Kate Walker
Szkarłatna suknia ślubna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Estrella stała z dłonią na klamce, usiłując odzyskać spokój. Musiała przygotować się do
spotkania z mężczyzną, który czekał na nią za tymi drzwiami.
Sądziła, że ojciec zrezygnował już z wydania jej za mąż za pierwszego dostępnego
kandydata. Ale przed chwilą wmaszerował bez pukania do pokoju córki i poinformował ją, że
mężczyzna, z którym odbył tego popołudnia ważne spotkanie, chce się z nią widzieć i to
natychmiast. Czując, jak ściska ją w dołku, uświadomiła sobie, że się myliła i że wszystko
zaczyna się od początku.
Uciekłaby, gdyby to było możliwe. Ale z doświadczenia wiedziała, że jedynym sposobem
poradzenia sobie z tą sytuacją była otwarta konfrontacja, twarzą w twarz.
Zaczerpnęła więc znowu tchu, przesunęła drżącą dłonią po gładkich, czarnych włosach,
Wyprostowała wątłe ramiona, zmusiła się do naciśnięcia klamki
i
weszła do środka.
Stał przy wielkim oknie w końcu pokoju. Na jasnym tle widać było zarys jego wysokiej,
silnej postaci, twarz miał odwróconą, spoglądał na leżący w dole ogród.
- Senior Dańo? Senior Ramón Juan Francisco Dańo?
Napięcie znalazło także odbicie w jej głosie, stał się chłodny, ostry, niesympatyczny.
Mężczyzna odwrócił gwałtownie głowę.
- To ja. A pani to Estrella Medrano? - odezwał się równie chłodnym i nieżyczliwym tonem.
- Ojciec powiedział, że chce się pan ze mną widzieć.
Nie odpowiedziała wprost na jego pytanie. Zmarszczył brwi, urażony lub rozgniewany
obcesowością powitania, chłodem w jej głosie.
- Tak, chciałem z panią porozmawiać.
- Myślałam, że przyszedł pan do mojego ojca.
- Tak. .. Zamierzałem nabyć od niego stację telewizyjną.
- Dobił pan targu?
- My ... negocjacje wciąż trwają.
Oczywiście, że trwają, cynicznie podsumowała Estrella. Umowa nie zostanie podpisana,
dopóki ten facet nie spełni żądań ojca. Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości, zniknęły bez
ś
ladu. Miała przed sobą kolejnego z długiej listy kandydatów na męża, którego ojciec
zamierzał dla niej kupić.
- Za drogo dla pana? - spytała ostrożnie, wygładzając spoconymi dłońmi ciemną, wąską
spódnicę.
- Nie, wcale nie. Zapłaciłbym chyba każdą cenę.
- Więc tak bardzo chce pan zdobyć tę stację?
- Istotnie.
Gdyby miała choć trochę rozumu, uznałaby, że to odpowiedni moment, by oznajmić, że
wie, co się dzieje i nie widzi powodu, by ciągnąć to dalej. Nieważne, co powiedział mu jej
ojciec, ona nie zamierza słuchać jego oświadczyn. Nie ma mowy, by kiedykolwiek je
przyjęła.
Ale tego nie powiedziała. I, prawdę mówiąc, nie miała pojęcia, dlaczego tak postąpiła.
Ramón Dańo okazał się inny, niż oczekiwała.
Przede wszystkim sądziła, że będzie podobny do swego ojca. Reuben Dańo był wielki, ciężki
i przysadzisty, miał włosy czarne jak heban i czarne oczy. I nikt, nawet jego własna matka,
nie mógłby twierdzić, że jest przystojny.
Ale ten mężczyzna był niezwykle urodziwy. I pod wieloma względami stanowił niemal
całkowite przeciwieństwo swego ojca, zwłaszcza jeśli chodziło
o wygląd i koloryt.
.
Po pierwsze, był o wiele wyższy, a jego włosy, choć ciemne, miały miedziane przebłyski,
odbijające promienie słońca, tak że ich kolor przywodził na myśl raczej polerowany brąz niż
heban. Z włosami kontrastowały oczy, chłodne, czujne, szare jak niebo po gwałtownej
ulewie, osadzone w twarzy o ostrych, rzeźbionych rysach. Gładka skóra sprawiała wrażenie
raczej opalonej niż smagłej, jak u Ojca.
Oczywiście, zapomniała, że Ramón Dańo jest tylko w połowie Hiszpanem. Jego matka,
która zmarła, kiedy był jeszcze niemowlęciem, była Angielką.
- Więc dlaczego chciał się pan ze mną widzieć? - wykrztusiła. Jak gdyby tego nie
wiedziała!
- śeby z panią porozmawiać.
- A pan zawsze dostaje to, czego chce?
Nie podobało mu się jej zachowanie, to było oczywiste. Zmarszczka na jego czole nie
znikła, przeciwnie - stawała się wyraźniejsza. Ale Estrella nie przejęła się tym.
Chciała, żeby to się skończyło. By mogła wyjść i powrócić do swego pokoju. Do
samotności, do której tak przywykła. Do piorunujących spojrzeń, pouczeń i pełnej
wściekłości dezaprobaty ojca, dezaprobaty, z którą żyła tak długo; że miała wrażenie, iż
nigdy nie widziała na jego twarzy innego wyrazu. Do potępienia ze strony tutejszego
towarzystwa, szeptów za jej plecami, rozmów, które gwałtownie milkły, gdy wchodziła do
pokoju.
- To ona ... - gadali ludzie. - Ta mała Medrano, dziewczyna, która odebrała Carlosa Pereę
ż
onie. Porzucił ją i dwójkę małych dzieci. A przecież mógłby być ojcem tej małej dziwki ...
- Nie usiądzie pani? - Ramón wskazał dłonią krzesło.
- Muszę?
Nie było powodu, by serce podchodziło jej do gardła na myśl, że mogłaby znaleźć się
bliżej mego.
- Wolę stać.
- Myślałem, że siedząc, czułaby się pani swobodniej.
- Prawdę mówiąc, wolałabym być wszędzie, byle nie tu.
- Zapewniam, że nie zatrzymam pani długo.
- Mówił chłodnym, oficjalnym tonem.
- Aja zapewniam, że nie interesuje mnie, co pan
ma do powiedzenia.
Dotknęła go do żywego. Było to widoczne po gwałtownie zaczerpniętym oddechu, po
lodowatym spojrzeniu, którym ją obrzucił.
- Czy mogę zasugerować, by poczekała pani, aż coś powiem?
Przyglądał się jej od chwili, gdy weszła do pokoju, ale teraz jego stalowe, szare oczy
zmierzyły każdy centymetr jej ciała, od czubka głowy do stóp. To lodowate spojrzenie
sprawiło, że poczuła się jak zachwalana klacz rozpłodowa, która niezupełnie sprostała jego
oczekiwaniom.
- Więc niech pan mówi - zdołała wydusić.
- Dobrze.
Silna dłoń przeczesała lśniące ciemne włosy, zmierzwiła je na chwilę; potem opadły,
układając się z precyzją, świadczącą o starannym i najwyraźniej kosztownym strzyżeniu.
Nagle, wbrew samej sobie, Estrella odczuła żal, że stało się to tak szybko. Bo przez krótką
chwilę, przez kilka ulotnych sekund, zobaczyła innego Ramóna Dario. Mężczyznę pozba-
wionego chłodu i czujności, które zachowywał niemal bez przerwy, odkąd weszła do tego
pokoju.
Przyłapała się na myśli, że tak wyglądałby w łóżku, i przeszył ją zmysłowy dreszcz. Przeżyła
szok, gdy zorientowała się, że obraz ten wywołuje przyspieszone bicie jej serca. Nigdy dotąd
tak się nie czuła. Nigdy. Nawet przy Carlosie.
- Jest pewien kłopot... to znaczy, m y mamy kłopot.
Głos Ramóna Dario gwałtownie przywołał ją do gorzkiej rzeczywistości, rozwiewając
zmysłowe fantazje.
- Co pan ma na myśli, mówiąc "my"? Dlaczego łączy nas pan ze sobą w ten sposób?
- To pani ojciec nas połączył.
A więc wreszcie dotarli do sedna sprawy. Pragnęła wyciągnąć rękę, położyć ją na ustach
mężczyzny i powstrzymać go. Powstrzymać go przed oświadczynami, do których skusił go
jej ojciec obietnicą zysków.
Bo gdyby się oświadczył, musiałaby dać mu odpowiedź. A odpowiedzią byłoby "nie". Jak
zawsze.
- Pani ojciec zaproponował cenę, którą mogę zaakceptować - ciągnął Ramon, najwyraźniej
biorąc jej milczenie za zachętę. - Chcę mieć tę stację! Ale postawił też inny warunek. Chce,
abym się z panią ożenił. Nie sprzeda mi stacji, o ile się na to nie zgodzę.
- Wiem - powiedziała cicho; tak cicho, że z początku jej nie zrozumiał. Chwilę potem
dotarło do niego znaczenie jej słów.
- Pani wie! - powtórzył, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.
Jak mogła być tak spokojna? Z taką obojętnością przyjąć plany ojca? A może - ogarnęła go
fala obrzydzenia - może od początku była w to zamieszana? Może nawet sama go wybrała i
powiadomiła ojca o swojej decyzji? Mial wrażenie, że jest kawałkiem mięsa, wyłożonym na
sklepowej ladzie. Poczuł ucisk w żołądku i zwrócił się do niej ochrypłym z gniewu i odrazy
głosem.
- Czy dobrze usłyszałem? Powiedziała pani, że wie o tym?!
- Tak.
Mówiła jeszcze ciszej, ale tym razem spodziewał się tego, obserwował więc z uwagą ruch
jej warg i w równym stopniu usłyszał, jak i zobaczył ulatujące z nich słowo.
- Ale ... skąd? Skąd pani wie? - powtórzył z naciskiem, gdy mu nie odpowiedziała. - Chyba
mam prawo do wyjaśnień, skoro igra pani z moim życiem.
To ją poruszyło. Wysunęła buntowniczo brodę, czarne oczy rozbłysły.
- Dobrze ... otrzyma pan wyjaśnienie, ale ostrzegam, nie spodoba się panu. Myśli pan, że to
pierwszy raz? śe jest pan jedynym mężczyzną, którego ojciec próbował dla mnie kupić?
- A nie jestem?
Potrząsnęła tak gwałtownie głową, że kruczoczarne włosy rozwiały się dziko wokół nagle
pobladłej twarzy.
- Nie jest pan nawet drugim ... ani trzecim.
- Proszę mi oszczędzić szczegółów - warknął. - Niech pani poda tylko w przybliżeniu, ilu
ich było.
Takiej Estrelli Medrano mógł się spodziewać; taka była, z tego co o niej słyszał. Pozwolił, by
zwiódł go jej wygląd, ponieważ wyglądała inaczej, niż sądził. Nie przypominała zupełnie
kobiety, którą sobie wyobraził. Kiedy pojawiła się w drzwiach, jej widok tak go zaskoczył,
ż
e zapatrzył się na nią bezmyślnie.
W wyobrażeniu, które sobie wytworzył, była niewysoka, zmysłowa i wulgarna.
Tymczasem była wyższa, szczuplejsza, wyciszona; o wiele kulturalniejsza i bardziej
szykowna, niż mógłby sobie wyobrazić. Od owalnej twarzy o wysokich kościach
policzkowych do wąskich, drobnych stóp w prostych, czarnych czółenkach była uosobieniem
powściągliwości. Tylko masa gęstych, jedwabistych włosów, czarnych i lśniących jak
skrzydła kruka, sugerowała, że dziewczyna ma w sobie coś nieokiełznanego, nielicującego z
prostą, białą bluzką i gładką, doskonale skrojoną spódnicą, surową niczym habit zakonnicy.
Była piękna. Zachwycająca i seksowna jak diabli... ale chłodna i twarda jak diament.
Gdyby dotąd nie wierzył w plotki o jej przeszłości, zrobiłby to teraz. O tak, wierzył w nie!
Usłyszał właśnie potwierdzenie z jej własnych ust - no, może nie dotyczyło to przeszłości,
tylko chytrych planów, które snuli ona i jej ojciec, by wybrać ofiarę, osaczyć ją, złowić.
- Ilu?
- Dziesięciu. - Głos miała chłodny, czysty i twardy jak kamień. - Dziewięciu przed panem.
Pan jest dziesiąty.
Lekko pochyliła głowę, słysząc rzucone wściekłym tonem przekleństwo, ale była to jedyna
reakcja z jej strony.
- Ostrzegałam, że to się panu nie spodoba.
- Ma pani słuszność, do diabła, nie spodobało mi
się! - warknął Ramón. - Nie lubię być manipulowany. - Nie manipulowałam .... - zaczęła, lecz
urwała, gdy jej szeroko otwarte ciemne oczy spostrzegły wściekłość na jego twarzy.
- Wiedziała pani, co się dzieje.
- Ja ... Tak - przyznała.
- I nie pomyślała pani, że zwykła grzeczność wymaga, aby przynajmniej mi o tym
powiedzieć?
W odpowiedzi znowu wysunęła brodę, spojrzała mu w oczy, jak gdyby prowokowała go
do dalszych wypowiedzi w tym tonie.
- Pan mówi o grzeczności! - rzuciła. - O tym, co powinnam albo czego nie powinnam
powiedzieć! Przecież to pan był gotów przystać na plan mojego ojca!
Tego jednak Ramón nie zamierzał tolerować. Dobrze wiedział, co ma zrobić, od chwili,
gdy Alfredo Medrano złożył mu tę obraźliwą propozycję. Nie, to nie była propozycja, raczej
polecenie, wydane arbitralnie przez starszego pana, przekonanego o własnej wyższości.
Oznajmiał swoje żądanie i oczekiwał, że wszyscy skoczą, by je wypełnić.
A ponieważ Ramón wiedział, czego od niego oczekiwano, zamierzał całkowicie
pokrzyżować staremu szyki.
- W cale nie, do cholery! - warknął wściekle.
- Nie? - spytała z ironią, unosząc kpiąco czarną brew. - Więc co pan tu robi?
Sam był zmuszony zadać sobie to pytanie. Co tu robił, u diabła, narażając się na połajanki
tej ciemnookiej wiedźmy? Pięknej, seksownej, ciemnookiej wiedźmy o zmysłowych ustach,
która stała wyprostowana gniewnie, z dłońmi opartymi na biodrach, tak że nie można było
nie widzieć jej kuszących, pełnych piersi. A wściekłość zabarwiła rumieńcem złocistą skórę,
napiętą na wysokich, arystokratycznych kościach policzkowych.
- Wie pani aż za dobrze, dlaczego tu jestem ... Przyszedłem, żeby ...
- Wiem, chciał pan negocjować kupno stacji telewizyjnej! Ale ojciec nie zgodził się jej
sprzedać.
- O ile nie zgodzę się na jego warunki.
- O ile nie zgodzi się pan na jego warunki - powtórzyła kpiąco Estrella. - A jednak pan tu
został. Zastanawiam się dlaczego.
- Pani wie, dlaczego zostałem - burknął. Starał się zapanować nad myślami, zwalczyć
przypływ pożądania, tak silnego, że nieomal skulił się z bólu. - Zostałem, żeby porozmawiać
z panią.
- śeby wypełnić rozkaz mego ojca i namówić mnie na ślub?
Wyrzuciwszy z siebie te słowa, odwróciła się gwałtownie, okrążyła wielki skórzany fotel,
tak że jego szerokie, wysokie oparcie tworzyło barierę między nią a gościem, gdy znowu
zwróciła się twarzą ku niemu.
- Może pani sobie myśleć, co chce.
- Mówił mi pan, jak bardzo zależy panu na tej stacji.
Teraz, gdy jej kuszące ciało skrywał wielki fotel, Ramon powinien był odzyskać jasność
myśli, ale tak się nie stało. Przed oczami miał tylko kształt krągłych pośladków pod
seksownie opiętą czarną spódnicą; które mignęły mu, gdy odwróciła się od niego, i falowanie
jej bioder.
- Och, zależy mi na niej, ale nie do tego stopnia! Nie aż tak, bym miał się z panią związać!
Zauważył z zadowoleniem, że uwaga ta dotknęła ją do żywego. Jakiś podstępny diabełek
podsunął mu myśl, by wykorzystał okazję i wymierzył silniejszy CIOS.
- Nie myślałem jeszcze o żeniaczce. Dlaczego miałbym wiązać się z jedną, skoro w
Katalonii i poza nią jest tyle pięknych kobiet? Poza tym mam swoją dumę. Wolałbym sam
wybrać sobie żonę, niż zaakceptować kandydatkę, do poślubienia której skłonić by mnie
miała łapówka.
- Może być pan spokojny - to panu nie grozi!
Nie przebierał w słowach, prawda? Estrella z trudem ukryła wrażenie, wywołane tym
zjadliwym atakiem. Stłumiła chęć płaczu, choć piekące łzy napłynęły jej do oczu.
Wystarczająco często płakała w przeszłości z powodu mężczyzn, którzy nie byli tego
warci. Ale po tym, jak jej uczucia zdeptał taki ekspert jak Carlos, drobne zniewagi nie
mogły jej dotknąć. Jednak słowa Ramóna trafiły celnie, zostawiając w jej duszy głęboką
ranę.
- Nie wyszłabym za pana, nawet gdyby od tego zależało moje życie i przyszłość ludzkości!
- rzuciła. - Gdyby pan się oświadczył...
- Czego nie zrobię.
- Gdyby pan się oświadczył - ciągnęła przez zaciśnięte zęby - z radością cisnęłabym panu
te słowa w twarz.
- Więc proszę się rozkoszować myślą o tym - odparował. - Bo tylko w wyobraźni będzie
miała
pani do tego okazję. Nie mam zamiaru wkładać głowy w pętlę, żebyście mogli zacisnąć mi ją
na szyi. Nawet jeśli od bardzo, bardzo dawna nie widziałem równie seksownego stworzenia.
ROZDZIAŁ DRUGI
Równie seksownego stworzenia ...
Estrella nie wierzyła własnym uszom. Czy Ramón naprawdę to powiedział...?
W głowie zakręciło się jej od przypływu czysto kobiecego zadowolenia. Nie zdołała
powstrzymać przelotnego uśmiechu, który uniósł lekko kąciki jej ust. Trwał krótko, jak
uderzenie serca; po sekundzie nie było po nim śladu. Ale Ramon zauważył to i jego czarne
brwi ściągnęły się jeszcze groźniej.
- Och, cieszy się pani - wycedził z ironią. - Spodobało się, że uznałem panią za seksowną?
Proszę tylko nie myśleć, że obróci to pani na swoją korzyść. Nie jestem w tak rozpaczliwej
sytuacji, by godzić się na resztki po Carlosie Perei ... Nawet jeśli towarzyszy im pokaźna
łapówka w formie stacji telewizyjnej. Dla mnie trzeba by czegoś więcej.
- Cóż, mógłby dostać pan więcej.
Tym razem w przelotnym, wymuszonym uśmieszku Estrelli nie było cienia ciepła ani
radości.
- Gdyby dobrze rozegrał pan tę partię, ojciec przekazałby panu wszystko. Wszystko, czego
by pan zażądał - nawet zamek i związany z nim tytuł. Gdyby dał mu pan wnuka, jego
wdzięczność nie miałaby gramc.
Zaskoczył ją wyraz, który przez chwilę zagościł na jego przystojnej twarzy. I chwila
milczenia, poprzedzająca kolejny atak.
- Dziękuję, nie skorzystam z tej propozycji - wycedził. - Nawet uwzględniając dodatkowe
korzyści, cena jest wciąż zbyt wysoka.
- Ja niczego nie proponowałam - odgryzła się Estrella. - Po prostu wyjaśniłam, co pan traci.
Nie ma mowy o żadnym układzie ani nie będzie w przyszłości ... Przynajmniej nie z panem.
Wysunęła się zza fotela, przecięła szybko pokój, podeszła do drzwi i zacisnęła dłoń na
klamce z taką siłą, jakby to była jego szyja. Ta myśl wywołała ponury uśmiech na jej ustach.
- Koniec negocjacji - rzekła, otwierając szeroko drzwi. Przesunęła się w bok, jak gdyby
chciała zrobić mu miejsce, by mógł wyjść, nie zbliżając się do niej zbyt blisko. - I spotkania.
Byłabym wdzięczna, gdyby pan już wyszedł.
- Bardzo chętnie - odpowiedział tonem ostrym niczym sztylet, i zanim ruszył ku wyjściu,
pochylił się w jej kierunku, naśladując szyderczo dworski ukłon.
Każdy jego krok i wyprostowana, sztywna sylwetka, sygnalizowały wyraźnie, co
odczuwał. Był wściekły, to oczywiste. Poza tym żywił do niej bezgraniczną pogardę, żałował,
ż
e się tu znalazł i jak najszybciej pragnął opuścić ten pokój.
Dlatego takim idiotyzmem było ogarniające ją nagle uczucie: nagły, bezsensowny i
przeszywający żal na myśl, że za minutę, może mniej, ten mężczyzna odejdzie. I nigdy go już
nie zobaczy.
Ale przecież tego chciała, prawda? śeby zniknął z jej życia raz na zawsze. By nigdy już
nie musiała patrzeć w jego oczy i widzieć w nich lekceważenia i lodowatej pogardy, które
sprawiały, że drżała niczym liść na wietrze.
Tego właśnie pragnęła, ale -obserwując Ramóna - poczuła nagły przypływ pożądania.
Nawet jej nie dotknął ani nie pocałował - a jeśli teraz pozwoli mu odejść, nigdy tego nie
zrobi.
Tak szaleńczo pragnęła choć raz w życiu doświadczyć jego pocałunku, że niewiele
brakowało, a powiedziałaby mu o tym. Nie odważyła się. Miała wrażenie, że język jej
skamieniał, mogła tylko w milczeniu patrzeć, jak Ramón zmierza w kierunku otwartych
drzwi. Ale nie wyszedł. Skręcił i zbliżył się do niej. Wyraz jego oczu zaalarmował ją, jednak
nie zdążyła nawet zastanowić się, o co mu chodzi. Wyciągnął ręce, chwycił ją za ramiona i
gwałtownym szarpnięciem przyciągnął do siebie. Zaparło jej dech z wrażenia, gdy zderzyła
się piersiami z twardym, ciepłym torsem. Nie miała czasu pomyśleć ani próbowaćoporu, gdy
męska dłoń uniosła jej brodę, tak że gniewne, czarne oczy dziewczyny napotkały chłodne,
szacujące spojrzenie szarych źrenic.
- Odchodzę - burknął głosem ochrypłym z tłumionego gniewu oraz innego uczucia, które
sprawiło, że Estrellę przeszedł dreszcz. - Odchodzę ... i to chętnie ... ale przedtem muszę coś
jeszcze zrobić.
Rzucił chmurne spojrzenie na jej usta, akurat w chwili, gdy nerwowo zwilżała je językiem,
potem spojrzał w spłoszone czarne oczy.
- Chciałem to zrobić, jak tylko panią zobaczyłem. Prowokowała mnie pani od chwili, gdy
przeszła przez te drzwi.
- Ja ... - próbowała zaprotestować, ale słowa uwięzły jej w gardle, gdy poczuła na ustach
jego zachłanne wargi.
Nie mogła się powstrzymać i oddała pocałunek.
Rozchyliła wargi, nie pod naciskiem jego ust, lecz zachęcająco, przyjmując z radością
zmysłowy dotyk i pieszczotę jego języka, odpowiadając mu w ten sam sposób.
- Ramónie ...
Był to cichy szept, imię to wyrwało się jej z ust, zanim zdążyła się opanować czy
pomyśleć.
- Ramónie - westchnęła ponownie i usłyszała, że zaśmiał się cicho, niepewnie, zanim
znowu przyciągnął ją do siebie i pocałował.
Poczuła nagle żar, przesuwający się w dół. Nie mogła powstrzymać się i przylgnęła do
mężczyzny.
W odpowiedzi z jego gardła wydarł się ochrypły, urywany dźwięk, który podziałał na jej
rozpalone zmysły jak żarliwa zachęta. Jeszcze silniej zacisnęła zanurzone w ciemnych
włosach palce, przyciągnęła bliżej jego głowę i przycisnęła wargi do jego ust.
Poprzez cienką bawełnę bluzki czuła na swych żebrach palący dotyk jego dłoni. Pragnęła,
by ją całował, by jej dotykał. Chciała, by jego dłonie przesuwały się w górę - wyżej i wyżej.
Jej piersi nie mogły doczekać się pieszczoty jego palców. Opanowało ją tak silne pożądanie,
ż
e jęknęła głośno.
Ku jej przerażeniu, ten dźwięk podziałał na Ramóna jak policzek. Albo ostrzeżenie, że nie
powinien posuwać się dalej. Nagle zesztywniał, zamarł, potem uniósł głowę z zamierzoną
powolnością, przez cały czas patrząc głęboko w jej oczy.
To chłodne, stalowe spojrzenie przywróciło ją gwałtownie do rzeczywistości. Nagły
przeskok od pełnej upojenia namiętności do realnego świata przyprawił ją o lekkie mdłości.
Rozpaczliwie zmagając się z zażenowaniem, które czuła na myśl o swoim zachowaniu, i
ś
wiadomością, że wzrok Ramóna w najmniejszym stopniu nie przypominał wzroku
kochanka, próbowała przywołać na twarz wyraz chłodnej obojętności. Nie wiedziała jednak,
czy zdołała tego dokonać.
- Madre de Dios ... - wyszeptał Ramón zdyszanym, roztrzęsionym głosem. - Madre de
Dios.
Nie potrafił skupić myśli, był oszołomiony i zamroczony dzikim i nie opanowanym
pożądaniem, które nagle ich połączyło.
Ale nie można powiedzieć, że nieoczekiwanie.
Tego przecież chciał od chwili, gdy ją ujrzał. Tego, a nawet więcej. Pragnął jej. Nie zdołał
się powstrzymać, gdy pojawiła się okazja, by wziąć ją w ramiona i scałować arogancką
wyniosłość z jej twarzy.
Natomiast nie spodziewał się, że ona zareaguje w taki sposób. Sądził, że całowanie jej
będzie przypominało całowanie ściany, zimnej, twardej i nieustępliwej. Tymczasem ona
rozgorzała w jego ramionach jak ogień. W jednej chwili stracił panowanie nad sobą. Nie
wiedział, gdzie się znajduje ani kim jest, nie miał pojęcia, co się dzieje. Jeszcze chwila i
zerwałby z niej ubranie, rzucił ją na podłogę, zaspokajając pożerające go pragnienie jej
uległego i chętnego ciała.
Dopiero kiedy jej głośny jęk uświadomił mu, gdzie się znajduje i kim ona jest, wróciło mu
poczucie rzeczywistości.
- No proszę, i co teraz? - odezwał się, specjalnie przeciągając słowa, jak gdyby nagły
poryw namiętności nie wywarł na nim żadnego wrażenia. - Och, droga Estrello, czy tak żegna
pani wszystkich partnerów w interesach? Pocałunkiem?
Estrella otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, ale najwyraźniej straciła panowanie nad
głosem; zacisnęła wargi i szybko przełknęła ślinę.
- Nie całowałam pana - zdołała odpowiedzieć.
- O ile pamiętam, to pan mnie pocałował. l w żadnym
przypadku nie jesteśmy partnerami. Ani partnerami w interesach ani ... ani w żadnym innym
znaczeniu tego słowa.
- Oczywiście, że nie - Ramon podkreślił swoją wypowiedź cynicznym uśmiechem. - Ale,
jeśli mnie pamięć nie myli, wcale się pani nie opierała. Wprost przeciwnie.
Wpatrując się w jej wielkie, oszołomione oczy, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
. - Może by pani za mnie nie wyszła, ale chętnie założę się, że gdybym zaprosił panią do
łóżka, znalazłaby się w nim pani błyskawicznie. Nawet teraz.
Gwałtownie zaczerpnęła tchu i otworzyła usta, by zaprotestować. Ramón mówił dalej,
zanim zdołała wypowiedzieć słowo.
- Ale choć bardzo chętnie przyjąłbym pani ofertę; niestety muszę odmówić. Ten pocałunek
nauczył mnie, że od początku miałem rację. Jakikolwiek układ z panią byłby dla mnie zbyt
kosztowny. l, prawdę mówiąc, nie sądzę, aby była pani tego warta.
Odwrócił się i ruszył ku drzwiom, modląc się w duchu, by przyjęła to za dobrą monetę. Bo
w głębi duszy wiedział, że nie potrafiłby jej przekonać, gdyby jeszcze raz musiał się do niej
odezwać. Do diabła, nawet siebie samego nie potrafił przekonać.
Gdyby rzuciła mu słowo zachęty - gdyby zawołała go, poprosiła, by wrócił, wiedział dobrze,
ż
e by jej posłuchał. Wystarczyło, by się zatrzymał - i musiałby się do niej odwrócić. Nie
mogłaby nie spostrzec, w jakim był stanie. Chyba że jest ślepa i głupia - a wiedział, że tak nie
było. A gdyby zobaczył ponownie jej twarz, z ustami napuchniętymi i zaczerwienionymi od
jego pocałunków, otoczoną potarganymi czarnymi włosami, nie zdołałby się powstrzymać.
Musiałby podejść do niej, porwać ją w ramiona i znowu zacząć to, co przerwali. A tym razem
nic, naprawdę nic nie powstrzymałoby go przed zdobyciem tego, czego pragnął. Nawet gdyby
sam Ąlfredo wkroczył do pokoju.
Więc szedł dalej. Po prostu stawiał jedną stopę przed drugą, bez pośpiechu, jak podczas
przechadzki, z udawaną swobodą. W chwili, gdy skręcił, by zejść po schodach, dobiegł go jej
głos.
- Nawet gdyby od tego zależało moje życie, senior Dario! Tak powiedziałam i mówiłam to
serio. I nie wystarczy pocałunek, abym zmieniła zdanie. - Więc choć w tym się zgadzamy.
Och, kogo ja próbuję oszukać, spytała się w duchu Estrella, patrząc na Ramóna, który
beztrosko pomachał jej ręką, zanim zszedł po schodach i zniknął jej z oczu. Gdyby choć
przez chwilkę zerknął na nią, wiedziałby, że każde słowo było kłamstwem. Powiedział
prawdę. Przerażającą, szokującą, druzgocącą prawdę·
Potrząsnęła głową udręczona swoją słabością i głupotą. Należała do tego mężczyzny.
