306 DUO Sanderson Gill Doskonala pielegniarka

background image

Gill Sanderson

Doskonała pielęgniarka

background image

Mys´l o nim dodawała jej sił. Zacznie nowe z˙ycie.

Jes´li nie tu, to gdzie indziej. Jak to jej sie˛ cze˛sto
zdarzało, bezwiednie zsune˛ła obra˛czke˛, pocałowała ja˛
i zno´w włoz˙yła na palec, po czym zerkne˛ła na zegarek.
Czas ucieka, a dobrze by było, gdyby przyszła na
rozmowe˛ kwalifikacyjna˛ nieco wczes´niej, spokojna
i opanowana.

Wro´ciła do motelu, wzie˛ła prysznic i szybko wysu-

szyła swoje kro´tkie, jasne włosy. Specjalnie na te˛ roz-
mowe˛ kupiła nowa˛ sukienke˛. Była wygodna i prosta,
ale elegancka i doskonale skrojona, z błe˛kitnego dro-
giego materiału. Jane spojrzała na nia˛ i zdała sobie
sprawe˛, z˙e nieco przypomina piele˛gniarski stro´j.

Obejrzała sie˛ w duz˙ym lustrze. Suknia lez˙ała dosko-

nale i wcale nie ukrywała jej kształto´w. John powie-
działby... Bo´l przeszył ja˛ do z˙ywego niczym skalpel.
Nie moz˙e teraz o nim mys´lec´. Musi byc´ silna.

Kiedy re˛ce przestały jej drz˙ec´, umalowała sie˛, jak

zwykle dyskretnie. Zno´w spojrzała na swoje odbicie
w lustrze. Wygla˛da dobrze. Byc´ moz˙e nie dostanie tej
pracy, ale na pewno nie podda sie˛ bez walki.

Kiedy wyszła na dwo´r, w powietrzu poczuła zapach

soli, a nie spalin, jak w Londynie. Tak, ten fragment
wybrzez˙a hrabstwa Yorkshire bardzo jej sie˛ podobał.

W pierwszej chwili nie mogła odnalez´c´ samochodu.

Czyz˙by ktos´ ukradł tego zardzewiałego grata? Zaraz
jednak przypomniała sobie, z˙e go sprzedała. Zbyt
wiele jej przypominał. W jego miejsce kupiła mały
czerwony samochodzik, w sam raz dla jednej osoby.

Wolds Hospital wywarł na niej dobre wraz˙enie. Stał

na wzgo´rzu, na obrzez˙ach nadmorskiego miasteczka
Denham. Łatwo moz˙na tam było dojs´c´ piechota˛. Jane

4

GILL SANDERSON

background image

wjechała na obszerny parking i z uznaniem spojrzała
na stary budynek z czerwonej cegły oraz wznosza˛ca˛ sie˛
obok niego nowoczesna˛ konstrukcje˛.

W recepcji skierowano ja˛ do poczekalni.
– Jane Wilson? Jestem Marjory Edwards, sekretar-

ka dyrektora administracyjnego. – Kobieta w s´rednim
wieku us´miechne˛ła sie˛. – Prosze˛ usia˛s´c´. Napije sie˛ pani
kawy? A moz˙e wody albo soku?

– Poprosze˛ o wode˛ – odrzekła Jane.
Marjory zaznaczyła jej nazwisko na lis´cie, a potem

przyniosła szklanke˛ wody z lodem i plasterkiem cyt-
ryny. Podniosła słuchawke˛ i zaanonsowała:

– Panie Carrington, pani Wilson juz˙ tu jest. Dobrze,

mniej wie˛cej za pie˛c´ minut. – Odłoz˙yła słuchawke˛
i zwro´ciła sie˛ do Jane: – Na to stanowisko zgłosiło sie˛
pie˛c´ kandydatek. Komisja przeprowadzi dzis´ rozmowy
ze wszystkimi. Mamy nadzieje˛, z˙e o pia˛tej decyzja
zostanie juz˙ podje˛ta. A teraz prosze˛ wypełnic´ for-
mularz konieczny do uzyskania zwrotu koszto´w pod-
ro´z˙y.

Jane znalazła w torebce odpowiednie rachunki. Po-

doba mi sie˛ tutaj, pomys´lała. Czuła, z˙e mogłaby byc´
w tym miejscu szcze˛s´liwa. Ostatnia˛ rozmowe˛ kwalifi-
kacyjna˛ odbyła dawno temu, ale dzis´ była całkiem
spokojna. Wcale jej to nie cieszyło! Powinna wprowa-
dzic´ sie˛ w bardziej bojowy nastro´j i pozbyc´ sie˛ uczucia,
z˙e tak naprawde˛ nic nie ma znaczenia.

Zadzwonił telefon, Marjory powiedziała cos´ cicho

do słuchawki i znikne˛ła za podwo´jnymi mahoniowymi
drzwiami. Po chwili wyszła i oznajmiła:

– Komisja prosi pania˛ do s´rodka, pani Wilson.
Jane wstała i wzie˛ła głe˛boki oddech. Zaraz rozpo-

5

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

cznie sie˛ walka. Sekretarka wprowadziła ja˛ do sali
i wysune˛ła dla niej krzesło stoja˛ce przy wypolerowanym
do połysku stole. Jane usiadła i rozejrzała sie˛ woko´ł.

Była w starej cze˛s´ci szpitala, gdzie na wykładanych

boazeria˛ s´cianach wisiały olejne portrety zapomnia-
nych dygnitarzy. Z boku stał tez˙ stolik z komputerem.
Widac´ było, z˙e szpital Wolds nada˛z˙a za zmianami.

U szczytu stołu siedziało pie˛c´ oso´b. Starszy me˛z˙-

czyzna o miłej aparycji us´miechna˛ł sie˛ i wstał.

– Witam, pani Wilson. Nazywam sie˛ Paul Carring-

ton i jestem tu dyrektorem administracyjnym. To jest
Mary White, przełoz˙ona piele˛gniarek, i Peter Knowles,
dyrektor finansowy. Po drugiej stronie siedza˛ pani Fay
Donahue, szefowa kadr, i pan Fielding, jeden z naszych
dwo´ch konsultanto´w na oddziale noworodko´w.

Członkowie komisji powitali ja˛us´miechem i skinie-

niem głowy. Jane wydało sie˛, z˙e w oczach Fay Dona-
hue dostrzegła zrozumienie i sympatie˛. Byc´ moz˙e
sama niedawno musiała przejs´c´ taka˛ rozmowe˛? Ostat-
ni z przedstawionych, Chris Fielding, skłonił głowe˛
i us´miechna˛ł sie˛ lekko, jakby mys´lami był gdzies´ da-
leko. Miał powaz˙na˛, skupiona˛ mine˛ i Jane przewidy-
wała, z˙e jego pytania moga˛ sprawic´ jej kłopot. Co´z˙, da
sobie rade˛.

– Zanim zaczniemy, chciałbym cos´ wyjas´nic´ – po-

wiedział Paul Carrington. – Oto´z˙ zarza˛d powierniczy
postanowił rozbudowac´ szpital w Denham. Ro´wniez˙
na mocy decyzji zarza˛du szpital Princess Mary w Cal-
thorpe, siedem kilometro´w sta˛d, jest w trakcie likwi-
dacji. Sa˛dzimy, z˙e poła˛czenie tych dwo´ch placo´wek
lez˙y w interesie pacjento´w i personelu.

Wypił łyk wody.

6

GILL SANDERSON

background image

– Oddział noworodko´w w Calthorpe został juz˙

zamknie˛ty, a personel przeniesiono tutaj. Ws´ro´d pra-
cowniko´w panuje nastro´j niepewnos´ci i zdenerwowa-
nia. Siostry przełoz˙one obu oddziało´w, tutejszego
i tego w Calthorpe, odeszły z pracy. Jedna przeszła na
emeryture˛, druga dostała korzystna˛ oferte˛ ze szpitala
w Birmingham. Potrzebujemy na szefa nowego od-
działu kogos´, kto zorganizuje prace˛ tej jednostki.
– Zno´w sie˛ us´miechna˛ł. – Na pocza˛tek prosze˛ nam
powiedziec´ cos´ o sobie, o przebiegu swojej kariery
zawodowej i kwalifikacjach.

Oczekiwała tego pytania i miała przygotowana˛

odpowiedz´. Mo´wiła jasno i płynnie. Po pie˛ciu minu-
tach Paul Carrington z aprobata˛ kiwna˛ł głowa˛.

– Bardzo dobrze – stwierdził. – Juz˙ pani wie, z˙e

poła˛czylis´my dwa oddziały. Jak by pani zareagowała,
gdyby jakis´ przeniesiony członek personelu głos´no
wyraz˙ał niezadowolenie z nowych warunko´w pracy?

Trudne pytanie. Jane zastanowiła sie˛ i odrzekła:
– Przede wszystkim sprawdziłabym, czy rzeczywi-

s´cie ma powody do narzekania. Jes´li tak, starałabym
sie˛ cos´ zaradzic´. Ale przede wszystkim podkres´liła-
bym, z˙e dzie˛ki poła˛czeniu oddziało´w moz˙emy spraw-
niej wypełniac´ swoje zadanie, a nasi mali pacjenci
zyskaja˛ lepsza˛ opieke˛. Piele˛gniarka powinna zachowy-
wac´ sie˛ profesjonalnie. Nie moz˙e pozwolic´ sobie na to,
z˙eby jej zły nastro´j odbijał sie˛ na pacjentach.

– Czy to nie jest zbyt surowe podejs´cie?
– Nie. Ludzie czuja˛ sie˛ pewniej, jes´li znaja˛ zasady

gry. – Zawahała sie˛. – Miałabym poczucie winy, gdy-
bym nie była przekonana, z˙e wykonujemy nasza˛ pra-
ce˛, najlepiej jak sie˛ da.

7

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Rozumiem. W podaniu napisała pani...
Rozmowa była długa i trudna. Jane zachowała spo-

ko´j, chociaz˙ kilka razy nie była pewna swojej odpo-
wiedzi, a nawet zdarzało jej sie˛ przyznac´, z˙e czegos´
nie wie.

W kon´cu nadeszła kolej na Chrisa Fieldinga. Cos´ jej

mo´wiło, z˙e jego be˛dzie najtrudniej przekonac´, bo to
włas´nie z nim be˛dzie musiała pracowac´. To jemu za-
trudnienie jej jako przełoz˙onej przyniesie najwie˛cej ko-
rzys´ci albo szko´d.

Przez chwile˛ milczał, patrza˛c na nia˛ badawczo. Od-

powiedziała mu s´miałym, spokojnym spojrzeniem.

– To jest nowy oddział. Potrzebujemy kogos´, kto

przez najbliz˙sze trzy lata pos´wie˛ci mu cały swo´j czas
i energie˛. Czy jest pani zdolna do takiego pos´wie˛cenia?
– Us´miechna˛ł sie˛ do niej przelotnie i dodał: – I bardzo
prosze˛ mi nie mo´wic´, z˙e tak, oczywis´cie.

Najwyraz´niej rzuca jej wyzwanie. Przyjrzała mu sie˛

bacznie. Zauwaz˙yła, z˙e pod eleganckim garniturem kry-
je sie˛ wysportowane ciało. Ma ciemne, niezbyt kro´tkie
włosy. Wygla˛da na trzydzies´ci kilka lat, a wie˛c jest
dos´c´ młody jak na konsultanta. Kiedy sie˛ us´miechał,
sprawiał miłe wraz˙enie. Ale nie robił tego zbyt cze˛sto.
Co sie˛ kryje w jego mys´lach?

Jane juz˙ wiedziała, co mu powiedziec´.
– Odnosze˛ wraz˙enie, z˙e tak naprawde˛ pyta mnie

pan, czy jako me˛z˙atka nie planuje˛ w najbliz˙szym
czasie urodzic´ dziecka – oznajmiła. – Takie pytanie
jest bardzo niewłas´ciwe i nie wa˛tpie˛, z˙e pan dobrze
o tym wie. Odpowiem jednak. Jestem wdowa˛ i nie
mam dzieci. Nie zamierzam ponownie wyjs´c´ za ma˛z˙
i nie zamierzam miec´ dziecka. Tak, jestem w stanie

8

GILL SANDERSON

background image

pos´wie˛cic´ tyle czasu i energii tej pracy, ile pan sie˛ spo-
dziewa.

Paul Carrington wtra˛cił szybko:
– Jestem pewien, z˙e pan Fielding nie zamierzał

zadac´ tak niewłas´ciwego pytania. Mimo to dzie˛kujemy
za szczeros´c´. Chris, chcesz jeszcze o cos´ zapytac´?

– Nie, juz˙ wszystko wiem. – Us´miechna˛ł sie˛ do

Jane. – Jes´li uznała pani moje pytanie za zbyt osobiste,
to przepraszam. Pozwoliłem sobie na nie tylko dla
dobra szpitala.

Wcale nie wygla˛dał na skruszonego, wie˛c Jane us´-

miechne˛ła sie˛ do niego chłodno.

– Przesłuchanie skon´czone – oznajmił wesoło Paul.

– Mam nadzieje˛, z˙e jeszcze dzis´ podejmiemy decyzje˛.
Nie musi pani czekac´ na miejscu. Moz˙e sie˛ pani wy-
bierze na spacer?

Niczym na skinienie czarodziejskiej ro´z˙dz˙ki poja-

wiła sie˛ Marjory i wyprowadziła ja˛ z sali. Jane była
wyczerpana. To były bardzo cie˛z˙kie trzy kwadranse.

– Prosze˛ na chwile˛ usia˛s´c´. – Sekretarka wskazała

jej krzesło w swoim biurze. – Przyniose˛ kawe˛. Teraz na
pewno che˛tnie sie˛ pani napije.

– Tak, poprosze˛. – Jane oparła sie˛ wygodnie, za-

mkne˛ła oczy, westchne˛ła i pro´bowała sie˛ odpre˛z˙yc´.
Nawet nie us´wiadamiała sobie, z˙e jest taka spie˛ta.

Nagle zdała sobie sprawe˛, z˙e ktos´ usiadł naprzeciw

niej, i otworzyła oczy. Jakas´ kobieta us´miechała sie˛ do
niej szeroko, wycia˛gaja˛c re˛ke˛ na powitanie.

– Czes´c´. Jestem Fiona Law. Ubiegamy sie˛ o te˛ sama˛

posade˛, wie˛c, jak to mo´wia˛, niech wygra najlepsza.

– Czes´c´. Nazywam sie˛ Jane Wilson. Rzeczywis´cie,

niech wygra najlepsza.

9

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Z ciekawos´cia˛ przyjrzała sie˛ nieznajomej. Jeszcze

nie widziała z˙adnej z kontrkandydatek. Fiona Law
robiła wraz˙enie pewnej siebie. Była troche˛ starsza od
Jane, miała na sobie bardzo drogi kostium, choc´ Jane
uznała, z˙e spo´dnica jest troche˛ za kro´tka na tak oficjal-
na˛ okolicznos´c´. Fiona miała bardzo staranny makijaz˙
i opadaja˛ce na plecy kre˛cone blond włosy.

– Ska˛d przyjechałas´? – zaciekawiła sie˛. – Wiem, z˙e

nie jestes´ sta˛d. Znam wszystkie miejscowe kandydatki.

– Jestem z Londynu. – Jane wymieniła nazwe˛

znanego szpitala, w kto´rym dotychczas pracowała. –
A ty pochodzisz z tego miasta?

– Urodziłam sie˛ tu i wychowałam. To, mam nadzie-

je˛, zwie˛ksza moje szanse. – Rozes´miała sie˛ z zadowo-
leniem. – Pracuje˛ w tym szpitalu od lat. Prawde˛
mo´wia˛c, to ja wykonywałam wie˛kszos´c´ obowia˛zko´w.
Biedna Marcia Kent po prostu nie dawała sobie rady.
Niedawno odeszła na emeryture˛.

– Rozumiem.
– Ale nie martw sie˛. Jestem pewna, z˙e wybo´r komi-

sji be˛dzie sprawiedliwy – cia˛gne˛ła Fiona. – Nie jestes´
bez szans.

– Wcale sie˛ nie martwie˛ – odparła Jane zgodnie

z prawda˛. Zaczynała sie˛ natomiast troche˛ irytowac´.

Podeszła do nich Marjory.
– Komisja prosi pania˛ do s´rodka, panno Law.
Fiona wstała z ols´niewaja˛cym us´miechem, wygła-

dziła spo´dnice˛ i kołysza˛cym sie˛ krokiem ruszyła do
drzwi. Jane doszła do wniosku, z˙e nie be˛dzie z˙yczyła
jej szcze˛s´cia. Byłaby to zwykła hipokryzja.

– Jeszcze kawy? – zapytała sekretarka. – To na

pewno była trudna rozmowa. – Us´miechne˛ła sie˛ ze

10

GILL SANDERSON

background image

wspo´łczuciem i Jane odgadła, z˙e Marjory ma na mys´li
rozmowe˛ z Fiona˛, a nie z komisja˛. Widocznie panna
Law nie jest tu ulubienica˛.

– Jakos´ dałam sobie rade˛ – odrzekła Jane beztros-

ko. – Ale che˛tnie wypije˛ druga˛ kawe˛. A potem chyba
sie˛ przespaceruje˛.

– S

´

wietny pomysł. Mamy dzis´ pie˛kny dzien´.

Przez chwile˛ spogla˛dała na trawe˛ i drzewa, ciesza˛c

sie˛ s´wiez˙ym powietrzem. Zobaczyła kilka małych,
zielono-białych tabliczek wskazuja˛cych droge˛ do po-
szczego´lnych cze˛s´ci szpitala. Pro´bowała znalez´c´ te˛,
kto´ra skierowałaby ja˛ na oddział noworodko´w specjal-
nej troski, gdzie miała nadzieje˛ pracowac´. Ciekawiło
ja˛, jak tam jest.

– Zgubiła sie˛ pani?
Głos był głe˛boki, spokojny i dobiegał zza jej ple-

co´w. Odwro´ciła sie˛ i zobaczyła Chrisa Fieldinga.

– Pomys´lałam sobie, z˙e zobacze˛, jak wygla˛da ten

oddział. Przed rozmowa˛ kwalifikacyjna˛ nie moz˙na go
było obejrzec´.

– To była moja decyzja. Mamy za mało personelu

i nie chciałem zakło´cac´ tam pracy. Ale jes´li po´jdzie
pani ze mna˛, to pani kro´tka wizyta na pewno nikomu
nie przeszkodzi. – Przez chwile˛ szedł w milczeniu.
– Martwie˛ sie˛ o jedna˛ ze swoich podopiecznych.
Dwudziesty dziewia˛ty tydzien´. Nie chce przybierac´ na
wadze, wymiotuje, a nie moz˙emy zdiagnozowac´ przy-
czyny.

– Ach, tak. – Jane doskonale rozumiała, z˙e chodzi

o dziecko urodzone w dwudziestym dziewia˛tym mie-
sia˛cu cia˛z˙y, a nie w zgodnym z norma˛ czterdziestym.

11

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

W pierwszych dniach z˙ycia takie dzieci maja˛ tylko
pie˛c´dziesia˛t procent szansy na przetrwanie. – Skoro sa˛
wymioty, nie moz˙na uz˙yc´ zgłe˛bnika nosowo-z˙oła˛d-
kowego. Czy dokarmiacie ja˛ doz˙ylnie?

– Nie. Zdecydowałem sie˛ na ominie˛cie z˙oła˛dka

i podawanie mleka prosto do jelit. – Spojrzał na nia˛
z namysłem. – Zna pani te˛ technike˛?

– Oczywis´cie. Mielis´my taki przypadek dwa mie-

sia˛ce temu. Dodam, z˙e wszystko skon´czyło sie˛ bardzo
dobrze.

– Ciesze˛ sie˛. To dziecko ucierpiało dlatego, z˙e nie

sprawdzono temperatury w inkubatorze. Trudno winic´
za to konkretna˛ osobe˛. Zbadałem te˛ sprawe˛ i doszed-
łem do wniosku, z˙e to skutek zbyt małej liczby piele˛g-
niarek. Ale teraz dziecko musi walczyc´ o z˙ycie. Mam
nadzieje˛, z˙e nowej przełoz˙onej uda sie˛ w przyszłos´ci
zapobiec takim sytuacjom.

Słysza˛c o przyczynach wypadku, Jane lekko sie˛

skrzywiła. Wiedziała, jak waz˙ne dla wczes´niako´w jest
utrzymanie odpowiedniej temperatury w inkubatorze.
Jes´li jest za ciepło, traca˛ energie˛ przez pocenie sie˛, jes´li
za zimno, traca˛ja˛przez dreszcze. A cała energia jest im
potrzebna włas´nie na utrzymanie sie˛ przy z˙yciu.

– Pan byłby moim przełoz˙onym, gdybym dostała te˛

prace˛? – zapytała Jane po chwili.

– Owszem. Mamy tu jeszcze jednego konsultanta

pediatre˛, ale ja jestem specjalista˛ od noworodko´w. Sa˛-
dzi pani, z˙e mogłaby ze mna˛ wspo´łpracowac´?

– Moge˛ wspo´łpracowac´ z kaz˙dym, jes´li to profes-

jonalista – odrzekła spokojnie.

– S

´

wietnie. W takim razie nasza wspo´łpraca be˛dzie

sie˛ układała... przepraszam, układałaby sie˛ pomys´lnie.

12

GILL SANDERSON

background image

– Przeszli kilka kroko´w. – Podczas rozmowy dała
pani do zrozumienia, z˙e moje pytanie jest nieprofes-
jonalne.

– Tak. I dobrze pan wie, z˙e miałam racje˛.
Zas´miał sie˛ cicho, dzie˛ki czemu od razu wydał jej

sie˛ bardziej ludzki.

– To prawda. Nie zachowałem sie˛ odpowiednio.

Ale doszedłem do wniosku, z˙e jest pani dobra˛ kan-
dydatka˛, a dobre kandydatki nalez˙y przepytac´ wyja˛t-
kowo dokładnie.

Jane pomys´lała, z˙e Chris Fielding jest bardzo skom-

plikowanym człowiekiem. Zno´w zapadło milczenie.
Nagle Jane cos´ sobie us´wiadomiła.

– Nie przepytuje pan naste˛pnej kandydatki?
– Nie. Wycofałem sie˛ z tej sesji. Nie mo´głbym byc´

obiektywny, poniewaz˙ ta kandydatka to moja szwagie-
rka. Moz˙na powiedziec´, z˙e wysta˛piłby tu konflikt inte-
reso´w. Nie be˛de˛ tez˙ głosował nad kandydaturami. Wez-
me˛ jednak udział w rozmowach z innymi kandydatka-
mi i w kon´cowej dyskusji.

Dotarli do nowej, niskiej cze˛s´ci szpitala. Chris Fiel-

ding przeprowadził ja˛ przez poczekalnie˛. Kiedy wy-
stukał kod na klawiaturze na s´cianie, drzwi oddziału
otworzyły sie˛ przed nimi. Jane westchne˛ła. Wiedziała,
z˙e to konieczne, ale napawało ja˛ smutkiem, z˙e trzeba
zamykac´ oddział na zamki szyfrowe dla bezpieczen´st-
wa małych pacjento´w.

Wewna˛trz natychmiast poczuła sie˛ jak w domu.

Panowała tu znajoma atmosfera, a woko´ł unosił sie˛
zapach nieco inny niz˙ w pozostałych cze˛s´ciach szpita-
la. Bardzo to lubiła.

– Prosze˛ chwile˛ zaczekac´. – Chris Fielding znikna˛ł

13

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

za jakimis´ drzwiami, a po chwili zjawił sie˛ w towarzys-
twie us´miechnie˛tej piele˛gniarki w zielonym uniformie.

– To jest Erica Thornby – oznajmił. – Erico, czy

mogłabys´ pokazac´ pani Wilson nasz oddział? Oczywi-
s´cie jes´li masz czas.

Siostra Erica była ładna˛, ciemnowłosa˛ kobieta˛

w wieku około trzydziestu pie˛ciu lat. Jane spojrzała na
nia˛i stwierdziła, z˙e na pewno polubiłaby ja˛bardziej niz˙
Fione˛ Law.

– Włas´nie miałam zajrzec´ do kilku niemowla˛t – po-

wiedziała Erica. – Chcesz fartuch i maske˛? Wtedy
mogłybys´my razem wejs´c´ do sali i troche˛ porozma-
wiac´.

– Z przyjemnos´cia˛. Gdzie moge˛ sie˛ umyc´?
– Prosze˛ za mna˛ – zache˛ciła ja˛ Erica.
W małej sali znajdowało sie˛ troje dzieci, kaz˙de

w inkubatorze. Jane od razu stwierdziła, z˙e sa˛ w cał-
kiem dobrym stanie. Poznała to po ich ruchach. Jane
patrzyła, jak Erica zre˛cznie mierzy noworodkom tem-
perature˛, sprawdza cis´nienie krwi i oddech.

– Ska˛d pochodzisz? – zapytała Erica, kiedy juz˙ sie˛

upewniła, z˙e wszystko jest w porza˛dku. – I ska˛d po-
mysł, z˙eby pracowac´ włas´nie tutaj?

Jane słyszała te pytania nie po raz pierwszy i jak

zwykle udzieliła szczerych odpowiedzi.

– Jestem z Londynu. Potrzebuje˛ odmiany. A praca

na tym oddziale wygla˛da bardzo obiecuja˛co.

Na chwile˛ zapadło milczenie, a potem Erica oznaj-

miła:

– Moz˙e to tylko moje zdanie, ale potrzebujemy tu

przywo´dcy. Poła˛czenie tych dwo´ch oddziało´w okazało
sie˛ koszmarnie trudne. Niekto´rymi osobami nalez˙ało-

14

GILL SANDERSON

background image

by mocno potrza˛sna˛c´. Cia˛gle tylko odbywaja˛ sie˛ tu
jakies´ spotkania i dyskusje, a przeciez˙ nie moz˙na
kaz˙demu dogodzic´. Nie wiadomo dlaczego, z dwo´ch
dobrze funkcjonuja˛cych zespoło´w powstał jeden skło´-
cony i nieszcze˛s´liwy. To zupełnie niedorzeczne, bo
przeciez˙ wie˛kszos´c´ z nas uwielbia swoja˛ prace˛.

– Rozumiem. Rozmawiałam dzis´ z jedna˛ z twoich

kolez˙anek, Fiona˛ Law. Chyba ma duz˙e szanse na to
stanowisko.

Erica odwro´ciła twarz, ale Jane zobaczyła jej od-

bicie w szklanych drzwiach i zauwaz˙yła, z˙e lekko sie˛
skrzywiła.

– Byc´ moz˙e – odrzekła.
– Zdaje sie˛, z˙e to szwagierka doktora Fieldinga?
– Tak. Ale Chris Fielding na pewno nie be˛dzie z te-

go powodu forsował jej kandydatury. On jest bardzo
zasadniczy.

– Ale ty go lubisz?
– Owszem. S

´

wietnie radzi sobie z dziec´mi, umie

rozmawiac´ z rodzicami. Pomoz˙e kaz˙demu, jes´li widzi,
z˙e ten ktos´ chce pracowac´. Duz˙o zyskuje przy bliz˙szym
poznaniu. I lepiej nie dac´ sie˛ zwies´c´ jego pozornemu
roztargnieniu. On doskonale wie, co robi.

– Nie wa˛tpie˛.
Erica uniosła pokrywe˛ inkubatora i wyje˛ła dziecko.

Trzymaja˛c noworodka w jednej re˛ce, druga˛sie˛gne˛ła po
butelke˛ z przygotowanym pokarmem i wsune˛ła smo-
czek do ro´z˙owych ust malen´stwa. Dziecko natychmiast
zacze˛ło ssac´, a piele˛gniarka sie˛ us´miechne˛ła.

– Szybko sie˛ uczysz, Harry – powiedziała cicho.

– To jest mleko twojej mamy. Dla ciebie doskonałe.

Jane patrzyła na nia˛ z aprobata˛.

15

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Jes´li dostaniesz to stanowisko... – zacze˛ła Erica.

– Czy masz...? Widze˛, z˙e nosisz obra˛czke˛.

– Byłam me˛z˙atka˛, ale teraz jestem wdowa˛. I nie

mam dzieci.

– Och, bardzo przepraszam...
– Nie ma za co. – Jane postanowiła zmienic´ temat.

– A ty masz me˛z˙a?

– Jeszcze nie. Od pie˛ciu lat mieszkam z tym samym

me˛z˙czyzna˛, wie˛c moz˙e powinnis´my juz˙... Bardzo bym
chciała załoz˙yc´ rodzine˛, bo jestem coraz... – Erica
rozes´miała sie˛, ale Jane wyczuła, z˙e dotkne˛ła bolesnej
sprawy. Za wczes´nie jednak na tak intymne rozmowy.

Nagle wszystkie dzieci obudziły sie˛ i zacze˛ły jedno-

czes´nie płakac´. Niemowle˛ta zawsze to robia˛ w naj-
mniej odpowiedniej chwili. Erica pochyliła sie˛ nad ko-
lejnym inkubatorem.

– McKay, musisz chwile˛ zaczekac´, malen´ki – po-

wiedziała. – Teraz mam re˛ce pełne roboty.

Jej słowa nie uspokoiły dziecka. Malec zanosił sie˛

płaczem, spazmy wstrza˛sały całym ciałkiem.

Jane słuchała tego przez chwile˛, a potem zapropo-

nowała:

– Jes´li chodzi tylko o karmienie, to moz˙e bym...
– Och, dzie˛ki. – Erica zgodziła sie˛ natychmiast.

– Butelka stoi tam. Na pewno wiesz, co robic´.

Jane doskonale to wiedziała. Wyje˛ła dziecko z in-

kubatora i natychmiast poczuła, jak ogarnia ja˛ fala
ciepłych uczuc´ dla tak małego stworzenia. Dziecko
przestało płakac´, niebieskie oczy niezbyt pewnie pa-
trzyły na jej twarz. Sie˛gne˛ła po butelke˛. Mały McKay
był po prostu głodny.

Na chwile˛ zapomniała, z˙e przyszła tu na rozmowe˛

16

GILL SANDERSON

background image

kwalifikacyjna˛. Robiła to, na czym sie˛ znała, i co
najbardziej lubiła. Erica od razu zauwaz˙yła, z˙e ma do
czynienia z kompetentna˛ osoba˛ i bez wahania wyszła
z sali, by uzupełnic´ karty pacjento´w. Kiedy Jane
wkładała syte dziecko do inkubatora, spostrzegła, z˙e
Chris Fielding niepostrzez˙enie stana˛ł w drzwiach.

Spogla˛dał na nia˛ z namysłem.
– Widze˛, z˙e zna sie˛ pani na tym – stwierdził – ale na

razie nie jest pani członkiem zespołu. Nawet nie wiem,
czy ma pani ubezpieczenie. Nie jestem pewien, czy po-
chwalam to, co pani zrobiła.

Najpierw ułoz˙yła malca bezpiecznie w inkubatorze,

a potem odsta˛piła o krok i wskazała na noworodka.

– Ale on to pochwala. Teraz jest szcze˛s´liwy. Nie

ma mowy, z˙ebym stała bezczynnie, kiedy dziecko cier-
pi, a ja potrafie˛ temu zapobiec.

Zastanowił sie˛ nad jej słowami.
– Ma pani racje˛ – odparł w kon´cu. – Ale lepiej

be˛dzie, jak sta˛d po´jdziemy.

– Widział pan swoja˛ pacjentke˛?
Po raz pierwszy us´miechna˛ł sie˛ szeroko.
– Tak. Juz˙ nie potrzebuje naszej pomocy, zacze˛ła

dawac´ sobie rade˛ sama. Przybiera na wadze i duz˙o
lepiej wygla˛da. Po raz pierwszy cieszy mnie mys´l
o spotkaniu z jej ojcem. Przedtem bardzo sie˛ tych
rozmo´w bałem.

Wyprowadził ja˛ na zewna˛trz i przypomniał, z˙e

o pia˛tej moz˙e sie˛ dowiedziec´, jaka zapadła decyzja.

Kiedy poz˙egnał sie˛ i odszedł, Jane zerkne˛ła na

zegarek. Miała kilka godzin wolnego czasu, wie˛c
ruszyła na spacer po miasteczku. Czy dobrze by jej sie˛
pracowało z Chrisem Fieldingiem? Chyba tak. Jest

17

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

kompetentny, rozsa˛dny i przyjazny, ale mys´lami wyra-
z´nie bła˛dzi gdzies´ daleko. Rzecz jasna, jest całkiem
przystojny, ale pewnie siostra Fiony to jego z˙ona. Jane
zastanowiła sie˛, jak tez˙ moz˙e wygla˛dac´ jego z˙ona i jak
to jest miec´ takiego me˛z˙czyzne˛ za me˛z˙a. Natychmiast
przywołała sie˛ do porza˛dku. To nie jej sprawa, a poza
tym jeszcze nie wiadomo, czy be˛dzie tu pracowac´.

Denham bardzo jej sie˛ podobało. To nadmorskie

miasteczko było ro´wniez˙ os´rodkiem handlowym i ad-
ministracyjnym dla okolicznych farmero´w. Widziała
turysto´w, ale poniewaz˙ zagraniczne wakacje stawały
sie˛ coraz modniejsze, nie było ich tu zbyt wielu.
Bardzo spodobała jej sie˛ najstarsza cze˛s´c´ miasta,
wyraz´nie odmienna od cze˛s´ci nadmorskiej. Doszła do
wniosku, z˙e z che˛cia˛ by tu zamieszkała.

W porze lunchu znalazła mała˛ knajpke˛ przy porcie.

Patrza˛c na zdobia˛ce s´ciany morskie widoki, musiała
zamo´wic´ rybe˛ z frytkami. Posiłek okazał sie˛ wys´mieni-
ty i kosztował połowe˛ sumy, kto´ra˛ musiałaby za taki
lunch zapłacic´ w Londynie. Kiedy powiedziała to
kelnerce, kobieta us´miechne˛ła sie˛ i wyjas´niła, z˙e ta
ryba jeszcze rano pływała w morzu, a ziemniaki,
z kto´rych zrobiono frytki, wyrosły na polu nieopodal.

Jane wyszła na ulice˛, spojrzała na port i nagle, jak to

juz˙ nieraz sie˛ zdarzało, owładne˛ły nia˛ wspomnienia,
burza˛c spoko´j. Wszystko widziała tak wyraz´nie, jakby
to było wczoraj. Lunch z Johnem w niewielkiej re-
stauracji niedaleko szpitala. Znali sie˛ kro´tko, ale juz˙
wiedzieli, z˙e ła˛czy ich cos´ szczego´lnego. Przez chwile˛
nie mogła sie˛ poruszyc´. Stała, zaciskaja˛c powieki, by
powstrzymac´ łzy. Musi wreszcie cos´ z tym zrobic´!

18

GILL SANDERSON

background image

Mogłaby jeszcze godzinami spacerowac´ po ulicz-

kach, ale postanowiła wro´cic´ do szpitala. Jes´li nie
dostanie tej pracy, to po co przywia˛zywac´ sie˛ do tego
urokliwego miasta?

Weszła do poczekalni, gdzie tym razem zapropo-

nowano jej herbate˛. Pozostałe cztery kandydatki juz˙
czekały. Jak zwykle w takich okolicznos´ciach, kiedy
tylko jednej osobie moz˙e sie˛ poszcze˛s´cic´, atmosfera
była dos´c´ napie˛ta. Trzy kobiety przegla˛dały czasopis-
ma piele˛gniarskie. Czwarta – Fiona – mo´wiła cos´
głos´no do sekretarki, co chwila zwracaja˛c sie˛ do niej po
imieniu, by dac´ wszystkim do zrozumienia, z˙e ona jest
kandydatka˛ z tutejszego szpitala, a wie˛c na pewno ma
najwie˛ksze szanse. Jane wzie˛ła do re˛ki jakies´ czaso-
pismo.

Drzwi do sali, w kto´rej przeprowadzano rozmowy,

otworzyły sie˛ i w progu stana˛ł Paul Carrington. Tym
razem sie˛ nie us´miechał. Powaz˙nym wzrokiem spoj-
rzał na oczekuja˛ce kandydatki.

– Pani Wilson, komisja chce z pania˛ porozmawiac´

– oznajmił po chwili milczenia.

Jane jakos´ zdołała dotrzec´ do sali.
– Prosze˛ usia˛s´c´. – Paul Carrington zaja˛ł miejsce

przy stole. – Dowiedziała sie˛ juz˙ pani, jakie sa˛ warunki
umowy. Czy zasady wynagrodzenia sa˛ dla pani jasne?

– T...tak – wyja˛kała. – Wszystko zrozumiałam.
Była oszołomiona. Do tej pory włas´ciwie nie wie-

rzyła, z˙e dostanie te˛ prace˛. I chyba nawet nie bardzo sie˛
tym przejmowała. Teraz nagle wszystko stało sie˛ takie
realne.

– Czy ma pani jakies´ pytania?
– Raczej nie.

19

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– W takim razie chcemy pani zaoferowac´ te˛ posa-

de˛. Czy potrzebny pani czas do namysłu?

– Nie. – Poczuła sie˛ silna i pewna siebie. To była

pierwsza pozytywna rzecz, jaka˛ zrobiła od czasu...

Tym razem postanowiła dokon´czyc´ mys´l. Nie moz˙e

dłuz˙ej unikac´ konfrontacji z rzeczywistos´cia˛. To była
pierwsza pozytywna rzecz, jaka˛ zrobiła od czasu s´mie-
rci me˛z˙a.

– Juz˙ zdecydowałam, z˙e bardzo chce˛ tu pracowac´.
– A wie˛c z przyjemnos´cia˛ pania˛zatrudnimy. Mamy

nadzieje˛, z˙e be˛dzie pani zadowolona. – Członkowie
komisji wyszli zza stołu i us´cisne˛li jej dłon´. Wszyscy
sie˛ us´miechali, ła˛cznie z Chrisem Fieldingiem. Czyz˙by
spojrzał na nia˛ z aprobata˛?

Stało sie˛. Zaczyna nowe z˙ycie.

20

GILL SANDERSON

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Zaskoczyło ja˛ i troche˛ przestraszyło, z˙e tak łatwo

potrafiła odmienic´ swoje z˙ycie. Mys´lała, z˙e jest przy-
zwyczajona do tylu rzeczy, a tymczasem zdołała wszy-
stko zmienic´ w cia˛gu kilku dni.

Przez cały czas małz˙en´stwa mieszkała z me˛z˙em

w ich małym londyn´skim mieszkanku. Urza˛dzili je
wspo´lnie i byli tam szcze˛s´liwi. Jednak ten etap jej z˙ycia
juz˙ sie˛ skon´czył. Trzeba is´c´ naprzo´d. Nie mogła wprost
uwierzyc´, gdy w agencji nieruchomos´ci dowiedziała
sie˛, za jaka˛ sume˛ moz˙e sprzedac´ to mieszkanie.

– Ostatnio sytuacja na rynku sie˛ zmieniła. Zdecy-

dowała sie˛ pani na sprzedaz˙ w bardzo dobrym momen-
cie – wyjas´nił agent. – Na pewno w cia˛gu tygodnia dos-
tanie pani jaka˛s´ propozycje˛.

I rzeczywis´cie tak sie˛ stało. Nowi włas´ciciele chcieli

sie˛ wprowadzic´ jak najszybciej, co jej bardzo odpo-
wiadało. Dzie˛ki temu nie be˛dzie miała czasu na z˙al
i wspominanie.

Zastanawiała sie˛, co ze soba˛ zabrac´. Co jej be˛dzie

naprawde˛ potrzebne? Po namys´le wyniosła mno´stwo
rzeczy do prowadzonych przez organizacje dobro-
czynne sklepo´w, niekto´re oddała przyjaciołom, a meb-
le, kto´re postanowiła zatrzymac´, wstawiła na prze-
chowanie do magazynu. Jeden smutny wieczo´r po-
s´wie˛ciła na porza˛dkowanie rzeczy Johna. Zatrzymała

background image

pare˛ drobiazgo´w, a o zaje˛cie sie˛ reszta˛ poprosiła dwo´ch
przyjacio´ł me˛z˙a. Czuła, z˙e musi zacza˛c´ nowe z˙ycie bez
obcia˛z˙en´.

Nie urza˛dziła przyje˛cia poz˙egnalnego. Przez ostat-

nie lata nie prowadzili z Johnem zbyt oz˙ywionego
z˙ycia towarzyskiego. Nie było to moz˙liwe.

