrzę, żeby obejrzeć szafę witrynową. Może 
wezmę ją do domu. Pasowałby do mojej biblioteki. A skrzynię 
ustawimy na górze w pokoju gościnnym. 

- Wyszlifuję ci tę szafę na glanc. Będzie wyglądała jak nowa. 
Lena zaśmiała się. 
-  Wierzę  w  twoje  zdolności.  Ale  teraz  muszę  iść  do  biura. 

Daniel ma dla mnie jakieś nowiny. 

-  To  cię  nie  zatrzymuję.  Mam  nadzieję,  że  dostałaś  intratne 

zlecenie. 

- Oby sprawdziły się twoje przewidywania - odparła. 
Pobiegła do destylarni, zwanej również fabryką likierów. 

background image

Daniel  siedział  w  poczekalni.  Jego  zarumieniona  twarz  i 

błyszczące oczy zdradzały, że chodziło o coś znaczącego. 

- Usiądź, napij się kawy i... 
W geście triumfu machał przed nią jakąś kartką.   
- No pokaż, co tam masz - mruknęła zniecierpliwiona Lena. 
Podał jej tę kartkę i nie spuszczał z niej wzroku. Z satysfakcją 

przyglądał się, jak ze zdumienia otwiera usta. 

Lenie odebrało mowę. Przełknęła ślinę. 
Odłożyła kartkę na stół. 
- Daniel, ja chyba śnię... 
- Nie, Leno, wszystko dzieje się na jawie - odparł żartobliwie. 

- Udało się nam. 

 

background image

Rzeczywiście  odnieśli  pełen  sukces.  Koncern  Malzheimer 

zamówił  dla  swoich  stu  dwudziestu  filii  kwartalne 
zapotrzebowanie na Finnemore Eleven. 

Mieli  przed  sobą  perspektywę  podpisania  gigantycznego 

kontraktu. Zapewne pomogła im w tym Marjorie Ferguson. 

Lena  nie  była  naiwna.  Doskonale zdawała  sobie  sprawę, że 

takie kontrakty nie spadają z nieba. Trzeba je sobie wywalczyć 
żmudną  pracą.  Rzecz  jasna,  nie  obejdzie  się  również  bez 
kontaktów,  odrobiny  szczęścia  i  protekcji.  Finnemore  było 
popularną, renomowaną marką. Bez wsparcia pana Brodersena 
nie doszłoby do pertraktacji. 

Momentalnie chwyciła słuchawkę i wykręciła numer do pana 

Brodersena. 

- Halo, Lena - przywitał ją uradowany. -Chyba ściągnęliśmy 

się  myślami.  Właśnie  miałem  do  pani  dzwonić,  żeby 
podziękować  za  nową  koncepcję.  Jestem  zachwycony  pani 
rewelacyjnymi pomysłami. Wydaje mi się, 

 

background image

że dzięki nim odniesiemy niekwestionowany sukces. Cieszę 

się, że jest pani moją partnerką biznesową. Obroty wzrastają w 
zadowalającym tempie. No, ale co się dziwić. Nie mogło być 
inaczej. Ma pani charakter ojca. Byłby z pani dumny, czego nie 
mogę  powiedzieć  o  pani  bracie.  Jak  jeden  człowiek  może  w 
ciągu  tak  krótkiego  czasu  zniszczyć  cenione  w  świecie 
przedsiębiorstwo? 

Lena  nie  chciała  mącić  swojego  szczęścia  rozmową  o 

Friederze. Zresztą cóż ona mogła na to zaradzić? Starszy brat 
nie chciał jej słuchać. 

- Panie Brodersen, nie jestem w stanie wpłynąć na Friedera, 

żeby  nie  prowadził  takiej  polityki  firmy,  jaką  on  uważa  za 
słuszną.  I  Nie  rozmawiajmy  o  nim.  Dziękuję  panu  z  całego 
serca... 

- Pani mi dziękuje? Za co? 
- Ach, panie Brodersen, nazbierało się tego troszeczkę. Zaufał 

mi pan i powierzył mi swoje produkty. Pan zarekomendował 

 

background image

mnie u Horlitza i teraz mogę rozprowadzać jego likiery. No i 

pan polecił mnie Marjorie Ferguson. Wyliczać dalej? 

-  Ależ  Leno,  ja  tylko  was  ze  sobą  skontaktowałem.  Resztę 

zawdzięcza pani wyłącznie sobie. Przekonała pani Marjorie do 
siebie zapałem i talentem. 

- Gdyby nie pan, nie tryskałabym teraz radością. Malzheimer 

zamówił  wielką  dostawę  alkoholi.  Na  razie  tylko  Finnemore 
Eleven,  ale  liczę  na  to,  że  drzwi  do  dalszej  współpracy  stoją 
przed  nami  otworem.  Być  może  niedługo  poszerzy  swoje 
zamówienie o asortyment pański i Horlitza. Popracuję nad tym. 

-  Wspaniale  -  odezwał  się  przyjaźnie  Brodersen.  - 

Malzheimer  jest  wziętym  kontrahentem.  Trudno  do  niego 
dotrzeć. Byłbym pani niezmiernie wdzięczny, jeśli udałoby się 
pani włączyć do jego ofert także moje produkty. 

Zamienili  ze  sobą  jeszcze  klika  słów,  po  czym  Lena  się 

rozłączyła. 

 

background image

- Musiałam do niego zadzwonić - zwróciła się do Daniela. - 

Bo jemu też zawdzięczamy nasz milowy krok naprzód. 

- Leno, jesteś aniołem. Takich lojalnych duszyczek ze świecą 

można by szukać. Kto inny zareagowałby tak jak ty? 

- Dla mnie to było oczywiste. 
-  Dla  ciebie,  Leno.  Tylko  dla  ciebie.  Tyle  pochwał  naraz 

wprawiło ją w zakłopotanie. Dlatego zmieniła temat. 

- Daniel, w Winkenheim przypadkiem kupiłam butelkę naszej 

Fahrenbachówki. Co o tym sądzisz? Ach, gdybyśmy wiedzieli, 
jak  ją  robić.  Sprzedawca  żałował,  że  nie  ma  jej  już  w 
sprzedaży.  Nie  rozumiem,  dlaczego  tata  nie  zostawił  nam 
receptury. Przecież byliście jego zaufanymi... 

-  On  strzegł  pilnie  tej  receptury,  choć  pewnie  z  chęcią 

życzyłby  sobie,  by  była  przekazywana  z  pokolenia  na 
pokolenie. Ja wciąż nie porzuciłem nadziei, że któregoś dnia 
wznowimy jej produkcję. 

 

background image

Lena westchnęła. 
- Oj, Daniel. Dobrze, że za marzenia nie karzą. 
- Wspomnisz moje słowa. Niebawem dostaniesz tę recepturę. 
- Od kogo? Przypominam ci, Danielu, że mój tata nie żyje, a 

tylko on ją miał. 

-  Ona  się  znajdzie.  No,  ale  co  ty  robiłaś  w  Winkenheim? 

Nicola mieszkała tam przez wiele lat. 

Lena  zawahała  się,  ale  w  końcu  opowiedziała  Danielowi  o 

swojej misji. 

-  Zachowaj  to  dla  siebie.  Jestem  święcie  przekonana,  że 

znajdę jej córkę. Nie mówię o tym głośno, bo nie chcę, aby w 
razie niepowodzenia Nicola przeżyła jakieś rozczarowanie. 

- Nie będę z nią o tym rozmawiał. Nie sądzę, żebyś cokolwiek 

zwojowała w tej sprawie. No, ale jeśli tego dokonasz, Nicola 
oszaleje ze szczęścia. W jej dotychczasowym życiu nastąpiłby 
przełom. Nie da się ukryć, 

 

background image

że cierpi z powodu tamtej decyzji. Nie uporała się z tym. 
-  Otóż  to.  I  dlatego  muszę  działać.  Nie  spocznę,  dopóki  nie 

wyczerpię wszystkich możliwości... OK, Daniel, przejdźmy do 
interesów.  Jak  logistycznie  rozplanujemy  tę  dostawę?  Nie 
możemy dać plamy, szczególnie przy pierwszym zaopatrzeniu. 

-  I  nie  damy.  Potrzebujemy  kliku  ludzi  do  pakowania. 

Zaangażujemy  robotników  ze  wsi.  Przyprowadzę  ich,  kiedy 
przyjedzie dostawa ze Szkocji. 

- Daniel, dziękuję Bogu, że mi ciebie zesłał. 
-  No  coś  ty?  Ja  powinienem  dziękować  naszemu  Stwórcy  i 

tobie.  Umożliwiłaś  mi  wykonywanie  mojego  wyuczonego 
zawodu. Słoneczne Wzgórze zawsze było piękne, ale teraz lśni 
w całej okazałości. Spełniam się tutaj. 

background image

Przygotowania 

do 

realizacji 

lukratywnego 

zlecenia 

pochłonęły Lenę bez reszty. Oderwała się od trosk. 

Obowiązki stawiała bowiem na pierwszym miejscu. Najpierw 

praca, potem przyjemność. 

Po  zwieńczeniu  tego  zobowiązania  zamierzała  polecieć  do 

Thomasa,  no  chyba,  że  on  zdecydowałby  się  wcześniej 
przyjechać  na  Słoneczne  Wzgórze,  co  bardziej  byłoby  jej  na 
rękę, mimo że ciekawiło ją, jak ułożył sobie życie za oceanem. 

Tej nocy Lena spała nadzwyczaj dobrze. Nie nękały jej żadne 

koszmary,  a  po  przebudzeniu  pamiętała  swój  sen.  Od  rana 
roznosiła ją energia. Z werwą szykowała się do 

 

background image

pracy. Nareszcie mogła się skupić na czymś konstruktywnym. 
Wychodząc  z  domu,  natknęła  się  na  listonosza.  Rzadko 

przyjeżdżał o tak wczesnej godzinie. 

- Dzień dobry. Pan o tej porze? 
- Tak, dzisiaj objeżdżam posesje w innej kolejności. 
Wręczył  Lenie  paczkę.  Od  razu  rozpoznała  list  lotniczy. 

Thomas do niej napisał. 

- Dziękuję, panie Milchner. 
Zazwyczaj ucinała sobie z nim krótką pogawędkę, ale dziś nie 

miała ochoty na poranne ploteczki. 

- Stop, nie tak szybko, pani Fahrenbach. Mam tu jeszcze list 

polecony za potwierdzeniem odbioru. Musi pani pokwitować. 

List  polecony  za  potwierdzeniem  odbioru?  Od  kogo?  Nie 

lepiej było wysłać zwykły list? 

Podpisując kwitek, zerknęła ukradkiem na adresata. 
 

background image

Kancelaria  adwokacka  Hugenmeyer  &  Lind.  Prawnicy  jej 

ojca. Oni reprezentowali interesy hurtowni wina Fahrenbach. 

Dziwne! Czego od niej chcieli? 
Zakłuło ją w sercu. 
Czyżby jej tata zdeponował gdzieś recepturę Fahrenbachówki 

i teraz ją przysłano? 

- Dziękuję, panie Milchner. Miłego dnia. 
Zignorowała jego zawiedzioną minę i wróciła do domu. 
List od prawników wzbudził jej zainteresowanie. Większe niż 

ten  od  Thomasa.  Od  niego  chciała  zacząć.  Rozpieczętowała 
kopertę. 

Szanowna Pani Fahrenbach, 
w  imieniu  naszego  klienta,  pana  Friedera  Fahrenbacha, 

niniejszym postulujemy, żeby zaniechała pani kontaktów z jego 
synem, Linusem Fahrenbachem. 

Kierownictwo internatu również otrzymało stosowne pismo w 

tej sprawie. 

 

background image

W przypadku naruszenia przedłożonego pani nakazu musi się 

pani liczyć z nieprzyjemnymi następstwami. 

Z wyrazami szacunku... 
Nie  mogła  uwierzyć  w  to,  co  przeczytała.  Stało się  dla  niej 

jasne,  dlaczego  sekretarka  z  internatu  udzielała  jej  jedynie 
zdawkowych odpowiedzi. 

Dlaczego  on to zrobił? Przecież chciała pomóc Linusowi, a 

nie zaszkodzić. 

Widocznie  nie  chodziło  o  Linusa.  Lena  spodziewała  się  po 

swoim bracie, że był zdolny do tego, aby wykorzystać swojego 
syna jako środek nacisku. W ten sposób chciał ją zmiękczyć, 
wyłudzić  od  niej  działkę  przy  jeziorze,  żeby  wybudować  na 
niej luksusowy hotel, plac golfowy i  Bóg raczy wiedzieć, co 
jeszcze. Zalała się łzami. 

Tak bardzo się cieszyła, że Thomas przysłał jej list, a teraz nie 

była w stanie go przeczytać. 

 

background image

Znała zarówno Hugenmeyera, jak  i Linda, i zadawała sobie 

pytanie, czy  nie  mogli  przekazać  jej  żądań  Friedera  w  mniej 
oficjalnym  tonie.  Urazili  ją,  bo  potraktowali  jak  jakiegoś 
intruza. Hm, oczywiście na zlecenie Friedera. 

Musiała się komuś wygadać. Wykręciła numer do Sylvii. 
- Mogę przyjść do ciebie? - spytała. - Na pół godzinki. 
- Jasne, wpadaj nawet na dłużej. Co jest? i. Płakałaś? 
Przed Sylvią niczego się nie ukryje. 
- Jadę do ciebie - odparła Lena i odłożyła słuchawkę. 
Uprzedziła Nicolę i Daniela, dokąd się wybiera. 
Zapłakana  wbiegła  do  gospody.  Sylvia  zaciągnęła  ją  do  ich 

ulubionego stolika. O tej godzinie lokal świecił pustkami, więc 
mogły  usiąść,  gdzie  im  się  podobało.  Nikt  by  ich  nie 
podsłuchiwał. 

 

background image

- Co się stało? - dopytywała Sylvia. Lena nie mogła wydobyć 

z siebie głosu. 

Przesunęła  na  stole  list  z  kancelarii.  Sylvia  przeczytała  go 

szybko. 

-  Paranoja!  -  krzyknęła.  -  Natychmiast  dzwonię  do  twojego 

brata.  Przeholował.  Co  ten  idiota  sobie  myśli?!  Podyktuj  mi 
jego numer. 

-  Sylvia,  to  niczego  nie  zmieni.  Nic  u  niego  nie  zdziałasz. 

Frieder jest uparty jak osioł. Pójdzie na ustępstwa i będzie dla 
mnie  milszy,  jeśli  sceduję  na  niego  prawa  do  działki  nad 
jeziorem. Wiesz przecież, że mnie wielokrotnie szantażował. 

-  Bezczelny  typek.  Zachłanna  gnida.  On  nie  zna  umiaru. 

Odziedziczył więcej niż ty. Niech buduje sobie te luksusowe 
hotele za własną część spadku. 

-  On  ma  inny  pogląd  na  ten  temat.  Uważa,  że  powinnam 

wszystko  sprzedać,  żeby  móc  używać  życia  i  korzystać  z 
bogactwa. Nie ma bladego pojęcia o pielęgnowaniu 

 

background image

tradycji. Dla niego nic nie znaczy nasz dorobek gromadzony 

od pięciu pokoleń. 

-  Lena,  po  co  się  z  nimi  szarpiesz?  Na  siłę  nie  stworzysz 

między  wami  harmonii.  Ciebie  i  twoje  rodzeństwo  dzieli 
przepaść. Ja jestem jedynaczką i obserwując was, dochodzę do 
wniosku, że lepiej na tym wyszłam. Lenko, oni są pasożytami i 
cię wykorzystują. 

- Nie chcę bezczynnie się  przyglądać, jak rozpada  się  nasza 

rodzina.  Linus  usiłował  popełnić  samobójstwo.  Wczoraj 
dobijał  się  do  mnie  niezliczoną  ilość  razy,  ale  byłam  poza 
domem  i  zapomniałam  komórki.  Kto  wie,  może  mogłam 
zapobiec temu nieszczęściu. 

- Czujesz się winna? Lena, ogarnij się. Chyba nie słyszałam 

gorszej 

bzdury. 

Skończ 

tym 

przejmowaniem 

odpowiedzialności za innych. Nie masz wpływu na stan emo-
cjonalny bratanka. 

- Nawet nie wiem, dlaczego targnął się na swoje życie. 
 

background image

Sylvia położyła dłonie na jej ramieniu. 
- Dowiesz się w swoim czasie. Spytaj Grit. Może jest lepiej 

poinformowana. 

-  Grit  też  chce  się  pozbyć  dzieciaków  na  parę  dni.  Nicola  i 

Aleks jadą po nie w czwartek. Zostaną u nas do niedzieli. Grit 
musi przecież udobruchać swojego włoskiego lowelasa. On nie 
znosi dzieci. Działają mu na nerwy. 

- I choćby z tego względu powinna go kopnąć w cztery litery. 

One są dla niej ważniejsze czy nie? Z nią nigdy nie wiadomo. 
Zamierza  zamykać  dzieci  w  komórce  na  czas  jego  wizyt?  - 
kipiała złością Sylvia. 

Lena westchnęła. 
- Mojemu rodzeństwu najwidoczniej woda sodowa  uderzyła 

do głowy. Są egoistami. We wszystkim upatrują korzyści dla 
siebie. Nie zważają na innych. Tatuś inaczej nas wychował. I 
on  skrywał  przede  mną  tajemnicę,  chociaż  zawsze  mi  się 
wydawało, że całkowicie mi ufał. Wiedziałaś, że miał 

 

background image

kobietę, z którą zamierzał stanąć na ślubnym kobiercu? 
Sylvia zwlekała z odpowiedzią. 
- Tak. Wspominał  nam o tym. Ale nie wiem, kim była jego 

wybranka. 

