Puszkin Aleksander Siergiejewicz Dzienniki [Zapiski sekretne Fragmenty]

background image

Aleksander S. Puszkin


DZIENNIKI

Sekretne zapiski z lat 1836 – 1837

(fragmenty)

Przekład

Sergiusz Derewianko, Tomasz Zieliński

background image

2

Śmierć Delwiga była okrutnym znakiem tego, że ostatnia część wróżby Niemki zaczęła się spełniać.

Wówczas tego jeszcze nie rozumiałem, ale teraz wszystko wydaje się znaczącym i dokonanym. Ob-

rączka upuszczona w czasie ślubu i zgasła świeca utwierdziły mnie w przekonaniu, że z małżeństwa
nic dobrego nie wyjdzie. W końcu sami sobie przepowiadamy los.

Aby całkiem nie upaść na duchu, pocieszałem się przedsmakiem nocy poślubnej, pierwszych radości

posiadania N. i błagałem Boga, by trwały one możliwie długo w moim życiu rodzinnym.

Gdy po raz pierwszy ujrzałem N., zrozumiałem, że stała się rzecz nieodwracalna. Pragnienie by ją po-

siąść było tak wielkie, że w mgnieniu oka zmieniło się w chęć ożenku. Zdarzało się to już wcześniej,

lecz nigdy nie było tak silne. Nigdy też nie pałałem takim zachwytem do swej wybranki. Gdy w końcu

moje oświadczyny zostały przyjęte, czując się już jak pan młody, niezmiennie szukałem okazji, by zo-
stać ze swą wybranką sam na sam. Obejmowałem ją i gładząc jej krągłe piersi próbowałem wyczuć

pod sukienką sutki, by po chwili poczuć jak twardnieją. N. czerwieniąc się nie odpychała mojej ręki, a

jedynie szeptała: „Nie powinniśmy,

maman

może zobaczyć”.

Największym szczęściem, jakie spotkać może mężczyznę, jest idealna piękność, którą posiadł jako

dziewicę. Szczęście to jest tak wielkie, że nie może trwać wiecznie.

Trzymając w objęciach mą świeżo poślubioną żonę, czułem jej drżenie i oddech nie pozbawiony jesz-
cze dziewiczego wstydu. Byłem wtedy w stanie, w jakim mógł być Bóg w momencie tworzenia.

Ja, dumny ze swej sławy kochanka nie mniej niźli ze sławy poety, w życiu rodzinnym nie znajdowałem

miejsca dla swej aktywności. N. łechtała mą próżność swoją urodą, dobrocią i niewinnością. Niewin-

ność ta powoli przeistaczała się w kokieterię, dobroć w sentymentalność, a uroda powszedniała. Jedy-

nie wtedy, gdy wszyscy zachwycają się urodą N., przepełnia mnie uczucie dumy, które niestety coraz

częściej zamienia się w zazdrość.

Pierwszy raz w ciągu mego burzliwego życia, dzień w dzień zasypiałem i budziłem się u boku jednej i

tej samej kobiety. Słodycz nowości szybko traciła dla mnie swój smak i nie namyślając się długo,
zmieniałem kochanki lub tworzyłem trójkąty. Z żalem rozumiałem, że żonatemu mężczyźnie nie wypa-

da tak postępować. Różnica między żoną a kochanką polega na tym, że z żoną idzie się do łóżka bez

pożądania. Dlatego też małżeństwo to świętość, z której powoli uchodzą żądze, a stosunki stają się al-

bo przyjacielskie, albo obojętne, a często również wrogie. Wówczas nagie ciało nie jawi się grzechem,

gdyż nie wodzi na pokuszenie. Patrząc niewinnie na mą Madonnę (bo jakże inaczej patrzeć na Madon-

nę), zdarzało mi się odczuwać spokój i cichą radość. Pożądanie odgrywało coraz mniejsze znaczenie w

naszym życiu, a coraz ważniejsze było po prostu nasze bycie ze sobą, pełne trosk i drobiazgów kastru-

jących chuć. Pizda N. nieuchronnie stawała się dla mnie obowiązkiem, który zmuszony byłem wypeł-

background image

3

niać. Patrzyłem na wiszący na ścianie kindżał i myślałem, że nie będzie mi dane widzieć miłosnego bo-

ju, czuć zapachu świeżej krwi.

Jestem zazdrosny o każdą piękną kobietę, albowiem kocham każdą piękną kobietę. A piękna jest ta

kobieta, której pragniesz i jeżeli po skończeniu z nią wciąż jesteś oczarowany, to znaczy, że to praw-

dziwa piękność. N. jest rzeczywiście czarująca i choć dawno już przestałem jej pragnąć, wciąż zachwy-

cam się nią.