W kon´cu zostały jej cztery duz˙e torby, kto´re zmies´-

ciły sie˛ w samochodzie. To był jej ekwipunek, z kto´-
rym ruszała w przyszłos´c´. Jechała autostrada˛ na po´ł-
noc, staraja˛c sie˛ mys´lec´ tylko o tym, co ja˛ czeka.
Dziwne, ale przed oczami cze˛sto stawała jej zamys´lona
twarz Chrisa Fieldinga. Ale czy jest w tym cos´ dziw-
nego? Ma z nim wszak pracowac´.

Od czasu rozmowy kwalifikacyjnej mine˛ło po´łtora

miesia˛ca. Podro´z˙ była długa i me˛cza˛ca, ale kiedy Jane
wjechała na ocieniony drzewami podjazd przed szpita-
lem, poczuła miłe zadowolenie. Moz˙e be˛dzie tu szcze˛-
s´liwa? Słon´ce s´wieci, dzien´ jest ciepły. Czy tutaj zaw-
sze jest tak pogodnie?

Przez pierwsze tygodnie miała zamiar mieszkac´

w bursie dla piele˛gniarek. Us´miechnie˛ty portier przy
bramie dał jej klucz i wyjas´nił, gdzie znajdzie wo´zek
do przewiezienia bagaz˙u. Zaparkowała samocho´d na
wyznaczonym parkingu, zgodnie z przepisami przy-
kleiwszy na szybie stosowne zezwolenie. Postanowiła
na razie nie brac´ toreb. Po´jdzie do swojego pokoju
i chwile˛ w nim posiedzi.

Otworzyła kluczem drzwi do klatki schodowej

– zno´w wymogi bezpieczen´stwa – i weszła na drugie
pie˛tro. Z okna widac´ było kawałek morza. Poko´j
okazał sie˛ przyjemny, chociaz˙ bezosobowy. Jednak
kilka obrazko´w i kwiaty szybko sprawia˛, z˙e nabierze

22

GILL SANDERSON

background image

charakteru. Miała do dyspozycji własna˛ łazienke˛, a ku-
chnia, wyposaz˙ona w lodo´wke˛, szafki i kuchenke˛, znaj-
dowała sie˛ na kon´cu korytarza.

Jedne z wychodza˛cych na korytarz drzwi otworzyły

sie˛ i Jane zobaczyła wesoła˛ twarz Eriki Thornby.

– Jane! Jak miło cie˛ widziec´! – Erica powitała ja˛

niczym stara˛ znajoma˛. – Słyszałam, z˙e dzisiaj przyjez˙-
dz˙asz. Wpadniesz do mnie na herbate˛? Zapraszam.

– Dzie˛kuje˛, bardzo che˛tnie. Ale co ty tutaj robisz?

Wydawało mi sie˛, z˙e... z kims´ mieszkasz.

– Owszem, tak było. Ale juz˙ nie jest, bo... Chodz´ do

mojego pokoju i zaczekaj chwile˛. Zaraz przyniose˛ her-
bate˛ i porozmawiamy.

Po chwili siedziały, pija˛c gora˛cy napo´j.
– I tak na pewno usłyszysz plotki, wie˛c lepiej be˛dzie,

jak sama ci opowiem – oznajmiła energiczne Erica.
– Zerwałam z Martinem Berry, kto´ry przez pie˛c´ lat był
moim towarzyszem z˙ycia. Nie całkiem nam sie˛ układa-
ło, a ja nie chce˛ z˙yc´ w zwia˛zku, do kto´rego nie jestem
przekonana. Najgorsze jest to, z˙e Martin chce, z˙ebym
wro´ciła. Prawde˛ mo´wia˛c, sprawia mi to kłopot. On musi
sie˛ pogodzic´ z moim odejs´ciem. Pomo´c ci z bagaz˙ami?

– O tak, poprosze˛. A herbata bardzo dobrze mi zro-

biła – przyznała Jane.

Godzine˛ po´z´niej była juz˙ rozpakowana. Poukładała

ubrania w szufladach i szafach, na s´cianach zawiesiła
obrazki, na stoliku ustawiła kilka fotografii. Ło´z˙ko
przykryła czerwono-czarnym kocem w indian´skie
wzory. Cicho grało radio. Internatowy poko´j zmienił
sie˛ w dom. Na pewno be˛dzie tutaj szcze˛s´liwa.

Oficjalnie zaczynała prace˛ naste˛pnego dnia, jednak

23

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

nie wpuszczono jej od razu na oddział. Najpierw mu-
siała odbyc´ kilka rozmo´w w dziale administracyjnym,
wypełnic´ formularze, podja˛c´ najro´z˙niejsze decyzje
dotycza˛ce ubezpieczen´ i składki emerytalnej. Potem
przeszła jednodniowe szkolenie, podczas kto´rego Fay
Donahue z działu kadr wyjas´niła jej przepisy i zasady
obowia˛zuja˛ce w tym szpitalu. Jane uznała to za bardzo
poz˙yteczne.

Na koniec czekała ja˛ rozmowa z Paulem Carring-

tonem. Był ro´wnie miły jak za pierwszym razem.

Siedzieli w jego biurze, pija˛c kawe˛.
– Juz˙ pani mo´wiłem, z˙e obecnie morale personelu

na oddziale noworodko´w jest dos´c´ niskie – oznajmił.
– Oczywis´cie z powodu poła˛czenia dwo´ch placo´wek.
Ludzie czuja˛ sie˛ troche˛ niepewnie. Mam nadzieje˛, z˙e
uda sie˛ pani jakos´ temu zaradzic´. Wiem, z˙e wszystkie
nasze piele˛gniarki i personel pomocniczy to wspaniali
ludzie. Znaja˛ sie˛ na swojej pracy i ja˛ lubia˛. Potrzeba
tylko kogos´, kto pomoz˙e im stworzyc´ zgrany zespo´ł.
Chris robi, co w jego mocy, ale moim zdaniem tym
problemem nie powinien sie˛ zajmowac´ lekarz, tylko
same piele˛gniarki.

– Zgadzam sie˛. Postaram sie˛ cos´ zdziałac´.
– S

´

wietnie. Jeszcze jedna sprawa. Jako szefowa

piele˛gniarek ma pani do dyspozycji pewien budz˙et.
Z przykros´cia˛ musze˛ stwierdzic´ jednak, z˙e ostatnio zo-
stał on zmniejszony. Przez długi czas radzilis´my sobie
z brakiem personelu, wynajmuja˛c dodatkowe piele˛g-
niarki z agencji. Ale to kosztuje. Niestety, teraz nie ma
na to pienie˛dzy.

– Rozumiem.
Trzeciego dnia mogła wreszcie przysta˛pic´ do nor-

24

GILL SANDERSON

background image

malnych zaje˛c´. Jej obowia˛zkiem było nadzorowanie
pracy oddziału i zarza˛dzanie zatrudnionym tam per-
sonelem. Była dumna ze swojego kierowniczego sta-
nowiska, ale jednoczes´nie troche˛ sie˛ denerwowała.
Jednak nowy stro´j dodawał jej odwagi. Zasłuz˙yła sobie
na ten awans.

W dawnym szpitalu była przełoz˙ona˛, ale tam do

swojego stanowiska dochodziła stopniowo, znała tez˙
wszystkich, zaro´wno piele˛gniarki, jak i personel po-
mocniczy. Wiedziała, jakie maja˛ wady i zalety. Tu-
taj ma pracowac´ w nowym s´rodowisku, w dodatku
skło´conym i wrogim. Co´z˙, musi jakos´ dac´ sobie
rade˛.

Przyszła do pracy po´ł godziny przed zmiana˛ dy-

z˙uro´w i powiedziała siostrze przełoz˙onej, z˙eby wszy-
scy pracowali nadal jak zwykle, ale kiedy zjawi sie˛
naste˛pna zmiana, wo´wczas chciałaby sie˛ przedstawic´
całemu zespołowi.

Jedna˛ z pierwszych oso´b, na kto´re sie˛ natkne˛ła, była

Fiona Law. W stroju piele˛gniarskim, z włosami przepi-
sowo schowanymi pod czepkiem wygla˛dała nieco sta-
rzej. Podeszła do Jane, us´cisne˛ła jej dłon´ i pogratulo-
wała zdobycia stanowiska.

– Mam nadzieje˛, z˙e be˛dziesz u nas szcze˛s´liwa –

oznajmiła, ale Jane spostrzegła w jej oczach chło´d.

Personel z obu zmian zebrał sie˛ w pokoju piele˛g-

niarek. Te, kto´re kon´czyły nocny dyz˙ur, były znuz˙one;
te, kto´re dopiero przyszły do pracy, nie całkiem obu-
dzone. Jane nie wyczuła wyraz´nej wrogos´ci, ale tez˙
nikt nie objawił entuzjazmu na jej widok. Tak, ten
oddział wymaga wielkiego wkładu pracy. Wzie˛ła głe˛-
boki oddech, us´miechne˛ła sie˛ i przemo´wiła:

25

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Nazywam sie˛ Jane Wilson i jestem nowa˛ kierow-

niczka˛ oddziału. W zwia˛zku z poła˛czeniem dwo´ch
szpitali nasta˛piły tu duz˙e zmiany, wie˛c nie zamierzam
pochopnie wprowadzac´ nowych. Potrzebujemy okresu
spokoju. Przez jakis´ czas be˛de˛ po prostu obserwowac´
oddział i pracowac´ razem ze wszystkimi. Nie zamie-
rzam spe˛dzac´ całego dyz˙uru w swoim gabinecie nad
papierkami. Lubie˛ i chce˛ zajmowac´ sie˛ dziec´mi. W cia˛-
gu najbliz˙szych dni zamierzam z kaz˙dym porozma-
wiac´ na osobnos´ci. Dzie˛kuje˛. Czy ktos´ chciałby mi
zadac´ jakies´ pytanie?

Wszyscy poruszyli sie˛ niespokojnie. Pierwsza ode-

zwała sie˛ te˛ga piele˛gniarka w s´rednim wieku:

– Nazywam sie˛ Anne Whittle – zacze˛ła napastli-

wie. – Chce˛ wiedziec´, czy narzuci nam pani nowy
system zmianowy. Ten system jest do niczego i ja na
pewno sie˛ na niego nie zgodze˛. W poprzednim szpitalu
traktowano nas o wiele lepiej.

Jane wiedziała, z˙e nie moz˙e okazac´ le˛ku ani zdener-

wowania.

– Na razie nic nie wiem o nowym systemie – zacze˛-

ła łagodnie – trudno mi wie˛c cokolwiek na ten temat
mo´wic´. Moz˙e zechciałaby pani przyjs´c´ do mojego ga-
binetu i wyjas´nic´ mi szczego´ły? Jes´li be˛de˛ mogła po-
mo´c, na pewno to zrobie˛. Ogo´lnie rzecz biora˛c, nie za-
mierzam nikogo do niczego zmuszac´. Jes´li komus´ na-
prawde˛ nie odpowiadaja˛ warunki pracy na tym od-
dziale, moz˙emy zastanowic´ sie˛ nad przeniesieniem.

Anne Whittle gwałtownie wcia˛gne˛ła powietrze i wy-

raz´nie zbladła.

– Chyba nie chce mnie pani przenies´c´?
– Mam nadzieje˛, z˙e nie be˛de˛ musiała. Zadowolenie

26

GILL SANDERSON

background image

personelu jest dla mnie druga˛ co do waz˙nos´ci sprawa˛.
Na pierwszym miejscu stawiam dobro noworodko´w.
– Jej głos brzmiał teraz twardo. – Powiedzmy sobie
jasno: pacjenci sa˛ najwaz˙niejsi. Jestem pewna, z˙e w tej
kwestii wszyscy sie˛ ze mna˛ zgodza˛. Dodam tez˙, z˙e ja
ro´wniez˙ zamierzam brac´ najmniej popularne dyz˙ury –
dodała łagodniej. – Dzie˛kuje˛.

Pozostała cze˛s´c´ spotkania przebiegła bez zakło´cen´.

Jane wymieniła us´ciski dłoni ze wszystkimi piele˛gniar-
kami, kto´re skon´czyły dyz˙ur, staraja˛c sie˛ zapamie˛tac´
ich imiona. Obiecała Anne, z˙e przyjrzy sie˛ nowemu
grafikowi i porozmawia z nia˛ na ten temat. Potem
ruszyła do normalnej pracy.

Przede wszystkim obeszła poszczego´lne sale i spraw-

dziła stan podopiecznych. Nie wykonywała pracy pie-
le˛gniarki, ale musiała sie˛ upewnic´, z˙e wszystko zostało
zrobione jak nalez˙y. Potem udała sie˛ do swojego ga-
binetu i skrzywiła na widok stosu papiero´w do prze-
jrzenia. Postanowiła zacza˛c´ od zapoznania sie˛ z no-
wym systemem rotacyjnym.

Po godzinie usłyszała pukanie do drzwi i ku swoje-

go zaskoczeniu zobaczyła w progu Chrisa Fieldinga.
Od dnia rozmowy kwalifikacyjnej jeszcze go nie wi-
działa. Na chwile˛ zabrakło jej powietrza.

Na oddziale zawsze było ciepło – wczes´niaki wyzie˛-

biaja˛ sie˛ o wiele szybciej niz˙ dzieci urodzone w termi-
nie – wie˛c Chris nie miał na sobie marynarki, tylko
s´niez˙nobiała˛ koszule˛, ciemnoniebieski krawat i jasne
spodnie.

– Ja tez˙ chciałem sie˛ przywitac´ – powiedział. –

I wydaje mi sie˛, z˙e komisja podje˛ła słuszna˛ decyzje˛.

Odniosła wraz˙enie, z˙e jest jakis´ inny, wyz˙szy. Moz˙e

27

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

dlatego, z˙e znajdowali sie˛ w małym pomieszczeniu.
Przebiegł ja˛ lekki dreszcz i poczuła dziwny niepoko´j.

– Jeszcze za wczes´nie na obcho´d, doktorze Fiel-

ding – powiedziała.

– Prosze˛, mo´w mi Chris. Zamierzałem tylko spraw-

dzic´ kilka rzeczy. Nie musisz mi towarzyszyc´.

Wszedł do s´rodka i zamkna˛ł za soba˛ drzwi.
– Włas´ciwie to chciałem ci cos´ wyznac´. Podsłucha-

łem, jak rozmawiałas´ z piele˛gniarkami. Zrobiłas´ na
mnie wielkie wraz˙enie. Ja nie odezwałbym sie˛ w ten
sposo´b do Anne Whittle.

Jane westchne˛ła.
– Wcale nie chciałam, z˙eby to tak zabrzmiało. Sa˛

rzeczy, kto´rych jeszcze nie wiem. Nie zapominaj, z˙e
piele˛gniarki to ludzie, nie maszyny. Odezwałam sie˛ do
Anne tak, a nie inaczej, bo chce˛, z˙eby od samego
pocza˛tku wszystko było jasne. Jes´li chce konfrontacji,
be˛dzie ja˛ miała. Wolałabym jednak spokojnie roz-
wia˛zac´ ten problem.

– Dobrze. Na ogo´ł wie˛cej zyskuje sie˛ us´miechem

niz˙ groz´ba˛. – Sie˛gna˛ł do klamki. – Zobaczymy sie˛ przy
obchodzie.

– To na razie – odrzekła.
Wro´ciwszy do papiero´w, przejrzała grafik dyz˙uro´w,

kto´ry powodował tyle niesnasek. Po chwili zrozumia-
ła, dlaczego tak jest. Niekto´re dyz˙ury, na ogo´ł nocne,
nie cieszyły sie˛ popularnos´cia˛. Ale praca noca˛ jest
jednym z obowia˛zko´w piele˛gniarki. Poprzednio kiero-
wnicy oddziało´w w obu szpitalach zatrudniali na nocne
dyz˙ury piele˛gniarki z agencji. Etatowy personel praco-
wał tylko na dziennych zmianach. Teraz zabrakło
pienie˛dzy na opłacanie dodatkowych usług, wie˛c szpi-

28

GILL SANDERSON

background image

talne piele˛gniarki musiały pracowac´ ro´wniez˙ nocami.
Wiele z nich nie chciało sie˛ z tym pogodzic´.

Jane westchne˛ła. To rzeczywis´cie jest problem. Mu-

si go jakos´ rozwia˛zac´.

Po´z´niej tego ranka Chris przyszedł na obcho´d. To-

warzyszył mu jego starszy asystent, wysoki, chudy,
us´miechnie˛ty starszy lekarz, Matt Kershaw. Przed-
stawili sie˛ sobie szybko, przejrzeli raporty dzienne
i Jane poprowadziła ich na oddział.

Kiedy tylko wyszła z gabinetu, zauwaz˙yła Fione˛.

Miała luz´no rozpuszczone włosy, kto´re spod czepka
opadały na ramiona. Wygla˛dało to ładnie, ale nie było
dozwolone.

– Siostro, prosze˛ wyjs´c´ z oddziału i upia˛c´ włosy.

– Jane nawet nie pro´bowała zachowywac´ sie˛ przyjaz´-
nie. Fiona doskonale wiedziała, z˙e taka fryzura jest
w szpitalu zabroniona.

– Bardzo przepraszam. Juz˙ ide˛.
Jane odniosła wraz˙enie, z˙e ten pokorny ton był tro-

che˛ wymuszony. Chris natomiast nie zwro´cił na ten
incydent uwagi.

Po raz pierwszy miała dzis´ okazje˛ bezpos´rednio pra-

cowac´ z Chrisem. Był dokładny i kompetentny. Co wie˛-
cej, lubił swych małych podopiecznych, a nie o wszyst-
kich lekarzach da sie˛ to powiedziec´. Razem z asysten-
tem przegla˛dał karte˛ choroby, pytał o zdanie piele˛g-
niarke˛ opiekuja˛ca˛ sie˛ dzieckiem, patrzył, jak Matt prze-
prowadza badania, ale ostateczna˛ decyzje˛ zawsze po-
dejmował sam.

– Mys´le˛, z˙e mały Smith nie potrzebuje dalszej in-

tensywnej terapii – stwierdził, kiedy zbadali ostatniego

29

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

malca. – Za tydzien´ lub dwa moz˙e is´c´ do domu. Czy
rodzice cze˛sto go odwiedzaja˛, Jane?

– Piele˛gniarki mo´wia˛, z˙e ojciec przychodzi co-

dziennie, natomiast matka nadal jest bardzo chora.
Wysta˛piła u niej rzucawka połogowa i wdały sie˛
komplikacje.

– A wie˛c na razie nie moz˙emy odesłac´ dziecka do

domu?

– Ojciec robi, co moz˙e, ale musi pracowac´ i...
Chris skina˛ł głowa˛.
– Chciałbym z nim porozmawiac´. Zobaczymy, co

da sie˛ zrobic´. Dowiesz sie˛, o kto´rej godzinie przyjdzie
tu jutro?

– Oczywis´cie. – Wcale jej nie zdziwiło, z˙e Chris

z taka˛ troska˛ zajmuje sie˛ małym pacjentem.

Po skon´czonym obchodzie zamienili ze soba˛ jesz-

cze kilka sło´w w jej gabinecie, a potem Chris wyszedł
na korytarz.

– Chris! Czes´c´, Chris!
Jane rozpoznała głos Fiony.
– Bardzo sie˛ ciesze˛, z˙e dzis´ wieczorem zajme˛ sie˛

małym – powiedziała. – I tak sobie pomys´lałam, z˙e
moz˙e byłoby wygodniej, gdybym zanocowała.

– Miło z twojej strony, z˙e chcesz pomo´c – odrzekł

Chris spokojnie – ale nie ma potrzeby, z˙ebys´ zostawała
na cała˛ noc. Zamo´wie˛ ci takso´wke˛. Jes´li zostaniesz,
pani Mansell be˛dzie miała wie˛cej pracy.

– Wcale nie. Ja...
– Lepiej be˛dzie, jes´li wro´cisz do siebie – powie-

dział tonem kon´cza˛cym wszelka˛ dyskusje˛.

To był cie˛z˙ki dzien´. Po południu przyszli pracow-

30

GILL SANDERSON

background image

nicy, kto´rych Jane jeszcze nie znała, wie˛c musiała
powto´rzyc´ swoje wysta˛pienie. Tym razem poszło le-
piej. Potem wro´ciła do problemu dyz˙uro´w. Co godzina
obchodziła wszystkie sale swojego małego kro´lestwa.
Musiała wyczuc´ atmosfere˛ tego miejsca, lepiej poznac´
ludzi. Była tez˙ do dyspozycji rodzico´w noworodko´w,
jes´li tylko chcieli z nia˛ porozmawiac´.

Szpital opus´ciła po´z´no. Była zme˛czona, ale zado-

wolona. Jej podwładne okazały sie˛ dobrymi piele˛gniar-
kami, a wspo´łpraca z lekarzami tez˙ zapowiadała sie˛ do-
brze. To znaczy z Chrisem i z jego asystentem. Juz˙ te-
raz z przyjemnos´cia˛ mys´lała o jutrzejszym wspo´lnym
obchodzie.

Kiedy weszła na pie˛tro bursy, spotkała wyraz´nie

zmartwiona˛ czyms´ Erice˛ z telefonem komo´rkowym
w dłoni.

– Cos´ sie˛ stało? – zapytała Jane.
– Mo´j były nie chce sie˛ ode mnie odczepic´ – wyjas´-

niła kolez˙anka. – A ja sie˛ tym przejmuje˛, co oznacza, z˙e
on wygrywa. Od dzisiaj be˛de˛ silna. – Us´miechne˛ła sie˛
z przymusem. – Ale to ty miałas´ dzis´ cie˛z˙ki dzien´. Jak
ci poszło?

– Niez´le, ale momentami nie było łatwo. Jednak

wiem, z˙e be˛dzie mi tutaj dobrze. – Zamys´liła sie˛ na
chwile˛. – Mam pomysł. Nie podzie˛kowałam ci jeszcze
za to, z˙e pomogłas´ mi sie˛ tu zadomowic´. No i nie
uczciłam jeszcze zdobycia tej pracy. Moz˙e po´jdziemy
gdzies´ na kolacje˛? Ja zapraszam. Słyszałam, z˙e nieda-
leko jest lokal, do kto´rego chadza wiele oso´b z naszego
szpitala. Nazywa sie˛ chyba Escott Arms.

– O, to s´wietnie miejsce. – Erica sie˛ rozpogodziła.

– Niezbyt tanie, ale jedzenie jest pyszne, no i moz˙na

31

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

tam dojs´c´ na piechote˛. Ale podzielimy sie˛ kosztami,
dobrze?

– To moje s´wie˛to, wie˛c ja stawiam – oznajmiła

Jane. – Idz´ sie˛ przebrac´. Zajrze˛ do ciebie za godzine˛.

Poszła do swojego pokoju i wzie˛ła ka˛piel. Dawno

juz˙ nie wychodziła do restauracji na kolacje˛. Bardzo
sie˛ cieszyła, z˙e dzis´ jej sie˛ to uda. Wyje˛ła letnia˛
sukienke˛, kto´rej dawno nie nosiła, i buty na podwyz˙-
szonym obcasie. Ułoz˙yła włosy i nałoz˙yła dyskretny
makijaz˙, a potem poszła po Erice˛.

Kolez˙anka tez˙ przygotowała sie˛ do wyjs´cia. Miała

na sobie kremowa˛ sukienke˛, kto´ra pasowała do jej
ciemnych włoso´w i smagłej cery. Ro´wniez˙ starannie
sie˛ umalowała.

– Niez´le wygla˛damy – stwierdziła wesoło. – Juz˙

widze˛, jak zawracamy facetom w głowach.

– Jakos´ mnie to nie cia˛gnie – odrzekła Jane.
Escott Arms spodobało jej sie˛. Było to poła˛czenie

pubu z restauracja˛. Lokal mies´cił sie˛ w starym domu,
kto´ry zmodernizowano, zachowuja˛c stylowy wystro´j
wne˛trza. Posadzono ich w sali, z kto´rej widac´ było
ogro´d.

Jane zamo´wiła butelke˛ białego wina i przez chwile˛

po prostu siedziały, us´miechaja˛c sie˛ do siebie.

– Takie chwile relaksu sa˛ bardzo miłe – odezwała

sie˛ Jane. – Od dawna juz˙ nie miałam wolnego dnia...

– Zobacz, kto tu jest! – przerwała jej Erica.
Jane podniosła wzrok. Przed nimi stał Matt Ker-

shaw, asystent Chrisa, i us´miechał sie˛ wesoło.

– Czes´c´, Matt – powitała go Erica. – Zaprosiłabym

cie˛ do naszego stolika, ale mamy dzis´ babski wieczo´r
i nie chcemy miec´ nic wspo´lnego z brzydka˛ płcia˛.

32

GILL SANDERSON

background image

– Nie s´miałbym psuc´ wam zabawy. Poza tym włas´-

nie wezwali mnie do szpitala.

– Cos´ pilnego? – spytała Jane. – Powinnam o tym

wiedziec´?

– Nie jestes´ na dyz˙urze – odparł Matt. – Wiem, z˙e

miałas´ pracowity dzien´. Bawcie sie˛ dobrze – powie-
dział i odszedł.

– Miły, prawda? – zauwaz˙yła Erica. – Wiesz, z˙e on

kiedys´ był piele˛gniarzem? Na własnej sko´rze przeko-
nał sie˛, jaka˛ mamy cie˛z˙ka˛ prace˛. Rozumie nas.

– Wspaniale.
– To dobry człowiek. Mieszka z ojcem. Musi sie˛

nim opiekowac´, wie˛c nie ma wiele czasu na z˙ycie to-
warzyskie.

– Znam to z dos´wiadczenia.
Erica spojrzała na nia˛ z zaciekawieniem.
– Powiedziałas´, z˙e jestes´ wdowa˛. Kiedys´ musiałas´

prowadzic´ jakies´ z˙ycie towarzyskie.

Jane us´miechne˛ła sie˛ smutno.
– Byłam me˛z˙atka˛, kochałam swojego me˛z˙a, a on

umarł. Teraz chce˛ zacza˛c´ wszystko od nowa. Chodzi
mi oczywis´cie o prace˛.

– Nie szukasz me˛z˙czyzny?
Potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Te sprawy juz˙ dla mnie nie istnieja˛. Na pocza˛tku

naszego zwia˛zku byłam taka szcze˛s´liwa. Nie chce˛ na-
raz˙ac´ sie˛ na to, z˙e zno´w wszystko strace˛. Nie zniosła-
bym tego.

– Z

˙

ycie przynosi nowe szanse – enigmatycznie

stwierdziła Erica. – Nie wiesz, co cie˛ czeka za rogiem.
Ale to znaczy, z˙e be˛dziecie sie˛ dobrze rozumieli
z Chrisem.

33

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Dlaczego? – zaciekawiła sie˛ Jane. – Dobrze mi

sie˛ z nim pracuje, ale jest jakis´ taki... wyciszony.

– Jest w porza˛dku. Był z˙onaty, pewnie nadal jest...

Och, spo´jrz tylko na to!

Kelner postawił przed nimi dwie porcje sałatki

z kraba.

– Wygla˛da niez´le – przyznała Jane. – Prawde˛

mo´wia˛c, wygla˛da fantastycznie!

Smakowało ro´wnie dobrze. Jadły, niewiele mo´wia˛c.

Na drugie danie Jane zamo´wiła rybe˛, a Erica stek.

Dopiero przy lodach rozmowa zno´w sie˛ oz˙ywiła.
– Powiedziałas´, z˙e Chris jest z˙onaty?
– Tak – potwierdziła Erica. – Chociaz˙ byc´ moz˙e juz˙

nie. Oz˙enił sie˛ z pewna˛ pania˛ archeolog. Podobno jest
pie˛kna. Urodziło im sie˛ dziecko, a ona odeszła.

– Z innym?
– Moz˙liwe. Ale jes´li tak, to nie był to nikt miejs-

cowy.

– Dlaczego? Chris był złym me˛z˙em?
Erica wzruszyła ramionami.
– Kto to wie? Nigdy o tym nie mo´wi, choc´ widac´,

z˙e cze˛sto o czyms´ rozmys´la. Wydaje mi sie˛, z˙e to dobry
człowiek.

– Moz˙e te˛skni za dzieckiem?
– Raczej nie. Syn mieszka z nim.
Jane przypomniała sobie rozmowe˛ Chrisa z Fiona˛.

Mys´lała, z˙e Chris wychodzi gdzies´ z z˙ona˛, sta˛d po-
trzeba, z˙eby ktos´ zaopiekował sie˛ dzieckiem.

– Czy dziecko Chrisa jest... zdrowe? – spytała Jane.

Słyszała o tym, z˙e czasami matki nie moga˛ sie˛ pogo-
dzic´ z wadami genetycznymi dzieci i dlatego od-
chodza˛.

34

GILL SANDERSON

background image

– Najzdrowsze pod słon´cem – zapewniła Erica.

– To słodki chłopaczek. Widziałam go.

– Az˙ trudno w to uwierzyc´. O ile pamie˛tam, Fiona

jest siostra˛ z˙ony Chrisa?

– Ach, nasza Fiona. Tak, to jego szwagierka. Uwa-

z˙aj na nia˛. Jest zła, z˙e nie dostała tej posady. A gdyby
tak sie˛ stało, ja bym zaraz zmieniła prace˛. Chris jej sie˛
podoba, ale on trzyma sie˛ od niej z daleka. Włas´ciwie
w ogo´le trzyma sie˛ z daleka od kobiet, chociaz˙ podej-
rzewam, z˙e niejedna składała mu niedwuznaczne pro-
pozycje.

– Rozumiem. I zgadzam sie˛ z tym, co mo´wisz

o Fionie. A Chris wywarł na mnie bardzo korzystne
wraz˙enie. Wiem, z˙e widzi we mnie to, czym jestem,
czyli przede wszystkim dobra˛ piele˛gniarke˛.

– Naprawde˛ tak o sobie mys´lisz? Chyba jestes´

bardzo skromna...

35

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Jane nie zamierzała pos´wie˛cac´ sie˛ wyła˛cznie obo-

wia˛zkom. Pracowała cie˛z˙ko, ale kaz˙dego dnia znaj-
dowała czas na spacer po miasteczku. Po tygodniu
kilka oso´b zacze˛ło jej sie˛ kłaniac´, i nie byli to pracow-
nicy szpitala. Czuła sie˛ tu coraz lepiej.

Mina˛ł pierwszy tydzien´ nowej pracy, nadeszła so-

bota. Po południu Jane postanowiła wybrac´ sie˛ do
portu. Po drodze zatrzymała sie˛ przed witryna˛ agencji
sprzedaz˙y nieruchomos´ci.

Nie chciała zbyt długo mieszkac´ w bursie, wie˛c na-

lez˙ało zastanowic´ sie˛ nad kupnem mieszkania. Za-
skoczyła ja˛ ro´z˙nica cen mie˛dzy tym, co tu oferowano
na sprzedaz˙, a suma˛, kto´ra˛ uzyskała w Londynie. Te-
raz stac´ ja˛ na prawdziwy luksus! Przypomniała sobie,
jak dziewie˛c´ lat temu kupowali z me˛z˙em mieszka-
nie. Urza˛dzanie pierwszego wspo´lnego domu było
wielka˛ rados´cia˛. Miała wtedy dziewie˛tnas´cie lat i by-
ła ogromnie szcze˛s´liwa. Zno´w wro´ciły bolesne wspo-
mnienia...

– To chyba nie zimny wiatr spowodował te łzy,

Jane – usłyszała znajomy głos. – Mamy dzis´ ciepły
dzien´.

Odwro´ciła sie˛. Za nia˛ stał Chris, trzymaja˛c za re˛ke˛

małego chłopca. Doszła do wniosku, z˙e tym razem nie
musi byc´ silna i nie be˛dzie nic udawac´.

background image

– Ogla˛dałam oferte˛ tej agencji – wyjas´niła – i za-

cze˛łam wspominac´ mieszkanie, kto´re niedawno sprze-
dałam. To, w kto´rym umarł mo´j ma˛z˙.

– Na pewno jest ci cie˛z˙ko. Bardzo ci wspo´łczuje˛.
Ucieszyła sie˛, z˙e jest taki pows´cia˛gliwy. Czuła tez˙,

z˙e jego słowa sa˛ szczere.

– Nie martw sie˛, to nie be˛dzie miało wpływu na

moja˛ prace˛ – powiedziała na wszelki wypadek.

– Nawet mi to nie przyszło do głowy. Wiem, z˙e

jestes´ profesjonalistka˛. Ale nie mo´wmy o pracy, do-
brze? – Połoz˙ył re˛ke˛ na ramieniu chłopca. – Jane, po-
znaj Jamesa. Synku, to jest Jane, kto´ra ze mna˛ pra-
cuje w szpitalu.

Jane przykle˛kła i us´cisne˛ła dłon´ malca.
– Czes´c´, James. Ciesze˛ sie˛, z˙e cie˛ poznałam.
– Czes´c´, Jane.
Od razu przypadł jej do serca. Jego buzia nie była

tak powaz˙na jak twarz ojca, oczy ro´wniez˙ miał innego
koloru – ciemnobra˛zowe, a nie stalowoszare.

Wyprostowała sie˛ i zwro´ciła do Chrisa:
– Jes´li ci powiem, z˙e to wspaniały chłopczyk, to mi

uwierzysz?

– Oczywis´cie – rzekł z us´miechem. – Ojcowie tez˙

miewaja˛ bzika na punkcie swoich dzieci, nie tylko
matki. Na przykład ja. – Wyja˛ł z kieszeni duz˙a˛, biała˛
chustke˛. – Wytrzyj oczy i chodz´ z nami do portu.
Zapraszam na najlepsze lody w mies´cie. – Urwał na
chwile˛. – Oczywis´cie jes´li masz czas...

– Mam duz˙o czasu i uwielbiam lody. Dzie˛ki za

chusteczke˛.

Zaprowadził ja˛ do kawiarni na s´wiez˙ym powietrzu,

z kto´rej rozcia˛gał sie˛ widok na port. James poszedł sie˛

37

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

bawic´ na stoja˛cej nieopodal karuzeli, a oni usiedli przy
stoliku.

– Sam nie jadam takich rzeczy, ale podobno maja˛ tu

pyszne desery lodowe z owocami i bita˛ s´mietana˛. Masz
ochote˛?

Zas´miała sie˛ rados´nie.
– Czuje˛ sie˛ jak nastolatka. A na co ma ochote˛ James?
– James uwaz˙a, z˙e lody to tylko podkładka, na kto´ra˛

nalez˙y wylac´ jak najwie˛cej słodkich soso´w i posypac´
orzechami. Na razie dobrze sie˛ bawi na karuzeli. Zje
lody, kiedy wro´ci.

Jane w skupieniu zagłe˛biła łyz˙eczke˛ z długim u-

chwytem w głe˛bokim pucharze z kolorowa˛ mieszani-
na˛. Chris zamo´wił dla siebie zwykłe lody waniliowe.

– Wiesz, rozmowa niekiedy bardzo pomaga – ode-

zwał sie˛ po chwili. – Na pewno sie˛ ze mna˛ zgodzisz, bo
rozumiesz, jak waz˙ne sa˛ rozmowy z rodzicami, przera-
z˙onymi stanem zdrowia dzieci. Moz˙e chciałabys´ ze
mna˛ pogadac´?

Zadziwiła ja˛ ta niespodziewana propozycja.
– Z toba˛? O czym? I dlaczego?
Lekko wzruszył ramionami.
– Moz˙e sie˛ myle˛, ale zauwaz˙yłem pewne charak-

terystyczne symptomy. Za długo tłumisz w sobie
emocje. Mys´lisz, z˙e juz˙ wyszłas´ na prosta˛, bo rozpo-
cze˛łas´ nowe z˙ycie i moz˙esz zapomniec´ o przeszłos´ci.
Ale to nie tak. Przeszłos´c´ nie znika, zawsze pozostaje
z nami. Trzeba stawic´ jej czoło, wydobyc´ na s´wiatło
dzienne, rozmawiac´ o niej.

– Miałabym porozmawiac´ z toba˛ jak z lekarzem?
Zastanowił sie˛ chwile˛.
– Jes´li chcesz... Moz˙esz tez˙ potraktowac´ mnie jak

38

GILL SANDERSON

background image

przyjaciela. Nie be˛de˛ ci udzielał rad. Po prostu wy-
słucham.

Uznała, z˙e to nie taki zły pomysł. Ale... mieszka tu

dopiero kilka dni. Od tak dawna nikomu sie˛ nie zwie-
rzała. Bała sie˛, z˙e jes´li sie˛ przed kims´ otworzy, ta oso-
ba moz˙e to potem wykorzystac´ przeciwko niej.

– Miło, z˙e mi to proponujesz – odrzekła. – Moz˙e

kiedys´...

Nie dokon´czyła zdania. Gdzies´ za nim rozległ sie˛

dz´wie˛k tłuczonego szkła i dziecie˛cy krzyk.

– Martin! Nic sobie nie zrobiłes´? – wołała z niepo-

kojem jakas´ kobieta. Po chwili usłyszeli jej głos´ny
krzyk: – Martin! Ratunku! Moje dziecko krwawi!

Chris wstał szybko.
– Popilnujesz Jamesa? Chyba musze˛ tam is´c´.
– Idz´ spokojnie – zache˛ciła. – Pamie˛taj tez˙, z˙e pra-

cowałam kiedys´ na oddziale nagłych wypadko´w.

Krzyki kobiety brzmiały bardzo niepokoja˛co. Wo-

ko´ł niej zacza˛ł sie˛ zbierac´ tłumek ludzi. Głos Chrisa
wznio´sł sie˛ ponad gwarem:

– Prosze˛ mnie przepus´cic´. Jestem lekarzem, a to

dziecko pewnie potrzebuje pomocy.

Wkro´tce potem krzyki kobiety zmieniły sie˛ w mia-

rowy szloch. Słychac´ było tez˙, jak Chris spokojnym
głosem wydaje polecenia. Jane w pierwszym odruchu
chciała pobiec do wypadku, ale zdała sobie sprawe˛, z˙e
gdyby jej obecnos´c´ okazała sie˛ konieczna, Chris by ja˛
zawołał. Powinna tu zostac´ i zaja˛c´ sie˛ Jamesem, kto´ry
stał przy karuzeli i ciekawie spogla˛dał na zbiegowisko.
Widział, jak poszedł tam jego ojciec i wygla˛dało na to,
z˙e ma ochote˛ za nim poda˛z˙yc´.

Jane podeszła do malca i wzie˛ła go za re˛ke˛.

39

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Tatus´ powiedział, z˙e masz tu ze mna˛zostac´ i zjes´c´

lody. Zobacz, ja nie mam sosu czekoladowego. Moge˛
wzia˛c´ troche˛ od ciebie?

James wyraz´nie nie mo´gł sie˛ zdecydowac´, co jest

ciekawsze: jedzenie lodo´w czy ge˛stnieja˛cy tłum.

– Dobrze – zgodził sie˛ po chwili. – Wez´ sobie tro-

che˛ sosu. Tego czerwonego tez˙.

Jane zaprowadziła go do stolika. Malec zacza˛ł jes´c´

lody, ale jego wzrok co chwila we˛drował ku zbiegowi-
sku. Jane wiedziała, z˙e musi jakos´ odwro´cic´ jego uwa-
ge˛ od wypadku. Zdje˛ła z ucha srebrny kolczyk z nie-
bieskim kamieniem.

– Podoba ci sie˛? – zapytała. – Podobno ma magicz-

na˛ moc. Kupiłam go od Indian, kiedy byłam w Stanach
Zjednoczonych.

– Widziałas´ prawdziwych Indian? I kowboi?
James nie zwracał juz˙ uwagi na wypadek.
– Kilka lat temu byłam w Ameryce... z kims´. Wi-

dzielis´my wielu kowboi, a nawet rodeo.

– Takie prawdziwe? Gdzie kowboje skacza˛ z koni

na takie wielkie byki? Chciałbym to zobaczyc´.

– To bardzo ciekawe widowisko. – Jane pamie˛tała,

z˙e wydało sie˛ jej ono dos´c´ niebezpieczne. – Przywioz-
łam sobie tez˙ duz˙y czerwono-czarny koc w indian´skie
wzory. Teraz lez˙y na moim ło´z˙ku, ale kiedy sie˛ siedzi
przy ognisku, moz˙na sie˛ nim owina˛c´ i wygla˛dac´ jak
prawdziwy Indianin.