Gdyby trochę mocniej nalegał, całował ją dłużej, dotknął jej tam, gdzie pragnęła być
dotykana, oddałaby mu się bez wahania, nawet tu, na podłodze, gdyby tego zażądał.
Z trudem zebrała dość sił, by oprzeć się mu tym razem; wątpiła, by udało się jej ponownie.
Nie wiedziała, czy to, co czuje, jest gniewem, rozczarowaniem czy czysto fizyczną
frustracją. Poddając się porywowi dziecinnego rozdrażnienia, z całej siły trzasnęła drzwiami,
rozkoszując się echem, które powtórzyło ten ogłuszający dźwięk.
Co się z nią działo? Dlaczego sprawy potoczyły się tak szybko? Myślała, że kocha Carlosa
Pereę, ale nalegała, aby się nie śpieszyli ... A tego mężczyzny nie kochała. Jak mogła go
kochać? Przecież znała Ramóna Dario od ... Rzuciła okiem na zegar wiszący na ścianie i
zorientowała się, że nie minęło nawet pół godziny od chwili, gdy weszła do pokoju. Niecałe
trzydzieści minut temu ojciec przysłał ją tutaj, by poznała ostatniego kandydata na męża.
Ale w przypadku Ramóna Dario czas nie miał znaczenia. Jego widok poruszył ją od
pierwszego spojrzenia. Jak gdyby spotkała swoje przeznaczenie. Jak gdyby jej ciało
rozpoznało swego pana, brakujący fragment układanki, człowieka, na którego musiała
reagować, niezależnie od okoliczności.
Oszukiwała się tylko, wmawiając sobie, że mogłaby się mu oprzeć, gdyby ją zawołał. Nie
miała szans, choćby się najmocniej starała. Właściwie mogłaby przyznać się do tego przed
sobą i stawić czoło faktom.
Był tylko jeden jasny punkt tej sytuacji. Sądząc po sposobie, w jakim się rozstali, nie
groziło im ponowne spotkanie. Więc nie będzie musiała zmagać się z pokusą, podejmować
walki z góry skazanej na przegraną. Jeśli nie zobaczy już Ramóna, nic jej nie zagrozi. Ani z
jego strony, ani ze strony samej siebie.
Ta myśl miała dodać jej otuchy. Powinna była ją pokrzepić. W rzeczywistości wywarła
odwrotny skutek.
ROZDZIAŁ TRZECI
Ramón zatrzasnął kopniakiem drzwi, rzucił klucze na pobliską serwantkę i ze zmęczeniem
przesunął dłońmi po twarzy. Następnie z ponurą miną rozejrzał się po pustym, cichym
mieszkaniu.
Jeszcze dwa tygodnie temu był panem swojego życia. Wszystko szło, jak zaplanował, tak
jak sobie życzył. Z wyjątkiem jednej rzeczy.
Chciał mieć stację Medrano i zamierzał ją zdobyć. I właśnie z tego powodu całe jego życie
jakby stanęło na głowie. Dlatego, że spotkał Estrellę Medrano.
Musiał się napić.
Idąc do kuchni po butelkę wina, zauważył, że na sekretarce telefonu migocze światełko, a
ś
wiecący czerwono wskaźnik informuje, że czeka na niego pięć wiadomości. Przystanął, by
nacisnąć guzik odtwarzania, potem skierował się do kuchni.
- Ramón, gdzie ty się podziewasz, chłopie?
Na dźwięk głosu brata Ramón uśmiechnął się szeroko. Alex, świeżo upieczony ojciec, nie
widzący świata poza córeczką, uwielbiał zanudzać rodzinę opowieściami o malutkiej i o
tym, jaka jest cudowna.
Otworzył butelkę i nalewał wino do kieliszka, gdy rozległo się kliknięcie, potem sygnał
dźwiękowy i aparat zaczął odtwarzać następną wiadomość.
- Senor Dario?
Głos był kobiecy, cichy i dość niepewny. Butelka z hukiem uderzyła o blat. Ramón pode-
rwał gwałtownie głowę i zwrócił się twarzą w kierunku kuchennych drzwi, by lepiej słyszeć
nagranie. Ostatni raz ten głos dźwięczał za jego plecami w długim, wytwornym korytarzu
Castillo Medrano. Co skłoniło Estrellę Medrano do tego telefonu, skoro przysięgała, że nie
chce go nigdy więcej widzieć?
Trzecia wiadomość, niezbyt interesująca i związana z pracą, dobiegała końca i miał
właśnie odsłuchać jeszcze raz wiadomość od Estrelli, kiedy rozpoczęło się odtwarzanie
czwartego komunikatu.
- Senor Dario? Już raz próbowałam się z panem skontaktować.
Zadzwoniła ponownie! Ramón zastygł z kieliszkiem uniesionym do ust. Próbował
zrozumieć, dlaczego kobieta, która oznajmiła mu, że jest dziesiątym kandydatem do jej ręki -
i że nigdy by go nie wybrała! - nagle tak bardzo chciała się z nim skontaktować.
Z wiadomości na sekretarce właściwie niczego się nie dowiedział. Tylko tyle, że Estrella
miała do niego sprawę, że dzwoniła już raz i zadzwoni znowu. Zauważył, że nie podała
swojego numeru. Ani nie zasugerowała, by próbował zadzwonić do niej. Zamierzał
nacisnąć guzik powtarzania, kiedy odezwał się dzwonek u drzwi.
- Chciałem właśnie do ciebie dzwonić - powiedział, uchylając drzwi. - Niepotrzebnie tak
się niecierpliwisz, że się nie odzywam ...
Słowa zamarły mu na ustach, gdy zobaczył, kto stoi w korytarzu.
- To pani!
Na podeście stała Estrella Medrano. Skulona, z rękami w kieszeniach cienkiego lnianego
ż
akietu, który nosiła do białego podkoszulka i wytartych dżinsów.
- Co pani tu robi?
- Przecież pan wie.
- Skąd, u diabła, miałbym to wiedzieć?
Zdał sobie sprawę, że odezwał się zbyt ostro. Ale nie był w stanie powstrzymać się ani
udawać przyjaciela tylko po to, by zrobić jej przyjemność. I nie zamierzał bawić się w
towarzyskie uprzejmości z kobietą, która wyraźnie stwierdziła, że nie chce go więcej widzieć.
- Mówił pan, że chciał do mnie zadzwonić.
- Powiedziałem to, zanim panią rozpoznałem.
Myślałem, że to ktoś inny - wyjaśnił z naciskiem. - Czekałem na sekretarkę.
- Rozumiem. Jeśli przeszkadzam, mogę odejść ...
- Nie.
Jak to się, do cholery, stało? Otworzył usta, żeby wymówić "tak". Ale jakimś cudem
podświadomość pokonała go i wypowiedział coś zupełnie innego.
- Nie ... Niech pani wejdzie.
Wiedział, że głos go zdradzał. Sam jej widok przywołał wspomnienia tych nieprzespanych
nocy, męczących go, odkąd wyszedł z Castillo Medrano, nie oglądając się za siebie.
Odszedł, ale nie był w stanie wygonić jej ze swych myśli. Prześladowała go w dzień i w
nocy; obraz jej pięknej twarzy, wysokiej i smukłej sylwetki, długich, czarnych włosów
nawiedzał go w snach.
Gdy przechodziła obok niego, owionął go zapach perfum zmieszany z wonią jej skóry.
Niemal stracił głowę, przełknął z trudem ślinę i starał się nie myśleć o natychmiastowej
reakcji swego ciała na jej bliskość. śywił nadzieję, że dziewczyna powie, co miała do
powiedzenia, i szybko się wyniesie. Wiedział, że . i tak czeka go kolejna niespokojna noc.
Szybko upił łyk wina z kieliszka.
_ Mogę zaproponować pani coś do picia? - spytał, przypominając sobie nagle o
obowiązkach gospodarza.
- Dziękuję, tak.
Zareagowała z wdzięcznością, jak gdyby rzucił jej linę ratunkową. Zadał więc sobie w
myślach pytanie, po co tu przyszła. Jaka ważna przyczyna sprawiła, że przełamała niechęć i
zjawiła się w jego domu? Czy długo będą bawić się w towarzyską pogawędkę, zanim skłoni
ją, by powiedziała, o co jej chodzi?
- Może być czerwone wino?
Doskonale.
- Przyniosę pani kieliszek.
Ku jego przerażeniu, poszła za nim do kuchni.
Tymczasem on miał nadzieję, że kilka chwil samotności pozwoli mu wziąć się w garść. Czuł
mrowienie na całym ciele, każdy nerw reagował na Jej obecność.
Obcisły biały podkoszulek opinał krągłe piersi Estrelli i podkreślał wąską talię. A jeśli
kształtne, jędrne pośladki wyglądały kusząco pod wąską, czarną spódnicą, to gdy były
obciągnięte dżinsami, przyprawiały go o prawdziwe katusze - bo mógł na nie tylko patrzeć.
Długie czarne włosy związała w koński ogon, i ta surowa, gładka fryzura podkreślała drama-
tycznie doskonałość jej rysów. Śladowy makijaż uwydatniał gęstość jej rzęs i miękki,
uwodzicielski kształt ust.
Trzymając w dłoni kieliszek, zaprowadził ją do salonu i usadził w wielkim, miękkim
fotelu, obitym skórą o barwie karmelu. Sam stanął w pewnej odległości, opierając się o
drewniane, rzeźbione obramowanie kominka.
- Czemu zawdzięczam zaszczyt goszczenia pani? - spytał, gdy stało się jasne, że gość nie
przerwie niezręcznego milczenia. - Przyjmuję, że istnieje ku temu powód? Chyba nie
przyszła tu pani, aby przyjrzeć się, jak mieszka gorsza połowa ludzkości?
- Och nie, nic podobnego.
- Więc może zechce mi pani wyjaśnić, o co
chodzi?
Jak, och, jak mogłaby na to odpowiedzieć? Zapomniała, jaki był wysoki, jaki budził respekt i
- choć powinna być na to przygotowana - jego niezwykła, mroczna uroda podziałała na nią
niczym uderzenie w twarz. Najwyraźniej niedawno wrócił z pracy. Rzucił gdzieś marynarkę,
rozluźnił krawat w czarne i ciemnoczerwone wzory, rozpiął jeden guzik u kołnierzyka
koszuli, odsłaniając długą, muskularną szyję, o gładkiej, ozłoconej słońcem skórze.
Estrelli wystarczyło spojrzeć na niego, by zaschło jej w ustach. I choć wiedziała, że główną
przyczyną było zdenerwowanie, uświadomiła sobie, że miała też inne powody. Krew
pulsowała jej w skroniach, i to nie z lęku.
- No więc? - z ironią spytał Ramón, zniecierpliwiony jej wahaniem. - Dlaczego pani tu
przyszła?
- Ja ... musiałam z panem porozmawiać.
- O czym? O kolejnej propozycji małżeńskiej?
Poczuła gwałtowne ściskanie w gardle, musiała przełknąć ślinę, by pozbyć się bolesnego
skurczu. - Ja ... - zaczęła mówić, lecz głos jej się załamał.
Nie pomógł jej nawet łyk wina.
- O co chodzi, dono Medrano? Czy to ojciec panią przysłał? Ma pani namówić mnie,
ż
ebym zmienił zdanie? A może nie potrafiła mu pani powiedzieć, że kolejny mężczyzna
odrzucił ofertę, więc wciąż czeka na moją odpowiedź?
Estrella skuliła się w środku pod wpływem tego sarkazmu.
- Ojciec nie wie, że tu jestem.
To go zaskoczyło. Zaraz jednak wziął się w garść i na jego twarzy pojawiła się chłodna
czujność.
- Nie wie? Więc gdzie, jego zdaniem, pani przebywa?
- U przyjaciół. Powiedziałam, że zamierzam odwiedzić w mieście dawną koleżankę ze
szkoły.
- I nie poinformowała go pani, że to ja mam być tą "dawną koleżanką"?
- Mmm - tyle tylko zdołała z siebie wydusić. Po wyrazie jego twarzy poznała, że wzbudziła
w nim nieufność i jednocześnie - na przekór wszystkiemu - pewne zainteresowanie.
Powinna podtrzymać to zainteresowanie. W końcu, jeśli podsyci jego ciekawość, nie
wyrzuci jej za drzwi, dopóki nie usłyszy wyjaśnień.
- Coraz ciekawiej - mruknął Ramón z fałszywą łagodnością. - Nie tylko zjawia się tu pani
niespodziewanie, pomimo zaklęć, że nie chce mnie pani więcej widzieć, to jeszcze ojciec
został oszukany. Zastanawiam się, dlaczego ta wizyta była dla pani tak ważna.
Teraz albo nigdy. Estrella upiła łyk wina, z nadzieją, że alkohol doda jej odwagi. Nie
podjęła jeszcze decyzji, czy doprowadzi sprawę do końca. Rozwiązanie, które wpadło jej do
głowy w nocy, w mroku jej pokoju, wydawało się idealne. Ale teraz, w biały dzień, w
eleganckim mieszkaniu Ramóna, w obecności tego mężczyzny, który górował nad nią, oparty
o wielki, rzeźbiony kominek, to przekonanie opuściło ją. Pamiętała jednak, jak zamierzała
zacząć. Teraz wprowadzi swój plan w życie, i będzie, co ma być. Ta myśl dodała jej odwagi i
kiedy znowu się odezwała, jej głos był zaskakująco mocny.
- Ja ... przyszłam pana przeprosić.
Ogarnęło go . zdumienie. Tego się najwidoczniej nie spodziewał. Znieruchomiał, z
kieliszkiem uniesionym do ust. Nagle potrząsnął głową.
- Chyba się przesłyszałem - powiedział ostrym tonem. - Zdawało mi się, że pani
powiedziała ...
- śe przyszłam pana przeprosić.
Widać było, że jej nie uwierzył. Obrzucił ją sceptycznym spojrzeniem, szare niczym
burzowe chmury oczy zlodowaciały.
- Przeprosić za co? - dociekał.
- Za ... zachowanie ojca ... i moje .... Tamtego dnia,
kiedy był pan w zamku. Nie powinniśmy byli .... Naprawdę jest mi przykro ...
Chciała, by się odezwał... powiedział coś ... cokolwiek! Tymczasem on wypił tylko resztę
wina z kieliszka i usiadł na wielkiej kanapie, stanowiącej komplet z fotelem, na brzegu
którego przycupnęła Estrella. Zetknął dłonie czubkami palców, przesłonił nimi usta i uważnie
przyglądał się kobiecie.
- Ramónie... - odezwała się, nie mogąc dłużej wytrzymać milczenia, ale przerwał jej bez
słowa przeprosin.
- Niech pani powtórzy - zażądał ostro. - Powtórzy to, co powiedziała pani przed chwilą.
Czego chciał - dowodu, że była szczera? A może tylko zamierzał ją poniżyć, zmuszając do
nieskończonego wyjaśniania, dlaczego doń przyszła?
- śe chciałam przeprosić? Chciałam. Naprawdę. Ojciec źle zrobił, że prosił pana ...
- To było coś więcej niż prośba.
- Wiem, że zażądał, aby ożenił się pan ze mną, jeśli zależy panu na kupnie stacji. Nie
powinien był tego robić. A ja ...
Opuściła ją odwaga, musiała więc zamilknąć, zaczerpnąć tchu dla uspokojenia, zanim
zebrała siły .i mogła mówić dalej.
- Nie powinnam była zachować się w taki sposób. Te chłodne, szare, znowu przymrużone
oczy wciąż wpatrywały się
w
jej twarz, wychwytując każdą zmianę wyrazu, każdy przebłysk
emocji, który przemknął po delikatnych rysach.
- Niemal mógłbym uwierzyć, że mówi pani szczerze - powiedział w końcu.
- Bo tak jest!
Musiał jej uwierzyć. W przeciwnym razie jej plan skazany był na niepowodzenie.
- Mówię prawdę - zapewniła, pochylając się do przodu, z twarzą zwróconą ku niemu,
wpatrując się w jego oczy. Zrobiła małą pauzę, mając nadzieję, że Ramón się odezwie. Dała
mu okazję, by się wtrącił i zapewnił, że jej wierzy.
Ale on tego nie zrobił. Po prostu siedział, patrząc jej w oczy, obserwował i czekał.
- Ojciec nie powinien stawiać panu takiego warunku ... niezależnie od powodów. A ja ...
należało od razu powiedzieć, że wiem ... że domyśliłam się, iż znowu powrócił do swych
starych sztuczek. Trzeba było uprzedzić ...
Wiedziała, że gada bez sensu, ale nie mogła się powstrzymać. Milczenie Ramóna
denerwowało ją, musiała więc zrobić coś - cokolwiek - by je przerwać.
- Powinnam była panu to wyjaśnić.
- Ale nie zrobiła pani tego.
~ Nie ... nie zrobiłam .
- Zechce pani powiedzieć dlaczego?
- Ja ... - odpowiedziała, ale nerwy ją zawiodły,
w
głowie czuła pustkę. Sięgnęła więc po kieliszek i wychyliła go do dna.
- Wolałbym, żeby się pani nie upiła - oschle stwierdził Ramón. - Nie sądzę, aby poprawiło
to moje stosunki z pani ojcem, jeśli będę musiał odwieźć mu do domu podchmieloną córkę.
- Nie jestem pijana! zaprotestowała z oburzeniem, ale poczuła, że się czerwieni.
- Na najlepszej drodze do tego. Proszę mi powiedzieć, co takiego strasznego ma pani do
powiedzenia, że musi się pani upić, aby to wykrztusić?
W duchu Estrella przyznała, że łatwiej by jej było, gdyby się upiła. Może pod wpływem
alkoholu miałaby mniej oporów, by wyznać temu mężczyźnie, że nie jest w stanie wyrzucić
go z pamięci, że nawiedza jej sny każdej nocy, a jego obraz prześladuje ją w dzień.
Bezgranicznie zażenowana, odstawiła kieliszek, nie odrywając od niego wzroku. Nie była w
stanie spojrzeć w oczy Ramónowi.
- No więc? - zapytał.
Uniosła buntowniczo głowę i przestała liczyć się ze słowami.
- Doskonale pan wie, od czego to się zaczęło!
Wszyscy wiedzą! Dlatego mój ojciec ucieka się do takich gierek. .. Dlatego próbuje
przekupić lub zmusić jakiegoś mężczyznę, aby mnie poślubił. Wiedział pan od początku. To
pan wspomniał o Carlosie podczas ostatniego spotkania.
- Ach, więc mówimy o Carlosie Perei. Zastanawiałem się, kiedy dotrzemy do sedna
sprawy. O co chodzi? Chce pani twierdzić, że nie było żadnego Carlosa? śe opowieść o
waszym romansie to bajka?
Och, gdyby mogła tak powiedzieć.
- Nie - wyszeptała cicho, z rozpaczą. - Nie zamierzam tego mówić. To nie byłaby prawda.
Carlos ... Carlos istniał.
- Zatem postanowiła pani wyjaśnić mi, dlaczego związała się pani z żonatym mężczyzną,
jak go pani skusiła, by porzucił żonę i... ile ich było ... trójkę dzieci?
- Dwójkę - odparła obronnym tonem .. - Było ich tylko dwoje.
- I, jak sądzę, uważa pani, że to coś zmienia?
- Nie sądzę, aby cokolwiek mogło to zmienić.
Nic nie mogło złagodzić wyrzutów sumienia, to pewne. I nic, jak się wydawało, nie mogło
przywrócić jej dobrego imienia.
- Nie - zgodził się drwiąco Ramón. Nagle zerwał się, jak gdyby nie mógł już znieść jej
bliskości. - Nie sądzę, aby obchodziło panią, że miał żonę i dzieci i że złamał im serce, aby
uganiać się za panią. To nie było ważne, prawda? Dostała pani, czego chciała, i nieważne,
jaką cenę musieli zapłacić inni.
Nie przypuszczała, że może ogarnąć ją jeszcze większe przygnębienie, ani że pamięć o
popełnionych błędach przyczyni jej więcej bólu. Nawet wtedy, gdy odkryła prawdę o
Carlosie, nie wydawała się sobie tak nieczysta i zbrukana, jak teraz pod wpływem potępienia
w głosie Ramóna.
Nie mogła już tego znieść. Wstała, wysoko uniosła głowę i zmusiła się, by rzucić mu
wyzywające spojrzenie.
- To nie było tak, senor Dario!
Z zadowoleniem stwierdziła, że zdołała zapanować nad głosem, nad jego drżeniem, choć
wskutek tego zabrzmiał chłodno i ostro. Uznała jednak, że jest to mniejsze zło.
- Wcale tak nie było! Ale nie oczekuję, że pan w to uwierzy. Myślałam, że jest pan inny,
ale się myliłam. Oczywiście, że się myliłam! Nie jest pan inny ... jest pan taki jak tamci ... jak
mój ojciec…
- Do diabła, nie!
Dotknęła go do żywego. Ogarnął go gniew. Oczy mu zapłonęły, koło nosa i ust pojawiły
się białe plamy.
- Do diabła, tak! - warknęła. - Jest pan taki jak on, może nie? Widzi pan to, co chce
widzieć, wierzy w to, w co chce wierzyć. Nie chce pan spojrzeć na sprawy z drugiej strony,
ujrzeć coś, co może być prawdą!
- Mówi pani ...?
- Nie mówię nic, poza ... Dobranoc.
Odwróciła się gwałtownie, złapała torebkę, zacisnęła mocno dłoń na rączkach, aż pobielały
jej kostki. Może zdoła dojść do drzwi. Jeśli będzie dość szybka i silna.
- Dobranoc, senor Dario - powiedziała przez zęby. - Dziękuję za wino. śałuję, że nie mogę
powiedzieć, że było mi miło ... ale wolę nie kłamać.
Myślała, że pozwoli jej odejść. Patrzył w milczeniu, jak przechodzi przez pokój, więc
uznała, że tak się stanie. śe straciła jedyną szansę, spaliła za sobą mosty i będzie musiała raz
na zawsze zrezygnować ze swych planów. Nie było już nadziei, że Ramón zechce jej pomóc.
Jednak nie to sprawiło, że łzy napłynęły jej do oczu, lecz świadomość, że po raz kolejny nie
udało się jej przekonać kogoś, że jest inna, niż sądzono. A choć prawie nie znała Ramóna,
cierpiała na myśl, że dołączył do tych, którzy potępili ją, nie wysłuchawszy nawet wyjaśnień.
- Estrello ...
Jego głos rozległ się, gdy najmniej się tego spodziewała. Brzmiał tak cicho, że - zajęta
tylko myślami o swojej klęsce i o tym, by znaleźć się za drzwiami - z początku nie była
pewna, czy naprawdę go słyszy, czy tylko sobie to wyobraziła. Jednak mężczyzna odezwał
się znowu, i tym razem nie mogła się mylić.
- Estrello, nie odchodź.
Po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu, zauważyła, zwalniając kroku. Uświadomiła
sobie, że nigdy nie słyszała równie doskonałego dźwięku. Poczuła ucisk w sercu na myśl, że
może będzie to jedyna okazja, by usłyszeć, jak wymawia jej imię. Nie mogła jednak odwrócić
się i spojrzeć mu w twarz. Za bardzo bała się tego, co ujrzałaby w jego oczach, i tego, co
mógłby wyczytać z jej wzroku. Jeśli musiała odejść, wolała zrobić to w tej chwili. Gdyby
zawahała się lub spojrzała za siebie, może nigdy nie zdołałaby ruszyć dalej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Ramón ze zdurnieniem uświadomił sobie, że po raz pierwszy wypowiedział jej imię.
Pierwszy raz stała się dla niego realna do tego stopnia, że nie myślał o niej jedynie jako o
córce Alfreda Medrana czy - jakją nazywał z ironią - doiii Medrano. Albo kobiecie, którą, jak
tego oczekiwano, miał poprosić o rękę. Odczuł to jako szok. Prawdziwy, zwalający z nóg
szok.
Czy naprawdę dotąd nie widział w niej człowieka?
Całował ją, śnił o niej, snuł na jej temat fantazje - ale czy kiedykolwiek naprawdę ją
zobaczył?
Kim była Estrella Medrano? Kim była ta kobieta, którą praktycznie kazano mu poślubić - z
taką arogancją, z taką władczością, że od razu się do niej uprzedził?
- Nie odchodź - powtórzył z większym naciskiem. - Nie w ten sposób. Zostań.
Powoli, bardzo powoli obróciła się, stanęła z nim twarzą w twarz. Jej oczy lśniły
podejrzanie, połyskując w promieniach zachodzącego słońca, wpadających przez wielkie
okna. Twarz też wydawała się inna. Bledsza, mizerna, jakby delikatniejsza.
A może to była kolejna rzecz, której wcześniej nie zauważył?
- Mam zostać? - powtórzyła cicho. - Dlaczego?
Była czujna niczym ścigane zwierzę, obserwowała go tymi wielkimi, przestraszonymi
oczami, jak gdyby z obawą, że nagle rzuci się na nią.
- Jadłaś kolację?
Tym razem potrząsnęła tylko głową; wydawało się, że boi się, iż głos ją zawiedzie.
- Ja też nie ... Więc powinniśmy coś zjeść, żeby wino nie uderzyło nam do głowy.
Znowu odpowiedziała samym gestem, skinieniem głowy.
- W porządku.
Aby dostać się do kuchni, musiał przejść obok Estrelli. Przyglądała mu się w milczeniu, jej
blada twarz zastygła w wyrazie czujności i niepewności.
Nie podobały mu się uczucia, które w nim budziła. Nigdy jeszcze kobieta nie reagowała na
niego w ten sposób. A było wiele kobiet w jego życiu. Kobiet, z którymi łatwo było
rozmawiać, łatwo oczarować. Ale ta była nastroszona niczym dziki kot.
- Nie zamierzam zrobić ci krzywdy.
Czuł, że musi to powiedzieć. Byle tylko się uspokoiła.
- Nie - odpowiedziała cicho, dziwnie urywanym głosem. - Nie sądzę, abyś miał taki
zamiar.
- A co to miało znaczyć?
Stał teraz naprzeciw niej, twarzą w twarz, mógł więc widzieć zasępienie w tych pięknych
oczach, napięte mięśnie twarzy.
- Estrell0 - ponaglił ją ostro, gdy ociągała się z odpowiedzią.
- To znaczy ... - odparła, obrzucając go gniewnym spojrzeniem, choć jednocześnie
zauważył leki dreszcz, przebiegający jej ciało, gdy starała się odzyskać panowanie nad sobą.
- To znaczy, że czasami jesteś taki sam jak inni. Widzisz tylko to, co masz przed oczami.
- Inni? To znaczy, inni mężczyźni, których twój ojciec chciał namówić na ślub z tobą? Ci,
których próbował kupić?
Niedobrze mu się robiło na myśl, że został wrzucony do jednego worka z nimi
wszystkimi. śe był tylko jednym z nazwisk na liście.
- Do diabła, Estrello - ja taki nie jestem!
- Nie? - spytała z wyzwaniem, krzyżując ręce
przed sobą i gniewnie postukując drobną stopą w podłogę. - Nie? Jesteś pewien?
- Oczywiście, że jestem pewien! Każdy z nich wiedział, że może coś dostać od twego
ojca. Oni wszyscy ci się oświadczyli.
- Więc gdzie różnica? Dlaczego nie masz być do . nich podobny? Powiedz, co robiłeś w
tamtym pokoju? Dlaczego posłano po mnie, żebym z tobą porozmawiała? Co zamierzałeś
zrobić?
- Do cholery, nie to, czego chciał twój ojciec.
- Naprawdę?
- Nie słyszałaś, co powiedziałem? Nie, nie zamierzałem się zgodzić. Chcesz poznać różnicę
pomiędzy mną a tymi, których twój ojciec kupił? Rzecz w tym, że ich udało mu się kupić!
Oni ci się oświadczyli, ja - nie.
- Bo ...
- Nie.
Ramón uniósł dłoń i opuścił ją gwałtownie, jak gdyby w ten sposób ucinał temat.
- Nie dlatego, że nie miałem okazji. Ani dlatego, że zaatakowałaś mnie jak rozwścieczona
kocica. Ani dlatego, że pokłóciliśmy się tak, że zmieniłem zdanie. Nie oświadczyłem się, bo
nie zamierzałem tego robić!
Nie zrobiłby nic, czego chciał Alfredo Medrano.
Za mocno wryły mu się w pamięć obelgi, którymi obrzucił go stary.
- Moja stacja nie jest dla takich, jak pan - wypalił Medrano. - Ziemia, na której ją
zbudowano, od lat należy do naszej rodziny. Nie sprzedam jej nadętej miernocie, facetowi,
co, jak słyszałem, nie ma nawet prawa do nazwiska, które nosi, i przypadkiem zarobił
właśnie pierwszy milion.
Ramón odwrócił się i zamierzał już odejść, kiedy stary wąż złożył mu inną propozycję. śeby
ożenił się z Estrellą i w ten sposób zdobył upragnioną stację· - Od początku nie zamierzałem
się oświadczać.
Nawet wtedy, kiedy zaproponował mi stację za pół ceny, o ile wezmę z nią ciebie.
Jeśli wcześniej sprawiała wrażenie zaskoczonej, teraz wyglądała na oszołomioną.
Z
jej
twarzy od płynęły kolory, wyróżniały się tylko ciemne plamy oczu i różowe łuki ust.
- Ale ... wiem, jak bardzo chciałeś mieć tę stację.
- Tak - przyznał, skinąwszy głową, by zaakcentować to słowo. - Tak, chciałem ją mieć.
Był czas, kiedy sądziłem, że niczego bardziej nie pragnę.
- I
nic innego nie dałoby ci takiej satysfakcji?
- Nic nie mogłoby się z tym równać. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że ją straciłem.
Nadal nie mogę.
- Dlaczego?
Westchnął, przeczesał obiema dłońmi lśniące włosy.
- Och, to długa historia.
- Mam całą noc.
Zdawało się, że naprawdę tak myślała. Najdziwniejsze, że poczuł, że mógłby się jej
zwierzyć. Wytłumaczyć, co czuł, opowiedzieć coś niecoś ze skomplikowanej historii swej
rodziny.
- Naprawdę chcesz tego wysłuchać? Jeśli tak, to proponuję, byśmy usiedli.
Podążyła za nim do kominka, każde z nich zajęło miejsce, które zajmowało niedawno.
Ramón sięgnął po butelkę, napełnił kieliszki, jeden z nich podsunął Estrelli. Upił solidny łyk,
dobierając w myślach słowa.
