13 Mortimer Carole Zamek na wrzosowisku

background image

Carole Mortimer

Zamek na wrzosowisku

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Istny zamek Drakuli!
Nie, to byłoby nie w porza˛dku wobec Drakuli. Jest

znacznie gorzej, pomys´lała Crys, wpatruja˛c sie˛ z nie-
dowierzaniem w ogromny dom majacza˛cy na kon´cu
długiego podjazdu.

Z ge˛stnieja˛cej z chwili na chwile˛ mgły wyłaniały

sie˛ strome dachy, zrujnowane wiez˙yczki i wysoki
mur, z kto´rego tu i tam poodpadały czerwone cegły.
Zrujnowane monstrum udawało gotycka˛ budowle˛,
chociaz˙

prawdopodobnie

pochodziło

zaledwie

z dziewie˛tnastego wieku. Najwyraz´niej w czasach
kro´lowej Wiktorii ludzie utracili poczucie proporcji
i dobrego smaku.

Czy to moz˙liwe, z˙eby tu mieszkał Sam Barton,

starszy brat jej przyjacio´łki Molly? Nie. Wprawdzie
Molly była osoba˛ oryginalna˛, nawet nieco ekscen-
tryczna˛ – ale to nie jest chyba dziedziczne, prawda?

Crys wysiadła z samochodu i podeszła do wielkiej

bramy. Litery wyryte na omszałym słupie były zatar-
te, ale wcia˛z˙ czytelne: Sokole Gniazdo. Sie˛gne˛ła po
list od Molly. Wszystko sie˛ zgadzało. Ale moz˙e
w Yorkshire wie˛cej domo´w nosi taka˛ nazwe˛? Poza

background image

tym to nie był wcale dom, ale zamek – otoczony mu-
rem z flankami, ze zwodzonym mostem i resztkami
fosy, w kto´rej nie było juz˙ wody. Molly nie mo´wiła
nic o zamku.

Po zastanowieniu Crys uznała, z˙e prawdopodob-

nie gdzies´ w głe˛bi stoi drugi dom, mniejszy i wygod-
niejszy. Musiała sprawdzic´ to jak najszybciej, bo
zapadał zmrok i ge˛stniała mgła. Dalsza droga w ta-
kich warunkach be˛dzie bardzo trudna.

Wro´ciła do samochodu i powoli ruszyła. Wjez˙-

dz˙aja˛c na chwieja˛cy sie˛ most, przełkne˛ła s´line˛ ze
strachu. Spojrzała w do´ł. Zas´miecona, zaros´nie˛ta
krzakami fosa cuchne˛ła wilgocia˛, ale na szcze˛s´cie
nie była bardzo głe˛boka. Tylko co to za pocie-
szenie?

Odetchne˛ła z ulga˛, kiedy znalazła sie˛ po drugiej

stronie. Zaparkowała na dziedzin´cu i wysiadła, z˙eby
sie˛ rozejrzec´. Dacho´wki, kto´re wiatry zrywały przez
lata z dachu, pe˛kały jej z chrze˛stem pod stopami.
Teren – to musiał byc´ kiedys´ klomb – przypominał
teraz dz˙ungle˛. Woko´ł nie zauwaz˙yła nawet s´ladu
innych budynko´w.

Od strony podwo´rza zamek ro´wniez˙ nie wygla˛dał

przyjaz´nie. Cze˛s´c´ dolnych okien zasłonie˛ta była ma-
sywnymi drewnianymi okiennicami albo w ogo´le
zabita deskami, w pozostałych zacia˛gnie˛to zasłony,
z˙eby uniemoz˙liwic´ obcym zagla˛danie do s´rodka.
Okna na wyz˙szych pie˛trach, chociaz˙ całe, skojarzyły
sie˛ Crys z oczami s´lepca, kto´ry na pro´z˙no wpatruje
sie˛ w s´wiat woko´ł siebie.

6

CAROLE MORTIMER

background image

Chyba nikt tu nie mieszkał. Nikt przeciez˙ nie wy-

trzymałby takiej przygne˛biaja˛cej atmosfery.

Nagle Crys znieruchomiała. Wydało jej sie˛, z˙e cos´

słyszy. Przytłumiony dz´wie˛k, kto´rego nie umiała
rozpoznac´. Stała, niepewna, co robic´. Zaryzykowac´
i sprawdzic´, co to jest? A moz˙e wsia˛s´c´ do samochodu
i po prostu odjechac´?

Wariant drugi był ne˛ca˛cy, ale przed ucieczka˛

powstrzymywało ja˛ jedno – uciekała przez cały osta-
tni rok. Niedawno powiedziała sobie, z˙e nadszedł
czas, z˙eby znowu stawic´ czoło z˙yciu. To dlatego
przyje˛ła zaproszenie Molly i zgodziła sie˛ spe˛dzic´
z nia˛ kilka dni w Yorkshire u jej brata. Decyzja nie
przyszła jej łatwo. A teraz co? Po długiej i me˛cza˛cej
podro´z˙y z Londynu znalazła sie˛ w tym okropnym
miejscu i nawet nie wie, czy dobrze trafiła. I jeszcze
ta mgła. I ten dz´wie˛k.

Zza we˛gła wcia˛z˙ dochodził rytmiczny odgłos. Cos´

jakby kopanie. Crys poczuła sie˛ nieswojo. Uspokaja-
ła sie˛, z˙e byc´ moz˙e to okiennica szarpana przez wiatr
wali o s´ciane˛, ale wiedziała, z˙e nie ruszy sie˛ sta˛d,
dopo´ki nie sprawdzi. Musi tam po´js´c´. Jes´li spotka
ludzka˛istote˛, po prostu zapyta, jak dojechac´ do domu
Sama Bartona. Jes´li to okiennica – jeszcze lepiej.

Zdecydowanym krokiem podeszła do kamiennego

łuku, za kto´rym rozcia˛gał sie˛ zaros´nie˛ty ogro´d. Ale
nie zaszła daleko. Boz˙e! Stane˛ła oko w oko z naj-
wie˛kszym psem, jakiego widziała w z˙yciu. Gotowy
do skoku przysiadł na tylnich łapach i, nie spusz-
czaja˛c z niej wzroku, ostrzegawczo szczerzył ze˛by.

7

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Jego stłumione warczenie przypominało pomruk
grzmotu.

Crys zamarła. Poczuła suchos´c´ w ustach. Wszyst-

kie mie˛s´nie miała napie˛te do bo´lu. Jak zahipnotyzo-
wana wpatrywała sie˛ w stalowe oczy bestii.

– O co chodzi, Merlin? – rozległ sie˛ głos tuz˙ obok.
Ale wokoło nie było z˙ywej duszy. Głos nie nalez˙ał

do nikogo. Crys poczuła na plecach lodowaty dreszcz.
Dopiero teraz zrozumiała, co to znaczy oblac´ sie˛ zim-
nym potem ze strachu. Co teraz?

– Wez´ sie˛ w gars´c´, dziewczyno – rozkazała sobie

w duchu. – Ponure zamczysko, oblepiaja˛ca wszystko
mgła i ten... ten pies Baskerville’o´w kaz˙dego wpra-
wiłyby w dygot. Pus´ciły ci nerwy, ale nie ma powo-
do´w do paniki.

Nie ma powodu do paniki?!
Oczywis´cie, z˙e sa˛.
Lada chwila ogromna bestia skoczy jej do gardła,

a ona ma udawac´, z˙e nie ma powodu do paniki?

– Ostrzegam cie˛, Merlin! Jes´li znowu zamierzasz

gonic´ kro´liki, nie be˛de˛ wycia˛gac´ cie˛ z nory.

To nie był bezcielesny głos. Nalez˙ał do człowieka.

Konkretnie – do me˛z˙czyzny, kto´ry był gdzies´ nieda-
leko i mo´gł ja˛ uratowac´.

– Pomocy!
Zamiast krzyku Crys wydobyła z siebie cichy

pisk. Jednak to wystarczyło, z˙eby warczenie zmieniło
sie˛ we ws´ciekły bulgot.

– Pomocy!
Tym razem sie˛ udało. Drugi okrzyk był głos´niej-

8

CAROLE MORTIMER

background image

szy. Ale czy dotarł do uszu potencjalnego wyzwoli-
ciela?

– Merlin! Uspoko´j sie˛. Mo´wiłem ci... – głos prze-

rwał.

– Aaaaa!
Tym razem Crys wrzasne˛ła naprawde˛ głos´no. Sze-

roko otwartymi oczami wpatrywała sie˛ w głowe˛,
wyłaniaja˛ca˛ sie˛ spod ziemi dwa, najwyz˙ej trzy metry
dalej. Głowa miała czarne, zmierzwione włosy i kil-
kudniowy zarost na twarzy. Drakula! Ten zamek
nalez˙y jednak do Drakuli.

Jedno było pocieszaja˛ce – na widok swojego pana

pies przestał warczec´. Połoz˙ył sie˛, chociaz˙ nie spusz-
czał wzroku z Crys. Czekał. Czekał, az˙ dostanie hasło
do ataku. Co do tego nie miała wa˛tpliwos´ci. Mimo
mgły widziała mine˛ me˛z˙czyzny i groz´ne błyski w je-
go zielonych oczach.

Tymczasem on podcia˛gna˛ł sie˛ na trzonku łopaty

i z łatwos´cia˛ wyskoczył z – jak sie˛ okazało – dziury
wykopanej w ziemi. Wysoki, barczysty, w innych
warunkach mo´głby wydac´ sie˛ dos´c´ przystojny. Teraz
jednak był tak napie˛ty jak jego pies i patrzył na Crys
z nieukrywana˛ wrogos´cia˛. Przyszło jej do głowy, z˙e
z dwojga złego woli chyba psa. Oblizała suche wargi.

– Dobry wieczo´r – wychrypiała.
– Dobry? – Skrzywił sie˛ ironicznie i pytaja˛co

podnio´sł brwi. Stał bez ruchu, czekaja˛c na odpowiedz´,
ale Crys była zbyt roztrze˛siona, z˙eby to zauwaz˙yc´.

– Co pan tam robił? – wyja˛kała w kon´cu, wycia˛-

gaja˛c palec w kierunku prostoka˛tnej dziury w ziemi.

9

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– A jak sie˛ pani zdaje?
Wbrew swojemu wygla˛dowi odezwał sie˛ głosem

wykształconego człowieka, co jednak ani troche˛ nie
zmniejszyło obaw Crys.

– Nie mam poje˛cia – odpowiedziała ostroz˙nie.
Me˛z˙czyzna ani drgna˛ł, ale Crys miała wraz˙enie, z˙e

jest coraz bardziej zły. Z obawa˛ spojrzała na łopate˛,
kto´rej nie wypuszczał z ra˛k.

– Niech pani zgaduje.
To nie była propozycja. Raczej z˙a˛danie. Crys

przełkne˛ła s´line˛. Nie miała ochoty na rozwia˛zywanie
zagadek zadawanych przez obcego faceta. Obcego
i chyba niebezpiecznego. Chciała jedynie, z˙eby po-
wiedział jej, jak dojechac´ do domu Sama Bartona.

– Przykro mi, z˙e zakło´ciłam pana spoko´j, ale...

– zacze˛ła stanowczym tonem.

– Nie tyle mo´j, co Merlina – wycedził chłodno.
– Merlina? Ach, chodzi o psa – zorientowała

sie˛. Na dz´wie˛k jej głosu pies unio´sł sie˛ na przed-
nich łapach i wydobył z gardła przecia˛głe wark-
nie˛cie.

Me˛z˙czyzna parskna˛ł kro´tkim s´miechem.
– Nie lubi, kiedy sie˛ go tak nazywa.
– Przed chwila˛ sam pan powiedział, z˙e na imie˛

mu Merlin.

– Owszem. Miałem na mys´li okres´lenie gatun-

kowe.

– Ale...
– Zaro´wno ja, jak i pani dobrze wiemy, kim jest

Merlin – przerwał zniecierpliwiony. – Skoro jednak

10

CAROLE MORTIMER

background image

on ma wa˛tpliwos´ci, uwaz˙am, z˙e nalez˙y je uszanowac´.
Nie wiem jak pani?

Crys zerkne˛ła na ogromna˛ bestie˛ i zdecydowała,

z˙e nie be˛dzie wdawac´ sie˛ w niepotrzebne dyskusje
z jej panem.

– A jaki to... Jaka to rasa? – zapytała.
– Wilczarz irlandzki. Rodzina owczarko´w. – Udzie-

liwszy odpowiedzi, rzucił jej nieche˛tne spojrzenie. –
Miło sie˛ z pania˛ gawe˛dzi – mrukna˛ł tonem wskazuja˛-
cym na cos´ wre˛cz przeciwnego – ale jak sama pani
widzi, musze˛ skon´czyc´ kopac´ gro´b, wie˛c – spojrzał
znacza˛co na jej samocho´d.

– To naprawde˛ jest gro´b? – wyja˛kała.
Przeszył ja˛ zimny dreszcz. Z powodu mgły, po-

mys´lała. Nie wierzyła w wampiry. Zreszta˛ one urze˛-
duja˛ jedynie noca˛. Tylko z˙e te˛ pore˛ z trudem moz˙na
nazwac´ dniem. Co najmniej od dwo´ch godzin jechała
na s´wiatłach. Zrobiła nieznaczny krok w tył. Miała
nadzieje˛, z˙e psi potwo´r tego nie zauwaz˙y. Chodziło
o to, z˙eby byc´ jak najdalej od jego pana, kto´ry z chwili
na chwile˛ robił sie˛ bardziej nieprzyjemny, a takz˙e,
z˙eby oddalic´ sie˛ sta˛d z godnos´cia˛. I to jak najszybciej.

– Rozumiem pana niecierpliwos´c´ – zacze˛ła. – Ja

ro´wniez˙ nie mam wiele czasu. Jestem w podro´z˙y i...

– Doka˛d?
Zamrugała, zaskoczona obcesowym pytaniem.
– Słucham?
Zmarszczył brwi z irytacja˛.
– Niewiele oso´b przejez˙dz˙a ta˛ droga˛. Z

˙

e o moim

podwo´rzu nie wspomne˛. Pytałem, doka˛d pani jechała.

11

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Miała okazje˛, z˙eby zapytac´ o droge˛ do domu Sama

Bartona. Jednak us´wiadomiła sobie, z˙e nie chce zdra-
dzac´, doka˛d jedzie.

– Do przyjacio´ł. – Wzruszyła ramionami. Poczu-

ła, z˙e jej wełniany z˙akiet nasia˛kł juz˙ wilgocia˛.

W ten sposo´b chciała mu us´wiadomic´, z˙e gdzies´

na nia˛ czekaja˛ i z˙e ktos´ natychmiast zawiadomi
policje˛, jes´li sie˛ nie pojawi. Facet dwa razy sie˛
zastanowi, zanim zrobi jej krzywde˛. Prawde˛ mo´wia˛c,
Molly nie była osoba˛, kto´rej przyszłoby do głowy
dzwonic´ na policje˛. Pre˛dzej pomys´lałaby, z˙e Crys
zmieniła plany i została w Londynie. No, ale on nie
musiał tego wiedziec´.

– Prawdopodobnie z´le skre˛ciłam – pro´bowała zba-

gatelizowac´ sprawe˛. – Nie be˛de˛ pana dłuz˙ej niepokoic´.

– Juz˙ pani mo´wiłem, z˙e Merlin jest bardziej za-

niepokojony pani obecnos´cia˛ niz˙ ja – wycedził me˛z˙-
czyzna.

– Wydaje sie˛ teraz całkiem spokojny.
Rozmowa sprzyja nawia˛zaniu osobowych wie˛zi.

Crys czytała kiedys´, z˙e złoczyn´cy duz˙o trudniej jest
zaatakowac´, jes´li mie˛dzy nim a ofiara˛wytworzyły sie˛
osobowe wie˛zi. Zaraz, zaraz. Kto mo´wi, z˙e ona jest
ofiara˛? Nie jest. Jest podro´z˙nym, kto´ry zgubił droge˛
i trafił do... Włas´nie. Do kogo? Zreszta˛ niewaz˙ne.
W tym stanie nerwo´w musi sie˛ sta˛d ewakuowac´ jak
najszybciej. Jednak potencjalny złoczyn´ca najwyraz´-
niej postanowił podja˛c´ konwersacje˛.

– Wraz˙enia wzrokowe bywaja˛ myla˛ce. Wilczarze

to urodzeni mys´liwi. Instynkt i tyle – oznajmił.

12

CAROLE MORTIMER

background image

– Czy pan celowo pro´buje mnie nastraszyc´? Nie

uda sie˛ to panu.

Chyba w tym samym artykule przeczytała, z˙e

w krytycznej sytuacji lepiej zaatakowac´, niz˙ czekac´
na atak.

– Naprawde˛? – Us´miechna˛ł sie˛ drwia˛co. – W ta-

kim razie doskonale pani udaje przeraz˙enie.

Zachłysne˛ła sie˛ z oburzenia.
– Nie z˙ycze˛ sobie... – zacze˛ła, ale znowu nie miała

szansy dokon´czyc´.

– Pulsuja˛ca z˙yła na lewej skroni. Rozszerzone

z´renice. Mie˛s´nie twarzy napie˛te tak, z˙e nie wykonuja˛
polecen´ mo´zgu. Usztywnione całe ciało. – Wyliczan-
ka sprawiała mu wyraz´na˛ przyjemnos´c´ i nie zamie-
rzał jej przerywac´. Rzucił okiem na jej re˛ce i dodał
z satysfakcja˛: – Dłonie zacis´nie˛te w pie˛s´ci. Boje˛ sie˛,
z˙e na sko´rze ma pani s´lady po tych starannie polakie-
rowanych paznokietkach. Aa! I jeszcze jedno. Cho-
ciaz˙ drz˙y pani z zimna, to nad pani go´rna˛ warga˛
pojawiły sie˛ kropelki potu.

Crys wiedziała, z˙e to wszystko prawda. Mimo z˙e

starała sie˛ ukryc´ swoje emocje, ten człowiek rozszyf-
rował je z łatwos´cia˛. A jednak nie miał prawa tak
z niej drwic´. Była ws´ciekła. Paliły ja˛ policzki.

– Czuje˛ sie˛ jak w horrorze – wybuchła. – Gotycka

ruina. Jej włas´ciciel wyskakuje z grobu i wygla˛da
ro´wnie dziko jak jego... owczarek. – W pore˛ przypo-
mniała sobie, jakiego słowa uz˙yc´, z˙eby nie rozdraz˙nic´
psa. – A pan chciałby, z˙ebym była spokojna i opano-
wana!

13

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Me˛z˙czyzna wzruszył ramionami, kompletnie nie-

wzruszony jej furia˛.

– Niczego od pani nie chciałem. W ogo´le pani tu

nie zapraszałem. Nie mam poje˛cia, kim pani jest.
I nie chce˛ tego wiedziec´ – dodał, patrza˛c na nia˛
oboje˛tnie.

– Zapomniał pan dodac´, z˙e ma gro´b do wykopa-

nia – prychne˛ła Crys.

– Owszem. Musze˛ pochowac´ krewniaka Merlina.

– Wskazał głowa˛ lez˙a˛cy niedaleko brezent. – To
owczarek alzacki.

Crys zrozumiała, z˙e pod plandeka˛ lez˙y ciało mar-

twego psa.

– Czy on nie ma pana? Moz˙e jego włas´ciciel

wolałby zrobic´ to sam? – Przy ostatnich słowach głos
jej zadrz˙ał.

– Prawdopodobnie kiedys´ musiał miec´ pana, ale

z tego co wiem, od kilku miesie˛cy wło´czył sie˛ po
okolicznych lasach. Farmerzy od dawna pro´bowali
go złapac´, bo polował na ich owce. Kto´rys´ z nich
musiał go wykon´czyc´.

Crys wpatrywała sie˛ w me˛z˙czyzne˛ przeraz˙onym

wzrokiem.

– To przeciez˙ nielegalne.
– Wiem. Jednak nigdy tego nie udowodnie˛ – od-

powiedział ponuro.

Crys robiła sie˛ coraz bledsza. Rzuciła ukradkowe

spojrzenie na podłuz˙ny kształt przykryty brezentem.

– Czy... czy to była szybka s´mierc´? – spytała

z nadzieja˛ w głosie.

14

CAROLE MORTIMER

background image

– Ska˛d mam wiedziec´? – warkna˛ł. – Wa˛tpie˛.

Trucizna działa wolno.

– Trucizna? – powto´rzyła osłupiała. Czuła, jak

ugie˛ły sie˛ pod nia˛ kolana.

Kiwna˛ł głowa˛.
– Nie miał z˙adnych ran. Trucizna wydaje sie˛

najbardziej prawdopodobna˛ przyczyna˛ s´mierci.

S

´

mierc´, kolejna s´mierc´. Gdziekolwiek spojrzec´ –

s´mierc´. Idzie za nia˛ jak cien´.

To była ostatnia mys´l, jaka˛ zapamie˛tała, zanim

ogarne˛ła ja˛ ciemnos´c´. Upadła twarza˛ na wilgotna˛
ziemie˛.

15

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Crys ockne˛ła sie˛ z policzkiem na czyms´ szorstkim.

Wcia˛z˙ kre˛ciło sie˛ jej w głowie, a uczucie nudnos´ci
było tak silne, z˙e kołysało nia˛, jak na łodzi. Powoli
otworzyła oczy.

Czegos´ podobnego sie˛ nie spodziewała. Okazało

sie˛, z˙e jest niesiona na re˛kach przez me˛z˙czyzne˛
o groz´nej twarzy. Obok kroczył ro´wnie groz´ny pies.
W jednej chwili przypomniała sobie wszystko. Ot-
worzyła usta, z˙eby krzykna˛c´.

– Nie z˙ycze˛ sobie z˙adnych krzyko´w – mrukna˛ł

me˛z˙czyzna przez zacis´nie˛te ze˛by.

Crys zamkne˛ła usta tak szybko, jak je otworzyła.

Jak to moz˙liwe, zastanawiała sie˛, z˙e facet, kto´ry
wydawał sie˛ patrzec´ przed siebie, zauwaz˙ył, z˙e wro´-
ciła jej s´wiadomos´c´?

– Jes´li pani wrzas´nie, rzuce˛ pania˛ na ziemie˛, tu

gdzie stoje˛ – dodał tonem, kto´ry niemal moz˙na było-
by uznac´ za przyjacielski. – Co za dzien´! Najpierw
znalazłem trupa tego psa... Spoko´j, Merlin – rzucił
do psa, kto´ry słysza˛c znienawidzone słowo, zacza˛ł
warczec´. Na głos pana pies zamilkł natychmiast. –
Znalazłem to stworzenie – poprawił sie˛, uwzgle˛d-
niaja˛c delikatne uczucia Merlina – a kiedy pro´bowa-

background image

łem przyzwoicie je pochowac´, na mo´j prywatny teren
wtargne˛ła kobieta z chorobliwie bujna˛ wyobraz´nia˛,
kto´ra uznała, z˙e mo´j jedyny towarzysz jest stworem
piekielnym, a ja diabłem wcielonym.

Energicznym kopnie˛ciem otworzył drzwi i wszedł

do s´rodka. Bezceremonialnie posadził Crys na krze-
s´le.

– Powinienem zostawic´ pania˛ tam, gdzie zachcia-

ło sie˛ pani zemdlec´ – powiedział i wyszedł. Pies ra-
zem z nim.

Crys rozejrzała sie˛, s´wiadoma, z˙e nadarzyła sie˛

okazja do ucieczki – byc´ moz˙e jedyna. Ale to, co
zobaczyła, sprawiło z˙e nie była w stanie ruszyc´ sie˛
z miejsca. Znajdowała sie˛ w wielkiej kuchni – naj-
pie˛kniejszej kuchni, jaka˛ widziała w z˙yciu. Nikt by
sie˛ nie spodziewał, z˙e w tym rozpadaja˛cym sie˛ zamku
jest takie wne˛trze!

Pomieszczenie było wysokie i przestronne. Pod

s´cianami stały kredensy z woskowanego drewna
o przejrzystym, ciepłym kolorze, w ka˛cie szumiał
ciemnozielony piec – nowoczesny, lecz stylizowany
na stary, a na s´rodku stał wielki de˛bowy sto´ł, nad
kto´rym zawieszono błyszcza˛ce mosie˛z˙ne rondle i pa-
telnie oraz wszelkie utensylia potrzebne do gotowa-
nia, smaz˙enia i pieczenia. Kamienna podłoga była
koloru nasyconej terakoty, krzesło, na kto´rym sie-
działa, miało proste, szlachetne kształty. Niebywałe!

– Nie tego sie˛ pani spodziewała, prawda? – Me˛z˙-

czyzna stał w drzwiach i przygla˛dał sie˛ jej z szyder-
czym us´miechem.

17

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Szanse˛ ucieczki diabli wzie˛li. Nawet nie zauwaz˙y-

ła, kiedy wro´cił. Ze zdziwieniem spostrzegła, z˙e jest
młodszy, niz˙ sa˛dziła. Teraz wygla˛dał na trzydzies´ci,
trzydzies´ci pie˛c´ lat. Był tez˙ wyz˙szy i szczuplejszy,
niz˙ wydawał sie˛ jej wczes´niej. Bez brody mo´gł byc´
nawet interesuja˛cy. Co nie znaczy, z˙e mniej groz´ny.

– Dlaczego chce pan, z˙eby to miejsce wygla˛dało

na niezamieszkane? – Była pewna, z˙e robi to spe-
cjalnie.

Unio´sł brwi i podszedł do pieca. Postawił na

płycie miedziany czajnik i dopiero wtedy odwro´cił
sie˛ w jej strone˛.

– A jak pani mys´li? – wycedził kpia˛co, a w jego

oczach dojrzała znajomy szyderczy błysk.

– Z

˙

eby trzymac´ na dystans kobiety z chorobliwie

bujna˛ wyobraz´nia˛? – odpowiedziała pytaniem.

– Strzał w dziesia˛tke˛ – us´miechna˛ł sie˛ nieznacz-

nie. Przy odrobinie dobrej woli moz˙na było uznac´, z˙e
jest rozbawiony. – Kawa czy herbata? – zapytał.

– Kawa, jes´li moz˙na – opowiedziała bezwiednie.

Dopiero po chwili dotarła do niej absurdalnos´c´ sytua-
cji. Jeszcze przed chwila˛ wyobraz˙ała sobie straszne
rzeczy, a teraz przyjmuje propozycje˛ wypicia tu kawy.

Rozluz´niła szalik i zacze˛ła s´cia˛gac´ beret, kiedy

przypomniała sobie o psie.

– Gdzie jest Merlin? – rozejrzała sie˛ w popłochu.
– Prawdopodobnie znowu poluje na kro´liki – mach-

na˛ł re˛ka˛ jego pan, kto´ry stoja˛c plecami do Crys
wyjmował z kredensu puszke˛ z kawa˛. – Przed chwila˛
wypus´ciłem go frontowymi...

18

CAROLE MORTIMER

background image

Odwro´cił sie˛ i przerwał gwałtownie, a Crys, kto´ra

nareszcie troche˛ ochłone˛ła i zaczynała rozkoszowac´
sie˛ ciepłem ogarniaja˛cym jej zzie˛bnie˛te ciało, przez
dobre kilka sekund niczego nie zauwaz˙ała. Siedziała
z przymknie˛tymi oczami i pro´bowała sie˛ rozluz´nic´.
Nagle poczuła sie˛ tak, jakby powietrze woko´ł niej
naładowane było elektrycznos´cia˛. Spojrzała na gos-
podarza. Stał bez ruchu i patrzył na nia˛.

Zaczerwieniona po korzonki włoso´w Crys ner-

wowo poprawiła sie˛ na krzes´le. Wiedziała, o co
chodzi. Zobaczył jej włosy – długie, jedwabiste,
w niespotykanym odcieniu srebrzystoblond. Rozpo-
znał ja˛! Powinna sie˛ wstrzymac´ ze zdejmowaniem
beretu. Chociaz˙, kto wie? Moz˙e jednak jej nie rozpo-
znał?

Postanowiła obro´cic´ wszystko w z˙art.
– Nie tego sie˛ pan spodziewał, prawda? – po-

wto´rzyła jego słowa z wymuszonym us´miechem.

– Zacznijmy od tego, z˙e nie spodziewałem sie˛

pani wizyty – odpowiedział, mierza˛c ja˛ lodowatym
spojrzeniem.

Ale spodziewał sie˛ jej ktos´ inny. Wstała. Im szyb-

ciej sta˛d wyjdzie, tym lepiej.

– Włas´ciwie to dzie˛kuje˛ za kawe˛... – zacze˛ła.
– Jest juz˙ gotowa – ucia˛ł. Postawił przed nia˛

dymia˛cy kubek i dodał nie znosza˛cym sprzeciwu
głosem. – Prosze˛ to wypic´. Widac´, z˙e pani przemarz-
ła do szpiku kos´ci.

Usiadł naprzeciwko i grzeja˛c dłonie o swo´j kubek

obserwował ja˛ spod oka. Nie było sensu protestowac´,

19

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

tym bardziej z˙e cała kuchnia napełniła sie˛ zapachem
dobrej, mocnej kawy. Crys łatwo dała sie˛ skusic´.
Letnia lura, kto´ra˛ podali jej na stacji benzynowej
kilka godzin wczes´niej, nie zasługiwała nawet na
miano kawy.

Wypije i zaraz wyjedzie, postanowiła. Teraz i tak

byłoby to trudne, skoro Merlin, niepilnowany przez
swojego pana, biegał po okolicy. A jes´li – Crys
zmarszczyła brwi – a jes´li ten człowiek wypus´cił psa
specjalnie, z˙eby ona nie mogła sta˛d wyjs´c´?

– Chorobliwa wyobraz´nia i podejrzliwy umysł.

Co za kombinacja! – Me˛z˙czyzna pokre˛cił głowa˛
z niesmakiem. – Ciekawe, co be˛dzie naste˛pne? Nar-
kotyk w kawie? – I z wyraz´na˛ przyjemnos´cia˛ wypił
wielki łyk. – Z

˙

eby nie mogła sie˛ pani bronic´, kiedy

juz˙ siła˛ wcia˛gne˛ pania˛ na go´re˛ do sypialni.

Wys´miewał sie˛ z niej bezlitos´nie. Była ws´ciekła,

ale nie mogła sie˛ powstrzymac´. Zerkne˛ła mimocho-
dem na swo´j kubek. Tym samym dała mu powo´d do
kolejnego złos´liwego chichotu. Nie pro´bował nawet
byc´ grzeczny.

– Robi sie˛ po´z´no. Czekaja˛ na mnie. – Otuliła szyje˛

szalikiem i spojrzała w strone˛ okna. Perspektywa
poszukiwania domu Sama Bartona w mgle i w ciem-
nos´ciach nie była zache˛caja˛ca, ale nie miała zamiaru
dłuz˙ej znosic´ impertynencji tego gbura. – Czy ze-
chciałby mnie pan odprowadzic´ do samochodu? Mer-
linowi mogłoby sie˛ nie spodobac´, z˙e wychodze˛ sama.

– Uhm. Nie spodobałoby mu sie˛ to – potwierdził.
Czekała na jakis´ jego ruch, ale ani drgna˛ł.

20

CAROLE MORTIMER

background image

Nagle cisze˛ przerwał dzwonek telefonu. Crys pod-

skoczyła. Beret wypadł jej z ra˛k.

– Spokojnie. To tylko telefon. – Me˛z˙czyzna, nie

kryja˛c rozbawienia, przygla˛dał sie˛ jej uwaz˙nie.

– Wiem, co to jest – warkne˛ła i schyliła sie˛, z˙eby

podnies´c´ beret. Kiedy sie˛ wyprostowała, zobaczyła,
z˙e dalej na nia˛ patrzy. – Nie zamierza pan odebrac´?
To moz˙e byc´ cos´ waz˙nego.

– Moz˙e byc´ – potwierdził oboje˛tnie.
Monotonne dzwonienie zaczynało działac´ jej na

nerwy, ale on siedział z przekrzywiona˛ na bok głowa˛
i nasłuchiwał. Wstał, kiedy po chwili telefon umilkł.

– Dwanas´cie – powiedział.
– Dwanas´cie? Dlaczego... – przerwała, bo telefon

odezwał sie˛ znowu.

– Dwanas´cie dzwonko´w, przerwa i znowu dzwo-

nek. Czyli ktos´ z rodziny – wyjas´nił, podchodza˛c do
aparatu.

Crys otworzyła szeroko oczy. Liczył sygnały! Cos´

podobnego nie przyszłoby jej do głowy.

– A gdyby było mniej niz˙ dwanas´cie dzwonko´w?

– wyja˛kała zdumiona.

– To nie zadawałbym sobie trudu, z˙eby wstac´

– odpowiedział z re˛ka˛ na słuchawce. – Czy moge˛ juz˙
odebrac´, czy ma pani jeszcze jakies´ pytania, na kto´re
powinienem odpowiedziec´?

Crys znowu zalała sie˛ rumien´cem. Ten człowiek

miał wyja˛tkowy dar wyprowadzania jej z ro´wnowagi.

– Nie, nie mam pytan´. – Odwro´ciła głowe˛. Naj-

21

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

lepiej byłoby teraz wyjs´c´ i nie byc´ s´wiadkiem roz-
mowy, ale gdzies´ tam na podwo´rzu czyhał dziki pies.
Chca˛c nie chca˛c została.

Dziwny facet, mys´lała. Najwyraz´niej nie z˙yczył

sobie z˙adnych kontakto´w ze s´wiatem zewne˛trznym.
Tolerował tylko swoja˛ rodzine˛. Był niemiły, nie
miał wzgle˛do´w dla innych ludzi, ale z drugiej strony
przeja˛ł sie˛ losem nieznanego psa. Kopanie grobu
w zamarznie˛tej ziemi nie było ani łatwe, ani przy-
jemne.

Nagle do Crys dotarł fragment rozmowy, kto´ry

sprawił, z˙e jej dalsze rozmys´lania przestały miec´
sens.

– Skon´cz z tymi wymo´wkami, Molly, i powiedz

jasno, kiedy moge˛ sie˛ ciebie spodziewac´. – Naj-
wyraz´niej miał zwyczaj przerywania wszystkim roz-
mo´wcom! – Pojutrze? I oczywis´cie oczekujesz, z˙e
be˛de˛ zajmowac´ sie˛ twoim gos´ciem, az˙ raczysz sie˛ tu
pojawic´?

Crys nie wierzyła własnym uszom. Molly. Ten,

kto telefonował, miał na imie˛ Molly!

– Bardzo s´mieszne – burkna˛ł w słuchawke˛, rzuca-

ja˛c ro´wnoczes´nie gniewne spojrzenie w kierunku
Crys, kto´ra zapomniawszy o zasadach dobrego wy-
chowania, wbijała w niego osłupiały wzrok. – Słu-
chaj! – cia˛gna˛ł. – Tego nie było w umowie. Po-
zwoliłem ci przywiez´c´ tu tego Chrisa tylko dlatego,
z˙e wybiłas´ rodzicom z głowy pomysł przyjazdu do
mnie w czasie Boz˙ego Narodzenia. Przysługa za
przysługe˛. Jestem ci bardzo wdzie˛czny, z˙e zaprosiłas´

22

CAROLE MORTIMER

background image

ich do Nowego Jorku, ale to wcale nie znaczy, z˙e
be˛de˛ zamiast ciebie nian´czyc´ obcego faceta. Co?!
Powto´rz to jeszcze raz!