– Mo´głbym go kiedys´ zobaczyc´?
– Poz˙ycze˛ ci go – obiecała. – Urza˛dzacie czasem

barbecue?

– Tak, w ogrodzie na tyłach domu. Tata piecze

kiełbaski, bekon i inne rzeczy.

40

GILL SANDERSON

background image

Do ich stolika podszedł zatroskany me˛z˙czyzna

w białym, kucharskim fartuchu.

– Pani Wilson? Doktor Fielding zaczeka z dziec-

kiem na karetke˛. Proponuje, z˙eby wzie˛ła pani Jamesa
na kro´tki spacer po nabrzez˙u. Tam be˛dzie was szukał.

– Co sie˛ stało dziecku?
Kucharz wzdrygna˛ł sie˛.
– Prawdziwy pech. Upus´cił butelke˛ z oranz˙ada˛,

upadł na odłamek szkła i przecia˛ł sobie te˛tnice˛ na
ramieniu. Stracił duz˙o krwi. Dobrze, z˙e był w pobliz˙u
lekarz.

– Prosze˛ powiedziec´ doktorowi Fieldingowi, z˙e

po´jde˛ z Jamesem na spacer.

Malec poszedł z nia˛ z rados´cia˛. Lubił patrzec´ na

zacumowane jachty. Jane mocno trzymała go za re˛ke˛
i opowiadała o kowbojach. Przypomniała sobie, z˙e
z Ameryki przywiozła jeszcze cos´. John kupił to dla
z˙artu i zamierzał dac´ piele˛gniarce ze swojego oddziału,
kto´ra była zafascynowana s´wiatem Dzikiego Zachodu.

– Mam jeszcze breloczek z miniaturowym kowboj-

skim rewolwerem. Na pewno ci sie˛ spodoba – powie-
działa.

Oczy Jamesa zrobiły sie˛ okra˛głe.
– Ale ja nie mam z˙adnych kluczy...
– Sytuacja pod kontrola˛. – Za ich plecami rozległ

sie˛ głos Chrisa. – Dobrze sie˛ bawilis´cie, James?

Jane spojrzała na niego i zauwaz˙yła na jego białej

koszulce plamy krwi, choc´ pro´bował je zakryc´ połami
kurtki. Mine˛ miał powaz˙na˛, a w ka˛cikach oczu zaryso-
wały sie˛ lekkie zmarszczki.

– Jak sie˛ czuje ten chłopiec? – zapytała.
– Wydobrzeje. Ratownicy opatrzyli go bardzo

41

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

sprawnie i zawioza˛ go prosto na nagłe wypadki. Juz˙
tam dzwoniłem, z˙eby wiedzieli, czego oczekiwac´.

– Tatusiu, a Jane widziała kowbojo´w, ma indian´ski

koc i breloczek z rewolwerem.

– Widze˛, z˙e wiesz, jak trafic´ do serca małego chłop-

ca – zauwaz˙ył Chris z us´miechem.

– S

´

wietnie sie˛ razem bawilis´my. – Po chwili, nie

owijaja˛c w bawełne˛, zapytała: – Jestes´ zdenerwowany,
prawda?

Nie zaprzeczył.
– Wiem, z˙e to egocentryczne mys´lenie, ale ten chło-

piec, Martin, był mniej wie˛cej w wieku Jamesa i ro-
bił to, co zdarza sie˛ robic´ ro´wniez˙ mojemu synowi.
Wypadek spotkał Martina, ale ro´wnie dobrze mo´gł to
byc´ James. Przypomniało mi to po prostu, z˙e z˙ycie
i szcze˛s´cie sa˛ bardzo kruche.

– Tak, wiem...
Chris wskazał na swoja˛ koszulke˛.
– Lepiej be˛dzie, jak wro´ce˛ do domu i sie˛ przebiore˛,

z˙eby nie straszyc´ ludzi. Samocho´d zaparkowałem na
kon´cu nabrzez˙a. Dzie˛kuje˛, Jane, za Jamesa.

– To była dla mnie przyjemnos´c´ – zapewniła.

Poniedziałek nalez˙ał do cie˛z˙kich dni.
Jane nadal nie mogła sie˛ do takich rzeczy przy-

zwyczaic´. Co´rka pan´stwa Hellaby urodziła sie˛ duz˙o za
wczes´nie – w trzydziestym tygodniu cia˛z˙y – i miała
bardzo niska˛ wage˛ nawet jak na wczes´niaka. Jej szan-
se na przez˙ycie były bardzo małe, mniej niz˙ jeden do
dwudziestu.

Chris po´ł godziny rozmawiał z udre˛czonym, ale

spokojnym ojcem. Dziewczynka lez˙ała w inkubatorze,

42

GILL SANDERSON

background image

od czasu do czasu wydaja˛c cichutkie je˛ki. Drobna
ludzka istotka, otoczona rurkami, przewodami i nowo-
czesnym sprze˛tem medycznym. Wie˛cej juz˙ nic nie
moz˙na było dla niej zrobic´, teraz musiała sama wal-
czyc´ o przez˙ycie. Niestety, wszystko wskazywało na
to, z˙e przegra. Aparatura pomiarowa rejestrowała po-
wolny spadek sił z˙yciowych dziecka.

Ojciec cały czas siedział przy inkubatorze. Wyda-

wał sie˛ bardzo opanowany. Jane widywała juz˙ rodzi-
co´w w takim stanie. Cierpienie sprawiało, z˙e zamykali
sie˛ w sobie, nie okazuja˛c ani bo´lu, ani nadziei. Kiedy
zaproponowała mu kawe˛, spojrzał na nia˛, jakby nie
zrozumiał pytania. Po chwili potrza˛sna˛ł głowa˛. Jane
wiedziała, z˙e jego milczenie nie było oznaka˛ złego
wychowania. Dla pana Hellaby nie istniało nic poza
dzieckiem.

Spostrzegła, z˙e dotkna˛ł czegos´ na piersi, pod koszu-

la˛. Moz˙e krzyz˙yka na łan´cuszku? Postanowiła zaryzy-
kowac´.

– Jest pan katolikiem? – zapytała.
Zno´w długo nie reagował.
– Niezbyt dobrym – wymamrotał w kon´cu.
– Chce pan, z˙ebym sprowadziła ksie˛dza McKel-

lana? Jest dzis´ w szpitalu. To wspaniały człowiek.

– Ona nie przez˙yje, tak?
Zawsze pojawiała sie˛ pokusa, z˙eby dodac´ otuchy

zbolałemu rodzicowi. Jednak fałszywa nadzieja jest
czyms´ złym.

– Musi pan byc´ silny – powiedziała łagodnie. –

Pos´le˛ po ksie˛dza McKellana.

Duchowny zjawił sie˛, zamienił pare˛ sło´w z Jane

i poszedł do pana Hellaby. Chwile˛ po´z´niej zobaczyła,

43

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

jak obaj me˛z˙czyz´ni pochylaja˛ sie˛ nad inkubatorem.
Kapłan wyja˛ł buteleczke˛ z woda˛ s´wie˛cona˛. Odgadła,
z˙e włas´nie odbywa sie˛ chrzest dziewczynki.

Po jakims´ czasie ksia˛dz McKellan zjawił sie˛ w gabi-

necie Jane i zgodził sie˛ wypic´ kawe˛.

– Sa˛ takie aspekty mojej pracy, kto´re bardzo lubie˛

– stwierdził. – Na przykład chrzty. Ale tego, co sie˛ te-
raz dzieje, nie znosze˛.

– Czy pan Hellaby czuje sie˛ troche˛ lepiej?
– Byc´ moz˙e znalazł w mojej obecnos´ci troche˛... po-

ciechy – odrzekł po namys´le.

– W takim razie zrobił ksia˛dz wie˛cej dobrego, niz˙

mnie sie˛ kiedykolwiek udało.

Wkro´tce duchowny odszedł. Miał jeszcze inne we-

zwania. Godzine˛ po´z´niej co´rka pan´stwa Hellaby umar-
ła. Od jakiegos´ czasu moz˙na sie˛ było tego spodziewac´,
ale jej odejs´cie nie było przez to ani troche˛ mniej
bolesne.

Pan Hellaby nadal w milczeniu siedział przy inku-

batorze. Gdy zrozumiał, z˙e juz˙ nic wie˛cej nie moz˙e
zrobic´, poszedł do swojej z˙ony, kto´rej podano s´rodki
uspokajaja˛ce. Jane zaje˛ła sie˛ formalnos´ciami, kto´rych
trzeba było dopełnic´, kiedy na oddziale naste˛pował
zgon.

Wiedziała, z˙e pan Hellaby wro´ci. Zechce jeszcze

raz zobaczyc´ swoja˛co´rke˛, moz˙e potrzymac´ ja˛w ramio-
nach. Byc´ moz˙e be˛dzie chciał zatrzymac´ cos´, co by mu
o niej przypominało. Rodzice cze˛sto zachowuja˛ bran-
soletke˛ identyfikacyjna˛ noworodka.

W takich chwilach piele˛gniarkom nie pozwala sie˛

zbyt otwarcie ujawniac´ emocji. Maja˛ okazywac´ wspo´ł-
czucie, ale i siłe˛. Jane nie pierwszy raz przez˙yła s´mierc´

44

GILL SANDERSON

background image

małego pacjenta, a mimo to nie mogła powstrzymac´ sie˛
od płaczu. Siedziała w swoim gabinecie, a łzy ciekły jej
po policzkach.

Po´ł godziny po´z´niej przyszedł Chris.
– Co´reczka pan´stwa Hellaby?
Jane skine˛ła głowa˛.
– Nie z˙yje. A ja tu siedze˛ jak jakas´ praktykantka

i wydaje mi sie˛, z˙e wie˛cej tego nie zniose˛.

W ges´cie pocieszenia otoczył ja˛ ramieniem.
– Piele˛gniarki powinny miec´ uczucia. Inaczej nie

nadawałyby sie˛ do swojej pracy.

– Jej ojciec co chwila na mnie patrzył. Nic nie

mo´wił, ale wiem, z˙e w mys´lach pytał, dlaczego nikt nic
nie moz˙e zrobic´.

– Zawsze robimy, co tylko w ludzkiej mocy. I to

musi nam wystarczyc´. – Odsuna˛ł sie˛ i spojrzał na nia˛
badawczo. – Kiedy ostatnio cos´ jadłas´?

Jane nie zrozumiała, dlaczego zmienił temat, ale za-

stanowiła sie˛ nad odpowiedzia˛.

– Cały czas byłam zaje˛ta. Zjadłam płatki z mlekiem

na s´niadanie.

– A jest juz˙ po trzeciej. Poziom cukru we krwi bar-

dzo ci sie˛ obniz˙ył, a to z´le wpływa na forme˛. – Sie˛gna˛ł
do kieszeni i podał jej baton czekoladowy.

– Ale ja wcale nie jestem głodna i nie przepadam za...
– To jest lekarstwo, nie smakołyk. Zjedz cały ba-

ton, a potem chwile˛ posiedz´ spokojnie. Ja sprawdze˛,
czy na oddziale wszystko jest w porza˛dku.

Zrobiła, jak jej polecił. I dwadzies´cia minut po´z´niej,

gdy wro´cił, jej samopoczucie znacznie sie˛ poprawiło.

– Jestes´ lepszym lekarzem, niz˙ mys´lałam – rzekła.

– Postawiłes´ bardzo trafna˛ diagnoze˛. Juz˙ mi lepiej.

45

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Ale nadal czujesz sie˛ troche˛... rozkojarzona?
– Piele˛gniarka nie moz˙e sobie na to pozwolic´.
– Wiem. I ty tez˙ wiesz, z˙e pracujesz doskonale.

Pamie˛tasz, kiedy rozmawialis´my pierwszy raz, opo-
wiadałem ci o inkubatorze, w kto´rym nie dopilnowano
temperatury? Wiem, z˙e teraz, kiedy ty tu pracujesz, nic
takiego nie moz˙e sie˛ zdarzyc´. Stracilis´my co´rke˛ pan´st-
wa Hellaby, ale na z˙adnym oddziale, w z˙adnym szpita-
lu nie moz˙na było zrobic´ dla niej wie˛cej. Koncentruj
sie˛ na naszych sukcesach, nie odwrotnie.

– Podobno w sobote˛ byłas´ z Chrisem i Jamesem na

lodach? – zagadne˛ła ja˛ Fiona dwa dni po´z´niej.

Były w pokoju piele˛gniarskim tylko we dwie, piły

przedpołudniowa˛ kawe˛. Dyz˙ur był bardzo cie˛z˙ki, wie˛c
obie potrzebowały chwili odpoczynku.

Jane zastanowiła sie˛ nad pytaniem. Głos Fiony

brzmiał przyjaz´nie, ale usłyszała w nim echo ukrytego
z˙alu. Nie chciała jednak zraz˙ac´ do siebie Fiony, z kto´ra˛
zdołała nawia˛zac´ poprawne stosunki. Fiona była dobra˛
piele˛gniarka˛, a Jane takich potrzebowała. Poza tym
przeciez˙ nie interesowała sie˛ Chrisem jako me˛z˙czyzna˛.

– Spotkalis´my sie˛ niedaleko portu – odrzekła obo-

je˛tnym tonem. – Chris zaprosił mnie na lody.

– To dobry człowiek, wiele przeszedł. Wiesz, z˙e

był me˛z˙em mojej siostry?

– Cos´ o tym słyszałam. Nawet mys´lałam, z˙e nadal

jest z˙onaty. Ale to nie moja sprawa.

– Jasne.
Jane starała sie˛ prowadzic´ te˛ rozmowe˛ lekko i niezo-

bowia˛zuja˛co, ale zdawała sobie sprawe˛, z˙e Fiona uwa-
z˙nie słucha kaz˙dego jej słowa.

46

GILL SANDERSON

background image

– Wiem, z˙e nie lubisz plotek – cia˛gne˛ła Fiona. – Ja

oczywis´cie tez˙ nie. Ale mamy z Chrisem taka˛... niepi-
sana˛ umowe˛. To nic oficjalnego. Nie chcemy, z˙eby
ludzie sie˛ tym interesowali. Znam go bardzo długo,
dłuz˙ej niz˙ moja siostra. Wiele nas ła˛czy. Bardzo wiele.
Pomys´lałam sobie, z˙e powinnas´ o tym wiedziec´, ponie-
waz˙ jestes´ tu nowa.

Jane miała dos´c´ tych niedomo´wien´. Cały ranek cie˛z˙-

ko pracowała i ta bezsensowna pogawe˛dka zaczynała
ja˛ denerwowac´.

– Chcesz powiedziec´, z˙e zamierzacie sie˛ pobrac´?

– zapytała obcesowo.

Fiona rozes´miała sie˛ piskliwie.
– Och, nie. Przynajmniej nie w najbliz˙szym czasie.

Jeszcze nie podje˛lis´my takiej decyzji. I zdaje sie˛, z˙e
nadal jest formalnie oz˙eniony z moja˛siostra˛. A zwia˛zek
z nia˛ na pewno znieche˛cił go chwilowo do kobiet.
Trzeba mu po prostu pokazac´, kto jest jego prawdziwym
przyjacielem. A potem zobacze˛, jak sie˛ sprawy rozwina˛.

– Bardzo chwalebny plan. Z

˙

ycze˛ wam wszystkiego

najlepszego. – Z rozmachem wstawiła kubek do zlewu.
– Moz˙e juz˙ wro´cimy do pracy?

Po drodze do gabinetu us´wiadomiła sobie, z˙e jedna˛

z wad mieszkania w małym miasteczku jest to, z˙e
wszyscy o sobie wszystko wiedza˛. Tutaj nie moz˙na
zachowac´ anonimowos´ci jak w Londynie. Przeciez˙ tyl-
ko zjedli razem z Chrisem lody, nic wie˛cej. Nie ob-
chodziły jej jego sprawy małz˙en´skie. Jednak mys´l
o tym, z˙e Chris i Fiona moga˛ stanowic´ pare˛, budziła
w niej irytacje˛. Ciekawe dlaczego...

To sie˛ zdarzyło tego samego dnia po południu.

47

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Chris, tym razem sam, przyszedł na zwyczajowy o tej
porze obcho´d.

Zawsze najpierw zagla˛dał do jej gabinetu, by zerk-

na˛c´ na karty pacjento´w. Jane musiała przyznac´, z˙e na
jej biurku panował lekki rozgardiasz. Pomieszczenie
było niewielkie, a papiero´w duz˙o. Ona jednak dobrze
wiedziała, gdzie co lez˙y.

Tego ranka z sali operacyjnej przywieziono mała˛

pacjentke˛ o nazwisku Jordan. Kilka dni wczes´niej
zdiagnozowano u niej krwotok dokomorowy mo´zgu,
z powodu zbyt słabych naczyn´ włosowatych. Cze˛sto
taka przypadłos´c´ nie jest zbyt powaz˙na, ale mała
Jordan miała pecha. Dziewczynka słabła, a piele˛gniar-
ka zauwaz˙yła, z˙e jej ciemia˛czko zaczyna nabrzmie-
wac´.

Nie pomogły ani lekarstwa, ani punkcja le˛dz´wiowa,

wykonana w celu zmniejszenia ilos´ci płynu w mo´zgu.
Dziecku groziło wodogłowie. Chris przedyskutował
sprawe˛ z rodzicami i razem zdecydowali sie˛ na opera-
cje˛ wstawienia specjalnego sa˛czka, kto´ry odprowadzał
nadmiar płynu do podbrzusza, gdzie płyn ten ulegał
absorpcji.

Operacja sie˛ udała. Jane miała przygotowana˛ karte˛

dziecka, poniewaz˙ wiedziała, z˙e Chris be˛dzie chciał ja˛
obejrzec´. Kiedy jednak przyszedł do gabinetu, nie mo-
gła jej znalez´c´.

Przerzuciła całe sterty dokumento´w, coraz bardziej

sie˛ denerwuja˛c. Chris obserwował ja˛ z nieprzenikniona˛
mina˛. Gdzie sie˛ mogły podziac´ te papiery?

– Niewaz˙ne – odezwał sie˛ w kon´cu. – Sam zajrze˛

do dziecka, a ty szukaj dalej.

– Nie. Powinnam byc´ przy obchodzie.

48

GILL SANDERSON

background image

– Ale najpierw musisz znalez´c´ dokumentacje˛, a ja

nie moge˛ czekac´ z badaniem.

– Wiem.
W kon´cu znalazła dokumenty. Były podpie˛te pod

jakis´ raport, kto´ry wczes´niej przegla˛dała.

– Pewnie połoz˙yłam je tam przez przypadek –

stwierdziła.

– To do ciebie zupełnie niepodobne – odrzekł Chris

z takim spokojem, z˙e poczuła sie˛ jeszcze gorzej.

– Moge˛ przysia˛c, z˙e odłoz˙yłam je na miejsce – za-

pewniała Erice˛, kiedy razem piły wieczorna˛ herbate˛.
– Czułam sie˛ jak idiotka. I pewnie tak wygla˛dałam
w oczach Chrisa.

– To rzeczywis´cie do ciebie niepodobne – zgodziła

sie˛ z namysłem Erica. – Nigdy nie widziałam bardziej
zorganizowanej osoby. Jestes´ pewna, z˙e to ty je tam
podpie˛łas´?

– A kto´z˙ by inny? Tylko ja przegla˛dam dokumenty.
– Czy ktos´ w czasie tego dyz˙uru wchodził do two-

jego gabinetu?

– Przeciez˙ wiesz, z˙e kaz˙dy tam czasami zagla˛da.
– Ła˛cznie z Fiona˛?
– No tak, ale... – Jane poje˛ła sugestie˛ kolez˙anki.

– Nie zrobiłaby czegos´ takiego! Nie schowałaby papie-
ro´w, z˙eby mnie zirytowac´.

– A moz˙e chciała ci zaszkodzic´ w oczach Chrisa?

Mo´wiłas´ wszystkim, z˙e ta papierkowa robota zaczyna
ci cia˛z˙yc´.

– Nie, to głupi pomysł. Nikt nie jest taki złos´liwy.
W głe˛bi duszy postanowiła jednak miec´ Fione˛ na

oku.

49

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Do obowia˛zko´w piele˛gniarek nalez˙ało przejs´cie do-

datkowego przeszkolenia przynajmniej kilka razy w ro-
ku. Nie zawsze tego pilnowano, ale Jane uznała, z˙e to
bardzo waz˙na sprawa.

Najwie˛kszym problemem było zorganizowanie wo-

lnego dnia dla szkola˛cej sie˛ osoby. I tak na oddziale
pracowało zbyt mało personelu. Mimo to Jane zdołała
ułoz˙yc´ plan tak, by kaz˙da z piele˛gniarek mogła odbyc´
szkolenie. Kiedy skon´czyła, w jej gabinecie zjawiła sie˛
Fiona i ze słodkim us´miechem poprosiła o zmiane˛
terminu.

– Wiem, z˙e według twojego planu w czwartek mam

jechac´ do Leeds na zaje˛cia z nowych technik reanima-
cji. Niestety, nie moge˛. Chris poprosił, z˙ebym sie˛ za-
je˛ła Jamesem i na pewno sie˛ ze mna˛ zgodzisz, z˙e to
bardzo waz˙na sprawa.

Jane poczuła, z˙e wszystko sie˛ w niej gotuje. Po-

stanowiła jednak wykazac´ dobra˛ wole˛. Chciała, by jej
personel był zadowolony.

– Zobacze˛, co da sie˛ zrobic´ – obiecała. – Ale to

spowoduje spore zamieszanie.

Zmiana planu szkolen´ wymagała z jej strony wiele

wysiłku. Musiała zadzwonic´ do wielu oso´b, wyjas´niac´
problem i prosic´ o przysługe˛. Musiała tez˙ wyznaczyc´
siebie sama˛ na jeden nocny dyz˙ur. Po kilku godzinach
zdołała wszystko załatwic´. Wysłała Fionie wiado-
mos´c´.

Wiedziała, z˙e nie posta˛piła dobrze. Nie powinna az˙

tak pos´wie˛cac´ sie˛ dla innych. Ludzie to natychmiast
wykorzystuja˛. W dodatku Fiona ma opiekowac´ sie˛
Jamesem, a Jane nie mogła sie˛ oprzec´ wraz˙eniu, z˙e to
nie jest najlepsza opiekunka do dzieci.

50

GILL SANDERSON

background image

Dwa dni po´z´niej, w s´rode˛, siedziała w swoim gabi-

necie, czekaja˛c na Chrisa. Drzwi były uchylone, wie˛c
najpierw usłyszała jego kroki – nauczyła sie˛ juz˙ je roz-
poznawac´. Nagle na korytarzu rozległ sie˛ pos´pieszny
stukot damskich kroko´w i po chwili usłyszała zdysza-
ny głos Fiony:

– Czes´c´, Chris.
– Witaj, Fiono – odrzekł oficjalnym tonem. – Mam

niedobre wiadomos´ci. To spotkanie, na kto´re musze˛
jechac´, odbe˛dzie sie˛ w pia˛tek, a nie w czwartek, jak
wczes´niej przewidywano. Nie chciałbym, z˙ebys´ robiła
sobie kłopot, ale czy mogłabys´ tego dnia zaja˛c´ sie˛
Jamesem?

– Alez˙ oczywis´cie. Bez problemu – zac´wierkała

Fiona. – Zaraz wpadne˛ do Jane i powiem jej o zmianie
planu.

Po chwili Fiona pojawiła sie˛ w gabinecie. Nie pro´-

bowała nawet przepraszac´ za zamieszanie.

– Wiesz, nie zawracaj sobie głowy zmiana˛ terminu

mojego szkolenia – oznajmiła. – Pojade˛ w czwartek,
jak z pocza˛tku zaplanowałas´.

– Nie pojedziesz.
Fiona spojrzała na nia˛ zdumiona.
– Ale Chris potrzebuje mnie w pia˛tek i...
– Juz˙ drugi raz chcesz zmieniac´ plan, na kto´ry sie˛

sama zgodziłas´. W poniedziałek spe˛dziłam kilka go-
dzin na układaniu wszystkiego od nowa, tak z˙eby ci
pasowało. Wielu ludziom pokrzyz˙owało to rozkład
dnia. Kolejne zmiany sa˛ niemoz˙liwe.

– A wie˛c to tak dbasz o personel? Mys´lałam, z˙e

jestes´ po naszej stronie, z˙e starasz sie˛, z˙eby jak naj-
lepiej...

51

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Nie mogłem nie usłyszec´ waszej rozmowy – rzekł

Chris, wchodza˛c do gabinetu. – To wszystko moja
wina. Fiono, nie przejmuj sie˛, dam sobie rade˛. Jane,
powinienem wiedziec´, z˙e to dla ciebie duz˙y kłopot.
Bardzo cie˛ przepraszam. Prosze˛ was obie, zapomnijmy
o całej sprawie.

– Ale Chris! – zacze˛ła Fiona. – Chciałam...
– Powiedziałem, zapomnijmy o całej sprawie. –

Głos Chrisa brzmiał stanowczo. – Fiono, dajmy juz˙
temu spoko´j.

Fiona odwro´ciła sie˛ na pie˛cie i wyszła z gabinetu.

Zapadło milczenie.

– Bardzo mi przykro, z˙e tak wyszło – przeprosił

Chris. – Wiem, jak trudno jest zmienic´ tak skompli-
kowany grafik.

Jane wzruszyła ramionami.
– To nalez˙y do moich obowia˛zko´w. Naprawde˛

che˛tnie bym jej pomogła, ale nie moge˛ cia˛gle czegos´
zmieniac´, zwłaszcza w ostatniej chwili.

– Wiem. Nie mo´wmy juz˙ o tym.
– Czyli nie masz nikogo, kto posiedziałby z Jame-

sem w pia˛tkowy wieczo´r, tak? – zapytała.

– Tak. Pani Mansell, moja gospodyni, akurat za-

planowała wyjazd do co´rki. Ale nie przejmuj sie˛,
znajde˛ kogos´.

– Ja moge˛ zaja˛c´ sie˛ Jamesem – zaproponowała.

Sama nie wiedziała, dlaczego te słowa wyrwały sie˛
same z jej ust.

– Ty? – zdziwił sie˛, co troche˛ ja˛ zirytowało.
– A dlaczego nie? Przeciez˙ jestem dyplomowana˛

piele˛gniarka˛, a James chyba mnie polubił.

– Oczywis´cie, z˙e sie˛ na tym znasz. I James kilka

52

GILL SANDERSON

background image

razy o ciebie pytał. – Spojrzał na nia˛z zastanowieniem.
– Pia˛tek wieczorem? Z nikim sie˛ nie umo´wiłas´?

– Nie. Jes´li masz telewizor, be˛de˛ szcze˛s´liwa. I jesz-

cze jedno. Zaproponowałam to, bo chce˛ sie˛ zaja˛c´
Jamesem. Nic wie˛cej sie˛ za tym nie kryje. Mo´głbys´ to
wyjas´nic´ Fionie?

Zno´w spojrzał na nia˛ z namysłem.
– Moje sprawy osobiste w ogo´le nie powinny jej

obchodzic´. Rozumiem jednak, z˙e... Porozmawiam
z nia˛, Jane. Bardzo ci dzie˛kuje˛. Potem sie˛ umo´wimy,
dobrze?

– Dobrze.
Po jego odejs´ciu zastanawiała sie˛ nad swoja˛ propo-

zycja˛. Dlaczego zaofiarowała mu pomoc? Przeciez˙
wcale go dobrze nie zna. Wiedziała tez˙, z˙e to zaszkodzi
jej stosunkom z Fiona˛. Nawet jes´li Chris jej wszystko
wyjas´ni, zazdrosna szwagierka nie uwierzy, z˙e Jane nie
jest nim osobis´cie zainteresowana.

Ale Jane lubiła Jamesa i naprawde˛ chciała pomo´c

Chrisowi. No i... czuła dziwny dreszcz na mys´l o tym,
z˙e znajdzie sie˛ w jego domu. Pozna go lepiej. Dom
wiele mo´wi o osobowos´ci włas´ciciela, a ona chciała
dowiedziec´ sie˛ troche˛ wie˛cej o jego gospodarzu.

Dom okazał sie˛ inny, niz˙ Jane oczekiwała. Był

nowy, wolno stoja˛cy, s´wiez˙o malowany, z ogrodem
identycznym jak sa˛siedni, najprawdopodobniej urza˛-
dzonym przez firme˛, kto´ra go budowała. Stał przy
zamknie˛tej ulicy, na niewielkim osiedlu eleganckich
domo´w na skraju miasta. Z pewnos´cia˛ było to s´wietne
miejsce dla dzieci. Jane spodziewała sie˛ jednak czegos´
troche˛ bardziej... tradycyjnego.

53

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Zgodnie z umowa˛ zjawiła sie˛ o szo´stej po południu.

Na podjez´dzie zobaczyła wis´niowy samocho´d tereno-
wy marki Range Rover. Ro´wniez˙ nie takiego samo-
chodu sie˛ spodziewała.

Troche˛ zdenerwowana podeszła do drzwi. Specjal-

nie zapowiedziała, z˙e przyjdzie troche˛ wczes´niej, by
przed wyjs´ciem Chrisa spe˛dzic´ troche˛ czasu z Jame-
sem i upewnic´ sie˛, z˙e chłopiec zaakceptuje jej obec-
nos´c´.

Chris chyba juz˙ na nia˛ czekał, poniewaz˙ zaraz po

dzwonku otworzył drzwi. Było ciepło, wie˛c miał na
sobie szorty i koszulke˛. Nie mogła nie zauwaz˙yc´ jego
atletycznie umie˛s´nionego ciała. Poczuła na ten widok
dziwny dreszcz.

– Miło cie˛ widziec´. Wchodz´ – zaprosił. – Włas´nie

pijemy z Jamesem sok pomaran´czowy. Masz ochote˛?

– Prosze˛. A potem zostaw mnie na chwile˛ sama˛

z Jamesem.

– Chciałem mu dac´ wczesna˛ kolacje˛.
– Ja moge˛ to zrobic´, troche˛ po´z´niej. Przede wszyst-

kim musimy sie˛ dogadac´.

– Widze˛, z˙e masz dos´wiadczenie. Powiedziałem

Jamesowi, z˙e przyjdziesz. Pamie˛ta cie˛ i bardzo sie˛
ucieszył, z˙e cie˛ zobaczy. – Zaprowadził ja˛ do niewiel-
kiego pokoju. – Obawiam sie˛, z˙e ogla˛da telewizje˛. Jak
zwykle. Nie bardzo to pochwalam, ale jako samotny
rodzic musze˛ przyznac´, z˙e bez telewizji trudniej by mi
było sie˛ nim zajmowac´.

– Wiem cos´ o tym. Juz˙ nieraz to słyszałam.
Poko´j był ładnie urza˛dzony i wyraz´nie nalez˙ał do

Jamesa. Chłopiec siedział na podłodze i ogla˛dał kres-
ko´wke˛.

54

GILL SANDERSON

background image

– Idz´ do swoich zaje˛c´ – wyszeptała Jane do Chrisa.

– W razie potrzeby cie˛ znajde˛.

Przez chwile˛ przygla˛dał jej sie˛ w milczeniu.
– Mogłem sie˛ spodziewac´, z˙e tak samo dobrze

opiekujesz sie˛ dziec´mi jak pacjentami. Zaraz przyniose˛
ci sok. Potem be˛de˛ w gabinecie, po przeciwnej stronie
korytarza.

Jane szybko sie˛ przekonała, z˙e James dobrze ja˛

pamie˛ta i jest do niej pozytywnie nastawiony. Przez
chwile˛ ogla˛dali razem film, a potem chłopiec opowie-
dział jej o swoich ulubionych zabawkach – Thomasie
us´miechnie˛tej lokomotywie i przyjaciołach. Na s´cianie
wisiał plakat z ro´z˙nymi lokomotywami i ku zaskocze-
niu Jane, James potrafił je wszystkie nazwac´. Potem
przejrzeli jego kolekcje˛ ksia˛z˙eczek.

Po po´łgodzinie zajrzała do gabinetu Chrisa. Zoba-

czyła tam mno´stwo papiero´w i ksia˛z˙ek, zniszczone
biurko i sko´rzany fotel.

– Mys´le˛, z˙e be˛dzie dobrze – powiedziała Chrisowi.

– Moz˙esz wyjs´c´, kiedy zechcesz. Teraz podam Jame-
sowi kolacje˛. Ty tez˙ masz ochote˛ cos´ zjes´c´?

Potrza˛sna˛ł głowa˛.
– Nie, dzie˛kuje˛. Na konferencji be˛dzie bufet. Chodz´,

pokaz˙e˛ ci, co przygotowałem dla was na kolacje˛.

Zaprowadził ja˛ do nowoczes´nie urza˛dzonej kuchni.

Choc´ niewa˛tpliwie była wygodna, jej wydała sie˛ raczej
anonimowa. Jedynym osobistym akcentem były ry-
sunki Jamesa, przymocowane do drewnianej obudowy
szafek. Co´z˙, moz˙e Chris jest minimalista˛.

Usłyszała cichy szum, kto´ry po chwili ustał. To

pralka skon´czyła pranie. Chris wyja˛ł zawartos´c´ be˛bna
do duz˙ego, plastikowego kosza.

55

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Pani Mansell wszystko prasuje, ale piore˛ sam

– wyjas´nił. – To zaczeka na jej przyjs´cie. – Wskazał na
sto´ł. – A to jest dla was. Dla ciebie znajdzie sie˛ wino.
Mam nadzieje˛, z˙e sie˛ napijesz. I nie martw sie˛ o powro´t
do domu. Sam cie˛ odwioze˛, albo wezwe˛ takso´wke˛.

– Moz˙e wypije˛ troche˛, ale staram sie˛ nie pic´ samo-

tnie.

– I słusznie. – Spojrzał na nia˛ z uwaga˛. – Osobiste

pytanie. Czy kiedy two´j ma˛z˙ był juz˙ bardzo chory
i włas´ciwie zostałas´ juz˙ sama, to kusiło cie˛, z˙eby sie˛
napic´? I to wie˛cej niz˙ kieliszek?

– To rzeczywis´cie osobiste pytanie – odrzekła. –

Ale ci odpowiem. Tak, kusiło mnie. Raz wypiłam tro-
che˛ za duz˙o, jednak zrozumiałam, do czego to moz˙e
doprowadzic´, i wie˛cej juz˙ nie przesadzałam. – Tym
razem to ona spojrzała na niego z uwaga˛. – Wiesz,
o czym mo´wie˛, prawda? Sam miałes´ podobne pokusy.

– Tak – odparł szczerze. – Ale ja dopiero za drugim

razem zdałem sobie sprawe˛, czym to grozi. To było
dawno.

Jane powstrzymała us´miech. Najwyraz´niej Chris

nie lubił rozmawiac´ o swoich wadach.

– Jes´li natomiast chodzi o zapłate˛...
– Powiedz na ten temat jeszcze słowo, a sie˛ obraz˙e˛

– przerwała mu. – Nie chce˛ pienie˛dzy. Robie˛ to, bo
chce˛. – Po chwili dodała: – Fionie przeciez˙ nie chciał-
bys´ płacic´, prawda?

– Ale z Fiona˛ ła˛czy mnie cos´ innego niz˙ z toba˛.
– Włas´nie – powiedziała kro´tko i zaraz sie˛ zarumie-

niła, widza˛c, z˙e Chris patrzy na nia˛ z us´miechem.

– Fiona to moja szwagierka – wyjas´nił łagodnie.

– I dobra ciocia dla Jamesa, taka˛ przynajmniej mam

56

GILL SANDERSON

background image

nadzieje˛. Nigdy nie be˛dzie dla mnie nikim innym. –
Zemienił ton. – Powinienem oprowadzic´ cie˛ po domu,
z˙ebys´ wiedziała, gdzie co jest.

Pokazał jej sypialnie˛ Jamesa, z rysunkami przedsta-

wiaja˛cymi Thomasa us´miechnie˛ta˛ lokomotywe˛ na po-
s´cieli i na tapecie. Obok znajdowała sie˛ łazienka pełna
kolorowych re˛czniko´w i z˙o´łtych, gumowych kaczu-
szek. Kiedy poszli dalej, przez uchylone drzwi zerkne˛-
ła do sypialni Chrisa. Umeblowanie wydało jej sie˛ pro-
ste, bardzo me˛skie. Na duz˙ym ło´z˙ku, przykrytym ciem-
noniebieska˛ narzuta˛, lez˙ało starannie rozłoz˙one ubra-
nie przygotowane na dzisiejsze wyjs´cie.

Kiedy zeszli na do´ł, zdała sobie sprawe˛, co jej sie˛

tutaj nie podoba. Wszystkie wne˛trza były bardzo ładne,
ale brakowało w nich ciepła. Opro´cz pokoju Jamesa
i gabinetu Chrisa, w z˙adnym nie było widac´ osobistego
pie˛tna gospodarzy.

– Od dawna tu mieszkasz? – zapytała.
– Od kilku lat. Ten dom ma jedna˛ podstawowa˛ za-

lete˛: jest wygodny. Mam jeszcze wie˛kszy, starszy dom
z wielkim ogrodem, ale sam nie dałbym rady go utrzy-
mac´. Musiałem go wynaja˛c´, ale kiedys´ chciałbym tam
wro´cic´. – Umilkł na chwile˛. – Słyszałas´ pewnie, z˙e jes-
tes´my z z˙ona˛ w separacji?

– Staram sie˛ nie słuchac´ plotek, ale tak, cos´ słysza-

łam. Rozstalis´cie sie˛ definitywnie?

– Na pocza˛tku jeszcze miałem nadzieje˛... ale teraz

juz˙ wiem, z˙e nic z tego.

Przez minute˛ panowała cisza.
– S

´

wietnie sobie dajesz rade˛ z Jamesem – odezwała

sie˛ w kon´cu Jane. – Widac´, z˙e to zro´wnowaz˙one,
szcze˛s´liwe dziecko.

57

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Robie˛, co moge˛. Ale uwaz˙am, z˙e dziecko po-

trzebuje dwojga rodzico´w. A teraz przepraszam cie˛, ale
musze˛ sie˛ przebrac´.

James był juz˙ gotowy do kolacji, wie˛c oboje poszli

sprawdzic´, co Chris dla nich przygotował. Widok stołu
mile Jane zaskoczył. Zobaczyła tam sałatke˛, szynke˛,
kurczaka na zimno i talerz owoco´w. Były tez˙ s´wiez˙e
bułeczki.

Zaparzyła sobie herbate˛ i razem z chłopcem zjad-

ła kolacje˛. Bardzo dobrze sie˛ czuli w swoim towa-
rzystwie, rozmawiali i s´miali sie˛ wesoło. Zastana-
wiała sie˛, czy nie spe˛dza za duz˙o czasu z chorymi
dziec´mi. Dobrze było przypomniec´ sobie, jakie miłe
moz˙e byc´ towarzystwo zdrowego, radosnego malu-
cha.

W pewnej chwili podniosła głowe˛ i w progu kuchni

zobaczyła Chrisa. Wygla˛dał bardzo elegancko. Wie-
działa, z˙e wybiera sie˛ na spotkanie z lekarzami na
uniwersytecie w York. Miał na sobie ciemny garnitur,
s´niez˙nobiała˛ koszule˛ i krawat w uniwersyteckich bar-
wach. Prezentował sie˛ doskonale, ale Jane wolała go
w kro´tkich spodniach i podkoszulku.

– Ciesze˛ sie˛, z˙e jestes´cie w dobrych humorach

– powiedział i odgryzł kawałek kanapki syna. Potem
us´ciskał go i pocałował. – Zobaczymy sie˛ rano, James.
Wiem, z˙e be˛dziesz grzecznym chłopcem i zaopieku-
jesz sie˛ Jane.

Potem wzia˛ł Jane na bok i powiedział cicho:
– Masz numer mojego telefonu komo´rkowego. Na

wszelki wypadek nie be˛de˛ go wyła˛czał, choc´ wiem, z˙e
na pewno dasz sobie rade˛. Nie znam osoby, kto´rej

58

GILL SANDERSON

background image

che˛tniej oddałbym Jamesa pod opieke˛. – Us´miechna˛ł
sie˛ i wyszedł.

Jane uznała te słowa za komplement. Zauwaz˙yła, z˙e

Chris zawsze mo´wi prawde˛, w przeciwien´stwie do in-
nych lekarzy, kto´rzy cze˛sto staraja˛ sie˛ ukrywac´ bruta-
lne fakty przed rodzicami dzieci.

