SHERRYL WOODS
Nietypowe zaręczyny
ROZDZIAŁ 1
Richard Carlton siedział przy stoliku w swojej ulubionej
restauracji, serwującej owoce morza, i przez telefon komórkowy
załatwiał sprawy służbowe. Zniecierpliwiony, spojrzał na stojący pod
ścianą duży, zabytkowy zegar. Odbył jeszcze dwie rozmowy i
marszcząc brwi, zerknął z kolei na zapięty na przegubie ręki zegarek
marki Rolex.
Przyszedł na to spotkanie wyłącznie ze względu na ciotkę Destiny
i również ze względu na nią postanowił poczekać jeszcze pięć minut.
Ciotka znalazła dla niego jakąś cudowną specjalistkę od marketingu i
publicznego wizerunku, a on obiecał, że da dziewczynie szansę,
zatrudniając ją w rodzinnym koncernie, którym zarządzał.
Dziewczyna nie miała, co prawda, doświadczenia w pracy dla
wielkich korporacji o międzynarodowym zasięgu, ale Richard
zdecydował, że pozwoli jej się wykazać.
Zamierzał rozpocząć karierę polityczną, dlatego też potrzebował
konsultanta, który wykreowałby jego wizerunek na użytek wyborców
i pomógł wystartować z kampanią. Myślał o kimś bardziej dojrzałym,
uległ jednak, bo kiedy ciotka Destiny coś postanowiła, potrafiła być
nadzwyczaj przekonująca.
- Proszę, zjedz z nią lunch. Dobrze wiem, jak trudno cię
zadowolić, ale daj jej tylko szansę, a już ona ci udowodni, że jest
najlepsza - zapewniała ciotka z błyskiem w oku.
- Pochlebiasz mi. - Na twarzy Richarda pojawił się wymuszony
uśmiech.
- Ależ skąd, skarbie! - Ciotka poklepała go po policzku, jak gdyby
znowu miał dwanaście lat i właśnie coś przeskrobał.
Destiny Carlton była utrapieniem życia Richarda. Wątpił, aby w
całym wszechświecie mogła istnieć druga taka ciotka.
Kiedy miał niespełna dwanaście lat, mały samolot, którym lecieli
jego rodzice, roztrzaskał się w górach w czasie mgły. Rodzice zginęli,
a dwadzieścia cztery godziny później w życie Richarda energicznie
wkroczyła ciotka.
Była starszą siostrą jego ojca i aż do owego tragicznego
wydarzenia prowadziła barwne, pełne przygód życie. Bawiła się w
stolicach całej Europy i przyjaźniła z książętami. Grała w kasynach
Monaco i jeździła na nartach w Alpach szwajcarskich.
Po pewnym czasie osiadła we Francji. Kupiła duży wiejski dom w
Prowansji i poważnie zajęła się malowaniem. Jej obrazy stawały się
coraz lepsze, tak że z czasem zaczęła je nawet sprzedawać w
malutkiej galerii w centrum Paryża.
Destiny była ekscentryczna i pełna fantazji. W jej towarzystwie
nie mogło być mowy o smutku czy nudzie. Ani Richard, ani jego
młodsi bracia nigdy wcześniej nie spotkali nikogo takiego.
A była wtedy kimś, kogo właśnie potrzebowali mali, przerażeni
chłopcy. Gdyby na jej miejscu znalazła się samolubna kobieta,
zabrałaby po prostu chłopców do Francji i żyła jak wcześniej, nie
przejmując się losem małych bratanków. Natomiast Destiny wzięła na
siebie obowiązki matki z takim samym zapałem, z jakim wcześniej
oddawała się malarstwu.
Jej artystyczna dusza i temperament wtargnęły w uporządkowane
życie chłopców. W domu zapanował chaos, wydarzenia goniły jedne
za drugim, ale ani przez chwilę nie mieli wątpliwości, że ciotka ich
kocha. Oni zaś po prostu ją uwielbiali, nawet wtedy, kiedy
doprowadzała ich do szaleństwa.
Tak jak ostatnio, gdy wbiła sobie do głowy, że nadeszła pora, aby
się ustatkowali. Ku rozpaczy Destiny, zarówno Richard, jak i jego
bracia, Mack i Ben, wykazywali niezwykłą odporność na jej
nalegania.
Mimo wpływu, jaki wywarły na niego lata spędzone z ciotką,
Richard pozostał wierny zasadom ojca i podchodził do życia z
powagą, a nawet z pewną melancholią. „Pracuj, a dojdziesz do celu".
„Nie pozostawaj obojętny na sprawy społeczne".
„Osiągnij coś, stań się kimś". Te słowa ojciec powtarzał mu
nieomal od urodzenia, wpajając poczucie obowiązku, tak że Richard
już w wieku dwunastu lat czuł na barkach ciężar odpowiedzialności za
zakłady przemysłowe od pokoleń pozostające w rękach rodziny.
Chociaż po śmierci ojca firmą kierował ktoś spoza Carltonów, nie
było wątpliwości, że z czasem właśnie Richard przejmie zarządzanie.
Jego bracia również mogliby tam pracować, gdyby tylko wykazali
chęć. Ani wcześniej jednak, ani teraz żaden z nich nie był tym
zainteresowany.
Będąc dziećmi, Mack i Ben po szkole oddawali się tylko
zabawom. Jedynie Richard wziął sobie do serca obowiązki, jakie
rodzina miała wobec koncernu, i codziennie po lekcjach maszerował
do starego ceglanego budynku, w którym mieściły się biura zarządu.
Ciotka próbowała zachęcać go do czytania książek, ale chłopca
pociągały jedynie stare, wytarte od wielokrotnego wertowania księgi
finansowe koncernu. Były dla niego o wiele ciekawsze niż powieści.
Przeglądając starannie wypisane kolumny cyfr, zapoznawał się z
historią finansów rodzinnych zakładów.
Chłodna logika i nienaganny porządek zapisów księgowych
uspokajały go w sposób, którego nigdy nie udało mu się opisać ani
wytłumaczyć. Nawet teraz znacznie lepiej rozumiał reguły rządzące
światem biznesu niż motywy postępowania ludzi.
W wieku dwudziestu trzech lat Richard uzyskał dyplom z
zarządzania
w
jednej
z
najbardziej
prestiżowych
uczelni
ekonomicznych kraju i zasiadł w fotelu prezesa zarządu koncernu
Carltonów. Nie zaskoczyło to ani pracowników, ani partnerów
zagranicznych. Wielu z nich i tak było przekonanych, że to Richard od
śmierci ojca nieoficjalnie kierował koncernem, bo nawet jako dziecko
demonstrował niezwykłe wprost przekonanie o słuszności swoich
decyzji.
W ciągu dziewięciu lat prezesury Richard doprowadził koncern
do rozkwitu. Tak właśnie, jakby sobie życzył ojciec. Firma rozrastała
się i krok po kroku rozszerzała swoje wpływy.
Richard dokonywał finezyjnych fuzji, jeśli jednak zmuszała go do
tego konieczność, nie cofał się też przed brutalnym przejmowaniem
kolejnych zakładów. Był młodym, odnoszącym sukcesy biznesmenem
i jednym z najbardziej pożądanych kandydatów na męża w mieście.
Niestety, z kobietami nie radził sobie tak dobrze jak w pracy.
Wszystkie, z którymi się spotykał, po pewnym czasie orientowały się,
że są dla Richarda o wiele mniej interesujące niż zawsze pilne sprawy
koncernu. Żadna nie chciała się z tym pogodzić i po kolei szybko go
opuszczały. Kiedy ostatnia, odchodząc, nazwała go zimnym draniem,
nawet nie zaprotestował, bo w głębi duszy uważał, że niewiele się
pomyliła.
Doszedł też do wniosku, że dosyć ma rozczarowań, i postanowił
poświęcić się wyłącznie biznesowi. Na tym polu czuł się pewnie, znał
reguły, według których toczyła się gra. Niepowodzenia w życiu
uczuciowym sprawiły, że odsunął się w końcu od kobiet.
Zaczął też rozważać karierę polityczną i start w wyborach do
władz miasta. Oczywiście fotel burmistrza Alexandrii miał być tylko
trampoliną do dalszej kariery. Richard widział siebie w przyszłości
jako gubernatora, a nawet senatora. Tego zresztą oczekiwał po nim i
jego braciach ojciec, który pragnął, by stali się ludźmi znaczącymi i
wpływowymi zarówno w biznesie, jak i w życiu politycznym kraju.
Aby jednak Richard mógł wystartować z kampanią wyborczą,
potrzebował kogoś, kto zajmie się wykreowaniem jego wizerunku i
sprawi, że pojawi się w mediach jako poważny kandydat. To właśnie
miałoby należeć do obowiązków nowego konsultanta.
Według Richarda była to właściwa chwila na zaistnienie w życiu
politycznym. Tak też uważał kiedyś jego ojciec, który często mówił o
swych planach wobec synów. Głęboko wierzył, że przyszłość trzeba
planować, i opracowywał przeróżne długo- i krótkoterminowe
strategie działania. Richard przejął po nim ten sposób postępowania, z
tym że jego plany sięgały znacznie dalej. Lubił też znać prognozy dla
koncernu na dziesięć, dwadzieścia czy nawet trzydzieści lat naprzód.
Zniecierpliwionym gestem przywołał kelnera. Był zły, że marnuje
czas, czekając na kobietę, która spóźniała się już dwadzieścia minut.
Dla kogoś takiego jak on, kto ma plan dnia precyzyjnie rozpisany i
napięty do granic możliwości, tego typu zachowanie było nie do
przyjęcia.
- Czym mogę służyć, panie Carlton? - Szef sali natychmiast zjawił
się przy stoliku.
- Bądź tak dobry, Donaldzie, i dopisz tę kawę do mojego
rachunku. Osoba, z którą byłem umówiony, nie przyszła, a nie mogę
już dłużej czekać.
- Kawa była na koszt firmy, proszę pana. Czy kucharz ma
zapakować sałatkę na wynos?
- Nie trzeba, dziękuję.
- Przynieść panu płaszcz?
- Przyszedłem bez płaszcza.
- W takim razie proszę przynajmniej pozwolić, żebym wezwał
taksówkę. Pada coraz większy śnieg i na ulicach zrobiło się ślisko.
Może dlatego pana gość się spóźnia.
Richard myślał już tylko o tym, żeby wrócić do pracy, i nie
interesowało go, co przeszkodziło dziewczynie przyjść punktualnie na
spotkanie.
- Jeżeli pogoda rzeczywiście jest tak zła, to szybciej dojdę na
piechotę, ale dziękuję ci. A gdyby panna Hart jednak się pojawiła, to
powiedz jej, proszę, że... - Richard urwał.
Nie chciał zdenerwować Destiny, a wiedząc, że jest ulubioną
klientką Donalda, był pewien, że kelner powtórzy każde jego słowo.
Obiecał dać dziewczynie szansę i uznał, że wywiązał się z obietnicy.
Obawiał się jednak, że ciotka może to odebrać inaczej.
- Powiedz jej po prostu, że nie mogłem dłużej czekać - zakończył.
- Oczywiście, proszę pana, powtórzę.
Richard otworzył drzwi i dał krok na zaśnieżony chodnik, a
wchodząca w tej chwili do restauracji kobieta wpadła na niego z
impetem. Utrzymał się na nogach tylko dlatego, że mocno uchwycił
się drzwi. Kobieta poderwała głowę i zobaczył ogromne, brązowe
oczy ocienione długimi rzęsami. Nieznajoma straciła równowagę,
poślizgnęła się i byłaby upadła, gdyby jej nie złapał.
Pomógł jej stanąć prosto i trzymając ją w ramionach, poczuł nagle
przez grubą kurtkę, że jest krucha i delikatna. Zaskoczony stwierdził,
że nieznajoma budzi w nim instynkt opiekuńczy, jakiego nie odczuwał
w stosunku do nikogo poza swoimi młodszymi braćmi i ciotką.
Kobiety, z którymi stykał się w życiu, były na ogół silne i same
dawały sobie radę, nie wzbudzając w nim nigdy podobnych uczuć.
Kobieta zamknęła oczy, jakby nie chciała uwierzyć w to, co
widzi, a kiedy je otworzyła, miała bardzo nieszczęśliwą minę.
- Proszę powiedzieć, że nie jest pan Richardem Carltonem -
wyrzekła błagalnie. - Niestety, jest pan Richardem Carltonem -
dodała, nim zdążył odpowiedzieć. - Wygląda pan tak jak na zdjęciu,
które pokazała mi pana ciotka. Nic mi się dzisiaj nie udaje. Utknęłam
w korku, a na dodatek zaczął padać śnieg - próbowała się
usprawiedliwiać. - Przypuszczam, że nie ma pan ochoty wrócić do
środka, byśmy jeszcze raz mogli zacząć to spotkanie? - zapytała,
patrząc na niego z nadzieją w oczach.
- Melanie Hart, jak sądzę. - Richard stłumił westchnienie.
- Mogłabym udawać, że jestem kimś innym i zapomnielibyśmy o
całym tym niefortunnym wydarzeniu. Później zadzwoniłabym do
pańskiego biura z przeprosinami, umówilibyśmy się jeszcze raz i
dopiero zaczęlibyśmy znajomość we właściwy sposób - powiedziała,
spoglądając na niego niepewnie.
- Naprawdę zastanawiała się pani, czy mnie nie okłamać?
- Byłaby to strata czasu, prawda? I tak zresztą już się wydało, kim
jestem - stwierdziła z żalem. - Wiedziałam, że spotkanie na lunchu to
nie jest dobry pomysł. Zdecydowanie lepsze wrażenie robię w sali
konferencyjnej, mając do dyspozycji rzutnik i wykresy. Tłumaczyłam
to Destiny, ale uparła się przy lunchu. Mówi, że kiedy jest pan głodny,
szybko się pan irytuje.
- Miło, że podzieliła się z panią swym spostrzeżeniem - odparł
Richard, przyrzekając sobie w duchu, że odbędzie z ciotką kolejną
nieprzynoszącą rezultatów rozmowę na temat jej okropnego nawyku
omawiania z postronnymi osobami zwyczajów bratanka i jego
słabostek. Jeżeli miał zamiar wystartować w wyborach, to jej długi
język mógł go pozbawić szansy na wygraną, zanim jeszcze zdąży
rozpocząć kampanię.
- Przypuszczam, że nie zjadł pan lunchu? - zapytała z nadzieją
Melanie.
- Nie.
- Z pewnością dlatego jest pan zirytowany. Może więc lepiej
zejdę panu z oczu, a potem spróbuję zrozumieć, jak mogłam zawalić
najważniejsze w życiu spotkanie w sprawie pracy.
- Gdyby chciała pani usłyszeć opinię na ten temat, to proszę do
mnie zadzwonić - odrzekł.
Zamierzał ją ominąć i po prostu odejść, ale dziewczyna wyglądała
na tak szczerze zmartwioną, że jakoś nie mógł jej zostawić. Destiny
zaś twierdziła, że Melanie jest naprawdę dobra w tym, co robi, a on
wiedział, że ciotka rzadko się w tych sprawach myli. Znała się na
ludziach i potrafiła ich właściwie ocenić, oczywiście pod warunkiem,
że zdołała się zdobyć na obiektywizm. Richard obawiał się jednak, że
w tym wypadku serce ciotki wzięło górę nad jej chłodnym osądem, a
mimo to...
Zirytowany, ujął dziewczynę pod ramię i wszedł z powrotem do
restauracji.
- Daję pani pół godziny - rzucił krótko.
Szef sali uśmiechnął się szeroko i poprowadził ich do tego
samego stolika, przy którym przed chwilą siedział Richard.
Zmieniono już obrus i nakrycia, a ponadto postawiono zapaloną
świecę. Richard uznał, że Donald, spodziewając się jego powrotu,
próbował stworzyć miły nastrój i choć trochę poprawić mu humor.
Nie było cienia wątpliwości, że jest w zmowie z ciotką i że zadzwonił
do niej natychmiast po jego wyjściu.
Przyniósł dzbanek świeżo zaparzonej kawy, a Richard spojrzał na
zegarek.
- Zostało pani dwadzieścia cztery minuty. Proszę je dobrze
wykorzystać.
Dziewczyna energicznym ruchem sięgnęła po teczkę z
dokumentami, przewracając przy tym szklankę z wodą, która
chlusnęła wprost na uda rozmówcy. Richard zerwał się na równe nogi,
czując, jak lodowata ciecz przesiąka przez tkaninę spodni. Ciekawe,
co jeszcze się dzisiaj wydarzy? - pomyślał z rezygnacją.
- O Boże, najmocniej pana przepraszam. - Melanie chwyciła
serwetkę, jak gdyby miała zamiar zabrać się do osuszania zmoczonej
garderoby.
Postanowił nie protestować, ciekaw, jak się zachowa, kiedy sobie
zda sprawę z tego, gdzie go dotyka. Ale Melanie najwidoczniej już to
sobie uświadomiła i po prostu podała mu serwetkę.
- Jeszcze raz przepraszam - powtórzyła, kiedy Richard wycierał
spodnie. - Przysięgam, że na ogół nie jestem taką niezdarą. Naprawdę
nie - zapewniła, widząc jego powątpiewające spojrzenie.
- Wierzę pani - mruknął bez przekonania.
Melanie wyprostowała się i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Zrozumiem, jeśli pan zaraz wyjdzie. Zrozumiem również, jeśli
zabroni mi pan zbliżać się do swoich drzwi. Jednak postępując tak,
popełni pan poważny błąd - ostrzegła.
Niewątpliwie ma dziewczyna tupet, pomyślał i przestał wycierać
spodnie, bo i tak nie przynosiło to żadnych rezultatów.
- Dlaczego tak pani uważa? - zapytał.
- Wiem, jak przyciągnąć uwagę ludzi i dlatego to właśnie mnie
pan potrzebuje.
- Zgadzam się z pierwszą częścią tego twierdzenia. Nasze
spotkanie mogę uznać za niezapomniane, choć katastrofalne w
skutkach. Oczekiwałem jednak czegoś bardziej twórczego.
- Umiem poprowadzić kampanię - nie dawała za wygraną. - Znam
właściwych ludzi, jestem inteligentna i pracuję w niekonwencjonalny
sposób. Dobrze wiem, jak wykreować swoich klientów, aby
przekonać do nich media. Opracowałam wstępny projekt pańskiej
kampanii.
Sięgnęła znów po teczkę z dokumentami, a Richard przezornie
chwycił stojącą na stole drugą szklankę z wodą i odstawił ją poza
zasięg rąk dziewczyny. Po chwili cały stolik zasłany był papierami, a
ona ciągle usiłowała znaleźć te właściwe.
- Doceniam pani chęci, panno Hart, ale obawiam się, że nic nie
wyjdzie z naszej współpracy - oznajmił, kiedy wreszcie znalazła swój
projekt. - Szukam kogoś bardziej dojrzałego - próbował złagodzić
nieco wymowę poprzednich słów.
I mniej roztargnionego, dodał w myśli. Nie chcę też mieć obok
siebie atrakcyjnej dziewczyny, której obecność wciąż będzie mi
uświadamiała, że od miesięcy obywam się bez seksu. Zatrudnianie
pracownika, który wzbudza w szefie takie uczucia, to w dzisiejszych
czasach prowokowanie losu i narażanie się na proces o molestowanie.
Nie wiedział, dlaczego ta dziewczyna tak na niego działa.
Najpierw niemal go znokautowała, potem rozzłościła, w końcu
doszedł do wniosku, że mu się podoba. A wszystko to w ciągu
niespełna dwudziestu pięciu minut. Spojrzał na zegarek i z ulgą
stwierdził, że czas, który jej obiecał, się kończy.
- Czas dobiega końca. Miło mi było panią poznać i życzę
wszystkiego dobrego.
Melanie popatrzyła na Richarda smutnymi sarnimi oczami. Jego
puls gwałtownie przyspieszył.
- Nie chce mnie pan - stwierdziła.
On zaś nie mógł oderwać oczu od jej miękkich, pełnych i bardzo
ponętnych ust. Najwyższa pora wygospodarować czas na randki.
- Nie ująłbym tego w ten sposób - powiedział. - Uważam po
prostu, że nie pasujemy do siebie. Jeżeli jest pani rzeczywiście tak
utalentowana, jak utrzymuje moja ciotka, to zanim się pani obejrzy,
już będzie pani pracowała dla innej dużej korporacji.
- Źle mnie pan zrozumiał, panie Carlton. Mam własną firmę,
klientów i nie narzekam na brak pracy. Chciałam się zająć kampanią
korporacji Carltonów ponieważ jestem zdania, że potrafię coś, czego
nie potrafią wasi pracownicy.
- A konkretnie?
- Chciałam wykreować nowy, o wiele bardziej współczesny
wizerunek zarówno pańskich zakładów, jak i pana samego. Zaczynam
się jednak zastanawiać, czy sposób, w jaki jesteście postrzegani w tej
chwili, nie odpowiada prawdzie. - Wstała, odwróciła się i z
podniesioną głową ruszyła do drzwi.
Kiedy szła, szczupłe biodra lekko się kołysały. Richard jak
zahipnotyzowany wpatrywał się w jej pośladki. Dawno nie widział
kobiety chodzącej w równie podniecający sposób.
Co się z nim dzieje? Ta piekielna kobieta najpierw omal go nie
przewróciła, potem wylała na niego lodowatą wodę, obraziła go i
odeszła. A on wciąż nie może oderwać od niej oczu. Doskonale
jednak rozumiał, w czym rzecz. Otóż ona zamierzała dla niego
pracować, a on z jakichś niezrozumiałych, szalonych powodów chciał
ją zaciągnąć do łóżka.
- I właśnie wtedy polałam go wodą. - Melanie kończyła
relacjonować Destiny swoje spotkanie z Richardem. - Będę miała
szczęście, jeśli nie dostanie zapalenia płuc i nie oskarży mnie o
spowodowanie choroby.
W jutrzejszej poczcie znajdę pewnie uprzejmy list, w którym twój
bratanek oznajmi, że nie może mnie zatrudnić. Jestem przekonana, że
wzbudziłam w nim żywą niechęć, a list pozbawi mnie reszty złudzeń.
Najprawdopodobniej wyśle go przez kuriera jeszcze dziś wieczorem,
przerażony, że rano mogę się pojawić w biurze i podpalić budynek.
Kobiety siedziały w saloniku domu, który był kiedyś siedzibą
rodziny Carltonów, a obecnie mieszkała w nim tylko Destiny.
- Kochanie, naprawdę nie mogło ci pójść lepiej. - Destiny była
bardzo zadowolona. - Richard zbyt poważnie traktuje własną osobę i
jest okropnie nadęty. Ty zaś jesteś jak świeża bryza. On tego właśnie
potrzebuje.
- Nie wydaje mi się, żeby dostrzegł zabawną stronę całej tej
sytuacji - odparła Melanie.
Żałowała, że tak się stało, bo Richard się jej spodobał. Co prawda,
odnosił się do niej z rezerwą, był nieco sztywny, ale mogła go
przekonać do częstszego uśmiechania się. Wtedy bez względu na swój
program
wyborczy
zdobyłby
głosy
wszystkich
mieszkanek
Alexandrii. Melanie była przekonana, że może wiele zrobić zarówno
dla koncernu, jak i dla jego prezesa.
Stanowiłoby to dla niej nie lada wyzwanie, coś, na co od dawna
czekała. Ale wszystko przepadło. Jej firma w rzeczywistości wcale nie
prosperowała tak świetnie, jak przedstawiła to Richardowi i dopiero
taki klient zapewniłby jej przyszłość na rynku.
- Porozmawiam z nim i na pewno uda mi się załagodzić sytuację -
obiecała Destiny.
- Zostaw to, proszę. Dość już dla mnie zrobiłaś - odrzekła
Melanie. - Richard zgodził się spotkać ze mną na twoją prośbę, a ja
nie umiałam wykorzystać szansy. Zawaliłam sprawę, więc teraz
powinnam samodzielnie znaleźć sposób, żeby to naprawić.
- Jestem pewna, że ci się uda. Doskonale sobie radzisz w trudnych
chwilach. Wiem o tym od momentu, kiedy tylko się spotkałyśmy. -
Destiny uśmiechnęła się.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale to było wtedy, kiedy wgniotłam ci
tylny błotnik - przypomniała Melanie.
- Pamiętam doskonale. W ciągu kilku minut przekonałaś mnie, że
i tak już najwyższa pora na kupno nowego samochodu. Zawiozłaś
mnie do salonu i zanim minęła godzina, siedziałam za kierownicą
wystrzałowego czerwonego kabrioletu. A przecież nie jestem osobą
łatwo ulegającą wpływom - orzekła Destiny.
- Kogo chcesz oszukać? - Melanie roześmiała się. - Od dawna
zamierzałaś kupić nowy samochód, a stłuczka była tylko pretekstem,
żeby to w końcu zrobić. Właściciel salonu, do którego cię zawiozłam,
jest moim klientem. Wiedziałam więc, że zaoferuje ci dobrą cenę.
- Nie rozumiesz? Przecież w marketingu chodzi właśnie o to, żeby
skłonić ludzi do kupienia czegoś, co do tej pory wydawało się im
niepotrzebne - powiedziała Destiny. - A ty musisz po prostu
przekonać mojego bratanka, że nie może bez ciebie żyć, a raczej, że
koncern nie może bez ciebie funkcjonować.
W głowie Melanie zadźwięczał sygnał alarmowy i przyjrzała się
uważnie starszej pani.
- Nie próbujesz mnie chyba swatać? - zapytała nieufnie.
- Ja? Miałabym cię swatać z Richardem? Mój bratanek nie słucha
mnie w sprawach sercowych. Po co więc traciłabym czas?
Choć brzmiało to przekonująco, Melanie nie całkiem uwierzyła.
Destiny Carlton była fascynującą kobietą, mądrą, dobrą. Melanie
znała ją jednak na tyle dobrze, by wiedzieć, że jeśli sytuacja tego
wymaga, potrafi uciec się do podstępu.
Wiedziała również, że uwielbia swoich bratanków. Odkąd się
tylko poznały, rozwodziła się nad ich zaletami i wyznała jej, że byłaby
szczęśliwa, gdyby się w końcu ustatkowali. Kto wie, do czego gotowa
była się posunąć, żeby ich pożenić?
- Wiesz, że nie szukam męża - przypomniała Melanie.
- Ale ciekawej pracy wciąż szukasz. A może coś się zmieniło? -
zapytała Destiny.
- Nic się nie zmieniło.
- W takim razie połączmy siły i wymyślmy jakiś dorzeczny plan -
zaproponowała pogodnie starsza pani. - Nikt nie zna słabostek
Richarda lepiej niż ja.
- To on ma w ogóle jakieś słabostki? - zapytała Melanie z
niedowierzaniem.
Richard wydał się jej pewny siebie, zdecydowany, nieco
arogancki i pozbawiony wszelkich słabostek. Jej praca zaś polegała
właśnie na tym, by wytropić słabe punkty klienta, a potem starannie je
ukryć lub skorygować, tak by media nie mogły ich wykorzystać
przeciwko niemu. Ale choć była specjalistką, u Richarda nie
dostrzegła niczego, co wyglądało na słaby punkt.
- Richard jest mężczyzną. A każdego mężczyznę można zdobyć.
Należy tylko zastosować odpowiednią taktykę. Opowiadałam ci o
księciu? - zapytała Destiny.
- O tym, który jeździł za tobą po całej Europie?
- To była miłość mojego życia - nieoczekiwanie wyznała Destiny.
- Ale lepiej zostawmy przeszłość w spokoju i wróćmy do Richarda.
Mam mały domek nad rzeką, jakieś sto trzydzieści kilometrów od
miasta. Myślę, że zdołam nakłonić Richarda, aby spędził tam
weekend.
Melanie nie spodobał się ten plan. Raz już zaufała wyczuciu
przyjaciółki i miało to opłakane skutki.
- Richard tam pojedzie i co dalej? - Badawczo popatrzyła na
Destiny.
- Kiedy on już tam będzie, niespodziewanie pojawisz się ty,
przywożąc jego ulubione smakołyki i oczywiście swój projekt.
Pomogę ci ułożyć menu, któremu nie zdoła się oprzeć.
Melanie uznała, że plan jest do niczego. Już pomysł z prezentacją
podczas lunchu okazał się kiepski, ale zaskoczenie potencjalnego
pracodawcy podczas weekendu w ustronnym miejscu było kompletnie
niedorzeczne i groziło katastrofą.
- Jeżeli on tam pojedzie odpocząć, to przecież będzie wściekły,
kiedy mnie zobaczy! - Melanie próbowała ostudzić zapał Destiny.
- Richard nie jeździ tam odpoczywać, tylko pracować. Uważa, że
cisza pozwala mu się lepiej skoncentrować, a przez to może zrobić
więcej niż w domu.
- Tym bardziej moja obecność będzie niepożądana -
zaprotestowała Melanie.
- Nie, jeżeli ułożymy odpowiednie menu. Wiesz, że droga do
serca mężczyzny prowadzi przez żołądek. Mam kilka butelek jego
ulubionego wina. Zawieziesz je również.
- Ten pomysł wydaje mi się ryzykowny. Szczerze mówiąc, bardzo
ryzykowny. Myślę, że Richard nie ma najmniejszej nawet ochoty na
spotkanie ze mną.
Destiny była głucha na te argumenty.
- Każda rzecz, którą warto mieć, wymaga odrobiny ryzyka -
stwierdziła pogodnie. - A zresztą co on może zrobić? Zatrzasnąć ci
drzwi przed nosem? Na to jest zbyt dobrze wychowany.
Melanie uznała, że ostatecznie perspektywa spotkania nie jest taka
przerażająca. Trzeba by wprawdzie znowu stawić czoło Richardowi,
ale była to kolejna szansa na upragniony kontrakt. Pozyskanie zaś
takiego klienta byłoby ogromnym osiągnięciem dla firmy, a jeszcze
większym poprowadzenie kampanii wyborczej Richarda, szczególnie
gdyby udało się ją wygrać.
Po tak spektakularnym sukcesie pozycja Melanie na rynku byłaby
bardzo mocna, tak że w mieście, w którym roiło się od ludzi
zajmujących się polityką, wkrótce mogłaby dyktować warunki.
Zdecydowała się podjąć wyzwanie.
- Zgoda. Przejdźmy więc do menu. - Uśmiechnęła się niepewnie.
ROZDZIAŁ 2
W piątek o drugiej po południu szofer w liberii przywiózł trzy
kosze wypełnione jedzeniem i wypchaną kopertę zaadresowaną
ozdobnym pismem Destiny.
Melanie zrozumiała, że nie uda się jej wykręcić i rzeczywiście
pojedzie do Richarda Carltona z nieoczekiwaną wizytą. Nie tylko
naruszy jego prywatność, ale jeszcze będzie go próbowała przekonać,
że jej fachowa pomoc jest mu absolutnie niezbędna.
Melanie mieszkała w niedużym domu, w którym mieściło się
również biuro firmy. Kiedy szofer ukłonił się i odjechał, Becky, jej
najlepsza przyjaciółka i zarazem asystentka, zajrzała z ciekawością do
pozostawionych w holu koszy.
- No, no, Mel, ktoś chyba próbuje cię uwieść - stwierdziła
zaintrygowana.
- Nic z tych rzeczy - odparła Melanie - a raczej ten ktoś ma
nadzieję, że to ja uwiodę Richarda Carltona.
- Myślałam, że spotkanie z nim zakończyło się fiaskiem. - Becky
patrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Owszem, ale zdaniem jego ciotki w atmosferze ustronnego
domku nad rzeką za pomocą dobrego jedzenia i wina mogę wszystko
naprawić.
Becky, na pozór romantyczka, w rzeczywistości osoba o świetnej
intuicji w sprawach biznesu, nie ukrywała, że nie podoba się jej
pomysł Destiny.
- A jak miałabyś go nakłonić do tej wycieczki?
- Destiny wzięła to na siebie - poinformowała Melanie.
Otworzyła kopertę, przeczytała krótki liścik, a potem, rzuciwszy
okiem na dwie strony szczegółowych instrukcji, westchnęła.
- Co to jest? - Becky podejrzliwie zerkała na papiery.
- Wskazówki - stwierdziła ironicznie Melanie. - Destiny pamiętała
i o tym, żeby dołączyć przepisy kulinarne. Musi wiedzieć, że
przypalam nawet wodę.
- Skoro już zgodziłaś się na ten idiotyczny plan, to przepisy
bardzo ci się przydadzą. A w ogóle to przypomnij mi, dlaczego tak
bardzo jej zależy, żebyś dostała ten kontrakt?
- Chciałabym móc powiedzieć, że to ze względu na długą listę
moich sukcesów zawodowych. Ale, niestety, prawda jest taka, że
Destiny wbiła sobie do głowy, że jestem świeżą bryzą potrzebną jej
bratankowi, który zbyt poważnie traktuje siebie i życie - wyjaśniła,
myśląc, że takie jest w każdym razie oficjalne uzasadnienie.
- Innymi słowy, są jakieś ukryte powody - podsumowała Becky. -
Może naprawdę chodzi o uwiedzenie - dodała.
- Nie mów tak, a nawet nie myśl! - poprosiła Melanie, zmartwiona
tym potwierdzeniem własnych podejrzeń. - To nic osobistego. Chodzi
wyłącznie o biznes.
- Jasne, wyłącznie biznes - mruknęła drwiąco Becky.
- Przynajmniej mnie. Jeśli zdobędę tę pracę, nie będę się więcej
martwić o to, czy zdołam ci zapłacić pensję.
- W takim razie jedź i bierz się do gotowania. A jeśli po zjedzeniu
tego placka z wiśniami on nie da ci pracy, to znaczy, że jest
pozbawiony ludzkich cech. - Becky zatrzasnęła pokrywę kosza, z
którego wydobywał się smakowity zapach. - Miałam kiedyś świecę,
która podobnie pachniała. Ile razy ją zapaliłam, czułam się głodna, i
jadłam. Zanim się wypaliła, przybyło mi pięć kilo.
Melanie zachichotała, bo Becky stałe ubolewała, że jest za gruba.
W rzeczywistości jednak jej seksowne krągłości podobały się
mężczyznom i Becky nigdy nie narzekała na brak męskiego
towarzystwa.
- Ja tu sobie jakoś poradzę, a ty miej litość i zabierz stąd to
jedzenie - poprosiła Becky.
Melanie z ociąganiem sięgnęła po projekt, który przygotowała dla
koncernu Carltona. Było już za późno, aby się wycofać z tej eskapady.
Zgodziła się, a więc nie pozostawało jej nic innego, jak tylko ruszyć w
drogę i mieć to jak najszybciej za sobą.
- Pomóż mi zapakować te kosze do samochodu. Destiny trochę
przesadziła, tego, co tam jest, starczy nie tylko na jedną kolację, ale i
na cały weekend - powiedziała.
- Może spodziewa się wyjątkowo długiej kolacji - zasugerowała
Becky, z trudem dźwigając dwa kosze do samochodu przyjaciółki.
- Albo śnieżycy - odparła ponuro Melanie i pomyślała, znając
swoje szczęście, że śnieżyca uwięzi ją w towarzystwie mężczyzny,
który wyraźnie oznajmił, że nigdy więcej nie chce jej widzieć. - Znasz
prognozę pogody?
- Po co ci prognoza? Spójrz tylko na niebo. - Becky wskazała
nadciągające z zachodu ołowiane chmury, zwiastujące śnieg.
- Obiecaj, że jeśli nie wrócę do poniedziałku, pojedziesz tam i
mnie odkopiesz, choćbyś nawet musiała zdobyć pług śnieżny.
- Może lepiej zaczekam, aż powtórzysz to w poniedziałek. -
Becky uśmiechnęła się figlarnie. - Kto wie, może wcale nie będziesz
chciała pomocy.
- Obiecaj albo przysięgam, że cię zwolnię! - zagroziła żartem
Melanie. - Zrobię to, nawet jeżeli zdobędę tę pracę i będziemy mogły
się tarzać w forsie.
-
Dobrze,
dobrze.
-
Becky
uspokajała
przyjaciółkę,
powstrzymując uśmiech. - Jeśli nie wrócisz do poniedziałku, przyjadę
i cię uratuję - zapewniła. - A już na pewno poinformuję gliniarzy,
gdzie mają zacząć szukać twojego ciała.
- Nie żartuj. Nigdy nic nie wiadomo.
- Widzę, że naprawdę się przejmujesz - stwierdziła już poważnie
Becky.
- Nie boję się, że Richard mnie zabije, ale że może mnie wyrzucić
za drzwi. A wtedy umrę ze wstydu.
- Nie umiera się ze wstydu, a w każdym razie nie ludzie z naszej
branży. Pamiętaj, że nikt nie umie tak manipulować innymi jak my.
Jesteśmy w tym mistrzami.
- Będę to sobie powtarzać, siedząc w zaspie i odmrażając tyłek.
Na pewno od razu zrobi mi się cieplej! - odparła Melanie.
- Miej pod ręką komórkę, to w razie czego zadzwonisz po karetkę.
Słyszałam, że lekarze w tamtej okolicy mają dużą wprawę w leczeniu
odmrożeń.
Do tych słów ograniczyło się współczucie i wsparcie ze strony
Becky, asystentki i najbliższej przyjaciółki. Melanie westchnęła i
przekręciła kluczyk w stacyjce. Samochód ślizgał się po oblodzonym
podjeździe, a kiedy koła dotknęły odśnieżonej nawierzchni jezdni,
Melanie nie spojrzała nawet w stronę domu. Była pewna, że
przyjaciółka zaśmiewa się, stojąc przed drzwiami.
Richard nie mógł zrozumieć, dlaczego dał się namówić ciotce na
weekend w domku nad rzeką. Czekał teraz od kilku godzin, ale
Destiny ani się nie zjawiła, ani nie zadzwoniła. Był wprawdzie
pewien, że kobieta, która objechała kulę ziemską, da sobie radę w
każdej sytuacji, ale zaczynał się niepokoić, gdyż od śmierci rodziców
obsesyjnie bał się o wszystkich bliskich, którzy mu pozostali.
Nie mógł wprost patrzeć, jak młodszy brat Mack gra zawodowo w
piłkę, lękając się, że jakiś agresywny obrońca przetrąci mu kark. A
kiedy kontuzja kolana zmusiła Macka do zakończenia kariery
sportowej, Richard odetchnął z ulgą i znalazł bratu - obecnie
współwłaścicielowi drużyny - pracę w biurze zajmującym się jej
sprawami.
Usłyszawszy wreszcie kroki na werandzie, szeroko otworzył
drzwi.
- Najwyższa pora - mruknął, maskując szorstkością ulgę.
Dopiero kiedy przyjrzał się uważnie opatulonej kobiecie,
zobaczył, kim jest przybyła.
- Melanie Hart?!
- Niespodzianka! - zawołała wesoło dziewczyna.
Richard poczuł niepokój.
- Co Destiny tym razem wymyśliła? - rzekł pod nosem, pewny, że
to ciotce zawdzięcza tę wizytę.
Ta przeklęta dziewczyna jest najwidoczniej bardziej stanowcza,
niż przypuszczał, i chyba zupełnie nie przejmuje się niechęcią, której
przecież wcale nie ukrywał. Przecisnęła się obok niego z szerokim
uśmiechem i stojąc w przedpokoju, zerkała ciekawie do salonu.
- Twoja ciotka martwi się, że umierasz z głodu - oświadczyła,
odpowiadając tym samym na jego pytanie. - Mam ci przekazać, że coś
jej wypadło i przeprasza, ale musiała zmienić plany.
- Akurat! - mruknął, a poczuwszy ładny zapach, zapytał, co jest w
koszu.
- Zaraz wszystko wypakuję. W samochodzie są jeszcze dwa
kosze. Jeżeli je przyniesiesz, to ja zajmę się tym, co mamy tutaj.
- Nie musisz rozpakowywać, zostaw, jak jest, i możesz od razu
wracać do Alexandrii. - Richard wciąż miał nadzieję, że uda mu się jej
pozbyć.
- Z pustym żołądkiem? Nie licz na to. Nie wyjadę, dopóki nie
spróbuję tego placka z wiśniami. W jednym z koszy widziałam
sałatkę, kartofle do upieczenia i steki. Przywiozłam też masło i
śmietanę, co według mnie jest już pewną przesadą. Znajdziesz tu
także kilka butelek doskonałego francuskiego wina. Powiedziano, że
to twoje ulubione, ale ja uważam, że zwykły kalifornijski cabernet jest
równie dobry, a znacznie tańszy.
Ciotka jest przebiegła jak lis, uznał w duchu Richard. Wiedział, że
Destiny martwi się poziomem jego cholesterolu, a mimo to przysłała
przez Melanie wszystko, co najbardziej lubił. Pokonany, podniósł
kosz i zamknął drzwi.
- Wejdź dalej, proszę.
- ...powiedział pająk do muchy - dokończyła Melanie
złowieszczym tonem i ruszyła wprost do kuchni.
Widząc, jak pewnie porusza się w obcym wnętrzu, uznał, że
Destiny musiała zapoznać ją z rozkładem pomieszczeń. Ciekawe, czy
zaopatrzyła ją również w klucze, na wypadek gdyby nie chciał jej
wpuścić?
- Myślę, że w naszym wypadku jest akurat na odwrót i to raczej ja
będę ofiarą - ocenił Richard.
- Przynieś kosze - poleciła w odpowiedzi Melanie.
- Już idę - mruknął i z ulgą opuścił kuchnię, którą ta niepokojąca
kobieta zdawała się przejmować we władanie.
Miał nadzieję, że lodowate powietrze orzeźwi go, a wówczas
wymyśli coś, żeby się jej pozbyć. Niestety, nie mógł jej zawlec do
samochodu i nakazać odjechać, a było to jedyne, co przychodziło mu
do głowy. Wydawało się, że jego los jest przesądzony. W dodatku
zaczął padać śnieg.
- Świetnie, po prostu wspaniale! - warknął, obiecując sobie, że
kiedy spotka Destiny, skręci jej kark.
Postawił kosze na kuchennym stole, a potem sięgnął po książkę
telefoniczną i zaczął nerwowo przerzucać kartki. Niedaleko był
nieduży zajazd i Richard wiedział, że gdyby dziewczyna od razu
wyjechała, dotarłaby tam w kilka minut.
- Do kogo dzwonisz? - zapytała, rozpakowując kosze.
- Pada śnieg, a więc wygląda na to, że nie zdołasz dzisiaj wrócić
do miasta.
- Pada śnieg - powtórzyła jak echo, a radosny wyraz twarzy, który
za wszelką cenę starała się utrzymać, przybladł.
- I to gęsty - dodał ponuro Richard.
- Myślisz, że Destiny sprawuje władzę również nad pogodą? -
zapytała, opadając na krzesło.
Richard roześmiał się.
- Sam się nad tym zastanawiałem - wyznał. - Doszedłem jednak
do wniosku, że choć dużo może, to na pogodę nie ma wpływu. Nie
martw się - zmienił temat. - Wszystko będzie dobrze. Znam zajazd w
pobliżu i jestem pewien, że ci się tam spodoba. - Popatrzył na nią tak,
jak gdyby próbował dodać jej wzrokiem odwagi.
Ze słuchawką przy uchu czekał, aż ktoś odbierze. W końcu
włączył się automat i Richard usłyszał informację, że zajazd jest
zamknięty, a zostanie otwarty dopiero po Nowym Roku. Poczuł, że
sam los mu się sprzeciwia, bo w okolicy nie było innego miejsca, w
którym mógłby umieścić dziewczynę na noc.
- No i co? - zapytała, patrząc, jak Richard niepewnie odkłada
słuchawkę.
- Zamknięte do stycznia.
- Jadę! - Zerwała się z krzesła i sięgnęła po płaszcz. - Na pewno
zdążę dojechać do miasta, nim zasypie drogi.
- Nie pozwolę ci wyjechać w taką pogodę. Martwiłbym się, że
wylądujesz w rowie. Dom jest duży, przenocujesz tutaj - zdecydował,
wiedząc, że nie ma innego wyjścia.
- Nie chcę ci sprawiać kłopotu. Pojadę. A jeżeli naprawdę nie da
się jechać, to zatrzymam się gdzieś po drodze.
- Nie zgadzam się - zaprotestował, unikając jej wzroku.
Nie chciał, by dostrzegła, jak bardzo wytrąciła go z równowagi
perspektywa spędzenia w jej towarzystwie godziny, a co dopiero
całego dnia, czy nawet weekendu.
- Przykro mi, że tak wyszło. - W głosie Melanie zabrzmiał żal. -
Wiedziałam, że to kiepski pomysł, ale znasz swoją ciotkę. Wiesz, jak
potrafi upierać się przy czymś, co wbije sobie do głowy. Zjem coś, a
potem zniknę w pokoju, który mi wskażesz. Będę tak cicho, że nie
odczujesz mojej obecności.
- Zachowując się w ten sposób, nie osiągniesz tego, po co
przyjechałaś.
- Miałam ci przywieźć jedzenie - bąknęła Melanie.
- I wcale nie zamierzałaś przekonać mnie, żebym cię zatrudnił?
Daj spokój, oboje znamy Destiny i wiemy, że gdyby chodziło tylko o
jedzenie, wysiałaby szofera.
- Masz rację - przyznała, nie sprawiając wrażenia zmartwionej.
- W takim razie zaczynaj - powiedział, otwierając wino, żeby
mogło pooddychać.
- Nie powiem ani słowa, dopóki nie zjemy, bo wolałabym, żebyś
był w dobrym humorze. Uprzedzam jednak, że jeśli kolacja ma być
jadalna, musisz ją sam przygotować.
- Co takiego? Nie umiesz gotować?
- Może ujmijmy to w ten sposób, że specjalizuję się w kanapkach
z galaretką i z masłem orzechowym, a także świetnie podgrzewam w
mikrofalówce płatki owsiane.
- Przesuń się. - Richard odsunął ją lekkim ruchem biodra i
natychmiast tego pożałował. - Nie plącz mi się pod nogami - burknął.
- Mogę nakryć do stołu i nalać wina - zaproponowała z ulgą,
wcale nieurażona.
- Nakrycia i kieliszki są tam. - Wskazał dłonią.
Kiedy Melanie sięgnęła do szafki, jej sweter uniósł się nieco,
odsłaniając wąski pasek kremowego ciała. Wpatrzony w szczupłą talię
dziewczyny, Richard miał ochotę sprawdzić, czy jej skóra jest tak
aksamitna, jak wygląda. Zazwyczaj nie podniecał się łatwo.
Jak więc tego dokonała? Było to tym bardziej zagadkowe, że nie
próbowała go kokietować. Miał ochotę obciągnąć jej sweter, ale nie
chciał, żeby się domyśliła, jak bardzo jej zapragnął. Od razu by
wyczuła, że zdobyła nad nim władzę, a kto wie, jak mogłaby to
wykorzystać.
- Od dawna macie ten dom? - zapytała, ustawiając nakrycia na
stole.
- Ciotka kupiła go, kiedy byłem dzieckiem - poinformował,
zadowolony, że opuściła ręce i sweter wrócił na miejsce. - Tęskniła za
otwartą przestrzenią i za wodą. Któregoś dnia wsiedliśmy do
samochodu i ruszyliśmy przed siebie. Wtedy właśnie znalazła ten dom
i od razu chciała go mieć.
- Wcale się nie dziwię. Jakiż stąd wspaniały widok na Potomac!
Latem musi być cudownie siedzieć przed domem - powiedziała
rozmarzonym głosem.
- Kiedy tu przyjeżdżam, zawsze przywożę ze sobą pracę i nawet
nie wychodzę z domu. Lubię to miejsce, bo jest ciche, spokojne i
wiem, że nikt nie będzie mi przeszkadzać.
- Słyszałam, że jesteś pracoholikiem - odrzekła Melanie.
- Cóż, media czasem mówią prawdę.
- Nie słyszałeś, że ktoś, kto poświęca cały swój czas pracy, staje
się nudziarzem?