-  A  ja  wiem  -  odparła  smutno  Lena.  -  Była  gościem  w 

posiadłości Fahrenbach. Przypadkiem odkryłam, że ta kobieta 
zawładnęła sercem mojego taty. 

Pokrótce  zrelacjonowała  Sylvii  tę  niebywałą  historię  i 

opowiedziała, jak doszło do poznania pani doktor von Orthen i 
o ich nieoczekiwanym spotkaniu przy grobie ojca. 

-  On  ją  kochał.  Wiesz,  Sylvio,  czego  nie  potrafię  sobie 

wytłumaczyć? Mój tata od kilku lat był rozwodnikiem. Po tym, 
co zrobiła mu moja mama, miał prawo ułożyć sobie życie na 
nowo. A doktor von Orthen jest bardzo kulturalną osobą. Ona 
też  go  kochała.  Dlaczego  zmarnował  tyle  lat?  Dlaczego  nie 
przyznawał się do tej miłości? Ona 

 

background image

powiedziała,  że  najpierw  chciał  wychować  swoich 

następców,  co  przy  niesolidności  i  niesłowności  moich  braci 
było  nie  lada  zadaniem.  Przez  swoją  nadmierną  obowiąz-
kowość odstawił szczęście na boczny tor, a potem zmarł. 

-  Tak  wychowano  twojego  tatę.  Jego  i  pozostałych 

mieszkańców wsi. Miał wpojone takie, a nie inne wartości. My 
mamy podobne charaktery. Ja wylądowałam w gospodzie, a ty 
w  posiadłości.  Ja  przejęłam  schedę  po  rodzicach,  a  ty  nie 
chcesz  sprzedać  ani  kawałka  twojej  ziemi.  Ja  miałam 
szczęście,  że  Martin  pochodzi  ze  Słonecznego  Wzgórza  i  tu 
rozwija się zawodowo jako weterynarz. W związku z tym nie 
musiałam bić się z myślami, czy przejąć gospodę, czy nie? To 
było  oczywiste.  Ale  ty  tutaj  nie  dorastałaś.  Osiedliłaś  się  na 
naszych  terenach  dopiero  wtedy,  gdy  odziedziczyłaś  ten 
majątek,  a  od  początku  czułaś  się  w  pełni  za  niego 
odpowiedzialna. Tak wychował 

 

background image

cię twój ojciec. I co, zrzekłabyś się tej posiadłości? 
- Nigdy - odparła Lena. - Ona stała się moim życiem. Marzy 

mi  się,  żeby  Thomas  tu  ze  mną  zamieszkał.  On  spędził  tu 
przecież  swoją  młodość  i  był  szczęśliwy.  My  byliśmy 
szczęśliwi. Nie wiem, dlaczego on się waha. 

-  Niedługo  przyleci  do  nas  w  odwiedziny,  a  jak  nie,  to  ty 

odwiedzisz go w Ameryce. 

Przyszła kelnerka. Chciała omówić z Sylvią jakiś problem. 
Lena  wstała.  Nie  chciała  odciągać  Sylvii  od  obowiązków. 

Poza tym ulżyło jej po ich rozmowie. Zrzuciła z siebie zbędny 
balast.  Szkoda  tylko,  że  nie  mogła  się  zwierzyć  nikomu  z 
własnej rodziny. Bardziej ufała swoim przyjaciołom. 

Hm, rodzina. 
Nie,  nie  będzie  teraz  rozmyślać  o  rodzeństwie.  Pójdzie  na 

grób ojca i zapali świeczki w małej kapliczce. 

 

background image

Jedną  za  zmarłych,  jedną  za  żywych,  jedną  za  Thomasa  i 

jedną  za  Linusa,  żeby  szybko  wyzdrowiał  i  przezwyciężył 
chwile załamania. 

Rozpłakała się z bezsilności, bo nie mogła pomóc swojemu 

bratankowi. Dostała sądowy zakaz zbliżania się do niego. 

Frieder był jej bratem, najbliższą rodziną, a traktował ją jak 

najgorszego wroga. 

Próbowała  się  uspokoić.  Nie  chciała,  żeby  ktoś  zobaczył  ją 

zapłakaną. 

W  drodze  na  cmentarz  automatycznie  spojrzała  na  budowę, 

gdzie  stawiano  domki  jednorodzinne  i  supermarket.  Rolnik 
Huber,  sprzedając  swoje  pola,  połaszczył  się  na  wielkie 
pieniądze.  Liczył  na  to,  że  zapłacą  mu  krocie,  a  rzekomo 
przedsiębiorca budowlany wystrychnął go na dudka. 

Rdzennym mieszkańcom wioski nie pozostało nic innego, jak 

mieć nadzieję, że do tych nowoczesnych budynków sprowadzą 
się mili, uczciwi ludzie. Powoli zaczęli się 

 

background image

oswajać  z  myślą,  że  nic  tu  już  nie  będzie  takie,  jak  kiedyś. 

Nadchodziły  zmiany.  Pytanie  tylko,  czy  na  lepsze,  czy  na 
gorsze? 

Cóż, życie jest zmienne i Słoneczne Wzgórze też. 
Zaparkowała przed cmentarzem. Cieszyła się, że nie było tam 

nikogo ze wsi. 

Stanęła  przed  grobem  taty  i  pogrążyła  się  w  modlitwie. 

Dobrze,  że  przeniosła  go  na  ten  cmentarz.  Nie  rozumiała, 
dlaczego od razu nie pochowali go tam, skąd pochodził i dokąd 
przynależał. 

-  Tatusiu,  proszę,  pomóż  Linusowi,  skoro  ja  nie  mogę.  Nie 

dopuść,  żeby  mocniej  zranili  jego  duszyczkę.  Przywołaj 
Friedera do porządku. 

Lena pochyliła się i oskubała kilka zwiędłych kwiatków, po 

czym  opuściła  cmentarz.  Poszła  do  kapliczki,  żeby  zapalić 
świeczki. 

background image

Nicola z niecierpliwością wyczekiwała powrotu Leny. Kiedy 

dostrzegła z oddali jej samochód, pobiegła naprzód. 

-  Lena,  dzwoniła  twoja  zwariowana  siostra!  -  krzyknęła, 

padając jej w ramiona. - Załatwiła dzieciakom w szkole wolne 
od  czwartku  i  chce,  żebyśmy  pojechali  po  nie  w  środę,  czyli 
jutro. Zgodziłam się. Nie masz nic przeciwko? 

- Oczywiście, że nie - odpowiedziała Lena. 
Sama rozerwie się trochę przy Merit i Niels. Oni zapewnią jej 

rozrywkę.  Poza  tym  skoro  Grit  pod  nieobecność  dzieci  udo-
brucha  swojego  żigolaka,  może  będzie  bardziej  wylewna  i 
zdradzi jej prawdziwy powód desperackiego kroku Linusa. 

 

background image

-  Świetnie.  Zatem  Aleks  i  ja  wyjeżdżamy  jutro  rano. 

Przyjdziesz  najedzenie?  Pogadamy  przy  stole.  Przygotuję 
pstrąga. Ty lubisz ryby. Odśwież się i zapraszam do mnie. 

- Nicola, jesteś skarbem. 
Lenie  przypomniało  się,  że  jeszcze  nie  przeczytała  listu  od 

Thomasa. 

Pierwszy raz jej się to zdarzyło! 
Poszła szybko do domu. Wbiegła na górę, gdzie zostawiła list. 

Rozerwała kopertę i zatopiła się w lekturze. 

Standardowo już napisał mnóstwo czułych, ciepłych słów, ale 

żadnych konkretów. Pisał o ich cudownej przeszłości, tyle że 
ona  żyła  teraźniejszością. Kochała  go i  chciała go mieć  przy 
sobie tu i teraz. Nie chciała tracić więcej czasu. 

Nic  nie  napomknął  o  ewentualnym  przyjeździe.  Czyli  ona 

będzie musiała przejąć ster. Dopnie wszystko na ostatni guzik, 
zakończy  przygotowania  do  dostawy  Finnemore  Eleven,  a 
potem wynagrodzi sobie 

 

background image

pracę  kilkoma  dniami  urlopu,  w  ramach  którego  odwiedzi 

Thomasa. Pobędzie u niego maksymalnie tydzień. 

Zresztą, nawet gdyby mogła wyrwać się jedynie na weekend, 

nie byłby dla niej straszny długi lot. Byleby zobaczyła się ze 
swoim  ukochanym  choćby  na  sekundę.  Pragnęła  jego 
bliskości, pocałunków i zwyczajnego przytulania. 

Spojrzała na zegarek. 
Jeszcze za wcześnie. 
Zadzwoni  do  niego  po  obiedzie.  Jeśli  nie  uda  jej  się  z  nim 

połączyć, zostawi mu wiadomość na automatycznej sekretarce. 

Zaskoczy  go.  Lena  była  przekonana,  że  sprawi  mu  tym 

ogromną  radość.  W  końcu  ją  kochał.  Poza  tym  często 
powtarzał, że za nią tęskni. 

Dlaczego  wcześniej  nie  zdecydowała  się  na  ten  wyjazd? 

Powinna słuchać rad Sylvii. 

background image

Zazwyczaj  po  jedzeniu  Lena  wypijała  z  Nicolą  i  Aleksem 

kawę.  W  trójkę  pałaszowali  coś  słodkiego  i  plotkowali  o 
banalnych  sprawach.  Jednak  tego  dnia  Lenie  szczególnie 
spieszyło się do domu. 

W  Ameryce  było  jeszcze  bardzo  wcześnie.  Thomas 

prawdopodobnie spał o tej godzinie. No, ale co tam, musiała 
podzielić się z nim wspaniałą nowiną. 

Troszkę  trwało,  zanim  odebrał,  ale  przynajmniej  zgłosił  się 

on, a nie automatyczna sekretarka. 

- Dzień dobry, kochanie. Przepraszam, że zakłócam twój sen. 

Ale  mam  dla  ciebie  bardzo  dobrą  wiadomość.  Niedługo 
przylatuję do ciebie. 

 

background image

Lena nic nie słyszała. Coś przerwało ich połączenie? 
- Thomas...! Thomas! - krzyknęła. - Jesteś tam...? 
- Tak, tak, Lenko... Obudziłaś mnie... Ale nic nie szkodzi. 
Nie zrozumiał, co mu powiedziała? Może był zaspany, więc 

powtórzyła. 

-  Thomas,  kochanie,  chciałabym  cię  odwiedzić  w  Ameryce. 

Co ty na to? 

Zwlekał z odpowiedzią. 

 

- Ja... Kiedy chcesz przylecieć? 
Nie  brzmiało  to  entuzjastycznie.  Pewnie  dlatego,  że  się 

jeszcze nie rozbudził. 

- Jak najszybciej. Prawdopodobnie w weekend, bo wtedy nie 

pracujesz.  Wpadnę  do ciebie  tylko  na  kilka  dni.  Tęsknię  nie-
miłosiernie za tobą i nie wytrzymam dłużej bez ciebie. Skoro ty 
do  mnie  nie  przyjechałeś,  ja  przyjadę  do  ciebie.  Nicola 
powiedziałaby:  „Nie  przyszła  góra  do  Mahometa,  przyszedł 
Mahomet do góry". 

 

background image

-  Lenko,  to  chyba  nie  najlepszy  pomysł.  Mnie  też  ciebie 

brakuje. Kocham cię. Jednak  mam teraz trudny okres i  masę 
roboty. Niestety, nie mógłbym ci poświęcić tyle uwagi, na ile 
zasługujesz.  Niebawem  wszystko  ogarnę.  Uporządkuję 
najpilniejsze  sprawy  i  przyjadę  do  ciebie.  Naprawdę,  nie 
pragnę niczego więcej. Proszę, serduszko moje, uzbrój  się w 
cierpliwość. 

Posmutniała.  Uzmysłowiła  sobie,  że  on  nie  chciał  jej  przy 

swoim boku. 

Nic  się  jej  nie  układało.  Ciągle  doznawała  jakichś 

rozczarowań. 

I taki cios od Thomasa. Spodziewała się innej reakcji.   
Rozłączyła się. 
Rzuciła słuchawką. 
Zamiast  się  ucieszyć,  na  poczekaniu  wymyślił  durną 

wymówkę. Dlaczego? 

Zignorowała dźwięk dzwoniącego bez ustanku telefonu. Nie 

odbierała. Z wściekłości zagryzała wargi. 

 

background image

Zawiodła się na najbliższej osobie. Była smutna, zrozpaczona 

i nieszczęśliwa. Przytłaczała ją brutalna rzeczywistość. 

Niepojęte, że jej ukochany nie chciał, aby go odwiedziła. Nie 

potrafiła przestać o nim myśleć. 

background image

Leno, dlaczego nie odbierasz? Thomas próbuje się do ciebie 

dodzwonić  -  powiedziała  Nicola,  ale  jej  głos  dotarł  do  uszu 
Leny jakby z zaświatów. Podała jej słuchawkę. 

-  W  końcu  do  nas  zadzwonił.  Kiedy  skończysz,  odnieś 

telefon. 

Lena  już  chciała  machnąć  ręką  na  znak,  że  nie  weźmie 

telefonu z rąk Nicoli, ale zrezygnowała. Wiedziała, że Nicoli 
nie  spodoba  się  jej  zachowanie.  Nie  zrozumiałaby,  dlaczego 
Lena nie chce rozmawiać z Thomasem, swoją wielką miłością. 

- Dziękuję - powiedziała jedynie. Nicola wyszła z pokoju, a 

Lena przyłożyła słuchawkę do ucha. 

 

background image

Nie  była  pewna,  czy  ma  ochotę  na  rozmowę  z  Thomasem. 

Wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego się nie ucieszył, gdy mu 
powiedziała, że przyjedzie do niego do Ameryki. Zamiast się 
cieszyć, 

próbował 

jej 

wyperswadować 

odwiedziny. 

Rozczarował ją. I to bardzo. 

To był pierwszy zgrzyt w ich związku, odkąd odnaleźli się po 

dziesięciu latach. Bolała ją jego reakcja, strasznie bolała. 

-  Lenko, jesteś  już  przy telefonie?  Wahała  się, ale  pokiwała 

głową. Dopiero 

po chwili uświadomiła sobie, że przecież on jej nie widzi. 
- Tak - wykrztusiła w końcu. Odetchnął z ulgą tak głośno, że 

trudno 

było tego nie usłyszeć. 
- Dzięki Bogu. Dlaczego odłożyłaś słuchawkę? Ja też za tobą 

tęsknię i trudno mi wytrzymać bez ciebie. Ale uwierz mi, pro-
szę, to nie jest właściwy moment na spotkanie. Mam jeszcze 
coś do załatwienia, coś 

 

background image

bardzo  ważnego,  co  niestety  się  przeciąga.  Jak  się  z  tym 

uporam, już nic mnie tu nie zatrzyma. Przyjadę od razu. Lenko, 
nie  wolno  ci  wątpić.  Jesteś  wielką  miłością  mojego  życia  i 
codziennie dziękuję Bogu, że cię odnalazłem. 

- Przecież przyjechałabym tylko na kilka dni. Nawet weekend 

by mi wystarczył. 

-  Kochanie  -  powiedział  tak  ciepło  i  delikatnie,  że  miała 

wrażenie, jakby mówił nie do dorosłej kobiety, lecz do dziecka, 
które chce uspokoić. 

-  Powiedz  mi,  co  przede  mną  ukrywasz?  Thomas  milczał. 

Jego wahanie trwało dla 

niej za długo. 
- Lenko, błagam. Dlaczego tak myślisz? 
-  Może  źle  myślę,  ale  wydaje  mi  się,  że  zakochani 

wykorzystują  każdą  chwilę,  żeby  być  razem,  jeśli  nawet 
kosztuje  ich  to  trochę  wysiłku.  A  ty  nie  chcesz,  żebym 
przyjechała do ciebie choćby na weekend. 

-  To  nieprawda.  Chcę,  żebyś  przyjechała.  Ale  odradzam  ci 

przyjazd, bo wiem, że nie 

 

background image

będę ci mógł poświęcić czasu... - zawahał się przez moment. - 

Ale skoro koniecznie chcesz... 

Przerwała mu. 
- W porządku. Nie przyjadę. Będę na ciebie grzecznie czekać 

w posiadłości, jak sobie tego życzysz. 

- Lenko, nie mów tak, proszę. Takiej cię nie znam. 
-  Nie  znasz  jeszcze  wielu  rzeczy,  ale  nawet  nie  dajesz  mi 

szansy, żebym ci pokazała, jaka naprawdę jestem, jak żyję, co 
czuję... 

- Skarbie, wiem, co czujesz. Kochasz mnie tak jak ja ciebie. 
-  Tom,  kiedyś  trzeba  zacząć  rozmawiać  również  o  innych 

sprawach,  a  nie  tylko  o  naszych  uczuciach  i  o  tym,  jak  w 
przeszłości było nam ze sobą wspaniale. Żyjemy tu i teraz, a 
nic o sobie nie wiemy. Byłam ostatnio w kinie i przyszło mi do 
głowy,  że  nawet  nie  wiem,  jakie  lubisz  filmy.  Nawet  takich 
banałów nie wiem o tobie. Wcale mi się to nie podoba. 

background image

-  Najdroższa,  na  rozmowy  o  takich  szczegółach  przyjdzie 

jeszcze czas i będziemy go mieli bardzo dużo. A ja się właśnie 
cieszę,  że  mogę  nie  myśleć  o  sprawach  codziennych,  że 
wszystkie  moje  myśli  mogę  skupić  tylko  na  cudownym 
uczuciu, które nas łączy, które nas otula jak ciepły koc. A jeśli 
chodzi o moje upodobania co do filmów, to nie mam żadnych 
konkretnych,  niczego  specjalnie  nie  preferuję.  Ale  doskonale 
pamiętam nasze wypady do kina, kiedy trzymaliśmy się za ręce 
i całowaliśmy się i było nam zupełnie obojętne, jaki film leci w 
tle. 