Po kolacji James poczuł sie˛ zme˛czony. Wyka˛pała

go, dopilnowała, by umył ze˛by i przebrała w piz˙amke˛
w lokomotywy. Ku rados´ci Jane malec che˛tnie poszedł
do ło´z˙ka. Rozmawiali jeszcze przez kilka minut o kow-
bojach i jej podro´z˙y do Ameryki. Potem przeczytała
mu bajeczke˛, a chłopiec niemal natychmiast zasna˛ł.

Cicho zamkne˛ła drzwi i opus´ciła jego poko´j. Drzwi

do sypialni Chrisa nadal były otwarte. Wne˛trze wy-
gla˛dało ro´wnie schludnie i czysto jak przedtem. Przy-
wodziło na mys´l sale˛ operacyjna˛. Trudno było sie˛
domys´lic´, z˙e ktos´ tu sypia, czyta ksia˛z˙ki, byc´ moz˙e pija
herbate˛.

Przyniosła ze soba˛ ksia˛z˙ke˛ i kilka czasopism. Przej-

rzała je pobiez˙nie i zaraz odłoz˙yła. W salonie stał tele-
wizor, ale z˙aden program jej nie zainteresował. Czuła,
z˙e jest dziwnie zdenerwowana. Poszła do kuchni i zro-
biła sobie herbate˛, lecz uznała, z˙e włas´ciwie nie ma na
nia˛ ochoty.

Nagle zauwaz˙yła kosz prawie suchego juz˙ prania.

Zamys´liła sie˛. Czy wolno jej to zrobic´? A moz˙e Chris
albo pani Mansell wcale nie be˛da˛ zadowoleni?

Lubiła prasowac´. To zaje˛cie uspokajało ja˛, a nie

było zbyt me˛cza˛ce. Znalazła z˙elazko, deske˛ i przy-
sta˛piła do dzieła. Dziwnie sie˛ jednak czuła, prasuja˛c
ubrania niemal obcego człowieka.

Gdy skon´czyła, było jej gora˛co. Obmyła twarz w ła-

59

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

zience na parterze, zno´w zrobiła sobie herbate˛ i tym
razem ja˛ wypiła. Przez chwile˛ czytała, a potem ot-
worzyła butelke˛ czerwonego wina i napełniła kieli-
szek. Smakowało jej, lecz nadal była lekko zdener-
wowana.

Zamys´liła sie˛ nad wygla˛dem domu Chrisa. Wygod-

ny, ładny, ale anonimowy. Ciekawe, czy ten drugi dom
wie˛cej mo´wi o osobowos´ci włas´ciciela? A moz˙e o oso-
bowos´ci jego z˙ony?

Potem zapadła w drzemke˛. Obudziły ja˛ dopiero

wpadaja˛ce przez okno s´wiatła samochodu. Zerkne˛ła na
zegarek – wpo´ł do pierwszej. Chris zapowiedział, z˙e
wro´ci o tej porze. Poszła do kuchni i nastawiła wode˛ na
herbate˛. Na pewno che˛tnie sie˛ napije.

– Udało sie˛ spotkanie? – zapytała, wychodza˛c na

korytarz.

Chris był zme˛czony, us´miechna˛ł sie˛ jednak i powie-

dział:

– Bardzo. Pewna mała firma opracowała nowe

urza˛dzenie do monitorowania bezdechu. Wydaje mi
sie˛ lepsze od innych. Pro´by nadal trwaja˛, ale mys´le˛, z˙e
powinnis´my kilka zamo´wic´.

Takie urza˛dzenie ostrzega personel, kiedy oddech

dziecka staje sie˛ zbyt płytki lub wolny.

– Z Jamesem wszystko w porza˛dku – oznajmiła

Jane. – S

´

pi jak suseł. Zrobie˛ ci herbate˛. A moz˙e masz

ochote˛ na kanapke˛? Zostawiłes´ nam bardzo duz˙o je-
dzenia.

– Herbaty napije˛ sie˛ che˛tnie, ale za kanapke˛ dzie˛-

kuje˛.

Poszedł za nia˛ do kuchni i patrzył, jak przygotowuje

herbate˛. Zdja˛ł marynarke˛ i krawat, podwina˛ł re˛kawy

60

GILL SANDERSON

background image

koszuli. Usiedli naprzeciw siebie w małej niszy jadal-
nej. Nagle w drugim kon´cu kuchni spostrzegł starannie
ułoz˙one ubrania.

– Jane, wyprasowałas´ moje rzeczy?
Zaczerwieniła sie˛.
– Lubie˛ prasowac´. To mnie odpre˛z˙a.
– Ale przeciez˙ miałas´ tylko zajmowac´ sie˛ Jame-

sem...

– To była dla mnie przyjemnos´c´ – zapewniła. –

Naprawde˛.

– Prawdziwy z ciebie skarb. A nie czułas´ sie˛ dziw-

nie, prasuja˛c rzeczy obcego człowieka?

– Jestes´my sobie obcy?
– Nie – odrzekł po chwili. – Juz˙ nie. – W milczeniu

pił herbate˛. Potem rozejrzał sie˛ i zobaczył otwarta˛ bu-
telke˛ wina. – Nie wypiłas´ wiele. Nie smakowało ci?

– Jest wspaniałe, włas´nie takie, jak lubie˛. Ale prze-

ciez˙ ustalilis´my wczes´niej, z˙e samotne picie to niezbyt
dobry pomysł.

– Teraz nie jestes´ juz˙ sama. Przejdziemy do salonu

i wypijemy po kieliszku?

– Dobrze – zgodziła sie˛ po kro´tkim namys´le.
Wzia˛ł butelke˛ i wyja˛ł kieliszki. W salonie Jane usa-

dowiła sie˛ na czarnej sko´rzanej kanapie. Ku jej zasko-
czeniu Chris usiadł obok. Butelke˛ i kieliszki posta-
wił na stoliku przed nimi. Nalał wina dla obojga.

– Za co wypijemy? – spytał.
Zastanowiła sie˛.
– Za długie i szcze˛s´liwe z˙ycie?
– Bardzo dobre z˙yczenie. Chciałbym jeszcze wie-

dziec´, jak obie te rzeczy osia˛gna˛c´.

– To powaz˙ny temat jak na tak po´z´na˛ pore˛.

61

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Racja. Porozmawiajmy o czym innym. Miesz-

kasz tu juz˙ od miesia˛ca. Czy sie˛ zadomowiłas´? I co ci
sie˛ tu podoba?

O pracy mogła rozmawiac´. To był łatwy i ciekawy

temat.

– Powoli sie˛ aklimatyzuje˛ i lubie˛ swoja˛ prace˛, choc´

jest cie˛z˙ka. Ale wiem, z˙e osia˛gne˛ cel, stworze˛ sprawnie
działaja˛cy oddział, na kto´rym be˛dzie pracował zado-
wolony personel.

– To s´wietnie – potakna˛ł cicho. – Ale co ty sama

be˛dziesz z tego miała? Znajdziesz w tym szcze˛s´cie,
spełnienie? Chodzi mi o twoje z˙ycie osobiste.

Zno´w wchodza˛ na niebezpieczny grunt. Jane nie

lubiła mo´wic´ o uczuciach.

– Co´z˙, niedługo zaczne˛ szukac´ mieszkania – od-

rzekła beztroskim głosem. – Mam juz˙ wielu znajo-
mych, wie˛c pewnie w przyszłos´ci uda mi sie˛ jakos´
zorganizowac´ z˙ycie towarzyskie.

Zacze˛ła sie˛ odpre˛z˙ac´. Dobrze było siedziec´ wygod-

nie na kanapie i sa˛czyc´ wino, a Chris był miłym to-
warzyszem.

Domys´lała sie˛, z˙e jest zme˛czony. Miał za soba˛

cie˛z˙ki dzien´, a włas´ciwie cie˛z˙ki tydzien´. Ona sama
nie czuła zme˛czenia, tylko cos´, czego nie potrafiła
nazwac´. Uniosła sie˛ lekko i odstawiła kieliszek na
stolik. Kiedy zno´w opadła na kanape˛, poczuła, z˙e
Chris znalazł sie˛ bliz˙ej niej. Czy to on zmienił miej-
sce, czy ona?

Spojrzała na niego. Paliła sie˛ tylko jedna lampka

i w po´łmroku nie widziała wyraz´nie jego twarzy.
Mijały sekundy, a moz˙e godziny. Nie potrafiła powie-
dziec´.

62

GILL SANDERSON

background image

Wzia˛ł ja˛ za re˛ke˛ i lekko us´cisna˛ł. W kaz˙dej chwili

mogła cofna˛c´ dłon´, ale nie chciała. Jeszcze nie teraz.
Czuła, z˙e Chris patrzy na jej twarz. Nie wiedziała, co
z niej wyczytał. Sama nie rozumiała własnych uczuc´.
Nagle poczuła jego oddech i obejmuja˛ce ja˛ ramie˛.

Wiedziała, z˙e teraz musi podja˛c´ decyzje˛. Moz˙e

pochylic´ sie˛ do przodu, sie˛gna˛c´ po kieliszek, a to, co
sie˛ mie˛dzy nimi narodziło, prys´nie w ułamku sekun-
dy. Zdała sobie jednak sprawe˛, z˙e wcale tego nie chce.
Jej uczucia, zwykle trzymane na wodzy, zacze˛ły ja˛
zdradzac´.

Przysune˛ła sie˛ bliz˙ej Chrisa i obje˛ła go w pasie.

Pocałował ja˛ lekko, z wahaniem. Podobało jej sie˛ to,
ale zrozumiała, z˙e chce czegos´ wie˛cej. Połoz˙yła mu
dłon´ na karku i przycia˛gne˛ła go do siebie, rozchylaja˛c
usta. Jego pocałunki stały sie˛ gore˛tsze, bardziej zabor-
cze. Juz˙ dawno tak bardzo nie czuła sie˛ kobieta˛. Od-
dychała coraz szybciej.

Nagle Chris gwałtownie sie˛ od niej odsuna˛ł.
– To tylko pocałunek – rzekł ochryple. – Podzie˛ko-

wanie za to, z˙e byłas´ taka dobra dla mnie i dla Jamesa...

Wiedziała, z˙e to tylko wymo´wka. Chris umoz˙liwia

jej droge˛ odwrotu, na wypadek, gdyby zmieniła zdanie.
Przez chwile˛ zastanawiała sie˛, czy tego nie zakon´czyc´,
nie wro´cic´ do swojego nudnego, choc´ przyjemnego
z˙ycia. Ale przeciez˙ ma dopiero dwadzies´cia osiem lat
i potrzebuje iskry.

– Oboje wiemy, z˙e to było cos´ wie˛cej – odrzekła

cicho. – Ale jes´li chcesz, z˙ebys´my przestali...

Zno´w ja˛ pocałował, obejmuja˛c ja˛ mocno ramiona-

mi. Czuła smak wina na jego je˛zyku. Zalewała ja˛ fa-
la najro´z˙niejszych emocji, a ciało stawało sie˛ coraz

63

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

bardziej wraz˙liwe na jego dotyk. W kon´cu Chris odsu-
na˛ł sie˛ od niej i powiedział:

– Jane, musimy...
Przycia˛gne˛ła go do siebie i pocałowała.
– Przede wszystkim nie musimy rozmawiac´ – za-

uwaz˙yła. – Gdzie mnie zabierzesz?

– Chodz´my do ło´z˙ka – mrukna˛ł po chwili.
Poszli obje˛ci na go´re˛. Wprowadził ja˛ do sypialni

i zapalił lampke˛. Ten poko´j, kto´ry przedtem wydał jej
sie˛ taki sterylny, teraz krył w sobie tajemnicze obiet-
nice.

Jakis´ czas stali, całuja˛c sie˛ namie˛tnie. Jednak Jane

wyczuła, z˙e Chrisa dre˛cza˛ wa˛tpliwos´ci.

– Powinnam ci cos´ powiedziec´ – odezwała sie˛. –

Ostatnio miałam troche˛ streso´w, dostałam zaburzen´
miesia˛czkowych, wie˛c lekarz zapisał mi progestogen.
To działa jak pigułka antykoncepcyjna. No wie˛c... nie
be˛dzie z˙adnych konsekwencji.

– Wszystko be˛dzie miało jakies´ konsekwencje – od-

parł. – Ale kto by sie˛ tym teraz martwił?

Zno´w zacza˛ł ja˛ całowac´ i rozbierac´. Kiedy została

tylko w majteczkach, bez wysiłku podnio´sł ja˛ i połoz˙ył
na ło´z˙ku.

– Ale ty nadal jestes´ ubrany – szepne˛ła. – Po co ci te

wszystkie ciuchy?

Odsta˛pił o krok i usłyszała szelest zdejmowanych

ubran´.

– Tak bardzo cie˛ pragne˛ – wyszeptała.
Była otwarta na jego przyje˛cie, pragne˛ła go cała˛

soba˛. Zno´w ogarne˛ło ja˛ znajome, a jednoczes´nie cał-
kiem nowe uczucie szcze˛s´cia, z˙e jest dla me˛z˙czyzny
s´rodkiem jego s´wiata.

64

GILL SANDERSON

background image

Kaz˙da pieszczota Chrisa wywoływała w niej spaz-

matyczne dreszcze. Tak długo tłumiła w sobie po-
trzebe˛ bliskos´ci, z˙e szybko osia˛gne˛ła rozkosz.

– Było mi dobrze – wyszeptała.
Chris wstał, otworzył okno i zno´w ułoz˙ył sie˛ przy jej

boku. Pachna˛ca sola˛ morska bryza chłodziła ich wil-
gotne ciała.

– Jane – wymamrotał. – Nie wiem, co powiedziec´.

To było... niepodobne do niczego, co przez˙yłem. Musi-
my porozmawiac´ i...

– Ciii – szepne˛ła. – Pewnie, z˙e musimy poroz-

mawiac´. Obudzimy sie˛ jutro wczes´niej, z˙eby miec´
troche˛ czasu. Teraz chce˛ po prostu przy tobie zasna˛c´.
Czy taki plan ci odpowiada?

– Bardzo.

65

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Jane obudziła sie˛ wczes´nie. Sufit był jakis´ inny

i przez chwile˛ sie˛ zastanawiała, gdzie jest. Nie w lon-
dyn´skim mieszkaniu, nie w bursie piele˛gniarek...

W sypialni Chrisa! Ala co sie˛ stało? Przez chwile˛

odtwarzała zdarzenia minionej nocy, ciesza˛c sie˛ nimi
na nowo. Dawno juz˙ nie przez˙yła czegos´ takiego, tylko
co teraz?

Przypomniała sobie, jak obudziła sie˛ w nocy, czuja˛c

jego dłonie na swoich piersiach. Teraz cieszyła sie˛
ciepłem ich przytulonych ciał, ale wiedziała, z˙e to nie
moz˙e trwac´ wiecznie. Ostroz˙nie wstała z ło´z˙ka. Było
jeszcze wczes´nie, dochodziła szo´sta. Jane wzie˛ła ubra-
nie, zeszła na do´ł i tam je na siebie włoz˙yła. Zrobiła
dwa kubki herbaty i zaniosła je na go´re˛. Poruszała sie˛
szybko i cicho. Musi wyjs´c´, zanim James sie˛ obudzi.

Chris otworzył oczy, gdy weszła do sypialni. Po-

stawiła jego kubek na nocnej szafce, swo´j na krzes´le
pod s´ciana˛, i starannie zamkne˛ła drzwi.

– Nie wro´cisz do ło´z˙ka? – spytał z nadzieja˛w głosie.
– Nie. Wole˛ nie byc´ zbyt blisko, kiedy be˛dziemy

rozmawiac´ – odparła szorstko.

Chris usiadł. Zobaczyła mie˛s´nie jego ramion i pie-

rsi. Zno´w wspomniała rozkoszne chwile minionej no-
cy. Nie. Nie wolno jej o tym teraz mys´lec´. Musi cos´ mu
powiedziec´, a to nie jest łatwe.

background image

– Wygla˛dasz jak kobieta, kto´ra włas´nie podje˛ła

jaka˛s´ decyzje˛ – stwierdził. – I podejrzewam, z˙e to, co
usłysze˛, wcale mi sie˛ nie spodoba.

Ona tez˙ nie była tym zachwycona, lecz nie miała

wyjs´cia.

– Przede wszystkim wyjas´nijmy jedno – zacze˛ła.

– Zrobilis´my to, co zrobilis´my, z własnej woli. Jestem
dorosła˛ kobieta˛ i to była moja decyzja, a nie przypadek
uwiedzionej niewinnos´ci.

– Zgadza sie˛ – odparł cicho.
– Po drugie, nie z˙ałuje˛ ani jednej chwili. To było

cudowne. – Zaczerwieniła sie˛, kiedy zdała sobie spra-
we˛, co mo´wi. – Było mi bardzo dobrze – dokon´czyła
cicho.

– Dla mnie to tez˙ było wspaniałe. Chyba nigdy tego

nie zapomne˛. – Mo´wił cicho, jakby z lekkim smutkiem.
– Czy jest jeszcze jakas´ trzecia rzecz?

– Tak. Pamie˛tasz, jak w kawiarni przy porcie mo´-

wiłes´ mi, z˙e czasami rozmowa pomaga uporac´ sie˛
z problemami?

– Pamie˛tam.
– A wie˛c teraz chciałabym z toba˛ porozmawiac´.

– Po raz pierwszy znalazł sie˛ ktos´, kto miał ochote˛ ja˛
wysłuchac´. Us´wiadomiła sobie, jaka była dota˛d samo-
tna. – To be˛dzie prosta, zwykła historia. W szpitalach
mno´stwo takich.

– Kaz˙da historia jest na swo´j sposo´b jedyna i nie-

zwykła. Opowiadaj.

– Dziesie˛c´ lat temu, kiedy miałam osiemnas´cie lat,

rozpocze˛łam praktyki piele˛gniarskie. Tam poznałam
Johna, studenta medycyny, cztery lata starszego ode
mnie. Od razu cos´ mie˛dzy nami zaiskrzyło. Rok po´z´-

67

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

niej pobralis´my sie˛. Pojechalis´my w kro´tka˛ podro´z˙ po-
s´lubna˛ do Ameryki, a po powrocie zebralis´my osz-
cze˛dnos´ci i kupilis´my małe mieszkanie. Bylis´my bar-
dzo szcze˛s´liwi. Planowalis´my, z˙e skon´czymy staz˙, da-
my sobie rok na uregulowanie z˙ycia, a potem pomys´-
limy o dzieciach. John zrobił dyplom. Był taki dumny
z tego, z˙e został lekarzem. Marzył o chirurgii, kolej-
nych stopniach specjalizacji.

Z przyjemnos´cia˛ wspominała pocza˛tki wspo´lnego

z˙ycia z Johnem.

– Trzy lata po´z´niej wszystko sie˛ zmieniło. Pamie˛-

tam, jak pierwszy raz potkna˛ł sie˛ i upadł. Oboje my-
s´lelis´my, z˙e jest przeme˛czony. Ale poniewaz˙ to sie˛
powtarzało, poszedł do lekarza. Wydaje mi sie˛, z˙e juz˙
wtedy zacza˛ł cos´ podejrzewac´, ale nic mi nie mo´wił.
Lekarz pierwszego kontaktu od razu skierował go do
specjalisty, ale było juz˙ za po´z´no...

Wiedziała, z˙e nie musi wyjas´niac´ szczego´ło´w. Prze-

ciez˙ Chris doskonale wszystko rozumie.

– Miał nieoperacyjnego raka pnia mo´zgu. Oczywi-

s´cie przeszedł chemioterapie˛, ale niewiele pomogła.
Pamie˛tam jego nadzieje, strach, a potem stopniowe
pojmowanie prawdy. Nic nie moz˙na było zrobic´. Przez
ostatni rok jego z˙ycia piele˛gnowałam go w domu
i patrzyłam, jak umiera. Chciałam zrezygnowac´ z pra-
cy, ale John nalegał, z˙ebym tego nie robiła. Twierdził,
z˙e musze˛ miec´ jakies´ z˙ycie, a ja odpowiadałam, z˙e on
jest moim z˙yciem. Ale poniewaz˙ tego chciał, nadal
pracowałam.

Łzy płyne˛ły jej po policzkach, ale nie starała sie˛ ich

zatrzymac´.

– Pamie˛tam, jak bardzo mnie bolało, kiedy powie-

68

GILL SANDERSON

background image

dział, z˙e wie, z˙e umrze, a najgorsza jest dla niego
s´wiadomos´c´, z˙e be˛dzie musiał mnie opus´cic´. Kazał mi
obiecac´, z˙e po jego s´mierci ułoz˙e˛ sobie z˙ycie. Twier-
dził, z˙e po takiej obietnicy umrze szcze˛s´liwszy.

– To musiał byc´ dobry człowiek – odezwał sie˛

Chris. – To dla mnie oczywiste, z˙e za nim te˛sknisz.
Kaz˙dego dnia.

– Czasami na chwile˛ zapominam, ale potem wszys-

tko do mnie wraca ze zdwojona˛ siła˛.

– Rozumiem, co czujesz – odrzekł. – Ale z czasem

be˛dzie lepiej. Wiem to po sobie.

– Na razie wcale nie jest lepiej. Teraz juz˙ wiesz, z˙e

nie moz˙emy tego cia˛gna˛c´. Nie mamy przyszłos´ci. Ty
jestes´ nadal z˙onaty, a ja... jestem wdowa˛ i nie chce˛ sie˛
angaz˙owac´ w nowy zwia˛zek, bo moz˙e przynies´c´ bo´l.
Drugi raz bym tego nie wytrzymała. I nie s´miej sie˛ ze
mnie, ale nie uznaje˛ seksu bez zobowia˛zan´. Dota˛d spa-
łam jedynie z moim me˛z˙em i z toba˛.

– Wcale w to nie wa˛tpie˛. Skoro jednak nie uznajesz

przypadkowego seksu, to dlaczego wybrałas´ mnie?

To było dobre pytanie i nie wiedziała, jak na nie

odpowiedziec´.

– Stało sie˛. Nagle poczułam, z˙e bardzo tego chce˛.
– Ja tez˙ tego chciałem. I ro´wniez˙ nie uznaje˛ przypa-

dkowego seksu. Ostatnio w moim z˙yciu nie było kobiet
i wcale mi to nie przeszkadzało. Az˙ nagle zjawiłas´
sie˛ ty.

Rozmowa nie rozwijała sie˛ tak, jak Jane by sobie

z˙yczyła. Sa˛dziła, z˙e Chris be˛dzie sie˛ z nia˛ spierał,
namawiał do zmiany decyzji, a to by tylko utwierdziło
ja˛ w jej postanowieniu.

– Chris, musimy nadal razem pracowac´. Nie mog-

69

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

libys´my zapomniec´ o tym, co sie˛ stało? Byłoby nam
łatwiej.

– Trudno byłoby mi zapomniec´. Włas´ciwie to jest

niemoz˙liwe. Ale jes´li chcesz, z˙ebys´my do tego nie
wracali, uszanuje˛ to. Tylko przynajmniej mi powiedz
dlaczego.

– Tak be˛dzie najlepiej – odrzekła szybko. – Dlacze-

go? Bo z tego zwia˛zku mogłoby dla mnie wynikna˛c´
tylko cierpienie.

– Ta noc zaskoczyła nas oboje. Nie planowałem, z˙e

be˛dziemy sie˛ kochac´. I nigdy bym cie˛ nie skrzywdził.

– Ja tez˙ niczego nie planowałam. Wypij herbate˛.
Przez chwile˛ milczeli.
– Nie chce˛, z˙ebys´ odchodziła – powiedział. – Zo-

stan´ dłuz˙ej. Porozmawiamy, zastanowimy sie˛...

– Nie, Chris, nie moge˛! Nie nalegaj. Włas´nie za-

cze˛łam odzyskiwac´ ro´wnowage˛. Obiecujesz, z˙e mnie
nie skrzywdzisz i wierze˛, z˙e mo´wisz szczerze. Ale wiem,
z˙e i tak be˛de˛ cierpiec´.

Tym razem cisza trwała o wiele dłuz˙ej. Chris patrzył

na nia˛ z takim smutkiem, z˙e musiała odwro´cic´ wzrok.
W kon´cu westchna˛ł i powiedział:

– Jane, tylko ty moz˙esz podja˛c´ te˛ decyzje˛. Nie be˛de˛

cie˛ namawiał do czegos´ wbrew twojej woli. Ale moz˙e
chociaz˙ pocałujesz mnie na poz˙egnanie?

Co za pokusa! Musi sie˛ jej oprzec´.
– Całowałam cie˛ w nocy i nigdy tego nie zapomne˛.

Teraz musze˛ is´c´. Do widzenia, Chris. – Zanim zda˛z˙ył
cokolwiek powiedziec´, wybiegła z pokoju i po chwili
siedziała juz˙ w swoim samochodzie.

Nie wro´ciła od razu do bursy. Pojechała nad morze

i zaparkowała nad urwiskiem. Woko´ł było pusto,

70

GILL SANDERSON

background image

rzes´kie powietrze chłodziło jej rozpalona˛ sko´re˛. W od-
dali, na granatowym morzu, dostrzegła sylwetki prze-
pływaja˛cych statko´w.

Zaczyna nowe z˙ycie. Zaplanowała to sobie, prze-

mys´lała, wiedziała dokładnie, czego potrzebuje. Zda-
rzenia ostatniej nocy nie powinny były miec´ miejsca.
Moga˛ przynies´c´ bo´l i smutek, a przeciez˙ zaczynała juz˙
byc´ szcze˛s´liwa. Powinna wie˛c o nich zapomniec´. Usu-
na˛c´ Chrisa ze swojego z˙ycia.

Wro´ciła do samochodu i kiedy usiadła za kierow-

nica˛, poczuła jakis´ zapach. Opus´ciła głowe˛ i pocia˛g-
ne˛ła nosem. Tak, jej ciało lekko pachniało Chrisem.
Zrobiło jej sie˛ przyjemnie. Ale nie mogła sobie po-
zwolic´ na takie uczucia. Wez´mie prysznic, jak tylko
wro´ci do siebie.

Był sobotni ranek. Nikt nie zauwaz˙ył jej powrotu

ani tego, z˙e nie nocowała w swoim pokoju. Szybko
zrzuciła ubranie i weszła pod prysznic, by zmyc´ wszel-
kie s´lady minionej nocy.

Do osiemnastego roku z˙ycia nosiła długie włosy.

Spadały jej na plecy złotymi falami. Kiedy rozpocze˛ła
prace˛, s´cie˛ła je na pazia. Potem, gdy ma˛z˙ zachorował,
ostrzygła sie˛ jeszcze kro´cej. Teraz postanowiła, z˙e
zno´w je zapus´ci.

Ubrała sie˛ w wygodny stro´j i poszła do kuchni

zrobic´ sobie s´niadanie. Zastanawiała sie˛, czy Erica jest
u siebie. Przydałoby jej sie˛ towarzystwo. Przestałaby
mys´lec´ o tym, z czego musi zrezygnowac´.

Zastała kolez˙anke˛ w kuchni. W szlafroku, z zaczer-

wienionymi oczami, s´ciskała w dłoniach filiz˙anke˛.
Jane od razu sie˛ domys´liła, co sie˛ stało.

71

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Znowu do ciebie wydzwaniał?
– Tak. Ale nie ulegne˛. Nie spotkam sie˛ z nim, nie

be˛de˛ rozmawiac´, nie napisze˛. Be˛de˛ silna. Tak jak mi
radziłas´.

Ciekawe, dlaczego sama nie stosuje˛ sie˛ do własnych

rad, pomys´lała z z˙alem Jane.

Dobrze było zno´w znalez´c´ sie˛ w pracy. Tutaj wie-

działa, co robi, czuła sie˛ pewnie i miała satysfakcje˛
z tego, z˙e pomaga bezradnym istotom.

– Mała Reynold nie wygla˛da dobrze – rzekła prak-

tykantka imieniem Sue, mijaja˛c ja˛ na korytarzu. – Mo-
z˙esz do niej zajrzec´?

– Oczywis´cie. Ale powiedz mi, co zaobserwowałas´

i jakie wycia˛gasz z tego wnioski.

Dziewczyna zastanowiła sie˛.
– Dziecko przyje˛te dzisiaj rano, urodzone w trzy-

dziestym tygodniu. Ma trudnos´ci z oddychaniem, wie˛c
pewnie jest troche˛ niedotleniona. Lekko ste˛ka przy
wdechu, sko´re˛ ma niebieskawa˛, pokryta˛ plamami.

– Na co to wskazuje?
– Na wiele rzeczy, wie˛c po pierwsze powinnam

zawiadomic´ lekarza. Ale gdybym musiała sama oce-
niac´, powiedziałabym, z˙e to zespo´ł zaburzen´ oddecho-
wych.

– Zawsze, kiedy masz wa˛tpliwos´ci, zapytaj kogos´.

Ale wydaje mi sie˛, z˙e masz racje˛. Zobaczymy.

Przyjrzały sie˛ malen´stwu lez˙a˛cemu w inkubatorze.

Jane zadzwoniła do lekarza dyz˙urnego i powiedziała
mu o swoich podejrzeniach.

– Skoro czekamy na doktora, to moz˙e mi powiesz,

co najcze˛s´ciej wywołuje zespo´ł zaburzen´ oddechowych.

72

GILL SANDERSON

background image

Dziewczyna była dobrze przygotowana.
– Zapewne brak surfaktantu, czyli substancji po-

krywaja˛cej wne˛trze pe˛cherzyko´w płucnych. Dziecko
oddycha z trudem, nie pobiera wystarczaja˛cych ilos´ci
tlenu i w płucach moz˙e pojawic´ sie˛ płyn. U wielu dzieci
taki stan cofa sie˛ samoistnie.

– Widze˛, z˙e s´wietnie zapamie˛tałas´ wykłady – rzek-

ła z us´miechem Jane. – Ale to zupełnie co innego, jak
sie˛ widzi taka˛ przypadłos´c´ w rzeczywistos´ci, prawda?

– Tak, to mnie przeraz˙a – wyznała dziewczyna. –

Ale tez˙ interesuje.

Przybył lekarz, Joe Eliot, wspo´łpracownik Chrisa.

Jane niecze˛sto miała z nim kontakt, ale wiedziała, z˙e to
kompetentny pediatra. Zbadał mała˛ pacjentke˛ i zgodził
sie˛ z wnioskami piele˛gniarek.

– To Sue zwro´ciła uwage˛ na stan pacjentki – oznaj-

miła Jane. – Czy moz˙e obserwowac´ dalszy cia˛g proce-
dury?

– Zawsze che˛tnie demonstruje˛ swoje umieje˛tnos´ci

zachwyconej widowni – odparł Joe z humorem. – Sue,
jak to mo´wia˛w programach telewizyjnych: ,,nie pro´buj
tego robic´ w domu’’.

Do tchawicy dziecka wprowadził rurke˛ i podał

przez nia˛ sztuczny surfaktant. Ge˛sty płyn wolno spły-
na˛ł do płuc. Była to precyzyjna i delikatna operacja,
wymagaja˛ca wprawy zaro´wno lekarza, jak i asystuja˛-
cej mu Jane.

– To jeden z małych cudo´w medycyny – zwro´cił sie˛

Joe do Sue. – Zanim wymys´lono ten płyn, dziecko
w tym stanie pewnie by zmarło. Czy to nie wspaniałe
uczucie, mo´c tak komus´ pomo´c?

73

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

To była dobra cze˛s´c´ dyz˙uru. Jednak na stanowisku

kierowniczki oddziału trzeba tez˙ wypełniac´ mniej
przyjemne obowia˛zki. Jane z dos´wiadczenia wiedzia-
ła, z˙e zła komunikacja mie˛dzy kierownictwem a pra-
cownikami moz˙e popsuc´ atmosfere˛ w kaz˙dym zespole.
Starała sie˛ jak najcze˛s´ciej rozmawiac´ z piele˛gniarkami,
badac´ ich odczucia i tłumaczyc´, dlaczego podejmowa-
ła takie, a nie inne decyzje.

Zaje˛ło jej to troche˛ czasu, ale wreszcie ustaliła, dla-

czego na oddziale panuje nie najlepsza atmosfera.

Problem rzeczywis´cie polegał na tym, z˙e zbyt cze˛s-

to zatrudniano dorywczo piele˛gniarki z agencji, kiedy
brakowało własnego personelu. Były one bardzo kom-
petentne, ale tez˙ ich usługi kosztowały krocie. Teraz
to sie˛ skon´czyło, ale w przeszłos´ci takie praktyki mia-
ły miejsce zbyt cze˛sto, zwłaszcza w zlikwidowanym
szpitalu Princess Mary. Piele˛gniarkom pozwalano na
unikanie nocnych i s´wia˛tecznych dyz˙uro´w, a rachun-
ki z agencji piele˛gniarskich sie˛gały astronomicznych
sum. Teraz, w nowym oddziale, piele˛gniarki z Princess
Mary spodziewały sie˛ takich samych warunko´w.

Jane postanowiła sukcesywnie spotykac´ sie˛ z grup-

kami piele˛gniarek i wyjas´nic´ im sytuacje˛. Wiedziała,
z˙e pierwsze takie spotkanie be˛dzie najtrudniejsze.

Wytłumaczyła, na czym ma polegac´ nowy system

i dlaczego musiała go wprowadzic´. Zgromadzone ko-
biety ponuro zaakceptowały jej słowa.

– Wiem, z˙e nieche˛tnie przyjmiecie te zmiany, ale

sa˛ konieczne. Jes´li be˛dziemy wspo´łpracowac´, za kilka
tygodni na pewno uda nam sie˛ wszystko zgrac´. Czy sa˛
jakies´ pytania?

Mogła sie˛ domys´lic´, z˙e Fiona odezwie sie˛ pierwsza.

74

GILL SANDERSON

background image

– Ja oczywis´cie be˛de˛ sie˛ bardzo starac´, tak jak

i reszta kolez˙anek – zacze˛ła słodkim głosem. – I zga-
dzam sie˛ z... cze˛s´cia˛ tego, co powiedziałas´. Ale wydaje
mi sie˛, z˙e z˙a˛dasz od nas, z˙ebys´my pracowały o wiele
cie˛z˙ej za te˛ sama˛ pensje˛. Spo´jrz tylko na biedna˛ Alice.
Dopiero od po´ł roku jest me˛z˙atka˛, a dostaje tyle noc-
nych dyz˙uro´w. Wydaje mi sie˛, z˙e z´le robisz, pogarsza-
ja˛c nam warunki pracy.

Jane zauwaz˙yła, z˙e ,,biedna Alice’’ dopiero w tej

chwili zdała sobie sprawe˛ z tego, jak jest wykorzys-
tywana.

– To ty tak widzisz te˛ sprawe˛ – odparła spokojnie.
Nie moz˙e przeciez˙ powiedziec´ całej grupie piele˛g-

niarek, z˙e w poprzedniej pracy sie˛ obijały, ale teraz ma
sie˛ to skon´czyc´. Jane chciała, z˙eby same zdały sobie
z tego sprawe˛.

– Dla mnie to rzeczywis´cie trudna sytuacja – ode-

zwała sie˛ Alice.

– Oczywis´cie wszystkie chcemy jak najlepiej dla

naszego oddziału – zawto´rowała jej Fiona.

Jane trzymała nerwy na wodzy. Ostania rzecz, jakiej

teraz potrzebowała, to kło´tnia z piele˛gniarkami. Zdała
sobie sprawe˛, z˙e Fiona doskonale potrafi podsycic´
konflikt, po czym wycofuje sie˛, zostawiaja˛c innym role˛
gło´wnych uczestniko´w sporu. Rozmowy były trudne,
ale przynajmniej w kon´cu piele˛gniarki zgodziły sie˛,
choc´ nieche˛tnie, na wypro´bowanie nowego systemu
dyz˙uro´w przez najbliz˙sze szes´c´ tygodni.

Kiedy spotkanie dobiegło kon´ca, Jane poszła do

swojego gabinetu, zaparzyła kawe˛ i zacze˛ła mys´lec´.
Wiedziała, z˙e jedna podz˙egaczka moz˙e zepsuc´ prace˛
całego zespołu. Musi zapomniec´ o osobistych sym-

75

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

patiach i antypatiach, i wybrac´ najlepszy sposo´b dzia-
łania. Po dziesie˛ciu minutach miała gotowy plan.

Poszła do pokoju piele˛gniarek i szcze˛s´liwym zbie-

giem okolicznos´ci zastała tam Fione˛.

– Jes´li masz wolna˛ chwile˛, to zapraszam do siebie

– rzekła z us´miechem. – Napijemy sie˛ kawy.

– Z przyjemnos´cia˛. – Fiona słodko sie˛ us´miechne˛ła.
Niezła z nas para hipokrytek, pomys´lała Jane.
– Wydaje mi sie˛, z˙e bardzo krytycznie podeszłas´ do

mojego planu – zacze˛ła, kiedy znalazły sie˛ same. – I tak
sie˛ zastanawiam, czy za twoimi obiekcjami nie kryje
sie˛ jakas´ osobista uraza.

– Oczywis´cie, z˙e nie. – Fiona starała sie˛ przybrac´

zdziwiona˛mine˛. – Spojrzałam tylko na ten plan z punk-
tu widzenia szeregowej piele˛gniarki.

Widza˛c, z˙e Fiona jest troche˛ zdenerwowana ta˛ kon-

frontacja˛, postanowiła ostrzej postawic´ sprawe˛.

– Nie jestes´ na mnie zła za to, z˙e... rzekomo cos´

ła˛czy mnie z Chrisem?

Fiona była juz˙ wyraz´ne wytra˛cona z ro´wnowagi.
– Jasne, z˙e nie. Jak wiesz, jestem z Chrisem spowi-

nowacona, przyjaz´nimy sie˛, ale to nie ma wpływu...

– To nie twoja sprawa – przerwała jej Jane – ale

powiem ci, z˙e niedawno owdowiałam. Zapewniam cie˛,
z˙e nawet nie mys´le˛ o jakimkolwiek zwia˛zku.

Fiona nie potrafiła ukryc´ błysku rados´ci w oczach.
– Moje obiekcje nie maja˛ nic wspo´lnego z twoim

z˙yciem osobistym – odrzekła sztywno.

– S

´

wietnie. Pij kawe˛, bo ci wystygnie. – Jane po-

chyliła sie˛ i us´miechne˛ła z jeszcze wie˛ksza˛ sztuczna˛
słodycza˛ niz˙ poprzednio. – Obserwuje˛ twoja˛ prace˛,
Fiono. Jestes´ dobra˛ piele˛gniarka˛. Starasz sie˛. Ale jedno

76

GILL SANDERSON

background image

powiem ci jasno. Nie pozwole˛, z˙eby jedna osoba psuła
prace˛ całego zespołu. Jes´li jeszcze raz be˛dziesz pro´bo-
wała podwaz˙yc´ moje stanowisko, postaram sie˛, z˙ebys´
sta˛d odeszła. Zrozumiałas´?

Fiona osłupiała.
– Tak, oczywis´cie – wyba˛kała w kon´cu.

Jane wiedziała, z˙e Chris wyjechał na jedna˛ z wielu

konferencji, w kto´rych musza˛ brac´ udział konsultanci.
Przygotowywała sie˛ na to, z˙e zobaczy go dopiero za
trzy dni.

Wydarzyło sie˛ jednak cos´ niespodziewanego. Trze-

ciego dnia po południu w jej gabinecie zadzwonił
telefon.

– Czy to oddział noworodko´w? Siostra Jane? –

W tle rozległy sie˛ jakies´ szepty, a potem odezwał sie˛
cienki głosik: – Jane? To ty?

Zdumiona rozpoznała głos Jamesa.
– Tak. Jak miło, z˙e do mnie dzwonisz, James.
– Nie czuje˛ sie˛ za dobrze. Lez˙e˛ w ło´z˙ku. Tatus´

o tym wie i pani Mansell jest ze mna˛. Tatus´ wraca dzis´
w nocy.

– Tak mi przykro, z˙e jestes´ chory. Chciałbys´, z˙ebym

cie˛ odwiedziła? – Te słowa same wyrwały jej sie˛ z ust.

– Tak! A przyniesiesz ten indian´ski koc i breloczek

z rewolwerem?