Śledząc zaloty D’Anthesa wspominam swe kawalerskie życie i swą chęć przyprawiania rogów. „A teraz

przyszła twoja kolej”, myślę sobie. Krąg się zamyka, historia się powtarza, z tym, że teraz to ja wystę-

puje w roli męża i to za mą żoną uganiają się szałaputy żądni jej pizdy. Co też jej mówią, jak nama-

wiają? Mądrym kobietom, co jest rzadkością, mówiłem, że nie ma nic lepszego niż odmiana, że odda-

jąc się, dzięki odświeżonemu przeze mnie uczuciu, jeszcze bardziej będą kochać swych mężów. Głu-

pim zaś uzasadniałem to namiętną miłością, jakiej nigdy nie da im mąż. I byłem szczery wobec jed-

nych i drugich.

Ufam N. i myśl, że może mieć innego, doprowadzała mnie do szaleństwa bardziej niż jej głupia kokie-
teria. Muszę się przyznać sam przed sobą, że to, co mówią ludzie jest ważniejsze niż faktyczny stan

rzeczy. Już lepiej, gdyby N. poruchała się z kimś po kryjomu (ale tylko jeden raz!) i nikt nie wiedziałby

o tym, niźli rozchodzące się plotki i słuchy o jej niewierności, podczas gdy N. jest całkiem niewinna. I

dlatego gdy Wiaziemski zaleca się do N., uśmiecham się tylko wiedząc, że nikt nigdy nie uwierzy, iż

zachwyca się ona tak niepozornym i niezdarnym mężczyzną. D’Anthes zaś jest niebezpieczny w swej

piękności i zuchwałości. Nienawidzę zuchwalstwa, z którym znęca się nade mną za plecami. Czuję rogi

rosnące na przekór pewności, że nie ma dla nich miejsca na mojej głowie. Pogłoski czynią mą pew-

ność coraz mniejszą. Ileż to możliwości do zdrady ma N., gdy niejeden mężczyzna jest u jej nóg?

Czyżby cokolwiek przeszkadzało jej korzystać z tych okazji?

Gdy jestem szczęśliwie zakochany, a życie wypełniają chwilowe rozkosze, nie trwoży mnie ni prze-

szłość, ni przyszłość. Jeśli zaś serce pustoszeje, a myśli zwracają się ku przeszłemu lub ku nadchodzą-

cej śmierci, to otacza mnie nuda. Dlatego miłość jest jedynym ratunkiem od zgubnego czasu, wybawia

nas od minionego i od nadchodzącego, zatrzymuje czas w szczęśliwym dniu. Jeśli dla zakochanych

czas biegnie wolniej, to znaczy, że bycie ciągle zakochanym jest sposobem na zatrzymanie czasu. A

być ciągle zakochanym w jednej kobiecie jest niemożliwym, zakochuję się więc w różnych kobietach.


Kobiety są pełne fałszu. Damy udają, że nie chcą, a kurwy udają, że chcą.

Są dwa szczęścia - jedno, gdy jedziesz do kobiety, pełen niecierpliwego przedsmaku i drugie, gdy

wracasz, uwolniony od niej i od pragnienia.

Każda kochanka z uczuciami i względami wyrastającymi wokół jebania – to cały wszechświat, do któ-

background image

4

rego Opatrzność kieruje mnie na popas. Dlatego, gdy jednocześnie mam kilka kochanek, raz po raz

przechodzę z jednego świata do drugiego. Każda kobieta chce być moją jedyną i fakt ten nakazuje mi

stawać się kłamcą. Każda chce być pewna, że to właśnie ją kochasz, a pozostałe po prostu ruchasz.

Taka wiara czyni kobietę moją, nie tylko ciałem, ale i duszą. Każdej z nich mówię, że kocham tylko ją i

jest to świętą prawdą, albowiem w momentach lubieżności szczerze kochamy tą, z którą właśnie je-

steśmy.

Smakując zakazany owoc, Adam i Ewa poznali wstyd i zawstydzili się nagością swoją. Wstyd stworzył
diabeł, dlatego też Bóg poznał po wstydzie, że zgrzeszyli. Za nieposłuszeństwo Bóg wygnał ich z raju,

na osłodę pozostawiając im rozkosz. Jebiąc się, Adam i Ewa nie odczuwali wstydu, a jego nieobecność

przypominała im o życiu w raju. Tak właśnie kochankowie w swojej wzajemnej bezwstydności dosię-

gają raju. Diabeł jednak nie spał i stworzył ludzkie społeczeństwo ogarnięte panicznym wstydem.

