Łukasz Kluska - Ekumenizm z piekła rodem
Za panowania cesarza Decjusza Senat Rzymski wydał dekret na mocy którego, przyznał cześć
boską trzydziestu tysiącom bożków tj. tym wszystkim, które były znane w ówczesnym
świecie, a nie chciał przypuścić do czci tylko Boga Chrześcijan, gdyż nazywał Go Bogiem
pysznym, który sam jedynie czczony być pragnie. Niewątpliwie uzasadnienie Senatu było
poniekąd słuszne: Bóg prawdziwy jest jeden i tylko jeden czczony być może!
Pogański Rzym w swym bałwochwalstwie mógł uznać wszystkie zabobony świata, w imię
pokoju na świecie i zgodnej przyjaźni ludów w granicach Imperium przygarnął pod swe
skrzydła bożków greckich, egipskich a nawet germańskich! Nie mógł jednak dać wyrazu
akceptacji tylko dla czci Chrystusa, dla jedynej prawdziwej religii katolickiej. To nie
sprzeczność, lecz zupełnie zrozumiała konsekwencja, gdyż jak napisze M.Jamin: "jest rzecz
naturalna, że błędy cierpią naturalnie jedne drugie; ciemności zgadzają się z
ciemnościami. Ale ażeby prawdziwa religia miała dopuszczać wszystkie inne, to by było
sprzecznością: prawda z istoty swej, jest kłamstwa nieprzyjaciółką." Tak też i święty
Kościół katolicki był od zawsze nieprzyjacielem wszystkich fałszywych religii, nieugiętym
pogromcą wszelkich herezji - czym nieustannie pomimo niezliczonych cierpień,
prześladowań i nienawiści ze strony świata dawał krwawe świadectwo Prawdzie! Dziś
jednak, począwszy od pełnego błędów pontyfikatu przyjaciela komunistów Jana XXIII
Kościół pogrążył się w ciemnościach straszliwej herezji ekumenizmu...
Ekumeniczny dekret Senatu Rzymskiego dobrze obrazuje istotę herezji synkretyzmu
religijnego, do której nieuchronnie prowadzi współczesny ekumenizm, powstały w XIX
wieku w łonie amerykańskich sekt protestanckich a od czasów Soboru Watykańskiego II
lansowany oficjalnie przez hierarchię Kościoła posoborowego.
Krótka historia ekumenizmu
Pochodzące z języka greckiego słowo "ekumenizm" zostało wymyślone przez amerykańskich
rabinów na określenie relacji jakie zaistniały między nimi a niezliczonymi sektami
protestanckimi na terenie Stanów Zjednoczonych w XIX wieku. Jednak pierwsze ślady
ekumenizmu odnajdujemy już na kartach Starego Testamentu. Przed przyjściem Pana Jezusa
na świat naród żydowski był jedynym wyznawcą wiary w prawdziwego Boga. Wszystkie
pozostałe ludy na ziemi wyznawały wówczas w mniejszym lub większym stopniu politeizm,
czyli wiarę w niezliczoną rzeszę fałszywych bożków. Izrael w Starym Testamencie stanowił
jakby wyobrażenie (figurę) Kościoła katolickiego, gdyż pośród pogańskich plemion był
jedynym depozytariuszem Prawdy objawionej przez Boga. Dziś jedynym depozytariuszem
Prawdy objawionej jest tylko i wyłącznie Kościół katolicki, poza którym jak stanowi dogmat
nikt nie dostępuje zbawienia i nie ma odpuszczenia grzechów. Przed przyjściem Zbawiciela
posiadaczem prawdziwej religii był właśnie naród żydowski. Mojżesz na Górze Synaj
otrzymał od Boga Dekalog, w którym pierwszym i najważniejszym Przykazaniem był zakaz
łączenia świętej Wiary z fałszywi religiami. Niewierni jednak Żydzi wielokrotnie zdradzali
Boga, a główną przyczyną dla której były naród wybrany był nieustannie karany w Starym
Testamencie stała się właśnie jego skłonność do mieszania ich prawdziwej wiary przez Boga
objawionej z pogańskimi kultami sąsiadujących ludów. Tak więc tych starotestamentowych
Żydów możemy określić jako prawdziwych prekursorów lub protoplastów współczesnego
ekumenizmu.