– Oczywis´cie. Dasz do telefonu pania˛ Mansell?
Zno´w rozległy sie˛ szepty i po chwili usłyszała głos

gospodyni:

– Od trzech dni mnie me˛czy, z˙ebym do pani za-

dzwoniła. – Gospodyni rozes´miała sie˛. – Opowiadała
mu pani historie o Dzikim Zachodzie.

77

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Tylko o moim pobycie w Ameryce – odrzekła

Jane ze s´miechem. – Czy naprawde˛ jest chory?

– Troche˛ z´le sie˛ czuje. Gdyby to było cos´ powaz˙-

nego, doktor Fielding przyleciałby tu jak na skrzyd-
łach.

– Z przyjemnos´cia˛ odwiedze˛ Jamesa, ale tak, z˙eby

wyjs´c´ przed powrotem jego taty.

– Niech pani przyjdzie o szo´stej, na popołudniowa˛

herbate˛. Doktor wro´ci dopiero około dziesia˛tej wieczo-
rem.

– S

´

wietnie. Be˛de˛ o szo´stej. Prosze˛ pozdrowic´ ode

mnie Jamesa.

Dopiero kiedy odłoz˙yła słuchawke˛, zacze˛ła sie˛ za-

stanawiac´, czy to jest dobry pomysł. Czy potrafi oddzie-
lic´ swoje uczucia do Jamesa od uczuc´ do Chrisa? Chło-
piec przypadł jej do serca od pierwszego dnia. Był taki
powaz˙ny, ciekawy s´wiata. Gdyby kiedykolwiek miała
dziecko, chciałaby, z˙eby było włas´nie takie... Nie, nie
wolno jej tak mys´lec´!

Troche˛ zdenerwowana stane˛ła przed drzwiami do-

mu Chrisa i zadzwoniła. Najpierw upewniła sie˛, z˙e nie
ma jego samochodu. Porozmawia z Jamesem i wyjdzie
na długo przed powrotem jego ojca.

Cieszyła sie˛ ze spotkania z chłopcem. Przez ramie˛

miała przerzucony indian´ski koc, w kieszeni breloczek
z rewolwerem. James be˛dzie zachwycony.

Drzwi sie˛ otworzyły i zobaczyła malca w szlafroku,

piz˙amie i puchatych kapciach w kształcie tygryso´w.
Popatrzył na nia˛ powaz˙nie, ale zaraz sie˛ us´miechna˛ł.

– Przyniosłas´ koc! W jednej ksia˛z˙eczce znalazłem

obrazki z Indianami. Mieli włas´nie takie koce. – Wcia˛-
gna˛ł ja˛ do s´rodka. – Chodz´, pokaz˙e˛ ci.

78

GILL SANDERSON

background image

W korytarzu przywitała ja˛ pani Mansell.
– Cia˛gle sie˛ o pania˛ dopytywał. Prosze˛ is´c´ do jego

pokoju, zaraz przyniose˛ herbate˛.

Posłusznie podreptała za chłopcem do jego sank-

tuarium. James owina˛ł sie˛ indian´skim kocem, a Jane
znalazła papier, kredki i tas´me˛ kleja˛ca˛ i ze sporym
wysiłkiem zrobiła dwa pio´ropusze. Kiedy wypiła przy-
niesiona˛ przez pania˛ Mansell herbate˛, przeczytała
chłopcu bajke˛ z ksia˛z˙eczki, kto´ra˛ sobie wybrał. Zdała
sobie sprawe˛, z˙e przebywanie z malcem daje jej wielka˛
rados´c´.

Bardzo chciała miec´ dziecko, albo dwoje lub troje,

moz˙e nawet czworo. Te marzenia jednak umarły wraz
z Johnem. Dlaczego wie˛c ten chłopiec budzi w niej tyle
emocji?

Zerkne˛ła na zegarek. Do powrotu Chrisa ma jeszcze

mno´stwo czasu. Kiedy skon´czyła czytac´ bajke˛, James
zdecydował, z˙e chciałby obejrzec´ kresko´wke˛ o Tho-
masie na wideo.

– Dlaczego nie? – Obje˛ła chłopca ramieniem i otu-

leni kocem oboje ogla˛dali film.

Malec nieraz juz˙ go widział, a na dodatek był zme˛-

czony po długim dniu, wie˛c wkro´tce głowa mu opad-
ła i oczy sie˛ zamkne˛ły. Jane czuła bicie jego małe-
go serduszka i emanuja˛ce z niego ciepło. Chyba sama
na chwile˛ sie˛ zdrzemne˛ła.

– O, widze˛ obo´z indian´ski na s´rodku pokoju – po-

wiedział ktos´ głos´no.

Natychmiast otworzyła oczy i z przeraz˙eniem zoba-

czyła Chrisa.

– Co tutaj robisz? – wykrztusiła. – Miałes´ wro´cic´

dopiero za godzine˛.

79

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Jakie miłe powitanie. Ostatnia sesja była niecie-

kawa, wie˛c wro´ciłem wczes´niej. Chciałem jeszcze
pogadac´ z Jamesem, ale chyba troche˛ sie˛ spo´z´niłem.

– Z

´

le sie˛ czuł. Zadzwonił do mnie. Chciałam...

Poprosił, z˙ebym mu przyniosła koc. Miałam ochote˛ go
zobaczyc´.

Nie wiedziała, co powiedziec´. Starała sie˛ wstac´, nie

budza˛c Jamesa. Chris przykucna˛ł przy nich. Przez chwi-
le˛ czuła jego zapach, kto´ry przynio´sł wspomnienie
tamtej namie˛tnej nocy.

– Czes´c´, tato. – James obudził sie˛, kiedy Chris

wzia˛ł go na re˛ce, ale natychmiast zno´w zasna˛ł.

Jane czuła, z˙e musi sie˛ wytłumaczyc´.
– Pani Mansell mo´wiła, z˙e stale sie˛ o mnie dopyty-

wał. Tak bardzo chciał ten koc i breloczek. Przyszłam
tu zobaczyc´ sie˛ z nim, nie z toba˛.

– Oczywis´cie. James uwaz˙a cie˛ za swoja˛ przy-

jacio´łke˛. Mam nadzieje˛, z˙e be˛dziesz cze˛s´ciej go od-
wiedzała.

– Bardzo bym chciała, ale to trudne.
– Dlaczego trudne?
– No, ja... to znaczy, ty i ja...
Pani Mansell wsune˛ła głowe˛ przez drzwi.
– Włas´nie tak mi sie˛ wydawało, z˙e pan juz˙ wro´cił.

Zrobie˛ pan´stwu herbaty, dobrze? – Najwyraz´niej zda-
niem gospodyni herbata stanowiła rozwia˛zanie wszel-
kich problemo´w.

Jane wstała z podłogi.
– Ja dzie˛kuje˛. Musze˛ is´c´.
– Prosze˛, zostan´ – nalegał Chris. – Połoz˙e˛ Chrisa

i porozmawiamy. Opowiem ci o konferencji. Była bar-
dzo ciekawa.

80

GILL SANDERSON

background image

– Nie. Lepiej be˛dzie, jak juz˙ po´jde˛. – Uniosła re˛ke˛

i odkryła, z˙e na głowie nadal ma pio´ropusz. Szybko go
zdarła. – Tak, musze˛ is´c´. Powiedz Jamesowi, z˙e kiedys´
sie˛ zobaczymy. Nie, nie odprowadzaj mnie. Sama trafie˛.

Wybiegła z domu i odjechała tak szybko, jak tylko

mogła. Po jakims´ czasie skre˛ciła w boczna˛ droge˛
i zatrzymała sie˛. Przed soba˛ widziała wzgo´rza, w dzien´
zielone, teraz skryte w mroku. Moz˙e ten widok pomoz˙e
jej sie˛ uspokoic´?

Zdała sobie sprawe˛, z˙e nie tylko James zapadł jej

w serce, ale ro´wniez˙ jego ojciec. Wcale jej to nie cie-
szyło. Co moz˙e zrobic´ w tej sytuacji? Musi jakos´ tak to
urza˛dzic´, by czasami widywac´ malca. Chrisa jednak
postanowiła trzymac´ na dystans. Powinny ich ła˛czyc´
jedynie stosunki słuz˙bowe.

Naste˛pnego dnia usłyszała pukanie do drzwi gabi-

netu, po czym do s´rodka wszedł Chris. Us´miechna˛ł sie˛
do niej promiennie, co mu sie˛ zdarzało coraz cze˛s´ciej.
A kiedy tak sie˛ do niej s´miał, serce podchodziło jej do
gardła i przez chwile˛ brakowało jej tchu. To tylko
fizyczna reakcja, tłumaczyła sobie w duchu, wywołana
wspomnieniem tamtej nieszcze˛snej nocy.

– Jak sie˛ miewa moja ulubiona kierowniczka? – za-

pytał. – Moz˙e uda mi sie˛ dostac´ filiz˙anke˛ tej pysz-
nej kawy?

Us´miechne˛ła sie˛ sztywno.
– Kawa stoi w dzbanku. Pocze˛stuj sie˛. Ja musze˛

jeszcze cos´ zrobic´, zanim zaczniemy obcho´d.

– Nie masz czasu na minutke˛ rozmowy? A tak przy

okazji, James przeprasza, z˙e zasna˛ł i pyta, kiedy zno´w
do niego przyjdziesz. I chce na troche˛ poz˙yczyc´ koc.

81

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Moz˙e go sobie zatrzymac´ na zawsze, bardzo pro-

sze˛. Wez´ sobie kawy. Wro´ce˛, kiedy be˛dziesz gotowy
do obchodu.

– Byłem na ciekawej konferencji. Chciałbym ci

o niej opowiedziec´.

– Jes´li masz jakies´ notatki, to che˛tnie je kiedys´

przejrze˛, ale teraz jestem zaje˛ta.

Twarz Chrisa straciła radosny wyraz, stała sie˛ nie-

przenikniona.

– Rozumiem – powiedział.
Jane wyszła z pokoju, zanim zda˛z˙ył jeszcze cos´ do-

dac´. Było jej cie˛z˙ko. Tym bardziej z˙e przez naste˛pne
trzy czy cztery dni przychodził na oddział cze˛s´ciej niz˙
zwykle. Za kaz˙dym razem traktowała go podobnie
uprzejmie, ale chłodno. Nie robiła tego z przyjemnos´-
cia˛, ale tylko tak mogła sie˛ uporac´ z tym problemem.
Nie chciała rozbudzac´ w sobie uczucia. Nie chciała
zno´w naraz˙ac´ sie˛ na cierpienie.

Było spokojne pia˛tkowe popołudnie. Zostawiła Chri-

sa w swoim gabinecie, gdzie przegla˛dał karty chorych.
Kiedy wyszła na korytarz, zobaczyła Erice˛, kto´ra z po-
bladła˛ twarza˛ opierała sie˛ o s´ciane˛.

– Co sie˛ stało? – zapytała.
– Nic. Zrobiło mi sie˛ troche˛ słabo, wie˛c...
– Erico! Powiedz prawde˛. – Domys´lała sie˛, z˙e

chodzi o to co zwykle. Tylko tym razem sprawa wy-
gla˛da powaz˙niej.

– To Martin. Czeka na mnie przed szpitalem.
Erica wre˛cz trze˛sła sie˛ ze strachu.
– Zaraz kon´cze˛ dyz˙ur. Boje˛ sie˛ wyjs´c´.
Jane uznała, z˙e obawy Eriki nie sa˛ bezpodstawne.
– Zadzwonie˛ do ochrony i zapytam...

82

GILL SANDERSON

background image

– Co sie˛ dzieje?
Jane nie zauwaz˙yła, kiedy Chris zbliz˙ył sie˛ do nich,

wie˛c nie wiedziała, co usłyszał z ich rozmowy. Ale
chyba wystarczaja˛co duz˙o. Po jego minie widac´ było,
z˙e jest ws´ciekły.

– Erica ma kłopoty ze swoim byłym narzeczonym.

Boi sie˛, z˙e czeka na nia˛. Włas´nie miałam zadzwonic´ do
ochrony i...

– Nie trzeba. Nie dopuszcze˛ do tego, z˙eby piele˛g-

niarka z mojego oddziału bała sie˛...

– To jest tez˙ mo´j oddział i ja jestem odpowiedzialna

za zespo´ł – warkne˛ła Jane, co wprawiło Chrisa w jesz-
cze wie˛kszy gniew.

– Sam sie˛ tym zajme˛, jes´li be˛dzie trzeba – oznajmił.

– Wszyscy troje po´jdziemy teraz na kro´tki spacer. Bez
dyskusji.

Takiego Chrisa Jane nie znała. Bywał chłodny, ale

nigdy zły. Postanowiła mu sie˛ nie sprzeciwiac´.

– Dobrze. Chodz´my sie˛ przejs´c´. – Zauwaz˙yła, z˙e

nawet przeraz˙ona Erica jest zadowolona z jego po-
mysłu.

Wyszli na słon´ce i przecie˛li trawnik przed szpita-

lem.

– Hej, zaczekaj! – krzykna˛ł ktos´ za nimi rozws´cie-

czonym głosem. – Chce˛ z toba˛ pogadac´.

– Idz´ i nie ogla˛daj sie˛ – polecił Chris.
Nagle wyro´sł przed nimi Martin. Jane widziała go

po raz pierwszy. Byc´ moz˙e kiedys´ był atrakcyjny, ale
teraz miał obrzmiała˛, nalana˛ twarz. Zbyt długie włosy
zwisały w tłustych stra˛kach, a ubranie wygla˛dało
niechlujnie. Biła od niego won´ alkoholu. Odepchna˛ł
Jane na bok i chwycił Erice˛ za ramie˛.

83

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Chce˛ pogadac´. – Spojrzał na jej towarzyszy. –

A wy spadajcie sta˛d.

– Zabierz re˛ke˛! – warkna˛ł Chris. – To jest narusze-

nie nietykalnos´ci cielesnej. Zaatakowałes´ tez˙ tamta˛
pania˛. – Wskazał na Jane. – Nie pozwole˛ ci na to.

– O, naprawde˛? No to lepiej... Aaa! Puszczaj! To

boli!

Jane nie rozumiała, co sie˛ dzieje. Chris wycia˛gna˛ł

re˛ke˛ i chwycił napastnika za ramie˛. Wygla˛dało to
całkiem niewinnie, ale twarz Martina pobladła i wy-
krzywiła sie˛ z bo´lu.

– Pus´c´ Erice˛ – nakazał Chris.
Me˛z˙czyzna natychmiast spełnił polecenie. Chris

przycia˛gna˛ł go bliz˙ej i wycedził:

– Jes´li jeszcze raz zobacze˛ cie˛ w okolicy szpitala

albo usłysze˛, z˙e napastujesz kto´ra˛s´ z moich piele˛g-
niarek, to gorzko tego poz˙ałujesz. Zrozumiałes´? – Pod-
nio´sł głos. – Spytałem, czy zrozumiałes´?

– Zrozumiałem – zaskomlał Martin.
– To dobrze. Juz˙ cie˛ tu nie ma!
Me˛z˙czyzna odbiegł chwiejnym krokiem. Raz czy

dwa obejrzał sie˛ przez ramie˛, lecz nie zwalniał kroku.

– Mys´le˛, z˙e Erica powinna wro´cic´ do swojego

pokoju – odezwał sie˛ po chwili Chris. – Juz˙ niedługo
koniec dyz˙uru, a jest troche˛ zdenerwowana. Ale oczy-
wis´cie ostateczna decyzja nalez˙y do ciebie, Jane. To
two´j oddział i two´j zespo´ł.

– Jak najbardziej. Ale zgadzam sie˛ z twoja˛ pro-

pozycja˛. Erico, odpocznij teraz. Wpadne˛ do ciebie
po´z´niej.

– Dobrze... – Erica zawahała sie˛. – Dzie˛kuje˛, dok-

torze Fielding.

84

GILL SANDERSON

background image

Chris tylko skina˛ł głowa˛, a piele˛gniarka ruszyła

w strone˛ bursy.

– Mogła sie˛ tym zaja˛c´ ochrona – zauwaz˙yła Jane.

– Nie musiałes´ sie˛ mieszac´.

– Ale moz˙e chciałem.
– To oczywiste. A tak w ogo´le, to co mu zrobiłes´?
– Wbiłem palce w odpowiednie miejsce pod oboj-

czykiem. Pamie˛tasz anatomie˛? Tam jest splot nerwo-
wy. Bardzo bolesne miejsce.

– Ciekawie wykorzystujesz swoja˛ wiedze˛ medycz-

na˛ – stwierdziła. – No co´z˙, teraz powinnis´my wracac´
do pracy.

85

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

Zaraz po skon´czeniu dyz˙uru odwiedziła Erice˛, by

sprawdzic´, jak sie˛ czuje. Na szcze˛s´cie Erica szybko do-
szła do siebie i miała nadzieje˛, z˙e Martin został sku-
tecznie znieche˛cony do dalszych kontakto´w.

– Jeszcze nigdy nie był taki wystraszony. Two´j

Chris dał mu nauczke˛.

– To nie jest z˙aden mo´j Chris. I chyba wcale mi sie˛

nie podoba to, co zrobił. Moz˙na to było załatwic´ w bar-
dziej cywilizowany sposo´b.

– Martin nie jest cywilizowanym człowiekiem,

zwłaszcza kiedy wypije.

Jane w głe˛bi duszy zgadzała sie˛ z kolez˙anka˛.
– Lekarze nie powinni zadawac´ bo´lu, tylko go

zwalczac´ – rzekła głos´no.

Erica zas´miała sie˛.
– A mnie sie˛ podobało. Nareszcie to Martin sie˛ bał,

a nie ja. A Chris w złos´ci wygla˛dał wspaniale. Nie
sa˛dzisz?

– Nie. Nie lubie˛ twardych faceto´w w typie macho.
Kolez˙anka zno´w sie˛ zas´miała.
– Tylko mu tego nie mo´w, dobrze?
– Juz˙ mu powiedziałam. Dlaczego miałabym mu

nie mo´wic´, co mys´le˛?

– Bo byłoby mu przykro. On to zrobił gło´wnie po

to, z˙eby sie˛ przed toba˛ popisac´.

background image

– Nie ba˛dz´ niema˛dra! Zrobił to, bo chciał zapewnic´

bezpieczen´stwo swojej piele˛gniarce, a nie ze wzgle˛du
na mnie. Nikt nie lubi byc´ przyczyna˛... bo´jki.

– Jasne, z˙e nie – zgodziła sie˛ Erica. – Zdenerwował

sie˛. Ciekawe tylko dlaczego.

Po powrocie do swojego pokoju Jane mys´lała o sło-

wach Eriki. Doszła do ponurego wniosku, z˙e było
w nich ziarno prawdy. Podobał jej sie˛ widok roz-
gniewanego me˛z˙czyzny, kto´ry uz˙ył siły fizycznej... ze
wzgle˛du na nia˛? Nie, to jakas´ bzdura. Ale dlaczego
wpadł w taka˛ złos´c´?

Jak wielu rodzico´w, Lily Parr była przeraz˙ona, kie-

dy zobaczyła swoje dziecko w inkubatorze.

Termin porodu miała wyznaczony dopiero za po´ł-

tora miesia˛ca, ale w domu potkne˛ła sie˛ i upadła. Gdy
zacze˛ła krwawic´, jej ma˛z˙ zadzwonił po pogotowie.
Wezwany połoz˙nik zbadał ja˛ i zdecydował, z˙e trzeba
wykonac´ cesarskie cie˛cie. Jak dota˛d wszystko przebie-
gało dos´c´ dobrze.

– Jest taka malen´ka – wyszeptała Lily do Jane. Przy-

wieziono ja˛ tu z oddziału porodowego w fotelu na ko´ł-
kach. – I na dodatek te rurki i cała maszyneria...

– To wszystko ma jej pomo´c przez˙yc´ pierwsze ty-

godnie z˙ycia.

– Moge˛ ja˛ wzia˛c´ na re˛ce? Albo przynajmniej do-

tkna˛c´?

Jane westchne˛ła. Rozumiała potrzebe˛ matki, ale ze

wzgle˛du na zdrowie dziecka nie był to dobry pomysł.

– Lepiej be˛dzie z tym zaczekac´ jeszcze dzien´ czy

dwa. Ale moz˙e pani sie˛ przysuna˛c´ i potrzymac´ re˛ce tuz˙
nad co´reczka˛, delikatnie nimi poruszaja˛c.

87

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Bez dotykania? A co to da?
– To zaskakuja˛ce, ale bardzo duz˙o. Dziecko czuje,

z˙e ktos´ jest blisko, z˙e je kocha. Jes´li be˛dzie pani do niej
mo´wic´, usłyszy. Przeciez˙ juz˙ zna pani głos. Wiem, z˙e
to brzmi mało prawdopodobnie, ale dziecko be˛dzie wie-
działo, z˙e mama jest przy nim.

– No dobrze. Spro´buje˛. Ale miałam nadzieje˛, z˙e

be˛de˛ mogła jej dotkna˛c´. – Lily z trudem powstrzymy-
wała łzy.

– Prosze˛ spro´bowac´. – Jane us´cisne˛ła jej ramie˛.
Upewniła sie˛, z˙e matka wie, co robic´, i wyszła.

Kiedy wro´ciła po kilku minutach, zobaczyła na twarzy
Lily wyraz skupienia i zachwytu, a to znaczyło, z˙e
matka nawia˛zała kontakt z dzieckiem nawet bez doty-
kania.

– Ona mnie słyszy. – Lily podniosła wzrok na Jane.

– Wie, z˙e jestem.

– Oczywis´cie – potakne˛ła Jane.
Tego dnia bardzo dobrze jej sie˛ pracowało. Czuła

satysfakcje˛ z tego, z˙e udało jej sie˛ pomo´c i matce,
i dziecku. Kiedy szła przez szpitalny park do siebie,
zdała sobie sprawe˛, z˙e jest szcze˛s´liwa. Jakby spadł z jej
serca jakis´ wielki cie˛z˙ar. Zaczynała czuc´ sie˛ tu jak
w domu.

Jej praca tez˙ przynosiła pierwsze efekty. Personel

był coraz bardziej zadowolony, nawet jes´li ktos´ narze-
kał, to zwykle z˙artobliwie i bez złos´ci. Powoli nabiera-
ła przekonania, z˙e wszystko dobrze sie˛ ułoz˙y.

Z

˙

yło sie˛ tu inaczej niz˙ w Londynie. Przeszłos´c´ juz˙

tak cze˛sto do niej nie wracała. Bezwiednie dotkne˛ła
obra˛czki i obro´ciła ja˛ na palcu. Us´wiadomiła sobie, z˙e
juz˙ niemal zapomniała o tym nerwowym odruchu.

88

GILL SANDERSON

background image

Kiedys´ robiła tak kilkanas´cie razy dziennie, teraz
prawie wcale.

Szła skrajem drogi. Nagle usłyszała za soba˛ warkot

samochodu, po czym mina˛ł ja˛ wis´niowy range-rover.
Ska˛ds´ go zna... Alez˙ to samocho´d Chrisa! Zatrzymał
sie˛ tuz˙ przed nia˛ i drzwi sie˛ otworzyły.

– Wsiadaj – polecił szorstko Chris.
Zajrzała do s´rodka i zobaczyła, z˙e jest zły.
– Ale po co...
– Wsiadaj. Po´z´niej ci wszystko wytłumacze˛.
W pierwszym odruchu miała ochote˛ zatrzasna˛c´

drzwi i odmaszerowac´. Ale po chwili zrozumiała, z˙e
tak naprawde˛ wcale tego nie chce.

– Nie jestes´ zbyt uprzejmy. Mo´głbys´ przynajmniej

powiedziec´ ,,prosze˛’’.

Westchna˛ł cie˛z˙ko.
– Prosze˛, Jane, wsia˛dz´ do samochodu. Musimy

porozmawiac´. Znam miejsce, gdzie be˛dzie nam milej
niz˙ w szpitalu. No i nie chcemy przeciez˙ urza˛dzac´ scen,
prawda?

Racja. Wsiadła do samochodu i zapie˛ła pasy.
– Przede wszystkim powiedz mi, jak sie˛ czuje Eri-

ca? – zacza˛ł.

– Juz˙ duz˙o lepiej, dzie˛kuje˛. Jest ci bardzo wdzie˛cz-

na. Musisz wiedziec´, z˙e twoja akcja bardziej sie˛
podobała jej niz˙ mnie. – Urwała na chwile˛. – Ale chyba
gdybym to ja miała takie kłopoty, tez˙ bym bardziej to
pochwalała.

– Przynajmniej jestes´ szczera. Zreszta˛ ty zawsze

jestes´ szczera, a to czasami nie jest najlepsze.

Nie chciała o tym rozmawiac´.
– Doka˛d jedziemy i dlaczego? – zapytała.

89

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Na razie jedziemy. Nie masz z˙adnych plano´w na

naste˛pne kilka godzin, prawda?

– Nie, ale...
– Wie˛c po prostu ciesz sie˛ przejaz˙dz˙ka˛. Masz za

soba˛ pracowity dzien´, a popołudnie jest ładne.

Po chwili znalez´li sie˛ pos´ro´d wzgo´rz za miastem.

Jechali mniej wie˛cej godzine˛, a potem Chris skre˛cił
w les´na˛ droge˛. W kon´cu zaparkował w miejscu, z kto´-
rego roztaczał sie˛ widok na doline˛ i zamglone odległe
wzniesienia.

– Dolina York – powiedział. – Cze˛sto tu przyjez˙-

dz˙am, kiedy potrzebuje˛ troche˛ spokoju. Tam jest zwa-
lony pien´ drzewa, na kto´rym moz˙na usia˛s´c´.

Tak tez˙ zrobili. Przez chwile˛ siedzieli w milczeniu.

Jane stwierdziła, z˙e to miejsce bez wa˛tpienia ma swo´j
urok. Mogłaby nawet sama tu przyjechac´. Tylko czy to
by było to samo?

– Chciałem sie˛ znalez´c´ jak najdalej od szpitala –

odezwał sie˛ w kon´cu Chris. – Gło´wnie dlatego, z˙eby
zapomniec´, z˙e ty jestes´ szefowa˛ piele˛gniarek, a ja
lekarzem, i z˙e razem pracujemy. Chce˛ mys´lec´ o nas
tylko jak o me˛z˙czyz´nie i kobiecie.

– To niełatwe. I wcale nie jestem pewna, czy to

dobry pomysł. Oboje dz´wigamy... cie˛z˙ki bagaz˙ emoc-
jonalny.

– Prawda. Ale dlaczego mnie ignorujesz, wycho-

dzisz z gabinetu, kiedy sie˛ zjawiam, nie odpowiadasz
us´miechem na us´miech, jakbym był tre˛dowaty? Lu-
dzie juz˙ zaczynaja˛ podejrzewac´, z˙e czyms´ cie˛ obra-
ziłem.

– Tylko tego mi potrzeba – odrzekła ponuro. – Sta-

ram sie˛ fachowo wykonywac´ swoja˛ prace˛, a tym-

90

GILL SANDERSON

background image

czasem ludzie plotkuja˛. Wcale cie˛ nie ignoruje˛, tylko
zachowuje˛ sie˛ profesjonalnie. Jestes´ wspaniałym leka-
rzem i bardzo lubie˛ z toba˛ pracowac´.

– Czy tylko to nas ła˛czy? – spytał.
Zadrz˙ała na wspomnienie ich wspo´lnej nocy. Musi

jednak byc´ silna.

– Wydaje mi sie˛, z˙e be˛dzie lepiej dla wszystkich,

jes´li zachowamy dystans. Przeciez˙ oficjalnie nadal jes-
tes´ z˙onaty.

– Juz˙ niedługo. Nasi prawnicy dopracowuja˛ szcze-

go´ły rozwodu.

– Co´z˙, nadal nie chce˛ zawierac´ powaz˙nego zwia˛z-

ku. Opowiedziałam ci moja˛ historie˛. A ty? Dlaczego
rozstałes´ sie˛ z z˙ona˛? Chyba mam prawo wiedziec´.

Milczał tak długo, z˙e sie˛ zaniepokoiła. Czyz˙by az˙

tak przygne˛biał go ten temat?

– Tak, masz prawo wiedziec´ – odrzekł w kon´cu. –

Ale obiecałem z˙onie, z˙e nigdy nie be˛de˛ z nikim oma-
wiał naszych wspo´lnych spraw. I nie moge˛ złamac´ tej
obietnicy, nawet dla ciebie. Moge˛ ci tylko powiedziec´...
z˙e moim zdaniem nie zrobiłem nic złego. I wiem, z˙e
z˙ona by sie˛ ze mna˛ zgodziła.

Jane zastanawiała sie˛ chwile˛ nad jego słowami,

a potem spojrzała mu w twarz.

– Dobrze, rozumiem, choc´ nadal mnie to ciekawi.

Lubie˛ ludzi, kto´rzy potrafia˛ zachowac´ sekret. Lubie˛
cie˛, Chris. Lubie˛ twoje towarzystwo. Jednak nie moge˛
sobie na taka˛ przyjemnos´c´ pozwolic´.

– Dlaczego nie? Ska˛d ten chło´d? Czy nie moz˙emy

chociaz˙ byc´ przyjacio´łmi? Miałoby to dla mnie duz˙e
znaczenie.

Musi powiedziec´ mu prawde˛.

91

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– To nie chło´d. Musze˛ tak poste˛powac´, z˙eby sie˛

bronic´.

– Przed czym? Przede mna˛?
– Nie, przed sama˛ soba˛.
Nie chciała o tym wie˛cej mys´lec´ ani mo´wic´. Posta-

nowiła zmienic´ temat na bezpieczniejszy.

– Dlaczego wcia˛z˙ rozmawiamy tylko o mnie? Jes-

tes´ młody, przystojny, prawie wolny, pewnie niejedna
kobieta... składała ci propozycje. Dlaczego nie wybie-
rzesz kogos´ innego?

– Byc´ moz˙e tak sie˛ zdarzało – odparł enigmatycz-

nie – ale ja nie byłem tymi kobietami zainteresowany.
Fiona cze˛sto do mnie wpada. Jes´li mam byc´ szczery, to
jak na mo´j gust, o wiele za cze˛sto. Ale ro´z˙nica mie˛dzy
toba˛ a nia˛ jest taka... – Zamilkł, jakby nagle cos´
przyszło mu na mys´l. – Czy Fiona rozmawiała z toba˛na
mo´j temat? – spytał z pozornym spokojem.

– Chyba bardzo cie˛ lubi. – Jane lekko sie˛ zaczer-

wieniła.

– Rozumiem. A wie˛c rozmawiałys´cie o mnie.
Nadszedł czas na brutalna˛ szczeros´c´.
– Bałam sie˛, z˙e jej nastawienie do mnie be˛dzie miało

zły wpływ na jej prace˛, wie˛c powiedziałam, z˙e w ogo´le
nie jestem toba˛ zainteresowana jako me˛z˙czyzna˛.

– I teraz pracuje lepiej?
Rzeczywis´cie, od czasu tamtej rozmowy zapanowa-

ła mie˛dzy nimi lepsza atmosfera.

– Zespo´ł jest coraz bardziej zgrany – odparła ostro-

z˙nie. – Ludzie zaczynaja˛ mi ufac´. Ale to pewnie nie ma
nic wspo´lnego z toba˛.

– Pewnie nie. Ale uwaz˙am, z˙e tez˙ powinienem z nia˛

porozmawiac´.

92

GILL SANDERSON

background image

– Nie ro´b tego! Musze˛... oboje musimy z nia˛ pra-

cowac´. To dobra piele˛gniarka, lubiana.

– Spoko´j to cenna rzecz, jednak czasem warto go

pos´wie˛cic´ dla waz˙nych spraw. – Zamys´lił sie˛. – Nie
rozmawiajmy teraz o tym. Zapytam cie˛ o cos´ innego.
Masz ochote˛ wybrac´ sie˛ w przyszłym tygodniu na
przyje˛cie?

– Na przyje˛cie? – Ostatnia rzecz, jakiej potrzebo-

wała, to pojawienie sie˛ z Chrisem na jakims´ przyje˛ciu.

– Na urodziny Jamesa. Ma sie˛ zjawic´ prawie cała

jego grupa z przedszkola. Pytał, czy i ty mogłabys´
przyjs´c´. Uwaz˙a, z˙e s´wietnie opowiadasz ro´z˙ne histo-
ryjki. No to jak?

Wiedziała, z˙e rozsa˛dnie byłoby odmo´wic´. Ale...
– Dobrze. Z przyjemnos´cia˛. – Zastanowiła sie˛ przez

chwile˛ i dodała: – Nie musisz rozmawiac´ z Fiona˛. Ja
z nia˛ pomo´wie˛.

Lucy Granger była wczes´niakiem o bardzo niskiej

wadze urodzeniowej. Od razu przyje˛to ja˛ na oddział
noworodko´w specjalnej troski. Przez˙yła pierwszy ty-
dzien´ i wygla˛dało na to, z˙e najgorsze juz˙ ma za soba˛.
Rodzice przychodzili do niej codziennie. Mieli coraz
mniej przeraz˙one twarze i najwyraz´niej budziła sie˛
w nich nadzieja.

Było wczesne popołudnie. Jane siedziała w gabine-

cie i ponuro spogla˛dała na formularz zapotrzebowania
na sprze˛t na przyszły rok. Ska˛d mogła wiedziec´, czego
be˛dzie potrzebowac´ za kilkanas´cie miesie˛cy?

Rozległo sie˛ pukanie do drzwi i wszedł Matt. Był

sam. Chris pojechał na spotkanie dyrektoro´w szpitali,
gdzie miał walczyc´ o wie˛ksze fundusze, mie˛dzy innymi

93

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

na zakup urza˛dzen´ do monitorowania bezdechu, kto´re
widział w Yorku.

– Jes´li masz chwile˛, to chciałbym sie˛ ciebie pora-

dzic´ – zacza˛ł Matt. – Nie podoba mi sie˛ ta Lucy
Granger.

Włas´nie to Jane w nim lubiła. Nie wahał sie˛ pytac´

piele˛gniarki o zdanie, che˛tnie uczył sie˛ od kaz˙dego.
Sam był kiedys´ piele˛gniarzem, wie˛c wiedział, z˙e piele˛-
gniarki, od lat pracuja˛ce na tym samym oddziale, cze˛-
sto wiedza˛ duz˙o wie˛cej niz˙ pocza˛tkuja˛cy lekarz.

– Rano wygla˛dała dobrze – odrzekła. – Moz˙e była

troche˛ marudna, ale nic poza tym. – Wiedziała jed-
nak, z˙e stan dziecka moz˙e sie˛ zmienic´ w cia˛gu kilku
minut.

– Wiesz, z˙e miała droz˙ny przewo´d te˛tniczy?
– Tak, ale zacza˛ł sie˛ zamykac´. Chris kazał ja˛ obser-

wowac´, jednak twierdził, z˙e nie ma szczego´lnych po-
wodo´w do niepokoju.

– Wydaje mi sie˛, z˙e przewo´d zno´w sie˛ otworzył.

Dziecko ma z˙o´łtawa˛ sko´re˛ i nie podoba mi sie˛ rytm
jego serca.

Jane wstała zza biurka.
– Ide˛ sie˛ umyc´. Spotkamy sie˛ za kilka minut przy

inkubatorze. Skontaktowac´ sie˛ z Chrisem?

– Juz˙ pro´bowałem. Najwyraz´niej wyła˛czył biper.
Jane umyła szybko re˛ce i przypomniała sobie, co

wie o przypadkach droz˙nego przewodu te˛tniczego.
Przewo´d te˛tniczy u nienarodzonych dzieci ła˛czy dwa
wychodza˛ce z serca naczynia krwionos´ne. Po porodzie
u wie˛kszos´ci sie˛ zamyka, jednak u jednego na pie˛cioro
wczes´niako´w przez jakis´ czas pozostaje otwarty. Zwy-
kle łatwo jest wykryc´ te˛ przypadłos´c´ i usuna˛c´ ja˛ przez

94

GILL SANDERSON

background image

zmniejszenie ilos´ci płyno´w w organizmie. Lucy ro´w-
niez˙ tak leczono, ale mimo to jej stan sie˛ pogorszył.

Matt czekał przy inkubatorze. Jane zerkne˛ła na za-

pis w karcie. Wzrosło cis´nienie krwi. Dziecko wyraz´-
nie poz˙o´łkło i coraz cie˛z˙ej oddychało.

– Zbadaj te˛tno zewne˛trzne – polecił Matt.
Jane delikatnie uje˛ła malen´ka˛ stope˛ Lucy, potem

dotkne˛ła pachwiny i czubka głowy. Te˛tno było za
mocne. Matt podał jej stetoskop. Osłuchała klatke˛
piersiowa˛ dziecka.

– Tak, moim zdaniem to jest włas´nie droz˙ny prze-

wo´d – oznajmiła. – I uwaz˙am, z˙e wskazana jest ope-
racja. Zro´bmy jeszcze ultrasonograficzne badanie dop-
plerowskie, z˙eby sie˛ upewnic´, a potem sprowadz´my
chirurga pediatre˛.

– Bez zawiadamiania Chrisa?
– Spro´buj jeszcze raz sie˛ z nim skontaktowac´, ale

ro´b, co ustalilis´my.

Matt przez chwile˛ miał niepewna˛ mine˛, ale w kon´cu

sie˛ us´miechna˛ł.

– Najwyz˙ej wyjde˛ na głupca. Moz˙e operacja wcale

nie jest potrzebna. Ale jes´li istnieje choc´by najmniej-
sze ryzyko, z˙e mamy racje˛, to musimy cos´ zrobic´.

Mieli szcze˛s´cie, poniewaz˙ chirurg był akurat wolny

i zjawił sie˛ w cia˛gu dziesie˛ciu minut. Zgodził sie˛ z ich
diagnoza˛ i kazał jak najszybciej przewiez´c´ Lucy na
sale˛ operacyjna˛.

– Trzeba skontaktowac´ sie˛ z rodzicami – przypo-

mniała Jane. – Potrzebna nam ich zgoda.

Matt skrzywił sie˛.
– To Chris zawsze przeprowadzał takie rozmowy.
Jane zadzwoniła na oddział poporodowy. Szcze˛s´cie

95

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

jej dopisało, poniewaz˙ ojciec Lucy włas´nie odwiedzał
jej matke˛.

– Idz´ do nich – zwro´ciła sie˛ do Matta. – Chris

twierdzi, z˙e rozmowy z rodzicami to najcie˛z˙sza cze˛s´c´
tej pracy. Zdobe˛dziesz nowe dos´wiadczenie.

Jane w kon´cu zdołała sie˛ skontaktowac´ z Chrisem.

Wysłuchał jej jak zwykle spokojnie, a potem poprosił,
by dała słuchawke˛ Mattowi, kto´ry włas´nie wro´cił z pod-
pisana˛ przez rodzico´w zgoda˛ na operacje˛. Rozmowa
trwała kro´tko.

– Popiera wszystko, co zrobilis´my – oznajmił Matt.

– Juz˙ tu jedzie. Mo´wi, z˙e byłby zły, gdybys´my zadzia-
łali inaczej.

– Gdybys´ ty zadziałał inaczej – poprawiła go Jane.

– To była twoja decyzja.

Kilka godzin po´z´niej Lucy przywieziono na od-

dział. Operacja zakon´czyła sie˛ powodzeniem. Jane
uspokoiła zdenerwowanych rodzico´w, a potem doszła
do wniosku, z˙e nalez˙y jej sie˛ przerwa na kawe˛. Usiadła
w gabinecie, zamkne˛ła oczy i delektowała sie˛ moc-
nym, słodkim napojem.

Po dziesie˛ciu minutach, kiedy kofeina i cukier do-

tarły do krwi, poczuła przypływ energii. Musiała zro-
bic´ jeszcze kilka rzeczy. Od jakiegos´ czasu nie wi-
działa Fiony, ale wiedziała, z˙e za pie˛c´ minut zjawi sie˛
w pokoju piele˛gniarek, z˙eby wypic´ kawe˛. Usłyszała jej
s´miech i uchyliła drzwi.

– Fiono, masz wolna˛ chwile˛?
Fiona weszła do gabinetu i zaje˛ła miejsce na krzes´le,

jak zwykle z zadowolona˛ mina˛.

– Mam nadzieje˛, z˙e nic sie˛ nie stało – powiedziała.

96

GILL SANDERSON

background image

– U nas było spokojnie, ale zdaje sie˛, z˙e ty miałas´ niezła˛
zabawe˛ z przewodem te˛tniczym.