- Nie przejmuję się tym. - Wzruszył ramionami.
- A chciałbyś być tak postrzegany jako kandydat na burmistrza? -
zapytała.
Nigdy się nad tym nie zastanawiał, choć chyba powinien.
Zdecydował się kandydować, bo tego oczekiwał od niego ojciec,
planujący przyszłość swych synów, gdy byli jeszcze w pieluchach.
- Chcę, aby ludzie wiedzieli po prostu, że jestem uczciwy -
powiedział po krótkim zastanowieniu. - Chcę, by wierzyli, że
interesuję się ich problemami i że będę walczył o to, aby ich życie
stało się lepsze.
- Bardzo dobrze. Czy chodziłeś do państwowej szkoły?
- Nie.
- Czy brakowało ci kiedyś pieniędzy albo nie mogłeś znaleźć
pracy?
- Nie.
- A czy wyrzucono cię na przykład z mieszkania, bo kolor twojej
skóry był niewłaściwy?
- Nie - odparł, rumieniąc się.
- Masz dobre ubezpieczenie zdrowotne?
- Oczywiście, tak samo jak i moi pracownicy.
- Zdarzyło ci się, że kiedy zachorowałeś, nie było cię stać na
wizytę u lekarza?
- Nie - odrzekł szczerze, orientując się, do czego ona zmierza.
- Dlaczego więc ludzie mieliby uwierzyć, że naprawdę rozumiesz
ich problemy?
- Nie zmienię przeszłości, nie zmienię tego, że moje życie było
pozbawione kłopotów finansowych, ale mogę się zatroszczyć o ludzi,
którzy je mają. Mam doświadczenie w biznesie i jestem pewien, że
przynajmniej częściowo może się ono okazać przydatne również w
takich sprawach - odparł, ledwo kryjąc irytację. - Nie rozumiem cię.
Jeśli uważasz, że jestem nieodpowiednim kandydatem, to dlaczego
chcesz dla mnie pracować?
- Bo chcę ci pokazać, jak być dobrym kandydatem, może nawet
najlepszym. - Melanie uśmiechnęła się.
- Jesteś bardzo pewna siebie.
- Nie bardziej niż ty. Każde z nas wierzy w siebie i dzięki temu
możemy stworzyć świetny zespół.
- Nie obawiasz się, że dwie silne osobowości, ścierające się na
każdym kroku, mogą wywołać katastrofę? - Richard nie wydawał się
przekonany.
- Może, ale jeśli będziemy pamiętać, że mamy wspólny cel,
powinno nam to pomóc.
- Jak wysmażony ma być twój stek? - zapytał, bo grill był już
rozgrzany.
- Poproszę dobrze wysmażony.
- Powinienem odgadnąć.
- A ty na pewno lubisz surowy - mruknęła pod nosem.
- Krwisty - poprawił. - Pewnie uważasz, że aby zadowolić
wyborców, którzy są wegetarianami, powinienem zaprzestać jedzenia
mięsa?
- Nie bądź śmieszny. W Waszyngtonie i w okolicy są pewnie
miliony restauracji, w których podaje się steki, a ty przecież właśnie
tutaj będziesz kandydował.
- Ale przyjemnie pomyśleć, że coś mogłoby mnie łączyć również
z tymi, którzy wolą homary.
- Jestem po prosto stworzona do tej pracy. - Melanie roześmiała
się.
- Jeszcze jej nie dostałaś - zauważył.
- Ale dostanę - powiedziała z przekonaniem.
Patrząc na nią, Richard czuł podniecenie i strach. Jeszcze nigdy w
życiu żadna kobieta nie wydawała mu się takim zagrożeniem.
Niech diabli porwą Destiny. Dobrze wiedziała, co robi, stawiając
tę dziewczynę na jego drodze. I nie miało to nic wspólnego ani z
koncernem, ani z jego planami zajęcia się polityką. Melanie miała
odegrać główną rolę w kolejnej podstępnej próbie schwytania
Richarda w pułapkę małżeństwa.
Nie da się złapać i będzie trzymać ręce przy sobie. To nic
trudnego, w każdym razie dopóki nie widzi jej oczu. Bo właśnie przez
te ogromne, brązowe oczy, patrzące bezradnie, gotów był jej dać
wszystko, czego by tylko zapragnęła, jak też wziąć od niej to
wszystko, czego sam pragnął.
ROZDZIAŁ 3
Po drugim kieliszku wina Richard trochę się rozchmurzył, ale
Melanie czuła, że wcale się do niej nie przekonał. Traktował ją
grzecznie, lecz chłodno i oficjalnie, nie stwarzając żadnej okazji, by
mogła zacząć rozmowę na temat projektu kampanii.
Nadszedł więc czas, by sięgnąć po drastyczniejsze środki.
Ponieważ Destiny zapewniała ją, że droga do serca Richarda
prowadzi przez żołądek, Melanie dodała do posiłku coś od siebie.
- Kupiłam po drodze lody. Pomyślałam, że będą pasowały do
placka - powiedziała.
Richard uśmiechnął i to był jego pierwszy spontaniczny uśmiech.
Zarys mocnej szczęki złagodniał, a w kącikach niebieskich,
rozbłysłych nagle oczu zarysowały się drobne zmarszczki. Pamiętała
ten uśmiech z poprzedniego spotkania i tak samo jak wtedy nie
potrafiła się mu oprzeć.
- Destiny na pewno cię ostrzegała, żebyś tego nie robiła.
Przypuszczam zresztą, że zadzwoniła do mojego kardiologa i
postawiła go w stan gotowości.
- Na wszelki wypadek dała mi nawet jego nazwisko i numer
telefonu - zażartowała Melanie. - A także przepisy kulinarne i plan
dojazdu. Nie lubi pozostawiać niczego przypadkowi - dodała już
całkiem poważnie.
- Wiem, że byłaby do tego zdolna, ale chyba nie podała ci
telefonu do mojego lekarza? - Richard rzeczywiście nie był pewny,
czy żartowała, czy mówiła poważnie.
- No dobrze, nie dała. - Melanie roześmiała się. - Ale martwi się,
bo uważa, że twoja dieta w połączeniu z tendencją do pracoholizmu
młodo wpędzi cię do grobu. Powiedz, czy ty kiedykolwiek
odpoczywasz?
- Oczywiście, przecież tu jestem, prawda?
- A ten komputer? Kupujesz przez Internet prezenty pod choinkę?
Bo jeśli nie, to tego przyjazdu nie da się uznać za odpoczynek.
- Prezenty? - Spojrzał na nią zaskoczony.
- Do świąt zostały niecałe dwa tygodnie.
Richard sięgnął po swój notes elektroniczny.
- Zapisujesz sobie, by przypomnieć sekretarce, żeby kupiła za
ciebie prezenty?
- Winifred lepiej się do tego nadaje, a poza tym ma więcej czasu. -
Wydawał się zakłopotany.
- Mówisz jej, ile może wydać? Co ma kupić? A może to ona
mówi, co kupiła, żebyś nie był potem zaskoczony tak samo jak ci,
których obdarujesz? Zawsze byłam ciekawa, jak to się dzieje.
- Winifred kupuje i pakuje, a ja przyklejam kartki z imionami, bo
według niej prezenty muszą być podpisane moją ręką. Zdarza się, że
czasem kupi coś zaskakującego. Szczególnie dla moich braci. - W
jego oczach błysnęło rozbawienie. - W zeszłym roku dla Macka.
- Tego byłego piłkarza - przypomniała sobie Melanie.
- Tak, byłego piłkarza i najlepszą partię w mieście. - Richard
uśmiechnął się. - Moja sekretarka kupiła mu dużą, zgrabną dmuchaną
lalkę. Jestem jednak pewny, że ciotka miała z tym coś wspólnego.
Może próbowała go przekonać, że nie musi się umawiać z każdą
kobietą w mieście i lepiej niech zostanie wierny takiej, która nie
będzie od niego niczego chciała.
- Nie obraź się, ale twoja rodzina ma dziwne poczucie humoru.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - przyznał.
- Czy lalka pomogła?
- Mack zachowuje się jak przedtem, więc chyba nie.
- Rozumiem. A więc moja praca będzie polegała na pilnowaniu,
by wasze małe rodzinne dziwactwa pozostały sekretem. - Melanie
zebrała się na odwagę, by wreszcie poruszyć temat, który ją tu
sprowadził. - Oczywiście, jeżeli ją dostanę - dodała.
- Wydawało mi się, że ustaliliśmy to już w czasie naszego
poprzedniego spotkania - powiedział Richard.
- Nie podoba mi się twoja decyzja i jestem tu po to, żeby ją
zmienić.
- No nie! A ja myślałem, że może przyjechałaś mnie uwieść. -
Rozczarowanie w jego głosie zabrzmiało niemal szczerze.
Spojrzała na niego bez uśmiechu. Natychmiast musi przerwać tę
rozmowę. Od razu się domyśliła, że plan Destiny zakładał uwiedzenie
jej bratanka, i wcale jej się to nie podobało. Ale teraz, w ustach
Richarda, zabrzmiało to jeszcze gorzej. Nie kryła, że trochę ją
intrygował, wiedziała jednak, że taki romans to kiepski pomysł.
- Nigdy w życiu - oświadczyła z głębokim przekonaniem.
- Dlaczego? - Richard wydawał się zaskoczony jej stanowczością.
- Poszłam do łóżka ze swoim ostatnim szefem i to był błąd.
Wtedy jednak wydawało mi się, że łączy nas uczucie. Romans się
skończył, a ja straciłam pracę. Dlatego teraz pracuję dla siebie.
Dostałam nauczkę i drugi raz nie popełnię tego samego błędu. Ani z
szefem, ani z klientem.
- Słusznie - przyznał - ale ja nie jestem twoim szefem ani
klientem.
- Bardziej zależy mi na tej pracy niż na tobie - oznajmiła, dumna,
że zdołała opanować drżenie głosu. Wiedziała jednak, że musi się
bardzo pilnować.
- Przynajmniej przyznałaś, że ci się podobam. - Richard roześmiał
się.
- To nieważne. - Melanie przeklinała swoją nieuwagę. - Nie
działasz na mnie aż tak, żebym nie mogła nad sobą panować.
- Dosyć niekonwencjonalny sposób na zdobycie serca mężczyzny
- stwierdził.
- Jesteś atrakcyjny i bogaty. Marzenie wielu kobiet. - Melanie
postanowiła trochę połechtać jego próżność.
- Całkiem nieźle z tego wybrnęłaś.
- W sytuacjach stresowych działam sprawnie. To mi się przyda,
gdy zdecydujesz się kandydować i będę cię musiała chronić przed
mediami.
- Myślałem, że chodzi o to, żeby raczej je przyciągać.
- Oczywiście - odparła, zirytowana jego nieznośnym zwyczajem
czepiania się każdego jej słowa. - Zawsze jednak znajdą się jakieś
mroczne tajemnice, o których nie będziesz chciał mówić.
- Nie mam żadnych mrocznych tajemnic! - Richard spoważniał.
- Nie ma kobiety, której złamałeś serce, a która nagle, gdy będzie
mogła ci zaszkodzić, poczuje potrzebę opowiedzenia o tym?
- Nie ma - odparł zirytowany.
- A może mężczyzna? - zapytała, przyglądając mu się spod rzęs.
- Chyba że księgowy, którego wyrzuciłem za kradzież - odparł
Richard.
- W takim razie powinieneś być wymarzonym klientem.
- Wątpię - powiedział, gdy ich spojrzenia się spotkały.
- Mam świetny plan. - Sięgnęła po opracowanie, nad którym
ślęczała wiele dni.
- Tak samo jak ja. - Nie spuszczał z niej wzroku.
- Odnoszę wrażenie, że nie mówimy o tym samym. - Poczuła
szybsze uderzenia serca.
- Jeszcze nie - przyznał zupełnie poważnie, a jego oczy rozbłysły.
Nie potrafiła się tym zmartwić, chociaż walczyła przecież o to, na
czym jej naprawdę zależało: o doskonały kontrakt. Chciała go jednak
zdobyć inaczej, niż idąc z Richardem do łóżka.
- Pomogę ci posprzątać, a potem pójdę do siebie - powiedziała
swobodnie, jak gdyby wszystko inne nie miało znaczenia. - Dobrze,
że zawsze mam ze sobą coś do czytania.
- Nie będziemy negocjować? - zapytał.
- Nie - odrzekła spokojnie.
- W porządku. Co do sprzątania, to nie zawracaj sobie głowy. Ja
się tym zajmę. Możesz przenocować w pokoju gościnnym na górze.
Zabolała ją łatwość, z jaką Richard zrezygnował z jej
towarzystwa.
- Nie ma mowy. Ty gotowałeś, ja sprzątam. - Popatrzyła mu
wyzywająco w oczy.
- Proszę bardzo, rób, jak chcesz - odparł, wzruszając ramionami.
Usiadł przy komputerze i już po chwili wydawał się pochłonięty
zupełnie dla Melanie niezrozumiałymi kolumnami liczb.
Nie lubił przegrywać, co do tego nie było wątpliwości. Jej
odmowa wyraźnie mu się nie spodobała, choć tak naprawdę wcale nie
miał ochoty na romantyczny weekend. Ale w sytuacji, gdy okazja
sama się pchała do rąk, bardzo chętnie by z niej skorzystał. Kiedy
jednak Melanie odmówiła, bez oporu się z tym pogodził, co znaczyło,
że od początku tylko się bawił, wiedząc, jaka będzie jej odpowiedź.
Melanie miała ochotę wrzucić naczynia do zmywarki, robiąc przy
tym jak najwięcej hałasu, opanowała się jednak i poukładała wszystko
tak cicho, jak tylko było to możliwe.
Nadal tliła się w niej odrobina nadziei, że w świetle poranka
Richard dostrzeże niewłaściwość swojego zachowania, a przejrzawszy
projekt, doceni jego wnikliwość i korzyści, jakie mógł przynieść.
- Dobranoc - powiedziała, kierując się w stronę schodów
wiodących na piętro.
Bąknął coś w odpowiedzi, sprawiając wrażenie całkowicie
oddanego pracy. Wiedziała jednak, że udawał, bo idąc na górę, czuła
na sobie jego wzrok.
Pokój gościnny urządzono w staroświeckim stylu, a na ścianach
położono urocze, kolorowe tapety, imitujące drukowane tkaniny
indyjskie. Usiadła na dużym łóżku z żelaznym zagłówkiem i
zastanawiała się, dlaczego sprawy potoczyły się w taki sposób.
Richard nie był pierwszym mężczyzną, który zrobił jej tego
rodzaju propozycję, zdarzało się jej to dosyć często. Kiedy odmówiła,
nie naciskał, zakładając, że jej „nie", znaczy po prostu „nie" i nawet
zażartował na temat stanowczości tej odmowy.
Może właśnie tym ją zdenerwował? Może chciała, żeby wziął ją
w ramiona i całował tak długo, aż jej opór osłabnie, a potem zaniósł
na górę do tego niezwykle romantycznego łóżka?
Zawsze była ze sobą szczera i teraz również musiała przyznać, że
jakąś cząstką świadomości tego właśnie oczekiwała. Na szczęście,
zdrowy rozsądek Richarda zwyciężył. Mężczyzna zachował się jak
dżentelmen, ona nie złamała swoich zasad, dzięki czemu rano będzie
mogła śmiało spojrzeć mu w oczy.
Melanie zaczęła okładać pięściami poduszkę, rozmyślając
żałośnie, że jedynie te ocalone zasady będą jej pociechą w długą,
zimną noc.
Richard mało spał tej nocy, a następnego dnia obudził się już o
świcie. Towarzyszyło mu wrażenie, że wieczorem postąpił
niewłaściwie i że powinien przeprosić Melanie. Nie miał jednak
pojęcia, skąd to wrażenie. Otwarcie wyznał, że ma ochotę spędzić z
nią noc, a ona odmówiła. Nic się nie stało i nikt nie powinien się czuć
urażony.
Mimo to Melanie pomaszerowała na górę sztywnym krokiem, jak
gdyby ją obraził. Niech to diabli porwą, nigdy nie zrozumie kobiet.
Wydawało mu się, że chciała tę noc spędzić sama, więc postąpił
zgodnie z jej życzeniem. Wiedział, że zależy jej tylko na kontrakcie.
Nie chciał jej jednak zatrudnić, bo bał się, że w ciągu kilku dni, a
może nawet godzin doprowadziłaby go do szaleństwa.
Pił pierwszą filiżankę kawy, gdy na schodach rozległy się
niespieszne kroki. Zacisnął dłoń na filiżance i ponurym wzrokiem
wpatrywał się w drzwi. Spodziewał się chłodnej i obrażonej królewny,
a zobaczył dziewczynę z pogodnym uśmiechem na twarzy i z
błyszczącymi oczyma.
- Dzień dobry - powitała go radośnie. - Widziałeś, jaki piękny
śnieg? Jeszcze nigdy nie byłam na plaży po takiej śnieżycy. Wygląda
zupełnie jak zimowa kraina czarów, prawda?
- Chyba tak - odparł ostrożnie Richard.
- Nawet nie wyjrzałeś przez okno?
- Oczywiście, że wyjrzałem - powiedział, ale przemilczał, że
widok zasypanych dróg zaniepokoił go tylko i rozzłościł.
- Miałeś nadzieję, że uda ci się mnie pozbyć z samego rana, a
kiedy zobaczyłeś zasypane drogi, wpadłeś w panikę. - Roześmiała się,
jakby czytała w jego myślach.
- Jestem pewien, że wolałabyś być teraz gdzie indziej i zajmować
się czymś innym - próbował się bronić Richard.
- Prawdę mówiąc, nie - odparła wesoło.
Richard przyjrzał się jej uważniej i dopiero wtedy dostrzegł w jej
spojrzeniu ostrożność. A więc tylko udawała beztroskę. Robiła to tak
dobrze, że niemal dał się nabrać.
- Masz ochotę na śniadanie? - zapytał.
- Wystarczą płatki.
- Chciałem zrobić francuskie grzanki z syropem klonowym.
Destiny zawsze je dla nas przygotowywała, kiedy przyjeżdżaliśmy na
wakacje.
- Naprawdę umiesz zrobić francuskie tosty? - Radość w jej oczach
tym razem wydawała się prawdziwa.
Słysząc zachwyt w głosie Melanie, Richard uśmiechnął się.
- To wcale nie jest trudne - powiedział, wyjmując z lodówki jajka,
masło i mleko.
- W takim razie ja nakryję do śniadania. - Melanie podeszła do
zmywarki, chcąc wyjąć umyte naczynia.
- Już wyjęte - stwierdził Richard.
- Widzę, że wcześnie wstałeś. Nie mogłeś spać? - zapytała,
patrząc tak, jakby się domyślała, co mogło mu odebrać sen.
- Zawsze byłem rannym ptaszkiem.
- A ja nie. Lubię spać długo i uważam, że wstawanie o świcie jest
sprzeczne z naturą.
- Nie mówiłabyś tak, gdybyś zobaczyła, jaki piękny jest wschód
słońca nad rzeką - sprzeciwił się. - Weź miskę, kilka talerzy i chodź
tutaj - dodał po chwili.
- Po co? - zaniepokoiła się Melanie.
- Nauczę cię, jak to się robi. Będzie to jakaś korzyść z tego
weekendu.
- To nie jest najlepszy pomysł. - Cofnęła się, jakby proponował
coś niebezpiecznego. - Masz pewnie tylko jedno pudełko jajek, a ja
bez trudu potrafię zmarnować dużo więcej.
- Chodź tu, bo pomyślę, że boisz się do mnie zbliżyć. - Richard
nie dawał za wygraną. - Albo że kusi cię moja wczorajsza propozycja
- dodał, patrząc jej w oczy.
- To nie był dobry pomysł - przypomniała.
- Zrozumiałem.
- Nie znaczy to jednak, że się ciebie boję - oświadczyła.
- Jeśli tak... - Richard powstrzymał uśmiech i wyciągnął w jej
kierunku rękę, w której trzymał jajko. - Wbij je do miski, tylko
uważaj, żeby nie wpadły okruchy skorupki.
Melanie uderzyła jajkiem o miskę z taką siłą, że rozlało się jej w
palcach i spłynęło do miski razem ze zgniecioną skorupką. Richard
spokojnie wylał zawartość miski do zlewu.
- Spróbuj jeszcze raz. - Podał jej drugie jajko.
- Nie byłoby prościej, gdybyś sam to zrobił?
- Byłoby, ale wtedy niczego się nie nauczysz.
- Nie musisz mnie uczyć gotowania.
- Chyba muszę, jeśli chcę, żebyś kiedyś przygotowała mi coś do
zjedzenia.
- Nasze stosunki mają być czysto służbowe i nigdy do niczego
innego między nami nie dojdzie. Myślałam, że już to ustaliliśmy. -
Ręka Melanie znieruchomiała nad miską.
- Bardzo rozsądne założenie - zgodził się z nią, nie wiedząc, po co
ciągnie tę rozmowę. Zawsze postępował racjonalnie i starannie unikał
popełniania błędów. Szczególnie gdy błąd stał na wprost niego, i
patrząc mu w oczy, dawał jasno do zrozumienia, że nie da się go
popełnić.
- Jedyne możliwe! - Melanie twardo obstawała przy swoim.
- Wcale nie. - Przykrył jej rękę swoją dłonią, przesunął nad miskę
i delikatnie rozbił jajko, które wpadło do miski bez najmniejszego
kawałeczka skorupki.
- A teraz zrób to samo bez mojej pomocy - polecił.
Melanie rozbiła drugie jajko, potem trzecie, nie mogąc uwierzyć,
że potrafi to zrobić.
- A niech to... - Popatrzyła na Richarda. - I co dalej?
- Teraz trzeba dodać trochę mleka, odrobinę wanilii i ubijać, aż
będzie lekkie i pieniste.
Sukces dodał Melanie pewności siebie. Już śmiało wlała mleko do
miski i dodała wanilii. Mleka było za dużo, a wanilii za mało, ale
Richard powstrzymał się od komentarza i podał jej ubijaczkę.
- To służy do ubijania jajek - wyjaśnił, widząc, że Melanie patrzy
na trzymany w ręce przyrząd, jakby widziała go pierwszy raz w życiu.
- Dlaczego nie można użyć miksera?
- Tak będzie łatwiej i szybciej - poinformował i wyjmując
ubijaczkę z jej dłoni, pokazał, jak się jej używa.
Przyglądając się w skupieniu, jak Richard ubija jajka z mlekiem,
zmarszczyła czoło. On zaś, patrząc na nią, zastanawiał się, czy do
wszystkiego podchodzi z podobnym zaangażowaniem, ale szybko
przywołał się do porządku.
- Teraz ty. - Podał jej przyrząd.
Melanie z zapałem zabrała się do pracy. Trochę płynu
wychlapała, ale to, co zostało, wystarczało na przygotowanie kilku
grzanek.
Kryjąc rozbawienie, Richard położył kawałek masła na patelni i
podał Melanie kilka kromek chleba.
- Zamocz chleb w jajku i połóż na patelni, gdy masło się stopi. Ja
przyniosę syrop.
Odwrócił się tylko na chwilę, ale to wystarczyło, by Melanie
zdążyła sparzyć rękę gorącym tłuszczem. Usłyszał, jak zaklęła. Gdy
się odwrócił, miała łzy w oczach.
- Pokaż - polecił.
- Nic mi nie jest, to tylko małe oparzenie. Mówiłam ci, że w
kuchni jestem zupełnie beznadziejna.
- Nie jesteś beznadziejna, tylko brak ci wprawy. Usiądź, a ja
przyniosę jakąś maść.
- Grzanka się zmarnuje - zaprotestowała Melanie.
- Zrobimy następne. Pozwól mi to zobaczyć. - Przyniósł apteczkę
i usiadł obok.
Melanie wyciągnęła rękę, na której zdążył się już zrobić bąbel
wielkości dziesięciocentówki. Delikatnie ujął dłoń i posmarował
oparzone miejsce maścią. Starał się przy tym nie zauważać, jak
miękka w dotyku jest jej skóra i jak idealnie zdają się do siebie
pasować ich dłonie.
Powinien był już ją puścić, ale jakoś nie miał na to ochoty. W
końcu Melanie podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy.
- Przepraszam za wczorajszy wieczór. Nie miałem zamiaru
wprawiać cię w zakłopotanie. Nie wiem, dlaczego to wszystko
powiedziałem. Pewnie chciałem cię wyprowadzić z równowagi.
- To jakaś gra? - W jej oczach błysnęła złość. - Wcale nie chciałeś
się ze mną przespać? Wiedziałam. Co z ciebie za mężczyzna?
Richard zaklął w duchu, bo nie spodziewał się takiej reakcji.
- Poczekaj. To nie tak. Och, do diabła! Kiedy jestem przy tobie,
wszystko, co mówię, wychodzi na opak.
- Ja mam ten sam problem - niechętnie przyznała Melanie.
- Pociągasz mnie, ale szanuję twoją decyzję, by nie wdawać się w
romanse z szefami czy też z potencjalnymi klientami. Poza tym nie
znamy się na tyle, żebym cię od razu ciągnął do łóżka. Nie powinno
się tego robić pod wpływem impulsu.
- Masz rację - zgodziła się.
Odważył się spojrzeć jej w oczy. Zamiast złości nieoczekiwanie
dostrzegł w nich pożądanie. Melanie uniosła zdrową rękę i delikatnie
dotknęła jego policzka.
- Działanie pod wpływem impulsu jest ryzykowne - zauważyła z
wahaniem.
- Melanie... - zaczął zduszonym głosem.
- Tak, Richardzie?
- Miałaś rację, to nadal nie jest dobry pomysł.
- Wiem - przyznała, nie przestając gładzić jego policzka.
- Chcę cię pocałować - szepnął, czekając na jej reakcję. Nie
odsunęła się jednak ani nie sprzeciwiła, a wtedy przestał się
powstrzymywać. - Do diabła! - Przyciągnął ją do siebie.
Smakowała miętową pastą do zębów i kawą. Normalnie nie
uznałby tej mieszanki za uwodzicielską, ale w tej chwili wydała mu
się wprost niebiańska i nie mógł się nią nasycić. Wargi Melanie były
miękkie i ciekawe jego ust, a język wprost szalony. Działo się tak, jak
to sobie wymarzył podczas długiej, samotnej nocy.
Zmysły Richarda wymknęły się spod kontroli, lecz umysł
pozostał czujny. Richard wciąż się zastanawiał, co, do diabła,
zamierza właściwie zrobić. Melanie była najbardziej seksowną
kobietą, jaką spotkał w ostatnich miesiącach, ale uwiedzenie jej nie
wydawało się najlepszym pomysłem. Mógł sobie wyobrazić, co
powiedziałaby Destiny, gdyby tak potraktował jej przyjaciółkę. Może
miała co do nich jakieś plany, ale nie przypuszczał, by chciała, aby
uwiódł tę dziewczynę.
W końcu posłuchał głosu rozsądku i niechętnie wypuścił Malenie
z objęć. Usiadł na krześle i zacisnął dłonie, jakby nie ufał, że zechcą
pozostać nieruchome.
- Przepraszam - mruknął.
- Ja też cię całowałam - przypomniała, postanawiając grać fair.
Uśmiechnął się, bo oboje wiedzieli, że nie bardzo na to
zasługiwał.
- Trudno zaprzeczyć - odrzekł, bo chciał, by w jej oczach znowu
zapłonęło pożądanie.
- Nie masz się z czego cieszyć - burknęła.
- Wcale się nie cieszę - stwierdził z powagą, unosząc ręce w
obronnym geście.
- Dobrze wiesz, że nic się nie zmieniło. Nadal nie zamierzam się z
tobą przespać i nadal zależy mi na pracy u ciebie. - Patrzyła na niego
bez śladu uśmiechu.
Wierzył, że w powiedziała prawdę, ale chciał, żeby było inaczej, i
nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Co gorsza, nie rozumiał,
dlaczego tak jest, a to oznaczało, że będąc obok niej, musi się bez
przerwy pilnować. W przeciwnym bowiem razie znajdzie się w
poważnych tarapatach, zanim się obejrzy. Kłopot polegał jednak na
tym, że chciał na nią patrzeć.
ROZDZIAŁ 4
Nieoczekiwany pocałunek poruszył Melanie tak głęboko, że zaraz
po śniadaniu wolała się schronić w salonie. Wciąż drżąc z emocji,
wzięła zeszyt i długopis i usadowiła się przed kominkiem, mając
zamiar popracować. Nie narzekała na brak ciekawych zleceń i nie
potrzebowała Richarda, który nie chciał nawet wysłuchać tego, co
miała mu do zaoferowania.
Próbowała się skoncentrować, ale jej myśli z uporem krążyły
wokół pocałunku. Nie mogła się powstrzymać od rozpamiętywania,
jak cudowne są jego usta i jak bez najmniejszego wysiłku doprowadził
ją do stanu podniecenia.
Nagle zerknęła na zeszyt i zobaczyła, że zupełnie jak zakochana
nastolatka pokryła całą stronę małymi serduszkami. Nie jest dobrze,
pomyślała zirytowana i gwałtownym ruchem przewróciła kartkę.
Mocno szarpnięty papier przedarł się, a Melanie zaklęła.
- Kłopoty z koncentracją?
Zaskoczona drgnęła, a słysząc drwinę w głosie Richarda,
zmarszczyła brwi.
- Nic podobnego - rzuciła krótko.
Richard roześmiał się.
- Nie będę sprawdzał, ale ja też nie mogę się skupić na pracy,
więc może wybierzemy się na spacer? Przy okazji moglibyśmy zjeść
lunch w miasteczku.
- Przecież dopiero jedliśmy śniadanie - zaprotestowała Melanie.
- To było cztery godziny temu. - Richard popukał palcem w
zegarek. - Musiałaś odpłynąć daleko stąd. O czym tak śniłaś na jawie?
- Przyglądał się jej, rozbawiony, jak gdyby znał odpowiedź. - A może
dopieszczałaś swój projekt, na wypadek gdybym jednak zmiękł i
zechciał go obejrzeć? - Błyskawicznym ruchem wyjął z jej rąk zeszyt i
zanim zdążyła zareagować, przewrócił kartkę. Zobaczył serduszka i
uśmiechnął się.
Melanie zastanawiała się w milczeniu, czy rzeczywiście można
umrzeć ze wstydu. Jeżeli tak, to właśnie nadeszła odpowiednia chwila,
aby ziemia się rozstąpiła i ją pochłonęła.
- W zeszłym tygodniu poznałam seksownego dziennikarza z
telewizji i szczerze mówiąc, rozmyślałam o nim - skłamała gładko,
dziękując opatrzności, że powstrzymała jej rękę przed ozdobieniem
serduszek inicjałami. Na szczęście, Richard mógł jedynie zgadywać, o
czym marzyła przez cztery godziny przed kominkiem.
- Kogóż to poznałaś? - zapytał zaciekawiony, jakby wziął za
dobrą monetę jej słowa.
- Co to ma za znaczenie?
- Jestem po prostu ciekaw, jacy mężczyźni ci się podobają -
oświadczył.
Nie uwierzyła, przekonana, że próbuje przyłapać ją na kłamstwie.
Wymieniła więc nazwisko popularnego dziennikarza. Był to potworny
nudziarz, ale miała nadzieję, że Richard o tym nie wie.
Niestety, widząc zdziwioną minę Richarda, zrozumiała, że jej się
nie udało.
- Naprawdę? - zapytał. - Podobno jest przystojny, ale niezbyt
lotny. - W głosie Richarda słychać było ironię, zwłaszcza gdy
wymawiał słowo „przystojny".
- A nie pomyślałeś, że być może wcale nie interesują mnie jego
zdolności konwersacyjne? - zapytała, zdecydowana obstawać przy
swoim.
- Musisz się lepiej postarać, skarbie. - Richard roześmiał się. - I
pamiętaj, że jeśli kłamiesz, kłamstwo musi być prawdopodobne.
- Dlaczego mnie nie dziwi, że się na tym znasz? - mruknęła
Melanie, ale Richard puścił to mimo uszu.
- Chodź, dziecko. Wstawaj. Spacer oczyści twój umysł i
przestaniesz myśleć o tym jurnym byczku.
Melanie westchnęła. Miał rację, mówiąc, że świeże powietrze
dobrze jej zrobi. Może wreszcie przestanie zachowywać się jak
idiotka. W przeciwnym razie nie ma wielkich szans, żeby zaczął
poważnie traktować jej ofertę.
Richard nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spacerował
po śniegu dla samej przyjemności. Oczywiście, w tej chwili chodziło
również o to, żeby wyjść z domu i uciec od pragnień, które budziła w
nim ta nieznośna dziewczyna. Próbowała mu wcisnąć historyjkę o
nudnym przystojniaku, a to oznaczało, że ona również zdaje sobie
sprawę, jak mocno między nimi iskrzy, i czuje, że sprawy mogą się
wymknąć spod kontroli.
Powietrze było rześkie, śnieg przestał padać, od rzeki zdawał się
nadciągać mróz. Niebo przybrało wspaniały błękitny kolor, a zaspy
jarzyły się oślepiającym blaskiem. Richard ucieszył się, że założył
okulary przeciwsłoneczne, choć ciemne szkła nie przeszkadzały mu
wpatrywać się w lśniące oczy Melanie.
Jego drwiny sprawiły, że Melanie pilnowała każdego swojego
słowa. Najwyraźniej jednak uroda ośnieżonego krajobrazu zachwyciła
ją tak, że o wszystkim zapomniała i co chwila przystawała, aby
podziwiać widok, doskonale nadający się na kartę świąteczną.
- Popatrz! - szepnęła, chwytając go za rękaw.
Richard dostrzegł wspaniale upierzonego ptaszka, którego
purpurowe piórka pięknie kontrastowały z bielą śniegu i zielenią
ostrokrzewu. Mniej barwna samiczka była niemal niewidoczna wśród
zielonych liści i czerwonych jagód. Zachwyt Melanie sprawił, że
ptaszki wydawały się niezwykłe, choć w rzeczywistości występowały
tutaj dosyć często. Jej entuzjazm jednak był zaraźliwy.
- Szkoda, że nie mam ze sobą aparatu - powiedziała.
- Możemy kupić taki jednorazowy - zaproponował.
Melanie popatrzyła na niego jak na kogoś natchnionego przez
Boga.
- Teraz? - zapytała z takim zachwytem, że Richard się roześmiał.
- Niewiele trzeba, by cię zadowolić - zakpił. - Wystarczy tani
aparat i już jesteś skłonna na wszystko się zgodzić.
- Postanowiłam, że dzisiaj niech się dzieje, co chce.
- Naprawdę? - zapytał, zastanawiając się, czy udałoby mu się
wykorzystać ten jej nastrój.
- Nie to miałam na myśli.
- Tylko sprawdzam.
- Przecież tak naprawdę wcale nie chcesz mnie uwieść -
stwierdziła z zaskakującą pewnością. - Po co więc mówisz takie
rzeczy?
- Dlaczego uważasz, że nie chcę cię uwieść? - zapytał, bo ta myśl
stawała się coraz bardziej kusząca.
- Sam się do tego przyznałeś - przypomniała. - Myślę, że gdybym
się zgodziła, to pewnie byś nie uciekał, ale tak naprawdę flirtujesz ze
mną jedynie po to, żeby mnie irytować.
Zastanawiał się nad jej słowami i coraz poważniej rozważał, czy
jej nie uwieść. Co prawda, nie była w jego typie, ale pociągała go jej
ożywcza szczerość, otwartość i entuzjazm.
Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz zetknął się z kimś
takim jak ona, a tym bardziej, żeby mu się to podobało.
Może Destiny miała rację przynajmniej co do tego? Może
nadszedł moment, w którym Richard gotów był dokonać zmian w
swoim życiu i dać się ponieść budzącym zawrót głowy uczuciom?
Było to lepsze niż zwyczajna monotonna egzystencja, która, jak sam
siebie przekonywał, w pełni go zadowalała.
Spojrzał na Melanie i dostrzegł na jej twarzy oczekiwanie.
Wyraźnie chciała się przekonać, jak Richard zareaguje na jej
wyzwanie.
- Może rzeczywiście chcę cię zirytować, a może tylko próbuję cię
przygotować na swój pierwszy, zbijający z nóg ruch, któremu nie
zdołasz się oprzeć?
- Wątpię - uśmiechnęła się.
- Dlaczego? - zapytał, nieco zaskoczony jej pewnością.
- Takie gierki do ciebie nie pasują. Zbyt poważnie podchodzisz do
życia, by tracić w ten sposób czas.
- Kolejna teoria mojej ciotki? - zapytał, przyglądając się jej spod
zmrużonych powiek.
- Tym razem obserwacje własne - zapewniła. - Umiem ocenić
człowieka, co więcej, umiem sprawić, by inni zobaczyli to, co ja
widzę. Właśnie dlatego kreowanie publicznego wizerunku jest dla
mnie wymarzonym zajęciem.
Słowa te zaciekawiły go bardziej, niż mógłby przypuszczać.
- A jak byś przedstawiła mnie? Mam nadzieję, że nie jako
nadętego faceta?
- Nie. Położyłabym nacisk na powagę, z jaką traktujesz swoje
obowiązki, jak ciężko pracujesz i że równie ciężko jesteś gotowy
pracować dla dobra swoich wyborców. To dobra rekomendacja.
- Wydawało mi się, że skoro nie cierpiałem nędzy, nie będę
pełnowartościowym kandydatem - przypomniał Richard.
- Może zdołałeś mnie przekonać, że jest inaczej ? - Wzruszyła
ramionami.
- A może tak bardzo zależy ci na tej pracy, że jesteś gotowa
powiedzieć wszystko, byle tylko ją zdobyć? - zauważył z nutką
cynizmu.
- Jeśli rzeczywiście tak sądzisz, to znaczy, że mnie nie znasz -
powiedziała, szczerze urażona. - Nigdy nie pracuję dla kogoś, do kogo
nie mam przekonania.
- Nie znasz mnie na tyle, by we mnie wierzyć.
- Myślę, że znam. Kiedy twoja ciotka zasugerowała, żebyśmy się
spotkali, najpierw rozmawiałam z wieloma osobami i przeczytałam
wszystko, co o tobie napisano. Chciałam mieć pewność, że Destiny
jest obiektywna, opowiadając, do czego jesteś zdolny i chwaląc twoją
prawość. Teraz wiem, że miała rację. Jesteś dobrym człowiekiem,
Richardzie, co do tego wszyscy są zgodni. - Popatrzyła na niego w
zamyśleniu. - Ale czy masz to coś, co pozwoli ci wygrać wybory, to
zupełnie inna sprawa.
Poczuł się urażony sugestią, że być może nie nadaje się na
polityka i że jego starania zakończą się fiaskiem.
- Czego twoim zdaniem mi brakuje? - zapytał.
- Otwartego umysłu - odparła bez chwili wahania.
Richard już chciał się sprzeciwić, lecz nagle dostrzegł pułapkę,
którą na niego zastawiła.
- Dlatego, że byłem zdecydowany nie zatrudnić cię, zanim się w
ogóle spotkaliśmy?
- To jeden z powodów, a poza tym dlatego, że teraz, kiedy się już
spotkaliśmy, nie umiesz oddzielić moich kwalifikacji zawodowych od
faktu, że gram ci na nerwach i jestem kobietą.
- Wcale mi nie grasz na nerwach - zaprzeczył, choć zdawał sobie
sprawę, że nie wypadło to przekonująco.
- To pierwsze prawdziwe kłamstwo, jakie usłyszałam z twoich
ust. - Popatrzyła na niego z rozbawieniem.
- Pierwsze, o którym wiesz - stwierdził, nie zaprzeczając jednak,
że kłamał.
Denerwowała go, to oczywiste. Miał jednak nadzieję, że uda mu
się to ukryć. Zawsze uważał, że umie zaskakiwać ludzi i trzymać ich
na dystans. Uważał to za powód do dumy i czuł się z tym bezpiecznie.
Melanie jednak była nazbyt przenikliwa, nie podobało mu się, że
zdaje się rozumieć, co dzieje się w jego głowie.
- Nieprawda, przedtem nie kłamałeś! - upierała się przy swoim.
- No dobrze, przyznaję, masz rację - westchnął. - Powiedzmy, że
jestem uzależniony od mówienia prawdy, a ty grasz mi na nerwach. I
co z tego?
- Nareszcie - odparła wesoło.
- Co? - Richard wydawał się zakłopotany.
- Jesteś już tylko krok od tego, by przyznać, że byłeś uparty jak
osioł, a po powrocie do domu przeczytasz mój projekt.
- I wywnioskowałaś to wszystko z tego, że przyznałem się do
kłamstwa? - zapytał z niedowierzaniem.
- Widzisz, jaka jestem zdolna? - Uśmiechnęła się.
Mimo woli się roześmiał.
- Może lepiej pasowałoby tu słowo „przebiegła". Prawdę mówiąc,
przypominasz mi pod tym względem Destiny.
- Przyjmuję to jako komplement.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, czy powinnaś.
Kiedy usiedli przy stoliku kawiarenki, Melanie była pewna siebie
i czuła, że panuje nad sytuacją. W końcu zrobiła jakieś postępy. Może
ostatecznie przyjazd tutaj nie był całkiem głupim pomysłem? Jeżeli
poszło jej tak dobrze, zanim Richard zjadł lunch, to co może osiągnąć,
kiedy placuszki z krabów, sałatka i domowa szarlotka z lodami
poprawią mu humor?
- Próbujesz mnie urobić za pomocą jedzenia? - zapytał, kiedy
zamawiała obfity posiłek. - Myślisz, że kiedy to zjem, stanę się
bardziej otwarty na nowe pomysły?
- Nie zaprzeczam, że coś takiego przyszło mi do głowy -
przyznała. - Nie musisz jednak zamawiać tego co ja. A przy okazji
oświadczam, że ja płacę. To służbowy lunch, podczas którego staram
się zdobyć klienta.
- Jeżeli mam ci dotrzymać kroku, muszę zamówić to samo. -
Richard konspiracyjnie mrugnął do kelnerki. - Poproszę to samo i
najmocniejszą kawę, jaką podajecie.
- Podajemy wyłącznie bardzo mocną kawę - odrzekła kelnerka.
- Szkoda, że nie będziesz startował w tym okręgu. Ona z
pewnością głosowałaby na ciebie - stwierdziła Melanie, kiedy zostali
sami.
- Pierwsze wrażenie nie powinno odgrywać roli w wyborach. Ani
charyzma.
- Nie powinna, jednak odgrywa, przynajmniej po części. Nawet
nudziarz może wygrać, jeżeli ma dobry program. Tyle że trudniej mu
to osiągnąć. Ty masz jedno i drugie. Dlaczego więc z tego nie
skorzystać, zamiast udawać, że liczy się tylko program?
- Inaczej mówiąc, nie uniknę całowania dzieci i ściskania setek
rąk - stwierdził.
- Niewielu wybrano takich, którzy tego nie robili. Ludzie chcą
wiedzieć, że kandydat, na którego głosują, jest porządnym
człowiekiem. Chcą mu spojrzeć w oczy i ocenić, czy jest szczery.
Chcą się przekonać, czy jego uścisk dłoni jest silny.
Zabawne, że o tym wspomniała. Richard zamyślił się na chwilę.
Przypomniał sobie, że kontrahenci, widząc jego twardy i zimny wzrok
podczas negocjacji, zarzucali mu, że jest nieludzki. O to samo
oskarżały go kobiety, które, wiążąc się z nim, wyraźnie oczekiwały
czegoś więcej, niż był w stanie im dać. W końcu pogodził się z myślą,
że wraz ze śmiercią rodziców przestał umieć kochać. I że już zawsze
tak będzie.
Teraz, kiedy obserwował Melanie, gdy widział jej radość życia, i
czuł, jak jej ciepło ogrzewa mu serce, miał wrażenie, że gdyby tylko
wyciągnął rękę, miłość by wróciła.
Nagle otrząsnął się z tych myśli. Co też mu się roi? Przecież
Melanie nie przyjechała, by go uleczyć, ale by zdobyć pracę. Tak
samo jak wiele innych osób, po prostu czegoś od niego chciała. Musi
wciąż o tym pamiętać, chociaż już parokrotnie udało mu odwrócić jej
uwagę od misji, z którą przybyła.
Musnęła palcami jego dłoń.
- Gdzie byłeś? - zapytała cicho, patrząc na niego z ciekawością.
- Już wróciłem - odparł ponuro.
Widział, że Melanie ma na końcu języka kolejne pytanie, ale
zanim zdołała je zadać, pojawiła się kelnerka z lunchem.
Jeszcze nigdy w życiu widok jedzenia nie sprawił Richardowi
takiej ulgi. Pospiesznie wbił zęby w placuszki z krabów, ale nie
umknęło jego uwagi, że upłynęła długa chwila, zanim Melanie poszła
w jego ślady. Najwidoczniej ciągle jeszcze zastanawiała się, czemu
nagle sposępniał.
W końcu zaczęła jeść i od razu skupiła na tym całą uwagę.
- Doskonałe te kraby, nie uważasz? - zapytała.
- Przepyszne, choć to nie sezon i muszą być mrożone. - Richard
kiwnął głową. - Lepsze niż w najdroższych restauracjach rybnych
Waszyngtonu.
- Ciekawe, co to za przyprawy - odrzekła Melanie. - Doskonale
ożywiają smak.
- Czy to ma znaczenie przy twojej zdeklarowanej nieumiejętności
gotowania?
- To takie dobre, że mogłabym się nauczyć. Nie jestem przecież
całkiem beznadziejna.
- Po co zadawać sobie trud, jeżeli można po prostu przyjść tutaj? -
zapytał.
- Nie bywam tu często. Prawdę mówiąc, nigdy dotąd nie byłam w
tej części stanu.
- Teraz, kiedy już poznałaś tutejsze przysmaki, mogę się założyć,
że wrócisz. Kto wie, może nawet ja cię zaproszę?
- Czekając na twoje zaproszenie, pewnie umarłabym z głodu.
Może mogliby mi przysyłać takie placuszki? Myślę, że gdyby były
odpowiednio przygotowane, to nawet ja umiałbym je usmażyć. -
Melanie rozmarzyła się. - Jak by to było miło, gdybym nie musiała
wychodzić z domu, żeby coś zjeść, w dodatku coś jadalnego. Nie
znoszę gotowych mrożonych dań do odgrzewania w mikrofalówce i
jadam je tylko w ostateczności.
Doskonale ją rozumiał, bo sam często jadał przy biurku albo w
restauracji. Jedynym wyjątkiem były wizyty u ciotki. Jeżeli tylko
miała czas, Destiny świetnie gotowała, dlatego też Richard stał się
bardzo wybredny. Dotyczyło to zresztą nie tylko potraw, ale także
atmosfery intelektualnych dyskusji, prowadzonych podczas posiłków.
Niestety, od jakiegoś czasu coraz rzadziej spotykał się z braćmi przy
stole ciotki i nagle poczuł, że musi to zmienić.
Dziwne, ale lepiej pamiętał śmiech i radość, towarzyszące
posiłkom, niż same potrawy. Oczywiście, były doskonałe, ale
najbardziej tęsknił za tym, by znowu usiąść przy stole z braćmi i z
ciotką.
Aż do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, jak samotne stało się
jego życie. Nie chodziło o to, że nie widywał bliskich, bo z Destiny
spotykał się niemal codziennie, a z braćmi również często. Było
jednak inaczej niż w czasach, kiedy mieszkali pod jednym dachem.
Westchnął i spojrzał na Melanie.
- Opowiedz mi o swojej rodzinie - poprosił.
- O rodzinie? - Zupełnie jakby prosił, by zdradziła mu swe
najgłębsze sekrety.
- Jaka jest twoja rodzina? Duża? Mała? Gdzie mieszka?
- Mam dwie starsze siostry, obie zamężne i obie całkowicie
pozbawione ambicji zawodowych, obrzydliwie zadowolone ze swoich
mężów i dzieci. Zostały w Ohio i mieszkają kilka mil od naszych
rodziców. Nie rozumieją mojego sposobu życia i ciągle mi
wypominają, że jestem sama.