- śeby to zrozumieć, musiałabyś dowiedzieć się czegoś o mojej rodzinie.
- Wiem, że twoja matka była Angielką, a ojciec ...
- Jeśli masz na myśli Reubena Dano, to nie był moim ojcem. W każdym razie nie
biologicznym.
Drgnęła zaskoczona, zorientował się więc, że o tym nie wiedziała. - To kto ... ?
- Juan Alcolar.
- Ten od Korporacji Alcolar?
- Między innymi. Tak, ten.
Ramón wpatrywał się w kieliszek, wprawiając w ruch obrotowy resztkę wina .
- Moja matka miała z nim romans i ja jestem jego rezultatem. Ale w owym czasie była już
ż
oną mojego ... Reubena. Więc zmusił ją do obietnicy, że nigdy tego nie zdradzi.
- I
dorastałeś, sądząc, że twoim ojcem jest Reuben Dario?
Skinął powoli głową.
- Zostałem nawet zarejestrowany jako jego syn. Ale to nie było możliwe. Reuben nie mógł
mieć dzieci.
- A matka nigdy ci nie powiedziała?
- Nie miała okazji. Umarła, kiedy byłem mały.
Ale zostawiła list, który miałem odczytać, jak skończę dwadzieścia jeden lat. Tak się
dowiedziałem.
- Jak to zniosłeś?
- A jak myślisz? Jak byś się poczuła, gdybyś nagle odkryła, że twój ojciec nie jest
naprawdę twoim ojcem?
Estrella zastanowiła się, potem potrząsnęła głową. Ramón stwierdził, że wyglądała na
otumanioną, ale nie mogła czuć nawet części tego zamętu, w jakim pogrążył się, poznawszy
prawdę.
- Zdezorientowana - powiedziała w końcu.
- Tak właśnie się poczułem. Nie wiedziałem, gdzie moje miejsce ... kim jestem. Gdzie moja
rodzina. Reu-. ben i ja nie byliśmy w najlepszych stosunkach. Za bardzo różniliśmy się od
siebie. Ja chciałem zajmować się mediami, on pragnął, bym robił coś bardziej praktycznego ...
ś
ebym został księgowym, jak on. Stale się o to kłóciliśmy. Zrozumiałem to wszystko lepiej,
gdy poznałem prawdę o swoim pochodzeniu. Kiedy uświadomiłem sobie, że moim
prawdziwym ojcem jest don Juan Alcolar.
Znowu zerknął na nią z ukosa.
- Więc widzisz - ciągnął oschłym tonem - twój ojciec może chętniej by mi przekazał swoją
ukochaną stację telewizyjną, gdyby wiedział, że jestem członkiem innej szacownej,
katalońskiej rodziny. I to takiej, której historia i tytuły są jeszcze starsze niż Medranów. I
synem kogoś, kto zbił majątek na mediach.
- To dlatego chciałeś mieć tę stację ... żeby stać się częścią imperium Alcolarów?
Potrząsnął gwałtownie głową, zaprzeczenie widoczne było w jego oczach, na jego twarzy.
- Nic podobnego. Zależało mi na niej, bo chciałem mieć coś swojego, czego bym nie
zawdzięczał majątkowi Alcolarów, lecz własnej ciężkiej pracy. Kiedy spotkałem się z
moim ojcem ... prawdziwym ojcem, przyjął mnie z radością do rodziny. Myślę, że pod-
niecało go, że ma syna, który zajmuje się tym samym co on. Joaquin nie interesuje się
mediami. Przeniósł się na wieś, zajmuje się prowadzeniem winnicy i eksportem win. Alex
zaś ... cóż, Alex ma inne zadanie w korporacji.
- Alex? - spytała z zaciekawieniem Estrella i zauważyła, że Ramónowi drgnął kącik ust.
.- To drugi brat, przyrodni, z innej matki. Ostrzegałem cię, że to trochę zagmatwane.
Mogła tylko potrząsnąć głową i sięgnąć po kieliszek. Istotnie, to było zagmatwane, i -
prawdę mówiąc - czuła się nieco ogłuszona. Ojciec Ramóna zdradzał żonę z dwiema różnymi
kobietami, miał z nimi dzieci, a jednak wyszedł z tej sytuacji z nietkniętą reputacją. Kiedy zaś
ona z całą niewinnością, niemądrze, na ślepo związała się z żonatym, raz na zawsze została
napiętnowana jako dziwka.
No, ale byli przecież w Hiszpanii. A Hiszpania to kraina mężczyzn. Wystarczyło
posłuchać, jak ludzie mówili dziś o Carlosie Perei. Jako o człowieku, którego zachowanie
rozumieli - był mężczyzną i zawróciła mu w głowie kapryśna i nieodpowiedzialna młoda
dziewczyna. Ale przecież znali go już dobrze, zanim ona wróciła z klasztornej szkoły,
ekskluzywnej szkoły dla dziewcząt z wyższych sfer, która - zgodnie z oczekiwaniami jej ojca
- miała z niej zrobić damę. A potem Carlosa spotkała taka tragiczna śmierć.
- Więc ... ta stacja byłaby tylko twoja. Nie stanowiłaby części Korporacji Alcolar.
- No właśnie. To jedyna rzecz, o której mógłbym powiedzieć, że należy do mnie. Nie do
Arcolarów, nie do Dariów. Do mnie. Ojciec dałby mi część korporacji, ale nie tego
chciałem. Tylko tego, żeby dorównać mojemu prawdziwemu ojcu w świecie, w którym się
obracał. No i, oczywiście, stacja.
Medrano wniosłaby ze sobą element "starej Hiszpanii", katalońskie dziedzictwo, które Juan
Alcolar ceni może nawet bardziej niż twój ojciec.
Rytm, wystukiwany smukłym palcem na ściance kieliszka, wyraźniej niż słowa zdradzał
uczucia Ramóna.
- Więc może teraz rozumiesz, dlaczego tak bardzo zależało mi na jej kupnie.
Jeśli to nie, jest idealna okazja, by powiedzieć,
oczym myślała, przychodząc tutaj, to lepszej nie będzie, oceniła w duchu Estrella.
Zaczerpnęła tchu, wyprostowała ramiona, jak gdyby gotując się do tego, co musiała zrobić.
- Dajmy na to, że wcale nie musisz jej stracić? Uff, nareszcie to powiedziałam, pomyślała,
czując, jak zimny dreszcz strachu przebiega jej po grzbiecie, choć zachodzące słońce grzało
mocno. Gdy tylko spostrzegła jego reakcję, kiedy przyznał się, jak bardzo zależało mu na
umowie z jej ojcem, zrozumiała, że nie trafi się jej druga taka szansa. Ale nie mogła jeszcze
uwierzyć, że zdobyła się na odwagę, że naprawdę wypowiedziała te słowa. A sądząc po
wyrazie twarzy Ramóna, po tym jak ściągnął sceptycznie czarne brwi, on także miał
wątpliwości.
- Co takiego? - spytał zaskoczonym tonem. O czym ty mówisz?
- Pytam, co byś zrobił, gdyby się okazało, że jest sposób, abyś nie musiał rezygnować z
tego interesu. Sposób, dzięki któremu stacja może do ciebie należeć. - I jak niby miałbym
to osiągnąć?
- J...jak?
Głos Estrelli zmienił się w żenujący pisk. Miała wrażenie, jakby ktoś ścisnął ją za gardło i
nie po~ trafiła zebrać sił, by odpowiedzieć.
- Estrello? Do diabła, co mówisz? To niemożliwe. Twój ojciec odrzucił moją propozycję.
- Jednak myślę, że mógłbyś go przekonać, aby zmienił zdanie.
- Chyba zwariowałaś! - stwierdził pogardliwie Ramón. - Powiedział, że nie ma mowy o
sprzedaży. - Postawił jeden warunek.
To dziwne, ale tak jakby odzyskiwała głos. Sprawiała wrażenie osoby spokojnej i pewnej
siebie, świadomej swych celów. Tylko reakcji Ramóna nie była w stanie przewidzieć.
- Jeden warunek - powtórzył ze zdumieniem, zmieszanym z gniewem. - Ale, Estrello,
wiesz, jaki to był warunek. Chciał...
- Chciał, żebyś się ze mną ożenił dokończyła za niego, bo urwał, potrząsając głową z
niedowierzaniem. - Powiedział, że sprzeda ci stację, jeśli się zgodzisz na ślub ze mną.
- Mówisz, że zrobiłabyś to? śe spełniłabyś jego
żą
danie?
Zebrała wszystkie siły. - Właśnie to mówię.
- Chcesz, żebym się z tobą ożenił?
- Tak. Chcę.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Ramónie, proszę!
Tylko na tyle mogła się zdobyć. Odrzucał jej propozycję, widziała to w jego oczach,
napiętych mięśniach twarzy. Nie mógłby wyraźniej okazać, że nie chce mieć nic wspólnego z
jej planem.
- To żart, prawda?
- N ... nie.
Wiara w siebie, która podtrzymywała ją na duchu, gwałtownie słabła. Poczuła się
zagubiona i pusta. Postawiła wszystko na jedną kartę i wydawało się, że przegrała.
- Nie, to nie żart.
- Mówisz poważnie?
Zerwał się na równe nogi, odwrócił od niej, przeszedł przez pokój i stanął przy wielkim
oknie. Wpatrywał się w gwałtownie ciemniejące niebo i pojawiające się w dole światła
miasta. Potem, równie gwałtownie, wrócił na poprzednie miejsce. Odgłosowi kroków na
wyfroterowanej podłodze wtórowało nierówne, szybkie bicie jej serca.
- Dlaczego, do diabła, sugerujesz coś takiego? Co za wariactwo ... ?
- To nie wariactwo.
Ogarnięta rozpaczą Estrella przerwała potok jego gniewnych słów. Spojrzał na nią, jak
gdyby nagle wyrosła jej druga głowa.
Chciała patrzeć mu w oczy, jak równy równemu, a nie czuć się przytłoczona faktem, że
górował nad nią? więc zmusiła się do wstania i nawet zrobiła kilka kroków w jego kierunku.
- To nie wariactwo, Ramónie! To może się udać ... Ty dostaniesz to, czego chciałeś, a ja ...
- Tego właśnie nie rozumiem. Co będziesz z tego
miała?
- Wolność.
Tylko jedno słowo, a znaczyło tak wiele. - Wolność?
- Tak. Widziałeś, jak to wszystko wygląda. Jaki
jest mój ojciec, jak rozpaczliwie pragnie wydać mnie za mąż ... przywrócić dobre imię
rodziny, które, jego zdaniem, splamiłam.
- Wydawało mi się, że doskonale sobie radzisz.
Po prostu odrzucasz każdego starającego. - Ale nie widziałeś wszystkiego.
Poczuła, że nogi uginaj ą się pod nią, więc podeszła do wielkiego fotela przy kominku i
przysiadła na jego grubo wyściełanej poręczy. Oparty o futrynę drzwi Ramón przyglądał się
jej, skrzyżowawszy ramiona na szerokiej piersi.
- Nie widziałeś mnie, gdy jestem z nim bez świadków. Kiedy muszę wysłuchiwać jego kazań,
znosić wybuchy wściekłości. Kiedy mówi, jak go rozczarowałam, okryłam hańbą jego i
rodzinę. I nie daje za wygraną. Po prostu próbuje wydać mnie za mąż, skłaniając tych
mężczyzn do oświadczyn ... przekupując ich. I nie było cię przy tym, kiedy przychodzili
prosić mnie o rękę. Jak oglądali mnie niczym konia na aukcji, zastanawiając się, czy moja
wartość jako klaczy zrównoważy moją szokującą reputację. Tak bardzo mam tego dość,
Ramónie. To poniżające. Nienawidzę tego.
- To zrób coś z tym.
- Właśnie próbuję.
Starała się uśmiechnąć, ale on nie zmienił wyrazu twarzy.
- Chcę z tym skończyć. Jak mi się zdaje, jedyny sposób, to dać ojcu, czego pragnie. Chce,
abym wyszła za mąż. Więc jeśli wezmę ślub, jeśli będę miała obrączkę na palcu i, co się z
tym wiąże, godne szacunku nazwisko, ludzie zapomną o przeszłości. I ojciec teź o niej
zapomni.
- Ale ty będziesz żyła w teraźniejszości.
- Wiem. Sądzisz, że o tym nie myślałam? śe nie powtarzałam tego sobie w myślach setki
razy, aż bałam się, że wpadnę w szaleństwo? śe nie próbowałam znaleźć innego
rozwiązania?
- Ale dlaczego ja ... ?
- Mówiłam ci ...
To mu nie wystarczało. Wyczytała to z jego twarzy. Istotnie, był jeszcze inny powód, ale
chyba nie mogła zdradzić go w tej chwili. Nie teraz, gdy oddzielająca ich przestrzeń zdawała
się rozciągać jak wielka, ziejąca przepaść, a oni stali po przeciwnych stronach.
Nie mogła mu tego wyjaśnić.
- Mówiłam ci ... - powtórzyła bezradnie.
- Powiedz mi jeszcze raz.
Ramón odepchnął się od ściany, podszedł do Estrelli i pochylił się nad nią, opierając jedną
dłoń na wysokim oparciu fotela, a drugą na poręczy, na której przysiadła. Uwięziona w ten
sposób nie mogła się ruszyć.
Zaryzykowała, rzuciła jedno szybkie spojrzenie na jego ciemną, nieprzeniknioną twarz,
zimne oczy - i nie była w stanie tego znieść. Spuściła wzrok, próbowała wpatrywać się w
kolana, ale w rezultacie tylko ostrzej, niemal boleśnie uświadomiła sobie, źe otacza ją jakby
klatka złożona z długich, silnych ramion i twardej, masywnej ściany torsu. Znalazł się tak
blisko jej twarzy, że czuła ciepło jego skóry; cierpki zapach jakiejś cytrusowej wody
kolońskiej drażnił jej nozdrza ...
Przycisnął biodra do kolan Estrelli, zapięty w talii wąski, skórzany pasek tylko kilka cali
dzieliło od jej dłoni, spoczywających na udach. Gdyby trochę wyciągnęła rękę, tylko
odrobinę, mogłaby go dotknąć ...
Ledwo ta myśl przyszła jej do głowy, Ramón ujął ją za brodę i uniósł jej twarz.
To było jeszcze gorsze. Bo teraz, gdyby spojrzała w górę, utonęłaby w srebrzystych
sadzawkach jego oczu. Gdyby chciała opuścić wzrok, spocząłby na pięknych, zmysłowych
ustach. Na wargach, które pocałowały ją raz, ale o których śniła przez cały czas. Ten
pocałunek doprowadził ją do szaleństwa i samo wspomnienie o nim wywołało wybuch
palącego pożądania.
- Powiedz mi, co będziesz z tego miała - polecił.
Ostry, szorstki ton jego głosu przebił się przez zmysłowe opary, otumaniające jej umysł.
- Mówiłam ci ... Wolność. Zyskam wolność.
- I to ci wystarczy? Warto z tego powodu wiązać się z jakimś obcym człowiekiem?
- Nie z "jakimś", lecz z tobą.
Ramón wciągnął powietrze przez zęby, zdradzając, że usiłuje zapanować nad sobą.
- Dlaczego ze mną? Pytałem cię już o to wcześniej, Estrello, i będę pytać, dopóki nie
dostanę odpowiedzi. Dlaczego ze mną?
Och, co miała na to odpowiedzieć? Prawdę. To było jedyne wyjście. Więc choć ściskało ją
w dołku, przełknęła ślinę i zmusiła się do spojrzenia mu w oczy.
- Z powodu tego, co mówiłeś wcześniej. śe nie zamierzałeś mi się oświadczyć, kiedy
zażądał tego mój ojciec. Zrezygnowałeś z umowy, na której ci zależało. Dlatego. I... i ...
- I? - ponaglił ją, kiedy przerwała, jak gdyby słowa uwięzły jej w gardle. - I co jeszcze?
- I to - westchnęła. - I to ...
Podniosła głowę i przycisnęła usta do ust Ramóna.
Wyczuła jego zaskoczenie, zesztywniałe nagle ciało przez chwilę stawiało opór. Ogarnął ją
strach, że źle oceniła sytuację. Zaraz jednak usłyszała głębokie westchnienie, jego wargi
zmiękły, przyjął pocałunek i odpowiedział nań bez zwłoki. Ten pocałunek nie przypominał
pierwszego, nie miał w sobie brutalnej, niemal okrutnej zaborczości. Ale choć był taki deli-
katny, obudził w niej te same uczucia, taką samą palącą żądzę.
Och, dzięki Bogu! Ta jedyna myśl przemknęła jej przez głowę, zanim całkowicie utraciła
zdolność rozumowania. Dzięki Bogu, że się nie myliła. śe nie wyobrażała sobie czegoś, co
nie istniało, że naprawdę połączyło ich dzikie pożądanie. Pożądanie, które skłoniło ją do
wymyślenia zwariowanego planu, i które - jak się modliła - pomoże im go zrealizować.
I
to ...
Te słowa wciąż dźwięczały w uszach Ramóna, kiedy usta Estrelli dotknęły jego ust, ale
była to ostatnia rozsądna myśl, którą był w stanie sformułować.
Cała jego świadomość skupiła się na jednej osobie - i była nią Estrella. Estrella, z jej
gładką skórą i smukłym ciałem, z długimi, falującymi włosami. Były związane w koński
ogon z tyłu głowy, nie mógł więc zanurzyć w nich palców. Jednym ruchem ściągnął
krępującą je wstążkę, rzucił ją gdzieś na podłogę i przeczesywał dłonią długie, jedwabiste
pasma. Miękkość muskających jego twarz włosów, lekki zapach ziołowego szamponu tylko
podsycały narastające w nim pożądanie.
- Ramónie ...
Potrzebował jej. Wszystkiego, co mogła mu zaofiarować. I potrzebował tego teraz. Zsunął
lniany żakiet z jej ramion i upuścił na podłogę, u ich stóp. Białą obcisłą podkoszulkę spotkał
ten sam los. Zapach jej rozgrzanej skóry, nagły powiew oszałamiających perfum zaatakował
jego zmysły z taką mocą, że zakręciło mu się w głowie.
Ześliznęli się z fotela, opadli na podłogę, poczuli chłód wyfroterowanego drewna na
obnażonej skórze. Estrella szarpnęła jego koszulę, wyciągając ją ze spodni i jak najszybciej
odpinając guziki. Palce odmawiały jej posłuszeństwa; w pewnej chwili Ramón usłyszał trzask
rozdzieranej tkaniny, ale nic go tonie obeszło. Pragnął tego, czego i ona pragnęła: aby ich
ciała zetknęły się, by nie oddzielało ich ubranie.
Pomagał jej z zapałem; zrzucając z siebie podartą koszulę i ciskając ją w drugi koniec
pokoju, wyszeptał jej do ucha:
- Estrella ... Mi estrella. Moja piękna gwiazda. Kochanie ... nie możemy tego zrobić ...
Nie możemy? Dla roznamiętnionego umysłu Estrelli te słowa były niczym chlust lodowatej
wody.
Jak mógł to teraz powiedzieć? Kiedy wiedziała, że Ramón musi się z nią kochać, bo
inaczej zabije ją frustracja.
- Nie możemy? Ale ... - zaprotestowała i usłyszała jego cichy śmiech.
- Nie tutaj, mi angel. Nie tutaj. Podłoga ... Urwał gwałtownie, bo wbrew jego protestom
dziewczyna zacisnęła palce na klamrze jego paska i szybko ją odpięła.
- Estrello! - w tym jęku protest mieszał się z bezradnością. - Próbuję myśleć o tobie!
- A ja ci mówię, że nie dbam o nic!
- Ale podłoga jest... za twarda. Mój pokój ...
Z trudem dobierał słowa, gdy zaczęła go pieścić, ujmując dłonią jego męskość. - Łóżko ...
- Nie.
Estrella nie chciała się stąd ruszać. Wszystko było dla niej takie nowe, cudowne,
wyzwalające, pozbawione zahamowań, że z przerażeniem myślała, iż może to utracić. Bała
się, że zaleje ją lodowata fala rzeczywistości i zmusi do zastanowienia.
- Nie - powtórzyła szeptem i stłumiła jego protest pocałunkiem. - Nie, nie tam. Tutaj.
Właśnie tu, I teraz. Pragnę cię, Ramónie.
- Och, Dios - westchnął, kapitulując. - A ja pragnę ciebie!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Estrella nie chciała, aby nadszedł ranek. Tylko o tym myślała, ilekroć budziła się ze snu, w
który zapadła mniej więcej w połowie nocy. Przedtem Ramón zabrał ją z salonu, poprowadził
po schodach do sypialni i położył na wielkim, podwójnym łóżku. Nie pamiętała, ile razy się
kochali, wiedziała tylko, że - choć jej ciało zostało w końcu zaspokojone i poddało się
zmęczeniu - jej umysł odczuwał wciąż pożądanie.
Nigdy czegoś podobnego nie przeżyła. Nawet z Carlosem, a Carlos był jej jedynym
kochankiem. Nie chciała myśleć o nim, ale nie mogła powstrzymać napływających
wspomnień. Bo w jedną krótką noc Ramón całkowicie wymazał wszystko, czego Carlos
nauczył ją o miłości. Albo raczej wszystko, czego jej nie nauczył.
A przecież zawsze wierzyła, że kochała Carlosa.
Nigdy nie kojarzyła miłości z Ramónem. Jednak to on posiadł jej duszę i ciało, wypierając z
pamięci wspomnienia o kłamstwach innego mężczyzny.
- No, naprawdę będziesz miała kłopot, jak to wyjaśnić swojemu ojcu.
Niski, zachrypnięty, lekko ironiczny głos wyrwał ją z zamyślenia. Otworzyła gwałtownie
oczy i odwróciła głowę. Zobaczyła Ramóna, który wszedł cicho do pokoju i stał przy
drzwiach, trzymając w dłoniach kubki z kawą.
Wilgotne włosy i zaróżowiona cera zdradzały, że niedawno wziął prysznic i ogolił się. Był
nie tylko ubrany, ale włożył pełny uniform biznesmena. Nosił kolejny idealnie skrojony
garnitur, koszulę i krawat - tym razem niebieski - i wyglansowane czarne buty. Wszystko to
głosiło, że dzisiejszy dzień przeznaczony jest na pracę, nie na zabawę.
- A może powiedziałaś mu, że zanocujesz u tej koleżanki?
Ja ... powiedziałam, że wrócę, kiedy wrócę - zdołała wykrztusić, uświadamiając sobie z
bólem, jak mógłby zinterpretować jej odpowiedź. - Chyba jednak to zrobię, zanim ojciec
zadzwoni do Carmen i zacznie zadawać kłopotliwe pytania.
- Najpierw wypij kawę. – Ramon podał jej kubek. Dopiero gdy podciągnęła się na
poduszkach, a prześcieradło zsunęło się z jej ciała, uświadomiła sobie, że pod osłoną cienkiej
egipskiej bawełny jest całkowicie naga. Oblała się rumieńcem, gwałtownie podciągnęła białe
prześcieradło, wsuwając je pod pachy i niemal okręcając wokół szyi, tak że była całkowicie
osłonięta.
- Trochę na to za późno, prawda? - spytał oschle, przyglądając się jej, gdy niemal wyrwała
mu kubek z ręki. Przesunął nogą krzesło i wyciągnął się w nim.
- Tej nocy dowiedziałem się, jak wyglądasz bez ubrania.
- Nie chciałam wylać na siebie kawy - warknęła, wiedząc, że niepotrzebnie się broni.
Piękne usta Ramóna lekko drgnęły, tylko to zdradziło jego uczucia, starannie
zamaskowane obojętnym tonem.
- Bardzo rozsądnie. Nie chcesz chyba poparzyć swojej delikatnej skóry.
Estrella wzdrygnęła się w duchu, słysząc kryjącą się w tych słowach ironię. Tak, było już
za późno na wstydliwość. Tak, tej nocy widział, dotykał - i nie tylko - każdy centymetr jej
ciała. Ale to działo się minionej nocy, w mroku, w łóżku. Dzisiejszego ranka, w chłodnym
ś
wietle dnia - sprawy wyglądały maczeJ.
A najgorsze z tego było zachowanie Ramóna.
Kiedy zasypiała, przytulona do szczupłego, mocnego ciała mężczyzny, czuła się odprężona i
rozluźniona. Nie miała pojęcia, co teraz będzie. Ale po nocy, która ich połączyła, wspólnie
przeżytej namiętności i rozkoszy, nie miała wątpliwości, że uda się im znaleźć jakieś
rozwiązanie. Była zbyt wyczerpana, aby o tym teraz myśleć, ale zrobi to rano.
Tylko że ranek, na który czekała, miał się zacząć od przebudzenia u boku Ramóna.
Wyobrażała sobie, jak powoli, bez pośpiechu wynurza się ze snu. Mogą nawet - co niemal
pewne - znowu się kochać. Potem, gdy będą rozluźnieni po zaspokojeniu namiętności, a ona
spocznie w jego ramionach, z głową na jego piersi, na pewno zaczną ze sobą rozmawiać.
Takiego Ramóna mogłaby przekonać. Więcej - mogła otworzyć przed nim serce i
powiedzieć mu wszystko. Wyjawić bolesną prawdę o Carlosie i swojej przeszłości. Ale ten
drugi Ramón - to całkiem inna sprawa.
Ich noc należała do przeszłości. Zaczął się jego dzień. Ramón Dario, wielki biznesmen,
wstał już z łóżka, ubrał się i był gotów do pracy. A ona ...
Co miała zrobić? Czego od niej oczekiwał? śe wstanie, weźmie prysznic, ubierze się i...
wyjdzie? A co z minioną nocą? Ze wszystkim, co było między nimi?
- Idziesz do pracy. - Była to idiotyczna uwaga, ale tylko na nią mogła się zdobyć.
- To oczywiste. - Jego głos nie zdradzał niczego, oblicze było pustą, nieprzeniknioną
maską, ciężkie powieki przysłaniały oczy.
- Ale dlaczego?
Niepotrzebnie to powiedziała. Zorientowała się, gdy zobaczyła, że uniósł głowę i
przymrużył oczy.
- Firma sama się nie poprowadzi.
- Ale sądziłam, że dzisiaj ...
Z każdym słowem pogarszała swoje położenie.
Teraz czarne brwi Ramóna ściągnęły się gniewnie i niemal fizycznie czuła jego odrzucenie.
- A niby dlaczego - zapytał lodowatym tonem - dzisiejszy dzień miałby się różnić od
pozostałych?
- No ... sądziłam ...
- Sądziłaś? - powtórzył groźnie, kiedy zawahała się. Myśli tak kłębiły się w jej głowie, że
nie mogła wymówić słowa.
- śe ty ...
i
ja ...
- W ciąż myślisz o tym idiotycznym pomyśle, że
moglibyśmy wziąć ślub? - rzucił ostro. - Bo jeśli tak, to sugeruję, żebyś o tym zapomniała.
Nie ma mowy o żadnym małżeństwie z rozsądku. Powiedziałem to twojemu ojcu.
- Ale tej nocy ... To nie mój ojciec ... to ja zaproponowałam.
- Aja daję ci tę samą odpowiedź, jak twemu ojcu. Powiedział to z taką lodowatą zjadliwością,
ż
e Estrella wtulila się w poduszki i zacisnęła palce na kubku, aż pobielały jej kostki.
- Nie myślę o małżeństwie. Nie chcę się żenić, nigdy nie chciałem. Lubię swoje życie
takie, jakie jest. A gdybym nawet zapragnął mieć żonę, to musiałaby to być kobieta, którą
sam wybrałem. Nie osoba, która sama wystawia się na sprzedaż. Nawet za cenę stacji
telewizyjnej.
Z cynizmem zauważył, że sprawiała wrażenie zaskoczonej. Przecież nie mogła uwierzyć,
ż
e postąpi zgodnie z jej beznadziejnym planem. O ile taki plan rzeczywiście istniał.
Wczoraj dał się zaskoczyć. Nie był przygotowany na taki pocałunek, więc w ułamku
sekundy stracił głowę, jak napalony nastolatek. I wcale tego nie żałował. Tyle że z powodu
tej rozkosznej nocy Estrella zdawała się wierzyć, że zgodził się na jej szalony plan.
- Ale ... ale wczoraj w nocy ...
- W nocy? Chcesz udawać, że ta noc była wyjątkowa? Ty pragnęłaś mnie. Ja pragnąłem
ciebie - i dałem ci, czego chciałaś.
- I sam wziąłeś, co chciałeś.
- Tak, a niby dlaczego miałem zachować się inaczej? To ty zawsze robiłaś pierwszy krok.
Musiał jednak przyznać, że gdy widział ją tak, jak teraz - nadal w łóżku, z zaspanymi
oczami, czarnymi włosami rozrzuconymi po poduszce, złocistą skórą kontrastującą z bielą
pościeli - kusiło go, by samemu zrobić pierwszy krok. Niemal nie zdołał zapanować nad
nagłą reakcją swego ciała, gdy wszedł do sypialni i zobaczył ją leżącą z zamkniętymi oczami,
ciepłą i rozluźnioną. Ale był już ranek, miał dużo czasu, by przemyśleć, jakie szaleństwo
popełnił, i uświadomić sobie, że musi z tym skończyć.
Właśnie on powinien wiedzieć, jak destrukcyjny wpływ może mieć poślubienie kobiety,
która nie kocha. Czy jego własna matka nie postąpiła tak z Reubenem i czy oboje gorzko tego
nie żałowali? Sama myśl, że mógłby się w przyszłości dowiedzieć, że nie on jest ojcem
upragnionego dziecka, wywoływała ucisk w żołądku.
Nie można tego dalej ciągnąć. Nieważne, co Estrella myśli albo czego się spodziewa. Trzeba
to przeciąć. Raz na zawsze. Musi sprawić, by odeszła i nigdy nie wróciła. Bo gdyby wróciła,
mógłby nie mieć dość rozsądku lub siły, by zerwać ponownie.
Wysączył resztę kawy i postawił pusty kubek na podłodze.
- Rzuciłaś mi się na szyję, a ja jestem normalnym, zdr,owym mężczyzną. Do diabła, co
miałem zrobić? Powiedzieć: przepraszam, kochanie, ale nie jestem w nastroju? I odejść?
- Kiedyś ... tak zrobiłeś. W zamku.
Tak, odszedł, i niemal go to zabiło. Nie chciał ponownie tego przeżywać. Objawy głodu
narkotycznego, które dręczyły jego podniecone ciało, złożyły się na osobistą wizję piekła.