– Nie nazwałabym tego zabawa˛. Mys´le˛, z˙e ocalilis´-

my z˙ycie temu dziecku. Ale teraz nie chodzi o sprawy
zawodowe, tylko o kro´tka˛ rozmowe˛ na temat osobisty.
Mam nadzieje˛, z˙e uda nam sie˛ to załatwic´ w cywilizo-
wany sposo´b.

– Temat osobisty? Mys´lałam, z˙e wszystkie osobis-

te sprawy juz˙ omo´wiłys´my – zdziwiła sie˛ Fiona.

– Byc´ moz˙e podczas naszej ostatniej rozmowy

o Chrisie wprowadziłam cie˛ w bła˛d. Mogłas´ z niej
wywnioskowac´, z˙e złoz˙yłam ci pewne obietnice. Tym-
czasem tak nie jest. Moje z˙ycie to moja sprawa. Be˛de˛
sie˛ wia˛zała, z kim zechce˛. – Jane miała nadzieje˛, z˙e jej
głos brzmi pewnie, choc´ wcale tak sie˛ nie czuła.

Fiona na chwile˛ spus´ciła głowe˛. Potem z us´mie-

chem uniosła wzrok.

– Spałas´ z nim, prawda?
To pytanie padło tak niespodziewanie, z˙e komplet-

nie zaskoczona Jane zaczerwieniła sie˛ po same uszy.
Nie mogła wydusic´ słowa.

Fiona z us´miechem mo´wiła dalej, jakby były stary-

mi przyjacio´łkami, kto´re włas´nie dziela˛ sie˛ radosnym
sekretem.

– Dobry jest, prawda? – spytała beztrosko. – Wie,

jak sprawic´, z˙eby kobieta poczuła, z˙e jest dla niego
najwaz˙niejsza. Mys´le˛, z˙e jest taki wobec kaz˙dej.

– Chcesz powiedziec´... z˙e ty i on... – Głos Jane sie˛

załamał.

– Co´z˙, z˙ona od niego odeszła, wie˛c zadowala sie˛

mna˛. Wiesz, on nadal ja˛ kocha, a ja jestem taka do niej
podobna...

97

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Spałas´ z nim?
– Tylko kilka razy. W tym jego ło´z˙ku z niebieska˛

pos´ciela˛. Miło jest obudzic´ sie˛ i poczuc´, z˙e obejmuje
cie˛ ramieniem. Pewnie sama to wiesz. Juz˙ to kiedys´
mo´wiłam, ale powto´rze˛ jeszcze raz: niech wygra naj-
lepsza.

Fiona wstała i wyszła z gabinetu, a Jane zakre˛ciło

sie˛ w głowie. To niemoz˙liwe, by Chris spał z Fiona˛...
a jednak mo´wiła o tym tak przekonuja˛co. Rados´c´, kto´ra˛
czuła jeszcze dziesie˛c´ minut temu, gdzies´ sie˛ ulotniła.

Najpros´ciej byłoby zapomniec´ o Chrisie, skupic´ sie˛

na własnym z˙yciu. Nie moz˙e jednak tego zrobic´. Musi
poznac´ prawde˛.

Jak tylko wro´ciła do siebie, wykre˛ciła numer Chrisa.
– Tu Jane. – Wiedziała, z˙e w jej głosie brzmi zde-

nerwowanie.

– Jane! – Jego głos tymczasem brzmiał rados´nie.

– Miło cie˛ słyszec´. Jak sie˛ miewasz?

Nie wiedziała, co powiedziec´. Siedziała jak niemo-

wa, przyciskaja˛c słuchawke˛ do ucha. Po chwili Chris
zno´w sie˛ odezwał, tym razem z niepokojem:

– Jestes´ tam? Czy wszystko w porza˛dku?
– Chris, spałes´ z Fiona˛? – spytała bez ogro´dek.
Nie zastanawiała sie˛, jaka˛ odpowiedz´ usłyszy. Jed-

nak tego, co nasta˛piło, spodziewała sie˛ najmniej. Chris
wybuchna˛ł szczerym s´miechem.

– A wie˛c rozmawiałas´ z nia˛. I to ci powiedziała?
– Tak. I była bardzo przekonuja˛ca. Chris, takie

wstrza˛sy emocjonalne wcale nie sa˛ mi potrzebne. Ja
chce˛ z˙yc´ spokojnie.

– Alez˙ wszyscy tego chcemy, prawda? No dobrze.

98

GILL SANDERSON

background image

Juz˙ wystarczaja˛co długo bawimy sie˛ w kotka i myszke˛.
Musimy sobie wyjas´nic´ kilka spraw. Chce˛, z˙ebys´ wy-
brała sie˛ dzis´ ze mna˛ na kolacje˛ do Escott Arms. Da-
ja˛ tam dobrze jes´c´. Wezme˛ takso´wke˛, z˙ebym mo´gł wy-
pic´ kieliszek wina.

– Do Escott Arms! Ale tam przychodzi cały szpital.

Jutro wszyscy be˛da˛ gadac´ tylko o tym.

– Moz˙e włas´nie tego chce˛: z˙eby wszyscy widzieli,

jak miło spe˛dzam z toba˛czas. Przyjade˛ po ciebie o dzie-
wia˛tej.

Na to nie mogła sie˛ zgodzic´. Cała bursa natychmiast

zacze˛łaby huczec´ od plotek.

– Nie, spotkamy sie˛ na miejscu.
– A moge˛ potem cie˛ odprowadzic´? Moz˙e nawet

wsta˛pic´ na kawe˛ do twojego pokoju?

– Jak na pierwsza˛ randke˛ to za duz˙o – zaprotes-

towała. – Ale pozwole˛ ci odprowadzic´ mnie do drzwi.
To na razie – powiedziała i odłoz˙yła słuchawke˛.

Wkro´tce potem zapukała do drzwi Eriki.
– Wybieram sie˛ do Escott Arms na kolacje˛ z Chri-

sem. Co mam włoz˙yc´?

– Cos´ wyja˛tkowego – zawyrokowała przyjacio´łka.

– Cos´ naprawde˛ wyja˛tkowego.

Czekał na nia˛ przed restauracja˛, wie˛c nie musiała

sama wchodzic´ do s´rodka. Po wielu wahaniach i nara-
dach Erica zadecydowała, z˙e Jane powinna włoz˙yc´
ro´z˙owa˛ suknie˛ z głe˛bokim dekoltem. Na ramiona za-
rzuciła ciemnoniebieski szal.

Chris popatrzył na nia˛ z zachwytem.
– Pie˛knie wygla˛dasz – powiedział.
– Dzie˛kuje˛. Ty tez˙ prezentujesz sie˛ całkiem niez´le.

99

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Miał na sobie jasne spodnie, koszulke˛ i blezer. Jane
zauwaz˙yła, z˙e Chris w kaz˙dym stroju wygla˛da dobrze.

Nadal było ciepło, wie˛c usiedli na zewna˛trz.
– Wszyscy mo´wia˛, z˙e tutejsza kuchnia jest bardzo

dobra. Polecam ci omlet z owocami morza. Moglibys´-
my do tego zamo´wic´ butelke˛ białego wina – zapro-
ponował.

– S

´

wietny pomysł.

Podszedł do nich kelner i Chris złoz˙ył zamo´wienie.

Po chwili zostali sami.

– A wie˛c to spotkanie ze mna˛ w miejscu publicz-

nym to rodzaj deklaracji? – zagadne˛ła Jane.

– Moz˙na tak powiedziec´. Pokazuje˛ wszystkim, z˙e

tez˙ mam z˙ycie osobiste. Czy twoja zgoda na to spot-
kanie to takz˙e rodzaj deklaracji? A jes´li tak, to co ma
wyrazic´?

– Jeszcze nie jestem pewna. Moz˙e to ma zwia˛zek

z Fiona˛. Nie be˛de˛ sobie układała z˙ycia według wyob-
raz˙en´ innych.

– A ja mys´lałem, z˙e jestes´ tu dla przyjemnos´ci

przebywania w moim towarzystwie.

– No tak. Z tego powodu troche˛ tez˙.
– Musimy omo´wic´ waz˙ne rzeczy – oznajmił Chris,

gdy wypili po kieliszku wina. – Ale najpierw cos´
zjemy. Wszystko jest łatwiejsze, kiedy ma sie˛ pełny
z˙oła˛dek.

Gawe˛dzili o pracy i codziennych sprawach. Podano

im wybrane przez nich dania. Były tak pyszne, jak
głosiła fama. Na deser zamo´wili lody. Kelner sprza˛tna˛ł
ze stołu puste naczynia, a Chris nalał im jeszcze po
kieliszku wina.

– Tak, spałem z Fiona˛ – oznajmił bez ostrzez˙enia.

100

GILL SANDERSON

background image

Jane patrzyła na niego osłupiała.
– Spa... spałes´ z nia˛?
– Owszem. Pewnego ranka obudziłem sie˛ i zoba-

czyłem, z˙e lez˙y obok. – Us´miechna˛ł sie˛. – Chyba
wpadłem w panike˛. Najlepiej be˛dzie, jak ci opowiem
cała˛ historie˛, zanim wylejesz mi na głowe˛ to wyborne
wino.

– Masz racje˛. Opowiadaj.
– To sie˛ rzadko zdarza, ale wtedy pani Mansell nie

mogła zostac´ z Jamesem, a mnie zatrzymano do po´z´na
w szpitalu. Wro´ciłem w s´rodku nocy, kompletnie wy-
czerpany. W domu było cicho. Poszedłem prosto do
ło´z˙ka i zasna˛łem jak kamien´.

– I?
– Obudziłem sie˛ rano z Fiona˛ u boku. Była naga.

Nie powiem, bardzo sie˛ zdziwiłem. Weszła mi do ło´z˙-
ka, kiedy spałem.

– I obejmowałes´ ja˛ ramionami? – spytała Jane.
– Bardzo moz˙liwe. Ale to na pewno nie było z mo-

jej strony zamierzone.

– Co sie˛ stało potem?
– Przykro mi, z˙e musze˛ zniszczyc´ swoja˛ opinie˛

wspaniałego kochanka, ale nic sie˛ nie stało. Byłem
zaz˙enowany. Ona najpierw wstydliwie odwracała
wzrok, potem zacze˛ła poczynac´ sobie coraz s´mielej, az˙
wreszcie wpadła w złos´c´.

– Odtra˛ciłes´ ja˛?
– Oczywis´cie, z˙e tak! Starałem sie˛ byc´ miły, ale ani

przez chwile˛ nie zamierzałem kochac´ sie˛ z nia˛ tylko
dlatego, z˙e tak sobie wymys´liła. Moz˙e powinienem
ostro jej to wygarna˛c´, ale tego nie zrobiłem.

– A potem?

101

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Wzruszył ramionami.
– Zrobiło mi sie˛ jej z˙al. I pewnie dlatego zachowa-

łem sie˛ niezbyt ma˛drze. Powiedziałem jej, z˙e ja˛ lubie˛
i kto wie, co be˛dzie za kilka miesie˛cy. Najwyraz´niej
uznała to za obietnice˛. Wydaje jej sie˛, z˙e musi tylko
troche˛ zaczekac´.

– Rozumiem – rzekła Jane. – Czyli nie całkiem

mnie okłamała. Po prostu pozwoliła mi wycia˛gna˛c´ fał-
szywe wnioski. Dokon´cz te˛ historie˛.

– To juz˙ prawie koniec. Odwro´ciłem wzrok, a ona

sie˛ ubrała. Nie została na s´niadaniu. Wierzysz mi?

– O tak, wierze˛. Czy moz˙emy w takim razie poroz-

mawiac´ o czyms´ innym? – Poczuła wielka˛ ulge˛. Oczy-
wis´cie, od samego pocza˛tku nie ufała Fionie, a jednak
teraz było jej o wiele lz˙ej na sercu.

Tak jak przewidywała, w Escott Arms spotkali mno´-

stwo znajomych ze szpitala. Przywitali sie˛ z kilkoma
parami. Niekto´rzy spogla˛dali na nich znacza˛co.

– Na pewno be˛da˛ o nas mo´wic´ – stwierdził Chris.

– Ale włas´nie tego chciałem. A ty?

– Sama nie wiem. Przyjechałam tu, z˙eby wies´c´ spo-

kojne z˙ycie, a przede wszystkim pos´wie˛cic´ sie˛ pracy.
Jednak tyle sie˛ zdarzyło, z˙e nie wiem, jak dam sobie
z tym rade˛. – Cias´niej otuliła szalem ramiona. – Moz˙e-
my juz˙ is´c´? – spytała. – Musze˛ pomys´lec´, a lepiej mi sie˛
mys´li, kiedy ide˛.

– Oczywis´cie, z˙e moz˙emy – odparł.
Znalez´li sie˛ w otaczaja˛cym szpital parku. Miło było

we˛drowac´ po trawie i wdychac´ zapachy lata. Jane nie
zaprotestowała, kiedy Chris wzia˛ł ja˛ za re˛ke˛.

– Musimy zacza˛c´ od najwaz˙niejszego faktu z moje-

go z˙ycia – zacze˛ła. – Pokochałam Johna i pobralis´my

102

GILL SANDERSON

background image

sie˛. Potem zachorował i umarł. Umierał trzy lata, a juz˙
po roku choroby wiedzielis´my, z˙e to nieuchronne. Po
jakims´ czasie potrafilis´my nawet o tym rozmawiac´.
Cie˛z˙ko sie˛ z czyms´ takim uporac´. Nie mogłam sie˛ nad
soba˛ uz˙alac´, bo to nie ja umierałam.

– Alez˙ mogłas´ – rzekł cicho. – Nie wiadomo, czy

twoja rola nie była trudniejsza.

– Moz˙e. W kaz˙dym razie jednym ze sposobo´w na

przez˙ycie jest tłumienie w sobie uczuc´. Nadal kocha-
łam me˛z˙a... ale miałam prace˛, z˙ycie. Opiekowałam sie˛
Johnem i kochałam go, ale wypchne˛łam ze s´wiadomo-
s´ci osobiste uczucia. I teraz nie wiem, czy chce˛ znowu
cos´ czuc´. Nasza wspo´lna noc była cudowna, ale to był
tylko seks. Chciałabym, z˙ebys´my to tak potraktowali.
– Zamilkła na chwile˛. – Wiesz, o co mi chodzi? Nie
jestes´ na mnie zły?

– Nie jestem zły, ale nie moge˛ sie˛ z toba˛ zgodzic´.

Mie˛dzy nami wydarzyło sie˛ cos´ wie˛cej i dobrze o tym
wiesz. Teraz jestes´my w pewien sposo´b zła˛czeni ze
soba˛.

– Ale ja tego nie chce˛! Nie zniosłabym zno´w tego

bo´lu!

Zatrzymał sie˛, obja˛ł ja˛ i delikatnie przytulił. W za-

padaja˛cym zmroku widziała błysk w jego oczach.

– Nie mam zamiaru sprawiac´ ci bo´lu. Juz˙ ci to

mo´wiłem.

Poczuła, z˙e po policzkach spływaja˛ jej łzy. Dlacze-

go przy nim czuje sie˛ taka słaba?

– Prosze˛, nie płacz...
– Nic na to nie poradze˛. I sama sie˛ temu dziwie˛, bo

mys´lałam, z˙e juz˙ wypłakałam wszystkie łzy. Ale nie
jestem nieszcze˛s´liwa, tylko sie˛ boje˛.

103

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Dotkna˛ł ustami jej policzka i otarł łzy.
– Nie be˛de˛ cie˛ poganiał ani niczego od ciebie z˙a˛dał.

Chce˛ tylko, z˙ebys´ wiedziała, z˙e wiele dla mnie zna-
czysz. – Nagle rozes´miał sie˛. – To chyba nie za-
brzmiało zbyt romantycznie.

– W tej chwili nie potrzebuje˛ wie˛cej. To wszystko,

czego pragne˛. Ja tez˙ moge˛ szczerze powiedziec´ ci te
słowa. Wiele dla mnie znaczysz, Chris. A teraz od-
prowadz´ mnie do domu.

Jane wiedziała, z˙e wies´c´ o ich wspo´lnej kolacji szyb-

ko sie˛ rozejdzie. W poniedziałek powitały ja˛ w pracy
domys´lne us´miechy i pytania, jak jej smakowało je-
dzenie w Escott Arms.

– Było s´wietne – odparła nonszalancko. – W dodat-

ku miałam wspaniałe towarzystwo. – Jes´li ludzie chca˛
plotkowac´, niech przynajmniej maja˛ o czym.

Niestety, jechała z Fiona˛ ta˛ sama˛ winda˛ i od razu

zauwaz˙yła, z˙e kolez˙anka nie jest zadowolona z takiego
rozwoju wydarzen´. Co gorsza, odbiło sie˛ to na jej pra-
cy. Specjalnie wywoływała spory, obijała sie˛ i pozwa-
lała sobie na bezczelne uwagi. Jane odczekała kilka
dni. Nie chciała doprowadzac´ do konfrontacji. W kon´-
cu jednak miarka sie˛ przebrała.

Kto´regos´ przedpołudnia poprosiła Fione˛, by nad-

zorowała prace˛ praktykantki Sue. Dziewczyna miała
nakarmic´ dziecko, a Fiona dopilnowac´ jej i udzielic´
odpowiednich wskazo´wek. Gdy Jane zajrzała do sali,
zobaczyła praktykantke˛ sama˛, jak karmiła niemowle˛
z przestraszona˛ mina˛.

– Siostra Fiona powiedziała, z˙e musi is´c´ na kawe˛

i z˙ebym dalej karmiła sama – wyznała z wahaniem Sue.

104

GILL SANDERSON

background image

– Dobrze sobie radzisz – pochwaliła ja˛ Jane. – Ale

trzymaj dziecko o, tak. Be˛dzie je łatwiej karmic´.

Towarzyszyła Sue, dopo´ki dziecko nie najadło sie˛

do syta i nie zostało ułoz˙one w inkubatorze. Potem zaj-
rzała do pokoju piele˛gniarek.

– Fiono, prosze˛ do mnie. Natychmiast – poleciła.
Fiona przyszła po dłuz˙szej chwili, wykorzystuja˛c

i te˛ okazje˛, by okazac´ Jane lekcewaz˙enie. Weszła bez
pukania i zacze˛ła sadowic´ sie˛ na krzes´le.

– Wstan´. Powiem ci, kiedy be˛dziesz mogła usia˛s´c´.
Fiona spojrzała na nia˛ zszokowana.
– Ale ja... – zacze˛ła.
– Spo´z´niłas´ sie˛. Kiedy mo´wie˛ ,,natychmiast’’, to

znaczy natychmiast. Gdyby chodziło o jakis´ nagły wy-
padek, mogłabys´ doprowadzic´ do nieszcze˛s´cia.

– Ale to nie jest nagły wypadek, a mnie sie˛ nalez˙y...
– Nic ci sie˛ nie nalez˙y. Od tygodnia zachowujesz

sie˛ okropnie. Juz˙ trzy razy cie˛ upominałam. Chodziło
o drobne niedocia˛gnie˛cia, ale takie drobiazgi moga˛
s´cia˛gna˛c´ powaz˙ne kłopoty. Praktykantka absolutnie
nie powinna zostac´ sama z dzieckiem! To jest ostatnie
ustne ostrzez˙enie. Naste˛pne be˛dzie juz˙ na pis´mie, a to
moz˙e doprowadzic´ do zwolnienia dyscyplinarnego.
Czy wyraz˙am sie˛ jasno?

Fiona zbladła jak s´ciana, nie mogła wydobyc´ z sie-

bie słowa. Jednak po chwili złos´c´ wzie˛ła w niej go´re˛
nad rozsa˛dkiem.

– Tobie nie chodzi o prace˛, prawda? Tu idzie o Chri-

sa. Wszyscy wiedza˛, z˙e sie˛ z nim spotykasz, uwodzisz
go za moimi plecami...

– Siostro Law! Nie z˙ycze˛ sobie rozmo´w o moich

prywatnych sprawach. Nie interesuje mnie tez˙ twoje

105

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

z˙ycie osobiste. Nasze stosunki sa˛ wyła˛cznie słuz˙bowe.
Wez´ sie˛ w gars´c´, albo postaram sie˛, z˙ebys´ sta˛d odeszła.
Zrozumiałas´?

Fiona patrzyła na nia˛ osłupiała.
– Czy wyraziłam sie˛ jasno? – jeszcze raz spytała

Jane, tym razem spokojnym głosem.

– Tak – odparła w kon´cu Fiona.
– S

´

wietnie. A teraz wracaj do pracy.

Kiedy za Fiona˛ zamkne˛ły sie˛ drzwi, Jane zacze˛ła

dygotac´ ze zdenerwowania. Nie czuła satysfakcji, z˙e
udzieliła Fionie nagany. Po prostu była zmuszona do
podje˛cia jakiegos´ kroku. A w oczach Fiony dostrzegła
cos´ wie˛cej niz˙ strach. Nadal czaiły sie˛ tam złe błyski.

Jane zastanawiała sie˛, czy ma powo´d do niepokoju,

ale postanowiła na razie to tym nie mys´lec´.

Zanim zacze˛ła tu pracowac´, nigdy nie przyszłoby jej

do głowy, by rozmawiac´ z kimkolwiek tak jak z Fiona˛.
Ta praca ja˛ zmieniła. A moz˙e to ona sama jest juz˙ inna?

106

GILL SANDERSON

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

Uroczystos´c´ miała sie˛ zacza˛c´ o trzeciej w sobote˛.

Jane jeszcze nigdy nie była na dziecie˛cym przyje˛ciu
urodzinowym, z wyja˛tkiem tych, kto´re odbywały sie˛
na oddziale pediatrycznym, na kto´rym poprzednio pra-
cowała.

Rano zadzwoniła do Chrisa.
– Chcesz, z˙ebym przyszła wczes´niej i pomogła wam

w przygotowaniach? – Chociaz˙ rozmawiała z nim po-
przedniego dnia, dz´wie˛k jego głosu wywołał w niej ra-
dosny dreszcz.

– Byłoby wspaniale. Przyjdzie pani Mansell, ale na

pewno be˛dzie duz˙o pracy. Prawde˛ mo´wia˛c, jestem tro-
che˛ przeraz˙ony. Jeszcze nigdy nie urza˛dzałem zabawy
dla dzieci we własnym domu. Twoja obecnos´c´ doda
mi pewnos´ci siebie.

– Odka˛d to brakuje ci pewnos´ci siebie? – zaz˙ar-

towała. – A jak sie˛ miewa James?

– Jest bardzo przeje˛ty.
Erica zajrzała do jej pokoju, kiedy Jane sie˛ ubierała.

Zdecydowała sie˛ na ciemne spodnie i kolorowa˛bluzke˛,
kto´ra˛ łatwo sie˛ prało. Znalazła tez˙ fartuch z podobiz-
nami zwierza˛t i postanowiła go ze soba˛ zabrac´.

– Wygla˛dasz jak nastolatka wybieraja˛ca sie˛ na

pierwsza˛ randke˛ – stwierdziła przyjacio´łka.

– To nie be˛dzie z˙adna randka, tylko cie˛z˙ka praca.

background image

– Jane zauwaz˙yła, z˙e chociaz˙ Erica sie˛ us´miechała,
w jej głosie brzmiał smutek. Postanowiła jednak o nic
nie pytac´.

– Jemu tez˙ to dobrze zrobi – cia˛gne˛ła przyjacio´łka.

– Wydaje mi sie˛, z˙e juz˙ jest mniej sztywny. Kiedy z˙ona
go opus´ciła, bardzo mu wspo´łczulis´my. Nadal był
dobrym, sumiennym lekarzem, ale jakos´ tak sie˛ w so-
bie zamkna˛ł. Teraz to sie˛ zmienia. I to dzie˛ki tobie.

– To nie dzie˛ki mnie. Po prostu tak działa czas.

Po drodze Jane wsta˛piła do sklepu i kupiła Jameso-

wi model Thomasa us´miechnie˛tej lokomotywy, jakie-
go jeszcze nie miał w swej kolekcji. Kupiła mu tez˙
piz˙amke˛ z Thomasem, ksia˛z˙eczke˛ i kartke˛ z z˙yczenia-
mi. Dla z˙artu wybrała prezent dla Chrisa. Miniaturowa˛
butelke˛ whisky.

Do s´rodka wpus´ciła ja˛ pani Mansell.
– Obaj przygotowuja˛ sie˛ na go´rze – oznajmiła.

– Zaraz zejda˛. Zapraszam do kuchni. Napije sie˛ pani
herbaty. – To nie było zaproszenie, tylko stwierdzenie.

– Za co mam sie˛ zabrac´? Przyniosłam własny far-

tuch – powiedziała Jane, kiedy wypiła juz˙ kilka ły-
ko´w herbaty.

– Trzeba przygotowac´ torebki z niespodziankami

– rzekła gospodyni, wyraz´nie zadowolona z pomocy.
– Tu jest lista imion dzieci. Prosze˛ je wypisac´ na to-
rebkach, a potem napełnic´ je tymi drobiazgami.

Pija˛c herbate˛, Jane przygotowywała niespodzianki,

a pani Mansell piekła ciasteczka. Kuchnie˛ wypełnił
wspaniały zapach. Na stole stał juz˙ tort w kształcie
lokomotywy.

Kiedy ciastka i niespodzianki były gotowe, Jane

108

GILL SANDERSON

background image

i gospodyni nakryły sto´ł w jadalni i ustawiły na nim
po´łmiski z kanapkami i słodyczami. Potem Jane na-
dmuchała balony i przyozdobiła nimi poko´j.

Rozległ sie˛ tupot no´g i do jadalni wbiegł James.
– Czes´c´, Jane! – zawołał. – To jest moje przyje˛cie!
– Alez˙ jestes´ dzisiaj elegancki! – zachwyciła sie˛.

– Jaka s´liczna muszka i kamizelka. Be˛dziesz najprzys-
tojniejszym chłopcem na przyje˛ciu.

– To ja mu je kupiłam – oznajmiła pani Mansell,

spogla˛daja˛c na malca z czułos´cia˛.

Do pokoju wszedł Chris, a serce Jane jak zwykle na

chwile˛ przestało bic´. Ubrany był podobnie jak ona,
w ciemne spodnie i kolorowa˛ koszule˛. Z uznaniem
spojrzał na jej fartuch.

– Widze˛, z˙e przyszłas´ do pracy przygotowana –

stwierdził.

– Tylko pomagam pani Mansell. To ona wszystko

zorganizowała. – Zwro´ciła sie˛ do Jamesa. – A to dla
ciebie z najlepszymi z˙yczeniami.

Prezenty okazały sie˛ trafione. James jeszcze nie

miał takiej ksia˛z˙eczki ani takiego modelu lokomotywy
i był zachwycony.

– To moz˙e głupie, ale dla ciebie tez˙ mam prezent

– wyszeptała Jane do Chrisa, kiedy na chwile˛ zostali
sami, i wre˛czyła mu paczuszke˛. – Na razie nie otwieraj.
To taki drobiazg.

– Prezent od ciebie to dla mnie nie jest drobiazg...
W tej chwili zadzwonił dzwonek u drzwi.
– Wygla˛da na to, z˙e sa˛ pierwsi gos´cie – stwierdziła

Jane.

Chris schował paczuszke˛ do kieszeni.
– W takim razie zaczynamy! – powiedział cicho.

109

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Zjawiło sie˛ os´mioro dzieci wraz z mamami. Jane

rozbawiona obserwowała reakcje˛ matek na swoja˛ obe-
cnos´c´. Chris przedstawiał ja˛ jako swoja˛ przyjacio´łke˛,
a mamy bardzo chciały wybadac´, jak głe˛boka jest ta
przyjaz´n´.

– Nigdy cie˛ jeszcze tutaj nie widziałys´my – zagaiła

Arabella, najbardziej ws´cibska z nich. – Od dawna sie˛
z Chrisem znacie?

– Pracujemy razem. Chris powiedział mi, z˙e wydaje

przyje˛cie dla synka, wie˛c zaproponowałam mu pomoc.

– Rozumiem. W takim razie moz˙e be˛dziemy widy-

wac´ cie˛ cze˛s´ciej?

Jane us´miechne˛ła sie˛ tak słodko, jak tylko potrafiła.
– Kto wie?
Na przyje˛ciu zostało pie˛c´ matek, kto´re pani Mansell

uprzejmie, lecz stanowczo zaprosiła do kuchni.

– Przygotowałam dla pan´ herbate˛ – oznajmiła. – Na

pewno damy znac´, jes´li be˛da˛ panie tu potrzebne – wy-
jas´niła.

Potem przyje˛cie sie˛ rozpocze˛ło. Jane z zaskocze-

niem spostrzegła, z˙e Chris s´wietnie daje sobie rade˛
z organizowaniem dziecie˛cych gier i zabaw. Doskona-
le wywia˛zywał sie˛ z roli ojca. Zaimponowało jej to.
Tym bardziej z˙e Chris wyraz´nie czerpał z tego przyje-
mnos´c´, a ona widziała juz˙ bardzo wielu ojco´w, kto´rzy
nie doros´li do swojej roli.

Jak zwykle na takich przyje˛ciach, nie obyło sie˛ bez

kilku kło´tni i wybucho´w płaczu. Wszystko jednak dało
sie˛ szybko załagodzic´. Przy jedzeniu dzieci zbytnio nie
nabrudziły, a James za pierwszym razem zdmuchna˛ł
wszystkie s´wieczki. Wkro´tce potem dzieci zacze˛ły sie˛
rozchodzic´ do domo´w.

110

GILL SANDERSON

background image

– Obserwowałam cie˛ – oznajmiła Arabella. – S

´

wie-

tnie sobie radzisz z dziec´mi. Mam nadzieje˛, z˙e jeszcze
nieraz odwiedzisz Chrisa i Jamesa.

– Pracuje˛ z Chrisem – odrzekła Jane. – Dzis´ jest

sobota, nie mam dyz˙uru, wie˛c mu pomagam.

Dwadzies´cia minut po´z´niej dom opustoszał. Pani

Mansell chciała zostac´ dłuz˙ej, by posprza˛tac´, ale Chris
jej podzie˛kował i os´wiadczył, z˙e wszystko zrobi sam.

– Na pewno pan sobie poradzi. Ma pan przeciez˙

bardzo udana˛ pomocnice˛ – zgodziła sie˛ gospodyni,
zerkaja˛c na Jane znacza˛co.

– Polubiła cie˛ – stwierdził Chris, kiedy kre˛pa syl-

wetka pan Mansell znikne˛ła w takso´wce.

– Ona jest prawdziwym skarbem. Ale i ty sie˛

s´wietnie spisałes´, zwłaszcza przy grach i zabawach.

– Wolałbym chyba wzia˛c´ kilka dyz˙uro´w niz˙ jesz-

cze raz organizowac´ takie przyje˛cie.

Jakos´ samo przez sie˛ stało sie˛ jasne, z˙e Jane nie musi

od razu wychodzic´. James usiadł przed telewizorem
i zaz˙a˛dał wła˛czenia nowego filmu na wideo.

– Poogla˛dasz ze mna˛, tatusiu? – poprosił.
– Zgo´dz´ sie˛ – szepne˛ła Jane. – Ja posprza˛tam.
– Ale nie powinnas´...
– Nie kło´c´ sie˛. To sa˛ jego urodziny, spraw mu przy-

jemnos´c´. Dam sobie rade˛.

Jane sprza˛tne˛ła ze stołu, umyła naczynia, schowała

nie zjedzone ciasteczka do puszek, kto´re przygotowa-
ła pani Mansell. Kiedy film sie˛ skon´czył, Chris zabrał
Jamesa na go´re˛, wyka˛pał go i ubrał w piz˙ame˛. Potem
usiedli we tro´jke˛ przed telewizorem i obejrzeli jeszcze
jeden film.

James zasna˛ł w ramionach ojca, wie˛c Chris zanio´sł

111

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

go do ło´z˙ka. Gdy wro´cił, wzia˛ł lez˙a˛cy na kominku
prezent od Jane.

– Teraz moja kolej. – Usiadł obok niej i zerwał

ozdobny papier. – Laphroaigh! Ska˛d wiedziałas´, z˙e to
moja ulubiona whisky?

– Zgadłam. Ciesze˛ sie˛, z˙e trafiłam.
– Wypijemy ja˛po´z´niej. Teraz ja chciałbym kupic´ ci

prezent. Kiedy masz urodziny?

– Niedługo – odrzekła cicho. – Dziesia˛tego lipca.

Ale od niedawna ich nie obchodze˛.

Wyczuł jej przygne˛bienie.
– Powiesz mi, dlaczego? – zapytał łagodnie.
– Mo´j ma˛z˙ zmarł dziewia˛tego lipca zeszłego roku.

Dzien´ przed moimi urodzinami.

– Rozumiem.
Cieszyła sie˛, z˙e Chris nic wie˛cej juz˙ nie dodał.

Trudno byłoby znalez´c´ słowa, kto´re mogłyby jej po-
mo´c. Po chwili Chris otoczył ja˛ ramieniem, jakby pra-
gna˛ł ja˛ pocieszyc´.

– To juz˙ nie ma znaczenia. Zaczynam sie˛ z tym

godzic´ – wyznała mu po chwili.

– To ma znaczenie. Bo´l mija po bardzo długim cza-

sie, nawet jes´li sie˛ jest na to przygotowanym. Moz˙-
na go sobie tłumaczyc´, racjonalizowac´, ale i tak nie
uste˛puje łatwo.

– Widze˛, z˙e doskonale to rozumiesz. Musiałes´ sam

bardzo cierpiec´.

– Kaz˙demu zdarza sie˛ cierpiec´.
Siedzieli razem na kanapie. Jane us´wiadomiła so-

bie, z˙e jest znuz˙ona. Oparła głowe˛ na ramieniu Chrisa,
przymkne˛ła oczy i nawet nie zauwaz˙yła, kiedy zasne˛ła.

Gdy sie˛ obudziła, nie wiedziała, czy mine˛ło dziesie˛c´

112

GILL SANDERSON

background image

minut, czy godzina. Zerkne˛ła na twarz Chrisa. Miał
zamknie˛te oczy, a jego piers´ poruszała sie˛ miarowo.
Poruszyła sie˛ ostroz˙nie, by go nie obudzic´, ale natych-
miast otworzył oczy.

– Oboje potrzebowalis´my kro´tkiej drzemki – mruk-

na˛ł, przecia˛gaja˛c sie˛. – Musisz od razu wracac´? Nie mog-
łabys´ zostac´ dłuz˙ej? Zjedlibys´my cos´, obejrzeli telewi-
zje˛ albo posłuchali muzyki. Zrobilibys´my sobie taki
leniwy wieczo´r.

– Podoba mi sie˛ twoja propozycja – stwierdziła.
Przerzucali kanały w telewizji, nie koncentruja˛c sie˛

na dłuz˙ej na z˙adnym programie. Chris zrobił kanapki,
a kiedy zjedli, Jane zrzuciła buty i połoz˙yła sie˛ na ka-
napie, opieraja˛c głowe˛ na kolanach Chrisa.

– Lubie˛ z toba˛ byc´ – powiedziała. – Czuje˛ sie˛

swobodnie, do niczego sie˛ nie zmuszam, i dobrze mi
z tym.

– Mnie tez˙ jest z toba˛ dobrze – przyznał i połoz˙ył

ramie˛ na jej talii.

Wieczo´r upływał powoli. Chris przynio´sł dwie

szklanki, by oboje spro´bowali whisky, kto´ra˛ Jane mu
podarowała.

– To niezbyt duz˙o na dwie osoby – stwierdziła

Jane. – Powinnam kupic´ wie˛ksza˛ butelke˛. Ale chcia-
łam, z˙eby to był taki prezent tylko dla ciebie.

– A ja sie˛ chce˛ z toba˛ podzielic´. Prosze˛, wypij.
Pocia˛gne˛ła łyk i stwierdziła, z˙e bardzo jej smakuje.
– Rzadko pijam mocne alkohole – wyznała. – Czasa-

mi troche˛ dz˙inu z duz˙a˛ ilos´cia˛ toniku. Ale to jest dobre.

– Moz˙emy potem otworzyc´ wino.
Jakis´ czas po´z´niej poczuli, z˙e nadszedł czas, z˙eby

podja˛c´ decyzje˛.

113

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Musisz w ogo´le dzis´ wracac´? – zapytał Chris.
Ku zaskoczeniu Jane odpowiedz´ sama wyrwała jej

sie˛ z ust.

– Nie, jes´li mnie poprosisz, z˙ebym została.
– Przeciez˙ wiesz, z˙e bardzo tego chce˛.
Wiedziała. Była juz˙ zdecydowana. Ale...
– Pamie˛tasz, o czym niedawno rozmawialis´my? To

jest tylko seks. Cos´, co nas porwało, ale nie nalez˙y przy-
pisywac´ temu wie˛kszego znaczenia.

– To ty tak mo´wiłas´, nie ja.
– Chciałam tak mys´lec´. Ale dzis´ to be˛dzie juz˙ drugi

raz. Teraz mam czas do namysłu. A wie˛c tym razem...

– Tym razem to be˛dzie cos´ w rodzaju zobowia˛zania

– dokon´czył za nia˛.

– Tak mi sie˛ wydaje. Boje˛ sie˛, Chris.
– Ja tez˙ sie˛ boje˛, ale chodz´my. Be˛dziemy bac´ sie˛

razem.

Pocałował ja˛, najpierw lekko, potem namie˛tnie.
– Pachniesz galaretka˛ owocowa˛ – rzekł z us´mie-

chem. – Masz ochote˛ na ka˛piel?

– Dobry pomysł. Ale nie wzie˛łam koszuli nocnej

ani szczoteczki do ze˛bo´w.

– Szczoteczke˛ ci poz˙ycze˛. A kto potrzebuje koszu-

li? Zaczekaj chwile˛.

Poszedł na go´re˛ i po jakims´ czasie wro´cił w ciem-

nym jedwabnym szlafroku. Wzia˛ł ja˛ za re˛ce, a kiedy
wstała, pocałował w usta.

– Pierwszy raz był cudowny, ale za bardzo sie˛

s´pieszylis´my. Teraz be˛dziemy sie˛ cieszyc´ kaz˙da˛chwila˛.

Zabrał ja˛ do sypialni i zmysłowo rozebrał.
– Za duz˙o masz na sobie – powiedziała, kiedy była

juz˙ zupełnie naga. – Musimy sie˛ tego pozbyc´.

114

GILL SANDERSON

background image

Po chwili szlafrok Chrisa lez˙ał na podłodze. Jane

pochyliła sie˛ ku niemu, ale nie pozwolił sie˛ dotkna˛c´.

– Jeszcze nie – zaprotestował. – Chodz´. Mam dla

ciebie mała˛ niespodzianke˛.

Wprowadził ja˛ do łazienki, a ona ze zdumienia az˙

zmruz˙yła oczy. Płone˛ło tam szes´c´ s´wiec, kto´re odbijały
sie˛ w lustrach. Wanna była napełniona woda˛ z pach-
na˛ca˛ piana˛. Chris wzia˛ł ja˛ za re˛ke˛ i pomo´gł jej sie˛
zanurzyc´.

– Temperatura jest w sam raz – stwierdziła.
– Umiem ka˛pac´ dzieci. Sprawdziłem łokciem – wy-

jas´nił jej ze s´miechem.

Lez˙ała wycia˛gnie˛ta w wannie, Chris kle˛czał obok

i delikatnie polewał ja˛ woda˛, kto´ra˛ wyciskał z ga˛bki
w kształcie dinozaura. Czuła, jak uchodzi z niej zme˛-
czenie i obawy. Była rozluz´niona i szcze˛s´liwa. Potem
Chris wzia˛ł mydło. Czuła sie˛ jak kro´lowa, kiedy leni-
wie podsuwała mu do mycia ramie˛ lub noge˛. W kon´cu
wstała, a Chris spłukał prysznicem resztki piany z jej
sko´ry.

– Szkoda marnowac´ tyle pachna˛cej wody – stwier-

dziła. – Teraz twoja kolej.

Kiedy skon´czył, oboje przeszli do sypialni. Usiedli

na ło´z˙ku i wypili po kieliszku schłodzonego szampana.
Chris wylał troche˛ musuja˛cego płynu na piersi Jane,
a potem pochylił sie˛ i zlizał go z jej sko´ry. Czas mijał,
a oni sie˛ nie spieszyli. Kochali sie˛ długo, słodko,
namie˛tnie. Było zupełnie inaczej niz˙ za pierwszym
razem, ale ro´wnie wspaniale. Zafascynowani pozna-
wali swoje ciała, uczyli sie˛, jak je dotykac´ i pies´cic´, by
sprawiac´ sobie nawzajem przyjemnos´c´. Kiedy w kon´-
cu osia˛gne˛li spełnienie, przekonali sie˛, z˙e warto było

115

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

nies´piesznie zda˛z˙ac´ ku celowi. Teraz mogli spokojnie
zasna˛c´.