Wiedząc, że grzech pożądania zaniknie, Bóg pozwolił mieć żonę, lecz zakazał cudzołóstwa, gdyż z każ-

dą nową kobietą grzech ożywa i trwa dzięki różnorodności kobiet. Człowiek to dzieło boże, społeczeń-

stwo – szatańskie.

Za naruszenie zakazu Bóg nie tylko wygnał Adama i Ewę z raju, ale i dał dziesięć przykazań. Nie znaj-
dziesz się w raju, jeśli naruszysz choćby jedno z nich. Cudzołożąc, naruszyłem jedno i naruszę kolejne,

jak tylko pozbędę się D’Anthesa.

Różnica między kurwą a „przyzwoitą” kobietą polega na tym, że kurwa podaje ścisłą cenę, a „przy-

zwoita” kobieta nie zobowiązuje się żadną cyfrą i stara się wyciągnąć od ciebie ile tylko się da.

Jeśli postanowiłeś nie zdradzać żony, najtrudniejszym jest pogodzić się z myślą, że już nigdy (dreszcz

mnie przejmuje od tego słowa) nie odczujesz podniecenia nową pizdą. Istnieje „nigdy”, na które nie

mamy wpływu i powinniśmy się z nim zżyć: „nigdy” młodości, „nigdy” urody. A już przysięga wierności
to nasza wola. Niewinnemu młodzieńcowi łatwo jest dotrzymać tej przysięgi, a to dlatego, że jebanie

wcześniej dla niego nie istniało i jest nagrodą za wierność. Ja jednak wiedziałem, że pizda dostępna

jest za pieniądze i pożądanie, a nie tylko za wierność. Mój tryb życia zmienił się tak nagle, że byłem

jak ryba wyrzucona na brzeg, która, być może, jedynie w pierwszej chwili doznaje przyjemnego od-

czucia ciepła promieni słonecznych. Po chwili zaś traci oddech.

Małżeństwo stało się dla mnie potworem, który zwabiał dostępnością i prawowitością pizdy, a potem

rutyną zabijał pociąg do niej i z pomocą przysięgi wierności nie dawał ożyć pożądaniu innych pizd.


Kobiety ulegają władzy żądz, władzy pieniądza i władzy siły. Wiele z nich jest powolnych i niemrawych

w swych pragnieniach. Dlatego Bóg dał mężczyźnie do pomocy siłę i pieniądze. Siła i pieniądze, umie-

jętnie wykorzystane, dają ci kobietę. Masz wówczas wszystkie asy w rękawie – powinieneś teraz

wzbudzić w niej pragnienie, które nie będzie potrzebować pomocy ani siły, ani pieniędzy.

Wspominam swoje dworskie panny, szczególnie Oleńkę. Gdy zaprosiłem ją do swego pokoju, tuląc się

do ściany szeptała „proszę mnie puścić”, ale nie śmiała nie ulec jaśnie panu. Przymusiłem ją do wypi-

background image

5

cia wina. Szybko się podchmieliła. Podarowałem jej sznur korali. Oleńka tak się ucieszyła, że ochoczo

rzuciła się na mnie z pocałunkami wdzięczności. Mnie jednak był potrzebny pocałunek pożądania, a

nie podzięki. Uczyniłem tak, że nasze języki spotkały się, a ona zadygotała w moich rękach. Gdy chcia-

łem wsunąć rękę między jej nogi, złapała ją oburącz i nie puszczała. „Nie śmiej sprzeciwiać się” – roz-

kazałem, a ona wyraźnie odczuła ulgę, że zrobiła wszystko, co mogła. Teraz powinna być tylko po-

słuszna. Późnej sama przybiegała do mnie w nocy, chwytała moją rękę i miast powitania wsuwała ją

sobie między nogi.


Jej matka – regularna kurwa, przepełniona złością z tego powodu, że prócz okolicznych parobków nikt

nie chciał jej ruchać, chętnie dałaby mi dupy. Ja jednak daleki byłem od rżnięcia matki. Obserwowa-

łem natomiast jej córki, które ta gnębiła na wszelkie możliwe sposoby, czyniąc ich życie iście klasztor-

nym. Myślałem jak klasztor ten zmienić w swój harem, jednocześnie czyniąc sobie wyrzuty za takie

grzeszne myśli. W żaden sposób nie mogłem się ich pozbyć. Uwielbiałem swą mniszkę i nieustannie

planowałem zmienić ją we wprawna rozpustnicę. Zamiarów mych jednak nie urzeczywistniłem i za to

właśnie kocham N. do dziś.