- Byłyście sobie bliskie?
- Tak bliskie, jak bliskie mogą być sobie trzy dziewczyny, które
chcą włożyć na tańce tę samą sukienkę - odparła Melanie.
- Zazdrościsz im mężów i dzieci?
- Czasami - przyznała i zamyśliła się. - Kocham swoją pracę i
jestem ambitna, ale to nie znaczy, że nie chciałabym z kimś dzielić
życia - dodała po chwili.
Jej słowa tak pasowały do tego, o czym Richard przed chwilą
rozmyślał, że znowu westchnął.
- Wiem, co masz na myśli - przyznał z rzadką u niego otwartością.
- Naprawdę? - Popatrzyła zdziwiona.
- Jasne. Jaką radość daje podbijanie świata, jeśli nie ma komu o
tym opowiedzieć i jeśli nikogo to nie obchodzi?
- No właśnie. Ale to wcale nie znaczy, że osiągnięcia nie dają nam
satysfakcji albo że jesteśmy niewdzięczni. Po prostu wiemy, że
moglibyśmy zyskać więcej. Dobrze mieć taką świadomość, nie
uważasz?
- Tak mówią.
- Jeżeli wiesz, że czegoś ci brakuje, to dlaczego nie ożeniłeś się z
jedną z tych kobiet, z którymi się spotykałeś? - zapytała.
- Bo nie mogłem sobie wyobrazić, żebym którąś z nich mógł
przyprowadzić tutaj na placuszki z krabów i domową szarlotkę.
- Naprawdę? - Twarz Melanie złagodniała.
- Naprawdę, ale niech ci się od tego nie przewróci w głowie.
- Ależ skąd! - zapewniła szybko.
- A poza tym to wcale nie znaczy, że zamierzam cię zatrudnić -
dodał.
- Wiem - przyznała, ale miała przy tym zadowoloną minę.
- Pod wieloma względami przypominasz mi ciotkę. - Richard
próbował zorientować się w swoich uczuciach i jednocześnie
wytłumaczyć Melanie, co czuje. - Tak samo jak ona jesteś szczera aż
do bólu, nieprzewidywalna i...
- ...i otwarta na nowe pomysły? - podsunęła Melanie.
- Nie przeciągaj struny.
- Ludzie otwarci na nowe pomysły nie są...
- Wiem, nie są sztywniakami. Już to zrozumiałem. - Przerwał jej,
zanim zdążyła to powiedzieć.
- Naprawdę zrozumiałeś? - Przyglądała mu się uważnie.
- Naprawdę - zapewnił.
- W takim razie może powinniśmy już wracać do domu? -
zapytała.
- Żebym mógł przeczytać twój projekt?
- To też. Ale pomyślałam o tym, że pozwolę ci się znowu
pocałować.
- Dlaczego miałabyś to zrobić? - Spojrzał na nią, speszony taką
bezpośredniością.
- Mam otwarty umysł.
- Czy to znaczy, że kwestia uwodzenia wraca na wokandę? -
zapytał, chcąc zyskać pewność, że dobrze zrozumiał jej słowa i że nie
zrobi z siebie głupca. Kiedy chodziło o Melanie, nie był pewny, czy
może sobie zaufać, bo od dawna żadnej kobiety nie pragnął tak mocno
jak jej.
- Nigdy nic nie wiadomo. - Wzruszyła ramionami.
- Uważam, że w tej kwestii powinnaś wyrazić się jaśniej -
oznajmił, wstając od stolika.
- Gdyby wszystko było z góry jasno ustalone, życie nie miałoby
uroku.
- Może i tak, ale wtedy przynajmniej można by zapobiegać
katastrofom.
- W takim razie słuchaj - powiedziała z bardzo poważną miną. -
Nie pragnę tego do szaleństwa, ale właśnie teraz, w tej chwili, chcę,
żebyś mnie znowu pocałował. Nadal uważam, że nie powinniśmy
posunąć się dalej, bo wszystko mogłoby się skomplikować,
szczególnie gdybym zaczęła dla ciebie pracować.
- Rozumiem - odparł.
- Jednak mogę się okazać otwarta na perswazję - dodała Melanie z
uśmiechem.
Puls Richarda przyspieszył.
- Może nie dzisiaj - dodała Melanie znacząco. - I może nie jutro.
Ale kto wie, jakie niespodzianki kryje przyszłość?
Chociaż oznajmiła w ten sposób, że nie tylko dzisiejszej nocy, ale
także w najbliższej przyszłości Richard nie powinien na nic liczyć, on
nie mógł się powstrzymać od radosnego pogwizdywania.
- Wydajesz się zanadto zadowolony jak na mężczyznę, któremu
właśnie powiedziano, że żadnego seksu nie będzie - zauważyła.
- Uważasz, że to właśnie powiedziałaś? - Roześmiał się.
- Oczywiście.
- Usłyszałem tylko, że dzisiaj nie ma mowy o seksie. Jeżeli jednak
chodzi o jutro, to jak mówiła pewna piękna kobieta z Południa, jutro
też będzie dzień. - Skłonił się i ucałował jej dłoń. - Jestem cierpliwy.
Skoro jednak dużo na mój temat czytałaś, to na pewno o tym wiesz.
- Najwidoczniej musiałam przeoczyć tę informację.
- Może okazać się ważna, więc staraj się ją zapamiętać -
powiedział i rzucił w nią śniegową kulą, żeby oboje nieco ochłonęli.
Zaskoczona, wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami,
zanim w jej oczach pojawił się ogień, który Richard tak bardzo
pragnął zobaczyć.
- Już nie żyjesz! - Schyliła się, by ulepić śnieżkę.
- Wątpię, żebyś się odważyła - odparł, nie próbując nawet
uciekać.
- Nie wierzysz, że w ciebie rzucę?
- Ależ wierzę. Tylko myślę, że nie trafisz.
Melanie wzięła zamach i choć Richard uskoczył, kula otarła się o
jego policzek.
- Kiepski rzut, kochanie. - Ruszył w jej stronę, chociaż próbowała
go zatrzymać, rozpaczliwie rzucając śnieżkami.
Jej rzuty były celne, a mimo to Richard podszedł i przewrócił ją w
zaspę. Wypluwała śnieg, z oburzeniem patrząc na stojącego nad nią
Richarda, i nagle się roześmiała. Po chwili Richard też parsknął
śmiechem, a wtedy Melanie szarpnęła go za kostkę u nogi i
przewróciła w zaspę.
Richard pocałował Melanie, z nadzieją, że w pocałunku znajdzie
trochę ciepła. Nie zawiódł się, poczuł płomień, więc uznał, że Melanie
nie chowa do niego urazy.
Pomyślał, że jeśli dziewczyna naprawdę ma zamiar trzymać się
swoich postanowień, to czeka go wyjątkowo długa noc.
ROZDZIAŁ 5
Widząc w oczach Richarda blask pożądania, Melanie pomyślała,
że choć na dworze jest bardzo zimno, to nie należy igrać z ogniem.
Nie spodziewała się, by ktoś, o kim mówiono, że jest pozbawiony
serca, mógł odczuwać tak silne emocje.
Kiedy po raz pierwszy zgodziła się z nim spotkać, sądziła, że
Richard będzie ją traktował z dystansem. Widziała go na zdjęciach i
wiedziała, że jest w jej typie. Destiny zaś poruszyła jej czułe serce,
opowiadając o tragedii, jaką bratanek przeżył w dzieciństwie.
Miała jednak nadzieję, że będzie w jego towarzystwie bezpieczna,
zwłaszcza że nie pociągali jej ani aroganccy, ani zimni, niezdolni do
głębokich uczuć mężczyźni. Pierwsze spotkanie uspokoiło ją,
przekonała się bowiem, że obie odstręczające ją od mężczyzn cechy
występują u Richarda w pełnym rozkwicie. Teraz jednak...
Westchnęła. Nie wolno jej myśleć o tym, co dostrzegła w jego
spojrzeniu. Co się z nią dzieje? Czy zamarzł jej mózg? Czy dlatego
najpierw drwiła z seksu, a potem tarzała się z Richardem w śniegu? Z
całą pewnością nie zamierzała do tego dopuścić.
Nie mogła pozwolić, by popełnili błąd, którego oboje będą
musieli potem żałować. Wstała, otrzepała się ze śniegu i popatrzyła
spokojnie na Richarda, jak gdyby ani w restauracji, ani teraz w
zachowaniu obydwojga nie było niczego szczególnego.
- Coś podobnego - powiedziała. - Nie przypuszczałabym, że
umiesz się tak odprężyć i bawić jak dziecko.
- Jak widzisz, mimo że zebrałaś na mój temat wszelkie dostępne
informacje, i tak potrafię cię zaskoczyć - stwierdził, wstając ze śniegu.
Stawał się na powrót zasadniczy, Melanie jednak już wiedziała, że
to tylko maska, za którą się chronił, i natychmiast poczuła, że miękną
jej kolana.
- Richardzie, powiedz, co tu się właściwie stało? Co to było?
Wzruszył ramionami.
- Myślę, że obydwoje zapomnieliśmy, dlaczego się tutaj
znaleźliśmy.
- Inaczej mówiąc, przez chwilę, zamiast potencjalnymi partnerami
w interesach, byliśmy kobietą i mężczyzną, którzy podobają się sobie
nawzajem - stwierdziła. - Przepraszam.
- A za co? To ja przepraszam za swoje zachowanie.
- Zachęciłam się do tego.
- Przestań być taka rozsądna. Ten weekend musi się źle skończyć.
Nie widzę innej możliwości.
Melanie poczuła się nieswojo. Richard przez chwilę przestał
myśleć o obowiązkach i odkrył w sobie dziecko. Zapomniał się i
odsłonił przed nią swoje drugie ja. Ona jednak była zbyt spięta i
wszystko zepsuła. Oczywiście, mogła go jeszcze raz przeprosić, ale
była przekonana, że tylko go tym rozzłości. Wydawało się, że łatwo
wpada w złość.
Była to chyba odpowiednia chwila, żeby wyjechać, ale lokalne
drogi jeszcze nie zostały odśnieżone.
- Zgoda? - Wyciągnęła rękę, za wszelką cenę chcąc z powrotem
sprowadzić sprawy na bezpieczniejszy grunt.
- Nie wiedziałem, że jesteśmy na wojennej ścieżce - zakpił.
- Nie jesteśmy, ale byliśmy na najlepszej drodze do tego, żeby na
nią wkroczyć. I to moja wina, bo wysyłałam sprzeczne sygnały.
- Może w takim razie rozsądniej będzie się nie godzić. - Twarz
Richarda przybrała złowrogi wyraz. - Wygląda na to, że tylko
pokłóceni jesteśmy w stanie zachowywać się właściwie.
Tak było istotnie, choć Melanie nie rozumiała dlaczego.
Pomijając fakt, że miała dla niego pracować, co niosło za sobą
konsekwencje, przecież nie mógł się jej podobać. Reagował zbyt
emocjonalnie, a zarazem był zbyt sztywny.
Zdawała sobie sprawę, że to, co do niego czuje, to czysty pociąg
fizyczny, bo Richard niewątpliwie był atrakcyjnym mężczyzną.
Dlatego właśnie niemal rzuciła mu się na szyję, zapominając
natychmiast o własnych zasadach, zabraniających łączyć pracę z
życiem osobistym.
Wiedziała, że ten pociąg jest wzajemny, i wyobrażała sobie, że
Richard czuje się w tej sytuacji tak samo zdezorientowany. Nie
przypominała przecież w niczym bogatych, wyrafinowanych i
eleganckich kobiet, z którymi go na ogół widywano. Oglądała jego
zdjęcia w rubrykach towarzyskich na tyle często, by wiedzieć, że lubi
kobiety efektowne i reprezentacyjne.
Wzięła to wszystko pod uwagę i uznała, że oboje muszą się
pogodzić z faktem, że ich związek byłby szaleństwem. Jeżeli obojgu
uda się to sobie wytłumaczyć, być może najbliższe godziny nie będą
złe. Kto wie, może rano będą się nawet śmiać z dzisiejszych rozterek i
rozstaną się bez wzajemnych pretensji? Ona wycofa się z tej całej
sprawy i nie będzie więcej marzyć o pracy dla Carltona. Każde inne
postępowanie byłoby przecież szaleństwem.
Rozmyślała nad tym, gdy Richard podał jej klucz i poprosił, by
sama wróciła do domu.
- A ty dokąd się wybierasz? - zapytała.
- Na spacer. Przy okazji kupię ci ten aparat.
Już miała zaproponować, że z nim pójdzie, ale nie zdążyła, bo
odwrócił się i odszedł. Najwyraźniej miał dosyć jej towarzystwa.
Przed chwilą byłaby z tego bardzo zadowolona, ale teraz już nie.
Richard oddalał się, kuląc ramiona na wietrze. Kiedy patrzyła za
nim, wydał się jej bardzo samotny. Nie mogła zrozumieć, jak to w
ogóle możliwe, żeby tak zamożny, błyskotliwy i seksowny mężczyzna
był sam.
W materiałach na jego temat, które zgromadziła, mogła znaleźć
odpowiedź na prawie każde dotyczące go pytanie, ale nie na to.
Przyznała szczerze, że szukanie odpowiedzi może się okazać jej
zgubą, ale bardzo ją to zaintrygowało, za bardzo nawet, bo w jej sercu
znalazło się miejsce dla Richarda.
Richard zdawał sobie sprawę, że jest śmieszny, zachowując się
chimerycznie dlatego, że Melanie zmieniła o nim zdanie. Nie
pierwszy raz spotkało go coś takiego, ale nigdy jeszcze się tym nie
przejął. Przez całe lata obserwował, jak sprawnie i szybko jego ciotka
pozbywa się doskonałych kandydatów do swojej ręki, aż w końcu
uznał takie zachowanie za zwyczajne, choć doszedł również do
wniosku, że kobiety są nieprzewidywalne.
Kiedy jednak chodziło o Melanie, nieoczekiwanie poczuł się
dotknięty zmianą jej postawy. A to oznaczało, że zdołała do niego
dotrzeć. Jak to się mogło stać?
Przez całą drogę do sklepiku usiłował znaleźć odpowiedź na to
pytanie. Dotarłszy na miejsce, poprosił o jednorazowy aparat
fotograficzny, a pod wpływem impulsu kupił też prażoną kukurydzę i
film, który dopiero co ukazał się na wideo. Uznał, że jeśli mają
spędzić razem kolejną noc, to film jest dobrym pomysłem, bo nie będą
musieli rozmawiać.
W drodze do domu próbował dostrzec piękno zasypanego
śniegiem krajobrazu, który wcześniej tak go zachwycił, ale teraz,
kiedy obok nie było Melanie, miał wrażenie, że tamta zięba, odlatując,
zabrała ze sobą wszystkie kolory otoczenia.
Jęknął. Nie chciał, żeby to właśnie Melanie Hart dodawała
kolorów jego istnieniu. Pragnął odzyskać spokój, jaki panował w jego
życiu, nim spotkał tę denerwującą kobietę, kiedy to perspektywa
spędzenia kilku godzin przed ekranem komputera lub nad stertą
dokumentów wydawała mu się główną atrakcją weekendu.
Niestety, jeśli będzie wciąż na nią patrzył, to się nie uda. A
wiedział, że tak będzie. Wyglądała na osobę, która zamiast przejść do
porządku nad tym, że omal nie popełnili okropnego błędu, zechce na
ten temat dyskutować i wszystko zrozumieć.
Widział to w jej oczach, kiedy zostawił ją kilka przecznic od
domu. Miał tylko nadzieję, że może tymczasem minęła jej ochota na
taką rozmowę.
Kiedy zmarznięty dotarł wreszcie do domu i zobaczył płonący
ogień, ucieszył się, że Melanie pomyślała o rozpaleniu w kominku. Z
obawą czekał, aż się pojawi, gotowa do rozmowy i analizowania tego,
co między nimi zaszło, albo jeszcze gorzej, do ponownego
przepraszania go.
Nie nadchodziła jednak. Czyżby zdecydowała się wyjechać,
chociaż drogi wciąż były prawie nieprzejezdne? Zastanawiając się nad
tym, uprzytomnił sobie, że nie zwrócił uwagi, czy jej samochód stoi
na podjeździe.
Przestraszył się, że przez jego nieopanowanie mogła narazić się
na niebezpieczeństwo. Pobiegł na górę i zaczął się dobijać do pokoju
gościnnego, a kiedy omal już nie wyrwał szarpnięciem drzwi z
zawiasów, usłyszał zaspany głos.
- Co się dzieje?
Leżała w łóżku, z podciągniętą pod brodę kołdrą, z włosami w
nieładzie. Odetchnął z ulgą.
- Czy coś się stało? - zapytała tym samym, rozespanym i nieco
schrypniętym głosem, patrząc na niego oszołomiona.
Kołdra zsunęła się, ukazując nagie ramię i ponętny zarys piersi, a
Richard znów poczuł przyspieszone tętno.
- Nic. Naprawdę nic, przepraszam - wykrztusił i zaczął się
wycofywać z pokoju.
- Richard?
Czy ona zawsze musi wszystko wiedzieć? Nawet przez sen?
Teraz będzie musiał tłumaczyć się, wymyślając coś w miarę
wiarygodnego, a jednocześnie nie zdradzając, jak bardzo się
zaniepokoił na myśl, że Melanie ryzykuje życie w zaspach na
oblodzonych drogach.
- Wiesz... frontowe drzwi były otwarte - improwizował. -
Pomyślałem, że ktoś się włamał. Nie wiedziałem, czy z tobą wszystko
w porządku.
- Otwarte? - powtórzyła, patrząc na niego spod na wpół
przymkniętych powiek.
- No... lekko uchylone - poprawił się, bo nie chciał, żeby
dziewczyna zamartwiała się z powodu swego niedopatrzenia.
- Na pewno je zamknęłam. Co prawda, nie na zamek, bo nie
wiedziałam, czy masz drugi klucz. Bałam się, że jeśli zasnę, nie
usłyszę pukania. Jestem przekonana, że zamknęłam je na klamkę.
- Nic się nie stało. Najważniejsze, że u ciebie wszystko w
porządku. Przepraszam, że cię obudziłem. Śpij.
Melanie przeciągnęła się, a kołdra zsunęła się niżej. Wydawało
się jednak, że ona zupełnie nie zdaje sobie sprawy, jak seksownie
wygląda.
- Skoro już nie śpię, to równie dobrze mogę wstać.
Chyba naprawdę zamierzała się podnieść, choć zdaniem Richarda
była naga. Wyobraziwszy sobie ten widok, rzucił się do drzwi, w
obawie, że byłoby to nie do zniesienia.
Siedział w kuchni, czekając, aż zaparzy się kolejny dzbanek
bardzo mocnej kawy, gdy Melanie ze świeżo umytą twarzą i uczesana
pojawiła się na schodach. Wolał ją z potarganymi włosami, ale
najwidoczniej próbowała wyglądać oficjalnie.
Mógłby jej powiedzieć, że nawet zakładając najskromniejszy
służbowy kostium, nie ukryje swojej kobiecości. Należała bowiem do
kobiet, których widok działa na wyobraźnię, w każdym razie na jego
wyobraźnię.
- Kawy? - zapytał.
- Nie, dziękuję. Za dużo kofeiny nie pozwoli mi zasnąć.
Richard wątpił, by tej nocy w ogóle udało mu się zmrużyć oczy,
więc odrobina kofeiny nie miała żadnego znaczenia.
- Kupiłem film na wideo, możemy go później obejrzeć. - Wskazał
ręką na stół.
- Wiesz, że to komedia romantyczna? - Uśmiechnęła się, biorąc
kasetę do ręki.
- Słyszałem, że dobra - bronił się. - Myślałem, że kobiety lubią
takie niemądre filmy.
- Masz rację. Lubią. Ale jestem zaskoczona, że wziąłeś pod
uwagę mój gust.
- Ciotka wpoiła mi zasady gościnności.
- Nawet jeśli narzucono ci tę rolę? - zapytała sceptycznie.
- Nawet. Może zresztą wtedy jest to jeszcze ważniejsze.
Przysyłając cię tutaj, ciotka wiedziała, że jej nauki opanowałem do
perfekcji. W przeciwnym razie nie zaryzykowałaby. Oboje wiemy, że
to ona ponosi winę za tę krępującą sytuację i nie chcę już słuchać
żadnych kolejnych przeprosin.
- Ona tylko próbuje nam pomóc. Nie możesz jej winić za to, że się
o ciebie troszczy, a przy okazji stara oddać przysługę mnie.
- Mogę, jeżeli wtrąca się w moje sprawy - stwierdził ponuro. -
Gdyby chodziło jej wyłącznie o kontrakt, to zjawiłabyś się w moim
biurze w poniedziałek rano. Ty jednak przyjechałaś tutaj z moimi
ulubionymi daniami i winem.
- Może zostawmy ten temat, bo widać, że mamy różne zdania na
temat motywacji Destiny. Zostań tutaj, ja pójdę do salonu i oboje
spróbujmy popracować.
- Każdy ma się zaszyć w swoim kącie? - zapytał, powściągając
uśmiech.
- Właśnie.
- Może to nie najgorszy pomysł - stwierdził, patrząc jej prosto w
oczy.
Odniósł wrażenie, że widzi w nich cień tęsknoty, uznał jednak, że
lepiej nie sprawdzać, czy ma rację.
- W takim razie do zobaczenia później - powiedziała po chwili
wahania.
- Do zobaczenia - odparł. - Melanie! - zawołał, gdy zniknęła mu z
oczu. - Jest coś, co miałabyś ochotę zjeść na kolację?
- To znaczy, że mamy jakiś wybór? - zapytała zdumiona.
- Oczywiście. Dlaczego myślałaś, że nie?
- Z tego, co mówiła Destiny, wywnioskowałam...
- Myślałaś, że ratujesz mnie od śmierci głodowej - domyślił się. -
Mówiłem ci, o co jej chodziło.
- Do diabła, twoja ciotka jest naprawdę dobra - przyznała
Melanie, a w jej głosie więcej było podziwu niż irytacji.
- Zgadzasz się chyba ze mną, że oboje powinniśmy o tym
pamiętać.
- Z pewnością będę pamiętać. A jeśli chodzi o kolację, to możesz
mi zrobić niespodziankę.
Tak jakby to było możliwe, uznał sceptycznie, ale kiwnął głową.
Czyta przecież w jego myślach. No, może nie tych dotyczących
kuchni...
Melanie wzięła telefon komórkowy i nie zważając na mróz,
wyszła przed dom, żeby zadzwonić do Destiny. Sygnał był słaby, ale
po chwili usłyszała jej radosny głos.
- To był podstęp - zaczęła oskarżycielsko, ale bez nadmiernej
urazy.
- Jak się masz, Melanie? Utknęłaś u Richarda? - W głosie Destiny
brzmiała nadzieja.
- Wiedziałaś, że to się tak skończy - burknęła Melanie.
- Nie wiedziałam, choć miałam taką nadzieję - poprawiła ją
przyjaciółka. - Czy wszystko dobrze idzie? Już się zgodził dać ci tę
pracę?
- Nie.
- Och. - Destiny była rozczarowana. - Może powinnam z nim
porozmawiać. Gdzie on jest?
- Siedzi w kuchni i pracuje, a ja nie pozwolę ci z nim rozmawiać -
oznajmiła Melanie. - Moim zdaniem wystarczy już tego wtrącania się
jak na jeden weekend.
- Coś poszło nie tak? Chyba się nie pokłóciliście? - niepokoiła się
Destiny.
- Nie tak, jak myślisz. Po prostu wymieniliśmy poglądy, w
rezultacie czego twoje plany wydają mi się jeszcze bardziej
podejrzane niż wtedy, kiedy namawiałaś mnie na przyjazd tutaj.
Prawdę mówiąc, jestem przekonana, że nie były całkiem szlachetne.
- Ładnie tak mówić, kiedy starałam ci się pomóc! - Destiny była
oburzona.
- Nie nabierzesz mnie. - Melanie nie dała się zwieść. - Wierzę, że
chcesz, abym dostała ten kontrakt. Ale przyznaj, że spodziewałaś się
po tym weekendzie czegoś więcej.
- Nie mam pojęcia, co sugerujesz - odparła beztrosko Destiny. -
Och, mam rozmowę na drugiej linii, a czekam na ważny telefon od
Macka, brata Richarda. Baw się dobrze i ucałuj go ode mnie. I niech
żadne z was nie śmie się stamtąd ruszać, dopóki drogi nie zostaną
odśnieżone. Nie chcę się zamartwiać, że wylądujecie w zaspie.
Zanim Melanie zdążyła odpowiedzieć, Destiny rozłączyła się.
„Ucałuj go ode mnie". Właśnie o to jej chodzi. Ponownie wystukała
numer Destiny, ale tym razem nie udało się jej uzyskać połączenia.
Westchnęła i wróciła do domu.
- Co robiłaś na dworze taka nieubrana? - zapytał Richard.
- Dzwoniłam do twojej ciotki.
- I? - Richard uśmiechnął się.
- Twierdzi, że chciała jedynie, abyśmy się dogadali w sprawie
mojej pracy.
- A czego się spodziewałaś? Że się do wszystkiego przyzna?
- Oczekiwałam, że będzie ze mną szczera.
- Na pewno była. Prawdę mówiąc, jestem pewien, że gdybyś
przeanalizowała po kolei jej słowa, wszystko okazałoby się zgodne z
prawdą.
Melanie przebiegła w myśli rozmowę i uznała, że Richard ma
rację. Ta nieznośna kobieta rzeczywiście ani razu nie skłamała, do
niczego się nie przyznając.
- Jeżeli ktoś powinien się zająć polityką, to właśnie ona - uznała.
- Niech Bóg ma nas w opiece, jeżeli kiedyś się na to zdecyduje.
Ona nie trawi głupców, a na arenie politycznej aż się od nich roi.
Zawsze nazywa rzeczy po imieniu i nie ma zwyczaju ukrywania
swoich poglądów. Dlatego też po kilku tygodniach żadna partia
polityczna nie będzie jej chciała mieć w swoich szeregach.
- Pomyśl tylko, jaką miłą odmianą byłoby słuchanie Destiny -
powiedziała Melanie.
- Określiłbym to nieco inaczej. W końcu słuchałem jej niemal
przez całe swoje życie i wiem, że kiedy coś sobie wbije do głowy, nic
jej od tego nie odwiedzie.
- Uważasz, że teraz właśnie nas wzięła na celownik?
- Jestem gotów się o to założyć.
- Tym gorzej dla niej - stwierdziła z przekonaniem Melanie - bo
tym razem nie wygra. Co do tego oboje jesteśmy zgodni. - Uniosła
głowę.
We wpatrzonych w nią oczach Richarda znowu dostrzegła
pożądanie.
- Naprawdę? - zapytał miękko.
- Jak najbardziej - zapewniła, starając się, by zabrzmiało to
przekonująco.
- W takim razie będzie musiała pogodzić się z niepowodzeniem -
odparł z nutką żalu z głosie.
- Ależ jestem głodna! Pewnie przez ten spacer. - Melanie zmieniła
temat, starając się stłumić żal.
- W takim razie biorę się do kolacji. - Richard w końcu oderwał
od niej wzrok. - Masz ochotę na kieliszek wina? Została jeszcze
butelka cabernet.
Zgodziła się chętnie, mając nadzieję, że kieliszek wina ukoi jej
nerwy, nie osłabiając i tak już nadwątlonych postanowień.
- Myślisz, że do rana oczyszczą drogi? - zapytała.
- Główne na pewno, tak że nawet twój malutki samochodzik zdoła
dotrzeć do autostrady.
Odniosła wrażenie, że on również nie może się doczekać, by
wreszcie skończył się ten weekend. Zabolałoby ją to, gdyby jej na nim
zależało. Ale w obecnej sytuacji był to tylko lekki prztyczek
wymierzony w jej próżność. Tak w każdym razie sobie powiedziała.
- Posiedź ze mną, kiedy będę gotował - poprosił, podając jej
kieliszek wina.
- To chyba nie jest dobry pomysł - odparła, czując przelotną
pieszczotę jego palców.
- Dlaczego?
- Dobrze wiesz, że zaczynamy tracić głowę, gdy przebywamy za
długo obok siebie
- Uważasz, że to źle?
- Richardzie!
- Pomyślałem tylko, że przyjemnie byłoby mieć towarzystwo. -
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się. - Dałbym ci nóż i mogłabyś
pokroić jarzyny, a gdybym nagle zaczął się źle zachowywać, miałabyś
się czym obronić - zażartował.
Melanie roześmiała się i usiadła przy kuchennym stole.
- Dziękuję ci - powiedział, jakby jej decyzja sprawiła mu ulgę.
- Zostanę, ale poproszę o duży nóż.
- W ten sposób przerazisz każdego mężczyznę. - Roześmiał się,
podając jej groźnie wyglądający, rzeźniczy nóż, a potem następny,
mniejszy, odpowiedniejszy do krojenia jarzyn.
Przez przygotowania do kolacji przebrnęli spokojnie, ale czuła się
tak, jakby straciła coś ważnego. Właśnie dlatego zaraz po kolacji
odstawiła kieliszek i wstała od stołu.
- A teraz już dobranoc - rzekła.
- Nie chcesz obejrzeć filmu? - zapytał.
- Widziałam go już - skłamała, czując, że nie wolno jej
zaryzykować utraty czujności.
- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Mogłem wypożyczyć coś
innego.
- Bohaterowi udaje się w końcu znaleźć sobie dziewczynę. Może
więc powinieneś obejrzeć ten film. - Z tymi słowami wyszła z pokoju,
czując na plecach wzrok Richarda.
Dała mu do zrozumienia, że jeśli naprawdę chce sobie kogoś
znaleźć, potrzebne mu będą wskazówki. Była pewna, że zrozumiał jej
intencje, nie wiedziała tylko, dlaczego tak bardzo jej zależy na tym,
żeby to zrozumiał. Martwiło ją to bardziej niż przebieg tego
weekendu.
ROZDZIAŁ 6
Richard obejrzał film i zrozumiał, co Melanie przekazała mu w
zawoalowany sposób. Zabolała go jej sugestia, że nie potrafi utrzymać
przy sobie żadnej kobiety, bo nie wie, czego one pragną.
Przecież gdyby chciał się z kimś związać, zrobiłby to. Osiągał w
życiu każdy cel, który sobie wyznaczył. Ani przez chwilę nie wątpił
więc, że gdyby zapragnął mieć żonę, bez trudu by ją znalazł. Uznał
jednak, że woli być sam, i koniec dyskusji.
Miał ochotę pójść na górę i powiedzieć Melanie to wszystko.
Jednak się powstrzymał. Dyskusja z nią, i to w dodatku w jej sypialni,
mogła się zakończyć wyłącznie kłopotami.
Obejrzał film, a patrząc na męki bohatera, który próbował
wszystkiego, by zdobyć serce ukochanej, doszedł do wniosku, że te
usiłowania wcale go nie bawią. Jeżeli Melanie czy inne kobiety
oczekują od mężczyzny takiego postępowania, to u niego właśnie
straciły wszelkie szanse.
Poszedł do łóżka w marnym nastroju, który nie opuścił go wcale z
nastaniem ranka. Ciągle czuł się nieswojo, podczas gdy Melanie
zbiegła na dół świeża jak wiosna. Najwidoczniej nie leżała bezsennie
całymi godzinami, roztrząsając każdy aspekt łączącego ich związku,
czy raczej braku tego związku.
- Radosna jak skowronek - burknął na jej widok, ale nie
zabrzmiało to jak komplement.
- Tak też się czuję - wyznała, ignorując jego cierpki ton. - Czy to
bekon tak pachnie?
- Tak, a oprócz tego zrobiłem ciasto na gofry. Jeśli chcesz, mogę
ci upiec - zaproponował.
- Chyba jestem w niebie. - Westchnęła, nalewając sobie kawy. -
Dobrze spałeś?
- Jak dziecko - odparł.
Nie uwierzyła, ale nie skomentowała tego kłamstwa.
- Zauważyłam, że pług oczyścił jezdnię przed domem. Ponieważ
jestem pewna, że z radością pozbędziesz się wreszcie mojego
towarzystwa, wyjadę zaraz po śniadaniu.
Powinien się ucieszyć, a tymczasem myślał, jak opóźnić jej
wyjazd, guzdrząc się ze śniadaniem. Zły sam na siebie, wrzucił
kawałek masła do formy na gofry. Z piekarnika wyjął półmisek z
usmażonym, ciepłym bekonem i z rozmachem postawił go na stole.
Melanie posłała mu pytające spojrzenie, ale nie odezwała się ani
słowem.
- Chcesz soku? Mam pomarańczowy i żurawinowy.
- Poproszę pomarańczowy. - Patrzyła na niego badawczo. - Czy
coś się stało? - zapytała, widocznie nie mogąc dłużej udawać, że nie
dostrzega jego dziwnego zachowania.
- Skądże? Absolutnie nic - odparł ostrym tonem, który wyraźnie
przeczył jego słowom.
Melanie zamilkła urażona, a chociaż o to mu właśnie chodziło, nie
rozumiał, dlaczego czuje się tak, jakby kopnął szczeniaczka.
- Przepraszam - bąknął. - Wstałem dziś lewą nogą.
- To dowodzi, że jesteś człowiekiem. - Wzruszyła ramionami.
- Przestań! Przestań mnie ciągle usprawiedliwiać! - krzyknął,
zirytowany nagle na nią, na siebie, na cały świat.
- Powiedz wreszcie, o co chodzi? Czy coś przegapiłam? Masz
mnie tak dość, że wolałbyś, abym wyjechała przed śniadaniem?
- Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Szczerze mówiąc, sam nie
wiem, czego chcę. Możesz zwalić mój podły nastrój na stres, na
niewyspanie, na co chcesz.
- Przecież mówiłeś, że spałeś jak dziecko.
Głupio skłamał, a ona oczywiście uważnie słuchała i od razu to
zauważyła. Mógł się tego spodziewać.
- Kłamałem - przyznał, zły, że go przyłapała. - Kiedy pojawiłaś
się taka radosna, z błyszczącymi wesoło oczami, nie chciałem, byś
pomyślała, że ja nie mogłem spać. - Nie odrywał wzroku od
gofrownicy.
- Czy chodzi o jakiś rodzaj współzawodnictwa? - zapytała
szczerze zdumiona.
- Całe moje życie to zawody, ciężka rywalizacja - powiedział
cicho, stawiając przed nią talerz ze złocistym gofrem.
- Z kim? Z braćmi?
- Z sobą samym - odparł. - Wiem, czego oczekiwał po mnie
ojciec. Wytyczam więc sobie cele, w większości takie, jakie on
postawiłby przede mną, i zmagam się sam ze sobą, by je osiągnąć. Jak
na razie doskonale mi się to udaje. - Popatrzył na nią kpiąco.
- Jesteś dzięki temu szczęśliwy? - zapytała cicho.
- Oczywiście - odparł szybko, być może za szybko.
Melanie nie spuszczała z niego spojrzenia i w milczeniu czekała
na dalsze słowa.
- Przeważnie - poprawił się.
Uważał się bowiem za człowieka zadowolonego, dopóki nie
obejrzał tego nieszczęsnego filmu i nie zaczął się zastanawiać,
dlaczego wciąż jest samotny.
- I co ci dają te zwycięstwa nad sobą?
- Szacunek - odpowiedział natychmiast.
- Szacunek do samego siebie? - próbowała sprecyzować Melanie.
- Nie. Po prostu szacunek.
- Chodzi o szacunek twojego ojca? - zapytała z niedowierzaniem.
- Mam rację, prawda? Ciągle próbujesz zasłużyć na jego szacunek.
Richard zdał sobie sprawę, jak śmiesznie to brzmi. Przecież ojciec
nie żył od dwudziestu lat!
- Niemożliwe - odparł poruszony, bo nagle zrozumiał, że od
dawna starał się sprawiać przyjemność człowiekowi, który nie mógł
odczuwać ani satysfakcji, ani rozczarowania z jego osiągnięć. Przez
całą noc zastanawiał się nad własnym życiem, opierając się na
morałach płynących z filmu i na opiniach kobiety, która wcale go nie
znała.
- Masz rację, niemożliwe - przyznała Melanie. - Czy nie uważasz,
że szacunek do samego siebie jest ważniejszy?
- Dosyć już - przerwał szorstko. - Jak ci smakują gofry?
Próbowała wytrzymać jego spojrzenie, ale w końcu spuściła
wzrok i popatrzyła na talerz.
- Doskonałe. Jeśli kiedyś znudzi ci się zarządzanie koncernem,
będziesz mógł otworzyć restaurację.
- Mam restauracje - przypomniał.
- Wątpię, byś widział kuchnię w którejś z nich - zaśmiała się
Melanie.
- Zatrudniamy doskonałych kucharzy i menedżerów. Nie jestem
im do niczego potrzebny, mnie z kolei interesują jedynie wyniki.
- Chcesz powiedzieć, że dodawanie tych wszystkich liczb sprawia
ci przyjemność?
- Jak najbardziej. W tym jestem najlepszy. A w liczbach kryje się
logika.
- Chcesz, aby w twoim życiu wszystko było logiczne, prawda?
- Zabrzmiało to tak, jakbym popełniał zbrodnię - zauważył.
- Logika to nie zbrodnia, tylko że takie życie jest chyba mało
zabawne - stwierdziła beztrosko.
Ile razy słuchał tego samego od Destiny? Ale wtedy nie
przejmował się tym nawet w połowie tak jak w tej chwili.
- Nie narzekam. Dobrze się bawię - upierał się.
- Naprawdę? Kiedy?
- Przez cały czas.
- Masz na myśli te bale charytatywne, w których bierzesz udział?
- Jasne. - Kiwnął głową.
- To dlaczego na wszystkich zdjęciach z takich imprez wyglądasz
jak nieszczęśnik?
- Jak nieszczęśnik? - powtórzył zdumiony. - Przecież zawsze się
uśmiecham.
- To prawda, ale tylko ustami, a przecież wiesz, że prawda kryje
się w spojrzeniu.
Odruchowo popatrzył jej w oczy i zobaczył w nich ciepło i
współczucie, a nawet jakby cień tęsknoty. Melanie ma rację. Prawda
kryje się w spojrzeniu. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, co mówią jej
oczy. Patrząc w nie, Richard przeraził się, bo odczytał w nich uczucia
niemal identyczne z tymi, które sam tak bardzo starał się ukryć.
- Jak minął weekend? - zapytała niewinnie Destiny, pojawiając się
w biurze Richarda w poniedziałek rano.
Mimo że ciotka rzadko do niego zaglądała, dzisiaj spodziewał się
jej odwiedzin i był przygotowany stawić jej czoło. Tak w każdym
razie przypuszczał.
- Dom ciągle stoi, jeśli o to pytasz. Ja również jestem cały.
- A Melanie?
- Nie udusiłem jej. Przyznaj, o co ci chodzi? - spytał ostrym
tonem. - Wiem, co powiedziałaś Melanie, ale nie wierzę w niewinność
twoich intencji. Żądam prawdy.
- Próbuję ci znaleźć dobrego specjalistę od marketingu i
publicznego wizerunku, bo jest ci potrzebny - oświadczyła Destiny. -
Rzuciłeś chociaż okiem na projekt, który dla ciebie przygotowała?
Szczerze mówiąc, przestudiował go nawet dość dokładnie, kiedy
nie mógł spać, a chciał przestać rozmyślać o filmie i o obecności
Melanie w pokoju gościnnym. Była irytującą gadułą, ale coraz
bardziej mu się podobała.
Wiedział, jak mógłby ją choć na chwilę uciszyć. Ale ponieważ
uciekła samotnie do łóżka, nie mógł wprowadzić swojego planu w
życie. Dokończył więc wino i obejrzał tę śmieszną komedię, w której
wszystko szczęśliwie się zakończyło. Prawdziwe życie tak nie
wygląda.
Zdał sobie sprawę, że Destiny patrzy na niego z rozbawieniem, i
spróbował skupić się na rozmowie.
- Przyznaję, że dziewczyna ma ciekawe pomysły.
- Więc ją zatrudnij.
- Ale to słodka idiotka - powiedział, nawiązując do pierwszego
wrażenia, jakie na nim wywarła. - W ciągu tygodnia doprowadziłaby
mnie do szaleństwa - bronił się, wiedząc, że już to zrobiła.
Potrzebowała zaledwie dwóch dni, żeby wybić mu z głowy
kierowanie się w życiu logiką. Sprawiła, że zapragnął tego, o czym
wcześniej nawet nie myślał, i zdołała zbudzić w nim uczucia, których
starannie unikał.
- I co w tym złego? - zapytała Destiny z łobuzerskim błyskiem w
oku.
Ciotka chyba wiedziała, jak bardzo dziewczyna grała mu na
nerwach, a co gorsza, była z tego zadowolona. Może jest po prostu
jasnowidząca? Nieważne. Wiedział, że jeśli ona uzna, że jej podstępny
plan zaczął działać, to nie popuści, dopóki nie prowadzi go do końca.
Nie zdążył jednak wymienić wad, jakie niewątpliwie cechowałby jego
związek z Melanie, czy to służbowy, czy prywatny.
- Potrzebujesz kogoś, kto doprowadzałby cię do szału. Wszyscy
inni tylko ci się kłaniają, spełniając każdą twoją zachciankę.
- Mam już kogoś takiego - zauważył. - Ciebie.
- To prawda, ale ja jestem twoją ciotką, więc znosisz mnie nawet
wtedy, kiedy cię denerwuję.
- Teraz, kiedy postawiłaś na mojej drodze tę dziewczynę, moja
wyrozumiałość w stosunku do ciebie będzie znacznie ograniczona.
- Jeśli nie zatrudnisz Melanie, pożałujesz - orzekła Destiny.
Pomyślał, że bardziej będzie żałował, jeśli się z nią nie prześpi,
ale zachował to dla siebie. Szczególnie że Destiny pewnie właśnie na
to liczyła, kiedy ją do niego wysyłała.
Uznał, że musi ostrzec swoich braci, Macka i Bena o zapale, z
jakim Destiny zajęła się swataniem. Kiedy nie powiedzie się jej z nim,
przyjdzie kolej na nich. Powinien ich o tym uprzedzić, choć z drugiej
strony dużo zabawniej byłoby przyglądać się, jak ciotka zaatakuje ich
z zaskoczenia, tak jak jego.
- Może zajęłabyś się Mackiem albo Benem? - zasugerował.
- A dlaczego sądzisz, że tego nie zrobiłam? - zapytała wesoło.
Zaskoczony zamilkł, a zanim odzyskał głos, ciotki już nie było.
Został sam, zły, że ani trochę nie ostudził jej zapału do zajmowania
się jego osobą.
Melanie z przygnębieniem wpatrywała się w projekt, który
przygotowała dla Richarda i który mógł otworzyć przed nią niezwykłe
perspektywy, ale szanse, że Richard zmieni zdanie i zaproponuje jej
pracę, były równe zeru. Równie dobrze mogła więc wpuścić ten
projekt w niszczarkę.
Zastanawiała się, czy od razu tego nie zrobić, gdy do pokoju
weszła Becky z kawą i rogalikami z pobliskiej kawiarni.
- Dam ci to, jeśli opowiesz mi o wszystkim, co zaszło między tobą
a Richardem Carltonem w czasie weekendu - oznajmiła, stając z dala
od biurka.
- Nic ci nie powiem. - Melanie wzięła z jej rąk kubek z kawą.
- Jesteś zdenerwowana. Nie da się tej wyprawy uznać za sukces,
co?
- To zależy, co twoim zdaniem można określić mianem sukcesu. -
Melanie wypiła łyk upragnionej kawy. - W każdym razie nie wyrzucił
mnie za drzwi.
- Interesujące - orzekła Becky. - Czy to znaczy, że zasypało was i
spędziliście razem cały weekend?
- Tak.
- I mając tyle czasu, nie zdołałaś go przekonać, żeby cię
zatrudnił?
- Nie udało mi się nakłonić Richarda nawet do przeczytania
projektu - wyznała ponuro Melanie. - Właśnie miałam go wpuścić
przez niszczarkę i spisać tę całą historię na straty.
- Skąd ten pesymizm? Przecież ty nigdy się nie poddajesz. -
Becky była zdumiona.
- Tym razem jednak nie mam żadnych szans na wygraną - odparła
Melanie.
- Uwiódł cię?
- Nie. - Melanie zmarszczyła brwi.
- A próbował przynajmniej?
Melanie zastanowiła się. Najpierw Richard złożył jej propozycję,
a ona zrobiła unik. Potem on odpowiedział unikiem na jej aluzje,
następnie zaś ona wszystko popsuła.
- To było trochę pogmatwane - powiedziała w końcu.
- A więc próbował - stwierdziła Becky. - A ty co na to?
- Oczywiście powiedziałam „nie".
- I co wtedy zrobił?
- Dlaczego uważasz, że w ogóle nastąpił jakiś dalszy ciąg?
- To był długi weekend. - Becky posłała jej znaczące spojrzenie.
- Potem ja się na niego rzuciłam.
- Interesujące.
- Raczej głupie, niemal natychmiast naprawiłam zresztą ten błąd.
- Niemal?
- Zdążyłam się opanować. Nie spałam z nim. Prawdę mówiąc,
tylko raz go pocałowałam. To nic wielkiego.
- Jasne. Całuje cię najseksowniejszy i najbogatszy facet w
Alexandrii, a może nawet w całej okolicy Waszyngtonu, a ty mówisz,
że to nic wielkiego..
- No dobrze - westchnęła Melanie. - Ten pocałunek był
niezwykłym przeżyciem, ale na tym się skończyło. I nie powtórzy się.
Wczoraj rano Richard nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie się
wyniosę.
- Pewnie dlatego, że cię pragnął - stwierdziła Becky. - Sama
wiesz, jak zachowują się mężczyźni. Kiedy czują, że tracą nad sobą
kontrolę, szaleją i robią najdziwniejsze rzeczy.
W głosie Becky było coś, co podpowiedziało Melanie, że
przyjaciółka nie ma już na myśli jej weekendu spędzonego z
przyszłym klientem.
- Coś się stało między tobą i Jasonem? - zapytała.
Jason był miłością życia Becky, a w każdym razie zdołała samą
siebie przekonać, że tak właśnie jest. Był czwartym chłopakiem, z
którym spotykała się w tym roku, ale nawet Melanie była niemal
pewna, że tym razem to ten właściwy.
- Rozstaliśmy się, a mówiąc ściślej, on mnie zostawił.
To było coś nowego. Na ogół to Becky musiała się ukrywać przed
wielbicielami, którzy zdążyli się jej znudzić. Melanie spróbowała
wykrzesać z siebie współczucie, ale przychodziło jej to za każdym
razem trudniej. Tym razem jednak było inaczej, bo polubiła Jasona i
myślała, że Becky nareszcie trafiła na właściwego człowieka.
- Tak mi przykro, kochanie. Byłaś pewna, że to ten jeden jedyny.
- Nadal jestem pewna! - krzyknęła Becky. - Tyle że Jason jest po
prostu uparty, głupi i boi się.
- Trudno przekonać kogoś upartego, głupiego i przestraszonego -
zauważyła Melanie. - Powinnaś wiedzieć, bo nieraz już próbowałaś.
Ale jeśli pragniesz właśnie Jasona, to musisz o niego walczyć.
- Pewnie masz rację. - Becky spojrzała na przyjaciółkę z
wyzwaniem w oczach. - Dobrze, zrobię to, jeśli i ty się nie poddasz -
oznajmiła.
- To znaczy? - zapytała ostrożnie Melanie.
- To znaczy, że będę walczyć o Jasona, jeśli ty będziesz walczyć o
Richarda.
- Wcale nie chodzi o Richarda i o mnie. To kwestia zdobycia
klienta.
- Och, skarbie. Może to się i tak zaczęło, ale teraz przybrało
całkiem inny obrót. - Becky popatrzyła na nią współczująco. - Widzę
to w twoich oczach i słyszę w głosie. Im szybciej się ockniesz i
pogodzisz z tym, co się stało, tym dla ciebie lepiej.