Żydzi odegrali także znaczącą rolę w narodzinach współczesnego ekumenizmu, którego
genezę upatrywać należy w drugiej połowie XIX wieku. Warto więc podkreślić, że
ekumenizm rodzi się na glebie całkowicie obcej Kościołowi katolickiemu. Pod koniec wieku
XIX Ameryka znajdowała się na etapie nieustannego rozkwitu ekonomicznego. W
dynamicznie prosperującej gospodarce wszędzie brakowało rąk do pracy. Liczne wspólnoty
protestanckie w USA cierpiały wskutek powszechnego braku pastorów. Wówczas to
amerykańscy rabini poczęli ofiarować przeróżnym wspólnotom heretyckim swoje usługi jako
niedzielni kaznodzieje w protestanckich zborach. Tak narodził się właśnie ekumenizm,
którego ojcami byli rabini pracujący zarówno w synagogach oraz protestanckich zborach jako
pastorzy. Współpraca między żydami i kacerzami zaowocowała narodzinami organizacji o
nazwie The Interfaith Movement - Ruch Międzywyznaniowy, który z biegiem czasu zaczął
wypracowywać nową, dziwną mieszankę religijną w oparciu o judaizm i herezje Marcina
Lutra. Autor głównego opracowania nt. Ruchu Międzywyznaniowego L. Sussman podkreślał,
że chodziło im o wypracowanie jednej powszechnej religii "a new uniwersal religion", która
"doprowadzi do usunięcia wszystkich religii i w ich miejsce wprowadzi wszędzie jedną
religię uniwersalną według zasad Kanta". Synkretyczna doktryna judaistyczno-protestancka,
której przyświecała wizja ekumenicznego pojednania się religii w imię pokoju na świecie, a
następnie na ich bazie budowania jednej uniwersalistycznej religii masońskiej głoszącej
"prawa człowieka" szybko została przeszczepiona na grunt europejski. W 1925 roku w
Sztokholmie luterański pastor Nathan Söderblom zorganizował pierwszą międzyreligijną
konferencję, której celem było zbliżenie wyznawców różnych religii poprzez dialog
ekumeniczny. Inicjatywa ekumenistów spotkała się z natychmiastową reakcją Rzymu. Stolica
Apostolska potępiła w bardzo ostrych słowach pierwszy w historii zlot ekumeniczny w
Europie zabraniając bezwzględnie katolikom uczestnictwa w tych synkretycznych obradach
religijnych (nota bene Karol Wojtyła podczas swojej podróży do Szwecji w 1989r. złożył
kwiaty na grobie pastora Söderblom'a - organizatora potępionego przez Piusa XI zlotu
międzyreligijnego). W 1928 roku w wyniku międzyreligijnego spotkania w Sztokholmie
wyznawców różnych religii Ojciec święty Pius XI wydał encyklikę "Mortalium animos" w
której uroczyście potępił ekumenizm, przestrzegając katolików przed tą śmiertelną dla Wiary
pułapką: "Wyznawcy tej idei (tj. ekumenizmu - przyp.ŁK) nie tylko są w błędzie i łudzą
się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i stopniowo
popadają w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że ktokolwiek popiera podobne
idee lub bierze udział w ich przedsięwzięciach, odstępuje zupełnie od religii przez Boga
objawionej." Papież w swej encyklice przypomniał także odwieczne nauczanie Magisterium
Kościoła w zakresie dzieła ewangelizacji: "Jasną rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia,
dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w
zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak
tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego,
prawdziwego Kościoła katolickiego, od którego kiedyś, niestety, odpadli".