Jakąż to radością było dla mnie prowadzenie N. krętymi ścieżkami do ogrodu zmysłowości. Kiedy po

raz pierwszy postawiłem ją na czworakach i otworzyły się przede mną połówki jej słonecznej dupki, jej

nogi okazały się dla mnie za długie i musiałem wstać z kolan, by dosięgnąć pizdy. Powiedziałem, żeby

wypięła pośladki, a ona zamiast tego wygięła się w łuk. Roześmiałem się z tej jej niewiedzy. Odwróciła

się zdziwiona, niczym krowa, gdy podchodzi się do niej od tyłu. Położyłem rękę na plecach mej Ma-

donny i ucisnąłem, pokazując, jak ma to uczynić. N. była posłuszna. Zrozumiała, czemu to miało słu-

żyć i również się roześmiała. Nie wiedziała jednak, że śmiech powoduje konwulsje w piździe. Próbowa-

łem potem nauczyć ją ściskać chuja nie śmiechem, a na życzenie. Robiła to jednak nieudolnie i zmu-

szony byłem łaskotać ją, by pizda ożyła.
Orgazmu dostaje tylko jednego w ciągu nocy i po tym niczego już nie chce. Dobra to cecha żony, gdyż

nie dokucza swą chucią, gdy chcesz spać.

Cały czas czułem się tak, jak bym oszukał naturę - ja, karzeł z twarzą małpy, posiadłem boginię. Ona

z kolei nie może ocenić na ile jestem dobry w miłości. Do tego potrzebne jest porównanie. Uchowaj

Boże!

W ciągu tych pierwszych dni obiecaliśmy nie kryć przed sobą żadnych, nawet najbardziej intymnych

myśli. Wiedziałem, że nie będę w stanie dotrzymać tej obietnicy, lecz chciałem wzbudzić w N. potrze-
bę dzielenia się ze mną swymi pragnieniami. Najważniejsze – nie irytować się niezależnie od tego, co

się usłyszy, gdyż w innym wypadku będzie obawiała się szczerości. Starając się wypełniać obietnicę

dokładałem starań, by nie okazać oburzenia czy też zazdrości. N. wzięła sobie do serca naszą umowę i

na pytanie o jej miłosne przygody, wyznała prawdę.

W wieku lat czternastu wraz z matką i siostrami została zaproszona na bal. W tłumie gości straciła je z

oczu i natknęła się na piękną

frauleine

, która wyszeptała, że gospodarz pragnie, by przedstawiono mu

background image

6

N. Zatrwożone dziewczę pokornie poszło za swą przewodniczką do gabinetu pana domu. Ta przedsta-

wiła mu ją i oddaliła się. Dziewczynka stała pośrodku wielkiego pokoju spowitego mrokiem. Gospodarz

podniósł się z fotela, siadł na sofie i wskazał N. miejsce obok siebie. Podczas rozmowy zadawał wiele

pytań, jednocześnie coraz wyżej podnosząc jej sukienkę. N. nie miała odwagi się poruszyć i wyczerpu-

jąco starała się odpowiadać na zadawane jej pytania. Gdy koronowany rozpustnik rozsunął jej nogi, N.

poczuła jak „oblała ją fala gorąca” – jak sama powiedziała. Nagle rozległo się pukanie. Gospodarz

wstał, poprawił sukienkę dziewczyny i wyszedł. Po chwili w gabinecie pojawiła się

frauleine

i odprowa-

dziła ją do sali balowej pełnej tańczących gości. Matka zaczęła się już niepokoić zniknięciem córki, lecz
gdy dowiedziała się, że ta została przedstawiona carowi, uspokoiła się i tylko delikatny grymas twarzy

wskazywał, iż żywiła jakieś podejrzenia. Były one na tyle silne, że rozmawiając z córką, spytała, czy

zostawała sam na sam z gospodarzem. Otrzymała twierdząca odpowiedź. N. dodała, że nie zdążyli o

niczym porozmawiać, gdyż dokądś go wezwano.

„Ech, ty kłamczuszko” – powiedziałem najłagodniej jak można, obawiając się, że N. usłyszy zgrzytanie

mych zębów. Żoneczka odpowiedziała, że kłamać nie lubi, a wszystko, co powiedziała matce było

prawdą.