- Chodzi wyłącznie o kontrakt - powtórzyła z uporem Melanie.
- W porządku. Każdy powód, który sprawi, że do niego
zadzwonisz, jest dobry.
- Nie zadzwonię. Teraz kolej na jego ruch.
- Wyjeżdżając, uniemożliwiłaś mu jakiekolwiek działanie. -
Becky ciężko westchnęła. - Nieważne zresztą. Dobrze znam ten ton.
Nie powiem już ani słowa, obiecaj mi tylko, że nie wrzucisz tego
opracowania do niszczarki.
- Zgoda. Nie zniszczę projektu, jeżeli ty nie zadzwonisz do
Jasona.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! - Melanie była nieugięta. - Niech choć raz
on o ciebie zabiega. Wiesz, że w końcu się odezwie.
- Wiem - przyznała Becky, odzyskując humor. - Zanim jednak
pozwolę mu wrócić, będzie musiał nieźle się starać. Zobaczysz, zrobię
z niego ideał faceta.
- Piękny cel. - Melanie popatrzyła z uznaniem na przyjaciółkę. -
Wątpię, by Richard w ogóle wiedział, co to znaczy zabiegać o kogoś.
- Może również jego da się czegoś nauczyć - podsunęła Becky.
Melanie zamyśliła się. Destiny miała sporo szczęścia, że udało się
jej nauczyć Richarda dobrych manier. Ale też zaczynała, kiedy był
jeszcze mały, a teraz mogło być za późno na zmianę jego głęboko
zakorzenionych nawyków. Szkoda, bo w czasie ostatniego weekendu
dostrzegła w nim ogromne możliwości, choć żadna z nich nie miała
nic wspólnego z jego udziałem w wyborach.
Ciągle jeszcze nad tym rozmyślała, gdy zadzwonił telefon. Becky
podniosła słuchawkę, a jej początkowo zdziwioną minę zaraz zastąpił
grymas przerażenia. Melanie obserwowała ją, czując, jak wali jej
serce. W końcu Becky podała jej słuchawkę.
- Przygotuj się. To dziennikarz. Pyta o ciebie i o Richarda.
- Chodzi o kontrakt? - zapytała z nadzieją w głosie Melanie.
- Pyta o wasz weekend i wydaje się, że zna sporo szczegółów.
Niech to diabli! To, co się właśnie stało, było koszmarem, jaki
może się przyśnić komuś pracującemu w jej zawodzie, nawet jeżeli
nie jest osobiście zamieszany w całą sprawę. Skoro jednak było za
późno na uniknięcie rozmowy, musi się jakoś dowiedzieć, co ten
dziennikarz wie albo co mu się wydaje, że wie.
- Melanie Hart przy telefonie - powiedziała energicznie.
- Dzień dobry, panno Hart. Mówi Pete Forsythe. Spotkaliśmy się
w
zeszłym
miesiącu
na
uroczystości
w
stowarzyszeniu
kardiologicznym.
- Oczywiście, pamiętam pana, panie Forsythe. Czym mogę
służyć?
- Dziś rano uzyskałem z absolutnie wiarygodnego źródła
informacje na temat pani i Richarda Carltona, prezesa i dyrektora
generalnego koncernu Carltona. Chciałbym je potwierdzić.
- Doprawdy? Nie przychodzi mi do głowy nikt, kto mógłby
skojarzyć nasze nazwiska. Ledwo znam pana Carltona i nic mnie z
nim nie łączy.
- Ale zna go pani - nalegał dziennikarz.
- Spotkaliśmy się kiedyś.
- Krążą plotki, że jesteście państwo parą. A ostatni weekend
podobno spędziliście razem, w jego domu poza miastem.
Melanie spróbowała się roześmiać, ale nawet ona stwierdziła, że
jej się nie udało.
- Niech pan nie będzie śmieszny, panie Forsythe. Mówiłam już, że
ledwo znam tego człowieka. Przykro mi, ale nie mogę panu pomóc. -
Odłożyła słuchawkę, zanim tamtemu udało się ją sprowokować, by
powiedziała coś, czego by później pożałowała, a co mogłoby
doprowadzić Richarda do wściekłości.
- Myślisz, że on ma zamiar wydrukować te rewelacje? - zapytała
Becky.
- Z pewnością.
- Zamierzasz ostrzec Richarda?
Pomyślała o tym, ale doszła do wniosku, że to niepotrzebne. W
rozmowie z dziennikarzem niczego nie zdradziła, a obawiała się, że
rozzłoszczony Richard zadzwoni do Forsythe'a i protestując
przeciwko naruszaniu swojej prywatności, doleje oliwy do ognia.
Lepiej, by dziennikarz doszedł do wniosku, że plotki nie są
prawdziwe, a wtedy, jeśli ma w sobie choć odrobinę zawodowej
uczciwości, zastanowi się, zanim cokolwiek na ten temat opublikuje.
- Nie. Niczego nie potwierdziłam, więc może Forsythe da sobie
spokój.
- Nie byłabym taką optymistką. - Becky pokręciła głową. - To
smakowity kąsek. Carlton jest wpływowym człowiekiem, w dodatku
zamierza startować w wyborach do władz miasta. Ja z pewnością
chciałabym się dowiedzieć z prasy, czy zaszył się w jakimś ustronnym
miejscu z jedną z najbardziej liczących się na rynku specjalistek od
marketingu i publicznego wizerunku. W tym mieście takie informacje
to gorący temat.
To, co na razie Forsythe wie, może przedstawić albo jako randkę,
albo jako spotkanie w sprawie strategii kampanii wyborczej. Jeżeli
zdecyduje się na to drugie, potwierdzi, że Carlton ma zamiar
kandydować. Niezależnie od tego, na co się w końcu zdecyduje, to
wiadomość na pierwszą stronę.
Becky miała rację. Melanie mogła się tylko modlić, by uczciwość
zawodowa Pete Forsythe'a nie pozwoliła mu opublikować materiału,
dopóki go nie zweryfikuje. Od niej nie dowiedział się niczego, a
wątpiła, by zaryzykował rozmowę z Richardem, człowiekiem
wpływowym i majętnym, którego koncern wydawał mnóstwo
pieniędzy na reklamę.
Czy Forsythe był gotów ryzykować, że narazi się takiej
osobistości tylko po to, by w jutrzejszym wydaniu zamieścić swój
pikantny artykulik? Może będzie jednak milczał?
Akurat. A ona zostanie królową.
ROZDZIAŁ 7
„Dlaczego mężczyzna uchodzący za jedną z najlepszych partii w
całej Alexandrii spędził ostatni weekend w tajemniczym ustroniu ze
specjalistką od marketingu?" - pytał kilka dni później na łamach
jednej z waszyngtońskich gazet zawsze dobrze poinformowany Pete
Forsythe. „Czyżby okazały się prawdą krążące od jakiegoś czasu
pogłoski, że pan Richard Carlton, dyrektor generalny koncernu
Carltona, zdecydował się kandydować w wyborach?
A może to spotkanie miało charakter czysto prywatny? Ani pan
Carlton, ani kobieta, z którą się spotkał, nie komentują tego faktu.
Nam jednak udało się dowiedzieć, że podczas ostatniego weekendu
Richard Carlton został uwięziony przez śnieżycę w swoim domu za
miastem w towarzystwie panny Melanie Hart, specjalistki od
marketingu i kreowania publicznego wizerunku".
- Winifred, daj mi tu natychmiast Melanie Hart! - krzyknął
Richard do telefonu i ze złością cisnął gazetę do kosza, gdzie było jej
miejsce.
Melanie musiała być w recepcji, bo zanim minęło dziesięć minut,
zjawiła się w biurze. Wyglądała świetnie. Tak jakby chciała, żeby
uwaga Richarda skupiła się na niej, a nie na sytuacji, do jakiej
doprowadził jej długi język. Jeżeli nadal stara się go przekonać, aby
dał jej pracę, to zabiera się do tego zdecydowanie niewłaściwie.
- Czułam, że zechcesz się ze mną zobaczyć i właśnie dlatego
przyjechałam. - Patrzyła na niego zmartwiona. - Widziałam tę gazetę.
Bardzo jesteś zły?
- W skali od jednego do dziesięciu byłoby to jakieś dwanaście
tysięcy. Powinnaś wiedzieć, że nie życzę sobie, aby plany kampanii
albo szczegóły z mojego życia osobistego stawały się tematem
artykułów w jakiejś plotkarskiej gazecie. - Richard najwyraźniej ją
obarczał winą za artykuł i nawet nie starał się tego ukryć.
- Wiem, oczywiście - odparła lodowatym tonem. - Nie mam
pojęcia, co chcesz powiedzieć, ale wiem, że takie plotki mogą ci
zaszkodzić. Jeżeli ludzie zaczną cię postrzegać jako człowieka, który
ukrywa się z kobietą, bez względu na powody, z jakich to robi, to
możesz stracić wielu potencjalnych wyborców.
Jej słowa zaskoczyły Richarda. Jak w ogóle mogła przypuszczać,
że uda się jej wykręcić z całego tego zamieszania, a w dodatku zrobić
z siebie ofiarę?
- Skoro jesteś tego zdania, to dlaczego ten facet ma te informacje?
- zapytał, ciekaw, jak Melanie będzie się tłumaczyć.
Przecież o ostatnim weekendzie wiedzieli tylko oni, a on z całą
pewnością nie rozmawiał z Forsythe'em.
- Nie mam z tym nic wspólnego - oświadczyła oburzona. - Dla
mnie to także nie jest najlepsza reklama.
Richard spojrzał na Melanie i nagle pewność, że to ona jest
wszystkiemu winna, rozwiała się. Jej zaprzeczenia brzmiały
prawdziwie. Zmagał się ze sobą, zastanawiając się, czy może jej ufać.
Argumenty, których użyła, miały sens, a on tak bardzo chciał wierzyć,
że go nie zdradziła.
- Przysięgasz, że to nie ty poinformowałaś Forsythe'a? - zapytał w
końcu.
Rzuciła mu kolejne miażdżące spojrzenie, a on poczuł się jak
nędzny robak.
- Przysięgam.
Zrozumiał, że powinien ją przeprosić, ale nie umiał się zmusić.
Najpierw więc spróbuje się jeszcze czegoś dowiedzieć.
- Rozmawiałaś z Forsythe'em?
- Tak, ale... - Jej pewność siebie nie była już tak niezachwiana.
- Dlaczego w ogóle z nim rozmawiałaś? - przerwał jej, nie
czekając na dalsze wyjaśnienia. - Do mnie też dzwonił, ale sekretarka
go nie połączyła. Jesteś fachowcem, powinnaś więc wiedzieć, że
rozmowa z kimś, kto prowadzi rubrykę zajmującą się plotkami, nigdy
nie przynosi nic dobrego.
- Jestem fachowcem i zdaję sobie sprawę, że jeżeli się wie, co i
kiedy należy mówić, to reporter może się czasem okazać
sprzymierzeńcem - odparła. - Poza tym Becky od razu podała mi
słuchawkę i nie mogłam się już wykręcić od rozmowy.
Gdy zorientowałam się, o czym on chce rozmawiać,
postanowiłam się dowiedzieć, co właściwie mu powiedziano. A kiedy
zaczął pytać, co robiliśmy razem w domu nad rzeką, zbyłam go i
odłożyłam słuchawkę.
- To znaczy, że niczego nie potwierdziłaś? - Odetchnął z ulgą.
- Nie jestem aż tak głupia. - Popatrzyła na niego ze złością.
- W takim razie, kto jest aż tak wiarygodny, że Forsythe
zdecydował się wydrukować tę historię bez sprawdzenia jej u nas?
Ktoś z twojego otoczenia?
- Wykluczone. Becky nigdy by tego nie zrobiła.
- Nawet gdyby uznała, że odda ci w ten sposób przysługę?
- Nawet.
- Kto jeszcze wiedział, że tam byłaś? - zapytał.
I nagle oboje wszystko pojęli.
- To Destiny! - Richard powiedział to pierwszy.
Chociaż Melanie pomyślała to samo, zaszokowało ją, że Richard
oskarża ciotkę.
- Niemożliwe, nie mogłaby tak postąpić - wyjąkała.
- Ależ mogłaby. Szczególnie jeżeli ukazanie się tej historii w
gazecie może pomóc jej w osiągnięciu zamierzonego celu.
- A znasz ten cel? Bo, szczerze mówiąc, ja się trochę pogubiłam.
- Nic podobnego, przecież już z nią o tym rozmawiałaś -
stwierdził ponuro, pewny, że Destiny jest gotowa na wszystko, aby go
wyswatać z Melanie.
- Chodzi o moją pracę u ciebie? - Melanie ciągle jeszcze nie
chciała uwierzyć w najgorsze.
- Przecież jej nie chodzi o twoją pracę, tylko o to, żebyśmy byli
razem jako para.
- Jesteś pewien? - Melanie zbladła i opadła na krzesło.
- W zupełności, ale znam ją i wiem, że nie przyzna się do tego.
Kiedy naciskała, bym się z tobą spotkał, bardzo starannie ukrywała
swoje prawdziwe zamiary. Sądząc jednak z artykułu, w rozmowie z
Forsythe'em nie była już tak ostrożna, co oznacza, że z
wyrachowaniem opowiedziała mu o naszym weekendzie.
- To jakieś szaleństwo! Ona nie może nami tak po prostu
manipulować i oczekiwać, że będziemy tańczyć, jak nam zagra.
Jesteśmy rozsądnymi, dorosłymi ludźmi, w pełni zdolnymi do
podejmowania własnych decyzji. I właśnie doszliśmy do wniosku, że
nie pasujemy do siebie, prawda? - Melanie popatrzyła mu w oczy.
- Tak uważaliśmy, rozstając się - przyznał.
- W takim razie wystarczy ją o tym powiadomić.
- Już to zrobiłem..
- I co?
Richard wyciągnął gazetę z kosza i pomachał nią przed Melanie.
- To właśnie jej odpowiedź. Jak widzisz, nie ma zamiaru się
poddać.
- Przecież to twoja ciotka. Zrób coś.
Richard popatrzył na nią żałośnie. Nie umiał przeciwstawić się
Destiny, kiedy wbiła sobie coś do głowy. Rozsądniej było się poddać,
niż zostać zmiecionym przez tajfun. Może Melanie lepiej da sobie
radę z ciotką?
- Masz jakieś propozycje? - zapytał.
- Żadnych - odparła po chwili zastanowienia, z wyrazem twarzy
równie żałosnym jak on. - Ale ty? Przecież znasz ją lepiej niż ja. Na
pewno uda ci się coś wymyślić, żeby zostawiła nas w spokoju.
Jedyne rozwiązanie, jakie mu przychodziło do głowy, to udusić
Destiny. W końcu jednak wpadł na pomysł, że wraz z Melanie
odegrają przedstawienie. Może i powinien się poczuć winny, ale
wcale tak nie było.
- Nie mamy innego wyjścia, więc dajmy jej to, czego chce -
zaproponował, dokładając wszelkich starań, żeby w jego głosie
zabrzmiała rezygnacja.
- Słucham? - Melanie nie zrozumiała.
- Myślałem, że jesteś bystrzejsza. - Uśmiechnął się.
- W tym wypadku nie nadążam za twoimi myślami - wyznała. -
To wszystko przypomina mi chwyt reklamowy z góry skazany na
niepowodzenie.
- Uda się. Zaufaj mi. - W jego głosie zabrzmiała teraz pewność.
- Czy dobrze się domyślam? - zapytała, jakby chodziło o coś
niezwykle skomplikowanego. - Proponujesz, byśmy udawali parę, a
wtedy Destiny da nam spokój?
Oczy jej zalśniły, a widząc to, Richard uznał, że pomysł nie jest
wcale zły. Mimo że nowa strategia postępowania była zdecydowanie
ryzykowna, Richard, który przez cały weekend walczył ze sobą,
odczuł głębokie zadowolenie. Prawdę mówiąc, nie miał zamiaru
zastanawiać się nad ryzykiem.
- Dobrze się domyślasz - odparł, starając się, by nie wyczuła jego
zadowolenia.
Melanie nie wyglądała na zachwyconą, ale też plan nie wzbudził
w niej odrazy. Zadowolony Richard uznał, że to dobry znak.
- Czeka nas niełatwe zadanie, prawda? - zapytała.
- Niełatwe - potwierdził, pamiętając o przenikliwości ciotki.
W tym jednakże wypadku ta cecha Destiny mogła się obrócić na
jego korzyść, dając mu czas na przekonanie się, czy te dziwne
uczucia, które pojawiają się wraz z obecnością Melanie, naprawdę coś
znaczą. Nigdy dotąd nie przeżywał czegoś takiego.
- Musimy ustalić granicę, do której mamy zamiar posunąć się w
tej grze - oznajmiła Melanie, siedząc na brzeżku krzesła.
- Może będziemy musieli dostosowywać się do wymogów
sytuacji.
- Nic z tego - odparła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - A nie
mógłbyś mnie po prostu zatrudnić, zgodnie z jej prośbą? Może to by
ją zadowoliło?
- Nie mam już żadnych wątpliwości, że cała ta historia z pracą
była tylko zasłoną dymną. Bóg jeden wie dlaczego, ale tylko nasz ślub
ją uszczęśliwi.
- Nie wyjdę za ciebie - oznajmiła Melanie.
- Co ty powiesz? - zażartował, bo choć nie był przygotowany,
żeby posunąć grę aż tak daleko, to perspektywa spędzenia kilku
tygodni blisko Melanie była niewątpliwie kusząca. A Destiny
dostałaby to, czego chciała. - Ślub nie wchodzi w rachubę. Myślę, że
właśnie to może być granicą.
- To samo dotyczy seksu - dodała stanowczo. - Chcę, żeby to było
jasne.
- Tu mogą okazać się konieczne negocjacje - zaprotestował,
spoglądając na całą tę sytuację o wiele pogodniej niż rano. Kto wie,
może uda się uniknąć katastrofy i ułożyć wszystko tak, żeby nikt nie
był przegrany. - W takim razie, panno Hart, dostała pani tę pracę -
oświadczył.
- Jako nowy specjalista? - Melanie spojrzała z niedowierzaniem.
- Jako moja przyszła narzeczona. Co prawda, to zajęcie bez
wynagrodzenia, ale przewiduję liczne inne korzyści.
- Mam przekonać Destiny, że jestem twoją narzeczoną? - zapytała
Melanie ze zdumieniem w głosie.
- Przyszłą narzeczoną - uściślił. - Na początek.
- Nie uważasz, że to szybkie tempo? Destiny nie uwierzy, że
jesteśmy zaręczeni, czy choćby niemal zaręczeni. Przecież dopiero się
poznaliśmy, a w dodatku ona wie, że nie wypadło to najlepiej.
- Ale ostatni weekend... - Richard westchnął z zachwytem w
głosie.
- Możesz się wypchać! - wykrzyknęła. - Destiny jest zbyt
inteligenta, żeby się nabrać na takie błyskawiczne zaręczyny. Nawet
jeśli w jej oczach jestem tak głupia, by zakochać się w tobie w jednej
chwili, musi wiedzieć, że ty nie należysz do mężczyzn zakochujących
się od pierwszego wejrzenia. Poza tym na pewno zdążyłeś jej
powiedzieć, że nie jestem w twoim typie.
- To nieważne, bo Destiny jest romantyczką - powiedział i ze
zdziwieniem stwierdził, że nigdy dotąd tak nie myślał o ciotce. Teraz
jednak ujrzał ją w nowym świetle. - Ona chce, żebyśmy się związali.
Wystarczy, że kilka razy zobaczy nas razem. Pozwólmy, żeby od
czasu do czasu przyłapała nas na całowaniu się, a za tydzień czy dwa
oświadczymy, że jesteśmy zaręczeni. Zaufaj mi, to wystarczy.
- To czyste szaleństwo - powtórzyła Melanie. - Na pewno jest
jakiś inny sposób.
- Pozwól, że coś ci wyjaśnię. Nie chodzi tylko o ciotkę. Po
artykule Forsythe'a cały świat musi być przekonany, że jesteśmy w
sobie do szaleństwa zakochani i nie możemy bez siebie żyć. -
Popatrzył na nią kpiąco. - I oczywiście żadne z nas nawet nie
przypuszczało, że coś takiego może nas spotkać.
- Oczywiście - powtórzyła z sarkazmem.
Richard wziął długopis i zanotował, by na nowo zacząć
organizowanie rodzinnych obiadów. Nagle podniósł wzrok. Melanie
wyglądała tak, jakby za chwilę miała wybuchnąć gniewem.
- Myślałem, że wszystko już ustaliliśmy?
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- To źle myślałeś. Nie podoba mi się ten pomysł.
- Ja również nie jestem zachwycony, ale nie widzę innego
rozwiązania. Musimy zrobić wszystko, żeby ludzie uwierzyli w
łączące nas uczucie. Sama wiesz, że wyborcy wiele wybaczą
przyszłemu kandydatowi. Nie wybaczą mu jednak pokątnych
romansów.
- To prawda - przyznała Melanie.
- Masz lepszy plan wybrnięcia z tego wszystkiego?
Zaprzeczyła z westchnieniem, a w jej oczach malowała się
desperacja.
- Pozwolę ci zaplanować wspaniałą scenę zerwania zaręczyn -
dodał na pocieszenie, bo nagle zrobiło mu się jej żal.
Był pewien, że wizja upokorzenia go przemówi do niej i łatwiej
będzie się jej pogodzić z tym, że na razie musi grać według reguł,
które on ustala. Szczerze mówiąc, dawno tak dobrze się nie bawił, a
cokolwiek by powiedzieć, zawdzięczał to Destiny.
Tak jak przypuszczał, możliwość odegrania się zaintrygowała
Melanie.
- W porządku, ale zrobimy to publicznie - zażądała.
- To oczywiste, bez publiczności nie byłoby zabawy - stwierdził.
Był gotów dać się upokorzyć, jeśli miałoby mu to pomóc zaciągnąć ją
przedtem do łóżka.
Taki bowiem był w tej chwili jego cel. Krótkoterminowy i jedyny.
Nie wolno mu o tym zapomnieć. Przy okazji będzie mógł odegrać się
na Destiny i zdobyć sympatię wyborców, co było już czystą korzyścią.
W jego przypadku zakończenie typu „żyli długo i szczęśliwie" nie
wchodziło w rachubę. Nie wierzył, żeby takie zakończenie w ogóle
było możliwe, a prawdę mówiąc, nie był pewien, czy w ogóle
chciałby czegoś takiego.
- Jak długo musimy udawać, zanim będę cię mogła rzucić?
Pytanie zasługiwało na przemyślenie, toteż Richard potraktował je
poważnie. Melanie miała prawo wiedzieć, ile czasu to zajmie.
- Tyle, ile będzie trzeba, żeby wszyscy uwierzyli, a Destiny dała
nam spokój.
- Miesiąc? - zapytała z nadzieją.
- Za krótko. Ciotka nie uwierzy.
- Dwa miesiące?
- Co powiesz na sześć, a potem zobaczymy, co nam się udało
osiągnąć? W twoim życiu nie ma chyba nikogo, kto mógłby mieć coś
przeciwko temu? - zapytał, spoglądając jej w oczy.
- Z przykrością przyznaję, że nie, choć chętnie bym ci się kazała
wypchać sianem. Wiesz zresztą o tym doskonale, prawda?
- Rozsądek mówi, że gdybyś miała chłopaka, na którym naprawdę
by ci zależało, nie pojechałabyś za mną do domu nad rzeką.
- Pojechałam wyłącznie ze względu na pracę. - Oczy Melanie
zwęziły się w szparki. - A gdyby nawet był ktoś w moim życiu, to nie
miałby prawa sprzeciwiać się moim służbowym wyjazdom.
- Ale ten ktoś nie pozwoliłby spędzić ci ze mną całego weekendu,
prawda? Nawet z powodu śnieżycy. Przyjechałby już w sobotę o
świcie, żeby cię...
- Nie stało się nic, za co musiałabym przepraszać albo tłumaczyć
się - odparła.
- Czyżby? - zapytał, patrząc na nią niewinnym wzrokiem. - A ja
myślałem, że właśnie wtedy zakochaliśmy się w sobie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie złości to wszystko! -
zawołała.
- Wspominałaś już o tym - przypomniał. - Odnoszę jednak
wrażenie, że akceptujesz mój plan, prawda, a może się mylę?
Minęła długa chwila i już zaczął się obawiać, że Melanie chce się
wycofać, w końcu jednak się zgodziła. Mimo że uczyniła to
niechętnie, jej przyzwolenie na grę wywołało najdziwniejsze uczucie,
jakiego w życiu doświadczył, coś jakby ogromną ulgę, a może
euforię. Nie umiał określić, co to jest, bo choć ostatnio często
odkrywał w sobie coraz to nowe uczucia, tego jeszcze nie znał.
Melanie czuła, że kręci się jej w głowie. Dopiero co zgodziła się
udawać przyszłą narzeczoną Richarda, wiedząc, że jej rola nie będzie
się ograniczała do okazjonalnych spotkań, bo muszą przekonać choć
jedną osobę, a oboje wiedzieli, że w przypadku Destiny będzie to
bardzo trudne.
Po co w ogóle próbować? - zastanawiała się, wracając do biura.
Dlaczego się na to zgodziła? Czyżby powodem był ten nieszczęsny
artykuł i jej zupełnie nieuzasadnione poczucie winny? Może Richard i
wierzył, że to jedyny sposób, by Destiny zostawiła ich w spokoju, ale
ona nie była przekonana. Dlaczego w takim razie wyraziła zgodę?
Prawdziwym powodem było to, że jakąś cząstką świadomości
pragnęła, żeby rzeczywiście była narzeczoną Richarda. I nawet kiedy
sama przed sobą stanowczo temu zaprzeczała, w głębi serca wiedziała,
że tak właśnie jest. Gdy usłyszała dzwonek telefonu komórkowego,
ucieszyła się, że choć na chwilę będzie się mogła oderwać od
rozmyślań na ten temat.
- Słucham.
- Czas na akt pierwszy - oświadczył Richard. - Destiny zaprasza
nas dzisiaj na kolację.
- Przecież rozstaliśmy się dziesięć minut temu. Żadne plotki nie
mogły jeszcze do niej dotrzeć.
- Zastosowałem strategiczny atak wyprzedzający i sam do niej
zadzwoniłem - wyznał bez cienia skruchy.
- Oszalałeś?! Nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do tej myśli
i mogę wszystko zepsuć.
- Zdaj się na mnie. Przyjadę po ciebie o siódmej. Tylko załóż coś
olśniewającego, bo Destiny lubi eleganckie stroje do kolacji -
poradził, i zanim zdążyła zaprotestować, rozłączył się.
Co on sobie myśli?! Chce ją od razu rzucić na głęboką wodę?
Jeżeli jednak ma wypaść przekonująco, potrzebuje pomocy.
Zadzwoniła do Becky.
- Spotkaj się ze mną za dziesięć minut w Chez Deux. I wyjmij z
sejfu naszą kartę kredytową, tę, na której mamy największy kredyt.
Wytłumaczę ci wszystko na miejscu.
Melanie uwielbiała zakupy, ale dzisiaj nie potrafiła się nimi
cieszyć. Nie była rozrzutna, oszczędzała szczególnie teraz, kiedy
rozkręcała własną firmę. Nie zmieniało to jednak faktu, że kochała
ciuchy. W Chez Deux sprzedawano z drugiej ręki ubrania znanych
projektantów.
Melanie lubiła tu zaglądać, bo mogła kupić coś eleganckiego, na
co normalnie nie byłoby jej stać. Na ogół nie szukała tu jednak sukni
wieczorowych, tylko kostiumów z masowych kolekcji. Mimo to i
dzisiejsza wizyta mogłaby być przyjemnością, gdyby tylko Melanie
zdołała zapomnieć, z jakiego powodu tu przyszła.
Weszła do małego, eleganckiego sklepiku, który przyjmował w
komis ubrania od najlepiej ubranych kobiet w Waszyngtonie, i
przywitała się z właścicielką.
- Miło panią znowu widzieć, panno Hart - pozdrowiła ją Jasmin
Trudeau. - Mamy śliczne nowe kostiumy w pani rozmiarze.
- Dzisiaj szukam czegoś bardziej fantazyjnego, co nadawałoby się
na oficjalną kolację.
- A więc jednak te plotki są prawdziwe, n 'estce pas? - Oczy
kobiety zabłysły. - Widziałam artykuł w porannej gazecie.
Melanie już miała zaprotestować, ale uświadomiła sobie, że ma
właśnie do czynienia z jednym z najpoważniejszych źródeł plotek
dotyczących życia towarzyskiego w mieście. Gdyby więc teraz
zaprzeczyła, do wieczora wiedziałoby już o tym całe miasto, a
przecież miała udawać szalenie zakochaną.
- Pan Carlton zaprosił mnie na kolację - potwierdziła, nie dodając
nic więcej.
- W takim razie musi pani wyglądać olśniewająco. Myślę, że mam
coś odpowiedniego. Klientka przyniosła tę suknię dopiero wczoraj.
Zaraz ją pani pokażę. Jeszcze nawet nie zdążyłam jej przynieść z
zaplecza - powiedziała, znikając za drzwiami.
Właśnie wtedy weszła Becky, zaintrygowana nagłym wezwaniem.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Kupuję sukienkę.
- Tyle zdołałam się domyślić. Jaką sukienkę i po co?
- Elegancką i drogą. Jest mi potrzebna jako wsparcie.
- Co takiego? - Becky patrzyła z osłupieniem na przyjaciółkę.
- Pozwól mi to załatwić - poprosiła Melanie. - Zaraz potem
pójdziemy na lunch i wszystko ci opowiem, a ty orzekniesz, czy
całkiem straciłam rozum.
Becky chciała natychmiast dowiedzieć się czegoś więcej, ale
wróciła Jasmin z atłasową brązową sukienką z głębokim dekoltem,
zamilkła więc, kryjąc rozczarowanie.
- Ta suknia jest jakby uszyta specjalnie dla pani - powiedziała
Jasmin. - Proszę nie patrzeć na cenę. Uważam, że będzie w niej pani
wyglądała wspaniale, a jeśli mam rację, to cena schodzi na dalszy
plan.
Melanie nie mogła się doczekać, by założyć tę kreację i poczuć
dotyk kosztownej tkaniny. Wzięła ją ostrożnie z rąk Jasmin i znikła w
przymierzami. Błyskawicznie zdjęła ubranie i włożyła suknię.
Zasunęła suwak i dopiero wtedy odważyła się spojrzeć w lustro.
Widząc swe odbicie, cicho westchnęła. Czuła się jak Kopciuszek
wystrojony na bal. W tej sukni nie była sobą. A może właśnie była, i
to bardziej niż kiedykolwiek dotąd?
- Pokaż się - poleciła Becky. - Obie umieramy tu z ciekawości.
Melanie wyszła z przymierzami, a na jej widok oczy obu kobiet
zrobiły się okrągłe.
- Wyglądasz naprawdę fantastycznie - stwierdziła Becky.
- Pan Carlton nie będzie się w stanie oprzeć - dodała Jasmin.
Melanie nie mogła dopuścić, żeby Becky zaczęła się dopytywać,
o co chodzi.
- Wezmę ją - zdecydowała się od razu, przyznając w duchu rację
Jasmin.
Przestała ją bowiem obchodzić cena sukienki. Cena nie ma
znaczenia. Każda kwota musiała się wydawać niewygórowana, gdy
kupowało się za nią pewność znakomitego wyglądu.
A poza tym po kolacji można oddać sukienkę do pralni i z
powrotem wstawić do sklepu, by w ten sposób odzyskać choć część
pieniędzy. Coś jednak mówiło Melanie, że tego nie zrobi.
Znalazła pasującą do sukienki, skandalicznie drogą torebkę
wieczorową, zdobioną dżetami i nie przejmując się ceną, zapłaciła
kartą. Gdyby jej księgowy udał, że nic nie widzi, może udałoby się to
podciągnąć pod wydatki służbowe?
Niosła zakupy do samochodu, a Becky szła za nią i zadawała
pytania, które Melanie zbywała milczeniem. Odezwała się dopiero,
kiedy pakunki znalazły się w samochodzie, a one usiadły przy stoliku
w restauracji.
- Musisz mi obiecać, że nie piśniesz ani słowa o tym, co ci
powiem. - Melanie popatrzyła przyjaciółce w oczy. - Ani słowa,
rozumiesz? Nikomu, ani własnej matce, ani prawnikowi, ani księdzu
czy komukolwiek innemu, choćby nawet musiał dochować tajemnicy
zawodowej.
Becky przeżegnała się.
- Mój Boże, Melanie, coś ty zrobiła? Nie zabiłaś chyba tego
dziennikarza?
- Nie, chociaż teraz myślę, że może to byłoby rozsądniejsze.
- Widziałaś się z Richardem?
- Tak.
- Był wściekły?
- Tak jak przypuszczałam, jadąc tam rano, żeby zapobiec
wybuchowi jego złości.
- Wiesz już, kto wszystko wygadał?
- Richard uważa, że Destiny.
- Jego własna ciotka? - Becky nie mogła uwierzyć.
- To jeszcze nic. Richard jest przekonany, że Destiny wbiła sobie
do głowy, że on i ja powinniśmy zostać parą. I ciotka nie spocznie,
dopóki nie osiągnie swojego celu. Dlatego zdecydował, że będziemy
udawać parę, aby ją zadowolić.
Becky zamrugała, a na jej twarzy zaczęło się malować
zrozumienie.
- To tłumaczy tę sukienkę - powiedziała.
- Dzisiaj wieczorem idziemy na kolację do Destiny.
- Naprawdę chcesz się w to bawić? - Becky nie wierzyła własnym
uszom. - Chcesz okłamywać kobietę, która okazuje ci przyjaźń?
- Jak widać, nie bezinteresownie. A to ukazuje ją w nieco innym
świetle.
Becky westchnęła.
- Uważasz, że zwariowałam? - zapytała Melanie.
- Chyba tak.
- Myślisz, że jest jakaś szansa, że to się uda?
- Moim zdaniem nie - odparła Becky zaskakująco wesołym
głosem.
- Dlaczego nagłe zaczęło cię to bawić?
- Bo widzę, że oboje najwyraźniej cierpicie na zaburzenia
psychiczne. Z tego, co powiedziałaś, zrozumiałam, że Richard robi to,
aby się odegrać na swojej ciotce, tak? - zapytała Becky. - A ty
zgodziłaś się wziąć w tym udział z powodu jakiegoś niezrozumiałego
poczucia winy.
Melanie przytaknęła.
- No widzisz! - zawołała tryumfalnie Becky.
- Nie rozumiem. - Melanie zmarszczyła brwi.
- Moim zdaniem postanowiliście udawać parę, bo w
rzeczywistości oboje chcielibyście nią być. Richard chciałby być z
tobą, ty z nim, ale żadne z was nie ma zamiaru się do tego przyznać -
powiedziała Becky. Na zakończenie wywodu skłoniła głowę. - Bardzo
proszę - dodała.
- Wcale nie powiedziałam „dziękuję". - Melanie spojrzała
nieprzyjaźnie.
- A powinnaś, bo to najszczersze słowa, jakie padły przy tym
stoliku, odkąd tu usiadłyśmy.
Melanie chciała zaprzeczyć, ale uznała, że jak na jeden dzień
dosyć ma już kłamstw, półprawd i podstępów. Westchnęła.
- Cała ta mistyfikacja skończy się klapą, prawda?
- Według mnie tak - Becky popatrzyła na nią współczująco - ale
jeszcze możesz z tego wybrnąć.
- Jak?
- Spraw, żeby to, co chcecie udawać, stało się prawdą.
- To niemożliwe.
Becky wzniosła oczy do nieba.
- No dobrze - przyznała Melanie. - Richard nie chce. A ja jestem
prawie pewna, że podzielam jego zdanie. W zasadzie wcale się nie
znamy, ale łatwo poznać, że on sam nie wie, co naprawdę czuje. Poza
tym nadal jest naszym potencjalnym klientem, a w dodatku to
nudziarz. Jak widzisz, wszystko przemawia przeciwko niemu.
- Jesteś beznadziejna. - Becky uśmiechnęła się. - Ja przynajmniej
wiem, co czuję. A przy okazji chciałam ci powiedzieć, że Jason już się
przede mną czołga. To wspaniałe uczucie.
- Świetnie. Ale jak ja mam to wszystko wyprostować? -
Popatrzyła z przygnębieniem na przyjaciółkę.
- Najwidoczniej nie jesteś jeszcze na tyle mądra i dojrzała, żeby
umieć się pogodzić z tym, co naprawdę czujesz. W tej sytuacji nie
pozostaje nic innego, jak tylko dać się ponieść biegowi wydarzeń.
- Wiesz, że kiepsko mi to wychodzi.
- Wiem. Dlatego będę miała świetną zabawę, przyglądając się, jak
sobie radzisz.
ROZDZIAŁ 8
Richard nie miał zwyczaju wycofywać się z podjętych decyzji.
Uważał, że wątpliwości oznaczają brak pewności siebie. A był dumny
z tego, że dobrze wie, czego chce. Tak w każdym razie było do
dzisiaj.
Teraz jednak, gdy emocje, związane z idiotyczną plotką, którą
podano w porannej gazecie, opadły, doszedł do wniosku, że za dzień
czy dwa cała ta sprawa umarłaby śmiercią naturalną, nie wyrządzając
nikomu krzywdy. Powinien był pozwolić, żeby tak się stało. A on
wymyślił plan, który na długie tygodnie, a może nawet miesiące
postawi na głowie całe jego życie.
Dał się ponieść chwili. Chciał odpłacić Destiny za mieszanie się
w jego sprawy, ale chciał też spędzać więcej czasu z Melanie, nie
zatrudniając jej przy tym w swojej firmie. Czuł, że to, co zrobił, było
obraźliwe i nie fair. Melanie jednak zgodziła się, choć oczekiwał
raczej, że go wydrwi. Co też mogło ją do skłonić do ustępliwości?
Czyżby, podobnie jak jego, ogarnęło ją chwilowe szaleństwo?
Nie dość, że popełnił błąd, to jeszcze brnął dalej, wciągając tę
miłą dziewczynę w pajęczynę intryg ciotki. Ciągnął to wszystko, choć
wiedział, że powinien trzymać te dwie kobiety jak najdalej od siebie.
Na samą myśl o nieszczęsnej kolacji rozbolała go głowa. Potrzebował
pomocy, zadzwonił więc do Macka.
- No, no, czyżby to nasz Romeo? - zadrwił brat, słysząc głos
Richarda.
- Idź do diabła! - burknął Richard.
Mack roześmiał się. On się przyzwyczaił do oglądania własnego
nazwiska łączonego przez prasę z coraz to inną partnerką, ale
Richardowi zdarzyło się to pierwszy raz.
- Nacieszyłeś się już? - zapytał ponuro Richard. - Jeśli tak, to chcę
cię poprosić o przysługę.
- Co tylko zechcesz. Wiesz, że możesz na mnie liczyć. - Mack
natychmiast spoważniał. - Chcesz, żebym poszedł do tego pismaka i
zbudził w jego sercu słuszny strach przed gniewem bożym? Prawdę
mówiąc, od dawna czekam na uzasadniony powód, żeby to zrobić.
Tak się jednak nieszczęśliwie składa, że to, co wypisuje o mnie, na
ogół bywa prawdą. Ten facet to nieustające zagrożenie dla
prywatności wszystkich kawalerów.
- Szkoda twojego wysiłku. Nie jest tego wart.
- Kiedy grałem w reprezentacji, mówiono wprawdzie, że jestem
brutalny, ale tym razem nie miałem zamiaru stosować siły. - Mack
najwyraźniej poczuł się dotknięty opinią, jaką miał o nim Richard. -
Znam jeszcze inne sposoby wzbudzania lęku.
Mimo że Richard był w kiepskim humorze, roześmiał się.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Szczerze mówiąc, liczyłem na twoją
pomoc podczas dzisiejszej kolacji u Destiny. Mógłbyś ją trochę
postraszyć.
- Nic z tego. Ciotka jest wyraźnie w nastroju do swatania. Kiedy
ją to nachodzi, wolę nie pokazywać się w jej polu widzenia.
- Dziś wieczorem przyprowadzę Melanie Hart. Destiny będzie
zbyt zajęta, żeby myśleć o tobie.
- Ryzykujesz, bracie. - Mack gwizdnął. - A może między tobą i tą
kobietą naprawdę coś jest?
- Nic między nami nie ma - zapewnił Richard - ale chcę, by
Destiny myślała, że jest.
- Po co? - zapytał Mack.
- Mam nadzieję, że kiedy uzna, iż wszystko idzie po jej myśli, da
mi spokój - wyjaśnił Richard. - Jeśli komukolwiek piśniesz choć
słowo, to dopilnuję, by Destiny zaczęła cię swatać z najbardziej
chciwą i nieznośną jędzą w okolicy. A możesz mi wierzyć, że kilka
takich znam, i dam ciotce listę pań, z których każda stanowi
gwarancję ponurego i nieszczęśliwego pożycia.
- Jak widzę, sam całkiem nieźle umiesz straszyć ludzi - stwierdził
Mack.
- Dziękuję. Będziesz na kolacji?
- Jak mógłbym odmówić, kiedy tak uprzejmie zapraszasz na
rodzinne spotkanie? - odparł z sarkazmem Mack. - Zadzwonisz też do
Bena?
- Nie. Myślę, że na razie wystarczysz ty.
- Szkoda, pomyśl, jak dobrze bawiłby się nasz mały braciszek.
Nigdy jeszcze nie widział cię w tak beznadziejnym położeniu. Już
myśleliśmy, że jesteś niepokonany i niczego się nie boisz.
- Bardzo zabawne - odrzekł Richard. - Dobrze wiesz, jak bardzo
Ben nie lubi się ruszać ze swojej farmy w Middleburgu. A kolacja u
ciotki oznacza, że przez cały wieczór nie mógłby się nad sobą użalać.
Poza tym jest za uczciwy na to, by wciągać go w spisek.
- A ja nie jestem uczciwy? - W głosie Macka zabrzmiała nuta
oburzenia.
- Ani trochę. I najwyraźniej dobrze ci to służy. Dzięki wybiegom i
podstępom potrafisz zdobyć dla swojej drużyny nieosiągalnych na
pozór i najzdolniejszych zawodników. A więc zobaczymy się o
siódmej trzydzieści, tak?
- Będę, bez względu na to, ile razy obraziłeś mnie w ciągu tej
rozmowy, i mam nadzieję, że zdołam zachować powagę - obiecał
Mack.
- Przypomnij sobie, co cię czeka, jeżeli ci się to nie uda - zagroził
ponurym tonem Richard i odłożył słuchawkę.
Kochał Macka. Wiedział, że brat byłby gotów bić się za niego i za
Bena. Ale jak mógł oczekiwać po nim talentów aktorskich?
Wyglądało na to, że właśnie popełnił drugi okropny błąd. Nie ma co,
ma dzisiaj dobry dzień.
Przyjechał po Melanie i przywitał się z nią w miarę przyjacielsko,
a następnie z uznaniem obejrzał ją od stóp do głów. Kiedy wsiedli do
samochodu oczekiwała gradu wskazówek i poleceń, ale ku jej
zaskoczeniu, Richard prowadził, milcząc.
- Nie wydaje ci się, że powinieneś mi powiedzieć, jak mam
postępować? - zapytała, bo jego milczenie zaczynało jej działać na
nerwy.
- Naprawdę myślisz, że opracowałem konkretny plan?
- Miałam taką nadzieję. Cieszysz się opinią człowieka
zorganizowanego, niepozostawiającego nic przypadkowi.
- To prawda, ale dzisiaj robię rzeczy dla mnie samego
zaskakujące. - Roześmiał się z przymusem.
- A więc nie mamy żadnego planu - stwierdziła, czując ze
zdenerwowania mdłości.
Mogła improwizować, stojąc przed tłumem dziennikarzy, ale do
występu przed Destiny powinna być przygotowana, zamiast liczyć na
szczęście. Richard z pewnością to rozumiał.
- Nie uważasz, że powinniśmy się na chwilę zatrzymać i omówić
nasze postępowanie? - zapytała.
- Widzę, że się denerwujesz - stwierdził, przyglądając się jej przez
chwilę.
- A czego się spodziewałeś? Zaraz stanę twarzą w twarz z kobietą,
którą lubię i szanuję, i będę udawać, że obdarzam uczuciem jej
ukochanego bratanka. Ileż ona będzie miała do mnie pytań!
- Nie jestem jej ukochanym bratankiem. Nigdy żadnego z nas nie
faworyzowała i zawsze jasno to mówiła - uśmiechnął się. - Mimo to
obaj z Mackiem wiemy, że jej ulubieńcem jest Ben. Ma duszę artysty i
talent, tak jak Destiny, a może nawet jej naturę donkiszota. Mack żyje
sportem, czego ciotka zupełnie nie rozumie, a ja jestem według niej
sztywniakiem i nudziarzem.
- Nieważne. - W głosie Melanie nie było śladu współczucia. -
Chodzi o to, że mamy kłamać, a nawet nie ustaliliśmy, co jej
powiemy.
- Będzie też Mack, a jego obecność podziała jak bufor. On potrafi
zagadać Destiny, więc może nawet nie będziemy musieli bardzo się
wysilać.
- Och, nie! A więc mam też grać przed twoim bratem?
- Wtajemniczyłem go we wszystko.
- I twoim zdaniem tak jest lepiej? Przecież oczekujesz tym
samym, że on też będzie kłamał.
- Oczekuję, że choć trochę odwróci od nas uwagę Destiny. Jest w
tym dobry, zobaczysz. Prawdę mówiąc, zawsze fascynowało mnie, jak
on to robi.
- Dlaczego zgodził się nam pomóc? - zapytała, a kiedy Richard
nie odpowiadał, wyciągnęła własny wniosek: - Przekupiłeś go? A
może mu czymś zagroziłeś?
- Załatwiliśmy to między sobą, jak przystało na braci - oświadczył
Richard, jak gdyby to coś zmieniało. - Obiecałem, że jeżeli nam nie
pomoże, to dopilnuję, by ciotka zaczęła mu szukać żony.
- I tyle? - zapytała, czując, że to nie wszystko.
- Wspomniałem, że mogę wpłynąć na jej wybór i że kandydatka
może się okazać niezupełnie w jego typie.
- Nienawidzisz brata?
- Kocham go - odparł Richard, patrząc na Melanie tak, jak gdyby
postradała zmysły.
- Przecież tobie samemu nie odpowiada ta sytuacja, więc nie
rozumiem, jak mogłeś mu powiedzieć coś takiego.
- Nieszczęścia chodzą parami - odparł gładko.
Melanie ukryła twarz w dłoniach i zaczęła się modlić, aby ten
wieczór jak najszybciej się skończył.
Patrząc na nią, Richard pomyślał, że czeka ich męczący wieczór.
Podjechał pod dom, w którym kiedyś mieszkał z rodzicami, i
zaparkował w garażu mieszczącym trzy samochody.
Był to duży, elegancki budynek powstały z połączenia dwóch
sąsiadujących ze sobą domów. Wystarczająco przestronny, by można
w nim było podejmować gości i pomieścić liczną rodzinę, jaką
spodziewali się stworzyć rodzice.
Od czasu gdy on, a później obaj bracia wyprowadzili się, Destiny
mieszkała tu sama. Richard po raz pierwszy w życiu pomyślał, że
może się czuć samotna i dlatego chce uchronić swych wychowanków
przed podobnym losem. Szkoda, że to on nie zdołał jej wyswatać.
Może gdyby wyszła za mąż, skończyłyby się te szaleństwa.
Na samą myśl o odwróceniu ról i próbie wydania ciotki za mąż
Richard uśmiechnął się. Wiedział, że nie byłaby zachwycona.