-  Tom,  wtedy  byliśmy  jeszcze  młodzi  i  rozpierała  nas 

młodzieńcza  energia.  Teraz  takie  zachowanie  już  nam  nie 
przystoi. 

-  Może  nie,  ale  mimo  wszystko  to  były  wspaniałe  czasy  i 

warte, by je zachować w pamięci. 

-  Wolałabym  wspominać  nie  tak  bardzo  odległe  sprawy. 

Szczerze  mówiąc,  wolę  teraźniejszość.  Wolę  żyć  dniem 
codziennym, 

 

background image

a nie wspomnieniami. Brakuje mi ciebie, chciałabym dzielić z 

tobą swoją radość każdego dnia. Czasem zazdroszczę Sylvii i 
Martinowi.  Odkąd  są  małżeństwem,  ich  uczucie  jest  jeszcze 
silniejsze. 

- Lenko, nasza codzienność jeszcze przed nami, ale będzie, i 

to  szybciej,  niż  myślisz.  Założę  się,  że  będziesz  jeszcze 
wspominać te wszystkie szczęśliwe chwile, które teraz czasem 
ze sobą spędzamy, i zatęsknisz za takim życiem jak teraz. 

-  Nie  sądzę,  Tom.  Nie  ma  nic  piękniejszego  niż  radosna 

codzienność.  Razem  zasypiać,  razem  się  budzić,  rozmawiać, 
śmiać się, dzielić ze sobą radości i smutki każdego dnia... 

- Lenko, jesteś romantyczką. Nie ma czegoś takiego jak tylko 

radosna  codzienność,  podobnie  jak  świat  nie  może  być  albo 
tylko  zły,  albo  tylko  dobry.  Dopóki  jesteś  ze  mną,  jestem 
gotów  stawiać  czoło  wszystkim  przeciwnościom  losu.  Jesteś 
marzeniem mojego 

 

background image

życia.  Niestety,  muszę  już  kończyć.  Pędzę  na  umówione 

spotkanie.  Zadzwonię  wieczorem.  Dokończymy  naszą 
rozmowę. Do tego czasu będę o tobie myślał, będę cię nosił w 
sercu.  Życzę  ci  miłego  dnia.  Nie  myśl  już  o  przykrych 
sprawach. Kocham cię. Na razie! 

Chyba  naprawdę  się  spieszył.  Odłożył  słuchawkę,  zanim 

zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.   

Szkoda.   
Chciała mu powiedzieć, że go kocha. 
Na słuchawce nacisnęła przycisk rozłączania rozmów. 
Zaraz odniesie Nicoli słuchawkę. 
Podobała jej się ta rozmowa? Jest z niej zadowolona? 
Niekoniecznie! 
Po  raz  pierwszy  nie  czuła  w  sobie  tej  błogości,  jaka  jej 

towarzyszyła, ilekroć słyszała głos Thomasa. 

Coś się zmieniło. 
 

background image

Czy ma to związek z Janem van Dahlenem, obytym w świecie 

dziennikarzem, z którym można świetnie rozmawiać, pójść do 
kina, który wyznał jej miłość i ją podziwiał, który powiedział 
jej, że miłość nie zna granic i odległości? 

Oparła  się  jego  urokowi.  Tylko  raz  okazała  słabość  -  nad 

rzeką,  kiedy  całowali  się  w  świetle  księżyca.  Jednak  Jan 
zmienił jej spojrzenie na wiele spraw i uświadomił, że między 
nią a Thomasem musi się coś wydarzyć. 

Związek na odległość nie jest dobry na dłużej. Same słowa nie 

wystarczą, choćby były najpiękniejsze. 

Dobrze,  że  Jan  wyjechał  służbowo,  a  jego  ciotka  wkrótce 

opuści Bad Helmbach. Ich kontakt się urwał. Wyrzuciła piękny 
list od niego, wyrzuciła też jego wizytówkę, a róże, które od 
niego dostała, już zwiędły. 

„Dwie połówki jabłka już wkrótce się odnajdą!", napisał. 
 

background image

Tego Lena była absolutnie pewna, ale nie odnosiła tych słów 

do siebie i Jana, lecz do siebie i Thomasa. 

Miała  nadzieję  na  wspólne  życie  z  nim,  na  jego  bliskość. 

Bardzo go kocha. Tylko raz, jeden jedyny raz uległa urokowi 
Jana.  To  wszystko  przez  to,  że  czuła  się  taka  samotna. 
Owszem,  gdyby  w  jej  życiu  nie  było  Thomasa,  mogłaby  się 
związać z Janem. Taki mężczyzna nadawał się do czegoś wię-
cej niż tylko do romansu. 

Ale Thomas istnieje, jest w jej życiu. 
To z jego powodu była nieszczęśliwa przez ponad dziesięć lat, 

nie  umiała  być  z  żadnym  mężczyzną.  To  z  jego  powodu 
unikała  Fahrenbach,  bo  nie  mogła  znieść  wspomnień  o 
wspólnie tu spędzonych chwilach. 

Kiedy  się  dowiedział,  że  ich  miłość  zniszczyła  intryga  jej 

matki, wsiadł w pierwszy samolot do Niemiec i przyleciał do 
niej. 

Dał jej tyle dowodów miłości: czerwone róże, które niczym 

krople deszczu spadały 

 

background image

z nieba wyrzucone z helikoptera, cudowną bransoletkę, którą 

zawsze  miała  na  ręce  i  na  której  kazał  wygrawerować  słowa 
LOVE FOREVER. Było tego dużo więcej, nie wolno jej o tym 
zapominać.  Nie  może  tracić  cierpliwości.  Przecież  żyła  bez 
niego ponad dziesięć lat! Czym w porównaniu z tym jest tych 
kilka tygodni czy miesięcy? Niczym! 

Głupio się zachowała. Po co było się od razu załamywać, nie 

obierać telefonów od niego? Bo co? Bo nie był zachwycony jej 
pomysłem przyjazdu do niego? 

Szczerze mówiąc, nie byłaby zbyt szczęśliwa, gdyby musiała 

godzinami  czekać  na  niego  w  jego  mieszkaniu  lub  sama 
chodzić po Nowym Jorku. 

Chciał jej tego oszczędzić, a ona zareagowała jak głupiutka 

dziewczynka. 

Odłożyła telefon Nicoli i złapała swoją komórkę. 
Koniecznie  musi  wysłać  mu  wiadomość.  SMS  był  krótki  i 

napisała go szybko. 

 

background image

„Kocham cię, Tom. Lena". Zadowolona odłożyła komórkę i 

wzięła telefon Nicoli, żeby go oddać. 

background image

Lena  cały  dzień  pracowała  z  Danielem  w  destylarni. 

Priorytetem  była  teraz  whisky  Finnemore  Eleven.  Wszystko 
musiało chodzić jak w zegarku. 

Lena  zajmowała  się  potwierdzeniami  odbioru  dostawy  i 

sprawozdaniem 

finansowym. 

Musiała 

przygotować 

dokumenty dla wszystkich filii koncernu Malzheimera. Daniel 
i kilku mężczyzn ze wsi, których wzięli do pomocy, zajmowali 
się dystrybucją i szykowali akurat towar do oddania w komis. 

Nie  było czasu na  myślenie o sprawach prywatnych  - ani o 

tych pięknych związanych z Thomasem, ani o tych smutnych 
związanych  z  Linusem.  Jej  bratanek  próbował  popełnić 
samobójstwo. Nie wiedziała, 

 
 

background image

z  jakiego  powodu.  Frieder,  jej  brat,  przekazał  jej  przez 

adwokata, że nie wolno jej się kontaktować z Linusem. 

Po  krótkiej  przerwie  obiadowej  znowu  wrócili  do  pracy. 

Dopiero po południu Lena wezwała Daniela do swojego biura. 
Po  pierwsze  chciała  mu  przekazać  kolejne  dokumenty 
sprzedaży, po drugie miała ochotę napić się z nim kawy. 

-  Świetnie  nam  idzie  -  powiedział  zadowolony.  -  Zdążymy 

jeszcze przed terminem. Cieszę się. 

- Ja też się lepiej czuję z myślą, że wszystko będzie gotowe 

przed  czasem.  Tata  też  tak  pracował.  Nienawidził  pracy  pod 
presją czasu. Czasem nie można było inaczej, ale starał się do 
tego nie dopuścić. Wtedy popełnia się najwięcej błędów. 

-  To  prawda,  szef  zawsze  dbał  o  organizację  pracy  i 

dotrzymanie terminów. Dzięki Bogu, że masz to po nim. Jesteś 
zupełnie jak ojciec i możesz być z tego dumna. 

 

background image

-  Jestem.  Tylko  moje  rodzeństwo  mi  zarzuca,  że  jestem  jak 

ojciec. Uważają, że to okropne. 

- Twoje rodzeństwo? Nie mówmy o nich. Nie wiem, co jaki 

błąd  popełnił  twój  ojciec  w  ich  wychowaniu,  ale  synowie  i 
jedna z córek zupełnie mu się nie udali. 

-  Tatuś  nie  popełnił  błędu.  Problem  w  tym,  że  ja  jestem 

Fahrenbachówną pełną gębą, a oni wdali się w mamę. Zawsze 
była powierzchowna, żądna rozrywek i egoistyczna. Dała tego 
najlepszy  dowód,  zostawiając  ojca  i  wiążąc  się  z  tym 
argentyńskim miliarderem. 

-  Nie  mogliśmy  tego  zrozumieć.  Jak  można  było  odejść  od 

takiego  mężczyzny  jak  twój  ojciec,  no  i  od  własnych  dzieci. 
Fahrenbachowie  nie  byli  przecież  biedni.  Żyła  wygodnie  u 
boku twojego ojca. 

-  Ale  ciągle  jej  było  mało.  Zresztą  tata  nie  należał  do  osób, 

które  za  wszelką  cenę  musiały  wieść  prym  w  towarzystwie. 
Cenił sobie spokojne życie w kręgu rodzinnym. 

 

background image

Mojej  matce  to nie  wystarczało.  Nie  wystarczało  jej  też, że 

mogła szastać pieniędzmi na prawo i lewo. Chciała rozgłosu i 
tego, żeby się o niej mówiło nie tylko w naszym mieście, lecz 
wszędzie.  Teraz  w  każdej  plotkarskiej  gazecie  znajdziesz  jej 
zdjęcie.  Carla  Aranchez  de  Moreira  brzmi  dużo  lepiej  niż 
zwykłe Carla Fahrenbach. 

- Masz z nią jakiś kontakt? Lena pokręciła głową. 
- Nie, ale jak zechcę się czegoś o niej dowiedzieć, wystarczy, 

że kupię jedno z tych czasopism z błyszczącymi kartkami. 

- Przykro ci z tego powodu? Lena znowu pokręciła głową. 
- Już nie. Ale było. Ojca bolało to zapewne dużo bardziej niż 

mnie.  Zawsze  byłam  córeczką  taty.  Zresztą  matka  sama 
wielokrotnie  dawała  mi  odczuć,  że  jest  niezadowolona  nie 
tylko z mojego wyglądu, ale też z charakteru. Zarzucała mi, że 
jestem typową Fahrenbachówną. Myślę, że oprócz taty 

 

background image

Frieder  najbardziej  ucierpiał  na  jej  odejściu.  Zawsze  był  jej 

pupilkiem. Teraz też wybiera kobiety, które w jakiś sposób są 
do  niej  podobne,  zawsze  wymalowane,  ubrane  w  naj-
modniejsze ciuchy i niestety puste. Ale nie mówmy o niej. Dla 
mnie ten temat jest już skończony. 

-  Przepraszam,  nie  chciałem  wracać  do  twojej  przeszłości. 

Tak jakoś wyszło. Grzebanie w cudzych życiorysach nie leży 
w mojej naturze. 

- Nie ma sprawy. Zmieniamy temat. Jutro przyjeżdżają Merit i 

Niels.  Zastanowiłeś  się,  czym  zajmiesz  chłopca?  Przecież 
znowu się przyczepi do ciebie jak rzep. Niestety, nie mamy do 
wykonania żadnych prac stolarskich, które tak go zachwyciły. 
O pracy w destylarni też mu już mówiłeś. 

Daniel wziął łyk kawy. 
- Tym razem nie będę miał dla niego tak dużo czasu. Mamy 

robotę. Aleks będzie musiał się nim zająć. 

 

background image

- Tylko że to ty jesteś jego idolem - przypomniała mu Lena. - 

Oszalał na twoim punkcie i na pewno cieszy się na spotkanie z 
tobą. Mam pomysł. Będziemy dzisiaj pracować nieprzerwanie 
do  wieczora...  to  znaczy  do  pierwszego  gwizdka  w  waszym 
meczu,  a  jutro  zaczniemy  z  samego  rana.  Oczywiście,  jeśli 
chcesz.  Dzieci  przyjadą  pewnie  dopiero  po  południu.  Nicola 
przygotuje  nam  jakąś  przekąskę  i  darujemy  sobie  obiad. 
Podgonimy pracę, a jak przyjadą dzieci, zrobisz dobie przerwę 
i będziesz mógł się zająć Nielsem. Merit i tak nie odstąpi Nicoli 
na krok. 

- Leno, przecież tak nie można - oponował Daniel. 
- Można. Zobacz, Holger jest teraz w Kanadzie. Niels nie ma 

teraz żadnego wzorca, a każdy chłopak tego potrzebuje. Niech 
dzieciak  ma  choć  przez  kilka  dni  jakiegoś  mężczyznę  obok 
siebie. 

- Skoro tak uważasz... 
 

background image

Lena pokiwała głową. 
- Tak właśnie uważam. Daniel szybko dopił kawę. 
- W takim razie nie będę tracić czasu na gadanie. Wracam do 

pracy. Dziękuję, że nie zapomniałaś o dzisiejszym meczu. 

Lena roześmiała się. 
- Trudno o tym nie pamiętać. Od kilku dni nie rozmawiacie z 

Aleksem o niczym innym jak tylko o tym meczu pucharowym. 

- Nie dziw się. To ważny mecz. Od jego wyniku zależy, czy 

spadniemy, czy pójdziemy w górę. 

„Mężczyźni", pomyślała Lena. Czy Thomas też interesuje się 

piłką nożną? Nie miała pojęcia. 

background image

Aleks  i  Daniel  zaszyli  się  w  małym  domku  Daniela,  gdzie 

zamierzali obejrzeć ten wyjątkowo ważny mecz. Lena i Nicola 
postanowiły  obejrzeć  jeden  z  tych  wyciskaczy  łez,  które 
zawsze  śmieszą  Aleksa  i  Daniela,  które  dziwnym  sposobem 
zawsze  oglądali,  ale  jak  twierdzili,  robili  to  tylko  dla 
towarzystwa. 

Lena przyszła do Nicoli. Ta siedziała jeszcze przy maszynie 

do szycia. 

-  Zaraz  skończę.  Jeszcze  najwyżej  pięć  minut  -  zawołała 

Nicola. - Chodź. Zobacz, co uszyłam dla naszego kwiatuszka. 

Lena podeszła do stołu, na którym leżała nowa lalka, a obok 

niej  różne  sukieneczki,  bluzeczki  i  spódniczki,  które  Nicola 
uszyła 

 

background image

dla lalki. Hitem była jednak piękna sukienka dla Merit i taka 

sama dla lalki. Merit będzie wniebowzięta. 

Lena wzruszyła się. Nicola tak bardzo się starała. Z radością 

szyła, dziergała na drutach i na szydełku. Robiła to dla Merit. 
Było  w  tym  tyle  ciepła,  tyle  serdeczności,  tyle  uczucia.  I 
pomyśleć,  że  taka  kobieta  oddała  kiedyś  własne  dziecko,  bo 
zmusiła ją do tego bieda. 

W tym momencie Lena ponownie sobie przyrzekła, że zrobi 

wszystko, żeby odnaleźć córkę Nicoli. 

Sprawą  córki  Nicoli,  właściwie  Nicoli  Schaffer,  zajmowała 

się swego czasu emerytowana już pracownica urzędu do spraw 
dzieci i młodzieży, niejaka Nicola Schaffer. Zbieżność imion i 
zdumiewające  podobieństwo  nazwisk  Lena  wzięła  za  dobrą 
wróżbę. 

Jeśli ta pani Schaffer rzeczywiście pilotowała adopcję córki 

Nicoli, to na pewno 

 

background image

przypomni sobie Nicolę, choćby ze względu na podobieństwo 

nazwisk. 

- Piękne ubrania. Nasza mała Merit oszaleje z radości. 
-  Ta  biedulka  musi  mieć  jakiś  powód  do  radości.  Ojciec  w 

Kanadzie, a matka włóczy się z kochankiem. Coś ci zdradzę. 
Daniel też ma prezent dla Nielsa. Kupił mu chyba jeden z tych 
supersamochodów, za którymi szaleją chłopcy. Biedny Daniel! 
Byłby z niego wspaniały ojciec, ale los chciał inaczej. Możesz 
mi powiedzieć, dlaczego los tak ciężko doświadcza niewłaści-
wych ludzi, nie tych, którzy sobie na to zasłużyli? Dlaczego nie 
mógł  wieść  szczęśliwego  życia  ze  swoją  Laurą?  Razem 
stworzyliby  wspaniałą  rodzinę.  Inni  ludzi  porzucają  własne 
dzieci, znęcają się nad nimi... 