Umilkł gwałtownie. Crys przymkne˛ła oczy. Dos-

konale wiedziała, jakich wyjas´nien´ udziela mu teraz
Molly. Nie jakas´ tam Molly, tylko jej przyjacio´łka
Molly, kto´ra teraz mieszkała w Nowym Jorku. Nie
mogło byc´ mowy o zbiegu okolicznos´ci. A jes´li tak
– to gospodarz tego zamczyska musiał byc´ jej uko-
chanym starszym bratem Samem.

Jak to moz˙liwe? Molly była kochana, ciepła i opie-

kun´cza. A ten facet? Lepiej nie mo´wic´.

– Nie, Molly – w głosie Sama była chłodna ironia.

– Nie wystrasze˛ twojej przyjacio´łki. Postaram sie˛ nie
byc´ jak Heathcliff z ,,Wichrowych wzgo´rz’’. Tak,
powto´rze˛ jej, jak ci przykro, z˙e nie moz˙esz sama jej
przywitac´. Co? – prychna˛ł niecierpliwie. – ,,Ba˛dz´
miły dla niej’’? – Rzucił złos´liwe spojrzenie Crys,
kto´ra znowu czuła, z˙e sie˛ czerwieni. – Co ty sobie
mys´lisz, Molly?

Oczywis´cie. Molly musiała zdawac´ sobie sprawe˛,

z˙e uprzejmos´c´ nie lez˙ała w naturze jej brata.

– Be˛de˛ sie˛ starac´ – zas´miał sie˛ niespodziewanie

Sam.

I chociaz˙ s´miech zabrzmiał nadspodziewanie

sympatycznie, Crys wiedziała, z˙e nie chce czekac´
na przyjazd Molly w domu tego złos´liwego czło-
wieka.

– Czy moge˛? – Podeszła do niego, wycia˛gaja˛c

re˛ke˛ po słuchawke˛.

23

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Tak, Molly. Na pewno nie zapomne˛ jej powie-

dziec´, jak bardzo ci przykro. Pogadamy, jak przyje-
dziesz.

I nie zwracaja˛c uwagi na gest Crys, odłoz˙ył słu-

chawke˛.

24

CAROLE MORTIMER

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Crys pozbierała sie˛ z najwie˛kszym wysiłkiem.
– To była Molly, prawda? – zapytała ponurym

głosem.

Wykrzywił twarz w kpia˛cym us´mieszku.
– Co´z˙ za wnikliwos´c´! Wydaje mi sie˛, z˙e wymieni-

łem jej imie˛ kilka razy.

Crys pus´ciła zaczepke˛ mimo uszu. W tej sytuacji

musi trzymac´ nerwy na wodzy.

– W takim razie pan jest jej bratem Samem.
– Brawo! Umysł Einsteina!
Wbrew wczes´niejszemu postanowieniu Crys nie

mogła powstrzymac´ złos´ci. Jak to moz˙liwe, z˙eby
Molly miała takiego brata?

– Wypraszam sobie. To, z˙e jest pan Samem Bar-

tonem, nie upowaz˙nia pana...

– Samem – przerwał jak zwykle. – A wie˛c Chris

to pani? – Przyjrzał sie˛ jej uwaz˙nie.

– Crys, nie Chris – poprawiła go bezwiednie.
– Zdrobnienie od Cristiny? – zainteresował sie˛.
– Nie. Od Crystal.
– Crystal? – zdziwił sie˛. – Jak kryształ? – Kiwne˛ła

głowa˛. – Nawet pasuje – stwierdził.

Nie była pewna, czy znowu jej nie obraz˙a.

background image

– A to dlaczego? – spojrzała na niego pode-

jrzliwie.

– Jest pani krucha. Wydaje sie˛, z˙e wystarczy

lekko dotkna˛c´, a rozsypie sie˛ pani na kawałeczki.

– Wraz˙enia wzrokowe bywaja˛ myla˛ce – powto´-

rzyła jego słowa.

Touché

1

. – Us´miechna˛ł sie˛ rozbawiony i przez

chwile˛ mierzył ja˛ wzrokiem, jakby nie przyjmował
do wiadomos´ci, z˙e dobrze wychowani ludzie tak nie
robia˛.

Dobrze wiedziała, jak wygla˛da. Zawsze była

szczupła, a podczas ostatniego, trudnego roku schud-
ła jeszcze kilka kilogramo´w. Tylko wielkie szare
oczy i pełne usta przypominały dawna˛ Crys. Miała
nadzieje˛, z˙e pobyt w Yorkshire pozwoli jej odzyskac´
siły, ale wystarczyła kilkuminutowa znajomos´c´
z bratem Molly, z˙eby zwa˛tpiła w to całkowicie.

– A wie˛c, Crys, nie musisz juz˙ nigdzie jechac´.

– Wstał i dolał sobie kawy. Tylko sobie. – Nalac´ ci?
– zapytał poniewczasie.

– Nie, dzie˛kuje˛ – odpowiedziała z wyszukana˛

grzecznos´cia˛.

Widocznie jak człowiek mieszka sam, to zapo-

mina o dobrych manierach. Nie powinna sie˛ dziwic´.
Przeciez˙ juz˙ wczes´niej dawał jej do zrozumienia,
z˙e nie jest tu mile widziana. Szkoda, z˙e Molly
sie˛ spo´z´nia. Crys nie miała jej tego za złe – Molly

1

Touché [fr.] – trafiony; w szermierce – dotknie˛cie prze-

ciwnika bronia˛ i zdobycie punktu.

26

CAROLE MORTIMER

background image

jak kaz˙da aktorka musiała podporza˛dkowac´ z˙ycie
prywatne pracy na planie filmowym.

– Mys´le˛, z˙e w tej sytuacji be˛dzie lepiej... – za-

cze˛ła. Powinna sie˛ spodziewac´, z˙e jak zwykle nie da
jej dokon´czyc´.

– Mam nadzieje˛, z˙e nie zamierzasz mi zakomuni-

kowac´, z˙e masz zamiar poczekac´ na Molly w jakims´
hotelu. Ona nigdy by mi tego nie wybaczyła.

– Jakby to miało dla pana jakies´ znaczenie – prych-

ne˛ła. Jakos´ nie mogła sie˛ zdobyc´, z˙eby ro´wniez˙
przejs´c´ z nim na ty.

– Oto´z˙ bardzo sie˛ mylisz – powiedział stanowczo.

– Molly jest dla mnie kims´ bardzo waz˙nym. – Crys ze
zdziwieniem usłyszała, jak zmienił sie˛ ton jego głosu.
Okazało sie˛, z˙e nawet ktos´ taki jak Sam Barton nie
potrafi czasem ukryc´ swoich uczuc´. – Ona... ona jest
kims´ zupełnie niezwykłym – cia˛gna˛ł. – Wszyscy jej
przyjaciele sa˛ tu mile widziani.

Crys podzielała jego zdanie. Molly była naprawde˛

niezwykła. Obie dziewczyny poznały sie˛ dziesie˛c´ lat
temu, w internacie ekskluzywnej szkoły s´redniej.
Molly doła˛czyła do nich dopiero w ostatniej klasie.
Niełatwo jest zmieniac´ szkołe˛ w takim momencie.
Jednak szybko została zaakceptowana przez wszyst-
kich. Obie z Crys bardzo sie˛ zaprzyjaz´niły i spe˛dzały
wie˛kszos´c´ czasu razem.

Dopiero teraz Crys ze zdziwieniem zdała sobie

sprawe˛, z˙e nigdy nie odwiedzały sie˛ podczas wakacji.
To dlatego nie poznała starszego o dwanas´cie lat
brata swojej przyjacio´łki.

27

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Jak rozumiem, sa˛dził pan, z˙e Crys jest przyja-

cielem Molly – powiedziała, z˙eby jakos´ podtrzymac´
rozmowe˛.

– Molly strasznie zalez˙ało, z˙ebym był miły dla tej

osoby. Sto razy powtarzała, z˙e jej gos´c´ musi sie˛
dobrze u mnie czuc´. Podejrzewałem, z˙e przyjez˙dz˙a
z me˛z˙czyzna˛, z kto´rym cos´ ja˛ ła˛czy.

Crys zrobiło sie˛ ciepło na sercu – Molly dobrze

rozumiała, co sie˛ z nia˛ dzieje i nawet z daleka
troszczyła sie˛ o nia˛. Szkoda, z˙e jej tu nie ma. Mimo z˙e
Crys przestała sie˛ bac´ Sama Bartona, czuła sie˛ nie-
swojo na mys´l o tym, z˙e miałaby u niego czekac´ na
przyjazd przyjacio´łki. W tym człowieku było cos´
niepokoja˛cego. Poza tym nie chciała sie˛ narzucac´
– on był odludkiem i nawet nie starał sie˛ udawac´, z˙e
jej wizyta sprawia mu przyjemnos´c´. I jeszcze cos´.
Dlaczego trzydziestoos´mioletni me˛z˙czyzna, pisarz
– jak dowiedziała sie˛ od Molly – robił wszystko, z˙eby
jego luksusowy i wytworny dom wygla˛dał z zewna˛trz
jak ruina? Dziwne.

– Bardzo mi pochlebia – zacze˛ła oficjalnie – z˙e

moge˛ czuc´ sie˛ gos´ciem Sama Bartona, ale lepiej
be˛dzie...

– Sama – poprawił ja˛. – To zupełnie wystarczy.

Nie warto bawic´ sie˛ w takie ceremonie. Przekonałas´
sie˛ juz˙, z˙e ja nie uprawiam gry w towarzyskie kon-
wenanse.

Potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Mimo to...
– Słuchaj! Jak słusznie wczes´niej zauwaz˙yłas´,

28

CAROLE MORTIMER

background image

robi sie˛ ciemno. Musze˛ pochowac´ tamtego psa. Od-
pocznij chwile˛. Usia˛dz´ przy piecu, napij sie˛ kawy.
Pogadamy o twoich planach, kiedy wro´ce˛, dobrze?

Kawa i ciepły piec. To brzmiało zache˛caja˛co. Ale

co do plano´w – Crys była zdecydowana. Nie chce tu
zostac´. Wprawdzie Molly uwielbiała brata i opowia-
dała o nim same dobre rzeczy, ale to nie znaczy, z˙e
Crys musi sie˛ z nia˛ zgadzac´. Nie lubiła go i juz˙.
Dlatego niezalez˙nie od pory dnia wyjedzie sta˛d jak
najpre˛dzej.

– Molly nie be˛dzie miło, kiedy sie˛ dowie, z˙e jej

przyjacio´łka wolała poczekac´ na nia˛ w hotelu – ode-
zwał sie˛ Sam niespodziewanie.

Crys drgne˛ła. Chyba czytał w jej mys´lach.
– Ciekawe. Przeciez˙ pan... przeciez˙ ty wcale nie

lubisz gos´ci.

– To prawda. Jednak dla Molly zniose˛ wszystko.
Niewypowiedziane przesłanie brzmiało: ,,Ty tez˙

powinnas´’’. Miał troche˛ racji, pomys´lała Crys. Molly
chciała jej pomo´c. Nie wypada robic´ jej przykros´ci.

– Przemys´l to – rzucił Sam i wyszedł.
Sekunde˛ po´z´niej trzasne˛ły drzwi wejs´ciowe i roz-

legło sie˛ radosne szczekanie Merlina witaja˛cego swo-
jego pana.

Crys opadła na krzesło i pro´bowała zebrac´ mys´li.

Przypus´c´my, z˙e zdecyduje sie˛ zostac´. I co dalej?
O czym be˛da˛ rozmawiac´ – ona, przytłoczona włas-
nymi kłopotami, i ten człowiek, kto´ry z cała˛ pewnos´-
cia˛ nie miał towarzyskiej natury.

Co za sytuacja!

29

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Z

˙

e tez˙ cos´ takiego musiało ja˛ spotkac´, kiedy

w kon´cu, pierwszy raz od roku, zdecydowała sie˛
wyjs´c´ do ludzi. Spojrzała w okno – i nie zobaczyła
nic. Mgła była ge˛sta jak mleko. Nawet pogoda sprzy-
sie˛gła sie˛ przeciw niej. Wzdrygne˛ła sie˛, słysza˛c zno´w
hałas zatrzaskiwanych drzwi. Sam wro´cił.

Pierwszy w kuchni pojawił sie˛ Merlin. Na jej

widok stana˛ł jak wryty.

– To swo´j, Merlin! – Sam niecierpliwie przesuna˛ł

psa, kto´ry blokował wejs´cie, i podszedł do pieca,
z˙eby ogrzac´ dłonie. – Nic nie widac´. Musze˛ poczekac´
z tym do rana.

– Mgła jest coraz ge˛stsza, prawda?
Spojrzał na nia˛ znacza˛co.
– Nawet Merlina nie wysłałbym na dwo´r w taka˛

pogode˛.

– W takim razie przyjmuje˛ zaproszenie – odezwała

sie˛ z ocia˛ganiem. – Przynajmniej na te˛ noc – dodała
widza˛c, z˙e powitał jej kapitulacje˛ us´miechem triumfu.

Miała dos´c´ jego zaczepek. Była zme˛czona. Kark

i ramiona zesztywniały jej po długim siedzeniu za
kierownica˛. Marzyła o tym, z˙eby odpocza˛c´.

– Czy mogłabym po´js´c´ do pokoju, w kto´rym be˛de˛

spac´? Marze˛ o gora˛cej ka˛pieli. Jes´li to moz˙liwe,
oczywis´cie – dorzuciła po chwili. Nie miała przeciez˙
poje˛cia, jak wygla˛da reszta domu. Nowoczesna i cie-
pła kuchnia niekoniecznie oznacza, z˙e na go´rze sa˛
łazienki i gora˛ca woda.

– Oczywis´cie – odpowiedział oboje˛tnie. – A!

Byłbym zapomniał. Czy umiesz gotowac´?

30

CAROLE MORTIMER

background image

– Słucham? – Crys nie była pewna, czy sie˛ nie

przesłyszała.

– Jak sa˛dze˛, nie uszło twojej uwagi, z˙e mieszkam

sam. Na co dzien´ sobie radze˛, ale mo´j jadłospis jest
raczej monotonny. Kiedy przyjez˙dz˙a Molly, zawsze
dla mnie gotuje. – Unio´sł brwi i czekał na jej od-
powiedz´.

Innymi słowy – jes´li Crys chce jes´c´, musi cos´

ugotowac´. Dla siebie i dla niego.

– Umiem – mrukne˛ła. – Czy ma pan... czy masz

na mys´li cos´ szczego´lnego? – zapytała sucho.

– Pokazowy obiad Molly to faszerowany pstra˛g

na przystawke˛ i befsztyk z pole˛dwicy jako danie
gło´wne. Ze wszystkimi dodatkami – odpowiedział
bez chwili namysłu.

– Uhm – z trudem stłumiła us´miech. – Rozu-

miem, z˙e w domu sa˛ wszystkie potrzebne składniki?

Na pewno sa˛. Inaczej nic by nie mo´wił.
Kiwna˛ł głowa˛.
– W lodo´wce.
Niech mu be˛dzie. Crys postanowiła nie mys´lec´

o formie tej propozycji, tylko zrobic´ kolacje˛. Byc´
moz˙e nieznos´na sytuacja stanie sie˛ dzie˛ki temu
normalniejsza?

– Jes´li skon´czyłas´ pic´ kawe˛, zaprowadze˛ cie˛ na

go´re˛. – Rzucił kurtke˛ na krzesło i ponaglił Crys
spojrzeniem.

Oczywis´cie, z˙e nie skon´czyła jeszcze pic´ kawy.

Jednak nie było sensu o tym wspominac´, skoro uznał,
z˙e powinni is´c´.

31

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Weszła za nim do holu i stane˛ła jak wryta. Było to

wysokie, przestronne pomieszczenie z cie˛z˙kim, de˛-
bowym stołem pos´rodku, otoczone galeria˛, na kto´ra˛
wiodły paradne schody z przepie˛knie rzez´bionymi
pore˛czami. Kryształowy z˙yrandol umieszczony po-
s´rodku sklepienia zapierał dech w piersiach. Całos´c´
utrzymana była w odcieniach nasyconych czerwieni
i ciemnej z˙o´łci z elementami złota.

Zaszokowana Crys wodziła wzrokiem po sklepie-

niu. W kon´cu zobaczyła to, czego szukała.

– James... – powiedziała po´łgłosem, z oczyma

utkwionymi w punkt gdzies´ nad głowa˛.

– Słucham? – Sam, kto´ry zda˛z˙ył juz˙ wejs´c´ na

po´łpie˛tro, odwro´cił sie˛ niecierpliwie.

Crys zamrugała, jakby dopiero co obudziła sie˛ ze

snu. Widac´ było, z˙e niełatwo jej wro´cic´ do rzeczy-
wistos´ci. Zwilz˙yła je˛zykiem wargi.

– Ja... – ja˛kała sie˛. – To... to James Webber

zaprojektował wystro´j tego holu – dokon´czyła z tru-
dem.

James tu był. Pracował w tym domu. Na pewno

nieraz stał dokładnie tu, gdzie ona, z˙eby ocenic´ efekt
swojej pracy. Zbladła i drugi raz tego dnia zrobiło
sie˛ jej słabo. Jednak na mys´l o reakcji Sama wzie˛ła
sie˛ w gars´c´. Gdyby znowu zemdlała, zadre˛czyłby ja˛
złos´liwymi uwagami. Tym razem nie miałaby dos´c´
siły, z˙eby dac´ mu odpo´r.

– Owszem. – Sam spojrzał na nia˛ zaskoczony. –

Ska˛d wiesz?

Crys rozgla˛dała sie˛ dokoła.

32

CAROLE MORTIMER

background image

– Kiedy to zrobił? – nie mogła powstrzymac´ sie˛

od pytania. James nigdy jej nie wspominał, z˙e projek-
tował wystro´j zamku nalez˙a˛cego do brata Molly.

– Niedługo minie trzy lata. – Sam powoli zszedł

ze schodo´w. Zmruz˙onymi podejrzliwie oczami wpat-
rywał sie˛ w Crys. – Pytałem, ska˛d wiesz, z˙e to dzieło
Webbera?

– Jego styl łatwo rozpoznac´, prawda? – mrukne˛ła.
– Zgadzam sie˛. Ale to nie jest odpowiedz´ na moje

pytanie. – Jego podejrzliwos´c´ jeszcze wzrosła.

– Niech sie˛ pan... Nie denerwuj sie˛ – powiedziała

spokojnie. – Nie jestem dziennikarka˛ z z˙adnego pis-
ma pos´wie˛conego wne˛trzom. Widzisz te˛ z˙o´łta˛ ro´z˙ycz-
ke˛ wysoko na sklepieniu? Po lewej stronie? James
zawsze potrafił ja˛gdzies´ przemycic´. To był jego znak
firmowy.

– Był?
Crys przełkne˛ła s´line˛. Musiała zapanowac´ nad

drz˙eniem głosu. Ostatecznie informowała o rzeczy
zaistniałej.

– Umarł – odpowiedziała kro´tko. – Rok temu. Na

raka.

Nie było nad czym sie˛ rozwodzic´. Ta choroba nie

wybiera. Jest bezwzgle˛dna i z jednakowa˛ siła˛ uderza
w młodych i starych, silnych i słabych, utalentowa-
nych i niezdolnych.

– Nie wiedziałem. Poznałem go przez Molly. To

jej przyjaciel z czaso´w studenckich. Nie mo´wiła mi
o jego s´mierci – powiedział powoli.

Nic dziwnego. S

´

mierc´ Jamesa to był szok dla

33

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Molly. Tak samo jak dla Crys. Do dzisiaj nie roz-
mawiały o tym ani razu.

– Domys´lam sie˛, z˙e tez˙ go poznałas´... – nie zwro´-

cił uwagi na jej zmieszanie – podobnie jak ja, przez
Molly.

Tak było. Molly poznała ja˛ z Jamesem dokładnie

po´łtora roku temu. Podczas tego spotkania zakochali
w sobie od pierwszego wejrzenia. A potem... Potem
została jego z˙ona˛. Ale o tym nie miała zamiaru
mo´wic´ obcemu me˛z˙czyz´nie.

34

CAROLE MORTIMER

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

– Masz wszystko, czego potrzebujesz?
Crys, kto´ra kon´czyła włas´nie przygotowywac´

mie˛so, odwro´ciła głowe˛ i spojrzała na stoja˛cego
w drzwiach kuchni Sama. Co za odmiana! Tak jak
poprzednio wystarczyło, z˙e sie˛ przebrał, a z Drakuli
zmienił sie˛ w normalnego człowieka, tak teraz, po
zgoleniu kilkudniowego zarostu, okazał sie˛ – co
stwierdziła bez specjalnego zadowolenia – całkiem
atrakcyjny.

Mimo zimy miał jeszcze s´lady opalenizny na

pocia˛głej twarzy. Ciemna karnacja uwydatniała zie-
len´ oczu. Kwadratowa szcze˛ka i zdecydowany wyraz
ust potwierdzały wczes´niejsze spostrzez˙enia co do
jego charakteru, ale pasowały do szczupłej sylwetki
i energicznych rucho´w. Crys musiała przyznac´, z˙e
Sam, jes´li tylko chciał, potrafił byc´ elegancki. Teraz
na przykład miał na sobie dobrze skrojone czarne
spodnie i ciemnozielona˛ koszule˛, dobrana˛ pod kolor
oczu. Przez kro´tka˛ chwile˛ miała wraz˙enie, z˙e kogos´
jej przypomina, ale musiała sie˛ mylic´. Nigdy wczes´-
niej sie˛ nie spotkali, a Molly – drobna, rudowłosa,
z oczami w kolorze laskowych orzecho´w – była
całkiem niepodobna do brata.

background image

Sam przejechał re˛ka˛ po gładko wygolonym po-

liczku.

– Zapus´ciłem sie˛ – wzruszył ramionami. – Tak

bywa, jes´li człowiek mieszka sam. Kiedy przyjez˙dz˙a
Molly, suszy mi głowe˛, z˙ebym upodobnił sie˛ do
ludzi.

– Po to sa˛młodsze siostry – us´miechne˛ła sie˛ Crys.
– Moz˙e moge˛ w czyms´ pomo´c? – zaproponował.

– Mam lekkie wyrzuty sumienia, z˙e zagoniłem cie˛ do
gotowania. Zdaje˛ sobie sprawe˛, z˙e siedza˛c w tej
głuszy, zapominam o przestrzeganiu uznanych
w s´wiecie form.

Crys zrozumiała, z˙e powyz˙sze os´wiadczenie ma

byc´ czyms´ w rodzaju przeprosin. Prawdopodobnie
zdobył sie˛ na to tylko dlatego, z˙e jest przyjacio´łka˛
jego ulubionej siostry.

– Czy Molly mo´wiła ci cos´ o mnie? – zapytała,

biora˛c od niego kieliszek wina – białego, schłodzone-
go jak nalez˙y, w sam raz do pstra˛ga. Upiła łyk. O, tak!
Sam znał sie˛ na winach, trzeba mu to przyznac´.

– Nie – pokre˛cił głowa˛. – Inaczej nie mys´lałbym,

z˙e jestes´ me˛z˙czyzna˛.

– Chodziłys´my razem do s´redniej szkoły.
– Nie do wiary! To ty jestes´ Cryssy! – zawołał.

– Kiedy Molly przyjez˙dz˙ała do domu, mo´wiła tylko
o tobie. Cryssy to, Cryssy tamto. Pamie˛tam dos-
konale.

– O, nie! – Crys zrobiła przeraz˙ona˛ mine˛. – Nie

wiem, czy to cie˛ pocieszy, ale w szkole mo´wiła tylko
o tobie – zas´miała sie˛.

36

CAROLE MORTIMER

background image

– Naprawde˛? – Popatrzył na nia˛ przecia˛gle znad

brzegu kieliszka. – A co mo´wiła? – rzucił oboje˛tnie.

Zbyt oboje˛tnie. Crys zauwaz˙yła, z˙e znowu jest

napie˛ty i podejrzliwy.

– Same dobre rzeczy, zare˛czam. – Przeciez˙ nie

be˛dzie mu opowiadac´, z˙e Molly wychwalała go pod
niebiosa. W jednym zgadzała sie˛ z przyjacio´łka˛: Sam
nie był podobny do z˙adnych znanych im me˛z˙czyzn.

Uznała, z˙e najma˛drzej be˛dzie zmienic´ temat.
– Gdzie be˛dziemy jes´c´? Tutaj czy w jadalni?

– W takim zamku na pewno jest jadalnia.

– Tutaj – odparł stanowczo, ale zaraz sie˛ zmitygo-

wał. – O ile nie masz nic przeciw temu. W kuchni jest
cieplej.

Us´miechne˛ła sie˛ pod nosem. Teraz bardzo sie˛

starał nie sprawiac´ wraz˙enia nieokrzesanego gbura.

– W takim razie nakryj, prosze˛, do stołu. Ja zajme˛

sie˛ pstra˛giem – poprosiła.

Juz˙ za chwile˛ kaz˙de z nich robiło swoje – jakby od

lat dzielili wspo´lna˛ kuchnie˛. Zdumiewaja˛ce, ale do-
mowa atmosfera udzieliła sie˛ takz˙e Crys, kto´ra złapa-
ła sie˛ na tym, z˙e mruczy pod nosem jaka˛s´ piosenke˛.
Od dawna nie była tak rozluz´niona. Spojrzała ner-
wowo na Sama. Zagadkowy człowiek. Nie wiadomo,
czy w towarzystwie kogos´ takiego moz˙na sobie po-
zwolic´ na mniejsza˛ czujnos´c´.

– Mam nadzieje˛, z˙e be˛dzie ci smakowac´. – Po-

stawiła na stole po´łmisek z ryba˛ i odeszła, z˙eby
przygotowac´ jarzyny, kto´re planowała podac´ do
mie˛sa.

37

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– A ty nie jesz?
Odwro´ciła głowe˛.
– Nie. Jes´li zjem pstra˛ga, nie zmieszcze˛ juz˙ nic

wie˛cej.

– Mowy nie ma. Siadaj. – Podzielił rybe˛ na dwie

cze˛s´ci i spojrzał na nia˛ wyczekuja˛co. – Siadaj! – po-
wto´rzył niecierpliwie, widza˛c, z˙e sie˛ nie rusza.

– Panie Barton! Nie jestem Merlinem.
– A ja nie jestem panem jakims´ tam. Mam na imie˛

Sam – wycedził. – Wiem, z˙e nie jestes´ Merlinem – on
przynajmniej słucha.

Mierzyli sie˛ oczami. Było jasne, z˙e z˙adne nie

zamierza usta˛pic´. Kuchnia zrobiła sie˛ za ciasna dla
nich dwojga

– Czy pomoz˙e, jes´li powiem ,,prosze˛’’? – zreflek-

tował sie˛ w kon´cu Sam.

Pomogło. Crys zachowała twarz. Usiadła, bo by-

ła głodna i nie chciała, z˙eby danie, przygotowane
z wielkim staraniem, straciło smak. Jednak bliskos´c´
Sama zacze˛ła ja˛ dziwnie niepokoic´. Od dawna nie
czuła niczego podobnego. James był me˛z˙czyzna˛ jej
z˙ycia. Potem, po jego s´mierci, w ogo´le nie zauwaz˙ała
innych. Nie była zreszta˛ typem kobiety, kto´ra po-
trzebuje partnera, z˙eby poczuc´ sie˛ w pełni dowartos´-
ciowana.

– O co chodzi? – usłyszała głos Sama, kto´ry – jak

sie˛ okazało – przez cały czas badawczo sie˛ jej przy-
gla˛dał.

Odwro´ciła oczy. Chyba zwariowała. Ten facet jest

nietaktowny, bezczelny i całkowicie pozbawiony

38

CAROLE MORTIMER

background image

uroku. Włas´nie tak. Jednak niespodziewanie dla sie-
bie samej zacze˛ła szukac´ jego dobrych stron. Rozu-
miał zwierze˛ta. Przeprosił ja˛za swoja˛nieuprzejmos´c´.
No i Molly go uwielbiała.

– Jedzenie ci stygnie. – Sam zrozumiał, z˙e nie

doczeka sie˛ odpowiedzi. – Wygla˛dasz jak dziew-
czynka, kto´ra˛ zmuszaja˛ do zjedzenia szpinaku.

Podnio´sł do ust pierwszy ke˛s i przymkna˛ł oczy

z zachwytu.

– Molly robi naprawde˛ dobrego pstra˛ga – powie-

dział po chwili – ale two´j jest lepszy.

Us´miechne˛ła sie˛ figlarnie.
– Przyrzekam, z˙e jej tego nie powto´rze˛. Miło mi,

z˙e ktos´ docenia mo´j przepis.

– Two´j przepis?
Kiwne˛ła głowa˛.
– I z˙e moja najlepsza uczennica tak dobrze radzi

sobie z gotowaniem.

Wzie˛ła do ust kawałek ryby. Jej wyostrzony zmysł

smaku natychmiast podpowiedział, z˙e powinna uz˙yc´
nieco wie˛cej soku z cytryny. Ale poza tym pstra˛g
spełniał najbardziej wyrafinowane oczekiwania.

– Dobra. – Sam poprawił sie˛ na krzes´le. – Teraz

wyjas´nij, o co tu chodzi.

– O nic. Jestem zawodowcem. Profesjonalnym

szefem kuchni.

To dlatego rozbawiło ja˛, kiedy spytał, czy umie

gotowac´.

– I? – Najwyraz´niej nie czuł sie˛ usatysfakcjono-

wany tak kro´tka˛ odpowiedzia˛.

39

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Przez pewien czas Molly pracowała ze mna˛.

Musze˛ powiedziec´, z˙e bardzo ja˛ to bawiło. Potem
zaproponowali jej role˛ i wro´ciła do aktorstwa.

– I to ty sama wymys´liłas´ przepis na faszerowane-

go pstra˛ga?

Wzruszyła ramionami.
– Po prostu lubie˛ gotowac´.
Sam zastanawiał sie˛ chwile˛.
– Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi sie˛, z˙e

o czyms´ mi nie powiedziałas´.

– To działa w obie strony, Sam – zas´miała sie˛.

Tak było. Nie powiedział dota˛d ani słowa o sobie.
– Wiem na przykład, z˙e jestes´ pisarzem...

– Kto ci powiedział, z˙e jestem pisarzem? – wark-

na˛ł niegrzecznie. – Jasne. – Skrzywił sie˛ z niesma-
kiem. – Molly.

Miły nastro´j, kto´ry podtrzymywała z takim tru-

dem, prysna˛ł w jednej chwili.

– Przepraszam. Nie wiedziałam, z˙e to sekret. Pe-

wnie piszesz pod jakims´ pseudonimem, wie˛c i tak...

– Dlaczego tak sa˛dzisz? – zapytał lodowatym

tonem.

Crys nie wiedziała, dlaczego tak sie˛ stara, z˙eby

byc´ miła. Ten facet był niezro´wnowaz˙ony. Przeby-
wanie w jego towarzystwie przypominało siedzenie
na beczce z prochem. Nigdy nie było sie˛ pewnym,
kiedy eksploduje.

– Nie widziałam z˙adnej ksia˛z˙ki napisanej przez

Sama Bartona – odpowiedziała spokojnie. – Przykro
mi, jes´li poczułes´ sie˛ uraz˙ony.

40

CAROLE MORTIMER

background image

W tym momencie rozdzwonił sie˛ telefon. Wes-

tchne˛ła z ulga˛ i bezwiednie zacze˛ła liczyc´ dzwonki.
Dwanas´cie. Jes´li to Molly, musi z nia˛ porozmawiac´.
Sytuacja jest nieznos´na i trzeba cos´ postanowic´.

– Dobry wieczo´r, Caroline – powiedział Sam

w słuchawke˛ i rzucił ironiczne spojrzenie w kierunku
wyraz´nie rozczarowanej Crys.

Była ws´ciekła, ale co´z˙ mogła zrobic´? Na jej twa-

rzy wszystkie emocje odbijały sie˛ jak w lustrze.

Z

˙

eby nie wyjs´c´ na ciekawska˛, odeszła od stołu

i celowo głos´no siekała marchewke˛. Starała sie˛ nie
słuchac´ rozmowy, ale serdeczny i ciepły ton, jakim
Sam zwracał sie˛ do swojej rozmo´wczyni, nie uszedł
jej uwagi. Najwyraz´niej obdarzał te˛ kobiete˛ szczego´l-
nymi wzgle˛dami. Ciekawe, kim była? Znała szyfr.
Wie˛c moz˙e Molly nie jest jedyna˛ osoba˛ płci z˙en´skiej,
kto´ra odwiedza go na tym odludziu?

– Co z naste˛pnym daniem? – zapytał, staja˛c tuz˙

za nia˛. Drgne˛ła przestraszona. Poruszał sie˛ cicho
jak kot.

– Pie˛tnas´cie minut?
– Dobra. Mam pare˛ rzeczy do zrobienia – od-

wro´cił sie˛ gwałtownie i wyszedł.

Jes´li tak ma wygla˛dac´ spokojny tydzien´ w York-

shire, kto´ry obiecywała jej Molly, to ona dzie˛kuje.

A poniewaz˙ w przypadku Crys najlepszym le-

karstwem na stres okazywało sie˛ zawsze gotowanie,
tak było i tym razem. Błyskawicznie ubiła s´mietane˛
i zrobiła puszysty czekoladowy deser. Wstawiała
go włas´nie do lodo´wki, kiedy znowu odezwał sie˛

41

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

telefon. Odludek i pustelnik? Z

˙

arty. Trzeci telefon

w cia˛gu dwo´ch godzin.

Po dwunastu dzwonkach umilkł, a potem roz-

dzwonił sie˛ znowu. Crys nie wiedziała, co robic´. Jes´li
odbierze, Sam be˛dzie na nia˛ ws´ciekły. A jes´li nie, to
ktos´ z jego bliskich moz˙e uznac´, z˙e cos´ mu sie˛ stało.
Wycia˛gne˛ła re˛ke˛.

– Zostaw to! – rzucił ostro Sam, staja˛c nagle

w drzwiach.

Odsuna˛ł ja˛ bezceremonialnie i szybko podszedł do

aparatu.

To idiotyczne, pomys´lała Crys, wracaja˛c do ja-

rzyn. Przeciez˙ chciałam tylko odebrac´ telefon. Ta
furia na jego twarzy! Przesadził. Co za duz˙o, to
niezdrowo. Nie miała ochoty mieszkac´ pod jednym
dachem z kims´ takim. Jutro...

– Molly chce z toba˛ rozmawiac´ – usłyszała.
Tak sie˛ ws´ciekał. I po co to wszystko? Crys wzie˛ła

kilka głe˛bokich oddecho´w, z˙eby sie˛ uspokoic´, zanim
powie cos´ do Molly.