Pomimo bardzo ostrego potępienia ruchu ekumenicznego przez Stolicę Apostolską zyskał on
silną aprobatę w modernistycznych kręgach kościelnych, czego konsekwencją stało się
stopniowe przenikanie heretyckiej nauki do seminariów, która ostatecznie zatriumfowała w
dokumentach II Soboru Watykańskiego. Sobór poświęcił ekumenizmowi dwa dokumenty:
dekret Unitatis redintegratio, w którym silne piętno odbiła potępiona przez Piusa XI doktryna
Ruchu Międzywyznaniowego a także deklarację Nostra aetate - o stosunku Kościoła do religii
niechrześcijańskich, w której znalazła się bluźniercza laudacja na cześć islamu, judaizmu a
nawet hinduizmu i buddyzmu. Na konsekwencje nie trzeba było długo czekać. W drugiej
połowie XX wieku niezliczona rzesza hierarchów Kościoła oraz wiernych popadła de facto w
milczącą apostazję a sama herezja synkretyzmu religijnego osiągnęła swój punkt
kulminacyjny w 1986 roku podczas międzyreligijnego spotkania w Asyżu, gdzie na
zaproszenie Jana Pawła II przybyli przedstawiciele 130 wyznań "modlić się" o pokój na
świecie. Bazylika franciszkańska w Asyżu zgromadziła wówczas modernistów, wszystkie
protestanckie sekty, żydów, muzułmanów, buddystów a nawet murzyńskich czcicieli węży
oraz złych duchów, którzy na ołtarzach ofiarowali demonom zabite zwierzęta.
Najohydniejszego bałwochwalstwa dopuścił się tam Dalejlama, buddysta żyjący w
przekonaniu, że jest żywym bogiem na ziemi, któremu moderniści w katolickiej świątyni
pozwolili umieścić na Tabernakulum posążek bożka Buddy i palić na jego cześć kadzidło.
Podczas powitania w murach franciszkańskiej bazyliki przedstawicieli fałszywych religii Jan
Paweł II zamiast wezwać innowierców do nawrócenia się na wiarę katolicką, zachęcał ich do
"modlitw" do fałszywych bożków. Już przed spotkaniem papież powiedział bowiem, że jest
ważne, aby pozostali oni wierni swym błędnym religiom: "Ta wspólna radykalna wierność
poszczególnym tradycjom religijnym jest dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebna dla
pokoju. Każdy z obecnych w Asyżu przedstawi Bogu swą modlitwę według własnej tradycji
religijnej". Wezwanie przez Wojtyłę pogan do "modlitwy" było obiektywnym uznaniem
wartości ich modłów, co stanowi jawną negacją słów Chrystusa: "Nikt nie przychodzi do Ojca
inaczej jak tylko przeze Mnie" (J 14,6) oraz "Kto nie czci Syna, nie czci też Ojca..." (J 5, 22).
Od ekumenizmu do ateizmu
Można zadać pytanie dlaczego Kościół katolicki tak ostro potępił rodzący się w u progu XX
wieku ekumenizm określając go jako grzech podkopujący same fundamenty objawionej
Prawdy? Dlaczego ekumenizm jest tak wielkim złem, niepojętą obrazą Boga skoro lansowany
jest dziś powszechnie przez najwyższych dostojników kleru? Aby udzielić właściwej
odpowiedzi na te pytania należy najpierw sięgnąć do katechizmu aby przypomnieć czym tak
naprawdę jest Wiara katolicka?