Jej życie osobiste było tematem, który bracia bali się poruszać, a i
ona nigdy o tym nie mówiła. Pomyślał, że osoba, która nie zdradza
tajemnic ze swojego życia osobistego, mogłaby okazać więcej taktu i
nie wtykać nosa w cudze sprawy.
Wysiadł z samochodu i patrząc na rzucający się w oczy, czerwony
kabriolet,
najnowszy
nabytek
Destiny,
pokręcił
głową.
Niewykluczone, że ciotka przechodzi kryzys wieku średniego. Z
drugiej jednak strony nowy samochód o wiele lepiej pasował do jej
charakteru niż duże, rodzinne wozy, którymi jeździła, gdy oni trzej
byli mali.
- Twoja ciotka pokochała ten samochód - oznajmiła Melanie. -
Towarzyszyłam jej przy tym zakupie.
- Naprawdę? - Popatrzył na nią zaskoczony. - A więc to ty jesteś
dziewczyną, która rozbiła jej samochód? To tak się poznałyście?
- Myślałam, że wiesz o tym. - Melanie wydawała się zakłopotana.
- Ładnych rzeczy się dowiaduję. Byłem przekonany, że ciotka
poznała cię w jakimś komitecie. Myślałem, że widziała cię przy pracy
i dlatego tak cię poleca. - Richard przycisnął palce do pulsujących
bólem skroni. - Wszystko idealnie do siebie pasuje - dodał.
- Tak myślisz? - Melanie zmarszczyła brwi.
- Oczywiście! Destiny po prostu zwariowała. Zamiast próbować
przekonać ją o naszej miłości, powinienem się raczej postarać
namówić ją na wizytę u psychiatry.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ją obrażasz? A właściwie to i ją,
i mnie. - W głosie Melanie było słychać gniew.
Richard czuł, że za chwilę jego plany na wieczór legną w gruzach,
zmusił się więc do uśmiechu.
- Przepraszam, strasznie boli mnie głowa.
- Wcale się nie dziwię. Biorąc pod uwagę rozmiary twojego ego,
już dawno powinno ci rozsadzić czaszkę.
- Całkiem nieźle. - Uśmiechnął się. - Lepiej ci?
- Jeszcze nie. Chodź i miejmy to w końcu za sobą.
- Mack już jest - stwierdził na widok innego samochodu.
Przez niedomknięte drzwi słychać było zresztą narzekania
Destiny na bratanka, który nie włożył płaszcza.
- Daj spokój - bronił się Mack. - Zaparkowałem niecałe dziesięć
metrów od wejścia, a wcale nie jest zimno. No a poza tym jestem
wysportowany i zahartowany.
- Tak ci się tylko wydaje - odparła Destiny i dała mu lekkiego
klapsa. - Naprawdę myślałam, że lepiej was wychowałam.
- Świetnie nas wychowałaś. - Mack pocałował ciotkę. - Tobie
zawdzięczam to, kim dzisiaj jestem, i nikt tego nie kwestionuje. -
Uśmiechnął się do Richarda ponad głową ciotki. - Zobacz, przyszedł
mój starszy brat ze swoją nową dziewczyną.
Destiny uśmiechnęła się, podbiegła do Melanie i objęła ją z
prawdziwą radością.
- Kochanie, tak się cieszę, że przyszłaś. Nie miej za złe Mackowi.
Tyle razy dostał w głowę na boisku, że zapomniał, co to dobre
maniery.
- Nieprawda - zaprotestował Mack. - Dzięki temu, że bardzo
szybko biegam, dostawałem rzadziej niż jakikolwiek inny
rozgrywający w narodowej lidze piłkarskiej.
- Biegałeś. Kiedyś - poprawił go Richard. - Niestety, wystarczyło
jedno uderzenie, które załatwiło ci kolano i zniszczyło karierę.
Melanie, oto Mack Carlton, niegdyś bożyszcze fanów piłki, który
wciąż wraca do chwil, gdy święcił triumfy na boisku. Zwłaszcza jeśli
może mu to pomóc w poderwaniu kolejnej dziewczyny.
- Nieładnie tak mówić o bracie. - Destiny zmarszczyła brwi i
powiedziała do Melanie: - Nie zwracaj na nich uwagi. To
barbarzyńcy. Wyrzekłabym się ich, gdyby nie było na to za późno.
- W każdej chwili możesz jeszcze zmienić testament i zostawić
wszystko swoim kotom. - Mack uśmiechnął się. - Samotne stare
panny tak robią.
- Nie jestem ani stara, ani samotna i nie mam kotów.
- To kup sobie kilka, bo kiedy nas wszystkich od siebie
odstraszysz, będziesz potrzebowała towarzystwa - doradził Mack.
- Widzisz, co ja muszę znosić? - Destiny zwróciła się do Melanie.
- Potraktuj to jako ostrzeżenie. A jeśli nadal będziesz się umawiała z
moim bratankiem, przekonasz się, że trudno nas wszystkich pokochać.
Richard zastanawiał się, czy nie dałoby się jakoś wykorzystać
argumentu, który właśnie podsunęła mu ciotka, gdy nagle wtrącił się
Mack.
- Destiny wie, co mówi. Posłuchaj jej i wycofaj się, dopóki
możesz.
Melanie pytająco popatrzyła na Richarda. Najwidoczniej czekała,
by dał jej znak, czy to właściwy moment na zmianę planów.
- Może zamiast uciekać, napij się czegoś. - Richard puścił do niej
oko. - Dzięki temu łatwiej przetrwasz wieczór.
Mack zajął Destiny rozmową i uwolnił Melanie i Richarda choć
na chwilę od ciotki. Kiedy jednak przeszli do jadalni, Destiny
posadziła Melanie obok siebie, a Richarda na drugim końcu długiego
stołu. Zrozumiał, że zbliża się moment, w którym ciotka rzuci się na
swą ofiarę. Nie mógł jednak zrobić nic, aby pomóc Melanie. Pozostała
mu tylko nadzieja, że ona potrafi dokonywać błyskawicznych,
dyplomatycznych uników i udzielać wymijających odpowiedzi.
- Melanie, mówiłam ci już, jak bardzo się cieszę, że Richard cię
do nas zaprosił - zagadnęła Destiny, kiedy jedli zupę.
- Dziękuję. - Melanie zdobyła się na słaby uśmiech.
- Ty i Richard jesteście do siebie bardzo podobni - ciągnęła
Destiny głosem sprzedawcy używanych samochodów.
- Tak uważasz? - zapytała z powątpiewaniem Melanie.
- Oczywiście. Ale pewnie powinnam to ująć inaczej i powiedzieć,
że wasze zdolności i zainteresowania znakomicie się uzupełniają.
Masz dokładnie to, czego Richard potrzebuje, aby wypełnić swoje
przeznaczenie.
Richard zakrztusił się. Nie przypuszczał, że ciotka posunie się tak
daleko. Tymczasem wszystko zaczynało wskazywać na to, że chce
ona przypieczętować los jego i Melanie jeszcze tego wieczoru. Nie
zdziwiłby się więc, gdyby nagle wyciągnęła zaręczynowy pierścionek.
- Jestem pewien, że Melanie docenia komplement, ale myślę, że ją
peszysz - spróbował interweniować. - Może Mack powie nam coś o
szansach poszczególnych drużyn w nadchodzących rozgrywkach?
- Przy posiłku nie będziemy rozmawiać o piłce - ucięła Destiny,
zanim Mack zdążył otworzyć usta.
- Powiedziałaś to tak, jak gdybym miał mówić o krwawych
jatkach. - Mack wzniósł oczy do nieba.
Richard rozparł się na krześle, zadowolony, że udało mu się
osiągnąć cel. Z doświadczenia wiedział, że jego brat godzinami może
dyskutować z ciotką o tym, czy piłka jest prawdziwym sportem, czy
tylko wymówką facetów, którzy bez sensu lubią się okładać pięściami
na boisku. Bardziej zażarte dyskusje mógł wywołać jedynie boks.
Tym razem jednak Destiny nie podjęła wyzwania.
- Dzisiaj nie dam się wciągnąć w tę dyskusję - powiedziała. - Nie
myśl, że nie wiem, o co ci chodzi. - Popatrzyła wymownie na
Richarda.
- Mnie? - zapytał Richard tonem niewiniątka. - A co ja takiego
zrobiłem?
- Wiem, że nie chcesz, bym ją wypytywała o sprawy osobiste, i
próbujesz mi w tym przeszkodzić. Zdajesz się jednak zapominać, że to
ja ją poznałam pierwsza.
- Ani na chwilę o tym nie zapominam - odparł ponuro Richard.
- Opowiadała ci o swoich siostrach?
- Tak.
- A wiesz, że ukończyła studia z wyróżnieniem?
- Nie wiedziałem, ale może podczas drugiego dania zechcesz nam
opowiedzieć cały jej życiorys?
Destiny posłała mu spojrzenie, które jeszcze kilka lat temu
mogłoby go przerazić. Teraz jednak wiedział, że nie oznacza
prawdziwego gniewu. Ciotka próbowała go tylko przestraszyć.
Zwykłe zagranie taktyczne, stosowane przy różnych okazjach.
- Tylko pytałem. - Richard uśmiechnął się.
- Próbuję ci po prostu uzmysłowić, jak bardzo Melanie jest
utalentowana. Mack, powiedz swojemu bratu, że próbując mi się
przeciwstawiać, zachowuje się jak chłopczyk, który na złość babci
postanawia odmrozić sobie uszy.
- Myślę, że Richard cię słyszy. - Mack powstrzymał uśmiech.
- Czy jeżeli ją zatrudnię już od teraz, będziesz zadowolona? -
zapytał Richard.
- O to mi chodziło - odparła Destiny, wyglądająca jak wcielenie
niewinności.
- Jesteś przyjęta - oznajmił Richard, zwracając się do Melanie.
- Naprawdę? - Melanie wpatrywała się w niego zaskoczona.
- Naprawdę - potwierdził, patrząc na ciotkę. - Zadowolona? -
zapytał.
- Uważam, że podjąłeś mądrą decyzję. Od tej pory będziecie ze
sobą blisko współpracować. Melanie, kochanie, może chciałabyś się
do mnie wprowadzić?
- Słucham? - Tym razem Melanie o mało nie zakrztusiła się wodą.
- Pomyślałam, że może tak będzie ci wygodniej - odparła
swobodnie Destiny.
- Mam własny dom.
- Ponad trzy kilometry stąd - dodał Richard, rozbawiony
bezceremonialnością
ciotki,
usiłującej
przejąć
kontrolę
nad
protegowaną. - Wygodniej mogłoby jej być tylko u mnie - dodał.
Destiny rozpromieniła się.
- Może dopóki wybory...
- Wykluczone. - Melanie nie dopuściła Richarda do głosu. - Nie
potrzebuję aż tak bliskiego kontaktu z klientami. Czasem pewien
dystans jest najlepszy dla wszystkich zainteresowanych.
- Trudno w to uwierzyć. - Destiny nie wydawała się przekonana. -
Masz przecież zaprezentować Richarda, więc im więcej będziesz o
nim wiedziała, tym lepiej dla was obojga.
- Coś mi mówi, że i tak dowiem się o nim wielu rzeczy - odparła
Melanie, przywołując na twarz nieszczery uśmiech.
- No cóż. Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej. - Destiny nawet nie
próbowała ukryć rozczarowania. - Ostatecznie to ty jesteś ekspertem.
Ja, oczywiście, pomogę ci we wszystkim, w czym tylko będę mogła.
Mack?
Mack skinął głową, z trudem zachowując powagę.
- Jestem do dyspozycji zawsze, kiedy tylko Melanie będzie czegoś
potrzebować.
Richardowi nie podobał się błysk w oczach brata, rzucił mu więc
ostrzegawcze spojrzenie.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli Melanie i ja sami opracujemy
nową strategię. Bez wtrącania się osób postronnych, podkreślam!
Wiecie, jak to jest, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.
- Ty decydujesz, bracie - odparł Mack. - Jeśli chcesz pracować
tylko z Melanie, Destiny i ja z pewnością uszanujemy twoją wolę.
Prawda, ciociu?
- Jestem przekonana, że gdybym od czasu do czasu mogła zgłosić
pewne sugestie, to Richard i Melanie chętnie ich wysłuchają. -
Destiny nie dawała za wygraną.
- Przecież i tak nie będziemy mieli innego wyjścia - mruknął
Richard.
- Oczywiście, że chętnie cię wysłuchamy - zapewniła Melanie, a
w jej głosie po raz pierwszy tego wieczoru zabrzmiała wesoła nuta. -
Myślę, że stanowimy idealny zespół i wszystko znakomicie się ułoży.
- Sama bym tego lepiej nie ujęła. - Destiny uśmiechnęła się
szeroko.
Mack ukrył śmiech, udając kaszel, i zajął się jedzeniem. Richard
patrzył na siedzących przy stole ludzi, którzy najwyraźniej
postanowili doprowadzić go do obłędu, i westchnął. Wieczór nawet w
przybliżeniu nie przebiegał tak, jak to sobie zaplanował.
- Wydaje mi się, że było całkiem nieźle - orzekła Melanie, choć
siedzący za kierownicą Richard był w ponurym nastroju. - Wszystko
poszło nie tak, jak zaplanowałeś, prawda? No, wyrzuć to z siebie.
- Idąc tam, czułem się panem sytuacji, a wyszedłem pokonany.
Moje położenie jest teraz beznadziejne.
- Pociesz się tym, że nie jesteśmy zaręczeni. - Melanie starała się
znaleźć dobre strony sytuacji. - I nie musieliśmy nawet udawać.
- Na razie - mruknął Richard. - Jeśli uważasz, że ciotka
zrezygnuje, to jesteś naiwna.
- Może i nie, ale zyskaliśmy trochę czasu. Kiedy Destiny
zaangażuje się w twoją kampanię...
- Nie życzę sobie, żeby wtrącała się do mojej kampanii! -
wykrzyknął.
- Dlaczego? Ona ma głowę na karku i zna wielu ludzi.
- Jest podstępna, a ja nie lubię ludzi, których ona zna.
- Myślałam, że znacie te same osoby. - Spojrzała na Richarda.
- Zgadza się i dlatego nie chcę się kontaktować z żadną z nich -
odparł stanowczo. - Przecież podkreślałaś, że muszę poszerzyć swój
elektorat, prawda?
- Masz rację, ale na skuteczną kampanię potrzebne są pieniądze.
- Mam pieniądze.
- Zamierzasz sam finansować kampanię? - zapytała z
niedowierzaniem.
- Mam pieniądze - powtórzył. - A w ten sposób nie będę miał
żadnych zobowiązań. To cię powinno uszczęśliwić.
- Jestem szczęśliwa. Ale czy jesteś pewien, że to rozsądne?
Nadeszła pora, żebyś zaczął zdobywać poparcie, którego będziesz
potrzebował później.
- Do czego?
- Obojętne, czy w wyborach na gubernatora, czy do Senatu.
Chodzi o twoje aspiracje polityczne, a dopiero zaczynasz karierę. Nie
możesz finansować wszystkich kolejnych kampanii z własnej
kieszeni.
- Nie wiadomo, może tak znienawidzę całą tę politykę, że nigdy
więcej nie będę już kandydował. Poczekajmy, zobaczymy, co będzie -
powiedział. - A na razie nie wezmę pieniędzy od ludzi, którzy będą
chcieli w zamian otrzymać w przyszłości przywileje.
Melanie była zdumiona. Rozumiała jednak, że kiedy Richard
oficjalnie zgłosi swoją kandydaturę, jego nietypowe podejście do
spraw finansowania kampanii pozwoli jej przedstawić go jako
człowieka niezwykłego. Wiedziała, że to przemówi do wyborców.
- Wracając do Destiny, muszę cię ostrzec, żebyś na nią uważała.
- Daj spokój. Ona tylko stara się być pomocna.
- Z pewnością, tyle że ona ma własne zdanie na temat tego, na
czym polega pomoc. Tyle razy byłem świadkiem, jak odmawia
przewodniczenia różnym komitetom, a mimo to, zgadnij, kto
podejmował wszystkie ważne decyzje?
- Ona - domyśliła się Melanie, bez trudu wyobrażając sobie, jak to
wyglądało.
- W mojej kampanii byłoby tak samo.
- Pozwól jej zgłaszać pomysły, przecież nie musimy ich potem
wykorzystywać. Wystarczy, że wysłuchamy - poprosiła Melanie.
- Są różne formy przymusu. Powiedzieć ci, jaka będzie jej
pierwsza sugestia?
- Słucham.
- Zapyta, czy nie uważasz, że byłbym lepiej postrzegany, gdybym
miał żonę.
- Wcale nie musisz być żonaty, żeby wygrać wybory. Choć
niewątpliwie rodzina jest dodatkowym atutem przy kreowaniu
kandydata.
- No widzisz! - Richard popatrzył na nią tryumfalnie. - W ten
sposób właśnie dałaś jej do ręki argument, jakiego potrzebowała.
- Naprawdę? - Popatrzyła na niego zdziwiona.
- Nie widzisz tego? Teraz jestem dobrym kandydatem, ale jeśli się
ożenię, będę jeszcze lepszym. A zgadnij, z kim powinienem się
ożenić? Jesteś na miejscu, znasz się na rzeczach, które mogą się
okazać przydatne. A poza tym widać, że świetnie się rozumiemy,
prawda? - drwił.
Nie spodobało jej się to, co mówił, ale trudno było mu nie
przyznać racji. Z łatwością mogła sobie wyobrazić tok rozumowania
Destiny. Doskonały nastrój Melanie od razu się ulotnił.
- A zatem, czy nam się to podoba, czy nie, i tak się skończy na
zaręczynach, prawda?
- To tylko kwestia czasu - przyznał ponuro Richard.
Powstrzymując westchnienie, Melanie odchyliła się na skórzane
oparcie fotela. Właśnie dostała najwspanialszą pracę, o jakiej mogła
marzyć. Ale łączyło się to z tyloma zobowiązaniami i warunkami, że
w rezultacie będzie miała związane ręce.
ROZDZIAŁ 9
Richard czytał raport prezesa europejskiego przedstawicielstwa
koncernu. Nie mógł się jednak skupić, bo wciąż miał przed oczami
obraz Melanie, co uniemożliwiało mu zrozumienie czegokolwiek.
Zatrudnił ją dopiero poprzedniego wieczoru, a już doprowadzała go
do szaleństwa.
Nie zrzucał jednak całej winy na nią. W końcu to przecież on sam
pozwolił tak sobą manipulować, że dziewczyna stała się częścią jego
codzienności. Spodziewał się, że już o świcie pokaże się w biurze, ale
jeszcze nie przyszła. Przez chwilę miał nadzieję, że może opatrzność
nad nim czuwa i Melanie zrezygnuje z pracy. Może miała więcej
rozumu niż on?
- Wyglądasz na trochę zmęczonego - zauważył Mack, wchodząc
do biura.
- Co cię sprowadza? - Richard był zaskoczony, bo siódma rano
była dla Macka niezwyczajną porą. - Myślałem, że wolisz tu nie
zaglądać, w obawie, że przywiążę cię do biurka i zmuszę do pracy w
rodzinnej firmie.
- Dawno uzgodniliśmy, że nie byłby to dobry pomysł. Wiesz, że
nie znam się na niczym poza piłką, i nic innego mnie nie obchodzi.
Kiedy w dzieciństwie graliśmy w Monopol, zawsze okazywałem się
beznadziejny. Na pewno pamiętasz.
- Szczerze mówiąc, nie. - Richard uśmiechnął się ironicznie. -
Nigdy nie byłeś w stanie usiedzieć na miejscu na tyle długo, żeby
zagrać w jakąkolwiek grę planszową.
- Grywaliśmy, kiedy padało, bo ciotka nie pozwalała mi wtedy
wychodzić na dwór. Zawsze z tobą przegrywałem, co nie wróżyło
dobrze mojej przyszłości w zakładach. Może nie jestem genialnym
biznesmenem, ale nawet ja umiem przewidzieć, jak by się to
skończyło.
- Postanowiłeś trzymać się z daleka od firmy, bo w dzieciństwie
wygrywałem z tobą w Monopol? - spytał Richard ze zdumieniem.
- Zostawiłem ci firmę, bo była dla ciebie bardzo ważna, a dla
mnie nie. Tak samo było zresztą z naszym ojcem i z Destiny.
Koncernem musi zarządzać ktoś, kto poświęci się temu bez reszty.
Tak jak ty. Ani ja, ani Ben nie nadajemy się do tego. Proste.
- Jeśli więc nie przyszedłeś domagać się funkcji prezesa, to co cię
sprowadza?
- Przyszedłem porozmawiać o wczorajszym wieczorze. - Mack
uśmiechnął się szeroko. - Jak tam twój nowy doradca? Mogę się
założyć, że umawiając się z ciotką na kolację, nie spodziewałeś się
takiego obrotu sprawy.
- Jest siódma rano, za wcześnie na takie rozmowy - odrzekł
Richard, nie chcąc przyznać, jak zręcznie został zmuszony do
zatrudnienia dziewczyny. - Spotkam się później z Melanie i ustalimy
podstawowe zasady współpracy. Jakoś damy sobie radę.
- Ciekawe, czy nastąpi to przed kolejną randką na niby, czy też po
niej? - rozważał Mack. - A może to już koniec wielkiej mistyfikacji?
- Destiny przysłała cię, żebyś mi prawił kazania? - Richard
przyjrzał się bratu spod oka.
- Nikt mnie nie przysyłał, wierz mi. A przyszedłem, bo od kiedy
przestaliśmy z kolegami oglądać w czasie lunchu operę mydlaną, nie
bawiłem się tak dobrze. Twoja historia jest zresztą znacznie lepsza.
Nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
- Uważaj. Stąpasz po cienkim lodzie - ostrzegł Richard, ale Mack
zdawał się nie zwracać uwagi na coraz gorszy humor brata.
- Na wypadek, gdyby cię to interesowało, chciałem ci powiedzieć,
że spodobała mi się ta twoja dziewczyna.
- To zrozumiałe - Richard wcale nie był zaskoczony. - Melanie
jest atrakcyjną i inteligentną kobietą. Ma też wspaniałe poczucie
humoru. Gdyby nie to, nigdy by się nie zgodziła na udział w tym
całym szaleństwie.
- Poza tym jest miła dla starszych pań - dodał Mack z powagą.
Richard roześmiał się.
- Chciałbym być przy tym, gdy będziesz mówił Destiny, że jest
starszą panią.
- Nie wyraziłem się ściśle - skrzywił się Mack. - Destiny nie ma
wieku.
- To prawda - przyznał Richard z nutką żalu w głosie. - Gdyby nie
to, mógłbym nie zwracać na nią uwagi, zrzucając wszystko na
demencję.
- Obaj jesteśmy zgodni co do tego, że nasza ciotka ma szalone
pomysły. - Mack spoważniał. - Ale może jednak powinieneś jej
posłuchać? Mogła przecież obmyślić dla ciebie coś znacznie gorszego
niż znajomość z Melanie, niezależnie od tego, jaką rolę ta dziewczyna
odegra ostatecznie w twoim życiu.
- Zapomniałeś, że ona już jest częścią mojego życia? - zapytał
Richard, powstrzymując westchnienie. - Kazałem przygotować dla
niej biuro na tym samym piętrze co mój gabinet. W ten sposób będzie
miała swoje wymarzone miejsce do pracy, ale jeżeli dopisze mi
szczęście, to nigdy go nawet nie użyje.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Daj spokój, Mack. Dość mam kłopotów z Destiny, knującą za
moimi plecami.
- Posłuchaj mnie - poprosił Mack poważnie. - Jestem przekonany,
że podejmując gierki mające uspokoić Destiny i nie dając Melanie
szansy, popełniasz błąd. Umów się z nią na prawdziwą randkę.
Spróbuj ją poznać bliżej. Raz w życiu zrzuć tę swoją zbroję i przestań
być sztywniakiem. Zrób to, bracie.
- Uważasz, że jestem sztywniakiem?
- Zawsze byłeś. Kiedy zginęli rodzice, miałeś dwanaście lat, a
mimo to przyjąłeś pozę człowieka dojrzałego i odpowiedzialnego.
Musiałeś więc stać się nudziarzem. Dziękuję Bogu, że ja i Ben
mieliśmy ciebie, bo gdyby cię nie było, my także moglibyśmy stracić
dzieciństwo i dojrzeć przedwcześnie. To byłoby okropne.
- Nie mówmy już o tym - mruknął Richard, zmęczony tą
rozmową.
Słowa Macka były boleśnie prawdziwe. Nawet gdy Destiny
przejęła opiekę nad całą trójką bratanków, Richard uznał, że jest
współodpowiedzialny za los braci, za ich przyszłość. Wziął więc ten
ciężar na swoje barki. Tak więc z beztroskiego dwunastoletniego
dziecka niemal w jednej chwili zmienił się w dorosłego.
- Jasne - odparł Mack sztucznie swobodnym tonem. - Jeśli
naprawdę nie jesteś zainteresowany Melanie, to może ja się koło niej
zakręcę?
Richard znowu poczuł ból głowy. Ciekawe, czy to zapowiedź
zawału, którego pewnie dostanie, zanim cała ta historia się skończy.
- Trzymaj się od niej z daleka! - ostrzegł. - Bez względu na to, czy
jestem nią zainteresowany, czy nie, ty trzymaj się od niej z daleka.
- Tak właśnie myślałem - powiedział Mack, bardzo z siebie
zadowolony.
- Co to ma znaczyć? - Richard zmierzył go spojrzeniem pełnym
złości.
- Z nas dwóch ty jesteś tym bystrzejszym, więc pomyśl nad tym
trochę - odparł Mack i pogwizdując, opuścił gabinet, zostawiając
Richardowi rozwiązanie tej zagadki. Nie była ona trudna, ale Mack
wolał nie być przy tym, kiedy Richard ją rozwiąże.
Idąc do gabinetu Richarda, Melanie spotkała w korytarzu Macka,
który na jej widok zagadkowo się uśmiechnął.
- Dzień dobry - powiedziała ostrożnie. - Widziałeś już Richarda?
- Tak, jest u siebie, ale może daj mu parę minut, nim wejdziesz.
- Czy ktoś jest u niego?
- Tylko demony dręczące jego duszę - odparł Mack z
zadowoleniem w głosie.
- Co się tam stało? A może nie powinnam pytać? - Spojrzała na
Macka, zastanawiając się, czy dokuczanie Richardowi sprawia mu
taką samą przyjemność jak granie na nerwach ciotce.
- Ode mnie niczego się nie dowiesz, Melanie. Braterska lojalność
i tak dalej, przecież rozumiesz? Ale postaraj się uwierzyć, że Richard
jest dobrym chłopakiem - dodał już całkiem poważnie.
- Wiem o tym.
- Nie zapominaj więc. Nie zważaj na kombinacje Destiny ani na
to, jak szalone rzeczy będą się tu działy. - Mack pospiesznie wyrzucał
z siebie słowa. - Richard gra twardziela, ale tak naprawdę potrzebuje
kogoś, kto zdoła się przebić do niego przez tę grubą skorupę, w której
się schował.
- Bez względu na to, co Richard ci powiedział, jestem tu po to,
żeby zorganizować jego kampanię wyborczą. I tylko po to,
rozumiesz?
- Wiem, Richard mówił mi o waszej wielkiej mistyfikacji. - Mack
uśmiechnął się. - Takie gry mają jednak to do siebie, że kiedy
naprawdę się w nie zaangażujemy, to granica między prawdą a fikcją
zaczyna się zacierać.
- Ja zawsze potrafię odróżnić prawdę od fikcji - oświadczyła z
przekonaniem Melanie.
- W takim razie masz szczęście. - Mack przyjrzał się jej z powagą.
- A może nie?
Zanim jednak zdążyła zapytać, co ma na myśli, odszedł,
pogwizdując beztrosko, równie irytująco zagadkowy jak pozostali
Carltonowie.
Melanie westchnęła i zastukała do drzwi Richarda.
- Twoja sekretarka jeszcze nie przyszła. Mogę wejść? - zapytała,
wsuwając głowę.
- Nie ma jej, bo o tej porze nikt mnie na ogół nie nachodzi -
odparł kwaśno.
- Spotkałam Macka - ciągnęła, postanawiając, że nie da się
zniechęcić jego kiepskim humorem. - Posprzeczaliście się?
- Nigdy się nie sprzeczamy, bo też i nigdy nie przebywamy ze
sobą na tyle długo, byśmy zdążyli to zrobić. On tylko wpada, robi
zamieszanie i znika.
- Wydawał się w doskonałym humorze - zauważyła.
- Oczywiście, że był w doskonałym humorze, bo właśnie
przeprowadził jedną ze swoich najlepszych akcji, polegających na
błyskawicznym ataku z zaskoczenia.
- Miał do ciebie jakąś sprawę?
- Przyszłaś o świcie, żeby rozmawiać o moim bracie? - Spojrzał
spod przymkniętych powiek.
- Zamierzam rozpocząć pracę nad twoją nową strategią wyborczą.
A całą resztę w cywilizowanym świecie określa się jako rozmowę,
pogawędkę czy pogaduszki.
- Nie mam czasu na pogaduszki. - Richard wskazał papiery
piętrzące się na biurku. - Jeden z głównych działów koncernu osiąga
niespodziewanie niskie wyniki. Muszę wyjaśnić, dlaczego tak się
dzieje.
Próbowała wywnioskować, czy mówi prawdę, czy tylko próbuje
się wykręcać, ale z jego spojrzenia niczego nie dało się wyczytać.
- W takim razie nie będę ci przeszkadzać - odparła. - Powiedz
tylko, kiedy będziemy mogli porozmawiać. Chcę ustalić plan
kampanii, budżet i tym podobne. Jeśli jest już zatrudniony menedżer
do tej kampanii, to muszę się z nim spotkać. On czy też ona zajmie się
strategią, co w dużym stopniu cię odciąży.
Richard zamknął oczy i masował obolałe skronie.
- Boli cię głowa? - zapytała Melanie współczująco. - Nic
dziwnego, jeśli zważyć, iloma sprawami musisz się zajmować. Może
chcesz się napić herbaty? Jeżeli jest tu gdzieś blisko kuchnia, chętnie
ci zaparzę.
- Do diabła! Nie zatrudniłem cię do parzenia herbaty! - krzyknął.
Melanie utkwiła w nim spojrzenie, a on westchnął.
- Przepraszam, nie powinienem podnosić głosu.
- To prawda - przyznała. Nie chciała dyskutować nad jego
zachowaniem. Dała tylko do zrozumienia, że nie będzie tolerować
takich postępków i koniec. - To w końcu chcesz tej herbaty czy nie?
- Jeśli naprawdę będziesz taka miła, chętnie wypiję filiżankę.
Przy sali konferencyjnej jest kuchenka, powinnaś tam znaleźć
wszystko, co potrzebne.
- Z cukrem, cytryną?
- Bez dodatków poproszę.
Sala konferencyjna była urządzona elegancko i ze smakiem.
Ciekawe, czy to dzieło Destiny? - pomyślała Melanie, wchodząc do
maleńkiej kuchni wyposażonej w dwupalnikową kuchenkę i pasującą
do niej lodówkę, również w stalowej obudowie. W kredensiku stała
porcelanowa zastawa i kryształowe kieliszki, a w szufladach ułożono
srebrne sztućce.
Było tu wszystko, czego potrzeba, żeby podejmować bogatych
członków zarządu.
Melanie postawiła czajnik na kuchence i zaczęła szukać herbaty.
Kiedy woda się zagotowała, napełniła czajniczek i postawiła go na
tacy obok filiżanki i talerzyka z torebeczką herbaty. Wróciła do
gabinetu Richarda i bez słowa zalała torebkę wrzątkiem.
- Wyznacz termin spotkania i poproś sekretarkę, żeby do mnie
zadzwoniła. Będę czekała na wiadomość - powiedziała, zamierzając
opuścić gabinet.
Kiedy przechodziła obok Richarda, chwycił ją za rękę.
- Jeszcze raz przepraszam, Melanie. Głowa mi pęka i mam kiepski
nastrój, ale to jeszcze nie powód, żeby tak na ciebie naskakiwać.
- Dopóki to rozumiesz, ciągle jeszcze jest dla ciebie nadzieja -
uśmiechnęła się.
- Nie jestem jeszcze za stary, żeby się czegoś nauczyć. A skoro
już jesteś, to może jednak zostaniesz i od razu pomówimy o twojej
koncepcji. Pierwsze spotkanie mam dopiero o ósmej trzydzieści.
- A ta sterta papierów? - zapytała.
- Może poczekać, a nawet powinna, bo żeby się tym zająć, muszę
spojrzeć świeżym okiem na te dokumenty, a więc teraz i tak nic z tego
nie będzie.
- W takim razie tu jest lista spraw, które musimy ustalić. Ile czasu
mam przeznaczyć na opracowanie nowego planu? Czy będziesz
potrzebował wstępnego projektu dla pracowników, czy wolisz, żebym
została i sama zajęła się koordynacją? Na początku mówiliśmy także o
doradztwie w sprawach firmy. Ustalmy, co jest ważniejsze - koncern
czy wybory? Nie musisz odpowiadać w tej chwili, ale powinieneś się
nad tym zastanowić. Nie chcę niepotrzebnie podwyższać kosztów,
dopóki wszystkiego nie ustalimy.
- Doceniam to - powiedział, patrząc na nią trochę zaskoczony.
- O co chodzi?
- Nie spodziewałem się, że będziesz taka... - Richard urwał.
- Zorganizowana? - podsunęła. - Gdyby od samego początku
wszystko poszło dobrze, właśnie takie byłoby twoje pierwsze
wrażenie na mój temat. Naprawdę jestem dobra w tym, co robię. Co
do tego Destiny ma rację.
- Zaczynam to dostrzegać - rzekł, podając jej kilka teczek. - To
dokumenty osób ubiegających się o stanowisko menedżera kampanii.
Przejrzyj je i powiedz, co o nich sądzisz. Mogę się z tobą spotkać o
trzeciej - dodał, przeglądając swój plan dnia. - Będę miał piętnaście
minut, więc się nie spóźnij. Kazałem przygotować dla ciebie biuro.
Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, powiedz mojej sekretarce, a ona
się tym zajmie. Resztę omówimy już razem z menedżerem kampanii,
kiedy go zatrudnimy.
- Zgoda. W takim razie do zobaczenia o trzeciej - powiedziała
Melanie, kierując się do drzwi.
- Masz jakieś plany na wieczór? - zapytał, kiedy już naciskała
klamkę.
- Myślę, że... - zaczęła, ale przerwał jej, zanim zdążyła
zaprotestować.
- Chodzi o sprawy służbowe. O ósmej muszę się pokazać na
przyjęciu organizowanym przez komitet dobroczynny, którego
współprzewodniczącą jest Destiny. Ciotka będzie szczęśliwa, widząc
nas znowu razem, a poza tym zjawi się tam wiele osób, które
powinnaś poznać.
- To znaczy, że dalej gramy? - zapytała.
Nie była pewna, co właściwie myśleć o tym udawaniu. Sądząc
jednak po tym, jak szybko zabiło jej serce, podobało się jej to
bardziej, niż powinno.
- Jak najbardziej. Uzgodniliśmy przecież, że będziemy ciągnąć to
przedstawienie, dopóki Destiny nie zostawi nas w spokoju -
przypomniał.
- A czy pomyślałeś o tym, co może się stać, jeżeli ona odkryje, że
to tylko gra? - zapytała.
- Nie możemy dopuścić do tego, żeby się dowiedziała - odparł
Richard. - Dlatego musimy się pilnować. Dziś wieczorem ciotka
oczekuje, że przyjdziemy razem.
Melanie doszła do wniosku, że jeśli sytuacja będzie się rozwijała
w tym tempie, to konieczność kupowania strojów wieczorowych
błyskawicznie doprowadzi ją do bankructwa. Nawet tych z drugiej
ręki.
- O której mam być gotowa? - zapytała z rezygnacją.
- Przyjadę po ciebie o wpół do ósmej.
- Kiedy następnym razem będziesz potrzebował mojego
towarzystwa z okazji oficjalnych spotkań, daj mi znać z większym
wyprzedzeniem. Nie mam, tak jak Kopciuszek, wróżki za matkę
chrzestną i potrzebuję czasu, żeby się przygotować do wyjścia.
- Obiecuję. Ale nie mów o tej dobrej wróżce w obecności Destiny,
bo przypuszczam, że byłaby szczęśliwa, mogąc odgrywać jej rolę.
Przez całe życie ubierała trzech chłopców, a to nie pozwoliło jej
rozwinąć skrzydeł wyobraźni. Bo co można zrobić ze smokingiem?
Nawet jeśli zaprojektuje go znany projektant, wciąż wygląda tylko jak
smoking. Biedna Destiny...
- Wyobrażam sobie, że dla osoby o takiej fantazji jak ona musiało
to być frustrujące. Ale teraz już lepiej wezmę się do pracy -
powiedziała i zabębniła palcami o trzymane w ręku teczki.
- Do zobaczenia o trzeciej. - Richard skinął głową.
Melanie wróciła do swojej firmy. Zamknęła drzwi biura i się o nie
oparła. Rozmawiając z Richardem, miała ochotę pochylić się nad nim,
siedzącym za ogromnym biurkiem, i całować go, aż w końcu się
rozchmurzy. Byłoby to jednak bardzo nierozsądne.
Richard oczekiwał, że spędzą razem kolejny wieczór, podczas
którego ona będzie udawać kogoś bliższego mu niż niezależna
konsultantka, a później wróci do domu i wcale za nim nie tęskniąc,
spokojnie zaśnie. Jeżeli tak ma to wyglądać, musi porozmawiać z
Richardem o ryzyku, jakie niesie gra, którą podjęli. Uważała, że cała
ta historia nie może się dobrze zakończyć.
Przeglądała teczki kandydatów na stanowisko menedżera
kampanii, typując najlepszych i uzasadniając krótko swoją opinię. Nie
wiedziała, jak dalece Richard będzie polegał na jej zdaniu. Liczyła się
też z tym, że chciał w ten sposób tylko sprawdzić, na ile ich opinie są
zbieżne. Bez względu na wszystko postanowiła przygotować
przemyślaną i inteligentną notatkę na temat każdego z kandydatów.
Pracowała w skupieniu, nie przerywając nawet na lunch,
zdecydowana jak najlepiej wywiązać się z zadania. Zamierzała
udowodnić, że zatrudniając ją, Richard nie popełnił błędu, jeżeli
nawet powodem, dla którego to zrobił, nie były jej kwalifikacje
zawodowe.
- Mogę wejść? - zapytała Becky, zaglądając do biura.
- Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego przeglądasz te teczki, bo
chyba źle cię zrozumiałam.
- Richard prosił, żebym wstępnie oceniła kandydatów.
- I dlatego natychmiast rzucasz wszystkie inne sprawy?
- Niczego nie rzucam - broniła się Melanie. - Przesunęłam tylko
kilka spotkań. To nic takiego. Często przecież zdarzają się podobne
sytuacje.
- Coś mi mówi, że od tej pory będą się zdarzały jeszcze częściej.
- Jeśli nawet, to przecież Richard będzie nam dobrze płacił,
prawda?
- A ty będziesz tańczyła, jak on ci zagra - stwierdziła Becky. - Nie
podoba mi się to. Tak samo jak nie spodoba się tym wszystkim
ludziom, którzy płacą nam regularnie od wielu miesięcy czy nawet lat.
Może to nie są grube ryby, ale to nasi klienci.
- Nie mam zamiaru zaniedbywać klientów - oświadczyła Melanie,
a ujrzawszy jej sceptyczną minę, spytała: - O co chodzi, Becky?
Myślałam, że rozumiesz, jak ważne jest dla nas to zlecenie.
- Nie podoba mi się, że dla tego faceta stajesz na głowie. Jesteś na
to za dobra.
- Nie robię tego dla żadnego faceta, tylko dla naszego klienta -
przypomniała Melanie.
- Czy to znaczy, że koniec z tym przedstawieniem dla jego ciotki?
- Nie całkiem - przyznała Melanie.
- Naprawdę nie widzisz, jaka to ryzykowna gra? Jesteś pewna, że
nie zaangażowałaś się osobiście i że Richard cię nie pociąga?
- Może istotnie traktuję tę sprawę trochę osobiście. - Melanie
zdecydowała, że nie będzie kłamać. - Chciałabym wywrzeć na nim
piorunujące wrażenie. Pilnuję jednak, żeby sprawy nie wymknęły mi
się z rąk.
- Kochanie, minął dopiero jeden dzień. A jeśli chcesz znać moją
skromną opinię, to ty już dawno niczego nie kontrolujesz.
- Odwołałam kilka spotkań i posiedziałam trochę nad tymi
teczkami, a ty od razu nazywasz to brakiem kontroli? Daj spokój,
Becky. To nasz nowy klient i to, co robię, jest całkowicie
uzasadnione.
- Jeśli tak twierdzisz. - Becky nie była przekonana.
- Tak właśnie twierdzę i... - zaczęła Melanie, ale przerwał jej
dzwonek telefonu.
- Mówi Winifred, sekretarka pana Carltona. Pan Carlton prosił,
żebym odwołała spotkanie o trzeciej i przekazała, że wieczór
pozostaje bez zmian i przyjedzie po panią o wpół do ósmej.
- Rozumiem, dziękuję - powiedziała Melanie, unikając wzroku
przyjaciółki.
- Odwołał spotkanie? - domyśliła się Becky.
Melanie wiedziała, że Becky uważa ją za idiotkę, a co gorsza, ona
sama w tej chwili tak się właśnie czuła.
- Wyznaczył nowy termin? - zapytała Becky.
- Nie. Może poda go wieczorem.
- Wieczorem? - W głosie Becky brzmiało niedowierzanie.
- Nie mówiłam ci, że z nim wychodzę? Oczywiście spotkanie
służbowe.
- On będzie ściskał dłonie grubym rybom na przyjęciu, a ty
będziesz mu w tym czasie referować rezultaty swojej pracy. - Becky z
politowaniem pokiwała głową.
- Możemy porozmawiać w samochodzie, jadąc na spotkanie -
broniła się Melanie, czując, że jej pewność siebie znika. - Albo w
drodze powrotnej.
- Jak daleko masz zamiar się posunąć, żeby utrzymać ten głupi
kontrakt?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Melanie była zaszokowana
słowami Becky.
- To, co robisz, to chodzenie po linie. A biorąc pod uwagę błysk,
jaki pojawia się w twoich oczach, kiedy tylko rozmowa schodzi na
Richarda, obawiam się, żebyś z tej liny nie spadła, i to na głowę.
- Jak możesz? To okropne! - Melanie poczuła się dotknięta uwagą
przyjaciółki.
- Okropne jest to, że tak pomyślałam? - dociekała Becky. - Jesteś
moją najlepszą przyjaciółką i bardzo cię lubię. Jestem przerażona, bo
widzę, jak niewiele brakuje, żebyś zrobiła coś, czego będziesz
żałować.
- Martwisz się o mnie czy o firmę? - zapytała cynicznie Melanie.
- Oczywiście, że o ciebie - natychmiast odpowiedziała Becky.
- Ale jeśli ludzie zaczną uważać, że sypiasz z jednym ze swoich
głównych klientów, to twoja reputacja jako fachowca również może
ucierpieć.
- Nie sypiam z Richardem.
- Jeszcze nie. - Becky nie miała zamiaru ustąpić.
- Od razu mu zapowiedziałam, że nie pójdę z nim do łóżka.
- Wiesz, jak specyficzna jest nasza praca - odrzekła Becky. -
Poświęcamy mnóstwo czasu na wykreowanie wizerunku klientów.
Najlepiej nam to wychodzi, jeżeli ten wizerunek jest jak najbardziej
zbliżony do prawdy. Oszustwa nam się niezbyt udają, bo obie
jesteśmy na to za uczciwe.
- Innymi słowy, jeśli ludzie zaczną podejrzewać, że sypiam z
Richardem, nie będzie miało żadnego znaczenia, że to nieprawda? -
uściśliła Melanie, czując się już do końca pokonana.
- Bingo! - zawołała Becky.
- Jak mogłam się dać w to wciągnąć? - zapytała żałośnie Melanie,
choć dobrze wiedziała, że sprawiła to przebiegłość Destiny i nalegania
Richarda.
- To proste. Chciałaś oddać przysługę przyjaciółce. Skąd mogłaś
przypuszczać, że od pierwszego wejrzenia oszalejesz z pożądania?
- Nie jestem w nim zakochana - oświadczyła stanowczo Melanie.
- Powiedziałam po-żą-da-nia - przypomniała Becky z uśmiechem.
- Ciekawe, że usłyszałaś coś innego. No, skończyłam na dzisiaj i idę
do domu.
- Nie ma jeszcze trzeciej - zaprotestowała Melanie.
- Wiem, ale potrzebujesz czasu, żeby się przygotować na wieczór.
- Może powinnam po prostu naciągnąć na siebie worek? -
powiedziała Melanie.
- Wątpię, żeby to pomogło. Wydaje się, że Richardowi to nie
przeszkodzi, bo całkiem stracił dla ciebie głowę.
- Do diabła, Becky! To tylko gra! - krzyknęła Melanie, ale
odpowiedział jej cichy śmiech przyjaciółki i odgłos zamykanych
drzwi.
Ze złością popatrzyła na stos teczek, przy których spędziła tyle
godzin. A może polecić Richardowi na menedżera jakiegoś idiotę? W
pełni na to zasłużył. Postanowiła jednak zmusić go raczej, aby zaczął
ją traktować poważnie. A jeśli chodzi o Becky, to w jednym ma
niewątpliwie rację. Musi się pilnować, tak żeby po zakończeniu tej
farsy z Richardem nie okazało się, że jej opinia zawodowa ucierpiała.
ROZDZIAŁ 10
Wystarczyło, że Richard zobaczył wyraz twarzy Melanie, by
zrozumiał, jak poważnym błędem było odwołanie popołudniowego
spotkania. Dziewczyna zachowywała się uprzejmie, ale tak chłodno i
obojętnie jak zupełnie obca osoba.
Zrozumiał, że jeśli natychmiast temu nie zaradzi, czeka go ciężki
wieczór. Na szczęście spodziewał się podobnej reakcji i miał w
zanadrzu kilka niespodzianek, które mogłyby pomóc w rozładowaniu
sytuacji. Na początek wyjął zza pleców okazały bukiet.
- Może ci się spodobają - powiedział z nadzieją, pilnie wypatrując
oznak poprawy nastroju Melanie.
- Są piękne! - Melanie ukryła twarz w pachnącej wiązance lilii i
róż. - Wstawię je do wody - powiedziała i wyszła z pokoju, nawet nie
spojrzawszy na Richarda.
Nie jest najgorzej, mogła mu je przecież rzucić w twarz.
Rozejrzał się po saloniku. Był umeblowany antykami i zupełnie
współczesnymi sprzętami, przy czym widać było, że osoba, która je
wybrała, ma znakomite wyczucie kolorów. Chociaż Richard nie
zdecydowałaby się na urządzenie własnego domu w takim stylu, z
zaskoczeniem stwierdził, że wnętrze sprawia bardzo miłe wrażenie.
Gdyby ten wieczór nie był taki ważny dla Destiny, najchętniej wcale
by się stąd nie ruszał.
Melanie wróciła z kwiatami w dużym, kryształowym wazonie i
postawiła je na szklanym blacie stolika do kawy. Znowu wtuliła w nie
na chwilę twarz.
- Powinniśmy już iść - oznajmiła wreszcie oficjalnym tonem, co
go zirytowało.
- Dobrze, ale najpierw musimy się pozbyć tego tonu - mruknął i
pocałował ją.
Przez krótką chwilę próbowała się opierać, ale kiedy Richard
wypuścił ją wreszcie z uścisku, patrzyła na niego już nieco
cieplejszym wzrokiem.
- To było nie fair - powiedziała jednak oskarżycielsko.
- To była ostatnia deska ratunku. Nie umiałem wymyślić nic
innego.
