Rozdział czwarty
Na następny dzień Esme wraz z dziećmi wróciła do domu. Carlisle ponowie wszystkich
wprowadził w plan działania. No oczywiście poza królewiczem. Dzieci powiedziały ojcu gdzie
chcą mieszkać, a ten od razu się zgodził, bo również myślał o Seattle. Dobrze mieć zgodną
rodzinkę. A pomyśleć, że wszyscy muszą poświęcić się dla Edwarda.
Miesiąc później Esme oznajmiła mężowi, że dom, który wybrali jest już cały gotowy i można się
wprowadzać. I od tego momentu wszyscy w domu krzątali się, wszystko pakowali, ale nie Ed.
Nasz bohater do ostatniej chwili nie miał się dowiedzieć, że rodzina opuszcza Forks.
Kiedy po wielu godzinach wszystko było zapakowane, cała rodzinka spokojnie usiadła na
kanapie, która została sprzedana razem z całym wyposażeniem. No i oczywiście z domem. Tak,
teraz już nie ma odwrotu. Rodzina Cullenów opuszcza Forks na zawsze.
- Pójdę obudzić Edwarda. – Powiedział Carlisle i poszedł na górę. Kiedy wszedł go pokoju syna,
ten już nie spał, tylko oglądał filmy pornograficzne na komputerze. Widać, że celibat mu nie
służy. Oj biedny chłopiec. Wypadało by mu jeszcze po główce zrobić ‘aja, aja’.
- Czemu nie pukasz jak wchodzisz? – Edward szybko zamknął laptopa.
- Bo jestem u siebie. Tzn. jeszcze przez 10 minut będę u siebie. – Widać było, że nasz leń nic
nie rozumie. No nic dziwnego, przecież jak już nam od dawna wiadomo, Edward nie posiada
mózgu, więc o inteligencji nawet nie ma mowy.
- Możesz jaśniej?
- Oczywiście synku. – Posłał mu szeroki uśmiech, odsłaniając idealnie białe i równe zęby.
Chwila! Widzę jednego dziurawego i krzywego! Ale nie martw się Carlisle, ten ząbek jest z tyłu
i trzeba dobrze się przyjrzeć by to zauważyć. – Mam nadzieję, że wystarczą ci dwa słowa.
- Czyli? – Czy macie wrażenie, że bóg sexu zawsze zadaje pojebane pytania? Ooo, no to dobrze,
że nie jestem sama.
- Wyprowadzamy się. – I w tym momencie stało się coś, o co nikt by nie podejrzewał Edwarda.
Padł na kolana przed ojcem, chwycił go za nogę i zaczął go błagać. Zachowywał się gorzej niż
bezdomny proszący o bochenek chleba. Oni przynajmniej mają swój honor. Żałosny jest nasz
przystojniak, oj żałosny.
- Nie, nie możecie tego zrobić. Ja się poprawię. Obiecuję. Ale nie wyprowadzajmy się. Tato, nie,
proszę. Tato! – No to mam śmiechawę. Właśnie poleciały pierwsze łzy, po Edwardowej
nieskazitelnej skórze twarzy. Tak, jego skóra jest gładka jak pupcia niemowlaka – pod
warunkiem, że się ogoli. Ale chyba nie będziemy mówić, że takie pupcie też od czasu do czasu
śmierdzą? Nie, nie będziemy. Po co zawstydzać Edzia.
- Wstawaj, cholera jasna! – Jak na zawołanie, Edward podniósł się z ziemi. – Decyzja nie
podlega żadnej dyskusji, czy ci się to podoba, czy nie. Masz 5 minut na spakowanie wszystkich
swoich rzeczy. Oczywiście meble zostawiasz.
- Co? Moje zajebiste łóżko? No nie, tego mi nie zrobisz.
- Ależ właśnie to robię. Pakujesz się, czy wszystko zostawiasz? – Carlisle był nie do poznania.
Nie ugięty, twardy. Tak twardy, a nie jak to pewnie niektórzy myślą „twartki”. Oczywiście,
macie rację – nawiązuję do Jacoba. Nie, no do Eda myśleliście, że nawiązuję? No co wy,
przecież on ma wyższe wykształcenie. Choć szczerze to nie wiem w jakim kierunku, ale ważne,
że jest. Hmm… Ale ciekawe jak je zrobił, skoro nie ma rozumu. Hmm… Dobra, to zostawmy na
później. Albo wiecie co? Olejmy to i tyle. Ma czy nie ma wyższego to jeden pies.