– Trafiłas´! – Rozległ sie˛ w słuchawce rozradowa-

ny głos przyjacio´łki. – I co sa˛dzisz o Sokolim Gniez´-
dzie?

– Interesuja˛ce – mrukne˛ła oboje˛tnie, gdyz˙ Sam

stał dwa kroki dalej.

Molly rozes´miała sie˛ na cały głos.
– Zapytałabym, co mys´lisz o moim bracie, ale

podejrzewam, z˙e usłysze˛ dokładnie to samo.

– I masz racje˛.
– Mam nadzieje˛, z˙e nie odgrywa przed toba˛sztuki

42

CAROLE MORTIMER

background image

pod tytułem ,,Dziki Neandertalczyk’’? – powaz˙nie
zapytała Molly. – Obiecał, z˙e be˛dzie dobrze sie˛
zachowywac´.

– Two´j brat jest bardzo gos´cinny.
Nie było sensu wdawac´ sie˛ w szczego´ły przez

telefon. Poczeka na przyjazd Molly i wtedy wszystko
jej opowie.

43

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

– Czy to od mamy dowiedziałas´ sie˛, z˙e droga

do serca me˛z˙czyzny wiedzie przez z˙oła˛dek? – zapytał
Sam, kiedy zauwaz˙ył, z˙e Crys z wyraz´nym rozba-
wieniem przygla˛da sie˛ rozanielonej minie, z jaka˛
patrzył na podane mu jedzenie. Jego samego roz-
s´mieszyło własne łakomstwo – to dało sie˛ zauwaz˙yc´.

Crys nie spodziewała sie˛, z˙e Sam potrafi s´miac´ sie˛

z siebie. Wcia˛z˙ pro´bowała rozgryz´c´ tego dziwnego
człowieka. Co kryło sie˛ pod maska˛, kto´ra˛ z taka˛
konsekwencja˛ pokazywał s´wiatu? Przeciez˙ Molly
naprawde˛ uwaz˙ała, z˙e jej brat jest niezwykły.

Sie˛gne˛ła po kieliszek z czerwonym winem. Było

ro´wnie dobre jak białe. Sa˛cza˛c je powoli, zastana-
wiała sie˛, jak jej organizm to zniesie. Przez długi
czas nie brała do ust z˙adnego alkoholu, dlaczego
wie˛c teraz zdecydowała sie˛ spro´bowac´? Chyba w głe˛-
bi duszy te˛skniła za normalnos´cia˛. Dobra kolacja,
wino, rozmowa w miłym towarzystwie były czyms´
normalnym. Jednak nie tu. Nie w sytuacji, gdy go-
spodarz tego domu wprowadza nieustanne napie˛cie
i niepoko´j.

– Byc´ moz˙e usłyszałam od mamy cos´ podobnego

– odpowiedziała w kon´cu – ale z˙eby było do czego

background image

trafiac´, trzeba by sie˛ najpierw upewnic´, czy me˛z˙czyz-
na ma serce.

Z kaz˙dym innym taka konwersacja mogłaby byc´

pocza˛tkiem flirtu. Z kaz˙dym innym, ale nie z nim.
Sam uznał to za atak.

– Czy sugerujesz – zapytał bez cienia us´miechu

– z˙e jestem człowiekiem bez serca?

– Niczego nie sugeruje˛ – odparła znuz˙ona. – Od-

powiadam z˙artem na z˙art. Ale najwyraz´niej sie˛ po-
myliłam. Przepraszam.

Zapadła chwila ciszy.
– Nie, nie przepraszaj – powiedział w kon´cu Sam.

– To ja powinienem przeprosic´. Nie jestem przy-
zwyczajony... Robie˛ wszystko, z˙eby utrudnic´ ci z˙y-
cie, prawda?

– Daj spoko´j. Przeciez˙ to ja zakło´ciłam two´j spo-

ko´j. Moz˙e zachowałabym sie˛ tak samo, gdyby sytua-
cja sie˛ odwro´ciła?

– Nie do kon´ca masz racje˛. Przeciez˙ cie˛ ocze-

kiwałem.

– Nie samej. Gdyby była tu Molly, to na nia˛

spadłby obowia˛zek zabawiania gos´cia. Nie musiał-
bys´ robic´ tego, czego wyraz´nie nie lubisz.

Sam odetchna˛ł głos´no, zanim sie˛ odezwał.
– Słuchaj, Crystal, co powiesz na to, z˙ebys´my za-

cze˛li od pocza˛tku? Zobacz – dopiero teraz us´wiado-
miłem sobie, z˙e Molly nie powiedziała mi nawet, jak
sie˛ nazywasz.

Crys zawahała sie˛. Co mu powiedziec´? Webber

czy James? Wchodza˛c za ma˛z˙, przyje˛ła nazwisko

45

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Webber. Bardzo ich z Jamesem s´mieszyło, z˙e jego
imie˛ i jej panien´skie nazwisko sa˛ takie same. Jednak
w niekto´rych s´rodowiskach wcia˛z˙ była znana jako
Crystal James.

– Webber – zdecydowała sie˛. – Nazywam sie˛

Crystal Webber.

– Webber? – powto´rzył. – Tak jak James Webber,

dekorator wne˛trz?

Kiwne˛ła głowa˛ i powto´rzyła:
– Tak jak James Webber, dekorator wne˛trz.
Była ws´ciekła na siebie, z˙e nie umiała sie˛ opa-

nowac´.

– Cholera! Przepraszam. Ale ze mnie idiota! Nie

miałem poje˛cia...

– Nic sie˛ nie stało. – Crys zamrugała, z˙eby po-

wstrzymac´ łzy. – Powinnam powiedziec´ ci to wczes´-
niej, kiedy okazało sie˛, z˙e James pracował w twoim
domu.

– Wcale nie musiałas´. To Molly powinna mnie

uprzedzic´

– Nie. O czym tu mo´wic´. Miałam me˛z˙a i on...

umarł. – Była zdziwiona, z jaka˛ trudnos´cia˛ przeszło
jej to przez gardło.

Sam dotkna˛ł luz´nej obra˛czki, kto´ra˛ miała na

palcu.

– Nawet jej nie zauwaz˙yłem. Kretyn ze mnie.

– Uderzył sie˛ re˛ka˛ w czoło i, spogla˛daja˛c na jej
pobladła˛ twarz, powto´rzył: – Zacznijmy wszystko od
pocza˛tku, Crystal. Dobrze?

Nie miało to wie˛kszego sensu. Spe˛dzi tu tylko

46

CAROLE MORTIMER

background image

kilka dni. Nigdy tu nie wro´ci. Ale w kon´cu moz˙e to
zrobic´ dla Molly...

– Dobrze. – Gładko jej poszło, ale chciała juz˙

zmienic´ temat. – Jedz, prosze˛, bo za chwile˛ wszystko
be˛dzie do wyrzucenia.

Posłuchał, chociaz˙ wcia˛z˙ przypatrywał sie˛ jej

uwaz˙nie.

– A gdzie Merlin? – zapytała zadowolona, z˙e

znalazła najbardziej oboje˛tny temat ze wszystkich,
jakie przychodziły jej do głowy.

– Pomys´lałem, z˙e lepiej zostawic´ go na dworze.

Przed chwila˛ wyszedłem, z˙eby go nakarmic´.

– Nie zostawiaj go na zimnie z mojego powodu.

Jestem pewna, z˙e juz˙ zrozumiał, z˙e nie stanowie˛
zagroz˙enia dla z˙adnego z was.

– Nie byłbym wcale tego pewien – mrukna˛ł,

patrza˛c na nia˛ dziwnie.

Co chciał przez to powiedziec´? Czy to tez˙ pro´ba

flirtu? Niemoz˙liwe.

Oczywis´cie! Wspo´łczuł jej! Jak tamtemu bied-

nemu psu, znalezionemu w lesie.

– Czy kiedy byłes´ mały, przynosiłes´ do domu

wszystkie chore zwierza˛tka i ptaki ze złamanym
skrzydłem?

– Coo? O czym ty mo´wisz, Crystal? – Dalej

zwracał sie˛ do niej pełnym imieniem.

Potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Nie musisz sie˛ nade mna˛ litowac´. Nie znosze˛

litos´ci.

Przez˙yła z Jamesem szes´c´ cudownych miesie˛cy,

47

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

z czego przez trzy była jego z˙ona˛. Wie˛kszos´c´ ludzi
nie zaznała tyle szcze˛s´cia! Wstała gwałtownie i sie˛g-
ne˛ła po swo´j talerz, z˙eby wyrzucic´ do s´mieci ledwo
napocze˛te jedzenie. Kiedy pochyliła sie˛ nad koszem,
Sam złapał ja˛ za ramie˛. Podskoczyła i odwro´ciła
głowe˛.

– Wcale sie˛ nad toba˛ nie lituje˛, Crystal – warkna˛ł.

– I nie mo´w mi nigdy, co moge˛, a czego nie moge˛
robic´, dobrze?

– O co ci chodzi? Nie miałam zamiaru...
– Owszem, miałas´! Crystal, ty... Do diabła z tym!

– wykrzykna˛ł. Pochylił sie˛ i pocałował ja˛ w usta.

Nie spodziewała sie˛ niczego podobnego. Nawet

nie wyrywała sie˛ z mocnego us´cisku jego ramion.
Całował ja˛ długo i namie˛tnie. Nie miała poje˛cia, z˙e
w tym człowieku kryja˛sie˛ takie pasje! Obudził w niej
poz˙a˛danie, kto´re umarło wraz z Jamesem. Poczuła,
jak jej ciało przenika gora˛ca fala. Człowiek, kto´rego
nawet nie polubiła, obudził ja˛ ze snu.

– Przestan´! – zawołała. – Mo´wie˛ ci, przestan´.
Pro´bowała sie˛ wyrwac´. Oderwał usta od jej warg

i us´miechna˛ł sie˛ złos´liwie, ale ani mys´lał wypus´cic´ ja˛
z us´cisku.

– Przeciez˙ przestałem – os´wiadczył.
Zdenerwowana Crys z trudem uspokoiła oddech.
– Pus´c´ mnie. Co ty sobie mys´lisz? Nie jestem

kobieta˛, za jaka˛ mnie bierzesz!

– Za nikogo cie˛ nie biore˛.
– Nie jestem biedna˛ wdowa˛, kto´ra marzy, z˙eby

ktos´ ja˛ przeleciał!

48

CAROLE MORTIMER

background image

– Dos´c´. Radze˛ ci sie˛ opanowac´, Crystal – prze-

rwał jej i cofna˛ł sie˛ o krok. Zda˛z˙yła zauwaz˙yc´, z˙e z˙yła
na skroni pulsowała mu ze wzburzenia. – Pocałowa-
łem cie˛. Ale ani słowem, ani gestem nie dawałem ci
do zrozumienia, z˙e chce˛ zacia˛gna˛c´ cie˛ do ło´z˙ka.
Naste˛pnym razem nie spiesz sie˛ tak z pomo´wieniami.

– Naste˛pnym razem?! – Zatkało ja˛ze wzburzenia.
Us´miechna˛ł sie˛ drwia˛co.
– Nie twierdziłem, z˙e to akurat be˛de˛ ja. Zreszta˛,

nigdy nie wiadomo... – Unio´sł brwi i spokojnie wy-
szedł z kuchni.

,,Nigdy nie wiadomo.’’ Dobre sobie. Ona akurat wie.

Sam Barton nigdy nie pocałuje jej jeszcze raz, co do-
piero... co dopiero...

Usiadła na najbliz˙szym krzes´le, z˙eby sie˛ pozbierac´.

Przejechała palcami po wargach, drz˙a˛cych jeszcze po
jego pocałunku. Jak mogła na to pozwolic´? I to komus´
tak aroganckiemu, tak pozbawionego uczuc´ jak on?
Sam i James byli jak dzien´ i noc. Ro´z˙niło ich wszystko.

– Przywitaj sie˛ grzecznie z pania˛, Merlin. – To

Sam wro´cił razem z psem. – Nie bo´j sie˛ – spojrzał na
nia˛. – Nie rzuci sie˛ na ciebie nawet za cene˛ dobrej
kolacji.

Pus´ciła to mimo uszu. W gruncie rzeczy była

zadowolona z pojawienia sie˛ Merlina.

– Czes´c´, Merlin. – Wycia˛gne˛ła re˛ke˛ do psa, kto´ry

najpierw spojrzał jej uwaz˙nie w oczy, a potem polizał
jej dłon´. – Dobry zwierzak. – Pogłaskała go po
głowie. – Nawet jes´li chodzi ci tylko o mie˛so, kto´rym
pachna˛ mi re˛ce.

49

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Na twoim miejscu nie deprecjonowałbym tak

własnego uroku – odezwał sie˛ Sam, patrza˛c jej prosto
w oczy. – Moz˙e troche˛ zardzewiał w wyniku długiego
nieuz˙ywania, ale zapewniam cie˛, z˙e wcia˛z˙ go masz.

Zmarszczyła brwi. Nie miała ochoty słuchac´ kom-

plemento´w. Szczego´lnie z ust Sama.

Normalne stosunki z tym człowiekiem były chyba

niemoz˙liwe. Urodzony prowokator. Cieszyły go
skrajne reakcje, kto´re wywoływał u ludzi: nieche˛c´,
złos´c´, miłos´c´, nienawis´c´...

Miłos´c´?
Ciekawe, jak wygla˛dała kobieta zdolna pokochac´

kogos´ podobnego. Biedna ta Caroline.

– Z trudem znosze˛ ten two´j tajemniczy us´mieszek

– os´wiadczył nagle. – Jakbys´ przypomniała sobie
dowcip, kto´rego nie masz zamiaru opowiedziec´ ni-
komu.

Co tam dowcip, pomys´lała. Swoimi mys´lami sprzed

kilku minut na pewno nie podzieliłaby sie˛ z nikim.

– Jestem zme˛czona. Nie be˛dziesz miał mi za złe,

jes´li po´jde˛ wczes´niej spac´? – zapytała z czystej
grzecznos´ci. Bez wzgle˛du na odpowiedz´ nie chciała
spe˛dzic´ reszty wieczoru w jego towarzystwie. Poza
tym musiała zebrac´ siły na jutrzejszy dzien´.

– Czuj sie˛ jak u siebie – powiedział z przesadna˛

galanteria˛.

Patrza˛c na niego, podejrzewała, z˙e przejrzał ja˛ na

wylot, ale było jej wszystko jedno.

– Sam zrobie˛ tu porza˛dek – dodał. – Dzie˛kuje˛ za

kolacje˛.

50

CAROLE MORTIMER

background image

Skine˛ła głowa˛ z us´miechem.
– Bardzo prosze˛. W lodo´wce jest deser.
– Dzie˛ki. Jes´li chcesz cos´ poczytac´ przed snem,

zajrzyj do biblioteki. Drugie drzwi na prawo – wska-
zał re˛ka˛ droge˛ do holu. – Znajdziesz tam nawet cała˛
po´łke˛ kryminało´w z tajemniczym morderstwem
w tle, kto´re tak lubisz.

– Czy Merlin pozwoli mi wyjs´c´?
– Wstan´ i sprawdz´ to sama – mrukna˛ł, nie zamie-

rzaja˛c jej pomo´c.

Znowu te prowokacje! Miała nadzieje˛, z˙e Sam jest

dos´c´ szybki, z˙eby zatrzymac´ psa, jes´li ten postanowi
skoczyc´ jej do gardła. Jednak Merlin nawet nie ot-
worzył oka, kiedy sie˛ ruszyła. Lekko zastrzygł jed-
nym uchem i spał dalej.

Crys odnalazła włas´ciwe drzwi. Zapaliła s´wiatło

i wydała okrzyk pełen zdziwienia. Nigdy nie widziała
tylu ksia˛z˙ek. Poza publiczna˛ biblioteka˛, oczywis´cie.
Było tam wszystko – od botaniki po astronomie˛,
powies´ci, zaro´wno klasyka jak nowos´ci, a nawet
osobna po´łka z ksia˛z˙kami kucharskimi. Wycia˛gne˛ła
jedna˛ z nich. Czytanie cudzych przepiso´w zawsze
działało na nia˛ koja˛co.

Na korytarzu obje˛ła wzrokiem rza˛d drzwi. Cieka-

we, co sie˛ za nimi kryje. Ile pomieszczen´ w tym
zrujnowanym na pozo´r zamku nadaje sie˛ do zamiesz-
kania? Powoli wchodziła na go´re˛.

– Zapomniałem cie˛ uprzedzic´ – usłyszała głos

Sama. Nie zauwaz˙yła, z˙e stał u dołu schodo´w, naj-
wyraz´niej czekaja˛c, az˙ wyjdzie z biblioteki. – Gdyby

51

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

mnie rano nie było, zro´b sobie s´niadanie. W kuchni
jest wszystko, co trzeba.

Wychyliła sie˛ przez pore˛cz.
– Wyjez˙dz˙asz gdzies´? – zapytała.
Na mys´l, z˙e moz˙e zostac´ sama w tym wielkim

domu, zrobiło sie˛ jej troche˛ nieswojo. Nawet towa-
rzystwo kogos´ takiego jak Sam było lepszym wy-
js´ciem.

– Ska˛dz˙e – wzruszył ramionami. – Codziennie

rano zabieram Merlina na wrzosowiska, z˙eby sie˛
wybiegał.

Wrzosowiska. Słynne wrzosowiska Yorkshire.
– Mogłabym włas´ciwie po´js´c´ z wami – powie-

działa i zaraz tego poz˙ałowała. Przeciez˙ jeszcze przed
chwila˛ przysie˛gała sobie, z˙e przez cały dzien´ be˛dzie
unikac´ jego towarzystwa.

– Mogłabys´.
Miała wraz˙enie, z˙e z niej kpi. Jakby wiedział, z˙e

nie dotrzymała swojego postanowienia.

– Masz odpowiednie buty?
Miała. Planowały z Molly długie spacery.
– Wychodze˛ zwykle o wpo´ł do o´smej – powie-

dział oboje˛tnym tonem. – Spotkamy sie˛ w kuchni
rano.

Najwyraz´niej było mu wszystko jedno, czy Crys

be˛dzie mu towarzyszyc´, czy nie. Zrobiło sie˛ jej
troche˛ przykro. Ale włas´ciwie dlaczego, zastana-
wiała sie˛. Przeciez˙ nie spodziewała sie˛ innej reakcji.

– Dobrze. Dobranoc.
– Dobranoc – skina˛ł głowa˛ i wszedł do kuchni,

52

CAROLE MORTIMER

background image

ska˛d za chwile˛ dobiegł ja˛ łagodny szum jego głosu.
Mo´wił cos´ do Merlina.

Nie odro´z˙niała sło´w, ale przypuszczała, z˙e Sam

komentuje dziwne zachowanie kobiet, kto´re nigdy
nie wiedza˛, czego chca˛. Była jedna˛ z nich.

Westchne˛ła i zno´w dotkne˛ła palcami ust. Przypo-

mniała sobie jego pocałunek i poczuła, z˙e krew
pulsuje jej w z˙yłach.

53

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

– Czy Merlin dlatego spał pod moimi drzwiami,

z˙ebym nie wychodziła z pokoju? – burkne˛ła Crys
niezbyt uprzejmie, wchodza˛c rano do kuchni.

Głupie pytanie. Miała pewnos´c´, z˙e tak włas´nie

było.

Przez˙yła szok, kiedy w s´rodku nocy otworzyła

drzwi i zobaczyła rozcia˛gnie˛tego na progu psa. Miała
zamiar zejs´c´ na do´ł i zrobic´ sobie cos´ do picia. Od
kilku miesie˛cy cierpiała na bezsennos´c´, a w takich
sytuacjach herbata albo ciepłe mleko pomagały jej
sie˛ odpre˛z˙yc´ i zasna˛c´. Chociaz˙ na jej widok Merlin
otworzył tylko jedno oko i nawet nie unio´sł łba, Crys
odechciało sie˛ pic´. Wro´ciła szybko do pokoju i do-
kładnie zamkne˛ła za soba˛ drzwi.

Zeszła na do´ł niedospana i zirytowana. Widza˛c jej

mine˛, Sam wstał i bez słowa przygotował jej kawe˛.

– Oj, chyba nie jestes´ rannym ptaszkiem – powie-

dział, stawiaja˛c przed nia˛ kubek.

Rzuciła mu ponure spojrzenie.
– Nieprawda – prychne˛ła. – Dlaczego nie od-

powiedziałes´ na moje pytanie?

Sam nie wydawał sie˛ wcale przeje˛ty jej oskar-

z˙ycielskim tonem.

background image

– Mys´lałem, z˙e be˛dziesz czuc´ sie˛ bezpieczna,

kiedy Merlin be˛dzie cie˛ chronic´.

– Chronic´ przed kim? – Chyba nie przed Samem.

A poza nim w domu nie było nikogo.

– Po prostu chronic´. – Wzruszył ramionami.

– Przykro mi, jes´li cie˛ to zaniepokoiło.

Mogła sie˛ załoz˙yc´, z˙e wcale nie jest mu przy-

kro. Ws´ciekaja˛c sie˛ w duchu, sie˛gne˛ła po kawe˛.
Juz˙ kilka pierwszych łyko´w przywro´ciło ja˛ do
z˙ycia.

– Wnioskuje˛ z twojego stroju, z˙e idziesz z nami

na spacer mimo wszystko. – Sam znacza˛co popatrzył
na jej sweter i solidne buty.

– Oczywis´cie. – Była wcia˛z˙ naburmuszona i nie

zamierzała mu wybaczyc´. Obecnos´c´ Merlina pod
drzwiami potraktowała jako afront.

– Oczywis´cie – powto´rzył i dalej spokojnie pił

kawe˛, chociaz˙ mine˛ło juz˙ wpo´ł do o´smej.

Rozgniewało ja˛ to jeszcze bardziej. Ledwo zda˛z˙y-

ła wzia˛c´ prysznic, z˙eby sie˛ nie spo´z´nic´. A na dodatek
w kuchni było gora˛co, a ona miała na sobie gruby
sweter.

– Chyba powinnis´my juz˙ wyjs´c´ – rzuciła niecierp-

liwie.

– Nie musimy sie˛ spieszyc´. Wrzosowiska nie

znikna˛, jes´li przyjdziemy chwile˛ po´z´niej.

Crys podejrzewała, z˙e Sam z satysfakcja˛ obser-

wuje, jak ona sie˛ poci. Wstała.

– Wychodze˛ – os´wiadczyła gniewnie. – Spotka-

my sie˛ na dworze.

55

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Dobrze – odpowiedział i dalej spokojnie pił

kawe˛.

Ranne powietrze było mroz´ne i czyste. Mgła opad-

ła. Ostry, zimowy wiatr przewiał s´wiat na wylot.
W dziennym s´wietle zamek przedstawiał jeszcze
bardziej opłakany widok niz˙ o zmroku. Teraz jednak
Crys wiedziała, z˙e pozory myla˛. Odrapane s´ciany
kryja˛ w sobie luksusowe wne˛trza niezwykłej urody.

Z

˙

wir skrzypiał pod jej butami, kiedy obchodziła

zamek wkoło. Dotarła do dawnego ogrodu. Pod mu-
rem zauwaz˙yła kopczyk s´wiez˙ej ziemi. Sam zda˛z˙ył
juz˙ pogrzebac´ psa. Musiał wstac´ bardzo wczes´nie,
z˙eby poradzic´ sobie z zamarznie˛tym gruntem. Czy
nie mo´gł jej tego po prostu powiedziec´? Nie ws´cieka-
łaby sie˛ głupio, z˙e ocia˛ga sie˛ z wyjs´ciem na spacer.

Co za człowiek! Za kaz˙dym razem, kiedy Crys

uznaje go za bezdusznego egoiste˛, wychodza˛ na jaw
okolicznos´ci, kto´re temu przecza˛. A wczorajszy po-
całunek? Nie protestowała za bardzo... Ale potem sie˛
obraziła. Czy nie było w tym obłudy?

– Gotowa?
Odwro´ciła sie˛ szybko. Sam stał przy starym land

roverze, kto´rego wczes´niej nie zauwaz˙yła. Nieprzy-
tomny ze szcze˛s´cia Merlin usadowił sie˛ juz˙ z tyłu.

– Gotowa.
Unikaja˛c spojrzenia Sama, wskoczyła do auta

i usiadła obok. Zerkne˛ła na niego spod oka. Nic nie
wskazywało na to, z˙e pamie˛ta pocałunek. Na szcze˛s´-
cie ona tez˙ szybko zapomniała, podziwiaja˛c droge˛,
kto´ra˛ jechali.

56

CAROLE MORTIMER

background image

Sam zatrzymał sie˛ na zboczu łagodnego wzgo´rza.

Przed nimi jak okiem sie˛gna˛c´ rozcia˛gał sie˛ rozległy,
lekko pofałdowany teren zaros´nie˛ty trawa˛ i niskimi
krzewami. Nigdzie nie było s´ladu ludzkich siedzib.
Surowe pie˛kno krajobrazu zapierało dech w pier-
siach. Crys zdała sobie nagle sprawe˛, z˙e podobnego
uczucia nie doznała jeszcze nigdy w z˙yciu. Zachwyt
i spoko´j przepełniały jej serce.

– Widze˛, z˙e cie˛ wzie˛ło. – Sam był zaskoczony.
Crys spojrzała na niego błyszcza˛cymi ze szcze˛s´cia

oczami.

– Cudowne miejsce.
– Nie mo´w nikomu. To najlepiej strzez˙ony sekret

w całym Yorkshire.

Zas´miała sie˛ w odpowiedzi. Całkowicie odpre˛-

z˙ona szła energicznym krokiem obok Sama, a Merlin
towarzyszył im, zataczaja˛c coraz wie˛ksze kre˛gi w po-
goni za dzikimi kro´likami – prawdziwymi lub wy-
imaginowanymi.

– Dlaczego tak sie˛ zdziwiłes´, z˙e mi sie˛ tu podoba?

– zapytała w kon´cu.

– Yorkshire albo sie˛ kocha, albo nienawidzi. Nie

ma innej moz˙liwos´ci.

– Ty kochasz to miejsce.
– Tak. – Zawahał sie˛ chwile˛ i dodał: – Molly jest

typowa˛ dziewczyna˛ z miasta. Lubi byc´ ws´ro´d ludzi,
wcia˛z˙ chodzi do kina albo do teatru – no, chyba z˙e
sama gra w jakims´ przedstawieniu. Jestes´cie przyja-
cio´łkami, wie˛c mys´lałem... Najwyraz´niej sie˛ pomyli-
łem. Wiem, nie pierwszy raz – dorzucił, patrza˛c na

57

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

nia˛. – Wolałem sam sie˛ przyznac´, zanim mi to wy-
tkniesz.

– Gdziez˙bym s´miała – odrzekła z komiczna˛ po-

waga˛.

Sam parskna˛ł s´miechem.
Wie˛ksza˛ cze˛s´c´ drogi przebyli w milczeniu. Mimo

to oboje czuli, z˙e ła˛czy ich dziwne porozumienie. Po
powrocie do domu Crys zastanawiała sie˛, jak to
moz˙liwe. Przeciez˙ nikt nie irytował jej tak, jak on!

– Znowu to robisz – powiedział, kiedy zzie˛bnie˛ci

weszli z dworu wprost do kuchni.

– Słucham? – zdziwiła sie˛.
– Znowu us´miechasz sie˛ zagadkowo do siebie

– wyjas´nił.

Spojrzała na niego rozbawiona.
– Nawia˛zuja˛c do twojej wczorajszej uwagi, zdra-

dze˛ ci, czego nauczyła mnie mama. ,,Nigdy nie
pozwo´l, z˙eby me˛z˙czyzna poznał wszystkie twoje
mys´li. Niech przez cały czas pro´buje je odgadna˛c´’’.

– Jestes´ bardzo poje˛tna˛ uczennica˛. Czy twoi ro-

dzice tez˙ mieszkaja˛ w Londynie?

Jej rados´c´ ulotniła sie˛ w jednej chwili. Us´miech

znikna˛ł z twarzy.

– Moi rodzice zgine˛li w wypadku samochodowym

szes´c´ miesie˛cy temu – powiedziała, wracaja˛c do
przygotowywania herbaty.

Usłyszała, jak za jej plecami Sam bierze głe˛boki

oddech. Potem zapadła cisza. Szkoda, z˙e w takiej
chwili zapytał ja˛ o rodzico´w. Musiała powiedziec´
prawde˛. A teraz oboje nie wiedzieli, jak sie˛ zachowac´.

58

CAROLE MORTIMER

background image

Nagle zorientowała sie˛, z˙e stana˛ł przy niej. Deli-

katnie przycia˛gna˛ł ja˛ do siebie i przytulił. Wtedy
jeszcze miała nadzieje˛, z˙e wytrzyma. Nie podda sie˛
emocjom i zachowa spoko´j. Ostatecznie c´wiczyła to
przez ostatnie po´ł roku. Najwaz˙niejsze, z˙eby Sam sie˛
nie odzywał.

Ale on sie˛ odezwał.
– Moje biedactwo – powiedział. – Wydawało mi

sie˛, z˙e to ja mam monopol na nieszcze˛s´cie. Zreszta˛
niewaz˙ne. Nie chodzi o mnie. Nie dziwie˛ sie˛ teraz, z˙e
o mało nie zemdlałas´, kiedy okazało sie˛, z˙e kopie˛
gro´b. A ja wypominałem ci zbyt bujna˛ wyobraz´nie˛.
Przepraszam.

– Ska˛d mogłes´ wiedziec´?
Crys była teraz pewna, z˙e Molly nie opowiadała

o niej bratu, i bardzo była jej wdzie˛czna za dyskrecje˛.

– Jakim cudem przez˙yłas´ ten rok? – Pokre˛cił

głowa˛ z niedowierzaniem.

Crys przełkne˛ła s´line˛.
– Prosze˛ cie˛, Sam! Nie chce˛ o tym rozmawiac´.

– Pokre˛ciła głowa˛. – Chce˛... Wole˛... – Brakowało jej
sło´w. – Nasz poranny spacer sprawił mi taka˛ rados´c´.

Tym wie˛ksza˛, z˙e ani razu nie wro´ciła mys´la˛ do

koszmaru ostatnich dwunastu miesie˛cy.

– A ja wszystko popsułem – mrukna˛ł Sam po-

nuro.

Wcia˛z˙ nie wypuszczał jej z obje˛c´. Czuła na skroni

jego ciepły oddech.

– Nie. Naprawde˛ nie – powto´rzyła spokojniej.

– Juz˙ ci mo´wiłam, jaki jest mo´j stosunek do litos´ci.

59

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– To nie jest litos´c´! – wybuchna˛ł, przycia˛gaja˛c ja˛

bliz˙ej.

Jes´li nie litos´c´, to co? Wolała sie˛ nad tym nie

zastanawiac´. Nie odwaz˙yła sie˛ spojrzec´ mu w oczy,
ale zdecydowanym ruchem wysune˛ła sie˛ z jego
us´cisku.

– Naprawde˛ nie chce˛ o tym teraz rozmawiac´.

Zrobie˛ herbate˛, dobrze?

– Panaceum na wszystkie kłopoty. Wszyscy Ang-

licy to wiedza˛ – zmusił sie˛ do z˙artu.

– Angielki tez˙. Z mlekiem i cukrem? – zapytała.

Moz˙e jes´li zajmie sie˛ tak przyziemnymi sprawami
jak herbata, łatwiej uda jej sie˛ zapomniec´ o tej
rozmowie?

– Dzie˛kuje˛, bez cukru. – Sam najwyraz´niej wy-

czuł jej intencje. – Mnie tez˙ nasz spacer sprawił
wielka˛ przyjemnos´c´.

– To miło – powiedziała oboje˛tnie.
Lepiej z˙eby zaz˙yłos´c´, jaka wytworzyła sie˛ przed

chwila˛ mie˛dzy nimi, nie trwała zbyt długo. Nie
chciała nawia˛zywac´ bliskich kontakto´w z Samem.
Ani z z˙adnym innym me˛z˙czyzna˛. Dosyc´ sie˛ nacier-
piała w cia˛gu tego roku.

Nie tylko Sam, ona takz˙e zastanawiała sie˛, jak

moz˙na było to przetrzymac´. S

´

mierc´ rodzico´w, kto´rzy

zawsze wspierali ja˛ w cie˛z˙kich chwilach, była szo-
kiem. Kiedy dowiedziała sie˛ o wypadku, mys´lała, z˙e
tego nie przez˙yje. Jak widac´, nie umiera sie˛ z powodu
złamanego serca. Przez˙yła. Co wie˛cej – nadszedł
czas, kiedy poczuła rados´c´ ze spaceru po dzikich

60

CAROLE MORTIMER

background image

wrzosowiskach Yorkshire. Z

˙

ycie toczy sie˛, czy tego

chcesz czy nie.

– Znowu to zrobiłam, prawda? – przyznała, wi-

dza˛c, z˙e Sam przygla˛da sie˛ jej ze s´cia˛gnie˛tymi ba-
dawczo brwiami. – To nie był tajemniczy us´mieszek,
zare˛czam ci. Zastanawiałam sie˛ nad kolejami swoje-
go losu. Nie wiem, co mnie jeszcze spotka.

– Chciałabys´ wiedziec´? – Sam wpatrywał sie˛

w nia˛ z taka˛ intensywnos´cia˛, z˙e Crys zno´w poczuła
sie˛ nieswojo. Nalez˙ało jak najszybciej zmienic´ temat.

– A kto by nie chciał? – odpowiedziała i dodała

z˙artobliwie: – Na przykład dobrze byłoby wiedziec´,
co chcesz na lunch.

Sam zerkna˛ł na nia˛, a potem kiwna˛ł głowa˛, daja˛c

jakby do zrozumienia, z˙e rozumie jej intencje.

– Przede wszystkim nie chce˛, z˙ebys´ ty gotowała.

Nie przyjechałas´ tu do pracy. Dasz mi sie˛ zaprosic´ na
lunch? Niedaleko jest pub z zupełnie znos´nym jedze-
niem.

Crys znieruchomiała. Wspo´lny spacer po wrzoso-

wiskach wydawał sie˛ naturalny, ale wspo´lny lunch to
juz˙ prawie randka.

– Na pewno masz mno´stwo roboty. Albo innych

zaje˛c´ – wymigiwała sie˛ niezre˛cznie.

– Z

˙

adnej roboty. Ani innych zaje˛c´ – sparodiował

jej ton. – Dopiero co skon´czyłem swo´j ostatni... hm...
projekt i nalez˙y mi sie˛ odpoczynek.

Z

˙

e tez˙ musiała przyjechac´ tu włas´nie teraz!

– Molly sie˛ spo´z´nia, ale to wcale nie znaczy, z˙e

masz obowia˛zek mnie bawic´.

61

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Jestes´ tu od wczoraj. Czy zauwaz˙yłas´, z˙eby

nadmierna grzecznos´c´ była jedna˛ z moich cno´t?

– No nie – parskne˛ła s´miechem.
– A wie˛c?
W kon´cu chodziło tylko o lunch. Czego tu sie˛

obawiac´? W kon´cu spe˛dziła noc pod jego dachem.