Kiedy miałem sześć lat zobaczyłem w książce ilustracje obnażonych bogiń. Trząsłem się w przedsma-

ku, patrząc na ich zwarte kolana i prawdziwie boskie okrągłości bioder. Od ekstazy szumiało mi w

głowie. W tym samym czasie wyraźnie czułem, że coś wyjątkowo ważnego ukryto przede mną. Piz-

deczka Oli, którą pokazywała na każdą moją prośbę, w mej wyobraźni nie pasowała do dojrzałego

żeńskiego ciała. Czułem, że kobieta powinna mieć Pizdę. Jednocześnie, nie przychodziło mi do głowy,

że aby ją obejrzeć, trzeba kobiecie rozchylić kolana. Kiedy pierwszy raz rozwarły się one przede mną,

schwyciłem świecznik i rozświetliłem mrok. Ujrzałem oblicze prawdy! W jednej chwili zrozumiałem

swoje przeznaczenie – służyć Bóstwu zamieszkałemu między kobiecymi nogami i wynosić pod niebio-

sa. Kobieta może uchodzić za boginię, ale tylko dlatego, że w każdej z nich kryje się prawdziwa Bogini
– Pizda.

Utwierdzałem się w przekonaniu, że ożeniłem się świadomie i, że moje doświadczenie uchroni mnie

przed bezpłodnymi nadziejami i naiwnymi imaginacjami. Okazało się, że moje wyobrażenia o małżeń-

stwie były jedynie teorią. Uczucia nie zrozumiesz – możesz je jedynie odczuć. Tylko uczucie jest w

stanie złamać serce, a tylko serce może wzbogacić rozum. Całe me doświadczenie było doświadcze-

niem kochanka, a nie męża.

Mój zapał wobec N. nie trwał dłużej niż dwa miesiące. Wiedziałem, że zafascynowanie trwa krótko,
lecz ta prawda nigdy mnie nie martwiła, gdyż po raz pierwszy odnosiłem ją do swej żony.

Po upływie pierwszego miesiąca przestałem odczuwać radosne drżenie, gdy N. rozbierała się. Po

dwóch miesiącach znałem ją na pamięć i nic nie było w stanie mnie zadziwić. Wprzódy wiedziałem, ja-

kie ruchy wykona, jakim głosem zajęczy wtulając się we mnie, jak westchnie, gdy będzie po wszyst-

kim. Jej zapach nie zmuszał mnie do rzucania się na nią jak wcześniej – przestałem go czuć, jakby był

moim własnym. Zapach szwajcarskiego sera, przypominający inne kobiety, mocniej mnie pobudzał.

background image

7

Kiedyś zdawało mi się, że celem miłości są spazmy spełnienia. A jednak nie. Gdyby taka była prawda,

wierność nie byłaby takim brzemieniem, a żona w pełni zaspokajałaby moje potrzeby. Rzecz jednak

nie w spazmach, które można osiągnąć onanizmem, lecz w odkrywaniu tajemnic pizdy. Sekret za-

mknięty w piździe przestającej fascynować nie znika i nie ujawnia się do końca, a przenosi się na inne

kobiety. Mówiąc inaczej – każda pizda ma swoją tajemnicę i odkrycie jednej z nich wcale nie znaczy,

że poznałeś całą Tajemnicę. I tak, posiadłeś daną pizdę i już, już wydaje ci się, że chwyciłeś Tajemni-

cę za łeb, a tu nic z tego. Wyślizguje się i patrzy na ciebie z innej pizdy. Jedyne, co sprawia, iż Tajem-
nica powraca, to rozłąka. Wtedy żona znów staje się przedmiotem pożądania, lecz... na jedną noc, a

przesyt wraca na swe dawne miejsce.

Po ślubie moja teściowa dość często bywała u nas w gościach i patrzyła na mnie ze złowrogą żądzą.

N. przyznała się, że matka uczy ją, by nie oddawała mi się, jeżeli nie zrobię tego, czego N. wymaga

ode mnie. N. dotrzymywała danego mi słowa, że będzie szczera i to dawało mi nadzieję, iż jej dusza

zawsze będzie bliska i otwarta.

Pewnego razu przygwoździłem teściową w ciemnym kącie i przycisnąłem do ściany. Zamarła w ocze-
kiwaniu, co będzie dalej. Przez chwilę miałem ochotę wsadzić jej rękę pod suknię, lecz nie z potrzeby,

a z zuchwałości. Potrzeba mogła szybko przyjść na miejsce zuchwałości, a nie chciałem na to pozwo-

lić. Wstrzymałem się i powiedziałem, co umyśliłem:

- Waćpani, muszę wam sprawić zawód: to, o czym marzycie, nie będzie miało miejsca, – po czym de-

monstracyjnie odsunąłem się od niej. - Zawożę N. do Petersburga, a was w gościnę nie zapraszam.