- Skoro musiałeś odwołać spotkanie, mogłeś przynajmniej
powiedzieć, że ci przykro. Całe przedpołudnie przygotowywałam się
do niego, a teraz zastanawiam się, czy ciebie w ogóle interesuje moja
opinia. Jeżeli nie będziesz mnie traktował poważnie, nasza współpraca
nie ma sensu. Odejdę.
Właśnie tego się spodziewał.
- Ależ traktuję cię poważnie - zapewnił. - Gdyby tak nie było, nie
prosiłbym, żebyś się tym zajęła. Jeżeli jednak mamy razem pracować,
musisz zrozumieć, że mój rozkład dnia jest płynny.
Ciągle coś się dzieje i muszę reagować, gdy pojawiają się
nieoczekiwane możliwości, albo gdy coś się wali. Dziś miałem dwie
godziny na złożenie oferty kupna firmy, którą od lat próbuję zdobyć.
Termin mijał o piątej i niemal do tej pory rozmawiałem z prawnikami.
-
W
porządku.
-
Wydawało
się,
że
Melanie
jest
usatysfakcjonowana tym tłumaczeniem. - Przesadziłam, ale bardzo mi
zależało, żeby wywrzeć na tobie wrażenie. To była pierwsza okazja.
Poza tym zezłościła mnie twoja pewność, że rzucę wszystko inne i
zajmę się tylko tym, o co mnie prosiłeś. W dodatku nie zadałeś sobie
trudu, żeby polecić sekretarce ustalenie nowego terminu.
- To dlatego, że i tak mieliśmy się spotkać. Liczyłem na to, że te
kwiaty złagodzą twój gniew.
- Przyznaję, to miły gest, wolałabym jednak kilka szczerych słów.
Ale ty pewnie nie jesteś przyzwyczajony do przepraszania? -
Popatrzyła mu w oczy.
- Kiedy trzeba, umiem przeprosić - rzekł zakłopotany trafnością
jej spostrzeżenia.
Miała rację, nie był przyzwyczajony, by krytykowano jego
zachowanie. Jak to ujęła Destiny? Zbyt wielu ludzi gotowych było
spełniać wszystkie jego zachcianki? Pomyślał nagle, że branie pod
uwagę uczuć innych to coś zupełnie nowego i zapewne poniżającego.
Na to w każdym razie wskazywał dzisiejszy wieczór.
- A często ci się to zdarza? - zapytała kwaśno. - Raz do roku czy
rzadziej?
- Rzadziej - przyznał, wzruszając ramionami. - Przepraszam, że
odwołałem spotkanie, ale prawdę mówiąc, w ogóle nie powinienem
się z tobą dzisiaj umawiać. Miałem napięty plan. Umówiłem się z tobą
tylko dlatego, że wiedziałem, jak bardzo zależy ci, by zacząć.
Chciałem też dać ci znać, że mam zamiar słuchać twoich rad.
- Naprawdę? - Melanie rozpogodziła się wreszcie.
- Tylko niech ci się nie przewróci w głowie. Powiedziałem, że
będę słuchał twoich rad, ale nie wspomniałem, że będę postępował
zgodnie z nimi.
- Od czegoś trzeba zacząć. - Uśmiechnęła się. - Myślałam, że
odwołałeś spotkanie, bo i tak nie ma znaczenia, co powiem.
- Naprawdę chcę wysłuchać twojej opinii. Opowiesz mi wszystko
podczas jazdy. Masz dziesięć minut.
- Będę się streszczać. Jest zresztą tylko kilka osób godnych
zainteresowania. Cóż za elegancja - powiedziała na widok, stojącej
przed wejściem limuzyny.
- Przekonałem się, że to bardzo wygodne, jeśli chce się w drodze
popracować albo poświęcić całą uwagę osobie towarzyszącej - dodał,
patrząc jej w oczy.
- Jak mam się skoncentrować na pracy, kiedy mówisz takie miłe
rzeczy?
- A może odłożymy sprawy służbowe na później i wrócimy do
całowania? - zapytał, przekonany, że całowanie Melanie nigdy w
życiu mu się nie znudzi.
- Raczej nie. - Melanie odsunęła się. - Nie zatrudniłeś mnie
przecież ze względu na mój talent do całowania.
- Jesteś pewna? - Roześmiał się. - Mamy przecież dwie umowy,
pamiętasz?
- Ani przez moment o tym nie zapomniałam, a w nocy pewno nie
da mi to zasnąć. - Popatrzyła na niego zmieszana.
- Pomyślałem to samo. - Spojrzał z nadzieją. - A skoro oboje nie
będziemy mogli zasnąć, to może spędźmy tę noc razem?
- Nic z tego - odparła. Lodowaty głos i chłodne spojrzenie miały
ostudzić jego zapały.
Gotów był uwierzyć, że Melanie naprawdę nie ma ochoty na jego
towarzystwo, ale zdradził ją krótki, ledwie dostrzegalny błysk w
oczach. Richard miał nadzieję, że namiętność, którą próbowała
stłumić, dojdzie do głosu. Pragnął dotrwać do tej chwili, nie tracąc
panowania nad sobą. Na razie jakoś sobie radził, ale każda chwila
spędzona w pobliżu Melanie czyniła go coraz mniej odpornym.
Pierwszą osobą, na którą natknęli się po wejściu do Sali
recepcyjnej w hotelu, okazał się Mack. Melanie odniosła nawet
wrażenie, że specjalnie na nich czekał. Chwycił Richarda za ramię i
wyciągnął obydwoje na zatłoczony korytarz.
- Przygotujcie się - ostrzegł ich ponuro. - Tam jest Pete Forsythe.
Zachowuje się jak lis w kurniku. Tylko na was spojrzy i już będzie
miał gotowy jutrzejszy nagłówek.
- Cudownie - jęknęła Melanie, ale natychmiast się rozpromieniła.
- Możemy wykorzystać jego obecność.
- W jaki sposób? - Obaj mężczyźni popatrzyli na nią zaskoczeni.
- Forsythe goni za smakowitym kąskiem, więc dajmy mu coś.
Powiedzmy, że zdecydowałeś się kandydować w wyborach do władz
miasta i zatrudniłeś mnie jako doradcę.
- Nie jestem gotowy, żeby to ogłosić - zaprotestował Richard. -
Chciałem to zrobić dopiero w połowie stycznia.
- Niczego nie będziesz musiał ogłaszać - wyjaśniła spokojnie
Melanie. - Przyznasz tylko, o czym i tak wszyscy wiedzą, że myślisz o
kandydowaniu. W ten sposób potwierdzisz zawodowy charakter
naszej znajomości i zakończysz spekulacje na temat romansu. Prawda
okaże się tak nieciekawa, że być może Forsythe nawet tego nie
opublikuje.
- Bardzo chytrze - przyznał Mack. - Posłuchaj jej, Richardzie.
Znam tego gościa. Żywi się skandalami i historyjkami o podtekście
seksualnym. To, o czym mówiła Melanie, nie zainteresuje jego
czytelników.
- No dobrze, chodźmy - zgodził się w końcu Richard. -
Sprzedamy mu naszą nudną historię. Mam tylko nadzieję, że Destiny
nie opowiedziała mu już czegoś innego.
- Na przykład czego? - zapytała Melanie, choć nie była pewna,
czy naprawdę chce to wiedzieć.
- Tego, że wkrótce planujemy zaręczyny - wyjaśnił Richard.
- Przecież widziała nas razem tylko raz. - Melanie uważała
przypuszczenie Richarda za idiotyczne.
- Niestety, Richard może mieć rację - poparł brata Mack. -
Destiny ma bardzo żywą wyobraźnię. Jeśli uznaje, że sytuacja tego
wymaga, bez oporów ubarwia rzeczywistość, a już na pewno nie
przepuści okazji, by nadać waszemu romansowi nieco rozpędu.
- Forsythe nas nie widział, jeszcze możemy się wycofać -
zaproponował Richard.
- Wykluczone. To najgorsze, co moglibyśmy zrobić –
zaprotestowała Melanie. - Gdyby ten facet się o tym dowiedział,
dopiero zacząłby węszyć! Pewnie od razu by sprawdził, czy jesteśmy
na liście gości i czy nie wymknęliśmy się na górę.
- Naszych nazwisk nie ma na liście - rzekł Richard. - Chyba że...
- Nawet o tym nie myśl - przerwała mu Melanie, podczas gdy
Mack starał się stłumić śmiech. - To zresztą nie ma znaczenia.
Forsythe i tak uzna, że przekupiłeś obsługę, a jutro rano przeczytamy,
jak to wymknęliśmy się, żeby wreszcie być sami.
Musimy tam wejść jak ludzie o czystym sumieniu, niczego
nieukrywający, co akurat jest prawdą. W tej sali zebrało się mnóstwo
osób. Może uda się nam przywitać i porozmawiać, z kim trzeba, a
potem pokręcić się trochę, żeby nas zauważono i wyjść, nie zbliżając
się nawet do Forsythe'a. Niech usłyszy od innych, że byliśmy razem.
- Melanie ma rację. Pójdę przodem i spróbuję go przyblokować -
obiecał Mack, nie kryjąc, że niecierpliwie czeka na rozwój wydarzeń.
- Myślałem, że raczej chowa się za tymi rosłymi napastnikami -
mruknął Richard.
- Bardzo śmieszne - skomentował Mack. - Cokolwiek masz na ten
temat do powiedzenia, i tak ja mam większe doświadczenie.
- W unikaniu Pete'a Forsythe'a czy w blokowaniu?
- W obu tych sprawach - odparł stanowczo Mack.
- A przy okazji, z kim przyszedłeś? - zapytał Richard.
- Z nikim. Nie daję pożywki wyobraźni Destiny. Poza tym dzisiaj
jest twój dzień - przypomniał Mack. - Zwłaszcza gdybyś się
zdecydował ogłosić zaręczyny.
- Poczekaj, kiedyś ciotka zajmie się i tobą. A wtedy pożałujesz, bo
zrobię wszystko, żeby jej pomóc. - Richard spojrzał ponuro na brata.
- Nie jestem pewna, czy rozsądne jest zrażanie do siebie kogoś,
kto chce się rzucić pomiędzy nas i Forsythe'a - zauważyła Melanie.
- Dobrze, braciszku. Rób, co do ciebie należy i pomóż nam
dotrzeć do Destiny - poddał się Richard.
Doświadczenie z boiska wyraźnie okazywało się przydatne, gdyż
Mack nadzwyczaj sprawnie poruszał się w zatłoczonej sali. Po chwili
wszyscy troje znaleźli się przy stole prezydialnym, za którym
królowała Destiny w towarzystwie kilku dżentelmenów.
Zaskoczona Melanie ujrzała wśród nich wysokiej rangi doradcę
prezydenta i dwóch senatorów. Poczuła się nagle jak Alicja, która
wypadając z króliczej nory, trafiła na herbatkę u Szalonego
Kapelusznika. Z całą pewnością nie było to towarzystwo, w którym
obracała się na co dzień.
Destiny powitała przybyłych serdecznym uśmiechem, a potem
dokonała prezentacji, z której można by wywnioskować, że Melanie
jest właścicielką jednej z najlepszych agencji w swojej branży, z
siedzibą przy Madison Avenue w Nowym Jorku. Mężczyźni
odruchowo spojrzeli na nią z szacunkiem, którego na ogół nie
wzbudzała samym swym nazwiskiem.
Zwykle, chcąc pracować dla ludzi tak wysoko postawionych,
musiała udowadniać, że świetnie się do tego nadaje. A na razie nie
udało się jej o tym przekonać nawet Richarda.
- Richardzie, ty stary lisie! - powitał go senator Furhman. - Widzę,
że tobie należy zostawiać wybór doradców. Znalazłeś piękną i zdolną
kobietę, podczas gdy my wszyscy musimy współpracować z łysymi
starcami. Pogratulować, mój drogi!
Melanie była ciekawa odpowiedzi Richarda, bo dużo z niej mogła
wywnioskować. I to nie tylko na temat jego taktu i dyplomacji, ale
również, co myśli o jej kwalifikacjach zawodowych, choć nie miał w
zasadzie okazji do wyrobienia sobie zdania w tej kwestii.
- Proponuję, żeby i pan ją zatrudnił. - Richard spojrzał senatorowi
w oczy i uśmiechnął się. - Ale dopiero wtedy, kiedy wygram wybory i
obejmę urząd.
- A więc zdecydowałeś się wystartować w wyborach do władz
miasta? - zapytał doradca prezydenta.
- Zdecydowałem się to rozważyć - sprostował Richard, zgodnie z
tym, co ustalił z Melanie.
Przysłuchując się rozmowie, Melanie doszła do wniosku, że
Richard będzie z pewnością pojętnym uczniem, co bardzo ułatwi jej
pracę.
- Dlaczego nie startujesz do Kongresu? - chciał wiedzieć senator
Furhman. - Człowiek twojego kalibru tylko traci czas na zaczynanie
wszystkiego od najniższego szczebla.
- Żadne działanie na rzecz społeczeństwa, bez względu na to, na
jakim poziomie, nie jest stratą czasu - oznajmił Richard
zdecydowanie.
- Oczywiście, oczywiście, masz rację - szybko przytaknęli
wszyscy trzej mężczyźni.
Melanie uśmiechnęła się, zadowolona ze sposobu, w jaki Richard
poradził sobie z politykami, nie urażając ich. Wiedziała, że będzie
doskonałym kandydatem i że nikomu nie pozwoli wyprowadzić się z
równowagi.
- Panowie wybaczą, ale mamy z Melanie wiele spraw do
omówienia. - Richard nachylił się i pocałował Destiny. - Przykro mi,
ale nie możemy dłużej zostać.
Melanie i Mack zupełnie się tego nie spodziewali, ale Richard
posłał im porozumiewawcze spojrzenie.
- Jesteś gotowa, skarbie? - zapytał.
Zaskoczył ją tą ostentacyjną czułością. Nie wiedziała, czy było to
przeznaczone dla uszu Destiny czy dla towarzyszących jej
dżentelmenów. A może dla samego Pete'a Forsythe'a?
- Kochanie. Jesteś gotowa? - ponaglił Richard.
- Oczywiście. - Wciąż oszołomiona, kiwnęła głową. - Po co to
zrobiłeś? - zapytała, gdy czekali już na ulicy na limuzynę.
- Masz na myśli pośpiech, z jakim wyszliśmy?
- To też, ale pytam przede wszystkim o twoje aluzje do sposobu
spędzenia tego wieczoru. Myślałam, że zdecydowaliśmy się unikać
wszystkiego, co mogłoby świadczyć o tym, że łączy nas coś więcej
niż sprawy służbowe.
- Chodziło mi o Destiny, a na to przecież się zgodziłaś.
- Ale słyszeli cię również inni. Już na pewno szukają Forsythe'a,
żeby mu o wszystkim donieść.
- Dosyć mam już przejmowania się Forsythe'em - oświadczył
Richard ze zniecierpliwieniem.
- Nie możesz sobie na to pozwolić! - żachnęła się Melanie. -
Musisz wykorzystywać media dla własnych celów, a nie dostarczać
im materiału do plotek. Myślałam, że zgodziłeś się słuchać moich rad.
- Owszem, i właśnie dlatego wyszliśmy. Chcę cię wysłuchać i
przemyśleć twoje propozycje. Umieram z głodu, może kupimy coś do
jedzenia i pojedziemy do ciebie?
Melanie zmarszczyła brwi.
- Mam nadzieję, że nie chodzą ci po głowie żadne głupie myśli? -
zapytała.
- Szczerze mówiąc, chodzą. - Richard roześmiał się. - Zadowolę
się jednak przejrzeniem teczek, które ci rano dałem. Czy mam inne
wyjście?
- Naprawdę wiesz, jak zabawić dziewczynę. - Melanie pokiwała
głową.
- Zanim się jeszcze bardziej naburmuszysz, poczekaj, aż
zobaczysz, co chcę zamówić. Zapewniam, że będzie to dużo
smaczniejsze niż ten gumowy kurczak na przyjęciu. Boże, co za
obrzydlistwo!
- Jeśli tak mówisz... - Ciągle nie była pewna jego intencji.
Wsiadła do limuzyny, a Richard, zanim zajął miejsce obok niej,
porozmawiał przez chwilę z kierowcą.
- Pojedziemy do ciebie, a kierowca przywiezie nam kolację -
oznajmił.
Nareszcie znaleźli się poza zasięgiem czujnych oczu Destiny i
Forsythe'a. Mogli też wreszcie porozmawiać o pracy. Zamiast się
jednak cieszyć z tego, Melanie martwiła się, co będzie, kiedy zmysły
obydwojga znów dadzą o sobie znać, a w pobliżu nie będzie nikogo,
kto mógłby ich przywołać do porządku.
- Lepiej, żebyś się przebrała, zanim zasiądziemy do kolacji -
powiedział Richard, kiedy znaleźli się w salonie.
Popatrzyła na niego podejrzliwie, ale on tylko się uśmiechnął.
- Nie powiedziałem przecież, żebyś włożyła peniuar. Jeśli jednak
chcesz to zrobić, nie będę się sprzeciwiał. Mam słabość do kobiet w
koronkach i atłasach.
- Nie rozmarzaj się - przywołała go do porządku. - Myślałam
raczej o dresie.
- Wybierz jakiś znoszony, bo to, co zamówiłem, nie pasuje do
eleganckich strojów. Ale jeżeli lubisz ryzyko... - Znowu się
uśmiechnął, widząc jej zaskoczenie.
- Co takiego mogłeś zamówić? - zapytała, bo jego wesołość
wydawała się jej podejrzana.
- To niespodzianka, ale myślę, że będziesz zadowolona.
- Za mało wiesz o moich gustach, żeby tak twierdzić.
- Ty masz swoje źródła informacji, ja swoje. Idź się przebrać,
chyba że wolisz zaryzykować. Przygotuję coś do picia. Masz
czerwone wino?
Kupiła kilka butelek jego ulubionego wina, mając nadzieję, że
nadarzy się okazja tak jak ta, lecz teraz wcale nie była z tego dumna.
- W kuchni jest stojak na wino. Nie mam takiego wyboru jak ty,
ale jestem pewna, że coś znajdziesz.
Richard poszedł do kuchni, a ona pobiegła do sypialni. Duma nie
pozwoliła jej założyć dresu, ubrała się więc w obcisłe dżinsy i sweter.
Kiedy schodziła na dół, usłyszała otwieranie drzwi. Kierowca
właśnie wchodził do środka z dwiema dużymi torbami. Z
niedowierzaniem popatrzyła na dobrze sobie znane logo na torbach.
- Zamówiłeś barbecue z Ohio? - upewniła się, kiedy Richard
odebrał torby od kierowcy.
- Doszedłem do wniosku, że jestem ci coś winien za odwołanie
spotkania, a twoja asystentka powiedziała, że to uwielbiasz. Chciałem,
żebyś się uśmiechnęła, ale ty jesteś od tego jak najdalsza - stwierdził,
przyglądając się jej badawczo.
- Chwileczkę. - Musiała to przemyśleć, bo zamówienie kolacji z
Ohio, tak jakby to była budka za rogiem, zrobiło na niej wrażenie. -
Kiedy rozmawiałeś z Becky?
- Wiedziałem, że będziesz rozczarowana, gdy odwołam spotkanie.
Chciałem ci to jakoś wynagrodzić, więc zasięgnąłem języka u Becky,
bo zależało mi na tym, by sprawić ci radość. A kiedy upewniłem się,
że zdążą dostarczyć zamówienie, Winifred zadzwoniła do ciebie.
Nic dziwnego, że Becky tak się zmartwiła, pomyślała. Wiedziała,
jaką ekstrawagancką niespodziankę planuje Richard, i zdawała sobie
sprawę, jakie uczucia wzbudzi w Melanie mężczyzna, który zdobędzie
się na coś tak zaskakującego.
- Nadal nie widzę uśmiechu - stwierdził Richard, patrząc na nią
spod zmrużonych powiek. - Ale lubisz to barbecue, zgadza się?
- To jedna z tych rzeczy, których najbardziej mi brakuje, odkąd
wyjechałam z domu.
- Tak właśnie utrzymuje Becky.
- Zadałeś sobie tyle trudu. - Wciąż była pod wrażeniem tego, co
zrobił. - Taka przesyłka lotnicza musi kosztować majątek.
- A od czego są firmowe odrzutowce? - zażartował. - Ale
następnym razem to my polecimy do Ohio. Zjemy twój przysmak na
miejscu, a poza tym będziesz mogła spotkać się z rodziną.
Melanie była oszołomiona. Aż do tej chwili nie uświadamiała
sobie, co to znaczy być kimś takim jak Richard Carlton, kimś, kto dla
kaprysu może się dopuszczać takich ekstrawagancji. Już wcześniej
niepokoiło ją to, co do niego czuła, ale teraz była wprost przerażona.
Łatwo było dać się uwieść takim gestom. A przecież
zaangażowanie się w związek z człowiekiem pokroju Richarda
Carltona było niebezpieczne.
Sięgnęła po kieliszek wina i wypiła duży łyk.
- Masz mi za złe, że to zrobiłem? Myślałem, że się ucieszysz.
- Cieszę się. - Popatrzyła mu w oczy i nareszcie się uśmiechnęła. -
Prawdę mówiąc, nikt jeszcze nie zrobił dla mnie czegoś tak miłego i
szalonego. To bardzo uwodzicielskie - dodała, zanim zastanowiła się,
jak to zabrzmi.
- Naprawdę? - Richard wydawał się zaintrygowany. - Jak bardzo?
- Nawet o tym nie myśl! - Zmarszczyła brwi. - Chciałam tylko
powiedzieć, że nie wiem, jak się zachować.
- Najlepiej zacznij jeść - zaproponował.
- Doskonale rozumiesz, o co mi chodzi. Nie wiem, jak się
zachować, kiedy robisz takie rzeczy. To za wiele dla mnie.
- To tylko kolacja na wynos.
- Z Ohio! Z mojej ulubionej restauracji, w której świętowaliśmy z
przyjaciółmi najważniejsze wydarzenia.
- Czy byłabyś bardziej zadowolona, gdybym zamówił jedzenie u
Chińczyka za rogiem?
- Nie, ale byłoby to zwyczajne i zrozumiałe.
- Chciałaś powiedzieć, że nie budziłoby w tobie niepokoju,
prawda? - Delikatnie ucałował jej dłoń. - Byłoby zwyczajne i przez to
łatwe do przyjęcia. Dlaczego koniecznie chcesz się czuć w moim
towarzystwie zwyczajnie? - zapytał.
- Bo to, co robimy, to tylko gra. Tak się umówiliśmy.
- A barbecue z Ohio coś zmienia ?
- Wszystko - oznajmiła, obawiając się, że zabrzmiało to
niewdzięcznie.
- Mam więc to wyrzucić? - zapytał, biorąc torby ze stołu.
- Nie waż się! - Wyrwała mu torby z rąk. - Nie wiem wprawdzie,
dlaczego zamówiłeś kolację w Ohio, ale z pewnością mam na nią
ochotę.
- Przynieść serwetki? - zapytał z uśmiechem.
- Przynieś, tylko dużo. Tego się nie da zjeść bez pobrudzenia się.
Otworzyła torby. W środku były żeberka, sałatka colesław,
sałatka ziemniaczana i pieczywo kukurydziane, a wszystko w ilości
wystarczającej do nakarmienia co najmniej kilku osób.
- Spodziewasz się towarzystwa? - zapytała z niedowierzaniem.
- Pomyślałem, że jeśli będzie ci smakowało, to na pewno chętnie
zostawisz sobie trochę na później. A poza tym obiecałem Becky, że
jeśli dochowa tajemnicy, to też na tym skorzysta.
- Jeśli zdołała cię na to naciągnąć, może to właśnie ona powinna
negocjować nasz kontrakt? - zauważyła Melanie.
- Moim zdaniem sama radzisz sobie całkiem dobrze.
- Dziękuję. A teraz zdejmij krawat, podwiń rękawy i zrób sobie
śliniak z serwetki.
Richard uśmiechnął się.
Zrobił, co kazała, i od razu zaczął wyglądać zwyczajniej.
Wydawał się odprężony... i bardziej pociągający. O Boże, daj mi siłę,
poprosiła Melanie w duchu.
- Dziękuję za jedzenie - powiedziała. - To taka mała modlitwa
przed posiłkiem - wyjaśniła, widząc jego pytający wzrok.
W oczach Richarda błysnęły wesołe iskierki, a ona zaczęła
podejrzewać, że domyślał się, iż modli się także o zupełnie co innego.
- Melanie?
- Tak? - zapytała, delektując się doskonale przyprawioną
wieprzowiną i pilnując, by pomrukiwać z zadowolenia.
- Spójrz na mnie - polecił.
Zrobiła to i zadrżała, widząc, jak na nią patrzy.
- O co chodzi? - zapytała.
- Ostrzegam cię, bo chcę być w porządku. Musisz wiedzieć, że na
ogół zachowuję się zupełnie inaczej i starannie unikam kłopotów. Ale
przy tobie pragnę czegoś innego.
Melanie z namysłem kiwnęła głową.
- Myślę, że to rozumiem - szepnęła.
ROZDZIAŁ 11
Kiedy Richard następnego dnia pojawił się w biurze, Destiny już
tam była. Nie zdziwił się, bo wiedział, że ciekawość nie pozwoli jej
czekać, aż on zechce się z nią skontaktować.
Nieczęsto przecież wymykał się z ważnych spotkań, porzucając
towarzystwo czołowych polityków i przedstawicieli biznesu po to,
żeby być z kobietą. Był przekonany, że takim zachowaniem zrobił na
ciotce wrażenie i przekonał ją, jak poważnie traktuje Melanie.
Cała ta sprawa zaczęła się jako gra. Chodziło o przekonanie
Destiny, że osiągnęła swój cel. Z czasem jednak przestało to mieć
znaczenie, a ostatniej nocy Richard zrozumiał, że sprawy wzięły
poważny obrót. Zaplanowana podwójna gra, mająca przekonać
Destiny, że romans jest prawdziwy, a zarazem upewnić Melanie, że
tak nie jest, okazała się nazbyt skomplikowana.
A przecież to w obawie przed komplikacjami właśnie Richard
przez całe swe dotychczasowe życie unikał wszelkich podstępów
zarówno w interesach, jak i w sprawach osobistych.
- Dobrze się bawiliście wczoraj wieczorem? - zapytała bez
wstępów Destiny, a błysk w jej oczach zdradzał, że oczekuje
pikantnych szczegółów.
- Bardzo dobrze - odparł obojętnie.
- Robiliście coś szczególnego?
- Słyszałaś już o kolacji, prawda? - Richard rzucił jej szybkie
spojrzenie.
- O tym, że wysłałeś do Ohio samolot po jej ulubione barbecue?
Tak, słyszałam i muszę cię pochwalić. To było naprawdę miłe. Sama
nie doradziłabym ci niczego lepszego, gdybyś mnie poprosił o pomoc.
- Czy wszyscy moi pracownicy figurują również na twojej liście
płac?
- Jeżeli pytasz, czy dla mnie szpiegują, to odpowiadam, że nie.
Staram się jednak być dobrze poinformowana w sprawach
dotyczących moich bratanków. A ludzie potrafią być bardzo pomocni,
gdy jest się dla nich miłym.
Richard słyszał ukrytą w tych słowach krytykę, ale nie był w
nastroju do dyskusji z ciotką.
- Zajmij się sobą i przestań wtrącać się w moje życie. Będę ci za
to bardzo wdzięczny.
- Może kiedyś tak zrobię. Jednak muszę być pewna, że ty i twoi
bracia jesteście szczęśliwi.
- Będziemy o wiele szczęśliwsi, kiedy przestaniesz wtykać nos w
nasze sprawy.
- Czyżby? - zapytała z powątpiewaniem Destiny. - Gdyby nie ja,
nie spotkałbyś Melanie. Odpowiedz, mój drogi, tylko szczerze. Czy
byłeś szczęśliwszy, zanim się pojawiła w twoim życiu?
- Miałem spokój - powiedział, ale zdawał sobie sprawę, że tak
naprawdę był bardzo samotny. Melanie pojawiła się w jego życiu tak
niedawno, a już nie potrafił sobie wyobrazić bez niej życia.
- Nie o to chodzi, chociaż, prawdę mówiąc, uważam, że miałeś
zbyt wiele spokoju.
- Mnie to odpowiadało - skłamał, choć wiedział, że ciotki nie
przekona.
- W twoim życiu pojawiła się Melanie i liczę na to, że tego nie
zepsujesz.
- Wątpię, żebyś mi na to pozwoliła.
- Zrobię wszystko, by do tego nie dopuścić - przyznała. -
Przypominam ci, że nadchodzą święta. Czy Melanie przyjdzie do nas
na świąteczną kolację?
- Masz na myśli tradycyjne świąteczne szaleństwa Carltonów? -
W głosie Richarda słychać było napięcie.
Destiny zmarszczyła brwi, słysząc jego ton.
- Kocham święta. Podaj mnie za to do sądu, jeśli chcesz, choć
przecież i ty je lubisz.
- Przypuszczam, że jeśli jej nie zaproszę, ty to zrobisz - burknął,
udając, że idzie na ustępstwo, chociaż i tak planował zaprosić Melanie
i na Wigilię, i na świąteczne śniadanie.
- Mam nadzieję, że jednak zrobisz to ty. Pamiętaj, że do kolacji
siadamy o ósmej, a następnego dnia śniadanie jest o jedenastej. Wtedy
też otworzymy prezenty. Nie zapomnij kupić czegoś atrakcyjnego dla
Melanie. Zrób to sam, nie wysyłaj Winifred.
- Co roku od dwudziestu lat jest tak samo, powinienem więc
zapamiętać - mruknął.
- Tradycja to ważna rzecz. Kiedyś to docenisz.
Richard zamyślił się i uznał, że ciotka ma prawdopodobnie rację.
Wyobraził sobie lata życia z Melanie i zwyczaje, jakie mogliby
stworzyć dla swojej rodziny. Szybko jednak odsunął od siebie te
myśli, stwierdziwszy, że musi bardziej uważać, by sprawy nie
wymknęły mu się spod kontroli. Przyszło mu jednak do głowy, że
może wczorajszego wieczoru Melanie próbowała mu powiedzieć, że
to się już stało. Obawiał się, że miała rację.
W chwili gdy Melanie wróciła ze spotkania z klientem, zadzwonił
telefon.
- To Richard, odbierzesz tutaj czy u siebie? - zapytała Becky. -
Nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć, jak wypadła wczorajsza
kolacja. Pytałam Richarda, ale nie chciał powiedzieć, czy mu się z
tobą udało.
- Proszę, powiedz, że go o to nie zapytałaś! - zawołała Melanie.
- Nie tak dosłownie - uśmiechnęła się Becky.
- Odbiorę u siebie. - Odetchnęła z ulgą, unikając badawczego
spojrzenia przyjaciółki, która znała ją zbyt dobrze, żeby dać się
oszukać.
- Dzień dobry - zaczęła energicznym głosem. W przeciwieństwie
do wczorajszego wieczoru, dzisiaj postanowiła traktować Richarda
chłodno i oficjalnie. - Przepraszam, że musiałeś czekać, ale dopiero w
tej chwili wróciłam ze spotkania.
- Czy Becky stoi obok ciebie i słucha? - zapytał Richard. -
Odniosłem wrażenie, że bardzo ją interesuje, jak się udała wczorajsza
kolacja.
- Skoro wtajemniczyłeś ją w swoje plany, nie rozumiem, dlaczego
teraz się dziwisz.
- Więcej już nie popełnię tego błędu. Nie odpowiedziałaś mi
jednak, czy ona tam stoi.
- Jestem w swoim gabinecie i nawet zamknęłam drzwi. Wątpię,
żeby mogła mnie słyszeć, nawet jeśli przyłoży do nich ucho -
powiedziała głośniej, a wtedy od strony sekretariatu dało się słyszeć
oburzone prychnięcie. - W czym mogę ci pomóc?
- Musimy porozmawiać o świętach. To już w przyszłym tygodniu.
- Winifred wpisała ci to do kalendarza?
- Rano odwiedziła mnie Destiny.
- To wszystko tłumaczy. Destiny skrzykuje rodzinę.
- Oczekuje, że przyłączysz się do nas. Obiecałem, że cię zaproszę.
Zupełnie ją zaskoczył. Święta to taki szczególny czas. Spędzanie
ich z jego rodziną wydało się jej zbyt intymne. Nie była pewna, czy
uda się jej przez to przebrnąć.
- Nie uważasz, że to przesada? - zapytała.
- Ciotka musi uwierzyć, że naprawdę jesteśmy razem, a ty nie
jedziesz przecież do domu, prawda?
- Nie, ale...
- W takim razie nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś nas
odwiedziła. Muszę przyznać, że Destiny potrafi urządzić święta jak
nikt. Zobaczysz. Będzie miła atmosfera i doskonałe jedzenie.
- Nie obawiam się kiepskiego jedzenia ani też tego, że będzie
nudno.
- A więc o co chodzi?
- O to, że znowu będziemy kłamać. I to w święta - dodała, jakby
kłamstwo w dni świąteczne było cięższym przewinieniem.
- Wierz albo nie, ale ja też nie mam zwyczaju kłamać. To jednak
wyjątkowa sytuacja.
- Wcale nie jakoś szczególnie wyjątkowa. A ja za każdym razem
czuję się coraz bardziej nie w porządku.
- Może powinniśmy trochę przyspieszyć - oznajmił po długim
milczeniu.
Melanie nie dała się zwieść jego spokojnemu tonowi.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała.
- Zastanowię się nad tym, a ty obiecaj, że przyjdziesz.
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł?
- Nie widzę innego wyjścia - odparł zaskakująco pogodnym
głosem. - Gdybyś nie przyszła, byłoby to dziwne i równoznaczne z
przyznaniem, że nie traktujemy naszej znajomości poważnie.
- Widzę, że zaczyna ci się to wszystko podobać. - W Melanie
obudziły się podejrzenia.
- Postępuję tak, bo muszę. Zaufaj mi - poprosił, ale nie zabrzmiało
to szczerze.
- Nie wiem, czy zasługujesz na zaufanie.
- Musisz jednak przyznać, że nie pomyliłem się co do Destiny. Jej
zachowanie jest przewidywalne. I nie martw się. Nie będzie źle. Znasz
przecież Destiny i Macka. Nie poznałaś jeszcze tylko Bena, ale on
pewno będzie cię podziwiał w milczeniu.
- Czyżby w rodzie Carltonów trafił się milczek?
Richard przez długą chwilę nie powiedział ani słowa. Melanie
zaczęła się nawet obawiać, że się obraził.
- Ben był taki sam jak my wszyscy - odezwał się w końcu
Richard. - Ostatnie lata były dla niego ciężkie. Nie miał ochoty mówić
o tym, co się stało, więc my też milczeliśmy. Ale żebyś się nie
wystraszyła, dodam, że Ben jest najprzystojniejszy z nas trzech.
- Małomówny, bogaty i przystojny. Można się od razu zakochać -
zażartowała.
- Pamiętaj, że jesteś nieprzytomnie zakochana we mnie.
- No tak. Czasami już się gubię w tym wszystkim.
- Bardzo zabawne - stwierdził bez śladu wesołości w głosie. - Ale
myślę, że w święta przyspieszymy tak, że już nie uda ci się o tym
zapomnieć - dodał ze śmiertelną powagą.
- Co to ma znaczyć? - zaniepokoiła się Melanie. - Nie waż się
zrobić czegoś głupiego. - Poczuła, że serce bije jej szybciej.
- A cóż może wymyślić taki nudny sztywniak jak ja? - zapytał i
odłożył słuchawkę, zanim Melanie zdążyła powiedzieć, że ani kiedy ją
całował, ani kiedy zrobił jej tę wspaniałą niespodziankę, nie
zachowywał się jak sztywniak.
Richard przyjechał po Melanie, aby zabrać ją na Wigilię.
Wyglądała
naprawdę
prześlicznie,
ubrana
w
prosty,
szmaragdowozielony aksamitny kostium, który wypatrzyła w Chez
Deux. Była jednak tak smutna, jakby czekała ją nie kolacja, ale
gilotyna. Patrząc na jej przygnębienie, żałował, że stał się tego
powodem.
- Wyglądasz na przerażoną, a to przecież tylko zwykła kolacja. O
co chodzi?
- Ile będzie dań? - zapytała, patrząc na niego podejrzliwie.
- Nie wiem. Nigdy ich nie liczyłem. A ma to jakieś znaczenie?
- Zwykła kolacja, jak to określiłeś, na ogół składa się z
ziemniaków, mięsa i jarzyn. Ewentualnie może być jeszcze ciasto na
deser - wyjaśniła. - Czy Destiny poda dziś coś takiego?
- Wątpię, ale rozumiem, o co ci chodzi.
- Naprawdę? Coś mi mówi, że podczas dzisiejszej kolacji ktoś
będzie patrzył na nas wyczekująco...
- Niewykluczone - odparł Richard.
- I nie boisz się?
- Dlaczego miałbym się bać? Przecież to moja rodzina.
- Destiny także się nie boisz?
- Czasem udaje się jej mnie przestraszyć, ale powoli zaczynam się
przekonywać do jej planu - odparł, wprowadzając samochód do
garażu ciotki.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem, pewna, że źle usłyszała.
- Co powiedziałeś? - zapytała, ale Richard udał, że nie słyszy.
Wysiadł z samochodu i otworzył jej drzwi, lecz Melanie nawet nie
drgnęła. - Zadałam ci pytanie. - Wciąż przyglądała mu się spod
zmarszczonych brwi.
- Nie pozwólmy, żeby na nas czekali, porozmawiamy później.
- Może lepiej, żeby poczekali - zauważyła, wysiadając jednak z
samochodu.
Wszyscy już na nich czekali. Z okazji świąt nawet Ben założył
smoking, choć się nie rozchmurzył. Richard martwił się, że brat wciąż
pogrążony jest w czarnych myślach, Destiny jednak przekonywała go,
że z Benem już jest lepiej.
- Dużo o tobie słyszałem - powiedział Ben podczas powitania.
- Doprawdy? - Melanie spojrzała pytająco na Richarda, a potem
znów na Bena.
- Nie od niego. Od ciotki - wyjaśnił Ben. - Wprost nie może się
ciebie nachwalić. Mack jest zbyt zajęty swoimi kobietami, by choć
wspomnieć, że Richard się z kimś spotyka. A sam Richard dzwoni
tylko po to, żeby się upewnić, czy nie umarłem z głodu.
- Słyszałam, że jesteś bardzo utalentowany - zwróciła się do niego
Melanie. - Z przyjemnością obejrzałabym kiedyś twoje prace.
- Wpadnij na farmę. Destiny na pewno chętnie cię przywiezie -
zaprosił Ben.
- Jeżeli ktoś ją przywiezie, to tym kimś będę ja - burknął Richard,
zaniepokojony tym, że Ben najwyraźniej od razu polubił Melanie.
Przyglądając się bratu, próbował dociec, czy mu się spodobała,
czy Ben się po prostu zmienił. Nie mógł jednak tego stwierdzić.
Zaskoczony, że obaj jego bracia zaakceptowali Melanie tak od razu,
ucieszył się, że zadbał o to, aby nie było wątpliwości, do kogo ona
należy.
- Myślałem, że nie pozwalasz, aby obcy kręcili się po twojej
pracowni? - Richard popatrzył niedowierzająco na uśmiechniętego
Bena.
- Przecież Melanie nie jest obca, prawda? Z tego, co zrozumiałem,
właściwie należy już do rodziny. - Głos Bena brzmiał energicznie i
figlarnie zarazem, niemal tak jak dawniej.
A więc Ben już wie o nim i o Melanie i chyba się z tego cieszy.
To dobry znak.
- Nie wierz we wszystko, co usłyszysz. Niektórzy są zbyt pewni
siebie. - Melanie wzięła Bena pod rękę. - Mam ochotę na kieliszek
wina. Nalejesz mi? Twój brat nie pomyślał o tym.
- Z przyjemnością - odparł Ben i oboje z Melanie skierowali się w
stronę barku.
Richard i Mack patrzyli na nich z rozbawieniem.
- Przestańcie się gapić - upomniała ich Destiny. - Kto jak kto, ale
ty, Richard, powinieneś wiedzieć, jaką niezwykłą kobietą jest
Melanie.
- Nie miałem pojęcia, że umie czynić cuda - odparł Richard, nie
odrywając wzroku od Melanie rozmawiającej z jego bratem.
Przyglądając się, jak roztacza przed nim swój czar, upewnił się, że
to, co zaplanował na następny dzień, jest jak najbardziej słuszne.
Najwyższa pora podnieść stawkę. Tyle że nie był już pewien, czy ta
gra nadal ma coś wspólnego z Destiny...
Melanie czuła się jak najpodlejszy oszust. Z każdym dniem była
coraz bardziej niezadowolona, że zgodziła się na ten idiotyczny
pomysł. Ostatniego wieczoru kusiło ją, by wyznać prawdę, ale nie
mogła znaleźć właściwych słów. Polubiła Richarda i jego rodzinę i
chyba wcale nie chciała, żeby gra, którą prowadzili, dobiegła końca.
Dobrze jednak wiedziała, że będzie miała złamane serce.
Miała wrażenie, że Richard o tym wie i podstępnie wykorzystuje
jej słabość, by nie pozwolić się jej wycofać. Nie krzywdził jej tym,
dbał tylko o swoje sprawy.
Ale biorąc pod uwagę aluzje, które ostatnio wygłaszał, nie była
pewna, czy wie, o co tak naprawdę mu chodzi. Poprzedniego
wieczoru, kiedy ją całował, doświadczyła uczucia niezwykłej
bliskości i liczyła na wzajemność. Jeśli się pomyliła, to znaczy, że
wpadła w kłopoty większe, niż przypuszczała.
- Nie powinnam iść. Nic dobrego z tego nie wyniknie - powtarzała
sobie, szykując się na świąteczne śniadanie u Destiny. - Ale i tak
pójdę - dodała. W jej głosie nie było wyzwania, raczej rezygnacja.
Kiedy była już gotowa do wyjścia, zadzwoniła do rodziców i
składając im świąteczne życzenia, poczuła, że bardzo za nimi tęskni.
Matka zaczęła wypytywać o plany na dzisiejszy dzień i Melanie
poczuła się niezręcznie.
- Jestem umówiona z przyjaciółmi - odparła obojętnym tonem.
- Z kimś, kogo znamy? - dopytywała się matka.
Melanie zaprzeczyła i usłyszała, jak ojciec upomina matkę, by nie
była wścibska.
- Jak mam się czegoś dowiedzieć, jeżeli nie pozwalasz mi pytać?
Wiesz, że ona sama nigdy nic nie powie - skarżyła się ze śmiechem
matka. - Zupełnie jak ty.
- W takim razie powinnaś wiedzieć, że wypytywanie nic nie da.
Czy kiedykolwiek wyciągnęłaś coś ode mnie w ten sposób?
- Prawdę mówiąc, nie - przyznała matka. - No dobrze, są święta,
nie będę cię męczyć.
Melanie roześmiała się, słysząc tak dobrze znane przekomarzanie
się rodziców.
- Bądź grzeczny, tato, bo mama nie da ci ciasta - ostrzegła ojca.
- Nie martw się. Twoja matka wie, że prezent, który dla niej mam,
jest dobrze schowany. Sama nigdy nie znajdzie, a ja go nie przyniosę,
dopóki nie dostanę ciasta.
- Jesteście zabawni. Jak wam się to udaje? - zapytała Melanie.
- Jak to możliwe, że przez tyle lat małżeństwa ciągle jest wam ze
sobą dobrze?
- Kochamy się - odparła matka.
- To prawda, kochamy się. A twoja matka zawsze się śmieje z
moich żartów. Śmiech jest chyba najważniejszy, oczywiście oprócz
miłości.
- I zaufanie. Nie zapominaj o wzajemnym zaufaniu - dodała
matka. - Czy w twoim życiu pojawił się ktoś szczególny? - zapytała.
- A ta znowu swoje! - zagrzmiał ojciec. - Pożegnaj się już, Adele.
- Zawsze warto spróbować - burknęła matka. - Wesołych Świąt,
kochanie.
- Wesołych Świąt - odpowiedziała Melanie, a odkładając
słuchawkę, poczuła wzbierające pod powiekami łzy. A więc doszło do
tego, że okłamuje własnych rodziców. A w każdym razie nie mówi im
wszystkiego.
Zadzwonił dzwonek u drzwi i poszła otworzyć, wciąż jeszcze ze
łzami w oczach. Richard od razu dostrzegł jej smutek, więc nic nie
mówiąc, wziął ją w ramiona. Przytuliła się i dopiero wtedy naprawdę
się rozpłakała.
- Przepraszam - szepnęła, kiedy w końcu się uspokoiła.
- Stęskniłaś się za domem? - zapytał, zaskakując ją swoją
domyślnością.
Nie była to cała prawda, ale Melanie kiwnęła głową.
- Właśnie rozmawiałam z rodzicami - wyznała.
Richard wpatrywał się w jej zapłakaną twarz.
- Samolot jest do twojej dyspozycji, za godzinę możesz być w
Ohio - oznajmił, wycierając łzy z jej policzka.
- Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie? - Popatrzyła na niego
zaskoczona.
- Tak, jeżeli dzięki temu znowu będziesz się uśmiechać.
- Nic mi nie jest, ale dziękuję za propozycję. Nawet nie wiesz, jak
wiele to dla mnie znaczy.
Teraz, kiedy wiedziała, że jeśli naprawdę zechce, może szybko
znaleźć się w domu, poczuła się znacznie lepiej. Mając taką pewność,
łatwiej czekać.
- Jeszcze chwilę - poprosiła. - Poprawię makijaż, wezmę prezenty
i jestem gotowa. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co kupiłeś
swojej rodzinie pod choinkę. Ale ty pewnie wolałbyś nie widzieć ich
min, kiedy rozpakują prezenty.
- Musisz wiedzieć, że byłem na zakupach - zawołał, gdy Melanie
znikła w łazience.
- I udało ci się coś kupić?
- Zobaczysz. Myślę, że będziesz pod wrażeniem. Nawet sam
zapakowałem.
Melanie poprawiła makijaż i wyszła z łazienki.
- Mówiłem już, że ślicznie wyglądasz? - zapytał, pomagając jej
włożyć płaszcz.
- Nie. Ale może dlatego, że kiedy przyszedłeś, właśnie
wypłakiwałam oczy.
- Nawet wtedy wyglądałaś pięknie - zapewnił, a ona nagle
poczuła się radosna i beztroska. Poklepała go po policzku.
- Mam nadzieję, że Mikołaj przyniesie ci coś ładnego. Choćby za
to, co przed chwilą powiedziałeś.
Richard popatrzył jej w oczy i nie odwrócił spojrzenia, dopóki
policzki Melanie nie zaczęły się różowić.
- Mam przeczucie, że to będą najmilsze święta w moim życiu -
powiedział cicho, a Melanie pomyślała to samo.
Późne świąteczne śniadanie było kolejnym mistrzowskim
popisem kulinarnym Destiny.
- Gotowanie dla rodziny to dla mnie największa przyjemność -
oświadczyła. - A moja kucharka jest z tego zadowolona, bo nie musi
pracować w święta.
- Wszystko jest naprawdę doskonałe. Jestem pełna podziwu -
zachwycała się szczerze Melanie.
- Och, to nic takiego - krygowała się Destiny, ale było widać, że
pochwały sprawiły jej przyjemność. Najwidoczniej bratankowie nie
rozpieszczali jej komplementami, traktując talent kulinarny ciotki jako
coś oczywistego.
- Możemy już skończyć te rozmowy o jedzeniu i przejść do
najważniejszego? - zapytał Mack, niecierpliwy jak mały chłopczyk.
- Co takiego spodziewasz się znaleźć pod choinką? - zapytała
Destiny z pobłażliwym uśmiechem. - Kiedy kupowałam prezenty,
panny na wydaniu właśnie się skończyły.
- A co byś powiedziała na kluczyki do nowego jaguara? - W
głosie Macka dała się słyszeć nadzieja.