– Dobra – powiedziała, wzdychaja˛c głe˛boko. Nie

be˛dzie mu tłumaczyc´, z˙e przez długi czas unikała
kontakto´w z ludz´mi. Nawet wyjs´cie na lunch trak-
towała jak wielka˛ wyprawe˛. – O kto´rej wyjez˙dz˙amy?
– Odsune˛ła pusta˛ filiz˙anke˛ i wstała. – Pytam, bo rano
nie zda˛z˙yłam umyc´ włoso´w i chciałabym zrobic´ to
teraz.

Sam wstał takz˙e.
– Dwunasta trzydzies´ci? Wystarczy ci czasu?

– Spojrzał z zachwytem na jej długi warkocz.

– Oczywis´cie. Stroje nieobowia˛zuja˛ce?
– Stroje nieobowia˛zuja˛ce – potwierdził.
– Be˛de˛ punktualnie – powiedziała.
– Czekam.
Crys starannie zamkne˛ła za soba˛ drzwi. Nie była

pewna, czy nie czuje sie˛ bezpieczniej, kiedy Sam jest
wobec niej nieuprzejmy.

Bezpieczniej? Dziwnie to nazwała...

62

CAROLE MORTIMER

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

Pub był miły i przytulny. Wybrali miejsce w po-

bliz˙u wielkiego kominka, w kto´rym buzował ogien´.

– Dzie˛ki. – Przyje˛ła z jego ra˛k mała˛ szklanke˛

piwa. – Z tego, co powiedziałes´, wynika, z˙e niedawno
skon´czyłes´ swoja˛ ostatnia˛ ksia˛z˙ke˛, tak? – zapytała
z zainteresowaniem, kiedy usiadł naprzeciw niej.

Myja˛c włosy, postanowiła nie dopus´cic´ wie˛cej do

rozmo´w na tematy, kto´re wzbudzaja˛ emocje oraz
– czego dowiodła ostatnia rozmowa o jej z˙yciu osobi-
stym – stwarzaja˛ pomie˛dzy nimi nastro´j intymnos´ci.
Niestety wystarczyło jedno spojrzenie na Sama, z˙eby
odgadna˛c´, z˙e poruszyła temat, kto´ry w nim akurat
wzbudza bardzo silne emocje.

Ze zmarszczonymi brwiami i ustami zacis´nie˛tymi

w wa˛ska˛ kreske˛ wpatrywał sie˛ w swoje piwo. Kiedy
w kon´cu podnio´sł głowe˛, w jego oczach zobaczyła
znany, lodowaty błysk.

– Niczego podobnego nie powiedziałem.
– Ale...
– Crystal, ska˛d ci przyszło do głowy, z˙e pisze˛

ksia˛z˙ki?

Teraz ona zmarszczyła brwi.

background image

– Molly wspominała, z˙e jestes´ pisarzem.
– Ale nie pisze˛ ksia˛z˙ek.
– Och! Przypuszczałam...
Niema˛dra. Juz˙ sie˛ przekonała, z˙e w przypadku tego

zagadkowego człowieka wszelkie przypuszczenia
okazuja˛ sie˛ nietrafione. Na pytania – te osobiste – nie
odpowiadał. Wiedziała o nim tyle, co przed przyjaz-
dem, czyli prawde˛ mo´wia˛c niewiele. Nie! Wiedziała
mniej, bo włas´nie okazało sie˛, z˙e nie jest pisarzem.

– Pisze˛ scenariusze, Crystal – burkna˛ł nieuprzej-

mie i zamilkł.

Scenarzysta? Chyba niemoz˙liwe. Nie da sie˛ praco-

wac´ dla filmu czy telewizji, siedza˛c na głuchej pro-
wincji.

– Twoja kolej – spojrzał na nia˛. – Powinnas´ teraz

zawołac´: ,,Naprawde˛? Jakie to interesuja˛ce!’’ albo
,,Fascynuja˛ce!’’

Crys szybko zamkne˛ła buzie˛. Prawde˛ mo´wia˛c,

włas´nie sie˛ szykowała, z˙eby wypowiedziec´ dokład-
nie te słowa. Co za facet! Obraził sie˛, zanim miała
szanse˛ powiedziec´ cokolwiek.

– Chyba z˙e nie wiesz, z˙e to, co robie˛, jest intere-

suja˛ce i fascynuja˛ce – cia˛gna˛ł z ironicznym us´miesz-
kiem.

Z jego miny wynikało, z˙e nigdy by nie uwierzył,

z˙e tego rodzaju uwaga oznacza prawdziwe zaintere-
sowanie. Crys naprawde˛ miała ogromna˛ che˛c´ dowie-
dziec´ sie˛ czegos´ o jego pracy, ale wiedziała juz˙, z˙e nie
os´mieli sie˛ zadac´ mu wie˛cej pytan´.

– Mys´le˛, z˙e nie moz˙e byc´ inaczej – powiedziała

64

CAROLE MORTIMER

background image

po chwili. – W przeciwnym razie nie zajmowałbys´
sie˛ tym.

– Nieprawda. Musze˛ cos´ robic´, z˙eby nie umrzec´

z głodu.

– Masz wielkiego psa do nakarmienia – pro´bowa-

ła z˙artem zlikwidowac´ napie˛cie, kto´re znowu po-
wstało pomie˛dzy nimi.

– To tez˙ – przytakna˛ł. – Czy juz˙ wiesz, co be˛-

dziesz jadła? – Zerkna˛ł na menu, kto´rego nawet nie
otworzyła.

Zrozumiała. Koniec rozmowy o jego pracy. Trud-

no.

Moz˙e jedzenie poprawi mu humor? Ale zbytnio na

to nie liczyła.

Jednak pomyliła sie˛. Kiedy kwadrans po´z´niej

sympatyczna barmanka podała na sto´ł talerze ze
smakowicie pachna˛cymi daniami, nastro´j natych-
miast stał sie˛ lepszy. Jej sznycel był znakomity,
panierka z piwnego ciasta rozpływała sie˛ w ustach.
Nawet frytki nie były tłuste ani wysuszone, ale chru-
pia˛ce z zewna˛trz i delikatnie kremowe w s´rodku.

Sam z zadowoleniem patrzył, z jakim apetytem

Crys zabrała sie˛ do jedzenia.

– To wszystko zasługa tutejszego powietrza

– mrukna˛ł. – Gdybys´ pomieszkała tu kilka tygodni,
wro´ciłabys´ do normy. Chyba ostatnio straciłas´ kilka
kilogramo´w.

Co za człowiek! Gdyby pomieszkała kilka tygodni

w jego towarzystwie, zamieniłaby sie˛ w psychiczny
wrak.

65

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Dlaczego sa˛dzisz, z˙e schudłam? – zapytała.
– Łatwo zgadna˛c´. – Oderwał sie˛ od wielkiego

steku. – Masz eleganckie ubrania, ale wszystkie sa˛ na
ciebie troche˛ za duz˙e. Obra˛czka lata ci na palcu tak,
z˙e az˙ dziw, z˙e jeszcze jej nie zgubiłas´.

Miał racje˛. Juz˙ dawno powinna zmniejszyc´ ob-

ra˛czke˛. Straciła Jamesa. Nie chciała stracic´ ostat-
niego materialnego s´ladu ich zwia˛zku. Dlatego stale
podkurczała palec i niemal codziennie wybierała sie˛
do jubilera.

– Istny Sherlock Holmes z ciebie.
– Jestem po prostu spostrzegawczy.
– To bardzo istotne dla... – przerwała, przypomi-

naja˛c sobie w sama˛ pore˛, z˙e jego zawo´d jest tematem
tabu. – Spostrzegawczos´c´ nie jest moja˛ najmocniej-
sza˛ strona˛ – powiedziała zamiast tego.

– Ale na pewno potrafisz wymienic´ wszystkie

składniki tego ciasta.

– To prawda – potwierdziła ze s´miechem. – Pysz-

ne jedzenie.

– Uhm. W kategorii pubo´w to niezłe miejsce.
Crys obserwowała go spod rze˛s. Sam był wy-

kształconym człowiekiem. Jego zachowanie przy
stole dowodziło, z˙e przywykł jadac´ w duz˙o bardziej
eleganckich miejscach. Dlaczego ktos´ taki wybrał
z˙ycie w takiej głuszy? Dlaczego kontaktował sie˛
tylko z rodzina˛? Jes´li nie liczyc´ tej kobiety – Caro-
line.

Musiała przyznac´ – choc´ nieche˛tnie – z˙e Sam

coraz bardziej ja˛ intrygował. Nawet nie zauwaz˙yła,

66

CAROLE MORTIMER

background image

kiedy zacze˛ła sie˛ nim interesowac´. A to nie była
ma˛dra postawa. Crys musiała sie˛ cia˛gle pilnowac´,
z˙eby nie zdradzic´ sie˛ przed Samem. Co gorsza – prze-
stała sie˛ czuc´ swobodnie w jego towarzystwie.

Kiedy po kolacji zaproponował obejrzenie filmu

na wideo, wpadła w popłoch. O co chodziło?

Tak naprawde˛ dobrze wiedziała. Nie mo´wiła pra-

wdy o swoim braku spostrzegawczos´ci. Z zamk-
nie˛tymi oczami mogła opisac´ Sama – kształt jego
policzko´w, kto´re wymagały golenia dwa razy dzien-
nie, zarys szcze˛ki, smukłe ciało i gracje˛, z jaka˛ sie˛
poruszał.

Boz˙e! Chyba zwariowała. Przed oczami stana˛ł jej

James. O nim nigdy nie mys´lała w ten sposo´b. Jej
drugie ja us´miechało sie˛ szyderczo. Jakis´ głos w gło-
wie szeptał, z˙e to czysty fizyczny pocia˛g.

Na domiar złego Sam wybrał miejsce nie na fotelu,

ale na kanapie obok niej. Drgne˛ła, kiedy usiadł.

– Cos´ nie tak, Crystal? – zapytał, kłada˛c re˛ke˛ na

oparciu kanapy tuz˙ za jej plecami.

– Nie. Wydawało ci sie˛. – Machne˛ła bagatelizuja˛-

co re˛ka˛, pewna z˙e i tak zauwaz˙ył sztywnos´c´ jej
ramion i niewygodna˛ poze˛, kto´rej nie chciała zmie-
nic´, z˙eby nie usia˛s´c´ zbyt swobodnie w jego towarzys-
twie.

– Jestes´ podenerwowana. Czy to moja wina? Bo

jes´li znowu zrobiłem cos´...

– Nie. Wszystko w porza˛dku. Tylko z˙e... – Tylko

z˙e nie dawała sobie rady z własnymi emocjami, ale
do tego nie przyznałaby mu sie˛ nigdy. – Przepraszam,

67

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

ale marne ze mnie towarzystwo. Chyba jestem zme˛-
czona. Włas´ciwie to... – Zrobiła ruch, jakby chciała
wstac´.

– Za wczes´nie na to, z˙eby is´c´ spac´. – Odgadł, co

chciała powiedziec´. – Szczego´lnie samotnie – dodał
spokojnie.

Crys zalała sie˛ rumien´cem.
– Przypominam ci – mo´wił jakby nigdy nic – z˙e

wczoraj poszłas´ wczes´nie do ło´z˙ka. Nic dobrego
z tego nie wynikło. W s´rodku nocy jeszcze nie spałas´.
Aha, nie martw sie˛, dzisiaj wezme˛ Merlina ze soba˛ do
sypialni.

Dotkna˛ł jej włoso´w.
– Jak nazwac´ ten kolor? – zapytał, nawijaja˛c na

palec jedwabiste pasmo.

– Blond – odpowiedziała sztywno.
Miała wraz˙enie, z˙e ciepło płyna˛ce z jego ra˛k

postawiło na bacznos´c´ wszystkie jej zmysły. Instynkt
podpowiadał jej, z˙eby odsuna˛c´ sie˛ jak najdalej, ale
nie mogła sie˛ na to zdobyc´.

– Blond? Nie – potrza˛sna˛ł głowa˛, dalej przecze-

suja˛c palcami jej włosy. – Nie przychodzi mi do
głowy lepsze okres´lenie niz˙ białozłote, chociaz˙ to
i tak nie jest to.

– Chyba nie sa˛dzisz, z˙e sa˛ farbowane – oburzyła

sie˛.

Wiedziała, z˙e przesadza, ale robiła wszystko, z˙eby

nie zauwaz˙ył jej wypieko´w i przyspieszonego od-
dechu. Chciała wstac´. Nie podejrzewała, z˙e Sam nie
wypus´ci włoso´w z gars´ci.

68

CAROLE MORTIMER

background image

– Au! Boli. – Opadła z powrotem na kanape˛.

– Chciałam tylko... – Odwro´ciła sie˛ do niego z wy-
mo´wka˛.

– Wiem, co chciałas´. Ciekawe tylko dlaczego.

Nie podoba ci sie˛, z˙e bawie˛ sie˛ twoimi włosami?

Dobre sobie. Całe ciało ma w ogniu, a on udaje, z˙e

prowadza˛ uprzejma˛ konwersacje˛.

– Ska˛dz˙e – skłamała, odsuwaja˛c głowe˛. – Robisz

cos´, do czego na pewno cie˛ nie zache˛całam, ale...

– A jednak wyprowadziło cie˛ to z ro´wnowagi

– obserwował ja˛ badawczo. – Crystal – przerwał,
widza˛c, z˙e wstaje i zabiera sie˛ do odejs´cia.

– Dlaczego wcia˛z˙ nazywasz mnie Crystal? – rzu-

ciła ze złos´cia˛. – Wszyscy mo´wia˛ do mnie Crys.

– Prawdopodobnie dlatego, z˙e nie lubie˛, kiedy

zalicza sie˛ mnie do kategorii ,,wszyscy’’.

– Nie moz˙esz narzekac´ na brak pewnos´ci siebie,

co? – warkne˛ła. W jego towarzystwie naprawde˛
zapominało sie˛ o dobrym wychowaniu!

– Nie moge˛ – zgodził sie˛. Rozparty na kanapie

obserwował ja˛ z wyraz´nym rozbawieniem. – Poza
tym Crystal brzmi duz˙o ładniej niz˙ Crys. – Skrzywił
sie˛ z niesmakiem, wymawiaja˛c jej zdrobniałe imie˛.

– Powinnam sie˛ zastanowic´, czy nie mo´wic´ do

ciebie ,,Samuelu’’ .

Zachowywała sie˛ teraz jak obraz˙one dziecko.

Wiedziała o tym, ale nie mogła sie˛ powstrzymac´.
Wolała byc´ z nim w stanie wojny – czuła sie˛ wtedy
bezpieczniej.

– Moz˙e i powinnas´ – odpowiedział niewzruszony

69

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

jej wybuchem, co doprowadzało ja˛ do szału – ale
musze˛ cie˛ zmartwic´. Zostałem ochrzczony imieniem
Sam, a nie Samuel.

Zrobiła z siebie idiotke˛! I po co? Sam nic sobie nie

robił z jej złos´ci. Gorzej. Był rozbawiony bardziej niz˙
kiedykolwiek przedtem.

– O co chodzi, Crystal? Wydawało mi sie˛, z˙e

po wczorajszym fatalnym pocza˛tku dzisiaj mielis´my
miły dzien´. – W głosie Sama usłyszała nute˛ zdu-
mienia.

– Owszem, mielis´my. To znaczy – poprawiła sie˛

szybko – ja miałam. Po prostu... – z cie˛z˙kim wes-
tchnieniem urwała.

Po prostu – co? Sama nie wiedziała. Moz˙e to, z˙e

ktos´, kto miał byc´ tylko ,,bratem Molly’’, okazał sie˛
niepokoja˛co atrakcyjnym me˛z˙czyzna˛? Me˛z˙czyzna˛,
kto´ry pocia˛gał ja˛ fizycznie? To nie mogło byc´ nic
głe˛bszego – przeciez˙ wcale go nie znała.

Zreszta˛ wszystko jedno. Jej zainteresowanie było

zdrada˛ wobec Jamesa, wobec czasu, kto´ry ze soba˛
spe˛dzili, wobec ich miłos´ci.

– Crystal! – Sam z nieprzenikniona˛ mina˛ szedł

w jej strone˛.

Nawet nie drgne˛ła. Jakby nogi wrosły jej w pod-

łoge˛.

– Nie warto – zacza˛ł. – Nie warto bronic´ sie˛ za

wszelka˛ cene˛.

Obja˛ł ja˛ w talii i spojrzeniem poszukał jej oczu.

Potem pochylił sie˛ i zacza˛ł ja˛ całowac´. Crys usłyszała
jeszcze stłumiony je˛k, kto´ry wyrwał sie˛ jej z gardła

70

CAROLE MORTIMER

background image

i zatraciła sie˛ całkowicie. Bezwiednie podniosła re˛ce
i zaplotła je na jego szyi.

– Jestes´ taka pie˛kna – szepna˛ł po chwili.
Tak włas´nie sie˛ czuła – pie˛kna i poz˙a˛dana. Przez

cały miniony rok była emocjonalnie martwa. Wszyst-
ko, co robiła, robiła z poczucia obowia˛zku lub z przy-
zwyczajenia, nie z potrzeby. Sam obudził ja˛. Przypo-
mniała sobie, z˙e w jej z˙yłach płynie prawdziwa krew.
Na nowo odkryła z˙ycie. Moz˙e nawet miłos´c´?

Sam patrzył zdumiony na przemiane˛, jaka w niej

zaszła.

– Crystal... – zacza˛ł.
– Sam, nie chce˛ teraz rozmawiac´.
– Powiedz mi, czego chcesz? – nalegał.
Crys przełkne˛ła głos´no. Zwilz˙yła je˛zykiem suche

wargi i, nie zdejmuja˛c oczu z ust Sama, powiedziała
cicho.

– Chce˛...
– Halo! Czy jest ktos´ w domu? – rozległ sie˛

wesoły okrzyk gdzies´ w holu.

Crys zbladła i rozgla˛dała sie˛ wokoło. Dlaczego

Sam wypus´cił ja˛ z obje˛c´ i odsuna˛ł sie˛? Kto...?

W tym momencie drzwi otworzyły sie˛ z hałasem

i na progu stane˛ła rozes´miana Molly.

– Niespodzianka! – zawołała z uszcze˛s´liwiona˛

mina˛. – Załapałam sie˛ na wczes´niejszy lot. – W po-
s´piechu zdejmowała płaszcz, szalik i re˛kawiczki
i rzucała je, gdzie popadnie, biegna˛c, z˙eby sie˛ z nimi
przywitac´. – Z Londynu miałam zaraz lot do Yorku.
Potem tylko wynaje˛łam samocho´d i jestem.

71

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Podskoczyła do Crys i zamkne˛ła ja˛ w niedz´wie-

dzim us´cisku.

Ponad ramieniem Molly Crys wymieniła szybkie

spojrzenie z Samem. Gdyby Molly pojawiła sie˛ chwi-
le˛ po´z´niej, mogłaby sie˛ naprawde˛ zdziwic´.

72

CAROLE MORTIMER

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

Molly była tak uszcze˛s´liwiona, z˙e nie zauwaz˙ała

dziwnego zachowania Crys.

– Alez˙ sie˛ ciesze˛, z˙e wreszcie tu jestem! – zawoła-

ła, całuja˛c na przywitanie Sama. – Co robilis´cie przez
cały dzien´? – zainteresowała sie˛, kiedy juz˙ ogrzała
sobie dłonie nad piecem.

– Nic specjalnego – odpowiedziała Crys bez sensu,

us´wiadamiaja˛c sobie, z˙e jes´li natychmiast nie wez´mie
sie˛ w gars´c´, Molly zorientuje sie˛, z˙e cos´ jest nie tak.

– Rano poszlis´my na długi spacer na wrzosowis-

ka. – Sam postanowił wzia˛c´ na siebie cie˛z˙ar wyjas´-
nien´, kto´rych Crys nie była w stanie udzielic´. – Potem
pojechalis´my na lunch do pubu. A po południu...

– Dobrze, dobrze – przerwała zniecierpliwiona

Molly. – Człowiek me˛czy sie˛ od samego słuchania.
– Przecia˛gne˛ła sie˛, krzywia˛c usta. – Ledwo z˙yje˛ po tej
podro´z˙y.

Na pierwszy rzut oka nie wydawała sie˛ zme˛czona.

Trening w teatrze robił swoje. Miała na sobie pie˛kny
sweter w kolorze ostrego ro´z˙u, do tego ciemnobor-
dowe dz˙insy i wysokie botki w identycznym odcieniu
co spodnie. Wygla˛dała pie˛knie, jak zawsze.

background image

Molly miała drobna˛ twarz, klasyczne rysy i wiel-

kie oczy. Niezalez˙nie od okolicznos´ci zdawała sie˛
promieniowac´ wewne˛trznym blaskiem. Dzie˛ki temu
jej aktorstwo nabierało niezwykłej szlachetnos´ci.

– Moz˙e zrobie˛ ci cos´ do jedzenia – zaproponowa-

ła Crys. – Jak znam z˙ycie, nawet nie tkne˛łas´ tej
ohydy, kto´ra˛ podaja˛ w samolotach.

– Wiesz, na co mam ochote˛? – rozpromieniła sie˛

Molly. – Na twoje wspaniałe nales´niki. Z lodami
i syropem klonowym.

– Z syropem klonowym? – skrzywił sie˛ Sam.

– Albo za długo siedziałas´ w Ameryce, albo jestes´
w cia˛z˙y, siostrzyczko.

– Bardzo s´mieszne – spojrzała na niego z udanym

gniewem. – Nie wywołuj wilka z lasu.

– Ciekawe, o czym mo´wisz? O cia˛z˙y czy o nales´-

nikach?

Crys zostawiła przekomarzaja˛ce sie˛ rodzen´stwo

i uciekła do kuchni. Jednak od mys´li kłe˛bia˛cych sie˛
jej w głowie nie mogła uciec, chociaz˙ bardzo chciała.
Gdyby Molly sie˛ nie pojawiła, to...

Ale sie˛ pojawiła. I do niczego nie doszło. Prawie

do niczego.

Tylko dlatego, z˙e ktos´ wam przerwał, szeptał

uparty głos w jej głowie. Miała dos´c´ tego głosu. Co to
było? S

´

wiadomos´c´? A moz˙e to druga strona jej

natury pro´bowała wydostac´ sie˛ na wolnos´c´, porzucic´
przeszłos´c´ i ruszyc´ do przodu? Tylko z˙e Crys nie
chciała ruszyc´ do przodu.

Ejz˙e! Czy aby na pewno?

74

CAROLE MORTIMER

background image

– Poprosze˛ o nales´niki dla dwojga – poprosił

Sam, staja˛c za nia˛.

Nawet nie usłyszała, jak wchodził. Zdenerwowana

wypus´ciła jajko z re˛ki. Co sie˛ z nia˛ dzieje? Wystar-
czyło, z˙e Sam znalazł sie˛ w tym samym pomieszcze-
niu, a nerwy odmawiały jej posłuszen´stwa.

– Zobacz, co narobiłes´ – zawołała. Schyliła sie˛,

z˙eby sprza˛tna˛c´ rozbite jajo, ale tak naprawde˛ po to,
z˙eby ukryc´ rumieniec na twarzy.

– Zostaw. – Sam stanowczym ruchem uja˛ł ja˛ pod

łokcie i zmusił do wstania. – Nie skon´czylis´my
rozmowy. – Utkwił w niej twarde spojrzenie.

Chyba nie zamierza jej przypominac´... Wystarczył

rzut oka, z˙eby sie˛ przekonac´, jak bardzo sie˛ myliła.
Oczywis´cie, z˙e zamierza. Nie miał wzgle˛du na to, z˙e
stawia ja˛ w bardzo kłopotliwej sytuacji. Wre˛cz spra-
wiało mu to przyjemnos´c´.

– Skon´czylis´my, Sam. Wszystko. – Nie mo´wiła

bynajmniej o rozmowie. I on to wiedział.

Patrzył na nia˛ zmruz˙onymi oczami.
– Tcho´rz! – rzucił po chwili z wyraz´nym nie-

smakiem.

– Byc´ moz˙e – odpowiedziała, zagryzaja˛c wargi.

– Całe szcze˛s´cie, z˙e Molly nie pojawiła sie˛ chwile˛
po´z´niej.

– To zalez˙y od punktu widzenia.
Wzruszyła ramionami. Ten człowiek był z załoz˙e-

nia oporny na wszelkie aluzje.

– Molly pewnie sie˛ dziwi, z˙e zostawiłes´ ja˛ sama˛

chwile˛ po przyjez´dzie – podje˛ła jeszcze jedna˛ pro´be˛.

75

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Chyba Sam w kon´cu zrozumie, z˙e ona nie z˙yczy
sobie jego towarzystwa?

– Byc´ moz˙e – z premedytacja˛ powto´rzył jej od-

powiedz´ sprzed chwili. – Tylko z˙e ja nie mam obo-
wia˛zku zabawiania Molly.

– Ani mnie – rzuciła ostrzej, niz˙ chciała. Wszyst-

ko dlatego, z˙e gdzies´ w odległym zaka˛tku ciała zno´w
odezwało sie˛ poz˙a˛danie.

– Z toba˛ to bardziej rekreacja niz˙ zabawa. – Popa-

trzył jej bezczelnie w oczy.

Ma, na co zasłuz˙yła.
– Nales´niki be˛da˛ za pie˛c´ minut – powiedziała

uprzejmie, daja˛c mu do zrozumienia, z˙e nie pode-
jmuje walki słownej.

Sam wbił w nia˛ stalowe spojrzenie.
– Chyba nie jestem juz˙ głodny.
Crys odwro´ciła sie˛ do niego, nie ukrywaja˛c znie-

cierpliwienia.

– Zdecyduj sie˛, dobrze? Wolałabym wiedziec´, ile

nales´niko´w mam smaz˙yc´.

Odetchna˛ł głe˛boko. Z

˙

yła na skroni pulsowała mu

ze zdenerwowania.

– W przeciwien´stwie do ciebie nie uwaz˙am, z˙eby

nasza... rozmowa była skon´czona. – Odwro´cił sie˛ na
pie˛cie i wyszedł z kuchni.

Crys zacisne˛ła drz˙a˛ce palce na kuchennym blacie.

Nie wiedziała, co robic´. Do tej pory miała nadzieje˛,
z˙e przyjazd Molly rozładuje sytuacje˛. Tymczasem
stało sie˛ odwrotnie. Nie wypadało przeciez˙ wyjez˙-
dz˙ac´ zaraz po jej przyjez´dzie.

76

CAROLE MORTIMER

background image

A wyjazd byłby jedynym wyjs´ciem.
Byłby ucieczka˛, szepna˛ł głos. Tym razem Crys nie

zamierzała oponowac´. Oczywis´cie, z˙e byłby uciecz-
ka˛, ale przeciez˙ ma prawo robic´, co chce. Rok po
s´mierci me˛z˙a, po´ł roku po s´mierci rodzico´w! To nie
jest dobry czas, z˙eby sie˛ z kims´ wia˛zac´. Tym bardziej
z kims´ takim jak Sam.

Nawet ignoruja˛c jego przykry charakter, nie miało

to sensu. Sam był samotnikiem. Z

˙

adna kobieta nie

dzieliła z nim z˙ycia na tym odludziu. Nawet Caroline.
Crys nie nalez˙ała do kobiet, kto´re lubia˛ przelotne
romanse. Dlatego mo´wia˛c ,,stop’’, posta˛piła słusznie.
Nie warto wdawac´ sie˛ w zwia˛zki bez przyszłos´ci.

– Crys! – Rozpromieniona Molly wpadła do kuch-

ni. – Tak sie˛ ciesze˛, z˙e jestes´. Opowiedz, co u ciebie.
Nie bo´j sie˛ – wtra˛ciła uspokajaja˛co, widza˛c, z˙e Crys
patrzy na drzwi. – Sam wyszedł z Merlinem na
spacer.

– Wszystko dobrze – brzmiała kro´tka odpowiedz´.

Crys była zaje˛ta ubijaniem ciasta na nales´niki. – Re-
stauracja prosperuje s´wietnie, wie˛c...

– Nie pytam o prace˛ – Molly pogłaskała ja˛ po

ramieniu – ale o ciebie.

Crys us´miechne˛ła sie˛ zakłopotana.
– W tej chwili praca to dla mnie wszystko.
– Cryssy – Molly była wyraz´nie zmartwiona

– przeciez˙ mina˛ł rok od kiedy... – urwała.

– Od kiedy James nie z˙yje – dokon´czyła Crys

cicho. – Trudniej ci to wymo´wic´ niz˙ mnie.

Zdała sobie sprawe˛, z˙e chociaz˙ cze˛sto rozmawiały

77

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

przez telefon, ostatnio widywały sie˛ tylko na po-
grzebach. Najpierw Jamesa, potem jej rodzico´w. To
nie były dobre okazje do rozmo´w.

Molly znała Jamesa długo, zanim przedstawiła go

Crys i Crys nieraz zastanawiała sie˛, czy w przeszłos´ci
tych dwojga nie ła˛czyło cos´ wie˛cej niz˙ przyjaz´n´.
James zapewnił ja˛ kiedys´ ze s´miechem, z˙e ich blis-
kos´c´ nigdy nie miała erotycznych podteksto´w, ale kto
wie, czy Molly mys´lała podobnie.

– Od dawna chciałam ci cos´ powiedziec´, Crys

– zacze˛ła Molly powaz˙nie.

Crys zesztywniała. Nie była pewna, czy chce

słuchac´ dalej. Bo jes´li okaz˙e sie˛, z˙e jej najlepsza
przyjacio´łka kochała sie˛ w jej me˛z˙u?

Molly westchne˛ła cie˛z˙ko.
– Wiesz, od dawna mam wobec ciebie poczucie

winy. W zwia˛zku z Jamesem.

– Poczucie winy? – powto´rzyła Crys z ocia˛ga-

niem.

– Uhm. Ale moz˙e to nie jest najlepszy moment,

z˙eby o tym mo´wic´.

Moz˙e nie jest, ale skoro sie˛ zacze˛ło...
– Nic mi nie be˛dzie, Molly. Mo´w.
– Widzisz... Czes´c´, Merlin. Wro´ciłes´? – przerwa-

ła, kiedy owczarek wpadł do kuchni i omal nie
przewro´cił jej z rados´ci.

Wiadomo – gdzie Merlin, tam Sam. Kobiety umilk-

ły i spojrzały na drzwi. Sam pojawił sie˛ w progu kilka
sekund po´z´niej. Ponure spojrzenie, jakie rzucił Crys,
oznaczało, z˙e jej nie wybaczył.

78

CAROLE MORTIMER

background image

– Lez˙ec´, Merlin! – zawołał, widza˛c, z˙e pies liz˙e

Molly po twarzy.

Merlin posłuchał natychmiast i z zainteresowa-

niem zacza˛ł przygla˛dac´ sie˛ kuchennym działaniom
Crys.

– Byłoby cudownie, gdyby wszyscy przedstawi-

ciele me˛skiej rasy byli tacy posłuszni – westchne˛ła
Molly.

– Moja kochana siostrzyczko – błysna˛ł okiem

Sam – wie˛kszos´c´ z nas jest. W pewnych okolicznos´-
ciach.

– Wole˛ nie zgadywac´, jakie to okolicznos´ci – za-

wołała Molly.

– A ty, Crys? Tez˙ wolisz nie zgadywac´? – Sam

usiadł wygodnie na jednym z kuchennych krzeseł
i popatrzył na nia˛ znacza˛co.

Nie odpowiedziała. Nie była zadowolona. Jes´li

Sam dalej be˛dzie sie˛ tak zachowywac´, Molly zaraz
zorientuje sie˛, o co chodzi.

– Nakryj sto´ł, dobrze? Nales´niki sa˛ juz˙ prawie

gotowe.

Sam znowu zmusił ja˛ do gwałtownej zmiany te-

matu. Z jego miny jasno wynikało, z˙e dobrze sie˛ tym
bawi.

– Dla dwo´ch czy dla trzech oso´b – zapytał,

wstaja˛c.

– Dla trzech. Usia˛dz´ z nami, Crys – prosiła Molly.

– Pamie˛tasz uczty, kto´re robiłys´my sobie nocami
w szkole?

Obie parskne˛ły s´miechem, przypominaja˛c sobie,

79

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

jak wymykały sie˛ chyłkiem z internatu i z pudełkami
ciasteczek pod pacha˛ wdrapywały sie˛ na mur w szkol-
nym parku, z˙eby popatrzec´ na morze. Były takie
dumne, z˙e łamia˛ regulamin.

– Usia˛dz´ z nami, Crys – powto´rzył Sam za siostra˛

i nie czekaja˛c na odpowiedz´ postawił na stole trzecie
nakrycie. – Moz˙e sie˛ w kon´cu dowiem, jakim cudem
udało sie˛ wam skon´czyc´ szkołe˛?

Molly zmarszczyła nos i spojrzała na brata z na-

gana˛.

– Oj, nie zachowuj sie˛ jak stary zgred. Tak jakbys´

nie chodził na wagary! Dzie˛ki, Crys. Wygla˛da wspa-
niale. – Westchne˛ła z rozkosza˛, widza˛c na talerzu
rumiany nales´nik. – Wybacz, Sam. Pokło´cimy sie˛
po´z´niej. Crys gotuje jak anioł.

– Drugi be˛dzie gotowy za chwile˛ – powiedziała

Crys i szybko wro´ciła do smaz˙enia.

Zastanawiała sie˛, czy Molly zamierzała powie-

dziec´ jej to, czego tak bardzo nie chciała usłyszec´?
O sobie i Jamesie? Pobyt w tym domu nie be˛dzie
łatwy.

– Rewelacja! – Na twarzy Molly malowała sie˛

ekstaza. – Sam sie˛ zaraz przekonasz.

– Juz˙ jadłem rzeczy, kto´re przygotowała Crystal.
– Co!? – Molly omal nie udławiła sie˛ nales´ni-

kiem. – Chcesz powiedziec´, z˙e zmusiłes´ ja˛, z˙eby dla
ciebie gotowała?

Rozłoz˙ył re˛ce.
– Nie miała nic innego do roboty.
– Sam!

80

CAROLE MORTIMER

background image

– Nie złos´c´ sie˛ tak, Molly – Crys spojrzała chłod-

no na Sama. – Two´j brat ma racje˛. Do czegos´ mogłam
sie˛ przydac´. Prosze˛ – podała Samowi talerz z nales´-
nikiem, a obok postawiła dwa pojemniki. – Tu sa˛lody
i syrop klonowy.

– Obsługa wyraz´nie sie˛ pogorszyła – skomen-

tował Sam drwia˛co, wskazuja˛c pie˛knie podany na-
les´nik Molly.

– Sam, zachowuj sie˛ – oburzyła sie˛ Molly.
– Molly, to nie ma znaczenia – wzruszyła ramio-

nami Crys.

– A widzisz! – Sam popatrzył na siostre˛ z trium-

fem.

Molly nie dała sie˛ zbyc´. Wbiła w brata surowy

wzrok.

– Owszem, to ma znaczenie.
– Jak widzisz, Crystal nic sobie z tego nie robi.

Dlaczego przesadzasz? Wiesz, z˙e ona gotuje duz˙o
lepiej niz˙ ty?