Byłem ostrożny. Bywałem jedynie w tych burdelach, w których gospodynie pilnowały panienek jak

własnych córek. Poza tym sam robiłem oględziny zanim zacząłem je jebać. Zawsze, szukając dziury w

całym, dokładnie oglądam ciało czy nie ma gdzieś wysypki bądź wrzodzika, macam pod pachami i w
pachwinie czy nie ma tam opuchnięć, każę otworzyć usta i wysunąć język. Po zapachu i zabarwieniu

pizdy mogę określić czy nie ma zapalenia. W jednym z burdeli przezwali mnie nawet „medykiem”.

Posiadam na tyle silny węch, iż mogę wyczuć okres u każdej kobiety. Pamiętam, poczuwszy znajomą

woń bijącą od Anety, zapytałem: „Czy woli Pani bardziej zapach róży czy zapach śledzia?” W odpowie-

dzi zaczerwieniła się jak róża roztaczająca zapach śledzia.

Włosy na łonie – to zwiastuny cudu. Największa doskonałość to regularny trójkąt gęstych i ciemnych

włosów, przez które nie prześwieca skóra. Piękno bledło, jeżeli włosy były rzadkie. Czasami włosy są
gęste, lecz nie stanowią trójkąta, a wąski paseczek przykrywający jedynie wargi odsłania po bokach

wzgórka łyse zakola. Nie bardzo to lubiłem, ale teraz, przesyciwszy się absolutną harmonią, muzyką

sfer mojej N., marzę o różnorodności „niedoskonałości”.

Jedną z moich ulubionych rozkoszy jest leżeć na plecach i mieć przed oczyma serduszko pośladków.

Jej głowa w mojej pachwinie, moja głowa w jej kroczu. Język mój lekko dosięga łechtaczki, a jeśli

background image

8

unieść głowę – wejścia do pizdy, z której sączy się ambrozja. Teraz jednak odpoczywamy. Zasnąć by

tak – jawa nie pozwala. Jak słodko widzieć wszystkie detale pizdy, wdychać jej aromat i czuć gorący

oddech między swoimi nogami. Nieco się odchylam i widzę wspaniałą dziurkę dupy, promyki zmarsz-

czek zbiegających się w jednym punkcie. Ona w odpowiedzi ssie mego chuja i tyka mych ust łechtacz-

ką, przyzywając język.

Im więcej poznajesz kobiet, tym bardziej przekonujesz się, że nie można ich porównywać i mówić, że

jedna jest lepsza albo gorsza od drugiej. Każda kobieta, którą poznałem jest niezastąpiona i ani jedna
miłość nie przechodzi, a na zawsze pozostaje z tobą i w tobie. Przez to każda kobieta staje się nieza-

pomnianą.

Swoje kurwy pamiętam nie mniej wyraźnie niż salonowe piękności. Każda kobieta szczytuje na swój

sposób, każdej towarzyszy niepowtarzalna bajka pizdy, a chuj stopniowo zaczyna odczuwać i doceniać

te różnice.

Ze znudzeniem jebiąc ślicznotkę, mogę wspomnieć pizdę brzyduli i rozmarzyć się o niej. Jak po czymś

takim można powiedzieć, że brzydula jest gorsza od ślicznotki? Z punktu widzenia estetyki, opinii pu-

blicznej, ślicznotka cieszy mnie bardziej. Posiadanie jej powoduje zawiść u innych i napełnia mnie du-
mą, lecz uczucia te nie odnoszą się w żaden sposób do chuci.

Jako młodzieniec byłem oszołomiony cudem pierwszej pizdy i w pośpiechu ogłosiłem jej posiadaczkę

bóstwem i poprzysięgłem wierność. Było to bałwochwalstwem, pogaństwem. Ikon dużo, a Bóg jeden.

Doskonałe jest to, że pizda jest cenna sama w sobie, a jej wspaniałość nie zależy od ciała, do którego

należy. Nawet brzydka twarz i ciało nie mogą umniejszyć jej przyciągającej siły. Gdyby położyć obok

siebie dwie kobiety, jedną z ładna twarzą, a drugą z brzydką i zakryć ich twarze gęstą woalką, to je-

biąc brzydulę odczuwać będziesz nie mniejszą przyjemność niż jebiąc piękność. Powiem więcej, jeśli

nie wiesz, która z nich jest szpetna, można nazwać ją pięknością. Dusza tkwi w piździe, nie w sercu.