Dziś wielu ludzi błędnie utożsamia Wiarę z uczuciami religijnymi lub wewnętrznymi
pragnieniami czy też własnymi wyobrażeniami Boga. To wielki błąd i manipulacja. Jak
poucza nas katechizm Wiara jest to cnota nadprzyrodzona dzięki której nasz rozum przyjmuje
wszystko co Bóg o Sobie objawił a Kościół katolicki do wierzenia podał. Wiara katolicka jest
więc obiektywną prawdą, którą otrzymaliśmy z zewnątrz przez Objawienie Boże. Jeśli
jesteśmy ochrzczeni i przyjmujemy wszystkie artykuły Wiary - jesteśmy katolikami, jeśli
odrzucamy choćby jedną najmnijeszą prawdę Wiary - katolikami nie jesteśmy. Bóg odkrył
przed człowiekiem wiele prawd o Sobie ponieważ bez tego człowiek nie byłby zdolny Pana
Boga pokochać. Już starożytni Rzymianie mówili: ignoti nulla cupido - czego człowiek nie
zna tego i nie pożąda.
Bóg przekazał więc o Sobie prawdę aby człowiek mógł Go poznać i dzięki temu szczerze
pokochać, dlatego właśnie największym grzechem przeciwko miłości Pana Boga jest herezja
czyli świadome fałszowanie tego, co Pan Bóg o Sobie nam przekazał. Tak Kościół katolicki
zawsze i wszędzie nauczał do II Soboru Watykańskiego. Prawda ma to do siebie, że zawsze
jest bezwzględna, autorytarna, gdyż potępia wszelki fałsz. Słynny kaznodzieja węgierski
bp.Tihamer Toth podczas jednego z kazań dla młodzieży akademickiej powiedział nawet:
"Często słyszymy zarzut, że Kościół katolicki jest "niewyrozumiały". Nie pozwala np.,
żeby w małżeństwach mieszanych połowa dzieci była innego wyznania; nie pozwala,
żeby poświęcony przez Kościół sztandar, mógł być "poświęcony" przez inne wyznania
itd. Jest niewyrozumiały? Nie, Kościół katolicki nie jest niewyrozumiały, tylko
PRAWDA, której jest stróżem jest "niewyrozumiała". Trudno, ale dwa plus dwa, nigdy
nie jest pięć! Pomyślmy trochę, jaka powstałaby obojętność religijna, jaka oziębłość,
jeśliby Kościół katolicki lekko traktował tę sprawę i ustępliwością swoją wykazywał, że
sam nie jest zupełnie pewny swojej nauki. Nie gorszcie się, ale otwarcie powiem:
Natychmiast zerwałbym z Kościołem katolickim, gdyby utrzymywał: "niech sobie będą i
inne wiary dobre..." Wtenczas bowiem wiara katolicka nie byłaby prawdziwą!". Dlatego
Kościół katolicki jako jedyny depozytariusz Prawdy Objawionej zawsze i wszędzie potępiał
wszystkie fałszywe religie jak islam, judaizm, buddyzm a także antyreligie jak protestantyzm,
a z zwłaszcza potępiał mieszanie prawdy z fałszem czyli ekumenizm. Bp. R.Williamson
tłumaczy różnicę miedzy ekumenizmem a wiarą katolicką na bardzo prostym przykładzie:
"jeśli jakiś matematyk wierzy, że dwa plus dwa może dać w sumie cztery lub pięć,
podczas gdy inny jest przekonany, że jedynym wynikiem może być cztery, czy mają w
głowach tę samą arytmetykę? Z pewnością nie!(...) Prawdziwa arytmetyka wyklucza
każdy wynik niezgodny z rzeczywistością. Podobnie prawdziwa wiara katolicka odrzuca
wszystkie błędy innych religii, zwłaszcza błąd wolności religijnej, podkopujący całą
obiektywną prawdę w celu zaprowadzenia religii człowieka."
Bóg mógł przekazać prawdę o Sobie w tylko jednej prawdziwej religii nadprzyrodzonej, a
wszystkie inne są kłamstwem, wierzeniami wymyślonymi przez ludzi, wiarą w wielkie Nic!