- Aż tak mnie wszyscy nienawidzicie?! – Widać było, że Edward przeżywa załamanie. Albo
nieźle udaje.
- To dla twojego dobra. – Spojrzał na zegarek. – Zostały ci 3 minuty. Może ci rodzeństwo
pomoże? Bo wiesz, na mnie i matkę to nie licz. Już dziś jesteśmy zmęczeni tym całym
pakowaniem.
- A w co mam się zapakować?!
- Po pierwsze, nie podnoś głosu. Po drugie za drzwiami stoją kartony. Za 3 minuty masz być na
dole ze wszystkimi rzeczami.
- Przecież ja się nie wyrobię. Daj mi chociaż 10 minut.
- 5 minut i ani chwili dłużej. – Po tym Carlisle wyszedł z pokoju.
Edward natomiast ruszał się po pokoju z prędkością światła. No dobra, przynajmniej tak
szybko jakby miał motorek w dupie. Dokładnie po 5 minutach miał wszystko zapakowane i
schodził na dół do salonu, który jeszcze nie tak dawno należał do całej rodziny.
- Widzisz, jak chcesz to potrafisz. – Odezwał się ojciec jak tylko zobaczył syna.
Cała piątka ruszyła do samochodu. Gdybym powiedziała, że wszyscy cieszą się bardzo mocno,
to bym skłamała. Esme i Carlisle byli zadowoleni. Rose i Emmett trochę mniej, jednak to co
może ich spotkać w nowym mieście sprawia, że na ich ładnych buziach pojawiają się szerokie
uśmiechy. Oni na szczęście nie mają problemów z zębami. Nawet jednym. Wszystkie proste i
zdrowe. Widocznie odziedziczyli zęby po mamie. Mieli wielkie szczęście. Ale powracając do
tematu zadowolenia. Jak już wspomniałam cztery osoby odczuwały jakąś tam satysfakcję, ale
nie Edward. Jak zawsze musiał być on wyjątkiem.
- Dzieci… - Odezwała się matka. – Podjedziemy jeszcze w jedno miejsce. Mamy niespodziankę
dla Edwarda. – Rodzeństwo we zdziwieniem spojrzało na Esme. Ed natomiast dopiero po
chwili zorientował się, że chodzi o niego.
- A co to za niespodzianka? – Zapytał sam zainteresowany.
- Zobaczysz za chwilę. Już dojeżdżamy. – Tym razem głos zabrał Carlisle.
Edward zacierał ręce. Miał nadzieję, że ta niespodzianka będzie jakaś zajebista. I to minimum.
Bo najlepiej jakby była wykurwiście zajebista. Tak, to już jest szczyt marzeń.
Ojciec zaparkował samochód przed małym domkiem. Oczywiście nadal znajdujemy się w
Forks, żeby nie było niejasności.
- Edward, chodź. – Obaj mężczyźni odpięli pasy i wyszli z samochodu. Po chwili jednak reszta
domowników też ruszyła w kierunku domku.
- Może mi ktoś powiedzieć po co się tu zatrzymaliśmy? – Królewicz nie miał pojęcia co się
dzieje, ale śmiem twierdzić, że to standard.
- Najpierw wejdziemy do środka. – Prawnik wyciągnął klucze z kieszeni i otwarł drzwi
wejściowe.
Pierwsze co rzucało się w oczy, to to, że domek nie miał dużo metrów kwadratowych.
Natomiast później można było ujrzeć jak ładnie jest ustrojony. To na pewno zrobiła Esme.
Oczywiście nie był to taki luksus jak w ich starej posiadłości ani nowej. Było tu po prostu
przyjemnie i standardowo. Czyli doskonały dla przeciętnej rodziny, która nie ma dużo
pieniędzy, ale nie jest aż tak źle by nie wiązać końca z końcem.
- Usiądziemy i porozmawiamy. – Zarządziła głowa domu. Wszyscy potulnie zrobili to co mieli.
- Edward, zanim tata zacznie mówić, to chcę byś wiedział, że my robimy to dla twojego dobra.