- Możesz pomarzyć, braciszku. Będziesz miał szczęście, jeśli w
tym roku dostaniesz chociaż rózgę. Wszyscy wiemy, jaki byłeś
niegrzeczny - powiedział Richard.
- Zyskałem za to wdzięczność wielu kobiet - odciął się Mack.
- Udało mi się znaleźć coś lepszego od rózgi - powiedziała
Destiny. Zwracając się do Melanie, dodała: - Te stare konie w
świąteczny ranek stają się znowu małymi łobuziakami. Nie wiem,
gdzie popełniłam błąd, ale nie udało mi się dobrze ich wychować.
- Nie popełniłaś żadnego błędu - zapewnił ją Richard. - Nauczyłaś
nas radości dawania... i otrzymywania - dodał po chwili.
Melanie ujrzała stos prezentów ułożonych pod choinką i
zrozumiała, że Richard nie żartował. Dołożyła swoje drobiazgi i z
rozbawieniem obserwowała trzech dorosłych mężczyzn, którzy jak
niesforni chłopcy rzucili się na prezenty, sprawdzając podpisy na
pakunkach. Zaskoczona, patrzyła, z jaką niecierpliwością Carltonowie
rozrywają eleganckie opakowania.
- No, Melanie, zaczynaj - ponaglił ją Richard, kiedy zauważył, że
nie otworzyła jeszcze żadnej paczki. - Może zacznij od tego -
zaproponował, wyławiając spośród leżących prezentów małe
pudełeczko.
Paczuszkę najwyraźniej pakowała niewprawna ręka i Melanie
domyśliła się, że to prezent od Richarda. W rozmiarze pudełeczka
było coś, co sprawiło, że nagle się zdenerwowała.
Potrząsnęła nim, a potem powoli odwinęła papier, czując na sobie
wyczekujące spojrzenia obecnych. Kiedy zobaczyła pudełeczko od
jubilera, serce gwałtownie przyspieszyło rytm.
- Chyba tego nie zrobiłeś... - szepnęła, patrząc niepewnie na
Richarda.
- Proszę cię, otwórz - poprosił.
Otworzyła pudełeczko i wpatrzyła się w pierścionek z ogromnym
brylantem. Spodziewała się, że Richard zechce ją zaskoczyć, ale nie
oczekiwała pierścionka. W popłochu zerknęła na otaczające ją
szczęśliwe twarze. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu, a ona
zrozumiała, że nie może zrobić tego, co powinna.
Zanim zdążyła się zastanowić, upuściła pierścionek, poderwała
się i wybiegła z pokoju. Stała na dworze i spazmatycznie chwytała
zimne powietrze, próbując się uspokoić.
Richard wyszedł za nią, wyraźnie zmartwiony.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Nie, nie w porządku - odparła drżącym głosem. - Co ty sobie
wyobrażasz?
- Uznałem, że to doskonała okazja, by upewnić Destiny co do
naszych zamiarów.
- Powinieneś mnie uprzedzić.
- Teraz to wiem - odrzekł, przyglądając się jej badawczo. -
Naprawdę nie domyślałaś się, że dam ci pierścionek? Mimo moich
aluzji?
Melanie przecząco pokręciła głową.
- Myślisz, że jakoś zdołasz włożyć go na palec, wrócić do środka i
udawać, że jesteś bardzo szczęśliwa? - zapytał, wyciągając do niej
rękę z pierścionkiem.
- Nawet jeżeli miałabym się zgodzić na te fikcyjne zaręczyny, a
ciągle jeszcze nie wiem, czy to zrobię, to i tak nie mogę go nosić.
Mogłabym go zgubić albo by mi ukradli.
- Nie przejmuj się, jest ubezpieczony. A bez pierścionka
zaręczyny nie będą przekonujące. - Richard wzruszył ramionami.
- Nigdy bym nie powiedziała, że podoba ci się taka okazała
biżuteria. - Melanie patrzyła skonsternowana na ogromny brylant.
- Mnie się nie podoba, ale Destiny.
- Tak myślisz? Ona robi wrażenie kobiety z klasą.
- Masz rację, ale taki pierścionek musi zwrócić jej uwagę.
- Nie jestem pewna, ile zdołam jeszcze wytrzymać - powiedziała
szczerze, patrząc na Richarda.
- Wiem. Ale pomyśl, z jaką satysfakcją rzucisz mi go potem w
twarz. Podbijesz mi pewnie oko albo rozkrwawisz nos.
Ta wizja najwyraźniej rozbawiła Melanie.
- Zgoda. Będę go nosić. - Kiwnęła głową, pozwalając, by Richard
wsunął jej na palec brylantowe okropieństwo. - Dobrze, że to tylko na
niby - orzekła, przyglądając się pierścionkowi.
- No tak - zgodził się, ale w jego oczach widać było żal.
Ten żal sprawił, że Melanie dostrzegła w Richardzie coś, czego
nigdy by nie oczekiwała, i zrozumiała, że Richard jest bezbronny.
Przypomniały się jej słowa Macka o skorupie, którą brat się otoczył i
o tym, jak bardzo potrzebuje kogoś, kto zdoła się przez tę skorupę
przebić.
I wtedy uświadomiła sobie, że bezbronność Richarda, jego
samotność i rozpaczliwa tęsknota za kimś, kto go zrozumie, są dla niej
znacznie bardziej niebezpieczne niż wszystko, co do tej pory między
nimi zaszło.
ROZDZIAŁ 12
Widząc, że Destiny i Melanie usiadły w zacisznym kącie, Richard
doszedł do wniosku, że ciotka uwierzyła w mistyfikację i nagle
stwierdził, że ma wyrzuty sumienia. Destiny już wcześniej próbowała
wtrącać się w jego życie osobiste, ale nigdy dotąd nie posunął się tak
daleko, by jej odpłacić pięknym za nadobne.
Na ogół jej ingerencje uważał za naturalną i nieszkodliwą w
gruncie rzeczy słabostkę osoby, która bardzo się troszczy o los
najbliższych. Nie rozumiał, dlaczego tym razem postąpił odmiennie,
czuł jednak, że ma to coś wspólnego z uczuciami, które budziła w nim
Melanie.
- Czyżby wyrzuty sumienia? - zapytał Mack, patrząc z
rozbawieniem.
- Nie chcę o tym rozmawiać - uciął Richard.
- Jak sobie życzysz. - Mack wzruszył ramionami. - Choć pewno
mógłbym ci pomóc w zrozumieniu tych wszystkich uczuć, które się
kłębią w twoim sercu.
- Od kiedy to jesteś taki wrażliwy?
- Możesz sobie drwić, ale w tych sprawach mam więcej
doświadczenia niż ty. Ciotka nieraz zastawiała na mnie sidła i
jedynym ratunkiem była samoobrona.
- Doskonale cię rozumiem, tylko nie wiem, czy to coś zmienia.
- Naprawdę wierzysz, że ciotka dała się nabrać? - zapytał Mack.
- Oczywiście. Tylko spójrz. Tryumfuje, zadowolona, że tak łatwo
jej poszło - powiedział Richard, zaskoczony pytaniem Macka.
- Nic nie rozumiesz. Nasza kochana ciotunia nadal jest panią
sytuacji. Świetnie wie, do czego zmierzasz, i robi wszystko, żebyś
zabrnął tam, skąd nie będziesz już miał odwrotu. Już ona tego
dopilnuje i twoje fikcyjne zaręczyny szybko przerodzą się w
prawdziwe. Destiny jest w tej dziedzinie profesjonalistką, a ty
amatorem, i to początkującym.
- Żartujesz chyba - zaniepokoił się Richard, wiedząc, że Destiny
jest na tyle przebiegła, by nawet podstępem zmusić go do małżeństwa
z Melanie.
- Masz jakiś plan awaryjny na wypadek, gdybyś przestał panować
nad sytuacją? - zapytał Mack.
Richard skinął głową, przyglądając się zatopionym w rozmowie
kobietom. O czym, do diabła, tak długo rozprawiają? Muszą być w
zmowie, coś knują przeciwko niemu. Kto wie, może Melanie od
początku działa w porozumieniu z Destiny?
Wszystko zaczynało mu się mieszać. Mack ma rację. Musiał
opracować plan ucieczki. Co za szczęście, że w porę o tym pomyślał.
- Oczywiście, że mam - odparł. - Wiesz, że zanim się do czegoś
wezmę, zawsze, na wszelki wypadek, opracowuję strategię odwrotu.
- Nie mówimy o interesach - zauważył Mack.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to Melanie i ja mamy umowę, a to już w
pewnej mierze jest interesem - odparł Richard, czując jednak, że
zachowuje się śmiesznie.
- Sporządziliście umowę na piśmie? - dociekał brat.
- Skądże.
- Jak rozumiem, liczysz się z tym, że nagle zmieni zdanie? Może
na przykład dojść do wniosku, że spodobało się jej narzeczeństwo i
chce wyjść za ciebie. A może masz prawników, którzy tylko czekają,
by unieważnić tę waszą ustną umowę?
- Oczywiście - odpowiedział Richard, ale po chwili się wycofał. -
To znaczy nie. Nie mam prawników. Och, Mack, od tego twojego
gadania rozbolała mnie głowa. To była jasna i prosta umowa. Melanie
i ja mieliśmy przekonać Destiny, że jesteśmy parą.
- To czysta iluzja - orzekł Mack.
- W ostateczności zerwiemy zaręczyny. Przez jakiś czas będę
udawał nieszczęśliwego, aż w końcu Destiny znajdzie kolejną ofiarę i
znów będzie mnie próbowała ożenić. A może dojdzie do wniosku, że
ty jesteś lepszym kandydatem do małżeństwa?
- Nawet tak nie mów. - Mack wzdrygnął się.
- Dlaczego? - Richardowi spodobał się ten pomysł. - Myślę, że tak
właśnie będzie. Destiny się wścieknie, że wszystko zepsułem. Dojdzie
do wniosku, że jestem beznadziejny i zacznie uszczęśliwiać ciebie, a
później Bena Biorąc pod uwagę jego obecny stosunek do kobiet,
myślę, że zanim ciotka znów zechce zastawiać na mnie sidła, będę już
w podeszłym wieku.
- Żyjesz złudzeniami, bracie - powiedział Mack. - Nawet Ben
widzi lepiej knowania Destiny, choć on też większości z nich nie
dostrzega. Kiedy wychodził, ciągle jeszcze się zaśmiewał.
- To on już wyszedł? Kiedy?
- Jakiś kwadrans temu. Wymknął się przy pierwszej okazji, kiedy
Destiny była czymś zajęta.
- Dlaczego nie próbowałeś go zatrzymać?
- A próbowałeś kiedyś powstrzymać Bena przed czymś, co
postanowił zrobić? Nasz mały braciszek jest najbardziej uparty z nas
trzech. Nie martw się jednak o niego. W końcu przyszedł tu, a kiedy
rozmawiał z Melanie, na chwilę się nawet się rozchmurzył.
- Nie podoba mi się, że wciąż tkwi na tej swojej odludnej farmie.
- On potrzebuje czasu - westchnął Mack. - Ta historia z Graciellą
o mało go nie zniszczyła.
- To nie była jego wina. - Richard zmarszczył brwi.
- Ale on wini siebie.
- Tłumaczyliśmy mu, że musi pogodzić się z faktami. Jestem
pewny, że Destiny również mu to powtarzała aż do znudzenia. Może
powinienem z nim jeszcze raz porozmawiać?
- Nie! - Mack sprzeciwił się z zaskakującą gwałtownością. -
Destiny ma rację. Ben potrzebuje czasu i nie wolno go popędzać. Ty
masz grabą skórę, ja się niczym nie przejmuję, ale on jest inny.
Pewnego dnia obudzi się i dojdzie do wniosku, że przeszłość już się
nie liczy. Ale musi nadjeść odpowiedni czas. Ponaglając go, tylko
wszystko popsujemy i następnym razem, kiedy pojedziemy go
odwiedzić, w ogóle nas nie wpuści.
Richard wiedział, że Mack ma słuszność. Żal mu było Bena, bo
Graciella Lofton nie była warta jego cierpienia. Żadna kobieta nie jest
tego warta, pomyślał, a wtedy jego wzrok padł na roześmianą
Melanie. Ciężko westchnął. Może ona jedna jest.
Melanie była dużo mądrzejsza, niż początkowo przypuszczał,
miała też poczucie humoru i była niesłychanie seksowna. Nieczęsto
zdarzało mu się spotykać taką podziwu godną kombinację. Dlaczego
w takim razie usiłuje za wszelką cenę nie wpuścić jej do swojego
życia? Czy tylko po to, by udowodnić Destiny, że to on ma rację?
Melanie pozwoliła sobie na kilkugodzinne marzenia. Nie mogła
oderwać wzroku od ostentacyjnie wielkiego brylantu. Zdumiewające,
ale gdzieś w głębi serca była rozczarowana, że ten pierścionek dostała
tylko na pewien czas. Nie chodziło jednak o to, że chciała mieć na
zawsze ten właśnie brylant.
Tak naprawdę nie chciała nawet być narzeczoną Richarda. Po
prostu przyjemnie było mieć poczucie trwałej więzi z mężczyzną.
Wiedzieć, że w trudnych chwilach on będzie przy niej. Zasypiać i
budzić się w jego ramionach, kochać się z nim. Przypomniała sobie
romans z szefem i łączące ich uczucia, równie złudne i nieprawdziwe
jak obecne zaręczyny, i ciężko westchnęła.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Richard, kiedy odwoził ją do
domu.
- Jestem zmęczona tym ciągłym pilnowaniem, żeby się nie
pogubić w kłamstwach - odparła.
- Wiem, o czym mówisz. - Richard skinął głową.
- Skąd możesz wiedzieć? Przez cały wieczór siedziałeś z
Mackiem, który został wprowadzony w sytuację. Ja jednak musiałam
rozmawiać z Destiny i odpowiadać na tysiące pytań na temat naszych
planów.
- Co powiedziałaś?
- Że kompletnie mnie zaskoczyłeś i na razie nie mamy żadnych
planów.
- Brzmi to rozsądnie i nie widzę w tym nic trudnego.
- Chyba żartujesz?! - Melanie spiorunowała go wzrokiem. -
Słyszałeś kiedyś, że natura nie znosi próżni? Tak samo twoja ciotka.
Zrobiła już tyle przeróżnych list, że musiała je wszystkie spisać na
oddzielnej liście.
- Jakich list?
- Widzę, że znasz jej zapał do sporządzania spisów. Uważam się
za dobrą organizatorkę, ale muszę przyznać, że obserwując Destiny,
byłam pełna podziwu.
- Jakie listy zrobiła? - Richard się zaniepokoił.
- Listę gości, listę dostawców, kwiaciarzy, fotografów, salonów
zajmujących się organizacją ślubów, sklepów prowadzących spisy
prezentów. Jestem zresztą pewna, że istnieje też lista najlepszych dat
na ślub, którą od razu rano należy sprawdzić w twoim kościele.
Innych już nie pamiętam, bo straciłam rachubę.
Richardzie, słyszysz, co ja mówię? Twoja ciotka chce
zarezerwować w kościele termin na nasz ślub. Nie uważasz, że
rezerwowanie terminu na ślub, który ma się nigdy nie odbyć, to w
pewnym sensie grzech?
- Nie sądzę - odparł Richard. - Na pewno moglibyśmy się bez
tego obyć. Nie znasz naszego księdza, ale ja wiem, że nie będzie
rozbawiony.
- Aha, zapomniałam powiedzieć, że Destiny napisała już twoje
oświadczenie o zaręczynach. Obiecała przedstawić ci je do akceptacji,
ale nie liczyłabym na to, bo wydaje się, że chce to jak najszybciej
zobaczyć w druku.
- Może Mack ma rację - mruknął Richard z coraz bardziej ponurą
miną.
Melanie zapytała, w czym Mack ma rację. A kiedy Richard
powtórzył swoją rozmowę z bratem, ona także uznała, że to bardzo
prawdopodobne. Jedyną nadzieją było jak najszybsze zerwanie
zaręczyn.
- Kiedy możemy zerwać? - zapytała, a w jej oczach błysnęła
nadzieja.
Richard nie odpowiedział. Zjechał na pobocze i zatrzymał
samochód.
- Słyszałeś, o co cię pytałam?
- Słyszałem. Daj mi chwilę. Muszę się zastanowić.
Melanie nie była w nastroju do czekania. Chciała znaleźć
rozwiązanie problemu natychmiast.
- Cały ten plan obraca się przeciwko nam, prawda? - zapytała.
- Niewykluczone.
- Więc, do diabła, zrób z tym coś!
- Masz jakieś propozycje? - Popatrzył na nią zagadkowo.
- Możemy jej powiedzieć prawdę - rzuciła niecierpliwie. - Co
powiesz na ten oryginalny pomysł?
- W tej chwili nie wiem, co jest prawdą - wyznał smutno.
- To ja ci powiem. - Melanie podniosła głos. - Nie jesteśmy
zaręczeni!
- Nosisz mój pierścionek - przypomniał jej spokojnie.
- Nie jest prawdziwy.
- Ależ zapewniam cię, że jest.
- Chciałam powiedzieć, że to o niczym nie świadczy. Całe te
zaręczyny były fikcją, oszustwem, głupią grą.
- Pewnie tak było, kiedy to wszystko się zaczęło - przyznał, a w
jego głosie dało się słyszeć coś, co kazało jej zamilknąć.
Richard spojrzał na Melanie, a ona w jego oczach dostrzegła
strapienie. Zanim zorientowała się, co on chce zrobić, pochylił się i
delikatnie, z czułością dotknął ustami jej warg. Ten lekki dotyk
rozpalił w obojgu namiętność.
Obojętni na cały świat, siedzieli w samochodzie stojącym na
poboczu, zatopieni w pocałunku, który wstrząsnął Melanie do głębi.
Pragnęła już na zawsze pozostać w ramionach Richarda, czując jego
usta i pozwalając, by słodkie napięcie rosło w niej do chwili, kiedy już
nic nie będzie ważne, tylko szalone pożądanie, które budził w niej ten
mężczyzna.
Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Wciąż powtarzała
sobie, że ani na moment nie wolno jej przestać się pilnować. Była to
bardzo dobra zasada, tyle że całkiem bezużyteczna w sytuacji, kiedy
już wiedziała, że jest zakochana.
Już po mnie! - uznała w duchu, ale nawet wtedy nie była w stanie
przerwać pocałunku. Po chwili Richard oderwał się od jej ust. Sądząc
z wyrazu jego twarzy, on także był wstrząśnięty. Zirytowała się
jednak, widząc błąkający się po jego wargach uśmieszek.
- O co chodzi?
- Ten pocałunek był prawdziwy.
- Nic podobnego - zaprzeczyła, starając się zachować resztki
przytomności. - Umówiliśmy się.
- Wszystko się zmieniło. - Wzruszył ramionami, a wyglądał na
rozbawionego.
- Nieprawda. Nie pozwolę na żadne zmiany. Nie mogę na nie
pozwolić - upierała się.
- Dlaczego? - zapytał, zaskoczony jej protestem.
- Do diabła, jesteś moim pracodawcą. Mówiłam ci już, że więcej
nie powtórzę tego samego błędu.
- Mówiłaś. - Richard kiwnął głową, a jego twarz przybrała
nieodgadniony wyraz.
Tak łatwo pogodził się z odmową. Melanie powinna poczuć ulgę,
ale tak nie było.
- Odwieź mnie do domu - poprosiła, a kiedy ruszył, próbowała
zacząć rozmowę na tematy służbowe. - Czy w tym tygodniu damy
radę przesłuchać kandydatów na menedżera twojej kampanii?
- Poproszę Winifred, żeby to odłożyła.
- Dlaczego?
- Powiedzmy, że powtórnie rozważam swoje priorytety.
- Co to znaczy? - Popatrzyła na niego w osłupieniu.
- Dam ci znać, jak tylko sam będę wiedział.
Kiedy Destiny zadzwoniła kilka dni po świętach, Melanie wciąż
jeszcze rozmyślała nad słowami Richarda.
- Richard wspomniał, że dał ci dzisiaj wolne - oznajmiła radośnie
Destiny.
- To prawda, ale on nie jest moim jedynym klientem -
przypomniała jej Melanie.
- Daj spokój, nikt nie pracuje w okresie świątecznym. - Destiny
nie dawała za wygraną.
Trudno było temu zaprzeczyć. Telefon w biurze Melanie milczał.
Becky miała wolne i jak co roku szalała na świątecznych
wyprzedażach.
- Chcę wykorzystać tę chwilę spokoju i nadrobić zaległości. -
Melanie próbowała się wykręcić od spotkania z Destiny. Czuła się
marnie w roli oszustki i nie chciała już więcej kłamać.
- Cokolwiek teraz robisz, to może poczekać - oznajmiła Destiny,
tonem, który oznaczał, że żaden sprzeciw nie będzie uwzględniony.
- A o co chodzi? - zapytała podejrzliwie Melanie, wciąż mając w
pamięci listy sporządzone przez przyjaciółkę.
- O taką małą, wstępną wyprawę zwiadowczą - wyjaśniła
zachęcająco Destiny. - Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić.
- Chyba nie chcesz iść na zakupy? - Melanie była przerażona.
- Zaczniemy od lunchu. Napijemy się szampana, to powinno cię
wprowadzić w odpowiedni nastrój - odparła Destiny ani trochę nie
zniechęcona brakiem entuzjazmu rozmówczyni. - Przyjadę po ciebie
za godzinę, tylko włóż wygodne buty - dodała i rozłączyła się.
Całe to wyjście od początku się jej nie podobało, mimo to bardzo
szybko dała się ponieść entuzjazmowi Destiny. Próbowała nie
zapominać, że to właśnie uległość wobec niej wpędziła ją w kłopoty z
Richardem, ale to nie dało żadnych efektów.
Radosny nastrój Destiny okazał się bardzo zaraźliwy.
Zanim Melanie się obejrzała, już została wciągnięta w atmosferę
zakupów i beztrosko mierzyła suknie ślubne w najdroższych salonach,
mówiąc sobie, że nie wyrządza tym nikomu krzywdy. Dopóki żadnej
nie kupię, nic się nie stanie, pomyślała, ale po chwili przestała
panować nad sytuacją.
Destiny, dążącej do wytkniętego celu, trudno się było
przeciwstawić. Okazała się niezmordowana w kupowaniu i znała
właścicieli wszystkich eleganckich butików i najmodniejszych
sklepów w okolicy.
Melanie próbowała ją trochę hamować, ale Destiny ledwo
zwracała na to uwagę, biegając od sklepu do sklepu. Melanie popadła
w rozterkę, bo obiecała sobie, że nie użyje karty kredytowej. Nie
musiała jednak ze sobą walczyć, bo Destiny płaciła za wszystko ze
swobodą kobiety, dla której pieniądze są tylko siłą nabywczą.
Kupowała bez opamiętania i Melanie straciła rachubę, ile razy
usiłowała ją powstrzymać. Paczek ciągle przybywało i jedyną nadzieją
było to, że określona pojemność bagażnika zdoła ostudzić zapał
Destiny.
- Chyba koniec na dzisiaj. W bagażniku nie ma już miejsca -
oznajmiła wreszcie zadowolona Melanie.
- Nonsens. Resztę każemy dostarczyć do domu - odparła Destiny i
pomaszerowała do kolejnego sklepu.
- Żartujesz? Nie mam już siły! - sprzeciwiła się wreszcie Melanie.
- Naprawdę? - Destiny była zaskoczona. - Ja się dopiero
rozkręcam, ale jeżeli jesteś zmęczona, to możemy na dziś poprzestać
na tym. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak wspaniale spędziłam
czas. - Rozpływała się w uśmiechach. - O której zaczynamy jutro?
Odpowiada ci dziesiąta?
Melanie wymieniła całą listę powodów, dla których nie mogła się
umówić na następny dzień.
- W takim razie przyjadę po ciebie pojutrze o dziewiątej. - Destiny
poszła na kompromis. - Zaczniemy od kwiaciarni i dostawców, a
potem pojedziemy na zakupy.
Melanie poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła.
- To nie w porządku, żebyś się tym wszystkim zajmowała. Nie
mogę na to pozwolić.
- Ależ to dla mnie prawdziwa przyjemność!
Tak samo jak dla mnie, pomyślała Melanie, a widząc szczerość w
oczach Destiny, poczuła jeszcze silniejsze wyrzuty sumienia.
Przerażona, że gorączka przygotowań może wzrosnąć, poczekała, aż
Destiny odjedzie, po czym udała się do biura Richarda. Była pewna,
że go zastanie, a chcąc mu uzmysłowić powagę sytuacji, wzięła ze
sobą kilka pakunków, zaledwie znikomą część prezentów od Destiny.
- Nie przypuszczałem, że dziś cię zobaczę - powiedział, gdy
wpadła jak bomba do gabinetu.
- Dzisiaj jest dzień niespodzianek. Ja też nie przypuszczałam, że
przyjdę. Zobacz, co ona zrobiła! - zawołała, rzucając na jego biurko
torby z zakupami.
- Moja ciotka? - upewnił się, tak jakby w jego rodzinie był jeszcze
ktoś równie szalony na punkcie zakupów.
- A któżby inny? - rzuciła ostro Melanie. - Twoja ciotka wybrała
już porcelanę i srebra, kupiła mi welon z ręcznie robionej francuskiej
koronki. Zaczęła też kompletować moją wyprawę ślubną. Znasz ją,
więc wiesz, że nie przyjmuje do wiadomości odmowy.
Powiedziała, że jako twoja narzeczona muszę żyć na
odpowiednim poziomie i nie pozwoliła mi za nic zapłacić. Nie
byłabym zresztą w stanie kupić srebrnych nakryć nawet dla jednej
osoby, nie mówiąc już o dwunastu, które zamówiła. To czyste
szaleństwo, musimy ją powstrzymać. A przy tym ona jest naprawdę
szczęśliwa, podczas gdy ja czuję się okropnie.
Słuchając Melanie, Richard sięgnął do jednej z toreb, a kiedy
wyciągnął połyskliwy jedwabny szlafroczek, w jego oczach pojawiły
się figlarne błyski.
- Co widzę - powiedział, próbując ją ułagodzić.
Jego ton zirytował Melanie. Oczekiwała ponadto, że zachowanie
ciotki i jego zdenerwuje.
- Słyszałeś, co powiedziałam? To się musi skończyć! Twoja
ciotka wydaje majątek na przygotowania do ślubu, którego nie będzie.
Nie umiemy nad nią zapanować, tak samo jak nie umiemy zapanować
nad całym tym zamieszaniem.
- Słyszę. Ale przecież to nie powód, żeby ten szlafroczek się
zmarnował, prawda? - zapytał, podnosząc w palcach lekki ciuszek. -
Nie uważasz, że szkoda byłoby do tego dopuścić?
- Zwariowałeś? - zapytała, z trudem chwytając powietrze.
Niemożliwe, żeby on...
- Chodź ze mną, proszę - powiedział.
- Myślę, że nie...
- Tu cię mam. - Uśmiechnął się. - Nie myśl. Ja myślałem przez
cały dzień. Wystarczy na nas oboje. Po prostu powiedz „tak", a wtedy
wyjedziemy na kilka dni do domu nad rzeką.
- Żeby się zastanowić, co dalej? - zapytała, próbując udawać, że
błysk w jego oczach nie znaczy tego, czego się domyślała. A raczej,
czego chciała się domyślać.
- To jeden z powodów. - Richard uśmiechnął się szerzej.
- A te pozostałe? - Melanie spojrzała podejrzliwie.
- Chcę zobaczyć, jak w tym wyglądasz - powiedział cicho. - A
potem to z ciebie zdjąć.
Melanie milczała, czując, jak wali jej serce.
- No i co? - zapytał.
Wyobraziła sobie, jak mu odmawia. Słyszała głośne, wyraźne i
zdecydowane „nie".
- Tak - szepnęła jednak.
ROZDZIAŁ 13
Przez cały dzień Richard zastanawiał się, jak powinien się
zachować. Nim jednak zdołał coś wymyślić, do gabinetu wpadła jak
bomba Melanie i przez blisko pół godziny skarżyła się na konieczność
życia w kłamstwie, do czego ją nakłonił.
Przyglądał się rumieńcowi gniewu na jej policzkach, słuchał, z
jakim oburzeniem mówi o tym, i postanowił, że nie pozwoli jej
odejść, jak to początkowo planował.
Szczerze mówiąc, zamierzał zrobić wszystko, żeby ją zatrzymać.
Zdawał sobie sprawę, że po tych licznych kłamstwach trudno mu
będzie odzyskać jej zaufanie, ale przecież pokonywał już w życiu
większe przeszkody.
Nadal miał żal do ciotki za wtrącanie się w jego prywatne sprawy,
ale musiał przyznać, że miała rację, bo Melanie rzeczywiście była
osobą, której potrzebował. Nikt na świecie nie znał go lepiej niż
Destiny. Dlatego też potrafiła znaleźć kobietę, której żywiołowość i
temperament równoważyły jego sztywność i sprawiały, że przy niej
zaczynał żyć naprawdę.
Kobietę, której namiętna zmysłowość była go w stanie
doprowadzić do szaleństwa, jeżeli tylko odważy się zaryzykować.
Słuchając teraz Melanie, zrozumiał, że jeśli chodzi o niego, to
wszystkie umowy stały się nieaktualne. Pamiętał jednak, że ona
czekała na chwilę, kiedy będzie mogła zerwać fikcyjne zaręczyny. I
wtedy wpadł na pomysł, dzięki któremu przy odrobinie szczęścia
może zdoła ją przekonać, żeby z nim została.
Nie był przyzwyczajony do tego, żeby mu odmawiano. Mimo to
podjął ryzyko i zaprosił Melanie do domu nad rzeką. Dając do
zrozumienia, że chce się z nią kochać, zaryzykował jeszcze więcej, ale
nie chciał już niczego udawać. Jeżeli chcieli być razem, to i bez
żadnych kolejnych krętactw mieli do pokonania wiele przeciwności.
Przyglądając się płonącym policzkom i błyszczącym oczom
Melanie, wiedział, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby została z
nim na zawsze. Nigdy wcześniej nie dopuścił, by kobieta zajęła w
jego życiu tak ważne miejsce. A teraz czuł się wprost oszołomiony
siłą swoich uczuć.
- Na pewno chcesz ze mną wyjechać? - zapytał.
Kiwnęła głową.
- Wiesz, czego oczekuję?
- Nie pozostawiłeś co do tego żadnych wątpliwości. -
Uśmiechnęła się, wskazując błękitny jedwabny szlafroczek w jego
ręku.
- Bez względu na to, jak się nam ułoży, nie będzie to miało
wpływu na twoją pracę przy kampanii. - Richard chciał, żeby Melanie
dobrze to zrozumiała. - Jeżeli chcesz, mogę ci to zagwarantować na
piśmie.
- Nie ma takiej potrzeby, bo właśnie składam wymówienie -
odparła.
- Co takiego? - Richard był pewny, że się przesłyszał.
- Odchodzę. Nie potrzebuję cię jako klienta - powtórzyła coraz
bardziej pewna siebie.
Tego się nie spodziewał. Sądził, że jeżeli nawet popsują się ich
stosunki prywatne, to w ostateczności właśnie praca będzie trzymać
przy nim Melanie. To było coś w rodzaju asekuracji.
- Nie chcę, żebyś się zwalniała - oświadczył i zaskoczony
stwierdził, że naprawdę tak myśli. - Jesteś za dobra, żebym pozwolił
ci odejść. Przejrzałem twoje notatki na temat kandydatów i widzę, że
są znacznie bardziej wnikliwe niż moje spostrzeżenia.
- W takim razie przyślę ci za to rachunek - oznajmiła z błyskiem
satysfakcji w oczach. - Nie zmienia to jednak faktu, że się zwalniam.
- Dlaczego?
- Ta praca tylko wszystko utrudnia. Nie wiem, dokąd doprowadzi
nas wyjazd nad rzekę, ale jestem pewna, że nie chcę się martwić o to,
czy kiedy skończy się to, co nas łączy, nadal będę miała pracę. Tak
naprawdę zresztą przebywanie wtedy blisko ciebie byłoby zbyt
bolesne.
Melanie powiedziała kiedy, a nie jeżeli. A więc była pewna, że
ten związek się skończy. Zastanawiał się, co powinien zrobić, by ją
przekonać, że może być inaczej.
Na razie jednak musiał zatrzymać ją w pracy. Zależało mu na
tym, by łączyło ich jak najwięcej wspólnych spraw. Zaskoczony
stwierdził, że przyzwyczaił się już do jej obecności. Nie chciał stracić
kolejnej ważnej dla siebie osoby. Z pewnością nie zniósłby tego.
- Destiny twierdziła, że praca przy kampanii ma być dla ciebie
przepustką do świata wielkich kontraktów. Czyżby się myliła? -
Richard chwytał się każdej możliwości zatrzymania Melanie.
- Miała rację. Poczekam jednak na szansę, z którą nie będzie się
wiązało tak wiele zagrożeń.
Jej ton świadczył, że podjęła decyzję nieodwołalną. Musiał się z
tym pogodzić, choć nawet nie próbował ukryć, jak niechętnie.
- Jesteś tego pewna? - Nie dawał za wygraną.
- Niczego nie byłam tak pewna od chwili, kiedy się spotkaliśmy.
Od początku naszej znajomości czułam się zdezorientowana.
- Ja również - wyznał.
- W takim razie może to ty powinieneś się zastanowić, czy
naprawdę chcesz ze mną wyjechać. Lubisz jasne i proste sytuacje, a ta
eskapada może się wiązać z poważnymi komplikacjami.
Uśmiechnął się na myśl, że istotnie tak sprawa wyglądała jeszcze
całkiem niedawno. Nie znosił kłopotliwych sytuacji w życiu
osobistym, ale tego wyjazdu nie mógł się doczekać. Po raz pierwszy
w życiu był pewien, że razem z Melanie mają szansę na trwałe
uczucie, a nie tylko na udany seks.
- Nie muszę się zastanawiać. Nie wiem, jak do tego doszło, ale nie
mogę przestać o tobie myśleć - wyznał.
- I liczysz na to, że wspólny weekend pozwoli ci się od tego
uwolnić? O to chodzi? Jeżeli tak, lepiej od razu odwołajmy wyjazd i
zapomnijmy o całej sprawie. Zwrócę zakupy do sklepów, a potem
porozmawiam z Destiny i wezmę na siebie całą winę.
Świadomość, że tak łatwo gotowa była z niego zrezygnować,
mocno go zabolała.
- Poczekaj, inaczej to zaplanowałem. - Popatrzył jej w oczy. -
Wyjedziemy i na kilka dni uwolnimy się od tych wszystkich
nonsensów. Będziemy się kochać, kochać i jeszcze raz kochać, aż do
utraty sił. Już wiesz, jaki mam plan. Jedziesz?
Milczała tak długo, aż zaczął się obawiać, że zmieniła zdanie.
- Jadę - oświadczyła wreszcie z przekonaniem.
Serce zabiło mu mocno i ogarnęło go podniecenie. Był jednak na
tyle rozsądny, by ukryć przed Melanie swoje emocje.
- Przyjadę po ciebie za godzinę - oznajmił.
- Dzisiaj?
- Nie lubię niczego odkładać. Uporałem się z pracą, mogę jechać.
A ty nie?
- W zasadzie tak, ale na pojutrze umówiłam się z Destiny.
- Ja się tym zajmę. Powiem, że chcemy złapać trochę świeżego
powietrza, zanim porwie nas wir ślubnego szaleństwa. Na pewno
będzie zachwycona.
- Przekonaj ją, żeby do naszego powrotu nie podejmowała
żadnych związanych z nami decyzji, bo chcielibyśmy mieć coś do
powiedzenia w sprawie własnego ślubu. Może dzięki temu po naszym
powrocie nie wszystko będzie jeszcze zapięte na ostatni guzik.
- Masz rację, zadzwonię do niej, a ty jedź do domu i pakuj się.
Masz godzinę na przygotowania.
Popatrzyła na niego przeciągle, unosząc końcami palców
jedwabny szlafroczek.
- Jeżeli mam nosić tylko to, pakowanie nie zajmie mi wiele czasu
- stwierdziła i kołysząc biodrami, przeszła do wyjścia.
Ta ostatnia uwaga tak podziałała na jego wyobraźnię, że musiał
poczekać, aż nieco ochłonie, zanim przystąpi do rozmowy z ciotką.
Melanie wróciła do siebie. Becky czekała na nią, wpatrując się w
ekran komputera.
- Co tu robisz? - zapytała zaniepokojona.
- Chciałam porozmawiać, ale cię nie było - odrzekła Becky z
wyrzutem. - Mówiłaś, że będziesz pracować. Gdzie się podziewałaś?
- To długa historia. - Melanie popatrzyła z troską na przyjaciółkę,
od razu zapominając o swoich sprawach. - Co się stało? Nie mieli w
sklepie twojego rozmiaru? - zażartowała.
- Jason mnie zdradzał, więc z nim zerwałam.
- Jesteś pewna? Skąd wiesz? - Melanie była oburzona, a jej
pozytywne nastawienie do płci przeciwnej znikło bez śladu.
- Widziałam go w sklepie. Z kobietą, która pożerała go wzrokiem.
- Becky była nieszczęśliwa. - I to po tym, kiedy zaklinał się, że
prędzej da się posiekać na kawałki, niż pójdzie na wyprzedaże.
Wiedział, w których sklepach będę robić zakupy, i poszedł do nich
specjalnie, żebym go mogła zobaczyć, bo nie miał odwagi powiedzieć
mi w oczy o zerwaniu.
- Co za tchórz! Ale może lepiej, że znasz prawdę?
- Nie - odpowiedziała natychmiast Becky. - No dobrze, tak. Ale z
kim przywitam Nowy Rok? A może coś razem zaaranżujemy? - Z
nadzieją w oczach popatrzyła na przyjaciółkę. - Ciągle jeszcze nie jest
za późno, żeby zorganizować przyjęcie.
Melanie rozważała możliwość powrotu na Nowy Rok, ale uznała,
że oboje z Richardem mają własne problemy do rozwiązania.
- Nie mogę. Wyjeżdżam z Richardem.
- Żartujesz?! Kiedy? I dokąd? - Becky była tak zaskoczona, że
zapomniała o swoim zmartwieniu.
- Do domu nad rzeką. Za jakieś dwadzieścia minut.
- No to jedź i nie martw się o mnie.
- Dasz sobie radę? - Melanie czuła się nie w porządku.
- To nie będzie mój pierwszy samotny sylwester. - Uśmiechnęła
się dzielnie Becky.
- Obiecaj, że zadzwonisz do kogoś, pójdziesz do restauracji albo
do kina. Nie siedź sama w domu i nie płacz po tym draniu.
- Nie obawiaj się. Ostatnia łza po Jasonie została już wylana. -
Becky rozpromieniła się nagle. - Idę do domu, biorę nożyczki i zajmę
się jego kosztownymi, markowymi koszulami.
- Zasłużył na to, a może nawet na coś gorszego.
- Przypuszczam, że tego się właśnie po mnie spodziewa. - Dobry
humor Becky ulotnił się. - Pewnie między innymi dlatego kupował na
wyprzedaży koszule.
- Nieważne. Mała zemsta poprawi ci humor. Przypomnij sobie
tylko, jak bardzo Jason kocha swoje ciuchy. Zawsze wydawało mi się
trochę dziwne, że wydaje na ubrania więcej niż my.
Becky włożyła do torebki duże, ostre nożyczki i ruszyła do
wyjścia.
- Baw się dobrze - zawołała za nią Melanie w chwili, gdy w
drzwiach pojawił się Richard.
- Nie jesteś jeszcze gotowa - stwierdził, nie widząc żadnej
walizki.
- Przepraszam cię, ale miałyśmy tu przed chwilą mały kryzys.
- Domyśliłem się, dostrzegłem bowiem w spojrzeniu twojej
koleżanki maniakalne błyski.
- Wkroczyła na wojenną ścieżkę.
- Chodzi o chłopaka?
- O byłego chłopaka.
- Czy jego życiu grozi niebezpieczeństwo?
- Pewnie nie, ale jego ciuchom jak najbardziej.
- Przypomnij mi, żebym nigdy się nie ważył cię rozzłościć.
- Nieustannie doprowadzasz mnie do pasji, ale na razie twoje
ubrania są bezpieczne. - Poklepała go po policzku.
- Fatalnie, miałem nadzieję, że zechcesz je ze mnie zedrzeć.
- Ciekawy pomysł, przemyślę go po drodze.
- Tylko myśl po cichu, bo nie chciałbym zatrzymywać się w
jednym z tych obskurnych moteli przy drodze - ostrzegł ją.
- Nie licz na to. Mam zamiar wystawić twoją cierpliwość na
poważną próbę i dobrze się przy tym bawić.
Kiedy wreszcie dotarli do domu nad rzeką, wytrzymałość
Richarda była na wyczerpaniu. Sam był zdziwiony, że zdołał się do tej
pory jakoś opanować.
- Chcesz, żebym rozpalił ogień? - zapytał, kiedy przyniósł walizki
i torby z wykwintnym jedzeniem.
Po raz pierwszy, odkąd pamiętał, nie zabrał ze sobą laptopa.
Przywiózł natomiast imponujących rozmiarów pudełko prezerwatyw.
- Z ogniem byłoby bardziej romantycznie, ale to zajmie dużo
czasu. Może później?
- Chcesz coś zjeść? - zapytał stłumionym głosem.
Melanie przysunęła się bliżej, zsuwając z siebie płaszcz wprost na
podłogę.
- Później.
- Może wina?
- I bez tego kręci mi się w głowie - powiedziała, wciąż patrząc mu
w oczy. - Te oficjalne, eleganckie ciuchy całkiem tu nie pasują. -
Sięgnęła do kołnierzyka jego koszuli.
- Na pewno chcesz zacząć tu i teraz?
- Na pewno.
- Nie włączyłem jeszcze ogrzewania.
- Nie będzie nam potrzebne - oświadczyła z przekonaniem.
- Wygląda na to, że wiesz dokładnie, czego chcesz - zauważył
Richard.
- Przynajmniej w tej chwili - przyznała.
Te słowa przypomniały mu, że stąpa po cienkim lodzie. Żadne z
nich nie nawet nie wspomniało, że mogliby zostać razem na zawsze.
W jej pojęciu ten wyjazd był zapewne eksperymentem, a Richard nie
zrobił nic, by pomyślała, że on chce czego innego.
- A więc zróbmy to tak, żeby było co wspominać. - Objął ją i
pocałował.
Tym razem nie hamowali namiętności. Znali się już na tyle, by
wiedzieć, że pocałunek ich rozpali. Richard wziął Melanie na ręce i
ruszył w stronę schodów.
- Dokąd mnie zabierasz? - zapytała.
- Do łóżka - odrzekł. - Mogę sobie darować ogień na kominku,
kolację i wino, ale nie zamierzam kochać się z tobą na środku salonu.
Nie za pierwszym razem.
- Za twardo? - zapytała z uśmiechem.
- Nie, ale chcę traktować cię tak, jak na to zasługujesz - odparł,
słysząc w jej głosie wyzwanie.
- Czasami potrafisz być słodki. - Patrzyła na niego z
rozmarzeniem.
- Czasami mnie inspirujesz - przyznał i przeskakując po dwa
stopnie, ruszył po schodach.
W sypialni panowało przejmujące zimno i natychmiast pożałował,
że nie włączył ogrzewania.
- Myślę, że powinienem zejść i włączyć piec.
Melanie wsunęła mu dłonie pod koszulę i pieszczotliwym ruchem
przesunęła je w dół, aż dotarła do odsłoniętego ciała nieco poniżej
pasa.
- Ciągle ci zimno? - zapytała.
- Prawdę mówiąc... - Urwał, a jego głos przeszedł w jęk, gdy
dłonie Melanie zsunęły się jeszcze odrobinę niżej. - Teraz mi gorąco.
- Mówiłam ci, że obejdziemy się bez ogrzewania - przypomniała.
Nagle spoważniał i spojrzał jej w oczy.
- Nie masz nawet pojęcia, ile razy myślałem o tej chwili.
- Za dużo myślisz - odparła, błądząc rękami po jego ciele w
sposób, który doprowadzał go do szaleństwa.
- Innymi słowy, wolisz działanie. - Usiłował prowadzić rozmowę,
by zachować resztki opanowania.
- W tej chwili z całą pewnością.
- Uczono mnie, że w takich sytuacjach należy ulegać życzeniom
kobiet.
- Kto cię uczył? Destiny?
- Mack. A w tej dziedzinie szczyci się samymi sukcesami.
- A czego uczyła cię Destiny? Mówiła o pszczółkach i motylkach?
- Powtarzała, że seks jest zawsze dużo lepszy, kiedy bierze się z
miłości - powiedział cicho.
Patrzył Melanie w oczy i widział w nich uczucia, których nie
umiał rozpoznać. Nauczył się już wprawdzie odczytywać z jej oczu
różne emocje, ale tym razem dostrzegł coś nowego, czułego, coś, co
dawało nadzieję. Nie był zupełnie pewny, co to jest, ale biorąc pod
uwagę własne uczucia, z czystym sumieniem mógłby powiedzieć, że
po raz pierwszy w życiu miał sprawdzić teorię Destiny na temat
miłości i seksu.
Ta gra zaczyna się stawać poważna, pomyślała Melanie,
przerażona obrotem sprawy. Zgodziła się przyjechać, bo do reszty
straciła rozum i nie umiała się dłużej opierać własnym pragnieniom.
Była gotowa przyjąć wszystko, co mógł przynieść ten wspólny pobyt.
Chciała mieć co wspominać w samotne noce, kiedy Richard nie
będzie już częścią jej życia.
Była pewna, że prędzej czy później ten dzień nadejdzie.
Czuła, że w tej chwili go pociąga, ale wiedziała i to, że pożądanie
przemija. Kiedy wszystko się skończy, Richard będzie pamiętał tylko
tyle, że go drażniła i że wspólnie zainscenizowali zerwanie zaręczyn.
Tak się umówili, a on był znany z poważnego traktowania swych
zobowiązań. Była to jedna z tych jego cech, które najbardziej
podziwiała. Dała temu zresztą wyraz we wstępnym oświadczeniu,
które przygotowała dla prasy.
Jeszcze przed chwilą była pewna, że może liczyć na zerwanie
zaręczyn. Ale kiedy spojrzała w oczy Richarda, dostrzegła w nich
uczucia, które nią wstrząsnęły. Do tej pory nie miała wiele do
stracenia. Szczerze mówiąc, uważała, że traci jedynie ważny kontrakt,
i dlatego sama z niego zrezygnowała.
Chciała, by to, co zaistniało między nią i Richardem, stało się
bardziej jednoznaczne. A jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to ostatnie
tygodnie umocniły ją w przekonaniu, że jest dobra i nie będzie miała
kłopotów ze zdobyciem nowych klientów. Od kiedy powiedziała
Richardowi, że rezygnuje z pracy u niego, czuła wyraźną ulgę.
Teraz, kiedy nie łączyły ich już stosunki służbowe, liczyło się
tylko to, co do siebie czuli. Płomienna namiętność i wzrastający
szacunek, a także sympatia, jaką darzyła zarówno Destiny, jak i braci
Richarda, zaskoczyły Melanie. Była w Richardzie zakochana, ale po
ostatnim swym związku, który okazał się bolesną pomyłką, nie
wierzyła już, że umie właściwie ocenić czyjeś uczucia.
Przykre doświadczenia nauczyły ją udawać, że to, co się dzieje,
nie ma znaczenia, i nie pokazywać prawdziwych uczuć. Nie chciała
dopuścić do kolejnej klęski. Oczywiście gdyby Richard odwołał
fikcyjne zaręczyny i zaproponował, by zaręczyli się naprawdę,
wszystko wyglądałoby inaczej.
Dopóki jednak tego nie zrobił, musiała się zachowywać tak, jakby
obydwoje zgodnie uznali, że ich wzajemne pożądanie jest zbyt silne,
by dłużej je ignorować.