- Wtedy powiedziałaś, że nie dałabyś się tknąć, nawet gdybym był ostatnim mężczyzną na
Ziemi. Zeszłej nocy zmieniłaś zdanie.
- Ja ... ja myślałam ...
- Co myślałaś, kochanie? Chyba nie wpadł ci do głowy szalony pomysł, że się w tobie
zakochałem?
Wydawało się, że ta myśl budzi w niej takie samo przerażanie, jak w nim.
- Co? Nie! Nie ma mowy! Nigdy!
- Dobrze. Cieszę się, że nie posunęłaś się aż tak daleko w swoim fantastycznym
scenariuszu. Dokąd idziesz?
Odstawiła kubek na szafkę nocną i wyskoczyła z łóżka; prześcieradło, którym się owinęła,
ciągnęło się za nią jak tren.
- Szukam swojego ubrania. Chcę się ubrać. - Rozejrzała się po sypialni z niepokojem,
zagryzając usta. - Gdzie moje ubranie? Do diabła, co z nim zrobiłeś ... ?
- Opanuj się! - Uniósł dłoń, by ją uspokoić.
- Jeśli pamiętasz, w nocy trochę nas poniosło. Twoje ubranie nadal jest w salonie. Przyniosę
ci je.
Schodząc na dół, przypomniał sobie, że to widok jej rzeczy - i własnych - porozrzucanych
po podłodze, przywrócił mu rozsądek. Naoczny dowód na to, że pozwolił, aby namiętność
uderzyła mu do głowy i zamiast myśleć o konsekwencjach uległ fizycznym popędom,
otrzeźwił go. Jak mógł zapomnieć się tak głupio - i to właśnie z Estrellą Medrano?
Ubranie, które podniósł z podłogi i starannie poukładał, leżało teraz w zgrabym stosiku w
skórzanym fotelu. Tym samym, na którym przysiadła, zanim pierwszy raz go pocałowała.
Gdyby miał choć trochę rozumu, poprzestałby na tym.
Wciąż jej pragnął, maldito sea! Pochylił się, by zabrać rzeczy Estrelli, ale zamarł na widok
kawałków brzoskwiniowej satyny i koronek, które kilka godzin wcześniej zsunął z jej
uległego ciała. Skierował zamglone oczy na fragment podłogi, na którym wtedy leżał. Gdzie
wciągnął ją na siebie i ...
lrifierno, no!
Odwrócił wzrok od kuszących skrawków brzoskwiniowej satyny, zakrył je podkoszulkiem
i skierował się ku schodom.
Estrella stała pod oknem, tam gdzie ją zostawił.
Jedno spojrzenie na jej nieruchomą twarz, wyraz gniewnego uporu w oczach, wystarczyło
niemal, by zdusić płomienie pożądania. Niemal - nie do końca. Ale sprawiała wrażenie tak
nieprzystępnej, że zatrzymał się po przeciwnej stronie łóżka i z szyderczym ukłonem złożył
ubranie na pomiętej narZUCIe.
- Twoje ubranie, senorita.
- Dziękuję - odpowiedziała z niechęcią, niemal z przymusem. - A teraz, jeśli nie masz nic
przeciwko temu, chciałabym zostać sama, gdy będę się ubierać.
- Poczekam na ciebie na dole.
- Dobrze.
Czekała demonstracyjnie, z rękami opartymi na biodrach. Dopiero gdy opuścił pokój i
usłyszała jego kroki na schodach, wyplątała się z prześcieradeł i poszła do łazienki. Nie miała
pojęcia, jak długo stała pod kaskadą gorącej wody. Wiedziała tylko, że niezależnie od tego,
ile razy by się szorowała, nadal będzie czuła się brudna.
Zeszła w końcu na dół, modląc się w duchu, by Ramón miał dość czekania i udał się już do
biura. Czekało ją rozczarowanie. Siedział w kuchni, na stole piętrzył się stos listów. Dolał
sobie kawy, ale najwyraźniej nie tknął jej, tak samo jak nie czytał listu, który trzymał w dłoni.
- Wychodzę - oznajmiła ostrym tonem, stojąc w drzwiach. Tylko to potrafiła wymyślić.
Nie miała doświadczenia w takich sytuacjach.
Ramón podniósł szybko głowę i rzucił chłodne spojrzenie na jej bladą twarz.
- Nie idź jeszcze. Nic nie jadłaś. Masz ochotę na śniadanie?
- Chyba bym się udławiła - powiedziała, zła, że odgrywał rolę uprzejmego gospodarza. -
Chcę iść do domu.
- Estrello ... - Odsunął krzesło i wstał. Wydawał się niepokojąco wysoki i silny. - Sytuacja
w twoim domu ... naprawdę jest tak źle?
- Poznałeś mojego ojca - tylko tyle odpowiedziała.
- Więc dlaczego się nie wyprowadzisz? Znajdź jakąś pracę ...
Urwał gwałtownie, gdy wybuchnęła ironicznym śmiechem.
- Chyba żartujesz! Powtarzam, poznałeś mojego ojca. Jest starszy niż ojcowie moich
rówieśników ... Założę się, że starszy od twojego! A jeśli chodzi o przekonania - jeszcze
starszy. Ja zaś jestem jego jedynym dzieckiem ... dziedziczką rodu Medrano. Moje
wychowanie było po prostu średniowieczne. Niczego mnie nie nauczono, nie mam zawodu.
Poza tym, kiedy prawda o Carlosie wyszła na jaw, Estrella niemal się załamała. Nie była w
stanie myśleć ani działać. Ojciec to wykorzystał, przejął kontrolę nad jej życiem i sprawował
ją nadal.
- Nikt by mi nie zaproponował pracy.
- Ja mógłbym to zrobić.
- Ty? - nie wierzyła własnym uszom.
- Dam ci pracę. W Korporacji Alcolar. Możesz odejść z domu, znaleźć jakieś mieszkanie.
- Uważasz, że jestem godna pracy, ale niegodna małżeństwa?
- Nie powiedziałem tego, do diabła!
- A ja nie pamiętam, żebym mówiła coś o poszukiwaniu pracy! - Musiałaby widywać go,
rozmawiać z nim i za każdym razem wspominałaby minioną noc i upokorzenie, które
przeżyła rankiem. - Nie przyjęłabym pracy od ciebie, nawet gdybyś płacił szczerym złotem!
Nie chcę nic od ciebie!
- W nocy było inaczej. - W jego głosie znowu pojawił się groźny, mroczny ton.
- To co innego.
- Tak, zeszłej nocy myślałaś, że dostaniesz ode mnie to, czego chciałaś. - Pomimo wysiłku
Ramón stracił w końcu panowanie nad sobą. Próbował jej pomóc, a ona odrzuciła pomoc z
pogardą. - A ja nie znoszę, kiedy się mnie wykorzystuje - warknął wściekle i zauważył, że
Estrella uniosła głowę i szeroko otworzyła oczy.
- Nie byłeś wykorzystywany - zaprotestowała.
- Nie? Uwierz mi, kochanie, tak się czułem.
- Och, więc ofiarowanie ci tego, czego - jak mówiłeś - pragniesz najbardziej na świecie, to
wykorzystywanie?
Przez chwilę wydawało mu się, że miała na myśli siebie i poczuł zawrót głowy, sądząc, że
go przejrzała. Wkrótce potem odzyskał przytomność umysłu i uświadomił sobie, że mówiła o
stacji telewizyjnej.
- Powiedziałem ci, że cena jest za wysoka.
- Wczoraj byłeś chyba innego zdania.
- Wczoraj chodziło tylko o seks! Niczego nie obiecywałem.
Tym dotknął ją do żywego. Zauważył, że zamrugała powiekami i jakby zamknęła się w sobie.
Ale najwyraźniej potrzebowała tylko czasu, aby odpowiedzieć na jego atak.
- I bardzo dobrze, że niczego nie obiecywałeś, bo wczoraj mogłam być na tyle głupia, żeby
się zgodzić. Dziś myślę trzeźwo i jestem skłonna przyznać ci rację co do ceny. Tak jak ty, nie
jestem gotowa, by ją zapłacić.
- Oczywiście, że nie. Twój ojciec zadał sobie wiele trudu, by wyjaśnić mi, że nie posiadam
takiego szacownego katalońskiego rodowodu, jakiego oczekuje od zięcia.
- Nie ... I dlatego byłeś dopiero dziesiąty na liście ewentualnych konkurentów.
Ubodło go to. Urażona męska duma sprawiła, że odrzucił wszelkie hamulce i względy
sprawiedliwości. Wróciła dawna Estrella - bezwzględna, wyrachowana kobieta, którą
pogardzał. Dobrze, że sobie o tym przypomniał. Niewiele brakowało, a nabrałby się na jej
łzawą opowieść.
- Więc dlaczego rzuciłaś mi się wczoraj na szyję? Uniosła podbródek, ciemne oczy rozbłysły
gniewem.
- To chyba jasne? Miałam na ciebie ochotę.
- Co? Zachciało ci się prostego faceta? Lubisz sobie popatrzeć, jak żyją niższe klasy?
Tylko dlatego miałaś romans z Carlosem Pereą?
- Zostaw Car ... nie wciągaj go w to!
- Dobra, zostawię go. Na razie. Ale powiedz mi, moja śliczna doiio Medrano ... querida ... -
postarał się nasycić swoje słowa zjadliwością, która miała ranić, jak zranił go jej komentarz. -
Tych dziewięciu konkurentów ... na ilu z nich rzuciłaś się tak jak na mnie? Przetestowałaś ich
wszystkich, żeby sprawdzić, czy spełniają twoje wysokie wymagania? Czy ..
To bardziej odgłos uderzenia w twarz uciszył go niż sam cios. Przez chwilę stali
nieruchomo i tylko patrzyli na siebie. Estrella była zdumiona swoją reakcją, oddychała
szybko i nierówno.
- No cóż, chyba się o to prosiłem - stwierdził, powstrzymując odruch potarcia dłonią
bolącego policzka.
- Owszem! - Odruchowo uniosła obie ręce, zasłoniła twarz gestem zdradzającym
wściekłość i jednocześnie jakby obronnym. - Nic mnie nie łączyło z tamtymi - nic! Jeśli
musisz wiedzieć, jesteś jedynym, z którym dłużej rozmawiałam, jedynym, którego
pocałowałam, jedynym, z którym ... z którym ...
Urwała, najwyraźniej nie była w stanie skończyć zdania.
- Więc powinienem czuć się zaszczycony?
Estrella potrząsnęła gwałtownie głową, długie włosy utworzyły wokół jej twarzy czarną
chmurę.
- Wcale nie. Ty i Carlos jesteście tylko dowodem, jaką jestem przerażająco naiwną idiotką,
jeśli chodzi o mężczyzn!
- Ja ... - odezwał się, ale przerwała mu, zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć.
- Dość! - warknęła. - Ani słowa więcej! To, co usłyszałam od ciebie, wystarczy mi do końca
ż
ycia.
Można by sądzić, że wyciągnęłam wnioski ze związku z pasożytem i manipulantem, ale nie!
Widocznie jestem tak głupia, że stale trzeba mi o tym przypominać! No cóż, wyświadczył mi
pan tę przysługę, senor Dario ... i bardzo panu dziękuję za pouczenia. Tym razem naprawdę
wzięłam sobie tę lekcję do serca, na dobre. I nie sądzę, żebym kiedyś o niej zapomniała.
Zanim Ramón zdążył zebrać myśli i odpowiedzieć jej, obróciła się na pięcie, złapała torebkę i
wybiegła, zatrzaskując za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Co się z tobą ostatnio dzieje, Ramónie? Chodzisz jak we śnie.
- Może się zakochał.
- Czy to prawda? Czyżby wielki senor "małżeństwo mnie nie interesuje" Dario w końcu
wpadł?
- Nie dokuczaj mu, Mercedes - wtrąciła się Cassie i otrzymała w nagrodę pełen
wdzięczności uśmiech szwagra. - Myślę, że ma dużo spraw na głowie.
- Raczej jedną, ale dużą! - zaśmiała się siostra Ramóna. - Czy o to chodzi? Musi być
naprawdę wyjątkowa, skoro zwaliła mojego brata z nóg!
Naprawdę wyjątkowa. Znał osobę, do której pasowało to określenie. I to prawda, że od
tygodnia nie przestawał o niej myśleć, od chwili, kiedy wyniosła się z jego mieszkania i z
jego życia.
Próbował ją zatrzymać. Prawie natychmiast udał się za nią, ale to kilkusekundowe wahanie
dało jej przewagę. Wydawało się, że przeznaczenie było po jej stronie. Musiała wejść do
windy, jak tylko opuściła jego mieszkanie, jakimś cudem złapała taksówkę w minutę po
wyjściu na ulicę, i kiedy sam wybiegł na zewnątrz, już jej nie było. Zniknęła, jak gdyby nigdy
nie istniała.
- Chyba nie martwisz się wciąż tą stacją telewizyjną?
To odezwał się jego ojciec. Juan A1colar, oparty plecami o krzesło, pozornie wydawał się
odprężony, w dłoni trzymał kieliszek z najlepszym czerwonym winem z winnicy swego syna.
Ale spojrzenie, którym obrzucił twarz Ramóna, było ostre i taksujące.
- W pewnym sensie ... tak - przyznał niechętnie Ramón, świadom, że problem ma nie ze
stacją Medrana, lecz z jego córką.
- Mówiłem ci, żebyś dał sobie spokój. Mcdrano to ograniczony stary osioł. Zawsze był
zanadto dumny ze swego katalońskiego dziedzictwa. I za mało elastyczny.
- I to mówi człowiek, który nie pamięta, że w naszych żyłach obok krwi katalońskiej płynie
także andaluzyjska - zauważył Joaquin, wchodząc do pokoju. Złożył pocałunek na czubku
jasnowłosej głowy Cassie. - Ty i Medrano jesteście tacy sami, papa. Nie możesz zapomnieć o
pradziadku, choćbyś tego chciał.
Ramón uświadomił sobie, że jeszcze przed kilkoma tygodniami taka rozmowa byłaby -
łagodnie mówiąc - nieprawdopodobna. Ale od chwili, gdy Joaquin i Cassie oznajmili, że
zamierzają się pobrać i dorzucili wspaniałą wiadomość, że w drodze jest drugi wnuk Juana,
stosunki między starszym panem i jego pierworodnym ociepliły się.
Joaquin też złagodniał. Gdy tak stał, otaczając ramieniem narzeczoną, nikt by nie uwierzył,
ż
e niecały miesiąc temu prawie się rozstali. Teraz mieli kłopoty za sobą. Musieli tylko
szczerze porozmawiać, a Joaquin - zapomnieć o idiotycznym przekonaniu, że nie nadaje się
do trwałych związków.
Ramón nie mógł znaleźć sobie miejsca, bo w uszach brzmiał mu własny głos, mówiący
"nie chcę się żenić; nigdy tego nie chciałem". Podszedł do kredensu, by dolać sobie kawy z
dzbanka.
- A ty nie jesteś lepszy - zwrócił się do przyrodniego brata. - Wydaje mi się, że jeśli chodzi
o upór i dumę, to wszyscy Alcolatowie są tacy sami.
- Kocioł i garnek - ze śmiechem mruknęła Cassie, odrywając wzrok od listy gości
weselnych, którą przygotowywała.
- Co? - zmarszczył brwi Ramón.
- W Anglii mamy przysłowie o kotle, który przygania garnkowi, a sam smoli. Myślę, że
pasuje nie tylko do Joaquina, ale i do ciebie.
- Jesteś tak samo typowym Alcolarem jak Joaquin - wtrąciła Mercedes. - Pod względem
uporu i dumy pasujecie do siebie.
- Ja ... - zaczął protestować Ramón i urwał, wspominając, ile razy podnosił słuchawkę, by
zadzwonić do Castillo Medrano, a potem znowu ją odkładał.
Podjechał nawet samochodem pod dom Estrelli, ale zaraz zawrócił. Uznając, że najlepszą
taktyką będzie w tym przypadku milczenie, nic nie powiedział, dopił tylko kawę.
- Kocioł i garnek - kąciki ust Cassie uniosły się lekko w górę.
Jej słowa towarzyszyły Ramónowi przez cały czas w drodze do domu. Powtarzał je w
myślach, zasypiając. Tkwiły w jego pamięci, gdy się obudził. Niespokojna noc przyniosła
odpowiedź, dlaczego tak było. Jego sen przepełniony był rojeniami. A w nich pojawiała się
tylko jedna osoba. Estrella Medrano. Nawet rankiem, po obudzeniu, te rojenia nie rozwiały
się, torturowały go wspomnieniami, obwiniały za fatalny wybuch gniewu, sprawiały, że był
niespokojny i nie mógł skupić na niczym uwagi.
Gdy zamykał oczy, widział jej twarz. Gdy siedział przy biurku, mógłby przysiąc, że czuje
zapach jej perfum, jedwabiste muśnięcie długich, czarnych włosów na twarzy. Kiedy podniósł
słuchawkę i usłyszał kobiecy głos, był święcie przekonany, iż to ona dzwoni. Ale to tylko
Mercedes chciała opowiedzieć mu o planowanej wycieczce do Anglii.
Powtarzał w duchu, że powinien sobie odpuścić.
Zapomnieć o Estrelli. Kogo próbował tym oszukać? Nie mógł o niej zapomnieć. Pragnął jej.
Tak bardzo, że aż czuł ból.
- Infierno!
Rzucił pióro, wstał i zerwał marynarkę, wiszącą na oparciu krzesła. Jeszcze trochę i zupełnie
straci rozum. Tylko ją zobaczę, mówił do siebie. Zobaczę, porozmawiam z nią i ... Dalej nie
odważył się posunąć.
Nie wiedział, co kryło się za tym "dalej". To pytanie przyszło mu do głowy dopiero wtedy,
gdy siedział już w samochodzie i włączył silnik.
Przecież nie myśli chyba o poślubieniu Estrelli Medrano, prawda?
Estrellę okropnie bolała głowa. Niewiele spała przez ostatni tydzień, a dzisiejszy dzień
okazał się kroplą przepełniającą dzban. Kiedy ojciec oznajmił, że będą mieli gościa na
kolacji, po chwili zrozumiała, co miał na myśli. Zauważyła błysk w jego oku, mocne
zaciśnięcie warg - i już wiedziała. To nie był zwyczajny gość, jeden z przyjaciół ojca
wpadający z towarzyską wizytą. Ojciec znowu znalazł jej kolejnego kandydata na męża.
- Papa ... proszę, nie rób tego ...
Od pewnego czasu nie próbowała nawet walczyć.
Ale po upokorzeniu i zażenowaniu, które przeżyła z powodu Ramóna Dario, wiedziała, że nie
zniesie tego ponownie.
Alfredo był całkowicie nieczuły na jej prośby i argumenty. Podjął decyzję i nie mogła nic
zrobić, by zmienił zdanie.
- Gdybyś nie unurzała nazwiska Medrano w błocie, romansując z żonatym, niszcząc życie
wspaniałej kobiety, nie mówiąc już o dwójce dzieci, to nie byłabyś w takiej sytuacji. Ale
ostrzegam cię, dziewczyno, moja cierpliwość się kończy. - Podszedł bliżej, wpatrując się w
twarz córki. Podkreśłał swoje słowa tak gwałtownym ruchem ręki, że Estrella cofnęła się z
lękiem. - Albo uporządkujesz swoje życie, albo znajdziesz się na ulicy, gdzie twoje miejsce.
- Papa ...
- Nie. Koniec dyskusji - warknął. - Mówię ci, wyjdziesz za przyzwoitego człowieka lub
wyniesiesz się z domu, tak jak stoisz. Nie weźmiesz nic ze sobą ... I nie obchodzi mnie, czy
utrzymasz się na powierzchni, czy pójdziesz na dno.
Nie miała wątpliwości, że naprawdę tak myślał.
Od jakiegoś czasu jego nastroje były coraz bardziej niestałe, mroczne i groźne. Ze strachem
myślała, co mógłby jeszcze wymyślić. Teraz już to wiedziała.
Nagle perspektywa pracy u Ramóna nie wydawała się taka odrażająca. Ale gdyby chciała
skorzystać z jego propozycji, musiałaby wrócić do niego na kolanach i błagać, aby
wyświadczył jej przysługę, którą wcześniej z pogardą odrzuciła.
Postanowiła podporządkować się rozkazom ojca, przynajmniej pozornie. Przebrała się do
kolacji w błękitną suknię, jak kazał, umalowała się, nawet upięła wysoko włosy,
przytrzymując je ozdobnymi grzebykami. Cały czas zbierało się jej na mdłości, nerwy miała
napięte ze strachu, nie tyle na myśl o spotkaniu z konkurentem, kupionym za pieniądze jej
ojca, ile o nieuniknionej konfrontacji z Alfredem. Była to przerażająca perspektywa.
Rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza. Esteban Ramirez mógłby być jej ojcem. Miał dużą
nadwagę, proste, przetłuszczone włosy i niezbyt przyjemnie pachniał. To go jednak nie
powstrzymało od obrzucania jej spojrzeniem, jak gdyby była okazową jałówką.
Wykorzystywał też każdą okazję, by się o nią otrzeć lub dotknąć ją gorącymi, wilgotnymi
dłońmi, ilekroć znalazła się blisko niego.
- Ależ z pani śliczne, młodziutkie stworzonko. - Prowadził ją do stołu, pożerając wzrokiem. -
Ś
liczne. Jestem pewien, że zostaniemy przyjaciółmi.
Kolacja była prawdziwą torturą. Estrella nie mogła przełknąć ani kęsa, bawiła się tylko
jedzeniem, przesuwając je po talerzu. W końcu uniosła odrobinę do ust, ale - jak tylko
doleciał ją zapach kurczaka - zrobiło się jej niedobrze. Czym prędzej odłożyła widelec i
sięgnęła po kieliszek z winem.
Ale i to obróciło się przeciwko niej. Złośliwym zrządzeniem losu ojciec wybrał to samo
aromatyczne czerwone wino, którym tydzień temu częstował ją w swoim mieszkaniu Ramón.
Wystarczył jeden łyk, by napłynęła fala wspomnień. Ścisnęło ją w gardle
i
musiała
przełknąć gwałtownie, by się nie zakrztusić.
- Coś się stało? -ostro zapytał ojciec, zauważywszy zmianę na jej twarzy.
- Nie - zdołała wymówić. - Nic ... wszystko w porządku.
To nie była prawda. Smak wina przywołał te namiętne, erotyczne wizje, które pojawiały
się, ilekroć udawało się jej zasnąć. Znowu czuła dotyk Ramóna, pocałunki i smak jego ust,
gdy próbowała oblizać
spIeczone wargI
- Co .. Kto taki?
Głos ojca. Pochłonięta myślami, nie zauważyła, że jeden ze służących podszedł do Alfreda i
szepnął mu coś do ucha.
- Kto?
Alfredo obrzucił córkę chłodnym, krytycznym spojrzeniem, które sprawiło, że jej i tak już
napięte mięśnie sprężyły się jeszcze silniej, a żołądek zacisnął się, aż jęknęła z bólu.
- Dario?
Przez chwilę sądziła, że się przesłyszała. Musiała się przesłyszeć. Ale oj ciec zwrócił się
do niej.
- Podobno Ramón Dario przyszedł zobaczyć się z tobą. Wiesz, po co?
Estrella otworzyła usta, ale nie zdołała odpowiedzieć. To niemożliwe. Ramón nie mógł tu
przyjść. Po prostu nie mógł. Potrząsnęła głową w odpowiedzi na wściekłe spojrzenie Alfreda.
- Cóż, chyba trzeba sprawdzić, czego chce. Rafaelu, poproś tutaj senora Dario.
Nawet teraz nie była przekonana, że to dzieje się naprawdę. Mówiła sobie, że pojawi się
Rafael i powie, że nastąpiła pomyłka. Albo okaże się, że źle uslyszała nazwisko i służący
wprowadzi kogoś innego.
Jednak Rafael wrócił, a za nim szedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który od
pierwszego dnia, kiedy go ujrzała, nawiedzał jej myśli na jawie i we śnie. Nigdy jeszcze
nie był ubrany tak sportowo. Błękitna koszulka polo opinała jego ramiona i piersi, ciasne
dżinsy uwydatniały długość nóg, wąskie biodra i talię oraz mięśnie, na widok których
zaschło jej w ustach.
Jeśli zdziwiło go, że zastał gospodarzy przy kolacji wraz z Ramirezem, nie okazał tego.
Jego oczy natychmiast odszukały Estrellę, siedzącą po drugiej stronie stołu. Utkwił w jej
zatroskanych ciemnych oczach spojrzenie, w którym uznanie mieszało się z kpiną. Obrzucił
wzrokiem stół, przez chwilę spoglądał na Alfreda, trochę dłużej - przymrużywszy oczy - na
Ramireza, potem znowu zwrócił się ku oj cu Estrelli.
- Senor Medrano.
Krótki uśmiech, którym obdarzył obecnych, był kwintesencją powściągliwej uprzejmości.
Tylko oso~ ba tak wyczulona na wszystko, co go dotyczyło, jak Estrella, spostrzegłaby, że
ten uśmiech nie był całkiem szczery, że poprzedzało go ledwo zauważalne wahanie i znikł
równie szybko, jak się pojawił.
- Estrello ....
Ramón z trudem panował nad głosem i wyrazem twarzy. Wiele wysiłku kosztowało go
zamaskowanie odrazy i gniewu, które narastały w nim, w miarę jak oceniał sytuację. Nie
trzeba było geniuszu, aby zrozumieć, co się tu działo. Wystarczył jeden rzut oka, a gdyby
potrzebował pomocy, to twarz Estrelli zdradzała wszystko. Ramón mógłby czytać w niej jak
w książce.
W tej twarzy wyróżniały się oczy, ciemne, mroczne, zachmurzone, otoczone
nieprawdopodobnie długimi i czarnymi rzęsami. Ale nawet gruba warstwa makijażu,
starannie nałożone cienie i kolory nie mogły zamaskować sińców nad wysokimi kośćmi
policzkowymi, ani świadczących o stresie linii wokół miękkich, zmysłowych ust.
Wyglądała zachwycająco, piękniej niż do tej pory.
Jednocześnie sprawiała wrażenie zagubionej, wystraszonej i niezwykle bezbronnej. Ta
bezbronność apelowała do jego męskości i budziła w nim chęć otoczenia jej opieką.
Na pewno wolałaby znaleźć się gdzie indziej. To oczywiste. Łatwo było odkryć powód jej
strapienia. Ten krępy, tłusty, przypominający ropuchę mężczyzna. Nie przejął się, że
przerwano im kolację, bo wpatrywał się w Estrellę zimnymi, świńskimi oczkami i rozbierał ją
wzrokiem. Kolejny facet, któremu ojciec chciał ją sprzedać. Konkurent numer jedenaście, o
ile się nie mylił. Niedługo nim będzie, przysiągł w duchu Ramón.
- Czym możemy panu służyć, senor Dario?
Alfredo dawał do zrozumienia, że nie jest zachwycony nieoczekiwaną wizytą, choć starał się
pamiętać o potrzebie zachowania pozorów w obecności Estebana Ramireza. Bez wątpienia
czuł, że wizyta poprzedniego konkurenta może kolidować z planami, jakie miał wobec
obecnego.
- Proszę o wybaczenie, senor Medrano - odpowiedział Ramon z chłodną, nienaganną
uprzejmością. - Nie wiedziałem, że zakłócę panu posiłek. Estrello?
Ku krańcowemu zaskoczeniu dziewczyny, skierował na nią pełne wyrzutu spojrzenie, a w
jego głosie brzmiała lekka pretensja.
- Powinnaś mnie uprzedzić, że twój ojciec zaprosił na kolację swojego wspólnika.
Przyszedłbym wcześniej, albo moglibyśmy ogłosić to przy innej okazji.
- Ja ...
Zauważywszy ostrzegawczy błysk w szarych oczach, Estrella zdławiła okrzyk zdumienia,
który już-już miał wyrwać się z jej ust, i wypiła łyk wina. Nie miała pojęcia, jaką grę
prowadził, ale dopóki się nie dowie, lepiej będzie siedzieć cicho i obserwować, co on knuje.
- Co ogłosić? - ostro spytał Alfredo, przesuwając z zaskoczeniem wzrok z córki na gościa i
z powrotem. - Estrello?
Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Nie orientując się, do czego zmierza Ramón, wolała
wcale nie otwierać ust. Więc tylko wskazała kieliszkiem wysokiego mężczyznę, stojącego po
drugiej stronie stołu, dając do zrozumienia, że on wszystko wyjaśni. Miała nadzieję, że nie
trafiła z deszczu pod rynnę. Mogła tylko milczeć i modlić się, aby potrafiła postąpić zgodnie
z tym, co zostanie powiedziane.
- Co ogłosić? - Alfredo zwrócił się do Ramóna. - Co się dzieje, do diabła?
- Proszę o wybaczenie ...
Przeprosiny brzmiały tak szczerze, że Estrella potrząsnęła głową, zastanawiając się, czy
przypadkiem nie ma halucynacji i czy naprawdę stoi przed nimi Ramón.
- Prosiłem pana córkę, aby nic nie mówiła, dopóki oboje nie staniemy przed panem.
Musiałem ją skłonić, by mi to obiecała - chciała wyjawić wszystko wcześniej.
Teraz Alfredo patrzył na córkę z zakłopotaniem.
Estrella starała się zachować obojętny wyraz twarzy. Myśli kłębiły się w jej głowie,
próbowała odgadnąć, co za chwilę powie Ramón. Starała się nie myśleć o na] gorszym.
Wspominając, jak bardzo byli rozgniewani oboje, kiedy wybiegła z jego mieszkania, bała
się, że powodowany złością może powiedzieć coś, co naprawdę zniszczy jej życie. Czy aż tak
był nią wściekły?
- Widzę jednak, że dotrzymała słowa. Cieszę się, bo mam okazję, by zrobić to, jak należy.
Mam już odpowiedź Estrelli, ale potrzebuję pańskiej.
Zwrócił się do Alfreda, przybierając nagle oficjalny ton:
- Senor Medrano, przyszedłem zapytać, czy zgodzi się pan, bym poślubił pana córkę.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Estrel1a miała wrażenie, że to zły sen, w którym nic nie jest prawdziwe i wszystko zostało
wywrócone do góry nogami. Nie miała pojęcia, co się dzieje.
O czym mówił Ramón? Dlaczego to robi?