– Jeszcze jedno – wymamrotała Jane. – Musze˛

wyjs´c´, zanim James sie˛ obudzi. Nie chce˛, z˙eby o nas
wiedział.

Chris przez chwile˛ sie˛ zastanawiał.
– Niech be˛dzie, jak sobie z˙yczysz – odrzekł w kon´-

cu. – Ale wkro´tce chciałbym mu wszystko powiedziec´.

Potem oboje zasne˛li.

Był bardzo wczesny niedzielny ranek, ale Jane mia-

ła duz˙o zaje˛c´. Zwykle robiła tego dnia pranie, wie˛c
i dzisiaj zabrała kosz ubran´ i zeszła na do´ł do wspo´lnej
pralni w suterenie. Z powodu wczesnej pory pomiesz-
czenie było całkiem puste. Jane nastawiła pralke˛ i usia-
dła, patrza˛c, jak jej ciuszki obracaja˛ sie˛ w be˛bnie.

Nagle usłyszała zbliz˙aja˛ce sie˛ kroki i do pralni we-

szła Erica, ro´wniez˙ z koszem bielizny.

– Nie mogłam spac´ – wyznała – wie˛c postanowiłam

czyms´ sie˛ zaja˛c´. – Us´miechne˛ła sie˛ do Jane. – Domys´-
lam sie˛, z˙e niedawno wro´ciłas´?

– Tak, to taki mo´j wstydliwy sekret – z˙artobliwie

odparła Jane. – Pewnie niedługo wszyscy be˛da˛ o tym
wiedzieli, jak to w szpitalu.

– Jak to w szpitalu – zgodziła sie˛ Erica. – Mam

nadzieje˛, z˙e dobrze sie˛ wam układa. – Nagle sie˛gne˛ła
do kieszeni i wyje˛ła chusteczke˛. – Lepiej niz˙ mnie...

Jane podeszła do przyjacio´łki i obje˛ła ja˛.
– Zno´w masz kłopoty? Opowiedz mi wszystko. Od

razu sie˛ troche˛ lepiej poczujesz.

Erica pocia˛gne˛ła nosem i otarła łzy.
– Jestem taka głupia – stwierdziła, potrza˛saja˛c gło-

116

GILL SANDERSON

background image

wa˛. – Zadzwonił Martin i prawie udało mu sie˛ mnie na-
brac´. Nie powinnam byc´ taka naiwna.

– Co sie˛ stało?
– Zadzwonił wczoraj rano i zachowywał sie˛ cał-

kiem miło. Przeprosił mnie, mo´wił, z˙e zdaje sobie
sprawe˛ z tego, jak okropnie poste˛pował, i z˙e jest mu
bardzo przykro. Potem powiedział, z˙e dostał nowa˛
prace˛, skon´czył z piciem i zacza˛ł porza˛dkowac´ swoje
z˙ycie. Twierdził, z˙e bardzo za mna˛ te˛skni, ale z˙e ja tez˙
musze˛ jakos´ ułoz˙yc´ sobie z˙ycie.

– Uwierzyłas´ mu? – spytała Jane.
– No, tak troche˛. Powiedziałam, z˙e pomys´le˛ o tym,

co mi powiedział, i z˙e moz˙e do mnie po´z´niej za-
dzwonic´.

– Zastanawiałas´ sie˛ nad tym, czy do niego wro´cic´?

– Jane starała sie˛ mo´wic´ neutralnym tonem. Wiedziała,
z˙e w takiej sytuacji nie powinna narzucac´ sie˛ z radami.
Waz˙ne decyzje kaz˙dy musi podejmowac´ sam. Czasami
jednak trudno jest sie˛ powstrzymac´.

– Nie, nawet mi to nie przyszło do głowy. Za-

dzwonił o sio´dmej. Powiedział, z˙ebym do niego przy-
jechała, do baru Fisherman’s Rest. Bełkotał, był agre-
sywny i pijany. Powiedział, z˙ebym przyjechała z rze-
czami, bo tego dnia nie wro´ce˛ do bursy. Miałam z nim
jechac´ do mieszkania, kto´re udoste˛pnił mu jakis´ zna-
jomy. Odmo´wiłam. Wtedy zacza˛ł krzyczec´, z˙e rano
wszystko ustalilis´my i z˙e chyba mi odbiło. Rozła˛czy-
łam sie˛. Zadzwonił znowu i zapowiedział, z˙e jes´li do
niego nie wro´ce˛, to stanie mi sie˛ cos´ złego. Podobno
jestes´my dla siebie stworzeni, i on mi to udowodni.
– Po twarzy Eriki płyne˛ły łzy. – Jane, jak mogłam az˙
tak sie˛ pomylic´?

117

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Jane starała sie˛ ja˛ pocieszyc´.
– Co ja ci moge˛ powiedziec´? Chyba tylko to, z˙e

wszystkie problemy mijaja˛. Jeszcze kiedys´ be˛dziesz
szcze˛s´liwa.

Erica zno´w dzielnie starała sie˛ zapanowac´ nad soba˛.
– Wiem. I w poro´wnaniu z toba˛ wcale nie jestem

w takiej złej sytuacji. Nie powinnam sie˛ tak nad soba˛
uz˙alac´.

– Alez˙ nic w tym złego. Tylko juz˙ nie płacz, bo

be˛dziesz okropnie wygla˛dac´. Moz˙e wez´miesz długa˛
ka˛piel? Mnie to zawsze pomaga. Ja sie˛ zajme˛ twoim
praniem i przyniose˛ ci je na go´re˛, kiedy be˛dzie gotowe.

– Zrobisz to? Ale...
– Z

˙

adnych ale. Idz´ juz˙. – Jane odpe˛dziła ja˛ ruchem

dłoni. – Potem napijemy sie˛ kawy.

Erica odeszła, a Jane zaje˛ła sie˛ sortowaniem rzeczy.

Z

˙

al jej było kolez˙anki. Zastanowiła sie˛ nad jej słowa-

mi. Jeszcze trzy miesia˛ce temu Erica była szcze˛s´liwa
i zadowolona ze swego partnera. Planowała spe˛dzic´
z nim reszte˛ z˙ycia. A teraz taka zmiana. Straciła to-
warzysza z˙ycia, dom i wie˛kszos´c´ oszcze˛dnos´ci. W do-
datku były partner ne˛kał ja˛ i napastował.

Z kolei pomys´lała o sobie. Kilka tygodni wczes´niej

była przekonana, z˙e juz˙ nigdy nie spojrzy na z˙adnego
me˛z˙czyzne˛. A teraz... Moz˙e za bardzo sie˛ pos´pieszyła?
Wcia˛z˙ nie wie o Chrisie tylu rzeczy... Ciekawe, jak to
wszystko moz˙e sie˛ skon´czyc´?

Rano obudziła sie˛ radosna, teraz zaczynała wpadac´

w przygne˛bienie. Moz˙e zrobic´ tylko jedno.

Zadzwoniła do Chrisa. Wiedziała, z˙e wybierał sie˛

z Jamesem w odwiedziny do znajomych. Udało jej sie˛
do niego dodzwonic´, zanim wyszedł. Gdy tylko usły-

118

GILL SANDERSON

background image

szała jego głos, poczuła sie˛ znacznie lepiej. Był taki
ciepły, przyjazny, kochaja˛cy.

– Mam kłopot – zacze˛ła. – Włas´ciwie chce˛ tylko,

z˙ebys´ dodał mi otuchy. Rozmawiałam włas´nie z Erica˛.
– Opowiedziała mu o wszystkim. – I teraz sie˛ zasta-
nawiam, czy nagle moje uczucia do ciebie moga˛sie˛ od-
mienic´. Albo twoje uczucia do mnie.

Wysłuchał jej, nie przerywaja˛c, i wcale nie zlek-

cewaz˙ył jej niepokojo´w.

– Zawsze istnieje ryzyko, z˙e sie˛ nie ułoz˙y. Sam

o tym wiem najlepiej. W tej chwili nie chce˛ cie˛
nakłaniac´ do niczego, czego mogłabys´ z˙ałowac´. Nie
be˛dziemy sie˛ s´pieszyc´. Chce˛ tylko, z˙ebys´ cos´ usłysza-
ła. Jestes´ moja˛najwie˛ksza˛ w z˙yciu szansa˛na szcze˛s´cie.
Mam nadzieje˛, z˙e ja dla ciebie jestem ro´wnie waz˙ny.

– Tak, włas´nie tak mys´le˛.
– To dobrze. Wie˛c moz˙e to uczcimy? Co powiesz

na kolacje˛ w Escott Arms, w s´rode˛?

– Wspaniale. Be˛de˛ miała na co czekac´.

W s´rode˛ spotkała Jane jeszcze jedna mała przyjem-

nos´c´. Matt pracował z Erica˛ w jednej z sal. Jane zawsze
s´wietnie sie˛ z nim dogadywała, inne piele˛gniarki
ro´wniez˙, ale teraz zauwaz˙yła, z˙e z Erica˛ ła˛czy go jakies´
szczego´lne porozumienie. Matt rozmawiał z nia˛ troche˛
dłuz˙ej, niz˙ było to absolutnie konieczne. Cze˛sto sie˛
razem s´miali, a kiedy pochylali sie˛ nad czyms´, ich
ramiona stykały sie˛ niby to przypadkiem.

W Erice nasta˛piła jakas´ zmiana. Nie chodziła juz˙

przygarbiona, oczy jej błyszczały, s´miało patrzyła
przed siebie. Chyba zno´w zaczyna sie˛ czuc´ jak kobieta.

– Jestes´ dzisiaj radosna jak skowronek – stwierdziła

119

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Jane, gdy wracały razem do bursy. – Nigdy jeszcze nie
widziałam, z˙ebys´ sie˛ tak cze˛sto us´miechała.

Erica zaczerwieniła sie˛.
– Jestes´my tylko przyjacio´łmi – odrzekła. – Przyja-

z´nimy sie˛ nie od dzis´, ale... Sama nie wiem. Lubie˛ go.

– Jak to sie˛ stało, z˙e nadal jest wolny?
– Mieszkał z chorym ojcem, opiekował sie˛ nim,

pos´wie˛cał mu cały wolny czas. Kilka tygodni temu
ojciec zmarł, wie˛c sytuacja Matta sie˛ zmieniła.

– Czy s´mierc´ ojca bardzo go przygne˛biła?
– Oczywis´cie, w pewien sposo´b. Jednak spodzie-

wał sie˛ tego od dawna. W jakims´ sensie było to wyba-
wienie dla nich obu.

– Rozumiem. – Jane skine˛ła głowa˛. – A teraz...
– Zaraz, zaraz – przerwała jej kolez˙anka. – Nie ja

jedna tu wygla˛dam, jakbym wygrała na loterii. Jane, ty
wre˛cz promieniejesz. I nie mo´w mi, z˙e na skutek pracy.
Moz˙e tak na ciebie działaja˛ tutejsze potrawy, morskie
powietrze albo cos´ całkiem innego, ale zupełnie zmie-
niła ci sie˛ twarz. Kiedys´ wiecznie chodziłas´ ze zmarsz-
czonym czołem. Teraz twoje zmarszczki gdzies´ znik-
ne˛ły.

– Widocznie dobrze sie˛ odz˙ywiam – zasugerowała

Jane ze s´miechem.

120

GILL SANDERSON

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

Chris miał przyjs´c´ dopiero za godzine˛, lecz chociaz˙

była głodna, postanowiła nic nie jes´c´ przed kolacja˛.

Wzie˛ła prysznic i z rados´cia˛ spostrzegła, z˙e jej wło-

sy sa˛juz˙ troche˛ dłuz˙sze. Niedługo be˛dzie mogła sie˛ po-
kusic´ o bardziej kobieca˛ fryzure˛.

Włoz˙yła biała˛ koronkowa˛ bielizne˛ i niebieska˛ suk-

nie˛. Potem starannie sie˛ umalowała. Chciała wygla˛dac´
ładnie. Nagle usłyszała dzwonek do frontowych drzwi.
Z

˙

adna z mieszkanek bursy nikogo dzis´ nie oczekiwała,

wie˛c to pewnie Chris. Przyszedł troche˛ wczes´niej. Zbie-
gła na do´ł, z˙eby go wpus´cic´.

Popołudniowe słon´ce przes´wiecało przez wzorzyste

szybki w drzwiach. Widziała za nimi niewyraz´ny zarys
me˛skiej sylwetki. Odsune˛ła zasuwe˛ i otworzyła drzwi.
To nie był Chris, tylko Martin Berry, były partner
Eriki.

Spojrzała na niego przeraz˙ona.
– Nie moz˙esz tu wejs´c´ – oznajmiła. – Odejdz´, bo

zawołam ochrone˛. – Spro´bowała zamkna˛c´ mu drzwi
przed nosem.

Jednak intruz okazał sie˛ silniejszy. Wszedł do s´rod-

ka i odepchna˛ł ja˛ na bok.

– Niby dlaczego nie moge˛ wejs´c´? – warkna˛ł. – Kto

mi zabroni? Zejdz´ mi z drogi, bo chce˛ sie˛ zobaczyc´
z Erica˛.

background image

Jane poczuła pierwsze ukłucie strachu. Od Martina

jechało alkoholem, miał rozbiegane oczy, i sprawiał
wraz˙enie człowieka, kto´ry nie wie, co robi. Na oddziale
nagłych wypadko´w Jane nieraz musiała sobie radzic´
z awanturnikami.

– Prosze˛ mnie nie popychac´! – zaz˙a˛dała. – Juz˙

mo´wiłam, z˙e tu nie wejdziesz. Jes´li chcesz rozmawiac´
z Erica˛, to...

– Erica! – rozdarł sie˛ Martin na całe gardło. – Nie

schowasz sie˛ przede mna˛! Wiem, z˙e tam jestes´. Juz˙ do
ciebie ide˛. Pogadamy, nawet jak nie chcesz. Nie
pozwole˛ sie˛ tak traktowac´! – Wyja˛ł z kieszeni butelke˛
i pocia˛gna˛ł łyk. W powietrzu rozeszła sie˛ won´ taniego
alkoholu.

Na schodach rozległ sie˛ przestraszony głos Eriki.
– Jane? Martin? Co sie˛ dzieje? Co ty tutaj robisz?
Głos Martina brzmiał coraz bardziej przenikliwie.

Jane z przeraz˙eniem zdała sobie sprawe˛, z˙e ten czło-
wiek nie tylko jest pijany, ale ro´wniez˙ moz˙e byc´
szalony.

– Przyszedłem po ciebie! Wyjdziesz ze mna˛! Nie

obchodzi mnie, czego chcesz, wie˛c nie utrudniaj.

Jane wiedziała, z˙e nie moz˙e mu pozwolic´ is´c´ na

go´re˛. Gdy Martin chwycił za pore˛cz schodo´w, zasta˛-
piła mu droge˛.

– Nie po´jdziesz tam. Juz˙ ci mo´wiłam, z˙e...
Wtedy Martin niespodziewanie uderzył ja˛ pie˛s´cia˛

w twarz. Siła ciosu była tak wielka, z˙e Jane zatoczyła
sie˛ i upadła na stopnie. Usłyszała cichy trzask i zalała ja˛
fala bo´lu. Nie mogła sie˛ ruszyc´, nie mogła mys´lec´,
istniał tylko ten pulsuja˛cy, ostry bo´l.

Z wolna zacze˛ły do niej docierac´ ro´z˙ne odgłosy.

122

GILL SANDERSON

background image

Z go´ry dochodziły krzyki. Czy Martin cos´ zrobił Erice?
Słyszała tez˙ inny dz´wie˛k, rytmiczne, głos´ne uderzenia
z zewna˛trz. Za szyba˛ dostrzegła postac´ me˛z˙czyzny,
kto´ry walił pie˛s´cia˛ w drzwi i cos´ krzyczał. To pewnie
Chris pro´buje dostac´ sie˛ do s´rodka.

Musi mu otworzyc´. Tylko jak? Wiedziała, z˙e jes´li

sie˛ ruszy, zno´w ogarnie ja˛ straszliwy bo´l.

Przekre˛ciła sie˛ na drugi bok i zgodnie z jej przewi-

dywaniami natychmiast zabolało ja˛ całe ciało. Pewnie
mam złamane z˙ebro, pomys´lała. Miała nadzieje˛, z˙e
kos´c´ nie przebiła z˙adnego waz˙nego organu. Nie mogła
jednak wstac´, wie˛c podczołgała sie˛ do wejs´cia. Nie
było to daleko, ale trwało wieki. Bo´l narastał. W kon´cu
Jane dotarła do celu, odcia˛gne˛ła zasuwe˛ i z płaczem
opadła na podłoge˛.

Zobaczyła nad soba˛ przeraz˙ona˛ twarz Chrisa.
– Co on ci zrobił?
Ukla˛kł przy niej i chciał obejrzec´ obraz˙enia, ale nie

pozwoliła mu tego zrobic´.

– Nic mi nie jest – wyste˛kała. – Biegnij do Eriki, bo

on moz˙e ja˛ zabic´! – Zauwaz˙yła, z˙e Chris sie˛ zawahał.
– Czy ty mnie słyszysz?! – Podniosła głos do krzyku.
– Erica...

Szybko pocałował ja˛ w policzek i pobiegł na go´re˛.

Jane miała wraz˙enie, z˙e otacza ja˛ge˛sta mgła. Doszła do
wniosku, z˙e juz˙ nic wie˛cej nie musi zrobic´. Włas´ciwie
moz˙e tylko zemdlec´...

Kiedy pracowała na oddziale nagłych wypadko´w,

przekonała sie˛, z˙e niekiedy ludzie w szoku funkcjonuja˛
niby normalnie, ale tak naprawde˛ nic do nich nie
dociera. Teraz sama sie˛ tak czuła. Mogła tylko lez˙ec´.

123

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Słyszała dochodza˛ce z go´ry krzyki, piski i huk przesu-
wanych mebli, ale to wszystko działo sie˛ jakby za
szyba˛. Jej nie dotyczyło.

Po jakims´ czasie wro´cił Chris. W jego oczach doj-

rzała przeraz˙enie i troske˛. A moz˙e to była miłos´c´?
Szybko jednak przybrał mine˛ profesjonalisty i w ułam-
ku sekundy zmienił sie˛ z ukochanego me˛z˙czyzny
w lekarza.

– Nic ci nie be˛dzie – zapewnił. – Dzwoniłem juz˙ po

pogotowie. Staraj sie˛ nie ruszac´. I nic nie mo´w. – Obma-
cał jej czaszke˛ i kos´ci twarzy, by sprawdzic´, czy nie
ma złaman´. – Gdzie cie˛ boli? – zapytał.

– Boli mnie głowa, ale przede wszystkim bok. Wyda-

je mi sie˛, z˙e złamałam z˙ebro. Co z Erica˛?

– Juz˙ dobrze. Jest nieco zszokowana.
Jeszcze o cos´ musi go zapytac´...
– A co... z nim? – Nie mogła sie˛ zmusic´, by wypo-

wiedziec´ imie˛ Martina. Głos jej drz˙ał.

– Z nim juz˙ spoko´j – odparł Chris lekcewaz˙a˛co. – Po-

radziłem sobie.

Ucieszyła sie˛ z tej wiadomos´ci. Nie musi sie˛ juz˙

o nic martwic´. Zamkne˛ła oczy.

Wkro´tce usłyszała jakies´ obce głosy, czyjes´ re˛ce

ostroz˙nie ja˛ podniosły i wyniosły na dwo´r. Na poli-
czkach czuła s´wiez˙y powiew wiatru, słon´ce raziło
w oczy.

W szpitalu zaje˛ły sie˛ nia˛ piele˛gniarki. Niekto´re zna-

ła. Jedna z nich poprosiła Chrisa, by zaczekał za pa-
rawanem. Jane wiedziała, co sie˛ dzieje i cieszyła sie˛, z˙e
moz˙e sobie po prostu lez˙ec´. Przes´wietlenie wykazało
złamanie z˙ebra i znaczne potłuczenia. Dostała s´rodki
przeciwbo´lowe. Piele˛gniarki umyły jej twarz i zaban-

124

GILL SANDERSON

background image

daz˙owały klatke˛ piersiowa˛. Potem pozwoliły jej od-
pocza˛c´. Drzemała, czuja˛c, z˙e ktos´ trzyma ja˛ za re˛ke˛.

Kiedy sie˛ obudziła, Chrisowi kazano wyjs´c´, a nia˛

zaja˛ł sie˛ bardzo młody lekarz w towarzystwie starszej
piele˛gniarki.

– Jak sie˛ pani czuje? – zapytał.
– Jestem głodna – odparła po zastanowieniu. – Od

s´niadania nic nie jadłam.

– Trudno be˛dzie jes´c´ obolałymi ustami, ale przynio-

se˛ pani jakis´ płynny ciepły posiłek – rzekła piele˛gniarka.

– Bardzo prosze˛. I jeszcze jedno. Nie be˛de˛ zajmo-

wac´ ło´z˙ka w szpitalu. Chce˛ wro´cic´ do siebie.

Lekarz spojrzał na nia˛ z wahaniem.
– Nie odniosła pani powaz˙nych obraz˙en´ – stwier-

dził – ale przez˙yła pani wstrza˛s i wolelibys´my za-
trzymac´ pania˛ na noc.

– Moz˙e zastanowimy sie˛ nad tym, kiedy napije sie˛

pani czegos´ ciepłego i wro´ca˛ pani siły – odezwała sie˛
piele˛gniarka. – A poza tym ma pani gos´cia.

To musi byc´ dobra piele˛gniarka, pomys´lała Jane. Po

ich odejs´ciu przy jej ło´z˙ku pojawił sie˛ Chris.

– Kiedy zobaczyłem cie˛ na podłodze, byłem prze-

raz˙ony – wyznał.

– Pocałuj mnie w policzek, ten zdrowy. – Chris

pocałował ja˛ ostroz˙nie, usiadł obok i wzia˛ł ja˛ za re˛ke˛.
– Czuje˛ sie˛ juz˙ lepiej – zapewniła. – Powiedz mi, co sie˛
włas´ciwie stało. I jak sie˛ miewa Erica?

– Niez´le. Ty odniosłas´ znacznie cie˛z˙sze obraz˙enia.

Była jednak w takim szoku, z˙e personel karetki po-
stanowił przywiez´c´ ja˛ do szpitala. Dostała s´rodki
uspokajaja˛ce i zostanie tu na noc. Dzie˛ki tobie nic
powaz˙nego jej sie˛ nie stało.

125

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– A... a ten człowiek? Co z nim? Uciekł?
– Nie – odrzekł Chris. Po chwili wahania dodał:

– Tez˙ jest tutaj, na oddziale. Pilnuje go policja. Kiedy
lekarz uzna, z˙e moz˙na go wypisac´, zostanie aresz-
towany.

– A dlaczego jest w szpitalu?
– Chyba ma złamana˛ szcze˛ke˛. Troche˛ za mocno mu

przyłoz˙yłem – wyznał Chris zaz˙enowany.

Musiała sie˛ rozes´miac´.
– Doktorze Fielding! Przemoc wobec szalen´ca?
– Najwyz˙szy czas, z˙eby znormalniał – mrukna˛ł

Chris pod nosem. – Poza tym chciał mnie uderzyc´ butel-
ka˛, a w ten sposo´b moz˙na zabic´. – Delikatnie pocało-
wał ja˛ w usta. – Do diabła z wiecznym pamie˛taniem
o obowia˛zkach lekarza! Kiedy widze˛, co ci zrobił,
mam ochote˛ zno´w mu przyłoz˙yc´.

– Tak okropnie wygla˛dam?
– Wygla˛dasz jak kobieta, kto´ra stane˛ła w obronie

przyjacio´łki.

– Chris, wiesz, z˙e nie jestem powaz˙nie ranna. Chce˛

wro´cic´ do siebie. Zostaja˛c tutaj dłuz˙ej, czułabym sie˛
jak oszustka.

– Wcale nie byłabys´ oszustka˛, ale dobrze, poroz-

mawiam z tym młodym lekarzem.

– Mam jeszcze jedna˛ pros´be˛. Czy mo´głbys´ za-

dzwonic´ do Matta i powiedziec´ mu, co sie˛ stało?

– Powiedziec´ Mattowi? Ale... Aha, juz˙ rozumiem!

– Rozes´miał sie˛ wesoło. – Jasne, zrobie˛ to.

Wyszedł, a wkro´tce przy ło´z˙ku Jane zjawił sie˛ mło-

dy lekarz.

– Jeszcze raz pania˛ zbadam, ale doktor Fielding

mnie przekonał, z˙e powinienem pania˛ wypisac´. Obie-

126

GILL SANDERSON

background image

cał sie˛ pania˛ zaopiekowac´. Tylko prosze˛ sie˛ oszcze˛-
dzac´ przynajmniej przez trzy dni. Dałem pani zwol-
nienie z pracy na tydzien´.

Jeszcze jeden młody, ale dobry lekarz, pomys´lała

Jane.

Do szpitalnych drzwi, zgodnie z przepisami, doje-

chała w fotelu na ko´łkach. Chris czekał na nia˛ przy
samochodzie. Zawio´zł ja˛do bursy i pomo´gł połoz˙yc´ sie˛
do ło´z˙ka. Wtedy pierwszy raz sie˛ rozpłakała.

Chris obja˛ł ja˛ czule, ale nic nie mo´wił. Kiedy sie˛

uspokoiła, przemył jej twarz re˛cznikiem zmoczonym
w chłodnej wodzie.

– Wiem, z˙e to ło´z˙ko jest za wa˛skie dla nas dwojga,

ale chciałbym zostac´ na noc. Be˛de˛ spał na podłodze.
Juz˙ nieraz to robiłem. Chce˛ byc´ przy tobie, trzymac´ cie˛
za re˛ke˛.

– Wspaniale. – Ogarne˛ło ja˛ poczucie bezpieczen´st-

wa. Nagle cos´ sobie przypomniała. – A Erica? Za-
dzwoniłes´ do Matta?

– Tak. I po raz pierwszy Matt poprosił mnie o przy-

sługe˛. Chce, z˙ebym dzis´ i jutro dał mu wolne. Oczywis´-
cie, zgodziłem sie˛. Pewnie ma zamiar nie odste˛powac´
Eriki.

– To miłe. – Przymkne˛ła oczy. – A, jeszcze cos´...
– Co?
– Jestes´ mi winien kolacje˛ w Escott Arms.

Naste˛pnego ranka obudziła sie˛ i powoli odwro´ciła

głowe˛. Chris spał na podłodze. Zrobił sobie posłanie ze
zdje˛tych z fotela poduszek, nakrył sie˛ jej szlafrokiem.
Kiedy spał, bruzdy mimiczne na jego twarzy stawały
sie˛ płytsze, wygla˛dał młodziej i pogodniej.

127

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Chyba poczuł na sobie jej wzrok, bo otworzył oczy.
– Dzien´ dobry, kochanie. Jak sie˛ czujesz? – zapytał.
Ucieszyła sie˛, słysza˛c, jak ja˛ nazwał. Po raz pierw-

szy tak sie˛ do niej zwro´cił.

– Jestem obolała i po´łprzytomna. Ale spałam dob-

rze.

– Matka natura wie, co robi. Szybciej wydobrze-

jesz, jes´li be˛dziesz duz˙o spała. Mam pomysł. Pomoge˛
ci dojs´c´ do łazienki, zrobie˛ ci s´niadanie, potem ty be˛-
dziesz sobie odpoczywac´, a ja po´jde˛ do pracy.

– A co z Jamesem? – Z

˙

e tez˙ wczoraj o tym nie po-

mys´lała! – Cała˛ noc spe˛dziłes´ u mnie, a teraz...

– Nie martw sie˛. Pani Mansell została z nim na noc

i dzisiaj odwiezie go do przedszkola.

Pomo´gł jej przejs´c´ do łazienki. Kiedy zobaczyła

swoja˛ twarz w lustrze, omal sie˛ nie rozpłakała. Cały
lewy policzek był siny, oko podpuchnie˛te. Wiedziała,
z˙e to tylko powierzchowne obraz˙enia, ale wraz˙enie
było okropne.

Ostroz˙nie umyła sie˛ wilgotna˛ ga˛bka˛, wyczys´ciła ze˛-

by, zmieniła koszule˛ i wro´ciła do ło´z˙ka, a tymczasem
Chris zrobił jej s´niadanie.

– Spotkałem chyba wszystkie mieszkaja˛ce tu piele˛-

gniarki, w ro´z˙nych stadiach negliz˙u – oznajmił wesoło.
– Zasypały mnie pytaniami o ciebie. I z˙adna sie˛ nie
zdziwiła, z˙e mnie tutaj widzi. Chyba bardzo cie˛ lubia˛.
Te dwie, kto´re mieszkaja˛ w kon´cu korytarza, maja˛ dzis´
wolny dzien´, wie˛c jes´li be˛dziesz czegos´ potrzebowała,
moz˙esz je zawołac´.

Zjadła owsianke˛, kto´ra˛ dla niej ugotował, wypiła

herbate˛ i poczuła sie˛ troche˛ lepiej, choc´ nadal była
bardzo senna.

128

GILL SANDERSON

background image

– Idz´ juz˙ – ponagliła Chrisa. – Dam sobie rade˛.
Przed wyjs´ciem jeszcze ja˛ zbadał, ale nie stwierdził

nic niepokoja˛cego. Jane wkro´tce zasne˛ła i obudziła sie˛
dopiero w porze lunchu, kiedy przyszła piele˛gniarka
zmienic´ jej opatrunek. Kolez˙anka z pokoju w kon´cu
korytarza przyniosła jej talerz zupy i herbate˛. Widza˛c,
jacy wszyscy sa˛ dla niej dobrzy, Jane zno´w sie˛ roz-
płakała. Zdawała sobie sprawe˛, z˙e ten płacz to jeden ze
skutko´w przez˙ytego wstrza˛su. Potem zno´w zasne˛ła.

Obudziła sie˛ po´z´nym popołudniem. Czuła sie˛ juz˙

znacznie lepiej. W telefonie komo´rkowym znalazła
wiadomos´c´ tekstowa˛: ,,Nie jedz kolacji, przyniose˛ cos´
dobrego’’.

Cos´ dobrego? S

´

wietnie. Us´wiadomiła sobie, z˙e jest

bardzo głodna, choc´ przeciez˙ przespała prawie cały
dzien´. Pokonuja˛c bo´l, wstała z ło´z˙ka i zno´w zmieniła
koszule˛. Tym razem na ładna˛ koronkowa˛ z głe˛bokim
dekoltem. Uczesała starannie włosy i wzie˛ła saszetke˛
z kosmetykami. Nie bardzo mogła poprawic´ wygla˛d
swojej twarzy, ale odrobina makijaz˙u wpłyne˛ła korzys-
tnie na jej samopoczucie.

Przed przyjazdem do Jane Chris wpadł do swojego

domu. Choc´ pani Mansell miała zostac´ z Jamesem na
kolejna˛ noc, chciał zobaczyc´ syna i chwile˛ z nim po-
rozmawiac´.

U Jane pojawił sie˛ z torba˛ zakupo´w i pojemnikiem

do przenoszenia ciepłych potraw, z kto´rego unosił sie˛
bardzo apetyczny zapach.

– Najpierw musze˛ ci cos´ wyjas´nic´ – odezwała sie˛,

uprzedzaja˛c jego słowa. – Czuje˛ sie˛ juz˙ prawie dobrze.
Była u mnie piele˛gniarka i stwierdziła, z˙e jestem

129

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

w dobrej formie. Wie˛c dzisiaj nie zachowuj sie˛ jak mo´j
lekarz, dobrze? A teraz do rzeczy. Jestem głodna.
Najpierw tylko spytam, co u Eriki? Mys´lałam, z˙e do
mnie wpadnie. Mam nadzieje˛, z˙e nie jest w gorszym
stanie?

Us´miechna˛ł sie˛ szeroko.
– Wre˛cz przeciwnie. I to wszystko dzie˛ki tobie.

Notabene, niezła z ciebie intrygantka. Nie znałem cie˛
od tej strony.

– Mo´w szybko, o co chodzi.
– Juz˙ ci mo´wiłem, z˙e Matt poprosił o wolny dzien´.

Okazało sie˛, z˙e zabrał Erice˛ do siebie. Z

˙

eby nie musiała

wracac´ tutaj, bo to mogłoby byc´ dla niej nieprzyjemne.

– Rozumiem.
– Wszystko z zachowaniem zasad przyzwoitos´ci.

Matt ma kilka wolnych pokoi, wie˛c nie zdarzy sie˛ nic...
niewłas´ciwego. Wydaje mi sie˛, z˙e Erica wcale nie be˛-
dzie sie˛ s´pieszyc´ z powrotem do bursy.

– Wiesz, ta awantura przyniosła w kon´cu cos´ pozy-

tywnego. – Wzdrygne˛ła sie˛ lekko. – A tak w ogo´le, to
co sie˛ z nim dzieje?

– Jest w areszcie. Złoz˙yłem zeznanie i powiedzia-

łem tez˙, z˙e ciebie nie moz˙na przesłuchac´ ze wzgle˛du na
stan zdrowia. Przy odrobinie szcze˛s´cia nie be˛dziesz
musiała sobie tym zawracac´ głowy. Podobno istnieje
szansa, z˙e zostanie wysłany na leczenie zamiast do
wie˛zienia.

– Byle tylko trzymał sie˛ z dala od Eriki.
– I od ciebie – dodał Chris.
Rozstawił na stole talerze i sztuc´ce, z torby wyja˛ł

jakies´ paczuszki, na kon´cu otworzył pojemnik.

– Pani Mansell bardzo sie˛ zmartwiła na wiadomos´c´

130

GILL SANDERSON

background image

o tym, co cie˛ spotkało. Wierzy jednak, z˙e dobre jedze-
nie działa lepiej niz˙ lekarstwa, wie˛c przysyła ci swoja˛
specjalnos´c´. Kurczak duszony z fasolka˛ i młodymi ziem-
niakami.

– Wspaniale to wygla˛da – rzekła zachwycona, pa-

trza˛c, jak Chris nakłada jej na talerz apetyczne danie.

Na koniec Chris otworzył butelke˛ szampana.
– Chris, było pyszne, a ja czuje˛ sie˛ juz˙ o wiele lepiej

– powiedziała po kolacji. – Moz˙e wstane˛ i...

– Nie ma mowy – zaprotestował. – Ja posprza˛tam.

A potem spe˛dzimy razem spokojny wieczo´r.

– Dobrze, ale chyba chciałabym ci cos´ powie-

dziec´...

Spojrzał na nia˛ badawczo.
– Wiesz, z˙e przez˙yłas´ wstrza˛s, wie˛c nie wiem, czy to

najlepszy moment na podejmowanie waz˙nych decyzji.

– To bardzo dobry moment. Dzie˛ki temu, co sie˛

wydarzyło, spojrzałam na z˙ycie z innej perspektywy.

Kiedy Chris poszedł do kuchni, umyła ze˛by, po-

prawiła makijaz˙ i fryzure˛, a potem zno´w połoz˙yła sie˛
do ło´z˙ka. Teraz mu to powie...

Chris wro´cił, usiadł w fotelu przy ło´z˙ku i popatrzył

na nia˛ w zadumie. Jane wzie˛ła kieliszek i wycia˛gne˛ła
go w jego strone˛.

– Moge˛ prosic´ o jeszcze odrobine˛? – Kiedy spełnił

jej pros´be˛, wzniosła toast. – Nie robie˛ tego cze˛sto, ale
teraz chciałam wypic´ za szcze˛s´liwa˛ przyszłos´c´.

– Za szcze˛s´liwa˛ przyszłos´c´ – powto´rzył i wypił łyk

szampana. Widziała jednak, z˙e nadal bacznie ja˛ obser-
wuje.

– Dzisiaj nie tylko spałam, ale tez˙ troche˛ rozmys´-

lałam. O mnie, o tobie, o przyszłos´ci.

131

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Czy to na pewno jest najlepsza pora na taka˛

rozmowe˛? – zaniepokoił sie˛ Chris.

– Jak najbardziej. Wczoraj ten szaleniec walna˛ł mnie

pie˛s´cia˛, ale ciebie chciał uderzyc´ butelka˛. Mogłes´ zgi-
na˛c´. Kiedy pracowałam na nagłych wypadkach, nieraz
widziałam, jak po takim uderzeniu ludzie wykrwawiali
sie˛ na s´mierc´.

– Ale nie zgina˛łem. Nie uderzył mnie i...
– Nie o to mi chodzi. Tylko o to, z˙e istniało takie

ryzyko. Moz˙e po prostu dopisało ci szcze˛s´cie.

– Jane, to juz˙ przeszłos´c´, nie rozmawiajmy o tym.
– Ale ja musze˛. Bo to zdarzenie czegos´ mnie nau-

czyło. – Wzie˛ła głe˛boki oddech i cia˛gne˛ła, starannie
dobieraja˛c słowa. – Mo´j ma˛z˙ umarł, a ja postanowiłam,
z˙e juz˙ nie zaangaz˙uje˛ sie˛ emocjonalnie, poniewaz˙ to
niesie ze soba˛ zbyt wielkie ryzyko cierpienia. Potem
spotkałam ciebie... i polubiłam cie˛. Bardzo. Nie oczeki-
wałam niczego, ale moje ciało... mnie zdradziło. – Us´-
miechne˛ła sie˛. – I to była bardzo miła zdrada.

– Rzeczywis´cie, bardzo miła.
– Teraz zmieniam decyzje˛. Zamierzam brac´ wszys-

tko, co przyniesie mi z˙ycie. Nigdy nie wiadomo, co sie˛
stanie jutro. Jest taka łacin´ska sentencja: Carpe diem.
Korzystaj z dnia. Włas´nie to od dzis´ be˛de˛ robic´.

– A czy moz˙e i ja jestem cze˛s´cia˛ tego planu? – spy-

tał cicho.

– Mam nadzieje˛, z˙e tak. O ile oczywis´cie zechcesz.

Mys´le˛ jednak, z˙e tak jak ja boisz sie˛ zaangaz˙owania...

Wstał, podszedł do okna i utkwił wzrok w zieleni

parku.

– Czułem to samo co ty – powiedział. – Moz˙e włas´-

nie dlatego sie˛ do siebie zbliz˙ylis´my? Kiedy moja z˙o-

132

GILL SANDERSON

background image

na odeszła, mys´lałem tylko o Jamesie. Teraz jednak na-
deszła pora na zmiane˛, tak jak u ciebie. Chce˛ zaryzy-
kowac´. Tylko w ten sposo´b mam szanse˛ na znalezie-
nie szcze˛s´cia.

– Od dzis´ be˛dziemy z˙yc´, nie tylko wegetowac´ –

os´wiadczyła rados´nie Jane.

133

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

Po trzech dniach spe˛dzonych w pokoju Jane miała

wraz˙enie, z˙e oszaleje. Przeczytała wszystkie przynie-
sione jej czasopisma, słuchała radia, po południu
ogla˛dała telewizje˛, rozmys´lała o przyszłos´ci oddziału.
Wieczory upływały jej najmilej, poniewaz˙ wtedy od-
wiedzał ja˛ Chris. Uparła sie˛ jednak, by na noc wracał
do domu zaja˛c´ sie˛ Jamesem.

Rano czwartego dnia zadzwoniła do lekarza.
– Musze˛ wro´cic´ do pracy. Ta bezczynnos´c´ dopro-

wadza mnie do szału – oznajmiła mu.

– Prosze˛ wpas´c´ do mojego gabinetu. Musze˛ pania˛

obejrzec´.

Zbadał ja˛, sprawdził wpisy w karcie, zastanowił sie˛

i doszedł do wniosku, z˙e praca be˛dzie dla niej lepsza
niz˙ siedzenie w domu. Zabronił jej jednak wszelkiego
wysiłku fizycznego. Miała sie˛ skupic´ wyła˛cznie na ro-
bocie papierkowej.