- Skąd ta poważna mina? - zapytał cicho.
- Zamyśliłam się. - Melanie z trudem przywołała na twarz
szelmowski uśmiech. - Na czym to stanęliśmy?
- Kiedy się zamyśliłaś, byłaś mniej więcej tu. - Richard ucałował
jej dłoń i położył ją na swoim brzuchu.
- Tak, rzeczywiście - odparła, poddając się rozkoszy, jaką
sprawiał każdy dotyk, szczęśliwa, że Richard wydaje się pozwalać,
aby to ona dyktowała reguły gry.
Przesunęła dłoń niżej i dotarła do jego męskości. W tym
momencie Richard przewrócił Melanie na plecy i zaczął rozbierać,
rozpinając wprawnie wszystkie guziki i zatrzaski. Po chwili była naga,
a stanowczość, z jaką Richard przejął inicjatywę, zaparła jej dech w
piersiach i sprawiła, że niecierpliwie czekała na dalszy ciąg.
- Przekonajmy się, czy dobrze zrozumiałem, co planujesz na ten
wieczór - powiedział, pieszcząc ją i całując coraz to inne części jej
ciała.
Ogrzewanie nie było im potrzebne. Melanie wiła się pod jego
dotykiem, czując trawiący ją żar, który tylko on mógł ugasić. Było to
przeżycie tak pełne pasji i namiętności, że chciała się w nim zatracić.
Zapragnęła go wreszcie poczuć w sobie.
- Jak długo masz zamiar mnie dręczyć? - jęknęła.
- Jeszcze trochę - odparł, potwierdzając te słowa pieszczotami,
które doprowadzały ją do szaleństwa. - Nie hamuj tego Melanie, nie
powstrzymuj się.
- Nie chcę kończyć sama. - Upierała się przy swoim nawet w
takiej chwili.
- Proszę... - szepnął, nie odrywając wzroku od jej twarzy i czyniąc
wszystko, by złamać jej opór.
To właśnie ten błagalny szept doprowadził ją do rozkoszy.
Spełnienie przyszło nagle, wstrząsając jej ciałem. Tak wspaniałe
doznanie powinno przynieść zaspokojenie, ale pozostawiło po sobie
tylko pragnienie dalszych rozkoszy.
Richard przyglądał się jej, bardzo z siebie zadowolony. Za bardzo
zadowolony, pomyślała, dochodząc do wniosku, że w tej sytuacji
trzeba sięgnąć po drastyczne środki.
- Nie myśl, że wszystko zależy od ciebie. - Powstrzymała uśmiech
i zastosowała chwyt, którego nauczyła się kiedyś na kursie
samoobrony. W jednej chwili to ona znalazła się na górze i
rozbawiona patrzyła na zdumioną minę Richarda.
- Do diabła, gdzieś ty się tego nauczyła? - zapytał zaskoczony.
- To bez znaczenia. Chciałam tylko, żebyś wiedział, że mogę to
zrobić. - Bezskutecznie starała się powściągnąć pełen satysfakcji
uśmiech. Nigdy by nie przypuszczała, że kurs samoobrony przyda się
jej w takiej sytuacji. - A teraz powiedz, co chcesz, żebym zrobiła?
- Pocałuj mnie - poprosił, ujmując jej twarz w dłonie.
- Tylko tyle?
- Może jeszcze to. - Uniósł jej biodra i wszedł w nią jednym
pchnięciem, wypełniając ją, tak jak sobie wymarzyła. Znów był
panem sytuacji. Trzymał ją mocno za biodra, nie pozwalając wykonać
najmniejszego ruchu. Miała wrażenie, że to walka, ale jeśli wszystko
toczyć się będzie jak dotychczas, obydwoje wyjdą z niej wygrani.
W końcu zaczął się poruszać. Z początku delikatnie i ostrożnie,
potem coraz pewniej, a kiedy się wycofał, Melanie z trudem
powstrzymała błaganie o więcej.
Po chwili wszedł w nią ponownie, a wtedy świat wokół przestał
istnieć. Zatraceni w pełnych namiętności zmaganiach, płynęli na
falach rozkoszy aż do samego szczytu, gdzie czekało spełnienie.
Wstrząśnięta i zmęczona, Melanie leżała bez sił, przepełniona
tyloma uczuciami, że aż bała się spojrzeć na Richarda. Kochała go
najbardziej na świecie, nie chciała jednak, żeby wyczytał to z jej oczu.
Nie była pewna, czy którekolwiek z nich umiałoby dalej żyć, wiedząc
o tym.
ROZDZIAŁ 14
Dochodziła północ, gdy Richard wymknął się z łóżka i zszedł na
dół, żeby włączyć ogrzewanie. W sypialni było tak zimno, że nawet
ciepło ciała przytulonej do niego Melanie nie mogło go ogrzać.
Wieczór był rewelacyjny. Jeszcze żadna kobieta nie oddała mu się
tak całkowicie, bezinteresownie i z takim entuzjazmem. Był już
pewien, że Melanie nie interesuje się nim ze względu na pieniądze ani
władzę. Mogła mieć przecież jedno i drugie, i obydwie te rzeczy
odrzuciła bez namysłu. Wierzył, że go kocha, a nie jego pozycję czy
majątek. To z pewnością na nią czekał przez całe życie, choć do tej
pory nie zdawał sobie z tego sprawy.
Dlaczego nie powiedział, że ją kocha? Co go powstrzymywało?
Czy to, że i ona nie mówiła o swoich uczuciach, budząc w nim lęk
przed odrzuceniem? Czy naprawdę był takim tchórzem?
Za kilka miesięcy zamierzał wystartować w wyborach, ale gdyby
je przegrał, nie mrugnąłby nawet okiem. Przerażała go za to myśl, że
miałby otworzyć serce przed Melanie po to tylko, by się dowiedzieć,
że ona ma zamiar i tak go zostawić, zgodnie z wcześniejszą umową.
Dobrze wiedział, jak niszcząca jest utrata bliskiej osoby i jakim
koszmarem była dla niego i braci śmierć rodziców. Gdyby teraz
Melanie zdecydowała się odejść, byłoby to równie okropne. Wiedział,
że po takiej stracie mężczyzna nigdy całkiem się nie otrząśnie.
Najlepszym dowodem było to, jak bardzo się bał.
Zapalił małą lampę, zaparzył dzbanek kawy i usiadł przy
kuchennym stole, żeby spokojnie pomyśleć. Przypomniał sobie
długie, serdeczne rozmowy z Destiny w czasach, kiedy był jeszcze
chłopcem. Wielokrotnie powtarzała, że nie wolno mu dopuścić do
tego, by śmierć rodziców wywołała strach przed miłością.
- Zamykając serce dla innych, osiągasz skutek odwrotny od
zamierzonego. W rezultacie czujesz się samotny, jakbyś stracił kogoś,
kogo kochałeś - ostrzegała.
Rozumiał, co miała na myśli, ale w to nie wierzył. Uważał, że
najboleśniejsza jest pustka, która zostaje, kiedy ktoś na zawsze
odchodzi.
- Wierzysz, że cię kocham, prawda? - Destiny nie dawała za
wygraną.
Richard potwierdził skinieniem głowy. Po śmierci rodziców
ciotka wróciła z Francji, obiecując, że będzie się nimi opiekować, i
dotrzymała słowa. Była jedną z niewielu osób, które kochał i którym
ufał. A mimo to jakaś cząstka jego serca pozostawała dla niej
zamknięta. Z premedytacją otaczał się stopniowo murem, który bronił
go przed dostępem uczuć.
- Boisz się, że mogę odejść? Albo umrzeć? - zapytała wtedy
ciotka.
Na samą myśl o tym przerażenie ścisnęło go za gardło i znowu
mógł tylko skinąć głową.
- Kochanie, nigdy was nie zostawię. Mogę, naturalnie, umrzeć, ale
to przecież czeka każdego z nas i nie oznacza, że nie powinniśmy się
nawzajem kochać. Przeciwnie, powinniśmy się cieszyć każdą chwilą,
którą jest nam dane spędzić razem. Życie jest po to, aby żyć. Trzeba
umieć wykorzystać moment, zaryzykować i pokochać kogoś całym
sercem. Gdybym cię tego nie nauczyła, to bym ciebie zawiodła.
Destiny przekonywała ich o tym cierpliwie, ale wszyscy trzej byli
oporni, tyle że każdy na swój sposób. Mack wypełniał życie nic
nieznaczącymi, przelotnymi romansami. Ben wprawdzie się zakochał,
ale głupio, bo jego wybranka odeszła, a po jej stracie strach powrócił.
Richard był przekonany, że nie jest zdolny do prawdziwych
uczuć. Nigdy nie zdobył się na ryzyko i aż do chwili pojawienia się
Melanie był pewien, że pancerz, w jakim zamknął serce, jest
niezniszczalny.
Pijąc kolejną filiżankę kawy, tonął w tych ponurych
rozmyślaniach, gdy nagle usłyszał kroki na schodach i jego serce
zaczęło bić mocniej.
Melanie weszła do kuchni, mając na sobie jego koszulę i
rozkosznie potargane włosy.
- Tęskniłam za tobą - powiedziała rozespana, siadając z ufnością
na jego kolanach.
Odruchowo objął ją, a czując dotyk nagich ud i pośladków, stracił
nadzieję na odzyskanie równowagi.
- Chciałem rozpalić ogień w kominku - szepnął, wciągając w
nozdrza delikatny zapach jej perfum.
- No, trzeba było raczej rozpalić mnie - powiedziała cicho.
- Dlaczego sam na to nie wpadłem? - Uśmiechnął się. - Może
jeszcze nie jest za późno? - Pieszczotliwie musnął jej pierś,
obserwując twardniejącą brodawkę.
- Niech się zastanowię. Może uda nam się to jakoś nadrobić -
droczyła się. - Ale najpierw musisz mnie porządnie nakarmić.
Umieram z głodu.
- Widzę, że nie narzekasz na brak apetytu - stwierdził rozbawiony.
- Chciałem się tylko upewnić, czy naprawdę chcesz zacząć od
jedzenia - powiedział z błyskiem w oku, błądząc dłońmi po jej ciele.
- Teraz potrzebuję przede wszystkim pożywienia.
- Na co masz ochotę? Na kolację, obiad, a może na kanapkę?
- Nie każ mi myśleć. Jeszcze całkiem się nie obudziłam. Zrób mi
niespodziankę.
- Niech będzie. Pozwolisz mi wstać czy mam szykować jedzenie,
trzymając cię na kolanach?
Melanie przeciągnęła się i przesiadła na krzesło, a potem ułożyła
skrzyżowane ramiona na stole, oparła na nich głowę i od razu zasnęła.
Richard długą chwilę wpatrywał się w jej odsłonięty kark.
Zastanawiał się, jaki smak może mieć w tym miejscu jej skóra, bo
było to jedno z niewielu miejsc, których dotąd nie spróbował. Oparł
się jednak pokusie.
Przez ten czas, kiedy krzątał się po kuchni, Melanie nawet nie
drgnęła. Gdy jednak postawił przed nią talerz gorącej, pikantnej zupy,
delikatnie poruszyła nozdrzami, a czując smakowitą woń, otworzyła
oczy.
- Ojej, ale cudnie pachnie - szepnęła. - Powiedz, że to domowa.
- Domowa - potwierdził z uśmiechem. - Ale nie ja ją ugotowałem,
tylko Destiny. Kiedy ona gotuje, zawsze zostawia coś w zamrażarce.
- Pachnie po prostu bosko, i tak też smakuje - zachwyciła się
Melanie i już obudzona spojrzała na kanapkę. - Ooo, bagietka z
kurczakiem i z awokado? Bardzo wykwintne.
- Sam ją zrobiłem - pochwalił się, ucieszony jej zachwytem. - A ty
naprawdę niczego nie potrafisz ugotować?
- Doskonale odgrzewam gotowe dania.
- No to rzeczywiście możesz być z siebie dumna. - Roześmiał się,
zapominając na chwilę o pieszczotach.
- Na szczęście, nie przywiozłeś mnie tutaj ze względu na moje
talenty kulinarne. W przeciwnym razie czekałoby cię ogromne
rozczarowanie.
- Nigdy nie będę tobą rozczarowany - stwierdził. Chyba że ze mną
zerwiesz, dodał w myślach. A wtedy chyba pęknie mi serce.
- Jesteś pewien? Przez chwilę wyglądałeś tak, jakbyś coś chciał
przemilczeć.
Czuł, że to odpowiedni moment, by otworzyć serce i wyznać
wszystko. Chciał to zrobić i wiedział, że powinien. Otworzył nawet
usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Wieloletni lęk okazał się silniejszy. Stał więc, milcząc i patrzył,
jak gaśnie w jej oczach blask i znika radość z twarzy. Zrozumiał, że
właśnie stracił szansę, by zdobyć to, czego pragnął najbardziej.
Melanie czuła, że podczas nocnego posiłku zdarzyło się coś
ważnego. Domyślała się, że Richard zmagał się ze sobą i że przegrał.
Nie miała jednak pojęcia, z czym walczył. A w sprawach dotyczących
uczuć nie dowierzała już własnemu instynktowi. Modliła się, by
wystarczyło, że jest otwarta i gotowa narazić się na porażkę.
Nie chciała zostać zmuszona do wyrażenia swoich uczuć, bo
mogły zostać odrzucone. Lepiej niż ktokolwiek inny znała moc słów.
Wiedziała, że mogą leczyć lub ranić, ale tych już wypowiedzianych
nie da się cofnąć.
Nie pozwoliła, by milczenie Richarda ją zniechęciło. Mogła
zrobić choć tyle, bo przecież przyjechała tu z nadzieją, że sprawy
między nimi się ułożą. Zrobili już duży krok do przodu i bardzo się do
siebie zbliżyli. Postanowiła się więc nie poddawać, bo ciągle jeszcze
istniała szansa, że osiągną więcej. Jeżeli tylko oboje będą chcieć.
Następnego ranka odniosła wrażenie, że Richard doszedł do
podobnych wniosków. Czekał na nią na dole uśmiechnięty, a na stole
stało wykwintne śniadanie.
- Jeżeli mi obiecasz, że codziennie dostanę takie śniadanie, to
może się zastanowię i naprawdę wyjdę za ciebie - zażartowała.
- Umowa stoi - odparł tym samym lekkim tonem. - Ale zanim
nam stuknie czterdziestka, oboje będziemy większość czasu spędzać u
lekarzy, walcząc z nadciśnieniem i nadmiarem cholesterolu.
Melanie wzięła do ust następny kęs omleta z kozim serem i
szczypiorkiem i stwierdziła:
- Kto wie, może warto.
Richard obrzucił ją taksującym spojrzeniem i najwyraźniej
spodobało mu się to, co zobaczył.
- Masz pomysł, jak pozbyć się tych kalorii? - zapytał z nutą
nadziei w głosie.
- Na pewno nie tak, jak myślisz - odparła stanowczo, czując, że
musi nabrać dystansu do nocnych przeżyć.
- Szkoda.
- Obiecuję, że później to nadrobimy. - Uśmiechnęła się. - Teraz
chcę trochę pozwiedzać okolicę. Kiedy tu byłam poprzednio,
przejrzałam foldery leżące w salonie i stąd wiem, że jest tu kilka
interesujących miejsc do obejrzenia.
- Istotnie, wytwórnia wina może być interesująca, ale co do
reszty, to nie jestem pewien. Ale może jestem uprzedzony. Destiny
corocznie zabierała nas na zwiedzanie historycznych miejsc.
- Nie lubiłeś tego?
- Być może nie wyraziłem się jasno. Zwiedzaliśmy je co roku,
rozumiesz?
- W takim razie nie będziemy potrzebować przewodnika. -
Uśmiechnęła się Melanie.
- Nic nie pamiętam.
- Wezmę więc książkę i sprawdzę, ile zapomniałeś. Ruszajmy.
Richard mruknął coś, niezadowolony, ale wstał od stołu i włożył
naczynia do zmywarki.
- No, nie dąsaj się. - Poklepała go po policzku. - Kiedy wrócimy,
będziesz mógł mnie sprawdzić.
- Z historii?
- Raczej ze sposobu reagowania na polecenia.
- A więc wkładaj buty, kochanie! - Rozpromienił się. - Zobaczysz,
jak błyskawicznie odpracujemy to całe zwiedzanie.
Melanie była w tak radosnym nastroju, że Richard zupełnie się
rozchmurzył, zapominając o nocnych obawach i o rozczarowaniu.
Z tak niezwykłą uwagą chłonęła jego wykłady z historii, że zaczął
grzebać w pamięci, by przypomnieć sobie jakieś ciekawostki, które
przecież musiał słyszeć, gdy zwiedzał te miejsca jako chłopiec.
Podobało mu się, że Melanie słucha go z takim zainteresowaniem, jak
gdyby przekazywał plotki o sąsiadach.
- Jestem jankeską z Ohio, więc rodzinny dom generała
konfederatów Roberta E. Lee nie powinien mnie tak interesować -
powiedziała, gdy wychodzili z Stratford Hall. - Ale to miejsce jest
naprawdę piękne i fascynujące. Żałuję, że nie żyłam w tamtych
czasach. Wyobrażasz sobie, że Lee i Washington mogliby być twoimi
sąsiadami? Pomyśl tylko, jakie rozmowy musiały się tam toczyć przy
obiedzie.
- Przypuszczam, że podobne do tych, jakie można usłyszeć, gdy
Destiny gości na kolacji połowę najbardziej wpływowych ludzi w
Waszyngtonie. Dopilnuję, żeby cię zaproszono przy następnej okazji.
W czasie takich spotkań Destiny ma zwyczaj rzucać jakąś
kontrowersyjną uwagę i patrzeć, co z tego wyniknie.
- Mogę sobie wyobrazić, że świetnie się przy tym bawi.
Opowiadała mi bardzo dużo o spotkaniach intelektualistów, jakie
organizowała w swojej pracowni, kiedy mieszkała we Francji.
- Naprawdę? - zdziwił się. - Z nami nigdy o Francji nie
rozmawiała.
- Może nie chciała, żebyście pomyśleli, że tęskni za tamtym
życiem.
- Nie pojmuję, dlaczego ukrywała przed nami, jakie życie
prowadziła, zanim wróciła do Stanów, żeby się nami zająć - rzekł i
westchnął, bo nagle to pojął. - Na pewno nie chciała, żeby wyglądało
na to, że żałuje powrotu i tego, co musiała dla nas poświęcić. Ty też
tak uważasz?
- Tak przypuszczam - odparła Melanie. - Sam zresztą powinieneś
ją o to zapytać.
- Masz rację - przyznał. - Ciekawe, czy z Benem rozmawiała o
tamtych latach? Mieszkając we Francji, również zajmowała się
malarstwem. Oboje kochają sztukę, i to ich łączy. Przez całe lata
czuwała nad rozwojem talentu Bena, a ja się nieraz zastanawiałem,
czy nie ma ochoty, by znów wziąć pędzel do ręki.
Richard poczuł się nagle dziwnie. Dotąd nie przyszło mu do
głowy, że w życiu Destiny mogą istnieć obszary, do których go nigdy
nie dopuściła. Choć prawdopodobnie miał tam wstęp jeden z jego
braci. No i, jak widać, Melanie, choć była dla ciotki obcą osobą.
- Nie dlatego milczała, że żałowała swej decyzji. Pewnie uważała,
że nie jesteście gotowi, by usłyszeć o tym, jak żyła we Francji -
powiedziała Melanie, jakby wyczuwała jego myśli.
- Wiem - rzucił niecierpliwie.
- Na pewno? - zapytała cicho Melanie. - Na podstawie tego, co mi
opowiedziała, uważam, że był to najbardziej altruistyczny czyn, o
jakim słyszałam. Destiny była we Francji szczęśliwa. Prowadziła
bardzo interesujące życie w miejscu, które kochała. Jej obrazy
sprzedawano w Paryżu i na całym Lazurowym Wybrzeżu. W
środowisku była znana, a nawet sławna. Miała wielu przyjaciół.
I wtedy właśnie ty i twoi bracia zostaliście sami. Rzuciła więc
wszystko bez wahania i wróciła do Stanów, bo rodzina była dla niej
najważniejsza. Szczerze mówiąc, rodzina to jedyne, co naprawdę się
liczy.
To prawda, pomyślał Richard. Zawsze wiedział, że powrót
Destiny był dla niej poświęceniem, ale aż do tej chwili nie zdawał
sobie sprawy z tego, jak wielkim. Nawet będąc już dorosłym, uważał,
że obecność ciotki w ich życiu jest czymś oczywistym. Zaskakujące,
że dopiero pod wpływem słów Melanie dostrzegł inną, nieznaną dotąd
Destiny. Pierwszy raz ujrzał w niej nie tylko ciotkę, ale i wyjątkową
kobietę.
- Jesteś cudowna! - Pocałował Melanie w policzek, wdzięczny za
to, że pozwoliła mu ujrzeć w zupełnie innym świetle poświęcenie
Destiny.
- Dziękuję. A co ja takiego zrobiłam?
- Otworzyłaś mi oczy - powiedział. I serce, dodał po chwili w
myśli.
Krótka ucieczka od świata była jak błogi sen. Do pełnego
szczęścia Melanie brakowało tylko tego, by Richard powiedział, że ją
kocha. Niestety, nie zrobił tego.
Oglądali filmy i tańczyli przy starych przebojach nadawanych w
radio. Kochali się w blasku ognia płonącego na kominku i było
wspaniale. Melanie coraz lepiej rozumiała Richarda, lecz do jego
serca nie miała dostępu i zamartwiała się, że tak już pozostanie.
Zegar wybił północ, oznajmiając, że zaczął się nowy rok. Melanie
leżała w objęciach Richarda, wyczerpana, ale bardzo zadowolona.
- Zanim jutro wrócimy do domu, musimy o czymś porozmawiać. -
Zajrzał jej w oczy. - Mamy już nowy rok, a to najlepsza pora na nowe
życie - rzekł tonem, który wzbudził w Melanie lęk. - Pamiętasz,
obiecałem ci publiczne zerwanie zaręczyn?
- To o tym myślisz? - zapytała smutno.
A więc podczas gdy ona marzyła o zakończeniu w rodzaju „żyli
długo i szczęśliwie", on zastanawiał się tylko, jak położyć kres
kłamstwom. Chciał zacząć nowy rok bez niej i bez kłopotów, które się
z nią wiązały.
- A ty nie? Od początku mówiłaś, że im wcześniej to zrobimy,
tym lepiej. Uważam, że masz rację. Szczególnie po tej historii z
zakupami i z całym tym planowaniem ślubu. Nie możemy pozwolić,
żeby to się dalej ciągnęło.
- W takim razie skończmy wreszcie tę farsę - powiedziała
dzielnie, pilnując, by się przypadkiem nie rozpłakać. - Wiesz już
może, jak to zrobić?
Richard patrzył jej w oczy, usiłując wyczytać w nich, co
naprawdę o tym myśli. Melanie udało się jednak nie okazać
cierpienia. Zrobiła ogromny wysiłek, aby jej wzrok pozostał obojętny.
- Sądzę, że to ty powinnaś zdecydować - odparł z duszą na
ramieniu.
Kiwnęła tylko głową, bojąc się, że głos może ją zawieść.
- Pomyśl o tym - nalegał. - I daj mi znać, jak tylko coś
postanowisz. Zgodzę się na wszystko, co zechcesz.
- Kiedy masz zamiar to zrobić? - zapytała spokojnie i pewnie.
- Im wcześniej, tym lepiej.
- Zgadzam się z tobą - powiedziała, myśląc, że kiedy już będzie
po wszystkim, nadejdzie pora na wzięcie się w garść.
Nagle poczuła przejmujące zimno i otuliła się puszystym szalem.
- Idę się położyć - powiedziała zdławionym głosem.
Richard nie objął jej ani nawet nie zatrzymał. Dopiero kiedy była
na szczycie schodów, zawołał:
- Szczęśliwego Nowego Roku, Melanie.
- Szczęśliwego Nowego Roku - odpowiedziała automatycznie,
choć wiedziała, że dla niej zaczął się gorzej niż wszystkie minione
lata.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi sypialni, poczuła, że z rozkoszą
walnęłaby czymś o ścianę. Nie miało to jednak sensu, chyba że
mogłaby trafić w Richarda. Może to by mu wbiło trochę rozumu do
głowy? Dlaczego nie dostrzegał tego, co ona widziała wyraźnie?
Miała pewność, że razem mogliby być szczęśliwi. Z jej pomocą
Richard osiągnąłby w życiu wszystko, co tylko by zechciał. Była dla
niego idealną partnerką, bo świetnie się do tego nadawała. Przy niej
już nigdy nie byłby nudziarzem. Już ona by o to zadbała.
Straciła jednak nadzieję na wspólną przyszłość w chwili, gdy
zaczął mówić o zerwaniu zaręczyn. Mimo że w ciągu ostatnich kilku
dni bardzo się do siebie zbliżyli, to najwyraźniej podchodzili do tego
w odmienny sposób. Dla Richarda wyjazd był tylko przygodą. Czymś,
do czego i tak musiało dojść, bo nie mogli już dłużej ignorować
rosnącego napięcia. Ale, jak widać, to było wszystko.
Melanie dobrze wiedziała, że nikogo nie można zmusić do
kochania, tak samo jak nie można zmusić do wyznania miłości kogoś,
kto sam przed sobą bał się przyznać, co czuje. Pod tym względem ona
okazała się równie tchórzliwa jak Richard.
Teraz za to musi chronić swoje złamane serce i głupią dumę.
Dlatego też po powrocie do Alexandrii wyda przyjęcie, podczas
którego rzuci mu w twarz ten okropny pierścionek. Dopilnuje, aby
scena była tak pamiętna, że będzie go prześladować do końca życia.
Nie chciał uczucia, które ich połączyło, trudno, ale nie pozwoli mu o
sobie zapomnieć.
Zadba o to jak należy. Na swoje nieszczęście, ona pewnie też nie
zdoła go zapomnieć.
ROZDZIAŁ 15
Kiedy wrócili do miasta, przyjęcie zaręczynowe było już w
zasadzie zorganizowane. Zaproszenia właśnie drukowano i było za
późno, by wszystko odwołać. Melanie czuła się nieszczęśliwa,
wiedząc, że wielka scena zerwania zepsuje całą imprezę, ale Destiny
nie dała jej przecież szansy na inne zakończenie.
Melanie i Ryszard zgodnie uznali, że z fikcją należy uporać się
jak najszybciej, a przyjęcie będzie znakomitą okazją, by zrobić to przy
licznych świadkach. Melanie zaprosiła nawet Pete'a Forsythe'a, chcąc,
żeby ujrzał koniec romansu, do którego doprowadził swoim
artykułem.
- Na pewno nie chcesz zaprosić rodziców? - zapytała znów
Destiny, kiedy po raz ostatni przeglądały listę zaproszonych gości. -
Richard z przyjemnością wyśle po nich firmowy samolot.
Nigdy w życiu, pomyślała Melanie. Wystarczy, że przeczytają o
tym w gazecie.
Zależało jej jednak na obecności Becky. Wiedziała, że kiedy
bomba wybuchnie, będzie potrzebowała życzliwego wsparcia.
- Moi rodzice nie lubią latać samolotem - odpowiedziała zgodnie
z prawdą. - A żeby dojechać samochodem, tata musiałby zwolnić się z
pracy w środku tygodnia, co nie jest możliwe. Poza tym myślę, że
rodzice będą chcieli urządzić drugie przyjęcie, w Ohio.
Kiedy wrócę do domu z podkulonym ogonem, pomyślała
przygnębiona.
- Kochanie, co cię dręczy? - Destiny patrzyła na nią z niepokojem.
- Przyszła panna młoda powinna być szczęśliwa. A ty od czasu waszej
wyprawy ciągle jesteś smutna.
- Nie smutna, tylko trochę zmęczona - zapewniła Melanie. - Po
powrocie zastałam na biurku sterty papierów i musiałam nad nimi
siedzieć po nocach.
Wydawało się, że tłumaczenie przekonało Destiny.
- Kiedy już zostaniecie małżeństwem, będziesz mogła rzucić
pracę - zaczęła ostrożnie. - Wiem, że to może nie jest punkt widzenia
nowoczesnej kobiety, ale nie będziesz już musiała zarabiać.
- Ale ja lubię swoją pracę - oświadczyła Melanie, myśląc, że już
wkrótce praca stanie się dla niej najważniejsza w życiu.
- Wiem, że jesteś świetną specjalistką, ale życie czasami zmusza
nas do dokonania wyboru. Kiedyś może się okazać, że rodzina stanie
się dla ciebie najważniejsza.
- Tak jak dla ciebie?
- No właśnie - przyznała Destiny z obojętnym wyrazem twarzy. -
Tak jak dla mnie.
- Żałowałaś kiedyś swojej decyzji?
Destiny wydawała się zaskoczona tym przypuszczeniem.
- Jak mogłabym żałować? Richard, Mack i Ben są dla mnie jak
synowie, potrzebują mnie! - zawołała. - Inna decyzja była nie do
pomyślenia!
W głosie Destiny słychać było absolutną pewność, choć Melanie
miała wrażenie, że wyczuwa też nutę smutku czy tęsknoty. Wiedziała
jednak, że przyjaciółka nigdy się do tego nie przyzna. Nawet jeżeli
czegoś żałowała, było jasne, że tajemnicę tę raczej zabierze do grobu,
niż obarczy nią bratanków.
- Jak zyskuje się pewność, że wybór jest słuszny? - zapytała
Melanie. Ukrywała smutek znacznie gorzej, niż robiła to Destiny.
- Zapytaj serca. - Starsza pani uśmiechnęła się. - Ono cię nie
okłamie w żadnej ważnej sprawie. Tyle że czasem trzeba się bardzo
dokładnie wsłuchać, by usłyszeć odpowiedź - dodała cierpko.
Melanie pomyślała, że jej serce stale udziela fałszywych
odpowiedzi, ale zanim zdążyła rozważyć to dokładniej, zjawił się
Richard.
Z niepewną miną cmoknął ciotkę w policzek, potem nachylił się
nad Melanie i równie przyjacielsko pocałował ją w usta. Wiedziała, że
pocałunek jest tylko grą, a mimo to odczuła dreszcz podniecenia.
- Co robicie? - zapytał Richard.
- Ostatnie przygotowania do przyjęcia - wyjaśniła Destiny. -
Zaproszenia zostaną wysłane po południu.
- Ile tysięcy ludzi cioteczka kazała ci zaprosić? - zwrócił się do
Melanie.
- Zaprotestowałam, gdy doszła do trzystu pięćdziesięciu osób.
- Okrągła liczba - stwierdził cierpko Richard. - Oczywiście ktoś z
prasy?
- Pete Forsythe i jego fotograf.
- Nie mogę pojąć, dlaczego go zapraszasz. - Destiny pokręciła
głową.
- Czyżby? A ja sądziłem, że lubisz pana Forsythe'a. - Richard
popatrzył na ciotkę z rozbawieniem.
Destiny wydawała się tak zbulwersowana tymi słowami, że
Melanie poczuła głęboki podziw dla jej umiejętności aktorskich.
- Dlaczego tak ci się wydawało? - zapytała Destiny chłodno,
udając oburzenie.
- Przecież to właśnie jemu opowiedziałaś o weekendzie, który
kilka tygodni temu spędziłem z Melanie w domu nad rzeką -
przypomniał. - Dlaczego więc nie dać mu okazji, żeby był świadkiem
zaręczyn, do których się przyczynił?
- Och, to przecież nieważne. - Destiny beztrosko zakończyła
temat.
- Masz rację - przyznał Richard. - Wybaczysz, jeśli porwę ją na
chwilę? Musimy ustalić kilka spraw.
- Oczywiście - zgodziła się grzecznie ciotka.
- Czy to dotyczy twojej kampanii? - zapytała Melanie, niechętnie
idąc do jego biura.
- Zapomniałaś, że już u mnie nie pracujesz?
- Zawsze możesz mnie zapytać o radę - zauważyła, bolejąc, że już
niedługo nawet to nie będzie ich łączyć.
- Wieczorem mam służbową kolację. Czy chciałabyś mi
towarzyszyć?
- Nie wydaje ci się, że w obecnej sytuacji nie jest to dobry
pomysł?
- Pewnie tak, ale ludzie, z którymi jestem umówiony, poczują się
obrażeni, jeśli nie przyjdziesz.
To okropne! Jak może iść z nim na kolację i udawać przed
obcymi ludźmi, że jest szczęśliwa, kiedy w tym samym czasie będzie
planowała wielką scenę zerwania?
- A może pokłócimy się wieczorem i zerwiemy zaręczyny jeszcze
przed kolacją? - zaproponowała z nadzieją w głosie. - Wtedy będziesz
mógł iść sam i nie trzeba będzie odgrywać żadnej sceny na przyjęciu.
- Myślałem, że ci na tym zależy. - Popatrzył na nią z
zainteresowaniem. - Ta scena była przecież jednym z twoich
warunków.
- Szczerze mówiąc, przestało mi zależeć - odparła, bo nie chciała
upokarzać Richarda. Nie chciała również robić wstydu sobie ani
burzyć nadziei Destiny. Wolałaby mieć już to wszystko za sobą. -
Rozstańmy się cicho i spokojnie teraz - poprosiła, próbując zsunąć
pierścionek z palca.
Niestety, pierścionek ani drgnął, a ponura mina Richarda
wskazywała, że nie godzi się na tę prośbę.
- Sama wybrałaś czas i miejsce. Nie możesz się teraz wycofać.
- Dlaczego?
- Bo nie - upierał się.
Mogłaby pomyśleć, że próbuje w ten sposób zyskać na czasie, ale
przecież wiedziała, że to nieprawda.
Richard wyjął z szafy smoking. Nie opuszczała go myśl, że
popełnił błąd, nie pozwalając Melanie zakończyć tej farsy po cichu.
Dlaczego uparł się, żeby czekać jeszcze tydzień?
Wspólna kolacja w towarzystwie zaprzyjaźnionych biznesmenów
bynajmniej nie poprawiła sytuacji. Melanie, nieobecna duchem,
milczała, przez co pozostali goście czuli się niezręcznie.
Wieczór był katastrofą, a wspólne przedsięwzięcia, o których
rozmawiano przy kolacji, prawdopodobnie nie dojdą do skutku. Ale
Richard jakoś nie umiał się tym przejąć. Martwiło go tylko to, że
może stracić jedyną kobietę, którą pokochał.
- Skąd ta ponura mina? - zapytał Mack, patrząc, jak brat nalewa
sobie dużego drinka. - Przecież dzisiaj będziemy świętować twoje
zaręczyny.
- Daj spokój, obaj wiemy, że to nieprawda - odparł Richard.
- Myślałem, że... - Mack urwał, najwyraźniej zaskoczony reakcją
brata.
- Co myślałeś? Że naprawdę mamy zamiar się pobrać?
- Szczerze mówiąc, tak. Wszystko na to wskazywało.
Wyjechaliście przecież razem do domu nad rzeką.
- Cóż, sprawy często mają się inaczej, niż to wygląda. Właśnie w
czasie tego wyjazdu Melanie powiedziała mi, że chce, aby wszystko
przebiegło zgodnie z naszą wcześniejszą umową.
- A co zrobiłeś, by zmieniła zdanie? - Mack popatrzył na brata
ciężkim wzrokiem.
- Cóż mogłem zrobić? Przecież była zdecydowana.
- Powiedziałeś, że ją kochasz?
Richard zmarszczył brwi, a Mack zrozumiał, że brat nie zdobył
się na wyznanie.
- Co się z tobą dzieje? - spytał. - A zresztą nieważne, i tak wiem.
Uwierz mi, że jeśli chodzi o romanse, tak samo jak ty nie znoszę
fajerwerków. Ale to Melanie. Jest w tobie do szaleństwa zakochana i
widać, że ty ją kochasz. Nie pozwól, by odeszła.
Richard nie był jednak gotów wyznać, co czuje do Melanie.
Nawet bratu, któremu bez namysłu powierzyłby swoje życie.
- Zapominasz, że cała ta historia z zaręczynami miała na celu
wyłącznie zadowolenie Destiny - przypomniał.
- Naprawdę myślisz, że wciąż oszukujesz ciotkę? - Mack
wybuchnął śmiechem. - Żyjesz złudzeniami, Richardzie. Może na
początku to naprawdę była jakaś szczeniacka gra, ale...
Mack urwał, widząc pogłębiające się na czole Richarda
zmarszczki.
- Nie przestraszysz mnie tą groźną miną. Przyznaj, że gra się
skończyła, i napraw wszystko, zanim będzie za późno. Nie upieraj się,
gdy chodzi o coś tak ważnego. Może ona też chciałaby zmienić fikcję
w rzeczywistość, ale pamiętając ostatni punkt waszej absurdalnej
umowy, bała się do tego przyznać.
Richard wpatrywał się w Macka, zastanawiając się, czy to
możliwe, by miał on rację. Czy możliwe, że swoim postępowaniem
skłonił Melanie do milczenia? Czy naprawdę oboje gotowi byli
dotrzymać umowy tylko dlatego, że bali się wyznać swe uczucia?
- Od kiedy to stałeś się znawcą uczuć? - zadrwił jednak z brata.
- Nie jestem głupi, Richardzie, ale ty nie rozumiesz, do czego
zmierzasz..
Richard uznał, że nie ma sensu dalej brnąć w ten absurd.
- Co mam zrobić? - zapytał.
- Wymyśl coś przekonującego i nie przyjmuj odmowy. Pozwól,
niech Melanie odegra swoją scenę, a potem ty odegraj swoją. Na
pewno ci się uda.
Richard pomyślał, że skoro Mack wierzy w jego siłę
przekonywania, to może warto spróbować. Chodzi przecież o jedyną
kobietę, którą w życiu pokochał.
- Chyba mam pomysł. - Uśmiechnął się i podniósł słuchawkę, by
zadzwonić do swojego jubilera.
- Nawet jeśli ci się nie uda, to przynajmniej będziesz wiedział, że
zrobiłeś wszystko, co było możliwe. A to lepsze niż poddanie się bez
walki.
Racja, pomyślał Richard, od razu nabierając wigoru. Dobrze
wiedział, jak ważna jest w negocjacjach inicjatywa. Dlaczego
wcześniej nie pomyślał o tym, by posłużyć się dobrze znaną sobie
taktyką, sprawdzającą się w biznesie? Przecież w grę wchodzi
najważniejszy kontrakt w życiu!
Melanie ukryła się w toalecie i wycierała przed lustrem łzy.
Uciekła z przyjęcia, bo ani chwili dłużej nie mogła już znieść ciągłego
uśmiechania się do gości. Bolały ją od tego szczęki. Przyjęcie było
ogromnym sukcesem, ale zaraz je zepsuje, odgrywając swą wielką
scenę.
- Czy coś się stało, kochanie? - Destiny przyłapała ją na ocieraniu
łez, ale w jej głosie nie było współczucia. Nie wydawała się też
zmartwiona, raczej zadowolona z siebie.
Melanie spojrzała badawczo i zrozumiała, że Destiny nie dała się
nabrać na ich grę.
- Cały czas wiedziałaś, że udajemy, prawda?
- Oczywiście - przyznała Destiny radośnie, jakby nie wydała
majątku na zaręczyny, które się nie odbędą. - Wiem też, że kochasz
Richarda, i jestem absolutnie pewna, że on kocha ciebie. - Poklepała
ją pocieszająco po ręce.
Melanie nie pytała, skąd ta pewność, potrzebowała rady, i to
szybko.
- Myślisz, że mogę to wszystko jakoś naprawić?
- To nie twoja rola. Pozwól, by Richard się tym zajął - odparła
Destiny. - Do pewnych rzeczy mężczyzna musi dojść sam. W
przeciwnym razie równowaga sił zostanie zachwiana.
- Myślisz, że on coś zrobi? - zapytała żałośnie Melanie.
- Jeżeli jest choć w połowie taki, za jakiego go uważam, to za
miesiąc staniecie przed ołtarzem - zapewniła Destiny. - A musisz
wiedzieć, moja droga, że nikt nie zna mojego bratanka lepiej niż ja.
- To znaczy, że mam z nim zerwać, tak jak zaplanowaliśmy?
- Spodziewa się tego, więc nie możesz go zawieść. Gdyby jednak
w skrytości ducha liczył na to, że w ostatniej chwili zmienisz zdanie,
to będzie to dla niego zimny prysznic.
Godzinę później Melanie zaczerpnęła tchu, po czym chlusnęła
Richardowi w twarz szampanem z kieliszka. Co prawda, nie tak
planowała początek wielkiej sceny, ale spodobało się jej to. Czasami
Richard był tak bardzo sztywny, że po prostu nie mogła tego znieść.
Może ten prysznic z zdoła go ożywić?
- A to co? - zapytał, najwyraźniej szczerze zaskoczony.
- Miałam nadzieję, że szampan pomoże ci przejrzeć na oczy.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Jak na człowieka inteligentnego, czasami
zachowujesz się okropnie głupio - oświadczyła.
Nie tak radziła jej Destiny, ale Melanie już zbyt długo pozwalała,
by to inni kierowali jej losem. Zapomniała, że osobą, która jest
najbardziej zainteresowana tym, jak ułoży się jej przyszłość z
Richardem, jest ona sama. Chyba że Richardowi także na tym zależy.
- Czy to oznacza, że ze mną zrywasz? - zapytał Richard, wyraźnie
rozbawiony, mimo że otaczało ich morze zdumionych twarzy.
- Tak - odparła pewnym siebie głosem.
- W takim razie proszę o zwrot pierścionka.
Melanie wyciągnęła dłoń i z niechęcią spojrzała na ogromny
brylant, który od początku jej się nie podobał, mimo że rzucał
przepiękne błyski, mieniąc się kolorami tęczy. Miał pewnie co
najmniej sześć karatów. Był idealnie przejrzysty i bez najmniejszej
skazy. Musiał kosztować fortunę.
- Chyba jednak go zatrzymam - stwierdziła. - Mogę go zastawić, a
za pieniądze, które dostanę, rozszerzę działalność swojej firmy.
Usłyszała stłumiony śmiech braci Richarda. Spodziewała się, że
on sam okaże złość, ale tylko wzruszył ramionami.
- Rób, jak chcesz - odrzekł spokojnie. - Ale może teraz zechcesz
go jednak zdjąć?
- Dlaczego?
- Mam tu inny pierścionek i myślę, że może ci się bardziej
spodobać - powiedział, wyjmując z kieszeni małe aksamitne
pudełeczko.
- Czy to znaczy, że naprawdę prosisz mnie o rękę? - Melanie była
kompletnie zaskoczona, a za jej plecami rozległo się pełne ulgi,
szczęśliwe westchnienie.
Obejrzawszy się, zobaczyła uśmiechniętą Destiny.
- Od początku byłaś o tym przekonana - szepnęła do niej Melanie.
- Ależ skąd, nie miałam pojęcia! - W oczach Destiny czaił się
śmiech.
- A powinnaś się domyślić. - Richard uśmiechnął się do ciotki. -
Bo to przecież ty wszystko zaczęłaś.
- Nie mogę całej zasługi przypisywać sobie - odparła z
zaskakującą skromnością.
Pokora ciotki nie zrobiła jednak wrażenia na Richardzie.
- Powinnaś wiedzieć, że ona zawsze osiąga to, czego chce -
ostrzegł Melanie.
Destiny uśmiechnęła się z zadowoleniem, a potem odwróciła się
w kierunku Macka i Bena.
- Nie zapominajcie o tym, chłopcy - zażartowała, gdy tymczasem
przerażeni bracia wtapiali się w tłum.
- Po czyjej będziesz stronie, kiedy Destiny uzna, że nadeszła ich
pora? - zapytała Melanie.
- Oczywiście po jej stronie. - Richard ani chwili nie zastanawiał
się nad odpowiedzią. - Dzięki niej uwierzyłem w siłę miłości. Ale ty
nadal mi nie odpowiedziałaś. - Zajrzał Melanie głęboko w oczy.
- Może powinnam potrzymać cię w niepewności - uśmiechnęła
się.
Słysząc jednak za plecami szept Destiny o równowadze sił,
podjęła decyzję. Domyślała się, jak wiele musiało kosztować Richarda
wystawienie się na pośmiewisko w obecności tylu osób. Zrobił tak
wiele, że zasłużył przynajmniej na to, by go nie dręczyć.
- Zgadzam się - powiedziała, patrząc mu w oczy.
Goście wyglądali na skonsternowanych. Zaproszono ich na
uroczystość zaręczyn Richarda i Melanie. Najpierw jednak byli
świadkami zerwania, a potem Richard ponownie poprosił Melanie o
rękę. Kiedy jednak Destiny chwyciła dziewczynę w objęcia i
uszczęśliwiona składała jej gratulacje, zebrani zaczęli głośno
wiwatować.
- Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej żony dla Richarda -
powiedziała Destiny.
- Udawałaś zaskoczoną, ale obie wiemy, że to ty mnie wybrałaś,
choć jeszcze nie wiem dlaczego - odrzekła Melanie.
- To takie proste! - Destiny odwróciła się w stronę Richarda, który
nigdy dotąd nie wydawał się tak radosny i swobodny. A kiedy
zauważył, że Melanie na niego patrzy, w jego oczach zalśnił ciepły
blask. - Widzisz to co ja? - zapytała jego ciotka.
- Widzę, że jest szczęśliwy - odparła Melanie, wiedząc, że
przepełniają go dokładnie takie same uczucia jak te, które wezbrały w
jej sercu.
- Dzięki tobie - stwierdziła Destiny.
- Może w takim razie powinnyśmy podzielić się zasługami? -
Melanie chwyciła Destiny w objęcia.
- Za dzisiejszy wieczór owszem. Ale z czasem będą tylko twoim
udziałem. I już dzisiaj chcę ci za to z góry podziękować.
- Richard kocha mnie dlatego, że nauczyłaś go kochać.
- Chyba masz rację - powiedziała Destiny i rozejrzała się po sali. -
A gdzie, u diaska, podział się Mack? - zapytała, ruszając od razu na
poszukiwania.
- Nie uważasz, że powinieneś znaleźć Macka i ostrzec go? -
zapytała Melanie, gdy Richard pojawił się obok niej.
- Mack sam umie o siebie zadbać. A szczerze mówiąc, z
przyjemnością popatrzę, jak dla odmiany on będzie się zwijał. Mam
teraz jednak ważniejsze rzeczy na głowie.
- Jakie na przykład?
Pocałował ją w usta.
- Zgadzam się, że to zdecydowanie ważniejsze - wyszeptała z
ustami na jego wargach.
- Wspominałem już, że cię kocham? - zapytał, kiedy skończył ją
całować.
- Jeśli się nad tym zastanowić, to właściwie nie. Ale domyślam
się, że gdyby tak nie było, nie poprosiłbyś mnie o rękę.
- Wiedziałem, że czytasz w moich myślach. - Uśmiechnął się.
- Przez chwilę byłam pewna, że wszystko poszło źle, ale od tej
pory znów zacznę ufać swojemu instynktowi.
- A co w tej chwili mówi ci twój instynkt? - zapytał.
Popatrzyła na niego z namysłem, a potem fuknęła:
- Powinieneś się wstydzić! - Ale z jej twarzy nie schodził
uśmiech.
- Czy to znaczy, że nie masz ochoty wymknąć się i wynająć
pokoju na górze?
- Nie powiedziałam, że nie mam ochoty, i widzę, że będziesz
musiał popracować nad czytaniem w moich myślach.
- Z przyjemnością będę to ćwiczył do końca życia. I zawsze będę
cię kochał - zapewnił.
Melanie zaś poczuła, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Wiedziała, że jeśli tak powiedział, to tak będzie, bo na jego słowie
można było polegać. Richard Carlton dotrzymywał obietnic, i to nie
tylko w sprawach zawodowych. Z radością przekonała się o tym, że
był równie stały i solidny w życiu osobistym. I co najważniejsze,
kochał ją i nie obawiał się o tym mówić.