I - co najważniejsze - czy mówił poważnie? Wydawało się jej, że minęły wieki, wieki
strachu
i niepewności, zanim świat zwolnił bieg i znowu zaczął obracać się wokół swej osi. W
międzyczasie Esteban Ramirez, który najwyraźniej zjawił się w castillo tylko z jednego
powodu, stracił cierpliwość i wyniósł się, ogromnie rozgniewany. Jej ojciec ostrym tonem
zadał Ramónowi kilka pytań, a ten odpowiedział na nie chłodno i spokojnie.
Tak przypuszczała, bo w uszach jej szumiało,jakby tam buszowały tysiące
zaniepokojonych pszczół, więc nie najlepiej słyszała, co się wokół niej działo. Kręciło się
jej w głowie, odczuwała lekkie mdłości, a skupienie uwagi na czymkolwiek wymagało
wielkiego wysiłku. Bez przerwy wracały do niej wypowiedziane przez Ramóna słowa.
Przyszedłem zapytać, czy zgodzi się pan, bym posłubil pana córkę.
Sugerował, że Estrel1a wiedziała o wszystkim, kiedy w rzeczywistości nie miała o niczym
pojęcia. Kiedy po raz ostatni go widziała, jasno dawał do zrozumienia, że nie chce jej więcej
widzieć.
- Więc zostawiam ·was ...
Głos ojca zdawał się dolatywać z oddali, z końca ciemnego, zamkniętego tunelu. Potem
rozległ się odgłos zamykania drzwi i w pokoju zapadła cisza.
Estrel1a została sam na sam z milczącym, skupionym Ramónem Dario.
Powoli wynurzała się z koszmaru, w którym nic nie miało sensu. Zamrugała, by odzyskać
ostrość widzenia, i spojrzała na wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę, stojącego po drugiej
stronie długiego, błyszczącego drewnianego stołu. Blask świec rzucał refleksy na jego włosy i
odbijał się w oczach. Wiedziała, że czekał, by się odezwała, ale w głowie miała pustkę.
- No cóż, Estrel1o, querida. I jak się czujesz jako narzeczona?
- Czy ... czyja? - zdołała wykrztusić.
Jakby w jej mózgu przepalił się bezpiecznik; przez chwilę nie pamiętała, o czym Ramón
rozmawiał z Alfredem. Czy naprawdę poprosił ojca o jej rękę? - Moja, oczywiście. - W głosie
mężczyzny brzmia-
ło rozbawienie, ale chłodne i nieprzyjemne. Rozdrażniło ją to. - A myślałaś, że czyja?
Nie mogła być z nim zaręczona ... To nie mogło się zdarzyć, nie w ten sposób ... A może
jednak. .. ?
- Ale dlaczego?
- Dlaczego? - powtórzył sztucznie beztroskim
tonem, w którym jednak dźwięczała groźba. - Sądziłem, że się rozumiemy. Ty zdobędziesz
wolność, na której tak ci zależy, a ja to, czego pragnę.
Poczuła się, jakby dostała w twarz. Oczywiście, żenił się z nią dla stacji telewizyjnej.
Ś
wiadomość, że ona, jako człowiek, nic dla niego nie znaczy, że jest tylko środkiem do celu,
raniła jej duszę.
Co to miało znaczyć? Czyżby chciała czegoś więcej? Marzyła o tym? O czymś, co
zmieniłoby układ w prawdziwe małżeństwo, oparte na ... na ... ?
Na miłości? To słowo pojawiło się w jej myślach nieproszone i niepożądane. Nie! Z
wysiłkiem odsunęła je od siebie. Sądziła, że kocha Carlosa, a i on twierdził, że jest w niej
zakochany. Dopiero gdy poznała prawdę, zorientowała się, że w ich związku nie było miłości.
On po prostuj ej pragnął i był gotów kłamać, oszukiwać i zdradzać - nawet posunąć się do
przestępstwa, aby ją zdobyć. Ramón niczego nie udawał. Nie kłamał. Wprost przeciwnie, był
tak brutalnie szczery, że doskonale wiedziała, co do niej czuJe.
Tylko do siebie mogła mieć pretensję. Sama narzuciła się temu mężczyźnie, proponując
mu w zamian stację Medrano, i nie powinna narzekać, że przyjął warunki. Nie miał nic
więcej do zaofiarowania; niczego więcej od niej nie chciał.
- O co chodzi, Estrello? - Ramón wyraźnie kpił.
- Masz wątpliwości co do naszego układu? Uważasz, że za tanio się sprzedałaś? A może
chciałabyś, żebym oświadczył się ceremonialnie, na kolanach?
- Nie! - krzyknęła zaszokowana.
Nawet myśleć nie chciała, że ten piękny, dumny mężczyzna mógłby znaleźć się u jej stóp,
by prosić o coś, co było kłamstwem.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. - Czuła się niepewnie, więc jej głos zabrzmiał chłodniej, niż
zamierzała. - Ale jestem pewna, że mój ojciec to miał na myśli, kiedy zostawiał nas samych.
- Twój ojciec i tak wyciągnął więcej korzyści z tej sytuacji, niż na to zasługuje - warknął
Ramón. - Od tej chwili liczymy się tylko my i nikt więcej.
- To mi odpowiada. Powinnam jednak dodać, że ojciec będzie się spodziewał, że dostanę
pierścionek zaręczynowy.
Starała się podtrzymać rozmowę. Nie chciała tak siedzieć, w przeciwnym kącie pokoju,
samotna w tym całym luksusie. Sam widok Ramóna odświeżył wspomnienia tego, jak czuła
się w jego ramionach, przytulona do niego, ogrzana ciepłem jego ciała.
Siedząc tutaj, odgrodzona blatem wielkiego stołu, czuła się zagubiona i opuszczona, drżała
z chłodu, choć w pokoju było ciepło. Nie wiedziała, jak zasypać dzielącą ich przepaść,
duchową, trudniejszą do pokonania niż fizyczna. Musiała tylko wstać i zrobić kilka kroków.
Ale nie czuła się na siłach, by tego dokonać.
- Oczywiście. Wybierzemy jakiś jutro ... jeśli zdecydujemy się doprowadzić to do końca.
- A zdecydujemy?
Obrzucił ją spojrzeniem, w którym cynizm mieszał się z ironicznym rozbawieniem.
- Myślisz, że twój ojciec pozwoliłby mi się wycofać, kiedy wreszcie przyjąłem jego
warunki?
Ramón nie mógł się pozbyć myśli, że to wyjątkowo niedorzeczna rozmowa, jak na osoby
ś
wieżo zaręczone. Ona siedziała przy stole w jednym końcu pokoju, on był tutaj, oddalony o
całe mile, a przynajmniej takie miał wrażenie. Gdyby w grę wchodziło prawdziwe
małżeństwo, znalazłaby się już w jego ramionach, a ich rozmowę przerywałyby pocałunki,
szybkie, namiętne, długie, zmysłowe .... Do diabła, chciał ją porwać w ramiona.
- Więc ... dlaczego zmieniłeś zdanie?
Co miał jej na to odpowiedzieć? Prawdę mówiąc, sam o tym nie wiedział, dopóki nie
znalazł się na drodze, prowadzącej do castillo. Nawet wtedy wmawiał sobie, że może się
zatrzymać, że w każdej chwili może zawrócić.
Dopiero gdy wszedł do tego pokoju i zobaczył Estrellę, wtedy zrozumiał. Poczuł głęboką
pewność, że musi mieć tę kobietę za wszelką cenę.
- Wszedłem tutaj i ....
Zaczął mówić i urwał, uświadomiwszy sobie, co miał zamiar powiedzieć.
- Wszedłem i zobaczyłem tego capa. Jak rozumiem, to był konkurent numer jedenaście?
- Tak. - Spojrzała na krzesło, które zajmował przedtem Esteban Ramirez i lekko
wzdrygnęła się z odrazy.
- Więc zdaje się, że przyszedłem w samą porę.
Twój ojciec naprawdę sprzedałby cię temu człowiekowi?
Uśmiechnęła się blado, smutno i bezradnie.
- Mógł mi ofiarować szacowne nazwisko i obrączkę·
Ramón wymruczał zwięzłe i bardzo wulgarne przekleństwo, a uśmiech Estrelli na ułamek
sekundy pocieplał.
- A czy z nami jest inaczej? Mógłbyś powiedzieć, że ... że przehandlowałam ci samą siebie
za stację telewizyjną·
- Do diabła, nie! Między nami jest coś więcej!
- Naprawdę?
Kiedy wbijała w niego te wielkie oczy, miał wrażenie, że cały roztapia się w środku. Jakby
istniały dwie, całkowicie odmienne Estrelle. Jedna, tak krucha, że lękał się, że mógłby stłuc ją
dotknięciem ręki; druga twarda, bezwzględna istota z ich pierwszego spotkania, mająca
fatalną reputację. Takim typem kobiet pogardzał - egoistkami, które potrafiły uwieść cudzego
męża.
Która z nich jest prawdziwa? Nie potrafił jeszcze odgadnąć. Ale w nich obu kryła się
trzecia Estrella. Porywcza, namiętna, nieprawdopodobnie seksowna, doskonale piękna
Estrella Medrano, której istnienie odkrył tamtej nocy.
Zrobiłby wszystko, aby znowu ją mieć. W ramionach, w łóżku, w swoim życiu. Dlatego
znalazł się tutaj, a ta cholerna stacja telewizyjna zajmowała w jego myślach bardzo odległe
miejsce.
- N a przykład CO?
Ramón zaśmiał się znowu, tym razem życzliwie.
Wiedział, że ta życzliwość widoczna była w jego twarzy, rozjaśniła oczy i uśmiech. Czuł, że
Estrella zauważyła to, zmienił się nieco wyraz jej twarzy.
- Naprawdę musisz o to pytać? -Wyciągnął rękę.
- Chodź do mnie. Chodź i pozwól, abym ci to
pokazał, przypomniał, co jest między nami.
Poruszyła się, jakby chciała wypełnić jego polecenie, potem znieruchomiała.· Utkwiła w
jego twarzy wielkie, czarne jak węgiel oczy, jej policzki pobladły.
Zmarszczył brwi, bardziej zaskoczony niż zagniewany, opuścił dłoń i zrobił kilka:
szybkich kroków w jej kierunku. Zatrzymał się przy jej krześle. Usłyszał, jak zaczerpnęła
tchu, gdy położył dłonie na jej ramionach. Ich uścisk był delikatny, lecz stanowczy i
krzepiący.
- Chyba się mnie nie boisz? - Nie potrafił zapanować nad lekkim drżeniem głosu. - Nie
byłabyś tą Estrellą, która przyszła owej nocy do mojego mieszkania ... która ... mi się
zaofiarowała - przeciągnął to słowo, aż nabrało zmysłowego wydźwięku w tak cudowny
sposób. Tamta Estrella nie bała się nikogo.
Poczuł przeszywający ją dreszcz i uważniej spojrzał jej w twarz.
- To była tylko jedna noc - odpowiedziała ochrypłym głosem. - Małżeństwo jest... jest... –
Przełknęła gwałtownie ślinę, jak gdyby obawiała się wypowiedzieć to słowo. - W
małżeństwie chodzi o coś innego. - Niezupełnie.
Powoli podnosił ją w górę. Zaszeleścił błękitny jedwab jej sukni, otoczył go zapach
perfum.
- Wiesz, że ta noc była ... - ciągnął urywanym głosem. - Wyobraź sobie życie pełne takich
nocy ... z których każda będzie lepsza od poprzedniej.
Zauważył, że przełknęła ślinę i wysunęła koniuszek języka, by zwilżyć wyschnięte wargi. .
- Małżeństwo to nie same noce.
- Ale to nie będą z w y k ł e noce. Tylko niesamowite, zaskakujące noce. Noce, których
nigdy nie zapomnisz. Noce, o których będziesz marzyć za dnia, i śnić, kiedy położysz się
spać.
Nie wyglądała na przekonaną. Co stało się ze śmiałą, pewną siebie, uwodzicielską Estrellą,
która podbiła go jednym pocałunkiem?
- Czy to wystarczy?
- Mnie tak. Chcesz dowodu? Na przykład to ...
Pochylił głowę i złożył na jej delikatnych wargach równie delikatny i czuły pocałunek.
Odpowiedziała nań lekkim westchnieniem pełnym zachwytu. Nawet tak subtelna reakcja
sprawiła, że zareagował podnieceniem.
- I
to ...
Delikatnie pogłębił pocałunek, rozchylając jej wargi. Pozwolił, by jego język igrał z jej
językiem.
- Czy to nie wystarczy? - spytał, z ustami wtulonymi w jej policzek.
- Och, tak - westchnęła. - Och, tak. ..
Jak on dała się porwać pożądaniu i w tej chwili nie pragnął niczego więcej.
- Jesteś moja - w jego głosie brzmiał triumf. Moja i tylko moja ...
Przypomniało mu się, jak ten stary cap, Esteban Ramirez, siedział naprzeciwko niej, z
oczami wbitymi w jej śliczną twarz, i poczuł mdłości. Sama myśl, że mógłby dotknąć Estrelli,
dotknąć łapskami tego miękkiego ciała, sprawiła, że zacisnął zęby z powstrzymywanego
gniewu.
- Jak mógłbym pozwolić, żeby inny mężczyzna ... ?
W głosie Ramóna pojawiła się nowy ton. Nuta bezwzględnej zaborczości, która stanowiła
podtekst jego słów.
Jak mógłbym pozwolić, żeby inny mężczyzna ... ?
- Nie ... nie było innego ...
- Nie?
Zaśmiał się gorzko, ironicznie, bez odrobiny ciepła.
- A co z kandydatem numer jedenaście? I z jego tak bardzo szacownym nazwiskiem?
- Proszę! - Wzdrygnęła się. - Nie życzyłbyś mi chyba tego.
- Ale twój ojciec - tak.
Czy to był jedyny powód jego decyzji? Musiała zadać sobie to pytanie. Czy zjawił się tutaj,
by wziąć ją w posiadanie, jak gdyby była niewolnicą, kosztownym drobiazgiem, który
mógłby nabyć, o ile cena okaże się odpowiednia? Czymś, czego nie cenił, dopóki nie okazało
się, że wzbudza zainteresowanie innego mężczyzny, że ten mógłby to zdobyć? I dopiero
wtedy uświadomił sobie, jak bardzo pragnie to mieć?
- A ja bym odmówiła. Wiesz o tym, musisz to wiedzieć. Jesteś jedynym ...
- Taaak, wiem - wtrącił Ramón, kiedy zabrakło jej słów. - Miałaś na mnie ochotę.
Przez jedną straszliwą chwilę myślała, że się rozmyślił. Wiedziała, że przypomniał sobie,
jak rzuciła mu w twarz te słowa w jego mieszkaniu.
- Miałaś na mnie ochotę - powtórzył.
Ku jej zaskoczeniu na jego nieruchomej twarzy pojawił się nagle szeroki, wspaniały,
olśniewający uśmiech.
- Jak ja na ciebie, moja gwiazdko. Pragnę cię tak bardzo, że nie mogę myśleć, nie mogę
pracować, nie mogę spać. Masz władzę nad moim życiem i nie będę sobą, dopóki nie
znajdziesz się w moim łóżku.
A
jeśli do tego potrzebny jest ślub, no to się pobierzemy.
Naprawdę to zrobię? - pomyślała Estrella. Naprawdę zrealizuję do końca ten zwariowany
pomysł poślubienia kogoś, kto mnie nie kocha, kto tylko mnie pragnie? Z drugiej strony,
sądziła - pozwoliła sobie w to uwierzyć - że Carlos ją kochał. A jednak wszystko co mówił,
od początku do końca, było kłamstwem. Ramón przynajmniej był wobec niej brutalnie
szczery. Pragnął jej, a ona czuła to samo. Och, jak bardzo go pragnęła!
- Pobierzemy się - powtórzyła cichym, lecz pewnym głosem.
- Wkrótce - rzucił ostro Ramón, na co odpowiedziała jedynie skinieniem głowy.
Nagle przyszło jej coś do głowy. Szybko podniosła wzrok na jego nieruchomą,
pozbawioną wyrazu twarz i zauważyła błysk pożądania w jego oczach, lekki rumieniec na
kościach policzkowych.
- Nasze małżeństwo - zdołała wykrztusić z wahaniem. Nie odważyła się zadać sobie
pytania, dlaczego porusza ten temat. - Jak długo ma trwać?
Nie odpowiedział od razu; nieomal widziała, jak przetwarza w myślach to pytanie.
- Dopóki oboje nie zdobędziemy tego, czego pragniemy - oznajmił w końcu, obrzucając
surowym spojrzeniem jej bladą, mizerną twarz.
- To znaczy?
Estrelli wydawało się, że tonem głosu zdradza, jak ważne jest to pytanie. Jednak Ramón
chyba niczego nie zauważył. A przynajmniej nie okazał tego; ani wyrazem twarzy, ani
spojrzeniem.
- Ty chcesz być wolna, żeby nikt cię już nie oceniał i nie taksował, niczym rozpłodową
klacz. Twój ojciec pragnie mieć wnuka, który odziedziczy tytuł i ziemie Medranów. A ja ... -
zamilkł, rzuciwszy na nią wzrokiem. Spojrzenie szarych oczu zatrzymało się na jej ustach, na
wargach rozchylonych z napięcia i niepewności. - A ja chcę tego ... - wyszeptał
zachrypniętym nagle głosem.
Pochylił szybko głowę, mocno, zaborczo przycisnął usta do jej warg. Nie było nic łagodnego
w tym pocałunku, jedynie gorące, samcze pożądanie i nienasycona, niemal prymitywna
zachłanność.
Estrella zareagowała odruchowo, bez jednego słowa. Nie mogła postąpić inaczej. Straciła
kontrolę nad swym ciałem; mógł robić z nim, co chciał. Minęło dużo czasu, zanim któreś z
nich uświadomiło sobie potrzebę zaczerpnięcia powietrza. Kiedy się odsunęli, serce Estrelli
waliło tak mocno, że czuła zawrót głowy, była jak oślepiona, miała mgłę przed oczami.
- Tak długo, jak to będzie trwało, kochanie - zdołał wykrztusić Ramón, też wytrącony z
równowagi.
Pocałował ją znowu, z jeszcze większym pożądaniem.
- Tak długo, jak to będzie trwało, pozostaniemy małżeństwem.
- No proszę!
Mercedes wsunęła ostatni kwiat pomarańczy w efektownie upięte czarne włosy Estrelli i
cofnęła się, aby podziwiać rezultat.
- Uważam, że wyglądają cudownie. Ale o wiele łatwiej by mi było, gdybym wiedziała, jaką
masz suknię·
Zerknęła na odbicie Estrelli i posłała przyszłej bratowej niewinne spojrzenie, usiłując
skłonić ją do zdradzenia sekretu. Ta jednak potrząsnęła stanowczo głową, całkowicie nieczuła
na sztuczki Mercedes.
- To moja tajemnica, i tylko moja. Pamiętaj, że nie spodziewałam się takiego zamieszania i
ceremOnII.
- Co? - Mercedes popatrzyła na nią ze zdumieniem. Nie myślałaś chyba, że Ramón
zaproponuje ci potajemny ślub lub choćby zwykłą, cichą uroczystość?
Mówiąc szczerze, Estrella tego właśnie oczekiwała. Ale wydawało się, że Ramón jest innego
zdania. W gruncie rzeczy tak wiele z jego poczynań stanowiło przeciwieństwo tego, czego się
spodziewała, że zaczynała się zastanawiać, czy mężczyzna, za którego miała wyjść, jest tym
samym, którego poznała owego dnia, gdy zjawił się w zamku, by negocjować kupno stacji
Medrano.
Na początek - sprawa pierścionka zaręczynowego.
Wiedząc, że małżeństwo ich jest tylko układem handlowym, całkowicie pozbawionym
uczuć - poza szaleńczym pożądaniem, które, jak wyznał szczerze Ramón, skłoniło go do
oświadczyn - sądziła, że postarają się jedynie zachować pozory. Jej ojciec oczekiwał, że córka
będzie nosiła pierścionek, więc Ramón go dostarczy. To wszystko.
Otóż nie. Nie tylko Ramón postarał się o wyjątkowy pierścionek dla niej, lecz
zorganizował też uroczystość z okazji wręczenia go. Przyjęcie, na które zaprosił całą rodzinę,
przyjaciół oraz wszystkich członków rodziny Estrelli.
- Dlaczego? - zapytała go pewnego wieczoru, kiedy wspomniał o swoim pomyśle. - Po co
tyle zachodu z powodu zaaranżowanego małżeństwa?
Przymrużył oczy i obrzucił ją chłodnym~ beznamiętnym spojrzeniem.
- Nikt niczego dla mnie nie aranżował - odpowiedział szorstko. - Oświadczyłem ci się z
własnej woli, to była wyłącznie moja decyzja.
- Ale ... ale ...
Nie wiedziała, co powiedzieć. Do głowy napływały jej słowa, czuła jednak, że ryzykownie
byłoby podzielić się nimi z Ramónem.
Nikt wprawdzie nie zaaranżował ich małżeństwa - ale istniała taka możliwość. W ich
związku nie było uczucia. Tylko pożądanie, chęć zdobycia szacownego nazwiska oraz - rzecz
jasna, ten układ finansowy z jej ojcem. Nie brali ślubu z miłości, a więc nie będzie to
prawdziwe małżeństwo.
- Ale co? - ostro spytał Ramon.
- Przecież to nie będzie prawdziwe małżeństwo… Naprawdę chcesz robić sobie tyle
kłopotu?
- To będzie prawdziwe małżeństwo. W każdym razie nigdy nie zawrę prawdziwszego.
Powiedz mi - podniósł nagle głos - czy wstydzisz się tych zaręczyn?
- Wstydzę się? - spytała, zaskoczona, że mogło mu to przyjść do głowy. - Nie, wcale nie.
Dlaczego miałabym się wstydzić?
- Cóż, ustaliliśmy, że nie zajmowałem pierwszego miejsca na liście twoich konkurentów…
Więc nadal go to nurtowało. Estrella zdołała ukryć zagadkowy uśmieszek. Ramón Dario
był bardzo dumnym człowiekiem. Nie mógł znieść, że znalazł się na dziesiątej pozycji tej
haniebnej listy.
- Na liście mojego ojca - poprawiła, lecz Ramón zignorował to.
Nie jestem też czystej krwi Katalończykiem, w ogóle nie może być mowy o żadnej
czystości krwi.
- Esteban Ramirez jest pełnokrwistym Katalończykiem - przypomniala. - A boję się nawet
pomyśleć, jak wyglądałoby moje życie z nim. To ojciec może mieć obsesję na punkcie
przodków i genealogii, ale nie ja. Inaczej nie zbliżyłabym się do ...
Przerażona, że mogła się tak wygadać, przycisnęła dłoń do ust.
- Do Carlosa - dokończył za nią Ramón obojętnym, nie zdradzającym uczuć głosem.
W Estrelli odezwało się nagle sumienie, uświadamiając jej, że nie powinna dłużej milczeć.
ś
e musi mu wszystko wyjaśnić. Potrafiła stawiać opór ojcu, ignorować plotki i udawać, że
nie słyszy szeptów za plecami. Ramón to co innego.
Miał w sobie coś, co zmuszało do szczerości i otwartości. Nie mogła go okłamywać ani
ukrywać uczuć, jak to czyniła z innymi, nauczona doświadczeniem.
- Nie wiedziałam, że Carlos był żonaty - powiedziała nagle, wyrzucając z siebie te słowa,
zanim miała czas zastanowić się i stracić resztki odwagi.
Rzucił jej spojrzenie, bardziej zaskoczone niż sceptyczne, ale i tak zraniło ją to, jakby
nagle znikła ochronna powłoka, chroniąca przed reakcją, którą uznała za dezaprobatę.
- Nie wiedziałam! - powtórzyła. - Powiedział, że jest wolny!
- I uwierzyłaś mu?
- Tak.
Powiedziała to szeptem, jednak z innego powodu, niż mógłby podejrzewać. Prawdziwym
wstrząsem była świadomość, że coś się zmieniło.
Wciąż odczuwała ból z powodu zdrady Carlosa, ale teraz widziała wszystko inaczej. Jak
gdyby oglądała przeszłość przez odwrotną stronę lunety, więc wydawała się bardziej
oddalona. I dystans sprawiał, że ten ból malał.
- Tak, uwierzyłam mu.
I oczekuje, że ja też w to uwierzę, pomyślał Ramon.
Nie rozumiała, że był gotów zapomnieć o przeszłości, że ważne jest tylko to, co ich
połączyło. Więc wymyśliła tę idiotyczną historyjkę, to ... kłamstwo. Bo to musiało być
kłamstwo.
Oczywiście, orientowała się, że Perea był żonaty.
Czyż mogło być inaczej? Wszyscy o tym wiedzieli. Nawet tu, w Barcelonie, rozeszły się
wieści o tej historii, o tym, jak katalońska duma Alfreda została wdeptana w błoto za
sprawą jego niesfornej córki.
Tej niesfornej córki, która miała zostać niesforną żoną Ramóna. śoną, która nie szanowała
go na tyle, by powiedzieć prawdę, lecz przekręciła całą historię, aby pokazać się w
lepszym świetle. Wciąż kłamała, wciąż nim manipulowała…
Jednak w tej chwili nie obchodziło go to. Chciał ją mieć w swoim łóżku, a jeśli jedynym
sposobem do tego było małżeństwo, to się z nią ożeni.
- Do diabła!
Wyciągnął rękę, szarpnął dziewczynę ku sobie i zamknął ją w niedźwiedzim, zapierającym
dech w piersiach uścisku. Kiedy próbowała zaczerpnąć powietrza, wziął ją pod brodę,
schylił głowę i wycisnął na jej wargach mocny, zdecydowany pocałunek.
- Sprawię, że o nim zapomnisz! - szepnął z ustami przy jej ustach. - Usunę jego obraz z
twoich myśli, każdy jego ślad z twojej duszy. Nigdy już o nim nie pomyślisz ... nigdy! Jesteś
moja, dano Estrello ... moja i niczyja więcej. Jak długo będziesz miała na palcu mój
pierścionek, nosiła moje nazwisko i mieszkała w moim domu, będziesz moja i tylko moja.
Jak bardzo pragnęła tego mężczyzny ... To powinno budzić w niej lęk. Rok, nawet kilka
miesięcy temu byłaby przerażona. Ale nie teraz. To było cudowne. Podniecające, fascynujące.
Jak szybowanie wysoko, po bezchmurnym niebie, z ciepłymi promieniami słońca na twarzy.
ś
yła naprawdę. Nie czuła się tak od dawna, nawet w czasach, gdy jeszcze nie znała Carlosa.
A i Carlos nie potrafił tego sprawić.
- Jestem twoja -powiedziała, oddając pocałunek ze zdwojonym zapałem.
Jak zawsze, pocałunek rozbudził namiętność, namiętność przekształciła się w pożądanie.
Porzucili myśl o zaplanowanym posiłku, zapomnieli o nim, ogarnięci całkiem innym głodem.
Potykając się, weszli po schodach, wciąż całując się i rozpinając ubrania, wreszcie padli na
łóżko. Nie myśleli o niczym, nie zwracali na nic uwagi, opanowani niepoddającym się
kontroli pożądaniu.
Zarumieniona na to wspomnienie Estrella przyglądała się pierścionkowi, który Ramón
wsunął jej na palec kilka dni temu, podczas przyjęcia. Dotknęła go, przesuwając czubkiem
palca po pięknych, lśniących brylantach, tworzących gwiazdę. Była to zamierzona aluzja do
jej imienia. Tego się nie spodziewała. Nie marzyła nawet, że mógłby wyszukać coś tak im-
ponującego i zachwycającego.
- Ja ... nie wiem, jak ci dziękować - wyjąkała, kiedy umilkły powinszowania, skończyło się
ś
ciskanie rąk i poklepywanie Ramóna po plecach, i mogli wreszcie skraść kilka chwil sam na
sam w cichym kąciku wielkiego pokoju w domu jego ojca ..
Ramón odrzucił jej podziękowanie wyniosłym ruchem ręki.
- Jesteś moją narzeczoną. To oczywiste, że powinienem dać ci pierścionek. Przecież nie
chcemy, żeby ktoś pomyślał, że nie są to prawdziwe zaręczyny. Zawłaszcza twój ojciec.
Na wspomnienie ojca Estrella wzdrygnęła się w duchu. Nie chciała myśleć, dlaczego don
Medrano jest nagle taki uśmiechnięty. Dlaczego rzucił kilka życzliwych spojrzeń swojej
marnotrawnej córce - a jeszcze życzliwszymi obdarzył przyszłego zięcia.
- Ojciec jest wdzięczny, że uwolni się od niegodnej córki. I myśli, że jesteś wspaniały, bo
wybawiłeś go ode mnie, choć mam opinię "szkarłatnej wszetecznicy".
Nagłe zmarszczenie brwi Ramóna odczuła jak pchnięcie ostrym sztyletem. Miała.
ś
wiadomość, że mówi rozdrażnionym, nawet napastliwym tonem, ale nie potrafiła się
opanować. Wiedziała, ile godzin spędził Ramón w bibliotece razem z Alfredem i jego
adwokatem na negocjacjach, które miały zdecydować o jej losie. Ramón nie podał jej
szczegółów, za to ojciec - tak. Zdradził z detalami, co zaproponował jako swój wkład do
umowy. Więc była pewna, że Ramón wyszedł z biblioteki jako właściciel upragnionej stacji
telewizyjnej i że kosztowało go to połowę sumy, którą zamierzał wyłożyć z początku.
- Może żenię się z tobą dlatego, że jesteś "szkarłatną wszetecznicą" - wycedził kpiącym
tonem. W jego oczach pojawił się srebrzysty błysk, gdy obrzucił spojrzeniem smukłą
sylwetkę dziewczyny w obcisłej czarno-złotej sukni. - Pewne jest, że to ze "szkarłatną
wszetecznicą" chcę żyć ... I mieć ją w swoim łóżku.
Z uśmiechu, który pojawił się w kącikach jego ust, gdy skończył mówić, zorientowała się,
ż
e wspominał, jak odwiedzała go w jego mieszkaniu, jak ekscytująco spędzali te wieczory -
nie mówiąc już o większości poranków i popołudni.
- Nieważne, ile razy się kochamy, wciąż nie mogę się tobą nasycić.
Nadal miała w pamięci te tajemnicze finansowe negocjacje, więc przekonała się, że -
wbrew swojej woli - nie potrafi powstrzymać się przed wypowiedzeniem zjadliwej uwagi.