Do szpitala poszła z przyjemnos´cia˛. Była ciekawa,

jak ja˛ przyjmie zespo´ł. Zauwaz˙yła, z˙e kolez˙anki i kole-
dzy traktuja˛ ja˛ teraz z wie˛kszym szacunkiem, a moz˙e
nawet z sympatia˛. I na dodatek starali sie˛ pomagac´ jej
w pracy.

Niespodziewana˛ trudnos´c´ sprawiło jej szkolenie

młodych piele˛gniarek. Kiedy patrzyła, jak wolno i nie-

background image

pewnie wszystko robia˛, powstrzymywała sie˛ siła˛ woli,
by ich w tym nie wyre˛czyc´. Włas´nie z ulga˛ kon´czyła
obserwowac´, jak Sue pomaga Mattowi zakładac´ cew-
nik pe˛pkowy. Pracowała wolno, ale ostroz˙nie i dokład-
nie. Gdy skon´czyła, Matt szczerze ja˛ pochwalił.

– Moz˙esz zrobic´ sobie przerwe˛, Sue – dodała Jane.

– Widac´, z˙e bardzo to przez˙yłas´.

Ona z Mattem ro´wniez˙ postanowili odpocza˛c´ i po-

szli na kawe˛ do jej gabinetu.

– Opowiedz mi, co u Eriki – poprosiła Jane.
Matt sie˛ zaczerwienił.
– Chris mi mo´wił, z˙e to dzie˛ki tobie zawiadomił

mnie o tym wypadku. Ska˛d wiedziałas´, z˙e ja... z˙e my...

– Dobra piele˛gniarka, tak jak dobry lekarz, musi

byc´ spostrzegawcza – odparła. – Zawsze zauwaz˙am,
kiedy ludzie sie˛ polubia˛...

– Na pewno wiesz, jak to jest, kiedy ktos´ ci sie˛ tak

spodoba, z˙e nie potrafisz sie˛ temu oprzec´ – powiedział
Matt i tym razem Jane sie˛ zaczerwieniła.

– No a jak ona sie˛ miewa?
– Coraz lepiej. Wzie˛ła kilka dni urlopu, bo prze-

z˙yła silny wstrza˛s. Przez tydzien´ musi brac´ s´rodki
uspokajaja˛ce. Moz˙e mogłabys´ ja˛ odwiedzic´ dzis´ wie-
czorem?

– Che˛tnie. O kto´rej mam przyjechac´?
– Około dziewia˛tej? Wpadne˛ po ciebie, a potem cie˛

odwioze˛. Przy okazji troche˛ mi pomoz˙esz. Erica prosi-
ła, z˙ebym zabrał kilka rzeczy z jej pokoju.

– Ciesze˛ sie˛, z˙e zamierza zostac´ u ciebie dłuz˙ej –

przyznała rados´nie Jane.

Matt przyjechał tuz˙ przed dziewia˛ta˛, z lista˛ rzeczy

do zabrania. Jane pomogła mu je znalez´c´ i spakowac´.

135

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Ich ilos´c´ wskazywała na to, z˙e Erica planuje wypro-
wadzic´ sie˛ z bursy na dobre.

– Kiedy Erica tu wro´ci? – spytała Matta mimo-

chodem.

– Jes´li to be˛dzie ode mnie zalez˙ało, to nigdy. Moz˙e

u mnie mieszkac´ tak długo, jak tylko zechce. Dzie˛ki
niej mo´j dom oz˙ywa.

Erica przeraziła sie˛ na widok siniaka na twarzy Jane.

Ona sama ro´wniez˙ nie wygla˛dała dobrze i widac´ było,
z˙e bardzo przez˙yła całe zajs´cie. Oczy miała podkra˛-
z˙one i niespokojnie rozgla˛dała sie˛ woko´ł, gdy rozlegał
sie˛ jakis´ niespodziewany dz´wie˛k. Kiedy jednak patrzy-
ła na Matta, w jej wzroku widac´ było miłos´c´ i szcze˛s´-
cie. Matt z kolei otaczał ja˛ czuła˛ opieka˛. Byli soba˛ wy-
raz´nie zauroczeni.

Kiedy Matt przygotowywał w kuchni kolacje˛, Erica

pokazała Jane pro´bki farb i materiało´w.

– Pomo´z˙ mi wybrac´ – poprosiła. – Pomagam Mat-

towi organizowac´ remont domu. Trzeba jakos´ rozjas´-
nic´ te wne˛trza.

– To prawda – potakne˛ła Jane.
– Chyba zaczne˛ od gło´wnej sypialni. – Mo´wia˛c to,

Erica lekko sie˛ zarumieniła. – Jak ci sie˛ podoba ten
materiał na zasłony i ten kolor na s´ciany? Na podłodze
lez˙y tam bardzo ładny czerwony dywan.

– Be˛dzie pie˛knie – zawyrokowała Jane. – Zamie-

rzasz tu zostac´ na dobre?

– Na razie Matt mi tego nie proponował, ale jes´li to

zrobi, to sie˛ zgodze˛.

– Nie boisz sie˛? Po tej historii z Martinem...
– Matt to nie Martin. W z˙yciu trzeba ryzykowac´.

136

GILL SANDERSON

background image

To samo mo´wiłam wczoraj, pomys´lała Jane. To

ciekawe, z˙e ten incydent odmienił nas w podobny
sposo´b.

Przez ostatnie dni Fiona wyraz´nie zachowywała

dystans, wie˛c Jane bardzo sie˛ zdziwiła, kiedy naste˛p-
nego dnia poprosiła ja˛ o rozmowe˛.

– Mys´lałam o tym, co mo´wiłas´ na temat potrzeby

cia˛głego kształcenia sie˛ – zacze˛ła – wie˛c i ja chciała-
bym nauczyc´ sie˛ czegos´ nowego. – Pchne˛ła w strone˛
Jane plik broszur. – W Londynie organizuja˛ po´łroczne
szkolenie z zakresu najnowszych technik w leczeniu
dzieci. Gdybym je ukon´czyła, byłabym lepsza˛ piele˛g-
niarka˛. Chciałabym po´js´c´ na ten kurs.

Jane przejrzała broszury. Szkolenie miało sie˛ odbyc´

w jednym z renomowanych szpitali.

– Chciałabym, z˙ebys´ ukon´czyła ten kurs, ale szpital

nie be˛dzie mo´gł przez ten czas wypłacac´ ci pensji.

– Wiem. Mam troche˛ oszcze˛dnos´ci. Rozmawiałam

juz˙ z działem kadr. Dostane˛ bezpłatny urlop i nie strace˛
posady. Jes´li podpisze˛ zobowia˛zanie, z˙e wro´ce˛ tu
i przepracuje˛ co najmniej trzy lata, to szpital odda mi za
kurs.

– To wspaniale. Z przyjemnos´cia˛ napisze˛ ci refe-

rencje, jes´li be˛dziesz ich potrzebowała.

– I jeszcze jedno – dodała Fiona troche˛ niepewnie.

– Na ten kurs bardzo trudno sie˛ dostac´, ale ktos´ włas´nie
zrezygnował. Mogłabym zaja˛c´ wolne miejsce, ale mu-
siałabym zacza˛c´ juz˙ za tydzien´.

– Za tydzien´! Dlaczego wczes´niej nie dałas´ mi znac´?
– Sama dopiero sie˛ o tym dowiedziałam.
Jane westchne˛ła.

137

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Przyjdz´ do mnie za godzine˛. Porozmawiam z ka-

drami.

W dziale kadr dowiedziała sie˛, z˙e ostateczna decy-

zja dotycza˛ca kursu nalez˙y do niej. Mogła oznajmic´
Fionie, z˙e jej wyjazd jest niemoz˙liwy. Postanowiła
jednak udzielic´ jej pozwolenia.

Niemal godzine˛ zabrało jej układanie na nowo pla-

nu dyz˙uro´w i szukanie zaste˛pstwa. W kon´cu jednak do-
biła do szcze˛s´liwego kon´ca.

– Kosztowało mnie to sporo wysiłku, ale moz˙esz

jechac´ na ten kurs – oznajmiła w kon´cu Fionie.

– Dzie˛ki, Jane. To bardzo miło z twojej strony.

I jestem pewna, z˙e nie be˛dziesz za mna˛ te˛skniła.

Dopiero wtedy Jane dostrzegła w oczach Fiony

złos´liwe błyski. Odniosła dziwne wraz˙enie, z˙e kolejny
raz dała sie˛ nabrac´.

Po´z´niej tego dnia Chris przyszedł do niej do gabine-

tu. Jak zwykle, kiedy nikt ich nie widział, pocałował ja˛
na powitanie.

– Czy aby sie˛ nie przepracowujesz? – zapytał.
– Nic prawie nie robie˛, bo piele˛gniarki wyre˛czaja˛

mnie we wszystkim.

– I bardzo dobrze. I nadal chcesz korzystac´ z z˙ycia?
– Owszem. Czy ty do czegos´ zmierzasz?
– Niewykluczone. Przejrzałem plan dyz˙uro´w. Pod

koniec tygodnia oboje mamy dwa wolne dni.

– Owszem. Do tego czasu zamierzam byc´ całkiem

zdrowa.

Mina Chrisa zdradziła, z˙e bije sie˛ z mys´lami.
– No powiedz mi, o co chodzi – zache˛cała Jane.

– Od razu ci ulz˙y.

Wzia˛ł głe˛boki oddech.

138

GILL SANDERSON

background image

– Jeszcze nikogo o cos´ takiego nie prosiłem. Ale po

kolei. Jakis´ czas temu pani Mansell oznajmiła mi, z˙e
chciałaby odwiedzic´ co´rke˛. Zdecydowałem wie˛c, z˙e na
ten czas wezme˛ wolne dni, z˙eby gdzies´ z Jamesem
wyjechac´. Ale James sie˛ dopytuje, czy ty nie mogłabys´
pojechac´ z nami. Tak sobie pomys´lałem, z˙e moz˙e ze-
chciałabys´ sie˛ zatrzymac´ w jakims´ hotelu nieopodal?
Chcemy sie˛ wybrac´ w okolice Whitby.

– Bardzo che˛tnie – odrzekła z lekkim wahaniem.

– Ale dlaczego miałabym mieszkac´ w innym hotelu?
Nie mogłabym w tym samym co wy?

– Rzecz w tym, z˙e my wybieramy sie˛ na kemping.

To zostało ustalone, zanim... zanim sie˛ dobrze po-
znalis´my.

– Na kemping?
– Obawiam sie˛, z˙e tak.
– Be˛dziecie mieszkac´ w małym namiociku i goto-

wac´ na ognisku?

Zrobił przeraz˙ona˛ mine˛.
– Nie. Na cos´ takiego James jest jeszcze za mały.

Moz˙e za kilka lat. To miejsce jest bardzo dobrze za-
gospodarowane. Moz˙na wynaja˛c´ wielki namiot z sy-
pialniami, kuchnia˛ i zadaszona˛ weranda˛. Jest w nim
sto´ł, krzesła, kuchenka do gotowania, lodo´wka, a na-
wet miejsce na barbecue. Prysznice z ciepła˛ woda˛ sa˛
bardzo blisko. Ale poniewaz˙ to wszystko jest pod na-
miotami, wie˛c James juz˙ nie moz˙e sie˛ doczekac´.

– Ile tam jest sypialni?
– Trzy.
– W takim razie mogłabym jedna˛ zaja˛c´. Jade˛ z wa-

mi, Chris. Jeszcze nie wiesz, z˙e kiedys´ byłam harcerka˛.
Nieraz spałam pod namiotem.

139

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Ale... czy juz˙ czujesz sie˛ na siłach?
– Nic sie˛ nie martw. Musze˛ tylko poprosic´, z˙eby

ktos´ przeja˛ł za mnie szkolenie praktykantek. – Nagle
cos´ ja˛tkne˛ło i spojrzała na Chrisa z obawa˛. – A moz˙e ty
nie chcesz, z˙ebym jechała? Moz˙e to be˛dzie niezre˛czna
sytuacja, ze wzgle˛du na Jamesa?

– Na pewno jakos´ to załatwimy.

Naste˛pnego dnia zadzwoniła do niej Erica.
– Wybieram sie˛ do bursy, z˙eby zabrac´ jeszcze kilka

rzeczy – powiedziała. – Wiem, z˙e to głupie, ale nie
chce˛ wchodzic´ tam sama. Be˛dziesz dzis´ w pokoju?

– Oczywis´cie, z˙e be˛de˛, jes´li tego chcesz. Powiedz

mi tylko, o kto´rej.

– Około sio´dmej. Poz˙ycze˛ od Matta samocho´d. Na-

pijemy sie˛ herbaty, pogadamy.

Jane widziała, z˙e Erica jest zdenerwowana wido-

kiem miejsca, w kto´rym Martin ja˛ zaatakował. Kiedy
jednak weszła do swojego pokoju, us´miechne˛ła sie˛.

– Juz˙ dobrze – os´wiadczyła. – Nawet mogłabym sie˛

tu wprowadzic´, gdybym chciała. Byłam tu szcze˛s´liwa.

– Byłam? – podchwyciła Jane. – Czyli zdecydowa-

łas´ sie˛ wyprowadzic´?

– Matt mi zaproponował, z˙ebym u niego została tak

długo, jak tylko zechce˛. Mam osobna˛ sypialnie˛, dzieli-
my dom jak przyjaciele.

– Chcesz, z˙eby tak pozostało? Przyzwoicie i po

przyjacielsku?

– Nie – odparła Erica namys´le. – Niekto´rzy moga˛

plotkowac´, z˙e zwia˛zuje˛ sie˛ z Mattem, z˙eby wyleczyc´
rany po poprzednim zwia˛zku, i z˙e powinnam jakis´ czas

140

GILL SANDERSON

background image

odczekac´. Ale ty wiesz najlepiej, z˙e trzeba ryzykowac´.
Inaczej moz˙na przeoczyc´ cos´ naprawde˛ dobrego. – Ze-
rkne˛ła na przyjacio´łke˛. – Ty tez˙ postanowiłas´ zaryzy-
kowac´, prawda?

– Chyba tak.
– I jestes´ z tym szcze˛s´liwa?
– Owszem, bardzo.
– To dobrze. Chris to cudowny facet. No, juz˙ mam

wszystko, co chciałam sta˛d zabrac´. Chodz´my do twoje-
go pokoju, napijemy sie˛ herbaty.

Tydzien´ mijał bardzo wolno. Dwa dni przed wyjaz-

dem wpadł do niej Chris.

– Sprawdziłem, z˙e na tym kempingu jest dobrze

zorganizowany klub dla dzieci. Załatwiłem juz˙, z˙eby
drugiego wieczoru James spe˛dził tam kilka godzin. My
be˛dziemy wtedy mogli pojechac´ na wytworna˛ kolacje˛
do jakiegos´ pobliskiego hotelu.

– Kaz˙dego wieczoru be˛dziemy wytworni – powie-

działa, mys´la˛c o wisza˛cej w szafie jedwabnej sukni,
kto´rej nie nosiła od czasu s´mierci me˛z˙a. Postanowiła ja˛
ze soba˛ zabrac´.

W kon´cu nadszedł dzien´ wyjazdu. Całe przedpołu-

dnie Jane cierpliwie pracowała, by nie zostawic´ z˙ad-
nych zaległos´ci. W bursie czekała na nia˛ spakowana
torba.

Wyjez˙dz˙ała na kro´tkie wakacje z Chrisem. Jechali

nie jako kochankowie, lecz prawie jak rodzina. To był
kolejny krok pogłe˛biaja˛cy ich zwia˛zek i czuła lekkie
zdenerwowanie. Kiedy wro´ca˛, be˛da˛ juz˙ nieco inni,
be˛da˛ sie˛ lepiej znali. Miała nadzieje˛, z˙e wyjdzie im to
na dobre.

141

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Chris przyjechał po nia˛ pod burse˛. Na tylnym sie-

dzeniu siedział us´miechnie˛ty James. Jane czekała na
nich przed budynkiem. Obok niej stało pudło z zapa-
sem jedzenia i torba podro´z˙na.

Chris pocałował ja˛ w policzek i wyruszyli. Jechali

droga˛ wzdłuz˙ wybrzez˙a, ciesza˛c sie˛ widokiem morza
i zielonych wzgo´rz. Pogoda była pie˛kna i według prog-
noz taka miała sie˛ utrzymac´ przez naste˛pne dni.

Po kro´tkim czasie dotarli na kemping. Jane spodo-

bało sie˛ tam od pierwszej chwili. Przede wszystkim
było czysto, do dyspozycji gos´ci był niewielki, ale do-
brze zaopatrzony sklepik i kawiarenka. Wynaje˛ty przez
Chrisa namiot okazał sie˛ przestronny i wygodny. Pra-
cownik oprowadził ich po terenie, objas´niaja˛c, gdzie
sie˛ co znajduje.

– Tu rozpalimy ognisko! – ucieszył sie˛ James,

wskazuja˛c miejsce przeznaczone do urza˛dzania bar-
becue. – Be˛dzie wie˛ksze, nie takie, jak w naszym
ogrodzie!

– Jasne! – przytakne˛ła Jane i zwro´ciła sie˛ do Chrisa:

– Moz˙e wez´miesz go na spacer, a ja tymczasem przy-
gotuje˛ kolacje˛?

– Moz˙emy cos´ zjes´c´ w kawiarence i...
– Nie bo´j sie˛, dam sobie rade˛. Całkiem dobrze go-

tuje˛ w polowych warunkach.

Po ich odejs´ciu sprawnie rozpaliła ognisko. Wy-

stawiła na sto´ł przywieziona˛ sałatke˛ i bułki. Miała tez˙
kiełbaski i szaszłyki, kto´re wystarczyło upiec.

Kolacje˛ zjedli na s´wiez˙ym powietrzu. James, prze-

je˛ty sytuacja˛, che˛tnie pomagał przy pieczeniu. Wkro´t-
ce jednak zrobił sie˛ senny i Chris połoz˙ył go do ło´z˙ka.
Jane tymczasem sprza˛tne˛ła po posiłku.

142

GILL SANDERSON

background image

Gdy s´ciemniło sie˛, Jane usiadła orzy stoliku z kieli-

szkiem wina i czekała na powro´t Chrisa.

– James jeszcze nigdy tak szybko nie zasna˛ł – o-

znajmił Chris po chwili, siadaja˛c obok. – Mam wyrzu-
ty sumienia, z˙e tak cie˛z˙ko dzis´ tu pracowałas´.

– Che˛tnie to zrobiłam. Przynajmniej czułam, z˙e jes-

tem cze˛s´cia˛ rodziny, a dawno mi sie˛ to juz˙ nie zdarzy-
ło. – Nie mogła sie˛ jednak powstrzymac´ przed zie-
wnie˛ciem.

– Czy to jakis´ znak? – spytał Chris ze s´miechem.
– Nie. Mamy za soba˛ długi i pełen wraz˙en´ dzien´.
– I to juz˙ koniec na dzisiaj?
Zerkne˛ła na stoja˛cy za nimi namiot.
– Zaraz po´jde˛ sie˛ umyc´ – powiedziała. – Upewnij

sie˛, czy James s´pi, a potem moz˙esz przyjs´c´ i pocałowac´
mnie na dobranoc.

– Dobrze.
Kiedy wro´ciła spod prysznica, szybko połoz˙yła sie˛

do ło´z˙ka. Wkro´tce usłyszała cichy szelest przy wejs´ciu
i w po´łmroku zobaczyła sylwetke˛ Chrisa.

Oboje wiedzieli, z˙e musza˛ zachowywac´ sie˛ cicho.

Kochali sie˛ z pasja˛, ale w milczeniu, staraja˛c sie˛ nawet
zbyt głos´no nie oddychac´. Mimo to, gdy osia˛gne˛li
spełnienie, Jane us´wiadomiła sobie, z˙e jeszcze nigdy
nie przez˙yła tak wielkiej rozkoszy.

Naste˛pnego dnia pojechali do Whitby, małego mia-

steczka na wzgo´rzach, przez kto´rego s´rodek przepły-
wała rzeka. Byli nim zauroczeni.

Wieczorem James został w klubie razem z innymi

dziec´mi, a oni pojechali na kolacje˛. Na wszelki wypa-
dek Chris podał opiekunom numer swojego telefonu
komo´rkowego.

143

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

Jane włoz˙yła swoja˛ jedwabna˛ suknie˛, a Chris miał

na sobie jasne spodnie i biała˛ koszule˛. Na kempingu
polecono im pobliski pub, gdzie moz˙na było zjes´c´ ko-
lacje˛ na tarasie z widokiem na morze.

– Bardzo mi tu dobrze – stwierdziła Jane.
– Naprawde˛? – W głosie Chrisa zabrzmiała nie-

ufnos´c´.

– S

´

wietnie sie˛ bawie˛, i to przede wszystkim dlate-

go, z˙e ty tu jestes´. Dlaczego w to wa˛tpisz?

Gdy ja˛ obja˛ł, natychmiast poczuła jego ciepło.
– Nie wa˛tpie˛, moja droga, tylko czasami sie˛ o cie-

bie martwie˛.

– Martwisz sie˛? Dlaczego? Przeciez˙ wszystko mie˛-

dzy nami dobrze sie˛ układa. – Teraz ona sie˛ zase˛piła.

– Tak, układa sie˛ bardzo dobrze. Ale przez chwile˛

byłas´ taka smutna, a potem spojrzałas´ na obra˛czke˛
i przekre˛ciłas´ ja˛ na palcu. Juz˙ kiedys´ widziałem, jak to
robisz. Mys´lałas´ o swoim me˛z˙u, prawda?

– Chris, jestem tu z toba˛ – odrzekła po namys´le.

– I powiem ci, z˙e od lat nie byłam taka szcze˛s´liwa.
O me˛z˙u pomys´lałam tylko przelotnie.

Wzia˛ł ja˛ za re˛ke˛.
– Two´j ma˛z˙ umarł. Wiem, z˙e bardzo go kocha-

łas´. Czy za kaz˙dym razem, kiedy czujesz sie˛ szcze˛s´-
liwa, z˙ałujesz, z˙e go nie ma przy tobie? Z

˙

e nie dzie-

li z toba˛ rados´ci?

Milczała przez chwile˛.
– Chcesz usłyszec´ szczera˛ odpowiedz´? – spytała

w kon´cu. – Staram sie˛ tak nie mys´lec´, ale to bardzo
trudne. Czasami nie wiem, co naprawde˛ czuje˛. Takie
uczucia same do mnie przychodza˛, kiedy sie˛ ich naj-
mniej spodziewam.

144

GILL SANDERSON

background image

Promienie słon´ca kładły sie˛ złotymi smugami na

wodzie. Woko´ł rozbrzmiewał gwar rozmo´w.

– Tuz˙ po jego s´mierci, a nawet kiedy jeszcze z˙ył,

ale był w bardzo złym stanie, chciałam sie˛ z nim dzielic´
wszystkimi miłymi rzeczami, kto´re mi sie˛ przydarzyły.
Ale było to niemoz˙liwe. Teraz buduje˛ z˙ycie na nowo,
wie˛c staram sie˛ mys´lec´ o sobie. I o tobie, i o nas razem.
Musze˛ jednak przyznac´, z˙e czasami sie˛ zastanawiam,
co by było, gdyby... nadal był przy mnie.

Chris miał skupiona˛ twarz i mocno s´ciskał jej re˛ke˛.
– Ale teraz jestem z toba˛ szcze˛s´liwa, Chris. Jest po

prostu... inaczej. Rozumiesz to, prawda?

– Oczywis´cie. – Nagle przygarna˛ł ja˛ do siebie

i mocno pocałował w usta. – Jeszcze ci nie mo´wiłem,
z˙e cie˛ kocham.

– Ja tez˙ nigdy ci nie mo´wiłam, z˙e cie˛ kocham –

rzekła. – To jest takie... ostateczne.

– Tak, zgadzam sie˛. Długo sie˛ nad tym zastanawia-

łem. Ludzie cze˛sto naduz˙ywaja˛ tego słowa i wtedy
niewiele ono znaczy. Dla mnie jednak znaczy bardzo
duz˙o. Mam nadzieje˛, z˙e dla ciebie tez˙.

– Mo´w dalej. – Ciekawiło ja˛, co jeszcze usłyszy.
– Mys´le˛, z˙e nasz zwia˛zek włas´nie ku temu zmierza.

Ku miłos´ci. Kiedys´ juz˙ miałem takie przeczucie, ale sie˛
pomyliłem. Tym razem postanowiłem sobie, z˙e musi
mi sie˛ udac´. Czy ty czujesz podobnie?

– Bardzo ostroz˙na z nas para, co? – zapytała. – Ale

owszem, masz racje˛. Nie chce˛ sie˛ s´pieszyc´, ale czuje˛,
z˙e do czegos´ zmierzamy. I warto na to czekac´.

145

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Naste˛pnego dnia wybrali sie˛ na daleki spacer po

wrzosowiskach w okolicach Whitby. Obiecali sobie,
z˙e jeszcze kiedys´ odwiedza˛ ten kemping.

Uzgodnili, z˙e do domu wro´ca˛ wczes´nie. James był

troche˛ zme˛czony i szybko poszedł spac´.

– Jane, zostaniesz na noc? – zapytał Chris.
– Jes´li mnie zapraszasz – odrzekła.
Poszła do kuchni zrobic´ kanapki, a Chris zajrzał do

syna i sprawdził wiadomos´ci nagrane na automatycz-
nej sekretarce. Zaje˛ło mu to dos´c´ duz˙o czasu, a kiedy
wro´cił, Jane zauwaz˙yła, z˙e jest spie˛ty. Cos´ sie˛ chyba
stało, pomys´lała Jane.

– Musimy porozmawiac´ – oznajmił.
– Słucham – rzekła Jane zaniepokojona.
– Moja z˙ona zostawiła mi wiadomos´c´, z˙ebym do

niej zadzwonił. Włas´nie to zrobiłem.

– Powiedziałes´, z˙e praktycznie nie jestes´cie juz˙

małz˙en´stwem, z˙e znikne˛ła z twojego z˙ycia! A tym-
czasem ona do ciebie dzwoni? Chyba be˛dzie lepiej, jak
sobie sta˛d po´jde˛.

– Nie, zaczekaj. To dotyczy ro´wniez˙ ciebie.
– Mo´wiła o mnie? A ska˛d w ogo´le o mnie wie?
– Prosze˛, usia˛dz´. – Chris westchna˛ł cie˛z˙ko. – Wy-

słuchaj mnie i dopiero potem podejmij decyzje˛. Ja tez˙
jestem zdenerwowany.

background image

Usiadła i patrzyła na niego czujnie.
– Słucham – powiedziała. – Kiedy wspomniałes´

o wiadomos´ci od z˙ony, nagle zdałam sobie sprawe˛,
z˙e... popełnilis´my cudzoło´stwo.

Zno´w westchna˛ł i przeczesał palcami włosy.
– Ja nie mam takiego poczucia. Ale wysłuchaj mnie,

prosze˛. Eleanor, moja z˙ona, dalej wykazuje pewien
rodzaj troski o mnie i o Jamesa. Zadzwoniła do niej jej
siostra z wiadomos´cia˛, z˙e zadurzyłem sie˛ w jakiejs´
okropnej babie, kto´ra zrujnuje mi z˙ycie i unieszcze˛s´-
liwi Jamesa, i z˙e ona, Eleanor, musi koniecznie temu
zapobiec.

Jane patrzyła na Chrisa z niedowierzaniem.
– Zadzwoniła jej siostra? To znaczy Fiona?
– Tak, Fiona.
Jane przypomniała sobie złos´liwe błyski w oczach

piele˛gniarki, kiedy sie˛ ostatnio rozstawały.

– Nie zdawałam sobie sprawy, z˙e ona az˙ tak nas

nienawidzi – wyszeptała.

– Najwyraz´niej tak jest. Na szcze˛s´cie Eleanor dob-

rze zna swoja˛ siostre˛. Nie uwierzyła w te˛ historie˛, ale
uznała za swo´j obowia˛zek sprawdzic´, co sie˛ dzieje.
Wszystko jej wyjas´niłem.

– I co ona na to?
– Z

˙

yczyła mi szcze˛s´cia. Powiedziała, z˙e przys´pie-

szy rozwo´d, bo i ona moz˙e zechce z kims´ sie˛ zwia˛zac´.
Pozwoliła mi tez˙ wyjas´nic´ ci, dlaczego sie˛ rozstalis´my.
Oczywis´cie, jes´li chcesz to wiedziec´.

– Oczywis´cie, z˙e chce˛!
– Eleanor jest archeologiem. Twierdzi, z˙e nie lubi

ludzi i z´le sie˛ z nimi dogaduje. Jest inteligentna, ale
mało uczuciowa.

147

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

– Ale dlaczego sie˛ rozstalis´cie?
– Pytanie powinno brzmiec´, dlaczego sie˛ pobralis´-

my. Tworzylis´my luz´ny zwia˛zek, kaz˙de z˙yło swoim
z˙yciem, ale Eleanor zaszła w cia˛z˙e˛. Ja byłem tym za-
chwycony, ona nie za bardzo. Po porodzie niewiele sie˛
zmieniło. Mie˛dzy nia˛ a Jamesem nigdy nie wytworzyła
sie˛ prawdziwa wie˛z´ jak mie˛dzy matka˛ a synem. Nie
pomogła psychoterapia ani leki. W kon´cu moja z˙ona
doszła do wniosku, z˙e be˛dzie lepiej, jes´li nas zostawi
samych. Po jakims´ czasie sie˛ z nia˛ zgodziłem.

Jane jeszcze nigdy nie słyszała takiej historii.
– Czy ona cie˛ kochała?
– Na swo´j chłodny sposo´b chyba tak.
– A ty ja˛?
– Tak, ale musiałem sie˛ z tego wyleczyc´.
– Nadal cie˛ to boli?
– Czasami.
– I boisz sie˛, z˙e historia sie˛ powto´rzy?
– Kiedys´ sie˛ tego bałem, ale odka˛d poznałem cie-

bie, goto´w jestem zaryzykowac´. Jes´li i ty tego prag-
niesz.

Wstała, podeszła do niego i ucałowała go gora˛co.
– Lepiej be˛dzie, jes´li dzisiaj po´jde˛ do domu. Nadal

czuje˛ do ciebie to, co czułam, ale musze˛ pare˛ spraw
przemys´lec´. No i wolałabym, z˙ebys´ jednak był formal-
nie rozwiedziony.

Kiedy dotarła takso´wka˛ do domu, i na nia˛ czekała

wiadomos´c´ nagrana na automatycznej sekretarce. Do-
ktor Lansing, młody lekarz z oddziału nagłych wypad-
ko´w, zapraszał ja˛do gabinetu. Dotarła tam jeszcze tego
samego dnia.

– Badania krwi, kto´re pani zrobilis´my, cos´ wykaza-

148

GILL SANDERSON

background image

ły. Ale chciałem sie˛ jeszcze upewnic´. – Podał jej małe
pudełeczko. – Jest pani piele˛gniarka˛, wie˛c wie pani, co
z tym zrobic´. Prosze˛ wejs´c´ tam, za zasłone˛.

Po chwili wszystko było jasne.
– A wie˛c jest pani w cia˛z˙y – potwierdził lekarz. –

Mam nadzieje˛, z˙e sie˛ pani cieszy.

Była dopiero dziewia˛ta, wie˛c zadzwoniła do Chrisa.
– Musze˛ do ciebie na chwile˛ wpas´c´ – oznajmiła.
Powitał ja˛ w progu i chciał pocałowac´ na powitanie,

ale odwro´ciła głowe˛ tak, z˙e jego usta natrafiły na jej
policzek.

– Wiem, z˙e to banalne słowa, ale musimy poroz-

mawiac´ – powiedziała.

– Moz˙e wolałabys´ jednak dłuz˙ej sie˛ nad wszystkim

zastanowic´? Wiem, z˙e ten telefon cie˛ zdenerwował,
wie˛c...

– Tu nie chodzi o mnie, tylko o ciebie.
Przeszli do jego gabinetu.
– Usia˛dz´ i wysłuchaj mnie – poprosiła. – Nic nie

mo´w!

Zauwaz˙yła le˛k na jego twarzy i dopiero wtedy zdała

sobie sprawe˛, z˙e krzyczy.

– Alez˙ ja nic nie mo´wie˛ – uspokoił ja˛.
– Jestem w cia˛z˙y – os´wiadczyła.
Przygla˛dała sie˛ mu uwaz˙nie, staraja˛c sie˛ odgadna˛c´,

co Chris czuje. Nie potrafiła.

– Nie rozumiem. Przeciez˙ mo´wiłas´...
– Najwyraz´niej kobiety w twoim z˙yciu maja˛ pecha.

Obie zaszły w cia˛z˙e˛, chociaz˙ tego nie chciały.

– Jane, wiesz, z˙e ja... Musimy zaplanowac´...
– Prosiłam, z˙ebys´ nic nie mo´wił. Wierzyłam, z˙e

149

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

nasz zwia˛zek ma przyszłos´c´. Ale nie chce˛ go tak za-
czynac´. Musze˛ wiele spraw przemys´lec´.

– Chyba nie zamierzasz... – zacza˛ł z przeraz˙eniem.
– Alez˙ ska˛d! Chce˛ tylko, z˙ebys´ dał mi tydzien´ na

zastanowienie sie˛ nad tym wszystkim.

Milczał przez chwile˛, az˙ w kon´cu skina˛ł głowa˛.
– Dobrze. Niech be˛dzie tydzien´. Ale potem poga-

damy.

Gdy po´z´niej lez˙ała w ło´z˙ku, przez jej głowe˛ przebie-

gały chaotyczne mys´li. Co ma zrobic´? Zauwaz˙yła, z˙e
Chris, choc´ z pocza˛tku zaskoczony ta˛ nowina˛, raczej
sie˛ z niej ucieszył. Ale co ona czuje? Moz˙e lepiej nie
angaz˙owac´ sie˛, wyjechac´ sta˛d i juz˙ nigdy nie pozwolic´
sobie na miłos´c´?

Jane sama nie wiedziała, jak przez˙yje naste˛pne dni.

Na szcze˛s´cie na oddziale było mno´stwo pracy, i gło´w-
nie ona zaprza˛tała jej mys´li.

Oczywis´cie, widywała Chrisa. On ro´wniez˙ był za-

pracowany. Kilka razy pytał, czy nie zechciałaby z nim
porozmawiac´ na osobnos´ci, ale za kaz˙dym razem od-
mawiała.

Pewnego dnia wpadł do jej gabinetu Matt.
– Jane, czy moge˛ powiedziec´ cos´, co byc´ moz˙e cie˛

zirytuje?

– Juz˙ i tak jestem dos´c´ zirytowana, ale mo´w.
– Wiele ci zawdzie˛czam. Dzie˛ki tobie jestem z Eri-

ca˛. Chciałem tylko powiedziec´, z˙e... Chris to s´wietny
facet, ale od tygodnia przebywanie z nim w jednym
pomieszczeniu to istne piekło. Czy moglibys´cie sie˛
wreszcie pogodzic´? To by nam wszystkim bardzo ułat-
wiło z˙ycie.

150

GILL SANDERSON

background image

Musiała sie˛ rozes´miac´, choc´ tak naprawde˛ miała

ochote˛ płakac´.

– Chciałabym ci pomo´c, ale na razie nie moge˛ – od-

rzekła.

Tego samego dnia po południu podje˛ła wreszcie de-

cyzje˛. Gdy ogla˛dała stare zdje˛cia, nagle zrozumiała, z˙e
nie moz˙e spe˛dzic´ reszty z˙ycia, rozpamie˛tuja˛c prze-
szłos´c´. Musi wybrac´ to, co jest najlepsze nie tylko dla
niej, ale i dla dziecka.

Sie˛gne˛ła po telefon.
– Chris? Tu Jane.
– Jane! Wszystko w porza˛dku?
– Jak najbardziej, ale mam do ciebie pytanie. Co

bys´ powiedział na braciszka lub siostrzyczke˛ dla
Jamesa?

– To by było cudowne! Gdyby oczywis´cie mama

tego malen´stwa weszła do naszej rodziny.

– Bo ja nie wyobraz˙am sobie, z˙eby moje dziecko

mogło miec´ lepszego brata niz˙ James i lepszego ojca
niz˙ ty. Masz czas wieczorem? Jes´li tak, to spotkamy sie˛
za po´ł godziny na parkingu przy plaz˙y.

Z pocza˛tku nie wiedziała, jak zacza˛c´ te˛ rozmowe˛.

Chris takz˙e był zagubiony.

– Przejdz´my sie˛ po plaz˙y – zaproponował w kon´cu.

– Tam dalej jest mniej ludzi.

Zdje˛li sandały i brodzili po płyciz´nie, rozpryskuja˛c

wode˛. Gwar ludzkich głoso´w powoli cichł, a oni szli
dalej, słuchaja˛c krzyku mew. Po chwili wzie˛li sie˛ za
re˛ce.

– Byłam tu w dniu rozmowy kwalifikacyjnej, kiedy

151

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA

background image

pierwszy raz cie˛ zobaczyłam. Moz˙na powiedziec´, z˙e
tutaj wszystko sie˛ zacze˛ło, i tu sie˛ skon´czy.

– Ale zacznie sie˛ cos´ nowego – dodał.
Poprowadził ja˛ w strone˛ skał, a gdy znalez´li sie˛ u ich

podno´z˙a, usiedli na wysunie˛tej kamiennej po´łce.

– Nie wiem, od czego zacza˛c´ – wyznał.
– Ale ja wiem. – Wycia˛gne˛ła przed siebie lewa˛dłon´

i spojrzała na obra˛czke˛. Potem ja˛ zdje˛ła, ucałowała
i wsune˛ła do kieszeni. – Tak to zakon´cze˛ – powiedzia-
ła. – Nie be˛de˛ juz˙ jej nosiła, ale ja˛zatrzymam. Nie masz
nic przeciwko temu?

– Alez˙ ska˛d. Wia˛z˙e sie˛ z nia˛ wiele wspomnien´, kto´-

re sa˛ cze˛s´cia˛ ciebie. Chce˛, z˙ebys´ ja˛ zatrzymała. Z

˙

eby

ci przypominała o Johnie.

– Polubiłby cie˛. Jego jednak nie ma, a my jestes´my.

Z

˙

ycie musi toczyc´ sie˛ dalej.

Obja˛ł ja˛ i przysuna˛ł sie˛ bliz˙ej, tak z˙e poczuła bija˛ce

od niego ciepło.

– Pamie˛tasz nasze wczes´niejsze rozmowy? Obieca-

łas´ sobie, z˙e zaczniesz naprawde˛ z˙yc´, wykorzystywac´
kaz˙dy dzien´.

– Pamie˛tam. I nadal tak mys´le˛. Tylko kiedy sie˛ do-

wiedziałam, z˙e... Co´z˙, to był dla mnie szok. Nie wie-
działam, co robic´. Ale teraz bardzo sie˛ ciesze˛, z˙e be˛-
dziemy mieli dziecko. – Spojrzała na niego czujnie. –
Chris, ty tez˙ sie˛ cieszysz, czy tylko udajesz?

– Bardzo sie˛ ciesze˛. Przez długi czas James był dla

mnie najwaz˙niejszy. Teraz be˛dzie nie tylko James, ale
ro´wniez˙ ty i jeszcze jeden mały Fielding. Be˛de˛ kochał
was wszystkich.

– Mały Fielding?
– Przeciez˙ musimy sie˛ pobrac´. Chyba chcesz, z˙eby

152

GILL SANDERSON

background image

ojciec twojego dziecka był przyzwoitym człowiekiem?
I szcze˛s´liwym?

– Jestes´ pewny, z˙e... Mys´lisz, z˙e nam sie˛ uda?
– Jeszcze niczego w swoim dotychczasowym z˙yciu

nie byłem taki pewny.

153

DOSKONAŁA PIELE˛GNIARKA


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sanderson Gill Medical Duo 493 Punkt zwrotny
115 Sanderson Gill Znow z rodzina
Sanderson Gill Romantyczni egoisci
392 Sanderson Gill Warto było czekać
Sanderson Gill Powrót do rodzinnych stron
Sanderson Gill Lekarz arystokrata
254 Sanderson Gill Terapeutka
Sanderson Gill Nowe Zycie 312
115 Sanderson Gill Znow z rodzina
247 Sanderson Gill Romantyczni egoisci
387 Sanderson Gill Za horyzontem
306 DUO MacDonald Laura Niezwykly weekend
289 Sanderson Gill Znakomity Specjalista(1)
092 Sanderson Gill Za horyzontem

więcej podobnych podstron