– A co ty sobie wyobraz˙ałes´? – westchne˛ła Molly

z politowaniem. – Ludzie płaca˛ mno´stwo pienie˛dzy,
z˙eby zjes´c´ to, co ugotuje Crys, ty niewdzie˛czny
człowieku.

Sam znieruchomiał z widelcem wzniesionym do

ust. Odwro´cił sie˛, z˙eby spojrzec´ na Crys.

– Dlaczego ludzie płaca˛ mno´stwo pienie˛dzy, z˙eby

zjes´c´ to, co ugotuje Crystal?

– Bo to jest C r y s t a l.
– Włas´nie to mo´wie˛.
– Tak, ale...

81

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Co ale?
– Dowiedziałbys´ sie˛, gdybys´ mi nie przerywał.
– Nie przerywałbym ci, gdyby to, co mo´wisz,

miało sens.

Crys miała dosyc´ ich kło´tni.
– Przestan´cie. Molly chciała powiedziec´...
– Z

˙

e to jest t a C r y s t a l – wpadła jej w słowo

zniecierpliwiona Molly.

– Znowu sie˛ powtarzasz – odpowiedział Sam.
– Z londyn´skiej restauracji ,,Crystal’’. Z telewi-

zyjnego programu ,,Crystal i jej kuchnia’’. Na Boga,
Sam. Dostałes´ ode mnie na Gwiazdke˛ jej ksia˛z˙ke˛
kucharska˛.

Jes´li Molly sa˛dziła, z˙e informuja˛c brata, kim jest

Crystal, robi cos´ dla dobra przyjacio´łki, to sie˛ myliła.
Crys obserwowała Sama uwaz˙nie. Jako włas´cicielka
restauracji, gwiazda telewizji i autorka kucharskich
bestselero´w wzbudziła w nim wyraz´na˛ nieche˛c´. Pa-
trzył na nia˛ tak, jakby nie z˙yczył sobie przebywac´
z nia˛ pod jednym dachem.

82

CAROLE MORTIMER

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Podejrzenia Crys spełniły sie˛ co do joty.
Sam odłoz˙ył widelec i wstał od stołu. Nie zjadł ani

ke˛sa.

– Wybaczcie mi. Włas´nie sobie przypomniałem,

z˙e mam cos´ pilnego do zrobienia – powiedział i wy-
szedł.

– Co mu sie˛ stało? – Molly z niedowierzaniem

wpatrywała sie˛ w drzwi, za kto´rymi znikna˛ł.

– Znam go dopiero dwa dni, ale podejrzewam, z˙e

miał dosyc´ gadaja˛cych kobiet w swoim domu. – Crys
wiedziała, jak bardzo jej wyjas´nienie mija sie˛ z praw-
da˛, ale nie zamierzała przyznawac´ sie˛ do tego Molly.
Sam miał dosyc´ tylko jednej kobiety pod swoim
dachem. I była to ona, Crys.

– Czy on od wczoraj zachowuje sie˛ wobec ciebie

w ten sposo´b? – Widac´ było, z˙e na sama˛ mys´l o tym
Molly odczuwa przykros´c´.

Co moz˙na odpowiedziec´ na takie pytanie?
– Nie. Wszystko było w porza˛dku – uspokajała

przyjacio´łke˛ Crys. – Troche˛ sie˛ zdziwił, z˙e jestem
kobieta˛. Spodziewał sie˛, z˙e przyjedziesz z chłopa-
kiem o imieniu Chris.

Przeciez˙ jej nie powie, z˙e stosunki mie˛dzy nimi

background image

zmieniały sie˛ z minuty na minute˛ i z˙e w kon´cu
wyla˛dowała w jego ramionach.

– Wiem. Powiedział mi to, kiedy rozmawialis´my

wczoraj przez telefon. – Westchne˛ła. – Od lat opo-
wiadam mu o swojej przyjacio´łce Crys.

– Mo´wił mi o tym. Widac´ nie zauwaz˙ył zwia˛z-

ku mie˛dzy osobami, o kto´rych słyszał – zas´miała sie˛
Crys z przymusem.

– Czy on naprawde˛ nie był dla ciebie niemiły?
– Przeciez˙ ci powiedziałam, z˙e wszystko było

w porza˛dku.

– To dobrze. Tak bym chciała, z˙eby pomie˛dzy

wami wszystko sie˛ ułoz˙yło.

Crys spojrzała na przyjacio´łke˛ ze zdziwieniem.

O co chodzi? Molly unikała jej wzroku? Nie była
pewna, czy sobie tego nie wmo´wiła. Zawahała sie˛,
czy warto teraz dochodzic´ do prawdy.

– Molly? – zacze˛ła, ale Molly z nowym zapałem

rzuciła sie˛ na jedzenie.

– Nic nie mo´w – zawołała ze s´miechem – bo mo´j

nales´nik stygnie.

– Usmaz˙e˛ ci s´wiez˙y. – Crys wcia˛z˙ miała w głowie

ich niedokon´czona˛ rozmowe˛. – Słuchaj, Molly...

– Z

˙

artujesz? Ten jest wcia˛z˙ pyszny. Nie moge˛

uwierzyc´, z˙e Sam nie wiedział, kim jestes´. – Molly
pokre˛ciła głowa˛ z politowaniem.

– Ska˛d miałby to wiedziec´?
Crys usiadła przy stole i odsune˛ła pusty talerz.

Wprawdzie usmaz˙yła dla siebie mały nales´nik, ale
tylko po to, z˙eby sie˛ nie tłumaczyc´, dlaczego nic nie

84

CAROLE MORTIMER

background image

je. Skoro jednak Sam nie zamierzał spełniac´ obowia˛-
zko´w gospodarza, ona nie musiała udawac´, z˙e be˛dzie
cos´ jes´c´.

– Ty nie masz telewizora, Crys, ale Sam ma. Nie

wierze˛, z˙eby chociaz˙ raz nie ogla˛dał twojego pro-
gramu. Zaczynasz swo´j trzeci sezon na antenie. On
musiał cie˛ widziec´ – zawołała Molly.

Jeszcze niedawno Crys tez˙ tak mys´lała. Wczoraj,

kiedy zdje˛ła beret i szalik, obawiała sie˛, z˙e Sam ja˛
rozpoznał. Zareagowała nerwowo, bo bardzo chciała
spe˛dzic´ w Yorkshire spokojny tydzien´ – z dala od
restauracji, telewizyjnych studio´w i stoso´w ksia˛z˙ek,
do kto´rych musiała zagla˛dac´, przygotowuja˛c progra-
my. Na szcze˛s´cie jej nie rozpoznał.

– Jakos´ nie moge˛ sobie wyobrazic´ Sama zasiada-

ja˛cego przed telewizorem, z˙eby obejrzec´ program
o gotowaniu – parskne˛ła s´miechem Crys.

– Włas´ciwie ja tez˙ nie. Ale sa˛ jeszcze ksia˛z˙ki.

Twoja˛ dostał ode mnie w prezencie.

– Miło mi, Molly, ale nie sa˛dze˛, by Sam czytał

ksia˛z˙ki kucharskie do poduszki. Załoz˙e˛ sie˛, z˙e od-
łoz˙ył two´j prezent na po´łke˛ i nawet do niego nie
zajrzał.

– Niewdzie˛cznik.
Chociaz˙ Molly pro´bowała z˙artowac´, nie udawało

sie˛ jej powstrzymac´ ziewania. Była wyraz´nie zme˛-
czona.

– Przepraszam – powiedziała, mrugaja˛c powieka-

mi. – Ledwo z˙yje˛. To był strasznie długi dzien´.

Oczywis´cie. Miała za soba˛ kilkanas´cie godzin

85

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

podro´z˙y. Tylko z˙e Crys chciałaby, z˙eby Molly do-
kon´czyła to, co zacze˛ła mo´wic´ przed kolacja˛.

– Musze˛ sie˛ przyznac´ – westchne˛ła Molly – z˙e to

z powodu naszej wczorajszej rozmowy tak sie˛ s´pie-
szyłam. Nie podobał mi sie˛ two´j głos. Byłas´ chyba
w nie najlepszym nastroju, prawda?

– Ja tez˙ wie˛kszos´c´ dnia spe˛dziłam w podro´z˙y.
– To co? Idziemy wczes´nie spac´? Dobrze nam to

zrobi. Obiecuje˛, z˙e jutro be˛de˛ usposobiona bardziej
towarzysko. Wystarczy, z˙e odes´pie˛ ro´z˙nice˛ czasu.

– Idz´ na go´re˛. Ja tu posprza˛tam. – Crys poklepała

Molly po ramieniu i zacze˛ła zbierac´ talerze. Miała
ochote˛ pobyc´ chwile˛ sama.

– Jestes´ pewna? – zawahała sie˛ Molly.
– Jasne. Wez´ gora˛cy prysznic i wskakuj do ło´z˙ka.

Ja zostane˛ i pozmywam.

– Jestes´ aniołem! – Molly podskoczyła i us´ciskała

Crys serdecznie. – Bardzo sie˛ ciesze˛, z˙e przyjechałas´.
Naprawde˛. – Popatrzyła na przyjacio´łke˛ ciepło.
– Cze˛sto rozmawiamy przez telefon, ale to nie to.
Zbyt długo sie˛ nie widziałys´my.

To prawda. Obie były zaje˛te. Jedna od roku praco-

wała w Stanach, druga nie przestaja˛c prowadzic´
restauracji, nagrywała programy dla telewizji. Jednak
po niedokon´czonej rozmowie z Molly, Crys zastana-
wiała sie˛, czy to był dostateczny powo´d. Bo jes´li
mie˛dzy Jamesem i Molly cos´ było, to moz˙e...

– Jutro be˛dziemy miały mno´stwo czasu na roz-

mowy. Idz´ spac´, Molly.

W odpowiedzi Molly ziewne˛ła szeroko.

86

CAROLE MORTIMER

background image

– Mam nadzieje˛, z˙e uda mi sie˛ wstac´. Czy macie

z Samem jakies´ plany na jutro?

Co? Czy maja˛ z Samem jakies´ plany na jutro? Ona

i Sam!? I to jest dla Molly takie oczywiste?

– Z

˙

artujesz! Oczywis´cie, z˙e nie – odpowiedziała

lekko. – Mielis´my czekac´ na ciebie.

Crys zamierzała unikac´ jego towarzystwa. Jutro

i zawsze. Do kon´ca pobytu spro´buje udawac´, z˙e mie˛-
dzy nimi nic sie˛ nie wydarzyło. Tylko czy Sam zgo-
dzi sie˛ na te˛ komedie˛? Podejrzewała, z˙e nie po´jdzie
jej łatwo. Zostało jeszcze pie˛c´ dni. Zwaz˙ywszy na o-
kolicznos´ci – to długo. Tym dłuz˙ej, z˙e – chociaz˙ nie
chciała sie˛ do tego przyznac´ – w ramionach Sama było
jej dobrze. Przyjemnie było pierwszy raz od kilku
miesie˛cy poczuc´ che˛c´ do z˙ycia. Wiedziała jednak, z˙e
z˙aden bliz˙szy zwia˛zek mie˛dzy nimi nie jest moz˙liwy.
Ona prowadzi aktywne z˙ycie w Londynie, on zakopał
sie˛ na wsi. I jest jeszcze tamta kobieta – Caroline...

Czy to tylko pocia˛g fizyczny? Bez miłos´ci? Byc´

moz˙e. Nie mogła byc´ pewna, bo niczego takiego
jeszcze nie dos´wiadczyła. Jednak zawsze jest ten
pierwszy raz. Przeciez˙ nie da sie˛ zakochac´ w kims´
takim jak Sam! Niemoz˙liwe. Dokuczliwy, arogancki,
apodyktyczny i nieuprzejmy. Co wie˛cej – nigdy nie
wiadomo, kiedy poczuje sie˛ dotknie˛ty. Czy ma jakies´
zalety? Crys wzruszyła ramionami. Jes´li nawet – nie-
łatwo je znalez´c´.

Owszem, był dobry dla zwierza˛t i czasami dla

wdo´w. I dla Molly, kto´ra˛ kochał, chociaz˙ oboje tak
bardzo sie˛ ro´z˙nili. Na tym koniec.

87

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Przypuszczałem, z˙e jeszcze tu be˛dziesz i sie˛ nie

pomyliłem.

Sam wszedł do kuchni tak cicho, z˙e na jego widok

Crys podskoczyła gwałtownie i omal nie upus´ciła
talerzy, kto´re włas´nie sprza˛tała ze stołu.

– Chyba powinnas´ brac´ cos´ na uspokojenie. Jes´li

be˛dziesz tłukła talerze przy byle okazji, twoja re-
stauracja bardzo szybko przestanie byc´ zyskownym
interesem.

Odwro´ciła sie˛ gwałtownie i rzuciła mu ws´ciekłe

spojrzenie. Jakim prawem ja˛ poucza? To jego obec-
nos´c´ z´le na nia˛ wpływa.

– Nie stłukłam ani jednego twojego talerza – wark-

ne˛ła. – A moja restauracja ma sie˛ s´wietnie.

Sam wcale sie˛ nie przeja˛ł złos´cia˛ Crys. Znowu

wzruszył ramionami.

– To była tylko rada.
Tylko rada! Akurat! Prowokował ja˛, a ona dawała

sie˛ prowokowac´. Trudno sie˛ dziwic´ – nie była w naj-
lepszej formie. Ten człowiek budził w niej tak kran´-
cowo sprzeczne uczucia, z˙e sie˛ pogubiła, a on natych-
miast wykorzystał jej słabos´c´.

– Dzie˛kuje˛ za rade˛. Be˛de˛ o niej pamie˛tac´ – wyce-

dziła chłodno.

– Nie mam wa˛tpliwos´ci, z˙e be˛dziesz. – Zbliz˙ył sie˛

i ostentacyjnie jej sie˛ przyjrzał. – Wie˛c to ty jestes´
Crystal James.

A jednak słyszał o niej. Tylko udawał, z˙e nie

rozumie, co mo´wi do niego Molly.

– Znalazłem w bibliotece ksia˛z˙ke˛, kto´ra˛ dostałem

88

CAROLE MORTIMER

background image

od Molly na Gwiazdke˛ – wyjas´nił. – Masz całkiem
niezła˛ fotke˛ na okładce.

– Miło, z˙e to doceniłes´. – Crys nie drgna˛ł na

twarzy z˙aden mie˛sien´.

Była przekonana, z˙e komplement miał tylko zmy-

lic´ jej czujnos´c´. Zbierała siły, z˙eby odeprzec´ atak,
kto´rego spodziewała sie˛ lada chwila. Sam zachowy-
wał sie˛ nieco za uprzejmie. Nie moz˙na wierzyc´
w szczeros´c´ czyichs´ intencji, jes´li w jego oczach
widac´ krytyczny błysk.

– Hm... – pokre˛cił głowa˛. – Taka młoda, a taka

sławna.

– Raczej popularna. W kre˛gach telewizyjnych

widzo´w.

– Jak zwał, tak zwał. Ale młoda.
– Niezbyt młoda. Zda˛z˙yłam skon´czyc´ studia, po-

tem wyjechałam do Paryz˙a, z˙eby uczyc´ sie˛ gotowania
u wybitnych francuskich kucharzy. Przepracowałam
w londyn´skich restauracjach kilka lat, zanim otwo-
rzyłam własna˛. Nie mo´wia˛c o tym, z˙e zda˛z˙yłam tez˙
wyjs´c´ za ma˛z˙ i owdowiec´. A do tego wszystkiego
zrobiłam serie˛ programo´w telewizyjnych i wydałam
ksia˛z˙ke˛.

To wszystko była prawda. Crys nie wiedziała juz˙,

czy Sam naprawde˛ szuka zaczepki, czy to ona czepia
sie˛ jego kaz˙dego słowa. Nabrała powietrza, z˙eby sie˛
uspokoic´. Przede wszystkim on nie moz˙e zauwaz˙yc´,
jak łatwo jest mu wyprowadzic´ ja˛ z ro´wnowagi.

– Chyba przypadkiem wstrzeliłam sie˛ w oczeki-

wania, kto´re wisiały w powietrzu. Otworzyłam resta-

89

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

uracje˛, reszta przyszła sama. Nic o tym nie wiedza˛c,
znalazłam sie˛ w odpowiednim miejscu we włas´ci-
wym czasie – zas´miała sie˛ z przymusem.

Mo´wiła prawde˛. Do dzisiaj nie mogła wyjs´c´ ze

zdziwienia, jak szybko to sie˛ stało. Z dnia na dzien´
z szefowej restauracji – popularnej restauracji, trzeba
to przyznac´ – zmieniła sie˛ w telewizyjna˛ gwiazde˛. Od
tej pory nawet tak przyziemna czynnos´c´, jak robienie
zakupo´w na miejscowym targu, bywała komentowa-
na publicznie. Crys wcale nie była pewna, czy kiedy-
kolwiek to polubi. W obcym tłumie zdecydowanie
wolała pozostac´ anonimowa˛ osoba˛.

Zacze˛ło sie˛ od tego, z˙e pewien telewizyjny produ-

cent odkrył jej restauracje˛ i zachwycił sie˛ serwowa-
nym tam jedzeniem. Kiedy pierwszy raz zapropono-
wał jej prowadzenie własnego programu kulinarne-
go, odmo´wiła zdecydowanie. W zupełnos´ci wystar-
czało jej to, co robi. Przekonała go, z˙e wybrał nie-
odpowiednia˛ osobe˛. Facet miał jednak swoja˛ wizje˛
i był uparty. Po kilku miesia˛cach nagabywania, Crys
– troche˛ z ciekawos´ci, a troche˛ dla s´wie˛tego spokoju
– zgodziła sie˛ na jeden program. A potem juz˙ poszło.

– Byc´ moz˙e – powiedział Sam sceptycznie. – Ale

nie sa˛dze˛ tez˙, aby two´j wygla˛d nie miał istotnego
wpływu na twoja˛ kariere˛.

– Czy zechciałbys´ wyjas´nic´, co masz na mys´li?

– Crys miała ochote˛ zabic´ go wzrokiem.

– Jestem pewien, z˙e z˙adnemu producentowi nie

zalez˙ałoby na tobie, gdybys´ była gruba i miała czter-
dzies´ci lat.

90

CAROLE MORTIMER

background image

Gruba i czterdziestoletnia. Tez˙ cos´! W obecnos´ci

Sama nie było łatwo dotrzymac´ postanowien´ i za-
chowywac´ sie˛ jak człowiek cywilizowany. Crys za-
gryzła wargi, z˙eby powstrzymac´ cisna˛ca˛ sie˛ na usta
odpowiedz´.

– Nie mys´le˛, z˙eby mo´j wygla˛d w jakikolwiek

sposo´b wpłyna˛ł na telewizyjny sukces i...

– Jes´li tak, to z´le mys´lisz – powiedział z bezlitos-

na˛ szczeros´cia˛. – Kiedy tak na ciebie patrze˛, to nie
mam wa˛tpliwos´ci, z˙e wpływa, i to znacza˛co.

,,Kiedy tak na nia˛ patrzy...’’ Niech lepiej uwaz˙a,

bo zaraz be˛dzie musiał przestac´ na nia˛ patrzec´. Byc´
moz˙e jest nieduz˙a, ale potrafi mocno uderzyc´. Bez
skrupuło´w umies´ci pie˛s´c´ na nosie kaz˙dego faceta,
kto´ry na to zasłuz˙y.

Mało co dałoby jej ro´wnie wielka˛ satysfakcje˛, jak

cios w sam s´rodek jego us´miechnie˛tej twarzy.

– Na twoim miejscu nie robiłbym tego – odezwał

sie˛ spokojnie.

– Słucham!?
– Na twoim miejscu czym pre˛dzej porzuciłbym

che˛c´ wymierzenia mi kary cielesnej, kto´ra˛ to groz´be˛
odczytuje˛ w stalowym błysku twoich pie˛knych sza-
rych oczu. – Tu Sam popatrzył na nia˛ z mina˛ niewi-
nia˛tka. – Potrafisz byc´ nieobliczalna, kiedy ktos´
doprowadzi cie˛ do ostatecznos´ci, prawda? – upewnił
sie˛ z niekłamanym zachwytem w głosie.

Arogant! Cyniczny prowokator! – mys´lała z furia˛.
– Wolałbym jednak doprowadzic´ cie˛ do ostatecz-

nos´ci z zupełnie innego powodu.

91

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Nagle znalazł sie˛ blisko niej – duz˙o bliz˙ej, niz˙by

sobie z˙yczyła.

– Wiesz co, Sam? – zapytała słodko. – Spadaj sta˛d

– powiedziała, widza˛c, z˙e patrzy na nia˛ z oczekiwa-
niem.

Była pewna, z˙e sie˛ rozzłos´ci. Z

˙

e wyleci z kuchni jak

oparzony. Tymczasem on ku jej ogromnemu zdziwie-
niu – poła˛czonemu z ro´wnie wielkim rozczarowaniem
– rykna˛ł głos´nym s´miechem. S

´

miał sie˛ tak, z˙e łzy

napłyne˛ły mu do oczu. I w jednej chwili zmienił sie˛
z dokuczliwego ponuraka w czaruja˛cego me˛z˙czyzne˛.

Crys wiedziała, z˙e bez trudu poradzi sobie z nie-

grzecznym, zaczepnym i odstre˛czaja˛cym Samem.
Jednak Sam pełen chłopie˛cego uroku, z rozes´miany-
mi zielonymi oczami, był duz˙o trudniejszym prze-
ciwnikiem. Tak trudnym, z˙e Crys nie była w stanie
zrobic´ kroku, kiedy połoz˙ył dłonie na jej ramionach
i pocałował ja˛ mocno w usta.

– Dlaczego to zrobiłes´? – spytała z oburzeniem,

kiedy sie˛ wyprostował.

– Poniewaz˙ jestes´, jaka jestes´. – Nie tracił dob-

rego humoru. – Troche˛ naiwna, troche˛ kolczasta
i niesamowicie pocia˛gaja˛ca.

Crys z pełna˛ ws´ciekłos´ci rozpacza˛ zastanawiała

sie˛, dlaczego dotyk jego warg i szorstkos´c´ policzka
sprawiały jej przyjemnos´c´. Pro´bowała wymys´lic´ od-
powiedz´, ale nic włas´ciwego nie przychodziło jej do
głowy.

Jakim prawem? Za kogo on sie˛ miał? Był tylko

bratem Molly. To Molly go uwielbiała, nie Crys.

92

CAROLE MORTIMER

background image

– Nigdy wie˛cej tego nie ro´b – wyrzuciła z siebie

w kon´cu.

– Bo co? – zapytał.
Ten jego us´miech! Crys robiła wszystko, z˙eby nie

ulec sile tego us´miechu.

– Bo nie chce˛ robic´ przykros´ci Molly i opowia-

dac´, z˙e jej brat, wykorzystuja˛c okolicznos´ci, napas-
tuje kobiete˛, ale...

– ...zrobie˛ to, jez˙eli zostane˛ zmuszona – dokon´-

czył za nia˛ z powaga˛. – ,,Wykorzystuja˛c okoliczno-
s´ci, napastuje kobiete˛’’. Co za staromodne okres´lenie.

Crys spokojnie wytrzymała jego spojrzenie.
– Jestem staromodnym typem kobiety.
– To znaczy? – Z przymruz˙onymi oczami czekał

na odpowiedz´.

– Jestem pewna, z˙e sam do tego dojdziesz.
– Tez˙ jestem tego pewien.
Skoro tak, niech stanie sie˛ to jak najpre˛dzej. Sam

musi zrozumiec´, z˙e Crys nie chce wdawac´ sie˛ z nim
w romans.

– A wie˛c nasza˛ rozmowe˛ moz˙na uznac´ za skon´-

czona˛. Teraz jes´li pozwolisz, chciałabym skon´czyc´
porza˛dki i is´c´ spac´.

– Sama?
– Owszem – warkne˛ła rozjuszona. Policzki miała

czerwone ze wstydu, bo w pewnym sensie swoim
zachowaniem pozwoliła mu na te˛ bezczelna˛ poufa-
łos´c´. – Wydawało mi sie˛, z˙e wyraz´niej nie moz˙na dac´
do zrozumienia, z˙e...

– Wyraz´niej nie moz˙na – przytakna˛ł.

93

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– No to dlaczego wcia˛z˙ mamy z tym problem?
– Nie my, ale ty masz problem – poprawił. – Gdy-

bys´ naprawde˛ chciała trzymac´ sie˛ ode mnie z daleka,
umiałbym zachowac´ podobny dystans.

Ta rozmowa trwa juz˙ za długo. Crys czuła sie˛

zme˛czona.

– Przez wzgla˛d na Molly spro´bujmy zachowywac´

sie˛ jak zwykli znajomi – zaproponowała, staja˛c na-
przeciw niego.

– Dawno przestalis´my byc´ dla siebie zwykłymi

znajomymi, Crystal – powiedział. – Chociaz˙ nie.
Nigdy nie osia˛gne˛lis´my tej fazy znajomos´ci.

Miał racje˛. Crys us´wiadomiła sobie, z˙e na starcie

ona i Sam byli sobie zupełnie obcy. Zaraz potem
jednym skokiem doszli do stanu bliskos´ci – fizycznej
i emocjonalnej. Pomine˛li wszelkie etapy pos´rednie,
co przynajmniej w jej wypadku było dos´wiadcze-
niem traumatycznym.

– To prawda – przyznała z trudem. – Tym bar-

dziej musimy pro´bowac´. Nie chce˛ robic´ przykros´ci
Molly.

– Pro´bowac´ zawsze moz˙na – zgodził sie˛ Sam.

– Natomiast to, czy nam sie˛ uda, czy nie, to juz˙
zupełnie inna sprawa.

Jej na pewno nie be˛dzie łatwo. Reagowała prze-

ciez˙ na wszystkie jego uwagi, komentowała w głowie
kaz˙dy jego ruch – czy tego chciała, czy nie. A jes´li
chodzi o Sama? Nie wiadomo. On z wyraz´na˛ przyje-
mnos´cia˛ sprawdzał reakcje Crys. Ale z˙eby je obser-
wowac´, musiał je wczes´niej wywołac´.

94

CAROLE MORTIMER

background image

– Ide˛ spac´ – oznajmił, podchodza˛c do drzwi.

– Niczego sie˛ nie obawiaj. Wezme˛ Merlina do swoje-
go pokoju. – Zatrzymał sie˛ w progu i spojrzał na nia˛.
Wykrzywił sie˛ złos´liwie, czy tylko tak sie˛ jej zdawa-
ło? – Byc´ moz˙e to prawda, z˙e twoja telewizyjna sława
jest wynikiem tego, z˙e znalazłas´ sie˛ w odpowiednim
miejscu we włas´ciwym czasie, ale w tej chwili jestes´
w moim miejscu i w moim czasie. Jes´li fakt, z˙e jestes´
osoba˛ publiczna˛, naruszy w jakikolwiek sposo´b moja˛
prywatnos´c´ – tu Sam przybrał lodowaty ton – wy-
prosze˛ cie˛ natychmiast z mojego domu. Czy to jasne?

Crys dumnie uniosła głowe˛.
– Jasne – odpowiedziała ro´wnie chłodno.
Poczuła sie˛ pewniej. Takiemu Samowi łatwiej dac´

odpo´r. Wytrzyma te pie˛c´ dni w Yorkshire, a potem
wyjedzie i nigdy wie˛cej go nie spotka.

Szkoda tylko, z˙e w ogo´le go spotkała.

95

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY

– Rozumiem, Molly, z˙e to twoja najlepsza przyja-

cio´łka, ale nie rozumiem, dlaczego musiałas´ zaprosic´
tutaj kogos´ takiego jak ona!

Crys schodziła akurat ze schodo´w, kiedy usłyszała

głosy dochodza˛ce z salonu. Była dopiero o´sma rano.
Zdziwiła sie˛, z˙e Molly i Sam wstali wczes´niej od niej.
Pocza˛tkowo chciała is´c´ prosto do kuchni – nie zamie-
rzała przeszkadzac´ rodzen´stwu w rozmowie – ale
słowa Sama sprawiły, z˙e zamarła w po´ł kroku.

,,Kogos´ takiego jak ona’’? Czy to moz˙liwe, z˙eby

Sam mo´wił o niej? Ale o kim innym miałby mo´wic´?
Crys nie usłyszała odpowiedzi Molly.

– Owszem, mo´wiła mi – cia˛gna˛ł Sam. – Rozu-

miem, z˙e to był dla niej trudny czas. Mimo to Crystal
James jest ostatnia˛ osoba˛, kto´ra˛ powinnas´ tu zapra-
szac´.

Crys zmarszczyła brwi. Co on chciał przez to

powiedziec´?

Ale sytuacja! Stoi na schodach i bezwstydnie

podsłuchuje prywatna˛ rozmowe˛ Molly z bratem. Jed-
nak nie mogła odejs´c´ – nawet jes´li od tego zalez˙ałoby
jej z˙ycie. Miała nogi jak z z˙elaza.

– Molly! – Sam wydawał sie˛ zirytowany na siost-

background image

re˛. – Tak, to musiało byc´ dla niej straszne. Zaraz po
s´mierci me˛z˙a. Jednak nie zmienia to faktu, z˙e...

– Rozumiem, z˙e nie chcesz, z˙eby Crys tu była,

tak?! – niemal krzykne˛ła Molly. W jej głosie była
złos´c´ i rozz˙alenie.

– Nie chce˛ – potwierdził. – A ty, bardziej niz˙

ktokolwiek inny, powinnas´ rozumiec´ dlaczego.

Crys zabrakło tchu. Ska˛d wzie˛ła sie˛ w nim tak

gwałtowna nieche˛c´ do niej? Zgoda. Stosunki pomie˛-
dzy nia˛ a Samem nie układały sie˛ najlepiej. Moz˙na
powiedziec´, z˙e przybierały formy ekstremalne, ale
nigdy nie sa˛dziła, z˙e jej osoba budzi w nim az˙ taka˛
wrogos´c´.

– Sam, mine˛ło dziesie˛c´ lat. – Molly dalej mo´wiła

na tyle głos´no, z˙e Crys dokładnie rozro´z˙niała słowa.
– Czy nie uwaz˙asz, z˙e juz˙ najwyz˙szy czas cos´ zmienic´?

– Ja sie˛ zmieniłem. To inni ludzie sie˛ nie zmienili.
– Tego nie wiesz, Sam.
– I nie chce˛ wiedziec´. A juz˙ na pewno nie be˛de˛

sprawdzac´, co mys´li twoja przyjacio´łka Crystal.

– Dlaczego ja˛ tak nazywasz?
– Crystal? – Moz˙na było sobie wyobrazic´, z˙e Sam

wzrusza ramionami, słysza˛c pytanie siostry. – Bo
Crys to me˛skie imie˛. O co ci chodzi?

– O nic – mrukne˛ła Molly. – Ona ci sie˛ podoba,

prawda?

– To nie ma z˙adnego zwia˛zku z tym, o czym

mo´wimy. Celowo zmieniasz temat, Molly.

– Taaak? – zdziwiła sie˛ niewinnie. – Nie jestem

tego całkiem pewna.

97

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Co to ma znaczyc´? – zdenerwował sie˛ Sam.

– Molly, ostrzegam cie˛. Nie pro´buj swatac´ mnie ze
swoja˛ przyjacio´łka˛. Crystal jest osoba˛ publiczna˛.
Włas´cicielka˛ znanej restauracji w Londynie, a ja...

– A ty z˙yjesz jak pustelnik w najbardziej zapadłej

dziurze w Yorkshire – dokon´czyła Molly. – Ale nie
zawsze tak było, przypomnij sobie. Mo´głbys´ mi
przysia˛c, z˙e nigdy nie z˙al ci dawnego z˙ycia? Z

˙

e nie

chciałbys´...

– Nie. Nigdy! – odpowiedział stanowczo. – Nie

z˙ałuje˛ tamtego z˙ycia – ani ludzi, ani miejsc. To tylko
blichtr i pozory. Crystal obraca sie˛ teraz pos´ro´d
takich ludzi.

Rusz sie˛, nakazała sobie Crys. Usłyszałas´ juz˙

dosyc´. Rusz sie˛, zanim kto´res´ z nich wyjdzie z pokoju
i zobaczy, z˙e ich podsłuchujesz. Zacze˛ła cicho is´c´
w kierunku kuchni, kiedy dotarły do niej ostatnie
słowa Sama.

– I jeszcze jedno. Crystal sa˛dzi, z˙e jestem twoim

bratem.

Co to znaczy? Przeciez˙ Sam jest bratem Molly.
Stała za daleko, z˙eby zrozumiec´ odpowiedz´ Mol-

ly. Zreszta˛ było jej wszystko jedno. I tak usłyszała
zbyt wiele. Weszła do kuchni. Na jej widok Merlin
podnio´sł sie˛, ale tym razem nie przyszło jej do głowy,
z˙eby sprawdzic´, jakie ma wobec niej zamiary. Bez-
wiednie podrapała go za uchem.

Niesamowite. Z tego, co usłyszała, jasno wynika,

z˙e Sam nie jest bratem Molly. A jes´li nie jest jej
bratem, to kim dla niej jest?

98

CAROLE MORTIMER

background image

Crys przypomniała sobie, z˙e złos´cił sie˛, kiedy

nazywała go Samem Bartonem. Nalegał, z˙eby mo´wi-
ła do niego po imieniu. Czyz˙by dlatego, z˙e jego
nazwisko brzmiało inaczej? W takim razie kim był
ten człowiek?

Nalała do kubka kawe˛ i zdezorientowana usiadła

przy stole. W szkole przez cały czas Molly opowiada-
ła o swoim bracie Samie. Wspaniałym, genialnym
Samie. Uwielbiała go.

Tak samo zreszta˛ jak teraz.
Czyz˙by to nie było siostrzane uwielbienie? Molly

wspomniała, z˙e mine˛ło dziesie˛c´ lat. Dziesie˛c´ lat od
czego? Dokładnie dziesie˛c´ lat temu chodziły do szko-
ły i mieszkały razem w internacie. Tylko co z tego?

– O! Jestes´! – zawołała Molly, wchodza˛c do kuch-

ni. Co najdziwniejsze – nie była zakłopotana, ale wy-
raz´nie zadowolona, z˙e ja˛ widzi. Wygla˛dała pie˛knie
i s´wiez˙o. Po wczorajszym zme˛czeniu nie został na-
wet s´lad. – Zastanawialis´my sie˛ włas´nie z Samem,
czy juz˙ sie˛ obudziłas´, z˙eby po´js´c´ z nami na spacer.
Merlin czeka.

Crys zmarszczyła brwi. Dobrze wiedziała, z˙e jesz-

cze kilka minut temu nie było mowy o z˙adnym spa-
cerze. Co najdziwniejsze, Molly wcale nie przej-
mowała sie˛ dyskusja˛ z bratem – nie, nie z bratem.
Z Samem. Jak ona to robiła? Crys po kaz˙dej słownej
potyczce z Samem czuła sie˛ jak z˙ołnierz, kto´ry z wiel-
kim trudem unikna˛ł s´mierci na polu walki.