- To dobrze ... bo nie chcę, żebyś sobie pomyślał, że możesz odstąpić od naszej umowy.
- A dlaczego miałbym tego chcieć, moja śliczna gwiazdko?
Ramón pochylił się i przesunął ustami po jej czole, wzdłuż linii ciemnych brwi, do
delikatnej żyłki pulsującej na skroni.
- Cóż, masz, czego pragnąłeś, więc ...
- Uważasz, że mógłbym złamać obietnicę? Nie dotrzymać danego ci słowa?
Jego głos brzmiał groźnie i ostro, spojrzenie, które wbił w szeroko otwarte, podkrążone
oczy dziewczyny, płonęło ogniem gniewu.
- Nie wiesz, że prędzej bym umarł, niż to zrobił? Estrelli zakręciło się w głowie, jej niemądre,
naiwne serce podskoczyło z radości, że może jest dla niego czymś więcej niż tylko żoną,
stanowiącą nieodłączną część umowy handlowej. Ale właśnie gdy jej umysł zaprzątnięty był
tym szalonym marzeniem, następne słowa Ramóna zniszczyły je całkowicie, podziałały
niczym chlust lodowatej wody w twarz.
- Jeśli daję komuś słowo, to dotrzymanie go jest kwestią honoru - stwierdził zwięźle,
podkreślając ostro każde słowo. - Poza tym, twój ojciec nie jest głupcem. Nie złoży swojego
podpisu na umowie, dopóki mój nie znajdzie się na świadectwie ślubu. Więc nie musisz się
obawiać, querida, że ucieknę sprzed ołtarza. Za dobrze wiem, czego chcę od życia, żeby to
zrobić.
- Ponieważ widzisz to wszystko jako transakcję. To ściągnęło na nią kolejne szybkie, karcące
spojrzenie tych stalowoszarych oczu, z których znikła kpina, pozostawiając po sobie ponurość
i lodowaty chłód.
- Ja nie sypiam ze wspólnikami, dono Medrano.
Nigdy tego nie robiłem i teraz też nie będę. - Więc dlaczego ... ?
Ich sam na sam dobiegło końca. Mercedes zauważyła ukrytą w kącie parę i za chwilę
podeszła do nich razem z Cassie. Bratowa zaciągnęła Ramóna na parkiet, więc okazja do
dalszej rozmowy przepadła.
Później też się nie nadarzyła. Przeszkodziły temu tańce, kolacja, toasty i przemówienia.
Estrelli wydawało się, że cały jej czas pochłaniają podziękowania za życzenia, przyjmowanie
gratulacji z największym entuzjazmem, najaki potrafiła się zdobyć, modląc się w duchu, by
jej uśmiech wydawał się naturalny, a nie sztywny i wymuszony.
Pod koniec wieczoru bolały ją szczęki i mięśnie policzków, a próbując odgrywać role
szczęśliwej i podnieconej narzeczonej nabawiła się migreny. Tymczasem w głębi duszy czuła
taki zamęt i niepokój, że miała wrażenie, iż nigdy nie będzie w stanie myśleć jasno.
Ramón nagle wydał się jej innym człowiekiem.
Goście mogli tego nie zauważyć; często się uśmiechał, dużo mówił, opowiadał dowcipy, był
wprost uosobieniem dumnego, szczęśliwego narzeczonego. Ale dla kogoś tak wrażliwego na
jego nastroje, na każdą zmianę w głosie, spojrzeniu, jak Estrella, jasne było, że myślami
przebywał gdzie indziej.
Obejmował ją w tańcu, jednak w rzeczywistości jej nie dotykał. Podtrzymywał uprzejmą,
banalną konwersację, słuchał jej odpowiedzi, reagował na nie, ale wydawało się, że jej nie
słyszy. Choć przez resztę wieczoru rzadko się od niej oddalał, miała wrażenie, że to nie
Ramon jej towarzyszy, lecz blady cień mężczyzny, który był jej narzeczonym, kochankiem i
przyszłym mężem, a którego w gruncie rzeczy wcale nie znała.
Nie doszło także do tak upragnionej rozmowy.
Ledwo zdążyli pożegnać ostatnich ociągających się gości, Ramón gestem przywołał
pokojówkę, która podbiegła, przynosząc płaszcz Estrelli. Na drugie skinienie pojawił się
szofer, naj widoczniej oczekujący tego wezwania, i w mgnieniu oka przed głównym
wejściem zatrzymała się wielka, luksusowa limuzyna.
- Ale ... - próbowała zaprotestować, jednak Ramón nie zwrócił uwagi na jej sprzeciw.
- Obiecałem twojemu ojcu, że dopilnuję, żebyś bezpiecznie dotarła do domu - tylko tyle
powiedział. - Wypiłem za dużo szampana i nie mogę sam cię odwieźć, więc Paco się o to
zatroszczy.
- Myślałam ... Nie chcę jeszcze wychodzić!
- Estrello - głos Ramóna miał irytująco rozsądne, nawet łagodne brzmienie, ale chłód w
oczach i wojowniczo wysunięta broda sygnalizowały zupełnie inne uczucia. - Już późno, a
mamy przed sobą pracowity tydzień w związku z przygotowaniami do wesela.
Dotknął lekko ręką jej twarzy, przesunął palcami po policzku. Gdyby nie wyraz jego oczu,
częściowo przysłoniętych powiekami, odwróciłaby głowę i przycisnęła wargi do wnętrza tej
dłoni.
- Nie jestem zmęczona.
- I chcę, żeby tak pozostało. W dzień naszego ślubu chcę zobaczyć zaróżowioną pannę
młodą, a nie istotę bladą i wykończoną z braku snu.
- Ale ...
- Estrello, jedziesz do domu.
Nie podniósł głosu, mówił tak samo chłodno, ale jednocześnie dobitnie, że nie miała
odwagi się sprzeczać. A już z pewnością nie odważyła się wyznać, że miała nadzieję, że
zostanie u niego na noc. śe potrzebowała uścisku jego ramion, dotyku ust na swoich wargach.
- No dobrze, jeśli nalegasz.
Próbując skłonić go do pocałunku, stanęła na palcach i przycisnęła usta do kłującego
policzka, do ust. Ale nie doczekała się odzewu. Nie odwzajemnił nawet całusa, sięgnął po jej
długi, wieczorowy płaszcz z czarnego aksamitu i narzucił go na ramiona Estrelli.
- Dobranoc, querida. Śpij dobrze.
Wziął ją pod ramię, niemal siłą sprowadził po schodach, do czekającego samochodu, dał
jej tyle czasu, by zdołała usadowić się na tylnym siedzeniu, zatrzasnął drzwi i wyprostował
się.
Próbowała jeszcze pomachać do niego, przesłać mu pocałunek, ale zastukał tylko w okno
kierowcy, dając mu znak do odjazdu, potem cofnął się i z nieprzeniknionym wyrazem twarzy
obserwował, jak samochód odjeżdża.
Choć od tego czasu spotkała się z nim kilka razy, nigdy już nie wziął jej do sypialni.
Zachowywał się z nienaganną uprzejmością, nawet przyjacielsko, ale zadbał o to, by rzadko
zostawali sami, a jeśli już - to w takich miejscach, gdzie mogli się najwyżej pocałować, a na
pewno nie uprawiać miłość.
Więc dzisiejszej nocy - nocy poślubnej - Estrella oczekiwała z pewną obawą, jak gdyby
była dziewicą, :tóra po raz pierwszy będzie kochać się z mężem.
Jakiego Ramóna mogła się dziś spodziewać? Gorliwego, namiętnego kochanka, który nie
mógł utrzymać rąk przy sobie, czy przygaszonego, chłodnego zamkniętego w sobie
mężczyznę, jakim był od przyjęcia zaręczynowego? Niespokojnie obracała na laku
zaręczynowy pierścionek, zdradzając tym swoje zaniepokojenie i skrępowanie.
- Estrello!
Głos Mercedes przywołał ją z odległego miejsca, do którego zaprowadziły ją rozmyślania.
Podskoczyła, poderwała głowę i szeroko otworzyła oczy·
- Prze ... przepraszam - zdołała wykrztusić, próbując odzyskać panowanie nad sobą. -
Zamyśliłam się
·
- A ja wiem nad czym! - uśmiechnęła się Mercedes. - Naprawdę źle z tobą! Zastanawiam
się, czy mój brat zdaje sobie sprawę, jak szaleńczo jesteś w nim zakochana!
- Co ... ?
Estrella wzdrygnęła się i próbowała coś powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle, a język
odmówił posłuszeństwa, gdy dotarło do niej w końcu znaczenie słów Mercedes.
Zakochana.
Czy Mercedes powiedziała "zakochana"?
Nie była w stanie zebrać myśli i zastanowić się nad problemami związanymi z tym uczuciem.
Problemami, które miały całkowicie zmienić jej życie.
Mogła być tylko wdzięczna losowi, że Mercedes akurat w tym momencie odwróciła się, by
sięgnąć po torebkę, i nie zobaczyła, że twarz Estrelli pokrywa się bladością.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Ona zaraz tu będzie.
Joaquin uśmiechnął się szeroko do brata. Stali z boku ołtarza w małym wiejskim
kościółku.
- Lepiej ciesz się ostatnimi chwilami wolności.
- I to mówi facet, który sam się ożenił jakiś mie-
siąc temu - zaśmiał się Alex, naj młodszy z trzech synów Juana Alcolara. - Jako stary żonkoś
gorąco polecam małżeński stan.
Naprawdę tak uważa, pomyślał Ramón, widząc, jak ciemnoszare oczy Alexa spoczęły na
wysokiej, szczupłej kobiecie o kasztanowych włosach. Jego angielska żona, Luiza, siedziała o
kilka metrów od nich, w jednej z ławek rodziny Alcolar, trzymając na kolanach malutką
córeczkę. Od czasu, gdy Alex powrócił z Anglii z Luizą, która utrzymywała, że jest jego
ż
oną, byli dosłownie nierozłączni. Narodziny Marii Eleny stały się ukoronowaniem ich
miłości.
Starszy przyrodni brat Ramóna też odnalazł szczęście, chociaż nie obyło się bez problemów,
nim Joaquin zmądrzał i zrozumiał, że jest po uszy zakochany w Cassie. Teraz byli już po
ś
lubie i oczekiwali pierwszego dziecka. Joaquin dojrzał i złagodniał, napięte ongiś stosunki z
ojcem i Ramónem poprawiły się znacznie, kiedy zaczął nowe życie. Świadomość, że kocha i
jest kochany, zmieniła mężczyznę znanego jako El Lobo - Samotny Wilk - w zupełnie innego
człowieka.
W duchu Ramón przyznawał, że jest zazdrosny jak diabli. Szczerze mówiąc, sam kiedyś
marzył o takim szczęśliwym zakończeniu dla siebie.
Jego życie rodzinne - dorastanie bez matki, pod okiem mężczyzny, którego uważał za ojca,
surowego, brutalnego i pozbawionego uczuć - sprawiło, że marzył o posiadaniu domu, jakim
cieszyli się jego przyjaciele. Poprzysiągł, że pewnego dnia, gdy będzie już dojrzałym
mężczyzną, stworzy dla siebie takie życie i dom, jakiego nigdy nie miał, z żoną, którą
pokocha i wokół której będzie kręcił się jego świat.
Więc dlaczego żenił się z Estrellą? Dlaczego stał tu dzisiaj, ze swymi braćmi, ubrany w
tradycyjną, ręcznie haftowaną koszulę, którą – ku jego osłupieniu - Estrella uparła się sama
uszyć?
- Muszę przyznać, że jestem zdumiony - mówił Alex. - Zawsze myślałem, że jeśli już ktoś cię
zaciągnie przed ołtarz, to tylko śliczna Benita. Najpierw świata poza nią nie widzisz, a potem
nagle oznajmiasz, że żenisz się z kobietą, o której nikt z nas nie słyszał. Co cię opętało, do
diabła?
- Estrella mnie opętała – odparl Ramón, uświadamiając sobie, że mówi szczerą prawdę.
Zadawał sobie to pytanie nieskończenie wiele razy i nigdy nie znalazł na nie bardziej
logicznej odpowiedzi.
Opętała go Estrella. Wtargnęła w jego życie niczym płonąca kometa, a nie zwykła
gwiazda, od której pochodziło jej imię. Od tej pory nie był w stanie rozsądnie myśleć.
Zapomniał o Benicie, która do niedawna wydawała mu się najbardziej godną pożądania
kobietą. Nawet gdyby chciał, nie mógłby sobie przypomnieć jej twarzy - a nie chciał. Jego
umysł zajęty był tylko tą, którą miał dziś poślubić.
- Mercedes zawsze mówiła, że jeśli się kiedyś zakochasz, to całkiem stracisz głowę -
wtrącił Joaquin. - Ale była pewna, że dużo czasu upłynie, nim znajdziesz sobie kogoś, z kim
zechcesz się związać.
- Mercedes myśli, że zjadła wszystkie rozumy - zakpił Ramón, mając nadzieję, że brzmi to
przeko-
nująco.
Owszem, stracił głowę, ale nie z miłości. Zawładnęło nim pożądanie i nie mógł uwolnić
się od więzów namiętności, którymi spętała go Estrella. Nie był zresztą pewien, czy tego
chce.
Nie wiedział, czy w ogóle wierzy w miłość. Och, kiedyś w nią wierzył, gdy był młodszy.
Dopiero wiadomość, że nie jest synem Reubena Dario, że matka zdradziła męża na początku
ich małżeństwa i on jest tego owocem, pozbawiła go złudzeń.
- Nasz siostrzyczka sama powinna dowiedzieć się, czym jest miłość, nim zacznie pouczać,
jaki ma ona wpływ na życie innych.
- Niewykluczone, że nie będziemy długo na to czekać - odpowiedział starszy brat. - Od
jakiego czasu jest bardzo roztargniona. Może o kimś myśli
- No, jeśli tak, to niech Bóg się zmiłuje nad nami - wtrącił nabożnym tonem Alex. -
Pamiętacie, jak -
uznała, że jest we mnie zakochana, kiedy po raz pierwszy zjawiłem się u was? Zanim
dowiedziała się, że jestem jej bratem? Jeśli zakocha się naprawdę, to od razu wpadnie po
uszy.
- Chyba to cecha rodzinna - mruknął ironicznie Joaquin. - Tylko niektórym z nas poznanie
prawdy zabiera więcej czasu.
A niektórzy z nas zadowalają się czym innym, uznał Ramón, choć nie wypowiedział tych
słów na głos. Jedno było pewne - wpadł po uszy od razu i z każdym dniem pogrążał się coraz
bardziej. I dlatego znalazł się w tym kościele. Nie z powodu tej cholernej stacji telewizyjnej
ani dlatego, że Estrella go o to prosiła, ani dla arystokratycznego dziedzictwa, które w
przyszłości miało przypaść jego dzieciom.
Był tutaj, gdyż nie mógł trzymać się z dala, bo ze wszystkich rzeczy, które zyskiwał
dzięki temu układowi, najważniejsza była dlań Estrella.
- Już przyszła.
Nie był pewien, który z braci to powiedział, uświadomił sobie tylko, że stłumione odgłosy
poruszenia i podniecenia, dolatujące z drugiego końca kościoła, oznajmiały, że Estrella, jego
narzeczona i niebawem żona, zjawiła się wreszcie.
Teraz była ostatnia chwila na zmianę zdania - gdyby zamierzał je zmienić.
o dziwo, nie miał żadnych wątpliwości. Czuł głęboką pewność, że tego właśnie pragnie, że
to jedyna słuszna droga. Przynajmniej na razie, a dalej będzie, co ma być.
Zaczyna się - teraz przemówił Joaquin. Starszy brat ocenił wygląd Ramóna, poprawił mu
krawat i klepnął go po ramieniu. - Kurtyna w górę, hermana.
Właśnie ten zwrot hermana - "bracie" poruszył Ramóna do żywego. Dotychczas w ich
stosunkach istniało pewne napięcie, nieuniknione, zważywszy na niekonwencjonalne układy
w rodzinie Alcolarów, więc to czułe słowo, któremu towarzyszył szeroki uśmiech, wytrąciło
go z równowagi. Czuł taką ulgę, radość i wdzięczność, że nie od razu zwrócił uwagę na
poruszenie, wywołane pojawieniem się panny młodej.
- O Boże ... - to było pierwsze, co usłyszał Ramón. Ten szept Aleksa, w którym mieszało
się niedowierzanie i przewrotne rozbawienie, gwałtownie sprowadził go na ziemię. -
Ramónie?
Za jego plecami narastały szepty i komentarze, wzbierały niczym fala, stawały się coraz
głośniejsze i w końcu nie dało się ich dłużej ignorować. Nie mógł więc stać tak dalej przy
ołtarzu, zwrócony plecami do obecnych. Musiał się odwrócić, musiał popatrzeć.
Mój Boże, jakaż ona piękna!
To była jego pierwsza myśl, jedyna, na którą się zdobył. Na widok Estrelli zaparło mu dech w
piersiach, zakręciło mu się w głowie.
Szła do ołtarza sama, nie zgodziła się, by ojciec oddawał ją przyszłemu mężowi. Nie
nosiła welonu ani innego przybrania głowy, jedynie upięła wysoko lśniące kruczoczarne
włosy i przyozdobiła je małymi białymi kwiatkami. Twarz miała nieco bladą, lecz
zdecydowaną; ten kontrast sprawiał, że jej wielkie, ciemne oczy wydawały się jeszcze
większe i ciemniejsze. Gdy Ramón się odwrócił, te szeroko otwarte oczy wpiły się w jego
twarz, obserwując go czujnie, i odrobina rumieńca zabarwiła porcelanowo białe policzki.
Uczesanie podkreślało smukłą, wytworną linię szyi, na której Estrella zawiesiła tylko
cieniutki złoty łańcuszek z brylantową gwiazdą. Wisiorek ten, pasujący do zaręczynowego
pierścionka, Ramón przysłał jej poprzedniego dnia jako ślubny dar. Gwiazda spoczywała
wygodnie u nasady szyi, odsłoniętej przez kwadratowe wycięcie sukni. Kwadratowy dekolt
był jednym szczegółem stroju, który zdradziła Ramónowi.
Kwadratowy dekolt długiej, dopasowanej, jedwabnej ...
Przesunął spojrzenie niżej, przyglądając się uważnie sukni, potem, zaszokowany, poderwał
głowę i spojrzał w twarz narzeczonej.
- Och, Estrello - wyszeptał ze zdumieniem i dumą, tłumiąc śmiech. - Och, mi Estrella.
Ojciec jest wdzięczny, że uwolni się od niegodnej córki - w uszach wyraźnie brzmiały mu
słowa, które wypowiedziała podczas ich przyjęcia zaręczynowego.
I myśli, że jesteś wspaniały, bo wybawiłeś go ode mnie, choć '?lam opinię "szkarłatnej
wszetecznicy".
Wiedział, że krążyło mnóstwo plotek. Wścibskie kumoszki z wioski, jej ojciec, starsza i
bardzo zgorszona ciotka - wszyscy zastanawiali się, jak dziewczyna ubierze się do ślubu.
Przekonywali, że tradycyjna biel nie będzie odpowiednia. Sugerowali kolor kremowy, a może
błękitny ...
Estrella słuchała, myślała swoje i ani słowem nie zdradziła, co planuje. Teraz czekał ich
prawdziwy cios między oczy.
Suknia była długa, do ziemi, jak większość tradycyjnych ślubnych sukni. Uszyta z
przepięknego, najmiększego jedwabiu, idealnie skrojona, nieskazitelnie elegancka - jak
wszystko, co wybierała Estrella. Obcisły stanik z kwadratowym dekoltem kontrastował ze
zwojami materii i długim trenem, ciągnącym się od szczupłej talii. Jednym słowem -
doskonały, klasyczny strój ślubny, gdyby nie jeden szczegół...
Jeszcze żadnej sukni ślubnej nie uszyto z tak oślepiającego, nieprawdopodobnego, bijącego
w oczy szkarłatu.
Moja "szkarłatna wszetecznica ".
Moja zuchwała, ołśniewająca, moja dziełna Estrel/a.
Ramon nie wiedział, czy wypowiedział na głos te słowa, czy tylko rozbrzmiewały w jego
myślach. Widząc wahanie i nagłe zwątpienie w oczach dziewczyny uświadomił sobie, że nie
może tak stać bezczynnie
i
czekać.
Zanim zorientował się, że to robi, opuścił swoje miejsce pod ołtarzem
i
ruszył w jej
kierunku. Wyciągnął do niej rękę.
Natychmiast niepewność i obawa zniknęły z jej twarzy. Rzuciła mu szeroki, oślepiający
uśmiech, ujęła bukiet w jedną rękę i podała mu drugą. Jej uśmiech stał się jeszcze szerszy,
kiedy zacisnął palce na jej dłoni.
- Moja "szkarłatna wszetecznica". Moja piękna "szkarłatna wszetecznica".
Tym razem powiedział te słowa naprawdę, ale szeptem, który tylko oni mogli usłyszeć.
Uniósł do ust dłoń panny młodej i złożył na niej gorący pocałunek, potem wsunął pod ramię
ucałowaną dłoń i uśmiechnął się. Zauważył lśnienie łez w ciemnych, wpatrzonych w niego
oczach, i wiedział, że pomimo pozorów odwagi - prostych jak struna pleców, podniesionej
hardo głowy i zdecydowania, z jakim szła samotnie przez nawę - wcale nie była tak pewna
siebie. Choć odważna i zdecydowana, w środku dygotała z łęku. Więc przycisnął swą wielką,
szeroką dłonią smukłą, delikatną rączkę, spoczywającą na ciemnym rękawie jego fraka.
Znowu się do niej uśmiechnął i zauważył, że wraca jej pewność siebie.
- Gotowa? - spytał szeptem. Skinęła głową, tym razem pewnie, zdecydowanie, bez
wahania.
- Tak - powiedziała i ruszyła razem z nim w kierunku czekającego księdza.
Przybyła do kościoła niemal w stanie histerii.
Słowa Mercedes uderzyły w nią z mocą błyskawicy, oświetlając wszystko, czego dotąd nie
widziała łub nie rozumiała. Zakochała się ślepo, wariacko, na śmierć i życie w Ramónie
Dario, którego Alfredo Medrano dla niej kupił.
Nie czuła nic podobnego do Carlosa. To nie była miłość, lecz zaślepienie, zakochanie w
idei zakochania. Myślała, że zależy jej na nim, ale nie dało się tego porównać z wielką,
wszechogarniającą falą uczucia do Ramóna. Jej namiętność do Carlosa była tylko krótkim,
słabym zauroczeniem, które z czasem przeminęło. Co innego miłość do Ramóna. Zakorzeniła
się silnie w jej sercu, stała się częścią jej samej, jej duszy. Nie mogłaby jej wyrwać i żyć
dalej. Bez niego byłaby niczym, nie byłoby dla niej przyszłości.
Gdy uświadomiła sobie to, zachwiała się, zwolniła kroku. Nie wiedziała, czy zdoła iść
dalej. Kolana uginały się pod nią, zimny dreszcz przebiegł jej po plecach i gdyby miała
więcej sił, spanikowałaby i uciekła z kościoła. Ale w tej właśnie Ramón odwrócił się i
spojrzał na nią.
Zrobił więcej: podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Ujął jej dłoń mocnymi, ciepłymi
palcami, dodając jej otuchy.
Moja "szkarłatna wszetecznica" - powiedział. Moja piękna "szkarłatna wszetecznica".
Może to nie było wiele. Na pewno nie wszystko, o czym marzyła. Nie było gwałtownych,
ż
arliwych zapewnień o miłości. Ale też ich nie oczekiwała. A kiedy porównała te słowa,
wypowiedziane niskim, zachrypniętym głosem, w którym dźwięczało głębokie oddanie, z
kwiecistymi, przesadnymi i nieszczerymi komplementami, jakimi obsypywał ją Carlos,
wiedziała, co woli i w co wierzy.
Kiedy się do niej uśmiechnął, poczuła, że poszłaby za nim wszędzie. Jeśli miała dotąd
jakieś wątpliwości, teraz zrozumiała, że kocha go naprawdę, że nie jest w nim tylko
zakochana.
A Ramón?
Zdawała sobie sprawę, dlaczego się z nią żenił.
Zaczynali wspólne życie z niewłaściwych powodów - finansowych, nie uczuciowych. To
było małżeństwo z rozsądku, ale nie musiało takim pozostać. Było to również małżeństwo z
namiętności, i jak długo trwała, tak długo ich coś łączyło. Byłaby ostatnią idiotką, gdyby nie
potrafiła tego wykorzystać.
Tak długo, jak to będzie trwało, pozostaniemy małżeństwem, powiedział Ramón. Dopóki
oboje nie zdobędziemy tego, czego pragniemy
No cóż, zdobył już to, czego chciał - albo zdobędzie jeszcze przed końcem tego dnia. Ale
jej też pragnął, okazywał to w sposób nie pozostawiający wątpliwości. Jego pożądanie było
tym asem, który trzymała w rękawie. Jak długo będzie jej pożądał, ich związek utrzyma się.
A jak długo będą ze sobą, istniała szansa, że poczuje do niej coś więcej niż pociąg fizyczny,
do którego się przyznawał. Już ona zadba, aby namiętność nie ostygła. Będzie ją podsycać,
obserwować, jak rośnie, modlić się, by wciąż był przykuty do niej okowami pożądania.
Na początek to wystarczy; mogła tylko prosić Boga, żeby, jeśli starczy czasu i los zechce
im sprzyjać, to uczucie przekształciło się w coś mocniejszego.
Ta myśl pozwoliła jej przetrwać długą ceremonię i ucztę, która nastąpiła po niej. To może
się udać; wiedziała, że może się udać.
Bo jeśli tak się nie stanie, ich związek nie będzie miał szans. Jeśli Estrella nie zdoła
przekształcić namiętności, którą żywił do niej Ramón, w uczucie głębsze i mocniejsze, to
pewnego dnia - bez ożywczego tchnienia miłości - namiętność osłabnie i pozostawi po sobie
pustkę. Wtedy go straci. On odwróci się i odejdzie od niej na zawsze.
Ale wciąż jeszcze miała czas. I zamierzała wykorzystać go najlepiej, jak potrafi. Zacznie
od dzisiejszej nocy.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Dzięki Bogu, już prawie po wszystkim, pomyślał z ulgą Ramón.
Gdyby miał spędzić kolejną godzinę - a nawet minutę - na uprzejmych rozmowach,
przyjmowaniu gratulacji, uśmiechaniu się przy niezbyt taktownych żartach na temat utraconej
wolności oraz czekającej go nocy, chybaby eksplodował.
Nie znaczyło to, że nie cieszyło go przyjęcie owszem, bawił się dobrze ... z początku.
Przyjemność sprawiała mu obecność rodziny, taniec z Estrellą, z Cassie i Mercedes, a potem
znowu z Estrellą. Ale co za dużo to niezdrowo. Miał już po dziurki w nosie przebywania z
gośćmi, wystawiania się na pokaz.
Chciał zostać sam na sam ze swoją żoną. Spojrzał w drugi koniec wielkiej sali balowej, gdzie
stała Estrella, olśniewająco piękna w szkarłatnej sukni, i śmiała się z czegoś, co mówiła do
niej Mercedes. Z odchyloną w tył głową i lekkim rumieńcem na policzkach nie przypominała
tej bladej, zalęknionej, wątłej istoty, która zjawiła się w kościele.
- Ślicznie wygląda, prawda?
U boku Ramóna znalazł się Juan Alcolar. W ręku trzymał kieliszek z winem. Jego
ciemnobrązowe oczy wpatrywały się w Estrel1ę, ale było w nich coś, co przyciągnęło uwagę
Ramóna i skłoniło go, by uważniej przyjrzał się ojcu.
Głos Juana brzmiał nieco ochryple, a oczy dziwnie błyszczały. Gdyby chodziło o kogoś
innego, można by podejrzewać, że ma w oczach łzy.
Ramón zauważył w duchu, że ojciec nie był typem człowieka, okazującego emocje.
Prawdę mówiąc, rzadko otwierał się przed ludźmi, nawet przed członkami rodziny. W
każdym razie - nie przed synami. Tylko Mercedes potrafiła go do tego skłonić. Tak było
zawsze, od chwili, gdy się po raz pierwszy spotkali, wiele lat temu. Ramón wkroczył wtedy
do biura Juana Alcolara i zażądał wyjaśnienia, czy prawdą jest to, czego się właśnie
dowiedział. śe Juan jest jego prawdziwym ojcem, a nie - jak dotąd wierzył - niedawno zmarły
Reuben Dario.
- Przypomina mi Honorię.
Ramón odwrócił gwałtownie głowę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Honoria była
ż
oną Juana, matką Joaquina i Mercedes. Zadziwiło go, że ojciec wspomniał o niej teraz, a
przecież nigdy tego nie robił.
- Naprawdę była podobna do Estrelli? - spytał ostrożnie.
- Bardzo.
Juan upił trochę wina z kieliszka, jak gdyby zbierając się na odwagę.
- Nie powtarzaj moich błędów, synu.
- Błędów?
Ramón wiedział, że jego głos zabrzmial ostro; zastanawiał się nawet, czy ojciec nie wycofa
si
ę
znowu do swojej skorupy, ale Juan najwyraźniej postanowił otworzyć się przed synem.
- Kochałem dwie kobiety - powiedział. - i obie straciłem.
- Moją matkę ...
Juan skinął ze smutkiem głową.
- Uwielbiałem Marguerite, ale byłem młody ... i głupi. Powiedziałem jej, że nie chcę
zobowiązań ani małżeństwa. Złamałem jej serce. Dlatego wyszła za Reubena Dario.
Ramón zastanawiał się, dlaczego właśnie teraz, może po raz drugi w życiu, ojciec
zdecydował się porozmawiać o jego matce, a nawet wymienił jej imię·
- Ale spotkałeś ją jeszcze - stwierdził szorstko.
- Tylko jeden raz. Przypadek zetknął nas ze sobą. Byłem już żonaty z Honorią, Joaquin
miał prawie dwa lata ...
Westchnął ciężko, z głębi serca.