Każde inne twierdzenie jest absurdalne, gdyż musiałoby dowieść, że w Bogu jest wewnętrzna
sprzeczność, skoro przekazał o Sobie prawdę w różnych, wykluczające się wzajemnie
religiach (co jest niemożliwe) lub też, że Pan Bóg nie istnieje wcale. Drugi wniosek czyli
ateizm jest fałszem, gdyż światłem czystego rozumu dowodzimy istnienia Boga. Wystarczy
spojrzeć na cały otaczający nas świat: drzewa, kwiaty, skały, morza. Cały świat zbudowany
jest z mikroskopijnych cząsteczek zwanych atomami. Nie jest dziełem możliwym aby przez
przypadek albo w wyniku jakiegoś wielkiego wybuchu mogły te cząsteczki poukładać się w
tak doskonale harmonijny i uporządkowany świat. A nawet jeśli byłoby to możliwe, że
przypadek ułożył atomy w jedną, piękną harmonię świata materialnego, wykluczone aby
cząsteczki te jednocześnie ułożyły się przez przypadek i zarazem podlegały niezmiennym
prawom przyrody. Jest więc Bóg, stwórca rzeczy widzialnych i niewidzialnych.
Ponieważ jest jeden Bóg, jedna może być tylko prawdziwa religia, a jak podkreślił wybitny
XIX-wieczy teolog katolicki Mikołaj Jamin: "Religia, która twierdzi, że wszystkie inne są
także dozwolone, nie jest religią, ale raczej szyderstwem ze czci religijnej, ponieważ
Boga czyni bałwanem, u którego wszelki hołd jest w równej cenie. Jakże!.. toż poganin
który czci wiele bogów; żyd, chrześcijanin, mahometanin, którzy czczą tylko jednego:
chrześcijanin, który odrzuca Mahometa jak zwodziciela, mahometanin, który go czci
jako największego z proroków? żyd który ukrzyżował Jezusa Chrystusa jako
bluźniercę; chrześcijanin, który Go uznaje za Mesjasza przepowiedzianego przez
proroków i od narodów pożądanego: deista, który nie dopuszcza objawienia, żyd,
chrześcijanin, mahometanin, którzy je dopuszczają: chrześcijanin, który czci Jezusa
Chrystusa jako Syna Bożego współistotnego Ojcu Swojemu, i socynianin, który Go czyni
stworzeniem; toż mówię od tych wszystkich oddawane hołdownictwo Bóstwu, miałoby
Mu się równo podobać? Ale precz od nas tak straszne bluźnierstwo. Bóg nie może
aprobować takich religii, które się nawzajem wykluczają: Bóg nasz jest Bóg zawistny
[(por. Wj. 34, 14)]."
Jest więc ekumenizm - jak naucza Kościół katolicki w encyklice Piusa XI - nawet nie herezją
ale całkowitym odstępstwem od prawdziwej Wiary, źródłem wszelkiej oziębłości i
obojętności religijnej a w konsekwencji drogą w otchłanie ateizmu.
Czy jednak miłość bliźniego nie wymaga szacunku dla innych wyznań?
W czasach których żyjemy powszechnie przyjęło się w społeczeństwie obrzydliwe kłamstwo,
które utożsamia miłość z uczuciami. Miłość to jednak nie uczucia. Miłość to czyn będący
ofiarą, poświęceniem własnego dla Boga lub bliźnich. Uczucia natomiast bardzo często
sprzeciwiają się prawdziwej miłości a są przy tym bardzo podstępne gdyż lubią przybierać
postać czegoś duchowego choć w rzeczywistości należą do porządku zmysłów tak jak wzrok,
węch czy smak. Uczucia same z siebie nie są więc złe jak cały porządek zmysłów, lecz
podporządkowanie wartości duchowych uczuciom jest grzechem tak samo jak grzechem jest
podporządkowanie naszego życia wyłącznie potrzebom brzucha. Dlatego prawdziwa miłość
czasami wymaga zanegowania i przeciwstawienia się uczuciom. Przykładem może być tutaj
właśnie współczesny ekumenizm, który pod diabelskim płaszczykiem uczucia, sugeruje aby
nie ranić przekonań innowierców i nie starać się ich nawracać. A prawdziwa miłość do nich
polega właśnie na czymś dokładnie odwrotnym, gdyż wymaga od nas abyśmy ze wszystkich
sił starali się ich nawrócić na prawdziwą Wiarę. Prawdziwa miłość nakazuje troszczyć się o
dobro bliźniego, lecz w pierwszej kolejności o dobro duchowe czyli zbawienie jego duszy.