– Dobrze spałas´? – Molly przyjrzała sie˛ jej z tros-

ka˛. – Jestes´ taka blada.

99

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Pewnie. Nie dos´c´, z˙e nie wie, jakie stosunki ła˛cza˛

Molly z Samem, to jeszcze usłyszała, z˙e nie jest
tu mile widziana. Gorzej – z˙e gospodarz domu wcale
nie chce jej tu widziec´. W takiej sytuacji ona takz˙e
nie chciała tu byc´.

A jes´li chodzi o Sama, to jeszcze niedawno Crys

nie wahałaby sie˛ ani chwili. Zapytałaby Molly
wprost, o co chodzi. Zrobiłaby tak dziesie˛c´ lat temu,
rok, a nawet tydzien´ temu... Ale po wczorajszej
niedokon´czonej rozmowie o Jamesie czuła, z˙e zawisł
nad nimi cien´ czegos´ niedopowiedzianego. Sprawa
niejasnego pokrewien´stwa z Samem tylko pogorszy-
ła sprawe˛.

– Dzie˛ki. Spałam dobrze.
To nie było kłamstwo. Blados´c´ była wynikiem

rewelacji, kto´re podsłuchała zaledwie kilka minut
wczes´niej.

– W takim razie co powiesz na poranny spacer?
– Dzisiaj sobie daruje˛, dobrze? Musze˛ zatelefo-

nowac´ w kilka miejsc. – Specjalnie wyje˛ła komo´r-
kowy telefon i pokazała go Molly. – Wybaczysz mi,
prawda?

– Miałas´ zapomniec´ o pracy, Crys! – zawołała

wyraz´nie rozczarowana Molly. – Obiecałas´ mi to.

Crys us´miechne˛ła sie˛ przepraszaja˛co.
– Nie umiem, Molly. Dobrze o tym wiesz.
– Chyba moz˙esz odłoz˙yc´ to na po´z´niej – nie

uste˛powała Molly.

Oczywis´cie, z˙e mogła. Ale nie chodziło przeciez˙

o telefony. Crys potrzebowała chwili samotnos´ci.

100

CAROLE MORTIMER

background image

Chciała przemys´lec´ wszystko, co usłyszała. Musiała
zdecydowac´, co robic´. Za nic nie be˛dzie im towarzy-
szyc´. Po tym, co powiedział Sam, nie wiedziałaby,
o czym z nimi rozmawiac´. A na spacer mogła po´js´c´
sama.

– Nie. Musze˛ jak najszybciej porozmawiac´ z Ger-

rym – odpowiedziała stanowczo. Gerry kierował jej
restauracja˛ i Molly dobrze go znała. – Be˛dziesz miała
Sama tylko dla siebie – dodała.

– Zbyt duz˙a dawka Sama naraz moz˙e byc´ szkod-

liwa – Molly skrzywiła sie˛ komicznie.

Włas´nie! Crys przekonała sie˛ o tym na własnej

sko´rze.

– Jestes´cie gotowe? – zapytał burkliwie Sam,

staja˛c w drzwiach. Był s´wiez˙o ogolony – pewnie ze
wzgle˛du na Molly.

– Dzien´ dobry – powitała go Crys wyja˛tkowo

uprzejmie. Niech wie, z˙e dobre wychowanie obowia˛-
zuje go nawet wobec niechcianych gos´ci.

– Dzien´ dobry – odburkna˛ł.
Molly podniosła sie˛ z ocia˛ganiem.
– Ide˛ włoz˙yc´ kalosze.
– Tylko sie˛ pospiesz.
Crys nie mogła sie˛ powstrzymac´. Przygla˛dała sie˛

im, poszukuja˛c w ich rysach s´lado´w podobien´stwa
s´wiadcza˛cych, z˙e wbrew temu, co mo´wił Sam, sa˛bra-
tem i siostra˛. Ale Molly miała jasna˛ cere˛, rude włosy
i orzechowe oczy, a on był ciemnowłosy i zielono-
oki. Zero podobien´stwa. A jednak Crys pamie˛tała,
z˙e kiedy pierwszy raz zobaczyła Sama ogolonego,

101

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

miała wraz˙enie, z˙e go zna. Musieli wie˛c miec´ jakies´
wspo´lne cechy, kto´rych dzisiaj nie udało sie˛ jej wy-
patrzyc´.

Potrza˛sne˛ła głowa˛. Tego mogła dowiedziec´ sie˛

tylko od niego, ale on nigdy jej nie powie.

– Dlaczego tak mi sie˛ przygla˛dasz? – zapytał

nieuprzejmie.

– Przepraszam. – Zawstydzona uciekła wzro-

kiem.

Zapomniała sie˛ po wyjs´ciu Molly i nie przestała na

niego patrzec´. Była zbyt zaje˛ta swoimi mys´lami. A on
oczywis´cie nie zamierzał jej tego darowac´.

– Nie idziesz z nami? – zapytał, widza˛c, z˙e nie

włoz˙yła swoich turystycznych buto´w.

– Nie. Zostane˛, jes´li nie masz nic przeciw temu.
Nie zdziwiłaby sie˛, gdyby nie chciał zostawic´ jej

samej w swoim domu.

– Ro´b, na co masz ochote˛ – powiedział oboje˛tnie

i odwro´cił sie˛, z˙eby włoz˙yc´ kurtke˛.

– Nie lubisz, kiedy po twoim domu kre˛ca˛ sie˛

obcy ludzie, prawda? – odezwała sie˛, obserwuja˛c
go uwaz˙nie.

Zastygł w bezruchu.
– Co chcesz przez to powiedziec´? – Spojrzał na

nia˛ podejrzliwie.

– Nic – potrza˛sne˛ła głowa˛. – Pytam, bo nie wiem,

czy ci nie przeszkadza, z˙e tu zostane˛.

– Przeciez˙ ci mo´wiłem, z˙ebys´ robiła, na co masz

ochote˛. – Zrobił krok w jej strone˛. – Dobrze spałas´?
Jestes´ bardzo...

102

CAROLE MORTIMER

background image

– Blada – dokon´czyła. – Wiem. Molly juz˙ mi to

powiedziała.

– Wie˛c jak z tym spaniem? – dopytywał sie˛.
– Dzie˛kuje˛. W porza˛dku. Tylko... Sa˛ chwile, kie-

dy człowiek woli pobyc´ we własnym towarzystwie.
Spro´buj to zaakceptowac´, dobrze?

Spro´buj tego nie zaakceptowac´, pomys´lała ponu-

ro. Szczego´lnie po tym, co niedawno powiedziałes´
Molly.

– To znaczy, z˙e teraz taka chwila nadeszła – unio´sł

drwia˛co brwi. – Z tego, co słyszałem od Molly, za duz˙o
czasu spe˛dzasz we własnym towarzystwie.

Zaczerwieniła sie˛.
– Byc´ moz˙e.
Nie miała zamiaru mu mo´wic´, z˙e przez cały rok

unikała towarzystwa. Oczywis´cie spotykała sie˛ z ro´z˙-
nymi ludz´mi – słuz˙bowo. Nie da sie˛ inaczej, jes´li
prowadzi sie˛ restauracje˛ i wyste˛puje w telewizji.

Sam nie popus´cił.
– Nie uwaz˙asz, z˙e dzisiaj mogłabys´ sobie darowac´

te˛ chwile˛? Molly moz˙e byc´ przykro. Ostatecznie
przyjechała z Nowego Jorku, z˙eby sie˛ z toba˛ spotkac´.

– Z toba˛ tez˙.
– Owszem, ze mna˛ tez˙. Na pewno dobrze sie˛

czujesz? Wszystko w porza˛dku? – Nagle zawahał sie˛.
Crys zauwaz˙yła, z˙e uwaz˙nie sie˛ jej przygla˛da. – Dłu-
go jestes´ na dole? – zapytał jakby nigdy nic.

– Nie.
Niedługo, ale dos´c´ długo, z˙eby usłyszec´ to, co

powiedziałes´.

103

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Podeszła do zlewu i zacze˛ła myc´ kubek. Nie

chciała patrzec´ mu w oczy, z˙eby sie˛ nie wydało, z˙e
kłamie. Nie miała wa˛tpliwos´ci, z˙e Sam od razu by ja˛
przejrzał. O ile juz˙ jej nie przejrzał.

Sam podszedł do niej i odwro´cił ja˛ przodem

do siebie.

– Mo´wi sie˛, z˙e ci, co podsłuchuja˛, nigdy nie

usłysza˛ niczego dobrego na swo´j temat.

– Naprawde˛? Bo mnie uczono, z˙e nie nalez˙y

mo´wic´ za plecami niczego, czego nie moz˙na powie-
dziec´ człowiekowi prosto w oczy.

– Mnie tez˙ tego uczono. Nie rozmawialis´my o to-

bie, Crystal, tylko... Tylko o sytuacji.

– Pierwszy raz w z˙yciu ktos´ nazywa mnie sytua-

cja˛ – parskne˛ła. Teraz ona mogła pozwolic´ sobie na
ironie˛.

– Crystal...
– Molly schodzi po schodach – przerwała mu

stanowczym tonem.

Wydawało sie˛, z˙e Sam che˛tnie wysłałby Molly na

koniec s´wiata. Opanował sie˛ jednak. Wzia˛ł głe˛boki
oddech i dopiero wtedy pus´cił ramie˛ Crys.

– Porozmawiamy po´z´niej.
Najpierw Molly chciała porozmawiac´ z nia˛ ,,jut-

ro’’, teraz Sam przełoz˙ył rozmowe˛ na ,,po´z´niej’’.
Rzecz w tym, z˙e Crys nie była pewna, czy w ogo´le
chce z nimi rozmawiac´. Najche˛tniej wro´ciłaby zaraz
do Londynu i zapomniała o niefortunnej wizycie.
Oraz o Samie.

– Nie musimy – odpowiedziała Samowi i z us´mie-

104

CAROLE MORTIMER

background image

chem odwro´ciła sie˛ do Molly, kto´ra włas´nie wchodzi-
ła do kuchni. – Przygotuje˛ cos´ na lunch.

– Cudownie! – zawołała Molly. – Wiesz, z˙e uwiel-

biam twoje jedzenie. A Sam tez˙ juz˙ wie, z˙e gotujesz
o niebo lepiej niz˙ ja. Idziemy, Merlin. – I nie czekaja˛c
na Sama, oboje wymaszerowali z kuchni.

Jedno było pewne – Molly nie przejmowała sie˛

wcale ponurymi nastrojami swojego brata.

Crys odwro´ciła sie˛ do Sama ze spokojem, o kto´ry

siebie nie podejrzewała i kto´rego tak naprawde˛ nie
czuła. Nic nie powiedziała, tylko pytaja˛co uniosła
brwi. Wytrzymał jej spojrzenie, odczekał kilka se-
kund i dopiero potem ruszył do wyjs´cia.

– Tylko sie˛ nie przepracowuj – rzucił przez ramie˛.
– Spro´buje˛.
Us´miechna˛ł sie˛ pod nosem.
– Chyba wole˛, kiedy traktujesz mnie jak seryj-

nego morderce˛.

– Ska˛d ci przyszło do głowy, z˙e zmieniłam zda-

nie? – zawołała za nim.

Przystana˛ł. Odwro´cił sie˛ i wyszczerzył ze˛by

w szerokim us´miechu.

– Bo kiedy przypominam sobie wczorajszy wie-

czo´r, nie wydaje mi sie˛ moz˙liwe, z˙ebys´ w ten sposo´b
całowała faceta, kto´rego uwaz˙asz za seryjnego mor-
derce˛ – powiedział i szybko zamkna˛ł za soba˛ drzwi.

Oczywis´cie. Musiał miec´ ostatnie słowo. Crys

zda˛z˙yła to zauwaz˙yc´.

Landrower ruszył z hałasem. Wystarczyło, z˙e mi-

na˛ł brame˛, a ona juz˙ poczuła ulge˛. Sama mys´l o kil-

105

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

ku godzinach spokoju bez ka˛s´liwych uwag Sama
działała koja˛co. Przeszukała lodo´wke˛ i spiz˙arnie˛.
Widza˛c ser i brokuły, zdecydowała, z˙e na lunch zrobi
quiche z nadzieniem z brokuło´w, sałate˛ i pieczone
ziemniaki w mundurkach.

Crys lubiła gotowac´, bo gotowanie pozwalało jej

zebrac´ mys´li. Wyrabiaja˛c zre˛cznie ciasto, analizowa-
ła swoje wczorajsze zachowanie. Tak. Sam sie˛ nie
mylił, twierdza˛c, z˙e to ona całowała jego. Posune˛łaby
sie˛ jeszcze dalej, gdyby nie nieoczekiwany przyjazd
Molly. Ciekawe, jak by spojrzała mu w oczy naste˛p-
nego ranka.

Nagle rozdzwonił sie˛ telefon. Automatycznie li-

czyła dzwonki. Dwanas´cie. Potem kro´tka przerwa
i ten włas´ciwy. To znaczy, z˙e telefonował ktos´ z ro-
dziny albo bliskich przyjacio´ł. Taka˛ informacje˛ prze-
kaz˙e Samowi. Wolała nie odbierac´ – była pewna, z˙e
nie byłby zadowolony. Moz˙e nawet uznałby, z˙e wtra˛-
ca nos w nie swoje sprawy.

Tylko z˙e po pierwszej dwunastce rozległa sie˛

naste˛pna. I jeszcze jedna. To musiało byc´ cos´ waz˙-
nego, bo inaczej potencjalny rozmo´wca nie traciłby
tyle czasu. Crys uznała, z˙e powinna jednak poroz-
mawiac´ z tym kims´, nawet ryzykuja˛c, z˙e wywoła tym
ws´ciekłos´c´ Sama. Szybko wytarła re˛ce i sie˛gne˛ła po
słuchawke˛. Niestety zdecydowała sie˛ za po´z´no.

Zaraz potem telefon rozdzwonił sie˛ po raz czwar-

ty. Odczekała, az˙ odezwie sie˛ dwanas´cie razy i ode-
brała.

– Halo?

106

CAROLE MORTIMER

background image

– Sam? – odezwał sie˛ niepewny kobiecy głos.
Crys wzruszyła ramionami. Co jak co, ale jej głos

w niczym nie przypominał głosu Sama.

– Przykro mi, ale nie ma go teraz w domu. Czy

moge˛ mu cos´ przekazac´?

Przeciez˙ Sam nie be˛dzie zły, jes´li odbierze dla

niego wiadomos´c´.

Jak to nie be˛dzie, odpowiedziała sobie zaraz.

Oczywis´cie, z˙e be˛dzie. Ale było juz˙ za po´z´no.

– Czy to ty, Molly? – zapytała kobieta z waha-

niem.

Crys wiedziała juz˙, z˙e narobiła sobie kłopoto´w.
– Nie, nie jestem Molly. Sam i Molly wyszli.

Jestem... przyjacio´łka˛ rodziny – wyja˛kała w kon´cu.
Przeciez˙ nie mogła powiedziec´, z˙e jest przyjacio´łka˛
Sama!

– Rozumiem – powiedziała kobieta bez przeko-

nania. – Mo´wi Sally Grainger, agentka Sama. Prosze˛
mu powiedziec´, z˙eby skontaktował sie˛ ze mna˛ zaraz
po powrocie. Chodzi o...

Crys przerwała jej szybko.
– Moz˙e powie mu to pani, kiedy zadzwoni – za-

proponowała. Była pewna, z˙e dla własnego dobra nie
powinna usłyszec´ z˙adnej wiadomos´ci przeznaczonej
dla Sama.

– Prosze˛ mu tylko powiedziec´, z˙e David Strong

złamał noge˛. – Kobieta nie zwro´ciła najmniejszej
uwagi na jej pros´be˛. – Mamy mały problem, bo
bohater Baileya nie moz˙e normalnie sie˛ poruszac´,
maja˛c noge˛ w gipsie po samo udo.

107

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Bohater Baileya? Nawet nie posiadaja˛c telewizo-

ra, Crys musiałaby z˙yc´ na pustyni, z˙eby nie wiedziec´,
z˙e chodzi o znany serial kryminalny, kto´ry od mo-
mentu pojawienia sie˛ na antenie bije rekordy ogla˛dal-
nos´ci. Znany aktor David Strong grał w nim gło´wna˛
role˛ – detektywa o nazwisku Bailey.

Tylko z˙e co to wszystko ma wspo´lnego z Samem?
– Prosze˛ przekazac´ Samowi, z˙e musi jak najszyb-

ciej dopisac´ kilka scen wyjas´niaja˛cych, dlaczego
Bailey kus´tyka z noga˛w gipsie. Oni mys´la˛, z˙e to takie
proste – dodała agentka z niesmakiem.

– Przekaz˙e˛ – odpowiedziała Crys słabym głosem.
– Wielkie dzie˛ki. Tylko niech Sam zadzwoni do

mnie jak najszybciej, dobrze? – poprosiła jeszcze raz
kobieta i odłoz˙yła słuchawke˛.

Crys zrobiła to samo, tylko znacznie wolniej. Była

pewna, z˙e nie jest juz˙ blada. Jest biała jak kreda.

Wyngard!
Nie z˙aden Barton, ale Wyngard. Sam Wyngard.

Po rozmowie z Sally Grainger Crys wiedziała juz˙, z˙e
Sam jest scenarzysta˛, kto´ry od pie˛ciu lat z wielkim
powodzeniem tworzy znany telewizyjny serial. Jede-
nas´cie lat temu zdobył Oscara za scenariusz do filmu
Zda˛z˙yc´ przed czasem.

Przypomniała sobie ro´wniez˙ inne wydarzenia

sprzed dziesie˛ciu lat. Wiedziała juz˙, dlaczego Sam
zaszył sie˛ w tej dziurze.

108

CAROLE MORTIMER

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Kilka godzin po´z´niej Molly z policzkami zaro´z˙o-

wionymi od wiatru wpadła do kuchni. Była zme˛czo-
na, ale wyraz´nie zadowolona ze spaceru.

– Co za zapachy! – Pocia˛gne˛ła nosem z zachwy-

tem. – To musi byc´ cos´ pysznego. S

´

linka mi cieknie.

Crys popatrzyła na nia˛wesoło – taka˛ przynajmniej

miała nadzieje˛, bo przez ostatnie po´ł godziny po-
wtarzała sobie, z˙e musi zachowywac´ sie˛ naturalnie.

– Lunch be˛dzie gotowy za dwadzies´cia minut.

A gdzie Sam? – zapytała od niechcenia, kiedy zauwa-
z˙yła, z˙e nie wszedł za Molly do kuchni.

Molly wyjrzała przez okno.
– Mamrotał cos´ o zmianie oleju w landrowerze

– wyjas´niła, rzucaja˛c na parapet re˛kawiczki i szalik.
– Myje˛ re˛ce i juz˙ ci pomagam. Co mam robic´?

– Nakryj sto´ł, dobrze? A ja w tym czasie zrobie˛

sałate˛. – Crys podeszła do lodo´wki i wsadziła głowe˛
do s´rodka, udaja˛c z˙e szuka składniko´w do sałaty.
Bała sie˛, z˙e jes´li spojrzy na Molly, ta natychmiast
zauwaz˙y kłamstwo, kto´re zaraz usłyszy. – Wiesz,
Molly – odchrza˛kne˛ła kilka razy – bardzo mi przykro,
ale musze˛ wracac´ do Londynu. Dzis´ wieczorem.
Mamy zarezerwowane wszystkie stoliki na trzy

background image

najbliz˙sze dni. Gerry nie daje sobie rady beze mnie.
Akurat brakuje nam personelu.

Miała nadzieje˛, z˙e zabrzmiało to dos´c´ przeko-

nuja˛co.

– O, niech to! – zawołała Molly z takim z˙alem, z˙e

Crys natychmiast ogarne˛ły wyrzuty sumienia. Zaraz
jednak przypomniała sobie poranna˛ rozmowe˛ w salo-
nie. I nieszcze˛sny telefon, kto´ry odebrała. Było jasne,
z˙e nie moz˙e zostac´ tu dłuz˙ej, nawet jes´li swoim
wyjazdem zrobi przykros´c´ Molly.

Na sama˛ mys´l o tym, z˙e musi jeszcze przekazac´

Samowi wiadomos´c´ o telefonie Sally Grainger, ogar-
niało ja˛ przeraz˙enie. Nie miała wa˛tpliwos´ci, z˙e Sam,
kto´ry był spostrzegawczy i inteligentny, domys´li sie˛
natychmiast, z˙e ona juz˙ wie. A wtedy lunch zamieni
sie˛ w piekło. O ile w ogo´le sia˛da˛ razem do stołu.

– Naprawde˛ musisz jechac´? – marudziła Molly.

– Dopiero co przyjechałam.

– Wiem. I bardzo mi przykro z tego powodu.

Naprawde˛.

Mo´wiła szczerze. Przeciez˙ nie chodziło o Molly.

Nie od niej chciała uciec.

Sam, kto´ry włas´nie stana˛ł w progu, musiał słyszec´

jej ostatnie słowa, bo obrzucił obie kobiety pode-
jrzliwym spojrzeniem i zapytał:

– Przykro? O co chodzi?
– Crys musi wyjechac´ jeszcze dzisiaj – wyjas´niła

Molly ze smutkiem. – Mo´wiłam ci, Crys, z˙ebys´ nie
telefonowała do Gerry’ego.

Sam zmarszczył czoło.

110

CAROLE MORTIMER

background image

– Kim jest Gerry?
– Jest szefem mojej restauracji – odpowiedziała

Crys i unikaja˛c jego wzroku, pochyliła sie˛ nad pie-
karnikiem, z kto´rego wyje˛ła pie˛knie zarumieniony
quiche.

– Najwyraz´niej ten Gerry nie nadaje sie˛ na kiero-

wnika, skoro nie radzi sobie sam. Wyjechałas´ tylko
na pare˛ dni.

– O, nieprawda! – Crys wyprostowała sie˛, gotowa

stana˛c´ do walki o dobre imie˛ Gerry’ego, kto´re ucier-
piało z powodu jej kłamstwa. – Jest rewelacyjnym
kierownikiem, ale mamy w planie kilka imprez...

– I z tego powodu musisz wracac´ z urlopu?

– przerwał Sam, patrza˛c na nia˛ z niedowierzaniem.

Dlaczego Sam nie chce dopus´cic´ do jej wyjazdu?

Dosłownie kilka godzin temu os´wiadczył, z˙e nie
z˙yczy sobie jej obecnos´ci w swoim domu.

– Tak sie˛ składa, z˙e musze˛ – odpowiedziała ciut

za głos´no.

Potrza˛sna˛ł lekcewaz˙a˛co głowa˛.
– Marna wymo´wka – mrukna˛ł, biora˛c z koszyka

pomidor, w kto´ry wgryzł sie˛ jak w jabłko.

– Wymo´wka? – powto´rzyła Crys, z trudem zno-

sza˛c jego badawcze spojrzenie.

– Molly mi mo´wiła, z˙e jestes´ pracoholiczka˛, Cry-

stal, ale nie wierze˛, z˙e uwaz˙asz sie˛ za człowieka nie
do zasta˛pienia.

– Mam obowia˛zki – zacze˛ła, ale nie zwro´cił na to

uwagi.

– Potrzebujesz odpoczynku.

111

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Wyjade˛ gdzies´ za kilka miesie˛cy. Kiedy w re-

stauracji be˛dzie mniejszy ruch.

– Juz˙ to widze˛ – prychna˛ł.
– Sam, o co ci chodzi? – Szkoda, z˙e nie mogła

przypomniec´ mu jego niedawnej rozmowy z Molly.

– Molly, czy moge˛ cie˛ o cos´ prosic´? – Sam

popatrzył na siostre˛ znacza˛co. – Zapomniałem nakar-
mic´ Merlina. Moz˙esz zrobic´ to za mnie? Torba z je-
dzeniem jest w szopie na narze˛dzia.

– Jasne – odpowiedziała, zrywaja˛c sie˛ z miejsca.

– Ja tez˙ mam do ciebie pros´be˛ – powiedziała jakby
nigdy nic. – Przekonaj Crys, z˙eby została, dobrze?
– Us´miechne˛ła sie˛ łobuzersko i wybiegła na dwo´r.

– Włas´nie to miałem zamiar zrobic´ – powiedział

cicho, kiedy zostali sami z Crys. – Crystal, powiedz,
o co chodzi? – zapytał stanowczym tonem.

Przypatrywała mu sie˛ ze swojego ka˛ta przy piecu.

Teraz, kiedy wiedziała juz˙, kim jest, nie mogła po-
wstrzymac´ sie˛ od poro´wnan´. Czas nie był dla niego
zbyt łaskawy. To dlatego nie rozpoznała go zaraz po
przyjez´dzie. Dobrze pamie˛tała zdje˛cia Sama sprzed
dziesie˛ciu lat. Młody, zdolny, przystojny. Niepoko-
nany. Tak sie˛ wszystkim wydawało. Na pierwszych
stronach plotkarskich magazyno´w stał rozes´miany
w towarzystwie znanych ludzi i pie˛knych kobiet.
Ulubieniec losu. Tylko z˙e los nie chciał byc´ dla niego
łaskawy.

– O co chodzi? – powto´rzył.
– Przeciez˙ mo´wiłam.
– Oboje wiemy, z˙e to nieprawda.

112

CAROLE MORTIMER

background image

Sam wstał gwałtownie i podszedł do niej. Crys

znowu miała wraz˙enie, z˙e kuchnia zrobiła sie˛ za mała
dla nich dwojga.

– Zdaje˛ sobie sprawe˛, z˙e czujesz sie˛ uraz˙ona tym,

co powiedziałem dzis´ rano. Dobra, ale to dotyczy
tylko mnie. Molly nic nie zawiniła. Be˛dzie jej bardzo
przykro, kiedy sie˛ dowie, dlaczego naprawde˛ wyjez˙-
dz˙asz.

Jedno było pewne. Sam troszczył sie˛ o Molly. Bez

wzgle˛du na to, kim dla niego była – tej zagadki Crys
nie umiała wcia˛z˙ rozwia˛zac´ – darzył ja˛ prawdziwa˛
czułos´cia˛. W przeciwnym razie nie zgodziłby sie˛,
z˙eby zapraszała swoje przyjacio´łki do jego domu.

– Nie dowie sie˛ – potrza˛sne˛ła głowa˛Crys. – W kaz˙-

dym razie nie ode mnie.

– Crys! – Sam połoz˙ył re˛ce na jej ramionach

i potrza˛sna˛ł nia˛ delikatnie. – Pro´buje˛ ci powiedziec´
– tylko jak widac´ nie bardzo mi to wychodzi – z˙e nie
chce˛, z˙ebys´ wyjez˙dz˙ała sta˛d z mojego powodu.

Popatrzyła na niego z uwaga˛. Dziwny człowiek

– twardy, wymagaja˛cy, bezkompromisowy. Czy na-
prawde˛ był na tyle okrutny, z˙eby doprowadzic´ kobie-
te˛ do samobo´jstwa? Nie umiała odpowiedziec´ sobie
na to pytanie.

Ten człowiek, kto´ry całował ja˛ z taka˛ czułos´cia˛

i pasja˛ – z pewnos´cia˛ nie. Ale ten drugi – twardy
i bezkompromisowy? Kto wie?

– Do diabła! Powiedz cos´!
Przełkne˛ła s´line˛ i spojrzała mu prosto w oczy.
– Juz˙ mo´wiłam. Jestem potrzebna w restauracji.

113

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– I ty chcesz, z˙ebym uwierzył w to ne˛dzne kłam-

stwo? – niemal krzykna˛ł.

– Nie interesuje mnie, w co ty uwierzysz. Wpraw-

dzie to two´j dom, ale to Molly zaprosiła mnie tutaj.
I tylko jej sie˛ be˛de˛ tłumaczyc´.

– I sa˛dzisz, z˙e ona ci uwierzy? – Sam spojrzał na

nia˛ z lekcewaz˙eniem. – Czy Molly tak niewiele dla
ciebie znaczy, z˙e gotowa jestes´ zrobic´ jej przykros´c´
nagłym wyjazdem? Co to za przyjaz´n´?

– Nie wolno ci tak mo´wic´ – zaprotestowała z˙ar-

liwie. – Molly jest dla mnie kims´ bardzo waz˙nym,
ale...

– Ale co? Chodzi o to, z˙e pocałowałem cie˛ kilka

razy? Uwaz˙asz, z˙e takie zachowanie jest nie do
przyje˛cia, wie˛c uciekasz? Wczes´niej nie protesto-
wałas´!

Rumieniec zabarwił blada˛ twarz Crys. Ostatnie

zdanie Sama zabrzmiało jak oskarz˙enie. Co wie˛cej
– wiedziała, z˙e nie było to bezpodstawne oskarz˙enie.
Chciała tych pocałunko´w. To był naste˛pny powo´d do
wyjazdu. Potrzebowała miejsca i czasu, z˙eby wszyst-
ko przemys´lec´. Bo jes´li jego pocałunki naprawde˛ cos´
dla niej znaczyły, to... Nie, to nie pora na spekulacje.
Podniosła dumnie brode˛.

– Nie pro´buj wpe˛dzac´ mnie w poczucie winy. Tak

jakbys´my oboje nie byli doros´li i jakbys´my nigdy
przedtem sie˛ nie całowali! Ludzie czuja˛ do siebie
pocia˛g fizyczny, nie wiesz o tym?

– Och, dzie˛kuje˛ za pouczenie – ironizował.

– Crys! – Pochylił twarz tak, z˙e ich czoła niemal sie˛

114

CAROLE MORTIMER

background image

stykały. – Czy wygla˛dam na faceta, kto´ry biega po
mies´cie i całuje kobiety, tylko dlatego, z˙e mu sie˛
podobaja˛?

Patrzył na nia˛ z taka˛ intensywnos´cia˛, z˙e z trudem

to wytrzymywała.

– Nie wiem – odpowiedziała. – Całujesz?
Mogła sobie pogratulowac´. Wytrzymała. Nie

uciekła wzrokiem.

– Nie, do cholery! Nie całuje˛ wszystkich kobiet.

Jes´li chcesz znac´ prawde˛, nie pamie˛tam kiedy... Ale
ty... Ciebie nie moz˙na nie całowac´.

– Marna wymo´wka. – Z wyraz´na˛ satysfakcja˛ po-

wto´rzyła jego słowa.

Zastanawiała sie˛, co chciał powiedziec´, zanim

przerwał. Ciekawe. Czego nie pamie˛ta? Czyz˙by tego,
kiedy ostatni raz sie˛ całował? Niemoz˙liwe. Nigdy
w to nie uwierzy. Przeciez˙ w jego z˙yciu była kobieta
– Caroline. A i Sally Grainger sprawiała wraz˙enie, z˙e
jest jego bliska˛ znajoma˛. Nie mo´wia˛c o Molly.

– Wymo´wka? Nie mam zamiaru przepraszac´, z˙e

cie˛ całowałem.

– Czy ja mo´wiłam, z˙e oczekuje˛ przeprosin? –

prychne˛ła pogardliwie.

Popatrzył na nia˛ i westchna˛ł cie˛z˙ko.
– Nie, nie mo´wiłas´. Ale z cała˛ pewnos´cia˛ jestem

ci winien przeprosiny za to, co powiedziałem rano.
Z

˙

e jestes´ ostatnia˛ osoba˛, kto´ra˛ chce˛ widziec´ w swoim

domu.

– Nie mo´wiłes´ do mnie, a ja nie powinnam tego

słuchac´.

115

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Po co jej to przypominał? Crys wolałaby nie

pamie˛tac´, jak stała na schodach, zaszokowana słowa-
mi, kto´re do niej dotarły zza drzwi salonu, niezdolna
wykonac´ najprostszego ruchu.

– Czy pozwolisz, z˙e dokon´cze˛? – w głosie Sama

pobrzmiewała niecierpliwos´c´. – Byc´ moz˙e sa˛to pierw-
sze i jedyne przeprosiny, kto´re ode mnie usłyszysz.

Oczywis´cie. Niech dokon´czy. Crys nie mogła

wyjs´c´ ze zdumienia, z˙e Sam w ogo´le zdobył sie˛ na to,
z˙eby ja˛ przeprosic´.

– Prosze˛ bardzo. Kon´cz, jes´li dzie˛ki temu po-

czujesz sie˛ lepiej.

– Nie robie˛ tego, z˙eby poczuc´ sie˛ lepiej! – krzyk-

na˛ł. Odetchna˛ł kilka razy, pro´buja˛c sie˛ uspokoic´.
– Crystal Webber! Czy ktos´ juz˙ ci mo´wił, z˙e nalez˙ysz
do kobiet, kto´re potrafia˛ doprowadzic´ człowieka do
szału?!

Z trudem stłumiła s´miech.
– Nie, ostatnio niczego takiego nie słyszałam.
– Nalez˙ysz. Ja ci to mo´wie˛. – Pus´cił ja˛ w kon´-

cu, cofna˛ł sie˛ o krok i stana˛ł tyłem do niej z re˛kami
w kieszeniach spodni. – Crystal, nie chce˛, z˙ebys´ wy-
jez˙dz˙ała.

– Słucham? – Chyba sie˛ przesłyszała. Sam nie

mo´gł tego powiedziec´.

Odwro´cił sie˛ i popatrzył jej prosto w oczy.
– Powiedziałem, z˙e nie chce˛, z˙ebys´ wyjez˙dz˙ała

– wyrzucił z siebie głos´no i wyraz´nie.

– W takim razie jest nas juz˙ dwoje. Mamy wie˛k-

szos´c´ – powiedziała wesoło Molly, staja˛c w drzwiach

116

CAROLE MORTIMER

background image

razem z Merlinem. Do kuchni wpadł powiew zim-
nego powietrza. – Ale nie musisz tak krzyczec´.
Słychac´ cie˛ chyba w sa˛siednich hrabstwach.

Sam popatrzył najpierw na jedna˛, potem na druga˛.
– Kobiety! – powiedział z gniewna˛ rezygnacja˛,

odwro´cił sie˛ na pie˛cie i wyszedł, trzaskaja˛c drzwiami.

– Me˛z˙czyz´ni! – krzykne˛ła za nim Molly. – No,

no, Crys. Co ty mu zrobiłas´? – zapytała z wyraz´nym
zainteresowaniem.

Nic mu nie zrobiła. Nic! Z wyja˛tkiem tego z˙e

– jes´li instynkt jej nie mylił – całuja˛c ja˛, Sam tez˙ czuł
cos´ wie˛cej niz˙ pocia˛g fizyczny.

Tez˙?
Tak. Tez˙! Chociaz˙ brzmiało to nieprawdopodo-

bnie.

Crys musiała przyznac´, z˙e zalez˙y jej na Samie.

Zalez˙y? Nie. To cos´ wie˛cej.

– Crys? Co ci jest? Nagle strasznie zbladłas´.

– Molly patrzyła na nia˛ z troska˛.

Zbladła? Dobrze, z˙e tylko zbladła, a nie zemdlała.

Nie byłoby w tym nic dziwnego. Crys miała wraz˙e-
nie, z˙e dostała w głowe˛ stukilowym młotem. Włas´nie
przed chwila˛ us´wiadomiła sobie, z˙e jest zakochana
w Samie Wyngardzie.