- Nic się nie zmieniło. Wciąż była najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem, kobietą moich
marzeń. I była zagubiona, samotna. Ona i Dario nie mogli mieć dzieci, ich małżeństwo się
rozpadało. Nie jestem dumny z tego, co się stało. Spędziliśmy razem tydzień, gdy Reuben
przebywał w Ameryce. Jeden cudowny tydzień. Ale oboje wiedzieliśmy, że tak dalej być nie
może. śadne z nas nie mogłoby żyć z poczuciem winy, z myślą, że krzywdzimy innych. Więc
się rozstaliśmy. Ty przyszedłeś na świat dziewięć miesięcy później.
- A matka umarła, zanim skończyłem dwa miesiące.
Nie pamiętał matki. Miał przed oczami tylko jej twarz z fotografii, które oglądał.
- Ale wkrótce o niej zapomniałeś - dorzucił, nie potrafiąc ukryć goryczy. - Znalazłeś sobie
inną. Alex jest tylko o rok młodszy ode mnie.
- Nie! - zaprzeczył gwałtownie ojciec. - To nie było tak. Straciłem głowę, nie wiedziałem,
a raczej nie obchodziło mnie, jak postępuję. Kiedy pojechałem w interesach do Anglii,
spotkałem kobietę ... Pracowała jako gospodyni w domu, w którym gościłem. Wyglądała jak
twoja matka ... Jak Marguerite, kiedy się poznaliśmy. Upiłem się. To była jednorazowa
przygoda. Nie miałem nawet pojęcia, że zaszła
w
ciążę. Do chwili, gdy pojawił się Alex.
- A ta druga?
Estrella zakończyła rozmowę i rozejrzała się dokoła, szukając kogoś wzrokiem. Zauważyła
Ramóna i przesłała mu taki uśmiech, że zakręciło mu się w głowie.
- Druga kobieta, którą kochałem? To Honoria, moja żona, matka Joaquina i Mercedes.
- Zawsze myślałem, że to było małżeństwo z rozsądku.
- Bo tak było ... na początku. Sam nie wiedziałem, co mam.
- Ja też tak sądzę - dodał ochrypłym głosem.
- Najwyższy czas na rozpoczęcie małżeńskiego
ż
ycia.
- Zgadzam się. Przebiorę się tylko w coś bardziej odpowiedniego na podróż i jestem do
twojej dyspOzyCJI.
Do dyspozycji! Dobry Boże, czyżby wiedziała, jak zareagował na te słowa i ton, którymi
zostały wypowiedziane? Mógł się założyć, że wiedziała.
- Idź się przebrać, senora Dario - rozkazał.
- I pospiesz się.
Ten błysk w jej oku i lekkie wygięcie ust prawie powaliły go na kołana, ale przynajmniej
odsunęła się od niego o krok czy dwa, umożliwiając mu oddychanie, zanim wykonała niski,
głęboki, dworski, choć najwyraźniej żartobliwy ukłon.
- Oczywiście, senor. Jak mój małżonek każe.
A to czarownica! Wiedziała, co robi, jakie wrażenie na nim wywiera. Zaangażowanie ... do
diabła, tak, zaangażował się w związek z tą kobietą. Znalazł się w potrzasku, w więzieniu, i w
ż
aden sposób nie mógł się uwolnić. Ojciec nie miał powodu do niepokoju.
- Senor Dario ... Ramónie. - W jego myśli wdarł się nagle ten głos. Rozpoznał go i
zmarszczył brwi. - Don Alfredo?
- Jak sądzę, mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia.
- Teraz? - Ramón z trudem powstrzymał się od wyrażenia niecierpliwości i niezadowolenia.
Pewnie, że teraz. Sam na to nalegał. Mieli sfinalizować umowę w dniu, w którym poślubi
Estrel1ę, a potem nie chciał o tym więcej słyszeć.
- Oczywiście. Ma pan ze sobą dokumenty?
- Tutaj. - Starszy mężczyzna dotknął górnej kieszeni swego fraka. - A tam jest pokój -
wskazał kierunek dłonią - w którym, jak mnie zapewniono, nikt nie zakłóci nam spokoju.
- Więc dobrze.
Ramón przeczesał włosy obiema dłońmi, starając się zebrać myśli, przestawić je na sprawy
zawodowe, uwolnić od mrocznych zmysłowych fantazji, śladem których chciały podążać.
- Skończmy już z tym wszystkim.
Nucąc cichutko "I feel pretty", Estrel1a wyśliznęła się z dopasowanej szkarłatnej sukni i
powiesiła ją na wyściełanym, pokrytym jedwabiem wieszaku. Nie mogła uwolnić się od
piosenki z "West Side Story", której słowa idealnie odzwierciedlały to, co czuła.
Czuła się ładna. Bardzo ładna ... zachwycająca ... i czarująca. Czyż mogło być inaczej,
skoro widziała, jak patrzył na nią Ramón, widziała ledwie powstrzymywaną namiętność w
jego oczach, odkrywała ją w jego pocałunku.
Sprawi, że mąż ją pokocha, przysięgała sobie w duchu. Może tego dokonać! Naprawdę
może tego dokonać.
Uświadomiła sobie nagle, że nie powinna dłużej zwlekać. Poderwała się i przejrzała w
lustrze. Makijaż, nałożony przez specjalistkę przed wyjściem do kościoła, trzymał się
doskonale. Może by dodać odrobinę ciemniej szego cienia na powieki, błyszczyk na usta ...
Zabrało to jej tylko kilka chwil. Wkrótce miała już na sobie eleganckie, kremowe
spodnium z czarnym, przypominającym kamizelkę topem. Jeszcze sandały na wysokich
obcasach i...
Nie. Zatrzymała w połowie drogi uniesioną dłoń i zdecydowała, że nie wyciągnie spinek,
które podtrzymywały skomplikowaną fryzurę, nie wyjmie wpiętych w nią kwiatów
pomarańczy i nie rozpuści włosów. Niech zostanie tak, jak jest. Będzie chłodniej, mniej
zawracania głowy w podróży, a gdy dojadą do willi, poprosi Ramóna o pomoc. Wiedziała,
jak lubił zanurzać palce w jej włosach, wyczuwała, że spodoba mu się powolne rozplatanie
spiętrzonych pasm, widok czarnych loków opadających na twarz, na ramiona. Będzie
przeczesywał je palcami, robiąc przerwy na pocałunki ...
Nie mogła dłużej czekać. Szybko rozpyliła ulubione perfumy za uszami, u nasady szyi, na
dekolcie. Potem, wciąż podśpiewując, schwyciła elegancką kopertową torebkę z lakierowanej
skóry, skierowała się ku drzwiom i zeszła po schodach. Znalazła się właśnie na podeście,
skąd, sama niewidziana, mogła obserwować zatłoczony pokój, gdy nagle jej uwagę
przyciągnął odgłos otwierania drzwi. To, co zobaczyła, sprawiło, że znieruchomiała, a serce
podeszło jej do gardła.
Ramón i jej ojciec wychodzili właśnie z bocznego pokoju. Razem. A wyjaśnienie mogło być
tylko ,jl;dno. Tak jak kilka tygodni temu, kiedy spędzili całe popołudnie w bibliotece. Kiedy
...
Nie, nie chciała o tym myśleć. śałowała, że ich zauważyła. Ale stało się. I nic nie mogło
cofnąć czasu. Nie mogła znowu znaleźć się na górze, zatrzymać się dla poprawienia żakietu
czy dodania dodatkowej warstwy tuszu na rzęsy, tak aby wyszła na schody chwilę wcześniej
lub później. śeby tego nie widzieć.
Nie widzieć Ramóna wychodzącego z jej ojcem, wkładającego długą białą kopertę do
wewnętrznej kieszeni fraka. Ani ojca, który zamknął trzymane w ręku piękne złote pióro,
zanim wsunął je do górnej kieszonki.
Wesele odprawione. Przysięga małżeńska złożona. Ramón i ona byli mężem i żoną. Więc
należało zająć się prawnymi aspektami, podpisać dokumenty, wymienić umowy. Nie
poczekał nawet do końca dnia weselnego, nim upomniał się o nagrodę za to, że się z nią
ożenił, ratując jej reputację. Równie dobrze mógłby wyciągnąć kontrakt w kościele, by został
podpisany, zaraz po umieszczeniu jego nazwiska na świadectwie ślubu.
Miała wrażenie, że jej serce przeszył lodowaty sztylet; ból był tak silny, że nieomal
krzyknęła. Z ogromnym wysiłkiem zdołała się opanować, przygryzła silnie wargę, aż poczuła
w ustach metaliczny smak krwi.
Na szczęście nikt jej nie widział. Tu, gdzie stała, była dobrze ukryta, i byle się nie poruszyła,
me groziło jej, że ktoś ją zobaczy.
Tkwiła zatem w miejscu, z oczami przysłoniętymi palącą mgiełką łez. Łez, z którymi
walczyła zaciekle, zdecydowana za wszelką cenę powstrzymać się od płaczu. Mówiła w
duchu, że policzy do trzydziestu, a potem zejdzie na dół. Trzydzieści sekund powinno jej
wystarczyć.
Jeden ... dwa ...
Nie mogła się powstrzymać od refleksji, że Ramón wcale nie wyglądał na uradowanego,
choć osiągnął wszystko, czego pragnął, wszystko, za co zapłacił, poślubiając ją. Wprost
przeciwnie. Na jego przystojnej twarzy zastygł grymas, czarne brwi były zmarszczone, usta
zaciśnięte; przypominał bombę, która może wybuchnąć w każdej chwili. Wydawało się, że
ktoś - być może jej ojciec podpalił lont i wycofał się w bezpieczną strefę, poza zasięg nieuni-
knionej eksplozji.
Czternaście ... A nie dwadzieścia? Pomyliła się w liczeniu. Nie wiedziała, co robi, gdzie się
znajduje. Chyba zacznie odliczanie od początku. Albo ...
- Estrello!
Nie sposób było nie poznać tego głosu ani dźwięczącego w nim ogromnego
zniecierpliwienia. Zbyt późno zorientowała się, że Ramón podszedł do schodów i stał, patrząc
na nią. Mógł ją widzieć aż za dobrze - i najwyraźniej chciał się dowiedzieć, dlaczego zastygła
w miejscu, sprawiając wrażenie, jakby zapomniała drogi do sali balowej.
- Estrello! - powtórzył ciszej, lecz z taką Samą stanowczością, 'dając do zrozumienia, że nie
zamierza marnować czasu na jej rozterki.
Zamrugała, by odzyskać ostrość widzenia; zobaczyła, że stanął na najniższym stopniu i
wyciągnął rękę rozkazująco, przywołując ją do siebie. Ten gest mówił, że nie zamierza wejść
po nią na górę. Jej miejsce jest u jego boku, więc niech się pospieszy i dołączy do niego.
Aż za dobrze wiedziała, że wahanie zostanie uznane za bunt, buntu zaś nie zamierzał
tolerować, zbiegła więc po schodach najszybciej jak mogła na tych absurdalnie wysokich
obcasach.
Ledwo zdążyła znaleźć się przy nim, gdy jego wyciągnięta dłoń zacisnęła się na jej palcach
w miażdżącym uścisku, aż skrzywiła się z bólu.
- Gotowa? - nie takim tonem zadał to samo pytanie w kościele - czyżby to było zaledwie
pięć godzin temu?
- T ... tak.
Tylko tyle zdołała wykrztusić. Gdy prowadził ją przez pokój, niemal ciągnąc za sobą,
pogrążyła się w myślach. Usiłowała odgadnąć powód takiej zmiany zachowania, nie chciała
jednak brać pod uwagę najbardziej oczywistej możliwości. Ale tylko ona przychodziła jej do
głowy.
Ramón ożenił się z nią, by zdobyć upragnioną stację telewizyjną. W grę mogły również
wchodzić arystokratyczne koneksje, które odziedziczą ich dzieci. Teraz, gdy już miał, czego
chciał, nie próbował nawet udawać, że mu na niej zależy. Gdyby nie to, czy w jego oczach
byłoby tyle lodowatej wściekłości, a usta zaciskałyby się w cienką linię?
Chyba że jej ojciec zastosował jakiś paskudny kruczek, może nawet wycofał się z umowy?
Jeśli jednak tak postąpił, to jaką przyszłość miało ich małżeństwo? O ile to było małżeństwo
...
Nie wiedziała tego, a Ramón wyraźnie nie miał nastroju do wyjaśnień. W dodatku
oczekiwano od niej, że odjedzie z tym rozwścieczonym mężczyzną. śe przez ponad dwa
tygodnie będzie sam na sam z groźnym nieznajomym.
Jakimś cudem udało się jej dojść do drzwi, choć nogi uginały się pod nią ze strachu.
Zmusiła się do uścisków i pocałunków, dziękowała właściwym ludziom, choć nie
orientowała się, z kim ma do czynienia. Nawet wsiadła do limuzyny, nie potykając się ani nie
uderzając w głowę.
Zanim zdążyła usadowić się wygodnie i nieco ochłonąć, jej mąż zajął miejsce obok niej i
zastukał w szklaną przegrodę, oddzielającą ich od kierowcy. - Jedźmy - tylko tyle powiedział.
Gdy Paco włączył silnik i wrzucił bieg, Ramón zatrzasnął drzwi, zamykając siebie i żonę
w ciasnej, ograniczonej przestrzeni.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Czy coś się stało?
Estrella zadawała to pytanie dwukrotnie. Pierwszy raz - gdy elegancka limuzyna
wyjechała z miasta na drogę wiodącą na północ. Wtedy Ramón nie był w stanie udzielić jej
odpowiedzi. I nadal nie chciał tego robić. Trudno mu było z nią rozmawiać, a nawet patrzeć
na nią.
- Nic nie mów, Estrello - odpowiedział ostro. - Nie mam ochoty na pogawędkę.
- Za dużo alkoholu?
W jej głosie dźwięczał dziwny, urywany śmiech, przypominający dźwięk wydawany przez
ź
le nastrojone radio.
- Czegoś za dużo, to fakt - mruknął, odchylając się do tyłu i opierając głowę na podpórce.
Zamknął oczy, by odgrodzić się od świata, którego nie chciał już oglądać.
Za dużo planów i intryg. Za dużo "być może", które przekształciły się w "nigdy". Za dużo
- tak, musiał to przyznać - nadziei, bliskich spełnienia marzeń, które zamieniły się w jego
rękach w popiół. O jedno rozczarowanie za dużo, o jedno więcej, niż mógł znieść.
Nie wiedział, co było gorsze. Pulsująca w skroniach wściekłość, uniemożliwiająca
mulogiczne myślenie, czy poczucie, że zrobiono z niego głupca i z zimną krwią
wykorzystano.
- Za dużo ludzi ... i do wszystkich musieliśmy się uśmiechać, czy mieliśmy na to ochotę,
czy nie - ciągnęła tym samym, denerwująco przerywanym głosem.
Zastanawiał się, co sprawiło, że miała tak zmieniony głos. ,Podniecenie - radość z powodu
osiągnięcia zamierzonego celu? A może niepewność - chęć odkrycia, o czym rozmawiał z jej
ojcem? Czyżby naprawdę tego nie wiedziała?
Nie sądził, by obawiała się przyszłości. Zaplanowała wszystko szczegółowo ... i to od
samego początku.
- Wiem, jakie to uczucie.
- Tak. - Ramón nie zdołał ukryć nuty cynizmu. Przecież jednym z tych, do których musiała
się uśmiechać, był on sam. - Jestem tego pewien.
Czy wiedziała również, jak czuje się człowiek, uświadamiający sobie, że złapał się na
wędkę jak ryba? Połknął haczyk, został wyciągnięty z wody i wrzucony do siatki -- i dopiero
przed chwilą to zrozumiał?
A już zaczął myśleć, że Estrella jest inna - nie taka, jak głosiły plotki - i mylił się. Całkowicie
i diabelnie. To tylko dowodziło, jakim był głupcem. Zaślepionym, opętanym, obłąkanym
głupcem, który zapomniał o zasadzie, by nigdy nie skakać do nie znanej wody. I skoczył na
głowę, z zamkniętymi oczami.
Niech diabli porwą Alfreda Medrano za to, że chciał jak najszybciej dorwać się do
pieniędzy i upomniał się o nie w najmniej odpowiednim momencie. I niechby diabli porwali
jego samego, za to, że przestał mieć się na baczności, że wystawił się na cios akurat wtedy,
gdy powinien był zebrać wszystkie siły i upewnić się, że nic nie przebije się przez linie
obrony. I niech diabli porwą Estrellę, że znalazła słabe miejsce w jego - jak sądził -
szczelnej zbroi.
Z gniewnym westchnieniem przesunął dłonią po czole, jakby chciał odgonić mroczne,
nieproszone myśli, potem zamarł, czując delikatne dotknięcie na swej drugiej dłoni,
spoczywającej na udzie.
- Przestań!
- Co się dzieje?
Sprawiała wrażenie tak przejętej, że poczuł, iż żołądek skręca mu się boleśnie z odrazy.
Może nadal odpowiadała jej taka gra.
Zapach perfum był teraz silniejszy, otaczał go, budził w nim gniew i przyprawiał o
mdłości. A przecież jeszcze rano podziwiał tę subtelną mieszaninę aromatu kwiatów i
korzeni. Wiedział już, że znienawidzi ten zapach na zawsze; będzie mu się kojarzył z tą
chwilą i gorzką świadomością, że został zdradzony.
- Byłem pewien, że w końcu odzyska rozum ...
Głos Alfreda dźwięczał mu wciąż w uszach, wywołując skurcze żołądka.
- Sprawa wisiała na włosku. Ale mając w perspektywie utratę wszystkiego ... Wiedziała, że
mówię serio. I jeśli nie znajdzie sobie odpowiedniego męża, nie dostanie nic ... nawet
złamanego grosza. Od razu zmądrzała.
Estrella nigdy nie wspomniała mu o groźbie wydziedziczenia. Ramón zdołał zapanować
nad sobą; nie chciał dopuścić, by stary go zirytował ani by zorientował się, że jego. słowa
trafiły w czuły punkt.
- No cóż, osiągnął pan swój cel - stwierdził ozięble. - Pana córka jest już mężatką.
Alfredo skinął siwą głową i uśmiechnął się z triumfem.
- Ona też ma, czego chciała. Nikt nie może odrzucić Estrelli, jak pan to zrobił.
Wiedziałem, że każe panu za to zapłacić. I tak zrobiła.
- Za nic nie płacę! Sam postanowiłem ją poślubić.
- Tak się panu wydaje, ale w rzeczywistości nie miał pan wyboru. Wzięła się za pana, jak
za Pereę. "Albo Ramón Dario, albo nikt", mówiła. I teraz wodzi pana na pasku. Tańczy pan,
jak ona zagra, całkiem jak tamten biedny dureń.
- Ramónie?
Uniósł gwałtownie powieki; zachmurzone, szare oczy zapatrzyły się w ciemne oczy
Estrelli pod lekko zmarszczonymi, cienkimi brwiami.
Wiedziałaś, że ojciec zamierza cię wydziedziczyć.
Całe to gadanie o wolności, o tym, że mnie pragniesz, było kłamstwem. Chodziło tylko o
pieniądze. Wyszłaś za mnie, wykorzystałaś mnie, aby dostać forsę·
Gdyby od początku zdawał sobie z tego sprawę, nie byłoby to takie straszne. Gdyby
zachowała się uczciwie, mógłby poradzić sobie z tą sytuacją. Może nawet zgodziłby się na jej
plan. Ale nie powiedziała mu prawdy. Ani razu. Okłamywała go, manipulowała nim,
sprawiła, że jej współczuł, potem posłużyła się nim, tak jak Carlosem.
- Boli cię głowa?
I znowu poczuł dotyk jej palców na twarzy, tym razem wygładzały głęboką zmarszczkę
między brwiami. Nawet nie wiedział, że tam była.
Pochylała się nad nim, czuł ciepło jej skóry, zapach jej ciała drażnił mu nozdrza. Tylko
kilka centymetrów dzieliło jego usta od jej warg, nieco rozchylonych, odsłaniających białe
zęby. Migotliwa brylantowa gwiazda u nasady szyi unosiła się lekko z każdym oddechem,
odbijając światła reflektorów mijających ich samochodów. Gdyby przesunął wzrok niżej, do
głębokiego wycięcia czarnego topu, ujrzałby gładką okrągłość jej piersi, napierających na
materiał,
i
cieniste zagłębienie między mml. ..
Marzył, że dziś w nocy złoży tam głowę, że wtuli twarz w ciepłą miękkość jej piersi,
przyciśnie wargi do atłasowej skóry i zaznaczy pocałunkami...
- Nie! Tak - poprawił się pospiesznie, widząc, że się cofnęła. Najwidoczniej uznała, że
przeczenie odnosi się do jej pytania o ból głowy.
Zamierzał zagrać z nią w otwarte karty; musiał to zrobić. Ale nie teraz. Nie w obecności
Paca siedzącego za kierownicą z kamienną twarzą; wprawdzie dyplomatycznie zachowywał
milczenie, ale jednak był tutaj.
Estrello, daj spokój - mruknął. - Jestem zmęczony. To był ciężki dzień.
Ciężki dzień, i w dodatku nie skończy się tak, jak oczekiwał.
Za każdym razem, kiedy jego wzrok padał na Estrellę, myślał o chwili, gdy opuszczą
przyjęcie. O tym, jak zostaną nareszcie sami. Kiedy będzie mógł wziąć ją w ramiona i
całować, aż oboje oszaleją z namiętności, niezdolni do myślenia, i głusi na wszystko poza
wymaganiami ich ciał.
Ale to było wtedy, gdy myślał o niej inaczej, kiedy wydawała się inną osobą. Kimś, kogo
pragnął...
- W porządku!
Nie była zadowolona, odczytał to z tonu jej głosu i błysku w oku, ale zrobiła, o co prosił.
Odsunęła się gwałtownie, skrzyżowała ramiona i siedziała sztywno wyprostowana,
oddzielona od niego niemal całą szerokością tylnego siedzenia.
Natychmiast, o ironio losu, pożałował swoich słów. Chciał mieć ją blisko siebie, czuć jej
ciało, wziąć ją w ramiona. Oczywiście, nie tak to sobie wymarzył. Nie ufał jej już, jego duszę
wciąż przepełniał gniew, że został tak wykorzystany. Ale nadal jej pragnął. Był na tyle głupi,
ż
e ani gniew, ani rozczarowanie nie mogły tego zmienić. Wiedział, jaka jest w środku, to
jednak nie przeszkadzało mu zachwycać się jej wyglądem. Była piękna, seksowna, godna
pożądania. I była jego żoną.
- Chodź tutaj.
- Co.?
Estrella nie wierzyła własnym uszom. Przed chwila Ramón powiedział jej, żeby dała mu
spokój. Idź do diabła, mówił jego głos i wyraz twarzy. Próbowała wszystkiego, co jej
przyszło na myśl, by skłonić go do wyjaśnień, ale odepchnął ją, słownie, jeśli nie fizycznie. A
potem, kiedy już się poddała, nagle zmienił zdanie. "Chodź tutaj" - polecił i wyciągnął rękę,
aroganckim skinieniem palca rozkazując jej, by przysunęła się bliżej.
Najchętniej by mu odmówiła. Nawet zastanawiała się, czy tak nie postąpić, ale chęć buntu
szybko. przeminęła. Nic dziwnego., Ramón był jej mężem i kochała go.. Poza tym, jeśli miała
zrealizować plan zdobycia jego serca, mogła to osiągnąć tylko w jeden sposób. Musiała
sprawić, by jej pożądał i chciał zatrzymać przy sobie, a nie mogła teg. zrobić, gdy dzieliła ich
taka przestrzeń.
- Estrello. ...
W głosie Ramóna zabrzmiała ostrzegawcza nuta.
Wiedziała, że jeśli go nie posłucha, może ostatecznie zaprzepaścić szansę na wspólną noc.
Więc przysunęła się do jego boku, poczuła otaczające ją ramiona i rozkoszowała się ich siłą i
ciepłem. W krótkiej jak uderzenie serca chwili zrozumiała, dlaczego nigdy nie będzie w
stanie walczyć z tym mężczyzną, nigdy nie wystąpi przeciw niemu.
Mogła tylko oddać mu się, ulec mrocznej zmysłowości, którą rozbudził w niej jego dotyk
i
pocałunki. Pogrążona w ekstazie, nie zauważyła, że samochód zatrzymał się i kierowca
powiedział coś do Ramóna. Gdy ten wyprostował się szybko i odsunął od niej, cofając dłoń,
zaprotestowała nadąsanym szeptem, i próbowała znowu przyciągnąć jego głowę do swojej.
- Estrello! - w głosie Ramóna irytacja łączyła się z szelmowskim rozbawieniem. - Jesteśmy
na miejscu. Przyjechaliśmy.
Kiedy zamrugała z zaskoczeniem, wyrwana z wszechogarniającego podniecenia, ujął jej
twarz w obie dłonie i wycisnął mocny, szybki pocałunek na rozchylonych wargach.
- Poczekaj trochę mi Estreila, mój seksowny kociaku. Poczekaj. Paco tu nie zostanie,
wyładuje tylko walizki i odjedzie. Pozbędę się go najszybciej jak potrafię. Daję słowo. I
wtedy będziesz tylko moja. Bądź cierpliwa ... i nienasycona.
Potykając się, zdołała wyjść z limuzyny, utrzymując się w pionowej pozycji tylko dzięki
muskularnemu ramieniu męża, obejmującego ją w pasie. Ledwo, ledwo zwróciła uwagę, że
Ramón dopilnował przeniesienia ich bagażu, podziękował kierowcy i wręczył mu niezwykle
hojny napiwek, aby ruszył w swoją drogę jak najprędzej. Nie potrafiłaby powiedzieć, czy
była to noc, czy dzień, kiedy zamknął kopniakiem drzwi i zwrócił się do niej. Wiedziała
tylko, że nareszcie zostali sami.
- Sami ...
- Sami - powtórzył Ramón. I wciąż nienasyceni.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Wciąż nienasyceni ...
Ramón nie czekał na odpowiedź. Nie zapalając światła, uniósł Estrellę w ramionach i
skierował się ku schodom, odnajdując drogę w ciemności niczym kot.
Sypialnia zalana była księżycową poświatą, pozwalającą orientować się we wnętrzu. Nie
dał Estrelli szansy, by mogła się rozejrzeć. Zsunął ją na podłogę, jednocześnie zdejmując z
niej żakiet, a potem obcisły top. Biustonosz został rozpięty już wcześniej i też wylądował w
jakimś mrocznym kącie.
Następny etap zajął więcej czasu. ,Nie z powodu niezręczności czy wahania Ramóna, lecz
dlatego, że postanowił obsypać pocałunkami jej całe ciało.
Estrella poczuła ciepło jego warg na czole, nosie, ustach; potem kontynuował tę zmysłową
podróż, poświęcając wiele czasu i uwagi jej ramionom, piersiom, gładkiemu brzuchowi,
gdzie jego język badał zagłębienie pępka. Zanim dotarł do linii spodni, dziewczyna stała się
kłębkiem nerwów i pragnęła tylko osunąć się na kolana.
Ale on zaprotestował, gdy jej osłabłe ciało zaczęło ześlizgiwać się w dół. Podtrzymał ją
znowu, ostrzegając błyskiem oczu, by została tam, gdzie stoi. Tymczasem jego dłonie zajęły
się pozostałymi częściamijej ubrania, układając je na podłodze ujej stóp.
- Ramónie! - westchnęła, zacisnęła palce na jego ramionach, gdyż musiała się czegoś
przytrzymać. - Proszę. Pragnę cię ... potrzebuję ciebie ...
Upłynęło wiele, bardzo wiele czasu, zanim Estrella odzyskała zdolność myślenia. Powoli
przestało kręcić się jej w głowie, serce zaczęło bić normalnym rytmem. Była jednak
zmęczona, wyczerpana długim, pełnym emocji dniem, kilkakrotnie budziła się i zasypiała,
zanim wreszcie poruszyła się, westchnęła, zatrzepotała powiekami i przeciągnęła się ...
I zamarła, kiedy jej uwagę przyciągnęła panująca w sypialni cisza. Nie była to cisza, jakiej
oczekiwała: przyjemne, przepełnione poczuciem bliskości milczenie dwojga ludzi, którzy
niedawno oddawali się dzikiej, namiętnej miłości, doprowadzając się do takiego wyczerpania,
ż
e zasnęli spleceni ramionami.
Nie obudziła się w objęciach męża. Zmusiła się do otwarcia oczu, podciągnęła do
półsiedzącej pozycji, oparła na jednym łokciu i rozejrzała dokoła. Ramón siedział na brzegu
łóżka.
- Co tam robisz?
Nie potrzebowała słów, by odczuć niepokój, ostrzegający o nadciągającym
niebezpieczeństwie. Była wciąż naga, chociaż ktoś - najwidoczniej Ramón - nakrył ją
prześcieradłem, gdy spała. On miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę, które niedawno
temu z niego zerwała.
I
przyglądał się jej niepokojąco zimnym, krytycznym wzrokiem.
- Co ... co robisz?
- Czekam, aż się obudzisz.
Te słowa były
równie chłodne jak jego lodowate spojrzenie. Chłód przeniknął do jej serca.
- Dlaczego? Stało się coś? Coś złego?
Jego uśmiech zmroził Estrelli krew w żyłach, niewidzialna, zimna ręka ścisnęła bezlitośnie
jej żołądek.
- Oczywiście, że nie. Wszystko poszło tak, jak się spodziewałaś.
- Jak się ... ? Nie wiem, o czym mówisz. Naprawdę wygląda na zdziwioną, stwierdził cy-
nicznie, patrząc na jej zmarszczone brwi i wyraz zaskoczenia w oczach. Miał ochotę
roześmiać się głośno na myśl, że próbowała odgrywać rolę, do której nie miała kwalifikacji.
Jednocześnie w głębi jego serca kryła się niechciana, niewygodna myśl, że może - tylko może
- istotnie nie miała o niczym pojęcia.
Nie, to niemożliwe ...
- Dostałaś to, czego chciałaś.
- O tak. .. - Przeciągnęła się zmysłowo, z uśmiechem na ustach. - Dostałam.
Ten uśmiech przeszył jego serce jak ostrze sztyletu, pozostawiając ranę, bolesną lecz nie
ś
miertelną - przynajmniej na razie. Czy był aż takim głupcem, by nadal mieć nadzieję, że nie
wykorzystała go tak paskudnie, jak podejrzewał?
- Ty też. - Nagle usiadła prosto, osłaniając się prześcieradłem. - Dostałeś, czego pragnąłeś,
prawda? Chyba mój ojciec nie wycofał się z interesu?
Potrząsnął głową, ale ten gest nie złagodził surowego, napiętego wyrazu jego twarzy.