Dlatego tylko ten kto prawdziwe miłuje ma odwagę potępiać błędy wszystkich fałszywych
religii, aby bliźniego od nich odwieść i nawrócić na łono jedynej prawdy katolickiej.
Wyznawcy ekumenizmu lansujący dziś religijny synkretyzm podczas dyskusji odwołują się
właśnie najczęściej do argumentu fałszywej miłości czyli uczuć religijnych. Tą szatańską
pułapkę niszczenia prawdy poprzez odwoływanie się do uczuć zdemaskował już Ojciec
święty Pius XI w encyklice przeciwko ekumenistom: "Zdawać by się mogło, że
wszechchrześcijanie, dążąc ku połączeniu wszystkich Kościołów, zmierzają ku
wzniosłemu celowi, jakim jest pomnożenie miłości wśród wszystkich chrześcijan. Jakżeż
jednak byłoby rzeczą możliwą, by po zniszczeniu wiary zakwitła miłość? Wszyscy
przecież wiemy, że właśnie Jan, Apostoł miłości, który zdaje się, że w swej Ewangelii
odsłonił tajemnicę Najświętszego Serca Jezusowego, a który uczniom swym zwykł był
wpajać nowe przykazanie: "Miłujcie się nawzajem", że właśnie on ostro zabronił
utrzymywać stosunki z tymi, którzy by nie wyznawali wiary Chrystusa w całości i bez
uszczerbku: "Jeśli do was przyjdzie ktoś i nie wniesie z sobą tej nauki, nie przypuście go
do domu i nie powiedzcie bądź pozdrowiony(2 J 10). Ponieważ więc miłość wspiera się
na fundamencie nietkniętej i prawdziwej wiary, przeto więc uczniowie Chrystusa muszą
być przede wszystkim spojeni węzłami jedności wiary."
Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy cnotę prawdziwej miłości wypaczono i
sprowadzono wyłącznie do sfery uczuć, a wręcz chorej czułostkowości bardzo łatwym stało
się narzucenie katolikom herezji ekumenizmu w imię obłędnych haseł: "miłość! miłość! precz
ze skostniałymi dogmatami i prozelityzmem - liczy się tylko miłość". Nadto, dla
współczesnego człowiek wskutek niespotykanego wcześniej materializmu i powszechnego
zatracenia sensu obiektywnej prawdy Pan Bóg stał się tak bardzo odległy jak nigdy w historii.
Tradycyjna teologia katolicka, oparta jest na znaku Krzyża wskazującego dwa przecinające
się kierunki. Pierwszy kierunek - pionowy (wertykalny) symbolizuje miłość człowieka do
Boga, która jest celem naszego istnienia, zaś kierunek poziomy (horyzontalny) ukazuje
konsekwencje tej miłości, czyli miłość bliźniego. Dziś wskutek herezji modernizmu, która
sięgnęła szczytów hierarchii kościelnej w znacznej mierze zredukowany został kierunek
wertykalny, gdyż za punkt odniesienia obrano nie Boga lecz człowieka. Postępowi "katolicy"
wyszli bowiem z założenia że Trójjedyny Bóg jest zbyt odległy dla współczesnego,
liberalnego, subiektywnego człowieka, dlatego skoncentrowali się nie na Bogu lecz
człowieku! Herezja ta zwana antropocentryzmem jest główną przyczyną współczesnego
ekumenizmu.