- Takie jest życie. Czasem trudno pojąć, dlaczego cierpią ci, 

którzy  zasłużyli  na  lepszy  los.  Ty  też  zasłużyłaś  na  lepsze 
życie. 

 

background image

Ledwo  to  powiedziała,  a  już  była  na  siebie  wściekła  za  tę 

uwagę. Nicola spochmurniała. 

-  Jestem  zadowolona  z  mojego  życia.  Aleks  jest  bardzo 

dobrym mężem. 

Lenie wcale nie chodziło o Aleksa. Obydwie doskonale o tym 

wiedziały.  Nicola  nie  była  w  stanie  mówić  o  utracie  córki, 
która  dorastała  nie  wiadomo  gdzie  z  rodziną,  która  ją 
adoptowała. 

Tylko raz się otworzyła. Od tego czasu unikała tego tematu. 
Lena widziała, jak bardzo Nicola cierpi z tego powodu. 
-  I  gotowe  -  powiedziała  Nicola  i  podała  Lenie  ostatnią 

sukienkę  dla  lalki.  -  Dołóż  ją  proszę  do  innych.  Sprzątnę 
szybko i schowam maszynę do szycia, a potem obejrzymy film. 
Możesz  już  nalać  wina.  Na  nasz  wieczór  wybrałam  wino  z 
winnic Jórga. Może być? 

Lena roześmiała się. 
 

background image

-  Dopiero  byłby  ubaw,  gdybym  wzgardziła  rodzinną 

produkcją.  Ciągle  zapominam,  że  to  już  nie  jest  rodzinna 
produkcja. To wina Jórga. 

Lena  wzięła  butelkę  do  ręki  i  przyglądała  się  pięknej 

etykietce. Był na niej zamek Dorleac. 

Czy Jórg wreszcie zrozumie, jaki skarb odziedziczył po ojcu, 

czy może dalej będzie gnać za utopiami jak jego starszy brat 
Frieder? 

Mozolną pracą ich ojciec wypromował doskonałe wina. Nie 

było łatwo, bo okolica słynęła ze świetnych win i konkurencja 
była silna. 

Dlaczego  Jórg  nie  potrafi  docenić  dokonań  ojca  i  nie 

kontynuuje jego dzieła? 

Przecież zna się na tym. Przez wiele lat ojciec przygotowywał 

go do tej roli. A on co? Uprawę winorośli oddał w ręce obcych 
ludzi. Na szczęście pracowali w winnicach, kiedy jeszcze żył 
ich ojciec, i lubili tę pracę. 

 

background image

Jórg  chciał  grać  rolę  pana  na  zamku  i  urządzać  festiwale  i 

koncerty. Lena westchnęła. 

Nie,  nie  będzie  teraz  myśleć  o  Jórgu  ani  o  zamku  Dorleac. 

Chce  spędzić  z  Nicolą  miły  wieczór.  Nalała  wino  do 
kieliszków. 

Nicola wybrała nie za drogie wino, ale też nie najtańsze. Lena 

je lubiła. Miało wyrazisty smak i przyjemny gronowy aromat. 

Jej ojcu też smakowało. Dołożył wszelkich starań, żeby jego 

produkcja przebiegała bez zakłóceń. Było to jedno z win, które 
podlegają  dekantacji.  Już  w  kieliszku  rozwinął  się 
wiśniowo-malinowy bukiet z nutką delikatnych ziół. 

Nicola przysiadła się do niej. 
- O czym myślisz, Leno? 
- O wszystkim i o niczym. Myślę o Jórgu i zastanawiam się, 

co  się  stanie  z  winnicą.  Myślę  o  ojcu  i  o  tym,  że  na  pewno 
inaczej sobie to wszystko wyobrażał. Tak bardzo lubił wino, 
które teraz pijemy. 

 

background image

-  Dobrze,  że  twój  ojciec  nie  widzi  tego  wszystkiego. 

Cieszyłby się tylko z tego, co ty robisz, z twojej pracy i zmian, 
jakie zaprowadziłaś w posiadłości. 

- Miałam szczęście - powiedziała Lena skromnie. 
Nicola nie chciała tego słuchać. 
-  Jesteś  pracowita  i  obowiązkowa.  Nie  odcięłaś  się  od 

przeszłości,  tylko  kontynuujesz  dzieło  przodków.  Niejeden 
uległby pokusie szybkiego zarobku i sprzedał rodzinne grunty. 
Właśnie tak zrobiłoby twoje rodzeństwo. Jestem pewna. 

-  Nie  rozmawiajmy  o  tym.  Nie  chcę  się  denerwować. 

Poczynania mojego rodzeństwa wcale mnie nie cieszą. Wręcz 
przeciwnie.  Włącz  telewizor.  Zdążymy  jeszcze  na  końcówkę 
wiadomości. Potem jest nasz film. Ma świetne recenzje. 

Trafiły  akurat  na  zapowiedź,  że  emisja  filmu  została 

przesunięta ze względu na jakiś program o polityce. 

 

background image

- Jak zwykle! Jak ja już się na coś nastawię, to... - narzekała 

Lena. 

Nie miała ochoty słuchać polityków. 
-  Sprawdźmy  w  programie,  czy  nie  ma  czegoś  innego  - 

zaproponowała Nicola. 

Lena nie miała ochoty na nic innego. 
- Zrobimy sobie babski wieczór. Trochę poplotkujemy. 
Nicola  nie  protestowała.  Już  po  chwili  żywiołowo 

dyskutowały o babskich sprawach. 

Po jakimś czasie Nicola skierowała rozmowę na temat, który 

niepokoił ją już od rana. Nie spodobało jej się poranne zacho-
wanie Leny. Chciała się dowiedzieć, co było jego przyczyną. 

-  Leno,  o  co  chodziło  dzisiaj  rano?  Dlaczego  nie  odbierałaś 

telefonów od Thomasa? Przecież siedziałaś przy telefonie. 

Lena  zwlekała  z  odpowiedzią.  Nie  dlatego,  że  nie  chciała 

wyjawić Nicoli prawdziwego powodu. Przed Nicolą nie miała 
żadnych tajemnic. Zwlekała, bo się wstydziła. 

 

background image

Tak naprawdę zachowała się jak zbuntowana nastolatka, która 

nie dostała tego, o co prosiła. 

-  Byłam  zła  na  Thomasa...  Opowiedziała  Nicoli,  że  chciała 

polecieć 

do  Thomasa  do  Ameryki,  ale  on  nie  był  zachwycony  jej 

pomysłem i odradzał jej podróż. 

-  Już  tak  długo  się  nie  widzieliśmy.  To  chyba  normalne,  że 

tęsknię za mężczyzną, którego kocham. 

Nicola  przez  dłuższą  chwilę  przyglądała  się  Lenie 

badawczym wzrokiem. 

- Owszem, to normalne - potwierdziła. -Ale mam wrażenie, że 

chodzi  nie  tylko  o  tęsknotę.  To  ten  młody  człowiek,  ten  Jan, 
zawrócił ci w głowie. Mam rację? 

Lena zmieszała się i oblała rumieńcem. 
-  Jakby  to  powiedzieć...  -  zaczęła,  ale  nie  mogła  się 

zdecydować,  co  chce  powiedzieć.  Prawdę  mówiąc,  sama  nie 
znała odpowiedzi. - Jan uświadomił mi moją samotność. 

 

background image

Dzięki niemu zrozumiałam, jak bardzo czuję się samotna bez 

Thomasa. 

- Jest przystojny. 
-  Tak.  I  niezwykle  towarzyski.  Zakochał  się  we  mnie  i... 

Nicola,  on  mnie  pocałował,  a  ja  odwzajemniłam  jego 
pocałunek. 

- To jeszcze nie zbrodnia. 
-  Ale  w  pewnym  sensie  zdradziłam  Thomasa.  Zerwałam 

kontakty z Janem. Nie chciałam popaść w konflikt z samą sobą. 
Gdyby  nie  było  Thomasa,  mogłabym  się  zakochać  w  Janie. 
Mamy wspólne zainteresowania, świetnie się razem bawimy i 
potrafimy się razem serdecznie śmiać. 

- To dobrze, kiedy ludzie umieją się ze sobą śmiać. Powiedz 

mi, jesteś pewna, że wciąż kochasz Thomasa? 

-  Tak.  Jak  możesz  o  to  pytać?  Thomas  jest  moim 

wymarzonym mężczyzną. Zawsze go kochałam. Nic i nikt tego 
nie zmieni. Żaden Jan van Dahlen, ani żaden inny mężczyzna, 
który pojawi się na mojej drodze. 

 

background image

- Dziecko, wcale nie zamierzam wybijać ci z głowy Thomasa. 

Za bardzo go lubię. Ale w życiu bywa też tak, że trzymamy się 
czegoś kurczowo, tkwimy przy tym, bo zawsze tak było, i nie 
dostrzegamy  zmian,  jakie  zachodzą.  Wiem,  co  mówię.  Sama 
też tego doświadczyłam... 

Lena  miała  ochotę  opowiedzieć  Nicoli  o  przypadkowym 

spotkaniu  z  mężczyzną,  którego  Nicola  kiedyś  kochała  i  na 
którym  się  zawiodła,  bo  zdradził  ich  miłość.  Nadal  wiódł 
wygodne życie w swojej restauracji, z której ciężarną Nicolę 
wyrzucono na bruk. 

Lena  nie  chciała  rozgrzebywać  starych  spraw.  Poza  tym 

musiałaby zdradzić Nicoli, co robiła w Winkenheim. 

Doskonale znała Nicolę. Była pewna, że zrobiłaby wszystko, 

żeby  ją  odwieść  od  zamiaru  odnalezienia  jej  córki.  Jednak 
wiedziała,  że  miałaby  cichą  nadzieję,  iż  zdarzy  się  cud  i 
odnajdzie córkę. A gdyby się nie udało, znowu by się załamała. 

 

background image

Na szczęście Lena nie musiała nic mówić, bo właśnie wszedł 

Aleks. 

Nie  przebierał  w  słowach.  Jego  drużyna  najwidoczniej 

przegrała. 

- Napijesz się z nami wina? - zaproponowała Lena. 
Machnął ręką. 
-  Wina?  Nie,  dziękuję.  Koniecznie  muszę  się  napić  wódki. 

Gdybym nie musiał jutro jechać po dzieci, to urżnąłbym się z 
rozpaczy. Grali jak jacyś amatorzy, jakby pierwszy raz byli na 
boisku.  Nawet  kiedy  przeciwna  drużyna  znalazła  się  w 
zmniejszonym  składzie,  bo  jeden  z  zawodników  dostał 
czerwoną kartkę, nic nie zrobili. Po prostu nic. Co za łamagi! 

Gra  musiała  być  naprawdę  fatalna,  bo  Aleks,  zwykle 

oszczędny w słowach, dał teraz upust swojej złości jak nigdy 
przedtem. 

Lena dopiła wino. 
- Może następnym razem wygrają - pocieszała Aleksa. 
 

background image

-  To  im  już  nie  pomoże.  Dzisiejszy  mecz  był  decydujący.  I 

zawiedli w najgorszym stylu. 

- Nie denerwuj się. Piłkarze pewnie już zapomnieli o swojej 

porażce. I tak zgarnęli za ten mecz mnóstwo kasy, a ty zaraz 
dostaniesz zawału serca. Przyniosę ci wódeczkę. Może wtedy 
się uspokoisz. 

- A ja lecę - powiedziała Lena i wstała. -Thomas ma dzwonić. 
- Nie chciałem cię wygonić - powiedział Aleks. 
- Nie wygoniłeś mnie. I tak miałam się już zbierać. Tak się z 

Nicolą nagadałyśmy, że mnie język boli. Do jutra! Fajnie, że 
dzieci przyjeżdżają. 

- No jasne! - powiedziała Nicola. - Już się nie mogę doczekać. 

Myślisz, że mojej małej Merit spodobają się ubranka dla lalki? 

-  Będzie  zachwycona  -  odpowiedziała  Lena,  ciesząc  się,  że 

rozmowa tak niewinnie się skończyła. - Najbardziej spodobają 
jej 

 

background image

się dwie takie same sukienki, jedna dla niej, druga dla lalki. 

Lalka i jej mama w takich samych sukienkach. To prawdziwy 
hit.  Ja  w  każdym  razie  byłabym  zachwycona.  Niestety,  nie 
miałam w dzieciństwie takiej Nicoli. 

Nicola oblała się rumieńcem. Słowa Leny były jak miód na jej 

serce. 

-  Teraz  już  naprawdę  idę.  Dobranoc!  Do  jutra!  Szczęśliwej 

podróży  i  pozdrówcie  ode  mnie  moją  szaloną  siostrę,  jeśli 
oczywiście ją spotkacie. 

Pomachała im na dobranoc i wyszła. Przybiegli do niej Hektor 

i Lady. 

- Skąd się tu wzięłyście? Uciekłyście Danielowi? 
-  Nie,  nie  uciekły  -  odpowiedział  Daniel,  który akurat  szedł 

przez dziedziniec. - Idę z nimi na spacer. Muszę odreagować. 

Lena roześmiała się. 
- Już wiem. Wasza drużyna przegrała. Nie martw się. Gorsze 

rzeczy się w życiu zdarzają. 

 

background image

-  Owszem,  ale  to  żadne  pocieszenie.  Grali  fatalnie.  To  była 

prawdziwa katastrofa. Mogli się bardziej postarać. 

-  Jak  wrócisz,  napij  się  wódki.  Świat  od  razu  zrobi  się 

ładniejszy. Aleks już sobie poprawia humor. 

- Szkoda wódki na takich partaczy. Pójdę z psami nad rzekę. 

Dobranoc, Leno. Widzimy się rano w firmie. 

- Dobranoc. 
Psy  stały  nieruchomo  przed  Leną  i  wpatrywały  się  w  nią  z 

nadzieją. Lena wiedziała, na co czekają. Uznała jednak, że nie 
pora rozpieszczać ich teraz smakołykami. 

-  Dzisiaj  nie.  Już  za  późno  -  powiedziała.  Psy  obrażone 

odwróciły  się  i  pobiegły  za  Danielem,  który  wołał  jej 
zniecierpliwonym głosem: 

-  Hektor,  Lady!  Gdzie  się  podziewacie?  Lena  wróciła  do 

domu. 

Na  telefonie  mrugała  lampka.  To  znak,  że  ktoś  do  niej 

dzwonił. 

 

background image

Oby  nie  Thomas!  Nie  chciała  przegapić  rozmowy.  Znowu 

zapomniała zabrać ze sobą telefon, kiedy szła do Nicoli. 

Przy  pierwszym  telefonie  ktoś  się  chyba  pomylił  i  od  razu 

odłożył słuchawkę. 

Drugi telefon był od Jana. 
-  Dobry  wieczór,  piękności  moje.  Miałem  nadzieję  usłyszeć 

twój głos. Bardzo dużo o tobie myślę. Czy dostałaś róże ode 
mnie? Ja... 

Nic  więcej  nie  zrozumiała.  Słychać  było  jedynie  jakieś 

trzaski,  potem  połączenie  zostało  przerwane.  Lena  nie  miała 
pojęcia, gdzie Jan teraz jest. W każdym razie nie zadzwonił po 
raz drugi. „I dobrze", pomyślała. 

Miała wyrzuty sumienia. 
Jan  dołączył  do  kwiatów  nie  tylko  piękny  list,  lecz  także 

wizytówkę ze wszystkimi możliwymi telefonami. 

Uprzejmość nakazywała, żeby przynajmniej podziękować za 

kwiaty. W innych okolicznościach pewnie by tak zrobiła. 

 

background image

List i kwiaty od Jana wytrąciły ją z równowagi. Znowu była 

oszołomiona  i  miała  mętlik  w  głowie.  To  dlatego  od  razu 
wyrzuciła list i wizytówkę. 

Jak mu teraz podziękować?   
Wzięła telefon i poszła na górę. 
Jan już nie zadzwoni. Jest za późno. Czekała tylko na telefon 

od Thomasa. Nie chciała go przegapić. 

Zaczęła szykować się już do snu. Dla pewności wzięła telefon 

do łazienki. 

Wcześniej  wysłała  Thomasowi  SMS  z  informacją,  że  go 

kocha. 

Za chwilę sama mu to  powie  i przeprosi, że  się obraziła na 

niego. 

background image

Ale  Thomas  nie  zadzwonił.  Kiedy  próbowała  się  do  niego 

dodzwonić, bo oczy już jej się zamykały ze zmęczenia, Thomas 
nie odbierał telefonu. 

Pewnie  zatrzymały  go  interesy.  Przez  niego  całą  noc  nie 

zmrużyła oka. 

Nie  mogła  zasnąć,  a  kiedy  w  końcu  zasnęła,  spała 

niespokojnie, kręciła się w łóżku i nerwowo przewracała się z 
boku na bok. 

Mimo to wstała skoro świt. Poszła do destylarni. Daniel już 

tam był. 