Dziełem szatana były prześladujące mnie fantazje. Oczyma wyobraźni widziałem kobiety, które mie-

wałem w różnych okresach swego życia. Szczególnie męczące były wspomnienia tajnych orgii u Z.

Zostawszy jej kolejnym kochankiem, pierwszej nocy posiadłem ją siedmiokrotnie. Powiedziała mi, że w

tym czasie szczytowała ze dwadzieścia razy i ani trochę nie zmęczyła się. Z. należała do kobiet nigdy

w pełni nie zaspokojonych, a jedynie dostosowujących się do możliwości kochanka. Żartując, wspo-

mniałem, że nie pogardziłbym pomocnikami. Odpowiedziała poważnie, że też ich chce i w dodatku

wielu. Tym sposobem z kochanka przeistoczyłem się w alfonsa, o czym od dawna marzyłem.
Już w młodości odkryłem w sobie duszę obserwatora. W burdelach szukałem możliwości podglądania

parek, a przy sprzyjających okolicznościach dołączałem do nich wraz z mą przyjaciółką.

Z. marzycielsko wyznała, iż drzemie w niej tyle możliwości, że widzi siebie z kilkoma mężczyznami jed-

nocześnie. Postanowiła jednak zacząć od dwóch. Umówiliśmy się, że na balu wskaże mi ułana, który

wpadł jej w oko, a którego nie miała jeszcze okazji poznać. Miałem mu zaproponować wspólną zaba-

wę na Kamiennej Wyspie, a imię Z. miało pozostać niewypowiedziane i być okryte najgłębszą tajemni-

background image

9

cą. Aby ułan jej nie rozpoznał, przywita nas naga i w masce na twarzy. Nie wypowie też żadnego sło-

wa, a w razie konieczności będzie rozmawiać tylko ze mną, szepcząc.

Gdy poinformowałem ułana, że pewna piękność, pragnąca zachować anonimowość, chce razem z nim

i ze mną spędzić czas, ledwo byłem w stanie go uspokoić. Dał mi słowo, iż wszystko pozostanie w ta-

jemnicy, i że zgadza się opuścić willę na pierwsze żądanie.

Służba została zwolniona, a my, według planu Z., przeszliśmy do sypialni. W umówiony sposób zapu-

kałem do drzwi i otworzyłem je. Przy łóżku paliła się świeca, a płomień oświetlał wpółleżącą Z. z no-

gami rozstawionymi w naszą stronę. Sprytna maska doskonale zakrywała twarz, jednocześnie pozo-
stawiając nieosłoniętymi usta, nos i oczy.

Mój pomocnik – będę nazywać go A. – dobył z siebie dźwięk przypominający radosne rżenie. Zrzucili-

śmy szybko odzienia i rzuciliśmy się na Z., by zaspokoić pierwszy głód. Po godzinie otrzymałem od niej

znak, że mamy już iść. W drodze powrotnej A. zachwycał się całym tym zdarzeniem i zgadywał, kim

była nieznajoma. Uśmiechałem się i przypominałem mu o danym słowie nie próbować dowiedzieć się

imienia naszej kochanki.

Następnego dnia już o świcie byłem w domu Z., aby przeanalizować naszą przygodę. Zamiast rado-

snych okrzyków usłyszałem jedynie wyrzuty, że A. myślał tylko o sobie, a ja go nie pilnowałem. W re-
zultacie, działaliśmy z osobna, a nie tak jak chciała - harmonijnie. Najważniejszym dla niej był rytm

naszych ruchów. „Chcę czuć, – mówiła Z. – że rucha mnie jeden wprawny mężczyzna z wieloma chu-

jami, a nie ruchacze myślący tylko o sobie i o tym, jak tu najszybciej się spuścić”. Poczułem się urażo-

ny. Z. zaręczyła, że mówiąc „ruchacze” nie miała na myśli mnie, którego czci w pierwszej kolejności za

jebanie, dopiero potem za wiersze, a innych mężczyzn, o których chce też porozmawiać. W tym mo-

mencie stanęła w pąsach, nie od wstydu, a z pożądania. Rzekła, że chce jeszcze jednego. Tym razem

jednak miałem pełnić rolę dyrygenta, zadawać rytm i pilnować, by pozostali byli mi posłuszni. Wypeł-