Pozostała chłodna i obojętna jak zawsze.
- Och, nie. Twój papa aż nazbyt chętnie złożył podpis na wykropkowanej linii.
Oczywiście, że to zrobił. Ramón miał ochotę znowu potrzasnąć głową, tym razem z
rozpaczy nad sobą. Trzeba mu było uczyć się od starego Alfreda, a jego hasło powinno
brzmieć: jaki ojciec, taka córka. Tymczasem pozwolił, by owładnęły nim inne, niezdrowe
uczucia.
- Więc dlaczego jesteś w złym humorze?
- Myślałem o naszym małżeństwie ...
I
nie doszedł do żadnych wniosków. Wcześniej wmówił sobie, że to nie ma znaczenia.
Wiedział przecież, że nie kochała go, czemu więc świadomość, że kłamała, wyjaśniając,
dlaczego wychodzi za mąż bez miłości, miała coś zmienić?
- Ja też. - Przysunąwszy się bliżej, położyła mu rękę na ramieniu, gładząc skórę, odsłoniętą
przez podwinięty rękaw koszuli. - To była moja pierwsza myśl po obudzeniu.
Przyszło mu to z trudem, ale nie zareagował.
Cholera, pragnął to zrobić; cierpiał istne męki piekielne. Skóra Estrelli była wciąż
zaróżowiona od żaru namiętności, oczy zmęczone, z lekko opadającymi powiekami, i
zaspane. Absurdalnie kunsztowna fryzura ucierpiała, gdy się kochali, więc długie czarne
pasma, splątane i rozsypane, zwisały wokół jej twarzy. Miał wielką ochotę wygładzić je,
założyć za uszy, ale wiedział, że gdyby choć raz j ej dotknął, nie mógłby się już powstrzymać.
Zmusił się, by siedzieć bez ruchu, zimny i sztywny niczym marmurowy posąg, ze spo-
jrzeniem bez wyrazu i zaciśniętymi zębami.
- Och, Ramónie, przecież to cię nie mogło zdenerwować ...
Zbliżyła się jeszcze bardziej i polożyła głowę na jego ramieniu. Nie przytrzymywała już
prześcieradła, więc zaczęło się zsuwać powoli i prowokująco po jej ciele.
Cholernie dobrze wiedział, co jest grane. Zamierzała skierować jego myśli na inny tor,
uwodząc go. Ale on nie chciał, żeby odwracano jego uwagę. Wcześniej, w samochodzie,
mówił sobie, że to nie ma znaczenia. Poślubił ją, ponieważ go pragnęła i on też jej pragnął;
nadal jej pragnie, bardziej niż kiedykolwiek. Uznał, że wszystko może się ułożyć - więc
zadowoli się tym, co ma.
Ale to mu nie wystarczało. Nie mogło zatrzeć w jego pamięci faktu, że go oszukała i
wykorzystała.
- Wiedzieliśmy, że nasze małżeństwo może przetrwać.
Zniżyła głos do szeptu, który pobudzał jego zmysły, sprawiał, że pożądanie zaatakowało go
gwałtownie i z okrucieństwem. Z okrucieństwem, bo wiedział, iż musi je zwalczyć. Sam seks
nie wystarczy, nawet jeśli ona w to wierzyła.
Pociąg seksualny z czasem osłabnie, może nawet zniknąć całkowicie. I co im wtedy
zostanie? Czego zapragnie Estrella, kiedy przestanie ją bawić, że ma go w swojej mocy, i
zacznie szukać nowej zabawki? Do diabła, nawet jego matka nigdy nie zamierzała zaciągnąć
Juana Alcolara do łóżka. Zakochała się w nim nieoczekiwanie.
- Weszliśmy w nie z otwartymi oczami. Wiedzieliśmy, czego pragniemy - i dostaliśmy to.
- Ale ty dostałaś o wiele więcej, niż podobno chciałaś.
Była tak zaskoczona, że zamarła z otwartymi ustami.
- Więcej niż ... więcej niż .. O, tak.
Zaśmiała się. Do cholery, naprawdę się zaśmiała.
Gniew znowu uderzył mu do głowy.
- Tak, dostałam więcej, niż mogłam oczekiwać. Ale nie przypuszczałam, że o tym wiesz.
- Nie przypuszczałaś!
Był to ryk ślepej furii. Zabójczej mieszaniny złości i bólu, która odbierała zdolność
myślenia. Czerwona mgła wściekłości przysłoniła mu oczy: nic nie widział, mógł tylko czuć.
Nie zniesie dłużej jej bliskości. Nie będzie siedział spokojnie, podczas gdy ona wtula się w
niego, z głową opartą na jego ramieniu, myśląc, że wystarczy tylko go pocałować, pozwolić,
by to cholerne prześcieradło zsunęło się niżej ...
Nie! Odsunął się od niej tak gwałtownie, że straciła równowagę i rozciągnęła się na łóżku.
Zerwał się na równe nogi, odskoczył na środek pokoju, odwrócił się do niej, obrzucając ją
wściekłym spojrzeniem, choć poprzez mgłę zasłaniającą mu oczy nie mógł zobaczyć tej
zakłamanej, podstępnej twarzy.
- A więc sama się przyznajesz! Mówisz, że to prawda!
- Tak. .. myślę ...
Jej głos ledwo przebijał się przez szum w jego uszach. Nagle umilkła, znieruchomiała i
pobladła. - Jak się dowiedziałeś?
- Od twojego ojca, oczywiście! - rzucił Ramón, wypluwając każde słowo z gniewem. - Nie
sądziłaś chyba, że mnie nie poinformuje, i to z radością?
- Od ojca ... ? Ramónie, o czym my mówimy?
- Och, oszczędź mi tego! - wybuchnął. Nie próbuj się wycofywać, dano Estrello. Ty i twój
ojciec macie to, na czym wam zależało. Zdobyłaś męża - chociaż był dopiero dziesiąty na
twojej liście. Nawet dostałaś niespodziewaną premię, bo chcesz mieć go w swoim łóżku.
Czego brakowało pozostałym kandydatom, że nie miałaś na nich ochoty?
Nie próbowała odpowiedzieć, a nawet gdyby starała się coś wtrącić, nie słuchałby jej.
Mówił dalej, powodowany gniewem.
- Twój ojciec odzyskał poważanie, może mieć nadzieję na wnuka i spadkobiercę, nawet
znalazł sobie frajera, by kupił jego stację. A ja ... ja wyszedłem na durnia!
- Nie - usiłowała mu przerwać Estrella, ale nie chciał jej słuchać.
- Tak, niech cię diabli, tak! Ale to koniec, querida! Koniec ... słyszysz? Koniec! Mam tego
dosyć, więcej nie zniosę! Jesteś już mężatką i obyś przekonała się, że gra była warta świeczki.
Możesz mieć tylko nadzieję, że to, co działo się w tym łóżku minionej nocy, przyniesie efekt,
jakiego pragnie twój papa. Jeśli naprawdę marzyłaś, że dasz mu wnuka, który odziedziczy po
nim tytuł i majątek, to lepiej zacznij się modlić, abyś była już w ciąży. Bo przysięgam, że
nigdy więcej cię nie tknę.
- Ramónie …
Nie mógł dłużej wytrzymać z nią w jednym pokoju. Wiedział, że gdyby tu został, zrobiłby
coś, czego mógłby potem żałować. Albo by ją pocałował, albo zabił - i w tej chwili nie był
pewien, która z dwóch pokus była silniejsza. A każda z nich miałaby katastrofalny skutek.
Więc nie chcąc narażać się na konsekwencje, obrócił się na pięcie, wyszedł z sypialni,
zbiegł po schodach i dotarł do drzwi. Nie zwalniając prawie kroku, otworzył je tak
gwałtownie, że
Z
głośnym hukiem uderzyły o ścianę. Chwilę później wyszedł już na
zewnątrz, w chłód nocy.
Szedł dalej, nie wiedząc, dokąd zmierza. Nie obchodziło go to, pragnął tylko znaleźć się
jak najdalej od swej świeżo poślubionej żony.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Estrella nie potrafiła uwierzyć, że naprawdę zapadła w sen. Nie zamierzała tego robić.
Chciała czuwać i czekać na powrót Ramóna.
Zbyt zrozpaczona, by krzyczeć, i zbyt spięta, by płakać, potrafiła tylko siedzieć, liczyć
minuty, zrywać się przy każdym niespodziewanym odgłosie, czekać - i modlić się, żeby
wrócił, przynajmniej po swoJe rzeczy.
W pewnym momencie, nie zdając sobie z tego sprawy, usnęła. Na chwilę tylko zamknęła
oczy, a kiedy je znowu otworzyła, zmiana oświetlenia ostrzegła ją, że od czasu, kiedy po raz
ostatni spojrzała w okno, upłynęła znaczna część nocy. Rzuciła okiem na zegarek. Była
czwarta nad ranem. Najmroczniejsza, najbardziej przygnębiająca godzina nocy.
Najciemniej jest przed świtem. To przysłowie sprawiło, że poczuła się jeszcze gorzej. Dla niej
ś
witem byłby powrót Ramóna, gdyż mieliby wtedy szanse porozmawiać i wyjaśnić sobie
wszystko. Ale dom nadal pogrążony był w ciszy. A ona czuła się okropnie nieszczęśliwa. Z
napięcia rozbolała ją głowa, dręczyło ją pragnienie i koniecznie musiała się czegoś napić.
Pomyślała, że filiżanka kawy mogłaby złagodzić fizyczne dolegliwości. Najpierw jednak
musi znaleźć kuchnię. Nie wiedziała nawet, gdzie znajdują się kontakty, więc próbowała
zejść na dół po ciemku, trzymając się ścian, pokonując schody po jednym stopniu, z
zachowaniem największej ostrożności. Hall i salon również tonęły w mroku, walizki jej i
Ramóna stały w plamie księżycowej poświaty, tam gdzie je cisnęli przed kilku godzinami.
- Po prawej stronie masz kontakt - usłyszała głos dolatujący z ciemności. Wzdrygnęła się i
wydała słaby okrzyk przestrachu.
- Nie bój się - powiedział cicho Ramón. - To tylko ja. Sprawdź na wysokości ramienia.
Po kilku sekundach poszukiwań odnalazła kontakt, nacisnęła go i nagle pokój zalało
ś
wiatło tak jasne, że musiała przymrużyć oczy.
Ramon siedział w jednym z obszernych, czarnych foteli, ustawionych w drugim końcu
pokoju, przy wielkim, pustym kominku. Musiała przyznać, że wyglądał koszmarnie. Włosy
miał rozczochrane, zmierzwione przez wiatr. Pod lśniącymi dawniej, teraz przygaszonymi i
zachmurzonymi oczami, widniały ciemne kręgi, a silny zarost nadawał mu wygląd
podejrzanego włóczęgi.
- Jak tu wszedłeś? - tylko takie niemądre pytanie przyszło jej do głowy.
- Mam klucz. - Jego głos był cichy i bezbarwny, równie pozbawiony wyrazu jak twarz.
- Nic nie słyszałam.
- Pewnie dlatego, że nie chciałem cię zbudzić.
I jak miała to rozumieć? Czy nie chciał jej budzić z troski o nią, czy dlatego, że nie chciał z
nią rozmawiać?
- Dawno wróciłeś?
Skierował zasępione oczy na zegar, potem na jej twarz.
- Jakąś godzinę temu. Może półtorej.
- I cały czas siedziałeś w ciemnościach?
Skinął ponuro głową.
- Miałem wiele do przemyślenia.
- Och.
Tyle zdołała wykrztusić. Nie odważyła się zapytać, o czym myślał. Więc poszukała
ucieczki w banałach i sprawach praktycznych.
- Ja ... chciałam zrobić coś do picia. Też masz ochotę?
Ledwo zdążyła to powiedzieć, kiedy Ramón zerwał się zwinnie na nogi i rzucił spojrzenie w
kierunku drzwi, znajdujących się po drugiej stronie pokoju.
- Zajmę się tym. Ty usiądź.
- Ale ... - Estrella próbowała zaprotestować, uciszył ją zaraz uniesieniem dłoni.
- Prościej będzie, jeśli ja to zrobię. Wiem, gdzie mam szukać. Kawa czy coś
mocniejszego?
- Poproszę o kawę.
Drink tylko by ją dobił. Pomimo drzemki, była tak zmęczona, że alkohol uderzyłby jej do
glowy
i nie
mogłaby sensownie rozmawiać.
- O czym myślałeś?
Zadała to pytanie tak cichym głosem, z takim wahaniem, że nie wiedziała, czy ją usłyszał,
dopóki nie zatrzymał się na chwilę w drzwiach i nie spojrzał na mą.
- Zrobię kawę - powiedział. - Wtedy pogadamy.
O czym myślałeś?
I jak mam na to odpowiedzieć, pytał się w duchu Ramón. Jego dłonie automatycznie
napełniały wodą imbryk, przygotowały kawę, mleko i filiżanki.
O czym myślał? Oczywiście, o Estrelii. O ich związku. Czy łączy ich jakiś związek? Czy
chciał tego? A jeśli tak, to co mają teraz zrobić?
Przygotowywanie kawy nie trwało długo, musiał więc zanieść poczęstunek do pokoju, w
którym czekała Estrella. Wydawała się bardzo mała w porównaniu z olbrzymim, obitym
czarnym welurem fotelem.
- Proszę.
Postawił filiżankę z kawą na stoliku obok niej, potem z drugą filiżanką w ręce podszedł do
ustawionego naprzeciwko fotela. W ostatniej chwili uznał, że jest zbyt podminowany, więc
oparł się o ścianę i uważnie obserwował żonę.
- To o czym chcesz rozmawiać?
- Nie sądzę, by nasze małżeństwo mogło przetrwać - powiedział bez ogródek. - Nic z tego
nie będzie.
- Dlaczego? Co się zmieniło?
- Co się zmieniło? Zacznijmy od tego, że ożeni-
łem się z tobą, aby ci pomóc. Mówiłaś, że trzeba cię ratować przed intrygami ojca, który
koniecznie chce cię wyswatać. śe musisz uciekać.
- Bo musiałam.
Tak mocno zacisnęła palce na uszku filiżanki, że aż pobielały jej kostki. Zbladła jeszcze
bardziej.
- Wiesz, że tak było ... sam widziałeś ...
- Widziałem to, co chciałaś, żebym zobaczył - wtrącił złośliwie. - Maskę biednej-małej-
boga-
tej-dziewczynki, którą przywdziałaś. Odegraną scenkę "Po prostu muszę uciec" i "Nie
obchodzi mnie, jak to zrobię".
- Niczego nie odgrywałam!
- Nie?
Przestał udawać, że pije kawę, na którą i tak nie miał ochoty, i odstawił filiżankę na
drewnianą obudowę kominka.
- Nie! Przysięgam! Wiesz, jak wyglądało moje życie!
- Wiem, co mi opowiadałaś. Równie dobrze mogłaś połowę zmyślić. A twój ojciec ...
- Nie wierzysz w to, co ci o nim mówiłam? Ani że byłam tak nieszczęśliwa? Już
zapomniałeś? Byłeś przy tym, kiedy ten c ... cap ... kiedy Esteban Ramirez ...
- Och, widziałem go! I wtedy ci uwierzyłem. Ale nie miałem pojęcia, że zadecydowałaś
już, z kim chcesz iść do łóżka. Tak jak kiedyś uznałaś, że masz ochotę na Pereę.
Był to tak nieoczekiwany i silny cios, że zaszokowana Estrella odrzuciła w tył głowę.
Ogłupiała i drżąca, wpatrywała się w Ramóna z przerażeniem.
- Czy to mój ojciec ... Naprawdę w to wierzysz? Sądzisz, że ... ?
Rozejrzała się po pokoju i zauważyła lakierowaną torebkę, którą położyła na kredensie
zaraz po przyjeździe. Złapała ją i rzuciła do Ramóna, nie dbając o to, czy zdoła ją złapać.
- Zajrzyj do niej. Dalej, otwórz i sprawdź ... Zbity z tropu, zrobił, co kazała. W środku, obok
różnych damskich akcesoriów, znalazł złożoną białą kopertę, a w niej - urzędowo
wyglądający dokument. Podpisany, opatrzony pieczęciami i datą.
Ś
wiadectwo ślubu. - Co u ...
Przez chwilę Ramónowi wydawało się, że trzyma w ręku własne świadectwo ślubu, ale
przyjrzał się ponownie. Miał wrażenie, że druk rozpływa mu się przed oczami, gdy zobaczył
podpisy.
Estrella Medrano. Carlos Perea.
- Co to jest, Estrello?
- Nie widzisz? - Jej głos ociekał goryczą. - Nie umiesz czytać? Jak sądzisz, co to może
być?
- To świadectwo ślubu. - Nadal nie potrafił uwierzyć, że to powiedział. - Ty i Carlos ... Ale
... my ....
- Och, nie przejmuj się. - Ona również przestała udawać, że pije kawę. - Nie wpadaj w
panikę. Nie popełniliśmy bigamii. Za to Carlos - tak!. Oczywiście, nie powiedział mi o tym.
Inaczej nie byłabym tak głupia, by za niego wyjść.
- On ... Wyszłaś za niego?
- A sądzisz, że jak namówił mnie na ucieczkę?
- Naprawdę nie wiedziałaś, że był żonaty?
- Przysięgał, że jest kawałerem!
- Jak mogłaś nie wiedzieć?
- Carlos mieszkał tu kiedyś, ale potem się wyprowadził. Ja też wyjechałam, do szkoły, a
potem na uniwersytet. Nie miałam pojęcia, co się z nim działo w międzyczasie.
Wiedziałam tylko, że wrócił. śona z dziećmi nadal mieszkała w ich starym domu, w innym
mieście. Jej matka zachorowała, więc musiała się nią opiekować. Przypuszczam, że nikt
nic nie mówił, bo wszyscy o tym wiedzieli i uznali, że ja też jestem poinformowana.
Musiała zaczerpnąć tchu, nim wróciła do swej opowieści.
- Namówił mnie, bym utrzymywała nasze spotkania w tajemnicy ... Powiedział, że ojciec
nigdy go nie zaakceptuje. Oczywiście, tak by się stało. Teraz wiem, że chciał się tylko ze mną
przespać ... Ale mówił.... Wiedział, że jestem zastraszona, więc powiedział, że pragnie się ze
mną ożenić. .
- I dlatego z nim wyjechałaś? - spytał zachrypniętym głosem. Był zaszokowany jej
spowiedzią. I świadomością, że tak niesprawiedliwie ją oceniał. Jak zresztą wszyscy. - Kiedy
dowiedziałaś się prawdy?
Ciemne oczy Estrelli spochmurniały na wspomnienie cierpienia, które przyniósł jej tamten
koszmarny dzień.
- Kiedy jego żona zadzwoniła do hotelu, aby powiedzieć mu, że ich córeczka jest chora i
potrzebuje go.
Odpowiedź Ramóna była krótka, dosadna i niezwykle gwałtowna.
- Ty odebrałaś telefon?
- Tak.
- Och, Estrello. - Mógł tylko potrząsnąć głową, tak był zdumiony ohydnym postępkiem
tamtego mężczyzny. - Ale dlaczego ... dlaczego nikomu nic nie powiedziałaś?
Spuściła oczy, a jej bose stopy poruszały się niespokojnie po szlaku, wyznaczonym przez
wzór dywanu.
- Co dobrego mogło z tego wyniknąć? Carlos zginął w wypadku tydzień po tym, jak
odkryłam prawdę. Jego rodzina ... jego żona i dzieci dość już wycierpiały. Nie mogłam
przyczyniać im więcej bólu.
- Więc wzięłaś winę na siebie.
- Wytrzymałam to... Przyzwyczaiłam się, że sprawiam ojcu zawód. Tak było zawsze, od
chwili moich narodzin. Ojciec marzył wyłącznie o synach, niestety, nie spłodził ani jednego.
Byłam ostatnią nadziej ą rodziców. Oj ciec miał ponad pięćdziesiątkę, kiedy przyszłam na
ś
wiat, a matka nie mogła mieć więcej dzieci. On pragnął tylko męskiego spadkobiercy, który
mógłby przejąć po nim posiadłość, poślubić cichą, grzeczną, dobrze skoligaconą młodą damę,
zdolną do rodzenia kolejnych chłopców. Wnuków, kontynuatorów rodu Medrano. A dostał...
córkę - oznajmiła beznamiętnie. -
I
w gruncie rzeczy nigdy tego nie wybaczył matce ani
mnie.
- Nie rozumiem, jak ktoś może być tobą rozczarowany - oznajmił, uświadamiając sobie, że
mówi szczerze. - Wiedziałem, że twój ojciec jest durniem, ale teraz mam dowód. Ja też
okazałem się głupcem, skoro uwierzyłem choć w jedno jego słowo.
Uniosła głowę, na jej bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
- Ja ... powiedziałam mu, że jedynym konkurentem, którego mogę przyjąć, jesteś ty.
- Zamierzałaś mi o tym wszystkim opowiedzieć?
- A j ak myślisz,· dlaczego ta koperta znalazła się
w mojej torebce? Przez przypadek miałam ze sobą świadectwo mojego pierwszego, nie
legalnego ślubu? Miałam zamiar pokazać je tobie! Wyznać prawdę ... opowiedzieć o
wszystkim. Chciałam zrobić to ostatniej nocy ... ale ty .... ale my ...
- Tak mi przykro.
Tylko tyle zdołał powiedzieć. Nie potrafił w inny sposób okazać, że jej współczuje,
rozumie wszystko i pogardza mężczyzną, który tak ją oszukał.
- I
twój ojciec wini cię za wszystko?
Wykrzywiła z goryczą usta.
- Znasz mojego ojca. Mężczyźni są zawsze święci, dopóki nie sprowadzą ich na manowce
rozpustne kobiety. Więc ja musiałam być grzesznicą, a Carlos - niewinną ofiarą.
- Chętnie bym zabił tego drania.
- Nie sądzę, aby to coś zmieniło. Ale ... ale i tak ci dzię …
Głos jej się załamał. Zanim Ramón zdążył pomyśleć, już był przy niej, osuwał się na
kolana i otaczał j ą ramionami.
Estrella na chwilę przytuliła twarz do jego ramienia i poczuł wilgoć łez na swej koszuli.
Mógł tylko gładzić ją po plecach, po włosach.
- To jednak nie wszystko, prawda? - wykrztusiła. - Nie dlatego byłeś taki zły.
Naprawdę sprawiał wrażenie zakłopotanego, a nawet zażenowanego; powstał z kolan i
przysiadł na poręczy jej fotela.
- To może poczekać.
- Nie może! Nie pozwolę na to! Jeśli zamierzasz zarzucać mi kłamstwo, oskarżać, że ...
zrobiłam z ciebie durnia, to miej przynajmniej tyle przyzwoitości, by powiedzieć, na czym
się opierasz. Kto ci coś powiedział?
Westchnął i przeczesał włosy palcami. - Twój ojciec.
- Ojciec? Co mówił?
I
dlaczego mu uwierzyłeś, skoro wiesz, że zrobiłby wszystko ....
powiedział wszystko ...
- Więc to nieprawda, że groził ci wydziedziczeniem, jeśli nie wyjdziesz za mąż?
- Tak. To prawda.
- Co? - Ramón pochylił się, z wyrazem determinacji na urodziwej twarzy. - Nie
dosłyszałem.
- Powiedziałam "tak". Tak! Tak! Ojciec oznajmił, że nie dostanę złamanego grosza, że
wyrzuci mnie na ulicę. To chciałeś wiedzieć? Jesteś zadowolony?
- Nie - odparł, wstając i krążąc wokół fotela. Nie.
- Co "nie"? Nie, nie wierzysz, czy ...
- Nie, do diabła, nie jestem zadowolony! Nie to chciałem usłyszeć.
O dziwo, uwierzyła mu. Ale w zakamarkach jej umysłu kryło się paskudne podejrzenie.
- Myślisz, że dlatego za ciebie wyszłam? O to chodzi! Sądzisz, że zrobiłam to dla
pieniędzy.
- Sama przyznałaś ...
- Powiedziałam tylko, że ojciec rzeczywiście groził mi wydziedziczeniem. A ty masz
czelność prawić mi morały i udawać świętszego od papieża! Ty, który ożeniłeś się ze mną
dla tej cholernej stacji telewizyjnej!
- Nie!
- Tak! Daj spokój, Ramónie - drwiła. - Pamiętasz, jak mówiłeś, że ojciec zaproponował ci
interes. śe mógłbyś mieć stację za połowę ceny. I podpisałeś z nim umowę dzisiaj ... to
jest wczoraj - poprawiła się szybko. - Nie mogłeś się doczekać! Przepisał na ciebie stację
w dzień naszego ślubu. Prawda?
- Tak. Ale nie za pół ceny. Chciał mi ją ofiarować w prezencie ślubnym.
- Och, gratuluję - stwierdziła z pogardą. Ból przeżerał ją na wylot niczym kwas. - Więc
ubiłeś lepszy interes, niż się spodziewałeś.
- Nie, ponieważ nie zapłaciłem ...
- Nie zapłaciłeś nic. Dostałeś ją za darmo.
- Estrello! - Uciszył ją od razu, nie mogła mówić dalej. - Nie tylko nie dostałem stacji za
darmo, ale zapłaciłem całą sumę. Co do grosza. I dałbym więcej, gdybym musiał.
Otworzyła i zamknęła usta, próbując coś powiedzieć, lecz nie wydostał się z nich żaden
dźwięk.
- Ale ... - wykrztusiła w końcu. - Dlaczego?
- Czyż to nie oczywiste?
- Nie dla mnie. Dlaczego ktoś, a ty w szczególności, miałby płacić pełną cenę za coś, co
może dostać za pół ceny czy nawet w prezencie?
Uśmiechnął się kpiąco, jakby drwiąc z samego siebie, w spojrzeniu, które jej rzucił,
również odbijała się ta ironia. Zaczerpnął głośno tchu.
- Bo cię kocham.
Przyznał w duchu, że był najwyższy czas na to wyznanie. Jedynie ono wyjaśniało, co czuł.
Tyle że próbował nie przyznawać się do tego, nawet przed
sobą·
Estrella wciąż starała się zrozumieć, co powiedział.
- Przecież ... przecież mówiłeś, że nasze małżeństwo nie ma przyszłości.
Ponownie zanurzył obie dłonie we włosach.
- Uważałem, że nie ma na to szans, skoro tylko jedno z nas jest zakochane.
- Ale ty już odrzuciłeś propozycję mojego ojca. Znowu zaczął krążyć po pokoju, niczym
tygrys w klatce.
- Nie mogłem inaczej postąpić. Nie chciałem, żebyś myślała, że żenię się z tobą z powodu tej
stacji. - Ale to ja zaproponowałam taki układ.
- Za to ja nie potrafiłem doprowadzić go do końca.
Chociaż wciąż nie byłem w stanie przyznać, że to, co czuję, jest miłością, wiedziałem, że nie
zgodzę się, byśmy rozpoczęli nasze wspólne życie w ten sposób. Tak, chciałem mieć stację
Medrano, ale ciebie pragnąłem jeszcze bardziej. I chciałem zdobyć cię bez żadnych
warunków, zobowiązań czy ekwiwalentów finansowych.
Nieoczekiwanie Estrella wysunęła się do przodu, chwyciła go za ręce, tak że musiał
spojrzeć w jej płonące, ciemne oczy.
- I właśnie wtedy mój ojciec powiedział ci, że groził mi wydziedziczeniem?
- Tak.
- Ale postawił mi to ultimatum po tym, jak poprosiłam cię, żebyś wziął ze mną ślub.
Tamtego dnia, w zamku, kiedy przyszedłeś się oświadczyć, i kiedy zjawił się ten ... cap, to
wtedy powiedział mi o swej decyzji. Albo znajdę męża, albo stracę wszystko.
Jej oczy błagały, aby jej uwierzył. Chciał jej wierzyć.
- Ramónie, uwierz mi, proszę - błagała teraz Estrella, i w tej samej chwili uświadomił
sobie, że nie potrzebuje żadnego dowodu.
- Wierzę ci - odparł.
Estrella wzięła głęboki oddech, potem powoli wypuściła powietrze z płuc. Serce jej waliło z
radości. Ramón ją kochał i ufał jej. Czego jeszcze mogła pragnąć?
Teraz kolej na nią. Za długo kazała mu czekać. Musiała szybko zakończyć jego cierpienie.
- Powiedziałeś, że nasze małżeństwo nie ma przyszłości, skoro tylko jedno z nas jest
zakochane ... ?
- Nie sądzę, abym mógł to znieść.
- Nie sądzisz, abyś mógł to znieść! Och, Ramónie ... – Ujęła jego dłonie i uścisnęła je mocno.
Ja też bym nie mogła. A jeśli czujemy to samo?
Nie spuszczała z niego wzroku i ujrzała w jego oczach najpierw zmieszanie, potem - gdy
uświadomił sobie znaczenie jej słów - pojawiła się w nich
nadzieja.
.
- Czy ty ... ?
- Tak - odparła. - Tak, mówię ci, że ja też cię kocham. Kocham cię całym sercem i duszą.
Prawdziwym powodem, dla którego poprosiłam, byś się ze mną ożenił, było to, że
zaczynałam cię kochać i nie mogłam nic na to poradzić. Mówię ci, że nigdy nie byłeś
numerem dziesiątym na mojej liście. Zawsze byłeś i będziesz numerem pierwszym. I mówię
ci, że chcę, aby nasze małżeństwo było prawdziwe - pełne miłości i dzielenia się wszystkim,
przez resztę naszego życia. Jak ty, nie zniosłabym, gdyby było inaczej.
Przeczytała odpowiedź w jego twarzy, zanim porwał ją w ramiona.
- Nie grozi ci to - zapewnił ją głosem pełnym szczerości. - Nasze prawdziwe małżeństwo
zaczyna się teraz, kiedy ja wiem już, że mnie kochasz, a ty – że ja ubóstwiam ciebie. Nie
mogę bez ciebie żyć. A żeby tego dowieść ...
Wziął ją za rękę, przeprowadził przez wielkie, oszklone drzwi na taras przed domem.
Słońce zaczynało właśnie wschodzić, wyzłacając niebo swoim ogniem.
I kiedy świt oznajmił początek nowego dnia, Ramón powtórzył i odnowił swoją przysięgę
małżeńską, którą złożył jej poprzedniego dnia, a Estrella powtórzyła swoją. Tak rozpoczęli
wspólne, pełne miłości życie.