- Już ci lepiej? - zapytała, przywitawszy się z nim. 
-  Oczywiście.  Nad  rzeką  od  razu  poczułem  się  lepiej.  Ale 

Aleks wciąż nie może 

 

background image

się pogodzić z porażką. Jeszcze dzisiaj rano był zły. 
- Jak to? Widzieliście się już? 
- No jasne! Nicola i Aleks już pojechali. 
- To za wcześnie. Dzieci do południa są w szkole. 
- Nicola nie mogła się doczekać. Bała się, że potem będą korki 

i się spóźnią. Wolała wyjechać wcześniej, nawet za wcześnie. 

- Oszalała. 
- Też tak uważam. Dobrze, że już jesteś. Może nam zabraknąć 

kartonów na dwanaście butelek. Pojadę po nie. Zakład papier-
niczy zaczyna zmianę od szóstej. 

- Może zaczniemy zamawiać pudełka z dostawą? 
Daniel się nie zgodził. 
-  Nie  wygłupiaj  się.  Nie  trzeba  niepotrzebnie  wydawać 

pieniędzy. Dostawa kosztuje. Zresztą mogę przy okazji rzucić 
okiem na resztki serii. Są dużo tańsze, a z powodzeniem da się 
je wykorzystać. 

 

background image

Daniel jest prawdziwym skarbem! 
Szukał  oszczędności  dla  firmy.  Miał  propozycję  działań 

naprawczych w polityce finansowej i pracował, jakby to była 
jego własna firma. 

W  hurtowni  win  ojca  swego  czasu  też  był  dobry  personel. 

Może  nie  aż  tak  dobry  jak  Daniel,  ale  pracownicy  brali  pod 
uwagę  dobro  firmy.  Niestety,  Frieder  zwolnił  wszystkich  ze 
starej ekipy. Nie było już nikogo z dawnej gwardii, nikogo, kto 
utożsamiałby się z firmą i skoczył w ogień za swoim szefem. 
Szkoda. Ci ludzie teraz byliby Friederowi tak oddani jak kiedyś 
jej ojcu. 

Dla  Frieder  a  nie  miało  to  najmniejszego  znaczenia.  Nie 

stawiał  na  lojalność  i  wierność  firmie,  lecz  na  młodych  i 
dynamicznych  ludzi,  którzy  wiele  oczekiwali.  Przede 
wszystkim wysokiego wynagrodzenia. 

Nie  trzeba  być  jasnowidzem,  żeby  wiedzieć,  jak  się 

zachowają, gdy hurtownia 

 

background image

straci  płynność  finansową.  Uciekną  z  firmy  jak  szczury  z 

tonącego okrętu. 

Daniel  pojechał,  a  Lena  wystawiała  rachunki  i  dokumenty 

wysyłkowe  dla  kolejnych  partii  towaru,  które  miały  iść  w 
komis. 

W  firmie  ojca  zajmowała  się  głównie  kampaniami 

reklamowymi. Teraz w duchu dziękowała ojcu, że upierał się, 
żeby poznała pracę każdego działu. Zdaniem ojca dobra praca 
wymagała zbadania zasad funkcjonowania całej firmy. Tylko 
ten,  kto  zrozumie  specyfikę  działalności  każdego  działu, 
będzie naprawdę dobry w swojej dziedzinie. Teraz przezorność 
jej ojca zaczynała procentować. 

Lena wiedziała, co i jak robić. Bardzo dobrze, bo nie stać jej 

jeszcze na zatrudnienie personelu. To i tak prawdziwy cud, że 
Daniel  uczył  się  zawodu  w  branży  alkoholowej  i  mogli 
wykorzystać jego wiedzę. 

Lena pracowała nieprzerwanie i była tak skoncentrowana na 

pracy, że podskoczyła, 

 

background image

kiedy zadzwonił telefon. Nie  dzwonił  telefon firmowy, lecz 

ten,  na  który  dzwonili  goście  do  apartamentów.  Zwykle  te 
telefony odbierała Nicola, czasem Aleks. Ale dzisiaj pojechali 
po  dzieci,  więc  Lena  przekierowała  połączenie  do  siebie. 
Odebrała. 

- Stoję na środku dziedzińca - usłyszała gniewny męski głos. - 

Nie  ma  tu  nikogo,  kto  się  zajmuje  wynajmowaniem 
apartamentów? To chyba jakiś żart. 

Lena  przypomniała  sobie,  że  nowi  goście  mieli  się  zjawić 

dopiero w piątek. A teraz ktoś stoi na dziedzińcu? 

- Chwileczkę, już idę - powiedziała i odłożyła słuchawkę. 
Pospiesznie wyszła z biura. 
Na dziedzińcu zobaczyła dobrze ubranego mężczyznę, który 

niecierpliwie chodził w tę i z powrotem. 

Gdyby  nie  wiedziała,  co  go  sprowadza,  pomyślałaby,  że  to 

znowu jakiś agent 

 

background image

nieruchomości przyjechał nakłonić ją do sprzedaży gruntów. 
Odkąd  niektóre  tereny  zostały  przekształcone  w  działki 

budowlane, nie mogła się odpędzić od tych sępów. 

- Dzień dobry! Lena Fahrenbach. Czym mogę panu służyć? - 

przywitała gościa. 

Mężczyzna zatrzymał się i badawczym wzrokiem patrzył na 

Lenę. 

- Do pani należy to wszystko? - zapytał. - Cała posiadłość? 
- Tak. 
- Piękna, naprawdę piękna. Przede wszystkim taki tu spokój. 

Dokładnie tego szukam. 

Czyżby jednak to był kolejny agent nieruchomości? 
- Pytał pan o apartamenty - przypomniała mu Lena. 
-  Tak,  tak,  wiem,  ale  całe  otoczenie  też  musi  być 

odpowiednie. 

-  Mogę  panu  pokazać  pokoje.  Mamy  osiem  apartamentów. 

Wszystkie z łazienką 

 

background image

i podobnie urządzone. Są jeszcze świetlica i kuchnia. Z tych 

pomieszczeń też mogą korzystać goście. 

Zaprowadziła  go  do  dawnych  czworaków.  Nie  mieli  teraz 

gości, więc mogła mu pokazać wszystkie apartamenty. 

Uważnie się przyglądał. 
- Bardzo ładnie urządzone, solidnie i z gustem. Łazienki też są 

bardzo  ładne.  Nie  do  końca  tak  to  sobie  wyobrażałem,  ale 
wynajmuję. 

-  Na  który  apartament  pan  się  zdecydował?  Od  kiedy  mam 

zrobić rezerwację? 

-  Od  teraz.  Wynajmuję  wszystkie  apartamenty,  czyli  cały 

dom. 

- Cały dom? 
Lena patrzyła na niego z niedowierzaniem. 
- Tak. 
- Reprezentuje pan jakiś klub żeglarski łub inny sportowy? 
- Nie. Przyjedzie tylko jedna osoba... Pewna dama. 
 

background image

- I potrzebny jej cały dom? 
- Wyjaśnię pani, żeby nie musiała pani dłużej zgadywać. Ta 

kobieta potrzebuje spokojnego miejsca, gdzie nikt nie zakłóci 
jej spokoju i nie będzie jej nagabywać. To jest właśnie idealne 
miejsce. Droga dojazdowa do posesji też jest prywatna, więc 
nikt nie wtargnie tu znienacka. 

-  I  kto  ma  być  tym  gościem?  Mężczyzna  wahał  się  przez 

chwilę. 

- Proszę zachować całkowitą dyskrecję. Ta osoba zamieszka u 

pani incognito. Chodzi o Isabellę Wood. 

- Tę... tę aktorkę? -Tak. 
Lena  nie  mogła  uwierzyć.  Isabella  Wood  jest  aktorką 

światowej  sławy,  która  mogłaby  zamieszkać  wszędzie  i  nikt 
nie zakłóciłby jej spokoju, bo nie pozwoliliby na to jej ochro-
niarze.  A  teraz  ma  zamieszkać  w  jej  posiadłości?  Coś  tu  nie 
gra. 

- Dlaczego chce przyjechać akurat tutaj? 
 

background image

Mężczyzna uśmiechnął się. 
-  Ona  nawet  nie  wie,  gdzie  zamieszka.  Chce  jedynie  być  w 

pobliżu  miejsca,  gdzie  będzie  kręcony  film.  Pragnie  się 
wyciszyć.  Potrzebuje  spokoju. Przeżywa akurat  kryzys.  Musi 
dojść do siebie, zanim zaczną się prace na planie filmowym. 

-  Od  piątku  do  niedzieli  wszystkie  apartamenty  są  już 

zarezerwowane.  Poza  tym  nie  wiem,  jak  wygląda  grafik  na 
kolejne  dni.  Muszę  sprawdzić.  Nie  zajmuję  się  osobiście 
wynajmem apartamentów. Proszę chwilę zaczekać. 

Lena poszła do małego biura obok kuchni i wyjęła organizer. 

Było kilka pytań dotyczących wynajmu, ale nie były to pewne 
rezerwacje. 

- Od poniedziałku może pan zająć apartamenty - powiedziała i 

usiadła przy stole, przy którym siedział mężczyzna. 

- Jak długo zostanie pani... Wood? W zruszył ramionami. 
 

background image

-  Nie  mam  pojęcia.  Nie  wiem,  ile  potrzebuje  czasu  na 

zregenerowanie  sił.  Zapłacę  z  góry  za  dwa  miesiące  i  to 
podwójną stawkę. Proszę jej zapewnić spokój. Nikt nie może 
naruszyć  jej  prywatności.  Jeśli  wyprowadzi  się  wcześniej,  to 
pani szczęście, a nasz pech. 

Otworzył laptop. 
-  Proszę  powiedzieć,  ile  płacę,  i  podać  mi  numer  konta.  Od 

razu zrobię przelew. 

Czegoś  takiego  Lena  jeszcze  nie  przeżyła.  Aż  trudno 

uwierzyć.  Mężczyzna  płaci  za  dwa  miesiące  z  góry  i  to 
podwójną stawkę. 

- Kim... kim pan właściwie jest? 
-  Olaf  Cremer...  Menedżer  Isabelli.  Przepraszam,  nie 

przedstawiłem się. 

Widać było, że zrobiło mu się głupio. 
-  Jak  pan  do  nas  trafił,  panie  Cremer?  Moje  apartamenty 

wynajmuję dopiero od niedawna i nie mam jeszcze specjalnej 
reklamy. 

Lena wciąż była trochę nieufna. 
 

background image

Nie ma co się dziwić. Nagle ni z tego, ni z owego zjawia się 

jakiś facet, w pośpiechu wynajmuje całe czworaki dla jednej 
osoby i płaci z góry, na dodatek podwójnie. 

- To przypadek. Stary znajomy polecił mi pani apartamenty. 

Pani też go zna. To Jan van Dahlen. 

To niemożliwe! 
Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. 
- Jan? - jęknęła Lena. 
-  Tak.  Wychwalał  apartamenty  pod  niebiosa.  Panią  zresztą 

też. Jak się okazało, nie przesadził ani trochę. 

Lena próbowała ukryć zakłopotanie. 
Musi  porozmawiać  z  Nicolą.  Przyjąć  tę  ofertę  czy  nie? 

Zgodzić  się  na  podwójną  stawkę  czy  nie?  Trochę  to 
niepoważne.  Ale  w  końcu  to  propozycja  menedżera  Isabel)i 
Wood.  Lena  nie  ma  żadnego  doświadczenia  w  kontaktach  z 
gwiazdami.  Może  trudno  z  nią  wytrzymać  i  jest  uciążliwym 
gościem?  Może  właśnie  dlatego  zaproponował  podwójną 
stawkę? 

 

background image

- Panie Cremer, proszę mi dać czas do namysłu do jutra. 
Spojrzał  na  nią  zdumiony.  Coś  takiego  jeszcze  mu  się  nie 

zdarzyło.  Chce  zapłacić  za  dwa  miesiące  z  góry,  na  dodatek 
podwójną stawkę, a ona chce się zastanowić? 

Zamknął laptop. 
- Skoro tak pani uważa... 
- Panie Cremer, nie chcę pana denerwować, ale proszę mnie 

zrozumieć. Warunki wynajmu daleko wykraczają poza normę, 
a  Isabella  Wood  nie  jest  zwykłym  gościem.  Chciałabym  to 
omówić  z  panią  Dunkel.  Ona  zajmuje  się  wynajmem 
apartamentów. Jeśli ona nie będzie miała żadnych zastrzeżeń, 
jutro potwierdzę rezerwację. 

- W porządku - powiedział i podał jej wizytówkę. 
Na odwrocie dopisał jeszcze numer swojej komórki. 
- Najszybciej złapie mnie pani pod tym numerem. Czekam na 

telefon. Miło mi było 

 

background image

panią  poznać,  pani  Fahrenbach.  Jan  ma  rację.  Jest  pani 

wyjątkowa. 

Odszedł. Lena została sama. Miała mętlik w głowie. 
Wynająć  apartamenty  na  dwa  miesiące  i  zgarnąć  podwójną 

stawkę - czego więcej można oczekiwać. Dlaczego się waha? 
Bo  Jan  ją  polecił?  Ale  przecież  to  miło  z  jego  strony.  To 
znaczy, że myśli o niej nie tylko jak o kobiecie, lecz również 
osobie,  która  po  prostu  musi  zarabiać  pieniądze.  Nie  chciała 
sprawiać wrażenia bogatej dziedziczki, więc opowiedziała mu 
o  swojej  sytuacji  finansowej.  Jej  wyznanie  nie  poruszyło  go 
jakoś szczególnie. 

Isabella Wood przechodzi kryzys. Jest nie tylko aktorką, ale 

też zwykłym człowiekiem z całkiem normalnymi problemami. 
Co  ją  tak  wytrąciło  z  równowagi?  Coś  o  niej  czytała... 
Przypomniało się jej, że chyba odszedł od niej partner. Nawet 
się dziwiła, że przytrafiło się to takiej pięknej kobiecie, która 
odnosiła same sukcesy. 

 

background image

Lena zamknęła apartamenty i wróciła do biura. 
Daniel też już wrócił. Właśnie instruował pracowników, jak 

mają pakować Finnemore Eleven. 

Lena zauważyła, że wziął już z jej biurka gotowe dokumenty 

przewozowe. Musiała zabrać się ostro do roboty i naszykować 
kolejne. Zapomniała przy tym o Isabelli Wood i że być może 
będzie ją gościć w swojej posiadłości. 

background image

Wystraszył ją głośny tupot, który nagle dobiegł do jej uszu. 

Do biura wpadli Merit i Niels. 

- Ciociu, ciociu, jesteśmy! 
Dzieci rzuciły się jej w objęcia. Lena trochę się zdziwiła, że 

Niels witał się z nią nad wyraz serdecznie. Merit zawsze tak 
robiła, ale Niels był zazwyczaj powściągliwy. 

Lena przytuliła do siebie dzieci. 
- Świetnie, że jesteście. Tak się cieszę; Jak podróż? 
-  Super.  Nicola  wzięła  na  drogę  dużo  słodyczy  -  zawołała 

Merit z zachwytem. 

Lena roześmiała się. 
- Właściwie chciałam się dowiedzieć, czy były korki. 
 

background image

-  Niewiele  brakowało,  a  wpakowalibyśmy  się  w  korek.  Ale 

Aleks  jest  mądry  -  wyjaśnił  Niels.  -  Zjechał  z  autostrady  i 
wjechał na nią dopiero na drugim wjeździe. Tam już korka nie 
było.  Ciociu,  gdzie  jest  Daniel?  Chciałbym  się  z  nim 
przywitać. 

- Ja też - wtórowała mu Merit. 
-  Razem  do  niego  pójdziemy.  Jest  na  dole,  w  ekspedycji. 

Dostaliśmy duże zlecenie. Daniel ma teraz pełne ręce roboty. 

- To jest to zlecenie, które  sprzątnęłaś sprzed  nosa wujkowi 

Friederowi? 

Co za bzdury ten chłopak wygaduje? 
-  Niczego  Friederowi  nie  sprzątnęłam  sprzed  nosa.  Co  ci 

przyszło do głowy? 

- Słyszałem, jak wujek tak powiedział do mamy. Powiedział, 

że jesteś wredna i wpychasz mu się w interesy. 

Lena nie widziała, czy się śmiać, czy płakać. 
W  innych  okolicznościach  pewnie  by  nie  zareagowała,  ale 

kłamstwa nie chciała zostawić bez odpowiedzi. 

 

background image

- Niels, posłuchaj. Nigdy nikomu nie wpycham się w interesy. 

Wujek nie powiedział prawdy. 

Niels spojrzał na ciotkę i zupełnie spontanicznie ją objął. 
- Ciociu, ja ci wierzę. Nie lubię wujka Friedera. On się ciągle 

tylko przechwala. 

- Ja też go nie lubię - zawołała Merit. Jak zwykle powtarzała 

wszystko po swoim bracie. 

Lena pogłaskała Nielsa po głowie. 
- Dziękuję - powiedziała krótko. Nie chciała drążyć tematu. - 

Chodźmy teraz do Daniela. Czeka już na was i... ma dla was 
niespodziankę. 

- Dla mnie też? - dopytywała Merit. 
- Myślę, że tak. 
- Ciociu, czy ty też masz dla nas jakąś niespodziankę? 
- No jasne. 
- A co to jest? - Merit wierciła jej dziurę w brzuchu. 
 

background image

- Jak ciocia ci powie, to nie będzie niespodzianki! - krzyknął 

Niels. 

Zeszli  na  dół  do  działu  ekspedycji.  Daniel  wręczał  właśnie 

dokumenty przewozowe jednemu z pracowników. 

-  Daniel,  Daniel...  -  wołał  Niels  i  wyrwał  do  przodu,  żeby 

rzucić się Danielowi w ramiona. - Już jestem! 