Osune˛ła sie˛ na najbliz˙sze krzesło. Boz˙e, co teraz

be˛dzie?

– Crys? – Przestraszona nie na z˙arty Molly przy-

kucne˛ła obok i wzie˛ła ja˛ za re˛ke˛. – Z

´

le sie˛ czujesz?

Crys przeczekała fale˛ zawroto´w głowy.
– Molly, przepraszam. Chyba po´jde˛ do pokoju

117

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

i połoz˙e˛ sie˛ na chwile˛. Lunch jest prawie gotowy.
Zro´b tylko...

– Co tam lunch! Mo´w, co sie˛ z toba˛ dzieje.
Molly była jej najlepsza˛ przyjacio´łka˛ i powier-

niczka˛. Zawsze ja˛ wspierała. Ale dopo´ki Crys nie
dowie sie˛, jakie stosunki ła˛cza˛ ja˛ z Samem, nie pis´nie
ani słowa o swoich pogmatwanych uczuciach.

– Wychodzi ze mnie zme˛czenie. Jestem pewna,

z˙e zaraz do siebie dojde˛ – pro´bowała bagatelizowac´
sprawe˛.

Dojdzie do siebie. Akurat! W tym momencie Crys

nie była wcale pewna, czy kiedykolwiek do siebie
dojdzie!

Molly wstała z kolan i popatrzyła na nia˛ z waha-

niem.

– Dobrze. Polez˙ sobie. Crys! Uwaz˙am, z˙e w tej

sytuacji powinnas´ powaz˙nie pomys´lec´ o odwołaniu
dzisiejszego wyjazdu do Londynu. Prawde˛ mo´wia˛c,
przez kilka dni w ogo´le nie powinnas´ pracowac´.

W tej sytuacji ma jeszcze wie˛cej powodo´w do

wyjazdu niz˙ przedtem. Musi uciekac´ jak najdalej
sta˛d. I to jak najpre˛dzej. Nic jej nie powstrzyma.

– Jakos´ to be˛dzie – powiedziała uspokajaja˛co.

Podniosła sie˛ i zrobiła kilka chwiejnych kroko´w do
drzwi. – Prosze˛ cie˛, Molly, zjedzcie z Samem to, co
przygotowałam. Wiesz, jak nie lubie˛, kiedy jedzenie
sie˛ marnuje – zaz˙artowała.

– Przyjde˛ do ciebie po´z´niej, dobrze? Sprawdze˛,

jak sie˛ czujesz – zawołała za nia˛ Molly.

– Dobrze – przytakne˛ła automatycznie.

118

CAROLE MORTIMER

background image

Miała teraz w głowie jedno: wejs´c´ na go´re˛, nie

natykaja˛c sie˛ po drodze na Sama.

Kiedy przekonała sie˛, z˙e Molly juz˙ jej nie widzi,

wbiegła na schody. Pognała korytarzem, zatrzymuja˛c
sie˛ dopiero obok swojego pokoju. Bez tchu zamkne˛ła
za soba˛ drzwi. Udało sie˛.

Wtedy dopiero rozpłakała sie˛. Ciepłe łzy spływały

jej po policzkach. James! – powtarzała bezgłos´nie.
Ja nie chciałam.

Jak mogła zakochac´ sie˛ w kims´ tak niepodobnym

do swojego me˛z˙a. W człowieku, kto´rego James praw-
dopodobnie by nie polubił i kto´rego stosunku do z˙y-
cia na pewno by nie zaakceptował.

Przeciez˙ oni sie˛ znali, przypomniała sobie nagle.

Musieli sie˛ spotykac´, kiedy James projektował wne˛-
trze tego domu. Co o sobie mys´leli? Czy rozmawiali
ze soba˛ wieczorami? Bardzo chciałaby to wiedziec´.

Ale z drugiej strony, jakie to miało teraz znacze-

nie? Lubili sie˛ albo nie. Okazało sie˛, z˙e ona zakochała
sie˛ najpierw w jednym, potem w drugim.

Jeszcze nie tak dawno wydawało sie˛ to całkowicie

niemoz˙liwe. Crys nie chciała z˙adnych romanso´w.
A juz˙ na pewno nie z kims´ takim jak Sam Wyngard
– arogancki, surowy i ka˛s´liwy jak osa. Czy jednak na
pewno? Jakim naprawde˛ był człowiekiem? W cia˛gu
tych dwo´ch dni przekonała sie˛ nieraz, z˙e pod maska˛
cynizmu kryje sie˛ inny Sam – troskliwy, wraz˙liwy
i czuły na krzywde˛.

Dobrze pamie˛tała, co dziesie˛c´ lat temu pisały

o nim gazety. To nie były miłe rzeczy. Ale teraz była

119

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

o dziesie˛c´ lat starsza i wiedziała juz˙, z˙e gazetom
nie nalez˙y bezkrytycznie wierzyc´. Ludzie sie˛ nie
zmieniaja˛ – przynajmniej nie tak bardzo. Jes´li dzi-
siaj Sam potrafił byc´ czuły i dobry, wtedy tez˙
taki był.

Czemu jednak miało słuz˙yc´ to grzebanie sie˛ w je-

go duszy? Crys zmarszczyła brwi, niezadowolona
z siebie. Nie powinna wcale o nim mys´lec´. Był poza
zasie˛giem jakiejkolwiek kobiety. A juz˙ na pewno nie
miał ochoty zwia˛zywac´ sie˛ z z˙adna˛ na stałe. Nawet
z Caroline. Poniewaz˙ Crys nie wyobraz˙ała sobie
innych zwia˛zko´w z me˛z˙czyznami, to...

Nagle straciła ro´wnowage˛. Pchnie˛ta przez otwarte

gwałtownie drzwi przeleciała przez cały poko´j i za-
trzymała sie˛ dopiero przy przeciwległej s´cianie. Całe
szcze˛s´cie, z˙e nic jej sie˛ nie stało.

Sam, bo to on z takim impetem wpadł do pokoju,

nawet nie zauwaz˙ył, co zrobił.

– Co ci jest? – zapytał obcesowo.
– Wiesz, w tej chwili pro´buje˛ jakos´ zebrac´ sie˛

w sobie, bo włas´nie zostałam znokautowana.

Przesadziła, ale zrobiła to z premedytacja˛. W ten

sposo´b łatwiej jej było znies´c´ widok Sama, kto´ry
pojawił sie˛ nieoczekiwanie w momencie najgorszym
z moz˙liwych – dokładnie wtedy, kiedy powiedziała
sobie, co naprawde˛ czuje. Wobec niego.

– To nie jest dobra pora na z˙arty. – Zamkna˛ł za

soba˛drzwi i wszedł do s´rodka. – Molly mi powiedzia-
ła, z˙e zasłabłas´.

– Molly troche˛ przesadza.

120

CAROLE MORTIMER

background image

– Ma sporo wad, ale nigdy nie przesadza. Co sie˛

dzieje?

Crys milczała. Nie była w stanie wyja˛kac´ ani

słowa. A gdyby nawet? Co by mu powiedziała? Z

˙

e

wbrew zdrowemu rozsa˛dkowi i wbrew temu, co
podpowiadał jej instynkt zakochała sie˛ w nim nie
wiedziec´ kiedy? Z

˙

e nie wie, jak przetrzyma kolejne

bolesne dos´wiadczenie?

Sam w jednej chwili znalazł sie˛ przy niej. Zoba-

czyła uwaz˙ne spojrzenie jego zielonych oczu. Wie-
dział wszystko.

– Nigdy sie˛ nam nie uda – powiedział cicho.
– Nigdy – potwierdziła.
– Nawet nie ma sensu o tym mys´lec´. To by była

czysta głupota z naszej strony – cia˛gna˛ł.

– Tak.
– Ty mieszkasz w Londynie, a ja nie chce˛ wyje-

chac´ z Yorkshire.

– Tak.
– Nalez˙ysz do tych kobiet, kto´rych konsekwent-

nie unikam od dziesie˛ciu lat.

Nie znała szczego´ło´w wydarzen´ sprzed dziesie˛ciu

lat. Nie pozostawało jej nic innego, jak znowu przy-
takna˛c´.

Uderzył dłonia˛ o dłon´.
– Wie˛c co, do cholery, ja tu robie˛?!
Crys przygryzła warge˛.
– Nie wiem – odpowiedziała.
– Nieprawda. Dobrze wiesz – prychna˛ł ze złos´cia˛.

121

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Nie – gwałtownie pokre˛ciła głowa˛.
Nie mo´wiła prawdy. Wiedziała, z˙e Sam tez˙ nie

daje sobie rady z tym, co dzieje sie˛ mie˛dzy nimi.

– Bardzo kochałam swojego me˛z˙a.
Boz˙e! Kochałam! Chyba zwariowała! Od kiedy

uz˙ywa czasu przeszłego, mo´wia˛c o miłos´ci do Ja-
mesa?

– Tak. – Sam patrzył na nia˛ z uwaga˛.
– I nie interesuja˛ mnie zwia˛zki z innymi me˛z˙-

czyznami – dodała stanowczo.

– Tak – powto´rzył.
Koniec. Co jeszcze moz˙na powiedziec´? A jednak

Crys nie mogła sie˛ powstrzymac´. – Sam, powiedz
mi... Czy kiedy James pracował dla ciebie, wy dwaj...

– Chodzilis´my razem na piwo? Prowadzilis´my

długie, me˛skie rozmowy? To chciałas´ wiedziec´?
– Sam wzruszył ramionami. – Nie. Jes´li chodzi
o chodzenie na piwo, z˙adnego z nas to nie inte-
resowało. A co do szczerych, me˛skich rozmo´w...
Faceci bardzo rzadko prowadza˛ takie rozmowy. Ale
jes´li chcesz wiedziec´, czy sie˛ lubilis´my, to powiem,
z˙e tak. Tak mi sie˛ przynajmniej wydaje – dorzucił po
chwili. – Two´j ma˛z˙ był bardzo miłym człowiekiem
– powiedział cicho.

Oczy zaszły jej łzami.
– Tak. Wiem.
Pamie˛taj, mo´wiła sobie. Sam taki nie jest. Nie jest

miły. Nie ma na s´wiecie drugiego me˛z˙czyzny, kto´ry
miałby tyle wad.

Spojrzał na nia˛drwia˛co, jakby czytał w jej mys´lach.

122

CAROLE MORTIMER

background image

– Moz˙esz mi wierzyc´ albo nie, ale z facetami

zawsze umiem znalez´c´ wspo´lny je˛zyk.

Owszem. Mogła w to uwierzyc´. Znajdował z me˛z˙-

czyznami wspo´lny je˛zyk, poniewaz˙ najwyraz´niej nie
traktował ich jak wrogo´w. Bo jes´li chodzi o kobiety,
to bez wa˛tpienia uwaz˙ał je za wrogo´w. Moz˙e nie
wszystkie. Molly była oczywistym wyja˛tkiem.

– Wierze˛ ci – powiedziała. – Ale nie rozumiem,

po co mi to mo´wisz.

– Po to, z˙e nie zawsze moz˙na w sposo´b racjonalny

wyjas´nic´, co dzieje sie˛ mie˛dzy ludz´mi. Poz˙a˛danie,
miłos´c´, nienawis´c´ pojawiaja˛ sie˛ niezalez˙nie od naszej
woli. Takie uczucia nie licza˛ sie˛ z okolicznos´ciami
i zdrowym rozsa˛dkiem.

Miał racje˛. Oni sami byli najlepszym tego przy-

kładem. Tylko co z tego? I tak nie mieli szansy na
znalezienie z˙adnej wspo´lnej drogi.

Nie było szansy na to, z˙e ich uczucie rozkwitnie.

Ani na to, z˙e zdołaja˛ sie˛ lepiej poznac´. Na tyle
lepiej, z˙eby s´miac´ sie˛ z siebie i nie traktowac´ kaz˙dego
swojego odezwania jak potencjalnego ataku. Nie
czekaja˛ ich wspo´lne spokojne wieczory ani wyprawy
do teatru, ani kolacje we dwoje. Nie be˛da˛ chodzic´
wiosna˛ do lasu, z˙eby sprawdzic´, czy zakwitły przy-
laszczki. Nie be˛da˛ razem milczec´, ciesza˛c sie˛, z˙e
bez sło´w wiedza˛, o czym mys´li to drugie.

Skoro tak, nie było na co czekac´.
– Wyjez˙dz˙am, Sam – powiedziała stanowczo.
Jego odpowiedz´ była ro´wnie stanowcza. Pochylił

głowe˛ i bez wahania odszukał jej usta. Im dłuz˙ej ja˛

123

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

całował, tym mniej oczywiste stawało sie˛ jej po-
stanowienie. Sam miał racje˛. Poz˙a˛danie nie liczy sie˛
ze zdrowym rozsa˛dkiem.

To szalen´stwo, mys´lała Crys. Ale nie miała wa˛tpli-

wos´ci, z˙e to szalen´stwo ogarne˛ło ich oboje. Zaplotła
re˛ce na szyi Sama i wtuliła sie˛ w niego. Ich ciała
idealnie dopasowane wydawały sie˛ stopione w jedno.

Sam delikatnie przesuwał palce wzdłuz˙ linii jej

kre˛gosłupa w strone˛ karku i szyi. Je˛kne˛ła, kiedy
opuszkami dotkna˛ł jej sutko´w, kto´re natychmiast
wypre˛z˙yły sie˛, s´wiadcza˛c o wzbieraja˛cym w niej
poz˙a˛daniu. Czuła pulsowanie w brzuchu, drz˙enie ud
gotowych rozchylic´ sie˛ w kaz˙dej chwili, kiedy Sam
tego zechce.

Nic nie słyszała, ale cos´ musiało sie˛ zdarzyc´, bo

Sam niespodziewanie oderwał usta od jej ust i od-
wro´cił głowe˛ w strone˛ drzwi.

– Cholera! – wyrwało mu sie˛. Czujny i napie˛ty

czekał.

– Co sie˛...? – Crys popatrzyła na niego zamglo-

nym wzrokiem, nieobecna i nie rozumieja˛ca, co sie˛
dzieje.

Wtedy rozległo sie˛ niepewne pukanie.
– Sam? – zapytała Molly przez drzwi.
Crys, unikaja˛c wzroku Sama, wyrwała sie˛ z jego

us´cisku. Czuła wypieki na policzkach. I wiedziała, z˙e
nie zdoła ich przed nim ukryc´. Zaplotła ramiona na
piersiach, z˙eby nie zauwaz˙ył, jak cała drz˙y.

– Crystal? – Podszedł do niej.
Odskoczyła gwałtownie.

124

CAROLE MORTIMER

background image

– Powinienes´ sprawdzic´, czego chce Molly – wy-

chrypiała.

– Nie obchodzi mnie, czego chce Molly...
– Powinno cie˛ obchodzic´! – Opanowała sie˛ wresz-

cie i popatrzyła na niego oboje˛tnym wzrokiem. Z

˙

eby

wiedział, ile ja˛ to kosztowało!

Sam zareagował z furia˛. Nie wiadomo, co rozzłos´-

ciło go bardziej – pojawienie sie˛ Molly, czy oboje˛t-
nos´c´ Crys. Stał z zacis´nie˛tymi szcze˛kami.

– Dobrze. Sprawdze˛, czego chce Molly – powie-

dział po chwili. – Ale my jeszcze nie skon´czylis´my,
Crys. Czeka nas powaz˙na rozmowa.

Pokre˛ciła głowa˛.
– Juz˙ rozmawialis´my. To, co sie˛ przed chwila˛

wydarzyło mie˛dzy nami, niczego nie zmieni.

Zagryzł wargi.
– Jeszcze zobaczymy – rzucił ostro, podszedł do

drzwi i otworzył je jednym szarpnie˛ciem. – Co sie˛
dzieje, Molly? – zapytał, nawet nie staraja˛c sie˛ stłu-
mic´ złos´ci.

Na jego widok Molly bezwiednie cofne˛ła sie˛

o krok.

– Nie chciałam wam przeszkadzac´, ale... – Ponad

ramieniem Sama spojrzała znacza˛co na Crys. – By-
łam pewna, z˙e tu na go´rze nie słychac´ telefonu, wie˛c...

– Molly, wydus´ wreszcie, o co chodzi – wtra˛cił

niecierpliwie Sam. – Bez wzgle˛du na to, co masz do
powiedzenia.

Molly wykrzywiła sie˛ i kciukiem machne˛ła w stro-

ne˛ kuchni.

125

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Sally Grainger upiera sie˛, z˙e to cos´ waz˙nego.

Musi z toba˛ porozmawiac´ natychmiast. Crys, co
z toba˛? – Molly odtra˛ciła Sama i jednym skokiem
znalazła sie˛ przy przyjacio´łce.

Wszystko dlatego, z˙e Crys krzykne˛ła. Krzykne˛ła,

bo przypomniała sobie o wczes´niejszej rozmowie
z agentka˛. Zapomniała przekazac´ wiadomos´c´. W ogo´-
le nie zaja˛kne˛ła sie˛ o telefonie od Sally, kto´ra na pewno
powie teraz Samowi, z˙e dzwoniła juz˙ wczes´niej.

Trudno. Stanie sie˛, co sie˛ ma stac´. Odwro´ciła sie˛

z ocia˛ganiem.

– Ja... Ja zapomniałam ci powiedziec´. Ona... ona

dzwoniła wczes´niej. To znaczy Sally Grainger...
– wyja˛kała.

W jednej chwili błyszcza˛ce oczy Sama zrobiły sie˛

matowe i zimne jak lo´d. Jego twarz zmieniła sie˛
w sztywna˛ maske˛.

– Czy powiedziała ci, o co jej chodzi? – zapytał

cichym, pozornie oboje˛tnym tonem.

Crys przełkne˛ła s´line˛. Zerkne˛ła na Sama. Jedno

spojrzenie wystarczyło – miała pewnos´c´, z˙e z jego
strony nie moz˙e liczyc´ na wyrozumiałos´c´. Nie miał
zamiaru przyja˛c´ do wiadomos´ci, jak bardzo jest jej
trudno. Kiwne˛ła głowa˛.

– Wspomniała cos´ o problemach na planie Bai-

leya.

Wspomniała! Sally Grainger opowiedziała jej ze

szczego´łami, na czym polegaja˛ problemy na planie,
ale to nie miało teraz znaczenia. Waz˙ne było, z˙e Crys
wie juz˙, kim jest Sam.

126

CAROLE MORTIMER

background image

– Rozumiem – powiedział chłodno i wolnym kro-

kiem ruszył do drzwi.

– Sam! – krzykne˛ła za nim Crys. Nie mogła sie˛

powstrzymac´. Nie mogła pozwolic´, z˙eby odszedł
w ten sposo´b. Musiała mu wyjas´nic´. Ale co musiała
mu wyjas´nic´?

Powoli odwro´cił sie˛ w jej strone˛.
– Słucham?
Poz˙ałowała natychmiast, z˙e sie˛ do niego odezwa-

ła. Wolałaby nigdy nie widziec´ spojrzenia, kto´re jej
rzucił. Czy to, co powie, cokolwiek zmieni? Nie tak
dawno temu oboje wymienili wszystkie powody, dla
kto´rych ich zwia˛zek nie ma szans. Z

˙

aden z nich nie

znikna˛ł. Odwrotnie – pojawiły sie˛ nowe. Sam wie-
dział, z˙e ona wie...

– Nie, nic – machne˛ła re˛ka˛ z rozpacza˛. – Na-

prawde˛ nic.

Marzyła o tym, z˙eby zostac´ sama ze swoja˛ roz-

pacza˛.

Sam wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Po

drodze musna˛ł jeszcze re˛ka˛ policzek Molly.

Cisza, jaka zapadła po jego wyjs´ciu, pełna była

niewypowiedzianych pytan´, ale ani Crys, ani Molly
nie odezwały sie˛ ani słowem. Pytania pozostały bez
odpowiedzi.

127

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Te same niewypowiedziane pytania bez odpowie-

dzi wisiały w powietrzu i po´z´niej, kiedy obie dziew-
czyny wracały do Londynu.

Tak, obie, poniewaz˙ Molly postanowiła nie zo-

stawac´ z Samem, ale pojechac´ z Crys i pobyc´ z nia˛
kilka dni w Londynie.

– Przyleciałam ze Stano´w, z˙eby zobaczyc´ sie˛

z toba˛, nie z Samem – wyjas´niła Molly zdumionej
Crys.

W ten sposo´b Crys nie mogła juz˙ liczyc´ na samo-

tnos´c´, za kto´ra˛ te˛skniła przez ostatnie po´ł dnia.

Pierwsza godzina podro´z˙y mine˛ła im w całkowi-

tym milczeniu. Z

˙

adna z nich nie miała ochoty przery-

wac´ ciszy. Crys – dlatego, z˙e zupełnie nie wiedziała,
co powiedziec´ Molly, a Molly... Włas´nie! Crys, kto´ra
przez całe lata uwaz˙ała, z˙e z twarzy przyjacio´łki
moz˙na czytac´ jak z otwartej ksia˛z˙ki, tym razem nie
miała poje˛cia, o czym ona mys´li.

– Wiesz, to nie była wina Sama.
Crys drgne˛ła, zaskoczona niespodziewanymi sło-

wami Molly. Nie zdejmuja˛c ra˛k z kierownicy, od-
wro´ciła sie˛ do niej.

– Słucham?

background image

Co nie było wina˛ Sama? To, z˙e Crys nie wie, jakie

wie˛zi ła˛cza˛ go z Molly? Czy to, z˙e po dwo´ch dniach
znajomos´ci Sam był ro´wnie zagadkowym me˛z˙czyz-
na˛, jak na jej pocza˛tku? Czy moz˙e ws´ciekłos´c´, jaka˛
zademonstrował po rozmowie z Sally?

Zreszta˛ ws´ciekłos´c´ nie była najlepszym okres´le-

niem jego zachowania. Arogancja, brak wychowa-
nia, a przede wszystkim zimna oboje˛tnos´c´ przebijały
z kaz˙dego jego gestu, kiedy doła˛czył do siedza˛cych
w salonie kobiet.

– Jes´li dalej chcesz wracac´, to nie sa˛dzisz, z˙e

dobrze byłoby juz˙ sie˛ zbierac´? – warkna˛ł, wbijaja˛c
w Crys twardy wzrok. Jego oczy przypominały dwa
zielone kamienie.

– Sam! – zbeształa go Molly. – Zachowujesz sie˛

jak ostatni cham – dodała, nie doczekuja˛c sie˛ z˙adnej
reakcji.

Nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Przez cały

czas mierzył wzrokiem Crys, siedza˛ca˛ na fotelu w cał-
kowitym milczeniu.

– S

´

wietnie – powiedział, widza˛c, z˙e Crys nie ma

zamiaru sie˛ odzywac´. – Było mi miło pania˛ poznac´,
pani James. Z

˙

ycze˛ pani szcze˛s´liwej drogi. – Z przesad-

na˛ uprzejmos´cia˛ skina˛ł jej głowa˛, a potem odwro´cił
sie˛ do Molly. – Zadowolona? Zachowałem sie˛ wy-
starczaja˛co grzecznie?

Molly otworzyła szeroko oczy.
– Tak, ale...
– Daj spoko´j, Molly. – Crys połoz˙yła jej dłon´

na ramieniu. W tej sytuacji dalsza rozmowa nie

129

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

miała sensu. Wszystko, co powie, pogorszy tylko
humor Sama.

– Tak. Daj spoko´j, Molly – zawto´rował jej Sam

szyderczo. – Ja i pani James powiedzielis´my juz˙
wszystko, co mielis´my sobie do powiedzenia.

I wyszedł z pokoju. Wtedy Crys widziała go

ostatni raz. Nie odprowadził ich do samochodu. Mol-
ly, jak sie˛ okazało, poszła sie˛ z nim poz˙egnac´, kiedy
postanowiła, z˙e jedzie do Londynu.

Decyzja przyjacio´łki kompletnie zaskoczyła Crys.

Przeciez˙ Molly dopiero co przyjechała i na pewno
chciała pobyc´ troche˛ z Samem.

– Ta sprawa z Rachel – wyjas´niła Molly. – No,

Rachel Gibson – dorzuciła, kiedy z miny Crys wyni-
kało, z˙e dalej nie wie, co nie było wina˛ Sama.

Crys dopiero teraz zrozumiała, o czym mo´wi

Molly.

Rachel Gibson. Pie˛kna, zdolna aktorka. Narzeczo-

na nagrodzonego Oscarem scenarzysty, Sama Wyn-
garda. Połkne˛ła cała˛ fiolke˛ tabletek nasennych, kiedy
Sam zerwał zare˛czyny i rzucił ja˛ dla innej kobiety.
Wszystkie gazety rozpisywały sie˛ o tym, ale jak
widac´ ta druga nie była kims´ waz˙nym w jego z˙yciu,
skoro dzisiaj Sam z˙ył jak pustelnik.

A jes´li... Crys rzuciła ukradkowe spojrzenie na

Molly. To prawda, z˙e dziesie˛c´ lat temu Molly miała
dopiero szesnas´cie lat, ale takie rzeczy sie˛ zdarzaja˛,
prawda?

– Kiedy sie˛ poznali, Sam nie miał poje˛cia, z˙e

Rachel jest nie do kon´ca zro´wnowaz˙ona – mo´wiła

130

CAROLE MORTIMER

background image

dalej Molly. – Nie, nie chodziło o z˙adna˛ chorobe˛
psychiczna˛. To była chorobliwa zazdros´c´. Od chwili
zare˛czyn Rachel uwaz˙ała, z˙e kaz˙da kobieta chce jej
odebrac´ Sama. Wystarczyło, z˙e odezwał sie˛ do ja-
kiejs´, a Rachel wpadała w szał. Robiła mu upokarza-
ja˛ce sceny zazdros´ci. Publicznie i w domu. To było
nie do zniesienia, dlatego zdecydował sie˛ ostatecznie
zakon´czyc´ znajomos´c´. Zerwał zare˛czyny.

Prawdopodobnie to włas´nie wtedy Rachel Gibson

targne˛ła sie˛ na z˙ycie.

Crys przypomniała sobie gazetowa˛ wersje˛ wyda-

rzen´ – kompletnie odmienna˛. Zgodnie z nia˛, wszyst-
kiemu winien był Sam, kto´ry traktował swoja˛ narze-
czona˛ wyja˛tkowo okrutnie, nie zajmował sie˛ nia˛,
romansował z innymi kobietami i upokarzał ja˛ pub-
licznie. Odratowana Rachel udzielała dziesia˛tko´w
wywiado´w, w kto´rych opowiadała, jak całymi dnia-
mi, ba! tygodniami była sama, wie˛c nic dziwnego, z˙e
skon´czyło sie˛ to załamaniem nerwowym i pro´ba˛ sa-
mobo´jstwa.

O ile wie˛kszos´c´ kobiet byłaby szcze˛s´liwa, zrywa-

ja˛c zwia˛zek z takim potworem, Rachel wypłakiwała
sie˛ dziennikarzom i opowiadała, z˙e wcia˛z˙ kocha
Sama. Crys przypomniała sobie, z˙e jeden z brukow-
co´w całymi tygodniami zamieszczał na pierwszej
stronie coraz to nowe historie z z˙ycia panny Gibson,
bogato ilustrowane fotografiami oraz jej autoryzowa-
nymi wypowiedziami. Najpierw było samobo´jstwo
i szpital, potem powolna rekonwalescencja, a potem
pełne intymnych detali opisy ich zwia˛zku. Rachel

131

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

długo jeszcze mo´wiła o swojej wielkiej miłos´ci do
Sama i o tym, z˙e chce byc´ z nim przez reszte˛
z˙ycia.

Crys nie przypominała sobie, z˙eby ktos´ napisał, z˙e

Rachel Gibson jest zaborcza˛, chorobliwie zazdrosna˛
kobieta˛, za jaka˛ miała ja˛ Molly.

– Wyobraz˙am sobie, z˙e to nie był łatwy czas dla

Sama – powiedziała niezobowia˛zuja˛co.

Crys miała pełna˛ s´wiadomos´c´, z˙e nie jest sprawie-

dliwa, kiedy mo´wi o ,,niełatwym’’ okresie w z˙yciu
Sama. Jeszcze w Sokolim Gniez´dzie miała dos´c´
czasu, z˙eby przypomniec´ sobie, co działo sie˛ w tam-
tym czasie. Po samobo´jczej pro´bie Rachel Sam został
napie˛tnowany przez prase˛, telewizje˛ i ich publicz-
nos´c´. Nawet znajomi odwro´cili sie˛ od niego. Jedna ze
stacji telewizyjnych zerwała kontrakt na serial. Jego
sztuka, wystawiana dota˛d z wielkim powodzeniem
na West Endzie, padła dwa tygodnie po´z´niej, gdyz˙
ludzie przestali na nia˛ chodzic´. Wydarzenia odbiły
sie˛ echem nawet w Ameryce, gdzie Akademia Filmo-
wa odrzuciła jego nominacje˛ na najlepszy scenariusz
za film Czarny jez´dziec, a kto´ras´ z hollywoodzkich
wytwo´rni zaprosiła do wspo´łpracy Rachel Gibson.

Kariera Sama załamała sie˛ z dnia na dzien´, a jego

samego dotkna˛ł towarzyski i artystyczny ostracyzm.
Dopiero pie˛c´ lat po´z´niej telewizja zacze˛ła nadawac´
serial Bailey. Ale wtedy Sam nie wychylał juz˙ nosa
z Yorkshire. Na pewno nie pojawił sie˛ na z˙adnej
uroczystos´ci z okazji wre˛czania tych czy innych
nagro´d, kto´re dostał za Baileya.

132

CAROLE MORTIMER

background image

Crys wiedziała juz˙, z˙e Sokole Gniazdo wygla˛da

jak ruina, z˙eby nie trafił tam z˙aden dziennikarz ani
inny nieproszony gos´c´.

– Wydaje mi sie˛, z˙e nie wierzysz w ani jedno

słowo, kto´re ode mnie usłyszałas´ – powiedziała nagle
Molly, kto´ra jak sie˛ okazało obserwowała ja˛ przez
cały czas.

– Molly, nie widze˛ powodu, z˙ebym miała osa˛-

dzac´...

– Zatrzymaj sie˛ na tej stacji benzynowej – na-

kazała Molly na widok znaku sygnalizuja˛cego zjazd
z autostrady. – Musisz uwaz˙nie wysłuchac´, co mam
ci do powiedzenia.

Crys nie miała ochoty ani na kawe˛, ani na roz-

mowe˛, ale nie wdawała sie˛ w dyskusje˛. Zjechała na
parking przed stacja˛ i wyła˛czyła silnik. Nie inte-
resowało jej, co takiego Molly ma do powiedzenia.
Che˛tnie powiedziałaby przyjacio´łce, z˙eby sie˛ wy-
pchała z opowies´ciami o Samie. Prawde˛ mo´wia˛c,
miała to na czubku je˛zyka, ale zerkna˛wszy w bok, ze
zdumieniem zobaczyła łzy w oczach Molly.

– Molly! – zawołała i nachyliła sie˛, z˙eby wzia˛c´ ja˛

w obje˛cia. – Przepraszam. Nie wiedziałam, z˙e to dla
ciebie takie waz˙ne.

– Oczywis´cie, z˙e to dla mnie waz˙ne – załkała

Molly. Wielkie łzy spływały jej po policzkach. – Sam
jest kims´... niezwykłym. Jest dobry, czuły, wspania-
łomys´lny...

– Dobrze, juz˙ dobrze. Poddaje˛ sie˛ – Crys uniosła

re˛ce w obronnym ges´cie, pro´buja˛c w ten sposo´b

133

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

rozs´mieszyc´ Molly. – Skoro mo´wisz, z˙e Sam jest
niezwykły, jestem pewna, z˙e tak musi byc´.

Molly otarła łzy wierzchem dłoni i spojrzała na nia˛

ponuro.

– Gdybys´ nie była moja˛ najlepsza˛ przyjacio´łka˛,

Crys, to powiedziałabym, z˙e traktujesz mnie protek-
cjonalnie.

– Nic podobnego – zaprotestowała Crys. – Oce-

niasz Sama zgodnie ze swoimi przekonaniami. Nie
ma o czym dyskutowac´.

Nawet, dodała w mys´lach, jes´li reszta s´wiata uwa-

z˙a cos´ przeciwnego.

Molly us´miechne˛ła sie˛ smutno.
– Od kiedy gram w filmach, przekonałam sie˛

na własnej sko´rze, jaki naprawde˛ jest s´wiat me-
dio´w. Jednego dnia moz˙esz byc´ ulubien´cem wszyst-
kich, stac´ w s´wietle jupitero´w, a naste˛pnego – uto-
na˛c´ w niebycie i nikt nie zauwaz˙y twojej nieobec-
nos´ci – wzruszyła ramionami. – Ale poniewaz˙
pamie˛tam dos´wiadczenia Sama sprzed dziesie˛ciu
lat, mocno stoje˛ na ziemi i traktuje˛ swoja˛ popular-
nos´c´ cokolwiek cynicznie. Nigdy nie mieszam ka-
riery z z˙yciem prywatnym, kto´re jest dla mnie
najwaz˙niejsze. Zawsze tak be˛dzie. I dlatego – do-
dała z przeje˛ciem – nasza przyjaz´n´ tyle dla mnie
znaczy.

Molly skon´czyła i wzie˛ła głe˛boki oddech.
– Dla mnie tez˙ – zapewniła ja˛ Crys. – Zbyt wiele

razem przeszłys´my, z˙eby two´j albo mo´j sukces zdołał
jej zaszkodzic´.

134

CAROLE MORTIMER

background image

Chyba z˙e... Crys wcia˛z˙ nie wiedziała, co ła˛czyło

Molly z Jamesem.

Molly chyba czytała w jej mys´lach, bo dotykaja˛c

dłoni Crys, zacze˛ła mo´wic´:

– Wiesz, ja... Ja wcia˛z˙ czuje˛ straszne poczucie

winy z powodu Jamesa.

Crys poczuła, z˙e cała sztywnieje. Widza˛c prze-

praszaja˛cy wzrok Molly, przygotowała sie˛ na naj-
gorsze.

– Wiesz... gdybym ci nie przedstawiła Jamesa...
Całe z˙ycie zalez˙y od sło´wka ,,gdyby’’. Gdyby nie

spotkali sie˛ z Jamesem, toby nie zakochali sie˛ w sobie
szalona˛ miłos´cia˛, nie wzie˛liby s´lubu i nie zaznali tyle
szcze˛s´cia. Gdyby James nie zachorował na raka, do
dzisiaj byliby razem. Gdyby, gdyby, gdyby!

W z˙yciu wszystkich pełno jest takich gdyby. Crys

była pewna, z˙e Sam tez˙ miałby w tej kwestii wiele do
powiedzenia.

– Nie masz poje˛cia, ile razy z˙ałowałam, z˙e was ze

soba˛ poznałam i w ten sposo´b niechca˛cy sprowadzi-
łam na ciebie nieszcze˛s´cie i bo´l.