nianie moich instrukcji, obok dochowania tajemnicy, miało być jeszcze jednym warunkiem udziału w

orgii.
Z. opracowała szczegółowy plan. Ileż to energii uszło z niej na obmyślenie wszystkich ważniejszych

detali. Dała mi wskazówki, w jaki sposób planuje rozmieścić uczestników. Pierwszy będzie leżał na

plecach, a ona usiądzie na nim. Drugi powinien ulokować się przy jej plecach i zasunąć w tyłek, a ja

stać będę przed nią. Niczym dyrygent, powinienem kierować rytmem pozostałych, dając im przykład

własnymi ruchami. Jeśli Z. zachce, byśmy ruszali się szybciej, ściśnie zębami mego chuja jeden raz.

Jeśli zachce spowolnić nasze ruchy, ściśnie go dwa razy. Przećwiczyliśmy wszystkie te znaki. Aby unik-

nąć ze strony mężczyzn prób nawiązania z nią rozmowy, kiedy wszyscy się spuszczą, ona wyjdzie z

pokoju, a po chwili i my będziemy musieli się oddalić.
Tym razem spotkanie wyznaczyła w willi swej krewnej, która z całą rodziną wyjechała na wieś. Mieli-

śmy rozlokować się w salonie i zamknąć drzwi, by ktoś ze służby przypadkowo tam nie wszedł. Służba

miała myśleć, że Z. znowu zorganizowała wieczorek. Zresztą, Z. często zapraszała gości i czuła się pa-

nią domu.

Trzecim uczestnikiem został przyjaciel A. – nazwę go K. Na balach zawsze pojawiali się razem i byli

uważani za nierozłącznych przyjaciół. Z. wybrała go dlatego, by pozbawić A. pokusy opowieści K. o

background image

10

swojej przygodzie i aby obu przyjaciół łączyła jedna tajemnica.

Wywołano wilka z lasu. A. spotkałem następnego dnia na Newskim. W pierwszych słowach zapytał,

jak się ma nasza znajoma i czy nie ma ochoty jeszcze raz się zabawić. Powiedziałem, że chce, by do-

łączył do nas K.

- Ucieszy się. Ale czy wystarczy dla wszystkich miejsca? – zaniepokoił się A.

- Twoja fantazja nie może konkurować z jej możliwościami – uspokoiłem go.

Niedługo potem spotkaliśmy się w cukierni we trzech, aby omówić porządek wspólnej służby Wenerze.

Wyjaśniłem podstawowe warunki grobowego milczenia i uprzedziłem, że tym razem pojadą z zawiąza-
nymi oczyma – Z. obawiała się, iż mogą się dowiedzieć do kogo należy willa, a to z kolei naprowadzi

na jej ślad. Potem skarciłem A. za jego egoizm i przedstawiłem plan ich zachowania – pełne podpo-

rządkowanie moim rozkazom, naśladowanie mojego rytmu. K. zachichotał, ale A. szybko przywołał go

do porządku, zaczynając rozumieć, że szykuje się nie kolejna przygoda, a rzadka możliwość - dać ko-

biecie ogromne upojenie. „Najważniejsze – powtarzałem kolejny raz – nie próbować dowiedzieć się

kim ona jest, bo salonowe zazdrośnice nie wybaczą jej rozkoszy, im niedostępnych”.

Po wejściu do salonu, zobaczyliśmy Z. leżącą na dywanie. Była ubrana w ....


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
biografie, Puszkin Aleksandr Siergiejewicz, Puszkin Aleksandr Siergiejewicz (1799-1837), rosyjski po
Puszkin Aleksander Siergiejewicz Dubrowski
Puszkin Aleksander Domek w Kołomnie
Puszkin Aleksander Cyganie
Puszkin Aleksander Graf Nulin
Krzan Katarzyna Szczesliwe macierzynstwo i jego sekrety (fragment)
Puszkin Aleksander Fontanna Bakczysaraju
Puszkin Aleksander Dama pikowa
Puszkin Aleksander Noc
Puszkin Aleksander Bajka o carze Sałtanie
Puszkin Aleksander Cyganie
Puszkin Aleksander Dama pikowa
Puszkin Aleksander Fontanna Bakczysaraju
Puszkin Aleksander Jeniec Kaukazu
Aleksander Łamek Szkoła sukcesu Sekrety osiągania sukcesów i spełniania marzeń
Abramow Aleksander i Siergiej Jeźdźcy znikąd
Szczesliwe macierzynstwo i jego sekrety fragment

więcej podobnych podstron