Daniel objął chłopca. 
- Cieszę się! 
Daniel miał łzy w oczach. Łzy radości. 
- A nie cieszysz się, że ja też jestem? - narzekała Merit. 
- Moja mała księżniczko, oczywiście, że się cieszę. Wyrosłaś i 

wypiękniałaś. 

- Zapuszczam włosy. Będę miała długie jak moja lalka Lisa. 

To moja nowa lalka. Dostałam ją od Nicoli. Kupiła ją, bo jest 
podobna do mnie. 

- Żadna lalka nie jest taka ładna jak ty, księżniczko. 
Merit od razu poczuła się lepiej. 
 

background image

Niels  nie  chciał  już  tego  słuchać  i  nie  chciał  się  już  dzielić 

Danielem. Chciał być dla niego najważniejszy. 

- Mamy coś do roboty? - zapytał Niels.   
Daniel wypuścił Merit z objęć. 
- Nie, nie mamy. Ale możemy pójść do mnie. Mam dla was 

niespodziankę. 

-  Super!  -  zapiszczała  Merit.  -  Ciociu,  potem  wrócimy  do 

ciebie.   

-Zgoda. 
Lena  patrzyła,  jak  Daniel  razem  z  dziećmi  opuszczają 

magazyn.  Z  prawej  strony  szła  Merit.  Trzymał  ją  za  rękę,  a 
dziewczynka  wesoło  podskakiwała.  Z  lewej  strony  dumnie 
kroczył Niels. 

Merit  i  Niels  byli  wspaniali.  Takie  cudowne  dzieci  nie 

zasłużyły sobie na to, żeby matka je zaniedbywała. 

Ale i tak byli w lepszej sytuacji niż ich kuzyn Linus. Rodzice 

bez  namysłu  posłali  Linusa  do  internatu.  Chłopiec  był  tam 
nieszczęśliwy. Próbował sobie nawet odebrać życie. 

 

background image

Grit nie posunęłaby się tak daleko. Wprawdzie dzieci trochę 

jej przeszkadzały w kontaktach z kochankiem, ale nigdy by ich 
nie odtrąciła. 

Tego Lena była pewna. 
Biedny Linus... 
Serce boli, gdy pomyśli się o tym biednym chłopcu. Jak on się 

czuje? 

Nie  miała  pojęcia  i  niestety  nie  mogła  się  dowiedzieć.  Jej 

despotyczny  brat  zabronił  jej  kontaktów  z  Linusem.  Co  za 
podłość! Niestety, nic nie może zrobić. 

-  Pani  Fahrenbach,  będą  jeszcze  jakieś  dokumenty 

przewozowe czy na tym koniec? - Głos jednego z pakowaczy 
wyrwał ją z zamyślenia. 

-  Na  dzisiaj  koniec.  Proszę  dokończyć  to,  co  jest,  a  jutro 

zrobimy resztę. 

Merit  na  pewno  nie  odstąpi  Nicoli,  a  Daniel  zajmie  się 

Nielsem. Lena będzie miała czas na pracę w biurze. 

 

background image

-  Zgoda.  Zresztą  jakby  co,  wiem  gdzie  znaleźć  panią  lub 

Daniela. To dzieci pani siostry? 

- Tak. Pamięta pan Grit? 
-  Oczywiście.  Gdy  przyjeżdżała  do  Fahrenbach,  zawsze 

bawiła  się  z  naszą  Moniką.  Przychodziła  do  nas.  Pewnie  już 
tego nie pamięta. 

- Nie wiem. Zapytam ją, gdy będę odwozić dzieci. 
Oczywiście,  że  jej  nie  zapyta.  Ale  nie  może  temu 

człowiekowi powiedzieć, że Grit brzydzi się wszystkim, co jest 
związane  z  Fahrenbach.  Nie  może  mu  powiedzieć,  że  z 
normalnej dziewczyny stała się zwykłą pudernicą. Nie, takich 
rzeczy nie może powiedzieć. Co on by sobie pomyślał? 

-  W  takim  razie  proszę  ją  od  nas  pozdrowić  -  powiedział 

mężczyzna.  -  Monika  niestety  nie  ma  dzieci.  Nie  udało  się. 
Trudno,  tak  widocznie  musiało  być.  Trzeba  się  pogodzić  z 
losem. Ale szkoda, że nie mam wnuków. 

 

background image

- Czasem cuda się zdarzają - próbowała go pocieszyć. - Jeśli 

Monika jest w wieku Grit, to jeszcze nie wszystko stracone. 

-  Oby  tak  było  -  powiedział.  -  Wracam  do  pracy.  Robota 

czeka. 

- Później zajrzę - obiecała Lena, zanim wyszła z magazynu. 
Destylarnia  i  dom  były  od  siebie  oddalone  o  jakieś  pięćset 

metrów. Mimo tej odległości słyszała radosny śmiech dzieci i 
ich krzyki, którym towarzyszyło tak samo radosne szczekanie 
psów. 

-  Daniel,  patrz,  jak  mój  samochód  z  impetem  wchodzi  w 

zakręt - wołał z zachwytem Niels. 

Jego  radość  oznaczała,  że  Daniel  trafił  z  prezentem  w 

dziesiątkę. 

-  Lady,  zostaw.  Moja  lalka  nie  jest  zabawką  dla  psów!  - 

krzyczała  Merit.  -  Pobaw  się  swoją  kostką,  którą  ci 
przywiozłam. Zapłaciłam za nią z mojego kieszonkowego, a ty 
nawet jej nie dotknęłaś. 

 

background image

Lena  przyspieszyła  kroku,  żeby  szybciej  znaleźć  się  przy 

dzieciach. 

Posiadłość  ożywała,  kiedy  tu  przyjeżdżały.  Tętniła  życiem. 

Lena też chciała mieć dzieci. Przynajmniej troje. Ale najpierw 
musi wyjść za mąż. 

Dlaczego  Thomasowi  się  nie  spieszy?  I  tak  już  stracili 

dziesięć lat. 

Merit zobaczyła ciocię i podbiegła do niej.   
-  Ciociu,  pokażesz  nam  teraz  twoje  prezenty?  Zobacz,  co 

dostałam od Daniela. Łańcuszek i bransoletkę. Akurat w moim 
kolorze. Lubię różowy. 

- Piękne - powiedziała Lena. 
Podziwiała  prezenty  od  Daniela  i  nie  mogła  uwierzyć,  że 

kupił dla Merit takie ładne rzeczy. 

Niestety,  nie  przebije  Daniela  i  Nicoli  swoimi  prezentami. 

Kupiła dla dzieci tylko gry i książki. Ale nie miała zamiaru z 
nikim konkurować. Chciała jakoś zachęcić dzieci do 

 

background image

książek,  bo  uważała,  że  za  mało  czytają.  Kupiła  takie 

wyróżnione w konkursach. 

Miała nadzieję, że spodobają się Merit i Nielsowi. 
- No, chodźcie, pokażę wam prezenty! -powiedziała. 
Merit  złapała  ją  za  rękę,  a  Niels  -  trochę  niezadowolony  - 

odstawił swój samochód. 

-  Danielu,  zaczekaj  na  mnie.  Zaraz  wracam  -  zawołał  i 

podreptał za Leną. 

Psy poczłapały za nimi. W drzwiach domu Lena odwróciła się 

do psów. 

- Nie zapomniałam o was, łobuzy - zaśmiała się i włożyła rękę 

do pojemnika ze smakołykami. 

- Ciociu, mogę im dać? - zapytała Merit. 
- Nie, ja... jestem starszy... i jestem chłopcem. 
-  To  nie  ma  żadnego  znaczenia  -  upomniała  go  Lena.  - 

Dziewczynki  i  chłopcy  mają  takie  same  prawa.  Obydwoje 
możecie 

 

background image

dać psom smakołyki. Każde z was może dać po dwa jednemu 

z psów. 

- Tak mało? - jęknęła Merit. 
- Kochanie, psy nie mają się tym najeść. Smakołyki mają być 

dla  nich  czymś  specjalnym.  Gdybyś  całymi  dniami  jadła 
wyłącznie  czekoladę,  to  nie  byłaby  dla  ciebie  niczym 
nadzwyczajnym. 

-  O  nie,  ja  mogłabym  jeść  tylko  czekoladę!  -  powiedziała 

Merit. 

- Nie wierzę! - wykrzyknęła Lena. 
- Przecież bolałby cię brzuch!  - dodał Niels. - Ciociu, mogę 

dostać swoje smakołyki? Najpierw dam Hektorowi. 

- A ja zacznę od Lady. Bo ona tak jak ja jest dziewczynką. 
Lena  rozdzieliła  smakołyki  dla  psów  i  przyglądała  się,  jak 

dzieci karmią nimi Hektora i Lady. 

Były bardzo przejęte. 
- Ciociu, one chcą jeszcze. Zobacz, jak na nas patrzą. 

background image

-  Jeśli  nawet  zjedzą  dziesięć  smakołyków,  będą  na  was 

patrzeć  takim  wzrokiem.  Koniec!  Hektor,  Lady,  idźcie  do 
Daniela! 

Psy odbiegły. 
- A wy za mną! - rzuciła do dzieci. 

background image

Lena,  Nicola,  Aleks  i  Daniel  spędzili  z  dziećmi  cudowne 

popołudnie.  Dzieci  były  szczęśliwe,  że  mogły  przyjechać  do 
posiadłości. 

Lena  pracowała  trochę  w  biurze  i  przygotowała  rachunki, 

potwierdzenia odbioru dostawy i inne dokumenty wysyłkowe. 
Nie chciała opóźniać pracy pakowaczy, którzy z samego rana 
zabiorą się za pakowanie kolejnych partii. 

Ustalili  wprawdzie,  że  kiedy  przyjadą  dzieci,  zrobią  sobie 

przerwę w pracy. Ale skoro Niels zawłaszczył Daniela i chciał 
być tylko z nim, a Merit z Nicolą, Lena nie miała pretekstu do 
leniuchowania. Nie chciała siedzieć bezczynnie, więc zajęła się 
pracą 

 

background image

w  biurze.  Zresztą  im  szybciej  przygotują towar  do  wysyłki, 

tym lepiej. 

Z tego wszystkiego zapomniała opowiedzieć Nicoli o Isabelli 

Wood. 

Przypomniała sobie o tym, kiedy kładła się spać. 
Wyskoczyła z łóżka i wybiegła na balkon, żeby zobaczyć, czy 

Dunkelowie  jeszcze  nie  śpią.  Na  szczęście  w  oknach  widać 
było światło. 

Niewiele myśląc, założyła szlafrok, na stopy wsunęła kapcie i 

wybiegła z domu. 

Nicola i Aleks siedzieli w salonie. 
Aleks czytał gazetę sportową i popijał piwo. 
Nicola  siedziała  przy  lampce  czerwonego  wina  i 

rozwiązywała krzyżówki. 

- Mała już śpi - powiedziała, kiedy zobaczyła Lenę. Odłożyła 

ołówek. - Za dużo emocji. Ale to chyba nie jest powód twojej 
wizyty? Coś się stało? 

- Zapomniałam wam coś powiedzieć. 
 

background image

-  Napijesz  się  czegoś?  -  zapytał  Aleks  i  się  podniósł.  - 

Najlepiej  zrobisz,  jak  się  napijesz  piwa.  Będzie  ci  się  lepiej 
spało. 

Aleks  przyniósł  piwo.  Lena  łapczywie  wypiła  prawie  pół 

kufla. Aleks dolał jej i dosiadł się do kobiet. 

- Mówi wam coś nazwisko Wood? Isabella Wood? 
- Nie, a powinno? - zapytał Aleks. 
- Człowieku, to przecież znana aktorka. Gazety rozpisują się 

na jej temat. 

- Ale tylko te, które ty czytasz - zauważył Aleks. 
- Co z nią? - dopytywała Nicola. 
-  Był  tu  jej  menedżer.  Chce  wynająć  ma  dwa  miesiące  całe 

czworaki i zapłacić podwójnie. Chciał wynająć od dzisiaj, ale 
powiedziałam  mu,  że  to  niemożliwe,  bo  na  weekend 
przyjeżdżają  goście  do  apartamentów.  Dlatego  chce  wynająć 
od poniedziałku. 

- A gdzie tu jest haczyk? - zapytał nieufnie Aleks. 
 

background image

- Nie ma. 
-  Jakim  sposobem  ktoś  tak  sławny  trafia  do  naszej 

posiadłości? Nie mówię, że u nas nie jest pięknie, ale tylko my 
i mieszkańcy Fahrenbach znamy nasz raj. Poza tym prawie nikt 
o nas nie wie. 

- Ten menedżer, niejaki Olaf Cremer, jest dobrym znajomym 

Jana,  może  nawet  jego  przyjacielem.  Jan  polecił  naszą 
posiadłość.  Isabella  Wood  jest  teraz  w  kiepskiej  formie. 
Wspomniał  coś  o  jakimś  kryzysie,  który  akurat  przechodzi. 
Musi dojść do siebie. Poza tym niedaleko będzie kręcony film 
z jej udziałem. 

- Skoro tak, to dobrze. Wynajem na dwa miesiące, podwójna 

stawka. Słusznie zrobiłaś, że się zgodziłaś. 

- Jeszcze nie dałam odpowiedzi. Poprosiłam pana Cremera o 

czas do jutra rano. 

- Leno, dlaczego od razu się nie zgodziłaś? - zawołała Nicola. 

-  Nie  mamy  żadnych  rezerwacji  na  najbliższe  tygodnie. 
Przyszły 

 

background image

jedynie jakieś e-maile, ale nic konkretnego. Pobyt tej aktorki 

spadł nam z nieba. 

-  Najpierw  chciałam  się  naradzić  z  wami.  To  wspaniale,  że 

chcą  wynająć  czworaki  na  dwa  miesiące,  ale  nie  do  końca 
podoba  mi  się  pomysł  podwójnej  stawki.  Trochę  to  mało 
poważne.  Isabella  Wood  nie  wymaga  jakiegoś  specjalnego 
traktowania.  Poza  tym  będzie  tu  sama,  więc  nie  wykorzysta 
całego domu. 

-  Ale  go  blokuje  i  jeśli  ktoś  ci  proponuje  podwójną  stawkę, 

głupotą byłoby odrzucenie takiej oferty. 

- Myślicie, że nie ma w tym nic złego? -zapytała niepewnie. 
- Oczywiście. 
- Leno - powiedziała Nicola i zaczęła tłumaczyć: - Zimą nie 

będziemy  mieli  gości,  więc  powinniśmy  skorzystać  z  każdej 
oferty.  Utrzymanie  apartamentów  dużo  cię  kosztuje,  a  ty  na 
razie nie masz za wiele pieniędzy. Owszem,    interes    świetnie   
się rozwija. 

 

background image

Załatwiłaś intratny kontrakt z Marjorie. Ale mimo wszystko 

nie jest łatwo. Nicola ma rację. 

-  Jutro  rano  zadzwonię  do  Olafa  Cremera  i  przyjmę  jego 

propozycję. 

- Od razu powinnaś była tak zrobić - wypalił Aleks. - Nie co 

dzień trafia się taka okazja. Ale to cała ty. Zawsze porządna do 
granic  przyzwoitości,  zawsze  uczciwa,  tak  uczciwa,  że  nie 
umiesz łapać okazji. 

-  Aleks,  jestem,  jaka  jestem.  Nikt  jeszcze  nie  przeskoczył 

własnego  cienia.  Wolę  być  typową  Fahrenbachówną,  niż 
zachowywać się jak moje rodzeństwo. 

- No właśnie, a propos rodzeństwa - wtrąciła Nicola. - Dzieci 

mają problem z matką. Powiedziały ci już, że chcą lecieć do 
ojca do Kanady? 

- Nie, ale Grit nie jest chyba aż taką złą matką... Ona... 
-  Zaniedbuje  własne  dzieci  i  daje  im  wyraźnie  do 

zrozumienia, że nie są dla niej 

 

background image

najważniejsze.  Robertino  jest  od  nich  dużo  ważniejszy. 

Dzieci nie mogą tego pojąć. Ojciec codziennie do nich dzwoni, 
pociesza je, robi, co może, nawet będąc tak daleko. 

- Holger kocha je ponad wszystko. Chciał je zabrać ze sobą, 

ale Grit się nie zgodziła. 

- Nie jestem pewna, czy nadal chce mieć je przy sobie. Dzieci 

wyraźnie jej przeszkadzają. Sama widzisz, że wysyła je do nas, 
żeby się ich pozbyć z domu. 

-  Niestety,  to  gorzka  prawda.  Ale  nas  cieszy  ich  przyjazd, 

prawda? 

- Oczywiście! I to jak! - potwierdziła Nicola. - Ale jedno nie 

ma z drugim nic wspólnego. Musisz przemówić jej do rozumu. 
Jeśli  dalej  będzie  tak  postępować,  dzieci  stracą  dla  niej 
szacunek. 

Nicola  ma  rację.  Grit  realizuje  swoje  zachcianki  kosztem 

dzieci. Najsmutniejsze jest to, że jej romans z tym Robertino, 
Roberto,  czy  jak  mu  tam,  zaraz  się  skończy.  Rzuci  ją,  a  ona 
pogrąży się w rozpaczy. 

 

background image

- Napiłabym się wódki - powiedziała Lena. 
- Mnie też możesz nalać - stwierdziła Nicola. 
Aleks podniósł się. 
- Czego chcecie się napić? Wódeczki Horlitza? Tej z odrobiną 

mango? 

- Wolałabym Fahrenbachówkę - powiedziała Lena. 
- Niestety, już się skończyła. 
-  Jeszcze  trochę  mam  w  domu.  Przypadkowo  udało  mi  się 

kupić jedną butelkę. Zaczekajcie, zaraz wracam. 