To o to chodziło! Molly dre˛czyło poczucie winy

nie dlatego, z˙e była zakochana w Jamesie, ale dlate-
go, z˙e wmo´wiła sobie, z˙e to przez nia˛ Crys cierpiała.

– Czułam bo´l po jego s´mierci, Molly, ale wczes´-

niej przez˙yłam najszcze˛s´liwsze chwile w swoim z˙y-
ciu. Gdyby nie ty, nic podobnego by mi sie˛ nie
przydarzyło. Nie z˙ałuje˛ ani dnia, ani sekundy spe˛-
dzonej razem z Jamesem.

– Naprawde˛ tak mys´lisz? Moz˙e mo´wisz tak, z˙eby

135

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

mnie pocieszyc´? – Molly wpatrywała sie˛ z uwaga˛
w twarz Crys.

– Oczywis´cie, z˙e tak mys´le˛.
Nie zrezygnowałaby z tego uczucia, nawet gdyby

James zachorował, zanim sie˛ poznali.

Molly odetchne˛ła cie˛z˙ko.
– Wiesz, Crys, widziałam twoja˛ rozpacz na po-

grzebie Jamesa i... Potem całymi tygodniami nie
mogłam sie˛ zdobyc´ na spotkanie z toba˛. Wymys´lałam
dziesia˛tki nieistnieja˛cych preteksto´w, byle tylko nie
rozmawiac´ z toba˛ twarza˛ w twarz. Kłamałam, z˙e
mam kontrakty, kto´rych wcale nie było. Wybacz mi.
Bardzo sie˛ wstydze˛.

– Niepotrzebnie. Chyba rozumiem, co czułas´.
Us´cisne˛ły sie˛ serdecznie.
Dobrze, z˙e Molly w kon´cu zdobyła sie˛ na te˛

rozmowe˛. Była potrzebna im obu. Crys zdała sobie
sprawe˛, z˙e z˙al, kto´rym z˙yła przez cały rok, powoli ja˛
opuszcza. Ze zdziwieniem spostrzegła, z˙e cieszy sie˛
z powrotu do Londynu. Miała znowu ochote˛ rozma-
wiac´ z gos´c´mi w swojej restauracji. Z zadowoleniem
mys´lała o nowych odcinkach swojego programu.

– Lepiej wygla˛dasz, Crys – powiedziała Molly,

patrza˛c na nia˛ badawczo.

– To pewnie zasługa s´wiez˙ego powietrza, kto´re-

go nałykałam sie˛ w Yorkshire – zas´miała sie˛.

– Jestes´ pewna, z˙e chodzi o powietrze? Bo mnie

sie˛ wydaje, z˙e spotkanie z Samem tez˙ mogło miec´
pozytywne efekty. – Molly popatrzyła na nia˛ z przy-
jazna˛ kpina˛.

136

CAROLE MORTIMER

background image

Crys nasroz˙yła sie˛. Molly opowiada głupstwa. Co

Sam ma do tego, z˙e jej z˙ycie przestało byc´ szare
i nieznos´ne? Sam nic jej nie obchodzi. Ona jego tez˙.
Nawet nie odprowadził ich do samochodu, tylko
wyszedł na spacer z Merlinem. Podobno prosił Mol-
ly, z˙eby poz˙egnała Crys w jego imieniu.

– Sam? – potrza˛sne˛ła głowa˛. – Nie rozumiem,

o czym mo´wisz.

Molly jakby jej nie słyszała.
– Dziesie˛c´ lat temu Rachel zrujnowała mu z˙ycie

– odezwała sie˛ po chwili z pasja˛. – Prawde˛ mo´wia˛c,
wszystkim nam niez´le namieszała w z˙yciu.

– Jak to wszystkim? – zdziwiła sie˛ Crys.
– Jak mys´lisz... dlaczego musiałam w ostatniej

klasie zmienic´ szkołe˛? – zapytała. – Przez nia˛. Kłam-
stwa, z kto´rymi Rachel biegała do gazet, uderzyły
w cała˛ nasza˛ rodzine˛. Rodzice zdecydowali, z˙e lepiej
be˛dzie, jes´li przeniosa˛ mnie do szkoły, w kto´rej
nikt nie be˛dzie wiedziec´, z˙e jestem siostra˛ Sama
Wyngarda.

– To znaczy, z˙e nie nazywasz sie˛ Barton? – Crys

miała kłopoty ze złoz˙eniem informacji w spo´jna˛
całos´c´. Przeciez˙ na własne uszy słyszała, jak Sam
mo´wił, z˙e nie jest bratem Molly.

– Oczywis´cie, z˙e nazywam sie˛ Barton. Ojciec

Sama oz˙enił sie˛ z moja˛ mama˛, kiedy miałam dwanas´-
cie lat.

Przyrodni brat! Z

˙

e tez˙ nie przyszło jej to wczes´niej

do głowy! W dzisiejszych czasach takie rodzinne
relacje zdarzaja˛ sie˛ przeciez˙ bardzo cze˛sto.

137

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Sam jest dla mnie naprawde˛ waz˙ny – cia˛gne˛ła

Molly. – Nie pozwole˛, z˙eby Rachel wcia˛z˙ rujnowała
mu z˙ycie. Dlatego pomys´lałam sobie – spojrzała na
Crys z lekka˛ obawa˛, ale z desperacja˛ mo´wiła dalej
– z˙e umo´wie˛ sie˛ z toba˛ w Yorkshire, nie w Londynie.

– Molly! Mo´wisz bez sensu. Nic nie rozumiem.
– Crys, czy ty po s´mierci Jamesa uznałas´, z˙e

me˛z˙czyz´ni przestali istniec´? Nie mo´w mi, z˙e nie
zauwaz˙yłas´, jakim wspaniałym facetem jest Sam!

Oczywis´cie, z˙e zauwaz˙yła. Nawet... Nagle zro-

zumiała.

– Molly! – zacze˛ła z wyraz´nym wysiłkiem. – Czy

ty specjalnie opo´z´niłas´ swo´j przyjazd do Yorkshire?
Z

˙

eby zostawic´ mnie sam na sam ze swoim bratem?

– Potrza˛sne˛ła głowa˛ z niedowierzaniem. – Wymys´-
liłas´ sobie, z˙e Sam be˛dzie naste˛pca˛ Jamesa i po-
stanowiłas´ nas zeswatac´, tak?

– Jestem pewna, z˙e wystarczyło ci dwa dni, z˙eby

zrozumiec´, z˙e Sama nie da sie˛ do niczego zmusic´.
Ale gdyby on sam sie˛ toba˛ zainteresował... Nie
patrz na mnie z takim oburzeniem, Crys. Byłoby
cudownie, gdyby moja przyjacio´łka i mo´j brat za-
kochali sie˛ w sobie. Zreszta˛ – Molly zrobiła niewinna˛
mine˛ – co najmniej kilka razy odniosłam wraz˙enie,
z˙e sie˛ lubicie.

Crys wiedziała, z˙e sie˛ czerwieni i nie mogła nic na

to poradzic´. Jasne. Molly nie mogła nie zauwaz˙yc´, co
sie˛ dzieje. A juz˙ na pewno nie po tym, jak zobaczyła
ich w sypialni.

– To było takie... – zaja˛kne˛ła sie˛ – chwilowe

138

CAROLE MORTIMER

background image

zauroczenie. Zdarza sie˛. Doros´li ludzie czuja˛do siebie
pocia˛g fizyczny Ale, Molly, nie pro´buj wyobraz˙ac´
sobie czegos´, co nie istnieje. Ja mieszkam w Londynie.
Prowadze˛ restauracje˛, mam swo´j program w telewizji.

– Chyba nie chcesz powiedziec´, z˙e z powodu

nawału zaje˛c´ w twoim z˙yciu nie ma juz˙ miejsca na
me˛z˙czyzne˛! Kiedy byłas´ z˙ona˛ Jamesa, tez˙ duz˙o pra-
cowałas´.

– Nie, nie mam zamiaru tego mo´wic´, ale – Crys

przypomniała sobie rozmowe˛ z Samem – nigdy nam
sie˛ nie uda. Jestes´my całkowicie niekompatybilni.

– Ale...
– Uwaz˙am temat za skon´czony, Molly! – Crys

spojrzała na przyjacio´łke˛ ostrzegawczo.

– Sam prosił, z˙eby dac´ mu znac´, z˙e dotarłys´my

bezpiecznie do Londynu. – Molly udała, z˙e zmienia
temat.

– No i? – Braterska troska. To chyba normalne,

pomys´lała Crys.

– Chce wiedziec´, czy dobrze sie˛ czujesz – dodała

Molly, patrza˛c gdzies´ w przestrzen´.

Crys az˙ podskoczyła. Jakie on ma prawo...
– Dlaczego miałabym nie czuc´ sie˛ dobrze? – prych-

ne˛ła zirytowana.

– Tego mi nie powiedział. Prosił tylko o telefon

– wzruszyła ramionami Molly.

– Temu człowiekowi wydaje sie˛, z˙e skoro pocało-

wał mnie kilka razy, ma prawo...

– A jednak! – zawołała Molly i oczy błysne˛ły jej

rados´nie.

139

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Co jednak? – Crys z furia˛ przekre˛ciła kluczyk

w stacyjce. – Kon´czymy te˛ rozmowe˛. Definitywnie!

– Dobra – zgodziła sie˛ Molly. – Nie obrazisz sie˛,

jes´li troche˛ sie˛ zdrzemne˛? Wcia˛z˙ czuje˛ ro´z˙nice˛ czasu
mie˛dzy Nowym Jorkiem i Anglia˛.

I zasne˛ła. Z bardzo zadowolona˛ mina˛.

140

CAROLE MORTIMER

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

– Crys! – zawołał Gerry, odkładaja˛c słuchawke˛.

– Ci ludzie od wieczornego przyje˛cia urodzinowego
znowu zmienili liczbe˛ gos´ci. Doszła jeszcze jedna
osoba. W sumie mamy dwadzies´cia pie˛c´ oso´b.

– Nieparzysta liczba. Pie˛knie! Zaczynam z˙ało-

wac´, z˙e w ogo´le przyje˛łam to zamo´wienie – prych-
ne˛ła ze złos´cia˛ Crys, odrywaja˛c sie˛ na chwile˛ od
kompozycji z kwiato´w i owoco´w, kto´re układała
w wielkiej misie. – I tak musiałam umo´wic´ ich
dopiero na dziewia˛ta˛ trzydzies´ci, bo inaczej nie mog-
libys´my obsłuz˙yc´ nikogo innego. Zrobiłam im rezer-
wacje˛ tylko dlatego, z˙e sekretarka tego pana Gar-
denera była bardzo miła˛ osoba˛.

– Pan Gardener musi znac´ sie˛ na jedzeniu, skoro

tak mu zalez˙ało na naszej restauracji – zas´miał sie˛
Gerry.

– Mam nadzieje˛, z˙e pozna sie˛ na wysiłku, jaki

wkładamy w przygotowanie tego przyje˛cia. Liczba
gos´ci zmienia sie˛ codziennie. Zacza˛ł od osiemnastu.
Teraz jest siedmiu wie˛cej.

Crys ustawiła mise˛ w centralnym miejscu wiel-

kiego stołu i odeszła kilka kroko´w, z˙eby ocenic´ efekt
swojej pracy. Niez´le, chociaz˙ urodzinowe przyje˛cie

background image

pana Gardenera zajmie niemal połowe˛ powierzchni
całej restauracji. Musieli przemeblowac´ wszystko,
z˙eby zmies´cic´ tak wielka˛ liczbe˛ oso´b przy jednym
stole.

– Uwzgle˛dnij to, kiedy be˛dziesz wystawiała im

rachunek – poradził Gerry. – Jes´li stac´ go na za-
proszenie dwudziestu pie˛ciu oso´b do twojej restaura-
cji, stac´ go tez˙ na ekstrawydatki.

– Ale z ciebie sknerus, Gerry – zas´miała sie˛.

– Niestety, juz˙ za po´z´no. Podałam jego sekretarce
cene˛ od osoby. Z uwzgle˛dnieniem szampana i innych
alkoholi.

– Całe szcze˛s´cie. – Gerry spojrzał na zegarek.

– Crys, mamy jeszcze cztery godziny. Czy pozwolisz
mi skoczyc´ do domu? Pomoge˛ tylko Pat połoz˙yc´
potwory do ło´z˙ka i wracam.

– Jasne. W zasadzie wszystko jest gotowe. Przy-

gotuje˛ tylko farsz do pstra˛ga dla gos´cia numer dwa-
dzies´cia pie˛c´ i siadam z nogami na krzes´le. Musze˛
odpocza˛c´, bo od trzech godzin nie przysiadłam nawet
na chwile˛.

– Połoz˙e˛ na stole ostatnie nakrycie i spadam. Nie

martw sie˛, be˛de˛ o wpo´ł do o´smej.

– Dzie˛ki.
Crys nie przyszłoby do głowy, z˙eby sie˛ martwic´.

Gerry jeszcze nigdy jej nie zawio´dł. Ustawiaja˛c na
stole bukiety z z˙o´łtych ro´z˙ – z naciskiem proszono
o z˙o´łte ro´z˙e – mys´lała o ostatnich kilku tygodniach
wypełnionych zaje˛ciami od rana do nocy. Najdziw-
niejsze było to, z˙e Crys nie czuła sie˛ wcale zme˛czona.

142

CAROLE MORTIMER

background image

Odwrotnie – od dawna nie czuła takiej satysfakcji
z pracy.

Ostatnio coraz cze˛s´ciej jednak słyszała w głowie

głos, kto´ry z gniewna˛ natarczywos´cia˛ powtarzał, z˙e
to wszystko sa˛ działania pozorne i ucieczkowe. Po
kaz˙dym wysta˛pieniu nieproszonego natre˛ta Crys na-
chodziły dziwne mys´li. Na przykład o tym, z˙e przy-
padkowo wpada na ulicy na Sama Wyngarda.

Wiedziała, z˙e to niemoz˙liwe, bo Sam nie wychylał

nosa z Yorkshire, ale mimo to, ile razy migna˛ł jej na
ulicy wysoki ciemnowłosy me˛z˙czyzna, serce biło jej
mocniej w nadziei, z˙e to moz˙e byc´ on. Crys była dalej
zakochana w Samie, chociaz˙ robiła wszystko, z˙eby
nie przyznawac´ sie˛ do tego przed sama˛ soba˛. Nie
przyszłoby jej takz˙e do głowy, z˙e jest zupełnie nie-
przygotowana na ponowne spotkanie z Samem, o ile
miałoby do niego kiedys´ dojs´c´.

– Tro´jka prosi o jeszcze jedna˛ butelke˛ szampana.

– Gerry najpierw przekazał informacje˛ kelnerowi,
potem wszedł na zaplecze. – Pojawili sie˛ pierwsi
gos´cie na urodzinowe przyje˛cie – zakomunikował.
Na razie nikt waz˙ny – Gerry od lat pracował w swoim
zawodzie i bez pudła rozpoznawał, kto jest gos´ciem
honorowym na przyje˛ciu, a kto nim nie jest.

– Wszystko gotowe. – Crys zdje˛ła fartuch i spra-

wdziła, czy czapka szefa kuchni, kto´ra˛ miała na
głowie, dobrze lez˙y.

– Wygla˛dasz s´licznie. Jak zawsze – zapewnił ja˛

Gerry.

143

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Posłała mu dzie˛kczynny us´miech i wybiegła, z˙eby

osobis´cie przywitac´ gos´ci i usadzic´ ich przy stole
z kieliszkami szampana. Przeliczyła ich szybko. Byli
juz˙ niemal wszyscy. Brakowało gospodarza przyje˛-
cia i jeszcze czterech oso´b. Zerkne˛ła na zegarek.
Dziesia˛ta. Jeszcze chwila, a pstra˛g nie be˛dzie nada-
wał sie˛ do podania.

– Crys! – rozległ sie˛ radosny okrzyk.
Molly! Crys nie musiała sprawdzac´, czy ma racje˛.

Poznałaby głos Molly zawsze i wsze˛dzie. Odwro´ciła
sie˛ z otwartymi ramionami i obie padły sobie w ob-
je˛cia.

– Ja nie moge˛ chyba miec´ nadziei na podobne

powitanie – rozległ sie˛ nad jej głowa˛ inny głos,
ro´wnie znajomy.

Crys zesztywniała i zbladła. Oderwała sie˛ od

us´miechnie˛tej szeroko Molly, zastanawiaja˛c sie˛
w panice, jak sobie poradzi.

Przed nia˛ stał Sam, przystojny jak nigdy. Miał na

sobie smoking i s´niez˙nobiała˛ koszule˛. Zauwaz˙yła, z˙e
skro´cił włosy.

– No wie˛c? – Unio´sł pytaja˛co jedna˛ brew i roz-

łoz˙ył ramiona.

Nie mogła oderwac´ od niego wzroku. Podeszła do

niego jak zahipnotyzowana, chociaz˙ na szcze˛s´cie
w ostatnim momencie wycia˛gne˛ła re˛ce i oparła dło-
nie na jego ramionach. Potrza˛sne˛ła głowa˛ – jeszcze
chwila, a byłby skandal, bo chciała obja˛c´ go w pasie
i wtulic´ sie˛ w niego jak kiedys´. Stane˛ła na placach
i pocałowała go w policzek.

144

CAROLE MORTIMER

background image

– I juz˙? – zapytał powaz˙nie, choc´ w jego zielo-

nych oczach błyszczały wesołe ogniki.

– Juz˙. – Crys miała nadzieje˛, z˙e nie zauwaz˙ył,

z jaka˛ trudnos´cia˛ oderwała sie˛ od niego. – Dlaczego
nie zadzwoniłas´? – us´miechne˛ła sie˛ do Molly. – Zare-
zerwowałabym wam stolik.

Molly parskne˛ła s´miechem.
– Alez˙ dzwoniłam, kochanie – powiedziała wyso-

kim modulowanym głosem sekretarki pana Gardene-
ra. – Bałam sie˛, z˙e sie˛ domys´lisz, kiedy zamo´wiłam
faszerowane pstra˛gi.

Crys oniemiała.
– To ty jestes´ panem Gardenerem? – wyja˛kała.
– Nie, to ja – parskna˛ł s´miechem Sam. – Ona jest

tylko moja˛ sekretarka˛.

– Wie˛c to twoje urodziny – odgadła.
Przeciez˙ kaz˙dy ma kiedys´ urodziny.
– Nie, urodziny sa˛ moje – odezwał sie˛ inny me˛ski

głos.

Molly zobaczyła, z˙e za Molly i Samem stoi inna

para – wysoki, przystojny me˛z˙czyzna z niebywale
pie˛kna˛ kobieta˛ u boku. Ona mogła miec´ czterdzies´ci
pare˛ lat, on był starszy.

– Matthew Wyngard – przedstawił sie˛ i ser-

decznie us´cisna˛ł dłon´ Crys. – A to moja z˙ona
Caroline.

Caroline! To na pewno ta Coroline, kto´ra telefono-

wała do Sama.

– Powiedz dobry wieczo´r, Crys – powiedział Sam

tonem tatusia pouczaja˛cego nieuwaz˙ne dziecko.

145

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

Crys miała nadzieje˛, z˙e nie wpatrywała sie˛ w Ca-

roline z otwarta˛ buzia˛.

– Dobry wieczo´r – us´miechne˛ła sie˛ na powitanie.

– Jak widac´ wszyscy gos´cie juz˙ siedza˛. Nie, brakuje
jednego – poprawiła sie˛, widza˛c wolne krzesło.

– Nikogo nie brakuje, Crys. To miejsce czeka na

ciebie – powiedział spokojnie Sam. – Doła˛czysz do
nas, kiedy be˛dziesz mogła.

– To bardzo miło z twojej strony, ale... – Powoli

wycofywała sie˛ do kuchni.

– Z

˙

adnych ale. – Sam kategorycznie pokre˛cił

głowa˛. – Mo´j tato byłby bardzo rozczarowany. Dzis´
sa˛ jego urodziny.

Skoro Matthew był ojcem Sama, to znaczy, z˙e...

Z

˙

e Caroline jest matka˛ Molly! Nie przyszło jej to do

głowy.

Crys nie mogła sie˛ nadziwic´ własnej głupocie.

146

CAROLE MORTIMER

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

– Czy to nie jest przypadkiem Sam Wyngard?

– zapytał Gerry, przechodza˛c przez kuchnie˛ kilka
minut po´z´niej.

Crys, kto´ra w pos´piechu zdejmowała z patelni

ostatnie pstra˛gi i z wielka˛ zre˛cznos´cia˛ garnirowała
talerze – gos´cie urodzinowego przyje˛cia czekali juz˙
na jej popisowe danie, pokiwała głowa˛.

– Tak.
– Lata całe go nie widziałem – mo´wił Gerry do

Crys, daja˛c ro´wnoczes´nie dyskretny znak kelnerom,
z˙e moga˛ podawac´ juz˙ rybe˛. – Kiedys´ bywał cze˛sto
u Scottiego – wyjas´nił, widza˛c jej mine˛. Scottie to
była restauracja, w kto´rej pracował Gerry, zanim
pie˛c´ lat temu przeszedł do Crys. – Zawsze uwaz˙a-
łem, z˙e to porza˛dny facet. Niez´le oberwał w zwia˛zku
z nieudanym samobo´jstwem tej aktorki, z kto´ra˛ był
zare˛czony. Gazety pastwiły sie˛ nad nim. Ciesze˛ sie˛,
z˙e znowu... Uwaga! – Gerry zrobił błyskawiczny
wypad i odebrał talerz z ra˛k Crys. Niewiele brako-
wało, a pstra˛g wyla˛dowałby na podłodze. – Wszyst-
ko dobrze? – obrzucił Crys zatroskanym spojrze-
niem.

Nie. Nie było dobrze. Do tej pory czuła wstyd, z˙e

background image

jeszcze przed chwila˛ uwaz˙ała Caroline za kobiete˛
Sama. A teraz Gerry os´wiadcza, z˙e Sam zawsze był
,,porza˛dnym facetem’’.

Kto ma racje˛? Kim naprawde˛ jest Sam Wyngard?

Potworem, za jakiego miały go brukowce, czy kocha-
ja˛cym bratem i porza˛dnym facetem? Crys bardzo
chciała uwierzyc´ Gerry’emu.

– Gerry – odezwała sie˛ po namys´le. – Zostałam

zaproszona na to przyje˛cie. Czy mys´lisz, z˙e chłopcy
poradza˛ sobie z deserem?

Nawet jes´li Gerry sie˛ zdziwił, nie dał tego po sobie

znac´.

– Oczywis´cie, z˙e tak. Sam ich dopilnuje˛. Idz´ i baw

sie˛ dobrze.

Crys wygładziła czarna˛ sukienke˛ i zerkne˛ła w lust-

ro. Potem wzie˛ła głe˛boki oddech i weszła do sali.
Gos´cie bawili sie˛ doskonale. Szampan lał sie˛ strumie-
niami, konwersacja kwitła. Podchodza˛c do stołu zo-
baczyła, z˙e krzesło, kto´re na nia˛ czeka, stoi pomie˛dzy
Samem a matka˛ Molly. Caroline, widza˛c Crys, poma-
chała zache˛caja˛co re˛ka˛.

– Usia˛dz´ tutaj, kochanie. Tak sie˛ ciesze˛, z˙e w kon´-

cu sie˛ spotkałys´my. Molly całymi latami opowiadała
nam o tobie.

– Ja tez˙ bardzo sie˛ ciesze˛.
– Naprawde˛? – szepna˛ł jej do ucha Sam. – Nie

miałas´ uszcze˛s´liwionej miny, kiedy witałas´ sie˛ z mo-
im ojcem.

Odwro´ciła sie˛ gwałtownie.
– To dlatego, z˙e... – zacze˛ła.

148

CAROLE MORTIMER

background image

Ale nie mogła sie˛ przyznac´, dlaczego straciła

humor. Nie powie mu, z˙e była zazdrosna o Caroline,
gdyz˙ sa˛dziła, z˙e cos´ wia˛z˙e ja˛ z Samem.

– Dlatego z˙e – Sam nie zamierzał jej przepus´cic´.
– Dlatego z˙e byłam zaskoczona, widza˛c was tutaj

– powiedziała szybko. – Ale dlaczego nic mi nie
powiedzielis´cie? Czyj to był pomysł?

– Mo´j.
– Tak przypuszczałam. To do ciebie podobne.
Crys wcia˛z˙ pamie˛tała okolicznos´ci swojego wyja-

zdu z Yorkshire. Zamierzała wyjas´nic´ Samowi, dla-
czego odebrała telefon. Nie chciała, z˙eby miał ja˛ za
ws´cibska˛ plotkare˛.

– Sam – zacze˛ła z wahaniem. – Kiedy widzielis´-

my sie˛ ostatnio...

– Nie teraz – przerwał jej cicho, kłada˛c re˛ke˛ na jej

dłoni, z˙eby nie poczuła sie˛ dotknie˛ta, z˙e znowu jej
przerywa. – Chce˛ cie˛ odwiez´c´ do domu po przyje˛ciu.
Wtedy porozmawiamy.

– Jak to odwiez´c´? – zamrugała powiekami ze

zdziwienia.

– Po prostu – zas´miał sie˛. – I zamknij buzie˛, kiedy

na mnie patrzysz. Jedz rybe˛, bo ci wystygnie.

– Nie da sie˛ jes´c´ z zamknie˛tymi ustami. Jedno

wyklucza drugie.

– Dziewczyno, zacznij w kon´cu jes´c´. Jeszcze

nigdy nie widziałem, z˙ebys´ zjadła cos´ do kon´ca.
Jestes´ za chuda.

– Moz˙e to zabrzmi dziwnie, ale nie przepadam

za własna˛ kuchnia˛ – zacze˛ła sie˛ tłumaczyc´. – Kiedy

149

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

juz˙ skon´cze˛ wszystko przygotowywac´, trace˛ che˛c´ na
jedzenie.

Sam obrzucił ja˛ pełnym zrozumienia wzrokiem

i pokiwał głowa˛ z komiczna˛ powaga˛.

– Najwyz˙szy czas, z˙eby ktos´ inny zacza˛ł dla ciebie

gotowac´.

– Dobry pomysł, ale...
– Wiem, wiem. Wieczorami jestes´ w pracy. Ale ja

mo´wiłem o s´niadaniach, Crystal.

Poczuła, z˙e sie˛ czerwieni. Sam był tym wyraz´nie

rozbawiony.

– O ciepłych rogalikach z miodem – cia˛gna˛ł.

– I kawie. Oczywis´cie do ło´z˙ka.

Nie miała poje˛cia, jak sie˛ zachowac´.
– Sam – zacze˛ła powoli. – Nie wiem, co sobie

o mnie pomys´lałes´, tam w Yorkshire...

– Crystal, mys´lałem, z˙e takie rozmowy mamy juz˙

za soba˛. – Popatrzył na nia˛ z czułos´cia˛. – A o reszcie
pogadamy po´z´niej.

Siedzieli przy stole do po´z´nej nocy. Crys zwolniła

do domu cały personel, mo´wia˛c im, z˙e moga˛posprza˛-
tac´ jutro. Nigdzie nie musiała sie˛ spieszyc´. Czuła re˛ke˛
Sama na swoim ramieniu i było jej dobrze.

A potem, kiedy siedziała juz˙ w jego ciemnozielo-

nym sportowym samochodzie – nie miała poje˛cia,
z˙e Sam jez´dzi takim autem – wygla˛dała jak nastolat-
ka na pierwszej randce, a nie jak dwudziestoszes´cio-
letnia kobieta, kto´ra zda˛z˙yła juz˙ wyjs´c´ za ma˛z˙
i owdowiec´. I kto´rej zaproponowano s´niadanie do
ło´z˙ka.

150

CAROLE MORTIMER

background image

– Crys, odpre˛z˙ sie˛. – Sam popatrzył na jej za-

cis´nie˛te dłonie, kto´re trzymała nieruchomo na ko-
lanach. – To był bardzo sympatyczny wieczo´r,
prawda?

– Tak. Masz bardzo miła˛ rodzine˛.
– Jasne, z˙e tak. Caroline jest pie˛kna˛ kobieta˛,

prawda? – zapytał jakby nigdy nic.

Crys zalała sie˛ rumien´cem. A wie˛c zauwaz˙ył.
– Widziałem twoja˛ mine˛, kiedy was sobie przed-

stawiałem. – Sam omal nie zakrztusił sie˛ ze s´miechu.
– Czy juz˙ ci kiedys´ mo´wiłem, z˙e masz chorobliwie
bujna˛ wyobraz´nie˛?

– W Yorkshire robiłes´ ze wszystkiego tajemni-

ce˛ – broniła sie˛ – wie˛c nic dziwnego, z˙e mogłam
pomys´lec´... I co w tym takiego s´miesznego? – na-
stroszyła sie˛, ale za chwile˛ tez˙ parskne˛ła s´mie-
chem.

Sam przytulił ja˛ do siebie.
– Ty – powiedział i pocałował ja˛ w usta. – Cry-

stal, jest cos´, o czym powinnas´ sie˛ dowiedziec´.
Skon´czyłem z pustelniczym z˙yciem. Kiedy obie
z Molly wyjechałys´cie, poczułem sie˛ fatalnie. Dłu-
go mys´lałem, a w kon´cu us´wiadomiłem sobie, z˙e
mam dos´c´. Nie chce˛ dłuz˙ej sie˛ chowac´. Jes´li ty
stawiłas´ czoło nieszcze˛s´ciom, kto´re spadły na ciebie
w tym roku, i nie uciekłas´ od s´wiata, ja mam
nie dac´ sobie rady z krzywymi spojrzeniami dzien-
nikarzy i niesłusznymi oskarz˙eniami?

Zamilkł i przez chwile˛ patrzył na nia˛ z napie˛ciem.
– Chyba z˙e... – Przełkna˛ł s´line˛ i zacisna˛ł palce na

151

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

kierownicy. – Chyba z˙e według ciebie były to słuszne
oskarz˙enia.

Ale Crys wiedziała juz˙, z˙e jej poprzednie wa˛t-

pliwos´ci nie maja˛ sensu. Wycia˛gne˛ła re˛ke˛ i pogłas-
kała Sama po sztywnym ze zdenerwowania karku.

– Sam! – powiedziała pewnym, mocnym głosem.

– Nie wierze˛ w ani jedno słowo, kto´re wypisywały
gazety po aferze z Rachel Gibson. I wiesz co?
– us´miechne˛ła sie˛. – Nie moge˛ sie˛ doczekac´ obieca-
nego s´niadania do ło´z˙ka.

Samocho´d uderzył kołami w krawe˛z˙nik. Sam bły-

skawicznie odbił kierownica˛.

– Odło´z˙my te˛ rozmowe˛ na chwile˛, dobrze? – mruk-

na˛ł. – Nie chce˛, z˙eby jutro pisali o mnie, z˙e pro´bowa-
łem zabic´ kolejna˛ narzeczona˛.

Dziesie˛c´ minut po´z´niej Crys nawet sie˛ nie za-

stanawiała, co sobie pomys´li o niej Freddie, nocny
portier w jej domu, kiedy wtulona w Sama wchodziła
na go´re˛.

– Sam? – uniosła głowe˛. – Te z˙o´łte ro´z˙e? Zamo´-

wiłes´ je specjalnie, prawda?

Kiwna˛ł głowa˛.
– Miałem nadzieje˛, z˙e je zauwaz˙ysz. Chciałem ci

powiedziec´... Wiem, z˙e James był wielka˛ miłos´cia˛
twojego z˙ycia. Chciałem ci powiedziec´, z˙e nie mam
zamiaru zajmowac´ jego miejsca w twoim sercu. On
to on, a ja to ja. Rozumiesz?

Popatrzył na nia˛ badawczo. Potem wyprostował

sie˛ i zapytał:

– Czy wyjdziesz za mnie, Crystal?

152

CAROLE MORTIMER

background image

*

– Jakos´ wytrzymałes´, prawda? – zas´miała sie˛
Crys, kiedy Sam, odczekawszy burze˛ oklasko´w,
usiadł w kon´cu obok niej.

Spojrzał na oprawiony w ramke˛ dokument, kto´-

ry trzymał w re˛ce – nagrode˛ za najlepszy scena-
riusz telewizyjny. Po raz szo´sty z rze˛du uhono-
rowano w ten sposo´b serial Bailey. Ale dopiero
pierwszy raz autor scenariusza odebrał go oso-
bis´cie. Publicznos´c´ zgotowała mu prawdziwa˛ o-
wacje˛.

Byc´ moz˙e przyczyniła sie˛ do tego obecnos´c´ jego

pie˛knej z˙ony?

Sam i Crys byli małz˙en´stwem od roku.
Przez ten czas mieszkali na przemian w nowym

domu na przedmies´ciach Londynu albo w Sokolim
Gniez´dzie, szcze˛s´liwi i wcia˛z˙ zakochani.

– Jakos´ wytrzymałem – zas´miał sie˛. – Uwaz˙aj, bo

zadam ci to samo pytanie, kiedy sama be˛dziesz
odbierac´ nagrode˛.

Program kulinarny Crys ro´wniez˙ dostał nominacje˛

w swojej kategorii.

Sam nie miał wa˛tpliwos´ci, z˙e nagroda przypadnie

włas´nie jej. Crys nie zalez˙ało na zwycie˛stwie az˙ tak
bardzo.

– Mam juz˙ nagrode˛ – powiedziała cicho i us´miech-

ne˛ła sie˛ pod nosem.

– Crys! Znowu us´miechasz sie˛ do siebie.
Pochyliła sie˛ do jego ucha i przez chwile˛ cos´ mu

szeptała. Oczy błyszczały jej ze szcze˛s´cia.

153

ZAMEK NA WRZOSOWISKU

background image

– Jestes´ pewna?! – zawołał.
Kiwne˛ła głowa˛, a on – wcale nie zwracaja˛c uwagi

na zdziwione spojrzenia sali – wzia˛ł ja˛na re˛ce i unio´sł
do go´ry.

Pod koniec roku na s´wiecie pojawi sie˛ ich co´rka.

A moz˙e syn?

154

CAROLE MORTIMER


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
13 Mortimer Carole Zamek na wrzosowisku
Mortimer Carole Światowe Życie 13 Zamek na wrzosowisku
McKinney Meagan Zamek na wrzosowisku
Zamek na wrzosowisku McKinney Meagan
189 Mortimer Carole Popołudnie na Majorce
Mortimer Carole Paryskie sekrety
13 03 Roboty kolejowe i na torowiskach v1 1id 14882
(13) Przywództwo i procesy oddziaływania na pracownikówid 844
TPL WYK 13 02 25 Płyn na odciski
TPL PRAC 13 02 25 Płyn na odciski
Sandemo Margit Opowieści) Światełko Na Wrzosowisku (Mandragora76)
13 mogą być wymieniane na inne wolne od wad
13 Wpływ wymagań cieplnych na zasady kształtowania zewnętrz
13.04.2010, STUDIA, na studia, socjologia wychowania, Socjologia wychowania
13 najpopularniejszych sieciowych atakow na Twoj komputer Wykrywanie usuwanie skutkow i zapobieganie
13.05.2010, STUDIA, na studia, psychologia wykłady, psychologia wyklady

więcej podobnych podstron