I nie miej nam tego za złe. – Siedziała koło syna, więc go przytuliła. Normalnie nasz leniuch
odtrącił by matkę, ale na chwilę obecną w jego głowie zapalała się czerwona lampka, że coś jest
nie tak, że będzie jeszcze gorzej niż jest. I miał rację. Chyba pierwszy raz w życiu, ale nie liczy
się ilość tylko jakoś. W tym wypadku jakościowo jest najlepiej jak tylko to możliwe.
- Jak wiesz, wyprowadzamy się z Forks. – Rozpoczął ojciec, ale nie dane mu było mówić dalej,
gdyż Ed mu przerwał.
- No wiem. Przecież po to miałem się pakować.
- Nie przerywaj ojcu. Nie tak cię wychowaliśmy. – Skarciła go Esme.
- Widzisz, jest taka mała różnica pomiędzy wyjeżdżamy, a wyjeżdżamy. – Ed przewrócił
oczami. Nic do niego nie docierało, ale postanowił nie przerywać. – Ja, Esme i twoje
rodzeństwo faktycznie opuszczamy Forks. Przeprowadzamy się do Seattle. Ale ty Edwardzie
zostajesz tutaj.
- No dobra, a gdzie ja mam niby mieszkać? I dlaczego nie mogę jechać z wami? – Widać było,
że jest bardzo zdenerwowany.
- Oj Edwardzie, Edwardzie. Jak na osobę wykształconą to jesteś mało inteligentny. –
Skomentował Carlisle. – Będziesz mieszkał tutaj. To twoje dom.
- Co? Jak?
- Synku… - Tym razem głos zabrała Esme. – Dom jest opłacony z góry na pół roku.
- Czyli za 6 miesięcy przyjadę do was? – Jego głupota osłabia. Aż ręce opadają.
- Edward, czy ty jesteś taki głupi czy tak dobrze udajesz? – Carlisle znowu musiał mu dopiec.
Pominę fakt, że jego rodzeństwo właśnie śmiało się na cały głos. – Przez pół roku nie musisz
martwić się o opłaty. Dokładnie przez ten sam czas będziesz miał ważną kartę kredytową.
- Przecież miałem kilka!
- Ale już masz jedną! I nie masz mi przerywać!
- Dzieciaczki… - Wtrąciła się Esme. – Idźcie zobaczyć dom Edwarda. Rose i Emm od razu
ruszyli do góry.
- Na karcie miesięczny limit to 1000$ i go nie przekroczysz, bo kiedy wypłacisz ostatniego
dolara, to karta się zablokuje. Odblokuje się sama pierwszego dnia kolejnego miesiąca.
- To jakieś kpiny? Wy żartujecie? – Edward miał wielką nadzieję, że to jakieś żarty typu prima
aprilis.
- My nie żartujemy. Nie chciałeś po dobroci, to może to pomoże.
- Ale…
- Cicho! Nie przyjmujemy z mamą żadnych ‘ale’. Tak zadecydowaliśmy i tak będzie.
- A po tych sześciu miesiącach to z czego mam żyć?! – Edward się oburzył.
- Znajdź pracę, to będziesz miał pieniądze. A teraz musimy już uciekać, także powodzenia
synu. – Carlisle wstał i poklepał Eda po ramieniu. – Jak się zmienisz, to dasz radę. –
Dopowiedział jeszcze. Podał rękę żonie, by ta wstała, zawołał dzieci i ruszyli do wyjścia.
- Do zobaczenia synku. – Esme jednak do niego wróciła i mocno uściskała.
- Papa braciszku. – Rodzeństwo mu pokiwało i ruszyło do samochodu razem z ojcem.
- Mamo… Mamo… - Edward był bardzo zdesperowany. Przecież teraz zacznie się najgorsze co
może być. Będzie musiał stać się odpowiedzialny. Sam będzie gotował, prał, sprzątał, czasem
nawet prasował. I jeszcze ma znaleźć pracę. To go po prostu przerasta.
- Będę do ciebie dzwonić jak tata będzie w pracy. – Pocałowała go w czoło i wyszła.
Królewicz podszedł do okna, odsłonił firanę i patrzał jak jego rodzina odjeżdża. Miał im za złe,
że tak go potraktowali. Inni nie zrobili by tego swoim dzieciom…
Widzisz Edwardzie? Musisz dorosnąć.
Dorosłe życie nie jest wcale takie łatwe.