Nie  powiedziała,  gdzie  kupiła  Fahrenbachówkę.  Szybko 

pobiegła do domu. 

Aleks  naszykował  kieliszki.  Z  namaszczeniem  nalewał  do 

nich trunek. 

- Że też nie możemy odnaleźć receptury! - złościła się Nicola. 

-  Gdybyśmy  ją  mieli,  wznowilibyśmy  produkcję  i  nie 
musielibyśmy się zajmować dystrybucją cudzych napitków. 

 

background image

- Co wcale nie wychodzi nam na złe, bo przynosi pieniądze - 

zauważył Aleks. - Zresztą jestem pewien, że kiedyś wznowimy 
produkcję.  Szef  nigdy  nie  zniszczyłby  receptury.  Nie  nasz 
szef... 

Lena  nic  nie  powiedziała.  Nie  było  sensu  o  tym  mówić. 

Wszędzie szukała receptury. Wszystko na nic. Nie znalazła jej. 
Receptura  nie  spadnie  im  z  nieba.  W  grobie  ojca  też  jej 
przecież nie ma. 

Nicola podniosła kieliszek. 
- Kochani, na zdrowie... Chluśniem, bo uśniem. 
Lena roześmiała się i podniosła kieliszek. 
- Skąd znasz takie powiedzonko? - dopytywała. 
- Przeczytałam gdzieś i spodobało mi się. Wypijmy więc za 

Fahrenbachówkę.  Ja  też  wierzę,  że  wkrótce  zaczniemy  ją 
produkować. 

- Na zdrowie... Chluśniem, bo co? 
- Bo uśniem - dokończyła Nicola. 
 

background image

Fahrenbachówka  smakowała  wyśmienicie.  Wszyscy  troje 

doskonale o tym wiedzieli. I co z tego? 

background image

Dni  spędzone  przez  dzieci  w  posiadłości  nie  tylko  dla  nich 

były piękne. Dorośli też czerpali z nich radość. Nicola i Aleks 
chcieli odwieźć dzieci do domu, ale Lena sprzeciwiła się ich 
propozycji.  Sama  odwiezie  dzieci.  Koniecznie  musi 
porozmawiać z siostrą. Chce się czegoś dowiedzieć o Linusie. 
Może  Grit  nie  ma  dokładnych  informacji  o  chłopcu,  ale 
nietrudno jej będzie je zdobyć. W końcu ma świetny kontakt z 
Friederem. 

Uzgodniły, że Lena przenocuje w domu siostry. Wieczorem 

miały się spotkać we włoskiej restauracji. 

Lena  cieszyła  się  na  to  spotkanie.  Będą  miały  okazję  do 

dłuższej pogawędki. Przez 

 

background image

telefon  Grit  nie  chciała  za  dużo  mówić.  Zawsze  szybko 

kończyła rozmowę. 

Są  siostrami,  powinny  ze  sobą  rozmawiać  i  to  nie  tylko  o 

rzeczach nieprzyjemnych, lecz o wszystkim. Wcześniej miały 
ze sobą bardzo dobry kontakt. Teraz oddaliły się od siebie. Jeśli 
nie poprawią wzajemnych relacji, to pewnego dnia miną się na 
ulicy jak dwie obce osoby. 

Lena punktualnie dojechała na miejsce. Samochód zostawiła 

na parkingu należącym do restauracji. Nie znała tej restauracji. 
Była chyba nowa. 

- Ciociu, to nie jest dobra restauracja. Nie możemy pójść do 

innej? 

- Tutaj jesteśmy umówieni z waszą mamą. 
-  Tu  nie  ma  pizzy,  a  ja  mam  ochotę  na  pizzę  -  użalała  się 

Merit. 

- Najlepiej zawróćmy i wracajmy do Fahrenbach. Tam jest o 

wiele  ładniej  i  smakuje  nam  wszystko,  co  Nicola  ugotuje  - 
wtrącił Niels. 

 

background image

- Tak nie można. Idziemy. Mama na pewno już na was czeka. 
-  Mama  nigdy  nie  przychodzi  punktualnie.  Zawsze  się 

spóźnia. Nawet na wywiadówkę w szkole. 

Przypuszczenie  Merit  się  potwierdziło.  Kiedy  weszli  do 

restauracji, Grit nie było w środku. 

Restauracja była pełna, ale Grit zrobiła rezerwację. 
Kelner  zaprowadził  ich  do  stolika.  I  Lena  doskonale 

rozumiała,  dlaczego  dzieciom  nie  podoba  się  ta  restauracja. 
Wszystko  tu  było  takie  pompatyczne.  Wystrój  pasował  do 
gości.  Mężczyźni  w  najnowszych  garniturach  od  Brioniego, 
kobiety podobne do siebie jak dwie krople wody, jakby chirurg 
plastyczny robił je wszystkie na wzór Angeliny Jolie, z tą tylko 
różnicą, że jej usta i nos były prawdziwe. Lena zamówiła dla 
siebie wodę. Dzieci zaczęły przeglądać kartę dań. 

 

background image

Same wyszukane potrawy, ale niekoniecznie takie, które lubią 

dzieci. 

Nieliczne  dania  z  makaronów  nie  trafiały  w  gust  dzieci. 

Przyrządzano je z truflami, krewetkami i innymi dodatkami. 

Dzieci  lubią  spaghetti  bolognese.  Niestety,  nie  było  tego  w 

karcie dań. 

Lena spojrzała na zegarek. 
Siedzieli tu już pół godziny. Dzieci zrobiły się niespokojne i 

zaczęły odczuwać zmęczenie po podróży. 

Lena próbowała skontaktować się telefonicznie z siostrą. Grit 

nie odbierała telefonu w domu. Nie odbierała też komórki. 

Chyba nie zapomniała o spotkaniu? 
- Ciociu, jestem głodny - marudził Niels. 
- A ja zmęczona - dodała Merit. Lena przywołała kelnera. 
- Pewnie nie macie spaghetti bolognese? - zapytała. 
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. 
- Droga pani, nie jesteśmy pizzerią. 
 

background image

Większej głupoty Lena chyba w życiu nie słyszała. 
- W porządku. Ale macie w kuchni spaghetti i oliwę. Proszę 

przynieść dla dzieci spaghetti z oliwą, a dla mnie antipasti... i 
butelkę wody - dodała, kiedy się zorientowała, że wypiła już 
wcześniej zamówioną wodę. 

Kelner  patrzył  na  nią  tak,  jakby  zrobiła  mu  niemoralną 

propozycję. 

- Jakiś problem? - zapytała Lena. 
-  Nie...  nie,  skądże.  Dwa  razy  spaghetti...  tylko  z  oliwą,  raz 

antipasti i butelka wody. 

- Zgadza się - potwierdziła Lena, dumnie unosząc głowę. 
Nie  przejmowała  się  zdziwionymi  spojrzeniami  gości  z 

sąsiednich stolików. 

- Dziękuję, ciociu - powiedział Niels. -Mama padłaby trupem, 

gdyby wiedziała, co zamówiłaś. 

- A co takiego zamówiłam? Tylko to, co lubicie jeść. 
 

background image

-  No  jasne,  ciociu,  i  to  jest  właśnie  super.  Ale  w  tym 

wytwornym lokalu nikt tego nie zamawia. 

-  Ktoś  musi  być  pierwszy  -  oznajmiła  i  uśmiechnęła  się 

krzywo. 

Nic  więcej  nie  powiedziała,  bo  w  tym  momencie  do 

restauracji wpadła Grit. 

Sprawiała wrażenie kobiety żyjącej w wiecznym stresie. Ku 

przerażeniu Leny schudła jeszcze bardziej, przez co wyglądała 
dużo gorzej. 

Szef  restauracji  podbiegł  do  niej,  objął  ją  i  pocałował  na 

przywitanie. Pewnie przywilej stałych klientów. Kelnerzy też 
ją obskakiwali. Jeden z nich zaprowadził ją do stolika. 

- Przepraszam, coś mnie zatrzymało. Nachyliła się nad Leną i 

posłała udawane 

całusy. Dzieci ucałowała w czoło i wreszcie usiadła. 
- Jestem wykończona - jęknęła. 
- Mamo, ja... - Merit chciała coś matce opowiedzieć, ale ta jej 

przerwała. 

 

background image

-  Zaraz,  kochanie,  zaraz  mi  wszystko  opowiesz.  Muszę 

odsapnąć. 

Do stolika podszedł kelner. 
- Luigi, przynieś mi najpierw lampkę wina, a potem krewetki 

z grilla - powiedziała i odwróciła się do Leny i dzieci. - Wybra-
liście już coś? 

Lena pokiwała głową. Przypomniała sobie, że kiedy widziały 

się  ostatni  raz,  Grit  też  jadła  krewetki  z  grilla.  Czyżby  tylko 
tym się żywiła? 

- Co zamówiliście? - dopytywała Grit. 
- Antipasti i dla dzieci spaghetti z oliwą. 
- Co? - jęknęła Grit. Lena powtórzyła. 
- Oszalałaś? Tu, w tej restauracji zamawiasz takie byle co? 
Lena nie rozumiała oburzenia siostry. 
- Grit, uspokój się. To restauracja jak każda inna. Ojciec nigdy 

nie miał problemu z zamówieniem dla nas tego, co chcieliśmy. 

- Ale nie w takiej restauracji. Co inni pomyślą. .. Co personel 

o mnie pomyśli... 

 

background image

-  Nie  interesują  mnie  inni  goście,  a  personel...  Cóż,  jestem 

przekonana,  że  po  pracy  ci  chłopcy  zrzucają  wytworne 
mundurki i siedzą z matką przy parującym półmisku spaghetti i 
zajadają się ze smakiem. 

Nie  mogła  mówić  dalej,  bo  kelner  przyniósł  jedzenie.  Dla 

dzieci spaghetti z oliwą, dla Leny antipasti, a dla Grit krewetki 
z  grilla.  Lena  była  trochę  zdziwiona,  że  krewetki  podano  tak 
szybko, bo przecież Grit dopiero je zamówiła. 

- Szef kuchni przyspieszył realizację zamówienia, pani Grit. 

Goście  często  zamawiają  u  nas  krewetki.  Chcieliśmy  podać 
wszystko jednocześnie. 

„Oczywiście,  wszystkie  wychudzone  lalunie  jedzą  tylko 

krewetki", pomyślała Lena. 

Dzieci  rzuciły  się  na  spaghetti.  Lena  z  apetytem  jadła 

antipasti.  Dostała  plastry  cielęciny  w  sosie  z  tuńczyka, 
bakłażana  i  cukinię  z  grilla,  marynowane  sardynki,  małże  w 
marynacie ziołowej, sałatkę z owoców 

 

background image

morza  i  jedną  krewetkę  z  grilla.  Czyżby  została  z  jakiejś 

niedojedzonej  porcji?  Nie,  nie  będzie  złośliwa.  Lena  była  w 
dobrym humorze i zamówiła jeszcze lampkę białego wina. 

Przyglądała się, jak Grit niechętnie dziobie widelcem i wsuwa 

do  buzi  jedynie  niewielkie  kawałki  krewetek.  Za  to  piła  już 
trzecią lampkę wina. 

Dzieci z zachwytem opowiadały o pobycie w posiadłości, ale 

Grit ich nie słuchała. Myślami była zupełnie gdzie indziej. 

Dzieci dosłownie wyczyściły talerze. 
- Ale było dobre! - zawołała Merit. 
- Ciociu, miałaś świetny pomysł z tym spaghetti. Mamo, jak 

będziemy tu następnym razem, zamówisz nam to samo. Nie ma 
tego w karcie, ale mogą specjalnie dla nas przygotować. 

Grit nie słuchała syna. Obserwowała wejście do restauracji. 
Wszedł  kolejny  gość.  Wtedy  na  twarzy  Grit  pojawiło  się 

zdumienie. 

 

background image

Odłożyła  sztućce  tak  energicznie,  że  rozległ  się  brzęk 

delikatnej porcelany. 

Lena zaciekawiona zachowaniem siostry odwróciła się, żeby 

zobaczyć, co tak zirytowało Grit. 

Do restauracji wszedł młody przystojny mężczyzna, a razem z 

nim młoda, bardzo ładna blondynka. 

Lena była pewna, że to ten Roberto czy Robertino, jak go Grit 

nazywała. 

To  był  przystojny  mężczyzna,  ale  nie  wzbudził  sympatii 

Leny. Nie dlatego, że nie był w jej typie, lecz dlatego, że miał 
w  sobie  coś  odpychającego,  jakąś  wrodzoną  arogancję  i 
przebiegłość. 

Jaki powód ma ten smarkacz, żeby być takim zarozumiałym 

arogantem? Bo utrzymuje go bogata mężatka? 

Zupełnie nie pasuje do Grit. Co ona w nim widzi? 
Grit nagle zbladła. Łapczywie wypiła wino, zamówiła kolejne 

i odsunęła talerz.   

 

background image

-  Jedźcie  już  do  domu  -  powiedziała,  szukając  w  torebce 

kluczy i przesuwając je w stronę Leny. - Niedługo wrócę. 

Co  to  ma  znaczyć?  Czyżby  Grit  miała  zamiar  podejść  do 

stolika,  gdzie  siedzą  Roberto  i  jego  towarzyszka?  Chce  mu 
urządzić  scenę?  Nie,  to  niemożliwe.  Grit  jest  za  dobrze 
wychowana, żeby pozwolić sobie na takie zachowanie. 

Roberto  zauważył  Grit.  Na  jego  twarzy  pojawiła  się 

niepewność.  Wahał  się  przez  moment,  potem  szepnął  coś 
swojej towarzyszce, wstał i skierował się w stronę ich stolika. 

- To nie to, co myślisz... Moje serce należy do ciebie. 
Lenie zrobiło się niedobrze. Wstała. 
- Dzieci, idziemy. 
- Chcemy zjeść deser. 
- Po drodze kupimy lody - zaproponowała Lena. 
 

background image

Dzieci  przystały  na  jej  propozycję.  Lena  złapała  klucze. 

Spojrzała na siostrę, ale ta wlepiła wzrok w tego smarkacza i 
patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. 

„Niezręcznością jest to, co się teraz rozgrywa przy stoliku, a 

nie  zamówienie  w  tej  wytwornej  restauracji  zwykłego 
spaghetti z oliwą!", pomyślała Lena. 

- Na razie! - powiedziała, ale nie była pewna, czy jej siostra w 

ogóle ją usłyszała. 

Lekko  popychając  dzieci,  wyszła  z  nimi  z  restauracji.  Na 

szczęście  nie  myślały  o  zaistniałej  sytuacji.  Były  zajęte 
wymyślaniem, jakie zamówią lody. 

W drzwiach restauracji Lena odwróciła się i zobaczyła, że jej 

siostra płacze. 

Dlaczego  tak  się  poniża  i  płaszczy  przed  tym  mężczyzną, 

któremu musi płacić za to, że z nią jest? 

Najchętniej  wróciłaby  i  zabrała  siostrę  do  domu.  Nie  może 

tego zrobić. Poza tym nie chciała robić sceny przy dzieciach. 
One 

 

background image

chyba  się  nie  zorientowały.  A  może  jednak  wiedzą,  o  co 

chodzi, tylko nie chcą o tym myśleć? 

Dzieci podbiegły do samochodu. 
-  Ja  chcę  duże  lody.  Po  jednej  kulce  śmietankowych, 

truskawkowych,  waniliowych,  orzechowych,  pistacjowych, 
czekoladowych, malinowych, miętowych i o smaku melona  - 
zawołała Merit. 

- Chyba jesteś chora - zawołał jej brat. - To aż dziewięć kulek. 

Ciocia nie kupi ci tylu. Zresztą po spaghetti nie masz już miej-
sca w brzuchu. Pękniesz, jak tyle zjesz. 

- Nie lubię cię - złościła się Merit. 
-  Nie  kłóćcie  się  -  wtrąciła  się  Lena.  -Inaczej  nie  kupimy 

lodów i od razu pojedziemy do domu. 

Dzieci  momentalnie  się  uspokoiły.  Nie  miały  zamiaru 

rezygnować z lodów. 

background image

Po  zjedzeniu  imponującej  porcji  lodów  dzieci  dość  szybko 

poczuły zmęczenie i bez słowa sprzeciwu poszły do łóżek. 

Lena  siedziała  w  mało  przytulnym  salonie  w  domu  Grit  i 

czekała  na  siostrę.  Czas  płynął,  a  Grit  nie  wracała.  Lena  nie 
mogła się z nią skontaktować, bo Grit wyłączyła komórkę. 

Nie  wiedziała,  czy  Grit  ma  drugie  klucze,  a  nie  chciała  się 

kłaść,  nie  zamykając  drzwi  do  domu.  Nie  było  wyjścia. 
Musiała czekać w salonie, żeby nie przegapić, kiedy Grit za-
dzwoni do drzwi. 

Ale  Lena  też  była  zmęczona.  Zasnęła  na  designerskiej  i 

bardzo  niewygodnej  sofie.  Rano  obudziła  się  jak  z  krzyża 
zdjęta. Czuła 

 

background image

się, jakby ktoś ją przekręcił przez maszynkę. Bolała ją każda 

kosteczka. 

Była piąta nad ranem. 
Lena zajrzała do sypialni Grit. Siostra nie wróciła na noc do 

domu. 

Lena poszła pod prysznic. Polewała się gorącą wodą i czuła, 

jak się odpręża. Miała ochotę polać się jeszcze zimną wodą, ale 
zrezygnowała. Lepiej nie. Nie dzisiaj. 