Celem naszego życia na ziemi jest Pana Boga poznać, czcić, kochać i dzięki temu zbawić
swoją duszę. Ekumenizm jest natomiast konsekwencją odrzucenia Boga, Jego niezmiennego
Objawienia a przyjęciem nowej modernistycznej religii opartej na kulcie człowieka, w
wyniku czego zastąpiono dziś nawracanie na prawdziwą wiarę dialogiem i ekumenicznym
zlotami - oczywiście w imię człowieka, jego rzekomo przyrodzonej godności, szacunku dla
uczuć religijnych innowierców, pokoju na świecie i innych lewicowych dogmatów rodem z
rewolucji francuskiej. Przejście z pozycji wertykalnej na horyzontalną jest kamieniem
węgielnym współczesnej ultra herezji. Soborowy modernista, ks. Karol Rahner określał to
zjawisko niewinnie: "zwrotem w kierunku człowieka", czego nie można nazwać inaczej jak
jawną choć milczącą apostazją.
Cel wiary katolickiej jest dokładnie odwrotny, gdyż polega na "zwrocie człowieka w kierunku
Boga", na nawróceniu człowieka do Pana Boga, do Jego niezmiennej i jedynej prawdy od
której niestety odstąpił wskutek grzechu. Ponieważ katolicyzm jest jedyną i absolutną prawdą
zawsze rodził męczenników, gdyż prawda jest znienawidzona przez świat i przezeń
prześladowana. Dlatego też gdy umarł autor "Syllabusa" bł.Pius IX cały świat nie składał mu
hołdów lecz podczas procesji pogrzebowej lud rzymski obrzucił jego trumnę kamieniami i
błotem. Dziś dla współczesnego ekumenisty niepojęte są świadectwa ofiar jakie pierwsi
męczennicy katoliccy w Starożytnym Rzymie składali tylko za to, że nie chcieli zapalić
jednego ziarenka kadzidła przed figurkami pogańskich bożków. Dziś zdumienie modernistów
budzi wierność wierze, jaką napotykamy choćby z czasów prześladowań Unitów przez
schizmatyków krzywosławnych. W jednym z opracowań apologetycznych czytamy: "Było to
w roku 1872. Wtedy Moskale siłą zmuszali Unitów do porzucenia katolickiej wiary(...)
Jednego gospodarza, niejakiego Lisaka mocno przywiązanego do wiary katolickiej siłą
poprowadzono do cerkwi prawosławnej. Tam prawosławny pop olejem pomazał mu
czoło - miał to być znak, że Lisak przeszedł na prawosławie. Po tej ceremonii Lisak
zniknął gdzieś, a po paru godzinach znów się zjawił z pokrwawionym czołem. - Co
tobie? - pytają. - Brzytwą oderżnołem skórę na czole, gdzie mnie pop namaścił. Ja nie
chcę zmieniać wiary. - Ledwie go odratowano w szpitalu od zakażenia krwi". Czy można
wyobrazić sobie większą sprzeczność wobec tak pięknego świadectwa wierności Bogu jak
czyn, którego dopuścił się Jan Paweł II w 1986 roku podczas wizyty w Indiach, kiedy przyjął
na czoło znak pogańskiej bogini Sziwy? Dlatego też jak podkreśla bp.Williamson:
"Prawdziwa religia katolicka zawsze rodziła męczenników za prawdę, ponieważ
prawdziwy katolicyzm potępia błędy świata. Natomiast religia wolności religijnej, która
jedynie z pozoru jest katolicka, męczenników nie rodzi, ponieważ pomiędzy nią a
światem i jego błędami panuje pokój." Jedność oraz pokój na świecie jaki pragnie budować
- niczym pogański Senat Rzymu - współczesny ruch ekumeniczny, jest jednością według
wizji masońskich, gdyż budowaną z odrzuceniem kamienia węgielnego jakim jest Prawda,
zaś o prawdziwym pokoju nie stanowi brak wojen i konfliktów lecz wierność Chrystusowi,
gdyż tylko On daje pokój jakiego świat dać nie może.
(artykuł ukazał się w tygodniku "Najwyższy Czas!" z 20 stycznia 2007r. nr 3(870)