Przebrała się i od razu poczuła się lepiej. 
Wprawdzie  była  jeszcze  trochę  zmęczona,  ale  nie  chciała 

kłaść  się  spać.  Bała  się,  że  zaśpi.  Musi  przecież  wyprawić 
dzieci do szkoły. Poza tym ta twarda, niewygodna sofa wcale 
nie zachęcała do leżenia. Lena czuła się na niej jak nabita na 
pal. 

Postanowiła  zaparzyć  kawę.  Może  mocna  kawa  trochę  ją 

orzeźwi. 

Wcześniej doskonale się orientowała w kuchni Grit. Ale starą 

kuchnię  zastąpiły  nowoczesne  designerskie  meble  i  sprzęty. 
Ekspres do kawy był tak naszpikowany elek- 

 

background image

troniką,  że  Lena  przez  chwilę  stała  przed  nim  jak  bezradne 

dziecko. 

Nie miała pojęcia, jak się obsługuje to chromowane cudo. 
Przy  pierwszej  próbie  z  ekspresu  wyleciała  jedynie  sycząca 

para.  Przy  drugiej  coś  uruchomiła,  co  dość  głośno  zaczęło 
pracować.  Ekspres  razem  z  młynkiem  do  kawy?  Pomyłka. 
Dużo  hałasu  i  znowu  nic.  Lena  straciła  ochotę  na  dalsze 
eksperymenty. 

Przeszukując  szafki,  znalazła  zieloną  herbatę,  o  dziwo 

zwykłą, w torebkach. Czajnik też był normalny. W takim razie 
napije się herbaty. Też dobrze. 

Wypiła  parę  łyków  i  zastanawiała  się,  o  której  ma  obudzić 

dzieci. 

Nagle  do  kuchni  weszła  Merit.  Była  zaspana,  a  pod  pachą 

trzymała swoją nową lalkę. Bez słowa wdrapała się Lenie na 
kolana i przytuliła się do niej. 

Lena objęła dziewczynkę i przyciągnęła do siebie. 
 

background image

-  Jesteś  jeszcze  śpiąca,  malutka  -  powiedziała.  -  Dlaczego 

wstałaś? 

- Chciałam sprawdzić, czy jeszcze jesteś. Nie widziałam cię w 

pokoju  gościnnym  i  się  przestraszyłam.  Potem  usłyszałam 
hałas  w  kuchni.  I  tu  cię  znalazłam.  Gdyby  cię  już  nie  było, 
pewnie bym strasznie płakała. Tak bardzo cię kocham, ciociu. 
O taaaak. 

Lena się wzruszyła. 
-  Ja  też  cię  bardzo  kocham,  kwiatuszku.  Nie  wyjechałabym 

bez  pożegnania.  Przecież  obiecałam,  że  odwiozę  was  do 
szkoły. O której zaczynają się lekcje? 

- Pierwsza lekcja jest o ósmej. 
- Może jeszcze się położysz? Jest tak wcześnie. 
Merit nie chciała wracać do łóżka. A kiedy Niels, tak samo 

zaspany  jak  siostra,  wmaszerował  do  kuchni,  o  powrocie  do 
łóżka nie było już mowy. 

Chłopiec był zaskoczony. 
- Gdzie jest mama? - zapytał. 
 

background image

Lena nie wiedziała, jak mu powiedzieć, że matka w ogóle nie 

wróciła do domu. 

-  Na  pewno  jest  u  tego  typa  -  przypuszczał  chłopiec.  - 

Nienawidzę go. Jak tatuś dzisiaj zadzwoni, powiem mu, żeby 
nas  wreszcie  stąd  zabrał.  Wtedy  będzie  mogła  się  do  niego 
wprowadzić. 

Lena była wstrząśnięta. Nie wiedziała, co powiedzieć i jak się 

zachować. 

Była wściekła na siostrę, ale jednocześnie jej współczuła. Grit 

pozwalała  się  tak upokarzać i poniżać. Nie  umiała odejść od 
tego mężczyzny. 

Szkoda jej było dzieci. Dzieci w tym wieku potrzebują matki. 
- Co zwykle jecie na śniadanie? - zapytała, chcąc odwrócić ich 

uwagę. 

- Płatki z mlekiem albo chrupki - powiedziała Merit. 
- Też z mlekiem - dodał Niels. W lodówce nie znalazła mleka. 
Dla niej nie było kawy, a dla dzieci mleka. 
 

background image

-  Mam  świetny  pomysł  -  zaproponowała.  -  Ubierzcie  się  i 

zjemy  śniadanie  w  mieście.  Znam  świetny  bar.  Wcześnie  go 
otwierają.  Jest  tam  wszystko,  czego  dusza  zapragnie.  Potem 
zawiozę was do szkoły. 

Dzieci były zachwycone jej pomysłem. Wybiegły z kuchni. 
Lena odstawiła filiżankę. Lubi zieloną herbatę, ale chyba nie 

na śniadanie. Sama cieszyła się ze swojego pomysłu. Nareszcie 
dostanie kawę, a dzieci porządne śniadanie. 

background image

Dzieci  były  zachwycone.  Udawała,  że  nie  widzi,  jak  grubo 

smarują  bułkę  nutellą.  Nie  mogła  się  nadziwić,  jaki  mają 
apetyt. 

A niech tam! Należy im się. Dzisiaj zrobi wyjątek. 
Po śniadaniu Lena odwiozła dzieci do szkoły i czule się z nimi 

pożegnała.  Potem  próbowała  skontaktować  się  z  siostrą.  Nie 
odbierała. Komórkę wciąż miała wyłączoną. 

Grit  wiedziała,  że  Lena  zaopiekuje  się  dziećmi.  Owszem, 

Lena to zrobiła, ale dzieci nie są niczemu winne. 

Była  wściekła.  Zdecydowała  się  odwieźć  dzieci,  bo  chciała 

porozmawiać z Grit. Ale jej siostra z nikim się nie liczy. Tylko 
Robertino jest dla niej najważniejszy. 

 

background image

O  Linusie  też  się  niczego  nie  dowiedziała.  Nawet  nie  miała 

okazji zapytać o chłopca. 

Nie  mogła  już  dłużej  czekać  na  Grit.  Nie  wiedziała,  kiedy 

siostra  zamierza  wrócić  do  domu.  W  posiadłości  było  dużo 
pracy. 

Lena chciała jak najszybciej znaleźć się w Fahrenbach. 
Pojechała  do  cukierni  i  kupiła  trufle  dla  Sylvii  i  swoich 

domowników.  Wszyscy  je  uwielbiali  i  czekali  na  nie,  kiedy 
Lena wracała z miasta. 

Nie  mogła  sobie  odmówić,  żeby  nie  przejechać  obok 

hurtowni Friedera. Stary szyld firmy zastąpiła teraz tablica ze 
szlachetnego metalu. Widniał na niej napis Fahrenbach, który 
mógł  oznaczać wszystko i  nic. Równie  dobrze mogła tak się 
nazywać agencja reklamowa. 

Ze  łzami  w  oczach  patrzyła  na  secesyjną  willę.  Została 

jedynie stara fasada. W środku wszystko było wyburzone i na 
nowo urządzone, ale już w nowoczesnym stylu. 

 

background image

Było jej przykro, że nie może wejść do środka. Cóż, jej brat 

rządzi tu niczym Napoleon. 

Kiedy  zobaczyła,  że  Frieder  podjeżdża  swoim  porsche, 

chciała uciec, żeby nie wyjść na żebraka, który stoi pod domem 
pana. Ale Frieder był zapatrzony w swoją pasażerkę. Lena nie 
mogła się zorientować, czy to ta sama malowana lala, z którą 
przyjechał kiedyś do Bad Helmbach, a której imienia nie mogła 
sobie za nic przypomnieć. To wtedy zaczął ją męczyć o działkę 
nad jeziorem. 

Ta młoda kobieta, nieważne, czy Frieder jeszcze z nią jest, czy 

już nie, nie interesowała Leny. Interesował ją los jej bratanka. 
Niestety, Frieder nie życzył sobie, żeby utrzymywała kontakt z 
Linusem. Zabronił jej odzywać się do chłopca. Poinformował 
ją o tym w piśmie, które dostała od jego adwokatów. 

Kiedy już była pewna, że Frieder jej nie zauważy, odjechała 

sprzed hurtowni. 

 

background image

Spieszyła  się.  Jak  najszybciej  chciała  się  wyjechać  z  tego 

miasta  i  dostać  się  na  autostradę.  Spędziła  tu  wprawdzie 
większość swojego życia, ale miasto stało jej się obce. Za dużo 
zmieniło  się  w  jej  życiu.  Byle  dalej  stąd!...  Płakała,  bo  była 
rozczarowana. Płakała, bo tak bardzo tęskniła za dawnym ży-
ciem, kiedy Fahrenbachowie stanowili rodzinę. 

background image

W  uszach  miała  głuchy  szum.  Bolała  ją  głowa.  Usiłowała 

otworzyć  oczy,  ale  powieki  były  ciężkie  jak  z  ołowiu. 
Spróbowała jeszcze raz. Oślepiło ją jaskrawe światło. 

- Dochodzi do siebie - usłyszała jakiś głos w oddali. 
Nerwowo  poruszała  rękami.  Chwyciła  coś  i  zacisnęła 

kurczowo dłonie. Kołdra. Skąd tu kołdra? 

Przecież  była  w  samochodzie.  Wracała  do  Fahrenbach. 

Powoli przypominała sobie, co się stało. 

Miała  mdłości...  Chciało  jej  się  wymiotować...  Zjechała  na 

prawą stronę do zatoczki, otworzyła drzwi, a potem... 

 

background image

Nie mogła sobie przypomnieć, co było potem. 
Chciała coś powiedzieć. Nie mogła. 
„Później  -  pomyślała  prawie  przytomna  -  później  spróbuje 

otworzyć oczy i...". 

Jej myśli odpłynęły. Zasnęła. 
- Proszę mnie powiadomić, gdy tylko pacjentka się obudzi. Za 

pół  godziny  proszę  zmienić  kroplówkę  -  powiedział 
mężczyzna w białym kitlu. 

Spojrzał na Lenę i wyszedł z sali. 

background image

Obudził  ją  hałas.  Przerażona  stwierdziła,  że  znajduje  się  w 

zupełnie nieznanym otoczeniu. 

- Gdzie ja jestem? - zapytała wystraszona jakiejś kobiety. 
Szybkim krokiem podeszła do niej pielęgniarka. 
-  Dzień  dobry,  pani  Fahrenbach.  Jest  pani  w  szpitalu  św. 

Elżbiety w Linzbach. 

- W szpitalu? 
Linzbach?  Ta  miejscowość  leży  na  trasie  do  domu.  Nic  nie 

rozumiała. 

- Ale dlaczego? 
-  Zasłabła  pani.  Profesor  wszystko  pani  wyjaśni.  Proszę  o 

chwilę cierpliwości. Zaraz zawołam profesora. 

 

background image

Młoda pielęgniarka pokiwała głową i wyszła. 
Lena rozglądała się po sali. 
Ściany  były  pomalowane  na  żółto,  na  nich  ładne  akwarele. 

Sala była jasna, ładnie urządzona, a w oknach wisiały zasłony z 
żółtym wzorkiem. 

Albo  to  nowy  szpital,  albo  przywiązywano  tu  wagę  do 

dobrego samopoczucia pacjentów. 

Skąd się wzięła w tym szpitalu? Zasłabła? 
Usiłowała sobie coś przypomnieć. 
Pamiętała, że otworzyła drzwi i chciała wysiąść. Ale co było 

potem?  Wysiadła  czy  nie?  Nie  wiedziała.  Nie  pamiętała 
niczego, co wydarzyło się od momentu zasłabnięcia do teraz. 

Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły. Wszedł mężczyzna w 

średnim wieku. Za nim stała ta miła, młoda pielęgniarka. 

- Dzień dobry, pani Fahrenbach. Jak się pani czuje? - zapytał i 

podał jej rękę. Miał 

 

background image

mocny  uścisk  dłoni  i  wzbudzał  zaufanie.  -Nazywam  się 

Dorfler, profesor Dorfler. Jestem lekarzem. 

- Dzień dobry, panie profesorze - powiedziała Lena. Profesor 

od razu  wydał  jej się sympatyczny.  - Mam... mam wrażenie, 
jakbym. .. patrzyła na siebie z boku. 

- To normalne - stwierdził. 
Profesor przysunął krzesło do łóżka Leny i usiadł. 
- Dlaczego znalazłam się w szpitalu? 
-  Zasłabła  pani  i  na  szczęście  zjechała  na  parking.  Inaczej 

mogłoby  dojść  do  tragedii.  Na  parkingu  najprawdopodobniej 
nie  miała  już  pani  siły  wysiąść  z  samochodu.  Miała  pani 
szczęście  w  nieszczęściu.  Akurat  byli  tam  policjanci  z 
drogówki.  Mieli  przerwę.  Znaleźli  panią  i  przywieźli  do 
szpitala. Pani samochód stoi już na naszym parkingu. Jak pani 
widzi, wszystko jest w najlepszym porządku. 

- Muszę kogoś powiadomić. 
 

background image

- Już to zrobiliśmy. Poinformowaliśmy panią Dunkel. Jutro po 

obchodzie  przyjedzie  po  panią  pan  Greiner.  Pani  Dunkel  już 
wszystko zorganizowała. 

- Daniel. Dlaczego nie mogę pojechać sama? Dlaczego ktoś 

musi mnie odbierać? Na dodatek dopiero jutro. 

Profesor złapał ją za rękę. 
-  Pani  Fahrenbach,  zrobiliśmy  pani  badania.  Nic  złego  nie 

wyszło. Jest pani zdrowa. Ale jednak zasłabła pani. Żyje pani w 
stresie? Jest w pani życiu jakiś szczególny stres? 

Lena zamknęła oczy. Szczególny stres? 
Co  jest  dla  profesora  szczególnym  stresem?  Kłopoty  z 

rodzeństwem? Jej niekoniecznie dobra sytuacja finansowa? Jej 
smutek, bo Thomas wciąż mieszka w Ameryce? 

Wzruszyła ramionami. 
- Nie wiem... 
- Proszę się zastanowić i wyrzucić z siebie, co panią męczy. 
 

background image

- Ostatniej nocy prawie nie spałam. Mocniej ścisnął jej rękę. 
- Drogie dziecko, nie słabnie się od jednej nieprzespanej nocy. 

A  już  na  pewno  nie  ktoś  w  pani  formie.  Ma  pani  świetne 
wyniki  i  zdrowie,  którego  niejeden  może  pani  pozazdrościć. 
Myślę,  że  jest  pani  zbyt  wrażliwa,  za  bardzo  wszystkim  się 
przejmuje. Powinna pani na siebie bardziej uważać. 

Puścił jej rękę i wstał. 
-  Później  do  pani  zajrzę.  Dzisiaj  proszę  tylko  wypoczywać. 

Kazałem  pani  podać  środek  na  uspokojenie.  Będzie  pani  po 
nim  senna.  Proszę  się  już  nie  martwić.  Wszystko  dobrze  się 
skończyło. Nic się nie stało, a jutro przyjedzie ten pani Daniel. 

-  On  nie  jest  mój.  Daniel  jest  tylko  bardzo  dobrym 

przyjacielem, któremu wiele zawdzięczam. 

- I który panią bardzo ceni. Podobnie jak pani Dunkel. 
Lena miała łzy w oczach. 
 

background image

- Wiem. Ja też ich bardzo cenię. Są dla mnie bardzo ważni. 
-  To  piękne,  kiedy  tak  się  mówi  o  innych  ludziach.  Teraz 

proszę spróbować zasnąć. Obiecuje pani? 

Lena pokiwała głową. 
- Obiecuję. 
Profesor wyszedł, ale Lena nie od razu zasnęła. i , 
Była wstrząśnięta swoim zasłabnięciem i pobytem w szpitalu. 
Dziękowała  Bogu,  że  nie  spowodowała  żadnego  wypadku, 

tylko od razu zjechała z autostrady. 

Owszem, miała stres. To z powodu Grit i Friedera. Jak obcy 

człowiek przejechał obok niej w swoim porsche. To nie jedyna 
taka przykra sytuacja. Nie to ją złamało. 

Takich  sytuacji  było  więcej.  W  jej  życiu  było  dużo 

negatywnych przeżyć. Ciągle coś się działo. Do starych spraw 
dołączały nowe, aż w końcu jej organizm się zbuntował. 

 

background image

Łatwo  mówić,  żeby  się  nie  przejmowała.  Ale  jak  ma  się 

wyłączyć ze swojego życia? Jak może tak po prostu zostawić 
rodzeństwo? 

Jeśli ona zerwie kontakt, to już w ogóle nie będą się słyszeć 

czy widywać. I tak ich kontakty są ograniczone do minimum. 
Jeśli któreś z nich do niej dzwoni, to tylko dlatego, że czegoś 
od  niej  chce.  Nigdy  nie  zadzwonią  ot  tak,  po  prostu,  żeby 
zapytać o jej samopoczucie. 

Może właśnie to ją tak gryzie? 
Nie chciała już o tym myśleć. Środek na uspokojenie zaczął 

działać. Zrobiła się ociężała i senna. 

Gdy tylko wróci do sił, koniecznie coś zmieni w swoim życiu. 

Nie życie w posiadłości, lecz swój stosunek do rodzeństwa. 

Zmieni... Tej myśli już nie dokończyła. 
Zasnęła głęboko. 
Spała mocno i spokojnie.